TAKICH KĘPIC NIE ZNACIE TAKICH KĘPIC NIE ZNACIE KĘPICE 2008 Opracowanie: Elżbieta Mazur-Sołtysik Justyna Szynal Magdalena Juzba Jędrzej i Wojciech Lewandowscy Zdjęcia: Elżbieta Mazur-Sołtysik Prywatne zbiory mieszkańców Zrealizowano przy pomocy finansowej Urzędu Miejskiego w Kępicach, Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, oraz Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży. Copyright © Elżbieta Mazur-Sołtysik Wydanie 1 Kępice 2008 Druk i skład publikacji: DRUKARNIA BOXPOL Słupsk ul. Wiejska 28, 76-200 Słupsk tel./fax. 598424371, e-mail: boxpol@post.pl SPIS TREŚCI WSTĘP......................................................................................................................5 PODZIĘKOWANIA..............................................................................................6 Z KĘPIC SWOJE WSPOMNIENIA PRZEKAZALI NAM:............................7 NASI ROZMÓWCY..............................................................................................8 WYKAZ ZMIAN NAZW MIEJSCOWOŚCI I ULIC......................................11 Część I JAK POWSTAŁY KĘPICE?..................................................................................13 Część 11 DOBIEGA KOŃCA WOJNA................................................................................19 Część III OSADNICTWO PO WOJNIE - ZE WSPOMNIEŃ MIESZKAŃCÓW ... 22 Część IV JAK WYGLĄDAŁY KĘPICE?..............................................................................27 Część V ŻYCIE W PIERWSZYCH LATACH....................................................................32 Wspomnienia Pani Teresy Pieślak......................................................................57 Wspomnienia Pana Wiktora Jaworskiego..........................................................61 Wspomnienia Pani Heleny Zadarko..................................................................66 Wspomnienia Pań:Zofii Krajewskiej i Urszuli Borsuk....................................68 Wspomnienia Pana Romana Bronka..................................................................71 Wspomnienia zebrane z Barcina..........................................................................74 Wspomnienia zebrane z Biesowic........................................................................78 BIBLIOGRAFIA......................................................................................................80 Szanowni Państwo, publikacja, którą bierzecie Państwo do rąk, powstała jako efekt końcowy projektu "Przekażcie nam swoje wspomnienia", realizowanego przez młodzież w ramach programu „Równać Szanse 2007". Projekt finansowany był przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności, oraz Polską Fundację Dzieci i Młodzieży, a koordynowany przez dyrektor Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Kępice - Elżbietę Mazur-Sołtysik. Projekt zakładał zebratiie wspomnień najstarszych stażem mieszkańców Kępic i na tej podstawie opisanie tworzenia się nowej społeczności lokalnej, wyglądu miejscowości i warunków życia, jakie panowały tu w pierwszych powojennych latach. Ponieważ jest to literatura pamiętnikarska, może zawierać różne punkty widzenia i subiektywne oceny, chociaż z pewnością ma dużą wartość poznawczą. Dlatego prosimy o pewną dozę wyrozumiałości. Wiadomo, że nie dotarliśmy do wszystkich, którzy mieliby jeszcze wiele do dodania. Mam nadzieję, że ta książeczka może stać się przyczynkiem do opracowania w przyszłości monografii Kępic, poszerzonej o dodatkowe informacje faktograficzne. Do opowieści o Kępicach, spośród wielu spisanych, załączonych zostaje kilka przykładowych, charakterystycznych dla różnych grup osadników wspomnień, abyście mieli Państwo obraz materii, z jakiej powstała ta publikacja, której nie śmiem nazwać historią. Chciałabym dodać, iż nie cały zebrany materiał, udało się tu zamieścić, bowiem każda Rodzina, a nawet co niektóre domy, zasługują na odrębne historie. Przepraszam moich rozmówców za niedosyt, jaki zapewne odczują, bowiem ja taki już odczuwam, że nie ma tu wszystkiego, o czym rozmawialiśmy. Lecz zbyt mało miejsca i czasu, by zawrzeć wszystko. Załączone zostają także pilotażowe wspomnienia z Barcina i Biesowic, o co zadbały nasze filie biblioteczne, mobilizując swoją wspaniałą młodzież. Te krótkie opracowania zachęcić mają do stworzenia podobnych opowieści, o tych, wiele przecież starszych miejscowościach z bogatszą historią. Co istotne: spisując w pewną całość zebrane w poniższej publikacji wspomnienia, używam współczesnych nazw miejscowości i ulic, niezależnie od omawianego okresu, dla lepszej orientacji w topografii miasta i okolic, ponieważ w różnych okresach, nazwy te ulegały zmianom. Dlatego poniżej znajdą Państwo wykaz nazw własnych zwyczajowo przyjętych w naszym środowisku, oraz zmian nazw miejscowości i ulic. Życzymy miłej lektury. W imieniu uczestników projektu - koordynator Elżbieta Mazur-Sołtysik PODZIĘKOWANIA Składam serdeczne podziękowania: - MIESZKAŃCOM, ktgrzy zechcieli się podzielić swoimi wspomnieniami, za życzliwość, zrozumienie i przekazane bezcenne informacje dotyczące naszych okolic - MARKOWI PIOTROWI MAZUROWI - BURMISTRZOWI KĘPIC - MAGDALENIE GRYKO - WICEBURMISTRZ KĘPIC - PRACOWNIKOM DZIAŁU PROMOCJI URZĘDU MIEJSKIEGO W KĘPICACH - CENTRUM WOLONTARIATU W SŁUPSKU - SŁAWOMIROWI ŻABICKIEMU - AGACIE KOZIAREK - oraz WSZYSTKIM POZOSTAŁYM OSOBOM, które udostępniły nam fotografie i dokumenty z domowych zbiorów, oraz służyły dodatkowymi informacjami i wyjaśnieniami. Z KĘPIC SWOJE WSPOMNIENIA PRZEKAZALI NAM: Bińczak Marianna Bohatkiewicz Barbara Borsuk Urszula Bronk Roman Czapla Kazimiera Derra Genowefa Drubkowski Zdzisław Durzyńska Irena Jaslowska Anna Jaworski Wiktor Kędzierski Adam Komar Jan Konieczna Magdalena Kotecka Janina Kowalczyk Julian Krajewska Zofia Kuhl Natalia Machlański Stefan Martyna Stanisław Muchowska Maria Nowak Helena Pieślak Teresa Pilawka Katarzyna Rakus Teresa Sieradzan Janina Śniegulska Danuta Urbańska Jadwiga Urbański Kazimierz Zadarko Helena Ziemianowicz Halina Ziemianowicz Jan Żulińska Daniela Żuliński Roman Opracowała: Elżbieta Mazur-Sołtysik Z Barcina przekazały młodzieży swe wspomnienia: Bojanowska Felicyta Mielnik Olga Opracowały: Justyna Szynal Magdalena Juzba Z Biesowic wspomnieniami podzieliła się: Ławrenowicz Maria Opracowali: Jędrzej i Wojciech Lewandowscy NASI ROZMÓWCY Marianna Bińczak Urszula Borsuk Roman Bronk Kazimiera Genowefa Czapla Derra 8 Zdzisław Drubkowski Wiktor Jaworski Adam Kędzierski Jan Komar Zofia Krajewska Janina Kotecka Stanisław Martyna Magdalena Konieczna Stefan Machlański 9 1 Sr -0 Teresa Pieślak Helena Nowak Helena Zadarko Janina Sieradzan Jan Ziemianowicz 10 WYKAZ ZMIAN NAZW MIEJSCOWOŚCI I ULIC Wykaz zmian nazw miejscowości i ulic oraz nazw własnych, zwyczajowo przyjętych w Kępicach, używanych we wspomnieniach mieszkańców. Nazwa niemiecka Nazwa używana po wojnie Nazwa obecna MIEJSCOWOŚCI Hammermiihle Businko Kępice Fuchsmiihle - Kruszka Kampmiihle Osierowo Kępka Fuchsberg Lisia Góra Mielęcino ULICE Banhoffstrasse Dworcowa, Świerczewskiego Sikorskiego Hauptstrasse, poznie , . , , , r ' Głowna, Lenina Adolf Hitlerstrasse Niepodległości Blumenstrasse Kwiatowa Wojska Polskiego Fabrikstrasse ? M. Buczka Birkenstrasse Brzozowa 1-go Maja Schulstrasse Szkolna Szkolna Chomitzstrasse Kościuszki Kościuszki Ladestrasse ? Składowa ? Armii Czerwonej Kościelna NAZWY ZWYCZAJOWO PRZYJĘTE GARBARNIA Kępickie Zakłady Garbarskie „KEGAR" HARCÓWKA budynek przy ul. Niepodległości 8 MAŁA ROSJA przyfabryczne domki za zakładem, które już nie istnieją MAŁA SZKOŁA nieistniejący budynek przy ul. Niepodległości 4 PATRONACKI blok przy ul. Kościelnej 20 PO WIĘŹNIACH blok przy ul. M. Buczka 3 ROZLEWNIA budynek przy ul. Składowej, po rozlewni wód i piwa, nie użytkowany RYBNY budynek przy ul. M. Buczka 7 STARA APTEKA ul. Szkolna 2 STAROGARDZKI budynek przy ul. Podgórnej 5 WILLA była siedziba kadry kierowniczej garbarni, ul. Składowa 6 U U „Hen, przed laty, na tym miejscu śpiewał tylko las, a wtórował mu nurt Wieprzy i płynący czas." /fragment piosenki / CZĘŚĆ I. JAK POWSTAŁY KĘPICE? Miasto dziś. Jeszcze niespełna 150 lat temu w miejscu dzisiejszego miasteczka Kępice i okolicach rozciągały się wzdłuż Wieprzy przepastne lasy obfitujące w zwierzynę, z rozrzuconymi gdzieniegdzie ludzkimi osadami, wykorzystującymi nurt Wieprzy do uprawiania rzemiosła. Podczas gdy wzmianki o siedzibach sołectw naszej gminy pojawiają się już w XIV i XV wieku np. Obłęże 1301 r., Podgóry 1321 r., Osowo 1423 r., o Kępicach mówi się dopiero w drugiej połowie XIX w., a konkretnie jako datę powstania miej- 13 scowości przyjmuje się 4 kwietnia 1870 r„ kiedy to Otto von Bismarck sfinalizował umowę z braćmi Georgem i Moritzem Behrend z Koszalina w sprawie uruchomienia szlifierni drewna i fabryki papieru. Do powstania i rozwoju Kępic bezsprzecznie przyczyniły się dwa czynniki z bogactwa natury: lasy i woda. Nadal są one głównymi atutami tych okolic, tym co najbardziej pozwala mieszkańcom kochać to właśnie swoje miejsce na ziemi. W niedługiej historii miejscowości były dwa znaczące okresy rozkwitu cywilizacyjnego. Pierwszy okres zagospodarowania tych ziem przypada na drugą połowę wieku XIX, z chwilą kiedy Otto von Bismarck postawił na rozwój przemysłu papierniczego, wykorzystując bogactwo lasów i źródła energii w postaci spiętrzonej w rzece wody. Drugi okres rozwoju miejscowości i okolic związany jest z lokalizacją w powo- Vnrrln#f Paplftmiwfcori HłTitTiurrmJH&r (Pimw» i Kępice 1915 rok. jennej odbudowie kraju przemysłu garbarskiego na miejscu dawnej papierni. Wróćmy więc do początku z wątkiem Bismarckowskim. W 1867 roku pełniący funkcję premiera i ministra spraw zagranicznych Prus Otto von Bismarck otrzymał na wniosek króla Wilhelma I dotację w dowód wdzięczności za wygrane wojny, z przeznaczeniem na zakup majątku ziemskiego. A ponieważ pochodził z rodu junkrów mających siedzibę na Pomorzu Zachodnim, również jego żona Joanna wywodziła się z pomorskiego rodu Puttkamerów, postanowił zainwestować te pieniądze w pomorski majątek, umacniając tym samym pozycję Prus na Pomorzu. W ten sposób Bismarck wszedł w posiadanie dóbr w Warcinie, 14 które obejmowały także majątki: Osowo, Podgóry, Mzdowo i Chomnica, kupując je 7 czerwca 1867 roku od Wernera Ewalda von Blumenthala. Po kolejnej wojnie z Francją i zjednoczeniu Niemiec Bismarck zostaje kanclerzem Rzeszy i otrzymuje tytuł książęcy. Po licznych obowiązkach chętnie i dużo czasu spędza w swojej pomorskiej posiadłości, obfitującej w lasy i zwierzynę. Tym bardziej, że jest miłośnikiem polowań, psów i koni, czemu dał wyraz stawiając pomniki swoim pupilom: nagrobki psom chowanym w parku i robiąc odlew swego wierzchowca „Schmeterlinga". Jeszcze nie ma w pobliżu linii kolejowej, więc niełatwo tu dotrzeć i Bismarck ma spokój na odpoczynek i pracę umysłową. Majątek rozkwita, Bismarck dokupuje 10 tysięcy mórg. A kiedy 1 kwietnia 1868r. spłonął drewniany młyn zbożowy w Kruszce z niewielką przędzalnią wełny i właścicielowi z Żelic nie opłacało się go odbudowywać, odsprzedaje on nadrzeczne tereny Bismarckowi. Odbudowa młyna nie wchodziła w rachubę, natomiast nadleśniczy Westphal przedstawił propozycję zbudowania w miejscu młyna szlifierni drewna, która miała rozdrabniać sosnowe drewno z okolicznych lasów, przygotowując je do produkcji celulozy. Bismarck był dobrym politykiem, ale i świetnym ekonomistą, widział więc doskonały interes związany z papiernictwem w okolicy tak obfitującej w lasy. Westphal został pełnomocnikiem Bismarcka w kontaktach z braćmi Behrend, którzy wraz z ojcem w Koszalinie prowadzili już szlifiernię drewna i fabrykę papieru. Moritz Behrend dokonał oględzin terenu i 8 października 1868r. zawarł umowę na budowę i dzierżawę zakładów w Kruszce i już wówczas widział doskonałe warunki do budowy kolejnego zakładu na północ od Kruszki w dolnym biegu Wieprzy. Znajdowała się tam jednak w miejscu starej kuźni, znacząca hamernia - młot do kucia żelaza, /po niemiecku Hammermuhle, czyli młyn młotkowy/, na którą dzierżawca Masur miał umowę zawartą z poprzednikiem Bismarcka, Blumentha-lem do 1 lipca 1870r. Bismarck wypowiada dzierżawcy umowę i już 4 kwietnia 1870r. zawiera kontrakt z braćmi Behrend z Koszalina na budowę kolejnej, jeszcze większej szlifierni drewna z fabryką papieru, która ma nosić nazwę „Warcińska Fabryka Papieru Hammermuhle", i to od niej właśnie powstająca przy zakładach miejscowość nazwę Hammermuhle przyjęła. Stąd przyjmuje się, iż data założenia Kępic to 4 kwietnia 1870r., a pierwsza nazwa założonej miejscowości: Hammermuhle. W 1874r. Bismarck przebudowuje pałac w Warcinie, gdyż dwór i majątek w chwili kupna były mocno zaniedbane. Joanna określała siedlisko wręcz jako szkaradne, koszmarne. Jednocześnie rozwija przemysł i buduje trzecią szlifiernię w Kępce. Wkrótce fabryka papieru w Kępicach staje się jedynym w powiecie, największym na Pomorzu i znanym za granicą zakładem, produkującym duże ilości celulozy, oraz coraz wyższej jakości, znany i poszukiwany w Europie M-K-Papier. Bismarck sprzedaje swoje wyroby do Niemiec i wielu innych krajów 15 Magazyn byłej papierni. Między innymi celulozę z kępickiej papierni kupowała fabryka w Bomlitz. Celuloza była stosunkowo tania, lecz bardzo drogo kosztował jej transport. Wraz z fabryką rozwija się także fabryczna osada Hammermuhle, szczególnie z chwilą uruchomienia linii kolejowej łączącej Słupsk ze Szczecinkiem w 1878 roku. Początkowo powstają szachulcowe budynki ośmiorodzinne przy głównej ulicy dla robotników papierni. W jednym z nich przy ul. Niepodległości 8 zorganizowana zostaje pierwsza w osadzie szkoła dla dzieci pracowników papierni, gdyż poza robotnikami dojeżdżającymi z okolicznych wiosek, przybywa stałych mieszkańców Hammermuhle. • yftU |jp£a | ... i - Jittstehl Ifl ' - O Ifl ,.................... - i^ppptlh il pL - " ji Cfvutttlr>fa 1 JK* rutfiriji Plan szkoły. 16 Plan szkoły. 16 Powstają nowe ulice, początkowo te zlokalizowane jak najbliżej fabryki. Według planów zagospodarowania robotniczego osiedla Hammermuhle z 1926r„ najwcześniej budowano szeregi domów przy ul. 1-go Maja, którą bezpośrednio z papiernią łączył mostek, przy ul. Kopernika, oraz Kościelnej. ? Hammtrrm u hl <# • Kępice plan zagospodarowania 1926. Na planie z 1927r. ujęty jest także budynek określany jako „nowa szkoła z urzędem pocztowym", a chodzi tu o tzw. małą szkołę, która znajdowała się na obecnym Placu ks. Osipowicza. Plan osiedla z roku 1928 uwzględnia już zabudowę ulicy Wojska Polskiego i południową część ulicy Mickiewicza / do skrzyżowania ze Szkolną/. t?HI ?. .„S"" ' 7' ? v-K;. \ . _ ? . ? Kępice plan zagospodarowania 1928. 17 Kępice plan zagospodarowania 1928. 17 W 90-tych latach XIX w. wybudowany zostaje dworzec kolejowy, a w 1930 r nowy budynek szkoły w związku ze wzrastającymi potrzebami. Wycina się nadal okoliczny las pod budowę domków jednorodzinnych, gdyż wysokiej jakości papier cieszący się popytem także za granicą dawał podstawę do zwiększania produkcji i stanu zatrudnienia. W 1915 roku w zakładach pracowało 450 osób, a w 1938 zakłady zatrudniają już 850 osób. Przybywają dalsze ulice: przedłużenie Mickiewicza, Szkolna, Kościuszki, Podgórna Słowackiego. Kępice wg spisu ludności z 17 maja 1939r. liczyły 648 gospodarstw domowych, a mieszkańców 2169. Kępickie zakłady przed rokiem 1945. W czasie II wojny światowej nastąpił odpływ robotników do armii hitlerowskiej, a do fabryki kierowano robotników przymusowych z podbitych krajów. Zakłady w Kępce i Kruszce zamaskowano siatkami i przystosowano do produkcji na potrzeby niemieckiej armii. Produkowano tam m.in. części do samolotów. Natomiast wysoka jakość wyrobów w kępickiej papierni, pozwalała na wytwarzanie papieru ze znakiem wodnym do drukowania fałszywych dolarów i funtów szterlingów także na potrzeby wojny, dla destabilizacji gospodarki przeciwnika, oraz fałszywych paszportów dla swoich szpiegów. 18 CZĘŚĆ II. DOBIEGA KOŃCA WOJNA W miarę zbliżającego się frontu, część Niemców opuszczała swe domostwa w obawie przed nieuchronnym nadejściem wojsk sowieckich, przenosząc się do rodzin w inne okolice, by po przejściu frontu powrócić tu. Inni od razu wyjeżdżali w głąb Niemiec. Mieszkańcy Kępic, którym w pierwszych latach po wyzwoleniu przyszło współegzystować z licznymi jeszcze Niemcami, wiele od nich usłyszeli o tamtych czasach i wspominają z tych rozmów, że Niemcy spodziewali się ataku od strony Słupska, Obłęża. Dlatego okopywali się w lasach przed mostem, z zamiarem wysadzenia mostu na Wieprzy i odcięcia drogi wjazdowej do osady. Tymczasem Rosjanie zaskoczyli Niemców całkowicie, nadchodząc lasami od strony Sławna, Łętowa, gdzie nie było fortyfikacji, ani przygotowanej linii obrony. Toteż skończyło się na krótkiej, zaciętej strzelaninie i ślady po kulach można było widzieć głównie na budynkach położonych przy Placu Wolności. Pytani o zniszczenia wojenne, mieszkańcy wskazują trzy, lub cztery miejsca, w których mogły spaść raczej zabłąkane bomby: na ul. Wojska Polskiego, Niepodległości, Kościelnej. Mimo strategicznych dla Niemiec zakładów, wszak kępicka papiernia produkowała na potrzeby wojny fałszywe banknoty i dokumenty /ponoć naprzeciwko papierni dla ochrony, ustawione były na górce przeciwlotnicze działa artyleryjskie/, a zakłady w Kępce i Kruszce przestawione były na produkcję części do samolotów, samo położenie obiektów w przepastnych lasach, daleko od ośrodków przemysłowych i większych skupisk ludzkich, uchroniło je przed zniszczeniem wskutek działań wojennych. Było w Kępicach kilka zrujnowanych budynków, które ucierpiały być może w walkach, ale jeszcze bardziej w wyniku dewastacji i szabrownictwa. 19 Po wyzwoleniu Kępic 6 marca 1945r. sowieckie władze wojskowe nadały miejscowości nazwę Businko, która obowiązywała do końca 1947r. Potraktowały kępickie zakłady jako mienie zdobyczne i nakazały demontaż maszyn i urządzeń, aby wywieźć je do Związku Radzieckiego. Część wyposażenia zabrali, lecz zostało ono zmarnowane przez prymitywny transport i rozładunek /zrzucali go wzdłuż torów/, część natomiast nie dała się zdemontować, ale ucierpiała przy tej operacji. Władze polskie początkowo zabezpieczały to, co pozostało po papierni i w tym celu papiernię przejęły pod zarząd Poznańskie Zakłady Papiernicze, obsadzając na stanowisku dyrektora obiektów fabrycznych Malickiego, a portierką była Greta Kuschel. Po Malickim dozorem papierni zajmował się też Sroczyński. Mimo to, jeszcze co się dało, zabrali szabrownicy, więc odbudowa papierni okazała się nierealna. Zaznaczyć bowiem należy, że w pierwszych latach poza przymusowymi przesiedleńcami zza Buga, ludźmi kierowanymi na Ziemie Odzyskane w celu organizowania tu życia na polskich warunkach, oraz wysiedlonymi w ramach akcji „W", przez odzyskane ziemie przewijały się całe grupy awanturników, „przelotnych ptaków", nastawionych na szabrowanie, łatwe dorobienie się i wywiezienie co cenniejszych dóbr, bez zamiaru osiedlania się tutaj. W kwietniu 1947r. „Obwodowe Biuro Likwidacyjne w Miastku poleca obywatelowi Anatolowi Deszczyków szczegółowe opisanie wszelkiego poniemieckiego mienia ruchomego, znajdującego się na terenie Fabryki Papieru i Celulozy w Busin-ku." /cytat z pisma urzędowego/. Nieliczne ocalałe urządzenia wywieziono do innych zakładów papierniczych, a obiekty fabryczne przekazano w 1949r. Rejonowemu Urzędowi Likwidacyjnemu w Szczecinku. Na początku lat 50-tych XX w. polskie władze zdecydowały o przebudowie fabryki na garbarnię. Koszaliński Dziennik Wojewódzki z 16 października 1950 r. podaje informację, iż Bogdan Janca - przedstawiciel Centralnego Zarządu Przemysłu Garbarskiego - przejął dla tego przemysłu kępicką fabrykę. A protokołem z 30 maja 1957r. Kępickie Zakłady Garbarskie w budowie przejmują oficjalnie cały majątek od Poznańskich Zakładów Papierniczych. W tym więc momencie następuje wspomniany na wstępie drugi okres prosperity fabryki i miasteczka, który nie był co prawda nagłym boomem, lecz wieloletnim, złożonym procesem. Kolejne miesiące i lata to odbudowa i rozbudowa garbarni przez Społeczne Przedsiębiorstwo Budowlane w Poznaniu, które od roku 1951 zmieniło co prawda nazwę na Poznańskie Przemysłowe Zjednoczenie Budowlane, lecz do dziś byli pracownicy oddelegowani niegdyś do budowy garbarni, używają skrótu SPB Poznań. Następnie weszło i dalsze prace prowadziło Bydgoskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego z udziałem pierwszych pracowników i więźniów ze sprowadzonego w tym celu Oddziału Zewnętrznego Koszalińskiego Aresztu, bądź jak niektó- 20 rzy świadkowie twierdzą, filii Zakładu Karnego w Czarnem, gdyż zapamiętali taki szyld na budynku zakładu karnego w Kępicach. 21 CZĘŚĆ III. OSADNICTWO PO WOJNIE - ZE WSPOMNIEŃ MIESZKAŃCÓW W połowie sierpnia 1945r. w Szczecinie /który do 1952r. był województwem dla naszej gminy, potem Koszalin/, zaczęła działać Dyrekcja Okręgowa Kolei Państwowych i przejmować obiekty kolejowe spod zarządu wojskowego, co wpłynęło na to, że pierwsi polscy osadnicy na Ziemie Odzyskane napływać zaczęli już pod koniec 1945 roku. Najpierw pojedyncze osoby, głównie mężczyźni - kolejarze, kierowani tu do zabezpieczania dworców, napraw, utrzymania ciągłości ruchu kolejowego, so-kiści, którzy na stacji mieli wartownię i pilnowali porządku także w osadzie, zanim przydzielono milicjanta. Kolejarze w Korzybiu. 22 Zatrzymywali się początkowo na stancjach przy niemieckich rodzinach, jak J. Krajewski na ul. Wojska Polskiego, bądź zajmowali część budynku kolejowego, jak A. Żabiński -sokista, który zamieszkał na górze w służbowym domu niemieckiego zawiadowcy stacji przy ul. Sikorskiego 1. Były zawiadowca zajmował dół, mimo że na ul. Kopernika 1 miał własny, okazały dom, lecz po splądrowaniu i zdemolowaniu go przez rosyjskich żołnierzy, obawiał się do niego wracać. Kolejowe mieszkanie zawiadowcy było pięknie wyposażone, jak wspomina Kazimiera Czapla, która we wrześniu dotarła do ojca jako 13-letnia dziewczyna, zabierając się w drogę na „Zachód" z obcą kobietą podróżującą w tym kierunku. W domu zawiadowcy był fortepian, obrazy, dywany w pokojach, holach i na schodach prowadzących na piętro. Niemiec był przyzwoitym człowiekiem i pozwalał pani Kazimierze korzystać ze swojej kuchni na dołe, a ona z kolei chętnie częstowała sąsiada obiadem. Matka z bratem dotarli w grudniu 1945r. i wtedy Żabińscy mieli możliwość zajęcia domu z dużą stolarnią na uł. Kościelnej 6, ale wiązało się to z usunięciem na poddasze mieszkającej tam dużej niemieckiej rodziny i dzielenie z nimi domu. Na taką sytuację Żabińscy nie chcieli się zgodzić ze względów ludzkiej przyzwoitości. Mogli zająć dom obok, ale i tam mieszkała duża rodzina, której żal było Żabińskim pozbawiać ich domu, toteż z chwilą, kiedy po Imbirskim na zawiadowcę stacji przyszedł Antoni Cichy i zajął dom zawiadowcy, Żabińscy przenieśli się do budynku nr 3 na tej samej ulicy, który w międzyczasie opuścili Niemcy. Podobnie było z innymi pierwszymi osadnikami, mimo że mogli wybierać dowolny dom, ze względów humanitarnych wybierali opuszczone mieszkania, często wymagające remontu. M.in. Jan Krajewski, który po sprowadzeniu żony i córki, mógł zająć dowolny dom, lecz żona nie miała sumienia wprowadzać się do domu Niemców, usuwając ich na strych, lub do sąsiadów. Początkowo sołtys Ciepliński osiedlił ich na ul. Mickiewicza, lecz Z. Krajewska trzykrotnie uciekała stąd w rodzinne strony, bowiem tak źle znosiła atmosferę usuwania Niemców z ich domów. Kolejarze zasiedlali więc domy kolejowe, po obu stronach ul. Sikorskiego. Jednymi z pierwszych, skierowanych tu przez kolej, których pamiętają kępiczanie, byli panowie: Żabiński, Krajewski, Krok, Kurkierewicz, Jarociński, Cichy, Sznajder, Szarniewicz, Kosior, Zwoliński. Właściwe zasiedlanie Kępic polskimi rodzinami nastąpiło w roku 1946, wraz z napływem rodzin repatriantów - Polaków wysiedlanych przed ostatecznym zamknięciem granic, z terytoriów zajętych przez ZSRR. Kto nie chciał przyjąć rosyjskiego obywatelstwa, miał możliwość zabrania najniezbędniejszych w drodze rzeczy i zapakowania się do podstawionych czerwonych wagonów, często w kilka rodzin do jednego. Tak ruszali w niepewną podróż, w nieznane, najczęściej kobiety z dziećmi, bowiem ojcowie jeszcze nie wrócili z wojny, a kobiety musiały podjąć decyzję i udźwignąć trudy wielodniowej tułaczki, wybierając nowe miejsce do życia. W ten sposób do Kępic dotarły jako jedne z pierwszych rodzin, rodziny: Pie-ślak, Nowakowskich, Maciukiewiczów, przybyłe tym samym wagonem spod Grodna. Teresa Pieślak wspomina, iż przybyli do Kępic 1 maja 1946r. jako trzecia polska rodzina. Wcześniej przybyła rodzina Muzyków. 23 Inną grupą osadników zasiedlających Kępice w 1946r. byli ludzie z głębi kraju, kierowani tu przez polskie władze do organizowania życia społecznego na Ziemiach Odzyskanych. Przykładem tej grupy jest rodzina Wiktora Jaworskiego, którego matka była nauczycielką i dostała nakaz organizowania szkolnictwa. Pani Jaworska z synem i rodzicami w Kępicach byli już 3 maja 1946r. zajmując domki na ul. Wojska Polskiego nr 9, a dziadkowie - Szyderscy nr 20. Gromada, jaką wówczas były Kępice należała do Gminy Warci no z siedzibą w Biesowicach. Wójtem był Godziejewski, a Kępice miały sołtysa Cieplińskiego. W latach 1945-1960 organizowane były przez władze wojskowe i państwowe, planowe transporty dla wysiedlanych Niemców, lecz ograniczona przepustowość kolei i niedoskonała jeszcze organizacja, a także częste zajmowanie torów przez wojsko /w tym idące na wschód transporty z wyszabrowanym mieniem/, nie pozwalały na sprawny przebieg wysiedleń. Toteż w pierwszych miesiącach polscy osadnicy często mieszkali pod jednym dachem z Niemcami. W przypadku rodzin repatriantów i osób z przydziału do pracy, przesiedleńcy mieli prawo wyboru domu w zamian za mienie pozostawione w rodzinnych stronach, a osiedlał ich sołtys Ciepliński. Najczęściej odbywało się to w ten sposób, że Niemcy z wybranego przez Polaków domu, przenosili się do innej rodziny niemieckiej, bądź ścieśniali się zajmując górę domu, a Polacy zajmowali dół. Rodzina Szyderskich. 24 Obecni mieszkańcy Kępic na ogół dobrze wspominają wzajemne relacje tej koegzystencji. Zrozumiałe jest, iż początkowo powszechna była pewna obawa i wzajemna nieufność. Wszak jedni i drudzy mieli za sobą bagaż tragicznych doświadczeń wojennych. Z czasem przełamywali dzielące ich bariery i nabywali wzajemnej tolerancji dla różnic kulturowych, gdyż niektóre z niemieckich rodzin pozostawały tu jeszcze do lat 60-tych i niejednokrotnie pracowali wspólnie z Polakami, bądź u Polaków. Wracając do lat 40-tych - codziennie ubywało niemieckich rodzin. Jedni przygotowani do wyjazdu, „siedzieli na walizkach", oczekując na transport, również czerwonych wagonów podstawianych na bocznicy, inni musieli zbierać się w ciągu kilkunastu minut, by opuścić dom. PUR wspomagany przez rosyjskie wojska wysiedlał Niemców, często nie bacząc na to, że linia kolejowa była zajęta dla potrzeb wojskowych i wtedy bywało, Niemcy pieszo wędrować musieli tylko z tym, co zdołali udźwignąć, na stację w Korzybiu, bądź przez lasy do Łętowa i dalej szosą do Sławna, eskortowani przez rosyjskich żołnierzy na koniach. Jednocześnie codziennie przybywało po kilka polskich rodzin. Przyjeżdżali z różnych stron kraju i z różnych powodów. Jedni, bo po wojennej zawierusze nie mieli do czego wracać, drudzy w poszukiwaniu pracy, jeszcze inni zatrzymywali się, wracając z wojny lub niewoli. Na przykład wujek Janiny Sieradzan będąc w niewoli, skierowany został na roboty przymusowe do bauera w Podgórach. Po wyzwoleniu pozostał na tym gospodarstwie i w 1946r. sprowadził rodzinę siostry - Świetlikow-skich. Gospodarstwo w Podgórach. 25 Franciszek Mania na roboty przymusowe wywieziony był do Biesowic również do pracy u niemieckiego bauera. Te okolice podobały mu się, więc po wojnie wrócił tu, a przy tym zachęcił do przyjazdu brata Józefa i kolegę B. Derrę. Jeszcze jako kawalerowie, panowie z Kościerzyny przyjechali rowerami. Antoni Kędzierski w lipcu 1946r. przyjechał do Warcina na kurs leśniczych i gajowych, bo już w szkole leśnej takie były organizowane, spodobało mu się, podjął pracę w pałacu i wkrótce ściągnął żonę z trzema synami. Przeważnie ktoś, kto już tu się znalazł, pracował w lesie najczęściej - ściągał następne rodziny krewnych, bądź znajomych. W maju 1947r. przybyła kolejna fala osadników wysiedlonych z rdzennych etnicznie terenów w ramach akcji „Wisła". Do Kępic w ten sposób trafiło kilka rodzin, lecz wiele osiedlono w okolicy, bowiem jak wspomina H. Zadarko: „rzucano ich tam, gdzie ziemia najlichsza, największe dziury i chałupy bez drzwi i okien". Transport tych rodzin bywał zadziwiająco okrężny. Rodzinę Berełków z Wołodży wieziono przez Poznań, Olsztyn, do Miastka. Wielu spośród dzisiejszych mieszkańców Kępic, a szczególnie ich rodziców, dziadków, przybyło na te tereny już z końcem 1945 i w roku 1946, ale do okolicznych wiosek, na gospodarstwa, lub do pracy w majątkach ziemskich, z których w 1948r. powstały PGR-y. Tam rozpoczynali na nowo osadnicze życie, a z czasem, kiedy zwalniały się mieszkania po wysiedlonych Niemcach, kiedy znalazło się lepsze zajęcie, lub poprzez ożenek, przenosili się w różnych latach do Kępic. Najwięcej oczywiście z chwilą pojawienia się pracy w garbarni. 26 CZĘŚĆ IV. JAK WYGLĄDAŁY KĘPICE ? Mieszkańcy, których wspomnienia posłużyły za kanwę tej opowieści, przybyli tutaj mając od 5 do 20 lat. Byli więc w wieku, w którym chłonie się tak radykalną odmianę losu, w związku z czym dobrze zachowali w pamięci wrażenia, obrazy, wygląd Kępic z tamtych dni. Nawiązywali kontakty z rówieśnikami niemieckimi, poznawali ich język i obiegali całą osadę we wspólnej zabawie. Potrafią więc wiele powiedzieć o ówczesnych Kępicach. Wszyscy przyznają, że Kępice były cichą, spokojną i bardzo ładną miejscowością. Natomiast ich rodzice, których przesadzono tu jak stare drzewa, w dojrzałym już wieku, odbierali nowe miejsce różnie. Jednym się nie podobało, źle się czuli, bo wokół same lasy, wielu Niemców, Rosjan. Atmosfera wysiedleń ludności niemieckiej i niepewność własnego kąta bardzo frustrowały m.in. panie: Wentowską, Żabińską, Krajewską - która stąd trzykrotnie uciekała, Bronkową - która użyła słów,, gdzie ten ojciec przywiózł nas w te dzikie lasy". Inni z kolei byli Kępicami zachwyceni. Panią Bronisławę Pieślak przybyłą tu 1 maja 1946r. oczarował widok i zapach kwiatów, bzów. Z opowieści tej grupy wynika, że Kępice tonęły w sadach, ozdobnych krzewach i kwiatach, że pachniało lasem, kwiatami, a potem warzywami i owocami. Aby to zrozumieć, trzeba pamiętać, że całe tereny, na których dzisiaj stoją bloki przy ul. Kościelnej, oraz dziesiątki wybudowanych ostatnio domów i jeszcze trochę nieużytków, zajęte były przez pięknie utrzymane ogrody. Główna ulica była brukowana kamienną kostką i obsadzona po obu stronach lipami. W głębi, bliżej torów, pomiędzy blokami nr 8 i 9, oraz 9 i 10 przy Niepodległości stały murowane budynki z trzonami kuchennymi, w których grzać można było wodę, służące prawdopodobnie robotnikom fabrycznym z „ośmioraków" za pralnie i łaźnie, jakich nie było w mieszkaniach. Wokół pralni i budynków były 27 ogródki i rosły czereśnie, których smak do dziś pamięta kilka osób. Pozostałe uliczki były szutrowe, bez chodników. Dochodziły do nich obsadzone bzami i jaśminami ogrody. Ulice Kościuszki, Kościelna i 1-go Maja obsadzone były brzozami. ul. Brzozowa- obecnie 1-go Maja. Domki - szczególnie na ul. Wojska Polskiego, której niemiecka nazwa brzmiała Blumenstrasse, a i jeszcze po wyzwoleniu - Kwiatowa, tonęły w różach. Na środku ulicy był skwer ze szpalerem drzew i krzewów ozdobnych /do dziś zachowano z niego jedno drzewo/, oraz pompą, która zaopatrywała w wodę część osady, m.in. piekarnię F. Bronka, masarnię Gackowskiego, od roku 1948 również GS, bowiem pompa mieszcząca się w małym budynku za siedzibą GS-u była uszkodzona. Przy ul. Kościelnej, Kopernika, 1-go Maja do niedawna jeszcze można było widzieć w ogrodzeniach posesji uskoki /wnęki/, w których stały ręczne pompy, służące niegdyś jedna - kilu domom. Na Placu Wolności rosły wrzosy i prawdziwki. Ale na skraju, w okolicy dzisiejszego komisariatu, zaraz po wojnie stał jeszcze okazały dom, bogato wyposażony, w którym mieszkały młode, ładne Niemki. Sowieci chodzili tam się zabawić, popić. Zgwałcili kobiety i podpalili budynek. Niemki wyjechały pierwszym-lepszym transportem, a to co zostało z domu, rozszabrowano do fundamentów, gdyż były w nim piękne kafle, kominki, meble, żyrandole, itp. Zniknęło z mapy Kępic kilkanaście zabudowań ze wspominanego okresu, pojawiło się wiele nowych, m.in. przy ul. M. Buczka stały dwa „ośmioraki", podobne do pozostałych, istniejących do dzisiaj, lecz bliżej głównej ulicy. W ich miejsce wybudowano w głębi ogrodów i oddano do użytku w 1961r. bloki nr 5 i 6, a stare rozebrano. 28 Widok ul. M.Buczka od ul. Kościuszki. Podobny ośmiorodzinny budynek, jako przedłużenie ciągu przy Niepodległości, / w miejscu dzisiejszego bloku nr 19 na Kościelnej/ był już zrujnowany, ale zostały przynależne do niego zabudowania gospodarcze, w których po wyzwoleniu był pierwszy spęd żywca, a następnie stajnie dla konnego transportu GS-u. Przy torach, naprzeciw nowego cmentarza, znajdowały się ruiny poniemieckiego dużego tartaku. W miejscu pawilonu handlowego GS-u natomiast, stała tylko niewielka budka. W tle budka w miejscu obecnego pawilonu GS. 29 Poza tym od ul. Mickiewicza do Kościelnej i od Kościelnej do Niepodległości rozciągały się ogrody, które z czasem nie uprawiane, zamieniły się w plac, na którym często rozstawiało się przyjeżdżające wesołe miasteczko, bądź cyrk. Dużo później, bo w latach 60-tych, pomiędzy szkołą, a budynkiem nr 5 przy Niepodległości miał miejsce ogródek jordanowski. Nie ma już dziś na mapie Kępic „Małej Rosji", malowniczo ukrytej nad Wie-przą, za garbarnią. Nikt nie potrafił wyjaśnić pochodzenia, tej przez lata używanej nazwy. Wiadomo tylko, iż funkcjonowała ona również przed wojną jako Kle-ine Russland. A były to dwa budynki dwurodzinne i jeden wielorodzinny, który najwcześniej popadł w ruinę. Garbarnia przydzielała mieszkania na „Małej Rosji" swoim pracownikom, np. rodzinie Płaskonków. Z czasem budynki przejął ZGKiM, aż wreszcie ostatnich mieszkańców przesiedlono do mieszkań w mieście, a budynki rozebrano. Znacznie większe były niegdyś Chomnice. Jeszcze kępiczanie pamiętają poza starą leśniczówką, w której urzędował Michał Sozański, a później Kaźmier-czak, blok dziesięciorodzinny dla robotników leśnych, oraz kompleks pięknych stajni z czerwonej cegły po drugiej stronie drogi, gdzie po innych kilku domach były już tylko fundamenty i drzewa owocowe, jako pozostałości po sadach. Całkiem niedawno rozebrany został kilkurodzinny budynek zaraz przy wyjeździe spod wiaduktu. My go jeszcze pamiętamy, ale najmłodsze pokolenie, już nie. W samych Kępicach stajnie znajdowały się w kilku miejscach, jako że cały transport przed wojną i w latach powojennych oparty był na sile pociągowej koni. Były więc przy papierni, w pomieszczeniach późniejszej rozlewni wód, przy poniemieckim tartaku, na placu w okolicy dzisiejszego bloku patronackiego i w miejscu, gdzie obecnie mieści się siedziba nadleśnictwa. Przed bazą PTL-u -pracownicy na unrowskich koniach w paradzie pierwszo majowej. 30 Ale R. Bronk pamięta, że byl też w Kępicach, nieczynny już co prawda, poniemiecki CPN. Dwa dystrybutory na olej napędowy i benzynę stały przy budynku na ul. Sikorskiego 12. W. Jaworski wspomina o dodatkowych dwóch dystrybutorach przy Sikorskiego 5. 31 CZĘŚĆ V. ŻYCIE W PIERWSZYCH LATACH Mieszkańcy Kępic wspominają, że w pierwszych latach żyło się biednie. Szczególnie trudne było pierwsze pięć lat. Dziś dla nas wręcz niewyobrażalne były jednak warunki, w jakich przyszło żyć przybywającym tu osadnikom w pierwszych tygodniach i miesiącach. Na ogół poniemieckie domy były zimne i wilgotne, przeważnie z jednym piecem na dwa pokoje. W części mieszkań, na Niepodległości np. nie było prądu, bo J. Sieradzan pamięta, że używali lampy karbidowej, a U. Borsuk wspomina o tym, jak ojciec podłączał prąd ze stacji kolejowej. Nie działała jeszcze cywilna admini- Podgóry- gospodarze przy siewniku. 32 stracja, a radziecka wojskowa - miała inne priorytety, niż ułatwianie życia osadnikom. Nie było opieki lekarskiej, ani sklepów, bowiem z końcem wojny i ucieczką, bądź wysiedleniami Niemców, wszystko zostało polikwidowane. Jedyny telefon w osadzie znajdował się na stacji kolejowej. Jak działały komunikacja ze światem i służba zdrowia, świadczy przykład, kiedy to do mocno chorego chłopca wezwano pogotowie ratunkowe, a ono przyjechało trzy dni po pogrzebie chłopca. Jeśli chodzi o codzienne życie i wyżywienie, to ludzie zdani byli na własną inwencję i zaradność, na to, co sami zdołali wyhodować i wytworzyć. Nic więc dziwnego, iż tak wielu osadników Ziem Odzyskanych, dążyło na wieś, na gospodarstwa, bądź w miejsca, gdzie były ku temu warunki. Więcej szczegółów z owych czasów wniesie kilka /spośród wielu spisanych/, charakterystycznych i załączonych do tej publikacji wspomnień mieszkańców Kępic. Nie sposób jednak pominąć tego, iż chleb pieczono w domu, po mleko, twaróg dzieci chodziły do Podgór i Warcina, a po zakupy zdarzało się mieszkańcom chodzić pieszo po torach do Słupska aż do lat 50-tych. Co prawda, raz na dobę jeździł pociąg w stronę Słupska i Miastka. Bywało więc, że jeśli ktoś jednego dnia do Miastka pociągiem pojechał, to dopiero drugiego dnia wracał. Lecz zdarzały się nieprzewidziane, wojskowe transporty, a i z pieniędzmi na bilet były trudności. Wszak nie było jeszcze wielu zakładów pracy, a jeśli nawet ktoś pracował, to wynagrodzeniem były produkty żywnościowe, lub rzeczowe. Dla przykładu: główny księgowy Berełka w majątku Biesowice dostawał 5 litrów mleka na siedem osób i przydział mąki kukurydzianej. Dzielił się tym jeszcze z Niemkami, zanim opuściły one przyznany Berełkom dom. Kaszka kukurydziana na zawsze zbrzydła Berełkom, a Niemki się od niej rozchorowały. W dużym stopniu utrzymanie ludziom zapewniał las: runo leśne, praca w lesie i na składnicy. Pod koniec roku 1946, wraz z coraz liczniej napływającymi polskimi rodzinami, zaczęły się także stabilizować warunki życia w osadzie. Niektóre z rodzin przyjeżdżały z inwentarzem żywym, a więc przybywało w Kępicach krów, kóz, drobiu. Pan Franciszek Bronk przyjechał z nadania Starosty Kościerskiego, aby objąć i uruchomić pierwszą piekarnię, która znajdowała się w małym budynku na tyłach domu przy ul. Sikorskiego 15. W domu tym zamieszkała rodzina Bronków po lewej stronie, na wprost wejścia był sklepik z wypiekami, a po prawej magazyn mąki .Do dziś wiele osób wspomina, jak pyszne były „szneki" /słodkie bułki/ fundowane dzieciom w szkole przez Franciszka Bronka. Z czasem, miejsce magazynu mąki zajął urząd pocztowy, który rozrósł się na cały parter i funkcjonuje tam do dziś. Obok pod nr 16 była rzeźnia z masarnią Gackowskiego, w której miał miejsce wypadek zamarznięcia młodego Bulaka w zatrzaśniętej chłodni. W masarni praco- 33 F.Bronk-pierwszy piekarz w Businku. wał Wacław Kasprzak o pseudonimie „Krzywousty". Potem masarnię przejął Śmie-lewski i dzięki zatrudnianemu Niemcowi Sikorskiemu, znakomitemu masarzowi, wyroby Śmielewskiego były poszukiwane nawet przez słupszczan. Powstawały zakłady usługowe: krawiecki Bernarda Derry na ul. Szkolnej 1, szewski Franciszka Mani na Mickiewicza 7. Franciszek przeniósł się na Plac Wolności i podjął pracę na poczcie, a jego dom zajął brat Józef. Szewców w Kępicach było wielu, bo wspominani Ul. Sikorskiego, pierwsza poczta. 34 , są jeszcze niemieccy szewcy, pozostali tu dłużej, jak Dreifke mieszkający na Buczka 11, lub Albert Lallowski z Kopernika, mieszkający tu do śmierci. Z jego sadu smak jabłek pamięta zaskakująco wiele, dziś poważnych osób, które musiały w młodości odwiedzać cichcem sad Lallowskiego. Wszyscy wspominają go z sympatią, bo był lubiany przez dzieci, opowiadał im łamaną polszczyzną wiele o Kępicach, trochę straszył opowieściami, by zniechęcić młodych amatorów jabłek. Usługi fryzjerskie pełniła Holcowa, strzygąc najpierw na Kościelnej 9, następnie na Niepodległości 9. Na Szkolnej 2 - po niemieckim sklepikarzu Rosinie, zamieszkał rybak Mechliński, otwierając na dole sklep rybny. Z dnia na dzień przybywa obiektów ułatwiających życie jednym, dających zarobek drugim. W domu przed wiaduktem - Sikorskiego 6, Pietroń otwiera pierwszą restaurację, a naprzeciwko - Jasłowscy sklep spożywczy. Kozłowscy na Szkolnej 3 sklep wielobranżowy. Północna część Kępic od ul. Kościuszki oddzielona była drewnianym parkanem, z budką strażniczą i stanowiła strefę wojsk sowieckich. W bloku /"po więźniach "/nr 3 przy ul. M. Buczka, żona rosyjskiego majora miała w latach 1947/1949 sklep, w którym można było nabyć takie rarytasy, jak żorżeta na suknie, pończochy nylonowe itp., oraz artykuły spożywcze. Chętniej sprzedawano w nim towary Niemcom, często za złote obrączki i inne cenne przedmioty, ale nie robiono też większych trudności Polakom. Sklep był na piętrze, poza tym mieszkali w tym bloku szeregowi żołnierze Armii Czerwonej, natomiast starsi szarżą, zajmowali domy jednorodzinne. W jednym z nich na Podgórnej 2, mieszkał wojskowy lekarz, z którego pomocy w nagłej potrzebie korzystali Polacy. Wspominają go jako bardzo kulturalnego człowieka, świetnego fachowca i podkreślają, iż nie brał za pomoc zapłaty. Ulica Podgórna wyłożona była drewnianymi schodami, aż do tzw. „starogardzkiego", czyli budynku nr 5, w którym Niemcy mieli przed wojną Dom Młodzieżowy /Jugendhaus/, zmieniony z nastaniem hitleryzmu na Hitlerjugend. Tu Rosjanie mieli swój sztab i coś w rodzaju klubu garnizonowego: dobrze zaopatrzony bufet, salę do tańca i kino. Dzieci biegały podglądać przez okna, wyświetlane filmy. Budynki po papierni najpierw wykorzystano na skład mebli i sprzętu, zwożonych tu z okolicznych dworów i domów. Część tych dóbr Sowieci ładowali do wagonów i wywozili na wschód, część wybierali sobie przedstawiciele PUR-u i naszych nowo tworzonych władz powiatowych. Mogli również mieszkańcy kupować niezbędne przedmioty, bowiem na ogół przedstawiciele PUR-u, osiedlając Polaków, jak wspomina Janina Kotecka, zostawiali w przydzielanym domu jedno łóżko, jeden stół i jedną szafę na rodzinę, pozostałe sprzęty stemplowali i trzeba było za nie płacić, bądź je rekwirowali. Jako szczególne dramatyczne wspomnienie, mieszkańcy Kępic zachowali w pamięci obraz pakowania przez Rosjan do wagonów mebli, krów, świń i kilka młodych Niemek do obsługi transportu. 35 Jak w wielu innych dziedzinach życia, organizacją początków szkolnictwa w Kępicach, zajął się już w 1946r. wojskowy - Stanisław Gierszewski. Odwiedzał polskie rodziny i od maja do września zapisał ośmioro dzieci. Podziału na klasy dokonał, dając do przeczytania dzieciom bajkę J. Ch. Andersena. Kto czytał w miarę biegle, zasiadał w trzeciej ławce i była to zarazem trzecia klasa. Kto czytał słabo, siadał w drugiej ławce - klasie, bowiem cztery oddziały, jakie na początku powstały, miały zajęcia w jednym pomieszczeniu prawego skrzydła dzisiejszego gimnazjum. Reszta pomieszczeń szkoły wymagała uporządkowania i wyremontowania po wojennej kwaterze wojsk. Do klasy piątej i szóstej, dzieci z Kępic chodziły do Biesowic. Natomiast w latach 1948-1954, sytuacja się odwróciła, Kępice miały sześć oddziałów, a Biesowice cztery i z Biesowic dzieci przychodziły do starszych klas, do Kępic. Z czasem, w miarę napływu kolejnych rodzin, a zarazem dzieci w wieku szkolnym, przenoszono klasy na parter głównego budynku szkoły, a w skrzydle powstało pierwsze przedszkole dla sześciorga dzieci. Ciekawym epizodem w kępickim szkolnictwie jest to, że dużo później, kiedy zaczęła pracować garbarnia, jej dyrektor techniczny i ds. inwestycji Z. Samerek, zorganizował przy szkole podstawowej Zasadniczą Szkołę Zawodową. Była to tzw. zawodówka popołudniowa, która przygotowywała robotników do pracy w garbarni. Przedmiotów zawodowych uczyła kadra kierownicza z garbarni, a praktyki odbywały się w zakładzie. Od roku 1947 następuje dalsza stabilizacja i przejmowanie powoli pod zarząd cywilny od władz wojskowych poszczególnych dziedzin życia. Zaczyna się S Wbaile flwtlM 8»mł Bwtwt fflUt.. Km ' fmtraf: Ik. *!. ___ Iages-S0nt0QU5{U8 oom ? * sio. a*. TOwt M ' 4t r-,; ........ V«7 r- ?> Ico-i..- y-' •' r.r:v?: " '? 1 0OÓU-" Unfsb&WgMftłłt V»V n fiwi B«8« BJS-JSS v(/Ptrt-rtJŹ Rewers polskiego zaświadczenia. Rewers polskiego zaświadczenia. 36 kształtować administracja i ewidencja ludności. Paradoksem jest, iż także w Kępicach, jak i w całym kraju, brakuje papieru i wiele dokumentów sporządzanych jest na odwrocie niemieckich druków. Zdrowiem mieszkańców zajmuje się położna Chybowa, której dom przy Mickiewicza 30 staje się niejako pierwszą przychodnią, ponieważ po pomoc przychodzą ludzie, nie bacząc na to, czy to dzień, czy noc. Większość porodów odbywała się wszak w domach. Później Chybowa przenosi się na Kościelną 10. Wspomaga ją już felczer Sowa, a następnie H. Nowakowska zakłada koło PCK i poprzez nie załatwia, że raz w tygodniu dojeżdża z Korzybia bardzo dobry lekarz Domański. W poczekalni przychodni przy ulicy Sikorskiego najpierw nr 6, potem 14, brakowało miejsca dla oczekujących pacjentów i matek z dziećmi z całej okolicy. Jak wspomniano wyżej, pierwszym sołtysem dla gromady Kępice był Ciepliński, następnym Kuligowski /lub Kulikowski - przez różnych rozmówców, używane są dwie wersje nazwiska/, a w latach 1951-1953 - Bernard Derra. W 1952r. Kępice należą jeszcze do gminy Warcino z siedzibą w Biesowicach, a przewodniczącym Gromadzkiej Rady Narodowej jest Szarniewicz. 17 lipca 1953r. siedziba Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej przeniesiona zostaje do Kępic na ul. Sikorskiego 6 i wydzielono z gromadzkiej rady, gromadę Płocko, oraz gromadę Mzdowo. Ul. Sikorskiego 6. Barcino było od początku odrębną gromadą. W Kępicach przewodniczącym GRN zostaje Marian Konieczny, a sekretarzem Bernard Derra. Od 1955r. podej- 37 muje pracę na długie lata w administracji Andrzej Pilawka. Kiedy 13 lutego 1960r. z Gromadzkiej Rady Narodowej wydzielono Osiedlową Radę Narodową, z siedzibą na parterze budynku przy Sikorskiego 6, jej przewodniczącym zostaje Marian Konieczny, sekretarzem Kazimierz Góra. Natomiast Gromadzkiej Radzie Narodowej na piętrze tego samego budynku, przewodniczy Bernard Derra, a sekretarzem zostaje Andrzej Pilawka. Obie rady miały wspólną salę narad i posiedzeń, w której odbywało się także wiele uroczystości. O rozwoju administracji Kępic tak wiele pamięta pani Genowefa Derra, która oprócz wielu przepracowanych lat w tej dziedzinie, doświadczyła osobiście procedur, przybywając w 1948r. Najpierw musiała się zgłosić do sołtysa Kuligowskiego na ul. Wojska Polskiego, a następnie pójść pieszo do Biesowic, aby się zameldować. Przybywa więcej miejsc pracy. W 1948 r. powstaje Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska", a więc i jej placówki handlowe: sklepy, piekarnia GS-u z kierownikiem Józefem Zalewskim przy Niepodległości 6, -/ w miejscu starego budynku Urzędu Miasta/. Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, w środkowej części - sklep z jej wypiekami, po lewej sklep ogólnospożywczy, po prawej sklep mleczarski Pufelskiej, do którego mleko w kanie, jaja i inny nabiał przywoziła rowerem od gospodarzy z Janiewic i Podgór. Sklep M. Pufelskiej- część warzywnicza. Zaopatrzenia GS-u dokonuje tabor konny pod pieczą Petersona, mający stajnie na placu w obrębie dzisiejszego Marketu Łobody - bloku nr 20 i 19 przy ul. Ko- 38 Sklep M. Pufelskiej- część nabiałowa. ścielnej. Za torami i w części pomieszczeń papierni zlokalizowane były magazyny zbożowe, których kierownikiem był Piotr Roman. Rozwija się produkcja rolna i jak wspomina U. Borsuk, sielski to był widok, jak w czasie zbiorów, w latach 1949/1950, korowód załadowanych wozów konnych jechał przez całe Kępice do magazynów, furmanka za furmanką. W zamian za płody rolne chłopi otrzymywali olej, cukier, miód itp. Jeśli mowa o rolnictwie, to wiele osób wspomina także pracę /przed rokiem 1949, nim powstały PGR-y/ w majątku Biesowice, który był pod zarządem polskiego porucznika Aleksandra Żelskiego, bowiem majątki w Ciecholubiu, Warcinie, Przytocku - szczególnie te, w których były gorzelnie i drożdżownie- znajdowały się pod zarządem radzieckim. Spełniały one poza funkcją rolno-przemysłową, rolę postojów dla rekwirowanych i przeganianych z zachodu na wschód ogromnych stad bydła. R. Bronk pamięta widok stada, którego pierwsze sztuki były już na górze prowadzącej pod Warcino, a ostatnie wychodziły jeszcze spod wiaduktu kolejowego. Stada pilnowali uzbrojeni czerwonoarmiści na koniach. W majątkach pod radzieckim zarządem bydło było odkarmiane, kilka dni odpoczywało i pędzone było dalej. Na przykład majątek Przytocko został przejęty przez administrację Lasów Państwowych od jednostki Armii Czerwonej, aktem spisanym 16 maja 1949r. Nadal główne utrzymanie mieszkańcom daje las i zakłady z nim związane. Nadleśnictwo będące do 1950r. Nadleśnictwem Przytocko, przenosi się do Warcina. 39 Za torami na ul. Składowej /w to miejsce później przeniesiono z domu kultury rozlewnię / znajdował się PAGED z bazą konną. Końmi opiekował się Tadeusz Koprowski, a obok w budynku z czerwonej cegły, były pomieszczenia dla woźniców. PAGED był samodzielnym przedsiębiorstwem, zajmującym się zrywką i wywozem drewna z lasu, podpisującym na te roboty umowy z Nadleśnictwem. Później przedsiębiorstwo to przeistoczyło się w PTL /Państwowy Transport Leśny/, a następnie w OTL /Ośrodek Transportu Leśnego/. W PTL-u po powrocie z wojska i krótkiej pracy w lesie, brygadzistą został Jan Ziemianowicz. Przed biurem PTL-u. Z chwilą, kiedy PTL przeniósł się w miejsce GOM-u przy ul. Sikorskiego, konie zostały zastąpione ciągnikami, i zakład mógł w większym stopniu świadczyć usługi transportowe. Zyskuje na tym również straż pożarna, która powstała w 1951r. z inicjatywy ZMP i społeczników, wśród których wymieniane najczęściej nazwiska, to: Sadlej, Goniszewski, Sieradzan, Peterson, Makiełła, bracia Kozłowscy. Wymieniać można by długo, gdyż w dziejach Kępic straż pożarna odgrywa znaczącą rolę i przez jej szeregi przewinęła się większość męskiej populacji miasta, uzupełniana również przez strażaczki - kobiety. Nasi strażacy, poza ratowaniem życia i mienia mieszkańców całej okolicy, najwięcej pracy mieli i mają nadal przy gaszeniu pożarów lasów. Ostatnio dominować zaczyna ratownictwo drogowe. Ale nas interesują początki, które jak wszystko, były trudne. Pierwsza siedziba straży mieściła się w małym budynku przy ul. Buczka 7. Wyposażeniem była ręcz- 40 PTL ma transport mechaniczny. na pompa, stary wózek i poniemieckie hełmy wojskowe, a w przypadku pożaru, łapano pierwszy-łepszy, nadający się do ciągnięcia wózka pojazd. Najpierw były to zaprzęgi konne, potem zdarzały się ciągniki PGR-u, lub PTL-u. Kolejną siedzibą straży były pomieszczenia po GOM-ie przy ul. Sikorskiego, a z chwilą rozbudowy remizy przy garbarni, straż przenosi się na teren zakładu. OSP już z transportem mechanicznym. 41 OSP- na tle budynku przy ul.Niepodłeglości 12. Od pierwszych lat przybywający nowi mieszkańcy osady, organizowali sobie życie towarzyskie i sportowe. Za torami, przed składnicą drewna było niewielkie boisko do piłki siatkowej i korty tenisowe, które urządzali zapaleńcy sportu: Pruski i Sozański. W planach były dalsze obiekty, lecz było tu zbyt mało miejsca. Ducha Boisko pod lasem ul Bielaka. 42 sportowego w piłce nożnej rozwijał i mecze organizował J. Krajewski, a zaangażowana była przy tym cała rodzina. W Kępce zasługi w rozwoju sportu miał Brodowski. Ze wspomnień ludzi wynika, że zapał do sportu był wielki, a sportowcy pełni poświęcenia. Na rozgrywki zamiejscowe jeździli na przyczepie ciągniętej traktorem z POM-u, przystrojonej brzózkami, z całymi rodzinami. A wyprawa ciągnikiem na mecz do Świdwina trwała siedem godzin. Mimo to, jeździli chętnie i często, bo też mieli świetne wyniki. Z czasem, już w garbarni prezesem klubu był Kowacki, po nim Szparaga. W pewnym momencie nastąpiło załamanie kępickiego sportu. Reaktywował go dopiero Ryszard Śniegulski. Wraz z rozkwitem sportu, trzeba było pomyśleć o większym boisku. Na początku lat 60-tych, entuzjaści sportu wykar-czowali z samosiejek sosnowych i brzozowych teren, w miejscu dzisiejszego osiedla T. Bielaka. Społeczna praca przy urządzaniu boiska pod lasem, była zarazem rozrywką i okazją do zawierania bliższych znajomości, które niejednokrotnie kończyły się związkiem małżeńskim Kulturalne życie Kępiczan początek wzięło od częstych, towarzyskich spotkań w domach: z różnych okazji świątecznych, bądź też po prostu spotykano się, aby porozmawiać, podzielić się wrażeniami, czy troskami. Kobiety zasiadały przy robótkach ręcznych, a mężczyźni przy kartach. Robiono sobie przy tym dowcipne żarty i snuto niesamowite opowieści. Według rozmówców wspominających te czasy, w ludziach było dużo więcej życzliwości. A z chwilą opuszczenia przez Rosjan obiektów północnej części Kępic, bawiono się na potańcówkach i balach. Chociaż w 1949 r. R. Bronk pamięta zabawę, na której bawili się razem z Rosjanami, ponieważ z tej zabawy przyszło mu rejterować, ale o tym będzie w jego wspomnieniach. Młodzież urządziła harcówkę w „starogardzkim" na ul. Podgórnej 5. Drużynę żeńską prowadziła Teresa Pieślak, a męską - Józef Cichy. W harcówce organizowali W tle budynek starogardzki-w latach 40-stych sztab wojsk sowieckich. 43 potańcówki, na które rodzice donosili w wiaderkach, gotowaną w domach herbatę i pieczone chrusty, lub pączki. Do tańca przygrywał Seweryn. Z początkiem lat 50-tych, H. Nowakowska i S. Bohatkiewicz założyli pierwszą świetlicę w salce udostępnionej przez komitet partii przy ul. Sikorskiego 12. Tu odbywały się pierwsze zajęcia teatralne prowadzone przez S. Bohatkiewicza - inicjatora kultury, który tradycje życia kulturalnego przeniósł na nowe miejsce z kresów. Świetlica mieściła się też przy ul.Sikorskiego 6, jednak znacznie lepsze warunki miała świetlica w kolejnym miejscu, na dole „małej szkoły" przy ul. Niepodległości 4. Prowadziła ją H. Nowakowska, która w latach 50-tych była też administrator-ką wolnych mieszkań. Po wstawieniu okien i wyremontowaniu budynku, oprócz mieszkań i świetlicy, znalazła tam również miejsce na piętrze biblioteka publiczna, która nawiasem mówiąc, swą lokalizację zmieniała siedem razy. Mała szkoła. S. Bohatkiewicz zaszczepił zamiłowanie do teatru w młodych społecznikach i w owej świetlicy, profesjonalnie prowadził dla nich zajęcia, które zaowocowały szybko sukcesami na skalę kraju. Pierwszoplanową aktorką w granych sztukach była T. Pieślak, która już w szkole przejawiała talent aktorski. Teatr S. Bohatkiewicza działał od roku 1952/1953, a skrzydła rozwinął z chwilą grania na scenie w sali w domu kultury. Na dole do 1962r. pracuje rozlewnia, a na górze umiejscowiono bibliotekę i niewielką świetlicę, w zw. z przeznaczeniem „małej szkoły" na mieszkania nauczycielskie i sale lekcyjne. 44 Od lewej- K.Góra, U.Borsuk, S.Bohatkiewicz i M.Konieczny. Od 1962 do 1967r. trwa remont i przebudowa domu kultury, a instytucje kultury przenoszą się z niego do „starogardzkiego", rozlewnia natomiast, do pomieszczeń PAGED-u, za tory. Dom Kultury na ul. M. Buczka 1 - długo mówiło się o nim po prostu „sala kina", ponieważ przed remontem nieco inaczej wyglądał i inaczej był zagospodarowany. Przed domem kultury rósł rząd drzewek pięknego, czerwonego głogu. Obok był spory placyk otoczony pergolą porośniętą pnączem. _ Dom Kultury przed przebudową. 45 Z czasem po pergoli nie zostało śladu, a na placyku organizowano imprezy na świeżym powietrzu i grano w piłkę siatkową. W budynku na dole była rozlewnia wód gazowanych i piwa oraz kuchnia, ponieważ przed wojną, dom ten służył Niemcom, jako dom wypoczynku po pracy i mieli w nim pijalnię, bufet i salę tańca. O tej właśnie sali tańca nasi mieszkańcy i dziś wspominają z zachwytem i pamiętają wspaniałe bale, na jakich się w niej bawili. Sala znajdowała się w dzisiejszej sali widowiskowej /kina/, miała podium, lecz była płaska. Po obu stronach, od placyku i od lasu były wysokie okna do samej podłogi, pomiędzy nimi lustra. Filary obłożone były dębową boazerią. Między filarami i ścianami stały stoły z ławami, a środek służył do tańca. Oświetlało ją kilka żyrandoli z misternie ułożonego poroża. W sali ludzie często się bawili. Bale kotylionowe z zapałem urządzał były wojskowy, leśniczy Michał Sozański, potem Teresa Pieślak i inni społecznicy. Kilka razy w roku zabawy organizowała Rada Rodziców na rzecz szkoły, poza tym oczywiście - bale sylwestrowe i wiele innych. Szyderski z wnuczka przed DK 1956 r Mieszkańcy wykorzystywali każdą nadarzającą się okazję do wspólnych spotkań i zabawy. Jak podkreślają, nie było w tamtych czasach telewizji. Byli spragnieni rozrywki i bardziej otwarci na drugiego człowieka. Jedną z takich okazji były uroczyste obchody 1-go Maja. W ciekawej scenerii odbywały się pierwsze seanse filmowe. Co jakiś czas na stację kolejową przyjeżdżał wagon wyposażony w rzędy foteli i za złotówkę, 46 Pochód pierwszomajowy. lub dwa złote można było obejrzeć grany w nim film. Później filmy wyświetlane były w „starogardzkim" - mówiło się o nim „kino nowoczesne". WZKin wyposażył salę w aparaturę przenośną i ekran z płótna. Benigna Zalewska została kierowniczką kina, a pracowali z nią kolejno: G. Tokarska, E. Kisielewicz, a wreszcie G. Możuchowa i wyświetlali dowożone filmy. Be-nia Zalewska z Gizelą Możuchową obsługiwały nie tylko stałe kino, lecz jeździły z kinem objazdowym do okolicznych wiosek. Na dole domu kultury jeszcze w 1961r. czynna była rozlewnia, bo pracę w niej wspomina J. Sieradzan. W kuchni w latach 50-tych i 60-tych pracowały m. in. M. Majcher i Z. Krajewska, przygotowując posiłki dla dzieci z Wrocławia, które przebywały tu na koloniach letnich i mieszkały m.in. w bloku na M. Buczka 2, gdzie poza mieszkaniem Piotra Romana na parterze, dwa piętra zajmowały pokoje gościnne. W owych pokojach w różnym czasie mieszkali także więźniowie, oraz przybywający do pracy w garbarni młodzi mężczyźni. Takich pokoi hotelowych, przed wybudowaniem stołówki z hotelem robotniczym, było więcej w kilku miejscach, dla oddelegowanych do pracy przy budowie garbarni. Np. A. Nowak mieszkał początkowo w pokojach wydzielonych w części biurowca, na terenie zakładu. H. Nowak z innymi młodymi ludźmi w pokojach hotelowych przy M. Buczka 4. Innymi formami rozrywki mieszkańców były festyny organizowane na świeżym powietrzu. Na rzecz sportowców niezastąpionym organizatorem był Jan Kra- 47 Młodzież przybywająca do pracy w garbarni- w tle Zakład Karny. jewski. Fantami były tak pożądane w owym czasie kury, króliki, itp. A z uzyskanego dochodu kupowano stroje dla sportowców. Po festynie, oczywiście zabawa na placu i majówka w brzózkach. Majówka w brzózkach. 48 Sylwester w nieistniejącej już stołówce na ul. Podgórnej. W latach 60-tych bawiono się także w stołówce przyhotelowej na Podgórnej / okolice dzisiejszego przedszkola/. Sylwestry bywały tam tak szampańskie, że szacowne grono pedagogiczne po balu, na kapeluszach zjeżdżało ulicą Podgórną, aż do torów. Wtedy zimy bywały jeszcze śnieżne. Okazją nad jezioro. 49 Nie można też pominąć formy wypoczynku z rozrywką, jakie stwarzały walory naszych terenów - jeziora. Były to wyprawy całymi rodzinami na pikniki nad wodą. Przeważnie na piechotę, ale trafiała się i taka gratka, jak „ZIS-piać" z wyposażenia Armii Czerwonej, który „jechał z góry, a pod górę trzeba było pchać."- jak mówią ci, którzy nim podróżowali. Wracając do pracy - w papierni na początku roku 1951 postanowiono uruchomić zielarnię. W tym celu jako fachowiec w branży, skierowana zostaje do Kępic Marianna Bommer z Sopotu. Organizuje zielarnię i podejmuje pracę jako bryga-dzistka. Kierownikiem zostaje Kobei, a księgową Chmielowa. Kilkanaście osób znajduje zajęcie przy sortowaniu, dosuszaniu i pakowaniu ziół. Zielarnia przetrwała około dwóch lat, a zlikwidowana została w związku z powstającymi już planami przystosowania obiektów po papierni na garbarnię. W Kępce nie było przystanku kolejowego, tylko bocznica na wyłączne potrzeby papierni. Pierwsi osadnicy: Wyka.S. Machlański i bracia Martynowie początkowo trudnili się pracą w lesie i hodowali sporo zwierząt gospodarskich. Np.S. Machlański: kilka krów i trzody chlewnej, 30 gęsi, 10 owiec i stado królików. To była podstawa przeżycia rodziny. Potem otwarto w Kępce zakład naprawczy dla PGR-ów, na bazie którego powstał POM. W 1953r. do pracy w Kępce werbuje pracowników kierownik gospodarczy, którym był wtedy R.Uzdowski, jedzie w tym celu do Gdańska. W ten sposób przez pośrednictwo pracy w Gdańsku, trafia do-Kępki Z. Drubkowski. Bar- Z prawej panowie - J.Henke i W.Fiećko. 50 dzo przedsiębiorczym i ocenianym przez mieszkańców, jako ludzki, był Niemiec Szarbatke. To dzięki niemu w 1954r. powstaje w Kępce filia słupskiej Fabryki Mebli. Z czasem ten zakład zmienia się w Fabrykę Akcesoriów Meblowych z dyrektorem Jerzym Henke, podlegającą pod Chełmno. Tymczasem w obiektach fabrycznych kępickiej papierni likwiduje się zielarnię i już od roku 1953 zaczynają się prace przygotowawcze do przebudowy zakładów na garbarnię. Usuwa się ogromne ilości wiórów, papierów, barwników, pozostałych po papierni. Do remontu i rozbudowy zakładu, poza naborem pracowników, ściąga się osadzonych z Aresztu Śledczego. Najpierw więźniowie dojeżdżają, niektórzy mieszkają na kwaterach w pobliskich budynkach i remontują, oraz dobudowują jedno piętro w opuszczonym już wcześniej przez Armię Czerwoną bloku przy ulicy M. Buczka 3, z przeznaczeniem go na swoje lokum. W ten sposób powstaje w Kępicach więzienie. Ogrodzone wysoko drutem kolczastym, z niewielkim placykiem i budynkami pomocniczymi: kuchnia, ubikacje. Od strony ulicy, przed głównym budynkiem, ułożone było artystycznie z biało-czerwonych kamyków godło państwowe otoczone klombami kwiatów. Był to zakład karny o lekkim rygorze, dla osadzonych z niewielkimi wyrokami około sześć do dziesięć miesięcy. Więźniowie mieli szansę kontynuowania tu nauki w zakresie szkoły powszechnej. M.in. w latach 1962/1963 języka polskiego uczyła D. Śniegulska, a chemii -1. Durzyńska . Jako pielęgniarka, zatrudniona była K. Krok. Ten zakład karny funkcjonował w Kępicach w latach 1956 - do początku roku 1964, czyli do chwili uruchomienia w garbarni linii produkcyjnej skór twardych P-II /tzw. dwójki/. Więźniowie na kartach historii Kępic wpisali się dużym wkładem pracy, nie tylko przy budowie garbarni, grodzeniu jej, urządzaniu poletek-odstojnikow dla zakładowej oczyszczalni ścieków, ale wykonywali szereg innych prac dla osiedla. Odśnieżali tory i ulice, brali udział w akcjach żniwnych i wykopkowych w okolicznych PGR-ach, pracowali w lesie. Pomagali bydgoskiej firmie w budowie stołówki z częścią hotelową przy zbiegu ulicy Podgórnej z Placem Wolności. A dowodem na to, iż rozbudowywali także remizę strażacką, był odkryty przez S. Martynę przy malowaniu pomieszczeń remizy napis: „Tu pracował w styczniu 1964r. więzień z Rumii i było mu tu ciepło i przyjemnie". Rozbrajający był widok zbiórki w dwuszeregu więźniów z półlitrowymi kubkami w rękach i wyjście ich pod eskortą strażników, do lasu na jagody. Więźnia można było także wynająć do rąbania drewna, oczywiście w asyście strażnika. Mieszkańcy wspominają, że w więzieniu działała świetna orkiestra dęta, a jednym z osadzonych był trener piłkarski, który trenował piłkarzy z garbarskiego klubu. Tak więc 1 czerwca 1957r. rozpoczynają działalność Kępickie Zakłady Garbarskie /w budowie/. Dyrektorem naczelnym jest zasłużony dla Kępic i uhonorowany 51 później ulicą nazwaną jego imieniem - Bogdan Janca, z-cą do spraw technicznych i inwestycji Zygmunt Samerek, a do spraw handlowych Franciszek Chmara. Werbuje się do pracy fachowców z różnych stron kraju i przyjmuje ludzi z Kępic i okolic. Przyjechaliśmy tu do pracy. Do zakładu z dużymi perspektywami przechodzą pracownicy z innych firm. Najpierw kieruje się ich na sześciotygodniowe kursy do Warszawy, bądź Radomia. Jeszcze nie ma produkcji. Wszyscy zatrudniani pracują przy porządkowaniu hal po budowie, myciu okien, urządzaniu stanowisk pracy. Dopiero 9 marca 1959r. uruchomiono wydział skór miękkich : P-I. /"jedynka"/. W dalszym ciągu trwa rozbudowa garbarni przez Bydgoskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego z udziałem więźniów i pracowników miejscowych, by 1-go października 1964r. oddać do użytku wydział skór twardych: P-II. Z chwilą rozruchu garbarni, do Kępic przybywa wiele osób do pracy. Zasiedlają - jako ostatnie opuszczane przez Niemców - mieszkania w blokach ośmioro-dzinnych. Urządzają się w nich, remontując mieszkania, by sprowadzić swe rodziny. Zasiedlany pracownikami jest także opuszczony przez bydgoską firmę, hotel robotniczy, oraz wybudowany przy garbarni tzw. „barak". W międzyczasie blasku nabiera miejscowość, od roku 1960 już jako osiedle. Najpierw przewodniczący M. Konieczny czyni starania, aby poprawić wizerunek Kępic zaniedbanych nieco przez okres wojny i lata powojennej niepewności. Przywracanie urody osiedlu kontynuuje przewodniczący R. Śniegulski. Przy głównej 52 ulicy wytyczone zostają chodniki i posadzony żywopłot, a przed ośmiorodzinnymi blokami i między nimi, powstają poletka różane. Rozebrane zostają, zbędne już stajnie na placu w centrum miasta i powstaje w tym miejscu przyjemny park z fontanną pośrodku i alejkami obsadzonymi ozdobnymi krzewami. Zieleń w parku - to dzieło uczniów Technikum Leśnego. W nieistniejącym już parku -p. Sniegulska z córką. Poprawia się komunikacja osiedla ze światem, pojawiają się w Kępicach autobusy liniowe, przybywa więcej kursów pociągów, a na stacji kolejowej czynny jest bufet, w którym o każdej porze, w razie niespodziewanych gości, poratować się można było czarnym salcesonem, lub innym dostępnym specjałem, którym dysponowała Roma Gruszecka. Połączenie zapału pierwszych mieszkańców Kępic z warunkami, jakie stwarzała w okresie swej świetności garbarnia, dawało efekty w wielu dziedzinach życia, jakich życzylibyśmy sobie i dzisiaj. Powstawały i rozwijały się kluby: Techniki i Racjonalizacji, Honorowych Dawców Krwi, sportowe i wiele innych, których nie sposób w tym miejscu opisać, jako że jest to ogromny materiał na odrębną historię. Związek sukcesów garbarni, przekładających się na rozwój osiedla, wynikał stąd, że niemal z każdej rodziny pracowało w garbarni od jednej do kilku osób. Tak więc osiedle żyło tym, co działo się za sprawą zakładu. Nic też dziwnego, że wiele osób z nostalgią wspomina czasy pracy w garbarni i stwierdza, iż wtedy żyło się dostatnio, szczególnie, jeśli w garbarni pracowały dwie, trzy osoby z rodziny. Dzięki zakładowym wycieczkom, które organizował Leszek Żaczek, a woził autokarem Wiktor Janowicz, większość mieszkańców zwiedziła całą Polskę i nie tylko. 53 jedna z garbarskich wycieczek. Garbarnia miała duży wpływ w Kępicach na życie społeczne: prowadziła budownictwo mieszkaniowe równolegle z miastem, miała swoje ośrodki wypoczynkowe, przedszkole, stołówkę. Wiele zasług wniosła także w życie kulturalne mieszkańców, szczególnie kiedy później przejęła także dom kultury i były to jego Orkiestra dęta J.Pawlaka. 54 najlepsze lata, bowiem nie brakowało środków finansowych na działalność. Przy zakładowej drużynie OSP powstała orkiestra dęta. Kiedy do pracy w garbarni trafił ze Sławna Józef Pawlak, doprowadził orkiestrę na najwyższy poziom. Orkiestra liczyła około czterdziestu osób i brała udział z sukcesem w wielu przeglądach i pokazach. ). Pawlak był o tyle ciekawą postacią, że w garbarni pracował fizycznie, sam nie grał na żadnym instrumencie, natomiast potrafił nauczyć gry na prawie każdym. Większość grających do dziś Kępiczan - to byli uczniowie Józefa Pawlaka. Zrównoważony rozwój osiedla Kępice i Kępickich Zakładów Garbarskich doprowadził do tego, iż 16 stycznia 1967 roku odbyła się Uroczysta Sesja Miejskiej Rady Narodowej z okazji NADANIA PRAW MIEJSKICH, oraz otwarcia Miejskiego Ośrodka Kultury w Kępicach. Pierwsza akademia w roku uzyskania praw miejskich. Na tym chcemy zakończyć dawne dzieje osady i osiedla Kępice, uważając, iż miasto Kępice zasługuje na oddzielną monografię, może bardziej faktograficzną. Nie potrafię się jednak oprzeć, przed przytoczeniem dwóch rozbrajających obrazków. Kępice są tak młode, że nie doczekały się jeszcze swoich duchów, jak Barcino. Miały za to kilka komicznych epizodów, jak zapamiętane przez większość naszych rozmówców, stado kóz Bronickich na dachu budynku w centrum miasta. Blok przy ul. Niepodległości 5, był co prawda przed remontem dwupoziomowy, lecz mimo wszystko widok był niesamowity, bowiem kozy weszły na szczyt. 55 Epizodów z ludźmi w roli bohaterów nie wypada przytaczać. Jednak wspomnieć warto charakterystyczną postać dobrodusznego Kostka, który mógłby artyście rzeźbiarzowi służyć za modela. Tak barwnie wyglądał, chodząc co dzień z kijkiem, w starym kapeluszu i za wielkim, sfatygowanym garniturze przez tory, obwieszony bańkami z mlekiem. I na torach pewnego dnia zginął pod kołami pociągu. 1 jest tu nawet pewien związek, gdyż Kostek te właśnie, wszędobylskie kozy pasał. Piosenka o Kępicach do melodii ballady Coena Hen, przed laty na tym miejscu śpiewał tylko las, A wtórował mu nurt Wieprzy i płynący czas. Później różni ludzie żyli, różne mieli sny, Teraz tu żyjemy my, teraz tu żyjemy my. Lasy, piękne okolice, pośród nich Kępice Czy ktoś o nich wie? Lasy, piękne okolice, tu leżą Kępice, Za to kocham je. Dzisiaj Kępiczanie bawią się tu wraz. Kiedyś, kiedy nas zabraknie pozostanie las. Dzisiaj nasze pokolenie spędza piękne dni Teraz tu żyjemy my, teraz tu żyjemy my. Lasy, piękne okolice, pośród nich Kępice Czy ktoś o nich wie? Lasy, piękne okolice, tu leżą Kępice, Za to kocham je. Słowa napisała Elżbieta Mazur-Sołtysik na 40-lecie nadania praw miejskich Kępicom. 56 Wspomnienia Pani Teresy Pieślak Rodzina państwa Pieślak przybyła z terenu dzisiejszej Białorusi z Porzecza, spod Grodna. Na migrację zdecydowali się w wyniku postawionego przez sowiecki reżim ultimatum: przyjęcie obywatelstwa rosyjskiego, bądź wyjazd do Polski w nowych, powojennych granicach. Ponieważ czuli się polskimi patriotami, a pan Pieślak - żołnierz Armii Krajowej nie wrócił jeszcze z wojennej zawieruchy - pani Bronisława Pieślak z sześciorgiem dzieci ruszyła wraz z rodzinami z Grodna m.in. p. Nowakowskich i p. Maciukiewiczów, tym samym czerwonym wagonem, w podróż w nieznane. W trakcie tygodniowej podróży rozglądali się za swoim nowym miejscem na ziemi. Tak dotarli do Miastka. Miastko pełne było Rosjan, wszędzie słychać było rosyjski język, więc przestraszyli się - „jaka to Polska?" PUR proponował także Businko, więc p. Pieślak zostawiła w wagonie na kolejowej rampie dzieci i przyjechała obejrzeć to miejsce. Miejscowość oczarowała panią Bronisławę. Zadbane domy i ogrody, sam zapach: kwiatów, warzyw i owoców - jak w bajce. Takie były pierwsze wrażenia i one zdecydowały o wyborze Businka. 1. maja 1946 r. ciężarowy samochód PUR-u przewiózł rodzinę wraz ze skromnym dobytkiem, w tym psem i kotem, z rampy kolejowej w Miastku do Businka na ulicę Blumenstrasse /dzisiejszą ul. Wojska Polskiego/ do domu, w którym na pięterku mieszkała jeszcze około pół roku Niemka z synem Joachimem, 2 łata młodszym od p. Teresy. W pierwszych tygodniach dzieci nie były wypuszczane poza ogrodzenie, matka chroniąc dzieci zamykała furtkę, ponieważ lęk, niepewność nowego miejsca i ludzi, budziły w osadnikach duże obawy. Rodzina p. Pieślaków była wszak trzecią polską rodziną w Businku /wcześniej były rodziny p. Muzyków/, pełnym jeszcze niemieckich mieszkańców. Panował duży ruch ludności, codziennie przybywała jakaś polska rodzina /np. p.Jaworskich i Fryszkowskich/, natomiast dla opuszczających osadę Niemców podstawione były na stacji kolejowej czerwone wagony, do 57 których mogli zabrać dobytek, jaki udało im się w ciągu 15 minut spakować, toteż w oczach dzieci utkwiły obrazki, jak Niemcy na ulicy podawali sobie z rąk do rąk pakunki, żeby było szybciej, a niektórzy z nich grozili:"my tu jeszcze wrócimy". Kiedy zmarła matka 9-letniego Joachima, jej pochówkiem zajęły się Irma i Edyta Rojahn, młode Niemki mieszkające przy stacji,/ które później wyszły za mąż za panów Retke i Strzeleckiego i do śmierci mieszkały w Kępicach/, a mały Joachim jeszcze trzy miesiące mieszkał przy rodzinie p. Pieślak przyjaźniąc się z dziećmi, po czym ciotka z Osowa zabrała go do siebie, a następnie wywiozła do Niemiec. Życie w pierwszych miesiącach było trudne. Z chwilą opuszczania osady przez Niemców wszystko zostało polikwidowane. Nie było sklepu, więc p. Pieślak z p. Nowakowską - sąsiadką spod Grodna - boso, po torach kolejowych chodziły do Słupska po chleb i inne najpotrzebniejsze do życia sprawunki nawet jeszcze do lat 50-tych, a dzieci od rolnika z Podgór dźwigały mleko, z którego bywało że zanim go dowlokły, zrobił się twaróg. Początkowo nie było żadnej administracji, był jeden policjant na całą gminę, nie prowadził jednak dokumentacji, gdyż nie umiał czytać ani pisać. Skutkowało to takimi pomyłkami, że kiedy zmarł p. Teresy brat w 1947 r., to odnotowano to dopiero w 1948 i z taką datą, kiedy zaczęła już funkcjonować administracja. Komunikacja również była fatalna. Przed śmiercią brata wezwano przez jedyny telefon na stacji, pogotowie ratunkowe - przyjechało trzy dni po pogrzebie chłopca. Raz w miesiącu przyjeżdżał na kobyłce ksiądz Korecki, by odprawić mszę w małym kościółku. Pierwsze nabożeństwa majowe odprawiała p. Bronisława Pieślak z dziećmi pod kościołem. Poruszyło to Niemkę opiekującą się kościołem i pewnego razu przyniosła i wręczyła p. Bronisławie wielki, ciężki klucz od kościoła, by mogli korzystać ze świątyni. Wraz z zasiedlaniem polskimi rodzinami, zaczęto organizować polską szkołę. Zajął się tym wojskowy - pan Stanisław Gierszewski, który już od maja do września 1946 roku odwiedzał polskie rodziny i zapisywał dzieci do szkoły. W roku szkolnym 1946/1947 rozpoczęło naukę ośmioro dzieci, w tym troje z rodziny p. Pieślak. Pan Gierszewski jako pierwszy nauczyciel, rekrutacji do poszczególnych klas dokonywał w taki sposób, że dawał do przeczytania bajkę J.Ch. Andersena. Kto czytał płynnie - zasiadał w trzeciej ławce i była to zarazem trzecia klasa. W ten sposób p. Teresa Pieślak trafiła od razu do klasy trzeciej. Zajęcia w czterech oddziałach, jakie zapoczątkowały szkołę, odbywały się w jednym pomieszczeniu, w prawym skrzydle szkoły, gdyż parter od czerwca do września był opróżniany, sprzątany, remontowany po wojskowym sztabie. Robili to polscy rodzice wraz z Niemkami i niemieckimi chłopcami. Potem nauka odbywała się na parterze budynku szkoły /dzisiejszego gimnazjum/, gdyż na piętrze nadal składowany był sprzęt wojskowy, materace, koce, itp. i dzieciom nie wolno było tam wchodzić. Co nie znaczy, że nie zdarzało im się powyciągać poniemieckich hełmów i biegać w nich po boisku. 58 W miarę jak przybywało polskich rodzin i dzieci, rodzice uprzątali kolejne pomieszczenia na sale lekcyjne. W latach 50-tych uczyło 3 nauczycieli: p. Stanisław Gierszewski, p. Władysław Trzebiński i p. Helena Brzostkowska. P. Teresa z koleżanką ze względu na ładny charakter pisma zostały wytypowane przez p. Trzebińskiego do wypisywania dowodów osobistych w mieszkaniu sołtysa Cieplińskiego na ul. Świerczewskiego 12. Wielu osadników utraciło w czasie wojny dokumenty, a nowe dowody wypisywane były na podstawie tego, co ludzie mówili. Już w szkole objawiały się talenty p. Teresy Pieślak społecznikowsko-organiza-cyjne: założyła pierwszą drużynę harcerską, oraz artystyczne - świetnie grane role w kółku dramatycznym, co z czasem zaowocowało wielkimi kreacjami w Amatorskim Teatrze Dramatycznym, np. Amelii i wielu innymi. Matka. p. Pieślak poprzez Czerwony Krzyż odnalazła męża, który wiosną 1948 r. dołączył do rodziny. Zaczynało się normalizować codzienne życie polskiej społeczności. Pan Pieślak otrzymuje od sołtysa Podgór, p. Robaszkiewicza źrebacz-ka, który hołubiony, bawi się z dziećmi i wyjada im z talerzy, a kiedy wyrasta na konia, służy do orania, uprawiania dużych wtedy ogrodów, własnego i sąsiedzkich za produkty żywnościowe. Z początkiem lat 50-tych u kilku rodzin hodowane było około 20 krów, bywało że krowa-żywicielka trzymana była w jednym z pokojów domu mieszkalnego. Jeździło się wtedy /jeśli ktoś miał/ wozem konnym lub rowerem, najczęściej poniemieckim - to też był już luksus. Papiernia przez Niemców pozostawiona była z kompletnym wyposażeniem, dzieci często biegały się tam bawić. Przynosiły do domu rolki banknotów do zabawy, za co obrywało się rózgą od matki, która nie pozwalała im tak oddalać się od domu. Z czasem, po wyszabrowaniu maszyn i urządzeń częściowo przez wojsko rosyjskie, a resztę przez polskich szabrowników, postanowiono budynki papierni przystosować na garbarnię. W zw. z tym zaadaptowano budynek z pruskiego muru /dzisiejszy blok przy ul. M. Buczka 3/ na zakład penitencjarny, a więźniowie pracowali przy budowie zakładów garbarskich. Budowa ta ściągnęła wielu fachowców z innych stron Polski - kolejnych mieszkańców osady. Życie towarzyskie w pierwszych latach ograniczało się do spotkań w domach prywatnych. Z czasem młodzież urządziła w poniemieckim „Jugendhause" / dziś ul. Podgórna 5/ harcówkę, w której drużynę żeńską prowadziła p. Teresa Pieślak, a męską p. Cichy. W soboty i niedziele w harcówce odbywały się potańcówki, na których przygrywał do tańca p. Seweryn, a rodzice przygotowywali w domach chrusty, gotowali herbatę i w wiaderkach dostarczali do harcówki. Pierwszą świetlicę organizowali p. Helena Nowakowska i p. Stanisław Bohat-kiewicz w udostępnionej przez komitet PZPR salce na rogu, jak się pod wiadukt schodzi. Tam odbywały się pierwsze zajęcia teatralne, które z czasem zaowocowały już jako Teatr Amatorski prowadzony przez p. Bohatkiewicza wieloma sukcesami na skalę krajową. 59 Pani Teresa Pieślak aktywnie działała na wielu płaszczyznach, poczynając od młodzieńczych lat w harcerstwie, poprzez zaangażowanie w budowanie zrębów życia kulturalnego, jako świetna aktorka, długoletni pracownik opieki zdrowotnej, działalność w PCK, po przewodniczenie od 1969r. Lidze Kobiet. 60 Wspomnienia Pana Wiktora Jaworskiego P. Wiktor jako 7-letni chłopiec przyjechał z rodziną do Businka 3.V.1946r. Matka p. Wiktora była nauczycielką i dostała z Warszawy nakaz organizowania szkolnictwa na tych terenach, m.in. szkoły w Podgórach -/ Podgóry przed wojną były dużą wioską z brukowanymi ulicami/, oraz domu dziecka dla sierot wojennych, który wg założeń władz oświatowych miał być dużym domem dziecka i mieścić się w Businku, w ośmiorodzinnych blokach przy ul. Lenina. Rodzina Jaworskich przyjechała do Businka 2 dni po rodzinie p.Pieślak i dziadkowie p. Szyderscy zajęli dom nr 20 przy ul. Kwiatowej /dziś Wojska Polskiego/, a p. Jaworska z synem dom nr 9. W Businku byli dziewiątą polską rodziną. Pół roku później umiera matka p. Jaworskiego i p. Wiktor pozostaje przy dziadkach. W pobliżu, na tej samej ulicy, mieszkali panowie Zbigniew Strzelecki i Roman Retke, którzy potem ożenili się z siostrami Rojahn /Niemkami z Hammermiihle/. Zgodnie ze skierowaniem kierownika referatu oświaty w Miastku p. Gajdzi-cy, p. Jaworska objęła szkołę w Podgórach. Mieszkała w niej jeszcze Niemka, która przyjęta została przez p. Jaworską, jak członek rodziny, a jednocześnie pomagała w pracach domowych. Rodzinie przydzielono również Niemca do pracy w gospodarstwie, który robił m.in. masło, melasę z buraków itp., gdyż podstawą bytu były głównie własne produkty. 30.XI.1946r. zmarła p. Jaworska i m.in. w związku z tym upadły plany związane z domem dziecka. Na ul. Kwiatowej była duża pompa, którą obsługiwał dziadek p. Wiktora, a później p. Sieradzan. Z tej pompy ciągnięta była woda na piekarnię p. Bronka, a potem także na cały GS, bo pompa za siedzibą GS-u /ten mały budynek, co jeszcze stoi/ była zepsuta. 61 Pierwszym sekretarzem partii PPR był p. Kulikowski. Pierwszym wójtem dla Kępic jeszcze w Biesowicach był p. Jasłowski, a siedziba gminy mieściła się w głębi za plebanią, a właściwie pastorówką, gdzie później było założone przez PGR przedszkole. Sołtysem Kępic był p. Ciepliński, a jego zastępcą Grabowski, który za nadmierne picie alkoholu zdegradowany został na stróża składnicy. Na składnicy pracował Gryczenko, po przeniesieniu go na składnicę do Ciecholubia, jego miejsce zajął Fryszkowski, który z wykształcenia był agronomem i w poznańskiem miał kilkusethektarowy majątek skonfiskowany przez władzę ludową a tu prowadził składnicę. Ten człowiek miał talent do robienia pieniędzy, wręcz same pchały mu się drzwiami i oknami. Sołtys Ciepliński niejednemu się naraził, więc kiedy przestał być sołtysem i sprzedawał w sklepie na Sikorskiego 5, przyszedł klient, zrobił wielką torbę zakupów i sypnął stos groszy, które od dłuższego czasu na tę okoliczność zbierał. Satysfakcję z jego odwetu zrozumieć można dopiero, kiedy weźmie się pod uwagę wielkie w tamtych czasach kolejki w sklepie i zniecierpliwienie ludzi, czekających na policzenie groszy. W halach papierni jeszcze przed zielarnią był skład mebli i innych dóbr poniemieckich, zwożonych z domostw i dworów z całej okolicy. Zarządzał tym oddział powiatowy PUR, a kierownikiem składu był p. Roman /także magazynów zbożowych/. P. Roman zajmował parter domu przy ul. Buczka 2 i miał duży ogród. Meble ze składu można było kupować, ale co ładniejsze i cenniejsze egzemplarze wybierali sobie oficerowie wojsk sowieckich i przedstawiciele naszych nowo tworzonych władz powiatu i wyższych. Niemcy obok papierni mieli szpitalik przyzakładowy, zlokalizowany, tam gdzie obecnie remiza strażacka, bowiem zapewne w tego typu produkcji było wiele wypadków. Przy Placu Wolności, w miejscu obecnego komisariatu stał duży, ładny budynek w kształcie litery L, bogato wyposażony, który został doszczętnie zdewastowany, podpalony i wreszcie rozebrany. Północną część Kępic oddzieloną drewnianym parkanem zajmowali rosyjscy wojskowi. Na piętrze budynku „po więźniach" /Buczka 3/ Rosjanie mieli sklep, w którym można było nabyć takie wówczas rarytasy, jak żorżeta na suknię, lub nylonowe pończochy. Chętniej sprzedawali Niemcom, niż Polakom, ale dzieciom polskim nie robili trudności. W tym budynku mieszkali też szeregowi wojskowi, natomiast wyższa szarża zajmowała domy na ul. Podgórnej, po której drewniane schody prowadziły aż do budynku „starogardzkiego", gdzie po byłej siedzibie najpierw „Jugendhaus", później „Hitlerjugend", rosyjscy wojskowi bawili się. Mieli tam kino, bufet dobrze zaopatrzony, salę do tańca i sprowadzali sobie młode Niemki. 62 Zwyczajowo przyjęta nazwa „starogardzki" wzięła się stąd, że Starogardzkie Zakłady Obuwia wykupiły, bądź dzierżawiły w 60-tych latach ten budynek na kolonie letnie dla dzieci swoich pracowników. Stara stołówka na Placu Wolności powstała jak bydgoska firma budowała garbarnię. Budynek, po którym dziś nie ma śladu, był w kształcie litery C i stał w miejscu przedszkola, sięgając jednym skrzydłem Placu Wolności. Mieściła się w nim stołówka i część hotelowa, w której mieszkali robotnicy. Kadra natomiast mieszkała w „ willi" i w wynajętych kwaterach. Później zarówno stołówka, jaki hotel robotniczy służyły pracownikom garbarni. W stołówce organizowane były zabawy i bale sylwestrowe. Zlikwidowano ją z chwilą wybudowania nowej przy ul. M. Buczka, natomiast budynek długo jeszcze wykorzystywany był na mieszkania. Drugi budynek, po którym nie został ślad, to wybudowany obok garbarni na mieszkania dla pracowników „barak". W 1948/1949r. w Kępce Niemiec Szarbatke, którego kilka osób wspomina jako ludzkiego i bardzo przyzwoitego człowieka, przyczynił się do uruchomienia zakładów naprawczych dla okolicznych PGR-ów. Był to POM Kępka, w którym prowadził i rozwijał sport p. Brodowski. POM dysponując transportem, woził piłkarzy na mecze do odległych nawet miejscowości. Wyprawa ciągnikiem na mecz do Świdwina trwała 7 godzin, ale piłkarze jeździli chętnie i często, bo mieli świetne wyniki. Z czasem w Kępce powstał spory hotel robotniczy ze stołówką, a po POM-ie, około 1954r. Szarbatke przyczynił się do uruchomienia w Kępce filii Słupskich Fabryk Mebli, którą później przejęło Chełmno na Fabrykę Akcesoriów Meblowych. W Kępicach sport kwitł na składnicy za torami. Tam było boisko do siatkówki i korty tenisowe, które urządzali panowie Pruski i Suzański - to byli organizatorzy sportu. Suzański - były wojskowy, obwieszony był medalami do samego pasa. Zapał do sportu był znaczny, ale boisko na piłkę nożną było za małe, toteż w latach 1962 - 1963 przystąpiono do karczowania i porządkowania terenów porośniętych samosiejkami brzozy i sosny, w miejscu dzisiejszego osiedla im. T. Bielaka W garbarni klubowi sportowemu prezesował p. Kowacki, po nim Szparaga. Później nastąpiło załamanie w kępickim sporcie i reaktywował go p. Ryszard Śnie-gulski. Dobre przygotowanie sportowcom dawał trener, który odbywał karę w więzieniu i trenował klub garbarski. Na ul. Sikorskiego 6 była pierwsza restauracja Pietronia, który zlikwidował ją i wyjechał, jak się zaczęła konkurencja rozwijać. W 1948 już funkcjonował naprzeciwko sklep bławatny, a na Szkolnej 3 był sklep kolonialny, którego właściciel mieszkał na górze, nad sklepem. W budce /w miejscu pawilonu/ urzędował trochę fryzjer. Później fryzjerka p. Holcowa strzygła na Kościelnej i na Niepodległości. Na Mickiewicza 30, można powiedzieć, że pierwsza przychodnia była, bo położna Chybowa pracowała dzień, czy noc i była pomocna na wszystkie bolączki. Dopiero później nastał felczer Sowa. W razie nagłego przypadku dentystycznego, z pomocą przychodziła p. Pryncowa. Była ona pierwszym naczelnikiem poczty, wdową 63 po dentyście, który zginął na wojnie. Kobieta ta była potężnej postury, przy mężu napatrzyła się na jego robotę, więc w razie potrzeby rwania zęba, wlewała delikwentowi pół szklanki wódki, siadała mu na kolanach i pytała który ząb boli. Wyrywała obcęgami i trzeba przyznać skutecznie. Równie potężną jak tur, była kobieta - prezes GS-u w latach 50-tych, miała drobnego, niepokaźnego męża i okropnie go lała. Fakt ten był znany wszystkim w osadzie, więc aby podnieść autorytet męża, umówili się oboje, że którejś niedzieli po wyjściu z kościoła, żeby było przy tym jak najwięcej świadków - mąż pobije lekko żonę na pokaz, udowadniając swą dominację w związku. Tak też zrobili, z tym że mężczyzna rozsierdził się przy tej czynności i sztachetą spuścił pani prezes takie manto, że ona już nigdy więcej nie podniosła na niego ręki. Ale początki GS-u, to panowie: Bulak, Lewantyński, Lewandowski, który później został kierownikiem pierwszej stołówki przy pl. Wolności. W/g p. Jaworskiego Niemcy mieli dwa CPN-y: jeden przed budynkiem na ul. Sikorskiego^, drugi przy tej samej ulicy pod nr 5. Zaraz na początku w kaplicy żołnierze rosyjscy trzymali konie. Potem jak już kaplica służyła swoim celom, przyjeżdżał na kobyłce kapelan wojskowy - ksiądz Korecki nabożeństwa odprawiać raz w tygodniu, najpierw z Miastka, bo w Bieso-wicach plebanię wciąż pastor zajmował i licznym jeszcze Niemcom służył, potem z Biesowic, które były parafią dla Kępic. Pod domem kultury w miejscu poniemieckiej rozlewni wód p. Garstka uruchomił rozlewnię i produkował tak cieszącą się wtedy popytem lemoniadę. Dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale około 1949r. w Kępicach było prawie 80 krów i nawet dwóch pastuchów do przeganiania i pilnowania stada. Właściciele bydła przyprowadzali je na plac w miejscu dzisiejszego bloku „patronackiego", a stamtąd pastuch gromadzki Stokowski i stróż gromadzki Durzyński, zabierali je na wypas. W latach 50-tych bydła było około 50 sztuk i właściciele zajmowali się sami swoim inwentarzem. Najpóźniej zajmowane ośmiorodzinne bloki przy ul. Niepodległości jeszcze w latach 60-tych ziały oknami bez szyb pustych mieszkań. W Kruszce rozgałęzienie nurtu Wieprzy pozwalało Niemcom na zainstalowanie trzech turbin. W miejscu garbarni p. Cichockiego były baraki, w których mieścił się obóz jeniecki, a jeńców wykorzystywano do pracy. Kępice w czasie wyzwalania nie ucierpiały tak wiele, gdyż Niemcy przygotowywali się na odpór wojsk rosyjskich od strony szosy ze Słupska. Tam przed mostem przy wjeździe do Kępic budowali fortyfikacje i zamierzali wysadzić most, odcinając drogę. Tymczasem Rosjanie zaskoczyli ich przypuszczając szturm z lasu od strony Sławna, Łętowa i to na domach przy Placu Wolności można było widzieć ślady kul. Wysiedlani Niemcy bywało, że byli na piechotę przez las pędzeni do szosy w Łętowie i dalej na kolej do Sławna, kiedy tory w Kępicach zajęte były przez Rosjan transportem wyszabrowanego mienia. 64 Kiedy rodzina p. Jaworskiego kupiła od Rosjan, ze wspomnianego składu w papierni dla ciotki pianino, na drugi dzień przyszedł żołnierz starszy rangą i je odebrał. Tak niepewne były robione z nimi interesy. Pan Wiktor jako chłopak ciekawy świata, ganiał po wszystkich zakamarkach z niemieckimi rówieśnikami i wiele dowiadywał się od nich, oraz ich rodzin Np. starsi Niemcy opowiadali, że wioski takie, jak Darnowo, Węgorzyno, Broczyna itp., były dla Niemców wioskami zesłańców. Niemieckie władze wysyłały tu takie rodziny, które nie radziły sobie w Niemczech, na dobrych gospodarstwach, nie wywiązywały się z zobowiązań wobec państwa. Wtedy kierowani byli na te tereny, dostawali dom i ziemię i mieli sobie radzić. Państwo nic nie chciało od nich, ale też w niczym im nie pomagało. Chyba, że dali radę wyprodukować więcej, niż na swoje potrzeby, to państwo zobowiązane było skupić nadwyżki. O życiu w Hammermiihle mówili, że kto pracował w papierni, temu się dobrze powodziło, ale ten, kto utrzymywał się z pracy na roli; w lesie i składnicy - ten żył bardzo biednie. 65 Wspomnienia Pani Heleny Zadarko Pani Helena z domu Jaromij urodziła się 17.VII.1929r. i mieszkała we wsi Paszowa w pobliżu Leska w Bieszczadach. Jej rodzice wcześniej do Ameryki wyjeżdżali, tam się pobrali i dorobili, aby wrócić w rodzinne strony i wybudować dom. Drugi dom zbudowali dla starszej siostry p. Heleny, która za mąż wyszła. W 1941r. Niemcy zabierali młodych ludzi i wywozili do pracy. M.in. zabrali drugą siostrę p. Heleny, która już nie wróciła po wojnie. Na zachodzie wyszła za mąż, a że jej mąż miał rodzinę w Kanadzie, wyjechali do Kanady i z czasem ściągnęli tam dzieci p. Heleny. P. Helena trafiła na tereny gminy Kępice w ramach akcji „W" w maju 1947r. Ostatnie lata wojny i pierwsze po wojnie, w rodzinnych z dziada, pradziada stronach były pełne strachu i bólu. W dzień wojsko, w nocy partyzantka - nachodzili ich i tak dokuczali, że nie dało się żyć. Potrzebowali żywności i odzieży, a kiedy już nie było czym się dzielić, zabierali resztę, nie bacząc na to, że rodzina nie ma z czego żyć. Zarekwirowali konia i krowę, straszyli. Początkowo ludzie we wsi wartę trzymali i biciem w dzwony ogłaszali alarm, żeby mieszkańcy zdążyli się schować. Potem najścia były zbyt częste. Rodzina p. Heleny i wiele innych nocowali w polu, żeby we śnie ich nie spalono. Z pól widzieli po nocach ogień, jak to tu, to tam pali się wieś. 28 kwietnia 1947r. zabrani zostali z domu przez wojsko i pieszo szli 10 km na plac ogrodzony drutem kolczastym w Olszanicy. Na ten plac miejscowa ludność nazwoziła ziemniaków, żeby wygnańcy mieli czym przeżyć w drodze. Siostra p. Heleny - Anna Łyszyk, która była wysoko w ciąży, zaczęła rodzić. Jej mąż Jan obszedł kilka domów, nim udało mu się uprosić jedną z rodzin, by pozwolili żonie w domu na zasłanej słomą podłodze urodzić synka. Bez wody, bez możliwości umycia, załadowani na towarowe wagony jechali 9 dni w nieznane. Ryczało nie pojone bydło. Przesiedleńców z akcji „W" na ogół rzucano gdzie ziemia najlichsza, gdzie największe dziury i chałupy bez drzwi i okien. 66 Wyładunek nastąpił w Korzybiu. Rodzina p. Heleny miała jeden swój wóz i trochę ziemniaków zabranych na drogę jeszcze z placu w Olszanicy. PUR dał im drugi wóz, bo rodzina była liczna: babcia, dwoje rodziców, p. Helena, jej siostra z mężem i dwójką dzieci, w tym maleńkim Adasiem urodzonym w oczekiwaniu na transport. Jechali więc przez Barcino, Obłęże, Kępice, Biesowice do Ciecholubia, bo tam w łąkach, poza wsią, naprzeciw młyna mieli przydział. Ziemia była słaba, pola pozarastane chwastem, lecz przesiedleńcy z akcji „W" nie mieli prawa o nic się upominać. Trzeba było być samowystarczalnym, a żeby zarobić parę groszy na to, czego samemu nie dało się wyhodować, ojciec chodził na zarobek do Biesowic, do sołtysa, szwagier koniem w lesie pracował. Po najpilniejsze zakupy na piechotę do Biesowic chodzili, a ważniejsze sprawy załatwiali w Miastku. Las i składnica drewna były ratunkiem przed biedą, dorabiali ręcznie ładując wagony. Pani Helena na szkółkę do lasu chodziła zarabiać i na składnicę, a potem dojeżdżać zaczęła do Słupska do pracy w sklepie. Tam poznała p. Zadarko, za którego w 1956r. wyszła za mąż. Pan Zadarko pracował w Kruszce, potem w garbarni, więc zamieszkali w Kępicach. P. Helena przez 16 lat trudniła się chałupnictwem z miasteckiej fabryki rękawiczek. P. Helena pamięta, jak w pierwszych latach po przybyciu tu, majątek w Ciecho-lubiu użytkowali Rosjanie, cały był przystrojony gwiazdami i rosyjskimi flagami. Biesowice natomiast były w polskim władaniu. Początkowo jako majątek, potem PGR, urządzali huczne dożynki dla wszystkich okolicznych wiosek. Było to dużą atrakcją i dobrą zabawą przy tak trudnym bytowaniu na co dzień. Pani Helena pamięta, że po przeprowadzce, w Kępicach w 1956r. na ul. Niepodległości p. Szybilscy sklep prowadzili, a obok p. Pufelska prywatny sklep mleczarski miała, do którego z Podgór i Janiewic rowerem mleko w kanie przywoziła. W połowie głównej ulicy był wiecznie cieknący kran z wodą, służący okolicznym mieszkańcom. W blokach-ośmiorakach było jeszcze dużo pustych mieszkań, bez drzwi i okien. W miarę, jak ludzie się sprowadzali, zajmowali je i remontowali. A jak już garbarnia ruszyła i pracowała na trzy zmiany, to były dobre czasy. Wszyscy mogli pracować, zarabiać, to i bawić się chciało. Na 1-go Maja zjeżdżały się przystrojone, umajone furmanki, p. Durzyński bigos gotował - piękne święto było. I żyło się weselej, bardziej towarzysko, mimo że ta właśnie grupa społeczna, z akcji „W" dość długo była izolowana i czuli się dyskryminowani. Kiedy na zabawę zjechało ich się kilkoro młodych i chcieli pośpiewać, wygwizdano ich i uciszono. Pierwsze lata bardzo trudne były. Zarówno pod względem warunków bytowych, jak i stosunków międzyludzkich. 67 Wspomnienia Pań: Zofii Krajewskiej i Urszuli Borsuk Pani Zofia Krajewska ur. 10.06. 1921r. w Pucku, do Kępic przybyła latem 1946r. z Iławy za mężem, gdyż pan Jan Krajewski już w 1945 r. jesienią został tu skierowany przez kolej do pracy - m.in. w celu elektryfikacji, którą w pierwszym etapie przywracali kolejarze. Najpierw jedną noc spędziła na stacji w Zielinie, a następnie do Businka. /Businko prawdopodobnie od nazwiska rosyjskiego majora wyzwalającego te tereny - Businkowa/ Pan Krajewski, kiedy jeszcze był tu sam, mieszkał u Niemki na ul. Wojska Polskiego, która gotowała mu obiady. Nie można jednak było żyć w nieskończoność na dwa domy, więc zabiegał o ściągnięcie żony z 5-letnią wówczas p. Urszulą. Kiedy przybyła żona, zamieszkali pierwotnie na ul. Mickiewicza. Osiedlał ich sołtys Ciepliński. Pani Zofia trzykrotnie uciekała stąd w rodzinne strony, bała się bo wokół tylko las i Niemcy, bo bardzo nie podobało jej się zajmowanie cudzych domów, w których jeszcze mieszkali właściciele - głównie starcy, ko-biety-wdowy i dzieci. Przeżywała opowieść Niemki o tym ile wyrzeczeń kosztowała ich budowa domu, kiedy pracowali w papierni i odmawiali sobie wszystkiego, budując dom. Po kolejnej ucieczce p. Zofii, p. Jan zdecydował się na zajęcie mieszkania w opuszczonych już i zrujnowanych, a następnie wyremontowanych domach, które przejęła kolej. W ten sposób państwo Krajewscy, którzy byli jednymi z pierwszych osadników, nie zostali właścicielami któregoś z domków, lecz zajmowali skromne kolejowe mieszkanko, by z czasem w 1972 roku wykupić spółdzielcze mieszkanie w bloku. Papiernia była pozostawiona z pełnym wyposażeniem, dzieci chodziły tam buszować, bo było mnóstwo różnego papieru bardzo dobrej jakości. Pani Zofia wspomina, że w Kępicach po działaniach wojennych były ślady po bombach w 3-4 miejscach: m.in. na ul. Wojska Polskiego, Kościelnej, Niepodległości, gdzie zrujnowany został nie istniejący już jeden z budynków ośmiorodzinnych, za którym to znajdowała się stajnia z końmi PTL-u i GS-u, którymi opiekował się 68 Peterson, a wiele lat później urządzony był park, w którym drzewka i krzewy sadzili uczniowie Technikum Leśnego. Przy torach na wysokości dzisiejszego cmentarza, tam gdzie stoi „Diana" znajdował się poniemiecki tartak. Początkowo w części Businka nie było prądu, został doprowadzony z elektrowni znajdującej się na terenie papierni. Do mieszkania p. Krajewski pociągnął linię ze stacji kolejowej i to, poza społecznikowską postawą p. Krajewskich spowodowało, że ich mieszkanie służyło za pierwszą świetlicę. P. Krajewski na głos czytał książki, a zebrane kobiety robiły na drutach i słuchały. P. Urszula zapamiętała nawet jeden z tytułów czytanej książki - był to „Ból matki". Początkowo nie było żadnej opieki lekarskiej, ani sklepów, chleb pieczono w domu, po mleko dzieci chodziły do gospodarzy w Warcinie i Podgórach. Z czasem pojawiła się położna, a w 1947r. p. Nowakowska założyła koło PCK i poprzez nie ściągnęła położną i lekarza. W latach 1947/48 żona rosyjskiego majora prowadziła sklep na dzisiejszej ul. M. Buczka 3, drugi sklep spożywczy prowadzili Jasłowscy w miejscu dzisiejszej siedziby GS. Niemcy w tych sklepach często kupowali towary za obrączki i inne wartościowe przedmioty. W miejscu apteki na ul. Szkolnej pewna rodzina Kozłowskich miała sklep z meblami, sprzętem gospodarstwa domowego, oraz innymi pozostałościami z poniemieckich domów. Z powiatu z Urzędu Likwidacyjnego przyjeżdżali urzędnicy, którzy stemplowali w domach poniemieckie meble i kazali osadnikom za nie płacić. Na Małej Rosji stały 3 lub 4 domy należące do papierni. Prawdopodobnie stało także kilka domków w miejscu późniejszych magazynów garbarskich : tu na górce przed „Willą". Na Chomnicach natomiast poza leśniczówką, stał dziesięciorodzinny budynek, a po drugiej stronie tej dróżki, obok ogródków działkowych - piękne ogromne stajnie z czerwonej cegły. Polacy początkowo żyli „na walizkach", bo obawiali się powrotu Niemców. Ci, co zostawili mienie za Bugiem, dostawali domy w zamian, inni przesiedleńcy musieli przydzielone domy spłacać. Po rozszabrowaniu przez Rosjan maszyn papierni, urządzono w części pomieszczeń sortownię ziół, p. Krajewska jakiś czas tam pracowała, pracowały także Niemki, a brygadzistką była M. Bommer. Za torami były duże magazyny GS-u, do których w latach 1949/50 zbierano zboże od okolicznych rolników, za które rolnicy otrzymywali olej, cukier, miód. Widok był sielski, kiedy furmanka za furmanką jechały ulicami Kępic do magazynów, gdzie kierownikiem był Roman. Ziemia za torami, na składnicy była jeszcze bardziej czerwona niż dzisiaj i uprawiano tam ziemniaki, a część terenu służyła jako boisko sportowe, z którego często i chętnie korzystano, a Jan Krajewski był głównym organizatorem zrębów sportu w Businku, w związku z czym p. Krajewska miała mnóstwo prania po każ- 69 dym meczu. Organizował także festyny, na których fantami były kury, króliki itp., a dochód przeznaczony był na stroje dla sportowców. „Willa" najpierw stała pusta,, a kiedy w 1954 r. zaczęto organizować garbarnię, mieszkała tam kadra m.in. dyrektorzy, inż. Stawiński. Pierwsze przedszkole z sześciorgiem dzieci zorganizowane było w prawym skrzydle szkoły, później przeniesione było do budynku na rogu ulic Szkolnej i Mickiewicza. Pierwotnie Bronk miał piekarnię tu gdzie obecnie poczta, a w budynku obok była masarnia ze słynnymi ze smaku na całą okolicę wędlinami. Śmielewskiego. Z czasem zorganizowano pocztę, gdzie wiele lat przepracował p. Franciszek Mania. Piekarnia natomiast była w starym budynku Urzędu Miejskiego, a naprzeciwko po drugiej stronie głównej ulicy, sklep z jej wyrobami. Na dole siedziby GS-u była restauracja, naprzeciwko po drugiej stronie ulicy prywatną restaurację miał Pietroń. Przy ul. M. Buczka 3 na bazie jednego z ośmiorodzinnych budynków, gdzie wcześniej był sklep Rosjan, w 1954r. przyjeżdżający ze Słupska więźniowie z małymi wyrokami pracowali przy adaptacji tego budynku na zakład karny. A z czasem, gdy więzienie już funkcjonowało, więźniowie pracowali przy rozbudowie garbarni, uruchamiano linię produkcyjną nr 2. W sali kina była sala taneczna, a dół obecnego MGOKu zajmowała kuchnia, w której również p. Krajewska pracowała. Gotowano tam dla dzieci z kolonii z Wrocławia. Dzieci sypialnie miały w pobliskim budynku przy ul. M. Buczka 2. Dopiero później na dole domu kultury była rozlewnia piwa i wód gazowanych. Pani Urszula Borsuk jako 5-letnie dziecko, szybko nawiązała kontakt z niemieckimi dziećmi, nauczyła się języka niemieckiego bawiąc się z nimi i jeszcze po latach utrzymywała kontakty listowne, kiedy Niemcy opuścili te tereny. Chodziła często nad rzekę, gdzie na ul. Kopernika mieszkał Niemiec - szewc Lallowski. Można było się z nim porozumieć, bo mówił trochę po polsku, a dzieci bawiła jego łamana polszczyzna, poza tym opowiadał ciekawe historyjki, trochę strasząc jednocześnie dzieciaki tymi opowieściami, by ochronić swoje jabłka. Szewc Lalowski miał sad i na te jego jabłka zakradała się większość młodzieży kępickiej. Lallowski opowiadał, że Bismarck był masonem i potrafił być w kilku miejscach na raz. Kiedy wyjeżdżał i wiadomo było, że go nie ma - jednocześnie widywany był w kilku miejscach i sam Lallowski rzekomo go widywał. Wielu mieszkańców naprawiało buty u Lallowskiego, bo był bardzo przyzwoitym człowiekiem i dobrym szewcem. 70 Wspomnienia Pana Romana Bronka Najstarsza siostra p. Romana pracowała w PCK w Miastku i miała informację o piekarni do obsadzenia w Businku. Powiadomiła o tym rodzinę w Kościerzynie. Ojciec p. Bronka: Franciszek dostał od Starosty Powiatowego Kościerskiego nadanie w ramach akcji przesiedleńczej do Businka pow. Miastko, Pomorze zachodnie celem objęcia piekarni wraz z rodziną: żoną Martą, ośmiorgiem dzieci oraz inwentarzem żywym: 1 krowa, drób, 1 koza i martwym: bielizna, /pisownia oryginalna z zaświadczenia przesiedleńczego/. Pan Franciszek Bronk ze starszym synem rowerami przyjechali z Kościerzyny obejrzeć i uporządkować piekarnię i mieszkanie przed przyjazdem rodziny. Dwaj bracia p. Romana, którzy pracowali wcześniej u Niemca, zajmowali się m.in. psami tego Niemca i bawili się z nimi od szczeniąt. Kiedy Niemcy wyjeżdżali wielkie psy zostały p. Bronkom. Chłopcy zrobili trójkołowy wózek i takim psim zaprzęgiem przyjechali na tzw. Zachód. Matka z p. Romanem, który był najmłodszym synem p.Bronków, przyjechała pociągiem. P. Roman pamięta jej słowa, kiedy przesiadali się w Korzybiu: „Gdzie ten ojciec nas przywiózł w te dzikie lasy?" W Korzybiu na bocznych torach stało wiele zrujnowanych lokomotyw i wagonów. Pan Franciszek Bronk objął poniemiecką piekarnię znajdującą się za budynkiem poczty na ul. Sikorskiego 15, a zamieszkał z rodziną w obecnym budynku poczty, w którym później właśnie pierwsza poczta powstała i ma miejsce do dzisiaj. Woda do piekarni ciągnięta była ze studni na Wojska Polskiego. Mąkę natomiast na początku synowie p. Bronka przywozili z młynów w Podgórach lub Broczynie właśnie tym trójkołowym psim zaprzęgiem. Psy były duże i dobrze wypasione, bo sąsiadem był rzeźnik, więc był to niezły transport, najgorsze było to, że czasem po drodze trafiał się kot - wtedy zdarzały się niezamierzone przygody. 71 Nieco później zamawianą mąkę dostarczano z Miastka wagonem towarowym, jaki zawsze doczepiany był do osobowych składów. Obok przy mieszkaniu państwo Bronkowie mieli sklepik z wyrobami piekarniczymi. W 1949r. p. Bronk zamknął piekarnię na skutek wysokich domiarów podatkowych, zaczęły się niekorzystne czasy dla prywatnych przedsiębiorców, a przy tym powstała już piekarnia GS-owska przy u. Niepodległości 6 /siedziba gminy/. P. Bronk podjął pracę przy remoncie elektrowni w Biesowicach, a później wrócił do swego zawodu, ale już w GS-owskiej piekarni, której kierownikiem był p. Józef Zalewski. Pan Roman również uczył się zawodu piekarza i kiedy w latach 1962/64 pracował w piekarni na Niepodległości, pamięta jak więźniowie przychodzili po chleb na zaopatrzenie więzienia. Po p. Bronk w 1956r. na nowo piekarnię otworzył Suwalski, a po nim Gomułka. W sąsiednim budynku p. Gackowski miał masarnię, po nim prowadził ją Wacław Kasprzak o pseudonimie „Krzywousty" i dopiero potem przejął masarnię Śmielew-ski, który zatrudniał Niemca Sikorskiego - doskonałego fachowca, dzięki któremu wyroby masarnicze Śmielewskiego słynęły na okolicę. Na rogu przed wiaduktem /Sikorskiego 6/, za czasów niemieckich była apteka, o czym świadczyły pozostałe w piwnicach butelki i naczynia apteczne oraz książki medyczne. Tam w 1946r. Pie-troń założył restaurację, jakiś czas później został prezesem Gminnej Spółdzielni. Naprzeciw natomiast sklep spożywczy prowadzili p. Jasłowscy. Na Szkolnej 2 rybak p. Mechliński mieszkał na górze, a na dole miał sklep rybny. Zatrudniał Niemca Hope, który konną furmanką nad jezioro po ryby jeździł i często pana Romana zabierał ze sobą, a gdy ktoś chciał ryb kupić -udawał głuchoniemego i p. Romanowi kazał rozmawiać z klientem. Prąd był w Kępicach z miejscowej elektrowni. Zakład fryzjerski p. Holcowa najpierw miała na Kościelnej 9, a później w jednym z mieszkań na Niepodległości 9. Przy domu na Sikorskiego 12 Niemcy CPN mieli, p. Bronk pamięta, że dwa dystrybutory stały: na olej napędowy i benzynę. Na placu /gdzie Market Łobody i blok patronacki/ przed parkiem jeszcze, stał zrujnowany budynek i należące do niego murowane zabudowania gospodarcze, w których stajnie GS-u były i Pawlicki przy koniach był zatrudniony. Na placu tym był pierwszy spęd żywca, który później ulokowano przy wylocie z Kępic na Miastko. Mały domek na rogu Buczka i Kościuszki tzw. „rybny" - za Niemców był sklepem mleczarskim. Właściciel tego sklepu mieszkał tam, gdzie p. Bronkowie osiedli. W latach 50-tych w „rybnym" była siedziba straży pożarnej. Zanim zorganizowała się straż, każdy obywatel miał obowiązek iść do pożaru, jeśli bez usprawiedliwienia się nie zgłosił, mógł być ukarany. Dzieci polskie i niemieckie razem chętnie się bawiły. Wybierały się do Osiero-wa po barwnik w proszku, jaki po papierni w dużej ilości został. Po rozpuszczeniu go w wodzie otrzymywało się farbę fioletową w kolorze kopiowych ołówków, a dodając więcej wody - czerwoną. 72 Z takiej farby korzystali też często malarze pokojowi, stosując ją do wałków na ściany. Farba tak trwale wnikała w tynk, że pod tapetą w starych budynkach jeszcze dziś można znaleźć wzorki wałków. Niektóre z majątków obsadzone były przez Rosjan z tego powodu, że pędzili oni zabierane z poniemieckich majątków i gospodarstw stada bydła z zachodu na wschód. Co ileś kilometrów postoje robili, aby bydło się odżywiło i odpoczęło i gnali je dalej od majątku do majątku pod eskortą uzbrojonych Rosjan na koniach. R Bronk pamięta ten widok ogromnego stada - kiedy pierwsze krowy za Kępicami pod górę na Warcino szły, ostatnie jeszcze spod wiaduktu kolejowego wychodziły. W budynku rozebranej małej szkoły, w świetlicy stało pianino. R Nowakowska pozwalała zostawać p. Romanowi po godzinach, widząc jego zapał do muzyki, a on sam nauczył się grać na tym pianinie.. Jeszcze w 1949r. Rosjanie tu stacjonowali, bowiem p. Roman pamięta zabawę, którą zepsuło mu powodzenie u majorowej. Pan Roman przyjechał z wojska na przepustkę w marynarskim mundurze i poszedł na tańce. Rosyjski major wywijał kozaka , a żona majora zagięła parol na p. Romana i tak się zalecała, że p. Roman musiał opuścić wcześniej zabawę, żeby nie stracić życia. 73 Wspomnienia zebrane z Barcina „Barcino było piękną, zadbaną i rozwijającą się wsią, funkcjonującą prawie jak miasto..." tak wspominają Barcino mieszkańcy, którzy wprowadzili się tu około 1945 roku i później. Barcino było gminą, której podlegały miejscowości :Obłęże, Bronowo, Osieki, Kotłowo, Lisia Góra (w tej chwili znana pod nazwą Mielęcino), Radzikowo oraz Jabłonna. Życie w Barcinie toczyło się spokojnie. Wielu mieszkańców pracowało we wspaniale prosperującym PGR- ze. Znajdował się on w miejscu teraźniejszej, od niedawna nie działającej, gorzelni. „Teren PGR-u obejmował pola aż po Obłę-że, Bronowo, Kotłowo, Radzikowo i Jabłonnę. W samym PGR-ze znajdowało się 120 krów, dużo koni oraz od 3 do 4 traktorów. Obejmował on również w Kotłowo, gdzie była stołówka dla pracowników zatrudnionych w PGR- ze..." wspomina pani Chlebowa. Pracownicy mieli też zakwaterowanie w Barcinie. Inni mieszkańcy pracowali na własnych gospodarstwach. Największymi gospodarzami w latach 1945-60 byli panowie: Pietrowski, Lewandowski i Miśkiewicz. W Barcinie prosperowały również Kółka Rolnicze. Jedno z nich (w centrum wsi) działa do dzisiejszego dnia. Drugie znajdowało się na terenie obecnego gospodarstwa pana Miśkiewicza. Ważnym ośrodkiem znajdującym się w Barcinie był szpital, który jako zabytek stoi do dzisiaj. Mieszkało tam wielu lekarzy. Był to szpital chorób zakaźnych, a obok znajdowała się kostnica. Niektórzy mieszkańcy wspominają o podziemnym tunelu, który prowadził ze szpitala do pałacu , a dalej do kościoła i plebani, jednak są to tylko domysły, ponieważ wejścia zostały zasypane. W krypcie pod kościołem pochowani zostali ważni ludzie, których nazwisk niestety nie można ustalić, ponieważ wejście zostało zamurowane. Na placyku przed kościołem, w centrum Barcina, była fontanna. W pałacu jak wspomina pani Bojanowska, mieszkał dziedzic Carl Becker wraz z dwiema córkami i żoną. Gdy w Barcinie pojawili się Rosjanie, Becker otruł się 74 wraz z rodziną w pobliskim przypałacowym parku. Odratowano tylko jedną z córek, która do dziś żyje i mieszka w Niemczech. Siostra Beckera była kaleką i mieszkała w dworku na skraju lasu. „W pałacu po lewej stronie mieściły się biura, a także sale zebrań, na których odbywały się zabawy, na których bywałam..." przypomina sobie z uśmiechem pani Mielnikowa. Pałac otaczało wiele zieleni oraz piękna fontanna i łaźnie w parku. Całkowicie sprawnie funkcjonowała policja, która stacjonowała w centrum wsi. Podobno w późniejszym czasie została przeniesiona do budynku, który pełnił również funkcję plebani, później biblioteki oraz sklepu i klubu, które zdobił piękny sad. W budynku stojącym za Ośrodkiem zdrowia odbywały się przesłuchania. Z kolei pani Bojanowska wspomina, ze istniała również policja niemiecka, która mieściła się w budynku w naprzeciwko teraźniejszego ośrodka zdrowia. Budynek ten zamieszkany dzisiaj przez państwa Perlińskich służył również jako izba porodowa Wspomniany budynek ośrodka zdrowia w przeszłości pełnił zupełnie inną rolę. Była to elektrownia, która współpracowała z elektrowniami stojącymi za dworcem kolejowym. Pracownicy elektrownii zajmowali mieszkania znajdujące się nad teraźniejszym GS- em. W Barcinie nie brakowało również lekarzy. W dworku koło kościoła znajdowała się apteka, gdzie przyjmował doktor Domański z Kołczygłów. Pozostali lekarze mieszkali w budynku policji na górze (tzw. Dom Doktora). W budynku teraźniejszej leśniczówki przyjmowali dentyści - ojciec i córka. Później powstało tam leśnictwo, które prosperuje do dzisiaj. Z kolei w domu pana Krepicza mieszkało trzech weterynarzy., a później przez długie lata działało tam przedszkole. Budynek szkoły był nie rozbudowany . „Funkcjonowało tylko siedem klas..." wspomina pani Bojanowska. W piwnicy budynku dawnej masarni rozstrzelano 11 Niemców, których pochowano właśnie na terenie za szkołą pod dębami i sosnami. „Sprawa do dziś nie została wyjaśniona..." opowiada pani Mielnikowa, która kupiła budynek dawnej masarni. W centrum Barcina stała ogromna mleczarnia. W jej obrębie mieściły się również duży sklep masarniczy, pralnia i płatkarnia oraz „sklep ze wszystkim", jak stwierdziła pani Bojanowska. W późniejszych latach otworzono mniejszą mleczarnie w budynku mieszczącym piekarnię, której właścicielem był pan Krzeszczyk. W tamtych czasachBarcino było wsią gminną. Urząd gminy w Barcinie znajdował się w budynku późniejszego ośrodka zdrowia, a wójtem był Piotr Śledź z Obłę-ża. W tym samym miejscu funkcjonowała również remiza strażacka, gdzie swojego czasu wybuchł ogromny pożar, w którym zginęły dwie osoby. Nie wolno zapomnieć o sklepie z rowerami, który się mieścił w budynku dzisiejszej plebani, kiosku, który prowadził pan Szeszko, sali tanecznej (Kółko rolnicze) oraz sławnego na całą gminę kina, które znajdowało się koło kościoła. „Mieszkańcy chętnie bawili się na placu zagospodarowanym przez sołtysa, pana Śliwkę. 75 Odbywały się tam dożynki, festyny oraz świętowano np. 22 lipca" wspomina pani Mielnikowa. Wiadomo o istnieniu banku, który stał w miejscu dzisiejszego parkingu. Dowiadujemy się jednak, że „...za Niemców na placu koło remizy stał bank niemiecki..." . Tak wynika z opowiadań pani Mielnikowej, która niestety nie pamięta co przedstawiał postument na kamiennym bloku otoczonym trzema dębami. Pozostanie to tajemnicą... Z nieistniejących już budynków ważniejszymi były cegielnia i młyn. Po cegielni zostało już tylko puste miejsce, ale pani Mielnikowa pamięta jeszcze budowlę, która stała przed nowym cmentarzem. Młyn był okazałym gmachem, z którego niestety również niewiele pozostało. Mieścił się on za PGR- em w lesie nad rzeką. Tuż za nim rozciąga się piękny wąwóz oraz urodzajne pola i lasy mieszane. Poczta mieściła się w tym samym miejscu co dziś, podobnie jak tartak i dworzec kolejowy, który niestety już nie funkcjonuje. Pan Kowalewski wspomina: „Kolej była dużym przedsiębiorstwem. Jeździły pociągi osobowe i towarowe na trasie Lipusz - Darłowo. Stacja czynna była po wojnie...". W domu zamieszkiwanym przez pana Kowalewskiego mieściła się przechowalnia bagaży oraz zwierząt. Jeden z dróżników mieszkał na przejeździe do Bronowa, a drugi po lewej stronie na rozstaju dróg do Sławna i Słupska. Ich zadaniem było zamykanie znajdujących się w pobliżu szlabanów. Na terenie przyległym do kościoła znajdował się cmentarzyk otoczony drewnianym płotkiem. Pani Mielnikowa wspomina, ze w roku 1953 cmentarza już nie było, jednak w roku 1950 lub wcześniej utworzono nowy cmentarz przy drodze na Słupsk. Wiemy również o istnieniu dwóch niemieckich cmentarzy w drodze do Kotłowa, których pozostałości nadal można odwiedzać w pobliskim lesie. Stare cmentarze niemieckie otoczone były żelaznym ogrodzeniem z mosiężnymi bramami. Na grobach nie było pomników i stały tylko żeliwne krzyże. Przy każdym cmentarzu stała kapliczka. Barcino było również ważnym ośrodkiem handlowym. „W każdy czwartek odbywały się targi, na których gospodarze z Barcina sprzedawali swoje dobra i wyroby..." wspomina pan Kowalewski. „Spędy odbywały się na miejscu teraźniejszego Auto-Szrotu i jego okolic, a później wyroby zawoziło się na targ do Kępic..." opowiada pani Mielnikowa. Drogi były w podobnym stanie jak dziś, lecz nie oświetlone. Główna droga do szkoły wysypana była piaskiem i porośnięta trawą. Barcino tętniło życiem. Głównym miejscem rozrywki był klub, w którym młodzież i starsi zabawiali się grą w warcaby i szachy. Odbywały się tam też potańcówki, a w porze letniej festyny i zabawy wiejskie na świeżym powietrzu przy akompaniamencie harmonii. Lubiano również chodzić do kina. Hucznie świętowane były dożynki, a na wiosnę sadzono lasy. 76 Życie w Barcinie nie było usłane różami, ale ludzie radzili sobie, wspólnie pomagali, udzielali rad. Społeczeństwo było bardzo zorganizowane i pracowite. Jednak mieszkańcy powoli dorabiali się ciężką praca nowych nabytków: pierwsze fiaty i syreny w Barcinie posiadali pan Kowalewski, Sawka i Olechnowicz, a pierwszy telewizor nazywał się TOSKA. „Dopóki Barcino było zamieszkiwane przez Niemców dominowała wiara ewangelicka, a katolicy musieli chodzić na pieszo do kościoła w Słupsku..." wspomina pani Bojanowska. Relacje Polaków z Niemcami były dobre. Pracowali razem i dążyli do tego, by Barcino się rozwijało. Większość Niemców była bogata i to dzięki ich działalności w Barcinie powstawały nowe zakłady pracy i przedsiębiorstwa. Z kolei mieszkańcy Barcina bali się Rosjan, którzy w 1944 roku stacjonowali w Obłężu i wypędziwszy Niemców, zaczęli wszystko niszczyć. Jabłonna była pełna dobrobytu. Państwo Szynal hodowali tam około 40 sztuk bydła, po które przyjeżdżano samochodami zza granicy, co w tamtych czasach było nowością .W zamierzchłych czasach zdarzył się tam też przypadek otrucia matki z dwoma córkami, jednak jest to sprawa niejasna i nie wyjaśniona... W Kotłowie stał piękny pałac, w którym mieszkał hrabia von Aulock. Nad stawem odbywały się huczne zabawy, a w samym pałacu wspaniałe przyjęcia i bale. W późniejszych latach był on siedzibą szkoły, aż został rozebrany. Barcino i jego okolice to bez wątpienia pełne uroku i piękna tereny, ale również zabarwione tajemniczością i grozą...krążą pogłoski i legendy o duchach poległych żołnierzy niemieckich, którzy nawiedzają lasy w pobliżu starych cmentarzy, Kotłowa i młyna. Mieszkańcy Barcina wspominają dużego czarnego psa z łańcuchem na szyi, który błąkał się w okolicy wioski siejąc grozę i budząc niepokój... 77 Wspomnienia zebrane z Biesowic W 1946 roku w Biesowicach zaczęły pojawiać się pierwsze polskie rodziny. Jedną z nich byli państwo Zalewscy a dokładnie jako pierwszy przybył pan Cyryl Zalewski z córką Marią w maju 1946 roku. Pozostała część rodziny dołączyła do niego we wrześniu tego samego roku. Został on oddelegowany przez Inspektorat Szkolny w Miastku do Biesowic, celem zorganizowania szkoły powszechnej w tejże wsi . Zastał wówczas mało interesujący obraz budynku, nie do końca zniszczony , gdyż urzędował tam posterunek Milicji Obywatelskiej. I tak w dniu 4 czerwca 1946 odbyło się otwarcie szkoły z pierwszymi czteroma uczniami. Szkoła była wówczas nie tylko miejscem nauki., odbywały się w niej przeróżne spotkania towarzyskie, bale , w których udział brała cała wiejska ludność. Pan Zalewski posiadający jako jedyny we wsi radio, założył głośniki w poszczególnych domach i przez szkolny radiowęzeł, wspólnie z wójtem gminy p. Godzie-jewskim informowali mieszkańców o najważniejszych sprawach dotyczących wsi. W Biesowicach zaraz po zakończeniu wojny istniał kościół , w którym raz w miesiącu odbywały się msze , ponieważ ksiądz przyjeżdżał z Miastka. Dopiero w 1947 r., konno i z jednym dużym psem (to stanowiło cały jego dobytek} przybył ks. Edward Korecki. Do parafii Biesowice należały wówczas wszystkie okoliczne wsie : Barcino , Korzybie i Kępice. Do swych parafian z posługą kapłańską ksiądz dojeżdżał konno. W tymże samym roku zaczęła funkcjonować poczta biesowicka, którą kierował pan Brzeziński - jeden z pierwszych osadników. Na poczcie znajdował się aparat telefoniczny z którego korzystali mieszkańcy wsi. W pierwszych powojennych latach mieszkańcy Biesowic nie mieli bezpośredniego dostępu do fachowej pomocy medycznej. Najbliższy ośrodek zdrowia , jak i punkt apteczny znajdował się w Miastku i aby z niego skorzystać należało się tam dostać samemu. Jedynym transportem były konie i kolej. 78 Co cztery lata do wsi przyjeżdżał autobus, który wyposażony był w aparat do prześwietlania płuc. Pierwsi lekarze pojawili się w Biesowicach dopiero na początku lat 60-tych. Było to małżeństwo lekarzy -Krystyna i Michał Zacharczukowie oraz dentysta Tomasz Biernacki. Od 1949 r. rozpoczęła się odbudowa wsi. Remontowano budynki gospodarcze, założono oświetlenie, wyburzono część zniszczonych domów mieszkalnych i na ich fundamentach stawiano nowe. W 1963 roku założono przewody wodociągowe i kanalizacyjne, jak również położono nową instalacje elektryczną. Lata 1965-68 to czas kiedy w Biesowicach powstaje dom kultury i bloki mieszkalne za obecną pocztą. Rok 1967 to rok w którym zbudowano pierwszy sklep we wsi. Dalsze lata to dość intensywny rozwój Biesowic, do którego przyczynił się głównie PGR i stale zwiększająca się liczba mieszkańców. 79 BIBLIOGRAFIA Boje S.: 125 Jahre Hammermuhle /fragment niemieckojęzycznej broszury/ Ellwart J., Loew P.O.: Śladami Bismarcka po Pomorzu. Gdynia 2001 Szymczyk M.: Związki Ottona von Bismarcka z przemysłem papierniczym: dzieje zakładów celulozowo-papierniczych w Kępicach, [w:] Kwartalnik Historii Nauki i Techniki R. 48 nr 3 - 4. - (2003), s. 113-138 Świetlicka A., Wisławska E.: Słownik historyczny miast i wsi województwa słupskiego. Słupsk 1998 30 lat Zakładu Garbarskiego w Kępicach 1957 - 1987 /folder - dodatek do „Konfrontacji"/ Dokumenty życia społecznego i wycinki prasowe z zasobów Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Kępice Wspomnienia mieszkańców gminy 80