ŚLAD XIX Biblioteka Śladu Słupsk 2004 Redaktor: Wiesław Ciesielski Fotografie Leszka Bakuły: Jan Maziejuk Zdjęcie na okładce i w arkuszu: Wiesław Ciesielski moób , s 1(031) (oSi.t) Copyright: „Biblioteka Śladu" Wydano dzięki środkom finansowym Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego w Gdańsku oraz Urzędu Miejskiego w Słupsku Wydawca: Biblioteka Śladu - Oficyna Wydawnicza Literatów w Słupsku Skład i druk: Drukarnia BOXPOL 76-200 Słupsk, ul.Wiejska 28 tel./fax (059)8424371 e-mail: boxpol@post.pl BIBLIOTEKA ŚLADU - Słupsk 2004 ISBN 83-919095-7-3 SPIS TREŚCI Słowo redaktora..........................................................................................................................................5 Leszek Bakuła Zbigniew Zielonka............................................................................................7 Wybór wierszy Leszka Bakuły......................................................................................................11 Bibliografia Leszka Bakuły - Alicja Świetlicka ..........................................................31 Szkice napisane przez Leszka Bakułę ................................................................................59 Język jest chlebem powszednim........................................................................................61 Listy ................................................................................................................................................................67 Zaklinanie żywiołów........................................................................................................................70 Szkice o Leszku Bakule......................................................................................................................75 Ucieczka w samotność - Jerzy Dąbrowa Januszewski............................77 Posłowie do ostatniej wydanej za życia poety książki „Ziemia i morze" z 1995r. - Tadeusz Mocarski..................................................84 Leszek a sprawa polska leluja i „mechanik" - Mirosław Kościeński 85 Historia jednego listu - Jan Towarnicki ..................................................................87 Ławeczka dla pisarza - Mirosław Kościeński......................................................89 Ziemia i morze - .Jan Tyborczyk........................................................................................91 Małowielki wychodzę na spacer - Jan Tyborczyk..........................................96 Protokół z posiedzenia jury I edycji ogólnopolskiego konkursu poetyckiego im. Leszka Bakuły o laur Bursztynowej Róży Pod hasłem „morze - ziemia - ojczyzna"..................................... 100 Wiersze z konkursu Bursztynowa Róża - Ustka 2004 ................... 101 Happening literacki ................................................................ 120 Protokół z obrad juiy IX edycji OKP „Malowanie słowem".............. 145 Danuta Zasada wybór wierszy.................................................. 147 SŁOWO REDAKTORA Drodzy Czytelnicy! Oddajemy Wam do rąk dziewiętnasty numer „Śladu", jako rzecz wyjątkową. Rozwój każdego środowiska ma zawsze swoją przyczynę, mniej lub bardziej wyraźną. Na rozwój słupskiego środowiska miał ogromny wpływ Leszek Bakuła, pisarz, poeta i pedagog. Ten numer Śladu jest poświęcony jego twórczości. Znajdziecie państwo wybór jego wierszy, wybór tekstów, które napisał, jak również artykuły i szkice o nim samym i jego twórczości. Ideą zasługującą na podkreślenie jest pomysł uczczenia pamięci Leszka Bakuły poprzez wystawienie pamiątkowej ławeczki na promenadzie w Ustce, plan ten będzie się wiązał z otwarciem specjalnego konta bankowego, na który wpłacając drobne sumy pieniędzy będzie można wspomóc tą inicjatywę. Odsłonięcie ławaczki wstępnie jest zaplanowane na rok 2006. Innym sposobem uczczenie pamięci Leszka Bakuły jest konkurs o Laur Bursztynowej Róży. Rozstrzygnięcie pierwszej edycji konkursu znajdziecie państwo w środku „Śladu Nr 19". W numerze znajduje się też Happening Literacki, związany z Festiwalem Poezji w Ustce, podczas którego zostanie oficjalnie rozstrzygnięty konkurs o Laur Bursztynowej Róży - 2004. Na końcu Śladu, tradycyjnie już nowy arkusz poetycki. Wiesław Ciesielski 0\ ŚLAD XIX • SZKICE O LESZKU BAKULE LESZEK BAKUŁA Dzieło ocala pisarza od zapomnienia. To dzięki dziełu, które pozostawił, przynajmniej od czasów Horacego wiemy, że nie wszystek umiera. A człowiek? Któiy był pisarzem? Jak jego ślad na ziemi ocalić od zapomnienia? Straszliwy potop niepamięci zalewa nas współczesnych w wyniku niezmierzonych fal informacji, które powodują powszechny zgiełk. Gwałtowna szybkość życia, nieporównywalna z dawnymi czasy, mimo że długość życia osobniczego tak się wydłużyła, porywa ze sobą w niebyt pamięć o ludziach, relacjach międzyludzkich, zdarzeniach, sytuacjach, faktach. Do tego dochodzi dziwna „zmowa" milczenia o niedawnych latach, pochodząca być może z obaw, aby nie otworzyć puszki Pandory powszechnych grzechów, których już nowe pokolenia w ogóle nie rozumieją (!) - a więc nawet nie mogą rozgrzeszać. Ta zaś zmowa milczenia przechodzi niekiedy w „poprawność polityczną", która zastąpiła cenzurę prewencyjną i autocenzurę z przeszłości. Kiedy myślimy o zalewie informacji i o gwałtowności życia, nie sposób pominąć ogromu (ilościowego) książek, które ukazują się dzisiaj i wypełniają po brzegi księgarnie; w zakresie beletrystyki większość tytułów to tłumaczenia, w zakresie kryteriów ich wartościowania przeważają kryteria komercjalne. To sprawia, że na wznowienie książek, które ukazały się u nas w drugiej połowie XX wieku, nie bardzo można liczyć. Nawet najbardziej znaczące teksty mają trudności przebicia się przez stosy nowych książek, może je ocalić jedynie omawianie w procesie nauczania literatury. A ta sytuacja sprawia, że tytuły książek nie przywołują nazwisk autorów. Uświadamiamy sobie, jak niewielu z nas, pisarzy, spotyka się, rozmawia o innych kolegach, zwłaszcza o tych, co już odeszli, o przeżytych wspólnie sytuacjach i zdarzeniach. To skłoniło mnie, bym powiedział kilka słów o koledze po piórze, aby chociaż cząstkę wiedzy o nim, wiedzy, to prawda, że ułomnej i niepewnej, ocalić od zapomnienia... Leszek Bakuła był znaczącą postacią w środowisku pisarskim. Był po prostu w Polsce literackiej znany. A to nie z przyczyn pozatwórczych, lecz przede o wszystkim dla jego pisarstwa. Świadectwo tego daje także opinia Piotra Kunce- y wicza w Leksykonie polskich pisarzy współczesnych wyrażona jeszcze za życia tsi pisarza. Własne środowisko znało go, że tak powiem, bardzo dojmująco. Le- -S szek Bakuła miał duże wyobrażenie o literaturze i o celach pisarstwa, sam sta- H wiając sobie wysokie poprzeczki, był krytyczny wobec twórczości najbliższych q kolegów, dopominał się głośno rzetelnych ocen. Powodowało to „opór materii"; 5 pamiętam zebranie oddziału ZLP jeszcze bodaj koszalińskiego, ale w Słupsku, ^ na ulicy Filmowej, kiedy to koledzy rozliczali go z jego opinii wyrażanych po- >< dobno na spotkaniach literackich. Sam, nie wiem, czy do końca słusznie, uwa- * żąłem, że opinie należy formułować w recenzjach krytycznoliterackich a nie ^3 ustnie, w miejscach, w których krytykowany autor nie może się bronić (w rze- 2 czy samej w Polsce autor nigdy nie może się bronić ze względu na przyjęty u nas obyczaj w życiu literackim). Leszek Bakuła należał do tych, którzy kwestionowali taryfę ulgową wobec pisarzy żyjących na „prowincji", zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych. Wkładał kij nie tyle w mrowisko, ile w ciepełko tzw. środowiska, które egzystowało nie na zasadzie indywidualnych dokonań twórczych, lecz stosowanej polityki kulturalnej jedynego wówczas mecenasa - państwa, i dobrze się w niej miało. Ostre nieraz wystąpienia Leszka mąciły ustalone relacje. (Okazuje się, że aby pisać o Leszku Bakule, trzeba by pisać 0 życiu środowisk twórczych w PRL). Jednocześnie był Leszek bardzo łagodny 1 spolegliwy w obcowaniu z kolegami. Także w wyrażaniu swoich poglądów czy to artystycznych, czy szerszych - np. (a) religijnych... Leszek Bakuła przeszedł dość zawiłą drogę od studiów na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie nawet zdążył debiutować w programowo lewicowej „Kuźnicy" i młodzieżowych organizacjach, po pracę nauczycielską na Pomorzu, w Studium Nauczycielskim i w szkołach średnich, najdłużej, aż do emerytury w słupskim Technikum Mechanicznym. Zmieniały się jego postawy polityczne, mniej poglądy filozoficzno-religijne. Nie wiem, jak było w ostatnich latach jego życia, które spędzał w Ustce i kiedyśmy się już prawie wcale nie spotykali (od czasu stanu wojennego tzw. środowisko literackie rozpierzchło się w różnych kierunkach, a bezpośrednie spotkania koleżeńskie, tak częste, codzienne wprost w dawnych latach, ustały i już nigdy się nie odnowiły, przynajmniej w poprzednim kształcie). Leszek Bakuła był odważny i wszyscy wiedzieli, że jest - przeciw. Swoje oceny, także polityczne, wyrażał nawet w szkole wobec uczniów. A co to znaczyło wówczas, trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Gdy, przykładowo, mówił uczniom prawdę o Katyniu. Zapamiętałem ten epizod, bo wywołał on głośne reperkusje. Ale może i dlatego zapamiętałem, ponieważ próbując wysondować i uspokoić sytuację, w rozmowie telefonicznej z sekretarzem komitetu wojewódzkiego PZPR Zbigniewem Głowackim - z jego strony również spotkałem się z opinią, że należy zaprzestać ataków na kolegę Bakułę, wyrażającego się o tej „niewyjaśnionej sprawie". Miał jednak i Leszek reakcje spolegliwe w kwestiach politycznych, taka już była cała jego natura, czy to na skutek wrodzonych skłonności, czy też skłon-<ć ności nabytych: od II wojny światowej czyli od dzieciństwa, żył w systemach 2 i sytuacjach wywołujących permanentnie lęk i grozę. W rezultacie krył się cza-O sami w skorupie swych wewnętrznych przekonań i niejako wyrobił sobie odru-H chy warunkowe. W jednej rozmowie ze mną na temat dziennikarsko-infor-N macyjnego hochsztaplerstwa nie żadnego sekretarza, ale popijającego tęgo in-^ struktażyny, skonkludował: „Wszyscy jesteśmy skazani na milczenie". Z W tym obronnym „odruchu warunkowym" objawiał się też los pisarza 2 (iw ogóle inteligenta) zwłaszcza na ówczesnej prowincji („w terenie" - jak się N wtedy mówiło), >< Zwłaszcza, że jego sytuacja materialna, bardzo trudna, zależała od konce- X sjonowania, nazwijmy to - finansowych przywilejów (których, zdanych tylko ^ na siebie pisarzom, teraz brakuje). Ostatecznie za spotkania autorskie otrzy- ~ mywało się większe honorarium, niż za wydawane książki. Żadne jednak słabości nie pozwoliły Leszkowi Bakule czegokolwiek brać kosztem innych, a także kosztem własnej godności. Nie możemy wiedzieć o żadnym z ludzi życia publicznego tamtych czasów, na ile byli „obstawieni", inwigilowani, uzależnieni... Leszek Bakuła miał swoje osobiste uzależnienie, znane wszystkim, ale narażające go także na niebezpieczne sytuacje wobec niektórych... Był jednocześnie towarzyski i samotniczy. Wiedzieliśmy, że chodził jak kot swoimi drogami; zamykał się często w sobie, mylił ślady... Potrafił w relacjach międzyludzkich atakować, nigdy jednak nie był agresywny, nie przekraczał miary przyjętych zasad kultury. Posiadał rzadkie poczucie godności i wartości pisarza, chociaż nie zawsze wszyscy chcieli to dostrzec. Ugruntowana jest bowiem w naszym społeczeństwie tradycja szczególnych wymagań stawianych pisarzowi. W tej tradycji nie mieści się zezwolenie na „artystowski" styl życia. Poczucie swej wartości łączył Leszek ze skromnością, a nawet przy różnych okazjach także z cichością. Miał skromną posturę, skromny styl zachowań, przemykał się ulicami Słupska czy Ustki, jakby nie chciał nikomu zawadzać. Ale wiedzieliśmy, że nie jest to postać tuzinkowa, a jak wiadomo - wśród pisarzy o kolegach mówi się zwykle gorzej niż lepiej... Taka jest przypadłość ich zachowań. Bracia po piórze najchętniej opowiadają - o sobie niestworzone (i stworzone) rzeczy. O Leszku więc też opowiadaliśmy sobie, przeważnie na wesoło, chociaż niektórzy, któiych wartość pisania kwestionował, z gniewem. Nie było jednak wśród nas nikogo, co by zaprzeczał jego talentowi. W końcu tyle zostaje z pisarza, ile z jego dzieła. Dzieło Leszka Bakuły było tak znaczące, jak jego osobowość. Jest autorem trzech książek poetyckich - Leluje, Połów horyzontu, Kontrapunkt oraz pięciu tytułów prozy - opowiadań: Wydmuchrzyca, trylogii powieściowej Czerwony bór, Czarny bór, Biały bór. I ostatniej z wydrukowanych powieści Wizna. Z głębokim przekonaniem można powiedzieć, że właśnie w swej ostatniej powieści zbliżył się w trudnym temacie wojny obronnej 1939 roku, grożącym stereotypami, do miejsca stawiającego go wśród największych autorów, którzy podjęli temat tamtego Września. Nawet jeśli zauważymy, że pisarz jest tutaj dobrym czytelnikiem Conrada, dopowiemy, że od autora Lorda Jima wziął co najlepsze w idei i w realizacji tematu, dając własną głęboką narrację powieś- ciową. 2 O Ale i tak zawsze Leszek Bakuła pozostał w swoich „Borach". Taka jest siła J wyrazu pisarza, która bierze się z Anteuszowej siły czerpanej z ziemi, rodzonej ^ ziemi, pierwszej ojczyzny. Leszek Bakuła był Kurpiem z Ostrołęki i chociaż tyle Sg lat spędził na Wybrzeżu, chociaż morzu i ziemi poświęcił dziesiątki wierszy, W w najlepszych swych książkach wrócił do pierwszej ojczyzny. Z niej zaczerpnął 5 soki twórcze, które pozwoliły urosnąć trzem gęstym w słowa, obrazy i przemyś- g lenia borom. Kiedy ukazywały się pierwsze Bory, sądziłem, że ten zapowiada- N ny Biały bór to będzie miejsce na Pomorzu Zachodnim, dokąd narrator dojdzie x ze swoich stron ojczystych. Ale pisarz nie powtarzał schematu powieści o po- X wstawaniu Ziem Zachodnich w ludziach, o często powtarzanej wędrówce ze Q wschodu na zachód. Zatrzymał się na dziejach dziecięcych i pierwszych lat J w młodości swojego bohatera. Jest to jedna z najlepszych polskich powieści inicjacyjnych, chociaż tych powieści nie mamy zbyt mało, prowadzona z wielkim wyczuciem słowa, która ma odtworzyć i zamknąć na zawsze kraj lat dziecinnych. A są to lata dzieciństwa, które nie może być w rzeczywistości, chociaż było w projekcji bohatera, sielskie i anielskie. Bo są to lata wojny. Która dociera i do borów kurpiowskich, do Puszczy Zielonej, do Puszczy Białej, do Czerwonego Boru, ale oprócz tych nazw oficjalnych dla chłopca był i Czarny Bór, opierający się aż o Myszyniec. I temat, i miejsce akcji ewokowały oprócz świetnych opisów i sytuacji fabularnych ogromny liryzm. A sam temat prowadził na drogi mitologiczne i mitotwórcze, chociaż tych drugich jest mniej. Powieść kończy się z dzieciństwem bohatera, na skraju borów, na granicy poznania dobrego i złego, może zresztą w tych miejscach autor się zbyt spieszy, budując sytuacje doznań erotycznych, ale może się mylę, może to wszystko jest potrzebne, aby zamknąć zbyt dramatyczne i zbyt krótkie dzieciństwo, które jest jeszcze jedną historią polskiego dziecka doświadczonego przez historię. Oczywiście były historie bardziej bolesne, ale jaka jest miara doznań dziecięcych, aby mówić, że nie została przekroczona?... Nie byłoby tej powieści i jej mitu, gdyby nie ta wielka puszcza, na której skraju przyszedł na świat bohater - i autor. Puszcza kurpiowska, która dała literaturze polskiej jeszcze jedno prawdziwe dzieło. Zbigniew Zielonka WYBÓR WIERSZY LESZKA BAKUtY * ? * zostanie po mnie wyrwa ziemi którą zaklepie grabarz szpadlem i kilku świadków wiecznie niemych nad morzem sztorm a w Narwi wiatr zostaną po mnie dwie jedności życia i śmierci — żółty piach i nadnarwiańska z łęgów chandra o bliskich wielki strach nie chcąc już wiedzieć co zostanie choć tak bym wiedzieć chciał dusz ludzkich wieczne marnowanie wyobcowanie ciał zostanie po mnie krzyk iybitwy nad Narwią narowistą zostanie i po mnie prócz niczego wszystko w kobiecie złożyłem ufność przewielebniłem ją w trosce lecz wilgoć zaciekła po ścinach w kącie kwitł grzyb miłości wziąłem się w cudze garście i wyfrunąłem kominem dym nie wraca do ognia. odwracam się w sobie jak studnia od wody i tylko krąg niebieski się pod nas zapada żelazny łańcuch łączy dno z wierzchem przez wiadro raz chmura a raz gwiazda w ruchu się narodzi wracamy w kogoś jeszcze kto śmiercią nas wbi i mała studnia w ziemi coraz głębiej w niebie włosy nie przepachniały usta się nie znalazły zostanie i po mnie prócz niczego oczy stężałe w bursztyny wszystko piersi jak góra z górą schodzą się w moich dłoniach to co dla ciebie drugie dla mnie ponad wszystko znikąd do nikąd jesteś ^ stamtąd do ciebie się toczę y, drzewo wyrwane wiatrem Q nie przyrzekam że umrę j RZECZ POLSKA ?o 5 w < m N M W J > N W ca ta ca o CQ X >< Q 3 >tn Naprzód psiakrew bo cesarz patrzy zawsze ktoś na nas patrzy psiakrew a od patrzenia płynie krew kwiat młodzi czystej w świętym popiele srebrzyste orły piórami szabel w przebitym głowę dziurawym niebie słychać granie na rogu wolność z honorem tańczą mazura poranek podniósł na baczność mgłę co wzdęła skały jak kozły gwerów generale Montbrun oni nie znają niemożliwości ależ cesarzu - żadne ale zwycięstwo w śmierci im się śni - Polska majorze Segur zostawcie to Polakom ten wąwóz wieje wiatrem wilczym zgniłej monarchii bronią tubylcy kto niesie taki rozkaz sam go winien wykonać z wami Segur - vive 1'empereur o skały runął z gardeł wrzask nie pierwszy nie ostatni raz - kamienie na szaniec wierzą - pędza - złamię kark ze skał strącane zwały powietrza od świstu szabel czuby skał chwiejne jak jodły w polonezie u podnóża - cesarz mały na północy car wysoki trzęsienie ziemi spod końskich kopyt salwa - konie ponad mgłę huk o błysk wyższy szwoleżerowie o dym wznioślejsi skoczył Kozietulski padł pod nim koń vive la Polegne lecz u nas w kraju koni wbród nagłych upadków pięknych śmierci druga salwa uwięzła w gardłach luf zgasł pod amarantową krwią drugi zakręt wąwozu Dziewanowski bez nogi spadł w piekło kopyt vive Tempereur podków blask to dla Polaka łaska łask a za nią jęki dartej mgły na bandaże cieniami sił resztkami płuc vive la Pologne chcieć to móc pod Niegolewskim padł koń dwie strzelby do czoła strzały dwa cztery osiem szesnaście dziesięć pchnięć bagnetami co za śmiałość w Polakach generale Montbrun rien 14 cesarz legię honorową kładzie na płaszcz Niegolewskiego car wygląda blady spoza lodów oto działa zdobyte oto zabici powstaję rannych podtrzymuję idę na czwartą baterię potrzeba być pijanym tak trzeźwo rozkazać trzeba Polskę nad życie -tak rozkaz wykonać bez wódki - przy cesarzu tak zwyczajnie konać naprzód psiakrew świat na nas patrzy -zostawcie to Polakom wolność z honorem tańczą mazura ROZMOWA MISTRZA POLIKARPA Z ŻYCIEM Rozmawiałem z nim w trzydziestym dziewiątym - chwytało za gardło wygłodniałe w roku czterdziestym piątym chwyciło głodem zimnym w ziemiance zbudowanej przeze mnie we wsi spalonej - miałem piętnaście lat matka do mnie - wybudowałeś synu grób ocaliłem nas oboje pracą szewiecką potem Ono nagabywało często zwodziło kusiło - domówiliśmy się -jeszcze nie - i tak panujesz co ma być twoje - będzie na wieki wieków tymczasem pożyję ku twojej chwale o śmierci wielorodna - rodzicielko życia 15 SZARÓWKA Cezary człowiek lecz prosty wchodzi w szarą ulicę szara twarz oczy szare przerobiony na szaro to szarówka zapadła więc zszarzało mu życie szarym mydłem chce obmyć swoja troskę i starość patrzy w szare twarz żony kraje nożem chleb szary córki w szarych sukienkach takie czasy i moda poszarzało mu w oczach że aż coś nie do wiary i Madonna w obrazie szarusieńka choć młoda w szarym oknie szarotka szarych bloków szeregi na betonie chodnika szara tafla kałuży poszarzali przez pamięć idą bracia polegli on doczekał wolności a na szarość zasłużył coś o szarych szeregach wykrzykuje syn przez sen szary człowiek nieprosty w szarej życia pidżamie kładzie się w szarą pościel utrudzony przez bezsens zbaw nas Panie od złego - amen ^ ja dziś do georginii P pójdę na kolanach ^ a w jaśminach to mogę m usnąć już na wieki sady białych chryzantem N niech przejdą przez oczy U w maciejce mnie śpiącego dobudzi się księżyc ^ w nagietkach i nasturcjach ^ malw lance tną niebo ^ dajcie mi choć piwonie p, przytrawne stokrotki O zostawcie coś ze świata CQ > który był tak krótki f że zanim go pojąłem X on mnie już ominął >< — żeby choć był jutro dla kogoś innego Q 3 16 * * * tataraki pachniały wodą i za wodą grzybienie się bieliły pośród sercoliści kaczeńce się w trawie żółciły mimo to niezapominajki garściami mrugały niebiesko wikliny oddychały brązowo zielono teraz mi w ustach tylko gorzkawo i słono w sercu nijak a trochę wysoko za nisko w głowie niby w porządku a nie to się staje co się miało nie spełnić przypadkiem iści rośliny i żyjątka zawodne nie zawodzą zielone świątki rosną na moich rozstajach ? * * osty osty wysokie w nich trzmiele i pszczoły i ja na wznak leżący bezradnie łagodny szczęśliwy że nikomu nie potrzebny do cna zjawiwszy się sam w sobie latałem motylem osty osty wyschnięte na polnym ugorze jaki ja wtedy święty byłem pośród stworzeń lądów i mórz zwiedziłem pod powieką tyle że dla mnie święta miłość nie była już obca jaki ja byłem wtedy śmiertelnie pogodny osty osty kwitnące skrzydlate anioły mewy jęczą za oknem a więc sztorm się zbliża słowa z wydm wyrywają kępy wydmuchrzycy natura podpowiada bym się ukrył przed nią a gdzie pójdę to mewy pomadę mną jęczą padliny poszukują a sztorm coraz bliżej już się niebo skudliło wiatr wydmy przenosi słowa mi usuwa spod nóg niedotrwałych szturmują mnie słów mewy szukając padliny wchodząc w ostrogę pali co stoi pomiędzy niebem ziemią i morzem wiatrem i łaknieniem mewy jęczą sztorm blisko ja daleki od siebie szczątki szlachetnych istot stają się padliną dla mew co jęczą wokół w sztomie słów nade mną 17 * * * nadnarwiańskie wikliny ileż to ich snopów powiązałem w sens wiary że wstrzymam bieg rzeczy ileż brzegów z faszyny założyłem w wierze okolicznych łęgów nie zaleję ludzi łzami bursztynami nadnarwiańskie wikliny w których się topiłem brzeg brzegowi nie rówien nurt w nurcie zaginie a ja ciągle chcę łowić na przynętę życia nadnarwiańskie wikliny zwiążemy się w snopy może tamę zbudujem dobru co złem płynie .o i 3 N C/3 Cd J >; N w Qi W IX •o ca x >< Q 3 to 20 SYRENA USTECKA w rozpalonej blasze powietrza wytopiona palnikiem słońca piersiami kołysząca fale biodrami kołysząca wydmy głaszcząca dłońmi popiół wiatru w sieci utkanej z mewich lotów panno pogańska nad pannami we widnokręgu koła wołam ratunku przed ocaleniem wrastaniem w łuskę twoich nóg bielą żagli otwartych do lotu panno słoneczna nad pannami POŁOW LATARNIA MORSKA W USTCE panno z czerwonej cegły trzymasz rękami świateł zbłąkanych wodzisz na pokuszenie spokoju w kapeluszu nieba wmurowana w zieleń kasztanów w welonie mgły zaślubiona mrokom — oblubienica słońca zmiłuj się nad nami rybakami sieci stoją zastawione w oczach rozwieszone w żerdziach światła sieci deszczu rwane sztormem przecinane ryb nożami wiatr przesiewa w nich mgieł mąkę spód nóg zrywa piasku skrzydła z niedojr2yłych łez osusza w żagiel kryje twarz rybaczka drzazgi łodzi rzuca w ogień z twarzą muszli już bezszumnej słońca kuter w horyzoncie ociekają wodą spojrzeń nogi dziewczyn — smukłe dzbanki piersi dziewczyn — piłki w locie swoją miękkość dają wodzie wiatr obnaża szkielet sosny a rybaczka zmarła wewnątrz stoi w szczątkach dartej sieci — ryba w oczach zostawiona śnięta nim nóż słońce wbije >- D D & < m N W ca j 5" N (Z) cm C£l B cm o CQ X >< Q $ w 21 DESKA oderwana od skrzyni swego losu na deskę ratunku za wielka sama przez się ocalona z ruchu wody odarta na piasku niosę cię niepotrzebną rozbitek sam przez się w rękach zgrabiałych od wiosłowania na pełnym morzu wydmuchrzycy pośród szkieletów sosen co nie dożyły wielkości deski oderwanej od rąk chwytających za obręcze widnokręgu PORT maszty kutrów na niebie dzioby orzą kanał trą się burta z burtą skrzypią o nabrzeże a chmury zwisają na olinowaniach cięte w żółtych burtach < biel się pieni w gardle betonowym portu maszty dzioby wdółwzwyż co rdzawe wdółniż lecą j w tańcu obijanym £5 gra na trąbie księżyc g smyczki gwiazd tną oczy W wiatr dyrygent pieje ^ wzniósł pałkę latarni ^ . dwa topielec oczu CQ idą ponad fale tańczą maszty dzioby w porcie moich oczu wzrok zatapiam na dno rS -C/2 22 GOLGOTA w Ogrójcu mi się jawił ten kielich goryczy wabiący blaskiem pełni i samozbawienia w lewej ręce go anioł pokazując kusił człowieczeństwem w boskość przeinaczającym w prawej trzymał drzewo - wszystkie strony świata odtrącając złudzenia że krzyż nas ominie zaskoczył mnie ten anioł i celem i trwogą w Ogrójcum był wybrany przez zwiastuna końca spośród bogów i diabłów żywych i umarłych „Ojcze Mój niechaj odej- jeżeli mo- dzie odemnie żna rzecz, ten kielich".* II. Piłat wejrzawszy na sylwetkę moją pokazał na mnie jakby kraj nasz wskazał podpisywano traktaty krwionośne na skórze naszych bohaterów w cierni Żydzi - swego Chrystusa Grecy - Sokratesa naród nasz napojony żółcią i cykutą Piłatów u nas więcej niźli krzyżowanych więc po przydrożach stoją wolne krzyże Chrystusa - moje milczenie sądzono sąd prawdy nie sądzi zależny od skutków „Chwalemy Cię Paanie Jezu itd. po ciężkich krzywdach i obelgach Pana, Zawziętość żydów sta- wja przed Tyrana By skazał na śmierć żyjącego wiecznie Boga koniecznie Wydaje wyrok, aby był z łotrami Przybity Jezus na krzyżu gwoździami. Jakby niewinnym był Piłat tej męce Umywa ręce". * W krużgankach klasztoru siedemnastowiecznego w Ostrołęce znajduje się obecnie — obrazy (pierwszy z kolei zaginął), umieszczone w niszach, kilkakrotnie odnawiane. Nie mają one większej wartości artystycznej, są realistyczne i ekspresyjne. Wiersze pod nimi umieszczone na przemian z fragmentami z ewangelistów (tekst malowany) są ciekawym świadectwem jeżyka o rodowodzie zapewne z XVIII wieku. ?C/3 23 III. znalazł się Judasz który mnie całował znalazł się żołdak co schwytał na rozkaz bezsilność się iści w niemowie najgłośniej od wieków Judasz - Żołdak towarzysze stokrotnie krzyżowana moja OjcoWizno Żołdak i Judasz biorą pod ramiona mnie nieznanego Chrystusa znad Narwi tam się Oliwny Ogród drzewił krzewił krzyż pod me plecy a pod serce włócznia „A który go wydał dał im znak mówiąc, którego kolwiek pocałuję, ten ci jest imajcie go". D < PQ ts) W W J W Di W $ Di O CQ X l—H X Q < < Q 3 <<» 36 WYWIADY, WYPOWIEDZI O SOBIE. OPINIE KRYTYKÓW. 1. Marszałek Maria: Magnetyzm konwencji - ucieczka przed konwencją. Poezja 1971 nr 12 s. 73-77. 2. Marciniak Rena, Wągiel Władysław: Informator biobibliograficzny KKMP 1959-1974. - Warszawa: Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy, 1974. - S.14-15 Leszek Bakuła. 3. Mołda Jan: Powieści Leszka Bakuły. Głos Naucz. 1976 nr 23 s. 10. 4. Lissowski Jerzy: Pisarstwo z życiem spójne. Głos Pom. 1977 nr 229 s. 8-9. 5. Misakowski Stanisław: Literatura a morze. Głos Pom. 1977 nr 171 s. 8-9. 6. Bakuła Leszek: Reduta Raginisa trafi do powieści. Rozm. Jerzy Dąbrowa. Sztand. Młod. 1979 nr 64 s.10. 7. Cosban - Woytycha Stefan: Tworzyć jak artysta. Sztand. Młod. 1979 nr 122 s. 11. 8. Cosban - Woytycha Stefan: Tworzyć jak artysta. Biuletyn Metodyczny „Ziemia Gdańska" 1979 nr 127 s. 34-37. 9. Bakuła Leszek: Fascynacje morzem w twórczości Leszka Bakuły. Zanot. Jerzy Lissowski. Głos Pom. 1979 nr 214 s. 9. 10. Bakuła Leszek: Na obszarze najbliższym. Rozm. Jerzy L. Ordan. Fakty 1979 nr 28 s. 6, 8. 11. Bakuła Leszek [wypow. nt. własnej twórczości], Głos Pom. 1979 nr 128 s. 9. 12. Bakuła Leszek: Palec Kaprala Słomy. Fakty 1980 nr 36 s. 1, 4-5 [proces tworzenia i realizacja powieści „Wizna". ^ 13. Pisarze o sobie, [wypow.] Leszek Bakuła [i in.]. Pobrzeże 1983 nr 9 s. 5. ^ 14. Guzek Andrzej W.: Ziemi i morzu przypisany czyli O twórczości Leszka Bakuły. Głos Naucz. 1984 nr 3 s.III. N 15. Maliszewski Dionizy: Poetycka podróż w przeszłość Ostrołęki. Tyg. W Ostrołęc. 1984 nr 9 s. 1, 16. < 16. Piętak Stanisław: Listy [do Leszka Bakuły]. Gryf 1984 nr 1 s. 15-16. E 17. Ulman Anatol: Stereotypy i postromantyczność. Pobrzeże 1985 nr 4 K s. 15-16. O 18. Pisarze o sobie. [Wypow.] Leszek Bakuła [i in.] Tyg. Kult. 1985 nr 4 J s. 14. g 19. Bereza Henryk: Zgrzebność : czytane w maszynopisie. Twórczość 1988 • nr 9 s. 140. iis 20. Fornalczyk Feliks, Matejko Teresa: Pisarze Pomorza Środkowego. - Wyd. 2 zm. - Koszalin : Koszal. Tow. Społ.-Kult., 1988. - S. 138-140 Leszek Bakuła. -c/3 37 21. Bakuła Leszek: „Moja żona zawsze mi mówi: napisz ty wreszcie książkę swego życia!". Rozm. Marcin Barnowski. Za burtą 1991 nr 15 s. 2-3. 22. Dąbrowa Jerzy: Rzecz polska : jubileusz literacki. Głos Pom. 1993 nr 89 s. 6. 23. Kuncewicz Piotr: Agonia i nadzieja. T. 3. Poezja polska od 1956. - Warszawa : Pol. Ofic. Wydaw. „BGW", 1993. - S. 169 Leszek Bakuła. 24. Zdebska Anna: Marynistyczna twórczość w Ustce. Nautologia 1994 nr 2 s. 28-31. 25. Współcześni polscy pisarze i badacze literatury : słownik biobibliogra-ficzny / pod red. Jadwigi Czachowskiej i Alicji Szałagan. T. 1. - Warszawa : Wydaw. Szkol, i Pedag., 1994. - S. 79-80 Leszek Bakuła. 26. Bartelski Lesław M.: Polscy pisarze współcześni : 1939 - 1991 : leksykon. - Warszawa : Wydaw. Nauk. PWN, 1995. - S. 8 Leszek Bakuła. 27. Kuncewicz Piotr: Leksykon polskich pisarzy. T. 1. -Warszawa : „Graf-Punkt", 1995. PUBLIKACJE W WYDAWNICTWACH ZBIOROWYCH 1. PRÓBY POETYCKIE. - Warszawa: [br.w.], 1959. 2. PRÓBY LITERACKIE nr 2. - Warszawa: Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy przy ZG ZMW, 1959. 3. PRÓBY LITERACKIE nr 3 - [5]. - Warszawa: Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy przy ZG ZMW, 1960. 4. KOSZALIN LITERACKI. - Koszalin : Koszalińskie Towarzystwo Społeczno - Kulturalne, 1966. 5. MŁODA WIEŚ PISZE: almanach 1961. - Warszawa : Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1961. 6. PIERWSZE WIDZENIE: almanach opowiadań autorów koszalińskich. - Poznań : Wydawnictwo Poznańskie , 1967. 7. LAUREACI KONKURSÓW POETYCKICH: 1966 - 1967. - Warszawa : „Iskry", 1970. 8. MALOWANIE W PRZESTRZENI: almanach poetów Ziemi Koszalińskiej. - Poznań : Wydawnictwo Poznańskie, 1970. 9. SPOJRZENIA I REFLEKSJE: almanach Klubów Literackich ZNP. - Warszawa : „Nasza Księgarnia", 1970. 10. WIERSZE NAUCZYCIELI. - Koszalin : Związek Nauczycielstwa Polskiego, 1970. 11. ALMANACH LITERACKI Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy przy Związku Młodzieży Wiejskiej. - Warszawa : Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1970. 12. ALMANACH KOSZALIŃSKI. - Koszalin : Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy przy ZW ZMW, 1973. 13. RODOWODY. - Warszawa : „Iskry", 1974. 14. Z KURPIOWSKIEJ NIWY: wiersze poetów grupy literackiej „Narew". - Warszawa : Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1974. 15. W IMIĘ CONRADA: Joseph Conrad w poezji polskiej. - Gdańsk : Wydawnictwo Morskie, 1977. 16. W RYTMIE SERCA: almanach poetycki nauczycieli. - Warszawa : Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, 1983. 17. OBECNOŚĆ: almanach pisarzy słupskich. - Słupsk : „Pobrzeże", 1983. 18. MATKOM NASZYM. - Kielce : Nauczycielski Klub Literacki, 1983. 19. WOKÓŁ ŹRÓDŁA: almanach poezji nagrodzonej w konkursie literackim im. Mieczysława Stryjewskiego. - Lębork : Urząd Miejski Słupsk; Oddział Wojewódzki Civitas Christiana; Urząd Wojewódzki, 1995. 20. MIASTU I REGIONOWI: wiersze poetów słupskich. - Słupsk: „Agora", 1996. RECENZJE UTWORÓW LESZKA BAKUŁY (WYBÓR) „LELUJE" „Na plebejskim fundamencie" W połowie pierwszego zbiorku poetyckiego Leszka Bakuły, „Leluje", znajdujemy wiersz bez tytułu, w którym autor przedstawia sytuację poezji i poetów najmłodszego pokolenia. W przeciwieństwie do ogółu twórców tej generacji, wierzących bez żadnego „ale" w przełomowe znaczenie swoich wystąpień, Bakuła jest krytyczny, co dobrze o nim świadczy. Pisze więc o „mrówkach liter na kościach papieru", „grobach szuflad", w których znajduje się „poezja nie donoszona", zauważa z goryczą „martwe morze poezji młodych" i ukazuje iluzo-ryczność „śmiesznej sławy dziobami palców wynoszonej na stragan życia". Dlaczego Bakuła mógł sobie pozwolić na taką refleksję? Dlaczego było go stać na dystans tak wobec siebie, jak i poezji swoich rówieśników, rzeczywiście przeżywającej inflację? Udzielenie pełnej odpowiedzi wymagałoby dłuższego wywodu, nie zawsze zamykającego się w rejonach ściśle literackich. Najkrócej rzecz ujmując, skuteczną tamę dla „martwego morza poezji" w przypadku Leszka Bakuły stanowi sam status społeczny; Bakuła utrzymuje stale kontakt z polonistyczną praktyką pedagogiczną i społeczną publicystyką, nie zrywa też więzi ze środowiskiem, z którego pochodzi. Otóż - chłopskie i robotnicze środowisko oraz jego tradycje kulturalne są zasadniczym fundamentem, na którym wznosi Bakuła świat swoich wzruszeń poetyckich. Autor „Leluji" jest świadomy swojej trwałej przynależności do kręgu £5 kultury, która jeszcze nie tak dawno była niżej wartościowana i w swojej odręb-^ ności widzi walor mogący przynieść pożądane rezultaty artystyczne. Manife-< stuje np. otwarcie swoją plebejskość w wierszu stanowiącym nawiązanie ® i jednocześnie przeciwstawienie się głośnej „poezji starych studni, zepsutych S zegarów". Kto tamten sonet Staffa pamięta, zrozumie społeczny charakter in-ro tencji zawartych w następujących linijkach i doceni ich wartość, chociaż - oczy-^ wiście - na płaszczyźnie artystycznej utworów porównywać nie można: pierwsza troska - brwi matki w jaskółczanym locie <; kołujące nade mną pod urwiskiem ściany O pierwsze światy skrajne - środek niedostępny 2 w szybach piwnic wciąż idzie długi film o nogach m modlitwy się wieszają na klamkach ze zgrzytem S harmonijką schodów łączą się dwa światy piwnice ołowiane i przewiewne strychy ^ ze skrzydłami dymów - pierwsze wciąż wysokie q zamarły świat narzędzi szewca i masarza drewniane prawidła wśród noży olbrzymów jak wniebowstąpienie wisielców do kolan place zabaw dzieciństwa i muzea strachu X w 40 Podobnych, chłopskich i proletariackich elementów wyobraźni znajdziemy w tomie Bakuły bardzo dużo, przede wszystkim w częściach zatytułowanych „Legenda z ognia", „Krużganek" i „Konwa". Poddane poetyckiemu zwielokrotnieniu i mitologizacji, stanowią własny świat poety, zawsze dbającego o to, by nie oderwać się od tzw. „bliższej ojczyzny", od okolic Ostrołęki i brzegów Narwi, tamtego krajobrazu, realiów społecznych i klimatu kulturalnego. Związki „Leluji" z atrakcyjną do dziś i dynamiczną chłopską kulturą są naj-wyrażniejsze w wierszach lirycznych i w stylu artystycznego języka. Odczuwamy natomiast brak nawiązania do tak znamiennego dla poezji chłopskiej nurtu obywatelskiego. Co prawda, niezbędne jest zastrzeżenie, bez którego nasza opinia mogłaby być krzywdząca; przecież autor zamieścił w tomie taki utwór, jak „Procesja", w którym jest mowa o skonwencjonalizowaniu wiejskich form religijnych, jak „Których dręczy głód", stojący w sugestywnych słowach po stronie pokrzywdzonych, czy „Dźwiganie krzyża", świetnie wykorzystujący biblijną kanwę, dramatyczną opowieść o ojcu nie mogącym normalną drogą zabezpieczyć dzieci przed zimnem. W tradycjach kurpiowskich szczególną uwagę zwraca Bakuła na przykłady ofiarności patriotycznej: płoną jałowce - wielkie świece zza których Kurpie z fuzyj palą rzadko co który z nich uchybi więc lutry plackiem przed chłopami co zawsze byli niepodlegli Ale w powyższym wyrzucie należy czytać stwierdzenie, że kiedy poeta zabiera głos w sprawach społecznych i współczesnego układu sił w świecie, decyzji moralnych i stosunków między jednostką a zbiorowością, posługuje się również pojęciami i terminologią, które pochodzą z zupełnie innych źródeł. Przykładem jest wiersz „Historia", sumujący dotychczasowe doświadczenia ludzkości w zwrotach kontrowersyjnych i nieludowej proweniencji; „fałsz zwęglonych czynów", „historia cykut niedopitych", „miłość do nicości suto kiczami obwieszonej", „obroty ludzkich ciał z Szubienic", „miłość do umarłych", „skamieliny wiatru we krwi". Na szczęście, takich niekonsekwencji postawy wobec kultury i społeczeństwa jest w „Lelujach" mało. Niemniej wolno, zasadniczo akceptując i nawet wysoko ceniąc debiut Bakuły, ostrzec poetę przed „ martwym morzem poezji", które każdemu zagraża. Rec.: Jacek Kajtoch Pobrzeże 1969 nr 7 s. 19 „Leluje" Nieprzypadkowo tomik młodego koszalińskiego poety z korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy przy ZG ZMW rozpoczynają i zamykają wiersze będące reminiscencją z wojny. Są one protestem przeciw bezprawiu, przemocy, ludobójstwu. Protestem człowieka dojrzałego, którego dzieciństwo upłynęło w atmosferze grozy, lęku przed śmiercią. „Latały snopy płomieni ponad chłopską rodziną" - wspomina w wierszu „Legenda z ognia". „W oknie mojego dzieciństwa wyjście po pocisku poprzestrzelane książki gwiazd narodziny w gardle" - pisze w wierszu „ Wyjście". A oto fragment wstrząsającego tryptyku „Fresk dziecięcy": „Krzyku nie słychać a tyle dzieci w zbitej gromadce rozpychają się mogiłki nóżkami, rączkami, główkami." W zestawieniu z koszmarnymi obrazami wojny, jakie utkwiły w pamięci dziecka piękno polskiego kraju, polskiej wsi, przyrody nabiera specjalnej wymowy. Nie dopuścić, aby to piękno zostało skalane, aby pola zamiast ziarnem „obsiane były kulami", a zamiast błękitu nad ziemią unosiła się „czarna chmura sadzy". Wojna wywarła na psychice dziecka trwałe piętno. Autor Lelui nie potrafi spoglądać na przyrodę bez skojarzeń z tym co było. ^ „ Stygną sykiem w kałuże W mgłami spojrzeń wybuchłe q§ kolczastych drutów < widnokręgi N na których wiszą kwiaty rąk." („Pamięć") < Może dlatego wiersze Leszka Bakuły nie są pogodne. Surrealistyczne wizje E mają coś z koszmarnych snów, ciemnych i mrocznych. Przyczyniają się do tego C§ słowa-rekwizyty wbudowane w metafory, a kojarzące się z przykrymi dozna-^ niami (krzyk, popiół, piwnice, oderwać, walić, przestrzelić) na przykład: 03 „Lot rybitwy 5 wali ściany lasu" • albo: X X „Drzewa wyrwane wzrokiem Q w długość" ?co 42 lub: „powstały włosy na kamieniach uwite z wiatrów półuschniętych" „...zetlały popiół powietrza" itp. I dlatego chyba również poezja młodego poety koszalińskiego nie jest banalna. Daleka od naiwnej popisowości wyraża emocjonalną postawę autora wobec ludzi, świata, zaangażowanie w sprawy aktualne. Są to wiersze, które nie tylko świadczą o wrażliwości poety na piękno przyrody. Nie pozwalają wykreślić z pamięci tego, co się kiedyś stało. Rec.: Alicja Patey-Grabowska Trybuna Ludu 1969 nr 115 s. 4 „BORY" „Okupacja i dzieci" Ta powieść jest mocno osadzona w realiach okupacyjnych polskiej prowincji. Akcja jej rozgrywa się w Ostrołęce w momencie, gdy oczy całej podbitej Europy, ba, całego cywilizowanego świata, zwrócone były na Rosję. Tam pod Kurskiem i Orłem ważyły się losy wojny i losy ludzkości. Miasto i jego mieszkańcy żyją w warunkach nasilającego się terroru niemieckiego. Cała ta ponura rzeczywistość okupacyjna jest czytelnikowi doskonale znana z literatury, historii, a wreszcie z autopsji. Wracać raz jeszcze do tak wyeksploatowanej problematyki, znaczy mieć coś oryginalnego do powiedzenia. Na pewno oryginalna jest próba pokazania okupacji widzianej oczyma czter- ~ nastoletniego chłopca. Ów Maryś, oczytawszy się opisów bitew w dziełach ^ Piłsudskiego, organizuje taką bitwę na skalę własnych i lokalnych możliwości. ^ Jest to jedna z tych potyczek, jakie w dziecifistwie staczają ze sobą chłopcy za- < mieszkali na różnych ulicach, lub w różnych dzielnicach miasta. Tu jednak po- ^ tyczka Polaków z dziećmi volksdeutschów jest repliką dorosłych działań na ^ frontach. Volksdeutsche zostają wprawdzie rozbici, ale zwycięzców Niemcy J aresztowali i jedynie Marysiowi udaje się uciec z transportu do Prus. Tyle osnowa fabularna. Narracja poprzeplatana jest strumieniami świado- ^ mości, które ilustrują wszystkie rozterki duchowe kilkunastolatka. Do najwa- O żniejszych, rzecz prosta, należą niepokoje okresu dojrzewania. I trzeba 2 przyznać, że Bakuła dość sugestywnie kreśli portret swego bohatera i jego CC pierwsze wtajemniczenie erotyczne. Te fragmenty należą w książce do najcel- CQ niejszych. Bo tam, gdzie autor puszcza wodze wyobraźni swego bohatera, tam ^ otrzymujemy surrealistyczne monologi, które rzadko są czymś więcej niż go- ^ nitwą myśli. Wydaje mi się, że autor popełnił błąd wyposażywszy swego q małolatka w zbyt wyczulony aparat wrażliwości emocjonalnej. Dlatego wizje ^ 'W 43 Marysia są nieco abstrakcyjne. I właściwie ze wszystkich niepokojów dusznych chłopca tylko konflikt między erotyką imaginowaną a stosowaną możemy sobie zracjonalizować. O ile jednak w warstwie psychologicznej powieść Bakuły może budzić pewne zastrzeżenia, o tyle w fabularnej nie. Pokazał bowiem autor kawał zwykłej, okupacyjnej rzeczywistości w sposób nieschematyczny. Przy tym narracja odznacza się trafną stylizacją pod młodzieżowo-cwaniacki slang. Dodajmy do tego parę celnych epizodów, świadczących o darze trafnej obserwacji obyczajowej Bakuły, a otrzymamy książkę mogącą zaciekawić. Rec.: Jan Mara Tyg. Kult. 1975 nr 22 s.4 „Trzeci bór Leszka Bakuły" Kolejne tomy trylogii Leszka Bakuły czytać można jako utwory samodzielne, lecz powieści owe stanowią zarazem jednorodną całość, spojoną wspólnym miejscem akcji, jej czasem i osobą narratora cyklu. Miejsce - to ziemia kurpiowska, której przeszłość i dzień dzisiejszy, tradycję i krajobraz są stałym motywem nie tylko dotychczasowego dorobku Bakuły jako prozaika; także inspiracją jego liryków od wydanego przed dziesięciu laty debiutanckiego tomiku „Leluje" aż po „Kontrapunkt". Czas - to okupacja, a ściśle mówiąc lata 1939 - 1943. Narratorem wreszcie jest we wszystkich członach cyklu ten sam Maryś, chłopiec z Ostrołęki wojennym losem rzucony na kurpiowską wieś, w pierwszej części trylogii dziecko jeszcze, w ostatniej piętnastolatek. To właśnie jego postać decydująco waży na spójności cyklu, którego kolejne powieści mówią o tym samym - o dojrzewaniu (a może precyzyjniej byłoby powiedzieć: o wychodzeniu z dzieciństwa) wśród świata dramatycznego, pełnego okrucieństw, wśród doświadczeń i przeżyć, które stały się udziałem jednego tylko pokolenia, nie znane równolatkom narratora wcześniejszych i późniejszych generacji. Otwiera trylogię Bakuły wydany w 1971 r. „Czerwony bór" - krajobraz klęski wrześniowej, oglądany oczami jedenastolatka. Dzieje wsi kurpiowskiej, uciekinierów z pobliskiego miasta, żołnierzy - są tu tłem, na którym kreśli autor doznania dziecka wtrąconego w brutalne zdarzenia wojny, analizuje bolesną katastrofę niezachwianej wiary w zwycięstwo, katastrofę tak silnie przemawiającego do dziecięcej wyobraźni mitu wspaniałego, dziarskiego ułana. Zderzenie świata wyobraźni chłopięcej z realnością życia to treść drugiego tomu trylogii - „Czarnego boru". Włączona do Prus Wschodnich Ostrołęka, ukazana w codzienności swego okupacyjnego bytowania, staje się panoramą wielkiej bitwy między polskimi chłopcami i Hitlerjugend. Rozegrana w rzeczywistości czy raczej tylko w fantazji czternastoletniego narratora (gra marzeń, zrodzonych z protestu, splata się tu z realizmem w sposób trudny do jed- noznacznego zinterpretowania) kończy się owa bitwa wielkim zwycięstwem, po którym zaraz przychodzi jednak - tym razem rzeczywista już na pewno klęska: obława i wywożenie chłopców na roboty do pruskich gospodarstw. Uniknąwszy branki, narrator ucieka do Myszyńca, w nadziei odnalezienia tam przy okazji śladu ojca, rzekomego partyzanta. Tam właśnie, roku 1943, czytelnik odnajduje piętnastoletniego już Marysia na kartach trzeciej, niedawno wydanej powieści cyklu - „Białego boru" - rzeczy o ostatecznym rozstaniu narratora ze światem dzieciństwa. Autor zawarł na kartach tej książki wielostronne studium doznań i przeżyć swego bohatera. Jest tu i odzwierciedlenie młodzieńczej wrażliwości odbioru świata zewnętrznego, odzwierciedlenie bardzo zręcznie i ładnie podkreślone zmysłowością opisów, plastyką notowania barw, kształtów, dotyków, zapachów. I nieustanna gra wyobraźni chłopca, jawę upiększającego marzeniem, imaginację wplatającego w rzeczywistość, element zabawy mieszającego z elementami życia. I fenomeny psychologiczne okresu dojrzewania, jak paramne-zja. I erotyzm zarazem infantylny i gwałtowny, wciskający się w najróżniejsze dziedziny doznań, tworzący własną osobliwą symbolikę, własny krąg wyobraźni. I namiętne szukanie ideałów, bohaterów, wzorców postępowania. I równie silna - po części w życiu, po części w teatrze marzeń znajdująca swoje spełnienie - chęć wyróżnienia się, znaczenia, dorosłości, a nade wszystko uczestniczenia w walce z okupantem, uczestniczenia będącego owej dorosłości sprawdzianem najdoskonalszym. Tak skonstruowana postać narratora (a wszystkie wspomniane wyżej elementy doskonale przenikają się w niej i współgrają ze sobą) stawia Bakuła wobec okupacyjnej rzeczywistości i prowadzi przez jej manowce. Przez doświadczenia - niekiedy odzierające chłopca z jego dziecięcych złudzeń, niekiedy przynoszące jakieś choćby częściowe spełnienie najgorętszych pragnień. Zawsze jednak - przez doświadczenia, będące kresem dzieciństwa. Rozwianie się następnego w życiu narratora mitu - mitu ojca jako żołnierza ^ partyzanckiego oddziału. Obecność przy śmierci Adama, starszego przyjaciela, g będącego dla Marysia wzorem, bohaterem opromienionym udziałem w walce z < Niemcami. Spełnienie pierwszych zadań łącznika między działaczami miejsco- ® w ej konspiracji. Odkrywanie moralnej złożoności, niejednoznaczności i §| zawiłości praw, rządzących podziemną walką. Poczucie zagrożenia i pierwsze ^ próby samodzielnych działań, zorganizowanie tajnej szkoły wiejskiej dla ^ najmłodszych. Samotna noc w kościele, gdy żandarmi tropią po domach ludzi < spoza Myszyńca, noc wypełniona szukaniem sensu własnej egzystencji, ł młodzieńczymi próbami jej podsumowania - i pierwszy, skromny lecz auten- c? tyczny udział w partyzanckiej akcji wysadzenia w powietrze niemieckiego ^ pociągu. 3 CQ Takie są koleje wojennej edukacji bohatera, wiodące go ku kresowi egzysto- g wania w półśnie wyobraźni, w dziecięcym świecie marzeń, rekompensujących . klęski zbyt trudnej i bolesnej rzeczywistości. „Biały bór" to wizerunek końca. >< lat, w których teatr wewnętrzny splata się z realnością; to szkoła gorzkiej nie- kiedy, lecz autentycznej prawdy; rzecz o pierwszych krokach uczestniczenia w ^ życiu. 45 W finałowej scenie nocnej przeprawy przez Narew, obok partyzanckiego dowódcy, czytelnik znajdzie Marysia - już nie dziecko, choć nie dorosłego jeszcze. Po prostu chłopca, mającego za sobą pierwszy etap życiowej edukacji, zdobytej w niełatwych warunkach. Kolejom tego etapu Leszek Bakuła umiał dać kształt literacki wnikliwego, świetnego sugestywnością opisów psychologicznego studium. Rec. Andrzej Hamerliński Tyg. Kult. 1978 nr 13 s. 11 „Dzieciństwo, miłość i wojna" Leszek Bakuła od dawna już publikuje utwory poetyckie i prozatorskie na łamach prasy. W roku 1968 i 1970 ukazały się tomiki jego poezji („Leluje" oraz „Połów horyzontów"). Bakuła jest poetą, ale całą gamę swoich artystycznych możliwości zaprezentował dopiero w prozie, w pierwszej powieści, pt. „Czerwony bór". Książka to dojrzała i pełna głębokiej refleksji nad prawdami pokolenia Kolumbów z rocznika trzydziestego. Chyba dobrze się stało, że autora nie nęciły łatwe i zwodnicze korzyści zbyt wczesnego debiutu, że talent jego mógł dojrzewać z wolna, a światopogląd krystalizował się bez taryfy ulgowej. Leszek Bakuła rósł w atmosferze wielkiego zafascynowania poezją romantyczną. Zafascynowania tego nie stracił nawet wtedy, gdy po ukończeniu studiów polonistycznych ruszył w głąb Polski gromadzkiej, aby na kilka lat zostać „Siłaczem" wiejskiego nauczycielstwa. Jeden z synów, a synom poświęca autor swój „Czerwony bór", otrzymał imię Kordian. Jest w tym imieniu żywy, a teraz także literacki już dowód związków Bakuły z tradycją wielkich romantyków. Ukłony w stronę romantycznej epoki w twórczości Bakuły nie oznaczają, oczywiście, powrotu do wypalonych już form, lecz do motywów wciąż na nowo odradzających się treści, treści, które Adam Mickiewicz określił w słowach: „...Kraj lat dziecinnych. On zawsze zostanie". Człowiek odradza się przez sięganie do wspomnień, do przeżyć okresu dzieciństwa - raju utraconego, który ocalić i wskrzesić można tylko przez twórczość. Nie ulegając modzie artystowskich udziwnień i nie kryjąc się za maską obiektywizmu, swoją poetycką opowieść o dzieciństwie, miłości i wojnie napisał autor w pierwszej osobie. Osią fabularną powieści są autobiograficzne przeżycia jedenastoletniego chłopca w okresie od sierpnia do końca września 1939 r. Akcja toczy się w poetycko malowanych realiach Ostrołęki i jej nadnarwia-ńskich okolic, a więc w miejscach owego utraconego edenu. Oczami dziecka widziane są ostatnie tygodnie przed wojną. Narasta niepokój i groza zbyt pośpiesznie budowanej tamy na Narwi, która ma powstrzymać niemiecki napór. Dojrzewające zbyt szybko i tragicznie dziecko jest świadkiem ułańskiego bohaterstwa oraz klęski Polski przedwojennej. Wszystko odtworzone jest z nie zawsze wiernej pamięci. Proporcje końskich zadów, ułańskich butów i wiej- skich chałup są wyraźnie pomieszane, ale jest w tym wielka siła wyrazu sztuki, w której świat odrealniony staje się jeszcze bardziej rzeczywisty. „Ludzie, słuchajta! Będzie komunikat! Przemówi pan prezydent Warszawy. Po raz ostatni przemówi z wolnej stolicy... Stary Kniż siedział sztywno w fotelu i nadawał... - Ludzie słuchajta!... Pusta kuchnia wydłużyła się jak wielki korytarz, którego koniec z siedzącym Kniżem dochodził aż gdzieś do Warszawy. - Nie ma broni, nie ma chleba... - Nie ma wody... Wody! Wody!... Ratunku! Ratunku! Kniż umarł!" Tak zakończył życie sołtys. Na krzyżu napisano mu: „Jan Kniż - żył lat 61 -plutonowy rezerwy. Zmarł dnia 17.IX.1939 r. śmiercią nagłą. Pokój jego duszy". Trwała jeszcze wrześniowa kampania. Żołnierze krzyczeli na konie swoje: Ott! Kseee! Wiooo! i szli w rozsypkę albo do niewoli. Jeden z ułańskich oficerów przebrał się w ubranie zmarłego tragicznie Kniża, został we wsi, a wkrótce żenił się z jego córką Jadźką. Kończył się wrzesień, ludzie wracali z ucieczki, a życie toczyło się dalej - ku nowemu. „Patrzymy na siebie kolejno. Dziwimy się, że jesteśmy razem... Zaraz wzejdzie słońce. Krztuszę się od dymu. Ojciec wyjmuje z wojskowego chlebaka białożółte suchary. Daje nam po jednym. Jemy, ale nic nie możemy mówić. Czujemy chyba wszyscy, że każde słowo zaraz wywoła łzy. A chcemy się cieszyć." Leszek Bakuła jest autorem bardzo wrażliwym. Wszystko co pisze przepełnione jest wielką miłością - miłością do Matki, do Ojczyzny, do ziemi rodzinnej i do Dziewczyny. Jadźka, którą bierze oficer z rozbitego przez Niemców 5 pułku ułanów, jest pierwszą miłością jedenastoletniego chłopca. Erotyka tej miłości, bo w „ Czerwonym borze" nie zabrakło także erotyki, sprzężona jest z tę- > sknotami i pożądaniami innego rodzaju, z pożądaniami wielkich czynów i wiel- D kich poświęceń i niebezpieczeństw. ^ CD Poezja romantyczna często nawiązuje do tego motywu. U Leszka Bakuły ta- <-kże ten motyw nie jest powtórzeniem znanego już stereotypu, lecz ma wszyst- ~ kie znamiona oryginalnego konkretu malowanego z największym kunsztem w poetyckim. j < Na zakończenie wypada jeszcze zauważyć, że powieść „Czerwony bór" wy- £ dana została bardzo starannie i estetycznie. ^ O O Rec.: Antoni Lenkiewicz Tyg. Kult. 1971 nr 34 s.4 g • X >< Q 3 -w 47 WYDMUCHRZYCA „Wydmuchrzyca" Leszek Bakuła jako poeta i prozaik ujawnił się w początkach lat sześćdziesiątych. Wiersze, a później opowiadania, publikował w wielu czasopismach, przy czym najczęściej w Tygodniku Kulturalnym. Debiutował tomikiem poezji, a później prawie jednocześnie wyszły dwie jego książki prozatorskie: powieść „Czerwony bór" i 13 opowiadań w tomiku „Wydmuchrzyca". Data ukazania się książki niewiele mówi o czasie jej powstania. Tak jest i u Bakuły. Utwory zawarte w „ Wydmuchrzycy" są wcześniejsze, niż powieść „Czerwony bór". W tomiku znalazły się opowiadania z kilku lat, z okresu, kiedy Bakuła czynił pierwsze próby prozatorskie i kiedy miał już pewne doświadczenie pisarskie. Czytelnik z łatwością pozna, które utwory Bakuła napisał wcześniej, a które niedawno. Różnice widoczne są w zainteresowaniach tematycznych i w sposobie potraktowania tematu. Opowiadania Bakuły w czasie lektury można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej (i zapewne są to utwory wcześniejsze) zaliczyć trzeba Wydmuc.hrzy-cę, Minię, Pierwsze widzenie, Warkocz i Lafcadio, do drugiej (na pewno to utwory późniejsze) - Aldonę, Gżegżółkę, Nogi, Żółtą bluzkę i Stńptis. Opowiadania, które uważam za wcześniejsze, są lirycznymi obrazkami, a dociekania autora dotyczą sytuacji psychicznych człowieka. Mają one kilka cech podobnych. W każdym z tych opowiadań dwoje ludzi znajduje się w sytuacji nieco niezwykłej, ich zachowanie na pierwszy rzut oka wydaje się być zagadkowe. Bohaterami są zazwyczaj mężczyzna i dziewczyna. Tak jest np. w opowiadaniu tytułowym, gdzie mężczyzna kilometrami biegnie po wydmie za dziewczyną. Dziewczyna biegnie, lecz nie chce uciec przed mężczyzną, pragnie raczej sprawdzić jego upór. Kiedy oboje znajdą się na plaży nastąpi rozczarowanie: >-j „Zaczynała się normalna sytuacja... Poderwałem dziewczynę, O a teraz to już będzie zwyczajnie. Rozmowy. Udawanie < najbardziej inteligentnego pod słońcem..." ® Podobna sytuacja jest w opowiadaniu Minia. Znów dwoje młodych ludzi szu- 2? ka długo miejsca, gdzie mogłoby się spokojnie oddać pieszczotom, a kiedy to co się stanie, dziewczyna niespodzianie znika, by potem nadesłać liścik z wyzna-^ niem miłości i pragnieniem, żeby więcej się ze sobą nie spotykać. W tych opowiadaniach, a także w Warkoczu, można dostrzec próby śledze-- jednak złożoną istotą jest człowiek, aby sprowadzić jego naturę do klarownej ^ dialektyki. Najwierniejszy towarzysz myśli ludzkiej, zwątpienie, wprowadza ^ subtelne odcienie złożoności naszych poczynań: ^ wygnany z siebie jak z raju w dnem Narwi idę do źródeł c/2 pod mostem zwodzonym wiary _) - niedoskonale my sprzeczni S w jedni - jak dno i wierzch Łl. £ O Żywiołom tym, ziemi i wody, odpowiada dialektyczny żywioł treści wiersza. 2 Ciągłe operowanie antynomiami wskazuje barokowy rodowód tej liryki, z kolei m sposób doświadczenia świata osadzony jest dość głęboko w glebie poetyckiej, CQ której uprawę rozpoczął Czernik. Mam tu na myśli zgłębianie własnego rodowo- ^ du, poszukiwanie wspólnej prawdy we wspólnym doświadczeniu. Charakter ^ świadomości historycznej wskazuje również na proweniencję czernikowską. q Także utożsamianie podmiotu lirycznego z Naturą, jako ponadjednostkowym < trwaniem, zbliża poezję Bakuły do realizacji poetyckich autora „Autentyków". •w Niemałą rolę odgrywa też inspiracja folklorem i językiem potocznym. Oczywiś-50 cie, nie chodzi tu o wpływy w obszarze chwytów stylistycznych, gdyż takich się nie dopatruję, ale o podobieństwo w sferze postaw światopoglądowych. I chociaż temat niepokoju, zwątpienia, protestu i niezgody na zastany świat dominuje w „Kontrapunkcie", to jednak w istocie cały ów zbiór stanowi afirma-cję naszego bytowania i jest pochwałą zróżnicowanego bogactwa kondycji ludzkiej. Introspekcja prowadzi do konstatacji, że nasza rzeczywistość duchowa daje się sprowadzić do zasady naczyń połączonych (z utraty miłości inna się narodzi), tak jak żywioł wody równoważy żywioł ziemi. Z jednej strony -głód, łaknienie, niedosyt, z drugiej znów - spełnienie, które wywołuje, otwiera nowe obszary pragnień: kolisty cykl procesów zachodzących w przyrodzie. Ale czy w człowieku? Jest jeszcze sfera wartościowań moralnych: kochasz więc będziesz oszukany jutro jesteś kochany - więc oszukasz dzisiaj gdy wymyślono miłość z braku lepszej rzeczy to u źródeł wyległa nieprawda przeczysta jak odkłamać ją chcemy zwiedzeni instynktem - w kłamstwo przeciągłe lecimy na oślep - pomiędzy znaczeniami jest trochę wolności Wiele pytań stawia czytającemu „Kontrapunkt". Wracamy do gramatyki związków uczuciowych z morzem i ziemią, z ludźmi, z ojczyzną i ojcowizną. Jest to poezja czynności, spraw pierwszych i ostatecznych. Stąd ta żarliwość, ujawniająca się we frazie wypowiadanej jakby jednym tchem, w rytmie sugerującym pośpiech i zachłanność, stąd pasja uczenia się świata i życia od początku. Rec. Ziemowit Skibiński Literatura 1978 nr 16 s.12 „Dwugłos" Trzeci tom wierszy Leszka Bakuły, „Kontrapunkt", zachęca do wędrowania po nim tropami uporządkowań muzycznych. Można je bez trudu odnaleźć na wszystkich właściwie poziomach kompozycji poszczególnych wierszy i całego tomu. Przyznać im wszelako autonomii niepodobna. Tytuł wprowadza dwa kontrgłosy: cantus firmus „Ziemia" i kontrę „Morze" (w dużym stopniu głosy te są kontynuacją poprzednich tomików Bakuły, ten je - syntetyzuje). Chodzi więc raczej o „muzykę miejsc czy sprzecznych żywiołów, spośród których wyłania się i określa liryczne, uzupełniając dialog żywiołów do postaci triady . Triady, w której nie ma spokoju. Napierające żywioły są rozpierane przez siłę odśrodkową ; siłę, którą zderzając się same wytworzyły, a która stając się mitycznym jakby bó- 51 stwem, oddziela morze od ziemi, światło od ciemności, porządek od chaosu. Dokonuje pierwszego gestu kreacji. Taki by można było przyjąć, elegancko symetryczny, obraz kosmosu dla tomu Bakuły. W rzeczywistości pojawiają się asymetrie. liryczne traci centralną pozycję. Najpierw - ciąży ku ziemi. Potem, w drugiej części, jakby zanika. „Narracja" liryczna przechodzi tam najwyraźniej z pierwszej na trzecią osobę, obiektywizuje się. Można by powiedzieć krótko: „Ziemia" to ja, „Morze" to świat. Podwójna próba określenia się lirycznego poprzez to, co swoje i bliskie (motyw z ziemią) i to, co odległe i obce (motyw z morzem), artystycznie przekonuje tylko w pierwszej połowie, m.in. dlatego, że obiektywizacja widzenia, nakierowanie na cudze doświadczenia (które jest językiem) nie zawsze wychodzi liryce na dobre, zwłaszcza że może - jak u Bakuły - prowadzić do swoistego konceptyzmu. Zwichnięta symetria tomiku Bakuły posiada także inne uzasadnienia. Oto np. usytuowanie lirycznego na skraju żywiołów, w „miejscu na brzegu", nie jest chyba możliwe w postaci czystej. Nie tylko że równałoby się zupełnemu wyobcowaniu, ale i stanęłoby w sprzeczności z wizją człowieka właściwą twórczości Bakuły, nie tylko zresztą jego własności. Z wizją Człowieka-Rośliny. W efekcie nie dochodzi tu do poetyckiej konfrontacji dwu mitów: miejsca i podróży. Swoje równanie Bakuła rozwiązuje inaczej. Podmiot liryczny jego wierszy da się z łatwością opisać słownictwem roślinnym. Można np. powiedzieć o nim, że jest on rośliną wyrwaną ze swego skrawka ziemi i posadzoną w innym. Tam owo zakorzenianie (por. wyraźne w końcowej partii „słowinckie" akcenty), adaptacja i wzrastanie przychodzi z trudem. Zwłaszcza, gdy się chce połową korzeni zaczepić o morze: nabrałem w woreczek trochę ziemi rodnej żeby mi stopy wrosły w powietrzu bez barwy teraz morza się chwycić - skrzydła wiatracznego Sj z rąk nie puścić a imać się tylko wrastania D W < CQ Ale właśnie owo „wrastanie w powietrze bez barwy" (odwrócone drzewo ży- ^ cia) decyduje o zasadniczym klimacie emocjonalnym całości, właściwym N mądremu czasowi „wyrywania tego, co posadzone", rozdzielania ziarna od H plew, rachunku sumienia. Prawdziwie eklezjastyczny klimat uderza w tomi- ^ ku-poemacie Bakuły już od wstępnych fragmentów: kj z utraty miłości inna się narodzi g zgubienie rozumu drugą mądrość wróży O z zatracenia w chaosie robimy porządek 3 gdy się sami dla siebie stracimy s * Podmiot liryczny Bakuły rzadko jednak wychodzi zwycięzcą z zapasów — z sobą. Dlatego „Kontrapunkt" w całości jest tak przejmującym rachunkiem su- q mienia. Nie do uniknięcia mimo prób unikania. Rachunkiem - losem i przezna- < czeniem, niemo oczekującym, a pewnym swego: •C/3 52 przychodzi to czasem matką albo ojcem zostaje na krótko bym się mylił głębiej czasem to przychodzi a powraca niebiem przychodzi i stoi ale się nakłębia (...) to przychodzi po mnie od lat lecz nie idę Rec. Tadeusz Szkutnik Fakty, 1.01.1978 WIZNA „Reduta Raginisa" W „Małej Encyklopedii Powszechnej" czytamy: „8-10.IX. 1939 r. bohaterska obrona Wizny przez polskie jednostki wojskowe. Podczas okupacji hitlerowcy wymordowali ok. 2 tys. mieszkańców (50%) W tomie 12-tym „ Wielkiej Encyklopedii Powszechnej" tekst obszerniejszy, w którym wymienia się także nazwisko dowódcy: „ W wojnie obronnej Polski 1939, 8-10 września polska załoga umocnionego odcinka pod dowództwem kpt. Władysława Raginisa (ok. 720 ludzi, 6 dział i 26 karabinów maszynowych) odpierała pod Wizną ataki niemieckiego 19 korpusu pancernego (13 i 10 dywizja pancerna, 20 dywizja piechoty zmotoryzowanej, brygada forteczna „Lótzne" pod dowództwem gen. Heinza Gudeńana), bój ten stanowił jeden z najbardziej charakterystycznych epizodów wojny obronnej Polski 1939 ze względu na niespotykaną dysproporcję sił; obrońcy odcinka „ Wizna" opóźnili o przeszło dwa dni zaplanowane okrążenie głównych sił polskich na wschód od Wisły". Więcej o wizneńskim epizodzie dowiemy się z zapisków historyków wojskowości i charakterystyk ważniejszych epizodów wojennych września 1939, jakich sporo wydrukowano w okresie powojennym. Czy wystarczy to tym, których zaciekawi histońa o Reducie Raginisa? Leszek Bakuła był z pewnością jednym z tych nienasyconych suchymi faktami, zwłaszcza gdy dotyczyły one legendy o bohaterze ziem, na których i jemu, młodemu chłopcu przyszło przeżyć pamiętny wrzesień i całą okupację. Toteż wiele razy po wojnie miał okazję odwiedzić kilkunastokilometrowy odcinek szosy, wiodącej nie opodal Narwi, wysoko usypaną na bagnach groblą od Strękowej Góry do Wizny. Odcinek północnego pasa polskiej obrony, któremu w sztabie Edwarda Śmigłego-Rydza wyznaczono szczególną rolę strategiczną, postanawiając latem 1939 roku o gorączkowej budowie całego systemu betonowych umocnień. I w tym przypadku (a ileż takich przypadków stwierdzono już w 1939 roku!] decyzja zapadła za późno. Pierwszy września przerwał prace budowlane. Gorączkowo zabetonowywano to, co miało być w bunkrach i schronach miejscem dodatkowych kopuł i szczelin strzelniczych, urządzeń wentylacyjnych itd. Warkot samolotów i terkot pokładowej broni towarzyszył budowniczym opuszczającym odcinek „ Wizna" i żołnierzom kapitana Raginisa pospiesznie rozlokowujących się w schronach, bunkrach i okopach. Zaminowy-wano mosty i przedpola, rozstawiano zapory przeciwczołgowe i z niecierpliwością wsłuchiwano się w horyzont nad północnym (prawym) brzegiem Narwi. Leszek Bakuła zaczął swoją powieść o bohaterach spod Wizny przypowieścią historyczną o dwóch rogach żubra, które ...„sterczą w stronę północy. Jeden wbity między Prusy Wschodnie i Pomorze Zachodnie (...) ze sterczącą na nim zakrzywioną kosą Helu "drugi róg między Litwą a Związkiem Radzieckim, odchylony nieco na zewnątrz. Między rogami żubra Puszcza Kurpiowska i Puszcza Piska jak grzywa ochraniająca go przed Prusami Wschodnimi. Ten piękny łeb żubrzy wydaje się Michałowi zagrożony..." Michał Symonowicz, absolwent wileńskiej Państwowej Szkoły Technicznej wpatrywał się w mapę Polski, widząc na jej północnych rubieżach ten piękny, nieco pochylony obronnie żubrzy łeb. Skojarzenie nasuwało wniosek. Ulżyć zwierzęciu, to zdjąć mu ze łba ten ciężar. Wkrótce młody zdolny technik otrzyma polecenie wyjazdu do pracy ważniejszej niż budowanie chłopskich chałup i wiejskich szkół. Michał Symonowicz będzie budował obiekty obronne odcinka „ Wizna". Ale zanim tam pojedzie, na kartach książki Leszka Bakuły prześledzimy interesujące zdarzenia i losy związanych z nimi bohaterów, zamieszkujących okolice Łomży, Wizny, Osowca. Wspaniale zarysowana postać Kruka, kierownika wiejskiej szkoły, będzie się przewijać przez karty książki prawie do ostatniego momentu przed decydującą dwudniową bitwą. Kruk podejmie się odpowiedzialnej funkcji w konspiracji i pozostanie w zajmowanym przez Niemców miasteczku Wizna jako parobek u rolnika. Zaletą psychologiczno-batalistycznej opowieści Leszka Bakuły jest wie-lowątkowość i wartkość nurtu fabularnego, barwny język, piękny i sugestywny zarówno w przedstawianiu scen lirycznych, w opisach nadnarwiańskiego krajobrazu, jak i w momentach szczególnie dramatycznych. To duża umiejętność - potrafić tak konstruować tok fabularny, by bez rozwlekłości przedstawić bieg zdarzeń rzeczywistych i obszerny kontekst z życia bohaterów, których los skierował z różnych stron w to szczególne miejsce akcji. Poznajemy więc drogę życiową kapitana Władysława Raginisa, niezłomnego dowódcę, który wraz ze swym zastępcą, porucznikiem Stanisławem Brykal-skim, składa przy żołnierzach w dowódczym schronie przysięgę: żywy tego odcinka nie oddam. Te same słowa wypowiedział Brykalski. Główne natarcie korpusu pancernego generała Gudeńana nastąpiło na odcinku „Wizna" 8 września. Gudeńan już na następny dzień planował szybki marsz w kierunku Białegostoku. Miała to być „trasa sławy". Jej początek okazał się niesławny. Dziesiątego września kapitan Władysław Raginis postanawia poddać wrogowi resztki ocalałej załogi swojego nie zdobytego schronu, w którego czeluściach leżał wśród martwych porucznik Brykalski uśmiercony odłamkiem pocisku, jaki wdarł się przez szczelinę strzelniczą. Niewielu spośród 720 obrońców odcinka „ Wizna" Niemcy mogli obfotografować jako dzielnych żołnierzy, by odwrócić uwagę dowództwa Rzeszy od sporych własnych strat i „porażki moralnej". Kapitan Raginis pozostał w schronie oddając do siebie śmiertelny strzał z pistoletu. Na Strękowej Górze widnieją dziś szczątki dowódczego schronu wysadzonego w powietrze przez okupanta. U podnóża wzgórza mieszkańcy wioski pochowali obydwu dowódców Reduty, nazwanej wkrótce Redutą Raginisa. Rec.: Jerzy Dąbrowa Głos Pomorza 1982 nr 105 s.8 „Wizna czyli polski wrzesień" Po interesującym, wysoko ocenionym przez czytelników i krytykę literacką cyklu powieściowym („ Czerwony Bór" - 1971; „Czarny Bór" -1974; „Biały Bór" - 1977], związanym tematycznie z latami wojny i okupacji, Leszek Bakuła wydał kolejną powieść pt. „ Wizna", której akcja rozgrywa się w przededniu i w pierwszym okresie walk z najeźdźcą w 1939 roku. Zbieżność tematyczna opublikowanych wcześniej i najnowszej powieści jest jednak pozorna. Wspomniany cykl powieściowy, chociaż nasycony wojenno-okupacyjnymi przeżyciami głównego bohatera, a zarazem narratora - to w zasadzie psychologiczne stu- dium o kształtowaniu bogatej osobowości młodego człowieka. Jednak dla czy- D telnika, znającego historię dramatycznych wydarzeń z września 1939 r., już < sam tytuł powieści - „ Wizna" - brzmi jak hasło lub zawołanie, jednoznaczne ® z ideą największego poświęcenia dla ojczyzny i nieugiętego bohaterstwa. N Pochodzący z okolic niezbyt oddalonych od Wizny, autor powieści przeżył w tamten Wrzesień jako dziecko, ale zapewne już wtedy słyszał wieści o ciężkich _j bojach toczonych pod Wizną i o bohaterstwie polskiech żołnierzy. Tamte przeży- 2* da, uzupełnione świadomie zebranymi materiałami, zaowocowały najpierw Ej utworem wierszowanym, a następnie opartą na faktach autentycznych powie- g ścią, w której występuje również wiele autentycznych postaci. O Omawiana powieść Leszka Bakuły, ze zrozumiałych względów, posiada ćq prostą, chciałoby się rzec - tradycyjną, konstrukcję. Autor opowiada niespiesz- CQ nie o codziennych, drobnych wydarzeniach i przeżyciach ludzi, którzy mając ^ świadomość nadciągającej burzy, sumiennie wykonują swoje bieżące obo- ^ wiązki. Dwudziestoletni technik budowlany - Michał Symonowicz po gospodar- q sku stara się jak najlepiej dopilnować budowanych gorączkowo umocnień i < schronów betonowych. Z całym zaangażowaniem i sumiennością pracują inni -co 55 przy budowie fortyfikacji, a zwłaszcza przywiezieni z innego terenu młodzi junacy. W atmosferze ogólnego przyspieszenia ostatnich tygodni przed wybuchem II wojny światowej szybko kształtują się postawy i dojrzewają ludzie. Miejscowy młody nauczyciel - trochę poeta i muzyk - z całą determinacja przyjmuje polecenia, dotyczące jego przyszłych zadań w wypadku, gdy teren zostanie zajęty i opanowany przez Niemców. Wśród wielu innych interesujących postaci na pierwsze miejsce wysuwa się dowódca przygotowanego do obrony terenu - kapitan Władysław Raginis, który w decydującym momencie składa przyrzeczenie, że nie opuści powierzonej mu reduty, chyba razem z życiem. Za przykładem swojego dowódcy poszli inni. Walcząc z najeźdźcą, uzbrojonym w nowoczesny sprzęt wojenny, w czołgi i samoloty, obrońcy ojczystej ziemi ulegli przemocy, ale nie zostali pokonani. Ich bohaterstwo i niezłomna postawa zrodziły nowych bojowników, którzy podjęli walkę z wrogiem w warunkach konspiracyjnych. Powieść Leszka Bakuły napisana bez patosu, oszczędnym językiem jest bez wątpienia jeszcze jednym przekonującym świadectwem, ukazującym we właściwych proporcjach żołnierzy Września, którzy wypełniając swoje obowiązki obrońców ojczyzny, jednocześnie spełniali coś więcej. To właśnie oni w najbardziej tragicznych momentach pokazali, jakie powinno być zachowanie Polaka - patrioty i obywatela. Rec.: Jan Mołda Głos Naucz. 1982 nr 3 s.IV „W i z n a" ... Autor dzień po dniu opisuje ostatnie tygodnie przed wybuchem II wojny światowej, koncentruje uwagę na osobowościach tych, którzy budowali nadgraniczne fortyfikacje, i tych, którzy zajęli tam pozycje obronne, zdecydowani wykonać skierowany do nich rozkaz do ostatka swoich możliwości. Ulegli wprawdzie silniejszemu wrogowi, ale nie zawiedli oczekiwań, wykazali nieprzeciętny hart ducha i autentyczne żołnierskie bohaterstwo, broniąc odciętej reduty „Wizna" do końca. Pośród wielu pięknych autentycznych postaci wysuwa się w tej książce osobowość kapitana Władysława Raginisa, który dowodził żołnierzami z całą maestrią przyswojonej sobie sztuki wojennej, towarzyszył im od pierwszej do ostatniej chwili, dając osobisty przykład najwyższego poświęcenia. Fragment rec.: F. Fornalczyk Tekst z ostatniej strony okładki I wyd. „Wizny", Wyd. Pozn., 1981 56 WYŚNIŁO SIĘ „Kraina historii i fantazji" Bogowie, jak w każdym społeczeństwie, łączyli się w grupy i towarzystwa hierarchiczne. Zresztą okazało się przedtem i potem - że świat się z hierarchii nie wyzwoli. Taka konkluzja, charakteryzuje myśl przewodnią opowiadania pt.,. Władcy i poddani", przyświeca rozważaniom egzystencjalnym i filozofii życia zaprezentowanej przez Leszka Bakułę niemal na każdej stronie nowego tomu opowiadań zatytułowanego „ Wyśniło się". Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, edytor większości książek tego autora, dostarczyła nam dobry prezent pod choinkę. Nowy zbiór zawiera 23 opowiadania. Niektóre z nich pisarz publikował w latach minionych na łamach tygodników i miesięczników literackich. Dobrze się stało, że postanowił zebrać te druki w całość książkową. W tym tomie opowiadań jawi się nam Leszek Bakuła jako romantyk i humorysta, wiejski jilozof okraszający nawet najpoważniejsze konstatacje szczyptą ironii. Takim znamy tego autora z trylogii „Bory", zbiorku opowiadań „ Wydmuchrzyca", z „ Wizny". Takim pozostał. „Baba starzeje się najpierw od szyi i twarzy. Potem starość schodzi coraz niżej. Tak myślał Pasterz patrzący na swoją kobietę, siedzącą przy stole wigilijnym. Chłop starzeje się od pośladków w dół. Najpierw są te pośladki jędrne i błyskotliwe jak liście chrzanu, a potem stają się miękkie niby liście łopuchu, co rośnie pod płotem. Tak sobie pomyślała Pasterzowa patrząca na swojego chłopa, który zaparł się łokciami w białym obrusie." Opowiadanie „Pasterka" ukazujące w bardzo piękny, nieco nostalgiczny, ale i humorystyczny sposób przebieg wieczerzy wigilijnej w wiejskiej chacie, zawiera bogactwo jakże celnych spostrzeżeń natury socjologicznej, obyczajowej. Zaletą prozy tego pisarza jest łatwość w formułowaniu wniosków, spostrzeżeń, które docierają do czytelniczej świadomości pośrednią drogą, jako efekt śledzenia wątku fabularnego, zmyślnie skonstruowanej intrygi intelektualnej. Krytycy literaccy wielokrotnie zwracali uwagę na tę zaletę pisarstwa Leszka Bakuły, który potrafi tak wiele, w konstruowaniu toku fabularnego, bogatym obrazowaniu oraz tworzeniu sytuacji i motywacji psychologicznych. A wszystko to głęboko osadzone w rzeczywistości tej „przedtem i potem", jak ją określił w cytowanym już opowiadaniu. Zbiór „ Wyśniło się" składa się z dwóch części. W pierwszej pomieszczono opowiadania, w których Bakuła ukazuje życie codzienne, powszedniość. W opowiadaniu tytułowym („ Wyśniło się') jego bohater, narrator śni o namalowanym obrazie. Ten pretekst umożliwił pisarzowi bogate zobrazowanie słowem swojego stosunku do sztuki, do estetyki i etyki, osadzonych w powszedniości. Jego obraz był namalowany z obydwu stron. „Czegoś takiego malarze dotąd nie robili, żeby malować z obu stron płótna. Kiedy się jedna strona znudzi, to można odwrócić na drugą". A więc nie zabrakło szczypty „bakułowej" ironii, zachowania dystansu do przedstawianych problemów. W innym opowiadaniu („Złego początki") szczyp- ta ironii kończy charakteryzowanie postaci głównego bohatera, który „górował nade mną i grubością muskułów, i wzrostem. To mnie unieszczęśliwiało. Mieszkał nawet na lepszej ulicy, na Tadeusza Kościuszki, a ja tylko na Wiktora Gu-mulickiego". Odmienna tematycznie, ważka w twórczości Leszka Bakuły, jest druga część tej książki, zawierająca opowiadania historyczne. Bakuła drapieżny, nieufny wobec powszechnie popularyzowanych faktów z historii Polski - dawnej i najnowszej - dał się już poznać właśnie z opowieści „ Wizna". Znamy maszynopisy dwóch opublikowanych dotychczas książek, w których pisarz ukazuje trudne losy Polaków w minionej wojnie. Wiele fragmentów tych powieści wydrukowano w krajowych tygodnikach. Być może w niedługim czasie „Ziemianka" i „Stamtąd do siebie" ukażą się na półkach księgarskich. Na razie właśnie fragmenty tych książek pomieścił autor w tym zbiorku. Mamy więc przedstawione losy plateranek, wędrujących znad Oki... do siebie. Jest opowieść o Berlingu, jest także wzruszające opowiadanie „Nauczyciel". WKrę-pie koło Słupska niemiecka rodzina nauczycielska oczekuje na polskiego kierownika szkoły. Trzeba „zdać" budynek i całe wyposażenie, aby wszystko było w porządku, na swoim miejscu. A potem szykować się do wyjazdu za Odrę. Bakuła ukazał w tym opowiadaniu portrety psychologiczne dwóch nauczycieli - niemieckiego i polskiego. Wiele ich dzieliło, różniło. Mieli też sporo cech ich łączących. Najmocniej podzieliła i rozdzieliła ich wojna. To bardzo interesujący zbiór opowiadań, wartkich w tempie, mądrych w pisarskiej refleksji. Rec.: Jerzy Dąbrowa „Zbliżenia" 1989 nr 1 s.6 WYKAZ SKRÓTÓW TYTUŁÓW CZASOPISM X >< Q 5 >cn 58 II. Kur. Pol. Gaz. Olszt. Głos Koszal. Głos Młodz.Wiej. Głos Naucz. Głos Pom. Goniec Pom. Ko szal. Stud. Mater. Mies. Lit. Nowe Książ. 7-my Głos Tyg. Sztand. Młod. Tryb. Ludu Tryb. Maz. Tyg. Kult. Tyg. Ostrołęc. - Ilustrowany Kurier Polski - Gazeta Olsztyńska - Głos Koszaliński - Głos Młodzieży Wiejskiej - Głos Nauczycielski - Głos Pomorza - Goniec Pomorski - Koszalińskie Studia i Materiały - Miesięcznik Literacki - Nowe Książki - [Siódmy] 7-my Głos Tygodnia - Sztandar Młodych - Trybuna Ludu - Trybuna Mazowiecka - Tygodnik Kulturalny - Tygodnik Ostrołęcki SZKICE NAPISANE PRZEZ LESZKA BAKUtĘ ' JĘZYK JEST CHLEBEM POWSZEDNIM Język jest jak powietrze, o którym się nieczęsto myśli. Jego skażenie czy zepsucie nie jest w równym stopniu dla wszystkich zauważalne i rozumiane. Bardzo wielu ludzi nie interesuje się zupełnie tą sprawą. Wynika to z różnych przyczyn, z prymitywizmu, niedorozwoju bio-psychicznego, z braku odpowiedniego poziomu oświaty i wychowania, z ograniczeń odziedziczonych po rodzicach i dziadach, z patologii bio-fizycznej. Stąd wynika podstawowe zadanie; sku. zapomniawszy języka polskiego, rozpowszechniać zainteresowanie to naród. językiem w jak najszerszych kręgach Juljusz słowacki> gdyby napisał społeczeństwa. Przekonywać, że skaże- sw£)je dzie}a w Języku angielskim ma chaos w języku, są równoznaczne b łb traktowany w Europie na miarę z takimi samymi zjawiskami w mysie- Szekspira; nauczano by 0 nim we niu' wszystkich uczelniach i szkołach, Władanie co najmniej poprawnym byłby przekładany na wiele języków. językiem wymaga samowiedzy języko- Sytuacja, w jakiej tworzył, gdy w ogóle wo myślowej. Trzeba się starać wie- nie było polskiej tarczy ani miecza spo- dzieć, co w nim dobre a co złe i dla- wodowała, że nie jest do dziś traktowa- czego. Niestety, większość ludzi żyje ny jako największy dramaturg i poeta ^ bez tej samowiedzy albo jest ona zbyt całej słowiańszczyzny, mimo że ten g mała. Dlatego też walka o kulturę języ- tytuł mu się absolutnie należy. Józef < ka, jego czystość i prawidłowy rozwój Konrad Korzeniowski, gdyby pisał po ® powinna być ciągła. Ludzie nie zdają polsku nigdy nie zostałby tak sławny. S sobie sprawy z tego. że tak jak bez po- a ponieważ pisał po angielsku, to cała ^ wietrzą, tak i bez języka nie ma życia, ówczesna potęga Anglii i jej rozliczne ^ „ . . . . . . wpływy ma pewno pomogły mu stać n Patriotyzm przejawia się zawsze . , , w , . ju v - • -i się sławnym, tłumaczonym, znanym K i przede wszystkim w dbałości, pielę- , . , , £> , j . , . w całei kulturze europejskiej. Szopen os gnacii i szacunku do lęzyka oiczyste- J . ,, K ,J , , . , Ł go. Rozumieli to światli ludzie różnych nawet ^ie zosta . -v S , , , , i u i tworzył wyłącznie w którymś z zabo- ^ epok naszego bytu narodowego ale bo- . J .J , J , < ... ,. ? - j r> i i j row, sztuka bowiem wymaga wolno- cn lesme zaczęli rozumieć gdy Polska pod- , „ . , .. „ s- , , . , . ., . ,, sci, a każda niewola albo ją zabiia albo 4: upadała i stopniowo traciła niepodle- ' . . . J J < głość w dobie Oświecenia. Najbole- conaJmmeJ ogranicza. ^ śniej zaś odczuwano to zrozumienie w Paradoks polega na tym. że kiedy O okresie zaborów. Wtedy stało się oczy- Polski nie było, powstała nasza, naj- ^ wiste, że jeśli zginie język polski, to większa w dziejach, literatura roman- w przestanie istnieć naród polski. Jakby tyczna. Trzeba jednak pamiętać, że ^ Polacy, a nawet tylko ich większość, tworzono ją nie w niewoli lecz wśród ^ zaczęli mówić po niemiecku i po rosyj- wolnych narodów. q •w 61 Kiedy w zaborze austriackim zaistniały większe swobody dla Polaków, to właśnie tam wybuchła cała plejada talentów i kierunków w sztuce i literaturze. ..Młoda Polska" odkiyła Norwida i przywróciła wielkość Słowackiemu. Jednakże dopiero w niepodległej Polsce, do jej ostaniu się, czyli po 1921 roku. Słowacki został uznany za drugiego wieszcza narodu, a jego prochy spoczęły na Wawelu w krypcie obok krypty Mickiewicza, o czym wbrew oporom purpurata, ówczesnego władcy siedziby królów polskich, mógł zzde-cydować tylko jeden człowiek, marszałek Józef Piłsudski, który powiedział: królom był równy i powinien spoczywać między królami. Wydawać by się mogło, że są to dygresje odległe od spraw języka. Nic błędniej szego. Kto chce swoi język kształcić i rozwijać, powinien właśnie iść do wielkich poetów i prozaików, do wielkich dramaturgów na naukę, co nie znaczy, że ci mniej sławni czy znani nie spełnili swojej wielkiej służby wobec języka i jego rozwoju. Krótko mówiąc, najlepszą formą doskonalenia języka jest czytanie literatury pięknej. Oczywiście są różne piętra poziomu i możliwości czytelnika, ale też Istnieje olbrzymie zróżnicowanie poziomów literatury pięknej jak i tej, która stanowi jej pobocza: reportaż, publicystyka, krytyka literacka, popularyza-torstwo wszelkich dziedzin życia umysłowego, poza tym jest prasa i chociaż język w niej nie zawsze najlepszy — trzeba ja czytać. Wydaje się, że ze wszystkich środków masowego przekazu najlepszym językiem włada radio, co wynika z technicznych możliwości obróbki wypowiedzi. W radio wszystkie śmiecie językowe można usunąć. W telewizji już jest gorzej, tam nawet utytułowani politycy, ba nawet panowie doktorowie popełniają pospolite błędy językowe. Trzeba zatem wiedzieć najpierw, gdzie są źródła czystego, pięknego języka. Istotnym problemem są biblioteki czy choćby biblioteczki domowe. Znam wielu ludzi, którzy mają formalnie status inteligentów, ale zasób ich biblioteki jest żenujący. Naukowcy, pisarze, lekarze, czasem nauczyciele i po prostu hobbyści mają często pokaźne zbiory książek z różnych dziedzin. Paradoks polega jednak na tym. że mimo to, mimo dość szerokiego oczytania i oni popełniają najpospolitsze błędy językowe. Wynika to z faktu, że przy lektorze obchodzi ich treść, natomiast nie umieją smakować języka, jego urody, nie zastanawiają się nad tym językiem. W tych grupach społecznych, liczebnie przecież niewielkich, są to przydki błędów, wpadki często wynikłe z braku samokontroli Należy zauważyć, że nawet najlepszy polonista może popełnić błąd językowy w mowie a nawet w piśmie, lecz przeważnie ma tak wyrobioną czujność, że zaraz go poprawia. Tej czujności niestety nie mają najszersze rzesze społeczeństwa a także półinteligenci czy też tym bardziej ćwierćinteligenci formalnie prosperujący w oparciu o status inteligentów. Ludzie podświadomie czy nawet świadomie wyznają taki pogląd, że jeżeli język, którym władają, powodują iż mogą się nim porozumieć z innymi, to wszystko jest w porządku. Przede wszystkim jest to nieprawda, bowiem przy czytaniu choćby prasy natrafiają na słowa czy wyrażenia, których nie rozumieją i nie usiłują nawet tego uczynić, a dotyczy to wyrazów i zwrotów pochodzenia greckiego czy łacińskiego, często rozumieją je mylnie, co zniekształca i uboży przekaz treści. Po drugie, nie następuje tu proces bogacenia słownictwa. Można się przecież porozumieć w sprawach praktycznych przy pomocy lekkich wyrażeń jak: podaj mi nawet tak zwani inteligenci, też ten wihajster, weź ten dynks, tam leży głównie ze względu na braki w języku ten interes, można się w końcu porożu- kulturalnym. Język został zachwa- mieć nawet na migi Ludzie niemi mają szczony ordynarnościami i wulgary- prawod z konieczności posługują się ję- zmami. Trzeba mocno zaznaczyć, że zykiem migowym, ale to jest kalectwo, przed drugą wojną światową i jeszcze przy czym nawet ani znaki migowe kilka lat po jej zakończeniu nawet w swym myśleniu przekładają nią lump uważał żeby się „źle" nie wyrażać słowa i zdania językowe, podobnie jak n nawet za „wyrażenia" potrafił prze- ludzie ociemniani przekładają język praszać. Oczywiście idealnie z tym nie znaki z alfabetu Breula. było. Ale takiego powszechnego steku Wiadomo, że wiejskie a także i miej- ordynarności, jaki się teraz wszędzie skie biblioteki, punkty filialne wege- słyszy me było. W tym miejscu wypad- tują często w fatalnych warunkach, nie Slę Powołac ,na ,kujlturę ludową' na zakup książek ciągle mało pienię- Przecież te wszystkie ludowe piosenki dzy a i kupować nie ma; co, bo nasza 1 Przyśpiewki, Czasem sugerujące, na- poligrafia jest przestarzała a cykl wy- ^my to, wszeteczne sprawy, jakże je dawniczy książki trwa przeciętnie dehkatme J aluzyjnie ujmują. Po pro- 1V, UW!..-- • i stu dawna kultura ludu polskiego w ię-około trzech lat. Istnieje zjawisko wy- , , . . \ , , , , u , , , u zyku była wyzsza w wielu zakresach dawania całych stert rzeczy martwych J. . . . . . , od urodzenia, których nikt nie chce niz dzisiejsza kultura naszej pseudoin- ani kupować ani czytać. W takiej więc t«ągenqi. Mówimy ze ™amuy P°k°le- sytuacji walka o dobry język polski nie ^łodziezy głuchej. Trzeba dodać, . ,. i . . , ze mamy tez pokolenie młodziezy nie-jest szczególnie utrudniona. Jeżeli tak J " . , , . J , , ,, .... mei, o czym świadczy także upadek jest to znaczy, ze walka o podniesienie . r . J ., . . . ... , - . sztuki epistolarnei, szczególnie tei m- poziomu myślenia społeczeństwa, . ^ . ?" ° J o rozwój jego życia, duchowego, jest -' niezwykle trudną. Zachodzi tedy pyta- "lVTiewielu zdaje sobie z tego sprawę, nie, jak my w takiej sytuacji możemy iN że język jest zjawiskiem genetycz-rywalizować z innymi narodami, które nym i dziedzicznym. Świadczy o tym mają dużo lepszą sytuację i warunki? na przykład zjawisko mazurzenia czyli Wiadomo z biologii, że narządy nie uży- mówienia zaba zamiast żaba, cas za-wane lub rzadko używane wiotczeją, miast czas i syć a nie szyć. Według mo-a czasem nawet zanikają, źle używane ich wieloletnich obserwacji dzieci tych degenerują się. To samo jest z języ- rodziców, którzy wyzbyli się mazurze-kiem. Trzeba nim jak najczęściej mó- nia jako wstydliwego przejawu gwary, wić, oczywiście nie byle o czym i nie potrafią w Szkole i poza szkołą mazu-byle jak. Sztuka konwersacji upada w rzyć. Co dziwniejsze, używają form de-sposób zastraszający. Ale jak ma się likatnych mimo, że ich dziadkowie ta sztuka podnosić, skoro na przykład także przestali mazurzyć. Trzeba więc na dyskotekach tańczy się non stop, wiedzieć, że dziecko rodzi się z określo-obok siebie, w takim hałasie, wśród nym „kształtem" języka. I byłoby do-tylu decybeli, że żadna rozmowa nie brze, żeby go zbytnio nie schematy-jest możliwa, przy czym młodzież zować w szkole, chociaż akurat mazu-z braku znajomości poprawnej poisz- rżenie jest tępione. Wynika to stąd, że czyzny mówi różnymi żargonami środo- Mazury i Mazowsze miały stosunkowo wiskowymi, przeważnie lumpowskimi. najmniejszy wpływ na ukształtowanie W używaniu takich wyrażeń notują się się języka polskiego w porównaniu z Wielkopolską i Małopolską, gdzie ko-zaś do normalnej szkoły zawodowej, lej no rozwijały się formy życia pa- Przy czym zachowanie się tych dzieci ństwowego i politycznego naszego jest beznadziejnie prymitywne, lub q narodu (Gniezno, Kraków). Gdyby te one laik tępe, że nie potrafią powtó-formy zaczęły rozwijać się najpierw na rzyć treści trzech przeczytanych przed Mazowszu i Mazurach, jest prawie chwilą zdań. A przecież to szkoła jest pewne, że mazurzenie stałoby się mimo wszystko najważniejszym tere-normą obowiązującą w języku pol- nem walki o język ojczysty. skim do dzisiaj. Zjawisko dziedzicze- ATąjgorszą formą oświat były (nie nia tej formy delikatnej poświadcza, że wiem czy nadal są) kursy dla eks. język jest zjawiskiem dziedzicznym ternow> na któiych można było uzy_ i biologicznym. W tej sytuacji wszyst- gkać maturę Koleżanka poionistka) ko założy od pierwszych lat rozwoju ucząca na jednym z takich kursów dziecka. Jeżeli rodzice mówią z dziec- przed kilkoma laty> otrzymała pracę kiem językiem poprawnym, literackim maturalną od eksterna, który w mo-od początku, takim też językiem bę- mende J£J pisania miał dwadzieścia dzie mówiło dziecko, a potem chłopiec osiem ^ mieszkał na wsi i pracował czy dziewczyna. Szkołą, wbrew pozo- jako mechanik pojazdów rolniczych, rom, nie tak wiele można uczymc, Mlała Qna tytul: obraz wsi j tragedn żeby ten Stan zmieniać na lepsze, polskiego chłopa w literaturze okresu szczególnie u dzieci rodzin o niskim po- p0Zytywizmu. Oto co celniejsze frag-ziorme umysłowym. I stąd zaczynają menty tej pracy cytowane z zachowa-się wszystkie trudności z wyrobieniem niem ortografli jej autora: > w okresle kultury języka, jego poprawności. Zale- p0Zytywizmu Mikołaj Rej przedstawia żyto zresztą od czujności i fachowości w swQjej meraturze ; opowiadaniach W grona pedagogicznego. Szczególnie Jak np ŻQna chuda> chfop. ^łowlek 3 upośledzone są pod tym względem wlęzi0ny ( ( Mlkołaj Rej przedstawia < dzieci wiejskie. Braki kadrowe wsrod walkę pomiędzy Panem> >żona Chuda", po-W ka, o jego najprostszą poprawność, r^wnuje wai] pmca pana dręczy afe chtopa g cent dzieci konczy sw^ edukację na wdąż mechęa { ) chłop wypowia. M szóstej czy siódmej klasie, o czym dając s^ę w kościele był zdradzany Z świadczą tworzone obecnie liczne przez księdza w swej prawdo mównej co Szkoły Przysposobienia Zawodowego wypowiedzi Za zdradzane przestęp-% (uczniowie po szóstej lub siódmej kia- sfwa drżymywaly kary jak po- Z, sie), gdzie nauczyciele doznają istnej przez przykówanie do drewnianych g udręki. Jak tu mówić w takich warun- zamknięó poprzez zamknięcie matryc g kach o kulturze języka skoro te dzieci dreulnianych i unieruchomienie nóg. N nie umieją po prostu czytać, a w dyk- z tej mql cMop me mmł pmw z rzad_ . tandzie na stronniczce zeszytu robią nyC^ rządzących Władz z XIV wieku >< po piętnaście błędów ortograficznych. pQCZątek xv wleku (...) Wutworze >< Jacy nauczyciele ich uc2yli? ^ chłopi" przedstawia walkę chłopów ^ szość z tych dzieci nadaje się tylko do Zpmuiami Panów. (...) Szkolnictivo jak ?J szkół specjalnych albo do OHP, nie przedstawia tor Frycz Modrzewski nie 64 rozmijało się alej wsi Polskiej. (....) Mana Konopnicka okazuje obraz rzycią w XIV początek XV wieku w swoich opowiadaniach jak Oda do Młodości, Przedwiośnie. (...) Stanisław Staszic pisze w utworze „Ludzie bezdomni" jak chłopi i szlachta oraz magnaci jednoczą się w celu utworzenia praw głoszących równouprawnienie. (...) Maria Konopnicka pisze w swoim utworze pt. Anielka", opisuje, pisarz ciemnotę na wsi ludzkości, zacofanie, brak kultury. Mikołaj Rej w utworze Chłopi pokazuje przykład spór o las". Całość pracy, mająca niecałe trzy strony maszynopisu, jest usiana takimi oto bzdurami. Nauczycielka oceniła pracę nastopień niedostateczny, dyrektor szkoły utrzymał w mocy tę ocenę, czyli właściwie to on ją wystawił. Zachodzi tedy pytanie, jak przy takim poziomie edukacji ma się toczyć walka o język polski? Jak też ta walka ma się toczyć w średnich szkołach wieczorowych, gdzie we wszystkich klasach są tylko po dwie godziny języka pilskiego przy założeniu, że realizuje się cały program szkoły średniej, przy czym w normalnej, dziennej szkole są cztery godziny języka polskiego w klasie pierwszej i po trzy godziny w klasach następnych? Są to zupełne niedorzeczności. Jeśli do tego dodamy fakt, że w średnich szkołach wieczorowych jest niezwykle ciężko wymusić przeczytanie jakiejkolwiek lektury, to jak tu mówić o kulturze języka czy jego doskonałemu!. A zatem z tego zakresu wypada około pięćdziesiąt procent młodzieży. Niestety nie bez winy są tu nauczyciele. Posiadam pracę klasową, której tytuł brzmi: Obraz ludzi zlagrowanycn (w czasie okupacji). Przecież taki temat wymyśliła polonistka. A też jest błędów językowych w samym nauczaniu. Na przykład pani nauczycielka powie uczniom, że rzeczownik odpowiada na pytanie kto? co?, lecz nie dopowie, że rzeczownik odpowiada na wszystkie pytania przypadków, powie że w narzędniku pytanie brzmi: z kim? a czym?, ale nie dopowie, że także pytanie w tym przypadku brzmi: kim? czym? Nawet tablice ortograficzme z CEZASU zawierają błędy. Na przykład wiszą w szkole tablice, w których czytamy, że w zakończeniach (powinno być napisane w końcówkach) wyrazów zakończonych na: ów, uwka, ówna, piszemy ó z wyjątkiem: skuwka, zasuwka. W tych akurat wyrazach końcówkami są -ka, przedrostkami: s i za, natomiast suw i kuw są rdzeniami, nie są zatem zakończeniami tych wyrazów i przeto nie mogą stanowić wyjątków w stosunku do końcówek ów, ówka, ówna. Te przykłady, a można by podać jeszcze inne, poświadczają, że w samej samej w nauczaniu, nie ma porządku, konsekwencji, a często występuje po prostu dezinformacja. Tak więc walka o poprawny język polski powinna się rozpoczynać od tego, że sam nauczyciel musi nim władać poprawnie i bezbłędnie go nauczać. Profesor Doroszewski przyrównywał język do narzędzia, wskazując przy tym raczej na różnice niż na podobieństwa, oczywiście rozumiejąc przez termin narzędzia także najnowocześniejsze maszyny i urządzenia. Dodaje przy tym od siebie, że to właśnie język jest najdoskonalszym i najpowszechniejszym „narzędziem" pracy ludzkiej. Pozostałe narzędzia pracy ludzkiej zawsze mają ograniczony zakres funkcji i celów. Język ma nieograniczony zakres funkcji i celów, tak jak myśl ludzka. Dobry roboitnik, rzemieślnłk, czy nawet uczony - muszą szanować swe narzędzia pracy, inaczej bowiem sama praca będzie niesdobra. Jeżeli człowiek nie umie mówić i pisać sensow- W D !* < m NI OT W J N H Oh W 2 < £2 K, < 2 W O 3 N OT X X Q 5 'OT 65 nie., poprawnie i logicznie, to znaczy, że źle myśli, A myślenie jest tożsame z językiem. Nawet gdy nie mówimy i nie piszemy, to myślimy językiem, Nie może być dobrej roboty przy złym myśleniu czyli mówieniu lub pisaniu. Wszelkie szyfry, kody, znaki wizualne czy też dźwiękowe są tylko wtedy zrozumiale, gdy są przekładalne na język czyli na myślenie, podobnie jak wszel- kie urządzenia cyfrowe, analogowe czy też komputery. Najpierw musimy zaprogramować w języku, żeby patem udzielały nam odpowiednich informacji. Aby je zrozumieć musimy przełożyć na języke. Człowiek nie ucieknie od języka i niczego lepszego nie wymyśli. Na początku, było słowo... a słowo ciałem się stato. W D < m N CO Cd J ts) Cd 2 a, Cd Z < CO 5u < 2 Cd O 5 N CO • X >< a 25 •co 66 LISTY Ludzi bardzo mądrych, twórczych i szlachetnych, często się zapomina. Odnoszę wrażenie, że tak jest ze Stanisławem Piętakiem. W związku z tym, na skalę możliwości, postanowiłem przypomnieć tu, nad morzem, tego pisarza. Był wtedy uznanym, dojrzałym poetą i prozaikiem, kiedy ja starałem się być „młodym pisarzem". Wiem, że odpowiadał na listy dziesiątkom młodych poetów. Sprawował w ten sposób mecenat osobisty i jednocześnie literacka nad młodymi. Pisał do nich nie na maszynie lecz odręcznym pismem, dokładnie datując listy. Wtedy nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy, jak to przyjemnie mieć tego rodzaju odpowiedzi listowne od tak ciekawego człowieka. Nigdy nie miałem okazji rozmawiać z Nim szczerze czy dyskutować. Moje kontakty ze Stamisławem Piętakiem polegały na tym, że czasami bywałem w redakcji tygodnika Orka a później Tygodnika Kulturalnego, zamieniałem z Nim kilka zdań i wychodziłem. Częściej były to kontakty wyłączanie listowne. W Korespondencyjnym Klubie Młodych Pisarzy uznawaliśmy Go za moralnego i fachowego mecenasa. Jedynym więc celem publikacji tych listów jest pragnienie zaświadczenia cząstki tych wartości, które reprezentował wobec młodych. Może to po części wynikało z faktu, że nie miał do literatury drogi usianej różami. W każdym bądź razie odczuwałem zawsze radość, kiedy mi osobiście odpisał, niezależnie od tego, czy z mojej przesyłki z wierszami wybrał coś do druku. Z treści króciutkich listów wynika, że był surowym, wymagającym sędzią moich wierszy. Byłbym uradowany, gdyby za moim przykładem poszli inni ongiś młodzi poeci i opublikowali listy otrzymane od Piętaka. Te publikacje stały by się przyczynkiem do 'zaświadczenia Jego wartości, dowodem jego życzliwości, mądrości i jednocześnie dystansu do prób młodoliterackich z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Chcę więc przywołać po swojemu imię Stanisława Piętaka w świadomości dawniej młodych, dzisiaj już starych lub starzejących się, lepszych czy słabszych pisarzy, szczególnie zaś poetów, zawsze traktowanych przez Niego z szacunkiem i sympatia. Nie był mentorem, nie pouczał, a dzisiaj trudno rozwikłać wszystkie powody takiej postawy. Był skromny ale jednocześnie wyczuwało się w nim dumę z własnej drogi rozwoju literackiego, chociaż należy sądzić — nie we wszystkim był z niego zadowolony. Biorąc przykłady z takich pisarzy jak Piętak, potem naśladowałem między innymi Jego czytając setki wierszy dziesiątków początkujących poetów, prozaików, po. to żeby ich coraz lepsze utwory czyniły lepszym ten świat. W tym znaczeniu uznałbym się za jednego z Jego uczniów. Listy otrzymane przeze mnie od Stanisława Piętaka cytuję bez żadnych zmian i bez opuszczenia w nich czegokolwiek: LESZEK BAKUŁA ca D W < CQ N m U ?J N W W Z < t/5 E < z w o 5 N tn • X X Q 3 •w 67 „Orka" Tygodnik Społeczno- Literacki Redakcja (pieczątka) Szanowny Panie! Tym razem nie zdołałem nic wybrać. Głos Pański o inteligencji chętnie powitamy w „Orce" i chętnie go wydrukujemy, jeśli tylko wniesie cos nowego do interesującego nas zagadnienia. Łączę wyrazy szacunku Stanisław Piętak Warszaw 8.III. 1958. (W Ustce istniał już wtedy założony przeze mnie Klub Inteligencji. Zapraszaliśmy w imieniu tego Klubu także wybitnych pisarzy. Wzięli w nich udział między innymi: Heniyk Bereza, Ludwik Hieronim Morstin, Arnold Słucki, Eugeniusz Paukszta. Spotkania te organizowaliśmy wspólnie z Kołem Przyjaciół Biblioteki w Ustce). W *3 O w < m N CO W _) N W W Z < co cu < Z W o 2 N CO • X >< Q 3 •CO 68 (Nad tą datą występuje powyżej cy towana pieczątka)*. Z tego listu wyni ka, że poprzednio otrzymałem co najmniej jeden list lecz jak sądzę kilka. Niestety ich nie posiadam lub dotąd nie mogłem ich odnaleźć). Szanowny Panie!! Zatrzymuję do ewentualnego wyko rzystania wiersz p. t. „Prowincjonalna zdrada" Ściskam dłoń Stanisław Piętak Warszawa 22.1.1959 Kol. Leszek Bakuła Ustka, ul. Kopernika 13/. 15 Drogi Panie! „Wiersze tym razem słabsze od tych, które Pan drukował ostatnio. Wybrałem liryk poświęcony Słowackiemu i będę się go starał dać w „Orce". Bardzo chętnie pojechałbym do Ustki. na wieczór, o którym Pan wspomina — lecz nie wiem, czy dam radę — cierpię na dolegliwości żołątkowe i rzadko decyduję się na wyjazd z Warszawy. Ściskam dłoń Pańską i pozdrawiam Stanisław Piętak Warszawa 12 IX 1959 Ob. Leszek Bakuła Ustka, ul. Kopernika 13/15 Drogi Panie! Zatrzymuję do ewentualnego wykorzystania „Matkę". Czy Pan nie zaopatrzyłby wiersza w znaki przestankowe i nie zrezygnował z tego oto miejsca „srebrną sprężynę ryby niosąc na słońca patelni..."? ściskam dłoń Pańską Stanisław Piętak Warszawa 4 maja 1960 Ob. Leszek Bakuła Ustka ul. Kopernika 13/1.5 Drogi Panie! Zakwalifikowałem Pański wiersz p. t. „Podarunki morza.". Jak szybko pójdzie - nie jestem w stanie tego określać. Ściskam dłoń Pańską Stanisław Piętak Warszawa 12 IX 19.60 Kol. Leszek Bakuła Ustka ul. Kopernika 13/15 Drogi Panie!! Niestety, nie mogę doradzić, jakie mógłby Pan wybrać wiersze do ew. publikacji w LSW, ponieważ nie recenzowałem arii nie czytałem zbioru. Pańskiego, złożonego kiedyś w KKM. Proszę zaufać opiniom H. Michalskiego, który analizował Pański tomik oraz własnemu odczuciu. W LSW jest obecnie przyjazna atmosfera dla Młodych i myślę, że zabiegi Pańskie mogą liczyć na powodzenie. Życzę szczęścia i serdecznie Pana pozdrawiam. Z wiersza tym razem nie skorzystamy Stanisław Piętak Warszawa 2 stycznia 1961 Kol. Leszek Bakuła Ustka ul. Kopernika 15 Dogi Panie! Tym razem nic nie zdołałem wybrać wiersze jeszcze brulionowe — może innym razem. Ściskam dłoń Pańską i ślę wiele pozdrowień Stanisław Piętak Warszawa 21 II 1962 Kol. Leszek Bakuła Ustka Drogi Panie! Wybrałem do ew. druku wiersz okolicznościowy Pański „Ja tu nieznany. Drugi wiersz zwracamy. Ściskam dłoń Pana i pozdrawiam Stanisław Piętak Warszawa 1 VI 61 Kol. Leszek Bakuła Ustka ul. Kopernika 15 Drogi Panie! Wiersze wydają mi się trochę słabsze, nie zakwalifikowałem ich do druku. Cenię Pana, i muszę być wobec Pana wymagający. Ściskam doń Pańską Stanisław Piętak Warszawa 20 X 1961 (Między datą a pozdrowieniami pieczątka: Tygodnik Kulturalny Redakcja Warszawa ul. Lwowska Nr 9, telefony...). Kol. Leszek Bakuła Ustka ul. Kopernika 15 Drogi Panie! Wiersz, który mi Pan wręczył ma Sympozjum, nie będzie drukowany Z przyjemnością natomiast donoszę Panu, że w ostatniej przesyłce znalazłem liryk, który mi się podoba wyraźnie i Który przeznaczam do publikacji w Tygodniku. Jest to utwór bez tytułu, zaczynający się od słów „Mrówki liter..." Może ukaże się on jeszcze w czerwcu Ściskam dłoń Pańską i pozdrawiam Stanisław Piętak Warszawa 11/V 1962 Cd pJ D W < m N w ?j N Cd S CU Cd z < w E < z Cd o 2 N C/2 X >< Q •co 69 ZAKLINANIE ŻYWIOtÓW LESZEK BAKUŁA Pierwsze spotkanie Stanisława Piętaka z morzem nastąpiło w roku 1951. Przebywał wtedy w sierpnia na wczasach rodzinnych W jego prozie i wierszach do tego czasu nie ma żadnych elementów morskich a nawet okruchów metafor związanych z morzem. W „Notatniku poetyckim" wydanym obraźni poety ani śladu morza. Wraca przez LSW w roku 1966 jest kika on do swoich spraw, które kształtowa-notatek poświęconych temu pierwsze- ły jego dziedziństwo i młodość. Ukazu-mu spotkaniu poety z nowym ży- je staruszkę na wsi, Głośnik radiowy wiołem. Najpierwsza z dnia 12 sierpnia niesie jej życie i radość, a przy tym żal, od nosi się do wiersza Wakacje: „ Ukła- bo życia nie można przedłużyć. dałem wczoraj siedząc na wpół pustej Podobnie tał wiersz płoży i dzis rano . Można by przypusz- ^ . Slę od słów; >>Jaktwarznajdroż. czac, że to pierwsze spotkanie z żywio- SZQ„ Pod datą jeg0 powstania poeta łem morskim będzie owocne w dozna- notuje; >>układalem ^ chodząc nad nia morskie, zaświadczone we wier- b wm morza» Utw6r nie jest jed. szach. Niestety. Poeta pisze; „Uśmie- nak z ży^em morza. Z ko- a chał się, a przecież był myślami dale- M nast ją no tatki do wiersza DNI £ ko. Tam gdzie pierwsza kochanka PRZEŁOMU, także odległego od mo- * błysnęła naga jak oślepiający promień rza; >>ukladałem wczoraj 15 sierpmCL < południowej pory. Tam gdzie z nadmia- na 1q± wschodziło słońce> ukończy. < m m?kl> nietrwałego szczęścia obejmo- łem ^ rankiem 16 sierpnia 1951. * wał ziemię rękami, nie chcąc wrócić p^eplsałem 16 sierpnia 1951 r Dzień w do świata. Dygotała zraniona, lotem chm byłem z Krzysiem i Micha-J pszczoły cisza. Dygotała, wreszcie las Slem ^pla±y 2 godziny» Dwa dni póż. y się zrósł z polem . niej, ożyli 18 sierpnia, napisał poeta S Jeżeli uznamy łożycie pierwszej oso-wiersz DLA TYCH: „Układałem dziś ^ by jciko rodzaj kamuflażu, wtedy jawi - słoneczna plaża". Treść utworu po- Z się wiersz osobisty, pisany nad mo- twierdza także, iż autor nie dotarł jesz- ^5 rzem, lecz nie mający z nim nic współ- cze do morza jako źródła wzruszeń cu nego. Poeta uśmiechał się do tego się poetyckich. Jest to, bowiem utwór o (po- 2 sielankowego świata morskich waka- trzebie zachowania pokoju dla dzieci: W cji, ale myślami był gdzie indziej, znów „Niech biegną w słońcu, kąpią się wgór- « obejmował obsesyjnie ziemię rękami skich ruczajach". N i sercem. Wiersz PO LATACH - ma komen- * Z kolei Piętek notuje w swych zapi- tarz: „Układałem w domu i na plaży". ^ skach z 15 sierpnia, przy okazji napisa- W samym utworze nie ma niczego z mo- * nia Wiersza „MŁODE ŻYCIE: „Układa- rza. Widzieliśmy tu, więc dziwne zjawi- < łem dziś po południu, byłem nad mo- sko w twórczości poetyckiej, że źródło ,03 rzem". Potwierdza się, ze nie ma w wy- bezpośredniej inspiracji twórczej nie 70 pozostawia śladów w utworze. Morze Zapach sośniny, piasku chłodził ciało. jako inspiracja twórcza potwierdza się Stonce jako ognisko traw na nizinie w słowach, Piętaka, piszącego, że ma- drgało, łudziło myśli, że płynie". rzy mu się poemat nienarracyjny, poli- Jgst tQ ^ ie obra2 morza tyczno - filozoficzny. Tę notatkę kończy w .. Stanisława Piętaka) słowami: Dzis burza przechodziła nad z lwetką dzi ie nie. morzem kilka razy, lało, błyskało się, odłączną w podobnych opisach> w in. pioruny biły. Byłem w nastroju mewe- h tematyczme utworach. Na przy_ sołym, przez myśli przechodziły wier- kład w Wlerszu WAKACJE jawiła się sze Prawie rozpaczliwe. Na przykład: niejako pienvsza kochanka a w utw0_ „Z głową ciężką od wspomnień lek- rze Soczi: „Patrzcie na tę uśpioną w pia-tury/idę spać i ku przyszłości pa- t^ą młodą, łono ciemne podała trzę. Droga, skrawek wiosennej słońcu, jak kwiat świeci. Dwie nagie to-chmury / powiodły mnie do warzyszki jej, w przestrzeni 1 wzięły się domu, który kracze/ na mnie, bo za- za ręCe j biegną, biegną w morze. Pod-traciłem się w świecie /, na Ojca dają się fali, to dumnie, to w pokorze". mego, co leży pod wydmą. Matka . , . ... /. ... . Ciekawym spoi rżeniem na natural- chorobę dźwiga na grzbiecie/ i pada . , . ,.,J , ... ... ' . ne piękno kobiety odpoczywające] za- z jękiem na ziemię ciemną... „Napisa- , , . , . „„ . , , . , pewne nad morzem jest utwór ne dnia, 23 sierpnia, pod koniec poby- NATURA> z tomu „Zaklinania" zaczy- tu poety na morzem. jeszcze njająCy sję pięknym, wręcz wizyjnym jednak napisze Opowieść o wrogu, po- obrazem; ^?oda koMeta leż na twierdzą]ąc, ze pozostał na zawsze wznak w pośaeK tmw> dłome f nogl związany ze swą przesz ością, a. z uf0żyWSzy swobodnie, waży na swoim nowo poznanym żywiołem ciągle się tyl- d meba< d^ewQ słoneczne> ol_ w ko zapoznawał Tu, nad morzem, wra- h w> dblte mchem aenl ipsotami £ cał do swoich spraw ostatecznych, • h sięptaków». M ziemi, dzieciństwa, matki i ojca oraz do ^ swego wnętrza zasianego śmiercią: Ale oto jakby bojąc się tylko wizual-„Układałem 26 i 27 sierp- nia 1951 nych wrażeń, poeta tłumaczy ją spra- roku, na plaży wieczorem późnym, na- wami przeszłymi: „Nie potępiam jej, co zajutrz cały dzień". pamiętam ją jeszcze, jak uciekała j z dziećmi pod niebem zgruchotanym N tego krótkiego spotkana z morzem żarami> ekspiozjami». W czasach, 8 powstało więc wiele wierszy, mimo kjedy sama radość jako taka> wyni CL Z i że nie są to utwoiy umownie nazywa- kająJca z zycia 0S0blSteg0) nie była zbyt u ne marynistycznymi dobrze widziana w druku, poeta uzna- ^ W tomie BOHATERSKA KRONIKA wał za stosowne łączyć ją ze sprawami E2 wydanym w roku 1953, znalazł się ogólnospołecznymi < pierwszy wiersz związany bezpośred- w Wlerszach piętaka najczęściej mo- % nio morzem. Nosi on zdawkowy tytuł j się z syiwetkami ludzi. Tom O WYCIECZKA NAD MORZEM. Poeta zo- „ ^ MQrc* 5 .... . , .... . „Przymierze z nowymi laty (1955) pr2y- S baczył jakąś wycieczkę młodziezy nad nQsi dwa utwQiy teg0 rodząju. NAD £ morzem, w której dostrzegł dziewczy- PAMIĘTNIKIEM 0JCA i DZIECIĘCY v nę, a „w oczach wiernie zapatrzonych EpQS w ienvs z ^ch utworów | łzy czyste". Wzruszenie swoje i dziew- autQr e; >>Historia wstaje na ob- q czyny tłumaczy krajobrazem mor- morzach { lądacK Nad nią jak < skim. „Bo dokoła morze uciszone stało. ?(/} 71 pola cierpienie twe wyniosłe". A dalej przygoda z morzem kończy się i znów przypomina sobie pamiętną w rodzinie musi on wracać do swych spraw pier-decyzję ojca o wyjeździe za morze. „Ta wotnych. „A tymczasem pociąg opuścił myśl nawiedziła cię raz, nie dała już Tuajpse i pnąc się na wzgórza, odda-spokoju". Następuje z kolei krótki opis wał mnie na pastwę myślom, przysz-jazdy okrętem: „Noce, noce przepędzo- łości, sercu, co ledwie stukało. Pa-ne w parnej ciasnocie. Od potu i wyzie- trzyłem znów za siebie, choć piękno da-wów duszno w piersi i boleśnie. Leżą lej trwało". biedacy na deskach w brudzie i błocie. podroż odbył poeta do Włoch westchnąc, ni pomarzyć głośno nikt p}ynął statkiem po Adriatyku. Stąd już me śmie. A tymczasem w górze na ^ wersz NA POKŁADZIE. Druga otwartym pokładzie gra muzyka, drżą częsć ^rsza jest piękna: „Stałem na światła, skaczą w tańcu pary . pokładzie ciszą i wzruszeniem ściśnię- Poeta notuje niepowodzenia ojca na ty jak pętlą. Nad Adriatykiem unosiły nowej ziemi obiecanej i jego powrót: się obłoki i obróciły niebo o tysiąc mil. „ Więc najpierw powrót przez morze do I spadła mewa, iskra czego - ziemi, Europy. Ocean gnał, jak góry uwolnio- słońca? Kamień żalu?" Tutaj również ne z ziemi i ciął kroplami deszczu, gra- morze ostatecznie okazało się tylko dem jak ukropem, i straszył dnem, jeszcze jedną podnietą do powrotu po-gdzie minę pośród cieni". Trzeba jed- ety w dawne i trudne regiony życia, nak uznać, że mimo poetyckiego cha- Całkiem inne i głębsze od poprzednich rakteru tego opisu jest on wtórny było następne spotkanie poety z mo-wobec literatury na ten temat. W la- rzem w roku 1932. Między innymi był tach 1957-1962 nastąpiły kolejne spo- wtedy r. Ustce i w Słupsku, gdzie miał tkania Stanisława Piętaka ż morzem, spotkanie autorskie w Studium Na-3 Wyjechał kilka razy za granicę; Po- uczycielskim, Niestety nie mogłem § wstały wtedy dwa wiersze: SOCZI i NA uczestniczyć w tym spotkaniu. < POKŁADZIE. Są to utwory wrażenio- Morze jako temat znala^}o się w to_ < we, a nawet w pewnych fragmentach miku pod trułem. Qt0 migawko_ « sielankowe W wierszu Soczi morze we wspomnienia morza z tego czasu: oo jawi się autorowi jako łagodność pełna >>Jeszcze medaumo przybiegał mu do j słodyczy i upajająca: „Smukłe palmy sfóp łasząc sięjak morze> przypomnia. W magnolie, w górę wiodą drogę, lecz nad ne> oblok Melony, zielony las". N ucichłym morzem stają jak przed pro- cu giem. Biel to jedynie w tej pięknej chwili Ostatnie spotkanie Piętaka z mo- W się liczy, bowiem w powietrzu złotym rzem odbyło się roku 1952. Potwierdza < tyle jest słodyczy i tyle łagodnego, spo- ono, że ten żywioł traktował jak urok, g kojnego tchnienia, światło dotyka fal podnietę, powrót do rozmyślań o swo- < i ginie od westchnienia". Jest to opis ro- ich sprawach pierwszych. Potwierdza ^ mantyczny w charakterze, jakby wzię- to utwór PRZEZ KRAJ. Ale nagle ury-O ty ze Słowackiego. A wrażeniowy cha- wały się lasy i wzgórza i widać było, jak !si rakter utworu poświadczają zdania o ku wychylającemu się morzu idą pół ot radości i odurzeniu w czasie jazdy śli- ubrane kobiety, dźwigające dzieci na * zgaczem, w czasie kąpieli. Być może od- plecach, jak pędzą beztrosko dziewczę-~ ległość geo geograficzna od kraju ta, uwolnione z ciał i sukien, a nawet q wpłynęła na to, że poeta poddał się starcy wloką się z trudnością podbi- < głównie wrażeniom nowych uroków, jając ziemię. Gwar, krzyk wypłoszył ?OT dotąd nieznanych. Wyraża więc żal, że 72 W okręty. Ustawiając się do słońca, odbiły nie gniewa, bo - myślę - może w ręka-od brzegów, wypływając w mierze". wie koszuli ukrywa uciętą rękę..." Oto zaraz po tym wyrażeniowym Oprze ba przejść przez wiele smug cie-opisie morza i plaży następuje stały 1 nia przez, wiele ciężkich urazów motyw tego, co poeta za sobą wszędzie żeby na plaży, w słonecznym dniu do-dżwigał w myślach i uczuciach „ Od uro- strzec tragiczne ludzkie sprawy, Pię-ku takiego lata aż boli - ktoś powie- tak widzi jednak także krzepę i zdro-dział. Zamknąłem, więc oczy, by nie wie, ale jakże inaczej niż w znaczeniu patrzeć, nie cierpieć po utraconym raju potocznym „I nie drażnili mnie bez-Poprzez trącające mnie w oknie powie- wstyd niedorostków, mizdrzenie się trze widziałem jednak otwarte prze- staruch, mamrotanie pijaków w sa-strzenie owsów i żyt, zlepione od potu mym środku słońca. I w młodych Ki-i żywicy ściany lasów". Najbardziej ziach kręcących zalotnie zadkami morskimi utworem Piętaka jest PLAŻA widzę Grację, niewinne piękności, z tomu „Zaklinania". „Od długich dni a w muskularnym buku, co z powo-tak chodzę brzegiem morza z twarzą dzeniem próbuje salto mortale - i za-jak kora, ochlustaną piaskiem i solą - raz w skoku w przestrzeń, skoku w i odsądziłem, objąłem we władanie zja- niebo, herosa i anioła. Na to mi więc wiska barw, faunę powietrza, pląsawi- przyszło?" sko ludzi. Dzisiaj jednak pogoda Tak oto w środku pięknego lata, wś-i tysiące nagich znowu szturmuje wy- ród urody życia i radośd wyszuklwał dmy, pobrzeże plażę, piskiem, potem poeta skazy i brzydotę wewnętrzną i ze-i gwarem wypełnia przestrzenie, jak wnętrzną; tragedie i urazy człowiecze owce, jak obłoczki sadowi się w bie- Nawet to najbliższe zeSpolenie z pięk-lach, w zieleniach. Tymczasem okręty nem morza było zabarwione piętako. w jadą na morze i stają na redach prze- wską refleksją nad iudzkim nieszczę- £ ciw potworom, Sztormom, najeźdź- śdem . obawą Q żyde; > Dawno nie od_ * com, a żaglówki mrużą ślepka i tkwią czuwałem tak otwarcie tymczasowości m ma miejscu jak bielinki na sztorc nale- istniema. Upadałem w końcu na plaży 6 pione w dziecinnych zeszytach i spałem śniąc przeżyty dzień, tylko ma N Widoczne jest w tym utworze moco- odwrót ujrzany i okrutniej, że to ja ze H wanie się z zespoleniem ziemi z mo- śmiertelną chorobą siedzę na kupce tra- N rzem. To zespolenie nigdy mu się wy, a brzegiem morza idzie ktoś obcy, W w pełni nie udawało. Wszystko co znad nagi, silny i nawet się nie odwraca. (2 morza pozostawało w sferze wrażenio- Spotkania Stanisława Piętaka z mo- £ wej. W wierszu NATURA próbuje być rzem coraz bardziej pogłębiały rozwa- * empirystą; „Znajoma dama z powro- żania nad swqją przyszłością i poezją. co tem wcisnęła się w czarny kostium, Uroda życia nad morzem wydawała się % szyje obwiesiła mieniącymi się perła- ig już me dla meg0j obserwował ją * mi, by ukryć blizny skóry, klęskę brzu- jednak pllme wchodząc coraz bardziej g cha, nie budzi mimo to protestu, tylko li- w siebiC) a przedeż zachwycał) się tą 5 tość, uczucie żalu..." „No, a ten mężczy- urodą Zaskoczyło g0 j ośiepito wręcz $ zna układający się martwo w geście, piękno nowe> delesne> pełnokrwiste, • jak parasolka wbita w piasek. I dziś CQ kontrastowało z poszukiwaniem >< nie zdjął ubrania; siedzi z nieodgad- swegQ sweg0 piękna w ODMIEŃCACH >< niętą ponurą twarzą, lecz nie śmieszy, ? plą^aCH < »—3 •co 73 Wydaje się, że zderzenie się radości życia z tragicznością życia najbardziej uderzyło Piętaka właśnie nad morzem. Kiedy był POŚRODKU ŻYWIOŁÓW pisał o tym rozdarciu i wybierał dla swoich wierszy tragizm przeciwko radości, wnętrze przeciwko zewnętrznym urokom. „Ofiarują nam podziemne morze i niezbadane szczęśliwe przestworza, a my jednak patrzymy niemi, bo trzeba nam tylko tyle ziemi, ile starczy na ukrzyżowane, rozpostarte ciało, na rękę w powietrzu szukającą, oniemiałą". 01 ŚLAD XIX • SZKICE O LESZKU BAKULE O co NI CO 7^ y cz ^ ?? O > 7^ 'Wi i •• UCIECZKA W SAMOTNOŚĆ Jerzy Dąbrowa-Januszewski Ucieczka w samotność Ustka, 201 1975 r. Drogi Panie Jerzy! Pańska recenzja Czarnego Boru w Głosie Koszalińskim uradowała mnie mocno. Wiele z tego, co pragnąłem przedstawić, odczytał Pan pięknie, a zrozumiałe, że w krótkiej recenzji nie można o wszystkim. Ważne też dla mnie, że jest to w ogóle pierwsza recenzja o mojej książce w Głosie. Dotąd żadna z moich książek nie została w Głosie omówiona. Kończę obecnie trzecią część tej całości pt. Biały Bór. Rzecz może się ukazać najwcześniej w 1976 roku, co jest jednak do osiągnięcia. Piszę też inną powieść pt. Wizna, o obronie Wizny w 1939 roku. A potem już na całego współczesność, dziejąca się na Pobrzeżu. Składam Panu najlepsze życzenia noworoczne. Z przyjaźnią Leszek Bakuła Ze zdumieniem ale i radością odebrałem w swoim koszalińskim mieszkaniu przesyłkę z Ustki, zawierającą opatrzony dedykacją tom „Czarny Bór" oraz list od Leszka Bakuły. Wówczas znaliśmy się jedynie z okazjonalnych spotkań, w czasie moich dziennikarskich wyjazdów do Słupska; na umówione spotkanie z Jerzym Grupińskim (recenzja z „Kształtu fali" w 1970r.) , w 1973 roku w trakcie pisania artykułu o poezji środkowopomorskiej, rok później na spotkanie z Martą Aluchną-Emelianow. Bardzo przeżyłem list pisarza, bowiem uświadomiłem sobie, że nic nie usprawiedliwia mojej nierzetelności wobec autora, który wówczas miał w dorobku tomy wierszy „Leluje" (1968) i „Połów horyzontu" (1972), tom opowiadań „Wydmuchrzyca" (1971) i wydany w tymże roku pierwszy tom trylogii Czerwony Bór", o którym zaledwie wspomniałem w cytowanej przez Leszka Bakułę recenzji. Oto jej treść: Wspomnienia z miejsc ukochanych Jest to wyśmienita poezja pisana prozą. Poezja, którą wrażliwy czytelnik będzie chciwie pochłaniał metafora za metaforą, obraz za obrazem; jakby w marzeniu o pięknie często niedostąpionym, a potrzebnym właśnie wtedy, gdy nastał czas najbardziej dla człowieka tragiczny. Wojna - hitleryzm. Ów czas rodził nie tylko KOLUMBÓW, ale także z ich młodszych braci i sióstr dwunasto-trzynastolatków tworzył szlachetnych następców, nadwra-żliwców, odmieńców, którym tragizm tłoczył we wrażliwości jakże nieodgadnio-ne dorosłym piętno. Przed laty głośnym echem przewaliły się przez łamy pism dyskusje wokół twórczości Stanisława Piętaka, pierwszego z „autentystów", który kontynuując przedwojenny los „Młodości Jasia Kunefała" stworzył „Białowiejskie 77 noce", a potem fascynującą „Ucieczkę z miejsc ukochanych". Był to bodajże pierwszy (rok 1948) w naszej powojennej prozie hołd oddany tym, którzy jeszcze nie byli KOLUMBAMI a już rozumieli to, co oznacza czarna sylwetka w obcym mundurze, odcinająca się wyraźnie w tle szarzejącego nieba. „Ćwiczyłem wytrzymałość przed wielką bitwą, jaką wymarzyłem sobie na polach między rzeźnią a Górkami przy końcu ulicy Gaworowskiej. Dalej za Górkami, łysymi i świecącymi kępkami ostrej niebieskawej trawy, rozciągał się za Narew czarny bór, co objawiał mi się często we śnie. Muszę pokonać hitlerju-gów, muszę wejść do czarnego boru". Czternastoletni Maryś, którego już poznaliśmy w „Czerwonym Borze" Leszka Bakuły, jako wódz naczelny-samozwaniec, porucznik dowodzący od-działkiem utworzonym z chłopców-rówieśników z ulicy Gaworowskiej w Ostrołęce, marzy o wielkiej bitwie z rówieśnikami-hitlerjugami. I w swym jeszcze dziecięcym, a nad wiek dojrzałym umyśle układa precyzyjny plan wielkiej zbrojnej batalii, która odbędzie się na placu zbiórki wrogów. Bitwa na łuki, proce z kamieniami, kije i pięści odbędzie się według precyzyjnego planu. Będzie triumf, okaleczone dziecięce ręce i głowy. Będzie też na polu walki czternastoletnia Reńka sanitariuszka. A potem, kiedy dowiedzą się o „swojej przegranej" dorośli w mundurach, odbędzie się na ulicy Gaworowskiej łapanka i „polskie wojsko" zostanie wywiezione samochodami do Prus, do bauerów. Ale Maryś ucieknie i po wielu perypetiach dotrze do zbawczego, widniejącego po drugiej stronie Narwi czarnego boru by szukać ojca, partyzanta. W tym momencie będzie to już chłopak zmężniały z konieczności, bystry i podejrzliwy. Nad wiek wrażliwy chłopiec, niezwykle uzdolniony, budzi swym zachowaniem niepokój ukochanej acz nie zawsze rozumianej (i rozumiejącej go) matki oraz sąsiadów. Autor czyni tego chłopca sumieniem określonego kręgu ostrołęckiej społeczności tej dorosłej i młodzieńczej, wreszcie dzieci. Maligna, jawa, sen tak niepokojące „dorosłych", chłopięce rozwarstwienie także przyczyn tego niepokoju ukazują czytelnikowi ogrom dziejących się na ulicy Gaworowskiej, w domach i okolicy, zdarzeń widzianych i ocenianych przez młodzieńca. Fakt, że wierzymy temu chłopcu, wierzymy jego opowiadaniu o tamtych dniach, to pisarski sukces Leszka Bakuły. I jeśli wspomniałem na wstępie o piętakowskim Jasiu z podtarnobrzeskiej Wielowsi to jedynie wskazując, że pisarska odwaga Leszka Bakuły nie była odosobniona. Osiągnięcie bowiem psychologicznej prawdy, tak bogatej, a przekazanej nam przez dziecko stało się sukcesem niewielu naszych twórców. Osobiście bardziej cenię za pisarski kunszt „Czarny" niż „Czerwony bór". Cd Rzecz to jednak zrozumiała jeśli dodamy, że w pierwszej książce chłopiec jest ^ jedynie bacznym obserwatorem rozpłomieniającej się wojennej żagwi. Jeszcze w niej nie tkwi własnym, chłopięcym „udziałem". Czarny bór za rzeką to dla chłopca symbol przetrwania, walki i zwycięstwa. Ale w jego jaźni jawią się i inne symbole. Widzi wyrzucany przez okno obraz „Bi-§ twy pod Grunwaldem". W chłopięcej wyobraźni natychmiast - „wyskoczyli z ob-N razu polscy jeźdźcy pancerni, za nimi litewska pogoń. Rozbiegli się (...) nadal y walczyli na śmierć i życie...". i-J „Czarny bór" należy powitać z radością. O Cd Głos Koszaliński 29 grudnia 1974r. O 5 ot Dla mnie ważnym etapem, nie tylko w pracy dziennikarskiej i krytycznoliterac- • kiej, była w 1976 roku przeprowadzka do Słupska stolicy nowoutworzonego X województwa. Zamieszkałem w mieście z świadomego wyboru, a Leszek stał >< mi się przyjacielem w częstych i długich rozmowach o literaturze także życzli- q wym i bardzo wnikliwym recenzentem moich wierszy, opowiadań. W 1977 < roku, a więc rok później niż przewidywał pisarz, ukazała się jego trzecia część ?io trylogii - „Biały bór". W recenzji (miesięcznik Bałtyk Nr 6 1978), przypomi- 78 nająć dwa poprzednie tomy, zwróciłem uwagę na bardzo wyraziste zarysowanie przez pisarza postaci chłopca, już w pełni okrzepłego: ...Po czterech latach tej wymuszonej psychicznej katorgi, chłopiec będzie na tyle dorosły, by włączyć się w działalność konspiracyjną, czasami jednak jedynie w wyobraźni wyprzedzającej każde działanie, które ma nastąpić. Będzie na tyle dojrzały, by okiem „filozofa z pasionki" (pastucha wiejskiego) ocenić także samego siebie. „Wyszedłem z czerwonego boru, wyszedłem z czarnego, a teraz gdzie pójdę? Do jakiego jeszcze boru mnie zaniesie? (...) Blondyna ustawiła je w jednym szeregu (-) Wstałem. Jeszcze nigdy nie słyszałem tak pięknie śpiewanego hymnu. Dzieci prężyły piersi, szeroko otwierały usta (...) Wydawały mi się bardziej dorosłe niż były (...) Rolicz nie mógł mnie wzywać bez ważnej przyczyny. Zanim przyszedłem do niego, byłem tam wyobraźnią chyba ze trzy razy... Rolicz, dowódca utworzonego we wsi Myszyniec oddziału partyzanckiego, jest w „Białym borze" postacią stanowiącą dla chłopca sumę cech pozytywnych walczącego Polaka. Poprzez Rolicza Maiyś zdobywa pierwsze konspiracyjne doświadczenia. Na jego polecenie powróci jeszcze przed zakończeniem wojny do rodzinnej Ostrołęki, do matki, by czekać na koniec. „Twoje nowe zadanie to szkoła" powie mu na pożegnanie Rolicz... Także w 1977 roku Leszek Bakuła wydał kolejny tom wierszy zatytułowany „Kontrapunkt". Zauroczony tą wspaniałą poezją napisałem w „Głosie Pomorza" recenzję pt. „Rowokół śpiewa rowohorał": ...strzępię język w urwiskach by ostrzyć o fale/ wychodzę z nim jak z kosą na żniwa podniebne... napisze poeta w przepięknej strofie wielkiego poematu „Ziemia Morze", składającego się na tom zatytułowany „Kontrapunkt". Leszek Bakuła jawi się jako niezwykle drapieżny poeta, którego „Genealogia jak powie w innym wierszu (moja) w dębach na dnie Narwi". Nie ma poeta litości nad swym ludzkim jestestwem, beznamiętnie potrafi w jednej chwili ukazać jego skołataną codziennymi troskami głębię; 10. broniłem się przed sobą przegrałem/ broniłem się przed innymi wygrali/ teraz już nie mam się przed kim bronić/ nareszcie wygrywam z sobą bezwiednie/ ale kto rozdaje karty znaczone... Poetyka tego zbiorku bardzo pięknej poezji, siłą swego działania na odbiorcę, każe przeżywać najprzeróżniejsze stany, jakim poddaje się tu podmiot liryczny. Przeżycie jest tym większe, iż mamy do czynienia z logicznym ciągiem kil- W kudziesięciu parowersowych strof, składających się na poemat. Stanowi on p wspaniały monolog, znaczony strofami niczym cezurami oddzielającymi od sie-bie etapy przemijającego czasu, miłości, szacunku, godności i wielu innych bardzo ludzkich, i tylko człowiekowi przypisanych na jawie i we śnie stanów. Czasami jako liryczny podmiot, jakby zapominając o wiedzionym intymnie we- ^ wnętrznym monologu, zwraca się w drugiej osobie do jakiejś postaci niby ulot- N nego refleksu z dawna zapomnianych, ziemskich spraw. Czasami też, y zwłaszcza w części „Ziemia", liryczny podmiot przybiera formę wyrazu bardziej -J bezosobową jakby odcinając się od prywatności odczuć, dając im walor bar- O dziej uniwersalny, ponadludzki niemal. I wtedy możemy trochę odpocząć od w natłoku myśli, jakie prsywodzi w lekturze poezja tego tomu. ^ Napisałem, iż jest to poezja piękna, nawet wtedy, gdy pewne partie tomu siłą ^ wyrazu i poetyką przywodzą analogie baudelaire'owskiej symboliki naturali- c/3 zmu. Ów ludzki element ewidentnego z życiem i działaniem zła, które poeta po- • stanowił ukazać jak najsilniej, tak jak je przeżywa. Ale to są refleksy, równie >< ciekawe choć pesymistyczne wstawki do „silnych", lecz bardziej stonowanych >< w wyrazie partii tego poematu. Q Druga jago część „Morze", stanowi dla mnie najpiękniejszą ze znanej mi, w ^ twórczości miejscowego środowiska koszalińsko-słupskiego, poezję maryni- .co 79 styczną. Poezję, której cały odczuciowy świat twórcy zwrócony jest ku fascynującemu go żywiołowi. Morze, ale oczywiście w zderzeniu z człowiekiem posiadającym nad głową niebo: 86. wzwyż rowokół śpiewa rowohorał/ zaludniają dolinę Łupawy/ światowidy lelki i belbuki/ czas przenosi piękno w drewno granit/ treny sieci czyhają w morzu/ wydmy z lasem toczą bój śmiertelny/ wzwyż rowokół rowohorał śpiewa/ w rozpadlinie między niebem ziemią/ nowa wiara tu się ustanawia/ nad-burzańska nadnarwiańska wiślana/ światowidy lelki i belbuki/ błogosławią siejbie i połowom/ wzwyż rowokół śpiewa rowohorał... „Kontrapunkt" jest dla Leszka Bakuły, w jego poetyckim nadmorskim życiorysie, bogatym w historię i współczesność tym czym dla Bakuły z Ostrołęki był jego debiutancki tom „Leluje", a także drugi „Połów horyzontu". Właśnie dlatego poezja tego tomu trafi szczególnie silnie do wyobraźni czytelnika wrażliwego na piękno przyrody nadmorskiej, ciekawego ludzkich tutejszych losów, ich psychiki. Głos Pomorza, 24 września 1977r. Wiele przyczyn złożyło się na to, że zacząłem pisać. Pierwszą z nich było poczucie samotności, które towarzyszyło mi od dzieciństwa wielokrotnie. Po latach zrozumiałem, że moje pisanie jest formą ucieczki przed samotnością, lecz także w samotność. Te słowa Leszka Bakuły przypominały mi się później wielokrotnie, gdy wspominałem nasze rozmowy po roku 1984-tym. Był koniec listopada. Leszek pojawił się w drzwiach mojego redakcyjnego, PAP-owego pokoju przy ulicy Zamenhofa, i bez zbędnych wstępów zaczął czytać tekst. Gdy skończył, widząc moje zaskoczenie dodał, że sprawa jest pilna, bowiem autorską wypowiedź do cyklu „Pisarze o sobie" zamówiła u niego redaktorka Tygodnika Kulturalnego. Ta wypowiedź ukazała się w Tygodniku 27 stycznia 1985 roku. Wspaniała pisarska autointerpretacja, niezwykle szczera analiza osobowości twórcy, który wydaną w 1981 roku powieścią „Wizna" zamknął ważny etap w swoim pisarstwie. Stwierdził wówczas w rozmowie ze mną: Wszystko co napisałem, od strony samego tworzenia, rodziło się z dwóch źródeł: z wyobraźni, fantazji, skłonności do wizyjnego ujmowania świata, ludzi i rzeczy oraz empirii, przez co rozumiem obserwacje, poznawanie dokładne przedmiotu utworów. Cenię też wielce uczucie w literaturze i nie przepadam za książkami oschłymi, wyro-zumowanymi, w których występuje przewaga języka dyskursywnego. Według mnie moja proza jest bliska nadrealizmu, szczególnie w „Borach", w pewnej mierze także psychologizmu. Staram się pisać językiem pierwszym", jak to określił Henryk Bereza. Nie byłbym dziennikarzem, od kilkunastu lat piszącym już wówczas o literaturze tzw. Pomorza Środkowego, gdybym nie skorzystał w czasie tamtej rozmowy z okazji do przeprowadzenia z pisarzem wywiadu, opublikowanego w styczniowym numerze miesięcznika „GryFz 1985 roku. Oto jego treść: Rozmowa z Leszkiem Bakułą pisarzem, pedagogiem (30 lat pracy nauczycielskiej), autorem kilkunastu książek, od 27 lat mieszkającym w Ustce. To cieszy Wśród twórców powołanego w 1959 roku Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy przy Zarządzie Głównym Związku Młodzieży Wiejskiej w Warszawie było Was trzech młodych pisarzy z Ziemi Koszalińskiej. Ty byłeś już znany jako publicysta, współpracownik ogólnopolskich pism. Tak się złożyło, iż jako student filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim podjąłem współpracę z gazetami. Mój prasowy debiut w 1950 roku w „Kuźnicy" (byłem jeszcze licealistą), narobił sporo szumu z racji wypowiedzenia się na temat poezji Czesława Miłosza i Juliana Przybosia. Nie przedstawiono mnie w tej gazecie, publikując ten kontrowersyjny artykuł, jako nieopierzone-go ucznia szkoły średniej. Później dopiero publikowałem wiersze, m.in. w piśmie „Wieś". Natomiast obecni ze mną w 1959 roku w Warszawie w ZMW koledzy Zbigniew Kiwka i Czesław Kuriata zadebiutowali wierszami pierwszy w „Głosie Koszalińskim" w 1958 roku, drugi dwa lata wcześniej w „Ziemi i Morzu". Pomówmy o Twojej pasji pedagogicznej. Od 1955 roku pracowałeś jako nauczyciel. To szmat czasu. Czy angażowanie się, z upływem lat coraz mocniejsze, w opiekę nad środowiskiem młodoliterackim na Pomorzu Śsrodkowym, wypływało niejako naturalnie z wykonywania zawodu nauczycielskiego? Byłoby to zbytnim uproszczeniem. W pierwszych latach pracy nauczycielskiej sam uczyłem się pisarskiej profesji, pokonywałem liczne przeszkody, zbierałem baty od znanych, doświadczonych pisarzy. Przed dwoma laty opublikowałem w założonym przez Ciebie miesięczniku „Gryf" fragmenty swojej korespondencji, ściślej listów otrzymanych od Stanisława Piętaka, który wielokrotnie opiniował moje wiersze, radził, krytykował nieporadności w tamtych latach. Tom „Leluje" ukazał się w 19969 roku. A więc trwało to długo od debiutu prasowego do książkowego. Natomiast pasja pomagania młodym kolegom po piórze wiązała się chyba z wykorzystywaniem wiedzy nabytej na studiach, doświadczeń publicystycznych tak pomocnych i mnie w latach późniejszych, ^ gdy zacząłem pisać opowiadania, „przymierzałem" się do pierwszej powieści. _j Więcej było jeszcze wtedy dyskusji, niż moich „poważnych" rad. Z czasem rze-czywiście zauważyłem, iż na przykład w szkole więcej uwagi, po zajęciach lek- <-cyjnych, poświęcam uczniom dającym mi do przeczytania swoje pierwsze QQ wiersze. D * I tak to się zaczęło? w W Aż strach myśleć o upływie lat. Publikowałem kolejne swoje książki, ukazy- _ wały się książki debiutanckie naszych młodszych kolegów, członków Kore-spondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy założonego w 1965 roku przy q Zarządzie Wojewódzkim ZMW w Koszalinie. Wiele lat prezesowałem temu klu- £j bowi, który został utworzony dwa miesiące przed powołaniem w Koszalinie od- n działu Związku Literatów Polskich. ^ Zanim pojawiły się pierwsze książki członków koszalińskiego KKMP, były al- m manachy literackie? * <; Rzeczywiście, w minionych latach ukazało się ich sporo. Pierwszy koszaliński J 81 „Almanach literacki", w 1966 roku. To była dla nas ogromna radość. Zbysław Górecki, Czesław Kuriata, Zbigniew Kiwka, Stanisław Misakowski, Marta Aluchna-Emelianow i inni byli już członkami nowo utworzonego oddziału ZLP. Moje „Leluje" już leżały w drukarni. Kompletowałem zbiór opowiadań. Wiele wieczorów klubowych spędziliśmy nad swoimi tekstami. Także do kolejnych almanachów. One wprowadzały do literatury debiutantów: „Pierwsze widzenie" 1967 rok, „Malowanie przestrzeni" 1970 roku, „Almanach literacki" KKMP także w tym roku, „Almanach koszaliński" w 1973 r. Nie wolno zapominać o kolejnych, chociażby o słupskim almanachu „Obecność" opublikowanym w 1983 roku przez Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne „Pobrzeże". Znalazły się w nim utwory byłych członków ruchu KKMP, dziś już członków ZLP z dużym dorobkiem, a także kilku młodych po debiucie książkowym i przed debiutem. To ważny almanach, jak podkreślił w omówieniu Krzysztof Gąsiorowski. Nie mówisz o pomocy, na przykład finansowej, stypendiach udzielanych młodym pisarzom przez mecenasów ruchu KKMP, ZLP, władze wojewódzkie, stowarzyszenia... Może teraz wymieńmy nazwiska, jest ich z pewnością sporo. Nie wszystkich uwzględnię. Niektórzy wyjechali z naszego terenu po debiucie książkowym. Chronologicznie rzecz ujmując: pierwsze już wymieniłem wcześniej kolegów, którzy szybko po pamiętnym 1959 roku zaczęli wydawać książki i zorganizowali w Koszalinie oddział ZLP. Później dołączyłem ja. Ukazały się pierwsze książki: Andrzeja Wojciecha Guzka, Mieczysława Zalewskiego, Stanisława Wasyla, Piotra Bednarskiego, Emilii Szczepańskiej. Znasz recenzowałeś te książki. Bardzo aktywny w prasie, radio był Zbigniew Krupo-wies, który, niestety, nie dożył debiutu książkowego. Jego arkusz poetycki opublikowało Koszalińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne. Nie żyje Emilia Szczepańska, także Wacław Włodarczyk z Człuchowa, który opublikował wiersze w koszalińskich arkuszach poetyckich. To był początek lat siedemdziesiątych. W drugiej powłowie tych lat pierwsze książki opublikowali: Waldemar Mystkowski, Janusz Adam Kobierski, Mirosław Kościeński trójka młodych ze Słupska. Aktywny w prasie był witold Gauza, któremu niedawno opublikowałeś wkładkę poetycką w „Gryfie". Po roku 1975, po utworzeniu województwa słupskiego, Twoje kontakty z ruchem KKMP uległy zmianie. W Środowisko literackie Pomorza Środkowego zostało gwałtownie przecięte gra-p nicą dzielącą region na dwa organizmy, każdy z własnymi ambicjami organiza-ić cyjnymi. Wspólnota koszalińsko-słupska nie kleiła się. Toteż miało to wpływ na sprawy KKMP na tym terenie.Guzek, Mystkowski opublikowali swoje dru-gie książki dzięki oficynie „Pobrzeża". Ruch KKMMP, po rozwiązaniu w latach § siedemdziesiątych ZMW, przejął ZSMP. Tak pozostało do dziś. W 1983 roku ty N opublikowałeś pierwszy tomik wierszy, drugi wydałeś w Zrzeszeniu Kaszub-y sko-Pomorskim, w „Pobrzeżu" złożone są do druku książki debiutanckie kolej-nych młodych Zdzisława Drzewieckiego, Jerzego Fryckowskiego, Wiesława O Ciesielskiego. To już najmłodsze pokolenia KKMP-owców. Jest ich w Klubie, W którym kieruje młody poeta Stefan Miler, kilkunastu. Ja w drugiej połowie lat O siedemdziesiątych oddałem stery w młodsze ręce Mystkowskiemu i Kościele ńskiemu. Dziś już tylko służę radą, jeśli ktoś takiej ode mnie potrzebuje. Cie-M szy mnie, że ZSMP wspólnie z „Pobrzeżem" zamierza wydać kolejny almanach • KKMP. Trzeba pokazać wiersze najmłodszych, zachęcić ich do dalszej, wy-X trwałej, niełatwej przecież pracy nad sobą. X q Dziękuję za rozmowę Jerzy Dąbrowa s 'cc 82 To był roku 1985, ważny dla Leszka Bakuły obchodzącego 55-te urodziny. Trzy lata później miałem okazję napisać o Jego kolejnej, wspaniałej książce zbiorze opowiadań zatytułowanym „Wyśniło się", w następnym o tomiku wierszy „Rzecz polska", w 1993 roku o poemacie „Golgota" w którym pisarz zmierzył się z trudną problematyką ogólnoludzkiej egzystencji. Zarazem, już jako emerytowany nauczyciel, postanowił napisać zupełnie inne dzieło - „Syntetyczny słowniki ortograficzny" wydany dwukrotnie w latach 1991, 1993. W 1995 roku w Społecznej Oficynie Wydawniczej Literatów AGORA w Słupsku ukazał się wybór wierszy „Ziemia i morze" Leszka Bakuły, opatrzony posłowiem Tadeusza Mocarskiego. W spuściżnie pisarza pozostały rękopisy. Przez kilkanaście lat pisał wielką powieść zatytułowaną „Stamtąd do siebie" o polskim wojsku zmierzającym ze wschodu do Polski. Fragmenty tej książki czytał nam na spotkaniach. Niektóre opublikował w prasie, na przykład „Plateranki" opowieść o trudnej służbie polskich kobiet w polskiej armii w ramach wojsk radzieckich. Książka była dla prominentnych wydawców PRL zbyt kontrowersyjna, by ją zaakceptować do druku. A później? Leszek Bakuła zarzucił prace nad tą powieścią. Jerzy Dąbrów a-Januszewski POSŁOWIE DO OSTATNIEJ WYDANEJ ZA ŻYCIA POETY KSIĄŻKI „ZIEMIA I MORZE" Z 1995r. Przygoda poetycka Leszka Bakuły trwa już, trudno w to uwierzyć, 45 lat. Szmat czasu. Pisarz debiutował w roku 1950 - drukując w „Nowej Wsi" wiersz. Kiedy w roku 1993 Ustka zorganizowała skromny ale piękny jubileusz 40-lecia pracy twórczej pisarza, („Jesteś Leszku chlubą naszego miasta" - powiedziała radna miasta przewodnicząca Komisji Kultury), wszyscy byli zdumieni, że ten pełen pasji polemicznej literat pisze już od 43 lata... Leszek Bakuła należy do tych pisarzy, których życie i twórczość splatają się w nierozerwalną całość. Poeta urodził się 4.12.1930 r. w Ostrołęce na Kurpiach. Tu pobierał edukację w zakresie szkoły podstawowej i średniej. Tutaj także, jak się okazuje, na całe życie zakochał się w Ziemi Kurpiowskiej. W jej krajobrazie, ludziach, pieśniach, gadkach i przysłowiach. Obraz kurpiowszczyzny jest obecny w twórczości Leszka Bakuły nieustannie. Po studiach na Uniwersytecie Warszawskim (polonistyka) i rocznej pracy redaktorskiej w LSW w 1958 roku młody poeta rozpoczął pracę nauczycielską na wsi kieleckiej w Łopusznej. Była to przysłowiowa orka na ugorze. Warunki bytowania w Łopusznej były niezwykle trudne. Nie było elementarnych wygód takich, jak elektryczność czy kanalizacja. W roku 1959 Leszka Bakułę wraz z rodziną przygarnęła malownicza nadmorska Ustka. To miasto się stało portem życiowym i lite- rackim poety. Tu wychował i wykształcił czwórkę swoich dzieci. Z Ustki dojeżdżał do pracy nauczycielskiej do nieodległego Słupska, w Ustce wreszcie - porcie rybackim, miejscowości wczasowej i nadmorskim uzdrowisku narodziła się druga literacka miłość Leszka Bakuły - morze. Ustka jest miastem szczęśliwym dla twórczości pisarza. W Ustce Leszek Bakuła napisał i wydał 5 tomów poezji oraz 6 tomów prozy - 4 powieści i 2 tomy opowiadań. Kurpie i Bałtyk, ziemia i morze, te dwa żywioły nieustannie są obecne w utworach Leszka Bakuły. Ziemia i Morze. Jak w tytule tego wyboru. Tadeusz Mocarski LESZEK A SPRAWA POLSKA LELUJA I „MECHANIK" W kwestii Leszek Bakuła, a sprawa: Polska. Nie jest to ironia. Od początku postrzegałem Leszka Bakułę jako ogromny autorytet moralny. Kiedy pierwszy raz go poznałem - miałem piętnaście lat. Poznaliśmy się za... karę. W Technikum Mechanicznym w pierwszej klasie nudziły oczytanego chłopaka lekcje języka polskiego, które w iści tradycyjny sposób „odprawiała" przedwojenna nauczycielka Balbina. Tak ją przezywaliśmy. Siedziałem z nudów specjalnie w ostatniej ławce i w zeszycie od polskiego" zamiast pisać to, co dyktuje Balbina pisałem... wiersze. Była to obraza Boska, gdy mnie na tym przyłapała babcia. Za karę miałem się zgłosić u dyrektora. Szok dla gnojka z pierwszej klasy w szkole, gdzie uczyło się ponad dwa i pół tysiąca uczniów. Stanisław Mulawa, poczciwy dyrektor od razu zrozumiał w czym przestępstwo. Kazał zgłosić się na dużej przerwie do pokoju nauczycielskiego. Kolejny szok - wejść do pokoju gdzie przebywała ponad setka nauczycieli, kto wtedy śmiał w ogóle wejść do jaskini... belfrów. Przy stoliku siedział dyrektor i niepozorny nauczyciel. - No chodź tu, przestępco - usłyszałem. - Pokaż, co tam naba-zgroliłeś - wyciągnął rękę po zeszyt L. Bakuła, boć to on był we własnej osobie. Przeczytał rzucił zeszyt na stół. - No, co to jest? - Moje wiersze - odparłem. - A moje „Leluja" czytałeś? Przyznam, że pierwszy raz w życiu słyszałem to słowo, byłem kompletnie zdezorientowany, nie wiedziałem o co chodzi. - Nie... -To ty nigdy nie będziesz dobiym poeta - rzekł Leszek. We mnie się wtedy też zagotowało. Ja ci jeszcze pokażę, pomyślałem w duchu. Tak się zaczęła nasza przyjaźń, która trwała prawie trzydzieści lat. Bo Leszek miał niesamowite wyczucie do talentów literackich. Wiedział, kogo „podpuścić" komu wjechać na ambicję, a kogo pogłaskać, prowadzić za rączkę. Wręcz ewenementem socjologicznym można nazwać w tym czasie Technikum Mechaniczne w Słupsku. Żaden renomowany ogólniak nie „wypuścił" w latach siedemdziesiątych tylu poetów, prozaików, aktorów i muzyków co „mechanik". To tylko zasługa Leszka i atmosfery, jaką potrafił stworzyć. Uczniowie bardzo go szanowali. Nimb tajemniczości szczególnie faktu, że był uczniem Leszka Kołakowskiego, słynnego filozofa na Uniwersytecie Warszawskim sprawił, że małolaci interesujący się sztuką zwracali się właśnie do niego po... zakazane informacje. Robiła swoje fama, że został zesłany do Ustki, czyli na prowincję przez władze za to, że był najlepszym studentem Kołakowskiego. Potrafił także wykrzesać w uczniach chęć poznawania literatury, czytania wszystkiego co wpadło w ręce. To on założył Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy w ówczesnym dużym województwie koszalińskim. On nas woził po całej Polsce dając możliwość kontaktu z wybitnymi poetami, co jest tak ważne dla początkującego poety. W trzeciej klasie technikum byliśmy z nim na ty, co na owe czasy było ewenementem pedagogicznym. Pozwalał w Warszawie czy Gdańsku wypić kieliszek wódki z uznanymi literatami. Tajemnica obopólnie była zawsze dochowana. To dzięki jego tajnym wykładom wiedzieliśmy, co dla Polski znaczyła słynna niedziela 17 września 1939 roku. Pokazywał nam wiersze i książki, których nie puszczała mu cenzura. Mówił o wartościach narodowych, o ciemnych zafałszowanych plamach naszej historii. Najsłynniejszy nasz numer z Leszkiem miał miejsce 16 marca 1976 roku na krajowym zjeździe KKMP w Białogardzie. Jako reprezentanci Słupska pojechali: Waldek Mystkowski, Andrzej Kirko, ja i oczywiście Leszek, jako opiekun. Musimy w tym miejscu dopowiedzieć, że ciut wcześniej przed tą datą zmienił się zapis w naszej konstytucji. Wszedł nowy, o przewodniej roli PZPR. Protestowały wszystkie środowiska literackie, krążyły tajne listy, były za to szykany. Nie bylibyśmy młodymi, gniewnymi poetami, gdyby w czasie wznoszenia przez władze toastu nie wymsknęło mi się na cały głos i po rosyjsku: żełaju wsiewo harosziewo z okazji zmiany konstytucji na bolszewicką. A że zaczęli nas koledzy z Polski uspakajać - dolali oliwy do ognia. Leszek, czując, co się święci, podszedł do nas i mówi: - chłopcy, piorunem uciekajcie, bo zaraz zrobią przerwę i was zwiną. Usłyszałem to od jakiegoś sekretarza - a siedział za stołem prezydium. Nyski już przyjechały. Nie bardzo mu wierzyliśmy, jednak mówił prawdę, przez trzy dni wraz z Waldkiem Mystkowskim i Andrzejem Kirko byliśmy bici. W zawiązanych kaftanach bezpieczeństwa, w podziemiach komendy milicji w Białogardzie. Później się dowiedzieliśmy, że gdyby nie osobista odwaga Leszka i awantury naszych matek u komendanta na Reymonta w Słupsku - nie wypuścili by nas. Byliśmy wtedy na I roku studiów. Wilczy bilet mieliśmy wtedy murowany. Waldek trafił za karę do wojska, a zaraz po przysiędze do Orzysza, czyli karnej kompanii. Nam z Andrzejem trochę się udało. Mimo relegacji z uczelni przyjął nas z powrotem profesor A. Zechowski. Pod jednym warunkiem. Koniec numerów i przeciętna 5. Leszka szanowaliśmy i kochaliśmy za talent i odwagę. Mirosław Kościeński HISTORIA JEDNEGO LISTU Z Leszek Bakuła zetknął mnie los w sześćdziesiątym piątym minionego wieku. Od szkoły podstawowej miałem nietypowe hobby: żarłocznie pochłaniałem książki i w tajemnicy przed dorosłymi pisałem wiersze. Jak przystało na moją nadwrażliwą naturę,były to wiersze pełne lirycznych uniesień i opisów przyrody-młodzieńczego zafascynowania się rytmem nadniestrzańskiej przyrody oraz wielkością uczynków, szlachetnością i bezinteresownością postępowania moich ulubionych, pozytywnych literackich bohaterów, pobudzających fantastyczne wizje i kreujących nierealny świat przeżyć oraz pragnienie heroicznych czynów; który z młodzieńców, okresie dojrzewania żyje w takim wyimaginowanym, uproszczonym i schematycznym świecie? Nosiłem w swoim pobudzonym umyśle i naiwnym sercu żarliwe uwielbienie dla Martina Edena /Jacka Londona „Martin Eden"/, księcia Myszkina /Fiodora Dostojewskiego „Idiota"/, czy dziewiętnastowiecznych, wyidealizowanych rewolucjonistów samotników -„nowych ludzi", od których roiło się w literaturze światowej a przedewszystkim rosyjskiej /E.Wojnicz „Szerszeń", N. Czerny-szewskiego „Co robić?", I,Turgieniewa „Ojcowie i dzieci"/. Z tego nierealistycznego świata, w kontekście osobistych przeżyć, pomógł mi wyrosnąć Leszek Bakuła dokonując wstępnej analizy literackiej moich wierszy. Z wielką szczerością odwiódłmnie, ten wyjątkowy literat, ogromnie pracowity, bezinteresowny i bardzo wrażliwy na ludzkie potrzeby człowiek, od posługiwania się banałem oraz od łatwowierności w to, co tworzyło w mojej świadomości filozoficzny pesymizm- wartość pozorną, składającą się na sens mojego życia W liście z dnia 17 lutego 1965 roku napisał:/.../To co jest pozytywem w wierszach zawiera się w pewnej umiejętności wprowadzania nastroju, w bez-presenjonalności, wręcz skromności głów. Ale, niestety, nie może to decydować o wartości utworów przy istnieniu poważnych braków i uchybień. Myślę, że jest pan nadal pod urokiem dziewiętnastowiecznej poezji typu A. Asnyk czy M.Konopnickiej, którzy byli dobrymi poetami w swojej epoce. Ale obecnie nie; ^ ma celu robić gorzej gorzej tego, co inni kiedyś już robili lepiej. Takie -wiersze D uprawiane są jeszcze jeszcze we współczesnej poezji rosyjskiej, oczywiście < jako swego rodzaju epigoństwo kulturalne i literackie. Nie mogę, niestety, szu- m kać w pańskich wierszach wyraźnych zależności od poetów tradycyjnych., ale § wydaje mi się ,że taka zależność istnieje/.../". ^ Ta szczera, aż do fizycznego bólu rada. nie co starszego kolegi literata, ko- U ńczyła się jednozdaniowym, jakże dla mnie znamiennym stwierdzeniem, ukie- q runkowującym do przewartościowania moich zainteresowań oraz sprecyzo- y wania wysiłków nad zdyscyplinowaniem się do określenia i osiągnięcia wyzna- ^ czonych celów:/.. ./ Trzeba wiele nad sobą pracować.no i nie zrażać się kiy- ^ tyką. „Zrozumiałem, że bez systematyczności w zdobywaniu literackiej wiedzy w i opanowaniu literackiego języka, nie mam żadnych szans w poskramianiu ga- ^ lopującego Pegaza: trzeba się uczyć, głębiej interpretować rzeczywistość i zdo- ^ być wykształcenie -najlepiej filologiczne. q 'C/5 87 List ten wyznaczył całą moją drogę do literatury i przyniósł po latach ogromną satysfakcję w sensie artystycznym, z faktu przyjęcia mnie do Związku Literatów Polskich, skłonił do wyjaśniania wielu zagadnień natury religijnej, filozoficznej, j społecznej i historiozoficznej. Musiałem przebudować swoją wyobraźnię „człowieka niewykształconego", niewykształconego", uporządkować przestrzeń i czas,budujących od nowa moją osobowość i życiowe cele -cenione osiągnięcia oraz sprawności, jakie powinien zdobyć prawdziwie wolny człowiek. Jan Towarnicki Ustka 27.11.65 r. Leszek Bakuła Ustka Pan Jan Towornicki Szanowny Panie Otrzymałem od Pana B. Smugały Pańskie wiersze. Zajęty bardzo nie mogłem -wcześniej przesłać Panu uwag, które proszę przyjąć jako koleżeńską radę, a nie ocenę znawcy, ponieważ i szczupłość materiału i fakt, że nie jestem zawodowym literatem wykluczają taką ocenę To co jest pozytywem we wierszach zawiera się w pewnej umiejętności wprowadzania nastroju, w bezprensjonalności, wręcz skromności słów. Ale niestety nie może to decydować o wartości utworom przy istnieniu poważnych braków i uchybień. Myślę że jest pan nadal pod urokiem dziewiętnastowiecznej poezji typu Asny-^ ka czy Marii Konopnickiej, którzy byli dobrymi poetami w swej epoce. Ale obecnie D nie ma celu robić gorzej tego, co oni kiedyś już zarobili lepiej.Takie wiersze upra-^ wiane są jeszcze we współczesnej, poezji rosyjskiej oczywiście jako swego rodzaju ® epigoństwo kulturalne i literackie. Nie mogę niestety szukać w Pańskich, wier-^ szach wyraźnych zależności od poetów tradycyjnych, ale wydaje mi się taka zale-(S) żność istnieje. Pozatem nie ma Pan wiele do powiedzenia, w jesiennej refleksji nie y poza opisem krajobrazu, w Książce trochę znanych wszystkim banał j q Więcej warte są pozostałe wiersze ale również banalne w treści nieporadne języ- y kowo i stylistycznie. Myślę, że nie włada pan jeszcze poprawnym językiem, literac- O kim. Najlepszy wiersz ostatni -Ikar można by uznać za przebłysk refleksji zbliżonej ^ do poezji Trzeba wiele jeszcze nad sobą popracować, no i nie zrażać się krytyką. • ><; Łączę serdeczne życzenia X Leszek Bakuła Q 3 •w 88 LESZEK BAKUŁA- LEGENDA USTKI ŁAWECZKA DLA PISARZA Kuracjuszki z południa Polski, któ re od lat przyjeżdżają zimą do Ustki wciąż pytają o Leszka. Niedawno pani z Nowego Sącza była zaskoczona wia domością o śmierci pisarza. - Nie żyje, od sześciu lat - mówiła - To, dlaczego nie ma pomnika, ulicy z jego nazwiskiem czy chociażby pamiątkowej tablicy? - pytała. - To znakomity pomysł - przyznaje Jacek Graczyk, burmistrz Ustki. Czy na usteckiej promenadzie uda się postawić spiżową ławeczkę z posta cią Leszka Bakuty. - Obiecuję, że w przyszłym sezonie ławeczka stanie - mówi Graczyk. Z Ostrołęki do Ustki Urodził się w 1930 roku w Ostro łęce. Swoim życiorysem mógłby ob dzielić co najmniej kilku ludzi. O jego zachowaniach w sytuacjach ekstre malnych oraz ciętym dowcipie poli tycznym krążą legendy To dzięki niemu o słupskim środowisku literac kim, które skupił na początku lat 70 było głośno w całej Polsce. Już na stu diach był niepokornym studentem W latach 1951-1956 studiował poloni stykę na Uniwersytecie Warszaw skim. Równolegle, eksternistycznie studiował filozofię u Leszka Kotakow skiego. Miał propozycję, jako wybitny student, by zostać asystentem. Nieste ty; jego niewyparzony język oraz nie zawsze właściwe poglądy spowodo wały, że dostał „karny" nakaz pracy i przez dwa lata musiał pracować w „zapyziałej" jak mówił wsi Łopuszno koło Kielc. Spalał się w pracy z wiejskimi dziećmi. W 1958 roku postanowił przeprowadzić się do Ustki, gdyż do większego miasta mu nie pozwolono. Tutaj przez trzy lata pracował jako kierownik szkoły podstawowej. Jednak dopiero podjęcie pracy w 1961 roku w najlepszej w tym czasie szkole technicznej w Słupsku, czyli Technikum Mechanicznym. Pozwoliło mu załapać tzw. oddech literacki. Zaczął wydawać swoje pierwsze książki. Debiutował w 1968 roku tomikiem poezji pt. „lelu-. je", wydanym przez Wydawnictwo Poznańskie. Debiutował w prasie o wiele wcześniej, w 1950 roku wierszem „Obrazek pokoju" w tygodniku „Nowa Wieś". W tym samym roku opublikował kilka innych wierszy oraz ważny artykuł o twórczości Czesława Miłosza i Juliana Przybosia w tygodniku „Kuźnica" pt. „Słowo z ubocza". - O pałkach policyjnych Łączył pracę nauczyciela technikum z wykładami w Studium Nauczycielskim w Słupsku, dzisiejszej Pomorskiej Akademii Pedagogicznej. W latach 1962-65 wykładał wybrane zagadnienia filozofii, socjologii, etyki i logiki. Ponieważ był bardzo lubiany przez studentów, a przede wszystkim studentki za elokwencję i wybitną wiedzę dawał się świadomie „podpuszczać" na ćwiczeniach. A że nie pałał specjalną miłością do socjalizmu, więc łatwo było przewidzieć, że będzie miał z tego powodu kłopoty. I miał. W Europie w tym czasie zaczęły się pierwsze zamieszki z udziałem studentów Na pytanie, zadane podczas zajęć, czy policja ma prawo lać studentów powiedział słynne zdanie: W J D * < 0Q D N CO Cd J Cd O 2 N CO • X >< Q < •co 89 Pałka policyjna nie powinna być przedmiotem do wychowywania młodych Polaków w państwie socjalistycznym. Już następnego dnia zajęć nie prowadził. Próbowano go wyrzucić także z Technikum Mechanicznego. Jednak dyrektorzy tej placówki, w tym nieżyjący już Stanisław Mulawa okazali się bardzo wstrzemięźliwi. Pomogli w tym także rodzice uczniów, gdyż Bakuła, mimo, że był bardzo wymagającym polonistą świetnie nauczał. Gdy zaocznie zaczął studiować filozofię na Uniwersytecie Warszawskim w latach 1966-67 także miał z tym kłopoty choć był najlepszym studentem na roku. „Chceta to mata - Czesław Kuria-ta"- to złośliwe powiedzenie jest także autorstwa Leszka. Zaczęto się wszystko od powołania w 1962 roku w Warszawie Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy którego Leszek był współzałożycielem. Później KKMP założył w Koszalinie i Słupsku i do końca byt ich przewodniczącym. Ponieważ Bakuta debiutował dosyć późno to Kuriata był prezesem oddziału Związku Literatów Polskich w Koszalinie. Leszek został członkiem ZLP dopiero w 1971 roku. Animozje wynikały, z tego, że w ówczesnym województwie koszalińskim nie liczono się z potrzebami literatów ze Słupska. Dopiero po wydaniu trylogii wojennej „Czerwony Bór", „Czarny Bór" i „Biały Bór"(1971,1974 i 1977), znakomicie przyjęte przez krytykę literacką w całej Polsce animozje ustały Wizna i kapitan Raginis Przez kilkanaście lat cenzura nie dopuszczała do wydania książki pt. „Wizna". Dopiero po powstaniu Solidarności książkę wydało w 1981 roku Wydawnictwo Poznańskie. Bakuta od- krył i uwiecznił bohaterską postać kapitana Władysława Raginisa. W czasie wojny w dniach od 8 do 10 września 1939 roku polska załoga umocnionego odcinka (ok. 720 ludzi, 6 dział i 26 karabinów maszynowych) odpierała pod Wizna ataki niemieckiego 19 korpusu pancernego pod dowództwem generała Heinza Guderia- na. Bój ten stanowił jeden z najbardziej charakterystycznych epizodów wojny obronnej Polski 1939 roku ze względu na niespotykaną dysproporcję sił. Obrońcy odcinka „Wizna" opóźnili o przeszło dwa dnia zaplanowane przez Gude-ńana okrążenie głównych sił polskich na wschód od Wisły. Przed poddaniem reduty Raginis popełnił samobójstwo, gdyż przysięgał, że żywym go nie wezmą. Sam Guderian wyrażał słowa podziwu i uznania dla męstwa Raginisa. Ponieważ postać dzielnego kapitana nie pasowała komunistom ze względu na życiorys starano się nie dopuszczać do publikacji. Bakuła oprócz 5 wydanych tomów poezji i 6 tomów prozy ma w dorobku wiele publikacjsi w almanachach, encyklopediach i prasie. Znany był z pisania bardzo dobrych reportaży o tema- tyce wiejskiej. Jego twórczość spotkała się z dużym rezonansem wśród krytyków i uznaniem czytelników, tym roku Jan Zygmunt Prusiński wraz z władzami Ustki postanowił zorganizować pierwszy konkurs poetycki imienia Leszka Bakuty pn. „Słoneczna Ustka". Obędzie się także czytanie wierszy Leszka nocą na plaży Leszek Bakuta po długiej i ciężkiej chorobie zmarł na raka w 1997 roku. Miał czworo dzieci, a najstarszy syn jest dzisiaj profesorem literatury na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Mirosław Kościeński ZIEMIA I MORZE Raj tam, gdzie ona siedzi, a którędy mija, Za jej stopami róża wstawa i lelija; Jej gwoli piękne drzewa dają cień sowity Nie chcąc, aby ją letni żegł ogień obfity (Jan Kochanowski) 1. Starannie i ładnie skomponowany zbiór wierszy Ziemia i morze (zdjęcie Autora, reprodukcja trzykrotna wycinanki kurpiowskiej oddzielającej od siebie poszczególne cykle utworów) jest i zarazem nie jest wypowiedzią poetycką samego tylko Leszka Bakuły. Wybór i układ tekstów, a więc kompozycja książki, jest bowiem autorstwa Tadeusza Mocarskiego. Elementy wybrane z jakiejś całości (a taką całością jest dotychczasowa twórczość Leszka Bakuły) tworzą nową jakość. Nasz odbiór tej „kompozycji" zależy nie tylko od tego, co powiedział autor, ale także od komentarza, który jest ukryty, gdyż wynika z doboru tekstów, ich sąsiedztwa bądź oddalenia. Zatem trzeba uwzględnić to, co Tadeusz Mocarski - pośrednio i bezpośrednio - o tej poezji i o samym poecie powiedział. W „Posłowiu" zwrócił naszą uwagę, że „Leszek Bakuła należy do tych pisarzy, których życie i twórczość splatają się w nierozerwalną całość." Podaje też ważniejsze fakty z biografii Poety podkreślając (...), że „Kurpie i Bałtyk, ziemia i morze, te dwa żywioły nieustanne są obecne w utworach Leszka Bakuły (...)." W ten sposób Tadeusz Mocarski ujawnił zarazem, czym kierował się, dokonując wyboru tych, a nie innych, wierszy oraz zasugerował interpretację (związek z biografią poety). Zaznaczyć wypada, że tytuł wyboru wierszy pochodzi z tomu „Kontrapunkt." Składa się on właśnie z dwu cykli wierszy, z których jeden nosi tytuł „Ziemia" a drugi - „Morze." Wynika z tego, że autor wyboru wierszy chciał być w zgodzie z tym, co o swojej twórczości mówił i pisał sam poeta. Czy jest w zgodzie? I tak, i nie! Wybór wierszy, który „Agora" udostępniła czytelnikom, zawiera odniesienia do biografii poety - wyraźnie, bezpośrednie, a także jakoś tam ukryte. Ale, pisząc od siebie, nie tylko o sobie pisze Bakuła. Wielokrotnie to podkreślał. Na przykład prezentując „Kontrapunkt" w ówczesnym „Głosie w Pomorza" (rok 1978!), poeta powiedział: (...) „Bardzo ważne są dla mnie -J problemy przeszłości, licząc od narodzin mojej świadomości, czyli od 1939 ^ roku. Najpierw dałem świadectwo swojej prawdzie o tym czasie w „Czerwonym < Borze". Obecnie piszę inaczej o tych sprawach w powieści „Wizna", dotyczącej m obrony reduty pod Wizną czyli drugiego Westerplatte, albo polskich Termopil. ^ Jest to dla mnie rzecz nie tylko wojskowa czy wojenna, lecz moralna (...). co Stosunek do historii jest dla mnie miarą uczciwości i moralności (...). Region ^ jest dla mnie najbliższą ojczyzną. Przez nią staję się nie tylko Polakiem, lecz J także pisarzem. Co ukochałem to stanowi mój region. Wyrosłem znad Narwi, z O Ostrołęki, to mój region - geneza. Pokochałem drugą miłością morze i Pomorze W (...). Moje życie płynęło Narwią do Wisły, a po ciekawym exodusie na Kielecczyznie, ^ do morza. Z tego piszę. (...). Najważniejszym problemem współczesności ^ jestem ja sam i można tę wypowiedź rozumieć głupio i mądrze. Jeśli jestem w czymś w artystą, to tylko w tym, co napisałem lub piszę, nie zaś w tym, jak żyję. Sztuka * tworzenia jest dla mnie ważniejsza niż sztuka życia. A poza tem po prostu a ciężko pracuję za dwóch, a żyję za jednego" 'C/3 91 2. Wiersze wybrane przez Tadeusza Moczarskiego układają się w cykle: Ziemia, Morze, Golgota. Nazwy te są zarazem dominantami tematycznymi, gdyż praktyka poetycka Leszka Bakuły zdaje się polegać także na tworzeniu wypowiedzi fragmentarycznych, luźnych i bez nazwy ogólnej. Swoistą suwerenność poety oraz poezji - jako sztuki słowa - zaznaczył Leszek Bakuła w dwóch czterowierszach otwierających cykl Ziemia. Mowa w nich o ciągle ponawianym trudzie pisania (ręką śmiertelną) swego nieśmiertelnego wiersza oraz o marzeniu „Śni mi się niepodległość tęczy, / duma przestrzeni, wolność jak czas". Poeta, nawiązując do słów Fausta z wielkiego dzieła Goethego, wyznaje: "Tylko przed pięknem, jeśli klęczeć". Zarazem jednak jest świadomy swojej, jako człowieka, przemijalności, niedoskonałości, więc dodaje: „Tylko śmiertelnie - jeśli pisać". Pisanie, czynność wykonywana przez człowieka, mieści się po stronie życia (jednostkowego), to trud, który, choć owocny, zabija (poetę, czas, przeżycie), ale może też coś ocalić, jeśli powstanie - w wyniku tworzenia - rzecz wielka i ważna, prawdziwa i nowa- coś, co sprawi, że „nie wszystek umrę". Maksymalizm działań i oczekiwań łagodzi tryb warunkowy oraz forma bezokolicznikowa (bezosobowa) czasowników (pisać, klęczeć). O tym, że jest to osobista deklaracja - wyznanie decyduje raz tylko użyta forma z zaimkiem osobowym („śni mi się"). Zarazem jednak oddziela ona od siebie dwie rzeczywistości: życia i sztuki. Poeta nie precyzuje, jakie treści znaczeniowe zawierają rzeczowniki: wiersz, piękno, życie i śmierć. Pozostawia miejsce na konkretyzację, tym jednak ograniczone, że przecież posłużył się określeniami wartościującymi: „nieśmiertelny wiersz", „długie lata", a pojęcie piękna, które - jedyne - uzasadnić ma postawę pokory i podjęcie trudu pisania, przybliżył przynależącymi do sfery twórczości i życia zarazem wyrażeniami: „niepodległość tęczy", „duma przestrzeni" oraz porównaniem -„wolność jak czas". Semantyka poszczególnych słów oraz sens całej wypowiedzi współbrzmi z ukształtowaniem „wersowym" i składniowym tych czterowierszy, z ich rytmem i (wewnętrzną) melodią, która łagodzi radykalność, ostrość twierdzeń. Dodać można w tym miejscu, że swoista, W właściwa temu poecie rytmiczna fraza jakby przesłania treść dramatu g osobistego i zbiorowego, który to dramat jest właściwym tematem - < przedmiotem poetyckiej wypowiedzi Leszka Bakuły. Poezja to może tylko chwila wyjątkowego odczucia piękna, olśnienie, które ^ twórca chce utrwalić: „jest taka niebieska / że niebo się wstydzi / niebieskiego co wiatru / jest taka różana / że róża omdlewa popiołem / a tak wysmukła / że j jodła tężeje zielenią. (... / przjy jej śpiewie milkną wszystkie ptaki / a w jej O pięknie giną wielorakim / jeśli klękać to tylko przed pięknem / zamknie świat U mój i znów go odemknie / to zasmuci rąk radosnym kołem / to się wzbije pod 2 niebo aniołem / albo padnie w łąki ciepłą rosą / a znów odda swoją suknię ^ wrzosom / teraz żyć mi dla niej nie na próżno / jeszcze chwila, a będzie za • późno." ^ Poezja, zdaje się także wskazywać autor tych wierszy, powstaje w wyniku ^ próby oddzielenia, wyodrębniania, odejmowania. Oddzielenia i odejmowania od < czego? Jednoznacznie tego nie powiedział. Wskazał tylko - przy pomocy ?co różnych środków artystycznych, że ciągle coś od czegoś musimy oddzielać, 92 odejmować z czegoś i na rzecz czegoś rezygnować: „nie przyznać się do siebie-cała jesteś wtedy / strojna w to co zaciera ślady po twych krokach / całaś wtedy w odsłonach łudzących że nowe / tak do siebie się zbliżasz drepcząc w samej sobie / i nawet ci nie przyjdzie do głowy że to ty / nie przyznana nikomu całaś między innymi / wyodrębnić się nie da to co między wszystkim". Bycie twórcą - poetą , oznacza więc przede wszystkim podjęcie trudu wyodrębniania, oddzielania tego „co między wszystkim". Jeśli odnieść to stwierdzenie do tytułu zbioru wierszy, to zauważyć należy, że poezję jednak współtworzą dwie inne (oddzielone) żywioły, mianowicie powietrze (wiatr) i ogień (światło). Są to „elementy" mniej konkretne niż ziemia i morze (woda), bardziej lotne i ogarniające tamte, a przez tę swoją naturę zarazem podobne do tego co tworzy świat wewnętrznych przeżyć - myśli, wyobrażeń, wizji, snów odczuć. Pisanie dla Leszka Bakuły (i jego kreacji - podmiotu mówiącego) jest zadaniem jak najbardziej osobistym, własnym. Jest rzetelnym poszukiwaniem i wyrażaniem swojej oryginalności, odrębności. Jest, jak się wydaje, szczerym zapisem tego, co uświadomione, przeżyte, doznane. Poza wszystkim innym - to sprawą etyki, sumienia. Przy czym wypowiadający się w tych i poprzez te wiersze, podmiot zdaje się wiedzieć, ze „sumienie jest dla człowieka samego, a dobre imię dla drugich" (św. Augustyn). Podejmowanie próby tworzenia poezji prawdziwej, „nieśmiertelnego wiersza" stają się niekiedy powodem uświadomienia sobie małości, niedoskonałości twórcy, a przez to jego dramatu życiowego, czyli sytuacji przypominającej trochę błądzenia, manowce Poety - Hrabiego Henryka z „ Nie - Boskiej komedii". Lekarstwem i ocaleniem (jak tam) może być przezwyciężenie egoizmu i egotyzmu, gotowość do ofiary i miłość; także nazywanie i „przyznawanie się do siebie", podnoszenie z upadku. Dykcja poetycka autora „Golgoty" jest całkowicie odrębna i własna. Autor wystrzega się naśladowania innych, co w przypadku nauczyciela języka polskiego, obcującego z tekstami wielu autorów, jest chyba rzeczą trudną. Uważny czytelnik odnajdzie zapewne różne „pogłosy", echa. Są to jednak zawsze przywołania zamierzone, znaki otwierające nowe pola skojarzeniowe, ^ składające się na wypowiedź otwartą o wielu sensach, nawet jeśli są to g poetyckie komentarze - jak w wierszach „społecznych" („Wsi spokojna", < „Gdyby do kraju powrócili wieszcze...", „Których dręczy głód"). Poeta unika eksperymentowania. Elipsa, powtórzenia, prozaizmy obok poetyzmów, rzadko neologizm (zielonobrode, wdółniż itp.), przytoczenia służące nawiązaniu w i kontynuacji dialogu, wyraziste przedstawienie sytuacji, puentowanie j zakończeń (głównie w wierszach bez tytułu); kilka stałych motywów O obrazowych - to zasadnicze składniki tego własnego „stylu". Nawet sugestie W „interpunkcyjne" często stają się zbędne. Poeta wyznaje: (gdy) „Noc mój słuch £3 oczyszcza / z ryb i wodorostów (... / „zarzucam sieć w niebo / łowię jeden ^ język / ten okaleczony i nie zagojony" („Morze", 68; „przemywam oczy snami • i wydłużam wiosła („Morjze, 54. ) a Do motywów obrazowych i tematycznych przywoływanych stale w ^ wierszach Leszka Bakuły należy postać matki. Wprowadza ją wiersz - < wyznanie „Odwiedziny matki w szpitalu dla..." datowany: Bielsk Podlaski -co 93 1954r. - „Odwróciłaś matko głowę / od świata i ode mnie / (... Jeślijrak z trosk wynika, tom współwinien twej śmierci...". Czytelnik „Borów "nie może tu pominąć tego napisał Bakuła o bliskich związkach matki i syna w tym cyklu powieści. W autobiograficznym wierszu „Ostrołęka" czytamy: „Była matka -drewko bólu zeschłe, / młodość chora na lot zmarły w myślach. / Dziki ptak -nic od gniazda z błękitu nie chce. / W słońce biegłem - płonę na chmur zgliszczachW cyklu „Morze" w wierszu zaczynającym się od słów: „Znów słyszę krzyk rybitwy nad kołyską wiklin"..., przypomniana jest „Pierwsza troska - brwi matki w jaskółczanym locie...". W utworze noszącym numer 62 cechy matki ma postać kobiety w czerni, „która chwyta się swego serca jak ostatniej boi". W cyklu „Golgota" - w wierszu VII: „ matka mi się zjawiła jak kielich goryczy... / matko moja wołana z ziemi - Ostrołęcka / nie udźwigniesz za mnie drzewa krzyżowego / syna, syna przez ciemność świata skazanego", a stację IX poprzedził poeta wyznaniem: Jednej na chuście będę odciśnięty / krwi i potu pieczęcią miłości cierniami / jednaś ty matko z Ostrołęckiej bramy". Motyw matki wspierają i rozwijają liczne w wierszach Bakuły nawiązania do „OjcoWizny", tj. Kurpiowszczyzny oraz do tego wszystkiego co „ponad", a może „pod" (jak fundament) - do wartości uniwersalnych, wiaiy, stylu i kształtu życia, rozumienia historii - a co umożliwiło i umożliwia „zmartwychwstanie z wiklin nadnarwiańskich". Innym powracającym w wierszach Leszka Bakuły obrazem, a niekiedy również tematem, jest drzewo - drewno (O małej jodełce na skałkach", „Deska". W cj^klu „Morze" są to pale, bierwiona smolne wyrzucone na plażę, wiosła; a w cyklu „Golgota"- krzyż. Ten ostatni cykl wierszy („ Golgota" skupija jakby w soczewce i dopowiada treści wcześniej sugerowane i przywoływane. Łączy on przytoczenie z wizją i opisem. Przytoczone zostały napisy pod obrazami poszczególnych Stacji Męki Pańskiej w siedemnastowiecznym klasztorze w Ostrołęce. Cytat uzupełnia i dopowiada na innej płaszczyźnie - historycznej, moralnej, religijnej to, co - w sposób bardziej osobisty i współczesny - przekazuje poeta. ^ Kolejne stacje drogi krzyżowej Chrystusa stają się także stacjami życia kogoś g z „OjcoWizny" kurpiowskiej, na przykład bohatera - Raginisa, a także tego, < który mówi - podmiotu autorskiego, czy też - w ogóle- ludu „na ziemi ® diablissimus". Droga na górę cierpienia i śmierci staje się również NS reinterpretacją życia osobistego i narodowego losu oraz sposobem ukazania c/3 sensu męczeństwa. Czy są to wiersze religijne? Collage tekstów i sytuacji j składających się na „Golgotę" zawiera treści religijne, ale nie tylko takie. O Celem poety jest jednak chyba ukazanie sakralnego charakteru każdego W cierpienia, każdej próby zrozumienia i odkrycia sensu, pragnienia dobra... 2 Nadmienić należy, że przeżycia religijne - przybliżane poprzez różne ^ sugestie obrazowe i słowne - były również już wcześniej obecne w twórczości • poetyckiej Leszka Bakuły. W cyklu „ ziemia" znajdujemy je na przykład w wierszach: ^ „Procesja", „Których dręczy głód", „Krużganek", „Upadek", a także w wierszu ^ bez tytułu: „dziś noc taka bieluchna / że lilia zazdrości / sufit się przy niej < wstydzi / pada na podłogę / ściana wsparta jest o mnie / więc się nie zawali / < pominięto Leszka Bakułę, który, mieszkając w Ustce, pracował jednak Q głównie w Słupsku. Mamy więc prawo nazywać go słupszczaninem. ^ ?W 97 3.Autora „Kontrapunktu" spotykałem na ogół w towarzystwie innych pisany. Wymienię niektórych: Marta Ałuc±ina-Emelianow, Jerzy Dąbrowa^Januszewski, Zygmunt Flis, Zbigniew Kiwka, Stanisław Misakowski, Zbigniew Zielonka Pamiątką z rozmowy - spotkania z Leszkiem Bakułą u Stanisława Misakowskiego (w jego mieszkaniu słupskim), jest egzemplarz „Kontrapunktu" przekazany mi przez Autora z „serdecznością, przyjaźnią i najlepszymi życzeniami." Działo się to, jak wskazuje data, w dniu 30 maja 1978 r. Pasjonowały Go rozmowy (dyskusje)o literaturze, o książkach, także 0 pisarzach. Angażował się w sprawy środowiska literackiego; nie był jednak, jak się wydaje, zainteresowany funkcjami, stanowiskami, reprezentowaniem. Raczej rezonował lub udzielał rad. Na szerszą działalność nie miał chyba po prostu czasu. Nie mówił wprawdzie o tym, ale można się było domyślać, że troszczyć się musiał o byt swojej rodziny. Najbliższym przekazać chciał też zapewne prawdę o sobie; przekazać poprzez utwory. Znamy ich z dedykacji. „Czerwony bór" dedykował synom Bogusławowi i Kordianowi, „Biały bór"-„Zonie Krystynie." W „Kontrapunkcie", który przypisał „Córkom - Danusi 1 Bożence", znajdujemy wyznanie: „córki syny odchodzą w życie jak do tańca/ powiewają mi z dala chustkami uśmiechów/ pustoszeje mi łajba/ (...)/ ale już podłożyłem stępki czterech statków/ gwiazd nity na kadłubach nocy promienieją/ córki syny się uczą sztormu w różach wiatrów". Dodać tu trzeba, że „Czarny bór" jest darem „Na 600-lecie miasta Ostrołęki." Z myślą zatem o najbliższych, i o tym co najbliższe, powstawały kolejne utwory. Leszek Bakuła uczestniczył w spotkaniach autorskich - własnych oraz swoich kolegów. Odpowiadał najczęściej na pytanie, dlaczego został pisarzem. Słuchał też uważnie tego, co inni mieli do powiedzenia. Czasem żartował, czasem wypowiadał się ironiczne. Wspominając swoje „wejście" do literatury, podkreślał znaczenie spotkania z Tadeuszem Borowskim (w Nieborowie 1948?). Zdaje się, że w młodości dał się uwieść „nowej wierze", która jednak kłóciła się bardzo z osobistymi doświadczeniami. Tam chyba należy jednak szukać źródeł zainteresowania początkującymi autorami oraz jego zaangażowania w tworzenie i działalność Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy. Przysłuchiwałem się dyskusji na jednym z zebrań Klubu, a właściwie sesji rocznicowej. Było to jesienią 1975 roku. Czytelnia w publicznej bibliotece w Słupsku wypełniona była młodymi ludźmi. Leszek Bakuła - po dokonaniu < wprowadzenia do dyskusji - słuchał uważnie innych. Schodził z (pierwszego) •O planu. Nie o niego chodziło, nawet nie o nich, tylko o literaturę. Oś Po latach (1986) Słupski Klub Młodych Pisarzy zaprosił mnie do składu ^ Komisji oceniającej plon konkursu literackiego „W poszukiwaniu talentów." q Konkurs nie był rewelacyjny (92 zestawy prac), ale pozwolił na zorientowanie £ się, jak pokreślił to w swoim sprawozdaniu, sekretarz jury - Stefan Miler -^ w tym, jaka jest kondycja psychiczna najmłodszego (ówcześnie) pokolenia. ^ Przewodniczącym jury i głównym oceniającym był, oczywiście, Leszek Bakuła. Oś Warto może nadmienić, że najważniejszą nagrodę przyznano Piotrowi § Ostrowskiemu, znanemu dzisiaj dziennikarzowi. Zdaje się, że w takim • odkrywaniu talentów literackich, zachęcaniu i wspieraniu twórczości >< młodych pisarzy ujawniał się najpełniej pedagog i spolegliwy opiekun, którym X w istocie był Leszek Bakuła. Zachęta i pomoc nie wykluczały rzetelności Q i surowości ocen utworów, czego dowodem zarówno ustne, jak i pisemne J (publikowane) recenzje i opinie o nich. 98 Adepci pióra uczestniczyli, rzecz jasna, w spotkaniach z autorem „Połowu horyzontu." Uczestniczyłem w jednym z takich spotkań w Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki w Słupsku. Ukazała się właśnie powieść „Wizna." Pisarz wyjaśniał, dlaczego ten epizod z kampanii wrześniowej jest dla niego ważny i dlaczego powinien być znany. Odpowiadał na pytania zadawane przez młodych ludzi, w tym swoich uczniów z „mechanika."O sobie powiedział: „Leszek Bakuła - pisarz polski. Taki adres wystarczy, żeby list do mnie doszedł". Stwierdzenie to odebrałem zrazu jako przechwałkę, zbędne najzupełniej podkreślenie wysokiego mniemania o sobie. Potem jednak pomyślałem, że chodziło mu o coś innego, ważniejszego i głębszego: o polskość, o literaturę, o rangę twórcy. Tak też odczytuję epitafium - słowa Jana Kochanowskiego - gdy zatrzymuję się przy Jego grobie na usteckim cmentarzu. Pisane w lipcu 2004 r. Jan Tyborczyk Protokół z posiedzenia Jury I edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Leszka Bakuły O LAUR BURSZTYNOWEJ RÓŻY pod hasłem „MORZE - ZIEMIA - OJCZYZNA" Juiy w. w. konkursu obradowało w dniu 17 lipca 2004 roku w składzie: przewodniczący - Leszek Żuliński oraz członkowie: Wiesław Ciesielski i Zdzisław Drzewiecki i po lekturze.....zestawów wierszy postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia: I nagrodę Łucji Abalar (godło „Mars") z Gliwic; II nagrodę Czesławowi Markiewiczowi (godło „Format") z Zielonej Góry; III nagrodę Michałowi Nowakowi (godło „Sezon 79") z Zielonki Dwa wyróżnienia płatne, ex aeauo: Jerzemu Fiyckowskiemu (godło „Jurgis") z Dębnicy Kaszubskiej; Władysławowi Krupie (godło „Bielią") z Marciszowa. Pięć wyróżnień kwalifikujących wiersze do druku: Pawłowi Kowalikowi (godło „Nord Express") z Zawiercia; Piotrowi Macierzyńskiemu (godło „Pomidor") z Łodzi; Mirosławowi Odynieckiemu (godło „Aqua Mare") z Wejherowa; Łukaszowi Tomczakowi (godło „Lisek") ze Słupska; Radosławowi Wiśniewskiemu (godło „Tagore") z Brzegu nad Odrą. Jurorzy z zadowoleniem podkreślają fakt, że Leszek Bakuła stał się patronem konkursu poetyckiego, a tym samym Ustka - miejsce, w którym spędził wiele lat życia - wpisze się w kalendarz życia literackiego. Takie upamiętnienie Po- ^ ety i jego Miasta jest gestem od lat oczekiwanym. Pierwsza edycja konkursu 'C przyciągnęła autorów z całej Polski; jej poziom artystyczny okazał się znakomi- ^ ty; otrzymaliśmy sygnał, że współczesna liryka polska wciąż owocuje dobrymi ^ dziełami oraz potwierdzenie, że instytucja konkursu może promować kulturę O literacką. Z nadzieją na dalsze edycje tego turnieju Juiy gratuluje jego pierw- > szym zwycięzcom i dziękuje wszystkim, którzy stanęli w szlachetne szranki. n W K O /-/Leszek Żuliński m . /-/Zdzisław Drzewiecki x /-/ Wiesław Ciesielski >< Q 3 100 WIERSZE Z KONKURSU BURSZTYNOWA RÓŻA - USTKA 2004 I NAGRODA „MARS"- ŁUCJA ABALAR VON DE KOCIE MEREN DES DOODS (I) mario, odkąd sukienka morza stężała w lodowy płaszcz, tak iż ciało naszego szkunera ugrzęzło w niej jak parówka, częściej myślę o twoich piersiach - o menażkach napełnionych spaziowym miodem, o sowizdrzałach wróbelkach, wplecionych w gałązki ramion, o minaretach gdzie serce jak muezin przyzywa mnie do modlitwy, i o tym dzienniku, co jedyny cierpliwie znosi ten nieoczekiwany bezruch. zatem ta podróż w niczym nie przypomina przyjacielskiej rozmowy ani nawet niedbale odprawionej sumy. to raczej wizyta gości, których dłonie podnosi się łatwo jak patyk leżący na drodze, to milczenie wody. dlatego zapewne pytasz czy morze uniesie mnie jeszcze? - tak, gdyż białe dzieci mórz skaczą wysoko i krzyczą upojone pychą gdzieś Noc na wybrzeżu też jest bezgwiezdna i zimna, więc nie jestem sam, choć załoga pije i śpiewa psalmy, choć załoga nie śpi, nie, już nie ma wachty, gdyż nic nam tutaj nie grozi oprócz śmierci. < N •O & < £ O | N W & D CQ • X >< Q s 'W 101 I NAGRODA „MARS"- ŁUCJA ABALAR VON DE KOCIE MEREN DES DOODS (2) wydaje mi się że o mnie myślisz-rzadziej marzną mi dłonie, mogę więcej pisać a także mogę bardziej pieścić się marząc o tobie i stworzeniach, które uosabiasz, tu nic się nie zmienia, w lodowych objęciach szkuner nie oddycha ale i się nie dusi, jest kościołem w środku zlaicyzowanego miasta albo głuchym na dyskotece.u Heinego wieczni bogowie przychodzą do prześlicznej córki rybaka, co siedzi przy ogniu i spódniczkę ciaśniej wiąże na smukłych biodrach i o rum proszą bo marzną, czasami wyobrażam sobie, że wieczni bogowie to my - żeglarze potykający się czasem o nieznane kamyki wysp, tubylczych lądów, cieśnin, które nauczeni jesteśmy wziąć do ręki, nazwać i opuścić jak żony. W tej szczególnej sytuacji jednak my to bójki, które morze tarmosi, bierze do ust ale nie połyka. II NAGRODA „FORMAT"- CZESŁAW MARKIEWICZ MOJA OJCZYZNA LEŻY NA PÓŁCE Z KSIĄŻKAMI Gospoda jak chruśniak późną jesienią, na obrusie buraczki. Po malinach i Polsce żadnego złota, z sufitu zwisa zaizolowany Leśmian. Nie wiem co jest istotą, po prostu opowiadam. Mój Genius prowadzi do tajemnicy, wejście załamuje się na granicy nieba z połoniną, jakby gospodyni od prawieków rozlewała pod Nową Rudą filiżanki zielonej akwareli. Mucha lezie po mapie, cień pada na Duklę. Ludzie idą do kościoła, nie wiadomo, do cerkwi, czy do fary. W sąsiedztwie Leverkuhn umiera na atrakcyjną chorobę, a tu pospolita gonorea albo lues. Za Karpatami, kraty na spodniach Blooma nie wytrzymuj ą konfrontacji z parzenicami. W Krakowie i w Paryżu nie ma nadziei na zrozumienie tajemnicy Sylwii Plath, zbyt krucha jest szklistość klosza wspólnej mowy. Polskę wydzieram z gardła jak podkówkę zwyczajnej kiełbasy. To ona: kilka krawężników, skrzyżowanie, niezliczone balkony. Nigdzie Stanisława Grochowiaka leży przykryte gazetą, Leszno jak za duży łyk bełta. Więc poluję na wściekle żywego 01iveirę, nie robię tego w Paryżu, gram w klasy na swoim małym podwórku. Tam, po polach, po Elizjach ostrożnie stąpa Halina Poświatowska. Jak przystało na wdowę, o powieki rozbijają się fale Styksu, ale ja przyglądam się w swoim języku i rozpoznaję zielonkawe rozbryzgi Wisły, sine chmury nad Częstochową. Nie tłumaczę się z marzeń, nie opowiadam o tęsknotach. Żyję tutaj, między granicami, w kilku językach obcych, chociaż to boli. Bywa, spadam z najwyższej wieży, na trawie zaledwie kilka kropel rosy. Żadnej krwi, ani białej, ani czerwonej, a to Wrocław, a to Mikołów, a to i tak dalej Mój Genius błądzi: jak piasek w sandałach przesypują się słowa. N 8 < £ 0 z 1 N CA ca o m • >< Q 3 'CO 103 II NAGRODA „FORMAT"- CZESŁAW MARKIEWICZ NA JAWIE jest rok dwa tysiące trzeci syn sąsiada z parteru aktywista młodzieży wszechpolskiej napawa się łaszeniem schulza u stóp adeli sąsiadka zza ściany pożycza pięć złotych na niedzielną tacę na murze obok domofonu zarządzenia wspólnoty mieszkaniowej że dozwolony jest tylko jeden ruch z góry na dół i odwrotnie że klucz od piwnicy na strych w kanciapie pana boga że obowiązuje całodobowe milczenie dzień dobry mówi sąsiad z parteru dobranoc odpowiada sąsiadka zza ściany zasypiam śni mi się okrągły tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty pierwszy rok ktoś nuci pod oknem mury kaczmarskiego a może jarmarki laskowskiego III NAGRODA „SEZON 79" - MICHAŁ NOWAK POŚRÓD OGRODU SIEDZI TA KRÓLEWSKA PARA... znoszę to, nie obrażam się, dorośleję, przywykłem, kiedy nazywa się mnie tak a tak, bo nie potrafię wysłać sms-a, mruczę coś pod nosem, czasem wymknie się filmowe „kurwa, ja pierdolę", znoszę to; kiedy słyszę w reklamie piosenkę „all you need is love", która przestała dotyczyć pacyfizmu, a miłości i owego „pap pa ra ra ra" dotyczy w stopniu żadnym, uśmiecham się do siebie; znoszę, kiedy mówią, że przyjemność ze zjedzenia czekolady trwa dłużej niż moje miłosne wysiłki, znoszę to, wyskubuję kępki wełny ze swetra; znoszę, kiedy wmawiają, że za niższą cenę mogę mieć to czego najbardziej mi potrzeba, znoszę, maluję oczy i paznokcie, kiedy traktują mnie jak potencjalną jednostkę grupy docelowej; znoszę to w kraju, w którym „kromka chleba" i „gniazdo bocianie" nie znaczy więcej ponad słowa; kiedy jedni mówią „wszystko jest na sprzedaż" a inni, że „są na tym świecie rzeczy, których kupić nie można" milczę, pozwalam sobie zapomnieć o metaforze i refleksji, znoszę to; milczę, przechodzę obok domów centrum, wkluwa się we mnie napis „wiosna na sprzedaż", niniejszym znoszę to III NAGRODA „SEZON 79" - MICHAŁ NOWAK GROTESKOWO PISZE SIĘ DO MARTWYCH, ALE JEDNAKOWO DO ŻYWYCH przyszedłem do ciebie kiedy ulegałeś tej tak zwanej śmiertelności, nie chciałem byś grał dla mnie, grać nie umiałeś, a i poliki zapadnięte, i ręce wysuszone tak, że Potem sanitariusz nie mógł wkłuć się w żyły zabierają mnie ze sobą te widoki torturą byłoby cię o coś prosić, mówiliśmy więc do siebie, że dziwak ze mnie, bo lubię niedopieczone bułki, i ciepło się robi, no a nasi znowu przegrali, a Potem tylko charczałeś i oczy były takie obecne, wystraszone zabierają mnie ze sobą te widoki („chodź zobacz, coś tam biegnie, to chyba jeż!" wołam patrząc na pień kasztana wydostającego się spomiędzy bloków, Gosia dokładniej okrywa się śpiworem i choć nie lubi egzystencjalistów wyjaśnia „tutaj nie ma jeży, to szczury, podsłuchałam, że pojawiły się w piwnicach") zabierają mnie ze sobą te widoki parę dni po pogrzebie widziałem tam zdechłego szczura, może koty go dopadły tak jak kiedyś w Kersku koty Bohumila okrążyły i przyprawiły o ustanie serca małego królika, a może była to trucizna < zabierają mnie ze sobą te widoki Di ^ (jakże-że mnie kusi powiedzieć, że wyglądałeś inaczej O niż martwe zwierzę, ubrali cię w garnitur i związali ręce różańcem) 2 fc zabierają mnie te widoki co Di D 00 • X X Q 3 ?CO 106 WYRÓŻNIENIA PŁATNE „BIELIQ" - WŁADYSŁAW KRUPA WCZASOWA KOŁYSANKA spij spij mój drogi zamknę czas niech morze huczy lecz nie szumi nic musisz witać rannych zórz wróć do snów na jad zamków koni do falujących stepów gór rozciągających się na wschodzie złocistych od lipcowych dni kolumnad pogrążonych w wodzie sen wróci cieple dłonie masz i taki niezwyczajny uśmiech noc obiecuje więcej nam ja wole patrzeć już nie usnę przyśnij się sobie albo nam niech jawa stanie się marzeniem wyczeszę z naszych włosów wiatr na pustych plaż obszar niezmierny WYRÓŻNIENIA PŁATNE „BIELIQ" - WŁADYSŁAW KRUPA ? ? ? Matylda karmin ma na wargach choć poiy roku wciąż te same Matylda ma niebieskie rzęsy i oczy czarne jak atrament którym napiszę ten poemat Matylda jest chociaż jej nie ma nad ziemią biały krągły księżyc czerń żlebów zieleń młodych jodeł spieniony szum dwóch wodospadów łzawiący dym parzący ogień Matylda ma czerwone włosy a w oczach oprócz czerni rozpacz na części chce podzielić swój świat skomplikowaną i tę prostszą w której jest niebo zieleń słońce ta pierwsza jest jak krąg bez końca może tam skryła się dziewczyna zachodu blaskiem rysowana sylwetka czarna i cień długi noc znikły barwy szumi morze jest słodycz snów i zapach marzeń 108 WYRÓŻNIENIA PŁATNE „JURGIS" - JERZY FRYCKOWSKI LIST DO LESZKA BAKUŁY Znów szumi nad Tobą Czerwony Bór Wycisza zgrzyt karabinowych zamków Mchem wyściela pień pod głowę Codziennym szumem upomina się o Ciebie morze Które wygrało walkę z Wizną A uległo kobiecie co pobiegła za Tobą Narew zakręca zaciska swoją pętlę Wokół grobu Matki Ciągle Ją widzisz w Białym Borze Jeszcze o Ciebie pytają Ci co nie widzieli klepsydry Dziwią się i obiecują w duszy wiązankę A wrzesień 39 blednie jak czerwień Westerplatte Ojczyzna Blizna Wizna To już tylko Twoje rymy WYRÓŻNIENIA PŁATNE „JURGIS" - JERZY FRYCKOWSKI PRIVISA Ta woda to łzy drzew Które rosną na nasze trumny I rzeźbią posągi braci na brzegach jeziora Ich bóg patrzył na cztery strony świata A jednak został trafiony w plecy Strzałami wypuszczonymi spod białych płaszczy Ta woda to łzy drzew Spadających na maszty żaglowców Rozdartych między wolnością wiatru A śpiewem niewolników W noc Kupały przeskoczę święty ogień Żywica sosny wskaże mi kochankę miedzianowłosą Która wypłacze oczy gdy pójdę na wroga Ta woda to twoje łzy Wysychające na rybie rzuconej na brzeg Syn mojego Boga umiał te ryby mnożyć I zapchał usta wątpiącym A ja po powrocie z niewoli Nie umiałem nawet w wigilię Podzielić ryby na czworo Ta woda to twoje łzy i żywica pokrewnych drzew Obmywam nią twarz w lepkiej nadziei Że ani twój bóg ani mój Nie byli z kamienia WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „AQUA MARE" - MIROSŁAW ODYNIECKI BEZIMIENNEMU zabrano ci czas gdy pochylony nad własną wodą sękatą dłonią na przekór wiatrom i morzu zagarniałeś srebrną sieć życia kreskę horyzontu wpisywałeś w słoność bruzd na czole dziś tylko poeci tobie Bezimiennemu wpisują w oczy romantyzm wczorajszego morza w ręce wkładają kolczasty życiorys nie widząc bielejących wokół trupów portowych ulic na ich krańcach jedynie zapomniane świątki wypatrują szarości powszedniego chleba samotności powracającej fali choć ich dusze drewniane jak twoja i dość im świętości omszałych kamieni Si dziś tylko kobiety rozpamiętują chwile < gdy rozbudzony na trwogę dzwon ^ uginał im kolana 2 gdy na przekór nieuchronności ^ niosły do portu nadzieję m i tylko one ^ jak figurki z drewna i gliny CQ przeklinają wyobraźnię poetów ^ choć ci równie niedzisiejsi X w ramionach falochronu Q 3 •co 111 WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „AQUA MARE" - MIROSŁAW ODYNIECKI KICZ to mi trąci kiczem orzekł jeden z wszechwiedzących to malowanie morza te łodzie rybacy te sosny poskręcane i mewy nad nimi i słońce jak plaster miodu odwrócił się ze wstrętem chłonąc pomruk podziwu zebranych a tu naraz szum jakiś stary rybak ożył dymem z fajki wykurzył z ram białopióre fale zapachniało bryzą jakaś zabłąkana mewa wpadła w tłum w zamieszaniu znikł gdzieś wszechwiedzący i wtedy wszyscy dostrzegli kropelkę potu artysty jak drobny diament błyszczącą w zakamarku pejzażu WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „LISEK" - ŁUKASZ TOMCZAK MORZE Bałtyk z wierzchołków gór oplecionych szarą mgłą słyszę dom szelest fal wystrugany w błękitnej barwie i załamany śpiew młodej iybitwy lecącej tuż pod księżycem przybitym do gwieździstego nieba słyszę anemiczne wołanie o pomoc cichych syren kutrów zagubionych w gąszczu nieskończonej ilości małych kropel słyszę jak baityk przywołuje mnie do siebie językiem ryb OJCZYZNA tylko marzenie chciałbym niczym młody gołąb 0 poranku przy odnowionej fontannie czyście pobrudzone pióra które wciąż nasycone są zapachem wolności dreptaj ąc w parku wypatrywać głodnych zjedzenia resztek świeżej bułki schowany pod dachem wsłuchiwać się w muzyczny stukot niewielkich ciepłych kropel majowego deszczu lecieć z ciepłym prądem suchego powietrza nad prostą rzeczywistością 1 patrzeć na świat z perspektywy ptaka WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „NORDEXPRESS" - PAWEŁ KOWALIK MARINA twój śmiech jest jak draśnięcie szyby styropianem, w tej rozkołysanej wiatrem ciszy... Nie mówię o Homerze, który stworzył wody, ażeby, gotowe, czekały na przyjście autora Genezis, z jego bibliograficzną indolencją, z jego mierną paletą wielbiciela sepii. Nie mówię o milach sześciennych szampana, sargassowych zaroślach, które zwiedza skrzętnie „Mistah Kurtz", ich dozorca, brzydki i bezsenny. Tu plaża ustępuje czemuś, czemuś - czemu? Nie odwracam się, by nie ujrzeć tego, co pochłania krótkotrwałe pieczęci naszych ciepłych kroków. Z głębi Jego - czy wolno mi powiedzieć „oskrzeli"? przychodzi ten zapach, ty mówisz: plus douce qu'aux enfants la chair des pommes sures, a gwiazdy w pobłażliwym spokoju patrzą, jak frachtowce wydziobująz powierzchni wody ich odbicia. Twój śmiech jest jak skrzekliwy rechot kabestanu. Ty mówisz: to postanowione (morze, jego pływy, upławy, przyczepiona do nieba gigantyczna plantacja kursywy). Micoragon, mniej wierzę w morze niż w ciebie. Gdy mówisz, że przez całe życie, w twoich słowach są zatoki śmiechu, dorzecza zmarszczek, fiordy siwych włosów. WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „NORDEXPRESS" - PAWEŁ KOWALIK ZAMIANA gdyby tak można było zamienić troszeczkę historii na jednąjedyną choćby autostradę na przykład jedną bitwę przegraną i jedną wygraną parę dworskich intryg i sprytną dyplomację na wschodnich rubieżach albo gdyby tak można było na przykład sto tysięcy ton ruin na dwie łodzie podwodne i czarnego bluesmana albo Piasta z herbarzem i gwarancją zwrotu na jeden wahadłowiec i Ala Capone Kościuszkę tam na Kościuszkę tutaj czy wreszcie na koniec Chrystusa Narodów na „nie pytaj co ojczyzna może zrobić dla ciebie" WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „POMIDOR" - PIOTR MACIERZYŃSKI ? ? ? od blisko pół roku Rzeczpospolita Polska zabrania mi pisania wierszy publikowania ich w poważnych pismach literackich i pobierania honorarium jeśli tylko napiszę wiersz przestaję być bezrobotnym i nie należy mi się zasiłek redakcje zmuszają mnie do podpisywania umów będących samych w sobie wierszem z nurtu groteski redakcja zamawia a ja przyjmuję do wykonania dzieło polegające na napisaniu trzech wierszy do następnego numeru Studium umowa przewiduje że będę je pisał od 5 do 15 lipca i że użyję do tego własnych materiałów i narzędzi chętnie oplułbym tego kto takie umowy wymyślił nigdy wcześniej w tak krótkim czasie nie udało mi się popełnić tylu wykroczeń WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „POMIDOR" - PIOTR MACIERZYŃSKI * * * 15 marca 44 r. p.n.e. Serwiliusz Kaśka jako pierwszy zadał cios Cezarowi i był ostatnim któremu Cezar zdołał odpowiedzieć przebijając mu rękę rylcem do pisania Katarzyna Medycejska i książęta z rodziny Gwizjuszów sprawili że w nocy z 23 na 24 sierpnia 1572 r. katolikom w Paryżu wydawało się że muszą zabić wszystkich hugenotów na szczęście od tamtej pory katolicy nie ulegali takim zbiorowym wizjom 1 września 1939 r. żołnierze Wehrmachtu odwołali rozpoczęcie roku szkolnego w Polsce 3 sierpnia 1945 r. Amerykanie zabili 80 tysięcy Japończyków i jakby tego było mało trzy dni później próbowali poprawić wynik w Nagasaki ale się nie udało 7 sierpnia 1986 r. Jacek Podsiadło napisał wiersz pt. Klozet song każdy próbuje zapisać się w historii tak jak potrafi WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „TAGORE"- RADOSŁAW WIŚNIEWSKI POST EIRE 2004. FERIDAD NIE ODBIERA LISTÓW. (...) Do you want to hear about the deal that I'm making? (...) You dont want to hurt me, But see how deep the bullet lies. Onaware I'm teańng you asunder. Ooh, there is thunder in our hearts.' (Kale Bush, „Running up that hill') gdybyś tylko mógł odczytać ten list to by znaczyło, że się udało i jeszcze żyjemy, przyszyty do ofiarnego biurka spinkami wpiętymi w nadgarstki (zamiast w krawat, tuż przy krtani) zaczynam wątpić że odruch gaikowy na myśl o tamtej bitwie - oznacza życie, bo nie ma tamtych kobiet gotowych nieść kadzie z wodą by gasić twój gniew zmieniający włosy w rudy całun, nie ma warczących membran za plecami. nie ma dziewczyn, które by stać się kobietami gotowe były walczyć na kije na równoważniach nad potokiem Shanon. już dwa lata jak torf i węgiel zarasta wrzosowiska na których mogłyby oddawać niecierpliwe pchnięcia i przemawiać do ucha językiem zawiłym i pięknym jak minskuła. ale wiesz tak dobrze jak ja, że od dzisiaj nie uczynią najmniejszego śladu na dłoniach, piersiach i brzuchu na znak, że któryś z nas spotkał łódź we mgle, < ujrzał kruka na ramieniu brata; nie wrócił z brodu uisterskiego. O nie ruszą nas pomścić gdy kiedyś staniemy na ziemi i baranie struny OZ jg podtrzymujące nas w pionie stracą strój i pozwolą nam się rozejść. 0 gdybyś tylko mógł odczytać ten list, to by znaczyło, £ N że jeszcze potrafimy odchodzić. K § k X Q 1 118 WYRÓŻNIENIA DRUKIEM „TAGORE"- RADOSŁAW WIŚNIEWSKI ŻYCIE JEST PUSTKĄ WYBORU. BALLADA IRYJSKA zdradliwa czerwień z ostatniej koszuli cuchulaina przeszła szorując brzuchem omszałe przyjścia podziemne pod głównymi ukrzyżowaniami trzech dowolnie wybranych miast, anonim na przeciwścianie kościoła głosił: Bóg się rodzi, trzeba krwi. zostały nam już tylko jointy - odpowiadał nieznany skejt erwin rommel spod krzyża, nie jarzę się w ciemnościach; unikam zapalania żył w mózgu, dlatego nie rozpoznają mnie podróżni na jednej z trzech dowolnie wybranych stacji, każdy z nich w stężeniu jeden do tysiąca slajdów osi iysę jednej nieobecnej, oswojonej kobiety, zmierzchają namagnesowane okładki peronów, ostatnie lokomotywy jak oślepione kałamarnice odchodzą w cień rafy kolejowej, miasto staje w gardle na wysokości krtani jak przegryziona szklanka i drży jak bojowy bęben za plecami jednego wybranych spomiędzy psa ath cliath, psa z glinne bolg, psa z glen in sgail. za miastem, na brodzie spotykasz mój hologram i zamiast dowodu tożsamości - pokazujesz kartę przetargową wyłuskaną z nigdy nie tasowanej talii, odchodzimy na przedmościa. ^•4 strażnice na wysokościach krzyczą, kruszą się i odlatują tsj przed zimą. stamtąd już wiem, że tych dwóch wybije martwą witrynę moją głową, nakarmią moim ciąłem miasto i nawet < jeśli pogotowie przybędzie na czas - stwierdzi tylko nieusuwalne ^ Z; Sh objawy oplucia i jestem gotów uwierzyć gdy wsuwasz t- zwinnie język pomiędzy wargi i układasz głoski w jak zapałki we wnętrzu hologramu: p cq „będę czuwała, nawet jeżeli przeżyjesz" ^ >< Q 3 w 119 HAPPENING LITERACKI LECHOSŁAW CIERNIAK OPOZYCJONISTA Me śpiewał hymnu fanatycznym pieniem w chórze do wykalkuiowanych aplauzów i w prowizorycznych scenografiach na drewnianych piedestałach o losie do zmurszenia Bez orkiestry ale defiladowym krokiem pomaszerował w niepodległe równoleżniki w bólu od powstańczych ran nie zauważonych historią krwawił prawda a sanitariusze umyślnie zawiedli JESIENNA IMPRESJA W pajęczynach czas zamarł Na bezludnych pokojach echo zaszyte donikąd Kobiety tylko na ścianach milczą ozdobione w ramach W kącie kołyska bez amplitudy a „w drugim telewizor o szczęściu kłamie W telefonie sekretarka gwiżdże na prywatny czas Bieda na ulicy w panoramie okna drwi z bajek dzieciństwa Spokomiaty muskuły i krew nie płynie do czynu a czarne kadry film tworzą i projekcji nie widać końca LECHOSŁAW CIERNIAK 0 PEWNYM POLITYKU Oddaliłeś się od siebie drogą społecznego zapotrzebowania do celów powszechnie pożytecznych Co tam ja pomyślałeś sobie Oni są ważniejsi Na szerokich wodach altruizmu pod banderą ludzkości szczytne wiosła ująłeś 1 lekceważąc prognozę pogody ster heroizmu dzierżyłeś Potem wybiła godzina Czyjeś manifesty szczekałeś Kłamałeś słońcu że nie zajdzie bo Naczelny kazał zmienić bieg rzeczy i popadłeś w łaski Wybiła potem inna godzina i zamiast świtu zmierzchało Potem noc Błądziłeś wracając do siebie zdany na inną łaskę W O w f-H3 0 g 2 ta CL, D- < 1 X >< Q < •C/3 121 LECHOSŁAW CIERNIAK CZYTANIE ZDJĘĆ Poczytałem stare zdjęcia te wszystkie za matczynych dni Migawkowa pamięć ostrzej zabłysnęła fleszem retrospekcji i wywołała do tablicy kiedy tabula rasa do zapisania jeszcze była Usiadłem w kiedyś kolorowym pokoju na wykopaliskach wczesnego dzieciństwa skąd czas pozabierał popsute zabawki i tylko przez mgłę urwane ucho misia nadgryzione klocki zajeżdżony koń na biegunach Ponaprawiałem je a na rączym koniu jeszcze raz w galopie ku wstędze do mety MA I l\l Najpierw córki bogobojnie rosną a potem zabiera je demiurgiczny czas kobiet do trwania świata w nowych kalendarzach gdzie wschodzą i zachodzą Niekiedy meteorytem upadają spalone przez miłość która zaświeciła nie w tym gwiazdozbiorze Rodzą nowe ciała do nowych konstelacij a potem ich małe kometki też gubią warkocze i spadają wabione przyciąganiem męskim Rodzą się nowe matki ZYGMUNT FLIS SPACER Z LESZKIEM PAMIĘCI LESZKA BAKUŁY To ta rzeka spięta czasem i łagodnymi brzegami Nie była nigdy żadną ważną rzeką Z wielojęzycznych atlasów Nie modlono się do niej O życiodajny boski Nilu Nie zaklinano jej wściekłego szaleństwa niszczącego powodzią o przeklęta Jangcy Nie niosła się nieogarniona W tajemnice południa Utkana płaskimi barkami W słodkim swingu jazzu O wielka Missisipi Jej krótkim nurtem Nie spływały jak śmierć Barwne wyprawy Wikingów To była nasza rzeka codzienna Znana z imienia Znana z niespiesznego nurtu Znana z nieodległego ujścia To tam nieopodal pod ruchomą fontanną rozkrzyczanych mew Kończy się j ej bieg Wiedzieliśmy to Wiedzieliśmy to obaj z Leszkiem Wiedzieliśmy doskonale A jednak była w nas jakaś nadzieja. ANGELIKA JANZ Tłumaczenie z języka niemieckiego: Śmierć towarzyszy naszym oddechom. Tam jest życie strzeżone, kontrolowany wdech, naznaczone bezradnością kontroli napływanie powietrza. Smród dezynfekcji, ciągłe oczekiwanie, gdzie są inni. Jak opłacają się pocałunki oczekiwania w snach bokserów. Moje wyczekujące bicie serca, czy ktoś przyłapie mnie Jerzy Kaczmarek ŚMIERĆ na pisaniu. Śmierci ty: bycie pochwyconym na samotności, przestrzeń pomiędzy izolacją a ucieczką. Nieustający dźwięk, który zapala światło trafiające prosto w cel. Ciało niebieskie uskrzydla ton. Księżyc ponad dzwonem co żółty jest i pachnie. KO(S)MICZNIE Śmierci nie ma. Niewymowny jest powszedni zasób słów pełen wartości! Księżyc ponad dzwonem ser pleśnieje w dole gwiazda wschodzi. 1989 ANGELIKA JANZ Tłumaczenie z języka niemieckiego: Jerzy Kaczmarek WIERSZ ZAMÓWIONY ŚMIERĆ Szybko pisz wiersz o śmierci. Zasłużyłeś na to, oczekuje się, rozpoczyna, ale nie ciebie, tyś unieruchomiony. Ukartowany ostatni kęs chleba, rezygnacja, szybko, trenuj twoją twarz przeciwko biedzie. Posługiwałeś temu, sąd, szybko, pisz! 1999 WDZIĘCZNE ŚRODKI Były drogi, które szczęśliwie przemieniały krok sprawnego poszukiwacza w pływanie dla początkujących. POMOC W PRZEBUDZENIU Szybko, kawałek tekstu, raczej sylabizować niż myśleć, wszystko w niepewność sprzedawać za jasną sekundę, coś prześmiewać sobie, że czas jest własny, aż do ugryzienia strachem we śnie, później, że nie ma prawie nic więcej, wokół tego dwa rzędy zębów, zupełnie luźne, w żargonie wspomnień ukrywać. 11/2000 Dźwięki, okazyjnie, wytargowały bezwzględnie głosy. Głowa, która tu opadła, pełna cierpienia. Ważne życie jest krzywe. LECH LAMENT WIECZORNA ZADUMA Mokną staroświeckie drzewa i kopuły wież na które nikt nie wchodzi tylko ptaki wiją tam swoje gniazda nie ujrzysz tu Boga tylko szelest piór wplątanych w pajęczynę natomiast szara cegła przyjmie wszystko deszcz wiersze nocnych kochanków podobiznę Matki Boskiej którą ludzie rysują po kryjomu nocą słyszę przez sen jak się modlą marzenia są jak krople mgły na szybach spływają i o świcie robią się maleńkie umierają jak prorocy i ich przepowiednie psy szczekają gołębie unoszą się w powietrzu to samo życie budzi się co dnia i ginie jak fale w czarnej rzece LECH LAMENT HISTORIA CIENIA Nad białą linią lasu krążą jeszcze ptaki owocują w powietrzu jak natchnienie dzień schodzi po cichu prawie że bez szmeru zagłębia się w mroczny tunel drzew patrzę za horyzont chłopiec zagrzebuje w piasku martwą muchę i kawałek szkła wyrzuconego przez morze które jeszcze lśni jasnożółtą barwą niczym księżyc widzę go jak wstaje idzie w moją stronę wolno coraz wolniej i rozgląda się zdziwiony że go nie ma LIRYKA WIECZORNA W tym skrawku nieba ogromnym jak nabrzmiały brzuch wieloryba jeszcze jedna gwiazda płomień osaczony bezwzględnością nocy zdmuchnij a poczujesz chłód szron na plecach tymczasem leżysz na rozgrzanej ziemi między gałęziami krzewu spaceruje pająk sprawdza wzdłuż warowni każdą wieżę każdy bastion wzrokiem przeszywa cię na wylot mówiąc - spróbuj zerwać chociaż jedną nić a runie wszechświat 127 LECH LAMENT ŚWIT MORZA Zegar przywołuje kolejną godzinę jest już jutro fale uderzają o burty łodzi zmierzają w stronę lądu głodne wrażeń mewy unoszą księżyc coraz dalej słońce jak wieloryb wynurza się sennie poranny spacer trwa za długo zbyt dużo tu ognisk i namiotów porozrzucanych butelek krzyku rozbudzonych kobiet zarośniętych mężczyzn wracających z morza szepczesz - przytul mnie chcę choć na chwilę stać się tobą niech dalekie mgły snu przyjdą po mnie przy tobie się nie boję martwych skrzydeł motyla wplątanych w pajęczynę okna KATARZYNA KRAWCZYK ROZMOWY WIĘZIENNE * * * Nie, ja proszę pana ornitologa, nie jestem orłem i nie latam. Ziemia jest iluzją przestrzeni. Skrzydła ? A, skrzydła - też nieprawdziwe w starych trzewikach żyjące własnym życiem sznurówki... Dumna ? Nie, proszę pana - ja nie gardzę światem, Tylko czasami, tak mi tu trochę obco... Ależ nie, nie uciekam - wznoszę się tylko wysoko, bo na dole są kłusownicy, Pan rozumie - niech sobie nie myślą... Ale proszę nie zamykać mnie w klatce ! (niech nie podpisuje nieświadoma ręka jeszcze jednego wyroku) Nie... Pan nie rozumie... - Te testy to strata czasu, Jeśli chce pan poznać orła... - musi mu pan dać...wolność. 3 o o g < X X >< Q 3 w 129 KATARZYNA KRAWCZYK Dzika we mnie dusza - myśl szalona I bunt co sam w sobie zabija ducha W samotności rodzi się pytanie - po co to wszystko ? Z czystej ciekawości ? Ze strachu ? Może to cierpliwość czyni nas głupimi ? Tak, czekanie jest głupotą, Bo chociaż umysł łamie stalowe kraty Ciało pogodziło się już z niewolą... Umieram. Lecz na pogrzebie słychać marsz weselny. Świat boi się pytań o cierpienie. Po co to wszystko ? Po co zagłuszać płacz szyderczym śmiechem ? Ból będzie taki sam, tylko bardziej milczący. Może to lepiej, że umiera się w samotności... Będę aktorem - widowni nie trzeba. Pusta scena daje wolność duszy, Kto chce niech słucha. Nie będzie sztuki o miłości, ani o walce, O szczęściu, ani nawet o cierpieniu. Dziś najlepiej sprzedają się komedie, Gwałcące kryształowe prawa pustych wyższych sfer... KATARZYNA KRAWCZYK * * * szeptem... Kim Jesteś ? Ukrzyżowana filozofia miłości... Nikt, nigdy nie zniósł na ziemię, Nie rzucił ludziom pod nogi większej Tajemnicy. I nigdy człowiek, włócznią przebijając ciało mocniej nie ugodził w siebie. Człowiek zabił Boga. Zdeptał ją. Filozofię miłości krwią przemalował w filozofię absurdu. A Ty milczysz... Tak, jakby Cię to wcale nie obchodziło. Dajesz nam nieme, przerażające przyzwolenie na morderstwa, kłamstwa, nienawiść, wolną wolę samobójczej śmierci. Milczysz... Po dwóch tysiącach lat znów nadstawiasz drugi policzek I w swojej wielkości pozwalasz mi wątpić, Znów drwić, nie wierzyć, wyprzeć się znowu po trzykroć. Pozwalasz mi myśleć, że bardziej kocham człowieka I obarczać cię winą, że bez wzajemności. Milczysz dla mnie... Może po prostu Cię nie ma ? A może ja... zbyt głośno krzyczę...? KATARZYNA KRAWCZYK * * * Dryfując w kosmicznej przestrzeni Dusza jak w ciemności wystrzelona raca Inny świat tak bardzo zdolny był mnie zmienić Że raz na ziemię wróciwszy wciąż do nieba pragnę wracać Tęsknota za wyzwoleniem z grzesznego ciała Jak kamień do dna mnie ciągnie za serce Czarne niebo daleko - tam prawda została Dziś sam nie wiem, znów zła jest we mnie więcej. Jak tułacz jestem, ze swym rozdzielony marzeniem Przez szkło widzę rozszczepione światło Świat jest pusty, a pustki nie zmienię Loty na Księżyc nie przychodzą łatwo... KATARZYNA KRAWCZYK * * Zginąłbym bez miłości... A gdzież jest pana miłość ? Tu ? W celi ? Nie tutaj. Daleko... Nie widzę... Więc skąd ta pewność, że jest ? Wiem, że czeka. Czuję... Pan jest romantykiem... Ból czyni nas romantycznymi. Przez cierpienie łatwiej jest mówić o sercach rozdartych na zawsze drutem kolczastym... Dożywocie ? Kara aż tak okrutna ? Tylko nienawiść wydaje takie wyroki i...tchórzostwo. Nikt nigdy nie powinien bać się poświęcenia dla miłości. Strach zabija. Więc boli... Bardzo, lecz kocham ten ból, bo dziś on mi daje nadzieję. Nadzieję na co ? Że uda mi się to przetrwać. Zbrodnie potrzebują odkupienia. Ja nic nie czuję... żadnego bólu, żadnej nadziei... Pani jest jeszcze młoda. Raczej martwa ! Czuje pan ten chłód ?! Nienawiścią wyżarte szklane serce! Tu, w niewoli, jestem martwa... Pani się boi. Nie! Ja się nie boję nawet śmierci! Pani się boi życia, bo życie boli bardziej niż śmierć. Co pan może o tym wiedzieć ? Kocham. To wystarczy. BARTOSZ MUSZYŃSKI list pisany późnym wieczorem, którego zadaniem jest dotrzeć z małego paryża do niej Bardzo trudno rozmawia się ze zdjęciem. Nawet kiedy to twoja buzia, w ramki kształt wpisana, dąsa się słodko i śmiesznie. Faye Dunaway w roli Bonnie Parker, na kilka sekund zanim deszcz gołębich piór nie zgasi międzystanowego związku dwojga sobie przypisanych półkul pomarańczy. Chłodno. Monolog z twoją fotografią w tle. Postukiwanie drobnych czcionek; utrwalenie biegnących ku tobie myśli. Stado dzikich gęsi obradujące, przed odlotem, o długim milczeniu po tamtej stronie. Mijane budynki i skwery, godziny mijające nieubłaganie, wstęp do romantyzmu w leżącej przede mną 'cegle' - antologii Nortona. Odbicie wpisane w szybę nocy - czarną pościel dla samotnych. BARTOSZ MUSZYŃSKI powrót anty-armisty Tak, potrzebny jest powrót. Do miejsc głęboko osadzonych w sztolniach pamięci, wyblakłych jak drapieżna sepia starych fotografii. Do przodków celowo ustawionych na linii Maginota i magnezji. W rozbłyskach czasu trzeba przymknąć oczy; to boli, boli. przed wymarszem Miasto otrząsa z powiek szarawy osad nocy, kominy snują opowieść, budzi się dotyk -nowy ląd u ujścia rzeki do wirydarza. Nie co dnia widok tak budzi, zdarza się że mrok jak gazeta dawno przeczytana zalega przestrzeń. Powoli trzeszczy senności tama, i struga światła leniwie sączy się i ścieka po burych fasadach domów. Liszaje tynku, zacieki są wtedy widoczne, lepkie, dotykalne. ^ Wówczas zazwyczaj gwiżdże (choć nie ma palców) czajnik. q W kuchni ciepły snu opar, aż w gardle zatyka, ^ miejscowa flora - uśpiona - wegetuje w słoikach. W Świt się leniwie kluje z niebieskiej skorupy |j mroku. Kanciasty owad - trolejbus, na słupie O trakcji zostawił czułki. Kierowca jest zaspany, g więc dłuższa minie chwila zanim W po namyśle - klnący, ziewający, Qj zasupła na powrót utraconą łączność. K Jest czas by odebrać znajomy dymu telegram • - stężały na mrozie obłok: jestem daleko, nie czekaj. ^ Naciąga cięciwę mocy rdzawo-zielona herbata. q Po zmierzchach - świty, i pora, co nas wciąż dzieli od świata. ^ ?W 135 JERZY KACZMAREK OKOtO POtUDNIA. MIASTO Sierść psa leżącego na ulicy jest ostra jak japońskie miecze. Otwiera się na nicość. DROGI W NIEŚMIERTELNOŚĆ Hólderlin - bratnia dusza nieśmiertelności. Ut O Si u H O Z z w Oh CL < as >< Q 3 136 POGRZEB Staliśmy zdumieni nad prochem ziemi i ciała. Czy to nicość przebrana drogą cmentarną maszerowała? Czy to światłość ogromna odbijała się w śniegu? Staliśmy patrząc prosto w powietrze. Nasuwał się powoli zimowy zmierzch. Pociągi na wzgórzu jak ptaki przelatywały to w jedną, to w drugą stronę. Cisza nocy w drodze do Bordeaux, w drodze z Bordeaux. Krystaliczny dźwięk wypowiadanych słów. Ostrze światła na tybińskiej wieży. Głos. Cień. Drugi brzeg Twojego życia. JERZY KACZMAREK MIEJSCA OPUSTOSZAŁE. MIEJSCA ZAPEŁNIONE Pili kawę po obiedzie. Czytali gazety. Znosili ból. Ci z pokoleń przed nami. Wiatrem popychane atomy z ich ciał. Czarny zapach, który unosi się wieczorem w powietrzu. Tak, to wieczność upomniała się o nich. Siedzę przy stole. Piję. Czytam. Okruch ciasta wyczuwam pod dłonią. Miejsce na tym krześle jest jeszcze pełne mnie. ZMROK POD DŁONIĄ Równe rzędy bloków. Plama światła na pomarszczonym śniegu. Moje kroki w noc: powolne, zamknięte horyzontem ulic, placów zabaw, otwartych jeszcze sklepów. Czuję, że dłoń otwarta nasuwa się na to miasto bezbronne, wysychające jak pustynia. ELA GALOCH JESIENNO-ZIMOWY EROTYK Jesień zazwyczaj rozpoznaję po migrenie i mgle siadającej na rzęsach jak w bujanym fotelu rudzieją mi włosy - to od henny - mężczyźni nie wierzą mi - mówią że mogliby w nich zbierać borowiki za mocno pachną wilgocią jak leśne mchy napęczniałe po deszczu pod ich dotykiem parują jak sierść zwierząt drucianą szczotką wyszarpują z nich liście wypalają resztki bylin - bo najbardziej mi do twarzy w oazie z wikliny i wśród wiejskich doniczek gdy wszystko jest poukładane A mnie wciąż boli głowa - za mało spontaniczności za dużo hałasu - rozgniatają we mnie żołędzie jakby grali w niepotrzebne kolory - zapach miłości wietrzeje coraz mniej światła mam w źrenicach radzą mi schować piękno w kopczyki róż za chwilę śpiące ogrody będę oglądać jedynie przez zlodzone powierzchnie jeszcze muszę zdążyć z wełnianą czapką zanim misterne witraże wejdą w okna - mam być kotem grzejącym kostki pana -chociaż ostre powietrze można oswoić Wdycha się je powoli jak dym z mocnego papierosa nie prawda że wtedy świat jest martwy choć rozsądek dla wielu rzeczy tworzy granice - myśli się przestrzenią - krajobraz staje się lekki jak miliony szklanych pięter prawdziwi mężczyźni zmieniają się w drzewa na mrozie żywica syczy w nich jak trzaskające iskry trzeba się zebrać na wielką odwagę by zanurzyć twarz w igliwiu szorstkością świerków porysować sobie po skórze aż zaboli z rozkoszy ELA GALOCH JESIENNA REFLEKSJA Figury świętych zazwyczaj zamknięte - uchylają się - dla chcących wsłuchać się w ciszę z darowanymi dźwiękami jak drżenie płomyków czy szelest chryzantem gdy podmuch unosi ich płatki niczym sukienki Krótko rozmawiamy o przemijaniu słowa nie wyrażają wszystkiego - milczymy dłużej zgadujemy swoje myśli jakby cmentarz dyskretnie spijał nas spokój staje się ciepły - topniejemy w nim znów wszystko pamiętamy i wszystko nas zapamiętuje czas daje za wygraną - uczucia nie wyrażają czasu jasne pręgi światła na kamieniach mówią że ziemia jeszcze nie ostygła Tylko wielkość jest groteskowa daje się zakuć w kajdany z brązu pasuje wyłącznie na pomnik nie ma w niej nic z codzienności - za bardzo akcentuje śmierć -przy niej nie ma miejsca na ciszę * O p§ w J o g 2 W CU CU < X X >< Q 3 w 139 ELA GALOCH NIEDOJRZAŁOŚĆ W pożyczonych pokojach - „na waleta"- bawimy się w miłość on kładzie wytarte płaszcze na podłogę aby codzienność nie budziła nas z iluzji przed dziesiątą rano jego bezpieczny schron musi się żarzyć jak piecyk gdy esy floresy od buzującej namiętności nakładają się na twarze w teatralny szkic nie chce wiedzieć że prawda ma szary kolor a czułość poetki jest krucha i bezdomna trzeba ją pilnować - pracować nad każdym gestem - pewnego popołudnia może zmienić się w zachłanność na słowa Będąc z nim krótko - nie poczuję bólu - w samoobronie podnoszę ręce i dotykam jego czoła mówiąc: jeśli zostanę zmieni się wiatr zaśpiewają rozhuśtane karuzele a krzesła przy cukierni poprzewracają się przy tobie skroplę się w wibrujący horyzont - będę pułapką - dno studni znajdzie się tuż pod powierzchnią mojej skóry dla nas jest za wcześnie na romantyzm przez światła miasta nie można zobaczyć gwiazd teraz znam tylko płaski obraz świata moje wiersze są cierpkie i nie wyrozumiałe - przez jakiś czas muszę schować się w dzieciństwie - I znów będę uciekać przez podmiejskie dyskoteki porzeczkowe wino i górki do zjeżdżania na sankach chociaż to niczego nie przyspieszy - przez skróty - dłużej błąkam się wokół swoich myśli nawet gdy pod obcasami niepokojąco szepczą fortepiany jakby liście jeszcze nie umarły - właśnie wtedy najbardziej nie lubię końców i pożegnań - KATARZYNA SZCZODROWSKA ? * ? ADR Tylu ich było... Witraże nagości na powiekach Zasłony ubrań Nuty nocy wyliczę każdą umiem liczyć Tylu ich było... Nieme słowa ciałem się stały Moje usta ich wargi Ody miłości tylko dla mnie Tylu ich było... Każdy inny Nie przynosili kwiatów Lubię konwalie Nie wiedzieli o tym Tylu ich było... Nie patrzyli mi w oczy Nie znali ich koloru Choć przy każdym były inne Nocą ich Dniem moje Każdy mój pieprzyk znali na pamięć Tylu ich było... Tak szybko odeszli Zostawili odciski poszli Zostawili cierń w pamięci Okryli mnie rosą WOJCIECH BOROS * * * Pocałuj mnie doszczętnie kulą z serca prosto w usta tak by powstanie mrówek przeszło po karku nutą z Gintrowskiego a zbędna tkanka mózgu strużką najistotniejszej materii załatała dziurę wówczas -będziemy wszędzie pozbawieni strzelistych zwierszeń natrętnie prawdziwi ze zwykłymi różami w zębach. WOJCIECH BOROS ? ? * Są mistrzowie którzy jednym i tym samym wierszem typu list Stefana Wu do Wu Stefana z mottem ze św. Łukasza albo nieco mniej św. Herberta na trzecim konkursie z rzędu na drugim końcu kraju osiągają identyczny wynik - 500 złotych z myślą o nich postuluję utworzenie Poetyckiego Pucharu Polski z regularnymi turniejami o Kryształowy Laur panowie decydenci - czy widzicie piękne nazwy klubów KS Poezja Płock Zwrotka Bielsko-Biała FC Sonet Głogów KP Kursywa Łódź na rozciągniętych swetrach mistrzowie będą reklamować pocztę oraz producentów tonerów do drukarek w zawodowej lidze liczy się banknot miejsce dyplom za szafą... 143 KAROLINA CIECIUCH * * * Postanowiłam opisać swój świat. Chociaż spróbować. Wiem, że zadanie to trudne, wszyscy mi je odradzają, wokół siebie słyszę szepty, mówiące, bym dała sobie spokój, nawet nie zaczynała, mówiące, że przecież nie mam czego opisywać, szepczące, wciąż szepczące, gdyby tak chciały dać mi odpocząć... Cisza! Cisza? Udało się? Udało. Zaczynam więc. Mam kota. Mój kot jest strasznym włóczęgą, takim, o którym się mówi, że chodzi tylko sobie znanymi ścieżkami; wszystkie jego ścieżki zbiegają się na moich kolanach, moje kolana są jedynym stałym elementem w jego wędrówkach - tak myślę. Mój kot w zasadzie jest kotką, pręgowaną, dość ciemną, mię-ciutko mruczącą, nadal bezimienną - staram się ją nazwać, każdego ranka, jedząc śniadanie wymyślamy dla niej imię, lecz ona potrąca łebkiem, nie podobają jej się, nie spieszymy się zatem... znalazłam ją pod domem, w bramie... przecież tak pięknie pachnie, zwinnie wskakuje mi na kolana i układa się w kłębek - nie potrzebuje imienia, by być. Posiadam ponadto dwie rośliny. Ta w czerwonej doniczce jest kaktusem i nie trzeba jej za często podlewać - to roślinka w sam raz dla mnie... Mój kot bowiem sam dba o siebie... Druga jest bardziej wymagająca, mówią, że jej mięsiste liście przynoszą szczęście; pewnie dlatego kotka zawsze wraca, razem zbieramy drobne kawałki szczęścia, które zawarte są w każdym opadniętym liściu, wkładamy je do drewnianego pudełka - gdy je zapełnimy, szczęście złapie mnie za nogawkę... liście, które zdążymy złapać podczas opadania, liczą się podwójnie... Jest ponadto zasuszony robak, który pewnego letniego wieczoru, usiadł na mojej firance, tuż przy drzwiach balkonowych, tylko po to, by na niej pozostać. Jego pancerzyk z zielonego stał się rudo-brązowy, myślę nawet, że taki jest ładniejszy... Ciszej, nie teraz... teraz kotka siedzi obok mnie, przecież was podrapie, gdy tylko staniecie się głośniejsze, ciszej... « Mój świat jest mały, zawiera się w moim pokoju, ściany są białe, przy oknie O zawiesiłam zdjęcie kotki zrobione w dniu, w którym się znalazłyśmy, na prze-^ ciwległej ścianie ktoś powiesił obrazek, na którym widać zaśnieżone szczyty W górskie, słońce spływa po stokach, a niebo jest nieskromnie niebieskie... my-j ślę, że tam właśnie kiedyś będę spacerować. Na razie, nie mogę na nie natra-O fić. Często za to chodzę do parku. Tam jest więcej ławek niż u mnie w pokoju; 5 ja mam jedną. I stół, a właściwie stolik nocny. Pod nim schowałam drewniane § pudełko. Kotka też lubi park, latem bawi się w trawie i ściga motyle. (X Oh ? ? ? X • x Siedzę na białym krześle i głaszczę kark mojej kotki, jej ogon w zadowole-X niu rytmicznie uderza o moją nogę. Ona nie istnieje... Ręka porusza się w prze-Q strzeni, a przestrzeń jest moja. j I jeszcze mam anioła, który wciąż za mną chodzi, jakby nie miał innych zajęć.. 144 PROTOKOŁ Z OBRAD JURY IX EDYCJI OKP „MALOWANIE SŁOWEM" Dnia 16.07.04 r. w Krakowie odbyło się posiedzenie jury IX edycji OKP „Malowanie Słowem" JURY W SKŁADZIE: Adam Ziemianin - przewodniczący Józef Baran - członek Krystyna Baran - sekretarz po analizie 2331 utworów nadesłanych przez 267 autorów postanowiło przyznać: I miejsce (godło Jurgis) Jerzemu Fryckowskiemu z Dębnicy Kaszubskiej II miejscefgodło Truwer) Zdzisławowi Drzewieckiemu z Białego Boru III miejsce (godło Brrrr..) Wiesławowi Ciesielskiemu ze Słupska Wyróżnienia uhonorowane nagrodą rzeczową: Władysławowi Krupie z Marciszowa (godło Dawid) Marzenie Orczyk z Dąbrowy Górniczej (godło Orcus) Urszuli Tom z Siedlec (godło Gacek) Edwardowi Popławskiemu z Poznania (godło Zbieracz puszek) Czesławowi Markiewiczowi z Zielonej Góiy (godło Plaża) Urszuli Michalak z Łodzi (godło ABRAKADABRA) wyróżnienia uhonorowane drukiem utworu w pokonkursowym almanachu poetyckim: Lecha Gralę z Płocka (godło Triada) Aleksandrę Pietrzak z Kalisza (godło Hannael) Lecha Lamenta z Turka (godło Delta) Leszka Kutyka z Gliwic (godło Leon) Katarzynę Olechnowicz z Bornego Sulinowa (godło Bazyli) Agnieszkę Lisak z Krakowa (godło Rubens) Zbigniewa Tanajewskiego z Suwałk (godło Błystek) Jedrzeja Kozaka z Koszalina (godło Anger) Joanny Polok z Żor (godło Gwiazdka-z-Nieba) JURY: Adam Ziemianin, Józef Baran, Krystyna Mazur . . <1 ŚLAD XIX • DANUTA ZASADA • WYBÓR WIERSZY DANUTA ZASADA Urodzona w 1957 w Krakowie, DANUTA ZASADA swoje pierwsze wiersze ; publikowała w „Radarze" i „Razem". W 1982 roku przenosi się do Warszawy, j Bierze udział w warsztatach poetyckich zorganizowanych przez Staromiejski Dom Kultury w Warszawie. Publikuje swój arkusz wierszy w „Okolicach". Laureatka konkursu zorganizowanego przez Klub Inteligencji Katolickiej w dru-giej połowie lat 80. Laureatka pierwszej nagrody w Ogólnopolskim Konkursie : N Poetyckim „O Rubinową Hortensję" (Piotrków Trybunalski 1998). W latach 01 1991-1997 mieszkała w Madrycie. Współpracowała z biuletynem „Polonia" H pisząc reportaże z podroży po Hiszpanii oraz z miesięcznikiem „Ciudad Esco-^ lar y Universitaria" wydawanym przez Ratusz Pozuelo de Alarcón, w którym ,q prowadziła przez pewien czas rubrykę „Rincón de poesia polaca" (Kącik poezji I ffl polskiej). W czasie pobytu w Hiszpanii ogłasza w dodatku literackim do „Głosu Eg Nauczyciela" wiersz pt. „Boże Narodzenie, Madryt", zamieszczony później ; • w „Antologii poezji wigilijnej" pod redakcją Jerzego Fiyckowskiego („Morex", W - wa, 1995). Publikowała kilkakrotnie swe wiersze w dodatku kulturalno li- < terackim do nowojorskiego „Nowego Dziennika". Obecnie mieszka i pracuje < jako referent ds. prasowo-informacyjnych w Ambasadzie RP w New Delhi (In-^ die), gdzie wydała tomik pt. „Iberia" zawierający wiersze napisane w czasie po-f-i bytu w Hiszpanii. Pisuje także teksty podróżnicze do czasopism w języku § angielskim, m.in. „Tashi Delek" i „Tourism & Wildlife". Ukończyła filologię ^ hiszpańską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Hobby: fotografia. Wystawy . zdjęć Danuty Zasady odbyły się w Madrycie i Warszawie („Hiszpania mało zna-X na") oraz w New Delhi („Glimpses of Bhutan" - Migawki z Bhutanu). Jest zapa-X loną podróżniczką. Q 3 w 148 DANUTA ZASADA WYBÓR WIERSZY POGAŃSKI MISTYK Pogański mistyk łączy się z bytem uchem, okiem, dotykiem Pogański mistyk śmieje się z poświęcanych bram którymi nienawiść wchodzi jak nierządnica a miłość przemknie jak spłoszona sarna Pogański mistyk zabija rybę gdy głodny ścina roślinę by dach zbudować nad głową Państwo pogańskich mistyków na Ziemi: państwo szczęśliwe nie obarczone skazą niepogańskości * * * Pogańsko-mistyczna sfero od której stopy nasze marzą by się odbić - Ziemio nas pogańskich mistyków ochraniaj naszych aktów strzelistych wysłuchuj siebie jak najdłużej nam oddawaj w ulotny niekonieczny przecież leasing * * * Kto wiedział o świecie, kiedy nikogo nie było? Świat bez widowni jak gdyby nie istniejąc, istniał Czy może sam o sobie wiedział, i mógł sam siebie stwarzać w interpretacjach nieskończonych I bawił się, tasował karty aż z ręki mu wytrysnął byt myślący i zaczął po skorupie ziemskiej mocno stąpać tupać i kopać Brakło jednak języka, w którym byt mógłby rozmawiać z bytem Do dziś: szum fal, gardłowy burzy grzmot, szept deszczu, wiatru świst i wciąż na migi z naszej strony prośba o ocalenie Drobino z ciałem unicestwialnym z mistycznym konceptem świata dlaczego warczysz? Czasu nie zaprzesz kołkiem ani z nocy nie zrobisz dnia Drobino dlaczego sama sobą tak ciskasz że nawet szkwał litości ma nad sobą więcej Drobino pod namiotem nieba przejrzystym korzystaj z twojej chwili: krótkiej pięknej 150 PODRÓŻ DUCHOWA „Seledyn wód obmywa, oczyszcza Przez serce płynie czysty szmaragd Wartki nurt porywa myśl Śpiew przenika umysł Spokój..." - coś takiego mamrotał chudzielec-truchło-sadhu z Rishikesh? „Przyjechałam z Aśramu Kanta, Maksia i Niczego, z ciężkim bagażem, umęczona zbyt długą podróżą" - krzyczałam Nie zrozumiał Cisnęłam mu monetę Zgiął się wpół jak płonąca drzazga Zamamrotał Ganges płynął szeroko i wartko wypluwając szmaragdy SYNOWSKA ŚPIEWKA Wdowom porzuconym na Kumbhmela Tak cię to, matko nasza, zgubiliśmy nad rzeka od snu głębszą Tak cię, matko nasza, szukaliśmy by znaleźć porzucony jedwab Spij ty, matko, otulona w starość Spij, Saraswati niech do snu kołysze Wisznu niech ci ciepły koc sprawi nakarmi haszyszem Spij ty, której wykarmiło łono moja męską butność, moje męstwo i pobożność moją bałamutną Spij, mateczko, w Gangesu pościeli niech cię śmierć rozweseli styczeń 2001 PIERWSZY DZIEŃ W INDIACH Papuga wzbijała się w niebo wzdłuż minaretu Qutab w New Delhi Minaret prężył się w smogu Papuga, coraz mniejsza, (nie wiedziałam, że na wolności radzą sobie tak dobrze) osiągnęła już wysokość trzeciej kondygnacji Otoczyła mnie grupka czternastolatków w błękitnych mundurkach: „Beautiful lady, photo, photo!" Doznałam zawrotu głowy spojrzawszy tam, gdzie metalowy pierścień galerii dotykał nieba „OK, where are you from?" Napierały na mnie próbując wytrzymałości mojego jasnej karnacji ciała Papuga dokonywała cudów akrobacji pomiędzy koronką pierścienia a beznamiętnym białym od słońca niebem Indii Qutab chwiał się nagle pękł wpół wzdłuż różowej żyły piaskowca Runął na ziemie z jękiem Czternastolatki powtarzały w kółko kilka tych samych angielskich zdań Zrozumiałam: muszę schwytać papugę, razem z nią wzbić się w niebo, sięgnąć aż do tamtego punktu gdzie metalowy pierścień próbuje spiąć indygo z bielą BALLADA O RIKSZARZU ZE STAREGO DELHI Rakeshowi Przez zawiłe od kadzidła szare labirynty ulic jedzie rikszarz prowadzi rower pod girlandami kabli elektrycznych omija restauracje bez stolików szyldów - chytry wynalazek nędzarzy, których stać na jeden mosiądzowy talerz Pośród kolorowych sari - ptaków egzotycznych jedzie rikszarz okrąża psich łap sparszałe welniaki z wprawą manewruje nad żebraczą miską wdowy bezzębnej bez dziąseł bez twarzy Pomiędzy sklepikami z których kipi srebro barwiąc kałuże pomyj - jeziora bezdenne świta nieba fragment jak diament oprawny w złote staniole ślubnych utensiliow Pomiędzy świtem-zmierzchem jedzie rikszarz przemierza dnia nieskończoną przestrzeń ulica oswojona jego słowem, gestem łagodnieje, przepuszcza odrapaną rikszę Rikszarz o jednej ręce WYBRANIEC KALI Zdumiony obudzisz się w objęciach Gangesu dzięki jego szeptom wioski z nad urwisk pod powiekami utrwalisz pokochasz Popłyniesz wzdłuż brzegów gdzie mędrcy o rękach chudych i żylastych rozplatać będą włosy targane przez wiatr i jaźnie odsyłać na równię arupa Oddzielisz cierpienie od szczęścia: pójdziesz bezdrożem obszczanym przez psy, po mostach wiszących - ku świątyniom gwiazd Aż skroń twa uderzy o korzeń i ten brzeg opuścisz Wtedy zjawi się Kali o błękitnej skórze postawi twoją głowę obok innych zatańczy Jej piękno oślepia krągłość ramion i łydek przywodzi na pamięć wieczory przy lutniach parzących się skał, i rechotliwy jęk zboczy wstrząsanych rozkoszą Jej ręce obdarzą cię szczodrze uderzeniem miecza kojącym jak sen Gdy przeszyty bólem nagle zaczniesz czytać alfabety losów, palimpsesty wiar >h manuskrypty mędrców, martwych kultur księgi w przytuli cię czule M wysunie język, i pomiędzy wargi twoją głowę włoży... Oi m Popłynie Ganges odfruną motyle drażniące okrucieństwem szpilek ze wzorami swastyk na skrzydłach <; Q ?w 155 TANTRIKA Spośród świata tego wierzeń wybieram wszystkie: każdą ścieżką idę wszystkich wzywam bogów łącznie z sobą Nie omieszkam wodzie złożyć ofiary ani ofiary z wody Morze słowami ksiąg świętych wstrzymuję święcę ogień proroków przy swym łokciu sadzam i patrzę jak kołuje ziemi rozpędzony dysk: tam - Jak śmiesznie siedzą władcy na swych małych tronach jak śmiesznie ludzie szabelkami swoich siedzib bronią jak śmiesznie mrówki wędrują w szeregu jak goniec czasu astmatycznie dyszy... Trwam poza piędzią ziemi i chwilą czasem puchacz głuchym gardłowym głosem powie coś w ciemności albo też kadłub nocy ramiona wyciągnie i spuści Trwam ani samotności nie ma tutaj ani braku nikogo i niczego, pełnia cisza pustka rozrastam się gałężmi wszechświaciejąc w drzewo świecę wciąż - złotouste próchno * * * Znikąd czasu tylko przestrzeń pod stopami galopuje jak łopocąca płachta Moje życie stanęło w miejscu nie posuwa się proces rozkwitu pąka ani rozkładu skóry na żuchwie leżącego Chleb nie rośnie nie tyje perła Dzień nie dnieje Dlaczego czas zapadł się akurat w porze ciemności Głos nie rozbrzmiewa ani nie milknie Chyba musiało zaciąć się zdarzanie zdarzeń Taka chwila wybucha raz na Wszechświat Ledwo idą, zmęczone, mrówki Zdejm im brzemię Za tym wzgórzem spotka je strumień gorący Odejdą w błogie rozparzenie Ledwo idzie, zmęczona, mrówka Zdejm jej brzemię Może zanim zaśnie, pomyśli o płomieniu Przeszła mrówka Brzemię już jej nie ciąży Oderwana od jarzma, od ścieżek niesie świecę zdziwienia przez niebyt 157 AKT STRZELISTY Moja rzeko uciekająca Moje życie upływające Lasy myśli moich na brzegach Tyś tak piękny, tak szmaragdów pełen że Cię jak talizman w dłoniach zamknę i po Twoich głazach dążyć będę aż ku źródłom wieczności, Gangesie * * * Spowolnienie, zatrzymanie czasu Ściany rozstępują się, niweczeją Oto zlanie się w jedno miejsc i chwil z rzeki dawnej i z płynącej dzisiaj topienie się godzin w tyglu sekund milczenie pszczół unoszenie się łąk ponad poziom ziemi tak objawia się Absolut bez liter by imię jego zapisać bez domu, by wraz z nim zamieszkać Tak objawia się noc rozgwieżdżona, czysta noc bytu Upó 11 S^Hanoidzieki środkom finansowym jWrrZędu Marszałkowskiego N^ojewództwa Pomorskiego vCf«FrnKn?n Urzędu Miejskiego w Shipsku ISBN 83-919095-7-3 ?