Czym jest i jak się objawia syndrom kacapa? Wielka kultura rodzi barbarzyństwo? • Usłyszcie mój krzyk! Krzyk zwykłego szarego człowieka. Historia samospalenia Ryszarda Siwca PLUS TELEMAGAZYN z programem TV Piątek Nr 210 (4758) www.gp24.pl 9.09.2022 Nakład: 17.710 egz. Cena 4,60 zł (w tym 8% VAT) UKRAINA W CZASIE WOJNY ICH LOS SCHODZI NA DALSZY PLAN Pomocna łapa dla zwierząt Dzięki nim mają nowe domy w całej Europie. Pomorzanie wożą pomoc, a przywożą bezdomne zwierzęta tygodnik regionów str. u-15 Samobójstwo lubi poniedziałki. Jakie sygnały wysyłają osoby chcące odebrać sobie życie str. 2 Niepamięć w sali sądowej. Ofiara otrzymała 240 ciosów nożem. Trudno ustalić detale str. 5 Wodecki. Patrona ulicy w Słupsku wybrali sobie sami mieszkańcy str. 6 Nr ISSN 0137-9526 Nr indeksu 348-570 Wódko, pozwól żyć! Alkoholicy w trzeźwej pielgrzymce do Boga TYGODNIK REGIONÓW - STR. 19 Ta pszczółka, którą tu widzicie zapracuje się dla was na śmierć TYGODNIK REGIONÓW - STR. 18 „Niech moc będzie z tobą...” Szturmowcy z Gwiezdnych Wojen z pewnością pomogą w szkolnej nauce tygodnik regionów - str. 16-17 REKLAMA 0010588829 WIELE INNYCH ^ZDOBĄDZ NAWET i w aplikacji mobilnej 2 • DRUGA STRONA Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 TYDZIEŃ Z NASZA GAZETĄ SOBOTA • Miłość Szczecina nie do poznania. Trwa od iat PONIEDZIAŁEK • Jak minął sportowy weekend? Wyniki i komentarze WTOREK • Strefa Biznesu bada, jak oszczędzać przy inflacji ŚRODA • Menopauza? A może nie? Pytania do Strony Zdrowia CZWARTEK • Pod paragrafem: klątwa nad rodziną Frykowskich PIĄTEK • Puls i Tygodnik Regionów. Teksty ze znakiem jakości ZAMÓW PRENUMERATĘ: tel. 94 3401114, mail prenumerata.gdp@polskapress.pl, na stronie prenumerata.gp24.pl Samobójstwo to proces, który trwa. Nie bójmy się pytać i rozmawiać Joanna Krężelewska Rozmowa Z Wojciechem Glińskim, psychologiem, koordynatorem Zespołów Leczenia Środowiskowego w Centrum Zdrowia Psychicznego ME-DiSON. io września przypada Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom. Rocznie w Polsce dwa razy więcej osób ginie w wyniku samobójstw niż w wypadkach samochodowych. I widać tu efekt kuli śniegowej -zroku na rok samo-bójstw jest więcej. Z czego to może wynikać? Rzeczywiście, obserwujemy znaczący wzrost liczby zamachów samobójczych. To wzrost 0 około 5 proc. każdego roku. Nie ma jednej określonej przyczyny. Ostatnio często wskazuje się na C0VID-19 i problemy społeczne, wynikające z izolacji, ale także zamknięcia w środowisku rodzinnym. Drugi problem to wynikające z pandemii zahamowanie ekonomiczne 1 gospodarcze, za czym idą problemy finansowe, redukcje etatów. Najgorzej znieśli to mężczyźni w wieku 35-39 oraz 30-34 lata, bo w tych grupach wiekowych odnotowano najwięcej samobójstw. W tym wieku mężczyzna czuje się odpowiedzialny za rodzinę, finansowo i emocjonalnie. Problemy szczególnie mocno dotknęły też dzied i młodzież. Duża grupa nastolatków boryka się z problemami psychicznymi i bardzo często jest to wtórna przyczyna problemów w domu. Brak stabilizacji finansowej rodzi niepokój, napięcie, konflikt. Potocznie mówiło się, że przez przymus spędzania czasu ze sobą wiele rodzin odkryło, że są sobie obce, Wojciech Gliński: - Poniedziałek to kryzys powrotu do codzienności że do siebie nie pasują. Dochodzi wtedy do tąpnięcia w strukturze rodziny. A wszystko z udziałem najmłodszych. Problem samobójstw jest wielokierunkowy i wielowymiarowy. Nie ma do tego narzędzi. Nie ma, ale też nie wie, że może skorzystać z profesjonalnej pomocy specjalistów. Warto podkreślić, że osoby po próbie samobójczej, również skutecznej, najczęściej cierpiały na zaburzenia psychiczne, jak depresja, choroba afektywna dwubiegunowa, schizofrenia, psychoza. Jedno z badań pokazało korelację między liczbą prób samobójczych a liczbą leków prze-dwdepresyjnych, przepisywanych danym osobom. Im więcej przepisywano im recept, tym mniej było zamachów samobójczych. Czyli jeśli ktoś sięga po pomoc, ryzyko maleje. Dokładnie. Gdzie zatem szukać pomocy? Jeśli pojawiają się myśli samobójcze, powinniśmy natych- miast skonsultować się z lekarzem psychiatrą lub psychologiem. Niezwłocznie należy skierować się do Poradni Zdrowia Psychicznego bądź Centrum Zdrowia Psychicznego. Pomoc w izbie przyjęć osoba taka otrzyma od ręki. Bywa też tak, że tuż przed aktem samobójczym diametralnie zmienia się zachowanie osoby, ale wskazuje na polepszenie jej stanu. Staje się wręcz radosna, bo... cóż, podjęła już decyzję o przerwaniu życia. To potrafi wprowadzić w błąd. Były problemy, a potem z dnia na dzień jest poprawa. Pojawiają się takie elementy jak sprzątanie domu, biurka w pracy, oddawanie długów. Samobójstwo jest przecież procesem. Warto też zwrócić uwagę na odstawienie leków. Najczęstsza przyczyna nawrotu choroby to właśnie rezygnacja z farmakologii. Czuję się lepiej, więc po co mi pigułki? Tak. Leki należy przyjmować jeszcze przez wiele miesięcy od czasu, gdy pacjent poczuł się lepiej. Ich odstawienie może skutkować powrotem choroby. I to ze zdwojoną siłą. Powiedział pan, że samobójstwo to proces. Jaki jest jego przebieg? Najpierw pojawiają się stany chorobowe, depresyjne, kryzysy. Potem myślenie o samobójstwie. Następny etap to fantazjowanie o jego przebiegu. Pytać wprost? Pytać. Nie pouczać, nie negować, tylko być obok i rozmawiać o tym, co się dzieje. Jeśli widzimy, że zmiana w zachowaniu jest wyraźna, należy działać. Jeśli ktoś zgłasza myśli samobójcze, wezwijmy pogo- towie. Nie wstydźmy się. To objaw miłości. Sprawdziłam statystyki dotyczące samobójstw w ubiegłym roku w Polsce. Mniej kobiet, niż mężczyzn popełnia samobójstwo i są to najczęściej młodsze kobiety. Dominujące powody to nieporozumienia rodzimie i zawody miłosne. Widać to również w statystykach regionalnych? Tak, ale za tym kryje się coś jeszcze. Większość młodych kobiet po próbie samobójczej z tych właśnie powodów to osoby z rodzin dysfunkcyjnych. Dorosłe dzieci alkoholików, osoby doświadczające przemocy. Kobiety wybierają sobie na partnerów pierwowzór ojca - uzależnionego prze-mocowca. Brak poczucia tożsamości, brak wsparcia w rodzinie - to wszystko składowe późniejszej decyli. Decyzji podejmowanej najczęściej w poniedziałek. To właśnie w poniedziałki najwięcej osób odbiera sobie żyde. W poniedziałki, ale też przed świętami, w sylwestra. Takie okoliczności zderzają ludzi z rzeczywistością. Z osamotnieniem, rutyną. Poniedziałek to kryzys powrotu do rzeczywistośd po weekendzie. Do tego dochodzi temat uzależnień. Weekendowe picie kończy się kacem, alkohol działa depresjogennie. Powrót do pracy, stres, samotność, uzależnienie - to dopowiedz na pani pytanie. A metody odbierania sobie żyda? Mężczyźni wybierają te bardziej gwałtowne, a kobiety łagodniejsze i jednocześnie mniej skuteczne. Stąd większa liczba skutecznych samobójstw wśród mężczyzn. ©® POGODA NA WEEKEND Piątek 22°C 13°C Słońce Około 3 godzin w ciągu dnia Uwaga Możliwy deszcz i burze. W czasie burzy porywisty wiatr Sobota 22°C 13°C ¥ Słońce Około 4 godzin w ciągu dnia Uwaga Zachmurzenie duże, przelotne opady i możliwe burze Niedziela 21°C ircc—> Słońce Tylko godzina w ciągu dnia będzie słoneczna Uwaga Zachmurzenie, ale możliwe przejaśnienia KALENDARIUM 9 WRZEŚNIA 1791 Stolica USA otrzymała nazwę Waszyngton. 1923 Ukazał się pierwszy numer ogólnopolskiego tygodnika katolickiego „Gość Niedzielny”. Pismo powstało jako tygodnik Administracji Apostolskiej Śląska. Początkowo wychodziło w nakładzie 13 tysięcy egzemplarzy, ale szybko zwiększono go do 38 tys. Pismo na starcie związane było ze Śląskiem, dziś ma charakter ogólnopolski. Dodatkowo w każdym numerze ukazują się lokalne dodatki diecezjalne. Obecnie sprzedaje się około 140 tys. egzemplarzy każdego numeru. 1944 Wystrzelone zostały pierwsze dwa niemieckie pociski rakietowe V2 na Londyn. Dwa dni wcześniej rakiety odpalono w kierunku Paryża. Niemcy mieli nadzieję, że pociski V2 zmienią losy wojny. Prace nad ich konstrukcją trwały od lat 30. XX wieku. Do zakończenia działań bojowych przez jednostki rakietowe ogółem odpalono 5500 rakiet V2. Około 70 procent z nich trafiło w cele. Zabiły 7250 żołnierzy i cywilów. 1971 John Lennon wydał kolejny solowy album, „Imagine”. W nagrywaniu płyty uczestniczył były członek The Beatles George Harrison. Największą popularność zdobyła tytułowa ballada o pacyfistycznym tekście, a także utwory „Jealous guy” i „Oh my love”. Album został dobrze przyjęty przez krytyków muzycznych i osiągnął pierwsze miejsca na światowych listach przebojów. W2000 roku Yoko Ono, żona zastrzelonego w 1980 r. artysty, nadzorowała prace nad reedycją „Imagine”. REKLAMA 0010603623 Różne punkty widzenia i Ty i.pl Nowy Portal Informacyjny Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 3 nasz REGION GMINA MIASTKO W sobotę dożynki w Kowalewicach Święto plonów rozpocznie się o godz. 14 mszę. Godzinę później wystartuje główna impreza dożynkowa. Zaplanowane zostało m.in. rozstrzygnięcie konkursów: Piękna Wieś, na najładniejszy wieniec dożynkowy oraz na najpiękniejsze sołeckie stoisko. Na scenie wystąpią: Tutejsi, Kolorowe Kapelusze, Jaśkowa Nuta oraz dzieci i młodzież z Klubu Piosenki. ANG DYŻURNY GŁOSU Magdalena Olechnowicz, tel. 510 026 923 Na Czytelników czekamy w redakcji „Głosu Pomorza" | w Słupsku przy ulicy H. Po-5 bożnego 19 oraz pod adre-« sem poczty elektronicznej: 2 alarm@gp24.pl 240 pchnięć nożem. Tylko ile to trwało, co było później? Nikt sobie tego nie przypomina Bogumiła Rzeczkowska Słupsk Nadal nie ma odpowiedzi na ważne pytanie: czy człowiek, który zadźgał swojego kuzyna, po zbrodni był zaskoczony przybyciem policjantów, czy jednak sięich spodziewał? Przed Sądem Okręgowym w Słupsku była kolejna rozprawa w sprawie o zabicie Jerzego K. Zginął od ran zadanych nożem. Prokuratura jest pewna, że to 66-letni Leszek Ł. 7 kwietnia 2020 r. w bloku przy ul. Sobieskiego zabił ze szczególnym okrucieństwem swojego kuzyna. Tego dnia obaj pili alko- hol w mieszkaniu tego drugiego. Ł. zadał kuzynowi co najmniej 240 ciosów nożem -w głowę, szyję, plecy, pośladki, ręce i nogi. K. zmarł od obrażeń wewnętrznych. Miał dziesięciokrotnie przebite ostrzem płuco. Nie ma pewności, że wszystkie rany powstały, kiedy jeszcze żył. Podczas sekcji zwłok nie zostały wykonane badania, które dałyby odpowiedź na to pytanie. L. twierdzi, że w czasie popijawy K. miał do niego pretensje, że obraził jego kolegę. Ł. miał nosić w sobie urazę, że kuzyn nie oddał mu 100 zł przeznaczonych na alkohol. Jeden wypominał więc drugiemu i w końcu doszło do szarpaniny. - Czuję się niewinny - twierdzi Leszek Ł. O zabitym na pierwszej rozprawie mówił, że to nie był dobry człowiek, używał określeń „alkoholik”, „pasożyt”, „nierób z rentą pijacką”. - Przesiedział (w więzieniu -przyp. red.) chyba z dziesięć lat. Nachodził mnie, a ja rzadko piję alkohol i nie chciałem go przyjąć - zeznał. Ł. przekonuje, że feralnego dnia to K. zaatakował pierwszy. On kuzyna się podobno bał, bo był masywniej szy od niego i agresywny. Twierdzi, że w obronie przed atakiem wykręcił mu nadgarstek i popchnął go, a z ręki kuzyna wypadł wtedy nóż. Jak ten nóż znalazł się w ręku Leszka Ł.? - Nie pamiętam, co później nastąpiło - twierdzi. „Nie chcę go widzieć" Na minionej rozprawie w sądzie pojawili się kolejni świadkowie. Zofia D., siostra zabitego, nie chciała zeznawać w obecności oskarżonego. - Nie chcę go widzieć. To, co nam zrobił... - tłumaczyła. -Przyczynił się do udaru mojej mamy, która teraz jest sparaliżowana. Sąd zgodził się, by zeznawała w innej sali, bo oskarżony ma prawo do wysłuchania jej zeznań. - Mój brat został zamordowany. Moja mama znalazła go w kałuży krwi - powiedziała Zofia D. Koledzy K. stwierdzili, że „Jurek lubił wypić, ale dobry był z niego człowiek, pomocny”. - A kozaczył tylko za młodu - zapewnili. Sąsiadki oskarżonego zeznały z kolei, że Ł. to „grzeczny, spokojny i lekko wycofany człowiek”. W sądzie stawili się też dwaj policjanci, którzy po zabójstwie zatrzymali oskarżonego. - Myślę, że nie do końca był świadomy tego, co się wydarzyło - stwierdził jeden z nich. -Miał przebłyski. Wypił za dużo alkoholu. Ale policjanci nie pamiętają wielu szczegółów, na przykład tego, czy Leszek Ł. był zaskoczony ich wizytą, czy raczej się ich spodziewał. A to w sprawie mogłoby być kluczowe, bo oskarżony twierdzi, że niczego z tamtych chwil nie pamięta. Trzy różne opinie Biegli psychiatrzy nie są zgodni co do stanu poczytalności Leszka Ł. w chwili popełniania zbrodni. Powstały trzy opinie, kończące się różnymi wnioskami: biegli ze Szczecina stwierdzili, że Ł. był niepoczytalny; biegli ze Starogardu Gdańskiego uznali, że był poczytalny, ale działał pod wpływem silnego wzburzenia; biegli z Wrocławia ocenili, że oskarżony był poczytalny. Za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem grozi kara co najmniej 12 lat więzienia, a nawet dożywocie. ©® Warsaw Jumping CSI04* 2022 z wojenką o Tor Wyścigów Konnych Służewiec w tle Tor główny jest regularnie nawadniany - zależnie od warunków atmosferycznych Jacek Kmiecik Warszawa Na Torze Wyścigów Konnych odbywa się czterodniowe święto jeździectwa, które zwieńczone zostanie niedzielnym finałem europejskiej serii Pucharu Narodów w skokach Warsaw Jumping CSI04*2022. a tymczasem wokół Toru trwa publiczna przepychanka dopełniona bezpardonowym atakiem na jego dyrektora Dominika Nowackiego. Kilka dni temu gazeta.pl wysmażyła artykuł „Skandaliczne decyzje i uśpione konie na Służewcu »Przychodzę tu od 50 lat, ale czegoś podobnego nie pamiętam«” autorstwa Dominika Szczepańskiego. Tekst zgrabnie skonstruowano na wywołującym uczucie miłosierdzia haśle „I tylko koni żal”, w którym powołując się na dwa przypadki złamania nogi podczas treningu i konieczności uśpienia wierzchowców wytoczono ciężkie działa przeciwko zarządcy Tom Służewiec. Zarzucono przede wszystkim brak odpowiedniej dbałości o na- wierzchnię bieżni przez gospodarza obiektu, co powoduje tak zwane wilcze doły, w których konie łamią sobie kopyta. Nienależyte nawadnianie tom prowadzić ma do nieszczęśliwych wypadków, a tym samym niepohamowanych strat koni wyścigowych, na których wszystkim nam, nie tylko obrońcom zwierząt, bardzo zależy. Fatalne zarządzanie torem przedstawione zostało ustami w zasadzie jednego wielce zasłużonego, ale strasznie rozgoryczonego końskiego trenera Adama Wyrzyka, który nie zostawianakierownic- twie obiektu suchej nitki, piętnując wszystkie niedoskonałości dyrekcji i zarządu Tom Służewiec oraz wynajętej przez operatora do dbałości o stan obiektu firmy zewnętrznej. Trenerzy wyścigowi zdaniem Wyrzyka, zostali „wykastrowani przez system” i boją się wypowiedzieć pod nazwiskiem, prosząc o anonimowość, aby nie stracić pracy i nie musieć przenieść się na przykład do Wrocławia. Autor artykułu podsypuje pikantne historie o wilczych dołach w bieżni dodatkowym pieprzem emocji, związanym z wy- nikami niektórych ostatnich gonitw, z których jedna z głównych nagród miała usatysfakcjonować niemieckiego sponsora Tom, a także wyśrubować rekord tom poprzez błędne obliczenie dystansu. Na deser autor przytacza niepotwierdzone w faktach opowieści o perliczkach i króliczkach podlanych winem w strefie VTP, a w zasadzie o dwóch takich strefach, gdzie do drugiej trafiają goście, którzy nie chcą się zniżać do poziomu perliczek. Oburzenie anonimowych bohaterów artykułu gazety wywołał też fakt, że na terenie kompleksu Tom Wyścigów Konnych organizuje się zawody... hippiczne, to znaczy finał europejskiego jeździeckiego Pucharu Narodów w skokach Warsaw Jumping 2022. A w ogóle to nagrody za wyścigi nie zmieniły się od 10 lat, a przecież jest inflacja i ceny owsa poszły w górę, tymczasem pieniądze zamiast na wyścigi, idą na inne imprezy przeprowadzane na Służewcu. Napisać można wiele... papier wszystko przyjmie. Trzeba jednak liczyć się potem z konsekwencjami oszczerstw. Ta sama gazeta.pl podała informację, że po artykule o Torze odwołany ze stanowiska został jego dyrektor Nowacki. News okazał się... fake newsem, Nowacki wdąż jest dyrektorem i nigdzie się na razie nie przeprowadza. Nawet do... Wrocławia. W tych dniach ma bowiem na głowie największą na Służewcu imprezę konną w roku, która zgromadzić może nawet 5 tysięcy widzów i ogniskuje zainteresowanie w zasadzie całej jeździeckiej Europy. Co do nagród za wyścigi, to ich pula W2008 roku, kiedy operator rozpoczął swoją obecność na Torze wyniosła 3,9 miliona złotych, a w 2021 roku już 9,2 min zł. Operator prowadzi ciągły i konsekwentny proces poprawy jakośd infrastruktury ponad 138-hektarowego kompleksu Słu-żewca. Stan tom jest na bieżąco monitorowany i w trybie obowiązującym prowadzone są prace umożliwiające codzienną pracę trenerów wyścigowych. Tor główny jest regularnie nawadniany, zależnie od warunków atmosferycznych przez zakupiony 2 lata temu automa- tyczny system nawadniania. Każdorazowo do gonitw dopuszcza tor Komisja Techniczna, nad którą nadzór sprawuje Polski Kub Wyścigów Konnych. Obsługa tom i firma zewnętrzna od 9 lat sprawująca opiekę nad kompleksem prowadzi codzienne prace mające zminimalizować ryzyko incydentów związanych ze zdrowiem ludzi i koni. Nieszczęścia się jednak zdarzają i chodzą czasami parami oraz także dotyczą... koni. W przypadku niejasnych gonitw dyrektor tom niezwłocznie złożył pismo do prezesa Polskiego Klubu Wyścigów Konnych o weryfikację decyzji Komisji Technicznej, która także odpowiada za obliczanie dystansu. A jeśli chodzi o Puchar Narodów w skokach, który dmgi-raz z rzędu zawitał do Warszawy, to ma na celu popularyzację polskiego jeździectwa i promocję Tom Wyścigów Konnych Służewiec, a co za tym idzie - samych wyścigów konnych. Organizacja tego wydarzenia podnosi także prestiż Tom, ale też Warszawy i przede wszystkim jest szansą promocji Polski na arenie międzynarodowej.©® 4 • WYDARZENIA Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Władze miasta nie mają pomysłu na starą kamienicę. Wolą ją zburzyć niż chronić Grzegorz Hilarecki Słupsk Kamienica przy ulicy Lutosławskiego pod numerem 33 ma zostać zburzona. XIX-wieczny budynek został wykreślony z ewidencji zabytków. To zbulwersowało historyków. Zgodnie z planami władz miasta kamienica przy ul. Lutosławskiego 33 w Słupsku ma trafić do rozbiórki. Jej stan nie zagraża życiu ludzi, ale trzeba byłoby wydać pieniądze na jej remont. Urzędnicy z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej wyliczyli koszt naprawy dachu oraz elewacji na600tysięcy złotych. Tak wysoki wydatek został uznany za nieracjonalny, bo pomysłu na wykorzystanie kamienicy w ratuszu nie ma. Zrobienie tam mieszkań pochłonęłoby dodatkowe setki tysięcy złotych. Urzędnicy postanowili więc zawiadomić najemców i poprosili ich o wyprowadzenie się. Większość przeniosła się na drugą stronę ulicy, do kamienicy należącej do filharmonii. Sprawa planowanej rozbiórki stała się teraz głośna. Miłośnicy historii Słupska założyli Komitet Obrony Słupskich Zabytków i zapowiedzieli, że będą walczyć o zachowanie kamienicy mającej ciekawą historię. Okazało się w międzyczasie, że kamienica, która wymieniona była w miejskim programie opieki nad zabytkami na lata 2020-2023 już w nim nie figuruje. Zwróciła na to uwagę Anna Rożek, radna PO, która stwierdziłam.in.: - W Programie Opieki nad Zabytkami Miasta Słupska na lata 2020-2023 budynek Lutosławskiego 33 znajduje się w wykazie obiektów wpisanych do gminnej ewidencji zabytków i to radni przegłosowali na sesji rady miejskiej, ale oka- Kamienica przy ulicy Lutosławskiego 33 w Słupsku ma zostać wyburzona zało się, że został on usunięty (z ewidencji - przyp. red) zarządzeniem prezydenta miasta nr 351/2022 z dnia 27 kwietnia, bez uzgodnienia ani powiadomienia radnych. Zapytaliśmy o to w Urzędzie Miejskim w Słupsku. Według urzędników wszystko jest zgodnie z prawem. - Prezydent miasta prowadzi gminną ewidencję zabytków i to od prezydenta zależy, jakie zabytki nieruchome są w niej. Robi to w porozumieniu z wojewódzkim konserwatorem zabytków -twierdzą. - Kamienica przy ul. Lutosławskiego 33 została wykreślona ze wspomnianej ewidencji za wiedzą i zgodą konserwatora zabytków. Mimo że gminna ewidencja zabytków i nieruchomości tam się znajdujące nie są pod opieką konserwatora, to ewentualne zmiany wymagają jego zgody. W sprawie kamienicy konserwator zabytków działał jak zwykle zgodnie z tym, czego wymagają od niego przepisy prawa. Podkreślamy, że konstruowanie i aktualizowanie gminnej ewidencji zabytków w formie zarządzenia prezydenta Słupska nie wymaga porozumienia z radą miejską (tak dzieje się w całej Polsce), lecz wymaga tylko, w myśl ustawy, porozumienia z wojewódzkim urzędem ochrony zabytków. To są przepisy ustanowione przez polski parlament, do których mamy obowiązek się stosować. Dla przykładu podajemy, jak było z innym kamienicami w Słupsku. Budynek przy ul. Partyzantów 15 przeniesiony został do wojewódzkiej oraz gminnej ewidencji zabytków, a kilka innych budynków zostało z usuniętych. Na ul. Żeromskiego z kolei są obiekty, które zostały dopisane do gminnej ewidencji. - Jak tysiąc innych kamienic w obszarze rewitalizacji - podsumowuje Paweł Krzemień z Urzędu Miejskiego w Słupsku, odpowiedzialny za rewitalizację miasta. - Miasta nie stać, by je wszystkie wyremontować. Choć robimy wszystko, by jak najwięcej kamienic odzyskało blask. Na kamienicę przy ul. Lutosławskiego nie było pomysłu, bo tam nie mieszkali ludzie, a były tylko lokale użytkowe Historyk, profesor Akademii Pomorskiej w Słupsku, Wojciech Skóra komentuje: - Ta kamienica to dla mnie zagadka. Ochrania teatr i przyszłą filharmonię od blokowiska i ruchliwej ulicy. Jest ważną pozostałością po dawnym mieście Stolp. Może coś mi umknęło, więc jeśli ktoś wie, proszę o odpowiedź. I zadaje pytania. Pierwsze to, dlaczego budynek z XIX wieku, z późniejszym epizodem śp. poseł Szczypińskiej (jest tam tablica jej poświęcona) mabyć wyburzony. Drugie brzmi: co ma stanąć zamiast kamienicy? To akurat wytłumaczyły władze miasta na łamach „Głosu”: - Stan techniczny nie jest na tyle zadowalający, by inwestować i naprawiać kamienicę. Remont byłby bardzo kosztowny. - Chcieliśmy tutaj uporządkować przestrzeń. Ten kawałek miasta nam pięknieje. Warto byłoby go odsłonić, zazielenić, tak, by było to kolejne zielone miejsce w centrum miasta - powiedziała Marta Makuch, wiceprezydent Słupska. ©® KAMIENICA PRZY ULICY LUTOSŁAWSKIEGO (DAWNIEJ UL. BYTOWSKIEJ) - RYS HISTORYCZNY Budynek przy ul. Lutosławskiego 33 pochodzi z 1885 roku. Mieściły się w nim: kuchnia ludowa (Volksküche), która serwowała posiłki dla ubogich; schronisko ojczyźniane (Herberge zur Heimath), gdzie schronienie mogli znaleźć wszyscy potrzebujący. Zakładając te placówki, starano się rozwiązać problem społeczny, nie dopuszczając w ten spo- sób do wzrostu żebractwa w mieście. Lokale oferowały tanie posiłki i zakwaterowanie na krótki czas, a w zamian mieszkańcy musieli pracować i przestrzegać rozkładu dnia. W budynku mieściło się również hospicjum. W1928 r. budynek planowano rozbudować i przeznaczyć na urząd pracy. Planu nie zrealizowano, a urząd zbudowano przy obecnej ul. Jaracza. Dojście do władzy nazistów w 1933 r. rzuciło budynek w ręce Służby Pracy Rzeszy (RAD - Reichsarbeits-dienst). Zorganizowano tu regionalne dowództwo organizacji. Po II wojnie światowej w kamienicy mieściła się m.in.: w latach 1961-1965 - Spółdzielnia Pracy Hodowców Zwierząt Futerkowych „Hazetef". Można tam było nabyć wyselekcjonowane do hodowli norki standard i pastel oraz lisy polarne. Na ul. 3 Maja 73 był skup zwierząt futerkowych, podlegający tej spółdzielni; 1965-1967 - Okręgowe Przedsiębiorstwo Przemysłu Drzewnego; 1981 - Dyrekcja Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich: 1983-1992 - Miejski Zarząd Inwestycji w Słupsku; 1993-1994 - Zakład Inwestycji Miejskich Sp. z 0.0. w Słupsku. Od roku 2004 - Biuro poselskie Prawa i Sprawiedliwości. W 2010 - Siedziba Związku Miast i Gmin Dorzecza Słupi i Łupawy. AUTOPROMOCJA Prenumerata pocztowa Oszczędzaj nawet 130 zł październik 52 zł taniej niż w kiosku o 45,90 zł kwartał 156 zł taniej niż w kiosku o 130,90 zł zamów Szczegóły u listonosza i w najbliższym urzędzie pocztowym. Czekamy do 20 września ! TELEFON prenumerata.gdp@polskapress.pl E-MAIL średnia oszczędność kwartalna w porównaniu do ceny zakupu gazety w kiosku 0010597292 Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 WYDARZENIA • 5 Patronem Zbigniew Wodecki Przyszła ulica Wodeckiego jest między ul. Kaczmarskiego i Niemena. Inni „muzyczni" patroni w okolicy to m.in. Jeremi Przybora, Marek Grechuta, Hanna Ordonówna Grzegorz Hilarecki Słupsk Rada Miejska w Słupsku nada nazwę dotychczas bezimiennej ulicy między ul. Niemena a Kaczmarskiego. Będzie upamiętniała zmarłego w 2017 r. piosenkarza, kompozytora, aranżera. Nazwa zostanie nadana na najbliższej sesji rady. Chcą tego mieszkańcy ulicy bez nazwy, bo - jak tłumaczą - teraz kurierzy mają problemy, by zlokalizować ich adresy. Padł też argument, że w razie konieczności wezwania pogotowia ratunkowego kierowca nie będzie wiedział, gdzie pojechać (ulica leży między ul. Jacka Kaczmarskiego i ul. Czesława Niemena - przyp. red.) Mieszkańcy zgłosili wniosek o nadanie nazwy ulicy do słupskiego ratusza. Podpisały się pod nim 64 osoby. Władze miasta przeprowadziły konsultacje w tej sprawie, choć była tylko jedna propozycja - ulica Zbigniewa Wodeckiego. - Proponowana nazwa nawiązuje tematycznie do nazw już istniejących w tym rejonie Słupska - czytamy w uzasadnieniu do projektu uchwały o nadaniu nazwy. Chodzi oczywiście o upamiętnienie osób związanych z branżą muzyczną. Pomysł, aby patronem ulicy został Zbigniew Wodecki, poparły 32 na 33 osoby, które wzięły udział w konsultacjach. Tryb konsultacji nie spodobał się jednemu z mieszkańców, który w opinii stwierdził, że „konsultacje w przypadku nazwy ulicy powinny mieć charakter wyboru jej nazwy ze zgłoszonych propozycji. W tym przypadku mamy raczej wyrażenie opinii na temat wyboru nazwy dokonanej przez urzędników”. Czy ma rację? Praktyka nadawania nazw w Słupsku jest taka, że najpierw jest wybierana nazwa, a potem się ją konsultuje i problemu nie ma, gdy - tak, jak w przypadku ulicy Zbigniewa Wodeckiego - nazwa pasuje do osiedla i nie budzi kontrowersji. Monika Rapacewicz ze słupskiego ratusza tłumaczyła „Głosowi”: - Mieszańcy mogą wypowiedzieć się czy popierają pomysł, czy też nie. Nie jest to moment na wskazywanie nowych propozycji. W trakcie konsultacji opiniujemy konkretną nazwę. Przypomnijmy, że gdy radni PiS zaproponowali nazwę dla ronda, które teraz nasi imię gen. Rozwadowskiego, to w konsultacjach mieszkańcy zgłaszali różne nazwy, m.in.: Rondo Praw Kobiet, Witolda Gombrowicza, Rondo Odzyskania Niepodległości. I spośród tych propozycji wybrana została dla ronda ta obecna. ©® • POWIAT SŁUPSKI Uruchomione przez PKS Słupsk sezonowe połączenia autobusowe cieszyły się tego lata dużym zainteresowaniem. Skorzystało z nich więcej pasażerów niż w ubiegłym roku. Uruchomiono 9 wakacyjnych linii - cztery codzienne i pięć weekendowych. Autobusy wyjechały na trasy z początkiem lipca. Połączenia przewoźnika należącego do samorządu powiatu słupskiego zostały skrojone pod potrzeby mieszkańców i turystów, którzy tłumnie przybywali do nadmorskich (i nie tylko) miejscowości w re- gionie. Zainteresowanie? Większe niż rok temu. - Średnio o 30-40% większe - mówi Piotr Rachwalski, prezes PKS Słupsk. - Od i lipca do 23 sierpnia (ostatnie dane) linie sezonowe i nadmorskie przewiozły ponad 106 000 pasażerów, z czego ok. 42 000 linie ze Słupska do Ustki - i tu jest wyczuwalny spadek wynikający z atrakcyjnej oferty kolei i spowodowany utrudnieniami na drodze krajowej, która jest w przebudowie. Do Rowów ze Słupska pojechało ok. 37 000 pasażerów. Wakacyjne linie wrócą za rok i jest szansa, że sieć połączeń się rozrośnie. LES REKLAMA 0010609451 Burmistrz Miastka stosownie do art. 35 ust. 1 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 roku o gospodarce nieruchomościami (Dz.U. z 2021 r., poz. 1899 ze zm.) informuje, że na tablicach ogłoszeń tut. urzędu oraz na stronie http:/ www.bip.miastko.pl/ zamieszczony został na okres 21 dni wykaz nieruchomości przeznaczonej do sprzedaży w drodze przetargu ustnego nieograniczonego, stanowiącej lokal użytkowy numer 3 w budynku numer 24, położonym w Miastku przy ulicy Koszalińskiej. REKLAMA 0010604712 Burmistrz Miastka stosownie do art. 35 ust. 1 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 roku o gospodarce nieruchomościami (Dz.U. z 2021 r., poz. 1899 ze zm.) informuje, że na tablicach ogłoszeń tut. urzędu oraz na stronie http:/ www.bip.miastko.pl/ zamieszczone zostały na okres 21 dni wykazy nieruchomości przeznaczonych do dzierżawy: - działka numer 217/6 w części o pow. 100 m2, położona w obrębie Słosinko, gm. Miastko, z przeznaczeniem na cele składowe, - działka numer 215 w części o pow. 15 m2, położona w obrębie Słosinko, gm. Miastko, z przeznaczeniem na cele garażowe REKLAMA 0010596103 Nadleśnictwo Ustka NADLEŚNICZY NADLEŚNICTWA USTKA OGŁASZA NABÓR ZEWNĘTRZNY NA STANOWISKO SPECJALISTA DS. HOTELARSTWA I MARKETINGU Wymagania od kandydata 1. Wykształcenie wyższe. 2. Biegła znajomość obsługi komputera (pakiet Office), praktyczna znajomość MS. 3. Znajomość języka angielskiego co najmniej w stopniu komunikatywnym. 4. Obsługa urządzeń biurowych. 5. Co najmniej 2 letnie doświadczenie na podobnym stanowisku w sektorze hotelarskim. 6. Wysoki poziom kultury osobistej. __ Dodatkowe wymagania preferowane 1. Preferowane wykształcenie: hotelarstwo, turystyka, ekonomia, marketing. 2. Znajomość standardów branżowych, systemów kontroli jakości i higieny. 3. Znajomość branży MICE. Termin i miejsce składania ofert. Wymagane dokumenty należy przesłać w formie skanów za pośrednictwem poczty elektronicznej na adres: ustka@szczecinek.lasy.gov.pl z tematem wiadomości: Nabór na stanowisko specjalista ds. hotelarstwa i marketingu Termin składania dokumentów: do 14 września 2022 roku, do godziny 15.00. Dokumenty złożone po terminie nie będą rozpatrywane. Szczegółowe informacje dot. naboru zostały zamieszczone na: • Strona internetowa Nadleśnictwa Ustka, na której zamieszczono szczegółowe informacje dotyczące oferty: www.ustka.szczecinek.lasy.gov.pl • Strona internetowa: www.praca.pl oraz www.olx.pl REKLAMA 0010593450 PRACA W HOLANDII PRODUKCJA BRANŻA SPOŻYWCZA BRANŻA TECHNICZNA MONTAŻE PRACE SEZONOWE POSIADAMY OFERTY DŁUGOTERMINOWE oraz PRACE SEZONOWE ORAZ WIELE INNYCH WYGODNE MIESZKANIA I ATRAKCYJNE ZAROBKI tel. 59 822 62 24 edyta.jazdzewska@jobs4work.pl www.jobs4work.pl (Ub POLUB NAS 6 • MOZĘ NASZE MORZE Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Elbląg z ogromną szansą otwarcia na Bałtyk. Kaprysy Rosji przestaną mieć znaczenie 17 września odbędzie się otwarcie kanału żeglugowego przez Mierzeję Wiślaną PAP Polska Droga wodna łącząca Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską skróci drogę statków na Bałtyk oraz umożliwi swobodną i całoroczną żeglugę jednostek wszystkich bander do portu w Elblągu. - Wraz z przekopem Mierzei Wiślanej otwiera się nowa szansa rozwojowa dla Elbląga -przekonuje prezydent tego miasta, Witold Wróblewski. Przed zbliżającym się (17 września) otwarciem przekopu przez Mierzeję Wiślaną prezydent wskazywał, że „będzie to data historyczna, kiedy swobodnie będziemy mogli dopływać do Bałtyku”. - Kanał żeglugowy przez Mierzeję Wiślaną dla Elbląga jest istotnym przedsięwzięciem - stwierdza Wróblewski i podkreśla, że po jego otwarciu przestanie mieć znaczenie „kaprys Rosji” co do cieśniny pilawskiej: - Czy statki z banderą polską, czy unijną wpłyną do Elbląga, czy nie wpłyną - mówi. Do tej pory na przepłynięcie przez cieśninę pilawską m.in. polskie jednostki musiały każdorazowo uzyskiwać zgodę Rosji. Po wybudowaniu kanału przez Mierzeję Wiślaną nie będą musiały tego robić. Dzięki przekopowi skróci się też droga jednostek płynących z Zatoki Gdańskiej na Zalew Wiślany. Prezydent Elbląga podkreślił, że od ponad 30 lat miasto dążyło do przekopu przez Mierzeję Wiślaną. - Dziś jesteśmy na ostatniej prostej - cieszy się i wskazuje, że byli prezydenci miasta i radni „byli ukierunkowani na to, żeby port w Elblągu się rozwijał”. Wróblewski podkreśla, że poza budową przekopu przez Mierzeję Wiślaną należy jeszcze zrealizować dwa kolejne etapy. Jak poinformował, w planach są: pogłębienie torów wodnych i budowa mostu w Nowakowie. - Który też był taką barierą dla statków - zaznacza. - Statki, które mogą teraz wpłynąć, to są statki o nośności ok. 1000 ton. Natomiast inwestycja około dwumiliardowa z pogłębieniem toru wodnego pozwoli otworzyć możliwości przewozowe, dzięki temu będą mogły wpływać barki o nośności do nawet 5000-6000 ton. Niebawem dojdzie do podpisania porozumienia o współpracy między portem w Elblągu i duńskim portem w Vor-dingborgu. - Podobnie jak port elbląski rozpoczynał on swój rozwój jako mały port; teraz mogą przypływać do niego wie-lotonażowe statki - tłumaczy Wróblewski. Otwarcie kanału żeglugowego przez Mierzeję Wiślaną jest pierwszym etapem budowy nowej drogi wodnej, która umożliwi otwarcie portu w Elblągu na Bałtyk. Cała inwestycja, na którą składa się pogłębienie drogi wodnej, budowa mostu w Nowakowie czy pogłębienie rzeki Elbląg, ma zostać zakończona w przyszłym roku. Budowa drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską jest priorytetową inwestycją, która skróci drogę statków na Bałtyk oraz umożliwi swobodną i całoroczną żeglugę statków morskich wszystkich bander do portu w Elblągu i innych portów Zalewu Wiślanego. Po pogłębieniu toru wod- nego przez Zalew Wiślany będą do Elbląga mogły wpływać statki morskie o długości 100 m oraz zestawy barek długich na 180 m, o szerokości 20 m i zanurzeniu 4,5 m. Całkowita długość nowej drogi wodnej z Zatoki Gdańskiej przez Zalew Wiślany do Elbląga to blisko 23 km, z czego ok. 2,5 km stanowi odcinek, na który złożą się śluza i port zewnętrzny oraz stanowisko postojowe. Kanał i cały tor wodny będą miały 5 m głębokości. Pierwsze wyjście jednostek ze śluzy nastąpi 17 września br. w godzinach popołudniowych. Pierwszym statkiem będzie flagowa jednostka Urzędu Morskiego w Gdyni - 60-metrowy, wielozadaniowy Zodiak II. W uroczystości wezmą udział także jednostki Marynarki Wojennej RP, Morskiego Oddziału Straży Granicznej, Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa, Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, Policji, Żandarmerii Wojskowej oraz jednostki hydrograficzne i patrolowo-kontrolne administracji morskiej. ©® MATERIAŁ PROMOCYJNY ЕМКА S.A. ODPADOW MEDYCZNYCH I WETERYNARYJNYCH 1510422244 www.emkasa.pl Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 ARTYKUŁ REKLAMOWY • 7 ARTYKUŁ REKLAMOWY 0110591392 Mumio rewelacyjnie wspomaga walkę z uciążliwymi stawami Ta cudowna substancja może regenerować tkankę stawową Tysiące Polaków zaufało właściwościom znanym od 5 tys. lat JOLANTA RADKOWSKA, 1.73 W KOŃCU PORUSZAM SIĘ BEZ BÓLU - NARESZCIE WYCZEKIWANA ULGA! CZUJĘ SIĘ JAK „NOWO NARODZONA” Wkrótce miało być wesele córki -więc czekało mnie dużo obowiązków, a ja byłam po operacji biodra. Musiałam się układać w łóżku w specjalny sposób, aby biodro mi nie dokuczało. Trzy miesiące moja noga była opuchnięta w kolanie i stopie a położenie się na biodrze pooperacyjnym było zabronione. Chodziłam ciągle o kulach. Aby polepszyć mój stan sprawności zaczęłam interesować się nowinkami w prasie i oglądać różne programy o zdrowiu. W zaufanej specjalistycznej gazecie znalazłam artykuł o mumio w postaci balsamu do smarowania i kapsułkach na stawy. Postanowiłam wypróbować. Zakupiłam balsam z mumio w aptece. Pani magister mówiła, że ludzie bardzo sobie go chwalą. Smarowałam mumio - okolice biodra. Ach jak pięknie pachniało, zupełnie inaczej niż wszystko co znałam. Te zabiegi smarowania oraz kapsułki do wewnątrz spowodowały zniwelowanie przykrych dolegliwości i szybsze dojście do formy. Dzięki specjalistycznym składnikom w balsamie i kapsułkach wróciłam do zdrowia dużo szybciej niż było w założeniu. Wcześniej będąc chora zazdrościłam wszystkim, że mogą sprawnie chodzić, a teraz to ja jestem sprawna i czuję się jak „nowo narodzona". Dziękuję losowi, że trafiłam na ten skuteczny balsam i kapsułki służą teraz mi i całej _________mojej rodzinie. _____ TOMASZ KOWALCZYK, L 63 MAM PROBLEM Z KOLANAMI Od wielu lat mam problemy z kolanami. Starałem się temu zapobiec, stosując różne maści i tabletki do walki z wszechobecnym bólem. Próbowałem już prawie wszystkich dostępnych maści na kolana. Byłem przygnębiony bo nic nie przyniosiło efektów. Normalnie nie spróbowałbym już nowości ale ten balsam i kapsułki z mumio polecił mi mój zaufany przyjaciel dietetyk, który dużo buszuje po internecie. Gdy zastosowałem polecony mi balsam i kapsułki, nie mogłem uwierzyć, tak to szybko zadziałało. Już po kilku posmarowaniach mogłem bez skrępowania ruszać nogami i siąść swobodnie ze skrzyżowanymi nogami. Już mnie nie bolało. Ten balsam i kap-sułki z mumio to cudo, polecam! EFEKT SKUTECZNEJ METODY Mumio nakładane w formie balsamu jest w stanie przeniknąć przez błony komórkowe i dostarczyć wszystkie składniki odżywcze bezpośrednio do potrzebujących tkanek. Kwas fulwowy wprowadza składniki odżywcze zawarte w mumio do tkanek dzięki czemu następuje produkcja naturalnego kolagenu, która prowadzi do sprawności stawów. Twoje stawy stały się dziwnie sztywne? Nawet proste ruchy sprawiają Ci ból? Kolana, biodra czy kręgosłup nie są już tak sprawne jak kiedyś? w Polsce na reumatoidalne zapalenie stawów choruje ponad 1,8 milionów osób. Choroba ta powoduje skrócenie życia o około 6 lat u mężczyzn i około 5 lat u kobiet. Polscy naukowcy potwierdzają! „Niedobór witamin, może powodować zbyt małą produkcję kolagenu, oraz niszczyć konsystencję mazi stawowej, a to zmniejsza jej „lepkość” i zdolność do powstrzymywania tarcia. Jak dowiedziono stosunkowo niedawno, niedobory witamin powodują nadmierną aktywność osteokla- ^ stów, usuwających ^ z kości stare tkanki ^ ^ i powodujących tym samym degenera- * * * cję, sztywność i bóle stawów” tłumaczy - Prof. dr hab. n. med. Artur Nawrocki z Uniwersytetu Medycznego. Unikalny biostymulator bogaty w witaminy i minerały zwany MUMIO przynosi realną nadzieję na poprawę bez względu na wiek. Nie tylko na stawy! jak to możliwe, że to działa? Mumio wykazuje własności przeciwzapalne i przeciwbólowe oraz przyśpiesza regenerację uszkodzonych tkanek stawów oraz kości. Posiada ono wysoką zawartość kwasu fulwowego, który jest jedynym naturalnym regeneratorem komórek. „Kwas fulwowy nazywany jest „Cząsteczką Boga”, gdyż nie da się go odtworzyć w laboratorium, a jego właściwości są zachwycające. Żadna inna substancja nie działa na trzech poziomach jednocześnie: komórkowym, tkankowym i organów. To kwestia cza- su, by stał się popularny na skalę masową” - mówi mgr Katarzyna Kwidzyńska, chemiczka. Kwas fulwowy zawarty w mumio może pomóc w zapobieganiu i leczeniu różnych chorób związanych z układem kostno-stawowym. Poprawia on wytrzymałość kości i może pomóc w leczeniu bólu oraz zapalenia stawów. Potwierdzają to badania przeprowadzone przez dr George Comstocka z Uniwersytetu w USA. Wykazały one, że miejscowe podawanie kwasu fulwowego działa jak silny środek przeciwzapalny i przeciwbólowy. Pacjenci z reumatoidalnym zapaleniem stawów osiągali ponad 94% sprawności oraz ulgi w bólu. Próby kliniczne prowadzone są od kilkudziesięciu lat w instytutach farmaceutycznych i klinikach na całym święcie. Prof. dr n.med. A. Ch. Bo-sen, jeden z najwybitniejszych naukowców, a także dyrektor Instytutu Traumatologii i Ortopedii napisał pracę doktorską na temat wykorzystania mumio w leczeniu chorób stawów, i złamań kości. Udowodnił, że przyśpiesza ono o 2,5 raza proces zrastania i odbudowy kości, a także wspomaga proces późniejszej rehabilitacji. Na terenie tego instytutu substancja ta jest stosowana od roku 1961 w celu przyspieszenia rekonwalescencji i odzyskania pełnej sprawności. Mumio w postaci balsamu zawiera aź 97 minerałów i witamin. Uzupełnia ich niedobór w miejscach dyskomfortu Mumio polecane jest przy: □ Bólach stawów Ej Stanach zapalnych Ej Obrzękach i opuchliznach Ej Złamaniach - skraca czas zrastania się złamanych kości, wzmacnia kruche kości □ Zwichnięciach, stłuczeniach, naciągnięciach oraz szwach pooperacyjnych - przyspiesza gojenie się tych uszkodzeń przyspie- MAŁGORZATA STAROSTECKA SPRAWDZONE METODY SĄ NAJSKUTECZNIEJSZE-PO KILKU DNIACH Ml PRZESZŁO Jestem emerytowanym psychologiem. Od lat pracuję ze schorowanymi pacjentami. Jakież było moje zdziwienie gdy spotkałam jedną z moich pacjentek w restauracji kroczącą rześko po schodach. Pamiętałam, że miała ona duże problemy z poruszaniem się. Zdziwiona zapytałam o zdrowie i skąd taka sprawność. Pani Marta odpowiedziała mi tylko, że jest to zasługa mumio i kwasów fulwo-wych, zawartych w nim w dużej ilości. Ponieważ nie jestem już młoda i sama chciałabym wzmocnić swoje stawy, chrząstki i kości zainteresowałam się poleconym mi przez Panią Martę mumio. Zastosowałam pięknie pachnący balsam na moje obolałe stawy i kapsułki do wewnątrz. Dodatkowo przeczytałam w literaturze specjalistycznej, że mumio odmładza stawy i może znacznie przedłużyć ich sprawność, żywotność i funkcjonalność. U mnie mumio zadziałało według opisów, a moje stawy czują się świetnie. iii ii%^ U POLSKA i ŚWIAT WARSZAWA - Proces beatyfikacyjny brata Innocentego Marii Wójcika, franciszkanina i jednego z najbliższych współpracowników św. Maksymiliana Kolbego, rozpocznie się w czwartek - poinformował prowincjał Prowincji Warszawskiej Franciszkanów Konwentualnych, ojciec prof. Grzegorz Bartosik. Brat Innocenty Maria Wójcik urodził się 30 listopada 1918 roku. Zmarł na zawał serca 18 listopada w roku1994. Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 99 Pieniądze z reparacji wojennych mają wartość zarówno materialną -finansową, jak również moralną Mateusz Morawiecki, premier KRÓTKO TRZEBNICA Lekarze uratowali mu rękę Do szpitala w Rawiczu przywieziono 2l-letniego mężczyznę. Maszyna, którą obsługiwał wpracy, wciągnęła mu rękę - dłoń i połowa przedramienia zostały dosłownie obdarte ze skóry. Pacjent natychmiast został przywieziony do szpitala w Trzebnicy (woj. dolnośląskie), gdzie lekarze rozpoczęli walkę o uratowanie dłoni i przedramienia pacjenta. Lekarzom udało się połączyć uszkodzone i nieuszkodzone tętniczla i żyły, a następnie przywrócić krążenie. - Wszystkie palce krwawią, STANY ZJEDNOCZONE a więc są żywe. Skóra na przedramieniu jest w gorszym stanie, aleją można bez problemu przeszczepić. Dla mnie najważniejsze jest uratowanie palców i odtworzenie funkcji chwytnej. Tobędzie sukces - tłumaczy dr Ahmed El-saftawy, ordynator trzebnickiej chirurgii replantacyjnej, który brał udział w operacji. Pacjent korzysta z terapii w komorze hiperbarycznej i terapii pijawkami lekarskimi. Czy operacja zakończy się sukcesem, okaże się za kilka tygodni. Bartosz Skulimowski Angelina Jolie pozywa Brada Pitta W lutym Pitt pozwał Jolie za „nielegalną” sprzedaż jej udziałów w Chateau Miraval, wiejskiej posiadłości i 500-hektarowej winnicy na południu Francji. Tym razem prawnicy firmy należącej do aktorki - NouvelLLC - pozwali jej byłego męża o kradzież biznesu winiarskiego. Pozew dotyczy gigantycznej kwoty - 250 min dolarów. POZNAŃ Ksiądz uniknął eksmisji Suspendowany ksiądz Michał Woźnicki, wyrzucony przez salezjanów z zakonu za niesubordynację, wyprowadził się z celi jeszcze przed eksmisją, która miała się odbyć w czwartek, 8 września. Komornik, który miał przeprowadzić eksmisję, nikogo w celi nie zastał. Ksiądz Michał Woźnicki zasłynął w in-temecie, transmitując msze w rycie rzymskim, ale również swój konflikt z salezjanami, którzy wyrzucili go z zakonu za niesubordynację. Woźnicki jest suspendowany, czyli nie powinien odprawiać mszy. Konflikt między księdzem a salezjanami rozwiązał sąd, wydając prawomocne postanowienie o przeprowadzeniu eksmisji Woźniddego. RED. Zakupy dla polskiej armii. Polska potęgą wojskową? Jeśli plany MON zostaną zrealizowane, polska armia stanie się jedną z najsilniejszych w regionie Adam Kielar Warszawa Ogłoszone latem przez władze plany zakupów uzbrojenia dla Wojska Polskiego brzmią imponująco. Inwestycje w zbrojenia mają kosztować miliardy złotych. Do końca tej dekady polska armia może znacznie zwiększyć swój potencjał. Wojna na Ukrainie, a ściślej decyzja polskich władz, by dostarczyć Ukraińcom czołgi T-72 oraz ich unowocześnioną wersję PT-91, spowodowała, że liczba takich pojazdów w polskich Siłach Zbrojnych znacznie zmalała. Jeszcze w kwietniu tego roku, Polska oraz Stany Zjednoczone podpisały kontrakt na dostawę 250 czołgów M1A2 Abrams w najnowszej wersji SEP v.3. Pojazdy, wraz ze sprzętem towarzyszącym i szkoleniowym, mają trafić do Polski w latach 2025-2026. Trafią one do 18. Dywizji Zmechanizowanej. To dopiero początek. Kolejny etap rozbudowy polskich sił pancernych to zamówienie z Korei Południowej. W lipcu wicepremier i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zatwierdził umowę ramową, w myśl której polska armia ma się wzbogacić o nawet tysiąc koreańskich czołgów K2 Black Panther. Dostawy z Półwyspu Koreańskiego nie ograniczają się jedynie do czołgów. Minister Błaszczak poinformował również w lipcu o zakupie ponad 600 armato-haubic K9 Thunder. Podobnie jak w przypadku czołgów, pierwsze dostawy mają ruszyć jeszcze w tym roku, na początku do Polski ma trafić 48 sztuk. Polska może stać się istną artyleryjską potęgą. Oprócz zamówionych armatohaubic K9, a także naszych własnych pojazdów AHS Krab, polskie władze w maju ogłosiły zamiar zakupu 500 systemów artylerii rakietowej M142 HIMARS, która po ręcznych wyrzutniach Javelin oraz dronach TB2 Bayraktar stała się jednym z symboli boha- terskiej obrony Ukrainy przed rosyjskim najazdem. Pod koniec maja wicepremier Błaszczak podpisał zapytanie ofertowe w tej sprawie, sprzęt ma trafić do Polski na potrzeby programu Homar. Kolejnym elementem, o jaki wzmocnić się ma polska armia, jest niszczyciel czołgów 0TT0-KAR-BRZOZA. Jak zapowiedział w lipcu Błaszczak, pierwsze prototypy tej polskiej konstrukcji mają być gotowe za rok, a gotowość operacyjna pierwszego oddziału (14- Pułku Przeciwpancernego w Suwałkach) ma nastąpić w2024. OTTOKAR-BRZOZA bę- dzie strzelać brytyjskimi pociskami MBDA Brimstone. W styczniu2020 roku Polska oraz USA podpisały także umowę w sprawie wzmocnienia polskich sił powietrznych o najnowocześniejsze amerykańskie myśliwce wielozadaniowe piątej generacji F-35A. Warszawa dołączy do elitarnego grona państw, użytkujących te maszyny. Sześć egzemplarzy, mających służyć szkoleniu polskich pilotów, trafią do Polski w 2024 roku, pierwsza eskadra ma zostać skompletowana na przełomie lat 2025/2026, natomiast druga - do 2030 roku. W sierpniu Pentagon podpisał umowę z koncernem Lockheed Martin na produkcję puli myśliwców, w której znajdą się także samoloty dla Polski. Jeśli plany Ministerstwa Obrony Narodowej zostaną zrealizowane, polska armia zostanie znacznie unowocześniona i stanie się jedną z najsilniejszych w regionie. Widać także, iż jednym z priorytetów MON jest wykorzystanie w Wojsku Polskim nowoczesnych technologii. Stawia to jednak duże wymagania przed polskimi żołnierzami. - To wymaga zupełnie innej armii niż mają Rosjanie, gdyż musi ona składać się z ludzi inteligentnych, będących za pan brat z technologią. W tej chwili następuje duże przewartościowanie, to jest właściwy kierunek - mówi generał Roman Polko. Żniwa na finiszu: czy teraz można spodziewać się, że ceny chleba pójdą w dół, czy pieczywo dalej będzie drożeć? Zbigniew Biskupski Polska Nie sprawdziły się hiobowe prognozy, iż ceny pszenicy pójdą ostro w górę. Zboże jest droższe niż przed rokiem, ale plony są dobre. Branża producentów pieczywa jest jedną z podstawowych gałęzi przemysłu spożywczego, produkującą artykuły pierwszej potrzeby - według badań prowadzonych na przestrzeni ostatnich lat, 98 proc. badanych zadeklarowało, że spożywa pieczywo. Jednak od kilku miesięcy Polacy muszą płacić za nie coraz więcej, niestety - wiele wskazuje na to, że to nie koniec podwyżek. Według wciąż aktualnych prognoz cena pszenicy do końca 2022 r. ma osiągnąć poziom 2 tys. zł za tonę, za to w 2023 r. spaść znów do 1500 zł. Na prognozach cen w dłuższej perspektywie w dalszym ciągu ciążą ryzyka, z których największe dotyczą cen energii, w tym tak ważnych dla rolnictwa cen oleju napędowego oraz trudne w tej chwili wciąż do oszacowania skutki suszy. Dodatkowo dużą niepewność na polskim rynku wywołało wstrzymanie produkcji nawozów sztucznych. Choć już ich produkcja została wznowiona, rynek został zburzony i może na nim być podobnie jak z węglem - płynność między podażą i popytem zakłócona może zostać na długi czas. Stąd producenci zbóż, zwłaszcza o słabszej pozycji ekonomicznej, mogą mieć kłopoty z zakupem kluczowego dla wysokości plonów w przyszłości środka produkcji. Mniej więcej na cenę chleba w połowie wpływają: koszty surowców, koszty energii potrzebnej do produkcji oraz koszty transportu, w tym ceny paliw. Poza ceną ważna jest ich dostępność. Podwyżki cen tych elementów powodują wzrost cen chleba i bułek. Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 WYDARZENIA • 9 Zwolennicy prezydenta Jaira Bolsonaro wzywają do „zamknięcia parlamentu” Daniel Świerżewski, PAP Brazylia Zwolennicy urzędującego prezydenta Jaira Bolsonaro zgromadzili się w centrum stolicy (Brasilii), aby wraz z nim świętować200-lecie niepodległości Brazylii Jednocześnie obchody stały się początkiem kampanii wyborczej, które odbędą się 2 października. Jair Bolsonaro krótkie powitanie swych zwolenników, oczekujących przed oficjalną rezydencją szefa państwa, Pałacem Alborada, rozpoczął od słów: „Stawką w tej grze jest nasza wolność. Hiszpańska agenqaEFEodnotowujewswej relacji z obchodów święta niepodległości, że Jair Bolsonaro w swym przemówieniu pominął całkowitym milczeniem treść haseł, jakie wypisali na transparentach niektórzy uczestnicy uroczystości. Wzywały one do ingerencji sił zbrojnych w przebieg wyborów i do „zamknięcia parlamentu”. Nie komentował także wyników najnowszych sondaży przedwyborczych głównego brazylijskiego instytutu badania Obchody święta niepodległości Brazylii stały się zarazem początkiem kampanii wyborczej opinii publicznej Datafolha, według których może liczyć na nieco ponad 30 proc. głosów w wyborach, podczas gdy jego główny rywal, lewicowy polityk Luis Inado Lula da Silva - prezydent Brazylii w latach 2003-2010 - ma nadal kilkunastoprocen-tową przewagę „Brazylia - powiedział Bolsonaro - ma dziś prezydenta, który wierzy w Boga, darzy zaufaniem policję i wojsko i jest lojalny wobec swego ludu”. Manewry Wostok 2022. Pokaz siły czy bezsilności Rosji? W przeddzień zakończenia ćwiczeń na poligon Siergiejewski w Kraju Nadmorskim przyjechał sam Władimir Putin, który spotkał się z Szojgu i Gierasimowem Grzegorz Kuczyński Rosja Manewry miały udowodnić, źe Rosja jest w stanie prowadzić wojnę na dwóch frontach jednocześnie. Problem w tym, że ten pokaz nie wypadł szczególnie przekonująco. Od wielu już lat, we wrześniu, rosyjskie siły zbrojne organizują wielkie manewry - takie podsumowanie sezonu ćwiczebnego w danym roku. Choć Rosja dorobiła się jakiś czas temu piątego okręgu wojskowego (Arktycznego), to jednak najważniejszy jest podział na cztery okręgi będące zarazem kierunkami strategicznymi. Mamy więc Zachodni Okręg Wojskowy, Południowy Okręg Wojskowy, Centralny Okręg Wojskowy i Wschodni Okręg Wojskowy. Od kilkunastu lat co rok ćwiczenia strategiczne organizowane są w jednym z nich. Teraz mieliśmy Wostok2022 we Wschodnim OW. Rok temu były Zapad 2021 (Zachodni OW), a wcze- śniej Kaukaz2020 (Południowy OW) i Centr 2019 (Centralny OW). Ćwiczenia w tym roku odbywały się na siedmiu poligonach Wschodniego Okręgu Wojskowego, w Kraju Nadmorskim, na Sachalinie, w Kraju Zabajkalskim. No i oczywiście na przyległych wodach Pacyfiku. Wzięło w nich udział - jeśli wierzyć oficjalnym danym, ale te są ra- czej zawyżone - ponad 50 tys. żołnierzy, ponad 5 tys. jednostek broni i sprzętu wojskowego, w tym 140 samolotów, 60 okrętów wojennych, łodzi i okrętów wsparcia. Oczywiście były to ćwiczenia przede wszystldm Sił Zbrojnych Rosji, a drugim poważnym uczestnikiem były Chiny. Grupy swych żołnierzy, większe lub (częściej) mniejsze, przysłali sojusznicy i partnerzy z obszaru byłego ZSRR (Białoruś, Armenia, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan), jak i inni, bardziej egzotyczni partnerzy (Algieria, Indie, Laos, Mongolia, Nikaragua, Syria). Ćwiczenia ruszyły l września. Według Aleksandra Fo-mina, wiceszefa resortu obrony, ćwiczenia nie były skierowane przeciwko konkretnym państwom, ale miały charakter obronny. Oczywiście nawet obronna wojna jest jednak skierowana przeciwko komuś. W wypadku Wostok 2022 tymi umownymi wrogami były najwyraźniej USA i Japonia. W przeddzień zakończenia ćwiczeń na poligon Siergiejewski w Kraju Nadmorskim przyjechał sam Władimir Putin. Był czas na śmiechy, ale była również zamknięta narada Purina z Siergiejem Szojgu i Walerijem Gierasimowem. I to raczej nie na temat oglądanych manewrów, ale sytuacji wojennej na Ukrainie. Tam raczej Putin nie żartował, z każdym dniem sytuacja wygląda bowiem dla Rosji coraz gorzej. Po sukcesie trasy koncertowej w Polsce w 2020 roku, tuż przed ogłoszeniem pandemii, PINK FLOYD HISTORY powraca, aby ponownie spotkać się z polską publicznością. Jeżeli nie znacie tego zespołu, to zapytajcie o wrażenia tych, którzy to widzieli i słyszeli. PINK FLOYD HISTORY to spektakularny projekt multimedialny, który zabiera widzów w magiczną podróż w czasie, na wędrówkę przez pięćdziesiąt lat historii jednego z najwybitniejszych zespołów muzyki rockowej w dziejach - PINK FLOYD. PINK FLOYD HISTORY odtwarza muzyczną karierę legendarnego zespołu od psychodelicznych brzmień z początków istnienia aż po dojrzałe kompozycje z nurtu rocka progresywnego, które powstawały w najlepszym okresie istnienia zespołu PINK FLOYD. Na koncercie usłyszymy najbardziej znane utwory takie jak: MONEY, WISH YOU WERE HERE, DARK SIDE OF THE MOON, THE WALL i wiele innych. Muzyce towarzyszy multimedialny pokaz obrazów i świateł, które uzupełniają doznania muzyczne i tworzą niezapomniane przeżycia. PINK FLOYD HISTORY jest określany mianem jednego z najlepszych TRIBUTE BAND-ów i ma swoją grupę fanów w całej Europie. Zespół tworzą muzycy z Włoch, których połączyła wspólna pasja do grania muzyki PINK FLOYD na najwyższym, artystycznym poziomie. PINK FLOYD HISTORY to wydarzenie, które nie tylko warto zobaczyć i posłuchać, ale przede wszystkim warto doświadczyć. Nie powinno Was tam zabraknąć. MUMIO MED97 Ć NA TWOJE STAWY BALSAM I KAPSUŁKI Z ŻYWICĄ SKALNĄ Wykorzystaj efekt współdziałania Balsam na zewnątrz Kapsułki do wewnątrz Zawierają ponad 97 witamin i minerałów Dla szybkiej realizacji podaj W APTECE kod bloz: krem: 7088863 Przyśpiesza regenerację i posiada wysoką zawartość kwasu r i i « r . , . i , , , Zasilamy naturą od 1998 tulwowego> który jest naturalnym regeneratorem komórek Tylko najlepsze produkty Zamów już dziś z dostawą do domu: 616 350 893 « oraz W APTEKACH i sklepach zielarskich, www.asepta.pro Tworzymy wyjątkowe i nowatorskie produkty specjalnie dla Ciebie i Twojej rodziny. Nasze kompozycje tworzymy używając roślin i ziół znanych od wieków. 10 Kanclerz Niemiec Olaf Scholz odrzuca polskie żądania repa-racyjne, powołując się na umowę z1953roku. A na jaką umowę, gdyż nie przypominam sobie, aby była wtedy jakaś umowa. No właśnie. Nie ma umowy, a mimo to Niemcy szermują, że taka umowa była. Niemieccy prawnicy uznają, że Polsce się nie należą reparacje. Ale warto przypomnieć, że pana ojciec Kornel Morawiecki już wiele lat temu mówił, iż reparacje nam się należą, że to sprawa narodowa i że w realizacji tego celu powinny nas wesprzeć elity niemieckie. Czy jest szansa na to, żeby elity niemieckie nas wsparły? Mam nadzieję, że tak, że po pierwszym szoku ta refleksja do nich wkrótce przyjdzie. Po pierwsze, w 1953 roku nie było żadnego zrzeczenia się, była notatka w gazecie „Trybuna Ludu”, dzień po domniemanym posiedzeniu Rady Ministrów. Wiemy, co to była za gazeta. Rada Ministrów nie była w ogóle uprawnionym organem do jakichkolwiek decyzji, nie ma żadnych podpisów, nie ma notyfikaqi do Organizacji Narodów Zjednoczonych, nie ma tam żadnych dokumentów. Jest wyłącznie notatka prasowa. Jeżeli ktoś chce budować argumentację prawną na notatce prasowej z „Trybuny Ludu”, to życzę powodzenia. Ja uważam, że mamy bardzo silne argumenty prawne, anie tylko historyczne, moralne i polityczne. I będziemy się nimi posługiwać. Raport o stratach wojennych odbił się szerokim echem na całym świede. Co Polska może zyskać, przypominając i wyliczając zbrodnie niemieckie i straty, jakie Niemcy wyrządziły Polsce? Ja nie patrzę na to w taki sposób: „co Polska może dzisiaj zyskać, wyliczając te straty”, tylko to jest posunięcie, które ma w elementarny sposób przywrócić sprawiedliwość Polsce -jako państwa, które było najbardziej zniszczone przez Niemcy, które utraciło najwięcej ludności. Bo to nie tylko 5,2 miliona zamordowanych ludzi, ale przypomnę, że spis ludności z 1946 roku pokazał, iż było nas na terytorium tej nowej Polski około 24 milionów. A przed wojną powyżej 35 milionów. Czyli mamy 12 milionów różnicy, czyli gigantyczny upływ krwi, a także monstrualnych rozmiarów zniszczenia substancji materialnej, dzieł sztuki. To wszystko spowodowało, że Polska nie mogła się normalnie rozwijać. Cieszę się, że jest coraz więcej refleksji takich wśród elit państw zachodnich, że rzeczywiście komunizm i późniejsze konsekwencje przecież miały jakąś swoją pierwszą przyczynę i tą praprzyczyną była n wojna świa- • WYDARZENIA Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 MORAWIECKI: W1953 R. NIE BYŁO ŻADNEGO ZRZECZENIA SIĘ REPARACJI Uważam, że mamy bardzo silne argumenty prawne, a nie tylko historyczne, moralne i polityczne. I będziemy się nimi posługiwać - mówi premier Mateusz Morawiecki Dorota Kania widać rozumieją percepcję katów i sprawców niż ofiar i zniszczonej Polski, i mówią dzisiaj takie głupoty. Widać jednak, że refleksja przychodzi. Chyba też sondaże na to wpłynęły, bo większość Polaków uważa, że reparacje się nam należą. Oczywiście, że tak. Ponad miesiąc temu potwierdził pan słowa Wiktora Orbana, że drogi Polski i Węgier się rozeszły. Jaki będzie to miało wpływ na naszą europejską politykę? Te drogi na pewno rozeszły się jeżeli chodzi o postrzeganie sytuacji na Ukrainie i w Rosji. Ale prócz tego mamy mnóstwo spraw do załatwienia w UE, wspólne interesy, podobną historię i w związku z tym podobne problemy. I w tych wszystkich obszarach chcemy razem działać w ramach Gmpy Wyszehradzkiej. Wczoraj rozmawiałem o tym z premierem Fialo i chcemy działać razem z premierem Orbanem, z premierem Hegerem, ze Słowacją, z Węgrami, bo to bardzo wzmacnia siłę naszego głosu w Brukseli. A kto obecnie jest naszym największym sojusznikiem w ramach UE z zagranicy? Głównie państwa flanki wschodniej. We wszystkich sprawach praktycznie się zgadzamy, z wyjątkiem tej właśnie kwestii, w odniesieniu do Rosji i Ukrainy. Węgry mają inne spojrzenie, ale chcemy skupić się na tym, co nas łączy, a nie na tym, co nas dzieli. Jeżeli chodzi o sprawy finansowe, cały czas bardzo ważny jest temat KPO. Czy dostaniemy te pieniądze, bo już część mediów i również politycy mówią, że żadnych pieniędzy nie dostaniemy. Oczywiście, że dostaniemy, prędzej czy później. A my z pro- jektami, które są zawarte w Next Generation i Krajowym Planie Odbudowy, już praktycznie ruszamy. Skonstruowaliśmy cały mechanizm płatniczy, po to, żeby te projekty mogły być zrealizowane. Bo gdybyśmy czekali do przyszłego roku czy do 2024, to część projektów mogłaby przepaść ze względu na to, że nie mogłyby być wykonane w założonej wcześniej perspektywie. Nie chcę podejrzewać nikogo, że to taka specjalna pułapka skonstruowana na wiele krajów zresztą - bo wiele krajów nie zaczęło jeszcze projektów. Ale my zaczynamy właśnie dzisiaj już te projekty z KPO i nie ma obawy o to, prędzej czy później te pieniądze przyjdą. One są zresztą dużo mniej istotne niż te główne pieniądze z UE, bo myśmy się skoncentrowali na małym wycinku, na tym, na którym się koncentrują radykałowie z prawej i z lewej strony, a to jest niesłuszne podejście. Natomiast te główne pieniądze na rolnictwo, na fundusze strukturalne są jeszczebardziej niezagrożone i one też do nas przyjdą. Polska zyskała bardzo wiele w opiniach, również zagranicą. Słychać głosy, że wyrasta na lidera Europy Środkowo-Wschodniej. A z drugiej strony coraz mocniej słyszymy o planach federalizacji Europy. Czy i jakie są zagrożenia, jeżeli chodzi o federalizację Europy? Nie będzie żadnej federalizacji, nie będzie żadnej centralizacji. A to choćby dlatego, że 27 państw ma zupełnie inne podejście do bardzo wielu spraw związanych z gospodarką, wartościami, ideologią, ideami, poziomem integraqi waluty chociażby. Dziś widać, że waluta euro tworzy gigantyczne napięcia w ramach strefy euro. Państwa południowe domagają się kontynuacji bardzo luźnej polityki monetarnej. Państwa północy - Niemcy coraz głośniej domagają się zaostrzenia polityki pieniężnej. Tego się nie da w prosty sposób pogodzić. Podniesienie stóp procentowych będzie prowadziło do eksplozji budżetów krajów południa, które już dzisiaj są ogromnie zadłużone, chociażby dług publiczny we Włoszech, w Hiszpanii albo we Francji. Po co udawać, że państwa mają identyczne podej-ście do wielu spraw? Lepiej zgodzić się na pewną różnorodność, a korzystać z tego, co jest największą wartością europejskiej wspólnoty gospodarczej, a potem UE - czyli szeroko rozumiana mądra integracja gospodarcza. Polska wyrosła na lidera poprzez pomoc Ukrainie. Jako pierwsiichyba jedyni ruszyli-śmy z pomocą po wybuchu wojny. Kiedy Polska otrzyma pieniądze z UE, bo przecież wydaliśmy gigantyczne pieniądze na pomoc Ukrainie? Już otrzymujemy z UE wsparcie, które częściowo rekompensuje nasze wydatki na broń albo częściowo rekompensuje wydatki na pomoc humanitarną. Ale tak naprawdę zrobiliśmy to ze względów strategicznych i ze względów moralno-humanitamych. Nie czekaliśmy na zapewnienia nikogo, tylko zrobiliśmy to, co trzeba było zrobić w danym momencie, i na pewno wydatnie przyczyniliśmy się do tego, że ten opór ukraiński mógł przetrwać pierwsze dni, potem pierwsze tygodnie, pierwsze miesiące, a wkrótce200 dni, od kiedy Ukraina rozpoczęła swoją obronę o europejskie wartości - 0 wolność, o suwerenność, prawo do życia. Ci, którzy myśleli, że Ukraina szybko padnie, bardzo się zawiedli, a wśród nich na pewno przede wszystkim Putin i Kreml. A Polska na pewno przyczyniła się do tego, że Ukraina do dzisiaj walczy o swoją wolność. Dzięki temu staje się przedmurzem całej Europy. Dzisiaj tam na Wschodzie ludzie umierają za bezpieczeństwo, pokój 1 wolność całej Europy. Mam czasami takie obawy, czy oni gdzieś tam na Zachodzie jeszcze też walczyliby o tę wolność, tak jak Ukraińcy potrafią walczyć. Inflacja w Polsce rośnie, ale nie jest to tylko problem Polski. Jakie są prognozy na przyszłość i czy wzrosną stopy procen-toweiraty kredytów? Mam nadzieję, że już wnajbliż-szych miesiącach zobaczymy zakończenie tego cyklu podwyżek stóp procentowych, ale jest to tylko moja nadzieja, ponieważ decyzja leży po stronie Banku Centralnego. Aby zapobiec głównym skutkom wzrostu stóp procentowych, rząd Polski wdrożył rządowe wakacje kredytowe. To cztery raty kredytu hipotecznego w tym roku i cztery raty kredytu hipotecznego w przyszłym roku, których Polacy mogą nie zapłacić, po to, aby złagodzić łączny koszt w portfelach Polaków związany z podwyżką stóp procentowych. Tak, inflacja jest najwyższa od dziesięcioleci. U nas od dwudziestu kilku łat, w Niemczech, Holandii czy USA od czterdziestu kilku lat. To, że liderzy opozycji potrafią mówić o kryzysie i nie zająknąć się, że jest to inflacja wywołana przez kryzys surowcowy, przez wojnę na Ukrainie, świadczy tylko o wysokim poziomie hipokryzji. Pojawiają się nieoficjalne infor-macje o zmianach w rządzie, będątezmiany? Wszelkie tego typu ewentualne zmiany będą przedstawione naszym rodakom w stosownym czasie, jak tylko podej -mierny ewentualnie takie decyzje. Cały wywiad na portalu i.pl Premier Morawiecki na Forum Ekonomicznym w Karpaczu. Szef rządu był też gościem studia portalu i.pl towa. Uświadomienie tego dzisiaj wielu decydentom na święcie jest bardzo ważne, bo oni myślą może, że polskie problemy z polityką klimatyczną, z takim a nie innym poziomem rozwoju wzięły się z niczego. Przypomnę, że w 1951 roku średnia na głowę mieszkańca w Polsce przewyższała o 13 proc. średnią na głowę mieszkańca Hiszpanii. Po 40 latach komuny, która była bezpośrednim skutkiem n wojny światowej, mieliśmy 38 proc. tego, co miał średnio mieszkaniec Hiszpanii na głowę. Część polskiej opozycji, a również media, które jej sprzyjają, mówią, że powinniśmy odejść od reparacji. Niektórzy politycy mówią wręcz, że chcemy wtej chwili ograbić Niemcy, bo przecież potomkowie nie po- winni płacić za to, co zrobili poprzednicy. Dzisiaj Niemy płacą Namibii za ludobójstwo, nazywane czasami pierwszym ludobójstwem XX wieku, a mające miejsce między 1904 a 1907/8 rokiem. A więc jeżeli można płacić po 120 latach, to my na pewno się doczekamy. To będzie długa droga. Niech nikt nie liczy na to, że te pieniądze będą szybko. One zresztą mają wartość zarówno materialną, finansową, jak również moralną, bo to, co się działo w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych, doprowadziło przecież do tej słynnej uchwały Sejmu z2004 roku, gdzie wszyscy posłowie -również PO i SLD - głosowali dokładnie za reparacjami. Nie wiem zatem, co im się w Rowach pomieszało, że dzisiaj myślą inaczej. Ci z PO bardziej Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 FORUM EKONOMICZNE - KARPACZ 2022 • II Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski Człowiekiem Roku Forum Ekonomicznego W imieniu Wołodymyra Żeleńskiego nagrodę odebrał Wasyl Zwarycz, ambasador Ukrainy w Polsce Leszek Rudziński Karpacz W środę, podczas uroczystej gali prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski otrzymał tytuł Człowieka Roku XXXI Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Nagrodę w imieniu prezydenta odebrał Wasyl Zwarycz, ambasador Ukrainy w Polsce. Coroczną tradycją Forum Ekonomicznego jest wręczenie nagród dla Człowieka Roku, Firmy Roku oraz Organizacji Pozarządowej Roku. W tym roku uroczysta gala odbyła się w Hotelu Gołębiewski, a poprowadzili ją Paulina Sykut Jeżyna i Krzysztof Ibisz. Z kolei o oprawę muzyczną zadbała Orkiestra Filharmonii Sudeckiej im. Józefa Wiłkomirskiego w Wałbrzychu pod batutą Sebastiana Perłowskiego. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski Człowiekiem Roku W tym roku tytuł Człowieka Roku nadany został prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Żeleńskiemu. Choć informacja, kto otrzyma wyróżnienie, była trzymana w ścisłej tajemnicy, w kuluarach już od pewnego czasu stawiano, że będzie to przywódca narodu ukraińskiego. Nagrodę wręczył przewodniczący Rady Programowej Forum Ekonomicznego Zygmunt Berdychowski, a odebrał ją - w imieniu Wołodymyra Żeleńskiego - Wasyl Zwarycz, ambasador Ukrainy w Polsce. Dyplomata podziękował w imieniu prezydenta Ukrainy za przyznane wyróżnienie i podkreślił, że jest bardzo wzruszony. - Niewątpliwie to jest wyróżnienie dla pana prezydenta Ukrainy, Ukrainy walczącej dzisiaj z brutalnym wrogiem - mówił. Ambasador zaznaczył, że przyznana nagroda to również „wyróżnieniem dla narodu ukraińskiego, dla dzielnych żołnierzy ukraińskich, którzy, w tym z polską bronią, walczą o to, co jest dla nas najważniejsze: o naszą wolność, suwerenność, niepodległość, integralność terytorialną”. Dodał, że wierzy w zwycięstwo Ukrainy w wojnie z Rosją. - To będzie nasze wspólne zwycięstwo. I zrobimy to tak jak napisano w hymnie narodowym Rzeczypospolitej Polskiej: to, co przemoc obca wzięła, szablą odbierzemy. (...) Bardzo dziękuję Polsce za dostarczanie nam tych szabel w postacie słynnych polskich Krabów, Piorunów i innych rodzajów broni. Zwyciężamy razem - i to będzie też nasze wspólne zwycięstwo, nasza wspólna walka o wolność waszą i naszą. Niech żyje wolna Polska! Niech żyje wolna Ukraina! - oświadczył ambasador Zwarycz. Terlecki: Ukraina broniła się tak jak nikt z nas sobie nie wyobrażał Laudację na rzecz laureata wygłosił wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Przypomniał moment rozpoczęcia wojny w Ukrainie i postawę jej prezydenta, który został w Kijowie, czym wzbudził ogólny podziw, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków świata. - Mijały miesiące, nic nadzwyczajnego nie działo się w naszych relacjach, ale staraliśmy się, żeby były lepsze niż w poprzednim okresie. I nagle stało się coś, w co nie wierzyli- śmy: zaczęła się wojna - mówił Terlecki. Polityk podkreślił, że prezydent Ukrainy zasłużył na nagrodę „nieporównanie większą”. - Mamy wszyscy nadzieję, że ta nagroda z Forum Ekonomicznego będzie początkiem ogromnego uznania dla pana prezydenta w następnych miesiącach i latach - mówił Terlecki. Marszałek wskazał, że „Ukraina broniła się tak jak nikt z nas sobie nie wyobrażał, że to jest możliwe”, a prezydent Zełenski codziennie to potwierdzał za pomocą „relacji z oblężonego naprzód Kijowa, a potem kierującego bohaterską obroną Ukrainy miasta”. Po owacji na stojąco na cześć prezydenta Ukrainy przyznano kolejne nagrody. Firma Roku, Nagroda Gospodarcza SGH i Polonijnego Forum Ekonomicznego Nagrodę dla Firmy Roku przyznano Grupie Polsat Plus, zaś wyróżnienie w imieniu Zygmunta Solorza odebrał Piotr Woźny. Z kolei Nagrodę Gospodarczą Szkoły Głównej Handlowej otrzymała szefowa przedsiębiorstwa kosmetycznego, dok- Nie ma zielonego świata bez metali o Na zdjęciu od lewej Guillame Pitron, Katarzyna Leszczyńska - Sejda, Barbara Juszczyk, Wojciech Hann Monika Fajge Karpacz „Wojna o metale rzadkie. Ciemna strona transformacji energetycznej i cyfrowej" - to tytuł książki, która była punktem wyjściowym do panelu dyskusyjnego organizowanego w ramach XXXI Fo-rum Ekonomicznego w Karpaczu. Jednym z panelistów był autor publikacji francuski reportażysta, analityk i ekspert Komisji Europejskiej Guillaume Pitron. „Niewielka dawka każdego z metali rzadkich wytwarza pole magnetyczne zdolne do generowania większej energii niż ta sama ilość węgla czy ropy. Tu leży sedno „zielonego kapitalizmu” - czytamy w książce Guillaume Pitrona. Te metale to m.in. kobalt, ind, grafit, platynowce czy wolfram, niezbędne do produkcji samochodów elektrycznych, paneli słonecznych, kompute- rów. Ich wydobycie, często w nieludzkim warunkach, odbywa się głównie na terenie Chin, ale też Afryki. Nierzadko cierpi też ekologia. Jak odnaleźć równowagę pomiędzy biznesowym interesem korporacji, politycznym i gospodarczym interesem poszczególnych państw oraz bezpieczeństwem naszego globu? - m.in. na to pytanie starali się odpowiedzieć uczestnicy panelu dyskusyjnego pod hasłem: „Wojna o rzadkie metale i co z niej wynika”, który odbył się w ramach XXXI Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Wśród panelistów znaleźli się: wspominany już Guillaume Pitron; Wojciech Hann, prezes zarządu Banku Ochrony Środowiska S.A.; Barbara Juszczyk, dyrektor Sieci Badawczej Łukasiewicz - Instytutu Metali Nieżelaznych, oraz dyrektor Centrum Hydroelektrometa-lurgii działającego w tej placówce - Katarzyna Leszczyń-ska-Sejda. - Nie ma czystego, zielonego, odpowiedzialnego świata bez metali. Jeśli transformacja energetyczna ma nastąpić, potrzeba będzie ich więcej. Ich produkcja będzie wzrastać, szacuje się, że samego tylko litu -aż 4-krotnie. Musimy zabezpieczyć te zasoby - mówił podczas dyskusji Guillaume Pitron. -Obecnie większość zasobów metali rzadkich posiadają Chiny. Dzięki temu produkują m.in. 60-65 proc. baterii. Europie potrzebne są własne zasoby metali - tłumaczył. W tym celu, uważa Wojciech Hann, Europa, w tym Polska, powinna „przeprosić się” z górnictwem. - Po to, by bazując na ogromnym doświadczeniu górniczym, wydobywać surowce, rozwijać górnictwo, w sposób bardziej zrównoważony środowiskowo niż dotychczas - przekonywał. -Książkę pana Pitrona interpretuję też jako głośne wołanie o to, by w sposób wiarygodny, transparenty i powszechny ra- portować ślad rynkowy procesów produkcyjnych, ale też samych produktów, takich jaknp. samochód elektryczny, od momentu pozyskiwania surowców, aż po recycling - mówił. O technologii recyklingu metali opowiadały Barbara Juszczyk oraz Katarzyna Lesz-czyńska-Sejda. - Do tej pory pozyskiwanie surowców odbywało się niemal wyłącznie metodami górniczymi. W tej chwili świat podąża w kierunku częściowego odzysku niektórych pierwiastków, składowanych np. na wysypiskach odpadów. Te składowiska stanowią pewnego rodzaju depozyt pierwiastków do ponownego wykorzystania - mówiła dyrektor Sieci Badawczej Łukasiewicz - Instytutu Metali Nieżelaznych. tor Irena Eris. - Kiedyś przedsiębiorczość prywatną ledwo się tolerowało, a dziś jest zgoła inaczej: otrzymujemy za nią nagrody. (...) Jako że nie działam sama, dziękuję mojemu mężowi i całej mojej załodze - mówiła laureatka. Ostatnie wyróżnienie - nagroda Polonijnego Forum Ekonomicznego - trafiło do arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego. Duchowny, odbierając statuetkę, podkreślił, że to nagroda dla wszystkich Polaków, którzy mieszkają poza granicami kraju, zwłaszcza w Ukrainie. - Te 20 milionów Polaków w 115 krajach to nasi ambasadorzy. To oni i my wszyscy od 24 lutego zdajemy egzamin z ludzkiej solidarności. Dziękuję za wyróżnienie i dedykuję je tym, którym zabrano pokój - powiedział arcybiskup Mokrzycki. Na zakończenie gali Orkiestra Filharmonii Sudeckiej im. Józefa Wiłkomirskiego w Wałbrzychu pod batutą Sebastiana Perłowskiego zagrała uwerturę koncertową Stanisława Moniuszki pt. „Bajka”. Forum Ekonomiczne Forum Ekonomiczne to wydarzenie organizowane od 1992 roku przez Fundację Instytutu Studiów Wschodnich. Działania Instytutu, związane z organizacją Forum, wspierane są przez Radę Programową, która decyduje o merytorycznym kształcie Forum, jak również wyznacza kierunek jego rozwoju. Co roku Forum Ekonomiczne gości premierów, ministrów, komisarzy europejskich oraz inne najważniejsze osoby sceny politycznej i gospodarczej naszego kontynentu. - Należy odzyskiwać metale, choć z doświadczenia wiem, że technologie odzysku pierwiastków nie są proste. W przypadku metali ziem rzadkich to skomplikowane procesy, często niezbyt przyjazne środowisku - dodała Katarzyna Leszczyńska-Sejda. -Niemal każdy kraj ma zdefiniowane tzw. metale krytyczne. Najdłuższa lista to lista Ameryki. Stany Zjednoczone wpisały na nią niedawno nawet nikiel i cynk. Ten ostatni możemy odzyskiwać w sposób ekologiczny. Nie zaprzepaśćmy tego - apelowała. Uczestnicy panelu nie mieli wątpliwości: Żeby stać się „zieloną wyspą”, musimy być niezależni surowcowo. 12 • REKLAMA Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Wszystko dzięki zaangażowaniu energetyków, w tym elektromonterów i dyspozytorów Energa-Operator, dbających o to, aby sieć elektroenergetyczna działała sprawnie w każdych warunkach. W ich pracy nic nie jest zostawione przypadkowi. Podobnie jak w branży lotniczej, obowiązują ścisłe procedury, również te przewidziane na sytuacje wyjątkowe. Prawdopodobieństwo wystąpienia blackoutu można więc porównać do ryzyka podejmowanego przez pojedynczego pasażera wsiadającego do samolotu. Szybciej wypadek przytrafi mu się w łazience... i niekoniecznie dlatego, że nagle zgasło światło. Czynniki ryiyka System elektroenergetyczny przypomina żywy organizm. Parametry płynącej w nim energii, podobnie jak np. puls i tętno, muszą być poprawne, inaczej nastąpić mogą awaryjne wyłączenia kolejnych elementów infrastruktury służącej do przesyłu i dystrybucji prądu, które niekontrolowane mogłyby mieć lawinowy charakter. Ryzyko zakłóceń może powodować szereg czynników - od uszkodzenia infrastruktury, problemów z bilansowaniem, aż po celowe działanie, takie jak kradzież lub sabotaż. Na szczęście w energetyce istnieją mechanizmy, których celem jest utrzymanie ciągłości działania systemu elektroenergetycznego, a także ograniczanie efektów negatywnych zjawisk do minimum. Nadzór nad siecią Sieć elektroenergetyczna jest monitorowana przez 24 godziny na dobę, a nad jej pracą czuwają dyspozytorzy. Najistotniejsze dla systemu dystrybucyjnego linie wysokiego napięcia (110 l<V) wyposażone są w szereg czujników i urządzeń umożliwiających zdalny nadzór nad nimi i sterowanie. W coraz większym stopniu takie możliwości dotyczą też sieci średniego, a nawet niskiego napięcia. Dyspozytorzy widzą więc kiedy dana linia ulega przeciążeniom i w razie potrzeby zmieniają konfigurację sieci tak, aby ją odciążyć, zasilając odbiorców w inny sposób. Plan B i C Uszkodzenie linii elektroenergetycznej nie jest równoznaczne z brakiem prądu dla odbiorców. W większości sytuacji, stacje elektroenergetyczne zasilane mogą być z kilku stron. Dotyczy to zwłaszcza kluczowych obiektów oraz lokalizacji o dużej liczbie mieszkańców. W przypadku uszkodzenia stacji wysokiego napięcia istnieją również awaryjne sposoby zasilania odbiorców z wykorzystaniem linii średniego napięcia. Dyspozytorzy dysponują więc planem B, a nawet C w przypadku uszkodzeń sieci. Co ważne, także miejsca pracy osób sterujących infrastrukturą elektroenergetyczną, czyli Regionalne oraz Centralna Dyspozycja Mocy posiadają swoje lokalizacje zastępcze. Kluczowe stacje elektroenergetyczne oraz inne ważne obiekty infrastruktury są pod stałą obserwacją systemów monitoringu i kamer. Jakiekolwiek wejście na ich teren osoby nieuprawnionej spowoduje reakcję powołanych do tego służb. Energa-Operator stosuje również odpowiednie sposoby zabezpieczenia swoich systemów informatycznych, takich jak szyfrowanie oraz wydzielenie sieci technicznej. Nltdobór energii I sąsiedzka pomoc Jedną z przyczyn blackoutu mogłoby być np. awaryjne wyłączenie kilku bloków mających istotne znaczenie dla systemu elektroenergetycznego w elektrowniach. Sytuacja taka automatycznie powoduje problemy w zbilansowaniu poziomu wytwarzanej energii z zapotrzebowaniem na nią. Operator Krajowego Systemu Elektroenergetycznego, nawet w takim przypadku ma środki zaradcze. Jednym z nich jest import energii od sąsiadów. Europejskie sieci elektroenergetyczne są ze sobą zsynchronizowane i w coraz większymi stopniu tworzą jedną całość. Wkrótce do tej wspólnoty dołączyć mają Łotwa, Litwa i Estonia, a także Ukraina. Synchronizacja umożliwia dzielenie się zasobami i zwiększa bezpieczeństwo zarówno poszczególnych systemów, jak i całości. Pomoc udzielana jest na rynkowych zasadach i jest skuteczna. Pod koniec 2020, MATERIAŁ INFORMACYJNY KLIENTA >. 0010605131 Czy naprawdę grozi nam blackout? Pytania o bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej pojawiają się w ostatnim czasie coraz częściej. Rozległa, występująca na znacznym obszarze awaria, która paraliżowałaby funkcjonowanie społeczeństwa, jest jednak mało prawdopodobna. Ochrona infrastruktury Energa-Operator, m.in. dzięki wspartemu przez UE projektowi Smart Grid, jako pierwszy polski OSD dostosuje sieć średniego napięcia do standardów sieci inteligentnej. Wprowadzone rozwiązania, pozwalające na automatyczną i błyskawiczną zmianę jej konfiguracji, umożliwią szybkie ograniczenie do minimum skutków ewentualnych awarii. Na pewno nie zaszkodzi. Jednak w granicach potrzeb i możliwości. Minimum, jakie zalecają eksperci i RCB, to np.: • latarki, baterie, świece, zapalniczki, zapałki- apteczka • naładowany powerbank • zapasy jedzenia, które nie wymaga prądu przy przechowywaniu i przygotowywaniu •zapas wody • łatwy dostęp do dokumentów • radio na baterie • mapa okolicy • koc termiczny • scyzoryk • zapas gotówki min. na 2-3 dni Taki lub podobny zestaw warto mieć w łatwo dostępnym miejscu. Choć jeżeli kiedyś nam się przyda, to | do awarii o lokalny KOMUNIKACJA I ODBUDOWA SYSTEMU W przypadku blackoi wrócenie zasilania umożlii przez OSD niezależne śrc kącji, pozwalające na koordynacji Energa-Operator, jako pierwszy OSD, wdrożyła system komunikacji zgodny z wprowadzonym na poziomie UE Kodeksem Sieci NC ER. System oparty jest o standard TETRA i umożliwia pracę bez zasilania przez minimum 36 godzin. Pozwala zarówno na komunika cję głosową, jak też sterowanie elemen tami infrastruktury. a także 2021 roku eksport energii z Polski pomógł w zbilansowaniu szwedzkiego systemu elektroenergetycznego. W połowie 2021 roku, z kolei Szwedzi „ratowali" nas w czasie awarii, która spowodowała wyłączenie się większości bloków bełchatow-skiej elektrowni. Ostatnia deska ratunku Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo sytuacji, w której ze względu na niedobór energii, udzielenie lub uzyskanie takiej sąsiedzkiej pomocy nie będzie możliwe. Nie oznacza to jednak, że wszędzie od razu zgaśnie światło. Konieczne będzie natomiast zredukowanie zużywanej energii, tak aby do blackoutu nie doszło. To właśnie dlatego Operatorzy Systemów Dystrybucyjnych, tacy jak Energa-Operator, co roku, przygotowują plany redukcji mocy dla większych odbiorców energii elektrycznej (powyżej 300 kW). Wszystko po to, aby do takiego ewentualnego, niezbędnego ograniczenia zużycia prądu, można było się wcześniej odpowiednio przygotować. Pisma takie nie są więc oznaką nadchodzącego kryzysu, ale normalną, corocznie stosowaną procedurą. W energetyce nie ma bowiem miejsca na przypadek i zaskoczenie nawet bardzo niekorzystnym rozwojem spraw. Dzięki temu system elektroenergetyczny zarówno ten polski, jak i europejski nie tak łatwo wyłączyć. bezpiecznakraina.energa-operator.pl Energa-Operator przygotowała internetową platformę edukacyjną dla najmłodszych. Dzięki niej mogą się oni dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o energii elektrycznej oraz tego. jak z niej bezpiecznie korzystać. Nowy portal stanowi filar programu „Bezpieczna Kraina Energa Operator", w ramach którego prowadzonych jest cały szereg działań edukacyjnych. Program „Bezpieczna Kraina Energa--Operator" stworzony został z myślą o dzieciach, ich rodzicach oraz nauczycielach. Jego podstawę stanowi internetowa platforma, dzięki której najmłodsi, poprzez zabawę mogą poznać odpowiedzi na pytania o to - czym jest prąd, jak się go wytwarza, a także o to, jaką drogę przebywa, zanim trafi do naszych domów. Jednym z najważniejszych celów programu jest edukacja dotycząca bezpiecznego korzystania z energii elektrycznej oraz zwrócenie uwagi na konieczność odpowiedzialnego zachowania w pobliżu infrastruktury elektroenergetycznej. Portal dostępny jest pod adresem: https://bezpiecznakraina.energa- -operator.pl/ Program „Bezpieczna Kraina Energa--Operator" to dodatkowo wizyty lekcyjne w szkołach i spotkania pracowników Energa-Operator z dziećmi, w wybranych miastach Polski, w ramach organizowanych miasteczek edukacyjnych. Podrói przez Bezpieczną Krainą Inerga-Operator Na stronach portalu na najmłodszych czeka podróż elektrycznym wozem Pogotowia Energetycznego po Bezpiecznej Krainie przez znajdujące się na jej terenie ciekawe miejsca. Każdy przystanek jest okazją do zdobycia wiedzy na jakiś dotyczący energii elektrycznej temat. Na farmie wiatrowej dowiedzieć się można np. tego, czym jest energia odnawialna, a także tego, jakie są sposoby jej pozyskiwania. Inne miejsca odkryją wiedzę dotyczącą m.in. sposobów oszczędzania prądu, słońca jako źródła energii oraz sposobów postępowania z elektroodpadami. Bezpieczna Kraina Enerp-Operstor rozpoczyna rok szkolny Pracownicy Energa-Operator odwiedzają szkoły już od przeszło 20 lat. W prowadzonych przez nich zajęciach do tej pory uczestniczyło łącznie ponad 170 tysięcy uczniów. Lekcje przerwane zostały przez pandemię. Teraz, wraz z początkiem września, Energa-Operator wraca do szkół, w ramach programu Bezpieczna Kraina. Zajęcia przygotowane zostały tak, aby były ciekawe i interesujące dla najmłodszych. Prowadzący je pracownicy Energa-Operator korzystają m.in. z eksponatów umożliwiających uczniom przeprowadzanie eksperymentów. Jeżeli twoja szkoła jest zainteresowana takimi zajęciami, wystarczy tylko wypełnić formularz na stronie Bezpiecznej Krainy w zakładce „Współpraca ze szkołami": https://bezpiecznal<raina.energa-operator. pl/wspolpraca-ze-szkolami Bezpieczna Kraina taki« dla dorosłych Portal „Bezpiecznej Krainy Energa-Operator" zawiera również informacje przydatne dla trochę starszych użytkowników Internetu, rodziców i nauczycieli - m.in. dotyczące tego, jak zgłaszać awarie i brak prądu, a także wskazówki odnoszące się do bezpiecznego postępowania w pobliżu infrastruktury elektroenergetycznej, które warto przekazać dzieciom. Portal jest cały czas rozbudowywany, wkrótce pojawią się na nim scenariusze lekcji, z których korzystać będą mogli nauczyciele. Miasteczko Bezpieczną) Krainy Enerp'Operator Energa-Operator odwiedza również miejscowości z terenu swojego działania z edukacyjnym miasteczkiem. Wydarzenia organizowane w ramach programu przygotowane są tak, aby nie było w nich miejsca na nudę. Przekazywanie wiedzy ułatwiają m.in. atrakcyjne eksponaty, takie jak kula plazmowa, czy też model generatora van de Graffa. Dotychczas miasteczko Bezpiecznej Krainy gościło w Sierpcu, Przywidzu oraz Mławie. Zajęcia prowadzone przez pracowników Energa-Operator cieszyły się ogromnym zainteresowaniem nie tylko wśród najmłod- szych, ale też i starszych uczestników. Informacje o kolejnych miejscowościach, które odwiedzi miasteczko, znaleźć będzie można m.in. na stronie Bezpiecznej Krainy. Wypadki porażenia prądem, takż< związane z infrastrukturą elektroenergetyczną, najczęściej dotykają młodych ludzi. Przyczyną niejednokrotnie bywa brak świadomości zagrożeń oraz wiedzy, o zasadach bezpiecznego zachowania się w odniesieniu do energii elektrycznej. Ostatnio do i na początku wrze gdzie i się w pobliżu! Dlatego' den z tycf pomijać w i Bezpieczna Kraina in§fgi-~Qpifater hezptecznakralna, energa-optrstor.pl Energa w dobrym kontakcie operator z ENERGA-OPERATOR www.energa~operator.pl KOSZALIN/ SŁUPSK/ SZCZECIN SŁUPSK j CZAPLINEK I POLANÓW ŁEBA Aga i Tomek ratują psy Artur Polak ma pszczoły, I Idą, żeby nie pić. Idą, ! 7 września 1957 roku z Ukrainy, by znaleźć im a więc ma też miód. I żeby ich bliscy nie pili. j zakończył się rejs tratwą nowy dom str. 14-15 I sir. 18 I Taka pielgrzymka str. 19 po Bałtyku str. 20-21 Dyplom pierwszaka i dwa szwy na głowie. Piotruś przywitał się ze szkołą Nasz dziennikarz wrócił do szkoły. Nie po to jednak, by się poduczyć, ale jako kronikarz zapisujący pierwszy dzień w szkole pewnego małego szachisty str. 16-17 FOT. ŁUKASZ CA*>AR 14 • POMOC UKRAINIE Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Widzieli bombardowanie, stąpał Boją się, bo tylko głupi nie czują strachi Magdalena Olechnowicz Karzcino, Ukraina Ukrainka wyszła prostozla-su. Zostawialiśmy jej jedzenie; ale nie dawała się złapać Dziś śpiznamiwłóżku -opowiada Aga. tuląc suczkę, która miło-śdą się odwdzięcza, liżąc na zmianę toją, to Tomka. Na Ukrainę wożą jedzenie, leki, akcesoria militarne, ubrania, a stamtąd przywożą bezdomne zwierzęta. Ludzie mieli rozdarte serca, gdy zostawiali je na dworcach, uciekając przed wojną. Dzięki współpracy z międzynarodowymi organizacjami psy i koty dostają szanse na nowe, lepsze życie w domach w Polsce, Niemczech, we Francji, Kanadzie czy Stanach Zjednoczonych. Dom tymczasowy Agnieszka i Tomek dają im u siebie - w Karzci-nie pod Słupskiem. Każde z uratowanych zwierząt ma swoją historię. Agnieszka pamięta każdy szczegół. Ukrainkę trzeba było długo oswajać - Brytan i Dziadek to seniorzy. Mieli bruzdy na całym ciele. Ktoś się nad nimi znęcał. Dzięki aktywistce z Warszawy znaleźliśmy im dom na wsi, gdzie spokojnie dożyją końca swoich dni - opowiada, pokazując zdjęcia dwóch psich staruszków. - Odebraliśmy też Hobbita i Crusha. Pobędą z nami kilka dni na kwarantannie, a potem lecą do Kanady. Chłopaki mają już bilety na samolot - mówi o dwóch kundelkach, które dzięki współpracy z organizacjami Transform a Street Dog i Niagara Dog Re-scue oraz wolontariuszami na Ukrainie dostaną nowe życie za oceanem. - Do oddania mamy za to dwa rudziki - urocze rude kociaki. Była jeszcze dziewuszka, ale już znaleźliśmy jej dom plus jednego zdecydowaliśmy zostawić sobie -wylicza Agnieszka. No i ta Ukrainka. - Nie mogłam spać przez nią przez trzy tygodnie. A było to tak. Zatrzymaliśmy się na siku w lesie już po ukraińskiej stronie. Dookoła żadnych domów, nic. I nagle z lasu wyszła ona. Prawdopodobnie po bombardowaniu komuś uciekła. Chciałam ją zabrać, ale się nas bała. Spieszyliśmy się, bo musieliśmy zdążyć dojechać Sprzed godziną policyjną. Musieliśmy ją zostawić. Daliśmy jej mnóstwo jedzenia, ale myśl Baron i Arletka - koty przekazała im Ukrainka, bo stwierdziła, że opiekunom dobrze z oczu patrzy 0 niej nie dawała mi spokoju. Trzy tygodnie później znów jechaliśmy tą drogą i ona tam była. Kombinowaliśmy z pół godziny, ale w końcu do nas podeszła. Cała w kleszczach. Było mi jej tak szkoda, że zabraliśmy ją ze sobą. I oto jest! Docelowo miała pojechać do Francji, ale jest takakochana, że nie da się jej oddać. Została z nami - czworonożna Ukrainka ogromnie łasa na pieszczoty oblizuje co rusz to Agę, to Tomka. Dom dzieli jeszcze z Bunią, która wygląda jak mały lew i... dwoma persami. - Zabieraliśmy 14 kotów, aby oddać je do fundacji, i w pewnym momencie podeszła do mnie kobieta i mówi: pani tak dobrze z oczu patrzy, weźmie go pani, i wcisnęła mi Barona. Popatrzyłam mu w oczy i mówię - okej, choć bez przekonania, bo jestem raczej psiarą niż kociarą. Odwracam się, a ona to samo zrobiła z Tomkiem. 1 w ten oto sposób mamy Barona i Arletkę. Rosjanie strzelają w głowę Z Agnieszką i Tomkiem spotkaliśmy się tuż przed ich wyjazdem na Ukrainę. Czerwony bus był już niemal całkowicie zapakowany i stał na po- dwórku. To tu w Karzcinie jest ich małe eldorado. Małe, ale dzieją się tu rzeczy wielkie i ważne. Emocje przed wyjazdem są, choć wydawać by się mogło, że z wojną już się oswoili. To już ich 28. wyjazd na Ukrainę, odkąd kraj zaatakowali Rosjanie. Strach jest za każdym razem. - Tylko głupcy się nie boją. Ale wiemy, że nie można zostawić tam ludzi bez pomocy. Ludzi i zwierząt - podkreśla Agnieszka, której serducho mocniej bije na widok każdego cierpiącego czworonoga. - Gdy trzeba, zakładamy kamizelki kuloodporne, choć Rosjanie strzelają w głowę, więc na niewiele się zdadzą. Nocą budzimy się, gdy wyją syreny alarmowe. Przeżyliśmy też kilka godzin w schronie. Rozumiemy, co czują ci ludzie, gdy latają nad nimi bomby i nigdy nie wiadomo, gdzie spadną. Chodziliśmy po plaży w Odessie, która - jak się potem okazało - była zamknięta ze względu na miny. Mijaliśmy zbombardowane szpitale, szkoły, domy. Im więcej widzimy, tym większą mamy pewność, że jesteśmy tam potrzebni - mówią zgodnie Agnieszka i Tomek. Widzieliśmy dużo zła Decyzja o pomocy ludziom i zwierzętom na Ukrainie była potrzebą chwili. Aga i Tomek rzucili swoje dotychczasowe życie i zaczęli od nowa. - Wojna wybuchła dzień po moich urodzinach. Wstałam i pomyślałam, że fajnie byłoby zrobić coś więcej, niż robię do tej pory. Zbiegło się to z sytuacją, kiedy mieliśmy już wszystkiego dość. Covid mocno nas doświadczył - dotychczas oboje pracowaliśmy w turystyce, której dostało się chyba najbardziej. Mieliśmy plany, aby wyjechać za granicę. Ale stało się inaczej - opowiada Agnieszka. Kiedy wybuchła wojna, oddali pierwszym uchodźcom należące do Tomka mieszkanie w Gdyni. - Mam koleżankę, która jest menadżerem restauracji w Gdyni. Potrzebowała mieszkania dla swojej rodziny z Ukrainy. Udało się ulokować tam wszystkich. W pewnym momencie mieszkało tam 14 uchodźców. Rozmowy z nimi były trudne. Ciągle płakali. Przyjechali tylko w tym, co mieli na sobie, i potrzebowali czasu, aby zdecydować, co ze sobą zrobić - opowiada Agnieszka. Tym ludziom trzeba było szybko pomóc. - Zaczęliśmy zbierać różne rzeczy. Odzew naszych znajomych i przyjaciół był ogromny. W pewnym momencie mieliśmy wszystkiego za dużo, w tym leki, których nikt ode mnie nie chciał przyjąć. Polska misja humanitarna powiedziała, że nie może przyjmo- Wojenne psy dzięki Adze i Tomkowi znajdują bezpieczne domy na całym świecie FOT. ARCHIWUM PRYWATNE FOT. KRZYSZTOF PIOTRKOWSKI Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 POMOC UKRANIE • 15 oo zaminowanej plaży w Odessie. Dojadą znów, bo czują, że są tam potrzebni wać leków, tylko pieniądze. Zadzwoniłam więc do szpitala w Odessie i zapytałam, czy nie potrzebują. Potrzebowali. Wkurzyliśmy się i stwierdziliśmy, że sami im to zawieziemy - takie były początki Fundacji Million Hearts (Milion Serc). Przydały się różne kontakty i sprawdziły się media społecz-nościowe. - Okazało się, że mój kolega w Warszawie ma uchodźczy-nię, której brat służy w obronie terytorialnej we Włodzimierzu. Skontaktowali nas ze sobą i zaczęliśmy współpracować. We Włodzimierzu żołnierze potrzebowali mnóstwa rzeczy militarnych. Uruchomiliśmy naszych znajomych militarnych, którzy dali nam wszystko, co mieli. Obronę terytorialną z Włodzimierza wysłano potem na pole walki, gdy Kijów i Buczą były atakowane. Z dwustuosobowej brygady wróciło 50 chłopaków. Reszta zginęła. Działo się tam bardzo dużo złych rzeczy, o których wiedzie- liśmy od naszych przyjaciół i które potem na własne oczy zobaczyliśmy - opowiada Aga. 10 minut od śmierci Pierwsze wyjazdy były blisko granicy. -1 już na początku zdarzyła nam się dziwna sytuacja. Chcieliśmy zobaczyć, co jest w sklepie. Nagle jacyś ludzie chwycili nas za ramiona, zaczęli coś krzyczeć po ukraińsku i nas gdzieś ciągnąć. Okazało się, że był alarm bombowy i trafiliśmy do schronu. Uczucie okropne, nie do opisania. Siedzieliśmy i nie wiedzieliśmy, ile czasu tam spędzimy. Godziny się dłużyły niemiłosiernie - wspomina Tomek. Takich wspomnień mają więcej. - We Lwowie o 10 minut minęliśmy się z rakietą. Cudem nas tam nie było w tym momencie. Tylko dzięki amerykańskiej wolontariuszce Kiki, która z nami jechała i zatrzymywała się, aby robić filmiki i zdjęcia - mówi Tomek. - Gdy pojechaliśmy do Buczy z jedzeniem, wyszła po nie cała wioska. To było tuż po masakrze, którą urządzili tam Rosjanie. Nie było sklepów, ludzie nie mieli pieniędzy, bo nie wpływały im wypłaty i emerytury, nie działały bankomaty. Niemal rzucili się na nas. Walczyli o każdą kromkę chleba. To trudne. Teraz wszędzie, gdzie jeździmy -Buczą, lipień, Hostomel, Boro-dzianka - mamy jakichś militarnych koło siebie - mówi Agnieszka. - Wkurzają mnie ludzie, którzy mówią, że żadnej wojny na Ukrainie nie ma. Agnieszka i Tomek widzieli to „normalne życie” na własne oczy. - Borodzianka to małe miasteczko. Połowa jest zdewastowana. Celem było lotnisko, ale rakiety rozwalały wszystko. W Buczy widzieliśmy zbombardowany dziewięciopię-trowy blok. Jak wojsko go oczyściło, ludzie wprowadzili się z powrotem. Okna zakleili folią i mieszkają tam, bo nie mają do- kąd pójść. W Kijowie też są roztrzaskane bloki. Umań, Czerkasy, Iwano-Frankowsk, Winnica, Odessa, Mikołajów, Dnipro, Cherkasy... Jeździmy też przez wioski, aby dotrzeć do miejsc zapomnianych, do których pomoc nie dociera. Część transportu zostawiamy u militarnych, którzy przerzucają to dalej, np. do Donbasu i Charkowa. To, co zobaczyli, zostanie w ich głowach już na zawsze. - W okupowanym mieście Rosjanie puścili przez most ukraińskie samochody, po czym most wysadzili. Byliśmy na cmentarzysku tych aut. W jednym z nich były jeszcze pampersy. Zapewne podróżowało nim małe dziecko... Wszyscy zginęli. Byliśmy też w markecie, który został zbombardowany. Ludzie spłonęli w nim żywcem. Więc niech nikt mi nie mówi, że wojny nie ma - mówi Agnieszka. Tych dwoje ludzi robi bardzo dużo i nie szuka poklasku. Niewiele osób w regionie o nich wie. - Dostaliśmy oficjalne podziękowanie dla miasta Słupsk, bo zawsze wpisujemy, że jesteśmy ze Słupska, jak dostarczamy pomoc. Śmiejemy się, że pani prezydent pewnie nawet nie wie, że ze Słupska jeździ pomoc humanitarna na Ukrainę -śmieje się Aga. Oboje przyznają, że z pomocą jest coraz trudniej. Ludzie z wojną się oswoili i przestali pomagać. - Mamy garstkę przyjaciół za granicą i kilka osób w kraju, które przelewają nam pieniądze. A te podróże to ogromne koszta. Paliwo jest drogie, a że na Ukrainie go w ogóle nie ma, wozimy zapasy z Polski. Potrzeby ludzi są ogromne. Idzie zima, nie możemy o nich zapomnieć - mówi Aga i jednocześnie apeluje o pomoc. - Założyliśmy fundację, mamy oficjalne konto, na które można przelewać pieniądze. Można też wysyłać paczki na nasz adres. Na wszystko, co kupujemy, mam faktury, także za leczenie zwierząt, leki dla nich. Zachęcamy do współpracy apteki, które mogą wydawać nam leki z krótkimi termi; nami przydatności. Weszliśmy też we współpracę z firmą Know How, która wykonała smycze według mojego projektu z emblematem w kolorach żółto-niebieskim. Niedługo będzie można je kupić. Dochód zostanie przeznaczony na pomoc ludziom i zwierzętom z Ukrainy. Kontakt Fundacja Million Hearts /KRS 0000980703 Karzdno 20g, 76-200 Słupsk, tel. +48518 902 013 Nr konta 40160014621749 7817 2000 0001/Do wpłat zagranicznych EUR: 8316001462 1749781720000003 www.facebook.pl/Agniesz- kaAndFriends www.paypal.me/agnieszka- kowalczykŚŚ www.pomagam.pl/huma-nitama. ©0 REKLAMA_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________0010601769 QTAWV?Teraz P°czwórnie SKUTECZNE DZIAŁANIE! 4^ I mik w W I • Polecana formuła laurowo-rozmarynowa, znana od 2 tys. lat! Wykorzystaj efekt współdziałania: krople do WEWNĄTRZ + kremy na ZEWNĄTRZ LAUROSEPT Q73*+ STAWOSAN Q7 + ROZMARINE R99*+ STAV0X R9 krople i krem laurowy wystarcza °a pół roku! krople i krem rozmarynowy Efekt natychmiastowy'- Działa 5.azydłuie) O '-o -+—< sz CD E _CD CL. 3 co Te 4 innowacyjne preparaty dopełniają się. Jest to przyczyną jeszcze większej skuteczności połączonej formuły! Czy wiesz że... Św. Wawrzyniec to patron i orędownik naszych stawów, a od starożytności wzywano go na pomoc przeciw chorobom reumatycznym? Nie czekaj na cud! Pomóż swoim stawom dzięki poczwórnej formule laurowo-rozmarynowej. Tylko pierwsze 100 Promocja tylko osób, które zadzwonią do 09.10.22 otrzymają specjalną zniżkę! Liczba produktów na promocji jest limitowana. dla czytelników Zamów już dziś z dostawą do domu! tel.: 32 630 64 67 oniine: www.asepta.pro, dostępne W APTEKACH i sklepach zielarskich Zasilamy naturą od 1998 Tylko najlepsze produkty 14 POMOC UKRAINIE Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 POMOC UKRANIE 15 Widzieli bombardowanie, stąpali po zaminowanej plaży w Odessie. Boją się, bo tylko głupi nie czują strachu ojadą znów, bo czują, że są tam potrzebni Magdalena Olechnowicz Karzcino, Ukraina -Ukrainka wyszła prostozla-su. Zostawialiśmy jej jedzenie ale nie dawała się złapać Dziś śpiznamiwłóżku -opowiada Aga, tuląc suczkę, która miłością się odwdzięcza, liżąc na zmianę to ją, to Tomka. Na Ukrainę wożąjedzenie, leki, akcesoria militarne, ubrania, a stamtąd przywożą bezdomne zwierzęta. Ludzie mieli rozdarte serca, gdy zostawiali je na dworcach, uciekając przed wojną. Dzięki współpracy z międzynarodowymi organizacjami psy i koty dostają szanse na nowe, lepsze życie w domach w Polsce, Niemczech, we Francji, Kanadzie czy ■c'-Stanach Zjednoczonych. Dom tymczasowy Agnieszka i Tomek dają im u siebie - w Karzci-nie pod Słupskiem. Każde z matowanych zwierząt ma swoją historię. Agnieszka pamięta każdy szczegół. Ukrainkę trzeba było długo oswajać - Brytan i Dziadek to seniorzy. Mieli bruzdy na całym ciele. Ktoś się nad nimi znęcał. Dzięki aktywistce z Warszawy znaleźliśmy im dom na wsi, gdzie spokojnie dożyją końca swoich dni - opowiada, pokazując zdjęcia dwóch psich staruszków. - Odebraliśmy też Hobbita i Crusha. Pobędą z nami kilka dni na kwarantannie, a potem lecą do Kanady. Chłopaki mają już bilety na samolot - mówi o dwóch kundelkach, które dzięki współpracy z organizacjami Transform a Street Dog i Niagara Dog Re-scue oraz wolontariuszami na Ukrainie dostaną nowe życie za oceanem. - Do oddania mamy za to dwa rudziki - urocze rude kociaki. Była jeszcze dziewuszka, ale już znaleźliśmy jej dom plus jednego zdecydowaliśmy zostawić sobie -wylicza Agnieszka. ,, No i ta Ukrainka. - Nie mogłam spać przez nią przez trzy tygodnie. A było to tak. Zatrzymaliśmy się na siku w lesie już po ukraińskiej stro-nie.JJookoła żadnych domów, nic. I nagle z lasu wyszła ona. Prawdopodobnie po bombardowaniu komuś uciekła. Chciałam ją zabrać, ale się nas bała. Spieszyliśmy się, bo musieliśmy zdążyć dojechać -•przed godziną policyjną. Musieliśmy ją zostawić. Daliśmy jej mnóstwo jedzenia, ale myśl Baron i Arletka - koty przekazała im Ukrainka, bo stwierdziła, że opiekunom dobrze z oczu patrzy 0 niej nie dawała mi spokoju. Trzy tygodnie później znów jechaliśmy tą drogą i ona tam była. Kombinowaliśmy zpół godziny, ale w końcu do nas podeszła. Cała w kleszczach. Było mi jej tak szkoda, że zabraliśmy ją ze sobą. I oto jest! Docelowo miała pojechać do Francji, ale jest taka kochana, że nie da się jej oddać. Została z nami - czworonożna Ukrainka ogromnie łasa na pieszczoty oblizuje co msz to Agę, to Tomka. Dom dzieli jeszcze z Bunią, która wygląda jak mały lew i... dwoma persami. - Zabieraliśmy 14 kotów, aby oddać je do fundacji, i w pewnym momencie podeszła do mnie kobieta i mówi: pani tak dobrze z oczu patrzy, weźmie go pani, i wcisnęła mi Barona. Popatrzyłam mu w oczy i mówię - okej, choć bez przekonania, bo jestem raczej psiarą niż kociarą. Odwracam się, a ona to samo zrobiła z Tomkiem. 1 w ten oto sposób mamy Barona i Arletkę. Rosjanie strzelają w głowę Z Agnieszką i Tomkiem spotkaliśmy się tuż przed ich wyjazdem na Ukrainę. Czerwony bus był już niemal całkowicie zapakowany i stał na po- dwórku. To tu w Karzcinie jest ich małe eldorado. Małe, ale dzieją się tu rzeczy wielkie i ważne. Emocje przed wyjazdem są, choć wydawać by się mogło, że z wojną już się oswoili. To już ich 28. wyjazd na Ukrainę, odkąd kraj zaatakowali Rosjanie. Strach jest za każdym razem. - Tylko głupcy się nie boją. Ale wiemy, że nie można zostawić tam ludzi bez pomocy. Ludzi i zwierząt - podkreśla Agnieszka, której serducho mocniej bije na widok każdego cierpiącego czworonoga. - Gdy trzeba, zakładamy kamizelki kuloodporne, choć Rosjanie strzelają w głowę, więc na niewiele się zdadzą. Nocą budzimy się, gdy wyją syreny alarmowe. Przeżyliśmy też kilka godzin w schronie. Rozumiemy, co czują ci ludzie, gdy latają nad nimi bomby i nigdy nie wiadomo, gdzie spadną. Chodziliśmy po plaży w Odessie, która - jak się potem okazało - była zamknięta ze względu na miny. Mijaliśmy zbombardowane szpitale, szkoły, domy. Im więcej widzimy, tym większą mamy pewność, że jesteśmy tam potrzebni - mówią zgodnie Agnieszka i Tomek. Widzieliśmy dużo zła Decyzja o pomocy ludziom i zwierzętom na Ukrainie była potrzebą chwili. Aga i Tomek rzucili swoje dotychczasowe życie i zaczęli od nowa. - Wojna wybuchła dzień po moich urodzinach. Wstałam i pomyślałam, że fajnie byłoby zrobić coś więcej, niż robię do tej pory. Zbiegło się to z sytuacją, kiedy mieliśmy już wszystkiego dość. Covid mocno nas doświadczył - dotychczas oboje pracowaliśmy w turystyce, której dostało się chyba najbardziej. Mieliśmy plany, aby wyj echać za granicę. Ale stało się inaczej - opowiada Agnieszka. Kiedy wybuchła wojna, oddali pierwszym uchodźcom należące do Tomka mieszkanie w Gdyni. - Mam koleżankę, która jest menadżerem restauracji w Gdyni. Potrzebowała mieszkania dla swojej rodziny z Ukrainy. Udało się ulokować tam wszystkich. W pewnym momencie mieszkało tam 14 uchodźców. Rozmowy z nimi były trudne. Ciągle płakali. Przyjechali tylko w tym, co mieli na sobie, i potrzebowali czasu, aby zdecydować, co ze sobą zrobić - opowiada Agnieszka. Tym ludziom trzeba było szybko pomóc. - Zaczęliśmy zbierać różne rzeczy. Odzew naszych znajomych i przyj adół był ogromny. W pewnym momencie mieliśmy wszystkiego za dużo, w tym leki, których nikt ode mnie nie chciał przyjąć. Polska misja humanitarna powiedziała, że nie może przyjmo- Wojenne psy dzięki Adze i Tomkowi znajdują bezpieczne domy na całym świecie wać leków, tylko pieniądze. Zadzwoniłam więc do szpitala w Odessie i zapytałam, czy nie potrzebują. Potrzebowali. Wkurzyliśmy się i stwierdziliśmy, że sami im to zawieziemy - takie były początki Fundacji Million Hearts (Milion Serc). Przydały się różne kontakty i sprawdziły się media społecz-nościowe. - Okazało się, że mój kolega w Warszawie ma uchodźczy-nię, której brat służy w obronie terytorialnej we Włodzimierzu. Skontaktowali nas ze sobą i zaczęliśmy współpracować. We Włodzimierzu żołnierze potrzebowali mnóstwa rzeczy militarnych. Uruchomiliśmy naszych znajomych militarnych, którzy dali nam wszystko, co mieli. Obronę terytorialną z Włodzimierza wysłano potem na pole walki, gdy Kijów i Buczą były atakowane. Z dwustuosobowej brygady wróciło 50 chłopaków. Reszta zginęła. Działo się tam bardzo dużo złych rzeczy, o których wiedzie- liśmy od naszych przyjaciół i które potem na własne oczy zobaczyliśmy - opowiada Aga. 10 minut od śmierci Pierwsze wyjazdybyly blisko granicy. -1 już na początku zdarzyła nam się dziwna sytuacja. Chcieliśmy zobaczyć, co jest w sklepie. Nagle jacyś ludzie chwycili nas za ramiona, zaczęli coś krzyczeć po ukraińsku i nas gdzieś ciągnąć. Okazało się, że był alarm bombowy i trafiliśmy do schronu. Uczucie okropne, niedoopisania. Siedzieliśmyinie wiedzieliśmy, ile czasu tam spędzimy. Godziny się dłużyły niemiłosiernie - wspomina Tomek. Takich wspomnień mają więcej. - We Lwowie o 10 minut minęliśmy się z rakietą. Cudem nas tam nie było w tym momencie. Tylko dzięki amerykańskiej wolontariuszce Kiki, która z nami jechała i zatrzymywała się, aby robić filmiki i zdjęcia - mówi Tomek. - Gdy pojechaliśmy do Buczy z jedzeniem, wyszła po nie cała wioska. To było tuż po masakrze, którą urządzili tam Rosjanie. Nie było sklepów, ludzie nie mieli pieniędzy, bo nie wpływały im wypłaty i emerytury, nie działały bankomaty. Niemal rzucili się na nas. Walczyli o każdą kromkę chleba. To trudne. Teraz wszędzie, gdzie jeździmy -Buczą, lipień, Hostomel, Boro-dzianka - mamyjakichś militarnych koło siebie - mówi Agnieszka. - Wkurzają mnie ludzie, którzy mówią, że żadnej wojny na Ukrainie nie ma. Agnieszka i Tomek widzieli to „normalne życie” na własne oczy. - Borodzianka to małe miasteczko. Połowa jest zdewastowana. Celem było lotnisko, ale rakiety rozwalały wszystko. W Buczy widzieliśmy zbombardowany dziewięciopię-trowyblok. Jak wojsko go oczyściło, ludzie wprowadzili się z powrotem. Okna zakleili folią i mieszkają tam, bo nie mają do- kąd pójść. W Kijowie też są roztrzaskane bloki. Umań, Czerkasy, Iwano-Frankowsk, Winnica, Odessa, Mikołajów, Dnipro, Cherkasy... Jeździmy też przez wioski, aby dotrzeć do miejsc zapomnianych, do których pomoc nie dociera. Część transportu zostawiamy u militarnych, którzy przerzucają to dalej, np. do Donbasu i Charkowa. To, co zobaczyli, zostanie w ich głowach już na zawsze. - W okupowanym mieście Rosjanie puścili przez most ukraińskie samochody, po czym most wysadzili. Byliśmy na cmentarzysku tych aut. W jednym z nich były jeszcze pampersy. Zapewne podróżowało nim małe dziecko... Wszyscy zginęli. Byliśmy też w markecie, który został zbombardowany. Ludzie spłonęli w nim żywcem. Więc niech nikt mi nie mówi, że wojny nie ma - mówi Agnieszka. Tych dwoje ludzi robi bardzo dużo i nie szuka poklasku. Niewiele osób w regionie o nich wie. - Dostaliśmy oficjalne podziękowanie dla miasta Słupsk, bo zawsze wpisujemy, że jesteśmy ze Słupska, jak dostarczamy pomoc. Śmiejemy się, że pani prezydent pewnie nawet nie wie, że ze Słupska jeździ pomoc humanitarna na Ukrainę -śmieje się Aga. Oboje przyznają, że z pomocą jest coraz trudniej. Ludzie z wojną się oswoili i przestali pomagać. - Mamy garstkę przyjaciół za granicą i kilka osób w kraju, które przelewają nam pieniądze. A te podróże to ogromne koszta. Paliwo jest drogie, a że na Ukrainie go w ogóle nie ma, wozimy zapasy z Polski. Potrzeby ludzi są ogromne. Idzie zima, nie możemy o nich zapomnieć - mówi Aga i jednocześnie apeluje o pomoc. - Założyliśmy fundację, mamy oficjalne konto, na które można przelewać pieniądze. Można też wysyłać paczki na nasz adres. Na wszystko, co kupujemy, mam faktury, także za leczenie zwierząt, leki dla nich. Zachęcamy do współpracy apteki, które mogą wydawać nam leki z krótkimi termi: nami przydatności. Weszliśmy też we współpracę z firmą Know How, która wykonała smycze według mojego projektu z emblematem w kolorach żółto-niebieskim. Niedługo będzie można je kupić. Dochód zostanie przeznaczony na pomoc ludziom i zwierzę^ tom z Ukrainy. Kontakt Fundacja Million Hearts /KRS 0000980703 Karzcino 20g, 76-200 Słupsk, teł.+48 518 902 013 Nr konta 40160014621749 7817 2000 0001/D0 wpłat zagranicznych EUR: 8316001462 1749781720000003 www.facebook.pl/Agniesz- kaAndFiiends www.paypal.me/agnieszka- kowalczyk88 www.pomagam.pl/huma-nitama. ©® STAWY? Wykorzystaj efekt współdziałania: krople do WEWNĄTRZ + kremy na ZEWNĄTRZ LAUROSEPT Q73 + STAWOSAN Q7 + ROZMARINE R99 + STAVOX R9 krople i krem laurowy ___ krople i krem rozmarynowy Te 4 innowacyjne preparaty dopełniają się. Jest to przyczyną jeszcze większej skuteczności połączonej formuły! j Nie czekaj na cud! Pomóż swoim stawom dzięki poczwórnej formule laurowo-rozmarynowej. Tylko pierwsze 100 osób, które zadzwonią do 09.10.22 otrzymają specjalną zniżkę! Liczba produktów na promocji jest limitowana. Zamów już dziś z dostawą do domu! tel.: 32 630 64 67 Online: www.asepta.pro, dostępne w APTEKACH i sklepach zielarskich Czy wiesz że... Św. Wawrzyniec to patron i orędownik naszych stawów, a od starożytności wzywano go na pomoc przeciw chorobom reumatycznym? Promocja tylko dla czytelników1 :asepta: Zasilamy naturą od 1998 Tylko najlepsze produkty Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 • IDZIEMY Z PIOTRUSIEM DO PIERWSZEJ KLASY Szach mat szkoło! Ja się ciebie Wojciech Lesner Słupsk Na szachownicy bije dziadka i mamę. Grając na komórce, uczy się angielskiego. Piotruś szkoły się nie boi. Wiemy, bo towarzyszyliśmy mu, kiedy poszedł tam po raz pierwszy. Na siódme piętro wjeżdżam wiekową windą. Telepie, ale dowozi mnie na docelową kondygnagę. Wychodzę na galerię. Po mojej prawej rozpościera się panorama całego miasta. Pobliskiej szkoły podstawowej jednak nie widać -znajduje się po drugiej stronie bloku. Następne drzwi czekają już na mnie szeroko otwarte, w progu widzę uśmiechniętą mamę. Jej Piotruś zaczyna dziś szkołę. Idzie do pierwszej klasy w Szkole Podstawowej nr 16 w Słupsku. Godzina przed Mama Katarzyna zaprasza mnie do środka. Witam się z nią i dziadkiem Piotrusia, który także chciał uczestniczyć w tym wyjątkowym dniu. Atmosfera w mieszkaniu pierwszaka panuje spokojna, powiedziałbym nawet - wakacyjna. Rozglądam się dookoła, ale główny bohater tej opowieści gdzieś się skrył. Salon? Pusty. Kuchnia? Ani śladu. Mama ruchem ręki zaprasza mnie do pokoju na końcu korytarza. Jest. Piotruś siedzi na kanapie, już przygotowany do wyjścia - biała koszula, stylowe jeansy, jak na pierwszaka przystało. Ścianę pokrywają plakaty jego ulubionych bohaterów z gier i bajek. Przy wejściu stoi spora szafa, a w rogu przy oknie biurko. Od teraz będzie wykorzystywane do odrabiania lekcji. Wszystkie przybory pani Katarzyna zakupiła już w lipcu - jak mówi, lubi mieć wszystko przygotowane zawczasu. Jest jednak pewna rzecz, którą każda młoda osoba rozpoczynająca przygodę z edukacją musi wybrać sama i tylko sama - piórnik. Tego, który ma Piotruś, pozazdrości mu niejeden kolega. Granatowy, w gejmingowe motywy, w pełni wyposażony: kredki, ołówki, linijka, gumka. Najspokojniejsza jest chyba mama - dziecko w pierwszej klasie to dla niej nie pierwszyzna. Córka pani Katarzyny na rozpoczęcie roku już poszła, ale do liceum. Piotrusia też czeka nowe otoczenie, nowi koledzy, trudne lekcje czytania i pisania, a wydaje mi się, że to jajestembardziej zestresowany spotkaniem niż on. Do pierwszego dnia w szkole podchodzi na pełnym luzie. Pokazuje mi gry na telefonie (to własność mamy, żeby była jasność, bo swojego jeszcze nie ma), stroi zabawne miny do lustra. - Średnio lubił chodzić do przedszkola, ale dogadywał się z dziećmi i dobrze się z nimi bawił - komentuje pani Katarzyna. - Do tego w wakacje do wieczora przesiadywał na dworze. Ma swoją ekipę na placu zabaw. W szkole zabaw i gier też nie zabraknie - Piotruś będzie uczęszczał do klasy sportowej. Na lekcjach wychowania fi- zycznego będzie ćwiczył i rywalizował z kolegami z klasy. A rywalizację ma we krwi -mimo młodego wieku jest znakomitym szachistą. - Ciągle mnie ogrywa -wtrąca mama. - Raz z nim zremisowałem! - chwali się dziadek. Królewskiej gry uczył się pod okiem mistrzów w Słupskiej Akademii Szachowej. Nic dziwnego, że doskonale radzi sobie z liczeniem. Choć nie potrafi jeszcze wyrecytować z pamięci całej tabliczki mnożenia, to najbardziej nie może się doczekać właśnie lekcji matematyki. Pół godziny przed Mimo że do szkoły piechotą jest może z pięć minut drogi, to jednak powoli trzeba się zbierać. Piotruś jakby jeszcze bardziej się rozluźnia. Wykorzystuję zawadiacki nastrój chłopca i pytam, czego się najbardziej obawia. - Że dzieci będą się bić. I lekcji angielskiego - zdradza. Mama szybko rozwiewa lęki związane z językiem obcym. -Granie na telefonie ma swoje plusy, bo niekiedy uczy angielskiego lepiej niż szkoła - mówi. Pora w drogę, ale najpierw trzeba dopełnić galowej stylizacji. Idealnie skrojona niebieska marynarka wędruje na ramiona pierwszaka, na nogach lśnią czarne, eleganckie buty. - Trochę dziewczyńskie -mówi nagle chłopiec, głaszcząc je po czubkach. - Czarne buty dziewczyńskie? - dziwię się. - Dziewczyńskie to są różowe albo białe! - wtrąca dziadek, kończąc dyskusję. Ciekawe stwierdzenie, panie dziadku, myślę sobie, biorąc pod uwagę, że sam wsuwasz właśnie na stopy śnieżnobiałe adidasy! Piotruś częstuje mnie też gumą miętową, sam już jedną żuje. Wcale mu się nie dziwię - świeży oddech to podstawa, szczególnie gdy poznajesz nowych ludzi - nauczycieli, kolegów, no i koleżanki. Mama zarzuca na siebie czerwoną marynarkę, tym samym dając znak do wyjścia. Szybka podróż windą, spacer korytarzem i już jesteśmy na świeżym powietrzu. A tam? Jak w ulu. Pierwszak mija przyjaciół z podwórka. Nie wie, czy będzie chodził z nimi do jednej klasy. - Byliśmy na dniach otwartych i spotkaniach. Pozytywnie odebrałam tę szkołę. Ze względu na to, że ja i tata Piotrusia pracujemy, będzie musiał zostawać na świetlicy. Pierwsza klasa to jeszcze nauka poprzez zabawę - opowiada pani Katarzyna. Idziemy dalej, osiedle tętni życiem. Jeszcze wczoraj o tej porze nie było na ulicach prawie nikogo. Piotruś mówi, że chciałby iść na plac zabaw, ale pobawi się na nim dopiero po rozpoczęciu roku i obiedzie w McDonaldzie, bo w taki dzień można sobie pozwolić na trochę niezdrowego jedzenia. Zbliżamy się do szkoły. Piotruś wypatruje rówieśników. Tych nie brakuje szczególnie na placu przed szkołą. Trzymają za rękę swoich rodziców, którzy wyglą- Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 IDZIEMY Z PIOTRUSIEM DO PIERWSZEJ KLASY • 17 wcale dają na bardziej zagubionych niż ich pociechy. Godzina zero Dla pierwszaków przygotowano uroczystą inaugurację połączoną z pasowaniem. Dobrze, że na miejsce docieramy kwadrans przed czasem, bo musimy się dopytać, gdzie właściwie rozpoczęcie roku się odbędzie. Przed szkołą? Na większej sali gimnastycznej? A może na tej mniejszej? Nie my jedyni jesteśmy zagubieni. W końcu cenną informacją ratuje nas uczennica ze starszej klasy - jednak mniejsza sala gimnastyczna! Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie (na którym Piotruś wybiegł trochę w przyszłość, ustawiwszy się pod tablicą „IV Liceum Ogólnokształcące”) i można wejść w paszczę lwa. W środku duszno, tłoczno i gwarnie. Potok ludzi spływa głównym korytarzem - młodsi i starsi, w koszulach, spódniczkach, marynarkach. Dzieci uśmiechnięte, rodzice zmęczeni. Wchodzimy na salę, która zadziwiająco nie tonie jeszcze w morzu pierwszaków. Ale już po pięciu minutach za- a wcale nie boję pełnia się po brzegi. Klasy usta- towej nie dołączył żaden kolega Pora na oficjalne uroczysto- zaszczytu jako jeden z pierw- wiają się według oznaczeń z podwórka. Towarzyskiego ści. Baczność, hymn pań- szych. Błyskają flesze apara- na podłodze. Piotruś staje zaraz pierwszaka fakt ten jednak nie stwowy. Krótka przemowa dy- tów, rodzice kucają, skaczą z brzegu, w pierwszym rzędzie niepokoi, przeciwnie - rektorki, która szybko żarnie- i wyginają się, by uwiecznić tę - jest w 1A. Spokojny, rozgląda po chwili wita się już ze Sta- nia mikrofon na olbrzymi ołó- wyjątkową chwilę, się dookoła z zaciekawieniem, siem, z którym być może dzielić wek. Na pasowanie cze- Pełnoprawne już pierwszaki Jak się okazuje, do klasy spor- będzie szkolną ławkę. kał każdy. Piotruś dostępuje ruszają w kierunku sal lekcyj- nych pod opieką wychowawców. Żegnam się z Piotrusiem. Wtedy nie wiem, że nie na długo. Wiele godzin po Godzina 20, w kieszeni wibruje mi telefon. Pisze mama Piotrusia. Pewnie przysłała zdjęcia z rozpoczęcia roku. Chętny do obejrzenia obszernej zapewne galerii odblokowuję telefon i widzę fotografię -jedną, na której pierwszak z owiniętą bandażem głową leży na łóżku w karetce. - Piotruś zakończył dzień z przytupem - pisze pani Katarzyna. -Rozciął głowę na placu zabaw, pojechaliśmy z nim na SOR. | Na szczęście skończyło się y na dwóch szwach i przedłużo-o nych wakacjach - Piotruś y do szkoły w piątek nie poszedł, 5 był zbyt osłabiony. 2 Ten dzień pełen wrażeń i skrajnych emocji zapisze się w pamięci pierwszaka i jego bli skich na długo... a my im w tym pomożemy! Nie każdy przecież ma okazję przeczytać o swoim pierwszym dniu w szkole w gazecie! ©® REKLAMA 0010586933 od 05.09 do 30.10.2022 r. Szczegóły i regulamin loterii na odmleczarzy.pl ROIMICCZ 18 • LUDZIE I ZWIERZĘTA Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Pszczoła zapracowuje się na śmierć. A trutnie naprawdę się lenią Artur Polak w swojej pasiece, gdzie powstają „Miody księcia Mieszka" Rajmund Wełnie Czaplinek Rozmowa z Arturem Polakiem, pszczelarzem z dziada pradziada, który o pszczołach wie wszystko. Od jak dawna zajmuje się pan pszczelarstwem? Od 15. roku życia, a i wcześniej pomagałem ojcu, który mnie tym fachem zaraził i wiele nauczył, tak jak i dziadkowie. Mam nadzieję, że tradycję będzie kontynuował mój syn. Jakoś do przejęcia pałeczki się nie pali, ale ja w jego wieku też jeszcze o tym nie myślałem. Tak że nauczyłem się fachu w domu, a mistrzowski dyplom obroniłem u świętej pamięci profesora Jarosława Prabuckiego i profesor Bożeny Chudej-Mickiewicz. Miły zawód, w zgodzie z naturą, spokojny... Pszczelarz to niewolnik. Pracujemy w święta, weekendy, a jak trzeba, to i po 16 godzin na dobę. Nie ma wczasów, wyjazdów z rodziną. Najpierw jest praca, a potem przyjemności. Ale dla mnie ta praca ~ jest właśnie przyjemnością, relaksuję się w pasiece. W tej chwili nie mam dużo uli, jakieś 150 pszczelich rodzin. Interes nie jest już opłacalny, poza sezonem wykonuję także inny zawód. Swoje zrobił także zalew tanich chiń-x »Kich miodów, który sprawił, że nam sprzedaż spadła. W marketach w 90 procentach sprzedaje się miód z Chin, w najlepszym przypadku z Argentyny lub Meksyku, Afryki Południowej czy Australii, gdzie sezon trwa nie dwa-trzy miesiące, jak u nas, ale 10 miesięcy. Patrzmy więc na etykietki, bo najczęściej znajdziemy tam informację, że to „miód spoza Unii Europejskiej” lub mieszanina miodów z EU i spoza EU. Nie jest to oszukany miód, ale gorszej jakości niż nasz. Jaki będzie ten rok, wyjąt-' kowo upalny, szczególnie w sierpniu, dla pszczelarzy w naszym regionie? Przeciętny. Zeszły rok był zdecydowanie lepszy, choć na po-. :zątku zapowiadał się kiepsko. Dla odmiany ten zapowiadał się świetnie, ale suchy sierpień, niestety, to zmienił. Mamy problem z suszą hydrologiczną, która sprawia, że - zbiory miodu są mniejsze. Aby roślina nektarowała, muszą być spełnione trzy podsta- wowe warunki: odpowiednia wilgotność, najlepiej 70 procent, odpowiednia temperatura - np. przy lipie to minimum 25 stopni Celsjusza, i jeszcze bezwietrzna pogoda, bo wiatr także wysusza nektar. W sierpniu już tego nie było, choć lipiec był jeszcze całkiem znośny i dlatego tego lata mamy świetną lipę, udała się nam. Poniekąd także dzięki dawnemu nadleśniczemu ze Świerczyny koło Czaplinka, panu Rydlowi, który w latach 80. w okolicach zasadził 3,6 tysiące lip. I od kilku lat zaczynają one właśnie nektarować i dają zrobić pszczołom świetny miód. A wrzosy? Nasz markowy produkt? Okolice Bornego Sulinowa słyną z wrzosowisk kłomiń-skich, które teraz zasychają, zamiast pięknie kwitnąć. Nieco lepsza sytuacja jest na pobliskim poligonie lotniczym w Nadarzycach, ale tam z kolei nie zawsze możemy stanąć z ulami z uwagi na ćwiczenia. Choć pamiętam, że za czasów, gdy w Bomem stacjonowali Rosjanie (wrzosowiska kłomińskie to pozostałość po pasach taktycznych dla czołgów - red.), pozwalali nam ustawiać ule w czasie kwitnienia wrzosów. Zdarzało się, że nad głowami śmigały nam wówczas pociski. Mieliśmy z nimi układ: oficerowie kazali żołnierzom pilnować naszych pasiek. Generalnie dla wrzosów dobrze jest, gdy są koszone, a nawet czasami strawi je pożar, bo odradzają się jeszcze piękniejsze. Jeszcze pod koniec lat 90. głównym źródłem utrzymania pszczelarzy z tych okolic był miód wrzosowy, a teraz, aby go pozyskać, trzeba mieć dużo szczęścia. Udaje się raz na dwa-cztery lata, ostatni był trzy lata temu. Ale i tak nie można porównać z czasami mego ojca, gdy ze stu rodzin zbierało się około dwóch ton miodu wrzosowego. Jak się go pozyskuje? Podobnie jak z innych pożytków. Jedzie się na wrzosowiska i na kilka tygodni wystawia ule. Pszczoły latają jakieś 2-2,5 kilometra od ula, więc trzeba im pomóc. W tym roku wystawiłem symboliczne 40 rodzin pszczelich i za wiele sobie nie obiecuję. W pana prywatnym rankingu jakie są trzy najlepsze polskie miody? Zdecydowanie numer jeden to miód wrzosowy. Jego smaku, zapachu i galaretowatej konsystencji nie da się porównać z żadnym innym. Ma właściwości oczyszczające, głównie układ moczowy. Mężczyznom po 40. pomaga na problemy z prostatą. Kobietom zaś łagodzi skutki osteoporozy, bo zawiera także wapń. Drugie miejsce przyznaję miodowi spadziowemu, ale ze spadzi jodłowej, której my w naszych okolicach nie mamy. To góry, głównie Bieszczady. Absolutnie rewelacyjny. No i czarnym koniem, jest dla mnie miód gryczany. Gryki akurat na Pomorzu mamy sporo, są nawet 300-400- hektarowe uprawy. To jedyny miód na świecie, który zawiera witaminy z grupy B i C, czyli rutynę, która ma właściwości regeneracyjne, rozszerza naczynia krwionośne. Ma zastosowanie w kosmetyce, gdzie produkuje się na jego bazie maseczki. Sukces naszych miodów pitnych też zawdzięczamy miodowi gryczanemu, który dawał ten korzenny smak, tak samo zresztą jak przy pieczeniu pierników. Produkujemy także miód akacjowy, ale w tym wypadku na pożytki jeździmy aż pod Świebodzin koło Zielonej Góry. Kiedy pszczelarz zaczyna sezon? Pszczoły budzą się w marcu, jednak czasami, jak pogoda pozwala, to wykonują obloty i w styczniu, aby się opróżnić. Pszczoły cały czas bowiem jedzą, ale siedzą w ulu i odchody przechowują w odwłoku. To, jakie zabiegi i jak wykonamy, determinuje, w jakiej kondycji będziemy mieli pszczoły na następny sezon, zaczynający się zwykle pod koniec kwietnia. Należy odpowiednio wcześnie podać owadom syrop, aby rodzina nie była głodna. Zapas dla rodziny to minimum 5 kilogramów. Już w lipcu natomiast trzeba odpowiednio przygotować pszczoły do zimowania. My z uwagi na wrzosowiska mamy ten okres nieco przedłużony, i to też wymaga nieco specyficznego przygotowania i tzw. ułożenia gniazda. Zwykle w połowie października w naszych stronach pszczoły zapadają już w letarg. He miodu produkuje średnio jedna pszczela rodzina? Średnia wydajność rodziny wynosi 30 do 50 kilogramów, tyle możemy im zabrać bez szkody, a brak uzupełnić syropem na bazie cukru. Pień nie może być głodny, jeżeli nie ma miodu lub syropu, popada w stan chorobowy. Bez względu na to, czy są patogeny. Ba, pszczołom może zaszkodzić nawet stres. A może je zestresować wszystko, odbierają różne bodźce, tak samo jak my. W ciągu sezonu rodzina na swoje potrzeby zużywa około 100 kilogramów miodu płynnego, czyli patoki, i około 30 kilogramów pyłku pszczelego. To jest jej żelazny zapas. Jako pierwszy wiosną w naszych stronach pszczoły pozyskują miód z czarnej jagody, której akurat mamy duże połacie koło Czaplinka. W maju przychodzi pora na miód rzepakowy. Słyszałem, że jedna pszczoła przez całe życie produkuje małą łyżeczkę miodu. To prawda, całe jej niedługie życie, bo pszczoła-robotnica żyje około 2-3 tygodni, zajmuje produkcja takiej ilości miodu. Przy czym pamiętajmy, że pszczoła po wyjściu z czerwia najpierw pracuje jako sprzątaczka, budowniczy plastra, następnie jako karmi-cielka i dopiero potem wychodzi w pole jako pracownica. Jej zadaniem jest także obrona g ula. W polu żyje bardzo « krótko, kilka tygodni, wyko-2 nując w tym czasie 200-240 kilometrów lotu i po prostu zapracowuje się na śmierć. Ciekawostką jest, że stymulacją rodziny i rozwojem zajmuje się matka, czyli królowa. Po zimowli w ulu zostaje 5-7 tysięcy pszczół. Te żyją od jesieni do wczesnej wiosny. Zimują w letargu i na wiosnę wychowują nowe pokolenie. Gdy przybywa dnia, przybywa i pszczół. Matka składa wtedy do komórek plastra od tysiąca do nawet trzech tysięcy jajeczek dziennie, z których po 21 dniach wylęgają się dorosłe pszczoły. W ulu są i trutnie, które wylęgają się z niezapłodnionych jaj po 24 dniach. Ich jedynym zadaniem jest zapłodnienie królowej. Te, którym się udaje, zaraz potem giną, a pozostałe wegetują w ulu, nic nie robiąc do czasu, aż zostaną wygonione przez robotnice. W dobrej rodzinie jest wówczas około 80 tysięcy pszczół. Potem następuje okres stagnacji, gdy noc równa się z dniem. Specjalne pszczoły zakładają matce matecznik i karmią dawkami mleczka pszczelego, które jest odpowiednio wzbogacone. Matka wygryza się po 16 dniach. Może żyć do trzech lat, choć zwykle utrzymuje się ją w hodowli dwa lata. Dlaczego pszczoły się roją, czyli uciekają z ula? To naturalny proces zachowania gatunku. Pszczoły dzielą się, widząc, że jest brak pożytku. Odlatują wtedy na odległość kilku kilometrów od gniazda i próbują założyć nowe stanowisko, aby pozyskać pokarm. Z reguły odlatują ze starą matką, a młoda, która się wygryzła, zostaje w starym ulu. Zasadą jest, że w każdym ulu może być tylko jedna matka. Wydziela ona niepowtarzalne feromony, które pozwalają pszczołom odróżnić jedną matkę od drugiej. Rolnicy chętnie widują was przy swoich uprawach? Środowisko naturalne jest zdegenerowane, swoje robi chemizacja rolnictwa. W tym upatruję główną przyczynę tego, że pszczół jest coraz mniej i częściej chorują. Nie mówię tu oczywiście o sytuacjach, gdy ktoś - świadomie lub nie - zastosuje opryski ochronne w niewłaściwym okresie, co może zabić wszystkie pszczoły korzystające z danego pożytku. Na szczęście mamy swoich zaufanych rolników, z którymi współpracujemy od lat. Do jednego np. jeżdżę od kilkudziesięciu lat w okolice Wałcza i nigdy nie miałem żadnych problemów, ustala ze mną terminy oprysków, które zresztą jego pracownicy wykonują w nocy, a on ich jeszcze nadzoruje, aby pszczół nie zatruć. Świadomość rolników jest coraz większa. Doskonale wiedzą, że bez pszczół mieliby znacznie mniejsze plony. Zbiory rzepaku z pola zapylanego przez pszczoły mogą być wyższe nawet o 70 procent. Są rośliny - np. gryka, grusze czy inne uprawy sadownicze -które bez owadów nie mogą być w ogóle zapylone. Jakie gatunki pszczół dominują w Polsce? Pszczelarze naściągali tyle ras, że materiał genetyczny mocno się wymieszał. Moim zdaniem już mamy problem z utrzymaniem rodzimych gatunków. Takich, jak pszczoła środkowoeuropejska, bardzo zresztą żądliwa. Ja bazuję na niemieckiej odmianie pszczoły kraińskiej. Ale uważam, że obce gatunki mogą zagrażać naszym i je wypierać. Pszczoły potrafią być groźne? To zawsze pozostanie dzikie stworzenie, którego działalność człowiek jedynie wykorzystuje, a pszczelarz przez swoje obycie i doświadczenie potrafi zadbać o swoje bezpieczeństwo. Oczywiście i mnie zdarzyło się być wielokrotnie pożądlonym przez pszczoły. Dla osób uczulonych, jak choćby moja żona, może to być oczywiście niebezpieczne. ©0 Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 NA PIELGRZYMKOWYM SZLAKU • 19 Daj nam siłę, żeby nie pić, Panie Marzena Sutryk Polanów Hnlrinkd nri aBooholu iichbłiscypoirocywwal-ceononnameźyde szukają wwierae. Temu służy dorocznaBeglnnalnańdr gi^ymkawliitencp Trzeźwości Narodu. Przyjeżdżają na nią ludzie z różnych stron. Wśród nich ci, którzy walczą z uzależnieniem, ale też tacy, którzy zmierzyli się z potworem, wygrali i chcą być wsparciem dla innych. Co roku pokonują tę samą trasę - sprzed kościoła parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Polanowie do Sanktuarium Maryjnego na Świętej Górze Polano wskiej. Z pielgrzymami wyruszyli tym razem ks. biskup Krzysztof Zadarko oraz miejscowy proboszcz ks. Jacek Maszkowski. - To pielgrzymka dla wszystkich - podkreśla Justyna Kosek, pełnomocnik burmistrza Polanowa ds. profilaktyki rozwiązywania problemów alkoholowych i innych uzależnień. - Idą trzeźwiejący alkoholicy narożnym etapie. Idą osoby, które podejmują próbę trzeźwości. Idą rodziny i bliscy, bez których byłoby trudno podjąć walkę. Wyznanie pierwsze Pani Justyna nie kryje, że sama jest osobą, która zmierzyła się przed wielu laty z problemem alkoholowym. - To małe środowisko, wszyscy wiedzą, że jestem trzeźwą alkoholiczką - mówi. Podjęła walkę z nałogiem 30 lat temu, od tamtej pory nie sięgnęła po alkohol. Dziś pomaga innym, pracując w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej i działając w Klubie Abstynenta Feniks. - Pomagamy osobom uzależnionym - wyjaśnia. - Mówimy, co mają zrobić, by ta droga do trzeźwienia była jak najkrótsza, a więc: lekarz rodzinny i skierowanie, następnie my - pomagamy i ustalamy miejsce w ośrodku. Nie zostawiamy ludzi samych z problemem, bo potrzebują wsparcia na każdym kroku. Człowiek nie jest w stanie sam sobie poradzić. Musi być ktoś, kto doda sił i wiary w sens walki i jej skuteczność - zaznacza. Ona wiele zawdzięcza swojej mamie, która w trudnych dniach dbała o to, by dzieci pani Justyny widziały jak najmniej. 30 lat temu, po 10 latach życia z nałogiem, pani Justyna powiedziała dość. - Pamiętam cierpienie, ciągły ból i poczucie wstydu - opowiada. - Przyszła chwila, że miałam dość. Pojechałam do 21. Regionalna Pielgrzymka w Intencji Trzeźwości Narodu w Polanowie Koszalina, do ośrodka terapii uzależnień Anon. Tam znalazłam pomoc. Wtedy jeszcze w Polanowie nie mieliśmy naszego stowarzyszenia Feniks. Nie chcę mówić, że jestem jakimś wzorem dla innych, ale na pewno jestem przykładem człowieka, który zmierzył się z tym potworem i wygrał. Moje koleżanki z ośrodka pomocy społecznej razem ze mną działają na rzecz wsparcia osób uzależnionych. Mamy też pomoc proboszcza, który udostępnia salę w budynku plebanii na spotkania. Wspiera nas też burmistrz. Wszystko się razem spina i uzupełnia. Czy jest jej trudno po tych wielu latach? Zamyśla się. - Trzymam się zasad - odpowiada. - Trzeba unikać spotkań z alkoholem, nie należy chodzić tam, gdzie się pije. Trzeba uczestniczyć w spotkaniach z innymi alkoholikami, dużo z nimi rozmawiać. I koniecznie trzeba znaleźć pasję - moją stała się praca na rzecz innych. Wskazuje napis na koszulce: MGOPS - Motywacja, Godność, Opieka, Pomoc, Szacunek. Wyznanie drugie i trzecie Poznali się dwa lata temu w ośrodku leczenia uzależnień, gdzie byli na odwyku. Dziś są razem. - Magda, alkoholiczka, 44 lata, nie piję od dwóch lat - zaczyna rozmowę kobieta. W pielgrzymce poszła w intencji bliskich, a głównie taty chorego na raka, ale też własnej i swojej nowej rodziny. - Najważniejsze dla mnie jest to, że żyję w trzeźwości -mówi Magda. - Dla budowania relacji z partnerem i jego dzieci, z którymi tworzymy rodzinę, dla spełniania marzeń. 15 listopada minie dwa lata, odkąd nie piję. Dla mnie to sukces! I wiem, że muszę w tym wytrwać. To, że zaczęła się leczyć, zawdzięcza przede wszystkim swojej mamie, która namówiła ją na odwyk. - Mam za sobą wiele przykrych sytuacji, bezsilność, bezradność - opowiada. - Byłam matką samotnie wychowującą dzieci, z trudami życia codziennego - praca, szkoła, a w tle był alkohol. I on zaczął rządzić mną i moim życiem. Był moment, gdy narozrabiałam, było mi wstyd, pojawiło się poczucie winy. W ośrodku było ciężko. Dwa miesiące w zamknięciu, bo to był akurat czas pandemii. Zero wizyt, spotkań. - Ale trafiłam tam na fajną grupę przyjaciół. Z paroma osobami trzymamy się do dziś i chyba dlatego przetrwaliśmy ze swoimi z postanowieniami -mówi. Magda jest opiekunem osób starszych, ale dokształca się, żeby zostać też opiekunem medycznym. Partner Magdy - Mateusz, też nie pije od dwóch lat. Po ilu latach picia? - Nie wiem... - przyznaje. -Piłem od młodych lat życia. Najpierw okazjonalnie, a później obudziłem się, gdy zaczęły przychodzić pisma z urzędu w sprawie pozbawienia praw rodzicielskich. Wtedy trafiłem do ośrodka. Mateusz jest ojcem dwóch córek, 3- i 6-letniej. - Nie chciałem ich stracić -mówi. - Jestem człowiekiem dużej wiary, wierzę w siebie, w lepsze jutro, w nas. Z Magdą możemy na siebie liczyć -wspieramy się w trzeźwieniu, jest między nami uczucie, tworzymy rodzinę i to jest fajne. Ta pielgrzymka jest dla mnie bardzo ważna - podkreśla. - A jak czujemy taką potrzebę, żeby się wygadać, to chodzimy nadal na mityngi -dodaje Magda. - Czasami razem, czasami osobno. Bo wiadomo, jak w życiu, pojawiają się różne emocje, złość, niezadowolenie, trzeba o tym mówić. Korzystamy też z doświadczenia innych ludzi, którzy przychodzą na spotkania. - Pójście na terapię to była moja najlepsza decyzja. Pobyt w ośrodku zmienił moje życie o 180 stopni - podkreśla Mateusz. - W tym roku byliśmy pierwszy raz na wspólnych wakacjach z dziewczynkami, w domku nad jeziorem, w rodzinnej atmosferze, było pięknie - cieszy się Magda. -1 jeszcze się pochwalę - jesienią chcemy wybrać się na Sycylię. Mamy marzenia, chcemy się rozwijać, mamy cele w życiu, razem na pewno nam się uda. Wyznanie czwarte Olek, 73 lata. Nie pije od prawie 30 lat. - Pomaga mi wiara -zaznacza. - Bez wiary nie dałbym rady. Potrzebne mi było też duchowe wsparcie innych. Sam bym sobie nie poradził. Nie przestałbym pić... Inżynier budownictwa, ma za sobą wiele lat pracy w terenie i tam to wszystko się zaczęło. - Późno zacząłem pić, miałem 27-28 lat - opowiada. -Na początku sama myśl, że można wypić na raz szklankę wódki, była dla mnie czymś niepojętym. A później poszło... Piłem przez 15 lat systemem -tydzień przerwy i ósmego dnia musiałem się napić. Czułem, że tak będzie, że zbliża się ten dzień. Co bym nie robił, musiałem się napić. Głód się odzywał. To było jak tykająca bomba. Gdy się napiłem, przez chwilę czułem się lepiej, a później sobą gardziłem i tak na okrągło. Wykształcony i oczytany człowiek. Sprawny i zdrowy. Dawałem sobie radę w życiu, a tu takie rzeczy... Przestałem pić ze względu na straty moralne. Nie akceptowałem siebie. Miałem dziurę w życiorysie. Pomyślałem, że za swoje ciężko zarobione pieniądze robię z siebie małpę, urywa mi się film, nie wiem, co się ze mną dzieje. I to ma być fajne? Powiedziałem sobie, że muszę z tym skończyć. I od tamtej pory trzymam się zasad, ani razu się nie złamałem. Wiedziałem, że jak raz odpuszczę, to znowu zacznę pić. Zwłaszcza że - jak sam mówi - jest podatny i łatwo wpada w uzależnienie. - Kiedyś w Hamburgu poddałem się testowi i dowiedziałem się, że jestem podatny na uzależnienia różnego typu. Gdybym np. sięgnął po hazard, to bym grał i był hazardzistą. I tak ze wszystkim - opowiada. 30 lat temu trafił na terapię. Dużo pomogły rozmowy z innymi. Tak mu zostało do dziś. - Choć minęło tyle lat, to raz w miesiącu idę na mityng, bo czuję potrzebę, żeby o tym wszystkim pogadać. A na pielgrzymkę przyjeżdżam, bo dzięki temu czuję się oczyszczony, spokojniejszy, tu panuje dobra atmosfera, mogę spotkać znajomych. Wyznanie piąte Władek, 63 lata. - Miałem wpadkę dwa lata temu, ale teraz jestem trzeźwy od dwóch lat - mówi. Pierwszy raz walkę z nałogiem podjął w1998 roku. - Przeszedłem terapię, ale później nie pilnowałem zasad, po drodze zdarzały się różne przypadki. Gdy pojechałem do pracy za granicą, myślałem, że jestem zdrowy, daleko od domu, nikt się nie dowie i... popłynąłem. Później wpadłem na genialny pomysł, że będę sobie robił zastrzyki, żeby nie pić. I rok nie piłem, ale już zbierałem pieniądze i odliczałem, kiedy znowu będę mógł się napić. I tak w kółko przez kolejne sześć lat. Droga donikąd. I kolejna terapia. I później było już dobrze. Ale dwa lata temu trudno powiedzieć, co się stało. Żony nie było w domu, gdzieś wyjechała. Pomyślałem, że się nie dowie. Sklep miałem blisko. .. Miałem się napić tylko raz i koniec, a trwało to 12 dni. Wziąłem się jednak za siebie, mam pracę w agroturystyce. Moi szefowie są super. Jak mam problem, to idę z nimi rozmawiać, żony nie chcę denerwować, bo bardzo się martwi i przeżywa. Żona jest teraz szczęśliwa. Dzieci zadowolone, że mają fajnego ojca. A tu, na pielgrzymce, jestem drugi raz. To ważne, żeby przyjść, spotkać się z innymi, porozmawiać o porażkach i sukcesach. W sanktuarium na Świętej Górze Polanowskiej mszę świętą odprawił ks. biskup Krzysztof Zadarko. - Pielgrzymka jest obrazem, metaforą naszego życia, które musi kosztować, musi być wysiłkiem wyjścia z miejsca, w którym doświadczam mojego grzechu, by dojść tam, gdzie mogę dotknąć, nawet jako grzesznik, świętego Boga. To nie jest rajd, marsz czy turystyczne przejście, to droga przeżyta na modlitwie, na uświadomieniu sobie, że w życiu musi być ciężko, jeśli mam odkryć swoje prawdziwe oblicze. A to zawsze boli. Kiedy dotykam wszystkich bolesnych miejsc swojej duszy, zwłaszcza pychy i zarozumiałości, wtedy zbliżam się do bramy nieba. ©® 20 • HISTORIA DZIELNYCH LUDZI Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Pasja i upór. Czterech śmiałkóv Andrzej Gurba Łeba Znany wPolsceinaświede żeglarz Andrzej Urbańczyk swoją morską przygodę za-cząłmetypowo i odważnie: rejsem tratwą przez Bałtyk. Wypłynęli 65 lat temu 28 sierpnia. Przygotowania trwały około roku. Pomysłodawcą rejsu był 2l-letni Andrzej Urbańczyk z Łeby, wtedy student Politechniki Gdańskiej. Nie miał zbyt dużego żeglarskiego doświadczenia, ale miał w sobie pasję przygody i upór. Towarzyszyła mu kilkuosobowa załoga: lekarz Jerzy Fischbach (26 lat), radiowiec Stanisław Kostka (26 lat), dziennikarz Czesław Breit (31 lat). Wieszczono śmierć młodych ludzi To była pierwsza tak znacząca polska powojenna wyprawa żeglarska, już nawet pomijając fakt, że na świerkowej tratwie. Wzbudzała sensację i olbrzymie zainteresowanie mediów. Także z tego powodu, że ówcześnie polski Bałtyk był całkowicie zamknięty dla żeglarstwa. Na początku piętrzono więc formalne trudności. Część żeglarskiego środowiska powątpiewała w wytrzymałość trawy. Przepowiadano śmierć czterech śmiałków. „Kiedy już projekt zaczął nabierać realnych kształtów, po- Tratwę Nord zbudowali z drewna podarowanego przez Lasy Państwowe. Dodali nadbudówkę i wyruszyli w śmiały rejs. Wielu powątpiewało, czy wrócą z niego żywi Tratwa na pełnym morzu. Podczas tej wyprawy nie zawsze było takie spokojne. Bałtyk uszkodził im miecz, przez co zeszli z kursu Konserwy zapewniały żeglarzom prowiant na 12-dniowy rejs tratwą FOT. ARCHWIUM ANDRZEJA URBAŃCZYKA (NAC) FOT. ARCHWIUM ANDRZEJA URBAŃCZYKA (NAC) Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 HISTORIA DZIELNYCH LUDZI • 21 przepłynęło Bałtyk tratwą Andrzej Urbańczyk swoją morską przygodę zaczął w wieku 21 lat stanowiłem przedstawić go ojcu, który jako technolog drewna mógł udzielić wielu cennych informacji przy wyborze surowca na tratwę. Dotychczas drewno nie było moim żywiołem. Toteż wywołałem zdumienie ojca, kiedy zacząłem pytać go o dane dotyczące ciężaru właściwego, nasiąkli-wości i wytrzymałości drewna. Dopiero kiedy wyjawiłem przyczyny mojego zainteresowania i przedstawiłem całe nasze zamierzenie, ojciec pokiwał głową. - A więc jednak morze, zawsze cię do niego ciągnie...” (fragment książki „Tratwą przez Bałtyk” Andrzeja Urbańczyka wydanej w 1958 r.). Andrzej Urbańczyk wraz ze swoimi załogantami zbudował tratwę z sześciu świerkowych pni, które powiązano linami. Drewno podarowały Lasy Państwowe. Żagle zostały dostarczone przez Marynarkę Wojenną, podobnie jak i radiostacja. Polskie Linie Oceaniczne zaoferowały liny oraz sprzęt ratunkowy. Wyprawę wsparł także Instytut Medycyny Lotniczej, a piekarze dostarczyli kilka worków sucharów. Polskie media szeroko relacjonowały przygotowania do wyprawy. Tratwę nazwano Nord, bo planowano obrać północny kierunek rejsu. Miała 10 metrów długości i 4,5 metra szerokości, oczywiście ożaglowa- nie oraz nabudowaną kajutę. Przed właściwym rejsem przetestowano ją dwukrotnie w rejsach przybrzeżnych. Dodajmy, że inspiracją dla Andrzeja Urbańczyka była słynna wyprawa Heyerdahla na Kon Tiki (w 1947 r. Heyer-dahl przepłynął Ocean Spokojny na tratwie z drewna balsa). Wypłynęli z Łeby Tratwa wypłynęła 28 sierpnia 1957 r. o godz. 23.30 z portu rybackiego w Łebie. Rejs relacjonował „Dziennik Bałtycki”. Pierwszy meldunek przyszedł już po kilku godzinach: „Tratwa Nord znajduje się 15 mil od Łeby. Pogoda dopisuje. Samopoczucie załogi dobre”. Kolejny meldunek po 40 godzinach brzmiał: „Cała załoga zdrowa. Samopoczucie dobre. Płyniemy na północ zgodnie z planem. Początkowa siła wiatru 2-4 stopnie w skali Beauforta wzrosła do 4-6 stopni. Silniejsza fala trzykrotnie zerwała miecz, ale uszkodzenie naprawiono. Jednak skutkiem chwilowego braku miecza, tratwa została nieco zdryfowana z obranego kursu”. Były też jednak nieco spokojniejsze chwile. „Pakujemy do plastykowego worka aparat fotograficzny, filmy, paczkę sucharów, zabieramy dwa wiosełka i mieszek, aby w razie po- trzeby dopompować powietrze, i schodzimy do dinghy (ponton - dop. redakcji). Czynność ta przypomina wsiadanie do łodzi regatowej i wymaga niemałej ostrożności. Wystarczy, aby któryś z nas postawił nogę za wcześnie, a już jeden bok dinghy zaczyna się niebezpiecznie zanurzać. Wreszcie odbijamy: poruszając wolno wiosłami, płyniemy obok tratwy, wydaje się nam ona bardzo wysoka. Trzy trójkątne żagle, przypominające rozpostarte skrzydła, upodobniają ją do potężnego ptaka, który przysiadł na wodzie, by odpocząć, i zrywa się do lotu. Robimy zdjęcia i podpływamy do tratwy, aby wziąć kubełek do wylewania wody, której sporo zdążyło się już wlać do dinghy. Potem przestajemy wiosłować i pozwalamy, aby tratwa uciekła nam daleko. Będziemy mieli okazję robić jej zdjęcia z daleka...” (fragment książki „Tratwą przez Bałtyk” Andrzeja Urbańczyka wydanej w 1958 r.). Po 12 dniach dotarli do szwedzkiej wyspy 7 września polscy żeglarze dotarli do niewielkiej nieza-ludnionej szwedzkiej wyspy Lilia Karlso, na zachód od Go-tlandii. Ostatnie dni wyprawy okazały się bardzo trudne. Żeglarze zmagali się ze sztormami i silnym wiatrem. Tratwa osiadła na mieliźnie przy brzegu tej wyspy. Żegla- Nietypowa jednostka pływająca wzbudzała zainteresowanie. O wyprawie przez Bałtyk pisały szeroko ówczesne polskie media rze mieli plan i nadzieję, że uszkodzenia uda się szybko naprawić i ściągnąć tratwę z mielizny, aby popłynąć dalej w kierunku Sztokholmu. Niestety, nic z tego nie wyszło. Andrzej Urbańczyk i jego zało-ganci zostali zabrani stamtąd przez szwedzki statek celny i przetransportowani do Visby. Ostatecznie cała załoga przypłynęła do Polski na pokładzie statku Noteć. Tratwa miała trafić do naszego kraju kolejnym rejsem, ale tak się nie stało. Nigdy do Polski jej nie dostarczono. I popłynął w świat To był pierwszy rejs Andrzeja Urbańczyka. Kolejne (od 1975 r.) ugruntowały jego pozycję jako znanego żeglarza, który ciągle szukał morskich wyzwań. Ma na koncie wiele samotnych rejsów. Przepłynął ponad 75 000 mil morskich (łącznie ponad 120 tysięcy mil morskich na wszystkich ocenach). Odbył m.in. samotny rejs dookoła świata, zawijając tylko do trzech portów. Dwa razy został wpisany do „Księgi rekordów Guin-nessa”. Pierwszy raz za sa- motny 49-dniowy rejs na trasie Jokohama - San Francisco w 1978 roku - chodziło o ustanowienie rekordu prędkości. Drugi raz, w 2003 r., za najdłuższy rejs non stop przez Północny Pacyfik z San Francisco do wyspy Guam w archipelagu Wysp Mariańskich -na tratwie z pni sekwoi. Andrzej Urbańczyk jest autorem ponad 50 książek, wydanych w ponadmilionowym nakładzie i przetłumaczonych na siedem języków. Od lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. ©® * 19, VIVAMUSIC PINK FLOYD H ISTORY 2005 Śfei. Hi. 28.09.22 I NETTO ARENA BILETY NA: vivamusic.pl I W NAJLEPSZYCH BILETERIACH FOT. ARCHWIUM ANDRZEJA UF^AŃCZYKA (NAC) 20 • HISTORIA DZIELNYCH LUDZI Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 HISTORIA DZIELNYCH LUDZI • 21 Pasja i upór. Czterech śmiałków przepłynęło Bałtyk tratwą Andrzej Gurba Łeba ZnanywPolsceinaświede żeglarz Andrzej Urbańczyk swoją morską przygodę za-czął nietypowo i odważnie: rejsem tratwą przez Bałtyk. Wypłynęli 65 lat temu 28 sierpnia. Przygotowania trwały około roku. Pomysłodawcą rejsu był 21-letni Andrzej Urbańczyk z Łeby, wtedy student Politechniki Gdańskiej. Nie miał zbyt dużego żeglarskiego doświadczenia, ale miał w sobie pasję przygody i upór. Towarzyszyła mu kilkuosobowa załoga: lekarz Jerzy Fischbach (26 lat), radiowiec Stanisław Kostka (26 lat), dziennikarz Czesław Breit (31 lat). Wieszczono śmierć młodych ludzi To była pierwsza tak znacząca polska powojenna wyprawa żeglarska, już nawet pomijając fakt, że na świerkowej tratwie. Wzbudzała sensację i olbrzymie zainteresowanie mediów. Także z tego powodu, że ówcześnie polski Bałtyk byl całkowicie zamknięty dla żeglarstwa. Na początku piętrzono więc formalne trudności. Część żeglarskiego środowiska powątpiewała w wytrzymałość trawy. Przepowiadano śmierć czterech śmiałków. „Kiedy już projekt zaczął nabierać realnych kształtów, po- Tratwę Nord zbudowali z drewna podarowanego przez Lasy Państwowe. Dodali nadbudówkę i wyruszyli w śmiały rejs. Wielu powątpiewało, czy wrócą z niego żywi Tratwa na pełnym morzu. Podczas tej wyprawy nie zawsze było takie spokojne. Bałtyk uszkodził im miecz, przez co Konserwy zapewniały żeglarzom prowiant na 12-dniowy zeszli z kursu reis tratwą Andrzej Urbańczyk swoją morską przygodę zaczął w wieku 21 lat stanowiłem przedstawić go ojcu, który jako technolog drewna mógł udzielić wielu cennych informacji przy wyborze surowca na tratwę. Dotychczas drewno nie było moim żywiołem. Toteż wywołałem zdumienie ojca, kiedy zacząłem pytać go o dane dotyczące ciężaru właściwego, nasiąkli-wośd i wytrzymałości drewna. Dopiero kiedy wyjawiłem przyczyny mojego zainteresowania i przedstawiłem całe nasze zamierzenie, ojciec pokiwał głową. - A więc jednak morze, zawsze cię do niego ciągnie...” (fragment książki „Tratwą przez Bałtyk” Andrzeja Urbańczyka wydanej w 1958 r.). Andrzej Urbańczyk wraz ze swoimi załogantami zbudował tratwę z sześciu świerko- • wych pni, które powiązano linami. Drewno podarowały Lasy Państwowe. Żagle zostały dostarczone przez Marynarkę Wojenną, podobnie jak i radiostacja. Polskie Linie Oceaniczne zaoferowały liny oraz sprzęt ratunkowy. Wyprawę wsparł także Instytut Medycyny Lotniczej, a piekarze dostarczyli kilka worków sucharów. Polskie media szeroko relacjonowały przygotowania do wyprawy. Tratwę nazwano Nord, bo planowano obrać północny kierunek rejsu. Miała 10 metrów długości i 4,5 metra szerokości, oczywiście ożaglowa- nie oraz nabudowaną kajutę. Przed właściwym rejsem przetestowano ją dwukrotnie w rejsach przybrzeżnych. Dodajmy, że inspiracją dla Andrzeja Urbańczyka była słynna wyprawa Heyerdahla na Kon Tiki (w 1947 r. Heyer-dahl przepłynął Ocean Spokojny na tratwie z drewna balsa). Wypłynęli z Łeby Tratwa wypłynęła 28 sierpnia 1957 r. o godz. 23.30 z portu rybackiego w Łebie. Rejs relacjonował „Dziennik Bałtycki”. Pierwszy meldunek przyszedł już po kilku godzinach: „Tratwa Nord znajduje się 15 mil od Łeby. Pogoda dopisuje. Samopoczucie załogi dobre”. Kolejny meldunek po 40 godzinach brzmiał: „Cała załoga zdrowa. Samopoczucie dobre. Płyniemy na północ zgodnie z planem. Początkowa siła wiatru 2-4 stopnie w skali Beauforta wzrosła do 4-6 stopni. Silniejsza fala trzykrotnie zerwała miecz, ale uszkodzenie naprawiono. Jednak skutkiem chwilowego braku miecza, tratwa została nieco zdryfowana z obranego kursu”. Były też jednak nieco spokojniejsze chwile. „Pakujemy do plastykowego worka aparat fotograficzny, filmy, paczkę sucharów, zabieramy dwa wiosełka i mieszek, aby w razie po- VIVAMUSIC 4985 trzeby dopompować powietrze, i schodzimy do dinghy (ponton - dop. redakcji). Czynność ta przypomina wsiadanie do łodzi regatowej i wymaga niemałej ostrożności. Wystarczy, aby któryś z nas postawił nogę za wcześnie, a już jeden bok dinghy zaczyna się niebezpiecznie zanurzać. Wreszcie odbijamy: poruszając wolno wiosłami, płyniemy obok tratwy, wydaje się nam ona bardzo wysoka. Trzy trójkątne żagle, przypominające rozpostarte skrzydła, upodobniają ją do potężnego ptaka, który przysiadł na wodzie, by odpocząć, i zrywa się do lotu. Robimy zdjęcia i podpływamy do tratwy, aby wziąć kubełek o do wylewania wody, której | sporo zdążyło się już wlać do g dinghy. Potem przestajemy z wiosłować i pozwalamy, aby | tratwa uciekła nam daleko, s Będziemy mieli okazję robić g jej zdjęcia z daleka...” (frag-§ ment książki „Tratwą przez | Bałtyk” Andrzeja Urbańczyka 5 wydanej w 1958 r.). 2 Po 12 dniach dotarli do szwedzkiej wyspy 7 września polscy żeglarze dotarli do niewielkiej nieza-ludnionej szwedzkiej wyspy Lilia Karlso, na zachód od Go-tlandii. Ostatnie dni wyprawy okazały się bardzo trudne. Żeglarze zmagali się ze sztormami i silnym wiatrem. Tratwa osiadła na mieliźnie przy brzegu tej wyspy. Żegla- Nietypowa jednostka pływająca wzbudzała zainteresowanie. O wyprawie przez Bałtyk pisały szeroko ówczesne polskie media rze mieli plan i nadzieję, że uszkodzenia uda się szybko naprawić i ściągnąć tratwę z mielizny, aby popłynąć dalej w kierunku Sztokholmu. Niestety, nic z tego nie wyszło. Andrzej Urbańczyki jego zało-ganci zostali zabrani stamtąd przez szwedzki statek celny i przetransportowani do Visby. Ostatecznie cała załoga przypłynęła do Polski na pokładzie statku Noteć. Tratwa miała trafić do naszego kraju kolejnym rejsem, ale tak się nie stało. Nigdy do Polski jej nie dostarczono. I popłynął w świat To był pierwszy rejs Andrzeja Urbańczyka. Kolejne (od 1975 r.) ugruntowały jego pozycję jako znanego żeglarza, który ciągle szukał morskich wyzwań. Ma na koncie wiele samotnych rejsów. Przepłynął ponad 75 000 mil morskich (łącznie ponad 120 tysięcy mil morskich na wszystkich ocenach). Odbył m.in. samotny rejs dookoła świata, zawijając tylko do trzech portów. Dwa razy został wpisany do „Księgi rekordów Guin-nessa”. Pierwszy raz za sa- motny 49-dniowy rejs na trasie Jokohama - San Francisco w 1978 roku - chodziło o ustanowienie rekordu prędkości. Drugi raz, w 2003 r., za najdłuższy rejs non stop przez Północny Pacyfik z San Francisco do wyspy Guam w archipelagu Wysp Mariańskich -na tratwie z pni sekwoi. Andrzej Urbańczyk jest autorem ponad 50 książek, wydanych w ponadmilionowym nakładzie i przetłumaczonych na siedem języków. Od lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. ©® PINK FLOYD HISTORY IOS» I zńmL. SZCZECIN 28.09.22 I NETTO ARENA BILETY NA: vivamusic.pl I W NAJLEPSZYCH BILETERIACH • RECENZJE, FELIETON Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 22 KSIĄŻKI Cena naszych marzeń Wright Thompson Wydaw- „Sportowe biografie bez cenzury. Od wydawcy: „Michael Jordan, Muhammad Ali, Ti-ger Woods, Lionel Messi -to tylko wybrani spośród znanych sportowców i trenerów, których losy przybliża nam Thompson. Każdy z nich posiadał wyjątkowy talent oraz marzenie, aby zostać legendą, dla którego niejednokrotnie był gotowy położyć wszystko na szali. Tylko jaką cenę płaci się za bycie wielkim?". Reporterska podróż w czasie do najważniejszych momentów na światowych ringach i boiskach. O blaskach i cieniach wielkich sportowych karier. Tajemnice wychodzą na jaw. Bardzo ciekawe. (MARA) Dzień, w którym umarł Kapuściński Ramon Lobo CENA NASZYCH metwo Znak Li- MARZEŃ terano- /Tka k va. Roz- winięcie jS tytułu: KAPUSCINSKI W J., U Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Od wydawcy: „Oparta na praw-RAMÓN LOBO dziwych wydarzeniach opowieść o ginącym świecie reporterów, których relacje z konfliktów wojennych śledził cały świat. Jako jeden z ostatnich korespondentów wojennych działających w starym stylu, Roberto przedstawia plejadę Kapuścińskich na wyginięciu, dla których „życie na krawędzi" jest doskonałym opisem codzienności. Główni bohaterowie stawiają na szali własne życie. Gdy nadstawiają karku i przeżywają miłości, ich życie prywatne rozpada się na kawałki". Mocny język, mocne historie. Bez znieczulenia. Reportaż, ale i powieść sensacyjna. (MARA) Ja łebków nie dawałem Jakub Szymczak Neandertalczyk Michael A. Morse, Dimitra Papagianni Wydawnictwo Czarne. Rozwinięcie tytułu: „Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym". Od wydawcy: „Przed ŻSS odbywały się procesy oskarżonych o kolaborację i działanie na szkodę narodu żydowskiego. Sąd nie mógł skazać na więzienie ani grzywnę, mógł potępić, wydalić ze społeczności żydowskiej. Szymczak odtwarza procesy m.in. Szapsela Rotholca, słynnego boksera i policjanta w getcie w Warszawie, Wiery Gran, uwielbianej śpiewaczki, która występowała w getcie, oraz Michała Weicherta, działacza powołanej za przyzwoleniem okupantów Żydowskiej Samopomocy Społecznej". Polecam, lektura dla ludzi myślących. (MARA) Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Rozwinięcie tytułu: „Odkryty na nowo. Współczesna nauka pisze nową historię neandertalczyków". Od wydawcy: „Nasze postrzeganie neandertalczyków - dzięki przełomowym odkryciom i coraz większym możliwościom nauki - nieustannie się zmienia. Okazuje się, że neandertalczycy wykazywali zachowania zaskakująco podobne do zachowań współczesnych ludzi: chowali swoich zmarłych, dbali o chorych, polowali na duże zwierzęta, pozyskiwali owoce morza, a także porozumiewali się za pomocą mowy". Neandertalczycy nie przetrwali, chociaż wcale nie byli prymitywni. Ciekawa książka dla homo sapiens. (MARA) Laboratorium zagłady Paweł Głuszek Postrach Michał Śmielak Wydawnictwo Znak Horyzont. Rozwinięcie tytułu: „Mroczny sekret klasztoru urszulanek". Od wydawcy: W1945 roku na terenie klasztoru sióstr urszulanek w Po-krzywnie pod Poznaniem milicja dokonuje zadziwiającego odkrycia. Po latach okaże się, że była to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic III Rzeszy. Niemcy prowadzili tajne prace nad bronią, która miała odmienić losy wojny. To tu miała powstać najstraszniejsza Wunde-rwaffe Hitlera - broń biologiczna. Klasztor, schronienie sióstr zakonnych, stał się siedzibą zła. W historii, w której nic nie jest pewne, fakty mieszają się z domysłami". Czytelniku, pozostaje mi zacytować Szekspira: idż do klasztoru. (MARA) Wydawnictwo Initium. Od wydawcy: „W Warszawie uprowadzonych zostaje sześć dziewczyn z bogatych rodzin. Media nazywają przestępcę Postrachem i napędzają spiralę strachu. Gdy ten wreszcie wpada w ręce policji, uparcie milczy i nie przyznaje się do winy. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że ktoś już wydał na niego wyrok... Maciej i Borys prowadzą intratny, choć nie do końca legalny biznes. Dostarczają sprawiedliwości, gdy Temida zbyt mocno przymyka oczy. Pewnego dnia dostają zlecenie: muszą wydostać Postracha z aresztu i oddać w ręce rodziców porwanych dzieci. Świetny kryminał, wartka akcja, dobre dialogi. (MARA) GŁUCHO (I GŁUPIO) WSZĘDZIE, CO TO BĘDZIE BABSKIE GADANIE Anna Czerny-Marecka Oderwana taka od zwykłego świata jestem ostatnio. Chopiny mi tylko w głowie, Szymanowski je-dzie ze mną autem, z Paderewskim idę do łóżka, a budzę się z Debussym. A to dlatego, że po pracy zasiadam w ciasnym, ale ze względu na zasiedzenie prawie własnym fotelu w słupskiej filharmonii, by słuchać, podsłuchiwać, zasłu-chiwać się w fortepianowej muzyce. Już od wielu lat Festiwal Pianistyki Polskiej organizuje mi jeden tydzień września i wciąga na całego. Chodzę i dla programu, i dla artystów. Dla przyjemności, ale i zawodowo. Inie mogę się nadziwić, że cały Słupsk, pół Polski i ćwierć Europy nie bombarduje kasy filharmonii, żeby kupić bilety. Może dlatego, że or- ganizatorzy mają problem z udostępnianiem ich on-line, co im wytykam nie po raz pierwszy. Ale to tylko drobny szczegół. Nie o tym więc chcę tutaj pomarudzić, tylko o inteligencji, której na widowni jest za mało, i o młodzieży, bo jej festiwal potrzebuje przede wszystkim, żeby trwać. Lekarze i nauczyciele mają swoich przedstawicieli wiernych FPP, ale gremialnie na muzykę poważną reagują chyba jakąś alergią. Architekci, inżynierowie i informatycy, pracownicy ośrodków kultury, ba, urzędnicy takiegoż wydziału w ratuszu, stomatolodzy, pisarze, poeci, malarze, naukowcy z Akademii Pomorskiej - gdzie jesteście? Nie rozumiem, jak ktoś, kto aspiruje do miana „inteligenta”, może omijać taką wyjątkową okazję obcowania z muzyką, nie poja- wiając się na FPP ani razu! Jest mi wstyd za was. Po prostu. A wy, drodzy studenci, zwłaszcza wydziału muzycznego? I zdolna młodzieży szkoły muzycznej? I wy -uczniowie szkół średnich, przyszłość narodu? Można was policzyć na palcach jednej ręki. Pojawienie się na recitalu to taki dla was problem? Naprawdę? Dlaczego nad tym tak ubolewam? W zasadzie widownia nie świeci przecież pustkami. Po co ja tu tak gromami rzucam? Otóż odpowiedź jest banalna. Bo jestem patriotką (tak, tak, redaktorze naczelny), co u mnie przejawia się szacunkiem dla języka polskiego i polskiej kultury. Mamy wspaniałą literaturę i muzykę. Cudownych pisarzy i poetów, kompozytorów i muzyków. To tradycja, którą trzeba pielęgnować i przekazywać z pokolenia na pokolenie. Niestety, po statystykach czytelnictwa i widowniach w filharmoniach widać, że gdzieś w tym łańcuszku kolejnych generacji Polaków musiało zdarzyć się zardzewiałe ogniwo. Wszystko ma być teraz łatwe, szybkie i nieangażujące mózgu. Proste rytmy, prostackie melodie, głupie teksty -znajdują tysiące fanów. Za- świeci jakaś panienka gołym tyłkiem na tik-toku, już każdy dzieciak zna jej imię, nazwisko, wymiary i „dokonania”. A jak go spytasz o polskiego kompozytora, to może wyjąka tego Chopina, alejowy za to uciąć sobie nie dam. Na samo określenie „muzyka poważna” dostaje nerwowej wysypki. Nie zna, nie słyszał, ale wie, że to nuda, nuda, nuda. Jeszcze dobra muzyka popularna, jakiś jazz, rock, metal i rap się przed tą anatemą bronią, rap nawet bardzo dobrze sobie radzi, ale obawiam się, że i tę sferę czeka powolny upływ fanów. W myśl zasady, którą kiedyś widziałam na memie dotyczącym egzaminacyjnego zadania matematycznego. Kolejne polecenia okazują się za trudne, więc ostatnie to pomalowanie jakiejś postaci. Gdzie leży przyczyna? W domu i w szkole. Rodzice nie śpiewają kołysanek dzieciom, nie śpiewają kolęd, nie muzykują rodzinnie i nie prowadzą na koncerty. W szkołach przedmiot wychowanie muzyczne zastąpiło jakieś dzi-wadło, nie pamiętam nazwy. W Stanach Zjednoczonych w zwykłych szkołach dzieciaki uczą się gry na instrumentach i tworzą orkiestry. Nasze Żywoty zwierząt John Maxwell Coetzee Wydawnictwo Znak. Od wydawcy: „Okrucieństwo człowieka wobec zwierząt sprawia, że pisarka Elizabeth Costello nie jest już w stanie spokojnie patrzeć bliźnim w oczy. Wykorzystuje okazję, gościnny wykład na uniwersytecie Apple-ton, by - w obecności swojej rodziny - przeanalizować „zbrodnię o szokujących rozmiarach", którą nie tylko jej bliscy i uniwersyteccy koledzy popełniają rutynowo i z samozadowoleniem: krzywdzenie zwierząt. Niezwykły wywód skłania do głębokiej refleksji nie tylko nad jednym z najważniejszych współczesnych dylematów, ale przede wszystkim nad pytaniem: „Co tak naprawdę czyni nas ludźmi?" Książka do przemyślenia. Bez jednoznacznych odpowiedzi. Te musimy znaleźć w sobie. (MARA) Owoce zatrutego drzewa Agnieszka Janiszewska Wydawnictwo Zaczyta-ni. Trzy tomy. W pierwszym jesteśmy w War- f Agnieszka laniszewska OWOCE * ZATRUTEGO DRZEWA. _ szawie \'Z¡m'4jrk.i Uni'Aw sk. OWOCE . ZATRUTEGO DRZEW A w drugiej połowie XIX wieku. Główna bohaterka, Kinga, przenosi się w drugim tomie do Krakowa. A w trzecim aż do Paryża. Dziewczyna wychowana w tradycyjnej mieszczańskiej rodzinie szuka swojej drogi do niezależności. Odkrywa świat krakowskiej artystycznej bohemy i bolesne tajemnice rodzinne. Paryski świat mody ją oszałamia i fascynuje. Dużo musi zobaczyć i przeżyć podczas tych podróży, by uporządkować swoje życie. Klimatyczne, czuć powiew historii. Dobra narracja. (MARA) Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 SPORT/OGŁOSZENIA DROBNE • 28, LIGA MISTRZÓW ROBERT LEWANDOWSKI Z HAT-TRICKIEM. POGROM W PIERWSZYM MECZU GRUPOWYM Polak znów został rekordzistą Robert Lewandowski został pierwszym graczem, który strzelił hat-tricka dla 3 różnych klubów w Lidze Mistrzów Jakub Maj redakcja@polskapress.pl Debiut Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów w barwach Blaugrany był bardzo udany. Polak zdobył trzy bramki i poprowadził swój zespół do pewnego zwycięstwa z Viktorią Pilzno. Czeski zespół nie miał nic do powiedzenia w tym meczu - od samego początku FC Barcelona wyraźnie dominowała dużo słabszego rywala. Strzelanie w tym spotkaniu rozpoczął Frank Kessie w 13. minucie meczu. Na bramkę Roberta Lewandowskiego musieliśmy czekać do 34. minuty. Drugą bramkę Polak zdobył tuż przed przerwą. Ostatnia bramka napastnika padła w 67. minucie, kiedy pokonał bramkarza strzałem z dystansu. Tym samym Lewandowski został pierwszym graczem, który strzelił hat-tricka dla 3 różnych klubów w Lidze Mistrzów. Grupa C to tegoroczna grupa śmierci, w której Inter Medio- lan zmierzy się z Bayemem Monachium i FC Barceloną o pierwsze miejsce. Kopciuszkiem na salonach jest Viktoria Pilzno, która w meczu wyraźnie odstawała od rywala z Hiszpanii. Czesi musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, aby zdobyć punkt w rywalizacji z podopiecznymi Xa-viego. Niespodzianki jednak nie było - trzy punkty zostały w Barcelonie. FC Barcelona od samego początku zaczęła bardzo odważnie i agresywnie. Na początku spotkania Ousmane Dembele podał płasko przed pole kamę do Frenkie’ego de Jonga. Niestety Holender uderzył prosto w bramkarza. Kapitan reprezentacji Polski miał szansę na bramkę już w 11. minucie. Robert Lewandowski wyszedł na 25. metr. Podał do szeroko ustawionego Ousmane’a Dembele, który zrewanżował się odegraniem na 13. metr. Strzał polskiego napastnika zablokował Lukas Hejda. Pierwsza bramka w meczu padła dwie minuty później. Po dośrodkowaniu Ousmane’a Dembele z prawego narożnika Jules Kounde zagrał Franckowi Kessie i padł gol. Prowadzenie podwyższył Lewandowski - mierzone uderzenie z 16. metra znalazło drogę do siatki tuż przy prawym słupku! Wyciągnięty jak struna Jindrisek Stanek był bezradny. Asystę zanotował Sergi Roberto. W końcówce spotkania goście zaskoczyli Barcę -kontra, po której zdobyli bramkę kontaktową. Vaclav Jemelka centrował do Jana Sy-kory, który uderzeniem głową wpisał się na listę strzelców! Tuż przed zejściem do szatni Barcelona przeprowadziła jeszcze jedną akcję - Robert Lewandowski „szczupakiem” skierował piłkę do pustej bramki. Wynik do przerwy: 3:1. W 67. minucie po zagraniu Ferrana Torresa, Robert Lewan-< dowski mierzonym uderzeniem zza linii 16. metra przy prawym słupku zdobywa swoją trzecią bramkę. Kilka minut później mieliśmy już 5:l! Ferran Torres uderzeniem z woleja pod poprzeczkę podwyższył prowadzenie „Dumy Katalonii”! Lewandowski strzelił swojego 88. gola w Lidze Mistrzów i awansował na trzecie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii rozgrywek. Napastnik Realu Madryt Karim Benzema ma 86 bramek. Atakujący Manchesteru United Cristiano Ronaldo (140 goli), który w tym sezonie odpadł z rozgrywek, pozostaje^ najlepszym strzelcem Ligi Mistrzów. Na drugim miejscu jest napastnik PSG, a wcześniej piłkarz Barcelony Lionel Messi z 125 bramkami. E Jak zamieścić ogłoszenie drobne? Telefonicznie: 94 347 3512 Przez internet: ibo.polskapress.pl W Biurze Ogłoszeń: Oddział Koszalin: ul. Mickiewicza 24,75-004 Koszalin, tel. 94 347 3512 Oddział Słupsk: ul. Henryka Pobożnego 19,76-200 Słupsk, tel. 59 848 8103 Oddział Szczecin: Al. Niepodległości 26/U1,70-412 Szczecin, tel. 914813 310 RUBRYKI W OGŁOSZENIACH DROBNYCH: ■ NIERUCHOMOŚCI ■ FINANSE/BIZNES «ZDROWIE ■ HANDLOWE ■ NAUKA ■ USŁUGI ■ MOTORYZACJA ■ PRACA ■ TURYSTYKA ■ BANK KWATER ■ ZWIERZĘTA ■ ROŚLINY, OGRODY ■ MATRYMONIALNE ■ RÓŻNE ■ KOMUNIKATY ■ ŻYCZENIA /PODZIĘKOWANIA ■ GASTRONOMIA ■ ROLNICZE ■ TOWARZYSKIE Nieruchomości DZIAŁKI, GRUNTY SPRZEDAM DZIAŁKA 3ary ROD Tulipan Niekłonice, 664-149-519. GARAŻE GARAŻE Blaszane 77 BRAMY Garażowe Najniższe CENY Różne wymiary Transport cały kraj Montaż GRATIS Dogodne RATY 94-318-80-02 58-588-36-02 , SOW 91-311-11-94 95-737-63-39 59-727-30-74 512-853-323 www.konstal-garaze.pl 0010602547 POŚREDNICTWO OMEGA WYCENY OBRÓT SŁUPSK, UL STARZYŃSKIEGO 11 tel. 59 841 44 20; 601 654 572; www.nieruchomosci.slupsk.pl i omega@nieruchomosci.slupsk.pl Handlowe FILMY, MUZYKA KUPIĘ PŁYTY WINYLOWE 609 155 327 StronaZDROWIA czytaj stronazdrowia.pl Motoryzacja OSOBOWE KUPIĘ A do Z skup-skupujemy każde pojazdy, płacimy nawet za wraki, oferujemy najwyższe ceny, 536079721 AUTO skup wszystkie 695-640-611 USŁUGI TŁUMIKI, katalizatory, złącza. Czekaj Zbigniew. Koszalin, Szczecińska 13A (VIS). Tel: 94-3477-143; 501-692-322. Finanse biznes OFERTY SPRZEDAM biznes - sklep z artykułami przemysłowymi z lokalem w dzierżawie, tel. 604-279-394. NIEMCY: murarz, cieśla, malarz, elektr, pomocnik, spawacz: 601218955 PRACA dodatkowa -Chałupnictwo bez opłat wstępnych tel. 94 7170 900 W gospodarstwie mlecznym, z doświad.- zamieszkanie, 517-433-784 Zdrowie NEUROLOGIA SPEC. Neurolog. NFZ. Bez kolejek. Codziennie. Koszalin, 605-284-364. ALKOHOLIZM - esperal 602-773-762 Usługi AGD RTV FOTO 59/8430465 Serwis RTV, LCD, plazma PRALKI Naprawa w domu. 603775878 BUD0WLAN0-REM0NT0WE REMONTY Koszalin tel. 883-776-188. REMONTY mieszkań 731627 916 GK REMONTY od A do Z tel.660-683-933 INSTALACYJNE HYDRAULICZNE, tel. 607703135. PORZĄDKOWE SPRZĄTANIE strychów, garaży, piwnic, wywóz starych mebli oraz gruzu w bigbagacli, 607-703-135. Turystyka KRAJ - MORZE ŁEBA, tanie pokoje złaz. 603-471-715 Matrymonialne POZNAM szczupłą kobietę z Koszalina do spotkań sponsorowanych, tel. 723294654 Różne STARE książki- skup 881-934-948 ZŁOM kupię, potnę, przyjadę ¡odbiorę, tel. 607703135. Rolnicze MASZYNY ROLNICZE KUPIĘ ciągniki, przyczepy, maszyny rolne. Tel. 535135507. PŁODY ROLNE KUPIĘ zboże tel: 506-129-426 ZWIERZĘTA HODOWLANE KURKI młode, odchowane oraz kury roczne sprzedam tel. 785-188-999 KURKI odchowane 784 461566 KURY nioski młode - sprzedam, Telefon: 782-827-428, 792-732-052, 59/810-89-05 Towarzyskie PAULA K-lin tel. 785045329 Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 24 SPORT www.sportowy24.pl KOSZYKÓWKA Sprawdzian w Starogardzie Pierwszoligowe zespoły Sensa-tion Kotwicy Kołobrzeg i Żaka Koszalin wezmą udział w turnieju o Puchar Prezydenta Starogardu Gdańskiego. W piątek o godz. 16.30 zmierzą się w bezpośrednim starciu. W drugim półfinale miejscowy SKS zagra z Dzikami Warszawa (19.00). W sobotę o 15.30 pokonani w półfinałach zmierzą się o 3. miejsce w turnieju. Natomiast zwycięzcy spotkają się o 18.00 w finale, (jak) PIŁKA NOŻNA Duet na czele Kacper Dudek (Kluczevia Stargard) i Fabian Słowiński (Wieża Postomino) otwierają klasyfikację strzelców IV ligi zachodniopomorskiej po 6. kolejce. Sześciu piłkarzy ma na koncie po 5 goli: Adrian Cybula i Radosław Mikołajczak (Bałtyk Koszalin), Olivier Kliś (Błękitni II Stargard), Jakub Kuzio (MKP Szczecinek), Jakub Pożyczka (Iskierka Szczecin) i autor hattric-ka w 6. kolejce, Kamil Poźniak (Flota Świnoujście). (jak) UKS Sparta dominowała - -w Przechlewie PIŁKA NOŻNA. Kolejny sukces zanotował Uczniowski Klub Sportowy Sparta Sycewice pod wodzą trenera Ryszarda Hendryka. Sycewiczanie wygrali turniej Przechlewo Cup. Na stadionie Ośrodka Sportu i Rekreacji odbył się turniej piłkarski Przechlewo Cup. Rywalizacja w Przechlewie była piątkami w roczniku 2014. Grało 16 zespołów. UKS Sparta nie dał szans rywalom, najpierw zajął pierwsze miejsce w grupie (3 zwycięstwa). Następnie w finałowych spotkaniach sycewiczanie pokonali Juventus Byd- TENIS STOŁOWY. Nowy sezon * w I lidze mężczyzn rozpocznie w sobotę Darz Bór Karnie-szewice. W poprzednim ze-spółz gminy Sianów otarł się o awans do Superligi ^Rozgrywki 2021/22 były najlep-v*szymi w 14-letnie j historii klubu. Darz Bór uplasował się na 2. miejscu w rywalizacji w grupie północnej I ligi, kwali-fikując się do baraży o Superligę. W nich musiał uznać wyższość najlepszej drużyny z grupy południowej, Villa Verde Olesno i marzenia o występach w najwyższej lidze w kraju musi odłożyć co naj-¡[.s. mniej o rok. Do nowych rozgrywek zespół przystąpi niemal w tym samym składzie. Są w nim Marcin Marchlewski, Tomasz Tabor, Marcin Woskowicz oraz T -bliźniacy Bartosz i Karol Szarmachowie. Kadra powiększyła się o utalentowanego Konrada goszcz 2:1, Pogoń Szczecin 3:1 i Lechię Gdańsk2:0. Tym samym drużyna z Sycewic została triumfatorem imprezy i otrzymała główne trofeum. Gratulujemy młodym sycewiczanom! Ich szkoleniem zajmuje się doświadczony Ryszard Hendryk, który w tym roku obchodzi 35-lecie owocnej pracy trenerskiej z piłkarzami. Skład zespołu: Tymon Igna-towicz, Piotr Gąbarczyk, Jakub Goszcz (bramkarz), Natan Kubicki, Zofia Harmacińska, Olaf Laszkiewicz, Nikodem Tomko-wicz, Tomasz Zwolan, Krzesimir Kardaś. (fen) Pyrę (rocznik 2008), wychowanka MSZS Świdwin, który ostatnio grał w Visoneksie LUKS Top Wierzbięcin. To ośmiokrotny mistrz województwa w kategoriach młodzieżowych W sezonie 2022/23 Darz Bór będzie rywalizować ll-zespoło-wej grupie północnej I ligi. Spowoduje to pauzę jednej drużyny w każdej kolejce. W pierwszej serii przymusowy odpoczynek czekaspadkowiczazLOTO Superligi, Poltarex Pogoń Lębork. Darz Bór zainauguruje rozgrywki u siebie, meczem z AZS AWFiS Balta II Gdańsk (sobota, godz. 16.00, hala SPi przy ul. Chrobrego w Sianowie). Pozostałe pary l. kolejki: Energa Morfiny I Ostróda -Energa Morfiny II, Jawa Catering Gorzovia Gorzów Wlkp. -OSSM Gdańsk, Kamix ATS Małe Trójmiasto Rumia - De-korglass II Działdowo, Energa Manekin II Toruń - ZKSII Zielona Góra. (jak) KRÓTKO PIŁKARSKI WEEKEND IV liga pomorska W 8. kolejce zmierzą się w sobotę (10.09): MKS Władysławowo - Anioły Garczegorze (godz. 11), Wierzyca Pelplin - Bytovia Bytów (16), Gryf Słupsk - Borowiak Gersk (17), Pogoń Lębork -Jantar Ustka (17), Gryf Wejherowo - Sparta Sycewice (17), GKS Kowale - Chojniczanka II Chojnice (11), Powiśle Dzierzgoń - Czarni Pruszcz Gdański (12), Grom Nowy Staw - Jaguar Gdańsk (12), AS Kolbudy - Arka II Gdynia (17), Pomezania Malbork - Wikęd Luzino (17). Słupska klasa okręgowa Mecze w 6. kolejce - sobota (10.09): Skotawia Dębnica Kaszubska - Myśliwiec Tuchomie (15), Pomorze Potęgowo - Leśnik Cewice (16), Piast Człuchów - KS Włynkówko (16), Start Miastko - Garbarnia Kępice (16), Brda Przechlewo - Dolina Speranda Niepoględzie (17); niedziela (11.09): GTS Czarna Dąbrówka - Kaszubią Studzienice (12), Jantaria Pobłocie -Sokół Wyczechy (13), Czarni Czarne - MKS Debrzno (15), Gryf II Słupsk - Unison Machowino (17). Słupska klasa A Gmpa 1. Gry w 4. serii - sobota (10.09): Sokół Szczypkowice - Lew Lębork (godz. 11), Słupia Kobylnica - Granit Kończewo (15.30), Dąb Ku-sowo -Stal Jezierzyce (16), Polonez Bobrowniki - Wybrzeże Objazda (17), Diament Trzebielino - Echo Biesowice (17); niedziela (11.09): KS Damnica - Barton Barcino (17). Gmpa 2. Spotkania w4. kolejce - sobota (10.09) : Lider Rychnowy - Zawisza Borzy-tuchom (11), Granit Koczała - Zenit Redkowice (Victoria Dąbrówka - Grom Nakla (12), Granit Koczała - Zenit Redkowice (16.30); niedziela (11.09) : Victoria Dąbrówka - Grom Nakla (12), LKS Łebunia - Błękitni Motarzyno (14), Urania Udorpie - Orkan Gostkowo (15), Kaszubią II Studzienice - Magie Niezabyszewo (16). Słupska klasa B Gmpa 1. Mecze w 4. serii - sobota (10.09): Błękitni Główczyce - KS Zaleskie (godz. 16), Start Łeba - Sokół Kuleszewo (17); niedziela (11.09): Start Łebień - Szansa Siemianice (11), Rowokół Smołdzino - Victoria Słupsk (13). Gmpa 2. Gry w 4. kolejce - sobota (10.09): GKS Kołczygłowy - Słupia Sulęczyno (16); niedziela (11.09): Baza 44 Siemirowice - KS Bytów (12). PIŁKA NOŻNA Pucharowe pary W Słupsku odbyło się losowanie par w w trzeciej rundzie regionalnego Pucharu Polski na szczeblu podokręgu słupskiego. Los skojarzył następujące pary: Kaszubią II Studzienice - Skotawia Dębnica Kaszubska, Błękitni Motarzyno -Myśliwiec Tuchomie, Granit Kończewo - Gryf II Słupsk, KS Damnica - KS Włynkówko, Pomorze Potęgowo - Jantaria Pobłocie, Garbarnia Kępice - Kaszubią Studzienice. Mecze odbędą się 14.09 (środa) o godz. 16. (fen) Zwycięska drużyna UKS Sparta Sycewice Darz Bór zacznie u siebie Startuje Superliga pań Trener Knopik chce budować zwycięską mentalność Jacek Wójcik jacek.wojcik@gk24.pl PIŁKA RĘCZNA. Domowym meczem z Galiczanką Lwów, zainaugurują w sobotę nowy sezon w PGNiG Superlidze zawodniczki Młynów Stoisław Koszalin. Mecz koszalińskiej drużyny mistrzem Ukrainy, który został włączony do rozgrywek Superligi w sezonie 2022/23, rozegrany zostanie w sobotę o godz. 17.00 w hali widowiskowo-sportowej przy ul. Śniadeckich. Zespół Młynów ma za sobą nieudany sezon 2021/22, w którym zajął przedostatnie, 7. miejsce w Superlidze. Przez niemal całerozgrywkidrużynaborykała się z problemami kadrowymi, spowodowanymi głównie przez kontuzje. Po sezonie doszło do zmiany trenera. Miejsce duetu Waldemar Szafulski - Waldemar Szymański zajął Jarosław Knopik,pracujący ostatniowl lidze w Ruchu Chorzów. Do sporych zmian doszło także w kadrze. Odeszły Martyna Bory-sławska, Ołeksandra Iwanycja, Paula Mazurek, Karolina Mo-krzka i Izabela Prudzienica. W ich miejsce dołączyło pięć zawodniczek. Młyny czynią też starania o pozyskanie Ukrainki Kariny Bajrak, która trenuje z zespołem od kilku miesięcy. Dołączenie tej zawodniczki jest o tyle ważne, że co najmniej do końca roku trener Knopik nie będzie mógł korzystać z kontuzjowanej Martyny Żukowskiej. Z kolei dotychczasowa kapitan zespołu, Adrianna Nowicka, jest na urlo- pie macierzyńskim i wród w podobnym terminie. Do gry po kontuzji wraca pomału skrzydłowa Emilia Kowalik. W okresie przygotowawczym ]VIłynyrozegrałysporogier kontrolnych. Ich wyniki nie były w większości korzystne, ale z każdym meczem i turniejem zespół poprawił swoją grę. - Chcemy budować zwycięską mentalność w drużynie, by wspólnymi siłami dążyć do osiągnięcia najwyższego miejsca w figowej tabeli - mówił trener Knopika. Celem jego zespołu jest miejsce w czołowej szóstce po pierwszym etapie rozgrywek. Przypomnijmy, że w związku z powiększeniem Superligi do 10 drużyn (obok Gaficzanki dołączony został Ruch Chorzów), zmienił się format rozgrywek. Po rundzie zasadniczej (każdy z każdym, mecz i rewanż), najlepsza szóstka będzie walczyć w drugim etapie o medale, a drużyny z miejsc 7-lO o utrzymanie. KADRA ZESPOŁU Bramkarid: Natalia Filończuk, Aleksandra Nowicka (przyszła z SPR Olkusz), Katarzyna Zimny. Rozgrywające: Gabriela Haric, Patrycja Jura (AZS Politechnika Koszalińska), Kristyna Kubiśo-va (Sokol Pisek, Dechy), Adriana Kurdzielewicz, Anna Mączka, Adrianna Nowicka, Magdalena Reichel (Sośnia Gliwice), Martyna Żukowska. Skrzydowe: Emilia Kowalik, Żaneta Lipok, Gabriela Urbaniak, Aleksandra Zaleśny. Obrotowe; Barbara Choromańska (Start Elbląg), Hanna Rycharska (kapitan zespołu). Trener Jarosław Knopik. Trener przygotowania motorycznego Konrad Szczukocki. Kierownik zespołu Damian Zydel. Statystyk Dominik Bo-nisławski. Fizjoterapeuta Paweł Kaniewski. Psycholog Aleksandra Zienowicz-Wielebska, dietetyk Marta Pawelec. Kotwica podejmie Zagłębie II PIŁKA NOŻNA. Drugi mecz z rzędu przed swoimi kibicami rozegra lider z Kołobrzegu. W10. kolejce eWinner n ligi Kotwica podejmie Zagłębie n Lubin. Sobotnie spotkanie (godz. 16.00) to najciekawsze starcie tej serii. Po 9. kolejkach Kotwica otwiera tabelę (25 pkt), a rezerwy Zagłębia plasują się na 3. miejscu (18 pkt). Prowadzony przez trenera Jarosława Krzyżanowskiego, zespół z Lubina to beniaminek II ligi. W poprzednim sezonie wygrał rywalizację w grupie 3. HI ligi, z przewagą 8 punktów nad Ślęzą Wrocław. Z 34. me-czówwIH lidze, Zagłębie II przegrało tylko 3. Tyle samo porażek ma na koncie już w tym sezonie. Grający bezkompromisowo be-niaminek wygrał sześć pozostałych meczów, stąd wysoka lokata w tabeli. Piłkarze z Lubina mogą pochwalić się serią pięciu zwycięstw z rzędu. W 9. kolejce wygrali u siebie nad Radunią Stężyca (2:1), a ostatni raz schodzili z boiska pokonani w 4. kolejce (0:2 na wyjeździe ze Zniczem Pruszków). Lepszą serię w II fi- dze ma tylko Kotwica, która po remisie na inaugurację ze Stomilem Olsztyn, wygrała kolejnych osiem spotkań. W sobotę do dyspozycji trenera Marcina Pluski będzie już stoper Damian Kostkowski, który odpokutował karę 2 meczów za czerwoną kartkę z Siarką Tarnobrzeg. Kołobrzescy kibice nie zobaczą już za to Filipa Mo-delskiego, z którym klub rozwiązał umowę za porozumieniem stron. 29-letni obrońca, który tra-fiłdo Kotwicy z Bruk-Betu Ter-mafica Nieciecza, wystąpił w trzech meczach, (jak) FOT. JACEK WÓJCIK Piątek, 9.09.2022 2 • PULS Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Dorota Kania, redaktor naczelna Polska Press BRAK ROZUMU S . ■ ą momenty, kiedy część towarzystwa dziennikarskiego zachowuje W W się-delikatnie mówiąc-jakby miało ograniczony kontakt z rzeczy- ^-------^ wistością. Po wywiadzie, który portalowi i.pl udzielił prezydent Ukrainy Wołodymyr Żeleński, niektórzy dziennikarze dostali amoku. Niektórzy wprost sugerowali, że wywiad jest fejkiem (czyli zmyślony), inni zaatakowali Grzegorza Kuczyńskiego, który przeprowadził wywiad. Zarzucili mu, że ...nie jest dziennikarzem, chociaż 0 Wschodzie, Ukrainie i polityce wschodniej mogliby się od niego uczyć. Nie znam lepszego specjalisty od spraw wschodnich niż Grzegorz Kuczyński, autor książek, artykułów i analiz na ten temat. Ale furda z tym, trzeba napisać, że dziennikarzem nie jest. A że to nieprawda? No cóż, jeżeli ktoś nie czyta i nie słucha programów naszego autora, to trudno poradzić na taką indolencję. Inny przykład rozmijania się z rzeczywistością to sprawa podjętej kilka dni temu rezolucji ONZ. W mediach społecznościowych co poniektórzy dziennikarze napisali, że Polska tę rezolucję poparła. Nikt nie zadzwonił do prof. Krzysztofa Szczerskiego, stałego przedstawiciela RP przy ONZ, nikt nie zapytał, czy to prawda, zamiast tego rozlała się fala krytyki i ataki na prof. Szczerskiego. Na szczęście wykazał się on błyskawicznym refleksem i zdementował plotkę: „Polska NIE POPARŁA tekstu rezoluqi uznającej aborcję za prawo człowieka” - napisał na Twitterze. Sporo emocji w mijającym tygodniu dostarczyła Kazimiera Szczuka, w swoim premierowym programie w RMF FM, w którym rozmawiała z wiceministrem spraw zagranicznych Pawłem Jabłońskim. Nie dość, że myliła daty, dokumenty i nazwy liczb (bilion nazwała biliardem), to na dodatek nie pozwoliła swojemu gościowi dojść do głosu 1 to w specyficzny sposób. „Ale zdaje mi się, że to ja prowadzę tę rozmowę, a nie pan. I chciałabym teraz, żeby pan przestał mówić” - stwierdziła Szczuka, gdy minister Jabłoński na jej wywód, że Polska zrzekła się reparacji, zapytał, w jaki sposób zrzekliśmy się reparacji. Bank absurdów medialnych rozbiła Justyna Dobrosz-Oracz z portalu wyborcza.pl oraz telewizja TVN. Dziennikarka Wyborczej.pl zapytała prof. Przemysława Czamka, ministra edukacji i nauki, o to, czy... chciałby ustawowo zakazać seksu dla przyjemności. Pytanie dotyczyło zmanipulowanej przez część mediów wypowiedzi prof. Czamka dla Polskiej Agencji Prasowej, która w rzeczywistości brzmiała: „Jeżeli seks traktuje się wyłącznie jako przyjemność i mówi się o jakimś prawie do posiadania dzieci, również przez grupy, które nie są związkami małżeńskimi, nie stanowią rodziny nawet nieformalnej, to już mamy do czynienia z upadkiem wartości, na podstawie których funkcjonowaliśmy przez wieki”. Wyborcza.pl i jej akolici dopatrzyli się jednak spisku i stąd mało mądre pytanie Dobrosz-Oracz. Po odpowiedzi na nie ministra edukacji i nauki („Pani jest głupia, czy pani po prostu tak mówi?”), na głowę ministra posypały się gromy, chociaż kompromitacja dziennikarki była widoczna. Katalog bzdur zamyka telewizja TVN, która zajęła się podeszwami butów Jarosława Kaczyńskiego, który był uczestnikiem panelu XXXI Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Nie była ważna dyskusja, która toczyła się wokół spraw bardzo ważnych dla Polski - podeszwy były najważniejsze. Zapewne dziennikarze nie bardzo rozumieli, czego rozmowa dotyczy; dziwne jest jednak to, że obnoszą się z tym publicznie. Ale widocznie musieli zrobić materiał, więc wybrali to, co najprostsze. Marcin Kedryna, zastępca red. nacz. „Gazety Lubuskiej” ARCYDZIEŁO FRANCUSKIEJ MOTORYZACJI wach. A Macron się spóźniał. Ktoś tam się zaczął głośno zastanawiać, czy Macron aby spóźnieniem swoim nie wyraża braku szacunku wobec gospodarzy, i czy nie jest to związane z problemami, jakie się pojawiły przy organizowaniu tej wizyty, ktoś inny skomentował te słowa, mówiąc temu komuś, kto je wypowiedział, że świetnie by się sprawdził, komentując w Onecie politykę zagraniczną. W końcu do Wielkiej Sieni zszedł prezydent Duda, a po chwili przyjechał prezydent Macron. Spóźniony prawie kwadrans. Dlaczego prezydent V Republiki się spóźnił? Otóż nie chodziło o wyrażanie braku szacunku wobec gospodarzy. Zepsuł mu się samochód. Dzieło francuskiej inżynierii, renault Espace, rodzinny VAN, w tym przypadku pancerny i do tego elektryczny, przestało jechać. Zostało później porzucone na dziedzińcu prezydenckiego Pałacu, Macron zaś przesiadł się do leciwego, acz mniej zawodnego citroena C6, którym zwykle po Warszawie wozi się jego ambasador. Sytuację wyszydzili polscy motoryzacyjni dziennikarze, przypominając, że odmowa współpracy ze strony Espace to dla tego modelu norma. Najbardziej zgryźliwy był redaktor Per-tyńsłd, polski juror plebiscytu World Car of the Year, który sugerował, by dobrze przemyśleć pomysły współpracy z Francją w sprawie energetyki jądrowej. Dlaczego się czepiam tych Francuzów. Nie dlatego, że gdzieś przeczytałem, iż Caracale przez swoją awaryjność przestają latać nawet we Francji. Zmotywował mnie sam Macron, który wzywając do jedności europejskiej, stwierdził, że nie można naśladować strategii krajów ze wschodniej flanki, bo to grozi przedłużaniem konfliktu i całkowitym zamknięciem komunikacji z Rosją. Podział Europy jest celem wojennym Rosji, więc zachowanie jedności europejskiej musi być celem nas wszystkich. Jest z tym pewien kłopot, gdyż jedność europejska rozumiana - jak robi to Macron - jako podążanie śladem Francji i Niemiec doprowadziła do sytuacji, w której znaleźliśmy się 24 lutego. Eco: „Szczycą się posiadaniem państwa, które zwą potężnym, lecz przez cały czas usiłują je obalić. Żaden inny naród nie potrafi tak sprawnie wznosić barykad z jakiegokolwiek powodu i przy każdym powiewie wiatru, często nie wiedząc nawet zupełnie dlaczego, i manifestować na ulicy za przykładem najgorszych mętów”. Ale ten ostatni cytat, to chyba nie a propos. mberto Eco w osobie narratora „Cmentarza w Pradze” napisał, że Francuzi „są pyszni bezgranicznie - do tego stopnia, że wszystkich innych uważają za dzikusów -niezdolni akceptować upomnień. Aby skłonić Francuza do przyznania, iż jego plemię nie jest wolne od ułomności, wystarczy przedstawić mu w złym świetle inny naród, mówiąc na przykład: «My, Polacy, mamy taką to a taką wadę». Ponieważ chce on zawsze - nawet w sprawach złych -okazać się pierwszy, powie od razu: «No tak, ale my, Francuzi, mamy wady gorsze», i będzie ob-mawiał rodaków, dopóki nie zauważy, że wpadł w pułapkę”. Lata temu (konkretnie z dziewięć) minister Zdrojewski opowiedział mi dykteryjkę o tym, jak pewnego dnia przyjmował (jako minister kultury) dwóch ambasadorów. Najpierw Niemca, później Francuza. Przyszedł Niemiec i zaczął narzekać: bo wy tu w Polsce doceniacie niemieckie samochody, a mało kto docenia niemiecką kulturę, literaturę, poezję, a przecież jest naprawdę wybitna. Poszedł. Później do ministra Zdrojewskiego przyszedł Francuz i się zaczął żalić, że w Polsce wszyscy doceniają francuską kulturę. Kuchnię, kino, Edith Piaf, Veme’go, a przecież Francuzi są tak wybitnymi inżynierami. Robią takie świetne samochody, samoloty, okręty. „Francuz nie wie dobrze, czego chce; wie tylko doskonale, że nie chce tego, co ma” - Eco, kawałek dalej. 3 lutego 2020 roku, prezydent V Republiki Francuskiej Emmanuel Macron spóźniał się do Pałacu Prezydenckiego na ceremonię powitania. Punktualność w dyplomacji to poważna sprawa. Żołnierze kompanii reprezentacyjnej stali wyprężeni jak struny, orkiestrze zaczynały marznąć palce. Fotoreporterzy ze stojącej naprzeciw wejścia do Pałacu zwyżki, z nudów próbowali zrobić jakieś zdjęcie czegoś, co się w Wielkiej Sieni działo. A Macron się spóźniał. Zgromadzeni w Wielkiej Sieni członkowie polskiej delegacji rozmawiali między sobą, ale też z tzw. ogonami - ludźmi, którzy się zajmują ich obsługą o pozbawionych wiekopomnego znaczenia spra- PREMIER MATEUSZ MORAWIECKI W WYWIADZIE DLA PORTALU I.PL W1953 roku nie było żadnej umowy między naszymi krajami, nie było żadnego zrzeczenia się reparacji. Niemcy na taką umowę się teraz powołują, ale tak naprawdę była w tym temacie jedynie notatka prasowa w „Trybunie Ludu” Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 PULS • SPŁONĄŁ CZŁOWIEK. NA OCZACH TŁUMÓW, KAMER, ŚWIATA. 54 LATA TEMU RYSZARD SIWIEC DOKONAŁ AKTU HEROICZNEGO, A ZARAZEM AKTU ROZPACZY. SAMOSPALE-NIA. PROTESTUJĄC PRZECIWKO INTERWENCI WOJSK UKŁADU WARSZAWSKIEGO W WYBIJAJĄCEJ SIĘ NA NIEZALEŻNOŚĆ CZECHOSŁOWACJI, INWAZJI W KTÓREJ WIODĄCĄ, A JEDNOCZEŚNIE HANIEBNĄ ROLĘ OPRAWCÓW ODEGRAŁO LUDOWE WOJSKO POLSKIE. PŁONĄC, NIEUSTANNIE KRZYCZAŁ „PROTESTUJĘ"!!! Praska Wiosna Zła sytuacja gospodarcza Czechosłowacji i niewielkie zmiany związane z destabilizacją sprawiły, że miejscowi intelektualiści partyjni zaczęli jawnie krytykować konserwatywną część Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Na początku 1968 r. odsunięto od władzy przywódców kierujących KPCz i państwem od czasów stalinowskich. Do głosu doszli reformatorsko nastawieni komuniści z Aleksandrem Dubće-kiem na czele. Głosili oni chęć zbudowania „socjalizmu z ludzką twarzą”. Zapowiadano wprowadzenie głębokich reform społecznych i gospodarczych, uniezależniających państwo od politycznej podległości ZSRR. Liberalizacja obejmowała wprowadzenie wolności prasy, wolności słowa, swobód prze-rhieszczenia się, większy nacisk gospodarczy na dobra konsumpcyjne, możliwość wprowadzenia wielopartyjnego rządu i ograniczenie władzy tajnej policji, a także potencjalne wycofanie się z Układu Warszawskiego. Zdławić kontrrewolucję Komuniści, a gównie Leonid Breżniew i Władysław Gomułka uznali zmiany w Czechosłowacji za działania kontrrewolucyjne. Wystosowali ultimatum z żądaniem natychmiastowego wycofania się Czechosłowacji z przemian. Na podjęcie bardziej zdecydowanych działań przez Układ Warszawski naciskał Władysław Gomułka, który ostrzegał przed rozszerzeniem się czechosłowackiej „kontrrewolucji” na Polskę. I zaczęto przygotowywać interwencję zbrojną, która rozpoczęła się 21 sierpnia 1968 roku. Czechosłowacja została zaatakowana. W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. wojska Układu Warszawskiego rozpoczęły zbrojną interwencję w Czechosłowacji pod kryptonimem „Dunaj”. Armia czechosłowacka chciała uniknąć ofiar i właściwie nie stawiała oporu. Wojska interwencyjne (w tym jednostki sowieckie, polskie, węgierskie i bułgarskie, w sumie ok. 500 tys. żołnierzy) dosyć szybko zajęły kraj - w praktyce Czechosłowacja znalazła się pod okupacją. Ludność cywilna na swój sposób stawiała bierny opór: protestowano na ulicach, nie prze- Na zdjęciach: u góry, płonący Ryszard Siwiec, 8 września 1968 rok, poniżej, Jan Palach - pierwszy Czech, który dokonał samospalenia 16 stycznia 1969 roku „NIE POCHODNIA W DŁONI PLONIE, ALE DŁOŃ” „Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!” - Ryszard Siwiec opracował Jędrzej Lipski , , strzegano godziny policyjnej, przekręcano znaki drogowe, aby utrudniać wojskom przemieszczanie się, odmawiano okupantom sprzedaży towarów. Były też bardziej krwawe wystąpienia i protesty. W czasie operacji około 500 Czechów i Słowaków zostało rannych, a 108 zostało zabitych. 7 września 1968 w Ji-czynie pijany polski żołnierz otworzył ogień z broni maszynowej do czeskich cywilów, zabijając dwóch Czechów, a kilka innych osób raniąc. Po kilku tygodniach walk opór wojsk czechosłowackich został złamany. Skończyła się Praska Wiosna, a jej miejsce zajął komunistyczny terror. Polacy wobec inwazji Inwazja na Czechosłowację spotkała się w ówczesnej Polsce z powszechnym oburzeniem. Uznano, iż udział LWP w interwencji oznacza zhańbienie munduru polskiego żołnierza. Wyrazem protestu stały się liczne akty sprzeciwu. Odnotowano 143 przypadki kolportażu ulotek na terenie 64 miejscowości oraz ponad dwieście napisów w 49 miejscowościach. Głosiły one m.in. „Precz z agresją na Czechy”, „Za naszą i waszą wolność”, „Niech żyją nasi czescy bracia, precz z Gomułką”, „Ręce precz od Czechów”, „Niech żyje Czechosłowacja”, „Niech żyje Dubczek”, „Chcemy polskiego Dubczeka”. Znane są nawet pojedyncze przypadki przekroczenia granicy przez młodych Polaków w celu wzięcia udziału w spodziewanych walkach o wolność Czechosłowacji. Polskiego honoru bronili skutecznie Polacy mieszkający i pracujący wówczas w Czechosłowacji. Stanęli murem w obronie wolności. Brali udział w oporze przeciwko wojskom inwazji, budowali barykady, zbierali podpisy pod petycjami. Pierwsza pochodnia Trzy tygodnie po rozpoczęciu inwazji, Ryszard Siwiec, żołnierz AK, z wykształcenia filozof, zdecydował się na dramatyczną formę protestu przeciw tłumieniu Praskiej Wiosny. 8 września podczas Centralnych Dożynek na Stadionie X-lecia, w obecności przywódców partii, dyplomatów i 100-tysięcznej publiczności i kamer, oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił, krzycząc „protestuję”. Przed podpaleniem się rozrzucił na stadionie ulotki z apelem protestacyjnym. Ryszard Siwiec nie przeżył dramatycznego czynu. Chcącym pomóc nie pozwalał gasić płomieni. Ciężko poparzony trafił do szpitala, gdzie po czterech dniach, 12 września 1968 roku zmarł w wyniku oparzeń zajmujących ponad 85 proc. powierzchni ciała. Akt samospalenia Ryszarda Siwca przeszedł w kraju bez echa - państwowe media nie zamieściły na ten temat nawet wzmianki. Pierwszą wiadomość o jego samospaleniu można 3 było usłyszeć na antenie sekcji polskiej Radia WolnaEuropadopiero w kwietniu 1969 roku. Sa-mospalenie Ryszarda Siwca nie było jedynym takim heroicznym aktem protestu przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Miałem honor wylosować nr 1 Cztery miesiące później, tym razem w Pradze zapłonęły kolejne ludzkie pochodnie. 16 stycznia 1969 roku Jan Palach, student historii i ekonomii politycznej na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Karola, dokonał aktu samospalenia przed Muzeum Narodowym na placu Wacława w Pradze. Pozostawił po sobie list pożegnalny, który stał się manifestem ideowym młodych Czechów. Napisał w nim: „Ze względu na to, że nasze narody znalazły się na krawędzi beznadziei, zdecydowaliśmy się wyrazić swój protest i obudzić naród tej ziemi. Nasza grupa złożona jest z ochotników, zdecydowanych spalićsię dla naszej sprawy. Ja miałem honor wylosować nr 1 i uzyskałem prawo napisania pierwszych listów, a także wystąpić jako pierwsza pochodnia”. Czyn Jana Palacha stał się symbolem walki z biernością. W Czechosłowacji powtórzyło go w ciągu kilku miesięcy 29 osób, z czego siedem zmarło. 20 stycznia 1969 r. w Pilźnie podpalił się 25-letni robotnik Josef Hlavaty, który 5 dni później zmarł. Próby samospalenia dokonał także robotnik Mirosław Malinka - 22 stycznia 1969 w Brnie i 16-letni uczeń Jan Bereś 26 stycznia 1969 w Chebie. Jan Zajic, 18-letni uczeń technikum kolejowego w Śumperku, 25 lutego 1969 r. pojechał pociągiem do Pragi. Podpalił się w korytarzu domu nr 39 na Placu Wacława. Zmarłna miejscu. Ostatnią znaną żywą pochodnią na terenie Czechosłowacji był w roku 1969 Evzen Plocek z Jichlavy, 39-letni ojciec rodziny. Zapalił się na największym placu w Jihlawie w Wielki Piątek 4 kwietnia 1969 r. Na miejscu pozostawił ulotki z hasłami: „Prawda jest rewolucyjna - napisał Antonio Gramsd” i „Jestemzaludzką twarzą, nie znoszę bezduszności -Evzen”. O Ryszardzie Siwcu historia niemal zapomniała. Pamięć o nim ożyła na krótko w 1981 roku, a na stałe dopiero po zmianach roku 1989. Jan Palach natomiast, niemal natychmiast stał się legendą. I znalazł swoich naśladowców także poza granicami Czechosłowacji. Na jego czyn powołał się 16-letni Sandor Bauer, który 20 stycznia 1969 roku podpalił się w Budapeszcie. Dnia 13 kwietnia 1969 r. w centrum Rygi próby samospalenia dokonał 20-letni student IljaRips, który takjak Palach protestował przeciwko okupacji Czechosłowacji. Kolejne „żywe pochodnie” na całym świecie często powoływały się na praskiego studenta, płonąc w obronie wolności. 4 • PULS Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 SYNDROM KACAPA. CIEMNE JĄDRO ROSYJSKIEJ DUSZY Zbrodnie wojenne w Buczy, Irpieniu i wielu innych miastach. Zbrodnie na ukraińskich jeńcach wojennych w Ołeniwce. Codzienny ostrzał cywilnych budynków. Jak to możliwe, że Rosjanie, ludzie z tak wspaniałą kulturą, urządzają innym ludziom piekło na ziemi? Mirosław Kuleba Chociaż ostatnio muzyka Czajkowskiego i proza Czechowa wypadły z powszechnego obiegu, rosyjska szaleńcza agresja na Ukrainę nie anulowała bynajmniej ich znaczenia dla światowej kultury. Tak jak Auschwitz nie przekreślił organowej muzyki Bacha. Problemem nie jest bowiem rosyjska kultura i stworzone przez Rosjan arcydzieła, lecz właściwa mieszkańcom imperium mentalność, wywodząca się od tatarskiego rzeźnika, kacapa. Syndrom kacapa Artysta fotografik Czesław Łuniewicz opowiedział mi kiedyś o swojej służbie w sowieckiej armii. Jako mieszkaniec Głębokiego na Wileńszczyźnie -dzisiaj to Białoruś - został w 1945 roku przymusowo zmobilizowany, chociaż pociąg z ekspa-triantami stał już na stacji kolejowej, gotów do odjazdu na Zachód. - Kak zowut? - spytał go sowiecki kapitan, politruk prowadzący rejestr przy stoliku. - Czesław Łuniewicz. - U nas takowo niet. Ty - Wiaczesław Łunow! Itakzapisałwpapierach. „To koniec - pomyślał wtedy chłopak z bezgranicznym przerażeniem. - Jestem kacapem!” Ta zgroza, że jednym pociągnięciem pióra można człowieka pozbawić nazwiska, rodziny, ojczyzny, całej wymarzonej przyszłości, została w pamięci Łuniewicza już na zawsze. Pozostał Łuniewiczem, nie Łu-nowem, gdyż zaraz zdezerterował, zdążył jeszcze na swój pociąg do wolności. Co jednak znamienne - w tej strasznej chwili, kiedy sowiecki politruk pisał na nowo jego los, Łuniewicz nie pomyślał o rodzinie czy ojczyźnie; jego przeraziło co innego -to, że został „kacapem”. A co mógł sobie wtedy myśleć ów sowiecki oficer? Pewnie to samo, co dzisiaj ma światu do powiedzenia politruk rosyjskiej dyplomacji, Siergiej Ław-row. „Rosja jest tym, czym jest -oznajmił niedawno z całą, wła- ściwą mu, tępą bezczelnością, w wywiadzie dla BBC. - I nie wstydzimy się pokazywać, kim jesteśmy”. Kim jesteście? A kimże oni są? Trudno byłoby doszukiwać się cech formatujących rosyjskość na gruncie etnicznym, ponieważ fenomen etnicznego Rosjanina być może nie istnieje. Tysiąc lat mieszania krwi i ras, wchłanianie kolejnych fal stepowych najeźdźców, znalazło wyraz nawet w wyglądzie fizycznym mieszkańców Rosji. Przypomnijmy sobie madame Kławdię Chauchat z „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna - jej kocią twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi i wąskimi, kirgiskimi oczami, tak ponętnymi dla Europejczyka szczegółami jej azjatyckiej urody. Rosyjskość definiować zatem należy raczej w sferze mentalnej i duchowej. Ważnym tropem jest konstatacja pewnego rosyjskiego autora, że Rosjaninem może zostać każdy. Zdumiewający literacki fajerwerk na ten temat wyszedł spod pióra Aleksandra Dugina, polityka i pisarza, o którym ostatnio zrobiło się głośno. W szkicach filozoficznych „Russkaja Wieszcz” (2001, 2006) Dugin daje świadectwo swojego pisarskiego talentu, a zarazem zaślepienia szowinisty i megalomana. Pisze jednak bez jakichkolwiek zahamowań to, czego żaden inny autor nie przedstawił tak otwarcie i drastycznie. Żyłem wśród Rosjan sześć lat, w Moskwie i na Syberii, i wiem, że Dugin napisał właśnie to, co myślą jego rodacy. I jest w swej szczerości uczciwy, jakkolwiek nie byłaby ona upiorna dla reszty świata. Jego zdaniem, przeznaczenie uformowało na rosyjskiej ziemi wyjątkowy etnos o cechach i właściwościach, które nie mają nigdzie indziej odpowiednika, i powierzyło temu „narodowi wybranemu” wielki projekt mistyczny, geopolityczny, historyczny, soteriolo-giczny i eschatologiczny. Ten mistyczny projekt, czyli Rosja, opiera się na unikalnym patriotyzmie, który jest irrimanentnie związany z „tajemnicą przestrzeni pojmowanej jako odzwierciedlenie wieczności w naszym świecie”. Nieograniczony tak samo jak przestrzeń, ów rosyjski patriotyzm jest absolutnie otwarty zarówno w płaszczyźnie horyzontalnej, jako „zasada imperialna”, jak i w sferze wertykalnej, stanowiąc rodzaj „metafizycznej syntezy”. Rosjanie, według Dugina, to jedyny naród, do którego każdy może przystać, ale z którego nie można wyjść bez głębokiej i nieodwracalnej traumy. Ci, którzy stali się Rosjanami, tracą zdolność mówienia w swoim ojczystym języku z powodu wielkiego szczęścia, jakie stało się ich udziałem. Język rosyjski jest językiem innego świata, nie można go dobrze przetłumaczyć. Na rosyjski natomiast wykonuje się tylko złe tłumaczenia z obcych języków, ponieważ „małostkowość treści innych języków irytuje rosyjskich tłumaczy i zaczynają fantazjować, aby poszerzyć obcą myśl, uczynić ją bardziej rosyjską i interesującą”. U źródła pojawienia się Rosjan w historii leży nierozwiązywalna tajemnica. Wszystko, co wymyślili, zaskakuje nie-Ro-sjan. Wynaleźli koło, które się nie toczy i piec, który się toczy. Rosjanie nie podlegają prawom fizyki, biologii i psychologii, mierzą wszystko swoją własną miarą, która jest nieskończona. Rosjanie są tak dziwni, że wszystkie inne narody mają o nich bardzo niejasne wyobrażenie. Rosjanie ucieleśniają swoim istnieniem grozę Sądu Ostatecznego. Ci, którzy mieszkają wich pobliżu, poddawani są metafizycznej męce - doznają wściekłej odrazy i równie furiackiego uwiedzenia. Rosjanie kochają nie-Rosjan, bo wydają się im interesujący. Rosjanie nie obrażają się, kiedy inni wpadają przez nich w szał, gdyż sami są olbrzymami. Wszystko co ekstremalne, łącznie z nazizmem, anarchizmem czy islamizmem, jest zakorzenione w Rosjanach, ale ciągle dalekie od wyczerpania tych możliwości, jakie mogą oni objawić światu - ito całkiem mimochodem, leniwie, od niechcenia. Tego, co stanowi najważniejszą cechę Rosjan, oni sami nigdy nie określą, gdyżnie chcą i nie potrafią jej zawrzeć wjednej formule. „Rosjanin jest zbyt wielki, aby dać się wtłoczyć w definicję. Głupotą jest próbować sformalizowaćnaszą tajemnicę”. „Uważają nas za złych, ponieważ jesteśmy zupełnie niezrozumiali i nazbyt liczni. W istocie Rosjanie są bardzo dobrzy, gdyż są samym Dobrem. Każdy przyzwoity człowiek na ziemi jest Rosjaninem”. Rosjanin jaki jest, każdy widzi Czy ktoś rozpoznaje w tym kuriozalnym panegiryku Rosjan, jakich znamy? Którzy przynieśli nam tyle dobra w 1920 roku, w Katyniu w 1940 i w Smoleńsku w 2010. Którzy dzisiaj zalali samym krwawym dobrem ulice ukraińskich miast, Buczy, Irpienia, Mariupola. Wszystkie te fantasmagorie Dugina można przyjąć za dobrą monetę tylko w jednym przypadku: jeśli uznamy, że przewrotnie szydził sam z siebie i swoich pobratymców. A prawdziwy przekaz powinien brzmieć tak: Przeznaczenie uformowało na rosyjskiej ziemi wyjątkowy etnos o cechach i właściwościach, które od wieków są zmorą dla wszystkich jego sąsiadów. Rosja opiera się na unikalnym patriotyzmie, który polega na zagrabianiu, kolonizowaniu i doprowadzaniu do ruiny całej opanowanej przestrzeni. „W ruskim brzuchu nawet dłuto zgnije” - mówią sami o sobie. Rosyjski patriotyzm jest niewolniczym poniżeniem się dla idei imperialnej, która ma rekompensować nędzę życia całego narodu i kolejnych pokoleń. Adam Mickiewicz nazwał to heroizmem niewoli. Rzeczywiście, każdy może zostać Rosjaninem, i znamy takich wyrodków także z polskiego plemienia - wystarczy wskazać młodszego brata Mickiewicza, pierwowzór „zmo-skwiciałego” majora Płuta, polskiego renegata w „Panu Tadeuszu”. A jeśli ktoś nie zechce dostąpić zaszczytu, pojedzie etapem do białych niedźwiedzi. Ukraińskie dzieci, wykradane z okupowanych przez armię rosyjską terenów, już mają nowe imiona i rodziny, w których mówi się po rosyjsku. Wnet zapomną swego rodzimego „ma-łoruskiego narzecza”. Całą prawdę już dawno rzucił swoim ziomkom prosto w oczy XtX-wieczny filozof Piotr Czaadajew. Zamknęli go za to w domu wariatów: „Osamotnieni w świecie, niczego światu nie daliśmy, niczego od świata nie wzięliśmy, nie wnieśliśmy do wielkiej sfery ideałów człowieczeństwa ani jednej myśli. Nie przyczyniliśmy się w żaden sposób do postępu ludzkiego umysłu, a wszystko, co udało się nam z niego zaczerpnąć, tylko wypaczyliśmy. Od pierwszych chwil naszej społecznej egzystencji nie wyszło od nas nic przydatnego dla wspólnego dobra ludzi, ani jedna pożyteczna myśl nie wykiełkowała na jałowej ziemi naszej ojczyzny, nie wyszła od nas ani jedna wielka prawda”. Z rojeń Dugina wyziera kolektywny Bazarów z powieści Iwana Turgieniewa „Ojcowie i dzieci”, nosiciel zarzewia nihilizmu, dla którego nienawiść staje się ośrodkiem żyda duchowego. Rosjanin w ujędu Dugina to gigant stojący ponad wszystkimi innymi narodami, którymi do woli może pogardzać. Jak Sit-nikow, inny z bohaterówpowie-ści Turgieniewa, którego ogarnia zachwyt, gdy słyszy od Bazarowa, że nie istnieją żadne autorytety. Dowolność pogardza-niai wyrażaniabez zahamowań swej pogardy jest dla niego najprzyjemniejszym odkryciem i doznaniem. Dugin lepi z nawozu historii Rosji swój świat na opak. Dla chrześcijanina rzeczywistość na opakto świat szatana. Niema tu moralnośd, wszak mierzy się wszystko własną miarą, „która jest nieskończona” - a moralność zakreśla granice. Zastępuje ją regulamin pełnienia służby. Cywilizacja wiecznej wojny, obozu w pochodzie. Ijestdziwa-dło świata - Rosjanin z największą na świede armatą, która nie wystrzeliła, największym na świede dzwonem, który nigdy nie zadzwonił, za to z największą na świecie bombą wodorową, którą zdetonował nad swym własnym domem. Dugin napisał po prostu apoteozę wzorcowego kacapa, młodszego lejtnanta Michaiła Zubowa z powieści Sergiusza Piaseckiego „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Subtelna różnica Według fundamentalnego słownika języka rosyjskiego Władimira Dala, kacap to przezwisko dane Wielkorusom przez Małorusinów. Dal określał mianem Małorusinów naród, ROSYJSKI PATRIOTYZM JEST PONIŻENIEM SIĘ DLA IDEI IMPERIALNEJ, KTÓRA-MA REKOMPENSOWAĆ NĘDZĘ NARODU Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 PULS# 5 Wsparcie dla tzw. specoperacji deklaruje wciąż znacząca większość Rosjan. A wielu z nich z radością podchwyciło jej zbrodniczy symbol - literę Z którego istnienie Rosja od zawsze - i do dzisiaj - wściekle kwestionuje - Ukraińców. Ukraińców w słowniku Dala w ogóle nie ma. Jest tylko ukraina, jako ziemia na najdalszych krańcach rosyjskiego państwa. Wszystko w zgodzie z tajnym dekretem emskim cara Aleksandra n z 1876 roku, zabraniającym używania nazwy „Ukraina”, publikowania czegokolwiek w „narzeczu ukraińskim”, nauczania, a nawet wystawiania sztuk teatralnych i wykonywania utworów muzycznych w tym języku. Komisja utworzona z najwyższych carskich czynowników stwierdziła, że „zezwolenie na odrębną literaturę w ludowym dialekcie ukraińskim byłoby równoznaczne z położeniem trwałych fundamentów pod przekonanie o możliwości odłączenia się Ukrainy od Rosji, choćby w dalekiej przyszłości”. Ukraińcy sami nie są pewni, skąd słowo „kacap” pojawiło się w ich języku. Jedna z wersji wskazuje na możliwość zaczerpnięcia go z języka rosyjskiego. Staroobrzędowcy mieli używać tego wyzwiska w stosunku do prawosławnych rosyjskiej cerkwi. Inny hop etymologiczny wiedzie do poczciwego capa, kozła, z jakim kojarzyli się brodaci Wielkorusowie. Są też przypuszczenia o turkijskim źródło-słowie: „kacap” jest bliski fonetycznie karaimskiego „kata”, albo „hycla” i „rzeźnika” w mowie Tatarów krymskich. Niezależnie od etymologii, dzisiaj dla narodów słowiańskich - Polaków, Ukraińców i Białorusinów - „kacap” to określenie Rosjanina zawierające nutę pogardy, prześmiewcze, chociaż przez niektórych używane jako potoczne. Szafowanie nim publicznie może być uznane za mowę nienawiści. Ale co w takim przypadku, gdy nie można się bez niego obyć, gdy jest niezbędne? Musimy przecież jakoś odróżnić kacap-skiego ministra spraw zagranicznych Ławrowa, któremu w uznaniu wybitnych zasług dla rosyjskiego ludobójstwa na Ukrainie brakuje jeszcze tylko jednego wyróżnienia -jedwabnego sznura Joachima von Ribbentropa, od rosyjskiego poety Lermontowa, który żegnał się z życiem słowami wiersza: Proszczaj, niemytego. Rossija (Żegnaj mi, Rosjo niedomyta). I tak was oszukamy! Nieprzejednany wróg wszystkiego, co rosyjskie, wieszcz Zygmunt Krasiński, wzywał podczas wojny krymskiej do całkowitego zniszczenia Rosji, zagrażającej według niego cywilizacji europejskiej i chrześcijaństwu. Adam Mickiewicz, który na zesłaniu spędził wśród Rosjan pięć lat, wykazywał w kwestii rosyjskiej znamienną ambiwalencję. Z jednej strony Rosja jawiłamu się jako kraj nieludzkiego carskiego reżimu, a Petersburg, kwintesenqa tyranii, jako dzieło szatana; z drugiej jednak strony była Rosja ojczyzną szlachetnych „przyjaciół Moskali”. Po śmierci Puszkina w 1837 roku opublikował w prasie jego nekrolog, podpisując się jako „Przyjaciel”. Aprzedeż niewiele lat wcześniej Puszkin w jednym z listów powitał Powstanie Listopadowe słowami: „Nasi starzy wrogowie zostaną wytępieni”. W wierszu „Oszczercom Rosji” groził, że rosyjska ziemia zjeży się stalową szczeciną izmaiłowskich - pogromowych - bagnetów, a słowiańskie strumienie zleją się w rosyjskim morzu. Samego zaś Mickiewicza nazwał wrogiem, który nasączył swoje wiersze jadem. Jan Kucharzewski, autor błyskotliwej syntezy dziejów Rosji „Od białego caratu do czerwonego”, uznaje powieść Turgieniewa „Ojcowie i dzieci” za nieśmiertelne arcydzieło, a zarazem przytacza słowa pisarza 0 Powstaniu Styczniowym: „Niepodobna nie pragnąć jak najszybszego zgniecenia szalonego powstania, tak dla Rosji, jak i dla samej Polski”. Kucharzewski wspomina Nikołaja Berga, wielbiciela polskiej poezji 1 uzdolnionego tłumacza „Pana Tadeusza”, który pisał o Powstaniu Styczniowym: „Niepodległość Polski byłaby wyrokiem zagłady na Rosję”. Przywołuje też szczególnie odrażającą postać klasyka poezji rosyjskiej, polskiego renegata Nikołaja Niekrasowa: „Oto Niekrasow, noszący w duszy do śmierci obraz matki, Polki-patriotki, sławi wierszem kata Polski, krwawego Murawiowa-Wieszatiela, nienawidzącego fanatycznie wszystkiego, co polskie”. Może wśród przeciwników ■ caratu, którzy pragnęli Rosji demokratycznej, znajdziemy inne ‘ nastroje? Ale oto Aleksander Hercen, nazywający Polskę „Mater Dolorosa”, największy bodaj wśród rosyjskich rewolucjonistów przyjaciel Polaków, który wyprawił do powstańców styczniowych naładowany bronią szkuner, oświadcza: „Czy chcemy, aby wolna Polska oderwała się od wolnej Rosji - to inna sprawa. Nie, nie chcemy tego”. Nikołaj Czemyszewski, w którym Kucharzewski widzi kandydata na wodza rosyjskiej rewolucji demokratycznej, „wróg numer jeden Imperium Rosyjskiego”, dwadzieścia lat hurmy, katorgi i zsyłki, po przyjacielskim spotkaniu z polskimi spiskowcami, w przypływie szczerości krzyczy za wychodzącymi Polakami: „Nie wierzcie nam, i tak was oszukamy!” Maja Plisiecka z literą Z? Taki więc mamy wielki problem z wielkimi rosyjskimi pisarzami, poetami, artystami. Nie sposób wyrzucić z kanonu lektur smakosza arcydzieł literatury „Idioty”, „Anny Kareniny”, „Mistrza i Małgorzaty”, „Mo-skwy-Pietuszek”. Nie można nie doceniać pióra Zoszczenki, Czechowa, nie wsłuchiwać się w słowa pieśni Bułata Okudżawy i V\^dimira Wysockiego. Czytaliśmy ich książki, słuchaliśmy ich tyle lat, że wydają się kimś znajomym. Myślimy, że wiemy, których piechurów, na zapylonych drogach Ukrainy, opiewałby dzisiaj Okudżawa, gdyby jeszcze żył. Duszą i głosem czyjego myśliwca-zsfrze-bitiela zostałby Wysocki. MYŚLIMY, ŻE WIEMY, KTÓRYCH PIECHURÓW, NA ZAPYLONYCH DROGACH UKRAINY, OPIEKAŁBY DZISIAJ OKUDŻAKA. CZYZBY? Na pewno nie tego naznaczonego literą Z, puhnowską swastyką. Czyżby? A może znów stanęlibyśmy bezradnie wobec dylematu Piłata: Quid est veritas? Cóż to jest prawda? Wydaje się nam, że wiemy. Że nie może być inaczej, gdyż na tej wojnie wszystko od początku jest jasne, kto napadł, kto się broni. Kto jest zbrodniarzem, kto ofiarą. Ale wtedy przypomina się gnijący w puhnowskim karcerze Aleksiej Nawalny, być może przyszły wielkorządca Rosji, radośnie witający aneksję Krymu. Czy rzeczywiście w chwili prawdy musi być tak, jak chce Kucharzewski - że w Rosjaninie nieuchronnie odzywa się odwieczny instynkt drapieżcy, wytworzony przez stulecia „zbierania” ziem? Jak pisze, obawa utracenia ziem zdobytych przez oręż i dyplomację w przeciągu wieków jest kitem, który spaja to społeczeństwo, a Polska jest w tej kwestii prazłem i arcywro-giem Rosji. Instynkt drapieżcy w primabalerinie Mai PUsieckiej? Kiedy zejdzie ze sceny „Łabędziego jeziora” i zdejmie baletid, założy buty szturmowe i kewlarową kamizelkę? Łowca cudzych ziem Wieniedikt Jerofiejew, na szlaku kolejki podmiejskiej do Pietu-szek? Czyż ich biografie nie dają gwaranqï, że zachowaliby się jak trzeba? Plisiecka - młoda dziewczyna, zabierają i mordują jej ojca. Matkę wysyłają do łagru. Ją do domu dziecka, gdzie wszy i głód. Pionierskie krawaty. Później tańczyła dla partyjnej elity nakolejnych zjazdach partii. Oni myśleli, że ją złamali, że jest jak tresowany piesek, a ona była tańczącąkobrą. Tylko że nie ona była wtransie -toonibyli zahipnotyzowani. Role się odwróciły. Mogła rządzić Rosją jak Krzesiń-ska, ale to odrzuciła. Miała swój taniec, a poza sceną ciemność. Oni tam siedzieli, pocili się w swoich ciasnych garniturach, myśleli sobie jak świetnie, tańczy dla nas. Lecz dla niej nie istnieli. Pokazywała im świat, do którego nie mieli wstępu. Przez wiele lat ta najsłynniejsza baletnica świata, primabalerina assoluta, nie mogła wyjeżdżać i tańczyć za granicą. Najbardziej bali się tego, że ucieknie, jak Nuriejew, Barysznikow, Aleksandr Godunow. Czechow, zżerany przez gruźlicę, podejmuje zgubną dla swojego zdrowia wyprawę na Sachalin, badać warunki, w jakich żyją katorżanie. Spotyka w kopalniach przykutych do taczek skazańców, którzy zjadają świece z tłuszczu, widzi głodujące, chore dzieci zesłańców. Opisuje to w książce „Ostrów Sachalin”: „Sachaliń-skie dzieci są blade i wychudzone; chodzą w koszulinach i ciągle chcą jeść”. Rezygnuje z godności akademika Rosyjskiej Akademii Nauk, kiedy car Mikołaj II pozbawił tego tytułu Maksyma Gorkiego. Nie zapomnę niebywałego wykonania symfonii „Manfred” Piotra Czajkowskiego, które słyszałem w moskiewskim Domu Związków. Było to 14 marca 1981 roku, dyrygował Maksim Szostakowicz. Ta sama Sala Kolumnowa, gdzie w procesie szesnastu skazano na śmierć generała Okulickiego. Po ekstatycznej kulminacji pierwszej części symfonii, której przejmujący dramatyzm przewyższa wszystko w całej muzyce, nastąpiło coś, co prawie nigdy się nie zdarza. Publiczność oszalała i urządziła owację na stojąco. Nikt nie wiedział, że to pożegnanie z ojczyzną - zaraz potem dyrygent, syn wielkiego rosyjskiego kompozytora Dymitra Szostakowicza, wystąpił o azyl w USA. Czajkowski miał mniej szczęścia. Uwielbiany przez Rosję i cały świat za swoją muzykę, oskarżony o niemoralny postępek, zabił się w wieku 53 lat. Czy wszyscy oni przypięliby sobie dzisiaj pasiaste georgijew-skie wstążki, znak wspólnictwa w zbrodni? Jeśli tak, to cóż... „Rosja jest taka, jaka jest”. * * * Kiedyś zapytałem Czesława Łuniewicza, którego ojciec został zamordowany w Katyniu, jak mógł, znając Rosję i będąc tak przez Rosję doświadczony, tyle lat fotografować koncerty piosenki radzieckiej w zielonogórskim amfiteatrze, uczestniczyć w tym festiwalu obłudy. Wcale się nie zmieszał. - Ci, którzy tu przyjeżdżali śpiewać i w ogóle brali w tym udział, mieli gdzieś przyjaźń polsko-radziecką. Jak wszyscy normalni ludzie. ...A Plisieckiej, Czechowa i Czajkowskiego żaden cholerny kacap, żaden Putin, Ławrow czy błaznujący jak sztubak Mied-wiediew, i tak mi nie odbierze. 6 • PULS Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 Niemcy wykorzystują zatrucie Odry do własnych celów politycznych Przedstawiciele niemieckich władz centralnych i landowych, wspierane przez media oraz organizacje ekologiczne, tuż po opublikowaniu informacji o zatruciu Odry, przystąpiły do zmasowanego ataku na polski rząd. Padły oskarżenia o próby tuszowania sprawy. Dowodów nie przedstawiono, ale wielokrotnie powtórzone „fake newsy" trafiły na bardzo podatny grunt. Czesław Makulski Rzecznik ministerstwa środowiska w Berlinie już li sierpnia stwierdził, że w Polsce procedura informacyjna przewidziana w taldch przypadkach nie zadziałała. Niemieckie telewizje natychmiast rozpoczęły relacje z katastrofy ekologicznej na Odrze, do jakiej doprowadzono po polskiej stronie. Zdjęcia śniętych ryb miały zwiększyć grozę sytuacji. W studiach telewizyjnych natychmiast pojawili się eksperci, którzy zaczęli prześcigać się w oskarżeniach wobec Polski. Bezrefleksyjnie cytowano „Gazetę Wyborczą” i TVN, pojawiły się oskarżenia, że to polskie przedsiębiorstwa trują rzekę. W wodzie jakoby wykryto rtęć, metale ciężkie i inne trucizny. Nikt jednak nie przedstawił ani jednego dowodu potwierdzającego lansowane tezy. Kłamstwo wielokrotnie powtórzone... Po kilku dniach już nikt nie miał wątpliwości, że rząd w Warszawie celowo opóźnił informację o wybuchu katastrofy ekologicznej. W Sueddeutsche Zeitung tłustym drukiem napisano: „Odra jest zatruta - i bez względu na to, co ktokolwiek dowie się o przyczynach zatrucia, dla ryb jest już za późno. Dzieje się tak głównie za sprawą prawicowo-populi-stycznej partii rządzącej w Polsce, która reaguje jak zwykle: tuszowaniem spraw”. Niemiecki dziennik „Ta-gesschau” (ARD) napisał o największej katastrofie ekologicznej w Polsce i, powołując się na polską opozycję, porównał ją do katastrofy w Czarnobylu. Skrajnie lewicowy dziennik „Die Tageszeitung” już dawno znalazł winnego zatrucia Odry. Jest nim partia Prawo i Sprawiedliwość. Autorka komentarzy - Gabriele Lesser (znana z nie- wJK*- W Odrze problemem był brak tlenu. Ustawiono wiele pomp, by poprawić sytuację chęci do obecnego rządu) nie ma żadnych wątpliwości, że obecny pisowski rząd przyczynił się do katastrofy. Jak stwierdziła autorka materiału: „System działania rządzącej w Polsce partii PiS śmierdzi do nieba”. Jej zdaniem - katastrofa na Odrze pokazuje jak partia rządząca lekceważy społeczeństwo. „Dopiero po trzech tygodniach zareagowały polskie instytucje na zatrucie rzeki” - napisał „TAZ”. Także inne niemieckie gazety nie zostawiły na polskim rządzie suchej nitki. Regionalna stacja telewizyjna RBB wskazała winnych: byli to Polacy. Przez kilka dni zaproszeni do studia ekolodzy tłumaczyli, że katastrofa jest bardzo poważna, a przyczyniły się do niej zaniedbania ekologiczne po polskiej stronie. Minister ochrony środowiska Brandenburgii Axel Vogel (Zielony) ostro zaatakował pol- ski rząd za zbyt późne - jego niemieccy turyści, wędkarze też o strasznej katastrofie. Były zdaniem - przekazanie infor- czy ekolodzy opowiadali sekretarz generalny CDU, macji o zagrożeniu. Zapraszani z przejęciem o śniętych rybach, a także przewodniczący nie-do wielu stacji telewizyjnych o unoszącym się smrodzie, czy miecko-polskiej grupy parla- W Zachodniopomorskiem w 17 miejscach postawiono 29 zapór, by ściągać martwe ryby mentamej Paul Ziemiak wezwał do ścisłej współpracy między Polską i Niemcami. Jego zdaniem, odpowiedzialni po stronie polskiej muszą dostarczyć odpowiednich wyjaśnień. Niemiecki przekaz był jasny od początku - wywołać strach, zwiększyć potencjalne zagrożenie. Szybka odpowiedź W czasie, gdy wyławiano z Odry tony śniętych ryb, w jednej ze stacji radiowych wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki zapewnił, że polskie urzędy reagują szybko i sprawnie, ale współpraca z Niemcami nie układa się tak dobrze, jak powinna. Na stronach internetowych województwa zachodniopomorskiego Zbigniew Bogucki stwierdził, że pomimo obietnic, Niemcy nadal nie postawili na Odrze odpowiedniej liczby specjalnych zapór. - Niemcy zapewnili, że skorzystają z naszych rozwiązań i postawią kolejne zapory, żeby zapobiec dalszemu zanieczyszczeniu rzeki, ale tego nie wykonali - poinformował wojewoda. 16 sierpnia polska strona postawiła osiem tego typu zapór i będzie stawiać dalsze, natomiast strona niemiecka zaledwie dwie. Czyli wyraźnie widać, że niemiecka strona mija się z prawdą, kiedy oskarża polskich urzędników o opieszałość i próby - jakoby -zatuszowania problemu. - Nigdy nic takiego nie miało miejsca - podkreślono w oświadczeniu urzędu wojewódzkiego. Teraz to my stawiamy pytania Deputowana do parlamentu we Frankfurcie nad Odrą z partii Zielonych Sarah Damus w stacji telewizyjnej RBB skrytykowała polskie władze za - jej zdaniem - opieszałe działania. - Dlaczego polska strona na czas nie poinformowała o niebezpieczeństwie strony niemiec- Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 PULS • 7 Martwe ryby znalezione nad brzegiem morza Bałtyckiego w Rugii siaj nie ustalono z jakiego powodu zdechło ponad 30 ton ryb. Niemieccy ekolodzy potwierdzają, że mieliśmy na Rugii do czynienia z katastrofą ekologiczną. Nie znalazłem żadnej oficjalnej notatki, ani innego dokumentu, aby o tej katastrofie strona niemiecka informowała polskich sąsiadów z województwa zachodniopomorskiego. Tym bardziej, że do podobnej katastrofy doszło w tym samym okresie na wyspie Uznam. Również tam wyłowiono z wody tysiące martwych ryb. Rugia i Uznam leżą blisko polskiej zachodniej granicy. W maju 2021 roku z nieznanych powodów zaczęły ginąć drobnoustroje i małe zwierzęta w Rezerwacie Biosfery UNESCO „Bliesgau” (przy granicy niemiecko-francuskiej). Dopiero po kilkunastu dniach od pierwszych wskazówek, lokalne urzędy poinformowały, że na wielkim obszarze cały ekosystem został zanieczyszczony obornikiem. Politycy partii Zielonych skrytykowali wówczas landowe ministerstwo środowiska za zdecydowanie nieskuteczną politykę informacyjną. Wówczas lokalne władze administracyjne nie powiadomiły na czas sąsiadujących z nimi francuskich instytucji. Do podobnych sytuacji doszło w Renie w 2018 roku. Kilkanaście dni temu niemieckie agencje zaalarmowały, że ryby giną nie tylko w Odrze. Odnaleziono setki martwych ryb w rzece Saale (Soława) w Sakso-nii-Anhalt. Przyczyną tej katastrofy najprawdopodobniej była awaria w jednym z tamtejszych przedsiębiorstw, gdzie pękł mrodąg, z którego wydobywała się solanka amoniakalna. Chodzi o firmę „Solvay” w Bem-burgu. Do awarii doszło w pią-tek wczesnym rankiem, a media poinformowały o zagrożeniu dopiero we wtorek, 16 sierpnia. Jednak w tym wypadku nikt w Niemczech nawet nie wspomina o zbyt późnym działaniu i opieszałości urzędników. Niemcy wychodzą z założenia, że niemiecki „Deutsche Be-amte” (urzędnik mianowany) nie może się mylić. Polski wiadomo... Odra bezpieczna 6 września przestał obowiązywać zakaz korzystania z wód Odry. Podczas prowadzonych badań wody nie stwierdzono nowych przypadków śnięcia ryb na całej długości rzeki. Badania nie wykazały również czynników, które mogą być niebezpieczne przy normalnym użytkowaniu Odry. ©® łaej - zastanawiała się niemiecka polityk. Wydaje się jednak, że pytanie powinno brzmieć inaczej: Dlaczego niemiecka strona nie zauważyła niebezpieczeństwa, a jeżeli zauważyła i na czas zareagowała, to dlaczego nie poinformowała o nim polskiej strony? (Część niemieckich gazet informowała, że niemieckie laboratoria pierwsze próbki wody z Odry badały już pod koniec lipca). Czy urzędy niemieckie i niemieckie laboratoria posiadały informację o zagrożeniu ekologicznym na Odrze i postanowiły te informacje zataić? Dlaczego Niemcy nie przekazały żadnych danych o potencjalnym zagrożeniu polskiej stronie? Prawo międzynarodowe i unijne przewiduje wymianę tego typu informacji. Odra to przecież rzeka graniczna. „W dniu 28 kwietnia 1999 weszła w życie umowa podpisana przez trzy państwa 0 utworzeniu Międzynarodowej Komisji Ochrony Odry przed Zanieczyszczeniem (MKOO). Komisja została powołana na podstawie międzynarodowej Umowy podpisanej we Wrocławiu 11 kwietnia 1996 r. między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej, Rządem Republiki Czeskiej, Rządem Republiki Federalnej Niemiec 1 Wspólnotą Europejską. Międzynarodowa Komisja Ochrony Odry przed Zanieczyszczeniem (MKOO) jest jedną z funkcjonujących w Europie międzynarodowych komisji zajmujących się problematyką rzek i jezior, których zlewnie leżą na obszarze więcej niż jednego państwa. W wyniku przystąpienia Polski i Czech do Unii Europejskiej z dniem 1 maja 2004 r. Wspól-' nota Europejska przestała być stroną umowy w sprawie MKOO (Umowa w sprawie zmiany umowy o MKOO). Główne cele MKOO to zapobieganie i trwałe obniżanie zanieczyszczenia Odry i Bałtyku szkodliwymi substancjami oraz doskonalenie ochrony przeciwpowodziowej na Odrze. Ponadto zgodnie z wymogami wskazanymi w Art. 8 Ramowej Dyrektywy Wodnej, państwa członkowskie Unii Europejskiej są zobowiązane do utworzenia programów monitorowania stanu wód w każdym obszarze dorzecza. Na Odrze jest to „Moduł IMS-Odra” (ang. International Monitoring Stations - Odra), który ma zbierać informacje 0 wybranych parametrach fizykochemicznych, chemicznych 1 biologicznych z międzynarodowych punktów monitoringu wód powierzchniowych. Na Międzynarodowym Obszarze Dorzecza Odry wyszczególniono 9 reprezentatywnych stacji monitoringowych: w Czechach, w Polsce i w Niemczech (w miejscowości Guben iHohenwutzen).” Z unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej jasno wirnika, że Niemcy miały i nadal mają obowiązek monitorowania stanu rzeki Odra. Krótka „niemiecka pamięć" Twierdzenie, że nikt w Niemczech do tej pory nie widział takiej katastrofy ekologicznej jest po prostu fałszywe. Podobnie, jak powtarzane niczym mantra twierdzenie, że niemieckie służby zawsze dzia-łają odpowiedzialnie, szybko i skutecznie. Oto kilka przykładów podobnych przypadków, do jaldch doszło u naszych zachodnich sąsiadów. Pod koniec czerwca 2022 roku na plażach wzdłuż Łaby znaleziono tysiące martwych ryb. Także w tym czasie w hamburskim porcie ryby unosiły się na wodzie... brzuchami do góry. Dopiero po kilku dniach odpowiednie urzędy potwierdziły informację o masowym śnięciu ryb w Łabie, w jej dorzeczu i w porcie w Hamburgu. Po kilkunastu dniach (dokładnie 11.07.2022) podano informację, że przyczyną śnięcia ryb jest brak w wodzie tlenu. Do 18 czerwca tego roku tylko w Hamburgu i okolicach na Elbie wyłowiono około 7 ton martwych ryb. W styczniu 2022 r. wędkarze i rybacy zauważyli śnięte ryby u wybrzeży Rugii. Jak dowiedzieliśmy się w Krajowym Urzędzie ds. Rolnictwa i Ochrony Środowiska, do dzi- REKLAMA 0510603241 Różne punkty widzenia i Ty 800 dziennikarzy z całej Polski, 20 redakcji regionalnych i.pl Nowy Portal Informacyjny 8 • PULS Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 11 września 2001. Początek światowej wojny z terroryzmem 21 lat temu bestialskie zamachy terrorystyczne przeraziły i sparaliżowały cały świat. Niecały miesiąc później rozpoczęto wojnę światową z terroryzmem, która trwa do dziś Kacper Rogacin W wyniku czterech ataków terrorystycznych 11 września 2001 roku zginęło 2977 osób, a 6291 ludzi zostało rannych Pierwsza wieża już płonęła. Prezydent George Bush przybył właśnie do szkoły podstawowej na Florydzie, gdzie miał zaplanowane spotkanie z uczniami. Szef jego personelu Andrew Card poinformował go, że kilka minut wcześniej, o godzinie 8.46 rano czasu nowojorskiego „mały samolot dwusilnikowy” uderzył w jedną z wież World Trade Center. Po chwili prezydent odebrał telefon od Condoleezzy Rice, która doprecyzowała, że w WTC uderzył jednak samolot pasażerski. W tamtym momencie przypuszczano, że katastrofa była zapewne wynikiem poważnej usterki maszyny albo tragicznego błędu pilota. Bush postanowił nie zmieniać pierwotnego planu i spotkać się z dziećmi. Dziesięć minut później, o godzinie 9.05, prezydent szykował się do przeczytania uczniom fragmentu lektury szkolnej. Nagle podszedł do niego Andrew Card i wyszeptał mu na ucho: - Drugi samolot uderzył w drugą wieżę. Ameryka jest atakowana. Stany Zjednoczone pogrążone w strachu W ciągu następnych godzin Stany Zjednoczone, największe mocarstwo świata, pogrążają się w chaosie, panice i strachu. Miliony Amerykanów za pośrednictwem telewizji śledzą kolejne doniesienia, które tylko potęgują przerażenie: 9.37 - trzeci porwany samolot uderza w zachodnie skrzydło Pentagonu. Ginie 64 pasażerów i 125 pracowników budynku. 9.43 - służby zamykają przestrzeń powietrzną nad całym krajem. Wszystkie samoloty, które znajdują się w powietrzu, mają nakaz natychmiastowego lądowania na najbliższych lotniskach. 9.59 - zawala się południowa wieża World Trade Center. 10.03 - pasażerowie czwartego porwanego samolotu, którego celem miał być Kapitol lub Biały Dom, wszczynają bunt. W efekcie walki z terrorystami maszyna rozbija się na polach Pensylwanii. 10.28 - zawala się północna wieża World Trade Center. W ciągu niecałych dwóch godzin 11 września 2001 roku dotychczasowy świat na zawsze odszedł w zapomnienie. Po zamachach już nic nigdy miało nie być takie jak dawniej. „Ataki kruszą stal, ale nie skruszą naszej siły" Al-Ka’ida. Do tamtego dnia ta organizacja terrorystyczna była znana głównie z zamachów na ambasady USA w Kenii i Tanzanii, w wyniku których zginęły 224 osoby, a ponad4000 zostały ranne. Już w pierwszych minutach po zamachach na WTC media amerykańskie zaczęły sugerować, że to właśnie Al-Ka’ida może stać za atakami na WTC. Wkrótce każda stacja telewizyjna przedstawiała Osamę bin Ladena jako głównego podejrzanego. Sam bin Laden przyznał się do tego dopiero w 2004 roku, na krótko przed wyborami prezydenckimi w USA, ale już w 2001 roku amerykańskie służby były pewne, że to właśnie bojownicy kierowanej przez niego Al-Ka’idy porwali cztery samoloty. Wynikało to jednoznacznie z podsłuchanych rozmów pomiędzy liderami organizacji terrorystycznych. Prezydent Bush wspominał w swojej autobiografii, że wszyscy w Białym Domu mieli świadomość, jak bardzo przerażony był wtedy naród amerykański. Nikt nie wiedział, kiedy i gdzie Al-Ka’ida zaatakuje znowu, wszyscy bali się, że terroryści dopadną ich lub ich rodziny. Zasianie wszechogarniającego strachu było zresztą jednym z celów terrorystów. Postanowiono, że jedyną odpowiedzią na bestialskie ataki może być ukaranie ich organizatorów. - Ataki terrorystyczne mogą wstrząsnąć fundamentami na- szych największych budynków, ale nie są w stanie tknąć fundamentów Ameryki. Atald te kruszą stal, lecz nie mogą nadwerężyć stali amerykańskiej determinacji - powiedział Bush w przemówieniu do narodu, które wygłosił 11 września wieczorem. - Trwają poszukiwania tych, którzy stoją za tymi złymi czynami. Pokierowałem wszystkimi zasobami naszego wywiadu i organów ścigania, aby znaleźć osoby odpowiedzialne i postawić ich przed wymiarem sprawiedliwości. Nie będziemy robić rozróżnienia między terrory stami, którzy popełnili te akty, a tymi, którzy je ukrywają - dodał. Te słowa były zapowiedzią wojny z międzynarodowym terroryzmem, którą Stany Zjednoczone wypowiedziały w następnych dniach. „Powiedz talibom, że z nimi skończyliśmy" Jeszcze tego samego dnia szef CIA George Tenet poinformował prezydenta, że „Al-I<a’ida i Talibowie w Afganistanie to jedno i to samo”. Zdaniem wywiadu to właśnie w tym kraju organizacja terrorystyczna miała swoją siedzibę oraz bazy szkoleniowe. - Powiedz talibom, że z nimi skończyliśmy - odparł Bush. 20 września w Kongresie prezydent postawił talibom, rządzącym wtedy Afganistanem, ultimatum, które obejmowało m.in. wydanie wszystkich liderów Al-Ka’idy Stanom Zjednoczonym oraz zamknięcie obozów treningowych organizacji terrorystycznych. Dzień później przedstawiciele talibów odrzucili ultimatum. USA zaczęły więc przygotowywać się do wojny, która miała potrwać dwadzieścia długich lat. Inwazję rozpoczęto 7 października, niecały miesiąc po atakach na World Trade Center. Militarne działania Stanów Zjednoczonych i państw sojuszniczych to jedno, ale cały świat w tygodniach i miesiącach po wrześniowych zamachach przechodził nieodwracalne przemiany. Branżalotniczaitu-rystyczna wpadły w poważny kryzys, ponieważ ludzie zaczęli bać się kolejnych porwań samolotów. Wymusiło to zmianę procedur bezpieczeństwa na święcie - odtąd zdecydowanie je zaostrzono. W wielu krajach wprowadzono przepisy dotyczące działań antyterrorystycznych, które nierzadko ograniczają prawa obywatelskie - wszystko w imię zabezpieczenia ludzi przed kolejnymi masakrami. Przez kolejne lataludzkośćuczyłasię żyć w świede, w którym ataki terrorystyczne mogą wydarzyć się dosłownie wszędzie i w każdym momencie. I niestety znów do nich dochodziło - już nigdy na tak wielką skalę, jak przy okazji 11 września, ale nadal były to potworne i przerażające zamachy. Al-Ka’ida zaatakowała m.in. w 2004 roku, kiedy w pociągach madryckiej kolejki podmiejskiej eksplodowało 10 bomb, zabijając 191 osób. Rok później miały miejsce ataki w metrze i komunikacji miejskiej w Londynie - zginęły wtedy 52 osoby. Świat panicznie bał się terrorystów. Ameryka dopadła organizatorów ataków Obiecana przez Busha zemsta na odpowiedzialnych za zamachy na World Trade Center doprowadziła do wyzwolenia Afganistanu spod władzy talibów, jednak przez dwie dekady wojskom sprzymierzonym nie udało się całkowicie zlikwidować islamskich fundamentalistów. Choć kraj został opanowany, a władzę przekazano demokratycznie wybranemu parlamentowi i prezydentowi, nadal dochodziło do działań odwetowych, w których ginęli żołnierze amerykańscy, ale też m.in. Polacy. Amerykanie za wszelką cenę próbowali dopaść bin Ladena, który przez dziesięć lat skutecznie ukrywał się przed pościgiem. Wreszcie odkryto, że lider Al-Ka’idy mieszka w strzeżo- nym kompleksie w Abbottaba-dzie (Pakistan). 2 maja20ll roku amerykańscy komandosi z elitarnej jednostki Navy SEALs dokonań tajnej operacji, w wyniku której włamali się do budynku i zabili bin Ladena. Informację o jego śmierci przekazał światu prezydent Barack Obama. Dziesięć lat dłużej trwał pościg zaAjmanemaz-Zawahirim, który wspólnie z Osamą bin La-denem zaplanował ataki na WTC, a po śmierci bin Ladena stanął na czele Al-Ka’idy. 3llipca 2022 roku az-Zawahiii został zabity za pomocą drona, o czym opinię publiczną poinformował prezydent Joe Biden. Do likwidacji lidera terrorystów doszło w Kabulu, stolicy Afganistanu, który dziś, ponad 20 lat po rozpoczęciu przez Stany Zjednoczone wojny z terroryzmem, znów jest rządzony przez talibów. To właśnie talibowie udzielali schronienia az-Za-wahiriemu. Wojska amerykańskie opuściły Afganistan 11 września202l roku, na mocy porozumienia prezydenta Donalda Trumpa z talibami. Od tego czasu kraj został praktycznie w całości opanowany przez władzę, którą w 2001 roku obaliły Stany Zjednoczone. Światowa wojna z terroryzmem, zapoczątkowana zamachami z 11 września, wydaje się nie mieć końca. 31 LIPCA2022ROKU AMERYKANIE ZUKU IDOPALI A IMANA AZ-ZAILAHIRIEGO, KTÓRY WSPÓLNIE Z OSAMĄ BIN LADENEM ZAPLANOWAŁ ZAMACHY II WRZEŚNIA FOT. PAP/EPA (ERIC FEFERBERG) Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 PULS • 9 Zosia Szcześniewska z Wa-łdowa (powiat sępoleń-ski) ma 17 miesięcy, choruje na SMA i potrzebuje najdroższego leku świata, za około 10 min zł. Jej tata, Tomasz wraz z kolegą Karolem Zdrojewskim (z powiatu golubsko-dobrzyńskie-go) idą w 50-dniowej pielgrzymce z Zakopanego na Hel, by zebrać pieniądze na leczenie. Lek refundowany do 6. miesiąca życia Już w trakcie pielgrzymki „Dla Zosi” okazało się, że lek na SMA będzie refundowany tylko dla dzieci do 6. miesiąca, które nie rozpoczęły wcześniej leczenia (decyzję poprzedziły badania dopuszczające preparat na polski rynek właśnie dla dzieci do 6. miesiąca życia, kiedy daje on najlepsze efekty medyczne; starsze dzieci objęte są inną terapią - przyp. red.). Dla rodziców kilkudziesięciu dzieci w kraju, w tym Zosi, oznacza to dalszą walkę o zdrowie, życie, pieniądze na leczenie. Czasu dla Zosi jest niewiele - kilka miesięcy, bo w leczeniu SMA wiek i waga dziecka grają kluczową rolę. Najbliżsi Zosi są zdeterminowani i z całych sił walczą o fundusze na terapię genową. Tomasz Szcześniewski w czerwcu przejechał rowerem z Bydgoszczy do Warszawy. Zawiózł petycję do prezydenta, prosząc o podjęcie działań, by dzieci zmagające się z SMA mogły liczyć na pomoc państwa. Tatuśkowie na szlaku W drugiej połowie sierpnia Tomasz i Karol wyruszyli w 50-dniową pielgrzymkę z Zakopanego naHel. Do pokonania mają około 1300 km, dziennie robią o-koło 20-30 km, często w niełatwych warunkach, deszczu i u-pale. Dokucza im zmęczenie, a przede wszystkim tęsknota za bliskimi. Pan Tomasz zostawił w domu córkę Zosię, pan Karol - półrocznego syna Jasia. Mamy dzieci - Magda i Maja wzięły na siebie trudne zadania radzenia sobie z codziennością w pojedynkę. Energii i skrzydeł dodaje im szczytny cel wyprawy. Spotkani na drodze ludzie pomagają jak mogą - rozmową, pieniędzmi, posiłkiem, noclegiem, prezentami na aukcje. W ostatnich dniach pielgrzymi spotkali się w Katowicach z siatkarzem Bartoszem Kurkiem, tuż przed meczem Polska - USA podczas Mistrzostw Świata w Polsce. - Prezes Federacji MMA ATTACK Dawid Kurtysiak podarował nam niesamowite fanty, które trafią na licytację w relacji LIVE. Nie mamy słów, by wyrazić swoją wdzięczność -relacjonuje Karol Zdrojewski. Fanty na licytacje Pielgrzymi dostali na licytacje także koszulkę pierwszoligowej drużyn GKS Tychy z pod- Obiecałem mojej córce, że zrobię wszystko, by uratować jej uśmiech i mocno trzymać za rączkę przy stawianiu pierwszych, samodzielnych kroków - wzdycha pan Tomek PIELGRZYMI ZOSI SMA typu 1 zdiagnozowano, gdy dziewczynka miała roczek. Bez leczenia, może stracić możliwość poruszania się, a nawet oddychania. Karolina Rokitnicka pisami wszystkich piłkarzy o-raz Resovii Rzeszów, a Tyski Ruch Klasyków (grupa miłośników klasycznej motoryzacji) zorganizował zlot samochodów zabytkowych. Do puszki trafiło 1600 złotych. I wpłaty Oświęcim, Tychy, Koszęcin, Wieliczka, Mszana Dolna - to tylko część miejscowości na południu Polski, które otworzyły serca i portfele dla tych niezwykłych pielgrzymów. W Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu koszty noclegu i śniadania pokrył z własnej kieszeni dyrektor. Były zaproszenia na obiad, kolacje, a NGO - Pozarządowy Oświęcim - na piknik organizacji pozarządowych. W Parafii św. Maksymiliana Męczennika w Oświęcimiu odprawiona została msza w intencji zdrowia Zosi i pielgrzymki. Organizuje się rodzina i znajomi. Akcję pomocy Zosi wspiera także Kościół. - Ksiądz Łukasz Stawarz, dyrektor Caritas Archidiecezji Katowickiej ugościł nas przepysznym obiadem, sympatyczną rozmową, a Caritas Krakowski na konto Zosi wpłaci ustaloną przez radę sumę. Serdeczne Bóg Zapłać - informuje pan Karol. W Tenczynku ks. Łukasz Kopczyński z Parafii Świętej Katarzyny ugościł pielgrzymów pod dachem plebani i zo- bie, moje zbiórkowe Anioły to moi psycholodzy. To mam za plecami. To mnie trzyma w pionie. Pielgrzymi chcą spędzić w Warszawie trzy dni, by zainteresować media i polityków problemem. Na trasie będzie też Rypin, Golub-Dobrzyń, Toruń (22 września), Solec Kujawski, Bydgoszcz (24 września), Nakło, Mrocza, Sępólno, Tuchola, Czersk, Kościerzyna, Kartuzy, Wejherowo, Władysławowo. Finał na Helu planowany jest na 6 października. - Może moje nadzieje wybiegają za bardzo, ale marzę, żeby, kiedy już dojdziemy do celu, na cypel Helu, konto Zosi było zapełnione po same brzegi - dzieli się marzeniem pan Karol. Trasa nie należy do łatwych, ale motywacja jest ogromna. - Obiecałem mojej córce, że zrobię wszystko, by uratować jej uśmiech i w przyszłości mocno trzymać za rączkę przy stawianiu jej pierwszych, samodzielnych kroków... Obiecałem... -wzdycha pan Tomek. Do wsparcia zbiórki dla Zosi zachęcają znani i łubiani: Danuta Stenka, Jurek Owsiak, Michał Wiśniewski, Julia Kamińska, Małgorzata Socha, aktorki z serialu „Przyjaciółki”, Karol Strasburger - to tylko kilka o-sób, które pojawiły się w filmiku promującym pomoc. Pielgrzymka Tomasza i Karola stała się wydarzeniem medialnym. Mówiono o niej w „Faktach” w TVN. Materiały pro- JUŻ IV TRAKCIE PIELGRZYMKI „DLAZOSI” OKAZAŁO SIĘ, ŻE LEK NA SMA BĘDZIE REFUNDOWANY TYLKO DLA DZIECI DO 6. CA, KTÓRE NIE ROZPOCZĘŁY WCZEŚNIEJ LECZENIA rganizował zbiórkę w parafii (2500 zł). - Arcybiskup Marek Jędraszewski, metropolita krakowski pobłogosławił naszą pielgrzymkę. Wrzucił do puszki Zosi 5 000 złotych oraz podarował nam różańce - dodaje Karol Zdrojewski. Czas ucieka Choć Zosia skończyła 1,5 roku nie chodzi, nie raczkuje, nie pełza, drżą jej rączki. - Obserwuję, ile chce, a ile nie jest w stanie zrobić z chorobą - mówi pan Tomasz. - Dobija mnie świadomość, że szansę na poprawę zdrowia i jej dzieciństwa wyceniono na 9,5 min zł. Zrobię wszystko, żeby uratować ten uśmiech... Bo teraz Zosia, „radosne słońce”, gaśnie w czasie rehabilitacji, pobytów w szpitalu, infekcjach. Jest i płacz. Płacz dziecka. Nigdy nie myślałem, że bycie ojcem doda mi aż tyle sił. Dużo rozmawiam z ludźmi mądrzejszymi od sie- mocyjne przygotowały oddziały lokalne TVP, m.in. bydgoski i katowicki. Pielgrzymi pojawili się także w „Sprawie dla Reportera” i „Teleexpressie” w TVP. U Zosi zdiagnozowano SMA typu l, gdy miała roczek. Bez leczenia, może stracić możliwość poruszania się, a nawet oddychania. Mama Zosi, pani Magda, trzy razy dziennie rehabilituję córkę. Trzy razy w tygodniu dziewczynka ma rehabilitację ze specjalistą. Jedyną szansą jest innowacyjna terapia genowa, która kosztuje około 10 min zł. Lek może zatrzymać chorobę. U dzieci, które przeszły tę terapię, zaszły znaczące zmiany. Dzięki ortezom czy pio-nizatorom, stają na własnych nogach. Akcję można wesprzeć na stronie https://www.siepomaga.pl/50dni. Pielgrzymi do 1 września zebrali już niemal 200 000 zł, a na zbiórce głównej było już ponad 2 min zł. 10 • PULS Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 HISTORIA NIEMIECKICH REPARACJI DLA IZRAELA Wynegocjowane z Konradem Adenauerem porozumienie Dawid Ben Gurion, założyciel państwa izraelskiego, przedstawił w Knesecie. W Izraelu zawrzało 70 lat temu, dokładnie 10 września 1952 r. w Luksemburgu, podpisano umowę między Republiką Federalną Niemiec a Państwem Izrael o reparacjach wojennych. Mariusz Grabowski Lmowa zakładała, że RFN wypłaci Izraelowi łącznie, w rocznych ratach 3,45 mld marek (ok. 820-845 min ówczesnych dolarów), częściowo w formie dostaw towarów. Część z tych pieniędzy (ok. 450 min marek, czyli ok. 105 min dolarów) miało trafić do powołanej rok wcześniej Claims Conference, międzynarodowej organizacji żydowskiej, działającej na rzecz zapewnienia odszkodowań, restytucji mienia oraz pomocy ocalałym z Holocaustu i spadkobiercom ofiar. „Niewyobrażalne zbrodnie" Nim jednak Konrad Ade-nauer, kandćrz Republiki Federalnej Niemiec, Mosze Szaret, szef izraelskiego MSZ i Nachum Gold-mann, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów i reprezentant Agencji Żydowskiej złożyli swoje podpisy na dokumentach, strony miały za sobą blisko pół roku negocjacji. „W imieniu narodu niemieckiego popełniono niewyobrażalne zbrodnie, które zobowiązują nas do moralnej i materialnej rekompensaty” - mówił 27 września 1951 r. w Bundestagu Adenauer. Te słowa nie wszystkim w Niemczech się podobały, sporo było środowisk, które o jakimkolwiek płaceniu Żydom nie chciały słyszeć. Podnoszono np. argument, że Niemców na to po prostu nie stać: odbudowują zniszczony i podzielony strefami okupacyjnymi kraj, płacą reparacje pieniężne za pierwszą wojnę (w Wersalu w 1919 r. ustalono, że wynoszą one 132 mld marek w złocie) i reparacje w naturze za drugą. Dodajmy, że w 1952 r. budżet RFN wynosił ok. 23 mld marek. „Tekst orędzia Adenauera był wcześniej przedmiotem ciągnących się tygodniami szczegółowych negocjacji pomiędzy emisariuszami państwa izraelskiego, największych organizacji żydowskich w USA oraz rządu federalnego” - tłumaczy Hans Gunter Hockerts, niemiecki historyk i autor wielu prac o niemieckich odszkodowaniach dla ofiar nazistowskiego reżimu. I przytacza sondaż przeprowadzony wśród Niemców w 1952 r., wedle którego aż dwie trzecie społeczeństwa było „zdecydowanie przeciwnych płaceniu Żydom”. Rozmowy w Wassenaar Rozmowy na temat odszkodowań dla ofiar Holocaustu rozpoczęły się 21 marca 1952 r. na tzw. neutralnym gruncie -w miasteczku Wassenaar w Holandii Południowej. Obokprzed-stawicieli Republiki Federalnej i Izraela, aktywny udział wzięli w nich wysłannicy Claims Conference, zrzeszającej wtedy 22 duże organizacje żydowskie. „Wykłócano się o każde słowo, nic nie mogło być dziełem przypadku” - dodaje Hockerts. Roztrząsano m.in. prawny casus, czy Izrael może być w ogóle stroną w rozmowach, skoro w czasie wojny jeszcze nie istniał. Ostatecznie zgodzono się, że na mocy Deklaracji Niepodległości z 14 maja 1948 r. państwo Izrael ma odpowiednią „zdolność prawną”. Umowa nie była więc traktatem repara-cyjnym, lecz - jak to sformułowano - „mową o zrekompensowaniu kosztów integracji w Izraelu żydowskich imigrantów z terenów Niemiec i przez Niemcy okupowanych”. W Wassenaar ustalono kilka filarów prawnych umowy, które z czasem zaczęto nazywać „umową luksemburską”. Niemcy zobowiązały się przede wszystkim do dostarczenia Izraelowi dóbr i usług w wysokości 3 mld marek w rocznych ratach. Na zakończenie dostaw i wykonanie przez Niemcy umowy wyznaczono rok 1965. Dostawcami były co do zasady podmioty niemieckie z wyjątkiem ropy, którą Izrael mógł sprowadzać z Wielkiej Brytanii do kwoty nieprzekraczającej 30 proc. rocznych rat. Trudna ratyfikacja Owe zobowiązanie zawierało dwa protokoły. W pierwszym Claims Conference wzywała rząd Niemiec (a rząd Niemiec obligował się do przyjęcia stosownego prawa wewnętrznego), by umożliwił ofiarom III Rzeszy na bezpośrednie dochodzenie praw do odszkodowania i zwrotu mienia utraconego w czasie prześladowań drogą sądową lub administracyjną. W drugim protokole Niemcy zobowiązały się do wypłaty Claims Conference wspomnianych 450min marek, które miały być przeznaczone „z pożytkiem dla żydowskich ofiar nazizmu wg priorytetów ustalonych przez organizację, i które miały, co do zasady, służyć osobom żyjącym poza Izraelem” .Owa kwota, wratachi wgotówce, została potem przekazana przez Niemcy Izraelowi, a Izrael - jako powiernik - przelał środki na rzecz Claims Conference. Porozumienie weszło w żyde 27 marca 1953 r., po zakończeniu procesów ratyfikacyjnych w obu krajach. W przypadku Izraela było to zatwierdzenie umowy przez rząd, w przypadku Niemiec - przez Bundestag. O ile w Niemczech proces ratyfikacji przebiegł w miarę spokojnie, w Izraelu zawrzało. Wynegocjowane porozumienie Dawid Ben Gurion, założyciel państwa izraelskiego, przedstawił w Knesede. Podczas burzliwej debaty przed gmachem izraelskiego parlamentu demonstrowali przeciwnicy porozumienia z „nazistowskimi zbrodniarzami”. Interweniowała policja. Z grupy około 5 tys. demonstrantów rannych zostało kilkaset osób. Obrażenia odniosło ponad stu policjantów. Izrael potrzebuje pieniędzy Andrzej Pawlak, autor tekstu „Jak zapłacić za Holocaust?” na portalu dw.com, przypominając tamte burzliwe wydarzenie pisze: „Istotę protestu najlepiej oddaje napis na jednym z transparentów, niesionym przez grupę ocalałych z hitlerowskiego pogromu Żydów: »Ile mają kosztować nasi zamordowani dziadkowie, rodzice, bracia, siostry i dzieci w przeliczeniu na sztukę?«”. Na tak postawione pytanie trudno było znaleźć odpowiedź, nie tylko etyczną, ale przede wszystkim prawną. Hans Gunter Hockerts wyjaśnia, że za „podstawę przyszłych odszkodowań” przyjęto więc kryterium umowne -koszty integracji w Izraelu ocalałych z Holocaustu imigrantów żydowskich. Wynikało to przede wszystkim z ogromnych i różnorodnych potrzeb nowo powstałego państwa żydowskiego. Dlatego „porozumienie luksemburskie” obejmuje także, prócz pieniędzy, takie pozycje, jak niezbędne wyposażenie dla izraelskiej marynarki handlowej, dostawy ropy naftowej i wyrobów przemysłu chemicz- nego i farmaceutycznego. Osobną pozycję zajmują także dostawy broni i sprzętu wojskowego. Bez nich Izrael nie zdołałby zapewne wygrać pierwszych dwóch wojen bliskowschodnich. Wybiegnijmy w przyszłość i dodajmy, że w latach 60. i 70. XX w. Republika Federalna Niemiec była drugim co ważności dostawcą broni dla izraelskich sił zbrojnych. Paradoksalne, że wielką zasługę w redakcji przychylnego dla Izraela tekstu umowy o rekompensatach miał najbliższy współpracownik i doradca Adenauera Hans Globke, szef jego urzędu kanclerskiego, oraz - jak mówiono - jego „szara eminencja”, który w latach III Rzeszy był autorem komentarza i wykładni do rasowych Ustaw Norymberskich, uchwalonych przez Reichstag 15 września 1935 r. Niezależnie od etycznych wątpliwości, uregulowanie sprawy odszkodowań dla ofiar Holocaustu leżało w gestii obu umawiających się państw. Dla Niemiec było ono warunkiem uznania na arenie międzynarodowej i dobrych stosunków z USA. Dla Izraela natomiast niemieckie dostawy towarów, uzbrojenia i rekompensaty pieniężne były ważną przesłanką przyśpieszonego wzrostu gospodarczego. Proces wypłat trwa Ale jest jeszcze jedna kwestia. Umowa z Luksemburga, jak już wiemy, umożliwiała „ofiarom HI Rzeszy na bezpośrednie dochodzenie praw do odszkodowania i zwrotu mienia utraconego w czasie prześladowań drogą sądową lub administracyjną”. Oblicza się, że w wyniku tego zapisu niemieckie odszko- dowania wypłacone indywidualnie Żydom, którzy udowodnili, że mają do nich prawo, wyniosły do dziś w sumie ok. 90 mld marek. Ich rozdysponowaniem zajmuje się tzw. Konferencja Roszczeniowa, czyli międzynarodowa organizacja działająca na rzecz zapewnienia odszkodowań Żydom. Sprawa indywidualnych wypłat wciąż jest otwarta. Np. w październiku 2021 r. Bundestag postanowił, że Niemcy rozszerzają wypłatę odszkodowań na kolejnych 6,5 tys. ocalałych z Holokaustu. Będą wypłacać dożywotnie, comiesięczne świadczenie w wysokości 375 euro Żydom ocalałym z pogromu w Rumunii, po oblężeniu Leningradu i ukrywającym się we Francji. Na proces wypłat nie będą miały wpływu jednorazowe rekompensaty, które beneficjenci otrzymywali w przeszłości. „Ocaleni z Holokaustu nierzadko wyszli z wojny bez niczego. Wielu żyje w odosobnieniu, po utracie rodzin (...), a także cierpi z powodu psychologicznego ciężaru prześladowań przez nazistów. Wielu w starszym wieku zmaga się z licznymi kłopotami zdrowotnymi wynikłymi z niedoborów żywności w okresie młodości” - przypomniał Greg Schneider, obecny wiceprzewodniczący Konferencji Roszczeniowej. Ponadto Konferencja zobowiązała się rozdysponować ok. 625 min dolarów w formie bezpośrednich odszkodowań dla ponad 260 tys. osób, które przeżyły Holokaust. Przekaże też ok. 640 min dolarów w ramach dotacji dla ponad 300 agencji pomocy społecznej na całym świecie, które świadczą „usługi dla ocalałych z Zagłady”. FOT. ALBUM / PRISMA/EAST NEWS Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 PULS# 11 RECENZJA WIEŚCI NIE Z TEJ ZIEMI HOROSKOP Komiks o akcji „Góral” z 12 sierpnia 1943 r. W ramach cyklu „W imieniu Polski Walczącej” IPN ukazał się właśnie zeszyt 5, poświęcony tzw. akcji „Góral” z 12 sierpnia1943 r. Teksty napisał Sławomir Zajączkowski, rysunki wykonał Krzysztof Wyrzykowski, a konsultacje historyczne przeprowadzili dr Tomasz Łabuszewski i dr Kazimierz Krajewski. Historię Polski można opowiedzieć nie tylko za pomocą książek naukowych, wystaw czy debat, ale również za pośrednictwem komiksów - medium zarówno dla dojrzałych, jak i młodszych odbiorców. Prezentowany tu 50-stronicowy komiks przedstawia przygotowania do akcji „Góral”, jej przebieg i uczestników. Powszechnie uznaje się ją za jedną z najlepiej przeprowadzonych akcji zbrojnych mchu oporu w okupowanej Europie. 12 sierpnia1943r. w centrum Warszawy, przy ul. Senatorskiej, po trwającym zaledwie dwie i pół minuty ataku na samochód bankowy, żołnierze Kedywu Armii Krajowej zdobyli ponad 105 min okupacyjnych złotych. Suma była wręcz niewyobrażalna, w przeliczeniu według ówczesnego czamorynkowego kursu, wynosiła ponad milion dolarów. Komiks z natury gatunku operuje skrótami, ale z danych historycznych wiemy, że przygotowania do akcji „Góral” trwały aż 14 miesięcy, a samo jej wykonanie owe słynne 2,5 minuty. Jej kryptonim wywodzi się od potocznego określenia banknotów o nominale 500 zł, emitowanych podczas okupacji w Generalnym Gubernatorstwie - tzw. „górali”. Straty po stronie polskiej były znikome - jeden ranny, ale poległo trzech pracowników Banku Emisyjnego, zaś czterech innych odniosło rany. Straty strony niemieckiej to sześciu ludzi eskorty, dwóch policjantów zastrzelonych na ul. Senatorskiej i oficer Wehrmachtu. Samochód z pieniędzmi, w eskorcie dwóch własnych ciężarówek, żołnierze Kedywu uprowadzili do zakonspirowanego punktu w małym domku ogrodnika przy ul. Sowińskiego 47 na Woli. Tam worki z pieniędzmi ukryto w specjalnie wykopanym rowie w szkłami i zasypano ziemią. Niemcy, wyciągnąwszy wnioski z porażki, obstawiali trasy kolejnych transportów bankowych pieniędzy patrolami żandarmerii. Wszystkie konwoje były ponadto osłaniane przez wozy pancerne, a nawet czołgi. Dodajmy, że po nagrodę za wskazanie sprawców napadu, w wysokości pięciu min złotych, nikt się nie zgłosił. Sukces Armii Krajowej oraz nieudolność Niemców stała się obiektem żartów warszawiaków. Akcji Góral oraz AK-owskiej dezinformacji funkcjonariuszy gestapo satyryczny wiersz pt. „Świadek naoczny” poświęcił Aleksander Maliszewski, żołnierz AK, późniejszy powstaniec. Wiersz ukazał się on w wydawanym podczas okupacji dzienniku „Demokrata” w1943 r. W latach 50. na budynku przy ul. Senatorskiej 3 odsłonięto tablicę pamiątkową o treści: „12 VIII1943 roku na ul. Senatorskiej przed domem nr 3 żołnierze Kedywu KG AK zdobyli w walce z konwojem hitlerowskiej żandarmerii ponad sto milionów złotych”, (grab) „Akcja »Góral«. 12 sierpnia 1943", cykl „W imieniu Polski Walczącej", wyd. IPN, Warszawa 2022, cena 15 zł Agnieszka Chylińska miała niedawno stłuczkę. Na szczęście jechała wówczas bardzo wolno AGNIESZKA CHYLIŃSKA Jest spokojnym kierowcą Niedawno rozgłośnia Eska Rock doniosła, że na warszawskim Muranowie doszło do stłuczki dwóch aut, z których jedno prowadziła popularna piosenkarka. Jej agentka potwierdziła tę informację, dodając, że do incydentu doszło z winy kierowcy drugiego samochodu. „Na szczęście ostrożność i niska prędkość, z jaką jechała pani Agnieszka, pozwoliły na uniknięcie jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu” -napisała w oświadczeniu Joanna Ziędalska-Komosińska. Me-nedżerka dodała w rozmowie z radiem, że Chylińska jest wyjątkowo sprawnym i spokojnym kierowcą. Przed stłuczką jechała z prędkością 30 km/h. ANTONI KRÓLIKOWSKI Myślał naiwnie Kilka tygodni temu podczas programu „Przez Atlantyk” aktor wyjawił publicznie, że choruje na stwardnienie rozsiane. Teraz w rozmowie w ramach podcastu „Wojewódzki & Kędzierski” opowiedział, jak uświadomił sobie, że coś z nim nie tak: - Dowiedziałem się, że jestem chory, gdy na scenie sparaliżowało mi pół twarzy. Chodziłem tak z tym, nie wiedząc, co mi jest. Myślałem, że to zmęczenie, potem się okazało, że to jest coś dużo poważniejszego. Zapytany, dlaczego opowiedział publicznie o chorobie, stwierdził: - Wierzyłem, że ta informacja może dać dużo dobrego ludziom. Gdzieś naiwnie pomyślałem, że to może się tak zakończyć, a zostało to obrócone, jakobym chciał się wybielać. IZABELA JANACHOWSKA Czuje się komfortowo Celebrytka urodziła w 2019 roku syna Chrisa Aleksandra. Od tamtej pory zamieszcza jego zdjęcia na Instragramie i wbrew temu, co robią inne znane mamy, nie ukrywa twarzy swej pociechy. - Każdy musi chyba w taki sposób prowadzić swoje social media, żeby czuć się z tym komfortowo - tłumaczy w rozmowie z Płotkiem. - Stwierdziłam, że my jesteśmy wiecznie w takim pędzie i mamy tyle obowiązków na głowie, że jeszcze dołożenie sobie takiej rzeczy typu: „Nie pokazuj twarzy dziecka, jak coś nagrywasz. Kontroluj, żeby on stał tyłem”. Mnie toby po prostu wykończyło. MAŁGORZATA ROZENEK--MAJDAN Płaci krocie Celebrytka ma dwóch synów, którzy uczą się we francuskiej szkole. „Fakt” podał, że roczny koszt edukacji jednego z chłopców to 35 tys. zł, co znaczy, że za obu pład 70 tys. zł. - Na wszystkich lekcjach mówimy po francusku. Wyjątkiem jest polski i angielski. Szkoła wygląda podobnie, ale w roku mamy zupełnie inaczej ustawione wakacje i ferie, więc tiężko wszystko skoordynować z kolegami z polskich szkół - opowiada gazede Tadeusz. -W sumie chyba to są osoby z 44 różnych krajów. Fajnie, że mamy różne punkty widzenia - dodaje Stanisław. ADRIANNA BIEDRZYŃSKA Pomogła koledze Kiedy Jacek Rozenek doznał rozległego udaru i nie mógł mówić, lekarze nie dawali mu szans na przeżyde. Dowiedziała się o tym jego koleżanka po fachu - Adrianna Biedrzyńska. Ponieważ sama miała za sobą trudne doświadczenia po operacji guza mózgu, postanowiła pomóc Rozenkowi. - Nie jestem bohaterką, ale myślę, że Jacek by zdechł w szpitalu. Gdy zobaczyłam, w jakim jest stanie, bo warunki tam takie złe nie były, stwierdziłam, że go trzeba jak najszybdej stamtąd zabrać do Gryfic - opowiada „Faktowi”. Dzięki aktorce Rozenek trafił do ośrodka Centrum Opieki i Rehabilitacji Leśna Polana w Gryficach. - Przejechaliśmy 700 km. I przez całą drogę musiałam go poić, żeby był nawilżony. Wiedziałam, że wiozę go w odpowiednie ręce. Pomogłabym każdemu w takiej sytuacji - podsumowała. IZABELA TROJANOWSKA Ucieka przed menedżerem W zeszłym roku popularna piosenkarka zerwała współpracę ze swym ówczesnym menedżerem Marcinem Miazgą, ponieważ mężczyzna nagle zniknął i przez dłuższy czas nie dawał znaku żyda. Kiedy powrócił - zaczął się nadal podawać za menedżera Trojanowskiej. Pojawił się na zawodach wędkarskich pod Warszawą i próbował się tam z nią spotkać. - Krzyczał, że ją kocłu, a ona trzęsła się z nerwów. Udekała przed nim -relacjonuje „Żydu na gorąco” świadek zdarzenia. - On nawet wydzwaniał do męża Izy i informował go, że pojawili się w jej otoczeniu ludzie, którzy chcą przejąć nad nią kontrolę i próbują odseparować ją od niego - dodaje informator tygodnika. Wodnik (20.01-18.02) Przed Tobą dzień obfitujący w zaskakujące zwroty akcji i pełen emocji. Horoskop dzienny mówi, że wieczorem poczujesz spore zmęczenie. Ryby (19.02-20.03) Horoskop na dziś radzi ostrożnie podchodzić do propozycji, którą usłyszysz. Będzie miała drugie dno. Baran (21.03-19.04) Ktoś będzie przekonywał Cię do swoich racji. Horoskop dzienny na piątek mówi, że wiele z tego nie wyjdzie. Byk (20.04-20.05) Próbuj podzielić się z innymi swoimi obowiązkami. Horoskop dzienny mówi, że raczej nie spotkasz się z odmową. Bliźnięta (21.05-21.06) Będziesz niczym król Midas -czego się nie dotkniesz, zamienisz w złoto. Horoskop na dziś radzi jak najlepiej wykorzystać te okoliczności. Rak (22.06 -22.07) Horoskop dzienny na piątek zapowiada, że z najmniej oczekiwanej strony usłyszysz pochwały i komplementy. Lew (23.07-22.08) Dzięki pomocy życzliwej osoby uporasz się z problemem, który dręczył Cię od dawna. Horoskop dzienny radzi się odwdzięczyć. Panna (23.08 -22.09) Wykorzystaj dzień na nadrobienie zaległości. Horoskop na dziś zapowiada, że jeśli się na to zdecydujesz - bardzo ucieszysz bliskich. Waga (23.09-22.10) Dopadną Cię małe problemy. Horoskop dzienny na piątek wróży duże zdziwienie, gdy dowiesz się, że były przez kogoś inspirowane. Skorpion (23.10-21.11) Zadbaj dzisiaj o ład i porządek w swoim otoczeniu. Horoskop dzienny mówi, że łatwiej Ci będzie dzięki temu funkcjonować w przyszłości. Strzelec (22.11-21.12) Postanowisz zerwać z jednym ze swoich nawyków. Horoskop na dziś zapowiada, że kilka osób będzie Ci bardzo gorąco dopingować. Koziorożec (22.12 -19.01) Ktoś wykaże się wobec Ciebie brakiem taktu i subtelności. Horoskop dzienny na piątek mówi, że to znacznie ochłodzi łączące Was relacje. Głos www.gp24.pl www.gk24.pl www.gs24.pl Redaktor naczelny Przemysław Szymańayk. Z-cy red. nacz.: Martin Stefanowski. Wojciech Frefichowski, YnonaHusaim-Sobecka. Prezes oddziału Piotr Grabowski. Dyrektor biura reklamy oddziału Ewa Żelazko. Dyrektor marketingu RobertGromowski. Redakcja.SŁUPSK, ul. Henryka Pobożnego 19, teL59S488100, redakqagp24@polskapress4)l KOSZALIN, ul. Mickiewicza24, teL94M735S2.redAqagk24@polskaptess.pl SZCZECIN, Al. Niepodleglości26/U1,teL91481330Qjedalajagi24@polskapressj)l. Druk Polska Press Oddział Poligrafia, 85-438 Bydgoszcz, ul. Grunwaldzka229. POLSKA PRESS GRUPA Wydawca Polska Press Sp. z 0.0. ul. Domaniewska 45,02-672 Warszawa, tel. 222014400. fax: 222014410 Prezes zarządu Tomasz Przy bek Członek zarządu Dorota Kania Członek zarządu Małgorzata Skorwider Członek zarządu MiłoszSzulc O© - umieszczenie takich dwóch znaków przy Artykule, wszczególności przy Aktualnym Artykule, oznacza możliwość jego dalszego rozfrowszechniania tylko i wyłącznie po uiszczeniu ofdaty zgodnie z cennikiem zamieszczonym na stronie www.gp24.pl/tresci i w zgodzie z postanowieniami niniejszego regulaminu. Dyrektor artystyczny Tomasz Bocheński Dyrektor marketingu, Rzecznik prasowy Wojciech Paczyński wpjciech.paczynski@polskapress.pl Dyrektor kolportażu Karol Wlazło Agencja AIP kontakt@aip24.pl 12 • PULS Głos Dziennik Pomorza Piątek, 9.09.2022 melodia dla nowo- żeńców Loda. tancerka odwe- towiec, mściciel T wierszo- wana zagadka kotara T~ częsc stolicy Węgier cenne bryłki złota kamień szlachetny spływa po zboczu Wezuwiusza ptak łowny spokój, opano- wanie T goto- wane na twardo firma fotogra- ficzna słowo powód skruchy T" król Franków konku- rentka ~T~ cecha dodatnia walor 22 pora pobudki liche łóżko 20 babka Jakuba i Ezawa szklane naczynie 19 rodzaj włóczni drzewo Filona model Łady 28 15 gąbka w kuchni 16 prawy dopływ Narwi boczna w kościele film oparty na mandze prze- pływa przez Pizę niby- gwiazda 17 T graniczy z USA 21 z Bolkiem Lolkiem Nb dla chemika Bryan, piosen- karz uwielbiany przez fanów utwór Byrona górska pochyłość, skarpa Adam, polski poeta me pion i nie poziom górna część ołtarza miasto na Kaszu- bach 14 nie- zwykła rzecz w parze z ¡grekiem T częsc dramatu scenicz- nego Parker lub Pakuła pasie się na hali miłek wio- senny “T" =“T T T jon z minusem gwiazda baletu ustalony termin 18 moneta w sakiewce biletowa na dworcu Iza. polska aktorka synte- zator mu- zyczny szybko prze- mija uchywt tokarski częsc noża święty ptak Egiptu symbol chwały Ppiny lub morski pier- wiastek promie- niotwór- czy nielot z Nowej Zelandii odpo- wiada w lesie T“ gpry w Ameryce Południowej niski głos koDiecy T egzo- tyczny ptak kwiat jak imię męskie sol na pięciolinii kolej- ność, etap wiązki chrustu Głos w prenumeracie z Tele Magazynem L 94 3401114 uraza, pre- tensja stawka w grze hazardowej atrybut kelnera leże, prycza T Kloss lub Sowa 13 metro- polia Zambii na czele armii Jasna lub Jelenia ucz- niowska laba T suro- wiec dla huty T” T maszyna dru- karska Lange, ekono- mista obóz jeniecki Egon Kisch T 29 T jadalna ryba morska silny sprzeciw roślina jak imię męskie kamień ozdobny T 12 mały silnik wyprawa myś- liwska w Afryce „cegły” budowy pieca gorący napój alkoho- lowy legen- darny król Polski „Nasza szkapa” mięso z tryka droga asfal- towa ma jadalne pędy wiel- błąd dwu- garbny 10 liczne w pasiece częsc OSODO- wości nakła- nianie do zgody film Polań- skiego umięś- niony u atlety T T rozbi- jany. w lesie T ma ciemne włosy T T antonim syntezy T T kraina w Polsce „Niewolnica ...” "T“ utwór do radości odkryty przez Marię Curie dawny taniec dworski polecenia do wykonania w parze z makiem jrecki Amor r 26 „Hołd pruski” rodzaj tkaniny T T T preten- _sja_ 27 brat Damiana 24 dawny kawale- rzysta „nęka” dłuż- nika 11 zdobi wiel- błąda T typ lasu liścias- tego armatnia lub ziemska poręka na wekslu T Ska Jeżowa rybi tłuszcz T L moneta dla Charona dawny miesz- kaniec Hiszpanii sądowe papiery T 25 postrza- łowa okres pa-leozoiku Mleczna w Kosmosie uczestnik świata wirtu- alnego w lokalu wybor- czym gatunek sardyny z wozu, koniom lżej metro- polia Ghany dzie- ony wyi Ic obszar sos sałat- kowy jadalne bulwy kolo- kazji stop na pomniki 23 Karenina lub Jantar etan lub propan pena- tami 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 Litery z pól ponumerowanych od 1 do 29 utworzą rozwiązanie - myśl Wiesława Brudzińskiego. iärSN3d VNQ3r VZ lAIONVd l/\IQMQ ?mS 3IN :3INVZVlMZ0d Słownik: alkan, awatar, dziryt, Lotar, Miko.