fROLBrAtUBSZt iPSZYSTRTCn KRAJÓW, ŁĄCZCTg-STg I HrJHy m WMgrA I ■?!•» Wk. > /£■"'" itśiSl ■ wWm ■ni i WJ hmhsmi 1 V-r ■483 3 tsy -'lypj f!» X '':.V 1 1! jg^p^ pś I B ORGAN KOMITETU WOJEWÓDZKIEGO PZPR W KOSZALINIE lok XXIII Nr 58 (7295) SOBOTA - NIEDZIELA, 8 i 9 MARCA 1975 r. Cena 2 zi SSKH P 30 lat temu - w dniu 9 marca 1945 roku - paricerniacy gen. Panfitowa wyzwolili Słupsk. Na zdjęciu: plac Armii Czerwonej, fragment odbudowanego centrum ponad 80-tysięcznego dziś miasta nad Stupiq. MIRA ZOŁTAK / n ^rozmawiajmy O :||>|| kobietach (MIĘDZY NAMI MĘŻCZYZNAMI) - str. 5 — Znowu trzeba zastrugać ołówek, coś za szybko się wypisuje — Zdzisław Andziak sięgnął po temperówkę. Siedzieli przy stole nad stertą pisemek, papierów, rachunków W rodzinnym gronie zastanawiali się, co trzeba załatwić w tym tygodniu Kupić nową porcję materiałów budowlanych, przejrzeć ciągniki, bo w jednym kierownica ma za duże luzy „Ty, Gienek, pamiętaj o potrzebnych częściach zamiennych... Ciągniki na razie stoją „pod chmurką" trzeba będzie pomyśleć o jakimś garażowaniu... Te rachunki trzeba będzie jutro koniecznie zapłacić, ktoś musi skoczyć do SOP... I na podwórzu trzeba zrobić wreszcie porządek, bo rozrzi|?ona słoma wygląda szpetnie..." Robi się coraz później. Ołówek szybko biegnie po papierze Andziakowie liczą, kalkulują, przymierzają możliwości do potrzeb Jest ich wciąż b?j*dzo wiele Ale Andziakowie są także futurologami Już dziś coraz lepiej wyraźniej widzą kształt swego gospodarstwa W przyszłości będzie ono specjalistyczne, nowocześnie zorganizowane i w pełni zmechanizowane, posiadające kilkaset sztuk bydła. sae»ggff,s bSBBBBBBHB^BHwwSBBBIhBBBH^H Niejeden ołówek wypiszą jeszcze Andziakowie Hierarchia potrzeb, wyliczonych dosłownie z ołówkiem w ręku, jest u Andziaków zasadą obowiązującą na co dzień Pewnie, któż nie chciałby mieć samochodu? Ale na razie go nie kupują i to wcale nie dlatego, że sporo kosztuje. Ich uzasadnienie jest zupełnie inne. Na razie posiadanie samochodu byłoby w gospodarstwie ekonomicz nie nieuzasadnione. Andziakowie wiedzą, czego najpierw trzeba ich gospodarce, co jest potrzebne naj pierw, by iak najszybciej stanąć — jak to sami o-kreślają — na „górce". Na razie wciąż idą „pod górkę". Nie tak dawne to czasy, gdy rodzina Andziaków roz ważała na spotkaniu familijnym, co dalej zrobić z ziemią. Ojciec już nie żył, gospodarstwo było zadłużone, bo rodzicom wiodło się nie najlepiej Synowie byli — jak to się mówi — w świecie Zdzisiek się jeszcze uczył, najstarszy Czesław i średni Gienek pracowali poza rolnictwem, zdała od do mu Zwołano rodzinę do Białokur i rozważano, co robić. Pierwsza możliwość, to iść do pracy, przecież każdy z braci miał dobry fach w ręku Gospodarstwo przekazać na rzecz państwa; matka miałaby w zamian rentę Możliwość druga: wspólnymi siłami wziąć się za gospodarstwo i postawić je szybko na nogi. Wybrali tę drugą możliwość. Helena Andziak przekazała ziemię swemu 19-letniemu synowi Zdzisławowi. (dokończenie na str. 6) • Fot. JERZY PATAN KOBIETOM, Z NAJLEPSZYMI ŻYCZENIAMI, W DNIU ICH DOROCZNEGO ŚWIĘTA Wizyta Josipe Broz-Tito Na zaproszenie I sekreta rza KC PZPR — Edwarda Gierka w dniach 10—13 bm, złoży przyjacielską wi zytę w Polsce prezydent Socjalistycznej Federacyj* oej Republiki Jugosławii, przewodniczący Związku Komunistów Jugosławii — JOSIP BROZ TITO z małżonką. Zjazd Ligi Kobiet Wczoraj w Filharmonii Narodowej w Warszawie odbył się VI Zjazd Ligi Kobiet — organizacji zrzeszającej pół miliona człon-kin, obchodzącej 30-lecie istnienia. Zjazd otworzyła uroczystość dekoracji sztan daru Ligi Kobiet Orderem Sztandaru Pracy I klasy. Konferencja partyjna w Wojskach OPK Wczoraj obradowała w Warszawie Konferencja Sprawozdawczo Wyborcza PZPR Wojsk Obrony Powietrznej Kraju, w której wziął udział I sekretarz KC PZPR - Edward Gierek Obecny był także czło rsek Biura Politycznego KC PZPR — minister obrony PRL — srenerał armii —■ Wojciech Jaruzelski. wasi *3rS hF M EEEE! M. Antonioni w Warszawie Wczoraj przybył do stolicy Michelangelo Antonioni wybitny reżyser wioski. Bę dzie on przebywał w War szawie kilka dni. Jego pobyt w stolicy związany jest z trwającym w Warszawie przeglądem jego filmów. Konkurs Liga Kobiet ogłasza ogól nopotski konkurs otwarty na sztukę współczesną dla teatru lub telewizji o pro blematyce związanej z życiem współczesnej kobiety polskiej. Termin składania prac upływa 31 grudnia br. na adres: ZGLK 00-137 Warszawa, ul. Elektoralna nr 13. Zgon Fr. Mazura W dniu 7 marca 1975 r. zmarł w wieku 80 lat tows rzysz FRANCISZEK MAZUR długoletni i zasłużony działacz polskiego i mię dzynarodowego ruchu robotniczego, były członek Biura Politycznego i sekretarz KC PPR, a następnie KC PZPR, były członek Centralnej Komisji Rewizyjnej PZPR; w okresie międzywojennym członek Komitetu Cen tralnego KPP i KPZU oraz członek WKP(b). Zmarły był w latach 1952 —1957 wicemarszałkiem Sejmu PRL i wiceprzewod niczącym Rady Państwa, a w latach 1957 — 1985 ambasadorem PRL w Pradze. Za zasługi w walce o wyzwolenie społeczne oraz wkład w budowę Polski Ludowej był odznaczony Orderem Sztandaru Pracy I klasy I Innymi odznaczeniami państwowymi. Cześć Jego Pamięci! Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Zima? Wiosna? W Górach Świętokrzyskich panuje „londyńska mgła" w Besiidach na wysokości powyżej 700 metrów znajduje się jeszcze puszysty śnieg, pozwalający na uprawianie narciarstwa. W Karkonoszach — zagrożenie lawinowe, a w Beskidach kwitn* krokusy. IM1GW zapowiada na dziś zachmurzenie duże z większymi przejaśnieniami. Temperatura maksymalna u nas — 12 st. C. Wiosna to już czy też jeszcze tro* chę zimy? Strona Ż MAGAZYN Głos Koszaliński nr & PRZED WIZYTĄ JOSIPA BROZ-TITO W PRL f, YGODIUIA A W DNIACH 4-5 marca obradowali w Pradze sekretarze komitetów centralnych partii komunistycznych i robotniczych krajów socjalistycznych. PZPR reprezentowali: członek Biura Politycznego KC PZPR, sekretarz KC - Jan Szydlak, sekretarz KC PZPR - Jerzy Łukaszewicz i członek Sekretariatu KC PZPR - Ryszard Frelek. Na naradzie omawiano kierunki współpracy ideologicznej w obecnych warunkach międzynarodowych. Podkreślono konieczność szerokiego informowania światowej opinii publicznej o polityce zagranicznej państw socjalistycznych, zmierzajqcej do pogłębienia i umocnienia pokoju i odprężenia między narodami. B iM6S iĘmmi . >,wJliB \ ;,.x .-X m.Mmm Jugosławia — najruchliwsza dzielnica Belgradu — śródmieście. A DOBRE wieści nadchodzq z Genewy. Pod przewód- ^ nictwem specjalnej grupy państw neutralnych - Austrii, Finlandii, Szwecji i Szwajcarii - rozpoczęły się przygotowania do q III fazy Europejskiej Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy - już w Helsinkach. Powołanie tej grupy świadczy dobitnie g o tym, że uczestnicy rundy genewskiej KBWE sq przekonani, na podstawie dotychczasowych uzgodnień, że II faza zakoń- g czy się niedługo. O postępach w Genewie mówił też w tym tygodniu z optymizmem premier Finlandii - Kalevi Sorsa. Rów- g| nież rokowania SALT II też wydają się przebiegać pomyślnie, chociaż ich przebieg jest, oczywiście, jak najbardziej tajny, g§ Optymizm uzasadniają intensywne i niemal codzienne rozmo-wy przedstawicieli ZSRR i USA i demonstrowany przed foto- _ reporterami życzliwy uśmiech kierowników obu delegacji. ® A W CZWARTEK zakończyła się w Algierze doniosła konferencja 13 państw - producentów ropy naftowej (OPEC). Po obradach przy drzwiach zamkniętych uchwalono uroczystą deklarację, z której wynika, że państwa OPEC godzą się na udział w paryskiej konferencji przygotowawczej do spotkania państw - producentów i importerów ropy. W Algierze domagano się solidarnie, by przyszła światowa konferencja zajęła się nie tyłko problemami naftowymi, ale przedyskutowała od nowa wszystkie problemy surowcowe. Charakterystyczne jest, że amerykański sekretarz stanu, Henry Kissinger zdążył jeszcze przed wyjazdem na Bliski Wschód „teoretyzować" w Białym Domu, że USA mogą być zmuszone ,jUŻyć siły zbrojnej" wobec państw arabskich. A W TYM TYGODNIU miał miejsce epilog porwania za-chodnioberlińskiego polityka CDU - Petera Lorenza- Spełnio- Jjjg no wszystkie żądani.a porywaczy, zwalniając przede wszystkim z więzień kilku anarchistów. Pozwolono im odlecieć do Ade- gg nu, gdzie przyznano im azyl polityczny. Sami organizatorzy porwania pozostali nadal w swoich kryjówkach w Berlinie Za- g| chodnim. Peter Lorenz, zdrowy i cały, został przez porywaczy zwolniony. Według głosów prasy zachodniej, należy się liczyć @ z nowymi akcjami anarchistów w obliczu zbliżających się pro cesów grupy Meinhof-Baader. Akcja porywaczy była wodą na młyn chadecji. W niedzielnych wyborach w Berlinie Zachodnim, CDU uzyskała najwięcej głosów. Chadecja oskar- S ża rząd socjaldemokratów i liberałów o niezdolność do zagwarantowania w RFN bezpieczeństwa. Rozlegają się umie- ■ jętnie podsycane głosy o „człowieka silnej ręki", którym, oczywiście, byłby Franz Josef Strauss. B A W RADZIE BEZPIECZEŃSTWA trwa debata cypryjska. Na ■ wyspie panuje stan zamrożenia sytuacji po proklamowaniu samodzielnej Federacji Republiki Turków Cypryjskich. Turcy wie- Bi rzą, że z ich fait d'accompli świat się ostatecznie pogodzi. Przeczy ich nadziejom dotychczasowy tenor dyskusji w Radzie w Bezpieczeństwa, według którego niepodzielność, suwerenność I neutralność Republiki Cypru muszą zostać utrzymane. Na ^ tym tle jak bezpośrednia groźba zabrzmiało oświadczenie tu-reckiego ministra obrony lllhami Sancara, że w Turcji roz- 0 poczęto przygotowania do produkcji głowic bojowych z ładun-kiem atomowym. Ty, klirtika chirurgiczna Ankara. Operacja rozdzielenia braci syjamskich z Cypru zakończyła się pełnym sukcesem. Rys. Hamnitzer A W NOCY z czwartku na piątek grupa komandosów pale* ftyńskich, przypłynąwszy od strony mofza, opanowała hotel w Tel Awiwie biorąc cywilnych zakładników. Armia izraelska wzięła stanowiska komandosów szturmem. Komandosi zostali zabici. Fakt ten ilustruje stanowisko Palestyńczyków w przededniu rozmów Sadat - Kissinger: „Nie może być mowy o ja kimkolwiek rozwiązaniu problemów Bliskiego Wschodu bez udziału Palestyńczyków". Fot. CAF-TASS KISSINGER W BRUKSELI BRUKSELA (PAP). 'Amerykański sekretarz stanu, Henry Kissinger przybył w piątek po południu z Londynu do Brukseli. Spotkał się tu z greckim ministrem spraw zagranicznych. Dimi-triosem Bitsiosem, z którym omówił problem cypryjski oraz zagadnienia stosunków dwustronnych. Wieczorem Kissinger odleciał do Egip-tu. ___ KOSYGIN W ORENBURGU MOSKWA (PAP). Prze- wodniczący Rady Ministrów ZSRR, AJeksiej Kosygin przybył w piątek do Oren-burga (południowy Ural). Zwiedził tam miejscowe zakłady przeróbki gazu W tym samym dniu odbyła się narada kierowniczych pracowników organizacji partyjnych, związkowych i gospodarczych na temat dal szego rozwoju gospodarki tego okręgu. Krytyczna sytuacja w Kambodży PARYŻ (PAP). Jak donosi z Phnom Penh agencja AFP, sytuacja w Kambodży staje się z dnia na dzień coraz bardziej krytyczna dla rządu Lon Nola. W stolicy Kambodży nie wyklucza się możliwości poddania miasta i dymisji marszałka Lon Nola, Jak wiadomo, prezydent USA, Gerald Ford oświadczył na konferencji prasowej w czwartek, że rząd Lon Nola ma szansę utrzymania się do pory desz czowej (do czerwca) tylko pod warunkiem, że otrzyma w ciągu najbliższych 10 dni — 2 tygodni pomoc amerykańską. Administracja USA zapatruje śię jednak cora^; bardziej pesymistycznie na szanse przetrwania rządu Lon Nola i powoli przygotowuje się do ewakuacji ze stolicy Kambodży personelu amerykańskiego. Plan takiej ewakuacji posiada już ambasada USA w Phnom Penh, a ma ją przeprowadzić helikopter owiec „Oki-nawa", znajdujący się n,a wodach Zatoki Syjamskiej. Siły wyzwoleńcze okrążyły stolicę kraju. W piątek ra- no lotnisko Pochentong pod Phnom Penh zostało ostrzelane z dział kalibru 105 mm i rakietami 107 mm. Nie nadaje się ono obecnie do użytkowania i trzeba je było zamknąć dla samolotów pasażerskich. W trakcie o-strzeliwania zniszczona została również baza wojskowa, która służyła w ostatnich dniach do utrzymywania mostu powietrznego z Sajgonem i bazą Utapao na terenie Tajlandii, skąd zaopatrywana była stolica Kam bodży w broń i żywność. Pierścień bezpieczeństwa otaczający Neak Luong (60 km na południowy wschód od Phnom Penh) został kom pletnie rozbity w swojej ' części południowej. Placówka Banam, usytuowana na wschodnim brzegu rzeki, została odcięta przez siły wyzwoleńcze i grozi jej u-padek. Komentując ostatnie wydarzenia w Kambodży, dzień nik „Prawda" pisze w piątek, że wszelkie próby narzucenia Kambodży rządu niezgodnego z wolą narodu, są skazane na fiasko. rJ mmmA * Dwoje bezdomnych rzymian z całym swym dobytkiem sypia pod gołym niebem w pobliżu hotelu oferującego komfortowe warunki. Problem mieszkaniowy w Rzymie jest jednym z poważniejszych już od dawna, gdyż mieszkańcy wyburzanych ruder nie są w stanie nabywać kosztownych nowoczesnych mieszkań oferowanych, przez firmy budowlane CAF-AP-telefoto Francja — Afryka ■ B ■ Na mistrzostwach świata w łyżwiarstwie figurowym, rozgrywanych w Colorado Springs (USA), w kategorii solistek po zakończonej jeździe obowiązkowej pro wadzi Ilolenderka Diana de Leeuw (na zdjęciu) CAF-AP-telefoto „Szczyt" w Bangi PARYŻ (PAP). W stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej — Bangi rozpoczęło się drugie francusko-afrykańskie spotkanie „na • szczycie". Poprzednie spotkanie tego typu odbyło się 13 listopada 1973 r. w Paryżu z inicjatywy ówczesnego prezydenta Francji, G. Pompidou. Konferencja potrwa do soboty lub nawet do niedzieli. Na porządku dziennym tego forum znalazły się problemy związane z ne gatywnymi skutkami, jakie wywołuje w krajach surowcowych obecny kryzys gospodarczy i towarzyszący mu chaos walutowy w uprzemysłowionych państwach zachodnich. Dyskutowana będzie również sprawa współpracy gospodarczej, technicznej i kulturalnej. W konferencji biorą u-dział nie tylko kraje, które były koloniami francuskimi, ale także byłe kolonie belgijskie, jak również Nigeria. W konferencji bierze udział prezydent Francji Valery Giscard d'Estaing. Jest to jego pierwsza wizyta na kontynencie afrykańskim od czasu wybrania go w maju 1974 szefem państwa. OKRĘTY NATO W HAMBURGU BONN (PAP). Do portu w Hamburgu zawinęła eskadra okrętów sił morskich NATO działających stale w rejonie Oceanu Atlantyckiego. Wśród tych jednostek znajdują się niszczyciele i korwety USA, Kanady, W. Brytanii, Holandii, RFN i innych państw NATO. Jak podaje prasa, wizyta okrętów wojennych NATO w Hamburgu potrwa 6 dni. SYRIA NIE CHCE ROZWIĄZAŃ „CZĘŚCIOWYCH" KAIR (PAP). Sekretarz generalny KC Syryjskiej Partii Komunistycznej — Chalid Bagdasz, w wywiadzie dla agencji CTK omó wił aktualne zagadnienia polityki Syryjskiej Partii Komunistycznej i sytuację na Bliskim Wschodzie. Izrael, imperializm amerykański i reakcja arabska — powiedział Bagdasz — chcą utrzymać napiętą sytuację na Bliskim Wschodzie drogą częściowych roz wiązań problemu bliskowschodniego. W tym zakre sie polityka zagraniczna Syrii jest identyczna z polityką Związku Radzieckiego. Dążymy do całościo wego uregulowania konfliktu -- oświadczył Bagdasz. Zgodzimy się na rozstrzygnięcie częściowe jedy nie w wypadku, jeśli w ramach konferencji genewskiej zostanie ustalony dokładny grafik realizacji po szczególnych etapów rozwiązania konfliktu przy u-dziale wszystkich zainteresowanych państw —* oświadczył Ch. Bagdasi. G/os Koszaliński nr 58 MAGAZYN Strona 3 NA DRUGIM „ETACIE" W % > - - Przedstawiamy Wam koleżankę Barbarę Pawłowskq, jednq z milionów kobiet pracu-jqcych - jak to się powiada - na dwóch etatach. Jeden z nich to osiem godzin spędzanych codziennie na stanowisku zawodowym; w przypadku pani Barbary jest to praca w .,EI-wie'. Drugi zaś, to codzienny „kołowrót" spraw zwiqzanych z utrzymaniem domu, wychowaniem dzieci. Kobietom pracujqcym zawodowo pochłania to niekiedy więcej czasu niż Wy wiqzanie się ze służbowych obowiqzków, daje nikłe szanse wygospodarowania sobie iakie-gos dnia naprawdę wolnego, przeznaczonego na niezbędne przecież odprężenie, rozrywkę i zajęcie się sobq - swoim zdrowiem, urodq.. Niestety, czasem nawet najciekawszego programu teiewizyjnego nie udaje się oglqdać inaczej, jak „przy okazji" wykonywania mniej absorbujqcej domowej roboty. Która jednak kobieta liczyć będzie czas poświęcony dla dobra domu, męża, dzieci? Na nic zdają się tutaj perswazje w rodzaju „mogłabyś to odłożyć na później", przecież bez tego możemy się obejść' ( tak dalej. Tym bardziej - okolicznościowe gesty, na jakie mężczyźni zdobywajq się z okazji święta Kobiet. Pomyślmy raczej - i wprowadźmy w czyn - o chociaż jednym, ale za to trwałym, obowiqzujqcym na co dzień usprawnieniu, które życie naszych matek, żon czy sióstr uczyni mniej „zabieganym", przyjemniejszym, pełniejszym należnej Im radości życia. Foł. Jerzy Patan Czarujący panowie Zdumiewa mnie czasami fakt, jak to nie którzy potrafią zmienić się w ciągu kilkunastu minut — pomiędzy przełknięciem domowego śniadanka a zajęciem miejsca za biurkiem. Na przykład taki X, mieszka jący piętro niżej Uprzejmy, usłużny, nie przepuści żadnej okazji wymienienia kilku słów i zapytania, czy szanowany sąsiad (lub sąsiadka — zależnie od okoliczności) przypadkiem czegoś nie potrzebują, No, bo, on to znaczy X, pracuje w administracji budynków mieszkalnych, gdyby więc... Rzadko się zdarza, żebym X prosił o wy świadczenie jakiejś przysługi, Jeśli jednak coś takiego się zdarzy, mogę być przekonany, że X albo wyświadczy mi ją w naj bliższych dniach, albo przeprosi i poda bar dziej odległy termin, którego z całą pewnością dotrzyma Albo taki Y W kręgach naszych współ nych znajomych uchodzi za człowieka, na którym, można polegać, niczym na Zawiszy, Jeśli umówi się w jakiejś sprawie — zawsze punktualnie stawi się na spotkanie. Jeśli pożyczy książkę — odda w usta lonym dniu. Jeśli zaciągnie dług — prę- dzej pożyczy od innego, niż miałby tłumaczyć się, przepraszać, że coś tam nie wyszło mu tak, jak sobie zaplanował. Ale oto niedawno miałem okazję wysłuchać o X opinii ludzi, którzy spotykają się z nim nie jako „szanowni sąsiedzi" — przed domem, lub w pobliskim sklepie — lecz w jego biurze, gdzie X decyduje o remontach mieszkań, naprawach dachów wymianie urządzeń kuchennych i wielu po mniejszych, najczęściej jednak palących lokatorskich sprawach. „Jeśli prosić go o załatwienie jakiejś sprawy, to zachowuje się tak, jak gdyby wyświadczał największą łaskę". „niesławny, a przy tym gburo-waty" — oto najbardziej oględne z owych opinii. Na pewnej naradzie nasłuchałem się z kolei wielu przykrych uwag o Y — zastęp cy kierownika pewnego zakładu usługowe go do spraw technicznych. Tu miała miejsce głupia awaria, bo Y — mimo paru przypomnień, a następnie ponagleń, kwito wanych niezmiennym „rozumiem, oczy wiście, już się robi" — nie przysłał na czas konserwatora. Tam znowu nie można uruchomić sklepu, bo Y podaje czwarty juz termin przeprowadzenia naprawy takie goś tam istotnego urządzenia, no i slo-wa.r.nie dotrzymuje 1 tak dalej, itd. Ntegrzeczność, nieuczynność, niesłowność —wszystko to są brzydkie plamy na ^złowieku. Ale — jak świadczą o tym przy X * Y - tylko we własnym domu, wśród sąsiadów, wśród kolegów z pracy lub w kręgu towarzyskim. Tu opinia zobo Chyba dlatego, że w tzw stosun Kach nieformalnych jest ona nieubłagana i Konsekwe tna Po prostu - tutaj każdy jest w stanie zapłacić pięknym za nadob ne. Ody ma Jt? do czynienia z . kontrahentem . Tutaj stanie ffn h '"k 9dyb" nie w l ,b0 Fzvmie w k°*cu „zrewtin-• złov)ie^ okłamany, wystawióny przysłowiową rufę do wiatru przez urzęd-, ^racownika zakładu usługowego, sprzedawcę? Napisze zażalenie? Cte — papier jest cierpliwy. SCORPION Strono 4 MAGAZYN G/os Koszaliński nr 58 KRASNAJA 7WIEZDA - or gan Armii Radzieckie] w nr 57 i 58 z 1945 c. tok opisywała walki, w wyniku których zdobyty został Słupsk: „Na wszystkich drogach do miasta znajdowały się liczne burykady. W okolicach Słupsko czołgiści radzieccy spotkali gru pę kilkuset robotników, różnych narodowości, [ órzy kopali dla hitlerowców rowy. Na widok a-dzieckich czołgów wachmani uciekli, zostawiajqc robotników. Na przedmieściach Słupska prace obronne prowadzono iesz cze ostatniej nocy, mimo iż miasto było okrqżone i pod ostrzałem naszej artylerii. Z rana 9 marca rozpoczqł się bój o miasto. Wojska radzieckie atakowały od południa i północy. Po artyleryjskim bombardowaniu piechota radziecka weszła do miasta. Najcięższe boje toczono o dworzec kolejowy. Słupsk zajęła 18 Brygada Pancerna należqca do 3 Korpusu Pancernego, którym dowodził gen. Panfiłow..." Miasto było wolne, jednak w jego centrum płonęło i rozpada ło się w gruzy stare miasto. Przyszły lata odbudowy i rozwoju tego największego dzisiaj miasta naszego województwa. Słupsk liczy dziś ponad 80 tys, mieszkańców, jest największyn ośrodkiem przemysłu (przede wszystkim maszynowego) w Koszalińskiem. Znane sq w całym kraju maszyny i urzqdzenia z „Famarolu" „Sezamoru", słupskie meble, buty, cukierki... Nie mniejszym powodem do dumy sq słupskie osiągnięcia w kulturze, oświacie. Odbudowany pieczołowicie Zamek Ksiq iqt Pomorskich pomieścił Muze um Pomorza Środkowego, słupska „wizytówkq" jest Festiwal Planistyki Polskiej, który odbędzie się w tym roku po raz dziewiqty, piękna biblioteka od dana do użytku w zabytkowym wnętrzu Również liczne zespoły amatorskie, odnoszq sukcesy na scenach w całym kraju. Znana jest też dobrze ze swej sumiennej pracy słupska gastronomia. Dumq słupszczan jest Wyższa Szkoła Pedagogicz na. T. MARTYCHEWICZ Na zdjęciach: wypalone centrum starego miasta w roku 1945 oraz ul. Zawadzkiego i pierwszym nowym osiedlem Słupska. Fot. W. Mojsiejenko MGŁOSm MOWA DZIADA DO OBRAZU W*? mmmw Z NOWYMI DOWODAMI GDY SŁUPSK POWRACAŁ DO POLSKI li H Wraz x wiosną, ze skowronkami, na la my prasy jak bumerang wraca jeszcze jeden •„wiosenny temat" —- wypalanie łąk poboczy dróg, nasypów kolejowych Corocznie wiele się pisze i mówi na ten temat. Corocznie strażacy, służba rolna MO przestrzegają przed wypalaniem, wy jaśniają, mówią o szkodliwości, itp. Ba, od czasu do czasu sypią się nawet kary Najczęściej przed Kolegium odpowiadają rolnicy wypalający własne łąki. „Konia z rzędem" temu, kto dostarczy mi dowody ukarania za wypalanie pob( czy, nasypów, chociażby jednego przedsiębiorstwa, jednej instytucji, drogowców na państwowych posadach. Nadal bezkarnie, jawnie uprawiają swój proceder. Ta wiosna nie jest inna. Oto przykład: — Droga Okonek — Szczecinek. Na przestrzeni kilku kilometrów koło Brokę- cina posadzono młode drzewka. Były właściwie pielęgnowane, chronione przed szkodnikami. Prawie wszystkie przyjęły się i już w ubiegłym roku zaczęły się zielenić. Obawiam się, że w tym roku połowa z nich uschnie Kilka dni temu sam gasiłem tam tlącą się korę, które zajęła się od wypalanej na poboczu tra-wy. — Podobny obrazek na trasie Szczecinek — Koszalin, kilkanaście kilometrów :a Szczecinkiem I tu wypala się trawę Takie sygnały dochodzą z terenu całe 70 województwa Wypala się trawę tuż ibok zagajników przydrożnych, żywopłotów, drzew posadzonych na poboczach. Tak jest najszybciej, bez kłopotu. A jak przy okazji uschnie jakieś drzewko? Mała stra ta. Za rok posadzi się następne. Najlepiej w czynie społecznym. (ebf JUŻ OD DZISIAJ DOMEK UDOSTĘPNIONY ZWIEDZAJĄCYM KOSZALIN Jeden z dwóch domków jednorodzinnych zbudowanych przez Koszalińską Spółdzielnię Mieszkaniową na osiedlu Karola Marksa od dzisiaj zostanie udostępniony zwiedzającym. Można obejrzeć domek i wy posaienie zaproponowane przez Wojewódzki^ Przedsiębiorstwo Handlu Meblami. Domek będzie udostępniony do zwiedzania w dniach od 8 do 16 marca w godzinach: w soboty od 14 do 17, w niedziele od 11—17, a w dni powszednie od 15.30 do 18. (wł) SIEWY ZBÓŻ ROZPOCZĘTE KOŁOBRZEG. W ub. czwartek dwa zakłady rolne PWGR Rudzistowo rozpoczęły siewy owsa i łubinu. Następnego dnia rozpoczęły siewy zbóż zakłady PWGR Górawino. W innych zakładach rolnych rozsiewa się nawozy, wapno, przeprowadza bronowanie. Sądzimy, że za przykładem państwowych gospodarstw rolnych pójdą rolnicy indy wio ualni. (jawro) SPOTKANIE Z WŁ. HASIOREM KOSZALIN. W niedzielą w Klubie MP1K w Koszalinie odbędzie się spotkanie z artystą plastykiem, Władysławem Hasiorem. KOBIETA NA EKRANIE Dzisiejsze święto pań stało ■ię okazją do zaprezentowania ze«tawu filmów o kobietach. CRF proponuje następujące o-brazy ,,Maria Skłodowska-Cu-rie"; „Olga Boznańska" (o ma larce); „Abakany" (o twórczości Magdaleny Abakanowicz) i „Sceny z życia kapitana" (o kapitanie Danucie Walas-Koby-lińskiej). Przegląd odbędzie się 8 bm„ o godz 18.30 w Klubie MPiK. (kon) OFERTY TURYSTÓW KOSZALIN. Na najbliższą wolną od pracy sobotę (22 bm.) oraz niedzielę (23 bm.) zarząd Oddziału PTTK przygotował dla mieszkańców miasta i powiatu koszalińskiego kilka interesujących propozycji. Za opłatą 80 zł od osoby mo żna uczestniczyć w wycieczce autokarowej z Koszalina do Kołobrzegu. W programie jest zwiedzanie Muzeum Oręża Pol skiego, katedry, domu Sliwo-szów, dzielnicy u?d owiskowej itp. Można również wybrać Bię autokarem do Bukowa Morskie go, Dąbek, Darłowa (Zamek Książąt Pomorskich), Darłówkt (most zwodzony, latarnia morska, port) i Jarosławca (brzeg klifowy). Cena tej wycieczki — 75 zł. Zgłoszenia przyjmuje zarząd Oddziału, w terminie do 10 bm. (el) ZATRUCIE MIĘSEM Z WŁASNEGO UBOJU SZCŹECINEK. Tragedia rodzinna rozegrała się w tych dniach w miejscowości Krosin-ko. We wtorek wieczorem, Janina W. sporządziła kolację z jajecznicy smażonej na mięsie Posiłek ten spowodował jednak silne zatrucie u matki i jej pię ciorga dzieci, w wieku od dwóch do siedemnastu lat. Ofiary zatrucia umieszczono w stanie bar dzo ciężkim w Szpitalu Powiatowym w Szczecinku. Tej samej nocy zmarła w szpitalu dwuletnia Wiesława. Przedwczo raj ze względu na bardzo zly stan zdrowia przewieziono do - polikliniki w Szczecinie dwunastoletniego Kazimierza i dzie więcioletnią Irenę. Natomiast poprawa w zdrowiu nastąp:ła u pozostałych dzieci: siedemnastoletniej Janiny i trzynastoletniego Józefa. Dobrze czuje się także trzydziestodwuletnia matka dzieci. Jak okazało się, przyczyną silnego zatrucia było spożyte mięso wieprzowe z własnego u-boju. Niestety, nie poddano mię sa badaniu sanitarnemu. (hz) SŁUPSK. Ponad 30 młodych mieszkańców miasta — uczniów szkół ponadpod stawowych, pracown>ków słupskich zakładów przy było do sali konferencyjnej ratusza na spotkanie z włę dzami miasta W ten sposób podkreślono znaczenie aktu wręczenia nowvch dowodów osobistych, po raz pierwszy wydawanych w Słupsku Serdecznie gratulowano grupie 18-latków zachęca jąc ich jednocześnie do pra cy dla rozwoju rodzinnego miasta Podczas tej samej uroczystości Mieczysław i Bernarda \oskowie wraz r trojgiem dzieci otrzymali akt o nadaniu obywatelstwa polskiego. wvdany orzer "Rade Państwa Cała piat.ka otrzymał? również nowe dowody osobiste. (tm) Nasz sloty konkurs ^Wybieramy film mieslipca" W poprzednim magazynie opublikowaliśmy listę Czytelników, którzy wylosował1 nagrody w I etap. nas^eg'" konkursu, wybierając najlepszy „film styczna Główn nagrody zostały wręczone w kinach przed secn&am-Roczny bezpłatny karnet, dla jednej osoby do kin.' „Kryterium", ufundowany* przez tę placówkę, wygrał' Małgorzata Wornbard z Koszalina, uczennica Liceum Ogólnokształcącego im Broniewskiego, Małgorzata kon czy w tym roku średnią szkołę bardzo interesuje sk filmem, jest od wielu lat członkinią DKF przy ,,Kryterium". W czwartek, w kinie „Milenium" w Słupsku została wręczona główna nagroda ufundowana prze: WZKin. — roczny bezpłatny karnet, do wszystkich kir w województwie dla 2 osób Wygrał ią Wacław Burdon Jest on uczniem Zasadniczej Szkoły Międzyzakładowe, w Słupsku, uczęszcza do II kl. o specjalności tokarz. Na stałe zamieszkuje w Wielawinie pow. Szczecinek Tak więc- obie nagrody, te najważniejsze, wygrała młodzież Nasz konkurs trwa nadal. Obecnie przyjmujemy zgłoszenia na najlepszy „film lutego". O to miano ubiegają się następujące filmy premierowe: Człowiek w dziczy. Orzeł i reszka; Dzielny szeryf Lucky f uke: Szczęśliwego Nowego Roku; Alfredo, Alfredo: Zbrodnia w klubie tenisowym; Szaleństwo miłości; Rozwód; Joe Hill; Korzenie prawdy^ Najemnik. Głosować można także na wszystkie inne tytuły wyświetlane w kinach województwa koszalińskiego Przyj mujemy wyłącznie irfdywidualne zgłoszenia, na któryc' należy podać jeden tytuł Karty pocztowe z dopiskier „film lutego" przyjmuje redakcja do 10 brn Czytelnie mogą wziąć udział w plebiscycie wypełniając kupon ze mieszczony poniżej Upoważnia on do nabycia ulgowe go biletu we wszystkich kinach województwa, pod warunkiem, że kupon pozostawi się w kasie. Kierownicy kin prześlą kupony do WZKin. Nagrody są takie same jak w ub miesiącu: wspomniane na początku dwa. karnety oraz trzy portrety gwiazd ekranu, oferowane przez CRF, a także bony książkowe wartości 100 zł każdy. Fundują je — Wydział Kultury Urzędu Wojewódzkiego i ZW ZMS. (kon) Na zdjęciu: zastępca kierownika kina „Milenium", Irena Urbanowicz wręcza główną wygrana laureatowi konkursu „Głosu", Wacławowi Burdonowi przed projekcja filmu „Złoto dla zuchwałych". Fot. I. Wojtkiewicz KUPON KONKURSOWY „FILM LUTEGO" Tytuł filmu Imię i nazwisko widza Adres Kupon upoważnia do nabycia ulgowego biletu. Ważny do 10 marca. G/os Koszaliński nr 58 Strono 5 Ml&PZir NAMI MBZCZ&rZM&MI Tylko bez nazwisk! Dziennikarz indaguje znajomego. Urzędnik, dwoje dzieci, żonaty od 14 lat. Prosimy o imię i nazwisko. — Panie! Z okazji Dnia Kobiet powiem o słowo za dużo, a potem przez cały rok będę miał kłopot. Moja żona, jest kochana kobieta, ale pan jej nie zna! Odpadł pierwszy rozmówca, potem drugi i trzeci. Trzeba było zrezygnować z nazwisk. Nasi rozmówcy mieli wiele skrupułów, a w końcu decydowali: albo bez nazwiska, albo nie mówię ani słowa. Mniej tajemniczy byli tylko przedszkolacy. Spróbuj cie jednak wyciągnąć od nich nazwiska! Laurki nie będzie Mówi Heniek, lat 4: Kocham Mamusię: I panią. Narysuję im laurkę. Tatuś powiedział, że mi trochę pomoże. Rysiek inie chce nic malować, bo wczoraj dostał lanie A Marysia zabrała mu robota. Szukamy Rysia. Oto jego opinia: Jak byłem niegrzeczny, to na Mikołaja nic nie dostałem. Mama mnie wczoraj zbiła, niech sobie sama rysuje. A Marysi nie dam już żadnej zabawki. Miała lalkę, a mnie wzięła mojego robota, jak się bawiłem. „Mężczyzna" rozbeczał się znowu rozżalony. Co tu takiego pytać o opinię na temat 8 marca. Tego dnia Rysiek był zdecydowanym antyfeministą. Zresztą, nie tylko on w tym przedszkolu. Mariusz skarżył się, że Małgosia ciągnęła go za włosy i że musiał ustąpić jej miejsca na ważce. Z bekiem pobiegł do Pani i u niej szukał opieki i pomocy. W takiej sytuacji nie ma co oczekiwać obiektywnej oceny. Qf Lenka się „kiwa" W pierwszej klasie szkoły podstawowej chłopcy ml« li ustalony podział ną fajne i nieklawe babki. Jedna jest skarżypytą, druga się maże, a tamta, z pierwszej ławki, zawsze się z nimi bawi. — Ta jest fajna! Nawet pan by nie po-znał, że to nie chłopak — mówią z uznaniem, traktując to określenie jako najmocniejszy argument „za". — Lenka jest fajna! Tyle tylko, że jak gra w piłkę nożną, to za dużo „kiwa". Długo wysłuchuję wywodów na temat braku znajomości zasad piłkarskiej taktyki u dziewczynek, na wet tak fajnych jak Lenka. Oni, chłopcy, to co innego. Jak trzeba to podacizą i gol pewny. Rocznicowo Janusz jest uczniem jednego z koszalińskich techników. Ma 18 lat i sympatię imieniem Danka. Nazywają go „Rudy". _ . — Czy o kobietach musicie rozmawiać tylko rocz nicowo, przed ich świętem? Trochę głupio, bo nie moż na powiedzieć złego słowa. A czasem by się chciało. Myślę *ia przykład o palących nastolatkach. — Jednak Dzień Kobiet — przynajmniej dla^ mnie — to przede wszystkim święto rodzinne. Babcia robi staromodną ondulację, mama zawsze pokazuje się w szałowym sweterku, a tata goli się wyjątkowo ^ dłu go. Kwiaty, uoominki, uśmiechy. Lubię to święto. — Czego chciałbym wszystkim kobietom życzyć? Aby zawsze pięknie wyglądały. Dance — aby dostała się na studia. Oczywiście, razem ze mną. Mamie, babci dużo zdrowia, uśmiechu. O rany, ale rąbnąłem laur kę. Chyba się zblamowałem. Chociaż... chyba inni chłopcy powiedzieliby to samo. Marzenie rekruta Kazik jest szeregowcem WP. Jest rodowitym ko-szalinianinem, służy w wojsku od niedawna. Do rozmowy wytypowali go koledzy, jako najprzystojniejszego w plutonie. _ Dzień Kobiet chciałbym spędzić z moją dziewczyną. Ale chyba nic z tego. Jak to w wojsku. Prze- ślę jej życzenia, upominek. Na pewno nie zapomnę. — W ogóle to chciałbym, żeby kobiety też służyły w wojsku. Mój szef mówi, że to by się im przydało. Tego nie wiem, ale nam na pewno byłoby przyjemniej. — Bo i co to za życie bez kobiet. My nawet w naszym zespole amatorskim musimy się przebierać za panie. Najczęściej to spotyka właśnie mnie. — Ale z drugiej strony... kilkaset kobiet w jednym miejscu. To dopiero byłby gwar! — Odmeldowuję się. Lecę po kwiatki., Poufnie, ale głośno Jeden z nielicznych fryzjerów damskich — nie kobieta — również zastrzega się, że nie może ujawnić nazwiska. — U fryzjera kobiety czują się jak przy spowiedzi, mówią o wszystkim I chociaż przy okazji wszystkie panie w całej sali słyszą każde słowo, panuje przekonanie, że te wynurzenia są kierowane wyłącznie do mnie. Ja nie mogę przekazać ani słowa. I nie przekazuję. Wreszcie, żyję z tego, że panie przynoszą mi do salonu swoje fryzury. Tu chodzi o wygląd, tego nie da się przeliczyć na złotówki, chociaż czasem trzeba stracić sporo czasu, panie przychodzą często. W pocie czoła — Ba, jeśli chodzi o wygląd, to nasze panie imponują staraniami, wręcz poświęceniem. Czasem, prowadząc zajęcia gimnastyczne, kiedy nasilam tempo ćwiczeń i widzę twarze umęczone wysiłkiem, zaczynam się obawiać, że następnego dnia sala będzie pusta. I... nic takiego nie następuje. Panie przychodzą. Niewiele ich, ale te, które raz dały się przekonać do~sajęć i potrafią wygospodarować czas na ćwiczenie, nie żałują wysiłku. Tyle opinii instruktora gimnastyki korektywnej, a my możemy dodać, że kiedy w Koszalinie nastąpiła okresowa przerwa w organizacji takich zajęć, nasze Czytelniczki nie dawały nam spokoju: Interweniujcie na łamach gazety, znowu przerwali tak pożyteczne zajęcia. Przed czy po? — Dobrze, że pan przeczytał mi tę opinię instruktora — twierdzi sprzedawca. — To fakt, że jeśli chodzi o troskę o sylwetkę, kobiety z zasady wykazują dużo poświęcenia, wytrwałości. W domu to nawet czasem się z tego powodu podśmiewam, bo żona potrafi wieczorem wyczyniać na dywanie różne łamańca, nożyce, przysiady itp. Znajomi twierdzą, że ich żony, czasem zachęcone jakąś publikacją albo radami specjalistów z różnych dziedzin, też biorą się do gimnastyki. Przy otwartych oknach wciągają powietrze, no i zakupują duże zapasy „Minimalu" oraz innych preparatów. Ale niech tylko u mnie w sklepie pojawią się lepsze słodycze... W kolejce — same klientki. A już po chałwę to stoją jak po mięso. Kto ma tyle czasu? _ Tak jestem lekarzem, od biedy mógłbyfti nawet poprowadzić zakład kosmetyczny jako specjalista. Nigdy jednak nie podjąłbym się tej funkcji. No, bo proszę posłuchać: Na łamach czasopism zupełnie serio radzi się kobietom kilkugodzinne — jeśli dobrze podsumować — posiedzenie przed, lustrem, w łazience, u fryzjera czy u kosmetyczki. Która kobieta w Polsce może sobie na to pozwolić, jeśli nie liczyć ludzi estrady, filmu, telewizji? Przecież nie tylko z okazji Dnia Kobiet przyznajemy naszym paniom, że pracują na trzy zmiany, to znaczy niemal „na okrągło , przez cały dzień — a już najbardziej te... niepracujące. Dom, dzieci zakupy — a wszystko to najczęściej bez więk szych' słów uznania. Bo skoro kobieta nie pracuje zawodowo, to co robi z wolnym czasem? A właśnie tak zwane gospodynie domowe — i nie jest to tvlko moje spostrzeżenie — są najbardziej zaniedbane pod względem zdrowotnym, bo nie mają czasu nawet na krótką wizytę u lekarza — Popieram kolegę. Jestem stomatologiem. Kiedyś, w?dząc jak p*wna matka systematycznie przyprowadza swoje dzieci do mojego gabinetu (a miała tych nociech chyba ze czworo), poprosiłem, aby również poddała się badaniom. Choćby oględzinom uzębienia. Panie' Chciałem sadzić plombę obok plomby, bo tak należało zrobić, ale okazało się, że ona nie ma czasu... Spikerki i naczelniczki publicystyki międzynarodowej — dawniej domenie m^czyzn — A już najbardziej wstrząsnęły mną młode, przystojne naczelniczki miast w telewizyjnym „Banku miast". Nawet Pach był nieco zdezorientowany i mówił „Szanowni panowie", poprawia jao się zresztą.. — Czekam aż kobiety zdominują redakcję sportową i „wygryzą" redaktora Hopfera. Krystyna Loska i tak już została maskotką naszej „srebrnej" drużyny piłkarskiej. Jak jeszcze utworzą w kraju I ligę piłkarską kobiet i zaczną transmitować jej meqze, to poddam się. Pan mówi tu o Dniu Kobiet, a one swój dzień mają przez cały rok — zwłaszcza w telewizji. Zakupy — Nie lubię kobiet przy ladzie i dlatego apelowałbym do mężów, synów i dziadków, aby zastępowali swoje panie przy zakupach — mówi sprzedawca. — Kobiety marudzą, jak się trafi taka bardziej niezdecydowana, to mamy prawdziwe urwanie głowy. Wszystko jej złe. A chłop weźmie, zapłaci, nawet ni* ma czasu na zawinięcie towaru. Było jej dobrze! — Są czasem sprawy wzruszające — mówi nauczyciel. ~ W koszalińskim komitecie partii byłem na u-roczystości wręczania legitymacji kandydackich. Z tej okazji zorganizowano spotkanie z długoletnimi członkami partii, działaczami z okresu międzywojennego. M. in, przyszła towarzyszka Górowa. 1^ wiecie co powiedziała o roku 1945 w Koszalinie? Stwierdziła ni mniej ni więcej: po raz pierwszy od wielu lat by ło mi dobrze właśnie tu, w Koszalinie, w roku 1945 kiedy w stołówce PUR miałam zapewnione obiady dla swoich dzieci i dla siebie. A wcześniej? Nie mówię już o czasach okupacji. Ale przed wojną jednego roku eksmitowano mnie z dziećmi dwa razy. Głodowaliśmy, człowiek garnął się do pracy, ale jej nie^ by ło. I nie było pewności, czy jutro będzie co jeść._ I dlatego wspominam ten pionierski rok w Koszalinie. Teraz się mówi, że był trudny. To prawda. Ale właś nie wtedy po raz pierwszy w życiu mogłam powiedzieć, że było mi dobrze, wreszcie nie było strachu przed głodem, nie byliśmy bez przyszłości, bez perspektywy. — Bardzo ładnie powiedziała też o tym, że rozumie-dzisiejszą młodzież, która ma duże wymagania: Gdyby następne pokolenia miały się cieszyć, jak ja w 1945 r., że mają zapewniony obiad> to nie mielibyś my postępu. I dlatego popieram mocno dążenia młodych do lepszego, chwalę stawianie przez nich wymagań, oczywiście pod warunkiem, że sami wnoszą coś nowego w nasze życie, że nie chcą być tylko konsumentami. Fioletowe słoneczniki — Na Dzień Babci namówiłem wnuka, aby narysował naszej solenizantce laurkę. Posłuchał mnie, ale laurki nie pokazał. Zrobiła to dopiero sama babcia. Pochwaliła się łanem fioletowych słoneczników. Kiedy zapytałem wnuka, dlaczego jego słoneczniki są właśnie fioletowe, powiedział z powagą: żółtych to babcia może sobie nakupić na targowisku. A przecież sam mówiłeś, że babcia ma święto. Jedyny odważny Jan Król — dyrektor koszalińskiego „Płytolenu" — jest jedynym odważnym, który nie występuje incognito. Co mówi o swojej kobiecej załodze? — Z taką załogą żyć nie umierać. Z pełnym przekonaniem chwalę swoje pracownice. Są pracowite, zdyscyplinowane, szanują swoją pracę. Czy pan wie, że bywały czasy, gdy kobiety po nocnej zmianie zostawały, aby pomagać przy odbudowie zakładu? To wymagało nie lada poświęcenia. Za to teraz u nas nie ma kłopotów wynikających z nieposzanowania sprzętu, urządzeń socjalnych. .— Następny plus. Nie znamy w zakładzie określenia „szewskich poniedziałków". Kobiety są obowiązkowe, pracują bardzo solidnie. Myślę, że tak samo są gospodarne w zakładzie, jak u siebie w domu. Dam taki przykład. Całkowicie zlikwidowaliśmy w zakładach aparat wewnętrznej kontroli jakości. Za jakość produkcji odpowiadają u nas same pracownice i brygadzistki. Zdało to egzamin. To też dobrze świadczy o załodze. Na Dzień Kobiet życzę swojej załodze przede wszystkim zdrowia. Żeby nasze pracownice nie miały kłopotów zarówno w pracy jak i domu. Zeby mogły powitać swoje święto z radością. My ze swej strony szykujemy im oczywiście niespodzianki. Zanotowali: DWAJ MĘZCZYZNI — Czy zauważył pan, że w naszej telewizji obserwujemy istna inwazję kobiet? — pyta zapalony telewidz. — Spikerki niemal całkowicie wyeliminowały męską płeć. Irena Dziedzic prowadzi „Tele-Echo" z wdziękiem nie gorszym niż sławny causeur — Kydryński, inne zaczęły się pojawiać nawet w magazynie t)6TA $KM&>NKA! To He ŃAi J(o£zrvfAr rs \*M Strona 6 MAGAZYN Głos Koszaliński nr 58 Kooperatywa (dokończenie 'ze str. 1) — Dziwili się niektórzy, że wziąłem na swoje barki wcale nielekkie zadanie. Tłumaczyłem, że w tym domu właśnie się urodziłem, że ciągnie mnie ta ziemia uprawiana przez ojca. Na-wąchałem się jej za mocno, czy jak... że przyszedł czas na objęcie ojcowizny. Dziewiętnastoletni, młody rolnik miał o tyle ułatwiony start, że w rolnictwie właśnie wiele się zmieniało. Naczelnik niedawno powoła nej gminy w Siemyślu, H. Serwach, nie skąpił pomocy rolnikom, którzy chcieli gospodarstwa przestawić na nowoczesne tory. Z rodzinnego domu Zdzisława wyprowadził się drugi członek wspólnoty, więc mógł razem z ziemią przejąć i budynki. Na 22 hektarach ziemi rozpoczynali swo je rządy: matka Helena oraz trzech synów — Czesław, Eugeniusz i ZdzisławdBodzin na kooperatywa Andziaków rozpoczynała start, — Obejścia gospodarskie były istną ruiną — wspomina- Helena Ańdziak. — Nikt nie chciał wierzyć, że damy radę coś z tym zrobić. W pomieszczeniach dzisiejszej bukaciarni przez dach widać było gołe niebo. Stodoła lada dzień mogła runąć. Różni budowlani spece domagali się rozbiórki. Ale koszt budowy nowego obiek tu szacowali na 200 tys. zł. A na to nie było nas stać. Chwyciliśmy za ołówek, potem — do roboty. Remont pomieszczeń dla bukatów kosztował nas 40 tys. zł. Syn'owie zrobili to solidnie. — Mama Andziakowa jest dumna ze swoich synów, zresztą nie tylko z powodu remontu. Bracia Andziakowie rządzą pospołu. Czesiek zna się na sprawach budowlanych, Gienek — na mechanizacji i uprawach polowych, Zdzisiek hołubi hodowlę oraz załatwia wszystkie sprawy urzędowo-zao-patrzeniowe. W podziale czynności matce przypada funkcja gospodyni i księgowej. Niezbyt srogiej — jak mówią synowie.- Dla niej, steranej życiem, założyli w domu centralne ogrzewanie, urządzili łazienkę. Tym razem matczyne protesty, że szkoda pieniędzy, nie zdały się na wiele. Rodzinny ko lektyw nie może narzekać na brak pracy. — Jeszcze wciąż więcej roboty przed nami, niż za nami — mówi pani Helena. — Ale idzie nam sprawnie i to jest nasza cała radość. Któregoś roku poszedł Zdzisław do naczelnika Ser v'&cha. — Zdałoby się parę hefcrtarów ziemi; — Dobrze — mówi naczel nik — ale co zamierzacie? — Będę specjalizował się w hodowli — powiedział Zdzisław. I naczelnik dołożył jeszcze 8 hektarów. Jesienią 1973 r. Andziakowie mieli już 30 ha gruntów. A Zdzis ław dotrzymał śłowa. Zamiast 100 wyhodował 160 świń. Trzoda, trzodą, ale Zdzis ław ma słabość do bydła. Jest dziś w gospodarstwie 40 byczków. Dla nich to właśnie bracia zaadaptowali budynek stajni i obory. Jasno tu, jak na werandzie. Okna, każde o 1 m kw. powierzchni, umożliwiają doskonale naświetlenie bukaciarni, co wpływa na przyrost wagi bukatów. Okna wymienili oczywście, sami. Szczycą się także szybkim i pomysłowym rozwiązaniem i wykonaniem konstrukcji podciągu stropowego. Tę skomplikowaną operację, z dokładnością do milimetra, nie na ruszając równowagi stropu, przeprowadzili w ciągu 2 dni. Budynek bukaciarni dzieli na dwie części przejazd paszowy, gdzie móżna przejechać ciągnikiem, wydać paszę i wyjechać. Drugą część przeznaczyli na chlewnię. W ubiegłym roku stało tu 160 świń. — Trzodę chcemy prowa-dziś gdzieś tak do końca te go roku. Potem stanie tu bydło, kto wie, może już w oborze rusztowej? mówi Zdzisiek. Ciągnie go do hodowli bydła. Choć bardziej pracochłonna, w większym stopniu daje się zmechanizo wać. Ponadto wyliczył sobie, że właśnie hodowla bydła bę dzie dla nich bardziej korzy stna. Mechanizacja. Mają Andziakowie już dwa ciągniki z pełnym zestawem sprzętu towarzyszącego. Przydałyby się jeszcze maszyny specjalistyczne, niekoniecznie włas ne. Zdzisław jest sekretarzem Rady Nadzorczej Spół dzielni Kółek Rolniczych w Siemyślu. Często na zebraniach mówi o potrzebie posiadania owych specjalistycz nych urządzeń. Postęp w rolnictwie dziś ogromny, brak maszyn mocno, odczuwają wszyscy. Jest na przy kład w SKR maszyna do sporządzania kiszonek, ale — nie z kukurydzy. Aż żal... Andziakowie rozpoczęli w ubiegłym roku remont stodoły, przy której budują no wy kurnik oraz punkt kopu lacyjny dla dwóch knurów. Zaczęli budować własną pa-szarnię; taką, by wystarczy ła dla całego inwentarza. O rodzaju upraw polowych de cyduje się, jak zawsze, w rodzinnym gronie. Tej wios ny przygotowują do wysiania różne zielonki, potrzebne do przygotowa lia wysoko odżywczych kiszonek. Zabiegają o możliwie pełną samowystarczalność w paszach Jak zawsze — z pomyślunkiem, z ołówkiem w ręku. Bez sojuszników bywa cięż ko nawet w rodzinnym kolektywie. Andziakowie mają sprzymierzeńców i przyjaciół. Pomaga im nowy naczelnik gminy, J. Wypard, służba rolna a także pracow nicy Zakładu Doświadczalne go w Grzmiącej. Nowe zasa dy polityki rolnej stworzyły rolnikom szczególne możliwości. To widać, że Andziakowie chcą z nich skorzystać. Spieszno im na „górkę'\ Ich ambicją, celem, marzeniem jest utworzenie zespołu indywidualnych gospodarstw rolnych. — Taki zespół — mówi Zdzisław — ma dziś duże znaczenie. Rolny zakład pro dukcyjny zmechanizowany, dochodowy, potrzebny jest nam i państwu. Dla zespołu dostępne są różne ulgi, m. in podatkowe, inwestycyjne... Na rzecz przyszłego zespo łu Andziakowie poczynili już pewne kroki inwestycyjne. Zawczasu. Uważają bowiem, że kto nie idzie do przodu, ten stoi w miejscu. Zresztą i Urząd Gminy jest zainteresowany powstaniem zespołu z prawdziwego zdarzenia. Władze powiatowe także są „za". A grunty pew nie się znajdą. ,Na górce" Andziakowie chcieliby stanąć w przyszłym roku. Ale do tego czasu — moc roboty. Zakończę nie prac budowlano-adapta-cyjnych, oparkanienie, odno wienie elewacji, posadzenie kwiatów na wybetonowanym podwórzu, nie licząc „normal nych" zajęć, jak orki, siewy czy oporządzanie inwentarza. Zdzisław Andziak, choć najmłodszy z trzech gospoda rujących braci, pełni funkcję „szefa". Aktywny działacz organizacji ZSMW, przewód niczył kołu w Białokurach, Zarządowi Gminnemu w Sie myślu; od niedawna „tylko" członek koła i ZP ZSMW w Kołobrzegu. Inteligentny, rzutki młody człowiek, świa domy rolnik. Jest członkiem partii, a zarekomendowała go własna organizacja młodzieżowa. Mówią niektórzy: „partyjne gospodarstwo". I mają rację. Ale, jak to w życiu bywa, czasami w słowach tych jest i odrobina zazdrości. — Ale czego nam właściwie zazdroszczą? — dziwią się czasami Andziakowie — Że mamy więcej do roboty, że w domu ład i sikład, a w rodzinie zgoda i solidarność, że staramy się gospodarować zgodnie i z zaleceniami polityki rolnej państwa? Gospodarstwo objęła swoim patronatem organizacja ZSMW. Patronat autentyczny* Koleżeńska, bezinteresowna pomoc, którą Zdzisław bardzo sobie ceni. Pomagali w sytuacjach „podbramkowych". Z młodzieńczą werwą, łącząc przyjemne z pożytecznym, prosto z biwaku przyjechało 30 kolegów pomóc przy remoncie bukaciar ni i pieleniu kukurydzy. In-^nym razem — sensacja we wsi. Szumnie, z proporczyka mi i paradą jechali przez wieś do Charzyna, po paszę i rrfateriały budowlane dla Andziaka. „Kto jesteście?" — pytali ludzie. — „Brygada pracy socjalistycznej, pomagamy koledze". „No proszą — komentowali niektórzy — dla nich to i brygada pracu je..." Przewodniczący Zarządu Powiatowego ZSMW w Kołobrzegu^ Ryszard Chmielewski nigdy nie zapomni zapytać, jak rosną byczki. Podobnie Roman Herczak, któ ry jest teraz instruktorem w KP partii. — Kontrolują mnie, spraw dzają — śmieje się Zdzisław. NĄ IMIENINY gospodyni zjechała cała rodzina. Były życzenia, kwiaty, szampan. Najmłodszy z Andziaków, pierwszy wnuczek Artur składał babci życzenia. — Rośnie następca — powiedziała pani Helena. — Już dziś trudno odpędzić malucha od cieląt. Co to będzie za dziesięć lat? — Za dziesięć lat widzę nasze gospodarstwo wielkotowa-rowe, zmechanizowane, zawsze nowoczesne w wielostronnej kooperacji z państwowymi przedsiębiorstwami rolnymi, otoczone fachową opieką Rolniczego Zakładu Doświadczalnego w Grzmiącej. Słowem: dobrze służące nie tylko rodzinnej kooperatywie — odpowiada Zdzisław. MIRA ŻOŁTAK Z okazji Międzynarodowego Roku Kobiet w salonie wystawowym Wojewódzkiego Domu Kultury w Koszalinie eksponowana jest interesujqca wystawa koszalińskich fotografików „Kobieta w fotografii". Została ona przygotowana wspólnie z Biurem Wystaw Artystycznych. Kilkunastu fotografików prezentuje 66 prac na wysokim poziomie artystycznym. Tradycyjnie już bardzo dobrze prezentujq się fotograficy słupscy. Urzekające sq prace Aleksandra Monami „Stara Cyganka" (na reprodukcji), „Byłam młoda", „Portret pani R". Przepiękne sq akty Grzegorza Balcerowicza, barwne portrety Pawła Kajrowskiego. Największa ilość orać prezentuje członek Koszalińskiego Towarzystwa Fotograficznego, Józef Galik, dla którego temat kobieta jest chyba najbliższy i najbardziej znany. Warto też zwrócić uwagę na prace „jedynaczki" Grażyny Lochy z Kołobrzegu, której talent rozwija się systematycznie. JAN MARKS Choć szczyptę soli! Twiggy to ja nigdy nie będą. Czterdzieści parą kilo żyip-ej wagi mogą podziwiać u sv>ojej modelki Anglicy, ale nie my, Polacy. Dla nas zawsze musi być „coś" więcej. Coś, czego bez użycia rąk nie opiszesz... Ale kiedy nie tak dawno u-szyta suknia o modnej linii tubus nie chciała zejść poniżej linii bioder,, wpadłam w paniką. Oczywiście, wszystkiemu winna zgubna skłonność do słodyczy. Na brak do mowych zmartwień w ostatnim cza sie nie mogłam narzekać. Bronia po wiedziała, że zmartwienia najlepiej „zajeść". Poszły wiąc w ruch kremy, czekoladki, przetwory mączne mrożone, świeże pączki, chałwa i tak dalej. Zmartwienia zniknąły jak rąką odjął, ale pojawił się kłopot, zupełnie nowy jakościowo. W tubus nie mogłam sią wbić. Waga potwierdziła brutalną prawdą. W cią gu miesiąca przybyło mi piąć kilogramów. Co robić?!! Znajoma odchudzała sią tabletka mi. Po pewnym czasie znowu mogła chodzić w starych spodniach, ale wylądowała w szpitalu, gdzie ratowano jej wątrobą nadszarpniątą tab letkami. Inna stosowała kuracją mleczną. Ale to nie dla mnie. Za monotonne. Rozejrzałam sią za czym,ś bardziej nowoczesnym i uroz maiconym. Wreszcie z triumfalną miną przyniosłam do domu „Mini-mai" i wafelki „Normex". Zielone pudełeczko „Minimalu" opatrzona jest wesołym kwiatkiem i napisem tej treści, „niskokalorycz na odżywka dietetyczna dla odchudzających sią". Produkt Opolskich Zakładów Koncentratów Spożywczych przyrządziłam według załączo nej instrukcji: cztery czubate łyżki stołowe „Minimalu'* wsypałam do półlitrowego naczynia. Mieszając dodałam ćwierć litra niegorą-cej wody. Wyszły mi — wspaniałe ., gluty". Spróbowałam to łyknąć, brrr... „Według upodobania można różnicować smak „Minimalu'* r>rzez dodatek kakao, kawy Inka lub Mara go, niesłodzonych soków owocowych i galaretek. Gdzie dostać nie słodzone soki i galaretki? A z kawą napój był okropnie gorzki. Pal licho kuracją. Dosypałam łyżeczką cu kru. Następnym razem „kluski*' Z „Minimalu** próbowałam rozcierać przez sitko. Okropnie pracochłonne. ,JPoleca sią przygotowanie mieszań ki w mikserze'*. Nie mam miksera. A przecież „Minimal" reklamuje sią jak produkt instant czyli s a m%o-rozpuszczalny. Tylko w czym? Chwyciłam sią ostatniej deski ra tunku. „Normez**, wafle przekłada ne o ograniczonej wartości kalorycz nej, stosowane w diecie ubogokalo-rycznej. W jednym opakowaniu, pro dukcji poznańskiej „Polfy*', piąć posiłków. Wafelki elegancko zawi-niąte — jak to mówią dzieci — W „pazłotko". Wyglądają apetycznie. Zgodnie z treścią etykietki powinny mieć smak malinowy. Mój ulubiony. Pierwszy kęs... nie powinien nas płoszyć. Drugi, trzeci. Przemogłam się i z triumfującą miną zjad łam całą swoją „dietetyczną kolację'*. Ale z uczuciem co najmniej dziwnym. Wafelki dokładnie okleiły zęby, nie bardzo dały się przełknąć. A malinowy smak? Był na etykiecie... Nazajutrz poprosiłam o degustację wafelków dwie zaprzyjaźnione panie. Spróbowały. „Jak ty możesz to jeść? Przecież to w ogóle nie ma żadnego smaku'*. Otóż to. Ani „Minimal" ani „Nor mex" nie mają żadnego smaku. Czy zakłady w Opolu i Poznaniu nie mogłyby nieco „osłodzić" życia odchudzającym się przez dodanie choć by odrobiny czegoś kwaśnego, słod kiego, słonego, żeby „to" miało jakiś smak. Zbyt wielkiego har tu ducha wymaga się od pragnących zeszczupleć. Człowiek odmawia sobie tylu smakowitości, a w za mian — co? „Minimal" i „Normę — ubokogaloryczna, ubogosmakowa namiastka. Dobrze, że choć mod.a się zmienia. W sukni — trapezie jest mi całkiem, całkiem do twarzy. M1RPA C/os Koszaliński nr 58 MAGAZYN Strona 7 co to znaczy? 1. „Można by powiedzieć, że dzi siaj sprawa pielęgniarek, salo-wych, sił laboratoryjnych i tech-nicznych staje się ważniejsza, niż sprawa lekarzy/' Kto choć raz w życiu był pacjentem szpitalnym, musiał zetknąć się także z salową. Oczywiście — dwie zapamiętałam dobrze. Jedna (na sali porodowej, siedemnaście lat temu) spośród całego personelu, czuwającego nad rodzącymi, najwłaściwiej, choć zapewne instynktownie, okazywała „psychopro-filaktyczne" wsparcie: ocierała pot z twarzy pacjentki, podsuwała kubeczek z czarną kawą do picia, dodawała otuchy dobrym słowem. Drugą pamiętam nie inaczej, niż zawsze przesuwającą się na klęczkach, ze szczotką drucianą do wydrapywania plamek z sanatoryjnego parkietu. Praca salowej, zwłaszcza na oddziale szpitalnym, jest bardzo ciężka. A i oddział oddziałowi nierówny. Weźmy taką chirurgię ogólną. Praktycznie — w warunkach koszalińskiego Szpitala Wojewódzkiego, oddział bez przerwy pełni ostry dyżur. Dla salowej znaczy to nie kończące się sprzątanie i zmienianie pościeli, karmienie i,ciężkich sta.nów", a ciężkich stanów więcej tu, niż gdzie indziej. Ciężkim stanom trzeba podawać baseny i lepiej zdążyć, bo jak się nie zdąży, to kłopoty z obymywaniem chorego i zmianą bielizny będzie więcej. Wynosi się brudną bieliznę, przynosi czystą, biega się, gdy trzeba, z materiałem do badań laboratoryjnych i z wynikami z powrotem na oddział, posiłki też trzeba roznieść, potem naczynia pozbierać i pomyć w oddziałowej kuchence. Nieraz trzeba pielęgniarce pomóc przy zabiegach przy chorym, niekiedy po prostu tylko przytrzymać budzącego się z narkozy, ieby — rzucając się na łóżku — nie zrobił sobie jakiej krzywdy. Nieraz godzinę trzeba przy nim przesiedzieć, nieraz jeden chory przez pół dyżuru zatrudnia człowieka, a sto innych robót goni. Przywożą kogoś z wypadku — strasz nie; niektóre salowe z początku bledną i prawie mdleją, potem można się przyzwyczaić. Choć nie zawsze. Ludzie umierają w szpitalu nie tak znów często, ale przecież umierają i też jest się przy tym, bo trzeba być, bieliznę zdjąć po śmierci, obmyć ciało, owinąć w czyste prześcieradło. Ludzka rzecz, najzupełniej ludzka rzecz. Też można się przyzwyczaić. Choć nie zawsze. Kim jest więc salowa? Tak# „gorszą" pielęgniarką? Taką „lepszą" sprzątaczką? Jednym i drugim po trosze, choć naturalnie można by to wyrazić ogólniej, czyli oględniej, obwarować różnymi „tak, ale..." 1 „zważywszy, że..." Korytarze w .szpitalu są rozległe, ściany wysokie, okna pod sam sufit prawie. Sprząta się, myje, czyści — jak pięćdziesiąt lat temu, sto lat temu: kubeł, ścierki, szczotki, drabinka. No, może proszki są lepsze niż dawniej, detergenty, ale to i całe u-sprawnienie sprzątania takich obiektów, jak np. szpitale. Froterki w o-góle może nie być, bo zasadniczo sprząta się w szpitalu na mokro. Odkurzacz ma też niewielkie zastosowanie. Kilka dni temu chirurgia otrzymała „kombajn" do sprzątania na mokro; jest to prawdziwie piekielna machina, ciężka (jak ją trochę powłóczyć po korytarzu, zaraz ramiona okropnie bolą), wymagająca dwóch osób do obsługi. Salowa nocna też musi sprzątać, ale z kombajnu nie korzysta, bo jest jedna na cały 72--łóżkowy oddział, poza tym kombajn warczy, a chorzy przecież śpią lub usiłują spać. ^ Można spytać, czemu na tak ciężkim oddziale salowa nocna jest tylko jedna? Bo nie ma chętnych do tej pra cy, która wygląda podobnie na wszyst kich oddziałach, różne jest tylko nasilenie poszczególnych czynności. Salowych w ogóle brak. Np. chirurgia o-gólna koszalińskiego szpitala potrzebu je 15 salowych, ma zaś 9, z czego tylko 6 może pracować na trzy zmiany. Cały szpital zatrudnia 162 salowe bezpośrednio na oddziałach i 25 gdzie indziej, na 206 posiadanych etatów, zaś faktyczne potrzeby kształtują się jesz cze inaczej, niż etaty do dyspozycji. Oddziały i bloki operacyjne Szpitala Wojewódzkiego potrzebują 233 salowych. Czyli brak — w podstawowej przecież obsłudze pacjenta — 51 osób. 2. „Nadal do najważniejszych czynności pielęgniarskich należy utrzymywanie osobistej czystości chorego, kąpiel w łóżku, przeście-lanie łóżek, podawanie i odbieranie basenów itd... Mimo ery atomowej, mimo kosmonautyki etc, etc człowiek pozostaje taki sam ze swymi codziennymi funkcjami". Wiele spośród salowych szpitala koszalińskiego wykonuje właśnie owe pielęgniarskie czynności, bądź tylko pomagając pielęgniarkom (co jest zawarte w regulaminie pracy salowej), bądź samodzielnie, gdy czas i sytuacja naglą... Z tego jednak wynika, że do opieki pielęgnacyjnej, tak ważnej w całokształcie leczenia, trzeba mieć jakieś niezbędne przecież przygotowanie fachowe. Tymczasem nazbyt często bywa, że z pacjentem styka się człowiek nieprzygotowany ani fachowo, ani psychicznie, człowiek zaangażowany potocznie mówiąc — „z ulicy", a dokład nie, to poprzez wydział zatrudnienia, dysponujący ofertami kobiet poszukujących jakiejkolwiek pracy. Zdarzało się też, że do pracy salowej przystępowała osoba pod nadzorem kuratora, niekoniecznie skruszona z powodu u-przednio popełnionego wykroczenia i dająca temu wyraz wobec chorych, wobec reszty personelu. Przyjmują pracę salowej kobiety starsze i młodsze (częściej młodsze), którym się chwilowo „nie powiodło" w życiu, które muszą się gdzieś zaczepić, odetchnąć, pomyśleć, co dalej. Kiedy już odetchną i pomyślą, przeważnie odchodzą. W ciągu ostatnich dwóch lat nie u-dało się w szipitalu koszalińskim zaan gazować salowej, która by się utrzymała i została. W roku 1973 — na przykład — przyjęto 26 salowych, o-deszły 34. Odchodzą niemal masowo wiosną, „na sezon" — do ośrodków wczasowych, przedsiębiorstw turystycz nych. Z reguły porzucają pracę bez uprzedzenia. Młodsze „fluktuują", starsze natomiast — w jakiś sobie tylko wiadomy sposób przywiązane do szpitala — są naprawdę doskonałą pomocą pielęg niarek i trzymają się już tej pracy, bo któż by szukał czego innego — i gdzie — przed rentą lub emeryturą? Takie są salowe Irena Nowacka (osiemnasty rok pracy na chirurgii ogólnej) czy długoletnia pracownica tegoż oddziału, Natalia Tomaszewska; kobiety sumienne, sprawne, odpowiedzialne, do gruntu znające zawód salowej, istniejący przecież faktycznie, choć formalnie, jak by to nie było dziwne, nie istniejący... Są ofiarne, oddane tej cięż kiej pracy salowe, jak Zofia Sokalska, Helena Stecka, Anna Dulęba. Lecz nawet te długoletnie, te najlep sze — niewiele mogą powiedzieć o sa tysfakcji z wykonywanej pracy. Wątpię, czy istnieje coś takiego, jak satys fakcja salowej; coś, co zachęca do wy trwania i podtrzymuje na duchu. Pac jenci są różni, najczęściej jednak znie cierpliwieni (dobre salowe przyznają choremu to prawo) i wymagający, Ale wymagać też można różnie, bo to prze cieź zależy, od kogo się wymaga — mówią salowe. — Różne rzeczy rzucają na podłogę, gdzie bądź, czasami nawe specjalnie i mówią: za to pani płacą, żebyś pani po mnie sprzątała. Ja właśnie rzucę to zarąz, a pani właśnie musi podnieść. — Co tam, wiadomo, człowiek chory.... — Gdyby ludzie byli bardziej kultu ralni, wszystkim byłoby lżej. — To jest jeszcze niemiłe w tej pracy, że salową to każdy rządzi. Jeżeli nawet tak musi być, to jest jed nak niemiłe. 3. „...wydaje się, że grozi nam przewartościowanie pojęć. Np. sprawy basenowe. Jeśli lekarze niesłusznie uciekają od tych spraw i nie interesując się nimi, bo to nie pachnie i jest rzekomo krępu jące (dla kogo?), to sprawy te w całości zostają zepchnięte na pie lęgniarki, które z kolei czym prę dzej spychają je na salowe". Cytowana wyżej wypowiedź nie dotyczy bezpośrednio koszalińskiego szpi tala. Nie byłam w nim świadkiem „prestiżowych" dyskusji nad basenem czy gąbką i miską, nie słyszałam też opinii, że pielęgniarka tęgo czy owego nie powinna; przeciwnie, słyszałam, że powinna. Cytowana wypowiedź jest jednak uogólnieniem tendencji zaobser wowanej przez wybitnego specjalis tę w lecznictwie zamkniętym w ogóle a uogólnienie takie może przecież w pewnym stopniu odnosić się do poszczególnych placówek, a nawet poszczę gólnych oddziałów osób i sytuacji. Nie mam podstaw, aby twierdzić, że pielęg niarki koszalińskie coś na kogoś spychają — generalnie rzecz biorąc. War to jednak, w aktualnej sytuacji ostrego braku salowych (wiedząc ponadto, że personel ten w chwili obecnej jest, jaki jest), zastanowić się nad sposoba mi i drogami stopniowego odciążenia salowych od bezpośredniej obsługi pie lęgnacyjnej (choć przewiduje to reguła min). Pomoc pielęgniarce — oczywiście, lecz wiemy, że pomoc pomocy nie równa. Tym bardziej, że dla dobra chorego i przede wszystkim dla dobra chorego niechby bezpośrednią obsłu gę pacjenta (ftiycie, karmienie itp.) coraz częściej wykonywały fachowo przygotowane pielęgniarki, coraz rzadziej — salowe. Oczywiście, wiele zależy od obiektyw nych możliwości kadrowych danej pla cówki; wydaje się jednak, źe sporo zależy też od właściwego ustawienia hierarchii ważności rozmaitych wokół chorego zabiegów od spraw „prestiżowych", o których się mówi zwykle, że są delikatnej natury. Dobro chorego jest w każdym przy padku najważniejsze, czyli w kwestii powyższej — również. Pewne przesunięcia w zakresie obowiązków salowej (w kierunku redukowania czynności związanych bezpośrednio z obsługą pielęgnacyjną chorych) mogą, jak sądzę, oprócz korzyści najważniejszej, ustabilizować choć trochę zespół salo wych, czyniąc tę pracę jeżeli nie mniej ciężką f to mniej uciążliwą, mniej trudną do spełniania przez osoby w końcu dość przypadkowo — w przeciwieństwie do pielęgniarek — trafiają ce do szpitali i do chorych. 4. „Sprawa salowych jest., waż na i paląca. Potrzeba ich znacznie więcej.... Powinny być szkolone w służbie sanitarnej i tego postu latu nie należy pomijać. Byłoby też ważne, aby przez odpowiednie ustawienie spraw materialnych przemysł, który odciąga te pra^ cownice dzięki lepszemu uposażę niu, już nam nie zagrażał." Tym akcentem pragnę zakończyć, zdając sobie sprawę, że kwestię współ działania pielęgniarki z salową zaledwie poruszyłam; być może dyskusyjnie, być może — dener\vująco... CZESŁAWA CZECHOWICZ Szept groźniejszy od krzyku Nie tak dawno stałem w kolejce po bilety na ja kąś imprezę i obserwowałem dosyć dziwne zjawis ko — mianowicie była to kolejka charakteryzująca się tym, że posuwa się nie do przodu, a do tyłu. Do stojących bliżej kasy podchodzili różni znajomi, szeptali coś na ucho i wchodzili do kolejki dowodząc, że tu właśnie stali. W pewnym momencie jeden z uczestników kolejki, do którego podszedł jakiś znajomy i zaczął szep tać, powiedział: — mów głośniej. Wtedy człowiek zarumienił się i powiedział — „kup mi bilet". „Jeżeli państwo się zgodzicie" — odparł nagabywany. Nikt się jednak nie zgodził. Oczywiście, nie była to sprawa życia czy śmierci, nie wchodziły też w grę zasadnicze oceny ludzi, niemniej w tej kolejkowej społeczności ujawnił się problem ogólniejszy — sposobu komunikowania się w zespołach i grupach ludzkich, kursowania informacji, ocen i sposobu podejmowania decyzji. Zaskakuje bowiem fakt, że skłonni do krytykowania wszystkiego, tak niewiele mówimy o szkodliwości szeptu w stosunkach międzyludzkich, mimo że jest on często czymś gorszym, niż najgłośniejszy nawet krzyk. Mówiąc głośno mamy szansę wyjaśnienia komuś czegoś, dochodzi« do konfrontacji postaw i podjęcia właściwej decyzji. W sytuacji szeptu z reguły nie wiadomo o co chodzi, pow staje natomiast atmosfera sprzyjająca różnego ro dzaju intrygom. Przyjmując ów „szept" jako miernik stosunków międzyludzkich można łatwo ustalić czy są one właściwe w danej instytucji, czy nie. A więc atmosfera szeptu, cichego załatwienia spraw, powoduje w konsekwencji tworzenie się nieformalnych grup, które izolują się od otoczenia i snują takie czy in ne intrygi. Następną konsekwencją takiej atmosfery jest brak wzajemnego zaufania; Mamy tu bo wiem do czynienia z podwójnymi ocenami czy poglądami. Częstokroć to, co się mówi oficjalnie, jest zupełnie czymś innym niż to, o czym się szepce po kątach. Brak zaufania i atmosfera intryg powoduje z kolei powstanie poczucia zagrożenia. W zakładach pracy, o ile taka atmosfera istnie-poszczególne jednostki czy grupy ze współodpowiedzialności za to, co się wokół nich w mLt U3ąiS1? one swoim wąskim wycinkiem, Wr efektv^a °PniU-1bają 0 t0' żeby ich praca afpknrm^ol \W W1(?kszym natomiast, żeby się asekurować wobec ewentualnego zagrożenia. z obieSu informacji, Dodeim .,? najczęściej koniecznością szybkiego tu- czasu hv\n teCyZX,i Mówi si« w6wczas P° PM' we załatwi/ niewiele, postanowiliśmy więc spra te sz«« .wę?f/m ?ronie. Tymczasem istnie de i mowa no iaW uf nie mogą być inaczej po- sissę5? 3ss2 żyć nad względeml^adniczym" PrZ6Wa" stili6 2 tego. by wszelkie sprawy, które musiały bvć .'udzmi czy zespołami, • . *. przedmiotem wiedzy powszechnej Tęf- ss ssłs* a?'wsryass- re wiaża sfi" k cz.ynienia z<= sprawami, któ- • ę » dystrybucją dóbr, obowiązków — a He£y UCtJa ta d0tyczy określonego zespołu ludz! wiązków dokonywać s&a =r,rrt ■ HENRYK JANKOWSKI — Prawda, źe salowe też bywają bar dzo niekulturalne. — Ale i niejeden pacjent potrafi do kuczyć. Co ciekawe, że nie ten bardzo chory, ciężki stan, ale ci zdrowsi już, chodzący. P,S. Cytaty w śródtytułach oraz w tekście, opatrzone cudzysłowem, pochodzą z artykułu pt. „Zdrowie" pióra prcf. dr Józefa Bogusza, wybitnego chirurga, przewodniczącego Krakowskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Lekarskiego („Kultura" nr 7/609). :: : : ®ys««X#Kaez marc syk :: Strona L MAGAZYN Głos Koszaliński nr 58 Stwarzanie mitu 4 DZIENNIK swój postanowiłam prowadzić z wielu powodów. W * ■ nawate nowych wrażeń bałam się zapomnieć wielu szczegółów... Głównym jednak powodem było co innego. Mąż mój wydawał mi się tak interesującym i nieodgadnionym człowiekiem, że myślałam, iż łatwiej będzie mi go poznać i zrozumieć, jeśli będę zapisywać wszy stkie jego myśli i uwagi" — tak pisze w swoich „Wspomnieniach" Anna Dostojewska, żona Wielkiego Moskwianina. Nie tak dawno ukazała się książka — również Anny Dostojewskiej — zatytułowana „Mój biedny Fiedia*'. „Mój biedny Fiedia*', to stenograficzne zapiski robione z dnia na dzień. „Wspomnienia" to śwadoma kanonizacja wielkiego pisarza. Pomiędzy dwiema książkami przepaść głęboka, jak piekło życia Dostojewskiego, może nawet głębsza od piekła. 2 DOSTOJEWSKI żył intensywnie. Szybko, I pracowicie. Żył in- • ' tensywnie dlatego, że przeszedł przez własną śmierć, z woli ca ra zamienioną na turmę i zsyłkę. To nie mrok rosyjskiej duszy stwo rzył jego literaturę, ale mrok luf plutonu egzekucyjnego. Z dwóch książek Dostojewskiej o mężu odnosimy wrażenie jak byśmy mieli do czynienia z dwoma Dostojewskimi. Fiedia to neurastenik, rygory-sta, hazardzista dotknięty geniuszem. Fiodor Michajłowicz ze „W&pom nień" to już tylko geniusz. Anna Dostojewska pisała „Wspomnienia" z myślą o współczesnych i potomnych. Wypreparowała z zapisków postać męża. Oczywiście — dopuszczającr się fałszowania rzeczywistości. Usprawiedliwieniem dla niej jest pragnienie nakreślenia potomnym sylwetki pisarza — wzoru, ale także wzorca żony. Dostojewski bowiem ukazany jest przez pryzmat miłości kobiety, która odmawia sobie wiodącej roli w małżeństwie, podporządkowując ją bezwzględnie pracy i zachciankom pisarza. 3 ZDANIEM Boya-Żeleńskiego dla kobiety są dwie możliwości wej • ścia do literatury. Albo samej pisać książki, albo być czymś w życiu wielkiego pisarza. Anna Dostojewska skorzystała od razu z obu możliwości. Z tym wszelako zastrzeżeniem, te nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy F. M. Dostojewskiego, gdyby któregoś dnia nie odwiedziła &o w poszukiwaniu pracy młodziutka stenografistka. Dostojewski zakochął się w niej — i to właściwie upzystko. A przecież Anna Dostojewska była organizatorem życia rodzinnego i artystycznego męża, na którego wywierała wprost przemożny wpływ. Regulowała i zarządzała finansami rodziny, co było trudne, zważywszy olbrzymie długi Fiodora, nieregularne wpływy z wydawanych książek wreszcie niskie stawki, za które pisał swoje książki. Zonglerka finansowa, postępująca choroba męża. rodzina, którą Dostojewski praktycznie utrzymywał do końca swojego życia — wszystko to spra wiało, że obecność Anny przy mężu była koniecznością. Jej obecność zaś była niesłychanie intensywna. I uważna, 4 „WSPOMNIENIA** są próbą stworzenia mitu. Odsunięcia, w cień • spraw niemiłych czy nawet wręcz złych, które go dotyczyły. Dla tego napisałem, że obraz familii Dostojewskich, który wyłania się z kart wspomnień jest fałszywy. Stworzyła Anna Dostojewska mit Fiodora Dostojewskiego, na miarę własnego odczucia, uczucia i miłości. Na miarę własnej świadomości jego ogromu. Należy więc jej wspomnienia przyjąć po prostu i po ludzku. Człowiek bowiem jest słabością. SAS lllllll! '! CZESŁAW KURIATA Debiut z przygodami ^Dziewczyna z zamkniętymi oczami" - grafika Wojciecha Sawflskfego z Białogardu. Reprodukcja: JÓZEF PIĄTKOWSKI Często uczestnicy spotkań autorskich py tają o okoliczności związane z debiutem li terackim pisarza. Zazwyczaj ulegam ich na mowom i wspominam o swoich perypetiach w okresie, kiedy mając kilkanaście wierszy, postanowiłem choćby jeden z nich za mieścić w prasie. Po pierwszym roku studiów na Uniwer sytecie Poznańskim przyjechałem na waka cje do Koszalina. Jak w większość poprzed nich wakacji i tym razem postanowiłem znaleźć jakąś okresową pracę, aby zarobić kilka groszy, tak bardzo potrzebnych przed kolejnym rokiem akademickim, O pracę dla młodego człowieka z wykształceniem ogólnym nie było łatwo, zwłaszcza że chodziło o zatrudnienie tylko na krótki okres. Szukając dorywczego zajęcia usiadłem nad plikiem swoich rękopisów poetyckich, aby je ,,p od szlifować" i wysłać do prasy. Dla każdego piszącego wiersze ! nigdy jesz cze nie drukującego, wysłanie utworów do czasopisma jest decyzją trudną, heroiczną. Ogromnym wysiłkiem woli przemogłem jednak opory i z bijącym sercem zaniosłem na pocztę listy polecone. W każdym i nich znajdowało się sześć identycznych u-tworów poetyckich. Po prostu w ten sposób chciałem zwiększyć swoje szanse. A nuż któremuś z redaktorów spodoba się choćby jeden mój wiersz? Czekałem s niecierpliwością na odpowie dzi. I były to dni, które nie dadzą porównać się z niczym, może zawierają jedynie podobieństwo do chwili, gdy śmiertelnie za kochany chłopiec oczekuje na list od dziew czyny, która nie okazuje mu zbyt wielkiej przychylności Wiedziałem, że chcący zadebiutować autor na odpowiedź musi czekać bardzo długo próbowałem więc uzbrajać siebie w cierpli w ość. Jakież było moje zdziwienie, gdy już po upływie kilku dni otrzymałem list od redakcji jednego z czasopism. Drżącymi rę kami rozerwałem kopertę. Znalazłem w niej sześć swoich wierszy i list mniej więcej takiej treści — cytuję nie dosłownie, ale tak, aby najpełniej oddać sens tamtego tekstu. „Kolego, rzuć pióro, ono sławy koledze nie przyniesie. Wiersze są bez jakiejkolwiek wartości i nie ma w nich krztyny poezji. Po co marnować papier i atrament, po co marnować czas, raczej należy zająć się inną, w miarę pożyteczną pracą bo wiersze kolegi nie przyniosą nikomu, ani ich autorowi, ani czytelnikom, żadnego, ale to żadnego pożytku... Oczywiście, w liście były serdeczne — a jakże — bardzo serdeczne pozdrowienia i ku mojej (jak się później okaże) uciesze, czytelny podpis redaktora działu poezji. Rzecz jasna, taka odpowiedź pogrążyła mnie w czarnym, bezdennym smutku. Odsuwając myśli o odpowiedzi z pozostałych dwóch redakcji, tym energiczniej zabrałem się do szukania pracy. Teraz dopiero zacząłem bać się naprawdę. Ja przecież do wszystkich trzech czasopism posłałem te same wiersze! Mogę więc otrzymać jeszcze gorsze odpowiedzi! W tym stanie spotęgowanego ^smutku przeżyłem znowu kilka dni. Wreszcie następny list, na kopercie nadruk kolejnego czasopisma do którego wysłałem wiersze. Chwila, a byłbym, nie otwierając listu, wrzucił go do kosza lub spalił, aby sobie samemu ' wstydu oszczędzić. Zaraz jednak przywiodłem na pamięć literackich bohaterów — ludzi odważnych, twardych — i list otworzyłem. Jakież było moje zdziwienie! Otóż redakcja pisała, że bardzo się cieszy, iż nawiązałem z nią kontakt i rozpocząłem „cenną współpracę". Następnie przeczytałem, że wiersze moje bardzo podobają się kolegium redakcyjnemu; są świeże, bez maniery, a jednocześnie znamionują znaczną kulturę literacką. Redakcja cztery z nich wydrukuje za miesiąc, jednocześnie prosi o dalszą, stałą współpracę. Radosnego uniesienia, na miarę tamtego, już nigdy potem nie doznałem, nawet podczas przyjmowania literackich nagród ogólnopolskich. W radosnej euforii, x mściwością zrobiłem odpis tego pięknego listu i ekspresem poleconym wysłałem do pierw szej redakcji, która odżegnywała mnie — jako poetę — od czci i wiary. Oczywiście, umieściłem w nim odpowiednio złośliwy komentarz, dobitnie uświadamiając surowemu redaktorowi, że przecież ocena innego pisma dotyczy tych samych, identycz nych wierszy, na których on gię nie poznał. Po tygodniu, znalazłem w trzecim czasopiśmie, do którego wysłałem utwory, jeden z moich sześciu wierszy. I to był mój debiut poetycki. Historia związana z moim debiutem poetyckim, a raczej z pierwszą negatywną odpowiedzią, nie kończy się na tym. Rychło dowiedziałem się, że ów redaktor działu poezji, który moje debiutanckie wiersze uznał za grafomańskie, sam jest poetą, drukującym między innymi we własnym piśmie. Tak się dziwnie dalej złożyło, że kiedy ja wydałem już debiut poetycki w postaci książki, owego redaktora — poetę jeszcze kilka lat dzieliło od opublikowania pierwszego zbiorku wierszy. Ten nasz świat jest najdziwniejszym ze światów, więc nie dość na tym. Oto zdarzyła się sytuacja, która nam — tzn. pierwszemu redaktorowi oceniającemu moje wiersze i mnie — spłatała pikantnego figla. Na którymś ze zjazdów młodych poetów urządzono turniej jednego wiersza i poproszono mnie do jury. W turnieju brali udział poeci znajdujący się przed debiutem książkowym. Ku swemu zdziwieniu, na liście startujących zobaczyłem nazwisko owego poety-redaktora. Czytelnicy rozumieją, to znalazłem »ię w niezwykle trudnej i niezręcznej sytuacji. Myślę więc sobie: człowiek ten zapew ne pamięta moje nazwisko i treść listu, jaki kiedyś do mnie napisał. A zatem, będzie mu chyba przykro, gdy stanie przed stołem jury, za którym i ja będę siedział, i zacznie czytać swój wiersz. Pomyślałem, że najlepiej byłoby, gdybym wycofał się * sądu konkursowego. Jak jednak uzasadnię swoją decyzję? Przecież nie powiem praw dy, bo cały zjazd młodych poetów miałby o czym plotkować i wówczas dopiero poczułby się ów redaktor — nie najmłodszy wiekiem poeta. Rad nie rad, przyjąłem u-czestnictwo w jury. Prosiłem los już tylko o jedno, aby wiersz poety-redaktora repre zentował odpowiedni poziom artystyczny... Jeżeli bowiem utwór jego będzie zły i autor nie otrzyma nagrody, natychmiast pomyśli, że to moja sprawka — że zemściłem się na nim. Złośliwość sytuacji Bywa większa od przysłowiowej złośliwości rzeczy mar* twych. Wiersz okazał się utworem kiep-*kim 1 wszyscy członkowie sądu konkursowego chcieli go odrzucić jut we wstępnej selekcji. Widząc, co się święci, zacząłem walczyć jaik lew i wbrew wszystkim upierałem się, że utwór posiada wartości artystyczne, jest nowatorski, ukazuje ambitną drogę poszukiwań poety itd. W rezul tacie redaktor-poeta otrzymał trzecią nagrodę. W ten sposób — postępując nieuczciwie — postąpiłem szlachetnie. Koledzy % sądu konkursowego długo nie mogli zro zumieć, co się ze mną stało, że uznaję sła by wiersz za niemal arcydzieło. Cóż — prawdy nie mogłem wyjawić. Ale f na tym nie koniec. Po jakimś cza sie otrzymuję zaproszenie z redakcji, w której mój redaktor-poeta nadal pracował, do udziału w ankiecie z okazji jubileuszu czasopisma. Ankieta zawierała kilka pytań w rodzaju: kiedy i w jakich okolicznościach debiutowałem oraz od kiedy datuje się mój kontakt z nim. (Na marginesie muszę wspomnieć, że pismo to kilka razy przedrukowywało moje wiersze — co pew nde zawdzięczam właśnie owemu pierwsze mu krytykowi moich wierszy, dla którego wywalczyłem nagrodę). Odpowiadając na ankietę, opisałem w skrócie to wszystko, co Czytelnikom przed chwilą opowiedziałem. Dodałem przy tym, że niezamieszcze-nie opisu „historycznych kontaktów" z ich cząsopismem będzie oznaczać tchórzostwo redaktora dziełu poezji. Niestety, doznałem zawodu. Moją odpowiedź na ankietę wydrukowano, skrupulatnie wykreślając wszystko, co związane z owym redaktorem. Wkrótce ów redaktor-poeta został członkiem kolegium najpoważniejszego mie sięcznika poświęconego poezji. Do miesięcz nika tego nie wysyłałem już jednak swoich utworów, aż do chwili zmiany składu redakcji. Po prostu — mój krytyk znowu był górą, a ja nie chciałem już igrać z ogniem. G/oł Koszaliński nr 59 MAGAZYN Strona i ROZMOWA Z ZOFIĄ M1KLIŃSKĄ, KIEROWNIKIEM ARTYSTYCZNYM PAŃSTWOWEGO TEATRU LALKI „TĘCZA", W SŁUPSKU TEATR SWÓJ DLA WSZYSTKICH — Ostatnio została Pani laureatem Wojewódzkie] N4 (frody. Jest to wyraz uznania dla Pani osiągnięć arty« stycznych i chyba od tego zaczniemy naszą dzisiejszą rozmowę. — Bardzo ucieszyła mnie ta nagroda, Z jednej stro ny wydaje mi się, że to za wiele, z drugiej zaś cieszę się, że to, co robiłam, zostało zauważone. Kiedy pięć lat'temu objęłam słupską „Tęczę", teatr zastałam w roz sypce. Ale dość szybko stanęliśmy na nogi. Także ekonomicznie, co nie jest moją bezpośrednią zasługą, tyle tylko, że ja zbyt łatwo idę na ustępstwa i repertuarowe i realizacyjne, aby nadmiernie nie obciążać teatru finansowo. Nawet to sobie wyrzucam, ale najważniejsze, że możemy się dzisiaj poszczycić osiągnięciami artystycz nymi. Do takich pozycji, które przyniosły nam wiele satysfakcji, należą niewątpliwie „Kaszubi pod Wiedniem" i „Od Polski śpiewanie". Ta ostatnia # pozycja sprawdza nam się jeszcze po latach. Wznowiona i za prezentowana w ubiegłym roku na międzynarodowym festiwalu w Jugosławii, przyniosła nam pierwszą nagrodę. _ — Byl to niewątpliwy sukces. 'Ale znana jest także Pani działalność poza sceną, działalność, która daleko poza kierownictwo artystyczne w Państwowym Teatrze Lalki. — Przypuszczam, że ma pan! ni myśU ^stawę sztu ki lalkarskiej, która zmieniła się właściwie w wystawę scenografii w teatrach lalkowych, ^ak? Oeszę się, te jeszcze się o tym pamięta, To prawda, że i tamta wystawa, prezentowana w Muzeum Pomorza Srodko i seminarium folklorystyczne na tem.®tc. wych w polskim teatrze lalek, przyniosły mi wiele satysfakcji. — Wiem te o'd kilku lat słupski Teatr Lalki organi tuje konkursy dla dzieci. Ponadto stara się Pani o sta łe kontaktu ze środowiskiem nauczycielskim, wycho- założenia, te owocne kontakty dzieci * teatrem lalkowym zależą niejednokrotnie o$ ich wychowawców. — Istotnie, przystępujemy obecnie 80 c^fcrarteg© * ko lei konkursu Będzie on poświęcony naszemu teatrowi w tr^dziestolede powrotu Ziemi Koszalińskiej do Ma-cierzy Zależy nam także bardzo na drążeniu środowis ka pedagogów. Przyznam, że nie mamy się tutaj czym poszczycić ale nie ustajemy w naszych zabiegach o bliskie i stałe kontakty. W tym roku planujemy zorganizowanie sesji dla polonistów ze szkół podstawowych. Chciałabym podczas tej sesji skoncentrować się na prob lematyce spektakli jako temacie lekcji wychowania obywatelskiego. Myślę i o prelekcji na ten temat, i o pokazaniu przedstawienia sztuki Brylla „Po górash, po chmurach..." — Sądzę, że przedstawienia „Od Polski śpiewanie" i „Kaszubi pod Wiedniem'* byłyby znakomitymi przykła dami do tej sesji. — Tak, to są sztuki tego samego nurtu. Ale, jak każ iSy teatr — działający na prowincji, musimy uwzględniać wszelkie zapotrzebowania. Dużo sztuk przygotowujemy dla dzieci młodszych, uczniów klas pierwszych szkół podstawowych i zadaniem tych sztuk jest wpro wadzanie dziecka w problemy społeczne, najbliższe mu, z domu rodzinnego, podwórka, szkoły. Dopiero później dobieramy repertuar poruszający problemy grupy społecznej, narodu, ludzkości, Ale teatr lalek cierpi nadal na brak repertuaru. — Swego czasu zainicjowała Pani konkurs na sztukę 'dla Waszego teatru. Być może ten pierwszy konkurs nie przyniósł zbyt obfitego plonu, ale warto go chyba kon tynuować. Widziałam dwie sztuki zrealizowane przez Wasz teatr. Kto wie, czy właśnie kolejne konkursy nie przyniosłyby oczekiwanych rezultatów. — Sztuki nadesłane wówczas na nasz konkurs może nie były rewelacyjne, ale na pewno przydatne w repertuarze. Wystawialiśmy w naszym teatrze trzy z nich — te nagrodzone —- i muszę przyznać, że konsekwencja z naszej strony spotkała się z uznaniem Ministerstwa Kultury i Sztuki. Uznali, że rzadko się zdarza, aby teatr realizował sztuki z konkursu przez siebie rozpisanego. Myślę teraz, aby wrócić do tejże idei i na trzydziestolecie naszego teatru pomyśleć znów o konkursie — tym razem zamkniętym — i zaprosić do u-działu kilku autorów już sprawdzonych. Zastanawiam się nad tematem konkursu. Fascynuje mnie tematyka fantazji naukowej, która raz po raz przestaje być fantazją. Myślę też o ochronie środowiska. Jest to problem, z którym nasze małe a mądre dzieci trzeba też zaznajamiać. Przyznam się, że już coś w tym kierunku zrobiłam. Zamówiłam sztukę u spółki autorskiej — Marii Kossakowskiej i Janusza Galewicza. Dość długo już piszą, ale mam nadzieję, ie będzie to pozycja interesująca. Bardzo chciałabym realizować ten temat na scenie. Wracam 'jeszcze Ho zamierzonego konkursu. Zna Pani sztuki Krystyny Miłobędzkiej. U nas w „Tęczy", wystawiono już „Siała baba makznam jej znakomitą „Ojczyznę", To świetna poetka i utalentowana autorka sztuk dziecięcych. Czy zamierza Pani zaprosić ją do udziału w konkursie? — Sądzę, że warto. Widziałam WA tapczany nowe, toaletkę GARAŻ lub pomieszczenie w Ko- Wysoki połysk — sprzedam. Or- szalinie kupię albo wezmę w łowska Koszalin, Swierczewskie- dzierżawę. Koszalin, tel. 227-89. CO 19/2. G-1410 G-1411 PIOTR STELMASZCZUK były członek KZMP, były funkcjonariusz MO odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, dwukrotnie Srebrnym Krzyżem Zasługi i innymi odznaczeniami Wyrazy szczerego żalu 1 współczucia najbliższej RODZINIE składają CZŁONKOWIE ODDZIAŁU ZBoWlD w KOŁOBRZEGU DO WYNAJĘCIA dwa pokoje, kuchnia, łazienka, garaż, na o-kres dwóch lat. Koszalin, Chopina 9/1, godz. 9—15. G-1405 W dniu 3 marca 1975 roku zginął tragicznie ADOLF 0BRZUT długoletni I ceniony pracownik Wytwórni Win WSOP Oddział Słupsk. WyTazy współczucia RODZINIE składają DYREKCJA, RADA ZAKŁADOWA i WSPÓŁPRACOWNICY KorrystoJqc i pięknej pogody I wolnego ciosu, Reogeno Conterbury uprawia swój ulubiony sport w Miami Beach no rloryazie. CAF - UPI Strona 1& MAGAZYN G/os Koszaliński nr 58 ksiibrisy KOBIETA -TEMAT WDZIĘCZNY Z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet pragnę przedsta wić temat — kobieta w ekslibrisie. W bogatej genealogii i rodowodzie ekslibrisu temat ten zajmuje poczesne miejsce. Bardzo często postać ko- biety „obudowana" jest tema tykq rodzajowo-obyczajową. W innym przypadku mała ry cina z odpowiednio dpstojnq treścig przedstawia sceny sielankowe, mitologiczne, sceny inspirowane przez poezję i te atr, ryciny poświęcone modzie sceny ludowe. Niektórzy artyści w ekslibri sach z postaciami kobiet na-wiqzujq do dawnych tradycji. Toteż na takich znakach znaj dziemy subtelne i dyskretne postacie w otoczeniu codzien nego życia, we wnętrzu pomieszczeń, na tle ogrodu, z instrumentami muzycznymi np. Iirq — symbolem poezji i muzyki (te ostatnie wykonywane sq przeważnie dla przedstawicielek świata muzycznego). Te ekslib risy stanowiq niejednokrotnie ważny dokument i źródło nie tylko dla historii stroju, kostiu mologii, ale i sposobu bycia a nieraz obyczajów i cha rakterystyki dawnej epoki. Wśród niektórych kolekcjonerów stajq się one szczególnie upodobanym motywem tematycznym w zbiorach. Wśród twórców ekslibrisu polskiego, uwzględniajqcych w swych pracach wdzięczny temat kobiety, nie brak najwybitniejszych artystów jak S. Ostoja Chrostowski, T. Cieś-łewski, M. Sopoćko, A. Półtow ski, A, Młodzianowski, W. Jakubowski, Z. Kaja, S. Mrowiński. Także w koszalińskim środowisku artystycznym odnotować można kilkanaście znaków ksiqżkowych przedstawia-jqcych kobiety jako główny motyw graficzny. Wymienić tu należy wykonane w różnych technikach graficznych ekslibrisy R. Siennickiego, Z. Drywy, A. Katzera i innych. Reprodukowany ekslibris za projektowany został przez R. Siennickiego, a wykonany Jest w technice cynkografii. (MS) UCKNIA wk<»I3 "•"iiifiSlIlHIHIlli EOKARSIWO Kobieta z wędką Wędkarstwo jest hobby mało popularnym wśród pań. Do takiego wniosku możąa dojść, gdy porówna się liczbę tylko 125 kobiet w naszym województwie zrzeszonyph w Polskim Związku Wędkarskim z o-gólną liczbą wędkarzy, któ rych jest już prawie 22 tysiące. Kobiety-wędkarki przeważnie towarzyszą swoim mężom w wyprawach na ryby. Bywa, że odnoszą większe sukcesy w połowach niż mężczyźni. Z całą pewnością natomiast godnie reprezentują wędkarzy koszalińskich na zawodach ogólnopolskich. Ewa Zielińska z Koszalina zdobywała już tytuły mistrzyni Polski w wędkarstwie gru.itowym i zaliczana jest do czołówki krajowej w tej dyscyplinie sportu. Z miarką na ryby W poprzednich kącikach wędkarskich informowaliśmy o niektórych zmianach, jakie od 1 kwietnia wpi o-wadzi nowy regalumin spor towego połowu ryb. Dziś o kolejnych nowościach, dotyczących wymiaru ochron nego. Tu zmian jest dużo, zaostrzono bowiem przepisy ochronne, zwłaszcza w odniesieniu do cenniejszych gatunków ryb. I tak z 45 do 50 cm podwyższono wy miar ochronny łososia i troci. Nie będzie wolno też poławiać mniejszych niż pół metrowej długości sumów i węgorzy. Do 40 cm podniesiono wymiar oi-nrooi ny bolenia, do 35 cm — brzany, do 30 cm — certy, do 25 cm — klenia i jazia, do 17 cm płoci i wzdręgi. Warto przypomnieć, że dłu gość ryby trierzy się od po czątku głowy do końca naj dłuższego promienia płetwy ogonowej W ostatnich latach pojawił się w wodach koszalińskich nowy gatunek ryb — amur biały. Wymiar ochron ny dla niego ustalono na 40 cm. Nie wolno jednak poławiać więcej niż jednego amura dziennie. Obniżono natomiast wymiar ochronny siei z 40 do 35 cm i lina z 30 do 25 cm. Nie ma wymiaru ochronnego dla miętusa. Bardzo istotne jest też określenie, ile ryb poszcze- gólnych gatunków można złowić w ciągu dnia. I tik: troci jeziorowej — tylko jedną sztukę; łososia i troci wędrownej (łącznie), siei węgorza — 2 sztuki; szczu paka, sandacza, brzan, sumów (łącznie) oraz karpi i sazanóW — 4 szt.; lipieni i pstrągów — łącznie 5 szt. linów i oert — 6 szt. Ogólna liczba ryb wyżej wymienionych gatunków, złowionych w ciągu jednego dnia nie może przekroczyć 6 sz^uk łącznie. Wędkarze z inicjatywą Wybudowany w Wałczu przez tamtejszych członków PZW dom wędkarza okazuje się już za ciasny. Realnych kształtów nabiera więc jego rozbudowa, którą planuje się przeprowadzić także w czynie spo łecznym. Inicjatywa wyszła POTRAWY NIEMIECKIE poleca HELENA DUBN1CKA -szef kuchni restauracji „Neubrandenburg' Koszalinie od wędkarzy. Nie jest to zresztą jedyne ich zamierzenie gospodarcze na najbliższy okres. Przystąpiono już do prac nad zagospodarowaniem .wyspy na jeziorze Bytyń, gdzie powsta nie baza wędkarska. Poczynania wędkarzy wałeckich spotykają się z poparciem i pomocą miejscowych władz. (par) B!0£>a co? ' Ol PIES CO ROK - KSIĄŻKA Na polskim rynku księ-? garskim w ciągu tego wie ku ukazało się 75 pozycji wydawniczych (poza wznowieniami) i wychodziło 5 fa chowych czosopism informujących o rasach psów z podstawowymi wiadomościami o ich hodowli. Ten cykl wydawniczy zapoczątkowała wydana w Krakowie w 1902 roku książka Artura Sumińskiego pt. „Myśliwy". W dwa lata później wydana została w Warszawie następna pozycja książkowa O. .Hiltreicha — „Pies zdrowy i chory \ Popularny podręcznik dla posiadaczy psów, a zwłaszcza myśliwych". W świecie kynologicznym są to już dzisiaj białe kruki. W ostatnim trzydziestole ciu natomiast już w 1945 roku ukazała się książka Antoniego Wyrzykowskiego — „Higiena psa przyjaciela człowieka". W rok później Wojskowy Instytut Na ukowy wydał drukiem „Instrukcję weterynaryjną. Hi giena psa w wojsku. Choroby psów" — wszystko w jednej pozycji książkowej, liczącej 104 strony. I od tej pory niemal co roku u-kazywała się przynajmniej jedna pozycja książkowa lub albumowa poświęcona czworonożnemu przyjacielo wi człowieka. Tak więc w sumie w ciągu trzydziestu ostatnich lat rynek księgar ski mógł zaoferować kynolo gom i miłośnikom psów 24 pozycje książkowe lub albumowe, przy czym aż 5 po zycji wznowionych. Nadto 2 wydawnictwa ukazały się z przeznaczeniem do użytku wewnętrznego Związku Kynologicznego. Z czasopism wychodzi od 1948 roku dwumiesięcznik, będący zarazem organem Związku Kynologicznego w Polsce — „Pies". Pokaźna — mimo wszyst ko — liczba wydań książkowych świadczy o stale ro snącym popycie na rynku księgarskim na tego rodzaju literaturę. Dodać tu jesz cze trzeba, że żadne wydanie książkowe o tematyce kynologicznej nie zalega półek księgarskich, jest bowiem wprost rozchwyty wane zaraz po ukazaniu się w sprzedaży. Wystawa - 6 lipca Ustalono w tych dniach ostateczny termin XII Koszalińskiej Wystawy Psów Rasowych. Odbędzie się ona 6 lipca br. na stadionie KS „Bałtyk" w Koszalinie. Tegoroczna kosza lińska wystawa — jak dowiedzieliśmy się — wzbudza duże zainteresowanie kynologów w całym kraju, a także władz naczelnych związku kynologów. Koszalińscy kynolodzy bowiem w ostatnich latach uzyskali doskonałe wyniki w hodowli psów rasowych, szczególnie cocker-spanieli. Koszaliński Oddział Związku Kynologicznego w Polsce przyjmuje już zgłoszenia psów na wystawę. Psy mogą być zgłaszane do klas: szczeniąt w wieku od 6 do 9 miesięcy, młodzieży w wieku od 9 do 15 miesięcy, otwartej w wieku powyżej 15 miesięcy oraz klasy zwy cięzców, psy z tytułami zw3rcięzców, championów oraz z zatwierdzonymi wnioskami CWC i CACIB. A- Urbańczyka 12.30 Moda na nostalgię 13.00 Gra Ph. Sanders 13.15 Przeboje z nowych płyt 14.05 peryskop — przegl. wydarzeń tygodnia 14.30 Organy czeskie, morawskie i fjowackie 14.45 Za kierownicą 15 10 Śpiewa E. Regina 15.20 War f? ^ muzyczny M. Urbaniaka 13.90 Zapraszamy do studia: Ł. S*? «r6"15 Ko*°hrzeg 45 - aud. muzyczny McCoy Tli? 17.05 „Zielone oczy ko-?dc,' pow- 17-15 Antologia piosenki francuskiej 17.40 Lek- 18 M pie^|Ury 17-55 Minima* Premłera. „Biuro znalezionych rzeczy' — słuch. w. Terlee ę16^19-0* Warsztat muzyczn| J. McLonghhna 19.35 Muzyczna flSSS! UKF 2°-°° colosseum ga-m? gawęda M.10 Gdy M odzyska* słuch... W.50 Śpiewa E. Demarczyk 21 00 Rzeczywistość i poezja: N. Hik- wlli ~21 BO On1,20 Pookoła festi-1'^ pera tygodnia 22.00 Eakty dnia 22.08 Gwiazda siedmiu wieczorów — zespół Pro- L5"um" »•» A. CiećilOW! szydło z worka" (XVII) 22 30 Akto"y o piosence — j. Kobu-szewski i J. Kociniak 23.00 Minia Wa7