Obrazy Canaletta na Zamku Pierwsza podróż „Lwowa". Ruleta w Sopocie. N-r 33 OGÓLNEGO ZBIORU N-f 3,274 12 SIERPNIA 1922 R. OC JUŻ TERAZ NALEŻY KUPOWAĆ PIECYKI KAFLOWE PRZENOŚNE 5-cio kanałowe, oraz kuchenki kaflowe przenośne systemu patentowanego „HEKLA", gdyż w jesieni będą one o wiele droższe. Piecyki te grzeją silniej i dłużej niż piece pokojowe, są od nich o połową tańsze, a zużywają o 75# mniej opału. Wyrób polski, krajowy, eksportowany za granicę Zakłady Zduńsko-Ceramicz. H.GALLAS i SKA Mowy Świat 62, tel. 36-32. 30 1 Warszawska Fabryka Kołder JAN SIERAKOWSKI Warszawa, Nowy-Świat 10, tel. 308-76. Filja: Ś-to Krzyska 17, tel. 288-88. Poleca w wielkim wyborze HURTOWO i DETALICZNIE KOŁDRY Da puchu, na wełnianej wacie i bajowe. Na składzie: Poduszki Bielizna pościelowa Puch, Pierze, Wata. 11 Ceny przystępne 1 CZEKOLADA KARMELICI BISZkOPTY KAKAO HERBATA KoNCA ZE ZMARSZCZKAMI piegami i złą cerą pań nie będzie; panie chcące pozbyć się zmarszczek, piegów, mieć naprawdę ładną cerą i klasyczny owal twarzy pofatygują się od 11-5 pracujące panie w niedzielę od 2-7. Hoża 41-7. — Paderewska Zofja ludwika. NAJWIĘKSZA w POLSCE ZAt.wR.18BQ FABRVKA FARB i IAK1ŁRDW W.KARPIŃSKI 8c W. LEPPER! WARSZAWA - JER0Z0LIM5KA 30. 0FERTV NA ŻĄDANIE. KSIĘGARNIE GEBETHNERA i WOLFFA polecają na kładzie TENNENBAUM HENRYK Polityka Gospodarcza Anglji Cena mk. 960. I LUDZIE SŁABI I otrzymają bezpłatnie za przesyłką 200 mk. (ewentualnie marek pocztowych) niemiecką lub polską książkę o moim wynalazku „EUREKA". Adres: Patent 305", Cluj-Koloz-svar (Rum nien Postfach 1 FABRYCZNY SKŁAD TRYKOTAŻY KAZIMIERZ I DCZAK 31 ŻÓRAWIA 31 3 ci dom od Marszałkowskiej tel. 127-12 Poleca: Żakiety, swetry, reformy Trykociki dziecinne Pończochy, skarpetki Ciepłą bielizną i t. p. Ceny przystępne. *P ASY skórzane, Ballata i wielbłądzie po 1 e ca DOM HANDLOWY „ANGLOPOL" Trębacka 13. Telefon 11b-51. CUKRY CZEKOLADA ZAKŁADY CUKIERNICZO-PRZEMYSŁOWE Bracia Iłowieccy FABRYKA: WARSZAWA, ul. LIPOWA N-r 7-a Sprzedaż detaliczna: KARMELKI ul. Królewska N-r 27 <9- tel. 158-92. „Au Delice" N.Świat 41 Torciki „Noomi" tel. 182-21. HERBATNIKI WAFLE Stefana Żeromskiego „W sidłach niedoli". Macieja Wierzbińskiego: „Siostra Felicja". Wacława Filochowskiego: ,,Amulet Ozirysa". Edwarda Ligockiego: „Komandor Sidi Numan zu Stollberg". Ignacego Okszy-Grabowskiego: „Granum Salis'*. Jana Lemańskiego: ,,Prawo mężczyzny". Gustawa Daniłowskiego: „Nad Urwiskiem". Adolfa Dygasińskiego: ,,Nowele". Anatola France'a: , Święty Satyr". Wells'a, Lyttona, Kiplinga; ,,Niesamowite opowieści" Gobineau: „Gamber Ali", Teffi: Kobieta demoniczna''. Hoffmana: ,,Panna de Scudery"* WYDANO w „KSIĄŻKACH CIEKAWYCH •1 W pierwszym kwartale działalności wydawniczej Na najbliższe miesiące Wydawnictwo pozyskało pierwszorzędne utwory następujących pisarzów: Wł. St. Reymonta, Włodzimierza Perzyńskiego, Adama Grzymały-Siedleckiego, Władysława Jabłonowskiego, Tadeusza NalepińskiegO; Zuzanny Rabskiej, Wacława Filochowskiego, Zofji Rygier-Nałkowskiej, J. Relidzińskiego, Juljana Krzewińskiego, A. Domańskiej, St. Sierosławskiego, Sa vi tri, Karola Irzyokwskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Stefanji Okołów-Podhorskiej, St. Idzikowskiego, St. Balińskiego, Dumas^, Balzaka, Flauberfa, Gogola, Stefensona, Poe'go. Kellera i innych. Cena w prenumeracie tylko 400 mk. za książkę. Miesięcznie mk 1750, z przesyłką mk. 1970. Kwartalnie mk. 5200 (13 książek po 400 mk.), z przesyłką mk. 5850. UWAGA: Administracja i redakcja ,,KSIĄŻEK CIEKAWYCH" przeniesiona na ul. Nowy Świat 47. Konto czekowe w P. K. O. 4460. Warunki prenumeraty na ostatniej stronie. Cena numeru pojedyńczego Mk. 320.— TYGODNIK ILLUSTRO.WANYi łrió fundatorjćw CRGJE-LEK WAWELSKICH - PO 30000 m - PRZEKAZ VW\Ć AA KACH ./V« I45>"23r \>/ POCZ/P. KASIE OS2CZ. CEGIEŁKI WAWELSKIE. 2365. Dziatwa szkolna pow. Limanowskiego. 2356. Nauczycielstwo szkół powsz. Ogniska Limanowskiggo. 2367. Nauczycielstwo szkół powsz. pow. Mszańskiego. 2368—69 (2 ceg.) 79 pułk piechoty. 2370. Pamięci AIexandra Tarłowskiego— syn Wincenty. 2371. Pamięci Zofji z Wysockich Tar- łowskiej — syn Wincenty. 2372. Dr. Wincenty Tarłowski. 2373. Dwór i urzędnicy, probostwo, szko- ła, poczta, apteka i policja państw, w Grębowie koło Tarnobrzega. 2374. VIII szkoła powsz. im. Czackiego, Poznań. 2375. I i II szkoła powszechna, Poznań. 2376. X i XI szkoła powsz., Poznań. 2377. Korpus oficerski Zakł. leczn. szkoln. inwalidów woj. we Lwowie w dniu imienin swego dowódcy ppułk. Dra Juljusza Kolmera. 2378. Pol. Tow. gimnast. ,,Sokół', w Dro- hobyczu. 2379. Gzłonk. Lwowsk. Zarządu Związku okręg. T. S. L. ku czci swego długol. przewodn. Dra Ernesta Adama powołań, na prezesa Zarządu Gł. T. S. L., Lwów w kwietniu 1922. 2380. Uczennice i nauczyciele prywatn. gimn. żeńsk. im. Mickiewicza w Drohobyczu. 2381. Polskie Zakłady elektryczne Brown Boveri Sp. Akc. 2382. Pierwszy Zjazd studentów politech- niki w Darmsztadzie, Warszawa 12/1V 1922, 2383. W dniu Imienin zwycięskiego wo- dza Narodu J. Piłsudskiego — instytut naucz, i wyższy kurs nauczyc. w Warszawie. 2384. Ognisko nauczycielskie „Rakolapy- Żmudź". 2385. Uczennice 7-klasowej poasz. szko- ły żeńskiej w Nowym Targu. 2386. Zygmunt Wiśniewski z Chicago. U. S, A. 2387. Pamięci D-ra Andrzeja Bystronia. 2388. M. Dluska szeregowiec ochotn. iegji kobiet. 2389. Komp. 4 baonu celnego Ns 5 i ka- pitan Karol Górski. 23C0. Kolo Siedleckie Tow. Nauc. Szk. średn. i wyższych w Siedlcach. 2391. Mieczysław Bohdanowicz z córka- mi Marją, Ireną i Anną. 2392. Członk. Spójni kapł. w Lublinie dekanat turobiński. 2393. Czlonk. Spójni kapł. w Lublinie, dekanat lubartowski im. dziek. Ks. Fr. Bramskiego. 2394. Członkowie Spójni kapłańsk. w Lub- linie. 2395. Związek Młodzieży wiejskiej, War- szawa. 23%. Pamięci D-ra Władysława Peca prezesa Izby skarbowej w Krakowie — pracownicy skarbowi. 2397. Ku uczczeniu dnia imienin insp. Jarosława Barwicza — funkcjo-narjusze pow. Olkuskiego. 2398. Urzędnicy Starostwa Olkuskiego — ku uczczeniu imien«n starosty Jerzego Stamirowskiego. 2399. I drużyna harcer. im. T. Kości u szki i !II druż. harc. im. K. Pułaskiego w Krakowie — ku uczczeniu dziesięciolecia swej pracy. 2400. Zarząd Tow. ,,Oświata" oraz Rada pedag. gimn. im. Ks. Ignacego Skorupki w Łodzi. 2401. Na pamiątkę pobytu w Krakowie, uczniowie gimn. im. Ks. Ignac. Skorupki w Łodzi — kwiecień 1922. 2402. Urzędnicy rafin. nafty ,,Tepege" w Targowiskach. 2403. Korpus oficerski 5 p. art. pol., Lwów. 2404. Urzędnicy fabr. porcelany w Ćmie- lowie. 2405. Jan hr. Drohojowski, Haga. 2406. Uczniowie i uczennice gimnazjum w Chrzanowie. 2407. Grono naucz. gimn. w Chrzanowie. 2408. Urzędnicy Magistratu m. Rzeszowa. 2409. Spółka stolarzy meblowych i bu- dowlanych w Krakowie. 2410. Koło młodzieży Młp. Związku mło- dzieży—Wieprz, pow. Wadowice. 2411. Grono nauczyc. gimnaz. klasyczne- go w Grudziądzu. 2412. Ku uczczeniu ś. p. Dominika Rze- wuskiego — Emil ja Rzewuska. 2413. Oficer, i chorąż. 2 p. wojsk łącz- ności, Jarosław. 2414. Polskie dzieci szkolne S&j Feli ela- no Rio Grandę do Sul Brasil. 2415. Tow. polskie ,,Postęp" Sao Felicia- no Rio Grandę do Sul Brasil. 2416. Ks. Józef Górał, misjonarz w Bra- zylji i ks. Bolesław Edward Góral prałat w Milwaukee. 2417. Młodzież państwow. gimnazjum w Nakle. 2418. Lud polski z Araucarji, czasu mi- sji Św. Parana, Brazylja. 2419. Jerzy Zapolski major W. P. 23/1V 1922. 2420. Stowarzyszenie zjednoczonych zie- mianek. 2421—22. (2 ceg ) Spółka akc. elektrowni okręgowych w Sierszy wodnej. 2423. Xawerze i Pawłowi Tymienieckim— pracownicy cementowni ,,Łazy" 29/1V 1922. 2424. Franciszek Stefczyk. 2425. Im. Jana Webera urzędn. Gen. Dyr. odbudowy M. PR. . w Warszawie. 2426. Im Jana Webera urzędn. okręg. Dyr. odbud. w Tarnopolu. 2427. Im. Jana Webera urzędn. okręg. Dyr. odbud. w Stanisławowie. 2428. Im. Jana Webera urzędn. okręg. Dyr. odbud. w Białymstoku. 2429. Im. Jana Webera, urzędn. okręg. Pyr. odbudowy w Łucku i Brześciu. 2430. Im. Jana Webera, urzędnicy państw. Zakładów obróbki drzewa Lwów-Persenkówka. 2431. Im. Jana Webera, pracown. państw. Zakładów obróbki drzewa Lwów-Persenkówka. 2432. Im. Jana Webera, pracown. państw. Zakł. drzewnych w Kępie Rozwadów. 2433. Im. Jana Webera, pracown. państw. odbudowy w Wilnie, Lwowie i Warszawie. 2434. Im. Jana Webera, urzędnicy odbu- dowy w Krakowie, Augustowie i Rozwadowie. 2435—36 (2 ceg.). Magistrat miasta Czeladzi. 2437. Uczniowie IV kursu szk. przodown. okr. kom. P. P., Kraków — z okazji im. komend, szkoły nadkom. Wojciecga Stawo. 2438. Koledzy i współpracown. Antonie- go Niedenthala w fabryce wagonów L. Zieleniewski S. A. w Sanoku, z okazji 35 letniego jubil. pracy. 2439. Uczniowie gimnazjum w Granicy. 2440—2. Urzędnicy i naucz, inspektoratu szkoln. w Kozienicach. 2443. Dzieci szkoły 1 w Sosnowcu. 2444. Bogu dziękując za szczęście, Sta- nisław i Zofja Skurzyńscy Warszawa 29/1 1921. 2445. Pamięci ojca uczestnika powstania r. 1863 syn Marjan Turowski, Biesna. 2446. Zygmuntowi Śliwińskiemu z okazji imienin pracownicy wydz. VIII Dyr. kol. państw. 2447—8. (2 ceg.) P. K- U. Biała—Bielskc. 2449. P. K. U Okręgu korpusu V. 2450. Grono nauczyc. szkoły powsz. 7 kl. męskiej w uznaniu 40 letniej pracy nauczycielskiej swojego dyrektora w Krzeszowicach. 2451. Toż samo młodzież. 2452. Toż samo, uczniowie szkoły prze- mysłowej uzupełniającej. 2453. Pamięci ojca Antoniego Karola Łambelli'ego ż Drohowyża — synowie i córki 16/4 1922 r. 2454—5. (2 ceg.) Inżynierowie I urzędnicy Kopalń węglaTow. Franc.-Włosk. w D.jbrowie górniczej. 2456. Firma Bolesław Kotkowski i S-ka Zakłady graficzne w Lodzi. 2457. Komenda policji państw, w Hru- bieszowie w dn. im. komend, policji IV Lubelsk. okr. Tadeusza Tomanowskiego 20/X 1921. 2458. Kaliskie Tow. Wioślarskie. 2459. W dniu imienin swego dyrektora Stanisława Matuszewskiego uczn. gimn. w Czortkowie. 2460. Kollegjum notarjuszy okręgu Izby notarjalnej w Przemyślu. 2461. Pracownicy firmy I. M. Waterkeyn w Borysławiu ku czci ś. p. Ireny z Wyczółkowskich Lipskiej. 2462. Kasyno powsz. w Krzeszowicach 22/VI 1922. 2463. Dr. Wiktor Kutrzeba ad w. w Jor- danowie pamięei Laury Marji KutrzebDwej. 2464. Detaszowa komp. parku wojsk kolej. JMs 3 w Przemyślu. 2465. Prof. i uczniowie państw. Sem. naucz. męsk. w Solcu nad Wisłą. 2466. Stow. urzędn. państw, w Lublinie. 2467. Z okazji imienin dyr. Stan. Niem- ca — klasy wyższe gimn. filologicznego męsk. w Radomsku. 2468. Z okazji im. Stan. ćwikowskiemu uczniowie i uczennice Gimn. w Nisku. 2469—70. Od urzędników ,,Tow. br. Renard" w Sosnowcu. 2471—74. Emilowi Winterowi w uznaniu 40 letniej pracy — strażacy cddz. związku Florjańskiego w Zagłębiu Dąbrowskiem 7/V 1922. 2475. Kółko hist. gimn. im. Cecylji Pla- ter-Zyberkówny z Warszawy. 2476. Urzędnicy Oddz. P. K- O. w Po- znaniu. 2477. Zofja Czoponowska Kraków. 2478. Urzędnicy Departamentu Ruchu Mi- nisterstwa Kolei Żelaznych. 2479. Dr. J. Stanisław z Harbutowic, Har- but Krzeszowice. 2480. Pamięci męża Jana i syna Józefa Stanisława Ziemkiewiczowa, Warszawa. 2481. J. Freylich i Kermel Skład żelaza Kraków. 2482. Gustaw i Józefa z Pomian Hajdu- kiewiczów bar. Armfeltcwie Kul-la — Szwecja. 2183. Im. inź. Jana Webera, urzędnicy okr. dyr. odbudowy w Lublinie. 2484. Urzędnicy Urzędu Wojewódzkiego w Kielcach. 2485. Kadra Bat. Zap. Art. konnej 2. 2486. Kazimierz i Zofja z Kawęczyń- skich Lambertowie. 2487. Stefan i Konstancja hr. Korzbog Łąccy, Lwówek. 2488. Kurs doszkolenia oficerów sztabu generalnego 1921—22. 2489. Powsz. współdzielnia spożywcza prac. naftowych Borysław. 2450. Urzędnicy i funkc. niżsi adm. Klinik U. J. w Krakowie. 2491. Pracownicy Kopalni nafty Orów, pow. Drohobycz. 2492. Starostwo Będzińskie. 2493. Pracownicy związku Ekon. Kółek Rolniczych Kraków — Lwów. 2494. Urzędnicy okręg, zarządu lasów państw, w Radomiu. 2435. Pracownicy Sekcji utrzym. dróg żelaznych w Haliczu. 2496. Ognisko nauczycielskie szkół powsz. miasta Lubartowa. 2497. Sewer Kuliczkowski starosta w Pod- hajcach zamiast pożegn. Augusta i Marji Urbanów. 2498. Uti Francjais 25 Mars 1922. 2499. Koło Tow. nauczycieli szkół śred- nich i wyższych w Łomży. 2500. Dr. Zygmunt i Anna ze Strumiłłów Wąsowiczowie. 2501. Uczniowie VIII go kursu w szkole podoficerów oświatowych przy D. O. K. w Poznaniu. 2502 ,,Nuza" naczelny urzędniczy związek aprowiz. Kraków. 2503. Wincenty Witos. 2504. Pamięci D-ra Marji Cyrus Sobo- lewskiej. 2505. Państw. Szkoła zawód, żeńska w Kra- kowie z okazji imienin Zofji Tatarzanki. 2506. Bolesław i Ludwika Komarowie, Łódź. 2507. Pracownicy oddz. Białostockiego Polsk. Dyr. ubezpiecz, wzajemn. 2508. AntOniowie Piaseccy z Popkowic, ziemia Lubelska. 2509. Pracownicy urzędu ruchu Stryj. 2510. Od pracown. Strzemieszyckiego oddz. drog. Radomskiej dyrek. Kolej. 2511. Od pracown. Kieleckiego oddz. drog. Radomsk, dyr. kolej. 2312. Od pracown. Skarzyskoskiego oddz. drog. Radom. dyr. kol. 2513. Od pracown. Radomsk, oddz. drog. Radom. dyr. kol. 2514. Od pracown. Kowelskiego oddz. drog. Radom. dyr. Kol. 2515. Od pracown. Rówieńsk. oddz. drog. Radom. dyr. Kol. 2516. Zebrane w dniu imienin Zofji Le- nertowej. 2517—:18. (2 ceg.). Ku czci Felicjana Gadomskiego, dyrekt. Tow. akc. K. W. ,, Flora". 2519. Inteligencja m. Żmigroda. 2520. Joanna i Stanisław Holende-scy z Zawiercia. 2521. Adwokaci Łoziński, Mańkowski i Zaleski ze Lwowa. □n 33 l2 Sierpnia 1022 f. Ogólnego zbioru 3,274 Wydawnictwa rok 63. TPGOt>NIK I EbUSTROWANP WIDOK NA ZŁOTY RÓG W KONSTANTYNOPOLU Zaborcze zamiary Greków w stosunku do Konstantynopola wysunęły stolicę państwa otomańskiego na czoło najważniejszych zagadnień politycznych chwili obecnej. Uwaga wszystkich mocarstw, ześrodkowana na tern zagadnieniu, nie przeoczą także stanowiska Rosji bolszewickiej, która ujawniła swoje zainteresowanie sprawą Konstantynopola. Głos jednak rozstrzygający w tej mierze należy do Anglji i Francji. $18—*6 33 [3,374] TYGODNIK ILLUSTROWANY 1& Sierpnia 1922 f. LEX LEGUM. II. Bardzo sumienną pracę poświęcił z kolei prof. Wład. Abraham „Konstytucji a stosunkom wyznaniowym i Kościołowi". Uważa on, że część wyznaniowa naszej konstytucji nosi na sobie wyraźne znamię kompromisu. Jakiemi kompromis ten szedł drogami, to wyświetliła częściowo dyskusja w Sejmie. Chodziło mianowicie o pogodzenie stanowiska katolickiego z żądaniami innych wyznań, przyczem nie obeszło się także bez pewnych ustępstw dla stronnictw lewicowych (skreślenie artykułu o wyznaniu nauczycieli i inne drobne poprawki). Ponieważ jednak twierdzić nie można, aby ściśle logiczne konsekwencje, wysnute z zasad lub systemów teoretycznie zakreślonych, odpowiadały zawsze potrzebom życia, przeto i tych pewnych niekonsekwencyj z góry potępiać nie nlożna. O ile je stworzył zdrowy instynkt narodu, mogą one przynieść nawet rzeczywistą korzyść, nauka jednak winna zaznaczyć i wskazać ich praktyczne następstwa, praktyka zaś oświetli ich wady i zalety. Sprawie oświaty narodowej poświęcił baczną uwagę na łamach „Naszej konstytucji" prof. Fryderyk Zoll. „Przepisy konstytucji—mówi on—dotyczące oświaty, przeszły w uchwałach sejmowych bez walk i obszerniejszych dyskusyj, chodziło bowiem przeważnie o zasady ogólne, które w ustawach państw o wyższej kulturze już się ustaliły, jak oto: wolność prasy, wolność badań naukowych, opieka państwa nad szkołami i t. d. Prawda, były także i kwestje wątpliwe, jak zwłaszcza sprawa szkół narodowościowych i wyznaniowych, lecz i tu Sejm pod wpływem ideowym a w części i w dobrze zrozumianym interesie państwowym przyjmował z powszechnem uznaniem zasady liberalne, a więc uszanowanie odrębności narodowych. Zresztą, Sejm nie miał poniekąd całkiem wolnej decyzji: traktat, zawarty między państwami koali-cyjnemi a Polską narzucał z góry pewne normy także i w zakresie szkolnictwa, które wejść musiały w ustawę konstytucyjną". Na ogół zarzutów w tej dziedzinie jest niewiele do podniesienia. Jedna atoli kwestja, którą porusza dr. Zoll, zasługuje na bliższą uwagę, to kwestja zasady bezpłatnego nauczania. Ust. 1 art. 119 konstytucji marcowej wyraża ogólnie, że nauka w szkołach państwowych i rządowych jest bezpłatna. Otóż co do tego słusznie zaznacza szanowny profesor, że „z reguły nauka bezpłatna jest w państwach o wyższej kulturze korelatem przymusu szkolnego, bo gdyby tak nie było, opłata szkolna stałaby się przez przymus szkolny nale-żytością państwową najniesprawiedliwszą". „Przymus szkolny ustaje jednak poza szkołą powszechną, tem samem ustaje więc i powód bezpłatnej nauki". O cóż więc chodziło autorom konstytucji? Czy może o zachęcenie przez bezpłatność nauki do dalszego uczęszczania do szkół średnich, zawodowych i akademickich wszystkich bez różnicy uczniów, a więc nawet pozbawionych zdolności lub próżniaków? To nie wytrzymuje żadnej krytyki, bo „bezpłatna nauka poza szkołami elementarnemi, co do których istnieje przymus, powinna być chyba tylko przywilejem uczniów zdolnych, celujących a niezamożnych. Proletarjat umysłowy niech do szkół dalszych nie uczęszcza, albo przynajmniej niech za naukę płaci". Ale jest jeszcze inny powód, dla którego bezpłatność nauki w szkołach średnich, zawodowych i akademickich przedstawia się jako niesprawiedliwość rażąca. Oto „szkoły powszechne, zawodowe, średnie i wyższe kosztują sumy olbrzymie; utrzymanie ich w naszych stosunkach kosztuje miljardy, które ktoś musi płacić. Ale kto?" Na to wielkiej wagi pytanie odpowiada prof. Zoll bardzo rzeczowo, występując w obronie państwa, które nie może podołać zbyt wielkim ciężarom i których część przynajmniej powinna być przejęta przez społeczeństwo. „Dlaczegóż—pyta—syn, może nawet niezdolny i leniwy, obywatela ziemskiego, przemysłowca, rozrzucającego miljony, paskarza wzbogaconego, zakupującego bezcenne przedmioty zbytku, a choćby włościanina, gromadzącego wielkie sumy po skrzyniach lub kupującego dla córek perfumy i fortepjany, ma korzystać z nauki bezpłatnej na koszt tej coraz biedniejszej Rzeczypospolitej? Czy to ma być sprawiedliwością? Czy nie jest raczej przywilejem niesłusznym, wprowadzonym na rzecz tych, którzy dzieci posyłają do szkół średnich, zawodowych i akademickich z wielką krzywdą skarbu państwa, krzywdą tem więcej rażącą, że przywilej nie rozciąga się w równej mierze na szkoły powszechne, mimo panującego tam przymusu szkolnego? Widocznie ustawodawca nie zastanowił się nad tą niekonsekwencją. A może, obciążając wyłącznie skarb państwa utrzymaniem szkół średnich, wyższych i zawodowych, działał pod wpływem znanej lekkomyślności, z jaką, niestety, dotychczas traktowano skarb państwa. Państwo ma być bowiem bez-dennem źródłem zasobów, bo ma drukarnię w ręku, może wybijać t. zw. pieniądze. Ale państwo nie może żyć i istnieć papierkami drukowanemi. Bilet kasowy jest asygnatą, za którą ktoś musi zapłacić. Otóż zapłata następuje wprost i bezpośrednio kosztem naszej waluty, a pośrednio płacą wszyscy ci, którzy tracą i tracić muszą przez spadek waluty. Uwagi te są zupełnie uzasadnione. „Prawami i obowiązkami obywatelskiemi zajął się w obszernej rozprawie dr. Tadeusz Dwernicki. Sąd swój ogólny streszcza dr. Dwernicki w zdaniu, że postanowienia te „mimo niedoma-gań kodyfikacyjnych i może niedostatecznej, jak na tak doniosłe dzieło, staranności* redakcyjnej, w swej merytorycznej treści odpowiadają duchowi i potrzebom czasu, przeniknięte są duchem postępowym i ożywione tendencją demokratyczną i wolnościową". Gwarantowane prawa wolnościowe stanowią —zdaniem jegc—dostateczną ochronę jednostki „o ile w przepisanym terminie znikną rozliczne, sprzeczne przepisy ustaw niemieckiej, rosyjskiej i austrjackiej a i nasza lex Anusz. Wówczas dopiero możliwe będzie „swobodne wytwarzanie się opinji publicznej, której rola w nowoczesnem państwie, a już szczególniej w państwie republi-kańskiem ma rozstrzygające znaczenie." „Ustawa jednak sama—rozumuje dalej dr. Dwernicki—pozostaje martwą. Ożywia ją, nadaje jej treść istotną i żywotną dopiero sposób jej wykonania, duch jej wykonawców, któremi, odnośnie do praw i obowiązków obywatelskich, są rządzący w państwie i rządzeni. Jeżeli więc duch uszanowania praw jednostki, uzgodnienie tych praw z dobrem całości, a więc dobrem państwa i społeczeństwa, będzie przenikał wszystkie warstwy społeczeństwa, to przepisy te będą dostateczne, będą żywe i żywotne i będą podstawą pomyślnego rozwoju społeczeństwa". Apel do cnoty obywatelskiej, do wierności obywatelskiej „ma też znaczenie najdonioślejsze. Od spełnienia tego apelu przez rządzących i rządzonych zawisł los i byt państwa". Powiada bo-wierfl Monteskjusz w „Duchu praw", rozważając te czynniki w duszy narodów, które utrzymują spójnię państwową, że „w despotyzmie jest tym czynnikiem psychicznym lęk i groza, w monarchji honor a w rzeczypospolitej cnota obywatelska". A i nasz Cieszkowski charakteryzuje wartość praw w słowach, godnych zapamiętania: „Wymyślcie — mówi — najpiękniejsze, najprawdziwsze, najdobroczynniejsze instytucje, jeżeli niemasz ożywczego ducha publicznego, to dosko-nałemi pozostaną one tylko na papierze. Bez tego ducha wszystko spełza—przy nim dopiero wszelka konstytucja prawdą i życiem się staje". „Statut śląski", włączony do konstytucji marcowej, nazywa prof. Michał Rostworowski w swojem studjum, poświęconem temu przedmiotowi: „zbyt pospiesznie i przedwcześnie wydanym". Autonomja śląska budzi, jego zdaniem, wątpliwości zarówno w sposobie ujęcia, jak i wykonania. Uzgodnienie go z konstytucją byłoby pożądane, gdyż inaczej „stać się on może dla rozwoju prawidłowego naszego prawa państwowego bardzo niewygodnym precedensem w stosunku do innych fragmentów Rzeczypospolitej, łaknących podobnego „wyodrębnienia". Ostatnia zawarta w książce praca nosi tytuł „Przewodnia myśl konstytucji polskiej w porównaniu do konstytucyj obcych". Autorem jej jest prof. Stanisław Estreicher. Szczególnie ciekawe są tu uwagi, dotyczące „wszechwładzy stronnictw" i „despotyzmu parlamentu" oraz krytyka t. zw. małej konstytucji, na której tle rozwinęło się długotrwałe a tak szkodliwe dla kraju przesilenie. Prof. Estreicher jest zwolennikiem silnej władzy głowy państwa i zasady tej broni gorąco. Uważa on za zło zasadnicze fakt, iż Polska znalazła się w posiadaniu konstytucji skrajnie parlamentarnej, nie dostosowanej ani do doświadczenia innych krajów, ani do wymagań teorji, ani —co najważniejsza—do jej warunków, t. j. do życia rzeczywistego. „Niektórzy z twórców tej konstytucji—czytamy—pocieszali się nadzieją, że jest to tylko suknia na wyrost, do której społeczeństwo z czasem dorośnie. Zapewne, że z czasem, raczej jednak odległym niż bliskim, powinno w naszem życiu politycznem nastąpić pewne podniesienie poziomu i pewne polepszenie funkcjonowania parlamentu. Ale, pomijając już pytanie, co będzie z państwem w przejściowym czasie? należy stwierdzić, że mała jest nadzieja, aby nawet podniesienie poziomu szerszych mas mogło kiedykolwiek usunąć ten zasadniczy brak konstytucji, iż cały kierunek naszego państwa oddaje się w ręce zwalczających się partyj sejmowych, do czego nieuchronnie prowadzą wybory proporcjonalne". Dzięki temu skład naszego Sejmu będzie zawsze wynikiem de-cyzyj naczelnych komitetów partyjnych, dyktujących ludności swoich kandydatów, co więcej niemal nominujących osoby przyszłych posłów. Jest tu nad czem zastanowić się głębiej, a pomimo, że rozprawa prof. Estreichera zawiera poglądy na tle chwili zbyt konserwatywne i przesycona jest pesymizmem krakowskiej szkoły historycznej, która upatrywała główną przyczynę upadku Polski w braku silnej władzy królewskiej, warto sine ira et studio przemyśleć poruszone w niej zagadnienia. Nauczyć się z tego wiele mogą oba zwalczające się dzisiaj obozy: prawica i lewica sejmowa. Wogóle „Nasza • konstytucja" stać się powinna książką, niezbędną w ręku każdego polityka i publicysty politycznego. Z. Dębicki. 519 KRAKOWSKIE-PRZEDMIEŚCIE OD STRONY K0ŚC10LA~ŚW. KRZYŻA WIDOKI WARSZAWY b ellott a-can alett a. Czytając w roku 1911-ym w zeszycie 24 Tygodnika Illustrowanego interesujący artykuł d-ra Bohdana Pułjanowskiego nadesłany z Petersburga z reprodukcjami szesnastu widoków Warszawy artysty malarza dworu ostatnich królów polskich Augusta III Sasa i Stanisława Augusta, nie spodziewaliśmy się i marzyć nawet nie mogliśmy, iż po upływie lat 11 niespełna widoki te zajmą znowu na Zamku królewskim w Warszawie miejsca, skąd je z rozkazu Mikołaja I wydanego 4 stycznia 1832 r. urzędnicy Ermitażu: Warneck i Pla-nat zabrali i wysłali do Petersburga w celu zawieszeniu ich w pałacu Taurydzkim. Dzięki znojnym, lecz owocnym usiłowaniom Delegacji naszej w Moskwie, urzędującej tam w następstwie traktatu ryskiego, dosyć znaczna część zagrabionego nam dobytku artystycznego po rozbiorze Rzeczypospolitej i po upadku Warszawy w roku 1831-ym odzyskaną została. Jest nadzieja, że mimo oporności i złej wiary władz bolszewickich całość dokonanej grabieży przywróconą nam zostanie. Na teraz nie chodzi nam o przypomnienie losów, jakim uległy wywiezione z Warszawy dzieła sztuk plastycznych — między innemi dzieła pendzla Bacciarellego i Bel-lotta Canalletta — jak również nie chodzi na te- raz o wyjaśnienie powodów przeniesienia Widoków Warszawy z pałacu Taurydzkiego, w części do Ermitażu, w części do Gatczyny i do Moskwy; lecz dla miłośnika przeszłości Warszawy ważniejszą sprawą jest porównanie, z artystycznego punktu widzenia kilku choćby malowideł odtworzonych na jeden i ten sam temat przez mistrzów pendzla: Canaletta i VogIa, którzy nam przekazali obraz Warszawy ze schyłku XVIII wieku w szeregu widoków: placów, ulic, kościołów i gmachów historycznych. Porównanie przedstawionych w niniejszym zeszycie Tygodnika sześciu widoków mniejszych niektórych zabytków warszawskich pendzla Canaletta, z widokami reprodukowanemi w szeregu roczników Tygodnika po roku 1900, pendzla Zygmunta Vogla, a następnie w zbiorze pod tyt.: „Warszawa za sejmu Czteroletniego" (Poznań, nakład księgarni św. Wojciecha) pozwala stwierdzić, że pod artystycznym względem, widoki Canaletta celują dokładniejszem i bardziej estetycznem wykończeniem szczegółów, większą malowniczością w odtworzeniu ruchu miejskiego i postaci ludowych, aniżeli widoki Vogla. Vogel miał na względzie przeważnie architektonikę przedstawionych na swych widokach gmachów. Canaletto wżył się niejako w duszę stolicy, umiał ożywić swoje obrazy ruchem tłumów wypełniających panoramę Warszawy, którą ukochał duszą artysty, rozmiłowanego w charakterystycznych figurach ówczesnych. Dla badacza historji sztuki, porównanie pod tym względem rezultatów twórczości artystycznej obu mistrzów jednej i tej samej epoki nastręcza rozległe pole do obserwacji i do pogłębienia ich metody pracy. Zapoczątkował już studja w tym kierunku jeden z poważniejszych badaczy sztuki, Paweł Ettinger w obszerniej rozprawie, wydanej w roku 1914 w Petersburgu w języku rosyjskim, w czasopiśmie pod ty i.: Stary je gody f)Bellotto w Warszawie11. W rozprawie pomienionej opatrzonej w szereg prześlicznych reprodukcyj obrazów Canaletta, ujawnia autor dokładną znajomość źródeł polskich, malarstwu nowoczesnemu naszemu poświęconych a oddając należny hołd artystycznym dziełom Zygmunta Vogla, zestawia je z rezultatami pokrewnych prac Canaletta i dochodzi w rezultacie do wniosku, jaki każdemu miłośnikowi Warszawy, mającemu sposobność do poznania widoków stolicy, odtworzonych przez obu mistrzów, się nastręcza, a który to wniosek w niniejszej notatce uzasadnić się starałem. Al. K. BERNARD BELLOTTOJL CANALETTOJ 520-JN° 33 [3,274] TYGODNIK ILLUSTROWANY 12'Sierpnia 1922 r. PAŃSTWO A MŁODE NARODY. XI. W przeciwieństwie do dawnych państw, których genezę historja przypisuje podbojowi, młode narody, począwszy od okresu Wielkiej Rewolucji, zawdzięczają swe wyzwolenie przeważnie orężowi sprzymierzonych ludów: Belgja — francuskiemu, Włochy—piernonckiemu, Grecja i ludy bałkańskie —rosyjskiemu, nie mówiąc już o ostatniej wielkiej wojnie światowej, w której wyzwolenie i my sami zawdzięczamy orężowi koalicji zachodnioeu-ropejsko-amerykańskiej. Wyzwolenie to młodych narodów wszędzie przybierało formy nazewnątrz suwerenności państwowej, pełnej lub mniej czy więcej ograniczonej. Uznanie tej suwerenności jest chwilą narodzenia się państwa. Ale suwerenność państwa rozciąga się nie tylko na zewnątrz—wobec innych narodów, lecz i na wewnątrz—wobec własnych obywateli. I tu powstaje problemat organizacji władzy państwowej, dla młodych narodów dzisiaj wiele trudniejszy i skomplikowańszy, aniżeli organizacji władzy, narzuconej z zewnątrz, siłą obcą, przez podbój. Ponieważ władza wymaga posłuszeństwa, zorganizowanie jej przez zdobywców, przynajmniej zewnętrzne, jest o wiele łatwiejsze wśród ogółu mieszkańców, któremi rządzi strach, aniżeli wówczas, kiedy przemoc ustępuje miejsca wolności, a wolność wymaga w działaniu zbiorowem powszechnej zgody. Przecież termin zgody powszechnej jest ab-strakcyjnem pojęciem i w praktyce jest niezisz-czalny. Zastępujemy go innym, jeszcze bardziej oderwanym, za to prawnie określonym-suwerenno-ści narodu. I ta zasada, głoszona również przez twórców Wielkiej Rowolucji, stanowi zarazem fundament nowo-powstałych państw, na którym każde wznosi swój gmach państwowy. Nic innego zresztą nie zawiera sama definicja państwa współczesnego prawnicza, prócz określenia jego suwerenności nazewnątrz i nawewnątrz (Martens), co zresztą legło też w podstawy pierwszej polskiej konstytucji pisanej 3-go maja a streszcza się w określeniu, iż ,,naród sam należy do siebie". Zapewne, suwerenność narodu w państwie monarchicznem, absolutystycznem może oznaczać także i wolę nieograniczoną monarchy. I tak tę teorję wykładali legiści francuscy, począwszy od Ludwika XI, a kończąc na Ludwiku XIV, zarówno różnowierca Bodin, jak i prawowierny katolik Bossuet. Ale w pojęciu każdego z nich ta władza osobista jest delegowana do reprezentowania woli powszechnej narodu. ,,Państwo czyli rzeczpospolita" pisał w XVI w. Bodin: „jest to zbiór wspólnym interesem związanych między sobą rzeczy i osób, kierowany za pośrednictwem najwyższej władzy i rozumu stanu". Najwyższa władza (summa potestas) i rozum stanu (ratio status) są to dwa imperatywy, bez których niema i nie może być żadnego państwa— zarówno despotycznego, jak republikańskiego, demokratycznego czy nawet bolszewickiego. Określenie zatem suwerenności państwowej pojęciami, jak najwyższa władza i rozum państwowy, jest pełne, i nic poza tem aż do dni dzisiejszych nauka prawa pojęciu państwa nie przydała. Zmienił się tylko od czasów Wielkiej Rewolucji charakter suwerenności państwowej, która z osoby panującego przeniesiona została na lud czyli cały naród. Rousseau, twórca tego hasła „suwerenności ludu" („la souyerainete du peuple") dodał mu jeszcze dwa epitety: suwerenności niepodzielnej („indivisible") i nieprzekazywalnej, jako zbiorowego wyrazu woli ogółu. Zarzucano temu twierdzeniu, iż w praktyce rozróżnienia te niewiele nam się przydają, jeśli wręcz nie stanowią powodu konfliktów. Weźmy naprzykład stan rzeczy taki, jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie Najwyższy trybunał (High Court) może kasować uchwały kongresu, sprzeczne z konstytucją. Wreszcie i sama suwerenność nazewnątrz, a nawet w sprawach wewnętrznych może być ograniczona międzynarodo-wemi traktatami, jak np. w ostatnim traktacie wersalskim klauzulami odnośnie do t. zw. „mniejszości". Pomimo to, niepodzielność władzy zwierzchniej w narodzie i jej nieprzekazywalność jest istotą wszelkich rządów ludowych. Te rządy bowiem są rządami nie istotnych suwerenów, lecz przedstawicieli suwerenności narodu. Reprezentacja bowiem suwerenności nie oznacza wcale jej posiadania. W społeczeństwach demokratycznych, jak w Stanach Zjednoczonych, przedstawicielem suwerenności narodu jest zarówno prezydent, który ma prawo zakładać swe „ve-to" odnośnie do uchwał kongresu, jak i zwykły policeman, któremu na ulicy musi dawać posłuch, w kwestji przepisów co do ruchu i zachowania się przechodniów nawet najwyższy dostojnik republiki gwiaździstej. A to samo, co powiedziane jest o urzędach republikańskich, stosuje się i do zgromadzeń narodowych oraz ciał ustawodawczych. Nigdy w dziejach parlamentaryzmu na Zachodzie żadne zgromadzenie narodowe nie ogłosiło się suwerennem, aczkolwiek były rozmaite zgromadzenia narodowe—konstytuanty: z królem, jak we Francji za Ludwika XVI, lub bez króla z ogłoszoną formą rządu republikańską, jak w tej samej Francji w okresie rewolucji lutowej, nawet bez tej oficjalnie ogłoszonej formy rządu i bez osoby prezydenta, jak w zgromadzeniu bordoskiem na wstępie trzeciej republiki. Tak samo nikt nigdy nie śmiał stosować pojęcia suwerena—do przedstawiciela ludu, wybranego posła, chyba, jakeśmy wyżej mówili w znaczeniu szyderczem i pogardliwem, jako do przedstawiciela korupcji parlamentarnej i nadużyć władzy poselskiej w swoim okręgu, uważanym za źródło władzy, podobnie jak lenno (la fife) w rękach suwerena za ancien rćgime'u. Ale i te nadużycia i te lenna okręgi we Francji od czasu reformy parlamentarnej 1913 r. już są skasowane. Suwerenem bowiem w ustroju republikańskim jest tylko cały naród. Nawet wmonarchjach konstytucyjnych współczesnych, jak w Anglji, król przestał być suwerenem w znaczeniu praw-nem, a władza królewska stała się tylko symbolem suwerenności narodu angielskiego. Nawiasem wtrącę, że w Polsce na oznaczenie tej suwerenności za Piastów i Jagiellonów był tytuł króla: „dziedzic całej korony polskiej" („hoaeres totius Regni Poloniae"). Gdy po śmierci Zygmunta Augusta ograniczono władzę królewską pactami conventami, pierwszą rzeczą sejmu było odebrać królowi tytuł „dziedzica korony polskiej". Nie nosił też go już Stefan Batory. Natomiast na sejmach szlachta ustami Kazimirskiego uzurpuje dla siebie tytuł „dziedziców korony polskiej", mówiąc po dzisiejszemu „suwerenów". Był to ten sam poseł Kazimirski, który już za króla Stefana Batorego zrywał sejmy swojem „liberum veto", poprzedzając tym przykładem na wiele dziesiąt" ków lat słynnego posła upickiego. Jakoż rzeczywiście zwierzchnia władza odtąd została podzielona między wielu suwerenów. Ile było sejmików, tylu było panów w Polsce. Od tych czasów po dziś dzień pojęcie suwerenności narodu niewiele w głowach polskich rozjaśniło się. Jeżeli przeto zasada suwerenności istnieje nie po to, aby przekazywać ją czy to naczelnikowi państwa, czy ciału ustawodawczemu (jakież to źródło fatalnych pomyłek i tragicznych konfliktów!), to do czegóż służy przedstawicielstwo ludowe i cała forma rządu, t. zw. reprezentacyjnego? Historja zna na to pytanie tylko jedną odpowiedź: do zachowania niepodległości narodu. Nie jest to wskazówka do użytku jednego tylko narodu młodego, który powstaje i tworzy dopiero swój byt państwowy. W podobny sposób pojmowali zasadę suwerenności wszyscy twórcy państwowi: reakcjoniści, jakbyśmy ich dziś nazwali, od Richelieu'go do Bismarcka i rewolucjoniści—znowuż według terminologji zdawkowej—od Dantona do Lenina i Trockiego. I tu dochodzimy do najwyższego pojęcia państwa, o które rozbijają się wszelkie teorje, wszelkie kierunki indywidualne i prądy socjalne. Niemasz swobody, niemasz tytułu, niemasz prawa, którego niewolno byłoby poświęcić dla uratowania niepodległości narodu. Salus populi suprema Iex esto. Ta starorzymska zasada uświęca w historji wszystko: wojny i powstania ludowe, zamachy stanu i rewolucję. Gdy przed wojną w parlamencie francuskim przywódca socjalistyczny, Jaur&s, wystąpił z oskarżeniem z powodu złamania strajku kolejarzy, przeciwko swemu dawnemu towarzyszowi, organizatorowi i przywódcy mas robotniczych, Briando-wi, ten ostatni w charakterze naczelnika rządu odpowiedział: „Przyjmuję na chwilę za pewnik, że prawo strajku przysługuje tym ludziom i że mogli go prawnie użyć. Ale—trzeba to powiedzieć z tej trybuny—istnieje jeszcze inne prawo, o któ-rem dotąd nikt nie wspomniał w czasie rozpraw, a które jest wyższe ponad wszystkie inne: jest to prawo społeczeństwa do życia". „Niema takiej wolności, jakkolwiek wielki jest ten wyraz, niema takiej wolności zarówno poszczególnej, jak i zbiorowej, której wykonywanie upoważniałoby do zamachu na prawo bytu narodu". „Na to ostatnie prawo składają się ustępstwa ze wszystkich praw prywatnych, ze wszystkich wolności poszczególnych. A kiedy to prawo wchodzi w grę, muszą przed niem ustąpić wszystkie inne, ponieważ, broniąc swej egzystencji i uciekając się w wypadkach nadzwyczajnych do praw wyjątkowych, społeczeństwo przecież trzyma się jeszcze w granicach legalności". W danym wypadku dla rządu powodem złamania strajku kolejowego była obawa pozostawienia otwartemi dla najazdu nieprzyjacielskiego granic. To też socjalista Briand mógł zakończyć swe przemówienie słowami: „I jeszcze powiem wam jedną rzecz, panowie, która może każe wam skoczyć z miejsca w oburzeniu. Gdyby dla obrony niepodległości narodu, rząd nie znalazł w prawie środka zabezpieczenia granic, gdyby nie mógł rozporządzać dla tego celu kolejami, tym najistotniejszym organem obrony narodowej, a więc gdyby musiał uciec się do środków nielegalnych, bez wahania wkroczyłby na tę drogę". W tem zdaniu genjusz rasy francuskiej, wyrażony w XVI w. ustami myśliciela, Bodina, wcielił się XX w. w przywódcę robotników i dziecko ludu—prezydenta ministrów, Brianda. A. Szelągowski. 2 WYSTAWY PRAC ZBIGNIEWA PRONASZKI w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. CYRKOWCY. KOBIETY. 522-Ma 33 [3,274] f?$ODHlK. ŹLLtfSTROWANf: 12 Sierpnia 1922 r. PIEWCA NATURY. (w sfitną rocznicę śmierci shelleya 1822—1922). Yet am unwilling to tread the footsteps of any who have preceded me. Shelley. Motywy Natury odgrywały w poezji wszech czasów rolę wybitną. W pewnym stopniu dramat, nierzadko epos, a powszednio liryka — czerpały obficie metafory z przyrody, znajduje tam nietyl-ko materjał do ,,upiększania" strof, ale formy i symbole przeżyć duchowych, nie dających się w żaden inny sposób odtworzyć. Oczywiście, zarówno same motywy jak i stosunek ich do idei poetyckiej bywały bardzo rozmaite: zależało to od indywidualności twórcy i od czynników kultural-no-historycznych. Niestety, odczuwanie Natury stanowi jeden z najmniej opracowanych działów kultury uczuć—a właśnie, by choć w części ocenić Shelleya jako jednego z największych piewców Natury—trzeba tu pewne punkty ustalić. Otóż Europa chrześcijańska rozpoczęła swą historję pod znakiem zaprzeczenia Natury. Była ono dla owoczesnych ludzi, ascetów i barbarzyńców, czemś niegodnem poważnego zainteresowania, bardzo często nawet — żywiołem wrogim i kusicielskim. Z drugiej atoli strony — łowiecko-rolnicze tradycje wieków podsycały sympatję dla źródeł egzystencji ludzkiej—i sztuka religijna oraz świecka, a nadewszystko liryka miłosna lubowały się w kwiatach, słowikach, strumykach... W ten sposób nie królewska Natura, lecz idylliczna, ogrodowa przyroda znala2ła swój jednostronnie konwencjonalny wyraz w sztuce średniowiecznej, w romansie rycerskim i zwrotce truwera. Z biegiem czasu wskrzeszenie literatury antycznej, wielkie „rinascimento" żywiołowego ducha, odkrycia dalekich krajów budzą poważniejsze zainteresowanie i jakby cześć dla tajemnic Przyrodzenia. Poezja bogaci się nie tylko przepysznemi w wielkim stylu opisami Ario-sta a nadewszystko Camcensa—egzotycznego podróżnika—poety, ale powstaje grunt dla zgoła nowych lub zapomnianych skojarzeń i symbolów. Sielankowość ustępuje miejsca wielkości. Aż oto wiek XVIII staje wobec Natury z zasobem myśli filozoficznej, z sentymentem napoły religinym, niepokojem twórczym — i czyni z niej wielkie hasło odrodzenia religji, etyki, sztuki — i człowieka jako takiego. Goethe i Rousseau, dwa wielkie imiona apologetów Natury, dominują nad umysłami pokoleń, z których ostatnie, zrodzone już w ogniu Wielkiej Rewolucji, jest pokoleniem Shelleya. Książka i Natura — oto dwie mistrzynie młodzieńca od lat najwcześniejszych, gdy błąkał się samotny po ustroniach rodzimego Field Place'u w Wealdzie. Książki, przesiąkłe duchem encyklopedyzmu i rewolty, gruntowały w nim radykalizm filozoficzny, ukazując Naturę w oświetleniu Holbacha i VoIneya. Otoczenie przyrody karmiło przedziwny jego zmysł coraz nowemi czarami, które śledź ł i odtwarzał jak romantyk. Dwoiste to stanowisko względem Natury znalazło wyraz swój już bardzo wcześnie mianowicie w poemacie „Królowa Mob" (1812), opatrzonym obszernym programem społeczno-ideowym. Zwraca się tu poeta do Natury jako zdecydowany zwolennik Lukrecjusza i Hume'a: Duchu Natury! wszech-starcząca /Mocy, Ty konieczności! Ty macierzy świata A równolegle, wpatrzony w żywe oblicze Kosmosu, zapomina o materjalistach, o socjalnych utopjach Owena i woła: Duszo Wszechświata! wieczysta krynico Życia i śmierci, rozkoszy i bólu, Wszystkiego, co na fantastycznej scenie Płynie przed okiem naszem w falach światła. Rychło jednak ten pierwszy, racjonalistyczny pierwiastek z niewymowną dla poety korzyść ą roztapia się w drugim. Głęboki ton spółżycia z Naturą, wyszukiwanie w niej nie tylko praw i typc-wości (co cechowało twórczość Goethego), ile ekspresji, dramatu światła, barwy i cienia, życia i śmierci — cechować poczynają jego utwory, pisane pod wrażeniem kontemplacji Atlantyku i Alp. Słynny swój poemat „Alastor" (1815) rozpoczyna Shelley inwokacją do żywiołów, zowiąc je rodzeństwem ukochanem, wielbiąc je z pietyzmem niemal religijnym, on, wydalony z Oksfordu Percy Bysshe Shelley. student za broszurę „O konieczności ateizmu"!... Powietrze, Ziemio, Morze, bracia moi! Jeśli mi w duszę wlała Macierz wasza Choć odrobinę dziecięcej pokory Ażebym miłość Waszą odczuł sercem... O wówczas, bracia najdrożsi... mą duszę Raczcie obdarzyć swoją zwykłą łaską... {tłum. J. Kasprowicz). Nieco później czysto opisowy poemat „Mont Blanc" (1816) maluje w sposób nieznany dotąd najbardziej dramatyczne walory górskich krajobrazów, majestat, grozę i pustkę śnieżnych widoków, budzi zaprzepaszczoną od wieków miłość kosmiczną, uczucie tchnące wieczystą świeżością bezmiaru. Niesłychane wyczucie życia w Naturze, jako myślowe opanowanie i odnalezienie ludzkich, psychologicznych wartości w scenerji świata będzie odtąd stałą cechą twórczości Shelleya i uczyni zeń w końcu mistrza największego. Na wzrost twórczości w tym kierunku, obok zainteresowań książkowych, jak rozczytywanie się w klasykach, przekłady z greckiego wpływało i życie uczuciowe pod znakiem miłości, których serję rozpoczynała druga żona poety, Mary Godwin. Nadewszystko zaś budziło w nim i pogłębiało jego zmysł Natury — otoczenie włoskie. Wenecja, Rawenna, Neapol, Piza — oto etapy jego twórczości, przybierającej pod urokiem gorących barw południa coraz piękniejsze barwy. Błądząc wśród obrosłych kwiatami zwalisk term Karakalli, two- rzył „Prometeusza Wyzwolonego", błądząc w la-sach, okalających Arno, układał swą „Odę do Wiatru zachodniego". Tu należy zwrócić uwagę na jedną cechę poetyckiego genjuszu Shelleya, stanowiącą najcenniejszy dar, jaki otrzymać może poeta od losu — dar widzenia. Tworząc pod bezpośrednim wpływem otoczenia tak często, nie tonie poeta w drobiazgach opisowych. Impresja dlań przeobraża się w świetliste zjawy, dźwięczne echa, w półmitologiczne cienie, pozbawione antycznej plastyki, lecz niewymownie suggestyjne siłą wzruszenia. Nierzadko sarn mówi o tem. W ostatnim np. poemacie, który śmierć przerwała, w „Triumfie Życia" powiada poeta o „dziwnym stanie" (strange trance), który nie był snem, lecz jakąś przejrzystą zasłoną, niby welonem światła wiecznego, mówi w „śnie na jawie" (waking dream). Nawiedzają go zresztą i prawdziwe halucynacje; telepatyczniewidzi śmierć córki Byrona, i w kółku wybranych przyjaciół jak Byron, Leigh Hunt, Villiamo, jest jakby lunatykiem. Ta fenomenalna cecha Shelleya skłania go oczywiście do malowania chwil i zjawisk Natury, jakie najlotniejszy charakter posiadają. A więc jeszcze w pierwszym okresie twórczości mówi o,,duchach powietrza", o „genjuszach powiewu wieczora" o „cieniach z oczyma jak gwiazdy Iśniącemi" —a potem tak często utrwala Godzinę (Hour). Zda się, widzimy Hory greckie, gdy poeta mówi o tych „Godzinach sierocych, uroczystych, słonecznych, skradających się cichym krokiem od ranka do południa". A wreszcie przychodzą najwspanialsze uosobienia żywiołów w „Prometeuszu": Oceanu, Ziemi, Księżyca, uosobienia Wiatru i Obłoku w znanych utworach: „Oda do Wiatru Zachodniego" i „Obłok". I tu odnajduje genjusz poety najgłębszą swą, najrdzenniejszą duszę aryjską, duszę czciciela Natury, śpiewaka Rig-Vedy. Tworzy mit i daje mu życie lśniące wszyst-kiemi tęczami ziemskości i uduchowienia. A tu i tam odzywa się głęboka, duchem neoplatońskim owiana filozof ja panteistycz-na poety. Marzy mu się Kosmos jako kwiat, którego płatki rosną w nieskończoność, słyszy muzykę niebios, sfer krysztalnych, wreszcie w wizjach swych spotyka jakiegoś tajemniczego Demona, pierwiastek i zasadę życia, boskość wewnętrzną Człowieka jako cząstki Natury, widzi „tajemny płomień życia" i zamyśla się nad wielką syntezą, którą śmierć mu przerwała. Tak skupił i wypromienił w sobie Shelley wszystkie niemal style w odtwarzaniu i odczuciu Natury — od lśniących, kwiatowych mozaik „Mimozy" do kosmicznych uosobień „Prometeusza", od dekoracyjnej malowanki do wtajemniczenia w głębie boskości Natury. Staje on obok Bruna, Goethego i Russa jako jeden z największych eg-zegetów i czcicieli Natury, jeden z tych, co nie tylko w przeszłości rozszerzyli potężnie szranki ducha ludzkiego, ale wróżą mu i dziś wielkie chwile odrodzenia. Bliżej, ściślej zdefinjować kosmiczną, jeśli tak wolno powiedzieć, stronę poezyj Shelleya niepodobna — przynajmniej krytyka spółczesna nie posiada odpowiednich kategoryj dla oceny twórców typu Shelleya, Poe'go, Novalisa, Słowackiego... Dziś możemy tylko transponować lub przeżywać jego poezję. Zapatrzonym w świetlany potok barw Nieba i Ziemi ukaże się wtedy ów „boski Ariel, karmiący się światłem". L. Konopacki. 523 IRENA SOLSKA Z. PRONASZKO WARCABY Z. PRONASZKO WYSTAWA PRAC ZBIGNIEWA PRONASZKI. Wystawa zbiorowa prac Z. Pronaszki w Zachęcie ujawniła silniej może niż przy okazji wystaw innych malarzy, których wrażliwość skłania ich do poszukiwań w sensie własnego stylu w ramach modernizmu — jak trudno jest nawet przy dużych zdolnościach i niewątpliwie dobrej wierze w skuteczność tych poszukiwań o wyniki pozytywne, przekonywające zupełnie widza. Stylizacja a outrance pojęta jako spekulacja rozmyślna, czysto mózgowa, cerebralna i usiłowanie komponowania kompozycji malarskiej w myśl szablonu, praktykowanego przez modernistów francuskich wykazuje w rezultatach osiągniętych nawet po kil-kolttniej wytężonej pracy jak u Pronaszki, pewną nikłość wysiłku. Przewodnią myślą usiłowań Pronaszki jako „formisty" jest koncept „czystej" formy negujący wsztlką „literaturę" i naturali-styczny „trompe roeil" w obrazie, jest idea konstruowania formy na modłę architektoniczną, gdzie proporcje, stosunki i ważkość mas (volumes) powinny być jedynem zadaniem dla malarza. W koncepcji tej tkwią wartości, z których plastyka współczesna, podobnie jak i dawna, wyciągnąć może bardzo silne bodźce do racjonalnych poszukiwań i wysiłków. Miarodajnym zawsze jest jednak tylko rezultat pozytywny, realny takiego wysiłku, zaś na wystawie Pronaszki rezultat ten bardzo przekonywający nie jest. Sprawiedliwość każe przyznać autorowi tych prac, że w wysiłku swym ujawnił wiele woli i szczerego przekonania, że w sensie kompozycji figuralnej, w umiejętności komponowania jednej czy kilku figur w obra- Pronaszko mógł przestudjować w cryginałach dzieło Ingres'a np. to wyciągnąłby prawdopodobnie z takiego studjum większą pewność i uświadomił sobie lepiej sens własnych aspiracy], niż przebywając w atmosferze poczynań współczesnego modernizmu. Gdyby Pronaszko przestudjował naprzy-kład formułowanie formy i całe przeprowadzenie aktu kobiecego w takiej naprzykład „Odalisce" Ingres'a w paryskim Luwrze i porównał ją ze swoją „Śpiącą Wenus", przekonałby się dowodnie na czem polega brak harmonji w jego własnej pracy. Realizacja u Ingres'a, jego cała umiejętność urzeczywistniania swego konceptu plastycznego jest doskonale sharmonizowana z myślą przewodnią tego dzieła, to znaczy, że środki plastyczne Ingres'a były na wysokości jego idei. Ingres umiał idealnie doskonale wyrazić to, czego chciał i ta właśnie zgoda, ten współdźwięk między zamierzeniem a zdolnością jego zrealizowania stwarza w obrazie „Odaliska" jego pełną harmonję. W psychice współczesnego człowieka i artysty z dzisiejszych czasów niema tej jednolitości i tej wiary co u wspomnianego „formisty" Ingres'a, niema jej nawet w tym stopniu, w jakim ją posiadali jeszcze ostatnio twórcy impresjonizmu. Ingres miał ponadto znakomicie opanowane rzemiosło, znał świetnie swoje „metier", które dostosował idealnie do swych potrzeb i zamierzeń — nasze zaś współczesne rzemiosło artystyczne znajduje się ciągle w okresie ciężkiego przesilenia. Na losach naszej współczesnej plastyki, produkowanej w kraju przez młodszych artystów, cięży ponadto przemożnie brak dobrych muzeów i ogromne trudności wyjazdu za granicę. M. zie potrafi uzyskać wyniki dodatnie, ale, transpo-nując je na płaszczyznę obrazu, mimo szczerych chęci nie daje rzeczy jasnych, wyraźnych, zdecydowanych, tłumaczących przekonywająco jego intencje. Pisząc to, mam ciągle na myśli nie koncepty eksperymentacyjne zachodniego modernizmu we współczesnej plastyce znane mi z oryginałów i z reprodukcyj, które zestawiam pomięci dla porównania z intencjami Z. Pronaszki, ale obrazy jednego z największych mistrzów „czystej" formy, który nigdy natury niewolniczo nie naśladował, ale przeciwnie, naginał ją dowolnie, rozmyślnie do swych celów, mianowicie dzieła: Ingres'a. Dzieła Ingres'a napiętnowane są taką wiarą, mają akcenty tak silnego przekonania wewnętrznego ich autora, że chociaż intencje Ingres'a w poszczególnych obrazach nie są nieraz łatwe do odcyfrowa-nia, jednakowoż rezultat ich działania optycznego jest tak silny jak w rzeźbie antycznej, egipskiej lub greckiej z najlepszych jej okresów, jak w dziełach Rafaela, Michała-Atiioła, Poussin'a lub innych wielkich „klasyków". Zdaje mi się, że gdyby Z. KOŚCIÓŁ PP. WIZYTEK NA KRAKOWSKIEM PRZEDMIEŚCIU. KOŚCIÓŁ Św. TRÓJCY I ARSENAŁ. POWROT OBRAZOW CANALETTA NA ZAMEK PAŁAC WILANOWSKI OD STRONY PARKU. UJAZDÓW Z OKOLICAMI MOKOTOWA. WARSZAWA WIDZIANA Z PRAGI. 526 Na 33 [3,274] TYGODNIK ILLUSTROWANY 12 Sierpnia 1922 r. Sala ruletki. Sala baccarafa. Ogród kasyna w Sopocie. Pomost przed kasynem w Sopocie. RULETA W SOPOCIE. Co Francuz wymyśli, Niemiec to zrobi, a Polak kupi. Przysłowie. Coś w tern przysłowiu jest prawdy, ale nie wszystko. Francuz wymyślił kasyno w Monte Car-lo, ale i Francuz je zrobił. Niemiec tylko przypatrywał się zrazu toczącej się kulce rulety; zobaczył ze zdziwieniem, że jaki taki a zwłaszcza Polak, obłupiony do płótna w kieszeni, dyskretnie — bo w gąszczu palm cudnego parku kasyna — zlikwidował swój bilans rewolwerem, więc postanowił naśladować ten „Cud Południa" na północy. Była wojna, a inter arma silent musae. Lecz w roku Pańskim 1920, w roku demobilizacji i repatrjacji stanęło nad Bałtykiem „kasyno" sopockie. Czas jednak wszystko zmienia. Zmieniają się rzeczy i ludzie. Stoi wprawdzie kasyno sopockie już trzy lata i łupi ludzi ze skóry niezgorzej. Cóż, kiedy zamiast Polaków strzelają się, trują i rzucają pod pociągi (wcale nie dyskretnie) Niemcy, a Polacy — pożal się Boże! Bo posłuchajcie. Czas jakiś temu zamarzyło się i pewnej małopolskiej parce „podać rękę szczęściu". On był znanym w Małopolsce ziemianinem i synem starosty, ona zaś córką jenerała, więc bez trudu naładowali neseser podróżny „tygrysami" ubogiej polskiej waluty i pojechali pokłonić się krupierom w Sopocie. Na nieszczęście był to czas, w którym społeczeństwo polskie obłożyło kasyno sopockie bojkotem. Nad dotrzymaniem bojkotu czuwa (także dość niedyskretnie) miejscowa polska gazeta. Gdy więc nasze małopolskie małżeństwo poczęło nie na żarty wypróżniać naładowany neseser, on i ona znaleźli się na szpaltach owej gazety w żałobnej obwódce. Jako że chciano tych dwoje przedstawicieli Małopolski uśmiercić śmiercią cywilną. Kasyno sopockie od ulicy. Bene natus et posessionałus, przeczytawszy się w gazecie, sponsowiał. — Jakto, kto śmie naruszać mój honor? Pomyślał o zardzewiałych krucicach i krzywych karabelach antenatów, wiszących gdzieś pod Stanisławowem nad łóżkiem i... zaskarżył ową gazetę polską do sądu gdańskiego o odszkodowanie w poważnej gotówce za naruszony honor... W tymże samym czasie drzemał w piekle w cieniu kotła smoły ów legendarny szlachcic, co to przegrał magnacką fortunę i palnął sobie w łeb, a gdy przyszedł ped czarcią bramę, wyciągnął kredę z fałdy słuckiego pasa i napisał na bramie uparte, zajadłe: „Jeszcze nie zginęła!" A gdy się zdarzyła Anno Domini 1922, owa historja z małopolskim ziemianinem, co to w sądzie gdańskim żądał zwrotu honoru w gotówce (poważnej) i u kauzyperdów chciał ode-prać opinję, niby rękawiczki w benzynie, stanął przed drzemiącym szlachcicem djabeł i ze złośliwym uśmiechem obudził go. A potem opowiedział mu, co właśnie zaszło. Szlagon spochmurniał, wstał i ponoć zamazał swój napis, uczyniony kredą na bramach piekieł. Jak ów ziemianin i wiele innych rzeczy, tak i kasyno sopockie nosi w so- Ś2 Sierpnia 192Ż r. TYGODNIK ILLUSTROWANY *6 33 [3.274J—5if Brzeg morski w Orłowej. bie wybitne cechy powojennego surogatu. Można mieć mało pojęcia o architekturze i stylu, ale odrazu się zauważy, że kasyno sopockie, oglądane od strony plaży, uderza mieszaniną struktury, wśród której najwybitniejszym motywem jest chińszczyzna. Dlaczego budowniczemu w pobliżu szumiących fal BJtyku najodpowiedniejszym wydał się motyw chiński, bogowie to raczą wiedzieć. Widocznie rozmyślił się w trakcie budowania, bo front od ulicy stworzył w guście lepszej kasami, fasadę zaś główną zamknął mnóstwem oszklonych drzwiczek (patentowanych samozamykających się). Przybysz namyśla się długo, za którą ująć klamkę i nie ma nawet możności wejść do przybytku gry — jak w Monte Carlo — z szerokim gestem lekkomyślni-ka. Wśliznąć się musi chyłkiem i to szybko, aby samozamykające się drzwi nie przytrzymały go za połę. Coś jakby symbol usprawiedliwionego zakłopotania... Powierzamy laskę i kapelusz typowej garderobianej z przeciętnego cafe-restaurant, dajemy się skontrolować co do prawa wstępu przebranym na czarno i mocno podobnym do „czarnych charakterów" służącym i mimowoli myśli nasze biegną aż tam, gdzie nad czarownem morzem Południa widnieje na urwistej, białej skale monumentalny gmach, gdzie u szeroko otwartych podwoi, na olbrzymiej wygodnej terasie witały nas dziesiątki układnej, uśmiechniętej i gotowej na każde skinienie służby... — Prawda, to tylko ,,Monte Carlo Północy" — myślimy i, stawiając niepewne kroki na podejrzanej grubości chodniku, wspinamy się po schodach. Po różnych krużgankach i korytarzach dobrnęliśmy nareszcie szczęśliwie do pierwszej ubikacji i... jeszcze więcej niepewni i zakłopotani, oglądamy się na świadomego rzeczy towarzysza, czy to tu. — Tak, to tutaj — szepce towarzysz z niewyraźnym uśmiechem. Długa, wąska szyja, zapchana literalnie ludźmi, którzy ściskają się koło kilkunastu stoli- ków. Zaduch i gorąco, dym z cygar i papierosów, w jednym rogu, u przejścia do pokojów do gry, stoi na straży poczciwy nieśmiertelny niemiecki bufet ze „szwemmy", z trzema błyszczącemi bla-szanemi kurkami do trzech różnego gatunku piw. Pryska woda od mytych szklanek, trąca nas kelner, zniecierpliwiony długiem oczekiwaniem przy bufecie, popycha w drugą stronę ktoś, kto nie znalazł miejsca przy stoliku; na pociechę ,,na stojący" goli przy bufecie niemiecki koniak, „zaką-sując" piwem... — Chodźmy stąd — szepcę towarzyszowi. — Tak, chodźmy... pójdziemy na werendę. Tu troszkę swobodniej i milej, choć urządzenie bardzo proste i niewymyślne. Ale przez szerokie okna widać morze, biały piach nadbrzeżny i zielone drzewa parku, więc każemy sobie podać kawę i, patrząc przez okna na ścigające w powietrzu mewy, zapominamy, że filiżanki ważą po półtora funta* są nadszczerbione i że kawa smakuje, jak na stacji w Bumkau. Czegóż się spodziewać po tem wszystkiem w ,,salonach" gry! Prawda, dość przestronne, aby przy kilku stołach przytulić bardzo swobodnie ubraną societę, która między twarde, niemieckie wykrzykniki krupierów miesza aż nazbyt często szepty w języku polskim lub prawie-polskim... Nasi najserdeczniejsi bowiem (z Będzina) są z a w-sze patrjotami: W Będzinie mówią przepysznym żargonem, a w Sopocie prawie po polsku. Albo po rosyjsku. Było to dla mnie zawsze wielką tajemnicą, z jakich składników w takich okolicznościach tworzy się nastrój do zuchwałego hazardu. Nie widać tu wielkiej dyszącej namiętności, zbrodni w wielkim stylu, skupionego zaczajenia się gra czów na dużą miarę i owych niewiadomego po chodzenia i nieokreślonego przeznaczenia wielko światowych panter w przepysznych toaletach, któ re snują się dyskretnie po salonach Monte Carlo dopełniając poprostu i dekorując tłum graczów jak kwiaty umiejętnie rozrzucone na biesiadnym obrusie wśród wykwintnej zastawy: ani śladu tego wszystkiego: przeciętność, lub coś poniżej tego; ciasna, drugorzędna restauracja, z osobnym pokojem do gry w ruletę. A kogoby zmylił pozór, niech przerzuci kroniki dzienników: lwia część rulecianych finałów rozgrywa się wśród bójek na sali, przy stole komisarza policji lub na tapczanie aresztu. A samobójcy — nieodłączne pendent rulety, to nie zgrani magnaci, lecz mali kupcy, spekulanci lub urzędniczkowie-defraudanci. Zaiste, tak cudnie wygląda Biłtyk i o tysiąc kroków odległe od kasyna skaliste Orłowo, że zdumiewać się trzeba, kto biegnie do owego „kasyna", aby mogło zamykać roczny swój bilans pozycją 60 miljonów mk. dochodu. Bolesław Bourdon. Plaża w Sopocie. 528 -W 33 [3,274] TYGODNIK ILLUSTKOWANY 12 Sierpnia 1922 r. Polski Bank Handlowy Towarzystwo Akcyjne w Poznaniu. (Próba syntezy). Wielka instytucja finansowa, zakrojona na europejską skalę... Zaimponowała nawet amerykańskim finansistom, którzy tak chętnie ostatnio mianują Polski Bank handlowy swym jeneral-nym korespondentem na Polskę. Niezmiernie ciekawym jest szkic rozwojowy tego bezsprzecznie jednego z najstarszych banków b. dzielnicy pruskiej. Założony w roku 1873 pod nazwą „Bank Włościański" Tow. Akc., miał na celu udzielanie pożyczek hipotecznych na posiadłości włościańskie, oraz spełnianie zwykłych czynności bankowych. Pierwszy kapitał zakładowy wynosi 200,000 talarów, czyli 600,000 marek, zebranych w krótkim stosunkowo czasie, bo przez pół roku. Zadanie swoje, ułatwianie włościanom Kredytu hipotecznego, Bank wypełnił o ile możności, jednakże z czasem konkurencja Ziemstwa Kredytowego na tem polu powoduje zwrócenie się ku operacjom przemysłowo-handlowym i zwykłym tranzakcjom bankowym. Zwrot ten, nieunikniony zresztą, zaznacza się już około roku 1893. Prawdziwie jednak nowa era nastaje dla Banku z r. 1909, gdy kierownictwo Instytucją przechodzi w ręce d-ra Kazimierza Hąci, który urząd ten sprawuje po dzień dzisiejszy. Rok 1909 jest naprawdę początkiem rozkwitu Banku. Już w pierwszym roku nowego kierownictwa nagły zwrot ku lepszej przyszłości zaznaczył się w faktach następujących: Gdy obrót kasowy w roku 1909 wynosił 14,883,677 marek, w roku 1910 urasta na mk. 41,896,370, depozyta wzrastają o 1,500,000, kapitał ak-cyjny — pierwszy raz na 37 lat istnienia — podniesiony zostaje z 600,000 do 1,500,000 mk. Od tego czasu aż do chwili obecnej roz" wój działalności Banku potęguje się nieustan" nie, a z nastaniem państwowości polskiej — przybiera rozmiary oślniewające. W ostatnich latach począł Bank Włościański szybko roz' gałęziać interesa swoje na dziedzinę handlową i przemysłową. Nazwa Banku staje się coraz bardziej niewłaściwą, wobec czego w r. 1917 następuje zmiana firmy na „Bank Handlowy w Poznaniu" a kapitał akcyjny powiększa się do 5 miljonów marek. Na rozwój i wzmocnienie stanowiska Banku wpłynęła szczególnie korzystnie fuzja między Bankiem Handlowym, a Bankiem Kredytowym w Poznaniu, dokonana w roku 1918. Po zniesieniu kordonów bank nawiązuje ściślejszy kontakt z bankami warszawskiemi i małopolskiemi, zakłada nowe filje w Wielkopolsce, a chcąc podnieść przemysł i handel polski, bierze wybitny udział w finansowaniu tak przedsiębiorstw już istniejących, jak i towarzystw akcyjnych nowo założonych. Dotychczasowy kapitał zakładowy okazuje się zbyt małym, zostaje więc powiększony w roku 1918 do 20 miljonów marek a w roku 1920 do wysokości 40 rniljonów marek. Z początkiem r. b. następuje przejęcie przez Bank Handlowy w Poznaniu — Banku Kupiectwa Polskiego wraz z wszystkiemi jego oddziałami. Obecnie posiada Bank 34 oddziały i to we wszystkich większych miastach Polski, w Gdańsku i na Górnym Śląsku. W tych warunkach dotychczasowy kapitał akcyjny znowu okazuje się niewystarczającym i zostaje podniesiony do 1 50 miljonów mk., i firma banku zostaje zmieniona na ,,Polsk i Bank Handlowy". Żywa • działalność banku, stawiająca go w rzędzie największych banków polskich, szczególnie ujawnia się na polu uprzemysłowienia kraju. Obecnie bierze udział Bank w około 90 przedsiębiorstwach, w których w znacznej mierze ma udział decydujący. Do takich przedsiębiorstw należą: „Wagon", ,,Ostrów", „Keramos", Chodzież i Budy, „Żar" Nowy-Tomyśl, „Lu-bońska Fabryka Drożdży", „Arkona" Tczew, „Przechowo" Młyny i Tartaki, Fabryka maszyn do przemysłu papierośniczego — Lucjan Nowiński, ,,Towar", „Zegar", „Hurtownia Zegarmistrzowska", ,,Unja" Zjednoczone fabryki maszyn, dawniej Ventzki, Blum-we, Peters, „Kępińskie Młyny Parowe", „Pleszewskie Młyny parowe", Bank M. Stadthagen w Bydgoszczy, Fabryka papierosów „Patria" Ganowicz i Wlekliński T. A. Poznań, Huta Miedzi, Zakłady wyrobów metalowych, Zakłady chemiczne K. Chmielewskiego, Spółka akcyjna drzewna „Bory Nadniemeńskie" w Warszawie i wiele innych. O imponującym rozmachu tej finansowej instytucji niech świadczy choćby tych parę cyfr. Udziały jej w przemyśle i handlu przekraczają już dziś daleko cyfrę 100 miljonów, kapitał zakładowy z rezerwami ustalony niedawno na imponującą cyfrę 260 miljonów, n'e licząc rezerw cichych... Poważną rezerwę stanowią specjalnie też nieruchomości banku. Bilans 1920 roku wykazał jako własność instytucji 16 nieruchomości, wartości bilansowej mk. 11,113713,94. W ciągu roku sprawozdawczego konta nieruchomości znacznie wzrosły i przedstawiają z dniem 31 grudnia 1921 r. kwotę marek 81^42,452,86, ulokowaną w 32 nieruchomościach. W miarę wzrostu konta nieruchomości powiększył się również znacznie rachunek ruchomości w pierwszym rzędzie przez rozbudowę Centrali, jako też przez tworzenie nowych Oddziałów, których posiadaliśmy przy końcu ub. r. 30, a ponieważ wszystkie ruchomości w nich są odpisane na 1 markę (razem mk. 30), stanowią one wraz z nieruchomościami bardzo poważną rezerwę, której wartość przy nader ostrożnem oszacowaniu przekracza miljard marek. Koszta handlowe i administracyjne stanowiły poważną rubrykę w wysokości marek 245,734,806,65. Czysty zysk z roku 1921 wyniósł marek 134 834 510,81. W wyniku podanych szczegółów stwierdzić należy, iż Polski Bank Handlowy v/ Poznaniu, jak pod względem posiadanych zasobów, tak również jako wybitny czynnik twórczo-gospodarczy kraju, stanął dziś w szeregu największych banków polskich. Sądząc z przebiegu dotychczasowego rozwoju, można się spodziewać, że postęp ten bynajmniej nie został jeszcze zakończony a zbliżający się 50-letni jubileusz Banku zastanie go u szczytów twórczości finansowej. W dniu jubileuszu i my staniemy w rzędzie gratulantów, życząc serdecznie i według zwyczaju: „ad multos annos"... Nr. 118. Dr. Ligęza. 12 Sierpnia 1922 r. TYGODNIK ILLUSTROWANY Xg 33 [3,274]—529 Port handlowy w Cherbourgu. Plac Napoleona I i widok ogólny na arsenał w Cherbourgu. Liverpool. William Brown Street. Ratusz w Liverpoolu. PIERWSZA PODROŻ „LWOWA". W końcu lipca powrócił do Gdańska z pierwszej swojej podróży tegorocznej okręt szkolny ,,Lwów". Mając na pokładzie około 100 ludzi załogi, wtem 52 uczniów szkoły morskiej w Tczewie, odbył on pod dowództwem kapitana Tadeusza Ziółkowskiego nie tylko zwykłe ćwiczenia nawigacyjne, ale odstawił jednocześnie do Birkenhead pod Liverpoolem, w An-glji, ładunek drzewa, poczem w drodze powrotnej zabrał dla rządu polskiego ładunek amunicji z Cherbourga. Pierwszym oficerem na statku był por. mar. Szwarc. Poza tem towarzyszyli uczniom: kap. Stankiewicz, jako kierownik naukowy, kap. Ma-ciejewicz, jako wychowawca, prof. Ancuta i młodszy oficer, por. Borkowski. Burzliwa pogoda tegoroczna rnało sprzyjała żegludze szkolnej. „Lwów" miał podczas swej podróży stale wiatr niepomyślny, z którym kilkakrotnie, zwłaszcza przy brzegach Irlandji, walczyć musiał uparcie. Spychany na ocean, przybył też z Birkenhead do Cherbourga ze znacznem opóźnieniem. Dało to nawet powód do pogłoski o jego zatonięciu. Na ogół jednak podróż wypadła szczęśliwie, co zawdzięczać należy wytrawnemu dowództwu kap. Ziółkowskiego. Doświadczony ten marynarz, który, służąc podczas wojny we flocie niemieckiej, przeżył całą epopeję na Pacyfiku i doznał przygód, o których Latarnia morska w Cherbourgu. doniosłe znaczenie propagandowe ma dla nas każda podróż zagraniczna statku polskiego. Niestety, rząd polski nie posiada na taką propagandę żadnych środków, skoro nawet statek szkolny zarabiać musi na siebie przewozem amunicji, ładunku najniewłaściwszego dla okrętu z tak liczną i mało wyćwiczoną załogą. możnaby tomy pisać, miał zaszczyt wprowadzenia po raz pierwszy do angielskiego portu statku pod banderą polską. Liverpool Echo z dnia 27-go czerwca r. b. poświęciło temu faktowi specjalny artykuł, witając „Lwów", jako okręt, zbudowany niegdyś w Birkenhead, z prawdziwą radością, ale i nie bez dowodów typowo angielskiej ignoracji w stosunku do Polski. Między innemi, autor tego artykułu stwierdza, że skoro „Lwów" zawinął do Birkenhead, „rozniosła się na brzegu pogłoska, że jest to okręt bolszewicki, mający na pokładzie oddział zwarjowanych leninistów". Świadczy to o tem, jak mało jeszcze polska biało-czerwona bandera znana jest na morzu i jak Miejmy nadzieję, że ministerjum przemysłu i handlu, do którego resortu należy szkoła morska w Tczewie, nie powtórzy już po raz drugi tak ryzykownego eksperymentu, wytęży natomiast siły, aby przyszłym podróżom „Lwowa" nadać wyłącznie wy-chowawczo-zawodowy charakter. Tu należy zaznaczyć, iż nie tylko każdorazowe zjawienie się bandery polskiej w porcie obcym jest dla nas pożądane. W równej mierze pożądane jest także, aby nasza młodzież marynarska, wysiadłszy na ląd obcy, znalazła w zetknięciu się z życiem innych narodów wytrawne przewodnictwo i w życiu tem umiała się orjentować nie przez pryzmat przygodnych obserwacyj, ale na podstawie istotnej znajomości stosunków, co dopiero kształci i rozszerza horyzonty myśli i uczucia. Z korespondencyj, drukowanych przez uczestników podróży w dziennikach, wnosić można, że takiego przewodnictwa młodzież na „Lwowie" nie posiadała, że zarówno w Birkenhead i Liverpoolu, jak w Cherbourgu informatorami jej byli przeważnie robotnicy portowi, marynarze i przechodnie uliczni. Potrzebną i pożyteczną niewątpliwie 53033 |3 J74j TYGODNIK ILLUSTROWANY 12 Sierpnia 1922 r. Na morzu Irlandzkiem o zachodzie słońca. (J brzegów Irlandji. Motorówka strażnicza~powstańców irlandzkich. rzeczą jest korzystanie i z takich źródeł informacyjnych, ale dodatkowo, nie wyłącznie. O wiele natomiast korzystniej byłoby zapewnić w portach obcych naszemu okrętowi szkolnemu opiekę ze strony poselstw polskich. Tak np. zarówno poselstwo, jak i nasz konsulat generalny w Londynie były niewątpliwie uprzedzone o przybyciu „Lwowa" do Birkenhead. Dlaczego nie zjawił się tam nikt i nikt nie powitał okrętu polskiego? Dlaczego konsulat generalny nie delegował na 24 godziny jednego z grona swoich urzędników, światłego człowieka, któryby na pokładzie „Lwowa" opowiedział uczniom o życiu morskiem ihan-dlowem Anglji, o roli, jaką odgrywa w tem życiu Liverpool, o jego wielkim przemyśle, o jego' bogactwach i zasobach? Zapewne, to jest w każdym podręczniku geografji handlowej, nawet w każdej encyklopedji, ale żywe słowo, wygłoszone w specjalnych okolicznościach, a dotyczące państwa, kraju i miasta, na które w danej chwili patrzą młode oczy, ma niezastąpione znaczenie. Tak samo nic nie dowiedzieli się uczniowie szkoły morskiej o Cherbourgu. Korespondent Ku-rjera Warszawskiego odniósł wrażenie, że to „mała mieścina", w której są uprzejmi i mili marynarze francuscy i „tanie i dobre wino w winiarniach nadbrzeżnych". A tymczasem ten mały Cherbourg to cały złom historji Francji, to punkt, w którym kształtował się już od wieku XIV-go jej stosunek do Anglji, to wreszcie jeden z dziwów nowoczesnej sztuki inżynierskiej, bo przecież jego port wojenny, mogący pomieścić kilkadziesiąt okrętów linjowych, wykuty został w skale Galet, przy użyciu olbrzymich, jak na owe czasy, środków. Samo rozsadzenie tej skały i urządzenie doków przez Napoleona III-go kosztowało 100 mil jonów franków! A ów olbrzymi bulwark kamienny, mierzący 10,300 stóp, którym otoczony jest port handlowy, czyż to nie była również rzecz godna podziwu i pouczająca dla przyszłych marynarzy Rzeczypospolitej, która, prędzej czy później, będzie jednak musiała albo rozszerzyć odpowiednio do swoich potrzeb Gdańsk, albo zbudować sobie port własny. Dlaczego nikt o tem nie mówił i nikt tego nie pokazywał naszym „wilczętom morskim"? Przecież oficer polskiej marynarki handlowej to nie tylko żeglarz zawodowy, to także w przyszłości organizator tego życia morskiego o szerokim oddechu, od którego zależy przyszłość państwa polskiego, to obywatel, który powinien nie tylko spławiać ładunki i obliczać frachty, ale być pionierem handlu światowego Polski, mającego Idylla na pokładzie „Lwowa". „Lwów" w porcie liverpoolskim. do pokonania olbrzymie na swej drodze przeszko* dy i olbrzymie współzawodnictwo. Dlatego oprócz wiedzy ściśle zawodowej, oprócz praktyki na morzu i doświadczenia, które zdobywa się w walce z żywiołem, trzeba mu dać od początku, jeszcze na ławie szkolnej, mocne ukochanie idei, której ma służyć i świadomość wszystkiego, co z tą ideą ma związek. Podróże okrętu szkolnego dla tego właśnie celu są podejmowane. Mają one wprowadzać młodzież marynarską w świat, otwierać jej na ten świat oczy i uczyć patrzeć na to, czego nie widać wcale z ciasnego podwórka domowego, a prze-dewszystkiem na obcy trud, na obcy wysiłek i na genjusz twórczy innych narodów. Tak pojmuje to opinja publiczna, a przynajmniej ta jej część, która z zainteresowaniem śledzi rozwój Szkoły morskiej w Tczewie i pragnie, aby spełniła ona należycie swoje zadania. Przez dostęp do morza staliśmy się obywatelami kuli ziemskiej. Wychodzimy z zamkniętego kręgu naszej dawnej niewoli, musimy i będziemy brali udział w życiu powszechnem. Zanim się to jednak stanie, Polska musi posiąść odpowiednio liczny zastęp marynarzy, zdolnych do podjęcia tych zadań. Muszą to być oficerowie nie tylko zahartowani do znoszenia niewygód, związanych z twardą służbą na morzu, ale i oficerowie o możliwie rozległem i gruntownem wykształceniu ogólnem, a zwłaszcza ekonomiczno-handlowem. Czeka ich praca ciężka. Nie będą oni stali w białych rękawiczkach na pokładach wielkich i wytwornie urządzonych statków transatlantyckich, ale, jak wikingowie skandynawscy, odbywać będą swoje podróże na małych skunerach, nieraz kołatanych przez burze. Z każdej jednak żeglugi swojej muszą przywieźć do kraju jakąś zdobycz realną, a im pojemność ich dusz i umysłów będzie większa, tem większe będą te zdobycze i tem rychlej polskie życie na morzu od skromnych początków dojdzie do pożądanych wyników. Dlatego sądzimy, że już dzisiaj podróże okrętu szkolnego powinny mieć na widoku obok bezpośredniego swojego celu—praktyki zawodowej —także i te cele dalśze, na razie może niedość uchwytne, ale niemniej przez to doniosłe. Tyg. Ul. 531 Główne zabudowania fabryki przy ul. Ossolińskich. W głębi wagony specjalnej bocznicy kolejowej ZACHODNIA POLSKA W OPISACH I OBRAZACH, DLA DOBRA ARMJI... (Z cyklu: „Zioła serja nadnotecka"). Niech żyje armja!... Tylekroć słyszy się wokół w Polsce ten zresztą tak piękny i sympatyczny okrzyk, że mi-mowoli przychodzi ochota zapytać się: — Bardzo dobrze... Ale czem, z czego?... Bo racjonalnem jest, gdy założony przed dwoma laty pod Rembertowem „Pocisk" zakrząt-nął się koło dostarczenia naszej armji potrzebne] amunicji. Dobrze też jest, że czujna opinja kraju i równie czuły jej sejsmograf, prasa polska, tak energicznie nawołuje do stworzenia w Polsce na wielką skalę wytwórni gazów przeciwnieprzyjaciel-skich. Ale to jeszcze nie wszystko. Poza amunicją właściwą, potrzebną jest armji jeszcze amunicja druga, równie ważna, a której brak to często pewnik klęski strategicznej. To też równolegle z okrzykiem: „Niech żyje armja!"... jakże często przychodzi niejednemu na inyśl troska: — Ale czem — czem żyć ma ta armja nasza — czem żywić się, zwłaszcza na wypadek wyjścia zbrojnie w pole? I oto jesteśmy u sedna sprawy... Syty żołądek żołnierza przed bitwą, to połowa jej wygranej — mawiał Napoleon. Cóż zaś lepiej nie gwarantuje sytości tego żołądka, jak puszka konserwy mięsnej, którą zbrojny żołnierz niesie w tornistrze? To też sprawa zaopatrzenia naszej armji w owe konserwy mięsne słusznie napełnia tak wielką troską umysły naszego sztabu jeneralnego. Przyjść mu z pomocą radykalną w tej mierze jest właśnie rzeczą fabryk ,racjonalnie w tym kierunku zorganizowanych i mających możność dostarczenia intendenturze, w czasie możliwie najkrótszym, jaknajwiększej ilości tej amunicji mięsnej dla żołądków naszych dzielnych obrońców kraju. Cóż, kiedy tych fabryk mamy dotąd w Polsce ilość niepokojąco małą. Ogółem dwie na większą skalę, nie licząc minjaturowej w Krakowie, uruchomionej w swoim czasie przez samą wojskowość, dziś już nawet nieczynną. Z pozostałych dwu, jedna jest pod Lwowem (co do niej zabierzemy głos osobno) a druga, największa i jedyna zresztą w tych rozmiarach w Polsce, znajduje się w Bydgoszczy. Urzędowa jej firma brzmi: FABRYKA KONSERW MIĘSNYCH TOW. AKCYJNE W BYDGOSZCZY. Dostawa dla marynarki i wojska. Urządzona istotnie na europejską skalę fabryka ta jest w stanie dostarczyć dziennie 10,000 kg. puszek konserw. Wobec rozbudowy, jaka dokonywa się tam obecnie, od jesieni będzie ona w możności ilość tej produkcji dziennie podwoić, a nawet potroić. Sama fabryka istnieje już blisko lat trzydzieści, a założył ją z pedantyczną systematycznością Niemiec, Herman Lachman. Dzisiejsi właściciele nabyli ją od przedostatniego właściciela Hugona Barutha. Właścicielem bowiem dzisiejszym tej naprawdę imponującej fabryki jest specjalne konsorcjum polskie, w którego skład wchodzą: Polski Bank Handlowy w Poznaniu, Bank Przemysłowców w Poznaniu, Centrala skór w Poznaniu, przemysłowiec Leon Idźkowski, oraz p. Zawa-dowicz i S. Krzyżaniak, obaj z Poznania. Prezesem rady nadzorczej jest p. Ignacy Niedbał z Po-znania.Częścią administracyjną zarządza p. Roch Idźkowski, tęgi fachowiec w branży mięsnej i bardzo energiczny kierownik techniczny fabryki. W rękach polskich znajduje się od czerwca 1919 roku. Duszą samej instytucji jest jej naczelny dyrektor w osobie p. Leona Idźkowskiego, któremu zakłady te zawdzięczają swój obecny tak wspaniały rozkwit. Niestrudzony w ciągłem rozwijaniu agend tego istotnie militarno-kulinarnego przedsiębiorstwa, zabiera on się z całym zapałam do prze- Leon Idźkowski, współwłaściciel i naczelny dyrektor Tow. Akc. 532—ł# 33 [3,274] TYGODNIK ILLUSTROWANY i 2 Sierpnia 1922 r. Główny korpus fabryki przy ul. Jagiellońskiej przed przebudową. — A cóż konkurencja amerykańska? — Tej się nie obawiam wcale, jako ewentualny eksporter. Puszka konserwy wyprodukowana u mnią jest i tańsza i bezporównania smaczniejsza od amerykańskiej. Rzecz prosta jednak—kończył dyr. Idźkowski, oprowadzając mnie z kolei po imponujących urządzeniach oddziału fabryki przy ul. Ossolińskich, a więc jej chłodniach, składach i suszarniach, stojących istotnie na wysokości ostatniej techniki i zwracając mą uwagę specjalnie na swój oddział fabrykacji puszek metalowych—otóż, rzecz prosta, że do eksportu zagranicznego moglibyśmy się wziąć dopiero z chwilą gdy zaspokoimy w zupełności potrzeby naszej armji... — Istotnie, jest to panów obowiązek naj-pierwszy... — Bardzo słusznie, byśmy go jednak spełnić mogli ku zupełnemu zadowoleniu kraju, to zależy jedynie od ścisłego kontaktu i poparcia, jakie powinniśmy znaleźć ze strony naczelnych naszych władz wojskowych.., — Nie można wątpić ani na chwilę, że je panowie znajdziecie—odrzekłem, żegnając się z dzielnym fabrykantem-obywatelem... Nr. 119 Emeryk Bzowski. Dyrektor administracyjny p. Roch Idźkowski w kantorze fabrycznym. Oddział przerobu mięsa. budowania właśnie głównego korpusu swej fabryki przy ulicy Jagiellońskiej w Bydgoszczy. — Gdy się z temi robotami uporamy — brzmi jego informacja — wtedy dopiero zaczniemy służyć armji tak, jak tego gorąco wciąż pragniemy. W tym celu sprowadzamy nowe kotły, maszyny, powiększamy chłodnie i t. d. Dyrektor Idźkowski jest niesłychanie dumny ze swych zakładów. — Niemcy takich fabryk, jak moja, mają już bez mała dwieście. My tu w Polsce dopiero na jedną zdobyliśmy się, ale już za to taką, która może się śmiało z niemieckiemi mierzyć. I jeszcze powiem panu, co jest marzeniem mojej działalności. Oto w tej chwili Francja zaopatruje się w konserwy w fabrykach... niemieckich. Stwierdza to wyraźnie fachowy tygodnik fabryk konserw, bo i taki Niemcy już mają. Ja zaś sądzę, że te konserwy powinniśmy dostarczać Francji, my, Polacy. Niech tylko rząd nasz nie pozwoli, żeby nasz żywy towar w bydle szmuglowano do Niemiec, albo wywożono w tak zastraszająco wielkich ilościach, jak to ma miejsce obecnie do Gdańska. Jeśli już koniecznie mamy mięso wywozić za granicę, niechże ono tam jedzie nie jako surowiec, lecz jako gotowy fabrykat w konserwach i to jedynie do Francji i za francuskie franki. Tego wymagałaby zdrowa polityka przemysłowa i walutowa. Oddział konserw. Druk Piotra Laikaucra w Wartsawic, Marjjtnsstid a. 12 Sierpnia 1922 r. TYGODNIK ILLU8)TROWANJj j* 33 [3,274]-533 DZIAŁ SZACHOWY POD REDAKCJĄ D. PRZEPIÓRKI. nn >; —g5f, Kf7—f8; 26. Dd4—d5, Wg8—g7; 17. o~0, Wa8—a4; 18. b2-b4, Dc7— 27. Sg5—e6f, Kf8—g8; 28. Se6 x g7f, Kg8xg7; 29. d6xe7, Sd7—f6; 30. Dd5x b5, Wa4—a7; 31. Wal— el, Db8—d6; 32. e7—e8Sj»), Sf6xe8; 33. Db5xe8, Dd6x d2; 34. De8—e5f, Kg7—f7; 35. h2—h4, Wa7xa3; 36. De5—e8f10) i białe wygrały. UWAGI. D-ra Arpada Vajda (podług Magyar Sakkvilag). 1) Zwykle grywają: 5. ... Sxd5; 6. e4, Sf6; 7) Sc3, e6! z mniej więcej równą partią. Niedobrem jest 7. ... e5 z powodu 8. Gb5f, Gd7; 9. Sf5!, Sc6; 10. Sd6f, Gxd6; 11. Dxd6, De7; 12 2x 17f, Sxe7; 13. Ge3 z lepszą grą dla eialych (Rubinstein—Mieses, Petersburg, b909). 2) Bardzo oryginalne posunięcie. Za-miast piona d białe wolą oddać piona e, gdyż słusznie sądzą, że pion d będzie na razie tamował swobodne rozwinięcie czarnych figur. 3) Nie można grać 7. ... Dd7 z powodu 8. Gt5. Również 7. ... Sd7 jest niedogodne: białe odpowiedzą 8. Sb3! i czarne są skrępowane w dalszej akcji. 4) Wolałbym 8. ... Dc7, gdyż skoczek stoi na c5 nie bardzo korzystnie. 5) Lepszem się wydaje 11. ... f6wpo-łączeniu z Gg7 i roszadą. 6) Białe znakomicie rozegrały początek partj i i mają decydującą przewagę pozycji. 7) Zupełnie uzasadniona ofiara jakości. b) Po 23. ...e5 nastąpiłoby: 24. Seóf, Ke8; 25. Sc7f, Kf8; 2o. Dh4. 9) Oczywiście można było wygrać partję także ruchem 32. De5. 10) 36. ... Kg7; 37. We7f, Kh6; 38. Df8f, Kh5; 39. We5f etc. Partja niniejsza doskonale ilustruje ostry i interesujący styl gry Alechina. na Redakcja: ZDZISŁAW DĘBICKI. PIOTR CHOYNOWSKI Wydawgy: GEBETHNER I WOLF*. Fot. W. Berżanka. Grupa sportowców polskich w chwili wyjazdu z dworca Ggłównego w Warszawie na zawody lekko-atletyczne, które odbywają się w Pradze czeskiej. NOWY PREZES MINISTRÓW Rektor Uniwersytetu Krakowskiego J. M. prof. dr. Juljusz Nowak przyjął misję utworzenia gabinetu i po zatwierdzeniu przez Naczelnika Państwa listy nowego rządu, wygłosił w sejmie exposse, po którem w głosowaniu izby otrzymał większość. Prof. dr. Juljusz Nowak. Dzieci szkoły warszawskiej Ne 129 odbywają corocznie pod przewodnictwem kierownika p. H. Maciejewskiego wycieczki krajoznawcze. W r b dzieci zwiedziły: Zakopane, Kraków, Wieliczkę, Ojców, Pieskową Skałę i Częstochowę. I-SZY ZJAZD STRAŻY KRESOWYCH W LIDZIE. Dnia 23-go lipca Straż Ogniowa Ochotnicza Lidz-ka święciła 30-lecfe swej pracy. Na tę uroczystość przybyły delegacje ze wszystkich miast, miasteczek, a nawet i wiosek kresowych, posiadających straże. Sztandar, który wręczono Straży Lidzkiej, trzymali do chrztu p. jenerałowa Rydz-Śmigłowa z panem prezydentem miasta Lidy, w asystencji delegatów Straży Ochotniczych na czele z p. Chomiczem, prezesem Związku Straży Pożarnych RzeczypospolitejPol-skiej. St. Jarocki. Prezes Lidy wręcza kierownikowi straży ogniowej sztandar. Fot. St. Jarocki. TYGOn NIK 11.L U ST KO W A NT. ^lbdVA StarogarA ^ komorze J zał.i84Q GENERALNE PRZEDSTAWICIELSTWO: PPH HXQI-OWO-RWIEMYSŁOWY H> PODKOMORSKI & S-kS WARSZAWA, NOWY ŚWIAT 3 Telefon M 176-32. Oo nabycia w pierwszorzędnych handlach win, wódek i towarów kolonialnych. KsJ garnie GEBETHNERA i WOLFFA posiadają na składzie: Przegląd Epidemiologiczny Wydawany priei Państwowy Centralny Zakład Epidemiologiem; Ministerstwa Zdrowi* PnbliC3nego TOM I. Zt. 1.......75.— „ I. .„ 2 ..............360.— ,, I. . 3 ..............380.— „ I. „ 4 . . . . : . . 200.- , I. „ 5 ..............220.— I: ,, 6 ........ . 600.— „ I: ,, 7 ......... 1200.— Dn cen powytszych dodatku drożyźnianega nie dolicza si&. Mk 32. Du. 5/VII 1920 r. GEBETHNER i WOLFF krwiaknia i skład nht mttzyczn, Zarząd główny, oraz działy: wydawniczy I komisowo-hurto wy w Warszawie, Zgoda .Nfc. 12 WARSZAWA, 1-y Krak.-Przedmieście 15. • KRAKÓW, Rynek 23. ŁÓDŹ, Piotrkowska87 „ 2-gi ul. Sienkiewicza 9. LUBLIN, Krak.-Przedm. 31. POZNAŃ, Rycerska 36. Konto PoeitoweJ Kaay 0»e.,dnoftol 1-r I8» W i L K O, Mickiewicz* 6. o o e o ZAKOPANE. SKLEPY; Polecają nowośol z ostatniego tygodnia: Mk *4-B i bl jo teczka Uniwersytetów Ludowych JV» 225. Małaczew-skt E. Dzieje Baśki Murmańskiej. Historja o białej niedźwiedzicy ........................ 240 -f-Castle A. i E. Panlerzątko. Przekład z angielskiego Hajoty 110U *Chrząszczewska J. i Haberkantówna W. Opowiadania przyrodnicze II Łąka. 2 43 rysuknami Wandy Mayznerówny. Wydanie drugie powiększone........ ........ 860 Grabiec J. Rok 1863. Wyd drugie. Z liczncmi rycinami w tekście. W opr. w Iuteralc................... 2875 Ordynacja wyborcza. Wstęp. Daty historyczne. Zasady ordynacji wyborczej. Porównanie ordynacji wyborczej do Sejmu i Se-naliii Kalendarzyk wyborczy. Tekst ordynacji wyborczej 500 +Pili;ca J. Czy Kooperacja zwycięży? ........... 150 Przegląd Akademick'. Czasopismo poświęcone sprawom nauki i szkolnictwa akademickiego. Pod redakcją prof. Stanisława Szobera. Rok II. N° 6. C^erw ec 1 >22 . . . "..... 200 -f „Sztuka". Album jubileuszowe 25 letniej działalności To w. Artystów Polskich w Krakowie 1897—1922. Ze>z. II i III 4800 Winiarski B. Rzeki polskie ze stanowiska prawa iniędzynaro-dowrgo. (Pozn. To w. Przvj. Nauk. Prace Kom Nauk społecznych T I. Z. 4.) . .................. 2000 Wocalewski B. T. Strzech \ Rodzinna. Gz. II. (Drugi rok nauki) Książka do czytania i ćwiczeń: Z licznemi rycinami. Wyd. I 300 Posiadają na składzie: -fGamaston. (Inż. G. Kamieński) Czarna z^gidka..........600 -1- — Fata morgana. Powieść ......... . . ...........900 Grossek M. Djalog'. Italiana . . ............................300 — Medytacje. Synteza współczesności 2 ty................1500 — Niedziela palem . ......... ..........400 — Orzeł oślepły..............................................500 4-Hajota. Ślubna obrączka. Powieść ..........................750 -fHichens R. Trujący czar. Powieść. Przekład z angielskiego Hajoty...... . . ...............? . 1800 Kamieniecli W. Państwo Litewskie ........................200 Korczak St. Cud Knehini....................................300 — Ł?y (Z przeszłości II.)..................................1200 — Sny wiosenne. Wyd. IT-gie................................300 Kowalewski T. ks. Nauka wiary i moralności................630 -r-Kuprin A. Jama. Za zezwoleniem autora tłomaczył Al. Po- wojczyk......................... 1400 Lorentz L. Gramatyka niemiecka z ćwiczeniami t dyktandami do użytku szkolnego.................. 800 — Metodyczny kurs języka niemieckiego podług Claraca i Wintzweilkra. Ze słownikiem. Część I......... 800 — — — „U......... 1000 — — 11........ 150U — — IV ........ 1700 — — ~ ................18(J0 — — — ,, VI (wyd. nowe) . . 1800 — Słownik do metodycznego knrsu języka" niemieckiego Gz. I—Y po mk. 120. Cz. VI.............. 200 Mocarstwo anonimowe. Ankieta w sprawie żydowskiej. Zebrał Adolf Nowaczyński................... 30Oo Molicki Fr. Czwarty sposób gospodarowania w pniach silnych. Dodatek do podręcznika pszczelniczego pod tytułem: „Pasieki" ich zakładanie i prowadzenie ni większą skalę czyli hodowla i gospodarstwo przcmvsłowe. Wyd. II poprawione i powiększone.................... 120 Nieszpory po łacinie. (Vesperae) na niedzielę. Według brewiarza rzymskiego. Dla użytku chórów parafialnych. Z dodaniem pieśni w uroczystości po nieszporach śpiewanych. Wyd. nowe.................." . . 250 Siwicki K. Elektryfikacja Polski. Zesz. 1. Zapotrzebowanie i produkcja energii elektr. Naturalne źródła energii. Bez doliczania dodatku drożyźnianepo............ 1500 Służałek W. Ks. Nauka cerkwi rosyjskiej o sakramencie pokuty 50C 4-Sprawa „narodów kresowych" dawnej R^sji ........ 200 Stan szkolnictwa powszechnego w grudniu 1917 r. na tervtcrjum obu byłych jeneralnych gubernatorstw: Warszawskiego i Lubelskiego. Opracowanie wydziału statystycznego Min. Wyzn. Rei. i Ośw. Publicznego. (Statystyka Polski wydawana przez Główny Urząd Statystyczny T. I) (bez dodatku droży źn.)..................... PO) + Stefan z Opatówka. Elegije i Sonety ........... 240 Szulc Stef. Wartość materjałów statystycznych dotyczących stanu ludności b. Królestwa Polskiego. Bez doliczenia dod. droży źn......................... 1500 Waligóra M. Wskrzesiciel narodu. (Ostatnie „44")...... 350 Winkowski J. Ks. Egzorty do uczniów szkół średnich. T. II. 500 Zasiewy i zbiory w roku 1918. (Statystyka Polski wydawana przez Główny Urząd Statystyczny Tun II ) Bez doliczenia dod. drożyźn....................... 850 Do cen książek nieszkolnycii dolicza się 20£ dodatku drofcyźniancpo. PRENUMERATA „TYGODNIKA I L L U 8T R OW A N E O O"; W WARSZAWIE: miesięcznie Mk. 1200 odnoszenie Mk. 50.- NA PROWINCJI: x przesyłką ZA GRANICĄ:...... Mk. 1275 -Mk. 4000 - WARSZAWA 0l!c* IOOD A tł-r. "J 5?«!el?a B-r <14. < KRAKÓW, Oobitbnir I Wolff, Rjmk 23 Agentury „Tygodnika Uluslrowanego": w Lublinie, Księgarnia Gebethnera i Wolffa, Krak-Przedmieście; w Lodzi. Księgarnie Gebethnera i Wolffa Piotrkowska 87, oraz Biuro „Promień", Piotrkowska 81; w Krakowie, Księgarnia Gebethnera i Wolffa, Rynek 23; »v Wilnie, Gebeihner& Wolff i S-ka, ul. Wolff Rycerska 35, Księ-, Ztfo l « 12. Mickiewicza 4; w Zakopanem, Gebeth icr i Wolff; we Lwowie, E. Sokołowska, Jagielońska 1. 7; w Poznaniu, Księg. Gebethnera i garnia Polska W. Tempłowicz, Fiszer i Majewski, Plac Wolności 5; W Warszawie, kantor redakcji ..Tygodnika Illustrowłne^o' Prenumeratę przyjmują wszystkie księgarnie w kraju i zagranicą. Ogłoszenia przyjmują wszelkie ajentury oraz: Tow. Akc. ,,Reklama Polska" w Warszawie, ul. Jasna 10; Bijro dzienników Ungra, Senatorska 12, L. i E. lVietzl i S-ka, Marszałkowska 130; T. Pietraszek, Marszałkowska 115. Rękopisów nadesłanych redakcja nie zwraca. Redakcja: ZDZISŁAW DĘBICKI, PIOTR CHOYNOWSKI. Wydawcy: GF.BETHXER i WOLFF. Druk Piotra Laskauera, w Warszawie, Marjensztad