B I U L E T Y N KAWALIERA KOŁO NR 21 STOWARZYSZENIA SAPERÓW POLSKICH W DRAWNIE IZBA HISTORYCZNA ZIEMI PEŁCZYCKIEJ W PEŁCZYCACH Nr 1/2020 Z przykrością zawiadamiamy, że po ciężkiej chorobie odszedł z naszych szeregów wybitny topograf wojskowy Ś. P. ppłk Ryszard Wandowicz 1935 – 2020 Podpułkownik WP, były dowódca 94 Wojskowej Składnicy Materiałów Topograficznych w Drawnie. Był absolwentem Oficerskiej Szkoły Topografów, po ukończeniu której pracował w terenie, wykonując lub aktualizując mapy topograficzne. W latach 1965-68 brał udział w pracach grupy wykonującej mapę Tatr. Ogólnie w Oddziale Topograficznym (JW. 1440 w Toruniu) przesłużył 24 lata (1957-1981) na stanowiskach: topograf, starszy topograf, dowódca topogeodezyjnego zespołu polowego grupy topogeodezyjnej. Dowódcą Składnicy (JW. 3781) był w latach 1981-1987. Podczas swojej służby wojskowej był często nagradzany za najlepiej opracowane arkusze map topograficznych. Brał udział w ćwiczeniach na szczebla okręgowego i centralnego, gdzie wykonywał stoły plastyczne dla kierownictwa ćwiczeń. Oprócz odznaczeń państwowych i resortowych (MON) został wyróżniony złotą odznaką „Za Zasługi W Dziedzinie Geodezji I Kartografii”. Niestety na skutek choroby serca musiał zrezygnować z zawodowej służby wojskowej i przeszedł na emeryturę. Rodzinie i Przyjaciołom zmarłego wyrażamy szczere wyrazy współczucia Redakcja KAWALIERY asp. rez. P.P. Gerard SOPIŃSKI ppłk w st.spocz. Andrzej SZUTOWICZ 1 Historia pewnej miłości W Bernstein ( Pełczyce ) umilkły kanonady dział i do miasteczka zaczęli przybywać pierwsi niemieccy uciekinierzy oraz polscy osadnicy. Wtedy to zaczęła się jedna z najpiękniejszych historii miłosnych pomiędzy Niemką i Polakiem. Na owe czasy był to związek nieakceptowany przez oba narody, gdyż rany między nami się nie zabliźniły. Namiętność Dory i Rościsława Demenko była tak wielka, że nie mogły jej pokonać żadne przeciwności losu. Duża różnica wieku pomiędzy kochankami nie miała żadnego znaczenia. To oni pierwsi pokazali nam, że należy wybaczać największym wrogom. Jednostki nie ponoszą odpowiedzialności za czyny polityków. Kim byli niezwykli małżonkowie i jaki był ich los zanim się poznali ? Oto ich historia. W dniu 24 maja 1921 roku o godzinie jedenastej stosunku do władzy nie mogła okazywać, przed południem w Bernstein, w mieszkaniu przy ponieważ kara za krytykę mogła być tylko jedna – ulicy Chausse Str. 168 (ul. Bolesława Chrobrego) obóz koncentracyjny. Niebawem okazało się, że przyszła na świat dziewczynka, której nadano wojna pozbawiła życia jej pierwszą miłość – imiona Dora Minna Wilhelmina. Głowa rodziny, pomocnika ojca w zakładzie kowalskim, Ernst Schulz, ur. 12.10.1889 r. był cenionym niejakiego Kutza, z którym zawarła związek mistrzem kowalstwa; mama Marta, z domu małżeński. Zakochanym nie dane było cieszyć się Schnörock, ur. 10.08.1892r. – gospodynią życiem małżeńskim, gdyż po 3 miesiącach domową. Z czasem rodzina Schulzów pomocnik kowala został powołany do wojska. powiększyła się o następną córkę członka, której Nieborak zginął w czołgu, trafiony na froncie nadano imię Magda. Wiadomo, że małżeństwo wschodnim pociskiem przeciwpancernym. posiadało jeszcze jedną córkę córeczkę, która Propaganda niemiecka informowała o zmarła we śnie na niewydolność układu krążenia zaplanowanym odwrocie wojsk niemieckich i w wieku 10 lat. Została pochowana na miejskim okrucieństwie żołnierzy radzieckich, nie cmentarzu. Mała Dora od najmłodszych lat pozostawiała żadnych złudzeń, że obce wojska przejawiała zdolności muzyczne. Miłość do opery, zbliżają się do Terra Bernstein. Ojciec Dory, teatru i przyrody pozostała jej do końca życia. W chcąc chronić swoją rodzinę przed 1935 roku ukończyła 8-klasową Szkołę okrucieństwami bolszewików, wykopał w lesie w Podstawową w Pełczycach z wynikiem bardzo Krzynkach ziemiankę, w której rodzina spędziła 2 dobrym. Dla rodziców niezwykle ważne było miesiące. Gdy wrócili, miasteczko nosiło już kształcenie córki. Posiadając odpowiednie środki nazwę Bursztynowo i opanowane było przez finansowe , wyprawili Dorę do liceum Rosjan. Na szczęście Dora Kutz miała bardzo ogólnokształcącego w Berlinie. Ukończyła je w przyjazny stosunek do pracowników 1938 r. Studiów, które następnie podjęła, nie przymusowych, tzw. niewolników. Robotnicy ukończyła, gdyż po wybuchu II wojny światowej Mieczysław Ruszkowski i Stefan Płocki w dniu ojciec nakazał córce wrócić do rodzinnej 13.05.1946 r. podpisali oświadczenie, wystawiając miejscowości. Nastąpiło to zapewne tuż po jej bardzo dobrą opinię. Referencję miały między pierwszych nocnych bombardowaniach Berlina innymi duży wpływ na to, że nie została przez samoloty RAF-u, które miały miejsce w dn. natychmiast deportowana na tereny zachodnich 24, 27 – 28.08.1940 r. Być może rodzice Niemiec. Rozstrzygnięciem okazała się znajomość przeczuwali, że wojna skończy się dla Niemców z Polakiem Rościsławem Demenko, który klęską, dlatego też chcieli, aby rodzina w przyjechał na Ziemie Odzyskanie latem 1945 r. trudnych chwilach była blisko siebie. Po powrocie Urodził się 1906 roku w miejscowości Klewań, do rodzinnej miejscowości dziewiętnastoletnią pow. Równe, woj. wołyńskie. W wieku 3 lat wówczas Dorę w dniu 01.10.1940 r. zatrudnił wyprowadził się wraz z rodzicami do właściciel sklepu kolonialnego znajdującego się miejscowości Sarny, gdzie uczęszczał do szkoły przy ul. Richt str. 56 ( ul. Armii Polskiej) – Max powszechnej, a następnie do gimnazjum. Ojciec Tolles. Pod jego okiem pilnie uczyła się zawodu Mikołaj Demenko poległ bohaterską śmiercią za ekspedientki, sprzedając ekskluzywne towary z ojczyznę w 1920 r. w wojnie polsko- całego świata. Zawód sprzedawczyni wykonywała bolszewickiej. Matka Leokadia z domu Glińska – do końca życia. Była pracownikiem bardzo gospodyni domowa, w poszukiwaniu środków do rzetelnym, sumiennym i niezwykle uczciwym. Jej życia, grała na pianinie w Sarnach w niemym stosunek do reżimu faszystowskiego był raczej kinie. Rościsław aby pomóc matce przerwał naukę wrogi. Oczywiście nieprzyjaznego nastawienia w i rozpoczął pracę zarobkową. Posiadał wrodzone 2 zdolności plastyczne, pracował jako kreślarz. tymczasowy dowód stwierdzający polską Kontynuował naukę eksternistycznie, ostatecznie przynależność narodową. Uczęszczała do zdając egzamin dojrzałości. Do momentu wieczorowej szkoły w Pełczycach, gdzie pilnie wybuchu II wojny światowej wykonywał plany w uczyła się języka polskiego. Z biegiem czasu dziedzinie pomiarów melioracyjnych i leśnych. opanowała umiejętność pisania w języku Wiadomo, że w domu rodzinnym Rościsława polskim, a pozostawione przez nią zapiski budzą zawsze panowała atmosfera umiłowania do podziw starannością pisma i brakiem błędów muzyki, opery i teatru. 18.06.1939 r. Sarny ortograficznych. Niestety, polską przynależnością zostały zajęte przez żołnierzy Armii Czerwonej. narodową Dory Kutz zainteresował się Urząd W roku 1940 r. przeprowadził się do Janowa Wojewódzki w Szczecinie, poszukując ostatnich Lubelskiego, gdzie w okresie 1940 – 41 miały Niemców, których należy deportować, jak miejsce masowe egzekucje ludności żydowskiej, określano „ochoczo wyjeżdżających za Odrę”. 6 których dokonywały wojska niemieckie. maja 1950 r. urząd cofnął decyzję Komisji Dzierżawił piwiarnię ,która następnie została Weryfikacyjnej w Pełczycach, uznając ją za jednak zamknięta przez okupanta. W związku z nieważną i wydaną bez żadnych podstaw tym zatrudnił się jako robotnik w miejscowym prawnych. Stwierdził, że naruszona została tartaku. W dniu 26 lipca 1944 roku Janów ustawa z dnia 28.04.1946 r. o obywatelstwie Lubelski zajęły wojska radzieckie przy udziale państwa polskiego osób narodowości polskiej żołnierzy Armii Ludowej. Po zakończeniu wojny zamieszkałych na terenie Ziem Odzyskanych, osiadł na stałe w Pełczycach. Od września 1945 r. bowiem Dora Kutz nie jest obywatelką polską. do lipca 1947 r. był właścicielem sklepu Jakby tego było mało, polecono odebrać Niemce spożywczego przy ul. A. Polskiej. W Gminnej wszystkie dowody stwierdzające polską Spółdzielni Samopomoc Chłopska pracował od przynależność narodową, nakazano traktować ją 01.11.1947 r. w charakterze pracownika jako Niemkę i skierować do pracy w PGR do umysłowego. chwili wysiedlenia do Niemiec, gdzie posiadała Przyszli małżonkowie poznali się w sklepie swoją rodzinę. Na szczęście Rościsław Demenko kolonialnym we wrześniu 1945 r. Była to miłość wykazał się dużą intuicją i sprytem, bo w dniu od pierwszego wejrzenia. Rościsław Demenko 30.04.1950 r. w Urzędzie Stanu Cywilnego zawarł zaopiekował się Niemką Dorą Kutz, chroniąc ją związek małżeński z Dorą Minną Wilhelminą z przed wszystkimi zagrożeniami. Polacy jak i domu Schulz, więc jeszcze przed cofnięciem Niemcy na związek spoglądali podejrzliwie, a decyzji Komisji Weryfikacyjnej. Tak więc Dora nawet wrogo. Rodzice Dory Kutz nie byli Demenko na podstawie art. 4 ust. 3 ustawy z dn. usatysfakcjonowani tą znajomością, a gdy nie 20.01.1920 r. o obywatelstwie państwa polskiego pomogły żadne argumenty, poinformowali z chwilą zmiany stanu cywilnego automatycznie przyszłego zięcia, że córka choruje na serce i nabyła obywatelstwo polskie. Co ciekawe, został jej miesiąc życia. W odpowiedzi usłyszeli, Rościsław Demenko zawierając związek że nie ma to dla niego żadnego znaczenia. małżeński jeszcze przed cofnięciem decyzji, nie Rodzina Schulzów wiedziała, że niedługo zostanie musiał składać podania o zezwolenia na zawarcie deportowana. Ostatecznie rodziców Dory Kutz małżeństwa z obywatelką Niemiec, a pewności wydalono pod koniec 1945 r. nie miał czy otrzyma takowe po odebraniu Rościsław Demenko był osobą, która ukochanej tymczasowego dowodu dzięki zaangażowaniu i operatywności posiadał stwierdzającego przynależność polską. Sprawność znaczny wpływ na organizację życia kulturalnego działania Rościsława Demenko uratowała jego i społecznego (był członkiem tymczasowej rady w żonę przed deportacją. Swoją przebiegłością Bursztynowie, zarządu kolegialnego przy Radzie rozwścieczył urzędników w Szczecinie, którzy Miejskiej w Pełczycach, jednym z założycieli zażądali przesłania im aktu ślubu oraz dowodów amatorskiego teatru). Innymi słowy, należało się obywatelstwa polskiego Rościsława Demenko, liczyć z jego zdaniem. Dzięki jego staraniom Dora których ostatecznie podważyć już nie mogli. Kutz pomyślnie przeszła Komisję Weryfikacyjną Gerard Sopiński w Pełczycach i 27.08.1946 roku otrzymała 3 Znany niemiecki pisarz Karol May, napisał w XIX wieku powieść, której fragmenty ukazują rycerzy i wydarzenia rozgrywające się na terenach Nowej Marchii i Księstwa Pomorskiego. Tom 69 dzieł Karola Maya o grubości 416 stron, został podzielony na trzy części. W jednej z nich opisane zostały losy sławnego rycerskiego rozbójnika Dytryka Quitzowa, a w drugiej zamieszczono opowiadanie nas najbardziej interesujące - „Sokolnik”. Powieść ta, w przeciwieństwie do innych dzieł tego autora, poświęconych przygodom na kontynencie amerykańskim, jest ciągle nieznana dla polskiego czytelnika. Może kiedyś doczekamy się jej tłumaczenia. Myślę, że z zaciekawieniem przeczytalibyśmy o przygodach rycerstwa żyjącego na obecnych ziemiach polskich, a w niegdysiejszej Nowej Marchii i na Pomorzu Zachodnim. Na razie jednak musimy korzystać z wydań w językach niemieckim i czeskim. Wśród powieściowych bohaterów Karola Maya odnajdujemy licznych Wedlów. Czy ich losy, to tylko fantazja znanego pisarza ? Sokolnik Głównym bohaterem powieści Karola Maya jest sokolnik, a akcja pełna jest walk prowadzonych przez rycerzy pomorskich i nowomarchijskich tego obszaru, w tym przez Henninga Wedla z Mirosławca, Wedlów z Sicka koło Recza, Wedlów z Tuczna i Wałcza, Wedlów z Krępcewa koło Stargardu, Erazma Wedla z Recza, Stegelitzów z Recza i Güntersbergów. W powieści rycerze ci dokonują wielu napadów, więzią przeciwników, wymuszają okupy, palą i pustoszą pograniczne wioski. Słowem tak, jak w innych powieściach Karola Maya. Główny wątek w powieści rozpoczyna się powrotem młodego rycerza Henninga Wedla do rodzinnego zamku w Mirosławcu (Frydland). Wedel podróżujący w przebraniu myśliwego, przejeżdża w pobliżu lasu swego oponenta Szymona Güntersberga, który go nie rozpoznaje i bierze za sokolnika. Sytuacja ta Henningowi bardzo odpowiadała, bo pomimo tego, że początkowo został siłą zabrany na polowanie, to potem zauważył swoją szansę spotkania swej ukochanej - Brunhildy, córki Güntersberga. Podczas polowania młody rycerz zademonstrował umiejętności przeprowadzania łowów z sokołem oraz fechtunku na miecze. Zrobił duże wrażenie na zwaśnionym z nim Szymonie Güntersbergu oraz na innym 4 rycerzach, w tym na Janekinie Stegelitzu z Recza. Zaraz potem Henning (sokolnik) miał okazję po raz kolejny zaskarbić sobie uznanie swych wrogów. W pogoni za zwierzyną, myśliwi zabłądzili i znaleźli się na terenach Księstwa Pomorskiego, opodal zamku w Krępcewie, głównej siedziby jednej z linii rodu Wedlów. Krępcewscy Wedlowie nie przepuścili takiej sytuacji i przetrzepali skórę swojemu wrogowi – Güntersbergowi i ich poplecznikom. Przebrany za sokolnika Henning Wedel, włączył się do walki w obronie napadniętych. Pozorował walkę ze swym wujem Fryderykiem von Wedel, a gdy ten poznał Henninga, domyślił się podstępu i pozwolił się mu pokonać. Po odniesionym zwycięstwie Henning przyjął od Szymona Güntersberga i Janekina Stegelitza, wdzięcznych za wybawienie z opresji, zaproszenie na ich zamek Güntersberg. Historyczny Henning Wedel, nazywany w powieści Maya Zamek Wedlów w Mirosławcu – Frydlandzkim (Friedländer), miał główną siedzibę na zamku w zapewne istniał już w 1314 roku. Był siedzibą linii Wedlów Frydlandzkich do Mirosławcu (od 1400 r.) i reprezentował linię rodu Wedlów, końca XVI wieku. W latach 1409-1411 związaną przez wieki z Polską. W pierwszych dniach wielkiej okupowany przez Krzyżaków. Do dzisiaj wojny polsko-krzyżackiej (1409-1411), Henning jako polski lennik zachowało się jedynie wzgórze zamkowe. został ukarany zajęciem przez wojska krzyżackie zamku w Mirosławcu. Zamek pozostawał w rękach krzyżackich jeszcze po bitwie grunwaldzkiej. A Henning uszedłszy z życiem przed wrogiem, przebywał poza rodowymi posiadłościami. Gdy na mocy pokoju toruńskiego (1411) wszystkie utracone przez Polskę w tej wojnie zamki powróciły do królestwa, Henning Wedel powrócił do Mirosławca i jeszcze silniej związał się z Polską, walcząc ze zwolennikami Zakonu w Nowej Marchii i na Pomorzu. Gdy w 1414 roku wybuchła kolejna wojna polsko-krzyżacka, rozpoczął działania na pograniczu z popierającymi Zakon Krzyżacki Güntersbergami z Pomorza i Nowej Marchii oraz ze swoimi krewnymi Wedlami i Stegelitzami z Recza. Podczas tych walk, Henning z Mirosławca został pojmany przez Janekina Stegelitza pana z Recza i Szadzka. W odpowiedzi, jego krewni z Mirosławca przy udziale Wedlów z Krępcewa, przystąpili do niszczenia dóbr Stegelitzów w Zamek w Pęzinie powstał w drugiej księstwie słupskim. połowie XIV wieku, rozbudowywany w XV, XVI i XIX wieku. Przejściowo w Do uwolnienia Henniga doszło dopiero wówczas, gdy drugiej połowie XV wieku zamek w Wedlom udało się pochwycić wracającego ze Stargardu Janekina posiadaniu Zakonu Joannitów. Przed i po Stegelitza. W zamian za odzyskanie wolności zobowiązał się on tym okresie siedziba rodu von Borcków. dać nie tylko okup, ale i wypuścić z niewoli Henninga. W pocztach XV wieku zamek składał się z Po wyjściu z niewoli, Henning walczył z Güntersbegami. wieży, domu mieszkalnego i muru kurtynowego z bramą. W 1414 Henning wraz ze swymi krewnymi: Henningiem Wedlem z Krępcewa i Fryderykiem Wedelem z Drawna, zorganizował zasadzkę w młynie nad Iną na Szymona Güntersberga. Podczas walk spalono młyn, poległ jeden z knechtów Henninga, a Szymona pojmano i uwięziono w lochach zamku mirosławieckiego. Wkrótce potem zaatakowali Güntersbergowie. Spalili i obrabowali dobra Wedlów z Krępcewa położone koło Suchania, Dolic i Stargardu. Jesienią 1414 roku Henning oraz Wedlowie z Tuczna i Wałcza toczyli wojnę ze Stegelitzami i atakowali miasto Choszczno. Spod Choszczna oddział Wedlów udał się na południe pod Dobiegniew, gdzie w okolicznych wioskach zabito dwóch mieszczan i dwóch chłopów oraz zajęto 19 koni. Przeciągająca się walka dawała się we znaki obu stronom. W kwietniu 1415 roku Krzyżacy pojmali i uwięzili syna Henninga z Mirosławca, Henninga Młodszego. Pod naciskiem gróźb, obie Zamki Wedlów w Reczu i Ińsku. Zamek w strony, Krzyżacy i Reczu powstał w początkach XIV wieku. Od Wedlowie rozpoczęli 1350 do XVI wieku należał do linii Wedlów. rozmowy. 24 czerwca Zniszczony w 1469 roku, nie został doszło do zawarcia odbudowany. O zamku w Ińsku nie wiele porozumienia z Wedlami z Tuczna i Drahimia oraz z wiadomo. Powstał w nieznanym dzisiaj miejscu, zapewne w XIV wieku. Został Henningiem z Mirosławca. zniszczony na początku XV wieku. W latach 1419-1421 Henning i Hasso z Mirosławca, którzy posiadali miasto i zamek (w Mirosławcu), nadal sprzy jali polskiemu władcy i chcieli we współdziałaniu z Polakami z Wałcza zająć zamek w Złocieńcu, który posiadał ich rodowiec Hasson 5 Młodszy. W maju i w czerwcu 1421 roku Wedlowie zwracali się do krzyżaków w imieniu krewnych z Drawna, aby oddano im zamek. Wśród nich był także Henning z Mirosławca, wójt z Lipia w księstwie słupskim. Był zatem urzędnikiem księcia Bogusława IX. Henning von Wedel zmarł przed 13 kwietnia 1425 roku. Z kolei rycerz Szymon Güntersberg jest znany z dokumentów z lat 1410-1423, ale jego zamek nie znajdował się w Güntersbergu, czyli obecnym Nosowie, jak pisze K.May, lecz w Pęzinie (1421 r.), który posiadali potomkowie Szymona do 1482 roku. Panowie na Reczu Według powieści Karola Maya, jedynym przyjacielem Szymona Güntersberga był Erazm Wedel z Recza, co wskazuje na przynależność tych rycerzy do stronnictwa prokrzyżackiego. Z tą jednak różnicą, że Szymon należałby do niego na Pomorzu, a Erazm – w Nowej Marchii. Przyjrzyjmy się zatem i tym postaciom. Historyczny Erazm Wedel z Recza był także panem Ińska i wielu okolicznych włości. W średniowiecznych dokumentach wzmiankowany jest w latach 1414-1425 i rzeczywiście był wiernym stronnikiem Zakonu Krzyżackiego. Już w 1414 roku, gdy ród von Wedlów wystąpił w obronie krewnych z Wałcza, Tuczna i Mirosławca, zamieszkujących po polskiej stronie granicy, Erazm z Recza przeciwstawił się propolskiej polityce prowadzonej przez część rodu. Z tego zapewne powodu oddziały pomorskie i polskie spustoszyły jego posiadłości położone wokół Recza. Do tego rycerz ten popadł w ostry konflikt z Borckami z Łobza i Węgorzyna. Podczas przeciągających się wojen polsko-krzyżackich w latach 1414-1422, co pewien czas Erazm von Wedel z Recza i Ińska brał udział w nadgranicznych starciach. W 1416 roku polskie wojska zniszczyły jego włości koło Ińska, a w 1418 roku położone koło Recza. Od 1419 roku był oblegany przez Polaków w Ińsku. Zamek zdobyto dopiero w 1420 roku szturmem i splądrowano. Co się z Erazmem potem działo przez kilka lat – nie wiemy. Jesienią 1424 roku wszedł do komisji ustalającej polsko-nowomarchijską granicę. W 1425 roku wraz z Zygfrydem Stegelitzem, obaj z Recza, ruszali z misją dyplomatyczną do księcia szczecińskiego. Ostatni raz wzmiankowany 25 marca 1425 roku po wypełnieniu poselskiego zadania. Po stronie Erazma wspomniano na kartach Zamek w Szadzku – powstał w XIV wieku powieści wielokrotnie historycznego rycerza i sąsiada - nad wschodnią granicą Księstwa Pomorskiego Janeka albo Janekina Stegelitza (1403-1415), z Nową Marchią. Usytuowany na wzgórzu na posiadającego włości po dwóch stronach granicy, po zachodnim brzegu jeziora. W XIV do XV pomorskiej w Szadzku i nowomarchijskiej – w Reczu. wieku w posiadaniu rodu von Stegelitz. W 1478 W 1403 roku urządzał najazdy z Szadzka na Nową roku zdobyty przez armię brandenburską, został Marchię, a w czasach wielkiej wojny polsko- pozbawiony częściowo walorów obronnych. krzyżackiej, wstąpił w szeregi armii zakonnej. Zniszczony w drugiej połowie XVII wieku. Jednakże Zakon nie był w stanie spłacić długów wobec zaciężnego rycerza i 1 maja 1411 roku wielki mistrz Henryk von Plauen wystawił Janekowi, oraz jego bratu Zygfrydowi i ich kuzynowi Henrykowi, skrypt dłużny na 372 guldeny pod zastaw młyna zakonnego w Choszcznie. Stegelitzowie byli zaangażowani w liczne wojny polsko-krzyżackie oraz walki na pograniczu w następnych latach. A o udziale Janeka w wojnie z Polską wspomina się w korespondencji zakonnej jeszcze w 1415 roku. Dytryk von Quitzow Wróćmy do powieści Karola Maya. Sokolnik z Brunhildą Historia zbrojnych potyczek margrabiego ruszają do zamku Güntersberg, a Szymon Güntersberg i Fryderyka Hohenzollerna z Quitzowami stała Janekin Stegelitz pozostali jeszcze na polowaniu. Gdy się kanwą dla powieści T.Helkego, Fehde um Brandenburg, wydanej w Stuttgarcie w 1941 dojeżdżali do zamku Szymona, pojawił się przed nimi roku. Jednak książka skażona jest wpływami cudzoziemiec z pytaniem: Kto jest panem tego zamku? Gdy epoki, w której powstała. W niekorzystnym dowiedział się od Brunhildy, że to siedziba Szymona świetle ukazano tutaj nie tylko Quitzowów jako Güntersberga, kazał się zaraz do niego prowadzić. Sokolnik raubritterów, ale i samych książąt pomorskich. rozpoznał w przybyszu, szeroko znanego w Marchii Brandenburskiej rycerza awanturnika Dytryka von Quitzowa i zgodził się doprowadzić go do zamku. Podczas podróży poinformował rycerza, że Szymon jest jeszcze na polowaniu. Quitzow postanowił zaczekać, bo chciał się koniecznie z nim rozmówić. Na zamku upływała godzina za godziną, aż nadeszła noc, lecz myśliwi nie powrócili. Quitzow niecierpliwie dopytywał się co chwila o Szymona, a sokolnik (Henning Wedel Frydlandzki) obserwował go. 6 Podczas rozmowy Quitzow zaczął wypytywać sokolnika o stosunki Szymona z okolicznym rycerstwem, w tym z Wedlami z Bytowa i Erazmem Wedlem z Recza. Sokolnik poinformował, iż Wedlowie na Bytowie żyją w konflikcie z Szymonem. Nie może też on liczyć na pomoc Henryka Wedla z Krępcewa. Wspomniał, że do wielkich przeciwników Szymona zaliczał się cały ród Krępcewski (Kremzowsky), a szczególnie Henryk z Krępcewa oraz Henryk Borcke. Wszyscy oni wypowiedzieli przyjaźń nie tylko Szymonowi, ale Erazmowi Wedlowi, jego wielkiemu przyjacielowi. Dytryk wyjawił, że wie o tym, że Szymon jest w trudnej sytuacji. Z tego powodu postanowił odwiedzić go i zaproponować pomoc. Ale teraz nie miał zbyt wiele czasu. Więc kiedy rankiem Brunhilda poinformowała gościa, że ojciec jeszcze nie wrócił, ten kazał Szymonowi powiedzieć, że za kilka dni przyjedzie znowu i odjechał. Panna pożegnała gościa, ale była przerażona nieobecnością ojca, obawiając się, czy czasami coś mu się nie stało. Historyczny rycerz Dytryk Quitzow reprezentował rodzinę, która w ciągu nieco ponad stu lat, zrobiła zawrotną karierę, stając się w końcu XIV wieku jednym z najpotężniejszych rodów Brandenburgii. Drogi awansu tego rodu były różne. Zaczęto od gromadzenia bogactw i urzędów. Nie bez znaczenia tutaj były słabe rządy władców Brandenburgii z dynastii Wittelsbachów i Luksemburgów. Na czoło rodów marchijskich wyszli około 1400 roku, gdy z córką namiestnika Josta Luksemburga, ożenił się Dytryk Quitzow, a w posagu otrzymał zamek Plaue nad Hawelą i gdy jego brat Hans, ożenił się z Agnieszką córką Lippolda von Bredow, wchodząc w posiadanie miasta Sandow nad Łabą. Odtąd zamki Plaue i Sandow stały się najważniejszymi ośrodkami rodu Quitzowów. Dytryk i Hans wychowywali się u boku ojca Kunona Quitzowa, o którym głośno było w Marchii, a kronikarz lubecki Diethmar określił Kunona w 1391 roku „starym rabusiem”. Dytryk i Hans zasłynęli już w 1402 roku, kiedy prowadząc oblężenie miasta Straussberg, chcąc zmusić mieszczan do kapitulacji, kazali strzelać płonącymi strzałami. W ten sposób podpalono budynki, a pastwą pożaru padło 600 domów i liczni mieszczanie. Podobno miasto nie odbudowało się jeszcze w sto lat po tym najeździe. Jesienią 1402 roku Dytryk przegrał bitwę w lesie Wernitz pod Rathenow i dostał się wówczas do niewoli przeciwników brandenburskich i meklemburskich. Pobyt w lochach trwał krótko, bo 13 grudnia Dytryk był już na wolności i wraz z hrabiami von Lindow napadł na dobra biskupa lubuskiego oraz na ziemię barnimską. Splądrowano dwadzieścia dwie biskupie wioski i ukradziono majątek wart 3.000 groszy. Ponieważ słaby władca Brandenburgii nie potrafił zapanować nad anarchią, uciskane miasta zaczęły przechodzić na stronę Quitzowów. Rady Berlina, Köln i Barnima, ustanowiły Hansa Quitzowa starostą Marchii Środkowej, a Dytryka, dowódcą ich wojsk. Quitzowowie nie spostrzegli się, jak wprzęgnięto ich w politykę państwa. Teraz ruszali zbrojnie przeciwko swym niedawnym sojusznikom. Oswobodzili wschodnią część Brandenburgii i okręg Straussberg, odbierając te terytoria książętom zachodniopomorskim. Ich chciwość pozostała jednak taka sama. Zarówno Straussberg jak i Botzow, postanowili zatrzymać dla siebie oraz „przyjąć” z wdzięczności za swoje usługi od mieszczan z Berlina 80 kop groszy. A na dodatek przymuszeni przez rycerzy mieszczanie, musieli urządzić rozbójnikom triumfalny wjazd do Berlina. Quitzowowie utrzymywali zewnętrzne pozory lennego posłuszeństwa, ale mordowali i rabowali przez cały czas. W 1407 roku margrabia zaprosił do Berlina księcia meklemburskiego Jana i by gościa nie spotkały kłopoty w drodze, dał mu list żelazny zapewniający ochronę. Lecz dla Quitzowów nie była to żadna przeszkoda. Gdy tylko książę Jan pojawił się na drodze, został napadnięty przez ludzi Dytryka Quitzowa i umieszczony w więzieniu zamku Plaue. Gdy w lutym 1408 roku książę spróbował ucieczki z więzienia i podczas silnego mrozu, chcąc przedostać się po zamarzniętej Haweli na drugi brzeg, Quitzowowie zorganizowali pościg. Na koniach, z psami łowczymi, gonili za księciem jak na zwierza. Nie pomogła szybko zorganizowana pomoc z położonego na drugim brzegu Brandenburga. Skostniałego od zimna uciekiniera szybciej dopadli ludzie Quitzowów. Jan ponownie znalazł się w więzieniu, w którym 7 spędził dalszych 14 miesięcy. Byłby siedział tam dłużej, gdyby nie przypadek. Razu pewnego poddani księcia Jana schwytali Hansa Quitzowa i cały klan musiał zgodzić się na wymianę jeńców. Na długiej liście skarg na Dytryka, znajdują się także najazdy na Nową Marchię. Wielki mistrz krzyżacki skarżył się na Quitzowów począwszy od 1402 roku przez kilka lat. Od raubritterskich najazdów cierpiała najbardziej Chojna i okolice (1406). W 1407 roku Quitzowowie urządzali napady na kupców nowomarchijskich, podróżujących za Odrę do Frankfurtu i Berlina. Podobno w 1408 roku Dytryk planował wraz z księciem szczecińskim Świętoborem i Polską najazd na Nową Marchię, a Krzyżacy podejrzewali go o zmowę ze spiskowcami spośród rycerstwa nowomarchijskiego. Donosiciele zakonni informowali o takich kontaktach Henryka Güntersberga i Henninga Wedla. I chyba do tych związków Dytryka z 1408 roku, właściwie nam bliżej nieznanych, sięgnął w fabule powieści Karol May. Co do Dytryka, o którym można by jeszcze wiele powiedzieć, w 1409 roku był z innymi krewnymi pod wpływem krzyżackim i gromadził z ich polecenia oddziały zaciężne. Robił to jednak bardzo opieszale. A gdy dotarła do niego wieść o klęsce Zakonu Krzyżackiego w bitwie pod Grunwaldem, Dytryk skierował zmobilizowane oddziały na Berlin. Zniszczył posiadłości podmiejskie i uprowadził wielkie stada bydła. Dopiero gdy w 1411 roku namiestnikiem Marchii Brandenburskiej został Fryderyk I Hohenzollern, Quitzowowie, którzy trwali w opozycji do władcy, byli powoli pacyfikowani. Fryderyk I zdecydowanie likwidował kolejno wszystkie gniazda rozbójników-rycerzy. Schwytano i uwięziono Hansa Quitzowa. Jedynie Dytryk zdołał ujść przed wojskiem namiestnika. W marcu 1414 roku ogłoszono pokój ziemski i dokonywano wymiany jeńców. Wiemy, że w lochach zamków Dytryka znaleziono kilku rycerzy z Nowej Marchii i Pomorza. Sam Dytryk powrócił pod skrzydła władców jeszcze w 1414 roku i z ramienia Hohenzollerna prowadził rozmowy dyplomatyczne z książętami pomorskimi. Zmarł w 1417 roku i mimo swej burzliwej przeszłości, posiadania na sumieniu śmierci wielu osób, został pochowany w klasztorze Marienborn. Zamek Güntersberg W powieści Karola Maya, Henning Frydlandzki ucieszył się ze spotkania ze sławnym rycerzem Dytrykiem Quitzowem i z tego, że zaofiarował on pomoc dla ojca Brunhildy. Henning także obawiał się o Szymona, kiedy Brunhilda poinformowała, że ojciec nie wrócił z polowania. Ale niebawem nadeszła wiadomość, że Szymon z polowania udał się w odwiedziny do Janekina Stegelitza do Recza. Jednakże w drodze powrotnej został pojmany i uwięziony. Wyznaczono za niego wysokie wykupne. Pomoc Dytryka Quitzowa miała być w tej sytuacji nieoceniona. Postanowiono też powiadomić o tym przyjaciela Szymona - Erazma Wedla z Recza. Przeciwnicy Szymona doszli do wniosku, że skoro Szymon siedzi w lochach, to jest dobra okazja, aby uderzyć na jego zamek w Güntersbergu. Następnego dnia, znajdującego się wtedy na zamku sokolnika powiadomiły straże, że na gościńcu wiodącym do zamku dostrzeżono zbrojnych z proporcami. Sokolnik w rozmowie z panią zamku Brunhildą stwierdził, że jeżeli strażnicy z wieży dobrze dostrzegli, że są to Reczanie. Po czym zbiegł po schodach na podwórzec i podszedł do bramy, pod którą już byli zbrojni. Na pytanie – kim są ? – odpowiedzieli, że ludźmi pana Janekina z Recza, wysłanymi za namową pana Dytryka Quitzowa. Z radością otwarto bramę i wpuszczono zbrojnych do środka. Reczanom przewodził stary rycerz Matthias, którego sokolnik zaprosił do swej komnaty, by zapytać o pana Szymona. Ten poinformował, że Szymon wraz z jego panem Janekinem Stegelitzem dostali się w ręce Wedlów z Krępcewa. Powiedział też, że Wedlowie pewnie teraz ruszą na zamek Güntersberg. Dlatego przybył, aby zamek zabezpieczyć. Noc przebiegła jeszcze spokojnie. Ale rankiem, kiedy sokolnik i Matthias robili obchód straży, otrzymali wiadomość, że na skraju lasu ponownie dostrzeżono zbrojnych. Sokolnik (Frydlandzki) dosiadł konia i pojechał ku nim. Byli to jego krewni - Wedlowie. W rozmowie poinstruował znajdujących się pod lasem Wedlów z Krępcewa, jak mają atakować zamek. Sokolnik chciał, aby atakowano zamek z trzech stron, a jedna była wolna od walk, aby miał możliwość 8 ucieczki. Po ustaleniach powrócił na zamek. Brunhildzie kazał nie opuszczać komnaty i obiecał ją powiadomić, kiedy będzie bezpiecznie. Ta usłuchała rad sokolnika i życzyła mu, aby Bóg go ochraniał i dał siły w walce. Wkrótce potem wybuchły walki. Podczas oblężenia powtarzano ataki za atakiem, ale twierdza broniła się bohatersko. Zamek ściśnięto oblężeniem z trzech stron. Wolna pozostała tylko strona od jeziora, którego woda podchodziła niemal pod same mury obronne. Sokolnik uważając, że z tej strony wróg nie zaatakuje, nie wystawiał tutaj straży. Walki przeciągały się. Matthias widząc, jak ubywało atakujących, łudził się nadzieją. Ale sokolnik wiedział, że Wedlowie szykują się do głównego ataku nocą. Nakazał ostrożność i wystawił straże. Napastnicy dotrzymali wcześniejszych ustaleń i późną nocą sokolnik usłyszał okrzyk - Wróg! Straże doniosły, że napastnicy cicho podeszli pod mury. Dlatego niemal bez walki zajęto podzamcze. Sokolnik wiedząc, że to ostatnia chwila, aby ratować Brunhildę. Namówił ją, żeby z nim poszła, a odstawi ją w bezpieczne miejsce. Wrogów, którzy już wdzierali się do zamku odparł i zamknął przed nimi drzwi. Wielkie wrota mogły wytrzymać jeszcze krótką chwilę, w czasie której odwołał z wieży straże, obiecując wszystkich uratować, wyprowadzając ich ukrytym podziemnym przejściem. Uciekinierzy usłyszeli z podwórza zamkowego hałas świadczący, że wróg podnosi już główną bramę. Rozległ się wtedy donośny okrzyk: Pomóżcie odnaleźć mi Różyczkę z Güntersbergu. To zmusiło sokolnika do szybkiego działania. Podniósł rannego Matthiasa i z jeszcze jednym ze swych najlepszych ludzi udał się na wieżę, skąd zrzucili zapaloną smołę, by powstrzymać napastników. Potem ukrytymi drzwiami zeszli do podziemi. Po przejściu korytarzem, wyszli z zamku za dużym krzewem, rosnącym na brzegu jeziora. Niewidoczni dla zbrojnych na murach, przez ćwierć godziny obserwowali pożar zamku. Brunhilda rozpaczała. Jej ojciec był w niewoli, a ona sama została bezdomną. Powoli ruszono wzdłuż brzegu jeziora. Jednak po jakimś czasie, sokolnik postanowił ich zostawić pod pozorem znalezienia koni. Chciał je dostać w dobrach Krępcewskich, które rozpoczynały się zaraz za jeziorem. Brunhilda ostrzegała sokolnika, że to są zaciekli przeciwnicy jej ojca i sam może wpaść w ich ręce. Ten jednak nie mógł wyjawić, że nie obawiał się swego krewnego Henninga z Krępcewa. Gdy po jakimś czasie szczęśliwie powrócił z końmi, Brunhilda dziwiła się bardzo, że tak szybko je znalazł. Powoli Panna zaczęła się domyślać, że sokolnik skrywa przed nią jakąś tajemnicę. Lecz na razie cieszyła ją świadomość, że nie jest mu obojętna. Sokolnik odparł, że konie zabrał jednemu z ludzi Wedlów i wyjawił Brunhildzie plan ukrycia jej na zamku w Bytowie. Wizyta na zamku w Bytowie Uratowani z zamku Güntersberg, bez przeszkód przeszli przez obszar należący do Krępcewskich i dotarli do zamku w Bytowie. Otwarto im bramę i wjechali do dolnego dworu. Zaproszono ich na pokoje, a konie zabrano do stajni. Naprzeciw wyszedł Hans Wedel z żoną Hedwigą. Miłe powitanie przeciwników jej ojca, było zaskoczeniem i zrobiło duże wrażenie na Brunhildzie. Od śmierci matki, dziewczyna była samotna, bo ojciec na zamku w Günterbergu czas spędzał jedynie z pijackimi kamratami, opuszczając kasztel jedynie na polowania. Tutaj w Bytowie sokolnik rozmyślał, jak uwolnić ojca Brunhildy. Gdy przebywał w swojej komnacie, odwiedził go Hans Wedel. Młodzieniec zdziwił się, że stryj go jeszcze nie rozpoznał. Ale w końcu ujawnił się. Na pytania stryja, gdzie bywał, odpowiadał, że w Alten Wedel (dzisiejsze Sicko koło Recza) u Fryderyka Wedla, gdzie opiekował się ptakami. Opowiedział także o tym, jak to kiedyś udał się poza granice swych posiadłości i spotkał tam piękną pannę z myśliwymi. Ta wzięła go za sokolnika. Więc potem, już jako sokolnik, udał się z nią do zamku w Güntersbergu. Hans Wedel zaśmiewał się, co na taką historię powie ojciec Frydlandzkiego, a jak się będzie wściekał stary Szymon. Potem potwierdził, że o pojmaniu Szymona i Janekina słyszał, ale o zdobyciu zamku Güntersberg - nie. Zdziwił się, że nie został o tym powiadomiony, ani przez ludzi z Alten Wedel, ani przez Krępcewskich. Stryj zapewnił bratanka, że nie zawiedzie jego nadziei co do przyjęcia pod opiekę dziewczyny i w związku z tym, będzie ona goszczona w Bytowie, jak siostra Henninga. Uspokojony Frydlandzki zostawia Brunhildę pod dobrą opieką w Bytowie, a sam rusza do Frydlandu. Wspomniane w powieści Bytowo, to osada położona nad rzeką Iną, na południe od jeziora i wsi Krzemień. Miejscowość od końca XIII wieku podzielona pomiędzy Nową Marchię i Księstwo Wołogoskie. Linia podziału wsi i granica państwowa przechodziła przez jezioro Bytów i biegła wzdłuż nurtu rzeki. Zamek w tej miejscowości istniał w rzeczywistości, ale powstał w 1336 roku i należał wtedy do Güntersbergów. Już jednak po dwóch latach, musieli zamek rozebrać, jeżeli chcieli powrócić do pobliskiej Wapnicy. Więcej o zamku w Bytowie w historycznych świadectwach nie słychać. Nie wiemy nawet, gdzie się znajdował. 9 Finał zawiłej intrygi W powieści Karola Maya Frydlandzki (sokolnik) składa przed wyjazdem z Bytowa ślub rycerski Brunhildzie, że wyswobodzi z niewoli jej ojca. I rzeczywiście niebawem miał ku temu okazję. Odnajduje Szymona w podziemiach rodzinnego zamku w Mirosławcu. Ten zdziwiony pojawieniem się sokolnika zadał mu szereg pytań, na które nie usłyszał odpowiedzi: - Czy przychodzi z polecenia córki ?, Czy jest bezpieczna ?, Co słychać na zamku w Güntersbergu ?, Jak ci się udało dotrzeć tutaj ?. Na te trudne pytania Frydlandzki nie odpowiedział. Zaprowadził Szymona do wielkiej sali zamkowej. Tutaj rozmowa toczyła się w obecności Henninga i Fryderyka Wedlów oraz Henryka Borka. Henning Wedel rozpoczął pierwszy słowami: Panie Szymonie, bez ważnej przyczyny zostałeś naszym wrogiem i stawałeś do walki przeciwko nam ze wszystkimi swoimi siłami. Czy pamiętasz, jak pan Fryderyk Wedel w niecałą godzinę was pokonał w czasie walki w lesie, ale uratował was jedynie sokolnik ?. Na koniec dodał: Na prośbę człowieka, będącego obrońcą twojej córki, chcemy wymierzyć sprawiedliwość. Pełen obaw i zaskoczony sytuacją Szymon Güntersberg krzyczał: Czego ode mnie chcecie ? Wyjaśniono mu więc, że chcą, aby zerwał dalsze zbrojne działania i kontakty z Erazmem Wedlem i Janekinem Stegelitzem z Recza oraz, by wynagrodził sokolnika. Gdy dostrzeżono wahanie u Szymona dodano, iż nie powinien się zastanawiać i przyjąć rękę, wyciągniętą do niego przez potężny ród Wedlów. Szymon propozycję zgody przyjął. Wtedy Henning ujawnił się, że to on był w przebraniu sokolnika na jego zamku. Powiedział, że Brunhilda jest bezpieczna, ale zamek Güntersberg został zajęty i zniszczony. Szymon zrozumiał, że po raz kolejny uratował go sokolnik. Po rozmowie i podziękowaniach,stary Gűntersberg otrzymał od Henninga Frydlandzkiego konia i obaj ruszyli w kierunku Bytowa, stąd mieli potem podążyć do Güntersbergu. Już przed wieczorem byli w Bytowie, gdzie przywitał ich Hans Wedel z żoną Hedwigą. Gości wprowadzono do sali rycerskiej i tutaj doszło do kolejnej, wyjaśniającej minione wydarzenia rozmowy. Początkowo Szymon zwrócił się do Hansa Wedla niezbyt grzecznie: Panie rycerzu, jest pan pośrednikiem tego młodego rycerza, którego poznałem wcześniej jako sokolnika, a który pozbawił moją córkę dachu nad głową ! Wtedy Hans zapytał, jak Szymon odzyskał wolność. Ten zmieszany potwierdził, że dzięki kolejnym staraniom sokolnika – bez wykupnego. Napiętą atmosferę uspokoiło pojawienie się Brunhildy i jej powitanie z ojcem. Brunhilda podziękowała za uwolnienie ojca sokolnikowi i oznajmiła, że chociaż żal jej opuścić Bytów, to musi zgodnie z nakazem ojca - wrócić na zamek Güntersberg. Wtedy Henning Frydlandzki ujawnił, że to on był sokolnikiem i prosi Brunhildę, aby mu wybaczyła kłamstwo. Ta nie mogąc uwierzyć że ją okłamał, domagała się wyjaśnień. Młodzieniec padając przed nią na kolana mówi, że nie jest żadnym sokolnikiem, lecz Henningiem Wedlem, jej przyjacielem z dzieciństwa. Brunhilda nie wierzy. Wtedy młodzieniec przypomina dawne wydarzenia. Przed wielu laty, kiedy jeszcze jako chłopca wysłano go na dwór elektorski do Saksonii, z jednym z przyjaciół jego ojca, aby tam zyskał ogładę, powstał spór pomiędzy ich ojcami. Dowiedział się o tym, kiedy na krótko wrócił do Frydlandu. Na wszelkie jego propozycje dojścia do ugody, słyszał tylko Nie!. Musiał jeszcze wrócić do Saksonii, ale czekał z niecierpliwością na pierwsze wezwanie do powrotu. Zamierzał dostać się do Güntersbergu i sprawę wyjaśnić. Wreszcie po długim oczekiwaniu, otrzymał z kraju wezwanie i ruszył do domu. Wtedy podczas podróży spotkał swoją Brunhildę na polowaniu. Dziewczyna twierdziła, że nie przypomina sobie, aby go spotkała wcześniej. Wtedy Henning opowiedział jej kolejne wydarzenie. Kiedyś sokoły Brunhildy ścigały dwa zające, a jeden ze sług, był na tyle odważny, że konno wjechał na zamarznięte jezioro, przychodząc z pomocą sokołowi walczącemu z zającem. Słaby lód załamał się pod nim i nie zdołał się wydostać na brzeg. Wtedy Brunhilda straciła wiernego Joachim Gans von Putlitz, syn sokolnika. Henning skrywał się wówczas za krzewem i Jaspara pana na Putlitz i Wittenberge, widział całą sytuację. Jednak nie odważył się jeszcze wtedy nadwornego marszałka elektora ujawnić i pojechał stąd do Alten Wedel, gdzie ćwiczył z Brandenburgii Fryderyka I, rycerz najlepszymi sokołami. Potem pojechał na zamek brandenburski, znany od 1425 roku, Güntersberg, gdzie potrzebowano sokolnika. Na zakończenie zmarł po 1431 roku, ożeniony z bliżej opowieści Henning wyznał Brunhildzie miłość, a ona jemu. nieznaną Katarzyną. Tę radosną wiadomość oznajmiono Szymonowi Güntersbergowi. Ten jednak, gdy usłyszał o ślubie młodych, aż podskoczył na krześle. Gdy Henning skończył mówić, Szymon chwycił dzban i rozbił o stół. Odrzekł, że prośba o rękę córki musi być odrzucona i doprowadza go do rozpaczy. Nie może Brunhildy nikomu oddać, bo jest związany umową z Erazmem Wedlem. Początkowo Henning myślał, że Szymon przyrzekł ją staremu Erazmowi z Recza. Ale Szymon 10 zaprzeczył twierdząc, że chodzi o jego syna, młodego Waldemara, który przed wieloma laty został wysłany na wychowanie do Brandenburgii. Henning nie znał Waldemara Wedla osobiście, ale jego przyjaciel, Joachim Gans von Putlitz twierdził, że Waldemar poległ podczas wojny domowej z rycerzami z rodu Stachow. Henning był zdziwiony, że bliski przyjaciel Szymona Erazm Wedel tego mu nie powiedział. Ponowił prośbę o rękę Brunhildy, a ta wyraziła zgodę. Wtedy też Szymonowi powiedzieli o podróży Dytryka Quitzowa do Erazma z Recza. Szymon uważał, że ta podróż nie jest jasna, dlaczego Dytryk, przecież jego przyjaciel, chciał odwiedzić także Erazma w Reczu. Podejrzewał, że Erazm chciał przystąpić do walki z elektorem brandenburskim Fryderykiem po stronie książąt pomorskich Kazimierza V i Ottona II. Ostatecznie dochodzi do pojednania i wyrażenia zgody na ślub Brunhildy z młodym Wedlem z Mirosławca. Rankiem wszyscy ruszają do Güntersbergu, gdzie zaczęto właśnie odbudowę zamku. Po kilku dniach, spędzonych na wspieraniu prac budowlanych, Henning z żoną podążył do Frydlandu. Prawda, fikcja i legenda Analizując biografie postaci historycznych, dochodzimy do wniosku, że pisarz „czerpał pełnymi garściami” z prawdziwych wydarzeń, rozgrywających się na prawdę w latach 1408-1414. Jednak Karol May zacieśnił chronologię swej powieści na lata 1412-1413. Pisarz chciał ukazać zawikłane losy rycerstwa zamieszkującego pogranicze Nowej Marchii, Księstwa Pomorskiego i Polski, w związku z czym, trafnie wybrał czasy dla swej powieści. Okres początków XV wieku i miejsce akcji, obfitowały w burzliwe wydarzenia, tak charakterystyczne dla fabuły, którą budował w swoich powieściach ten niemiecki pisarz. Przeanalizowane dane historyczne pozwalają na stwierdzenie, że przygotowując się do pracy nad tym tomem, Karol May zapewne sięgnął do opracowań historycznych. Najprawdopodobniej miał dostęp do pracy Johannesa Voigta Die Erwerbung der Neumark, wydanej w Berlinie w 1863 roku. Autor skorzystał także z map, bo to pozwalało na tak trafne lokowanie wydarzeń w terenie. Orientował się w topografii pogranicza nowomarchijsko-pomorskiego i nie można mu odmówić znajomości i umiejętności łączenia fikcji z realiami historycznymi. Wydaje się także, że świadomie zrezygnował z pewnych wydarzeń historycznych. W pierwszej połowie XV wieku Nowa Marchia należała do Zakonu Krzyżackiego. Wedlowie, zwłaszcza Erazm z Recza, byli szczególnie mocno związani z polityką Zakonu. Początek XV wieku to także wojny polsko-krzyżackie, przegrywane przez Zakon. W wojnach tych uczestniczyli wspomniani tutaj rycerze. U Maya nie znajdziemy żadnej wzmianki na temat Krzyżaków. Ba, nie ma także nic o Polsce, z którą związani byli w XV wieku mocno panowie z Frydlandu. Było to chyba potrzebne pisarzowi, aby pokazać rycerstwo tego obszaru, jako udzielnych panów, prowadzących samodzielną politykę i samowolne walki. W rzeczywistości jednak sprawy te były bardziej zawiłe, podobnie jak granice państwowe, których K.May nie zauważa, za to widzi dokładnie granice posiadłości rodowych. K.May uległ rozwijanemu od XIX wieku poglądowi historyków niemieckich, iż burzliwe wydarzenia na pograniczu Nowej Marchii i Pomorza, były pełne wojen rodowych – walk prywatnych. Dzisiaj pogląd ten historycy, polscy zwłaszcza, zweryfikowali niemiłosiernie. Wydarzenia rozgryające się na pograniczu polsko-nnowomarchijsko- pomorskim, były ściśle powiązane z polityką i licznymi wojnami polsko-krzyżackimi w XV wieku. Ponieważ wielka wojna z Zakonem Krzyżackim zakończyła się w 1411 roku, to powieściowe wydarzenia z lat 1413-1414 przypadły tak naprawdę na okres kolejnej wojny – wojny głodowej (1414). Pisarz trafnie wybrał postacie rycerzy historycznych z pierwszego planu: Henninga Wedla z Mirosławca, Szymona Güntersberga, Janekina Stegelitza, Erazma Wedla, jak i z planu drugiego: np. Dytryka Quitzowa, Henryka Borka z Łobza, czy Wedlów z Krępcewa oraz Wedlów z Tuczna i Wałcza. Dobry wybór nie obył się bez pomyłek, bo w początkach XV wieku w Krępcewie zamek należał nie do Fryderyka i Henninga von Wedlów, ale do Hansa i Henninga Wedlów, lenników księcia szczecińskiego, o 11 których słychać dopiero w 1412 roku, gdy dokonali napadu na kupców myśliborskich. Wymieniony tutaj Fryderyk Wedel był właścicielem zamku w Drawnie. Trudno ocenić, czy do niezbyt udanych, czy do udanych zabiegów pisarskich autora, należało wyprowadzanie wniosków z nazw miejscowości w odniesieniu do wieku XV. Nazwy te powstały dużo wcześniej, bo w XIII i XIV wieku. W XV wieku nazwa miejscowości nie była dowodem na to, że nadal znajdowała się w posiadaniu rodu, który podobnie się nazywał. Oto przykłady; Karol May wymienia Wedlów z Sicka (Alten Wedel) koło Recza. Ale w XV wieku wieś należała tylko do Güntersbergów. I podobny przykład w odniesieniu do miejscowości Güntersberg, w której znajdował się powieściowy zamek Szymona Güntersberga. Nazwa ta odonosi się do dzisiejszego Nosowa, ale tutaj nie było zamku Güntersbergów. Znajdował się na pobliskim obszarze sąsiedniej Wapnicy (Rawenstein). Przypuszczam, że pisarz celowo umiejscowił zamek w Nosowie (Güntersberg), bo nazwa mu się kojarzyła z właścicielami, podobnie jak nazwa Alten Wedel z Wedlami. Mógł jednak wiedzieć z historiografii, że w pobliżu znajdował się zamek Güntersbergów w Wapnicy. Prawdopodobnie dokonał zabiegu, na jaki mogą sobie pozwolić jedynie pisarze. Mianowicie na dowolne przenoszenie zamków w terenie. Bodźcem do takiego zabiegu dla pisarza był zapewne prawdziwy przykład dotyczący nazw miejscowości i nazwiska Henninga von Wedla – „Frydlandzki” – właściciela zamku Frydlandu (Mirosławca). Stad wziął się efekt dążeń autora do uproszczenia fabuły czytelnikowi. Niestety upraszczanie spraw nazewnictwa odbiegło od realiów historycznych XV wieku. Podobny zabieg w powieści dotknął też spolszczonego nazwiska Wedlów z Mirosławca, czyli z Frydlandu. Nazwisko Frydlandzki, pojawiło się w źródłach historycznych dopiero 30 lat później. Natomiast wyprowadzenie w podobny sposób nazwiska Krepcewski (Kremzowsky) dla Wedlów z Krępcewa (Krempzow), nie znajduje w materiale historycznym już żadnego uzasadnienia. Wydaje się, że pisarz gubił się nieco w zawiłej genealogii i zasięgu własności rodu Wedlów. Literacki stryj Henninga Frydlandzkiego, czyli Hans Wedel „z Bytowa”, musiałby należeć do linii Wedlów Frydlandzkich. Nie znajduje on jednak odpowiednika w historycznych postaciach Wedlów z tej linii. Hans I z Mirosławca zmarł jeszcze przed 1368 rokiem, a Hans II żył do 1425 roku i mógł być raczej rówieśnikiem, niż stryjem Henninga. Nie ma także żadnych historycznych dowodów na to, że Wedlowie z Mirosławca posiadali Bytów koło Recza w XV wieku, ponieważ utracili to lenno w 1338 roku. Karol May odmłodził niektórych bohaterów w powieści. Sokolnik, czyli Henning von Wedel, jako młodzieniec zakochany w Brunhildzie mógłby w powieści mieć nieco ponad 20 lat. W rzeczywistości miałby lat około 35. Historyczny Henning miał już w 1415 roku dorosłego syna. A co do narzeczonej Henninga - Brunhildy von Güntersberg, nazywanej w powieści „Różyczką z Güntersbergu” - nie ma po niej w dokumentach historycznych żadnego śladu. Przypuszczam, że w poszukiwaniu inspiracji dla swej powieści, słynny pisarz Karol May, wyzyskał nie tylko źródła historyczne i opracowania historyków. Swój udział mogła mieć też legenda, zachowana w okolicach Choszczna do początków XX wieku. Opowieść wspominała, że jeden z Wedlów zakochał się kiedyś w Katarzynie Güntersberg i chciał prosić jej ojca, ale i swego wroga, „starego Güntersberga” o jej rękę. Ten jednak za nic nie chciał wyrazić zgody na taki ślub. W końcu zrozpaczona córka wyjednała zgodę na wstąpienie do klasztoru w Reczu. Zarówno Katarzynie, jak i Wedlowi pękło serce z rozpaczy. A tej samej nocy rozszalała się burza i zamek Güntersberga stanął w płomieniach, w których zginął ojciec winny nieszczęścia. W legendzie tej mamy podobne jak u Maya wątki: zauroczenie Wedla przedstawicielką rodu Güntersberg, złe relacje obu rodów, wrogie nastawienie ojca panny do Wedla i wreszcie jego zamek, który pada pastwą płomieni. Zakończenie legendy jest smutne, które na szczęście Karol May zmienił w swej powieści. Grzegorz Jacek Brzustowicz Wśród ilustracji: Okładka niemieckiego wydania powieści: K.May, Ritter und Rebellen, Karl-May-Verlag 1960. Okładka czeskiej edycji: K.May, Posledni cesty obou Quitzowu, Tom I- II, 1999. Płonący zamek starego Güntersberga. Rys. Libor Balak w czeskiej edycji książki. 12 TAGEDIA SMOLEŃSKA CZ. I: Żałoba Przed południem 10 kwietnia 2010 jechałem do Kalisza Pom. Na wysokości Prostyni zadzwonił do mnie Gerard Sopiński, zaskakując mnie stwierdzeniem, że chyba wszyscy zginęli. Kompletnie nie wiedziałem, co się stało. Zdziwiony spytałem, o co chodzi. Gerard powiedział wówczas, że samolot prezydencki rozbił się w drodze do Katynia. - Włącz radio i słuchaj – rzekł. Tak też zrobiłem. Nie miałem złudzeń i byłem pewny, że zginęli wszyscy z prezydentem Lechem Kaczyńskim włącznie. Jednak media dawały nadzieję, że ktoś przeżył. Dzień ten był obfity pod względem tzw. odkryć. Przy ładnej pogodzie znaleźliśmy w ogródku pewnych państwa starą, pięknie zachowaną macewę z XIX w., po czym przerwaliśmy dalsze kopanie, gdyż obciążenie psychiczne było zbyt duże. Wracając w Prostyni, skręciłem w leśnią drogę w lewo. Gdy zatrzymałem samochód, zobaczyłem między drzewami potężne drzewo. Tak znalazłem tzw. Lipę Skarbów. Ale to inna historia, jest o niej także legenda... Nastrój żałoby był ogromny, nawet w TV celebryci, którzy jeszcze wczoraj szydzili z Lecha Kaczyńskiego, płakali lub udawali, że płaczą. Atmosfera w regionie była wręcz fatalna, również dlatego, że dwa lata wcześniej, 23 stycznia 2008 r., wydarzył się pod pobliskim Mirosławcem wypadek samolotu transportowego CASA C-295 M w którym zginęło 20 lotników polskich, wracających drogą powietrzną z zajęć szkoleniowych. Jednak fakt, że zginął prezydent z żoną, osoby znaczące i znane w państwie, jego pierwszy garnitur wojskowy i przedstawiciele ( często bardzo młodzi) innych służb spowodował, że gros osób wybierało się do Warszawy, by oddać im hołd. Niemal jako pierwsza ruszyła delegacja Pełczyc z burmistrzem miasta, był w niej także wspomniany powyżej Gerard Sopiński. Dostałem nawet propozycję, by pojechać z nimi, jednak z przyczyn służbowych nie mogłem z jej skorzystać. Za dwa dni nadarzyła się inna bardzo korzystna okazja - wyjazd samochodem do Warszawy, gdzie 16 kwietnia miały się odbyć obchody Dnia Sapera w Katedrze Polowej WP, których nikt nie odwołał. 15 kwietnia 2010 Wyjechaliśmy 15 kwietnia rano razem z strzeżonym na ul. Hożej, na posesji, w której Romanem Buckim i Zdzisławem Walaszczykiem. mieliśmy przenocować. Po „rozgoszczeniu się” i Przeddzień kupiłem w sklepie Kolendowicza w drobnej higienie udaliśmy się na rondo Drawnie znicz. Jechaliśmy w kierunku Marszałkowska - Aleje Jerozolimskie, a stamtąd Poznania.W Zachodniopomorskiem w ogóle nie tramwajem podjechaliśmy na Nowy Świat. czuć było, że jest żałoba narodowa, podobnie w Miasto żyło swoim życiem i w zasadzie, gdyby Lubuskiem, natomiast zupełnie odmienna była nie wiedza i świadomość tragedii, nie czuć było Wielkopolska. W wioskach, małych żałobnego nastroju. Było to pozorne. Weszliśmy miasteczkach, masowo wywieszone były flagi w Nowy Świat, ruch pieszy był trochę większy od narodowe z kirem, tak było do samego Poznania. tego, jaki zwykle tu o tej porze bywał. Otwarte Tam po załatwieniu spraw skierowaliśmy się do były kawiarenki, niektórzy adorowali się Warszawy, do której przyjechaliśmy nocą. wzajemnie przy świecach i winie. Jednak w Samochód zaparkowaliśmy na podwórku pewnym momencie ten świat relaksu i spokoju 13 skończył się na straganie ze zniczami, naklejkami napisem skąd przyjechał. Harcerz gdzieś go i znaczkami, których ceny przekraczały granicę postawił, a on wtopił się w dywan ogników. Ci, przyzwoitości. Kupiliśmy znicz i poszliśmy dalej. którzy zrezygnowali z kolejki lub po prostu nie Na Krakowskim Przedmieściu Chrystus stojący wytrzymywaliby stania w niej, obserwowali Salę na cokole przy kościele / bazylice pw. św. Krzyża Kolumnową na dużym telekomie ustawionym miał na ramieniu krzyż, który dźwiga przy Pałacu Prezydenckim. W pewnym momencie zawieszoną biało-czerwoną flagę z kirem. kolejkę zatrzymano, miała być przerwa Odczytałem to, tak jakby razem z krzyżem technologiczna, lecz trwała dłużej niż dźwigał cierpienie Polski. A mój kolega uznał, że zapowiedziano, gdy ponownie kolumna ruszyła, cała zbolała Polska uczestniczy w jego cierpieniu, ktoś zauważył, że trumna prezydenta jest które razem z krzyżem niesie. Tu ludzi było zmieniona.. Cały czas dochodziły kolejne osoby, bardzo dużo, noc przebijał blask zniczy, stały w tym mimo późnej pory również zorganizowane wszędzie tam, gdzie było historyczne miejsce grupy szkolne. Przyglądając się systemowi męczeństwa, pomniki czy żałobne plakaty. Ludzie wpuszczania do pałacu, zauważyłem lukę, co jakby w poczuciu pośmiertnej równości porobili pozwoliłoby mi włączyć się do tych, co takie małe miejsca czci ze zdjęciami np. oczekiwali bezpośrednio przy pałacu. Gdybym członków załogi, funkcjonariuszy BOR, i z skorzystał z tej możliwości, czekałbym 1 lub 2 innymi, często mniej znanymi osobami. Wszędzie godziny. W tym momencie zobaczyłem kobietę tam paliły się znicze siedzieli lub stali ludzie, leżącą na wózku inwalidzkim z podłączonym głównie młodzi. Te punkty zadumy były jakby tlenem. Była w tej kolejce, która zmierzała w bastionami najważniejszego miejsca, jakim był kierunku Kolumny Zygmunta. Co według Pałac Prezydencki. Na Krakowskim Przedmieściu kalkulacji oznaczało kilkugodzinne czekanie. Ta stała wielka, wolno przesuwająca się, scena uzmysłowiła mi, że jakiekolwiek kilkunastotysięczna kolejka; ciągnęła się ona do kombinowanie, by skrócić sobie czas kolumny Zygmunta, tu zakręcała i dalej wiła się oczekiwania, byłoby niemoralne. Po krótkim by podejść ponownie pod pałac. Stali w niej różni namyśle nie zdecydowaliśmy się, by w ogóle ludzie, tę zbiorowość można było śmiało nazwać stanąć do kolejki, gdyż następnego dnia po Polską, bo w tym miejscu autentycznie południu musieliśmy wracać do Drawna, a i dzień zgromadziła się Polska. Nie były to warszawskie ten był optymalnie zaplanowany i wypełniony. eleganciki, ale zwykli ludzie z Podlasia, Śląska, Postaliśmy jeszcze przy świecach i wróciliśmy do czy jak my, z Pomorza. Stali cierpliwie, nikt siebie. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w nikogo nie poganiał i nie popychał. Nad harmonią Belwederze od 7.00 można będzie pokłonić się przemieszczania się czuwała straż miejska i cieniom ostatniego emigracyjnego prezydenta RP harcerze, oni też odbierali znicze i dokładali do Ryszarda Kaczorowskiego… tysięcy już stojących. Daliśmy im i nasz z 16 kwietnia 2010 Belweder. Już przed siódmą czekaliśmy pod Stałem w szyku razem z wyróżnionymi i w Belwederem, byliśmy w czołówce formującej się imieniu chorego chor. Jacka Szpaka z Drawna kolejki z tym, że gdy nastała ta godzina, nikogo odebrałem jako jego przełożony przyznane mu nie wpuszczono, argumentując to jakimiś wyróżnienie. To, że major odbiera dyplom w obiektywnymi problemami. Zdenerwowany imieniu chorążego, zostało zauważone. Doszło poszedłem pod gmach MON. Tam prezentowane wówczas do kurtuazyjnej wymiany zdań. Minister były zdjęcia wszystkich związanych służbowo ze wypytywał o zdrowie nieobecnego, a obok stał służbami mundurowymi, którzy zginęli w wzbudzający sympatię generał Gągor. Ten Smoleńsku. Pod każdym zdjęciem była podobna wizerunek generała potwierdza się we wiązanka kwiatów i palił się taki sam znicz. wspomnieniach wielu osób. Na tym spotkaniu byli Nikogo nie wyeksponowano. Część z nich w także : zamyślony dowódca Marynarki Wojennej różnych sytuacjach miałem okazję zobaczyć, RP. wiceadmirał/ adm. Andrzej Karweta i gen. spotkać, rozmawiać. Szefa Sztabu Generalnego, broni pil. Andrzej Błasik – dowódca Sił generała Franciszka Gągora, widziałem na Powietrznych RP któremu w gronie lotniczej spotkaniu i poczęstunku w ogrodach generalicji dopisywał humor. Ks bp. gen. dyw./ MON,wręczał wówczas razem z ministrem ON broni Tadeusza Płoskiego, katolickiego biskupa dyplomy i suweniry osobom wpisanym do polowego Wojska Polskiego spotkałem cztery Honorowej Księgi Czynów Żołnierskich MON. razy, każde z tych spotkań to oddzielna opowieść, 14 był w Drawnie w 2008 r., wtedy miałem okazję tu 15.04.2010 w czasie, gdyśmy byli w trasie, poznać również biskupiego sekretarza ks. ppłk jadąc do Warszawy. 16 .04. po południu została /płk. Jana Osińskiego też ofiarę katastrofy. Ks. przewieziona do kościoła Świętego Krzyża. Po abp. gen. bryg./dyw. dr Mirona (Mirosław czym po uroczystościach religijnych powróciła do Chodakowski) prawosławnego ordynariusza Belwederu. Wystawiona została w Sali Wojska Polskiego pierwszy raz widziałem na Pompejańskiej – w miejscu, w którym w maju Świętej Górze Grabarce podczas uroczystości 1935 r. była trumna z ciałem Marszałka Józefa Przemienienia Pańskiego. Drugim razem w Piłsudskiego. 19 kwietnia 2010 została złożona odpust św. Mikołaja w Soborze w Hajnówce, w do krypty Panteonu Wielkich Polaków w tym samym Soborze widziałem go podczas Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. W festiwalu muzyki cerkiewnej. Natknąłem się na 2012 okazało się,że w trumnie, której oddaliśmy niego także zupełnie przypadkowo, gdy cześć, leży były prezes Stowarzyszenia Rodzina zwiedzałem Sobór, jego niespodzianym Katyńska ( autor słów pieśni Rodzin Katyńskich ) pojawieniem się byłem wtedy nie mniej Tadeusz Norbert Lutoborski, a nie Ryszard zaskoczony od księży, którzy tam przebywali. W Kaczorowski, który od 27. 04. 2010 spoczywał w ogrodzie ministra Klicha abp. Miron był w grobie rodzinnym Lutoborskiej. Po identyfikacji sutannie, siedział na ławce z swoim podwładnym zwłok we Wrocławiu prezydent Kaczorowski w stopniu pułkownika. Gdy robiłem im zdjęcie, spoczął w dniu 03.11.2012 w Świątyni uśmiechnął się i pokiwał głową. Opatrzności Bożej. Wróciłem pod Belweder, stała już tam kilkusetmetrowa kolejka. Trumna z Rosji przybyła Krakowskie Przedmieście Czas naglił i spod Belwederu pojechaliśmy do mniej. Zapewne nadal świecił się tam nasz. Katedry Polowej WP. Było trochę czasu i Harcerze szybko usuwali te wypalone z poszliśmy na Krakowskie Przedmieście, tam stała minionych dni. W kolejce zauważyłem delegację niezmienna kolejka zmęczonych, lecz w szkoły z Choszczna. Na parkingu przy pomniku większości wytrwałych ludzi. Ruch był mniejszy Mickiewicza ustawione były wozy transmisyjne z jak w nocy, a i zniczy przed Pałacem wielkimi talerzami anten wielu stacji TV i Prezydenckim pozornie wydawało się, że jest radiowych. W Katedrze Polowej Gdy weszliśmy do świątyni, trwała Msza Święta pochowany został 24 kwietnia w Kwaterze żałobna w intencji dowódcy Garnizonu Warszawa Smoleńskiej na Wojskowym Cmentarzu gen. bryg./ pośm. gen. dyw. Kazimierza Powązkowskim, gdzie spoczywa wśród 28 ofiar. Gilarskiego. Jego ciało do Polski jeszcze nie W kaplicy katyńskiej, będącej miejscem przybyło. W oczy rzuciły się dwa portrety upamiętniającym 21 857 Polaków generała. Jeden z czarną wstęgą na ramie stał zamordowanych wiosną 1940 roku przez NKWD, oparty o ołtarz. Drugi mniejszy z kirem był na stały dwie trumny z symbolami kapłaństwa, stelażu z prawej strony od ołtarza, w miejscu, spowite biało- czerwonymi flagami. Złożono w gdzie zrobiono kompozycję żałobną, w której nich szczątki biskupa polowego Tadeusza centralnie na podwyższeniach spowitych Płoskiego i jego sekretarza ks. Jana Osińskiego. fioletowym materiałem postawiono zdjęcie Na trumnie biskupiej położona była czapka Biskupa Polowego, a z prawej strony nieco niżej generała broni wojsk lądowych, na który to sekretarza ks. Osińskiego. Kolor fioletowy stopień Biskup Polowy został pośmiertnie dominował, gdyż wyraża pokutę, jest symbolem awansowany 15.04. Na drugiej leżała czapka pełnego nadziei oczekiwania, kieruje myśli ku oficera lotnictwa z trzema gwiazdkami wieczności będącej wypełnieniem biskupiego sekretarza, awansowanego na chrześcijańskiej nadziei. Gdy nabożeństwo pułkownika 13.04. Trumna sekretarza postawiona dobiegło końca, dwaj chłopcy ubrani w została w katedrze 14.04. o g.19.30, czyli dzień historyczne mundury 3 Pułku Szwoleżerów szybciej niż biskupa. Czuwał przy nich posterunek Mazowieckich im. płk. Jana Kozietulskiego honorowy wystawiony przez podchorążych podeszli do portretu i po oddaniu honorów wzięli pierwszego roku WAT, uczelni, w której ks. płk. go w ręce i z powagą wynieśli z kościoła. Generał Osiński przez rok studiował ( także i mojej uczelni 15 ). Trudno mi powiedzieć czy watowcy stali tam ze 19.04.2010. Trumny na uroczystość pogrzebową względu na ks. Osińskiego, czy po prostu wystawiono na Placu Krasińskich przy Pomniku wyczerpały się reprezentacyjne możliwości Powstania Warszawskiego. przed Katedrą Polową wojska. Naprzeciw trumny biskupa Płoskiego Wojska Polskiego Po czym obaj spoczęli w klęczała pogrążona w głębokiej modlitwie, pełna krypcie Kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej bólu, starsza kobieta w żałobnej czerni. Pogrzeb zwanej Kaplicą Lotników Katedry Polowej. Biskupa Polowego i jego sekretarza odbył się Dzień Sapera Powoli Katedra Polowa wypełniała się saperami, niezwykle trudny czas, został przeniesiony na przybyła saperska generalicja, a wśród nich boczny tor, powrócił medialnie w 2018 r., generałowie Żuchowski, Lalka i Tacik. Ci dwaj otrzymał wtedy nominację generalską. Mimo że ostatni usiedli w naszej ławce, a nie z swoimi był to gest honorowy, to nominacja ta na pewno kolegami vipami. Msza Święta w intencji saperów mu się należała. Gdy po mszy św. wychodziliśmy przemieniła się faktycznie w mszę żałobną. Gen. z Katedry Polowej, stali przed nią liczni żałobnicy Lalka postawił przy ołtarzu statuetkę zrobioną z oczekujący na kolejną uroczystość żałobną. My i odłamków zebranych podczas misji pokojowych. pozostali saperzy pojechaliśmy pod pomnik Miał to być prezent dla Biskupa Polowego. W sapera na Czerniakowie. Tam nastąpiło złożenie krótkim wystąpieniu powiedział, iż wśród ofiar wieńca i zapaliliśmy znicz w intencji poległych na Smoleńska byli jego bliscy znajomi, każdego z minach saperów, w tym z 41 bsap. i nich wspominał z nieukrywanym smutkiem a ja spoczywających w Borowym Młynie wspominałem Dzień Papieski 15.10.2005 r., Był Wspomnieliśmy o nich odczytując ich nazwiska to pierwszy taki dzień po śmierci Jana Pawła II. widniejące na umieszczonych przy pomniku Byłem tu w tej katedrze na uroczystościach z imiennych tablicach pamiątkowych. Po krótkiej udziałem ks. bp. gen. Płoskiego, miałem spośród kurtuazyjnej rozmowie z gen. Żuchowskim ( zgromadzonych i zwiezionych ( z pułku zmarł w wyniku tragicznego wypadku w 2019 r.) , dowodzenia ) wiernych najwyższy stopień który zawsze żywo interesował się Bytowem, wojskowy, tj. majora. Co raczej niezbyt dobrze wróciliśmy na Plac Krasińskich. W katedrze świadczyło o tych, którzy tłumnie zapełniali trwały uroczystości pogrzebowe podsekretarza katedrę np. podczas biskupich imienin... Po stanu w MON Stanisława Jerzego wystąpieniu gen. Lalki Mszę Św. odprawił Komorowskiego , stanąłem na zewnątrz a po pełniący obowiązki biskupa polowego ks. płk wyprowadzeniu trumny zaplanowałem,że Sławomir Żarski, wówczas etatowy wikariusz pojedziemy na Pragę do prawosławnego Soboru generalny Ordynariatu Polowego WP. Po metropolitalnego Świętej Równej Apostołom wyznaczeniu nowego biskupa polowego, mimo że Marii Magdaleny, gdzie miała stać trumna abp. przeprowadził duszpasterstwo wojskowe przez Mirona. Praga Na miejscu okazało się, że trumny tu nie ma. Była w nocy z 24/25 kwietnia 2017, został w kaplicy ordynariatu prawosławnego pw. św. ekshumowany, gdyż w jego w trumnie znajdowała Bazylego Martysza na ul. Banacha. W soborze się dolna połowa ciała biskupa polowego WP panowała głęboka cisza i chłód, stały tam dwa Tadeusza Płoskiego. Niestety nie udało się ustalić, zdjęcia z żałobnym kirem - pary prezydenckiej i gdzie znajduje się druga część arcybiskupa gen. Mirona. Ponieważ był już szczyt i Chodakowskiego, jest prawdopodobne, że mogła musieliśmy w tym dniu pojechać do Drawna, a do zostać pomyłkowo spopielona. Ponowny skromny tego nikt z nas nie znał na tyle Warszawy, by bez jego pogrzeb odbył się 30 maja 2017. 15/16 ryzyka kluczenia dotrzec do Banacha, kwietnia 2010 w kolejce do Pałacu zdecydowałem, że wracamy. I prosto z Pragi Prezydenckiego stano 16 godzin. 18 kwietnia udaliśmy się na słynną krajową 10. Ks. abp gen. trumny pary prezydenckiej drogą lotniczą dyw. Miron pochowany został 19 kwietnia na opuściły Warszawę. terenie monasteru w Supraślu. Siedem lat później, Refleksje 16 Spośród ofiar smoleńskich, których znałem, był przez prof. Aleksandra Dawidowicza. Aleksander Szczygło, nim został szefem Biura Rozmawialiśmy kurtuazyjnie dosyć długo. Co do Bezpieczeństwa Narodowego, był ministrem systemu informacyjnego odnośnie tego gdzie jaka MON, ponieważ o umarłych się źle nie mówi, nie trumna jest wystawiona to, praktycznie podczas będę się na jego temat wypowiadał. W 2009 tych dni żałoby w Warszawie było duże uczestniczyłem w obchodach 65 rocznicy niedoinformowanie, o czym świadczy przypadek likwidacji getta w Łodzi, była tam obecna para abp. Mirona, czy Macieja Płażyńskiego, którego prezydencka oraz Janusz Kurtyka –prezes szukałem i mimo ,że stałem koło Domu Polonii Instytutu Pamięci Narodowej. Na posłankę Izabelę nie zorientowałem się, że jego trumna tam się Jaruga-Nowacką natknąłem się, gdy szła obok znajduje. Trzeba przyznać ,że mimo tysięcy prof. Nałęcza i Kazimierza Kutza w manifestacji przyjezdnych porządek był niemal wzorowy, a równości w Warszawie, stałem wtedy w kultura Straży Miejskiej , Policji Państwowej, kontrprotestującej grupie prawicowej, co harcerzy i wolontariuszy była wysoka. Cechowała przypłaciłem utratą mojej torby z dokumentacją ich powaga i uczynność. Nie lada osiągnięciem medyczną i osobistą. Mimo że były tam dane WP było zorganizowanie takiej ilości teleadresowe, nigdy jej nie odzyskałem. Sebastian jednakowych trumien, o tych samych Karpiniuk jako poseł przesyłał do jednostki w wyostrzonych wymogach sanitarnych. Niestety w Drawnie życzenia świąteczne. Annie okresie późniejszym ten wysiłek wynagrodzony Walentynowicz – działaczce Wolnych Związków został licznymi kontrolami i propagandowymi Zawodowych, która była współzałożycielką pomówieniami, podczas których nic z tych NSZZ „Solidarność”, zostałem przedstawiony podłości nie potwierdzono. podczas jej spotkania autorskiego w Warszawie CZ II: Wina Do napisania tej części zdecydowałem się po wybrali i ( jak wynika z notatek prasowych) zobaczeniu zdjęcia matki kpt/mjr Arkadiusza doskonale wiedzieli, w jakim jest stanie. Wniosek Protasiuka – pilota tragicznego tupolewa. Kobiety nasuwa się jeden, że analizy bezpieczeństwa nie skromnej i nie przywykłej do fleszy aparatów przeprowadzono, czyli nie spełniono wymogów fotograficznych i politycznych salonów. Niestety i rozpoznania. Tymczasem każdy dowódca jak dotąd nie do końca wysłuchanej. pododdziału wie, że rejon, do którego ma się Śledztwo toczy się latami i tak naprawdę końca przegrupować, ma być rozpoznany i jeśli nie on to jego nie widać. Co chwila pojawiają się różne ma zrobić, to takowe rozpoznanie wykonują sensacyjne nowinki, które jego zakończenia nie specjaliści zwiadowcy a dowódca otrzymuje z przyśpieszają. Odnosi się wrażenie, że trwa jakieś tego rozpoznania meldunek i podejmuje decyzje. bujanie w obłokach. Tymczasem nie rozpatruje Jeśli mimo stwierdzonego rozpoznania się podstawowej przyczyny wypadku, tj. pogody i niebezpieczeństwa zapadnie decyzja o zajęciu stanu lotniska. O ile pogoda zmienną jest, o tyle rejonu i podczas wykonywania tego zadania stanie stan lotniska, jeśli już ulega zmianom, to trwa to się coś złego, to dowódca, który takową decyzję miesiącami. Stąd pytanie dlaczego fatalne pod podjął, ponosi za to odpowiedzialność, a nie względem technicznym lotnisko pod właściciel terenu, na który przegrupowanie Smoleńskiem nie zostało rozpoznane pod kątem nastąpiło. Natomiast jeśli dowódca ze względu na bezpieczeństwa, zwłaszcza, gdy lądowały na nim istniejące ryzyko zrezygnuje z zajęcia polskie samoloty rządowe ? Zrzucanie winy za wskazanego rejonu, to zawsze ma w zanadrzu stan lotniska na Rosjan ma o tyle sens, o ile wariant zapasowy. Stąd pytanie, czy takowy dotyczy to otrzymania zezwolenia na lądowanie wariant był ustalony, czy dla tego fatalnego lotu na nim obcych samolotów nie tylko tego feralnego wyznaczono lotnisko zapasowe, czy gospodarz dnia. Ale to nie Rosjanie, tylko Polacy to lotnisko tego lotniska o tym wiedział ? Awans Kpt. Protasiuk w chwili lotu miał 36 lat , w 1997 prostu był mistrzem w swoim fachu. Sadząc po r. ukończył z wyróżnieniem dęblińską szkołę wysłudze lat, miał już ją na tyle dużą, że powinien oficerską, czyli lecąc do Smoleńska był już 13 lat zostać majorem. Ale nie był. Niestety był to okres, oficerem. Był także absolwentem politologii i kiedy runęły stare zasady awansowania zgodnie z studiów podyplomowych w WAT, ukończył wiele wysługą w danym stopniu. Awanse na oficerów w kursów specjalistycznych w zakresie pilotażu, po tym starszych wymagały odpowiedniego 17 stanowiska. Czy ktoś powiedział, jaki etat tym doskonale radę. Niestety,po kilku latach zajmował kpt. Protasiuk ? Uważam, że gdyby zasiedzenia bez awansu niesłusznie postrzegani są zajmował etat oficera młodszego, nie miałby za przez środowisko cywilne jako podpadziochy drugiego pilota oficera starszego, czyli majora. bądź nieudacznicy. Dlatego całe zastępy Sądzę więc, że miał etat oficera starszego. Jeśli się „wypłowiałych” kapitanów czekają na swoją nie mylę, lot ten był dla niego wielką szansą na szansę . Kapitan Protasiuk nie był wprawdzie majorowski awans. Stopień ten jest ważny, gdyż „wypłowiały” ale ryzyko nim zostania istniało. stanowi przeskok do korpusu oficerów starszych i Ten lot dawał mu szansę, jakiej wówczas bardzo daje małe przywileje. Obecnie ( tak też było w wielu kapitanów od lat nie miało, szansę awansu 2010 r.) kapitanowie często pełnią obowiązki, na majora w odpowiednim wieku. które ongiś wykonywali pułkownicy i dają sobie z 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego im. Obrońców Warszawy Jednostka ta wchodziła w skład Sił Powietrznych i został rozwiązany, kilku generałów zajmujących podlegała Dowództwu Sił Powietrznych. wysokie stanowiska straciło je. W odzewie Przeprowadzone w niej kontrole stwierdziły liczne społecznym nie było większych prób obrony ich uchybienia, co nie pozostało bez wpływu na dobrego imienia, choć gros osób potraktowało te późniejsze decyzje i w grudniu roku 2011 pułk kroki jako wyrok na tzw. „kozłach ofiarnych”. Sprawa meldunku Jeden z dowódców dywizji postanowił, że w Dlatego nie dziwi, że mógł być w kokpicie jednej z podległych jednostek skontroluje samolotu podczas lądowania. Uważam, że nie przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. I mają racji ci, którzy z faktu przebywania dowódcy kontrolował, a trwało to niedługo, bo zaczął od sił powietrznych w kabinie pilotów czynią zarzut najwyżej położonego pododdziału. Gdy tam nadużycia, przekroczenia kompetencji , gdyż wszedł, dowódca pododdziału zameldował mu piloci byli jego podwładnymi, a i jako ich pododdział gotowy do przeglądu. Pułkownik przełożony on za ten lot też odpowiadał. Jednak spytał dowódcę – kapitana: - Niech się obywatel istnieje druga strona medalu, z czego przełożeni kapitan zastanowi czy na pewno gotowy. Na to nie zdają sobie sprawy, jest to destrukcyjne kapitan machnął ręką i odpowiedział "niech oddziaływanie swoją osobą na podwładnych. będzie gotowy" !!.Pułkownik się uśmiechnął i tu Generalskie pagony i wysoka funkcja robią swoje. zajrzał, tam zobaczył i było wszystko pięknie aż Po prostu obecność przełożonego o silnej zobaczył gwóźdź w ścianie. Gwóźdź zaskoczył osobowości i patrzenie wręcz na ręce także kapitana, bo wisiał na nim kaseton podwładnym wykonującym trudne, wymagające propagandowy, który raptem zniknął. Rozgorzała koncentracji zadanie, może spowodować zupełne burza, która dla wszystkich oprócz pułkownika rozkojarzenie i wywołać cykl logicznych błędów. skończyła się o 22.00. Tak przez gwóźdź kadra Podobne reakcje mogą nastąpić, gdy wykonawca tej jednostki miała umilony dzień wigilijny. słyszy uszczypliwe uwagi pod swoim adresem. W Opowieść ta dowodzi, jak ważny jest w wojsku takiej sytuacji, gdy przełożony jest tuż - tuż i meldunek, gdyby kapitan zameldował kompanię funkcyjnie odpowiada za działania podwładnych, podczas przygotowania do świąt, nic by nie było. wykonujący zadanie podświadomie przerzuca Gdyby kpt. Protasiuk zameldował Prezydentowi odpowiedzialność za to, co robi, na przełożonego, RP samolot gotowy do lotu, to wziąłby za ten lot zwłaszcza, gdy ten ingeruje w sposób realizacji pełną odpowiedzialność, zrobił to jednak ktoś zadania. inny ze świadomością wagi swego meldunku. Co by było gdyby Przed szkoleniem przeprawy czołgów po dnie zbiornika, w który czołgi miały wjeżdżać, dowódca jednej ze szkolących się dywizji nakazał, stwierdził , że z powodu rdzy nie jest ono by przed przystąpieniem do zajęć sprawdzić stan sprawne. Zapoznał się z instrukcją i przepisami techniczny obiektu, na którym to szkolenie miało bezpieczeństwa obowiązującymi na tym obiekcie, być przeprowadzone. Szef szkolenia jednej z które wyraźnie zabraniały szkolenia w przypadku brygad przyjechał nad obiekt i sprawdzając wystąpienia jakichkolwiek niesprawności. Tak też sprawność urządzenie do spuszczania wody ze postąpił ów szef szkolenia. Efekt był taki, że 18 zrobił się krzyk, iż samowolnie zerwał szkolenie i utraciłby możliwość awansu. Może by w ogóle nie pojawiły się wręcz zarzuty, że po prostu bał się awansował. Siłą rzeczy to presja możliwość jego , co było nieprawdą. Zaczęto nawet z tego awansu a nie generał w kokpicie wpłynęła szefa szkolenia szydzić. Jestem przekonany, że głównie na jego decyzje. Wniosek nasuwa się podobny los czekał kpt. Protasiuka, gdyby taki, że za katastrofę w smoleńsku winny jest zrezygnował z próby siadania na tym lotnisku, awans. spotkałyby go nieprzyjemności a ponadto na lata Andrzej Szutowicz PS. Katastrofa w Smoleńsku zakończyła królowanie w polskim rozkazodawstwie słynnego polecenia; „nic mnie to nie obchodzi, do rana ma być”(powiedziane było bardziej dosadnie), które w połączeniu z słynnym powiedzeniem gen. Dąb Biernackiego : „... w d. mam pana regulaminy” ( odpowiedź padła :”a ja w głowie”) były niedostrzegalnymi przesłankami wielu niebezpieczeństw. NA ROCZNICĘ ZAKOŃCZENIA WOJNY Przechodniu zatrzymaj się przy żołnierza mogile Spoczywa w niej w ciszy, w ziemi krwią polską zroszoną Zmów modlitwę, wspomnij pełne heroizmu chwile Drogę zmagań od Oki, a na Labie skończoną Bronił Ojczyzny w tragicznym 39 Zgubiony w zimnej Tajdze nie trafił do Andersa Wyzwolił Warszawę brał Berlin w 45 Z kuricą na czapce tu leży polski zwycięzca Za wolność zesłanym, on w boju Boga niósł w sobie Pomnij tę prawdę i przekaż nowym pokoleniom Jemu też , jak innym Polska śni się w ciemnym grobie W Dzień Zwycięstwa pokłońmy się ich żołnierskim cieniom K AWALIERA 73-220 Drawno , ul. Jeziorna 2. Tel. 500 358 148. Redaguje Kolegium: Redaktor naczelny: Andrzej Szutowicz; z-ca red. nacz. Gerard Sopiński; dział sportowy: - Jerzy Wiewiórowski; BIULETYN KOŁA NR 21 STOWARZYSZENIA SAPERÓW POLSKICH W DRAWNIE dział ogólny: - Marian Twardowski , Jan Brycki; ; IZBA HISTORYCZNA ZIEMI PEŁCZYCKIEJ W PEŁCZYCACH Redakcja nie odpowiada za opinie wyrażane przez autorów artykułów. 19