YV dniu 4 września br. został poświęcony i otwarty „Dom Rybaka" w Wielkiej Wsi - Hallerowie. Zdjęcia przedstawiają: 1) Przemawiającego gen. St. Kwaśniewskiego, prezesa Żarz. Gł. LMK. 2) „Dom Rybaka" w dniu poświęcenia. 3) Ks. Biskupa Morskiego Okoniewskiego podczas celebrowania Mszy św. 4) Przedstawicieli władz, organizacyj i społeczeństwa w czasie nabożeństwa. 5) Fragment defilady batalionów Obrony Narodowej. 6) Moment przed przecięciem wstęgi u wejścia do „Domu Ry-baka“. A ORGAN LIGI MORSKIEJ I KOLONJALNEJ Nr. 10___Wgrtjgwo, poidłlernik 1938 r. Rok XV Zagadnienia ludnościowe w dyskusjach międzynarodowych Od 5 do 8 września b. r. obradowała w Warszawie Międzynarodowa Parlamentarna Konferencja Handlowa. Przy stole obrad zasiadły delegacje 21 narodów, delegacje reprezentujące sfery parlamentarne poszczególnych państw. Odbywające się w gmachu Sejmu polskiego prace konferencji skupiły się w 4 komisjach, mianowicie transportowej, emigracji zamorskiej, handlowej i rolniczej. Z tematów poruszonych podczas obrad zatrzy-mać się należy na interesującym nas problemie emigracyjnym oraz surowcowym, oba bowiem te zagadnienia znalazły swe odbicie w ożywionej dyskusji na komisji emigracji zamorskiej i zostały należycie oświetlone przez delegację polską. Jest rzeczą zrozumiałą, że w czasie omówienia tego zagadnienia uwaga słuchaczy skupiła się przede wszystkim na enuncjacjach przedstawicieli tych mocarstw, które najbardziej są powołane do zaradzenia bolączkom państw przeludnionych, które rozporządzają największymi obszarami, nadającymi się do zagospodarowania i eksploatacji — mianowicie W. Brytanii i Francji. Cóż nam powiedzieli delegaci tych mocarstw? Przedstawiciel Anglii pułkownik Wickham rozwinął tezę, że zatrzymanie prądów emigracyjnych przypisać należy naturalnej ewolucji ekonomicznej państw, a nie zarządzeniom politycznym rządów. Jego zdaniem, jedynie powrót do liberalizmu ekonomicznego, powrót do nieskrępowanych obrotów międzynarodowych — pozwoliłby na wznowienie ruchów migracyjnych i uzyskanie równowagi ludnościowej w świecie. Delegat brytyjski stwierdzał, że rząd angielski nie jest w mocy narzucać swym posiadłościom kontyngentów emigracyjnych, i podkreślił, że właśnie skutkiem presji na kolonię amerykańską było swego czasu wyemancypowanie się Stanów Zjednoczonych. Jak z powyższego widać, wynurzenia brytyjskiego . delegata nie robiły zbytnich nadziei na otworzenie Imperium Brytyjskiego, obejmującego V4 globu ziemskiego, dla nadwyżek ludnościowych państw przeludnionych. Jest to tym dziwniejsze, że nie tak dawno, bo w lipcu r. b. dyskusja w Izbie Lordów parlamentu angielskiego ujawniła zupełnie odmienne nastroje. Oto sięgnijmy do debaty w Izbie Lordów w dn. 20 liipca r. b. Na posiedzeniu tym dyskutowano z odcieniem wielkiej troski nie nad czym innym, jak nad grożącym Imperium Brytyjskiemu wyludnieniem. Wówczas to podsekretarz stanu dla dominiów Deyonshire ujawnił, że dlatego, aby ludność Imperium nie zmniejszała się, urodzenia winny wynieść 19 1/2 na 1.000, gdy tymczasem osiągają obecnie tylko 15 na 1.000 w Anglii 1 nieco więcej w dominiach. Przy czym ludność angielska ma tendencję do koncentrowania się w Anglii, nie emigrując do posiadłości. Gdy jeszcze w 1913 r. — 285 tys. Anglików wyemigrowało do dominiów i tylko 61 tys. imigrowało do Anglii, w 1937 r. obraz ten zupełnie się odwrócił: 26 tys. zaledwie powędrowało na ziemie Imperium, zaś znacznie więcej bo 34 tys. imigrowało do Anglii. A zatem z ujawnionego przez przedstawiciela rządu brytyjskiego stanu rzeczy wynika, że Anglicy nie chcą opuszczać swych wysp i zaludniać dominiów. Przyznane na cele emigracyjne znaczne kredyty zostały wyzyskane w minimalnym tylko odsetku. Podsekretarz stanu Devonshire zwrócił również uwagę, jak niechętnym okiem patrzą inne narody na Anglię, która nie wyzyskuje swych posiadłości, nie udostępnia ich innym, :i stwierdził, że nie prowadzi to do ułożenia się dobrych i pokojowych stosunków międzynarodowych, głównie z narodami, które odczuwają brak ziemi. W dyskusji, która się wówczas wywiązała, wypowiedzieli się liczni przedstawiciele parlamentu. Nakład 210.000 Cena pojedynczego numeru zł 1,20 Q U prawa powrotu Śląska Cieszyńskiego do Rzeczypospolitej Polskiej poruszyła do głębi uczucia i wolę Narodu Polskiego. W całym kraju odbywają się żywiołowe manifestacje, wyrażające żądanie powrotu Śląska Cieszyńskiego do Macierzy. W wystąpieniach tych bierze wybitny udział Liga Morska i Kolonialna, zrzeszająca 830.000 obywateli. Na wiecach i manifestacjach uchwalane są rezolucje, świadczące niezbicie o całkowitej zgodności Narodu, gdy idzie o rzeczy ważne i wielkie. Do Zarządu Głównego napływają setki depesz, odzwierciedlających nastroje i postawę członków naszej organizacji wobec przełomowych chwil, jakie Europa obecnie przeżywa. Naród i Rząd Polski uznał, że nadszedł czas, kiedy krzywda wyrządzona Polsce w chwilach dla niej najcięższych musi być naprawiona — Śląsk zaolzański musi być Polsce zwrócony! Oto lord Snęli zajął stanowisko przychylne wobec ewentualnego dopuszczenia do dominiów imigrantów obcych, naprzykład Żydów, lord Sto-nehayen przypomniał swym kolegom, że raz na zawsze winni porzucić myśl zaludnienia rozległych dominiów nadwyżkami ludności Imperium. Lord Barnby zwrócił uwagę, że ciągły napływ imigrantów do Ameryki Północnej powoduje znamienny wzrost dobrobytu narodowego. Lord Elibank wypowiedział się bez zastrzeżeń za wpuszczeniem osadników obcych, co jedynie może pobudzić rozwój gospodarczy dominiów. Lecz nie tylko na powyższym posiedzeniu Izby Lordów zadokumentowane zostały potrzeby imi-gracyjne Imperium Brytyjskiego. Miało to miejsce również i w debatach tejże Izby ,z okazji konferencji w Evian, w dniu 27 lipca b. r. Między innymi lord Chichester opowiedział się wówczas za wzmocnieniem ludności anglo-saskiej przez imigrację innych narodowości, naprzykład uchodźców z Austrii lub Niemiec. Podkreślił on, że imigracja obca miała doniosły wpływ na rozwój rolnictwa, przemysłu i i innych gałęzi gospodarstwa angielskiego. Zdaniem lorda Chichester dopuszczenie imigracji osadników pochodzenia europejskiego do dominiów odbije się bardzo korzystnie na ich rozwoju. Wreszcie lord Samuel podkreślił, że imigracja nie powiększa bezrobocia, lecz je łagodzi. Przedstawiona tu opinia parlamentu brytyjskiego jest chyba wystarczającym dowodem konieczności przełamania barier restrykcyjnych dla emigrantów, szkoda więc, że na omawianej konferencji delegaci W. Brytanii nie zrobili kroku naprzód i nie wysunęli sugestyj praktycznego rozwiązania sprawy tak koniecznego „doludnienia“ Imperium. Reprezentanci drugiego wielkiego mocarstwa kolonialnego — Francji, przezornie nie wypowiedzieli się na konferencji w sprawie emigracji zamorskiej, obrazując jedynie stan imigracji do metropolii francuskiej. Wiadomą jest jednak powszechnie rzeczą, że stan ludności Francji maleje. Któreż więc mocarstwo kolonialne, jeśli nie Francja, drugie co do wielkości po brytyjskim — miałoby więcej do powiedzenia w sprawie ułatwień imigraeyjnych, w sprawie zaludnienia bezludnych przestrzeni? Niestety i z tej strony żadne projekty nie .zostały wysunięte. Tak znaczne forum nadawało się do przedstawienia bolączek Polski. Stanowisko i potrzeby nasze wypowiedział senator Iwanowski. Zobrazował tak przykre zahamowanie naszej emigracji wobec przeludnienia kraju, wskazał na dążenie do uprzemysłowienia, lecz równocześnie na brak koniecznych kapitałów oraz surowców jako niezbędnych składników mającego wchłonąć nagromadzone ręce robocze przemysłu. Przecież już trzy lata minęły od chwili, gdy sir Samuel Hoare podniósł sprawę sprawiedliwego dostępu do surowców, a dotychczas brak praktycznego rozwiązania tego zagadnienia. I delegat polski tłumaczył zebranym, że genezą polskiej idei kolonialnej, tak nierozerwalnie związanej z problemem surowcowym, nie są dążenia imperialistyczne, wygórowane ambicje o pokroju wszechświatowym, lecz konieczność jak najszybszego rozwiązania problemu demograficznego, zapewnienia pracy nowym generacjom. Przedstawicie! Polski stwierdził przy tym, iż dla rozwiązania problemów populacyjnych niezbędna jest ścisła współpraca wszystkich narodów w skali światowej przy pomocy kapitału światowego, dla dobra nie tylko krajów przeludnionych, ale i krajów o rzadkim zaludnieniu. Pragnienie realnych rozwiązań w sprawie populacyjnej, mianowicie drogą zatrudnienia w przemyśle nadwyżek ludnościowych, skłoniło jednego z delegatów polskich, posła Sapiehę, do wysunięcia wniosku, aby część Afryki oddana została do dyspozycji krajów europejskich, jako kondominium, co umożliwiłoby zaopatrywanie się w surowce niezbędne dla rozwoju ośrodków przemysłowych. Aczkolwiek przedstawiciel brytyjski uznał pro- * 2 pozycję tę za przedwczesną, co zreszią łatwe było do przewidzenia — zaproponował jednak powołanie do życia stałej komisji emigracyjnej przy Radzie Generalnej Międzynarodowej Konferencji Handlowej, która by rozpatrywała tego rodzaju wnioski. Ożywiona dyskusja nad problemem emigracji zamorskiej, widoczna dla każdego konieczność je] ułatwienia — skłoniła zebranych do przyjęcia rezolucji, stwarzającej nowe możliwości zastanowienia się nad obecnym stanem rzeczy. Rezolucja przyjęta przez plenarne zebranie głosi, że konferencja z uwagi na to, iż „studia przeprowadzone dotychczas w celu skutecznego rozwiązania sprawy emigracji doprowadzały do rozważań raczej teoretycznych, 1) postanawia wpisać zagadnienie emigracyjne na porządek dzienny najbliższych obrad konferencji, polecając zbadanie sposobu uzgodnienia praw i interesów państw emigracyjnych z interesami krajów, które mogłyby z pożytkiem przyjąć emigrantów, w ten sposób, aby rezultaty tych obrad mogły być wzięte pod uwagę w przyszłych układach dwustronnych i wielostronnych, 2) postanawia prosić Radę Generalną o powierzenie prac nad tym zagadnieniem stałej Komisji14. Ten krótki zarys prac Międzynarodowej Parlamentarnej Konferencji Handlowej narzuca pytanie, co nam ona przyniosła w zakresie interesujących nas zagadnień emigracyjno-surowcowych? Odpowiedź nie może być pocieszająca. Efektywnie konferencja nic nam nie dała, jedynie umożliwiła zapoznanie się przedstawicieli wielu narodów z naszymi potrzebami w dyskutowanym zakresie. Uwidoczniła przy tym, że rozwikłanie przeludnie- nia drogą czy to emigracji czy to dostępu do surowców — może się odbyć tylko przez ułatwienia i koncesje ze strony mocarstw posiadających zarówno ogromne przestrzenie, czekające na zaludnienie, jak i obszerne niewyzyiskane tereny bogate w surowce. Jeśli omawiana konferencja była kroplą, która obok innych przyczyni się do uświadomienia mocarstw kolonialnych o konieczności współpracy i ułatwień w skali międzynarodowej — uznać ją należy za pożyteczną. Przyszłość pokaże, czy nowy organ badań, jakim będzie stała komisja emigracyjna, potrafi wykrzesać jakieś myśli twórcze i przyczynić się do realnych rozwiązań. Tymczasem rzeczywistość każe snuć smutne refleksje. Nie bez słuszności w dyskusji podniesione zostało zdanie wypowiedziane w pracy „Popuilation Problems44 przez Amerykanina Warren S. Thompsona. Czytamy tam mianowicie, że należy zwrócić uwagę na. nacisk ludnościowy uwydatniający się w kilku ośrodkach świata, i że „jeśli nie będzie on złagodzony przez cesję obszarów wolnych lub niedostatecznie zużytkowanych przez mocarstwa, które je posiadają, wówczas wojna jest nieunikniona44. Istotnie dynamizm ludnościowy jest jak wezbrana rzeka, której żadne siły opanować nie mogą, skoro nie ujarzmi się jej i nie puści zawczasu właściwym korytem. Pragnieniem społeczeństwa polskiego jest, aby rozwiązanie zagadnienia populacyjnego odbyło się przy współpracy międzynarodowej. K. JEZIORAŃSKI Krajobraz parański 3 W ubiegłym miesiącu odbył się w Hadze doroczny kongres Unii Międzyparlamentarnej, który obradował nad najbardziej aktualnymi problemami międzynarodowymi. Unia Międzyparlamentarna, jak wskazuje sama nazwa, jest organizacją jednoczącą w sobie parlamentarzystów — czynnych lub byłych całego świata (nieobecni byli tylko Niemcy), wśród których jest bardzo wielu obecnych lub byłych ministrów, premierów, polityków — i stąd też uchwały Unii nabierają specjalnego znaczenia, są bowiem uchwałami tych ludzi, którzy kierują, względnie mają duży wpływ ma politykę poszczególnych państw. Z ramienia Polski w konferencji haskiej uczestniczyła delegacja pod przewodnictwem wicemarszałka isenatu prof. Makowskiego. Do delegacji należał też członek Rady Unii i przewodniczący jej komisji politycznej i organizacyjnej — ib. wicemarszałek Sejmu, dyr. Jan Dębski. — Na zjeździe haskim wygłoszono szereg referatów z różnych dziedzin życia gospodarczego i politycznego świata. Ze spraw ekonomicznych, najbardziej interesujących 'z naszego punktu widzenia, na uwagę zasługuje—mówił nam dyr. Dębski—referat Holendra p. Serrarensa na temat udziału poszczególnych państw świata w eksploatacji bogactw kolonialnych. Zresztą Unia Międzyparlamentarna już po raz drugi zajmuje się tą sprawą. W roku ubiegłym na zjeździe paryskim debatowano nad tą sprawą na podstawie referatu dyr. Dębskiego o surowcach. — Na podkreślenie zasługuje — mówi dyr. Dębski — że mimo, iż zjazd odbywał się w okresie bardzo silnego napięcia politycznego w świecie, a szczególnie w Europie, mimo że uwaga wszystkich przybyłych do Hagi parlamentarzystów musiała być skoncentrowana na aktualnych wydarzeniach, mimo że nasłuchiwano pilnie wieści z Paryża, Londynu, Berlina, Pragi — to jednak problem kolonialny wywołał bardzo duże zainteresowanie, czego dowodem może być chociażby to, że po referacie p. Serrarensa zabierało głos w dyskusji 16 mówców i że dyskusja była miejscami nawet gwałtowna. W pewnym stopniu i myśmy się przyczynili — stwierdza dyr. Dębski — do ożywienia tej dyskusji, wnosząc realne i wyraźne propozycje rozwiązań oraz jasno określając dążenia a nawet żądania Polski w sprawach kolonialnych. — Jakież były tezy referatu i jakie stanowisko zajęli rep r e-zentainci państw kolonialnych? — Oczywiście, jak to było do przewidzenia, starali się oni udowodnić: 1) że kolonie to raczej kosztowna i deficytowa dla metropolii impreza, 2) że kolonie przedstawiają małą wartość jako źródło surowców, i wreszcie 3) że kolonie nie mogą być terenem masowej emigracji i nie przedstawiają przeto pod tym względem wartości dla państw przeludnionych. — Któż bronił interesów Polski w dyskusji? —• Głos zabierał poseł Choiński-Dzieduszycki, który mówił o przeludnieniu polskiej wsi i ja. Nawet przemawiałem dwukrotnie. Muszę stwierdzić, że tezy te bez większego trudu mogłem obalić, względnie osłabić, wykazując na podstawie sprawozdań i cyfr publikowanych przez państwa kolonialne — 4 jak wielkie korzyści finansowo-gospodarcze przynoszą kolonie metropolii. Dyr. Dębski zagląda do notatek i cytuje: — Dla ilustracji powtórzę przykład, który wziąłem ze sprawozdania parlamentu jednego z najmniejszych państw kolonialnych, Belgii. Przytoczyłem słowa sprawozdawcy budżetu kolonialnego tego państwa, który stwierdził, że Kongo przynosi Belgii pół miliarda franków rocznie w postaci dywidend, dobrze płatne stanowiska dla 10.000 Belgów, dalej — surowce wartości półtora miliarda franków rocznie (nabywane nie za obce dewizy, lecz za własną walutę), wreszcie, że ta sama kolonia Kongo nabywa w Belgii towarów za przeszło 300 milionów franków rocznie, że stanowi główne oparcie dla rozbudowy marynarki handlowej belgijskiej itd. Od siebie dodałem jeszcze, że Kongo przynosi Belgii dewizy, względnie złoto za surowce, sprzedawane z tej kolonii innym państwom. Tak wyglądają korzyści, jakie przynosi jedna z mniejszych kolonij, doskonale gospodarowano przez dzielnych Belgów, a cóż dopiero mówić o koloniach francuskich, angielskich i innych. Wystarczy stwierdzić, że Anglia przywiozła ze swych kolonij w 1936 roku 38% całego swego importu, a 49% swego wywozu skierowała do kolonij. Z satysfakcją stwierdzam, że szereg mówców przyznał mi, że nie jest dobrą taktyką ze strony państw posiadających kolonie obrona status quo polegająca w głównej mierze na pomniejszaniu .znaczenia i wartości kolonij. Również teza druga o rzekomej małej wartości kolonij, jako źródła surowców, mogła być obalona na podstawie danych statystycznych, które stwierdzają, że eksploatacja bogactw kolonialnych stale wykazuje wzrost zarówno w zakresie surowców przemysłowych jak i konsumcyjnych. Typowym przykładem tych dwóch rodzajów surowców jest np. miedź, kauczuk, rośliny oleiste, owoce kolonialne itd. Zresztą trzeba sobie jeszcze uprzytomnić, że pojęcie wartości danej kolonii jest zawsze pojęciem względnym; to co może mieć olbrzymią wartość dla państwa pozbawionego surowców i nie posiadającego kolonij, może przedstawiać małą wartość dla państwa, które ma rozległe obszary oraz rozliczne i różnorodne kolonie, nie eksploatowane choćby z tego względu, że dany surowiec posiada gdzieindziej i eksploatuje go taniej. Wreszcie teza trzecia, że kolonie nie będą terenem masowej emigracji i nie przyczynią się do rozwiązania trudności demograficznych państw przeludnionych—była tezą wynikającą z nieporozumienia. Przecież dlatego Polska interesuje się problemem kolonialnym, że chce w przyszłości uniknąć masowej emigracji i mieć możność zatrudnienia swych obywateli we własnym kraju, we własnym przemyśle, któremu właśnie potrzebne są surowce kolonialne i kolonialne rynki zbytu. Zbiór kakao na Wyspach Antylskich 5 £50 — Charakterystyczną jest rzeczą, — objaśnia dalej dyr. Dębski :— to, że np. referent p. Serrarens, poświęcając część swego referatu Polsce, przypisał Lidze Morskiej i Kolonialnej rozbudzenie w społeczeństwie polskim zainteresowań dla spraw kolonialnych, co było oparciem dla rządu polskiego w jego wystąpieniach na terenie wewnętrznym i międzynarodowym. P. Serrarens popełnił jednak dwa błędy: stwierdził mianowicie, że LMK, żądając kolonij dla Polski, wysuwa przede wszystkim momenty prestiżowe, mówiąc zaś o naszym przeludnieniu, powiedział, że przeludnienie to spowodowane jest przede wszystkim dużym przyrostem naturalnym ludności żydowskiej. Oświadczyłem na to, że jakkolwiek naród polski posiada poczucie swej siły i roli, jaką odgrywa na pograniczu wschodu i zachodu Europy — to jednak nie względy prestiżowe decydują o naszych dążeniach kolonialnych. Nasz przyrost ludnościowy, w którym — trzeba tu nadmienić — przewagę posiada ludność chrześcijańska, wykazał, iż wśród wielkich państw Europy stoimy na pierwszym miejscu. Jeśli bowiem obliczymy procentowo przyrost naturalny, to widzimy, że w okresie ostatnich lat piętnastu liczba mieszkańców w Polsce wzrosła o 27%, w Niemczech 0 13,5%, w Italii o 13,4 %, w Anglii o 7%, we Eran-cji o 1%. To jest wymowa cyfr, z którą wszyscy odpowiedzialni za przyszłość kraju muszą się liczyć i która każe nam przewidywać, że za lat dwadzieścia będziemy państwem 45-milionowym. Właśnie ten nasz przyrost i te przewidywania decydują o coraz czynniejszym zainteresowaniu Polski sprawami kolonialno-surowcowymi. Ponieważ była poruszona sprawa ludności żydowskiej, skorzystałem z tego, by i na tym zjeździe uzasadnić konieczność i potrzebę emigracji Żydów z Polski, dla których państwa posiadające rozległe tereny 1 kolonie muszą zrobić miejsce. Podkreśliłem również, że zainteresowania kolonialne, których rozbudzenie przypisał referent naszej Lidze Morskiej i Kolonialnej, nie są społeczeństwu obce ani nowe. Przecież czwarta część narodu polskiego żyje poza granicami kraju, w większych i mniejszych skupiskach. Chociaż nie jesteśmy imperium kolonialnym, to jednak jesteśmy od dawna narodem kolonizatorów, liczącym w dodatku tysiące zasłużonych odkrywców, badaczy, ba, nawet żołnierzy i zdobywców kolonialnych. Pozwoliłem sobie przypomnieć p. referentowi, który jest Holendrem, że na czele wojskowej wyprawy ho- 6 lendorskiej kompanii tzw. zachodnio-iindyjskiej do Brazylii stał w XVII wieku jako generał i admirał królewski Krzysztof Arciszewski. W sprawach kolonialnych i kolonizatorskich nie jesteśmy przeto nowicjuszami, którzy wyciągają ręce po dobro i ziemie zdobyte i uprawiane cudzymi rękami. W świadomości całej Polski panuje stąd przekonanie, że czas już, by Polacy przestali pracować tylko na pożytek i cudza chwalę. Po długiej i gorącej dyskusji, podczas której, w wystąpieniach bardzo śmiałych i ostrych, sekundowali natn członkowie delegacji włoskiej, przyjęto bardzo ogólnikową rezolucję, domagającą się od prac komitetu surowcowego Ligi Narodów wyników realnych i praktycznych. Rezolucja wypowiada się dalej za stworzeniem takich warunków, które by ułatwiły państwom nie posiadającym kolonij — eksploatację bogactw kolonialnych, za równością ekonomiczną wszystkich państw w koloniach, oraz za szerokim dopuszczeniem obywateli państw, nie posiadających kolonij, do pracy w koloniach. — A w i ę c — wtrącamy uwagę — r ó w-n i e ż Unia Międzyparlamentarna uchwala rezolucje ogólnikowe podobnie jak Liga Narodó w? — Rezolucja ta — odpowiada dyr. Dębski — oczywiście nas nie zadowoliła. Na komisji uchwalono uprzednio nasz wniosek, zmierzający do tego, aby państwa nie posiadające kolonij, jak np. Polska, jako państwo, mogła uzyskać taką koncesję w koloniach, która by nam pozwoliła na eksploatację koncesji za pomocą własnego pieniądza i własnego aparatu administracyjno-robotniczego. Wniosek ten jednak upadł na plenum Unii. Nie ukrywam, że nieprzychylne stanowisko większości Unii wobec tego wniosku podyktowane było względami tak-tyczno-politycznymi — nie tyle skierowanymi w naszą stronę, ile pod adresem nieobecnych... Reasumując — kończy dyr. Dębski -- muszę podkreślić, że waga i aktualność problemu kolonial-no-surowcowego na terenie międzynarodowym nie słabnie. Przecież szereg bardzo poważnych organi-zacyj o charakterze międzynarodowym od kilku lat omawia sprawy kolonialne. Na wszystkich tych zjazdach jesteśmy obecni. W dyskusjach zdobyliśmy już sobie pozycję „strony44, którą traktuje się coraz poważniej, z którą trzeba się liczyć w przewidywaniu przyszłych rozstrzygnięć. Wywiad przeprowadził Admirał Krzysztof Arciszewski K. BOBAK ostatnio prowadzonych rozważaniach I międzynarodowych nad problemem •■'fisurowcowym został wyraźnie podkreślony fakt niedostatecznego wy- łl , korzystania gospodarczego większo- ści terytoriów kolonialnych. Olbrzymie przestrzenie ziemi urodzajnej i ukryte w niej bogactwa naturalne czekają cierpliwie na pionierską inicjatywę białego. W szczególności zainteresowanie opinii publicznej kieruje się ku koloniom (w ścisłym tego słowa znaczeniu) kontynentu afrykańskiego. Są one słusznie uważane za istotną podstawę przyszłego rozwoju stosunków gospodarczych między Europą a Afryką. Niektóre z krajów Europy, zaliczonych do kategorii „ubogich w surowce, a zamożnych w siłę ludz-ką“, widzą jeden z koniecznych elementów osiągnięcia u siebie równowagi gospodarczej we wzmożeniu właśnie z Afryką stosunków handlowych, w podjęciu na tym terenie uzupełniającej produkcji rolnej i w jej eksploatacji surowcowej, a więc w pozyskaniu tu nowych rynków zbytu dla artykułów przetwórczych i w zdobyciu bezpośrednich źródeł surowcowych. Pojmowana w rozumieniu gospodarczym waloryzacja terytoriów kolonialnych w Afryce nie dokona się wyłącznie przy pomocy kapitałów krajów zamożnych. W procesie tym odegrać musi decydującą rolę pionierski, o wysokim poziomie kwalifikacyjnym, czynnik ludzki. Wykorzystanie gospodarcze dziewiczych terytoriów* kolonialnych zarysowuje się w trzech zwią- zanych ze sobą działach przedsiębiorczości kolonialnej: w handlu, eksploatacji surowców i w produkcji kultur zwrotnikowych. W niektórych przypadkach, w zależności od warunków klimatycznych, z ekspansją gospodarczą będzie się łączyło w pewnym stopniu zagadnienie planowego osadnictwa w koloniach. Zanim jednak terytoria kolonialne mogą sic stać przedmiotem europejskiej penetracji gospodarczej, muszą być tu przeprowadzone wstępne prace inwestycyjne, jak budowa dróg, portów, uspławnienie rzek, oczyszczenie terenów dziewiczych, przygotowanie robót irygacyjnych, budowa osiedli itp. Nasuwa się pytanie — kto ma finansować te początkowe i bezpośrednio nie produkcyjne inwestycje? W każdym razie na pewno ani nie kompanie handlu zagranicznego, ani zainteresowana produkcją kopalnianą tzw. inicjatywa prywatna. Jeżeli jednak waloryzacja obszarów kolonialnych nie ma być czczym frazesem, obowiązek sfinansowania tych zasadniczych inwestycyj będzie obciążał w pierwszym ,rzędzie budżet metropolii, a więc kraju, sprawującego władzę suwerenną nad kolonią. Z uwagi na taniość robocizny tubylczej, ogólne inwestycje w koloniach wymagałyby stosunkowo poważnych, lecz bynajmniej nie olbrzymich kapitałów. Punkt ciężkości przy podjęciu robót publicznych w koloniach leżałby raczej w umiejętnym rozwiązaniu organizacji tubylczej siły roboczej. Waloryzacja terytoriów kolonialnych, przygotowanych do penetracji gospodarczej białego, jak już 7 wspomniano, dokonywać się będzie .poprzez organizację handlu, eksploatację surowców i wreszcie produkcję kultur tropikalnych. Oceniając ziemię, jako najwyższe bogactwo naturalne, zaspakajające potrzeby człowieka, logiczne i słuszne będzie stwierdzenie, że waloryzacja terytoriów kolonialnych jest nie do pomyślenia bez wykorzystania w całej pełni urodzajnej ziemi w koloniach, dostarczającej zarówno surowców konsumeyjnych, jak i przemysłowych. Trudnym zadaniem stanie się wówczas rozwiązanie zagadnienia produkcji rolnej w koloniach, które ma podwójny charakter: uprawy rolnej przez ludność tubylczą oraz planowej produkcji kultur tropikalnych w ramach gospodarki białego. W dzisiejszym układzie stosunków w koloniach pozycja ludności tubylczej w dziedzinie produkcji rolnej jest korzystniejsza od pozycji białego. Głoszona jest teza negatywna, że gospodarka rolna białego w* koloniach nie może być opłacalna. Rezultatem tej mało zachęcającej tezy jest fakt wyjątkowo niskiej wydajności rolnictwa tropikalnego w Afryce. Fakt ten został wyzyskany, jako powierzchowny i subiektywny dowód, w celu stwierdzenia, że kolonie afrykańskie nie odgrywają prawie żadnej roli w światowej produkcji surowców. Jeżeli tak jest w istocie, to tylko ze względu na trudną pozycję białego, w jakiej znajduje się pionier akcji gospodarczej w koloniach. . Właściciel farmy -plantator ma rzeczywiście przed sobą przeszkody prawie nie do zwalczenia. W usunięciu zaś tych przeszkód nikt się nie kwapi mu pomóc. Klimat, nie pozwalający białemu na wykonywanie pracy fizycznej; niski poziom kwalifikacyjny tubylczej siły roboczej, jakkolwiek taniej, lecz trudnej do zorganizowania w ramach gospodarki białego; żywiołowe klęski, przede wszystkim w postaci całej masy szkodników, niszczących nieraz w ciągu krótkiego okresu czasu plon kilkuletniej pracy; specyficzne cechy gleby w koloniach; — oto trudności, które nie zachęcają białego do obliczonej na dłuższą metę gospodarki rolnej w koloniach. Plantacje kawy, kakao, bawełny, ryżu, rycynusu, kauczuku ftp., skalkulowane według klasycznych reguł rentowności, okazują się często w praktyce przedsięwzięciami chybionymi, pochłaniającymi czas, zdrowie i kapitał białego, a nie dającymi — prócz doświadczeń—żadnych materialnych korzyści. Przeszkodą jednak najistotniejszą w pracy białego pioniera rolnictwa tropikalnego jest brak organizacji i kredytu, przeznaczonego na cele rolnictwa kolonialnego. Brak ten tłumaczy się charakterystycznym dla większości statutów kolonialnych faktem niewłaściwego unormowania w stosunku do białego prawa własności w zakresie posiadania ziemi w koloniach. Gwinea — punkt skupu orzechów ziemnych 8 rraca przy zbiorze bawełny W koloniach nie zostało wprowadzone najprymitywniejsze choćby prawo hipoteczne. Użytkowanie ziemi przez białego opiera sie przeważnie na prawie koncesji. Koncesja jednak każdej chwili może być cofnięta. W tych warunkach udzielanie kredytu, który nie ma zabezpieczenia hipotecznego jest sprzeczne z zasadami bankowymi. Analogiczne przeszkody nasuwają się w związku z asekuracją. Gospodarka rolna białego nie może być poddana w koloniach ubezpieczeniu przed wypadkami. Jednocześnie gospodarka ta wymaga nakładli kapitału w ciągu dłuższego okresu czasu. Dochodowość z plantacji daje się uzyskać dopiero po wielu latach od podjęcia gospodarki. Czy w tej sytuacji inicjatywa prywatna może być skłonna do aktywnej działalności na wielką skalę? Wydaje się, że tylko przy dostatecznym poparciu finansowym ,ze strony państwa. Z analizy całokształtu zagadnień, związanych z waloryzacją gospodarczą obszarów .kolonialnych w Afryce, można wyprowadzić kilka zasadniczych wniosków, a mianowicie: 1. Metropolia w stosunkach ze swą 'kolonią ma zdecydowaną przewagę gospodarczą nad krajem, nie sprawującym suwerennej władzy w kolonii; przewagi tej nie zdoła wyrównać nawet zasada „drzwi otwartych14. 2. W przedsiębiorczości kolonialnej, mającej na celu wykorzystanie urodzajnych obszarów ziemi i jej bogactw naturalnych, istotą zagadnienia jest rozwiązanie problemu rolnictwa kolonialnego, a więc uznanie prawa władania ziemią przez białego, wprbwadzenie instytucji hipoteki, zorganizowanie kredytu rolnego, asekuracji itp. 3. Inwestycje o charakterze robót publicznych mogą być sfinansowane tylko z budżetu metropolii. Penetracja gospodarcza ze strony inicjatywy prywatnej winna znaleźć odpowiednie warunki, umożliwiające prowadzenie racjonalnej i planowej gospodarki rolnej w koloniach. Inicjatywa ta musi być poparta finansowo z funduszów publiczno - prawnych. 4. Waloryzacją terytoriów kolonialnych zainteresowane są w pierwszym rzędzie kraje, potrzebujące niezbędnych dla swego rozwoju ekonomicznego surowców, a jednocześnie rozporządzające elementem ludzkim, zdolnym do pionierskiej pracy gospodarczej w koloniach. Penetracja gospodarcza może nastąpić tylko w kierunku takiego terytorium kolonialnego, na którym wspomniane kraje będą sprawowały władzę suwerenną. 5. Minimalnym warunkiem penetracji gospodarczej kraju zainteresowanego do kolonii afrykańskiej, w której władzę suwerenną sprawuje obca temu krajowi metropolia, jest możliwość uzyskania obok całego szeregu uprawnień również i wolnego obiegu waluty kraju, zainteresowanego penetracją. Warunek ten może być osiągnięty w dwustronnym układzie. Taki stan prawny będzie iniat charakter sui generis coimperium gospodarczego. Wreszcie wniosek końcowy: 6. Stan dzisiejszego posiadania kolonialnego, jako słusznie zakwestionowany, winien być poddany rewizji i zmianom odpowiednio do potrzeb gospodarczych krajów zainteresowanych. Nowy podział stanu posiadania kolonialnego nie będzie wynikiem dążeń imperialistycznych, lecz konsekwencją potrzeby osiągnięcia minimalnej choćby równowagi w ni i ę d z y n a rod owych s t o su nk a e h gospoda r c zy cli. HUBERT SUKIENNICK1 W-przew. Wydz. Kolonialnego LMK Owoce i liście krzewu kawowego 9 Legendą staje się już dziś (idyma - wieś; akordem mocy Polski odrodzonej tętni Gdynia-,port, Gdynia-miasto. Zimny, porywisty wiatr bałtycki, co ongiś pomykał opłotkami wioszczyny, mierzwił strzechy rybackich Checz, dziś łamie się o bloki wielopiętrowych kamienic, gwiżdże w plątaninie potężnych żelaznych konstrukcyj portowych dźwigów... I tylko jak dawniej, ,smętnie zawodzi w igliwiu sosen helskich... Ale i tam się wiele zmieniło. Oto gdy nadejdzie czas lata, przychodzi fala ludzkiego przyboju, prze-liczna gromada młodzieży, dorosłych i dzieci, ludzi z głębi lądu, z całego polskiego zaplecza, by radować się morzem, powietrzem i słońcem, by czerpać zeń siłę i radość. Psuje to ustalony od wieków tryb życia Kaszubów, ale pożytki nowe daje. Zmienił się stary, morzem chłostany Hel. Wyrosły wzdłuż całej jego długiej kosy domy, wille i pensjonaty, rozrosły się dawne, od strony zatoki przystanie, bujniej tętnić poczęło życie. Miast dawnych rybackich łodzi, dziś kutry motorowe aż pod Bornholm i dalej chodzące, przywożą do domu obfity plon. Wiele zmieniło się na polskim brzegu — tylko checze rybackie zostały na wybrzeżu te isarne, te same troski — o połów, o wiatry pomyślne, o tych, co na morzu... Gdy przyjdą krótkie dni i zimne, wietrzne noce jesieni i zimy, pusto i smutno na poibrzeżu... świa- tełka pełgają w oknach checz, pogwarki długie jak nić tkądzieli się snują... czas się dłuży... Ale oto ci, od których tu latem rojno i gwarno, „letnioki z całej Polści44 w Lidze Morskiej i Kolonialnej zrzeszeni, pomyśleli o tych długich wieczorach jesieni i zimy, o potrzebach i troskach Kaszubów, 0 konieczności bliskiej lekarskiej opieki, o oświacie 1 zabawie, umysł poszerzającej, serce radującej — i złożyli ludności rybackiej wybrzeża dar hojny i szczodrobliwy, całym sercem dany: „Dom Ryba-ka“ im. Gen. G. Orlicz-Dreszera. Dnia 4 września 1938 roku ten akt się dokonał. Nawet niebo jesienne przepiękną pogodą mu błogosławiło. Było to wielkie święto dla ludności polskiego pobrzeża. Toteż tłumny był jej udział. Kto żyw, śpieszył na uroczystość. Prężnym czworobokiem stanęły bataliony Obrony Narodowej; wewnątrz niego zasiedli na ustawionych rzędami krzesłach i ławach przedstawiciele Władz, Marynarki Wojennej, Ligi Morskiej i Kolonialnej, delegacje miast i organizacyj i tłum rybackiej ludności. A na tarasie lśniącego w słońcu bielą ścian domu rozpoczęła się msza święta. Celebrował ją i „Dorn Rybaka*4 święcił J. E. Ksiądz Biskup Morski Okoniewski. Po nabożeństwie przemówił prezes organizacji, która dOim ten ufundowała, gen. St. Kwaśniewski. W swoim pięknym przemówieniu stwierdził, że 10 „Dotn Rybaka" ma być twierdzą i zbrojownią polskości na wybrzeżu, że o Kaszubach to śpiewamy „Nad Wisłą czuwa straż!" Tu, u ujścia Wisły, tia Pomorzu polskość musi się najmocniej utwierdzić i dlatego to Oddział Stołeczny LMK wystąpił z inicjatywą budowy na wybrzeżu „Domu Rybaka44. Inicjatywa ta poparta finansowo przez Zarząd Główny przy życzliwej współpracy budowniczych, a i miejscowej ludności, dała w rezultacie dzieło piękne i pożyteczne. O roli „Domu Rybaka" mówił generał Kwaśniewski : „Dom pomyślany jest tak, by znalazł w nim polski rybak i każdy Kaszub zarówno pomoc dla ducha jak i dla ciała, zarówno pomoc kulturalno-oświatową, jak i pomoc zdrowotną. Na przyziemiu zatem będzie ośrodek pomocy lekarskiej, na pierwszym piętrze ośrodek świetlicowy. Piętro drugie — ze swym pięknym tarasem i dalekim widokiem na pełne morze, na port Władysławowo — ma być dostępne dla letników i ma przynosić piętru pierwszemu i przyziemiu pewne korzyści materialne44. Dalej mówił generał o roli i zadaniach polskiego rybołówstwa i o wielkiej wadze, jaką do tych spraw przywiązuje Rząd oraz społeczeństwo, w szeregach Ligi Morskiej ,i Kolonialnej zorganizowane. Z .kolei wygłosili przemówienia: wójt gminy Strzelno p. Szukalski oraz —• imieniem ludności wybrzeża — rybak, p. Dawid Pieper z Jastarni, który mówił; „Możemy zapewnić Was, Panowie, że my rybacy potrafimy ostać Polakami tak, jak do dziś nimi jesteśmy, możemy Was zapewnić, że jak przyjdzie do obrony polskości wybrzeża, żaden z nas polskich rybaków nadmorskich nie pożałuje swego życia ani krwi. Dlatego też każdy objaw troski naszego Rządu czy też organizacji o polskiego rybaka spotykamy z wielkim entuzjazmem i uznaniem. Dziś, przy poświęceniu „Domu Rybaka44, który ma być ostoją i odpoczynkiem polskiego rybaka po trudach dalekich podróży morskich, musimy przyjąć z wielkim uznaniem i gorącym podziękowaniem budowniczym i inicjatorom tego domu, Lidze Morskiej i Kolonialnej44. Po przemówieniach nastąpiło otwarcie Domu, którego dokonał wojewoda pomorski Raczkiewicz, podnosząc przy tym z uznaniem inicjatywę Ligi Morskiej i Kolonialnej. Na zakończenie oficjalnej części uroczystości odbyła się przed władzami i zgromadzoną publicznością defilada batalionów Morskiej Brygady Obrony Narodowej. Po defiladzie zwiedzano nowootwarty Dom, w godzinach zaś popołudniowych odbyły się popisy chórów rybackich i kaszubskich grup regionalnych. Wieczorem dom opustoszał. Wiatr tylko szeleścił flagami i sieciami, które dla ozdoby rozpięto. Ale odtąd co ranka otwierać się będą gościnnie podwoje domu. Rozbrzmiewać w nim będą pieśni, radio głosić będzie wieści ze świata, szeleścić w nim będą odwracane karty ksiąg i czasopism — szeleścić będą słowa starych pomorskich rybaków, co tu na pogwarkę przybywać będą, by dzielić wspólnie troski, radości, obawy, by wspólnie z rozwagą i namysłem snuć plany, gdzie sieci zarzucać, jakie kutry nabywać, dokąd na połowy wyruszać, A nieraz, powagą nabrzmiałe, padać będą ważkie słowa, jak tu trwać, jak wrogiemu naporowi się oprzeć, jak braciom zza miedzy granicznej pomóc. Nic z nimi nie dzieli — ni mowa, ni obyczaj, ni wiara — a łączą morze i wspólny trud rybacki. Dnia 4 września otwarto „Dorn Rybaka44; — odtąd promienieć będzie polskością i pracą, tętnić w nim będzie życie. Biegną ku niemu najlepsze życzenia tych wszystkich, którzy morze i pracę na nim rozumieją, miłują i cenią. B. M. Na uroczystość otwarcia Domu Rybaka licznie przybyła ludność wybrzeża 11 S k a r t e I i z o w a n e morze Wszystkim, którzy interesują się sprawami transportu morskiego, znane są międzynarodowe porozumienia tzw. konferencje żeglugowe. Mają one rn. in. na celu regulowanie morskich stawek frachtowych, utrzymywanie tych stawek na poziomie dochodowości lub przynajmniej opłacalności, zwalczanie konkurencji linii żeglugowych i statków nie należących do konferencji tzw. outsiderów *) itp. Krótko mówiąc, są to organizacje regulujące ceny usług morskich, stworzone przez armatorów i działające w interesie armatorów. Odpowiednikiem tych orgamizacyj wśród przedsiębiorstw, operujących na lądzie są kartele, stąd „Skartelizowane morze". Tylko gdy kartele o charakterze międzynarodowym są stosunkowo nieliczne, to konferencje żeglugowe są z reguły międzynarodowe, co zresztą wynika z charakteru i zasięgu ich pracy w dziedzinie transportu morskiego. W miarę, jak sytuacja na rynku frachtowym staje się z punktu widzenia interesów armatorów mniej korzystna, rola konferencyj żeglugowych rośnie i obejmuje ostatnio już nie tylko linie regularne na określonych szlakach, lecz i żeglugę nieregularną tzw. tramping. W tym ostatnim zakresie, wobec nader zróżniczkowanych i rozdrobnionych interesów oraz środków transportowych, organizacje te napotykają w (swojej pracy na liczne trudności, których jak dotąd nie udało się skutecznie rozwiązać, poza transportami produktów naftowych. Natomiast konferencje regularnych linii żeglugowych pracują na wielu najważniejszych szlakach morskich już od dawna i to bardzo skutecznie, mając do swojej dyspozycji egzekutywę wobec ewentualnych uchybień skonferowanych armatorów. Polityka tych organizacyj jest jednak różnie oceniana przez załadowców w różnych krajach, dla których ustalone stawki frachtowe wydają się często zbyt wysokie, lub nie dość sprawiedliwie zróżniczkowane w odniesieniu do poszczególnych towarów lub portów załadowania, względnie wyładowania. Zresztą jest tutaj istotnie dużo miejsca na krytykę, gdyż taryfa morskich stawek frachtowych z natury rzeczy nie jest i nie może być, wobec olbrzymiego często zasięgu działania, dużej różnorodności towarów pod względem objętości, wagi, opakowania, wartości itp., tak zróżniczkowana i wyspecyfikowana, jak to ma miejsce na przykład przy taryfach kolejowych. Konferencje żeglugowe mają i swoich gorących zwolenników i obrońców, którzy upatrują w nich ostoję ładu i porządku na szlakach morskich, zapewniającą nie tylko racjonalną pracę i współpracę przedsiębiorstw żeglugowych — rozwój linii regularnych, rozwój i modernizację floty handlowej w ogóle, lecz i rozwój obrotów handlowych, dzięki pewnym, stałym i ciągle usprawniającym się połączeniom okrętowym. Jednym z najgłośniejszych obrońców racji bytu *) czyt. autsajder tzn. pozostający z boku, na zewnątrz. 12 konferencyj, konieczności popierania i współpracy w ramach tych iostytucyj jest prof. dr Paul Schulz-Kiesow, który w tym duchu napisał w r. ub. całą rozprawę p. t. „Ereie Seeschiffahrt oder Konfe-renzen?“ Praca ta znalazła szerokie echo w fachowych sferach międzynarodowych, a i w Polsce była omawiana na łamach wydawnictw Instytutu Bałtyckiego w Gdyni przez Naczelnika Wydziału Żeglugowego mgra T. Ocioszyńskiego („Jantar" nr 1/1938). W Niemczech, gdzie praca Schulz-Kiesowa została wydana, wyczuwało się jej oddziaływanie na oficjalne Lsfery administracji morskiej, które w różnych enuncjacjach publicznych w ciągu roku 1937 i w początkach roku bieżącego dawały wyraz, zgodnie z tezami wymienionego ekonomisty, konieczności współpracy międzynarodowej w zakresie transportów morskich. W tym duchu wypowiedzieli się -rn. in. sekretarz stanu p. Koenig, radca stanu p. Essberger. Ten ostatni uwypuklił znaczenie konferencyj w następujących punktach (patrz „Hansa" Nr. 10 z dnia 5. III. 1938 r.): 1) Celem konferencyj jest neutralizowanie ciągłej walki osłabiającej obie strony (armatorów i załadowców) ; 2) w każdej konferencji istnieje możność nadawania pewnego kierunku, reprezentowania i obrony interesów gospodarczych Niemiec, poprzez udział i wpływy wybitniejszych osobistości, a zatem: 3) niezbędna jest solidarność załadowców i armatorów w walce o udział i wpływy przedstawicieli niemieckich w konferencjach, bowiem zadaniem żeglugi niemieckiej jest „obrona, rozwój i wzmocnienie swojego stanowiska w wolnej grze sił", w oparciu o solidarną postawę życia gospodarczego. Tak ujęta sprawa popierania współpracy międzynarodowej nie sprzeciwia się w istocie panującej w Niemczech doktrynie nazistowskiej, która w odniesieniu do życia gospodarczego zmierza do całkowitej samowystarczalności we wszystkich przejawach tego życia. Z wymienionych e.nuncja-cyj wynika wyraźnie, że współpraca żeglugowa winna być wykorzystana w kierunku rozwoju własnej bandery oraz obrotów handlowych. Istotnie żegluga niemiecka rozwija się bardzo szybko i okoliczność tę, według opinii wymienionego prof. Schulz-Kiesowa, oraz innych ekonomistów niemieckich, zawdzięcza m. in. dobroczynnym wpływom zgodnej współpracy międzynarodowej, a więc konferencjom. Niemiecka marynarka handlowa ciągnie zbyt duże korzyści z obsługi obrotów międzynarodowych, by można było ryzykować zakłócenie do tych cz aso we j współpracy. Niezależnie od stanowiska czynników oficjalnych i, przynajmniej na pozór, wbrew temu stanowisku, prowadzona jest w Niemczech akcja propagandowa, zmierzająca do miekorzystania ze statków obcych i do zerwania współpracy z jedną z konferencyj żeglugowych, Wyrażeni tej akcji, jest m. in. ulotka wydana i rozesłana wśród załadowców przez Związek Rozwoju Gospodarki Narodowej .pjt. „Das Kartelierite Meer", (drukowanej w Der „Wirtschaftsnachrichten des Rundes fur National wirtschaft“ Nr. 1 z dnia .1 stycznia 1938 r.). W ulotce tej wymieniony Związek występuje przeciwko polityce frachtowej Konferencji Wsehodnio-Azjatyckiej, a że jest tam mowa i o naszych portach, przeto przytaczamy poniżej w miarę możności dosłowne tłumaczenie niektórych ustępów: „...Istnieją dowody, że zagraniczne kierownictwo i uczestnicy Konferencji (Wschodnio - Azjatyckiej) nie są skłonni brać pod uwagę interesów eksportu niemieckiego... Nie mówimy już wcale o dzisiejszym niemożliwym podziale (kwot, kontyngentów) interesów frachtowych i pasażerskich i nie mówimy również 0 tym, co znaczy, gdy Konferencja uznaje za bazowe pewne porty północne i pomniejsza w ten sposób zaplecze Hamburga. Pomijamy również okoliczność, że Konferencja posiada oczywiście prawo wglądu w nasze najtajniejsze stosunki z zagranicą 1 w najtajniejsze dokumenty handlowe. Nie można jednak bagatelizować niebezpiecznej możliwości, że w ten sposób będzie działało przeciwko nam s z pi ego s t wo go sp o d a rc z e ... Jedno niestety nie może ulegać dyskusji, że postanowienia Konferencji Wschodnio - Azjatyckiej miały w rezultacie na celu ochronę interesów angielskich na Wschodzie"... Następnie podniesiono zarzut, że Anglicy wykorzystują swoje stanowisko w konferencji w celu przejmowania zamówień, że obniżają frachty na to- wary ich interesujące, kosztem wyznaczania wyższych frachtów na wysokowartościowe towary, w obrocie których zainteresowani są Niemcy. Niezależnie od tych zarzutów natury faktycznej, podniesiono szereg zastrzeżeń natury formalnej, że aparat konferencyjny jest zbyt zbiurokratyzowany, że załatwienie spraw trwa zbyt długo, a tymczasem „m orze nie da is i ę z b i u r o k raty z o w a ć“, że jest anachronizmem, by niemieccy armatorzy i eksporterzy mieli tracić czas w przedpokojach w Londynie itp. Jak z powyższego widzimy, wytoczono przeciw Konferencji Wschodnio-Azjatyckiej działa wielkiego kalibru. Rzecz zrozumiała, że mniej więcej podobne zarzuty można podnieść przeciwko wszystkim innym konferencjom „kartelizującym" morze. Tej akcji przeciwstawia się prof. dr Paul Schulz-Kiesow w broszurze p.t. „Das Kartelierte Meer, eto neuer Beitrag zur Frage freie Seeschif-fahrt oder Konferenzen?" (przyczynek do zagadnienia wolna żegluga czy konferencje?), w której powołując się często na wyżej wymienioną swoją rozprawę, odpiera podniesione zarzuty, podkreśla pozytywną rolę konferencyj i konsekwentnie wypowiada się za dalszą współpracą w ramach tych instytucyj. Co do zarzutu, że Konferencja Wschodnio-Azja-tyckia uznała „p e w n e porty północne za bazowe" p r z e iz co z mnie j s z y-ła zaplecze Hamburga Schulz-Kiesow oświadcza: „Konferencja Wschodnio -Az j a-tycka nie jest tym pierwszym kartelem żeglugowym, który uznał Gdynię 13 za port bazowy. Polska już dawno uzyskała uznanie Gdyni, względnie Gdańska za porty bazowe przez różne konferencje:! wcale nie najpierw w obrocie wschod-nio-azjatyckim. Jeżeli chodzi o uznawanie portów za bazowe, to w ogólności wszystkie narody są traktowane odpowiednio do istotnych stosunków (obsługi zamorskich obrotów). Z reguły żaden kraj nie posiada więcej, jak dwa porty bazowe, którymi są u nas (w Niemczech) Hamburg i Brema". Możemy stwierdzić, że oświadczenie to jest słuszne, a w szczególności, że uznanie Gdyni-Gdań-ska, tego dwójportu polskiego za bazowy i to przez konferencje żeglugowe, w których Polska nie zawsze posiada bezpośredni głos wobec szczupłości tonażu polskiego, a zatem i braku udziału przedstawicieli polskich armatorów i interesów w wielu konferencjach, było powodowane względami na potrzeby obsługi zamorskich obrotów, których rozwój leży w obopólnym interesie wchodzących w grę krajów oraz linii żeglugowych obsługujących te kraje. Gdynia i Gdańsk są istotnie jedynymi portami na Bałtyku uznanymi od niedawna w szeregu rela-cyj za bazowe, to znaczy, że towary wywożone i przywożone opłacają na pewnych liniach dalekobieżnych fracht taki, jak do Hamburga, Bremy, Rotterdamu, Antwerpii, Londynu, Kopenhagi itp., ale osiągnięcie to nie może być przypisywane zakulisowym wpływom, lecz rzetelnym wysiłkom polskiej pracy na morzu — skierowaniu naszych obrotów przez porty polskie i odpowiedniej rozbudowie tych portów. Dzięki temu stały się one największymi portami na Bałtyku, z istnieniem i obsługą których musi się liczyć zarówno pojedynczy armator, jak i organizacje armatorów. ku ujmowania dyspozycji obrotów zamorskich pod względem handlowym w ogóle i transportowym w szczególności, w kierunku nie rozpraszania tych obrotów, co można osiągnąć przez dopasowywanie załadunku towarów do istniejących już warunków' komunikacji morskiej, w kierunku dalszego ilościowego i jakościowego rozwoju obrotów portów polskich przez rozwój gospodarczy zaplecza, potanienie i udoskonalenie komunikacji śródlądowej tego zaplecza z portami itd. Najwięcej jednak uwagi należy poświęcić dalszemu rozwojowi własnej bandery, której bezpośredni udział w obsłudze obrotów morsk ch jest jedynym skutecznym środkiem oddziaływania ńa całokształt spraw i interesów w tym zakresie. Musimy ciągle mieć na uwadze okoliczność, że w sprawach gospodarczych coraz częściej przewijają s'ę motywy pozagospodarcze z wyraźnym pogwałceniem pięknej zasady, że „trzeba żyć ; pozwolić żyć", toteż i pod względem obsługi naszych obrotów morskich musimy wzmacniać nasze siły. Dotyczy to nie tylko wymiany kierowanej na linie regularne, lecz w pierwszym rzędzie zaniedbanego u nas dotychczas obrotu masowego, którego obsługa winna się stać zasadniczym bodźcem w rozwoju własnej bandery. Nie można zapominać, że jak już wspomnieliśmy na wstępie, czynione są próby w kierunku skartelizowania obsługi transportów masowych. Dotyczy to również i transportów na Bałtyku, przy decydowaniu o których musimy być obecni. Tutaj zasięg i rozmiary naszych interesów są tak poważne i tak dla nas żywotne, że byłoby największą lekkomyślnością pozostawić je na opiece choćby najżyczliwszych dostawców usług— w interesach handlowych mimo sentymentów. Toteż w tym zakresie zarzut podniesiony przez niemiecki „Związek Gospodarki Narodowej" przeciwko konferencjom winien zaostrzyć czujność aktywność naszych sfer gospodarczych w kierun- Poglądową lekcję mamy świeżo w pamięci w dziedzinie eksportu węgla do krajów Ameryki Łacińskiej. Wprowadzenie obowiązku dodatkowego ubezpieczenia węgla polskiego i statków uniemożliwia praktycznie ten eksport w niektórych porach roku. Fragment portu w Hamburgu Lekcja ta winna być dla nas przestrogą, że znikomy udział własnego tonażu w obsłudze zamorskich obrotów stanowi poważne niebezpieczeństwo już nie tylko dla rozwoju, ale i dla utrzymania tych obrotów. Bandera narodowa zapewnia wielostronne korzyści, w ocenie tych korzyści na pierwszym miejscu winna figurować nie łatwa do ujęcia liczbowego, ale bardzo ważka pozycja: niepodległość gospodarcza. J. KOROLKIEWICZ 14 A W pierwszym półroczu r.b. przyrost tonażu naszej narodowej floty handlowej wyniósł 3.204 t. r. b., przy czym przybyły tylko dwa statki morskie „Oksywie" i „Ropięć tańca! A tu muzyczka jak na dwa-czwartym różne „kawałki" gra nie na żarty; jest co zjeść, wypić, raz własne grosze, tak się zabawić można, że proszę! Ludzki wspak czwarty szumi i brzęczy, damy są strojne w kolorów tęczy, wszyscy starają się rozweselić jedni się kręcą na karuzeli, drugich huśtawka unosi w górę, inni chcąc rozwiać myśli ponure łykają sobie miętóiwikę z pieprzem na dobre zdrowie, na czasy lepsze, potem gość taki, trochę zawiany ze swoją damą puszcza się w tany, a tu mu krzyczą z każdego kąta: „usuń się z drogi raz-trzecia-ipiąta!‘‘ A to cli, frajdaI A to cl heca!!! Walczyk na trąbce słodko podnieca... przy tej okazji może się zdarzyć, że los tam parkę jakąś skojarzy! Dobra jest taka wesoła cała! I ja byńi na nią chętkę, pójść miała, lecz sięj przyznaję, bo jestem szczera, że... nią znalazłam jeszcze „frajera"! ,, Jon ona" 30. REBUS (Zad. konk. 12) Z podanego na końcu działu rebusu należy odczytać radosny, sentencjonalny dwuwiersz. „Kleks" • Za rozwiązanie podanych zadań Redakcja „Morza" przeznacza 6 wartościowych nagród książkowych. Rozwiązania — zgodnie z warunkami Konkursu Autorskiego • (vide Nr. Nr. 6 i 7 „Morza")—należy nadsyłać do Redakcji „Morza" w terminie do 1 listopada b, r. z dopiskiem: Rozrywki Umysłowe". ROZWIĄZANIA „MORZE" Nr. 8 — SIERPIEŃ 1938 r. 22. ELIM1NATKA (zadanie konkursowe 4) Wyrazy ellminałki: Nte — lecz — umila, kuter, Jazon, tem, cór, faza, lot, grot, jama. Klucz: fluktuacja. Rozwiązanie zasadnicze: „Niezmierzone mórz ogromy". 23. SZARADA (zadanie konkursowe 5) „OPALENIZNA" 24. REBUS WIROWY (zadanie konkursowe 6) — DZIK (dzi-k) — TOMASZ — CZĘŚCI „ET" — EMU — WÓŁ — CIELE u „RO" — co na „gładko" daje: „Kto ma szczęście — temu wół cielę urodzi". Na ogół zadania wszystkie „rozgryzione'* zostały dość pomyślnie. Większe kłopoty mieli Sympatycy z „Bliminatką". Oto co pisze jeden z „poległych": Kto ma szczęście, temu wół cielę urodzł", lecz, niestety, los mię często za nos wodzi. Ot choć teraz: na urlopie dwa tygodnie już na plaży siedzę sobie dość wygodnie... Wokół morze, łodzie, strojów pstrokacizna, pań przepięknych brążowa „opalenizna", ja zaś, obserwując tylko fal igranie, smutnie szukam synonimu falowania... Nie pomogło: „zaburzenie" ni „wibracja", termin minął — pozostała — rezygnacja..." I napisał to., prawie 100% rdzenny Kaszub! Ach, ta fluktuacja! Różnie też było z rebusem wirowym, którego treścią jeat przecież „znane" i dowcipne przysłowie. Wół częstokroć zamiast, cieięcielm —• „bół" bykiem, a nawet kro-wą(!), a cietlę jagnięciem(!). Drobiazg! Wszystkie zadania z Nr. 8 (na ogólną ilość 92 nadesłanych) — rozwiązało 72 osoby; po 2 — 18 i po 1 — 2 osoby. W rezultacie nagrody książkowe otrzymują pp.: 1. CHRONOWSKA Zdzisława — Zielonka k. Warszawy, Szkolna 23. 2. ZALEWSKA Maria — Warszawa 9, dom kolejowy Nr. 26. 3. LANGE Zygmunt —• Anin k. Warszawy. 4 MARKIEWICZ Idzi — Drohobycz, Mickiewicza 31. 5. CZABAN Anatol — Warszawa, Wrze-sińska 2 m. 37. 6. JASSEK iRudolf — Janów Podlaski, pow. Biała Podlaska, Państw. Zakł. Chowu Koni. Nagrody niebawem przesyłamy przez pocztę; prosimy o potwierdzenie odbioru. SPROSTOWANIE W zad. Nr. 25 („ślimacznica") opuszczono w 2-im wierszu wyraz „litery", nie podano godła ,,Yo-Yo“, autora zad. Nr. 27 i opuszczono omówienie w szaradzie gwiazdki-odnośnika: *) „niebieskich". wti. PRENUMERATA „MORZA rocznie 12 złotych, półroczni* 6 złotych 1 kwartalni* 3 złote Adres Redakcji i Administracji: Warszawo, Widok 10. Telefony: Redakcji 533-90, Administracji 699-66, P.K. O. Konto Nr. 367 Rękopisów nadesłanych Redakcja nie zwraca Wyd: LIGA MORSKA I KOLONIALNA Redaktor : JANUSZ LEWANDOWSKI Opłatę pocztową uiszczono ryczałtem Druk i ilustracje wykonane W Zakładach Graficznych Dom Prasy, S. A., Warszawa Ś ■ Rzwój typów statków mor-ich można zaobserwować naj-lepiej u narodów ściśle zwią-zanych z morzem. Do takich państw należy Dania. Wiek XVI stał się początkiem rozkwitu floty duńskiej, której potęga, mimo wojen ze Szwecją, przetrwała do początków XIX stulecia, kiedy w walkach z Anglią poniosła Dania klęskę, która zadała poważny cios jej potędze morskiej. Po pewnym czasie flota duńska znów zaczęła się od-odbudowywać. W r. 1866 stworzono Zjednoczone Tow. Okrętowe w r. 1897 Towarzystwo Wschodnie, które obecnie współpracuje z Linią Gdynia—Ameryka. Równo-cześnie udoskonalono port kopenhaski i powstała sieć portów na duńskich wybrzeżach. Dzięki wielkiemu do-świadczeniu w budowie portów, firmy duńskie zaczęły budować porty i za granicą. (Firma Hojdgaard § Schuitz współpracowała przy budowie portu w Gdyni i Wła-dysławowie). Obecnie Dania szuka nie —- jak w okresie wojen — władzy nad sąsiadami, lecz współpracy z nimi. W tej współpracy tętni cała dawna siła i rozmach twór-narodu duńskiego. Flota duńska przeszła fazy budownictwa okrętów urządzeń portowych od prymitywnych do najnowocześniejszych : 1) Okręt wikingów. 2) Największy most Europie — jeden z tych, którymi mają być połą-one wszystkie części Danii. 3) Okręt duński wyrusza na eki Wschód. 4) Prom międzymiastowy ułatwiający ko-nikację między Danią a Szwecją. 5) Jeden z doków w Kopenhadze.