W dniu 10 lutego, w rocznicę odzyskania przez Pols* dostępu do morza, Marynarka Wojenna tradycyjnie ol1 chodzi swoje święto. Na wszystkich Okrętach Rzeczypospolitej karnie sptf żq się granatowe szeregi marynarzy, prezentujących bf*1' przed biało-czerwoną banderą. Na naszych zdjęciach — fragmenty z życia Maryna!*1 Wojennej. ORGAN LIGI MORSKIEJ I KOLONJALNEJ Nr. 2 Warszawa, luty 1937 r. ___________Rok XIII 10 LUTEGO Nakład 150.000 Cena pajedyńczega numeru zł. 1.20 Lat przybywa, znaczą się ich przesunięcia kolejnymi liczbami, które często zasłaniają przeszłość. Rok 1920^ dzień 10 miesiąca lutego pozostanie wiekopomną datą, od której liczyć się będzie historia drugiej Rzeczpospolitej, państwa morskiego. Historia ta ma zaledwie lat siedemnaście. Krótki to okres, gdy wspominamy wieki naszych dawnych dziejów nad Bałtykiem, zapisanych zmiennymi wydarzeniami, które o sile lub niemocy narodu stanowiły. Odmieniała się kolej losów nad Bałtykiem i nad ziemią przymorską na przestrzeni długich wieków, odmieniła się dnia 10 lutego, na korzyść naszą gdy królewski znak Piastowy załopotał ponownie nad Zatoką Pucką. I stał się dzień 10 lutego 1920 roku dniem odnowienia ślubów wieczystych, bo z wieków sławnej przeszłości i klęsk sromotnych wynieśliśmy roku tego ślubowanie, że już nigdy, przenigdy nie damy wydrzeć sobie ojcowizny nadbałtyckiej, że już nigdy, przenigdy nie zaniedbamy pracy na morzu. Siedemnasta rocznica morskich dziejów drugiej Rzeczpospolitej odmienna jest od niedawnych, kolejnych rocznic, tak jeszcze bliskich. Pomorzu, wybrzeżu, Gdańskowi, później projektowanej, powstającej Gdyni—poświęcaliśmy myśli, troski, pragnienia nasze. Dzisiaj, po' latach siedemnastu, choć nie opuszczamy przybrzeżnych podstaw naszego morskiego władania, choć skrzętnie obliczamy dorobek, czy zaniedbania na wybrzeżu i Pomorzu — czynem, pragnieniami, śmiałymi dążeniami daleko już jesteśmy od naszych brzegów na Bałtyku. Jesteśmy już na morzu, na dalekich morzach i oceanach, pod własną narodową banderą dobijamy do portów świata całego. Już poczyna przenikać nas ambicja i wola narodu morskiego, któremu ciasno w granicach lądowych i dla którego cały świat stać musi otworem. Odbijamy już od rodzimych brzegów, z nich moc i natchnienie czynu czerpiąc, płynąć Pragniemy, płynąć śmiało, dalej i dalej... Jesteśmy już na morzu, na oceanach, gdy przed wiekami, choć sięgaliśmy „od morza do tnorza‘\ nie było nas na morzu, a handel oddawaliśmy w pacht obcym. Przecież to tylko siedemnaście lat, a już Płynąć chcemy pod własną banderą do polskich kolonii. Pływać ha morzu — to znaczy walczyć i pracować, w walce i pracy odmierzać szlaki wodne, docierać do dalekich lądów, zdobywać prawa kup- ca, plantatora, osadnika, szerzyć kulturę i wpływy polskie na całym świecie. Nie jesteśmy państwem światowym, ale rośnie w nas świadomość i wola, by z narodu, którego miliony żyją na całym świecie, stać się państwem światowym. To już siedemnaście lat — przez ten czas inne narody morskie idą naprzód, a nam ciągle jeszcze czas bieży na odrabianiu dawnych zaległości morskich. Płyniemy, ale nie rozwinęliśmy wszystkich, a naw^et części potrzebnych żagli. Jeszcze zbyt małe grono Polaków stawia sobie, jako cel, jako ambicję wielką życia — stać się ludźmi morza, kupcami. Jeszcze daleka droga, pełna niebezpieczeństw, przeciwności czeka nas, zanim dopłyniemy wszyscy do wytkniętego celu. Ale już odbiliśmy od brzegu... ♦ * * 10 lutego jest świętem Marynarki Wojennej.* Wielki Żołnierz i Wychowawca Narodu dzień ten obrał na święto najmłodszej armii polskiej, by z pokolenia w pokolenie utrwaliło się to przekonanie, że dostęp do morza odzyskany utrzymać, wolną drogę morską zapewnić — może tylko siła zbrojna na morzu. Składając w dniu tym naszej Marynarce Wojennej najlepsze życzenia, pamiętajmy, że naszym, Ligi Morskiej i Kolonialnej, zadaniem jest nieustępliwa praca propagandowa i ofiarność na rzecz Obrony Morskiej na rzecz Funduszu Obrony Morskiej. Pływające fortece, forty, pływające pancerne bronie, pływające „lekkie znaki“ ataku i obrony— lodzie podwodne, torpedowce, kontrtorpedowce — muszą nam być tak bliskie i tak wrośnięte w przeświadczenia nasze o obronie Polski, jak bliskie są nam armia lądowa, lotnictwo i ich narzędzia walk1. ♦ j}t Rocznica odzyskania dostępu do morza, siedemnasta rocznica znaczy się też wspomnieniami ii czcią, składaną pamięci tych, co w służbie morza i na morzu zginęli — marynarzy, lotników, robotników portowych. Los zrządził, że śmiercią marynarza-lot-nika zginął nasz Przywódca, który choć na lądzie, ale w pierwszych szeregach-—pełnił służbę morskich i kolonialnych spraw. Pamięć naszego zmarłego Prezesa ś. p. G. Orlicz - Dreszera będziemy czcić też w dniach obchodu rocznicy odzyskania morza. J. D. W wydanej niedawno książce Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka” przytoczone jest, nie pozbawione realnej treści, zdanie, wypowiedziane przed stu przeszło laty przez ówczesnego Nadpre-zydenta Prus Wschodnich, Teodora von Schóna, pod adresem ówczesnego rządu berlińskiego: „Jakiż rząd może mieć dostateczną ilość pieniędzy, aby od niebios porządek świata odkupić?” Pytanie to i dziś w wielu sprawach nie przestało być aktualne. W szczególności jes^ono żywe w odniesieniu do dzisiejszego stanu sprawy gdańskiej. Istotą tej sprawy w dużej mierze jest fakt, że wielu czynnikom berlińskim, mającym skąd inąd decydujący wpływ na układ spraw gdańskich, wydaje się, że Niemcy dzisiejsze będą miały dość pieniędzy, by nimi „od niebios odkupić porządek świata”, odwrócić wszelkie konsekwencje, płynące z naturalnej roli Gdańska, jako portu polskiego, związanego całą istotą swych spraw i interesów ze swym naturalnym organizmem gospodarczym, którym jest i może być tylko dorzecze Wisły, tylko terytorium Państwa Polskiego. Od pierwszej niemal chwili podpisania traktatu wersalskiego akcja tego „odkupywania od niebios naturalnego porządku świata” prowadzona jest przez wszystkie czynniki niemieckie z wielką konsekwencją, wielkim nakładem środków i — w rezultacie — z wielkimi i nieodwracalnymi dla Gdańska stratami. Gdańsk, który miał wszelkie dane po temu, aby być po wszystkie czasy najpierwszym, najmocniej- 2 szym portem Bałtyku, dzisiaj już tę sytuację swoją przegrał, pomniejszając co najmniej o potowę swoje znaczenie, rezygnując nie tylko ze znacznej części swoich olbrzymich możliwości na rzecz Gdyni, ale — co więcej — ustępując już Gdyni pierwszego miejsca, przegrywając bodajże bezpowrotnie korzyści, jakie dawało mu jego starszeństwo, jego położenie. u ujścia Wisły, jego od tysiąclecia umacniana rola pierwszego miasta portowego w dorzeczu Wisły. Lecz ta gra i ta ewolucja stosunków nie jest skończona. Jeśli dalszy bieg wypadków miałby pójść po dotychczasowej linii, której znamieniem właśnie jest uparta tendencja Berlina, aby Gdańskowi narzucić rolę ofiary, składanej na rzecz „odkupywania od niebios porządku świata”, to w konsekwencji, w przyszłości nieco bliższej, czy dalszej, Gdańsk jest nieuchronnie skazany na to, by, zarówno jako port, jak też jako miasto, stał się, mówiąc obrazowo, przedmieściem Gdyni, by za gre tę zapłacił zarówno całym dorobkiem swojej przeszłości, jak też całym ogromnym kapitałem swoich przyszłych możliwości rozwojowych. Gdańszczanie, patrioci gdańscy, ludzie związani naprawdę z losami Wolnego Miasta, muszą mieć i mają poczucie wielkości tej ceny, jakiej wypłacenia żąda od nich berlińska polityka narodu niemieckiego, nad której uiszczeniem przez Gdańsk, bez szemrania czuwają stale — przysłani przez Berlin i od Berlina zależni, kontrolerzy i kierownicy życia niemieckiego w Gdańsku. Gdańszczanie mają poczucie tej ceny, przeważnie jednak nie mają odwagi jasnego postawienia sprawy, nie mają odwagi żądania wyjaśnień. Ilekroć zjawia się niebezpieczeństwo postawienia tego rodzaju pytania, tylekroć niebezpieczeństwo to zostaje uprzedzone przez wytworzenie doraźnego nastroju podniecenia, wytworzenie pozorów, że rozwiązanie sprawy gdańskiej przez powrót Gdańska do Niemiec jest bliskie, wreszcie zwyczajnego i bezpardonowego sterroryzowania wszystkich, którzy chcieliby się wymknąć z pod obowiązującego nakazu myślenia wyłącznie w ramach, dopuszczonych przez kanony i organizacyjne zwierzchnictwo ruchu narodowo-socjalistycz-nego w Gdańsku, jako filii obozu narodowo-socjali-stycznego w Niemczech, Tego rodzaju metoda terroru stosowana jest do wszystkich, zarówno do zwolenników, jak do przeciwników narodowego socjalizmu w Gdańsku. Jednakże, jak okazuje się, są granice, poza którymi metoda ta przestaje być skuteczna. Ostatnie tygodnie przyniosły poważną sensację w postaci rozpoczęcia w niemieckim tygodniku „Der Deutsche in Polen”, wydawanym w Katowicach przez nieprzychylnie dla hitleryzmu usposobione koła śląskich Niemców, druku serii artykułów b. prezydenta Senatu Gdańskiego, d-ra Hermanna Rauscbninga, mających za treść aktualny stan sprawy gdańskiej i dążących do wyciągnięcia z tego stanu wniosków, daleko odbiegających od dotychczasowej łatwej taktyki liczenia wyłącznie na Berlin i pod tym tylko kątem rozpatrywania spraw Wolnego Miasta. Pan Hermann Rauschning jest niewątpliwie dobrymi Niemcem i szczerym patriotą niemieckim. W czasie pełnienia obowiązków prezydenta Senatu Gdańskiego nie zdradzał bynajmniej polonofilskich tendencyj. Jest on autorem obszernej i wyczerpującej książki, w której naturalny proces szybkiego i radykalnego odniemczenia naszych ziem zachodnich jest przedstawiony z charakterystycznego niemieckiego punktu widzenia, skłonnego do ujmowania sprawy z punktu widzenia antyniemieckich rzekomo nastawień Państwa i społeczeństwa polskiego. Pan Rauschning jest poza tym niewątpliwie człowiekiem rozumnym i trzeźwym. Z tych wszystkich względów ostatnie wystąpienia p. Rauschninga tym bardziej zasługują na uwagę i zainteresowanie. Wnioski ostateczne wprawdzie nie zostały przez p. Rauschninga dotąd sformułowane. Niemniej jednak i dotychczasowy bieg rozumowania, sam sposób postawienia sprawy, jest zjawiskiem, którego wytłumaczenie można znaleźć dopiero w przedstawionym wyżej poglądzie, że jest rzeczą niemożliwą, by patrioci gdańscy i ludzie naprawdę w sprawach Gdańska zainteresowani — mogli bez końca zamykać oczy na fakt niesłychanie ciężkich ofiar, które Gdańsk ponosi realnie na rzecz fikcji oderwania go od jego dzisiejszego związku z Polską. Pan Rauschning stanowisko swoje formułuje niezmiernie ostrożnie. Niemniej jednak wnioski, płynące z tego stanowiska, są dość jasne. Gdańsk musi patrzeć trzeźwo na przyszłość. Gdańsk nie może przejść do porządku dziennego nad sprawą swej roli i swej pozycji gospodarczej. Dla interesów Gdańska najbardziej zabójcza i szkodliwa jest przejściowość i niepewność sytuacji. I stąd Gdańsk musi jasno postawić pytanie pod adresem Rzeszy Niemieckiej, czy rząd Rzeszy ma zamiar uszanować obecny stan prawny i faktyczny Gdańska, czy też myśli istotnie o powrocie Wolnego Miasta do Rzeszy. Z wywodów p. Rauschninga wynika, że gdyby, istniała tego rodzaju ewentualność to on, jako Niemiec, gotów byłby na podporządkowanie wszelkich interesów gdańskich politycznemu postulatowi narodowej jedności niemieckiej. Lecz równocześnie z tych samych wywodów, przede wszystkim zaś ze sposobu jasnego postawienia sprawy i ostrego sformułowania zasady, że dotychczasowy stan niejasności nie może być utrzymany, wynika, że p. Rauschning nie traktuje postulatu powrotu Gdańska do Rzeszy jako postulatu realnego w dzisiejszej sytuacji politycznej. Stąd zaś już wnioski wypływają same. Jeśli Rzesza przez wysuwanie nierealnych koncepcyj podtrzymuje stan tego rodzaju, w którym Gdańsk ponosi bardzo daleko idące ofiary, nie osiągając nic wzamian, to wyrządza tym krzywdę przede wszystkim Gdańskowi. A w takim wypadku Gdańsk musi zerwać z dotychczasową metodą całkowitego podporządkowania się Rzeszy i zacząć prowadzić „gdańską politykę”, mającą na celu „utrzymanie gdańskiego gospodarstwa”. Do tego musi być dostosowany cały układ stosunków Wolnego Miasta. W świetle tego rodzaju tezy błędem wielkim byłoby — z gdańskiego punktu wi-' dzenia — usuwanie dotychczasowej roli Ligi Narodów, jako czynnika pośredniczącego w stosunkach pomiędzy Gdańskiem a Polską. Przez pomniejszenie roli tego czynnika wytwarza się stan faktyczny, którego najistotniejszą cechą jest to, że sprawa gdańska zatraca cechy samodzielności i staje się tylko przedmiotem rozmów pomiędzy Warszawą a Berlinem. Na tego rodzaju stanie sprawy Gdańsk traci, a nie zyskują wzamian nic wzajemne stosunki polsko - niemieckie, które właśnie na odcinku sprawy gdańskiej mogą być łatwo i niepotrzebnie zadrażniane. Nad Motłową 3 Fragment portu gdańskiego Wystąpienie p. Rauschninga jest wystąpieniem ostro zwróconym przeciwko dzisiejszemu narodo-wo-socjalistycznemu kierownictwu spraw Wolnego Miasta Gdańska. W możność istotnego prowadzenia polityki gdańskiej przez tego rodzaju czynniki p. Rauschning nie wierzy całkowicie. Stąd odwrót z dotychczasowej drogi nie przedstawia mu się dostatecznie jasno, a przynajmni^, nie został jasno zarysowany w dotychczasowych artykułach, W każdym razie, wbrew wszelkim tezom dotychczasowej polityki narodowo-socjalistycznej, zarówno na terenie Rzeszy, jak na terenie Gdańska, wyraźnym postulatem p. Rauschninga jest, że uregulowanie tych spraw powinno być w wielkiej mierze zadaniem Ligi Narodów, która powinna zająć się nimi już na najbliższych swrych sesjach. Jeśli zaś chodzi o teren Wolnego Miasta, to tutaj naturalnym biegiem rzeczy będzie wytworzenie na miejsce dzisiejszych czynników opozycyjnych, które również nie będą mogły odegrać poważniejszej roli, nowej organizacji, „Partii Gdańskiej”, pozostającej pod polsko-gdańskim kierownictwem, partii, której powstanie mogłoby dopiero dać możność znalezienia „wyjścia z atmosfery terroru, uprawianego w stosunku do niemieckiej, a nie narodowo-socjalistycznej ludności”. Tezy, tutaj przedstawione, znajdą zapewne logiczne rozwinięcie w dalszych artykułach dra Rauschninga. Dzisiaj jeszcze trudno jest wydać istotny sąd o znaczeniu ostatecznym zarówno samych artykułów, jak też i ewentualnie idących za nimi inicjatyw organizacyjnych^ których zapowiedź w artykułach spotykamy. Nie mniej jednak jest rzeczą bezwątpienia ważną sam fakt śmiałego i jasnego postawienia tezy, że sprawy gdańskie muszą być ujmowane z gdańskiego, nie zaś tylko ogólno-nie-mieckiego punktu widzenia. Kto z tego punktu widzenia do spraw tych podchodzi, nie może zamknąć oczu na decydujący dla Gdańska układ stosunków, którego istotnym wyrazem jest niezaprzeczalny pewnik, że cała sytuacja i cała rola Gdańska związana jest stale, niezmiennie i nieodwracalnie z dorzeczem Wisły, a więc z terytorium, na którym dziś, jak przed wiekami i po wiekach, rozwija się i rozwijać będzie Państwo Polskie. O fakcie tym mogą w pewnych okresach zapominać Niemcy. Nie może o nim zapominać Gdańsk, którego byt jest nierozerwalnie z tym faktem związany. Raz jeszcze na zakończenie warto jest przypomnieć słowa, podane na wstępie w formie pochodzącego sprzed lat stu pytania: „Jakiż rząd może mieć dostateczną ilość pieniędzy, aby od niebios porządek świata odkupić?” — Na pytanie to nie ma odpowiedzi twierdzącej. O tym nie może. zapominać Gdańsk, jak nie powinni również zapominać jego berlińscy opiekunowie. B. S. 4 ŻYWIOŁ POLSKI NAD UJŚCIEM WISŁY Wąski, źle uzbrojony pod względem komunika- wane, narzędzia i wyroby kamienne, a w później-cyjno-morskim, skąpy i niewspółmierny zupeł- szych kulturach metalowe. Obok prądu wymiany nie do przestrzeni i sił żywotnych Rzeczpo- handlowej, w której tak. poczesne miejsce zajmował spolitej Polskiej, był pas wybrzeża bałtyckiego, bursztyn bałtycki, była dolina Wisły bezspornie przyznany narodowi i państwu naszemu w roku linią przesunięć pierwotnej ludności i ekspansji kul-1919. A jednak po osiemnastu latach wytężonej pra- turalnej z głębi Polski ku ujściu Wisły... cy siad przysposobieniem gospodarczym Zatoki W okresie panowania książąt pomorskich powstały Puckiej,, wzrosła zawrotnie wartość istotna tego w XII wieku, na obszarze dzisiejszych żuław dostępu do morza, w tak okrojonej nawet postaci, gdańskich, planowe osiedla kolonizacyjne, któ-Poza terytorium, w całym znaczeniu słowa poi- rych dzisiejsze nazwy jeszcze zdradzają pochodze-skim, pozostało ujście rzeki wielkiej, jednej z nie- nie słowiańskie: Wossitz — Osice, Osterwick — wielu w Europie — niegdyś służącej w całym swo- Ostrowiec. Na czas panowania tych książąt przy-im biegu jednemu narodowi, jednemu państwu. pada założenie grodów: Gdańska, Tczewa, Świecia. Wiemy wszakże, jak dalece w dolnym biegu Nowego. Przed objęciem prawobrzeżnego Pomorza Wisły szerzył się przez wieki obcy napór i podbój z żuławami gdańskimi przez Krzyżaków (1310 r.) gospodarczy i polityczny, coraz bardziej wrogi ludność słowiańska, koloniści z Polski i rybacy Ka-w stosunku do rdzennie polskiego charakteru Po- szubi tworzą tu właściwy, autochtoniczny w sto-morza. Inwazja obca, przemocą militarną i kolo- suniku do przybyszów późniejszych z zachodu, fun-nizacją wydziedziczająca przyrodzonych gospoda- dament chrześcijańskiej średniowiecznej koloniza-rzy tej ziemi, spychała w dół Polaków coraz agre- cji i gospodarczej waloryzacji kraju, w ten sposób sywniej z „gdańskiego gościńca”... A wszak tu le- odtąd na zawsze włączonego do dziejowego kręgu żały i kwitną dziś, w tej dolinie dolnej Wisły, pra- ziem polskich. wie wszystkie większe miasta Pomorza polskiego. Sięgamy tak daleko w przeszłość zamierzchłą. Tu przebiegają najważniejsze arterie komunikacyj- aby uprzytomnić jasno, jak głęboko tu wrosły ko-ne Polski. Doliną Wisły na Pomorzu biegnie domi- rżenie narodowego żywiołu polskiego. Cenne fakty nujący kierunek gospodarczy rozwoju naszej ojczy- w tej dziedzinie szereguje studium dra K. Gór-zny zmierzający z odrodzeniem politycznym skiego, w tomie VI-tym „Rocznika Gdańskiego”, Rzeczpospolitej do dalekiej, światowej ekspansji precyzujące polskość Gdańska w wiekach ekonomicznej Polski na morzu. od X!-go do XIV-go. Jesteśmy tu na dziejowym szlaku, głęboko prze- O przynależności Gdańska, jako grodu, do pań-oranym od stuleci postępem stopniowym, wędrów- stwa Chrobrego, mówi wyraźnie znany żywot św. ką cywilizacji w kierunku z południa na północ. Wojciecha, który stąd pożeglował ku brzegom Najstarsza na ziemiach polskich kultura paleolity- Prus, ku swej męczeńskiej śmierci. Intensywna tu czna posuwała się wzdłuż doliny Wisły za ustę- była działalność misyjna Kościoła polskiego, jak pującym lodowcem na północ. Z południa, z wy- świadczą podania, głuche, na przykład, pod tym żyny małopolskiej zjawiały się tu, dziś wykopy- względem w stosunku do Pomorza szczecińskiego. Gmach Rady Portu i Komisariatu Gen. R. P. w Gdańsku 5 Gdańsk — kanał wejściowy do portu Nawrócone na chrześcijaństwo przed r. 1123, wcielone zostaje Pomorze gdańskie do diecezji kujawskiej. Dziesięcina, składająca się z opłat od zboża i od żeglugi handlowej, była wpłacana biskupom włocławskim. W miejscu, gdzie Motława wpada do Wisły, istniał silnie ufortyfikowany gród książęcy i żaden okręt nie mógł wpłynąć na wody Mottawy, nie opowiedziawszy się w tym grodzie. W podgrodziu stały dwa kościoły, św. Katarzyny i św. Mikołaja, patrona żeglarzy. W umocnionym podgrodziu, zwanym Osiek, tłoczyły się małe domki, przedzielone uliczkami, zamieszkałe przez rybaków, istniały karczmy, siedziała ludność rzemieślnicza, czynne było miejsce targowe. Znajdujący się dziś jeszcze plac targowy, pomiędzy wymienionymi wyżej najstarszymi kościołami Gdańska, to szczątek właśnie dawnego targu słowiańskiego, dokoła którego wyrósł Gdańsk. Ogólny widok miasta Gdańska w XIII wieku należy odtwarzać przez porównanie ze Szczecinem, Krakowem i Poznaniem, przed lokacją tych miast na prawie niemieckim. Dokoła grodu, podgrodzia i targu, ciągnęły się domostwa, przerywane ogrodami i łąkami oraz ornymi polami. Były tu dworzyszcza rycerzy Polaków, szlachty uprawiającej zawód kupiecki. Znika ona w XIV wieku, ale historia zachowała niezbite dowody, do jakiej narodowości należeli pionierzy handlu gdań- 6 skiego. Na Motławie kołysały się niewielkie okręty, może podobne do dzisiejszych kutrów. Ludność polska, pruska i pierwsi koloniści niemieccy, tworzący odrębną gminę, współżyli tu i przyczyniali się w równej mierze do rozwoju handlowego Gdańska, podobnego w tym okresie do Wielkiego Nowogrodu i innych miast kupieckich wschodniej słowiańszczyzny. Typowo polskie cechy ustroju Starego Miasta Gdańska, zachowywał długo Zakon Krzyżacki, gdyż były mu dogodne pod względem fiskalnym. Jednakowoż element niemiecki w ciągu wieku XIV-go zalał i skolonizował podgrodzie polskie w Gdańsku, nadając mu na początku następnego stulecia zupełnie odmienne dominujące oblicze narodowe. Ale trzy pierwsze wieki dziejów Gdańska w średniowieczu, to niewątpliwa, może najciekawsza, ikarta h i st o r i i miast polskich! Zatrzymaliśmy się tak długo na tym wyłaniającym się stopniowo z mgły najnowszych dociekań historycznych obrazie Starego Miasta przy ujściu Wisły, aby na tym gruncie ocenić późniejszą dolę i niedolę ludności1 polskiej w Gdańsku. Żywotne soki, z których, jak we wszystkich nowoczesnych miastach europejskich, rosło w liczbę, siłę i znaczenie mieszczaństwo gdańskie, nieustannie krążyły w glebie okolicznej. Teraźniejszy obszar W. M. Gdańska składa się geograficznie nie tylko z dawniejszego powiatu gdańskiego, lecz rów- nież z części dawniejszych pruskich powiatów Wejherowa, Kartuz i Tczewa. Miasto Sopoty, na przykład, należące do powiatu wejherowskiego. bez przerwy od r. 1872 było w parlamencie niemieckim reprezentowane przez posłów polskie h. Na lewym brzegu Wisły, w granicach obecnych W. M. Gdańska, rzuca się w oczy pas graniczny gmin z dużym odsetkiem ludności polskiej, stanowiący rodzaj pomostu, przy pomocy którego ziemie polskie łączą się wyraźnie z nie mniej polskim pod względem etnograficznym wybrzeżem morskim, dziś nienaturalnie odseparowanym od Zatoki Puckiej, aby wyposażyć właściwe miasto Gdańsk 0 powierzchni 64 kilometrów kwadratowych, w niewspółmiernie wielkie zaplecze o powierzchni równej piętnastkrotnie powiększonej przestrzeni miasta stołecznego Polski — Warszawy. W ten sposób istnienie obecne Gdańska wybitnie zwęża linię polskiego wybrzeża, sztucznie odciętym pasem, zamieszkałym przez ludność polską — i oddaje losy tej ludności w bezwzględne ręce obecnych, faktycznych panów W. M. Gdańska, których tak dalece gnębi 1 przeraża, sen spędzając z powiek, istnienie ludności nie niemieckiej na terytorium ich panowania, że urzędowej statystyce gdańskiej nakazano poprostu ignorować ten fakt. W ostatnim wydaniu gdańskiego rocznika statystycznego pominięto nawet z u p e ł-n i e statystykę szkolnictwa, aby nie być zmuszonym do notowania bodaj nawet fakultatywnego nauczania języka polskiego w szkołach gdańskich. Swoją drogą, takie harakiri statystyczne powinno by zwrócić nareszcie uwagę urzędowych organów statystycznych Rzeczpospolitej Polskiej. Dane, korygujące fałsze statystyki urzędowej gdańskiej w stosunku do żywiołu polskiego, powinny być szeroko udostępnione opinii światowej. O ileż pewniejszymi swoich praw do tego zaboru czuli się Prusacy przedwojenni, jeżeli nie wahano się w pruskiej statystyce urzędowej z r. 1910 naliczyć przeszło dziesięć tysięcy Polaków w 317 gminach, należących obecnie do W. M. Gdańska*). Tylko w połowie tych gmin, ściśle 159, statystyka pruska nie notuje ani jednego Polaka, w pozostałych waha się odsetek Polaków od 1 proc. do 70 proc. Oczywiście, nie możemy żywić zaufania i do tej statystyki. Zresztą, prawa, nabyte przez Polskę po roku 1919 w obrębie W. M. Gdańska, musiały *) Por. art. prof. Dziewulskiego „Ekonomista” 1924 Gdańsk — spichrze zbożowe wzmocnić żywioł polski. Obliczenia polskie w przybliżeniu szacowały w r. 1929 stan ludności polskiej w samym Gdańsku i całej ziemi gdańskiej na prze szło 35.000 obywateli gdańskich i polskich. Rozwói orgatńzacyj polskich w Gdańsku z Polską Macierzą Szkolną na czele — z jednej strony, i najostrzejsza polityka urzędowa dławienia prężności współczesnego żywiołu polskiego w W. M. Gdańsku --z drugiej strony — świadczą głośniej i dobitniej od wszelkich statystyk, jak poważne siły zaangażowane są w tych zmaganiach o przyszły charakter Gdańska. Sprawa ta ma zupełnie inne znaczenie dla Rzeczpospolitej Polskiej, niż dla Rzeszy Niemieckiej, zważywszy jej obecne uzbrojenie gospodarcze na morzach i militarne pogotowie na Bałtyku. Jeden z czynnych działaczy polskiego ruchu narodowego w Gdańsku przed wojną, dziennikarz i wydawca, J. Kwiatkowski, w ogłoszonych obecnie wspomnieniach, zwraca uwagę na to, że wydana w roku 1914 książką adresowa miasta Gdańska zawiei ała przeszło 9.000 zniekształconych nazwisk polskich z końcówkami — ki, — ski, — wicz, których właściciele byli zgermanizowanymi Polakami i w żyłach ich, bądź co bądź. płynęła krew polska. W tym samym spisie znajdowało się przeszło 2.800 sztuk nazwisk polskich, używanych na Kaszubach, nazwisk polskiego pochodzenia i o słowiańskim źródłosłowie. Jeśli by kto skłonny był traktować ten. spis, jako inwentarz grobów na polskim cmentarzysku kresowym, niech uświadomi so • bie, cóż w takim razie oznacza zawziętość dzisiejsza i furia teutońska w obrzydzaniu Polakom życia i pobytu w Gdańsku? Chyba to tylko, że zbliża się czas odzyskania ujścia Wisły dla narodu, który posiadł całkowicie tę wspaniała rzekę przed wiekami — od Krakowa do Bałtyku. K. Z. 7 POLSKA MUSI MIEĆ KOLONIE Na temat konieczności naszych dążeń kolonialnych uzyskaliśmy wywiad z p. gen. St. Kwaśniewskim, pełniącym obowiązki Prezesa Zarządu Głównego LMK. Wywiad ten zamieszczamy poniżej. Red. — Panie Generale, jakie są najgłówniejsze przyczyny, dla których Polska musi domagać się kolonii? — Przyczyn tych jest wiele, wszystkie zaś razem powiązane są z sobą dotychczasowymi warunkami gospodarczymi, bardzo niekorzystnymi, w jakich obecnie znajduje się nasz kraj. Jednym z powodów naszego ubóstwa jest brak własnych, niezbędnych naszemu przemysłowi surowców' zamorskich. Brak ten przyczynia się do odpływu z kraju dewiz i złota, wypłacanego obcym państwom za sprzedawane nam przez nie surowce. Polska bowiem, aczkolwiek jest, owszem, zasobna wr różne surowce rodzime, to jednak bogactwa jej, tak mineralne, jak roślinne, stanowią tylko część wszystkich surowców, niezbędnych naszemu krajowi dla jego normalnego rozwoju gospodarczego. Dla naszych potrzeb przemysłowych i spożywczych, obok surowców rodzimych — niezbędny nam jest cały szereg tych surowców, których u sie- bie nie posiadamy, jak np. bawełna, wełna, kauczuk, skóry i futra zwierząt egzotycznych, rudy metaliczne, nasiona oleiste, egzotyczne drzewa, garbniki itd. Dla celów zaś własnego spożycia — musimy sprowadzać korzenie i wszelkie artykuły kolonialne, owoce południowe, ryby, tytoń itd. — Interesujące byłoby, Panie G e.-nerale, dowiedzieć się. ile nas kosztuje ten import i jaką stanowi pozycję w naszym bilansie handlowym?... — Otóż to! Statystyka wykazuje, że podczas, gdy np. w r. 1934 cały przywóz zza granicy wyraził się kwctą 799 milionówr zł, surowce stanowiły 57% tego przywozu, zakupiliśmy ich bowiem za około 458 milionów zł. Podobnie w roku następnym: cały przywóz dał sumę 861 milionów, a surowce, stanowiące 54% tego przywozu, kosztowały nas przeszło 468 milionów zł. Proszę przypatrzeć się jednak temu oto zestawieniu, które zostało ostatnio opracowane, a które szczegółowo wykazuje pozycje główniejszych grup surowców, importowanych przez Polskę: PRZYWÓZ SUROWCÓW DLA PRZEMYSŁU W LATACH 1934 i 1935 8 W rzeczywistości, końcowe sumy roczne są niewątpliwie jeszcze większe, gdyż w zestawieniu tym nie wzięto pod uwagę pomniejszych grup surowców importowanych o wartościach niższych. Zgódźmy się jednak, że przeciętna roczna importu surowców wyraża się w 51% przywozu całkowitego, bez metali, które de facto do ścisłych surowców nie należą; wziąwszy pod uwagę, że w ciągu 10 lat, tj. w okresie od 1926 do 1935 r., za przywóz całkowity zapłaciliśmy 17.967 milionów zł., — otrzymamy ogromną sumę 9.163 milionów zł, zapłaconych za sarnę tylko surowce! Tak wielka suma w znacznym stopniu musiała przyczynić się do osłabienia naszego rynku pieniężnego i ujemnie wpłynąć na Przyjrzyjmy się jednak i następnej tabeli, z której wynika, że sytuacja ulega pewnej ciągłej poprawie, gdyż nasz handel zamorski, aczkolwiek zwolna, to jednak stale z biegiem lat zwiększa się, tak w przywozie, jak i wywozie, przy czym wzrost ten Jak więc widzimy z tej tablicy, zarówno w przywozie, jak i w wywozie, liczby te są bardzo znamienne: wykazują one stały wzrost udziału krajów zamorskich w naszym handlu zagranicznym. I tak: gdy udział ten w przywozie do nas z 22,52% w r. 1930, corocznie wzrastając, dochodzi do 34,30% za r. 1935, zwiększył się w stosunku do 1930 r. o niecałe 53%, — udział w wywozie od nas, również corocznie wzrastając, podniósł się z 3,99% za r. 1930 do 13,72% za r. 1935, czyli wzrósł w stosunku do r. 1930 o 244%. Widać przeto wyraźnie, że wywóz od nas do krajów zamorskich idzie w znacznie szybszym tempie, niż przywóz stamtąd do nas, co wskazuje na stałe polepszanie się stanu naszego handlu z tamtymi krajami. nasz bilans handlowy i płatniczy. Przymus sprowadzania surowców wyniszcza nas gospodarczo tym bardziej, że nasze obroty handlowe z krajami zamorskimi stale dają nam salda ujemne! — A jak przedstawiają się, Panie Generale, te obroty z krajami z poza Europy?... — Mówię właśnie, że o ile nasz handel z Europą stanowi przeszło % naszego obrotu i daje narr stałe, kilkusetmilionowe salda dodatnie, — to handel z pozostałymi częściami świata przynosi nam bez wyjątku salda ujemne. Proszę przyjrzeć się z kolei tej tabelce: jest mniejszy w przywozie, niż w wywozie, co wskazuje na wyraźną dążność do zrównania się obu pozycyji, czyli do stałego zmniejszania się salda ujemnego: — Panie Generale, a czy brak surowców przyczynia się również do bezrobocia i niemożności dania ujścia przyrostowi naszej ludności? — Oczywiście. Jeżeli już nawet nie wysyłalibyśmy nadmiaru naszej ludności do własnych terenów zamorskich, gdzie nadmiar ten mógłby znaleźć zatrudnienie, — to przy braku surowców nie możemy również zatrudnić całej naszej ludności w przemyśle rodzimym, krajowym. Jesteśmy krajem, który przez liczbę swej ludności stoi w Europie na szóstym miejscu, jeśli zaś chodzi o przyrost tej ludności, to przesuwamy się aż na drugie miejsce wśród tych państw europejskich, które posiadają kolonie. f jeszcze: jeżeli weźmiemy pod uwagę pro- Rezultaty obrotu J_ Salda w tysiącach złotych 1930 1931 1932 1933 1934 1935 Ogólnego ......... + 187.271 + 410.355 + 221.819 + 132.649 + 176.582 + 64.395 W tym: z Europa...... + 570.280 + 648.561 + 391.204 + 314.615 + 337.263 + 217.620 „ Azja ...... --- 36.871 --- 21.377 --- 17.977 --- 22.400 --- 21.121 --- 21.262 .. Afryka ..... --- 19.047 --- 16.744 --- 13.133 --- 16.828 --- 19.128 --- 16.878 . „ Ameryką Północną . --- 249.461 --- 142.621 --- 93.967 --- 93.637 --- 83.843 --- 76.457 „ „ Środkową . --- 8.663 --- 8.513 --- 6.400 --- 6.418 --- 4.774 --- 3.682 „ Południową --- 51.241 --- 45.798 --- 33.913 -- 29.405 --- 23.751 --- 26.397 „ Oceanią ...... --- 43.407 --- 34.489 --- 16.720 --- 24.948 --- 27.644 --- 23.593 Razem w krajach zamorskich . . --- 408.690 --- 269.542 --- 182.110 --- 193.636 --- 180.261 - 168.269 _ Polski handel zamorski 1930 1931 1932 1933 1934 1935 Przywóz: w tysiącach złotych..... 505.607 348.409 234.679 256.590 288.026 295.214 w proc. do ogólnego przywozu 22,52% 23,73% 27,23% 31,02% 36,06% 34,30% Wywóz: w tysiącach złotych..... 96.917 ! 78.867 52.569 62.955 107.765 126.945 w proc. do ogólnego wywozu . . 3,99% 4,20% 4,85% 6,56% 11,04% 13,72% 9 cent przyrostu w stosunku do ilości ludności to wśród tych państw dzierżymy miejsce pierwsze. Jak wiadomo, roczny przyrost naturalny Polski wyraża się cyfrą przeszło 400.000 głów rocznie. Ten nadmiar przyrostu katastrofalnie przedstawia się na wsi. Porównajmy liczbę osób, zawodowo ęzynnych w rolnictwie na obszarze 100 ha użytkowych u nas, a za granicą, a zobaczymy, że stosunek ten jest wybitnie na naszą niekorzyść: Polska — 45.5, Holandia — 40.6, Belgia — 36.1. Niemcy — 34.2, Italia — 34.1, Francja — 25, Z. S. R. R. — 16.2, Dania — 15.5. I tu więc również marny' bynajmniej nie korzystne pierwsze miejsce. Ludność naszej wsi, stłoczona ciasno, nie może znaleźć naturalnego ujścia ani przy pracy na terenach zamorskich, ani też w przemyśle krajowym. — A emigracja, Panie Generale, czyżby wcale nie wpływała na zmniejszenie tego przeludnienia? — Owszem, wpływ jej jednak jest obecnie minimalny i przy dzisiejszych stosunkach międzynarodowych, tak politycznych, jak i gospodarczych, nie może mieć dla nas większego znaczenia. Tereny emigracyjne są prawie wszędzie już niedostępne. tak dla wyęhodźtwa stałego, jak i sezonowego. W państwach, do których dawniej głównie kierowało się nasze wychodźtwo, kwoty emigracyjne zostały ogromnie uszczuplone, to też dzisiaj możliwości te przedstawiają się dla nas daleko bardziej niekorzystnie, aniżeli przed wojną, kiedy to przeciętnie emigrowało z Polski 250 do 300 tysięcy osób rocznie. W roku bowiem 1933 wychodźtwo nasze wyrażało się już daleko niższą cyfrą tylko 35.5 tysięcy, a w r. 1935 — aczkolwiek liczba ta nieznacznie podniosła się do 53.8 tysięcy, to jednak reemigracja prawie zupełnie zamiłowała emigrację. Tak więc właściwie emigracji, jako czynnika, mającego zmniejszyć nasze przeludnienie, dzisiaj nie można poważnie brać pod uwagę. — A cz y. Panie Generale, sprawy przeludnienia wsi nie można by było rozwiązać drogą lokowania nadwyżek ludności na terenach krajowych. — Niestety. Aczkolwiek kolonizacja wewnętrz-jest u nas równie nieodzowna i konieczna, jak posiadanie zewnętrznych terenów surowcowych, i aczkolwiek w obu kolonizacjach kraj nasz winien wziąć równoczesny, intensywny udział to jednak sama tylko kolonizacja wewnętrzna ulgi nam również nie przyniesie, nawet, gdyby chodziło o przyszłość najbliższą. Obliczenia bowiem co do możliwości wewnętrznej kolonizacji, głównie na kresach wschodnich, są z sobą niezgodne, maksymai-na jednak kwota, najbardziej optymistyczna, mówi o 5 milionach ludzi, których możnaby tam osadzić. Nawet więc, jeśli zgodzimy się, że istotnie zdołamy tam osadzić aż 5 milionów ludzi, to ujrzymy jasno, że przy rocznym przyroście ludności, wyrażającym się z biegiem czasu od 400 do 500 tysięcy głów, tereny te zostaną nasycone ludnością już w ciągu 10 do 12 lat. Stąd prosty wniosek, że kolonizacja wewnętrzna, to tylko doraźne, tymczasowe załatwienie się z problemem przeludnienia, a więc wyjście nawet nie połowiczne... — Czyli, zdaniem Pana Generała, problem przeludnienia m ó g ł b y być całkowicie rozwiązany tylko drogą posiadania przez Polskę własnych, zewnętrznych terenów kolonialnych?... •— Tak jest istotnie. Do własnych kolonij moglibyśmy wysyłać własnych ludzi, a więc funkcjona-ijuszów administracji, celnych, skarbowych, lekarzy, weterynarzy, inżynierów' kolejowych, portowych, drogowych, leśnych itd. ludzi na stanowiskach kierowniczych, jak też i kadry wyszkolonych fa-chowców-robotników, plantatorów, kupców itd. Wpływ jednak posiadania kolonij na zmniejszenie przeludnienia wsi i bezrobocia dałby się odczuć raczej pośrednio, a to dzięki normalnemu funkcjonowaniu i rozwojowi przemysłu, który zatrudniłby nie tylko rzesze bezrobotnych w miastach, ale i wchłonąłby nadmiar ludności wiejskiej. Surowce z własnych terenów zamorskich byłyby zakupywane za własną walutę, odpadłaby więc konieczność stosowania zakazów importowych^ stąd zwiększony import niektórych surowców, wzmożona produkcja i wymiana handlowa, co musiałoby przyczynić się do zwiększenia przewozów. Powyższe czynniki, wraz z innymi pobocznymi, musiałyby łącznie przyczynić się do rozwiązania problemu bezrobocia i przeludnienia. Widzimy więc, że uzyskanie przez Polskę własnego terytorium zamorskiego, tam, gdzie mielibyśmy możność nieskrępowanego działania, musiałoby ożywić całokształt naszego życia gospodarczego. — Dobrze, Panie Generale, czy jednak istnieją możliwości uzyskania przez Polskę koloni i?... -- Jako pełniącemu obowiązki prezesa organizacji, będącej tylko instytucją społeczną, której zadaniem i uprawnieniem jest tylko badanie i rozpowszechnianie zagadnień kolonialnych, nie zaś przeprowadzanie decydujących czy choćby wstępnych pertraktacyj międzynarodowych, co jest sprawą naszego rządu — danie odpowiedzi na to pytanie stwarza mi pewną trudność. Niemniej mam możność stwierdzenia, iż w poglądach kolonialnych wszystkich państw daje się wyraźnie odczuwać narastanie i pogłębianie świadomości, że dotychczasowy stan rzeczy nie będzie mógł być utrzymany na dłużej, gdyż przyczyniłby się do nowych dziejowych kataklizmów. Ta świadomość, po zupełnym dojrzeniu, musi sprowadzić jakieś rozstrzygnięcie, i nie do pomyślenia jest by mocarstwa kolonialne mogły nie zrozumieć własnych interesów i pominąć Polskę. Tak więc jasne jest, że żądania nasze powinny być uwzględnione, chociażby z uwagi na ogólno-światową strukturę gospodarczą, wiążącą z sobą wszystkie poszczególne państwa. Polska, niedość silna gospodarczo, może stać się przyczyną osłabienia innych państw, mających z nami interesy. Te wszystkie argumenty sa znane całemu światu i dlatego mam poważne podstawy wierzyć w to, że kolonie mieć będziemy. 10 deskami Od znanego pisarza, p. Wacława Gasiorowskiego, otrzymaliśmy ciekawy artykuł, omawiający niezmiernie aktualne zagadnienia populacyjne i kolonialne. Artykuł ten zamieszczamy poniżej. Red. OBRACHUNEK PIERWSZY Przeludnienie, tłokowisko, ekonomiczne niedole, dążenia kolonialne i świat zabity deskami. Drgnąć nie można, ruszyć poza granice nie można. Podróż, nawet turystyczna, na wytyczoną, z góry obliczoną metę i na czas, skrupulatnie wzajemnością obcą wymierzony. Spacer, choćby do ościennego państwa, — więc obowiązkowy meldunek wydzielonej gotówki, przymus jej roztrwonienia w określonym terminie i ani mowy, aby tam, na miejscu, dłużej zbałamucić, a już, uchowaj Boże, pomyśleć o zarobkowaniu na obczyźnie. Ale toć jeszcze przywileje niefrasobliwego wędrowca, ciekawego turysty; — dla emigranta, dla wychodźcy, dla poszukiwacza pracy, chleba, wolniejszego przestworu, — żadnego zmiłowania. Gdzie niegdzie kołacze się obłudna ludzkość dla sprowadzanych ze starego kraju najbliższych krewnych, zresztą nie ma dostępu. Nawet pustynne obszary mają dla wychodźtwa nieubłagane zawory. Chcesz zjechać za ocean — weź tedy ze sobą worek żywych pieniędzy. Bez złotka, bez sutej gotowizny nie roztoczy nad tobą pieczy władza miejscowa. W Europie ścisk, parcie ku zamkniętym słupom granicznym, wzrastająca pasja do sięgania po cudze. A tu nie ma rady, — glob ziemski jest już podzielony, barykadami wygrodzony. Każdy skrawek kontynentu jest czyjąś własnością, czyjąś niby to bezsporną hipoteką. Przyjrzyjmy się bliżej zagadnieniu. Na owo dławienie się cierpi jedynie środek Europy — dokładniej Polska i Niemcy. Na połaci .331.727 mil kwadratowych angielskich (posługujemy się milą angielską z racji na źródła statystyczne), w tych dwu państwach, razem wziętych, by tuje 100 milionów mieszkańców. Tymczasem na o wiele większej przestrzeni tylko trzech stanów północno-amerykańśkich (Teksas, Nowy Meksyk i Minnesota) rozpiera się zaledwie osiem i pół miliona ludzi. Jeżeli do Polski i Niemiec dodać Italię, której dla przyrostu ludności nie wystarczy Etiopia — ziemia podzwrotnikowa, trudna do aklimatyzacji — w takim razie wypadnie, że wolnego terenu szuka 141 milionów Europejczyków Uprzytomnijmy sobie, że i te trzy państwa europejskie również się zmieszczą w pomienionych trzech stanach Teksasu, Nowego Meksyku i Minnesoty. Innymi słowy, dla przykładu, godzi się zapamiętać, że w czterdziestu ośmiu stanach dziedziców Washingtona znajduje się w tej chwili tylko 130 milionów mieszkańców, — a na skrawku, równym trzem stanom tego olbrzyma yankesowskiego musi się dręczyć 141 milionów! Panami globu ziemskiego (co tu owijać w bawełnę) są nade wszystko Anglicy, za nimi idą Rosjanie i Francuzi, na ostatku Hiszpanie i Portugalczycy. Anglicy zagarnęli najwięcej i na zagarniętych obszarach prowadzą wręcz politykę anglizacyj-ną i światoburczą. Nie posiadając dostateczne Na plantacjach kawy w Brazylii U Kamerun — widok na domy handlowe w Yaounde go przyrostu ludności, ani sił dostatecznych, aby przepastne kraje skolonizować, bronią do nich przystępu innym. Posiadłości angielskie w Ameryce Północnej są dokładnie większe od całej Europy o 220 tysięcy mi! kwadr, angielskich. Na tych olbrzymich przestrzeniach żyje razem wszystkiego jedenaście milionów. Z tych jedenastu milionów, mocno naciągana statystyka — dobywa 5 milionów Brytyjczyków, 4 miliony Francuzów i resztę w postaci bigosu dwudziestu kilku narodów z Niemcami i Ukraińcami (tak) na czele. Kolonie angielskie w Afryce, to znów obszai większy od Europy o 129 tysięcy mil kwadratowych. Ludności w tej .Europie” afrykańskie! 52 miliony. Tereny angielskie w Afryce należą do najbogatszych. najzdrowszych i stąd pilnie strzelonych przed nie-Anglikami. Nawet włączone już do tych terytoriów dawne kolonie niemieckie (słynne mandaty) korzystają z zasady angielskiej — nie puszczać cudzoziemców. Australia z angielską Oceanią razem jest również większa od Europy i to o 250 tysięcy mil kwadr, (przypomnijmy jeszcze, że mila angielska wynosi 1.6 kilometra) — zaludnienie tego trzeciego ..kawałka” sięga znów zaledwie jedenastu milionów! Jeżeli dodamy liczby tysięcy mil kwadratowych zdobyczy angielskich w Ameryce Północnej, Afryce i Australii z Oceanią, otrzymamy w. rezultacie płat kontynentu, równający się trzem Europom z okładem. Owóż na tych trzech Europach angielskich podziewa się 74 miliony ludności. Gdyby do nich stosować miarę europejską, powinno by się znajdować tam półtora miliarda mieszkańców. Ale nie tu kres ekspansji angielskiej. Jest wszak jeszcze Ameryka Południowa i Ameryka Środkowa—jakieś 120 mil kwad-r. kolonij — i jest Azja — maleństwo, bo 1.968.000 nul kwadratowych z 365 milionami. Dla nabrania bardziej poglądowego wyobrażenia o kwestii kołonialno-emigracyjnej, godzi się zapamiętać, że wszystkie ziemie, należące do Wielkies Brytanii w Europie — łącznie z Irlandią — wynoszą inil kwadr. 94 tysiące z małym okładem. — no a Brytyjskie imperium wszechświatowe mówi o sobie, że jest posiadaczem 13.290.634 mil kwadratowych. — To znaczy, że czwartą część całego na kuli ziemskiej kontynentu zabrali sobie Anglicy! Czyliż jednak tylko... jedną czwartą? A Stany Zjednoczone Ameryki Północnej? — Pomimo różnice ustrojowe, jest to przecież mocai-stwo jednego z Anglią języka, jednego pod wielu względami obyczaju, jednakiej umysłowości, wyzwolone może znacznie ze starobrytyjskiego egoizmu, — lecz ciągle mocnymi węzłami przesądów nawet intelektu, z macierzą związane i ku macierzy grawitujące. Zaiste okruszynki, wykraweczki zostawili dumm synowie Albionu swym bliźnim. Lecz patrzmyż jeszcze końca tych obrachunków kolonialno-emigracyjnych. OBRACHUNEK DRUGI Drugim, największym za Wielką Brytanią, pod względem obszaru mocarstwem, jest Rosja, mająca N.l 44.228 mil kwadratowych angielskich (21.352.572 kwadratowych kilometrów). Tworzy ona kontynent, wynoszący dwie Europy plus dwie Japonie. Ludność tego kolosa, zaledwie 150 milionów, miej- 12 scami skupiona a przeważnie rozproszona na pustynnych przestrzeniach. Rosja, poza rdzeniem słowiańskim, ma silną domieszkę ras i narodów obcych, jest zlepkiem przeszło stu wyznań religijnych, kilkudziesięciu języków i tyluż odmiennych przesądów, obyczajów i tradycyj. Jest to znów świat zabity deskami, trwający od lat w stanie ostrego przekształcania czy rewolucjonizowania wartości społecznych, politycznych i narodowych. Do Rosji nie ma dostępu, nie ma wstępu. Niezawodne bogactwa naturalne, jako i za czasów carskich, nie mogą nastarczyć nędzy i są raczej materiałem do komponowania fantastycznych obliczeń na użytek zewnętrznej propagandy. W stosunku bowiem do obszaru, do obfitości metalów, drzewa, zwierzostanu, gleby, dróg wodnych, — rezultaty gospodarki są mizerne, a niedola mieszkańców wielka, wskutek braku organizacji pracy, braku ludzi, braku równomiernego dążenia do cywilizacji. Mocarstwo, potrzebujące gwałtownie imigracji, sił twórczych, jest dla imigranta zamknięte na długie lata. Tuż za Anglią i Rosją idzie Francja. Francja, cierpiąca na brak przyrostu ludności. Francja zagrożona depopulacją, a rozpierająca swe władanie (nie licząc siedziby w Europie) na 4.575.276 milach kwadr, angiel. kolonij, przy 60 milionach ludności. Gdyby z tego olbrzyma wyłączyć całkowicie skrawek (Indo-Chiny) najgęściej obsiadły (22 miliony Chino-Anamitów), wypadnie, że w posiadłościach francuskich 38 milionów mieszkańców rezyduje na 4.297.772 milach kw. ang. Mówiąc poglądowo, Francja, nie licząc terenów mandatowych, ma jeszcze Poza swoimi granicami całą Europę i jeszcze jedną Francję z okładem. Afryka jest treścią francuskiego bogactwa kolonialnego. Liczy ono dzisiaj 4.193.702 mile kw. ang. i jest większe od bogactwa Afryki angielskiej, któ- ra ma 3.829.793 mile kwadr. ang. Afryka jest więc anglo-francuską częścią świata. Do Anglii i Francji z jedenastu i pół miliona mil kw. czarnego lądu należy przeszło osiem milionów, — a dla reszty (Włochów, Belgów, Portugalczyków i Hiszpanów, no i Egipcjan) pozostało tylko niecałe trzy miliony mii kw. terenu, przeważnie klimatycznie upośledzonego. Gdybyśmy teraz do tych trzech mocarstw do dali tylko dwa państwa południowo-amerykańskie: Brazylię i Argentynę, to już, bez Stanów Zjednoczonych, otrzymalibyśmy płat ziemi, wielkości 30.768.047 mil kwadr, z poważną ciżbą 799 milionów mieszkańców. Wynik niezwykły, boć wszyst-. kiego lądu na globie jest zaledwie 57.510.000 mil kw. angielskich, — a tu pięć (wyraźnie pięć) potencyj rozsiada się prawie na 31 milionach tych samych mil. Hm, bardzo szeroko, nadto bezceremonialnie. Chociaż liczba mieszkańców łagodzi zgrzyt. Przestrzeń, którą ogarnęły te mocarstwa, równa się połączonym razem dwum największym częściom świata: Azji i całej Ameryce. Panowie Anglicy, Francuzi, Rosjanie, Brazylianie i Argentyńczycy dla reszty ludzkości zostawili trzy najmniei-sze cząsteczki. Sumitują się jednak gromadą niemal ośmiuset milionów, co, przy dwu miliardach istot, stworzonych na podobieństwo Boże, pozwala im twierdzić, że na tych posiadłościach blisko, blisko połowa rodzaju ludzkiego znajduje nieco dostatniej-szy przytułek. A więc nie są to obszary bezludne, wolne, mogące budzić pożądliwość innych, bardziej stłoczonych. Jest to raczej rezultat energiczniejszej ekspansji, ale bez zachłanności, bez intencji skrzywdzenia kogokolwiek. Tak by się zdawać mogło. Anglik nigdy nie da się zbić z tropu niedyskretną uwagą. 13 Tak, prawda, Wielka Brytania jest właścicielką jednej czwartej całego globu (bez oceanów i mórz), ale Wielka Brytania na tej jednej czwartej ziemi ma jedną czwartą wszystkich ludzi, ma pięćset milionów mieszkańców. Jest więc wyrazem sprawiedliwego podziała Uprzedzenie chyba może pomawiać Wielką Brytanię o zaborczość. Odpowiedź była by słuszna, gdyby nie Indie, gdyby nie to straszne tłokowisko skłóconych ludów hinduskich, gdyby nie te 353 miliony pogrążonych w kontemplacjach rabów angielskich. Wystarczy od tego pól miliarda poddanych odjąć 353 milionów Hindusów i 47 milionów mieszkańców Anglii europejskiej, a z tego rachunku wyniknie przykra rzeczywistość, bo dokument, że na 11.391.104 milach kw. wielkobrytyjskiej domeny kolonialnej bytuje tylko 100 milionów ludzi: na połaci większej, aniżeli trzy Europy razem wzięte: ledwie 100 milionów. Toż samo badanie, zastosowane do posiadłości francuskich i rosyjskich, da równie pouczające rezultaty. Francja z Rosją mogły by zmieścić bodaj i połowę wszystkich ludzi na świecie i jeszcze by im było daleko do europejskiego mrowiska, które, wbrew mniemaniu, przewyższa zaludnienie Chin. A cóż dopiero powiedzieć o tych sztucznie wytworzonych ojczyznach, o tych różnych republikach, które dzięki przedsiębiorczości drobnych stosunkowo liczebnie grup portugalsko-hiszpańskich, zdołały zabarykadować olbrzymie przestrzenie amerykańskiego kontynentu? Oto na przykład na obszarze, równym Francji z Polską, w Wenezueli. Dakar — orzechy ziemne, przygotowane do transportu mieszka trzy i pół miliona ludzi. Niedaleko Wenezueli leży Peru, drobiazg, bo tymi razem Francja, Polska, Niemcy i Dania, a ludności — sześć i pół miliona, z których całe pięć i pół miliona kolorowego biedactwa.—Rzućmy okiem na Meksyk, zmieści się w nim, i to z dokładnością sześciu mil angielskich, nasza Polska, Niemcy, Francja, Dania, Belgia, Holandia i Hiszpania przy zaludnieniu, składającym się z osiemnastu milionów, pośród których tylko trzy miliony białych. Gdyby nareszcie do Meksyku dodać jeszcze Austrię, Czechosłowację, Estonię, Finlandię, Grecję, Węgry i Bułgarię, to otrzymamy w rezultacie teren jednej tylko Argentyny, kędy trzynaście milionów w hiszpańskim sosie pławiącej się mieszaniny narodów europejskich twierdzi, że ten skromny folwarczek zupełnie im wystarcza. Lecz to dopiero rzut ogólny na świat zabity deskami. OBRACHUNEK TRZECI Do najciekawszych może zjawisk posiedziciel-stwa kolonialnego należą niezawodnie państwa-muszki; które zdołały połknąć egzotyczne słonie bez zbytniego dla się uszczerbku. Więc maleńka Belgia (11,752 mile kwadr, angiel.), ta jedna dziesiąta Italii europejskiej, licząca 9 milionów mieszkańców, zdobyła Kongo afrykańskie 1920.600 mil kw.) i trzyma w ryzie 10 milionów czarnuchów przy pomocy 35 tysięcy Europejczyków. I energiczniejsza od Belgii, jej sąsiadka, Holandia (12.582 mil kwadr.), która, mając również 9 milionów obywateli, panuje nad obszarem 788.375 mil kwadr. ang. wielkiego bogactwa, obsiadłego przez 63 (sześćdziesiąt trzy) miliony Azjatów, pilnowanych przez trzysta tysięcy Europejczyków! I te dwa państwa, jako i szereg poprzednio wymienionych, umieszczamy, według przyjętego ostatnio wyrażenia, do rubryki „nasyceni”. Chcemy przez to powiedzieć, że zarówno Belgia jak i Holandia, należą do grupy: Anglia, Francja, Rosja, Brazylia i Argentyna (łącznie z plejadą republik południowo- i środkowo-amerykańskich);—państw, hojnie przez surowce obdarzonych. Musimy atoli odróżniać kolonie właściwe, ziemie wolne, słabo zaludnione, od ziem zdobytych, ujarzmionych, odebranych przemocą autochtonom, czy dawnym posiadaczom. Nie podobna wszak nazwać Indyj kolonią, nie podobna do kolonij zaliczyć Indo-Chin, ani wywalczonego od Burów Transwalu, ani nawet zakutych w łańcuchy obszarów Kaukazu, Armenii, Azerbejdżanu, Wysp Filipińskich albo Maroka, kraju Baszkirów, a choćby Turkomenówr. Dla narodów, cierpiących na przeludnienie, na brak surowców, ważne są przestrzenie, dotychczas nie eksploatowane lub eksploatowane niedostatecznie—przestrzenie słabo zamieszkałe, raczej pustynne, dzikie. Objaśnijmy to na przykładzie. Japonia, w zasadniczych swych granicach, jest prawie o półtora tysiąca mil kwadratowych angielskich niniejsza od Polski,, a posiada na tych ojczystych swoich wyspach 70 milionów ludności, dwa 14 fazy więcej aniżeli Polska! Gdzież tu wyżyć, gdzież tu wytrzymać, jakże starczyć bodaj garściami ryżu? Więc podboje, zdobywanie Korei, Formozy. Kwantungu, sięganie po drobiazg wyspiarski, a w rezultacie ten sam kłopot z przeludnieniem, bo te małe stosunkowo tereny (razem znów tylko objętość Italii europejskiej) wykazują już 30 milionów swych własnych mieszkańców. Przybyło zatem poddanych, administracyjnej roboty; —- rezultat właściwy nikły. Co tu począć? Najbliższe ziemie ludźmi zatłoczone. Chyba daleka emigracja. Dokąd? Jeden jedyny milion zdołał wyciągnąć na odległe wyspy, rozproszyć się po Azji, po Ameryce, nieśmiało zawędrował w setkach do Europy—lecz — świat zabity deskami. Cóż tam Japonia ze swoją emigracją? — Polska ośm milionów wychodźtwa i to wychodźtwa czystej, nordyckiej tylko rasy (nie rachując innych milionów), rozsypała po świecie i na takie same jest wystawiona katusze. Tak, ale i Japonia jest nie tylko straszakiem żółtym, ale i burzycielem ekonomicznym, pracuje za grosze, obniża ceny rynkowe, rujnuje handlarzy, zabija anglo-amerykańskie fabrykaty, bije na głowę Francuzów z Niemcami i Czechami. —Tak, polityka Wycieńczonego głodem żołądka jest nieobliczalna. Na Saharze samolubstwa międzynarodowego za kroplę wody można zawsze dostać garść diamentów „Nasyconych” to nic nie obchodzi. Kanada swój jubileusz święciła niedawno jubileuszowym obrachunkiem. W roku 1886 wartość wydobytych produktów kopalnianych wynosiła 10 milionów dolarów-— w roku 1934-tym doszła do 277 milionów dolarów. Kanada jest krajem produkującym najwięcej azbestu i niklu, — drugim z rzędu (po, po... Wielkiej Brytanii) pod względem ilości wydobywanego złota, — trzecim pod względem srebra, a złożami węgla ustępuje jedynie Stanom Zjednoczonym. Płody rolne trzymają w szachu ceny europejskie. Dolary kanadyjskie tarzają się po ulicach, należących do Przepotężnych towarzystw akcyjnych, import prowadzi się z ziem angielskich, do nich zwraca się eksport. Innych krajów nie bierze się pod uwagę, chyba za mocną gotówkę. No, bo Kanada niczyjej laski nie potrzebuje, ma wszystko jeżeli nie swoje, to bratnie. Jakże więc poczynać sobie z Kanadą — bodaj z racji tego azbestu, bodaj tego niklu? Sprzedać do Kanady można by chyba grzybów suszonych, pocztówek, nawet guziczków — ale z taką drobnicą daleko i' do azbestu i do niklu. Trzeba dewiz do Kanady—skądże wziąć tych dewiz? Wychodźtwo, wychodźtwo zarobkowe, ono, pewnej drobnej mierze, bywało tym cennym towarem, przynoszącym swej ojczyźnie i materialne zyski. Wychodźca pamięta o swoich najbliższych, tam, w siole czy miasteczku pozostawionych, śle *m zapomogi — tedy kanadyjskie centy płyną. Kanada jednak nie chce już wychodźtwa, od roku 1930-go kurczy pozwolenia na wjazd, zmniejsza kontyngent, ze 163 tysięcy imigrantów w powoła-' Jawa — wyładunek towaru nym roku zeszła w roku 1935-ym do 12,136... a pośród tych szczęśliwców naliczono 5.960 obywateli Stanów Zjednoczonych, 2.198 Anglików i 3.978 domieszki różnojęzycznej. Stany Zjednoczone przestały stosować wyznaczone przez się „kwoty” do poszczególnych narodów, a filtry wizowe doprowadziły do tego, że od roku 1931 wigcej ludzi wyjeżdża ze Stanów Zjednoczonych, że w ciągu ostatnich lat pięciu mniej wpuszczono imigrantów, aniżeli w poprzedzającym zmianę polityki roku 1930. Nie ma ujścia dla emigracji zarobkowej, nie ma go i dla emigracji pionierskiej. Wszędzie barykady, coraz większe stawki wkupu, a nawet całkowite zakazy. Taki mądrala z Europy gotów by jeszcze diament, w Afryce znaleźć, albo złota czystego się dokopać. — Bardzo proszę, to fest „nasze” złoto.— Tam jeszcze nie ma żywej duszy, nikt w pobliżif nie orze, nie sieje, nie rąbie puszczy, nie kopie chodników.— To nikomu nic do tego, to nasza sprawa, bo to nasza własność. Obliczając bardzo sumiennie, bardzo liberalnie, poczytując lada ślad życia ludzkiego za jego rozkwit ekonomiczno-polityczny, dochodzimy w rezultacie do tego, iż jedną trzecią całego na globie kontynentu tworzą pustkowia, których właściciele nigdy nie będą zdolni przekuć na warsztaty pracy, bo nie starczy im ani wojska, ani policjantów, ani urzędników, ani majstrów. Statystyka chodzi na czujnym pasku. Liczby wprawdzie są zawistnie ukrywane, gmatwane, po mimo jednak solidarnych wysiłków beati possidentes 15 Afr. Zach. Fronc. — Pociąg „bananowy" w Konakry — prawda znajduje sobie drogę i w Północnej Rodezji. i w Kongo, i w Burmie, i na Ziemi Malajskiej, i na Madagaskarze, i we Francuskiej Wschodniej Afryce. Tu 15 milionów Murzynów i 21 tysięcy Europejczyków, z których „70% Francuzów”, — ówdzie 3 miliony Murzynów, obszar niezmierny również, a dumnych panów europejskich trzy tysiące trzysta! — Na Madagaskarze 4 miliony ludu, a europejskiego cudzoziemstwa aż 24 tysiące, w czym Francuzów 13.500 tylko! — Takie Kongo belgijskie — 10 milionów czarnych na kawale, wielkości niemal Argentyny, —- a białego stworu 26 tysięcy, w czym Belgów tysięcy aż osiemnaście. Gospodarka? — Wspaniała!—Związek Południowej Afryki (Natal, Transwal, Orania i Przylądek Dobrej Nadziei) zdołał wywieźć samych diamentów za 10.751.126 funtów sterlingów w jednym tyl- ko 1929 roku, a czystego złota wydobywa stale, co roku, wartości od 44 do 46 milionów funtów sterlingów. Jest czym równoważyć budżet. A dopiero miedź, ołów, żelazo, mangany, chrom, cynk. węgiel, nafta, kauczuk, bawełna, platyna, skóry, góry zbóż, rzeki produktów kolonialnych, bory drewna, wszystko na świecie, ekstrakt mięsny, wszystkie kosztowności urojone od pereł do topazów i rubinów, i wszystkie prymitywy chleba powszedniego. Tego żadne z tych mocarstw zachłannych nie zdolne jest ani przejeść, ani spotrzebować, ani własnego nakarmić biedactwa... ani zeuropeizować, ani zanglizować, ani sportugalczyć, — z tych skarbów ani nocy spokojnej, ani swobodniejszego oddechu. Lęk, niepokoje, widma wrogie, strachy. Moce nad mocami, dzierżące trzy ćwierci globu, a tu społeczeństwa nikłe stosunkowo, upchane w ciasnych komorach. Oto mizerny ułomek (Polska, Niemcy. Italia i Japonia), który — razem wzięty — jest mniejszy od jednego Konga belgijskiego o całą Ukrainę sowiecką z Węgrami, — ten ułomek dopomina się kolonij, woła o prawa wstępu dla wychodźtwa zarobkowego. Ameryka się konsoliduje, wytwarza wspólny i ront, marszczą się potencje, nie chcą słuchać o koncesjach, jeszcze mocniej zabijają świat deskami — tylko ten kociołek wrzący dwustu milionami ludzi. Kociołkowi lepiej uchylić pokrywy. Sprawiedliwy podział bogactw jest podstawą zarówno życia społeczeństwa, jak i głównym warunkiem pokojowego rozwoju mocarstw, nawet takich, w których słońce nie zachodzi. WACŁAW GĄSIOROWSKI Brazylio — widok ogólny na Santos 16 INSTYTUT MORSKI I KOLONIALNY W związku z powołaniem do życia przez Ligę Morską i Kolonialną — Instytutu Naukowego LMK, zwróciliśmy się do p. prof. Stanisława Pawłowskiego z prośbą o artykuł, omawiający zasadniczą działalność tego rodzaju instytutów. Red. Instytuty morskie czy oceanograficzne istnieją w wielu państwach. Są to zwłaszcza państwa morskie. utrzymujące stosunki handlowe z całym światem przy pomocy komunikacji na morzu. Dla takich państw niesłychanie ważną jest rzeczą posiadać jak najdokładniejsze informacje o morzach, drogach moiskich, portach, kanałach, krajach nadmorskich itp. Badania natury fizycznej mórz oraz ich gospodarczych walorów są przez instytuty oceanp-graficzne tych państw przeprowadzane stale. Bywają także przedsiębrane od czasu do czasu, osobne ekspedycje naukowe na nieznane lub mało znane morza, których celem jest dostarczanie materiałów naukowych i wiadomości o tych morzach i krajach nadmorskich, ich bogactwie i znaczeniu w gospodarce surowcowej itp. Dla tych celów istnieją instytuty oceanograficzne we Francji i w Indochi-nach Francuskich, w Niemczech,- Stanach Zjednoczonych A. P„ w Hiszpanii, Szwecji, Finlandii, Wielkiej Brytanii, Japonii, Sowietach i w innych krajach. Również instytuty i połączone z nimi muzea kolonialne istnieją we wszystkich państwach, posiadających kolonie, a więc we Francji, Wielkiej Bry-tani', Belgii, Holandii, Włoszech itp. Ich zadanie polega na gromadzeniu wiadomości i materiałów naukowych o koloniach swoich i obcych. Szczególne znaczenie propagandowe mają, związane z owymi instytutami, muzea kolonialne, które zapoznają publiczność w sposób możliwie najprostszy z naturą krajów kolonialnych, z ludnością tubylczą i z gospodarką kolonialną. W państwach kolonialnych urządzane bywają od czasu do czasu także wielkie wystawy kolonialne (jak w Anglii 1930 r. i we Francji .931), które, podobnie jak muzea kolonialne, mają zagrzewać społeczeństwo do bliższego zainteresowania się sprawami kolonialnymi, a zarazem wzbudzać wiarę w potęgę morską i kolonialną państwa, zachęcać do emigracji do kolonij lub do inwestowania kapitałów w przedsiębiorstwa morskie i kolonialne. Zakres działania instytutów morskich i kolonialnych jest rozmaity. Jedne instytuty morskie (oceanograficzne) zajmują się więcej oceanografią fizyczną, inne oceanografią biologiczną, jeszcze inne upra-whją tylko propagandę spraw morskich. Jedne wy- kony wują własne badania, inne gromadzą tylko ma teriały naukowe. Bardziej jednolite są instytuty kolonialne, które przeprowadzają badania geogra-ficzno-gospodarcze nad koloniami. Muzea zaś, z nimi związane, spełniają przeważnie cel propagandowy. Potrzeba zatem polskiego Instytutu Morskiego, który by służył zagadnieniom morskim w najszerszym tego słowa znaczeniu, wysuwała się sama przez się. Została ona uzasadniona przeze mnie w r. 1925 w artykule, umieszczonym w „Ziemi” (str. 25—27), w którym podano projekt założenia „Instytutu Morskiego” w Warszawie. Od czasu jednak rzucenia tego projektu upłynęło lat 10, aż myśl założenia podobnej instytucji została podjęta przez Ligę Morską i Kolonialną. Zgodnie przy tym z celami i potrzebami Ligi Morskiej i Kolonialnej, Instytut ma się zajmować nie tylko sprawami morskimi, ale i spra-• wami kolonialnymi. Wprawdzie bowiem kolonii własnych nie posiadamy, ale zainteresowania nasze zagadnieniami kolonialnymi są tak wielkie, że nie możemy już obecnie obyć się bez instytucji, która by tym zagadnieniom służyła. W ten sposób zaprojektowany został nie tylko Instytut Morski, ale i Kolonialny. Projekt tej instytucji przedstawia się w skróceniu, jak następuje: Głównym zadaniem Instytutu Morskiego i Kolonialnego jest zapoznanie się w sposób naukowy z zagadnieniami morskimi i kolonialnymi i wzbudzanie w społeczeństwie zrozumienia tych zagadnień. Zadania te spełniane być mogą przez organizowanie i przygotowanie naukowych badań spraw morskich i kolonialnych, i przez odpowiednie oddziaływanie na drodze propagandowo-naukowej na społeczeństwo. Poza tym zarówno badanie zagadnień morskich i kolonialnych, jak i propaganda tych zagadnień mają się odbywać zgodnie z potrzebami Ligi Morskiej i Kolonialnej i w związku z realizacją główny.h celów naszej instytucji, Liga Morska i Kolonialna bowiem, rozrastając się coraz bardziej, i podejmując się coraz to większych i dalej idących zadań w dziedzinie handlu morskiego, emigracji, kolonizacji, akcji kolonialnej itp., nie może być pozbawiona placówki, która by przygotowywała w sposób możliwie ścisły materiał naukowy. Ma to być w stosunku do Ligi placówka naukowo-ekspery-mentalna. Zgodnie z tymi ogólnymi celami i założeniami, 17 1. M. K. w dziale morskim ma się zająć badaniem mórz w związku z polską żeglugą morską, z wyzyskaniem wybrzeży przez człowieka, komunikacją morską i związaną z morzem komunikacją śródlądową (drogi wodne śródlądowe), handlem morskim, historią odkryć i handlu morskiego, najnowszymi odkiyciami na morzu, potęgami morskimi, kartografią morską itp. W dziale kolonialnym I. M. K. ma się zająć badaniem obszarów kolonialnych, mających już obecnie znaczenie dla Polski, lub mogących to znaczenie posiadać w najbliższej przyszłości, a to pod względem budowy geologicznej i bogactw rni-neialnych tych obszarów, krajobrazów geograficznych, nawodnienia, klimatu, etnografii, demografii i stosunków społecznych, ogólnych warunków dostosowania człowieka do przyrody, osadnictwa, stosunków gospodarczych (rolnictwo, przemysł, finanse...), komunikacji, stosunków wewnętrzno- i ze-wnętrzno-politycznych, handlu wewnętrznego i zagranicznego, portów, żeglugi morskiej i powietrznej tych krajów. Jako instytucja propagandowa, I. M. K. ma się zajmować popularyzowaniem wiedzy o morzu i o koloniach. W zakresie mórz świata, popularyzacja Obejmie oceanografię, geografię mórz, żeglugę i wszelkiego rodzaju komunikację morską oraz śródlądową, pozostającą w związku z morzem, dalej handel morski, rybołówstwo morskie, porty, historię odkryć geograficznych, charakterystykę państw morskich itp. W zakresie kolonij nastąpi zapoznanie społeczeństwa z terenami, do których zwraca się obecnie polska emigracja zamorska, oraz z obszarami kolonialnymi, w których Polska jest ze względów gospodarczych czy innych zainteresowana. Zapoznawanie odbywać się będzie w zakresie geografii gospodarczej tych terenów oraz geografii politycznej z naświetleniem stosunków ogólno-świa-towych. Realizację powyższych celów przeprowadza 1. M K. przez organizowanie badań jednostkowych, czy też zbiorowych na tematy, budzące zainteresowania, kontrolowanie tych badań i wydawanie prac naukowych w zakresie znawstwa spraw morskich i kolonialnych, gromadzenie biblioteki specjalnej, obejmującej polską i światową literaturę oceanograficzną i kolonialną, przygotowanie zbioru map morskich i map z terenów kolonialnych. Gdy chodzi o prowadzenie akcji propagandowej, zamierzone jest założenie muzeum morskiego i kolonialnego, organizowanie kursów w zakresie geografii mórz, handlu morskiego i kursów kolouial-. nych, urządzanie popularnych wykładów o morzu i o koloniach dla przyszłych pionierów morskich 1 kolonialnych, przygotowywanie popularnych wydawnictw z tego zakresu, gromadzenie wszelkiego rodzaju ilustracyjnego i poglądowego materiału, ułatwiającego popularyzację. Organizacja 1. M. K. jest w ten sposób pomyślana, iż na czele instytucji stoi dyrektor, któremu podlega personel, złożony z kustosza zbiorów i bibliotekarza oraz asystentów. Asystenci i w ogóle pomocnicze naukowe siły, które będą przede wszystkim realizowały zadania I. M. K., będą się rekrutowały z pracowników naukowych, zajmujących się zagadnieniami morza i kolonij. W dalszych zamierzeniach organizacyjnych przewiduje się Kuratorium, w którego skład wchodziliby przedstawiciele nauki i zainteresowanych ministerstw czy instytucyj naukowych, oraz osobne komisje naukowe. Jakkolwiek bowiem 1. M. K. jest instytucją Ligi Morskiej i Kolonialnej, to jednak szuka jak najdalej idącego kontaktu ze sferami naukowymi i z szerokim gronem członków Ligi Morskiej i Kolonialnej. 2 tego powodu przewiduje się kilka kategoryj członków. W ramach zakreślonych Instytut Morski i Kolo nialny stać się ma placówką, która w zakresie badań morskich i kolonialnych ma wypełnić lukę, jaka u nas istnieje. Instytut Morski i Kolonialny nie wchodzi w drogę żadnej instytucji, zajmującej się u nas morzem. Obchodzą go bowiem sprawy morskie, ale nie tyle bałtyckie, co oceaniczne, a to w związku z handlem i żeglugą światową. Także sprawy kolonialne wychodzą poza ramy zwykłych zainteresowań i prowadzą na tereny możliwie dale kie, w każdym razie pozaeuropejskie. Cała rzecz w tym, ażeby wokół zagadnień, wysuwanych przez Instytut Morski i Kolonialny, skupić jak największą ilość współpracowników i zawodowych znawców tych zagadnień, i ażeby Instytut wyrósł z czasem na pożyteczną, a nawet niezbędną instytucję naukową. Nie możemy bowiem iść w świat nie przygotowani. W różnych sprawach ogólno-światowych. które nas coraz więcej obchodzą i w których powinniśmy być jak najlepiej informowani ze względu na nasze żywotne interesy gospodarcze i polityczne, pierwszy głos powinna mieć nauka. Nauka winna przygotować materiał do decydujących tiiera : posunięć i rozstrzygnięć. Dobrze się więc dzieje, że Liga Morska i Kolonialna docenia potrzebę i znaczenie nauki dla swoich zamierzeń w dziedzinie morskiej i kolonialnej i że przystępuje do realizowania odpowiedniej placówki naukowej. Prof. STANISŁAW PAWŁOWSKI 18 Łódź podwodna ORP „Wilk1 Polska jest wyspą! Ci, których zagadnienia morskie interesują nie tylko z sentymentalnego punktu widzenia, wiedzą o tym od dawna. Dla nich powiedzenie, że Polska jest wyspą, to nie frazes czy absurd. Wystarczy rzut oka na nasze granice i cyfry, dotyczące obrotu handlowego z zagranicą, aby twierdzenie o naszym wyspiarstwie zostało udowodnione. Zresztą nie jest to nasz wynalazek. •Przeróżni bowiem mężowie stanu i politycy używali podobnego określenia w stosunku do innych krajów kontynentalnych. Tak na przykład wybitny geopolityk Schanzer pisał: „Włochy są wyspą. Mają one dostęp do morza zamkniętego, z którego wyjście jest ciasne i strzeżone przez obcych. Geograficzne, strategiczne i gospodarcze warunki czynią je (Włochy) w zupełności od morza zależnymi, gdyż trzy czwarte przywozu włoskiego idzie drogą morską. Brzegi Italii mogą być zablokowane bez udziału wojska lądowego, bez konieczności staczania bitew. Jedynie istnieniu silnej i zdecydowanej floty wojennej zawdzięczają Włochy zwycięskie wybrnięcie z ostatnich konfliktów. Gdyby floty tej nie było, byt państwa i istnienie narodu znalazłyby się w zależności od pierwszego lepszego, nawet słabszego na lądzie sąsiada...”. ..Francja jest wyspą! — woła z kolei minister niarynarki Gasnier-Duparc w jednym ze swych Przemówień. — Nasz kraj importuje rocznie przeszło 60 milionów ton różnych produktów, potrzebnych mu do egzystencji. Cóż pomoże nam wojsko lodowe czy powietrzne, jeśli po kilku tygodniach wojny, straciwszy panowanie na morzu, nie będziemy w stanie uzupełnić naszego zapotrzebowana w sprzęt, w produkty pierwszej potrzeby, jak surowce, żywność?!... To też musimy mieć marynarkę wojenną, odpowiednią do naszej polityki, złożoną nie tylko z sił lekkich, ale też z okrętów liniowych...”. „Niemcy są wyspą. — mówił kiedyś prezes ^szecbniemieckiego związku morskiego, admirał von Trotha. — Wystarczy spojrzeć na nasze granice, aby przekonać się, że, otoczeni zewsząd przez kraje, obce naszej ideologii lub wręcz wrogie, zostaniemy pokonani jak w ostatniej wojnie, nie dzięki zwycięstwom w polu, ale dzięki blokadzie morskiej, jeśli nie stworzymy w porę floty, będącej gwarancją bezpiecznej pracy w czasie pokoju, a zwycięstwa w razie wojny...”. Te trzy zdania, odnoszące się do trzech różnych państw, o strukturze wręcz odmiennej — mogą być równie dobrze przetłumaczone na nasz własny język geopolityczny. Brzmieć to będzie mniej więcej, jak następuje: — Polska jest wyspą. Trzy czwarte naszego obrotu z zagranicą idzie drogą morską. Przywozimy złom, rudy, fosforyty i piryty, surowce włókiennicze, nasiona oleiste, skóry i garbniki, kauczuk, papier, celulozę, śledzie, ryż, owoce, żużle Thomasa, bawełnę, różne towary chemiczne, kolonialne, maszyny, samochody, sprzęt wojenny. Wywozimy węgiel i koks, wyroby hutnicze drzewo, cukier, płody i wytwory rolnicze, bekony, wędliny, drób, jaja, masło, tkaniny, przetwory chemiczne itd. Dobrobyt kraju oparty jest na wywozie morskim, a gdyby ten ustał — sytuacja na rynku pracy stałaby się katastrofalna: stanęłyby kopalnie, huty, tartaki, zakłady przemysłowe, gospodarstwa rolne... Nie ma więc dwu zdań. że bez komunikacji morskiej odcięci zostaniemy od świata, pozbawieni możności wwozu i wywozu, będącym podstawą egzystencji państwa i narodu. Nasze granice lądowe są niekorzystne politycznie, militarnie i ekonomicznie, a przynajmniej obrót przez nie — nie zastąpi nigdy obrotu morskiego, nawet przy lepszej koniunkturze. Obrót natomiast przez nasze dwa porty morskie— Gdynię i Gdańsk — sięga 15 milionów ton. Warto chyba nad zabezpieczeniem tego obrotu się zastanowić. A zabezpieczenie to musi i może być udziałem marynarki wojennej. 19 fuł. „Dom 20 Inaczej mówiąc — jedyna droga, wiążąca bezpośrednio wyspę polską ze światem, z natury rzeczy biegnie przez morze. Na morzu tym sąsiedzi rozwijają energicznie swe siły — militarne i gospodarcze. Polska nie może więc pozostać w tyle, jeśli nie chce zostać skazana na wegetację i zależność od obcych. Dystans, dzielący nas pod względem zbrojeń morskich od naszych sąsiadów, nie powinien nas Przestraszać. Wynikł on trochę z naszej własnej winy, trochę ze względu na stary atawizm lądowy, zasłaniający nam widok przez morze na świat. Dziś — nie ma jednak dwóch zdań. „Albo Polska będzie mocarstwem, albo jej nie będzie wcale” -powiedział nieodżałowanej pamięci Prezes Ligi i duch opiekuńczy polskiej idei morskiej, generał Orlicz-Dreszer. A przecież być mocarstwem bez morza, to dla Polski, z jej położeniem wyspiarskim, tak politycznym, jak i ekonomicznym — nie sposób. Dystans ten w osiemnastym roku korzystania dostępu na morze, nie powinien nas przestraszać - rzekliśmy. Raz przecież zacząć trzeba. Najbliższy na Zachodzie sąsiad — to przede wszystkim dobry przykład! I on był jeszcze przed 15 laty, w stosunku do pierwszego lepszego mocarstwa zachodnio-europejskiego, w takim samym położeniu, jak my dziś wobec niego. A może nawet i górnym. bo bez sprzymierzeńców... Teraz — odbudo- wawszy swą marynarkę wojenną, odbudował jednocześnie swoje znaczenie światowe i mocarstwowe, których inaczej nigdy, albo przynajmniej długo by nie odzyskał... Zresztą, nie tylko o wypadek wojny tu chodzi. Wyspa polska nawet w czasie pokoju prosperować nie będzie, o ile na straży jej interesów zamorskich, jej poczynań międzynarodowych, pracy jej obywateli i przymierzy z sąsiadami, nie stanie odpowiednio silna marynarka wojenna. Marynarka wcale nie silniejsza od flot naszych wielkich sąsia-sów, bo tych zadania są znacznie szersze i trudniejsze. Ale proporcjonalna do roli, jaką Polska na świecie chce odgrywać i proporcjonalna do wymagań naszego bezpieczeństwa. Jeżeli, — jak to nasz minister spraw zagranicznych, pułk. Beck, powiedział — „nic z tego, co się dzieje na jedynym morzu, które jest naszym dostępem na świat, nie powinno nam pozostać obojętnym” — to zbrojenia morskie naszych sąsiadów, wielkich i małych, są wystarczającym argumentem do przyśpieszenia rzeczowej rozbudowy polskiej marynarki wojennej, a więc — do uzyskania potrzebnych sum drogą nie tylko ofiarności społecznej, lecz przede wszystkim drogą uchwalenia programu morskiego i odpowiednich kredytów — przez ciała ustawodawcze Rzeczpospolitej, INŻ. J. GINSBERT 21 ZAINTERESOWANIA POLSKI CIEŚNINAMI CZARNOMORSKIMI W zgiełku groźnych i krwawych wypadków międzynarodowych przeszły niepostrzeżenie doniosłe zmiany, przeprowadzone przez konferencję montreańską w statucie cieśnin czarnomorskich. Przeoczenie to było tym dziwniejsze, że we właściwym rozwiązaniu zagadnień cieśninowych, bezpośrednio lub pośrednio, zainteresowana jest cała Europa, a wszelkie dotychczasowe przemiany, do-kony wujące się w tym statucie, dawały wyraźne wskazówki poważnych przegrupowań mocarstwowych sił Europy. Tworzące się w tych okolicznościach bloki i związki mocarstw zawsze usiłowały bądź uniemożliwić swym rywalom swobodne, pokojowe, a zwłaszcza wojenne użytkowanie tych dróg cieśninowych, wiodących do żyznych i bogatych we wszelkiego rodzaju surowce krajów europejskiego południo-wschodu, bądź też utrudnić krajom z nad Morza Czarnego wyjście poza jego granice. 7. przebiegu ostatnich wypadków można sądzić, że w dzisiejszym nowym rozwiązaniu tych spraw, te podwójne zamierzenia znalazły swoje wyraźne potwierdzenie. Ufortyfikowanie bowiem strefy cie-śninowej, zakazane obowiązującą dotychczas konwencją lozańską, a dozwolone nową montreańską, umożliwia, w pewnych okolicznościach, zamknięcie tej drogi przed mocarstwem, które chciałoby dostać się przez cieśniny na rynki czarnomorskie, dla zaopatrzenia się na nich w brakujące mu surowce, jak: ropę, węgiel, żelazo i zboże. Również wyjścia z Morza Czarnego mogą być w określonych wypadkach zamknięte przed siłami jego mocarstw nadbrzeżnych i to pomimo pozornego ich uprzywilejowania, pozwalającego na swobodne przepływy przez cieśniny ich sił liniowych i podwodnych, z równoczesnym zakazem tego dla mocarstw pozostałych. W świetle nowych przepisów wzrasta niepomiernie znaczenie suwerena strefy cieśninowej, dziś już efektywnie dzierżącego klucz od tej, coraz bardziej uczęszczanej i zyskującej na znaczeniu, bramy czarnomorskiej. Pozwalając na ufortyfikowanie strefy cieśninowej, z konieczności musiały mocarstwa, obradujące w Montreux, nie tylko bardziej uzależnić od jego suwerena swobodę żeglugi na tym szlaku, lecz zarazem bardziej ją podporządkować koniunkturalnej grze rywalizujących sił, ponieważ ten suweren, jako państwo za słabe dla przeciwstawienia się całości mocarstw, rywalizujących na cieśninach, zmuszony będzie do uczynienia pomiędzy nimi wyboru i oparcia się o jedną z ich grup, narażając się tym samym grupie przeciwnej i wystawiając na niebezpieczeństwo swobodę użytkowania cieśnin. Postanowienia nowej konwencji montreańskiej, znacznie różniące się od poprzednich, poważnie zwężają uprawnienia państw nie-czarnomorskich w ich możliwościach użytkowania drogi cieśninowej dla przepływu okrętów wojennych, zmniejszając tym samym, w pewnym stopniu, bezpieczeństwo ich handlu morskiego, mimo, że formalnie otwierają one tę drogę dla statków handlowych w podobnie szerokim zakresie, jak i dawne konwencje. W myśl art. 2, statki handlowe wszystkich narodów, bez względu na rodzaj ich ładunków, korzystać mogą z kompletnej swobody przepływu i żeglug' przez cieśniny. Prawo wytyczenia określonych tras żeglugowych, jak i wykonywania nieco ściślejszej kontroli, przysługuje Turcji jedynie w wypadku groźby wojennej, lub samej wojny. Żegluga powietrzna po przez strefę cieśninową nie może być również zakazana, co najwyżej Turcja jest upoważniona do wskazania określonych rejonów, wzbronionych dla przelotów. Polska, rozbudowująca swój aparat morski i zaczynająca go zatrudniać w coraz to odleglejszych od granic macierzystych strefach mórz i oceanów (jak świadczą o tym poczynania m/s „Piłsudski” na zachodnim Atlantyku, a linii palestyńskiej na tymże szlaku cieśninowym), bacznie winna śledzić rozwój spraw na morzach, a szczególnie na wąskich połączeniach ich poszczególnych basenów. Dlatego również, nie biorąc udziału w konferencji w Mon-treux, rozpatrywującej sprawy konwencji lozańskiej, której Polska nie była sygnatariuszką, nie podpisała też ona nowej konwencji, natomiast uzyskała od Turcji oficjalne zapewnienie, że: „wszystkie uprawnienia, płynące z konwencji w Montreux dla jej sygnatariuszy, będą w całej pełni przysługiwały także i Polsce”. Uniwersalny charakter norm. ustanowionych przez tę konwencję, otwiera drogę cieśninową dla statków i okrętów spod polskiej bandery na identycznie tych samych warunkach, co i dla innych mocarstw, będących stronami w konwencji, jak i nimi nie będących; ostatnie jednak oświadczenie Turcji posiada swą określoną wartość, gdyż daje ono Polsce możność bezpośredniej ingerencji w tok postępowań cieśninowych, uzasadnionych klauzulami tej konwencji, jak również i większą nieco pewność uniezależnienia polskich interesów na cieśninach od koniunkturalnych fluktacyi. Poważne zainteresowania Polski w każdym zagadnieniu cieśninowym i konsekwentne zmierzanie do jak najszerszych i najtrwalszych udostępnień tych dróg dla żeglugi, znajduje swe podstawowe uzasadnienie w zależności całej naszej morskiej działalności od swobodnego, ciągłego i wszelkiego rodzaju użytkowania naszych własnych bałtyckich cieśnin. Swoboda ta natomiast stawać się będzie tym pewniejsza, im powszechniejsze będą normy, rządzące tymi drogami i im większa rzesza narodów będzie zainteresowana w utrzymaniu ta- 22 kiego stanu prawnego. Poza tym teoretygznym niejako charakterem polskich zainteresowań cieśninami, z czarnomorskim szlakiem cieśninowym wiążą Polskę bardzo poważne interesy gospodarcze, a w pewnych okolicznościach także i polityczne. Terytoria Polski, będąc w szerszym znaczeniu zapleczem Morza Czarnego, połączone ponad to z wodami tego morza, rozwiniętą siecią rzek, otwartych, na zasadzie prawa narodów, dla polskiej żeglugi, ku temu właśnie morzu swobodnie mogą kierować produkty swej. gleby i swego przemysłu, rozszerzając tym samym nasz tak wąski północny wylot na morze. Geopolityczne warunki Polski, nie grożące krajom bliższego wschodu żadnym niebezpieczeństwem politycznym, nieodłącznie związanym z każdą gospodarczą penetracją t. zw wielkich mocarstw, specjalnie ją predestynują do zajęcia poczesnego miejsca wśród ich do^ stawców. Rozbudowa morskich komunikacyj na linii palestyńskiej oraz lotniczych w tymże samym kierunku, świadczą dowodnie, że polskie czynniki odpowiedzialne dostatecznie zrozumiały tę sytuację, a starając się ją w całej pełni wyzyskać, dokładają usilnych starań, by nie zostały pominięte w jakichkolwiek międzynarodowych, prawnych i politycznych poczynaniach, mających rozstrzygać sprawy tego rejonu. Licząc na rynki bliższego wschodu jako na teren naszego przyszłego, intensywnego zbytu przemysłowego, w równym stopniu jesteśmy zainteresowani jako odbiorcy tych krajów. W obu wypadkach, ciągłość tych operacyj, jak i ich pewność — całkowicie zależne są od kompletnej swobody żeglugi przez cieśniny, a to bez względu na stan wojny, czy pokoju, panujący na tych wodach. Jako odbiorcy towarów, płynących przez cieśniny czarnomorskie, możemy specjalnie być od tego zależni w okresach, gdy jakieś kataklizmy dziejowe uniemożliwią nam zaopatrywanie się przez bałtyckie drogi cieśninowe i kiedy jedyna drogą, umożliwiającą nam połączenia z zachodem Europy, pozostaną tylko terytoria sojuszniczej Rumunii i morski szlak przez cieśniny. Trwające już od dawna więzy przyjaźni, łączące Polskę z Turcją, niewątpliwie przyczyniają się do przychylnego przyjęcia przez polską opinię usiłowań Turcji do przywrócenia pełni jej praw suwerennych na całości tureckich terytoriów, rewindykowanych z nieustannym podkreślaniem uznawania przez Turcję powszechności uprawnień do wolności żeglugi przez cieśniny, jak i specjalnych w niej zainteresowań Polski. Szereg miarodajnych oświadczeń tureckich, jak i złożone ostatnio Polsce przyrzeczenie — świadczą dostatecznie o szczerej decyzji Turcji co do bacznego przestrzegania swych cieśninowych zobowiązań. ROMAN PIOTROWICZ SRWA&TOPOL. HORZE czarne (w/g „The lilustrated London News”) 23 KtUltA MORZE ŚRÓDZIEMNE i i SAR.DYNIA MALTA Wystawa kolonialna we Wrocławiu Przybierająca z każdym dniem na sile kampania 111-ciej Rzeszy dla odzyskania utraconych po traktacie wersalskim kolonij, miała początkowo, według zamiarów organizatorów z Reichskolonialbundu, znaleźć swój wyraz w wielkim zjeź-dzie i obradach kolonialnych we Wrocławiu. Zjazd i obrady, dla których wydano już propagandowe prospekty i broszury, nie doszły jednak ze względów politycznych do skutku. Zupełnie niespodziewanie i bez żadnych wyjaśnień zostały odwołane. Samej wystawy, pomyślanej jako wycinek wielkiej akcji kolonialnej w październiku 1936 r., nie można już było odwołać i wystawa się odbyła. Dlaczego na miejsce zjazdu i wystawy wybrano Wrocław, tłumaczy Freytag - Loringhoven w przedmowie do prospektu zjazdu kolonialnego tym, że Wrocław leży w centrum Śląska, „tej najstarszej niemieckiej kolonii”. Wystawa miała charakter ściśle wewnętrzno-niemiecki i propagowano ją bardzo skromnie. Mieściła się w specjalnych wystawowych budynkach. Wystawę podzielono na osiem wielkich działów. Znajdowało się w nich wszystko, co dotyczy dawnych kolonij niemieckich: historia, kultura i sztuka kolonialna, fauna, flora i świat ludowy w koloniach, praca kolonialna w koloniach i ojczyźnie. Olbrzymią część wystawy poświęcono pracy Reichskolonialbundu, który skupia akcję kolonialną w całych Niemczech. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wystawa musi składać się z eksponatów. Wystawa wrocławska odbiegała nieco od szablonu. Były na niej przede wszystkim napisy. Kilka sal nie zawierało nic, oprócz długich litanii haseł, domagających się zwrotu kolonij, a podpisanych przez wybitnych „Fiihrerów” świata politycznego, gospodarczeg > i literackiego, haseł mocno demagogicznych, apelujących nie tyle do rozsądku widza, ile do jego uczucia. Na jednej z tablic widnieje krótkie ujęcie problemu kolonialnego przez gen. von Epp, przywódcę Reichskolonialbundu, które w tłumaczeniu brzmi: „Jest całkiem fałszywym twierdzenie, że moglibyśmy (Niemcy — przyp. aut.) zaspokoić nasz problem zaopatrzenia przez zakup surowców za granicą, gdyż na to potrzeba zezwolenia obcego państwa. My potrzebujemy kolonij. Chleb i honor są motywem kwestii kolonialnej Niemiec. Chcemy również równouprawnienia. Chcemy kolonij, ponieważ chleb i honor są podstawowymi warunkami życia naszego narodu”. Zręcznie skonstruowane wykresy, z których wynika, że Niemcy są najbardziej przeludnionym narodem w Europie, a pod względem zaopatrzenia surowcowego, najbardziej upośledzonym na świecie, mogą służyć jako dowód przekonywujący tylko dla Niemców — na eksport stanowczo się nie nadają. Godniejszy uwagi był dział historyczny wystawy, gdzie w oszklonych gablotkach wystawiono dokumenty, dotyczące nabycia kolonij niemieckich. Za pomocą tych dokumentów udowadniają Niemcy, że swoje kolonie nabyli drogą pokojową od towa- rzystw handlowych^ kacyków murzyńskich lub innych państw (Hiszpania, Chiny). W dziale tym rozprawiono się również z tak popularnym w Niemczech „kłamstwem kolonialnym” (Kolonial - Liige). Na podstawie danych statystycznych przeprowadzono tezę, że gospodarka obszarów kolonialnych pod zarządem niemieckim mimo ubogich wówczas środków technicznych, była lepsza, niż dzisiaj. Niektóre kolonie, jak Samoa (mandat Nowej Zelandii), zostały po wojnie światowej gospodarczo zupełnie zniszczone. Przytoczona zdanie Sven Hedina, który wyraził się, że lepiej zagospodarowanych kolonij, jak niemieckie, w swoich podróżach po świecie nie spotkał. „Zadano kłam” twierdzeniu', jakoby Niemcy okrutnie obchodzili się z tubylcami w Afryce — tym razem nieco naiwnie, gdyż jedynie przez obrazki uśmiechniętych askarów z bronią u nogi co jest dowodem dwuznacznej wartości, może bowiem służyć równocześnie jako zarzut przeciw niemieckiej militaryzacji kolonialnej'. Naprawdę imponujący natomiast był pokaz dorobku pracy Reichskolonialbimdu. W Niemczech robi się dla akcji odzyskania kolonij bardzo dużo. Specjalny nacisk kładzie się na młodzież. Podziw budziły stoiska szkół kolonialnych niemieckich, których jest w Niemczech aż trzy, w tym jedna dla kobiet w Rendsburgu, Szkoły te nie tylko przygotowują chłopców i dziewczęta do pracy koloniza-torskiej, zarówno pod względem teoretycznym', jak i praktycznym, lecz po ukończeniu szkoły umożliwiają wyjazd do kolonij. I tak przed wojną światową za pośrednictwem szkół objęło placówki handlowe i osadnicze w koloniach 415 uczniów, po wojnie 581. Szczególną opieką otacza się szkolnictwo w dawnych koloniach niemieckich. Niemcy z dumą mogą powiedzieć, że ani jedno dziecko niemieckie nie uczęszcza w ich dawnych koloniach do szkoły angielskiej lub francuskiej. Przez udzielanie licznych stypendiów umożliwia się zdolniejszym rodakom z Afryki studia w Niemczech. Kolonistów otacza się aureolą bohaterstwa i przez stały kontakt kulturalny trzyma się ich w silnym związku z macierzą. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w akcji kolonialnej pomagają wysiłkom rządowym i społecznym prywatne przedsiębiorstwa kolonialne, z których kilka było reprezentowanych na wystawie. Firma „Deutsche Kamerun - Bananen” urządziła sztuczną dojrzewalnię bananów. Firma „Saratti” pokazała w obrazach cykl produkcji kakao. Kolej, poczta i linie okrętowe posiadały własne stoiska, oferując tanie wycieczki zamorskie do byłych niemieckich kolonij. Tak wyglądałaby w skrócie treść wystawy. Jeśli chodzi o formę zewnętrzną, możnaby zarzucić, że nagromadzono wszystkiego za wiele. Ta olbrzymia ilość materiału wystawowego byłaby na miejscu, gdyby umiano go umieścić we właściwy spo sób EUGENIUSZ KACZMAREK Rybacki luger dalekomorski Kiedy olbrzymie ławice śledzi rozpoczynają swoją coroczną wędrówkę od wysp Szetlandzkich wzdłuż północno-wschodnich brzegów Wielkiej Brytanii, ku wybrzeżom Holandii i wodom kanału La Manche — Morze Północne staje się miejscem spotkania statków rybackich niemal wszystkich państw morskich północnej i zachodniej Luropy. Od kilku lat wśród flotyll rybackich różnych Państw na Morzu Północnem, pojawiają się również stateczki rybackie, poławiając śledzie pod biało-czerwoną banderą. Są to lugry rybackie pierwszego polskiego towarzystwa okrętowego połowów dalekomorskich „Mewa”. Towarzystwo to rozporządza obecnie 15-tu lugrami, noszącymi na-zwy: „Mewa I”, „Mewa II”, III it.d., aż do XV. Z rozpoczęciem się sezonu połowów, lugry „Mewy” opuszczają port gdyński i wyruszają na mo-r^e. Płyną przez cieśninę Sundzką. której brzegi upstrzone są czerwonymi dachami małych, białych domków — przepływają między granitowymi ścianami szwedzkiego Helsinbórgu a zamkiem Hamleta w duńskim Helsingór, żeby wreszcie przez cieśniny Skagerrak i Kattegat wydostać się na swobodniejsze wody Morza Północnego. Wówczas biorą kurs południowo-zachodni i powoli zbliżają się do szarych płaskich mielizn Holandii, żeby zawinąć do niewielkiego portu Scheveningen — celu ich kilkudniowej podróży. Schevehingen, znana holenderska miejscowość letniskowa, zaledwie kilka kilometrów odległa od blagi — jest bazą operacyjną dla naszych lugrów udających się na połowy dalekomorskie. W porcie tym znajduje się nasz pierwszy zagraniczny, własny skład wolnocłowy, w' którym kapitanowie lukrów zaopatrują swoje statki w prowianty i produ- kty polskie. Znajduje się tam również Ognisko Ma rynarza Polskiego, pierwsza tego rodzaju placówka zagraniczna dla marynarzy - Polaków. Z portu w Scheveningen lugry nasze wypływają pojedyńczo lub mniejszymi grupami na daleki połów. Wczesnym rankiem terkoczą motory i dwu-masztowe stateczki z rozwiniętymi żaglami opuszczają port. Służba na statkach rybackich jest najcięższą spośród wszystkich rodzajów' służby na morzu. Szczupłość rozmiarów statku rybackiego, ograniczenie zabieranych na morze zapasów i sprzętu do granic niezbędnego minimum, mała ilość załogi w stosunku do rozmiarów pracy — wszystko to sprawia, że warunki, w jakich żyją i pracują marynarze na zwykłych statkach handlowych są nieosiągalnym marzeniem dla rybaka dalekomorskiego. Rybak dalekomorski jednak szybko przywiązuje się do swego zawodu. Nie jest on najemnikiem', lecz udziałowcem. Zysk bowiem rybaka dalekomorskiego jest częścią sumy, jaką uzyskuje na g;ełdzie w zamian za przywieziony do portu połów. Wytężona praca i pomyślny połów, który zależy w dużej mierze od szczęścia, są czynnikami, decydującymi o dobrym zysku. Ten „hazard” połowu również przywiązuje rybaka do jego zawodu. Połowy odbywają się przeważnie t. zw. systemem holenderskim, przy pomocy specjalnych sieci śledziowych, pławnic. Są to sieci prostokątne o wymiarach 30 X 12^4 m,, połączone ze sobą w długi jakby parawan, którego górna krawędź jest opatrzona pływakami, dolna zaś obciążona. Luger rybacki ciągnie za sobą taką, prostopadle utrzymującą się w wodzie, ścianę sieci, długości dochodzącej 25 Obfity połów do km; starając się zagrodzić nią drogę wędrującej morzem ławicy śledziowej. Charakterystyczną cechą śledzi jest niechęć do zbaczania z raz obranego kierunku. Gdy ławica napotka na swej drodze ścianę z sieci rybackich, śledzie starają się przecisnąć przez ciasne oka sieci i, zaplątawszy się skrzelami, więzną w niej. Pod naporem ławicy, w miejscu zetknięcia wygina się ściana sieci, pierwsze szeregi ryb wypełniają jej oka, następne szukają przejścia tuż obok i w ten sposób sieć jest wkrótce naszpikowana rybami na całej przestrzeni swej kilkukilometrowej długości. Przy pomyślnych połowach, po wyciągnięciu sieci, na którą natknęła się ławica, niemal w każdym oku pławni-cy tkwi śledź. Nigdy nie zdarza się, by ławica śledziowa, natknąwszy się na zaporę w sieci, zawróciła z drogi. Ten „upór” śledzia jest podstawą holenderskiego systemu połowów. W okolicy Kanału Kilońskiego, gdzie ławice śledziowe są mniejsze i mniej zwarte, rozpowszechnił się sposób łowienia śledzi przy pomocy sieci wklęsłych czyli t. zw. włoków. Sposób ten jest jednak mniej dogodny. Ż początkiem sezonu połowy odbywają się u północnych brzegów Anglii. W okresie tym jednorazowy pobyt lugra na morzu, do chwili uzyskania pełnego ładunku i powrotu do bazy, trwa około 1 % miesiąca. W miarę jak spadają kartki z kalendarza, teren połowów przesuwa się coraz bliżej ku Holandii, połowy są coraz bardziej intensywne, a pobyt lugrów na morzu — krótszy. Wreszcie w styczniu połowy ustają zupełnie i lugry odchodzą do Gdyni, bądź też pozostają w Scheveningen na leżach zimowych. Rybołówstwo dalekomorskie jest dziedziną zupełnie różną od zwykłego rybołówstwa morskiego. Marynarz-rybak musi rozporządzać rozległą wiedzą teoretyczną i długoletnią praktyką, aby sprostać swemu trudnemu zadaniu. Umiejętność żeglarska i zasób wiedzy nawigacyjnej jest mu równie niezbędny, jak gruntowna znajomość tak zwyczajów ryb, jak i terenów, na których połowy się od bywają, oraz sposobów umiejętnego posługiwania się sieciami, wreszcie oczyszczenia i solenia złowionej ryby. Początkowy brak odpowiednio wyszkolonych kadr rybackich był powodem kompletowania pierwszych załóg na lugry polskie spośród rybaków holenderskich —Holendrzy też stali się naszymi nauczycielami rybactwa dalekomorskiego. Niemcy, którzy obecnie posiadają świetnie postawione rybołówstwo dalekomorskie, początkowo również byli uczniami Holendrów. Obecnie miejsce Holendrów zajmują stopniowo polskie załogi, szkolone i przygotowane teoretycznie w kraju. Mianowicie staraniem i kosztem Ministerstwa Przemysłu i Handlu przy czynnej pomocy i pod nadzorem komisarza rządowego M. P. i H., p. komandora Kosianowskiego, uruchomiono przy Państwowej Szkole Morskiej w Gdyni kursy ster-nawigacyjrie i kursy dla motorzystów. Z kursów tych wychodzą kadry starszyzny marynarskiej. Po ukończeniu kursu, absolwenci są okrętowani na lugry „Mewy” i wyjeżdżają na nich na połowy na Morzu Północnem, by drogą odbytej praktyki osiągać kolejno stopnie starszego marynarza, motorzysty, sternika, bosmana i wreszcie kapitana dalekomorskiego rybołóstwa. Nieustanna, uciążliwa walka z żywiołem, surowe i prymitywne warunki żyda na statkach rybackich, nie wiele się zmieniły od czasów najodleglejszych. Droga, jaką płyną polskie lugry rybackie na Morze Północne, prowadzi prastarym szlakiem Wikingów, którym niegdyś wyruszali na swe zdobycze wyprawy. Droga ta, która w zamierzchłych czasach ze spokojnego rybaka skandynawskiego robiła zdobywcę i zwycięskiego żołnierza morza — dziś ponownie staje otworem przed polskim rybakiem. STANISŁAW MIODUSZEWSKI Załoga polskiego lugra przy pracy 26 BALLADA O ORLICH SKRZYDŁACH Pędź, koniu, pędź - i nie szczędź biegu! i dopłyń do tamtego brzeguj Nie będziesz służył już wrogowi!... Plusk... Kule świsły... Wśród pustkowi, na Werndlu partyzancko wsparta, zakrzyknie młoda polska warta; - Stój! Ktoś ty? — Jam jest Orliczl... Skąd wziąłeś imię to, Gustawie? Hej] nie urosło Ci w zabawie, nie ozdobiło Ci® herbowo Miie powieści aźwiękło mową! Tyś na ławie szkolnej z husarskich skrzydeł uwił diadem, odkąd poczułeś się Konradem, by służyć Polsce wolnej 1 Pierwsza Brygada — pułk Beliny... Na śmierć z ojczyzną zrękowiny. Ani to Twoje, ani moje, ale najpierwsze Polski boje, szaleńcze, młode, ledwo wszczęte, lecz święte! święte! trzykroć święte! — Pamiętasz je, Orliczu? A Beniaminów i Szczypiornę, Odyś, pośród kaźni tkwiąc upiornej, niezłomność miał w obliczu? - Nic. Przyszło — przeszło. Ponad światem zwycięstwo błysło majestatem; *by szliśmy w boje nowe. Pamiętasz pułk Twój i brygadę, dywizję — kiedy pod kul gradem szarżował front na bolszewików, a Ty na czele, Pułkowniku, ^nosiłeś orlq głowę? — Granice - nasze. Polskę tworzyć! A nie zubożyć, lecz pomnożyć, by szła do morza i za morza!... Hej! Jak ciągnęło Cię w przestworza, skrzydlaty Ty rycerzu! więc dali - ć skrzydła szybujące, byś leciał we wschodzące słońce, z wichurą byś się mierzył!... 1 - kres... Ach, kres już# Generale!... Wzleciałeś dumnie i wspaniale w Twój szumny lot ostatni. Zwierzyłeś Polskę zmartwychwstałą, tak, jak ją serce ukochało: jej ziemie, wody jej i góry... Aż orłów wróg - skłębione chmury -strąciły Cię do matni! Latawcze, pędź - i nie szczędź biegu) i doleć do tamtego brzegu! Nie wolno ulec tak wrogowi!... Plusk... Wicher zawył... Wśród pustkowi, na radioaparacie wsparta, sygnalizuje morska warta: — 5. O. S.! Ginie Orlicz!... Krzyż Twój — nad morzem, pośród wzgórza, choć wicher dmie, choć szarpie burza, za znak tkwi wiekopomny — rycerskiej sławy Twojej finał. Wartuje - straż nad brzegiem trzyma... I orły morskie ponad głową skrzydłami szumią Ci orłowo: - Spij, bracie nasz niezłomny! ANTONI BOGUSŁAWSKI, W * w iele było postaci w naszej historii, godnych uwiecznienia potomnym, by siłę czerpać mogli z wzorów bohaterskich, niezniszczalnych śmiercią. Jeżeli zaś w czasach, nam współczesnych,wzór taki mamy brać dla naszych dążeń morskich, jeżeli istotnie Pragniemy rozszerzyć granice naszej Ojczyzny na oceanach i lądach, w imię wielkości Rzeczpospolitej i dobrobytu Jej obywateli, —* to któż inny może być wzorem równie spiżowym a wiecznym, jak Ten, który przez szereg przewodził lidze Morskiej i Kolonialnej —- Gustaw Orlicz-Dreszer. Żołnierz i morskiego społeczeństwa Przywódca, — twardy, rycerski charakter i statysta przewidujący szerokim zasięgiem umysłu — wskazał nam życiem swym, że Ojczyznę na wyżyny wieść — to, mus zaszczytny, w pracy Zr>ojnej i samozaparciu siebie. '____ , Nam, członkom Ligi Morskiej i Kolonialnej, spadkobiercom Jego wielkiej idei, przypadł w udziale honor Chwalenia wspaniałej postaci naszego Przywódcy, ku ciągłej pamięci naszej i pokoleń przyszłych. Celem uwiecznienia czynów i wskazań Wielkiego Obywatela i Żołnierza, powstał specjalny Komitet Uczczenia Pamięci Generała Gustawa Orlicz-Dreszera. — Zadaniem tego Komitetu, pod przewodnictwem gen. bryg. Bo-'®sława Wieniawy-Długoszowskiego, jest przede wszystkim upamiętnienie postaci naszego Przywódcy, zarówno przez ^niesienie na grobie Zmarłego mauzoleum, które by dla wszystkich nas stało się nadmorskim szańcem, symbolem ddżeń naszych na wielkiej drodze morskiego władztwa Rzeczpospolitej, — jak też przez wydanie wszystkich prac Piśmienniczych ś. p. Generała Orlicz-Dreszera, będących Jego obywatelskim testamentem, — jak też przez wydanie fonografii o Nim, byśmy wszyscy poznali dokładnie żywot i dzieła Jego. Komitet pragnie również ufundować zYwe pomniki, stypendia Jego imienia itp. Naszą jest sprawą, członków Ligi Morskiej i Kolonialnej, by bezpośrednią swą, własną pracą i osobistym °działem materialnym przyczynić się jak najusilniej do jak najwcześniejszego ukończenia zamierzonych prac Komitetu. Dlatego od nas samych oczekujemy szybkich oddźwięków tego wezwania, realnych jego wyników, które bę-^ skromnym hołdem, złożonym pamięci Gustawa Orlicz-Dreszera. Siedemnasta rocznica odzyskania dostępu do marża będzie również poświęcona postaci niezapomnianego Prezesa LMK. Komitet organizuje w całej Polsce w dniach 9 lub 10 lutego akademie, w których udział brać będą przede wszystkim członkowie LMK. W dniach tych odbędzie się również zbiórka na cele Komitetu. 27 SPRAWY KOLONIALNE kimi przejawami niemieckiej kampanii kolonialnej. Na jesieni r. ub. kampania ta chwilowo trochę przycichła, podobno ze względu na delikatne negocjacje, jakie w tym czasie prowadził p. von Rib-bentrop w Londynie. Ostatnio mamy jednak znowu do zanotowania szereg wystąpień kolonialnych w Niemczech. Należy wymienić tutaj przemówienie p. Schachta we Frankfurcie, o którym pisaliśmy już obszerniej w poprzednim numerze, artykuł p. Schachta w przeglądzie amerykańskim „Foreign Affairs”, gdzie ponownie sprecyzował on postulaty kolonialne Niemiec, i wreszcie przemówienie p. von Ribbentrop na zebraniu T-wa Angielsko - Niemieckiego w Londynie, przemówienie, w którym były wysunięte również roszczenia kolonialne Niemiec. Te wszystkie wystąpienia dały asumpt prasie angielskiej i francuskiej do rozpatrywania w dalszym ciągu, w sposób obszerny i wyczerpujący, niemieckich żądań kolonialnych. Wielką ilość listów w tej sprawie otrzymał „Times”. Między innymi pismo to opublikowało listy płk. Meinertzhagena, brytyjskiego specjalisty w kwestiach kolonialnych i lorda Noel Buxto-na, którzy wydają się być zgodni co do tego, że należałoby Niemcom „zrobić miejsce w obszernym imperium afrykańskim”, twierdząc, że w swoim czasie zrobiono Niemcom bolesną krzywdę, pozbawiając ich kolonij. ' -O-— ” » II- '"O—--O---- ■ ...w. 0 „Bund Abendblatt”, „Jiidische Obecna kampania jest więc Rundschau” (pismo to podaje wyłącznie inspirowana przez Opinia, wyrażona w listach płk między innymi, jakoby Polska rząd, który przedstawił już swój Meinertzhagena i lorda Buxtona. miała prowadzić pertraktacje punkt widzenia w Genewie”. została skwapliwie podchwycona z rządem francuskim' w sprawie W dalszym ciągu artykułu au- przez prasę niemiecką, która wy- osiedlania żydów polskich na Ma- tor omawia wystąpienia p. Ro- korzystuje ją dla poparcia swoich dagaskarze), „Le Temps”, „Presse sego w Genewie i motywację poi- żądań. Coloniale”, L‘Europe Nouvelle“, skich żądań kolonialnych, stwier- „Berliner Tageblatt” przytacza „Le XX Sieclę”, „Times” i w wie- dzając w zakończeniu: w obszernym streszczeniu po- lu innych. Artykuły czy wzmianki „Jeśli Francja nie jest w stanie wyższe listy i kończy w ten spo-w wymienionych pismach są ofiarować w zakresie kolonial- sób swój komentarz: utrzymane w tonie raczej infor- nym pewnych rozwiązań dla „Obecna niejasna bezczynność macyjnym, za wyjątkiem obszer- kwestii ludnościowej, ponieważ Anglii w tej sprawie (kolonialnej) nych artykułów, opublikowanych nie posiada terenów, nadających musi mieć fatalne skutki. Histo- w „L‘Europe Nouvelle” i „Le XX się dla emigracji — może ona jed- ria stosunków niemiecko - angiel- Siecle”, pióra pp. S. Teitelbauma nak rozpatrzyć w sposób rozsąd- skich ostatnich czterech lat jest i R. Sławka. Artykuły te starają niejszy niż z Berlinem, możliwo- historią straconych okazyj. się zbagatelizować do pewnego ści pomyślnego załatwienia kwe- Czy musi więc ta polityka po-stopnia polsiki ruch kolonialny, stii surowcowej”. dejrzeń i ta atmosfera Wersalu dowodząc, że hasła kolonialne w • trwać nadal?”. Polsce są głoszone tytko przez Prasa zagraniczna w dalszym Pisma natomiast francuskie, jąk niewielką grupę ludzi z LMK na ciągu żywo się interesuje wszel- np. „Yictoire”, nawiązując do o- Exposć Ministra Spraw Zagranicznych, J. Becka, wypowiedziane na Komisji Spraw Zagranicznych Senatu w dn. 18.X1I. 36 r„ w którym między innymi poruszana była również sprawa kolonialna, zostało przyjęte przez prasę zagraniczną z wielkim zainteresowaniem. Pisma francuskie, angielskie, niemieckie, włoskie, belgijskie i in. podały obszerne streszczenia przemówienia min. Becka, omawiając całokształt poruszonych zagadnień. Ponadto te części przemówienia, które dotyczyły kwestii kolonialnej, były przez szereg pism omawiane w osobnych artykułach. Artykuły takie pojawiły się w „Frankfurter Zeitung”, „Berliner Tageblatt” ..Pra^er Tasrehlatt”: czele, a rząd polski zachowuje w stosunku do tej sprawy całkowitą rezerwę. Według opinii powyższych autorów, wystąpienia przedstawicieli polskich w Genewie, jak również exposć min. Becka, mają być dowodem tej rezerwy. Inaczej zapatruje się na te sprawy „La Presse Coloniale”. P. G. Joutel w ten sposób pisze na łamach wymienionego pisma: „O-czywiście, że w narodzie polskim nie istnieje żaden pogląd na sprawy kolonialne, i o ile wiem, to poza bardzo pięknym periodykiem „Morze”, który dochodzi tylko do rąk nielicznej elity, naród cały nic nie wie o problemach zamorskich, a nawet o Polsce na morzu 28 świadczeń, umieszczonych w „ limes” jakoby „należało dać Niemcom miejsce w obszernym imperium afrykańskim”, piszą w ten sposób: „Dlaczego jednak trzeba, aby to miejsce dane było Niemcom kosztem przede wszystkim Francji i Portugalii, a nawet Belgii? Lord Buxton pisze, że dla zadośćuczynienia potrzebom Niemiec co do kawy, tytoniu, kauczuku, najodpowiedniejszym byłby Kamerun i pewne terytorium belgijskie. Kamerun jest francuską posiadłością w 5/6 a reszta dopiero jest angielska — widzimy więc kto by pomósł ofiarę". „Le Petit Parisien” podaje że we francuskim ministerstwie kolonii odbyła się konferencja, poświęcona projektowi osadnictwa Żydów w koloniach francuskich. Po konferencji tej, w której wzięli udział przedstawiciele organizacji żydowskich, minister kolonii Moutet udzielił przedstawicielowi „Le Petit Parisien” wywiadu, w którym oświadczył, co następuje: Do kwestii osadnictwa Żydów w naszych koloniach odnoszę się bardzo przychylnie, ponieważ wiem, iż Żydzi mogą stanowić poważny element kolonizacyjny i okazali się całkowicie zdolni do Pracy na roli, która jest podstawą wszelkiej działalności kolo-nizacyjnej. Dali oni znakomite dowody tych cech na terenie Palestyny. Minister zastrzegł się jednak, iż nie należy żywić zbyt wielkich iluzji co do możliwości masowego osadnictwa Żydów' w koloniach francuskich. W koloniach. Sdzie klimat pozwala na pracę Europejczyków, zasoby ziemi nie są już zbyt wielkie. Usiłowanie stworzenia masowej kolonizacji zrodziłoby trudności polityczne, których obecna walka w Palestynie jest jednym z przykładów. Trzeba przede wszystkim dokonać wyboru kraju, w którym chce się przeprowadzać próbę kolonizacji. O ile chodzi o mnie. to wspólnie z gubernatorami ko-lonii jestem skłonny oddać do dyspozycji osób, prowadzących badania w tej sprawie, kadry fachowców, którzyby im znacznie ułatwili zadanie. Badania tego rodzaju już się zresztą rozpoczęły. O ile chodzi np. o Madagaskar, m gubernator tego kraju zawia-aj*nua mnie, iż skłonny jest przy-caylnie rozważyć projekt osad-nictwa na tym terenie pod wa-rilnkiem, że będzie się miało do j-zynienia z osadnikami, popiera- ymi przez poważne organizacje i posiadającymi odpowiednio zapewnioną pomoc finansową. Poza tym terenem można jeszcze wziąć pod uwagę terytoria w Nowej Kaledonii na Nowych He-brydach, a nawet w Guyanie, gdzie klimat jest mniej niezdrowy, niż się ogólnie przypuszcza. Możliwe jest również — zakończył minister — iż w koniecznym wypadku znalazłaby się odpowiednia pomoc finansowa, ale tylko wtedy, gdyby się miało do czynienia z odpowiednio poważnymi organizacjami. • „Deutsche Kolonial Zeitung” z grudnia ub. r. przynosi ciekawy artykuł p. E. Mac Lean pt : „Siódmy cud Złotego Wybrzeża”. Tym siódmym cudem jest Uniwersytet murzyński w Achimota koło Akkra. założony przez Anglików w r. 1926, kosztem 12 milionów marek. Zakład ten liczy obecnie 500 uczniów i uczenie, któęzy kształcą się przede wszystkim na farmerów i inżynierów, jak również na lekarzy, nauczycieli, duchownych i prawników. Najbardziej uzdolnieni uczniowie składają egzamin państwowy w Anglii, gdyż „podstawą, na której wznosi się system wychowawczy (uniwersytetu w Achimota) jest całkowite równouprawnienie czarnych z białymi”. Autorka artykułu w „Deutsche Kolonial Zeitung” krytykuje b. ostro inicjatywę angielską. Pisze ona, że niemieckie władze kolonialne przed wojną czyniły wszystko dla podniesienia poziomu życiowego tubylców, trzymały się jednak granic umysłowych, wyznaczonych murzynom przez naturę. To co dzieje się w Achimota jest tylko kierowaniem czarnych ku rzeczom całkowicie obcym ich istocie”. Negrowie Przeładunek towaru „pozbywają się — według autorki — swej afrykańskośei, nie widząc. że nigdy nie będą mogli stać się Europejczykami”. Autorka niemiecka widzi w tym, nazwanym przez siebie, siódmym cudzie Złotego Wybrzeża, widmo przyszłego niebezpieczeństwa dla Anglii. Informacje i poglądy, podane w wyżej wymienionym artykule „Deutsche Kolonial Zeitung”, są ciekawym przyczynkiem do tak aktualnej obecnie kwestii obowiązków białych względem ludów ikoloi owych, nad którymi winni sprawować nietylko władzę, ale i opiekę. Jednym z zasadniczych argumentów, wysuwanych dla uzasadnienia stanowiska państw „posiadających”, które nić* chcą nic ustąpić ze swoich imperiów kolonialnych, jest interes własny i pomyślność samych kolonij, a przede wszystkim zamieszkujących je ludów. ST. BOD. 29 Z ŻYCIA MARYNARKI WOJENNE] Niemcy. Według urzędowego komunikatu admiralicji, ogólna wyporność floty niemieckiej wynosi obecnie 260.000 ton, licząc w tym okręty, będące w budowie. Angielsko-niemiecki traktat morski upoważnia do posiadania ogółem 420.000 ton okrętów wo • jennych; granica ta zostanie o-siągnięta w 1942 roku, a skład floty będzie wówczas następujący: 3 pancerniki po 10,000 ton (są w kampanii), 2 po 26.000 ton (oba na wodzie) i 3 po 35.000 ton (1 już zamówiony), 6 krążowników po 6.000 ton (są w kampanii) i 7 po 10.000 ton (3 w budowie), 2 lotniskowce po 19.500 ton (1 w budowie), 12 kontrtorpedowców po 1.650 ton i 6 po 1.800 ton, 12 torpedowców po 600 ton i 12 ipo 800 ton. Typ łodzi podwodnych nie jest sprecyzowany; podana jest jedynie ich globalna wyporność, wynosząca 23.000 ton, z tego około 10.000 już w kampanii czynnei. Łodzie podwodne U. S. A. W dniu 9-tym grudnia 1936 r. spuszczono na wodę drugi pan cernik o wyporności 26.000 ton, który otrzymał nazwę „Gneisen-nau“. W uroczystości tej, związanej z rocznicą bitwy pod Falklandami, wziął udział kanclerz Hitler oraz najwyższe władze państwowe. W czasie spuszczania, na skutek znacznej szybkości, o-kręt uderzył o przeciwległe nabrzeże, lecz nie poniósł większych uszkodzeń. Uzbrojenie jest względnie słabe w stosunku do nowych pancerników francuskich, gdyż składa się z 9 dział 280 mm i 12 dział 150 mm; mocniejsze jest natomiast opancerzenie, wynoszące przeważnie 305 mm. Okręt ten będzie miał turbiny o mocy 150.000 KM, które zapewnią mu szybkość conajmniej 32 węzłów, oraz pomocniczy silnik Diesela dla dłuższych przejazdów szybkością ekonomk^ną. Niemcy upoważnione są do po siadania 2-ch lotniskowców po 23.000 ton. Pierwszy z tych okrętów jest już w budowie i wkrótce spuszczony zostanie na wodę, drugi będzie rozpoczęty w ciągu bieżącego roku. Charakterystyka tych okrętów: 19.250 ton. szybkość 20 węzłów z napędem diesełowym, 14 dział 150 mm przeciwlotniczych, pojemność 25 maszyn różnego^typu. W grudniu 1936 r. wyłowiono łódź podwodną „U—18”, która podczas ćwiczeń w poprzednim miesiącu zatonęła na skutek zderzenia z okrętem nawodnym. Ka dłub okazał się niezbyt uszko dzo* ny, tak że łódź zostanie wyremontowana i oddana do dalszej służby. Ponieważ łodzie typu po 250 ton wykazały wybitne cechy morskie, admiralicja nosi się z zamiarem dalszej ich budowy. • Na skutek gwałtownych burz, które w grudniu 1936 r. nawiedziły wybrzeże atlantyckie, dyon torpedowców niemieckich typu „Wolf” (z 1924—27 roku, 800 ton. 3 działa po 105 mm), zmuszony był zawinąć do Brest (Francja), celem naprawy szeregu uszkodzeń. Najpoważniej ucierpiał „Wolf”, któremu fala wybiła ster Załogi, gościnnie przyjęte przez ludność miejscową, złożyły wieniec u stóp pomnika, wzniesionego ku czci poległych marynarzy. • Francja. W grudniu 1936 r. spuszczono na wodę drugi pancernik o wyporności 26.000 ton. „Strasbourg”, rozpoczęty w 1934 roku, lecz znacznie opóźniony w budowie na skutek ciągłych strajków. Jest to jednostka o potężnym opancerzeniu i uzbrojeniu: 2 wieże poczwórne 330 mm, strzelające pociskami wagi 550 kg, 16 dział 130 nim przeciwlotniczych (zasięg 25.000 m), szybkość ognia 16 strzałów na minutę), oraz 40 działek małego kalibru (wobec 25, jak na „Dunker- que“); ogólna waga pancerza wynosi 11.000 ton. Turbiny o mocy 130.000 KM pozwolą osiągnąć szybkość 31 węzłów. O ile dalsza praca nie napotka dotychczasowych trudności, okręt ten będzie mógł przystąpić do prób odbiorczych w końcu 1937 roku. Na opróżnionym staplu rozpoczęto uroczyście budowę pierwszego pancernika o wyporności 35.000 ton, który otrzyma nazwę „Jean-Bart”. • Ogólna wyporność okrętów, objętych programem morskim na rok 1937, wynosi 47.000 ton (średnia roczna ubiegłego 10-lecia wynosiła 35.000 ton). Projektowana jest budowa: l krążownika 8.000 ton, 2 kontrtorpedowców po 1.850 ton, 4 torpedowców po 1.009 ton. 7 łodzi podwodnych (z tego 3 po 1.300 ton), 12 a wizo i trau-lerów, 1 ropowca i szeregu jednostek pomocniczych. Budżet na ten okres wynosi 4.400 milionów franków, to jest o 27 proc. więcej, aniżeli w roku jmprzednim. W grudniu 1936 r. spuszczona na wodę superkontrtorpedowiec „Volta”: 2930 ton, 135 m długości. Uzbrojenie, zwiększone w stosunku do poprzednich jednostek tego typu, składa się z 4 wieź podwójnych 138 mm, 4 działek 3' mm i 3 potrójnych aparatów tor-pędowych 550 mm. Przewidziani moc maszyn 90.000 KM zostanK w rzeczywistości znacznie prze i kroczona, tak że według wszelkiego prawdopodobieństwa, okręt ten pobije wszystkie dotychczasowe rekordy szybkości. Poza tym spuszczono łódź podwodną „Ouessant”: 1.380/2.000 ton, 1 działo 100 mm, 9 aparatów torpedowych po 550 i 2 po 40C mm, rejon pływania 8.000 mil na 10 węzłów. Ostatnie 2 okręty tej serii, „Beveziers” i „Sidi-Fer-ruch”, spuszczone zostaną w ciągu wiosijy. Dla zahartowania i wyszkolenia załóg, admiralicja postanowiła u-rządzić szereg dalszych pływań dla łodzi podwodnych. Dotychczas przeprowadzone próby dały bogaty materiał doświadczalny i wykazały wysokie walory morskie wybudowanych jednostek. W wykonaniu tego programu, łodzie podwodne „Pegase” i „Mon-ge“ (z 1932 r., 1380/1970 ton, rejon pływania 8.000 mil), opuściły Francję, udając się do Indochin. » Wobec budowy nowych okrętów liniowych, postanowiono skreślić ze stanów floty i sprzedać na szmelc stare pancerniki „Diderot” i „Voltaire“ (z 1909 r.. 17.500 ton, 4 działa 305 mm i 12 Po 240 mm). Z serii tej pozoątaje w kampanii jedynie „Condorcet”, którego szybkość nie przekracza >becnie 14 węzłów. Anglia. Jak wiadomo, program morski na rok 1937 obejmował między innymi 2 pancerniki po 35.000 ton. Admiralicja ma jednak zamiar zażądać dodatkowych kredytów, celem zamówienia w bieżącym roku jeszcze jeszcze jednej jednostki tego typu. Koszty budowy takiego okrętu wynoszą w przybliżeniu 250 milionów złotych. W ciągu grudnia 1936 r. spuszczono na wodę stawiacz min „Sharpshooter” oraz kontrtorpe-dowce „Isis” i „Icarus” (1350 ton 4 działa 120 mm i 8 aparatów torpedowych). W ciągu tegoż miesiąca przyjęte zostały kontrtorpe-dowce „Hero", „Hyperion” i .Hasty”, o tej samej charakterystyce, lecz należące do poprzedniej serii, oraz podwodny stawiacz min „Grampus”, 1500/2140 ton, 6 aparatów torpedowych i 120 min. W I)evonport przystąpiono do odbioru stawiacza sieci zagrodowych przeciwko łodziom podwodnym, „Protector”, typu zbliżonego do „Guardian”. Okręt ten, wypierający 2860 ton, posiada na dziobie instalację, pozwalającą na ustawienie przy szybkości 20 w. kilku kilometrów sieci z odpowiednimi ładunkami wybuchowymi. Wroga łódź ciągnie za sobą taką sieć, ładunki uderzają o kadłub i wybuchają. Szwecja. W Malino przystąpiono do budowy 2 łodzi podwodnych po 620 ton, typu „Sjolejinet”. która jest na wykończeniu: 15/10 węzłów, 1 działo 75 mm i 2 po 25 mm przeciwlotnicze, 4 aparaty torpedowe. Okręty te będą gotowe w ciągu 1939 roku. Hiszpania. W połowie grudnia 1936 r. zatopiona została przed Malagą łódź podwodna „C 3” (z 1928 roku, 840 ton), należąca do strony rządowej. Spośród 47 członków załogi zdołano wyratować jedynie dowódcę. Jest to już trzecia łódź, która ginie w bratobójczej walce. Włochy. Tempo budowy okrętów wzmogło się w niewiarygodny wprost sposób. W grudniu 1936 r. spuszczono na wodę łodzie podwodne: „Dessie”, „Daga-bur”, „Adua”, „Axutn“ i „Ara-dam”. rozpoczęte w lutym tegoż roku. Są to okręty po 675/855 ton, uzbrojone w 1 działo 100 mm i 6 aparatów torpedowych. Spuszczone zostały poza tym: kontrtorpedowiec „Yittorio Alfie-ri“, 1490 t„ pierwszy z serii 4-ch o nazwach poetów; torpedowiec „Pegaso”, 855 ton, 28 węzłów. 2 działa 100 mm i 2 aparaty torpedowe; łódź podwodna „Velella' 670/800 ton. Japonia. Dla wypróbowania kadłuba nowego krążownika „Mo-gami”, częściowo spajanego, postanowiono oddać jedną salwę Okręty francuskiej marynarki wojennej na Morzu Sródziemnem 31 Okręty niemieckiej marynarki wojennej w Szczecinie mrtową ze wszystkich dział przy zybkości 32 węzłów. Niektóre zwy, szczególnie przy zbiorni-ach ropowych, puściły, powoduje ucieczkę paliwa. Braki te zo-tały usunięte i okręt rozpoczął ;ampanię czynny. W końcu listopada 1936 r. spuszczono w Kurę lotniskowiec „Chitose”, rozpoczęty w 1934 r,: 10.000 ton, długość 160 m, szybkość 20 w., 4 działa przeciwlotnicze. Na opróżnionym staplu rozpoczęto budowę identycznego lotniskowca „Chiyoda”. Stany Zjednoczone A. P. W ciągu listopada i grudnia 1936 r. spuszczone zostały na wodę następujące okręty: krążowniki: „Brooklyn”, „Philadelphia” i „Sa-vannah“, po 10.000 ton, 15 dział po 152 mm; lotniskowiec ..finter- prise” o wyporności 20.000 ton, kontrtorpedowiec „Winslow", 1850 ton; torpedowce: „Bagley” i „Fanning”, po 1^50 ton: łodzie podwodne. „Pickerel”, „Permit”, „Plunger”, „Połlack”, po 1330 ton. Są to wszystko okręty, wybudowane na zasadzie planu N I. R. A. • Rozpoczęto budowę następu jących okrętów: lotniskowca „Wasp”, 14.500 ton; torpedowców: „Samson” i „Davis“, po 1350 ton, oraz łodzi podwodnych: „Pompano”, „Salmon”, „Seal”, „Skipjack” i „Snapper”, po 13,50 ton. Zamówiono również łodzie podwodne: „Sargo”, „Sairry” „Spearfish”, „Sculpin”, „Sąualus” i „Swordfish”, po 1450 ton, objęte programem morskim ria rok 1936. Wobec wycofania ze służby starych pancerników, w skład eskadry szkolnej wejdą okręty liniowe „Texas“ i „New-York” po 27.000 ton, z 1912 roku. Na eskadrze tej zaokrętowanych będzie na czas letniej kampanii 1133 kadetów Akademii Morskiej. Argentyna. Zamówiony ostatnio w Anglii nowy krążownik otrzymał nazwę „La Argentina”. Okręt ten, przeznaczony główmie dla celów wyszkoleniowych, odpowiada następującej charakterystyce: 6000 ton, 9 dział 152 mm i 4 po 100 mm przeciwlotnicze, 2 samoloty. Szybkość tego okrętu będzie stosunkowo słaba, gdyż nie przekroczy 31 węzłów. Poza normalną załogą, składającą się z 550 ludzi, na krążowniku tym może być zaokrętowanych 60 aspirantów. DO DNIA 1 STYCZNIA 1937 ZEBRANO NA FUNDUSZ OBRONY MORSKIEJ W GOTÓWCE I PAPIERACH WART. 4.903.137.12 32 A M E Z racji przyjazdu do Nowego Jorku w grudniu ub. r., dyr. M. Pliniusa z Linii Gdynia-Amery-ka, „Dziennik Związkowy”, wychodzący w Chicago, zamieścił obszerny wywiad, dotyczący pracy polskiej linii transoceanicznej w ostatnim sezonie. Zaznaczył się duży ruch pasażerski do Polski i do krajów skandynawskich, Dzięki wytężonej propagandzie i rosnącej popularności motorowców „Piłsudski” i „Batory”, oraz dzięki stosunkom, zawiązanym z publicznością amerykańską podczas wycieczek do Indyj Zachodnich, wzrosła w r. 1936 bardzo poważnie liczba klienteli amerykańskiej, ale w głównej mierze do powodzenia linii przyczyniają się Polacy amerykańscy i publiczność skandynawska. Wspomniał również dyr. Plinius o uruchomieniu od r. 1937 nowej linii towarowej Gdynia — Mowy Jork — Zatoka Meksykańska — Gdynia, zamierzonej specjalnie dla przewozu bawełny z Zatoki Meksykańskiej do Polski, która — to linia powinna Przyczynić się do znacznego ożywienia stosunków gospodarczych Polsko-amerykańskich. Z wywiadu tego dowiadujemy się również o zamierzonej przez linię budowie dwóch nowych i zupełnie nowoczesnych statków pasażer-sko-towarowych z przeznaczeniem na trasę Gdynia—Południowa Ameryka, gdzie kursują obecnie s/s „Pułaski” i s/s „Kościusz-*o“. Ta linia posiada szczególnie korzystne warunki rozwoju. Komfortowe i szybkie statki znacznie powiększą i tak stale rosnące cyfry przewożonych pasażerów i towarów. Propozycje złożenia ofert na budowę nowych statków zostały już rozepnę stoczniom. Po czterech latach od pierwszych prób wprowadzenia szyn-polskiej na rynek amerykań-Polski Związek Eksporte-EyW Bekonów i Artykułów Zwierzęcych stwierdza bardzo jjoważne powodzenie tej akcji handlowej, Na jesieni 1935 roku sbrzedano przeszło 4.000 skrzyń [Miesięcznie, to jest 280.000 fun-bw, po roku zaś poczęto sprze-^yać po 16.000 skrzyń, czyli mion sto dwadzieścia funtów Tysięcznie, obecnie zaś są już ^mówienia na blisko dwa milio- R i C ny funtów miesięcznie. Jest to postęp nieoczekiwany, zwłaszcza, że szynka polska zdobywa powodzenie nie tylko wśród wychodźtwa naszego, ale i pierwszorzędne miejsce między przysmakami, poszukiwanymi przez amerykańską publiczność. Jak stwierdza komunikat Pol. Zw. Eksporterów Bekonów i Art. Zwierzęcych, zamieszczony w prasie polsko-amerykańskiej, delegatura Związku w Nowym Jorku robi, co może, aby przy rozdzielaniu przydziałów tamtejszym importerom zapewnić odpowiednią ilość tego towaru Polakom, — jednakże nie zawsze może kierować się samym sentymentem i zamykać szynce polskiej drogę do tych miejsc, do których mogą ją dowieźć wielkie fachowe amerykańskie firmy importerskie. Ruch organizacyjny wśród Polonii w Stanach Zjednoczonych dokoła haseł rozwoju polskiej pracy na morzu przybiera na sile. W Cleveland odbyło się zebranie z odczytem red. W. B. Błażewicza na temat „Polska na morzach i oceanach świat a”. Na miesiąc styczeń zwołane zostało w Chicago posiedzenie Rady Centralnej Ligi Morskiej . pod przewodnictwem krajowego prezesa L. M. w Ameryce, dra W. A. Kuflewskiego. Dosięgła nas również w Starym Kraju odezwa prezesa Ligi Morskiej w Ameryce w sprawie Walnego Zjazdu L. M. w roku 1937, który ma się odbyć dn. 27 czerwca w Detroit. Na Zjeździe tym będą reprezentowane wszystkie Okręgi i Oddziały tej bratniej organizacji na ziemi amerykańskiej, która przechodziła różne koleje i obecnie, jak czytamy w tej odezwie: „Wreszcie wejść musi na tor faktycznego współdziałania z organizacją pracy dla morza polskiego w Polsce, to jest z Ligą Morską i Kolonialną”. Projektowany Zjazd Walny L. M. w Ameryce, zgodnie z odezwą gorącego rzecznika polskiej sprawy morskiej, dra Kuflewskiego, winien „Sfinalizować dotąd nieziszczone dążenia do zbudowania silnej, potężnej organizacji, w której zmieścić się może każdy Polak bez względu na płeć i przekonania partyjne”. * Ostatni zjazd Syndykatu Dzień- A N A nikarzy Polskich w Ameryce, który się odbył w końcu ub. r w Chicago, powziął ważne uchwały w sprawie rozwoju i podniesienia autorytetu zawo- du publicystycznego wśród polskiej milionowej rzeszy w Ameryce. Postanowiono uruchomić akcję zbierania materiału, związanego z życiem i działalnością dziennikarzy-Polaków, jak również materiału, dotyczącego pism polskich na wychodźtwie. W tym celu przy Syndykacie ma być utworzony urząd historyka dziennikarstwa. Dalej, uchwalono ustalić nagrody dla dziennikarzy za najlepsze artykuły, felietony, krótkie nowele, sprawozdania i wiersze. Nagrody te finansowo będą dość skromne, każda po 20 dolarów, natomiast moralna ich wartość będzie znaczna. Pisze o tym jeden ze zdolnych publicystów młodszej generacji, J. Matyka, w nowojorskim „Nowym Świecie”: — „Apelując do ambicyj osobistych, nagrody te staną się silnym bodźcem dla pracowników pióra i to właśnie wpłynie poważnie na podniesienie się poziomu naszego dziennikarstwa na wychodźtwie”. Czy istnieje możliwość powstawania nowych czasopism polskich w Stanach Zjednoczonych? — Odpowiedź redaktora S. F. Barcia, nowego prezesa Syndykatu Dziennikarzy Polskich w Ameryce, brzmi tak: „Ilu by to dzienikarzy mogło znaleźć pracę na prowincji, gdyby chcieli założyć małą drukarnię i wydawać pisemko własne, które by w bardzo krótkim czasie mogło stać się spręż y n ą wszystkich poczynań Polonii w każdej osadzie. Pisma codziennie tam nie docierają, nawet tygodniki większe nie są tam spotykane, a Polonia z radością powitałaby tego rodzaju rozwój prasy polskiej. Gdzie jest 10.000 Polaków, tan: jest miejsce na małe wydawnir ctWo i skromną drukarenkę, a przecie jest wiele osiedli polskich, liczących po 25.000 dusz i znacznie więcej, gdzie także pisma polskiego nie ma”. Zdrowy optymizm tak doświadczonego dziennikarza, jak redaktor Barć, zasługuje na szczególną uwagę i rozmyślania z naszej strony. K. G. Z. 33 Z RUCHU WYDAWNICZEGO Kazimierz Warchałowski: N a krokodylim szlaku. — Z ilustracjami E. Kanarka. Wydawnictwo J. Mortkowicza. Warszawa — Kraków, 1936 Stron 293. Autor książek „Do Parany „Picada” i „Peru”, jeden z weteranów pionierstwa kolonialnego na terenach Ameryki Południo-• wej, tym razem dał się poznać jako twórca dobrej opowieści krajoznawczej dla starszych dzieci i młodzieży. Bohaterami przygód, przeżytych na krokodylim szlaku w głębi peruwiańskiej puszczy, czarującej, nietkniętej jeszcze stopą cywilizacji, a tajemniczej i pełnej przyczajonej grozy, raz po raz przynoszącej pełne niebezpieczeństw niespodzianki — są: kilkunastoletni chłopiec Staś Irski, sierota po zmarłym w Andach in-żynierze-Polaku, oraz lady Vio-letta N„ Angielka, podająca się za dziennikarkę, w której jednak czytelnik domyśla się agentki In-telligence Service. Chłopiec, marzący o lotnictwie, korzysta z o-kazji, by zakraść się do samolotu, którym Angielka udaje się w podróż — i oboje ulegają katastrofie w głębi puszczy. Tu zaczynają się wspólne perypetie w podróży na skleconej tratwie, przygody z napastującymi podróżników krokodylami, potwornymi wężarami, dzikimi świniami, jaguarami, żarłocznymi mrówkami — wreszcie potyczki z pierwotnymi szczepami indiańskimi, od których w krytycznej chwili ratuje Stasia i lady Violettę samolot, wysłany na ich poszukiwania. Książka to bardzo pożyteczna. Ciekawa akcja, żywy styl, niezwykła znajomość tamtejszego kraju, doskonale podpatrzone życie zwierząt i zwyczaje dzikich Indian — składają się na całość, która, zręcznie scementowana dydaktyczną zaprawą, w intrygującej treści przemyca do umysłów młodych czytelników to, czego nie wtłoczy im nudna, przymusowa lekcja. Zarzucić by można było autorowi zbędne przeciążenie książki dysputami na tematy oderwane, o poziomie na pewno za wysokim dla chłopca w wieku Stasia, — jest to jednak bodaj jedyna wada tej opowieści, ginąca wśród wielu zalet. (z. J.). Karol Taube: Figle diabli k a błot pińskich. Ze wspomnień marynarza. Nakładem Oddziału LMK przy Kierownictwie Marynarki Wojennej. Warszawa, 1936. Stron 118. Marynarkę Wojenną i jej marynarzy zawsze wyobrażamy sobie w związku z morzem, bo i trudno, by miało być inaczej. Może dlatego nie wszyscy wiedzą, że poza Flotą, bazującą w Gdyni, mamy i Flotyllę Pińską, która również jest częścią naszej Marynarki. Na gładkich wodach Piny, Prypeci, Horodyszcza, na szerokich, błotnych rozlewiskach Polesia, szumiących falami ocze-retów i tataraków, suną płytko zanurzone, nieraz grzęznące na mieliznach monitory i kanonierki, na których służba w warunkach wielfce prymitywnych, je$t — kto wie j— może cięższa, niż/na morskich Okrętach R. P. A przecież właśnie ta Flotylla rzeczna — posiada już swoją chlubną przeszłość bojową, jaką nasza Flota morska jeszcze nie może się poszczycić. W roku bowiem 1920, gdy młode wojsko polskie zmagało się krwawo w Walce z wojskami sowieckimi, rosła groźna fama o czynach naszych marynarzy, którzy mieli do dyspozycji zaledwie kilka niewielkich stateczków, szumnie nazwanych „pancernikami” („pancerz” był z worków piasku) i kilka płaskodennych łodzi motorowych. O tych prawie już zapomnianych, nieraz szaleńczych zmaganiach z wrogiem na wodzie, przypomina w swej pogodnej a pełnej dumy książeczce —- kpt. Karol Taube, uczestnik walk owocze-snych. (z. i.). Mieczysław Sowiński: Najprostsze modele żaglowe. Wydawnictwo LMK. Warszawa, 1937. Stron 127. Młodzi kandydaci na konstruktorów lotnictwa mają już wszelkie w tym kierunku udogodnienia: obszerną lekturę fachową, specjalne kursy, wystawy modeli, mogą nabyć odpowiednie do budowy części, mogą montować małe samolociki w doskonale wyposażonych pracowniach, urządzają wreszcie zawody modeli lotniczych, uzyskując nieraz bardzo ciekawe wyniki. Modelarstwo natomiast okrętowe jest u nas jeszcze w powija- kach i daleko mu do lotniczego. A przecież nie brak u nas zapalnej młodzieży, rwącej się do osiągnięć konstrukcyjnych i w dziedzinie wodnej. To też z radością powitać należy książeczkę Mieczysława Sowińskiego, dzięki której niejeden chłopiec będzie miał zadanie znakomicie ułatwione, nauczy go ona bowiem zasadniczych wskazań w tym tak ciekawym budownictwie lilipucich stateczków żaglowych, od których w młodości zaczynał pracę niejeden uznany dziś inżynier - konstruktor okrętowy. (z, j.). E. Romer: Polityczny atlas kieszonkowy. —- Ksiąźnica-Atlaś. Lwbw — Warszawa, 1936. Stron 135. Atlas ten jest poświęcony przede wszystkim kartograficznemu zilustrowaniu politycznych i gospodarczych osiągnięć Polski w związku z polityką i kwestiami gospodarczymi całego świata. Znajdujemy tu, obok 35 map na 64 barwnych tablicach, szereg wykresów geopolitycznych i ekonomicznych oraz dość obszerny, bo zawarty na przeszło 40 stronach, skorowidz nazw geograficznych, ułatwiający orientację i odszukanie na właściwej mapie. Podręczny ten atlas niezawodnie potrzebny stanie się każdemu, kogo bliżej zajmuje nasza ekspan-, sja polityczna i gospodarcza, polskie sprawy kolonialne, — w atlasie tym bowiem znajdzie szereg zasadniczych danych. (z. j.). Ukazał się ostatnio numer „Re-vue de la Ligue Maritime Belge” specjalnie poświęcony polskim sprawom morskim. Szereg artykułów daje obraz pracy Polski na morzu, jak np.: L‘effort maritime de la Pologne” „Le commerce maritime de la Pologne”, „La marinę de guerre en Pologne”, „Ligue maritime et coloniale en Pologne”, które streszczają cały nasz dorobek morski. P. Edgar Jose, główny przedstawiciel LMB w Polsce, w artykule „Les Revendications colo-niales de la Pologne”, podkreśla prawa Polski do kolonij. P. de Burbure dał ciekawą legendę o Wiśle, p. t. „La naiade etourdie et la fee, qui pleura sur elle”. Wydanie specjalnego numeru polskiego przez Ligue Maritime Belge jest nowym dowodem syni' patii, łączącej oba kraje. 34 Z ŻYCIA ORGANIZACJI Zarys rozwoju Ligi Morskiej i Kolonialnej na terenie Zagłębia Węgl. Zagłębie Węglowe, obejmujące wojew. śląskie oraz sąsiednie, a pod wielu względami pokrewne Zagłębia Dąbrowskie*), — stanowi teren, który przed rozpoczęciem jakiejkolwiek akcji należy bardzo dokładnie poznać, by przez dobór odpowiednich metod uniknąć przykrych niejednokrotnie doświadczeń. Imponujący — zwłaszcza w ostatnich latach — rozrost Ligi Morskiej i Kolonialnej w tym właśnie okręgu, gdzie ilość członków dochodzi obecnie do 100.000, zasługuje na specjalną uwagę, zwłaszcza, iż znaczną część tej wielotysięcznej armii stanowi ludność robotnicza, szczególnie dotknięta gospodarczym kryzysem, nurtującym podstawowe gałęzie przemysłu Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Zaczątki pracy organizacyjnej, opartej o polska ideologię morską, sięgają na Śląsku okresu powstań, już bowiem w roku 1921 odbyło się w Szopienicach pierwsze zebranie Górnoślązaków, byłych marynarzy floty niemieckiej. W okresie przynależności Górnego Śląska do Niemiec, znaczny odsetek ludności polskiej, tu od wieków osiadłej, znajdował ujście bądź to w zasilaniu kadr niemieckiej marynarki wojennej, bądź też jako wartościowy element wśród pionierów kolonialnych w zamorskich posiadłościach dawnej Rzeszy. Według spisu, przeprowadzonego przez władze Okręgu Ligi w roku 1929 zanotowano ponad 20.000 zgłoszeń dawnych marynarzy oraz kilka tysięcy osób, które przez dłuższy czas pracowały w nić-nńeckich koloniach. Okres krwawych walk. poprzedzający odzyskanie części górnośląskiego obszaru plebiscytowego oraz pierwsze lata po przejęciu Górnego Śląska Przez Polskę, nie stwarzały atmosfery, sprzyjającej rozwojowi organizacji. Niemniej szereg jednostek na Śląsku, oddanych ideologii morskiej, utrzymywał przez cały czas żywą łączność z centralnymi władzami początkowo Ligi Żeglugi Polskiej, następnie zaś Ligi Morskiej 1 Rzecznej, by przygotować grunt i w odpowiednim ntomencie wystąpić z inicjatywą założenia placówek Ligi na terenie Zagłębia Węglowego. W dniu 30. czerwca r. 1926 zostało zwołane 1. Organizacyjne Zebranie Ligi Morskiej i Rzecznej W Katowicach. W Zebraniu tym uczestniczyło zaledwie 37 osób. krzewicieli polskiej myśli morskiej z Pp. b. ministrem inż. Józefem Kiedroniem, inż. Witoldem Młodzianowskim, oraz mec. Antonim Mostkiem na czele. . W wyniku powziętych uchwał zebrani przystąpili ^do Ligi Morskiej i Rzecznej, tworząc pierwszy n& Śląsku Oddział tej organizacji. Nowa placówka od początku swego istnienia Wykazywała wielką żywotność, ujawniającą się w zwartości organizacyjnej, zwłaszcza zaś silne: etnanacji propagandowej, mającej na celu zaznajamianie szerokich sfer ludności z. pracą i zadaniami realizowanymi przez Ligę. W dniu 11. lipca 1926 r., t. zn. niespełna w 2 ty-K°dnie po utworzeniu Oddziału, członkowie jego 0 *) Pozostała część Zagłębia Węglowego należy ÓJanizacyjnie do Krakowskiego Okręgu LMK. wzięli oficjalny udział w uroczystości poświęcenia żelaznej barki na Przemszy. W międzyczasie Oddział Katowicki rozwinął żywą działalność propagandową w okolicznych miastach i osiedlach fabrycznych, wygłaszając prelekcje i wyświetlając okolicznościowe filmy. W wyniku opisanej działalności, równocześnie niemal z Oddziałem w Katowicach, powstały komórki organizacyjne w Król. Hucie, Chorzowie, Siemianowicach i W. Hajdukach. Szybki rozrost Ligi na terenie Górnego Śląska zaczyna wkrótce zwracać na tę organizację powszechną uwagę, co znajduje swój wyraz w dalszym, nieprzerwanie postępującym przyroście liczebności członków Ligi. W dniu 5. grudnia 1926 r. wziął udział w zebraniu Oddziału Katowickiego p. wojewoda śl., dr Michał Grażyński, obejmując protektorat nad Ligą. Pod koniec r. 1926 istniało na terenie Zagłębia Węglowego 6 Oddziałów, grupujących w sobie 680 członków. W latach następnych, pomimo licznych trudności, z jakimi musiała borykać się młoda na terenie Zagłębia organizacja, liczba Oddziałów i członków Ligi wykazuje nieprzerwany, ciągły wzrost, wy- nosząc: Oddziałów: członków: na 1. stycznia 1927 r. 6 680 na 1. stycznia 1928 r. 21 5.421 na 1. stycznia 1929 r. 26 7.834 na 1. stycznia 1930 r. 29 10.038 na 1. stycznia 1931 r. 34 11.635 Pomyślny rozwój Ligi na terenie Zagłębia Węglowego wywołał już w r. 1928 potrzebę stworzenia pośredniego ogniwa pomiędzy Oddziałami a Zarządem Głównym, rezydującym w Warszawie. W dniu 31. maja 1928 r. odbył się w Katowicach Walny Zjazd Okręgowy Delegatów Ligi M. i Rz.. który ustanowił pierwszą Radę Okręgową ze śp. min. inż. Kiedroniem na czele, z siedzibą w Katowicach. Wyrazem uznania ze strony władz centralnych dla pracy Okręgu, było urządzenie I Walnego Zjazdu Ligi w dniach 21 i 22 października r. 1928 w Katowicach. Z początkiem roku 1931 powstały przy Oddziale Katowickim pierwsze umundurowane Koła Młodzieży pozaszkolnej męskiej i żeńskiej. Z inicjatywy Zarządu Okręgu powstało na terenie Gdyni prowizoryczne schronisko dla wycieczek z Zagłębia. Otwarcie schroniska, nad którym opiekę oddano Bratniej Pomocy Studentów Uniwersytetu Poznańskiego, nastąpiło w maju 1931. W dniu 12 września r. 1931 odbyło się, pod protektoratem ówczesnego ministra przemysłu i handlu, gen. Ferdynanda Zarzyckiego i wojewody śląskiego, dra Michała Grażyńskiego uroczyste otwarcie wspaniałej wystawy morskiej, którą zwiedziło 28.935 osób. Na terenie wystawy czynne było kino, w którym wyświetlano filmy morskie. Z okazji wystawy ukazała się okolicznościowa jednodniówka, wydana staraniem Okręgu. Opisana powyżej żywa działalność władz Okręgu spowodowała jednakowoż pewne odwrócenie uwagi od mrówczej pracy w terenie. Skutki tego stały się wkrótce widoczne. Gdy na początku r. 1931 liczba członków Okręgu wynosiła 11.316 osób, pod koniec tegoż roku stan ów uległ zumiej- 35 szeniu do liczby 8.428 osób przyczem z istniejących na początku roku 32 oddziałów, dwa, a mianowicie w Rudzie i Siemianowicach Śl., uległy całkowitej likwidacji. Ubytek członków o 2.888 osób tłumaczony był przez ówczesny Zarząd fatalną sytuacją gospodarczą i brakiem łączności poszczególnych komórek organizacyjnych z Okręgiem. Na 1 stycznia 1932 r. liczba Oddziałów nie uległa wprawdzie zmianie, jednakże ilość członków spadła do 7.524, t. zn. poniżej stanu zanotowanego w dn. 1 stycznia 1929 r. W r. 1932 godność przewodniczącego Rady Okręgowej Walny Zjazd Delegatów, odbyty dnia 13 marca 1932 r„ powierzył jednomyślnie p. w.-wo-jewodzie śl., dr Tadeuszowi Saloniemu. Pod wpływem wyrazistej wymowy liczb, organy Ligi w Okręgu Zagłębia Węglowego podejmują wzmożoną pracę w terenie. W r. 1932 utworzono 18 nowych Oddziałów i — pomimo trwającego nadal kryzysu — stan członków ponownie wzrósł, osiągając na dzień 1 stycznia 1933 r. liczbę 9.143. Uzyskane poprzednio doświadczenie przekonało władze Okręgu, iż źródłem rozluźnienia spoistości organizacyjnej był nie tyle kryzys gospodarczy, — ile brak należytej łączności z terenem i właściwie pojętej akcji propagandowej, dzięki której ideologia Ligi przenikałaby szerokie sfery ludności Zagłębia drogą bezpośrednich i żywych stosunków, wyzuwaniem się w potrzeby i życzliwą reakcją na wysuwane przez teren postulaty. W latach następnych przeto prace Zarządu Okręgu zmierzały w tym kierunku, ażeby jak najbardziej zacieśnić kontakt z lokalnymi placówkami Ligi. W działalności tej na plan pierwszy wysunęła się konieczność najdalej idącego usprawnienia biura Okręgu, tego pośredniego ogniwa pomiędzy władzami centralnymi i okręgowymi Ligi a terenem. W biurze Okręgu zbiegają się nici. wiodące do poszczególnych Oddziałów i Kół, które skupiają zorganizowanych zwolenników morza. Drobne te niejednokrotnie gromadki przy utrzymaniu ciągłego kontaktu z biurem, skąd czerpać winny inicjatywę, otrzymywać potrzebne materiały, informacje, wskazówki i wyjaśnienia, stają się przednią strażą Ligi, dążącą wytrwale do przerwania apatii, w jakiej pozostaje jeszcze spora część naszego społeczeństwa. Drugą-—niezwykle ważną sprawą—-jest wytyczenie zgóry dokładnie opracowanego programu prac, który ma zostać zrealizowany przez poszczególne organy Ligi, trzecią wreszcie — stała, nużąca, żmudna, lecz nieodzowna kontrola we wszelkich możliwych formach i na wszystkich odcinkach. Wychodząc z założenia, iż dopiero w uporządkowanym systemie organizacyjnym, praca propagandowa może stać się w całej pełni owocna, Zarząd Okręgu Zagłębia Węglowego położył nacisk na należyte rozplanowanie i koordynację prac sekcyj Zarządu Okręgowego, Obwodów i Oddzia- -łów, przy równoczesnym czuwaniu nad funkcjami, spełnianymi przez biuro Okręgu. Prace te wymagały przeprowadzenia pewnych zmian w strukturze Zarządu Okręgowego. W tym celu istniejąca poprzednio sekcja odczy-towo-propagandowo-organizacyjna została w r. 1933 rozdzielona na dwie odrębne sekcje: organizacyjną, oraz propagandową, przy czym przewodnictwo sekcji organizacyjnej powierzono sekretarzowi, utrzymującemu stały kontakt zarówno z prezęsem Zarządu, jak też z biurem Okręgu. Pozostałe prace Zarządu Okręgowego zostały podzielone pomiędzy sekcje: Marynarki Wojennej, Kolonialną, Wodną, dla Spraw Młodzieży, Turs-styczno-Wycieczkową, oraz Komisję Sportów Wodnych. będącą organem międzyzwiązkowo-porozu-miewawczym, w skład którego wchodzą delegaci organizacyj, uprawiających sporty wodne, oraz przedstawiciele poszczególnych sekcyj Zarządu Okręgowego L.M.K. Prace organizacyjne Okręgu potoczyły się w dwóch kierunkach. Przede wszystkim opracowany został szczegółowy plan działalności na rok 1934/35 oraz regulamin Zarządu Okręgowego, zatwierdzony przez plenum Zarządu. Równocześnie sekcja organizacyjna zainicjowała wprowadzenie szeregu udogodnień, zmierzających do usprawnienia prac biura Okręgu. W zrozumieniu doniosłej roli, jaką dla sprawnego funkcjonowania całego aparatu administracyjnego przedstawia należyte spełnianie obowiązków przez poszczególne komórki, działające bezpośrednio w terenie, Zarząd Okręgu opracował i przesłał w grudniu 1934 r. do wszystkich podległych mu Oddziałów szczegółowe instrukcje dla prezesa, sekretarza, skarbnika, oraz przewodniczącego Sekcji Marynarki Wojennej. W okresie poprzedzającym „Święto Morza” w r. 1934, zorganizowana została, zakrojona na wielką skalę akcja nad pozyskaniem dla Ligi szerokich warstw społeczeństwa śląskiego i dąbrowskiego. Liczebny stan członków Ligi na terenie Okręgu wzrósł do: odziałów: członków: na l stycznia 1934 r. . . . 63 25.322 na 1 stycznia 1935 r. . . . 95 53.264 Wyniki, osiągnięte w tym — tak stosunkowo krótkim okresie czasu —oraz nieprzerwanie postępujący przyrost zwolenników polskiej ideologii morskięj, stanowią sprawdzian, że metody pracy Zarządu Okręgowego oparte zostały na właściwych założeniach. Dalszym potwierdzeniem tej tezy jest obecny stan członków Okręgu, wynoszący na dzień 1 grudnia 1935 r. 84.344 osób, skupionych w 128 Oddziałach, oraz 172 Kół Szkolnych, obejmujących 9.166 osób, czyli ogółem 300 komórek organizacyjnych, obejmujących łącznie 93.510 osób. Ludność Zagłębia Węglowego wykazuje naogół wysokie wyrobienie obywatelskie, stąd też umiejętnie przeprowadzana wśród niej akcja społeczna na cele prawdziwie wielkie może liczyć na zrozumienie i poparcie. Z drugiej jednakże strony społeczeństwo Zagłębia Węglowego wyposażone jest w silnie rozwinięty zmysł krytycyzmu, ostro reagując na każde niewłaściwe posunięcie sfer powołanych do sprawowania funkcyj kierowniczych i z tego względu potrzeba utrzymania jak najbardziej bezpośredniej łączności z terenem występuje tu bardziej wyraźnie, niż gdziekolwiek indziej. W oparciu na zobrazowanych powyżej wytycznych, praca Zarządu Okręgu, Obwodów, Oddziałów i Kół staje się coraz bardziej wydatna, czego najwidoczniejszym dowodem jest stały przyrost członków, oraz fakt, iż Okręg Zagłębia Węglowego zajmuje od szeregu lat przodujące stanowisko w Lidze Morskiej i Kolonialnej. JANUSZ IGNASZEWSKI Przewodniczący Sekcji Organizacyjnej i Sekretarz Zarządu na Okręg Zagłę' bia Węglowego LMK 36 K R Rok 1937, w którym odbędzie się VII Walny Zjazd LMK, będzie rokiem rachunku sumienia z dokonanych prac za ostatnie 2 lata, oraz rokiem dalszego rozszerzenia programu działalności LMK i jej rozwoju. Z uwagi więc na konieczność opracowywania dokładnych sprawozdań z działalności, Okręgi przystępują już do Pracy w roku bieżącym, z myślą o tym, aby zebrania poszczególnych ogniw miały charakter sprawozdawczy. — Przypomnieć jn należy, że, zgodnie ze statutem LMK, Oddziały zwołują walne zebrania najpóźniej w lutymi, obwody zaś — w marcu, Okręgi natomiast, po odbyciu walnych zebrań wszystkich Oddziałów i obwodów — najpóźniej w końcu kwietnia. —o— W styczniu odbyły się zebrania zarządów Okręgów: Wileńskiego, w którym zostały załatwione sprawy oddziału grodzkiego, oraz sprawa schroniska nad jeziorem w Trokach. — W czasie obrad Podniesiona została sprawa okrę- O N I gów, tzw. zawodowych, których statut obecny nie przewiduje — Zarząd okręgu zamierza w tych sprawach wystąpić do Żarz. GL, aby zagadnienie to znalazło swój wyraz w odpowiednio zmienionym statucie. Zarząd Okręgu Radomsko-Kieleckiego odbył się dnia 17 stycznia. Na Zarządzie omawiana była sprawa wycieczek nad morze w sezonie 1937 r. Zarząd Okręgu Poleskiego zwołał zebranie na dzień 25.1. 37 r., na którym omawiano sprawy zmian w składzie zarządu i sprawę budowy domu społecznego. W czasie od 15.XII. 36 r. do 15.1. 37 r. — powstało 21 nowych Oddziałów i 5 kół LMK w okręgach, Stołecznym, Woj. Warsz., Lwowskim, Radomsko-Kieleckim, Krakowskim, Białostockim, Nowogródzkim i Pomorskim — w ten sposób przybyło LMK w ciągu 1-go miesiąca 2.586 nowych członków. —o— Zarząd obwodu LMK przy Okr. Dyr. Kolejowej w Toruniu przy- K A stąpił już do szerokiej akcji propagandowo - organizacyjnej na rzecz zagadnień morskich, kolo • nialnych i działalności LMK. Akcja ta pomyślana jest w formie odpowiednich odczytów, przedstawień teatralnych, obrazów świetlnych itp. Żywa działalność kolejarzy, zrzeszonych w LMK, świadczy o głębokim wczuciu się ich w sprawy zagadnień morskich. * Według ostatnich obliczeń ogólne obroty towarowe portu gdyńskiego za r. 1936 wyniosły 7.882.111,5 ton. Stanowi to w porównaniu z r. 1935 wzrost o blisko 250 tysięcy ton, a jednocześnie rekordową cyfrę przeładunku rocznego od czasu powstania portu gdyńskiego. Z ogólnej tej cyfry 7.742.945,9 ton przypada na obrót zamorski, który w r. 1935 wyniósł 7.474.443,8 ton. Należy przy tym podkreślić, że wywóz towarów przez Gdynię wzrósł stosunkowo nieznacznie, gdyż z 6.362.599,5 ton w r. 1935 do 6.407.490,2 ton w r. 1936; nato- Port w Wielkiej Wsi w czasie sztormu 37 Podczas obecnych mrozów kutry rybackie wracają z połowów silnie oblodzone miast poważnie wzrósł przywóz, bo z 1.111.844,3 ton w r. 1935 do 1.335.455,7 ton w r. 1936. W ten sposób zmniejszyła się już nieco znaczna rozpiętość, jaka istnieje między obu pozycjami obrotów portu gdyńskiego. * Ciekawy jest również udział poszczególnych towarów w obrotach Gdyni. W przywozie na pierwszym miejscu stoi złom żelazny —- 455 tysięcy ton (cyfry zaokrąglone), dalej idą: rudy — 134.700 ton, surowce włókiennicze — 151.000 ton, fosfaty — 127.500 ton, ryż surowy — 49.800 ton, owoce — 45.000 ton, śledzie — 41.500 ton, nasiona oleiste — 40.500 ton, tomasyna — 38.600 ton, skóry — 30.500 ton, piryty 16.900 ton i różne oko- 38 ło — 215.000 ton. W wywozie na pierwszym miejscu stoi oczywiście węgiel — 325.000 ton, dalej idą wyroby przemysłu metalurgicznego — 176.000 ton, cukier — 63.000 ton, makuchy i słód — 43.000 ton i różne około 243.000 ton.. . * W grudniu 1936 r. weszło do portu gdyńskiego 457 statków o łącznej pojemności 462.485 t. r. n., a wyszło 461 statków ,o łącznej pojemności 447,461 t. r. n., czyli ogółem weszło do portu gdyńskiego i wyszło zeń na morze 918 statków o łącznej pojemności 909.946 t. r. n. Na pierwszym miejscu utrzymała się bandera szwedzka 1149 statków — 180.765 t. r. n.), na drugim — bandera polska (113 statków — 127.987 t. r. a.), na trzecim szła bandera duńska (132 statki — 93.802 t. r. n.), na czwartymi — włoska (30 statków — 93.332 t. r. n.): bandera niemiecka zajęła piąte miejsce (121 statków — 84.754 t. r. n,). Średni tonaż statku, zawijającego do Gdyni, wynosił 1.012 t. r. n., przeciętna ilość statków, przebywających jednocześnie w porcie — 53, średni postój statku — 53,6 godzin. * W ciągu grudnia r. ub. polski-; połowy morskie dały ogółem 2.615.580 kg ryb, z czego na połowy przybrzeżne przypada 1.670.780 kg, a na połowy dalekomorskie — 544.800 kg ryb. W połowach przybrzeżnych, które w porównaniu z miesiącem poprzednim wzrosły znacznie, bo o 460 tysięcy kg i osiągnęły ogólną wartość 457.193 złotych, główną pozycję, jak zwykle, stanowiły szproty, których złowiono w tym czasie 1.390.900 kg; inne ryby stanowią już znacznie mniejsze pozycje, tak np. wątłuszy złowiono 130.790, śledzi — 116.400 kg. Połowy dalekomorskie zostały ukończone, pięć pierwszych lu-grów śledziowych powróciło do portu rybackiego w Gdyni już w dniu 21 grudnia 1936 r., pozostałe 10 przybyło w pierwszej połowie stycznia. * Z dniem 15 grudnia 1936 r. weszła w życie nowa taryfa ko-lejowo - morska dla bezpośrednich przesyłek towarowych pomiędzy stacjami, położonymi na obszarze Polski i w. m. Gdańska a szwedzkimi portami morskimi przez porty Gdynię i Gdańsk. Taryfa ta, przewidując odprawę przesyłki za jednym wspólnym listem przewozowym na przewóz koleją i morzem, ułatwia ogromnie ruch towarowy między Polską a Szwecją, jak również przyczyni się niewątpliwie do rozwoju ruchu tranzytowego prżez porty polskiego obszaru celnego. Obniża 0|Ki przy tym koszty przewozu, Dnżym też udogodnieniem tej taryfy jest to, że wszelkie czynności, związane z przeładunkiem towarów w porcie gdyńskim wzgl. gdańskim załatwia już sama kolej lub towarzystwo okrętowe bez specjalnych dopłat. W grudniu 1936 r. Towarzystwo Okrętowe Gdynia — Ameryka uruchomiło nową regularną linię transatlantycką, łączącą Gdynię z portami zatoki Meksykańskiej przez New York. Linia ta ma charakter wyłącznie komunikacji towarowej i przeznaczona jest zarówno dla transportu towarów eksportowych do Ameryki Północnej, jak i artykułów masowych dla portów zatoki Meksykańskiej, jak: słód, wytłoki, żelazo, cement, zboże itp. W kierunku powrotnymi przewiduje się przede wszystkim przywóz bawełny i dlatego statki, kursujące na tej linii, mają zawijać do ważniejszych portów bawełnianych, jak: Nowy Orlean, Galveston, Hauston. Uruchomienie tej linii może mieć duże znaczenie dla rozwoju polskiej żeglugi handlowej i ogólnej gospodarki narodowej. Wystarczy powiedzieć, że za sam transport bawełny Polska płaciła dotychczas °koło 3 milionów złotych. Nara-zie linię będą obsługiwać 2 statki towarowe o pojemności 5.000 ton rej. brutto. * Program rozbudowy polskiej floty handlowej i rybackiej, mieszczący się w ramach ogólnego czteroletniego planu inwestycyjnego przewiduje w dziale marynarki handlowej budowę 2 trans-atlantyków dla obsługi linii południowo - amerykańskiej, 2 większych frachtowców dla linii le- wantyńskiej, 2 statków towarowych dla linii bałtyckiej, 1 statku towarowego, który ma obsługiwać projektowaną linię Gdynia — porty Europy Zachodniej, 5 żaglowców dla żeglugi trampowej i 2 statków pasażerskich dla komunikacji przybrzeżnej; w dziale rybactwa morskiego budowę 40 kutrów rybackich dla połowów przybrzeżnych i na pełnym Bałtyku, 20 lugrów śledziowych dla połowów dalekomorskich i 2 statków dla straży rybackiej dla ochrony rybołó-stwa przybrzeżnego. Niezależnie od tego przewidywana jest budowa pewnej ilości jednostek portowych, jak holowniki, barki, krypy itp. Plan ten zaczęto już realizować: na stoczniach finlandzkich mianowicie buduje się już 2 statki po 1.000 ton dla linii bałtyckiej, a stocznia rybacka w Gdyni buduje kilka kutrów rybackich i statek strażniczy. Kolejnym zamówieniem będzie budowa 2 motorowców po blisko 10.000 ton, które Obsługiwać będą linię południowo - amerykańską. * Niemiecka organizacja „Kraft durch Freude“ zamówiła na stoczni Blohm I Voss oraz Ho- waldtswerke 2 parowce, mające służyć dla wycieczek robotniczych. Pierwszy statek ma wyporność 25.000 ton, drugi 22.000 ton. * Szwedzko - amerykańska linia zamówiła w stoczni w Trieście statek pasażerski o pojemności 28.000 ton. Będzie to największy statek Szwecji; otrzymał on nazwę „Sztokholm”. Statek ten będzie posiadał pierwszą klasę, klasę turystyczną i trzecią. Pomieści razem 1.350 pasażerów. Napęd stanowią motory Diesla typu Sulzer, szybkość jego wynosić będzie 19 węzłów. Zaopatrzony będzie w sześć wind dla pasażerów, dwa baseny do pływania i kino na 400 osób. Wszystkie kabiny, niezależnie od klasy posiadają prysznice lub łazienki. *, Fińska Linia Południowo - A-merykańska udzieliła zamówienie krajowej stoczni Crichton - Vul-can w Helsinkach na budowę motorowca o pojemności 7.300 ton Nowy ten statek towarowy będzie posiadał znaczną szybkość — 15 węzłów. Obliczony jest również na przyjęcie pewnej liczby pasażerów. ATELIERS _E ,, T T p T? ET CHANTIERS DŁLA L V 1 U L 4 Rue, de Tćhćran, PA HIS STOCZNIA I ZAKŁADY W ST. NAZAIRE -ZAKŁADY W ST. DENIS (PARYŻ) BUDOWA OKRĘTÓW WOJENNYCH i STATKÓW HANDLOWYCH Kon'rtorpedewiec „Albatros*" Francuskiej Marynarki Wojennej osiqgnqł szybkość 41,9 węzłów KRĄŻOWNIKI - KONTRTORPEDOWCE - ŁODZIE PODWODNE (Loire Simonot) TORPEDOWCE - TURBINY - MOTORY DIESLA LOIRE - SULZER Budowa maszynerii dla kontrtorpedowców polsk. „WICHER" i „BURZA” oraz budowa polskiej łodzi podwodnej „RYŚ" SR. AKC. 6NASZYNSKIEJ MANUFAKTURY W GNASZYNIE, pod Częstochową Przędzalnio, Tkalnia, Farblarnla, Wykończalnła, Bielnik I Aprełura Juty Lnu i Konopi Adres dla listów: Częstochowa skrz. poczt. 116 __»» „ depesz: GNAJUTA — Częstochowa [Pijcie herbatę „SZUMILINA" Najlepsze, najtańsze pokrycie dachowe płytami azbestowo- cementowymi ZAKŁADY PRZEMYSŁOWE ETERNIT Sp. Akc. Warszawa, Zgoda 8 tel. 308-85. ZADANIA 3. BIAŁA KRZYŻÓWKA ZNACZENIE WYRAZÓW POZIOMYCH: 1) Symbol ohełn. potasu. 2) Jednostka oparu elektrycznego. 3) RośLiitta. 4) Mocny maipój. 5) Raidiżai. 6) Cztotntok szczepu imwr-gioilskiieigio. 7) iKlej .ryibii. 8) Dopływ Witsły. 9) Część luMotru wtojsikiOiwegO'. 10) Pmzyiim ek li) Spółgłoska. ZNACZENIE WYRAZÓW P1IONOWYCH Bio- truidinjo wszystko sprzedać czy kupić „siódmo ł szósto" — na ryinslcu krajowym... Tialk myślą chyba ślepi ailbto gtupu... Z nas jeidnafk Cała. ima człiO|ników ,,jnioinofwych“. „John Ly“ (Lwów) 5. SZAiRADKA Raz-drugi słynny, .tizymiski oikrutinik, Dwa-czwarta płyin,!* afchio « Włoszech, Trzy-ezwarte imówli&z łudziłam, gdy sińiutnii — Co całość znaczy., toidig!a(dinii(j, proszę... Wanda. Hoserawa (Hajduki Wielkiie) 6. REBUS JUBILEUSZOWY iZ poidalnegiói mai ktońou cŁzŁatu rebusu należy lOKłczytaić diwiuwyrazówe totaotliiiezsntościo-we z etanie ,,WireneI“ (Warszawa) Za rottsw^ąizlaniie podanych ; zadań Redakcja .yMioiHaa" przeznacza 6 iwaintośoHolwych nagród ksliąiżkoiwych. Tieinmliln irtaldisyłainiiar ro«-wtlgizaiń zaidaiń iz ;Nir. 2 upływa 28 lutego tor. Roizw^ąizalmai tsaldań inajeży imaid|s2ytać pod aldresem Redakcji „-Marasa" z dopiskiem „ROZRYWKI UMYSŁOWE11. ROZWIĄZANIA „MORZE" NR. 12 — GRUDZIEŃ 1936-32. SZARADA „Przypomnienie corocznych odwiedzin" • Przepiękną sziainadę ,,,J.uiniOtSzy“ rtozjwiiiiiza-nioi na ioigół... bez bólu. Pewine odchyleniia,, jaik: „niapotminlienlJe", ,,wspomnienie" lu;b „.eto inodou", „eto Łudzi iotoiWiedizi‘', ,joo Ludu oto/wtietoizi"—przecho/dizą toto ihiteitotr® utoffiegłe-go roiku. A toto ;nji:elkitóirie z koimiemitainzy: Maria M... z Warszawy: Przyszedł! Gwair słyiszę wśród toiziiacii na piit trze — (Po mnie nie przeszedł dreszcz oczekiwałrtiial Co itok silę rwała .me dśzlteeiecie wnętrze: Rocznych odwietoizlin otd żyiciiia tzairainiia Wiele czekałam :w mirtowmej &ut erynie.... I>zi« dzjjt, itozlim! B;&że! to d» mias Sctioś dzwoni. Wcltotoizi atairiuszeik biały,, uó.nitedmięty. Brwi ma 'itcrzaosaste, jaik Mairszateik PSenwojr Birioda dto pasa;, >wąs sumiasty długi, A uśmiech dziecka, jaik Marszałek Drugi, At śwtot się zdaje lepsizy, jaiany, szerszy... — „Ozy -pacierz mówisz?" — pyta cteiwniie czule. Serce mil skacze, mltoitein wlali w sknoirK. —• „Ctodzlemrtie mówię, Mikołaju Swfęty !‘* Dojstaiłam sw-etr, lalkę i koszulę... Ozy to 'był sątoilald nasz