ISNN 1425-1205 Sławieńska Nr 3 (109) lipiec 2002 cena 2,50 zł Złoty Gryf kławieński '2002 22 maja - dokładnie w 685 rocznicę nadania Sławnu praw miejskich - udekorowano Odznakami Złoty Gryf Sławieński dwóch tegorocznych laureatów - panów Jana Brewińskiego i Włodzimierza Olszewskiego. Odbyło się to na uroczystej sesji Rady Miasta w obecności rodzin laureatów, grup wnioskodawców, przedstawicieli różnych środowisk zawodo- wych i społecznych, dzieci i młodzieży. Na zdjęciu: portrety laureatów „Złotego Gryfa Sławieńskiego" w sali konferencyjnej Urzędu Miasta Na uroczystość przybyli dotychczasowi laureaci: ks. Marian Dziemianko, Stanisław Poprawski i Włodzimierz Rącz-kowski. Dekoracji dokonano po wygło- szeniu laudacji. Maria Poprawska - prezes Fundacji „Rodzina" przedstawiła sylwetkę i dokonania Włodzimierza Olszewskiego .Oto fragmenty:„...Pan Włodzimierz Olszewski wpisał Sławno w swój życiorys około pół wieku temu. W Sławnie zdobył wykształcenie specjalistyczne, w Sławnie założył rodzinę i wychował synów. Swoją obecność w tym mieście zaznacza ciągle coraz to nowymi dokonaniami, a na całym Środkowym Pomorzu pozostawia trwałe pomniki od uregulowanych rzek, deszczowni, wodnych elektrowni - po stacje paliw i ośrodki wypoczynkowe w miejscowościach nadmorskich. Dla Sławna ma to ogromne znaczenie, gdyż w sytuacji wzrastającego bezrobocia Firma „Olszewski i Synowie" stale i sezonowo zatrudnia kilkadziesiąt osób. Najszerzej jednak postać pana Włodzimierza Olszewskiego jest znana z działalności charytatywnej. Jest bardzo wrażliwy na ludzką niedolę i szczególnie wyczulony na krzywdę najmłodszych. Hojnie wspomaga wiele instytucji i organizacji powołanych na rzecz dzieci i młodzieży. Od chwili powstania Fundacji „Rodzina" spontanicznie włączył się w popieranie jej statutowych poczynań dokładając swoją znaczącą cząstkę do corocznych Dokończenie na stronie 24 Konferencja „Sławno - kultura i historia". 19 i 20 kwietnia odbyła się w Sławień-skim Domu Kultury I konferencja naukowa: „Sławno - kultura i historia", na której przedstawiono ponad 20 referatów poświęconych przeszłości miasta i jego okolicy (program konferencji podaliśmy w poprzednim numerze „Gazety"). Referaty zostaną opublikowane w książce, która ukaże się na początku tegorocznego lata. Zorganizowanie konferencji i wydanie drukiem referatów było możliwe dzięki finansowemu wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej w Warszawie. Na zdjęciu wystąpienie Derka Steggewent-za z Rinteln. Niżej tekst Hansa Georga Berganna z Hanoweru wygłoszony na konferencji w tłumaczeniu Sebastiana Derenia. Schlawe - Sławno, dwa miasta jedno miejsce Miejsce: oddalone około 110 km na wschód od południka, przyporządkowane środkowoeuropejskiemu czasowi. Miejsce, które w moich wspomnieniach pozostaje jako Stargardzki Południk, ponieważ przebiega on w pobliżu tego miasta. Miasta: oczywiście nie jednocześnie dwa miasta, ale w historycznym następstwie. Sta- re niemieckie "Schlawe" i porównywalne młode Sławno. Ja urodziłem się w Schlawe w roku 1934. W kościele Matki Boskiej ochrzczono mnie i tu przeżywałem moje dzieciństwo aż do roku 1946, w którym wraz z pozostałymi jeszcze niemieckimi mieszkańcami zostałem wysiedlony i opuściłem polskie miasto Sławno. + + + Ma to być chronologiczny opis miejskiej historii, a w szczególności moich przeżyć. Będą to krótkie jedynie promyki światła rzucone na przeżycia obserwowane z dziecięcej perspektywy, którą widziałem bardziej jako przygodę niż strach dorosłych w sytuacji tragizmu i dramatu tamtejszych wydarzeń. i Wojna i jej koniec Wojna rozpoczęła się dla mnie osobiście tym, że mój brat z oczywistych powodów musiał się zgłosić dobrowolnie do poboru. Pomimo, że nie wiedziałem, co to znaczy, byłem bardzo dumny z niego. Na temat życia w Sławnie w czasie wojny nie mogę powiedzieć nic szczególnego. Na jesień roku 1941 poszedłem do szkoły. Nasz nauczyciel opuścił nas wkrótce, ponieważ i on musiał stanąć do poboru. Pozostał mi w moich wspomnieniach tylko jeden nauczyciel, który uczył mnie do końca, a który był zagorzałym nacjonalistą Objawiało się to choćby częściowo w noszeniu przez niego munduru podczas zajęć lekcyjnych. W roku 1943 / 44 tzw. nowa szkoła musiała zostać uprzątnięta, ponieważ została przekształcona w lazaret. My, klasy młodsze, przeprowadziliśmy się do starej szkoły przy ul. Szkolnej (obecnie Grottgera), budynek do ( dnia dzisiejszego jeszcze się tam znajduje. Na jesień roku 1944 zostały ostatecznie przerwane zajęcia lekcyjne i nie poszedłem już do 4 klasy. Im bardziej zbliżał się front, tym częściej można było spotkać żołnierzy w mieście. Jednocześnie obserwowaliśmy biedę uciekających z Prus Wschodnich, gdy szli w nie mających końca kolumnach przez miasto. Dla nas dzieci, które nie zauważały niebezpieczeństwa, życie stawało się każdego dnia bardziej interesujące. Potem w styczniu i lutym 1945 roku można było już od strony południowej słyszeć huk armat, ale nikt nie wierzył, że mogą one i nas dosięgnąć. Kto mógł, 2 próbował opuścić miasto. Mojemu ojcu jako urzędnikowi ucieczka była zabroniona pod groźbą kary i tak też pozostaliśmy wszyscy aż do końca. 6. marca 1945 roku Sławno mogło być już legalnie opuszczone przez swoich mieszkańców. Chłopiec z HJ jeździł na rowerze i grał na trąbce odpowiedni sygnał. Moi rodzice z pewnością już byli na to od dłuższego czasu przygotowani. Po południu opuściliśmy nasze położone centralnie mieszkanie i udaliśmy się do naszych znajomych na "Lehmsiedlung" położone na zachód od szpitala (obecny rejon ulicy i placu Traugutta) Każdy z nas miał samodzielnie uszyty plecak, który transportowaliśmy na ręcznym wózku. Stamtąd mo-^kjliśmy słyszeć huk dział armatnich. Działania ^^bronne nic nie pomogły i tak też następnego ranka pojawili się pierwsi Rosjanie przed domem. Dochodziło do pierwszych grabieży i gwałtów. Nic z tego wtedy tak do końca nie rozumiałem. U moich rodziców dojrzewała myśl powrotu do naszego mieszkania, w którym nie mogło być gorzej z Rosjanami. I tak też udaliśmy się z naszym wózkiem i wybraliśmy drogę przez "zachodnią promenadę" Poprzez Kniephof-fstrasse ( obecnie Mickiewicza) widzieliśmy rynek, na którym stały radzieckie czołgi. Moja mama, a w szczególności moja siostra pociągnęły po twarzy węglem czarne zmarszczki, by wyglądać w miarę możliwości starzej. Twarz schowały w chusty. Na Schutzen-strasse (obecnie Kopernika) spotkaliśmy rodzinę, która nam odradziła powrót. Z tego powodu udaliśmy się w kierunku "Bauverein". ^fc