Dokończenie na 3 stronie _________• PROLETARIUSZE WSZY ST K ICH KRAJÓW ŁĄCZCIE SIĘ! Dokończenie na str. 3 chodzimy na drugą stronę Ne wv. Stąd spod gmachu Admiralicji podziwiamy prawy brzeg rzeki: wyniosła iglicę soboru Piolra i Pawła, na sąsiedniej wysp'e Wasilewskiej — dwie kolumny, dawne latarnie morskie. A dalej, na lewo — gmachy Muzeum Antropologii i Etnografii, Akademii Nauk ZSRR, U ni wersy tetu im. Żdanowa. W jednym z tych budynków jesienią 1891 r. młody, 21 -letni Włodzimierz Ulianow zdawał jako ekstern Taki Jesł LENINGRAD! egzamin na Wydziale Prawa ówczesnego uniwersytetu Petersburskiego... Taki- to jest leningradzki spacer: od historycznych początków miasta, poprzez literacką f.kcję — do miejsc związanych z życiem twórcy Partii Bolszewickiej i Kraju Rad. TROCHĘ Z DZIEJÓW. GEOGRAFII, STATYSTYKI Przewodniki turystyczne po dają, że Leningrad jest najbardziej północnym wielkim miastem świ?ta (59 stopni szer północnej i 30 stopni długości wschodniej). Obe.muje w swych granicach obszar 570 km kw. powierzchni: liczy o-becnie 3.6 min mieszkańców, a więc trzy razy wiece i niż Warszawa. Newa, tworząca delę u ujścia Zatoki Fińskiej, ma mnóstwo odnó& i wraz z kanałami opływa 101 wysp, po łączonych aż 620 mostami. Szczęśliwą rękę miał car Piotr I. gdy rozpoczynał budo wę ówc^esriegi S*inkt-Pe'ers-burga. 27 maja 1703 r. położo po węgiel kamienny ood twier de Pietropawłowśką, która miała bronić miasto prz*d ata kiem od strony morza. W tym czasie Rosja, sprzymierzona m. in. z Polską, prowadziła długotrwałą wojnę,ze Szwecja TU HISTORIA ZMIENIŁA BIEG Na placu Pałacowym, zamkniętym z jednej slrony Pała cem Zimowym, z drugiej — gmachem dawnego Sztabu Ge neralnego — już w połowie października trwały przygotowania do obchodów 48. roczni cy Wielkiej Socjalistycznej Re wolucji Październikowej. Pod ścianą pałacu stanęła trybuna. Jak co roku defilować be ćą przei nią leningradczvcy ^-spadkobiercy dekabrystów, którzy w Petersburgu. stolicv carów, powstali w 1825 r. przeciw tyranii; prawnukowie robotników, rozstrzelanych w styczniu 1905 r. z rozkazu Mikołaja II; wnukowie tvch, któ rzy szturmowali dawną carską siedzibę w listopadzie 1917 roku. Szturm na Pałac Zimowv. rozpoczęty wvstrzałem z Auro ry" położył kres staremu porządkowi w Rosji. Jednocześnie zmienił przeznaczenie budowli. Pałac Zimowy — prywatna rezydencja carów — tworzy obecnie wraz z sąsiednim małym Ermitażem. Starym Frmitażem i Teatrem Ermitażu — jed^o z nnj-więk^zvch w świecie muzeów: Ermitaż. W 400 salach wysta- (Dokończenie na str. 3) JUŻ PRAWIE PÓŁ WIEKU Już prawie pól wieku mija od „dni, które wstrząsnęły świa4eni", od salw ,,Aur-.ry". k'óre „zwiastowały światu początek nowej epoki" — od Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Wstrząs, w który wprawiony został świat w listopadzie 1917 roku trwa naf-al — owoce Października wyrastają nie tylko tam g^zie się on zrodził lecz w najodleglejszych zali ą kach kurogę przeznaczone do wykonywania z Jałty do Leningradu przez Mo- najcięższych prac w kopalniach: rze Azowskie oraz kanały Wołga — agregat może urabiać węgiel, ła- Don i Wołga — Bałtyk. ' '••• % i l, •, i a %. *;% $ % m>'< > ■ mmm w ^ ;yzż. i + < V * * # |; Dokończenie z 1 stronij odów, o sytości i bogactwie jednych i głodzie i nędzy in-lych; w tyra świecie Październik powołał do życia nowe -iły, coraz bardziej potężniejące — młde, wstępujące siły klasy robotniczej, realizującej idee pokoju i sprawiedliwości społecznej i stawiającej euraz mocniejszą tamę niepodzielnemu panowaniu imperializmu. Krwawa i wyniszczająca wojna domowa i interwencja obca. Ciężki trud pierwszych pięciolatek. Trudna cpopea branego ugoru" przebudowy ustroju rolnego. I próba najcięższa — obrona kraju i obrona rewolucji przed najazdem JUŻ PRAWIE hitlerowskiej potęgi. To była — że wciąż używać będziemy reminiscencji z literatury radzieckiej — „droga przez mękę" Rewolucji. Droga, którą ta Rewolucja wytrzymała, którą przeszła, która Rewolucji nie złamała, wykazując tym samym jej potęgę i żywotność. Gdy rozmyślamy dziś o owych 48 latach, trudno oprzeć się refleksji np. na temat tego, ile to nowych, nieznanych Przedtem w dziejach dróg musieli sobie i innym, torować towarzysze radzieccyą by państwa ich stało się tym, czym jest dziś. A nowe drogi, jak wiadomo, są trudne. Pomyślmy przykład o idei gosp darki planowej. Zasada gospodarki Planowej jest dziś dla nas czymś zupełnie naturalnym. Swoją gospodarkę opierają dziś na niej nie tylko kraje socja- PÓŁ WIEKU listyczne, lecz sięgają do jiiej zarówno kraje trzeciego świa-które chcą szybciej likwidować swv>je zacofanie, jak i 1]^Wet — dla innych co prawda celów — niektóre kraje kapitalistyczne. A idea ta zrodziła się przecież w ZSRR, tam c^a stała się praktyką, metodą gospodarowania, przyczyniającą się tfo przekształcenia zacofanej Rosji w potęgę ekonomiczną, naukową wojsk iwą i polityczną. Polityka poko-Jo^ego współistnienia państw o różnych ustrojach społecznych naradziła się wraz z państwem radzieckim. Tym, któ-pierwszy wypracował zasady tej polityki i pierwszy ją oprawiał, był Lenin. Dziś wypada nam jeszcze nieraz nad H sprawą dyskutować i udowadniać, że taka i tylko taka Polityka służy interesom klasy robotniczej zarówno tam, ?3zie odniosła ona już zwycięstwo jak i tam, gdzie trwają Jei zmagania z przeciwnikiem klasowym, że p kojowe Jvspół?stnienie między państwami o różnych ustrojach nie STlko nie przekreśla, lecz wprost zakłada dalszą walkę klasy robotniczej o swe wyzwolenie społeczne i dalszą walkę narodów kolonialnych — o swe wyzwolenie narodowe. Oczy wiście nasz arsenał argumentów jest dziś bogatszy o 48 lat praktyki państwa radzieckiego i o 21 lat praktyki powojennej — naszej własnej i innych państw socjalistycznych, powstałych po II wojnie światowej. Nie spesób, rozmyślając nad 48 latami Rewolucji Paździer nikowej nie wspomnieć o błędach i wypaczeniach okresu tzw. kulu jednos ki. Rewolucja bez nich się, niestety, nie cbeszla. Czy musiało tak być? Bardzo trudno na to^ odpowiedzieć. Badacze jeszcze przez dziesiątki lat będą się tym — i słusznie — zajmować. Z perspektywy jednak dnia dzisiejszego, gdy patrzymy na owe błędy i wypaczenia, nie może nad nimi nie górować rok 1956, XX Zjazd KPZR. Siła, której starczyło Rewolucji by wyprjstować swoją drogę, by odrzucić i potępić zło, k-óre do niej się zakradło, i by przyjąć swój pierwotny, czysty i pełen humanizmu kształt. I dziś w roku 1965, po 48 latach, jakie upłynęły od Października, ZSRR, kierowany przez siłę napędową Rewolucji — Komunistyczną Partię Związku Radzieckiego —-jest w oczach świata nie tylko po'ęgą ekonomiczną, z której pomocy korzysta wiele krajów i nic tylko potęgą polityczną i wojskową, hamującą agresywne działania imperializmu. Jest również krajem o wielkim autorytecie moralnym, popierającym w całym świecie ruchy wolnościowe, sprzyjającym rodzeniu się nowej, rewolucyjnej myśli humanistycznej i nowym koncepcjom walki o wyzwolenie człowieka. Jest krajem, budzącym podziw dzięki swoim osiągnięciom w zdobywaniu Kosmosu, dzięki rosnącemu potencjałowi naukowemu, którv tyle waży w naszych czasach. Myślimy też dziś o udziale Polaków w Rewolucji ! o wpły wie Rewolucji na losy Polaków. Czyż należy tu przypominać. że kraj Rewolucji, którego jednym z pierwszych aktów państwowych było uznanie prawa Polski do niepodległości, dziś razem z nami gv>tów jest niepodległości naszej, i naszych granic bronić całą swoją pntęgą? Jest rzeczą oczywistą: istnieje ścisły związek, ciągłość i konsekwencja między poglądami Lenina na prawo san? stanowienia narodów, w tym i narodu polskiego, głoszonymi, zanim jeszcze is4nia-ło państwo radzieckie, między wspomnianym wyżej ak*em państwa radzieckiego, gdy tylko ono powst?ło, a na przykład naszym wspólnym stanowiskiem w sprawie zach?drio-nicmieckiego rewizjonizmu i mi!iłaryzmu. Podobnie jak istnieje ścisły związek, ciągłość i konsekwencja między proklamowaniem przez państwo rrdzieckie naszego prawa do niepodległości a łączącymi dziś oba nasze kraje stosunkami opartymi na wzajemnym poszanowaniu suwerenności. Z całego świata płyną dziś do ZSRR gorące pozdrowienia łudzi pracy z okazji 48 rocznicy Października. Są wśród nich pozdrowienia szczególnie serdeczne, przekazvwane bratnim narodom ZSRR przez lu^zi z miast i wsi Polski. FELIETON NR 1001 Dokończenie z 1 strony szego, aktywniejszego itp.). Zasługują one na nazwy, a nie litery i cyfry. Nazwy nawiązujące do historycznych tradycji, ge °grafu regionu, jego mor-Ł s^kości. Nie znaczy to bynaj mniej, że każda knajpa, al bo co druga musi się koniecznie nazywać „Frega-ta" a każdy sklep monopo Iowy „Kropelka". Ale nie sądzę by ludziom Rokowało inwencji. Myślę, zc nawet z chęcią załoga Wzięłaby udział w plebiscycie wewnętrznym na nazwę dla swego przedsiębiorstwa. Nazwa buduje tradycje, Często później staje się niarką — że przypomni* n^y chociażby złotowskiego Rolnika" — nazwę wywo dzącą się jeszcze z polskich tradycji dwudziestolecia międzywojennego. Nazwa może i powinna być Wyróżnieniem nie tylko dla fabryki i przedsiębiorstwa, kto wie czy również nie dla dobrego a dotychczas tylko numerowanego komi tetu blokoioego, adeemu. (tk) na dziet SETA , GPI SZA (Nad brzegiem 6i upij W łemptp kołysanki M\sr W TUROWSKI < Mo-te w da • lo-kiej sto-ne-cznoj Gruzji, może gdziei w w,osce pod Mir, - sktenrt w tysiąc dziewiećSet dwudziestym siódmym schylałaś sienad ko-ty-skq Śmiatysie do bre o-czy mat-czy -ne, wróży-ty maleństwu przy-szłość - Ej, Ort-sza I ii M l I i do-wiedz, powtedz mój s^ - nu, jakież ci gwiazdy za-My - sną. 2. Mo-że jak Tekst: A. Jureń Muz.: W. Turowski Może w dalekiej, słonecznej Gruzji może gdzie'ś w wiosce pod Mińskiem w tysiąc dziewięćset dwudziestym siódmym schylałaś się nad kołyską. Śmiały się dobre oczy matczyne, wróżyły maleństwu przyszłość — — Ej, Grisza powiedz, powiedz, mój synu, jakież ci gwiazdy zabłysną?... Może jak stary mądry Miczurin W sadach... A może... Któż zgadnie — masizyną wzleci&z nad czarne chmury, mój Grisza^ I świat ogainnfesŁ* , W tysiąc dziewięsset dwudziestym siódmym gdzieś w Gruzji albo pod Mińskiem twoje kłoipoty, znoje i trudy nikły nad pros.ą kołyską. Lat osiemnaście to bardzo mało w stuleci wezbranej rzece. Lat osiemnaście to bardzo wiele, .gdy takie wielkie jest serce. Lat osiemnaście miał żołnierz Grisza skulony na słupskim bruku Krew Griszy — w ziemi moich pradziadów zwróconej dzisiaj prawnukom. Nie czekaj dobra, daleka matko syn nie powróci do wioski, został nad brzegiem maleńkiej Słupi dla Rosji I dla Polsfldi Dokończenie z 1 strony o Gdy w Mińsku kładą się spać, nad Wła dywostok zbliża się świt. Gdy pod kołem polarnym w temper atu rze 50 stopni C poniżej zera ciągną psie zaprzęgi, na kazachstańskich polach ludzie i maszyny zbierają owoc słońca — bawełnę. Kraj nie objęty dla ludzkiego oka. Ale kosmonauci są niezwykłymi ludźmi. Dzień jest nie tylko dniem —- róvmiei symbolem. Noc jest nie tylko nocą — tak że symbolem. W półwieczu ej prawie historii socjalistycznego państwa dzień i noc tworzyły historię bohaterstwa: pracy i walki. Kraj tylekroć skazany przez nieprzyjaciół na starcie z powierzchni ziemi, wtłaczany w nią bombami i gąsienicami czołgów. Miasta w ruinach, spalone wsie i sioła. Kraj bohaterów, którzy przeciwsta wiali się niema l połowie świata, bo droższą nad swoje życie była loolność wszystkich. Nad stali ngradzkim cmentarzyskiem płoną światła pulsującego pełnią życia miasta. Twarze spękane powiewem lodowatego wiatru, twarze spalone pustynnym słońcem. Twarze hutników za ochronnymi o-kul arami i twarze naukowców pochylone nad skomplikowanymi maszynami. Twarze Rosjan, Gruzinów, Tatarów, Mołda wian. Ludzi, którzy tworzą obraz nowego świata. Świata ludzi wolnych, nade wszystko kochających życie. Zdjęcia: CAF i AR ZJAZDY i SPOTKANIA W sobotę i niedzielę odby-wają się pierwsze żiazdy powiatowe Związku Młodzieży Wiejskiej. W sobotę, 6 bm. o-bradował będzie pierwszy zjazd w Główczycach. Zbiorą się na nim delegaci kół z powiatu słupskiego. W niedzielę zbierze się powiatowy zjazd w Miastku. * 6 listopada odbywa się w Słupsku powiatowy zjazd ZBoWiD. Delegaci ocenią dzia łalność związku po III Kon-i Wybiorą nowe władze, W związku z obchodami 48. rocznicy Wielkiej Rewolucji Październikowej, we wsiach i miastach naszego województwa, odbywają się uroczyste akademie i wieczornice organizowane przez TPPR i organizacje społeczne. W spotkaniach uczestniczą też oficerowie-przedstawiciele Dowództwa Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Str. 4 i GŁOS Nr 266 (4091) RZECZ dzieje Się na przedwojennej wsi węgierskiej. Wsi dla nas już w tej chwili nieco egzotycznej — z hrabiami, żandar mami, bogaczami i biedotą. Współczesny dramaturg węgierski Gyulya Hay przeplótł swój dramat obyczajowy akcentami# krytyki społecznej. Te sceny w których mowa o nierówności, niesprawiedliwoś ci, buncie, poszukiwaniu praw dy — rozszerzają tło, na iakie rzucony został ludowy melodramat, właśnie taki typu „pa ni zabiła pana" mający w sobie elementy ludowej ballady, choć w finale nie ma tradycyjnej ludowej sprawiedliwości: trucicielka sama oddaje się w ręce władzy, tracąc cel i sens swych morderstw, gdy odwrócił się od niej ukochany. Dramat „Wdowy" G. Haya jest pierwszym reprezentantem dramaturgii węgierskiej na scenie naszego teatru. Inne okoliczności tej premiery były także wyjątkowe: odbyła się ona w sali widowiskowej gromadzkiego cśroika kul tury w Lipce, pow. Złotów. Fakt pierwszej wiejskiej premiery BTD powitać należy z uznaniem, poprosić o następne. Daleka jestem od dzielenia naszej publiczności na „miejską" i „wiejską" — wręcz przeciwnie, sądzę, iż tej drugiej prezentować się należy jeszcze staranniej; wychwyci ona przecież natychmiast wszelki fałsz, uczulona jest na drobiazgi, rozbijające sceniczną iluzję (tak np. w lipkowskim spektaklu zni- weczony został efekt pięknej sc«- ny śmierci starego męża młodej trucicielki, gdy nieboszczyk po wygaszeniu reflektorów, lecz przy podświetlonym horyzoncie zerwał się i wybiegł za kulisy, roztrącając maszynistów . . .). „Wdowy" są dramatem nasyconym osłrymi konfliktami, walczy się w nim o ziemię, o bogactwo i walczy trucizną. Dostojne wdowy — jak się o-kazuje — mają na sumieniu życie swych mężów: pozosta- Z takim potraktowaniem ról mte szła w parze, niestety, scenografia p. Krystyny Husarskiej: szara, skąpa i brzydka. Zgadzam się, że sztuka do zagrania (tym bardziej „w terenie") trudna: duża obsada, wiele zmian miejsca akcji, ale tu już fałszywie chyba pojęto o-gzczędność i umowność scenografii — przepadał cały efekt wysokiej temperatury akcji, zderzania się namiętności, gdy popatrzyło się na bezkształtne, płaskie zastawki, mające imitować wiejski pejzaż. Jest w tej sztuce jedna wspa pana ły po mężach mregi, które poz walają wdowom zażywać szacunku. Młoda Maria wychodzi za mąż z zamiarem otrucia starego męża — i czyni to następnego dnia po ślubie. Stary Dawid ma jeszcze chromą córkę — i ona przeszkoda do spadku, także zostanie o-truta. Złym duchem wsi jest akuszerka Kepesizowa, rozda w czyni „białego proszku" nasy eona żądzą władzy i posiadania. Wszystkie te ostro zarysowane charaktery zostały przez zespół aktorski, którym kierował p. Władysław Jeżew ski, reżyser spektaklu, zagrane również na wysokiej, me-lodramatycznei nucie, gwałtownie i jaskrawo. hiała rola — Ma/riii Arva, nieszczęsnej kochanki wiejskiego żandarma. Zagrała ją p. Marta Woźniak. Dysponując charakterem scenicznym, w którym przeplatają się mdłość, nienawiść, zimne wyrachowanie i strachliwe nlezdecydowa nie zagrała ją wydobywając wszystkie te niuanse. Tajemni cą aktorki jest prosta a tak trudna umiejętność wzruszenia widza, zmuszenie go do za pomnienia o rampie, reflektorach i umowności, wciągnięcie go w dramat, rozgrywany przez nią i nadawanie mu piętna wiarygodności. Marcie Woźniak dotrzymywało kroku kilku odtwórców innych r£L Zrezygnowany re- zoner-ksiądz (Władysław Jeżewski), dostojna Ciotka Kezi, wdowa po czterech mężach (Sylwia Skotnicka), gwałtowna Zośka, ochrypła od złości i nienawiści jednodniowa pasierbica Marii (Kaja Kijów ska), cicha matka Marii (Alfreda Bayll). Resztę obsady u zupełniali: pp. Wojciech Nowicki w roli ograniczonego ko chatnka Manii-Daniela, Tadeusz Zadora, jego przełożony, Mateusz Molnar, Siefan Buczek w roli Dawida, Noemi Korsati jako demoniczna Ke-peszowa oraz Alina 2ubrówn?« Krystyna Wolska, Marek Kępiński, Mirosław Gawlicki i Edward Mączewśki. Kiflka scen tej sztuki — szczególnie ponure wesele i śmierć następnego ranka, zgro madzenie wdów w chacie Ke peszowej — było świetnie sitomponowanymi i dobrze ro zegranymi obrazami, dającymi odczuć ciemną barwę dra matu. Pierwsze nasize spotkanie z dramaturgią węgierską wypadło więc zadowalająco. To dramaturgia ciekawa i bogata, warto, by teatr sięgał po nią częściej. STEFANIA ZAJKOWSKA Bałtycki Teatr Dramatyczny im. J. Słowackiego. G. Hay — „Wdowy", dramat w 3 aktach. Tłum. z niemieckiego I. Czerma-kowa. Reżyseria Wł. Jeżewski, scenografia K. Husarska. Pre-* miara 29 X 19*5 r. w Lipce. TUBALNA ROZKOPANE ZAMKI Koszalińscy archeolodzy prowadzą ostatnio prace odkrywczo-poszukiwawcze na terenie dwóch ciekawych zamków. W Człucho wie ekipa pod kierunkiem mg:r Henryka Janochy poszukując wczesnośredniowiecznej osady natljnęła się już na ciekawe zabytki i znaleziska. Na zamku w Darłowie natomiast prace archeologów pod kierunkiem mgr Mariana Sikory są jedną z części zakrojonych na pięć lat prac arche ologiczno - architektonicznych, mających na celu czę ściową rekonstrukcję i pełną konserwację zamku-muze-um. Prace w Darłowie prowadzone sa przy współudziale Wydziału Architektury Politechniki Warszaw skiej. ALMANACH KOSZALIŃSKIEJ PROZY ( Jeszcze jeden interesujący projekt narodził się przy współpracy Koszalińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego z Wydawnictwem Poznańskim. Na rok 1967 zaplanowano opubliko wanie almanachu prozy ko szalińskich twórców. Opracowania i redakcji almana chu podjął się wybitny kry tyk literacki Wł. Maciąg. SZPITALNE SOBOTY Wydział Kultury w Koszalinie zapoczątkował wios ną cotygodniowe spotkania kulturalne w Szpitalu Wojewódzkim. W lecie wyświe tlano chorym filmy; obecnie, od początku nowego ro ku kulturalnego w każdą sobotę odbywać się będą w szpitalu spotkania z ludźmi nauki i sztuki, a takie'wy stępy zespołów artystycznych. Ostatnio np. przed chorymi wystąpiły „Kasztany", zespół śpiewających dziewcząt z Liceum im. S. Dubois. Warto chyba, by 1 w Innych szpitalach naszego wo jewództwa pomyślano o u-przyjemnieniu chorym trud nych szpitalnych dni. (sten) W** Jeden czyli nasz 15 lat temu, 6 listopada 1950 roku rozpoczął swą działalność Zespół Pieśni ! Tańca „Mazowsze" założony i kierowany przez prof. Tadeusza Sygietyńskiego. Dziś „Mazowsze" cieszy się zasłużoną sławą, zdobytą wielką pracą i talentem, tak grupy pedagogów z Mirą Zimińską-Sygietyńską na czele, jak i wszystkich dziewcząt i chłopców. 1500 występów estradowych i telewizyjnych w 80 miastach, niemal wszystkich kontynentów świata, obejrzało wiele milionów ludzi. Obecnie, zespół liczy 104 osoby, w tym 18 osób obchodzących razem z „Mazowszem" 15-lecie swej pracy. Na zdjęciu: „Mazowsze" tańczy. CAF — Gładysz Otwarcie nowego sezonu kulturalnego ma sens zaproszenia. Adresowanego do wszystkich, bez względu na wiek, płeć, zawód, środowisko i zainteresowania. O powodzeniu zadecyduje, oczywiście — udział. Im będzie nas więcej — tym lepiej. Tym szybciej następować będzie wzajemna wymiana poglądów, treści i wartości, rozwój jednych a upadek drugich, a wraz z tym — proces przemian w nas samych. W naszej świadomości, gustach i obyczajach. W powstawaniu nowych form więzi społecznych i solidarności współdzia łania, które — wiedza i sztu ka, dobra rozrywka i żywa wymiana myśli — rozwijają i utrwalają w kształt powszechny : kultury. Nie przychodzimy z gołymi rękoma. Mamy dziś w kraju około 11 tys. domów kultury, świetlic i klubów. Mamy bli sko 22.000 zespołów oświatowych i artystycznych. Rok ubiegły legitymuje się 100.000 zorganizowanych imprez w placówkach kulturalno-oświa towych miast i wsi, w których czynny lub bierny udział wzięło 11 milionów ludzi. Tak w liczbach wyraża się ruch kulturalny. Kuch, któ ry znosi resztki dawnych barier wyznaczających podział kultury na tę — dla wsi i dla miast, dla mas i dla elity. Wieloogniskowy i dynamiczny układ tego ruchu roz sadza dawne, opłotkowe wzo ry egzystencji, integrując pro cesy społeczne zachodzące w ostatniej „zapadłej dziurze" z ogólnym nurtem przeobrażeń kulturotwórczych w całym kraju. Dbdajmy do tego — 91 i pół miliona wypożyczeń dokonanych w ub. r. w 8 tysiącach bibliotek i w przeszło 27.000 punktach bibliotecznych przez 7 milionów stałych czy telników. Dodajmy — miliony odbiorców programu radia i TV, czytelników czasopism i gazet, uczestników konkur sów, widzów kina i wystaw, a obraz sieci ogniw i transmi sji przekazu kulturalnego — w obrazie, dźwięku, słowie ży wym i pisanym — jakie oddziaływają na przeciętnego odbiorcę, uzmysłowi nam ilo ściowy i strukturalny awans bazy urządzeń kulturalnych, jakimi już dziś dysponujemy. Potencjał tych mocy rozbu dowuje się zresztą stale, w czym niemałą zasługę mają społeczne komitety budowy obiektów kulturalnych. Działa ich w kraju przeszło tysiąc i w ciągu ostatnich trzech lat, posiłkowane kiesą państwa, wybudowały bądź wTvremonto wały blisko tysiąc obiektów, z czego przeszło 440 w ostatnim roku. Optymistyczny sens tego wzrastającego trendu rozbudowy i wzbogacania istnieją cej bazy urządzeń kultural- nych posiada zarazem dwa a-spekty. Pierwszy — świadczą cy o nie zaspokojonych jeszcze daleko w tym względzie społecznych potrzebach. Drugi — o wartości i znaczeniu kolektywnego współdziałania i pożytkach s k o o r dynowanej inicjatywy, która, gromadząc rozproszone i dublujące się częstoKroć środki, potrafi dokonać — jak to się mówi — „coś z niczego". Wartość tego drugiego aspektu jest o tyle większa, że — jak się okazuje — nie je steśmy ani tak biedni „w kul turze", jak o tym mówimy, ani tak bogaci, jak się to nam wydaje. Dysponując niemałymi środkami, jakie polityka państwa zagwarantowała bud żetem na cele kulturalne, roz drobniliśmy je po wielu kie-szeniach, z których każda oka * żuje się zbyt chuda, aby już dziś wyposażyć nas w to, co wszystkie razem wzięte mogłyby z łatwością dokonać. Mówiąc przykładowo: dziesięć zakładów pracy może utrzymać tylko dziesięć skromnie wyposażonych świet lic, podczas gdy zgromadziw szy razem swe środki, mogłyby zbudować i wyposażyć w pełni nowoczesny, zasobny i o nieporównanie więk szej atrakcyjności oraz sile przyciągania i oddziaływania wspólny dom kultury. O wartości zdrowego rozsąd ku, który np. w przypadku Chorzowa pozwala zamiast su my miliona zł, jaką dysponuje na cele kulturalne miasta bud żet wydziału kultury RN, zgro madzić środki przekraczające 4 i pół miliona złotych — przekonywać nikogo nie trze ba. Warto jednak podkreślić tu dydaktyczny sens wynika jący z tak pojętej koordyna cji rozproszonych wysiłków i środków społecznych. Sens, który ambicje i inicjatywy jednego zakładu, jednej instytucji, jednego zrzesze nia pozwala łączyć i zamieniać na zwielokrotniony i głęb szy pożytek wsoólnoty: n a-szych zakładów, nasze j dzielnicy, naszego miasta. Odwołujemy się więc do u-czestników koordynacyjnych komisji na szczeblach wszystkich stopni, aby wykorzysta li w pełni faktycznie po siadany potencjał środków. I aby strumień społecznej inicjatywy mógł znaleźć rzeczy wTiste ujście w różnorodnej ba zie urządzeń odpowiadających potrzebom i wymaganiom współczesnego odbiorcy kultury, którego poziom pod niósł się przecież nieporównanie od czasu, gdy wystarczała mu lada — jaka kapela przygrywająca w lada — jai kiej świetlicy z lada — jakiej okazji. S. HENEL ■ OPOWIADANIE KUŻMĘ przywieźli przed świtem, kiedy w Czeka już trochę ucichło i dyżurny, wy mordowany całonocnym kołowrotem, zasypiał przy ogromnym biurku w dyżurce. Kuźma był chudym, drobnym czł<*wieczkiem, z rzadką bródką na ziemistej twarzy. Miał na sobie waciak i pasia ste# spodnie wpuszczone w dłu gie mocne buty. Jeszcze na progu zdjął czapkę i kiedy dy żurny pozwolił mu, usiadł przy drzwiach na brzeżku krzesła. Jego bezbarwne oczy o żółtych białkach smętnie obiegły odrapane ściany dyżurki, przy ozdobionej samotnym plakatem z okresu walk z Kołcza-kiem. Kuźma ścisnął czapkę między kolanami i od razu z:o bił się podobny do petenta, który czeka od niepamiętnych czasów i stracił już wszelką nadzieję na załatwienie swojej sprawy. Dyżurny wysłał gońca do naczelnika wydziału do walki z bandytyzmem z meldunkiem, że bandyta został schwytany, zwolnił konwojujących go żoł nierzy i został i Kużraą sam na sam, /' — No i co? Wpadłeś? — zapytał dyżurny. — Wpadłem — chętnie przy znał Kuźma. — Teraz koniec z tobą. — Koniec — Kuźma kiwnął głową i znowu spojrzał na ściany jakby dziwiąc się, że właśnie tu, w tym brudnym zakratowanym pomieszczeniu, pod wiszącą naftową lampą, nastąpił koniec jego długiej i krętej drogi. — Ty zabiłeś Kołczyna? — Aha, ja. — I Wiesiełową też ty? — Też. % — I zgwałciłeś ją? — Nie, to Waśka się zabawił. Dla mnie bab może w ogóle nie być — chętnie jakby chcąc pomóc wyjaśnił Kuź ma. — Który Waśka? — Ten sam Strelcow. No ten, którego w zeszłym tygod niu kropnęli. ■— Ciebie też kropniemy — powiedział dyżurny. Kuźma westchnął, zmiął pal cami czapkę. Odnośnie swojej przyszłości nie miał żadnych złudzeń. Położywszy na biurku swoje szerokie dłonie dyżurny z ciekawością przypatrywał się Kuźmie. Pierwszy raz widział go tak blisko. W rejonie boło-towskich lasów Kuźmy bali się wcale nie mniej niż kułac kiego atamana Kędzierzawego. Zresztą nawet sam Kędzie rzawy — dyżurny wiedział to z całą pewnością — z szacunkiem odnosił się do tego niedouczonego popa. Jego nieludzkie okrucieństwo było zna ne w całej gubernii. A wyglądał jakoś niepozornie, słabo, wydawało się, że wystarczy go palcem tknąć żeby się prze wrócił. * „Pokurcz — pomyślał dyżur ny — a oczy straszne". Oczy Kuźmy były wypukłe, ruchliwe, ale nagle zastygały nieruchomo, a kiedy Kuźma zwracał głowę w kierunku lampy pojawiały się w nich szkliste, czerwone błyski świa tła. Wtedy wydawały się mar twe, jak u kota w nocy. Oswoiwszy się nieco, Kuźma powiedział. — Mogę coś powiedzieć? Za pytać. — No? — Kto Strelcowa wziął. Nie możecie powiedzieć? — A tobie to po co potrzebne? — Tak z ciekawości. Jaki z tego mogę mieć teraz jeszcze pożytek? Kuźma machnął ręką. — Mówią, że Falin go wziął, czy to prawda} v — Prawda — po chwili mil czenia powiedział dyżurny. Kuźma pokiwał głową. — Mocny człowiek naszych wybił — strach pomyśleć! Ry zykant! Dyżurny wzruszył ramionami. — Ryzykant — z przekonaniem powtórzył Kuźma. Jak on Waśkę dopadł, zdumiewająca historia! Wprost z Krzywego chutoru wyciągnął czło- przeciw prawdzie nic nie powiesz. My i wy w żaden sposób już się nie pokochamy; Wy nas łowicie, my was. Wy strzelacie naszych, my waszych. Wy nas za bandytów uważacie, a my, proszę o wy-, baczenie, jak raz na odwrót. — Ciekawe powiedział dyżurny. ^ — No a jak? — powiedział Kuźma i dyżurny zobaczył czerwonawe błyski w jego o-czach. — Kto jest bandytą?. wieka. Wieczorem jeszcze był Waśka, a rano patrzeć nie ma Waśki! Gorbową też Fąlin po strzelił w Owar?żkach. I jeszcze dwóch. Nasi go szanują. Gdyby wpadł, to już oczywiście specjalne przyjęcie mu przygofuią. — Można to sobie wyobrazić — powiedział dyżurny. Kuźma w zamyśleniu podrą pał się po brodzie. — Nie darmo człowiek w samo piekło lezie. Mocno musi naszych nie lubić, — A za co was lubić? — Racja — zgodził się Kut ma, rrz Cq prawda, to prawdą, Ten, kto cudze bierze. A mnie samej ziemi trzydzieści dziewięć dziesięcin zabrali i jeszcze młyn na Wichliance. — Jasne... Dyżurny postukał palcami po biurku. — Ilu ludzi wymordowałeś za ten młyn? Policzyłeś kiedy? — A po co? — Nie było po co...- — To już wasza rzecz liczyć — powiedział Kuźma. Dyżurny skinął głową. — Policzymy. Wszystkich co do jednego policzymy, Z& wszystkich odpowiesz, ■ GLOS Kr S«S (K»oj sti s Sooirzenie w ziemi „Gamma 1", Gamma 1* — tu „Gamma T tu „Gamma 2". Kak słyszysz?... „Gamma 2" — tu „Gamma 1". Słyszu charaszo, odbiór... Słuszaj Siergiej, nie sprlataj* antięny prije-dut kariespondienty... JURIJ Maślennikow, drobny brunet w kraciastej koszuli, spokojnym, niemal monotonnym głosem wywołuje poszczę gólne radiostacje. Wśród nich dwie odgrywają szczególną rolę: „Gamma 1" zainstalowana jest na samochodzie obok wzmacniaczy i oscylografu, odbierającego efekty wybuchów wywoływanych stąd o dziesiątki kilometrów. „Gamma 2" spełnia rolę koordynatora łączności między tą stacją a pozostałymi „Gammami" opatrzonymi numerami 3# 4, 5, 6. Należą one do ekip strzałowych, wiercących otwory niekiedy na 30 metrów głębokie i na faszerowanie nawet kilkuset kilogramową porcją dynamitu. .....Gamma 1", „Gamma 1" — tu „Gamma 2" — „Gamma 6" — wyj diet na padsłoch w połówinie dwienadcat... Pewnie na Antarktydzie radiostacje bywają bardziej komfortowe od tej, w której inżynier Jurij Maślennikow spędza długie godziny. Ot, izba w pułtuskiej chałupce z o* knem maleńkim i żelaźniaMem wielkim pośrodku. Skale, pokrętła i zegary nowoczes nej radzieckiej radiostacji od świtu do nocy oświetla nisko opuszczona „setka". Czy nie tęskni do 6-letniej Iriny zostawionej z babcią (a więc babcia — instytucją mię dzynarodową) w Leningradzie? Irina pisuje „listy" pod dyktando, kartki ozdobione rysunkami. Zresztą geofizycy to gorzej niż marynarze. Inżynier Maślennikow wiele lat pra cował na Syberii i na południu. Do kiepskich Warunków, jak każdy w tym fachu, nawykł. Bierze sdę w mieście czy osadzie oo jest wol nego, instaluje się na kilka miesięcy sprzęt potem wszystko na samochody i jazda dalej. ^Gamma 4", „Gamma 4", kak słyszysz- ÓSMY KILOMETR S5ergTe5a z „Gammy 1" znamy fui 5 ghH 9iL By poznać osobiście — trzeba jechać 50 kilometrów z okładem. Mimo, że nie będzie zwijał anteny, szansa odnalezienia ekipy w polu jest minimalna. A więc umówiliśmy sdę tak: na 8 kilometrze za Płońskiem w stronę Wyszogrodu będzie oczekiwał nas ptrzy szosa® samochód. F^ośród karawany furmanek obłacSowainycK burakami dostrzegamy go. Skręcamy w polną drogę ostrzeżeni: „Panowie, trzymać żołądki, bo będzie trzęsło aż strach". Skacząca przed nami ciężarówka sypde kurzem od dołu, a liśćmi z drzew — z góry. Wreszcie pole ja/k stół. Stoją trzy lubliny, gazik i seledynowy ambulans. Inż. Siergiej Jacuta musi soMdmie się schy lać, aby wyjść z samochodu podobnego do wo zów transmisyjnych Polskiego Radia. Szerokim gestem przedstawia swą etaipę: polskich techników, szoferów, robotników, którzy zwi jają właśnie geofony zasadzone w ziemi w promieniu półtora kilometra od centralnej aparatury. One właśnie „łapią" fale sejsmicz ne, jakie poszły od wybuchu w dół odbiły się pod kątem od podziemnych warstw których strukturę trzeba posnąć, by odpowiedzieć na pytanie: czy są to warunki geologiczne charakterystyczne dla występowania ropy naftowej? Innymi słowy: Wiercić tu r—; czy nie? TŁUSTE LATA Od]X>wiedzi na to pytanie szukają cfztotfąt-ki ekip, składających się z polskich i radziec kich geofizyków. Kok bieżący jest pierwszym rokiem realizacji pięcioletniej umowy polsko- -radzieckiej, dotyczącej poszukiwań ropy i ga zu ziemnego na terenie Polski. W wyposażeniu ekipy, mającej swą bazę w Pułtusku, widzieliśmy już radzieckie urządzenia łączności. Teraz oglądamy aparaturę sejsmiczną, urządzenia wiertnicze. A wszyst ko na również radzieckim sprzęcie transportowym. W innych., rejonach Polski, „opukanych" już przez ekipy sejsmicznego zwiadu pracują świdry, ciężki tabor i radzieckie urządzenia do montażu wiertnic. Pomoc radziecka w poszukiwaniach ropy i gazu w Polsce została udzielona na dogodnych warunkach kredytowych. Osiągnięte zostanie dzięki temu znacznie szybsze tempo prac poszukiwawczych, niż byłoby to możliwe przy użyciu tylko własnych środków Inżynierów-geofizyków kształci w zasadzie jedynie krakowska Akademia Górniczo-Hutnicza. Trudno tu bawić się w zawiłe wyliczenia, ale chyba jeszcze przez dwa, trzy lata deficyt takich specjalistów będzie u nas dotkliwy. Pomoc radzieckich inżynierów, doszkalanie w Związku Radzieckim naszych młodych specjalistów czyni lata, które zapowiadały się chudo w poszukiwaniach ropy, tłustymi. OWOC NA PAPIERZE Jeden ze stukilk udzie si ę ci u radzieckich specjalistów szukający nafty w polskiej ziemi, inż. Siergiej Jacuta, daleki jest od doskonałego humoru. Zima za pasem. Jak ziemia zmarznie, pracę się przerwie. Trzeba więc strzelać po kilka razy dziennie, by zebrać jak najwięcej materiału, który zimą będzie przetrawiony, opracowany i przetworzony w geologiczną mapę tego rejonu. Każdy strzał wymaga absolutnej ciszy i maksymalnego spokoju wokół rejestrującej aparatury. Trzeba odganiać pasące się krowy, zatrzymywać wozy na pobliskich polach, gasić silniki traktorów, zwożących właśnie z pól buraczane liście. Wszystko to musi ktoś zrobić; ludzi było mało — teraz przed zimą ucieka reszta. Ekipa Jacuty wyrusza w pole o świcie, wra ea dawno po zmroku. W samochodzie wiszą, niby mokre ręczniki, pasy światłoczułego papieru zarysowane kreskami. Jakby dziecko malowało wzburzone morze. Owoc pracowitego, jesiennego dnia, NA GRZYBACH Gdy ML Jacuta ruszy znów o §w1*de ze swymi ludźmi, filmy z dnia poprzedniego trafią na Stół, przy którym pracuje jego żona Ludmiła — inżynder-inter pretator. Pracowała już z mężem w Kazachstanie, nad Bałtykiem i w wielu innych rejonach Związku Radzieckiego. Skrupulatnie zbiera listy od córki pierwszoklasistki z Moskwy, a w pokoiku pułtuskiego hotelu przygotowuje mężowi obiad i zarazem kolację, jaką tylko da się zrobić na elektrycznej kuchence. Kierownik bazy, Mariusz Wiński, zorgani-2*>wał kilka wycieczek na grzyby, w których polscy geofizycy współzawodniczyli z radzieckimi kolegami w szukaniu: tym razem nie tego, co pod ziemią, lecz na ziemi. Musiało być wesoło, bo pani Ludmiła wspomina grzybobranie do dziś. I zwiedzanie Krakowa. Ale krótkie to chwile odprężenia. Może więcej czasu będzie na poznanie piękna polskiej ziemi, gdy zgłębi się tajemnice jej wnętrza* TOMASZ mECIK (WiT—AR) PS. PrrytocaKme w tekScie rozmcwry radiowe nie są poprawne * punktu widzenia filologa-rusycysty. Ale zarówno Polacy Jak i Rosjanie w ekipach poszukiwawczych posługują się rosyjskim z domiesz ką słów polskich i odwrotnie. (Dokończenie ze str. 1) wiono ponad 2 miliony ekspo natów, w tym wiele bezcennych skarbów — od arcydzieł starożytnych rzeźbiarzy egipskich i greckich, poprzez malarstwo zachodnie: włoskie, holenderskie, francuskie — do dzieł powstałych na począt ku naszego wieku. Kiedyś — można było je oglądać za spec jalnym carskim zaproszeniem. Rocznie honorowano w ten sposób ok. 500 osób. Dzisiaj — codziennie zwiedza Ermitaż co najmniej 6—7 tysięcy osób. A dawny Pałac Zimowy zachował jednak jakąś władzę nad miastem. Przypomina o tym większość stojących obok domów, ba! przypomina całe niemal miasto. Mikołaj I wydał przeszło 100 lat temu „u-kaz", zabraniający stawiania w mieście budynków wyższych od Pałacu Zimowego. Zakaz nie obowiązywał tylko obiektów sakralnych. Podyktowane pychą despoty rozporządzę nie dało jednak miastu jednolity charakter. Widać to choć by na sławnym Newskim Pro spekcie. OFELIE ZA LADĄ To najruchliwsza ulica, duma miasta. Długość od Ławry Aleksandra Newskiego do gmachu Admiralicji — bagatelka! — ponad 4,5 kilometra. Jest szeroka wygodna, ale po Na zdjęciu tellca Admiralicji (ze ilotym okręcikiem na szczycie) widziana z ul. Feliksa Dzierżyńskiego. Fot. T. Martychewicz T&iki /@sf" tach spłonęły składy żywności. • W Leningradzie w okresie blo jkady zginęło z głodu 630 tysięcy ludzi. Mimo bezustannych bombardowań, zniszczenia komunikacji, urządzeń komunalnych — miasto wytrwało. Pod ogniem artyleryjskim robotnicy zakładów im. Kirowa (dawna słynna „Putiłow-ka") kontynuowali produkcję, dawali frontowi broń, przyczy n i li się do zwycięstwa. . , . , , , Dzisiaj na frontonie budyn- południu wylęga na chodniki To uczesania i twarze podob- ku Leningradzkiego Ispołko- chyba cały Leningrad i spa- ne do Ofelii z Hamleta Kozin mu (Prezydium" Miejskiej Ra- cer jest mocno utrudniony, cewa. Odtwórczyni tej roli A-. <^v) widnieją emblematy zasz- chociaż'leningradczycy spieszą nastazja Wertyńska iest prze- czytnyeh odznaczeń nadanych tylko do najbliższych sklepów, cież studentka leningradzkiej miastu: Order ' Czerwonego księgarni, domów towarowych szkoły baletowej. Postać jak Sztandaru, dwa ordery Leni- kin, teatrów. Wielu korzysta widać bardzo popularna, sko- na. „Za bohaterstwo w wojnie z usług ponad 20-kilometrowe ro przyjął się prezentowany domowej i w Wielkiej Wojnie go metra. A na powierzchni o i —-• __ gromny ruch — zwłaszcza o-bok największego domu towa r owe go „Gostinyj Dwor" („Bazar"). To wielki, jednopiętrowy czworobok — każda ze ścian ma długość ok. 100 metrów. przez mą styl. Późniei już Ojczvźnianej 1941—45, za zas nie dziwiłem się, widząc dziew ługi 'wobec Ojczyzny". częta o jasnych włosach ucze sane r,na Ofelię". MIASTO LENINA, MIASTO-BOHATER ...W Berlinie, w 1945 r. znaleziono stosy zaproszeń. Ofice rowie Wehrmachtu mieli być zaproszeni po zdobyciu Leningradu na wielkie przyjęcie do leningradzkiego hotelu Astoria". Każdy miał już na Miasto w 1914 r., po wybu- Nie można jednak wejść do Wo)ny z Niemcami, zmie środka nie spróbowawszy n$0 nazwę na Piotrograd a w wet wyznaczone miejsce przy przedtem sprzedawanych na 3924 r_ w śmierci Lenina na stole... ulicy świetnych pierożków z damo mu imię wielkiego wo- mięsem Inb kapustą znakom i (jza proletariatu. Leningard z **łECZOR W OPERZE tych lodów: czekoladowych, pietvzmem chroni mieisca śmietankowych, bakaliowych, związane z życiem i działal- orzechowych... nością Lewina. Jest ich w Wnętrze „Dworu" zbudowa- mieście ponad 230. nego przed blisko 200 laty, zas Leningrad okazał się godny ^Lenin"'). *To ^również "kuźnia kakuje nowoczesnością, a tak- swego imienia w dniach boha postępu * w nauce i technice' że olbrzymią „masą towaro- terskiej walki z faszysto- ma ponad 300 placówek nau- wą" i... jeszcze czymś. Za- wskim najeźdźcą. Blokada kowo-badawczych, zatrudnia- trzymuję się przed jednym ze trwała od sierpnia 1941 r. do jąCvch ok. 39.000 pracowni- stoisk i zastanawiam się: stycznia 1944 r. 900 długich ków. To miasto 42 wyższych „Skad 'ja znam panią zza la- dni; każdy przynosił ofiary uczelni i 180.000 studentów dy?". Przechodzę dalej — i na froncie 1 w mieście. Po znów to samo pytanie. Mam! pierwszych niemieckich nalo- Leningrad — to miasto wielkiego nowoczesnego prze mysłu (tu budowano m. in. pierwszy lodołamacz atomowy Męczyć będziecie? -— szybko zapytał Kuźma. Dyżurny zmierzył go spojrzeniem i przestawił na biurku kałamarz z miejsca na miejsce. — Wszystkich swoją miarą mierzysz bandyto. Kużma podniósł głowę. Na J&go suchej twarzy pojawiło się coś czujnie ironicznego. — A inaczej za wszystkich nie da rady — powiedział. —■ Zastrzelić można tylko raz. wydawał się pokornym petentem. Kuźma na nic nie cze kał i o . nic ni® zamierzał prosić. ; ' — Tak to jest — powtórzył. —- A ja bym mógł nauczyć. Mara tego... doświadczenie. Chcecie, opowiem? — Obejdzie się —• powiedział dyżurny. Kużma zamilkł, tytko u£mie chał się do siebie. Potem znowu zaczął. — Jednego nie rozumiecie: I to, co powiedział, było do takiego stopnia słuszne i niesprawiedliwe, że dyżurny nie wiedział, co odpowiedzieć. — Tak to jest — powiedział Kużma z triumfem. — Kulka i koniec. Na to wychodzi, że ile byś nie grzeszył więcej niż raz cię nie zabiją. Popatrzył sobie pod nogi na rudny, zadeptany parkiet i nagle roześmiał się, drobnym niedosłyszalnym śmiechem. Na jego głowie podrygiwały rzadkie pasma zlepionych wło sów. I już nie sposób było u- srknyć, le i iąk^j^ch^Sł zabić mnie — to spełnić dobry uczynek. Chory jestem. Wątroba mi się zrosła, piłem za dużo. Czaisem tak złapie, że sam o śmierć błagam. Wzię liśmy w Dubrowce doktora jednego, Żydka. On mi do gardła zaglądał i brzucho macał i potem powiedział: Jeżeli przestaniecie pić, to może z pół roku pociągniecie, nie wię cej. Ale lepiej, mówi, nie prze stawajcie, bo za długie wyda się wam to czekanie. W tym sensie, że straszne męki mnie czeikają. Śmiały jakiś taki Ży- cał: Wyleczę, uratuję i może by ocalał... Ja mu powiedziałem: Ty na przykład umrzesz pod wieczór (a było akurat po łudnie) i też ci się wyda za długom. Kuźma się sprężył, połyskiwały jego nieruchome oczy. — Za całą naszą cerkiew prawosławną mi zapłacił. I za Boga naszego Jezusa Chrystusa i za świętych apostołów. Tak... •— Przełknął ślinę. — Albo na przykład weźmy waszego Kołczyna.- — Milcz — schrypniętym głosem powiedział dyżurny. — Kołczyna nie tykaj. O nim oddzielnie z tobą porozmawia my. I o Kati Wiesiełowoj też. Kuźma zamrugał zgodnie. — Oddzielnie, to oddzielnie 1— co mi tam — zakasłał, zasłaniając usta ręką i splunął na podłogę. — Wytrzyj —* powiedział dyżurny. — Co? —' Wytrzyj-; Dyżurny powoli wstał. Twarz jego była szara. Kużma popatrzył na podłogę. Cała była zapluta. Potarł podeszwą. Dyżurny usiadł na krześle. W pomieszczeniu długo było cicho. Kużma wyciągając szyję patrzył na dyżurnego. Usta miał wpół otwarte i 4rnia*/ — Widzę, że was wzięło — powiedział. I nawet ze współczuciem pokiwał głową. — Czego ty chcesz — cicho zapytał dyżurny. — Żebym ja ciebie... Zerwał się zza stołu, schował ręce za plecy, kilka razy przeszedł po pokoju, trzyma- — z Tambowa. Bolszewik. — Jasne — powiedział Kuźma. — Tacy jak ty całą rodzinę mu wymordowali. Ojca, żonę, młodszego brata. . Kuźma. uniósł się z krzesła. — Tak to wygląda! — powiedział. — To dlatego z nie- jąc się z dala od Kuźmy. Sta- go taki ryzykant. Od razu trze nął naprzeciw bandyty. ba było mówić. Mści się! Te- — Rzeczywiście szkoda, źe raz wszystko rozumiem... tylko raz cię kropniemy. A Grymas skrzywił twarz dy-trzeba by ze sto razy. Oźy- żurnego. wiać i zabijać, ożywiać i za- —< Ni cholery ty bandyto bijać... hie rozumiesz! To ty się Przez sekundę patrzył! so- mścisz. Za swój młyn naszą bie w oczy. Błyski w oczach krwią sobie płacisz. A my Kuźmy zgasły. ziemię musimy od was oczyś- — Nie — powiedział z za- cić, żeby można było na niej dowoleniem. — wzięło was. Wi źyć spokojnie i tyle... Weź pod dać nie wszyscy wasi są tacy uwagę, że gadów nikt żyw- twardzi, jak Falin. „Muszę się uspokoić — pomyślał dyżurny. — Zmęczyłem się chyba. Zupełnie jakby to pierwszy raz..." — Nie martw się — powiedział równym głosem. — Ta- cem ze skóry nie obdziera, po prostu się je rozdeptuje. Podszedł do drzwi i wezwał żołnierza: — Zamknij go w "celi — dał znak Kuźrnie. — Idź. Kiedy Kuźma znikł za kich jak Falin'mamy dosyć, drzwiami, dyżurny zatrzyma! I jeszcze lepszych. Kuźma zmarszczył się z nie dowierzaniem. — Wątpię, żeby byli lepsŁ-A z jakich to on pochodzi? Z naszych chłopów, czy też z robotników? Dużyrny podszedł do bhnv ka. żołnierza za ramię. — Pilnuj jak źrenicy ofra! Głową za niego odpowiadasz. — Co też wy towarzyszu Falin — obraził się konwojent. — Nie zginie, bądźcie spokojni, •^ DZMITR POLANOWSKI Ale Leningrad jest przede wszystkim miastem sztuki. Je go skarby — to m. in. prawie 40 muzeów, wielka biblioteka, 19 teatrów. Leningradczycy są zakochani w teatrze i muzyce. Byłem na przedstawieniu „Tra viatty" Verdiego w Akademickim Teatrze Opery i Baletu im. Kirowa. Przed wejściem — tłumy ludzi, dla których za brakło biletów. A sala mieści 1800 widzów! Byłem mile zaskoczony reakcją publiczności Po każdym akcie — kwiaty, wielkie brawa, odtwórcy głównych ról wychodzą przed kurtynę. Po zakończeniu spektaklu na parterze i w lożach widzowie wstają z miejsc. „No — myślę przypominając sobie nasze o-byczaje — teraz pewnie zacz nie się gonitwa do szatni". Po chwili ze wstydem odwo ływałem to brzydkie posądzenie. Bo oto cały niemal parter „rusizyr do przodu aż do stanowisk orkiestry. Bzucano kwiaty, przez kilkanaście minut oklaskiwano, wywoływano po imieniu odtwórczynię głównej roli i jej dwóch nart nerów. DO ZOBACZENIA! Taki 5est Leningrad, tac są lenrngradczycy. Do te-miasta i do tych ludzi cl sdę wrócić jeszcze raz i ies-i raz przeżyć na nowo wiek wrażeń. A wdęc — doswldania Leningrad! 1 {C&deim Martychewicz ~Sfe 8 IGŁOS Nr 566 (4091)1 Polscy trepanalorzy Legendarna sztuka ,,Egipeja nina Sinuhe" znana była także i w Polsce. Naukowiec Katedry Antropologii Uniwersytetu Łódzkiego, dr Zdzisław Ka pica, badając czaszki znalezio ne na cmentarzysku w okolicach Brześcia Kujawskiego, od krył na nich ślady po skompli kowanych operacjach chirurgiczny chu Czaszki te pochodzą z okresu neolitu (3500—1700 lat przed naszą erą). Widoczne na nich kształtne otwory wydrążone zostały prawdopodobnie narzędziami z krzemie nia. Jak świadczą ślady, pacjenci „trepanatorów" sprzed tysięcy lat przeżyli owe operacje. Niedawno manewry sil zbrój nych państw uczestnikóio U-kładu Warszawskiego, jakie od były się na terenie Niemieckiej Republiki Demokratycznej, wywołały spore zainteresowanie również w opinii pub licznej w naszym kraju. Imponująca defilada w Erfurcie po ich zakończeniu skupiła przy ekranach telewizyjnych wielu widzów. 'Wśród jednostek armii soju szniczych oglądali oni również dywizje Armii Ludowej NRD. W dniach poprzedzających de filadę dywizje te w ramach wspomnianych manewrów współdziałały ramię przy ramieniu z jednostkami polskimi f radzieckimi i czechosłowackimi w wykonywaniu zadań bojowych, wykazując wysoki sto pień sprawności i wyszkolenia bojowego. Armia Ludowa NRD, zbrojne Ramię przy ramienia ramię naszego zachodniego są siada stoi na straży Niemieckiej Republiki Demokratycznej i związanych sojuszem państw socjalistycznych — przed agresywnymi zakusami m. in. militarystów i rewizjonistów zachodnionicmieckich. Jest to armia z gruntu różna [WCZORAJ! i ć/z4A'< JUTRO od armii niemieckich w przeszłości. Nie tylko jeśli chodzi o cele do jakich została powoła na — obrony pierwszego socja listycznego państwa niemieckiego — ale także ze wzlędu na swój charakter i duch jaki ją ożywia. W Bundcswehrze rej wodzą i decydują o wszystkim b. przywódcy hitlerowskiego Wehrmachtu, a na wielu z nich ciąży piętno zbrodni popełnianych na frontach II woj ny światowej i wobec cywilnej ludności krajów okupowanych. Diametralnie inaczej przedstawia się sytuacja w Ar mii Ludowej. Dwutygodnik „Democratic German Raport" odpowiadając niedawno na pytanie jedne go z czytelników, obszernie scharakteryzował skład kadry oficerskiej sił zbrojnych na- szego sąsiada zza Odry. Stwier dzono tam, że oficerowie ci, to w głównej mierze uczesini cy międzynarodowych brygad z okresu wojny domoWej w Hi szpatiii; są wśród nich także uczestnicy zbrojnego ruchu o-poru wielu krajów Europy z lat II wojny światowej oraz b. więźniowie obozów koncentra cyjnych; część jako działacze komunistyczni, przebywała w ZSRR i aktywnie walczyła przeciw hitleryzmowi po drugiej stronie frontu. Najliczniej sza grupa oficerów to ludzie młodzi, wychowani i ukształto wani w NRD. Jeśli chodzi o wyższych dowódców, to spośród dzisiejszych generałów i admirałów 9 było uczestnikami Brygady Międzynarodowej w Hiszpanii, 19 działało w podziemiu antyfaszystowskim: w oddziałach maąuis i partyzantce greckiej i jugosłowiańskiej, 8 przez dłu gie lata przebywało w obozacti koncentracyjnych. Ci ludzie — komuniści i bo jownicy antyfaszystowscy — szkolą i wychowują żołnierzy armii demokratycznej i ludowej nie tylko z nazwy, ale z najgłębszej swej istoty. Wśród kadry oficerskiej NRD 88 proc to ludzie pochodzenia robotni czego. W swoim czasie charaktery zował te zjawiska „Sztandar Młodych" w relacjach swego specjalnego wysłannika. Stwierdzał on, iż wielokrotnie mógł się przekonać, że w szko leniu, w życiu kolektywu żołnierskiego, w postawie młodych ludzi w mundurach po obu stronach granicy na Odrze i Nysie jest wiele cech współ nych. Obrona socjalistycznej ojczyzny tu i tam to cel najważniejszy, on decyduje o wszystkimę A.POLAN JAN MULAK, ciekawa i nieprzeciętna postać. Jego popularność wyszła poza krę gi zainteresowań spor tem i słyszy się o nim często w różnych środowiskach nie wyłączając naukow ców. Opowiadał mi jeden z naszych wybitnych trenerów, że w Związku Radzieckim na wyższych uczelniach wychowania fizycznego, w gronie znakomitych znawców teorii i praktyki sportu, Jan Mulak stał się wysokim autorytetem. W latach międzywojennych był doskonałym zawodnikiem w biegach średnich. Na dystan sie 1500 m osiągał 4.10,0 min., na 800 m 1.58,4 — trzeci wynik w kraju w roku 1935. Nie należy ich oczywiście mie rzyć współczesną miarą, na przestrzeni trzydziestu lat dokonał się wszak ogromny postęp. Od młodych lat związał się Mulak z robotńiczym ruchem sportowym, już w 19. roku życia został wiceprezesem RKS Skra w Warszawie. Równie ' piękna karta okresu okupa-j cji: walka na frontach i a-waris do stopnia pułkownika. Niezwykle trafną charakterystykę jego osobowości kreśli popularny sprawozdawca i dziennikarz sportowy Bohdan Tomaszewski w swojej książce o Zdzisławie Krzyszkowia-ku pt. „Kariera z kolcami". „—•W swojej karier/e życiowej Mulak był już zawodnikiem, działaczem sportowym, aktywistą ruchu robotniczego, dziennikarzem --publicystą, politykiem, potem trenerem biegaczy, potem wiceprezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Z czasem stał się mózgiem i duszą tej ogromnej federacji. Niektórzy nazywali go dyktatorem. Trochę prawdy było w tym zarzucie. Na początku 1961 r. Wolny Zjazd PZLA nie wybrał go do zarządu. Polska lekka atletyka pomaszerowała dalej już bez niego. Stosunkowo niedawne sprawy. W odsunięciu Mulaka doszukiwałem się tzw. dramatu wybitnej jednostki, która nie może znaleźć wspólnego języka z najbliższym otoczeniem. Kiedy odizedł — część prasy wzięła go w obronę, inni dziennikarze dyskretnie milczeli, inni je-Sicze napisali na pożegnanie pochlebne, lecz chłodne laurki. C6ż, Mulak nie schlebiał dziennikarzom sportowym. Zdaje się, nie bardzo ich lubił, chociaż popularność, jaką zdobył, zawdzięczał w dużej mierze właśnie prasie. Zabierał głos na temat lekkiej atletyki, indagowano go 0 przyczyny słabości piłkar-stwa, rozmawiano z nim o wy chowawczych treściach sportu, o socjologii, o wyczynie współczesnym i antycznym, o wpływie małżeństwa na wyni ki w sporcie o kinematografii 1 o gimnastyce porannej. Nie przypominam sobie tylko, żeby Jan Mulak mówił o sporcie szachowym...*' A oto opinia jego najznako mitszego ucznia, Zd?isława Krzyszkowiaka: „Stawiał duże wymagania. Ale nie bał się odpowiedzialności. — To ja będę odpowiadał za wszystko — mówił. Raz zachęcał mnie, bym zaatakował rekoril Wojska Polskiego na dystansie 3 km z przeszkodami. Nie chciałem się zgodzić. — Nie czuję się na siłach — tłumaczyłem. Pobiegnij — nalegał. Pobiegłem i poprawiłem rekord aż o pół minuty. On umiał wyczytać z oczu, ile zawodnik Jest wart w danej chwili. Odgadywał możliwości. Ra/ nie spałem całą noc, gdyż po głowie snuły się przykre myśli. Rano Mulak spojrzał na mnie i powiedział: — Dziś. nie będziesz miał żadnego treningu. Idź położyć się. Nie spałeś av nocy. Skąd on to wszystko wiedział? Ale najważniejsze, że był to taki trener, który razem z nami biegał. Ramię w ramię przemierzaliśmy z nim kilometry. Wspólne footingi, zabawy mchowe, przełaje. Na równi z zawodnikami męczył się i pocił". Polska lekkoatletyka nie ma szerowala jednak długo bez Mulaka. W tym roku na walnym zjeździe PZLA ogromną większością głosów powołano go ponownie w skład zarządu, powierzając stanowisko wice prezesa. Znów rozpoczęły się wywiady, komentarze i re lacje z doskonałych wystąpień Mulaka na różnych nara dach i konferencjach. Znów gościmy go często, na Ziemi Koszalińskiej, a zwłaszcza w Wałczu gdzie wizytuje obozy w tutejszym Ośrodku Przy go towań Olimpijskich. Jednak o swoim powrocie do czynnego życia organizacyjnego mówi niechętnie. Chyba nagromadzi ło się zbyt wiele osobistych zadrażnień. Jak za dawnych lat gawędzimy więc całymi go dżinami o szansach, perspektywach i możliwościach w lek kiej atletyce, — Jak Pan ocenia, Panie Ja nie, rok 1965 — eksplozję wy ników i rekordów na długich tyka, problemy aklimatyzacji, parada wielkich gwiazd. Gwał towne rozładowanie nastąpiło bez nerwowej atmosfery walki o medale, gdzie nie cho dzi o czas i wynik, posypały się więc rekordy. W roku przy szłym nastąpi znów zahamowanie: zbliżają się mistrzostwa Europy. \ — A Clark, klęska na Olim piadzie i pogram medalistów? — I tutaj nie ma tajemnic, ani żadnej rewelacji. Australia jest wymarzonym terenem < ID oć LU UJ cxL dystansach w pasjonujących walkach Clarka, Keino i Ja-zy'ego? — Zupełnie normalne zjawi sko powtarzające się od dziesiątków lat. W każdym roku poolimpijskim nadchodzi wiel kie odprężenie. Tokio było po nadto wielorakim splotem o-koliczności napinających sprę żynę do oporu — wielka egzo o doskonałych warunkach kii matycznych dla długich dystansów. Upajałem się podczas pobytu w Melbourne o-gromnymi przestrzeniami trawiastych terenów z tysiącami... róż. Łagodny klimat mor ski i góry stwarzają ponadto idealne, zmienne warunki tre ningowe. Podobnie jest w Kenii i Nowej Zelandii — stąd ostatnio hegemonia zawodni- ków z tych krajów. Ale wraca jąc do Clarka to przecież nie tylko klęska w Tokio, ale już po rekordach na 5 i 10 km równie pozornie niezrozumiałe porażki z Jazy i Keino. Przyjrzyjmy się jednak z bliska Clarkowi. Cechuje go dłu gi okres dojrzewania. Wszak swoją karierę rozpoczął 10 lat temu od biegów średnich, w Melbourne zapalał znicz olim pij ski, potem 2 lata całkowitej przerwy. Właśnie ta przer wa i kompletny brak przeciwników w swoim kraju zło żyły się na starty w słabej konkurencji i to od początku kariery. Clark nie nauczył się i nie umie biegać z silnymi rywalami. — Skąd więc rekordy? — Z walki z samym sobą, z ogromnej koncentracji w samotności. To właśnie jedna z nierozerwalnych cech, które obok hobby, talentu i twardej woli składają się na jego oso bowość. Brak którejkolwiek z nich niweczy wszystko. Proszę sprawdzić: wszystkie swo je rekordy osiągnął w samotnych biegach. Kopią Clarka jest zresztą nasz Zieliński... — Nie ma więc recepty ani szkoły na wielkich biegaczy. Jakie więc szanse u nas na następców Krzyszkoxoiaka9 Chromika, Zimnego? — Szkoły nie ma, ale recep ta jest: Mieć talent i lubić biegać. A lubieć oznacza wszy stko pozostałe, ogromna praca, poczucie wewnętrznej wła snej dyscypliny, upór i ambicja. Trener i szkoła korygują tylko technikę i taktykę. My ślę, że następców Krzyszkowiaka i reszty możemy oczekiwać za 2—3 lata o ile spełnią oni warunki, a w szczególności będą chcieli i lubili biegać. Mam na myśli takich zawodników jak Szordykow-ski, Wencel, Snoch, Luers. Na zwiska jeszcze niezbyt znane, ale to przecież dwudziestolat- ki. Nie zakończył również ka riery Boguśzewicz, który dwa ostatnie lata nie trenował ze względu na studia i Zimny, właśnie niewolnik systemu treningowego. Pierwsza korekty nawyków i błędów dały już widoczne rezultaty w Pu charze Europy. — A Wałcz, który Pan odkrył i założył słynną szkołę, wyszło z niej tylu doskonałych mistrzów? — Niestety, po kilku latach nieobecności rozczarowałem się... rozbudową ośrodka. O ile z wielkim wzruszeniem po dziwiam rozwój miasta, które go jestem wielkim entuzjastą i miłośnikiem, o tyle z żalem stwierdziłem cywilizację Bukowiny. Cisza i przepiękna oprawa naturalnych uroków przyrody stwarzały idealne warunki treningowe dla biega czy średniego i długiego dystansu. To był właśnie jedyny, niezaprzeczalny walor Bu kowiny. Wprowadzenie innych dyscyplin sportu i związane z tym inwestycje wprowadziły atmosferę wczasowiska z wszystkimi jego przydatkami. Pomimo tego ciągnie mnie jednak tutaj jak wilka do lasu... Rozmawiał EDMUND HRYWNIAK Gigant pocztowy Wkrótce zakończy się w Gdyni, trwająca od 5 lat, budowa przy dworcu głównym potężnego obiektu, przewidzia nego dla dwóch urzędów pocz towych: dworcowego i morskiego. Nowy obiekt łączności, którego koszt wynosi 56 milionów złotych, usprawni manipulacje z przesyłkami z zagranicy i wysyłanymi za granicę efrogą morską i lądową, („Dziennik Bałtycki") OSTATNIA NOC Tapurucuara tak dobrze znal historię wyspy, że mógłby ją wykładać z katedr wielkich uczelni. Jego wyobraźnia podsuwała mu tak wyraźne obrazy z jej przeszłości, że czuł się świadkiem wszystkich wielkich wydarzeń w dziejach La Espanoli, rozgrywających się na przestrzeni ostatnich stuleci. Mówił na przykład: pamiętam, jak w osiemnastym wieku Kreole wysłali swoje pirackie fregaty do Afryki, po czarną kość słoniową, po Murzynów. Wymordowano tam tysiące czarnych, resztę zawleczono na okręty. Polowa tego towaru zdychała w ciemnych ładowniach. Ci, którzy dojechali, ginęli na kreolskich haeiendach i plantacjach, łub popełniali samobójstwo. Aż do końca XVIII wieku nasze statki przywoziły z Afryki wciąż nowe transporty. W tym czasie południowo-wschodnia część wyspy wciąż jeszcze należała do Hiszpanów, i tam Murzynom lepiej się żyło. Spali przy ogniskach swoich panów i jedli z nimi przy jednym stole. W 1791 roku zrobiliśmy powstanie — mówił Tapurucuara — rewoltę przeciw niewolnictwu, W rok później hiszpańska i francuska część wyspy wypowiedziały sobie wojnę, i wtedy, wraz ze swą wielką armią, przeszedł na stronę hiszpańską murzyński generał Toussaint l'Cuverture, ten sam, który później został prezydentem wyspy, i którego Napoleon oszukał, ściągając go do Francji na fregacie „Heros". Kazał zabić generała w więzieniu twierdzy Joux. Pamiętam to wszystką — mówił Tapurucuara z takim przekonaniem, że podejrzewano go, iż ma naprawdę pięćset lat i żyje tak długo dzięki czarodziejskim lekom, znanym rzekomo wymordowanym Indianom z plemienia Taines Ara-Pamiętam powstania, bunty 4 interwencje. Pamię- tam, jak Murzyni szli przeciw armii Napoleona, i obie strony śpiewały Marsyliankę... Żółta febra zabiła trzydzieści sześć tysięcy żołnierzy napoleońskich, a z sześciu tysięcy polskich legionistów wypuściliśmy stąd tylko trzystu, czterystu osiedliło się u nas, reszta to trupy... Pamiętam jeszcze, jak w 1803 roku ostatni Francuzi uciekali stąd na angielskich okrętach... A petem, to już było w 1844 roku, ustalił się podział La Espanoli na dwie republiki: Haiti i Dominikańską. Kiedy w 1916 roku prezydent USA, Wilson, za namową sekretarza stanu Lansinga wysłał na La Espanolę piechotę morską — Tapurucuara został tajnym agentem dowódcy tej ekspedycji, wsławionego okrucieństwami kapitana H. S. Knappa. On, potomek prawowitych właścicieli tej ziemi, zdobył nagle możliwość pomszczenia rzezi swych przodków, dokonanej przez Hiszpanów, i zemsty za masowe morderstwa popełnione przez Francuzów, za męczarnie zadane resztkom Indian przez Kreolów, Metysów i Mulatów... I Tapurucuara stał się bezlitosnym mścicielem: tropił, donosił i sam zabijał. Przedstawiał dowody, na podstawie których okupacyjne władze skazywały na śmierć, deportacje, wieloletnie więzienia. Nic miało dla niego znaczenia, przeciw komu występuje, za co, i w czyim imieniu. Tapurucuara, osłaniany przez władze, mógł legalnie działać przeciw potomkom najeźdźców, co starli z powierzchni wyspy plemię indiańskie Ta i nos Arawakos. Służył sztabowi ekspedycji USA aż do końca jej trwania, przez osiem lat amerykańskiej okupacji, do 1924 roku. W tej służbie po raz pierwszy poznał jednego z członków rodziny Trujillo, wuja Rafaela Leonidasa. Ten wuj Trujillo, przyjaciel Tapurucuary, nazywał się Teodulo Pino Chevalier; był zawodowym szulerem i tłumaczem w wywiadzie amerykańskich interwentów. Tapurucuara znał wszystkie prawie książki konfiskowane przez policję dominikańską i ścigane przez cenzurę Trujillo. Autor jednej z tych zabronionych publikacji, amerykański dziennikarz William Krehm, tak pisał o starym znajomym Tapurucuary, wuju Teodulo, i jego siostrseńcu: „Wuj Teodulo postarał się o pracę dla Rafaela Trujillo w Gwardii Narodowej zorganizowanej przez Amerykanów. Był to człowiek sprytny i brutalny, z wrodzoną skłonnością do rozkazywania. Nim rok upłynął, awansował na starszego sierżanta i ścigał partyzantów walczących z okupantem. W tym czasie ^przeszedł praktyczne przeszkolenie, jak należy ujarzmić naród, który wkrótce miał znosić jego panowanie. Kiedy Amerykanie wycofali się w 1924 roku, był już pułkownikiem i rychło został dowódcą armii". Tak pisał William Krehm. Ale Tapurucuara lepiej wie* dział niż Krehm, czcmu Trujillo zawdzięcza tak szybką karierę, dlaczego wkrótce mianowano go szefem sztabu, główki nym dowódcą policji, podniesiono go do rangi generała bry-< gady — i dlaczego w 1930 roku był jedynym kandydatem na prezydenta Republiki Dominikańskiej. Tapurucuara stal się naocznym świadkiem tej błyskotliwej i tajemniczej kariery. Dla sceptycznego Indianina Trujillo był tylko siostrzeńcem zawodowego szulera i synem koniokrada, którego ziarte syfilisem szczątki spoczywały w podziemiach smukłej katedry Santo Domingo, obok prochów Krzysztofa Kolumba; był dla niego tylko zuchwałym awanturnikiem, który korzystając z powszechnego analfabetyzmu Dominikańczyków, i stosując najbardziej bezwzględne i drakońskie środki, wspiął się na szczyt władzy przekraczającej absolutyzm cezarów i samowolę feudałów. „Każdy stopień wiodący Trujillo do władzy jest zbryzgany krwią" — pisali emigranci dominikańscy w swoich książkach i broszurach, ale były to uogólnienia trudne do sprawdzenia. Tapurucuara wiedział, jak niepokojące wydarzenia zbiegały się z szybkimi awansami Trujillo. Znał życie Trujillo jak swoje własne, umiał recytować je z pamięci, nie pomijając najbardziej drastycznych szczegółów. Tolerowano cynizm Tapurucuary i jego chytrą otwarć tośc, był bowiem niezastąpionym „pistoleros" Trujillo, podejmował się najtrudniejszych i najbardziej ryzykownych zadań. Jeżeli nie powiodła się jakaś akcja sabotażowa albo zamach, jeżeli wykryto morderstwo popełnione na dominikańskim emigrancie, jeżeli obca prasa dotarła do szczegółów kompromitujących reżim Trujillo — wówczas pułkownik Abbez mówił: — „szkoda, że nie posłaliśmy tam Tapurucuary". Tapurucuara był niezastąpiony, mimo swej ujawniającej się niekiedy pogardy dla dzielących między siebie wydartą Indianom La Espanolę, j[C. d. Str. 5 :: x : Czech os?>wac ja; nowy most na Wełtawie '^uSmzjd Ech", jak te lata lecą! Zaledwie pół wieku temu siedząc w szkolnej ławie słuchałem o świętych dogmatach. Przyszedł potem czas, gdy kazano wierzyć znów w inne dogmaty, świeckie. Kiedyż pozwolą mi być po prostu człowiekiem? Pamiętam, wezwał mnie któregoś dnia katecheta do tablicy. Podejrzewał w rogatej duszyczce jady ateizmu. często więc lubił sprawdzać odporność na podszepty piekieł. — Kubaszka! Powiedz mi, Kubaszka, tak naprawdę szczerze: wierzysz w cud w Kanie Galilejskiej? — Owszem, proszę księdza, wierzę! — odpowiadam powoli, sondując wzrokiem wrażenie na twarzy katechety. — Mam tylko wątpliwości, czy to wino było mocne. Odpowiedź, wymijająca bardzo mu się nie spodobała. Nie obeszło się bez trzcinki. Co mnie najbardziej razi w etyce katolickiej? Właśnie to ślepe podporządkowanie intelektu dogmatom kościelnym. Najpiękniejsze ideały, najszlachetniejsze porywy ludzkiego serca są transakcją han dlową: żyj dobrze, uczciwie, a dam ci niebo! Nie będziesz słu chał, dostaniesz tak w kość, że się nawet w piekle nie podbierasz! Nawet miłość do Boga nie jest tu bezinteresowna: oczekuje za to zapłaty w niebie. Czy was naprawdę nie razi ta pogarda do człowieka? Isto ta ludzka» mizerny robaczek — jak mówią katecheci — pełzający w prochu przed nie bieskim tronem. Wyrafinowane pomiatanie godnością człowieka! Nie chcę was straszyć, chcę tylko przypomnieć, że działanie systemu etycznego katolicyzmu kryje wiele niebezpiecz nych pułapek. Traktowanie obowiązków religijnych jako obowiązków moralnych jest niezasypanym źródłem fanatyzmu, nietolerancji. Ono raz przygasa, to znów wybucha gej zerem ludzkiej krzywdy. Niegdyś w imię miłości do Boga palono ludzi żywcem na stosie. Dziś takim fanatykom pa trzymy na ręce. Ale przecież tu i ówdzie podjudza się fanatyków do ataków na ludzi o innych poglądach. Widzi się w socjalizmie przeszkodę, próbuje się więc atakować budownictwo sprawiedliwego ustroju, staje się okoniem przć ciw najbardziej szlachetnym pobudkom. Mieszka obok mnie jeden ta ki, co się zawsze powołuje na biblię jako na zbiór naj- MOTTO: Moiściewy, gdy byłam jeszcze panną... (Z przemówienia Wikci przy płocie) cenniejszych prawd moralnych. Kiedyś nie wytrzymałem: — Ejże! — powiadam mu. Pokaż no bracie ten Nowy Te stament. Był on spisywany, gdy na świecie działa się potworna krzywda. Czemuż to w nim nie ma potępienia niewolnictwa? Czemu się tam milczy w tak ważnych sprawach jak wojna i pokój? Cze- Mowa do NAS TU SI mu się obrzydza a nie wzbudza szacunku do pracy jako obowiązku moralnego? Myślicie, że nie wykręcił się sianem? Wykręcił! Bo cni już tacy!.. Zawsze twierdziłem, i powtórzę to jeszcze raz: księża i zakonnicy mają chysia na punkcie spraw seksualnych. Kiedyś Zygmuś z parafii przespał się z Kasią. Cóż w tym zresztą zdrożnego, jeśli się bardzo kochają? Są dorośli. Czują się razem szczęśliwi. Może się pobiorą? Miłość to piękna, delikatna rzecz. Na leży zaufać, uszanować wolę dwojga ludzi. Ale wikary patrząc na to szczęście młodych, nie zdzierżył i zagrzmiał z ambony na temat niemoralno ści, zatrząsł się ze zgrozy, po-siniał ze złości. Inny przykład: w jego para fii, pod jego bokiem, żyje mał żeństwo. Od wielu lat, niemal codziennie się tłuką, jak wróble pod strzechą! Ciągłe awan tury, płacze, krzyki. Od wielu lat potwornie się nienawidzą! Ale rozwodu nie wezmą! Bo ksiądz ich poucza, że co Bóg związał, niech człowiek nie waży się rozwiązać! Ładnie ich związał, nie ma co! Nie punkt widzenia humani stycznego poczucia odpowiedzialności wobec drugiego człowieka, społeczeństwa, jeno obsesyjne rygory obrząd-kowo—religijne zajmują naczelne miejsca w hierarchii katolickich wartości moralnych. Wczoraj na ulicy przyłapała mnie Nastusia, aktywistka jakiegoś tam bractwa. Nastusia to osoba trochę agresywna, starsza. Bóg ulitował się nad męskim rodem i nie prze widział jej do małżeńskiej konsumpcji. Otóż ta Nastusia W Lozannie odbył się w październiku br. pierioszy światowy k ongres łysych. Otwierał go Henri Brege — dyrek tor francuskiej kasy oszczędności, uroczyście odziany w jasnobłękitną togę. Najfnłodszym u czestnikiem kongresu był 15-letni Szwajcar, Jean-Michel Tripet. Mając 8 lat chciał popełnić samobójstwo z powodu tak wczesnej łysiny. Wyśmiewany był w szkole i na ulicy. Z pomocą przyszedł pewien pa ryski fryąjer, który przygotował chłopcu wspa niałą perukę, Kompl eksy znikły. Na kongresie wybrano „najbardziej łysego z łysych". „Komisja skrutacyjna" sprawdzała „czystość" łysiny przez lupę. Sprawdzające panie (ąktorki) oznaczały każdy meszek kredką do ust. Królem łysych został Szwajcar, Jean-Jacąu es Zysset* przyłapała mnie na wąskiej uliczce, zapędziła między żelazne sztachety a kiosk, przy trzymała za klapy surduta, że bym nie uciekł, i powiada: — Czemu to sąsiedzie Ru-baszka atakujecie etykę kato licką? Mało wam tego złodziejstwa, które na każdym kroku widać? Nie żal wam pracowników milicji, którzy w pocie czoła muszą wyłapywać złodziei i wsadzać, gdzie trzeba? A pijaństwo? A rozpusta wśród nieletnich? Czy to tak źle, jeśli w społeczeństwie. będzie działał jeszcze jeden hamulec moralny w po staci etyki katolickiej? No, odpowiedzcie mi zaraz! Gdy potrząsanie za klapy surduta nieco zelżało, zacząłem zbierać myśli. — Nie neguję .całkowicie pewnych akcentów humanistycznych niektórych norm e-tyki religijnej — cedzę powoli. — Zwłaszcza, że w tak zwa nym katolicyzmie otwartym, dynamicznym, istnieją próby zbliżenia etyki religijnej z e-tyką świecką. Niestety, system etyczny katolików jako całość, jako doktryna, wykład nik stosunku całego Kościoła do tych spraw, jest nie do przyjęcia! To nie moja wina, że tak właśnie jest! Etyka ka tolicka nie budzi w człowieku poczucia wiary we własne siły, w jego dobroć, szlachetność, upokarza jego godność, sieje niewiare w nieograniczo ne możliwości ludzkiego rozumu... Potrząśnięty mocniej za kia py, zmieniłem nieco kierunek perswazji: — Podkreślam jeszcze raz, że między zwolennikami etyKi katolickiej i świeckiej, na pewnych odcinkach może zaistnieć zgodność poglądów, po legająca na potępieniu ujemnych zjawisk społecznych. A dzieje się tak dlatego, że w etyce katolickiej, zawarte są oprócz zasadniczej warstwy religijnych kanonów, niektóre zasady etyki świeckiej. Nie kradnij! nie zabijaj! bądź uczciwy! — to przecież nie religijne ale świeckie zakazy i na kazy! Człowiekowi, by musiał żyć uczciwie, nie sa potrzebne uzasadnienia religijne. We Francji czy ZSRR, gdzie społeczeństwa są w wię kszości zlaicyzowane, nie obser wujemy większego rozluźnienia więzów społecznych niż we Włoszech, Hiszpanii czy w przedwojennej Polsce. Istnieją narody, gdzie nie katolickie a całkiem odmienne syste my etyczne panują, jak na przykład mahometański, buddyjski, ^ czy konfucjański! A przecież nie obserwujemy tam jakiejś powszechnej demorali zacji. Widząc słabnący opór Na-stusi, brnąłem niestrudzenie w gąszcz skomplikowanej mo że nieco terminologii: — Najważniejszym bodaj z elementów postępu moralnego, a etyki świeckiej w szczególności, jest rozszerzenie zakresu suwerenności moralnej jednostki. Rozumiem przez to takie rozszerzenie tej suweren ności, aby człowiek nie był krępowany archaicznymi, reli gijnymi... Uff! Puściła mnie wreszcie! Lekki jak skowronek pofrunąłem od niej na odległość dającą mi poczucie lepszego zrozumienia wersetu Mojżesza: A gdzie by śmierć naszła, tedy duszę za duszę, oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, sparzelinę za sparzelinę, ranę za ranę, siność za siność... KUBASZKA Biały Otello W Unii Południowoafrykańskiej wystawiono niedawno ,,Otella" Szekspira. Ponieważ z as uznano iż w kraju, gdzie panuje segregacja rasowa, nie może na scenie teatru dla białych zjawić sie Murzyn, w sztuce wystąpił białoskóry O-tello. Tempora mutantur... Ambasador Francji w USA został zaproszony do wygłoszenia przemówienia w czasie uroczystości, zorganizowanej przez fundację im. Thom.asa Jeffersona" z o-kazji święta niepodległości Stanóyj Zjednoczonych. V-roczystość odbyła się w M onticello, gdzie mieszkał b. prezydent USA i główny redaktor deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych. Ambasador oparł swe przemówienie na wyjątkach z listów Jeffersona. Jeden z nich, z grudnia 1792 r. stwierdzał m. in.: „Każdy naród ma prawo do rządzenia swoim krajem w sposób, który sobie obierze..." W innym Uście, Jefferson pisał z Filadelfii do swoich przy jaciół we Francji: „Jesteśmy za niemieszaniem się w sprawy wewnętrzne innych kra jów..." No cóż, czasy się zmieniły, poglądy prezydentów USA — także. SZPILKĄ _ Z Y W A ledyna zaleta POCHODNIA Obecny minister wojny USA McNamara pobił już rekord nieprzerwanego urzędowania na tym stanowisku. (Dotychczas rekord należał do Charle-sa. Wilsona, który stał na czele Pentagonu od roku 1953 do 1957, dokładnie 1716 dni). W Białym Domu przypuszcza się, że McNamara utrzyma się jeszcze długo, ponieważ prezydent Johnson ceni jego punktualność. — Jest to — mówi Johnson — jedyny mój minister, którego zastaję zawsze w biurze o godzinie 7 rano... Jedyna to chyba zaleta pana ministra • Na wszelki wypadek Anglia jest krajem o tradycjach niezrozumiałych często dla mieszkańców innych krajów. Do tych dziwnych zwyczajów należy też funkcja, spełniana codziennie przez 73-letniego rencistą, Freda Curt w miejscowości Winchelsea w hrabstwie Sussex. Z polecenia burmistrza mias ta wychodzi on codziennie na brzeg i lustruje morze przez lunetę, patrząc, czy francuscy piraci nie zbliżają się do mias teczka, jak to zdarzyło się w roku... 1360. Powiększa się liczba mło dych Amerykanów występujących przeciwko służbie wojskowej i udziałowi w brudnej wojnie w Wietnamie. Według oficjalnych danych, ostatnich dwóch miesięcy 513 osób oświadczyło, że nie chce służyć w armii. Opinia publiczna świata I Ameryki wstrząśnięta zo stała protestem 31-letniego Normana Morrisona, który wzorem mnichów buddyjskich podpalił się przed gmachem Pentagonu (Ministerstwo Wojny USA). Działo się to pod oknem McNamary — mógł, on na ocenie przekonać się jak naród amerykański reaguje na zbrodnie USA w Wietnamie. Jacy politycy, taka polityka Członek Rady planowania polityki USA. 50-letni, znany mąz stanu Charles Cumings został aresztowany a następnie oddany ped nadzór wojsko wy, ponieważ znaleziono go w samochodzie w stroju Adama, oczywiście w stanie nietrzeźwym, z naładowanym pistoletem w jednej, a butelką wina w drugiej ręce. Dowody niewinności... Na zachodnioniemieckim rynku wydawniczym pojawiają się coraz liczniejsze „dzieła", u-dowadniające, że Trzecia Rzesza . . . padła ofiarą spisku międzynarodowego, a głównym winowajcą wybuchu II wojny światowej jest .. . Polska i W. Brytania. Po książce Glasebocka „Czy tylko Niemcy są winne wybuchu II wojny światowej?" na półkach księgarskich znalazła się rozprawa Ugo Walendy pt. „Prawda dla Niemiec — zagadnienie winy II wojny światowej". Znajdujemy tam te same, co u dra Glasebocka tezy o winie Polski, o tym, że Niemcy były o-fiarą . . . Nic dziwnego, że te „naukowe" dzieła tak gorąco były reklamowane przez zachodnionie-miecką prasę ultraprawicową. : > NA półkach księgarskich ukazała się trzytomowa powieść Juliusza Kadena Bandrowskiego „Mateusz Bigda" (Wydawnictwo Litera ckie). Kaden Bandrowski, naj głośniejszy autor politycznych powieści międzywojennego dwudziestolecia w czasach powojennych był zapomniany. I jeśli obecnie wraca my do spuścizny literackiej Kadena, to dzieje się dlatego, że w swych powieściach, pisa nych ekspresywnym, swoiście „kadenowskim" stylem daje ostry obraz sanacyjnej polityki i rysując obraz Polski so bie współczesnej, nieco inaczej, ale-z tym samym celem co Żeromski zwraca uwagę na całe zło i fałsz w systemach rządów międzywojennej Polski. „Mateusz Bigda", to fabularny i problemowy ciąg dalszy „Czarnych skrzydeł". Ta ostatnia powieść była nie dawno z powodzeniem przenie siona na ekran przez Ewę i Czesława Petelskich. Także przed kilku tygodniami za po średnictwem telewizji zapozna liśmy się z inscenizacją frag mentów „Mateusza Bigdy". Do pięknie wydanej powieści Wy dawnictwo Literackie dołączy ło obszerne posłowie M. Spru sińskiego, z którego dowiadu jemy się o politycznych i ideo wych sporach wywołanych tą powieścią Kadena, a także mamy możność zapoznać się z opublikowanymi fragmemta mi - nieukończonej powieści „Jedwabny węzeł", która wraz z „Czarnymi skrzydłami" i „Mateuszem Bigdą" miała tworzyć trylogię. V1 Ze sporów politycznych^ lat minionych — do obyczajów niedawnej przeszłości. Debiu tująca w „Czytelniku" Janina Wieczerska w swej powieści „Zawsze jakieś jutro" wraca do lat pięćdziesiątych i do szkolnych przygód obecnego „pokolenia trzydziestolatków". Sympatycznie napisana powieść z akcentami autobiogra fii, w której mamy i młodzień czą miłość podlotka i klasowe intrygi i klasowe przyjaźnie. Ale Wieczerska nie jest tak ambitna jak autorka podobnych powieści, Halina Snopkiewicz. Potok pensjonar-skich zwierzeń przytłacza o-braz tamtych lat, który staje się zamazany. Akcja dzieje się na początku lat pięćdziesiątych we Wrocławiu — ale poza lirycznymi westchnienia mi nad pięknem miasta — tego Wrocławia w książce się nie czuje. Gdzieś w tle, rów nież nieostro — błąka się ze-tempowska organizacja: w jej latach heroicznych odgrywała ona znaczniejszą rolę, niż zdążyła to zauważyć zakochana Joasia. Ale książkę czyta się z przyjemnością; „szczenię ce lata" zawsze znajdują do czytelnika łatwy dostęp. Ponadto na półkach księgar skich: Tadeusz Hołuj „Koniec naszego świata" (Wyd. Literackie). Trzecie wydanie, tym ra zem w serii „Biblioteki Po- wszechnej" znanej powieści Tadeusza Hołuj a, więźnia Oświęcimia, która posłużyła za podstawę głośnego filmu W. Jakubowskiej. Anna Czupcrska-Sliwicka „Cztery lata ostrego dyżuru" (Czytelnik). — Wspomnienia znanej lekarki, pracującej na Pawiaku w latach 1940—1944. F. M. Burnet „Nienaruszalność żywego organizmu" (PWN, tłum. B. Kamiński). — Popularnonaukowa praca laureata nagrody Nobla, australij skiego uczonego, będąca nowym słowem w naukach bio logicznych. Seria „Omegi". Edmund T. Whittaker „Od Euklidesa do Einsteina* (PWN, tłum. J. Mączyński), Również w interesującej serii „Omegi- przedstawiona przez angielskiego matematyka e-wolucja poglądów na temat czasu i przestrzeni w historii matematyki i fizyki, (sten) Życie sportowe Pediatrzy zachodnioeuropejscy polecają uprawianie spor tów juz od wczesnego dziecin stwa, z tym, ie powinno się przy poszczególnych dyscyplinach przestrzegać granicy wie ku. I tak np. ich zdaniem pły wanie można rozpocząć w wie ku 4—5 lat, natomiast jazdę na rowerze, która może zdeformować kręgosłup u małego dziecka, powinno się zaczynać nie wcześniej niż od lat 6. O-śmioletnie dzieci uprawiać mo gą jazdę na wrotkach, a 10--letnie — jazdę konną. Jeśli chodzi o pieszą turystykę, to 12-letnie dziecko może zrobić jednorazowo 12 kilometrów, ale musi to być wędrówka z jakimś celem — a nie zwykły spacer, który — gdy trwa zbyt długo — nuży i nudzi dziecko. ♦i* CS O £ O G, ►ii o c es N en 3 — O w ® o o ^ £ o V- u * 3 o ^ w 3 2 — £ <\> •5 | £ | © § s _ fltADCHODZI okres, kiedy ' * mając w perspektywie święta i karnawał, coraz czę ściej myślimy o sprawieniu sobie wieczorowej sukni. I to najchętniej takiej, która nadawałaby się róujnież na popołudnie (z odpowiednio skromniejszymi dodatkami). Znakomitym i supermod-nym, a jednocześnie praktycz nym rozwiązaniem jest suknia z wełnianej, ręcznie robionej szydełkiem lub na drutach ko ronki. Jej plusy? Zupełnie się nie gniecie, nadaje się na każ dy wiek i każdą figurę i ma w naszym klimacie bardzo sze rokie zastosowanie. Poza tym jest w miarę strojna, ale bardzo spokojna tak, że nie istnieje obawa żebyśmy były zbyt wystrojone, lub niedość elegancko ubrane, jak to mo że się zdarzyć w jakimś mniej znanym towarzystwie. Kilka wełnianych koronkowych sukien pokazała w swej kolekcji wiodącej na jesień--zim* 1965/66 „Moda Polska*\ Można także obejrzeć prześliczne tego typu modele na Nowoczesność z myszką wystawie poświęconej piętna stoleciu „Cepelii" w warszaw skim Pałacu Kultury i Nauki. Wykonały je spółdzielnie cepeliowskie, przy czym na szczególne wyróżnienie zasłu gują piękne suknie pochodzące z „Poziomu" w kilku wzorach i fasonach. Zaprezentował je również na swym ostatnim pokazie dom mody „Leda". Starania idą w tym kierunku, aby suk nie tego typu robić również maszynowo, co pozwoliłoby na obniżenie ich kosztu do 600 złotych. Wełniane koronkowe suknie są z zasady krótkie, mają fason prostego futerału z dłu gimi lub krótkimi rękawami. Są i suknie zupełnie bez rękawów. Dekolt według upodobania — od zupełnie małego wycięcia typu swetrowe go (wtedy zapięcie jest z tyłu), aż do odsłoniętych plecóto. Najładniejsze są tego typu suknie w kolorze czarnym, białym, a także w odcieniach beżowych i ciepło brązowych. Nosi się je na spodzie z jedwabiu, przy czym dobrze mieć dwa różne spody: jeden w tym samym kolorze co suk- nia, a drugi śmielszy^ na strój niejsze okazje: np. do sukni czarnej łososiowy lub czerwo ny, do białej i beżowej złoty9 do brązowej kawowy itjfr W modzie wszystko ma swe poiorotne fale, ale znacznie przetworzone zgodnie ze zmie nionymi warunkami. Poza tym nie ma podobno rzeczy tak brzydkiej, która by po stu, a niekiedy już po pięćdziesięciu latach nie stała się piękna. Więc choć szydełkowe robótki w dalszym ciągu skazane są na banicje jako „wystrój" naszych mieszkań, to jednak odnoszą triumf 'w postaci strojnych sulZicn. A także ręcznych, koronkowych pończoch. Jako dodatki do ażurowych wełnianych sukien najlepiej nadają się pantofle lakierki lub zamszowe i nieduża toreb ka w kolorze pantofli lub suk ni. Można nosić do nich rozmaite ozdoby, pasuje tu bowiem zarówno ciężka biżute Tia nowoczesna, tzw. barbarzyńska, jak i perły z Jablo-nexu czy rodzime bursztyny. & BOERGEROWA GŁOS Nr 266 (4091) sStr. 8 Spotkania z b. działaczami KPP i KPZU Prez/iJium ZW Ukraińskie go 1 iw. Społ.-Kulturalnego w K oszalinie wspólnie z Pre zydlam ZW UTSK w Szczecin >3 organizują 7 bm., tj. w ni -dzielę w świetlicy UTSK w; Koszalinie, przy ul. Matej-I»i 3, o godz. 11 spotkanie by /ych działaczy KPP i Komunistycznej Partii Zachodniej "Ukrainy, w którym weźmie TÓwnież udział aktyw UTSK «oraz mieszkańcy naszego mia sta. Na spotkaniu tym działacze komunistyczni podzielą się swoimi wspomnieniami z okresu przedwrześniowej dzia łalności rewolucyjnej. W spot kaniu wezmą udział między innymi tacy działacze, jak: K. Łaszczuk — obecny prezes ZG UTSK, Korolko — były współwięzień A. Zawadzkiego i M. Buczka i inni. Spotkanie ma na celu przy pomnienie młodemu pokoleniu o walce z władzą sanacyj ną, prowadzonej wspólnie przez komunistów ukraińskich i polskich. W godzinach popołudniowych działacze spotkają się z mieszkańcami w kilku powiatach na- szego województwa. Wieczorem natomiast w świetlicy UTSK w Koszalinie odbędzie się wieczornica poświecona 48. rocznicy Wiel kiej Rewolucji Październikowej. Organizatorzy zapraszają mieszkańców Koszalina i oko lic na spotkanie i wieczornicę. Początek wieczornicy o godz. 18. Guście radziicsy w Drawsku Z okazji obchodów 48. rocz nicy Wielkiej Rewolucji Paź- J dziernikowej odwiedzili Draw sko i powiat przedstawiciele Dowództwa Północnej Grupy Wojsk Radzieckich. Goście spotkali się w dniu 4 bm. z członkami sekretariatu KP PZPR a następ nie z załogą drawskiego zakła du Spółdzielni Pracy Usług Wielobranżowych. Tego same go jeszcze dnia towarzysze ra dzieccy przyjmowani byli gościnnie ł przez załogę PGR Przytoń. (kr) Tu SFBSf KOSZALIN- w czołówce! Jako jedni z pierwszych w województwie mieszkańcy Ko szalina zrealizowali założenia planu zbiórki na SFBS na rok bieżący. Plan ten wynosił 1889 tys. zł. Główną zasługę przypisać należy pracownikom koszalińskich zakładów pracy i rzemieślnikom. Gratulujemy.1 (aka) Nagrodzeni Nagrody książkowe za trafne rozwiązanie krzyżówki nr 254 wylosowali : 1. Lucjan Klonowski, Koszalin, ul. Zawiszy Czarnego fi, m. 8. 2. Janina Szczechowiak, Świdwin, ul. Kościuszki 28, Liceum F"dn- -giczne. 3. Czesław Ber?*, Debrzno, ul. "Witosa 6, pow. Człuchów. 4. Irena Szmelter, Słupsk, ul. W ta Stwosza '8. 5. Zenobia Balik, Zalaski, pow. Słupsk. CO, GDZIE, KIEDY? (Sobola-niedziela, 6-7 XI 65) ©WHISSllf KOSZALIN Dyżuruje apteśca nr 32 przy ul, Świerczewskiego 11,15, tel. 69-69. SŁUPSK Apteka nr 51 przy ul. Zawadź* kiego, tel. 41-80. W Szkolnictmo dla doroshich przed zimą * Ponad 350 tys. uczniów pracują;/c!i ★ Zmiany w mstsdieb naa?mia (AR) W szkołach podstawowych, na kursach w zakresie podstawowym i w liceach dla pracujących uczy się obecnie ponad 350 tys. osób. Podobnie jak cały system oświaty, rów nież szkolnictwo dla pracujących przygotowuje się do reformy nauczania. W trakcie rozważań są różne warianty stopniowego uno wocześniania tej gałęzi oświa Jerzy Waldorff W S 1:1 iii8 WDK W poniedziałek o godz. 19 w klubie prasy WDK w Koszalinie odbędzie się spotkanie z Jerzym Waldorffem, któ ry będzie mówił o muzykowa niu w dawnej Warszawie. (k) ty. Tutaj reforma nastąpi nie co później, niż- w szkołach dla młodzieży, zważywszy, że ucz niowie pracujący — przed przerwą w nauce — uczyli się w szkole starego typu. Niemniej już obecnie wpro wadzono pewne zmiany w me todach nauczania. W szkoła podstawowej zwraca się szcze gólną uwagę na korzystanie z pomocy naukowych, na nau czanie poglądowe. Do klasy VII wprowadzono nowy przed miot: zagadnienia społeczno--polityczne. Niemal do wszyst kich przedmiotów opracowano nowe podręczniki uwzględ niające zainteresowanie dorosłych uczniów. Rozszerzono znacznie prowadzony jako eksperyment sy stem nauczania w korespondencyjnym liceum dla pracujących, oparty o tzw. zespoły przedmiotowe. Jest to swego rodzaju matura na raty. Przez 3 lata z rzędu uczniowie zdają egzamin maturalny z innej grupy przedmiotów, zaczynając od przyrodniczych, poprzez matematykę i fizykę do humanistycznych. W tym roku szkolnym po raz pierwszy uruchomiono dwie takie szko ly w Warszawie i w Gdańsku, a także po jednej w każdym województwie — obok szkół z systemem klasowym. Liczba uczniów w tego typu liceach wzrosła w br. szkolnym do 3000 z 2300 w ub. roku. Dokąd się wybierzemy? PIŁKA NOŻNA W sobotę i w niedzielę pił karze ligi okręgowej rozegra ją XIII kolejkę spotkań mistrzowskich. Oto zestawienie par: W Ustce: KORAB — POGOŃ Połczyn-Zdrój (sobota, godz. 13.30); w Świdwinie: GRANIT — DARZBÓR Szczecinek (sobota, godz. 13); w Mielnie: GWARDIA KOSZALIN — CZARNI Słupsk (niedziela, godz. 11); w Koszalinie: PŁOMIEŃ — ORZEŁ Wałcz (niedziela, godz. 12); w Słupsku: GRYF — WŁOK NIARZ Białogard (niedziela, godz. 14); w Szczecinku: LECHIA — BAŁTYK Koszalin (niedziela, godz. 14). LIGA JUNIORÓW W niedzielę, o godz. 12, odbędzie się w Kołobrzegu zaległe spotkanie o mistrzostwo ligi juniorów pomiędzy MKS Sztorm Kołobrzeg a Bytovią. KONTROLNE MECZE KADRY JUNIORÓW W niedziele, na Stadionie 650-lecia w Słupsku, o godz. 11, odbędą się dwa kontrolne spotkania kadry juniorów, złożonej z reprezentacji ligi juniorów £ruoy południowej i reprezentacji £rupv północnej ze slniDskimi drożynami Czarnych II i Gryfa II. KOSZYKÓWKA W niedzielę, koszykarze kia sy A i klasv B rozooczyn^ią rozgrywki mistrzowskie. Oto zestawienie par: KLASA A w Świdwinie: REGĄ » GRYF Słupsk (niedziela, godz. 16); w Koszalinie: GWARDIA — SPARTA Złotów (niedziela, godz. 17); w Kołobrzegu: KOTWICA — ORZEŁ Wałcz (niedziela, godz. 17.30); KLASA B Wł Białogardzie ISKRA Ib — START Bytów (niedziela, godz. U); w Sławnie: LZS SŁAWNO — BAŁTYK Ib Koszalin (nie dzieła, godz. 16); w Szczecinku: DARZBÓR — ŁĄCZNOŚCIOWIEC Draw sko (niedziela, godz. 17)* MIĘDZYOKRĘGOWE SPOTKANIE W KOMETCE W niedzielę, o godz. 12, w sali Powiatowego Ośrodka Sportu Turystyki i Wypoczyn ku w Kołobrzegu odbędzie się międzyokręgowe spotka nie w kometce Koszalin — Szczecin. SZACHY * W sobotę i niedzielę, w Klu bie Nauczycielskim w Kosza linie odbędą się eliminacje strefowe Związku Nauczyciel stwa Polskiego w szachach z udziałem szachistów Gdańska, Bydgoszczy, Poznania i Kosza lina. W sobotę turniej trwać będzie od godz. 10—22, a w niedzielę od 9—15. SPORT w SKROCiE -¥• MISTRZ Polski w koszy kówce — krakowska Wisła ro zegrała w Atenach pierwsze spotkanie o Puchar Europy z zespołem AEK Ateny. Zwycię żyli Grecy różnicą 1 pkt 72:71 (36:28). * W MECZU o Klubowy Puchar Europy, Zespół włoski Simmenthal (Mediolan) pokonał PSSM T. V. Giessen (NRF) 88:77. * W LYONIE odbyło się spotkanie o klubowy puchar Europy w koszykówce kobiet pomiędzy zespołami Amsterdam Club (Holandia) a La Ger be Francja. Zwyciężyły koszy karki holenderskie 76:58. -¥* W DRUGIM dniu międzynarodowego turnieju o mi strzostwo Polski w tenisie sto łowym zespół Polski I grając w składzie Caliński i Rusiński pokonał Finlandię 3:0, u-legł natomiast drużynie CSRS 2:3. W półfinałach drużynowe go turnieju kobiet Anglia po konała Czechosłowację 3:0, a Węgry wygrały z Jugosławią w tym samym stosunku. * W KOLEJNYCH spotkaniach o mistrzostwo I ligi hokeja na lodzie uzyskano na stępujące wyniki: Naprzód Ja nów — Górnik Murcki 3:3, Baildon Katowice — Cracovia 14:2, Legia — Pomorzanin 8:2, ŁKS — Polonia Bydgoszcz 3:0. * V/ SZCZECINIE rozpoczęły się drużynowe szermier cze mistrzostwa Polski. We florecie mężczyzn do półfinału zakwalifikowały się zespo ły Marymontu (Warszawa}, Ko lejarza (Wrocław), AZS AWF (Warszawa), Warty (Poznań), Legii (W-wa), GKS Katowice, Piasta I (Gliwice) i KKF I (Kraków). PRACOWNICY POSZUKIWANI SPÓŁDZIELNIA PRACY OZD0B CHOINKOWYCH W KOSZALINIE, ul. B. Bieruta 58, zatrudni KIEROWNIKA ADMINISTRACYJNO - HANDLOWEGO, ze znajomością księgowości. Uposażenie do 3.700 zł 4- premia. K-2547^0 REJONOWY URZĄD TELEKOMUNIKACYJNY W KOSZALINIE zatrudni od zaraz PRACOWNIKÓW NA STANO WISKA MONTERSKIE. Wymagane wykształcenie podstawowe. Warunki pracjr i pl&c? t 12) — ran.arami"zrv JUTRZENKA rpoi*o'^e) — Pojedynek (radz., od lat 18). SŁUPSK MILENIUM — sobota — Ojciec żołnierza (radz.. cd lat 12).) Seanse o godz. 12 i 1*. W sobotę o godr. 1<\30 i 20.30 Pooioły (oo?sM, r-d lat 16) — dwie serie — panoramiczny. f?n?.rs° o erodz. 1r."9 i ?0.?Q. W ni<,^z'",° — Ojciec żołnierza (radz., od lat 12). Seanse: !3.«5. 16, 18.15 i 20.30. Poranek: niedziela — godz. 71.30 — Mali r-^szkieterowie (radziecki. o* lat 9). POI.ONI A — Czapajew (radz., O** w 1"). Seans^: w sobotę o godfc. 14, 16.15, 18.^0 i '*>.45: v riedzielę o gr*l7. IR.15, 18 '0 i :0.45. Poranki: niedziela — godz. 12' i 14 — Szkarłatne żagle (radz., od 1-t 10\ GWARDIA — Wołga — Wołga (radz., od lat 12). Pfns' o fr.^7. 17.30 i ?0. Poranek: niedziela — godz,. 12 — Zimowa fantazja (radz., cd lat 12). WIEDZA — Wojna trojańska (wioski, od lat 12). ^cans" o goiz i 19. Poranki: niedziela — godz. 11 i 13 — Cyrk, Dwa Michały. USTR \ DELFIN — Droga przez cmentarz (radz., od lat 12). Seanse o gedz. 15 i "0. Poranek: niedziela — godz. 12 — Król mało (chiński, od lat 9). G' ^w rzyCE STOLICA — Rok prtestępny (radziecki, od lat 16). Seans o godz. 20.30. Poranek: niedziela — Zacrarofwa- na studnia (radz., od lat 7). * BARWICE — Nikt nie zna prawdy 'radr., od lat 12). CZAPLINEK — Ulica Nadmor- fr~dz... od lat 12). CZARNE — Trudne godziny (radz., cd lat 14). CZŁOPA — Maturzystki (radz., od lat 16). CZŁUCHÓW — Czas rozłąki (radziecki, od lat 16). DEBRZNO — Samolot odlatuje o dziewiąte i (radz., od lat 12). DRAWSKO — Ostatni lot (radziecki, od lat 16). JASTROWIE — My, męiczytni (radz., od lat 12). KALISZ POM. — Statek od-płjrwa • świcie (r&ds* od lat 12). KRAJENKA — Swobodny wiatr (radz., cd lat 16). MIROSŁAWIEC — Opowieść lat płomiennych (radz., od lat 12). OKONEK — Więzy krwi (radz., od lat 1?). SZCZECINEK PDK — Dramat w Kosmosie (radz., od lat 14); niedziela — Po latach (radz., od lat 12). PRZYJAZN — Trzy plus dwa (radz., od lat 12); niedziela — Człowiek z przeszłością (radz., od 1. 16). TUCZNO — Dziecko wojny (radziecki, od lat 12). wałcz MEDUZA — Po latach (radz., od lat 12); niedziela — Czyste n?rtbo (radz., od lat 16). TĘCZA — Obca krew (radz., od lat 12); niedziela — Trzy plus dwa (rad7.. od lat 12). PDK — Wszystko zaczypa g*ę od drogi (radz., rd lat 12); niedziela — Drmat w Kosmosie (radz., od lat 16). zr octfniec MEWA — Był sobi? dziad i baba (radz., od lat 12); niedziela — Obca krew (radz., od lat 12). WIEDZA — Dziki pies Dingo (r-dz., od lat 14). ZLOTÓW — Tańcząca wiosna (radz., od lat 12). * PT ^LOG ARD BAŁTYK — iabota — Siostry — II ceria (radz., od lat 16). Niedziela — Siostry — III «eTia (radz.. od lat IR). CAPTTOL — sobota — Człowiek z nrzrszłością (radz.. od łat 16>; niedziela — Muchtar na tropi« (radz.. od lat 9). BIAŁY BOR — Ludzie i bestie — II seria (radz., od lat 16). BYTOw — Bariera ognia (radz., od lat 12). DARŁOWO — Strzał we mgle (radz.f od lat 12). GOŚCINO — Zapaśnik i błazen (r^dz.. od lat 16). KARLINO — Dama pikowa (radziecki, od lat 12). KOŁOBRZEG PDK — sobota — Siostry — I le-ria (radz., od lat 16): niedziela — Siostry — II s*ria (radz., od 1. 16). PIAST — sobota — Ci z pierwszej ekipv (radz., od lat 12); niedziela — Pokój przvchodzacemu na świat (radz.. od lat 12). WYBRZEŻE — sobota — Muchtar na tropie (radz., od lat 9); niedziela — Jeden dzień szczęścia (radz.. od lat 16). MIASTKO — Nieprzyjaciel u prom (radz., od lat 16). POLANÓW — Opowieść o prawdziwym człowieku (radz., od 1.14). POŁCZYN-ZDROJ WOLNOŚĆ — Jeśli masz rację (rv7z . od lat 12). OGNISKO — sobota — Ciernista dro^a (radz., od lat 16): niedziela — Ten. który wrócił (radz., od 1.12). SŁAWNO SŁAWA — Nigdv nie wrócę (ra-d?:erki, od lat 16). ŚWIDWIN MEWA — sobota —- Gdy kobieta zostaj* sama (radz.. od lat 14); niedziela — Młode zielone (radz., od lat 14). RFca — Ciernista droga (radz., od lat 14). WARSZAWA — Grzeszny anioł (radz., od lat 16). TYCHOWO — Siedem nianiek (r^rtr.. od lat 14). USTRONIE MORSKTE — Gdy drzewa były duże (radz., od 1. 12). PflOGR A !>1 I na dzień 6 bm. (sobota) Wiad.r 5.00.* fi.00. 7.00, 8.00, 12.05, 15 00, IR.00. 20.00. 23 00 5.03 Muzyka. 5.o0 Gimnastyka. 6.10 Rozm. roln. 6.35 Orkiestra PR w Łodzi. 7.45 Błękitna sztafeta. 8.05 Muzyka i aktualności. 8.50 Na tematy prawne. 9.00 Dla ki. III i IV — ,,Gawędy muzyczne". 9.20 Kalejdoskop muzyczny. 10.00 ,,Pa-miotnik matki" — M. Fornalskiej. 10.20 Koncert muzyki operowej. 11 00 n'a kl. VII! — „Na ratunek" — słuch. 11.20 Na swojską nutę. 11.49' Rodzice a dziecko. 12.25 Wiejskie spotkania. 13.00 Dla kl. III i IV — ,,Mój dobry tatuś", słuch. 13.20 Orkiestra mandolinistćw. 14.00 Zagadka literacka. 14.20 Koncert symf. 15.20 Orkiestry rozr. NRD. 15.45 Kurs jez. ang. 16.10 Studio Rytm. 17.15 Z twórczości G. Rossiniego. 17.40 ..Popioły" — S. Żeromskiego. 18.20 Koncert przyjaźni. 19.15 Wędrówki muzyczne po kraju. 20.35 Podwieczorek przy mikrofonie. 22.15 Muzyka taneczna. 23.10 Koncert symfoniczny. program ii na dzień 6 bm. (sobota) Wiad 5.30 »ł 3o. rf.iiO. 8.30. 12.05, 16.00. 19 00. 23.50 5.06 Muzyka. 7.05 Gimn. 7.25 Od-oowiedn. 7.^o Muzyka 8.15 Kurs ję7. ro ST O i/i to crq o N sr « V! O A —' o <* 2 g » S«5 ^ CT — ;<-« *0 S X £ ^ m 3? -5 s 5 n> •—■ _ w 3 PT ** ^ 3 413 &> 3 S " e-E § ™ 01 o 4W ^ <5 ^ % > 5 «> rq N ^ ja a is ? 2 g S w ►-.. a B N Q ,-. 3 ■a _. N © 58 ^ -- :ra "3*2 » 3 D.W "O ^ n O r.1 l/i ^o° °t! N 03 < , fD ►;•' (15 O §5 ss® 3 3 < 2 5S os ^ >J _ 3 ?* £ 3 a-. ° o rr 3 c-- ^ « «*■ ^ «S^N,»3od ts N o S o cj O , 3 «•* **' ■m M ^ ,3 <} CL ?3 -8^ el. &3 ^ O H n u ^ N W5' r. ^ r! *0 ^ w H> OJ ^ <3 c-.. ^ T-5 03 PV w ^ 5 cd i»»?S a. ^ N k TTI i S -0 H 3 m W. o !__i N »-h 03 (5 \Q ^ 2 " w —< *~i 3 pi n Z w > H -• i » « 2 5 f Si 5C .^* 3 «■ F» > O > r r4- o> o >»z3 » 2 zUS* £.S w sł w Cl i C.-d o M " N 5 2 2 23 W « ri ^-W O « w "°8il M-W3 W C fcJ „ *<5 03 £ co Xi - * §C^o^2 2 o 5 F o S 5J to -O *U ł-f ~ kj t3L M. 9" & fl> 2 H o K o «> D-> rD | «-j. 5 ? n £• <: N a> D a> Qj Pr* to NO- nj r£3 O ^ - B- w « •0' r1 O CD AD A • ł-J ^ V ^ o|2 S. S I 3" 5J" 2" ■I ^ ^ 03 fO as ^ m ° P5 to> to um p o a cr s* fŁ 3 2 W b—j R4 O 5 a ru o n er o N N S 25 O* N« - b S- <3 W»A N n ^ -O W N 5* o 13 to cr p n k, H«r. « Łj .re 55 .N . 3.:I|gg: Ss2S'3 &S t5 N Ś «2 o o' 2 ^ pje •-•5 r n> S s fi ^ O'" . V.J S5 54 Cr"t5 Co «fi iS a, £r. -i & n e pj N C3 S ° ^ » O ■e^o a?2- ?«*S G5 fł ^ co O *fi „ O OJ & 3 W s" s 1 • TO ~ ?r o • ro N o ?r 3 ?s* ?r ęo -j ,j Q $ ^ ?S TO* fi #Tx V •e o A+.+:..+//://+/:/:^.2B ? " ! !" !"!"""" !""""""