CENA 5,00 zł (w tym 5% VAT) Nr 9 (534) wrzesień 2019 ROK JANA TREPCZYKA www.miesiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 w numerze 977023890490609 ZLOT KOCIEWIAKÓW I SYMPATYKÓW KOCIEWIA W NUMERZE: 3 Nie organizowaliśmy zjazdu, organizowaliśmy manifestację! Z Jerzym Fijasem, jednym z inicjatorów I Zjazdu Kaszubów, rozmawia Sławomir Lewandowski 5 XXI Zjazd Kaszubów w Chojnicach Fot. UM Chojnice/ D. Lokaj, M. Wójcik 6 Ewiva 1'arte. Aleksandra Baliszewska-Waliclca Życiorys twórczy opracowai i z solenizantką rozmawiał Piotr Schmandt 10 Wrzesień 1939 okiem historyka Stanisław Salmonowicz 16 Smaki i aromaty Pomorza. Chleb nasz powszedni. Rafał Nowakowski 20 Rybne kulinaria a jedność Pomorza Bogusław Breza 22 Zamiast relacji z podróży... Baskijska recepta Mateusz Klebba 24 II Walne Plachandry Kociewskie przeszły do historii... Piotr Wróblewski 25 Kaszëbi i kaszëbizna w filmach AM 26 Tam, gdze Bôlt i sedlëszcze Wejerów P.D. 28 Dradżijazëk Z Bartłomienia Czaplicczim i Rafała Gołąbka m.jin. ó Latny Szkole Jazëka Kaszëbsczégö gôdôł Dark Majköwsczi 30 Tacewnô pôzwa „Kaszub", to je Zbigórz Talewsczi w papiorach SB (dzél 6) Słówk Fórmella 32 Jak w Gdańskiej Stoczni „Remontowa" przebudowano platformę Sławomir Lewandowski 34 Gdańsk mniej znany. Jeszcze piękniejszy -kościół św. Jana Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 7 (129) 35 W kaszëbsczi latnicë w Brusach... Aleksandra Dzacelskó-Jasnoch (ó bracynach Ridigerach) 38 Nôdzeje kaszëbiznë. Lubótnik kaszëbsczich konkursów Z Konrada Łagódą gódół Dark Majkówsczi 39 Wójnowi Kaszëbi. Stôwielë swoje żëcé na ldin smiercë Eugeniusz Prëczkówsczi 42 Mójim ulëdónym môla są Kaszëbë Z Aleksandrą Kôżëczköwską, doktorantką w Instituce Ewolucyjny Biologie w Barcelonie, rozpôwiôdôł Łukósz Zołtkówsczi 44 Pożegnanie Aleksandra Trzebiatowskiego Teresa Hoppe 46 Nordowé pöwiôstczi. Mórsczi mnich Mateusz Bullmann 48 Z Kociewia. Gdy Kociewie staje się krainą szczęścia Maria Pąjąkowska-Kensik 49 Juwernota na sztadionie Ô Akademie Nożny Balë Cassubian pisze Adóm Hébel 50 Bëtowiôk przédnika Federacje Kaszëbë Baszka Diana Krëwiak, tłom. Łukósz Zołtkówsczi 52 Z południa. Zjazdowe wspominki Kazimierz Ostrowski 53 Z półnia. Zjazdowe wspóminczi Kadzmiérz Ôstrowsczi, tłom. Ana Cupa 54 Oczyszczenie? (premiera monodramu Naju krewią) Daniel Kalinowski 56 Lektury 59 Klëlca 67 Sëchim paka uszłé. Bank soku z kroku Tómk Fópka 68 Z butna. Nasz Bąk pëlckôwsczi Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji WOJBVODZTWO POMORSKIE Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowegoi PRENUMERATA Pomeranuv z, dostawą do domu! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 10201811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 300 06 83, 58 301 27 31, e-mail: prenumerata@kaszubi.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Od Redaktora 1 września 2019 r. minęła 80. rocznica wybuchu II wojny światowej. Bez wątpienia był to najokrutniejszy konflikt w dziejach ludzkości. Licząc zmarłych w wyniku chorób i głodu związanych z konfliktem zbrojnym, pochłonął istnienie ok. 80 milionów ludzi. Wśród licznych ofiar byli również Polacy. Przez 6 lat wojny według szacunków Instytutu Pamięci Narodowej zginęło od 5,6 do 5,8 min polskich obywateli. To jednak tylko suche statystyki, które nie odzwierciedlają dramatu i cierpienia ludzi, także tych, którzy przeżyli wojnę lat 1939—1945. Czy można było uniknąć tego konfliktu ? Biorąc pod uwagę ówczesną sytuację geopolityczną w Europie, rosnącą z roku na rok silę i potęgę III Rzeszy, która pod rządami Adolfa Hitlera wysuwała coraz śmielsze roszczenia względem sąsiadów, a w szczególności II Rzeczypospolitej, przy ogromnej sile faszystowskiej propagandy, wmawianiu ludziom, że za ich nędzę odpowiadają demokracja i kolejne nieudolne rządy, przy sprawnym podporządkowywaniu sobie prawa, pogardy dla mniejszości narodowych połączonej z chęcią rewanżu za poniżenie, jakim były dła narodu niemieckiego ustalenia traktatu pokojowego kończącego I wojnę światową, a także biorąc pod uwagę bierną postawę naszych brytyjskich i francuskich koalicjantów na wydarzenia poprzedzające agresję III Rzeszy na Polskę — odpowiedź brzmi „nie". Innym aspektem - o czym we wrześniowej „Pomeranii' w artykulept. „Wrzesień 1939 okiem historyka * (s. 10)pisze prof. Stanisław Salmonowicz —jest pytanie, czy Polska była odpowiednio przygotowana do wojny. Jak pisze autor: „kłęska wrześniowa, szybki bieg wydarzeń, rozmiary tej klęski — wszystko to zaskoczyło ówcześnie większość Polaków Sławomir Lewandowski -W POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 9016,58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Krystyna Sulicka Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najó Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Anna Cupa Łukasz Zołtkowski Dariusz Majkowski ZDJĘCIE NA OKŁADCE Fot. Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11, 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. NIE ORGANIZOWALIŚMY ZJAZDU, ORGANIZOWALIŚMY MANIFESTACJĘ! Z JERZYM FIJASEM, BYtYM BURMISTRZEM BRUS, JEDNYM Z INICJATORÓW I ZJAZDU KASZUBÓW W CHOJNICACH, ROZMAWIA SŁAWOMIR LEWANDOWSKI. XXI Zjazd Kaszubów świętowaliśmy w Chojnicach. Przed 20 laty w tym samym mieście odbył się także pierwszy zjazd. Jako ówczesny burmistrz Brus był Pan jednym z jego inicjatorów. Mówiąc o I Zjeździe Kaszubów w Chojnicach, warto wrócić do wydarzeń politycznych, które w tym okresie miały miejsce w Polsce. Mam tu na myśli wydarzenia związane z reformą administracyjną kraju z 1998 roku, która z uwagi na nowy podział terytorialny państwa wywoływała wiele emocji, także w naszym regionie. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że województwo pomorskie, którego głównym rdzeniem jest kultura kaszubska, nie może istnieć bez Chojnic, będących za sprawą choćby Kazimierza Ostrowskiego i tamtejszego oddziału ZKP silnym ośrodkiem kaszubszczyzny. Wówczas istniała obawa, że Chojnice nie znajdą się w nowo tworzonym województwie pomorskim. Nawet gdy już się wydawało, że na poziomie centralnym osiągnięto konsensus w sprawie przynależności Chojnic i powiatu chojnickiego do województwa pomorskiego, wprowadzane przez parlamentarzystów późniejsze korekty powodowały, że los niektórych powiatów wciąż nie był przesądzony. Jednym z nich był powiat chojnicki, wchodzący przez wiele lat w skład województwa bydgoskiego. Dzięki wielu zabiegom ostatecznie udało się przyjąć nowy kształt województwa pomorskiego z powiatem chojnickim w jego granicach. Ale to nie zakończyło sprawy. Nie wszyscy mieszkańcy powiatu chojnickiego byli zadowoleni z tego rozwiązania. Dlaczego? Taka zmiana wiązała się z przeniesieniem akcentów politycznych i administracyjnych z Bydgoszczy do Gdańska. W samych Chojnicach za nastroje antypomorskie odpowiadały głównie elity administracyjne i polityczne, których funkcjonowanie zależało od dużej polityki krajowej czy regionalnej: administracja sądowa, prokuratura, policja, które przez lata powiązane były z ośrodkiem w Bydgoszczy. Przyłączenie Chojnic do nowego województwa ze stolicą w Gdańsku burzyło dotychczasowy porządek. Tak wówczas odbieraliśmy ten sprzeciw. Dla nas, świeżo upieczonych samorządowców spotykających się w ramach tworzenia zrębów nowego województwa pomorskiego, te nastroje były istotne, bo miały wpływ na pełne zaangażowanie i aktywność społeczną w zakresie realizowania najważniejszej funkcji samorządowej, jaką jest rozwój gospodarczy. Wizja ewentualnego referendum nie pomagała nam w budowaniu więzi w ramach nowego województwa. Trzeba także pamiętać, że to był trudny okres, ponieważ w tamtym czasie zmagaliśmy się z wieloma problemami natury ekonomicznej. Z jednej strony nowy podział administracyjny, z drugiej - kulejąca gospodarka, ogromne bezrobocie, brak środków na inwestycje. Taka sytuacja dawała osobom, które chciały zakwestionować nowy podział administracyjny, niesamowite możliwości i narzędzia do populistycznych działań. Trudno było wówczas w krótkim czasie przekonać mieszkańców powiatu chojnickiego, że przynależność do województwa pomorskiego czy marsz w kierunku Unii Europejskiej przyniesie nam ogromne możliwości. Jakie zatem podjęliście działania, żeby ich przekonać? Wiele spotkań samorządowców nowego województwa organizowanych było na północy, m.in. w Wejherowie czy w Helu. To było pole do wymiany poglądów, dyskusji na temat tego województwa, jego wizji rozwoju itd. Jedną z wiodących osób na tych spotkaniach był ówczesny starosta wejherowski Grzegorz Szalewski. 1 POMERANIA HISTORIA ■ Czoło pochodu: Arseniusz I inster burmistrz ("hojnie. Jer/y Fijas burmistrz Brus, Janus/ Patmowski starosta o chojnicki. Brunon Synak prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. I oin.iv Sowiński wojewoda pomorski. ^ Grzegorz S zalcuski starosta wejherowski g Podczas jednego z takich zjazdów Grzegorz zapytał mnie: A co tam na południu, w Chojnicach? Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, podpierając się przy tym literacką aluzją: Nie jest dobrze, „południowa granica płonie". Byłem świadomy, że pewne środowiska polityczne związane z lewicą, które utraciły realną władzę, nie spoczną i będą dążyć do oderwania Chojnic i powiatu chojnickiego od województwa pomorskiego. Ale głosy nawołujące do referendum w sprawie korekty granic płynęły również z prawej strony, od polityków dawnej AWS. Wysłuchawszy mojej opowieści o sytuacji na południu województwa, Grzegorz stwierdził, że trzeba działać. Wypowiedział wówczas słowa, których nigdy nie zapomnę: W takim razie wszyscy jedziemy do Chojnic!. Dzisiaj być może niektórym się wydaje, że I Zjazd w Chojnicach wynikał z planowania w tym mieście imprezy kulturalno-etnograficznej. Nie, to była inicjatywa związana z przypieczętowaniem przynależności Chojnic i powiatu chojnickiego do województwa pomorskiego. Od pomysłu do jego realizacji zazwyczaj jest długa droga. A w tym przypadku wszystko potoczyło się szybko... Głównymi organizatorami wyjazdu do Chojnic byli: wspomniany starosta wejherowski Grzegorz Szalewski, ówczesny radny sejmiku województwa pomorskiego Kazimierz Klawiter, pierwszy starosta chojnicki Janusz Palmowski, burmistrz Chojnic Arseniusz Finster i moja skromna osoba. Nasz zamysł polegał na tym, abyśmy gremialnie pojawili się na rynku w Chojnicach, abyśmy przyjechali z możliwie wszystkich powiatów i zaakcentowali jedność województwa pomorskiego, którego jak wspomniałem na wstępie, rdzeniem jest kultura kaszubska. To był główny powód. Dlatego nie nazywam tego wydarzenia z 1999 roku zjazdem, a NAJAZDEM na Chojnice. Potem zaczęło się myślenie, jak się do tego zabrać. Kosztowało nas to wiele pracy. Oparliśmy się na oddziałach Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, które świetnie się spisały. To była inicjatywa oddolna. Impuls samorządowy, gminny, powiatowy - dawały nam niesamowitą siłę i wiarę w to, co robimy. Byliśmy wówczas naprawdę uskrzydleni, to nie było administrowanie. Mieliśmy mnóstwo energii do działania na rzecz naszych małych ojczyzn, na rzecz rodzącego się województwa pomorskiego. W tej burzy mózgów powstał pomysł dojazdu baną, znaną dzisiaj jako Transcassubia. Bardzo nam też pomogły osoby, które swoją obecnością w Chojnicach podnosiły rangę wydarzenia, na pewno trzeba tu wymienić marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, wojewodę pomorskiego Tomasza Sowińskiego i ówczesnego prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Brunona Synaka. Najważniejsze było jednak to, że ludzie przyjechali gremialnie, ubrani w stroje regionalne. Już wtedy mieliśmy taki pomysł, aby wyprowadzić na zewnątrz, pokazać publicznie to, co jest najważniejsze w kulturze kaszubskiej. Trochę zazdrościliśmy w tym aspekcie góralom, którzy potrafili „zareklamować" swoją kulturę i tradycję przy okazji różnych uroczystości, np. kościelnych lub państwowych. Mieliśmy więc pewne wzorce. Dzisiaj, po ponad 20 latach, najlepiej wspominam ten pierwszy zjazd, a właściwie najazd na Chojnice. To był prawdziwy zryw, czuło się pozytywną energię, moc i siłę. To samo czuliśmy podczas drugiego zjazdu w Helu. Pociąg, który ruszył z Chojnic, właściwie już na pierwszej stacji był wypełniony po brzegi. Zanim dojechał do Helu, po drodze zatrzymywał się na wielu stacjach, gdzie witali nas mieszkańcy. Jak powiedział kiedyś śp. Brunon Synak, budowanie regionu to nie tylko gospodarka, to przede wszystkim integracja ludzi, integracja kulturowa. Trzeba pamiętać, aby równolegle budować tożsamość regionu. My to wówczas czyniliśmy. Oczywiście mieliśmy i mamy świadomość, że województwo pomorskie to nie tylko Kaszubi. Może jesteśmy rdzeniem tego regionu, ale współtworzymy województwo pomorskie z wieloma innymi grupami. Kiedy więc ktoś pyta o inicjatywę zorganizowania I zjazdu w Chojnicach, odpowiadam tak: myśmy nie organizowali zjazdu, myśmy organizowali manifestację w Chojnicach po to, aby przypieczętować granicę województwa pomorskiego. Nasza inicjatywa odebrała argumenty potencjalnym inspiratorom referendum. Dzięki temu powiat chojnicki jest dzisiaj częścią województwa pomorskiego. POMERANIA® WRZESIEŃ 2019 XXI ZJAZD KASZUBÓW W CHOJNICACH KPZ Jé fGj chónice (fcg ;ł l^jfe ¥&$fl| JR:.«* EWIVA L'ARTE! ALEKSANDRA BALISZEWSKA-WALICKA Z cyklu „Podwórka". Ulica Wałowa Urodziła się w 1939 roku w Wejherowie, w rodzinie znanego hotelarza i animatora kultury, właściciela sali wykorzystywanej na przedstawienia teatralne, koncerty, seanse filmowe, odczyty - Leona Prusińskiego. Aleksandra Baliszewska-Walicka studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku, w pracowni malarskiej prof. Stanisława Borysowskiego, graficznej - prof. Zygmunta Karolaka, i tkaniny dekoracyjnej - prof. Józefy Wnukowej. Ponadto zgłębiała arkana malarstwa w Studium Pedagogicznym PWSSP u prof. Witolda Frydrycha. Podczas studiów trzykrotnie została laureatką nagrody „Czerwonej Róży" dla najlepszego studenta uczelni. Debiutowała w roku 1965 wystawą malarstwa i grafiki w salonie wystawowym Klubu Studentów Wybrzeża „Żak" w Gdańsku. Rok później zaprezentowała się w rodzinnym mieście na wystawie indywidualnej w Domu Kultury. Rok 1966 łączy się ze studencką wystawą grafiki w Grazu w Austrii i z wystawą indywidualną w Domu Kultury w Wejherowie, a 1967 z wyróżnieniem w dziedzinie grafiki na Ogólnopolskiej Wystawie Studenckiej w Sopocie. W roku 1968 miała miejsce indywidualna wystawa grafik artystki w Gdańskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuki, natomiast w 1969 w Teatrze Kameralnym w Sopocie. W latach 1969-1971 wielokrotnie wystawiała grafiki i plakaty do przedstawień teatralnych w Teatrze Kameralnym w Sopocie, m.in. do spektaklu „Tragedia o bogaczu i Łazarzu". Wystawiła też cztery plakaty na VI Biennale Plakatu Polskiego w Katowicach. Jest autorką około siedemdziesięciu programów teatralnych, wielu drobnych form graficznych i okładek, jak również kilkudziesięciu plakatów. Ponadto zaprojektowała kostiumy do przedstawienia teatralnego - „Wieczoru Trzech Króli" Williama Szekspira dla teatru w Lublinie. Scenografia była dziełem Jadwigi Pożakowskiej. Trzykrotnie (1973, 1974 i 1976) zdobywała pierwsze miejsce w konkursie na plakat o Jarmarku Dominikańskim, z kolei w roku 1975 zdobyła nagrodę „Gdański Plakat Roku" za pracę o tematyce kulturalnej. W latach 1993 i 1996 uczestniczyła w IV i V Triennale Akwareli w Lublinie oraz wystawiała z grupą artystów z Wybrzeża w Limoges i Paryżu. Przez osiem lat (1964-1971) była zatrudniona jako grafik w gdańskim Teatrze Wybrzeże. A od 1988 do 2002 roku pracowała jako pedagog i wychowawca w Państwowym Liceum Plastycznym w Gdyni-Orłowie, prowadząc zajęcia z rysunku i malarstwa, a także fakultety z rysunku aktu. Wraz z młodzieżą uczestniczyła w wielu plenerach w kraju i za granicą, m.in. w Wilnie, Bremie, Limoges, Florencji i Baku. Nie był to jedyny akcent pedagogiczny 6 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 LUDZIE ,Pejzaż zimowy na Kaszubach' w karierze Aleksandry Baliszewskiej-Walickiej, ponieważ w latach 2000-2010 prowadziła zajęcia w Stowarzyszeniu Nadbałtyckim Plastyków im. prof. Mariana Mokwy w Gdańsku. Ministerstwo Kultury i Sztuki w 1995 roku powołało artystkę na stanowisko konsultanta Departamentu Szkolnictwa Artystycznego. W latach 2001 i 2003 prowadziła warsztaty malarstwa i rysunku dla nauczycieli z Kaszub w Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym w Wieżycy i Starbieninie, gdzie opiekowała się polsko-niemieckim plenerem malarskim. Aleksandra Baliszewska-Walicka jest ponadto autorką ilustracji do drugiego wydania Bedekera kaszubskiego Róży Ostrowskiej i Izabelli Trojanowskiej. A dla Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego zrealizowała cykl czarno--białych prac dotyczących legend kaszubskich zebranych przez Trojanowską. Ilustracje te wystawiane były w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomor-skiej w Wejherowie, na dziedzińcu Pałacu Opatów w Oliwie i na dziedzińcu zamku w Bytowie. Zainicjowała i zorganizowała w roku 2013 plenerową wystawę młodych artystów przy ulicy Lastadia w Gdańsku. Dwa lata później artystka prezentowała swoje prace na ekspozycji pt. „Moje podwórka" w Galerii Danuty i Zdzisława Górskich w Sominach, w Galerii Nova w Malborskim Centrum Kultury i Edukacji oraz w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. Gdański Teatr Szekspirowski był w roku 2017 miejscem wystawienia cyklu prac artystki ilustrujących wybrane dramaty Williama Szekspira: „Makbet", „Król Lear" „Hamlet", „Romeo i Julia" oraz „Burza". W 2018 roku Baliszewska-Walicka wykonała cykl prac związanych z Piaśnicą, miejscem kaźni z początku II wojny światowej. Prace te wystawiane były w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, Galerii Marynarki Wojennej w Gdyni, w galerii „Plama" - Gdański Archipelag Kultury. Ponadto w 2018 wzięła udział w zbiorczej wystawie artystów okręgu gdańskiego w Forum Gdańskim, a w 2019 w zbiorczej wystawie poświęconej zabytkom Gdańska. Warto dodać, że artystka namalowała obraz św. Rocha dla kościoła pod wezwaniem tego świętego w Kaliszu Kaszubskim. Jest również projektantką i realizatorką malarstwa ściennego, m.in. dla kawiarni „Wiking" w Nowym Porcie. Dla Polskich Linii Oceanicznych dwukrotnie realizowała ekspozycje na Międzynarodowe Targi Poznańskie, a na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Żeglugi - dwanaście wystaw PLO na terenie polskich ambasad. SÉWNIK2019/ POMERANIA /7 LUDZIE Kiedy odkryła Pani w sobie talent? Rysowanie, malowanie było związane ze mną od dzieciństwa. Czy myślała Pani o innym kierunku studiów? Nie, nigdy nie myślałam, żeby studiować coś innego. To było dla mnie oczywiste. Czy ma Pani ulubione techniki plastyczne, w których czuje się Pani najlepiej? Odkąd pamiętam, były to: rysunek, malarstwo, grafika, a także fotografia. Ma Pani również doświadczenie pedagogiczne. Czy praca z uzdolnioną młodzieżą dawała Pani satysfakcję? Jak przekazuje się tak szczególną wiedzę? Praca z młodzieżą w Liceum Plastycznym, ale i lekcje prywatne przynosiły mi ogromną satysfakcję. Do dziś mam z wieloma moimi uczniami bliskie kontakty. Starałam się przekazywać wiedzę o sztukach plastycznych „od ogółu do szczegółu", uwzględniając indywidualne zdolności i zamiłowania oraz wysiłek poszczególnych uczniów. Ważne było również, że ucząc ich - uczyłam się od nich. Praca artystyczna wiąże się również z plenerami, bliskimi i dalekimi podróżami... Korzystałam z wszystkich możliwych wyjazdów z młodzieżą, którą uczyłam, ale również z osobami starszymi. Na plenery wyruszaliśmy do Włoch, Francji, Niemiec, na Litwę i do Azerbejdżanu. Oczywiście najwięcej plenerów miało miejsce w Polsce. Ważną sferą w Pani twórczości jest przyroda. Można to dostrzec na przykład w grafikach obrazujących szczególnego rodzaju korzenie... Przyroda to dla mnie bardzo ważny sposób kontaktowania się z otaczającym mnie światem i poznawania go. Zrobiłam tysiące zdjęć obrazujących naturę i stanowią one dla mnie źródło inspiracji do dalszej pracy twórczej. „Piaśnica. Drzewo, o które rozbijano główki dzieci". Z pewnością dobrze było dzielić z mężem pasje artystyczne. Czy dochodziło niekiedy do swego rodzaju rywalizacji? Proszę też opowiedzieć o mężu i jego drodze artystycznej. Mój mąż Zdzisław Witold Walicki urodził się w Łodzi, gdzie po nauce w Liceum Fotograficznym ukończył Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych. Kiedy się pobraliśmy, zamieszkaliśmy najpierw w Wejherowie, potem w Gdańsku na ulicy Grobla I. Zdzisław pracował bardzo intensywnie, w wielu firmach, następnie w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku jako profesor, wykładowca. Nigdy, przenigdy nie dochodziło między nami do rywalizacji, była to jedynie współpraca. Byłam dumna, że bez znajomości i protekcji Zdzisław osiągał sukcesy i realizował bardzo ambitne zamierzenia. Również Państwa dzieci są uzdolnione artystycznie. I nasza córka Dobrochna, i syn Olgierd - od najmłodszych lat ujawniali talenty, odpowiednio: plastyczne i muzyczne. Oboje zaczynali naukę od zajęć w szkole muzycznej w Gdańsku (skrzypce i kontrabas). Później Dobrochna ukończyła studia plastyczne w Gdańsku i Bremie. Olgierd natomiast zajmuje się tworzeniem muzyki w rozmaitych gatunkach. Jest obecny na wielu festiwalach, ale głównie komponuje, nagrywa, koncertuje, wykłada w Gdańsku. 30 kwietnia w Filharmonii Kaszubskiej w Wejherowie odbyła się uroczystość związana z Pani urodzinami. Towarzyszyła jej wystawa retrospektywna Pani twórczości. Wystawa obejmowała, oczywiście w dużym skrócie, moją twórczość na przestrzeni ponad pięćdziesięciu lat. Wcześniej wielokrotnie wystawiałam swoje prace w Wejherowie, m.in. w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej oraz w Parku Miejskim im. Aleksandra Majkowskiego. Wiele zawdzięczam dyrektorowi muzeum, panu Tomaszowi Fopkemu. Jestem dumna, że honorowy patronat nad tą moją retrospektywną wystawą 8 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 ludzie mm objął Bogdan Borusewicz, a zrealizowano ją przy pomocy finansowej województwa pomorskiego, w tym marszałka Mieczysława Struka. Wystawę odwiedziła m.in wdowa po prezydencie Gdańska Magdalena Adamowicz. Z kolei na jubileusz moich osiemdziesiątych urodzin organizowanych w wejherowskim pałacu przybyła starosta wejherowski Gabriela Lisius, z czego jestem dumna i za co jestem wielce zobowiązana. Urodziła się pani w Wejherowie i jest związana z tym miastem. Tak, osiemdziesiąt lat temu, w maju. W czerwcu tego samego roku maturę w wejherowskim gimnazjum uzyskał Maciej Słomczyński, tłumacz dzieł wszystkich Williama Szekspira, znany również jako autor świetnych kryminałów - Joe Alex. Szekspir połączył nas w jakiś sposób po latach, gdy ilustrowałam wybrane dzieła angielskiego dramaturga. A samo Wejherowo? Wróciłam do korzeni. Prusińscy... Mój dziadek, Leon Prusiński senior, przyjechał ze Stanów Zjednoczonych z obywatelstwem amerykańskim. Była z nim żona, Helena z domu Lindner, pochodząca z Poznańskiego, i czworo dzieci. Kupił od Niemca Gru-hla duży obiekt (hotel i restauracja, sala bankietowa na 650 miejsc i obszerne mieszkanie). Działalność Leona Prusińskiego znakomicie opisała pani Olga Podolska w Kalendarium życia (...) Wejherowa w dwudziestoleciu międzywojennym. Mój dziadek zakładał w Wejherowie oddział polskiego Związku Zachodniego i był przewodniczącym Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół". W sali teatralnej w okresie dwudziestolecia odbywały się nie- Z cyklu „Korzenie drzew" zliczone koncerty, przedstawienia, odczyty. Dziadek był też właścicielem kina „Casino", gdzie jako pierw szy w Wejherowie w roku 1931 zainstalował aparaturę dźwiękową. Wybuchła II wojna światowa. Niemcy zabrali rodzinie cały obiekt. Rodziny Pru-sińskich, Baliszewskich i Ba-etge musiały uciekać z Wejherowa do centralnej Polski. Wcześniej Leon Prusiński senior został zatrzymany wraz z proboszczem parafii św. Trójcy Edmundem Roszczynialskim, starostą Antonim Potockim i byłym burmistrzem Wejherowa Karolem Bilińskim. Wypuszczony, ukrył się u córki, Wandy Baliszewskiej w Rypinie, gdzie zmarł. Natomiast Leon Prusiński junior, ukrywający się u siostry Wandy, przez dwa lata nie wychodził w ciągu dnia na zewnątrz. Moi rodzice, Wanda i Leon Baliszewscy, byli kilkakrotnie więzieni przez grudziądzkie gestapo i bici, ponieważ Niemcy chcieli, aby wyjawili miejsce, w którym Leon Prusiński junior się ukrywał. Tymczasem on został w Rypinie zdradzony przez kolegę i osadzony w Stutthofie. Pod koniec pobytu w obozie ważył 45 kilogramów. Podczas ewakuacji KL Stutthof transport barek został przejęty przez Anglików w niemieckim mieście Neustadt. Później Prusińskiego juniora odratowali Szwedzi. Po wojnie zajął się upamiętnianiem zbrodni piaśnickiej. Takie były, w wielkim skrócie, przedwojenne i wojenne losy mojej rodziny. Dziękuję za tę opowieść, za rozmowę o sztuce w Pani życiu i życzę realizacji wielu twórczych zamierzeń. LITERATURA WYKORZYSTANA WYDAWNICTWA ZWARTE Podolska Olga, Kalendarium życia kulturalnego i literackiego Wejherowa w dwudziestoleciu międzywojennym, Wejherowo 2010. Zdzisław Walicki, ocalić od zapomnienia, red. Mariusz Sładczyk, Gdańsk [2015]. WYDAWNICTWA CIĄGŁE Bezpłatny dodatek do „Dziennika Bałtyckiego" z 18.05.2015 „Gryf Wejherowski" z 16.02.2007 DRUKI ULOTNE Aleksandra Baliszewska- Walicka. Wystawa retrospektywna Aleksandry Baliszewskiej-Walickiej, wernisaż 30.04.2019, godz. 18.00, wydawnictwo Filharmonii Kaszubskiej - Wejherowskiego Centrum Kultury. OPRACOWAŁ I Z ALEKSANDRĄBALISZEWSKĄ-WALICKĄROZMAWIAŁ PIOTR SCHMANDT SÉWNIK2019 / POMERANIA /9 Pamiętajmy, że klęska wrześniowa, szybki bieg wydarzeń, rozmiary tej klęski - wszystko to zaskoczyło ówcześnie większość Polaków. Fala krytyki w kraju i w Paryżu wobec rządów sanacyjnych otworzyła drogę do władzy przedwojennej opozycji. Przyszedł jednak rok 1940 wraz z równie zaskakującą klęską armii francuskich i brytyjskich. Wówczas w kręgach polskiego Państwa Podziemnego spojrzano częściowo inaczej - retrospektywnie - na klęskę wrześniową, podkreślano twardy opór, jaki stawiła Polska przeważającej sile III Rzeszy. Przed kolejnym, niespodziewanym atakiem ze wschodu - Armii Czerwonej - szans na walkę już nie było. Po wojnie, w dobie cenzury komunistycznej w PRL-u, ostro i zdecydowanie potępiano rządy sanacyjne, klęskę wrześniową, pisano, że II RP rozpadła się jak„domek z kart". To dopiero po październiku 1956 r. dopuszczono oddawanie hołdów bohaterom kampanii wrześniowej, nadal obciążając przedwojenny reżim wieloma zarzutami, częściowo absurdalnymi. Krytyki w PRL-u pomijały - rzecz jasna - jeden istotny fakt: współpracy ścisłej Związku Sowieckiego z III Rzeszą w walce z niepodległym państwem polskim, którego całkowite wykreślenie z mapy Europy ponownie jak za carów planowano. Niemiecka fotografia propagandowa z okresu II wojny światowej ukazująca pancernik Schleswig-Holstein w trakcie ostrzału Westerplatte. Warto się może spytać, jakie spojrzenie, wolne od wszelkich cenzur i jakiegokolwiek tabu, oferuje współczesna polska historiografia, ta fachowa, wolna od bomba-stycznej przesady, ale i daleka od nieuzasadnionych faktami krytyk z minionej epoki. Chciałbym w tekście siłą rzeczy zwięzłym wskazać zarówno na blaski, jak i cienie tych wydarzeń, ich przyczyny i skutki. Dziś nikogo raczej w kraju nie trzeba przekonywać, że kampania wrześniowa była nade wszystko heroiczną, tragiczną obroną naszej niepodległości wobec agresji dwóch totalitarnych mocarstw. Uległa tym siłom jedna z najlepszych, silnych armii europejskich, padła ona ofiarą pierwszej „wojny błyskawicznej", jaką był najazd wojsk niemieckich na Polskę we wrześniu 1939 r. Historyk jednak, wiedząc, że klęski ówcześnie uniknąć się nie dało, zarówno wobec bierności naszych zachodnich aliantów, jak i w obliczu agresji sowieckiej na Polskę w ścisłym, także taktycznym, porozumieniu z III Rzeszą, winien także ukazać po naszej stronie fakty, które agresorom niezwykle sukces ułatwiły. Wiem, że nasze błędy czy spóźnione decyzje były często nieuniknione, jednakże nie sposób owych spraw nie omawiać, nie należy rezygnować ze swego rodzaju samokrytyki. Krytycyzm wobec własnej historii jest 10 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 ROCZNICE także obowiązkiem polskiego historyka. Klęska wrześniowa, nieraz niesprawiedliwie tylko czarną barwą malowana, określała jednak wiele zjawisk społecznych i politycznych w społeczeństwie lat 1939-1945, a nawet, w jakieś mierze, wpływała na wybory postaw wobec budowanego od 1945 r. reżimu komunistycznego. O tym także warto pamiętać. Wśród regionów, które na skutek sytuacji geograficzno-politycznej były wobec agresji niemieckiej w szczególnie trudnej sytuacji, na pierwszym miejscu wymieniłbym Pomorze Gdańskie, ponieważ polska ludność Wolnego Miasta Gdańska i polskie prawa w tym mieście oraz nasz dostęp do morza z rolą Gdyni znalazły się na początku listy żądań niemieckich formułowanych przed wybuchem wojny jako propozycje „pokojowe", czyli jakby na pierwszej linii frontu. Nie lepiej było w zachodniej części województwa ówczesnego pomorskiego, skoro pancerne oddziały Wehrmachtu z Piły miały niemal prostą drogę na Bydgoszcz i Toruń. Wiele kwestii, raz jeszcze podkreślam, dla II RP z pierwszej linii zagrożeń, pozostawało realnie bez żadnej pozytywnej alternatywy. Warto jednak spojrzeć na działania polskiej strony, wskazując na kilka słabych, czasem dających się częściowo poprawić, sytuacji, których jednak, z tych czy innych przyczyn, nie potrafiono wykorzystać, przewidzieć, naprawić. Kwestie, które chciałbym zwięźle zaakcentować w dyskusji o pamiętnym Wrześniu 1939 roku, są następujące: nasza polityka zagraniczna wobec sąsiadów w latach trzydziestych, Polska wobec wojny totalnej -wojny błyskawicznej, Strategia Naczelnego Wodza, jej przyczyny i skutki. I. POLSKA POLITYKA ZAGRANICZNA WOBEC SĄSIADÓW W LATACH TRZYDZIESTYCH Józef Piłsudski oceniał bardzo trzeźwo zarówno Niemcy Weimaru czy III Rzeszy Niemieckiej, jak i Związek Sowiecki. Liczył się stale z ewentualnością, że wzrost potęgi naszych sąsiadów skłoni ich do próby rewizji granic wyznaczonych układem sił po I wojnie światowej i naszym zwycięstwem nad Armią Czerwoną w 1920 r. Oceniając bardzo krytycznie chaos polityki angielsko-francuskiej wobec dojścia Hitlera do władzy w Niemczech, szukał dla Polski jedynego możliwego działania, jakim było „zyskanie na czasie", wzmacnianie kraju gospodarczo i militarnie. Stąd tak zwana przyjęta przezeń polityka równowagi wobec możnych sąsiadów, wskazywania, że Polska nie szuka możliwości porozumienia z jednym z nich kosztem drugiego. Na krótko przed śmiercią zaufanym współpracownikom ujawnił swoje prognozy co do sytuacji Polski. Kazimierz Śwital-ski, jeden z ludzi najbliższych wówczas Piłsudskiemu, 1 Cytat wg A. Albert, Najnowsza historia Polski 1918-1980, London 1989, s. Marszałek Edward Rydz-Śmigły zapisał w swoim Diariuszu..., który jest oceniany przez historyków jako źródło bardzo wiarygodne, rozmowy na konferencji z Piłsudskim w dniu 7 marca 1934 r. W konferencji tej brało udział tylko kilka osób na czele z prezydentem Ignacym Mościckim, Walerym Sławkiem i Józefem Beckiem. Polska zawarła wcześniej uroczyste pakty o nieagresji zarówno ze Związkiem Sowieckim (1932), jak i z III Rzeszą Adolfa Hitlera (styczeń 1934 r.). Piłsudski zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakim są rządy Hitlera w Niemczech, ale wobec unikającej konfrontacji polityki francuskiej i angielskiej szukał dla Polski chociażby prowizorycznego zabezpieczenia. Uważam, że miał rację: gdyby nie było chwilowego uspokojenia stosunków polsko-nie-mieckich, to najbardziej prawdopodobny geograficzny niemiecki program agresji realizowany byłby inaczej, i można by sądzić, że ewentualna agresja Niemiec na Polskę (zamiast likwidacji Czechosłowacji) w roku 1937 czy 1938 prawdopodobnie nie wywołałaby wojny światowej, a mielibyśmy w Europie jakiś swego rodzaju „układ monachijski" na temat Polski. Piłsudski jednak dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że każda sytuacja będzie ewoluowała zależnie od układu sił. Miał powiedzieć w tych latach: „Polska siedzi na dwóch stołkach. To nie może trwać długo. Musimy wiedzieć, z którego naprzód spadniemy i kiedy"1. Miał na myśli oczywiście SÉWNIK 2019 / POMERANIA/11 ROCZNICE Generalny Inspektor Sił Zbrojnych marszałek Edward Rydz-Śmigły przyjmuje defiladę oddziałów artylerii przeciwlotniczej z reflektorami przeciwlotniczymi. Obok niego stoi wiceminister spraw wojskowych generał Janusz Głuchowski. problem, czy ewentualna agresja będzie dziełem Niemiec czy Rosji. Na wspomnianej naradzie, ostatniej właściwie tej wagi przed okresem ciężkiej choroby i śmierci Piłsudskiego, Świtalski zanotował takie jego powiedzenie programowe: mówiąc o paktach z Niemcami 1 Rosją, przestrzegał, by nie wierzyć w to, żeby, „(...) to ułożenie pokojowych stosunków między Polską a oboma sąsiadami miało trwać wiecznie (...) Komendant oblicza, że dobre stosunki między Polską a Niemcami mogą trwać może jeszcze cztery lata (...)"2. Tak więc choć Piłsudski także sądził, że Hitler może jest mniej niebezpieczny dla Polski niż antypolska tradycja pruska, to jednak jasno widział, że gwarancji na przyszłość nie ma. Jak wiadomo, kontynuatorem swojej polityki zagranicznej uczynił Piłsudski Józefa Becka, mianując go już wcześniej ministrem spraw zagranicznych. Nie bez racji Piłsudski nie cenił wysoko w tej dziedzinie ani ówczesnego generała Edwarda Rydza-Śmigłego, ani swego najbliższego współpracownika, jakim był Walery Sławek, przewidywany na następcę Ignacego Mościckiego na stanowisku prezydenta. Rzecz jednak w tym, choć jest to sprawa dyskusyjna w historiografii, że moim zdaniem minister Beck, choć znawca polityki zagranicznej krajów europejskich, kontynuując linię wskazań Piłsudskiego, błędnie będzie jednak oceniał ostateczne zamiary Hitlera. Liczył na to, że Polska pozostanie na uboczu tych planów, sadził, że Hitler - „jako Austriak" - nie ma antypolskich tradycji. Rozbicie Czechosłowacji czy aneksja Austrii otwierały mu może częściowo oczy na niebezpieczeństwo, ale ciągle był przekonany, że twarda postawa polska wobec ewentualnych żądań 2 Por. Kazimierz Świtalski, Diariusz 1919-1935, publ. A. Garlicki i R. Świątek, Warszawa 1992, s. 659-660. niemieckich Hitlera przed wojną powstrzyma. Nie rozumiał, że polityka Hitlera operowała alternatywą: albo Polska zostanie satelitą niemieckim, pójdzie na pewne ustępstwa terytorialne, może ruszy z Hitlerem „na Moskwę", albo zachowa neutralność w razie wojny Niemiec z Francją. Uważam za wielki błąd ministra Becka to, że choć już od jesieni 1938 r. wiedział o ogromie żądań niemieckich wobec Polski, jednak nie ujawniał wobec kierownictwa państwa swoich obaw, ciągle liczył (bezpodstawnie), że z Hitlerem może dojść do porozumienia, nie rezygnując z polskich istotnych interesów. Moim zdaniem polityka Becka, który ciągle usiłował kontynuować zasady „równowagi" wobec obu mocarstw, który nie zauważył, nie docenił zmian w polityce sowieckiej, i nie zrozumiał, nie chciał przyjąć do wiadomości ewentualnych, nieznanych ówcześnie, konsekwencji paktu Ribbentrop-Mołotow, doprowadziła do tego, że nasze pospieszne przygotowania obronne rozpoczęły się w istocie dopiero w marcu 1939 r. Oficjalna, quasi-optymistyczna, polityka Becka w okresie jesień 1938 - marzec 1939 była w ostatecznym rozrachunku bardzo szkodliwa dla zakresu i tempa polskich przygotowań obronnych. II. POLSKA WOBEC TOTALNEJ WOJNY BŁYSKAWICZNEJ Niemcy pod rządami Hitlera stworzyli w ciągu kilku lat najnowocześniejszą armię ówczesnego świata i zbudowali plany wojny błyskawicznej, opartej na zasadniczej roli lotnictwa oraz dywizji pancernych, co całkowicie druzgotało mit: „wojny okopowej", która była typowa dla frontu na zachodzie Europy w czasie I wojny światowej. Byli nieliczni wybitni wojskowi, którzy wskazywali na niebezpieczeństwa nowych metod prowadzenia wojny. Pisał o tym we Francji, nie znajdując zrozumienia w kierownictwie francuskich sił zbrojnych, ówczesny pułkownik Charles de Gaulle, podobnie ostrzegał, odsunięty od realnych obowiązków w polskim wojsku, generał Władysław Sikorski. Jeżeli jednak piszemy o słabościach polskich przygotowań ogólnych do stanu wojny, to musimy pamiętać, że główną przyczyną, obiektywną, uniemożliwiającą szersze przygotowania obronne kraju, była słabość ekonomiczna Polski, brak pieniędzy na kosztowne zbrojenia, generalnie - na logistyczne przygotowanie tak działań zbrojnych, jak i zaplecza frontu. To dopiero na drugim planie umieścić można, ale i trzeba wiele decyzji słusznych, ale spóźnionych, jak sprawy, których nie potrafiono czy nie zdołano rozwiązać. Rządy sanacyjne borykały się przez lata ze skutkami światowego kryzysu ekonomicznego (od 1929/1930). Piłsudski obsesyjnie pilnował, by budżet państwa był w miarę skromnych możliwości zrównoważony. Ten fakt określał w pierwszym rzędzie nasze skromne możliwości 12 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 ROCZNICE w zakresie polityki zbrojeniowej, budowy infrastruktury modernizującej zwłaszcza transport i łączność. Politykę gospodarczą ostatnich lat II RP określał minister Eugeniusz Kwiatkowski we współpracy z prezydentem Mościckim, jednakże jego wielkie czy nawet znakomite plany budowy własnego przemysłu zbrojeniowego (Centralny Okręg Przemysłowy) i ogólnego rozwoju ekonomiki kraju miały tę ogromną wadę w obliczu narastającego niebezpieczeństwa wojny, że zasadnicze ich skutki przynieść miały dopiero lata 1940-1941. Tymczasem w 1937 r. polska armia była już poważnie przestarzała w swoich standardach zbrojeniowych i organizacyjnych. Nasze mobilne dobrze wyszkolone (ale pozbawione większej siły ognia) brygady kawalerii mogły odnosić sukcesy w wojnie mobilnej ewentualnie przeciw Armii Czerwonej roku 1938. Natomiast u progu 1939 r. nie mieliśmy równorzędnych szans w starciu z nowoczesną armią niemiecką. Jeżeli zdawano sobie z tego sprawę w wielu gremiach sztabu generalnego Wojska Polskiego, to brak funduszy i powolność decyzji politycznych powodowały, że do września 1939 r. wiele na tym polu nie zdziałano. Nasi sojusznicy okazali chęć dofinansowania polskiej armii w 1939 r., co nie dawało już szans na wykorzystanie tych kredytów przed wybuchem wojny. Tak potrzebne polskiej armii jednostki zmechanizowane 1 września 1939 r. znajdowały się (i były gotowe do walki) w składzie tylko jednej brygady zmotoryzowanej, druga brygada powstawała dopiero w trakcie mobilizacji. Nasze dywizje piechoty cierpiały szczególnie na brak nowoczesnego transportu do swojej dyspozycji oraz, jak całe polskie wojsko ówczesne, na brak rozbudowanej niezawodnej sieci łączności. Zacofanie służb logistyki, transportu i łączności odbiło się zdecydowanie na przebiegu kampanii wrześniowej. Rzeczą szczególną, swego rodzaju kwadraturą koła, nie do rozwiązania w praktyce z powodu braku czasu, finansów i odważnych decyzji, było nieprzeprowadzenie szerszych prac fortyfikacyjnych na granicach z III Rzeszą Niemiecką, niezrealizowanie gotowych planów budowy różnych przeszkód terenowych na spodziewanych głównych kierunkach ofensywy niemieckich armii. Już w lecie 1939 r. granice ówczesnej Polski były zagrożone na północy - od terytorium Wolnego Miasta Gdańska aż po niemal krańce ówczesnego województwa białostockiego wobec Prus Wschodnich. Pomorze Gdańskie było równocześnie zagrożone atakiem z zachodu, podobnie jak cała polska granica zachodnia po Śląsk Cieszyński. Przejście Słowacji do roli satelity Niemiec spowodowało, że Polska południowa była zagrożona także od południa, i to aż po okolice Nowego Sącza czy Gorlic. Nieliczne, ukończone wcześniej czy budowane pospiesznie od marca 1939 r., pozycje obronne (polskie wybrzeże, Śląsk czy pozycje hamują- .Kownoy Kömgsbg Dirsc/iA fKomtz , A'Ąnstein-J \0rodno ~m" ^ Osomtc Ba reno wicie "Slonim V Haft* , V Pinsk tiWdrscfou Brfct-litomk (A Siedlce y\Dembhn J j' \ WlOĆdWd) / ( Schne/de- - * lublin indom/en laroslau rs/*Hemberg }_ Tarnopol \- V 5tanis/au<^J. g£ii£r-i /A r/Czemow/tz/V Truppen in Srelluną Vorrnarsch (jefecfir motor Verbande } **■>#> J>X sonst - —» »>X Bombemiele Fiughafen A TruDDen.Bahnen.Bructen • -Breslau}^,- , . iscfiensfoc/uu - ==«5rM Jasio IT" ^ , , Ooniceo Bri/nn . .y' ~\'PreBburo wr :" . y / / Budapest R U M A' / / / / Mapka przedstawiająca miejsca ataków lotnictwa niemieckiego w dniu 1 września 1939 r. w czasie kampanii wrześniowej. ce atak z Prus Wschodnich) zdały nieraz znakomicie egzamin we wrześniu, jednakże nie były to powiązane ze sobą szersze kręgi obronne. Recz jasna, że Polski nie było stać na żadną „linię Maginota", jednakże faktem jest, że unikano, nawet w lipcu czy sierpniu 1939 r., rozbudowywania pozycji obronnych prowizorycznych, aby uniknąć strat ekonomicznych (żniwa itd.). Uważam, że w drugiej fazie bitew wrześniowych szczególną rolę odegrał pewien chaos na bezpośrednim zapleczu frontów, chaos oczywiście w sporej mierze będący dziełem totalnej akcji lotnictwa niemieckiego atakującego w sposób bezwzględny wszelkie cele nie tylko wojskowe, ale także miasta, wsie, ludność cywilną ewakuowaną czy uciekającą. Na wypadek wojny był przygotowany stosunkowo szczegółowy plan ewakuacji instytucji państwowych i innych, także różnych grup ludności cywilnej, z zagrożonych wojną regionów. Plan ten częściowo sprawnie realizowany załamał się zupełnie z dniem 1 września pod siłą ataków lotnictwa niemieckiego. W rezultacie także sprzecznych rozkazów i przejawów paniki już po kilku dniach wojny na tyłach cofających się wojsk panował chaos, którego nie potrafiła opanować ani policja, ani przedstawiciele władz. Nie tylko ludność II RP, nadmiernie przez lata owiana propagandą „mocarstwową", hasłami typu wierszyki o marszałku Rydzu-Śmigłym („nikt nam nie zrobi nic, bo z nami Śmigły Rydz!"), zagubiła się w chaosie ucieczek ze zbliżającego się frontu. Wszelkie ważne decyzje o organizacji „tyłów" były spóźnione i nie doprowadziły SÉWNIK 2019 / POMERANIA /13 ROCZNICE do stabilizacji porządku na tyłach walczących armii. Przypominam tu, że formalnie dopiero 3 września nominację na Głównego Komisarza Cywilnego, który miał utrzymywać w porozumieniu z naczelnym wodzem porządek w sieci pozafrontowej, otrzymał płk Wacław Kostek-Biernacki, administrator znany z twardej ręki. Jednakże moim zdaniem tak spóźniona nominacja - Niemcy wkrótce już docierali pod Warszawę - nie miała już żadnego znaczenia. Dodam, że 6 września wojewoda poznański Ludwik Bociański został mianowany Generalnym Kwatermistrzem Rządu, głównie do prac ewakuacyjnych, ale i on nie odegrał roli godnej uwagi. Trudno tu nie przypomnieć, że najwyższe władze RP, także zasadnicze służby sztabu generalnego, opuściły Warszawę, przenosząc się początkowo do Brześcia nad Bugiem, wobec faktu, że 6 września pierwsze jednostki Wehrmachtu dotarły na rubieże Warszawy, którą pospiesznie przygotowywano do obrony. Dziś zdajemy sobie sprawę z tego, że błyskawiczna wojna w wykonaniu niemieckiego lotnictwa i dywizji pancernych nie dawała polskiej armii wielkich szans, jednakże trudno nie podkreślić, że to, co nazywano chaosem kampanii wrześniowej uniemożliwiającym wielokrotnie uporządkowany odwrót polskich armii, wynikało także z braku wystarczających przygotowań do wojny, w którą - to dla mnie fakt niezbity - ciągle na różnych szczeblach decyzyjnych, a także w społeczeństwie nie wierzono, aż spadły pierwsze bomby Luftwaffe. Notabene wiemy z wielu relacji, że w Toruniu, Wilnie, Warszawie czy w innych miastach pierwsze alarmy lotnicze i pierwsze ataki niemieckiego lotnictwa przyjmowano z niedowierzaniem, ciągle sądzono, że to są nasze manewry... Przypominam tu pewne daty, które są wiele mówiące: Niemcy wkraczali 6 września już do Krakowa, Kielc, Nowego Sącza. W ich rękach było Pomorze i Górny Śląsk. 8 września wkraczano do Łodzi, 10 września do Poznania, 12 września czołówka niemiecka znalazła się w rubieży Lwowa. III. STRATEGIA NACZELNEGO WODZA II RP posiadała rozbudowany (po śmierci Piłsudskiego) sztab generalny, dysponowała także znakomitym wywiadem (II Oddział Sztabu Generalnego), jednakże swego rodzaju paradoksem w pracach sztabowych u progu 1939 r. był fakt, że posiadano lepiej przygotowane plany ewentualnej wojny obronnej wobec Związku Sowieckiego, co realizowały scenariusze manewrów wschodnich, natomiast szczegółowy plan wojny z Niemcami tworzono pospiesznie wiosną 1939 r. Nie rozważano, czy istnieje możliwość równoczesnego ataku ze strony Związku Sowieckiego. Nasze możliwości geograficzne i militarne wręcz uniemożliwiały rozważania o podjęciu walki na dwa fronty, przeciwko dwóm sąsiadom. Docierające do Warszawy „pogłoski" o znaczeniu paktu Ribbentrop-Mołotow były niemal a priori odrzucane, podobnie robiono w Paryżu czy w Londynie. Sądzono, zwłaszcza na tle wydarzeń hiszpańskiej wojny domowej, że nie może dojść do współpracy reżimu nazistowskiego z krajem komunistycznym. Nie rozumiano, że ideologia światowego komunizmu to w istocie służba interesom imperialnym mocarstwa, jakim była Rosja. Fatalny układ sprzecznych ze sobą sytuacji w Europie lata 1939 r. prowadził do błędnego przekonania, że prawdziwy sojusz Stalina z Hitlerem nie jest możliwy. Nie wiedząc 0 tajnym porozumieniu antypolskim dwóch państw totalitarnych, minister Beck liczył, że poparcie Polski przez Francję i Wielką Brytanię spowoduje, że Hitler zrezygnuje z myśli o wojnie z Polską. Historycy naszej wojskowości epoki II RP ustalili, że w realizacji pełnego planu mobilizacyjnego kraj mógł wystawić do wojny około miliona czterysta tysięcy żołnierzy (w tym jednak aż jedenaście brygad kawalerii, brak silnych jednostek czołgów, dobre fachowo, ale słabe sprzętem polskie lotnictwo). Mobilizacja powszechna na nalegania naszych sojuszników była odraczana 1 w najlepszym razie w momencie rozpoczęcia działań wojennych do walki gotowe było 70% planowanych sił. Dodajmy, że w dniach 1-3 września wiele jednostek wojskowych było dopiero (w transportach kolejowych) w drodze na wyznaczone planem stanowiska. Pierwotnie zaś armie niemieckie miały zaatakować Polskę już 25 sierpnia, co Hitler w ostatniej chwili odroczył do daty 1 września, ciągle licząc na manewry dyplomatyczne, które miały przynajmniej Wielką Brytanię skłonić do polityki neutralności. Nie ulega wątpliwości, że ewentualny atak niemiecki od 25 sierpnia w jakiejś mierze poważnie by pogorszył polskie szanse obronne. Kolejna polska „kwadratura koła" polegała na tym, że plany Naczelnego Dowództwa opierały się na dwóch założeniach natury ogólnej, ale nie wynikały ze ścisłej analizy strategicznej. Po pierwsze, obawiając się działań akcesyjnych niemieckich (jak ewentualności włączenia początkowo tylko Wolnego Miasta Gdańska i ewentualnie części Pomorza w skład Rzeszy Niemieckiej czy planów zagarnięcia Górnego Śląska), Naczelny Wódz przyjął założenia linearnej (a więc słabej niemal w każdym miejscu z braku wystarczających sił) obrony wszystkich odcinków zagrożonej polskiej granicy, obrony możliwie dłuższej regionów pogranicznych dla utrzymania znaczniejszego obszaru operacyjnego ziem polskich z nadzieją (niestety błędną), że po dwóch tygodniach wojny nasi alianci przystąpią do działań aktywnych na zachodzie, odciążając w ten sposób sytuację polskich armii. Szczegółowy plan działań wojennych polskich, plan wycofania w razie konieczności na linię obronną Wi- 14 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 ROCZNICE < sły - Sanu, był jednakże ogólnie znany w Naczelnym Dowództwie. Armie, grupy operacyjne i odwody Naczelnego Wodza - wszystkie te jednostki na wszystkich kierunkach ewentualnych działań były podporządkowane bezpośrednim decyzjom Naczelnego Wodza, który skąpo informował o swoich planach, o zadaniach dla współdziałania poszczególnych armii itd. Wiemy, że polski sztab generalny, jeszcze z epoki Piłsudskiego, cierpiał na pewną obsesję tajności wszelkich decyzji. Ogromnie to osłabiało samodzielne decyzje (konieczne!) dowódców poszczególnych armii czy grup operacyjnych. Skutki tej polityki okazały się negatywne już po kilku pierwszych dniach wojny. Brak stałej i niezawodnej łączności między poszczególnymi wielkimi jednostkami, dowódcami armii i Naczelnym Dowództwem, a co za tym idzie, długie oczekiwanie na decyzje Naczelnego Wodza bądź realizowanie takich decyzji spóźnionych w odniesieniu do realnej sytuacji na frontach - spowodował, w każdym razie od 8-9 września, chaos widoczny zarówno w środkowej Polsce, jak na północy oraz na południowo-wschodniej flance. Najbardziej brakowało współpracy na „stykach" między poszczególnymi armiami czy grupami operacyjnymi. Najlepsze, mimo klęski w Borach Tucholskich, zgrupowanie dwóch armii cofających się w kierunku Kutna pod wodzą generała Kutrzeby, dowódcy armii „Poznań", traciło cenny czas w oczekiwaniu na decyzje Naczelnego Wodza. Nie ulega wątpliwości, że skoordynowany atak tego najsilniejszego polskiego ugrupowania z okolic Kutna w kierunku na Łódź, na skrzydło wojsk niemieckich atakujących Warszawę, mógł przynieść spore sukcesy, których jednak nie było, także na skutek braku współdziałania sił broniących Warszawę pod fatalnym dowództwem generała Rommla. Na południu, w niezwykle ciężkiej sytuacji, armia „Kraków" w twardych bojach cofała się, ciągle zagrożona od południa oskrzydleniem. Wszelkie pozostałe próby większego znaczenia - próby budowania oporu na południowo-wschodnim terytorium z oparciem o Lwów pozostający nadal w polskich rękach - zakończyła definitywnie agresja silnych armii sowieckich na całym przebiegu granicy polsko-sowieckiej. Notabene rzadko się przypomina, że 17 września naczelne dowództwo Wehrmachtu, zgodnie z porozumieniami z Armią Czerwoną wkraczającą do Polski, zarządziło wstrzymywanie ruchów jednostek niemieckich w kierunku wschodnim czy południowym, określając ogólnie linię utrzymania terenu przez Wehrmacht od okolic Lwowa przez województwo lubelskie po Brześć nad Bugiem. To właśnie w Brześciu nad Bugiem nastąpiło spotkanie obu wojsk, a wkrótce potem nawet wspólna defilada zwycięzców. Posiedzenie Sejmu z dnia 5 maja 1939 roku - reakcja ministra spraw zagranicznych Józefa Becka na zerwanie przez Niemcy paktu o nieagresji z Polską. Chciałem przybliżyć w tym krótkim szkicu niektóre, nieraz mniej znane, aspekty kampanii wrześniowej i jej szans. Moje uwagi w niczym nie naruszają faktu niezbitego, że ogół żołnierzy i korpus oficerski IIRP wypełnili w trudnych warunkach swój obowiązek. Pamiętamy, że boje ostatnie na Lubelszczyźnie, marsz korpusu generała Kleeberga na Warszawę, obrona Warszawy i polskiego wybrzeża to były trwałe, aż po pierwsze dni października, elementy dziejów Polskiego Września. Osamotniona Polska, pierwsza ofiara wojny totalitarnej, wojny błyskawicznej Wehrmachtu, przegrała kampanię wrześniową, ale państwo polskie, Polacy, polscy żołnierze - to była nadal walka koalicji antyhitlerowskiej, walka, która w Polsce trwała od września 1939 r. po maj 1945 r. Jeżeli popatrzymy porównawczo na przegraną przez Francuzów i Anglików kampanię wiosenną 1940 r., to stwierdzimy, że takie porównanie zdecydowanie wypada na naszą korzyść. Oto nasi alianci mieli po Wrześniu ponad 9 miesięcy na przygotowanie się do wojny, także na wyciągnięcie wniosków z kampanii polskiej. Takich wniosków nie potrafiono wyciągnąć, wręcz lekceważono polskie doświadczenia. Klęska zwłaszcza całej armii francuskiej, posiadającej nowoczesne uzbrojenie, „linię Maginota", była w jakiejś mierze jeszcze bardziej „błyskawiczna" niż polskie porażki wrześniowe. Element dodatkowy, którego w Polsce nie było, stanowił fakt, że znaczna część żołnierzy nie była gotowa „umierać za Gdańsk", jak pisano we Francji. Inaczej mówiąc, brakowało armii francuskiej tego, co kiedyś Stefan Kieślowski nazwał „duchem wojownika" (mając na myśli jego brak w bogatych krajach Europy Zachodniej). I o takich skojarzeniach warto dziś przypominać historykowi wraz z refleksją o Polskim Wrześniu, tragicznym i heroicznym. STANISŁAW SALMONOWICZ SÉWNIK2019/ POMERANIA /15 b n^sz powszed n Kim DLjc powinien, gd7ie go stu Kac \X Trudno mi się powstrzymać przed odłamaniem i zjedzeniem piętki gorącego chleba, takiego dopiero co wyjętego z wnętrza piekarniczego pieca, jeśli to prawdziwy, prosty chleb, jakiego aromat i wygląd pamiętam z dzieciństwa... Czy dziś oferuje się nam takie nie tylko kuszące niebiańską wonią, ale i przygotowane zgodnie z najlepszymi regułami sztuki piekarniczej bochenki? Psychologia handlu nakazuje lokować stoiska z pieczywem blisko wejścia do obiektów handlowych. Nakazuje też nie tylko równiutko układać wiele różnych wersji chleba i bułek, ale również stawiać w marketach piece. Te ostatnie mają być substytutem prawdziwej piekarni, a przede wszystkim generować atmosferę, która wprawi potencjalnych klientów w dobry nastrój i ułatwi decyzję o zakupie chleba (a następnie masła, wędliny, pomidorów i musztardy...). Co z tego, że większość takich bochenków następnego dnia będzie czerstwa, a bułki - gumowe i nienadające się do jedzenia, a na pewno nie będą pachnieć i smakować jak te, które dopiero co wyjęto z pieca w markecie? I tak je kupimy, gdy znowu będziemy w sklepie, bo przecież pachną... Jeżeli w wyszukiwarce sieciowej wpiszesz hasło „marketingowe zapachy smakowe", to szybko się dowiesz, że możesz kupić produkt na naturalnych olejkach z dodatkiem neutralizatora, który cały czas utrzymuje się w powietrzu i ma aromat pieczywa. Może to być zawieszka zapachowa albo odświeżacz z wentylatorem. Każda z wersji zapewnia kuszący aromat chleba roznoszący się w powietrzu tuż koło wejścia. Trzeba to jasno powiedzieć: w niektórych obiektach handlowych nie dostaniemy pieczywa o wysokiej jakości, mimo że na półkach leżą przeróżne produkty piekarskie. Jednak najczęściej są to piękne skorupy kryjące pod skórką niesmaczny miękisz podobny do siebie niezależnie od wybranego przez nas gatunku chleba. Chleby z produkcji przemysłowej, a więc wysoko efektywnej, pozbawione są też jednego, arcyważ- nego elementu. Dźwięku pękającej rumianej skórki, którą łamaliśmy, odrywając świeżą piętkę, skórki trzaskającej pod naciskiem ostrza noża. Dźwięku, który był też sygnałem, że właśnie uwolniony został aromat zawarty w bochenku. Aromat, który wypełni pomieszczenie i zaprosi głodnych do stołu. Mimo że chemia spożywcza ma bardzo duże możliwości, a syntetyczne składniki, dodatki, polepszacze potrafią oszukać prawie każdego, imitując w zasadzie dowolny smak dań czy produktów, jednak tradycyjnego pieczywa nie da się podrobić. Dlaczego? Tajemnica tkwi w cierpliwości - wyjaśnia mi Paweł Kidziński z piekarni na uboczu Gdańska. Od najdawniejszych czasów, a co najmniej od 12 000 lat, chleb był niezbędnym i najważniejszym pożywieniem ludzi. Początkowo robiony z grubo utartych między dwoma kamieniami ziaren, przechodził ewolucję sprawiającą, że stawał się coraz bardziej czysty, perfekcyjny smakowo, miły w konsystencji. Kiedyś składany jako ofiara bóstwom i towarzyszący zmarłym w miejscu pochówku, był symbolem dobrobytu, ale też urodzaju i płodności. Symbolizował również gościnność i przyjaźń. Wypiekany w przeznaczonych do tego piecach służy człowiekowi od najmłodszych lat życia aż do śmierci. Chleb to przedmiot nie tylko pasji, ale i wielkiej gry rynkowej, gdy jedna piekarnia zaopatruje szeroko rozproszoną sieć sklepów. Im więcej chleba piekarnia jest w stanie wypuścić, tym bardziej, niestety, prawdopodobne, że prawdziwego chleba w niej nie znajdziemy. Dlaczego? Ano dlatego, że dla przeprowadzenia pełnego procesu produkcji prawdziwego chleba potrzeba od 16 /POMERANIA WRZES1E 2( 9 SMAKU AROMATY POMORZA < kilku do kilkunastu godzin. To nie automat, który robi to w czasie od 1,5 do 2 godzin. Prawdziwy chleb to wielka cierpliwość, umiejętność obserwacji, ciągła analiza procesów zachodzących w cieście chlebowym i serce do niego. Serce, które sprawia, że piekarz jest w stanie długo wytrzymać w gorącym pomieszczeniu - późne popołudnie i kawał nocy - by rano do drzwi piekarni mogli zapukać spragnieni tradycyjnego smaku klienci. Prawdziwy chleb to również umiejętność dobierania właściwych produktów bazowych, a więc mąki. Są tacy, którzy kupując z dużych zakładów młynarskich modyfikowaną mąkę, mają nadzieję, że wystarczy dodać do niej wody i ewentualnie drożdży, aby móc na szyldzie napisać „Pieczywo tradycyjne". Wielu jednak, jak Paweł Kidziński ma poważne wątpliwości, czy z takiej modyfikowanej mąki są w stanie upiec chleb odpowiadający ich wiedzy i umiejętnościom. Zazwyczaj zatem, po iluś próbach, rezygnują z tej oferty i wracają, mimo wyższej ceny, do mąki z lokalnych młynów. Z rozmów z Kidzińskim wynika, że korzysta z młynów nawet nie powiatowych, ale gminnych, bo kupując mąkę w młynie przemysłowym, w którym każdy element procesu jest sterowany przez komputer, nigdy nie ma pewności, że ona nie zawiera „dodatków uszlachetniających" gwarantujących osiąganie standardów i norm. Ta mąka nie jest mierzalna wieloletnim doświadczeniem. Piekarze działający tradycyjnie wolą mąkę pozanormową, taką, którą znają od lat, bo wiedzą, jak ona się zachowa niezależnie od tego, jaka będzie w dniu wypieku pogoda, wilgotność powietrza czy temperatura. Rozumiem, że względy ekonomiczne zmuszają piekarzy do optymalizacji kosztów. Chcesz sprzedawać dla masowego odbiorcy - tniesz koszty. Jest jednak drugie podejście: jeżeli chcesz przyciągnąć klienta, który chce zapłacić za dobry produkt, to musisz kupić najlepszy produkt bazowy. Musisz piec z najlepszej dostępnej mąki. Nawet gdy jej standard nie jest standardem unijnym, ale... sentymentalnym -tęsknotą za dobrym chlebem. Trzeba sobie zadać pytanie o to, czy pieczenie chleba tradycyjnego ma sprostać potrzebie wyżywienia społeczeństwa, czy też ma on trafiać do wąskiej grupy odbiorców, która rozumie, że za produkty wybitne trzeba płacić więcej. Chodzi przy tym o odbiorców, którzy chcą się edukować: od chlebów codziennych chcą przejść do chlebów na wariacjach mąki, do chlebów gatunkowych. Dla nich nie cena jest istotna, a smak. Oni nie czekają na ciepły „Oliwski" lub „Mazowiecki", ale na chleb na tatarce, czyli gryce, na plaskurce lub samopszy. Dla nich najważniejszymi cechami pieczywa są smak, aromat i przyjemność jedzenia. Chcą poznawać chleb upieczo- ny z materiału tradycyjnego, o najwyższych wartościach odżywczych i najniższych odsetkach składników, które choć smaczne, to jednak są niezbyt korzystne dla zdrowia (jak między innymi gluten). Piekarnia Kidzińscy ulokowana na peryferiach Gdańska przyciąga klientów z najdalszych okolic Trójmiasta. Oferuje wyłącznie chleby wypieczone naturalną metodą i to ze wspominanej wyżej mąki z lokalnego młyna, konkretnie młyna w Chmielonku, w którym jakość mąki młynarz sprawdza, zanurzając w niej dłonie, nie robią tego automatyczne czujniki. Wystrzegając się polepszaczy, Paweł Kidziński musi bardziej uważać na warunki produkcji występujące danego dnia, ale otrzymuje dzięki temu, jak mówi, większą powtarzalność, a przede wszystkim głębię smaku i aromatu chleba. To z jego piekarni wychodzą chleby, które później stają się częścią (bazą) wielu eleganckich potraw w popularnych restauracjach. Szczególnie warty uwagi jest chleb, z którym u Kubickiego podają śledzia. Innym z tych, którzy zapewniają ludziom odczuwanie przyjemności jedzenia, jest Stanisław Hinc. Piekarz od 47 lat. Kiedyś właściciel piekarni w Kościerzynie, dziś w Gdyni. Tradycjonalista. Wyznawca zasady wolnego wyrastania ciasta chlebowego, równomiernego ułożenia pęcherzyków fermentacyjnych wynikających z zastosowania żywego zakwasu przemieniającego się w procesie produkcji w żur, a następnie w podmłodę, z której wychodzi prawdziwy żytni chleb, bo ten jest POMERANIA /17 SMAKU AROMATY POMORZA Po kilkunastu godzinach przygotowań za chwilę zobaczymy upieczone bochenki. najsmaczniejszy i najdłużej zachowuje świeżość dzięki naturalnym procesom fermentacji. To właśnie taki chleb gwarantuje zachowanie tradycyjnego charakteru pieczywa. W tym samym rejonie Gdańska, co Kidzińscy, tuż za Urzędem Wojewódzkim, funkcjonuje też piekarnia Majchrowskiego. I w niej stoi klasyczny piec pamiętający okres przedwojenny, ale ma ona mniejsze możliwości produkcyjne, więc jej oferta jest mniejsza, a pieczywo kończy się koło południa. Niemniej i ono stanowi perełkę wśród tego, co sprzedaje się nam jako pieczywo naturalne, ponieważ na liście składników nie znajdujemy zbyt wielu pozycji. Jest też piekarnia Mamy i Taty w Wejherowie na Klasztornej. To kolejny obiekt ze starym kaflowym piecem i niskim sklepem skrytym w starej kamienicy nieopodal wejherowskiego rynku. Mimo że nie wypuszcza się tu długich serii chlebów, około południa można tu kupić już tylko nieliczne bochenki lub bułki. Chodzi oczywiście o jakość tego chleba. Jest tak wyso- ka, że jak zauważyłem, klienci zapisują się w zeszycie, by móc kupić w sobotę konkretny gatunek. Pewnym punktem na chlebowej mapie Kaszub jest Manufaktura Piekarnia Płotka w Łebie, w której zanurzamy się we wnętrzu piekarni sprzed blisko 100 lat. Stare narzędzia, piec i pachnące naturalne pieczywo budzą zaufanie do pracy Henryka Płotki. Są ponadto zakłady piekarskie prowadzone przez pasjonatów. Chodzi zarówno o nazwiska znane powszechnie, jak Tomasz Dekker, który od pewnego czasu ma romans z chlebem i sprzedaje na gdańskim Przymorzu całkiem udane bochenki pszenno-żytnie na zakwasie, jaglane z chia, chleb wiejski czy obce nam kulturowo, acz smaczne rustykalne bagietki i bajgle z makiem. Oferuje też sporo słodkiej galanterii piekarniczej. Co ciekawe, Dekker sprzedaje te produkty wypiekane w Tczewie ściśle według jego receptur zarówno w całych bochenkach, jak i na wagę, a więc nawet na kromki. Inną osobą godną miana pasjonata jest Magdalena Kuczyńska prowadząca Pracownię Wypieków w Gdańsku. Jej chleb długo fermentujący pszenny okazał się hitem tegorocznego Pomorskiego Święta Produktu Tradycyjnego. W pracowni Kuczyńskiej można dostać wiele gatunków chleba, choć trzeba powiedzieć, że nie jest to produkcja masowa, gdyż taka wiąże się z utratą szansy na troskliwe podejście do przygotowania pieczywa. Mistrzowskie laury należałoby przyznać również mieszkankom małych wsi, które w dni targowe taszczą na pobliski rynek wielkie torby z chlebem. Szczególnie lubię chleby na maślance wypiekane w rejonie Krokowej i sprzedawane na rynku w Wejherowie. Ilekroć dane mi jest odwiedzać to miasto we wtorek lub piątek, tylekroć korzystam z tej oferty. Piękne rumiane bochenki o żółtawym miękiszu są lekkie i bardzo smaczne. Zaletą tego pieczywa jest niewielka zmian jego cech w kolejnych dniach. Podobne chleby można kupić na rynku w Kartuzach. Producentami prawdziwego chleba są też koła gospodyń wiejskich. Serwują go z różnego rodzaju dodatkami w czasie festynów. Na ogół nie doszukasz się tu fajerwerków w postaci pieczywa z modnymi dodatkami albo z wyszukanych gatunków mąki, ale trzeba powiedzieć, że właśnie te bochenki są najbliższe wzorca chleba, który ludzie w średnim wieku przechowują w pamięci od dzieciństwa. W wiejskim klimacie jest też ręcznie robiony chleb „Dobry" z Nowej Karczmy - drożdżowy, pszenno-żytni - będący odpowiedzią na tęsknotę za smakiem chleba pieczonego onegdaj przez nasze babcie. W rytm festynowy wpasowują się też rzemieślnicy działający spontanicznie, niewiążący swojej swobod- 18 POMERANIA SMAKU AROMATY POMORZA «■ nej duszy posiadaniem sklepu, który trzeba by otwierać każdego dnia. Duże doświadczenie i umiejętności wynikające z lat pracy sprawiają, że przy ich stanowiskach ustawiają się długie kolejki osób poszukujących zróżnicowanego smaku pieczywa wypiekanego tradycyjną metodą, ale także opowieści, ciekawostek, swego rodzaju skansenu dawno zapomnianych technik piekarskich. Jednym z lepszych przykładów takich osób jest Karola Bober z Lipusza. Laureatka licznych nagród, edukatorka, eksperymentatorka i piekarka w jednej osobie. Podobnie do wspomnianego wyżej Pawła Kidzińskiego Karola jest dobrze znana w kręgu pomorskich i kaszubskich kucharzy, którzy niejednokrotnie wkomponowują jej chleby w swoje menu. Niektórzy z nas mają swoje zaufane chlebowe adresy.. Moim jest dom pani Elżbiety Zdrojewskiej na wybudowaniu Kożyczkowa. Zajeżdżam do niej przy okazji odbierania innych produktów wiejskich w okolicach Chmielna. Kupuję u niej solidne bochny foremko wego chleba wiejskiego, który nazywam chlebem powszednim. Nie jest on może szczególnie piękny, choć prostotę chleba z foremki też można cenić, ale jest rzetelny. Nie wymaga zastanawiania się nad swoim składem i aromatem, bo one są oczywiste. To smak chleba, który pamiętam z rzemieślniczych piekarni z okresu przed wdrożeniem w produkcji polepszaczy. Pięć lat temu rozmawiałem z szefem pewnej piekarni na Kaszubach. Pytałem go o to, który chleb ze swojego zakładu rekomenduje mi po znajomości. Wymienił zaledwie jedną nazwę. Daje to do myślenia. Konieczność utrzymania zakładu mającego wysoki pożiom produkcji wymaga nie pasji, a skutecznych metod. Tylko małe piekarnie mogą się koncentrować na jakości, a nie na ilości... Kilka dni temu odwiedziłem rynek we Wrzeszczu. Na jednym ze stoisk zobaczyłem ładne chleby. Może nawet zbyt ładne. Jak z fabryki. Zastanawiał mnie brak higieny ich sprzedaży, bo eksponowano je tak, że każdy mógł ich dotknąć. Wyjaśnieniem powtarzalności formy bochenków okazały się kosze z logo jednego z piekarzy z Kaszub. Wysłałem do niego zapytanie mailowe o styl sprzedaży jego chleba. Niestety odpowiedź do dziś nie nadeszła. Choć piekarze świętują w dniu swojego patrona, św. Klemensa, czyli 15 marca, to jednak można powiedzieć, że dołączają się do święta rolników, jakim są dożynki. Wszak to w tym dniu ważnym symbolem jest dzielenie się z zebranymi na uroczystości odświętnym chlebem z pierwszego ziarna. Na takie okazje przygotowuje się specjalne bochny. Okrągłe, wielkie, doskonale wyrośnięte i niejednokrotnie bogato ozdobione. Symbolizują radość rolników, którzy kończą zbiory będące podsumowaniem ich ciężkiej pracy, a jednocześnie są zarówno gwarantem tego, że chleba nie zabraknie, jak i dobrą wróżbą na czas oczekiwania na kolejne zbiory. W trakcie tegorocznych dożynek w Chmielnie funkcjonowało ruchome stanowisko piekarnicze. Pod okiem mistrza piekarskiego Artura Ziemackiego, który od wielu lat propaguje chleb jako polskie bogactwo narodowe, można było „spróbować się w roli piekarza". Choć procedura była skrócona do minimum, to jednak można było sprawdzić, czy damy radę wyrobić ciasto, co daje nadzieję na to, że nawet w warunkach domowych zrobimy prawdziwy chleb. Warto przecież pamiętać o tym, że kiedyś chleb pieczono w domu, nawet gdy się nie miało specjalnego pieca chlebowego. Rozmawiałem z Arturem. Powiedział mi, że bardzo namawia do korzystania z piekarni produkujących tradycyjnie, ale także do przełamania własnych obaw, by piekarnię uruchomić w domu, w domowym piekarniku. Jak to uzasadnia? Tym, że chleb jest wpisany w nasze życie, że stanowi on prawdopodobnie część naszego DNA. Uwielbiamy jeść chleb i darzymy go wielkim szacunkiem. Dlatego powrót do źródeł prawdziwego smaku jest szansą na zdrowie i dobre wrażenia smakowe. Nie ma się czego bać - dodał. Nie będzie w tym nic złego, gdy z kilku najprostszych składników spróbujesz zrobić chleb. Jeżeli posłużysz się przepisem przekazywanym w rodzinie od pokoleń albo skorzystasz z doświadczenia innych amatorów dobrego chleba, to najprawdopodobniej dołączysz do stale rosnącej grupy pasjonatów dobrego pieczywa, ludzi, którzy nieustannie tropią stare i nowe receptury oraz gotowe produkty, a porzucisz produkty masowe o uniwersalnym smaku niezależnym od źródła. Drodzy Czytelnicy, jeżeli znacie jakąś ciekawą piekarnię lub piekarza, który zgodzi się opowiedzieć o swoim fachu, to napiszcie do mnie. Chętnie wrócę do przykładów dobrego rzemiosła. RAFAŁ NOWAKOWSKI POMERANIA 19 RYBNE KULINARIA A JEDNOŚĆ POMORZA W ostatnim numerze„Pomeranii"(7-8 z 2019 r.) znalazł się ciekawy artykuł Rafała Nowakowskiego W poszukiwaniu esencji pyszności w kaszubskiej kuchni rybnej (s. 9-12) jako pierwsza część większego cyklu Smaki i aromaty Pomorza. Tekst ten jest na pewno znakiem czasu, świadectwem, że również kaszubska społeczność coraz częściej korzysta z pozadomowego jedzenia, w restauracjach, barach itp. Jednocześnie, co najmniej w części, oczekuje w nich serwowania potraw zapamiętanych z domu, wywodzących się z tradycyjnej kuchni kaszubskiej, której nieodłącznym składnikiem były i są ryby. Autor w zajmujący i odważny sposób przedstawia wartości smakowe współczesnych dań rybnych mających korzenie w tradycji naszego regionu a podawanych w zakładach gastronomicznych Kaszub, z niewielkim nawiązaniem do Żuław. Całość kończy apelem o przysyłanie do redakcji„Pomeranii" informacji o wyjątkowych daniach tradycyjnej kaszubskiej kuchni rybnej bądź miejscach, w jakich są podawane. Ponieważ jego artykuł czytałem na wyspie Wolin, w dobrym miejscu do nawiązania do poruszanej w nim tematyki, postanowiłem odpowiedzieć na ujęty w nim apel. Tym bardziej że Wolin to nie tylko ważna część obecnego polskiego Pomorza, ale też fragment pradawnego, na poły bajecznego obszaru Kaszub. Nie czując się jednak specjalistą od tradycyjnej kuchni i „kubków smakowych", w swojej wypowiedzi połączę informacje o poszczególnych daniach i wrażania smakowe z wątkami historyczno-kulturo-wymi. Skłania mnie do tego także, w mojej opinii nazbyt ostrożne, nawiązanie przez Nowakowskiego do Żuław jako terenu z dawną kaszubską kuchnią. Warto tu wyraźnie powiedzieć, że na całym południowym wybrzeżu Bałtyku w przeszłości występowało wiele podobieństw w sztuce przyrządzania potraw. W dodatku po 1945 r. to właśnie w dużej mierze kaszubscy rybacy zasiedlali przyznane Polsce poniemieckie osady rybackie i przenosili tam swoje zwyczaje, w tym żywieniowe. Niektóre z nich - jak sądzę - w nowych miejscach osiedlenia przetrwały do tej pory. Łatwo znalazłem tego egzemplifikację, gdy skuszony lekturą pracy Rafała Nowakowskiego, szukałem odpowiedniej smażalni ryb w Międzywodziu na Wolinie, położonym pomiędzy Bałtykiem a Zalewem Kamieńskim. Przyciągnęła mnie reklama: Smażalnia 2 rybaków. Sami łowimy i sami smażymy, a w jej środku zaintrygowało oryginalne koło ratunkowe z włady-sławowskiego kutra Wła-42. Udało mi się wciągnąć w rozmowę współwłaścicielkę zakładu o wdzięcznym pseudonimie „Ślifka". Z uznaniem przyjmowałem jej informacje o sposobie pozyskiwania i przyrządzania ryb w jej restauracji. Od razu dało się wyczuć, że to, co mówi i robi, wykonuje z pasją i znajomością rzeczy. Była zafascynowana połowami i potrawami ze świeżych ryb. Podkreślała, że u niej nie zjemy żadnej zagranicznej ryby, oferuje klientom wyłącznie ryby „tutejsze", bałtyckie lub śródlądowe, złowione w pobliskim UJ i Słoneczna 25 20 / POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 0 W NAWIĄZANIU DO... «1 morzu lub zalewie. Przy okazji dowiedziałem się, że dziadek współwłaściciela przywędrował właśnie z północnych Kaszub, a i oni rybaczyli na różnych kutrach polskiego wybrzeża. Stąd w wystroju wnętrza pamiątki także z kaszubskich łodzi. Jak zwykle chciałem porównać smak tutejszej zupy rybnej z zupami znanymi mi z wielu innych restauracji. Ta w Międzywodziu była gorąca, jakby z przepisu opublikowanego przez Nowakowskiego: ugotowana na kawałkach kilku gatunków ryb bez mieszania, które powoduje, że ryby się rozpadają. Później od „Ślifki" dowiedziałem się, że rybne szkielety do niej są gotowane przez 12 godzin. Mogę tę zupę polecić, jak również spróbowane tego wieczoru „fufu z łososia" i „dorsz ocet". Głównym składnikiem obu tych potraw były surowe ryby. Pierwsza z czosnkiem, w naturalnym, specjalnie przygotowanym oleju rzepakowym (tłoczonym na zimno, również pozyskanym od „lokalnego wytwórcy"), druga - specjalność Smażalni 2 rybaków - w occie. Smaczne i pożywne, chociaż nie wiem, czy je również można by wpisać do kaszubskiej tradycyjnej kuchni rybnej. W Świnoujściu skusiła mnie restauracja Rybna Chata - widokiem jednej z kelnerek, w fartuszku oraz bluzce z kaszubskim haftem, oraz reklamą w oknie: Tylko u nas będziesz miał pewność, że zamawiasz rybę bałtycką lub śródlądową od lokalnych rybaków [...]. Obecnie staramy się o przyznanie certyfikatu Sieci Dziedzictwa Kulinarnego Pomorza Zachodniego, który wyróżnia restauracje z tradycją regionalną [...] Izabela i Zbigniew Rzońca. Znając nieco historię Kaszub, nie miałem wątpliwości, że tradycja kulinarna Pomorza Zachodniego niewiele się różni od kaszubskiej. Potwierdziło to zamówione przeze mnie danie - „rosół na węgorzu", czyli mówiąc za Rafałem Nowakowskim: wyjątkowy specjał tradycyjnej, świątecznej kuchni kaszubskiej. Wyboru nie żałowałem, chociaż było też pewne moje osobiste „ale". Jeszcze w żadnej restauracji, nie tylko w Świnoujściu i Międzywodziu, nie natrafiłem na inną dawniej powszechną potrawę helskich rybaków, chyba najwymowniej świadczącą o ich sytuacji: grochówkę na węgorzu; połączenie szlachetnej ryby, której mieli pod dostatkiem, i taniego grochu, bo w przeszłości ludźmi bogatymi nie byli. Nie tracę jednak nadziei, że kiedyś to mi się uda. Jedno jest pewne, wyspa Wolin i polski skrawek wyspy Uznam (niemiecka jego część i wyspa Rugia zapewne również) to bardzo dobry obszar do poszukiwań przejawów tradycyjnej kaszubskiej, pomorskiej kuchni regionalnej. W wędrówce po tej ziemi natknąłem się na wiele tego przykładów. Oczywiście wszystkich ich nie rozpoznałem w takim stopniu, jak w dwóch opisanych restauracjach, ale mogę chętnym do dalszej oceny wolińskich smażalni ryb polecić, by zajrzeli do smażalni U rybaka w Wapnicy (gmina Międzyzdroje). Na razie potwierdzam jedynie, że jadłem tam rzeczywiście świeżą bałtycką rybę. Jedząc przepyszne potrawy z ryb tradycyjnej kuchni naszego regionu w północno-zachodnim zakątku Polski, dowiadując się o kaszubskim rodowodzie części tutejszych rybaków, patrząc na kelnerki ubrane w stroje z kaszubskim haftem, rozmyślałem, że skoro nie łączy już mieszkańców Wielkiego Pomorza język kaszubski powszechny tutaj w przeszłości, tym bardziej powinniśmy docenić zachowane, przywracane na tym obszarze inne przejawy kultury i tradycji kaszubskiej, w tym kulinaria. BOGUSŁAW BREZA • DZIAŁO SIĘ WE WRZEŚNIU • DZIAŁO SIĘ WE WRZEŚNIU • DZIAŁO SIĘ WE WRZEŚNIU • DZIAŁO SI • 1 IX 1939 - pancernik Schlezwig-Holstein o godz. 4.45 zaczął ostrzeliwać półwysep Westerplatte przydzielony przez Ligę Narodów Polsce. Znajdowała się na nim wojskowa składnica tranzytowa amunicji. ■ 2IX1859 - pierwsi osadnicy z Kaszub objęli w posiadanie ziemię w Kanadzie, w prowincji Ontario. • 2IX1939 - w Stutthofie powstał pierwszy na ziemiach polskich obóz koncentracyjny. Przeszło przezeń ok. 120 tys. osób, z których ponad połowa poniosła w nim śmierć. Do 1943 r. obóz był przeznaczony przede wszystkim dla Pomorzan, później stał się obozem międzynarodowym. Został wyzwolony przez wojska radzieckie 10 maja 1945 jako ostatni obóz koncentracyjny na ziemiach polskich. • 6-8IX1939 - pod Białą k. Wejherowa w walkach obronnych poległo 24 polskich żołnierzy i oficerów z 1 Morskiego Pułku Strzelców oraz 4 żołnierzy z Batalionu Obrony Narodowej. •111X1939 - w Lesie Szpęgawskim hitlerowcy rozpoczęli masowe mordy (trwały do wiosny 1940 r., kolejne nastąpiły w styczniu 1945 r.). Zamordowano tam ok. 7000 Polaków - mieszkańców Pomorza, zwłaszcza Kociewia. Zginęło tam również wielu znanych Kaszubów, m.in. ks. dr Leon Heyke • 24IX1889 - w Osłoninie urodził się Jan Bilot, urzędnik policyjny i pisarz kaszubski, związany z Friedrichem Lorentzem i powołanym przez niego pismem „Przyjaciel Ludu Kaszubskiego". Zmarł prawdopodobnie na przełomie 1939/40 r. na kresach południowo-wschodniej Polski. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie Most gondolowy w miejscowości Pertugalete w północnej Hiszpanii, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nie jest łatwo być innym niż większość, nie jest łatwo być sobą, kiedy ma się wrażenie, że to wbrew całemu światu... Wiemy o tym także my, Kaszubi. Zapraszam do lektury opowieści o tym, jak starają się pozostać sobą Baskowie. Hiszpania to dla zdecydowanej większości nas kraj wakacji pod palmą, dobrego wina, wypoczynku all in-clusive, corridy, wiecznych tańców, namiętności i płomiennego charakteru. Dla tych, którzy interesują się literaturą, ojczyzna Cervantesa, dla jeszcze innych -pozostałość wielkiego imperium, z którego na podbój Nowego Świata wyruszali konkwistadorzy. Espańa to jednak coś zdecydowanie więcej: barwna mozaika kultur, prawdziwy kulturowy tygiel, w którym spotykają się i ścierają na co dzień liczne narody i języki. Może zatem właśnie od mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego warto uczyć się działania dla własnego ja, dla własnej kultury, języka, tożsamości? W czerwcu bieżącego roku miałem okazję odwiedzić przepiękny Kraj Basków za sprawą wymiany uczniowskiej - intercambio - prowadzonej przez szkoły salezjańskie w Rumi i Barakaldo. Ta wymiana stanowi jedno z najcenniejszych doświadczeń w moim życiu. Nie mam tu na myśli jedynie odwiedzonych miejsc, wspaniałego jedzenia czy zyskanego dzięki niej pewnego obycia kulturowo-językowego. Bez wątpienia najbardziej wartościowym aspektem intercambio byli ludzie. Zarówno moi rówieśnicy jak i nauczyciele, a w sposób szczególny - moi baskijscy gospodarze. Niejednokrotnie podczas wieczornych rozmów poruszałem tematy kaszubskie, te najbliższe mojemu sercu. Dobierałem je zawsze w ten sposób, aby móc zestawić i porównać ze sobą Kaszubszczyznę oraz kulturę baskijską. W tym miejscu muszę z przykrością zauważyć, że kondycja naszej rodzimej kultury w tym zestawieniu wypada dość słabo. Długo szukać by przyczyn, jednak nie o nie tu chodzi. Najistotniejsze jest to, że uświadomiłem sobie dzięki Baskom, jak wiele można jeszcze zrobić. Zrozumiałem, że czas powiedzieć mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa i zacząć działać, pisać, tworzyć, ale przede wszystkim żyć i być. Tak, żyć i być. Skoro urodziłem się Kaszubą, to mam być Kaszubą, ale czy nim jestem?! Tak często zapominam o najważniejszym, o działaniu! Co znaczy działać? I nie jest to czas na pytanie, quo vadis Cassubiae, ale na pytanie „gdzie idziesz Mateuszu, Janie, Mario?!". To czas na przypomnienie słów biskupa Śliwińskiego (parafrazując je): Kaszubi, uczcie się kaszubskiego, bo Pan Bóg na Sądzie Ostatecznym spyta was po kaszubsku, nie po angielsku czy francusku. Wiemy już, że czas działać, mamy nawet pomysł, gdzie, w którym kierunku iść, ustaliliśmy, że musimy mówić po kaszubsku, ale co dalej? Może warto skorzystać z rady baskijskich przyjaciół, a oto ona: Przestańcie brać apap na potrzaskane kości, przestańcie udawać, że jest dobrze, kiedy jest źle. Stańcie w lustrze i zobaczcie, co możecie zrobić, żeby nie musieć zamykać przed nim oczu... Nie narzekajcie zbytnio. Róbcie po prostu to, co możecie robić, no i najważniejsze: bądźcie dumni z tego, kim jesteście! Punkt widokowy w Bilbao, Mateusz Klebba i Sergio Camarena. 22/POMERANIA WRZESIEŃ2019 ZAMIAST RELACJI Z PODRÓŻY... Jak powiedziała moja gospodyni: „My na co dzień nie rozmawiamy po baskijsku, ale nie usłyszałeś w naszym domu nigdy holla (hiszp. cześć), adios (hiszp. do widzenia, cześć na pożegnanie)... Tutaj jest Kraj Basków, my mówimy kaixo i agur (baskijskie odpowiedniki ww. słów), przecież jesteśmy Baskami". I to jest właśnie punkt pierwszy na recepcie wystawionej przez Basków Kaszubom. Małymi kroczkami, dzień po dniu, niech ciasto stanie się kucha, mama - nënką, a mowa - kaszëbizną. Jakże miło byłoby wchodzić do krómu, a nie do sklepu, jak pięknie byłoby się pozdrawiać na ulicy, wołając z daleka: póchwôlony Jezës Christus! Niech chociaż dzień dobry i do widzenia pójdą w odstawkę, ustąpią miejsca naszym kaszubskim dobri dzeń i do uzdrzenió. Kolejny punkt na recepcie równie banalny, a jakże skuteczny i piękny: niech wszystko będzie kaszubskie. Kaszubski miód, kaszubska woda, kaszubski plecak, kaszubski... obrus. Chwalmy się tym, co nasze. Za przykładem Basków umieszczajmy na naszych produktach kaszubską flagę, kupujmy nasze produkty, wspierajmy naszych producentów. Właśnie to urzekło mnie w Kraju Basków. Niejednokrotnie widziałem, że kupuje się baskijski produkt, mimo że jest droższy niż z pozoru taki sam hiszpański. Któregoś razu postanowiłem spytać, dlaczego przepłacają, kupując baskijskie produkty, na co usłyszałem, że o przepłacaniu nie ma mowy, że te pieniądze zostaną tutaj, w postaci chodników, dróg etc. A co najważniejsze, zostają w baskijskiej kieszeni. Chciejmy i my tak czynić! Trzeci medykament przepisany przez baskijskiego lekarza to przekonanie firm i inwestorów, że warto w Kaszub-szczyznę inwestować. To zresztą już się dzieje między innymi za sprawą specjala czy Dagomy, które reklamują się po kaszubsku... A co byście Państwo powiedzieli na reklamę np. Orange po kaszubsku? W Kraju Basków to co- dzienność. Dla firm to czysty biznes, wszak naszą mową kupią niejedno kaszubskie serce, a dla nas - radość z funkcjonowania języka kaszubskiego w przestrzeni publicznej. Ostatni, a zarazem najważniejszy punkt to duma. Mamy być dumni z tego, kim jesteśmy. W czasie wymiany niejednokrotnie słyszałem język baskijski. Któregoś razu powiedziałem do kogoś z wymiany: your language is strange (twój język jest dziwny). Na to mój rozmówca się oburzył: No! Maybe it is difficult but the most beautiful in the world (nie! Może i jest trudny, ale najpiękniejszy na świecie). To zdanie chwyciło mnie za serce. Życzę sobie i nam wszystkim takiej miłości i takiej dumy z naszego jestestwa, jaką mają Baskowie. To już cała recepta, jaką przywiozłem znad Zatoki Biskajskiej, teraz czas wykupić medykamenty i połknąć lek z nadzieją, że pomoże. Wizyta w Kraju Basków dla Kaszuby może się okazać równie piękna, jak smutna. Dla mnie był to czas pogłębionej refleksji i zadumy... Skorzystajmy z przykładu, jaki dają nam Baskowie. Nie chcę powiedzieć, że na Kaszubach jest tragicznie, ale przecież zawsze może być lepiej. Także Baskowie wiedzą, jak wiele mają jeszcze do zrobienia, i każdego dnia działają, bo jak mówią: jesteśmy to winni tej ziemi, tej ziemi, która nas wychowała, która nas karmiła. PS Nie wiecie Państwo nawet, jaka duma rodzi się w sercu młodego człowieka, kiedy gdzieś na drugim końcu Europy może zagrać w głuchy telefon po kaszubsku. Swoją drogą wyszedł z tego istny kabaret: hasło wiedno Kaszëbë zmieniło się na „ence benc", ale chęci były dobre. Mam nadzieję, że z tych naszych kaszubskich dobrych chęci wyjdzie coś więcej niż tylko „ence benc". Wiedno Kaszëbë! MATEUSZ KLEBBA Widok z klasztoru w San Juan de Gaztelugatxe II WALNIE PIACHAINIDRY KOCIEWSKIE PRZESZŁY DO HISTORII... Arboretum w Wirtach to jeden z większych ogrodów dendrologicznych w Polsce, zgromadzono w nim ponad 830 gatunków drzew i krzewów. W tym roku 25 sierpnia właśnie w nim - w ramach Jarmarku Kociewskiego w Wirtach - odbyły się drugie już Walne Plachandry. Plachandry to zlot Kociewiaków i sympatyków Kociewia, którego ideą jest m.in. promocja tego regionu. Pomorze to piękna i bogata w historię, tradycje i walory przyrodnicze kraina, a tworzą ją także Kociewiacy. Kto plachandrował do Wirt, to wie, że warto się spotykać. Spotkania integrują, a integracja Kociewiaków to główny cel Plachandrów - powiedział Tomasz Damaszk, pomysłodawca i organizator tego wydarzenia. Plachandry to w gwarze kociewskiej spotkanie m.in. na plotki, ale i na uczbę - dodaje prof. Maria Paj ąko wska- Kensik. Wydarzenie rozpoczęła msza święta pod przewodnictwem biskupa pomocniczego Diecezji Pelplińskiej ks. Arkadiusza Okroją, odprawiona nad brzegiem Jeziora Borzechowskiego Wielkiego. Po niej licznie przybyli uczestnicy przeszli na teren Arboretum. Jego historia sięga roku 1869, z okazji około 150-lecia istnienia tego ogrodu leśnicy z Wirt zasadzili w nim jodłową aleję, która w dniu zlotu została oficjalnie otwarta. Na dwóch estradach przez prawie dziewięć godzin sporo się działo. Koncertowały zespoły folklorystyczne ze Świecia, Piaseczna, Starogardu i Pinczyna - ten ostatni pokazał dwa przedstawienia: „Polterabend" i „Wesele Kociewskie", występowały też nowoczesne składy instrumentalne z Kaszub (Paweł Kreft), Tczewa (Tczewska Formacja Szantowa) i Starogardu (New Face), a nawet zespół akordeonistów z Kalisk o nazwie Akord Kociewie. Ponadto kulinarne show realizował szef kuchni w gniewskim zamku Mariusz Gachewicz, przeprowadzono Turniej Powiatów, w którym nie było przegranych, odbył się turniej Bractw Kurkowych, konkursy wiedzy leśnej i o Kociewiu oraz turniej Petanąue o Puchar Nadleśniczego. A przede wszystkim w tym dniu zakończył się XIII Plener Artystów Ludowych Pomorza, którego zwieńczeniem jest ów jarmark pełen konkursów, występów artystycznych, stoisk z rękodziełem i przewspaniałym jedzeniem przygotowywanym przez kociewskie Koła Gospodyń Wiejskich Najważniejszym punktem programu Plachandrów było wręczenie statuetek i tytułów Ambasadora Kociewia oraz wyróżnień Perełka Kociewia. Nagrodzono siedmiu Ambasadorów i trzy Perełki. W tym roku Kapituła rozszerzyła możliwości nominowania do tytułu Ambasadora Kociewia o kategorię „biznes" oraz zdecydowała, że zostaną wręczone dwa tytuły specjalne i jeden pośmiertny. Ambasadorami zostali: pośmiertnie Zbigniew Ciecholew-ski - twórca przedsiębiorstwa „Ciecholewski Wentylacje". W kategorii indywidualnej tytuł przyznano uczonej, językoznawczym i regionalistce prof. Marii Pająkowskiej--Kensik, a w kategorii zbiorowej - Stowarzyszeniu Kobiety Kwiaty Kociewia. W kategorii biznesu w podkategorii mikro- i małe przedsiębiorstwa nagrodzono firmę Reflex ze Starogardu, w podkategorii średnie i duże przedsiębiorstwa - firmę BROKER również ze Starogardu. Tytuły specjalne przypadły jubilatom w 150. rocznicę powstania: wydawnictwu Bernardinum z Pelplina i... Arboretum Wirty. Perełkami zaś zostali: działacz społeczny i regionalny Damian Domański, młody naukowiec Przemysław Kilian oraz sportsmenka Oktawia Nowacka. I, nie ma co ukrywać, wew tych Wiyrtach wew ta niedziela było dycht rychtych fejn... bo po naszamu. Kolejne Plachandry już za rok - 22 sierpnia 2020 roku w Grucz-nie w powiecie świeckim. Zapraszamy! PIOTR WRÓBLEWSKI Więcej zdjęć z Plachandrów można zobaczyć na II okładce. 24 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 WEDARZENIA KASZËBIIKASZËBIZNA W FILMACH Öb lato ju dzewiąti rôz östôł zörganizowóny Festiwal Kaszëbsczich Filmów. Westrzód latosëch témów bëłë m.jin. kawie i dokaże patrona roku Jana Trepczika, mördarztwö w Piôsznicë i przędny heroj roma-na Aleksandra Majköwsczégô Żëcé i przigödë Remusa. Wôżnym pónkta wëdarzeniô ökôzôł sa premierowi pôkôzk filmu Tobaka. Festiwal zaczął sa w czerwińcu w Żukowie. 16.06 i 27.06 uczastnicë möglë öbezdrzec dokôz Méster Jan, jaczé-gö realizatora je Eugeniusz Prëcz-köwsczi. Pökôzk filmu béł sparłaczony z promocją ksążczi Sanktuarium sia-nowskie a tożsamość kaszubska. Pierszé lepińcowć zeńdzenić (4.07) z kaszëbsczim filma ödbëło sa ju w Mi-szewku, w góscyńcu Mulk, a przędną jegö témą béł Remus. Organizatorze zabédowelë: Remusa Pana Majkowskiego (reż. Marión Kubera), jaczi béł donëchczôs emitowóny leno rôz w 1986 r. w Pólsczi Telewizje, dzél „Skarbów Kaszëb" namieniony Spód-leczny Szkole m. Remusa w Glinczu (real. E. Prëczköwsczi) i Przygody Remusa (reż. Pioter Zatoń, Irena Brzesko, scen. Ewelina Karczewsko). Jednym z göscy rôczonëch na to potkanie bel wielelatny redaktor cządnika „Pomerania" Édmund Szczesôk, chtëren je znajôrza romana Aleksandra Maj-köwsczégö, autora ksążków Mała odyseja. Śladami Remusa i Drogę do nieba. Śladami Remusa (mała odyseja kaszubska), a téż jednym z bohaterów i konsultantów prezentowóné-gö filmu Remus Pana Majkowskiego. Öpôwiôdôł zéndzonym o swójim zain-teresowanim kaszëbską epopeją i szu-kanim szlachów ji heroja. Czwiórti part festiwalu (11.07 w Mi-szewku) óstół namieniony przédno tragednym wëdarzenióm w Piôsznicë w 1939 roku. Öbzérnikóm béł pökôzó-ny m.jin. tikający sa tego mórdarztwa dzélëk filmu Filëpa Bajona Kamerdyner, a jednym z góscy béł autór scenarnika Mirosłôw Piepka. Ökróm tegó organizatorze przërëchtowelë dlô uczastni-ków film Piaśnica - Golgota Pomorza (real. Magdalena Biernackô) i dzél cyklu „Skarbë Kaszëb" ô Piôsznicë. Bëła téż promöwónô ksążka Andrzeja Janusza Żelewscy w cieniu von dem Bacha. Öbczas slédnégö zeńdzenió (18.07) óstałë pókôzóné trzë filmë. Pierszi z nich, Słupskie Kaszuby, je swójną dokumentacją dzysdniowëch kaszëb-sczich dzejaniów na słëpsczi zemi. Przërëchtowôł gô Zbigórz Bëczkôwsczi. Wnet 200 öbzérników zćńdzonech w Mulku dowiedzało sa m.jin. ó kar-nach, co jistnieją w Zagórzëcë i Damnie, ö regionalny jizbie w Mótarzënie, ö ro-bóce KPZ w Główczëcach i promocji kaszëbiznë na Swiati Pölanowsczi Górze. Pósobny film, Rupieciarze, tikół sa priwatnëch pódjimiznów zgrówa-jącëch do uchówanió materialny spód-kówiznë Kaszëb. Autora dokazu je Pioter Dorosz. Na zakuńczenie ödbëła sa premiera kaszëbsköjazëköwégö filmu Tobaka zrëchtowónégó przez karno młodëch Kaszëbów zrzeszonëch z klubama „Pomorania", „Cassubia" i „Oska". Realizatora je Pioter Pastalenc. Jak gôdô przédnik Cassubii Gracjón Fópka: Nen film zrëchtowóny ôstôł bez lëdzy z rozmajitima pôzdrzatkama na sprawę kaszëbsczé. Reprezentëjemë czile klubów czë stowôrów. Równak udało sa pokazać, że rozmiejemë sa. dogadać a raza zrobić bëlny dokôz. Tobaka je thrillera ópiartim na jedny z kaszëb-sczich legeńdów. Organizatora IX Festiwalu Kaszëb-sczich Filmów bel banińsczi part Kaszëbskö-Pömórsczégö Zrzeszenió wespół z kluba „Cassubia", Östrzódka Kulturę i Sportu w Żukowie, Urzada Gminë w Żukowie i góscyńca Mulk. Mediowi patronat nad wëdarzenim miół m.jin. naj miesacznik. Jestku dló uczastników Festiwalu rëchtowałë białczi z KGW w Tokarach, Papowie, Niestapówie i Tëchómiu. AM SÉWNIK 2019 / POMERANIA / 25 TAM, ©IDZE BÔŁT I SEDLËSICIE WEJERÓW Z Bëtowa do Labörga je 56 km. Z Labórga do Łebë jesz 20. Raza gôdzëna z niewiôldżim cządka. Niespieszno jesmë jachelë, wiedzące, że Łeba jesz badze jak wiedno. Piaknô i cekawô... Zôczątk latoségö czerwińca béł cepłi. Dosc tëli, żebë na nowi szaséji, co nëkô z Labórga do Łebë, dało wi-dzec wiacy autów z tôblëcama ze strzódka, a nawet pôłnia Pölsczi. Nëch z naszim pötcëwim G na zóczątku niemało, kö mni. Bëlno sa jachało. Dałobë jesz bëlni, czejbë ju zrëchtowóné wëproscenié, jaczé östôwiô böka Biôłogarda i Wickö, drogówce umëslëlë öddac czerowcóm ö dwie, trzë niedzele pradzy. Nie öddelë, temu jesmë muszelë cë-snąc wölni zakratama bez wse. Pötim szło ju prosto, w tim przez lasë, w jaczich w przeszłim roku ösoblëwie brza-dowôł nasz nowi emigrant - amerikańsczi prôwdzywk. Lëdzëska kôsą môglë sec - gôdôł mie znajómk z Labör-ga. W tim roku bëło jesz kąsynk za chutkö i za sëchö na wczasnégö grzëba. Jachelë më dali. Za łasa östôł nóm le sztëczk. Rëchło trafilë më na pierszé łebsczé rondo. Kö miast na norda, do centrum, wzalë më sa na wschód - do Nowacëna. Nie bawiło dwie minutë, a ju jesmë wëchödzëlë z auta öbezdrzec zómk, zómeczk, a pô prôwdze dzywno pózmieniony na zóczątku XX w. pałacyk, jaczi usadzëlë znóny i wôżny w dôwny Pömörsce a Presach Wejerowie, wójtowie Łebë. Tam prawie jesmë sa ugôdełë na zóczatk najich warkówniów. U ERNESTA DOMA, STÔRÔ ŁŻA WCYG ŻËWÔ Mało szëkównô wieża i jesz mni pasowny pödwëstôwk baro nie nacëłë, żebë zazdrzec do strzódka. Cażkó architektura, dzywnó. Në tec zaró stojący we dwiérzach zarządca pałacu pôprosył naju bënë. Dzysô je tu hotel i restauracjo. Jesmë szlë. Jô i tak bë wiózł. Bez wspómink. 30 lat dowsladë Lëdowé Sportowe Zespółë (LZS-ë) rôczëłë tu na szkolenie szkólnëch, co prowadzëlë turisticzné karna dlô szkölniôków. Prówdac w 1989 r. jô jem jesz nic nie prowadzył, kó jakno prawie zgodzony po sztudiach geograf w parchówsczi szkole béł jem dló nich nódzejnym materiała. Nowacyńsczi zómk jesz słëchôł tedë PGR-owi. Tec w tim prawie czasu Polsko sa odmieniała. Pamiatóm, że nicht z miestnëch nie znół, co ze stórim zómka badze. Më téż. Wieczorama po szkoleniach jesmë rozprôwielë ó nowim abó tłëklë sa piechti do Łebë. Miasto nie bëło dalek, leno sztëczk wedle plaskatëch jak stół łąków. Dzysó je wiele krodzy. Sygnie wińc z zómköwégö parku. Przez te trzëdze-scë lat Łeba sama przëtrëka do Nowacëna. Nowé budinczi coróz mócni kóscérzą sa na dôwnëch łąkach. Póstôwioné dló dëtka z turisticzny latowi pachtë, czasto bez lëdzy z da- leka, nić wiedno dówają tëli dobri wzątk, żebë lónowało je utrzëmac. Temu po roku, dwuch zmieniwają miéwców. Biznes is biznes... Bënë zómk jawi sa wiele cekawszi jak z butna. W grëbëch scanach czëc dównota. Ösoblëwie w szëkówny recepcyjny salë. Tu pó sklepach i óstrëch u górë oknach można do-merkac wiele starszą historia. A jesz nen ozdobny kam, jakbë domurowóny ju pó tim, czej póstawilë scanë i całi budink. Wióldżi méster go nie rëchtowôł, je përzna asy-metriczny, niedorobiałi zdebełkó. Widzec, béł wóżny dló miéwców zómku z jaczis leżnoscë. Jaczi? Stoji na nim: GWMUITG 1567 EWAUM. Lëtrë to skrócenie niemiec-czi sentencje, jaknó pó kaszëbsku znaczi: Bóg bel kole nas w śmiertelnym niebezpieku (data) Ön dzejô w nas dające dôga. Widzec, że to jaczés votum, pamiątka na wdór czego wôżnégö, co sa zdarzëło w 1567 r. Tedë Nowacëno jesz nie słëchało Wejeróm. Nawet sa tak nie nazéwało.. Öd miéwcë Szimóna Modderowa, szlachcëca z bëtowsczi zemie, zwelë gó Modersina (Módrzéwa). Wejerowie kupilë folwark w stëczniku 1568 r. I dopierze tej jalë stawiać swoje nowé dodomë, swój nowi dwór (stari mielë w Łebie). Chóc profesor Zygmunt Szultka pisół o tim ju w 2000 r., jesz dzysó w pöpularnëch informatorach, ösoblëwie w in-ternece, nawetka na starnie tego tu hotelu a restauracje, je pödôwóné, że nowacyńsczi zómk mielë postawione ju na kiińc XV stolata. Tak cwierdzëlë na spódlim tego, co nalezlë dôwny historicë ód labórskó-bëtowsczi zemie, jak Cramer abó Lemcke. Delë sa ószëkac falszëwim dokumeń-ta. Łża to sprawa Ernesta Wejera, tego prawie, co kupił Mödrzéwö a wëbudowôł zómk. Nieprôwdą chcół dobëc wiakszé prawa do Łebë, żebë udostac łebianów pod piatë. Łża rozjała sa w trón, bó urzadnicë Grifitów, jaczi w XVI st. trzimelë labórskó-bëtowską zemia w lennie, nie delë sa ószëkac. Równak w XVII st. Grificë wëmarlë. Östół za to falsyfikat i „pamiac" Wejerów. To sygło, żebë bez lata mi-stifikacjó o dôwnëch łebsczich wójtach robiła za prówda. I wcyg robi. UCEKLË Z ŁEBË Pó óbzéranim bënë jesz jesmë zazdrzelë do niewióldżé-gó parku, jaczi óbrëmiô zómeczk. Jego óbóną je wióldżi stóri buk. Piakné drzewó. Nasza prowadniczka Dorota Reszke rzekła, że je 300 lat stôré. Czejbë tak bëło, może buka pósadzył nowi miéwca Nowacëna, Somnitz? A może 26 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 znordë mm Kam z nôdpisa: GWMUITG 1567 EWAUM. Ödj. am nié, möże to równak óstatny tu Wejer wsadzył do zemi môłé drzewko. Möże z redoscë? Möże sa cesził, że Ernest wëcygnął z Łëbë tu, gdze bezpiek, ubëtk i krótko piakné Sôrbsczé Jezoro. Bö Ernest i jegö ójc Miköłôj mielë leżnosc bójec sa groźnego Bôłtu, tegö, co szaré morze rozmieje nawëstwôrzac z dunama i z rzéką, jak letkô a niespódzajno zaléwô Łeba. Na gwës czëlë pöwiôdania ö stôrëch sztormach. Sami téż doznelë jegö sëri dôdżi. Miköłôj swöjima ôczama ôbzérôł szkôdë w miesce z 1497 r„ a Ernest te z 1558 r. To wedle sztormów cało Łeba w XVI st. przecygna tam, gdze je dzysó. W tim czasu wiele łebianóm tak Bôłt miôł dożarté, że na wiedno delë so ze swój im rodnym miasta pöku. Niejedny szlë mieszkać do Gduńska a nawet do Bëtowa. Wejerowie téż uceklë. Kö blëżi. Za wiele w Łebie a ókólim mielë rozmajiégó dobra. Z krótka lżi piłować. Wëbrelë Mödrzéwó/Nowacëno, gdze gruńt sedzy wëżi nad rówizna łąków, jezór Łebsczégó a Sôrbsczégó. Nie je to wiele. Leno 1-2 métrë wëżi. Dosc tëli, żebë w bezpieku ód mórsczich jiwrów jich nowi dwór wëbéł do dzysó. Sygnie to równak na przińdne lata? WÓDA WCYG ROSCE, KĄSK KATASTROFICZNO Z Nowacëna më jachelë do miasta. Jesmë leno bez nie przëmërglë za rzéka do dunów, tam gdze westrzód chój-nów stoji néżka stôrégö kóscoła. Ceglanó kolumna nie dówó pójacó ó prôwdzëwi wiólgóscë i sztółce downy świat -nicë. Tuwó belo ceńtrum Łebë z krzëżacczich czasów, to zniszczone ód sztormów. Tak jak do Nowacëna, gard i tu ju wcësnął swóje turisticzné paje. Asfaltowo ulëca, chodnik, óstrzódczi dló letników, murczi, co mają w bezpieku Stegna na sztrąd, jako jidze bez dunë, żebë nie zasëpało. Dopiérku czerwińc, kó lëdztwa, co cygnało nad mórzé, tëli, że nie belo nama letko zaparkować. Na ódwiedzynë zaóstałosców stôrégö kóscoła chatnëch wiele nie dało. Jak mie sa zdówało, le më... Chto bë so karo wół w biółim së-chim piósku po kóstczi 200 metrów w ta a nazód? Nie je to lepi pielgrzëc sa na sztrądze? Doch za tim Polsko tu nëkô. Pałac w Nowacënie pöwstôł na spödlim kaplëcë, jakô je dzys jegö dzéla. Ödj. am Zdrzenié na ceglané néżczi kôzało pómëslëc ö wódze, co nie znô lëtoscë, zabierające dodomë, dobëtk, lëdzy. Nikwi terô, a na przińdnota nie dówó nic. Po sztormie z 1558 r. łebianie östawilë nawet swoja swiatnica. Chóc nić do częsta. Wiele cegłë zabrelë stądka na budacja nowego kóscoła. Chto wić, może i co dostół Ernest Wejer, czej stówiół w Nowacënie kaplëca, chtërna stała sa pótim dzćla jego zómku? Doch tam wmurowelë nen dzywny kam z dzywnym nópisa: GWMUITG 1567 EWAUM. Sztormë nie skuhczëłë sa w XVI st. Łeba w nowim placu bëła równak zdebło barżi bezpieczno. Dali ód morza i z drëdżi stronë rzéczi, jakô czasa ród zmieniwô tur ód swójégó żochu. Równak môłô lodowô epoka, jakô na pôraset lat zasztopała rost rówiznë wódë w Bôłce, ju za nama. Öd dobrëch dwasta lat robi sa cepli, a za pöstapné dwasta-trzësta czëkó nas topk jednégö öd nôtërnëch kli-maticznëch cyklów. Topk cepła. Nie je wiedzec, jak baro do ti hëcë swóje dodô dzysdniowé dzejanié człowieka. Cos na gwës. Jak bë nie wzerac, temperatura rosce, a to cygnie rost wielotë wódë w morzach. W Bółce téż. Niejedny gódają, że ó 1-2 mm na rok. Co to óznóczó dló Łebë? Jiwer do, może jesz nie dzysó, a za 30-50 lat. Sami so pórechujta! Wióldżi dzél Łebë leżi leno 1-1,5 m nad rówizną morza. Czej przińdze sztorëm a zasztopuje wóda w rzéce, a jesz co dopchó, może bëc groźno, ósoblëwie, czej taczé wiodro badze dérowało dłëżi i wóda z jezór Łebsczégö a Sórbsczé-gó nie mdze mia gdze jic... Nawet Wejerów zómk mógłbë miec ful buksë. Në, w na czerwińcową sobóta wiodro mielë më pëszné, a kawa z kucha u Płotczi tak szmaka, że czôrné mëslë szłë gdzes précz. P.D. Tekst pôwstôł ôbczas pôtkaniów dlô piszącëch pô kaszëb-skii w Łebie, jaczé ôstałë udëtköwionéprzez Minysterstwô Bënowëch Sprôw i Administracje. SÉWNIK 2019 / POMERANIA / 27 Öd lewi: Rafôł Göłąbk i Bartłomień Czaplicczi. DRADŻIJAZËK Z DR. HAB. BARTŁOMIENIA CZAPLICCZIM I DR. RAFALA GÔLĄBKA GÔDÓMË Ö LATNY SZKÖLE KASZËBSCZÉGÖ JAZËKAI REDOSCË Z GÔDANIÔ PÖ KASZËBSKU. SZUKÓMË TÉŻ ÖDPÖWIEDZË NA PËTANIÉ „AZACZIM?". „Pomerania": Jesta drëdżi rôz bëtnikama Latny Szköłë Kaszëbsczégö Jazëka. Skądka wa sa ö ni dowiedzelë i za czim jesta wrócëlë? Bartłomień Czaplicczi: Jô sa doznôł ö ti szköle öd mojego drëcha, chtëren béł tu trzë lata temu. Jemu sa baro tu widzało i zachacywôł mie, żebë jô téż przëjachôł. Rafôł Göłąbk: A mie ö ni rzekł Bartk. Kaszëbsczim jazëka jô sa interesowôł ju wiele lat, ale bëło to blós taczé hobby. Felowalo mie równak kontaktu z kaszëbizną, bö we Warszawie nie je ö to letkô. Czedë jem sa dowiedzôl, że möga przëjachac na Latną Szkoła Kaszëbsczégô Jazëka, dorazu jem sa zdecydowôł. „P": Dlô Cebie, Bartk, jak jem sa ju doznôł, kaszëbi-zna nie je blós hobby. BC: Baro mie czekawi kaszëbsczi zwaköwi system i fo-nologiczné procesë, jaczé sa môcno apartnią öd pôl-sczich. Nadzwëköwö bökadny i snôżi je przédno samözwaköwi system. „P": Na co dzeń jes jazëköznajôrza i robisz na War-szawsczim Uniwersytece. BC: Jo. Zajimóm sa fönetiką i fonologią. Badérëja jazëczi téż akusticzno. Nagriwôł jem i analizowôł östatno kurpiowską gwara, a terô jô bë chcôł sa zając kaszëbsczim 28 / POMERANIA/WRZESIEŃ2019 jazëka, ösoblëwie fönologicznyma procesama, jaczé apartnią kaszëbizna öd pölaszëznë. „P": Rafôł, a twöje nôuköwé badérowania są zrzeszone przédno z anielsczim jazëka? RG: Jem z wësztôłceniô anglistą i robią na Uniwersytece w Radomiu. Dodôwkôwô ucza w liceum anielsczégô jazëka. Kaszëbsczi - jak jô ju rzekł - to dlô mie barżi hobby, ale móm ju napisóné jeden articzel po anielsku ö kaszëbiznie. Żelë jidze ö möje nôuköwé badéro wania, to są one zrzeszone przédno z socjolingwistiką. „P": Łońsczćgo roku jesta chödzëlë na iiczbë kaszëb-sczégö dlô pôczątkującëch. Szło warna baro dobrze, ösoblëwie pisanie. Latoś jô mógł zdrzec na waji pökrok w karnie dlô zaawansowónëch i zdôwô mie sa, że chutkó jidze wama nóuka. To znaczi, że kaszëbsczi nie je dradżi dlô znajôrzów jazëków? BC: Nié, je prawie ôpak. Jesmë zadzëwöwóny trudnoscą. Pö pierszé, pisënk je dradżi, a pô drëdżé, apartnoscë midzë fönologicznyma systemama nie są letczé do wëuczeniô. Nôwôżniészé je wedle mie przełómanié pöczątköwëch jiwrów, pöznanié spödlowëch wskôzów. Pózni jidze kąsk lżi. Pamiatóm, że na zôczątku nie rozmiôł jem wnet nick z kaszëbsczégö, terô jem w sztadze zrozmiec wszëtkö, chôc jesz nié do kuńca dôwóm so rada z gôdanim. naje kôrbiónczi „P": Rafôł kôrbi pö najému jak „stôri Kaszëba". Jes sa ucził w czasu, jaczi minął midzë lońską a łatosą Latną Szkołą? RG: Jô miôł stara wiele słëchac pö kaszëbsku: platczi, radio, spiéwë... Z gôdanim bëło görzi, bö ni móm taczi môżlëwötë. A prawie gôdka je dlô mie nôwôżniészô. Chca rozmieć pisać, ale równak w pierszi rédze mëszla ö kömuniköwanim sa pö kaszëbsku. A żelë chödzy ö trudność tegö jazëka, to musza pöcwierdzëc - to baro dradżi jazëk. Jô ökróm tegö, że dobrze znóm anielsczi, dosc roz-mieja téż wagersczi i słowacczi. I musza rzeknąc, że wiele lżi jidze mie wëmöwa pö słowacku jak pö kaszëbsku. Ösoblëwie kaszëbsczé samözwaczi nie są prosté do wëpöwiôdaniô przez Pölôchów. Wedle mie nawetka wagersczi, chöc je baro dradżi, mô lżészą wëmöwa jak kaszëbizna. Do te dochödzy jesz apartnô słowizna... Ni miôł jem chudzy swiądë, że kaszëbsczi je jaż tak dradżi. BC: Lepszé pöznanié kaszëbiznë do częsta skuńczeło moje wątplëwöscë co do jazëköwégö statusu. Jeżlë chtos gôdô, że je to dialekt abö gwara pölsczégö, nijak ni mô prôwdë. Je baro wiele apartnosców, fönologicznëch procesów, jaczé pöcwierdzywają jazëköwi status kaszëbsczégö. RG: Ösoblëwie je to widzec, jak sa pôznôwô lëteracką kaszëbizna, barżi zaawansowóné tekstë... Mëszla, że dlô wikszoscë Pôlôchów są öne czësto niezrozmiałé. Môże dałobë sa zrozmiec słowa i zdania na baro spödlowi ró-wiznie, ale tak je téż w przëtrôfku jinëch słowiańsczich jaZëków. Wezmë na to słowacczégö, jaczi wedle mie bë béł dlô Pölôchów kąsk lżészi jak kaszëbsczi. BC: Latnô Szkoła to równak nié leno póznôwanié jazëka. Baro mie sa widzy téż pöznôwanié kulturë, rozmajitëch lëdzy, zwëków. Te wëjazdë są baro czekawé. I wôrt jesz pödczorchnąc, że tak łoni, jak i latoś fejn sa czëjemë w karnie uczastników. Jesmë ród z taczégô cepłégö przëjacô. „P": Niejedny wiera wama zôzdroszczą, że tak chiitkö wama jidze nôuka. Kąsk jesta narzékelë, że kaszëbsczi je dradżim jazëka, ale równak wikszosc lëdzy muszi sa gö uczëc wiele dłëżi jak wa. Waje badérowania i znajomość jinëch jazëków na gwës pömôgają. BC: To prôwda. Znającë jaczés öglowé wskôzë, procesë, chócle te, jaczé mómë w pölsczim jazëku, je lżi zrozmiec niejedne sprawë, co wëstapują w kaszëbsczim. „P": Pöwiédz jesz, Bartk, ö swöjich planach zrze-szonëch z kaszëbizną. BC: Robią prawie nagrania, bö bada chcôł zbadérowac jazëköwi system. Nie je to prosto sprawa, bó kaszëbsczi mô wiele ödmianów i ni möga opisać gó jakno całoscë. „P": Zajimôł sa tim m.jin. Lechösłôw Jocz... BC: Wiém, pöznôł jem go... Wedle mie je tu wiôldżé pole do badérowaniów, ósoblëwie akusticznëch. „P": I jesz chca zadać pëtanié, jaczé czasto czëja öd Kaszëbów, co mëszlą nad tim, czë zapisać swöje dzecë na uczbë kaszëbsczégö jazëka: „Ale za czim?". Bartkowi to jesz sa möże jakös przëdac w badérowaniach, ale co badze z tegö miôł Rafôł? Dlôcze chcesz rozmieć gadać pö kaszëbsku? RG: Bo baro lubią gadać w cëzëch jazëkach, a kaszëbsczi to baro snôżi jazëk. Dôwô mie to wiele redoscë. Widzy mie sa téż waja kultura. Pököchôł jem wszëtkö, co je sparłaczoné z kaszëbizną. BC: I na gwës je wôrt miec stara ö kaszëbsczi jazëk i kulturową spôdköwizna, uczëc tegö w szkole i miec w uwô-żanim. Mało je w Polsce spôlëznów, co mają apartny jazëk i kultura. RG: Zdôwô mie sa, że wiele Kaszëbów za mało mô uwô-żaniô do swöjégö jazëka, kulturë i rodë. A doch to je jeden z nôpiakniészich regionów w Polsce. GÔDÔŁ DARK MAJKÖWSCZI Errata ....................................................................................................................................................... W letnim numerze „Pomeranii" w tekście Rajmunda Głembina pt. „Pierwsza Komunia Święta" w podpisie ilustracji znajdującej się na stronie 20 pomylono patronów chwaszczyńskiej parafii. Powinno być Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. Czytelników i Autora za błąd przepraszamy. SÉWNIK2019 / POMERANIA / 29 Tacewnô pözwa „Kaszub", to je Zbigórz Talewsczi w papiorach SB Czej ju piszemë ó sytuacji, w jaczi dzejało w ósmëdzesątëch latach uszłégô stolata Kaszëbskó-Pómór-sczé Zrzeszenie, wôrt zazdrzec na sztërk do cekawégö dokumentu zrëchtowónégö w III Departamen-ce Minysterstwa Bënowëch Spra-wów (MBS). Pöwstôł ön w séwniku 1984 r. a zamkłi béł w nim ösoblëwi öbrôz dzejów kaszëbsczi rësznotë. Wëchôdało z niegö przede wszët-czim to, że dzejnota KPZ nie służą interesom pôlsczégö państwa. Wedle warszawsczégö przédnictwa SB państwowe wëszëznë pöpiérałë Zrzeszenie, ale nimó to organizacjo ta pótapia wprowôdzenié w Polsce wöjnowégö stanu. III Wëdzél MBS bél téż dbë, że nie je wôrt popierać KPZ ani póliticzno, ani finansowo, temu téż bédowôł, żebë nie dawać mu niżódnëch dëtków z Wëdzélu Kulturę i Kunsztu Wöjewódzczé-gô Urzadu we Gduńsku. Podług wiédzë esbecczi centrale na Gduń-sczim Uniwersytece powstało karno uczałëch, co miało nibë rozkósce-rzac pôzdrzatk, że Kaszëbi są apart-nym nóroda, a kaszëbizna - jazëka, a nié gwarą. Wedle przédników pöliticzny policje Lëdowi Pôlsczi KPZ chcało stwörzëc na Pömörzim kaszëbską mniészëzna, z czegö na zycher pöżëtk mielëbë Niemcë, bö to prawie oni i jich uczałi tego chcelë. Tak tej dzejnota Zrzeszenié-gö spartaczono bëła nibë z zagrôżbą dlô interesów pölsczégô państwa i mögła bëc przëczëną rozmajitëch szkôdów dlô niegö. Ökróm tegö w organizacji ti wëstapöwac miôł klerikalizm i procëmkómunysticz-nô öpözycjô. Czemu miało służëc stworzenie dokumentu, z chtërnégö wëchôda-ło, że dzejnota KPZ je szködlëwô dlô Pölsczi? Tak sa skłôdô, że jegö adresata miôł bëc minyster kulturę i kunsztu, chtërnym béł tedë prof. Kadzmierz Żigulsczi. Na zycher przédnictwu III Departamentu MBS zanôlégało na tim, żebë öbrzëdzëc temu minystrowi kaszëbską organizacja i żebë czasa resortowi kulturë i kunsztu nie wnëkało do głowë pomagać KPZ pöliticzno abö dëtkôwö. Chödzëło tedë przede wszëtczim ö to, bë jak nôbarżi zaszködzëc Zrzeszeniému i sprawie, żebë kaszëbsczim dze-jarzóm bëło jesz cażi dzejac. Jakó bëła reakcjô prof. Żigulsczégó na wiadła udostóné öd przédnictwa SB, nie wiém, ale widzec je, że lë-chi öbrôz kaszëbsczi rësznotë trafił ze Gduńska i jinszich pömörsczich östrzódków jaż do warszawsczich rządowëch gabinetów. Przë leżno-scë wôrt jesz zwrócëc uwôga na to, że dokument zrëchtowóny dlô minystra kulturę przez III Wëdzél MBS pówstôł w séwniku 1984 r., to je w tim samim czasu, czej za-czałë sa jiwrë Zbigörza Talewsczé-gö w Słëpsku. Nié do kuńca wierzą, żebë béł to blós przëtrôfk. Môżlëwé je, że wëszëznë kómunysticzny partie i czerowónégö przez nia państwa udbałë so przeprowadzëc w tim czasu jakąs procëmkaszëbską „akcja". Na zycher wôrt je ta sprawa późni lepi zbadérowac. Chcemë le wrócëc dejade do przédnégó bohatera naszego dokazu, to je do Talewsczégó, czerëjącégö słëpsczim parta KPZ w ósmëdzesątëch latach uszłégö wieku. Jak ju wiémë, w 1985 r. béł ón wëcmanim z jinszima kaszëb-skö-pömórsczima dzejarzama ze słëpsczi óbeńde rozprôcowiwóny przez henëtną SB w óbrëmienim sprawë öperacjowégö sprôwdze-niô ó tacewny pozwie „Kaszubi". W tegö zortu sprawie chódzëło ó to, bë ugwësnic sa, czë krëjamno dozéróny „figurancë" pó prôwdze zajimają sa wrodżim i procëm-państwówim dzejanim, temu téż nie bëło möżno prowadzëc ji za długó. Wedle instrukcje z 1970 r., jaką w swój i robóce czerowelë sa tej esbecë, w przëtrôfku, czejbë wiadło o wrodżim dzejanim jaczis ósobë czë karna nie bëło pócwierdzoné, sprawa musz bëło zakuńczec, a ji akta dac do archiwum. Równak czejbë sa ókózało, że jakôs zagrôżba dló państwa wedle SB pó prówdze jistnieje, tedë musz bëło rozprôco-wanié prowadzëc dali jakno ópera-cjową sprawa jinszégó zortu. Pódług zrëchtowóny 23 rujana 1985 r. w Wöjewódzczim Urządzę Bënowëch Sprawów w Słëpsku Analizë materiałów uzebrónëch w s[prawie] öfperacjowégö] s[prôw-dzeniô] „Kaszubizagrôżba, z jaką miało bëc sparłaczoné dzejanié Zbigórza Talewsczégó i jinëch dze-jarzów KPZ ze słëpsczégó województwa, ósta wedle pózdrzatku SB pócwierdzonó. Wëchódac to miało ' Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił autór. 30 / POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 kaszëbiw prl-u midzë jinszima z tegö, że w dzej-noce Zrzeszeniégö felało zgrôwë do tegö, bë łączëc strzodowiszcze, a widzec bëło za to antagonizowanie katolëcczich Kaszëbów z lëdzama, co przëszlë na ta zemia z jinszich strón. Temu téż autór esbecczégö dokumentu doszedł do swiądë, bë ö lëchi pôliticzny dzejnoce partów KPZ w obeńdze słëpsczégô województwa powiadomić wôjewódzczé wëszëznë póliticzné ë administracjowé. Na zy-cher w pierszi rédze chödzëło tuwö ö Wöjewódzczi Kômitet Pölsczi Zjednóny Robötniczi Partie, a do-piérkii na drëdżim placu bëłë jinszé institucje, na przëmiar Wójewódzczi Urząd. Bëło to tipôwé dlô tegô, jak pö prôwdze fąksnérowało publiczne żëcé w Lëdowi Pölsce. Kö doch to państwowe institucje słëchałë nëch partiowëch, a nié öpaczno. Tak tej wiadła ö wszëtczich „grzechach" kaszëbskö-pömörsczich dzejarzów trafie miałë do przédników kömu-nysticzny partie i pösłësznëch ji państwowëch urzadów województwa, a stądka möże i nawetka dali. Drëgą udbą zamkłą w nadczid-niati analizę bëła ta, żebë dzejnota KPZ dali krëjamno rozprôcowiwac w öbrëmienim obiektowi sprawë ö kriptonimie „Muzy". Tak sa skłôdô, że ji akt ni ma w archiwum Institu-tu Nôrodny Pamiacë, przez co ni mómë terô wiédzë, jaczé materiale na téma KPZ slëpskô bezpieka tam zebra. Na spódlim tacewny pözwë „Muzy" möżemë dzysô duńc do swiądë, że sprawa ta w pierszi ré-dze tikała sa krëjamnégö dozéraniô lëdzy i karnów, co w słëpsczim regionie zajimelë sa kulturą i kuńszta. Tak tej sprawë kaszëbsczé bëłë na gwës blós wëjimka z tegö, co zamkłé belo w ji aktach. Wôrt pódsztrich-nąc przë ti leżnoscë téż to, że ópe-racjowé sprawë ö pödobnëch krip- 'Mwn WHB 2vwv&cio vO V jpof wwśöjof MAK Uctn,c i *ItwH, ł s7^e\vctn.NA.v\cX1 -j Cv.^^ćvv Ci ja»N i eiu>,v vicvr CIIA vsł^eiNt'j^vvÖci fcsoJj. wp-tjs-' VVCV 3KX< v"t" o.O l "H*r j>|?oV ca« \*v4wv. ^vO}Vv»J€ -.o^nTc' e*cći©-v\< | cr^<- »pr«vwfcj ^ kKłWwŁ,*1 ^>vWwvv(t€lAV<ł- a V e ą,(tVoavA, pvopo-vi<-y*ę : fitĄ-łbgo cx,i d w l'M ^X>v fc>»ę»vt*r! "Ji'"* z ąJ Ą>*><&€*&*<>.i 2 VV<»- WÖj'. «£( Vv^ł voT«N l>tyvCtTyc y>v*v-.-tC»-vivv^\M>v , 58*73 tonimach („Muza") prowôdzoné bëłë przez całé ösmëdzesąté lata XX wieku w jinszich urzadach bë-nowëch sprawów w Polsce, a na-mienioné bëłë öne prawie roz-prôcowiwaniémii utwórców i strzo-dowiszczów ze świata kulturę i kuńsztu w jich obeńdach. Z archiwalnëch materiałów bez-pieczi wëchôdô, że öperacjową sprawą „Muzy" ôbjati mielë bëc dzejarze KPZ bez Talewsczégó, bô dlô niego stworzono ósta apartnô sprawa. Dosta ona tacewną pózwa „Kaszub", jako da titel całi rédze mój ich arti-klów. Ëżlë chödzy ô förma krëjam-ny inwigilacje, jaką od tego czasu SB stosowa w ôdniesenim do dôwnégö przédnika Wöjewódzczi Radzëznë PRNÖ2, to béł to ewidencjowi kwestionariusz. Pôd tim miona tacy sa zort öperacjowi sprawë, jakô bëła prowôdzonô procëm lëdzóm, chtër-ny czedës bëlë kôróny abó bëlë obwiniony ö jakąś procempaństwową dzejnota. Ökróm tegö rozprôco-wiwóny na ten ôrt bëlë téż lëdze, chtërnëch na spödlim jich postawów i pözdrzatków mógł pösądzëc ö to, że w pasownëch jeleżnoscach mógą wząc sa za dzejanié procëm Lëdowi Pólsce, zwóné przez SB „wrodżim". Céla prowadzeniô ewi-dencjowégö kwestionariusza bëło taczé krëjamné dozéranié figuran-ta, żebë bezpieka zwëska richtich wiédza ö jegó żëcym, dzejnoce ë pözdrzatkach i żebë, w przëtrôfku, jakbë to bëło nót, nie dopuscëc do tegô, żebë sa za jakąś wrogą robota wzął. Z tego, że SB założa na Zbi-görza Talewsczégö prawie ewidencjowi kwestionariusz, a nić sprawa öperacjowégö rozprôcowaniô, wë-chôdô, że jegó dzejanié nie bëło óbtaksowóné jakno mócno niebezpieczne dlô państwa, ale wëszëznë bëłë dbë, że lepi na niego ópaso-wac i przëzerac sa temu, co robi. Wôrt jesz w tim môlu nadczidnąc, że rozprôcowiwanié w formie ewi-dencjowégó kwestionariusza mogło bëc prowôdzoné abó dërch na okrągło, abó téż leno tej-sej, żebë blós na jaczis czas skontrolować żëcé i dzejnota figuranta. To, na jaczi ort człowiek béł krëjamno dozéróny, zanôlégało przede wszëtczim ód tegó, jak fónkcjonariusze bezpieczi óbtaksëją jego postawa i zachowanie. Do lepińca 1985 r., to je w czasu, czej nasz bohater béł inwigilo-wóny jesz w öbrëmienim sprawë o kriptonimie „Kaszubi", esbecë wëzwëskiwelë procëm niemu trzë swóje ösobówé zdrzódła wiadłów (w tim dwuch krëjamnëch wespół-robötników) i tak pózwóné w jich słowiznie „W"3, to je kontrola do-stówónëch i pisónëch przez niego lëstów. SŁOWK FORMELLA* Autór je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczego partu Institutu Nôrodny Pamiacë. 2 PRNÖ - Patrioticznô Rësznota Nôrodny Ödrodë (pöl. Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego; PRON). Określenie to wzało sa öd pôzwë „W", chtërną öznôcziwóné bëłë w urzadach bënowëch sprawów wëdzéle, co zajimałë sa pra- wie przezeranim a kontrolą korespondencje rozprôcowiwónëch lëdzy. SÉWNIK 2019 / POMERANIA / 31 JAK W GDAŃSKIEJ STOCZNI „REMONTOWA" PRZEBUDOWANO PLATFORMĘ Platforma Petrobaltic podczas próby przechyłów. Przez ponad 2 lata była nieodłącznym elementem krajobrazu gdańskiej wyspy Ostrów. Doskonale widoczna od strony Śródmieścia, Letnicy, Stogów, a także z innych, wyżej położonych dzielnic Gdańska. Mowa o platformie należącej do spółki Lotos Petrobaltic, której przebudowa zakończyła się pod koniec sierpnia br. w Gdańskiej Stoczni „Remontowa" im. Józefa Piłsudskiego. Jednostkę przekształcono w Morskie Centrum Produkcyjne - Morską Kopalnię Ropy i Gazu. Jeszcze we wrześniu zostanie ona przeholowana na swoje miejsce docelowe na złożu B8 w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej na Morzu Bałtyckim. Złoże B8, odkryte w roku 1983, położone jest w rejonie koncesyjnym Łeba, w odległości ok. 70 km na północ od Jastarni. Produkcja ze złoża ropy naftowej i towarzyszącego jej gazu ziemnego rozpoczęła się tam 30 września 2015 r., a pierwszy tankowiec z ropą z tego złoża przybił do portu w drugiej połowie grudnia tego roku. Potencjał wydobywczy złoża B8 szacuje się na 3,6 min ton ropy naftowej oraz 432 min metrów sześć. gazu. Szacowana roczna produkcja wynosi ok. 250 tys. ton ropy naftowej. Gaz ziemny towarzyszący ropie naftowej wydobywanej z dna Morza Bałtyckiego po osuszeniu i sprężeniu, w postaci tzw. fazy gęstej, czyli zawiesiny węglowodorów w gazie suchym, dostarczany jest (wybudowanym w 2018 r.) podmorskim gazociągiem do stacji separacji gazu znajdującej się na terenie elektrociepłowni we Władysławowie, gdzie docelowo wykorzystuje się go do produkcji energii dla miasta. Gazociąg ma 82,5 km długości, a jego średnica wynosi 115 mm. Przebiega na różnych głęboko- 32 / POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 bliżej morza mm ściach, od kilku metrów bliżej brzegu - do blisko 90 w sąsiedztwie platformy. Ciśnienie płynącego w nim gazu dochodzi do 13 MPa. Warto podkreślić, że przy budowie gazociągu brał udział zmodernizowany w 2018 r. również w Gdańskiej Stoczni „Remontowa" statek Sylur, który obecnie może pełnić rolę jednostki serwisowej, ratowniczej, badawczej lub specjalistycznej - nie tylko przy pracach związanych z obsługą platform na Bałtyku, ale również przy instalacjach hydrotechnicznych takich, jak rurociągi czy farmy wiatrowe. Przebudowana w „Remontowej" platforma Petrobaltic będzie ważnym ogniwem w dywersyfikacji źródeł dostaw ropy naftowej dla Grupy Kapitałowej Lotos S.A., a tym samym wpłynie na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Po raz pierwszy ta platforma została zadokowana w Gdańskiej Stoczni „Remontowa" na początku 2017 r. To piętnasta tego typu jednostka przebudowywana w tej gdańskiej stoczni. Z uwagi na konstrukcję platformy -nogi nie chowają się w pontonie (podstawa platformy), a wystają poniżej jego dna o 5 metrów - cała operacja wymagała dobrze przemyślanej koncepcji i dużej precyzji przy dokowaniu platformy, do czego wykorzystano barkę półzanurzalną Rem Lift. Początkowy zakres zadań remontowych dotyczył prac stalowych. Wykonano m.in. remont spudcanów, czyli podstaw nóg platformy, oraz modernizację dolnej części kolumn. Platforma została wydokowana dokładnie po 5 miesiącach - w czerwcu. Dalsze prace miały być wykonywane już w jednej z państwowych stoczni w Gdyni. Planu nie udało się zrealizować, i po kilku miesiącach przestoju, 11 października platforma Petrobaltic ponownie wpłynęła do „Remontowej" na dokończenie prac, które ostatecznie pozwoliły na eksploatację jednostki na morzu. Po powrocie na wyspę Ostrów (siedziba Gdańskiej Stoczni „Remontowa") prace polegały na dokończeniu montażu fundamentów pod moduły, montażu konstrukcji i wyposażeniu flary, czyli części, w której spalany jest gaz ziemny wydobywany wraz z ropą naftową. W zakresie prac był również remont podpór pod nadbudówkę i wyposażenie całego pontonu w części wodnej, łącznie z siłownią, fundamentami, rurociągami w pontonie i na pokładzie. Kolejny etap polegał na integracji wszystkich części, podłączeniu i w dalszych etapach przetestowaniu całej wieży. Przebudowa, pod kątem technicznym, była dla stoczniowców kolejnym wyzwaniem. Same moduły jednostki ważą po 400-600 ton, przez co proces ich nasuwania był skomplikowany i wymagał zastosowania specjalistycznego sprzętu i wykwalifikowanych pracowników z doświadczeniem. Nieocenionym wsparciem podczas operacji transportowych i montażu kluczowych konstrukcji był należący do „Remontowej" pływający żuraw REM-220. Kluczową dla całego przedsięwzięcia była operacja nasuwania i montażu na pokładzie platformy czterech potężnych modułów o wadze kilkuset ton każdy - systemu separacji ropy naftowej, systemu sprężania i eksportu gazu, systemu zatłaczania wody do złoża oraz systemu energetycznego, którego sercem jest turbogenerator wykorzystujący odseparowany gaz jako paliwo do zasilania platformy. Kolejnym elementem był montaż podpory pod moduł mieszkalny oraz spalarki gazów, czyli flary. Następnie kanałem portowym, przy użyciu barek, z ogromną precyzją przetransportowano moduł mieszkalny z lądowiskiem dla śmigłowców o wadze ok. 550 ton. Równie skomplikowaną operacją było posadowienie potem modułu na platformie. Przebudowa takiej platformy to zadanie wymagające technologicznie. Mała powierzchnia kadłuba przy wysokiej konstrukcji i związane z tym położenie środka ciężkości platformy sprawiają, że wiele operacji technicznych nie mogło być prowadzonych jednocześnie. Kolejną trudność stanowiły ograniczone możliwości transportowe. Jako że platforma nie była przycumowana do nabrzeża, lecz z uwagi na swoją konstrukcję była od niego odsunięta o blisko 15 m, trzeba było zapewnić na czas przebudowy odpowiedni dostęp do obiektu. Wspomniałem o wykwalifikowanej kadrze, na którą składali się zarówno pracownicy Gdańskiej Stoczni „Remontowa", jak i spółki Lotos Petrobaltic. W tym gronie byli m.in. absolwenci Wydziału Wiertnictwa Nafty i Gazu Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, która szkoli inżynierów w zakresie górnictwa naftowego, szeroko pojętego wiertnictwa, eksploatacji otworowej i gazownictwa ziemnego. Jak widać, przemysł wydobywczy związany jest także z penetracją dna Bałtyku, dlatego AGH współpracuje od lat z firmą Lotos Petrobaltic, która od blisko 40 lat samodzielnie prowadzi pełną obsługę logistyczną, zarówno morską jak i lotniczą, własnych platform wiertniczych i eksploatacyjnych pracujących na obszarze Morza Bałtyckiego. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI SÉWNIK 2019 / POMERANIA / 33 gdańsk mniej znany JESZCZE PIĘKNIEJSZY- KOŚCIÓŁ ŚW.JANA Odwiedzaliśmy wspólnie kościół św. Jana w Gdańsku pięć lat temu (wrzesień 2014). Od tego czasu w ramach projektu rewaloryzacji i adaptacji kościoła na Centrum św. Jana wiele się tutaj zmieniło. Wnętrze zaskakuje i zachwyca. \ OCALONE SKARBY Już od progu widzimy niemalże gotowe organy boczne z 1761. W czasie II wojny światowej ich prospekt, czyli drewniana część, został zdemontowany przez niemieckich konserwatorów zabytków i zabezpieczony w magazynach konserwatorskich. To, co ocalało, wróciło na swoje pierwotne miejsce po ponad 70 latach! Drewniany prospekt autorstwa osiemnastowiecznego mistrza Johanna Heinricha Meissnera już można podziwiać. Wieńczy go figura św. Jana. Obecnie trwa montowanie 30-głosowego instrumentu, który został odtworzony na podstawie pierwotnego przy użyciu takich samych technik i materiałów. Ten proces ma trwać do końca roku. Organy wykonuje firma Orgelbau Schuma-cher z Belgii i SLJ Budowa Organów Szymon Lech Januszkiewicz. W PEŁNEJ KRASIE Kolejnym zaskoczeniem efektu rewaloryzacji wnętrza jest empora, czyli balkon ciągnący się wzdłuż południowej ściany kościoła. To typowy element wyposażenia świątyni protestanckiej, a taką był kościół św. Jana od 1559 do 1945 roku. Empora pochodzi z XVII wieku i ma aż 36 metrów długości. Tak jak prospekt organowy czekała w składnicy konserwatorskiej na powrót do świątyni. Szczęśliwie ocalała aż w 90%! Oczy cieszą zachowane obrazy ze scenami biblijnymi oraz kilkadziesiąt rzeźb zdobiących balustradę. Możemy tu dostrzec Adama i Ewę, proroków, apostołów i oczywiście patrona świątyni Jana Chrzciciela. KAMIENNA DUMA Choć wyjątkowy kamienny ołtarz główny można było podziwiać w kościele od dawna, jednak dopiero teraz wygląda tak jak w 1612 roku, kiedy został ukończony przez gdańskiego rzeźbiarza Abrahama van den Błocka. W ramach ostatnich zabiegów przeanalizowano każdy milimetr 12-metrowego monumentu, aby odnaleźć ślady polichromii i złoceń. Przywrócono pierwotne czerwone, szare i czarne barwy. Postacie ukazane na płaskorzeźbach widać bardzo wyraźnie, pięknie wyróżniają się delikatne złocenia ich włosów czy szat. Odsłonięcie ołtarza w maju tego roku było wyjątkowym wydarzeniem, na którym zebrało się kilkaset osób. Kamienny ołtarz jest fenomenem sztuki sakralnej na skalę europejską. BAPTYSTERIUM Cennym obiektem w świątyni jest również chrzcielnica z 1669 roku. Zobaczymy ją, udając się do lewego narożnika prezbiterium. Od chrzcielnicy oddziela nas przepiękne ogrodzenie, czyli bogato ozdobiona krata. Każdy z dziewięciu segmentów wyróżnia się owalnym kartuszem z reliefem i napisem. Motywem przewodnim jest tutaj serce. Płaskorzeźby w prosty sposób tłumaczą symbolikę chrztu. Zostały zaczerpnięte z siedemnastowiecznego dzieła Daniela Cramera, ojca pastora kościoła św. Jana. Obok symbolicznych obrazów znajdują się również łacińskie napisy, na przykład Siti-bundis flumina vita (Spragnionym rzeki życia). Świątynię można zwiedzać od poniedziałku do niedzieli od 10.00 do 18.00, prócz niedzielnych mszy o 9.30 i 12.00. Do końca września na gości czeka przewodnik. Zwiedzanie jest bezpłatne. MARTA SZAGŻDOWICZ 34 / POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 34 EDUKACYJNY DODÔWK DO„PÖMERANII", NR 7 (129), SÉWNIK 2019 Ą iaa t f J4,, > y-^1 EDUKACYJNY DODÔWK DO„PÖMERANII", NR 7 (129), SÉWNIK 2019 Hęaiafaga Malënk: J. Koźlarska W kla&a Apôdleczny ôzkôtë (2 gjödzënë iiczböwé) i V mör&czich rëbach i jich królu w bojce „Czemu bcuitha tak dzywiw wëzdizi?" Céle uczbë Szköłownik: • utrwaliwô słowizna spartaczoną z mörza: sztrąd, wik, pört, Bôłt, Hél i spartaczoną z wëzdrzatka rëbë: ôgón, pësk, naribk, krzéle, a téż znaczenie słowa miónczi • wié, jak wëzdrzą rëbë nôczascy pötikóné w Bôłce, potrafi je rozpoznać i nazwać: bańtczi, łosose, mutczi, płotczi, pômuchle, sandrë, sledze, szczëczi, wagórze • pöznôwô i rozmieje bójka Czemu bańtka tak dzywno wëzdrzi? • rozmieje öpisac wëzdrzatk bańtczi • robi czwiczenia w gôdce (dialodżi): Chto/ co jó jem fnp. slédz, bańtka], Jó jem jaką? (długą) rëbą. Jô jem ôd ce... - wëższi stąpień znanköwnika (dłëgszi, wiakszi) itp. • zamieniô jistniczi w wielny liczbie na pojedinczą lëczba i odwrotnie. Metodë robötë • robota nad znaczenim wëbrónëch wërazów (metoda „pôkôż, co to je" i „domësli sa znaczenia na spôdlim kontekstu") • czwiczenia w słëchanim w trzech dzélach: nôrëchli słowarzowé czwiczenia przed słëchanim, gôdka ô tim, co sa rozmieje intuicyjno öb czas słëchaniô tekstu, zrozmienié przez pôdrobné pętania szkolnego • gra „Miónczi" • gra „Rëba" Didakticzné pomoce • kórta do grë „Rëba" (Dodôwk) • kóstczi do granió • ôdjimczi abö malënczi mörsczich rëbów (szkolny mó za zadanie nalezc a przërëchtowac na uczba ödjimczi rëbów z Internetu abó ksążków) • kószik • tekst bójczi pt. Czemu bańtka tak dzywno wëzdrzi? (http://www.akademiabajkikaszubskiej.pI/bajki/l) dló köżdégô ucznia • krédczi • pluszewô rëba • tófla CYG UCZBË Wstapné ogniwo Czwiczenié 1. Gra „Rëba". Szkolny prosy uczniów, cobë dobrelë sa w pôrë i sadlë naprocëm sebie. Köżdô pôra dostówó kostka do grë i kórta do grë w „Rëba" (Dodôwk). Szkolny óbjasniwó zasadë grë: Pôra muszi jak nôchutczi nacéchöwac całq rëba. Rëba mô 12 partów cała. Kôżdô czasc je oznaczono numra z kóstczi do grë i kôżdô czasc muszi bëc nacéchôwónô osobno. Numer 6 z kóstczi to je naribk i grócz muszi aż sztërë razë wërzëcëc 6, ógón - dwa razë 5, jedno 3 to je oko, a jak wërzucy sa drëdżi róz 3, tej möże nacéchöwac pësk, jedno 4 to je krze! na krzebce, drëdżi 4 to krzél na brzëchu. Szkôłownicë w porach muszq szmërgac kostką na zmiana. Bë zacząc, muszą nôprzódk wërzëcëc 2 - to je brzëch (bó na nim môże nacéchôwac krzéle, ógón i naribk) i do niegô môże docéchôwac głowa (jak wërzucy sa 1). Cobë nacéchôwac ôkô abó pësk, muszi nôprzódk wërzëcëc 1 (bez głowë ni möże bëc oka ani gabë). NAJÔ UCZBA, NUMER 7 (129), DODÔWK DO„PÔMERANII" III KLASA SPÖDLECZNY SZKÓŁË Dzéle rëbë: 1. głowa 3. ôkö 2. brzëch abö pësk 4. krzél na krzebce i na brzëchu 5. ögón Zdrzódło: publicdomainvectors.org 6. naribk Zdrzódło: publicdomainvectors.org Za kôżdi dzél rëbë dostóniesz 1 pónkt. Pôra, chtërna pierszô nacechuje całq rëba, głosno wôłô: Rëba! Tej wszëtczé karna öprzestają grac i rechują pónktë: dobiwcë dostôwają 12 pónktów, a reszta tëlé pónktów, kuli czascy rëbë udało sa nacéchôwac. Czwiczenié 2. Kôrbiónka ö rëbach. Szkólny kôrbi ze szkölôkama ö rëbach. Co to je? [Szkólny pökazëje öbrôzczi rëbów - bańtczi, ło-sosa, mutczi, ptotczi, pömuchla, sandrë, sledza, szczëczi, wagörza i nazéwô je]. Jakô je ta rëba? [Szkólny pisze na tôflë: Öna je môłô/ wiôlgô/ krótkô/ długô/ wiesołô/ smutnô/ grëbô/ chudô/ piaknô/ brzëdkô]. Jaczi je ten wagörz? [Szkólny pisze na tôflë: Ön je mniészi/ wiakszi/ krótszi/ dłëgszi/ wieselszi/ smutniészi/ grëbszi/ chudszi/ piakniészi/ brzëdszi]. Szkólny podaje ucznióm köszik z ödjimkama abö malën-kama rëbów. Wëcygnij jeden ôbrôzk. Przëzdrzë sa na ôbrôzk swôji rëbë. Jakô je ji nazwa? Wëôbrazë so, że të jes rëbą i pôtkôł jes drëgą rëba. Pôgôdôjce ze sobą. A: Witôjże! Jô jem... (łosos, wagórz, slédz, bańtka, płotka...). Kim tëjes? B: Jô jem... (łosos. wagôrz, slédz, bańtka, płotka...). A: Jô jem... (môłq/ wiôlgą/ piakną/ smutną/ wiesołą/ krótką/ długą rëbą). B: Jô jem... (dłëgszi/ wiakszi...) ôd ce. Czwiczenié 3. Gra „Miónczi". Szkólny rôczi szköłowników do grë. Weznijta swôje ôbrôzczi z rëbama i ustawta sa z nima w jedny rédze. Köżdi z was je w grze tą rëbą, jaką mó na óbrózku, i muszi jak nóchutczi dobiec do wëznaczony linie. Chtërna rëba dopłënie pierszô, ta badze króla [dzaka ti grze uczniowie zrozmieją, co öznôczô słowô miónczi]. Pö tëch czwiczeniach szkölôcë wespół ze szkolnym ustaliwają, ó czim mdze uczba. Dzys dnia badze gôdka ô rëbach, jaczé më nôczascy môżemë potkać w Bôłce, i ö tim, jakô rëba je jich króla. Analiticzné ögniwö Czwiczenié 4. Pöznanié bôjczi. Szkólny rôczi szköłowników do sadniacô w kole na tëpichu. Ôpówiém warna pówiôstka ó tim, jak rëbë wëbrałë so króla. Słëchôjta uwôżno, a na kuńc pówiéta mie [tu szkólny zapisëje na tôblëcë]: Czemu bańtka tak dzywno wëzdrzi? Szkólny głosno czëtô bójka: Jednego razu rëbë ze wszëtczich wódów zebrałë sa w Bółce na naradzę. Przeszła jim udba, że lëchö sa dze-je w jich mókrim państwie. Ptôchë mają swöjégô króla. Je nim wiôldżi órzéł, chtëren rozmieje latać wësok nad blónama. Sysczi téż znają swöjégó przédnika, dërgöcą ze strachu przed Iwa na sóm zwak jegó głosu. Nawetka lëdze mają swojego króla. - Leno w naszim wodnym świece jesz dërch nie wiémë, chto je prôwdzëwim rządzëcela - rzekłë. Umëslëłë so i ône wëbrac króla. Pö dłudżich gôdkach i sztridach przeszła jim mësla, że köruna dostónie ta rëba, chtërna wëgraje miónczi z Hélu przez wik do Gduńska. W szeroczi rédze stanałë: sandrë, płotczi, łosose i mutczi, wagórze i szczëczi, pómuchle, sledze i przedstôwcë wszëtczich jinëch zortów. Leno bańtka nie sförtowa. Nie chca leno pierszô doprzińc na mól, le jesz chca udawać wiólgą panią i zadzëwöwac reszta. Równak óni nie żdelë na zaóstającą i naczalë góńba na czas. Czej bańtka przëbëła na start, wszëtczé rëbë bëłë ju dôw-no w drodze i wnetka pierszô przëpłënała na mól krótko III KLASA SPÖDLECZNY SZKÔŁË gduńsczegó pôrtu. Nasza paradnica bëła tam slédnô. Czej sa dowiedzą, że dobëtnika, a tej i króla rëbów, östôłslédz, z zôzdroscë wëtrzészcza öczë, przëlgna całim cała do gruntu i wëkrzéwia przekasno i z öbrzëgłoscą pëseczk. W nym sztóce spotka ja kara: na wiedno östa ji na brzëd-kô munia. Danuta Pioch, Czemu bańtka tak dzywno wëzdrzi, w: Żëcé codniowé na Kaszëbach. Uczbównik kaszëbsczégô jazëka, Dzél II, Gdańsk 2009, s. 24 [na spödlim: Jerzy Samp, Opowiadanie o flądrze, w: Uczta stulecia. Dawne i nowe legendy gdańskie, wyd. 1, Gdańsk 1994]. Uczniowie ödpöwiôdają na pętania szkolnego: 1. Co miałë zrobić rëbë, żebë ôstac króla? - Dobëc pierszi mól w miónkach z Hélu przez wik do Gduńska. 2. Jaczé rëbë stanałë do miónków? - Sandrë, płotczi, łoso-se i mutczi, wagórze, szczëczi, pómuchle, sledze, bańtka. 3. Chto ôstôł króla rëbów? - Slédz. 4. Dlôcze? - Ön béł pierszi na môlu. 5. Czemu bańtka nie dobëła? - Bańtka chcą udawać wiôlgą panią i zadzëwöwac reszta, i przëbëła na start, czej wszët-czé rëbë bëłë ju dôwno w drodze. 6. Czemu bańtka tak dzywno wëzdrzi? - Czej sa dowiedzą, że króla rëbów östôł slédz, z zôzdroscë wëtrzész-cza öczë, przëlgna całim cała do gruńtu i wëkrzéwia z öbrzëgłoscą pëseczk. Za to spotka ja kara i na wiedno ósta ji na brzëdkô munia. 7. Chto ôstôł króla w waji góńbie? - ... Zapiszta temat uczbë do zesziwków: Ô môrsczich rëbach i jich królu w bójce „Czemu bańtka tak dzywno wëzdrzi?" Czwiczenié 5. Nôuka gramaticzi. Szkolny rozdôwô szköłownikóm kôrta z teksta bôjczi -dlô kôżdégö ucznia jeden tekst. Pódcźorchnij w teksce bójczi nazwë rëbów, jaczé stanałë do miónków. Wëpiszë ich nazwë we wielny lëczbie, a pózni w pöjedinczi lëczbie. Pódzel je na te białgłowsczégô órtu i chłopsczégó órtu. Zamalój rozmajitima farwama krédków jich kunôszczi. Szkólny pitô chatnégô ucznia: Rzeczë, czim sa jinaczi zópis jistników w pójedinczi i wielny lëczbie? - Jistniczi wielny lëczbë mają kunôszczi /, ë, e. Szkólny tłomaczi, że jistniczi chłopsczégö ortu mają we wielny lëczbie kunôszk e, a jistniczi białgłowsczégö ôrtu mają kunôszk / abö ë. Czwiczenié 6. Pödôj rëba... Szkólny rôczi uczniów do sadniacô w köle na tëpichu i wëcygô pluszewą ribka. Szmërgóm tero pluszewą ribką do jednego z was i gódóm nazwa rëbë w pójedinczi lëczbie. Ta osoba, do chtërny jó szmërgóm, mó za zadanie pódac nazwa ti rëbë we wielny lëczbie. Pózni badzeta to robie midzë sobą, a jó bada słëchac, czë dobrze gódóta. Kuńcowe ögniwö Czwiczenié 7. Naklej, podpisze a namaluj! Szkólny rozdôwô szkółownikóm óbrózczi wszëtczich pöznónëch na uczbie rëbów - dlô köżdégô ucznia jeden zestaw wszëtczich öbrôzków. Wklejta te óbrózczi do zesziwków i je pódpiszta nazwama rëbów, a na kiińc domalujta sledzowi kóruna. Domôcô robota Szkólny zapisëje na tôflë, a szkólóce w zesziwkach: Naucza sa piakno czëtac jeden akapit bójczi „Czemu bańtka tak dzywno wëzdrzi?" Zdrzódło: publicdomainvectors.org Materiôł pó dofulowanim badze wëzdrzôł jak niżi: Wielnô lëczba Pöjedinczô lëczba Białgłowsczi ôrt Chłopsczi ôrt bańtczi bańtka mutczi mutka płotczi płotka sandrë sandra szczëczi szczeka łosose łosos pómuchle pómuchel sledze slédz wagórze wagorz Materiôł pó dofulowanim badze wëzdrzôł jak niżi: $ NAJÔ UCZBA, NUMER 7 (129), DODÔWK DO„PÖMERANir III KLASA SPÖDLECZNY SZKÖŁË / KLASA IV SPÖDLECZNY SZKÔŁË Dodôwk Rëba Ta rëba mô 12 partów cała. Köżdô czasc je oznaczono numra z kôstczi do grë: 1. głowa 3. ökö i pësk 5. ögón (2) 2. brzëch 4. krzélë (2) 6. naribk (4) Köżdô czasc muszi bëc nacéchôwónô ösobno (np. naribk, muszisz wërzëcëc 6 jaż sztërë razë). Za kôżdi dzél rëbë dostóniesz 1 pónkt. Chto dobadze jakno pierszi, dostôwô 12 pónktów. 3. Lëczba pónktów: 1. 2. 6. 5. Maria Joana MaAzoia zwmzwc. M\nmoqn w zm z wD-fiM-fi m i Vczba z môbilkama rfplikacj&Wi Code leader HlaAa 11 ôpôdleczny ôzhótë (1 gôdzëna uczbówa) Céle uczbë czwiczenié kaszëbsczi gôdczi ödpôwiôdanié na pëtania na spödlim swôjégö żëcô bögacenié słowiznë zrzeszony ze zwierzińca poznanie zasadë pisënku lëtrów u i ô czwiczenié w pisanim czwiczenié w czëtanim Metodë i förmë robôtë • roböta indiwidualnô • robôta z môbilkama • roböta w kamach • robôta z całą klasą Bibliografio Brzechwa Jan, Brzechwa dzecoma, skaszëbiłTómk Fópka, Wydawnictwo OSKAR, Gdańsk 2014. IV NAJÔ UCZBA, NUMER 7 (129), DODÔWK DO„PÔMERANII' ZWIERZIŃC KLASA IV SPÖDLECZNY SZKÖŁË CYG UCZBË Dzél wstapny Do przeprowadzeniô uczbë brëköwny je przistap do internetu, möbilczi z aplikacją QR Code Reader, chöcle jedna na karno. Jakno wprowadzenie do uczbë szkolny prosy uczniów ö ödczëtanié w kamach, na przëniosłëch möbilkach, co je pöd köda köl titla tegö scenarnika, tj. na IV starnie. Pôstapno möże prosëc uczniów o odwołanie sa do jich wiédzë na ten temat. (Chto béł w zwierzińcu?, Czedë?, Co pamiatô?) Czwiczenié 1 Szukôj w blónie nazwów zwierzatów. Tłomaczë słowa na pôlsczi jazëk. A pôtemu jesz zazdrzë, co je pôd kôda QR kôl blónë. PUMA PAPUGA LES KROKÖDIL JÖ lës" DZËWIKÖT ^TIGRIÔl buczka BOA DESZECEL TirnK SZTRUS KÔŁP SZTRUS "™S IËÔ PUMA HIPOPOTAM MÔŁPA PAPUGA HÓRSCZI PIES MIEDWIÉDZ POLARNY LËS KÓT ARABSCZI ^ ŻIR0FflC>ZËfc)I KÔT TICRIS [[\j kHÖT ARABSCZI ;zrm MÔŁFA UICZKA HÔŁP, Czwiczenié 2 Wëpiszë z blónë wërazë, w chtërnëch je samôzwak u abô ö, i napiszë, pô jaczim spółzwaku ôn wëstąpił. Sprawdzë kôda, jak wiele wërazów nót je nniec. Słowa z u i ô Po spółzwaku JDRANGUTAN G Dzél rozwijny Czwiczenié 3 Samözwaczi u i o w kaszëbiznie są labializowórié do fôrmë u i ô: a. Jak zaczinają słowö. Na przëmiar w nazwach: ôséł, orangutan, ukleja (ôrt rëbë) abó: b. Pôdpiszë ôbrôzczi. Jak wëstapują pô spółzwakach. Pô jaczich? Zazdrzij pôd kôd QR i je wëpisz: Rimöwónka pömöcnô w zapamiatanim tëch spółzwaków, pö jaczich u i o są labializowóné: Proszą baro Krësztof Mak, gasë chówi we frak. NAJÓ UCZBA, NUMER 7 (129), D0DÔWK DO „POMERANII Jeżlë môsz 10 nazwów to je fejno. :-) https://www.youtube.com/watch?v=ZKhGL9Cu_a0 KLASA IV SPÖOLECZNY SZKÖŁË Jeżlë w kaszëbsczich wërazach szlachującëch za pölsczima (pö spółzwakach p, b, k, §, ch, h, w, f, m) je o abô u, tej wstôwiómë tam ô abö u. Czwiczenié 4 Dopiszë kaszëbsczé słowa. POLE -.................................................................. KOŁO -.................................................................. GONIĆ-................................................................ WODA -............................................................... FORMA-................................................................ MOWA -............................................................... Czwiczenié 5 Przetłomaczë pôlsczé słowa na kaszëbsczi jazëk i wpiszë w pusté place: Jan Brzechwa Papuga - Papużko, papużko. Powiedz mi coś na uszko. - Nic nie powiem, boś ty plotkarz, Powtórzysz każdemu kogo spotkasz. Twôje tłomaczenié: Dzëk Dzëk je dzëczi, złi je dzëk. Dzëk mô baro östré kłë. Chto pötikô w lasu dzëka, Ten na drzewö chutkô nëkô. Słóń Ten słóń na miono mô Bómbi. Mô trąba, le na ni nie trąbi. A czemu? Nie mdze cekawi. To jegö priwatné sprawë. Kuńcowi dzél Czwiczenié 7 Dopisze zakuńczenia zdaniów: Papużko - rzeknij mie Lësy ójc je, stark Chto pötikô w lasu dzëka, Ten Słóń - Mô trąba, le Rzeknij mie co na uszko. - Nic nie rzekną, bo jes plesta Wëklapiesz köżdému.......................................pötkôsz. Czwiczenié 6 Przeczëtôj baro uwôżno wiérztë i wëszëkôj w teksce dzesac słów, wjaczich je labializacjô. Pôdsztrëchnij je. Sztrus Sztrus ze strachu Schöwac głowa w piôsk potrafi, Tej gö skaczka pözéwają A do te niese jaja wiôlgöscë sztruségö jaja. Lës Czwiczenié 8 Rozrzeszë krziżną tagódka. Pômôcné môgq bëc te kôdë: Sl&SS E m Lësy öjc je, stark téż lësy Lësy ögón - to mój spösób. A jô sóm jem lësy lës Biôj le précz, bö chca ca zjesc. 0S0 NAJÔ UCZBA, NUMER 7 (129), DODÔWK DO„PÔMERANII" renifer abò nordowi jeléń tigris sztrus pantera słóń, élefant miedwiédz KLASA IV SPÖDLECZNY SZKÖŁË Malënczi: Marta Joana Maszota Domôcô robôta Nalézë w diagramie 9 nazwów zwierzatów z uczbë. B B J M D Z Ë K Ë P U J S Ö E 1 X P L B R S F ó P A L E U D S J É B Ż R A D É D J C N Ö M U L L N Ë Ń W S Z T R U S T É T S Ż 1 U c Ń T P X M G E Z X É R X D 0 S W Ń Ń R Ë H D A 0 H 1 Ł N Y V A C G Z 1 G R Ó J Ë W R U É P K Ń G Ż Ö Ż S Ł Y S L E T 1 A F U Ł F Q H P H R T A S Ł Ó Ń 0 Ń 1 i Bôczënk: w tim czwiczenim jedno zwierza mô trzë nazwë: renifer, nordowi jeleń i jeleń. NAJÔ UCZBA, NUMER 7 (129), DODÔWK DO„PÖMERANII" Geografio Kaszëb % .. CZÔRNÔ DĄBRÓWKA KÔtCZËGtOWË O riry/ PARCHÔWÔ TRZEBIELENO BÔRZËTËCHÓMIÉ TËCHÓMIÉ BËTOWO WIÖLDŹÉ PŁÓTOWÔ OĄszëmbzëcb REKÔWÔO STËDZÉNCE o gumu MIASTKÖ BRZÉZNO O O BÔRZËSZKÔWË LËPINCE O BOROWI MŁIN mm mam ecécftĄfiS t<ĄSźët> AUTORKA: MARTA JOANA MASZOTA Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Damian Chrul Je wiedzec, że historicznô stolëca Kaszëb to Gduńsk, a dëchöwô - Wejrowö. Pô prôwdze na Kaszëbach köżdé miasto je stolëcą CZEGÖS, ö czim pisôł Tómk Fópka w jednym felietonie. I je w tim wszëtczim co nômni zdebło prôwdë. W nie-dzelny czerwińcowi wieczór jacha jem do jedny z nëch stolëców - do Brus, bë sa doznać, że dlô gwësnégö knôpa no miasto to stolëca Kaszëb, a rodnô möwa - miłota żëcégö. Miköłôj Ridiger, bö ö nim je gôdka, je mieszkańca Brus a latosym maturańta Kaszëbsczégö Öglo-wósztôłcącégó Liceum (KOL). Je téż nóleżnika KPZ w Brusach. Wiele z nas ö nim czëło, bö chatno pisze na kaszëbsczich facebooköwëch profilach. Jeżlë pisze, tej w rodny mowie. Jego ödjimk przëcygô uwô-ga - w koszulce z brusczi szkôłë a z kaszëbską faną w raku. Na spódlim zôs fana, a jesz grif i wiérzta Jana Rómpsczégö. Tak przënômni bëlo, czej jô jacha do Brus, bë napisać nen repörtôż. Ten bëlny Kaszëba stwörził w domôcym ögardze prôwdzëwie kaszëbską latnica. Jem ja odwiedza i rzec musza, że ona zadzy-wiô. Ökróm mie sedza w ni jesz wastnô Felicjo Bóska--Börzëszkôwskô, Katarzëna Główczewskô, Mateusz, brat Mikołaja, i jich drëszka a jednoczasno laureatka „Kaszëbsczégô Idola" - Zofiô Muchówskó. Czas naji rozmôwë wëfulowóny béł rozmajitima anegdotama, szpórtama, le téż gôdką ö tim, co nas tam wszëtczich sparłaczëło - ö kaszëbiznie. Skądka sa wza udba na taczi plac? Na początku w naji latnicë bëło pusto, le dzaka mëmce i tatkowi bëłë tu kaszëbsczégardinë - gôdô mieszkańc Brus. Trzë lata temu jô zaczął chôdzëc na uczbë rodny môwë, do wastnë Felicje, ijô so pömëslôł, że tu muszi bëc barżi kaszëbskô. Mie z czasa wcyg za mało bëło i corôz wiacy kaszëb-sczich zachów jô dodôwôł. Zdrza wkół. Czôrno-żôłté fanë przëcygają zdrok. Nad öczenkama rozmajité ceramiczne zachë z Lubiane. Na stole leżi öbrësk w na- sze farwné kwiôtczi, a kąsynk dali sztapel „Pomeranii". Drzewiané céchë z grifama, bö Miköłôj mô grifë w wiôldżim uwôżanim. Czej widzy, że jô na nie zdrza, mówi: Jô pö prôwdze kôchóm te grifë. Zastanôwióm sa, skądka sa wzałë nadzwëkówé diôbelsczé skrzëpice. Ökazywô sa, że brusczón zrobił je sóm. Jô mëszla, że to je takô ostoja Kaszëbów na ti zemi - gôdô z usmiéwka. Wstolëcë Kaszëb. Ta „ostoja" stoji ju piać lat, le mniészô latnica bëła tu ju chudzy, czej Miköłôj i jego bracy-na-blëzniôk Mateusz bëlë môłima dzecama, a jich prastark wëbudowôł latnica, cobë nalôzł sa plac dlô dzecynnégô wözyka. Stôrô bëła môłô, leno piac stółków sa w ni miescëło. Tej mëja wëburzëlë, a zbudowelë nową latnica, wiakszą, a ona ju je te piac lat - öpisëje mój rozpówiôdôcz. A kaszëbskô w wëzdrzatku je ód trzech lat, czej zaczął sa nią zajimac Mikółój. Jak ju bëło rzekłé, trzë lata temu brusczón zaczął chödzëc na uczbë kaszëbsczégó, w KÖL. I tej sa wszëtkó zaczało, a latnica dzaka Mikołajowi dosta nowé, kaszëbsczé żëcé. Kaszëbizna wcygnała go do kuńca i je jego nówikszą, prawie że jedurną pasją. Dzaka tim uczbóm budzą sa jego swiąda, zrozmiół, co to znaczi bëc Kaszëbą. To wszëtkô je baro prów-dzëwé dlô mie - gôdô ó latnicë. Apôpierszi uczbiejô sa zakôchôł w kaszëbiznie, poczuł jem sa barżi Kaszëbą ijô wiedzôł, skądka jô jem. Mëszla, że trzeba dzejac, cobëjô i môje dzecë, jak mie Bóg dô, z tegö skôrbu kaszëbiznë kôrzëstałë. SÉWNIK2019 / POMERANIA / 35 NAJE ROZGÔDCZI W brusczi latnicë chatno pötikają sa lëdze, chtërny żëją kaszëbizną. Mikôłôj, jak na swój młodi wiek, mô pôwôżné planë, wié, co chce w żëcym robie. Je tak baro zakó-chóny w kaszëbiznie, że téż jegö dzéwcza czëje jistną miłota - je laureatką konkursów w rodny mowie, a on sóm badze w tim roku zdôwôł na etnofilologia. Jô miôł terô matura - ôpôwiôdô mój rozmöwnik. Z gabnégô kaszëbsczégô egzaminu jô miôłlOOprocent. Ödpôwiôdôł jem na pëtanié, jaczi cësk maję media na rozwój rodny môwë. Mikółôj zaczinô wëmieniwac wszëtkó to, ö czim gôdôł: ö Radiu Kaszëbë, ö programach „Farwë Kaszëb" a „Gôdómë pö kaszëbsku", ö starnach w In-ternece... Widzec je, że wiele wié i żëwó sa interesëje kaszëbsczima sprawama. Terô żdaja na wëniczi pisemny maturë - dodôwô. - I jeżlë jidze ö sztudérowanié, to przede wszëtczim chca jic na etnofilologia. Co wia-cy, Miköłôj nie chce skuńczec swój i żëcowi przigódë z kaszëbizną raza ze sztudérowanim. Jô bë chcôł dzejac w tim, cojô sa naucza - gôdô dzyrskö i je czëc, że to je przemëszlóné. Chca bëc szkolnym kaszëbsczégô abô robie jakno animator kulturë. Chca dzejac z lëdzama, żebë ôni tak jak jô pökôchalë kaszëbizna. Taczich młodëch ze swiécą nót nama szëkac. Bruskô latnica je môla rozmajitëch pötkaniów. I, mô sa rozmieć, jak wiele brusczich stegnów spartaczono je z Kaszëbsczim Öglowösztôłcącym Liceum. Béł pô-czątk szkôłowégô roku - zaczinô opowiadać Miköłôj. Bëło jesz cepło i z wastną Felą më tu przëjachelë, bë w ti latnicë zrobić uczba. I mielë më tu nawetka kucha od starczi - dodôwô z usmiéwka. Ökróm uczbów kaszëb-sczégó bëłë tu potkania służków z brusczi parafie. Më sa przede wszëtczim ugwësniwelë w tim, że më jesmë Kaszëbi - pödczorchiwô nasz maturańt. Spiéwelë më kaszëbsczé piesnie, zażiwelë tobaka., kôrbilë jesmë ô Kaszëbach... Mómë téżza wôłtôrza w kôscele kaszëbskę fana. Móm tu nawetka ôdjimczi! I pökazëje fotografia ti fanë z brusczégô köscoła. Czej jô béł przédnika służków, tej jô dzejôł! - dodôwô. Latnica je téż placa rodzynnëch pótkaniów, jak na przikłôd grillów. A co gôdają w rodzenie ô miloce Mikołaja do kaszë-biznë? Że tegô je za wiele, a dlô mie je wiedno za mało - śmieje sa brusczón. Jô bë jesz tu, w ti latnicë, chcôł namalować kaszëbsczé kwiôtczi! Brat-blëzniôk Mateusz, chtëren wcyg sedzy köl nas, gôdô, że bë chcôł na kaszëbsczé mödło wëózdobic auto, np. grifa na masce. I dodôwô: Chca miec żółtą terenówka, z grifa, na-zwónąpö kaszëbsku. Miköłôj chce östac na Kaszëbach, bë tu rozköscerzac kaszëbizna, a Mateusz chce rëgnąc w świat - z kaszëbizną. Drëchóm bracynów widzy sa latnica, a nawetka jeden chcół ja kupie za... 500 zlotëch, ópówiôdô nama ze smiecha Mikôłôj. Mëszla, że są ótemkłi na kaszëbizna - gôdô. Mómë tu téż potkania. Môji drëchöwie dobrze sa tu czëją. Kasza Główczewskô dodôwô: Kôżdi tu czëje sajak doma. Jak u se. A skądka są ne wszëtczé zachë w latnicë? Mój stark robił w GS-ach i stądka są talérze abô gardinë - öbja-sniwô Miköłôj. Wiedno téż cos naléze ób czas Zjazdów Kaszëbów abó Dniów Jednotë. Je takô tradicjô, żejô tedë kupiwóm nową tobaczéra, jaką tôfla, koszulka abö szlips. Wôrt w tim placu nadczidnąc, że na wszëtczé maturalne egzaminë chödzył w kaszëbsczim szlipsu, co pod- 36 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 NAJE ROZGÔDCZI czorchiwô wastnô Felicjô Bôska-Börzëszköwskô. Na „ôsmënôstczi" chôdza terô czasto i téż wiedno w kaszëb-sczim szlipsu abö muszce - dodôwô nasz maturańt. A w latnicë są dlô mie nôwôżniészé fanë a grifë, bô to są symbole Kaszëb. Jak chtosje Pôlôcha, Miemca abôjejiny nôrodnoscë, tej dlô niegö téż są wôżné stanice a céchë. Takjô, Kaszëba, móm tu swój a fana a grifa. Öb jesćń Miköłôj pewno wëjedze do Gduńska, na sztudia. Jo to wszëtkô z latnicë do swôji jizbë we Gduń-sku musza wząc, bo jo bez tego nie przeżëja - gôdô ze smiecha. Na trzë kursë tira! - dodôwô z rozesmióną mii-nią. A tu musza nowé zachë kupie, bo tu téż muszi bëcl Barżi pöwôżno kôrbi, że co tidzeń badze wrôcôł dodóm. Ko tu mô swöje dzéwcza, chtërno wedle słów Mikołaja czëje sa w ti latnicë nôlepi. A w przińdnoce badze stôwiôł chëcz i je wiedzec, że budink badze wëzdrzec „pô kaszëbsku" - le bëniel jesz nie wié, czë mdze w czôr-no-żôłtëch farwach, czë na przëmiar z grifa na scanie i jaczim cytata. Żëcé Mikołaja je wëfulowóné rodną mową - w szkole, doma, w wolnym czasu. Gdze dzeje sa cos kaszëbsczégö, tam może potkać Mikołaja. Prowadzy téż mödlëtwë pö kaszëbsku ö beatifikacja ksadza biskupa Könstantina Dómnika. W Internece mô stara pisać w rodny mowie. Mateusz dopöwiôdô, że jego brat wchôdô do krómu i nie gôdô pö polsku, a pö kaszëbsku. Jacha jem dodóm i mëslała, że mają wiedno Brusë szczescé do lëdzy... Karnowsczi, Czarnowsczi a sköpicą jinszich nôzwësków... Terô badze jesz Ridiger. Miköłôj Ridiger. Jesz ö nim uczëjemë. aleksandra dzacelskô-jasnoch Wieś Warmii i Kaszub w osobistych wspomnieniach Pod tym hasłem kryje się nie tylko rzeźbiarski projekt opowiadający o wsi czasu minionego, który realizuje Irena Brzeska, to przede wszystkim wielka praca badawcza. Rzeźby powstające w ramach projektu nie są wytworem wyobraźni artystki, a przeniesieniem na kawałek drewna wspomnień i emocji osoby wspominającej dawną wieś. Zachłyśnięci europejskością szybko zapominamy o tym, co działo się w naszym regionie w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie potrafimy odtworzyć twarzy, zdarzeń, zwyczajów. W tym sensie łapanie chwil w rozmowach z ludźmi jest ciężką pracą. Tworzenie przez Brzeską biblioteki relacji stanowi działanie na miarę pracy Gulgowskich lub Sychty. Irenę Brzeską obserwowałem podczas tegorocznego Festiwalu Tradycji Kaszubskich w Chmielnie. Liczba rozmów, które prowadziła, była budująca, ale myślę, że przyda się jej pomoc. Jeżeli ktoś jest w stanie podzielić się z artystką ciekawą relacją, to szczerze do tego namawiam (ma swój profil na Facebooku). W dobie Internetu forma przyjęta przez Brzeską jest okazją do zwolnienia tempa, do zastanowienia się, do doświadczenia własnej tożsamości. Pomóżmy Irenie zbudować to dzieło. rn SÉWNIK2019 / POMERANIA / 37 nôdzeje kaszëbiznë Lubôtnik kaszëbsczich konkursów Z Konrada Łagódą gôdómë ö uczbie kaszëbsczégô w szkołach, a téż ô konkursach i planach zrzeszonëch z kaszëbizną. Dze jes sa iicził kaszëbsczégö? Jô sa ucził kaszëbsczégö jazëka w klasach 1-8. Nôprzód w Spódleczny Szkole w Mójszu, a późni (kl. 7-8) w Spódleczny Szkole w Miszewie. A chto béł twöjim szkolnym? W klasach 1-3 uczëła mie Irena Brzustewicz, a w kl. 4-6 direktorka Danuta Pioch - dobrze pamiatóm uczbë z nią, warkównie i wypasione wanodżi pó Kaszëbach i Zôpadnym Pomorzu. Wastnô Danuta zaszczepiła we mie kaszëbizna a téż wiédza ö historii, kulturze, geografii i - co nôwôżniészé - miłota do najégô jazëka. W klasach 7-8 môją szkolną kaszëbsczégö bëła Elżbieta Prëczköwskô. Jô jem ji baro wdzaczny za to, że raza ze swój im chłopa Eugeniusza rëchtowała mie do konkursów i oddała wiele swójégö wölnégö czasu, żebë uczëc mie i môjégó drëcha Dawida ó Kaszëbach. Köl ce doma sa gôdô pö kaszëbsku? Doma leno mëmka rozmieje gadać pó kaszëbsku i do naju gôdô. Tatk nie potrafi, ale wszëtkö rozmieje. Jes prôwdzëwim specjalistą öd kaszëbsczich konkursów. W jaczich jes uczastnicził i jaczé z nich wspo-minôsz nôlepi? Öd nômłodszich lat jô brôł udzél w rozmajitëch konkursach. W klasach 1-3 w recytatorsczich: Rodnô Mowa, Wojewódzki Konkurs Recytatorski wierszy i fraszek Ewy Warmowskiej, a téż w plasticznëch. Późni w przezérkach kaszëbsczich teatrów kóladników, w Kaszëbsczi Binie w Serakójcach. Nôchatni jô brôł udzél w konkursach ó ks. Bernace Sëchce. Jô dobéł w plasticznym konkursu namienionym temu wiôldżému Kaszëbie, béł jem drëdżi w multime-dialnëch miónkach. Wespół z moją drëszką Kingą jesmë mielë pierszi plac w konkursu wiédzë ó żëcym i utwór-stwie ks. Sëchtë. Béł ón öpiarti ó wiédza zapisóną w ksąż-ce ks. Jana Walkusza Piastun Słowa. Jô ja czëtôł pôra razë. Könrôdztatka. Mój a mëmka rëchtowała sa raza ze mną, dzeń w dzeń mie przepitiwała i pómógała wszëtkó zapamiatac. Dzaka tim trzem wójewódzczim konkursom jô dobéł wicy jak 1000 zł i dostół wiele ksążków. W ósmi klasę jô dobéł w Wojewódzkim Konkursie Wiedzy o Kaszubach „Kaszubski Wiec" w Borkowie i Wojewódzkim Konkursie Wiedzy o Kaszubach i Pomorzu „Sejmik Kaszubski" w Lëzënie. Brół jem téż udzél w pówiatowëch konkursach ó wôżnëch lëdzach z gminë Żukowo - Karolu Kreffce i sostrach Jadwidze i Zofii Ptach. Wiele tegö bëło... Wôrt równak dopöwiedzec, że bëlno sa uczisz nié leno ö Kaszëbach i kaszëbsczégö. Dostôł jes sa latoś do Mörsczi Szköłë we Gduńsku na czerënk Mörsczi nawigator, a to nie je letko sprawa. Jo ni miôł wiôldżégö problemu, bo móm dobrą strzédną, dostôł jem wiele pónktów z egzaminu i jem laureata trzech kaszëbsczich konkursów. Nie zabądzesz ö kaszëbsczim jazëku w nowi szkole? Nie zabąda, bó móm z nim dërch kontakt. Mëmka gôdô do mie na co dzeń pó kaszëbsku, a jak jezdzymë do móji starczi Agnészczi, to tam wszëtcë téż gôdają pó kaszëbsku. Môsz jaczés planë sparłaczoné z kaszëbsczim jazëka? Chca pomagać mójim bracynóm w uczbie kaszëbsczégó jazëka, pômóc jima w pöznôwanim historii Kaszëbów. Jó chca téż wząc udzél w konkursu wiédzë ó Kaszëbach, jaczi je órganizowóny przez Klub Sztudérów „Pomo-rania". GÔDÔL DARK MAJKÖWSCZI 38 / POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 Pölowô mszô w dzeń sw. Barbarë - patronczi artilerii, na placu sw. Severino w Italii. Je to 7. pölsczi półk Procëmpancerny Artilerii, dze służił Alojzy Marköwsczi z Kokoszków. STÔWIELË SWOJE ŻËCÉ NA KLIN SMIERCË Öb czile lat jesmë publikówelë w „Pomeranie" tekstë, colemało kôrbiónczi, Eugeniusza Prëczkôwsczégö ö kawlach Kaszë-bów i Kaszëbków, co przeżëlë i pamiatają czasë II światowi wöjnë. Cykl ten mô wiôlgą dokumentacyjną wôrtnota, bö pökölenié „wöjnowëch Kaszëbów" ödchödzy. Corôz mni żëje łëdzy, co mógą na spödlim swöjich przeżëców öpöwiedzec nama ô tragednëch latach 1939-1945. Wôrt dodać, że wiele z nich nie chce wspominać wöjnë, ösoblëwie ti, co muszelë służëc w niemiecczim wojsku. Jak gôdô autór cyklu: „temat Wehrmachtu je jesz kąsk tacony (temat tabu). Nierôz mie sa zdôwô, że jedny dalek w Polsce jesz do dzys dnia nie chcą rozmiôc, co pô prôwdze znaczëła i co mogła hitlerowsko okupacjo na Kaszëbach. Dzys jem baro buszny, że ta udba dozdrzenia i że jem zaczął ne rozmöwë prowadzëc". Eugeniusz Prëczköwsczi pödczorchiwô, że udba nagriwaniô gôdków z „wöjnowima Kaszëbama" zrodzëła sa öbczas jegö robôtë w programie „Rodnô zemia", a zaczała sa dzaka jegö wespółprôcë z Telewizją Teletronik, më zôs jesmë ród, że ji brzôd ukôzôł sa w najim miesaczniku. Dlô naju mô ön jesz jedna wiôlgą wôrtnota - to bëlny zapisënk pëszny kaszëbiznë, jaką gôdelë lëdze jesz cziledzesąt lat temu. Taczi gôdczi téż möżemë sa uczëc ôd pôköleniô, co pamiatô hitlerowską okupacja. W tim numrze „Pomeranii", w 80. roczëzna wëbuchniacô II światowi wöjnë, rôczimë do przeczëtaniô slédnégö artikla z tegö cyklu. }e ön swójnym pödrechöwanim kawlów Kaszëbów w latach 1939-1945, ösoblëwie tëch, co muszelë jic do Wehrmachtu. WËSZCZÉRZELË SA Z KASZËBÓW, BÖ BËLË PÖLSCZIMA PATRIOTAMA Dorazu muszi rzec, że nié köżdi chcôł tak zarô gadać ö wöjnowëch przeżë-cach. Temu wiera pierszô gôdka bëła z möjim wują Bronisława Cholką z Sopotu i jego białką Kristiną („Pomerania" nr 3/2012). Ön béł Kaszëbą z wejrowsczich strón, ona - rodowitą gduńczónką ö korzeniach kaszëb-sczich. Nierôd wspomina, jak ji ojca, gduńsczćgó Kaszëba öd Przedkówa ö nôzwësku Klecha, zamklë w Stuttho- fie, bö ön cwiardo stojôł, że je Pólócha. A pó wojnie bilë gö kómunyscë, a z ni i ji rodzeństwa dërch sa w szkole wëszczérzelë, bö mielë jich za... Miemców! Temu że ni möglë gadać po polsku. Jakô przekracznota losu! Pösobné wëwiadë bëłë z Józefą i Waleriana Wësecczima z Gôraczëna (wëdrëköwóny rëchli, nr 2/2012), ze stolatną Władisławą Göłąbk z Łebiń-sczi Hëtë (4/2012), żołnierza spod Monte Cassino Alfónksa Cerocczim z Kawlów Dólnëch, bąkrowima bracy- nama Francyszka i Augustina Kówa-lewsczima ód Kartuz, Stanisława Hassą z Miszewa, Władisa Prangą z Rëmi, Franca Bólliną z Rabiechöwa, Léóna Fórmelą z Górcza, Władisa Fórmelą z Börëcëna, ks. Edmunda Kósznika z Ostrzec, Bolesława Sobisza z Labórga (roda z Niepôczołejc), Francëszka Kla-wikówsczim z Żukówa, Jadwigą i Stanisława Ökrojama z Miszewa, Jadwigą i Alojzym Grótama z Tëchómia, Bronisławą Karczewską z Kartuz (roda ze Skórzewa). Nicht z nich ju nie żëje. SÉWNIK2019 / POMERANIA / 39 wöjnowi kaszëbi Alojzy Marköwsczi - pierszi z prawi, przed bazyliką w Watikanie z drëchama. WII Korpusu gen. W. Andersa, pierszi z lewi Władisłôw Förmela z Börëcëna. LE WSPOMNIENIA ÖSTAŁË! Nie żëją téż jinszi rozmówcowie, jak bracynowie Otto i Francyszk Drewin-gówie z Glincza, malôrz Léón Bieszka z Rëmi, Antoni Przëtarsczi z Köscérz-në, chtërnëch wspomnienia jesz żdają na wëdrëköwanié. Nie żëje téż baro bëlny człowiek ö jesz czekawszich losach Alojzy Markowsczi z Kokoszków. Urodzył sa w Hopówie, przed wojną mieszkôł i göspödarził w Kokoszkach (gmina Banino). Tej wojna, a po ni östôł w Anglii. Wrócył dodóm, do so-strzenicë w Kokoszkach (często ju jin-szich, włączonëch do Gduńska), po sédmëdzesąt latach, czej pöchöwôl ju w Anglii drëgą białka. W tatczëznie żił le jesz czile miesący. Za tim szlachują téż losë Alfónksa Bladowsczégö z Jackson (USA, Michigan), urodzonego w Mirochöwie. Po służbie w niemiecczim wojsku trafił do armii gen. Andersa. Östôł w Anglii, ożenił sa z Walijką i wërézowôł do Americzi, do krewnëch, co wëemigro-welë tam na przełómanim XIX i XX stolatégö. Dëcht niedôwno nadeszło wiadło, że umarł 2 strëmiannika la-toségö roku. Jego farwné, a czasa dra-maticzné wspomnienia żdają na szersze wëwidnienié. DRADZE KAWLE BEŃLÓW Nôwôżniészô rzecz, jakô wëchôdô z nëch rozmowo w, to jich dramaticzné wëbörë i przeżëca. Kaszëbë pö wkro-czenim Miemców bëłë włączone do III Rzesze. Czej ji namiestnik wëdôł na zymku 1942 roku odezwa „Aufruf", w jaczi zarzekł, że nen, chto nie podpisze niemiecczi lëstë, mdze traktowó-ny jakno nôgörszi wróg Miemców, tej zaczął sa nowi cząd dramatu Kaszë-bów. Chto béł ustny, sóm decydowôł, za nieletnëch zrobić to mógł ojc abó matka. Zaczałë sa dramaticzné chwile wnet w köżdëch checzach, dze bëlë młodi zdatny jic na wöjna. Przëchô-dałë zawezwania do urzadów. Chto nie chcôł jic, béł möcą i bicym sprowôdzó-ny. Młodëchny, ale ju ustny B. Sykóra z Badargówa nie chcôł podpisać. Tej go w Szëmôłdze zbilë do nieprzitomno-scë, a czej gö zawiozlë do Wejrowa i zarzeklë, że dadzą go w paje SS, tej ju wiedzôł, że żiw stąd nie wëléze. Pód-pisôł, czim ostateczno zretôł swoje żëcé, a może jesz żëcé swöjich star-szich, chtërnëch bez to öminałë nôgór-szé konsekwencje. KASZËBI DOBROWOLNO NIE PÖDPISYWELË LËSTË Z ponad 30 przërëchtowónëch i w wik-szim dzélu wëdrëköwónëch roz-möwów wëchôdô klôr öbrôz, że Kaszëbi nie czëlë sa nijak Miemcama. Czëlë sa Pölôchama. Temu nie chcelë pödpisëwac lëstë. Le jaczi mielë wëbór? Chto nie pödpisôł, skôzywôł swoja familia na wënëkanié z göspö-darczi, tej czażczé robötë, a tej colema-ło koncentracyjny lager. Kö bëłë przëtrôfczi (Cerocczi, Hasse, Bölina), że z pierwsza nie pödpiselë. Wënëkóny bëlë z göspödarczi. Na jich môl wlezlë treuhanderzë colemało z Bezarabii. Tedë wzati bëlë na robótë, jich familie bëłë ustëgöwóné, tej knôpi na ostatku so nie wiedzelë radë i żebë retac star-szich i młodszé rodzeństwo - czej sa stelë ustny - wôlelë podpisać lësta dlô retaniô kaszëbsköscë i pölskóscë. Sami swöje żëcé stôwiôlë na klin smiercë. Starszi brat Bölinë zdżinął, Cerocczégó mët, jinszi brat stracył raka, bracyna Bladowsczégö stracył obie nodżi. Taczich bëło ful. Z co drëdżi familii, dze bëlë knôpi przëmuszony służëc w Wehrmachce, chtos zdżinął. Ö wiele z nich, jak przikładowö o Anzelmie Cerocczim z Lewina, nigdë nicht ju sa nie dowiedzôł, jak i dze öddelë żëcé. Stracëlë je, żebë retac młodszich bracy i swój ich starszich. Belo jesz jinszé wińsce. Wiele młodëch gô wëbiérało. Szlë do bąkrów. Béł to równak czasa jesz lëchszi roz-rzeszënk. Kö tej bezpöstrzédno narażono bëła familio. Colemało w nocë wnëkelë do jich chëczi hitlerówcë i delë dwadzesce minut na wërézowa-nié. Wloklë jich do Pötulëców, Jabłonowa abö Stutthofu. Mało bëło przëtrôfków, że wszëtcë z familii po wojnie wrócëlë dodóm. Czekawi je przëtrôfk ojca Augusti-na Köwalewsczégó. Syn - téż Augustin - schówôł sa w bąkrach kole Mi-rochowa, czego pö wojnie żałowôł jaż do smiercë w 2012 roku. Kö Miemcë 40 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 wöjnowi kaszëbi fli Józef Szréder (Szröder) z Banina, co zdżinął w Rusji. wzalë öjca bez möc na robötë, a pó-temu - pöd kuńc wójnë - zmuszelë nego bez 50-latnégö ju chłopa, żebë oblókł niemiecczi mundur. Pö pôra miesącach zdżinął spôlony przez rusczé miotôcze ögnia w Halbe köle Berlina. W czile dni Ruscë pod kuńc wöjnë za-bilë tam kol 20 tësący żôłniérzów. JAK LE BËŁO MÖŻN0, TEJ DO GEN. ANDERSA Kóżdi jeden bëniel drżôł, żebë le nie dostać sa na rusczi front. Chto tam muszół jic, colemało nie wrôcôł. Taczi kawel spötkôł Józefa Szrédra i bracy Kreftów z Banina. Tam szedł Léón Förmela, chtëren miôł szczescé, bö na początku operacji Barbarossa dostôł szplëtra i stracył raka, bez to przeżił. Bölina z Rabiechöwa béł sztërë razy reniony, ale przeżił, zôs jegö brat östôł na wschödny zemi na wiedno. Wiera równak wikszosc młodëch czerowónô bëła na zôchód. Z czasa ödmikało to jima möżnota zwiorniacô ze znienawidzony hitlerowsczi armii. Nôwicy ucekło na terenie Francji (Władisłôw Förmela, Barembruch, Cerocczi, Bladowsczi, Klawiköwsczi, Gróta, Pranga i wiele jinszich). Tim szëka zadostelë sa colemało do pól-sczich armii: II Korpusu gen. Władi-sława Andersa abö I Pancerny Diwizji gen. Stanisława Maczka. Bëlë to nóbar-żi wöjarsczi żołnierze. Pö pierszé, wie-dzelë, kögö tłëką. Dobrze znelë wroga, bö u niegö służëlë. Pö drëdżé, bëlë de-zerterama, za co w kóżdim sztóce Wöjskö gen. W. Andersa na tle bazyliczi w Betlejem. Westrzód nich Józef Jank z Wigödë, chtëren nigdë nie wrócył z wöjnë. Spoczął na anielsczi zemi. grozëło jima rozstrzelanie przez Miemca. Tej ni mielë niżódny jinszi stegnë, le bic sa jaż do dobëcégö abö do smiercë. Walczëlë za wólnota wiele krajów, przikładowó armia Maczka (Barembruch, Józef Kwidzyńsczi z Kamieńce Królewsczi) wëzwölëła dzél Holandii, ale - jak gôdôł nen lubióny generół - żołnierze UMIÉRELË LENO ZA POLSKĄ! I takô bëła rzetelno pro wda. Nicht z nich równak nie stanął w paradze dobiwców w Londinie, bö Pölôchów aliancë tam nie dopuscëlë, żebë sa Stalinowi nie narazëc. Jemu prawie zdra-dzëlë öni Polską. Na to wzérelë z serca złómónym téż Kaszëbi, jak chöcbë Bladowsczi, Kwidzyńsczi abó Cholka. Jednyju nie wrócëlë, jinszi jo. Równak na wëzwölonô (z wszëtczégö!) Pólskó - kömunistycznô - jich nie chcała. Mało tego, gardzëła nima i krziwdza jich, a nawetka mórdowa. Bladowsczi a Markowsczi i wiele jinszich östelë w Anglii. Jedny rëgnalë do USA. Jinszi, jak Fabión Jaszka z Pucka (piérwi z Lëzëna), Sykóra, Cerocczi, Hassa, Falk, Cholka, Kwidzyńsczi, z dërżenim serca wrôcëlë do tatczëznë a swójich familiów. Sedzelë cëszi köta, bó góra nad nima mielë rozmajitégö ortu kriminaliscë, öszuscë i wespółprôcow-nicë urzadu bezpieczi. Długö tak belo. Colemało do jich smiercë. Mało z nich dożdało uczestnienió, z czego dzys bë sa móglë ceszëc, jak żëjący jesz w Bu- kowinie porucznik Józef Kwidzyńsczi, chtëren rzekł: Przódë czësto zgardzony, dzys jem wësławiony! HEROJE Dzys dnia móże wnet na pólcach jedny raczi rechówac chłopów, co w mundurach bëlë na wojnie. Mają oni nômni ju bez 92 lata. Ju wnet nie mdze nikogo z nëch herojów. Przënôlégô sa jima bël-nó teza, chtërny bez lata ni mielë. Teza ód wszëtczich, z całi Pólsczi. Ko Kaszë -bi za nia i ö nia walczëlë. Kaszëbi na początku wójnë złożëlë wiólgą danina krwi w Piôsznicë i Szpagawsku. Tam zdżina wëszëzna, ti, co mielë budować nen krój i prowadzëc jinszich. Pótemu Kaszëbi umiérelë w lagrach, bąkrach a na frontach w cëzëch armiach. Ku-reszce w pólsczich armiach na zóchó-dze tłëklë sa o wólnota swój i prów-dzëwi ójczëznë, jakô nie przeszła. Przeszła le takô, chtërna jich dali cemiażëła. Ni móże zabôczëc o taczich herojach, co zdżinalë ju po 1945 roku, jak Augu-stin Westphal z Wejrowa, Otomar Ziel-ke z Przëjazni czë Féliks Mrozëk z Jastarni, ó czim bëlno napisół Jerzi Budzësz w dëcht nowi ksążce „Chalëp-nicë". Jich i wiele jinszich zamórdowa pówójnowó ubecjo. Niech mdze chwała i teza tësącóm kaszëbsczich żôłniérzów, chtërny równo dze i w jaczim mundurze a kraju na II światowi wojnie walczëlë i czasto dżinalë za swöja Tatczëzna! eugeniusz prëczkôwsczi SÉWNIK2019 / POMERANIA / 41 badćrëją örganizmë jednokomórkowe. Mój Institut miescy sa w Parku Biomedicznëch Badérowaniów w Barcelonie (ang. Barcelona Biomedical Research Park, BBRP), w dzćl-nicë Barceloneta. Pierszé zwierzata pöjôwiałë sa köl 600 min lat dowsladë i pochodzą ôd organizmów jednokômórköwëch. Jak to sa stało? M.jin. na ne pëtania ödpöwiedzë szukô Aleksandra Köżëczköwskô z Bëtowa. Skuńczeła jes profil biologiczno-chemiczny w bëtowsczim Öglowósztôłcącym Liceum. Tej béł Gduńsk. A skądka Barcelona? Pó maturze udbałam so jic na sztudia na Midzëwëdzało-wą Biotechnologia. Pówsta na spödlim pôrozmieniô midzë Gduńsczim Uniwersyteta a Gduńsczim Medicznym Uniwersyteta. Zaczekawil mie jeden z wëkłôdónëch przedmiotów, chtëren tikôł sa budowë jedny kómórczi. Tak mie to wcygło, że do dzys zajimóm sa tą témą. A w drobnotach jem doktorantką w Instituce Ewolucyjny Biologie, gdze 42 / POMERANIA/WRZESIEŃ 2019 Budowa jedny kómórczi? Szpórtowno móże rzec, że to përzinka mało jak na badérowania. Nić dosc, że jedna, to jesz tësączny dzél milimetra (smiéch). Ale ju pówóżno, muszi rzeknąc, że barżi przëbôcziwô bëlno fónksjonérëjącą metropolia. Są tuwó fabriczi, elektrownie, smiecórczi, rząd, a téż archiwum. To nawetka nić metropolio, to całe państwo... Përzna tak je. W kóżdi komórce je jądro. To czerëje wszëtczi-ma żëcowima czinnoscama, a tćż gromadzy uszłć informacje. To rząd i archiwum. Tej mómë jądrową błona dozérëjącą przenikanie związków - takô grańcowó kontrola. Mitochon-dria wëtwôrzają energia, są taką mółą elektrownią, a endo-plazmaticznć retikulum to tako autostrada. Ödpöwiôdô za transport rozmajitëch składników. Mómë tćż wakuole. Taczé malinczé magazynë, chtërne gromadzą wóda i jinszć ódżiwczć składniczi. Muszi pódsztrichnąc tćż to, że to prawie jednokomórkowe örganizmë dałë póczątk nym barżi złożonym. Prówda. Wedle östatnëch badćrowań nóstarszć zwierzata pójówiałë sa kol 600 min lat dowsladë. Nôleżałë do gąbków i póchôdałë ód organizmów jednokómórkówech. Ne, chtër-ne badóm raza ze swójim karna, są nóbarżi z nama spokrewnione w wëmiarze biologicznym. Më - jakno zwierzata -i ne örganizmë mómë wspólnego przodka. Do tegó ókózało sa, że ju w nëch prostëch nalazłë sa genë brëköwné do stwórzeniô systemów barżi złożonëch, jak np. wspómnióny gąbczi. Tej powstaje pëtanié: Jaką funkcja pełnią ne genë u organizmów jednokómórkówech? Chcemë tćż zrozmiec, jak doszło do jich ewolucje, skórno w pewnym mómeńce za-czałë pełnie funkcje ódpówiedzalnć za wielekómórkówósc. Spósoba, w jaczi mómë stara ódpówiedzec na te pętania, je geneticznó manipulacjo, tj. zwikszómë abó wëłącziwómë aktiwnosc danego genu. Akuratno tim sa zajimôsz? Jo. Równak niglë mdzemë móglë robie taczć doswiódcze-nia, nópierwi nót je ópracowac brëköwné nórzadza. Terózka prawie tim sa zajimóm. I jak cë jidze? Cesza sa, że ju mie sa udało wprowadzëc do kómórków gen kodujący fluorescencyjne białko, i to je pierszi krok do walidacje ti metodë. Jem gwësnô, że kómórczi, chtërne świecą, östałë póddónć geneticzny manipulacje. Bë z milionów naji uczałi jinszich móc wëbrac ne zmanipulowóné, jô dodała téż gen ödpöwiôdający za odporność na antibiotik. Tej jeżlë gö do-dóm do mój i komórkowi kulturë, wszëtczé j inszé, niezma-nipulowóné, zdżiną. Co dali z tima wënikama? Möże je wëkörzëstac np. w me-dicynie? Wikszosc teróczasnëch dobëców w medicynie czë nóuce swój póczątk miała w badérowaniach nad prostima módelo-wima órganizmama. Tam lëczba czinników je zredukówónó i móżna pógłabiac wiédza ö jedny, wëbróny rzeczë. Twoja robota to nié leno sedzenié przed mikroskopii w laboratorium w Szpanie... Tec prówda. To rozmajité wëjazdë na konferencje, szkolenia, a do te wëmianë. Jednym z cekawszich môlów, jaczé udało mie sa öbaczëc, bëłë Indie. Śmiało móga rzec, że to téż jedna z mójich nôdzywniészich rézów. Chcałam sa nauczëc no-wëch labóratorijnëch techników. Pó czasu móga rzeknąc, że dowiedzałam sa, jak laboratorium ni mô wëzdrzec. (smiéch) To nie béł tak do kuńca zmarnowóny czas. Wszëtkö jinszé strzëmöwało dech. Wszëtkö jinszé... Indie to krój kontrastów. Chmurniczi wëróstają midzë slum-sama. Głód pótikó sa z jedną z nólepszich kuchniów świata. Mia jem rozmajité, procëmné wseczëca. Żôl, czej widzałam dzeckó, jaczé za czile rupiów robiło widzałé akrobacje, urzas, czej w gardzę, w jaczim bëłam, wëbuchałë bómbë, a tej zadzëwöwónié, czej uzdrzałam krowa spökójno zgrzącą trówa na westrzódku szasëji chutczégó rëchu. /■ Östatno jes bëła w Japónie. Uczastniczëłam w wëmianie z uczelnią w Hiroszimie. Henëtné karno zajimó sa pódobnyma zagadnieniama. Kór-bielësmë ó naszi robóce, a téż ó tim, nad czim raza möżemë dzejac. Móm to szczescé, że czerownik móji grëpë stówió na wespółdzejanié z jinszima nóukówima karnama. To, co möże sa zdôwac óczëwisté, tak do kuńca taczé nie je. Świat baderowań je konkurencyjny i baro czasto rechują sa pri-watné zwënédżi. Żëcé w Barcelonie to doch nić leno robota. Co nôchatni robisz, czej môsz përzna wölnégö czasu? Mój institut je kol miesczégö słuńcowiszcza i pewno temu jem gó wëbrała. (smiéch) Ju pówóżno, baro czasto z tego kórzistóm i graja w sćcową bala. Kochom téż kołowe rćze. Dwa koła, wëgódné sodełkó i móżna śmiało rëgnąc poznawać świat. Lubią prziroda. Lasë, górë, ne i szpacérë pó sztrą-dze. Le óstatné lata są dló mie dosc robócé i negó wólnégó czasu za wiele ni ma. Poza swójim nóukówim dzejanim sztudérëja zagadnienia spartaczone z psychologią spôlëz-nowëch karnów. A w drobnotach, co sa pöd tim krëje? Póznówóm, jak fónksnérëją grëpë, chtërne wespółrobią nad jednym projekta, np. w firmie. Chcemë zmądrzeć, co mótiwiije lëdzy, co jich jinaczi, jak usprawnić midzë nima komunikacja. Bëlnó atmosfera sprówió, że pójówiają sa bël-niészé udbë, rezultatë. W przindnoscë móm nódzeja cos z ny wiédzë zastosować w swójim karnie. Przëjéżdżôsz czasa do Polsczi? Nimó tegó, że Barcelona je baro snóżó, czasa bierze mie te-skniączka za domócym Bëtowa, Kaszëbama. Do nech wszët-czich lasów i czëstëch jezór. Wedle mie ni ma nick lepszego jakno kąpanie sa w jednym z nich. A móm swoje ulubione, dze wkół je cëchósc i mir. Baro czasto téż jeżdżą na kole czë czółenka na Słupie abó Brdze. Tak do grëpë móga rzec, że mójim ulëdónym mola są Kaszëbë. Przëjéżdżóm tuwó nómni róz na dwa miesące. Öb lato óstówóm na dłëżi i tej ösoblëwie dragó mie je wëjachac. Mëslisz ö pöwroce na wiedno? To zanólégó ód wiele czinników. Może za dwa-trzë lata. Timczasa, jeżlë chtos mdze w Barcelonie i interesëją gó moje badérowania, to zachacywóm do mailowanió: aleksandra. kozyczkowska@gmail.com. Przede wszëtczim mëszla ô szkółownikach ze strzédnëch szköłów i sztudérach. rozpöwiôdôł łukôsz zołtkôwsczi SÉWNIK 2019 / POMERANIA / 43 POŻEGNANIE ALEKSANDRA TRZEBIATOWSKIEGO Gdyby żył, to właśnie świętowałby 86. urodziny. Taka myśl mnie naszła, kiedy w sobotę 6 lipca wybrałam się na świeży jeszcze grób śp. Aleksandra Trzebiatowskiego. Zmarły 18 maja 2019 r. Pan Aleksander był wielkim społecznikiem, filarem odbudowy ruchu kaszubskiego w Gdyni na przełomie XX i XXI wieku. Pojawił się w oddziale wtedy, kiedy dogorywała Polska Ludowa, a w podziemiu, w cieniu wygasających restrykcji stanu wojennego, prężnie rozwijał się obywatelski ruch odnowy. W Gdyni centrum spotkań i edukacji obywatelskiej mieściło się w dolnym kościele oo. redemptorystów na Portowej, a w kościele pw. Chrystusa Króla w Małym Kacku ks. Edmund Skierka odprawiał Msze św. za Ojczyznę i debiutował z kaszubską liturgią słowa, której wtedy wszyscy się uczyliśmy. Aleksander Trzebiatowski został prezesem gdyńskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego jesienią 1986 r. Jego zadaniem pierwszoplanowym była integracja mocno rozproszonego środowiska, dawnych działaczy. W tym celu zarządził odwiedzanie osób, których adresy widniały w dokumentacji oddziału. Rezultat poszukiwań był imponujący, udało się dotrzeć do założycieli Zrzeszenia Kaszubskiego w 1956 r., a wśród nich do Henryka Łukowicza, Klary Hildebrandt, Pawła Dambka, Jana Skwierczą, Pawła Szefki i kilku innych mniej znanych osób. (Pierwszego prezesa gdyńskiego oddziału śp. Alfonsa Jereczka pożegnaliśmy latem 1986 r.). Jakież to były niesamowite spotkania. W oczach odwiedzanych osób można było dostrzec zadziwienie, niedowierzanie, niekiedy łzy, że jeszcze Kaszubi nie wymarli, skoro ktoś zadał sobie trud ich odszukania. Nawiązanie kontaktu z tymi osobami było bardzo istotne dla odbudowania tożsamości gdyńskiego oddziału. Prawdziwie wielkim zadaniem, jakie przypadło w udziale prezesowi Trzebiatowskiemu, było przygotowanie Kaszubów do wizyty Ojca św. Jana Pawła II w Gdyni (11.06.1987 r.). Jako inżynier, kierownik Wydziału K2 w Stoczni im. Komuny Paryskiej, był Pan Aleksander osobą niezwykle operatywną. Poradził sobie z logistyką, projektem i wykonaniem daru dla papieża, a także zadbał o godny i reprezentacyjny dobór osób wręczających ten dar. Wówczas to zupełnie nieoczekiwanie, właśnie w Gdyni, Ojciec św. Jan Paweł II wystosował do Kaszubów fundamentalne przesłanie: „Drodzy bracia i siostry Kaszubi! Strzeżcie tych warto- ści i tego dziedzictwa, które stanowią o waszej tożsamości". Te słowa dodały wiatru w żagle wszystkim działaczom, a Panu Aleksandrowi przede wszystkim. Rok później prezes dokończył zadanie przejęte po poprzednim zarządzie, a mianowicie doprowadził do wykonania i odsłonięcia tablicy upamiętniającej pierwszego Wójta Gdyni, Kaszubę Jana Radtkego. Tablica zawisła na domu wójta Radtkego, przy ul. 10 Lutego 2. Po Antonim Abrahamie, którego upamiętniono w Gdyni w II Rzeczypospolitej (1936 r.), było to pierwsze uhonorowanie Kaszuby w gdyńskiej przestrzeni publicznej w Polsce Ludowej. Oprócz ważnych przedsięwzięć natury materialnej Aleksander Trzebiatowski był bardzo aktywny w działalności politycznej. Regularnie wraz z członkami zarządu uczestniczył w spotkaniach Klubu Obywatelskiego „Solidarność", któremu przewodniczyła śp. Franciszka Cegielska. Dzięki temu działacze zrzeszeniowi zasilili komisje wyborcze w czerwcu 1989 r. i 1990 r. Ta działalność nobilitowała i wyróżniała mniejszość kaszubską w Gdyni. ZKP stało się ważną organizacją pozarządową, wspierającą nowe w pełni demokratyczne władze w kraju i w regionie. Drugą kadencję (1989-1992) prezes Trzebiatowski poświęcił na propagowanie języka kaszubskiego w Kościele i kultury kaszubskiej w gdyńskich szkołach, co przejawiało się w inicjowaniu konkursów bajek, wierszy i legend kaszubskich dla dzieci i młodzieży. To, co teraz jest wszechobecne i oczywiste, wówczas miało wymiar pionierski i dlatego zasługuje na wyróżnienie /POMERANIA/WRZESIEŃ 2019 wspomnienie i podkreślenie. W 1990 r. gdyński oddział ZKP, staraniem prezesa i całego zarządu, został wyposażony w sztandar, który wyróżnia Gdynię we wszystkich ważnych uroczystościach. Będąc w kolejnych dwunastu latach wiceprezesem oddziału, Pan Aleksander inspirował i wspierał wiele ważnych wydarzeń, a w szczególności ustanowienie Medalu „Srebrna Tabakiera Abrahama", budowę pomnika Antoniego Abrahama, powołanie Ośrodka Kultury Kaszubsko-Pomorskiej, powołanie klubów dzielnicowych ZKP w Gdyni, Klubu Rodzin Trzebiatowskich, ponadto opiekował się Chórem Męskim „Dzwon Kaszubski". Był wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego, zawsze miał czas i chęć do pracy. Podczas drugiej wizyty Ojca św. Jana Pawła II w Trójmieście, w 1999 r., Aleksander Trzebiatowski jako jedyny reprezentant Kaszubów dostąpił zaszczytu wręczenia daru papieżowi na sopockim hipodromie. Była to rzeźba z bursztynu i srebra wykonana przez Stanisława Podwysockiego z Gdańska, która przedstawiała mitycznego Stolema dźwigającego na ramionach kamienne tablice z Bożymi przykazaniami. Ufundowali ją członkowie gdyńskiego oddziału ZKP. Do tego daru został dołączony kaszubski modlitewnik Më trzimómë z Boga opracowany przez Eugeniusza Gołąbka i Eugeniusza Pryczkowskiego. W tym ważnym momencie Pan Aleksander wystąpił w stroju kaszubskim. Zapytany, dlaczego nie skorzystał z możliwości wręczenia daru Ojcu św. 12 lat wcześniej w Gdyni, na Skwerze Kościuszki, odpowiadał bardzo szczerze: Nie czułem się wtenczas godny dostąpienia takiego zaszczytu. W 2004 r. Aleksander Trzebiatowski po raz kolejny objął trzyletnią kadencję prezesa w gdyńskim oddziale ZKP. Na ten okres przypadły dwa ważne wydarzenia, a mianowicie III Światowy Zjazd Kaszubów w Gdyni oraz złoty jubileusz istnienia ZKP, w tym również miejscowego oddziału. Były to imprezy przygotowywane z wielkim rozmachem i udane, które przyniosły splendor Kaszubom i zasłużony rozgłos w Gdyni i na Pomorzu. Po zakończeniu tej kadencji Pan Aleksander wycofał się z pracy w zarządzie ZKP, ale nie z działalności społecznej. Zaangażował się na dobre w Klubie Rodzin Trzebiatowskich, gdzie przez kilka lat pełnił funkcję przewodniczącego. Nadal sponsorował i wspierał Chór Męski „Dzwon Kaszubski" i wiele innych inicjatyw. Pan Aleksander miał dar zjednywania sobie ludzi. W zespole wprowadzał atmosferę przyjaźni, szczerości i otwartości. Wymagał dużo od siebie, innych tylko zachęcał do pracy. Był człowiekiem niezwykle skromnym, nigdy nie zabiegał o honory i zaszczyty. Mimo to za działalność społeczną został odznaczony Medalem 70-lecia Gdyni, Medalami 40- i 50-lecia Zrzeszenia Ka-szubsko-Pomorskiego oraz Medalem „Srebrna Tabakiera Abrahama". W życiu zawodowym po zakończonej pracy w Stoczni Gdyńskiej i przejściu na emeryturę założył firmę prywatną, która do dziś świadczy usługi w sektorze komunalnym w Gdyni. Za osiągnięcia w pracy zawodowej otrzymał Złoty Krzyż Zasługi. Myślę, że zarówno Gdynia, jak i jego rodzinne Węsiory mogą być dumne z życia i działalności tego syna Ziemi Kaszubskiej. Pogrzeb śp. Aleksandra Trzebiatowskiego odbył się 22 maja 2019 r. na Cmentarzu Witomińskim. Środowisko gdyńskich Kaszubów wraz z jego odejściem utraciło swojego duchowego patrona. TERESA HOPPE KASZEBSCZE DIKTAND0 W programie m.jin. • Réza nad môrze Warkôwnie z iPadama Apple • Przedstôwk Teatru Pupczi • Rakôdzelniô dlô bëtników Koncert Wéróniczi Körthals SP0DLECZN0 SZKOŁA NR 2 W SŁEPSKU c0>P° SŁËPSK O* n 2019 MORSCZI MNICH Czedë zazdrzimë so w historia naszich strón, tedë móżemë w ni nalezc wiele wszeljaczich krëjamnotów. Zdarzënków, chtërne do dzysô dragö je wëtlomaczëc, a téż taczich, co z czasa ôpôwiôdają jakno legendë... Czims taczim je historio ö morsczim mnichu abó jinaczi: rëbie-biskupie. Przódë, przódë lat w môli wsi Ösló-nino nad môlim morza czile rëbôków cażkó robiło nad tim, żebë pakati bôt zepchnąc na woda. Bëlo wczas reno, slunészkö dopierze letëchno wëzéralo, mieniając pómalinku farwa spokojnego tego dnia wiku. Bëlo lato, lëft jesz swiéżi pö nocë budzył zaspônëch chłopów. Tim na zaczątku nie chcą sa za baro gadać jeden z drëdżim. Rów-nak czedë bôt bél ju na wodze, rëbôcë ódetchnalë, jedny chwacëlë sa za wiosła, aj azëczi sa rozwiązalë. Gôdka zacząn sedzący na dzobie môli chlopk, gaba miôl okrągłą, śmiejącą, czôrné wlosë ë w remio-nach bél szeroczi, ko jak wnet kóż-di, co fiszowôl. - Wiéta wa co, Kôzk dzys muszi nama wszëtczim kôrnusa postawie. - Uhu! - pödsmielë sa jiny, a robiący wiosła Kôzk, wiôldżi ë möcny chłop, na chtërnégö drëszë gôdalë Zloti z pózdrzatku na jegö rudé wlosë ë piedżi, blós cos zamrëczôl ë plëwnąn za bórta. - A co to je za leżnota? - pód-pitôl sa szëper Józk. Dërch śmiejący sa pöd knérą Bernat, nen sedzący na dzobie, rzek jima dali tak: - Më wczerô z wieczora szlë ze Zlotim we wiatënk. Nen, co przegraj e, miôl dzys nama wszëtczim postawie pö robóce. - Jô nick ni musza stawiać! -ôdezwôl sa znerwôwôny Kôzk - të mie czësto öfagölil! - Jô cebie? Nibë jak? Ach, drëchu, të jes jak ta wësokô bóma 46 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 nad sztrąda, grëbô, môcnô, le na sami górze zeschło ë bez lëstów, bó ja mają tam ptôczi za baro óbsmro-dzoné. Czësti glëpc! Chłopi buchlë smiecha, aż bôt sa strząs. Zloti blós farwa w tim sztóce zmienił na czerwoną. - Tëkaluna jeden! Jakjôcejikna tim wiosła przez pësk, to të zarô na munia jinaczi uprawisz! - Póku! - zarëknąn szëper - dôj-ta pöku, wa dwaj i sa wcyg sztridë-jeta, a ë tak dërch jesta raza w grëpie. Gadôj Bernat, za régą, jak to richtich bëlo. - Në möja białka mia nama zôcérków po misce narobione na wieczerza. Më sa wiatowalë, chto pierszi wszëtczé zjé. - Në co? Të bél pierszi? Doch Kôzk mô taczi dludżi żôt, że ôn bë pewno taką miska móg ód raza całą w sebie wsëpac. - Tak téż bëlo, że mój drëch lubótny - tu Bernat zôs pódsmiôl sa do Złotego, chóc ni móg widzec, jak nen sedzący krzepta do niego grëze lëpa - zaró zacząn wiosłować w misce, flot ladëjąc klósczi w gaba. - Jo, a nen dujas so pómalinku jôd, wcale sa nie spieszil! - ódrzek w kuncu Zloti. - Jo! Bó wszëstkö muszi z głową robie! Tak jô sa jôd spokojno swójim forta. Leju zaró, zaró Kôzk miól miska pustą. He he! Blós jak ón ju sa chcôl usmiac, że mó do-bëté, tedë mu sa ne zócérczi z ótemklégö pëska wësëpalë nazót w miska. Ön tak tkol to żercé w gaba, że nie zdążól pólikac. Nim ón przëszed do se, a to, co zgubił, pözbiérôl, jô ju miól moje jestku smaczno zjadlé. Chłopi zós sa zasmielë na calé górdzele. Blós Zloti dali chcól sa sztridowac: - Jó ni musza nick stawiać, bó të mie ófagólil. - Le jak? - Bó misczi më mielë równo nasëpôné? - Ko jo! - Në jo, bëłë ful, le chto wié, czë w nich bëlo tak samo wiele sztëk nëch kiosków? Tero chłopi jesz barżi sa ôszczérzalë z negó wióldżégó jak bóma chłopa. - Të ju lepi brace badzë sztël -rzek spokojno szëper Józk - równak muszisz tego kórnuska postawie. Tak ti chłopi so pöwiôdalë, aż w kuncu doplënalë do placu, w chtërnym mielë do wëcygniacô swoje jadra. Slunészkó w tim czasu bëlo ju wëżi na niebie. Zrobiło sa ceplo. Na wiku bëla prawie glada. Chłopi przërëchtowalë sa do robótë ë pó sztócëku zaczalë wëcygac jadra raczno z wódë. W pierszim nie bëlo za wiele rib, w drëdżim nié za baro wicy. Përzna bańtków, jaczis pómu-chel ë to wszëstkó. Munie rëbôków ópadlë ë wąsë zwisie w dół. Przë trzecym jądrze równak pöczëlë zarôzka, że je ono cażczé. Muszelë sa mocno zaprzic, żebë dwignąc do górë swój lów. Jesz w wódze iizd-rzelë, że ni ma tam wiele rib, le jedno wiôldżé cos. nordowé pöwiôstczi - Cëż to? Zélint? - rzek Józk. Nie bél to zélint. Chłopi dragô wcygnalë na bôt wiôlgą rëba. Dlugą wnet jak Kôzk, chtëren bél z nich doch nôwikszi. Wëplątalë ja z jadra ë tedë uzdrzelë, że to cos je téż baro ösoblëwé. - Cëż to je za purtk? - zadzywil sa Bernat. - Tak cos jô jesz ni móm wi-dzôné - ödrzek Józk, a jeden z drëdżim nawetka sa przeżegnalë. Rëba jesz żëla. Rësza sa letko w bôce, a jakbë przëzéra sa rë-bôkóm. - Në je to wiera jakôs rëba, le jakô brzëdkô - glosno sa mëszlôl szëper - co z tim zrobic? Chlopi stojelë w bôce, wzéralë, le ni mielë chacë tegö czegös chwatac. - Wëszmitnąc to za bórta - rzek w kuncu jeden z nich. - Tfu! - plewnąn môli Bernat -jô wama rzeka co! To cos nawetka tak jakbë z pësku za człowieka szlachówa, ë rozëmno wzérô. - Ë chto tuje głupi?! - ödrzek na terZloti. - Dożdzë, mie tak téż je dzywno. Ë jesz to tak wëzdrzi jakbë w man-tlu. Móże to cos lëchégö? Chcemë to wërzëcëc! Rëbôcë ju mielë przekulnąc osobie wi lów za bórta, czedë prawie nen Kôzk ödezwôl sa tak: - Dożdżëta! -Co? - Wzérôjta, më doch dzys nick złowione ni mómë. - A co móże të to chcesz jesc, co? - Nić, blós tak so mëszla, to je taczć cos nić baro je wiedzec co. Móże më bë to zawiozlë do Pucka, do pôdstarostë? Może bë chöc co zó to dól? Chlopi pöwzéralë po se. Bernat zôs sa usmiôl ë rzek: - Równak cos të môsz w ti głowie. Tak jak póradzyl jima Zloti, tak téż zrobilë. Pódstarosta nick za na ósoblëwą rëba nić dôl, le zacekawil sa ë jima ja odebról. W jaczis czas późni rëbôcë z ti naszi óslónińsczi maszoperie pótkalë sa kol swojego szëpra. Bćl to prawie dzćń lëchi pögódë, dlôte oni nie fiszowalë, a Józk miôl pó-dzelëc wzątk ze zlowionëch rëchli rib. Tak jak wiedno przë ti leżnoscë chcelë oni so cos przegrëzc ë podpić. Czedë kôżdi dostôl ju swój part, szëper zasôd ë zacząn tak prawic: - Cos jô wama musza terô rzek-nąc. Póslëchôjta. Przebóczta so, jak më wëlowilë ta rëba dzywną. - Në jo! Cëż sa sta? - gôdalë rëbôcë, bo widzelë, że Józk miól jakös munia uprówioną. - Jó pótkól pódstarosta, ón bćl prawie w hôwindze, ë ön mie gôdôl, co sa z tim dali sta. - Në co? Pewno zdechła. - Nić, to bćl morsczi mnich czë biskup podwodny. Cos taczćgó! Chtos sa przeżegnôl, chtos glosno lëft wcygnąn, Bernat sa pód-smiôl ë spitól: - Co to bëlo? Ksądz jaczi morsczi? To doch są jaczćs brawadë! - Pódstarosta - cygnąn dali szëper - rzek mie, że oni temu nie dalë zdechnąc ë czadzëlë z tim, wićta wa gdze? Jaż do króla Zygmunta! Chlopi dzëwilë sa, kracëlë glo-wamë ë dostôwalë coróz to wikszć óczë. - Król nibë chcôl ta rëba czë co to tam bëlo, zatrzëmac jakó óso-blëwóta. Le kómus przeszło do głowę, że to prawie za biskupa w man-tlu szlachuje. Tak samo jak nam bëlo cos dzywno. Król kózól zawezwać biskupów, ti sa przëzéralë ë nibë nen morsczi stwór jima dół znak, że ón chce nazôt w wóda. Ti pöradzëlë królowi, żebë jego odwieźć, ë on sa zgódzyl. Lëdze muszelë z tim nëkac nazót taką droga jaż tu. - To sa nie chce wierzëc - gôdalë Józkowi drëszë - móże ón miól wëpité? - Zdôwô mie sa, że nić. Le ód oczu bćl czësto urzasli. Ë jesz mie rzek, że jak oni tego nibë biskupa wëpuscëlë, a to prawie bëlo tego dnia, tej ón jima jesz krziż na droga zrobił ë ôdplënąn. - Hmmm, chto wić, chto wić -zamëslil sa Bernat - w tim placu më ju wiera jadrów nie badzemë zastawiać. - Móże to przez nćgó mnicha to morze te slćdnć dnie tak sa burzi -dodól Kózk Zloti, wżerając za okno z czësto, zdôwałobë sa, mądrą mu-nią. MATEUSZ BULLMANN Tekst z niechtërnyma znankama nordowi kaszë-biznë SÉWNIK2Ö19 / POMERANIA / 47 z kociewia gdy kociewie staje się KRAINĄ SZCZĘŚCIA Przymiotnik „kociewski" ma magiczną siłę, nie tylko dla mnie. Pojedyncze słowo, a wywołuje całe światy. Realiści myślą o fragmencie tego oswojonego. Dlatego z radością przyjęłam nazwę nowego ośrodka wypoczynkowego -Kociewska Polana. U nas, na skraju Borów Tucholskich, nad dobrze mi znanym z dzieciństwa jeziorem Deczno. Mówią niektórzy, że tu w powiecie świeckim już nie ma Kociewia, tylko Pomorze. Zapominają, że ten ważny polski region jest wielobarwny. Przypominam, nie rozbite lustro, a mozaika! Nie mogłam uwierzyć, że tak z dobrej woli, bez żadnej sugestii. Nazwano i już. Muszę dotrzeć do gospodarzy, by pochwalić pomysł. Kolejnym współczesnym dowodem na to, że kociew-skość jest wartością kulturową, było Święto Kociewia podczas Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku. W lokalnej prasie podano, że z roku na rok święto nabiera rozpędu. Barwny korowód podążających Traktem Królewskim jest coraz liczniejszy. Bardzo dobry pomysł regionalistów ze Starogardu Gdańskiego. Do gmin powiatów tczewskiego i starogardzkiego po raz trzeci dołączyła też ziemia świecka, 150 osób z naszego miasta dumnie kroczyło gdańskimi ulicami. Byli samorządowcy, byli ludzie kultury, koła gospodyń, przewodnicy. Wśród miłośników regionu wymienić muszę szkolny zespół Świeckie Gzuby oraz Orkiestrę Dętą OSP Świekatowo. Dobrze jest bawić się na własnym podwórku, ale trzeba też szukać wspólnoty w kulturze. Był kiermasz rękodzieła i biesiadowanie, koncerty i wystawa w Nadbałtyckim Centrum Kultury. Słowem: duże święto, jednocześnie przypomnienie licznym turystom, że jest w Polsce taka kraina... Można było posmakować ruchanków z patelni, kupić książkę, zdobyć kolorową mapkę, posłuchać piosenek i gadek kociewskich. Właśnie, kociewskich I Czy słowa można, a może nawet trzeba przypisywać do miejsca, czasu? Przecież łączy nas Polska. Mówimy, że wspólnota jest wartością, a potem dzielimy, odróżniamy, wyróżniamy, określamy. Tu przywołać muszę fragment „Psalmu" Wisławy Szymborskiej: Czy można w ogóle mówić o jakim takim porządku / jeżeli nawet gwiazd nie daje się porozsuwać / żeby byfo wiadomo, która komu świeci? Często słyszymy: ten urodził się pod dobrą gwiazdą. Niektórzy nawet twierdzą, że każdy ma swoją. Zastanawiam się, pod jaką gwiazdą urodził się Kazimierz Kujawski, wyróżniony poetycką wrażliwością, darem słowa. Jednocześnie naznaczony chorobą, która nie pozwoliła mu być na uroczystym spotkaniu wokółjego tekstów. W karczmie o trafnej nazwie Ostoja, której gospodarzem jest artysta Michał Ostoja-Lniski, zgromadziło się wielu ludzi kultury. W sierpniowy wieczór usłyszeliśmy „Pieśń o Czarnej Wodzie" i piosenkę „Jest taki kraj". Obok śpiewu i muzyki kilkoro recytatorów wzruszyło nas poetyckimi tekstami. Całość ze świetnym wyczuciem prowadziła zasłużona dla kultury Pomorza Felicja Baska-Bo-rzyszkowska. Kaszubka, która od dawna zauważa sąsiednie Kociewie. Recytatorami byli jej dawni uczniowie, przyjaciele, nauczyciele języka kaszubskiego. Tak miałoby wyglądać dobre sąsiedztwo, wspólnota w kultu- Przymiotnik „kociewski" ma magiczną siłę, nie tylko dla mnie. Pojedyncze słowo, a wywołuje całe światy. rze, w której różnić się powinniśmy tylko pięknie. Dzięki Felicji mogłam odbyć duchową podróż przez ponad 40 wierszy Kujawskiego, autora tomiku Kociewskie pejzaże Czarnej Wody. Na okładce widnieje zdanie: Mam takie miejsce jedyne na świecie / Eden co śnił się wygnanej Ewie. Z perspektywy wspomnień dzieciństwa i potem tych zatrzymanych na szkolnej fotografii - to, co zwyczajne, stało się nadzwyczajne. We wspomnianych wierszach ukryły się obrazy dawnego życia na Kociewiu - makatka babci, opowieści dziadka, kopanie kartofli hakami, wieczory przy naftowej lampie... Takie okruchy liryczne. Po deklaracji poety cafy wielki świat znalazłem na małym Kociewiu - postanowiłam napisać serdeczny list do niego. Stan zdrowia Kazimierza Kujawskiego nie pozwolił mu usłyszeć i zobaczyć, jak było wzruszająco w Ostoi i u Ostoi... są jednak sprzymierzeńcy niezwykli, m.in. Krzysztof Gornowicz, wybitny czarnowodzianin, który śpiewa też na chwałę miasta nad Wdą. O rodzinnym mieście przygotował książkę Czarna Woda. Miasto nad Wdą (2019). Wybrane wiersze Kujawskiego też znalazły w niej schronienie. Łączy nas nie tylko Wisła, ale i Wda (potocznie Czarna Woda). Tu regionalistki Pomorza planują wielkie spotkanie swoich krain, czyli Borów Tucholskich, Kaszub, Kociewia, Krajny... Może też Żuław? maria pająkowska-kensik 48 POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 Wnet köżdi knôp i wiedno wicy dzeusów brzątwią ô karierze na böjiszczu. To nie je nick dzywnégö - cos, co może robie bez pauzów, jakno udba na żëcé to je baro dobrô öpcjô. Akademio Nożny Balë Cassubian z Bólszewa parłaczi sztôłtowanié kaszëbsczi swiądë z dzecnyma snieniama. Bala to je moje hobby ijô chcą bëc balownika - gôdô mie Kasper w pauzę na bënowim turnierze. Na sztadionie, dze rozstawione je ösmë bromków na pötrzebë sztërzech meczów, unôszô sa oprócz klimatu riwalizacje pócha piekłi na grillu wörztë. Tak adepcë futbolu kuńczą swój drëdżi sezón. Ten rok béł dlô naju baro wôżny - pódsz-trichiwô trenera Kristión Andriskówsczi. Od łońsczi jeseni më grajemë w sztruktu-rach Pömôrsczi Zrzeszë Nożny Balë. Z tim fakta sa wiąże midzë jinyma to, że jego podopieczny jeżdżą na profesjonalne mecze ustnëch jakno kibice, co je dodówkówim przeżëcym towarzącym jich rozwijowi. Nôwôżniészó je rów-nak móklëzna na treningach. Trenéra ópówiôdô mie ó euro-pejsczich i pólsczich metodach trenowaniô, a téż ó autor-sczich udbach, chtërne mógą bëc nazwóné kaszëbską szkolą nożny balë. Nómlodszé dzecë ópisywają ne metodë jakno zôbawë, w chtërne sa bawią po rozgrzewce - w „szpégel", w „mularza"... Trenera równak wierzi, że zôbawa przëniese pózytiwny efekt. Pódczorchiwó, że uczba nômłodszich bë mia bëc tak samo wóżnó jak szkolenie ustnëch. W Islandie, „czórnym koniu" Mésterstwów Europë 2016, trenérowie ód nómlodszich roczników muszą miec cedel ód UEFA, a nade wszëtkö rozwijać kreatiwnosc, a nié le pölétë zeza linie wë-dawac - taką filozofia przëjimô téż Andriskówsczi. Akademio Nożny Balë Cassubian pówsta dwa lata nazód, ji nóleżnikama są dzeusë i knópi, co stówiają pierszé kroczi w nożny balë. Zaczało sa ód jeżdżenió na môlowé turnierë, w pósobnym sezonie ranga roz-griwków sa pódwëższëła. Më zapiselë swojego sëna zarô na początku - gôdô Môrcën Wölsczi, Kubów tatk - nama sa widzy profesjonalizm i to, że Cassubian uczi przewiązanie) do tatczëznë. Maję rozmajité wëjazdë, na jaczich zwiedzywają Kaszëbë i naszjazëk pôznôwaję. Kristión Andriskówsczi to je jeden z liderów rozwijający sa módë na buczka. Ten sport w kamach, ópiarti na tradicyjny podwórzowi grze, téż je wpisóny w plan treningów młodëch balowników. Parłaczenié kaszëbiznë ze spórta to je dobro udba wedle uczałëch. Mateusz Szmët, socjolog z Kaszëbskó-Pömórsczi Wëższi Szköłë we Wejrowie gôdô: Spôrt to je taezi rum, w jaezim nimô riwalizacje më sa nie dzelimë, i nimô różni-ców w pôzdrzatku rnôżemë gô raza przeżëwac - to je dobré strzodowiszcze do rozwiju buchë z pôspólnotë. Cażkó tego nie zmerkac, zdrzącë na usmiónëch starszich, młodsze rodzeństwo, co téż chce zagrać w koszulce z lëterką „C", i na balowników, co mierzą wësok, i może czedës, jak chwëcą w raka puchar, mdą pamiatelë, chto jima dół taczé möżlëwötë i jakó kultura jich usztółtowa. ADÓM HEBEL POMERANIA I B-ËTOWIÔK. FKZÉPHIKA FEPER\C3B W baszka graje wicy jak 30 lat. Terôzka Ireneusz Paszkę, bö ö nim i z nim mdze gôdka, czerëje dwuma kartowima stowôrama. Jedna z nich öbjimô nordową Polska. Öd czile lat je przédnika Kartowégö Klubu Baszta Bëtowö. Doma wnetka wszëtcë grelë w baszka: stark, cotka, wuja, starszi. Pamiatóm, że w kôżdą sobota pöti-kelë sa u nas i raza sôdelë do stołu, żebë pograć. Tej jakno knôpiczk, jem miôł 6 lat, lenojem sa przëzérôł -wspöminô Paszkę. Późni jegö szkólnyma östelë stark i tatk. jakno 10-latny knôp sôdôl jem na kolanach ob-czas nëch kartowëch pötkaniów. Starszi pözwôlelë mie sedzec tak z gódzënka. Wszëtczé podstawowe wskôzë jem ju znôł. Grelë w baszka z dzesątką serce. Sóm jem nie grôł, ale czasa pëtelë mie, chtërna kôrta wëbrac -tłomaczi bëtowiôk. Grac zaczął, czej ju béł czilenôscelatnym knôpa. Wikszosc w chëczë, bô w szkole tego sa nie robiło. Czim starszi, tim czascy. Wcygnało mie to. Tej czasë téż bëłë jinszé. Za kômunë kómputrów czë möbilków nicht ni miôł. Lëdze chatno przëchôdelë do se, żebë sa pôtkac. Baszka to idealnô ôkazjô. Czasa zdôrzało sa, że na ro-dzëznowëch uroczëstoscach, np. chrzcënach, stojôł dodatkowi stolik, przë chtërnym sa grało. Na wieselach téż tak sa zdôrzało. Wiedno gdzes sa nalazło jaczis nórt, dostôwiało stółczi i grało bez dwie gôdzënë. Nikogo to Ireneusz Paszkę stoji pierszi z lewi. 50 / POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 tak baro nie dzywiło, ani nie razëło. Jinszigôsce czasa sa smielë, że ti ju znôujidą grac - z usmiéwka öpöwiôdô Ireneusz Paszkę. Do kart nigdë nikogo nie muszôł długo namawiać. W môji rodzenie taczé potkania przë baszce to tradicjô. Wszëtcë grają, ôkróm möjich soster. Jakno młodi chłop, tej jem ju robił, z drëchamajesmë sa ugadiwelë. Pôtrafilësmë sadnąc wpiątk, a w sobota reno kuńczec. Tej szło na pieniądze, ale stôwialësmë nôwëżi 10-20 groszi, tej jak sa wëgrało złotégô, to béł maks -wspöminô kartownik. Karno grającëch w Bëtowie sa rozrôstało. Tej przeszedł czas, że zaczalësmë jezdzëcpô turniejach ôrganizo-wónëch bez Federacja Kaszëbë Baszka. Tam muszelësmë sa dopasować do nowëch reglów. Na zôczątku zwënédżi niżódny nie bëło, ale z czasa to sa zmieniało. Przeszłe i te indiwidualné, i te w kamach. Do dzys kultiwujemë tradicja i jeżlë möżemë, to jedzemë na miónczi z jin-szima baszkarzama - tłomaczi Paszkę. Raza z Kaz-mierza Ekmana, Tadeusza Malka i Marią Böłtruczik pöstanowilë założëc włôsną stowôra. Powstała 4 lata dowsladë, a ji przédnika östôł Ireneusz Paszkę. Tej zaczalësmë grac w wikszym karnie. Lżi nama terôzka ô wëzwëskanié jaczichs dëtków na rozegracje. Na te zjéżdżô skôpicą ponad setka lubôtników baszczi. Baro wiele zawdzacziwómë burméstrowi Bëtowa Riszardowi Sylce. Öd zôczątku pômôgôł nama - w sprawie udostap-niwaniô zal do graniô i w rozköscérzaniu swiądë ö ny grze. Je téż Kazmiérz Kerlin, jaczi w swôjim Ôstrzódku Szkolno-Wëchôwawczim w Bëtowie wëmëslił „Baszka nocą", czë Renata Etmańskó, chtërna wiedno zagwësni jestku. Örganizëjemë Bëtowską Liga Baszczi, na trwô od séwnika do kuńca maja. Pôtikómë sa w pierszi i trzecy czwiôrtk miesądza w Centrum Cateringôwim „Zagoda" w Bëtowie. Je nas kol 60, ale rôczimë wszëtczich chat-nëch, nié le blós z Bëtowa. Placu sygnie dlô wszëtczich. Wiele graje w baszka, ale jesz nie wić, gdze może nas nalezc - zachacywô do przëjechaniô bëtowiôk. Öbczas lidżi nôchatni grają w czerwoną baszka. Mô nôwikszé wzacé i wiele potrafi w niagrac. Sóm wôla czôrną. Je ce-kawszô. Je w ni wicy môżlëwôscë i układów. Z drëchama i rodzëną grómë w ta - tłomaczi. Terôzka, pö Mirosławie Ugöwsczim, Ireneusz Paszkę przejął funkcja przédnika Federacje Kaszëbë Baszka, www. kaszebe-baszka. pl kaszëbsko baszka / zach ë ze stôriszafë Paszke (drëdżi z lewi) öbczas cëskaniô w baszka Öbczas wracziwaniô nôdgrodów w konkursu Bëtowsczi Lidżi Baszczi nôwikszi taczi organizacje nié leno na Kaszëbach. Drëch Mirek muszôł zrezygnować ze zdrowôtnëch przëczënów. To dlô mie wiôldżé wëprzédnienié, ale téż ôdpôwiedzal-nosc. Doszło mie wiele ôbrzészków. Przede wszëtczim muszimë ustalëc terminë rozegracjów w rozmajitëch miastach, tak żebë sa nie nakłôdałë na sebie. Örga-nizëjemë Masters Kaszëbë, miónczi w tpzw. czerwoną baszka, chtërne skłôdają sazlO turniejów. Póznije Masters Pömörzé, toje tpzw. czôrnô - téż 10 pôtkaniów. Na kuńc je Masters Polska. To mistrzostwa naszego kraju i Europę liczące piać pôtkaniów. To nôwëższi rangę turniej. Muszimë dogadëwac sa z wójtama gminów, m.jin. Szëmôłda, Rëmi, Kôsôkôwa, Wiacbôrka czë Chełmżë. W najim ôbjimanim je téż Poznań i Toruń - gôdô nowi przédnik. Tłomaczi téż, dlôcze główné bióro zarządu przenôszô sa z Szëmôłda na ul. Sucharsczégö w Bëto-wie: Lżi mie stędka wszëtczim sterować, niżjakbëm miôł tam dojeżdżać. Mómë stara, żebë wikszosc spraw i tak załatwić bez môbilka, jak zale czë jestku. Równak nić wszëtkô sa daje. Czasa muszi wsadnąc w autół i pôd-jachac do jaczégôs wójta czë burméstra, bô jinaczi sa nie dc5. Jednym z marzeniów szefa baszkarzów je zrobienie z Bëtowa stolëcë ti grë. Mómë predyspozycje, żebë tak bëło - gôdô Ireneusz Paszke. Chcôłbëm téż uczëc młodé pokolenie. Ödwiedzelëbësmë szköłowników, np. ôbczas uczbë kaszëbsczégô jazëka, i pökôzelë, na czim to pôlégô. Jesmëju pô pierszich rozmowach na na téma w urządzę. Chto wić? Może udo sa to zrobić. Zanôlégô nama na kultiwówaniu tradicje najich starków. Nie chcemë, cobë baszka zadżinała. Tej nagwës muszimë uczëc młodëch. Jô to ju robią. Szkoła swoja wnuczka, tak jak wiele kar-towników swoje wnuczi. DIANA KRËWIAK TŁOMACZIŁ ŁUKÔSZ ZOŁTKÖWSCZI N- 98. ąjofcncr 50?ittwo(6S, &cn 8. ©ttfmbcr 1819. Rost kol 8 côli, na gabie öspöwati, ôczë, brwie, włosë czôrné, köl 40 lat stôri, w gnôce mocny a sadłi. Sëkniô chłopsko, môdrô z przodku na haftczi zapi-nónô, katunowô chustka na szëji, czôrny, ókragłi czôpk, wiôldżé chłopsczé bótë. A wedle gôdczi gwës béł Kaszëba, kö taką gôdką gôdôł, jak gôdają kôle Koronowa... Hewö taczi öpisënk kradzélca köniów delë do smarë, pö niemiecku a polsku, w wiôlgöpölsczi gazéce „Posener Intelligenz-Blatt" nr 98 z 1819 roku... RD 0$i5 pôe&Vrfcah'ëge« Wzł'ostu ttyłfóJtoło 8 cali, '•Na twarzy • opf.owfity, Miai oczys i br-m yiiemtiiéy wlósy czar'Hi? i, cżariio' fc.-jraętai, : -,Wi«ku był o koto 4o. ];h, -i-Konstytucji 'ciała d'Osyó iii'öcbey i siac&ey, 'm dm.: 'rao"r! kNtó ' ftóry'ćfitb'jTśki A podług inowy isgo sądząc był Łaszuba, gdyź taką. raową mówił, iuk iaówii| około Koronowa. SEWNIK 2019 / POMERANIA / 51 z południa ZJAZDOWE WSPOMINKI Za nami lato obfitujące w liczne imprezy: plenerowe koncerty, jarmarki, festiwale i zjazdy. Wśród tych wydarzeń mocny akcent pada na XXI Światowy Zjazd Kaszubów, który odbył się w Chojnicach i wywołał jeszcze dziś słyszalne echo w regionie. W doniesieniach medialnych podkreślano, że ma on wymowę symboliczną, albowiem przed 20 laty właśnie Chojnice były miejscem I Zjazdu, który zapoczątkował wielką coroczną imprezę i uroczystą, i ludyczną, a niewątpliwie jednoczącą Kaszëbów z Nordë i Pôłnia. O samej organizacji zjazdu, jako wielkim przedsięwzięciu logistycznym, więcej było uwag pozytywnych niż krytycznych, co ucieszyło gospodarzy obawiających się trudnego egzaminu. Powszechnie chwalono wybór terenu - na zapleczu parku - na spotkanie kilkutysięcznej rzeszy uczestników. Jeśli zaś chodzi o wydźwięk zjazdu, to prestiż zapewniła mu obecność wśród Kaszubów sporej reprezentacji parlamentarzystów, na czele z wicemarszałkiem Senatu Bogdanem Borusewiczem, oraz pomorskich samorządowców. W oficjalnej ceremonii otwarcia był jeden moment szczególnie uroczysty i ważny, mianowicie ogłoszenie przez władze miasta tytułu i wręczenie dyplomu Zasłużonej Obywatelki Chojnic Janinie Kosiedowskiej, przewodniczce chojnickiego oddziału ZKP. Jest to fakt budujący i tym radośniej szy, że działalność Janki na rzecz Zrzeszenia oraz edukacji i kultury kaszubskiej znalazły uznanie jako wybitne zasługi dla Chojnic. Janina Kosiedowska jest nauczycielką, polonistką po UMK w Toruniu. Od 1967 r. pracowała w kilku szkołach w powiecie chojnickim, w latach 1991-1998 była dyrektorką szkoły w Pawłowie. W pracy dydaktycznej przybliżała uczniom kulturę kaszubską, którą interesowała się od zawsze. Po przejściu na emeryturę związała się ze Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim w Chojnicach, w latach 2004-2010 pełniła funkcję prezesa oddziału, od 2013 przez dwie kadencje ponownie jest prezesem. Trudno byłoby wyliczyć wszystkie inicjatywy i akcje, jakie prowadziła, ale bez wątpienia spowodowała, że język kaszubski zagościł w kilku chojnickich szkołach, sama też go uczyła. Założyła amatorski teatr kaszubski, który dał już dziewięć premier, a teraz przygotowuje się do wznowienia sztuki Lecha Bądkowskiego Sąd nieöstateczny na 100. rocznicę urodzin pisarza. Za jej sprawą kilkakrotnie odbył się w Chojnicach Przegląd Teatrów Kaszubskich „Zdrzadnió Tespisa". Dba o pomnożenie 60-letniego dorobku chojnickiego Zrzesze- nia, m.in. organizuje coroczne Dni Kultury Kaszubsko-Po-morskiej, zapoczątkowane w połowie lat 80. ub. wieku. Własnym działaniem, ale też dosłownie, pracowicie zapełnia kolejne tomy kroniki chojnickiego oddziału. Ma dar dobrych relacji i współpracy z samorządami, instytucjami kultury, szkołami, parafiami, z oddziałami ZKP. Któż nie zna Janki w Zrzeszeniu? Zatem słusznie pomyślał burmistrz Arseniusz Finster, aby przyznany Janinie Kosiedowskiej honorowy tytuł ogłosić publicznie właśnie podczas Zjazdu Kaszubów. Dane mi było uczestniczyć w tym roku w innym zjeździe, na równi podniosłym i przepełnionym empatią - rodziny Marchlewiczów. Na wzór wielu innych rodów postanowili zorganizować spotkanie potomni Floriana Marchlewicza (1839-1918), najstarszego syna Józefa, zarządcy dóbr parafii w Brusach. Florian, osierocony w wieku 14 lat, w dorosłym życiu zajął się handlem - prowadził karczmę w Małym Gliśnie k. Brus. Swój pobyt w karczmie Marchlewicza na obchodach 200. rocznicy odsieczy wiedeńskiej zrelacjonował Hieronim Derdowski w „Gazecie Toruńskiej" (18 IX 1883). Tenże Florian, mając 31 lat, ożenił się z Agnieszką Gierszewską, z którą miał córkę Dominikę - moją babcię. Po śmierci pierwszej żony ojciec dwuletniej Dominiki ożenił się po raz wtóry z Agnieszką Jażdżewską z Czyczków i miał z nią 12 dzieci. Potomkowie tej licznej gromadki spotkali się w dniu świętych apostołów Piotra i Pawła w przepięknej Woziwodzie nad Brdą. Na wezwanie inicjatorki zjazdu Jolanty Kwaśniewskiej zgłosiło się blisko 400 osób (prawnuków i praprawnuków z rodzinami), a i to daleko nie wszyscy, którzy mogą do klanu Marchlewiczów się zaliczyć. Specjalnie uhonorowano najstarszego uczestnika zjazdu, jedynego żyjącego wnuka Floriana, 97-letniego Kazimierza Marchlewicza (syna Leona), który przed dwoma laty opuścił Londyn, gdzie żył od czasu wojny, i powrócił do rodzinnego domu w Borzyszkowach, pod opiekę bratanicy Ewy i jej męża Andrzeja Lemańczyków. Mocno przywiązany do kaszubskiej ziemi i tradycji, uczestniczy we wszystkich wydarzeniach regionalnych na Gochach i na całych Kaszubach, był także gościem Zjazdu Kaszubów w Chojnicach. Zjazd Marchlewiczów, tak perfekcyjnie zorganizowany w Woziwodzie (za co wielkie podziękowanie dla grupki kuzynów) ma się podobno odbyć w przyszłym roku jeszcze liczniejszy. KAZIMIERZ OSTROWSKI Za nami lato obfitujące w liczne imprezy: plenerowe koncerty, jarmarki, festiwale i zjazdy. Wśród tych wydarzeń mocny akcent pada na XXI Światowy Zjazd Kaszubów, który odbył się w Chojnicach i wywołał jeszcze dziś słyszalne echo w regionie. 52 POMERANIA zpôłnia Za nama je baro rozegracjowé lato: kôncertë, jôr-marczi, festiwale i zjazdë, a wszëtkö na swiéżim lëfce. Westrzód nëch wëdarzeniów nót je wëapartnic XXI Światowi Zjôzd Kaszëbów, jaczi béł w Chönicach i dôł pömión na całą kaszëbską tatczëzna, co jesz dzysô möże czëc. Gazétnicë w swöjich wiadłach pódczorchi-welë, że ön mô symboliczny znaczënk, bö prawie 20 lat nazôd Chönice bëlë môla I Zjazdu, chtëren dôl zôczątk coroczny rozegracji, jakô je i uroczëstą, i do szpörtu, a gwësno parłaczi Kaszëbów z Nordë i Pôłnia. Ö sami organizacji zjazdu, jakno wiôldżi logisticzny pôdjimiznie, wiacy bëło bëlnëch niżle kriticznëch uwô-gów, co uredowało göspödarzów, jaczi mielë përzna strach negö dradżégö egzaminu. Powszechno lëdze chwôlëlë wëbiér môla - na tële parku - na zéhdzenié cziletësaczny rzmë uczastników. A jeżlë jidze ö zawółó-nosc zjazdu, to uwôżanié mia mu zagwësnioné bëtnosc westrzód Kaszëbów wielny reprezentacji parlamenta-rzistów, w przodku z wicemarszôłka Senatu Bogdana Borusewicza, a téż pömörsczich samórządôrzów. W oficjalny ceremonie ödemkniacô béł jeden sztót, co béł ösoblëwie uroczësti i wôżny, hewö ogłoszenie przez przédnictwö gardu titla i wraczenié diplomu Zasłużony Mieszkance Chöniców Janinie Kösedowsczi, prowôd-niczce chönicczégö partu KPZ. Taczé zdarzenie budëje i je tim barżi redotné, że dzejanié Janczi dlô Zrzeszeniô, a téż edukacji i kaszëbsczi kulturë bëło achtnioné jakno nadzwëköwé zasłëdżi dlô Chönic. Janina Kösedowskô je szkólną, polonistką pô UMK w Torniu. Öd 1967 r. robiła w czile szkołach w chönic-czim krézu, w latach 1991-1998 bëła direktorką szköłë w Pawłowie. W szkólnowsczi roböce przëblëżiwała ucznióm kaszëbską kultura, jaką czekawiła sa öd więdną. Na emeriturze związała sa z Kaszëbskó-Pómór-sczim Zrzeszenim w Chönicach, w latach 2004-2010 bëła przédniczką partu, öd 2013 przez dwie kadencje zôs je jego prezeską. Dragô bë bëło wërechöwac wszët-czé pödjimiznë i rozegracje, jaczé öna prowadzëła, ale bez ögôdczi mia sprawione, że kaszëbsczi jazëk pökôzôł sa w czile chônicczich szkołach, öna sama téż gö mia uczoné. Öna założëła amatorsczi kaszëbsczi téater, chtëren mô dóné ju dzewiac premierów, a terô szëkuje sa do wznowieniô przedstôwku Lecha Bądkówsczégö Sąd nieöstateczny na 100. roczëzna utwórcë. Za ji sprawą czile razë béł w Chönicach Przezérk Kaszëbsczich Téatrów „Zdrzadniô Tespisa". Öna mô stara ó zwielenié 60-latnégö uróbku chönicczégö Zrzeszeniô, m.jin. rëchtëje coroczne Dnie Kaszëbskô-Pömórsczi Kulturë, jaczé bëłë zaczaté w połowie 80. latów ub. stolata. Gwô-snym dzejanim, ale téż dosłowno, zôwzace zafulowiwô pósobné dzéle kroniczi chónicczégö partu. Öna mô dar bëlny łączbë i wespółrobötë z samörządzënama, insti-tucjama kulturë, szköłama, parafiama, z partama KPZ. Chto to nie znaje w Zrzeszenim Janczi? Tak tej baro bëlno miôł wëmësloné burméster Arseniusz Finster, cobë przëznóny Janinie Kósedowsczi honorny titel ôgłosëc publiczno prawie óbczas Zjazdu Kaszëbów. Jô miôł to szczescé bëc latoś jesz na jinym zjezdze, tak samô widzałim i wseczëcowim - familie Marchle-wiczów. Szlacha wiele jinëch rodów ötrokówie Floriana Marchlewicza (1839-1918), nôstarszégó sëna Józefa, rządcë majątku w parafii Brusë, udbelë so zorganizować potkanie. Florión, öserocałi jak béł 14 lat stôrim knôpa, czej béł dozdrzeniałi, tej zajimnął sa hańdla - prowa-dzył karczma w Môłim Glisnie k. Brusów. Swóje bëcé w karczmie Marchlewicza na fejrowanim 200. roczëznë wiedeńsczegó przińdzenićgo w pömöc zrelacjonowôł Heronim Derdowsczi w pismionie „Gazeta Toruńska" (18 IX 1883). Ten téż Florión, czej miół 31 lat, ożenił sa z Agnésą Gerszewską, z jaką miół córka Domnika -moją starka. Pô smiercë pierszi białczi ójc dwalatny Domniczi ożenił sa drëdżi rôz, z Agnésą Jażdżewską z Czëczków, i miół z nią 12 sztëk dzecy. Ötroköwie ti wielny gromôdczi zeszłe sa w dzeń swia-tëch apósztołów Piotra i Paula w snôżi Wózëwödze kól Brdë. Na zawołanie udbódôwczëni zjazdu Jolantę Kwa-sniewsczi mia sa zgłoszone wnet 400 lëdzy (prawnuków i praprawnuków z familiarna), a i to jesz nie bëlë wszëtcë, co mögą sa do klanu Marchlewiczów za-rechówac. Ösoblëwó béł uhónorowóny nôstarszi uczastnik zjazdu, jedurny żëjący wnuk Floriana, 97 lat stôri Kadz-miérz Marchlewicz (syn Léóna), chtëren dwa lat temu wëjachôł z Londinu, gdze żił ód czasu wöjnë, i wrócył dodóm do Bórzëszków, gdze dozérają gö bratónka Éwa i jeji chłop Andrzej Lemańczikówie. Ön je móckó zrzeszony z kaszëbską zemią i tradicją, bierze udzél we wszëtczich regionalnëch wëdarzeniach na Góchach i na całëch Kaszëbach, béł téż gôsca na Zjezdze Kaszëbów w Chönicach. Zjózd Marchlewiczów, takbëlno zrëchto-wóny w Wózëwódze (za co wiôlgô dzaka dlô môłi grëpë półbratów i półsostrów) mô bëc bödôj na drëdżi rok jesz wielniészi. KADZMIÉRZ ÖSTROWSCZI, TŁOMACZËŁAANA CUPA SÉWNIK2019 / POMERANIA / 53 Oczyszczenie? (premiera monodramu Naju krewią) Sztuka monodramu w tradycji kaszubskiej jest czymś unikatowym. W nowszych czasach poza słownymi perfor-mansami Idy Czai, które odbywają się od lat dziewięćdziesiątych zeszłego wieku, trudno odnaleźć podobną formę wyrazu artystycznego. Co prawda rzecznicy kaszubskiej gôdczi powiedzą, że wystąpienia rodzimych oratorów (gadëszów; gôdkarzów) można uznać za odpowiednik monodramu, ale takie tłumaczenie to tylko ukrywanie faktu, że najkrótsza, jednoosobowa i wymagająca największej samoświadomości u aktora i reżysera forma dramaturgiczna jest niemal nieobecna w życiu artystycznym Kaszub. Nie świadczy to dobrze o żywotności i kondycji twórczej środowiska artystycznego... Kiedy pojawiła się informacja, że Adam Hebel jako aktor wraz z Markiem Czoską jako reżyserem przygotowują krótkie przedstawienie na podstawie opowiadania Romana Drzeżdżona od razu powiało nadzieją. Wreszcie kaszub-skojęzyczni twórcy postanowili przygotować rzecz aktualną, zaangażowaną ideowo w ocenę przeszłości i dotykającą teraźniejszości. Każdy z nich ma własne osiągnięcia, styl pracy, wizję artystyczną, co przyniosło ekscytujący efekt... 28 czerwca 2019 r. w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie odbyła się więc premiera trzydziestopięciominutowego monodramu Naju krewią przy sporym zainteresowaniu widzów i mediów kaszubskich. Co się wówczas wobec publiczności dokonało? Jak można to wydarzenie ocenić? Zacząć należy od tekstu Romana Drzeżdżona, który kilka lat temu opublikował opowiadanie będące współczesnym literackim aktem rozliczenia się z wojenną trau-mą. To ważny głos literata średniego pokolenia, zwracającego się do doświadczeń swoich rodziców czy dziadków nie tyle w duchu wspominania heroizmu Kaszubów czy ich poświeceń i odwagi, ale w chęci ukazania dużo mniej chwalebnej strony życia zwykłych ludzi, którym przyszło egzystować w czasach ze wszech miar trudnych. Wówczas to wielu Niemców okazywało się fałszywymi przyjaciółmi, sąsiadami, którzy potrafili donieść na swoich kaszubskich znajomych. Wtedy to Kaszubi ukazywali nie tylko swój upór, ale i konformizm, z czego brało się to, że jedni trafiali do obozu Stutthof, drudzy zaś nagle stawali się bogaczami. Potem już wszyscy składali swoją ofiarę z ludzi faszystowskiemu państwu, tracąc mężów i synów na froncie wschodnim. Koniec wojny na początku 1945 r. i pojawienie się zwycięskich Rosjan przynosiły ze sobą „klęskę wyzwolenia" w postaci rozgrabiania majątków, gwałtów na kobietach i morderstw na ludności cywilnej. Tekst Drzeżdżona niczego w tym zakresie nie ukrywa i nie mityzuje, zaś artystyczny przykład postpamięci zarysowuje zaś nade wszystko samoświadomość Kaszubów... Co z doświadczeń II wojny światowej w nich pozostało? Czy oni sobie poradzili ze wspomnieniami o ich wykorzystywaniu i upodleniu, ale i o własnej bezwoli i przerażeniu? Grający na scenie Adam Hebel owe nierozwiązywalne problemy przedstawił bardzo sugestywnie. Być może aż za głośno, zbyt dosadnie, jakby zapominając, że nie tylko krzyk, ale i szept jest silnym środkiem wyrazu. Przedstawił postać człowieka skażonego pamięcią... Kogoś skrajnie rozgoryczonego, kto zdążył zapomnieć o naiwnym dzieciństwie i idealistycznej młodości. Kogoś, kto nie czuje się jeszcze starcem i jeszcze nie szykuje się na odejście ze świata. Bohater monodramu to człowiek wciąż walczący o swoje „ja", mężczyzna, który jest zdesperowany do odkrycia najbardziej okrutnych prawd, najpilniej strzeżonych tajemnic rodzinnych i zaatakowania nie tylko innych ludzi, ale i siebie samego. Jak bowiem ma się czuć ten, kto jako dziecko był wrzucony w otchłań zła towarzyszącego wojnie? Jak może się bronić młody człowiek przed przemocą perfidnie roztaczaną przez „brunatnych" prześladowców, a potem przed militarną siłą nowych, „czerwonych" zwycięzców? Jak wreszcie ma popatrzeć na współczesny świat człowiek dojrzały, który jest stale bombardowany scenami przemocy płynącymi z radia, telewizji oraz internetu? Hebel w swej aktorskiej kreacji wybrał drogę prezentacji głośnej, skowyczącej, niekiedy wpółobłąkanej spowiedzi upadającego w swym człowieczeństwie mężczyzny. Prostota białej koszuli i czarnych spodni, w które jest ubrany, podkreśla uniwersalność postaci. Brak charakteryzacji, unikanie sztucznego ruchu scenicznego także sprzyja wykreowaniu nastroju realizmu. Aktorsko Hebel postawił na naturalizm: z kroplami potu na twarzy, ubrudzoną koszulą i ogrywaniem rekwizytu walizki. Szkoda jednak, że nie pozwolił sobie na grę ponadnaturalistyczną. Metaforycz-ność w podejściu do scenicznych przedmiotów mogłaby przynieść dodatkowe wątki, choćby we wspomnianej walizce mogłyby się ukrywać ważne dla postaci przedmioty komentujące jej biografię. Szkoda, że aktor w tak wielu partiach wykrzykiwanych nie spowalniał niektórych partii opisu, nie robił lirycznej pauzy, z jakąś melodią, marzeniem, wizją, które tak wiele dają zarówno odgrywającemu wydarzenia jak i widzowi... Mimo wysuwanych tutaj uwag trzeba przyznać, że Adam Hebel jako postać sceniczna się obronił, a jego zamysł aktorski, dykcja i tempo kilkakrotnie zostały bardzo dobrze wyzyskane. W powstawaniu monodramu nie miał łatwego zadania reżyser - Marek Czoska. Napotkał przecież ukształtowanego już aktora i bardzo świadomego autora tekstu. Z takimi 54 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 TEATR osobowościami nie pracuje się łatwo. Reżyser zdecydował się na poetykę realistyczno-psychologiczną, którą preferował również aktor. Stąd więc chyba pomysł, aby puszczać z offu odgłosy współczesnych mediów informacyjnych oraz ilustracyjne fragmenty muzyki. Stąd też użycie techniki teatralnej, która ukazuje bardzo emocjonalny stosunek aktora do rekwizytu, zachowuje atmosferę psychologicznej konfesji i wprowadza zestaw dość prostych technik scenicznych. Wszystkie zabiegi mieszczą się w założonej wstępnie konwencji teatru, ale nie wszystkie zostały zastosowane fortunnie. Oto nie do końca przemyślany ze względu na ekspozycję jest pomysł, aby podróżną walizkę otwierać w taki sposób, że jej zawartość jest widoczna jedynie dla aktora. Niekonsekwentnie, jeśli to konwencja realistyczna, wyglądają scenki z jedzeniem, kiedy aktor markuje krojenie nożem i widelcem pożywienia. Jeśli całe przedstawienie miało być nasiąknięte realizmem, to należało tutaj użyć rzeczywistego jedzenia, z kolei jeśli monodram miał być nasiąknięty przenośnią, to nie ma sensu, aby tak ściśle trzymać się obrazu sztućców. Zbytnie zaufanie do realizmu przynosi także inne nie najlepsze rozwiązanie sceniczne, jak odgrywanie przez aktora-mężczyznę sceny porodu postaci-kobiety. Dramatyzm zniknął tutaj w imitacji dosłowności. Zamiast efektu wstrząsu pojawia się estetyczna konsternacja... Także i w wymiarze kompozycyjnym Czoska chwilami nie przekonuje w dawkowaniu scenicznych emocji. Oto bowiem większość najbardziej dramatycznych wyznań aktora pojawia się na początku monodramu, a warto byłoby tak je rozplanować, aby napięcie spektaklu rosło. Wówczas tak silny znak wizualno-znaczeniowy, jak krew na twarzy i ciele aktora nie występowałby już po kilku minutach trwania monodramu, lecz pojawiłby się dużo później... Może jako podsumowanie... Całościowo patrząc, trzeba stwierdzić, że reżyseria Marka Czoski jest udaną próbą stworzenia własnej wizji artystycznej, zmuszającej Hebla do większej dyscypliny scenicznej, Drzeżdżona zaś - do wyrażenia zgody na usunięcie niektórych partii tekstu opowiadania. Naju krewią to ważny akt współczesnego kaszubskiego życia teatralnego. Na razie najlepiej wybrzmiał w monodramie tekst, daje się jednak odczuć duże możliwości aktorskie w Adamie Heblu oraz czekające na zaistnienie umiejętności reżyserskie Czoski. Najważniejsze jest tutaj odważne podejście do tematu oraz swoista zaczepność formy aktorskiej przedstawienia. Nie odnajdziemy tutaj emocjonalnego patriotyzmu, ale raczej przeklęte problemy pamięci przodków, które trzeba wewnątrz siebie przepracować. Nie napotkamy na akademijne recytacje i patetyczno-retoryczne westchnienia, ale na wściekłość, krzyk, kompleksy i frustrację, które zmuszają do dokonania zmian. W tak ważnej kwestii jak II wojna światowa propozycję teatralną Hebla-Czoski-Drzeżdżona należałoby teraz szeroko zaprezentować także w innych częściach Kaszub. Nie potrzeba do tego dużych sal teatralnych, grupy osób obsługi technicznej czy wielkiego nakładu sił finansowych. Poza tym granie monodramu jest ważne nie tylko ze względu na problematykę, ale i z powodów edukacji teatralnej, która może być realizowana w języku kaszubskim, zarówno podczas wykonywania spektaklu jak i w trakcie jego późniejszego omówienia podczas warsztatu. Takiego teatru i edukacji na Kaszubach z pewnością brakuje, zaś za sprawą monodramu Naju krewią można to choćby w niewielkim stopniu zmienić. DANIEL KALINOWSKI GOSPODARSTWO AGROTURYSTYCZNE kamienicki młyn 14 tel.: 691 899 863 e-mail: sabinakrefta@podlipa.gdan.pl LEKTURY Bariery porozumienia, równoległe narracje... Stoimy na środku izby, która pełni także funkcję kuchni. Stoimy, choć gospodyni zaprasza do stołu, pyta, czy kawy zaparzyć. Ale jak tu usiąść, gdy oczy nie mogą spocząć i obracają szyją jak peryskopem? Długo trwa cisza. - Ten piec kaflowy stawiał mój ojciec -mówi wreszcie Gerard po niemiecku. - Nie, ten piec stoi tu od niedawna. Stary trzeba było rozebrać - mówi do mnie szeptem po polsku gospodyni. - Tak, tak. Pamiętam, jak ten piec stawiał mój ojciec - potakuje jej po niemiecku Gerard i przytula zapłakaną siostrę. Ten dialog, toczony z jednej strony przez potomków dawnych właścicieli domu w prowincji Ostpreussen, którzy w ramach sentymentalnej turystyki odwiedzili województwo warmińsko-mazurskie, z drugiej zaś przez jego obecną polską posiadaczkę, wyjaśnia wszystko. Tylko czy aby można nazwać go dialogiem? Nie ma tu przecież wymiany zdań, nie padają argumenty ani kontrargumenty Jest czysta emocja, konfrontowana z zakłopotaniem. Co z takiej konfrontacji wyjść może, widzimy w powyższym cytacie. To dwie równoległe, nieprzecinające się narracje. Gdyby nawet autor - służący turystom za przewodnika - przetłumaczył słowa Polki na niemiecki, pewnie i tak nic by to nie dało. Gerard i jego siostra tak czy owak wróciliby do swoich pieleszy z niewzruszonym, utrwalonym już wcześniej w rodzinnej sadze wspomnieniem kaflowego pieca. Próby korygowania tej świętości, i to w dodatku przez osobę, która - oczywiście bez złej woli - okupuje symbol ich uświęconej pamięci, byłyby tylko niepotrzebnym nikomu zgrzytem. Niech więc zostanie, jak było. Rzecz dzieje się około 1995 roku, zatem od zakończenia wojny minęło już pół wieku. Po drodze był Willy Brandt, klękający przed warszawskim pomnikiem Bohate- rów Getta, i Helmut Kohl, obejmujący się w Krzyżowej z Tadeuszem Mazowieckim. Był list polskich biskupów, a także niemiecka Akcja Znaki Pokuty. I wiele innych dobrych inicjatyw pojednania. Ale pojednanie nie przyniosło porozumienia. Nadal daleko nam do siebie mimo geograficznego sąsiedztwa. Coś się oczywiście zmieniło, także dziś, w 24 lata po tamtej historii. Odwiedzamy się wzajemnie, i to nie tylko po to, by zarobić, albo też po-wzruszać się nad progiem odnalezionego domu ojców czy dziadków. Ale nadal jest to zdecydowanie za mało. Gdyby było inaczej, nie tak łatwo byłoby nas na nowo poróżnić specom od medialnej polityki. Dziś, jak się wydaje, Polacy i Niemcy rozumieją się jeszcze mniej, niż rozumieli się w 1995 roku. I bynajmniej nie wiadomo, w którą stronę, w nadchodzących latach, będzie się przemieszczać to wahadło. W tym sensie - zważywszy że pierwsze wydanie Miasteczka ukazało się już dość dawno, bo w 2010 roku1 - książkę Waldemara Mierzwy, autora m.in. publikowanych w „Pomeranii" szkiców „Zrozumieć Mazury" [wydanych w roku 2019 w zbiorze pod tym samym tytułem - przyp. red.], można uznać za proroczą. Zresztą nie tylko w wymiarze stosunków polsko-niemieckich, bo one przecież nie mają monopolu na generowanie barier porozumienia. Mierzwa pisze, że gdy obwożąc autokarem po Mazurach, zapytał uczestników niemieckiej wycieczki (z tych „sentymentalnych") o los Żydów z ich miasteczka, zapadła cisza. Dopiero na postoju jeden z Niemców wyznał polskiemu przewodnikowi, że zaraz po pierwszym września 1939 miejscowi Żydzi spakowali manatki i uciekli za nieodległą polską granicę. Tam jednak zostali ograbieni i prawdopodobnie zamordowani. Czy wszyscy? Autor sprawdził rzecz źródłowo i okazało się, że Żydzi z owego miasteczka, owszem, zginęli tragicznie, ale w gettach i niemieckich obozach zagłady. Być może kogoś zamordowali też rabusie z Polski, ale ten wypadek - jeśli zdarzył się rzeczywiście - mógł dotyczyć jednej rodziny. Ot jak na wojnie. Mierzwa ironicznie, ale i gorzko puentuje tę opowieść: Ja pewnie już tego nie doczekam, ale kto wie, czy kiedyś nie przeczytasz, że zagładzie Żydów wschodniopruskich winni są Polacy, którzy w pierwszych dniach września 1939 roku setkami mordowali ich pod Działdowem. Niemcy nie mogli ich ratować, bo byli zajęci wojną. Jakiś Gross gdzieś znajdzie wtedy zdjęcie, na którym polscy wieśniacy pozują z sierpami na kartoflisku pod Mławą. Żydzi nie zaprotestują. Jeśli, to nieliczni, a i ci połączą to z apelem o podjęcie koniecznej dyskusji. Tytułowe miasteczko to Dąbrówno, po niemiecku Gilgenburg, którego Waldemar Mierzwa jest mieszkańcem. Także tutaj działa prowadzona przezeń Oficyna Retman, wydająca cenne pozycje o historii i kulturze Mazur. Autor uczynił zeń symbol wszystkich wschodniopruskich miasteczek, które w 1945 roku dostały się Polsce. To uogólnienie nie jest nadużyciem, przedwojenne Dąbrówno wykazywało wszak cechy typowe dla całej prowincji. Pito tu sporo, ale już nie tyle, co w XIX wieku - pisze Mierzwa. Pod tym względem gilgenburczycy nie różnili się specjalnie od innych mieszkańców regionu, choć złośliwością byłoby ich w tym pijaństwie wyróżniać. Niemniej wiele miasteczek Prus Wschodnich rywalizowało w tej dziedzinie o palmę pierwszeństwa. Przypomina się Olecko, gdzie na jarmarku zapił się na śmierć niejaki Kurwożej z Główki, bohater mazurskiej ludowej ballady. Także miasteczko Russ (dziś Rusne na Litwie), leżące malowniczo przy ujściu Niemna, uwiecznił pisarz Hermann Sudermann jako miejscowość ekskluzywną, w której wypija się tyle wódki jak w żadnym innym miejscu na świecie. Ale to wszystko istotnie działo się grubo ponad sto lat temu. Wschodnioprusacy, w tym Mazurzy, żyjący między dwiema wielkimi wojnami reprezentowali już 1 Za kilka miesięcy ukaże się czwarte już wydanie Miasteczka. 56 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 LEKTURY obyczaje bardziej wstrzemięźliwe. Nie przypadkiem Karol Małłek, mazurski działacz, któremu flirt z komunizmem bynajmniej nie ułatwił życia w Polsce Ludowej, widząc masowy odpływ swoich ziomków do RFN, narzekał: - A oni nie piję. Nie piję, no to muszę wyjechać! Na trzeźwo takie rzeczy sę nie do strawienia. Mierzwa najwyraźniej podziela to przekonanie, a zna się na rzeczy, czego dowodem chociażby zamieszczony w książce przepis na wschodniopruski specjał: niedźwiedziówkę, czyli odpowiednio zleżałą mieszaninę miodu, spirytusu i wody (tej ostatniej trzeba dolewać niewiele). Gdy po raz pierwszy czytałem tę książkę, raziło mnie trochę to wstawianie gorzelnianych i kuchennych przepisów do dzieła na poważny przecież temat barier porozumienia. Powtórna lektura zatarła Do ziemi i zamieszkujących ją ludzi, którzy stanowią podstawę rozważań w książce Tomasza Rembalskiego 625 lat parafii św. Mikołaja w Niezabyszywie, w pełni można odnieść słowa słynnej „Roty" Marii Konopnickiej, uzupełniając je o przymiotnik katolicki, bo to właśnie Kościół rzymskokatolicki i jego duszpasterze przyczynili się do trwania katolicyzmu i polskości na ziemi bytowskiej. Ma tego świadomość autor publikacji. Pod koniec swojego opracowania przytacza pierwszy werset „Roty", ale robi to anegdotycznie, podając, że gdy w ostatnich dziesięcioleciach ubiegłego wieku niezabyszewscy parafianie masowo emigrowali do Niemiec, pojawił się dowcip, że ostatni Ka-szuba-autochton wyjeżdżajęcy z Rekowa [wieś parafii niezabyszewskiej] miał ze sobę zabrać do Niemiec posadowiony przy kościele kamień z napisem „Nie rzucim ziemi skęd nasz ród" (s. 297). Dalej konkluduje, że kamień ten pozostał jednak na swoim miejscu, a w Rekowie i na całym obszarze parafii nadal mieszkają tzw. Ka-szubi-autochtoni i ich potomkowie (tamże). Z jednej strony to pokazuje, że mamy tu do czynienia z fenomenem trwania, z dru- te uprzedzenia. To nie tani chwyt marketingowy, ale poważny zabieg literacki. Bo skoro - zdaje się nam podpowiadać autor - tak trudno jest nam dogadać się z Niemcami, niechże chociaż pozostaną nam z tych kontaktów wyśmienite recepty kulinarne... Mierzwa dobrze zna swoje miasteczko oraz jego dawnych, jak również obecnych mieszkańców. Może nawet zbyt dobrze. Zakończę tę recenzję tak, jak ją zacząłem, dłuższym cytatem: Ludzie zawsze wiedzę więcej, niż myślisz. Mało kto chce wszystko zachować tylko dla siebie. Żeby ci powiedzieli, musisz jednak chcieć z nimi rozmawiać. Niepotrzebnie odkładałem niektóre rozmowy. Kilka nawet zaczęłem, obiecałem do nich powrócić. Nie zdężyłem. Trzeba się było zabrać za to wszystko wcześniej. Ale bym zebrał materiał! A ja odkładałem i odkła- giej zaś stanowi świadectwo, że Rembal-ski nie podszedł do tematu cukierkowo, jednoznacznie, ale w całym jego kolorycie, z wieloma odcieniami bieli i czerni. Inaczej być nie mogło, bo omawiane opracowanie ma charakter rzeczowej analizy naukowej, chociaż podanej w sposób przystępny dla zwykłego czytelnika. Zwraca uwagę znaczna wiedza autora 0 historycznych i współczesnych realiach Niezabyszewa i okolicy oraz ponadprzeciętna umiejętność docierania do polskich 1 niemieckich źródeł z różnych okresów historycznych, a także ich właściwa interpretacja. Było to możliwe, gdyż autor jest zawodowym historykiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego, wywodzącym się z parafii niezabyszewskiej (jego przodkowie zamieszkali w niej co najmniej kilka pokoleń wstecz). W paru miejscach książki, gdy opisywane wydarzenia i ludzi zna z autopsji, odstępuje od bezosobowej narracji i pisze w liczbie pojedynczej, od siebie. W konsekwencji otrzymaliśmy pracę, która na pewno przyciągnie niezabyszewskich parafian, sąsiadów i kolegów autora, regionalistów dałem. Do tego nawet się nie spostrzegłem, jak z rozbawionego widza obrazów Dudy--Gracza stałem się ich bohaterem. JACEK BORKOWICZ Waldemar Mierzwa, Miasteczko, Oficyna Retman, Dąbrówno 2014. oraz naukowców różnych dziedzin, nie tylko historyków. Można na przykład podpowiedzieć onomastom: zawarte są w niej wyjaśnienia lokalnych nazw, chociażby części wsi nazwanej Gawronowo, od pierwszego powojennego organisty Franciszka Gawrona, który tutaj jako pierwszy wybudował sobie dom (s. 275). Publikacja została podzielona na pięć tematycznych rozdziałów. W dwóch początkowych omówiono powstanie i dzieje parafii w Niezabyszewie jako instytucji Kościoła rzymskokatolickiego ze szczególnym uwzględnieniem znaczenia wejścia w skład Rzeczpospolitej Obojga Narodów ziemi bytowskiej w latach 1637-1657 dla zachowania polskości i katolicyzmu na jej terenie, a następnie konsekwencji objęcia nad nią władztwa przez Prusy (Niemcy), w których uprzywilejowaną pozycję mieli Niemcy i ewangelicy. Jedną z tych konsekwencji były trudności, jakie robiły niemieckie władze, gdy chciano rozbudowywać, unowocześniać budynki kościelne, którym, jak również zabytkom ruchomym i cmentarzom poświęcono rozdział trzeci. W czwartym skoncentrowano się na niezabyszewskim duchowieństwie, organistach, kościelnych, przedstawicielstwie wiernych w zarządzaniu parafią i służbie kościelnej itp. Warto zauważyć, że w porównaniu z innymi tego typu opracowaniami, w prezentowanym znalazło się sporo informacji o teoretycznie mniej znaczących pracownikach parafialnych, jak gospodynie, SÉWNIK2019 / POMERANIA / 57 „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród! Tak nam dopomóż [katolicki] Bóg!" LEKTURY ciekawie sygnalizując ich wcale nie najmniejszą rolę w życiu parafii. W ostatnim rozdziale dokonano analizy zachowanych spisów mieszkańców (szczególnie wiernych) Niezabyszewa i okolicy oraz kościelnych ksiąg metrykalnych. Stanowi ona przykład, jak pomocne mogą być w badaniach demograficznych źródła parafialne. Między innymi widać w nich, że po ostatniej wojnie wzrosła liczba zawieranych małżeństw i rodzących się w nich dzieci, w porównaniu z okresem ją poprzedzającym, co w pewnym stopniu skompensowało straty ludnościowe będące wynikiem tej strasznej wojny (s. 292). Tekst urozmaicono licznymi ilustracjami, które zamieszczono także na końcu książki, nadając tej części tytuł: „Życie parafii utrwalone na fotografiach i w dokumentach". Ukazują one, że udział w życiu parafialnym był dla wiernych czymś ważnym i oczywistym, a obrzędy religijne towarzyszyły im we wszystkich ważniejszych wydarzeniach osobistych: od urodzenia po śmierć. Stąd wypływał również ogromny autorytet miejscowych proboszczów, na których można było po cichu narzekać, jak wspominał jeden z parafian, ale nikt jednak nie odważył się głośno skrytykować księdza (s. 209), a otwarty wobec nich bunt był czymś wyjątkowym. Warto wczytać się także w inne informacje, a wtedy taka ocena będzie mniej jednoznaczna. W końcu XVIII w. kasa kościelna była zaopatrzona w trzy różne zamki, do każdego z nich klucz miała tylko jedna osoba: dwóch parafian (prowizorów) i proboszcz, żaden z nich samodzielnie nie mógł jej otworzyć (s. 263). Trudno o bardziej wymowny przykład niedowierzania duchownym w sprawach finansowych. Stosunkowo częste, szczególnie w okresie zaborów, były skargi składane przez wiernych na proboszczów, na przykład na to, że danej osobie czy rodzinie ksiądz wyznaczył mniej godne (oddalone od ołtarza) miejsca w kościelnych ławkach (s. 85 i inne). Właśnie ukazanie licznych szczegółów z życia codziennego mieszkańców parafii obok wielu ustaleń badawczych z jej historii, na temat posiadanego majątku czy zabytków, wydaje się bardzo mocną stroną książki. Są one tym ciekawsze, że pokazują przeszłość nie z perspektywy ogólnych, podręcznikowych ustaleń, lecz przez pryzmat wówczas żyjących, tzw. przeciętnych ludzi. Bodajże najłatwiej przedstawić to na przykładzie wzajemnych odniesień międzywyznaniowych i międzyetnicznych na terenie parafii niezabyszewskiej, przez wieki sąsiadowali przecież tutaj ewangelicy z katolikami, Polacy z Niemcami. W opracowaniu Tomasza Rembalskiego znajdziemy sporo przykładów konfliktów między nimi, ale też współdziałania czy też działań wymykających się jednoznacznej ocenie. Z jednej strony katolicy uznali grzebanie ewangelików na miejscowym cmentarzu za profanację (s. 142), z drugiej zaprosili na uroczyste poświęcenie nowego kościoła katolickiego ich przedstawicieli, a między innymi obecność protestantów z okolic Bytowa była powodem, że na tej uroczystości nowy kościół z ledwością pomieścił trzecią część uczestników (s. 84). Nauczyciel Józef Kosiński przed południem był niemieckim nauczycielem - urzędnikiem, a po południu wyłącznie Polakiem (s. 264). W ostatnią niedzielę sierpnia 1939 r„ kiedy wojska niemieckie były już gotowe do uderzenia na Polskę, a szykany wobec polskiej mniejszości zmierzały wyraźnie do jej fizycznej likwidacji, w Niezabysze-wie podczas nabożeństwa kobiety i dzieci śpiewały polskie pieśni, co nie spotkało się z żadną reakcją nazistowskich władz (s. 193). W tym dobrze ukazanym kolorycie polsko-niemieckiego współżycia zastanawia brak informacji o wzajemnych relacjach polskich i niemieckich katolików, których bez wątpienia w Nie-zabyszewie i okolicy również było sporo. W szczególności, dlaczego autor nie przedstawił stosunku poszczególnych proboszczów do miejscowej społeczności niemieckich katolików, jednocześnie sporo miejsca poświęcając ocenie ich postawy wobec Polaków (Kaszubów)? Tomasz Rembalski niewątpliwie celowo wyłącznie zasygnalizował, że do odwołania w 1973 r. administratora niezabyszewskiej parafii, ks. Leonarda Bulczyńskiego, przyczyniły się konflikty z parafianami wywołane nieobyczajnym zachowaniem duchownego (s. 216). Jeżeli powodem tego był zamiar dalszego nierozprowadzania niesprawdzonych do końca informacji albo uchronienia kapłana od jeszcze dalej idących posądzeń, to skutek może być odwrotny, Czytelnicy mają prawo domyślać się jeszcze straszniejszych, gorszych rzeczy od rzeczywistych podstaw parafialnego konfliktu. W stosunku do proboszcza ks. Stanisława Klatki autor pozostawił innym badaczom kwestię wyjaśnienia przyczyn uwikłania się z władzą [komunistyczną]" (s. 213), odsyłając ich do zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej, instytucji, którą (jako jedną z nielicznych) pominął w po- szukiwaniu danych do omawianej publikacji. Szkoda, że nie sięgnął choćby do jej wydawnictw, przede wszystkim publikacji szczecińskiego oddziału. Może to być powodem tego - jeśli nie zachowały się odpowiednie akta kościelne - że w książce zabrakło informacji o ewentualnym oporze wiernych wobec likwidacji nauki religii w szkołach czy usuwania krzyży z sal lekcyjnych w okresie socjalizmu itp. W prezentowanej książce swoistym podsumowaniem trudności życia codziennego i różnorodnych ludzkich postaw jest krótko omówiony spis parafian wraz z notatkami niezabyszewskiego księdza na ich temat z lat tuż powojennych, aż nazbyt ostrożnie cytowanych przez autora. Wynika z nich, że każdy miał swój rachunek krzywd i powodów do chwały, a kapłan w swoich ocenach wszystkich traktował jednakowo, jak mówi Tomasz Rembalski, Nieprawość ze strony Polaków opisywana była [w tych zapisach] równie często jak ze strony Sowietów i Niemców (s. 305). Należy tylko wyrazić nadzieję, że autor tych słów przełamie wewnętrzne opory i zdecyduje się opublikować te notatki, nawet bez publikowania nazwisk, w swoim krytycznym opracowaniu. Omawiana publikacja jest kolejnym potwierdzeniem wielowiekowego trwania niezabyszewskich wiernych przy katolicyzmie i polskości oraz łączności między nimi, ale było to i jest trwanie dalekie od ideału, pełne potknięć, porażek i niejednoznaczności. Jednocześnie stanowi ona ważną pozycję w poznaniu lokalnej historii, przedsmak ewentualnej interdyscyplinarnej monografii opisywanego terenu, która oby powstała jak najszybciej. BOGUSŁAW BREZA Tomasz Rembalski, 625 lat parafii Św. Mikołaja w Niezabyszewie, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2018. tomasz 625 lat para pi, ś^- MIRołaia » NlEZAHYSHwIE 58 / POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 m SWIÓNOWÔ. TËSĄCE LËDZY U KRÓLEWI KASZËB W Sanktuarium Królewi Kaszëb öd 20 do 29 lepińca warałë odpustowe uroczëznë. Jich nôwôżniészim pónk-ta bëła mszô swiatô odprawiono przez pelplińsczćgó biskupa Riszarda Kasyna w niedzela 21 lepińca. Na ta Eucharistia przëszlë abó przëjachelë wiérny z całégö Pômôrzô, wespół kol 5 tës. lëdzy. Nôwicy z nich brało udzél w piechtny pielgrzimce ze Seraköjc, a nôdali muszelë jic uczastnicë kompanii z Miastka (przez 110 km). W uroczëznie uczastniczëłë téż nie-jedny przedstôwcowie państwowëch wëszëznów i samórządórze. Lëst z ti Procesjo z darama. Ödj. ze zbiérów EP leżnoscë napisôł do pielgrzimów prezydent Półsczi Andrzej Duda (przeczëtôł gô prezydencczi doród-ca z Kaszëb Pioter Karczewsczi). Nôleżnicë Kaszëbskö-Pômôrsczégö Zrzeszeniô przërëchtowelë öfiarné darë öbczas mszë. Nieslë do wôłtôrza m.jin. wësziwk żuköwsczi szköłë, jaczi zrobiła Mariô Płotka wedle mödła Wandë Nowicczi, a téż paczét ksążków zrzeszonëch z pöstacją patrona roku Jana Trepczika. Wôrt dodać, że z leżnoscë łatoségö odpustu, dzaka Radzëznie Westrzéd-nëch Partów KPZ, kôl sanktuarium Köl tôflë na na wdôr körunacje Matczi Bösczi Swiónowsczi. Ödj. ze zbiérów EP ostała postawiono tôfla na wdôr kórunacje Matczi Bösczi Swiónowsczi, jakó bëła 4 séwnika 1966 r. Je na ni ódjimk przedstôwiający bpa Kadzmierza Józefa Kówalsczé-gó, chtëren kłëczi pö körunowanim Krółewi Kaszëb. Kół niegó są dwaji ksaża: Fracyszk Grëcza i Józef Bigus. Ökóma zdjaca je téż öpisënk wëda-rzeniô z 1966 r. i tekst przemöwë Jana Trepczika, chtëren óbczas tamtëch uroczëznów pö kaszëbsku dzakówół papieżowi Pawłowi VI i biskupom. RED. WEJROWÔ. POTKANIE Z LESZKA SZMËDTKĄ Bóg zapłać, że nie bela to pustô noc ani benefis, bo nie jem artistą, a rzemia-snika - pódrechówół swoje „Rozesta-nié z radia" Leszk Szmëdtka. Organizatora tegö wëdarzeniô bëło Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie. 21 czerwiń-ca pótkełë sa na nim drëchöwie, we-spółrobótnicë i słechińcowie, chtër-ny ób lata pöznôwelë Kaszëbë dzaka audicjóm rëchtowónym przez Leszka Szmëdtka. Ten bëłny radiowe wspóminôł lë-dzy, jaczim zawdzacziwó swoje war-kówé dobëca (ösoblëwie sp. Dómnika Sowa, jaczi wprowadzył go do Radia Gduńsk), ópôwiôdôł ó krëjamno-tach swóji robótë, kôrbił ö wskôzach, jaczima czerowôł sa w żëcym. Pód-czorchiwôł przédno wôrtnota we-spółrobótë i dzaköwôł wszëtczim, co pómôgełë mu na kaszëbsczich, radio-wëch i żëcowëch Stegnach. Öbczas „Rozestaniô z radia" óstałë przëbôczoné dzejania Leszka Szmëd-tczi w Klubie Sztudérów Pomorania (ó tim dzéłu jegó żëcô ópówiôdôł dzysdniowi przédny redaktor ga-zétë „Dziennik Bałtycki" Mariusz Szmëdka) i jegó dzénnikarskô robota dlô kaszëbiznë, ósoblëwie ji zô-czętczi - kórbił ö nich sóm bóhatéra wieczoru i robiący z nim: Eugeniusz Prëczköwsczi, Ana Kóscukewicz-Ja-błońskó i Artur Jabłońsczi. Dobëca Leszka Szmëdtczi przëpómnalë m.jin. Edmund Kamińsczi, Stanisłów Janka, Woj cech Makurót i Wanda Lew-Cze-drowskó, a téż wespółrobiący z nim w slédnëch latach radiówcë: Pioter Léssnawa i Robert Groth. W miono Marszôłka Pómórsczégó Województwa (i swóje) pódzakówół mu Michół Szczupaczińsczi, a domócą gmina dzénnikarza - Żukowo - reprezen-towôł przédnik Radzëznë Miasta (i półbrat Leszka) Witold Szmëdtka. Na zakuńczenie direktór MKPPiM Tomósz Fópka wracził pamiątkową ksaga z wpisënkama bëtników „Ro-zestaniô z radia". Wôrt je pódczorchnąc, że całé potkanie - na prośba jegó przédné-gó bóhatérë - bëło po kaszëbsku. Do Za roböta dlô kaszëbiznë L. Szmëdtce dzakuje S. Janka. Ödj. ze zbiérów MKPPiM ti żëczbë dopasowało sa téż karno „4 razy w roku", jaczé wëstąpiło w repertuarze kaszëbsczi spiéwóny póezje. Póstacja Leszka Szmëdtczi i jegó robota dló kaszëbiznë przëbôczëła Karołëna Serkówskó w artiklu „Roze-stanié z radia, nié z robotą", jaczi béł ópubliköwóny w óstatny „Pomeranie" (nr 7-8/2019). RED. SÉWNIK2019 / POMERANIA / 59 \ m PELPLIN. 35-LECIE DZIAŁALNOŚCI ODDZIAŁU ZKP W sobotę 8 czerwca 2019 r. odbyły się w Pelplinie uroczystości jubileuszowe 35-lecia działalności Oddziału Ko-ciewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego. Zaczęto je modlitewnym spotkaniem na parafialnym cmentarzu. Najpierw przy grobie Sługi Bożego biskupa Konstantyna Dominika, a później przy grobach pierwszych prezesów oddziału: Bronisława Chmieleckiego i Jerzego Henryka Demskiego. Zatrzymano się również przy miejscach wiecznego spoczynku kapłanów znaczących w dziejach nie tylko Pelplina, ale także Kaszub i Ko-ciewia: ks. Bernarda Sychty, ks. Janusza Stanisława Pasierba i ks. Henryka Mrossa - kapelana oddziału. W kościele pw. Bożego Ciała sprawowana była msza św. pod przewodnictwem i z homilią ks. infułata Tadeusza Brzezińskiego. W koncelebrze: ks. prof. Janusz Szulist z UMK, proboszcz parafii w Wielkim Garcu ks. dr Wojciech Gruba, dyrektor Collegium Maria-num ks. dr Wiesław Szuca oraz dyrektor administracyjny Wyższego Seminarium Duchownego ks. kanonik Tomasz Patoka. Zaznaczmy, że trzej wymienieni na początku są członkami pelplińskiego oddziału ZKP. Oficjalne uroczystości miały miejsce w hali sportowej Zespołu Kształcenia i Wychowania nr 1. Rozpoczęły się wejściem pocztów sztandarowych i odśpiewaniem hymnu państwowego oraz hymnu kociewskiego. Na jubileuszowe spotkanie przybyli m.in. poseł Kazimierz Smoliński, przewodniczący Rady Miejskiej Jakub Zieliński, wiceprezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Michał Kargul, a także reprezentacje zrzeszeńców z Banina, Brus, Grudziądza, Kartuz, Pruszcza Gdańskiego, Tczewa i Zblewa. Odczytane zostały listy gratulacyjne przesłane przez prezesa ZKP prof. Edmunda Wittbrodta, senatora Kazimierza Kleinę oraz prezesa warszawskiego oddziału ZKP ks. prof. Henryka Sko-rowskiego. Na uroczystości nie mogło zabraknąć prof. Marii Pająkowskiej--Kensik z UKW - znawczyni i pro-motorki Kociewia. Prezes Oddziału Kociewskiego ZKP przedstawił najważniejsze fakty i główne kierunki działalności jubilata, Fot. J. Cherek które szerzej zostały zaprezentowane w okolicznościowej publikacji 35 lat działalności dla Kociewia. Były życzenia i prezenty, a wśród nich... burczy-bas od pruszczańskich zrzeszeńców. Istotną część uroczystości stanowiły występy trzech zespołów folklorystycznych działających przy szkołach z terenu miasta i gminy Pelplin, które zaprezentowały tańce, piosenki i gadki kociewskie. Oklaskami nagrodzono „Modraki" przygotowane przez Alicję Watkowską i Aleksandrę Szynalewską, „Gzuby z pelplińskiej Dwójki" prowadzone przez Katarzynę Bembenek i „Kulickie sztafsiranty" pod kierunkiem Beaty Górskiej. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie zaczęło swoją działalność w Pelplinie 4 kwietnia 1984 r., kiedy to odbyło się pod przewodnictwem Albina Zielkego pierwsze zebranie organizacyjne. Wybrano wówczas prezesa, którym został Bronisław Chmielecki - pasjonat historii Pelplina, przedwojenny absolwent Collegium Marianum. Rozpoczęła się, trwająca już 35 lat, działalność dla Kociewia, a szczególnie jego duchowej stolicy, czyli Pelplina. Po śmierci Bronisława Chmieleckiego w 1989 r. pelplińskim oddziałem ZKP kierowali: Jadwiga Wasiuk (1989-1994), Wacław Bruski (1994-1996), Jerzy Henryk Demski (1996-2004), Bogdan Wiśniewski (2004-2010), Elżbieta Wiśniewska (2010-2016), a od 2016 r. funkcję prezesa ponownie sprawuje Bogdan Wiśniewski. Trudno wymienić wszystkie, nawet te najważniejsze działania pelpliń-skich zrzeszeńców. Wśród nich znajdują się m.in. - chronologicznie rzecz ujmując - wystawa fotograficzna „Pelplin - moje miasto" z okazji 55. rocznicy nadania praw miejskich (1986), przyjęcie nazwy Oddział Kociewski (1990), włączenie się w nauczanie regionalne (lata dziewięćdziesiąte), współudział w organizacji kolejnych Kongresów Kociewskich (począwszy od 1995), ufundowanie pamiątkowej tablicy poświęconej ks. Bernardowi Sychcie, która zawisła na ówczesnej plebanii (1997), poświęcenie aktu fundacyjnego sztandaru przez Ojca Świętego Jana Pawła II w czasie Jego wizyty w Pelplinie (1999), poświęcenie sztandaru (2006), uroczystości srebrnego jubileuszu (2009), uzyskanie osobowości prawnej (2010), inicjatywa podjęcia przez Radę Naczelną uchwały o Roku Ks. Janusza St. Pasierba (2013). W ostatnim dziesięcioleciu pelpliń-ski oddział ZKP zorganizował kilkanaście konferencji popularnonaukowych (od „Z badań nad stanem kociewsz-czyzny" w 2010 r. do „Ks. Janusz St. Pasierb - współtwórca kultury i nauki Pomorza, Polski i Europy" w 2018 r.), a także bardzo wiele koncertów poetycko-muzycznych, głównie we współpracy z Biblioteką Diecezjalną (ostatnio zaś w Miejskim Ośrodku Kultury program dedykowany świętemu Janowi Pawłowi II „Budujcie na skale"). Pelplińscy zrzeszeńcy przygotowali także kilka wystaw, w tym. m.in. poświęconą swojemu kapelanowi śp. Henrykowi Mrossowi w dziesiątą rocznicę Jego śmierci (2010) czy we współpracy z Zarządem Głównym ZKP wielką mobilną wystawę poświęconą związkom ks. Janusza Stanisława Pasierba z Pomorzem „Galilejska uroda Kociewia i Kaszub" (2013). Nie zapomina się o najmłodszych, organizując dla nich konkursy i gry miejskie (najczęściej we współpracy z Biblioteką Miejską). Wśród pelplińskich zrzeszeńców znajdują się autorzy książek odwołujących się do dziejów i szeroko pojętej kultury Pelplina i Kociewia (Krystyna Gierszewska, ks. Wojciech Gruba, Bogdan Solecki, Andrzej Wolski, Bogdan Wiśniewski). Do najnowszych pozycji należą m.in. nowatorska publikacja Alfabet pelpliński, a także seria „Wielcy ludzie małego Pelplina". BOGDAN WIŚNIEWSKI 60 POMERANIA WRZESIEŃ 2019 KLËKA zjalnëch szköłów w trzech wieköwëch kategoriach. Miónczi uczastników otaksowało karno öbsadzëcelów, w jaczim bëlë: Tomôsz Fópka (przédnik), Irena Piastowsko i Éwa Pe-liksze. Zdrzelë óni ösoblëwie na wëbór repertuaru, znanié tekstu i jegô interpretacja, a téż öglowé artisticzné sposob-noscë. Nôwëżi mielë ötaksowóné: w kat. kl. I-III: 1. Martina Ptach, 2. Zofiô Wandtke, 3. Weronika Pikron; w kat. kl. IV-VI: 1. Maja Budniewskô, 2. Öskôr Tréder i Filëp Hinc, 3. Kornelio Pupacz, wëprzédnienia - Pioter Pesta i Filëp Pötrëkus; w kat. kl. VII-VIII i gimn.: 1. Monika Hinc. Nôdgrodë dlô dobiwców ufundowała Publiczno Biblioteka Gminë Szëmôłd, Muzeum Kaszëbskö-Pômörsczi Pismie-niznë i Muzyczi we Wejrowie a Wejrowsczi Pôwiôt. Finan-cowé nôdgrodë przëznała Éwa Peliksze, sostrzónka Alojza Nôgla. NASPÔDLIM TEKSTU T. SENDACCZI CZELNO. RECYTOWELE USODZCZI NOGLA Ödj. https://biblioteka.szemud.pl W Publiczny Bibliotece w Czelnie 11 czerwińca béł Powiatowi Recytatorsczi Konkurs Utwórstwa Alojza Nôgla. Dokaże pöetë prezentowelë uczniowie spôdlecznëch i gimna- m LËZËNO. WELOWANIÉ W PARCE KPZ 28 czerwińca ôdbëło sa welacjowé zeńdzenie drëchów z partu Kaszëbskö--Pômôrsczégö Zrzeszeniô z Lëzëna. Uszłą trzëlatną kadencja pödrechöwôł przédnik partu Mieczësłôw Bistroń, chtëren pödzakôwôł wszëtczim za robota dlô lokalny kaszëbsczi spölëznë. Na lata 2019-2022 przédnika partu w Lëzënie zôs ôstôł wëbróny Mieczësłôw Bistroń. Do Zarządu weszlë: Téófil Syrocczi jakno wiceprzédnik, Alicjô Klinkösz jakno kaséra, Aleksandra Bi- stroń jakno sekretera, Róman Klinkösz, Wöjcech Klein ë Marek Mudlaw jakno nôleżnicë. Do Rewizyjny Komisji östelë wëbróny: Dariusz Rompca, Sławomir Klas ë Brunon Szpica. Na gödniköwi Zjôzd Delegatów do Gduńska pojadą: M. Bistroń, A. Klin-kôsz, R. Klinkosz ë T. Syrocczi. Przéd-nik partu w Lëzënie na kuńc wszëtczim zebrónym pödzakôwôł i zachacywół do szeroczégö włączeniô sa w dzejania Kaszëbskö-Pömörsczégô Zrzeszeniô w Lëzënie. MB Ödj. z archiwum lezyńsczego partu KPZ WIERZCHUCËNO. PIERSZI PLAC DLÔ „BANDONII" W niedzela 7 lepińca ödbéł sa XXI Przezérk Regionalnëch Karnów dlô Dozdrzeniałëch. Zaczął sa 6n mszą w intencji karnów, a późni na binie wëstąpiło dzewiac regionalnëch zespołów z całégö pömörsczégö województwa. Latoś kóżdi z uczastników muszôł zaśpiewać nômni jedna pieśń z utwórstwa patrona roku Jana Trep-czika. Karno öbsadzëcelów pöd przédnic-twa Tomasza Fópczi przëznało pierszi plac „Bandonii" z Tëchlëna za „bëlné wëczëcé binë i entuzjazm". Drëdżé nôd- grodë dostelë: „Kaszubianki" z Wiôldżi Wsë, „Marëszczi" z Céwiców i „Ko-sakowianie" z Kösôköwa. Na trzecym môlu bëlë: „Krëbane" z Brus, „Kaszuby" z Kôrsëna i Wiela, a téż „Kaszëb-skô Rodzëzna" z Lëni. Wëprzédnioné östałë dwa karna: „Lewino" z Labór-ga i „Krajniacy" z Wiôldżégó Buczka. Ten slédny zespół dostôł téż Specjalną Nôdgroda Przédnika Radzëznë Kaszëb-sczich Churów za nôlepszé wëkónanié spiéwë Jana Trepczika. Jak pödczor-chiwôł Tomôsz Fópka: Przezérk,jaczi je örganizowóny we Wierzchucënie przez wastnę Jadwiga Kirköwską, je czims nadzwëkôwim na regionalną miara. Je téż czims nadzwëkôwim, że jedna ör- Ôdj. Bałtycka TV ganizacjô - tuwôtészi part Kaszëbskö--Pômôrsczégô Zrzeszeniô rëchtëje dwie wiôldżé imprezë: jedną z nich je „Bur-czibas" dlô dzecy i młodzëznë, a drëgą prawie Przezérk Regionalnëch Karnów dlô Dozdrzeniałëch. RED. SEWNIK 2019 / POMERANIA / 61 \ KLËKA GDINIÔ. KASZËBSKÔ RMERA Ödj. kaszubi.pl W soböta 27 lepińca w Centrum Riviera, nôwikszi hańdlowi galerie w Gdinie, ödbéł sa Kaszëbsczi Dzćń, órganizowóny przez Kaszëbskö-Pö-mörsczé Zrzeszenie. W öbrëmienim tegö ôsoblëwégö świata kaszëbiznë östałë przëszëköwóné m.jin. war-kôwnie swôjoracznëch wërobinów (grónków, uplotów, malowaniô na skle, iisôdzaniô kwiatów z bibułë, céchöwaniô mödłów kaszëbsczégô wësziwku). Bëłë téż prezentacje do-kazów lëdowëch utwórców, potkania na binie namienioné kaszëbsczim zwëkóm, nôuka spiéwaniô Kaszëb-sczich nótów prowadzono przez wiôldżégô znaj ôrza tegö dokazu Rómana Drzéżdżona. Na binie wëstąpiło Karno Spiéwë i Tuńca „Młodô Köscérzna" a jesz finalistczi Kaszëbsczégö Idola Zofiô Muchöwskô i Juliô Szczëpior. Na kuńc rozegracje w gdińsczi Rivie-rze béł jesz czas na kaszëbską móda. Módelczi prezentowałë obleczenia przëszëköwóné przez Brigida Michalewicz. Nie felowało kaszëb-sczich szmaczków, jaczé przërëchto-wała Zyta Górna i białczi z KGW w Tëchómiu (gm. Żukowo). Béł téż bökadny wëbór kaszëbsczich publi-kacjów i regionalnëch wërobinów. NASPÖDLIM TEKSTU NAKASZUBI.PL m GDUŃSK. MÖDŁA WËSZIWKU W LATAWNYM PÔRCE Na gduńsczim latawiszczu pasażerowie mógą żdac na swój fliger, sedzącë na stółku zdobionym mödłama z rozmajitëch szköłów kaszëbsczégó wësziwku. Kwiatowé mótiwë są grawérowóné lasera. Mómë téż informacje ó dzélëkach wësziwu w trzech jazëkach: pölsczim, kaszëb-sczim i anielsczim. }e to brzôd wespółrobôtë Latawnégó Pórtu we Gduńsku z Kaszëbskó-Pómórsczim Zrzeszenim i Kaszëbsczim Muzeum w Kartuzach. Kaszëbizna to baro wôżny i cze-kawi mötiw, dzaka jaczému Pömörzé je rozpöznôwóné. Promocjo regionu je jednym z motorów rozwiju turisticzi, a to dlô najifirmë mô wiôldżi znaczënk tak biznesowi, jak i wizerënkôwi. Dlôte jesmë zaczalë wespółdzejanié z KPZ, jaczé - mómë nôdzeja - mdzemë dali utwórczo rozwijelë - pódczorchiwô prezes Latawnégö Pórtu Tomôsz Klo-sköwsczi. Céla dzejaniô naji stowarëje rozköscérzanié kulturę Pômôrzô, w tim przédno kaszëbsczi. Nôbarżi znónym ji elementa je prawie wësziwk - dodôwô direktór Bióra KPZ Łukôsz Richert. Öpiarca stółków z kaszëbsczima mötiwama zaprojek-towelë i zrobilë znóny w Trzëgardze projektancë Jola Słoma i Mirk Trimbiilak. NASPÖDLIMKASZUBI.PL ■ CHÖNICE. ZJAZDOWE GAZÉTCZII BROSZURCZI Na Zjazdach Kaszëbów rok w rok móżemë dostać do czëtaniô specjalne gazétë, gazétczi i fôlderë. Przëmiara je tu chöcle naji dodôwk, jaczi wëchó-dzy ju öd 2012 roku. Latoś swój krót-czi informator przërëchtowelë m.jin. chönicczi samörządôrze i zrzeszeń-cë, chtërny rozdôwelë gö uczastni-kóm rozegracji. Béł w nim program, nôwôżniészé atrakcje, karta z par-kingówima mólama i czile zdaniów ö Chönicach. Wiele bogatsze zesziwczi żdałë na lëdzy wchödzącëch do chónicczi bazyliczi. Na łôwkach leżała ksą-żeczka pt. „Moje miasteczko Chó-nice. Broszurka przërëchtowónô na S wiatą Msza z leżnoscë XXI Zjazdu Kaszëbów w Chónicach". Czetińco-wie móglë w ni nalezc krótczi wstąp autorstwa môlowégö proboszcza ks. Jacka Dawidowsczégó, tekstë spiéwów, czëtania, psalm, ewanie- lia, kaszëbsczé wersje „Öjcze nasz" i „Wierzą w jednégó Boga" (wôrt pó-chwalëc tëch, co szëkówelë mszą na Zjôzd, bó mało czedë ta mödlëtwa je gôdónô pó kaszëbsku) a téż „Mó-dlëtwa wiérnëch". Broszurka przë-rëchtowelë: ks. Dawidowsczi, Janina Kósedowskô, Irmina Szëca, Kata-rzëna Główczewskó i Mikółôj Wrze-syńsczi. Wrôcającë ju ze Zjazdu, jô pöde-szedł do stojącëch westrzód roz-majitëch stojiszczów Swiôdków Je-höwë i zapitôł jem, czë mają specjalny bédënk dlô Kaszëbów. Mielë. Dostôł jem dwie gazétczi: „Słechi Błega i źej wiećno" a téż „Ciy kaźdy płewinien płeznac prôwda?" Pisënk, jak widzec pö samëch titlach, föneticzny. Swiôd-kôwie mielë téż przëszëkówóny na smartfónach film pô kaszëbsku „Ciemłe je wort płeznawac Biblia?", w jaczim lektor gôdô snôżą kaszëbizną. Wszëtkö je do óbezdrzeniô i scygniacô na oficjalny starnie Swiôdków Jehöwë. Ökróm tegö béł téż rozdôwóny „Magazyn Extra Pomorskie" wëdóny przez Marszôłköwsczi Urząd Pömör-sczégö Województwa (w dzélu pö kaszëbsku) i nôbógatszi w tim karnie specjalny dodówk „Pomeranie" (red. Iwóna Joc-Adamkówicz, Ana Dunst, techniczny red. Damión Chrul, we-spółrobóta: Paweł Wiczińsczi, Łukósz Richert), gdze m.jin. mógł przeczëtac czekawé artikle ó Chónicach, Janie Trepcziku, zjazdowëch atrakcjach, za-służonëch mieszkańcach Chóniców, publikacjach namienionëch temu miastu i ó tamecznym parce KPZ. Je móżlëwé, że rozmajitëch gazét-ków bëło na Zjezdze wicy, ale mie udało sa nalezc prawie te. Bóg zapłać wszëtczim, co sa kol nich narobilë, bó doch naja nôwikszô rozegracjó ni może sa kuńczec na jestku i muzyce. Wórt przë leżnoscë czegoś sa dowie-dzec. DARK MAJKÖWSCZI 62 POMERANIA/ SI 2019 m GDUŃSK. WANOGA KASZËBSCZIMA SZLACHAMA GDAŃSK Uczniowie gduńsczich spödlecznëch szkoło w, jich starszi, szkolny i jinszi mieszkańce Gduńska mogą wzyc udzél w edukacjowëch wanogach kaszëbsczima szlachama w tim mie-sce. Öbczas taczich szpacérów badą pôkazywóné pamiątczi pö lëdzach i molach sparłaczonëch z Kaszëba-ma. Wanodżi są planowóné w óbćń- dze Stôrégö Miasta, Öseka i Przéd-négö Miasta. Céla ti pödjimiznë je przëbôczenié mieszkańcom Gduńska ö kaszëbsczi historii jich gardu, a téż pódska-cenié pôtrzébnotë szukaniô informacji i pöznôwaniô dzejów miasta i swöjich familiów. Uczastnicë ökróm wiédzë przekôzóny przez prowadników dostóną téż edukacjowé ma-teriałë zrzeszone z Kaszëbama i ze Gduńska. Wszëtcë chatny mogą sa zgłoszi-wac do gduńsczegó partu Kaszëb-skö-Pömörsczégö Zrzeszeniô przez internet (adres: zkpgdansk@wp.pl) abö w biórze KPZ we Gduńsku kol szas. Sw. Dëcha 48 (w pöniedzôłczi i strzodë od 12 w pôłnié do 5 pö pôł-nim). Wanodżi badą warac do rujana 2019 r. Są udëtköwioné przez Miasto Gduńsk. RED. m KOCIEWIE. RAJD ROWEROWY ŚLADAMI GRANIC TRAKTATU WERSALSKIEGO 28 czerwca 1919 r. „Mocarstwa Sprzymierzone i Skojarzone" podpisały w Wersalu traktat pokojowy z pokonanymi Niemcami, kończąc tym aktem I wojnę światową. Artykuł 102. traktatu zobowiązywał mocarstwa do utworzenia Wolnego Miasta Gdańska. Ponad 290 km granicy nowego państwa przebiegało przez wiele wsi i osad Pomorza. Granica została podzielona na sekcje, oznaczone literami od A do G. W tym roku mija 100 lat od tych wydarzeń. 23 czerwca grupa sympatyków podróżowania na dwóch kołach wyruszyła na wyprawę, chcąc poznać losy i pamiątki związane z traktatem wersalskim. Jedna z nich znajduje się w tczewskim parku miejskim. Dawne słupki graniczne służą jako stopnie schodów i tylko uważny poszukiwacz odnajdzie zacierające się napisy. Takie słupki znajdują się m.in. na dziedzińcu Fabryki Sztuk. Uczestnicy rajdu oddali hołd Michałowi Różanowskiemu, który został zastrzelony na granicy polsko-gdańskiej 16 sierpnia 1939. Rowerzyści uczcili także pamięć mieszkańców grodu Sambora, którzy zginęli podczas II wojny światowej. Po chwili refleksji historycznej przyszedł czas na jazdę rowerem po kociewskich wsiach i miejscowościach, takich jak: Tczew, Szpęga-wa, Dąbrówka, Malenin, Miłobądz. W wyniku traktatu wersalskiego znalazły się one po polskiej stronie granicy. W Miłobądzu, małej kociewskiej wsi, znajduje się tablica upamiętniająca ofiary czasów II wojny światowej - polskich kolejarzy, nauczycieli, księży, sołtysów, rolników, którzy ginęli w Lesie Szpęgawskim czy tczewskich koszarach. W Kolniku przypomniano miejsce śmierci Michała Różanowskiego (przy symbolicznym słupie granicznym, który informuje o wydarzeniach sprzed 80 lat). Po pokonaniu kolejnych kilometrów uczestnicy I Historycznego Rajdu Rowerowego granicami Traktatu Wersalskiego powrócili do Tczewa. Organizatorem Rajdu był Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego w Tczewie. TOMASZ JAGIELSKI KLËKA Spacery śladami kaszubskimi w Gdańsku Uczysz się. studiujesz, pracujesz lub mieszkasz w Gdańsku? Odkrywaj z nami dzieje Gdańska! \ SÉWNIK 2019 POMERANIA 63 KLËKA m HÉL. KAPTÉNA MÔ ZNAC KASZËBSCZI Direktór Mörsczégö Urzadu dôł wia-dło w Biuletinie Publiczny Informacji Kancelarii Radzëznë Minystrów, że szukô chatnëch na stanowiszcze kapténë pörtu w Hélu (ogłoszenie 51137 z 18.07.2019 r.). Westrzód zadaniów wëpisónëch w Biuletinie je m.jin. czerowanié robotą pörtu i organizowanie retownëch akcjów, a ucażeniama óbczas robötë mdą: czasté reprezentowanie Urzadu buten i pôdpłacënczi (!). Nôbarżi wôrt równak dac bôczënk na wëmôgania wedle kandidatów. Ökróm np. warköwégö doswiôd- czeniô, pasownégö wësztôłceniô i umiejatnoscë gôdaniô a pisaniô pö anielsku, kandidat miôłbë téż rozmieć dogadać sa z lëdzama pô kaszëbsku. Pöjawiłë sa ju rozmajité komentarze tikającé sa tegö slédnégö zapisënku (tej-sej negatiwné). Wedle naju je to równak môłi krok w dobrą strona i mómë nôdzeja, że nié blós w hélsczim pôrce kaszëbizna badze dodôwköwą wôrtnotą. Na kuńc jesz wëjimk z artikla Pawła Meringa Znajomość języka kaszubskiego do pracy w porcie, gdze autór ödpôwiôdô na głosë, że wëmô-ganié, cobë kandidat na kapténa roz-miôł gadać pô kaszëbsku, je dzywné: „W Helu język kaszubski nie jest ję- zykiem pomocniczym, jednak wielu rdzennych mieszkańców tamtych terenów w dalszym ciągu posługuje się tymże językiem, oczywiście sub-sydiarnie, bo w zasadzie próżno dziś szukać Kaszubów, którzy posługują się jedynie językiem kaszubskim. Analogiczna sytuacja występuje właśnie w odniesieniu do kaszubskich rybaków. Wiele zwrotów technicznych, związanych właśnie z rybołówstwem (jak nazwy ryb, czy wyposażenia), występuje w tymże języku i jest sukcesywnie wykorzystywane, głównie z powodu przyzwyczajenia" (https://bezprawnik.pl/znajomosc--jezyka-kaszubskiego-do-pracy/). RED. ödtwórzëlë historiczną rëbacką wies, gdze bëłë inscenizacje zrzeszone z żëcym mieszkańców Hélsczégó Półóstrowu (np. kurzenie rëbów złapónëch ob noc, robienie jadrów, młocé tobaczi). Kól binë chatny mo-glë zjesc kurzoné rëbë, kupie ksążczi i rozmajité pamiątczi na stojiszczu Wëdôwiznë Kaszëbskó-Pömórsczégö Zrzeszeniô. Örganizatorama Fischmarktu bele: Kaszëbskó-Pömörsczé Zrzeszenie, Stowôra „Pomarenk", Nordo-wökaszëbskô Lokalnô Rëbackô Grëpa i Samörządzëna Pömórsczégó Województwa. RED. sczégó Midzëmórza przëjachelë pó-mórénkama (jin. pómarénkama) do stolëcë Kaszëb i prezentowelë mieszkańcom kaszëbsczé i rëbacczé zwëczi. Rozegracjô zaczała sa ód zwaków ba-zunë. Göscy pówitôł Róbert Groth, a Mieczësłôw Kónkól i Rafôł Kóhnke rzeklë m.jin. ó historii rëbnëch tôr-gów we Gduńsku. Pö przemarszu szasëjama gardu i przëjacym kluczów do miasta öd przedstôwców samörządowëch wëszëznów impreza przeniosła sa na Rëbny Tôrg. Na binie wëstapöwała Kaszëbskô Datô Örkestra z Jastarni i Regionalne Karno Pieśni i Tuńca „Kaszuby" z Kartuz. Organizatorze m GDUŃSK. RËBÔCË RZĄDZËLË MIASTA Ödj. A.Wegner W czwiôrtk 15 zélnika wrócył do Gduńska Fischmarkt. Kaszëbi z Hél- m DOLNY KADZMIÉRZ. DRËDŻI PLAC DLÔ KASZËBCZI Z KARTUZ Öd 27 do 30 czerwińca w Dolnym Kadzmierzu ódbiwôł sa 53. Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych. To jeden z nôbarżi prestiżowëch konkursów dlô spiéwôków, instrumentalistów i lëdowëch karnów w Polsce. Jedną z dobiwczków ostała Kaszëbka - Joana Gôstkôwskô-Białek, chtërna dostała drëgą nódgroda w kategorii solistów-spié wôkó w. Öbczas Festiwalu zaśpiewała trzë dokazë: „Piesnió ó naszi Wióldżi Wsy", „Dobrô tobaka" i „Zarôzka ju z rena" (wszëtczé te sztëczczi może pósłëchac na: https://soundcloud. com/joanna-gostkowska-bialek/ sets/tradycyjne-piesni-z-kaszub. Na ti starnie je téż wëdowiédzô ze spiéwôczką). Laureatka ód wiele lat zbiérô nagrania i nótowé zapisënczi tra-dicjowëch kaszëbsczich spiéwów. Z wësztôłceniô je architekta i etnologa. Jak pódczorchiwô, za swój a misja mô przëbôczenié stôrëch lëdowëch, tradicyjnëch kaszëbsczich spiéwów. W kôrbiónce dlô Pölsczégó Radia Dwójka gôdała m.jin. ó tim, że muzyka, jaką dzysdnia prezentëją fólklorowé karna, apartni sa móckó ód tradicyjnëch spiéwów. Jistno je z instrumentalna, np. diôbelsczima skrzëpicama abó burczibasa, chtër-ne do kaszëbsczich lëdowëch karnów óstałë wprowôdzoné z wiksza dopierze pó wojnie, a rëchli bëłë óbrzadowima instrumentama. Mające uwôżanié do tegô, co robią dzys-dniowé fólklorowé zespôłë, Góst-kówskô-Białek chce równoczasno przëwrócëc nôstarszé kaszëbsczé muzyczne tradicje. RED. 64 POMERANIA /WRZESIEŃ 2019 Méka P LATOWI ZEGLARSCZI LODZER 120 uczniów z pömörsczégö województwa öbczas trzech turnusów, jaczé ódbëłë sa w Nôrodnym Centrum Żeglowaniô AWFiS we gduńsczich Zôpadnëch Górkach, udostało nowé umiejatnoscë i wiédza w óbjimie żeglowaniô. Latowi nôukówi lôdżer to ôrt wspiarcô dlô bël-nëch uczniów, co bierzą udzél w projekce „Zdolni z Pomorza". Öbczas tidzeniowégó turnusu młodzëz-nie béł zagwësniony nôukôwi i rekreacjowi program, w tim wanodżi i żeglarsczé zajmë. Żebë dostać sa na jeden z trzech turnusów młodi lëdze muszelë miec wiôldżé zwënédżi w projekce. Westrzód wëprzéd-nionëch bëlë m.jin. laureacë i finaliscë ólimpiadów i przedmiotowëch konkursów. „Zdolni z Pomorza" to nowô i apartnô stratę-gicznó pódjimizna samorządu pômörsczégô województwa zjiscywónó we wespółrobóce z pówiatama i pómórsczima uczbówniama, a udëtkówionô przez Europejską Unia (z Regionalnego Öperacjowégó Programu dlô Pómörsczégó Województwa na lata 2014-2020). Ji céla je zagwësnienié nôbarżi utalen-towónym uczniom pómórsczich szkółów wspiarcô w ósobistim rozwiju. Pómóc dostôwają ti uczniowie, co mają spósobnoscë w öbrëmienim scësłëch i nôtërnëch nôuków, a téż ti, co mają mócné spólëz-nowé kompetencje. m MARSZÔŁK WSPIÉRÔ ÔGNIARZÓW D0BR0WÔLNIKÓW Wnet 48 tës. zł dostałë óddzéle dobrowolny ogniowi strażë z Céwiców, Labórga, Katrzëna, Strzépcza, Lëzëna, Milwina, Kaczköwa, Rozłazëna, Rédë, Cząstkową, Hélu, Kösôkówa, Lebcza, Pôłczëna, Smolna i Warblëni, a téż ögniarze z OSP Nauta w Gdinie. 21 zélnika w Żelëstrze-wie marszôłk Mieczësłôw Struk i przedstôwcowie gminów pódpiselë dogôdënk ó dofinancowanié. To ju póstapny dogôdënk na wspiarcé dlô OSP z najégö województwa. Na zôczątku zélnika pómóc dostelë ögnia-rze z gminów Słëpskó, Kapice, Czersk, Brusë, Rzeczenica, Koczała, Czôrné, Bëtowó i Główczëce. Wespół samorząd pómörsczégó województwa dô latoś na ten cél 500 tës. zł. Samorząd województwa ód wicy jak 10 lat wspiérô pómörsczé OSP. Udëtköwienié pôzwóli kupie nowi re-towno-gaszący sprzat, w tim m.jin. szłomë, bójowé obleczenia, mötopómpë, retowné żôdżi i płiwającé pómpë. RETËNKÔWI ÔDDZÉL W SŁËPSCZI BÔLËCË JE JU ÔTEMKŁI Pod kuńc zélnika óstôł ötemkłi przebudowóny Retën-köwi Öddzél we Wójewódzczi Specjalisticzny Bölëcë m. Janusza Korczaka w Słëpsku. Przędnym zadanim inwesticje bëło uprawienie skutkównoscë dozéru nad pacjenta i organizacje robôtë personelu. Dzaka przebudowie powstała wiôlgô öperacjowô zala ö wiéchrzëz-nie 204 kwadratmétrów. Są na ni nowé stanowiszcza wëkustrzoné w nieóbeńdny sprzat i infrastruktura, dodôwkôwé stanowiszcza dlô pacjentów, chtërny brëkują izołacje; centralny dozérny pónkt i sanitarny wazeł dopasowóny dlô pótrzébnotów niefulsprawnëch. | Cawny koszt inwesticje to przez 1,5 min zł. | l POMERANIA 65 I \ KLËKA WöJfEK ^ępr YburFfe. V anaOur* : .'y W memory:M ^the ^l^H^aricl^wónfen y- ■who Jôjjgn^ i , .. f^-Xo^éedSftV4= ;. ■ aąd Ourr. ■ , - • t&l fkóbjęr ; w-i"^ i ^ WgBjg^ & m WËMIANA ZDRZÓDŁÓW CEPŁA W KÔLSŁËPSCZICH GMINACH Wnet 800 tës. zł dostóną gminë Słëpskö, Dabnica i Damnica na wprowadzenie ekölogöwëch i tóńszich zdrzódłów cepła w obiektach publicznego użiwanió. Realizacjo inwesticji, jakô mdze warac do kuńca gód-nika 2021 r., badze möżlëwô dzaka unijnym dëtlcóm przëznónym w öbrëmienim Regionalnego Öperacjo-wégö Programu dlô Pömörsczégö Województwa na lata 2014-2020. Dogôdënk w ti sprawie pödpisôł marszôłk pömörsczégô województwa Mieczësłôw Struk. Modernizacjo zdrzódłów cepła badze zanôlégac na wëmianie waglowëch grzejącëch kócłów i zainstalowaniu! w jich plac gazowëch köcłów i kócłów na biomasa. Dzaka temu óstónie zmieszono emisjo dwaóksydu wagla i jinëch szkódlëwëch substancjów. Zgodno z dogôdënka gmina Słëpskö badze lidera projektu, a gminë Dabnica i Damnica partnérama, chtërny mdą miec wespółudzél w jego realizacje. Öbr. S. Lewandowsczi, tłom. DM *°5S£k. ©; MIEDWIÉDZ WÔJK, CHTËREN PRZESZEDŁ WÖJN0WI TUR Z ARMIĄ ANDERSA, D0ŻDÔŁ SA SWÖJÉGÖ POMNIKA M.JIN. W KRAKOWIE A W SOPÔCE. SWÔJA SZLACHÖTA WÔJK MÔ TÉŻ W ST0LËCË SZKÖCCZI, W EDINBURGU, GDZE SA NALÔZŁ W GROMADZĘ Z PÔLSCZIMA ŻÔŁNÉRZAMA PO DRËDŻI ŚWIATOWI WOJNIE. ÖDJ. S. LEWANDOWSCZI 66 POMERANIA BANK SOKU Z KROKU sëchim paka uszłé Bo z tim to biwô kömédëjô całô, Żebë dwöje do se miofo sa norôz... Jakuż sprawie, cobë dwoje sa pokochało? Tak od pierszégö wezdrzeniô, pöcknieniô czë pömakla-niô? Nie je to gwës sprawa prostô. Jidze ö FE-ROMÓNË, to je hórmónë, co to muszą bëc w człowieku óbczas zaköchaniô. Tec w kromie tego nie jidze z pölëcë wząc a kupiac. Cało samo muszi wëproduköwac sobie feromóna, czej mu sa białka czë chłop widzy. Nie wiém, jak to je kol białk - kol chłopów öglowö z produkcją nie je nôgörzi. Öni nawetka te niepotrzebne hörmónë są w sztadze dosc flot narajëc. Sygnie, że taczëmu, dôjmë na to, Piotrowi, wpadnie w ökö jakô Anielka. Ökö tuwö je baro wôżné, bö od niego sa wszëtkö zaczinô. Anielka je blondiną, mô wiôldżé, mödré öczë, wszëtczé kul-czi na placu, słodczé lëpczi i całkö nié-brzëdczé. Rëszô sa pókusno, gôdô nié za wiele, wiacy pisze, böje pö doktorace ze zwëków dzëczich przë robienim dzecy w dżqglë Pôłniowi Americzi. Pioter je za to möcnym magistra, bö przë budowniach robiwô, w Norwegie. Czej taczému magistrowi białeczka wpôdô w ökö, to ji öbrôzk wanożi w ökamërgnienim do musku, dze köl chłopów je szpecjalnô klôtuszka na taczé öbrôzczi, ösóbno: dlô öblokłëch i dlô nieöblokłëch. Żelë Aniela mô ö jedna knąpa öd köszlë za wiele popuszczone abó za krótką spódniczka - ji öbrôzk nëkô do ti drëdżi klôtczi i jiné hórmónë sa köl chłopa robią, co je zrzeszone z mocnym pąpówanim krwie. Na krew jidze na dżewałt z musku w dół i temu mëszlenié w taczim sztóce je kol chłopa dosc słabuchné, tëlé leno, co chłopulk wié, jak sa nazéwô... Na gwës mu sa tedë jazëk pópińdló i muszi so pomóc go rozrzeszëc. Temu brëkuje wóda ze sztróma. Jeden, dwa i... ju wié, że to nie sygnie. Jesz jeden, i jeden, i... ju wié, że z gód-ką może sobie dac póku a Iżi mdze terô tańcowac. Temu dobrze je wząc na sarnim początku znajomöscë numer telefónë do mulczi, bo czej z jazëka je tóczel - wiedno może jaczi sms pópchnąc abó mesendżerą zafeflotac. Do tegó je w móbilkach fulno rozmajitëch muńków, co to kóżdó co jinégó znaczi. Tej-sej sygnie leno taką muńka (emótka) wësłac i ju je wiedzec, ó co jidze. Czë je chto złi, szczestlëwi, zadzëwówóny, zasromóny, itd. Muszi jesz pamiatac, że wszetkó, co taczi knôp/chłop rzeknie, może bëc użëté procëm niemu, tej czasa lepi nick nie gadać. Z białkóma je jesz górzi, bo jak ju zaczną... Temu je wëmëszloné m.jin. całowanie, cobë chóc na sztót czim jinym gabë pózatëkac. Dzysdnia corôz módniészéje, czej białka z białką a chłop z chłopa sa do pôrë bierzą. Dzecy z te nijak nie do, ale może jaką ucecha mają...? Bódój są na świece nawetka szpecjalné banczi, dze białka może sobie taczégó do kóchaniô nalezc. A nawetka nié do kóchanió, ale cobë le ji odpłatno pósz-pandérowôł „soku z kroku". Bioméstrzë ju go, dze je nót, wstrzikną, a białka bez te całego szarmeclu z wrëjama, zôpöwiédzama w kóscele, stakilométro-wégö wëcmanim chódze-niô, drodżégó wieselô a łóżkowego przecywianiô - stôwô sa matką. Zgłôszô, dze je trzeba, i ju z Warszawę płëną „piacsetplusczi". Chłopiszcze - krokowi sokódójk nawetka nie wié, że óstół tatka... A kuli je stratny...?! Pioter béł fejn bënla, blós përzinka chrapół po wszëtczim. Temu Aniela złoża kwitë do banku chłopsczich soków i zamówiła sobie pół litra ód wë-soczégö, niechrapiącégó pó wszëtczim, mało zarosłego a niewësoczégö sómca, przënômni doktora politologie. Taczégö, co znaje perfekt kaszëbsczi, chińsczi a hebrajsczi. Nólepi głównego ksagöwégó z institucje kulturë, cobë rozmiół rechówac a miół wëóbraznią... Z uregulowóną wojskową służbą i z ce-dla, że gó Czôrnobél za móckó ód kólón w góra nie naparmienił. Cerplëwégó w smukanim a ódwóżnégó w gótowanim. Cobë miôł wszëtczé swoje zabë, cë-snienié w normie a rëmiónköwé tchnienie. Cobë sa nie zajikół, nie béł puklati, nie kurduksół a nie lëdôł sznapsë. Żebë rozmiół zagwizdać Walca nr 2 Rachmaninowa z pamiacë a odegrać na bazunie hip-höpë z nowi platczi Fópczi. A, i cobë czasa nie noszół stré-flów do zandałów... TÓMKFÓPKA Jakuż sprawie, cobë dwoje sa pokochało? (...) Jidze ö FEROMÓNË, to je hörmónë, co to muszą bëc w człowieku ôbczas zakôchaniô. Tec w kromie tego nie jidze z pôlëcë wząc a kupiac. 1 SÉWNIK2019 POMERANIA 67 z butna NASZ BĄK PËLCKÖWSCZI Jô W gwësny słunköwi dzén brifka dó mia zawitôł, swöjim zwëka bez klepaniô na dwiérze w jizbë wlôzł, na zeslu klapnął, a za pölitiköwanié sa wzął. - Latosy rok je kol naju, w tim najim zapadłim na kuńcu świata Pëlcköwie, baro dzywny - warô öd jeseni do jeseni - zaczął nen brzëdôl öd reförmë kaladôrza. - Kö ne trzë welónczi, za régą, nama taczi kaladôrz ułożëłë - wiedzôł jem richtisz, co jemu w tim szadim łbie sa zalagło a wëlezc na świat chce. - Jaż strach z do- _ domu wëchadac, że-bë cebie jaczi mniészi czë wikszi wôdżi pö-litik na sztrasy nie zmalastowôł - westchnął brifka, a zarazka dodôł: - Jo, jo, a jak ti sa pchają _ w pierszé rédżi, jak chcą bëc achtniony, jak uwielbiony, umujkóny... -Ach, panie jo, richtisz bizancjum. Niech dzyw nie bierze, kö më mómë jejich tak brzëdkö nauczone - nen, co mô bëc słëgą, stôwô sa wiôldżim pana, a pón stôwô sa słëgą-stakającë, skómeńtowółjem brifczi jiscënczi. • Na pierszé wezdrzenié naj' pëlcköwsczi brifka mô nó to wszëtkö, co sa dzeje, namkłé, równak tak pö prôwdze baro sa wszëtczim jiscy. - Ösoblëwie jisca sa nym jednym chłopa, co öd naju znôwu senatórą chce bëc - szło dali brifköwé jiscenié. - Jô gö pözywóm Bąk. - Delikatno môsz jegö pözwóné - zasmiôł jem sa, chöc do śmiechu mie nijak nie bëło. - Bąk lubi, jak to sa rzecze, przëwalëc, nié le słowa, ale pöwiôdają lëdze, że téż pają... - brifka wzął szluk harbatë, co jô miôł jemu zaparzone, na spököjnosc cała a dëszë. - Widzôł të jegö dzywacz-né plakatë, co ön je pö całim Pëlcköwie rozwie-sziwô? - Ne wiôldżé, na jaczich rozmajité „mądroscë" mô pöwëpisowóné? - Jo, chłop bëlno wié, chto je nen dobri, a chto je nen złi. Dobri są ti, co mëszlą a robią jak Bąk, ny złi są ti wszëtczi jinszi. Ti jinszi to są ti wielofarwny, jinszojazëköwi, separatiscë, a ti jinakmëszlący... Bąköwô lësta nëch lëchëch je barrrrrrrro długô. A pewno mdze jesz dłëgszô... - Wnetka jemu placu na nëch plakatach nie sy-_ gnie... Brifka zrobił dzëwą munia. wida, że të jes richtisz - Të szpörtëjesz a mie do zmarachöwóny (...). śmiechu nie je. Móm strach, Wezkôj namkni nó to że jego znowa nasz i wë bierzą, wszëtkô a jedzë... |\jaszjj Pëlcköwiôcë! -To sa uzdrzi w rujanie, ko jegö gwôsnô partëjô mô na niegö namkłé... A bez partëje do parlamentu sa dokraczac nie je tak letko -próböwôł jem uspókójic drëcha dobrim słowa a ną harbatą, chtërną jô mu dërcha do tasczi doléwôł. - Görzi jak sa równak dostónie... Jak Pëlcköwiôcë negö Bąka puszczą, tej to zôs dô smród na całi świat... - Wiész të co, nie jiscë sa. Jô wida, że të jes richtisz zmarachówóny - próböwôł jem zmienić téma. - Wezkôj namkni nó to wszëtkö a jedzë... w Biesz-czadë. -Jo, môsz prawda, bierzą dzecë, białka, kufrë a nëkóm dzysô, zarô, tera... - brifka zerwôł sa ze zesla a pönëkôł pode dodóm. W séwniku wrócył naj' drëch mileczny. Usmióny, redostny, wëpöczati... a wzął sa, jak to brifka, za roznôszanié lëstów... wëbórczich. Ko prawie wrócył na czas welónkówi kampanie. RÓMK DRZÉŻDŻÓNK REKLAMA fi pomerania.kaszuby '^| Pomerania 68 / POMERANIA / WRZESIEŃ 2019 REGNAŁA LIGA! 17 zélnika w Lëzënie bëła inauguracjo rozgriwków Kaszëbsczi Lidżi Buczczi. Sztërë karna - Öska Lëzëno, Krëbanë Brusë, Gromówka Żukowo i Czôrné Pujczi Strzebielëno - przeńdą do historie jakno pierszé grëpë, co grają w buczka. Po meczach w Lëzënie lidérą je skłôd z ti wsë, pösobné rozgriwczi 28 séwnika w Brusach. - -.y5 . ' - buczka BIG BAND oraz goście Tadeusz Jakubowski, Stanisław Cieślak, Kaya Meller, Joanna Knitter, Romuald Sławiński Koncert z okazji 10-lecia Orkiestry 28 września 2019 r.f godz. 19.00 Centrum św. Jana ul. Świętojańska 50, Gdańsk W programie: standardy jazzowe, szlagiery dwudziestolecia międzywojennego, muzyka Komedy, kompozycje własne Bilety: 30 zł N / 20 zł U / 5 zł (seniorzy 60+ "Weekend Seniora z kulturą") Do nabycia na lnterticket.pl oraz na godzinę przed koncertem \adio Gdańsk Dofinasowano ze środków Miasta Gdańska Patronaty medialne: Organizator: Nadbałtyckie Centrum Kultury Gdańsk (É) GDAŃSK miasto wolności INSTYTUCJA KULTURY SAMORZĄDU WOJ F WÓDZTWA POMORSKIEGO trójmiasto pl jjj pomorskie.eu