ROK JOZEFA CHEŁMOWSKIEGO www.miesiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 977023890490602 *31 ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE Rusza trzecia edycja letniej szkoły języka i kultury kaszubskiej Letnia szkoła języka to nauka języka kaszubskiego pod okiem profesjonalnej kadry, ale również niepowtarzalne doświadczenie żywej kaszubskiej kultury, możliwe dzięki atrakcyjnym wspólnym wyjazdom do okolicznych miejscowości, uczestniczeniu w najważniejszych imprezach kulturalnych, wynikających z kaszubskiego kalendarza obrzędowego. Kurs jest połączeniem wiedzy teoretycznej z praktycznym doświadczeniem. Oferujemy Państwu: - Część teoretyczną w systemie stacjonarnym (60 godzin lekcyjnych, w tym 50 godzin zajęć z gramatyki i ortografii języka kaszubskiego i 10 godzin z historii, kultury, sztuki i regionalizmu); - Część warsztatowo - praktyczną (60 godzin lekcyjnych wyjazdów studyjnych z kaszubskojęzycznym przewodnikiem do miejsc utrwalonych w literaturze kaszubskiej). Uczestnicy kursu zakwaterowani będą w obiektach położonych w malowniczej Szwajcarii Kaszubskiej. Cena: 1000 zł Miejsce kursu: Wieżyca - Szymbark Termin: 26 czerwca - 9 lipca 2017 Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie www.kaszubi.pl POMERANIA Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego a, Ministerstwo jp Spraw Wewnętrznych ^ i Administracji WOJEWODZTWO POMORSKIE W NUMERZE: 3 Muszimë wespółdzejac Pödrechöwanié nôwôżniészich wëdarzeniów 2016 roku w kaszëbsczi rësznoce i pômörsczi gospodarce w rozmowie Radia Gdańsk i „Pomeranie" z Piotra Dzekanowsczim, Mariusza Szmidką a Leszka Szmidtlcą 8 Wôżné rozsądzenia. Relacjo z pierszégô zćńdzenió Przędny Radzëznë KPZ XX kadencji Red. 10 Szëmôłdzczi matrix? Z wójta Szëmôida Riszarda Kalköwsczim gôdôł Dark Majköwsczi 12 Gdynia - dzieło otwarte Andrzej Hoja 14 O Józefie Żyndzie i zaślubinach Polski z morzem Tadeusz Linkner 18 O Instytucie Kaszubskim - z okazji 20-lecia refleksji kilka Józef Borzyszkowski 22 Koleją do portów Gdańska i Gdyni Sławomir Lewandowski 24 Refleksje zjazdowe w kontekście 60-lecia Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Józef Borzyszkowski 25 Powstanie księga pamięci o Zygmuncie Bukowskim Ryszard Borzęcki, Jan Kulas, Zbigniew Rogalski 26 Czasopisma wydawane na Kaszubach po II wojnie światowej (cz. 2) Adam Łuczyński 28 Gawędy o ludziach i książkach. „Świat chce być oszukiwanym"? Stanisław Salmonowicz 30 Pômachtóny żëwót Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dz. 10) Slôwk Fórmella 32 Lëteratura. Zédżer Kristina Léwna NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 2(104) 35 Gdańsk mniej znany. Rybim tropem Marta Szagżdowicz 36 Smętek la. Bernarda Sychty Krzysztof Kowalkowski 38 2016 - Rok prof. Gerata Labudë. Pödrechöwanié (dzél 2) Tomôsz Fópka 43 Z Kociewia. Gdy skrzy się nieba wieczny wid... Maria Pająkowska-Kensik 44 Pamiętne dni. Niemcom lasu niszczyć nie damy Józef Ceynowa 46 Hurenamle kaszubskie. Pusta noc Roman Drzeżdżon 48 Z wiatrem w zawody. Charzykowianin Łucjan Gierszewski Kazimierz Janiszewski 50 Zrozumieć Mazury. Wtargnienie Waldemar Mierzwa 52 Lektury 54 Hubert Pobłocki w mojej pamięci Przemysław Kilian 56 Francëszk Okuń. Rozestanié Tomósz Fópka (óddzakównó mówa: Riszórd Wenta) 58 Nie tylko piłka nożna. Co słychać na pomorskich parkietach Mateusz J. Schmidt 59 Wójcech ód Remusów Róman Drzéżdżón 61 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Żëcé bez trzech „k" Tómk Fópka 68 Z butna. Pëlckôwsczi Zjôzd Klapétników Rómk Drzéżdżónk POMERANIA GROMICZNIK 2017 Od Redaktora PRENUMERATA Pomwamas z, dostawą do domu! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 10201811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2017 roku otrzymają jedną książkę do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/pre-numerata W styczniu obradowała Rada Naczelna Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, która wybrała skład m.in. nowego Zarządu Głównego i kolegium naszego pisma. Członkowie Rady przegłosowali także uchwałę programową przygotowaną już na XX Walny Zjazd Delegatów. Znalazł się w niej m.in. zapis o podjęciu prac nad organizowaniem III Kongresu Kaszubskiego. Przyjęto również uchwałę, w której uznano za hymn kaszubski i zalecono jego wykonywanie podczas organizowanych przez ZKP uroczystości utwór Feliksa Nowowiejskiego pod tymże tytułem. Więcej o kilkugodzinnych obradach piszemy na stronach 8-9. 10 lutego to na Pomorzu ważna data. Tego właśnie dnia 1920 roku generał Józej Haller dokonał w Pucku symbolicznych zaślubin Polski z morzem. Choć od tamtych wydarzeń minęło już 91 lat, to jednak pamięć o żołnierzach błękitnej armii wciąż jest u nas żywa, czego dowodem są coroczne uroczystości w puckim porcie oraz wspominanie tego wydarzenia na stronach „PomeraniiBohaterem publikowanego w tym numerze naszego pisma artykułu Tadeusza Linknera jest dr Józef Zynda, postać znana i ceniona przez mieszkańców Pucka. To właśnie dr Zynda w imieniupucczanprzywitał pamiętnego dnia na kołejowym dworcu generała Hałłera, o czym być może nie każdy z nas wie. Także dla Gdyni data 10 lutego jest ważna. W tym dniu (1926 r.) nadano bowiem tej dawnej rybackiej wsi prawa miejskie. Na lamach „Pomeranii' przedstawiamy opis nowej wystawy stałej „Gdynia - dzieło otwartektórą można zobaczyć w Muzeum Miasta Gdyni. Ekspozycja ma co najmniej kilka poziomów przekazu, dla różnych grup odbiorców. Częścią wspólną są tu dzieje niespełna 100-letniego miasta. Temat Gdyni pojawia się także w kontekście planów rozbudowy linii kolejowej nr 201 Gdynia — Kościerzyna, co powinno pozytywnie wpłynąć na rozwój gdyńskiego portu, który dotąd nie doczekał się dobrego skomunikowania kolejowego i drogowego. Dobrze skomunikowany natomiast jest już gdański Port Północny, w połowie ubiegłego roku oddano bowiem do użytku dwutorową Unię kolejową, która połączyła port z resztą kraju, dając tym samym kolejny impuls do jego rozwoju. Więcej na stronach 22—23. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Marika Jocz (Najô Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Dariusz Majkowski ZDJĘCIE NA OKŁADCE Uroczystość w puckim porcie rybackim upamiętniająca zaślubiny Polski z morzem (10 lutego 2016 r.) Fot. Sławomir Lewandowski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11, 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. MUSZIMË WESPÓŁDZEJAC Tim raza w pöspólny debace „Pomeranie" i Radia Gdańsk wzalë udzél kaszëbsköjazëköwi gazétnicë, chtërnëch jesmë prosëlë ö pödrechôwanié nôwôżniészich wëdarzeniów z żëcô kaszëbsczi rësznotë i pömör-sczi göspödarczi w 2016 roku. Na naja rôczba ödpöwiedzelë: Lészk Szmidtke, bëti gazétnik Radia Gdańsk, jaczi dzysô dzejô w Fundacji Inspirujące Przykłady, Mariusz Szmidka, przędny redaktor gazétë „Dziennik Bałtycki", i Pioter Dzekanowsczi, przędny redaktor pismiona „Kurier Bytowski". „Pomerania": Zaczinómë öd welacjów. Mómë nowego przédnika Kaszëbskô-Pômôrsczégö Zrzeszeniô i Öglowi Zarząd. W jaczim czerënku pudze KPZ pod rządama Edmunda Wittbrodta? Pioter Dzekanowsczi: Wedle mie jesz je za wczas, żebë ôdpöwiedzec na to pitanié. Muszimë sa przëzdrzec na pierszé decyzje nowégö prezesa i nowëch władzów -bo to nić sóm prezes rządzy. „P": Pierszą wôżną decyzją je powołanie nowégö Zarządu. Wiceprzédnikama w ti kadencje są: Łukôsz Grzadzëcczi, Michôł Kargul, Danuta Pioch i Stanisłôw Köbus. Króm nich nôleżnikama östelë: Édmund Zmu-da-Trzebiatowsczi, Danuta Tocke, Paweł Wajlonis, Łu-kôsz Richert, Kazmiérz Förmella, Bożena Ugöwskô, Lilianna Grosz, Radk Kamińsczi, Tomôsz Damaszk, Józef Belgrau. To mądré decyzje? PD: Ti lëdze są znóny w Zrzeszenim, ale uzdrzimë, jak sa sprôwdzą w tim zestôwku. Mëszla, że można rzek-nąc, że to je ta öpcjô, jakô rzadzëła przedtim. Möżemë sa tej spódzewac kóntinuacji. Cażkó równak bëc tegô gwës, bö sytuacjo po tim Zjezdze Delegatów je równak jinô jak przedtim. Radio Gdańsk A sóm wëbiér prof. Edmunda Wittbrodta? Niejedny gódają, że nie je to wëbiér za dokonania, a barżi „racja stanu". Mariusz Szmidka: Cos w tim pewno je. To je copniacé sa do starszego pökóleniô. Profesor je baro doswiód-czony, a mó przed sobą chëba cażką kadencja, czej widzymë to, co sa dzejało na Zjezdze Delegatów, na jaczim óstôł wëbróny. Bëło tam wërazno widzec, że Kaszëbskö-Pömôrsczé Zrzeszenie je pakłé. Temu prio-ritetë, jaczi wskôże ón i Zarząd, chtërnym badze cze-rowôł, badą ósoblëwé - i w ti kadencji, i w ti sytuacji póliticzny, jako je w najim kraju, bo jak wiémë, wasta profesor béł związóny z Platformą Obywatelską i pewno je, chëba że to ódrzucy, co bëłobë dobré. „P": Ju w pierszich kôrbiónkach po welacjach dosc wërazno gôdôł, że nie mdze jakno przédnik KPZ zajimôł sa niżódną pólitiką... Przédnik KPZ prof. Édmund Wittbrodt przemôwiô öbczas pierszégôzéndze-niô Przédny Radzëznë. MS: I to je dobrô u dba i dobré zrzeszeniowe niesienie. Wôrt téż mëslec ó tim w kónteksce przińdnech samôrządowëch welacjów, gdze lepi bëłobë nie pchac najich kandidatów do partiów, ale samemu wząc sprawę w swoje race i pokazać móc KPZ i samëch Kaszëbów. Na dzysô wëzdrzi na to, że ta kadencjo to badze blós köntinuacjô, ale żëcza wasce profesorowi, żebë dozdrzôł téż tëch, co głosowelë na kóntrkandi-data i chtërny baro mocno wskazywają na terenowe partë, na jich rozkléwanié sa i - co dlô mie je téż baro wôżné - na rozkléwanié sa kaszëbsczégó jazëka, chtëren je fundamenta kaszëbsczi etnicznoscë i më -jak tu sedzymë - jem gwësny, że w to wierzimë. „P": W kórbiónce z redaktora „Pomeranii" prof. Wittbrodt rzekł, że Zarząd mdze fónksnérowôł përzna jinaczi jak donąd, że to badze cos na sztôłt rządu. Nôleżnicë Zarządu badą mielë wicy do robótë i mdą ödpöwiôdelë za swoje dzélëczi, jistno jak minystrowie. To dobro droga? Lészk Szmidtke: Wedle mie dobrze bëłobë te zadania ópuscëc jak nóbarżi w dół, żebë jak nôwicy lëdzy bëło wcygnionëch do robótë. A jednym z nôwôżniészich zadaniów nowégó przédnika je to, żebë ósoblëwie procëmnicë bëlë wcygniony do robótë, żebë nie bëło tak, że Zrzeszenie je pódzeloné i skupione wkół jednego abó drëdżégó kandidata. Dodóm jesz, że dló mie /POMERANIA 3 KASZËBSCZI ROK 2016 Wedle Mariusza Szmidczi rozwicé PKM to nôwôżniészé gospodarcze wë-darzenié2016r. sóm Zjózd Delegatów béł czekawi. Jem wiele słëchôł tegö, co gôdają lëdze i na binie, i wkół ni. Lëdze zeb-róny wkół Grzadzëcczégö i Wittbrodta zachöwiwelë sa kąskjak taczé niemiecczé karno balowé, jaczé graje do kuńca. I bez to granie do kuńca oni dobëlë. A lëdze zebróny wkół Prëczköwsczégó chudzy bëlë gwësny, że mają dobëté. A grac trzeba bëło do kuńca i ten kuńc nôlepi béł przëszëköwóny przez tëch, co bëlë za prof. Wittbrodta i Grzadzëcczim. Östôwô równak pitanié, czë to, że chtos rozmieje wëgrac welënk, öznôczô, że rozmieje dobëc całą kadencja. Ösoblëwie w dwuch dzélach. Pô pierszé - achtnienié młodëch lëdzy, a pö drëdżé - nowé zdrzenié na Zrzeszenie. Żebë to nie bëło leno wzéranié na kultura, përzna spölëznowé sprawë, ale wedle mie téż na pödjimnota. Jeżlë to karno, jaczé terô badze cygnało ten wóz zrzeszeniowi, badze rozmiało so z tim pöradzëc, tej möżna bëc spökójnym. Donëchczôs jesz ni mómë taczich sygnałów, że öni sobie z tim poradzą. RG: Wrócą do słów redaktora Szmidczi, że w Zrzeszeniu cos pakło, że je barżi pödzeloné jak w östatnëch latach. PD: Jak jô so przëbôcziwóm, to wiedno béł taczi pó-dzél... RG: Ale terô je wiakszi. PD: Nie wiém. Jeden z möcniészich pewno jo, ale jak so przëbôcziwóm czasë, czej më bëlë młodi, to tak téż bëło. Wedle mie w Zrzeszenim wiedno bëło pora stegnów. Bëła ta, gdze sa gôdô: „partë, partë, wiacy kaszëbiznë", i ta, gdze sa pödczorchiwô, że lepi zdrzec barżi szerok. MS: Do te jesz dochódzył pödzél: stôri kóntra młodi. Më bëlë wnenczas tima młodima, głodnyma dzejaniô dlô kaszëbsczi spölëznë, a ti starszi trzimelë te „stół-czi". Terô równak to pakniacé je kąsk jiné. Młodi są z böku, a pö dwuch stronach są dzejôrze terenowi i elita. Nôgörzi bë bëło, jakbë sa w ti kadencje nick nie zmieniło, blós wasta profesor bë béł przédnika, a reszta bë bëła jistnô jak przez östatné 6 lat. To bë bëła nôgórszô sytuacjo. LS: Świat sa móckö zmieniwô. Zrzeszenie i Kaszëbi ni mögą östac z böku tëch zmianów. Dlôte profesor badze miôł baro dragą robota, jeżlë chce, a w to wierzą baro głabókó, cos z tim zrobić. Jego swiąda, jego wiedzo, jakô je przeniosło z biôtków pöliticznëch, może bëc retënka dlô Zrzeszeniô. KPZ poszło ju baro mocno w to, co sa dzeje na binie póliticzny, w ta lëchą starna. I takô lëchô bucha, jaką bëło widzec chócle w gôdce niechtërnëch lëdzy, pó jedny i pó drëdżi star-nie, wedle mie je baro lëchô dlô przińdnote Zrzesze-niô. Wôżné je, żebë ti, co sa öpöwiôdelë za jednym i drëdżim kandidata, chcelë sa wząc wespół za robota, z pódsztrichniacym tego wespół. PD: To je prôwda. Jô wrócą jesz do pitaniô ö dzejanié Zarządu i óddôwaniô obowiązków. Tu muszimë jesz zapëtac o to, wiele lëdze badą chcelë na se wząc. Kó to nie je etatowo robota, ale spólëznowô, darmôk. Tak pó prôwdze wszëtkó w Zrzeszenim zanôlégô ód te, chto wiele robi. Rzeknijmë so prówda. I przed tą we-lacją, jak part miół jakąś chac cos zrobić, to robił i sa za niczim nie czerowôł. I tak badze dali. Pitanié, czë to rządzące karno badze chcało w tim pomóc, pód-skacëc, raza cos dwignąc. Donëchczôs robił to wnet wszëtkó prezes. Téż dosc wiele sa gôdô ó młodëch... „P": To ju pöstapné pitanié, bó łoni jednym z wôżnëch wëdarzeniów béł Kongres Młodëch Kaszëbów. Miesąc temu óbczas debatë jesmë sa doznelë, że dzél młodëch nie chce wespółrobic ze starszima, jaczi wedle nich robią pólitika. Ôni chcą dzejac i robie pó swojemu, może bez pomoce KPZ abó jiny organizacje. Zrzeszenie może to zmienić i przëchłoscëc młodëch do se? Mó ono jaką udba na młodëch? RG: Jo rozwiną to pitanié. Czë udba na młodëch mó np. Kaszëbskô Jednota, jako dzaka temu „ukradnie" Zrzeszeniu dzél młodégó pókóleniô? LS: Wedle mie ani Zrzeszenie, ani Jednota ni mó udbë na młodëch. Öni próbują ugrać swoje nie dló młodëch, ale z młodima, abó wëzwëskac młodëch dló ugraniô swóji sprawë. Z Jednotą je tako sprawa, że to je strzédné pokolenie. Oni nie są ju młodi, a jesz nie są baro dozdrzeniałi. Przed nima jesz je wiele sprawów, jaczé przińdą, a jaczé Zrzeszenie mó ju przerobione 4 POMERANIA KASZËBSCZI ROK 2016 i bez to cz,asa może rzec, że KPZ je taczé „przezdrze-niałé". Przed Jednotą to dopierze je. Jesz nie wiémë, jak oni so z tim poradzą, oni sami jesz tego nie wiedzą. A Kongres Młodëch Kaszëbów wedle mie béł wëzwëskóny do te, żebë jeden z kandidatów na przéd-nika so - jak to gôdają młodi - zapónktowôł. Udba dlô młodëch bëła tu słabô, bö ti młodi nie brëkują śpiewać piesniów abó wiérztów dlô môłëch dzecy, öni szukają czegoś jinszégö. A na Kongresu tego czegoś jinégö nie bëło. Ani Zrzeszenie, ani Jednota ni mają wëmëslony udbë, dzaka chtërny młodim bë sa chcało chcec. „P": Równak młodi, z jaczima jesmë gôdelë chöcle öbczas östatny debatë, pödczorchiwelë, że dlô nich bëło to wôżné. Mariusz Szmidka béł öbczas Kongresu jednym z moderatorów. Mëslisz, że to pö prôwdze bëło welacyjné wëdarzenié czë jesmë mielë do uczinku z czims, co badze miało möcny cësk na rozwij mło-dzëznowi kaszëbsczi rësznotë? MS: To wëdarzenié sa ödbëło przed welacją, tej można mëslec nad taczima zarzutama dłô organizatorów, ale jeżlë jidze ô młodëch, to nié. Żódnëch młodëch w to më nie wcygniemë. Oni sami tam przëszlë. Na mie nôwiakszé wrażenie zrobiła frekwencjo. Przez 140 młodëch lëdzy z rozmajitëch strón Kaszëb to je wiôlgô sprawa dlô mie, dlô Piotra Dzekanowsczégö pewno téż, bo udało sa to, co më chcelë w 1992 roku, czej béł Kongres, i më to jima wëpiselë w pismionie „Lecëdło". Dopierze pö tëli latach to sa udało zrobić. Drëgô sprawa to swiadomstwó apartnoscë, jaczé u nich je chëba nawet wiakszé jak u nas w jich wieku. To jesz wiakszé wrażenie na mie zrobiło. Sa zgôdzóm z Leszka, że ani Zrzeszenie, ani Jednota ni mó na nich pómësłu, ale równak samo zorganizowanie Kongresu to ju béł jaczis tam pómësł. Co bë nie rzec ó Genku Prëczköwsczim, to bëła to wiôlgô sprawa. Tam wëszłë ambicje młodëch. Gôdelë ö mediach kaszëbsczich, gdze chcelëbë robie, ó samörządze, gdze młodi chcą, żebë nie zajimôł sa leno dwujazëköwima tôflama, ale téż, żebë urzadnicë pö kaszëbsku gôdelë. Öni na te wszëtczé rzeczë mają swój pózdrzatk. Mie sa zdôwô, że trzeba to leno dobrze podlewać, żebë to rosło. PD: JÔ jem „50+", tej ju nie wiém, jak to je ze swią-dą młodëch, ale jeżlë jidze ö Kongres, to sa dopierze ókôże, czë on je wôżny, czë nié. Na przëmiôr czë z ti chacy robótë w kaszëbsczich mediach je jaczis konkretny brzôd. MS: Öni chcą, a wedle mie më muszimë dac jima taką móżlëwösc. JÔ w móji gazéce, Pioter w swóji, Lészk... PD: Môsz prówda. Kongres pökôzôł le tëli, że je póten-cjół. Nie gódóm, że to mało, ale jak znajemë młodëch, to je wiedno wicy gôdaniô jak późni konkretów. I nie wszëtkö ód nich zanôlégô. LS: Jo, je widzec ten pótencjół i to, że młodi nie chcą za baro jic drogą przërëchtowóną jima przez stôrëch, në starszich - „50+" abó może përzna „50-". Öni muszą jic swoją Stegną. „P": Z leżnoscë roczëznë pöwstaniô KPZ wiele sa gó-dało o tim, że wôżny béł ten pierszi Zjôzd, na jaczim Kaszëbi móglë sa pórechówac i uzdrzelë, że je jich wiele. Z tima młodima badze jistno? MS: Tu téż je wôżné, że to sa dzeje dali. Powstała face-bookówó grëpa, jakô sa ze sobą komunikuje, w Leżenie pöwstôwô karno młodëch. To je téż brzód tego zeńdzenićgó. To, czë oni badą dzejórzama KPZ, może KJ, pókóże czas. To ni mô znaczeniégó (...). Nas starszi wcygelë do Zrzeszenió, propónowelë rozmajité stano-wiszcza, gdze jesmë sa uczëlë, i to baro nama pomogło. Ale może tero są - jak gódó Lészk - jiné czasë i lepi jich óstawic, ale dawać móżlëwötë. LS: Niech sami szukają. PD: Przëzerac sa i wëcygac raka. Mómë swiąda, że do naju chtos wëcygnął raka i nama pomógł i terô to je nasz öbrzészk, chóc to pewno badze wëzdrzało jinaczi jak za najich czasów. LS: Ale téż trzeba rzeknąc, że z najégö póköleniô dzejórzów Zrzeszenió tak wiele ni ma. Wnet kóżdi szedł swoją Stegną. W Zrzeszenim naje pokolenie je słabo reprezentérowóné. PD: Jeżlë gôdôsz naje pokolenie w znaczenim nas, co më sa znómë, tej jo, ale óglowó naje pokolenie -zdrzącë na lëczba lat - ju je dobrze reprezentowóné. MS: Mëszla, że promowanie kaszëbiznë je wôżniészé jak bëcé nóleżnika Zrzeszenió, bó jo robią swoje tam, gdze jem óstół postawiony. Jak jo robią gazeta, to musza realizować podstawowe ji céle, ale móm kaszë-bizna w sercu i to muszi bëc widzec tam, gdze robią. Tam, gdze mómë na cos wpłiw, muszimë wszëtkö robie, żebë to, co mómë w sercu, bëło widzec na wierzchu. RG: Przechódómë do pöstapny témë: nôwôżniészé gospodarcze wëdarzenié 2016 roku... LS: Mójim zdanim wiele taczich ósoblëwëch zdarze-niów sparłaczonëch z pódjimnotą nie bëło. Ö nôwôż-niészim jó dopierze rzekną za rok. Öno sa tero dzeje. Jedna sprawa, jakô nie osta do kuńca wëzwëskónó, POMERANIA 5 KASZËBSCZI ROK 2016 dzejała sa ju chudzy, bö w 2012,2013 roku. Jidze ö gaz ze sztifrów. Chutkó möżna bëło zmerkac, że z tegö nic nie wińdze, bö na całim świece bëła takô sytuacjo, że prizë za gaz a pétroch szłë w dół. I to béł sygnał, że tak téż badze z gaza ze sztifrów, i że zagraniczne köncernë, jaczé gö na Kaszëbach szukałë, badą ucékałë. Lëdze na Kaszëbach czasto bëlë procëm temu, chöc niechtërny to bëlno wëzwëskelë. Wedle mie bëła leżnosc, żebë wiele wicy na tim zwëskac. Möżna bëło miec za darmö badania geologiczne, möżna bëło miec dzejania dlô tëch spólëznów, jaczé są tam gdzes wkół. W gminie Lëniô to dosc fejn wëzwëskelë, gdze jindze baro lëchö. Terô pó 2016 roku më ju wiémë, że to sa skuńczeło. Möże przińdze nazôd za 10 lat, ale zdrzącë na to, co sa dzeje óglowó w światowi energetice, za wiele na to rechówac ni möżna. I to bëła nôwôżniészô w östatnym czasu strata spartaczono z pódjimnotą. Ni ma czegoś nowégó, co bë bëło zwëska dlô Kaszëbów. RG: Czej ju jesmë przë energitice: möżemë rechówac, że za 5, 10, 20 lat pöwstónie na Pómôrzim jądrowô elektrownio? LS: Tegö nie wiém. To nie badze sa tuwó dzejało, ale we Warszawie, i badze möżlëwé, czej sa pojawi takô wölô pöliticznô, a dopierze ji ni ma. Póliticë do kuńca nie wiedzą, jaką jic Stegną. Wagel je dlô nich wóż-niészi, chöc ön téż mô swöje fele, co je terô widzec w niechtërnëch gardach w całi Polsce. MS: A tak pó prôwdze ni ma widzec... PD: Ale je czëc. „P": Piotrze, të téż mëslisz, że nie bëło jednégó wiôldżégó wôżnégô wëdarzeniô w gospodarce, np. w Bëtowie? PD: Jednego wëdarzeniô nie bëło, bëłë procesë gospodarcze. Bëtowô sa dobrze rozwijô, chóc jô bë baro chcôł, żebë bëła u nas wikszô diwersyfikacjô, żlë jidze ö ôrtë gospodarczego dzejaniô. „P": A co za ôrt göspödarczi dzysô dominëje w Bëto-wie? PD: Wnet wszëtcë znają Drutex. To je nôwikszô firma w Bëtowie, chtërna sa köscérzi na Europa i świat, ale wiele lëdzy nie wié, że Bëtowö i przed Drutexa bëło przemësłowim garda i taczim ostało. To je ósoblëwie przemësł metalowi, w tim produkcjo gbursczich maszi-nów i jinëch metalowëch nôrzadzów, jaczé jidą za grań-ca, bó jesmë wiôldżim eksportera metalowëch rzeczi. MS: Jô widza jedno wiôldżé wôżné wëdarzenié. To béł rok rozwicô sa Pómórsczi Kóleji Metropolitalny i to je dlô mie abolutnie nôwôżniészé wëdarzenié. Ju nie gôdóm ö tëch wiôldżich dëtkach - 1 mld 200 min zł, że nôwiakszô inwesticjô samórządowô pó wöjnie... LS: Ale ona pówsta w 2015. MS: Jo, ale 2016 béł roka ji rozwicó. Z samégó ótemkniacó wszëtcë sa ceszëlë, ale jesz nie wiedzelë, co z tim badze. A udało sa półączëc z Kartuzama, Köscérzną stolëca regionu, jaką je Gduńsk, a jesz do Gdini. A wiadomo, że zdłuż tego badą pöwstôwałë ósedla mieszkaniowe, to są nowé môle robótë, tej dló rozwicó góspódarczi regionu to mó baro wóżné znaczenie. Tero jesz óstówó czekanie na to, co ju ostało zapôwiedzoné - wspólny biliet. Widza, kuli lëdzy jez-dzy z Kartuz, tej wiém, co gódóm. PD: Ta bana je baro wóżnó, to wiôldżé dobëcé. Ale je równak taczé pitanié, czë to nie sprawi jesz wiakszi pólarizacje jak ta, jaką mómë dzys, że jesz barżi nie badze sa ópłócało zrobić biznesu w Kartuzach, bó za czim, jak kóżdi letko może dojachac do Gduńska. MS: To chëba dobrze. I w drëgą strona téż. PD: Jakbë to dzejało w drëgą strona, to dobrze, ale móm strach, że to sprawi jesz wiakszą koncentracja biznesu w Trzëgardze, a wedle mie naje województwo miałobë sa rozwijać téż w jinëch placach. MS: Ale jak letko dojedzesz z Kartuz do Gduńska, to jistno je z jachanim z Gduńska do Kartuz abó Kóscérznë... „P": Le rodzy sa pitanié, czë Gduńsk abó Gdinió ni mają taczi moce, że to równak wszëtkö pudze w jedna strona? Leszku, spróbuj rozrzeszëc te sztridë. LS: Wedle mie, tak jak gódół Pioter, je taczi niebez-piek, że lëdze badą cygnąc do Trójgardu, bó tu je robota i to robota bëlnô. Pitanié, czë te pódjimiznë, jaczé dzejają w Trój gardzę, badą chcałë jic gdzes dali na Kaszëbë. Baro wiele zanólégó ód samörządzënów kaszëbsczich, jaczé nié wiedno wiedzą, jak móżna te pödjimiznë scygnąc do se. Dló tëch pódjimiznów Trójgard je ju përzna drodżi. Za wiele dëtków muszą płacëc za dzejanié, za najacé molów, za lëdzy, temu téż je móżlëwóta - jeżlë samórządzënë zmerkają - żebë przenieść to dzejanié do gminë Żukowo, Wejrowó czë jiny. Takó móżlëwóta je, ale samórządzënë muszą przërëchtowac móle i lëdzy. PD: Żebësmë sa dobrze zrozmielë - jó jem za PKM, jô bë chcół, żebë bana docygnała do Bëtowa, ale skór-no gódómë ó gospodarce, to chcą rzeknąc, że jesz nie wiémë, jaczé badą tego skutczi. 6 POMERANIA KASZËBSCZI ROK 2016 4 MS: Jô jesz dodóm Trasa Kaszëbską. Wszëtcë w Sejmiku, równo z jaczi partii są, wëstąpilë z apela w ti sprawie. Droga kölejowô, kołowo („Dziennik Bałtycki" biôtköwôł sa ö Al, a terô biôtkuje ö użeglowienié Wisłë, żebë miec téż wodną droga) - mëszla, że to wszëtkö je dobré, a za wszëtczim jidą nowé môle prôcë. LS: Jedna sprawa nie załatwi wszëtczégö. Muszi bëc bëlnô komunikacjo, ale téż bëlné môle robötë gdzes w powiece bëtowsczim, człëchöwsczim abö chó-nicczim. A kartësczi mô môżlëwötë, jaczich nie wëzwëskiwô. MS: Jô do kuńca nie wiém - Pioter bë chcôł ta bana do Bëtowa czë nié? PD: Jô bë baro chcôł, bö më brëkujemë lëdzy do robötë. Jem leno gôdôł ö za-gróżbach, ö tim, że ta bana jesz barżi zmöcni Trzëgard. LS: Ale tegö më nie zmienimë - ön wiedno badze möcniészi. PD: Wiém ö tim, ale chcôłbëm, żebë ten rozwij béł barżi równy w roz-majitëch dzélach województwa. „P": Muszimë ódeńc ju öd göspô-darczi, bö mómë jesz kąsk pogadać ô zmianach w egzaminach dlô szkólnëch kaszëbsczégö jazëka. Terô je gó zdac cażi jak przedtim. Ö tim jesmë ju gôdelë öbczas jedny z najich debatów, ale jesmë czekawi wajégó pözdrzatku. PD: Z jedny stronë jesmë rôd, że mómë lëdzy, co chcą bëc szkólnyma kaszëbsczégö. Möże czasa je tak, że ni mają jiny robötë, ale mëszla, że wiele z nich chce uczëc. Z drëdżi stronë chcemë, żebë rówizna ti uczbë bëła jak nôwëższô. Gdzes muszimë nalezc ten westrzódk. Z trzecy kureszce stronë ni mómë struktur, jaczi bë pilowałë ti rówiznë, jak je to w przëtrôf-ku pölsczégó czë matematiczi, gdze są badérowania EWD i jinszé nôrzadza abó direktor, chtëren sa pitô, jaczé są rezultatë, jak matura, jak testë kompetencyjne. W jedny szkole je z tim lepi, w drëdżi görzi, ale öglowö ta rówizna je trzimónô. Z kaszëbsczim tak nie je, bó kuli lëdzy zdôwô matura? Mëszla, że nówôżniészé je stworzenie całégö ókölô, jaczé pomoże szkolnym, ale téż sprówdzy, jak on uczi. Sóm egzamin to je le jeden element. Muszimë szerzi zdrzec na to, jak szkolny fónksnérëje w szkole i na rówizna jegö iiczeniô. RG: Jak to widzy Mariusz Szmidka? „Dokrącywac szruwa" na egzaminach czë barżi mëslec ó kóntrolo-wanim robótë szkólnëch w szkołach. Uczastnicë debatë bëlë zgodny, że ksążka ć> płk. Wrëczë to nôwôżniészô łoni wëdónô ksążka ö Kaszëbach MS: Nie jem w ti sprawie eksperta, ale wiém, że „taczé badą Kaszëbë, jaczi jich młodzëznë uczenie'. Im węższo rówizna, tim lepi, dlóte ni möżemë wracac do tego, co bëło czedës, czej wôżniészô bëła jilosc jak jakósc. Tako droga pewno kąsk kósztô robótë, ale doczekómë sa wiele szkólnëch z prôwdzëwégó zdarzeniô. Më w najich warkach, w gazétnictwie co chwila muszimë sa uczëc. Jó nie nadążiwóm, jeżlë jidze ó technologie, nowé media internetowe. To, co bëło nowé 5 lat temu, to dzysó je ju stôré. Co chwila trzeba sa czegoś nowégó uczëc. Jak człowiek chce w czims bëc i bëc w tim dobrim, to muszi wcyg sa dosztôłcëwac. Mëszla tej, że te nowé egzaminë są kroka w dobrim czerënku. LS: Muszimë téż zdrzec na to, że uczba kaszëbsczégö je dzéla szkółë, a szkoła je dërcha słabô. Wôżné je, żebë w ti szkole uczba kaszëbsczégö nie bëła dlô szkolnego czim dodówkówim, drëgą robotą, do jaczi muszół sa nająć, ale tim, w czim ón sa bëlno czëje i chce, żebë rówizna ti uczbë bëła coróz lepszo. Më sa wszëtcë baro ceszimë, że tëch młodëch, uczniów je coróz wicy, ale öddónëch szkólnëch dërcha je za mało. Wóżnó je téż postawa samorządów, żebë dëtczi na nóuka kaszëbsczégö szłë pö prówdze na ta uczba, a nić na chódniczi itd. MS: Jó chcą dodać, że nôwôżniészé je to, żebë i nama, i dzejôrzóm Zrzeszenió czë Jednotë udało sa przekonać starszich, żebë ze swój ima dzótkama gódelë doma po kaszëbsku. „P": I na zakuńczenie pitanié ó nôwôżniészą ksążka pó kaszëbsku abó ó Kaszëbach, jakó weszła w 2016 r. LS: Wedle mie Krësztof Korda i ksążka o ks. Józefie Wrëczë. MS: Chcół jem rzec to samo, ale dodóm jesz to, co je związóné z moją rodzynną parafią: 50-lecé kórunacje Królewi Kaszëb w Swiónowie i ksążka Genka Prëcz-kówsczégó ó tim môlu. PD: Jô mëszla, że Wręcza, bó ta póstacëjô żëje óso-blëwie w najich stronach i na półnim Kaszëb. POMERANIA 7 WÔŻNÉ ROZSĄDZENIA Diskusje ô himnie, pöwöłanié nowégö Zarządu, piac i pół gödzyn öbradów - wëbróny w gödniku nôleżnicë Przédny Radzëznë Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô na swöjim pierszim zeńdzenim zeszlë sa 21 stëczni-ka w budinku Gduńsczi Pölitechniczi. Öbradë prowadzëło prezydium pöd przëdnictwa Michała Szczupaczińsczegó wespół z Andrzeja Lemańczika (jak pödczorchnął przédnik KPZ Édmund Wittbrodt, to prawie ón dostôł nôwicy głosów delegatów ze wszëtczich radnëch, jaczi prawie zaczalë kadencja) i Katarzëną Sychówską. Przez pół gödzënë warała diskusjó nad pórządka óbra-dów. Nôwicy emócjów budzył pónkt ó przëjimniacym uchwôlënku w sprawie kaszëbsczégö himnu. Dzél radnëch bédowôł wësztrichniacé gö z planu zćńdzenió, równak wik-szosc bëła procëm taczim pözmianóm. Pó wëbranim skru-tacjowi komisje i komisje uchwôlënków i wniosków zaczała sa diskusjó nad programówim uchwólënka przërëchtowó-nym óbczas gódniköwégó Walnego Zjazdu Delegatów (jego zamkłosc jesmë publikówelë w stëczniköwi „Pomeranie"). Öbgódka tikała sa przédno VII pónktu tego dokumeńtu i brëkównotë organizacje III Kaszëbsczégö Kongresu. Ra-dzëzna zgódzëła sa z bédënka delegatów i oficjalno móżemë ju napisać, że na zóczątku latoségó roku rëgnałë kólkóngre-sowé proce w KPZ. Gwës do ti sprawë jesz w „Pomeranie" wrócymë i to nić róz. Późni przeszedł czas na gorącą diskusja ó himnie. Zós wrócëłë propozycje przełożenió welowanió nad tą sprawą, öddaniô ji jesz do przemësleniô Öglowému Zarządowi abó czekanió z rozsądzenim do przińdnćgó Kongresu, ale wszëtczé te wniosczi óstałë odrzucone. Kórbiónka „krącëła sa" tak pó prówdze nié wkół wëbieru dokazu pasownćgó na kaszëbsczi himn - zdecydowónô wikszosc bëła za „Marsza Kaszëbsczim" - ale wkół słów „polsko wiara, polsko mówa". Z jedny stronę, jak przekónywół m.jin. Riszórd Wenta z Labórga i czile radnëch z Banina, taczé wërażenia bëłë dobre w XIX w., czej na kartach nie bëło pólsczégö państwa, a kaszëbizna bëła trzimónó prawie jako polsko mówa. Dzysó, czedë robimë wszëtkó, żebë kaszëbsczi rozwijać i pókazowac jego apartnosc, śpiewanie jich w najim himnie möże leno urëchlëc agonia tego jazëka. Z drëdżi stronë dało czëc ó uwóżanim dló tradicje, dló autorsczich praw i ó łączbie z Polską, jaką czëje dzys wikszosc Kaszë-bów. Łukósz Richert ódwółiwół sa téż do starë, jaką mó dzysó pólsczé państwo ó kaszëbizna, chtërna je przez nie wspiéróno financowó. Pojawił sa téż wniósk, żebë zachata do spiéwanió „Marsza" öbczas zrzeszeniowëch rozegra-cjów zmienić w óbrzészk, ale procëm temu wëstąpił m.jin. Bógdón Wiszniewsczi z Pelplëna, jaczi dół boczenie, że dló kócewsczich i jinëch niekaszëbsczich partów nie je to do przëjacô. Na zakiińczenić głos miół jesz prof. Edmund Wittbrodt, chtëren rzekł, że ten uchwôlënk je kómpromisowim rozrzeszenim, bo ni ma w nim gódczi ó obowiązku, ale o zalecenim. 8 POMERANIA ZŻËCÔ ZRZESZEŃ IÔ Bez wchôdaniô w drobnotë chcemë scwierdzëc, że kuńc kuńców wikszosc nôleżników Przédny Radzëznë przëjim-nała uchwôlënk, jaczégö dwa pierszé paragrafë brzëmią: 1. „Hymnem kaszubskim jest utwór muzyczny autorstwa Feliksa Nowowiejskiego pt. »Hymn kaszubski« wykonywany do słów zaczerpniętych z »Marsza Kaszubskiego« opublikowanego przez Hieronima Derdowskiego w poemacie Ö panu Czórlińsczim co do Pucka pô sécëjachôł". 2. „Zaleca się strukturom Zrzeszenia Kaszubsko-Pomor-skiego, aby podczas uroczystości organizowanych lub współorganizowanych przez Zrzeszenie Kaszubsko-Po-morskie i sympatyzujące z nim środowiska na wezwanie: »Do hymnu kaszubskiego« wykonywano przynajmniej pierwszą zwrotkę i refren ww. utworu oraz upowszechniano go wg współczesnej pisowni kaszubskiej". Całosc tegö uchwôlënku wespół z udokaznienim i do- parłacznika, w jaczim są słowa „Marsza", jidze nalezc na starnie www.kaszubi.pl. Póstapné pónktë óbradów bëłë wiele barżi ubëtné. Ra-dzëzna wëbrała nôleżników Radzëznë Kaszëbsczégó Jazëka, Redakcjowégö Kolegium „Pomeranie" (jego zestôwk je w stopce najégó pismiona) i Öglowégó Zarządu KPZ, do jaczégö weszlë: Łukôsz Grzadzëcczi, Michôł Kargul, Sta-nisłôw Kobus, Danuta Pioch (wiceprzédnicë) i Édmund Zmuda-Trzebiatowsczi (skôrbnik), Danuta Tocke (sekretera), Józef Belgrau, Tomôsz Damaszk, Kazmiérz För-mella, Lilianna Grosz, Radk Kamińsczi, Łukôsz Richert, Bóżena Ugówskô i Paweł Wajlonis. Östôł téż przëjimniati regulamin problemöwëch zespołów Radzëznë, jaczich mô powstać ósmë: ds. kulturowi spôdkôwiznë, ds. öbëwatelsczi edukacje, ds. göspödarczich, ds. Kóscoła, ds. młodëch, ds. póuczënë, ds. samórządzënów, ds. seniorów Do wzacô udzélu w prôcach tëch zespołów są rôczony téż zrzeszeńce, jaczi nie są nôleżnikama Przédny Radzëznë. Pierszé zćńdzenia tëch karnów mają sa ödbëc 11 gromicznika. Chatny do robötë mögą sa zgłosziwac w Biórze KPZ na szas. Straganiarsczi 20-23 we Gduńsku (teł. 58 301 27 31). Radny zdecydowelë téż, że pieniądze udostóné przez KPZ z ödrechówaniô 1% podatku PIT za 2016 rokbadą na-mienioné na pódjimiznë spartaczone z promocją midzë-pókóleniowégö przekazënku kaszëbiznë i na dzejanié Akademie Kaszëbsczi Bôjczi. Na zakuńczenie béł jesz przëjimniati uchwôlënk ö pöwöłanim partu Zrzeszeniô w Stargardze, a partë KPZ w Pruszczu i Könarzënach dostałë zgöda na swoje stanice. Michôł Szczupaczińsczi miôł zamkłé zćńdzenić żëcz-bama dlô starëszków, bö prawie w jich dzćń ódbëłë sa te öbradë, i wiera to nôdłëgszé w slédnëch latach zćńdzenić Przédny Radzëznë przeszło do historie. Chcemë jesz dodać, że 21 stëcznika pierszi rôz zeszlë sa téż nôleżnicë Przędny Rewizjowi Komisje i Drësznégö Sądu KPZ. DM POMERANIA 9 SZEMOŁDZCZI MATRIX? Z wójta gminë Szëmôłd Riszarda Kalköwsczim gôdómë ö wiôldżich kaszëbsczich planach, wirtualnym szpacérowanim i ö stolëcë baszczi. Łoni w gminie Szëmôłd ödbéł sa Dzeń Jednotë Kaszëbów, latos badze tuwö Kaszëbsczé Diktando. Gmina Szëmôłd rëchtëje muzeum, jaczégö jesz na Kaszëbach ni mómë. Nowöczasné, multimedialne, sczerowóné do „tabletowégö" pököleniô... To mô bëc baro nowöczasné muzeum, jaczégö ni ma jesz w cali Polsce. Kąsk badze podobne do gduńsczegó Euro-pejsczégö Centrum Solidarnoscë, përzna do Muzeum Pöwstaniô Warszawsczégö, ale zrobimë jesz krok dali. W najim muzeum wszëtkö mô bëc jesz barżi dinamicz-né, dopasowóné do dzysdniowégô ödbiéru świata przez młodëch lëdzy, jaczi czasa jesz nie rozmieją dobrze chó-dzëc, a ju przesëwają pôlcama öbrazë na tabletach. Badze to plac, gdze kóżdi, chto weńdze, przeniese sa w czasu. Na prziklôd do dôwny kaszëbsczi jizbë, gdze ótmikającë szëflôda, iiczëje, jak wszëtkö chraszczi, przechódającë kôl piécka, pöczëje hëc, czej przewinie pôlcama öbrôz, uczëje jaczégö kaszëbsczégô pôéta. Za sztót uzdrzi lëdzy robiącëch köl sana i przëniese jima kanka z mléka. To mô bëc wirtualny swiat, gdze wszëtkö badze möżlëwé. Taczi „szëmôłdzczi matrix". Jeżlë kömus sprzikrzi sa obżeranie, pudze na plac, gdze möże sa bawić, ale nawetka w ti zabawie badze pöznôwôł kaszëbską tradicja i kultura. Muzeum mô bëc sczerowóné i do mlodszich, i do star-szich. Jak chtos badze chcôł zatrzëmac sa dlëżi w jednym placu i cos przeczëtac, to badze mógł to zrobić, a chtos jinszi jak w spölëznowëch mediach - zatrzimô sa pół mi- nutę w jednym molu i przewinie öbrôz dali. To mô bëc nowöczasnô promocjo kaszëbiznë. Pierszi dzél tegö muzeum badze równak baro tradi-cyjny. Jo. Nôprzód scygniemë do Szëmôłda chëcz z Cérzni, w jaczi urodzył sa ks. Léón Heyka. Najó biblioteka mó jego miono i jesmë pömëslelë, że wôrt bëlobë miec ja u se. Mómë kupione ód rozmajitëch włôscëcelów kąsk zemi w centrum Szëmôłda i tam prawie przeniesemë ta stôrą chałpa a wkół ni póstawimë nowóczasné muzeum, ó jaczim jem gôdôł. Sama chëcz ks. Heyczi to badze standardowe muzeum. Chcemë je ótemknąc jak nôrëchli, bo w dzysdniowim stónie ten budink ju długo nie strzimie. Jesce öpöwiedzelë nama ö planach zrzeszonëch z „szëmôłdzczim matrixa". Ökróm tëch planów môta ju jaczé konkretne udbë przelóné na papiór? Całosc je dopierze w głowach, równak wiele elementów ju sa twórzi, np. wizjo samego obiektu, jego brëłë. Móga rzeknąc, że badze baro przeszklony i... futuristicz-ny. Öglowi plan je ju spisóny, bo jesmë prezentowelë gó w Minysterstwie Bënowëch Sprôw i Administracje i téż w Minysterstwie Kulturę i Nórodny Spôdkówiznë. Wiele je jesz do przemësleniô i tak pó prówdze dopierze ótmi-kómë diskusja ó tim, co mó bëc bënë. Jesmë gôdelë ó tim 10 / POMERANIA / NAJE ROZMÖWË z najim parta Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô, ale chcemë szerszich konsultacji, ze wszëtczima kragama, jaczé są zainteresowóné. Môże nama cos podpowiedzą i raza zrobimë cos wiôldżégö. Dopierze pô tëch konsultacjach wszëtkö badze przelóné na papiór. Musza jesz dodać, że nie badze to staticzné. Czej zrobimë potrzebną infrastruktura, to późni badze mógł zmieniwac leno oprogramowanie i dodawać nowé elementë. To badze wiele kosztac. Wiém, że badą to dosc wiôldżé pieńdze. Dlôte próbuj emë nalezc jaczé wspiarcé w rozmajitëch institucjach, firmach. Dlô naju to baro wôżnô inwesticjô, bó na dzysô ni mómë niżódnégó magnesu, jaczi zachacywôłbë lëdzy do zatrzi-maniô sa w Szëmôłdze. A wierzimë, że ju za 4 lata badą möglë Kaszëbską Trasą przëjachac do naju lëdze z Gduń-ska w 20 minut. Mëszla, że bëłabë to téż wiôlgô atrakcjo dlô dzecy, co sa uczą kaszëbsczégö jazëka, i jeżdżą na wa-nodżi pö całëch Kaszëbach. W Szëmôłdze przeniesemë uczniów w jiny świat i jiny czas. Czedë mô sa zacząc budowa? Jeżlë wszëtkó pudze dobrze, to w 2019 r. Wiele zanôlégô öd te, co badze sa dzejało z planowóną budową Kaszëbsczi Trasë. Czej uzdrzimë, że pod kuńc 2018 r. pierszé prôce wkół ti drodżi badą ju za nama, to badzemë wiedzec, że pówstónie u nas komunikacyjny wazeł i lëdze z Gduńska mogą bez problemu jezdzëc do Szëmôłda - chöcbë pö to, żebë óbezdrzec nôbarżi nowôczasné muzeum w Polsce. Na muzeum jesz muszimë përzna pöżdac, ale wirtual-no möże pö Szëmôldze szpacérowac ju öd czile miesą-cy. I to pö kaszëbsku. Próbujemë w naji gminie wprowadzëc pôra nowöscy. Je prôwda w ti stôri zasadzę: „jak nas widzą, tak nas piszą", dlôte chcemë bëc téż w wirtualnym świece. Jesmë tej pómëslelë, żebë przërëchtowac môżlëwôsc ôbezdrzeniô gminë Szëmôłd z lotu ptôcha. Jesmë w karnie prôcowników urzadu diskutowelë, jak to nôlepi zrobić i wëszło nama, że wôrt bë bëło pokazać rozmajité gminné, köscelné, publiczne, priwatné óbiektë i nôlepi öpöwiedzec ó nich w roz- majitëch jazëkach - pôlsczim, anielsczim i kaszëbsczim. Jedna nasza szkólnô öd kaszëbsczégö Mónika Kuniköwskô zgłosëła nama, że chatno bë to przetłómaczëła, fejn to zrobiła i terô prowadzy naju pö gminie „kaszëbskô nawigacjo". Gdze jidze ja nalezc? Rôcza na strona: www.szemud.pl. Pö prawi stronie są tam môłé zakłôdczi, m.jin. wirtualny spacer. Trzeba weńc, kliknąć na kaszëbską fana i óbezdrzec - jak to gôdô wast-nô Mónika - Gmina Szëmôłd widzóną z lëftu. A jak chtos mô jaczé uwôdżi, téż móże do naju napisać: kancelaria@ szemud.pl. A może cos jinszégö wórt jesz tam wprowa-dzëc? Jesmë ótemkłi... Chcą tuwó pódzakówac wszëtczim urzadnikóm, bó to robimë raza, i kóżdi cos ód se w taczich sprawach do-kłôdó. Czejbë jaczégö ogniwa w ti „czëdze" nie bëło, to ta maszina bë nie szła do przodku. A czetińców róczimë do óbezdrzeniô i pósłëchaniô, jak ta gmina je piaknó. W uszłim roku jesmë mielë Dzén Jednotë Kaszëbów w waji gminie - to bëło wiele robötë i gwës wiele pienia-dzy, a latoś ju pöstapné wiôldżé wëdarzenié - Kaszëb-sczé Diktando. „Kaszëbsczé tempö" nie spôdô... Diktando badze öb jeseń i mëszla, że zrobimë to tak, żebë nie bëło górzi jak póprzédno. Më tim raza stôwiómë na młodëch, bö ti barżi doswiôdczony ju pówëgriwelë, do-bëlë rozmajité nôdgrodë, a terô uzdrzimë nowëch. W pôra placach móm widzóné nôdpisë: „Szëmôłd stolë-ca kaszëbsczi baszczi". Te słowa są prôwdzëwé? Östatno rozmajitëch stolëców nama pöwstôwô dosc tëli... Jeżlë jidze ó baszka, to robimë chöba nówiakszé imprezë -Król Baszkôrzów na Trzech Króli, w czerwińcu bicé rekordu raza z gazetą „Dziennik Bałtycki" i „Szabla niepodległości" 11 lëstopadnika. Historiczno wëchódzy na to, że baszka mô swoje korzenie prawie w naji gminie i ókólim. Zainteresowóny mógą ô tim przeczëtac w ksążkach Mirosława Ugöwsczégó o baszce i lësu. Dwa lata temu powstała téż kol naju Stowôra Baszkórzów, jakô mó sedzba prawie w Szëmółdze. Stolëca baszczi je tuwó. GÔDÔL DARK MAJKÔWSCZI ZRZESZENIE KASZUBSl KASZÉBSKÖ-PÖMORS Riszôrd Kalköwsczi. Wëstôwk na wdôr ks. Léöna Heyczi w szemôłdzczi bibliotece. 017 POMERANIA/11 GDYNIA - DZIEŁO OTWARTE Muzeum Miasta Gdyni 10 lutego 2017 roku otwiera nową wystawę stałą. „Gdynia - dzieło otwarte" - bo pod taką nazwą funkcjonować będzie ekspozycja, to efekt dwuipółletnich przygotowań, konsultacji i prac nad stworzeniem scenariusza i ukazaniem go w formie aranżacji. DZIEŁO OTWARTE Na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego stulecia Umberto Eco formułuje koncepcję nowego odbioru sztuki zakładającą wieloznaczność jej przekazu. Zastanawia się nad dziełem jako formą, która ożywa wciąż od nowa i może być odczytywana z rozmaitych perspektyw. Model otwarcia jako hipotetyczny kierunek rozwoju sztuki współczesnej stanie się inspiracją dla innych i wpisze w szerszy nurt filozofii tego okresu. Podczas pracy koncepcyjnej nad nową wystawą w Gdyni „dzieło otwarte" jako pewien model stanowiło genezę pytania, czy nie można by, a raczej czy nie warto, zastosować go dla miasta - w wymiarze jego historii i dziedzictwa. Kiedy myślimy o Gdyni, często pojawia się nam przed oczami dość jasna wizja jej przeszłości, genezy jako miasta, złotych lat rozwoju, charakterystycznych postaci z nią związanych. Jakże trudno niekiedy wyjść nam poza ten schemat. Nowa wystawa stała w swych założeniach ma nie tylko ukazywać, że gdyńskich historii jest więcej niż ta, o której słyszeliśmy, ale także uświadamiać, że postrzeganie dziejów miasta jest uzależnione od perspektywy, z jakiej się na nie patrzy. W końcu ma nie tylko ukazywać nowe spojrzenia na miasto, ale i stymulować odbiorcę do odkrywania własnej perspektywy patrzenia na nie. Uświadamiać, że jest ona równie uprawniona jak każda inna. FILARY Podczas budowy wystawy trzy główne założenia miały najważniejszy wpływ na kształt jej scenariusza: próba odejścia od metanarracji, wprowadzenie polifoniczności opowieści o mieście oraz udział mieszkańców w procesie doboru prezentowanych materiałów i treści. Największym wyzwaniem dla twórców wystawy było zastąpienie jednej liniowej historii o mieście próbą stworzenia narracji z różnych źródeł. Jednym z pomysłów na realizację tego założenia było ukazanie równolegle historii wielu osób, historii miejsc i przedmiotów. Oczywiste było, że założenie odejścia od metanarracji samo w sobie stanowi inną metanarrację. W konsekwencji to postmodernistyczne założenie, tak trudne do realizacji w formie wystawy, a szczególnie trudne w przypadku wystawy narracyjnej, znalazło odbicie w położeniu nacisku na wielogłosowość opowieści o Gdyni. Oddanie głosu różnym osobom, grupom czy miejscom nie wyczerpuje wszystkich możliwych spojrzeń na miasto i to, co się w nim działo czy dzieje. Niemniej poprzez zestawienie głosów postaci bardziej znanych (chciałoby się rzec - powszechnie, choć ze względu na zróżnicowane grupy odbiorców wystawy byłoby to ryzykowne) z głosami tzw. „zwykłych ludzi", czyli mniej znanych gdynian, zadano pytanie, czy rzeczywiście jedne perspektywy są ważniejsze od innych? Aby zobrazować niezwykle ciekawą i złożoną historię Gdyni, poszukiwano historii osób, które ilustrowałyby szerszy problem, a tym samym w reprezentatywny sposób o nim opowiadały. Wielogłosowość prowadzonej opowieści nie byłaby możliwa bez dopływu propozycji i inspiracji, tematów i historii od samych gdynian. Dlatego nowa wystawa to w dużym stopniu projekt partycypacyjny, w którego ramach mieszkańcy zostali zaproszeni nie tylko do dzielenia się swoimi pamiątkami czy historiami, ale też do współtworzenia treści, wypełnienia luk w opowieściach na tematy dotychczas nie tak często obecne w „oficjalnej" historii miasta. Ten kolejny aspekt oddania głosu mieszkańcom nie zakończył się wraz z otwarciem ekspozycji. Jej fragment został zaprojektowany w taki sposób, aby w pewnych odstępach czasu wymieniać prezentowane prywatne zbiory gdynian, opowiadać o nich i dawać możliwość prezentowania ich historii poprzez wciąż na nowo dodawane przedmioty, relacje audio czy wideo. OPOWIEŚĆ Wystawa narracyjna to opowieść. Opowieść taka jak książka, film czy słuchowisko - tylko że w innej formie, wykorzystującej różne środki przekazu. Jak każda opowieść jest jednak se- »Wrli«»jssK*ł >6t talogra' Dziennik szkoły powszechnej w Gdyni prowadzony przez Jana Kamrowskiego, 1917-1922. Fot. Leszek Żurek, własność MMG Opakowanie na filmy fotograficzne z logo zakładu „Foto-Elite", lata 30. XX w. Fot. Leszek Żurek, własność MMG 12 POMERANIA HISTORIA lektywna, wybiórcza, autorska... Nie zapominajmy o tym, doświadczając nie tylko tej wystawy, ale i każdej innej. Nowa wystawa stała w Gdyni ma charakter chronologiczno-problemo-wy. W pierwszej części prezentuje linearną opowieść o dziejach Gdyni w XX wieku (retrospektywnie zarysowując także zagadnienia sprzed tego okresu) głównie z perspektywy jej mieszkańców. W drugiej części optyka się zmienia. Tym razem spojrzenie bardziej ogólne pozwala odejść od chronologii i skupić się na zagadnieniach związanych z pojęciami-problemami nierozłącznie kojarzonymi z Gdynią - związkami miasta z morzem, nowoczesnością czy wizjonerstwem. Widz będzie musiał zmierzyć się z pytaniem, czy te zagadnienia to mity, które ukształtowały tożsamość miasta, czy faktycznie broniące się fundamenty dziedzictwa tego miejsca. W końcu opowieść to nie tylko treść, ale też forma. „Gdynia - dzieło otwarte" ma sprawić, że uwaga widza skupi się raczej na bezpośrednim przekazie danej opowieści niż na scenografii. To historia ludzi i opowieść o nich poprzez związane z nimi przedmioty staje się celem nadrzędnym wystawy. Obiekt niczym medium ma stanowić portal do danej historii, do danego człowieka. To również sprawia, że nie liczba obiektów się liczy, ale ich waga - przekaz. Nie tylko obiekty opowiadają na wystawie swoje historie. Nie wszystko też w interesujący sposób da się nimi zilustrować. Trudniejsze zagadnienia ukazane zostały w formie animacji. Komentarzem dodatkowym są liczne krótkie filmy dokumentalne. Wystawę można zwiedzać indywidualnie lub z zastosowaniem audioprzewodnika. Oferuje on nam przejście przez ekspozycję z możliwością spojrzenia na dzie- je Gdyni z perspektywy kaszubskiej, polskiej lub międzynarodowej (ścieżka kaszubska dostępna jest także w języku kaszubskim, pozostałe ścieżki oraz wszystkie inne treści na ekspozycji przetłumaczono na język angielski). Pogłębieniem prezentowanych treści są aplikacje multimedialne, m.in. interaktywna mapa miasta umożliwiająca odkrywanie zmian w tkance miejskiej na fotografii z różnych okresów czy aplikacja pozwalająca oglądać fragmenty relacji gdynian. Całość wystawy przystosowana jest dla niepełnosprawnych, w tym odwiedzających z dysfunkcją wzroku. Osoby niewidome lub niedowidzące będą mogły samodzielnie przejść wystawę i dzięki systemowi audiodeskrypcji zapoznać się z jej treścią i wyglądem. CEL Wystawa „Gdynia - dzieło otwarte" jest próbą odpowiedzi na oczekiwania różnych grup odbiorców. Stanowi reakcję na potrzeby mieszkańców Gdyni, dzieci i młodzieży korzystającej w muzeum z edukacji pozaformalnej, w tym warsztatów uzupełniających edukację szkolną, a także turystów z Pomorza, Polski czy ze świata. Rozpiętość tych grup i ich zróżnicowanie wewnętrzne jest na tyle duże, że dotarcie do każdego z widzów i jego usatysfakcjonowanie wydaje się niemożliwe. Wystawa ma jednak co najmniej kilka poziomów przekazu - od bardzo ogólnego, dla osób szukających podstawowych informacji o mieście oraz generalnego kontekstu jego funkcjonowania, do warstwy pogłębiającej tematy za pomocą dodatkowych tekstów źródłowych i aplikacji prezentujących zbiory fotograficzne czy filmowe muzeum. Specjalnie dla odbiorców zagranicznych wytyczono ścieżkę zwiedzania ukazują- cą Gdynię i jej przeszłość w kontekście międzynarodowym, a pozostałe treści innych ścieżek zwiedzania dostosowano do odbiorców spoza naszego kręgu kulturowego. Chęć dotarcia do jak najszerszej grupy zwiedzających zawsze jest źródłem wielu kompromisów. Jednak przyjęcie generalnej zasady, by opowieści i tematy na wystawie korespondowały nie tylko z aspektami gdyńskości, ale i odwoływały się do takich zagadnień, jak: szczęście, sukces, miłość, odwaga, uległość, bezkompromisowość, mądrość czy słabość - czyni wystawę bardziej uniwersalną i sprawia, że w prezentowanych historiach możemy zobaczyć siebie i własne przeżycia. Celem esejów Umberto Eco składających się na jego „dzieło otwarte" było przede wszystkim wywołanie dyskusji. Taki jest też cel nowej wystawy stałej w Muzeum Miasta Gdyni. Przeszłość i dziedzictwo miasta dla gdynian stanowią niezwykle istotny aspekt ich silnej lokalnej tożsamości. Oby opowieść o Gdyni na nowej wystawie stałej zachęcała nie tylko do odkrywania historii miasta, ale też do interpretowania jej w sposób, który pozwoli zrozumieć jej złożoność i niejednoznaczność. Tak budowana tożsamość ma szansę stać się nie tylko silniejsza, ale przede wszystkim głębsza. ANDRZEJ HOJA* Autor jest historykiem, kuratorem nowej wystawy stałej Muzeum Miasta Gdyni. Wcześniej zaangażowany był w prace nad wystawą stałą w Muzeum Pomorza w Greifswaldzie (Pommersches Landes-museum). Inicjował i realizował projekty historyczne i dokumentacyjne, w ramach których współpracował z wieloma instytucjami kultury, głównie w przestrzeni Pomorza. Sztućce z kawiarni Grand Café zachowane przez jej właścicieli Eufrozynę i Stanisława Lisieckich po bankructwie lokalu. Fot. Leszek Żurek, własność MMG Medal„Krzyż Południa"wybity na statku naukowo-badawczym Morskiego Instytutu Rybackiego r/v Profesor Siedlecki na zakończenie największej polskiej morskiej ekspedycji arktycznej, 1977. Fot. Leszek Żurek, własność MMG POMERANIA 13 0 JÓZEFIE ZYNDZIE 1 ZAŚLUBINACH POLSKI Z MORZEM* W „Życiu Kaszub" pisałem niegdyś dość wiele o Katarzynie Żyndzie, zarządzającej podczas pruskiego zaboru kościerskim Zakładem N.M.P. Anielskiej. Teraz dzięki informacjom Walentego Jodłowskiego (dziękuję mu w tym miejscu za udostępnienie zebranych materiałów), spokrewnionego z Katarzyną poprzez jednego z jej braci, którego córka weszła poprzez małżeństwo do rodziny Jodłowskich, mogę też napisać o innym bracie Katarzyny Żyndy - Józefie. Okazuje się bowiem, że podobnie jak wiele znaczyła dla Kościerzyny Katarzyna Żynda, tak pochodzący z tegoż miasta i spoczywający na lokalnym cmentarzu Józef Żynda zapisał się swoim działaniem w Pucku. O ile jednak o kościerskiej działalności Katarzyny można się wiele dowiedzieć z książki ks. dr. A. Liedtkego Historia Zakładu N.M.P. Anielskiej w Kościerzynie (1861-1936) (Kościerzyna 1936), o tyle o jej bracie w dostępnych źródłach informacji jest jak na lekarstwo. (...) A szkoda, bo to człowiek, który zasłużył się dla Kaszub, i to nie tylko podczas żywotnych dla tej społeczności, ale zarazem dla Polski zdarzeń, postać godna uwagi i pamięci. Wedle ksiąg parafialnych Józef Żynda urodził się w Kościerzynie 29 lutego 1864 roku. (...) Po studiach medycznych Dr Józef Żynda (na pierwszym planie, po lewej) w Greifswaldzie i Wiirzburgu1, ukończonych w 18922, w 1897 roku rozpoczął praktykę lekarską w Pucku3, wykonując swoje obowiązki „z niezwykłą sumiennością i oddaniem"4, jak pisano przed wojną w „Gazecie Gdańskiej". W tej samej gazecie z tą samą atencją i uznaniem wyrażano się i o zawodowej, i o społecznej działalności dra Józefa Żyndy: Wiecznie z brzemieniem troski na czole, wiecznie pogrążony w pracy, której wszystkie swe siły poświęcał - potrafił podporządkować wszystko obowiązkowi, nie zbaczając z wytyczonej drogi. Wielki cichością pracy, czystością myśli, wielkością uczuć i wielką rzetelnością swego na wskroś prawego charakteru -ujmował sobie serca tych wszystkich, których duszom użyczył Pan Bóg zdolności odczuwania rzeczy szlachetnych i pięknych. Pełen poczucia wysokiej odpowiedzialności, jaką wkładało nań zawodowe stanowisko - nie sprzeniewierzył mu się nigdy, stojąc zawsze twardo i niezłomnie na straży powierzonych Jego pieczy interesów5. W tejże „Gazecie Gdańskiej" pisano, że dr Józef Żynda gorliwie oddawał się sprawom społecznym i myśli państwowo-twórczej6. Już w roku 1912 uczestniczył w Zjeździe Młodo-kaszubów w Gdańsku7, a potem powierzono mu funkcję prezesa powstałego w roku 1927 Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem8, co znaczyło uznanie Józefa Piłsudskiego. To jednak było później. Wcześniej został w Pucku prezesem Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża. W tym mieście oraz w powiecie puckim musiała cieszyć się ta organizacja i zarazem jej organizator wielkim uznaniem, jeżeli do założonego przez Józefa Żyndę 12 stycznia 1920 roku Czerwonego Krzyża zapisało się dwieście osób, mieszkających w Pucku i w innych miejscach tego powiatu9. Prowadzony przez dra Józefa Żyndę do roku 1922 pucki oddział Towarzystwa Czerwonego Krzyża sprawował się doskonale: Mimo większych w powiecie nadmorskim braków żywności, wzięto udział w wysłaniu pociągu żywnościowego na front, składano ofiary pieniężne na chorych żołnierzy oraz na ekwipunek sanitarny dla armii ochotniczej10. Tylko że potem, podobnie jak i po śmierci Żyndy nie było już za dobrze, co pozwala sądzić, że Józef Żynda był dla puckiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża rzeczywistym 1 Z żałobnej karty, „Gazeta Gdańska" 1932, nr 40, s. 6. 2 Approbation fur Herrn Joseph Żynda ais Arzt, Miinchen 7 Juni 1892. 3 Por. Gen. J. Bijak, Na Pomorzu (z pierwszych miesięcy państwowości polskiej), „Słowo Pomorskie" 1928, nr 83, s. 5. 4 Z żałobnej karty, s. 6. 5 Tamże. 6 Tamże. 7 Dr Józef Żynda, w: Młodokaszubi. Co kaszubskie, to polskie: kaszubi.pl/artykuły/index/id/ 26 vide:30 XII 2016. 8 Z żałobnej karty, s. 6; Wiadomości z bliska i daleka. Puck, „Słowo Pomorskie" 1932, nr 93, s. 7. 9 Z dziejów Polskiego Czerwonego Krzyża na Pomorzu 1918-1938, Toruń 1938, s. 103. 10 Tamże. 14/POMERANIA/LUTY2017 ROCZNICE spiritus movens. Natomiast najpewniej tylko dlatego zrezygnował z zajmowania się tą organizacją, że przytłaczał go nadmiar obowiązków Trzeba wiedzieć, że niemal jednocześnie, tworząc w Pucku Towarzystwo Czerwonego Krzyża, uczestniczył od 19 lutego do 4 marca roku 1920 w „kursie przygotowawczym dla przyszłych lekarzy powiatowych"11, by już w lutym tego roku otrzymać w powiecie puckim to stanowisko12. Józef Żynda cieszył się w Pucku i okolicy powszechnym uznaniem, co znaczyło wiele pod pruskim zaborem, uparcie nie ustępującym z Pomorza do ostatnich dni swego trwania. Gdy do Pucka miał 10 lutego 1920 roku zawitać gen. Józef Haller, już 6 lutego przyjechał „polski komendant miasta por. Schmidt"13 i rozpoczęły się przygotowania do tej wizyty, o czym tak wtenczas pisano w „Słowie Pomorskim": W Pucku zawrzała praca: trzeba było ozdobić miasto na przyjęcie tak dostojnych gości i przygotować kwatery dla 1200 żołnierzy'4.1 jak podano zaraz w następnym zdaniu, Z zadania tego wywiązał się wzorowo Polski Czerwony Krzyż15, którego prezesem był właśnie dr Józef Żynda. Nie było to oczywiście łatwe i trzeba było się wykazać rzeczywistą odwagą, jeżeli Puckiem nie tylko rządził jeszcze, i to od 1908 roku, niemiecki burmistrz, sprawujący swoją funkcję do 31 lipca 1920 roku16, ale i przebywali tam niemieccy żołnierze. Czytamy wszak w jednej z ówczesnych pomorskich gazet, że dopiero Dnia 9 lutego w godzinach rannych oddziały „Grenzschutzu" po wysłuchaniu na rynku przemówienia „patriotycznego" i oddaniu salwy karabinowej opuściły miasto z kirem pokrytymi sztandarami17. Oczywiście nie odbyło się to spokojnie, jeżeli między innymi żołdacy niemieccy wybili wówczas ogromne szyby wystawowe u kupca Antoniego Miotka, działacza kaszubskiego na wybrzeżu18. A zanim do Pucka wkroczyło polskie wojsko, wpierw zorganizowała się „straż ludowa"19. Odbyło się to w przeddzień przyjazdu do Pucka gen. Józefa Hallera i słynnych Zaślubin Polski z Morzem, o czym pisały w Polsce i na Pomorzu wszystkie gazety. Dlatego nim przyjdzie czas na prezentację w tym doniosłym zdarzeniu roli dr. Józefa Żyndy, która z racji prezesowania Polskiemu Towarzystwu Czerwonego Krzyża okazała się tak bardzo widoczna, warto po blisko stu latach powiedzieć cokolwiek więcej o pobycie gen Hallera w Pucku. Czyli jak wyglądała podróż do Pucka i powitanie gen. Hallera, jak odbyła się ta najważniejsza uroczystość, którą zyskała miano Zaślubin Polski z Morzem, i co było potem. By nie zakłócać tej relacji swoim słowem, oddaję głos zdającym sprawę z tego doniosłego zdarzenia, dzieląc przy tym ich wypowiedzi na kilka etapów i zwracając przy tej okazji uwagę w pierwszym i ostatnim sprawozdaniu na dr. Żyndę. • Tak więc etap pierwszy, kiedy to podróż z Gdańska do Pucka, obsługiwana przez niemieckich kolejarzy, trwała przedziwnie długo: Dla przewiezienia gości z Gdańska stawiono do dyspozycji osobny pociąg - bardzo długi. Ruszył on około 10 godziny z miejsca. Ale jak ruszył! (...) Jeszcze pod koniec 1916 roku -a więc już podczas wojny - nie trwało ani dwóch godzin, aby się dostać z Gdańska do Pucka. Na uroczystość polską jazda trwała cztery i pół godziny, a więc podwójnie tyle długo (...). 0 pół do trzeciej wylądowano nareszcie w Pucku. Miasto jak stoi nie widziało jeszcze nigdy takiego napływu ludności. Ulice były wprost za ciasne na pomieszczenie i wojska, 1 delegacji, i widzów napływających ze wszech stron. Wszak nawet z drugiego końca Polski przybyła delegacja lwowska"10. Dopełniając tę relację, trzeba dodać, że podawano jeszcze, jak to na puckim dworcu szczególną uwagę zwracali rybacy z półwyspu Helu, ponieważ byli w skorzniach z sieciami21. A pogoda była rzeczywiście „wstrętna", bo padał deszcz, jak widać to na archiwalnym zdjęciu22. Natomiast mówiąc o kolejnej części tej uroczystości, czyli powitaniu generała, trzeba już powiedzieć o Józefie Żyndzie, i to korzystając z relacji Alfreda Świerkosza: Wysiadającego generała Józefa Hallera ogarnął natychmiast tłum, czekający na dworcu - słowa powitania wypowiedział radca zdrowia Józef Żynda, który na czele organizacji Czerwonego Krzyża wraz z delegacją rybaków z Półwyspu Helskiego z muzyką miał zaszczyt w historycznej tej chwili występować w imieniu pucczan. Wiązankę żywego kwiecia, po przemowie radcy Żyndy, wręczyły córeczki Antoniego Miotka, z których jedna wypowiedziała ładny okolicznościowy wierszyk. Generał Haller głęboko wzruszony ucałował dziewczynki i następnie udał się w pochodzie mimo ulewnego deszczu i błota nad brzeg Zatoki Puckiej23. Trzeci etap wizyty niewiele będzie się różnił w przekazanych relacjach, chociaż Alfred Świerkosz poda, jakoby najpierw gen. Haller dokonał Zaślubin Polski z Morzem, a dopiero potem odbyła się msza polowa, którą odprawił ks. Józef Wry-cza24. Uznając jednak głosy większości i wierząc rzetelnemu opracowaniu Krzysztofa Kordy o ks. ppłk. Józefie Wryczy 11 Biuletyn Ministerstwa Zdrowia Publicznego, Warszawa 1920, nr 2, s. 71. 12 Puck, „Gazeta Toruńska" 1920, nr 47, s. 5. 13 Rzeczpospolita ślubuje Bałtykowi, „Słowo Pomorskie" 1935, nr 34, s. 5. 14 Tamże. 13 Tamże. 16 Księga pamiątkowa dziesięciolecia Pomorza, Toruń 1930, s. 471. 1' Rzeczpospolita ślubuje Bałtykowi, s. 5. 18 A. Świerkosz, Z wybrzeża polskiego. Puck. Zarys monograficzny, Puck 1930, s. 70. 19 Rzeczpospolita ślubuje Bałtykowi, s. 5. 20 Uroczystość w Pucku, „Gazeta Gdańska" 1920, nr 34, s. 1. 21 Księga pamiątkowa dziesięciolecia Pomorza, s. 471. 23 Por. K. Korda, Ks. ppłk. Józef Wrycza. Biografia historyczna, Gdańsk 2016, s. 120. 23 A. Świerkosz, Z wybrzeża polskiego..., s. 70. 24 Tamże, s. 71. POMERANIA 15 ROCZNICE (2016), wiadomo, że obrzęd Zaślubin Polski z Bałtykiem poprzedziła właśnie msza św.25. Odprawiano ją w polowej kaplicy, na lotnisku, bo od 1920 roku w Pucku poza marynarką wojenną stacjonowało do 1926 roku morskie lotnictwo26. Ważne zaś podczas tej mszy było to, że ks. Wrycza wygłosił płomienne kazanie17, które miało dla Pomorza i Kaszubów szczególne znaczenie. Oczywiście kulminacyjnym punktem wizyty Hallera w Pucku był moment Zaślubin Polski z Morzem, kiedy to gen. Haller wrzucił do morza otrzymany od gdańskiej Polonii platynowy pierścień28, a opisano to tak: Tu w miejscu specjalnie uwolnionym od lodu (cała Zatoka Pucka była wówczas zamarznięta) generał Haller uczestniczył przy wbijaniu pamiątkowego pala, następnie konno wjechał w morze i w płytkę, marznącą wodę wrzucił pierścień Rzeczypospolitej, wiążącej się z morzem na zawsze (...)29. I wreszcie ostatni etap wizyty gen. Hallera w Pucku, czyli uroczysta akademia, mająca charakter rautu. I tutaj podobnie jak prezesujący puckiemu Czerwonemu Krzyżowi Józef Żynda witał gen. Hallera na dworcu, tak wieczorem go żegnał. Przy czym trzeba jeszcze pamiętać, że był tego pożegnania organizatorem, o czym tak pisano w Księdze pamiątkowej dziesięciolecia Pomorza (1930): Wieczorem nastąpiło w Domu Kuracyjnym uroczyste przyjęcie, a dla żołnierzy i marynarzy zastawiono stoły w hangarach nad morzem; obsługiwały ich panie z Czerwonego Krzyża z dr. Żyndą na czele. Na bankiecie w Domu Kuracyjnym przemawiali gen. Haller, wojewoda Łaszewski, przedstawiciele Anglii i Francji i naszej wojskowości. Przemawiał też red. Andrzej Niemojewski i wielu innych, należy też wspomnieć o przemówieniu dr. Józefa Żyndy, który w mowie pełnej szczerości i prostoty dał wyraz swej radości z oglądania Polaków na starym brzegu słowiańskim30. Ponieważ ich relacje z kaszubską i pomorską ludnością nie zawsze poprawnie się układały, więc gen. Haller, do którego docierały m. in. skargi od ks. Łowickiego z Oksywia czy ks. Ptaszyńskiego z Luzina, wysłał w tej sprawie na inspekcję do Tczewa, Starogardu, Gdańska, Wejherowa i Pucka gen. Juliusza Bijaka. Tak więc 8 marca 1920 roku gen. Bijak był w Tczewie, później w Starogardzie, następnie 12 marca odwiedził Wejherowo, zatrzymawszy się bodaj dzień w Gdańsku. Nie znał absolutnie Kaszubów i w Wejherowie miał okazję po raz pierwszy z nimi się spotkać31. Najwięcej jednak dała mu rozmowa z dr. Józefem Żyndą, z którym miał szczęście jechać pociągiem do Pucka. Lecz o tym, jak go odebrał i o czym rozmawiali, niechaj opowie już sam autor wspomnień: Dnia 14 marca wyjechałem koleją do Pucka. Przygodnym towarzyszem moim był dr Żynda, lekarz z Pucka, który udzielił mi wielu interesujących i cennych informacji. Mogłem zaś na nich polegać, gdyż dr Żynda, Kaszuba z pochodzenia, zamieszkały w Pucku od 23 lat, znał bardzo dobrze stosunki narodowościowe i społeczne w powiecie; był też znany jako filantrop i obrońca polskości już za czasów ucisku pruskiego. W rozmowie zwrócił mi uwagę na niejedną potrzebę ludności kaszubskiej, dla której - według jego zdania - dowódca w powiecie, por. Schmid(t), nie zawsze miał należyte zrozumienie, a lekceważącym traktowaniem zraził ją sobie32. Oczywiście, gen. Bijak to wszystko sprawdził i okazało się, że dr Żynda miał absolutną rację. Co prawda „były legionista" por. Schmidt jako komendant powiatu wejherowskiego starał się poprawnie organizować pracę urzędów, ale za bardzo spoufalał się z niemieckim ziemiaństwem, co słusznie nie podobało się tamtejszej ludności. Nie posłuchał jednak rad i ostrzeżeń gen. Bijaka i miał potem kłopoty. I to zarówno ze strony oficerów batalionu morskiego z Pucka, jak ze strony Kaszubów, którzy na zebraniach skarżyli się, że władze polskie liczą się więcej z właścicielami dóbr, Niemcami, niż z ludnością kaszubską33 Kiedy zaś 1 maja 1920 roku do największego wówczas portu wojennego Rzeczypospolitej - Pucka przybył okręt „Pomorzanin", 3 maja odwiedził go burmistrz Pucka dr Józef Żynda34. Pozostawiając dalszej dyskusji, czy był wtenczas burmistrzem Pucka, jeżeli taką funkcję pełnił jeszcze Niemiec Henryk Wahner, można przypuszczać, że Żynda wizytował ten okręt jako prezes Towarzystwa Czerwonego Krzyża, która to organizacja wiele ówcześnie znaczyła. Pomijając tę dyskusyjną kwestię, trzeba jeszcze powiedzieć, że kiedy obchodzono w Pucku dziesięciolecie Zaślubin Polski z Morzem, po mszy Św., którą tym razem również celebrował ks. Wrycza, i przemowie gen. Hallera odbył się na puckim rynku uroczysty obiad, podczas którego Z ramienia Komitetu obchodu przemówił radca zdrowia Józef Żynda, przypominając wszystkie ważniejsze chwile i wydarzenia związane z odzyskaniem naszego morza. W końcu mówca zapewnił, że tak, jak przed lOciu laty twardy lud kaszubski żądał przyłączenia go do Polski, tak dzisiaj ślubuje Jej wierność na wieczne czasy, stojąc tutaj na straży Państwa Polskiego, gdyż ziemia kaszubska była polską -jest polską - i pozostanie polską. W tej myśli wzniósł okrzyk na cześć Najjaśniejszej Rzeczypospolitej35. 2:1 Por. K. Korda, Ks. ppłk. Józef Wrycza..., s. 121 26 Księga pamiątkowa dziesięciolecia Pomorza, s. 471. 2/ Tamże; Nie ma Kaszub bez Polonii - A bez Kaszub Polsci... Przemówienie przy uroczystości objęcia morza przez Polskę dn. 10. 2. 1920 r., „Słowo Pomorskie" 1930, nr 34, s. 3. 28 Rzeczpospolita ślubuje Bałtykowi, s. 5. 29 A. Świerkosz, Z wybrzeża polskiego..., s. 70/71. 30 Księga pamiątkowa dziesięciolecia Pomorza, s. 471. 31 Gen. J. Bijak, Na Pomorzu (z pierwszych miesięcy państwowości polskiej), „Słowo Pomorskie" 1928, nr 78, s. 4, nr 79, s. 4. 32 Gen. J. Bijak, Na Pomorzu..., „Słowo Pomorskie" 1928, nr 83, s. 5. 33 Tamże, nr 83, s. 5. 34 D. Duda, Z naszych tradycji. Pierwszy hydrograficzny okręt Rzeczypospolitej ORP „Pomorzanin", hydrograf polski.pl/wp-content/ uploods/2016/06-2/PH2 Duda.pdf, data dostępu 6 XII 2016. 35 Księga pamiątkowa dziesięciolecia Pomorza, s. 474. 16 POMERANIA ROCZNICE Takie było w Pucku społeczne i patriotyczne zaangażowanie, odznaczonego m.in. Złotym Krzyżem Zasługi36, dr. Józefa Żyndy. Ale to nie wszystko. Wiadomo, że odwiedzał go w Pucku Stefan Żeromski, a także przyjaźnił się z Bernardem Chrzanowskim. O spotkaniach z Żeromskim wiemy niewiele, i to jedynie ze wspomnień Andrzeja Wojciechowskiego, który jako syn malarza Stefana Wojciechowskiego, spokrewnionego z Józefem Żyndą i przebywającego po śmierci rodziców u swego bliskiego krewnego w Pucku, bo Józef Żynda zajmował się jego wychowaniem, nieraz słyszał od ojca 0 puckich wizytach autora Wiatru od morza?7. Natomiast od Chrzanowskiego, który tak wiele pisał o Kaszubach w swoich książkach Na kaszubskim brzegu (1910), Nad polskim morzem (1912) czy Z wybrzeża 1 o wybrzeżu (1917), dowiadujemy się o Józefie Żyndzie najwięcej. Chrzanowski powiada w swoich wspomnieniach, jak to spotykali się ze sobą nie tylko w Pucku, na Helu czy w Rzucewie, ale także w Poznaniu. Pisał więc najpierw o Józefie Żyndzie tak w swoich wspomnieniach: Lekarz Polak mieszkał tylko w Pucku; był to rodowity Kaszuba, mówił potrącając kaszubską gwarą, którą znał doskonale, gorący miłośnik ludu kaszubskiego i gorący Polak, jedyny utrzymujący tam na krańcach północnozachodnich Polski łączność z kulturą polską i jej ogniskami. Był to dr Żynda. Zmieniał prawie co rok pismo abonowane z Warszawy, Poznania, Krakowa, aby ta łączność była żywsza! Abonował dla niej także i tamtejsze miesięczniki. W jego mieszkaniu w Pucku wisiały reprodukcje obrazów Matejki. Lud kaszubski go bardzo szanował. Słuchałem kilkakrotnie rozmów jego z tym ludem. Odniosłem wrażenie, że jedno jego słowo z takiej rozmowy miało dla tego ludu większe znaczenie jak długie rozmowy wiecowe przygotowujące wybory. (...) Był to w owych czasach niewoli nieoceniony informator o wybrzeżu oraz jego ludzie, ten wielki samotnik z Pucka. Odwiedzał mnie w Poznaniu38. Potem raz jeszcze mówił o Żyndzie, kiedy przyszło mu kończyć swoje uwagi o Józefie Klebbie: Obydwu tych Kaszubówpatriotów w żywej chowam pamięci. Żyndę cenił także i kolega mój z parlamentu, Roman Ko-mierowski. Był to jedyny Polak inteligent, który już w czasach niewoli miał dworek na wybrzeżu na helskim półwyspie w samym Helu i przyjeżdżał tam w lecie na wywczasy i gawędy z dr. Żyndą39. Następnie, jakby żal mu było w tych wspomnieniach z Żyndą się rozstać, powiadał o nim przy okazji wizyty w Rzucewie: Poprowadziłem z Pucka połowę międzyministerialnej komisji w 1920 r. - Warszawa się spóźniła z przybyciem do lipowej rzucewskiej alei. Gdy zabieraliśmy się do powrotu, przystąpił goniec z pałacu do dr. Żyndy, zapraszając w imieniu pani na podwieczorek. Nie byliśmy temu radzi. Żynda zapewniał jednak, że Belowowie zachowują się jak naj-lojalniej - uczą się też już polskiego języka40. Zresztą towarzyszył mu także podczas którejś z wizyt u pacjenta: Dr Żynda obwoził mnie raz, odwiedzając swych pacjentów po okolicach Rozewia. Innym razem płynąłem z nim żaglówką z Pucka do Chałup przy „szturmie"; od strony wiatru siedział z grzeczności Żynda; zalała go kilka razy fala; że to był już „szturm", dowiedziałem się dopiero w Chałupach, gdy pierwszy zaraz pacjent, zobaczywszy Żyndę, zapytał, dlaczego przypłynął przy takim „szturmie"41. Sumując więc te wysupłane z mało znanego tekstu Chrzanowskiego przeróżne znajomości Józefa Żyndy, jakże nie powiedzieć, że były rzeczywiście rozległe. Wobec tego można tylko żałować, że wiemy o nich tak niewiele. Niemniej dla pełni sprawy, która z racji ubóstwa zachowanych informacji może mieć tutaj zaledwie charakter rekonesansu czy wprowadzenia do bogatego żywota dr. Józefa Żyndy, trzeba tego ostatniego słowa. Józef Żynda, członek honorowy Stowarzyszenia Lekarzy Polskich, lekarz rejonowy Kolei Państwowych w Gdańsku i lekarz pracujący w Pucku od trzydziestu czterech lat zmarł na udar serca 15 kwietnia 1932 roku podczas wizyty u pacjenta w Mechowie, o czym poinformowała cztery dni później „Gazeta Gdańska", a po tygodniu „Słowo Pomorskie"42. I wtenczas w ostatnim słowie trafnie powiedziano o sumienności i pełnym oddaniu dra Józefa Żyndy zawodowej pracy: Mimo że w ostatnim czasie zapadł na zdrowiu, nie zrezygnował z dalszej pracy dla dobra ludzkości. Pracował tak długo, aż nagle bezlitosna śmierć przerwała pasmo jego szlachetnego życia w chwili wykonywania swego zawodowego obowiązku43. TADEUSZ LINKNER Fot. ze zbiorów Walentego Jodłowskiego * Artykuł jest nieco zmienioną i obszerniejszą wersją tekstu, który ukaże się w „Życiu Kaszub" 2017, nr 1 (luty). JózefŻynda 36 Z żałobnej karty, s. 6. 37 Por. J. Mostowa, Rysunki pisane piórkiem Stefana Wojciechowskiego, Toruń 2012, s. 34. 38 B. Chrzanowski, W pętach wybrzeża, Bibl. Uniw. Pozn. Dział Zbiorów Specjalnych, sygn. 1946 D. 2400, k. 6. „Arkona" 1947, nr 3-4. 39 Tamże, k. 7. 40 Tamże, k. 10. 41 Tamże, k. 14/15. 42 Z żałobnej karty, s. 6; Wiadomości z bliska i daleka, „Słowo Pomorskie" 1932, nr 45, s. 7. 43 Z żałobnej karty, s. 6. POMERANIA 17 O INSTYTUCIE KASZUBSKIM -Z OKAZJI 20-LECIA REFLEKSJI KILKA JÓZEF BORZYSZKOWSKI Trzy tygodnie temu w Europejskim Centrum Solidarności przeżyliśmy uroczystość 60-lecia Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wysłuchaliśmy tam ciekawych refleksji trzech mówców, w tym najobszerniejszych i najbardziej doniosłych, zakorzenionych w przeszłości i dziś, ale z myślą o przyszłości, wynikających z doświadczenia i wiedzy, prezesa Instytutu Kaszubskiego prof. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego. Znamienne i budujące dla mnie było to, że jubileuszowe zgromadzenie, nastawione na świętowanie, przyjęło bardzo pozytywnie także mocne i krytyczne słowa mówcy, przerywając je wielokrotnie oklaskami. A krytyka, wynikająca z poczucia odpowiedzialności i myślenia o przyszłości, dotyczyła przede wszystkim nas samych, ludzi tej ziemi, społeczności zrzeszonej. Krytyka ta w żadnej mierze nie przekreśla olbrzymich dokonań, wręcz sukcesów ZKP, w kontekście którego przed 20 laty powstał Instytut Kaszubski jako ważny podmiot ruchu kaszubsko-pomorskiego. Jeśli śledzimy dzieje ruchu kaszubskiego, utożsamianego z ruchem kaszubsko-pomorskim, to łatwo zauważymy, że jego działacze niejednokrotnie postulowali, projektowali - przed wojną i po wojnie - powołanie Uniwersytetu także naszego [Gdańskiego] i Instytutu Kaszubskiego, który nie tylko przez swoich założycieli jako stowarzyszenie wywodzi się w dużej mierze z krę- 18 POMERANIA gu pracowników Uniwersytetu Gdańskiego, zwłaszcza niegdysiejszego Wydziału Humanistycznego. Udało się to uczynić w 1970 i 1996 roku. Cieszy nas to, że ledwie dwudziestoletni Instytut Kaszubski ma rosnącą liczbę członków i ojców; wiadomo bowiem, że tylko mało udane przedsięwzięcia pozostają sierotami. Niemniej pamiętać trzeba o pierwszej grupie Ojców Założycieli. Byli to: prof. Edward Breza - językoznawca, Uniwersytet Gdański; prof. Hubert Bronk - ekonomista, Uniwersytet Szczeciński; dr Klemens Bruski - historyk, Uniwersytet Gdański; dr Krystyna Dziworska - ekonomista, Uniwersytet Gdański; prof. Andrzej Groth - historyk, Uniwersytet Gdański; prof. Zbigniew Grzonka - biochemik, Uniwersytet Gdański; prof. Gerard Labuda - historyk, Poznań; ks. dr Wiesław Mering - filozof, Wyższe Seminarium Duchowne w Pelplinie; mgr Cezary Obracht-Prondzyński - historyk i socjolog, Uniwersytet Gdański; prof. Władysław Pałubicki - socjolog i religioznawca, Uniwersytet Gdański; prof. Wiktor Pepliński - historyk, Uniwersytet Gdański; red. Stanisław Pestka - publicysta, Gdańsk; prof. Hanna Popowska-Taborska -językoznawca, Polska Akademia Nauk w Warszawie; dr Kazimierz Przybyszewski - historyk, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu; dr Tadeusz Sadkowski - etnograf, Muzeum - Kaszubski Park Etnograficzny we Wdzydzach; ROCZNICE prof. Jerzy Samp - historyk literatury, Uniwersytet Gdański; dr Witold Stankowski - historyk, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Bydgoszczy; ks. mgr Eugeniusz Stencel - teolog, Wyższe Seminarium Duchowne w Pelplinie; prof. Brunon Synak - socjolog, Uniwersytet Gdański; prof. Zygmunt Szultka - historyk, Polska Akademia Nauk w Poznaniu; prof. Jerzy Treder - językoznawca, Uniwersytet Gdański; prof. Edmund Wittbrodt - Politechnika Gdańska; prof. Mieczysław Wojciechowski - historyk, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu - i ja też! Kłaniam się dziś tym spośród założycieli, którzy nadal są wśród nas! Chylę czoło i proszę o pamięć o tych, którzy odeszli! Grono członków Instytutu, rosnąc, liczyło w 2002 roku 63 osoby, a dziś 141. Reprezentujemy niemal wszystkie ośrodki akademickie w Polsce i kilka w Europie oraz poza jej granicami (Ameryka, Japonia). Jako stowarzyszenie ludzi nauki, związanych na różne sposoby z Kaszubami i Pomorzem, ruchem kaszubsko--pomorskim, tworzymy miejsce spotkania i współpracy osób reprezentujących różne dziedziny i różne ośrodki naukowe, ludzi przywiązanych jednocześnie do idei regionalnej - idei wzrastania człowieka i obywatela, rozwoju jego tożsamości od małej ojczyzny do wielkiej, od europejskiej i dalej - w świecie uniwersalnych wartości! Cieszymy się, że dziesięcioro uczonych zostało przez nas szczególnie wyróżnionych - przyjęło godność członka honorowego Instytutu Kaszubskiego. Są to: prof. Friedhelm Hinze, Berlin; prof. Elżbieta Zawacka, Toruń; prof. Gerard Labuda, Poznań; prof. Hanna Popowska--Taborska, Warszawa; prof. Andrzej Zbierski, Gdańsk; ks. abp dr Tadeusz Gocłowski, Gdańsk; prof. Kazimierz Kozłowski, Szczecin; prof. Eugeniusz Stanisław Kruszewski, Kopenhaga; prof. Janusz Jasiński, Olsztyn; ks. dr Mieczysław Józefczyk, Elbląg. Niestety, coraz częściej przy niektórych nazwiskach pojawiają się słowa „świętej pamięci". Ciesząc się z Państwa obecności i życzliwości, z otwartości na innych, z dokonań naukowych i społecznych naszych koleżanek i kolegów, proszę o uczczenie minutą ciszy tych spośród nas, którzy w minionym 20-leciu odeszli na drugą stronę życia. Proszę o przywołanie w naszej pamięci następujących postaci: Leon Lubecki, Kraków; Olgierd Sochacki, Gdańsk; Ewa Rzetelska-Feleszko, Warszawa; Gerard Labuda, Poznań; Henryk Hamerski, Ontario (Kanada); Ni-colaus von Mach, Bruksela (Belgia); Jan Drwal, Gdańsk; Władysław Pałubicki, Gdańsk; Jerzy Szukalski, Gdańsk; Kazimierz Przybyszewski, Toruń; Brunon Synak, Gdańsk; Marek Latoszek, Gdańsk; Stanisław Pestka, Gdańsk; Jerzy Samp, Gdańsk; Jerzy Treder, Gdańsk; Edmund Wnuk-Lipiński, Warszawa; Jerzy Szews, Gdańsk; Friedhelm Hinze, Berlin; Elżbieta Zawacka, Toruń; Andrzej Zbierski, Gdańsk; Tadeusz Gocłowski, Gdańsk. Dziękując im za ich i ich dzieł obecność wśród nas, pamiętamy, że przed 20 laty w statucie Instytutu zapisaliśmy, że naszym głównym celem jest: „W nawiązaniu do potrzeb i oczekiwań społeczności kaszubskiej oraz tradycji badań kaszuboznawczych organizowanie prac badawczych i popularyzowanie ich efektów, wzbogacanie i rozwijanie regionalnego ruchu kaszubsko-pomorskiego, integrowanie kaszubsko-po-morskiego środowiska naukowego oraz podejmowanie działań na rzecz jego rozwoju". Dalej czytamy: „Cele te Instytut zamierza osiągnąć poprzez organizację konferencji i seminariów naukowych, tworzenie i realizowanie różnych programów badawczych, prowadzenie działalności wydawniczej, tworzenie zbiorów bibliotecznych, nawiązywanie kontaktów międzynarodowych oraz pomoc w rozwijaniu młodej kadry naukowej". Wstępny rejestr najpilniejszych prac badawczych, przyjętych jako priorytety na początku działalności Instytutu, obejmował następujące zadania: • opracowanie historii Kaszubów oraz pełnej, naukowej monografii regionalizmu kaszubsko-pomorskiego na tle innych podobnych ruchów w Polsce i Europie; • opracowanie i wydanie serii biografii naukowych głównych twórców regionalizmu kaszubsko-pomorskiego; • opracowanie i wydanie bibliografii kaszubskiej; • opracowanie stanowiska Instytutu wobec projektów ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych (w ten sposób podjęcie dyskusji nad statusem Kaszubów jako grupy etnicznej); • uczestniczenie w przygotowaniu strategii rozwoju regionalnego w poszczególnych województwach; • udział w dyskusji nad projektami reformy ustroju terytorialnego państwa; • kontynuacja i rozszerzenie badań nad profilem socjologicznym Kaszubów, a zwłaszcza nad wpływem transformacji ustrojowej, w tym wydanie serii monografii społeczno-ekonomicznych poszczególnych gmin; • przygotowanie historii literatury, piśmiennictwa i języka kaszubskiego; • reedycja podstawowych dzieł literatury kaszubskiej w opracowaniu krytycznym; • badania nad dziejami rodzin pomorskich; • prowadzenie studiów porównawczych nad Kaszubami i innymi grupami etnicznymi w Europie (w tym również wydawanie materiałów dotyczących tych grup). Pamiętając o tych zadaniach, możemy i winniśmy przejść się po prezentowanej obok [w holu Wydziału Filologicznego i Historycznego UG - przyp. red.] wystawie naszego dorobku. Może warto też przy okazji zajrzeć dziś do naszych corocznych i okresowych sprawozdań, a choćby przejrzeć „Acta Cassubiana"! Z pewną satysfakcją można stwierdzić, że wówczas zakreślony program konsekwentnie, na miarę naszych możliwości i wsparcia przyjaciół, realizujemy i wzbogacamy... Przywołując przyjaciół, mam na myśli zarówno sponsorów naszych wydawnictw, jak i odbiorców - czytelników. Wśród nich i wśród nas szczególne miejsce zajmuje prof. Gerard Labuda - współtwórca programu IK POMERANIA 19 ROCZNICE Honorowy Prezes Instytutu Kaszubskiego prof. Józef Borzyszkowski i fundator nagrody jego imienia dla młodych badaczy, oraz niezapomniani dobroczyńcy zawieszonego przed laty Kaszubskiego Funduszu Stypendialnego, których naśladowców-kontynuatorów oczekujemy... Podkreślić trzeba, że naszą siedzibą jest Dom Kaszubski w Gdańsku, własność Zrzeszenia Kaszubsko-Pomor-skiego, z którym podobnie jak z Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, z mniejszym lub większym natężeniem niemal na co dzień współpracujemy, współtworząc dorobek ruchu kaszubsko-pomorskiego i nauki naszej małej i wielkiej Ojczyzny Współpracowników i przyjaciół w Gdańsku, na Kaszubach i Pomorzu, w bliskim i dalekim świecie, nam nie brak; osób mało życzliwych tu i tam również... Ale wszystko się liczy. Liczy się docenianie naszej pracy, działalności instytutowej na pomorskich uczelniach, może częściej nawet poza Gdańskiem, w kraju i świecie. Zapewne jako wyraz uznania dla naszego dorobku należy odczytywać głosy obecne na wybranych kierunkach UG, że z niektórych obszarów działania można zrezygnować, bo przecież działa Instytut Kaszubski...!? |M Część Zarządu Instytutu Kaszubskiego Poprzez szerokie grono członków i realizowaną przez nas problematykę badawczą - projekty - jesteśmy wyrazicielami i praktykami idei Wielkiego Pomorza, przypisanego między innymi do imienia prof. Labudy i Lecha Bądkowskiego; idei przekraczającej granice regionów etnograficznych, województw i państw. Niekiedy, pół żartem, pół serio, słyszymy o IK, że stanowi on Kaszubską, Kaszubsko-Pomorską Akademię Nauk w Gdańsku z filiami w Szczecinie, Słupsku, a może także w Olsztynie iw... Wielkim Buczku. To miłe! Poczucia humoru i współodpowiedzialności za wspólne zadania i sprawy, za przyszłość, nigdy za wiele! Miejscami dostrzeżono też, że wśród społecznych gremiów - stowarzyszeń naukowych - Instytut Kaszubski wyróżnia się nie tylko swoją młodością, ale też młodością swoich członków. (W roku 20-lecia prezesurę IK powierzyliśmy młodszemu o lat 20 od poprzednika następcy. Równie młody jest też niemal cały Zarząd!). Bardzo zależy nam na tym, by młodzi badacze wchodzący w życie naukowe Pomorza czy w badania problematyki kaszubsko-pomorskiej, zamykając z powodzeniem etap doktoratu, znaleźli się w naszym gronie, współtworząc nasz dorobek i zyskując wsparcie na dalszej drodze swojej kariery naukowej. Niejeden już doktorat, a i niejedna habilitacja ukazały się w wydawnictwie Instytutu Kaszubskiego w tempie, o jakim trudno marzyć u większości tzw. profesjonalnych wydawców. Gdy weźmiemy pod uwagę nasz dorobek edytorski, ściśle związany z działalnością konferencyjną, promocyjną, edukacyjną, wystawienniczą i upamiętniającą, dostrzeżemy pokaźną ilość i różnorodność oraz niepo-śledniość naszych wydawnictw. Są wśród nich syntezy, monografie, bibliografie, pamiętniki, tomy pokonferen-cyjne, albumy, sagi i tomiki poezji, nie tylko kaszubskiej, tłumaczenia dzieł literatury kaszubskiej na języki obce i innych z obcych na polski... Wyróżnia się m.in. Biblioteka Pisarzy Kaszubskich oraz będąca in statu nascendi, zapoczątkowana przez Gerarda Labudę, „Historia Kaszubów w dziejach Pomorza"... Mamy też świadomość, że rzeczywistość, również w świecie nauki, a więc także w Instytucie Kaszubskim, tu i ówdzie skrzeczy. Obok sukcesów nie brak nam rozczarowań. .. Jednak wciąż nie tracimy ducha, woli współpracy - międzypokoleniowej i interdyscyplinarnej - by niepowodzenia, słabości były wśród nas jak najrzadsze. Idzie nam bowiem o jakość nie tylko kształcenia, ale przede wszystkim badań naukowych, publikacji - w rzeczywistości destandaryzacji... Celem naszym jest także tworzenie środowiska złączonego etosem badacza, a nie tylko pragmatycznie pojmowaną etyką badań we współczesnym rozumieniu. A żniwo tymczasem wciąż wielkie. Cieszymy się, że doceniając także nasze dokonania w ramach IK, Polska Akademia Umiejętności powołała Stację Naukową w Gdańsku z Komisją Kaszubską, liczącą dziś 15 członków reprezentujących różne ośrodki akademickie: 20 POMERANIA ROCZNICE Szczecin, Słupsk, Toruń, Olsztyn, Gdańsk, Praga-War-szawa, Koszalin..., mającą swoją siedzibę w Domu Kaszubskim, będącą podmiotem zapoczątkowanej interdyscyplinarnej współpracy środowiska humanistów i medyków (z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego), a w przyszłości - daj Boże - dalszego zbliżenia na gruncie gdańskim ludzi reprezentujących PAU i PAN. W gronie społeczników (nie tylko członków Zarządu i Komisji Rewizyjnej), zaangażowanych na co dzień w działalność Instytutu, wspieranych dzielnie przez zwykle jednoosobowy sekretariat, borykając się z trudnościami finansowymi i innymi, z wdzięcznością pamiętamy o tych, którzy nas materialnie i duchowo wspierają, a także - czekają na kolejne owoce naszej pracy. Muszę powiedzieć, że możliwości pracy i współpracy z instytucjami samorządowo-rządowymi oraz z podmiotami obywatelskimi (społecznymi) wciąż są większe niż nasze siły i czas, jakim dysponujemy - także nasza doba liczy bowiem tylko 24 godziny. Cieszymy się bardzo, że tak członkowie Instytutu Kaszubskiego, jak i nasi partnerzy - współpracownicy w codziennym działaniu reprezentują wszystkie krainy etnograficzno-historyczne, grupy etniczno-regional-ne Wielkiego Pomorza - obok Kaszubów, Kociewiacy, Krajniacy, Borowiacy, Chełminiacy, mieszkańcy Powiśla, Warmii i Mazur, Pomorza Zachodniego - Tylnego i Przedniego z Szczecinem i Gryfią na czele. Marzeniem naszym jest, by dzięki naszemu działaniu i współpracy z przedstawicielami i uczelniami Pomorza, a zwłaszcza z wydziałami UG, a także może najpierw z uczelniami artystycznymi, poszerzyła się współpraca ośrodków akademickich znad Bałtyku - Morza Śródziemnego Północnej Europy. Wbrew obserwowanym tu i ówdzie, także wśród Kaszubów, tendencjom do zamykania się we własnych opłotkach, świecie ograniczonym barierą języka czy polityki, bliska nam jest idea świata wielu etni, religii i kultur, zjednoczonej Europy, wolności i demokracji, zakorzenionej na gruncie polskim od ponad tysiąclecia w tradycji chrześcijańskiej, reprezentowanej dziś przez papieża Franciszka. Zależy nam na tym, by świat bliskich nam wartości, w tym otwartości na innych, przejęli i wzbogacili nasi następcy, kolejne pokolenia, przede wszystkim ludzi nauki i kultury, a dzięki ich dorobkowi i działaniom, po prostu - jak najszersze, różne środowiska naszego społeczeństwa. Jeszcze na sam koniec jedno wspomnienie - proroctwo prof. Gerarda Labudy, naszego wielkiego za życia i po śmierci mistrza i... sponsora: Profesor przez pierwsze lata III RP, narodzin i rozwoju kaszubsko-pomor-skiej samorządności i przedsiębiorczości, wróżył nam, że z czasem dzięki samorządów i przedsiębiorców mądrości i przezorności nie będziemy musieli się martwić o środki na realizację naszych projektów naukowych i kulturalnych... Nie narzekając dziś na trudności, świadomi jesteśmy przeróżnych zagrożeń, jak i tego, co osiągnęliśmy, 1 .*K-_. Ty. <3» >.**-■ Jeden z ojców założycieli IK prof. Edmund Wittbrodt oraz była skarbnik stowarzyszenia dr Renata Pałczyńska-Gościniak a co łatwo można przekreślić i stracić. Niemniej nie przekreślamy tego, że kiedyś... proroctwo Profesora, którego rok się kończy, może, daj Boże, się spełni!!! Tworząc społeczny Instytut Kaszubski, mieliśmy nadzieję, że z czasem kolejne władze regionu i RP powołają państwową placówkę realizującą ważne dla nas zadania, a nasza rola ograniczy się do wspierającego ją stowarzyszenia. Braliśmy pod uwagę rzeczywistość Ośrodka Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie czy Instytutu Śląskiego w Opolu. Liczyliśmy też na przenoszenie na grunt polski doświadczeń zachodnioeuropejskich, np. niemieckich, gdzie znany nam Instytut Północnofryzyjski w Bredstedt jest finansowany przez powiat i land, czy Instytut Serbski w Budziszynie, współfinansowany między innymi przez dwa landy. Niezmiennie pragniemy wierzyć, że wyrazy sympatii i akceptacji dla tej idei, z którymi spotykaliśmy się w rozmowach z kolejnymi marszałkami, wojewodami i premierami, w przyszłości zostaną przekute na rzeczywistość. Dziś niektórzy w Opolu czy w Olsztynie, borykając się z podobnymi do naszych trudnościami, nazbyt optymistycznie oceniają nasze społeczne zaangażowanie, niestety niebędące w stanie zrównoważyć tego, co mogą i powinny czynić podobne placówki - instytucje państwowe. Na szczęście nasze dotychczasowe doświadczenia są bardziej optymistyczne niż przychodzący mi na myśl los zająca, którego wśród serdecznych przyjaciół psy zjadły! I tym nader optymistycznym akcentem dziękuję wszystkim państwu za obecność, nie tylko w tym uroczystym dniu, oraz za uwagę! Życzę naszemu Instytutowi Kaszubskiemu świetlanej przyszłości - wszëtczégö nôbëlniészégö ad multos annos. Mowa wygłoszona 19 listopada 2016 r., w 3. dniu obchodów jubileuszu IK. Zdjęcia zostały zrobione podczas tejże uroczystości. POMERANIA 21 KOLEJĄ DO PORTÓW GDAŃSKA I GDYNI W 2016 roku zakończyła się modernizacja linii kolejowej nr 226 na odcinku od Pruszcza Gdańskiego do Portu Północnego. Dzięki tej inwestycji zwiększyły się możliwości rozwojowe gdańskiego portu, który stał się jeszcze bardziej konkurencyjny. Na tę szansę wciąż czeka port w Gdyni, tam kolejowa rewolucja dopiero jest w planach. Modernizacja linii kolejowej nr 226 łączącej Port Północny z głównym korytarzem kolejowym E-65 i CE-65 Warszawa - Gdynia pozwoliła sześciokrotnie zwiększyć przepustowość dla pociągów towarowych. DWA TORY I MOST W ramach inwestycji, której koszt wyniósł 370 min zł, zmodernizowano 12 km linii, wymieniono sieci trakcyjne, systemy zasilania, zamontowano nowoczesne urządzenia sterowania ruchem, a także wybudowano i przebudowano obiekty inżynieryjne tj. mosty, wiadukty, przepusty oraz dwie nowe nastawnie na stacji Gdańsk Olszynka i Port Gdańsk Północ. Pozytywne skutki tej inwestycji odczuwalne były już w pierwszym półroczu 2016 roku, kiedy to zwiększyła się liczba wagonów obsłużonych w porcie. Według statystyk, które prowadzi Biuro Ko- munikacji i Promocji PKP Polskie Linie Kolejowe S.A., w pierwszym półroczu 2016 roku waga ładunków przewiezionych do portu koleją wzrosła, w porównaniu do pierwszego półrocza poprzedniego roku, o 34%, a liczba obsłużonych wagonów kolejowych - o 29%. To zasługa oddania do użytku w styczniu 2016 roku wybudowanego od podstaw drugiego toru w ciągu linii nr 226 (dotąd dojazd do portu odbywał się po jednym torze) oraz nowego mostu nad Martwą Wisłą. Nowy obiekt mostowy jest kluczowy dla sprawnej obsługi Portu Północnego, m.in. z tego powodu, że został przystosowany do ruchu kolejowego po dwóch torach. Stary most zapewniał przejazd tylko jednym torem, a ze względu na stan techniczny ponad 100-letniego obiektu skład musiał się po nim poruszać z minimalną prędkością. tm CS Zmodernizowana linia kolejowa nr 226 z widocznym w oddalii mostem nad Martwą Wisłą w dzielnicy Przeróbka. Budowa mostu była najbardziej spektakularną częścią całej inwestycji. Mierząca 125,5 metra konstrukcja waży ponad 2 tys. ton. Te parametry sprawiają, że jest to najcięższy tego typu obiekt w Polsce. Most zaprojektowano na najwyższą klasę obciążenia kolejowego i przewidywaną prędkość pociągów nawet do 120 km/h. Jako ciekawostkę można podać, że 72 stalowe elementy mostu powstały w Hucie Pokój w Rudzie Śląskiej, a łączone były ze sobą na nabrzeżu gdyńskiej stoczni Nau-ta. Całość została przetransportowana na specjalnej barce drogą wodną na Martwą Wisłę, gdzie most został ostatecznie złożony. Średnia waga jednego elementu to 28 ton. Nowoczesny most usprawnił transport towarów koleją oraz zwiększył konkurencyjność gdańskiego portu. Pociągi jadą nie tylko szybciej, ale mogą również wieźć cięższe ładunki. Dwutorowy obiekt zwiększył również przepustowość, nawet do 200 pociągów na dobę. Dzięki nowej przeprawie wzrosło także bezpieczeństwo, którego nie gwarantował stary most. Warto odnotować, że budowa mostu nad Martwą Wisłą wpłynęła pozytywnie także na żeglugę rzeką. Zastosowanie dwóch podpór zamiast dotychczasowych pięciu sprawiło, że tor wodny poszerzył się z 11 metrów do 50 metrów. Dodatkowo wysokość nowej konstrukcji - blisko 9 metrów nad lustrem wody - pozwala na przepływanie wyższych jednostek. Po uruchomieniu połączeń z wykorzystaniem nowego mostu nastąpił kolejny etap moderniza- 22 POMERANIA GOSPODARKA cji, czyli wymiana starego toru na nowy oraz demontaż starego mostu nad Martwą Wisłą, co ostatecznie zakończono jesienią ub. roku. W ramach tej inwestycji zmodernizowano także dwa równoległe mosty kratowe nad Motławą (Gdańsk Olszynka) oraz w miejsce starego zbudowano nowy jedno-przęsłowy most kolejowy nad Radu-nią (Gdańsk Lipce). Ważnym elementem inwestycji była również przebudowa trzech wiaduktów -dwóch dwutorowych przy ulicy Siennej i Budzysza oraz jednotorowego przy ulicy Lenartowicza. Łączny koszt ich budowy to 12,5 min zł. Stalowe obiekty są jednoprzęsłowe, co zwiększyło bezpieczeństwo ruchu kolejowego oraz drogowego. Wiadukty usytuowane są też wyżej niż do tej pory, dzięki czemu mogą pod nimi przejeżdżać wyższe samochody. Przebudowa infrastruktury kolejowej zapewniającej lepszy dostęp do Portu Północnego zapoczątkowała inwestycje wewnątrz samego portu, gdzie infrastruktura kolejowa wciąż wymaga dostosowania do zmienionej struktury organizacyjnej i funkcjonalnej Portu Gdańsk. Zakres inwestycji obejmie budowę i przebudowę ulic o łącznej długości 7,2 km oraz torów o łącznej długości 10 km. Wartość całości prac, które swym obszarem obejmą powierzchnię ok. 70 ha, szacowana jest wstępnie na kwotę 122 min zł. SZANSA DLA GDYŃSKIEGO PORTU Kilka tygodni temu PKP PLK ogłosiły długo oczekiwany przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej na roboty budowlane na kilku odcinkach następujących linii kolejowych: nr 201 (Kościerzyna - Gdynia), 214 (Somonino - Kartuzy) i 229 (Glincz -Kartuzy). Tzw. korytarz kościerski (linia 201) jest częścią wybudowanej w okresie międzywojennym magistrali węglowej. Wówczas przyczynkiem do budowy linii kolejowej do nowo wybudowanego portu w Gdyni biegnącej częściowo po morenowych wzgórzach i omijającej Gdańsk była niesprzyjająca sytuacja polityczna w zdominowanym przez ludność niemiecką Wolnym Mieście Gdańsku. Dzisiaj powodem, dla którego szuka się możliwości ominięcia Gdańska, jest ograniczona przepustowość linii średnicowej biegnącej przez całe Trójmiasto. Kolejowy ruch pasażerski na tyle zdominował tory, że poza godzinami nocnymi trudno tam „wcisnąć" pociągi towarowe, stąd ukłon w kierunku dawnej magistrali. Kolejarze planują zelektryfikować 80 km linii prowadzącej w głąb Kaszub i dobudować drugi tor pomiędzy Kościerzyną a Gdańskiem Osową. Przy okazji zostaną poddane modernizacji i elektryfikacji wspomniane linie nr 214 i 229. Łącznie PKP PLK zmodernizuje 134 km torów, wybuduje 85 rozjazdów oraz przebuduje 34 przejazdy kolejowo-drogowe, na których m.in. wymieniona będzie nawierzchnia, zamontowane nowe urządzenia sterowania ruchem kolejowym, sygnalizacja i rogatki. Po modernizacji trasy pomiędzy Kościerzyną a Gdynią pociągi pasażerskie będą mogły się poruszać z prędkością do 140 km/h, to nawet o 40 km/h szybciej niż obecnie. W ruchu towarowym składy pojadą z prędkością do 100 km/h. Trasa od Somonina do Kartuz oraz od Żukowa Zachodniego przez Glincz do Kartuz zostanie dostosowana do prędkości 100 km/h. Elektryfikacja poprawi efektywność przewozów pasażerskich i towarowych. Dodatkowo w rejonie posterunku w Glin-czu zostanie zbudowana łącznica, o długości ok. 1 km, która umożliwi bezkolizyjne, wielokierunkowe połączenie linii kolejowych 201 i 229. Natomiast w rejonie stacji Kartuzy powstanie 3-4-kilometrowa łącznica, która umożliwi połączenie linii nr 214 i 229 w taki sposób, że dla relacji Somonino - Kartuzy - Glincz Leśny odcinek linii kolejowej nr 201 w okolicy Kościerzyny. (i odwrotnie) nie będzie potrzeby zmiany kierunku jazdy. Te inwestycje, oprócz poprawy w ruchu pasażerskim, pozytywnie wpłyną na dostęp do portu morskiego w Gdyni. Poprawa parametrów technicznych, przepustowości oraz elektryfikacja linii kolejowych umożliwi skierowanie znaczącej większości pociągów obsługujących port w Gdyni z ominięciem obciążonych ruchem odcinków linii 202 (Gdańsk - Gdynia) i 009 (Tczew -Gdańsk). Z pewnością będzie to impuls do dalszego rozwoju portu w Gdyni, który póki co boryka się również z brakiem dogodnego skomunikowania drogowego. Minusem tej inwestycji będzie zapewne zwiększony ruch pociągów towarowych na spokojnej dotąd magistrali węglowej. Rekompensatą będzie szybkie i komfortowe połączenie pasażerskie z metropolią gdańską. Prace projektowe będą realizowane w latach 2017-2019, natomiast roboty budowlane potrwają od 2020 do 2022 roku. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI POMERANIA 23 REFLEKSJE ZJAZDOWE W KONTEKŚCIE 60-LECIA ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO Kilka tygodni temu świętowaliśmy 60-lecie naszego Zrzeszenia. Jest ono mi więcej niż bliskie od ponad pół wieku. Wstąpiłem w nasze szeregi tuż po zmianie - nie tylko nazwy - na Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Od tego czasu nieustannie studiuję dzieje społeczności zrzeszonej, a ucząc się, próbuję - na miarę swoich możliwości i szerokiego grona współpracowników we wszystkich zakątkach Kaszub, Pomorza i Polski oraz przekraczając różnorodne granice - promować i wzbogacać dorobek kolejnych pokoleń. Byłem wśród zabiegających o pierwsze stanice naszej organizacji, w tym Zarządu Głównego, na której widnieje zaczerpnięte z przesłania Świętopełka, Ceynowy i Majkowskiego - mło-dokaszubskie hasło Zrzeszonëch naju nicht nie złomie! To hasło, obok kilku innych, jest najważniejszym dla nas wskazaniem i zobowiązaniem. Chciałoby się głośno zawołać: biada tym, którzy o tym na co dzień zapominają, przedkładając własne wizje i interesy nad dobro całej naszej kaszubsko-pomor-skiej wspólnoty. Naszej, tzn. kaszubskiej, ale także mieszkańców Kociewia i Krajny, Powiśla, Borów Tucholskich i Ziemi Chełmińskiej, Ziemi Bytowsko-Lęborskiej oraz całego Pomorza Zachodniego, ze Szczecinem równie ważnym jak stołeczny Gdańsk. 60 lat działalności ZKP potwierdziło mądrość ojców założycieli, wielkość ich dzieła i dokonań, wzbogacanych przez ich następców. One to wymagają naszego rozpoznania, byśmy nie odkrywali Ameryki, nie przypisywali sobie tego, co zrobili inni. Żniwo bowiem nadal wielkie... Wśród ojców założycieli był m.in. - obok Bernarda Szczęsnego, Lecha Bądkowskiego, Izabelli Trojanowskiej i Tadeusza Bolduana - méster Jan Trepczyk. On to witał powstanie Zrzeszenia pieśnią, której pierwsze słowa głoszą: Jesz, wej, nie zdżinął Kaszëbów zbiég. Całi Pômôrsczi dërźén, Jesz, wej, sztormom dzejów nie ulégł, Dzys nowi swój witô dzeń. 1/1/ régach Zrzeszeniô mdze kôżdi z nas, Ni ma, co bë szedł apart... Jeśli jako Kaszubi jesteśmy rdzeniem całego Pomorza, to do nas przypisana jest szczególna odpowiedzialność za jakość partnerskiej współpracy z innymi Pomorzanami - z Kociewia, Krajny i Borów, znad Odry oraz zza Wisły... Dzięki tej współpracy osiągnęliśmy bardzo wiele! Nasza tożsamość - w całym jej zróżnicowaniu i złożoności - została nieźle zbadana przez socjologów pod kierunkiem m.in. Marka Latoszka i pod patronatem Gerarda Labudy. Uczestniczący w tych badaniach śp. Brunon Synak swoje najważniejsze dzieło zatytułował Kaszubska tożsamość. Ciągłość i zmiana. Ciągłość i zmiana, kontynuacja i innowacje... Świat wspólnych, rodzimych, a zarazem uniwersalnych wartości... Wśród nich, obok samorządności i demokracji, dzięki której uzyskaliśmy podmiotowość obywatelską i gwarancje prawne oraz materialne dla zachowania i rozwoju kaszubszczyzny, jest ciągle nazbyt ograniczona wśród nas otwartość na innych! W tej otwartości na innych mieszczą się wskazania papieża Franciszka dotyczące potrzeby współpracy międzypokoleniowej. To o niej mówił i do niej zachęcał już ponad 100 lat temu członków Stowarzyszenia Akademików Prus Królewskich w Monachium dr Aleksander Majkowski, którego Remus jest przecież symbolem ruchu kaszubsko-pomorskiego! Cieszymy się wszyscy z obecności wśród nas przedstawicieli młodych - kolejnych pokoleń członków Klubu Studenckiego Pomorania, odwołujących się do myśli Lecha Bądkowskiego widzącego w Klubie swoistą podchorążówkę Zrzeszenia... Czas studiów i nauki w Pomoranii to okres młodzieńczych, niepowtarzalnych uroków życia. W hymnie studenckim śpiewamy: „Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus..." (Cieszmy się, póki jesteśmy młodzi...). Dlatego dziwi mnie obecność wśród nas „męczenników za sprawę", nieraz też w latach studiów. To wbrew naszym doświadczeniom i przykładowi nie tylko Lecha Bądkowskiego. Nam bliższa jest praca organiczna! Tylko nauką i pracą uczciwi ludzie się bogacą. A przecież wiemy, że warto być uczciwym, szczególnie w działalności społecznej, obywatelskiej. Upominając się o uczciwość, o poszanowanie statutu, o Zrzeszenie - o jedność ruchu - proszę o pamięć o tym, co jest istotą ruchu kaszubsko-pomorskiego! Jeszcze raz przywołam tu Méstra Jana: W régach Zrzeszeniô mdze kôżdi z nas, Ni ma, co bë szedł apart... Istotą naszego ruchu jest współpraca i dialog. Pamiętajmy przy tym, że nasz ruch, będący działalnością miłośników regionu, w przeciwieństwie do wielu innych regionalizmów nosi szczególne piętno ukierunkowania ku przyszłości, troski o rozwój i wzbogacenie własnej kultury, nie tylko ludowej, całości przejawów życia społeczeństwa. Nie odżegnuje się od szerszych ambicji o skutkach gospodarczych i społeczno-politycz-nych; troszczy się także o pewne wzorce moralno-społeczne (Tadeusz Bolduan swego czasu podkreślił to ostatnie i dodał „chyba głównie!"). Polecam studiowanie rozważań naszych mistrzów i wyników badań uczonych, nie tylko historyków i socjologów. Z myślą o potrzebie kształtowania wzorców moralno-społecznych, o roli Zrzeszenia jako ośrodka kształcenia obywatelskiego, wybierajmy prezesa i członków Rady Naczelnej, którzy winni od chwili wyboru reprezentować wspólne interesy, urzeczywistniać statutowe cele całej społeczności zrzeszonej, łączyć, być odpowiedzialnymi za przyszłość nie tylko Kaszëbiznë, ale ogółu naszych wartości i bogactwa, całego Pomorza, ale też RP oraz zjednoczonej Europy, dzięki której tak wiele osiągnęliśmy. Dziękuję za obdarzenie mnie honorem podwójnej współodpowiedzialności za przyszłość Zrzeszenia! 3 XII 2016 r. JÓZEF BORZYSZKOWSKI 24 POMERANIA ZAPROSZENIE DO WSPÓŁPRACY POWSTANIE KSIĘGA PAMIĘCI O ZYGMUNCIE BUKOWSKIM Niewielu jest twórców tak niepospolitych, wrażliwych i zasłużonych dla wsi i regionu pomorskiego, jak Zygmunt Bukowski. Odszedł od nas nagle i niespodziewanie ponad 8 lat temu, a ma się wrażenie, jakby był z nami jeszcze przedwczoraj. 23 sierpnia 2016 roku na spotkaniu w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Pruszczu Gdańskim zrodziła się inicjatywa zebrania materiałów i opracowania książki biograficznej, a właściwie księgi pod roboczym tytułem „Zygmunt Bukowski (1936-2008) - dla Kociewia, Kaszub i Pomorza". Pragniemy powiadomić, że uzyskaliśmy honorowy patronat nad tą księgą od wójta gminy Trąbki Wielkie, w której mieszkał Bukowski, Błażeja Konkola, od starosty gdańskiego Stefana Skoniecznego i Marszałka Województwa Pomorskiego Mieczysława Struka. Zapraszamy do współpracy w przygotowaniu księgi pamięci i refleksji o Zygmuncie Bukowskim, wrażliwym i dobrym człowieku, poecie, prozaiku, rzeźbia- rzu i malarzu. Prosimy o przemyślenie poniższej ankiety i przysyłanie swoich odpowiedzi w ciągu najbliższego miesiąca mailem: biblos_pr@onet.pl, lub pocztą na adres pruszczańskiej Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej (ul. Wojska Polskiego 34, 83-000 Pruszcz Gdański). Odpowiedzi, a właściwie Państwa wspomnienia, refleksje - będą zapewne najcenniejszą częścią zaplanowanej publikacji. RYSZARD BORZĘCKI, JAN KULAS, ZBIGNIEW ROGALSKI 1. Kiedy i w jakich okolicznościach usłyszał(a) pan(i) po raz pierwszy o Zygmuncie Bukowskim? 2. Kiedy i w jakich okolicznościach spotkał(a) się pan(i) po raz pierwszy z Zygmuntem Bukowskim? 3. Czy i w jakim stopniu można mówić o pana (-i) współpracy z Zygmuntem Bukowskim? 4. Co szczególnie pana (-ią) ujęło w postaci Zygmunta Bukowskiego? Jakim był człowiekiem? 5. Jak można określić związki Zygmunta Bukowskiego z „Małą Ojczyzną" i regionem pomorskim, a szczególnie z Kociewiem i Kaszubami? 6. Którą sferę twórczości Zygmunta Bukowskiego (i dlaczego) ceni pan(i) najwyżej? 7. Jakim poetą był w pana (-i) przekonaniu Zygmunt Bukowski? 8. Które z publikacji Zygmunta Bukowskiego poleciłby (-aby) pan(i) współczesnemu czytelnikowi, miłośnikowi sztuki? 9. Jak się panu (-i) wydaje, co ze spuścizny Zygmunta Bukowskiego ma charakter ponadczasowy i warto by to również dzisiaj promować? 10. Co jeszcze warto by zawrzeć w książce biograficznej o Zygmuncie Bukowskim? Imię i nazwisko gmina wiek wykształcenie telefon i adres mejlowy POMERANIA 25 CZASOPISMA WYDAWANE NA KASZUBACH PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ CZĘŚĆ 2 ADAM ŁUCZYŃSKI Początki miesięcznika „Odroda" ukazującego się z przerwami przez 7 lat, były podobne do początków „Tatczëznë". W grudniu 1999 r. pojawił się pierwszy numer noszący nazwę „Pömöranijô. Pismiono wólnich Kaszëbów i Pömörzanów" z podtytułem „Ödro-da Pomorza - Ödroda Kaszëbizné", który został wydrukowany za pomocą amatorskiego sprzętu i powielony na kserokopiarce. Liczył sobie dwie strony i był w całości napisany po polsku. Dopiero od drugiego numeru pisma zaczęto używać nazwy „Ödroda", zwiększono liczbę stron i pojawiły się w nim pierwsze kaszubskie publikacje. Z każdym kolejnym numerem wzrastała liczba stron i ilość kaszubszczyzny, tak że od siódmego numeru pismo już stale miało 20 stron i znaczną większość tekstów napisanych po kaszubsku. Poprawiła się również jakość wydawania periodyku, kiedy w 2001 r. zajął się tym Jarosław Ellwart (ur. 1967), założyciel i właściciel wydawnictwa Region. Funkcję redaktora naczelnego pełnili Paweł Szczypta i Grzegorz Schramke. W skład redakcji wchodzili zaś: Adam Kleina, Sławomir Formella, Michał Borzyszkowski i Stanisław Geppert. Z czasopismem również współpracowali: Duśan-Vladislav Pażdjerski, Marek Kwidziński, Roman Drzeżdżon, Anna Cupa, Dariusz Szymikowski i Tomasz Fopke1. „Odroda" i „Tatczëzna" powstały z podobnych pobudek z tą różnicą, że „Odroda" była początkowo pismem bardziej radykalnym niż jej poprzedniczka. W publicystyce ukazującej się na łamach miesięcznika szeroko była poruszana kwestia narodowości kaszubskiej, niekiedy w sposób mocno roszczeniowy wobec Polaków i polskiej administracji na Pomorzu. Jak twierdzi Daniel Kalinowski, tego typu wypowiedzi publikowane w piśmie „Odroda" wychodziły głównie spod pióra pierwszego redaktora naczelnego - Pawła Szczypty, a za przykład podaje m.in. tekst z numeru 8 pt. „Samörządzëna ë autonomijó", w którym autor pisze o konieczności wprowadzenia samorządności i autonomii Kaszub wobec innych regionów. Krytykowano Zrzeszenie Kaszub- 1SSN 1643 - 4501 sko-Pomorskie i Instytut Kaszubski za zbyt pasywne działania oraz niewystarczającą liczbę książek wydawanych po kaszubsku (np. tekst „W jaczim jazëku" z drugiego numeru)2. W późniejszych numerach, kiedy redaktorem naczelnym został Grzegorz Schramke, pismo złagodniało w prezentowanych opiniach. Zamieszczano w nim głównie doniesienia z terenu Kaszub i Pomorza, artykuły publicystyczne o przejawach życia społecznego, teksty historyczne, rozmowy, wywiady, fragmenty dzieł literackich, anegdoty, krzyżówki oraz reklamy. „Odroda" publikowała również wywiady, m.in.: z liderem zespołu rockowego Chëcz Michałem Pieperem, z reprezentantem młodego pokolenia piszących po kaszubsku Romanem Drzeżdżo-nem, z właścicielem wzorcowni kaszubskiej sztuki ludowej Waldemarem Rudzieckim i z organizatorem pierwszej kaszubskiej szkoły społecznej Witoldem Bobrowskim. Zaczęto też publikować kaszubskojęzyczne wiersze młodych i nieco starszych poetów, wśród których należy wymienić utwory wspomnianego już Romana Drzeżdżona, Tomasza Fopkego, Anny Marii Bartkowskiej, Stanisława Jankego i Hanny Makurat. Drukowano ponadto fragmenty Słownika gwar kaszubskich na tle kultury ludowej Bernarda Sychty oraz tłumaczenia na kaszubski dzieł literackich, które przygotowywali Wojciech Walkusz i Roman Drzeżdżon3. W 2002 r. przy okazji pierwszego w wolnej Polsce powszechnego spisu ludności „Ödroda" starała się uświadamiać swoim czytelnikom możliwość wyboru narodowości kaszubskiej4. W 2004 r. zmieniła się nazwa czasopisma na „Kaszëbskô Odroda". Dwa lata później zaprzestano jego wydawania właściwie z tych samych finansowych przyczyn, jak to ' G.J. Schramke, Pôwiôstka ö pismionie, „Stegna", nr 4, 2009, s. 26-27. 2 D. Kalinowski, Czarno-złota tożsamość. Kaszubskocentryczne periodyki „Tatczëzna" i „Odroda", „Porównania", nr 14, Poznań 2014, s. 145-146 3 Ibidem, s. 147-148. 4 N. Dołowy-Rybińska, Języki i kultury mniejszościowe w Europie: Bretończycy, Łużyczanie, Kaszubi, Warszawa 2011, s. 462. 26 POMERANIA MEDIA KASZUBSKOJĘZYCZNE część 2 A' '' 1 C i ■ %• i MŁODO GENERACËJÔ TO BUSZNÔ GENERACËJÔ było w wypadku „Tatczëznë". Przez 7 lat istnienia „Ödrodë" ukazało się w sumie 40 numerów w nakładzie od 500 do 2000 egzemplarzy5. Zastój, jeśli chodzi o czasopisma pisane w większości po kaszubsku, próbują przełamać młodzi redaktorzy periodyku „Skra - pismio-no ö kulturze". Od kwietnia 2014 r. ukazało się 5 numerów tego nieregularnika, które są dostępne na stronie internetowej pisma. Początkowe plany były takie, aby drukować „Skrę" w około 50 egzemplarzach i wysłać między innymi do bibliotek na Kaszubach7. W późniejszym wywiadzie dla kwartalnika „Stegna" Maciej Bandur zdradził, że może być to trudne zadanie, gdyż młodzież, do której kierowane jest pismo, coraz rzadziej sięga nie tylko po papierowe wydania gazet, ale również po tradycyjne książki. Dodał jednak, że będą próbowali wydawać „Skrę" w wersji papierowej8. Wydania liczą od 36 do 56 stron. Przeważa tam język kaszubski. Pojedyncze teksty są przygotowywane w języku polskim; jak tłumaczą twórcy, po to aby zaciekawić również tych, którzy mają problemy ze zrozumieniem „rodny mówë". Redakcję tworzą młodzi ludzie pochodzący nie tylko z Kaszub, ale również ze Szczecina i z Mazur. Wszystkich łączą zainteresowania związane z kaszubskim życiem kulturalnym. Redaktorem naczelnym jest Macéj Bańdur. Gracjana Pötrëkus odpowiada za szatę graficzną periodyku. Adóm Hébel przygotowuje teksty o tematyce sportowej. Pismo redagują również Dôwid Miklosz, Pioter Szatkówsczi i Jan Jablonsczi9. W założeniu „Skra" powstała po to, by odnaleźć i zebrać młodych Kaszubów, którzy publikują swoje utwory na blogach internetowych czy na Facebooku i połączyć ich we wspólnej działalności. W czasopiśmie można znaleźć m.in.: relacje z podróży, wiersze, komiksy, fotografie artystyczne, szkice malarskie, recenzje literackie, felietony i wywiady. Dużą wagę autorzy przykładają do tematyki europejskich mniejszości narodowych, etnicznych i językowych. Ponadto publikowany jest cykl „Kaszëbsczi nié do pöczatników", służący jako pomoc w nauce języka kaszubskiego10. Wśród kaszubskojęzycznych pism ukazujących się po II wojnie światowej należy wymienić jeszcze „Zwónk kaszëbsczi", który wydawali studenci z Klubu Sztudérów Kaszëbów w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie. W latach 2004-2009 (9 numerów) pismo to w całości wychodziło w języku kaszubskim. Więcej na ten temat w: D. Majkowski, Słownictwo religijne w czasopiśmie „Zwónk kaszëbsczi", w: Biuletyn Rady Języka Kaszubskiego 2012, s. 233-237; D. Majkowski, Literatura w „Zwónku kaszëbsczim", w: Biuletyn Rady Języka Kaszubskiego 2014, s. 288-293; Më trzimómë z Bôga. Księga jubileuszowa 100 lat Klubu Studentów Kaszubów w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie 1908-2008, red. Komitet Redakcyjny pod kier. ks. Anastazego Nadolne-go, Pelplin 2008. Kończąc omawianie współczesnej prasy kaszubskoję-zycznej, nie można pominąć innych regionalnych pism bądź kaszubskich dodatków do większych tytułów, które co prawda redagowane były w większości po polsku, ale zajmowały się przede wszystkim tematyką Kaszub. Można wśród nich wyróżnić dwumiesięcznik regionalny „Naji Göchë", który w 2001 r. założył Zbigniew Ta-lewski. Czasopismo o profilu społeczno-kulturalnym przekazywało przez 9 lat swojego istnienia informacje z Gochów - południowo-zachodniej części Kaszub. Do dziś wraz z „Dziennikiem Bałtyckim" ukazuje się „Nor-da. Pismiono kaszëbsczi zemi" - cotygodniowy, przeważnie jednostronicowy, dodatek. Pierwotnie był to samodzielny tytuł. Jednak z powodu kłopotów finansowych został odkupiony przez „Prasę Bałtycką" i od października 1997 r. jest dołączany do „Dziennika Bałtyckiego" w kaszubskich miastach, w których można dostać gazetę. Z kolei w słupskim „Głosie Pomorza" ukazywał się w latach 1997-2002 tygodniowy dodatek „Głos Kaszëb", redagowany po polsku z elementami po kaszubsku, który prowadził Jerzy Dąbrowa-Januszewski. Kaszubszczyzna pojawia się również w takich pismach, jak: „Gazeta Kartuska", „Gazeta Kościerska" „Głos Kaszub" „Kurier Kartuski", „Kurier Bytowski" czy „Lesôk"11. MAGAZYN REGIONALNY SPOŁECZNO KULTURALNY 'a cF/ete/ifccrw, Sar/f /ćfOcAtf 5 D. Kalinowski, Czarno-złota tożsamość..., s. 148. 6 Skra - pismiono ö kulturze [dostęp: 16.09.2016]. ' Z drugiej ręki: Młodé pismiono ö kulturze, „Pomerania", nr 6, 2014, s. 37 (za: Radio Kaszëbë, TeaTER, 14.04.10). 8 D. Majköwsczi, Niech le bądze nas wicy!, „Stegna", nr 3, 2014, s. 30. 9 Ibidem, s. 29. 10 Ibidem. 11 W. Pepliński, Prasa lokalna na Pomorzu w dwudziestoleciu międzywojennym i po 1989 roku,,,Pomerania", nr 6, 2006, s. 10-15. POMERANIA 27 Świat chce być oszukiwanym"? STANISŁAW SALMONOWICZ Pisał tak w XV wieku poeta Sebastian Brant, ale nie brakło przed nim i po nim pesymistów, którzy nie wierzyli ani w rozum, ani w szlachetne uczucia ludzkie. Jeżeli spojrzymy na europejski wiek XX, to zauważymy, że ludzie - od bezdomnego żywiącego bezzasadne nadzieje po wytrawnych polityków rządzących wielkimi krajami - łatwo ulegają wygodnym złudzeniom, nie chcą przyjmować do wiadomości przykrych realiów Często posłańcy złych wieści nie są zgoła dobrze przyjmowani: „nieszczęsny, kto nieszczęsną wieść pierwszy ogłasza" - napisał Ajschylos, twórca tragedii w starożytnej Grecji. W krajach bogatych i szczęśliwych szukało się i nadal się szuka rozwiązań łatwych, odrzucając niewygodne informacje. Jeżeli otrzymujemy wieści niepokojące, wymagające decyzji kłopotliwych, to jest najlepiej, gdy możemy uznać takie wieści za przesadzone, niesprawdzone, mało wiarogodne i w rezultacie możemy spokojnie w danej kwestii nic nie robić. Najmniej wysiłku wymaga zawsze decyzja najprostsza: nic nie robimy Świat jednak pragnie z reguły, by swoje decyzje ubierać w szaty w miarę godne. Stąd nieraz hipokryzja takich postępowań: chcemy, by dana decyzja miała pokrycie w oficjalnych, wiarogodnie brzmiących deklaracjach typu znanego i w naszym kraju, gdzie wiele przegranych spraw zamyka optymistyczne hasło „Polacy, nic się nie stało!" . Warto choć dwa przykłady tu odnotować spraw ważnych tak przez możnych tego świata potraktowanych. Przykład pierwszy to stosunek „Zachodu" do komunizmu i Rosji sowieckiej. Początkowo przeważało przerażenie całkowite. To była nie tylko obrona systemu kapitalistycznego, ale i obrona przed krwawą, niezrozumiałą rewolucją komunistyczną, której symbolem pozostał wizerunek „czekisty" z naganem w ręku, mordującego ludzi na prawo i na lewo. Wkrótce jednak nawet w najbogatszych krajach Europy nie realia sowieckie, ale utopijny obraz ustroju sowieckiego, upowszechniany przez propagandę 28 POMERANIA sowiecką, zaczął działać na umysły nie tylko ludzi niezadowolonych z warunków życia w danym kraju, ale - a może nade wszystko - na umysły intelektualistów, artystów, którzy nie znali rzeczywistości sowieckiej, ale przemawiała do nich mistyka i symbolika budowy najlepszego ustroju na świecie. W kilka lat po zwycięstwie władzy bolszewickiej w wojnie domowej nawet kapitaliści przestawali nieraz krytykować ustrój sowiecki, wracając do stałych „na Zachodzie" marzeń do robienia dobrych interesów z bogatą i ludną Rosją. Wtedy to Lenin odwołał się na krótko do kredytów i fachowości kapitalistów i to oni właśnie ochoczo inwestowali w rozwój przemysłu w Rosji. Skończyło się to dla nich klapą, a widać nie znali tajnego powiedzenia Lenina, który owe w latach dwudziestych relacje handlowe z „imperialistycznym światem" określił tak: „kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy!". To także w tej epoce rozpoczął się długi flirt intelektualistów i artystów „Zachodu" ze Związkiem Sowieckim, który to flirt - mimo trudności - trwał w jakiejś mierze aż po rządy Breżniewa. Któż to nie kochał komunizmu obiecywanego a nieznanego: laureat Nobla Romain Rolland, André Gide (ten jednak pierwszy się rozczarował), młodzi pisarze: Aragon, André Malraux i setki innych. Nawet w Polsce, w dobie światowego kryzysu i biedy polskiej wsi w latach trzydziestych, nie brakło intelektualistów niepomnych doświadczeń lat 1917-1921, którzy nagle ujrzeli we władzy sowieckiej oblicze przyszłego wspaniałego świata. Nie kto inny, jak poeta Władysław Broniewski, legionista, oficer w wojnie 1919-1921, w roku 1932 zaczął głosić apologię nowego ustroju. Był zawsze patriotą, co zaświadczył wierszami w 1939 r., ale kiedy go we Lwowie po klęsce wrześniowej znów mamiono ułudą, był gotów w nią uwierzyć. Stalin jednak nawet i rewolucyjnych poetów wysyłał swoimi czystkami do łagrów. Tak i Broniewski więzień sowieckich nie uniknął. Prawdę więc o tym kraju poznał, ale wróciwszy po wojnie z powrotem do ojczyzny, znów pisał GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH wiersze dla dobra utopii. Czy jednak sprzeczne w nim emocje nie prowadziły do topienia ich w alkoholu? Intelektualiści francuscy też nie uniknęli wahań. Pakt Ribbentrop-Mołotow niektórych orzeźwił, ale zwycięski pochód Armii Czerwonej po Europie w latach 1943-1945 znów wielu entuzjazmem zauroczył. Na nic były w latach czterdziestych polskie relacje emigracyjne o Katyniu, o łagrach, o zniewoleniu Europy Wschodniej. Nawet śmierć towarzysza Stalina wiele tu nie zmieniła. To dopiero tajny referat Chruszczowa o zbrodniach Stalina i sowieckie czołgi w 1956 r. na ulicach Budapesztu wywołały pewien wstrząs. Inni jednak uwierzyli, że po „wypaczeniach" epoki Stalina świetlana droga znowu jest otwarta i wielu aż do śmierci wyznawało wiarę w Rosję i komunizm. I dziś, po upadku komunizmu, nie brak na mitycznym Zachodzie ludzi, którzy płatnie czy bezpłatnie, zawsze są chętni przyznawać Rosji rację, sprzeciwiać się w tej mierze wszelkim twardym decyzjom. Już ponad 40 lat temu przenikliwy Stefan Kisielewski, obserwując bogate kraje zachodnie, napisał: „Europie zachodniej braknie ducha wojownika". Przykład drugi, także złowrogi, to oczywiście sprawa Holocaustu, największej rozmiarami realizowanej „na zimno" zbrodni w historii świata, którą stworzył naród niemiecki, kraj cywilizowany w środku Europy. Mnie jednak chodzi tu o to, jak reagował na te zbrodnie świat w czasie, kiedy one się działy na oczach milionów. O tym, że nazizm Hitlera ma ustalone złowrogie plany co do Żydów, to kto chciał wiedzieć, mógł już wiedzieć przed 1 września 1939 r. Nikt w tych kwestiach Hitlera na serio nie brał, wiele nawet środowisk żydowskich dalekich było od paniki. Po 1 września 1939 r. sytuacja szybko się zmieniała. We Francji zgromadziło się duże grono uciekających przed Hitlerem Żydów z Niemiec, Polski i innych krajów. Ci, którzy nie mieli już złudzeń po klęsce Francji, usiłowali opuścić Europę. Stany Zjednoczone przecież, podobnie jak Kanada i kraje Ameryki Łacińskiej, generalnie odmawiały wiz, czyli jakiejkolwiek pomocy. Wiza na wyjazd - najczęściej za sute łapówki - trafiła może do kilku tysięcy uciekinierów w regionie Marsylii. Dziesiątki tysięcy osób, które żadnej wizy nie dostały, doczekały się wydania ich w ręce niemieckie przez bardzo gorliwą policję francuską. Krótko mówiąc: tak zwany wolny świat w latach 1940-1945 w zasadzie nie kiwnął palcem, by realnie ratować Żydów przed zagładą. Rząd polski w Londynie, co trzeba podkreślić, był jedynym rządem, który już od drugiej połowy 1942 r. szeroko informował o różnych fazach zbrodni na Żydach. Odpowiedź anglosaskich mediów i władz była z reguły oparta na wygodnym dla nich niedowierzaniu tym wieściom, a w istocie niechęci do jakichkolwiek decyzji twardych, które mogłyby powstrzymać Niemców przed eskalacją zbrodni. BBC, oficjalne radio brytyjskie, odrzucało wielokrotnie polskie informacje jako co najmniej przesadzone i niedające się zweryfikować. Podobnie zresztą po roku 1945 wszelkie polskie informacje o Katyniu czy łagrach sowieckich toż BBC odrzucało. Jak się mawiało w polskich kręgach w Londynie, BBC chciałoby potwierdzenia takich informacji przez „obiektywnych Anglików". Na nieszczęście żaden Anglik w obozach na Kołymie nie siedział, takich świadectw im brakowało! Podobnie było i w Paryżu po roku 1945, jeżeli chodzi o zbrodnie sowieckie. Kiedy słynna książka Gustawa Herlinga-Grudzińskie-go Inny świat o łagrach sowieckich ukazała się już po polsku i po włosku, to w Paryżu - na życzenie ludzi związanych z popierającym Związek Radziecki filozofem i pisarzem Jeanem-Paulem Sartrem - wydawnictwo Gallimard odmówiło wydania książki Herlinga-Grudzińskiego. Prawda o obozach sowieckich we Francji była przez lata zagłuszana przez szeroko rozumianą lewicę, nie tylko przez komunistów! Przykłady podobne znane nam są i z lat późniejszych. Najważniejszy francuski, międzynarodowy, dziennik „Le Monde" potrafił przez lata upajać się kolejno rewolucją kubańską Fidela Castro, wędrówkami rewolucyjnymi Gu-evary de la Serna zwanego „Che", bożyszcza lewicowej młodzieży około roku 1968, a nawet zachwycano się w tym piśmie rewolucją w Kambodży, która warto o tym przypomnieć, była najkrwawszym przykładem komunistycznego terroru społecznego, prowadzącego do masowych zbrodni na skalę w żadnym kraju komunistycznym nieznaną. Tak więc może trzeba stale zdawać sobie z tego sprawę, że ludzie łatwo ulegają złudzeniom, nie wolno ich budzić z różnych miłych snów informacjami denerwującymi. Stąd sukcesy i populizmu, stąd sukcesy tych polityków, którzy obiecują tylko rzeczy przyjemne i nie żądają żadnych wyrzeczeń, nawet wtedy, gdy są one konieczne. Win-ston Churchill był politykiem bezwzględnym, dbającym tylko o własny angielski interes. Polacy nie mają powodu mile go wspominać. Był to jednak polityk dużego formatu. W momencie klęski Francji, obejmując rządy w Londynie, powiedział rodakom, że będzie Wielka Brytania walczyć aż do zwycięstwa i dodał słynne słowa: „Nie mam nic do zaofiarowania prócz krwi, znoju, łez i potu". Dzisiaj świat bogatych (rozumiany szeroko, także z włączeniem bankrutującej z życia nad stan Grecji) nadal pragnie być oszukiwany, nadal unika wniosków z przykrych informacji z Afryki, z Aleppo, z Gruzji czy z Ukrainy. Politycy, którzy chcą być popularni, zatykają uszy, żadna Kasandra prorokująca katastrofę nie jest mile widziana i z pewnością wyborów nie wygra! Czy jednak świat „niemający głowy do spraw poważnych" nie uniknie katastrof, to pytanie, które może warto sobie dziś zadać. POMERANIA 29 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta WEDLE AKTÓW Z ARCHIWUM INSTITUTU NÔRODNY PAMIACË Na początku swóji krëjam-ny wespółrobötë ze Stanisława Krasowsczim Bruno Richert pötkôł sa z nim trzë razë, pö czim pod kuńc lepińca 1954 r. raza z dzecama ze szköłë sw. Augustina wëjachół na urlop. Przëjachôł tej na Kaszëbë, gdze midzë jinszima wi-dzôł sa z Aleksandra Labudą, Jana Rómpsczim i Jana Trepczika, a brzada tegö zćńdzenió béł zrëchtowóny późni dlô bezpieczi raport, ö jaczim pisôł jem w dokazu tikającym sa personë Trepczika. Ökróm te „Wojciech Kos" (w wiele papiorach wëstapiwô jak-no „Kos W') dotëgöwôł „swöjému" fóncjonariuszowi jesz jedno wiadło ö tim, co dowiedzôł sa öd dôwno nie widzónégö przez se Ignaca Szu-tenberga1. Równak ti, chtërny w tim czasu trzimelë łączba z Richerta jak-no wiadłodówócza, nie interesowelë sa za baro kaszëbsczima sprawama. Tim, na czim nôbarżi jima zanôléga-ło, bëło udostanié wiédzë ö lëdzach, z jaczima Richert stikôł sa w Warszawie. Na przëmiôr pôd teksta raportu, w jaczim bëło wiadło ö Szutenber-gu i jinszich zrzeszińcach, napisóné bëło zadanie, jaczé urząd publicznego bezpieku przërëchtowôł dlô swöjégö krëjamnégö wespółroböt-nika. Brzmiało öno tak: Pôdac, kôgô wiadłodôwôcz znaje z ksażi z obeńde Warszawę i scharakterizowac jich donëchczasną dzejnota2. Pö prôwdze w aktach, jaczé są brzada agenturowi robötë „Wojciecha Kosa", je dosc wiele wiadłów na téma lëdzy, ö jaczich nen cos wiedzôł a chtërny colemało zrzeszony bëlë ze strzodowiszczama PAX-u i cządników „Dziś i Jutro" ë „Słowo Powszechne". W kóżdim razu ob czas urlopu Richerta i fónkcjona-riusza, jaczi miôł z nim łączba, jich wespółrobóta bëła na czile miesący przerwónô. Zacza sa öna znôwu na jeseni 1954 r. Ökôzało sa równak, że nawetka ujawienié sa i wespółdzejanié z pak-sowsczim strzodowiszcza nie zagwë-sniło naszemu bohaterowi kuńca żëcowëch tôklów. W séwniku 1954 r. östôł ón zwolniony z robótë w liceum sw. Augustina. Jakuż to wëz-drzało? Z Richertowégö óswiódcze-niô ze stëcznika 1956 r. möżemë sa wëdowiedzec, że wërzucëlë gö blós ze szköłë, ale nie öznôczało to kiińca jego robótë dlô PAX-u, bó stowôra ta obieca dac mu jinszą robota. Jeż-lë chôdzy ó przëczënë zwölnieniô, to Richert w nadczidniatim wëżi ós-wiôdczenim pisze, że pitôł sa ö nie, ale nie dostôł niżódny ódpówiedzë. Stanisłôw Krasowsczi, to je fónk-cjonariusz bezpieczi, jaczi pötikôł sa tedë z wiadłodówócza „Wojciech Kos", napisôł, że po jego znowienim łączbë z Richerta ten slédny wiele czasu zmudzył na szukanim so nowi robôtë. Co sa zós tikô przëczënë, jakô mia sprawie, że Richerta zwól-nilë ze szkółë sw. Augustina, to wedle wspömnionégó wëżi fónkcjonariusza bezpieczi mogło bëc nią to, że nie béł ön jesz zameldowóny w óbćńdze Warszawę. Jesz jinszą odpowiedz na pitanié ó przëczënë zwölnieniô ze szköłë nalezc jidze w rapôrce napi-sónym 26 lepińca 1965 r. przez podporucznika Mariana Czyżewsczégö z Powiatowi Kómańde Öbëwatelsczi Milicji w Złotowie. Je tam midzë jin- szima wiadło ó tim, że Richert óstôł dyscyplinarno zwolniony ze szkółë PAX-u przez finansowe szwindle i wëóchliwanié „póżëczków" ód uczniów. Co cekawé, zdrzódło, w chtër-nym zamkłé je to wiadło, powstało ju dosc późno, bó wicy jak 10 lat pó tim wëdarzenim, a w papiorach, co powstałe rëchli, nie nalózł jem ó tim nadczidczi, temu téż drago na zycher rzeknąc, czë je to prówda. Dejade wiémë ju, że tóczel z „póżëczanim" i nieóddówanim dëtków a jinszich rzeczów miół bohater najégö tekstu ju przódë. Temu téż ni móżemë tak do kuńca namknąc na ta nadczidka. W stëczniku 1955 r. przédnicë PAX-u zgodno z tim, co nibë mielë przëóbiecóné, delë Richertowi jinszą robota. Béł to etat w firmie „Veritas" chtërna bëła jedną z prowôdzonëch przez PAX góspódarczich pódjimiz-nów. Zajima sa ona hańdla dewócjo-naliama, artisticznyma wërobinama, przedôwanim katolëcczich ksążków i cządników. Ökróm tego stowôra ta prowadza jesz firma „Inco", chtërna zajima sa produkówanim wërobinów chemicznëch, metalowëch, drze-wianëch i szklanëch. Równak robota Richerta w „Veritasu" bëła, jak ón sóm to napisół w swój im óswiódcze-nim z 1956 r., fikcją, bó nick tam nie robił a dostówôł dëtczi. Wëzdrzi tej na to, że jego paksowsczi przédnicë ódsënalë go ód „prôwdzëwi" robótë i pó prówdze muszelë nié za baro mu dowierzać. Na zóczątku 1955 r. wiadłodówócz „Wojciech Kos" skuńcził swoja wespółrobóta ze Stanisława Krasow-czim. Czemu tak sa stało? Richert 1 Pisôł jem ö tim w: S. Förmella, Zeńdzenia u Méstra Jana. Jón Trepczik w ubecczich zôpiskach do 1956 r. (dzél 3), „Pomerania" 2015, nr 7-8 (489), s. 12-13. 2 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Förmella. 30 POMERANIA KASZËBIW PRL-U sóm pisze w nadczidniatim przed sztërka öswiôdczenim, że nie chcôł dłëżi trzimac łączbë z Krasowsczim, bö nen dôwôł mu zadania, co tikałë sa Warszawę, a tak cos Richertowi nié za baro sa widzało. Jinszą rzeczą bëło jesz to, że wspömniony fónk-cjonariusz nie pomógł „swojemu" wiadłodôwôczowi udostac zameldowanie) w Warszawie. Ökróm tegö w zdrzódłach nalezc jidze wiadło ö tim, że Richert nie chcôł pötikac sa z Krasowsczim dlôte, że nie östałë wëdóné jegö kaszëbsczé pamiatniczi. Östałë öne nibë dóné do Minyster-stwa Pöuczënë, ale czej nie dożdałë sa ópublikówanió, tej Richert béł swią-dë, że bëła to wina bezpieczi. Sprawa ta równak po jaczims czasu ô sta wëja-snionô i „Wojciech Kos" 27 łzëkwiata 1955 r. przejati östôł przez jinszégö fónkcjonariusza urzadu do sprawów publicznego bezpieku. Wôrt przë ti leżnoscë zazdrzec do służbowego zópisku, chtëren zrëchto-wóny ôstôł przez Krasowsczégö krótko przed skuńczenim jego wespółro-bötë z Richerta. Móżemë sa z niego wëdowiedzec, że ju 7 stëcznika 1955 r. „Wojciech Kos" nie przeszedł na zeń-dzenié ze „swójim" fónkcjonariusza. Tedë nen slédny zaszedł do mola, gdze Richert mieszkół, to je do bu-dinku paksowsczi szkółë miona sw. Augustina w Warszawie. Zajimół on tam raza z białką jedna jizdebka na trzecym szosu (piatrze). Krasowsczi ób czas swóji bëtnoscë w nym miesz-kanim dozdrzół, że bëłë tam bëlné zachë i na podstawie tego doszedł do swiądë, że Richert prowadzy dostatné zécé. Na zymku 1955 r. Richert trafił „pód opieka" jinégó fónkcjonariusza bezpieczi. Béł nim chórążi Jón Su-wińsczi z I Wëdzélu VI Departamentu Komitetu do sprawów Publicznego Bezpieku. Nie óznóczało to równak zjinaczi zainteresowaniów krëjamnëch służbów, jeżlë chódzy 0 sprawë, jaczima zajimac sa miół jich wiadłodôwôcz. Dërch rzecza-ma, ó jaczich dotegówiwac wiadła miół Richert, bëłë wrodżé elementë 1 jich dzejnota w liceum sw. Augustina, w firmie „Veritas", to je w molu robötë Richerta, i w Stowôrze PAX. Ökróm tego chór. Suwińsczi dówół Richertowi wskózë tikającé sa sprawë udostanió zameldowaniégó we Warszawie. Bohater négó dokazu miół nibë sóm téż chödzëc w ti sprawie pó rozmajitëch institucjach (np. meldën-lcówé bióro na milicji; Stołeczno Nórodnó Radzëzna), ale niżódnégó brzadu to nie dało. W połowie 1955 r. downy przędny redaktor „Zrzeszë" póstapny ju róz w swójim żëcym zmienił mól swojego zamieszkanió. Wedle tego, co pisół w swójim óswiódczenim ze stëcznika 1956 r., wprzódk dejade pódpisół z wëdôwizną „Książka i Wiedza" umowa na napisanie jaczis prôcë. Cëż to miół bëc za dokóz i jaczi miół bëc jego titel, tego ju Richert nie napisół. W kóżdim razu w maju abó w czer-wińcu 1955 r., to je zaró pó pódpisa-nim nadczidniati kąsk wëżi umówë, miół nibë wëjachac w óbćńda kósza-lińsczćgó województwa, bë tam zbierać materiale do swóji prôcë. Tedë téż zaczął sa póstapny dzél jego żëcowi „wanodżi". Musz je pódsztrëchnąc w tim molu, że słowo „wanoga" nie je tuwó blós metaforą, ale pó prówdze drëgô połowa 1955 r. bëła dló Bruna Richerta czasa, czedë wadrowół on pó rozmajitëch Stegnach i mieszkół w baro wiele placach. Na zóczątku swójégó wadru, to je w czerwińcu, pókózół sa w Lëzënie, gdze mieszkelë jego starkówie. W pósobnym miesącu jaczis czas mieszkół kole wuje w pód-kartësczim Kółpinie, gdze nibë pisół swoja prôca. W tim czasu odeszła ód niego białka. Pó sztridze ze swójim chłopa Ana Richert wëjacha do Warszawę. W tim sarnim czasu Bruno zaczął wanożëc pô Kaszëbach i zbierać lëdowé bôjczi. Nie warało długo, a w zélniku 1955 r. póznół szkolną z Östrzëców Henrika Niedzelską, to je białka, z chtërną sa zrzesził i z chtër-ną późni miół dzecë. Bez krótczi czas mieszkelë wëcmanim w östrzëc-czi szkole, ale czas sedzenió w jednym placu nie dérowôł długo, bo ju w séwniku Richert raza z nowo póz-nóną białką wëjachôł z Östrzëców. Jak napisół w swójim wspómnionym ju przódë óswiódczenim: od tego czasu nigdze jesmë sa nie meldowelë i wadrowelë jesmë, gôdającë lëdzóm, u jaczich jesmë sa zatrzimiwelë, że szu-kómë mieszkaniégö i robôtë. W tim sarnim dokumence Richert wëmieniwô, gdze, jak długo i u kogo mieszkół. W spisënku gardów i wsów, w chtër-nëch mieszkół bohater najégö artikla ze swoją „drëszką", nalezc möżemë midzë jinszima Kóscérzna, Wejro-wó, Gduńsk, Warszawa, Nowi Dwór Gduńsczi i Bëtowö. „Góscënë" u roz-majitëch krewnëch i znajemnëch wa-rałë czasa pó czile dniów, chóc zdarzało sa, że przedłëżiwałë sa one do dwuch abó nawetka trzech tidzéniów. W gódniku 1955 r. Bruno i Ana Richertowie zgôdelë sa, że sa rozćń-dą i że załatwią to przez sąd. Nową białką Richerta mia tej bëc póznónó przed pora miesącama Henrika Nie-dzelskó. Tedë téż udbelë so oni jachac do Bëtowa, nibë pó to, żebë nalezc so tam mieszkanie. Niedzelskó chcą robie w warku szkolny, a Richert miół chac ôddac sa pisarsczi robôce, bó miół ôbsztelowanié na dwie ksążczi. W nym slédnym gardzę równak żda na nich niespódzónka, jakô przerwa jich dérëjący czile miesąców wader pó rozmajitëch dzélach Kaszëb i Pól-sczi. 4 stëcznika 1956 r. Bruno Richert óstół zatrzimóny przez Öbëwatelską Milicja, bó... ni miół przë se papio-rów. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gdimsczégö partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. POMERANIA 31 Zédżer - Në zdrzë, Édi, pódeńdze do newö zégra a przëtknij uchö! Chödzy ön? Czë je zascygniony? Bö mie sa wëdôwô, że ten czas nic nôprzód sa nie pösuwô. Stôri zédżer, mô czësto zeszramöwóny cyferblat. Kö wnet nick nie je na nim widzec. - Mie sa zdôwô, że ön mô sto lat. A móże wicy. Jô öd wiedna go pamiataja. Jak jô le blós bél taczi..taczi môli. Zédżer bél i kiinc. - To je prôwda, co të gôdôsz. Jô téż wö pamiataja öd iks lat. Stôri jô ju jem, ale on je jesz starszi. - Cëchö! Jô slëchaja! - Jo, ön chödzy. To le blós mie sa zdôwô, że ön je skażony. - Të jes dzysô markotny! Jes të chöri? - rzek Édi. - Chöri, chöri... kö jô jem stôri. A to mie böli nade wszëtkö! To nie je prôwda, że na starosc sa człowiek odpocznie, przemësli wszëtkô, uceszi..., że nim ta biôlô przindze, je spełniony a zadowolony. To nie je prôwda. - Të le wzérôj a wnet pudze na użartó Hanka. - Żebë człowiek miôl blós jedna ucecha: użartó Hanka, to nie je do pömëszleniô. Smrodnica jedna, wić dobrze, że jô na nia żdaja, a tej to léze ód nëch parulców a smrodzy mie kol ókna. - Ona doch nie wić, że të ja widzysz? - Wić dobrze, bó jesz tak nym slôdka pótrząsó, jakbë mie chcą rzec: Kuszni mie w rzëc! - A jô mëslôl, że të ten szpört mósz za darmo. - Ta użartó Hanka czedës do mie przëlazła a sa spita, czë jô bë sa z nią nie ożenił. Na co jô ji rzek, że ona je za swiniarskô i że taczć bialczi mie nie interesëją. Za to ona mô taczi górz. Czasa je tak, że ona ne swoje fidżi tu óstawi, ale rzeka cë, że tam ni ma na co zdrzec. Swiniarsczć to je, swiniarsczć... i dobrze, że jô sa z nią nie ożenił, bó chto bë nen smród zlëdôl! - A të mëslisz, Agmunie, że më lepi wóniómë? - Jó sa mëja, a nie wićm, jak z tobą, bó jo z tobą nie spia! - Widzysz, të sa zaró tak zjeżisz a je pó gódce. Żebë të nie bél taczi frëch, tej ma dwaji bë mielë lepi! A tak dwóch stôrëch kawalerów sedzy w jedny jizdebce a żdże na urz-nioną Hanka. - Kó jó nie wiedzol, że të téż na nia czekósz? - Tak mie sa le blós rzekło, żebë cë bëlo weselni. - Mie weselni nie darwô bëc! Të sa le martwi ó se! A mie dój póku! - Gdze je na Kajtkówó z nym pólnia? Nie je to ju dwanóstó? Kó jó jem głodny! - Të doch ledwó co jôd frisztëk! Do dwanósti jesz dwie gódzënë. - Co za czasë? Nicht sa wicy nie spieszi! Kóżdi le lang-sam, langsam... A jak jó bél mlodi, tej jó sa nie móg obrobić. To szlo dërch chutkó; a to, a no, a tamto, a jesz tam i tam... Czas nëkôl jak öglëpiali, że to jaż wszëtkö trzeszcza. A pie-niadzy kuli jó miól... Brace, nie pógódósz. A terô zdrzë! Stóró jó jem gadzëna. Wszëtkó mie długo waró: óblókanić, zeblókanić a golenie... Wszëtkó z pótów lecy. A jak to ju zrobisz, tej to jesz nie je tak, jak bëc powinno. A to doch bëlo wiedno jinaczi: chutkó, dobrze, na ruksa i dali. A jesz wszëtkö rakama robione: draszowanié, gnojë wërzucanié, żniwa, wrëczi... Në chto bë to dzys robił? Ny lëdze są za słabi. Oni le sa za krziże złapią a narzekają, że bóli w puklu, że za cażkó... mie też bola, ale jó na se nie dól. Le sa zapiar a bëlo pó wszëtczim. - Dzysó są mądrzćszi, bó sa szónëją. - Mądrzćszi? Zgnilszi! Wszëtkó mają! Co le dësza zapragnie! To le te auta zbrząkwią a óni jadą w ta i we wta, tam i nazód. A tej, że są midëch, że lëpë bólą, że ni mają czasë... Kó gdze jó narzćkól! Mie wiele razy leb bólól, ale jó nie dól na se. Wszëtkó zrobił a jesz miól czas sa lezc do tewó czë newó pogadać, bó lëdze czedës chatno ze sobą gôdalë. A dzysó... Në rzeczë? Chto kól nas bel óstatno? - Kajtkówó! - Kajtkówó sa nie liczi. Ona je kóżdi dzćń, bó ji gmina za te pólnia do nas płacy. Ale chto bel jiny? Tak prosto, chto przëszed a sa sód i rzek, jak je dobrze przinc a so pogadać. Widzysz, nicht! „Taczć żëcé" - óni gódają! A tero wez mie z drodżi ne swoje ksążczi, bó sa przez nie öbrócëc ni móga przë nëch swójich palëcach! A tak rzecze mie richtich, co të tam czëtôsz? Calé żëcé të czëtôsz! Cëż tam je taczćwó, co bë móg czëtac calć żëcé!? - Tuje żëcć! - A jó mëslôl, że żëcć je w ti jizbie, a nić w përzna papiora namazgrónć. - Bo të sa nie znósz! Jó bćl profesor na uniwersyte-ce. Baro sa ze mną lëdze liczëlë. Widzysz të te diplomë? A nôdgrodë? Ödjimczi? A chto stoji kól mie? Sóm prezydent. To je cos! Kuli to je wórt! - A tero jó widza zćdżer. - Të zós o nym sarnim! Mie sa wëdôwô, że të muszisz lezc do doktora, bo w ce sa co skażëlo. - Jó widza nen zćdżer, co nad kuchniową szpinią wisól. Ön bćl moli z kukuczką. Pamiatósz? - Jo, jó wićm! Kukuczka wëskakiwa za chutkó, a tej ni mógla wlezc bënë. Muter ja wiedno kórką wpicha, bó to bëlo za wësok, żebë sygnąc raką. Co za zćdżer? Pól dnia na wpichanić kukuczczi w luczka zeszło. A pamiatósz, jak cotka Lisa wiedno na świata przejeżdża, a muter le ta kukuczka ną szlorą upicha? A cotka góda: „Co to za wióldżi pajk, Ulkó, chódzy? A żebë të na ne świata newó pajka ni mia zabite?". Muter sa baro nerwowa, a cotka le swoje przez świata, ó pajku dërch gniotła. Nawetka czej spiéwa kóladë, tej słów ju nie zna przez na swója choroba a strzecha ó 32 POMERANIA LËTERATURA pajku: Lulajże pajku... To bél szpôrt. Co më sa nasmielë! A terô zdrzë, ö kukuczce nicht nie pamiatô. - Mie sa wëdôwô, że të jes stóny na stôré lata dzecynny? - A jó prawie sa to samô ö ce pömëszlôl! - Żebë mie nie bëlo ö nen rozmach, tej jô bë ce trzas w nen uczony lep. Ale jak jô podniosą jedna palëca, tej na ny drëdżi jô sa móga nie utrzëmac! Padna a sa nie zgrzebia! - Dôj póku, Agmunie, a sa usmij! To ce zrobi dobrze! - Të le blós chcesz spokój! Wiedno spokój! Tak czë tak, ale żebë bél spókój! Cali të! Nic wicy! A co të tam mósz dzysô wëczëtóné? Në rzeczë! - Kó ce doch to nie óbchódzy! Të le blós sa tak pitósz, żebë sa czas ce zminąn. Jó ce znaja! Te twoje umiżdżi. - Të mie znajesz? Të mie nie znajesz! Bo ce tak richtich ze mną nigdë nie bëlo! Czedë të bë miól mie póznac? Terô! Przez nen sztócëk! A chto, të wiész, chto jó jem richtich?! - Kó stóri pierdzel! - Të mie, Édi, nie nerwuj, bó mie zaró taczi górz chwótó! Jó bë cë móg letko co zrobić! - Të ju mie nic nie zrobisz! Të jes za strëszi! - Dój mie ju póku z ną staroscą! Tëli razy jó o ni dzysó czul, że chiba nigdë w żëcym mie jesz nicht ó ni tëli nie rzëgól! - Jó wëczëtôl, że jak chtos je moli a jemu robią psota, tej ón przez calé żëcé mësli blós ó tim, co jemu zrobilë, a nić ó tim, co mó abó bë móg miec. - To doch kóżdi na Kaszëbach wié! Tej të ódkril Ame-rika! Brace! Tewó nie darwó wëczëtac, bó jó to z malga wiém! Spalë ne ksążczi! Przënômni cos z nich bdze! A jó sa nie bda pótikól! A tak blós w drodze to mie leżi i sa ani nawrócëc, ani öbrócëc! Glëpstwa tam są! Tfuj! - Ten okaleczony człowiek - cygnąn Édi - cali czas je urzeszony w taczi klótce. Chcólbë wëlezc, ale ni móże! Je jak zamkli ptóch, chtëren nawetka nie wić, że móże latać. Taczé je żëcé! - Kó to je tak, jak na nasza kukuczka, chtërna nie wiedza, ó jaczi mó wëlezc z zćgra. Pólózowónć tejle nie są w stanie sa same naprawie! - Dokładnie! - Në tej pó co so głowa sëszëc a ó tim czëtac, jak to móże doswiadczëc! - Co të naróz nic nie gódósz? Cë sa co przëpómnalo? Më ju jesma w taczim wieku, że nie darwómë sa krëc przed sobą! - We mie też tejle pólózowalë! - rzek Agmun. - We mie kukuczka wërwalë! Édi, të wiész, czej to bëlo? - A dój póku! Czasë ni ma na gódanié! Më sa do pólnia muszimë przërëchtowac! - Të nie chcesz ó tim gadać? - Jó? Ö wszëtczim! A co? Je cë żól? - Wele, slëchój! Chtos klepie? Kajtkówó pólnić niese! Chcemë skunczëc, bó to je baro pluderijnć babsko! - Póchwólony Jezës Christus! - krzikna Kajtkówëch Malgósza tak głośno, że jaż Agmun sa wërzas. Chutkó splënąn i rzek: - Na psa urok! Kó róża bë wnet człowiek dostól ód newó póchwólenió! - Mëma mie z pólnia przësla. - A cos sa ji sta? Zachórza? - spitól sa Édi. - Nić, blós dzysó jó przeszła. Dzćwcza chutkó postawiło topë na stół i sa nawrócëlo pod dwićrze. Nic nie rzekło, żebë jich nie wëstraszëc drëdżi róz. „Muter bë mie zabiła, jakbë tu chtëren przez mie umar" - pómëslala i trzasna dwićrzama tak mocno, że krutop z żidka spód na déle i sa pótlëk. - To je frëch dzewus - rzek Agmun - jak ta stóró pludra! Kószla zdjató. Ta stóró dzys nie przëlazła, bó sa pewno öbrażëla za na zupa wrëkówą? - Pewno jo. - Ale sóm rzecze, kó to doch wrëkówi zupë nie przëpómina? - Ale tej të ni miol miec ji nic gódónć, a czej óna bë szla dodóm, tej më bë to mielë przez okno chilnioné, a bë bëlo pó wszëtczim - rzek Édi. - Móże jó bë ni miól nic rzeklć, ale na Kajtkówó mó nas często za glëpasëch dwóch stôrëch strëchów. Nawetka, mie sa wëdówó, że óna mësli, że më jesmë dzecynny. Tak wlćze i z nym póchwólenim, i zaró ó wojna sa pito. Munią krący i klatamë pótrząsó, że mie sa wëdówô, że óna mó wszë. Zaró sądnie do stolë i wszëtkó w ne pazurë bierze a przeklôdô. „A jak na ny wojnie bëlo?" - sa pitó a pólca le pó ny swóji móbilce szrëcëje, jakbë ja miól tam chto ócza-rzonć. Kó jó nóprzód mëslól, że to bëla taszlapa, bó taczi wid z ni szed na całą jizba. Jó sa jednak nie dół merkac, że sa nie znaja, a to dërch ji gwizda. Ona le pazura w jedną i drëgą strona, a to ódpówióda. Chlapie babskó czej mało! Nie rozmieje nic! Gôdómë, że na wojnie nas nie bëlo, a óna znowu: „A jak na ny wójnie bëlo?" Në kó swiati bë tewó nie strzimól! „A zupka wrëköwô wóm szmakó?" - Tewó jó ju nie zlëdôl! Rzek ji, co ó ny „zupce wrëkôwi" mëszla! - Temu óna dzysó nie przëlazła. Sa richtich óbrazëla -rzek Édi. - To sa trzeba wzyc w nacht a nieróz w jazëk ugrëzc, bó lëdze są eferlisz i sa zaró obrażą. Të muszisz jak w miesce: tam sa do se usmićwają a dobrćwó dnia żëczą. Nic w óczë, wszëtkô za plecama. Taczi spritny. Z wszëtczi-ma dobrze, a jak przindze co do czewó, tej óni ni mają czasë abó gdze sa spieszą, a tak ce zaprószają, a na geburstag POMERANIA 33 LETERATURA żëczą wszëtczégö dobréwö... Blós brace, jakbë të zdżinąn, tej öni nawetka tewö nie zauważą. To sa zwie „kulturalne czerowanie". - To sa zwie: „móm ce w rzëcy"! - rzek Agmun i zacząn wëjmöwac ne topë z pôlnia. - A terô zdrzë, co na febra mô nawarzone?! Pöznôsz të, co to je? Dój, chcema sa za-wiatowac! - To szmakô jak aferfloczi - rzek Édi. - Te môsz zabëté chiba, jak aferfloczi szmakają! To cos je, ale co? Dóm pół litra, jak wëzgódniesz?! - A skądka të bë miôl sznaps, stôri plesta. Kö të doch sa z jizbë nie rëszôsz. - A móm, bó brifce jô rzek, że bda miól góscy z daleka, tak ón przënios. Wząn drogo, bó so doliczil za ölér, ale jo jem zadowolony. - Kó të pólij mie téż! Mie sa bdze raźni jadło to polnie - rzek Édi. - Jak jô cë poleją jednéwó, tej të zaszmakósz a bdzesz cknąn za dredżim, a móże nawetka za jesz jednym, kó tej do mie bdze często malo. - I të jes brat?! Świnia! - znerwówól sa Édi i zacząn jesc zupa. - Wele... pój chutkó! Zdrzë! Chto to tam tak cësnie zdżati? Je to chłop cze białka? - Édi jaż pórëszôl gardiną. - Ooo to je ta? Në jak ji bëlo? Wicka Szefkówó. Ona jidze z smatórza ód chłopa. - Wicka? - jo nie pamiataja taczéwó miona we wsë -zamëslil sa Édi. - Nie pamiatósz, bó ona je grëpa lat ód nas młodszo. - Të pleszczesz! Öna ni móże bëc ód nas mlodszô! Öna je starszo! Jô doch widzól pó chodzę, jak ona ne szpérë cygna, jakbë na szrëcach jacha, a nen puczel... kó to je stôré babsko! - Nié, të sa milisz. Ona je blós tak umórdowónó. Jó ja sóm spótkól w żëce ób lato, czej jó stojól w ambonie a żdól na dzëka. Zdrza, a tam sa cos rëszô, jakbë sóren. Czej jó przëlożil flinta do oka, tej jó sa jaż urzas. Nóprzód jó sa mëslôl, że to dësza na pókuce za mną lazła, ale ó pórén-ku dësze doch sa nie szwendają! Tak jó zlóz z ny ambönë i pódszed do ni. Jo, richtich! Wicka. Wesok w cążi w zbożu sa skrëla. Drëża jak zajc. Cali nos mia we krwie. - Jó sa nie zdążëla nick na wiérzch chwacëc, bó tim raza ón bél chutszi niżlë jó, a na lëtewka, co jó ja wiedno na Wi-gónie trzimóm, chtos ukród! - ona rzekła i spuscëla głowa, jakbë to bëla ji wina, że óstatné dzeckó ón ji w brzëchu zabił. Jó ji dól moja jupa i rzek, żebë sa nie jiscëla, bó w ji stanie ni móże sa jiscëc. To bél lorbas ten ji Szefka. Wëso-czi, postawny, ale co z tewó, czej niebëlny jaczich malo. Tëch dzecy ón ji narobił grëpa, a sóm jezdzyl w oficerkach mótóra pó wsë i pódriwôl jiné bialczi. Spiti cali czas jak szewc. Lëdze sa smielë, a ón jezdzyl. Czej przechóda sa kol jich chëczów, tej kóżdi wiedzól, co tam sa dza. Tewó të nie ukrëjesz. To rëchli czë późni lëdze wëckną. - A ona nie szla do mëmë? - zajiscôl sa Édi. - Sztócëk tam bëlë, ale kó ten nie dôwôl jima żëc. „Jó wama czerwionéwó kura posła, jak Wicka nie przindze dodóm!" - wrzeszczól. Tak na stôrô ja ódprowadzëla i rzekła, że jesz nijak nie bëlo nijak. A to sa czedës skunczi. Ön sa zestarzeje... - A czedë to sa skunczëlo? - zacekawil sa Édi. - Në kó czësto niedówno. Jô doch cë rzek, że ona ze smatórza lazła. Ön je umarli móże jaczi rok temu. Nipócy bél ji do kunca. Ale ona jakbë sa do tewó przënacëla. Mia taczé smutné óczë. Jó jesz taczich óczi ni móm widzóné; czësto szaré, bez żëcó. Jakbë w ni nie bëlo dëszë. A to sa zaró póznó, jak mają trafione, czë one są wiesolé, czë nié. - Të sa dzywisz? - zajiscól sa Édi - co to muszôl bëc za stwór! - Jó ja róz widzól, jak ona szla na Czórną Głowa do swóji mëmë, bó ta mócno zachórza. Szla w taczim futrze i sa nawetka póchwôlëla, że to ji z Americzi przëslalë. Lëdze we wsë gódalë, że to je z jaczis stóri kózë, bó to często wëpiarté bëlo, ale ona sa z tewó nic nie robiła. Nosëla to, jakbë to bëla nólepszó rzecz na świece, jaką óna blós mogła dostać. Czë to bëlo z kózë? Jó nie wiém. Ale to nie wëzdrza za niczim. Öna w tim bëla jesz marniészô niż tak, czej chó-dzëla w stórim mantlu. Bó to ja całą jakbë mia pólkle. Blós widzec bél Wicczin lep i nodżi, a reszta sama szersc. Ten marny Szefka ji to późni pódar i na gnój wërzucyl, bó lëdze sa z niewó wëszczérzalë, że ón z kózą sa smuli. - To bëlo lëchó z jewó stronę! Taczi wa tu jesta! To muszi bëc tak, jak wama sa widzy, a nić jak ktos sa w tim czëje! -rzek Édi i szed czëtac ksążczi. - Édi! Të tak rzek, jakbë të nie bél stądka! Jakbë të bél cëzy. Öd jinech, lepszich lëdzy. A sóm zdrzë, gdze të sa nalôz? Jak cë wszëtkó tu tak przeszkôdzô, tej czemu të nie óstôl w miesce? - spitôl sa sziderczo Agmun. - W miesce të bë miól wicy do rozprôwianiô z nyma uczalima. Wa bë doch mia wiedno ó czim pógadac; o nëch Frojdach, Deridach i Lacanach, co të mie leb nima sëszisz ód downa. A tak widzysz? Jó nick z tëch twój ich mądrosców nie rozmieja, a jak jó cë gódóm, co jó ó tim mëszla, tej të sa z mie smiejesz. - Żebë człowiek wiedzól to, co wie dzysó, tej to bélbë sa jinaczi zarëchtowól! Chóc bélbë sa ożenił, a tero miól do kogo jachac! - rzek Édi. - Ale jó doch nigdë ni miól czasë. Mie sa wëdówa, że to wszëtkó, co dobré, to jesz przindze, że jó jesz jem mlodi i ze wszëtczim zdąża. A tu zdrzë! To le sa człowiek nie óbrócy, a ju je strëszi. Wszëtkó jidze mii pómalë. Mierzy gó to, że sa ni móże z tim pöradzëc. Lëdze mają ce gdzes, bó są zajati sobą. Z pótów lecą topë, a szpérë dërch sa plączą, jakbë kóżdó bëla z jinszéwö partu. - Teró cëchó! Sztël! Jó slëchaja, czë nen zédżer dobrze chódzy. Tikó ón? Czëjesz të gó? Bó mie sa zdówó, że ón sa skazyl! - niecerplëwil sa Agmun i slëchôl. - Co të sa newó zégra uczepił dzysó? Môsz të gorączka? - Tëli zós czekac na na chlapią Kajtkówą. Tëli gódzënów. Tekst ôstôł napisóny w bëlacczim dialekce kaszëbsczégo jazëka KRISTINA LÉWNA 34 POMERANIA EDUKACYJNY DODÔWK DO„PÓMERANH", NR 2 (104), GROMICZNIK2017 StanLitów Trimark klwië 71/-1/7 ôpódleczny izkôtë IWôzadze Je dobrze, ale z rodzëznąje wiedno nMepi Nôwôżniészô w uczenim kaszëbsczégô jazëka je pamiac ô tim, że nôuka muszi bëc i spartaczono z codniową gôdką, i miec ôdbicé w naji kulturze. Rodzëzna mô wôrtnotë uniwersalne a téż môckô usadzone w kaszëbsczi tradicji. W wëzwëskóny do ti uczbë wiérzce (napisóny prawie do ni przez usôdzca) je pôkôzóny stereôtipôwi pôzdrzatk na rodzëzna i ji nôleżników. Równak w cygu uczbë je môżebné z dzecama rozwinąć ta téma i pôkazac téż jiné familie, taczé, w jaczich jich nôleżnicë ödgriwają mni stereotypowe abö czësto niestereôtipôwé role Céle uczbë Szköłownik: • uwôżno słëchô wiérztë pt. „Rodzëzna" czëtóny przez szkólnégö, pózni 1) ze słëchu i z pamiacë daje szëk tekstowi w stroficznym układze, 2) sóm poprawno czëtô nadczidniatą wiérzta, • przëbôcziwô pözwë nôleżników nôbiëższi ro-dzëznë (mëmka, tatk, starka, stark, sostra, brat), przëpörządköwuje jima: 1) tipiczné codniowé czin-noscë - w parłaczenim do wiérzte - warzi, jedze, uczi, kôrbi, czëszczi, broji, 2) jiné czinnoscë - w na-wiązanim do swöjégö doswiôdczeniégö i przërëch-towónëch przez szkólnégö zdaniów, 3) określenia czasu (przëczasniczi i przëmionowé wërażenia); • rozmieje, że köżdi nôleżnik rodzëznë je wôżny i mô swöja rola jeden dlô drëdżégö, jeden drëdżému möże pomagać, co parłaczi sa ze swiądą bezpieku w ro-dzëznie; w nawleczenim do metodów i förm robötë uczi sa ödpöwiedzalnotë za sebie i karno, co uswiądni jemu, że klasa téż möże bëc môłą rodzëzną. Metodë i förmë robötë • kôrbienié z całą klasą pôd czerënka szkölnégö i w kamach • robota nad znaczenim wërazu - metoda „pökôż, co to je" - z wëzwëskanim öbrôzków (znanköwniczi) i pantomimę (czasniczi), pöznôwanié znaczenia wërazu na spôdlim kontekstu • kompozycyjne czwiczenia na teksce wiérztë, robota w kamach - porządkowanie zdaniów Didakticzné strzodczi • - öbrôzczi (nôleżnicë rodzëznë) i odpowiadające jim kôrtczi z wërazama (bilietë z pozwama czinnoscë) • - dwuwersë wiérztë do pöskłôdaniô i zdania do pôskłôdaniô w kamach • - szpëla kôrt z ökreslenim czasu Bibliografio S. Frymark, Rodzëzna M. Komorowska, Metodyka nauczania języków obcych (rozdziały: Nauczanie rozumienia za słuchu, Nauczanie czytania ze zrozumieniem),Warszawa 2005, s. 174-194. J. Perszon, Kaszubi. Tożsamość. Rodzina, ZKP, Gdańsk 2015, s. 187. J. Pomierska, Język kaszubski" w kształceniu sprawności językowej ucznia w szkole podstawowej i gimnazjum, w: Edukacja kaszubska. Tradycje, aktualność, perspektywy, praca monograficzna pod red. A. Kuik-Kalinowskiej i D. Kalinowskiego, ZGZKP i AP w Słupsku, Słupsk - Gdańsk 2012, s. 79-92 NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (104), D0DÔWK DO „POMERANII" KLASËIV-VISPÖDLECZNY SZKÖŁË CYG UCZBË DZÉL WSTAPNY Czwiczenié 1 • Szkólny ze szköłownikama przë tôflë, dze wiszą ma-lënczi. Ôbôczta tuwô, na tôflë wiszą malënczi. Jak mëslita, chto to je i co öni robią? (Szkólny prowadzy gódka tak, bë wszëtczé malënczi bëłë rozpöznóné i nazwóné jak tuwö: mëmka dzysô warzi/ tatk jedze auta/ starka wôlno jidze/ stark wiele czëtô/ sostra wiedno czëszczi / bracyszk wcyg broji [möże dodac rëchë rakama = pokazywanie czinnoscë], na tôflë szkólny zapisëje öbczas gôdczi, abö są zapisóne wczasni, nazwë nôleżników rodzëznë: mëmka, tatk, starka, stark, sostra, bracyszk). • Szkólny wëjimô kôrtczi z pözwama czinnoscë nôleżni-ków rodzëznë (warzi,jedze,jidze, czëtô, czëszczi, broji). Dopasëjta wërazë do malënków. warzi (mëmka), jedze (tatk), jidze (starka), czëtô (stark), czëszczi (sostra), broji (brat) • Ô czim badzemë dzysô gadac, pôwiedzta mie? Szkólny pödaje temat uczbë na tôflë: Wszadze je dobrze, ale z rodzëzną je wiedno nôlepi. DZÉL ROZWIJNY Czwiczenié 2 • Szkólny rôczi szköłowników, cobë sadnąc, i czëtô wiérzta. Uczeń słëchô, nie widzy tekstu. Terô jô wama przeczëtóm wiérzta pt. „Rodzëzna". Słëchôjta uwôżno. Jak wiérzta sa skuńczi, pôwiéta, wiele je bohaterów w ti wiérzce i co ôni robią. Rodzëzna Mëmka leno warzi, warzi... Co nóm dzysó tu uwarzi? A jak më ju jestku zjémë, Wszëtczé statczi pömëjemë. Tatk ju chutkó jedze, jedze, do robötë wczas zajedze. Jegö dëtk zapłacy wszëtkö, Uczëc sa badzemë letkö. Starka wolno jidze, jidze, Czasto do kaplëcë jidze. Za nas badze sa mödlëła, Wiezemë ja do kóscoła. Stark sedzy, czëtô, czëtô Co téż dzysô nóm wëczëtô? Badze nóm pôwiôstka gadac, Më badzemë bëlno słëchac. Sostra starszô czëszczi, czëszczi, całi dodóm nóm wëczëszczi. Badze mógła mie pökazac, jak móm w jizbie pörządk trzëmac. Bracyszk młodszi broji, broji, za sto złotëch dzys nabroji. Ale jó ju wiém, jak jegö öduczëc wszëtczégö złégó. NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (104), DODÔWK D0„PÔMERANH" KLASËIV-VISPÖDLECZNY SZKÔŁË • Pö przeczëtanim wiérztë szkólny gôdô z uczniama. Pôwiédzta, wiele mómë bohaterów w ti wiérzce? (6). Co ôn/ óna robi?.... Czwiczenié 3 • Szkólny dôwô köżdi pôrze szköłowników wiérzta pócatą pö dwa wersë. Ôbôczta! Wiérzta sa rozlecoło. Ale wa ja ju znajeta i na gwës badzeta môglë ja poskładać. • Prôca w pôrach. • Przeczëtómë jesz rôz. Sprôwdzta swöje tekstë. Szkólny i/abö szköłownicë czëtają jesz rôz (je czas na sprôwdzenié, czë uczniowie poprawno wëmôwiają i ak-centëją). Czwiczenié 4 Roböta w kamach. Szkólny daje dzecóm kuwertë z pócatima zdaniama, bë mögłë je poskładać i tak nalezc wiacy czasników / słowiznë do öpöwiôdaniô, co chto robi. Pöcaté zdania mëmka warzi zawózy do szkôłë piecze torta tatk jedze do robôtë uczi robôtë daje nóm taszidëtk naprôwiô starka uczi sa môdlëc widzę bierze pële Mëmka dzeń w dzeń /zawözy mie /do szköłë. Mëmka coroczno /piecze torta /na möje urodzënë. Tatk daje nóm taszidëtk/ w kóżdi miesąc. Tatk wiedno naprôwiô / nasze auto. Starka ob zëma wiaze/ swétrë i strefie. Starka bierze pële /czile razë na dzeń. Stark daje nóm czasa /dobré radë. Stark wcyg /kôrbi ö pólitice. Sostra dërch / czeparzi sa przed zwiercadła. Sostra pôtikô sa/ z drëszkama co niedzela. Brat co soböta/ grô w bala. Brat ob całé dnie /grô na kómputrze. Czedë wszëtczé grëpë mają ułożone zdania szkólny pro-wadzy kórbiónka: Co jesz nôleżnicë rodzëznë môgą robie? Udbë zapisëje na tôflë pód óbrôzkama. (Bôczënk: Zapisóné na czerwono określenia czasu są óradzą do te, cobë nawlec do doswiódczenió ucznia, jak czasto dóną czinnosc wëkônëje; pójówiają sa jiné wëra-zë i wërażenia, np. czasto, nierôz, nierzôdkô, czasama, nié za czasto, le czasa, czasteczno, ôb swiato, nigdë). stark kôrbi ö pólitice /ó stôrëch dzejach daje nóm dobré radë sostra czëszczi można sa z nią bawić czeparzi sa pôtikô sa z drëszkama można sa z nim bawić graje w bala grô na kómputrze ZAKUNCZENIE Opowiedz, co robisz/ co tatk, mëma... robi w co dzeń/ co sobota... Kóżdi szkółownik za régą welëje ze szpëlë kôrt z ökreslenim czasu (przërëchtowóny przez szkolnego na spödlim czwiczeniô 4) jedna kôrta i ukłôdô z tim ökreslenim zdanié (np. Mëmka co sobóta/czasto piecze torta). Wôżnô je di-namika ödpöwiedzë. Móżebné je ustalëc zjiscërza czinnoscë. *Autor je sztudérą kaszëbsczi etnofilologii na Gduńsczim Uniwersytece, a scenarnik uczbë óstôł przërëchtowóny na zajacach z didakticzi pöd czerënka dr Justinë Pómiersczi. NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (104), DODÔWK DO „POMERANII" III Tekst Elżbieta Prëczköwskô, ôbrôzczi Joana Közlarskô KASZëBë SłAWNé JU JIDa! DOżDżë NA MIEL NIE ZABÔCZ WZąC SWÔUI TOUBë. BaDZE NAMA BRëłCÖWNÔ! ^TU Jô Ga u&ôDôł Z tCARNa SZTUDéRóW JÔMÔR ANIÔ". tëSLISZ. rŻE DADZą BADa? JAłC Nlé ÔNI, TEJ NICHT KESZENIEl KASZUBSKO POMORSKIE ra WITÓMë. W CZIM Më MÖŻEMë WAMA PÖMÔC? TO JE NASZE* ftCRBNO DO SPECOAL-MëCH ZADANIÓW. n TO vJE BëLNO: LE ZADANIé NIE MDZE LETCZé. DRëDżé ZADANlé JE JESZ DRa&SZé. DZaKA Tl SAMI Möcë MuSZITA STWôRZëC TACZ1 FILM Ô NASZI TATCZëZNIE, ŻE DO^TÓNIE ÔN Ô prawie mionowi dzeń. Czasa białczi piszą téż swöje „królewsczé" dnie. Kaladórze są różnisté: môłé do taszczi, z wëzeblokłima bezsromötnicama do autołowégö warsztatu a profesorsczi szuflôdë, lëstczi do mieszka a wiôldżé gromë dlô urzadowëch, dze köżdi dzeń mô swója wiôlgą strona z gödzënoma przëjacô. Są w kaladôrzach cekawé wiadła: wiele je kilometrów z Czeczewa do Singapuru, jaką walutą nót płacëc w Pôlczënie, kuli je wôrt „Bóg zapłać" podług euro, przepisë na kuchë i jak wëtrëc muchë, jaczé są miarë skamżotnoscë w Bëtowie, a jaczé we Gduńsku, co je stolëcą Kaszëb (jaż trzë stronë bédën-ków) a jak uwarzëc zupa z dróta i zesadzëc z biedron-czi szópa. Bëlny kaladôrz mô blewiązka, jaką może midzë starnë założëc. Z kaladôrza w race człowiek wëzdrzi mądrzi, bo nibë, że mësli do przodku, planë-je. Je téż baro möżlëwé, że rozmieje taczi kaladórzo-miéwca pisać a czëtac. Öd biédë möże so kaladôrza wiater robie, czej je prawie hëc. Kömórczi abó móbilczi mają dzysdnia w se cëda. To nie je leno telefon do zwönieniô. Möże tam zwó-nic, piszące - esemesë. Möże wzerac, zwöniącë -ememes. Möże nagrëwac filmë, zwaczi. Ödjimczi robie. Grac. W internece sznëkrowac. Tam je taszlapa. Mapa, jak weprzińc ze sztopë w miesce a z rowu na wsë. Są melodie do słëchaniô. Kömórczi są môłé jak słëchulkal wikszé, co sa leno w paji miescą. Są z klapką, z ekrana do gëldzeniô pôlca a prosto z knąpkama. Różnofarwné. Dlô dzéwczat - różewé a złoté. Dlô knôpów - mödré, a dlô starszich chłopów - łësé. Trzimią je w taszce na piersy, na pasyku przë buksach, w mieszku na szëj i... Są taczé, co mają budzyczi w se, co wibrëją, jazgölą, gwiżdżą, grają „Kaszëbsczé Nótë" a nawetka szczekają czë pieją jak kurón. Nie jem gwës, ale zdôwô mie sa, że niejedne téż mogą prac strefie, płatować tôflôczi a łowić rëbë w błotku... Mają one jedną fela: czasto głośno zwönią w lëchim placu abó czasu. Öbczas kôzaniô na mszë, przë roz-kölibie miłosnëch jigrów, czej ópócuszku chcemë wró-cëc ö pierszi reno, na uczbie, na kóncerce, nawetka na pogrzebie... Colemało tako trąba nie potrafi tegö tedë wëłączëc. Dobrze jesz, czej z tim wińdze. Górzi jak taczi wszón czë wszónka ödbiérô i głośno mówi: ni móga tero gadać, bo jem w muzeum we Wejrowie na Zetka-niach z muzyką Kaszëb... Në i muszi w taczim statku bateria ładować... Trzecé „k" - to komputer. Może on bëc zatacony téż w drëdżim „k" - komórce. W drëdżim a trzecym „k" - na gwës nalézeta téż pierszé „k" - kaladôrz. W kómputrze je ju czësto wszëtkó. I téż bez sztrómu ani muk. Ale nôgórszi z kómputrowëch flaków to je internet. Ö nim sarnim mógł bë niejeden felieton naskriblëc. Ale nié dzysô. Kómputrë są stacjonarne (do stolika przërzeszoné), w tabletach, laptopach, palmtopach, notbukach, ebukach a jinëch - topach i - bukach. Do robótë i zabawę. Ökróm telewizje -nôwikszi dzysdniowi kradélcowie czasu. Szło to bë bez tëch trzech „k" żëc? Leno cobë zegar béł. Ö niedzelë człowiek bë sa domëslôł. O światach téż, bo w krómach jinaczi bë okna wëz-drzałë. To, co bë miało sa stac - bë sa prosto stówa-ło. Po nocë przëchôdôł bë dzeń. Po zymku lato. Żód-nëch telefonów. Żódnëch mejlów. Żódnëch kórtków z kaladórza. Bezpiek swiati. Z cywilizacją za dôką zabôczeniô... TÓMKFÓPKA Szło to bë bez tëch trzech „k" żëc? Leno cobë zégar béł. Ö niedzelë człowiek bë sa domëslôł. Ö światach téż, bö w krómach jinaczi bë ökna wëzdrzałë. POMERANIA 67 Z BUTNA PËLCKOWSCZI ZJOZD KLAPETNIKOW Nen brifka, purtk przegrzeszony, sztël sedzy, czas nëkô jak óbarchniałi, a më ju dôwno mielë óbgadac nają pierszą wiôlgą impreza w Roku Pëlcköwa. Wiera móga warna ju zdradzëc, że mdze to Pierszi Öglowöpëlcköwsczi Zjôzd Pludrów a Klapétników -zéndzenié, dze mdze mógł klapama sa pódzelëc, kla-pów pösłëchac a klapë w wikszim karnie rozkósce-rzac. Në, rzeczëta, bëlnô udba, në nié? Tak co jesz nie bëło, a nama zanôlégô bëc öriginalnyma. Brifka jakno nôbëlniészi i nôbarżi doswiôdczony klapzdroch w najim, zapadłim na zbërku świata PëIckowie miôł Zjôzd ótemknąc, puszczające w lëft pierszą klapa. Miôł téż nen kuńda załatwić kol proboszcza pluderkasta, żebë ti sro- _ mający sa głośno gadać, mielë leżnosc bez ne krôt-czi swöje klapë jinszima lëdzama, ópócuszku, pö-wiedzec. Równak terôzka nie wiém - mdze nen Zjôzd czë nié? Kö niech nen, co to mô wëmëszloné, kol tego robi! Temu wzął jem - a do brifczi zazwónił. Drëch, jem tegö gwës, chöc czuł zwónk, nie ödbiérôł. Dopierze za czwiôrtim raza, kole wieczora, ödebrôł połączenie. - Haló - riknął brifka w słëchówka, a czëc bëło, że głos mô taczi jaczis pödskôcony. - Klaperdina stina - pödôł jem hasło, kö më sa ugôdelë, że do czasu, jak Zjazdu na tip-top nie zrëchtëjemë, mdzemë kóńtaktowac sa ze sobą jak naju krajewi pöliticë, to je tak, żebë naju gôdka wë-zdrzała za mądrą, równak, żebë ji nicht nie rozmiół. - Chto gôdô? - krziknął. Në jo, miôł ön doch ödrzeknąc „kiapétnica rica", ale pewno ju zabéł, jak më to mielë wëmëszloné. - To jô - prosto, bo co jô miôł w taczi sytuacji zrobić, przedstawił jem sa. - Ach të - wëjiknął, a tej dodôł: - Możesz późni zazwönic? Jô terôzka móm wôżną sprawa do załatwienie). - Nie pleszczë, jak të ödebrôł, tej możesz gadać -odrzekł jem kąsk znerwówóny. -Terô nié, kö jô jem prawie w muzeum - jąknął. - Jaczim muzeum? Ob wieczór? - zadzëwöwôł jem sa, tec brifka do negó kulturalnego karna lëdzy chó-dzącëch pó muzeach nie słëchôł. - W Miesce w muzeum, móm biliet za 100 dëtków wëkupioné, tej musza w nim sedzec - wëdolmacził. - Za 100 dëtków? A wiele to je? - spitôł jem sa czekawi wôrtnoscë naji walutę. - Nie wiém, pewno wiele, ko sygło na biliet, co je wóżny ób całi rok. Sedza w nym muzeum, żebë mie nie przepadło. - Zjôzd nama przepadnie - przëbôcził jem o najim projekce. - Terózka nick nie zrobią, jem bańkrut. Wszëtczé dëtczi mają mie moje lorbasë wzaté - brika wzdichnął do słëchôwczi. - Gadôj rozëmni! - terô jô riknął. - - Nie wrzeszczë, lepi pó- W „Pëlcköwsczi mëslë'co zrobic'żebë jô 58 z tego muzeum wëdostôł -geszeft Z dzecama rzekł zajisconym głosa brifka. grómë. Wiesz, jak to - Co zrobić? Prosto wële- wcygô? (...) co to je zë z negô mClzeC,m a iedzë dodóm! za fejno jigra. - Kojo jem doma! _ Nié, tego ju bëło za wiele I - Doma? Rzecze mie prówda, co të robisz!? - Graja - odrzekł prosto brifka. - Grajesz?! W co? - purtk sa bawi, a jô jiszcza sa o naju Zjôzd! - W „Pëlcköwsczi geszeft" z dzecama grómë. Wiész, jak to wcygô? Më ju z mójima lorbasama mómë stopiaedzesątą ruńda zaczaté. Jô cë gódaja, co to je za fejnó jigra. Możesz so budińczi, göspödë a hótelë kupiac. Në prawie jak më kol tego jesmë, czuł të, że naju leśny mdze w lese hötel budowół a grëbé dëtczi na nim zarôbiôł? Szôłtëska mie to powiodą... - Chłopie, to doch są le zwëczajné klapë! - chcą mie sa ju płakać. - Klapë? Jo, klapë! - brifka zasmiół sa głośno, a czej sa uspókójił, uroczësto rzekł: - Ögłosziwóm Pierszi Öglowópëlckówsczi Zjózd Pludrów a Klapétni-ków za ótemkłi. W słëchôwce dało sa le czëc „kupiwóm hotel w Bëtowie" ë brifka sa rozłącził. Tej co, przëjedzeta na Zjózd? Serdeczno rócza. Na gwës mdzemë sa baro dobrze bawilë. Leno nie wiém, czë do te czasu brifka z negó muzeum wëléze... 68 POMERANIA a Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina w Gdańsku instytucja kultury , _ _ ^rekto:.' samorządu Prof- Roman Perucki województwa Dyrektor Artystyczny Orkiestry PFB pomorskiego Ernst van Tiel LUTY 2017 | 2^6%T7 03/02 PIĄTEK 19:00 MARZĘ O WIOŚNIE Massimiliano Caldi - dyrygent Klaudiusz Baran - akordeon Orkiestra Symfoniczna PFB Rossini - Uwertura „La Cenerentola" („Kopciuszek"), Repnikow - Koncert Nr 3, Schumann I Symfonia B-dur „Wiosenna" op. 38 11/02/2017 SOBOTA 19:00 17/02/2017 PIĄTEK 19:00 VI BAL GDAŃSKI - KRZYSZTOF HERDZIN - STRING BIG BAND Orkiestra Sinfonia Viva Atom String Ouartet: Dawid Lubowicz, Mateusz Smoczyński - skrzypce, Marcin Stefaniuk - altówka, Krzysztof Lenczowski - wiolonczela Krzysztof Herdzin - dyrygent gościnnie: Nika Lubowicz - wokal, Robert Kubiszyn - kontrabas Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie M.in.: Joe Garland/Andy Razaf - „In the Mood", Ellington - „Satin Doli", Desmond - „Take Five", Rodgers/ Hart - „Blue Moon" Magiczna noc z orkiestrą smyczkową zaklętą w big band 04/02 SOBOTA 19:00 V BAL GDAŃSKI Królewska Orkiestra Salonowa Natalia Walewska - skrzypce, prowadzenie orkiestry Julia Iwaszkiewicz - sopran Marcin Pomykała tenor Witalij Wydra - tenor Zespół Taneczny RAPSODIA - przygotowanie Beata Stoppa Barbara Żurowska-Sutt - opracowanie i prowadzenie koncertu W programie usłyszymy „hity" muzyki wokalnej i instrumentalnej - arie operowe i operetkowe. Będzie to pełne brawury i humoru wielkie muzyczne show z udziałem pary tanecznej. Poczuj się jak na królewskim dworze podczas balu na Ołowiance! 12/02 NIEDZIELA 17:00 KONCERT WALENTYNKOWY - ROBY LAKATOS Roby Lakatos - skrzypce, dyrygent Orkiestra Symfoniczna PFB Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie M.IN. Monti - „Czardasz", Bock - „Skrzypek na dachu", melodia tradycyjna - „l've Met You/ Mama", Williams - „Lista Schindlera" 05/02 NIEDZIELA 18:00 Z CYKLU „MISTRZOWSKIE RECITALE". ORGANOWY MAJESTAT - LIGHT OF STONE Svetlana Berezhnaya organy Piotr Nikiforoff - skrzypce M.in.: Schubert - „Serenada", „Moment muzyczny", „Ave Maria" Schnittke - Suita w dawnym stylu Kreisler - March Miniaturę Viennoise KONCERTY EDUKACYJNE. Z KRÓLEWSKICH DWORÓW DO DYSKOTEKI Gdańska Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa Zespół Taneczny RAPSODIA Beata Stoppa - choreografia Zespół Standard Acoustic, Wojciech Wiśniewski -instr. klawiszowy, akordeon, vocal Marek Horewicz - trąbka, Kazimierz Milewski - klarnet, saksofony Jerzy Jaskulski - gitara elektryczna, vocal Jędrzej Jakubowski - instrumenty perkusyjne Barbara Żurowska-Sutt, opracowanie i prowadzenie koncertów Zapraszamy Was na interesujący pokaz tańców w stylowych kostiumach od XVIII wieku do dziś -będzie to istna karnawałowa rewia! Młodzi melomani poznają podstawowe kroki tańców dworskich takich jak menuet, gawot, walc, a także poloneza, mazura i polki i rozrywkowych tańców współczesnych. w LATYNOSKICH RYTMACH José Maria Florëncio - dyrygent Anna Mikołajczyk-Niewiedział - sopran Orkiestra Symfoniczna PFB Guerra-Peixe - Tributo a Portinari Villa-Lobos - Bachanas Brasileiras nr 5 Ginastera - Panambi z Suity z baletu „Panambi" Tryptyk symfoniczny „Ollantay" op. 17, Suita z baletu „Estansias" 18/02/2017 SOBOTA 19:00 VII BAL GDAŃSKI - SAWARS TANGO OROUESTA. JAK ZA DAWNYCH LAT Anna Wandtke - skrzypce Magda Navarette - wokal Hadrian Tabęcki - fortepian Grzegorz Bożewicz - bandoneon Sebastian Wypych - kontrabas i kierownictwo artystyczne Piotr Malicki - gitara oraz gość specjalny Anna Iberszer i Jakub Korczewski - para mistrzów tanga Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie M.IN.: Piazzolla, Ferrer - Chiqulin de Bachin, Petersburski, Friedwald - To ostatnia niedziela, Rodriguez - La Cumparsita j j j l-g'M MUZYKA FILMOWA WOJCIECHA KILARA. ANDRZEJ WAJDA IN MEMORIAM Jerzy Maksymiuk - dyrygent Orkiestra Symfoniczna PFB Konrad Mielnik - prowadzenie M.IN.: Muzyka z filmów „Ziemia obiecana" „Zemsta", „Trędowata", „Drakula", polonez z filmu "Pan Tadeusz" 25/02/2017 SOBOTA 19:00 VIII BAL GDAŃSKI - VIVO AMORE. NAJPIĘKNIEJSZE DUETY I PIEŚNI O MIŁOŚCI Bogusław Morka - tenor Iwona Kaczmarek - sopran Orkiestra Kameralna Alla Breve Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie W programie pieśni, piosenki i duety miłosne, m.in. „Besame Mucho", „Love Story", „El Condor Pasa", „Moonriver", „Usta milczą, dusza śpiewa" Nie masz pomysłu na prezent? Spraw swoim bliskim... UPOMINEK Z NUTĄ KULTURY! Najlepszy muzyczny prezent w Trójmieście! Doładuj kartę za minimum 25 zł, a wybór koncertu pozostaw obdarowanemu. Karta podarunkowa do nabycia w kasach PFB na Ołowiance. Regulamin karty na www.filharmonia.gda.pl WYDARZENIA IMPRESARYJNE 6/02 PONIEDZIAŁEK 17:30 I 20:15 SIOSTRUNIE BEATA RYBOTYCKA I JACEK WÓJCICKI 14/02 WTOREK 19:00 MIETEK SZCZESNIAK - „NIERÓWNI" BROADWAY EXCLUSIVE 28/02 WTOREK 19:00 YARIUS MANX I KASIA STANKIEWICZ WWW.FILHARMONIA.GDA.PL • BILETY@FILHARMONIA.GDA.PL • TEL. 58 320 62 62 • TEL. 58 323 83 62 • WWW.FACEBOOK.COM/FILHARMONIA KUP BILET www.bilety24.pl i wydrukuj na domowej drukarce, w kasach biletowych PFB Gdańsk, Ołowianka 1, w Biurze Podróży „Barkost" Gdynia, Świętojańska 100 Dyrekcja zastrzega sobie prawo do zmian w programie v?eDF EBB> l^§^lłËyi£l v - WIADOMOŚCI TWOia Gazeta,, w h e Together Batycki trójmiasto pl . LIVE&TRAVEL |g © Energa Mikoajcyzk- http://www.filharmonia.gda.pl MUZEUM MIASTA GDYNI ~;ts IBCT3I HISTORIA Radio Gdańsk JÔgęthcj' trójmiastami