CENA 5,00 zł (w tym 5%VAT) NR 1 (505) styczeń 2017 m ROK JÓZEFA CHEŁMOWSKIEGO 977023890490601 ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE Rusza trzecia edycja letniej szkoły języka i kultury kaszubskiej Letnia szkoła języka to nauka języka kaszubskiego pod okiem profesjonalnej kadry, ale również niepowtarzalne doświadczenie żywej kaszubskiej kultury, możliwe dzięki atrakcyjnym wspólnym wyjazdom do okolicznych miejscowości, uczestniczeniu w najważniejszych imprezach kulturalnych, wynikających z kaszubskiego kalendarza obrzędowego. Kurs jest połączeniem wiedzy teoretycznej z praktycznym doświadczeniem. Oferujemy Państwu: - Część teoretyczną w systemie stacjonarnym (60 godzin lekcyjnych, w tym 50 godzin zajęć z gramatyki i ortografii języka kaszubskiego i 10 godzin z historii, kultury, sztuki i regionalizmu); - Część warsztatowo - praktyczną (60 godzin lekcyjnych wyjazdów studyjnych z kaszubskojęzycznym przewodnikiem do miejsc utrwalonych w literaturze kaszubskiej). Uczestnicy kursu zakwaterowani będą w obiektach położonych w malowniczej Szwajcarii Kaszubskiej. Cena: 1000 zł Miejsce kursu: Wieżyca - Szymbark Termin: 26 czerwca - 9 lipca 2017 Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie www.kaszubi.pl POMERANIA Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego Ministerstwo fjp Spraw Wewnętrznych & i Administracji WOJEWODZTWO POMORSKIE W NUMERZE: 3 Stawiam na pracę zespołową Z prof. Edmundem Wittbrodtem, prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, rozmawiał Sławomir Lewandowski 6 Welacje i diskusje ô Zrzeszenim Red. 8 Zrzeszenie jako kategoria aksjologiczna Homilia wygłoszona przez ks. prof. Henryka Skorowskiego w dniu XX Walnego Zjazdu Delegatów ZKP 12 Drogi do Instytutu Kaszubskiego - Instytut Kaszubski w drodze Z dr Miłosławą Borzyszkowską-Szewczyk i dr. Tomaszem Rembalskim, wiceprezeską i sekretarzem Instytutu Kaszubskiego, rozmawiała Bogumiła Cirocka 17 Chcą sami pisać historia DM 18 Rewolucjo w mëslenim ö kaszëbiznie? Debata „Pomeranii" i Radia Gdańsk ö kaszëbsczi młodzëznie z ji przedstôwcama: Roberta Grotha, Antonim Prëczköwsczim i Dorotą Miszewską 22 Czekając na nową S6 Sławomir Lewandowski 24 Polemika: 66 Kaszubski Marian Hirsz 25 Odpowiedź na polemikę. Dysponujemy niepewnymi źródłami Tomasz Szymański 27 Tomasz Chełmińsld - legendarny iluzjonista Kazimierz Jaruszewski 28 Gawędy o ludziach i książkach. Myśleć o Temopilach? Stanisław Salmonowicz 30 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dz. 9) Słôwk Förmella 32 Marzenia dają siłę Z Bogumiłą Raulin przed jej wyprawą na Mount Winson na Antarktydzie rozmawiał Dariusz Majkowski NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 1(103) 35 Gdańsk mniej znany. Nowy Port 36 2016 - Rok prof. Gerata Labudë. Pôdrechôwanié (dzél 1) Tomôsz Fópka 38 Józef Chełmówsczi - patron 2017 roku. „Cëzé chwôlëta, swöjégö..." Felicjo Bôska-Börzëszköwskô 42 Czasopisma wydawane na Kaszubach po II wojnie światowej (cz. 1) Adam Łuczyński 44 Pamiętne dni. Jaszka i kozy Józef Ceynowa 46 Móm wëkônac misja, a nić sa widzec Z prawosławnym ksadza Mariusza Synaka gôdôł Dark Majkówsczi 47 Nowi méstrowie bëlnégô czëtaniô DM (na spódlim informacji Janinë Börchmann) 48 Z Kociewia. Z nadzieją w kolejny rok Maria Pająkowska-Kensik 49 Literatura. Orzeł Ryszard Ronczewski 50 Zrozumieć Mazury. Smętek Waldemar Mierzwa 52 Z południa. Nasze sześćdziesięciolecie Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Nasze szescdzesątlecé Kazmiérz Ôstrowsczi, tłóm. Iwóna Makurôt 54 Lektury 59 Najstarszy polski klub sportowy na Kaszubach Mateusz J. Schmidt 60 Stołem z Kociewia - Kazimierz Ickiewicz Red. 61 Klëka 66 Skrë wcyg sa pôlą Red. 66 Zachë ze stôri szafë. Zwönuszk RD 67 Sëchim paka uszłé. Żëczbë Tómk Fópka 68 Z butna. Rok Pëlcköwa Rómk Drzéżdżónk Marta Szagżdowicz POMERANIA STËCZNIK 2017 ( 4 ^ \ 1 ■BÉÉÉiAÉIIÉÉMfiiÉÉÉiÉIÉÉÉÉiÉfli Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28102018110000 0302 0129 3513, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2017 roku otrzymają jedną książkę do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/pre-numerata Od Redaktora Patronem roku 2017 w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim jest Józef Chełmowski, pochodzący z Brus-Jagli rzeźbiarz, malarz, konstruktor, filozof — twórca obdarzony niezwykłym talentem i wielkim wyczuciem formy, samouk. Ciekawy świata i żywo reagujący na to, co się wokoło dzieje, budził uznanie zarówno tzw. zwykłych miłośników sztuki, jak i profesorów akademickich. W styczniowej „Pomeranii" przypominamy zmarłego przed czterema laty artystę, którego będziemy w tym roku jeszcze wielokrotnie wspominali. 3 grudnia ubiegłego roku, podczas XX Walnego Zjazdu Delegatów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, wybrano nowego prezesa tej organizacji. Został nim pochodzący z Rumi prof. Edmund Wittbrodt, z którym rozmawiamy w tym numerze naszego pisma o misji, jakiej się podjął, i o celach, jakie zamierza osiągnąć podczas swojego prezesowania. W styczniowej „Pomeranii" również relacja z grudniowego zjazdu, którego owocem, oprócz wyboru nowego prezesa, była uchwała zjazdowa. Jej treść publikujemy na stronie 7. Przypominamy również homilię ks. prof. Henryka Sikorowskiego wygłoszoną w katedrze Oliwskiej podczas mszy świętej poprzedzającej XX Zjazd. Kolegium redakcyjne oraz redakcja „Pomeranii", jak co roku, wybrało łaureatów nagrody Skra Ormuzdowa. Już dzisiaj prezentujemy nazwiska wyróżnionych, a uroczyste wręczenie im dyplomów i okolicznościowych rzeźb odbędzie się na początku lutego. Mamy nowego patrona, nowego prezesa. Nowy jest również redaktor naczelny „Pomeranii" w mojej skromnej osobie. W miesięczniku zadebiutowałem 7 lat temu dzięki przychylności ówczesnego redaktora naczelnego Edmunda Szczesiaka. A dzięki życzliwości mojego poprzednika Dariusza Majkowskiego mogę dzisiaj zadebiutować w nowej roli. Dziękuję obu Redaktorom za zaufanie, jakim mnie obdarzyli. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Marika Jocz (Najô liczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Natalia Kłopotek-Główczewska, Iwona Makurat, Bożena Ugowska ZDJĘCIE NA OKŁADCE Krzysztof Krzempek WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11,83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. NASZE ROZMOWY STAWIAM NA PRACĘ ZESPOŁOWĄ Z prof. Edmundem Wittbrodtem, prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, rozmawiamy o stylu rządzenia Zrzeszeniem, zadaniach nowego Zarządu i programie na najbliższe lata. Jak się pan czuje jako nowy prezes Zrzeszenia Ka-szubsko-Pomorskiego? Emocje wyborcze już opadły i nadszedł czas wytężonej pracy Jestem na finiszu konstruowania Zarządu Głównego i wyboru wiceprezesów. W drugiej połowie stycznia odbędzie się posiedzenie Rady Naczelnej i dokonany zostanie wybór członków Zarządu. Od tego, kto się tam znajdzie, a potem dobrej wzajemnej współpracy zależeć będzie w głównej mierze efektywność mojej misji jako prezesa. Pana kandydaturę poparli delegaci ze wszystkich stron Pomorza... Bardzo mnie to ucieszyło, bo to tylko potwierdza, że moja wizja i pomysł na funkcjonowanie Zrzeszenia zyskały poparcie. Wygrała koncepcja, która łączy ludzi z różnych zakątków naszego regionu. Zrobię wszystko, żeby nie zawieść zaufania delegatów i członków Zrzeszenia. Jakiego stylu rządzenia możemy się spodziewać z pana strony? Moje doświadczenie uczy, że w pojedynkę człowiek niewiele może zrobić. Kto bierze na siebie wszystko albo zbyt wiele, bywa zapracowany, a efekty jego pracy niekoniecznie muszą być zadowalające. Stawiam na pracę zespołową, z pozostawieniem znacznej swobody współpracownikom - wiceprezesom i członkom Zarządu Głównego. Chciałbym, żebyśmy funkcjonowali trochę jak rząd, w którym każdy odpowiada za swój obszar. Wówczas można osiągnąć więcej. Ponadto pozostawienie pewnej swobody aktywizuje ludzi, każdy może się wykazać, odnieść swój sukces i mieć powód do satysfakcji. Mam zaufanie do ludzi, tylko trzeba ich dobrze dobrać, według kompetencji i zainteresowań. Oczywiste jest też, że muszą podzielać koncepcję działania Zrzeszenia, którą wybrała zdecydowana większość delegatów. Ma pan już konkretne kandydatury na członków Zarządu? Na tym etapie raczej myślę o zasadach doboru. Ważne są dla mnie kompetencje i cechy, jakie muszą posiadać kandydaci na członków Zarządu, aby efektywnie zrealizować to, co obiecałem. Chciałbym, aby członkowie ZKP ZRZESZE KASZUBSKO-P STËCZNIK2017 / POMERANIA 3 NASZE ROZMOWY Zarządu reprezentowali różne części Kaszub i Pomorza. Powinni to też być ludzie mający doświadczenie w obszarach, które są dla mnie ważne. Dotyczy to języka i kultury, edukacji regionalnej i edukacji obywatelskiej. Zależy mi na tym, aby również wiedzieli, co stanowi fundament Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego, o czym mówili nasi wielcy poprzednicy - o znaczeniu obywatelskości, samorządności, demokracji o wysokiej kulturze. Musimy nauczyć się rozmawiać ze sobą, dyskutować na argumenty, szukać wspólnych obszarów, co pomoże budować zaufanie i będzie stanowiło podstawę do dialogu. Deklaruje pan otwartość, współpracę ponad podziałami, które niestety widoczne są w Zrzeszeniu. Podziały w Zrzeszeniu istnieją, podobnie zresztą jak w całym naszym społeczeństwie. Wszyscy się różnimy i każdy ma swoje racje. To jest naturalne. Musimy rozmawiać i szukać porozumienia. Różnimy się poglądami, ale łączą nas wspólne cele - rozwój kulturowy i gospodarczy naszego regionu. Dlatego nie jest ważne, kto ma jakie poglądy polityczne, byle ten wspólny cel dominował. Przewiduje pan rozmowę ze swoim kontrkandydatem w wyborach na prezesa i włączenie go do współpracy? Jestem otwarty na współpracę z każdym. W Zrzeszeniu jest miejsce dla obu wizji. Jedynym warunkiem pozostaje wola współpracy, tak aby możliwe było skuteczne działanie. Zarząd i zespoły problemowe mają bardzo szeroki obszar działania. Potrzebna jest jednak wola współpracy w realizacji wybranej przez delegatów wizji. Czy widzi pan także miejsce dla byłego prezesa Łukasza Grzędzickiego? Ważna jest też kontynuacja. Dlatego chciałbym, aby w Zarządzie, obok nowych twarzy, były osoby z doświadczeniem, którego nie można odmówić Łukaszowi Grzędzickiemu. Szkoda byłoby zmarnować taki potencjał. Myślę także o innych ludziach, którzy tę kontynuację zapewnią. Podczas pierwszego posiedzenia Rady Naczelnej zamierzam zacząć od sformułowania ogólnych cech i kompetencji, jakie powinni posiadać członkowie Zarządu Głównego, a dopiero potem wskazać konkretne osoby. Jakie zatem plany na najbliższe lata ma nowy prezes? Chciałbym zachować i rozwijać wszystko to, co dobrze działa. Chciałbym więcej otwartości na innych. W słowie „inni" zawiera się także nasze zróżnicowanie wewnątrz Zrzeszenia. Myślę tu choćby o Kociewia-kach, Borowiakach i Krajniakach, którzy są częścią Zrzeszenia. Chciałbym, abyśmy się lepiej poznali, przekazywali sobie swoje doświadczenia, ucząc się od siebie nawzajem. Myślę również o budowaniu sieci współpracy środowiskowej, a więc z tymi, którzy nie należą do Zrzeszenia, ale z nami sympatyzują i podzielają nasze wartości. Chciałbym bliżej współpracować z ludźmi z naszych uczelni, na przykład z Uniwersytetu Gdańskiego, Politechniki Gdańskiej, Akademii Pomorskiej w Słupsku, Akademii Muzycznej, Akademii Sztuk Pięknych, a także z bratnim Instytutem Kaszubskim. Moim priorytetem jest edukacja, ale nie tylko ta formalna. Także nieformalna, obejmująca ludzi starszych. To pokolenie stanowi ogromny potencjał, bo nierzadko są to osoby o bogatym doświadczeniu. Ważne jest skuteczne komunikowanie się wewnątrz Zrzeszenia i z otoczeniem, przy wykorzystaniu również nowych technik i technologii. Ważne, żeby nasz głos słyszalny był na zewnątrz, żeby otoczenie wiedziało, jak działa Zrzeszenie, co jest dla nas ważne, czego będziemy bronić. Dzięki temu możemy przyciągać innych, którzy dostrzegą nasz rozsądek, dobre pomysły, nasze cele i poglądy oraz stanowiska na różne sprawy. Wspomniał pan o edukacji dorosłych, a co z edukacją młodego pokolenia? Czy nie obawia się pan zmian, jakie najprawdopodobniej zajdą w polskiej szkole, także w kontekście nauczania języka kaszubskiego? Obawiam się. Likwidacja gimnazjów wpłynie na kształt szkoły podstawowej i szkoły średniej. Myślę tutaj o finansowaniu nauki języka kaszubskiego czy o pracy nauczycieli. Będziemy pilnowali tych zmian jako Zrzeszenie, także poprzez swoich członków w parlamencie i rządzie. Jeśli zajdzie taka konieczność, to przy ich pomocy będziemy reagowali. Zespół problemowy zajmujący się nauczaniem języka kaszubskiego w szkołach jednocześnie będzie śledził zapowiadane w systemie oświaty zmiany i monitorował ewentualne zagrożenia. Dużą rolę w działalności Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego odgrywa także komunikacja, o której pan wspomniał. Mamy swoje pismo, jakim jest „Pomerania", komunikujemy się poprzez media społecznościowe, prężnie działa Radio Kaszëbë, w Radiu Gdańsk można usłyszeć kaszubskojęzyczne audycje. Ale wciąż brakuje naszego głosu w telewizji publicznej, przynajmniej w takim wymiarze, w jakim byśmy tego oczekiwali. Bardzo bym chciał, abyśmy byli widoczni w przestrzeni publicznej, także poprzez media publiczne. Rzeczy- 4 POMERANIA / STYCZEŃ 2017 NASZE ROZMOWY wiście za mało jest w telewizji publicznej programów związanych z tematyką kaszubską. Chciałbym w tych sprawach porozmawiać z szefami TVP i radia. Mam jednak świadomość, że aby zaistnieć w radiu czy telewizji, musimy mieć ku temu solidne argumenty. To mediom powinno zależeć, aby o nas mówić. Tak więc praca do wykonania jest także po naszej stronie. Niektóre oddziały Zrzeszenia Kaszubsko-Pomor-skiego sugerowały, że powinna być większa więź pomiędzy nimi, szczególnie w kwestii organizacji wydarzeń kulturalnych. Czy Zarząd Główny powinien mocniej zintegrować rozproszone po całym województwie i nie tylko oddziały Zrzeszenia? W tej sprawie musi być równowaga pomiędzy działalnością Zarządu a oddziałów. Oddziały powinny mieć dużą niezależność w swoim działaniu, ale muszą czuć wsparcie ze strony Zarządu Głównego. Mamy oddziały, które naprawdę świetnie sobie radzą i wspaniale się rozwijają. Warto, aby z tych wzorów mogły korzystać inne oddziały. Być może to jest właśnie klucz do wzajemnej integracji. Czy profesor Politechniki Gdańskiej, Kaszuba z Rumi jest w stanie porozumieć się z Kaszubami i Pomorzanami z Chojnic, Kościerzyny, Tczewa czy Słupska? Dla mnie to nie jest problem, żeby się porozumiewać. Jako parlamentarzysta, minister, a także jako rektor Politechniki Gdańskiej funkcjonowałem w środowiskach o większym zróżnicowaniu. Jestem otwarty na ludzi. Nie pytam, kto skąd przychodzi. Dla mnie liczy się wola działania i wartości, jakie reprezentuje dany człowiek, to one decydują. Chciałbym też znaleźć formułę, abyśmy w jednym miejscu i w jednym czasie mogli pokazywać różnorodność i bogactwo kulturowe Pomorza, tak aby zobaczyli to mieszkańcy i turyści odwiedzający region pomorski. Czy Zrzeszenie powinno zabierać głos w ważnych dla Pomorza sprawach, tj. budowa S6, przekop Mierzei Wiślanej czy choćby budowa elektrowni atomowej? Na pewno nie chciałbym wikłać Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w jakieś partyjne spory. Zrzeszenie powinno jednak zabierać głos w sprawach ważnych dla wszechstronnego rozwoju naszego regionu. Powinien to być głos merytoryczny. Jesteśmy największą organizacją pozarządową, działającą na rzecz państwa obywatelskiego i samorządowego. Jest to podstawa demokracji. Wszelkie pomysły ograniczania obywatel -skości i samorządności, na przykład poprzez centrali- zację, będziemy krytykowali i piętnowali. W sprawach związanych z regionem, jego gospodarką, infrastrukturą, edukacją czy też kulturą, musimy współpracować z samorządami lokalnymi i marszałkiem województwa, który jest gospodarzem regionu. Powinniśmy być partnerem tej współpracy. Nie możemy się bać zabierania głosu w sprawach, które mają ogromny wpływ na rozwój naszego regionu. Na przykład w Zrzeszeniu mamy wielu członków znających się na sprawach gospodarki, prowadzących własne firmy. W tym roku Światowy Zjazd Kaszubów odbędzie się w Rumi, w pańskim rodzinnym mieście... Bardzo się cieszę, że to ważne wydarzenie odbędzie się w Rumi, tym bardziej, że główne uroczystości będą miały miejsce zaledwie 50 metrów od domu przy Placu Kaszubskim, w którym się urodziłem, obok kościoła, w którym byłem chrzczony i w którym brałem z żoną ślub. Będzie to więc niezwykle ważne i wyjątkowe wydarzenie, także w moim wymiarze osobistym. Nieodłącznym atrybutem prezesa jest jego biuro. Czy będzie chciał pan zmienić jego funkcjonowanie? Chciałbym zachować w biurze to wszystko, co dobrze funkcjonuje. Kadencja mojego poprzednika przez Zjazd Delegatów została oceniona bardzo wysoko. Liczę więc na wsparcie ze strony biura. Rewolucji więc nie będzie, choć z pewnością będę chciał pewne rzeczy dostosować do nowych zadań, które wynikają z programu, który przedstawiłem na Zjeździe Delegatów, kandydując na prezesa Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego. ROZMAWIAŁ SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Fot. Arek Wegner. STËCZNIK 2017 / POMERANIA / 5 Uczastnicë XX Zjazdu Delegatów Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô wëbrelë nowégö przédnika i nôleżników Przédny Radzëznë, Przédny Rewizjowi Komisji i Drësznégö Sądu. Zjazdowi uchwôlënk nie östôł przëjati, bö nie bëło ąuorum. Wiera nôwôżniészim pónkta öbradów delegatów Kaszëb-skó-Pómórsczégö Zrzeszeniô, chtërny 3 gödnika 2016 r. przëjachelë do Gduńska na XX Zjôzd, bëłë welacje. Przede wszëtczim muszelë wëbrac nowégó przédnika, jaczi póprowadzy KPZ ób nôblëższé trzë lata. Na miónczi szlë: Édmund Wittbrodt (uszli parlamentarzista i rektor Gduńsczi Pölitechniczi, chtërny wcyg je prôcownika, nô-leżnik Zarządu Zrzeszeniô w slédny kadencje) i Eugeniusz Prëczkówsczi (kaszëbsczi dzejôrz, wëdôwca, pisôrz i gazétnik, prowadzący m.jin. telewizjową programa „Rodnô Zemia"). Dobéł pierszi z nich, dostôwającë 174 głosë. W swójim programöwim przemówienim pödczor-chiwôł przede wszëtczim brëkównota ötemkłoscë wedle rozmajitëch ökrażów i pôkôleniów. Gôdôł, że chöc sóm je Kaszëbą, to mô swiąda, że Zrzeszenie je organizacją parłaczącą lëdzy téż z Kócewiô, Krajnë czë Börów. Eugeniusz Prëczköwsczi wiele placu w swöjim wëstą-pieniu namienił młodim lëdzóm. Nawlékôł do gód-niköwégó Kongresu Młodëch Kaszëbów i zgłosziwónëch tam postulatów. Pödsztrëchiwôł téż, że KPZ miiszi miec jesz wiakszą stara ö kaszëbsczi jazëk i jegö bëtnosc w mediach. Przekönôł do sebie 133 delegatów. Pó ögłoszenim wëników ôbadwaji pódzaköwelë za gło-së i óbiecywelë wespółrobóta dlô dobra Zrzeszeniô. Delegacë wëbrelë téż nôleżników Przédny Radzëznë (zgłosëło sa jaż 85 kandidatów - widzec, że chatnëch do robötë w Zrzeszenim nie felëje!), Przédny Rewizjowi Komisji i Drësznégö Sądu. Całownô lësta tëch, chtërny badą dzejac w tëch calach w nôblëższi kadencje, je na starnie www.kaszubi.pl. Jednym z wôżnëch wëdarzeniów XX Zjazdu Delegatów bëło téż achtnienié Józefa Bórzëszkówsczégó i Jana Delegacë öbczas robötë. Ödj. A. Wegner Jón Werowińsczi pökazywô swöja zrzeszeniową legitimacja. Ödj. A.Wegner Pödzaköwania dlô Łukasza Grzadzëcczégö. Ödj. A. Wegner PÖMÖRSCZE ZRZESZENIE Pö welacjach Edmund Wittbrodt i Eugeniusz Prëczköwsczi öbiecelë wespółrobóta dló dobra Zrzeszeniô. Ödj. A. Wegner 6 POMERANIA / S" WEDARZENIA UCHWAŁA ZJAZDOWA XX ZJAZDU DELEGATÓW ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO W roku jubileuszu sześćdziesięciolecia Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego możemy świętować owoce naszej wieloletniej pracy. Pracy społecznej będącej efektem zaangażowania tysięcy byłych i obecnych członków Naszego Stowarzyszenia. Jubileusz ten jednak nie powinien spowodować, że spoczniemy na laurach. Stoją przed nami bowiem dalsze wyzwania, którym powinniśmy sprostać, jeżeli chcemy poszerzyć i pogłębić idee ruchu kaszubsko-pomorskiego. Dlatego XX Zjazd Delegatów ZKP postanawia, co następuje: I. Należy aktywnie uczestniczyć w działaniach reformy oświaty, tak w kontekście nauczania języka kaszubskiego, jak i edukacji regionalnej na całym Pomorzu. II. Władze ZKP powinny podjąć starania w celu wdrożenia w placówkach oświatowych na terenie Pomorza szeroko pojętej edukacji regionalnej, a zwłaszcza w programach szkolnych oraz programach placówek uczących i doskonalących nauczycieli. III. Należy kontynuować działania integracyjne i edukacyjne w ramach Zrzeszenia. Zwłaszcza warto podjąć działania doskonalące umiejętności pisania projektów i pozyskiwania środków zewnętrznych. IV. Rozwijać powinniśmy różne formy współdziałania i współpracy pomiędzy poszczególnymi oddziałami ZKP zwłaszcza na polu realizacji wspólnych projektów merytorycznych. V. Zrzeszenie włączyć się powinno w rocznice upamiętniające wydarzenia sprzed wieku związane z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Zwłaszcza zaangażować powinniśmy się w obchody upamiętniające plebiscyt na Powiślu oraz powrót Pomorza do Polski. Upamiętnić także należy trzydziestą rocznicę wizyty Jana Pawła II a także osiemdziesiątą rocznicę wybuchu II wojny światowej oraz pamięć ofiar masowych mordów niemieckich na Pomorzu z jej początkowych miesięcy. VI. Zrzeszenie powinno stworzyć program dla młodych w ZKP który po odpowiednich konsultacjach należy jak najszybciej wdrożyć, jasno określając odpowiedzialność za jego realizację. VII. Kontynuować należy dyskusje i przygotowania do organizacji III Kongresu Kaszubskiego. VIII. Zachęcamy naszych członków do aktywności obywatelskiej, także na polu politycznym. Wierzymy, że w jej ramach będą działać w poczuciu odpowiedzialności za swoje decyzje, z rzetelnością i profesjonalizmem, zawsze pamiętając o duchu i ideach ruchu kaszubsko-pomorskiego. IX. Należy zadbać o realizację w ramach Zrzeszenia szeroko zakrojonych działań z zakresu promowania i aktywnego uprawiania sportu i turystyki, zwłaszcza wśród młodego pokolenia. X. Zadbać powinniśmy o uchwalenie przez Sejmik Województwa Pomorskiego strategii ochrony, rozwoju i promocji języka kaszubskiego. XI. Zobowiązujemy Zarząd Główny ZKP do działań na rzecz jak najszybszego zbudowania Trasy Kaszubskiej, łączącej całe Pomorze od Szczecina do Gdańska oraz Obwodnicy Północnej Aglomeracji Trójmiejskiej. XII. Apelujemy o większą aktywność oraz inicjatywę uchwałodawczą Rady Naczelnej. XIII. Władze ZKP powinny podjąć działania na rzecz ochrony rodzinnych domów księży: Bernarda Sychty i Leona Heykego. XIV. Należy powołać Kaszubskie Archiwum Cyfrowe gromadzące zbiory fotograficzne dokumentujące działalność partów ZKP i całej organizacji. XV. Zaleca się Zarządowi Głównemu ZKP rozwiązanie problemu drugiej siedziby KULwStarbieninie. Werowińsczegó, chtërny ôstelë hönornyma nôleżnikama Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô. Öbaji wspöminelë swöje pierszé köntaktë z KPZ. Wiôldżé brawa dostôł Werowińsczi, jaczi pökazywającë swój a zrzeszeniową legitimacja, miôł rzekłé, że je to jegó nôwôżniészô legiti-macjô i nigdë w żëcym ni muszôł sa ji sromac. Zjôzd béł téż leżnoscą do pôdrechöwaniô uszłi kadencji. Delegacë jednomëslno delë absolutorium ödchôdającym wëszëznóm: przédniköwi Łukaszowi Grzadzëcczému i Przédny Radzëznie. Pödzaköwelë téż za spölëznową robota Brunowi Cërocczému, chtëren öd wiele lat jezdzy pö całim Pômörzim ze zrzeszeniową stanicą. Uczastnicë Zjazdu (ökróm delegatów bëło wiele góscy, w tim Marszôłk Pömôrsczégö Województwa Mieczisłôw Struk) möglë téż öbezdrzec wëstôwk na wdôr prof. Ge-rata Labudë i ödjimczi ze slédnëch lat dzejaniô KPZ. Nie felowalo téż stojiszcza z kaszëbsczima i pómörsczima ksążkama. Wëdarzenié zaczalo sa mszą swiatą w öliwsczi katédrze. Homilia wëgłosył ks. prof. Henrik Skörowsczi. Ji zamkłosc prezentëjemë w tim numrze „Pomeranie" na s. 8-11. Ö muzyczną strona miało stara Karno Spiéwë i Tuńca Gdynia. Ksaża raza z ödchôdającym przédnika Łukasza Grzadzëc-czim złożëlë téż kwiatë na grobie pömörsczich ksążatów. Pö mszë uczastnicë XX Zjazdu Delegatów jachelë do budinku Wëdzélu Spölëznowëch Nôuków Gduńsczćgó Uniwersytetu, gdze ódbëłë sa m.jin. ópisóné wëżi welacje. Na kuńc czile kömudnëch słów. I znôwu wikszosc uczastników nie strzimała do kuńca i nie bëło ąuorum brëköwnégö do przëjimniacô zjazdowego uchwôlënku. Ten dokument mô pokazywać nôwôżniészé céle Zrze-szeniô w nôblëższich latach, a delegacë nie nalezlë czasu, żebë gó wësłëchac i o nim pogadać... Ti, co óstelë do kuńca, udbelë so równak, żebë zaprezentować ten uchwôlënk (przëszëköwóny przez Komisja Uchwôlënków i Wniosków XX Zjazdu Delegatów KPZ) i zabédowac gó nowim wëszëznóm jakno plan robôtë dlô nowi Przédny Radzëznë i nowégó Zarządu. Publikujemë gó téż tuwó i zachacywómë do lekturë célów i zadaniów, jaczé östałë w nim zapisóné. RED. STËCZNIK2017 / POMERANIA / 7 ZRZESZENIE jako kategoria aksjologiczna Ks. Henryk Skorowski podczas mszy otwierającej XX Walny Zjazd Delegatów ZKP. Fot. A. Wegner Nasze spotkanie - spotkanie delegatów na Zjazd Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, które rozpoczyna Eucharystia, a które kontynuowane będzie w sali obrad -jest i będzie przeżyciem solidarności jako szczególnej formy jedności. Istotę solidarności stanowi bowiem jedność - bycie razem. Solidarność to nie jest jednak każde bycie razem. Z ludźmi bowiem można jechać w jednym pociągu, a nawet siedzieć przy jednym stole - ale to jeszcze nie musi być solidarność. Ona jest szczególnym wyrazem jedności - jednością w jakimś dobru wspólnym. W tym sensie Eucharystia, którą sprawujemy, jest szczególnym doświadczeniem solidarności. Tu bowiem czujemy się wspólnotą w tym dobru, jakim jest dla nas Bóg. Eucharystia jest przecież gromadzeniem się ludzi, którzy mają świadomość swego wspólnego synostwa w Bogu. Jest naszym wspólnym gromadzeniem się przy wspólnym stole, którym jest ołtarz, by wspólnie łamać jeden chleb, którym jest Bóg. Przyjmowanie zaś tego chleba - Boga w samo centrum swojej wolności pozwala ciągle i na nowo odkrywać wspólne braterstwo w Bogu. Nasze jednak spotkanie pozwala doświadczać nam dziś nie tylko tej solidarności, jaką jest nasza jedność w Bogu - doświadczamy jej zawsze podczas Eucharystii sprawowanej w każdej wspólnocie ludzi. Tu dzisiaj nasze doświadczenie solidarności ma jeszcze inny wymiar. Jest poczuciem jedności w dobru, jakim jest Zrzeszenie. Żeby zrozumieć Zrzeszenie jako dobro - jako kategorię aksjologiczną - trzeba zrozumieć jego istotę i rolę, jaką odgrywa dla tutejszego środowiska i każdego z nas to środowisko stanowiącego. Warto to tu, w tym miejscu przed Bogiem, do którego przyszliśmy po błogosławieństwo dla tego Zrzeszenia, przypomnieć i kolejny raz sobie uświadomić. Zrzeszenie jako dobro to nie tylko struktury, to przede wszystkim i w pierwszej kolejności ludzie i kultura jako owoc ich życia i działania. Zrzeszenie to ludzie, to my wszyscy. To nie jest zwykła zbiorowość. To jest wspólnota. Wspólnota, którą z pewnością po ludzku dzieli wiele, ale którą łączy jedno - dobro regionu, dobro tego środowiska, dobro tej naszej małej ojczyzny, tej naszej tatczëznë. Można powiedzieć, że Zrzeszenie to wspólnota jedności w ciągłym przeżyciu aksjologii naszego Pomorza i naszej Kaszubszczyzny. To właśnie to wspólne, chociaż wielorakie w swych aspektach przeżycie tej aksjologii owocuje kulturą jako formą działania w regionie i na rzecz regionu. 8 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 XX WALNY ZJAZD DELEGATÓW ZKP Zrzeszenie jako dobro - to zatem oprócz ludzi także nasza kultura jako owoc przeżywania we wspólnocie aksjologii tego, co nasze. Kulturę tę należy zawsze widzieć w płaszczyźnie osobowej, tzn. że nie jest ona procesem anonimowej produkcji, ale że wspólnota w działaniu w regionie i na rzecz regionu ją tworzy. Oznacza to, że z jednej strony ostatecznie wspólnota jako wspólnota osób jest tą, która tworzy kulturę naszego Zrzeszenia, z drugiej zaś strony, że między kulturą a tym, co stanowi owoc życia tej wspólnoty, istnieje określona więź osobowa, która sprawia, że w tym, co stworzone, wspólnota pozostawia ślad ludzkiej mądrości, inteligencji, prawdy, dobra, tzn. ślad samej siebie. Konsekwencją tego jest, że kultura jako owoc naszego działania odzwierciedla duszę wspólnoty Zrzeszenia. Zrzeszenie - nasze wspólne dobro, dobro, które nas łączy w solidarnej wspólnocie - to zatem wielka przestrzeń społeczno-kulturowa. W tym tkwi jego aksjologia - w tym, że tworzy go w działaniu wspólnota otwarta na autentyczną aksjologię swojego pomorsko-kaszubskiego środowiska. W naszej kulturze jako formie działalności dotykamy zatem zawsze bogactwa naszego środowiska. To nasze środowisko staje się dzięki Zrzeszeniu naszym domem. I to jest także aksjologia naszego Zrzeszenia. Tak - we współczesnym zglobalizowanym świecie „mała ojczyzna" jawi się jako dom. Każdy z nas nosi w sobie doświadczenie domu. Może jest to doświadczenie, które wyrażają słowa naszej polskiej piosenki (autorstwa Damiana Holeckiego): Znam takie miejsce na ziemi, Cudowne miejsce, gdzie zawsze chciałbym żyć. Zawsze tu wracam myślami, Nawet gdy sam nie mogę tu być. [Ref.] To mój rodzinny dom, W sercu go mam. Długie wieczory nie byłem tu nigdy sam. Każdy opuszcza dom. Przychodzi taki czas, Lecz bez niego nie byłoby nas. Domu się nie zapomina, To musisz wiedzieć - w nim mieszkasz tylko raz. Bo najpiękniejsze są chwile, Kiedy znów widzisz matki swej twarz. (...) Wyjdźmy od oczywistego stwierdzenia, że pragnieniem każdego człowieka jest pragnienie posiadania domu. Człowiek nie może być tylko wędrowcem. Wprawdzie całe nasze życie jest wędrowaniem przez różne przestrzenie społeczno-kulturowe - ostatecznie także pielgrzymowaniem do domu Ojca, w którym ciągle powiększa się nasza pomorsko-kaszubska rodzina -ale dopóki jest to wędrowanie w ziemskim „tu i teraz", dopóty człowiek musi mieć swoje miejsce - swój dom. Także Bóg w osobie Jezusa Chrystusa w tym ziemskim „tu i teraz" miał swój dom w Nazarecie. I dlatego przeraża nas bezdomność, która stała się elementem naszej współczesnej rzeczywistości. Człowiek traci poczucie swojej wartości, kiedy doświadcza bezdomności. Bezdomność nie jest normalnością. To pragnienie domu - jako swojej przestrzeni - człowiek wielorako wyraża. Tak często przecież mówimy: jak daleko jeszcze do domu, już chciałbym być w domu, ciężko mi, bo tak długo już jestem poza domem, wracam jak najszybciej do domu. Jakżeż wielki ładunek uczuciowy ma stwierdzenie, którym jesteśmy tak często pozdrawiani: witaj w domu. Bo to oznacza: bądź pozdrowiony u siebie - jesteś u siebie. Człowiek musi być u siebie, by pozostać sobą. Bo tylko u siebie człowiek jest naprawdę sobą. To ostatecznie w domu człowiek jest do końca sobą. Jesteśmy tu po to w domu Ojca - Boga, by dać świadectwo, że we współczesnym świecie nasza „mała ojczyzna" dzięki trosce Zrzeszenia jest naszym domem, który pozwala nam być u siebie w gronie najbliższych nam ludzi, w przestrzeni kultury na miarę człowieka i w przestrzeni piękna świata natury, który został nam dany przez Boga. I chcemy współczesnemu pędzącemu światu poprzez „Eucharystia, którą sprawujemy, jest szczególnym doświadczeniem solidarności". Zdjęcia z mszy otwierającej XX Walny Zjazd Delegatów ZKP. Fot. A.Wegner STËCZNIK2017 / POMERANIA / 9 XX WALNY ZJAZD DELEGATÓW ZKP Ks. Skorowski i Łukasz Grzędzicki składają kwiaty na grobie książąt pomorskich w katedrze w Oliwie. Fot. A.Wegner Zrzeszenie przekazać przesłanie aksjologii tego domu, jakim jest „mała ojczyzna". To dzięki zaangażowaniu i trosce Zrzeszenia utwierdzamy się w przekonaniu, że w ziemskim „tu i teraz", przez które zdążam do domu Boga, moja „mała ojczyzna" to mój dom. W czym tkwi aksjologia tego domu dla mnie wędrowca XXI wieku? Bardzo przemawiają do mnie w wydobywaniu wartości mojej „małej ojczyzny" słowa piosenki: „To nie sztuka wybudować nowy dom,/ Sztuka, by miał w sobie duszę" (autorem tekstu jest Roman Misiak). W tym naszym przesłaniu - przesłaniu miłośników „małej ojczyzny" do współczesnego świata - fundamentem jest to, że ten dom, jakim jest „mała ojczyzna", zawsze ma duszę. Tak, nasz pomorsko-kaszubski dom - ten, który nas zrodził, miał i ma duszę. Tę duszę tworzyli i tworzą przede wszystkim ludzie. Tak, bo „mała ojczyzna" jako dom to ludzie. Dom bez ludzi jest domem bez duszy, jest domem, który przeraża pustką i oziębłością. „Mała ojczyzna" jako dom to najpierw ludzie stanowiący moją wspólnotę. To matka pochylona nad kołyską dziecka, ojciec zatroskany o byt swoich najbliższych, wychowawca i nauczyciel kształtujący umysł i charakter młodego człowieka, ksiądz wskazujący innym właściwą drogę zbawienia, nieznany człowiek. To ci wszyscy stanowiący tę wspólnotę, którzy dla niej zdobywali wolność, troszczyli się o jej zachowanie, znowu o nią walczyli, ci, którzy doświadczali, że wolność trzeba ciągle zdobywać, ponieważ nie można jej tylko posiadać, ale to także ci, którzy codzienną pracą kształtują jej oblicze i charakter. „Mała ojczyzna" - mój dom to są ludzie, których zewnętrznie dzieli i dzielić będzie wiele spraw, których drogi życia są często różne, ludzie, z których jeden jest inteligentem, a drugi robotnikiem, jeden naukowcem, a inny rolnikiem, jeden biznesmenem, a drugi rzemieślnikiem. Ojczyzna to jesteśmy my we wspólnocie ludzi, którzy czujemy się solidarni pochodzeniem, mową i kulturą i mający swoje poczucie odrębności. Ta wspólnota była i jest duszą mojego domu. I dlatego to jest mój dom, który kocham. Pytasz, wędrowcu XXI wieku, czym dla mnie jest wspólnota tych ludzi solidarnych pochodzeniem jako istotny wymiar mojego pomorsko-kaszubskiego domu? Jest przede wszystkim środowiskiem, dzięki któremu mam poczucie bycia u siebie - mam poczucie swojego zakorzenienia, mam poczucie swojej tożsamości. Mam poczucie, że nie jest człowiekiem znikąd. Mam swój łatwo sprawdzalny przydział, który mnie gruntuje i określa moje miejsce w świecie ludzi. Dzięki tym ludziom mam poczucie, że nie jestem jednym z przedmiotów świata, że nie jestem sierotą, że nie jestem bezdomnym wędrowcem. Mam poczucie, że jestem chciany i kochany Mam poczucie, że jestem „kimś"'. Tu, w domu Boga, podziękujmy Bogu za ten wymiar naszego Domu -„Małej Ojczyzny", którym byli i są ludzie, ale też odpowiedzmy sobie na pytanie, czy jesteśmy z sobą naprawdę solidarni, czy obchodzą nas nasze losy, problemy, radości i nieszczęścia - to wszystko, co stanowi naszą codzienność. Podziękujmy za Zrzeszenie, które poprzez wielorakie swoje działania buduje poczucie naszej solidarności pomorsko-kaszubskiej jako istotnego wymiaru naszego domu. Duszę mojego domu - „małej ojczyzny" stanowi także kultura jako system wartości społecznych, etycznych i religijnych. Dusza mojego domu to zatem nasze dziedzictwo kultury. Dziedzictwo, które wspólnota tworzyła i tworzy wysiłkiem swojego serca, myśli i działania. To jest to wielkie dobro duchowe i materialne, ale przede wszystkim duchowe, na którym opiera się życie mojego domu - „małej ojczyzny". To ta nasza kultura, która uczyła nas, że nie wolno pluć do wody, że nie rzuca się chleba na ziemię, uczyła nas, w jakiego świętego wyjść w pole i w jakiego zbierać plony, uczyła, jak napisać list i jak się oświadczyć. Dusza mojego domu to jest to dobro naszej kultury, które wyodrębnia nas i zawsze wyodrębniało spośród innych społeczności. Dobro tej ziemi i tych ludzi przekazywane następnym pokoleniom w procesie wychowania i socjalizacji. Jest to nasze dziedzictwo, które stanowi korzenie własnego „być". Ta kultura jest tak istotna, iż w żaden sposób nie można się od niej izolować. Jak bowiem stwierdza kardynał Stefan 10 / POMERANIA / STY ; XX WALNY ZJAZD DELEGATÓW ZKP Wyszyński: „człowiek, który odcina się od kultury, który się jej wstydzi, który wychowuje młode pokolenie bez powiązań kulturowych, skazuje się dobrowolnie na śmierć, podcina korzenie własnego istnienia". Przechodniu XXI wieku, pytasz, czym jest dla mnie ten wymiar mojego domu - „małej ojczyzny". Jest busolą, dzięki której potrafię utrzymać właściwy kurs mojego płynięcia na drugi brzeg do domu Ojca. Bo to jest także całe dziedzictwo wiary. I chociaż wiara i kultura są elementami różnymi, co do natury i charakteru, to jednak kultura staje się po prostu glebą dla wiary, a wiara wzbogaca kulturę. Dzisiaj w domu Boga podziękujmy Mu za tę wielką kulturę społeczną, etyczną, religijną jako ważny wymiar naszego domu - „małej ojczyzny", ale też zapytajmy samych siebie, czy potrafimy nią na co dzień żyć, czy ona wyznacza kulturę naszej obecności w świecie na miarę wielkości człowieka i chrześcijanina? Podziękujmy także za Zrzeszenie, które poprzez wielorakie działania troszczy się o tę kulturę będącą istotnym elementem naszego pomorsko-kaszubskiego domu. „Mała ojczyzna" - mój dom we współczesnym świecie - to także miejsce, to konkretne miejsce, które przez każdego z nas traktowane jest jako jedyne i niepowtarzalne. Dom to zatem ziemia. Jest to ta ziemia, która dla nas jest jedna i niepowtarzalna, jakiej już więcej nie będzie. To jest ta ziemia, która daje nam poczucie bycia u siebie. Jest to ta ziemia, która dla każdego z nas jest najpiękniejsza i jedyna. Jest to ta ziemia, która zawsze daje poczucie bycia u siebie w domu, którą przez szacunek emigrujący zabierali ze sobą nie tylko w sposób duchowy, ale także materialny - konkretny. Wędrowcze XXI wieku, pytasz, co mi daje ziemia jako ważny element mojego domu. Daje mi poczucie zakorzenienia. Daje mi poczucie, że nie jestem bezdomny. Daje mi ostatecznie poczucie mojej wartości. I dlatego w domu Boga chcę podziękować za piękno mojej pomorsko-kaszubskiej ziemi jako istotnego wymiaru mojego domu. Muszę jednak tu w domu Boga zapytać: Czy rzeczywiście zatroskany jestem o ten wymiar mojego domu? I dziękujmy za Zrzeszenie, które stoi na straży tej pomorsko-kaszubskiej ziemi poprzez liczne swoje działania. Tak rozumiana „mała ojczyzna" jako dom dla mnie człowieka XXI wieku, wędrowcy różnymi ścieżkami współczesnego świata, jest kategorią aksjologiczną wtedy, gdy posiada swoją duszę, gdy są w nim ludzie solidarni z sobą, gdy jego wnętrze - owa przestrzeń fizyczna - przesiąknięte jest wartościami społecznymi, etycznymi i religijnymi. Tak też rozumiana „mała ojczyzna" jako dom stanowi nie tylko świat mojego bycia „tu i teraz", ale także a może przede wszystkim bezpośrednie środowisko zbawiania się człowieka - mojego zbawienia, czyli po prostu mojego dorastania do domu nie- biańskiego. Jest bowiem najbliższym środowiskiem, które przez wieloraki system wartości kształtuje człowieka, czyli pozwala mu dorastać do bycia z Bogiem w dialogu miłości w Jego Domu. „Mała ojczyzna", czyli mój dom, to zatem dobro, które pozwala człowiekowi być w pełni wartością dla samego siebie i otaczającego świat. I to jest wielka troska mojego Zrzeszenia. Symbolem domu, który ma duszę, jest stół. Stół zawsze był symbolem jedności, bo przy nim gromadzą się ci, którzy czują się ze sobą blisko. Od wspólnego domu uciekać będą ci, których nic nie łączy. Tu w domu Boga tym stołem jest ołtarz. Chrystus w pośrodku nas wielorako zróżnicowanych jego wyznawców postawił wyjątkowy stół - ołtarz, by na nim położyć chleb, którym jest Jego Ciało. To przy tym stole tworzymy jedną wielką rodzinę chrześcijańską, dzieląc się chlebem, którym jest On. Tu w tym domu Boga zapraszam do modlitwy, by nasze Zrzeszenie w swoją aksjologię wpisało także troskę 0 to, by w naszej pomorsko-kaszubskiej „małej ojczyźnie" można było zasiąść do tego stołu, który jest symbolem naszej jedności bez względu na to, co nas po ludzku różni. On bowiem stanowi o naszej jedności nie tylko w naszym regionie, ale także w jednym domu Polsce. 1 za to także chcemy podziękować Bogu. W czasie tej eucharystycznej ofiary dziękujmy Bogu za nasz pomorsko-kaszubski dom - „małą ojczyznę". Dziękujmy za ludzi stanowiących ten dom: tych, którzy już od nas odeszli, polecajmy Bogu, aby dał im miejsce w swoim niebieskim domu, a tym, którzy żyją, niech udziela swojego błogosławieństwa. Dziękujmy Bogu za wartości, którymi był i jest przesiąknięty nasz dom „małej ojczyzny" - wartości, które nas uczyły, wychowywały i zakorzeniały. Dziękujmy Bogu za miejsce, które nas określa i nie pozwala być bezdomnymi. Dziękując za nasz pomorsko-kaszubski dom i prosząc o błogosławieństwo dla niego, dziękujmy także Bogu za Zrzeszenie, które troszczy się o ten dom, za ludzi, którzy przewodzili temu Zrzeszeniu, a szczególnie za ostatniego Prezesa i cały Zarząd. Prośmy także o wybór mądrych ludzi, by odpowiedzialnie kierowali Zrzeszeniem stojącym na straży naszego pomorsko-kaszubskiego domu. A zakończmy tę refleksję, parafrazując słowa Jana Pawła II: Domu, który nie przestajesz być cząstką naszego czasu. Przez ciebie uczymy się nowej nadziei i idziemy przez czas ku ziemi nowej. I wznosimy ciebie, domu rodzinny, jak owoc miłości pokoleń, który przerasta nienawiść" (Pamięć i tożsamość, s. 80). HOMILIA WYGŁOSZONA PRZEZ KS. PROF. HENRYKA SKOROWSKIEGO PODCZAS MSZY ŚWIĘTEJ POPRZEDZAJĄCEJ XX WALNY ZJAZD DELEGATÓW ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO (3 GRUDNIA 2016) Fot. Arek Wegner. STËCZNIK2017 / POMERANIA /11 DROGI DO INSTYTUTU KASZUBSKIEGO - INSTYTUT KASZUBSKI W DRODZE Z dr Miłosławą Borzyszkowską-Szewczyk i dr. Tomaszem Rembalskim, czyli wiceprezeską i sekretarzem Instytutu, rozmawiamy o tej 20-letniej organizacji naukowej. Obchody 20. rocznicy powstania Instytutu Kaszubskiego. Na zdjęciu zarząd tego stowarzyszenia, od lewej: dr Katarzyna Kulikowska (skarbnik), dr Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk, prof. Cezary Obracht-Prondzyński (prezes), dr hab. Daniel Kalinowski, prof. AP, dr Tomasz Rembalski, Honorowy Prezes prof. Józef Borzyszkowski. Fot. Sławomir Lewandowski „Pomerania": Kiedy przystąpiłeś, Tomku, do Instytutu Kaszubskiego? Tomasz Rembalski: Moja droga do niego była długa. Kiedy powstawał, byłem jeszcze studentem historii. Zacząłem studia w Słupsku w 1993 r., ale po trzecim roku przeniosłem się do Gdańska. Na skutek przenosin powstało sporo tzw. różnic programowych, musiałem więc ostro wziąć się do roboty, żeby w terminie obronić pracę magisterską (z mediewistyki, u prof. Błażeja Śliwińskiego). Miałem bardzo mało czasu na pozauczelniane sprawy, ale dzięki ziomkowi z Bytowa Krzysztofowi Wirkusowi byłem na dwóch spotkaniach pomorańców, w tym na wycieczce w wejherowskim muzeum. Ważne było dla mnie również uczestnictwo w zajęciach (Historia Pomorza) prowadzonych przez prof. Józefa Borzyszkowskiego. Tydzień po obronie magisterki podjąłem pracę w Muzeum Miasta Gdyni, gdzie zacząłem badać przedmiejskie, czyli kaszubskie dzieje „morskiej stolicy Polski". Jako pracownik muzeum, ale jeszcze magister, uczestniczyłem w konferencji w Słupsku, której kierownikiem był Cezary Ob-racht-Prondzyński. Kiedy razem wracaliśmy do Bytowa, wyjawiłem mu swoje pragnienie bycia członkiem Instytutu Kaszubskiego. Wówczas Cezary dał mi do zrozumienia, że będzie to możliwe, jak zrobię doktorat. Rozprawę doktorską obroniłem w czerwcu 2004 roku i mniej więcej pół roku później otrzymałem upragnione zaproszenie. Obowiązywała wtedy taka zasada w Instytucie, że aby zostać jego członkiem, należało mieć doktorat. „P": Dlaczego ci zależało na tym, żeby być członkiem Instytutu? TR: Odkąd powstał, wiedziałem, że jest to coś ważnego dla Kaszubów. Dużą rolę w moim identyfikowaniu się z Kaszubami odegrała moja babcia, wierna czytelniczka „Pomeranii". Historia interesowała mnie od dzieciństwa. Szczególnie pociągała mnie przeszłość najbliższej okolicy i rodziny, wciąż pytałem o nią starsze osoby. Pierwsze drzewo genealogiczne, z pomocą mamy, narysowałem w wieku 12 lat. Studia historyczne w moim przypadku były świadomym wyborem. Oczywiście decydując się na nie, jeszcze nie miałem dalekosiężnych planów. Wszystko w moim życiu przychodziło stopniowo i chyba niestety powoli. Będąc doktorantem na seminarium prof. Śliwińskiego, miałem świadomość, że mediewistyka nie będzie moją przyszłością, gdyż w Zakładzie Średniowiecza Polski nie było wolnych etatów. Z kolei muzeum rządziło się swoimi prawami, praca naukowa była tam jedynie dodatkiem do zajęć związanych z opracowywaniem zbiorów i organizacją wystaw. Nie chcąc więc tracić kontaktu z nauką, zwróciłem swoje oczy ku Instytutowi. „P": A ty, Miłko, kiedy i dlaczego wstąpiłaś do Instytutu Kaszubskiego? Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk: Niedawno Tomek to tak ładnie nazwał, że ja się musiałam bardziej zasłużyć niż inni. Z Instytutem jestem związana od początku, nazwijmy to, że jestem częścią kapitału społecznego jednego z założycieli i pierwszego prezesa... „P": Ale w 1996 to ty dzieckiem byłaś! MBS: Kończyłam studia. Przetłumaczyłam pierwszą książkę, która ukazała się nakładem Instytutu pod redakcją ojca [prof. Józefa Borzyszkowskiego - przyp. red.]. To 12 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 NASZE ROZMOWY niemieckojęzyczne opracowanie Franza Mantheya o historii Kaszubów. Przekładałam je, pisząc jednocześnie pracę magisterską, i nie będąc członkinią Instytutu. Zanim nią zostałam, brałam udział w realizacji instytutowych projektów M.in. zorganizowałam wyjazd studyjny „Śladami Wielkiego Pomorza", który prowadził aż do Lubeki, dla pomorańców i uczestników seminarium wówczas funkcjonującego właśnie przy Instytucie Kaszubskim. Gromadziło seminarzystów mojego ojca i Cezarego Ob-racht-Prondzyńskiego. Przełożyłam trzy książki wydane w ramach IK i np. streszczenie (z czego jestem dumna) Historii Kaszubów w dziejach Pomorza, t.1, Czasy średniowieczne prof. Gerarda Labudy. „P": Kapitał rodzinny kapitałem rodzinnym, ale chyba nikt cię do tej pracy nie zmuszał... MBS: Oczywiście, że nie (śmiech), choć motywowanie obejmowało różne formy, także nacisku. To było w ramach pracy społecznej. Kapitał społeczny do dziś odgrywa ważną rolę w działaniach Instytutu, ponieważ środki są często ograniczone - IK nie ma stałego budżetu, jest instytucją społeczną, tylko jedna osoba pracuje na etacie. A że my jako Kaszubi jesteśmy społecznością tradycyjną, kapitał stanowi też siła kaszubskiej rodziny. „P": To wszystko są zewnętrzne okoliczności, ale czy to była wyłącznie potrzeba kontynuowania tradycji rodzinnej? MBS: Nie, ale było naturalną koleją rzeczy. Brałam udział w konkursie Rodnô Mowa, w kolejnych edycjach Konkursu Wiedzy o Pomorzu jako uczennica IX LO w Gdańsku, w którym prowadziłam koło PTTK wanożą-ce głównie po Kaszubach. Należałam do klubu Pomora-nia. Zorganizowałam też wanogę po Kaszubach dla moich koleżanek i kolegów z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tak więc to jest i kontynuacja, i wrastanie w aktywność. To część mojej socjalizacji i świadomego życia. „P": A nominalnie kiedy stałaś się członkinią Instytutu? MBS: W 2006 r. Weszłam do niego razem z seminarzystami z seminarium ojca, którzy wspierali działalność IK. Byłam wówczas doktorantką, na Uniwersytecie Gdańskim i na uniwersytecie w Bochum. I koordynowałam z ramienia Instytutu projekt „Śladami żydowskimi po Kaszubach", którego koncepcję współtworzyłam. Współpracowałam też przy pisaniu wniosków, zwłaszcza do fundacji niemieckich. „P": Działając w Instytucie Kaszubskim, realizujecie swoje pomysły czy raczej narzucone przez to gremium? Wiem, że ty, Miłko, własne plany realizowałaś w ramach Instytutu już jako studentka... MBS: Jako doktorantka. Wiąże się to także z siecią kontaktów z czasów studenckich, bo studiowałam także w Krakowie i za granicą... I tak np. projekt związany ze śladami żydowskimi na Kaszubach prowadziliśmy razem z dr. Christianem Pletzingiem. Tłumaczyliśmy na nie- miecki wstęp ojca do wspomnień Elzy-Elżbiety Pintus z Chmielna. Pracując nad tą książką (wydaną w ramach IK), doszliśmy z Christianem do wniosku, że ten temat należy kontynuować. Kiedy zatem pojawiła się oferta dużego programu europejskiego „Warsztaty historyczne Europa", do którego koncepcji idealnie pasował nasz projekt, wspólnie złożyliśmy wniosek: Academia Baltica i Instytut Kaszubski. Z założenia wspieram projekty innych, ale też staram się przynosić do IK własne pomysły. Brałam udział w przygotowaniu koncepcji udziału kaszubskiego w Targach Książki w Krakowie w 2013 r. w ramach Salonu Małych Ojczyzn. W 2014 na Międzynarodowy Zjazd Gdańszczan ukazały się w języku polskim w moim opracowaniu wspomnienia Franka Meislera, urodzonego w Wolnym Mieście Gdańsku izraelskiego rzeźbiarza, którego rodzina od pokoleń zamieszkiwała Pomorze i w wieloraki sposób związana była z Kaszubami, co też autor wspomina - Kaszubom poświęcił osobny rozdział. W 2015 zorganizowaliśmy jako Pracownia Badań nad Narracjami Pogranicza na UG wspólnie z Instytutem „Moderne im Rheinland" przy uniwersytecie w Dusseldorfie i z Instytutem Kaszubskim międzynarodową konferencję „Topografie pamięci pogranicza. Pomorze i Nadrenia w perspektywie porównawczej". W 2016, także z Christianem Pletzingiem z Aca-demii Baltica w Sankelmarku, zrealizowaliśmy seminarium „Pomorze - Pommern. Opowiedzieć region na nowo". A teraz ukazało się w Berlinie, w ramach serii autobiograficznej fundacji Pomnik Pomordowanych Żydów Europy, niemieckie wydanie wspomnień Meislera. Publikacja jest wynikiem współpracy IK z tą fundacją. Zainicjowałam wydanie, współredagowałam książkę i napisałam posłowie o polsko-niemiecko-kaszubsko-żydowskim splocie kulturowym w opowieści Franka Meislera. „P": Tomku, a jak jest w twoim przypadku? Czy chciałeś wstąpić do Instytutu, by w większym gronie realizować swoje pomysły? TR: Jest taka książka Prusy. Kraj nieograniczonych możliwości. O Instytucie od dawna krążą legendy, że to takie „stowarzyszenie nieograniczonych możliwości", szczególnie w dostępie do źródeł finansowania, więc z pewnością działało to na mnie, pracownika biednego muzeum, jak magnes. Rzeczywistość okazała się inna, gdyż tu każdy grosz trzeba ciężko wypracować, pisząc granty, wnioski o dofinansowanie itp. Ponieważ mam słabość do badań genealogicznych, a Instytut jako jeden ze swoich celów działalności głosi konieczność opracowywania dziejów rodzin kaszubsko-pomorskich, stwierdziłem, że to może być jakaś obopólna korzyść. W latach 2006-2012 ukazały się trzy tomy z serii „Nasze korzenie. Wokół poszukiwań genealogicznych rodzin pomorskich", w których mam swój udział. Rzeczywistość diametralnie zmieniła się w 2008 r., kiedy zostałem zatrudniony na Uniwersytecie Gdańskim, w Zakładzie Historii Polski i Powszechnej XIX wieku, STËCZNIK2017 POMERANIA /13 NASZE ROZMOWY kierowanym przez prof. Józefa Borzyszkowskiego. Mimo że w muzeum obracałem się w wielu epokach historycznych, na warunki akademickie było to moim zdaniem niewystarczające. Kolejny raz przyszło mi się zmierzyć „z różnicami", tym razem metodologicznymi w pracy naukowej. Wiele się nauczyłem, uczestnicząc w seminariach doktorskich prof. Borzyszkowskiego. Ponadto praca na uniwersytecie wiąże się z koniecznością napisania pracy habilitacyjnej. Tematem książki, którą mam nadzieję wkrótce skończyć, jest „Własność drobnoszlachecka na Kaszubach w prowincji Prusy Zachodnie w latach 1772--1806". Prowadzona od kilku lat kwerenda na temat szlachty kaszubskiej przyniosła mi spory i, jak sądzę, ciekawy materiał wykraczający poza przyjęte w przygotowywanej książce ramy czasowe. Chciałbym go w przyszłości opracować i wydać w formie źródeł, najchętniej w ramach wydawnictw Instytutu Kaszubskiego. Poza tym interesują mnie na Kaszubach liczniejsze od szlachty grupy chłopskie, w tym uprzywilejowani sołtysi, karczmarze, lemani czy pustkowianie. Jeszcze nie wiem, jaką metodę do tego nieco zaniedbanego w ostatnich czasach chłopskiego tematu wybiorę, czy będą to studia historyczno-genealogicz-ne, czy np. demograficzne. Zapewne upłynie jeszcze sporo czasu, zanim zrealizuję te plany, bo wciąż cierpię, jak zresztą większość współczesnej populacji, na niedoczas. Podziwiam tu naszych prezesów, ich tytaniczną, i co ważne, widoczną dla wszystkich pracę. Niestety jeszcze nie odkryłem, na czym polega ich fenomen. MBS: Mamy inspirujące, acz trudne wzorce... TR: Nie spotkałem dotąd takiego duetu. Żeby tyle wykonywali różnych rzeczy... MBS: Teraz mówi się dużo o multi-taskingu - to są osoby, które potrafią wprowadzać ten tryb w życie. „P": Kolejny ważny temat to obszar geograficzny, którym zajmuje się IK. TR: Tu warto przypomnieć wczorajszą [w 1. dniu jubileuszu IK, 17.11.2016] wypowiedź Józefa Borzyszkowskiego o „Labudowskim Pomorzu", czyli Pomorzu rozumianym bardzo szeroko. I teraz w tym ciekawym projekcie, w jakim jesteśmy, „Gniazdo Gryfa", ono będzie chyba traktowane bardzo szeroko. Abstrahując od grantu, Instytut obejmuje swoim zainteresowaniem tereny od warmińsko-mazurskiego aż po Meklemburgię-Pomorze Przednie, z Greifswaldem. MBS: Dochodzimy do Olsztyna, ale Pomorze Labudo-we obejmowało właściwie całe Prusy Wschodnie, czyli kończyło się aż na Królewcu. TR: Myślę, że gdyby byli partnerzy po stronie rosyjskiej, to też moglibyśmy z nimi współpracować. MBS: Możliwe, że to jest przyszłość Instytutu Kaszubskiego, żeby sięgnąć aż po Kaliningrad. „P": Czy na podstawie 20 lat pracy IK można by stwierdzić, że dotychczasowy obszar badań był węższy, a to, o czym mówicie, pozostaje tylko misją? TR: Zapewne w badaniach dominuje obszar współczesnych Kaszub, co moim zdaniem jest naturalne, gdyż tu mieszkają Kaszubi. Ale Instytut nie zamyka się na inne grupy etniczne, choć być może wciąż nie doczekaliśmy się szerszej grupy takich członków, którzy by się temu zadaniu poświęcili. Jednak należy podkreślić, że w swoim dorobku Instytut już posiada publikacje wychodzące poza kaszubski obszar etniczny. Sądzę, że fundamentalne znaczenie w opisie Wielkiego Pomorza ma synteza „Historii Kaszubów w dziejach Pomorza". W 2006 r. tom pierwszy dotyczący średniowiecza opracował prof. Gerard Labuda. Kolejne tomy, autorstwa profesorów: Zygmunta Szultki, Józefa Borzyszkowskiego i Cezarego Obracht-Prondzyń-skiego, ukażą się w 2018 r. Jeśli natomiast mam mówić 0 sobie, to też póki co nie opuszczam Kaszub, co związane jest głównie z tym, że poza nimi na Pomorzu nie było warstwy drobnej szlachty. „P": Miłko, dokąd wychodzisz w swoich badaniach 1 projektach badań? MBS: Dla mnie Pomorze Labudowe na pewno jest punktem wyjścia. Badam teksty spod pióra kolejnych społeczności, które zamieszkują czy też zamieszkiwały Pomorze. Jestem germanistką. Pracę magisterską pisałam na temat relacji z podróży niemieckich Pomorzan, które ukazały się w „Pommersche Zeitung" w rocznikach 1989 i 1993. W pracy doktorskiej badałam natomiast autobiografie szlachty niemieckiej z Pomorza Zachodniego i z Prus Wschodnich, również po 1945 roku. Badania w ramach projektu habilitacyjnego (w międzyczasie był ten projekt „Śladami żydowskimi po Kaszubach") obejmują autobiografikę autorów żydowskiego pochodzenia z Pomorza. W tym przypadku koncentruję się na Gdańsku i Pomorzu Gdańskim, ale sięgam również do tekstów, które powstały na Pomorzu Zachodnim czy w obecnym województwie kujawsko-pomorskim. Przy czym każdorazowo obraz Kaszub(ów) jest jednym z aspektów, które podejmuję. Zajmuję się też znaczeniem motywów kaszubskich i ich recepcją w twórczości Guntera Grassa. Interesuje mnie fenomen literatury pogranicza, nie tylko polsko-niemieckiego, także w ujęciu porównawczym. Gdańsk, Kaszuby i Pomorze są dla mnie punktem wyjścia badań, ale i przykładem takiego pogranicza. „P": A czy twoim zdaniem, Tomku, należałoby się ograniczyć do mniejszego zakresu i badać go dokładniej, czy obejmować badaniami jak największy obszar? TR: Historycy dzielą się na dwie kategorie: tych, którzy tworzą wielkie syntezy i zdobywają sławę (do tego trzeba mieć predyspozycje i duże doświadczenie), i osoby, które mają ukierunkowanie na szczegółowe analizy wybranych tematów, np. mikrohistorie. „P": Ale przecież syntezy powstają z tych wycinków, mikrohistorii! TR: Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Sądzę, że obie grupy badaczy są równie ważne i wzajemnie się uzupeł- 14 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 NASZE ROZMOWY / r\: 'i Studia podyplomowe histor Dziedzictwo epok iedzictwo kulturowe Kiermasz publikacji Instytutu Kaszubskiego w holu Wydziału Filologicznego i Historycznego UG podczas jubileuszowych uroczystości (19.11.2016). Fot. Sławomir Lewandowski niają. Mnie jednak najbardziej pociąga przywracanie do naszej pamięci tzw. zwykłych ludzi z minionych epok, którzy w syntezach są tylko liczbami. Ponieważ prace stricte genealogiczne w odbiorze rzadko bywają łatwe i przyjemne, ważne jest dla mnie, aby dla konstrukcji genealogicznej zbudować kontekst historyczny, wówczas powstaje w moim przekonaniu coś znacznie bardziej ciekawego. MBS: Twoje pytanie na pewno ma być prowokacyjne... Myślę, że Instytut umożliwia realizowanie różnych projektów i zróżnicowane spojrzenie na obszar badań, także terytorialnie. I tak naprawdę na cały dorobek IK należy patrzeć jako na synergię różnych perspektyw, które zostały wniesione przez poszczególnych członków. I to stanowi siłę IK, że łączy odmienne spojrzenia, stanowi forum dyskusji i wymiany spojrzeń, a tym samym uzupełniania perspektyw. Nawet jeśli praktyka prowadzi po wyboistej drodze. TR: W pełni podzielam zdanie Miłki. Instytut pozwala na stykanie się ze sobą badaczy różnych dziedzin, co niekiedy jest odskocznią od własnych zainteresowań, a innym razem podpowiada nowe rozwiązania czy choćby lektury do nadrobienia. MBS: Mało jest gdzie indziej możliwości tak intensywnej wymiany, właśnie jeśli chodzi o postulowaną współcześnie interdyscyplinarność życia naukowego. „P": Jak wygląda ta wymiana doświadczeń? TR: Profesorowie Józef Borzyszkowski i Cezary Ob-racht-Prondzyński to ludzie bardzo oczytani, erudyci, nakierowali mnie na wiele publikacji, które warto i które należy przeczytać. Niezapomniane zostaną dla mnie również spotkania ze zmarłym niedawno red. Stanisławem Pestką, także członkiem naszego Instytutu. „P": Spotykacie się regularnie czy rozmawiacie przy realizacji jakichś projektów? MBS: Spotkań jest wiele. Mamy przynajmniej trzy zebrania zarządu w ciągu roku... TR: Szczególnie ważne jest również doroczne spotkanie wszystkich członków, które najczęściej odbywa się w kwietniu. MBS: Ponadto są spotkania w ramach projektów. Oboje jesteśmy w projekcie „Gniazdo Gryfa", którego celem jest stworzenie leksykonu symboli i tradycji kaszubskich. Bywamy też zapraszani na spotkania dotyczące innych projektów badawczych, np. dzisiaj „Historii Kaszubów w dziejach Pomorza". Rok instytutowy jest bogaty w promocje książek. One też stanowią okazję do wymiany różnego typu. Poza tym rokrocznie odbywa się szereg konferencji i seminariów, część o charakterze cyklicznym, a także są Czwartki w Instytucie, kiedy najczęściej Prezes Honorowy i prezes obecny chociażby przez godzinę są razem. W tym czasie zazwyczaj wrze na Straganiarskiej - następuje niesamowita wymiana informacji. Jesteśmy zakotwiczeni w różnych dziedzinach i instytucjach - rozmawiamy o tym, co się dzieje w naszych środowiskach, o tym, co przeczytaliśmy. TR: Jeszcze jedna rzecz - Komisja Kaszubska PAU (Polskiej Akademii Umiejętności), gdzie są lekarze, środowisko medyczne. „P": Czy Instytut Kaszubski jest znany i doceniany w Polsce, w Europie? MBS: Przykład PAU jest wyrazem uznania i tej widoczności. Polska Akademia Umiejętności to jedno z najstarszych stowarzyszeń naukowych w Polsce. W nauce, jak w życiu, wszystko opiera się na relacjach międzyludzkich - najpierw było zaproszenie w stronę ojca. Ojciec połączył siły gdańskie z prof. Januszem Limonem i zaproponowali utworzenie stacji PAU w Gdańsku, a w jej ramach Komisji Kaszubskiej. Powstanie w 2015 r. stacji i komisji to naprawdę duży wyraz uznania także dla całego środowiska i szansa na budowanie obecności w ogólnopolskim środowisku ludzi nauki. Wśród członków IK są badacze reprezentujący różne ośrodki Pomorza. Niemcy to ze względów historycznych naturalny odbiorca wyników naszych badań. To, że tłumaczenie wspomnień Meislera ukazało się w Berlinie we współpracy z Instytutem, też stanowi wyraz uznania dla naszej działalności. Współpraca z Academią Balticą kontynuowana jest już przez kolejne pokolenie. W latach 80. STËCZNIK2017 / POMERANIA /15 NASZE ROZMOWY XX w. dr Dietmar Albrecht zaczął współpracę z ojcem (jeszcze nie istniał ani IK, ani Academia Bałtica). Staramy się być obecni w bliższym i dalszym świecie, ale nasze możliwości nie są nieograniczone. Obecność i widoczność buduje się przez lata, zaciekawienie trzeba budzić i podsycać. W tym roku (2016) miałam kilka spotkań z grupami niemieckimi, ze Stowarzyszenia Polska - Niemcy z Kolonii i Bonn, seminarium z grupą z uniwersytetu w Dusseldorfie, ze studentami Uniwersytetu Europejskiego we Flensburgu i 5 spotkań z uczestnikami wyjazdów studyjnych organizowanych przez Forum Unna z Nadrenii. Przychodzą do Domu Kaszubskiego, bo chcą posłuchać o Kaszubach, o specyfice tego regionu.... Część tych spotkań to także wynik długotrwałych kontaktów, zapoczątkowanych prelekcjami czy też wykładami w Niemczech. TR: Co prawda nie mogę się pochwalić tak szerokimi kontaktami, jak Miłka, ale i mnie zdarzają się ciekawe spotkania. Ostatnio zetknąłem się z zainteresowaniem tematyką kaszubską na konferencji dotyczącej szlachty na pograniczach dawnej Rzeczypospolitej w Ciechanowcu, w której uczestniczyli m.in. podlascy Białorusini. Zaowocowało to tym, że w przyszłym roku znów mam tam wystąpić z innym tematem, ale koniecznie o Kaszubach. „P": Instytut Kaszubski organizuje konferencje, sympozja, popularyzuje naukę... Ponadto publikuje przeróżne książki: i naukowe, i literackie. W jakich językach? MBS: Po polsku, kaszubsku, niemiecku, angielsku. „P": Czy anglojęzycznego odbiorcę interesuje Pomorze? MBS: Tu chodzi o współpracę zarówno z kanadyjskimi Kaszubami, jak i o kontakty ze środowiskami potomków emigrantów z Kaszub do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej - współpraca z tymi dwoma środowiskami trwa już od lat. M.in. ukazała się seria tekstów Anny Łaj-ming w języku angielskim w wydawnictwie Uniwersytetu Kaszubskiego... Instytutu Kaszubskiego. „P": Freudowska pomyłka? MBS: Być może... Idea stworzenia uniwersytetu kaszubskiego jest zapisana w dokumentach ruchu kaszubsko-po-morskiego. Wracając do anglojęzycznych publikacji, one są skierowane głównie do odbiorcy w tamtych kręgach, ale również do każdego czytelnika anglojęzycznego, potencjalnie podatnego na wiedzę o kaszubszczyźnie. „P": A czy to powoduje także wzrost wiedzy o Kaszubach i literaturze kaszubskiej wśród Kanadyjczyków i Amerykanów niekaszubskiego pochodzenia? MBS i TR: Nie badaliśmy tego aspektu. Ale na pewno warto byłoby to kiedyś sprawdzić. MBS: Wszystkie nasze projekty są częścią długodystansowego zamierzenia. To nie jest akcja, której rezultat można ocenić w liczbach. To nie jest projekt typu wystawa, której zasięg oddziaływania można zmierzyć np. liczbą sprzedanych biletów TR: Podobno dobra książka naukowa z historii powinna żyć przynajmniej 20 lat, tzn. nie powinna w tym czasie utracić swych wartości poznawczych. Studenci UMK w Toruniu jeszcze pod koniec lat 60. XX w. wykupywali resztki nakładów książek wydawanych przez Towarzystwo Naukowe w Toruniu z okresu międzywojennego... MBS: Na pewno trzeba - to zadanie dla Instytutu Kaszubskiego - usprawnić system dystrybucji i promocji wydawnictw, docierać do nowych kręgów odbiorców, być aktywnym wewnątrz środowiska, ale też wychodzić coraz dalej poza rodzime podwórko... Bolejemy nad tym, jak niski jest procent czytelnictwa w Polsce, to co dopiero powiedzieć o tym, jaką ma siłę przebicia dorobek środowiska naukowego, które w swoich badaniach zajmuje się grupą mniejszościową czy też regionem postrzeganym jako peryferyjny. Wiedza o Kaszubach nie należy do wiedzy oks-fordzkiej. Również w Polsce jest jeszcze dużo do zrobienia, ale ugór, jak mówił Zygmunt Bauman, to zaproszenie do działania. Upowszechnianie wiedzy o Kaszubach jako regionie i ludziach, przełamywanie stereotypów, którymi obrósł obraz Kaszubów i Kaszub, oraz popularyzacja dorobku środowiska to ważne cele Instytutu. TR: Temu też służy ten wywiad. MBS: Zdajemy sobie sprawę, że efekty nie będą widoczne z dnia na dzień. Liczymy na współpracę z dziennikarzami. Bardzo. Na współpracę z instytucjami w regionie. Na partnerów IK na Pomorzu i poza jego granicami. I wiemy, że przede wszystkim dużo zależy od naszej aktywności. „P": A co Instytut robi dla młodych ludzi? MBS: Instytut Kaszubski brał udział w powołaniu etno-filologii kaszubskiej. Wspiera na UG rozwój tego kierunku, jest aktywny w rozszerzaniu jego pola działania, także poprzez naszą pracę na uczelni. TR: Mam teraz zajęcia m.in. z drugim rokiem etnofilo-logii, uczę historii Kaszub i Kaszubów. I ku mojej wielkiej radości widzę duże zainteresowanie tym przedmiotem. MBS: Na germanistyce i niemcoznawstwie prowadzę przedmioty o charakterze autorskim o pograniczu (m.in. Krajoznawstwo historyczno-literackie Polski Północnej). Omawiamy kulturę i literaturę kaszubską jako jeden z głosów na pograniczu. Czytamy fragmenty utworów kaszubskich pisarzy, tłumaczymy je i omawiamy. Wczoraj podeszła do mnie była studentka (spod Bydgoszczy), która obecnie studiuje polonistykę. Powiedziała, że właśnie przeczytała tomik kaszubskiej poezji, i podziękowała za zainteresowanie jej literaturą kaszubską. Niedawno miałam zajęcia dotyczące wielokulturowości Gdańska, m.in. w odniesieniu do tekstu o gdańskich mitach Petera OHve-ra Loewa, który koncentruje się na polskiej i niemieckiej perspektywie ukazywania przeszłości Gdańska. Studenci pod koniec zajęć zapytali mnie, jak zbudowana jest narracja kaszubska o dziejach Gdańska. W takich chwilach mam poczucie, że moja praca ma sens. ROZMOWĘ PROWADZIŁA BOGUMIŁA CIROCKA 16 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 WËDARZENIA CHCĄ SAMI PISAĆ HISTORIA Wicy jak 150 młodëch lëdzy wzało udzél w Kongresu Młodëch Kaszëbów. Jak gôdô przedstôwca organizatorów Robert Groth, jegö céla bëło „rozbudzenie w młodëch głowach udbë na lepszé witro w towarzëstwie kaszëbiznë". Kongres ôdbéł sa 19 lëstopadnika 2016 r. w Kar-tësczim Centrum Kulturë. Ökróm młodzëznë w obradach uczastniczëło jesz cziledzesąt góscy. Wë-darzenié zaczało sa w sanktuarium Królewi Kaszub w Swiónowie, gdze ostała ödprôwionô uroczëstô mszô swiatô i bëła pöswiaconô tôfla na wdôr ks. Fracëszka Grëczë. Późni ju w Kartuzach Kongres östôł uroczësto ötemkłi. Rozegracja prowadzëlë przedstôwcowie Karna Kaszëbsczi Młodzëznë „Cassubia" z Banina Wérónika Prëczköwskô i Róbert Groth. W pierszim dzélu óbra-dów uczastnicë wësłëchelë m. jin. referatu Eugeniusza Prëczköwsczégô ô historie młodzëznowi kaszëbsczi rësznotë. Późni przedstôwcowie rozmajitëch karnów, jaczé zrzesziwają młodëch Kaszëbów, öpówiôdelë ö jich dzejanim, dobëcach i jiwrach. Ökróm wspömnióny ju „Cassubie" prezentowôł sa Klub Sztudérów Pomorania z Gduńska, Akademicczé Kaszëbsczé Köło z Pömörsczi Akademie w Słëpsku, Nôukówé Kôło „Zemia Rodnô" w Kaszëbskó-Pömórsczi Wëższi Szkole we Wej rowie i Klub Sztudérów Kaszëbów „Jutrznio" w Wëższim Dëchôwnym Seminarium w Pelplënie. Pö pôłnim w drëdżim dzélu Kongresu przeszedł czas na robota w sekcjach. Medialną prowadzëlë Róbert Groth i Mariusz Szmidka, edukacyjną Magdalena Kamińskó i Iwóna Makurôt, köscelną Sławomir Ser-kówsczi i ks. Leszk Jażdżewsczi, lëteracką Karolëna Serköwskô i Dariusz Majkówsczi, muzyczną Paweł Ruszköwsczi i Rafôł Rompca, góspódarczo-samórzą-dzënową Andrzej Busler i Ana Cupa-Dzemińskó, turisticzną Pioter Köwalewsczi i Edita Klasa, filmöwö--téatrową Wérónika Prëczköwskô i Adóm Hébel. W kóżdi z tëch sekcjów młodi lëdze zgłosziwelë swôje bédënczi, jaczé wedle nich pomogą w rozwiju kaszëbsczi kulturë, lëteraturë, göspödarczi czë jazëka. Na zakuńczenie tegö dzélu östałë zaprezentowóné na binie wëniczi ti robótë. Jak zagwësniwają organizatorze, pöstulatë młodzëznë wësłowioné óbczas prôcë w sekcjach mdą öpubliköwóné. Na zakuńczenie baro emocjonalno przemôwiôł Adóm Hébel, chtëren ôdwôłiwającë sa do dzysdnio-wëch symbolów blësczich młodzëznie (jak np. film „Matrix"), przekönywôł m. jin., że uczastnicë Kongresu są pierszim pôkölenim, jaczé pisze swôja historia, Ana Cupa-Dzemińskó i Andrzej Busler prezentëją na binie brzôd robôtë göspödarczo-samörządzënowi sekcje. Ödj. DM i „zapisze sa w historie barżi jak Florión Cenowa czë młodokaszëbi". Młodi słechińcowie przëjimnalë to wëstąpienié brawama na stojąco. Komentarze do słów Hébla i pödrechöwanié Kongresu öczama młodzëznë, jakô brała w nim udzél, pre-zentëjemë na s. 18-21 w póspólny debace „Pomeranii" i Radia Gdańsk. Wôrt jesz dodać, że kartësczému wëdarzeniu towa-rzëłë rozmajité artisticzné rozegracje, przede wszëtczim muzyczne kóncertë. Örganizatorama Kongresu Młodëch Kaszëbów bëlë: Karno Kaszëbsczi Młodzëznë „Cassubia" i part Kaszëb-skö-Pömörsczégö Zrzeszeniô w Baninie. Pömôglë jima: Kartësczé Centrum Kulturë, Gminowi Östrzódk Kulturę, Sportu i Rekreacje w Chmielnie, Urząd Gminë Kar-tuzë, Powiatowe Starostwo w Kartuzach, senator Ka-zmiérz Kleina, Östrzódk Kulturę i Sportu w Żukowie. DM 6u*zzh'- STËCZNIK2017 / POMERANIA /17 rewolucjo w meslenim ö kaszëbiznie? Na pierszą w 2017 r. póspólną debata cządnika „Pomerania" i Radia Gdańsk jesmë rôczëlë kaszëbską mło-dzëzna: organizatorów Kongresu Młodëch Kaszëbów z Karna Kaszëbsczi Młodzëznë Cassubia - Roberta Grotha i Antoniego Prëczköwsczégö, a téż Dorota Miszewską - sztudérka drëdżégö roku kaszëbsczi etnofilo-logie na Gduńsczim Uniwersytece i nôleżniczka Klubu Sztudérów Pomorania. Moderatorze Kongresu Młodëch Kaszëbów na slédnym roböcym zeńdzenim „Pomerania": Chcemë zacząc öd Kongresu Młodëch Kaszëbów. Skądka wzała sa udba na to wëdarzenié? Karno Cassubia bëła organizatora, tej to pitanié czerëja do przédnika tegö klubu Roberta. Robert Groth: Deja kongresowo je baro długô. Wszëtkö zaczało sa öd pötrzebë. Më, młodi, jesmë czëlë, że brëku-jemë jaczis plac, żebë robie dlô kaszëbiznë. Skuńczeło sa chodzenie do szköłë na kaszëbsczi jazëk. Niejedny chödzą dali, ale czëją potrzeba czegoś wiacy. Tej jesmë pömëslelë, żebë reaktiwöwac Cassubia. I to bëła takô pierszô udba. A pózni jesmë chcelë zapitac jinëch mlodëch lëdzy, czë óni są z nama. Czë to më leno tak czëjemë w Żukowie, Baninie i ókölim, czë öni téż. I tak doszło do Kongresu Młodëch Kaszëbów. Radio Gdańsk: Antoni, jesmë ju pö Kongresu. Jakô je odpowiedz na to pitanié: młodi są z Cassubią? Antoni Prëczköwsczi: Na Kongresu bëło kol 150 lëdzy. To pökazëje, że baro wiele młodëch mësli jak më. Brelë baro aktiwny udzél w rozmajitëch sekcjach, w óglowëch rozegracjach Kongresu. Czuł jem po Kongresu wiele baro pözytiwnëch kómentarzów. „P": Möżna sa spödzewac, że organizatorze badą chwalëc, a jak to wëzdrzało z butna? Dorota, bëła jes uczastniczką Kongresu. Jak sa tobie widzało? Dorota Miszewskô: Jô bëla z ti drëdżi stronë. Öglowö mie sa widzalo. Problem bél le taczi, że sa nie dalo bëc we wszëtczich môlach narôz. Köżdi móg sa zapisać le do jednego karna, czë to lëteracczégö, czë medialnego, samorządowego abó jinégó. Në i to nie bëlo fejn, że ni möglësmë bëc we wszëtczich sekcjach. Jô bëla w lëteracczim karnie i mëszla, że powstało baro wiele postulatów ob te 1,5 go-dzënë. Jak bë sa dalo to wszëtkö zrealizować, to wedle mie kaszëbizna pö prôwdze sa ódrodzy. RG: Tej jaczé bëłë te póstulatë, np. w wajim karnie? D.M.: Nama są baro brëköwné ksążczi dlô mlodëch. I ji-dze nama nié ó poezja, bô wiérztów je dosc, ale ô proza, 18 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 KASZËBSKÔMŁODZËZNA np. kriminałë, nawetka romanse. Përzna tegô pöwstôwô, ale to wiele za malo. „P": Jakno wespółprowadzący to lëteracczé karno dodóm jesz, że czasto pôwtôrzôł sa postulat, żebë szkolny téż gó-delë ö nowi lëteraturze, bö młodi lëdze mielë kąsk żôl, że są uczony blós klasyczi, a szkolny nie gódają jima, że Pioter Dzekanowsczi napisôł kriminał, że są kömiksë itd. RG: Tëch sekcjów bëło wiele, np. gospodarczo, samórzą-dowô... Pojawiło sa wiele postulatów i co dali? Czedë më to uzdrzimë, Róberce, spisóné na jedny kôrce, i jak mdze wëzdrzała realizacjo? R.Gr.: Terô örganizëjemë pököngresową publikacja, bö takô sa ukóże. Moderatorze jesz robią nad tima póstu-latama, żebë zapisać to, co bëło rzekłé na binie öbczas jich prezentacji i żebë dac czerënk dzejaniému nad jich realizacją. Robimë nad tim, żebë pö Kongresu powstała starna, gdze badą möglë sa zrzeszëc ti wszëtcë, co bëlë na Kongresu. Ta starna badze sa zwała mlodikaszebi.pl. Rôczimë tam wszëtczich, żebë podjąć dzejanié i pôkôrbic ô postulatach. Je jich baro wiele, tej muszimë je pödzelëc, wëbrac nôprzód te, jaczé möżemë zarô zrobić. W nowim roku zaczniemë nad nima konkretną robota, żebë niejedne pöstulatë zrealizować i zmienić kąsk Kaszëbë. RG: A co wedle cebie, Antón, z tëch postulatów je nówóż-niészé, od czego bësta mielë zaczic? A.P.: Jô béł w sekcji gazétników i tam baro wôżné bëło, żebë corôz wicy bëło kaszëbiznë w mediach, téż publicz-nëch. D.M.: Wôżné je téż, żebë pôkazac lëdzóm, ôsoblëwie mlo-dim, że më jakno mlodi möżemë sa zrzeszëc, dzejac raza i to dô baro dobri brzôd. „P": Zadzëwöwało mie, że tak wiele młodzëznowëch karnów prezentowało sa óbczas Kongresu. Ö niejednëch mëslôł jem, że są ju uspioné na dobré, a równak sa öbu-dzëłë. Zdôwô mie sa, że stało sa tak prawie z leżnoscë Kongresu. Dlô waju to téż bëło cos nowégö? A.P.: To nie bëło zaskoczenie, bo przed Kóngresa më wiele szukelë lëdzy, chtërny chcelëbë dzejac z nama raza i sa zgłosziwałë rozmajité karna, a terô nawet je plan, żebë nowé karno powstało - w Lëzënie. RG: Czë wcyg mómë na Kaszëbach taczi pódzél i biótka: młodi kontra stôri? D.M.: Jô mëszla, że wiedno mlodi bëlë procëm stôrëch, bô mają jinszi pözdrzatk. I zdôwô mie sa, że stôri barżi sa zaji-mają pólitiką, a mlodi chcą dzejac, chcą, żebë kaszëbizna nie bëla blós pólitiką, bó jinaczi badze wiacy sztridowaniô jak robötë. „P": I nie dó sa zrobić miast „młodi kontra stôri" - „młodi raza ze stórima"? D.M.: Jó móm z tim lëché doswiódczenié. Jem próbówa robie ze stórima i sa nie dalo. Jem czëla, że jem za młodo, że musza sa nóprzód wëkazac, czë to rozmieja robie. „Chtos starszi ce muszi wprowadzëc do ti robótë". Në i tedë sa wszëtczégö ódechcewó. „P": To sa, Pioter, nama dostało... RG: Czëjesz sa stóri? „P": Zdrzë na tëch młodëch. Më ju jesmë starsze pokolenie. RG: Antoni, të mósz wiera jinszé doswiódczenié jak Dorota, bó jes z familie, gdze starszi wcyg robią dló kaszëbiznë. Jes w sztadze z nima wespółdzejac czë chcesz robie dló kaszëbiznë cos jinégó, jic swoją Stegną? A.P.: To prówda, że ód samégó zaczątku starszi mie pro-wadzëlë w strona kaszëbiznë i do dzysó baro pómógają, żebë tą Stegną dali jic... „P": Ale nie je tak, że oni próbują ce wcygnąc na swoja Stegna, a të gôdôsz: „jó bada robił dló kaszëbiznë, ale jinaczi jak wa chceta"? A.P.: Ni mómë taczich sztridów. Trzeba wiedno nalezc jaczis kompromis. Czasa mëslimë jinaczi, ale muszimë sa trzëmac raza, bó leno raza möżemë cos zbudować. Magdalena Bigus prezentëje uczastnikóm Kongresu dzejanié Klubu Sztudérów Pomorania STËCZNIK2017 / POMERANIA /19 KASZËBSKÔ MŁODZËZNA Adóm Hébel zachacywô do rewolucji w mëslenim ö kaszëbiznie RG: Jak Cassubia mdze chcała wespółdzejac ze „stôrima"? R.Gr.: Są taczé pöstulatë z Kongresu Młodëch Kaszëbów, jaczé më bë chcelë robie raza ze starszima. Je prówdą, że mómë w rakach wszëtczé nórzadza, żebë kaszëbizna bëła barżi módernô, ale muszimë czasa pëtac starszé pokolenia, co öne mëslą, czë to, co më robimë, badze dobré. Muszimë nalezc ten złoti westrzódk w najich dzejaniach. Tak jak Dorota gôdała, w niechtërnëch rzeczach më sa nie zgôdzómë, ale mëszla, że nimö tegö möżemë gadac i robie wespół. RG: A z kim chceta wespółrobic i w jaczich sprawach? R.Gr.: Na póczątk przede wszëtczim chcemë wespółrobic równak z młodima, z tima órganizacjama, jaczé bëłë na Kongresu, jak Klub Sztudérów Pomorania, jak Akademic-czé Köło Kaszëbsczé ze Słëpska, jak nowé karno młodëch, jaczé pöwstôwô w Lëzënie na mödło Cassubie. Badzemë téż sa zwracac do Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô, żebësmë sa raza przëzdrzelë temu, co möżemë pöspólno zrobić. „P": Klub Sztudérów Pomorania badze wespółrobił z Cassubią? D.M.: Mëszla, że Pomorania je ötemklô na wszëtczé propozycje. Jeżlë chtos chcôlbë robie cos dlô kaszëbiznë, to më jesmë ötemkli i rôczimë. RG: Jesmë krótko pó wraczenim Medalu Stolema, j inszé waje dzejania to Remusowó Kara, rëchtowanié Scynaniô Kani, stara ö chëcz w Łątczińsczi Hëce, uczbë kaszëbsczé-gö jazëka. Duńdą do tegô nowé udbë? D.M.: Taczé udbë pówstôwają wnetka na köżdim najim zeńdzenim, ale jesz terô nie bada ö tim gadac. Wespólro-bimë téż z YEN, jaczi gromadzy mlodzëznowé organizacje môlëch nôrodów w Europie, co pókazywô, że jesmë ótem- kli téż na jiné kraje. Je to pötrzébné nama, żebë widzec, że nie jesmë sami. „P": Jes tuwó w dëbeltny rolë, bö dzejôsz w Pömöranie, ale téż sztudérëjesz kaszëbską etnofilologia. Te sztudia mómë za wiôlgą nôdzeja na włączenie młodëch do kaszëbsczi rësznotë. Dlôcze równak je waju tak mało? D.M.: Mëszla, że to dlôte, że dopierze to zaczinómë. Z roku na rok wedle mie badze wiacy sztudérów. To prôwda, że je nas mało, ale jak zdrza chócle na mój rok, gdze je ösmë lëdzy, to móga rzeknąc, że robimë wiele i to dô brzôd. Może w póstacji doktoratów, möże robötë dlô mediów kaszëbsczich. Wôżniészô je jakósc jak ilosc. R.Gr.: Cassubia téż w tim pomoże, bo raza rozbudzymë w młodëch lëdzach ta mësla, że kaszëbizna dôwô móż-lëwöta rozwiju. Badzemë pöspólno robie nad tim, żebë na etnofilologie bëło wiele sztudérów. Na Kongresu 150 młodëch czëło ö Pómöranie i etnofilologie, tej möże za rok zapisze sa tam wiacy lëdzy. RG: Dlôcze wcyg młodzëzna sromô sa kaszëbiznë? D.M.: Jô mëszla, że to sa bierze ód starszich, bó jak oni bëlë w najich latach, to jima zakôzywelë doma gadac pó kaszëbsku. A.P.: Jem przeszedł wszëtczé etapë uczbë, ód spódleczny szkółë przez gimnazjum i terô jem w szkole wëżigimna-zjalny. Widza równak, że są lëdze, co rozmieją gadac pó kaszëbsku, ale mają tego wstid, może strach, i trzeba jich cygnąc do kaszëbiznë, żebë jich nie stracëc. „P": A jo jem mëslôł, że w wajim pókólenim ni ma ju taczi sromótë. R.Gr.: Je corôz mni ti sromótë, ósoblëwie w tëch lëdzach, w jaczich je zasóné to dobré kaszëbsczé zôrno w spódlecz-nëch szkołach. To pókólenié, co je terô w wëżigimnazjal-nëch szkołach, jesz cos mô czëté ód swójich starszich ó kaszëbsczich kompleksach, ale ti młodszi ju roscą bez tego. „P": Pitół jem sa ó te kómpleksë, bo pamiatóm słowa Adama Hébla óbczas Kongresu: „Më pierszé pokolenie, jaczé sa rodzy bez kompleksów, jaczé nigdë nie czëło, że to je sromóta gadac pó kaszëbsku". Adóm béł pó prówdze przed-stówcą waji generacji czë blós jemu tak sa zdôwô, bó ód waju czëja, że równak ten wstid jesz w tim pókólenim je? A.P.: Czedë jem zaczinôł uczba kaszëbsczégó, to bëłë dopierze póczątczi. Terô coróz wiacy lëdzy sa uczi i mëslenié sa zmieniwó. Widza, że z roku na rok je lepi. RG: Adóm Hébel óbczas Kongresu gôdôł téż ó robienim kaszëbsczi rewolucje i ó tim, że mómë wojna midzë tim, co ja naje, a globalizacją. To prówda? R.Gr.: Kóżdi czej mësli o rewolucji, to pewno mó w mëslach to, co sa dzejało we Fracëji, ó krwawëch wëda-rzeniach, ó scynanim głów. 20 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 KASZËBSKÔMŁODZËZNA /LISTY RG: Biôjta, stôri, terô czas na młodëch! R.Gr.: Jo. Ale tak pö prôwdze jidze ö to, żebë takô rewolucjo bëła w kôżdim z nas, w mëslenim ô kaszëbiznie. Wedle mie ni mô bëc tak, że rewolucyjno zriwómë ze wszëtczim, co bëło, i robimë nowi pöczątk. Më, młodi, jesmë pöwie-dzelë głośno, że téż mómë swöje udbë i chcemë wespół-robic. „P": Môta tej swiąda, że „kaszëbsczi świat" nie zaczinô sa öd waju? Że pokolenie, co „przeńdze do dzejów jakno to, chtërno jakno pierszé pisze swoja historia" - to zôs Hébel - cos równak zawdzacziwô Cenôwie, Derdowsczému czë Majkówsczému? A.P.: Gwës, że jo. Jesmë dostelë wiôldżi skôrb öd starków. Baro to szónëjemë, czëtómë jich dokazë... R.Gr. ...i na tim sa wëchówujemë. Muszimë równak pa-miatac, że je XXI w. i nowôczasné nôrzadza muszimë wëkörzëstiwac. A.R: Na pöcwierdzenié möżemë przëpómnąc, że udba köngresu młodzëznë kaszëbsczi bëła ju w pismionie „Tat-czëzna". Më jesmë pöprowadzëlë to, co miałë wëmësloné starszé pokolenia. RG: Tej ewolucjo, a nić rewolucjo? „P": Dorota, jak mëslisz? Jes rzekła przed sztóta, że nie dô sa wespółrobic ze starszima, tej w przëtrôfku rewolucji mómë z Piotra strach ö naje głowë. D.M.: To nie je tak. Jem rzekła, że móm lëché doswiód-czenia, ale wiém, że są starszi, z jaczima można wespółrobic. Mëszla, że to badze ewolucjo. Më, mlodi, öbudzymë w starszich bucha i redota z tego, że są Kaszëbama, i bez sromötë rzekną w kromie czë jinym publicznym placu: jô jem Kaszëba. „P": Dlô mie redotą bëło, czedë jidącë do radiowego studia, czuł jem z daleka, że gôdôta midzë sobą pö kaszëbsku. Bez kompleksów. D.M.: Dzysô mlodi mögą nôwëżi miec kómpleksë, że slabö gôdają pö kaszëbsku i dlôte sromią sa gadać. Ne, mögą lëchö gadać, ale sa nauczą. Blós, żebë gadać. U mie doma bëlo tak, że czedës sa gôdalo pó kaszëbsku, ale jak starka umarła, to ju tegö jazëka nie bëlo. Jô sa nie nauczëla doma kaszëbsczégö, dopierze na sztudiach. I jak terô przëchôdóm dodóm i zaczinóm opowiadać ö tim, co sa u mie dzeje, pö kaszëbsku, to moja mëmka mie ödpówiôdô pó kaszëbsku, a jak czasa jiny lëdze przëchôdają do naju, to mówią: „Të, nasza starka żëje? Co sa sta, że ten kaszëb-sczi doma je nazód?" Trzeba pokazać tim starszim, że to nie je sromóta. „P": Mëszla, że jes prawie dała nólepszą reklama etnofi-lologie, jak le sa dało. RG: Antoni, u ce doma chëba wiedno bëło gôdóné pó kaszëbsku? A.P.: Jo, dló mie to je naturalne. Kaszëbizna bëła u mie wiedno. RG: Taczich chëczów z kaszëbizną na co dzćń brëkujemë jak nówicy. Ödj. DM Listy red.pomerania@w PÓŁ-GÓRALKA PRZEKÖNYWÔ DO REMUSA Öd czile lat je widzec, że są taczi, co dozérają kaszëbsczé sprawë. Jile to ju szkólnëch chcało uczniów przekonać do czëtaniô... Lëdze mało czëtają nawetka pó polsku, a co dopierze pó kaszëbsku? „Co mie to dô?" - wnetka wiedno przińdze to człowiekowi do głowë. Tej jak powinno sa namawiać do póznanió naji lëteraturë? Jó na gwës nie znóm ódpówiedzë. Równak je to wiera pro wda, że nóbarżi Kaszëbską doceniwają nié--Kaszëbi... Öd rujana 2016 roku jem sztudérką na Gduńsczim Uniwer-sytece. Jak to na pierszich zajacach, je nót cos ó se pówiedzec. Jak sa nazéwóm, skądka jem, co robią. Nić jinaczi je na aktorsczim warsz-tace z aktorką Marzeną Nieczują--Urbańską. Öd zaczątku w cepłi atmosferze, z uśmiecha - mómë prawie tak korbie. Gódóm, że pochodom z Kóscérznë, a wastnó Marzena, pół-Góralka, ókazëje sa lubótniczką mójégó gardu i pëtô mie, czë znóm kaszëbsczi... Tedë rzeka ji cos w najim jazëku, a ona, że sama nie rozmieje gadać, le lubi go czëc... I drëdżé pëtanié: „Të prze-czëta Ż'écé iprzigôdë Remiisa?" Terô mie ju do czësta zatkło. Dlôcze? Bó pó naji kôrbiónce oznajmiła całi mój i grëpie, że co prôwda miała to czëtóné pó polsku, le dló ni to je nólepszó młodopolsko ksążka! I pólécô ja przeczëtac wszëtczim... Nić, nie mësla terô, że kóżdi z mójégó roku zarô pónëkó do bi-blioteczi i przeczëtô roman Aleksandra Majkówsczégó. Le wiera najô cëdownó pół-Góralka rozmieje w nôprostszi sposób pówiedzec ó tim, co je naje i bëlné, lepi jak më. I to je nót rozważëc. EWELINA STEFAŃSKÓ, SZTUDÉRKAI ROKU ZARZĄDZYWANIÔ ARTISTICZNYMAINSTITUCJA-MA NA GDUŃSCZIM UNIWERSYTECE STËCZNIK2017 /POMERANIA 21 CZEKAJĄC NA N0WĄS6 Gdańsk i Słupsk dzieli około 135 kilometrów. Niewiele, jednak na pokonanie tego odcinka drogą krajową S6 potrzeba, średnio, dwóch godzin. To wariant optymistyczny, który nie przewiduje porannego i popołudniowego szczytu komunikacyjnego. Trudną dla kierowców rzeczywistość miała zmienić budowa drogi ekspresowej pomiędzy Trójmiastem a Słupskiem. Miała, ponieważ decyzję o rozpoczęciu budowy właśnie oddalono na późniejszy termin. Decyzja rządu o opóźnieniu inwestycji, ważnej przede wszystkim z punktu widzenia ziemi słupskiej, jest niezrozumiała. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że w kampanii wyborczej sprzed niespełna dwóch lat mocno eksponowany był Słupsk, a politycy rządzącej dzisiaj partii głośno mówili o potrzebie rozwiązania problemów tego miasta oraz całego subregionu słupskiego. Inwestycja, planowana jeszcze przez poprzedni rząd, doskonale wpisywała się w scenariusz polityczny tamtego czasu. Mieszkańcy Słupska czy też nieco mniejszego, aczkolwiek ważnego ośrodka miejskiego, jakim jest Lębork, mogli odnieść wrażenie, że niezależnie od wyników wyborów, są już wygranymi. Nowa droga krajowa S6 miała być oknem na kraj i na świat przyszłego województwa środkowopomorskiego, które jednak także było wytworem kampanijnej polityki, nie po raz pierwszy zresztą. Rozbudowana i podniesiona do rangi ekspresowej, droga krajowa S6 w województwie pomorskim ma połączyć Słupsk i Lębork z aglomeracją trójmiejską. To bardzo ważna trasa, skróci bowiem czas przejazdu i, co ważne, poprawi komfort oraz bezpieczeństwo użytkowników drogi. Inwestycja została podzielona na kilka etapów. Jednym z najważniejszych jest Obwodnica Metropolitalna, która swój początek będzie miała w okolicy Straszyna i będzie przedłużeniem istniejącej już Obwodnicy Południowej Gdańska. Kończyć się będzie w Chwaszczynie, a po drodze pełnić będzie funkcję m.in. obwodnicy Żukowa. Od Chwaszczyna do Lęborka powstanie z kolei tzw. Trasa Kaszubska, która przecinać ma okolice Szemudu. Zarówno Obwodnica Metropolitalna, jak i Trasa Kaszubska będą budowane od podstaw. Pierwsza ma za zadanie odciążyć wybudowaną w latach 70. XX wieku obwodnicę Trójmiasta, która w godzinach szczytu zbliża się do granic przepustowości. Trasa Kaszubska z kolei ma za zadanie odciążyć Rumię, Redę i Wejherowo, skąd po wybudowaniu nowej nitki S6 zniknie ruch tranzytowy. Obecnie na niektórych odcinkach S6 średni dobowy ruch roczny znacznie przekracza liczbę 20 tys. samochodów, osiągając nawet 41 tys., a na obwodnicy Trójmiasta 70 tys. samochodów. Problem w tym, że budowa obu tras, a w konsekwencji całej drogi S6 aż do granic województwa została odłożona w czasie przez rząd. Pierwotnie miała zostać oddana do użytku w 2021 roku. Jednak obecnie w oczach ministerialnych urzędników nowa S6 nie jest zadaniem priorytetowym, choć na priorytetowe znaczenie drogi ekspresowej S6 wskazują dokumenty strategiczne rządu: Program Budowy Dróg Krajowych na lata 2014-2023 (z perspektywą do 2025) oraz Dokument Implementacyjny do Strategii Rozwoju Transportu do 2020 roku z perspektywą do 2030 roku. Za budową ekspresowej S6 przemawiają również zapisy Kontraktu Terytorialnego dla Województwa Pomor- Droga krajowa nr 6 w Mostach k. Lęborka 22 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 GOSPODARKA skiego zawartego pomiędzy stroną rządową i samorządem województwa pomorskiego. Powstanie S6 w województwie pomorskim ma uzasadnienie także w tym, że aktualnie budowany jest jej odcinek po stronie województwa zachodniopomorskiego. Drogowe połączenie Trójmiasta ze Słupskiem i dalej w kierunku zachodniej granicy naszego państwa to szansa na rozwój obszarów leżących nad Bałtykiem. Bez budowy drogi ekspresowej nie będzie możliwy rozwój ziemi słupskiej, powiatu lęborskiego czy powiatu wejherow-skiego. Wiedzą o tym najlepiej przedsiębiorcy, dla których budowa S6 byłaby szansą na rozwinięcie skrzydeł. Murem za budową ekspre-sówki stoją samorządowcy z tej części województwa, którzy mają wsparcie marszałka województwa oraz wszystkich radnych sejmiku województwa, także tych z PiS, ci bowiem stanęli ponad podziałami i przyłączyli się do apelu skierowanego do rządu RP w sprawie budowy S6. Apel, którego pomysłodawcą był marszałek województwa, w ciągu niespełna 2 tygodni podpisało niemal 15 tys. mieszkańców, przedsiębiorców, przedstawicieli organizacji pozarządowych i samorządowców. Choć tysiące podpisów przesłano do kancelarii Prezesa Rady Ministrów na początku grudnia 2016 roku, do dzisiaj nie ma odpowiedzi w tej sprawie. Jest jeszcze jedna grupa społeczna, dla której budowa drogi ekspresowej S6 jest bardzo ważna. To mieszkańcy wszystkich małych miejscowości ulokowanych wzdłuż istniejącej dzisiaj drogi krajowej S6. Bolszewo, Strzebielino, Bożepole Wielkie, Bożepole Małe, Godętowo, Mosty, Leśnice, Pogorzelice. To tylko niektóre miejscowości, przez które biegnie dzisiaj droga, ruchliwa, pełna pojazdów, także tych największych - TIR-ów. Sznury aut ciągnące się przez całą miejscowość to co- dzienność. Przejście na drugą stronę jezdni, do sklepu, szkoły, biblioteki czy kościoła, to duże wyzwanie, obarczone kilkuminutowym staniem przy krawędzi jezdni i czekaniem, aż któryś z kierowców zatrzyma się i pozwoli bezpiecznie przejść. Przejście przez jezdnię to również ryzyko, bo przecież któryś z kierowców może się zagapić i nie zatrzymać się na czas, ktoś może wyprzedzać, jeszcze ktoś jechać za szybko... Budowa nowej, wydzielonej nitki ekspresówki to dla tych mieszkańców szansa na poprawę komfortu codziennego życia. Dalej będą mieszkali w sąsiedztwie starej „6", jednak z pewnością będzie tam mniejsze natężenie ruchu, zniknie bowiem ruch tranzytowy, który dzisiaj jest największym utrapieniem. Statystyki policyjne dla pomorskiego odcinka drogi krajowej S6 są bardzo smutne. Tylko w 2015 roku w powiatach słupskim, lęborskim i wejherowskim doszło łącznie do 647 kolizji, 46 wypadków, w których rannych zostało 47 osób, a śmierć poniosło aż 8 osób. Ten tragiczny bilans to m.in. efekt zwiększającego się z roku na roku natężenia ruchu, na który droga krajowa S6 nie jest przygotowana. Budowa nowej S6 musi się rozpocząć jak najszybciej, co do tego nie ma na Pomorzu wątpliwości. Każdy kolejny rok zwłoki wpływa negatywnie na rozwój północno-zachodniej części województwa pomorskiego, co przekłada się na sytuację ekonomiczną mieszkańców. Nowa droga krajowa S6 pozwoli przede wszystkim wygodniej i bezpieczniej podróżować. Zapewni nowy układ transportowy w bezpośrednim sąsiedztwie aglomeracji trójmiejskiej, pozwoli odkorkować Rumię i Redę oraz przyczyni się do płynnego pokonania około 130-kilometrowego odcinka trasy pomiędzy Trójmiastem i Słupskiem. Nowa S6 wpłynie z pewnością na rozwój turystyki w regionie, przy- Wąski odcinek DK6 w okolicach Godętowa służy się także wzajemnym kontaktom, np. gdańszczan i słupszczan. Mając w perspektywie zaledwie godzinną podróż, słupszczanie z pewnością chętniej pospacerują ulicą Długą i Długim Targiem, zachwycając się urokiem gdańskiego Głównego Miasta. Gdańszczanie z kolei będą mieli szansę lepiej poznać miasto nad Słupią. Być może tym razem nie miną w pośpiechu Muzeum Pomorza Środkowego, sprawdzą, co kryje się w Młynie Zamkowym, a co w odbudowanych murach Zamku Książąt Pomorskich, może zainteresują się pracami Witkacego, które dawno temu właśnie w Słupsku znalazły swój dom. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Fot. Sławomir Lewandowski STECZN1K2017 / POMERANIA I 23 W miejscowości Leśnice, aby dojść do szkoły i kościoła, trzeba przejść przez ruchliwą DK6 śr POLEMIKA 66 KASZUBSKI W numerze 10 (502) „Pomeranii" (z października 2016 r.) ukazał się artykuł p. Tomasza Szymańskiego pod tytułem „Jeszcze o 66 Pułku" zawierający informacje o 66 Kaszubskim Pułku Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Z całym szacunkiem dla autora tekstu i uznaniem jego intencji nie mogę nie zwrócić uwagi na zawarte w nim usterki czy błędy, które nie mają pokrycia w faktach historycznych. Na samym początku autor stwierdza, że absolutnym nieporozumieniem jest traktowanie jednostki jako specjalnej kaszubskiej armii. W planach Naczelnego Dowódcy Wielkopolskich Wojsk Powstańczych gen. Józefa Dowbora Muśnickie-go oraz kierownictwa Wojskowej Organizacji Pomorza, czy też w przygotowanym przez mjr. Władysława Andersa planie powstania zbrojnego na Kaszubach nie ma informacji o przyjęciu założenia, że ma powstać oddzielna armia kaszubska. Kaszubski pułk był jednym z wielu pułków wchodzących w skład Wielkopolskich Wojsk Powstańczych. W tamtej sytuacji militarnej i politycznej nie było możliwości stworzenia takiego związku taktycznego głównie z powodów kadrowych (brak kadry oficerskiej). W momencie tworzenia kaszubskiego pułku w koszarach grenadierów w poznańskich Jeżycach pułk pod względem etnicznym był jednorodny. Służyli w nim sami Kaszubi. W czasie przygotowań do ofensywy sierpniowej w celu wzmocnienia stanu ilościowego pułku i uzupełnienia stanu osobowego wcielono do niego ochotników Legii Wrzesińskiej oraz ochotników z Suwalszczyzny, którzy służyli w nim do zakończenia wojny. Uzupełnienia pułku dotarły również z tworzonego na Kaszubach Batalionu Zapasowego. Natomiast I batalion pułku po zakończeniu wojny pozostał w Chojnicach, tworząc zalążki I Batalionu Strzeleckiego mającego za zadanie strzeżenie fragmentu zachodniej granicy naszego państwa. W tym to batalionie służyło najwięcej żołnierzy spoza Kaszub. W jego miejsce powołano w Grudziądzu nowy I batalion składający się z żołnierzy pochodzących z poboru z terenu Kaszub. W tym pułku żywioł kaszubski był zawsze przeważający i on nadawał ton pułkowemu ży- Gwiazda - odznaka pamiątkowa 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty z charakterystycznym czarnym gryfem. ciu. W okresie pokoju służyli w nim również etniczni nie-Kaszubi. Stanowili oni jednak mniejszość. Pierwsze polskie regulaminy wojskowe zostały opracowane dopiero po zakończeniu działań bojowych w 1920 roku. W tym czasie ważniejsza była obrona Ojczyzny niż tworzenie od podstaw nowych wojskowych regulaminów. Zarówno w czasie tworzenia pułku jak i podczas wojny polsko-bolszewickiej używano w pułku przetłumaczonych regulaminów armii pruskiej dostosowanych do nowych realiów. Autor pisze, że obowiązywała w nim polska komenda. A jaka komenda miałaby w kaszubskim pułku obowiązywać? Kaszubski pułk wchodził w skład Wielkopolskich Wojsk Powstańczych, a te wojska weszły w skład Wojska Polskiego. Więc w czym rzecz? W języku kaszubskim oraz języku polskim i niemieckim wydawano rozkazy ustne w czasie działań bojowych w wojnie 1920 roku (w archiwach zachowały się ręcznie pisane rozkazy w języku niemieckim oraz informacje o używaniu w rozkazodaw-stwie języka kaszubskiego). Zresztą do dnia dzisiejszego w Chełmnie potomkowie żołnierzy służących w kaszubskim pułku są nazywani Kaszubami. To na cześć twórców tego pułku, Kaszubów, pozostawiono w nazwie pułku określenie „Kaszubski Pułk". Chciałbym również uzupełnić informację o wyposażeniu gabinetu dowódcy pułku ppłk. Wacława Koca. Ówczesnym starostą świeckim był mjr rez. Leon Kowalski, twórca kaszubskiego pułku w poznańskich Jeżycach. On to wyposażył gabinet dowódcy w stylu kaszubskim tak podziwianym przez gości dowódcy kaszubskiego pułku. Co do nazwy kaszubskiego pułku autor artykułu wprowadza czytelników w błąd, pisząc nieprawdę. W rozkazie dotyczącym powstania pułku mówi się o utworzeniu Kaszubskiego Pułku Strzelców Pomorskich, wchodzącego w skład Dywizji Strzelców Pomorskich. Po wizycie delegacji kaszubsko-wojskowej u Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego 23 października 1919 roku i przyjęciu przez niego tytułu honorowego szefa pułku, kaszubski pułk zmienia nazwę na Kaszubski Pułk Strzelców Pomorskich Naczelnego Wodza Komendanta Józefa Piłsudskiego. W wyniku przygotowań do ostatecznej rozprawy z wojskami bol- 24 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 POLEMIKA/ ODPOWIEDŹ NA POLEMIKĘ szewickimi, zgodnie z rozkazem Ministra Spraw Wojskowych nr 1401 z dnia 5 marca 1920 roku, ujednolicono nazwy polskich armii, dywizji, brygad i pułków Kaszubski pułk otrzymał wówczas nazwę 66 Kaszubski Pułk Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Taką nazwę nosił pułk do zakończenia wojny obronnej w 1939 roku. Nigdy pułk nie nosił w swojej historii w okresie międzywojennym nazwy 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty Pierwszego Marszałka Józefa Piłsudskiego, jak to określa autor artykułu. Zresztą Marszałek Józef Piłsudski nie był pierwszym marszałkiem w historii Polski. Co do działań pułku we wrześniu 1939 roku autor pisze, że prawie nie istnieją akta dotyczące walk pułku we wrześniu 1939 roku. Proponuję na początek przejrzeć archiwa Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie, Archiwum Akt Nowych również w Warszawie, materiały dotyczące działań bojowych armii Pomorze i Poznań, prace gen. Tadeusza Kutrzeby, czy też zasoby archiwalne w Londynie (Instytut Polski czy Muzeum im. gen. Sikorskiego). Działania bojowe pułku w 1939 roku są dobrze opisane. Zachowały się liczne wspomnienia oficerów i żołnierzy pułku biorących udział w toczonych walkach kampanii wrześniowej. Problem polega na tym, że są one rozproszone po różnych archiwach. Nieprawdą jest to, że nie zachowały się prawie żadne akta dotyczące walk pułku we wrześniu 1939 roku, jak twierdzi autor. Autor tekstu pisze: „nie twórzmy niepotrzebnych mitów". Czy przywracanie pamięci o tym bohaterskim pułku, jego żołnierzach jest tworzeniem niepotrzebnych mitów? To też jest historia Kaszub, Kaszubów, historia Wojska Polskiego, historia naszej Ojczyzny. Historia kaszubskiego pułku pokazuje, że w obliczu zagrożenia Ojczyzny Kaszubi z bronią w ręku walczyli 0 jej wolność i niepodległość. Wielu za tę wolność 1 niepodległość oddało swoje młode życie. Należy im się nasza pamięć. Naród, który nie pamięta o swoich bohaterach, sam wnet ginie. MARIAN HIRSZ DYSPONUJEMY NIEPEWNYMI ŹRÓDŁAMI Praca historyka jest zajęciem wdzięcznym i fascynującym, ale wymaga skrupulatnego badania różnych źródeł i materiałów. Badacz powinien również unikać głębokiego zaangażowania ideologicznego. Szczególnie niedopuszczalne jest poprawianie historii. Wszystkie te mankamenty wykazują ostatnie artykuły pana Mariana Hirsza. 66 Pułk Piechoty wzmocniony ochotnikami z Suwałk oraz Legią Wrzesińska 15 sierpnia 1920 r. liczył 20 oficerów oraz 1648 podoficerów i szeregowców. Wspomniane posiłki to ok. 1070 żołnierzy, optymistycznie więc szacując, w jednostce Kaszubów mogło być 500-600. Nadto nie tworzyli oni jednolitego batalionu, ale służyli we wszystkich pododdziałach pułku. Czy w tej sytuacji było możliwe w ogniu walki jednoczesne wydawanie rozkazów po polsku, kaszubsku oraz niemiecku? Jakim cudem ówczesny podpułkownik Czesław Jarnuszkiewicz mógłby sprawnie dowodzić takim pułkiem? Posłużyć się można także przykładem kaprala Teofila Bieszka, który poderwał cofającą się drużynę słowami „Kto chce, za mną, a nie, to idę sam". Rzecz jasna nie kwestionuję, że język ka- szubski był używany w jednostce, ale tylko w kwestiach nieformalnych. Oburzające jest także lekceważenie udziału w bojach ochotników z Suwałk oraz Legii Wrzesińskiej, ich krew przelana w obronie Polski jest równie wartościowa jak kaszubska. Pisząc o „armii kaszubskiej", miałem na myśli wyłącznie to, że 66 pułku nie można traktować jako specjalnej jednostki złożonej z samych Kaszubów. Przytoczone powyżej liczby jasno to pokazują. Podobnie sprawa wyglądała w czasie służby pokojowej, kiedy dysproporcje jeszcze bardziej się pogłębiły, gdyż Kaszubi byli reprezentowani przede wszystkim przez kadrę podoficerską. Walki 66 pułku w wojnie 1939 r. zasługują na większe opracowanie. Koniecznie należy jednak przypomnieć, że polskie plany wojny z Niemcami zakładały neutralność Czechosłowacji. Podjęta przez Warszawę decyzja o udziale wraz Hitlerem w rozbiorze tego państwa była katastrofalnym błędem, który całkowicie zmienił sytuację strategiczną. Najwyższe polskie władze kompletnie zlekceważyły zagrożenie, ale znaczna część armii zda- STËCZNIK2017 / POMERANIA / 25 ODPOWIEDŹ NA POLEMIKĘ wała sobie sprawę z powagi sytuacji. Doskonale oddają to słowa Oresta Białousa z pułkowej kroniki: „Akcja na Zaolzie wywarła u starszych oficerów poważne przygnębienie. Zdaliśmy sobie sprawę, że całe nasze południowe skrzydło wisi w powietrzu. Niepokój pogłębiło niekorzystne dla Wojska Polskiego porównanie z armią czeską stanu uzbrojenia i wyposażenia". Wspomniane radykalne zmiany strategiczne sprawiły, że gwałtownie trzeba było zmieniać plany wojenne. Bojowe losy 66 pp w 1939 r. są tutaj typowym przykładem, jasno powiedziawszy, chaosu, jaki zapanował w polskich sztabach. Wystarczy tylko przypomnieć przygotowania pułku do wojny i pierwsze dni września. Jednym z bardzo ważnych rejonów operacyjnych w tym czasie był rejon Grudziądza, gdzie nieopodal przebiegała granica z Prusami Wschodnimi. Dowództwo polskie zdawało sobie sprawę z wręcz strategicznej konieczności zorganizowania tutaj obrony, ponieważ w przypadku jej złamania Niemcy mieli otwartą drogę na Warszawę. Waga problemu nie przełożyła się jednak na konkretne działania i powołano jedynie improwizowaną Grupę Operacyjną „Wschód". Trzon sił stanowiła 4 i 16 Dywizja Piechoty, a w niej 66 pułk. Dowództwo zgrupowania powierzono generałowi brygady Mikołajowi Bołtuciowi. Podstawową bolączką GU „Wschód" było to, że prawie nie miała aparatu sztabowego. Nadto generał Bołtuć, niewątpliwie dzielny żołnierz (poległ w boju pod Łomiankami), nie miał żadnego doświadczenia w dowodzeniu tak dużym związkiem operacyjnym. Mało tego, Grupie powierzono obronę granicy o długości ok. 70 km, podczas gdy wcześniejsze studia zakładały dla dywizji odcinek 7-8 kilometrów. Podobnie nierealne zadania postawiono przed 66 pułkiem. Walory rozmieszczenia wojsk generała Bołtucia najlepiej oddają słowa kapitana dyplomowanego Ignacego Bukowskiego: „Gdy spojrzałem na mapę, zjeżyły mi się włosy. Grupa Operacyjna była uszykowana w linię, przyczym jej odwód (4 DP, bez dwóch batalionów i dwóch dywizjonów artylerii) odrzucony został na prawe skrzydło oddalone o ok. 35 km od odcinka 16 dywizji piechoty (...)". Ponadto przekazy źródłowe wskazują, że plany obrony zmieniano prawdopodobnie nawet do 31 sierpnia 1939 r. Znamienne są zachowane, ale niedato-wane rozkazy bojowe 66 pułku, w których pojawia się wzmianka o współdziałaniu z 18 Pułkiem Ułanów Po- Żołnierz 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty we wzorcowym mundurze z wojny 1920 roku. morskich, który w końcu wsławił się rozpaczliwą szarżą pod Krojantami koło Chojnic. Osobnym problemem była liczna mniejszość niemiecka, która w znacznej mierze rozpoznała polski system obrony i nawet podejmowała się aktów sabotażu. Reasumując, nie mamy pewności, jak wyglądało ostateczne ugrupowanie bojowe Sześćdziesiątego Szóstego 1 września 1939 r. Tajemnicą pozostaje kontratak odwodów pułku, mający na celu zlikwidowanie niemieckiego włamania w polskie pozycje obronne przeprowadzony w nocy z pierwszego na drugi dzień wojny. Przypuszczać można, że zaważył na nim m.in. fatalny stan nerwów pułkownika Śwital-skiego, dowódcy 16 DP, który już w pierwszych godzinach walk zwątpił w skuteczność obrony i szybko zarządził odwrót. Doskonale widać tutaj także niesprawność polskiego aparatu dowódczego, ponieważ generałowi Bołtuciowi nie udało się powstrzymać wydanego rozkazu. Istnieją wprawdzie relacje żołnierzy 66 pułku z walk w 1939 r., ale są niespójne, i ciężko ustalić na ich podstawie rzeczywisty przebieg walk. Ewidentnie zaciążyły na nich różne traumatyczne przeżycia... Przykładem wspomnień jest np. wzmianka o przyznaniu Virtuti Militari porucznikowi Leonowi Fliegerowi, który z improwizowanym oddziałem miał zniszczyć trzy czołgi. Dowódca 66 pp pułkownik Stefan Michalski za ten bohaterski czyn miał oficerowi przyznać własny order, a ten z kolei przekazał go strzelcowi uczestniczącemu w zniszczeniu niemieckich maszyn. Szkopuł w tym, że takiego wyczynu nie mogli sobie przypomnieć weterani 66 pułku, z którymi miałem zaszczyt się spotkać. Rzecz jasna, nie neguję relacji, ale jasno widać, jak niepewnymi dysponujemy źródłami. Ustalenie oficjalnej nazwy 66, tj. Kaszubski Pułk Piechoty Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego, nastąpiło rozkazem dziennym 2 sierpnia 1935 r. (Centralne Archiwum Wojskowe 63,84/1935 r. CAW 320.66.22). Przede wszystkim używanie wspomnianego tytułu nakazał Minister Spraw Wojskowych. Pisałem już, że ofiarnej służbie wojennej i pokojowej 66 pp, poległym w wojnach 1920 r. oraz 1939 r. należy się nasza wdzięczna pamięć. Szacunek dla żołnierzy Pułku powinien być jednak oparty na rzetelnym i zgodnym z faktami przekazie. TOMASZ SZYMAŃSKI Tytuł pochodzi od redakcji 26 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 SZTUKA TOMASZ CHEŁMIŃSKI - LEGENDARNY ILUZJONISTA Jeden z najwybitniejszych europejskich iluzjonistów drugiej połowy XX wieku Tomasz Józef Chełmiński urodził się w Chojnicach 17 września 1929 r. Jego ojcem był Józef Chełmiński, redaktor wydawanego w Chojnicach „Dziennika Pomorskiego", matką zaś Janina Chełmińska z d. Lipińska. Rodzina mieszkała w kamienicy czynszowej przy ul. Dworcowej 52 w Chojnicach (obecnie ul. Dworcowa 8). Józef Chełmiński podejmował pracę dziennikarską również w innych redakcjach, co wiązało się z kolejnymi zmianami miejsca zamieszkania. Tuż po zakończeniu II wojny światowej rodzina Chełmińskich przebywała w Toruniu, gdzie kilkunastoletni Tomasz po raz pierwszy zetknął się ze światem iluzji. W grodzie Kopernika występował wówczas Juliusz Konczyński (pseud. Nemo), popularny już w latach trzydziestych XX wieku, uważany współcześnie za nestora polskiej sztuki iluzji. Magiczny spektakl przygotowany przez Nemo oczarował młodzieńca i wpłynął na jego dalsze losy. Tomasz Chełmiński zaczął poważnie myśleć o karierze iluzjonisty i artysty estradowego już w wieku 16 lat. W latach pięćdziesiątych minionego stulecia pod pseudonimem Tom występował wspólnie z wrocławskim „magikiem" Konstantym Górskim (pseud. Constanti). Duet odnosił sukcesy i był ceniony przez publiczność w wielu polskich miastach. Chełmiński trafił również na plan filmowy - wystąpił w obrazie „Pigułki dla Aurelii" (1958 r.) w reżyserii Stanisława Lenartowicza. 2 czerwca 1952 r. w Kudowie --Zdroju zawarł związek małżeński. Jego żona Zofia okazała się nie tylko wierną towarzyszką życia artysty, ale także wspaniałą motywatorką. Najpierw mobilizowała do pracy męża, a później także syna Tomasza juniora (ur. w 1956 r. w Poznaniu). Aż do śmierci w 1999 r. Zofia Chełmińska z wielkim zaangażowaniem wspierała artystyczne wysiłki obu Tomaszów. Ojciec skutecznie wprowadził syna w zawiłe arkana profesji, przekazując mu specjalistyczną wiedzę i zachęcając do wytrwałych ćwiczeń. Obecnie Tomasz Chełmiński jr z powodzeniem występuje, pod pseudonimem Tom Anders, w wielu krajach, koncentrując się jednak na scenach i rewiach paryskich (m. in. słynny Parc Astérix). W 1960 roku 31-letni Tomasz Chełmiński usamodzielnił się artystycznie i zorganizował pierwszy w Polce Teatr Iluzji - Salvano. Pod nowym pseudonimem Salvano rozpoczął kolejny etap kariery zawodowej. Rychło stał się mistrzem manipulacji. Z niebywałą maestrią posługiwał się kartami, bilami, papierosami czy innymi rekwizytami. W doskonałym stopniu opanował sztukę odwracania uwagi widza. Godny najwyższego uznania kunszt manipulacji łączył z talentem aktorskim i choreograficznym. Ceniono również jego doświadczenie pedagogiczne - był znakomitym wykładowcą w dziedzinie mikroiluzji. Z czasem urodzony w Chojnicach Tomasz Chełmiński „Salvano" stał się uznanym autorytetem międzynarodowym, artystą angażowanym przez najbardziej znane agencje w Europie. Salvano swoją maestrią zachwycał publiczność m.in. we Francji, Szwajcarii, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Grecji, a nawet w Japonii, Senegalu czy Libanie. W 1971 r. wchodził w skład elitarnego zespołu złożonego z 14 najsłynniejszych iluzjonistów świata. Twórcą tego teamu był niemiecki menadżer i artysta estradowy Werner Hornung. Tomasz Chełmiński wielokrotnie prowadził też międzynarodowe seminaria specjalistyczne i uczestniczył w licznych europejskich zjazdach iluzjonistów. W 1963 r. został, jako drugi po wojnie Polak, członkiem prestiżowego stowarzyszenia Magischer Zirkel von Salvano - urodzony w Chojnicach wybitny polski iluzjonista i mistrz nowoczesnej magii. Fot. ze strony http://kki.org.pl Deutschland (MZvD). Jako jedyny wówczas polski iluzjonista wystąpił na scenach Las Vegas. Wymiernym sukcesem Salvano było zdobycie trzeciego miejsca w kategorii manipulacji podczas VII Międzynarodowego Festiwalu Nowoczesnej Iluzji w Karłowych Warach (1970). Liczne grono polskich uczniów uważa go za swojego nauczyciela i mistrza, m.in. Marek Zdrojewski (1933-2012, pseud. Aremi) czy Jerzy Stanek (ur. 1957), obecny przewodniczący Krajowego Klubu Iluzjonistów. Jerzy Mecwaldowski (1937--2012, pseud. Caroni) założyciel Krajowego Klubu Iluzjonistów w Łodzi (1976), zasłużony autor scenariuszy etiud iluzjonistycznych i wielu publikacji fachowych, również wysoko oceniał dorobek Salvano. W 2001 r. ceniony francuski krytyk sztuki Didier Ladane na łamach fachowego periodyku „Revue de la Prestidigitation" określił Chełmińskiego mianem „legendarnej postaci świata magii". Z okazji 75. rocznicy urodzin Salvano Związek Artystów Scen Polskich we wrześniu 2004 r. zorganizował w Warszawie jubileuszową uroczystość, podczas której podkreślono jego rozległe zasługi na niwie artystycznej, organizacyjnej i pedagogicznej. Tomasz Józef Chełmiński zmarł w Warszawie 11 kwietnia 2006 r. Warto pamiętać o nim i jego niezwykłych dokonaniach również na ziemi pomorskiej, z którą był związany w młodości. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI STËCZNIK2017 / POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ Świat współczesny ostatnio coraz bardziej jakby podminowany wojnami lokalnymi, domowymi, zamachami stanu czy rzucaniem „po prostu" takich czy innych bomb, by zginął ktokolwiek, co widocznie pociesza tych, którzy to planują. Czy w tej epoce król Sparty Leonidas może być znów przywoływany jako wzór godny naśladowania? Dziś w szkołach nie uczy się ani klasycznej greki, ani łaciny Historia starożytna także mniej już pedagogów interesuje, a twórcy filmów rodem z Hollywoodu niekoniecznie uwielbiają fakty historyczne. Stąd może przypomnę krótko, o co w „tych Termopilach" chodziło, dlaczego w kulturze europejskiej trwał pewien mit tej bitwy, mit bohaterów Termopil. W starożytnej Grecji istniały dwa miasta-państwa, które będą latami toczyć spory o rząd nad Grecją: Sparta i Ateny. W Sparcie panował surowy ustrój arystokratyczny. Formalnie rządzili nią królowie, ale ich rola ograniczała się głównie do dowodzenia w wojnach. W 480 roku p.n.e. król perski Kserkses I z ogromną armią wkroczył do Grecji, kierując się ku Sparcie. Leonidas, król Sparty, zajął strategicznie położony wąwóz Termopile, by zablokować marsz Persów przez góry. Zdrada umożliwiła Persom obejście Termopil, lecz Leonidas z 300 Spartanami pozostał w wąwozie i stawił opór. Zginęli wszyscy w nierównym boju. Epigram napisany po latach głosił: „Przechodniu, powiedz Sparcie, że leżymy tutaj, posłuszni jej prawom". Heroizm, wierna służba ojczyźnie, skromny tryb życia i surowe obyczaje stworzyły wielki mit Sparty, którym Europa, jej pisarze, jej pedagodzy, żyli przez wieki. To nie kto inny jak Juliusz Słowacki w początkach XIX w. zauroczony historią i sztuką Grecji, wielbił jej herosów. Pisał: „Na Termopilach, bez złotego pasa /(...) jest nagi trup Leonidasa,/. Jest w marmurowych kształtach piękna dusza". Ostatnio grono historyków literatury i kultury polskiej poświeciło aż dwa obszerne tomy zjawisku, które nazwano właśnie rolą mitu o antycznej Sparcie w kulturze polskiej. Uczone dzieła pi- sane są raczej dla fachowców, ale warto przy tej okazji słów parę napisać o tym niezwykłym fakcie, że mit Sparty odgrywał ogromną rolę w Polsce, zwłaszcza w wieku XIX. Mit królestwa Sparty był mitem ogarniającym w różnych aspektach całą niemal Europę. Był zresztą, jak to często z mitami bywa, przyczyną zainteresowań czy interpretacji zgoła odmiennych, szukających w przekazie historycznym niekoniecznie tych samych wzorów Dla apologetów monarchii pruskiej Fryderyka Wielkiego przez cały wiek XIX i XX trwał w Niemczech mit Sparty, królestwa ubogiego, dalekiego od demokratycznych iluzji czy humanitaryzmu, mit bohaterów niezłomnych, ceniących surową dyscyplinę, hierarchię. Taki mit służył -i trudno o tym nie pamiętać - niejednym gwałtom w służbie państwa pruskiego, przyświecał nawet, w jakiejś mierze, żołnierzom z Waffen SS, którzy zapatrzeni w mit własnego państwa i praw rasy germańskiej, nie szczędząc może i własnego życia, głównie jednak byli gotowi nie szczędzić nikogo z tych wszystkich, którzy nawet pozornie stanęli im na drodze. W Polsce przecież w niejednym było inaczej przez wieki. Nie było w niej nigdy militaryzmu jako ideologii panującej w kraju, a dla polskiej szlachty sarmackiej wieku XVII, zakochanej w indywidualnym bytowaniu, to państwo surowej dyscypliny, twardości wobec siebie i innych niekoniecznie budziło entuzjazm. Wzniosła przecież retoryka spraw publicznych, nabywana przez naszą szlachtę w szkołach jezuickich, w lekturach Plutarcha, miała jednak pewne znaczenie w dobie licznych wojen przez Rzeczypospolitą w XVII wieku prowadzonych. Siłą rzeczy w mowach na sejmikach patriotyzmu, nieraz tylko werbalnego (byle podatków na wojsko nie płacić!), nie brakowało i ducha Leonidasa spod Termopil także przywoływano. Etos rycerski wojen nieuchronnych z Tatarami, Turkami, znienawidzonymi Moskalami siłą rzeczy szukał wzorów nie w bardziej intelektualnych Atenach (mimo mitu Maratonu), a przykła- 28 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Ml dów szukano w dziejach republikańskiego Rzymu, a nade wszystko w dziejach wojennych Sparty. W połowie XVII stulecia poeta sarmackiego okresu literatury polskiej Wespazjan Kochowski widział sprzeczność między kulturą starożytnych Aten i Sparty, żądnej wojen i podbojów. Tak o tym pisał: „Sławna Sparta odwagą, dowcipem Ateny". Szlachcic polski karmiony w kolegiach jezuickich nie tyle filozofią, co zgrzebnym trybem życia i heroizmem w boju Spartan zachwycał się raczej - obok przykładów rzymskiej republikańskiej cnoty, właśnie bohaterskim bojem Leonidasa, który go zachwycał, budził podziw. Hetman Stanisław Żółkiewski, nie tylko wódz niezrównany, lecz i autor dzieł pełnych refleksji, napisał „Pobudkę do cnót rycerskich...", w której w obliczu wojen z Turcją nawiązywał także do wzoru heroizmu króla Leonidasa. Zresztą sam zginął po klęsce w bitwie pod Cecorą (1620 r.), rezygnując z możliwości ocalenia życia, dał przykład swoją śmiercią. Retoryczne popisy szlacheckich mówców na sejmikach o miłości ojczyzny znalazły swój kres wraz z rozbiorami Polski. Odtąd mowy już nie wystarczały. Należało działać. Ci, co chcieli opiewać walkę, wzywać do czynu, a nie opisywać indywidualne pragnienia czy rozterki, będą odtąd wielokrotnie sięgać w literaturze polskiej do mitu Sparty. Wieki XIX i XX (aż po nasze czasy) w każdorazowej gorączce walki o niepodległość będą czerpać z wzorów spartańskich, budować swego rodzaju mitologię ofiary z życia dla idei. Zapoczątkował to nade wszystko polski romantyzm na czele z postacią Juliusza Słowackiego. Grecja zresztą w szerszym rozumieniu (w związku z powstaniem Greków przeciw rządom tureckim) była w latach dwudziestych XIX w. obiektem powszechnym zainteresowania opinii europejskiej (tak zwany hellenizm, którego wielkim bardem w Europie będzie wódz romantyzmu angielskiego, poeta Byron). Dla Polski takim heroldem spraw greckich będzie właśnie Juliusz Słowacki, który pokochał Grecję, jej klimat, jej ludzi, zabytki i historię, co prowadziło go do „fascynacji homerycko-spartańską Grecją" (Maria Kalinowska). Jego głośny utwór „Grób Agamemnona" sam poeta nazwał „wierszem o Termopilach". Tak więc Sparta jako model heroiczny patriotyzmu była bliska Polakom w XIX wieku. Słowacki tak pisał: „Greki, niechaj ginę z chwałą! / Wy mnie nauczcie, jak wrogów mordować, / Jak rzucić drogę marzeń księżycową / Z umarłem sercem i z twarzą surową". Wracano do tych motywów w polskiej poezji epoki powstania styczniowego. Temat odradzał się raz jeszcze u progu XX w. wraz z poezją neoromantyczną, wraz z nowymi nadziejami na walkę o niepodległość. Stanisław Wyspiański w swej twórczości dramatycznej ciągle nawiązywał do spraw i bogów greckich. U progu XX w. poeta metafizyczny Tadeusz Miciński (1873-1918) ogłosił dramat „Termopile polskie". Poezja i proza powstające wraz z czynem legionowym Józefa Piłsudskiego, z wydarzeniami lat 1914-1921, niewolne były od reminiscencji klasycznych. Z dziejów Sparty czerpano przykłady i wiarę w czyn niepodległościowy. Już wcześniej poeta młodopolski Kazimierz Tetmayer pisał w swoim wierszu: „Trzystu Sparta-nów w Termopil jarze / bogom z czar wino wylało w darze". Poezja legionowa, związana z nazwiskiem Józefa Piłsudskiego, często nie najwyższej miary artystycznej, wyrażała emocje lat walki, lat 1914-1917, także poczucia pewnego początkowego osamotnienia tych, „co poszli w bój". Różne parafrazy pieśni znanej pod nazwą „Pierwszej Brygady" można by tu cytować. Oto przykład: Legiony to są Termopile, Legiony - to zza świata zew. Zejdzie słońce, choćby na mogile, Gdy za Polskę swą przelejem krew. Pal diabli nasze życie! Obaczym się w błękicie! Kto w drodze padł, o Polsce będzie śnił. (...) Polska niepodległość trwała krótko. Pod wrażeniem klęski wrześniowej Leopold Lewin, poeta lewicowy, znów sięgał po cień Leonidasa, w „Nowych Termopilach" zrównując żołnierzy broniących w osamotnieniu Westerplatte z bohaterami Sparty. W tym gronie poetów żołnierskich II wojny światowej nie zabrakło oczywiście i Władysława Broniewskiego. Na emigracji nawiązywało do tej tematyki wielu, w tym arcypolski w swych emocjach Marian He-mar. Pod rządami PRL-u tematyka patriotyczna była oficjalnie niemodna. System partyjnego totalitarnego zniewolenia, który tak chętnie widział cnoty posłuszeństwa i inne cnoty zniewolenia umysłów, stawiał nieraz w nowym świetle spartańskie tradycje. Zbigniew Herbert, poeta epoki, który może w kraju najostrzej wyrażał sprzeciw wobec zniewolenia umysłów pod rządami PRL-u, swoją miłość i wiedzę o antycznej Grecji jednakże mocno tonował w obliczu mitu spartańskiego: wyidealizowane obrazy ustroju i obyczajów spartańskich rodziły sceptycyzm, odczucie obcości. Spartańska idea utopii równościowej realizowanej surowymi nakazami, surową tresurą młodego pokolenia, budziła krytykę pośrednio dotykającą antywol-nościowych realiów PRL-u. Skonkludujmy więc, że wzór z Termopil czerpany jest w jakiejś mierze dwoisty: miłość ojczyzny nie może być ślepa, musi być obroną wartości zasadniczych, które nie każde państwo i nie w każdej sytuacji ma zamiar bronić. Sparta w kulturze polskiej, t. I-II, praca zbiór, pod red. M. Borowskiej, M. Kalinowskiej, J. Speiny i K. Tomaszuk, Wyd. Naukowe Sub Lupa, Warszawa 2014-2016. STËCZNIK2017 / POMERANIA / 29 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta WEDLE AKTÓW Z ARCHIWUM INSTITUTU NÔRODNY PAMtACE Czasa zjinaczi w żëcym Bruna Richerta béł séwnik 1953 r. Tedë to prawie bohater naszego tekstu znôwu zaczął „normalne" żëcé. Nigle dejade do tego doszło, zrozmiôł swöje pöliticzné i moralne bładë. Tak przënômni pisôł w żë-copisu. Wrócył tej do białczi i pógó-dzył sa z nią. Ökróm te zôs stół sa katolëka i zawrócył z grzeszny żëcowi dardżi. Na nowo zaczął téż zajimac sa pömörsczima sprawama i udbół so napisać ksążka ö Słowińcach. Wëbrôł sa tej w réza pö słëpsczi zemi a ókróm tegô dosc tëlé czasu sedzôł w gduńsczim archiwum i biblotece. W molach tëch udało mu sa nibë uzebrac wiele cekawëch materiałów. Dërch równak nie béł nigdze zamel-dowóny a jego żëcowô sytuacjo bëła drago. W żëcopisu napisół, że strach, nerwöwé zmarachöwanié, głód, skwe-res stałë sa möjima codniowima towa-rzëszama'. Jak pamiatómë z pöprzédnëch dzélów najégö dokazu, Richert ju w sztërdzestëch latach XX wieku we-spółrobił z karna lëdzy zrzeszonëch z cządnika „Dziś i Jutro", chtërny stwörzëlë Stowôra PAX. Bëlë mu öni dej owo blisczi. Ökróm te downy „przédny" „Zrzeszë Kaszëbsczi" wëdowiedzôł sa, że są lëdze, chtër-ny prawie dzaka PAX-owi wrócëlë do „normalnego" żëcô. Temu téż 8 séwnika 1953 r. przëjachôł do Warszawę, gdze zgłosył sa do tameczny sedzbë stowôrë PAX. Ji przédnicë delë Richertowi móżlëwóta póprôwieniô jegö żëcowi sytuacji. Jeden z nich ó nôzwësku Reiff miôł nawetka zagwë-snic najégö bohatera, że wëszëznë Lëdowi Pölsczi ni mają do niego ni-żódnëch pretensjów. Chóc w swójim óswiódczenim z 1956 r. Richert nie pödôwô miona tego człowieka, tej równak na zycher chödzëc tuwó mu-szi blós ö Riszarda Reiffa. W latach 1950-1953 béł ön przędnym redaktora gazétë „Słowo Powszechne", a w pózniészich czasach béł nawetka przédnika Stowôrë PAX. Co sa zós tikô Richertowégó zameldowaniô, to Reiff pöwiedzôł tedë dôwnému wia-dłodôwôczowi „C 5", żebë sprawa ta załatwił w slédnym môlu, gdze miôł meldënk, to je w Pucku. Richert dejade böjôł sa nibë do tego gardu ja-chac, przez co sprawa ta przez dłudżi czas nie ósta załatwiono. Jeżlë zós chódzy ó robota, to dostół ja w pro-wódzonym przez PAX katolëcczim Öglowösztôłcącym Liceum pod we-zwanim sw. Augustina a ókróm te delë mii téż etat w redakcji pismiona „Słowo Powszechne". Mieszkanie dostół w budinku wëmienionégö przed sztërka liceum przë sztrasë Naruszewicza 32 w Warszawie. Swoje przińdzenić do PAX-u Bruno Richert wspóminó téż w ópu-blikówónym w „Pomeranii" w 1989 r. artiklu, autorstwa Riszarda Cemiń-sczégö. chtëren béł brzada pótkanió i kórbienió nëch dwuch chłopów. Richert pómilił tej rok, czedë to sa stało, bö swöjému rozpöwiódóczowi pówiedzół, że ujawił sa w 1954 r., a po prôwdze bëło to rok rëchli. Öpöwie-dzół tej téż ó swój ich zetkaniach, jaczé miół tedë ódbëc z Riszarda Reiffa i przédnika PAX-u Bolesława Piasecczim. Nibë to prawie nen sléd-ny gadać miół ó Richerce z Jakuba Bermana, chtëren béł w tim czasu nie blós jedną z nôwôżniészich per-sonów w państwie, ale ókróm tego przënôlégôł do komisje Póliticznégó Bióra Centralnego Komitetu PZRP, jako zajima sa sprawama publicznego bezpieku. Widzymë tej, że człowiek nen miół kontrola nad aparata bez-pieczi i wëzdrzi na to, że pó prówdze paxowsczi dzejarze muszelë korbie z nim w tim czasu ó Richertowim przińdzenim nazód do „normalnego" żëcégó. Kó doch, jak pamiatómë, jesz często krótko przed tim nôwëż-szé wëszëznë Minysterstwa Publicznego Bezpieku chcałë zaaresztować Richerta. Jeżlë tej on jakno downy wiadłodówócz, co zwiornął bezpiece i tacył sa przed nią, chcół żëc dali legalno i miec póku, na zycher chtos wóżny z PAX-u muszół óbgadac ta sprawa z kimś z sami „górë". Wëzdrzi na to, że tak sa prawie stało i zaczął sa w Richertowim żëcym nowi cząd. Czas nen wëfulowa mu przede wszëtczim nadczidniató ju wëżi robota w liceum miona sw. Augustina. Ökróm tego robił on w redakcji ga-zétë „Słowo Powszechne" i w sekcji uczb ë religie, jakô dzeja w öbrëmie-nim Komisje Dëchównëch i Swiec-czich Katolëcczich Dzejarzów kole Frontu Jednotë Nórodu (pól. Komisja Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich przy Froncie Jedności Narodu). Sprawi zrzeszony ze swójim zameldowanim, jak jem ju przódë wspómnął, nie udało mu sa równak tedë załatwić i „cygna sa" óna za nim jesz dłudżi czas. Wëzdrzi na to, że przez jaczis czas po zaczacym robótë w PAX-u bez- 1 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Förmella. 30 POMERANIA KASZËBIW PRL-U pieką da swôjému dôwnému wia-dłodôwôczowi póku. Ni mogło to wiera dejade warac za długö. MPB ni miało doch chacë rezygnować z niegö jakno swöjégö osobowego zdrzódła wiadłów. Temu téż w czer-wińcu 1954 r. pötkôł sa z Richerta jeden fónkcjonariusz urzadu bez-pieku, chtëren dôwnému „C 5" przedstawił sa wiera jakno „Staszk" (pol. órig. „Staszek"), bo tak prawie je on pózwóny w Richertowim óswiódcze-nim z 1956 r. Za miona tim tacył sa Stanisłôw Krasowsczi. Béł ön w tim czasu robotnika III Wëdzélu XI Departamentu MPB, chtëren zajimôł sa biôtką z wrogą dzejnotą w wëzna-niowëch związkach. Móla zeńdzenió bëła paradnica (pol. örig. „świetlica") szköłë sw. Augustina, w jaczi Richert dosc tëlé przebiwôł i wiele w ni robił. Czas zetkanió béł tak öbmëszlony, żebë letko szło utrzëmac je w krëjam-noce, bo stało sa to w sobota pö pół-nim, to je w czasu, czej ni mogło tam bëc wiele lëdzy. Ökróm tegö Krasowsczi nadczidł téż, że nie trzeba bëło wëmësliwac dlô Richerta niżódny „legendë", to je falszëwi óradzë, jakô nibë mia bëc przëczëną zeńdzenió, bô kandidat na wiadłodôwôcza mieszkôł w tim sarnim budinku, w jaczim mie-sca sa szköła. Ö czim kôrbilë Richert z Krasow-sczim i jaczi béł brzôd tegö pötkaniô? Wëdowiedzec möżemë sa tegö z raportu zrëchtowónégö w Warszawie 26 czerwińca 1954 r. przez Krasow-sczégö. Wedle tego, co möżemë tam wëczëtac, Richert miôł samókriticz-no przëznac sa do bładów, jaczé robił w uszłoce. Gôdôł, że stało sa tak we wiôldżim dzélu przez przedwöjnowé wëchöwanié i przez seminarium, ale terô swoją robotą chce to wszëtkö wëmazac. Miôł téż rzeknąc, że chat-no robiłbë wszëtkö, co chcą öd niego wëszëznë publicznego bezpieku, żebë leno zagwësnionô bëła przë tim krëjamnota, żebë nicht nie chödzył do niegö dodóm i żebë zadania bëłë möżlëwé do zrobieniô. Tedë fónkcjonariusz zapitôł sa Richerta, czë nen slédny chce wrócëc do legalnego żëcô i czë pó prôwdze sa zmienił, czë blós tak gôdô. Bohater naszégó dokazu miôł tedë pöprosëc swójégó ubów-sczégó rozpówiôdôcza, żebë pómógł mu załatwić sprawa zameldowa-niô a ókróm tegó zrobi wszëtkó, co wëszëznë badą öd niegó chcałë. Zarô pótemu Richert napisôł zobowiązanie do wespółrobötë z urzada bezpieku a ób czas swój i agenturowi dzejnotë użiwac miôł tacewnégó miona „Wojciech Kos". Stanisłów Krasowsczi w swój im rapórce scwierdzywó, że wôrt bëło zwerbować Richerta na wiadłodówó-cza, bó dzaka temu bezpieka zwëska móżlëwóta krëjamnégö rozpróco-wiwaniô szkólôków i szkólnëch ze szköłë sw. Augustina, z jaczima człowiek nen pótikôł sa öb czas codnio-wi robótë. Ökróm te „Wojciech Kos" miôł bëc zdrzódła wiédzë na téma redaktorów i dzejarzów Stowórë PAX, chtërny mieszkelë w tim sarnim, co Richert budinku na warszawsczi sztrasë Naruszewicza. Fónkcjonariusz napisół téż, że dôwnô wrogo Lëdowi Polsce dzejnotą Richerta i jego związczi z dosc tëlé „wrodżi-ma" ksadzama sprawią, że do ón rada zwëskac dowiérnota przëdstôwców strzodowiszcza, jaczé interesëje UB. W rapórce starszégó referenta Kra-sowsczégö wëczëtac móżemë téż to, co rzekł mu ó swóji robóce w szkole sw. Augustina sóm Richert. Gôdôł ón midzë jinszima, że ób czas wë-chówny dzejnotë ród wëzwëskiwô wskózë wspómnionégó ju w jednym z póprzédnëch dzélów najégó tekstu Makarenczi i jinëch sowiecczich pedagogów. Miôł bëc nibë zawółóny do samégó przédnika, to je Bolesława Piasecczégö, chtëren z jedny stronę póchwólił jego zwënédżi, z drëdżi dejade zwrócył uwóga na wiele fe-lów. Chódzëc tuwó miało o to, że nibë Richert nie rozmieje robie syste-maticzno, że bë ehcôł wiele zrobić na rôz, czej sóm muszi jesz dofulowac swôja wiédza. Bëła równak nodze -ja na przińdnota, bó Piasecczi rzekł nibë, że w strëmianniku 1955 r. pozwoli Richertowi wëpłënąc na „szersze wödë"pisarsczé, co miało bëc dló niegó nódgrodą za donëchczasną robota w PAX-u. Widzymë tej, że w połowie 1954 r. zaczął sa dló Richerta czas, czej zós béł ón zaregistrowóny jakno wia-dłodówócz UB. Tim raza równak spódlim do wespółrobótë z krëjam-nyma służbama mia bëc „lojalno-ta", a nić jak w 1949 r. - dëtczi. Pó prôwdze téż nie nalózł jem w aktach nadczidczi ó tim, żebë Richert ób czas swóji łączbë ze „Staszka" Kra-sowsczim brół ód bezpieczi jaczés pieniądze. SŁÔWK FÖRMELLA* 'm * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgo partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. POMERANIA 31 Marzenia dają siłę Ma szansę zostać najmłodszą Polką, która wejdzie na najwyższe szczyty wszystkich kontynentów, czyli zdobyć Koronę Ziemi. Jest dumna z tego, że urodziła się w Gdyni. Jej ojciec dba o to, aby czuła się dumna także ze swoich kaszubskich korzeni. Z Bogumiłą Raulin rozmawiamy kilkanaście dni przed jej wyprawą na Antarktydę zakończoną zdobyciem góry Mount Yinson (4897 m n.p.m.). Od 5 lat realizujesz projekt Siła Marzeń Korona Ziemi. Kiedy zaczęłaś marzyć 0 zdobyciu Korony Ziemi? Najbardziej potrafimy marzyć w dzieciństwie, a jako dorośli często zapo-minamy, jak to jest mieć marzenia. Kilkanaście lat temu zauważyłam, że te marzenia mają wielki wpływ na życie - zawodowe, prywatne, na realizację własnych pasji. Mam absolutne przekonanie, że marzenia dają siłę. W 2011 r. pojechałam na samotną wyprawę na Kilimandżaro. Zdobyłam tę górę 1 kiedy siedziałam już w samolocie, którym wracałam, pomyślałam sobie: kurczę, zdobyłam już drugi szczyt, który jest wymagający wysokościowo i logistycznie. Dlaczego nie spróbować tej Korony? I to był właściwie start tego projektu. Od jakiego szczytu zaczęłaś? Jako pierwszy zdobyłam w 2008 r. Mount Blanc, potem chodziłam jeszcze po Himalajach, ale jak wspomniałam, za początek zdobywania Korony Ziemi uważam 2011 r. Potem co roku zdobywałam przynajmniej jeden szczyt: w 2012 Elbrus, w 2013 Aconcagua, w 2014 Piramida Car-stensza, 2015 Góra Kościuszki i Denali, 2016 ponownie Mount Blanc. Jakie góry jeszcze zostały? Mount Vinson na Antarktydzie i Mount Everest. Gdzie byś umieściła te szczyty, oceniając je na skali trudności? Finansowej najwyżej jak się tylko da, bo to 3 są koszmarnie drogie wyprawy Wchodzimy już w wartości sześciocyfrowe. To duże wyzwanie też logistycznie i kondycyjnie. Masyw Vinsona będzie również trudny klimatycznie, a na Evereście trzeba przekroczyć tzw. „strefę śmierci", w której trzeba przebywać przez dłuższy czas. Trzeba się do tego dobrze przygotować. Czy to nie dziwne, że twoje marzenia są związane z górami? Pochodzisz przecież znad samego morza. Urodziłam się w Gdyni. Mój tata to Kaszub z krwi i kości, ja jestem w połowie Kaszubką, bo moja mama pochodzi z Bydgoszczy. Może tak na przekór wszystkiemu, będąc osobą znad morza, pokochałam góry. Ale bardzo lubię wracać do Trójmiasta, choć już tu nie mieszkam. Uwielbiam Gdynię, jestem bardzo wdzięczna, że prezydent Gdyni objął patronat nad moją wyprawą, jestem dumna z tego, że jestem Kaszubką. Tę dumę podnosi też we mnie tata, który ma czasem szalone pomysły i np. w wieku 60 lat został studentem etnofilologii kaszubskiej. Szaleństwo mam pewnie w genach. 32 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 ZNANI POMORZANIE Tata trochę się boi, że zawłaszczą cię górale i w pewnym momencie powiedzą: Miłka Raulin jest nasza, a nie kaszubska. Nie ma takiej opcji! Nie czuję co prawda tak silnego przywiązania do naszego regionu jak tata, ale on ciągle buduje we mnie kaszubską świadomość. Od kilku lat mieszkam w Warszawie, ale to skąd pochodzę, te piękne Kaszuby - to dla mnie ważne. Uspokoiłaś mnie (i tatę zapewne również). A czym się zajmujesz zawodowo? Jestem inżynierem trakcji elektrycznej, pracuję w swoim zawodzie w firmie kolejowej. Kiedy realizuję ten projekt, to często słyszę, że ludzie sądzą, iż ja żyję z tego chodzenia po górach. Tak absolutnie nie jest. Codziennie chodzę do pracy, wstaję o 6.30, zawożę swoje dziecko do szkoły, potem idę do pracy, wykonuję tam różne działania związane ze sterowaniem ruchem kolejowym, a potem wracam do domu. Mój dzień niczym się nie różni od dnia przeciętnego Kowalskiego, tyle że po godz. 22 wzmaga mi się aktywność głównie komputerowa, bo wysyłam wtedy oferty sponsorskie, odpisuję na maile, prowadzę fan-pageva, aktualizuję stronę, a jeśli mam jeszcze siły, to -żeby się zresetować - robię o pierwszej w nocy treningi. Jest to dość intensywna doba. W przeciwieństwie do przeciętnego Kowalskiego biegasz też maratony. To inny rodzaj wysiłku niż wspinanie się po górach, ale też wymaga przygotowań. Tak. Niestety źle się do nich przygotowuję, bo 1,5 miesiąca to zdecydowanie za mało, ale w skali roku sporo się ruszam, coś zawsze robię, biegam, skaczę. Czasy, które osiągam, nie są spektakularne, bo ok. 4 godz. 17 minut to nie jest dobry czas... Znam kilka osób, które marzyłyby o takim czasie... (Śmiech) No tak, ale gdybym się przygotowała, to wiem, że udałoby się osiągnąć znacznie lepszy czas. Traktuję maraton jako przygotowanie do wypraw w góry. One mnie też motywują. Skoro mam przebiec maraton, muszę trenować więcej niż zwykle. Wierzę też w to, że organizm ma swoją pamięć, pamięta te wysiłki, wie, że kiedy dajesz mu „kopa", to musi się na odpowiedni wysiłek przestawić. A takie zaskakiwanie go tymi wysiłkami to jak hartowanie stali. Pewnie trenerzy, którzy będą to czytać, powiedzą: Boże, co za wariatka! Łamie wszystkie zasady. Ale maraton to nie tylko fizyczny wysiłek, to też znakomity trening dla mózgu, bo kiedy ciało jest mniej przygotowane, to mocniej trenuje się głowę. Oczywiście, nie polecam tego czytelnikom, bo kiedy brakuje przygotowania fizycznego, łatwiej jest o kontuzje. Trzeba trenować i do tego zachęcam. Wczoraj na przykład przebiegłam 15 km, dzisiaj też tyle planuję. A jak wygląda trening przed wyprawami w góry? Bieganie jest bardzo ważne, bo poprawia cardio, serce lepiej pracuje, gdy się biega. A na trenowanie stricte wspinaczki niestety nie mam czasu. Tylko parę razy w roku Pierwszym zdobywcą Korony Ziemi (siedmiu najwyższych szczytów poszczególnych kontynentów) był Richard Bass, który dokonał tego w 1985 r. Obecnie zgodnie z poglądem słynnego himalaisty Reinholda Messnera, aby zdobyć Koronę Ziemi, trzeba wspiąć się również na najwyższy szczyt Kaukazu - górę Elbrus oraz Piramidę Carstensza, która jest najwyższym szczytem Australii i Oceanii. jeżdżę na kursy specjalistyczne prowadzone przez instruktora PZA Piotra Sztabę. No i w miarę możliwości po prostu chodzę po górach. Jak wyglądają przygotowania logistyczne do wyprawy, np. na Antarktydę? To jest przeglądanie zasobów internetu, spotykanie się z ludźmi, którzy tam byli, zrobienie akcji crowdfundin-gowej na Facebooku, załatwianie ubezpieczenia, kontakt z firmą logistyczną działającą na miejscu, kwestia transportu, rozplanowanie tego, co zapakować. To gigantyczne przedsięwzięcie. Kiedy już wyjeżdżasz, to jesteś pewna siebie, przekonana, że wszystko dopięłaś na ostatni guzik, więc musi się udać? Oczywiście, że musi się udać! Inaczej bym tego nie robiła, absolutnie wierzę, że to się uda. Jadę tam po to, żeby wejść na szczyt. Oczywiście nie za wszelką cenę, bo jeśli będzie ryzyko utraty życia albo jakaś ekstremalna sytuacja, to tego nie zrobię, ale zakładam, że tam wejdę. Już sobie wizualizuję, że jestem na szczycie, że pozdrawiam wszystkich z tego szczytu. I to się po prostu stanie, bo ja tego chcę! Siła marzeń... Tak jest. STÉCZN1K2017 / POMERANIA / 33 ZNANI POMORZANIE Czy zdobywając Koronę Ziemi, musisz wszystkie szczyty zdobyć sama czy dopuszczalna jest jakaś pomoc? W przypadku tych dwóch ostatnich gór nie mogę tego zrobić w pojedynkę. Na Masyw Vinsona nie pozwolą mi wejść samej. Niby Antarktyda to ziemia niczyja, ale muszę tam dołączyć do zorganizowanej grupy, ekspedycji, którą monopolistycznie organizuje pewna firma amerykańska, stąd te ceny są takie „z kosmosu". Oni wiedzą, że jeśli nie pojadę tam ja, to znajdzie się inny wariat, który ma pieniądze. Dla kogoś, kto jest bogaty, nie jest problemem wydanie 50 tys. dolarów na taką ekspedycję. A na Evereście trzeba mieć sprzęt, trzeba korzystać z pomocy Szerpów, i byłoby absolutnym szaleństwem robić to w pojedynkę przy moich warunkach fizycznych. Co syn sądzi o twoim hobby, które zabiera ci tyle czasu? Cieszy się, że ma nienormalną matkę (śmiech). Wierzę, że gdy się zostanie rodzicem, to nie trzeba rezygnować ze swoich marzeń. Często podróżuję razem z synem, np. kiedyś zwiedziliśmy prawie cały Półwysep Bałkański. Wsiedliśmy w samochód, przejechaliśmy 5,5 tys. km w dwa tygodnie, przemieszczając się przez Albanię, Serbię, Bośnię i Hercegowinę. Mieliśmy namiot, kuchenkę gazową, mogliśmy się zatrzymać, kiedy tylko chcieliśmy. Totalna swoboda i wspaniały czas spędzony razem. Koronę Ziemi dokończę już sama, ale myślę, że przed nami wiele wspólnych projektów. Ostatnio Jeremi mnie poprosił, żebyśmy poszli na jakąś wyższą górę. Myślę, że za 4 lata zdobędziemy razem Mount Blanc. Udzielasz się też w akcjach charytatywnych. Tak. Na przykład dzisiaj możemy się spotkać w Gdyni dlatego, że planuję pójść na oddziały onkologiczne, bo wspólnie z fundacją Omea Life chcemy pozbierać marzenia od pań chorych na raka. Naprawdę wierzę, że te marzenia mają gigantyczną moc i siłę. Chcę, żeby chore kobiety opisały swoje marzenia na kartkach i te kartki będę miała przy piersi podczas wyprawy na szczyt, i tam je zaniosę. Ma to być pewien symbol, dla mnie bardzo ważny i mam nadzieję, że dla nich też. Bardzo je podziwiam, że mają taką siłę do codziennej walki. W górach trzeba być twardym człowiekiem, silnym psychicznie, fizycznie, trzeba mieć dużo odwagi, być zdeterminowanym, ale masz możliwość, kiedy pada śnieg albo źle się czujesz, powiedzieć sobie: no dobra, pójdę jutro, dzisiaj odpuszczam. One tego nie mogą zrobić. Poza tym mój projekt trwa 4 tygodnie, czasem trochę dłużej lub krócej, a one walczą z chorobą nieraz latami. Dlatego chcę tę małą rzecz zrobić dla nich. Na zakończenie ciekawostka. Przeczytałem na twojej stronie internetowej, że po zwiedzeniu wielu krajów na różnych kontynentach stwierdziłaś, że... światem rządzą koty. Wystarczy zobaczyć, ile w internecie jest filmów o kotach, filmów, które mają po kilkadziesiąt milionów wyświetleń. Jak tu nie wysnuć takiej hipotezy?! (śmiech) Ja niestety nie mam kota ani żadnego innego zwierzaka, bo nie mogę sobie na to pozwolić. Bardzo żałuję, ale sporo podróżuję zawodowo, a kiedy wyjeżdżam, by realizować swój projekt, to też nie ma mnie jakieś 4 tygodnie, w przypadku Everestu 2 miesiące. Zwierzakowi ciężko by było bez pani. Życzę spełnienia marzeń - zdobycia Korony Ziemi. ROZMAWIAŁ DARIUSZ MAJKOWSKI Fot. ze zbiorów B.R. SPROSTOWANIA I PRZEPROSINY Gorąco przepraszamy panią dr hab. Aleksandrę Kucharską-Szefler za umieszczenie pod jej zdjęciem znajdującym się na s. 63 listopadowej „Pomeranii" (w notce pt.„Gduńsk. Badze pömö") jako laureatki Medalu Stolema 2015 nazwiska innej Stolemki Witosławy Frankowskiej, którą również prosimy o wybaczenie. Prawidłowy podpis powinien brzmieć Nôwôżniészim wëdarzenim w żëcym Pömöranie je wraczenié Medalów Stolema. W 2015 sztudérzë przëznelë je Aleksandrze Kucharsczi-Szefler i Jaromirowi Szrédrowi. Z prośbą o wybaczenie zwracamy się także do dr Miłosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk, autorki artykułu „Borzyszki i Koszniki w drodze. Z Kaszub do Lwowa (część 1)", opublikowanego także w 11. numerze „Pomeranii" (na s. 46-49), za błąd literowy w jej imieniu. 34 / POMERANIA / SI EDUKACYJNY DODÔWK DO,POMERANII", NR 1 (103), STËCZNIK 2017 toowL faidena "Waserdkó Scenarnih iiczbë dLćKl. 1M i M ôpödleczny ôzkdtë Cëzéjazëczi Céle uczbë • przëbôczenié państwów, jaczé graniczą z Polską, sprôwdzenié wiédzë ô fanach państwów i jazëkach, jaczima w nich gôdają • przëbôczenié pözwów farwów • zaśpiewanie spiéwónczi, nauczenie sa spiéwónczi na pamiac • pöznanié przësłowia spartaczonego z kaszëbsczim jazëka Metodë uczbë • kôrbiónka (wskôzanié na szlachöwnotë i nierównoscë w pölsczim i kaszëbsczim brzëmienim nowëch słowów, pëtania do tekstu, wëpöwiôdanié sa szkółowników) • tagódka • nôuka spiéwónczi • roböta z teksta Didakticzné pömöce • kôrtczi z fanama i pözwama państwów, jaczé graniczą z Polską, i kôrtczi z pözwama jazëków, jaczima gôdô sa w tëch krajach, przërëchtowóné chudzy przez szkolnego • wëjimk z ksążczi Balbino z IV B (rozdz. II, s. 14-15, w: Danuta Stanulewicz, Balbina z IV B, tłom. Bożena Ugöwskô, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, Gdańsk 2015) • kôrta Pólsczi zji sąsadama WSTAPNÉ OGNIWO Czwiczenié 1 Kôrta Pölsczi. Szkolny przë kôrce (pökôzywanié grań-ców) prowadzy kôrbiónka ze szköłownikama: Co je na kôrce? Jaczé kraje sq sąsadama Pôlsczi? Jaczima jazëkama gôdają w tim kraju? (Niemcë, Czechë, Słowacjo, Ukrajina, Biôłorusjô, Litwa, Rusjô; niemiecczi, czesczi, słowacczi, ukrajińsczi, biôło-rusczi, litewsczi, rusczi. W kôrbiónce pöjôwiô sa téż takô słowizna: zôchód, pôłnié, pörénk, norda). [W tim môlu muszi téż ucznióm rzec, że to są jazëczi urzadowé w tëch krajach, bö w wiele z nich gôdô sa w rozmajitëch jazëkach, np. w Polsce gôdô sa pô polsku, pô kaszëbsku i w jazëkach żëjącëch u nas miészëznów (tu może pokazać szköłownikóm kôrta z Wikipedii pt. „Gminy, w których wprowadzono język mniejszości jako język pomocniczy", ze stronę: https://pl.wikipedia.org/ wiki/Gminy_w_Polsce_z_j%C4%99zykiem_pomocni-czym, a żlë to nie je möżlëwé, szkolny möże öpôwiedzec ô tim, co na ni je), a jeżlë chtos je przëjachóny z zagrańce, to gôdô w jazëku, jaczégó naucził sa w swójim kraju, np. pö anielsku]. Jaczé wa znajeta jazëczi? A jaczich jazëków wa sa uczita w szkole? Lubita sa uczëc cëzëch jazëków? Mëslita, że warna to je pôtrzébné? Czedë znajomość cëzégö jazëka môże sa przëdac? Môta rodzëna, chtërna mieszko za grańcą? Roz-miejeta sa z nima dogadać? NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (103), D0DÔWK D0„P0MERANII' SCENARNIK UCZBË DLÔ KL. IVIV SPÔDLECZNY SZKÖŁË SPÖDLOWÉ ÖGNIWÖ Czwiczenié 2 Zabawa. Kôżdi uczeń dostôwô jedna kôrtka (abô z pôzwą państwa i jegö faną, abö z jazëka, w jaczim gôdają lëdze w dónym państwie). Szkółownik na spödlim wiadłów na kôrtkach muszi nalezc swöja pôra. Jeżlë uczastników bëtobë wiacy jak 14 sztëk, to môże to czwiczenié zrobić np. tak, że szkolny osobno przërëchtëje kôrtczi z pözwą państwa, z pôzwą jazëka, jaczim tam sa gôdô, i z faną tegô państwa. Tedë uczniowie mdą muszelë są pöłączëc we troje. To zanôlégô ôd lëczbë szkółowników w klasë. Rôcza waji do zabawë. Kôżdi z waju dostónie jedna kôrtka. Je to abô pözwa państwa z jegô fanq, abô jazëk, w jaczim gôdają lëdze, co w tim môlu mieszkają. Wespółrobiącë, muszita dopasować do sebie pözwa państwa z jazëka, jaczim prawie w tim placu gôdają (i tak dobierzeta sa w pôrë). Ôbôczimë, chto to zrobi nôchutczi! Zaczinómë! Czwiczenié 3 Jak uczniowie dobierzą sa w pôrë, köżdô pôra öpöwiôdô (na spödlim dostónëch materiałów) ö tim, jaczé farwë są na fanie wëlosowónégö państwa (pôra pökazëje pööstałim fana), i ö jazëku, w jaczim gôdają lëdze w tim kraju. Szköłownicë sztôłcą przë tim słowné fórmułë za- bédowóné przez szkólnégö (np. taczé, jak niżi). Na kuńcu uczniowie muszą przërzeszëc do kôrtë Pölsczi z ji sąsa-dama fanë państwów raza z jazëkama. Jak wëzdrzi fana Pôlsczi? Jak wëzdrzi fana Niemców? Itd. (Fana Pôlsczi je biôło-czerwönô. Fana Niemców je czôrno-czerwöno-żôłtô. Fana Czechów je... /Na fanie Pölsczi mómë biôłą i czerwoną farwa. Na fanie Czech mómë mödrą, biôłą i czerwoną farwa. Na fanie... W Polsce gôdają pó polsku. W Niemcach gôdają pö niemiecku. W Czechach gôdają pö czesku. W Słowacji gôdają pö słowacku. Na Ukrajinie gôdają pö ukrajińsku. Na Biôłorusji gôdają pô biôłorusku i rusku. Na Litwie gôdają pö litewsku. W Rusji gôdają pö rusku). Czwiczenié 4 I. Szkolny rozdôwô uczniom tekst [wëjimk z ksążczi Balbina z IV B rozdz. II, s. 14-15, drëköwóny wcza-sni w NU nr 7(79); od słów: „Szkolno sa spitała, co më robilë ób czas latnëch feriów" (...) do: „Kąsk leno jinaczi wëpöwiôdają te słowa"]. Pótemu czëtô tekst na głos. Pó przeczëtanim sa pitô: Chto wëstapuje w ôpôwiôdanim? Ô czim ôno je? NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (103), D0DÔWK DO „POMERANII" SCENARNIK UCZBË DLÔ KL. IVIV SPÖDLECZNY SZKÖŁË Uczniowie raza ze szkolnym tłomaczą tekst. Szkólny pöprôwiô wëmöwa wëbrónëch słowów. Uczniowie czëtają tekst z pödzéla na role (Dorota, Pauel, Balbina-narrator, Pioterk, szkolno). Szkolno sa spitała, co më robilë öb czas latnëch feriów. Pioterk béł na Mazurach. Elka w Krakowie, a Pauel u swóji Starczi na wsë. - A jô gôda pö czesku - powiedzą Dorota. - Jô bëła w Pradze. Czesczi to je baro prosti jazëk. - Të sa nauczëła czesczégô? - spitôł Pauel. - To nie je möżebné. - Möżebné. Jô gôda pomału pö polsku, a jedno Dzéwcza pö czesku, i tak jô pójała czesczi, a ôna pólsczi. Më wszëtkö rozmiałë. -Tej rzeczë cos pô czesku - jô ja pöprosëta. - Ale jô nie rozmieja tak dorazu gadać pö czesku, rozmieja leno słëchac. Jô doch ju warna rzekła, jak to bëło, ale mie tu nicht nie rozmieje! - Ko të rzekła, że rozmiejesz po czesku, że të gôda-ła pö czesku! - jô wëkrzikła. - Jo, jô gôdała pô czesku, bö do gôdczi konieczne są dwie ôsobë, a nié jedna. Jeżlë to Dzéwcza prawiło do mie po czesku, tej jô z nim gôda pö czesku, nie zdrzącë na to, że jô gôda pö polsku. - Të wiedno wëkrącysz sa sana - rzekł Pioterk. Szkolno kôza skuńczec na fëjn rozwijającą sa diskusja. - Czesczi jazëk baro szlachuje za pólsczim -objaśniła. - Më sa letkö môżemë dogadać z Czecha-ma, pösłëgującë sa naszim jazëka. Kô rozmieje sa, że sa jinaczimë. Wezmë na to pô polsku sa gôdô „dzień dobry", a Czechowie te dwa wërazë przestôwiają. - I gôdają „dobry dzień"? - wëzgôdnął Pauel. - Jo, jo, prawie tak gôdają - odrzekła Szkolno. -Kąsk leno jinaczi wëpöwiadają te słowa. Czwiczenié 5 Co môgło sa wëdarzëc późni? W piać minut dopiszta dalszi cyg ôpôwiôdaniégô. Czas nëkô! Wëbróny uczniowie czëtają swoje wersje. Pótemu szkólny czëtô dali do kuńca II rozdzélu, żebë szköłownicë môglë porównać swöje wersje z ną z ksążczi. Czwiczenié 6 Wiéta wa, jak gôdô sa „dobri dzeń" pô niemiecku [Guten Morgen]? A jak po czesku [dobry den]? A po rusku [zdraw-stwujtie/ dobryj dieńj? A po anielsku [good morning]? Pótemu szkólny gôdô głośno, dzélama, słowa spiéwón-czi, a uczniowie pöwtôrzają. Witómë wszëtcë! Dobri dzeń! Witómë wszëtcë, raka dój. Hello, good morning my dear friends! Hello, good morning let's shake hands. Kóżdi szköłownik z drëszką/ drëcha z łôwczi spiéwô piosenka z pökôzywanim. Uczniowie kôskają nôpier-wi w swoje uda, dwa razë, a pótemu w race drëszczi/ drëcha téż dwa razë. Na słowa „raka dój" szköłownicë pödôwają so race na mödło przëwitaniégö. Tak samö w drëdżi sztrofce. Na słowa „let' s shake hands" dzecë pôdôwają so race na môdło przëwitaniégô. Czwiczenié 7 I. Pisanie ze słëchu. Uczniowie zapisëją do zsziwków: Dorota kôrbiła z Balbiną. Pótemu rzekła do Piotra: A jô gódóm doma blós po kaszëbsku. Pótemu szkolny zapisëje zdanié na tôflë. Szköłownicë wëmieniwają sa zsziwkama z drëchama i szëkają felów, pótemu wstôwiają notczi. II. Pódczorchnijta w wajich tekstach czasniczi... Co one ôznôczają? III. Jesz rôz przeczëtôjta kôrbiónka bohaterów ôpôwiôda-niégô. Wëpiszta ne czasniczi, chtërné są sparłaczoné z gôdanim.. (Spitała, powiedzą, spitôł, gôda, pöprosëła, gadać, rzekła, gôdała, wëkrzikła, prawiło [dzéwcza!], rzekł, objaśniła, wëzgödnął, dogadać sa, odrzekła, wëpöwiadają). KUNCOWE OGNIWO Czwiczenié 8 Szkólny rozdôwô uczniom kórtczi, na jaczich je rozsëpónka wërazowô, i zdanié, w jaczim mają wpisać hasło ułożone z rozsëpónczi. Ułóżta zdanié z rozsëpónczi i wpiszta je w wëkropkôwóny plac. kaszëbsczi chto ten znaje, óbjachac jazëk wszëtczé kraje może Hasło:............................................................................................ - słowa Hieronima Derdowsczégö, jaczé jidze nalezc w jego dokazu pt. Ô panu Czórlińsczim co do Pucka po sécë jachôł. *Autorka je sztudérką kaszëbsczi etnofilologii NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (103), D0DÔWK DO „POMERANII' Tekst: Elżbieta Prëczköwskô, öbrôzczi: ioana Közlarskô ODNALAZłô O HMM-CO TO MÖŻE BëC. MÓM NOWé ôDićRëCé. NIE UWIERZISZ. WaDA TO OE ALE PRIM/ BRAWaDA. NI MA AuTORA- Mu«SZa TO FLOT PÖtCAZAC MÖOéMu DRëCHöWl., O R CO? Të WIERa NALÔZł GiNÔTë STOLEMA?.__ \f \f TO JESZ Nlé. ALE MÓM COS i JINSZé&ó. ZDRZë!® ro JE NIEPóJaTO ZEltAWô BRAWaDf „ZARZEfcłl W^ JANTARZE^ Ö ZDRZë, TU NA DOLE Są JACZéS LëTRë: J.D. MÖŻE TO JE JACZIS SZPuR, SPRôWDZa W MÔvJIM AJPADZE. MÖŻE COS TAM NALéZa. NICH NIE WëSZłO~ JÔ ZNAJa JEDNé&ö BABO MąDRé&Ö KASZëBa. _ MÖŻE ÓN BaDZE COS MERtCÔłj W Tl SPRAWIE. 4ÔPRZÓD ZAZWÔNIa.^ WITÔJCE. CZë MÖŻE WléCE. CHTO PRZÓDë LAT PÔDPISTWÔł Sa PÖD ROZMAJITIMA ARTIKLAMA J.D.? CZEKÔJ LE. Nl Môoa SO WDARZëC. ALE DOŹDżë JESZ. MÓM PRAWIE ÔDEMtCłé . DÔWNé NUMRë „POMERANII" Ba Da SZUKôł. MÓM NALAZłé. rBéł CHTOS TACZI: ^BzjjôRzr rNAPISÓNą PRZEZ NIE&ô^ BRAWaDa PÖD TITLa („ZARZEKłl W jantarze*; to je WIÔL&Ô rzecz! JENëSë Z NIEBA. KÓ Më NA TO ŻDELë TëLI LAT. JÔ COS Ô TIM WIEDZÔł. ALE CZëC BëłO. ŻE TO ZADŻINdłO NA WIEDNO. TO TRZEBA CHuTltÓ WëDAC. JO, IŁÖ NICHT TAK. "WIELE ó KASZëBACH NIE Wie. JAK Wë. JÔ Sa CHCÔł | PRAWIE SPëTAC. CZë Wë MÓŻE WléCE, CHTO TO Béł JAN DOSZ? "wiDZYSZ Të, iCuBESZCl Më DO TE DOSZLë. CHTO Wlé. CZEMU TO NIE BëlO RëCHLI WëDóNé. &WëS. ŻE JO. O Béł eiiST PÓMÓRSCZfJ TO JU BaDZE KÓL DWADZESCE LAT. JAK &Ô JU Nl MA WESTRZÓD„ NAS. iKaszebskô galerio WIERa TO MuSZÔł CHTO CHCąCO SCHÖWAC. DOBRZE. ŻE Cë Sa TO iiDAłO NALEZC. DZE MOŻNA Ja ićuPIC?. 7/A ZaDZE! NAWETKA W NOWI ZELANDII. NA SYBIRZE I NA ALASCE. A u KASZëBóW W bCANADZE ROZESZłO Sa JU BEZ DWA MILIóNë KSąiK- TA fcSążKA öBuDZT ZE SPIKu KASZëBóW. Dô CZëSTO NOWI WID I WSłCÔZë DO DZEJANIÔ. 'Z 'jin KLASËIV-VISPÖDLECZNY SZKÖŁË Karołëna Czemplik Hôgôwie najich przodków Zadanié 1 Cobë dowiedzec sa, jakô je téma zajaców, pöukłôdôj słowa z rozsëpónczi. bkaszëskô tôimoliog m Wëdolmaczë gwôsnyma słowama, co öznôczô to określenie. Zadanié 2 Cobë sa dowiedzec, gdze naji przodkowie ôddôwelë tcza bögóm, muszisz nalezc w diagramie sztërë ukrëté słowa. Pöstapno dofuluj wëpöwiésc w blónie nalazłima słowama. Wiész të, że. t nigle na pölsczich zemiach pökôzało sa chrzescëjanstwö, naji przodkowie tczëlë wielné bóstwa? Jak pörechöwôł znóny kaszëbsczi pisôrz i dzejôrz Aleksader Labuda, bögów bëło jaż 33. Nôwôżnié-szim z nich béł Bóg-Absolut, dali pisôrz ôpisôł 25 dobrëch i dobrotlëwëch bögów, a téż 7 lëchëch bögów. Môla jich kultu nie bëłë swiatnice, ale W Ö D A R W J G E D E C H Ë Ë D G R A L Ô S K R S B R U J Z P Z K Y D M É A U E K A M 1 É Ń Ë W P T R Y B C A Ö Wiész të, że... pözwa Bóg-Absolut wzała sa z przeswiôdczeniô ö tim, że je ôn wieczny i nieprzemijalny? Naji przodkowie nie nadelë mu niżódnégö miona, bó nie rozmielë jednym słowa öddac jegö möcë. Bóg-Absolut nie interesowół sa ze-msczima sprawama. Opieka nad ze-mią przëkôzôł bôgu dobrotë i bogu złoscë. Zadanie 3 Nalézë w słownym zlepiszczu piać ökresleniów, chtërne ôpisywają böga dobrotë i bôga złoscë, a téż sztërë miona bögów. Pôstapno dofuluj wëpôwiésc nalazłima słowama (pasowno je ötmieni!). czeitwi Mcemnoscstnierczieczer Zarô pö Bögu-Absoluce nôwôżniészima jistwama bëlë Jesa i Tamón. Pierszi z nich béł böga j........................, d........................i ż........................ Rządzył Słuńca, gwiôz- dama i Zemią. Jegö procëmnotą béłTamón, jaczi czero- wôł z......................... c........................ i s......................... Öbu jistwóm tcza ôddôwelë na wëszancach w swiatëch gajach. Pö wëapartnienim sa pierwösznëch wspólnotów, tj. germańsczich, słowiańsczich i romańsczich lëdów, Jesa zaczął bëc nazéwóny W.......................... pötemu zôs B.......................... Zato Tamóna nazéwelë Cz......... ................a, a pözdze - Cz.........................g. Ne slédné miona bëłë jesz użëwóné w czasach, czej dobëwało chrzescejaństwo. Przë checzach stôwielë nym jistwóm podobiznę, dlôte téż wedle niechtërnëch badérów pözwë Belbóg i Czernibóg to nié miona bögów, le jich pödobiznów. NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (103), DODÔWK DO„PÖMERANII" KLASË IV-Vi SPÖDLECZNY SZKÖŁË Wiész të, że... słowiańscze lëdë miałë swöjich bögów, chtërny dozérelë tak żëwëch, jak téż umarłëch? Nad rodzëznama i nad żeniałima czuwôł Pôrenut. Jegö pödobiznë bëłë rzezbioné w drewnie. Naji przodkowie sobie gö wëöbrôżelë jakno pöstac z piac głowama - sztërë ösadzoné bëłë na sztërzech szëjach, piątô głowa zôs wëstôwała mu z piersë. Bödżiną białków i dzéwczatów bëła Mököszka. Zato opiekuna chëczë béł Smërglaw, jaczému stôwielë przed domôctwama pömniczi, a w mieszkaniach ustôwielë drzewiané figurë z jegö podobizną. Do lëchëch dëchów przënôlégała Mörlawa, badącô bödżiną chörosców i smiercë. Wëóbrôżelë so ja jakno baro bladą białka przechôdającą sa wjasnëch ruchnach. Czas na pödrechöwanié zwënégöwóny wiédzë ö kaszëbsczi mitologii. Zapöznôj sa jesz ze slédnyma införmacjama tikającyma sa jinëch tczonëch jistwów. Zadanié 4 Prôwda czë łeż? Przeczëtôj zdania w tôfelce i nacechuj bezzmiłkôwą ödpöwiésc. Z pööstałëch lëtrów usadzë słowö, chtërno mdze dofulowanim zdaniô, jaczé je pôd tôfelką. Prôwda Łeż Mórlawa bëła przedstôwiónô jakno baro blado białka. W P Pörenut miôł piac głowów i piac szëjów. A E Naji przodkowie rzezbilë na teza Pörenuta figurę w drewnie. R R Mókószka nie bëła bódżiną białków. Ó O Smërglaw i Pórenut dozérelë rodzëznë. N T ............................. abö Gróm - miono böga piorënów i grzëmötów. Wedle wierzeniów mieszkôł ön w deszczowëch chmurach, dlôte téż naji przodkowie nie budowelë mu swiatniców. Wiész të, że... niechtërny z bögów najich przódków mielë swöjich odpowiedników w mitologiach starożëtnëch Greków i Rzëmianów? Odpowiednika grecczégö bôga Posejdona béł słowiańsczi bóg ó mionie Wödin, jaczému nie bëłë stôwióné pómniczi. Sprawówôł ön rządzëna nad öceanama i jistwama zamieszkiwającyma jich głabia. Ökróm tegö béł opiekuna żeglarzów i lëdzy mórzô. Zato odpowiednika bóga Dionizosa, zwónégö téż Bakchusa, béł bóg ö mionie Przeplëta. Béł ön böżëszcza zgwôrnëch tuńców i pijaczëznë. Tczëlë gó w rozmajitëch môlach, m.jin. na grzëpach i w checzach. NAJÔ UCZBA, NUMER 1 (103), DODÔWK DO „POMERANII'' KLASËIV-VISPÖDLECZNY SZKÔŁË Zadanié 5 Rozrzeszë krziżówka i zapisze hasło. Pöstapno wpiszë no hasło köl diagrama, a dowiesz sa, jaczé je miono jesz jednégô boga. 1. Jaczé bëło miono bödżinë, chtërna dozérała białczi i dzéwczata? 2. Jak nazéwô sa öpöwiésc ö dôwnëch bogach i herosach? 3. Jaczé bëło miono böga zgwôrnëch tuńców i pijaczëznë? 4. Gdze naji przodkowie öddôwelë tcza bögóm? 5. Jasnosc, dobrota i...............- jich opiekuna béł Jesa. 6. Jaczé określenie nadôwelë nôwëższému bôgôwi, chtëren béł wieczny i nieprzemijalny? 7. Jaczé bëło miono grecczégö böga, co béł odpowiednika böga Wödina? 8. Jaczé bëło miono böga, chtërnégö podobiznę trzimelë w checzach? i. 7. 8. 2. Hasło:............................................. - miono bôga, chtëren miôł rządzëna nad wiatrama. To öd niegö zanôlégało, czë na Zemi mdze wiac letczi wiaterk czë öbarchniałi wicher, abö czë mdze padać grad czë sniég. Naji przodkowie öddôwelë tcza nemu bögu na weszańcach. Czekawöstczi! 1) Jeżlë môsz përzna wölnégö czasu, to dôj sa w kołową réza pö gminie Lëniô. Na ji öbéhdze östa przërëchtowónô specjalno stegna pt. Pôczuj Kaszëbsczégô Dëcha, na jaczi nachôdô sa 13 pôżdôwków z drewnianyma rzezba-ma. Köl köżdi figurë östałë umôlowóné informacyjne tôfle z kôrtą i öpisënka kaszëbsczich dëchów. 2) Wicy wiadłów je dostapnëch na starnie: http://pomorskie.travel/Odkrywaj-Na_szlaku-Poczuj_Kaszub-skiego_Ducha. 3) Dark Szëmiköwsczi napisôł uczba zatitlowóną Wierzenia pogańsczich Kaszëbów, jakô östała öpubliköwónô w „Pomeranii" nr 3, z 2009 roku. Nalézesz w ni zadania tikającé sa m. jin. taczich jistwów, jak: Belbóg i Czernibóg, Parón, Welsón. Bibliografio A. Labuda, Bogowie i duchy naszych przodków (przyczynek do kaszubskiej mitologii), Bolszewo 2011. Ödpöwiescë Zadanie 1 kaszëbskô mitologio Zadanie 2 Zadanie 4 Parón Zadanie 5 w Ö D A R W J G E D E C H Ë Ë D G R A L Ô s K R S B R U J z P Z K Y D M É A U E K A M 1 É Ń Ë W P T R Y B C A Ö Zadanie 1 kaszëbskô mitologio Zadanie 2 Zadanie 3 Pösobica, w jaczi nót bëło wpisać słowa: jasnosc, dobro, żëcé, złé, cemnosc, smierc, Welewit, Belbóg, Czernitra, Czernibóg. 1. M Ö K Ö S Z K A 2. M 1 T 3. P R Z E P L Ë T A 4. W Ë S Z A Ń C 5. Ż Ë C É 6. A B S O L U T P Ö S E J D Ó N 8. S M Ë R G L A W Zadanie 3 Pösobica, w jaczi nót bëło wpisać słowa: jasnosc, dobro, żëcé, złé, cemnosc, smierc, Welewit, Belbóg, Czernitra, Czernibóg. Tłomaczenié Hana Makurôt GRAMATIKA "Hana Makurôł Vdtow czamika Czasniczi mögą ötmieniwac sa przez ustawë, zwóné téż Mark östôł obudzony przez mëma do szköłë. nierôz stronama. W kaszëbsczim jazëku mómë: ödsebny ustôwfaktiwnąstrona), nasebny iistôw(pasywnąstrona) Drzewô ôstało zasadzoné wiele lat temu przez , dosebny ustow (nowratną strona). dôwnëch lëdzy. • Z ödsebnym ustawa mómë do uczinku, czej gôdómë, .............................................................. że,c,htof.cos robJ; np::J°aZ^emlék^JcT,Wëpiła Bluzka ostała oblokło przez Ana. mleko, Jo jem jabko, Miłka obloko pupka, Szkolno uczi dzecë, Më jedzemë dodóm. .............................................................. • Nasebny ustôw wëstąpiwô, czej gôdómë, że cos je K żka ôstata isónô znóné ô isarza robione przez kogoś. Zebe usadzec nasebny ustow, muszimë użëc czasników: bëc, bëwac, ôstac abö .............................................................. ôstawac i czasnikôwëch fôrmów na -ony, -óny, -iti, -łi, np.: Mlékô je pité przez Joana, Mlékô ôstało wëpité Czwiczenié 3 przez Joana, Jabkô je jadłé przez mie, Pupka ostała Zamieni pöniższé zdania na zdania w nasebnym ustawie. oblokło przez Miłka, Dzecë są uczone przez szkolną, Më jesmë jachóny dodóm. • Dosebny ustôw - je użiwóny tedë, jeżlë chtos chce Tatk naprôwiô stółk. rzeknąc, że cos robi i ta czinnosc je sczerowónô na niegö samégö; żebë usadzëc förmë dosebnégö ustawu, trzeba iiżëc muszebno czasnika i zamiona Znóny malôrz malëje snôżé öbrazë. sa, np.: Miłka sa ôblôkô, Dzecë sa uczą. Czwiczenié 1 Göspödëni sadzy w ögrodze rozmajité roscënë. Przeczëtôj tekst i nalézë w nim förmë ödsebnégö, nasebnégö i dosebnégö ustawu. Zofiô zaśpiewała piosenka. Në i wa öbôje wëlazła raza z môdrim balóna, a të wzął jesz swôja flinta, tak na wszelejaczi przëtrôfk, jak të wied- no lëdôł robie, a Winia Pufôtk zaszedł do baro kalëstégô Szkólnô czëtô uczniom ksążka ö Kaszëbach. môla, jaczi dobrze znôł, i wôlôł sa i wôlôł sa, jaż béł całi czôrny. Pôtemu, czej balón ôstôł ju tak nadmuchóny, że béł ju taaaczi wiôôôldżi, a të i Pufôtk, wa ôbôje trzimała za Kadzmiérz wëłącził telefon. pôwrózk, të narôz puscył i Miedzwiôdk szëkôwno wzlecôł do nieba i tam ju ôstôł - równo z czëpa drzéwiaca i tak dzes ze dwadzesce łokców ôd niegö. Czwiczenié 4 A.A. Milne, Miedzwiôdk Pufôtk, tłóm. Bożena Ugöwskô, tôfla. Gduńsk 2015. Czwiczenié 2 Zamieni pöniższé zdania na zdania w ödsebnym ustawie. Papiór östôł wënalazłi przez Chińczików. Amerika bëła ödkrëtô przez Krësztofa Kolumba. ödsebny ustôw nasebny ustôw dosebny ustôw jesmë biti włącziwô sa badérëja je tacony jes czosóny mëją sa drapieta Redakcjo: Marika Jocz / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Piotr Machola / Öbrôzczi: Joana Közlarskô /Wespółroböta: Hana Makurôt i Karolëna Czemplik GDAŃSK MNIEJ ZNANY Zajezdnia tramwajowa przy ulicy Władysława IV Bfgssa NOWY PORT Ta dzielnica kryje w sobie tyle historii, że trudno mi było wybrać najciekawszą. Wygrała trasa, którą najłatwiej zrealizować zimą: Nowy Port z okna tramwaju. PIERWSZY GDAŃSKI SIERPIEŃ Chcąc powrócić do centrum miasta, ruszamy znów tramwajem nr 10 lub 7. Pojazd robi pętlę, dzięki czemu mamy jeszcze okazję zobaczyć ulicę Strajku Dokerów. Nazwa ta upamiętnia wydarzenia z 10 sierpnia 1946 roku, kiedy około dwa tysiące osób, w większości dokerzy, zgromadziło się przed dyrekcją Portu Gdańskiego. Żądali lepszych warunków pracy oraz sprawiedliwego dostępu do towarów z UNRRA. Zamieszki miały brutalny przebieg. Kiedy jeden z dokerów został postrzelony, tłum zabił funkcjonariusza UB Karola Gronkiewicza. Propaganda głosiła, że to akcja niemieckich dywersantów. Władze, by uspokoić zamieszki, otoczyły Nowy Port kordonem wojska. Ponadto aresztowano ponad 500 osób. Kilkunastu pracowników portowych wysiedlono z Nowego Portu. Jedna osoba skazana została na dożywocie, jedna na 15 i dwie na 10 lat więzienia. Dzisiejsza ulicy Strajku Dokerów nazywała się do 1990 roku ul. Karola Gronkiewicza. Tramwaj wraca do Śródmieścia, ale my, mam nadzieję, wrócimy jeszcze kiedyś do Nowego Portu. MARTA SZAGŻDOWICZ Matki Boskiej Częstochowskiej w Nowym Porcie, miał 30 lat. Działał z polską młodzieżą. Był też kapelanem pomocniczym żołnierzy z Westerplatte. Został aresztowany 1 września 1939 roku, a 22 marca 1940 rozstrzelany w obozie Stutt-hof. Jan Paweł II beatyfikował księdza Góreckiego w 1999 roku. Pomnik autorstwa Wawrzyńca Sampa odsłonięto dwa lata później. Błogosławionego upamiętnia też nazwa ulicy, którą przetniemy, skręcając w prawo. ARCHITEKTURA TECHNICZNA Tu tramwaj kończy swój bieg. Warto wysiąść na przystanku Zajezdnia Nowy Port, by obejrzeć budynek uchodzący za jeden z najpiękniejszych zabytków dzielnicy. Co prawda z daleka, bo nie można wejść na teren Zakładu Komunikacji Miejskiej, ale i tak warto. Elewacja obiektu, odrestaurowana w 2013 roku, pięknie się prezentuje. Zajezdnię zbudowano w 1899 roku, choć tramwaje jeździły tu już wcześniej. Początkowo jedynie do Brzeźna, później do Wrzeszcza i Śródmieścia. Od końca XIX stulecia po dziś dzień tramwaje mają w Nowym Porcie bezpieczną przystań. Budynek służy już ponad sto lat i co najważniejsze zachował się w orygi- nalnvm kę7tałrip ZAPOMNIANY PAŁAC KULTURY Na wycieczkę wybierzmy się, wsiadając na przystanku Dworzec Główny w tramwaj numer 7 lub 10. Do dzielnicy wjeżdżamy ulicą Marynarki Polskiej. Po prawej stronie wita nas masywny gmach dawnego Morskiego Domu Kultury. Monumentalna architektura obiektu zdradza, że był budowany w latach pięćdziesiątych XX wieku. Jako przykład socrealizmu budynek trafił na listę zabytków. Dom Kultury miał przyciągać portowców i stoczniowców. Organizowano tu koncerty, spotkania, prelekcje. Gmach tętnił życiem. Tutejsze kino miało widownię na 300 osób. Niestety działalność kulturalna zakończyła się w tym miejscu wraz z nadejściem lat dziewięćdziesiątych. Od tego czasu zmieniają się właściciele i najemcy. Dziś dawny Morski Dom Kultury to przede wszystkim znak - jesteśmy już w Nowym Porcie. BŁOGOSŁAWIONY MĘCZENNIK Tramwaj jedzie dalej i jeszcze przed następnym przystankiem mijamy po prawej skwer. W głębi, pomiędzy drzewami, szczególnie zimą dostrzec można pomnik księdza Mariana Góreckiego. Kapłan pracował w Wolnym Mieście Gdańsku od 1933 roku. Gdy trafił do polskiej kaplicy 2016 - ROK PROF. GERATA LABUDĘ. PÖDRECHÖWANIÉ DZÉL 1 Uszłi rok béł namieniony prof. Geratowi Labudze. Leżnoscą do fejrowaniô bëło 100-lecé urodzënów tegö zawôłónégö w świece uczałégö Kaszëbë1. Wsedzbie Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi (MKPPiM) we Wej rowie 27 gromicznika 2015 roku ödbëło sa inauguracyjne zetkanié Örganizacjowégö Komitetu Obchodów Roku prof. Gerata Labudë. Nôleżnikama Komitetu bëlë przedstôwcë wiele institucjów (jich lësta pödôwóm pö polsku, za róczbą na wejrowską konferencja z 12 stëcznika 2016 r., co bëła oficjalnym zôczątka fejrowaniô Roku): Paweł Adamowicz - Prezydent Miasta Gdańska, prof. Andrzej Białas - prezes Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, Zofia Botulińska - prezes Stowarzyszenia Inicjatyw Obywatelskich „Pro bono" w Luzinie, prof. Józef Borzyszkowski - Uniwersytet Gdański, Instytut Kaszubski, Stacja Polskiej Akademii Umiejętności w Gdańsku, Paweł Braun - dyrektor Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Josepha Conrada Korzeniowskiego w Gdańsku, Tomasz Fopke - dyrektor Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, Mieczysław Gołuński - Burmistrz Kartuz, Łukasz Grzędzicki - prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, prof. Andrzej Gulczyński - prezes Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauki, Krzysztof Hildebrandt - Prezydent Miasta Wejherowa, prof Marceli Kosman - Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Maria Krośnicka -dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej im. Leona Roppla w Luzinie, prof. Adam Labuda - Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Instytut Kaszubski, prof Aleksander Labuda - Uniwersytet Wrocławski, Instytut Kaszubski, prof. Bernard Lammek - rektor Uniwersytetu Gdańskiego, Gabriela Lisius - Starosta Wejherowski, prof Bronisław Marciniak - rektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, prof. Cezary Obracht-Prondzyński - Uniwersytet Gdański, prezes Instytutu Kaszubskiego, prof. Andrzej Sakson - Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Instytut Kaszubski, prof. Stanisław Salmonowicz -Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Stacja Polskiej Akademii Umiejętności w Gdańsku, Mieczysław Struk - Marszałek Województwa Pomorskiego, Ewa Trawicka - dyrektor Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, Jarosław Wejer - Wójt Gminy Luzino, prof Edward Włodarczyk - rektor Uniwersytetu Szczecińskiego, Instytut Kaszubski. Z udbą zwöłaniô Örganizacjowégö Komitetu Obchodów Roku prof. Gerata Labudë wëszlë: Kaszëbsczi Insti-tut (KI) we Gduńsku, Öglowi Zarząd Kaszëbskö-Pömör-sczégö Zrzeszeniô (KPZ), MKPPiM we Wejrowie a Gminowô Publiczno Biblioteka m. Léöna Roppla w Lëzënie. Prowadnika zetkaniô béł prof. Cezari Obracht-Prondzyńsczi. Östałë złożone rozmajité bédën-czi achtnieniô Profesora w jego Roku, edukacjowé, kulturalne, nôukôwé i upamiatniwającé2. Sekretariat obchodów Roku östôł powierzony wejrowsczému muzeum. Pöstrzód planowónëch dzejaniów wôżny plac zajała budowa Ksążnicë prof. Gerata Labudë, dze należą sa zbiorę, co je profesor przekôzôł MKPPiM3. 21 strëmiannika 2015 roku Przédnô Radzëzna Kaszëbskö-Pômórsczégö Zrzeszeniô, na swój i sesji w Szëmôłdze, zadecydowała ô ögłoszenim roku 2016 - Roka prof. Gerata Labudę (pol. Rok prof. Gerarda Labudy). Laudacja patrona Roku przedstawił wiceprzéd-nik Öglowégó Zarządu KPZ a direktór wejrowsczégö muzeum Tomôsz Fópka. Jiny bédowóny przez brusczi part Zrzeszeniô kandidat na patrona, Józef Chełmówsczi - stół sa patrona roku 2017. W dwuch gminach postacjó prof. Labudę jakno patrona roku 2016 bëła uczestniwónó ju 2 rujana 2015 roku - w roczëzna Jego smiercë. Nóprzódka bëłë mszo 1 Za pömöc w przërëchtowanim öpracowaniô dzakuja prôcownikóm wejrowsczégö muzeum, w całoscë: Zuzanie Szwedek-Kwiecyń-sczi, Justinie Graböwsczi a Annie Kąköl. Skörzëstôł jem téż z prezentacje lezyńsczi biblioteczi. 2 Bédowóné relacje mediowé. Twoja Telewizja Morska: http://www.telewizjattm.pl/nasze-programy/30-35/32836-2016-rokiem-pro-f-gerarda-labudy-jest-plan-na-komiks-i-biblioteke.html?play=on; http://www.telewizjattm.pl/dzien/2015-06-19/34214-biblioteka--g-labudy-powstanie-przy-muzeum.html?play=on; http://www.telewizjattm.pl/dzien/2015-08-24/34948-biblioteka-prof-labudy--ma-juz-swoj-adres.html?play=on; Radio Kaszëbë: http://radiokaszebe.pl/wejherowski-magistrat-dal-budynek-pod-biblioteke-profesora-labudy/; Telewizja Kaszuby: https://www.youtube.com/watch?v=eCVSE8iDBUM; Telewizja Wybrzeże: http://tvwybrzeze. pl/nowa-ksiaznica-nabiera-ksztaltu.html 3 21 zélnika 2016 roku Prezydeńt Miasta Wejrowa Krësztof Hildebrandt notarialno przekôzôł Wejrowsczému Powiatowi budinôszk z zemią, co je często krótko Pałacu Przebendowsczich i Keysserlingków, sedzbë MKPPiM - z przeznaczenim na dzejanié muzeum, w tim pôd budowa Ksążnicë prof. Labudę. Za to muzeum dało na wieczny użëtk miastu jedną sala, dze ödbiwają sa cywilné slëbë. Zarząd Wejrowsczégö Powiatu przekôzôł MKPPiM budink raza z zemią - w zarząd. 36 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 Publikacja zawiera ciekawostki z życia uczonego oraz unikatowe zdjęcia, które do tej pory nie były nigdzie publikowane. Wykorzystano również m.in. fragmenty książki Genowefy Kasprzyk i Marii Krośnickiej pt. „Gerard Labuda. Żeglarz na oceanie nauki". Kaladôrze trafiłë przede wszëtczim do mieszkańców gminë, do czegô wëzwëskóné bëłë różné leżnoscë: Ter- swiatô i złożenie kwiatów na grobie Profesora w Lëzënie. Pötemu uczastnicë wëdarzeniô przëjachelë do bólszew-sczi biblioteczi, dze jak pisze ji direktorka Janina Börch-mann: Referat pt. „Gerard Labuda. Żeglarz na oceanie nauki" wygłosiła Maria Krośnicka, w którym przedstawiła Labudę, wtajemniczając gości głęboko w jego życie prywatne. Na ręce J. Borchmann przekazała do zbiorów biblioteki egzemplarz książki „Gerard Labuda. Żeglarz na oceanie nauki" jej autorstwa i nieżyjącej już dziś Genowefy Kasprzyk. Dodatkowym akcentem uroczystości były trzy wystawy, w tym jedna okolicznościowa pt. „Wspomnienie o wybitnym historyku mediewiście ë bëlnym Kaszëbie profesorze Gerardzie Labudzie" autorstwa Edmunda Kamińskiego i „Portrety Gerarda Labudy" wykonane przez artystów ze Stowarzyszenia Inicjatyw Obywatelskich Pro Bono w Luzinie. Ostatnia z wystaw to pokłosie pleneru malarskiego, który odbył się w dniach 3-10 sierpnia w szkole w Lini. Jego organizatorami były gminy Wejherowo i Linia4. W Gminie Lëzëno, dze prof. Labuda spadzył młodé lata, pierszé „formalne" przërëchtowania zaczałë sa je-senią 2015 roku. 30 lëstopadnika 2015 roku Rada Gminë Lëzëno przëjała udba dzejaniô Komisji Öswiatë, Kulturę a Sportu na pierszé półrocze 2016 roku. W załączniku do Uchwałę nr XII/111/2015 Radë Gminë Lëzëno z dnia 30.11.2015 r. nalôżómë: Zaprezentowanie planu obchodów Roku Profesora Gerarda Labudy5. Po-sobné chronologiczno dzejanié to pödjimniacé przez ta samą Rada Uchwałę nr XIV/145/2015 z dnia 30.12.20156 w sprawie upamiatnieniô pöstacji Profesora Gerarda Labudę przez wzniesenié pomnika a powołanie do te ôrganizacjowégô komitetu. Pôdaja skłôd komitetu za uchwałą: 1) Wójt Gminy Luzino Jarosław Wejer - przewodniczący komitetu, 2) Honorowy Obywatel Gminy Luzino ks. prałat prof. Jan Perszon, 3) Honorowy Obywatel Gminy Luzino ks. prałat Henryk Szydłowski, 4) Honorowy Obywatel Gminy Luzino Mariusz Kaliszewski, 5) Przewodniczący Rady Gminy Luzino Bartłomiej Forme-la, 6) Przewodniczący Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Wiesław Trepczyk, 7) Dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Luzinie Maria Krośnicka, 8) Radny Powiatu Wejherowskiego Krzysztof Bober, 9) Zrzeszenie Kaszub-sko-Pomorskie Oddział Luzino -Teofil Sirocki. 8 stëcznika 2016 roku Gmina Lëzëno wëpusca kaladôrz dediköwóny Patronowi Roku, dze zaznaczone östałë planowóné jemu namienioné wëdarzenia. Na in-ternetowi starnie Urzadu Gminë Lëzëno czëtómë ö tim: Uroczëstô inauguracjo Roku prof. Gerata Labudë miała môl 12 stëcznika 2016 roku we Wej rowie. Przërëchtowelë ja: Kaszëbsczi Institut we Gduńsku, Öglowi Zarząd Kaszëbskô-Pómôrsczégô Zrzeszeniô, Muzeum Pismieniznë i Kaszëbskö-Pömórsczi Muzyczi w Wejrowie, Gminowô Publiczno Biblioteka m. Léóna Roppla w Lëzënie, Kaszëbskô Kömisjô przë gduńsczi Stacji Pölsczi Akademii Umiejatnosców a Zrzesz Wëżi-gimnazjowëch Szköłów nr 1 we Wejrowie. TOMÔSZ FÓPKA Dokuńczenie - kaladôrz wëdarzeniów Roku prof. Gerata Labudë - w pöstapnym numrze Wejrowsczé muzeum raza z bióra Zarządu Öglowégö KPZ stwörzëło internetową starna Roku Gerata Labudë http://gerardlabuda.pl, dze na bieżąco dôwóné bëłë wia-dła, jaczé trafiłë do sekretariatu Komitetu Roku, abö jaczé muzealnice wësznëkrowelë w secë a w jinëch mediach. 4 http://www.ug.wejherowo.pl/2088-pamiec-o-gerardzie-labudzie-w-5-rocznice-smierci.html, przestąp 4.01.2017. 5 http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=37&ved=0ahUKEwi-7bek3qjRAhXBfiwKHdr3BsE4HhAW-CEcwBg8airl=http%3A%2F%2Fbip.luzino.pl%2F850.html%3Ffile%3D127188aisg=AFQjCNFZPUZWhyZZwOolIsLUYcqYHpcm-cQ&sig2=cT8PqZgb8zP-DC-_lHlRlA, przëstap 4.01.2017. 6 http://bip.luzino.pl/2484.html, przëstap 4.01.2017. ' http://www.nadmorski24.pl/aktualnosci/26268-powstal-kalendarz-pamieci-profesora-gerarda-labudy.html, przëstap 4.01.2017. STËCZNłK2017 POMERANIA / 37 minarze będą rozdawane również w sobotę (9 stycznia), podczas koncertu Anny Wyszkoni, który odbędzie się w Hali Widowi-skowo-Sportowej w Luzinie. Kaladôrz udëtköwiłë gmina Lëzëno a Nadlesyństwó Strzebielëno z sedzbą w Leżenie7. Patrona 2017 roku Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie mô ogłoszone Józefa Chełmöwsczégö (1934-2013), lëdo-wégö artista, chtëren swöjima dokazama rozköscérzôł na artisticzny ôrt wiédza ö Kaszëbach, ale pörësziwôł téż témë spartaczone z filozofią, pólitiką, wiarą i historią. Rôczimë do pisaniô ô Chełmöwsczim i do örganizowaniô rozmajitëch wëdarzeniów na wdôr tegö zasłużonego Kaszëbë z Jaglów. „CËZÉ CHWÔLËTA, SWÔJÉGÔ... Są miasteczka i wsë na Kaszëbach, chtërnëch geögrafné umôlowanié je rozpöznôwóné dzaka póstacjóm w nich żëjącym. Do taczich prawie nôleżą Brusë. Czasto czëła jem, czej öb czas rozmajitëch kôrbiónków przëwôłiwónô bëła pözwa Brusów: A... to tam, gdze w ôkôlim mieszko ten cekawi usôdzca... Chełmôwsczi. ___NIE JESMËTU ÖSTATNY RÔZ! Ö tim téż jô jem wiedzała i czej pöwstôł part KPZ w Remusowim Lëpnie, wëbrelë jesmë sa do negö ósoblëwégó królestwa. Informatorze, jaczich w Brusach pitelë jesmë ö droga, gôdelë tak: Za kôscoła na Czëczkôwë, niedalek, ze dwa ki-lométrë, są Jagle, a tam ju uzdrzita, gdze ôn môże mieszkać. Bëlë jesmë tam nić jeden rôz, a cél ödwiedzënów béł rozmajiti: pôkazac młodim najim artistóm dokazë zabörsczégó rodôka abö np. prosëc ö darënczi dlô najégö ksadza proboszcza. Uznelë jesmë bô, że nôlepszim darënka dlô ksadza Zygmunta Jutrzenka-Trzebiatow-sczégö na jegö ôddzakôwanié sa 16 lepińca 1989 roku z lëpuską parafią (pö 42 latach!) mdze namalowóny na szkle öbrôzk köscółka w Kaliszu, chtërnégö lëpusczi dëszpasturz béł budowniczim, a w jaczim nalôżô sa krziżewô droga pazia Józefa Cheł-möwsczégô. Öbrôzk stojôł pötemu na widzałim môlu w Zapadowie -parafiô Ritel, gdze naj proboszcz mieszkôł u swôji rodzënë Wika--Czôrnowsczich. Na 60-lecé kapłaństwa ksadza pôprosëlë jesmë Méstra Józefa ö rzezba Matczi Bösczi Lëpusczi, ö chtërny jedna z parafianków, czej potkała óbjimającego parafia ksadza Jutrzenka--Trzebiatowsczégö ôbchôdającégö nową parafia, rzekła: Jeżlë ksądz mdze miôł w uwôżanim naju Matka Boską, mdze ksądz długo żił i pa-stérzowôł w Lëpuszu. W kronice lëpusczégô partu zôpis: „Jiwru z ódnałezenim zógar-dë Méstra pö prôwdze ni mielë jesmë niżódnégó. Przë drodze misterno kaplëczka a farwny ôd rzez-bów ógródk gôdałë, że jesmë na môlu. Stanalë jesmë w zadzëwöwa-nim! Tu jakbë czas stanął w jaczims zaczarzonym świece. Krącëlë jesmë sa wkół na pödwôrzim, pitełë ö fli-grë, aniołë na dakach, malënczi na budinku, krącącą sa tak a nié jinaczi Kaszëbka u płota. Nawetka wiodro nie bëło nóm straszné, chöc nie dało ôbezdrzec wszëtczégö buten. A w jizbie? Bôkadosc rzezbów, a kóżdô z jaką sentencją. Pëtaniów do usôdzcë bë bëło wiele, równak jesmë tu pierszi rôz... Wpisëjemë sa do ksadżi na stole, chtërna téż zace-kawiô. Bëlë tu lëdze z rozmajitëch strón świata, a tresc zôpisów nie dozwôlô sa öd ni oderwać. Wszëtkö tu domôgô sa dłëgszégö zatrzëma-niô! - To sa wié - gôdô na öd-dzaköwanié jeden z najich młodëch rzezbiôrzów - nie jesmë tu ôstatny A |» roz! Pö pösobny bëtnoscë napiselë jesmë: „Ten wëżłobiony köl môłi brómczi w płoce sw. Ambrożi gwë-sno öżiwôł, czej wchôdełë jesmë do dzéłu ogrodu, gdze w zelonoscë brzadowëch drzéwiatów, farwnoscë rozmajitëch kwiatów, pó dwóch starnach stojałë... pszczele domiczi. Kóżdi jiny. Niejedne z dakama drze-wianyma, słomianyma... Wszëtczé ubarnioné stilizowónyma kwiata-ma, kaszëbsczima tëlpónama, róża-ma, bökadoscą małënków. Prezeska nôbarżi interesowałë na nich ma-lënczi z wëjimkama dokazu ó Re-musu. Dopëtiwała téż ö geneza ple-cónków, wsłëchiwała sa w öpöwie-scë ö nich. Klekötôł czasa böcón w gniôzdze, ugwësniwającë, zgódno z kaszëbsczima wierzeniama, że za-kłôdô je tam, gdze mieszkô dobri göspödôrz". DRËCH BRUSCZÉGÖ LICEUM Brusczi Méster nad Méstrama cesził sa z pöwółaniô I Kaszëbsczégö Liceum Öglowösztôłcącégó. Béł z na-ma ód zôczątku jegó jistnieniô, co przëswiôdcziwô articzel Stanisława Pestczi („Pomerania" 11-12/1991, s. 42) pt. „Liceum Kaszubskie czyli bardzo dobre": Aktu poświęcenia liceum dopełnił ks. biskup Szlaga, któremu twórca ludowy Józef Cheł-mowski wręczył dar w postaci okazałej rzeźby zatytułowanej „Pierwiastek Boga". A szkółné „öd kaszëbsczégö" wie-dzałë, że zetkanié uczniów klas I taczégö ôrtu liceum z prôwdzë-wötą kaszëbiznë nót je zaczinac ód chëczë Chełmöwsczégó. Na wiedno óstónie w mój i pamiacë óbrôzk wanożeniô z uczniama u Józefa Chełmówsczégó. Czej kôrbilë jesmë ó kaplëczce nad drogą i dokazach w ogródku pó lewi stronie budinku, na pódwórzim przëzérôł sa nama 38 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 JÓZEF CHEŁMÔWSCZI - PATRON 2017 ROKU Na wëstôwku„Kaszëbsczé malënczi na szkle"w köscersczim rôtëszu. Józef Chełmöwsczi stoji w westrzódku, w drëdżi rédze. Ödj. ze zbiérów F.B. Méster, chtëren w roböczim stroju stôwôł kôl swöji warköwni. Gós-pödôrz jakbë nie chcôł gadac ö se, a w jegö wezdrzenim czëło sa, że rôczi do öbzéraniô. W ti jegö postawie skriwa sa prôwda, że nôlepi ô człowieku przëswiódcziwają dokaże. Pô krótczim przedstawienim Artistë stôwelë jesmë przë ödem-kłëch dwiérzach warköwni, ôd-czëtëjącë sentencje na malinczich obróżkach. Szkólnô öpöwiôdała ö dokazach przed budinka, dzelëła sa wiadą, jaką wëniosła z donëchcza-snëch zetkaniów. Wasta Józef czasa leno co dopöwiôdôł. Nôbarżi zain-teresowóny uczniowie mielë wiele do gôdaniô w warköwni Góspó-dôrza ô zebrónëch tam rzeczach: tôblëcach införmacyjnëch, nôrza-dzach, numizmaticznym zbiérku... Jiny zatrzimiwelë sa tedë w przë-domówi latnicë z malënka na sca-nie „Odsiecz Wiedeńska". Wiedzała jem, że muszimë pöżdac, bó Gós-pödôrz nie östawi zainteresowóné-gö zwiedzôcza, ödpöwié na kóżdą jegó cekawósc swiata. Mielë jesmë tedë czas przëbôczëc so ó dokazach kaszëbsczich lëteratów sparłaczo-nëch z króla Jana Sobiesczim i óbez-drzec öbrózczi zrzeszone z ókölim Brusów, np. Kósobudë abó Czëcz-kówë, zógarda w... Cepło wspominało pózni kóżdé karno ögard z ösoblëwima plecón-kama. Młodi zwiedzôcze dzëwó-welë sa jich kuńszta, wësłëchelë historii te pszczelego skansenu, przë-zérelë sa roböce pszczołów żëjącëch bëne krôsniaca, purtka, w brzëchu abó na jazëku jaczis pöstacji. Jó róczëła jem uczniów do spisëwaniô ópöwiesców ó köżdim z nëch domi-ków w pszczelim ógardze. W roz-majitëch nórtach ógardu ódgôrnia-ła jem óplôtającé jaczi czerz dzëczé wino, gdze skriwôł sa w powstali ód staroscë naturalny dzuplë abó se-dzół na wietewce drzewiany ptószk. Widzała mie sa, skrëtô w dzurze drzewa, malinko figurka sw. Geno-wefë. Ji usôdzca cekawie wiedno ópówiódôł ó ni, a równak prawie ó ti swiati bëła pierszó ksążka, jaką czëtôł Remus - bohater arcëdokazu Aleksandra Majkówsczégó. Östóniemë wdzaczny wastnie Jadwidze - mileczny białce Chełmöw-sczégó, że dozwólała młodzëznie wlôżac do chëczë. Ju w domie wi-dzec bëło, chto tu mieszko i, tak jak buten, na scanach rozwieszone bëłë môłé öbrôzczi. W jizbach gardinë z kaszëbsczim wësziwka. W jedny z nich piakny stôri piéck, a w drë-dżi... cëda. Tu nalôżałë sa kuńsz-towné dokazë Méstra Józefa: rzezbë z zapisónyma na nich sentencjama, öbrazë, instrumentë, a z czasa wiôldżé ksadżi... Stądka trôfiałë do rozmajitëch muzeów w Polsce i za grańcą abó do zbiérków priwatnëch koneserów. Kóżdi z uczniów dówôł boczenie na co jinszégö. Chtos ód-czëtiwôł uwiecznione na rzezbach uznóné póstacje: papież Jan Paweł II, Juliusz Słowacczi, Adóm Micke-wicz, Mikółoj Kopernik, Lech Wałasa, Alfred Nobel, Martin Luter, Heweliusz, matka Teréza z Kalkutę, Wisława Szimbórskó... Jiny dôwôł bóczënk na jaką cekawą sentencja abó kol stołu przezérôł ksa-ga z wpisama góscy. Jednym raza szkolno pócygnała za sznurk u szopczi i... słëchającë kaszëbsczé kóladë, uczeń cëchutkó sparafrazo- wół: I tej z dzecną redotą ters cygnął za sznurek,/ Bë stôri Dąbrowsczégô znôu uczëc mazurek. W drodze do szkółë jiny licealista pódzelił sa swoją udbą: Z taczégô Bôżégô Internetu w chëczë wastë Józefa Chełmôwsczé-gô nótje wësłac na całé Kaszëbë wiadomość: Cëzé chwôlita, swojego nie znôta, sami nie wiéta, co pôsôdôta. Brzôd pötkaniô z brusczim Ar-tistą béł wiôldżi. Pówstôwałë dokaże uczniów, a niejedne z nich uchó-wałë sa w archiwum szkolny. Młodi lëdze nalôżelë tu rozmajitosc inspi-racjów do przërëchtowaniô multimedialny prezentacji, napisanió tekstu. Zajalë sa np. wëbrónyma zgodno ze swójima zainteresowa-niama mótiwama: realnyma bóha-terama, basniowima póstacjama, óbrazama na szkle, instrumentama, Swiatima Pańsczima w wëbrónym ôrce dokazów, wëbrónyma zbiérka-ma w warkówni w Jagłach - mółim muzeum, ôsoblëwima aniołama, historicznyma zdarzeniama przed-stawionyma w dokazach, kaszëb-sczima zóbówkama. IJczniowsczé zesziwczi zafulowóné bëłë cekawi-ma pówióstkama wastë Józefa Chełmówsczégó ó wëbróny plecón-ce w ógardze: Kaszëbie z pipą, Kaszëbce, Rëbóku, Muzykańce... Westrzód noterënków bëłë téż taczé: „Czegó dowiedzôł jem sa ó STËCZN1K2017 / POMERANIA / 39 JÓZEF CHEŁMÖWSCZI - PATRON 2017 ROKU miodze i robóce pszczelôrza", „Dló-cze skrzipk na daku?" abó „Ö zwë-ku.... wedle Józefa Chełmöwsczégö" A dozdrzeniałé jabka pod drze-wama szmakałë ôsoblëwie! Józef Chełmöwsczi béł na ucz-bach kaszëbsczégö jazëka w szkole. Cesził sa, że są tu jego wnuczi. Magda pótikała jem późni jakno stażist-ka w Chëczë w Brusach-Jaglach zaprojektowóny przez wasta Jana Sabiniarza abó prosëła jem ô opro-wódzanie rozmajitëch göscy po królestwie Starka. Pömôgôł nóm w organizacji finałów Konkursu „Ludowe Talenty im. Izabelli Trojanowskiej". W programie XXXVIII jegö edicji w punkce „grupy wycieczkowe - zwiedzanie Ziemi Zaborskiej" noterënk: „Wizyta u Józefa Chełmowskiego". Kapituła Klubu Sztudérów „Po-morania" przëznała Józefowi Cheł-mówsczému Medal Stolema. Ni mógł bëc na uroczëstoscë we Gduń-sku. Dlôte 29 maja 1996 r. „odbyła się miła uroczystość przekazania Medalu Stolema twórcy ludowemu z Jagli p. Józefowi Chełmowskie-mu" (zópis w licealny kronice). Z leżnoscë X-lecégó KLÖ pöd-pisënk Józefa Chełmówsczégö pöd słowama: „Nie trzeba zbierać ułamków, gdyż mamy poczucie całości". Je na najich ódjimkach z pósob-nëch uroczëstosców jistnieniô liceum, ale baro zafelało Go na XXV--lecym. IRAK 20.03.S003 . BAGHDAO jI-*-—f< 9 EII cna na atcl< mon* Jeden z dokazów Chełmöwsczégö. Ödj. S.L. Ostała „Sowa z ksagą" - darënk Chełmöwsczégó dlô I Kaszëbsczé-gö LÖ w Brusach - pödzakôwanié za przekôzanié Medalu Stolema. Słowa Darczińce östôwióm w óri-ginale. Pö lewi stronie: „Krebansko zemia kaszëbsko przez nos muśka-no. Po chtôrnej starkowie dreptalë łod zarania, zémnio chtërna jest nóm matënko, chëczą chlebem ë tëm pultem. Łócenic nóm ca trzeba wros zaborscim niebem co cemni-twa gwiozdamë usłała. A ce se drzeżdzë a rénciem wëto nos słońce usmiechniate. S pozemciem ë latem spsiew skowronka robota nóm umëlo. Przésernë wiec sosma tëm kaszëbscim jegôrom. Mô sosma ëë dzecamë sénamé ë côramë, co żesma të pojudzë nigdo niedoznalë. Chcema të Bosci ukosci co nóm daje żôce". Pö prawi stronie z obróżka Millenium Brama: „Chociaż świat jako całość idzie naprzód, młodzież musi ciągle zaczynać od początku i w rozwoju indywidualnym przeżywać epoki, tysiąclecia kultury przemiany. Nowsze czasy cenią się nader wysoko z powodu mnóstwa materiału, jaki zdołały objąć. Główna wartość człowieka polega wszakże na sposobie traktowania opanowania nauki". W pödzaköwanim czëtómë: „Za piękną rzeźbę i ponadczasową i po-nadpokoleniową wymowę, w której harmonijnie współdziałają symbole sowy, księgi i czasu. Wskazują one na istnienie młodego człowieka w czasie, a ten swą siłą magiczną rozdaje mądrość. Za dar - symbol dziękujemy - Młodzież". W relacji z wëstôwku w Dodomie Kulturę w Brusach pt. „Chełmów-scë - lëdowi artiscë z Kaszëb" jeden z uczniów I klasë KLÖ napisôł: „13 lëstopadnika 2002 r. bëlë jesmë z całą klasą w galerii przë Młodzëz-nowim Dodomie Kulturę w Brusach na wëstôwku pt. »Chełmow-scë«. Prace, jaczé ôbzérelë jesmë, bëłë wëkönóné przez: Wanda, Jana i Józefa Chełmówsczich", chtërny są ze sobą spokrewniony. Ukazywają baro rozmajiti swiatopozdrzatk, czasa nawetka kontrowersyjne zdôwają sa dokaże Józefa Cheł-möwsczégö. Öbzérelë jesmë na tim wëstôwku rzezbë i öbrazë Józefa Chełmöwsczégô, kaszëbsczi wë-sziwk Wandë Chełmöwsczi i wiklinowe kösze Jana Chełmówsczégö. Czëtającë żëcopis tëch usôdzców, dowiedzelë jesmë sa ó jich utwór-stwie, czasa dosc dragö pówstôwa-jącym, jak np. Jana Chełmöwsczé-gö, chtëren przez całé żëcé béł kôlejôrza, a swöje dokazë robił dopierze pó roböce w wolnym czasu. Baro widzôł sa nama wëstôwk, a dló mie stół sa zachacbą do mësle-niô: Co sprówiało, że oni zajimelë sa prawie taczim utwórstwa? Më bë chcelë öbzerac wiacy taczich wës-tówków ó taczi tematice". OCZENKA SZKOLNY Wëstawë dokazów Józefa Cheł-möwsczégó ódbiwałë sa w roz-majitëch molach. Nie mda skriwa, że czëła jem sa wëapartnionô, czej 16 strëmiannika 2005 r. w Muzeum miona L. Wëczółkówsczégö w Bëd-gószczë na ödemkniacym swójégö wëstôwku pt. „Tajemnice świata" ten wiôldżi Méster gódôł: Jem tu ze szkólną kaszëbsczégô jazëka w I Ka-szëbsczim LO w Brusach... W 2000 r. rôcziła mie do Kartuzów Alicjo Serköwskô - organizatorka wës-tôwku „Kaszëbsczé malënczi na szkle". Westrzód ne ôrtu lëdowégö utwórstwa nalazłë sa malënczi Józefa Chełmówsczégó. Przeniosła jem nen wëstôwk do köscersczégô Rôtësza. Cesził sa mój syn Łukôsz, chtërnégó öbrôzczi, malowóné pöd öka öddóny niefulsprawnym osobom Halinë Krajnik-Köstczi z Kös-cérznë, téż sa tam nalazłë. Nowému Drëchówi-Artisce nôbarżi widzałë sa dwa malënczi Łukasza - darën-czi dlô Mamë. Na jednym z napisa „Mama" smutnô skarń, z óczów spłiwają wiôldżé łizë, a z nôpisa 40 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 JÓZEF CHEŁMÖWSCZI - PATRON 2017 ROKU mm „Mamuszka" redosno skarń. Wi-dzysz, Mamô, wasta Chełmówsczi mó prówda, że sztuka nawetka mamë może czegoś nauczëc. Czej mdzesz smutno, móm cëprzebôczëc ô mójich obróżkach. Pôtkelë sa jesz późni na pódsz-trichniacym III Öglowöpôlsczégö Malarsczégö Konkursu miona Teofila Öcepczi w Bëdgöszczë, gdze Józef Chełmówsczi dobéł I nôd-groda za dokóz „Ku życiu siódmej planety". Na wiedno w möji pamiacë ostaną te „óczenka szkolny" - przerwë midzë uczbama, czej jezdzëła jem do Jadwidżi i Józefa Chełmów-sczich. W warkówni kol dodomu abó w ti chëczowi gôdelë jesmë ô nowim dokazu. Zdrzącë terô na niejedne kuńszta Józefa w rozmaji-tëch molach, widza, jak pówstôwałë. Ta Apokalipsa bë wiera muszała ostać u naju, na Kaszëbach - gôdôł Józef. Niech badze w bëtowsczim muzeum, bo oni mają nówiacy môjich dokazów - dodôwôł, kuń-czącë ja. A tej sôdiwelë jesmë na łowce w ógardze przë kawie zrëch-towóny przez Jadwiga i... rozpöwiô-delë. Pótikała jem tu cekawëch lë-dzy: telewizyjne ekipë, lëdzy z roz-majitëch regionów Pólsczi, z zag-rańce, sztudérów, magistrantów, do chtërnëch dokazów wôrt bë bëło zazdrzec. Ten wiôldżi Kaszëba z Brusów pöwtôrzôł szkolny ka-szëbsczégó jazëka, żebë miała uwô-żanié dlô zjinaczeniô kaszëbiznë, dozwôlała ucznióm gadać tak, jak öni gôdają z domôkama. Móm nô-dzeja, że uchówałë sa nagrania sztudérów z głosa wastë Józwë, chtërnym czasa jem pómôgała w jich jazëkówi analizę. Bruscë licealiscë są buszny, że uczą sa w miesce, gdze mieszkôł ti miarë Artista i chatno prowadzą do Jaglów swöjich drëchów z ji-nëch szköłów. W szkółowim roku 2010/2011 uczniowie brelë udzél w unijnym projekce „Ambasador regionu", a swoje prezentacje przed- Chełmöwsczi i autorka tekstu. Ödj. ze zbiérów F.B. stawilë na starnie chönicczégö Starostwa. Westrzód pöstacjów nalôzł sa Józef Chełmówsczi z Jaglów. 6 lepińca 2013 r. jachelë brusza-nie na Zjôzd Kaszëbów do Wióldżi Wsë i w jaczims mómence w cugu rozchôdała sa smutno wiesc... 8 lepińca, tim raza nie w óczenkii szkolny, zajachała jem do... Józefa. Stanała jem na Stegnie kol budin-ku... Józef nie stanął na ni w charak-teristiczny dló se postawie. Donëch-czas wiedzała jem, że jeżlë tak czasa bëło, to muszół gdze wëjachac. Leno podwórze zafulowóné stółka-ma, a w latnicë stół z krziża i swié-cama, i z ódjimka... „Józef Cheł-mowski Leonardo da Vinci z Brus". Nić, ni ma przëtrôfków - rozmi-szlóm - Ambasadorom stówo Re-musowi zédżer w czas Zjazdów Kaszëbów i... przëwöłiwała jem w mëslach Ana Łajming. Przed mójima óczama przesuwałë sa öbrazë Józefa z nópisama „Pusto Noc". Dałobë sa równak odmalować taką prawie Pustą Noc na Jego pódwórzim? Wiodro przesnôżé, słuńcewe parmienie jakbë roz-köscérzëłë sa nad tim mola. Ró-żańc, módlëtwa i... pustonocné pie-snie, chtërnym coróz zuchterni, czej dzeń ustapówół wieczorowi, wtórzëłë ptôchë i zdówało sa, że nić le drzewiané aniołë z trąbama, wielëną skrzidłów, ale wszëtkó sa rëszało, cobë wëspiewac jakąś wiôlgą chwôlba. Wrócëła jem dodóm i zazdrzała do uczbównika Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w świece, cobë sa ugwë-snic, czë abë nalézą tu szkólny materiał dozwôlający przekôzywac wôrtoscë, ô jaczé miół stara Józef Chełmówsczi. Są m. jin. ódjimczi korespondujące z tekstama kol nich: „Remus", „Kurdystan", „Jeruzalem", „Czarnobyl", „Solidarność", „World Trade Center", „Wieża Babel", „Belona kosowska", „Odsiecz Kaszëbë pod Wiedniem", „Goethe". Zdrzącë na ódjimk „Józef Chełmówsczi i jego wënalôzk - koło", przeczëtała jem so skaszëbioną wiérzta ks. Fracëszka Kamecczćgó „Wspómink": Szkoda że rozwerków ni ma Draszmaszina zadërdzewiała Kłonica wisy w barze na scanie W zajezdze piąté kôło ôd wôza i kosa i kopaczka jak muzeum szëmlów ni ma ni ma postronków ani czipów ani niżódny drzewiany skrzëni z rzezbionyma kółpiama ani niżódny rzeczë chtërna jego je FELICJO BÔSKA-BÔRZËSZKÔWSKÔ STËCZNIK2017 / POMERANIA / 41 CZASOPISMA 1 WYDAWANE NA KASZUBACH PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ ADAM ŁUCZYŃSKI Za najtrudniejszy czas dla wydawania prasy kaszubskiej można uznać okres PRL-u. Cenzura mocno utrudniała publikowanie i rozpowszechnianie treści prasowych w języku kaszubskim, uważanym wówczas za gwarę polszczyzny Na pierwsze kaszubskie pismo ukazujące się w tym okresie (po likwidacji „Zrzeszë Kaszëbsczi") trzeba było czekać do 1957 r.1. W drugiej połowie roku 1956 nastąpiła zmiana władz Polski Ludowej i wiążąca się z nią liberalizacja systemu politycznego. Kaszubi wykorzystali ten moment i jeszcze w 1956 utworzyli Zrzeszenie Kaszubskie. Pierwszym organem prasowym Zrzeszenia był dwutygodnik „Kaszëbë", który ukazywał się regularnie od 15 października 1957 r. (w lipcu i sierpniu wyszły dwa numery specjalne)2. Redaktorem naczelnym periodyku był Tadeusz Bolduan (1930-2005) - publicysta i działacz kaszubski. Czasopismo poświęcało sporo miejsca historii, literaturze, sztuce i zwyczajom Kaszubów, jak również na bieżąco informowało o sprawach związanych ze współczesnym życiem w powiatach kaszubskich. Przedstawiało też działalność rozwijających się oddziałów i kół Zrzeszenia oraz zachęcało do zapoznania się z wydawnictwami książkowymi przygotowanymi przez organizację3. Większość tekstów dwutygodnika „Kaszëbë" była pisana w języku polskim. Wynikało to z tego, że władze PRL usilnie wypierały kaszubszczyznę z życia publicznego i codziennego. Po ciężkich przeżyciach z przełomu lat 40. i 50., kiedy Kaszubów oskarżano o rzekomą współpracę z Niemcami i separatyzm oraz poddawano represjom, rodzice przestali przekazywać ten język kolejnym pokoleniom. Dodatkowo na ziemie kaszubskie przybyło po wojnie dużo ludności nieznającej miejscowego języka (m.in. Ukraińcy i Łemkowie przesiedleni w ramach akcji „Wisła")4- Kaszubszczyzna pojawiała się w „Kaszëbach" głównie w felietonach, które pisali Tadeusz Bolduan, Rajmund Bolduan (1929-2006) i Jan Kiedrowski (1932-1989)5.22 felietony (m.in. Gôdko markotno, Wezdrzeta kąsk w dół), 19 wierszy (m.in. Moje stronę, Gôdka o tobace) oraz jeden utwór prozatorski6 w całości po kaszubsku opublikował na łamach „Kaszëb" Jan Piepka (1926--2001). Od początku istnienia Zrzeszenie Kaszubskie było pod ścisłą obserwacją komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Próbowano za wszelką cenę udowodnić jego członkom antypolskie nastawienie. Doprowadziło to do likwidacji dwutygodnika „Kaszëbë" w grudniu 1961 r.7. Zrzeszenie jednak nie zrezygnowało z wydawania własnego organu prasowego. W miejsce dwutygodnika „Kaszëbë" wszedł „Biuletyn Zrzeszenia Kaszubskiego", którego pierwszy numer ukazał się na przełomie stycznia i lutego 1963 r. Od roku 1969 pismo zaczęło wychodzić co dwa miesiące jako „Pomerania". Dopiero 10 lat później redakcji udało się wprowadzić cykl miesięczny wydawania. Redaktorami naczelnymi „Biuletynu" i później „Pomeranii" byli kolejno: Izabella Trojanowska (1929-1995), Wojciech Kiedrowski (1937-2011), Stanisław Pestka (1929-2015), Cezary Obracht-Prondzyński (ur. 1966), trzykrotnie Edmund Szczesiak (ur. 1942), Artur Jabłoński (ur. 1970), Iwona Joć, Dariusz Majkowski i Sławomir Lewandowski (obecny redaktor naczelny)8. Język kaszubski zawsze był nieodłącznym elementem pisma. Początkowo można było w nim przeczytać prawie wyłącznie utwory literackie (na łamach „Pomeranii" publikowali swoje dzieła m.in. Jan Trepczyk, Stanisław Pestka, Aleksander Labuda czy Eugeniusz Gołąbek). Teksty dotyczące aktualności, historii czy tożsamości Kaszubów oraz publicystyka pisane były po polsku (z drobnymi wyjątkami, tu np. kaszubskojęzyczne felietony Labudy, Trepczyka i Gołąbka). Taki stan utrzymywał się aż do początku XXI w. Dopiero po 2000 r. zaczęły się sukcesywnie pojawiać teksty oraz wywiady publikowane w całości po kaszubsku. Od 2002 r. do miesięcznika zaczęto dołączać dodatek „Najó Uczba", służący nauce języka kaszubskiego. Całkowicie kaszubskojęzycznym dodatkiem do „Pomeranii" jest „Stegna", która wychodzi co trzy miesiące od 2006 r. Można tam znaleźć wywiady, sylwetki oraz dzieła współczesnych kaszubskich pisarzy, teksty utworów 1 E. Pryczkowski, Język kaszubski w działalności publicznej i obrocie prawnym, a zwłaszcza w reklamie, prasie, radiu i telewizji oraz administracji, [w:] Biuletyn Rady Języka Kaszubskiego, Gdańsk 2007, s. 73. 2 [J. Treder], Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, hasło [w:] Język kaszubski. Poradnik encyklopedyczny, red. J. Treder, wyd. 2. poprawione i poszerzone, Gdańsk 2006, s. 282. 3 D. Szymikowski, Kaszubi w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, [dostęp: 17.06.2015], 4 Tamże. 5 E. Pryczkowski, dz.cyt. 6 J. Piepka, Macej Wanoga mô głos,„Kaszëbë", nr 1-5, 1957. 7 D. Szymikowski, dz.cyt. 8 K. Ostrowski, Od biuletynu do nowoczesnego czasopisma, [w:] 50 lat z Pomeranią, opr. E. Szczesiak, Gdańsk 2013, s. 5-17. 42 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 HISTORIA MEDIÓW KASZUBSKOJĘZYCZNYCH CZ. 2 muzycznych, a także fragmenty tłumaczonych na język kaszubski wielkich dzieł literatury światowej, takich jak Romeo i Julia czy Ania z Zielonego Wzgórza. W 2011 r. „Pomerania" stała się pismem dwujęzycznym, połowa tekstów jest polskojęzyczna, połowa kaszubskojęzycz-na. Zespół redakcyjny zasilili dziennikarze, nauczyciele oraz tłumacze od wielu lat działający na rzecz kaszubszczyzny. Wszystkie numery z 2011 r. zawierają publikacje tłumaczone z języka polskiego na kaszubski (można przeczytać obie wersje). Od 2012 r. jednocześnie po polsku i po kaszubsku drukowany jest jedynie cykl felietonów Kazimierza Ostrowskiego: Z południa/Z półnia. Czasem także inne teksty są tłumaczone na język kaszubski, lecz są to pojedyncze przypadki. W tym samym roku wprowadzono możliwość odsłuchania niektórych kaszubskojęzycznych artykułów na stronie internetowej miesięcznika9. Obecnie zbiór zawiera 137 plików dźwiękowych. Przez dłuższy czas poza „Pomeranią" trudno było znaleźć samodzielne czasopismo kaszubskie. Periodyki w całości poświęcone tej tematyce, takie jak „Tatczëzna" oraz „Ödroda", nie utrzymały się na rynku. Oba pojawiły się w okresie transformacji ustrojowej. Pierwsza była „Tatczëzna", która zaczęła wychodzić w maju 1990 r.10. Wydawanie tego pisma było inicjatywą studentów trójmiejskich uczelni, uważających ówczesną działalność miesięcznika „Pomerania" w kwestii kaszubskiej za zbyt bierną11. Inicjatorami powstania „Tatczëznë" byli Jarosław Ellwart i Wojciech Etmański, do redagowania pisma włączyli się Piotr Dzieka-nowski, Eugeniusz Pryczkowski, Mariusz Szmidka, Dariusz Szymikowski oraz Artur Jabłoński, którzy do dziś działają w ruchu kaszubskim. Brak zaplecza finansowego oraz doświadczenia u redaktorów nie pozwoliły za długo utrzymać się czasopismu. Do lipca 1991 r. zostało wydanych 9 numerów. Periodyk nie miał stałej redakcji. Pierwszy numer przygotowano na maszynie do pisania w jednym z akademików Politechniki Gdańskiej. Kolejne drukowano w Żukowie, w Zakładzie Małej Poligrafii Henryka Leśniowskiego. Autorzy próbowali dystrybuować pismo sami przy pomocy zaprzyjaźnionych nauczycieli i księży. Początkowo proces wydawania był finansowany z kieszeni założycieli czasopisma, później z reklam oraz wpłat sympatyków12. Omawiając powstanie „Tatczëznë", trzeba wspomnieć o roli ks. Franciszka Gruczy (1911-1993), kapłana, który pierwszy raz w dziejach odprawił mszę świętą po kaszubsku. Tłumaczył on także pieśni kościelne oraz przełożył na kaszubski cztery ewangelie (z języka polskiego). Grucza był również ostatnią żyjącą po roku 1989 osobą, która redagowała niegdyś „Zrzesz Kaszëbską". Jeszcze przed ukazaniem się pierwszego numeru „Tatczëznë" wokół księdza Gruczy gromadzili się działacze studenccy, którzy czuli się spadkobiercami idei zrzeszińców. To właśnie ks. Grucza zachęcał ich do tworzenia własnego czasopisma, wnioskował o stosowanie pisowni języka kaszubskiego opracowanej przez zrzeszińców i później w dużym stopniu decydował o tym, jaki materiał ma być publikowany w periodyku13. „Tatczëzna" była pisana po polsku i po kaszubsku. Wielokrotnie można było przeczytać na łamach pisma, że choć istnieją różne gwary kaszubskie, to jednak można stworzyć wspólny dla wszystkich model kaszubskiego języka literackiego. W pierwszym numerze pojawił się tekst pod tytułem: „Czy chcemy się uczyć w szkole po kaszubsku?" (tekst bez podania nazwiska autora), w którym apelowano o wprowadzenie lekcji języka kaszubskiego do szkół działających w ówczesnych województwach gdańskim i słupskim. Sporo pisano również 0 wymarłych nadbałtyckich ludach słowiańskich, takich jak Obodryci czy Słowińcy, i ostrzegano, że nie można pozwolić na to, aby ten sam los spotkał Kaszubów. Konsekwencja, z jaką autorzy „Tatczëznë" używali swojej pisowni, sprawiła, że zostali docenieni przez twórcę powstających w tym czasie rozmówek kaszubskich i słownika języka kaszubskiego (nazwanego przez autora „normatywnym") - Eugeniusza Gołąbka. Także poeci Alojzy Nagel i Jerzy Łysk twierdzili, że pisownia zastosowana w „Tatczëznie" rozwiązuje wiele dylematów ortograficznych, chwaląc najbardziej zaznaczanie labializacji „o" 1 „u"14. Warto przy tej okazji dodać, że kaszubszczyzna stosowana w „Tatczëznie" różniła się od ustaleń komisji ortograficznej Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego z 1975 r., wydanych później w książce Jerzego Tredera i Edwarda Brezy pod tytułem Zasady pisowni kaszubskiej (Gdańsk 1976 i 1984). Twórcy czasopisma uważali, że te postanowienia zbliżają kaszubską pisownię do polskiej i kłócą się ze wcześniejszymi opracowaniami leksykograficznymi Aleksandra Labudy, takimi jak: Zasady pisowni kaszubskiej ze słowniczkiem ortograficznym (Toruń 1939), Słowniczek kaszubski (Warszawa 1960) i Słowôrz kaszëbsko-polsczi, Słownik polsko-kaszubski (1982)15. Pismo miało również swój dodatek literacki „Wjitrznjó", w którym publikowano m.in. utwory Franciszka Gruczy, Alojzego Nagła, Jerzego Łyska i Idy Czai. Swoje wiersze zamieszczali tam również redaktorzy, a w szczególności Eugeniusz Pryczkowski. „Tatczëzna" wiele pisała również o historii Kaszubów i ich współczesnej tożsamości, mocno eksponując takie symbole, jak kaszubska flaga i herb z gryfem16. 9 [dostęp: 8.12.2016]. 10 Niewielkich rozmiarów monografię „Tatczëznë" napisał D. Majkowski, Tatczëzna. W miono Bôsczi nôrodni wzénik, Gdynia 2010. 11 D. Kalinowski, Czarno-złota tożsamość. Kaszubocentryczne periodyki „Tatczëzna" i „Ödroda", „Porównania", nr 14, Poznań 2014, s. 140. 12 W. Pepliński, Tatczëzna. Skra Ormuzdowa '91, „Pomerania", nr 7-8, 1991, s. 40-41. 13 D. Kalinowski, dz.cyt., s. 140-141. 14 E. Pryczkowski, Historia normalizacji pisowni w latach 1990-1996, [w:] Biuletin Radzëznë Kaszëbsczégö Jazëka / Biuletyn Rady Języka Kaszubskiego, Gdańsk 2008, s. 168. 15 Tamże, s. 164. 16 D. Kalinowski, dz.cyt. s. 142-143. STËCZNIK2017 / POMERANIA / 43 JASZKA i kozy Żył sobie w Starzynie Jaszka, stary kôséter (pol. komornik) i wanożił beztrosko po okolicy. To grzyby zbierał, jagody, borówki, to chrust gromadził w lesie, rwał trawę co lepszą dla trusów, to torf własny przestawiał a czasem i innym, siano grabił i suszył, a przy tym mądrowôł. Swój urobek musiał znosić na grzbiecie lub pchać taczką, a to go „mordowało", bardzo. - Przeca jem prawie stalatny ga-bala - mówił - i musza so cos ulżëc w dërgölenim. Medytował, medytował, aż pewnego dnia rzekł do swojej cierpliwej „białki": - Gburze mają wözë, a jô le kara, kara to kara za môje dôwné grzéchë, ale te ju móm dzaczi ni dôwno öd-pókutowóné, në nié? Bö wele, jô z nią grzechötôl przë torfie, przë chrusce, przë bulwach, przë żëce ë téż tim ë nym, wszëtczé möje sëté ë zmiarté lata; terô zrobia kunc. Kobieta na niego spojrzała i się zaniepokoiła, przecież taczkę potrzebowali; kto by im opał woził, żyto do młyna... więc go zreflektowała pytaniem: - Chtëż nama mdze torf wózyl abö to jiné, co brëku-jemë? Gadôj, a nie pleszczë, pleskó-ce stôri. - Ko, bialeczkö, jô, jô. - Në jak të to chcesz robie bez karë? - Słëchôj, gburzë mają wözë, a jô mda miôl wözyk, gburzë mają konie a jô mda miôl közë, jima sa nie dóm. - Marija! Lëdze ce ë tak mają na jazëku, a terô ce ë mie zakraczą. - Wronë nie rôz na mie krakalë, a widzysz, żëja, wic niech ë lëdze kraczą, co mie to öbchôdzy. Zaczął majstrować czterokołowy wózek, masywny z dyszlem, „tamra-tami" podobny w miniaturze do zwykłych wozów dostawczych. To mu poszło dobrze. Gorzej natomiast szło mu z kozami. Sporządził im pomysłowe sle. Myślał, że mu będą wdzięczne, bo uprząż była lekka i „pasowna", ale one, zamiast się nią cieszyć, zaczęły ją gryźć, obszczypy-wać, musiał imać się kija. Jeszcze gorzej było z nauką, z wdrożeniem kóz do pracy. Kręciły się, podskakiwały, to rwały się do przodu, to pchały się do tyłu. Jaszka klął: - Wa diôblë, purtcë, môta jednak w se czorta, temu waji rodżi podobne do pieczelnëch huncwotów. Ale samym wykrzykiwaniem nie mógł sobie poradzić. Musiał nabrać rozumu i cierpliwości, a te dobra człowiecze mógł znaleźć tylko pod drzewem mądrości, jakim według niego była stara przydrożna grusza. Pod nią, zmęczony utarczkami z kozami, położył się, by posiąść to, co mu było potrzebne. - Trzeba je brac sztëką, chitroscą a może ë dobrocą, dobrim fudra -powiedziała mu grusza, przez której koronę prześwitywało opromienia-łe niebo. - Tak sztëką, sztëką, ale jaką.... -musiał przedłużyć pracę myśli, natężać „banię", w sam jej grunt się wciskać, długo, aż w uszach mu zadzwoniło. Wtedy podskoczył jak młodzik i krzyknął: - Wiém, wiém, jak zrobia, ale nikomu ani słówka, psss... Wziął liście kapusty i zaczął kozom zaprzężonym do wózka je pod-tykać pod pyski, a te, o dziwo, zaczęły „stopkować" do przodu, do przodu za tymi liśćmi, które stopniowo oddalał od nich, naturalnie pozwalał im je smakować. Gdy ta pierwsza próba dała pożądane rezultaty, to położył kilka liści kapusty w pewnej odległości od wózka, a kozy teraz już same w stronę tą podążyły, a miał je w cuglach, zaczął nimi kierować i tak, powoli, powoli, wprawił swoje kózki do posłusznej pracy. W końcu jak na konie zawołał: - Wio! Wio! Czuder! Ujt! Nie śmiali się z niego ludzie, odwrotnie - zaczęli go podziwiać. Chłopcy hurmami stawali, gdy przejeżdżał, pomagali pchać wózek, gdy kózki głęboko wcinały się w grunt torfiasty łąk torfowych. Jaszka był zadowolony, wąs swój sumiasty podkręcał i kozy swoje chwalił: - Koza to môli konik, konik ubódżich, le trzeba rozmieć sa z nią óbchödzëc - powtarzał przy ludziach często. Kozy w jedzeniu wybrednością nie grzeszyły, zżerały dosłownie wszystko, co im dawał, nawet młode pędy drzew liściastych im smakowały. Jednak Jaszka chciał je 44 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 WSPOMNIENIA karmić tym najlepszym, a przekonał się, że najbardziej lubią kapustę. - Skąd jima wezna kapusta? Pola ni móm, ogródka téż nié. Żebë tak lubilë wrëczi, to bëm so narwôl u gburów, żebë lgnalë do łopuchę, mlecza, rdestë abo jaczégö jinégö zelska, nó to jô bë nie żalowôl szpérów ani paji, a bëm purgôl w barabónë ë żlobë a rwôl, rwôl to ë paköwôl do miecha, sëszil na zëma a sa smiôl, ale prawie te smakosze kapusta so ulubilë. Skąd wzyc kapusta - deliberował. Ale pewnego jesiennego popołudnia, gdy wracał z grzybobrania przez pola „dwórznicowe", to zobaczył piękne zagony kapusty, nieduże, ale zasobne w baniowate głowy. - Alaże, to kapusta. - Zorientował się w granicach działek i zawyrokował: - Kapusta ksażô. Sumienie miał Jaszka szerokie, kształtowane biedą i poniewierką, miał i swoją filozofię życiową, urobioną obserwacjami w dalekim świecie, medytacjami swojego ciężkiego życia, więc szybko ocenił sytuację, konsekwencje wypływające ze „zwędzenia" dobra najbogatszemu obywatelowi wsi, ba - parafii całej. Nie, on Jaszka ubogiego nie skrzywdzi, sam ubogi, więc wie, co to „zwędzenie" życiodajnego plonu żniw. Kapusta jednak z pola zniknęła. Ksiądz proboszcz zgłosił rzecz w posterunku policji. Sam komendant zajął się sprawą, a jakże. Tak coś! Samemu duszpasterzowi jakiś łobuz, złodziej nie z tej ziemi, wyciął zagonki kapusty? O tym mogą się dowiedzieć władze wyższe, a wtedy on - sierżant o nienagannym przebiegu długoletniej służby - rumienić się będzie. Komendant policji nos miał dobry, ręce długie, sumienie wąskie. Kierował się też jeszcze węższymi przepisami i paragrafami. Niedługo się zastanawiał nad obraniem kierunku drogi służącej dojściu do skrytki kapuścianej. Już następnego dnia po dokonaniu kradzieży jego podkute buty zadudniły w skrom- nej chacie Jaszki. Jaszka go przyjął z należnymi władzy honorami, kłaniał się mu nisko i posługiwał się językiem uroczystym, pełnymi tytułami, jak również honorował usłużnością i grzecznością, może nawet przesadną. Pokazał więc ma-luchną obórkę z kózkami, chlewik z kurkami, stryszek i górę, tj. poddasze chaty. Sierżant wlepiał tu i tam oczy, wąchał zapachy i zapasz-ki, kręcił się w obejściu, szukając ewentualnego kopczyka, ale nic podejrzanego nie mógł zobaczyć. Wprawdzie nie zajrzał do stojącej na strychu trumny przykrytej wiekiem z godłem katolickim wyrytym, ale spytał się gospodarza, po co ma na strychu trumnę. Otrzymał wiarygodną na to pytanie odpowiedź, więc postanowił gdzie indziej szukać złodzieja. Ciekawa była ta odpowiedź na pytanie o celowość umieszczenia trumny na strychu dana policjantowi przez Jaszkę. Oto co odpowiedział: - To zark dlô mie, czej pómrza, nie chcą, bë białka mia za wiele kosztë pó móji smiercë, wic dôl jem so gó zméstrowac przez mego kóm-pla. Chcą, cobëm pierszi umar, niech mie ona póchowie, na tim sa lepi znô, bö dërchem pacôrk mumii, co sztót do kóscola zazérô. Jô bë miôl z nią, czejbë przede mną wëköpertnala, za wiele robötë. Policjant złodzieja nie wykrył, czym się bardzo martwił. Udał się do proboszcza z przeprosinami. Proboszcz wiedział dlaczego, parafian znał dobrze, lepiej niż by kto myślał. - Nie martw się, kochasiu, wiem, kto kapustę ukradł, szkoda, żeś się tak szybko zerwał, nikomu pary z ust. Myślałby ktoś, że białka Jaszki księdza wtajemniczyła, ale nie. On sam pofatygował się do proboszcza. Też mu się nisko ukłonił, utytułował wysoko i z gospodarska zagadnął: - Jegomość miôl pëszną kapusta, le szkoda, że ji bëlo malo. - Jak to mało? Na dwóch zagonach? - odburknął duszpasterz. - Malo. Malo, tak malo, że ledwo moje kózczi mdą mialë dosc na zëma. Radża za rok zasadzëc wicy, bo latoś ksądz jegomość doi zasa-dzëc le dlô mie. Przeca ksądz jegomość dobrodzeja je, në nié? Ksądz wić, że pola ni móm. - A gdzieś ty ją ukrył, powiedz, policja niech sama ją znajdzie. - Ksaże proboszczu. Ta, dze ta kapusta je, nicht nie zazdrzi, bó bë sa wëstraszil. Ti kapustę policja nie nalćze; jem karz ë prëk. - Co to znaczy: „jem karz ë prëk" i co to ma wspólnego z ukrytą kapustą - mówił zaintrygowany proboszcz. - Në, mô, bó, jegomość, jem ja wlożil w mój zark, co stoji i żdże na moje wëkópërtnienié na pszatrze... - szepnął, jakby ktoś go podsłuchiwał, dodając - ale ksaże proboszczu, ani parë... to tu gôdaja jak na spówiedzy.... - Co, co słyszę? Tyś wcisnął tą kapustę do trumny? Nie boisz się kary Bożej? - oburzył się duszpasterz i zaczął wiercić wzrokiem informatora. Jaszka aż oczy spuścił i zaczął drżeć, wówczas ksiądz się zorientował, że ten bardzo się jego słowami przejął, więc dodał: - Ci daruję, lecz zamieć parę razy podwórze i ze dwa, trzy razy kościół, bo... jak mówicie, było nie było, myślę, że policja kapusty nie znajdzie i cię nie zamknie. I chwalił się, chwalił nasz Jaszka po latach, gdy policję granatową zastąpiła nasza milicja ludowa, swymi pomysłami i „oszwabianiem" stróżów porządku publicznego. Księdza miał w wysokim poważaniu, może dlatego, że go nie potępiał, wybaczał mu niejedno. - To cë bél ksądz - mówił do mnie - znôl lëdzy, jich klopótë, znôl i świat, le szkoda, że gó hitlerówcë w Piôsznicë wëkunczëlë, tak jak wiele, wiele jinëch. Ön bél mądrim człowieka, mést taczich ksażi terô ni ma. JÓZEF CEYNOWA Fot. Sławomir Lewandowski STËCZNIK2017 / POMERANIA / 45 mm ZZÔPADNECH STRÓN • • "V MOMWEKONAC MISJA, ANIESAWIDZEC Z prawosławnym ksadza Mariusza Synaka gôdómë ö tim, jak słëpsczi Kaszëbi wespółrobią z jego parafią, i ö bëtnoscë kaszëbiznë w cerkwi. Öjc gôdô ö sobie, że je w Słëpsku dëbeltną mniészëzną - jak-no Kaszëba i jakö prawosławny dëchöwny. Dô sa z tim żëc? Na gwës to nie pömôgô w żëcym, ale nie czerëja sa za tim na co dzćń. Robią to, co wiele znónëch mie Kaszëbów w najim miesce. Jem sobą i niewôżné, czë to sa komu widzy. Jem sa nie urodzył do te, żebë sa wszëtczim widzec, le do te, żebë zrealizować jakąś misja, wëkônac swöje zadanié. Nigdë jô nie mëslôł, że jakö ksądz wrócą do miasta, w jaczim jem sa urodzył, ale skörno Bóg mie tu sprowadzył nazôd, to gwës mô tu dlô mie jaką robota. Jesmë prawie na zćńdzenim kaszëbsczich gazétników z przedstôwcama słëpsczich zrzeszeńców. Jak öjc trafił do tego karna lëdzy? Przede wszëtczim ód nôzwëska sa nie uceknie, a Synak w kaszëbsczich kragach wiele mówi. I baro dobrze, że tak je. A lëdze z Kaszëbskö-Pómörsczégö Zrzeszeniô pömôgelë mie ód pierszégó dnia móji bëtnoscë na ti parafii. To belo dló mie nadzwëkówö wóżné, bo trafił jem tu jakô młodi knóp, nieznający realiów, cësniati zaró na głabóką wóda. Kaszëbi przëjimnalë mie z wiôlgą żëczlëwóscą i w praktice ód początku jesmë sa zdrëszëlë (a nie użiwóm słowa drëch na lewo i prawó). Zrzeszencë gódają, że ojc robi wiele dlô kaszëbiznë w swoji cerkwi. Piastowanie i zmócniwanié tożsamóscë dówó wiólgą móc, dlóte ni ma u mie w cerkwi niżódnégó wiakszégó świata bez udzélu Kaszëbów i kaszëbiznë. Öbczas Paschë ód czilenósce lat je wiedno czëtónô ewanielió pó kaszëbsku. Wiele lat robił to Alek Kleppin ze słëpsczégó partu Kaszëbskö-Pömórsczégó Zrzeszenió, ale óstatno przejął jem ód niego to zadanie i sóm ja czëtóm. Raza z parafialnym chura mómë nagróné płatka zatitlowóną Prawosławne pieśni z Kaszub. Jak sóm ten titel głosy, są na ni prawosławne liturgiczne spiéwë, chtërne są spiéwóné na Kaszëbach i pó kaszëbskii. Je to rozkóscérzanié kaszëbiznë w taczich kragach, jaczé bëłë donëchczôs dosc hermeticzné. A köscelné władze ni mają nick procëm? Mój abp Jeremiósz mó wiólgą sympatia do Kaszëbów, óso-blëwie do wspómniónégó ju Alka Kleppina. Czedë przëjéż-dżó do Słëpska, to czasto sa z nim spótikô. Może je tak dlóte, że mój władyka mó póczëcé tożsamóscë za cos wôrtnégö. To, że chtos mó w uwóżanim swoje póchódzenié, je dló niego wôżné. Abp Jeremiósz z wióldżim zainteresowanim póznówó naje sprawę. Czasto gódó mie: słëchôj, u nas, we wsë, z jaczi pochodzą, 10-15 lat temu bëło jistno, wszëtcë bëlë swóji, znelë sa. To bëła póspólnota! Öjc je Kaszëbą? Ni mogą rzeknąc, że jem czëstim Kaszëbą, bó mëmka póchó-dzy z Kresów. Jem pół-Kaszëba, ód stronę ojca. Zazdroszcza tim wszëtczim, co sa wëchówelë w kaszëbsczich dodomach, bó jo tego ni miół i baro mie tego szkoda. To je jedna z rzeczi ju nić do ódrobienió. A waje dzecë mają kaszëbsczé dodóm? Czëją sa Kaszëbama? Na gwës mają nôzwëskó Synak, a jak jem ju rzekł, to cos znaczi. A czë sa czëją Kaszëbama? Tak jak rozmieja, próbują jima przekazać kaszëbsczi klimat, póczëcé tożsamóscë. Chodzą na zeńdzenia Zrzeszenió, jem na kaszëbsczich balach, wilëjach. Próbują bëc dló nich przikłada. Móm nódzeja, że cos z tego w nich óstónie. Niejedny gôdają, że Kaszëba muszi bëc katolëka, në möże protestanta... ale prawosławnym? Cerkew i Kaszëbi ni muszą sa wëłącziwac. Mogą sa dofulo-wiwac i bógacëc. Prawie to mie sa widzy. Dzysó mentalność lëdzy na szczescé sa zmieniwó. Pamiatóm, że jesz mója starka sp. Mariô Trzebiatowskó, czedë do naju przejeżdżała, pitała sa swojego proboszcza, czë to nie je grzech pómagac w cerkwi. Bëła móckó spartaczono z Kóscoła katolëcczim i tak to czëła. Na szczescé trafiła na mądrego ksadza, jaczi jesz ja zachacywół do pómócë w cerkwi. Dzysó lëdze ju nie mëslą tak, jak ona. Czedë jada na Kaszëbë i pótikóm sa z katolëcczi-ma dechownyma, to j inszé wëznanié nie przeszkódzó nama w dobrëch relacjach. I dzaka Bogu, że tak je. G0DÔŁ DARK MAJKOWSCZI Fot. DM Tekst je brzada pötkaniów dlô piszącëch pö kaszëbsku, jaczé ödbëłë sa w rujanie 2016 r. w Słëpsku, udëtköwionëch przez Minysterstwö Bënowëch Sprôw i Administracje. 46 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 NOWI MESTROWIE BELNEGO CZETANIO Wiôldżé swiato kaszëbiznë w Bólszewie - 26 lëstopadnika 2016 r. w ti wsë potkało sa 68 nôlepi czëtającëch pô kaszëbsku lëdzy z rozmajitëch dzélów Kaszub. W Bólszewie bö, w Filie nr 1 Publiczny Biblioteczi Gminë Wejrowö, östôł rozrzeszony III Regionalny / IV Pöwiatowö-Gminowi Konkurs dlô Czetińców „Méster Bël-négö Czëtaniô". Céle tegö wëdarzeniô to przede wszëtczim: rozköscérzanié kaszëbsczi lëteraturë, dwiganié rówiznë pósłë-göwaniô sa kaszëbizną, zmöcniwanié wespółrobötë midzë szköłama, bi-bliotekama, dodomama kulturę i par-tama Kaszëbskö-Pömörsczégô Zrze-szeniô. Przédnô organizatorka konkursu - Janina Bôrchmann, direktorka ból-szewsczi biblioteczi, przëwitała uczastników i göscy. Wôrt pöd-czorchnąc, że rok w rok zainteresowanie könkursa je corôz wiakszé. W latosym regionalnym finale wzało udzél 68 lëdzy z bëtowsczégô, chônic-czégö, kartësczégö, köscersczégö, labörsczégö, pucczégö, slëpsczégö i wejrowsczégö krézu. Nôwicy uczastników - jaż 20 - startowało w kategorie klas IV-VI, a nômni westrzód ustnëch - 6. Öceniwała jich komisjo, jaczi przédniczką bëła Wanda Lew--Czedrowskô, a nôleżnicë to: Zbigniew Bëczköwsczi, Dariusz Maj-kówsczi i Danuta Pioch. Nómłodszi czëtający muszelë dac so rada z wiérztama Janusza Mamelsczégó ze zbiéru Bôjczi kaszëbsczé / Bajki kaszubskie, uczniowie kl. IV-VI z dzélëkama öpówiôdaniô Stanisława Janczi Psë, gimnazjaliscë z ksążką Bolesława Börka Lesôcczé pôwiôstczi ë jiné dokôzë. W kategorie wëżigimna-zjalnëch szkółów lekturą béł pöémat Hieronima Derdowsczégö Ô panu Czorlińsczim co do Pucka pô sécë jachôł, a dlô ustnëch Żëcé i przigôdë Remusa Aleksandra Majkôwsczégö. Dobiwcama latoségó wiôldżégó finału je piatnôsce lëdzy. Kl. I—III - 1. Gabriela Kadzô (pól. Kędzia) ze Spódleczny Szkółë w Swôrzewie, 2. Alicjô Flisykówskô ze Spódleczny Szkółë nr 6 w Kóscérznie, 3. Aniela Makurót z Zespołu Publicz-nëch Szkółów nr 2 w Kóscérznie. Kl. IV-VI - 1. Wiktorio Daleko z Zespołu Sztółcenió i Wechówanió w Szlachecczi Kamieńce, 2. Wiktorio Kropidłowskó z Zespołu Sztółcenió w Łubianie, 3. Kazmiérz Błaszkówsczi ze Spódleczny Szkółë w Póbłocym. Gimnazja - 1. Paiilëna Fópka z Gimnazjum w Szëmôłdze, 2. Danuta Lejk z Niepubliczny Spódleczny Szkółë w Bukowinie, 3. Marta Krefta z I Gimnazjum w Tëchlënie. Wëżigimnazjalné szköłë - 1. Natalio Czucha z Öglowösztôłcącégö Liceum w Köscérznie, 2. Marta Majew-skó z OL w Kóscérznie, 3. Honorata Pólaszek z Zespołu Wëżigimnazjal-nëch Szkółów nr 3 w Wejrowie. Ustny - 1. Iwóna Makurót, 2. Janina Mielewczik, 3. Elżbieta Prëcz-kówskó. Specjalną Nódgroda Öglowégó Zarządu Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszenió (udzél w nagranim platczi w óbrëmienim Akademie Kaszëbsczi Bójczi) dostała Wiktorio Daleko. W artisticznym dzélu wëstąpiła Wérónika Kórthals, jakó zaśpiewała czilenósce kaszëbsczich dokazów. Örganizatorama wëdarzenió bëlë: Krézowé Starostwo w Wejrowie, Gmina Wejrowó, Publiczno Biblioteka Gminë Wejrowó w Bólszewie, Sto-wóra Szkólnëch Kaszëbsczégó Jazëka „Remusowi Drëszë". Medialnym patrona konkursu „Méster Bëłnégó Czëtaniô" bëła m. jin. „Pomerania". DM (NASPÔDLIM INFORMACJI JANINË BÔRCHMANN) Ödj. DM STËCZNIK2017 / POMERANIA / 47 Z KOCIEWIA Z NADZIEJĄ W KOLEJNY ROK Zwykle co roku przypominałam bydgoskim studentom, że czas od Gwiazdki do Trzech Króli jest czasem wyjątkowym, m.in. dlatego, że zgodnie z tradycją są wtedy „święte wieczory". Po zmierzchu nie wypada nic robić (trudnego, mozolnego), tylko przedłużać w sobie świętowanie. Jeszcze podziwiać choinkę, częstować się piernikami, jabłkami, orzechami. Oczywiście też rodzinnie śpiewać kolędy. Może też warto od nowa obejrzeć podarki od Gwiazdora. Kiedyś przychodził z pydó, pytał retorycznie: czi só tu dzieci grzeczne... Kto pamięta tamte czasy, zapewne potwierdzi, że jedna pomarańcza była niezwykłym dodatkiem do karmelków w tutce, sztrykowanych rękawiczek z jednym palcem. Wyścielane dodatkowo wełną były najlepsze na mroźną wędrówkę na Pasterkę. Teraz sama się dziwię, że szłam 5 km do kościoła w Świeciu, w ciemną noc. Powrotna droga była jeszcze trudniejsza. Zazdrościłyśmy wtedy mieszkańcom znikającym w bramach swoich domów. Na nich już czekał zapach świąt, ciepło domu. Właśnie to przeciwieństwo: ciepło - mróz wpływa na odczucie magii Gwiazdki. Dom, a w nim rodzina - to najważniejsza dla wielu przestrzeń na świecie. A na świecie tyle się dzieje, tyle zgiełku, zagrożeń, prawdziwy potop informacji. Jak ocalić swoją arkę? To, że nic nie jest dane raz na zawsze, wiem, ale chętnie o tym zapominam. Różne myśli kręciły się w mojej głowie podczas odbywającego się w budynku Wydziału Nauk Społecznych UG Walnego Zebrania Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w grudniu 2016 r. Który to już raz taki ważny dzień dla bliskiej mi wspólnoty? Czy pomyślałam kiedyś, studiując na Uniwersytecie Gdańskim, że obok będzie taki gmach? Z lat 80. już niewielu dotrwało. Dobrze, że są młodzi. W nich nadzieja. Zwłaszcza w tych świadomych, że nie warto „burzyć przeszłości ołtarzy", a trzeba swoje, może doskonalsze wznosić, choć nie wymyśliło się fundamentów... Kaszubi, otwarci na Pomorze, bardzo mnie od dawna ujmują, inspirują do pracy na rzecz Kociewia, Borów Tucholskich i ogólnie regionalnej edukacji. Gdy ogarnęłam wzrokiem wielką salę, tylu delegatów (też z mojego Kociewia), pomyślałam - to jest moc! Tyle dokonań, mądrych idei. To wspaniałe przeżycie dla regionalistki. No i było potem smutno, gdy wielu nie chciało (nie mogło?) doczekać końca spotkania. Niebawem miały mnie pokrzepić inne wydarzenia. Spotkanie opłatkowe zespołu „Krajniacy" z Wielkiego Buczka. Nie pierwszy raz modlili się w ważnym dla ludzi kultury gdańskim kościele pw. św. Jana. Potem świętowali w Mestwinie. Grupa z Buczka to kulturowy fenomen, działają od lat, organizują poważne konferencje, żyją kulturą. Wyraźny przykład, ile może rozniecić prawdziwa iskra. Prof. Józef Borzyszkowski rozrzuca iskry od dawna. W Wielkim Buczku trafiła się wielka regionalistka dr hab. Jowita Kęcińska-Kaczmarek (prof. AP), która zapaliła swoją pochodnię i zjednuje dla sprawy pomorskiej innych. Szczęściem jest spotkanie ludzi, którzy robią „coś ponad"... swoim przykładem rozświetlają mroki przeciwności, nijakości. Tak się zdarzyło, że w tę samą adwentową sobotę Trójmiejski Klub Kociewiaków spotkał się w Ratuszu Staromiejskim, by skupić się wokół pamięci Huberta Pobłockiego. Znowu straciliśmy niepospolitego Kocie-wiaka. W swoim regionalnym skarbcu mam wiele Jego listów z załącznikami świadczącymi o wielkim sercu i oddaniu sprawie. Czuję się zobowiązana, razem z innymi „spadkobiercami", by chronić Jego dzieła. Właśnie w bliskiej Mu Oliwie młodzi ze Stowarzyszenia „Trójwiejska" spotkali się w sali Muzeum Etnograficznego, by podsumować projekt „Kalejdoskop - Pamięć - Muzyka". Mówiono o niezwykłych spotkaniach ze zwykłymi mieszkańcami współczesnego Kociewia. Niektórzy dotarli tu przed laty, m.in. z Kurpiów, Podhala, Kresów i przynieśli ze sobą melodie swojej ziemi. Na kociewskie nazwy nałożyli swojskie mazurzenie... Przenikanie kultur - myślałam, też bardzo ciekawe zjawisko. I śpiewano, i to jak, nawet 35 zwrotek dawnych pieśni. Wielkie przeżycie. Z płytą nagranych przykładów wracałam ze wzmocnioną nadzieją, że nie wszystko stracone, gdy są tacy młodzi. Wszystkim wcześniej dojrzałym Czytelnikom „Pomeranii" życzę noworocznych satysfakcji, że warto było siać, a młodym - odradzającego się zapału do sensownych działań. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Szczęściem jest spotkanie ludzi, którzy robią „coś ponad"... swoim przykładem rozświetlają mroki przeciwności, nijakości. 48/POMERANIA /C LITERATURA ORZEŁ Szli pod górę. Stary pierwszy, Młodszy tuż za nim. Musieli przejść przez zeszłoroczny wyrąb. Wysoko nad nimi, na lewo, ciągnęła się polana, a za nią młody las, który mieli przecinać. Stary szedł wolno, uważnie. Stawiał każdy krok z takim wyliczeniem, jakby to miał być ostatni krok w jego życiu. Przedziwnie pokręcone nogi Starego wykonywały tę mozolną pracę z poczuciem obowiązku spełnianego skrupulatnie, ale z wielkim trudem. Wspinali się na górę, wznoszącą się nad nimi coraz większą stromizną. Czasem Stary zatrzymywał się na chwilę, zwracał wtedy głowę do tyłu, patrząc, czy Młodszy nadąża. Weszli w końcu na polanę czerwoną od borówek. Było już niedaleko do pierwszych drzewek młodniaka. Stary ostrożnie postawił piłę na pieńku, obok, pod krzaczkiem, bańki z benzyną i olejem i zdjął plecak. Spojrzał do tyłu na Młodszego, a potem wolno usiadł, opierając się o pień, na którym postawił piłę. Młodszy stał jeszcze chwilę, rozglądając się, aż i on usiadł. Z dołu, skąd przyszli, dobiegało bulgotanie strumyka. Stary sięgnął po termos z kawą wystający z plecaka i nagle znieruchomiał. Młodszy spojrzał za wzrokiem Starego. Nie dalej niż 100 metrów od nich zaczynał się młodniak, na jego brzegu rosła duża stara brzoza, przy której przykucnęły trzy młode mizerne brzózki. Między pniem brzozy a kępką krzaków, na rozstawionych, drżących, cienkich jak pieńki brzózek nogach, stało małe łoszątko. Mogło mieć najwyżej dwie, trzy godziny życia za sobą. Mokra jeszcze miejscami sierść błyszczała w słońcu. Niewidoczna łosza stała niechybnie tuż za dużą brzozą. Maluch powoli kręcił nieproporcjonalnie dużą głową. Cieniutkie nóżki patyki drżały z wysiłku utrzymania tej nieporadnej istotki w pozycji stojącej. Młodszy patrzył ze wzruszeniem na młodego łosia. Tak blisko i tak młodego jeszcze nie widział. Patrzył z takim wysiłkiem, jakby chciał wzrokiem pogłaskać łoszątko. Od tego patrzenia oczy zaszły mu łzami, obraz na skraju lasu zamazał się, odleciał w zupełnie nieprzewidzianą dal. Młodszy usłyszał głos swego Dziadka, stojącego tuż za nim. W dole płynęła nieznana, a przecież tak dobrze znana rzeka. „Widzisz te brzozy... tam, nad samą skarpą?" - zapytał Dziadek. - Dawno, gdy ciebie jeszcze nie było na świecie, przyjechaliśmy tutaj z Babcią... polowałem w tych okolicach na jelenie. Tego domu, o... tam... niedaleko, także jeszcze nie było. Wszędzie gęsty las i ja, ze sztucerem. To była jesień, późna jesień, kiedy strzela się byki na rykowisku". Młodszy usłyszał, jak Dziadek zapala zapałkę, i po chwili zadymił papieros, zapachniało pokojem Dziadka, starym mieszkaniem na Wileńskiej. „Chodziłem przez całe popołudnie, słysząc to z bliska, to z daleka porykiwania byków, ale nie natknąłem się na żadnego. Już się zmierzchało, gdy... właśnie z tamtej kępy, wyszedł na mnie ogromny jeleń. Stał, patrzył i wiedziałem, że mnie widzi. Powoli, bardzo powoli, zacząłem podnosić sztucer. Jeleń stał nieruchomy i wtedy zamajaczył mi między porożami krzyż świetlisty, oddalający się i zbliżający, jakby prześwitywał przez mgłę. Nie mogłem już powstrzymać strzału, ten krzyż był jakąś zjawą, czymś nierealnym... To zjawa... przeleciało mi przez głowę... Strzeliłem... W zapadającym mroku dojrzałem słaniającą się sylwetkę jelenia, osuwał się na kolana, aż padł z jękiem. Podbiegłem i zdrętwiałem. Zabiłem łanię, umierała... w jej wielkich oczach zaszkliły się dwie ogromne łzy - głos Dziadka był coraz cichszy... - Pochyliłem się, a łania drgnęła i umarła. Od tego czasu... już nigdy nie zabiłem żadnego stworzenia... owszem, chodzę na polowania, strzelam... ale zawsze w powietrze... zawsze w powietrze..." - ostatnie słowa Dziadka były już tylko ledwo słyszalnym szeptem. Wysoko nad polaną zaskwierczał orzeł. Dziadkowy czas przestał istnieć. Łoszak niezgrabnie obrócił się i zniknął w kępie brzózek. Orzeł zatoczył krąg, krzyknął raz jeszcze i odleciał w stronę ośnieżonych szczytów Rondanów. Stary wlał kawę do kubka, łyknął i dokładnie zakręcił termos. Dźwignął się powoli: „Vi proeve (spróbujemy)?". Młodszy ze świstem wciągnął powietrze, potakując. Norwegia - Atna RYSZARD RONCZEWSKI * Opowiadanie stanowi fragment większej całości przygotowywanej do druku przez Autora Fot. Sławomir Lewandowski >&b ' u 'iK -ffiffi- j :s--> v • : ^ Kaszubskiego diabła z poematu Hieronima Derdowskiego (1880), będącego później dla jednych złośliwym wysłannikiem piekieł (Aleksander Majkowski), dla innych zaś smutnym i cierpiącym duchem Kaszub (Bernard Sychta), uwiecznił literacko Stefan Żeromski w utworze Wiatr od morza (1922). Smętek był u niego złym duchem całego Pomorza, biesem przewrotnym i cynicznym, odwiecznie niosącym cierpienia niepolskim mieszkańcom regionu. Finałową scenę, w której Smętek opuszcza swoje władztwo na pokładzie statku, przepadając po północnym pianiu kura, odbierano nie tylko jako koniec niemieckiego panowania nad polskim Pomorzem, ale także germańskiej dominacji nad słowiańskimi Pomorzanami. Ten patriotyczny optymizm kilkanaście lat później podał w wątpliwość Melchior Wańkowicz w napisanym ze swadą literackim reportażu Na tropach Smętka (1936), będącym relacją z wyprawy, jaką pisarz odbył z córką Martą po wodach i szosach Mazur, Warmii i Powiśla w 1935 r. Choć autor nadał książce formułę wzbogaconego bedeke-ra, jednak już jej pierwsze strony zapowiadały, że nie o turystykę będzie tu chodzić. Tytułowy Smętek Wańkowicza „reprezentujący ducha wojującej niemczyzny po traktacie wersalskim" jest w hitlerowskich już w tych czasach Prusach Wschodnich wszechobecny: „stwierdzam, że wrócił, że działa, (...) i że świeżutkie tropy Smętka nachodziłem co krok, że przemykał się przede mną wszędzie w tym wschodniopru-skim mateczniku spraw i dusz ludzkich". O ile Żeromski Smętka od Kaszubów, czyniąc go odpowiedzialnym nie tylko za kaszubskie, ale i pomorskie smutki, jedynie pożyczył, o tyle Wańkowicz go im po prostu skradł. Jest on u niego istotą umowną, lokalnym bie-sem-renegatem, pozbawionym zresztą jakiejkolwiek etnologicznej mazurskiej wiarygodności. Autor Na tropach... odbiera Żeromskiemu prawo do pierwszeństwa, jego zdaniem wschodniopru-ski Smętek istniał „od zawsze", był nim każdy diabeł, nawet ten „książę piekielny kierujący wydziałem niemieckim" z jarmarcznej broszury zakupionej przez niego w Pasymie (Pasymiu). Jak jednak zauważył Jerzy Samp w świetnej pracy Smętek. Studium kreacji literackich (1984), „Wańkowicz w pełni zaakceptował poetyczną metaforę Żeromskiego o panowaniu Smętka w tej krainie. Przyswoił ją głównie po to, by wówczas, gdy nie stanie mu już argumentów do racjonalnej motywacji przyczyn tragicznego położenia Mazurów, odwołać się do motywacji irracjonalnej - bliższej ludowej wyobraźni i myśleniu według reguł mito-magicz-nych. To za sprawą Smętka powie -pogmatwane zostały wszelkie drogi wiodące do duchowego i narodowego zespolenia z Mazurami". Reportaż Wańkowicza, pierwsza polskojęzyczna tak obszerna relacja z Prus Wschodnich, został dobrze przyjęty przez krytykę, a znakomicie przez czytelników. Jeszcze przed wybuchem wojny książka miała dziewięć wydań, ministerstwo wpisało ją na listę szkolnych lektur. Niewątpliwym sukcesem autora był fakt, że Na tropach Smętka na długo stało się źródłem wiedzy Polaków 0 wschodniopruskiej krainie i jej mieszkańcach. Przyczyn powodzenia było kilka: pisarski talent pana Melchiora, bogato udokumentowana „historyczna rzeczowość" (150 ilustracji, mapy, wykresy, rysunki Karola Ferstera), świetne opracowanie graficzne książki (Mieczysław Berman) i oczywiście atrakcyjność tematu. Do czasu wydania pracy Wańkowicza Polacy niewiele (jeśli cokolwiek) wiedzieli o swoich polskojęzycznych sąsiadach zza wschodniopruskiej granicy. Istniejąca literatura, także reportażowa, autorów takich, jak Sempo-łowska, Limanowski, Sukertowa, Srokowski czy Giertych, docierała do nielicznych odbiorców. Recenzując pierwsze powojenne wydanie książki (1958), Tadeusz Orac-ki pozwolił sobie na uwagę, że przed wojną polscy czytelnicy przyjęli Na tropach... „z takim samym zainteresowaniem, jak swego czasu przyjęto w Europie sensacyjne książki o tępieniu Siuksów i Irokezów". Czytelniczy entuzjazm, ale i ogólny brak wiedzy na temat mazurskich spraw przesłaniały merytoryczne potknięcia autora. Ich dość długą listę przedstawił Oracki jako pierwszy dopiero w 1959 r. („Komunikaty Mazursko-Warmińskie" nr 3/1959), wydawnictwo „Czytelnik" wprowadziło doprawdy nieliczne poprawki w kolejnych wydaniach. Autor recenzji, ubolewając, że książkę wznowiono dopiero 13 lat po wojnie, a nie w 1947 lub 1948 roku, kiedy „nowa fala osadnictwa polskiego zalała te ziemie", podkreślił zasługi Wańkowicza, który „jeszcze w roku 1958 odkrył na nowo Mazury dla wielu polskich czytelników 1 dał im pasjonującą lekturę o tragicz- 50 POMERANIA ZROZUMIEĆ MAZURY nych czasach, które należą do bezpowrotnej przeszłości". Aleksandra Ziółkowska, biografka i sekretarka Mistrza Melchiora w ostatnich latach jego życia, twierdzi, że pisarz uważał Na tropach Smętka za pierwszą książkę „napisaną ze świadomym zamiarem literackim, toteż przygotował się do jej pisania bardzo starannie". Celem wyprawy miało być m.in. zapoznanie się z sytuacją mówiących po polsku Mazurów, którzy nigdy nie należeli bezpośrednio do państwa polskiego, glejtem mającym zapewnić podróżnikom bezpieczeństwo - pisemne zlecenie, jakie pozyskał autor od naczelnego redaktora hitlerowskiego pisma „Der Angriff" na artykuł o Prusach Wschodnich widzianych oczami Polaka. Wańkowicz z córką byli m.in. w Ełku, Mikołajkach, Giżycku i Rucia-nem, popłynęli kajakiem Krutynią, a statkiem z Pisza do Węgorzewa. Ich turystyczna wyprawa stała się pretekstem do historycznych i politycznych rozważań o burzliwych dziejach i losach mieszkańców krainy: Niemców, Mazurów i Polaków. Piętnaście lat po przegranym przez Polskę plebiscycie o państwową przynależność południowej części Prus Wschodnich zdarza się Wańkowiczom wprawdzie jeszcze dość często natrafiać na mazurską polszczyznę, ale nie da się ukryć faktu, że ruch polski już nie istnieje. Dawni działacze, orędownicy polskiej sprawy, pozostawieni sobie, zastraszeni, prześladowani przez władze, ale także i najbliższych nawet sąsiadów, nie palą się do rozmowy. Niektórzy, jak Michał Kajka, po prostu jej odmawiają. W mazurskiej części podróży Wańkowicz odwiedził m.in. Kwileckiego w Dłużku, Zientarę w Leleskach, w Linkowie wdowę po Bogumile Lince, śmiertelnie pobitym w czasie wiecu plebiscytowego w styczniu 1920 r., a w Łęgu spotkał się z gospodynią, u której mieszkał Jerzy Lanc, zamordowany przez nieznanych sprawców kierownik polskiej szkoły w pobliskim Piastunie. Niemców Smętek rozwścieczył. Autor otrzymał zakaz wjazdu na teren Rzeszy, książkę wpisano na indeks dzieł zakazanych, podjęto działania, by nakłonić polskie władze do wydania zakazu jej rozpowszechniania. Spotkania Wańkowicza z dawnymi działaczami i członkami ich rodzin stały się jeszcze przed wojną pretekstem do ataków w Polsce. Autorowi Na tropach... zarzucono, że szczegółowo opisując spotkania i rozmowy z bojownikami o polskość, naraził ich na represje. Na żądanie pana Melchiora powołana została specjalna komisja, która stwierdziła, że „autor przy przygotowaniu książki wykazał maksimum odpowiedzialności obywatelskiej". Sprawa nie ucichła, podniesiono ją w latach okupacji w emigracyjnej „Myśli Polskiej", niedługo po wojnie powrócił zaś do niej Leon Sobociński w interesującym, dziś zapomnianym, reportażu Na gruzach Smętka (1947), w którym pozwolił sobie na stwierdzenie, że „Wańkowicz wyrządził zarówno Smętkowi, jak Mazurom ogromną krzywdę. Przestrzegano go, żeby nazwisk nie podawał, a on dla celów zupełnie niezrozumiałych, ostrzeżenie zlekceważył, choć zdawał sobie sprawę z następstw takiego stanowiska". W przedmowie do pierwszego powojennego wydania książki Wańkowicz starał się dać odpór krytykom, cytując przy tym dziękczynne listy od rodzin opisywanych w Smętku działaczy. Nie uchroniło go to jednak od kolejnych ataków. Najpoważniejszy przeprowadził, związany ze służbą bezpieczeństwa, Tadeusz Wa-lichnowski w pracy Warmia Mazury Powiśle 1939-1945 (1972): „Nie po raz pierwszy zapłacili Warmiacy i Mazurzy za brak odpowiedzialności niektórych Polaków (...). Do dziś nie poszła w zapomnienie fala represji, którym na krótko przed wybuchem wojny poddawano tamtejszą ludność z powodu jednego z czołowych pisarzy polskich. (...) Niezwłocznie po ukazaniu się reportaży, a następnie książki - gestapo poszło tropem pisarza, aresztując bohaterów powieści i reportaży. Pisarz zyskał sławę, czytelnicy ciekawą książkę, a biedni Warmiacy i Mazurzy znaleźli się w rękach swoich prześladowców i oprawców z gestapo". Wańkowicz wytoczył Wa-lichnowskiemu sprawę, która zakończyła się przed Sądem Najwyższym w styczniu 1976 r., a więc już po śmierci pana Melchiora. Sąd uznał zarzuty stawiane autorowi Smętka za bezpodstawne. Oceniając spór z dzisiejszej perspektywy, trzeba podkreślić, że gestapo miało żywo kwitując te skrzętnie wyłuskane przeze mnie momenty, zamykało oczy na gęsto rozsiane po książce napomknienia o tym, jak znacznie ludność, zwłaszcza na Mazurach, była zniemczona. Podkreślam to z prośbą, by czytelnik zaznajomił się z książką bez tych przesłanek dyktowanych przez pobożne chęci". Popieram prośbę autora. WALDEMAR MIERZWA IN SOBOCIŃSKI znakomicie rozpracowanych wszystkich propolskich działaczy w Prusach Wschodnich, rozbudowana sieć donosicieli informowała o każdym ich kroku i doprawdy lektura Na tropach Smętka niczego do sprawy wnieść nie mogła. Kończąc wstęp do pierwszego powojennego wydania Na tropach..., Wańkowicz przyznawał, że „mamy ciężkie zawinienia w stosunku do tamtejszej ludności", i zastanawiał się, czy jego książka nie przyczyniła się „do zbytnich uogólnień: »Oto jakie skarby polskości mieliśmy sygnalizowane i cośmy z nimi uczynili?«". Tak sobie odpowiedział: „Otóż nie należy brać momentów najwydatniejszych za powszechnie typowe. Patriotyczne poczucie czytelnika, Sobociński w Na gruzach Smętka (1947) pisał: „Przecież Polska przyszła tu tak z nagła, że Smętek całkiem zbiec nie zdołał i jeszcze bruździ". POMERANIA 51 Z POŁUDNIA NASZE SZEŚĆDZIESIĘCIOLECIE Oddział ZKP w Chojnicach należy do nielicznej grupy tych, które obchodzą wraz z całym Zrzeszeniem 60-lecie nieprzerwanej działalności. W tym okresie w stowarzyszeniu działo się tak wiele, że niełatwo jest z tego wydobyć fakty najistotniejsze. Trudno mi dokonać wyboru, mimo że od powstania chojnickiego oddziału chyba nic się nie zdarzyło bez mojego (biernego lub czynnego) uczestnictwa. Niemało ludzi powątpiewa w przynależność Chojnic do kaszubskiego regionu. Często pytam tedy owych niedowiarków: A gdzie miałyby należeć, do kultury jakiego regionu nam bliżej? Nie miał wątpliwości Jan Karnowski, wraz z gronem umysłowej elity w latach 30. ub. wieku przypisując Chojnice do południowokaszubskich Zaborów, nie byli także w rozterce m.in. Franciszek Sędzicki i Stefan Bieszk. Parafrazując słowa Bernarda Sychty o Kaszubach i Polsce, należałoby raczej powiedzieć, że Chojnice nie należą do Kaszub, lecz Kaszuby stanowią. Ale prawdą jest, że wskutek dziejowych kataklizmów zeszłego stulecia ludność miejska została gruntownie przemieszana i większość obecnych mieszkańców (badania socjologiczne to potwierdziły) nie ma kaszubskiego pochodzenia albo nie jest go świadoma. Ten stan rzeczy wyznaczał kierunek pracy chojnickiego partu. Innym torem toczą się działania w społeczności w lwiej przewadze kaszubskiej, a inaczej w środowisku, którego zbiorową tożsamość regionalną trzeba cierpliwie i konsekwentnie formować. Przez długie dziesięciolecia staraliśmy się przekonywać, że pomimo etnicznego zróżnicowania jesteśmy pełnoprawną częścią kaszubsko-po-morskiej wspólnoty kulturowej. Pierwsze spotkanie w sprawie kaszubskiej organizacji odbyło się w Chojnicach 13 listopada 1956 r., dwa tygodnie po historycznym zebraniu założycielskim w Gdyni. W najstarszym zachowanym rejestrze członków ZKP z 1966 r. datę 13 XI 1956 jako dzień wstąpienia do Zrzeszenia zapisano przy 16 nazwiskach. Nikogo z tego grona nie ma już wśród żyjących. To był moment poczęcia, a dniem narodzin Oddziału Powiatowego Zrzeszenia Kaszubskiego stał się 27 stycznia 1957 r. Byłem na tym zebraniu, zupełny nowicjusz w życiu społecznym. Wsłuchiwałem się w gorące wystąpienia mówców, chłonąłem atmosferę chwili, którą zapamiętałem na zawsze, poznawałem ludzi - swych przyszłych mentorów i współuczestników zrzeszeniowej aktywności. Czułem, że dzieje się coś niezwykłego. 52 POMERANIA Entuzjazm towarzyszący pierwszym krokom Zrzeszenia oczywiście nie mógł przejść w długotrwałe uniesienie, a wielkie nadzieje przegrały w zderzeniu z realiami, przede wszystkim politycznymi. Ale idea nie gasła, tylko czasem świeciła słabiej, by wnet znowu rozbłysnąć. Nieocenionym impulsem okazało się spotkanie dwóch pokoleń działaczy chojnickich w dwudziestą rocznicę powstania oddziału, dało bowiem nowy początek w służbie dla sprawy kaszubsko-pomorskiej. I nowy katalog zamierzeń, otwartych na zewnątrz, adresowanych nie tylko do własnego kręgu społeczności zrzeszonej, lecz do ogółu mieszkańców miasta i szerokiej okolicy. Działaliśmy w jedności z całym Zrzeszeniem, włączając się do wspólnych akcji, a jednocześnie wypełnialiśmy z dobrym skutkiem własne pomysły, podejmowaliśmy niepospolite inicjatywy. Na sztandarze zapisaliśmy hasło zaczerpnięte z wiersza Leona Heykego: „Kaszuby - nasza moc i chwała". Doprawdy trudno zważyć i porównać wartość poszczególnych, tak przecież różnorodnych przedsięwzięć bądź cyklicznych zdarzeń. Miarą powinno być oddziaływanie na środowisko społeczne: co zostało zapamiętane, co obudziło dumę z przynależności do kręgu kultury kaszubskiej, a co stało się trwałym dorobkiem wspólnoty mieszkańców. Na pewno zostawiały ślad w umysłach słuchaczy setki zorganizowanych spotkań autorskich, seminariów, wykładów o tematyce historycznej i kulturoznawczej, do tego liczne koncerty, wystawy artystyczne i dokumentalne. Kilkanaście tablic pamiątkowych i innych znaków pamięci historycznej w mieście oraz, przy naszym współudziale, kilka takich miejsc w regionie z pewnością poszerzyły wiedzę o historii i ludziach, którzy ją tworzyli. Z naszego grona wyszły inicjatywy nadania szkołom i instytucjom kaszubskich patronów, nazwiska zasłużonych dla regionu ludzi widnieją na tabliczkach kilkudziesięciu ulic. Ponad 30 wydanych książek i broszur trafiło do rąk czytelników i domowych biblioteczek, w latach 80. wzbogacał wiedzę regionalną informator „Bazuny" a w obecnym wieku biuletyn „Kluka". Praca na rzecz edukacji, amatorski teatr kaszubski - to wszystko jest zapisane w kronikach, lecz bardziej chodzi o to, by umiłowanie Kaszub i Pomorza zapisane zostało w umysłach i sercach ludzi. KAZIMIERZ OSTROWSKI Parafrazując słowa Bernarda Sychty o Kaszubach i Polsce, należałoby raczej powiedzieć, że Chojnice nie należą do Kaszub, lecz Kaszuby stanowią. Z PÔŁNIA Part KPZ w Chónicach je w wąsczim karnie tëch, chtërne óbchôdają raza z całim Zrzeszenim 60-lecé bezustónkówi dzejalnotë. W tim czasu w stowôrze dze-jało sa tak wiele, że nie je letkö z tegö wëdostac nówóż-niészé faktë. Dragö je mie zrobić wëbiérk, nimö że ôd pöwstaniégö chönicczégö partu wiera nick sa nie zdarzało bez möjégô (biérnégö abó aktiwnégö) udzélu. Wiôldżi dzél lëdzy wątpi w parłącz Chöniców z kaszëbsczim kréza. Czasto tej pitóm tëch niewie-rzącëch: A gdze bë miôł słëchac, do kulturë jaczi óbéhdë je nama nôkrodzy? Ni miôł wątplëwótów Jón Karnow-sczi, raza z karna umësłowi elitë w latach 30. uszłégö stalata, przëpisywającë Chönice do pôłniowökaszëb-sczich Zabórów, nie bëlë téż za wiele w rozmësłach m. jin. Francëszk Sadzëcczi i Sztefón Biészk. Parafrazëjącë słowa Bernata Sëchtë ö Kaszëbach i Polsce, je nót barżi rzeknąc, że Chönice nie nôleżą do Kaszëb, le Kaszëbë stanowią. Ale prôwdą je, - że bez dzejowé kataklizmë uszłégó stalata miastowô ludnota östa gruntowno przemieszono i wiakszi dzél terôczasnëch miesz- - kańców (socjologiczne badérowania to pôcwierdzywają) ni mô kaszëbsczégö pöchôdaniô abö nie je tegô swiądny. Ten stón rzeczë wëznôczôł czerënk robötë chönic-czégô partu. Jinszim szpura toczą sa dzejania w spólëz-nie w bëlnym dzélu kaszëbsczi, a jinaczi w strzodowisz-czu, jaczégö zbiorową regionalną tożsamôta je nót cerplëwie i uparto sztôłtowac. Przez dłudżé dzesacleca më sa starelë przekonywać, że nimô etniczny rozmaji-toscë jesmë pełnoprawnym dzéla kaszëbskô-pömôrsczi kulturowi pôspólnotë. Pierszé zetkanié w sprawie kaszëbsczi organizacje bëło w Chönicach 13 lëstopadnika 1956 r., dwa tidzenie pö historicznym załóżcowim zebranim w Gdinie. W nôstarszim zachöwónym rejestrze nôleżników KPZ z 1966 r. data 13 XI 1956 jakno dzeń wstąpieniô do Zrzeszeniô ôsta zapisónô przë 16 nôzwëskach. Nikögö z te karna ju ni ma westrzód żëjącëch. To béł sztót pöczacô, a dnia urodzenió Powiatowego Öddzélu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô stół sa 27 stëcznika 1957 r. Jô béł na tim zebranim, często nowi w spólëznowim żëcym. Jó wsłëchiwół sa w gorące wëstąpienia mówców, chłonął atmosfera chwilë, chtërną jó zapamiatół na wiedno, jó póznówół lëdzy - swój ich przińdnech mentorów i wespółuczestników zrzeszeniowi aktiwnotë. Jó czuł, że dzeje sa cos apartnégó. Parafrazëjącë słowa Bernata Sëchtë ö Kaszëbach i Polsce, je nót barżi rzeknąc, że Chónice nie nôleżą do Kaszëb, le Kaszëbë stanowią. Zapół to warzący pierszim krokom Zrzeszenió je wiedzec ni mógł przeńc w długódérającé uniesenié, a wiôldżé nódzeje przegrałë w zderzenim z realiama, przede wszëtczim póliticznyma. Ale idea nie gasła, leno czasa świeca słabi, bë wnet zós zasklenic. Nieocenionym pódskócënka ókózało sa zetkanié dwuch pókóle-niów chónicczich dzejarzów w dwadzestą roczëzna pówstanió partu, dało bó nowi zóczątk w służbie dló kaszëbskó-pómórsczi sprawë. I nowi katalog udbów, ódemkłëch buten, sczerowónëch nié blós do gwôsnégó kragu zrzeszony spólëznë, le óglowó do mieszkańców gardu i szeroczégó ökólégó. Më dzejelë w jednoce z całim Zrzeszenim, włącziwającë sa do wespólnëch ak-cjów, a jednoczasno më wëpełniwelë z dobrim skutka gwósné udbë, pödjimelë apartné inicjatiwë. Na stanice më zapiselë hasło wzaté z wiersza Léöna Heyczi: „Kaszëbë - nasza móc i chwała". _ Dôlëbóg drago zwôżëc i przërównac wôrtnota póje-dincznëch, a jednako tak apartnëch ód se pódjimiz-nów abö pöwtôrznëch zda- - rzeniów. Miarą bë miół bëc cësk na spólëznowé strzodo-wiskó: co óstało zapamiatóné, co óbudzëło bucha z par-łączë z kraga kaszëbsczi kulturë, a co stało sa trwałim doróbka wspólnotę mieszkańców. Na gwës óstawiłë céch w umësłach słechińców setczi zórganizowónëch autorsczich zetkaniów, seminariów, wëkładów w histo-riczny i kulturoznówczi témiznie, do te wielné kóncer-të, artisticzné i dokumentalne wëstówczi. Czilenósce pamiątköwëch tóflów i jinszich znanków historicznégó wdóru w miesce, a téż, przë naszi wespółrobóce, czile taczich placów w regionie na gwës rozkóscérzałë wiedza ó historie i lëdzach, jaczi ja twórzëlë. Z naszego karna wëszłë inicjatiwë nadaniégó szkołom i institu-cjóm kaszëbsczich patronów, nôzwëska zasłużonëch dló regionu lëdzy są na tóflach cziledzesąt szasëjów. Wiacy jak 30 wëdónëch ksążków i broszurów trafiło do rąk czetińców i domówëch biblioteczków, w latach 80. wzbógacywół regionalną wiedza informator „Bazuny", a w nym wieku biuletin „Kluka". Robota na rzecz edukacje, amatorsczi kaszëbsczi téater - to wszëtkó je za-pisóné w kronikach, le barżi jidze ó to, żebë umiłowanie Kaszëb i Pómórzégó zapisóné óstało w umësłach i sercach lëdzy. KAZMIÉRZ ÖSTROWSCZI, TŁÓMACZËŁA IWÓNA MAKURÔT STËCZNIK2017 / POMERANIA / 53 LEKTURY Nitczi bólu i nôdzeje Kaszëbskójazëczné pisôrczi są wiôlgą rzôdköscą. Pö dokazach Anë Łajming nié za wiele möże nalezc dłëgszich czë rëmniészich epicczich förmów napi-sónëch białczëną raką w artisticzny kaszëbiznie. Nie dô sa jednoznaczno rzec, co je tegö przëczëną. Möże to le przëtrôfk, a möże brzôd patriarchal-négö ustôwu kaszëbsczi kulturë. Möże sa równak spödzewac, że należenie przëczënë leżi jesz gdze jindze, faktë są dejade taczé: białgłowsczé talentë kaszëbsczé piszą dosc mało... Temu téż z ösoblëwą uwôżnotą wôrt sygnąc pö wëdóny pôra miesący temu staranim Muzeum Pismieniznë i Muzyczi Kaszëbskö-Pömörsczi w Wej-rowie zbiérk öpöwiôdaniów Kristinë Lewnë Môtowidlo. Je to ji pierszi zbiérk, chôc pisôrka da sa pôznac ju wiele lat rëchli, starające sa (zresztą ze zwëné-gama) prezentować swöje dokaże na lëteracczich konkursach. Ju z nëch môłëch próbków möże sa doznać ö ji bógati wëöbrazni, słowny letköscë partii dialogöwëch i swójnym ôrce kąsk czôrnégö szpörtu. Taką prozą dzeli sa dzéwcza urodzone w Pucku, a wëchöwóné w Domôtowie - môlu möcë kaszëbsczi lëteraturë. Żlë wierzëc w reinkarnacja, tej czë-tającë öpöwiôdania Lewnë, na pierszi pôzdrzatk i w pierszim pôrëchu smiało bë mógł scwierdzëc, że hewô swiąda Jana Drzéżdżona zôs zstąpiła na świat i wmikła w cało autorczi Môtowidla. Całosc zamkłoscë ny ksążeczczi wërazno to pócwierdzy-wô... Zabić Smatka, Ö tim jak Jan Drzéżdżón umar i szed do nieba czë Góra są dokazama prosto ódnósza-jącyma sa do utwórcë z Domôtowa. Kö wëstapuje w nich ön sóm abó w öbrëmim dokazów zaznaczony je mötiw wëprowadzony z jegö roma-nów. Möże tej narrator öpöwiôdaniów skłôdającëch sa na Mötowidlo je medium do przekôzaniô wspominków pośmiertnego doswiôdczeniô, może dopówiôdô to, czegö Drzéżdżón za swégó slédnégô żëcô nie zdążił spisać? Nadto jesz w jinëch narracjach zbiérku kreöwóny są bohaterowie, elementë nôtërë czë pöstacje ze świata fantasticzi szlachującé za figiirama ze zbiérów Dzwonnik czë Kôl Biélawë... Wnetka ta sama psychologiczno konstrukcjo póstacjów, wnetka te same mótiwacje i sprawowanie sa. I jesz kaszëbsczi jazëk, jaczim pósłëgiwają sa wszëtcë bohaterowie, je bëlacczim zjinaczenim... A jednak Mótowidlo nie ódsło-niwô nowi skarni Jana Drzéżdżona. Je to w całoscë proza Kristinë Lew-në, wëwödzący sa z tëch samëch strón, pösłëgiwający sa juwernym órta jazëka, wëkazëjący przërówny-walné módło skójarzeniów i zóbra-zënë. Znające tak zajimającą proza, jak Drzéżdżonowô, drago nie bëc nią urzekłim, nie przejąć niejednëch ud-bów, nie wmiknąc w magijnosc i jego zdrzenié na świat. Lewna w swójim pierszim zbiérku usôdzków, jak prawie kóżden prozajik stojący na początku swi drodżi, muszi spłacëc dług wdzacznotë swöjému méstrowi czë mentorowi. Dokönëjącë tegö, leno w dzélëku wpôdô w kąsk zdradlëwą, czejbë przëłożëc miara óriginalnoscë, jawernota. Z kreacji póstacjów może sa równak doznać, że leno w dzélu, jakbë bezswiądno nawlékô do frazów wiôldżégó pöprzédcë. Tak tej, przë całim zapóżëczenim stilów, mótiwów i póstacjów, Lewna na wszelejaczé spósobë mia stara, cobë wëpówiedzec swoje artisticzné rozskacenia. Nówiakszą dozdrzeniałotą ódzna-cziwają są trzë fórmë ze zbiéru Môto-widlo: Nyra, Góra i Biéda. Ju leno na jich spódlim może proza Lewnë przejąć jakno cekawi zóczątk narracyjnego talentu, chtëren za jaczis czas przëniese brzód pöstapnëch dokazów, ódznacziwającëch sa wiakszą órigi-nalnoscą i autonomią. Do te równak czasu czetińc mó leżnosc zapoznawać sa z usódzkama, móże kąsk „cwiar-dima", zdebło „zëmnyma" w óbrazo-wanim człowieka, ale ódkriwającyma swoje znaczeniowe öbrëmia w sposób metafóriczny, brawadowi, a do te sati-riczny i kriticzny... Nyra je ópówiescą ó młodim prawniku, chtëren chóc sa w warkówim żëcym dobrze ustawił, udostół dëtczi i społeczną éra, nie rozmiół wëro-bic w se distansu do nëch zwëné-gów. Pochodzące z wiesczi spólëznë, z przesadną ambicją zawójowanió świata, w samötnoscë óstawił swego ojca, a ożenił sa z dzéwczëca, co tak samo chatno jak i ón ödrzucëło domôcą kaszëbskósc. Wnet sa ókôza-ło, że zwënédżi uzależniwają, a adrenalina nié le pónëkiwô do dzejanió, ale i przënôszô głód bëcégó znó-nym, rozpóznówónym i znaczącym. Zaspokojenie nëch wszëtczich pra-gniączków stówo sa niemöżlëwé, co prowadzy do öpisónëch w dokazu tragednëch wëdarzeniów. Öpówiô-danié Lewnë nie rozgriwô sa równak leno w sferze realisticznégó ujimniacó egzystencjalnëch jiwrów. Autorka dopisëje jesz mótiw tuńca Chcëwötë i Niezgarë - personifikacji lëdzczich felów, chtërne jistnieją na zberkach jawernégö świata, a w chwilach prze-jimającégó bólu przebijają sa do swią-dë bohaterów. Zastosowanie taczi takticzi wskazëje na cygłé pówtórza-nié sa dzejów młodégô Nyrë, schema-ticznosc zachówaniów przëjimónëch przez jego białka, nieuniknionosc bólu, jaczégó doznówó stóri Nyra. Bez to nowela stówo sa parabolą i zwëskiwô uniwersalną wôrtnota. Szlachówno je z opówiódanim Góra. Na narracja téż mógłbë przejąć jakno 54 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 LEKTURY realisticzno-öbëczajowé wmiknie-nié w świat Anë i Jana - mieszka-jącëch na wsë starëszków. Öb czas kôrbiónczi, w jaczi sztridëją sa ö to, chto mô prôwda w nic nie zna-czącëch sprawach codniowégö żëcô, wcyg so wëpöminają, że nie dbelë ö swójich starszich, drëchów ani swoje sprawë. Równak nôwiakszim jiwra je titułowô Góra, a dochôdanié ji ón-tologicznégö statusu przemieniwô realisticzną narracja öpöwiôdaniô w psychölogiczno-symböliczny dialog. Titułowô Góra je ôrta krëjamné-gö óbmiescégô, co nierôz wëzdrzi jak Lodowô Góra (dëcht jak z ro-mana Karamoro Drzeżdżona), czasa szlachuje za smatarną górą, a jesz czedë jindze je na podoba figurę smiercë. Prawie to trzecé znaczenie je nôbarżi wëzwëskiwóné w ópó-wiôdanim Lewnë. Ten strach przed pustką, czims leno przeczuwónym, przed ódchôdanim, znikwienim na wiedno sprôwiô, że dló wiakszo-scë lëdzy napomknienie o Górze je przikré i niechcóné. W ödniesenim do wieköwëch bohaterów Lewnë udôwanié, że smiercë ni ma, wëzdrzi na głëpöta i pódtrzimiwanié omanów. I kureszce trzecô ópöwiésc Kristinë Lewnë z wëdónégó zbiéru - Biéda. Zdôwô sa nóbarżi konwencjonalno, sztótama wnetka mógłbë ja wząc za szołobułka. Przédną pöstacją je tu kaszëbsczi niedorajda Szewka, chtëren nic użëtecznégó nie rozmie-je zrobic, niczim nadzwëkówim sa nie wëapartniwô, do te wcyg je szka-lowóny przez białka za zgnilstwô. I prawie ön jednego dnia umëslił so ôstac pólitika. Zapisëje sa tedë do Partii Wsë i zaczinô kariera, nópier-wi w swój im ókólim, a późni w sami Ujęte w tytule pytanie jest jednym z wielu, jakie można postawić po lekturze interesującej, w części intrygującej, publikacji Mariusza Filipa Od Kaszubów do Niemców. Tożsamość Warszawie. Jegó program zascygô sa do pödsztrëchiwaniô kaszëbsczégó póchódzeniô i öbiecywaniô welowni-kóm udostaniô bókadë niedosygłëch zwësków. Pó pora latach widzew-nëch sukcesów Szewka równak trący w póstapnym welowanim do sejmu i w sromóce scygó nazód do domó-cy wsë. Dopierze tu sa po prówdze do czego nadó: ópórządzy świnie i wërzucy gnój. Na nen ôrt zópisu żëwó prowadzony akcji nakłôdô sa jesz móralisticznó warstwa - wërôżają ja póstacje Biédë i Chcëwótë. Ni mają one bezpôstrzédnégö cësku na przebieg zdarzeniów, dejade są wëraznym ódnarratorsczim óbjasnienim, informującym czetińca ó mótiwacjach, jaczé czerëją dzejaniama bohaterów. Nie do sa rzec, żebë to bëła ösoblëwö kuńsztownó artisticznó technika, równak nadówó ópówiôstce znanka swójnégö lëdowö-terczasnégó eg-zemplum, w jaczim niebëlnotë są ukórónć, jak sa nóleżi. Kristina Lewna swój zbiérk pózwa Mótowidlo, czim narzészô do ju zde-bło zabëtégó nórzadza. Przódë biał-czi użiwałë mótowidła, żebë w mótczi pozwijać uprzadłą rëchli wełna - materiał jesz ni mający wiôldżi wôrtnotë. Na nen sóm ort póstapuje Autorka, tëli że w óbrëmim lëteraturë. Mótó nitczi fabułë i zwijó je w kłąbk zdarzeniów, zapëzgliwô z bóhaterama wazłë i wëgładzywô abó pógrëbiwô wątczi smukóné raza ze zdarzeniama z drëdżégô planu. Udôwô to sa prząd-ce-pisórce dosc dobrze, może jesz nić nólepi, ale w całoscë cekawie. Może dobrze bëłobë wiakszi cësk półożëc na zóbrazëna czë szpórtownosc, a umniészëc akcentacja móralisticz-no-jawernotowćgó czinnika, ale za to Słowińców z perspektywy antropologii historii. Ta książka skłania bowiem do snucia refleksji o dziejach, kulturze naszego regionu, jego mieszkańcach i ich przyszłości. Chociaż jej autor, z wióldżim zacekawienim może w ti narracji odnaleźć swójny kriticyzm czë ósoblëwé póczëcé górowaniô białków nad chłopama. Na znanka zaznacziwô sa w czile obróżkach nar-racyjnëch. W nowelce Rozëmku pój dodomku póstacjô Anë przemieniwó sa z wëcopónégó dzewusa i upchłi matczi-białczi w figura białczi-sto-lemczi, rozmiejący ujarzmić swégô chłopa. Szlachująco ze swójima slëb-nyma óbchódają sa białczi z ópówió-daniów Kątor czë Biéda - potrafią domagać sa ód nich dzyrzkóscë, robótë i... seksu. Pierszi zbiérk prozë Lewnë dozwôlô żdac na pöstapné, ódwóżniészé i bar-żi samóstójnć. Doch je wiedzec, że Autorka w jinym stilu też rozmieje pisać... Gdzes tam, w pókónkurso-wëch wëdôwiznach nalezc może pól-skójazëkówé dokazë, jaczé z leżnotë stilu i tematiczi mogą bëc pódskôcën-ka dló kaszëbsczégó utwórstwa. Tak tej nic, leno pisać... Białczi Kaszëb żdają... Chłopi zresztą mët. DANIÉL KALINOWSCZI, TLÓMACZËŁA BOŻENA UGÖWSKÔ Kristina Léwna, Môtowidlo, Wejherowo 2016. z niewielkimi wyjątkami, opiera się wyłącznie na dotychczasowej, znanej literaturze przedmiotu, to wnioski sformułowane na podstawie jej analizy wykraczają często znacznie poza przyjęte nie tylko w naszym, zrzeszeniowym środowisku tezy i opinie. Spowodowane to jest nie tylko, jak można sądzić, ujętą już w tytule antropologiczną metodą poznawania Ile zależy od nas samych, Kaszubów? STËCZN1K2017 / POMERANIA / 55 LEKTURY historii, ale także nieskrywanym przez Filipa celem pracy: wykazaniem słabych punktów wcześniejszych opracowań historycznych, archeologicznych, językoznawczych i nawet antropologicznych. Jedną z głównych tez autora jest stwierdzenie, że Kaszubi, Słowiń-cy nie powstali sami z siebie, lecz są fragmentem szerszego, długotrwałego dziejowego procesu stwarzania świata słowiańskiego przez (głównie) świat germański. Kaszubi, Słowińcy byli tam, gdzie Germanie (Niemcy) widzieli Innego, czyli oni po prostu tak określali Obcych. Ma to ważne zdaniem Mariusza Filipa konsekwencje. W szczególności pozwoliło mu to na zakwestionowanie zastosowanej w badaniu historii Pomorza przez prof. Gerarda Labudę metody retro-gresywnej (rekonstrukcji faktów na podstawie późniejszych źródeł) i wynikających z niej ustaleń: tylekroć powielanej w wielu współczesnych wydawnictwach mapy średniowiecznych Kaszub od Wisły za Odrę. Według Filipa ustalenia te przeczą faktom, bo stawiają znak równości pomiędzy „ludźmi" i „ziemią", a „Labuda, dowodząc autonomii etnicznej i politycznej Kaszub(ów), jednocześnie podkreślał ich »słowiańskość« i »polskość« oraz »nie-niemieckość« - [co - dop. BB] jest wyrazem metodologicznego nacjonalizmu" (s. 84). Łatwo było stawiać autorowi omawianej pracy takie zarzuty, gdyż profesorskie ustalenia były i są wynikiem, można powiedzieć, historycznego śledztwa poszlakowego. Nie zauważył przy tym, że zastosowana przez niego metoda zawiera większe braki. Przede wszystkim nie odpowiada na pytanie, kim byli owi Inni. Stosując ją, szybko można dojść do absurdalnych wniosków. Wykorzystując ją w pełni, na przykład ustalimy, że Inni (Kaszubi, Słowińcy) byli tylko tam, gdzie zauważyli ich Germanie, szczególnie wytyczając swoje posiadłości. Owi Inni byli wyłącznie tacy, jak ich opisali Germanie itp. Przede wszystkim opracowanie Filipa jest wciągającą pracą naukową o historii Słowińców i Kaszubów, od najwcześniejszych, niekiedy hipo- tetycznych, śladów ich istnienia po współczesność. Czyta się ją bardzo dobrze, można przypuszczać, że każdemu zainteresowanemu tematem przy jej lekturze będą towarzyszyły przysłowiowe wypieki na twarzy. Na pewno w tym nie przeszkodzi niezbędny aparat naukowy, jak przypisy, ścisłość terminologiczna wypowiedzi, specjalistyczne określenia itd. Na początku autor ogólnie zapoznaje czytelnika z problematyką procesów grupotwórczych (tożsamość, etnicz-ność, plemię). Następnie przechodzi do omówienia wyodrębniania ze świata słowiańskiego oraz germańskiego Kaszubów i następnie „tworzenia" Słowińców. Sporo miejsca poświęca kulturowemu trwaniu Słowińców w niemieckim otoczeniu i ich niewielkim bezpośrednim kontaktom z Kaszubami z Pomorza Gdańskiego i z Polakami. Najwięcej nowych ustaleń faktograficznych udało się autorowi poczynić w odniesieniu do powojennych losów Słowińców, dlatego ta część pracy wydaje mi się szczególnie ciekawa. Jednym z ważnych wniosków wypływających z treści książki jest przekonanie, którego w pełni nigdy zapewne nie da się potwierdzić, że los Słowińców (i Kaszubów) wcale nie zależał (oraz nie zależy) od nich samych, lecz był całkowicie uzależniony od szerszych procesów dziejowych. To ich otoczenie zdecydowało o ich powstaniu, kurczeniu się im właściwych specyficznych cech kulturowych, zaczynając od odrębnego języka po pełną, z indywidualnymi wyjątkami, asymilację z Niemcami. Ich niewielkie i słabe, głównie pokojowe, przeciwdziałanie nie miało żadnych szans powodzenia. Oby temu specyficznemu pesymizmowi zaprzeczyły współczesne działania promujące i upowszechniające ka-szubszczyznę oraz aktywność obecnych działaczy kaszubskiego ruchu regionalnego. Z dużym uznaniem należy przyjąć swobodę, z jaką autor porusza się po polsko-, niemiecko- oraz anglojęzycznej literaturze. Często też przytacza bardziej ogólne pozycje czy też opracowania o innych, podobnych gru- pach etnicznych, środowiskach z całego świata. Dzięki temu udało mu się umieścić przedstawianą problematykę na ogólnoświatowym, uniwersalnym tle. Przy niektórych jednak wątkach ma to też ujemne strony. Między innymi w polskojęzycznej publikacji używa niemieckich określeń Pomorza Zachodniego i Zaodrzańskiego, czyli prawie wyłącznie stosuje nazwy: Pomorze Przednie i Tylne. Oceniając dotychczasowe publikacje historyczne, podaje, że przedstawiały one dzieje Słowińców z perspektywy ich germanizacji, pomijając, że proces ten przynosił również pozytywy, podnosząc poziom cywilizacyjny głównych bohaterów książki. Jest to niewątpliwe uproszczenie, tylko w części prawdziwe w odniesieniu do polskich wydawnictw, które coraz częściej zwracają uwagę także na połączenie germanizacji ze zdobyczami cywilizacyjnymi. Pogląd ten jest już nieadekwatny w odniesieniu do literatury niemieckojęzycznej, w której proporcje w tym względzie w większości wypadków są odwrotne: autorzy bardzo często podkreślają, że dzięki rozprzestrzenianiu się niemieckości na wschód podnosił się poziom cywilizacyjny tych terenów, a prawie całkowicie pomijają, że było to związane z germanizacją mieszkańców. Można przypuszczać, że gdyby Mariusz Filip do analizy wykorzystał także skandynawskie sagi, zmieniłby zdanie o wyłącznie pokojowych działaniach Słowińców w historii i współcześnie, co jego zdaniem było ich najbardziej wyróżniającą cechą w porównaniu z innymi narodami i grupami etnicznymi, a szczególnie w porównaniu do Polaków i Niemców. Trudno bowiem negować ich udział w niszczycielskich pomorskich najazdach na różne rejony Skandynawii w czasie, kiedy jeszcze daleko było do głębokiej penetracji Pomorza przez sąsiednie narody. Wyróżnikiem wartym uwypuklenia jest też interdyscyplinarność rozważań Filipa, który w równej mierze opiera je na badaniach antropologicznych, jak historycznych, językoznawczych oraz pochodzących z innych dziedzin nauki. Nie zawsze 56 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 LEKTURY jednak wyciąga odpowiednie wnioski z ustaleń nauk innych niż antropologia. W moim odczuciu najbardziej charakterystyczne jest to przy zastosowanym przez niego przykładzie „rozdwojenia" pomiędzy polskością a nie-mieckością Kaszubów, którzy w latach II wojny światowej w części brali udział w działalności konspiracyjnej, a w części podpisali niemiecką listę narodowościową (Deutsche Volks-liste, DVL). Przykład ten posłużył autorowi do uzasadnienia tezy, że etniczność Kaszubów jest in statu nascendi (s. 61). Jednak w rzeczywistości historycznej te dwie rzekomo przeciwstawne postawy się nie wykluczały, a wręcz łączyły się ze sobą. Dla wielu konspiratorów przyjęcie niemieckiej listy narodowościowej było niezbędną przykrywką do ich podziemnej działalności. Czy fakt, że sporo Francuzów ochotniczo służyło w jednostkach Waffen SS uprawnia również do określenia narodu francuskiego jako tworzącego się? To pytanie można zadać także w stosunku do innych europejskich nacji. Patrząc z perspektywy regionalnej, z bogactwa różnych wątków omawianej książki przywołam jeszcze dwie kwestie. Kto wie, czy ona w ogóle by powstała albo może miałaby inny kształt i treść, gdyby nie spory toczące się w ramach kaszubskiego ruchu regionalnego, w tym rozbieżność zdań zaliczających się do niego znamienitych naukowców. W znacznej bowiem części jej koncepcja jest wynikiem dyskusji o statusie Słowińców - jako nierozerwalnej części Kaszubów bądź jako oddzielnej grupy etnicznej - w której to według autora książki mocno uczestniczyli Kaszubi, członkowie Zrzeszenia Kaszubsko --Pomorskiego, profesorowie Zygmunt Szultka i Jerzy Treder, obecni na wielu stronach omawianej publikacji. Pierwszego z nich Filip uznał za historyka, który ugruntował współcześnie powszechny pogląd o tożsamości etnicznej Kaszubów i Słowińców, a drugiego - za prawdopodobnie jedynego „obrońcę tezy o etniczności Słowińców" (s. 14). Natomiast jego zdaniem był to spór bez większego znaczenia, bo „także Kaszubi są fikcją, w takim sensie, że stanowią pewien konstrukt społeczny" (s. 205). Widoczny jest też wpływ naszych wewnętrznych sporów o właściwą ocenę tłumaczenia tekstów z Pisma Świętego na język kaszubski dokonanych przez Eugeniusza Gołąbka oraz ks. Franciszka Gruczę itp. Odnotować też należy, nie waham się tego tak określić, odwagę Mariusza Filipa w upowszechnianiu niektórych poglądów. Tutaj należy podnieść na przykład postawienie na równi działań znacznej części polskich osadników wobec Słowińców i postawy czerwonoarmistów wkraczających na zdobyte tereny. Podobne były gwałty, grabieże, rozboje. To spostrzeżenie jest niestety uzasadnione, ale czy ma szansę dotarcia do polskiej opinii publicznej? Filip swoją pracę zadedykował „pamięci Aleksandra Hilferdinga w stu-pięćdziesięciolecie wydania drukiem dzieła Ostatki Słowian na południowym brzegu Morza Bałtyckiego. Myślę, że tym samym chciał się wpisać w ciąg autorów, którzy swoimi publikacjami znacząco wpłynęli na dzieje kaszubskiego ruchu regionalnego i badań naukowych związanych z naszym regionem. Czy tak się stanie, zależy od jego czytelników, szczególnie tych kaszubskich. W tej chwili na pewno tego nie można przesądzić, dziwne by jednak było, gdyby zainteresowani szeroko pojętą kaszubszczy-zną nie zapoznali się z prezentowaną książką. BOGUSŁAW BREZA Mariusz Filip, Od Kaszubów do Niemców. Tożsamość Słowińców z perspektywy antropologii historii, Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2012. Mariusz Filip Kaszubów Niemców Ô Kösznajdrze, co östôł zabiti przez Miemcówv Dzaka inicjatiwie Môlowégö Karna Dzejaniô „Sandrë Brdë" w Chönicach ód czile lat są prowôdzoné badéro-wania nad historią Kósznajdrów. Pökôzało sa ju szesc wëdôwiznów na tą téma. Kösznajdrzë bëlë miemiecczim lëda katolëcczégö wëznaniô, co mieszkôł ód strzédnëch wieków do 1945 roku w 20 wsach w placu dzysdniowëch krézów chônicczégö, tëchólsczégó ë sapóleńsczćgó. Öni żëlë przewôż-no w zgodzę z pölsczima sąsadama, a jich znanką bëła gôspödarnota, ro-böcosc ë religiowôsc. Nimö nôczascy chłopsczégö póchôdaniô mielë stara ö wësztôłcenié swöjich sënów; ösoblëwö wiele Kósznajdrów ostało ksażama. Nierzôdkô zdarziwałë sa mieszóné żeńbe: miemieckó(kösznajderskö)- -pölsczé. W taczi prawie familie uro-dzył sa w 1917 roku Walter Ludwik Renk. Niecodniowe przeżëca tego wojnowégô heroja ópisół prof. Wło-dzmiérz Jastrzabsczi w ksążce Potomek Kósznajdrów w Armii Krajowej. Mëma Waltera Ludwika Helena póchódała z Kełkówsczich, a jegó ójc, nimó że béł Kósznajdra, miôł pól-sczé miono Kazmiérz. Öjc béł dosc bögatim kupca, tej starszich bëło stac na wësztôłcenié dzecy. Walter, chtëren późni nazywół sebie czascy Ludwika (z pózdrzatku na germańską konotacja pierszégó miona), STËCZNIK2017 / POMERANIA / 57 LEKTURY östôł wëchöwóny barżi w pölsczim dëchu ë czuł sa Pölôcha. Ön sa ucził leno w pölsczich szkołach. W 1935 r. skuńcził Państwowe Klasyczne Chłop-sczé Gimnazjum w Chónicach. Jednolatną wojskową służba miôł w Chełmnie, a późni sztudérowôł elektrotechnika na Warszawsczi Politechnice. Uczebnia skuńcził z titla inżiniera. Öb czas séwniköwi kampanie jakö pódchórążi brôł udzél w barnienim Grëdządza, wzalë gö do niewölë, ale udało mu sa ucek-nąc. Midzë 1939 a 1940 roka wrócył nazôd do Chóniców. Jako syn Kósznajdra Renk dostôł uprôwnienia Volksdeutscha, co pomogło mu w nalézenim sobie robötë. Robił nôprzód w garnizonowi komendanturze Wehrmachtu w Chónicach, a późni w Zakładach Siemensa, co ro-biłë na brekównotë miemiecczi armie. Dzaka bezpöstrzédnému sparłacze-niu banë z Chónicama baro czasto ödwiedzywôł familia. Öb czas jedny z taczich bëtnosców Walter Ludwik pötkôł na sztrasë Bernarda Mëszlëw- ka, co gö znôł z harcerstwa. Ön zain-spirowôł go do wstąpieniô do rësznotë öpóru. Renk włącził sa do wëwiôdow-czi dzejalnotë ZWZ-AK. Jego pierszim zadanim miało bëc przekôzanié informacje ö robotach Zakładów Siemensa nad radara ë czerowónyma radiowima wałama bómbama. Jego wëspółroböta z kónspiracjowim wëwiôda warała równak krótko. Lëchó sprôwdzony kurier AK ókôzôł sa agenta gestapo. Bez wicy jak rok Ludwik Walter se-dzół w sôdzë ë béł biti. Po tim óstôł skôzóny na smierc bez zgilotinowa-nié. Zabiti ôstôł 2 rujana 1944 roku w Brandenburgu. Jego prochë óddelë familie. Urna ostała pögrzebónô w fa-miliowi kulë na parafialnym smatarzu w Chónicach. Ksążka prof. Jastrzabsczégó skłódó sa ze wstapu ë 7 dzélów, w jaczich autór pökôzôł nié blós biografia Ren-ka, ale też ópisół kósznajdersczé drżenie jego familie. Publikacjo bëne mó wiele ódjimków ód krewnych tego wój nowégó heroja, a też skanë wiele dokumentów Pod kuńc séwnika 2016 roku portret Renka dostôł plac w Galerie Zasłużonëch Absolwentów Öglo-wösztôłcącégö Gimnazjum miona Filomatów w Chónicach. W zbiorowi pamiacë chóniczanów ukózała sa nowo persona. KAZMIÉRZ JARUSZEWSCZI, TŁÓMACZËŁA NATALIO KŁOPÖTK-GŁÓWCZEWSKÔ Włodzimierz Jastrzębski, Potomek Kosznajdrów w Armii Krajowej. Tragiczne iosy wojenne Ludwika Waltera Renka (1917-1944), wyd. Lokalna Grupa Działania Sandry Brdy w Chojnicach, Chojnice 2016. • DZIAŁO SIĘ W STYCZNIU • DZIAŁO SIĘ W STYCZNIU • DZIAŁO SIĘ W STYCZNIU • DZIAŁO SIĘ • 2 11947 - zmarł ks. Paweł Antoni Stefański, zasłużony proboszcz parafii w Jastarni, inicjator budowy obecnego kościoła, znanego z motywów morskich i rybackich. Urodził się 14 listopada 1877 w Chełmnie, a pochowany został na cmentarzu parafialnym w Jastarni. Jedna z ulic tego miasta nosi jego imię. •811967 - wieś Koleczkowo w uznaniu patriotycznej działalności mieszkańców pod zaborem pruskim i podczas okupacji hitlerowskiej oraz za „wykonane czyny społeczne i przodującą rolę w powiecie"została uhonorowana Odznaką Tysiąclecia Państwa Polskiego. W uzasadnieniu napisano, że po bitwie w rejonie Ko-leczkowa (29.02.1944) hitlerowcy osadzili w Potulicach i Stutthofie ponad 100 mieszkańców tej kaszubskiej wsi. •1211967 - działający przy Zarządzie Głównym ZKP studencki klub Pomorania przyznał pierwsze Medale Stolema. Otrzymali je: Aleksander Arendt, Konstanty Bączkowski, Leon Łuka, Augustyn Necel, Edmund Puzdrowski, Leokadia i Jan Trepczykowie. •1611987 - w Lęborku powstał Kaszubski Zespół Lewino. Jego kierownikiem został Jan Formela. 1611987 - w Konarzynach powołano oddział ZKP. Pierwszym prezesem został Roman Guzelak. •1711927 - w Stoczni Gdyńskiej S.A. zwodowano pierwszy w niepodległej Polsce statek Samarytanka. 2011917 - w Jastarni urodził się Antoni Pieper, kaszubski poeta i pisarz ludowy. Jego wiersze znajdują się w kilku antologiach. Współpracował m.in. z„Kaszëba-mi" i „Pomeranią". Zmarł 24 lipca 1985 w Jastarni i tam został pochowany na miejscowym cmentarzu parafialnym. • 20 11987 - ukazał się pierwszy numer„Komuni-katów", organu Prezydium Zarządu Głównego ZKP, redagowany przez Annę Kościelecką i Tadeusza Jabłońskiego. 22 11227 - z Krakowa do Gdańska przybyli oo. dominikanie, zwani zakonem kaznodziejów. Na Pomorzu w tamtych czasach pełnili jeszcze rolę misyjną. Dominikanom zawdzięczamy znany w kraju i Europie słynny Jarmark Dominikański w Gdańsku. 2211997 - zarejestrowany został Instytut Kaszubski w Gdańsku. Zgodnie ze statutem urzeczywistnia swoje cele poprzez organizację konferencji i seminariów naukowych, prowadzenie działalności wydawniczej, tworzenie zbiorów bibliotecznych, rozwijanie kontaktów międzynarodowych itp. Instytut wydaje własny rocznik naukowy „Acta Cassubiana". Pierwszym prezesem został prof. Józef Borzyszkowski, sekretarzem ówczesny doktorant Cezary Obracht-Prondzyński. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie 58 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 SPORT Najstarszy polski klub sportowy na Kaszubach Po włączeniu części ziem kaszubskich w skład nowo powstającego Państwa Polskiego, gdy nowe władze wymieniały administrację „na swoich", a duch odzyskanej przez Kaszubów wolności jeszcze dobrze się miał, zaczęły powstawać nowe towarzystwa sportowe. Działające legalnie i krzewiące kulturę fizyczną - jako bardzo istotny element wychowania. Na początku lat 20., gdy państwo nie było jeszcze dobrze zorganizowane, na fali entuzjazmu powstawało wiele nowych inicjatyw społecznych (również tych o charakterze sportowym). Wspomnieć warto choćby kartuską Cartusię - rok powstania 1923, gdyńską Arkę - 1929, czy Wej-herowski Klub Sportowy - 1921. Tak. Współczesny Gryf Weihero-wo jest spadkobiercą tradycji naj /.ego polskiego klubu sportowe-la Po morzu. Najpierw, zał ożone w 1921 r. z iJlciatvvvp kilku działaczy, m.in. Bronisława Lorenca, braci Jagodzińskich czy Leona Prusińskie-go, powstało wejherowskie Gniazdo „Sokół", towarzystwo gimnastyczne. Przy tych kilku działaczach funkcjonowały równolegle: ów Sokół, Siła czy bezpośredni poprzednik Gryfa - piłkarska Kaszubia Wejherowo, która na przełomie lat 20. i 30. była drużyną pomorskiej A-klasy, jednakże bez większych sukcesów. W okresie międzywojennym Wejherowo zyskało również niezłą jak na ówczesne warunki bazę sportową - w tym ten najbardziej znany stadion na Wzgórzu Wolności, ulokowany pośród kalwarii wejherowskiej. Przez wielu gości uważany za jeden z najpiękniej położonych stadionów w Polsce. Niestety wybuch II wojny światowej przerwał zarówno dynamiczny rozwój miasta, jak i sportu w nim. Tuż po wojnie, bo już w kwietniu 1945 - niecały miesiąc po wyzwoleniu z okupacji niemieckiej (wojska radzieckie wkroczyły do Wejherowa 12 marca 1945 r.) - reaktywowano kluby sportowe działające na terenie miasta. Powstał Miejski Międzyzakładowy Klub Sportowy „Gryf". Klub wielosekcyjny, w którym prym wiedli pięściarze. To właśnie boks stał się sportową wizytówką miasta, klub wychował wielu uczestników ijistrzos&iss rangi ogólnopolskiej czy europejskiej oraz igrzysk olimpijskich. Najbardziej znaną gwiazdą wpjherowskiego klubu był Hubert Skrzypczak, brązowy medalista Igrzysk XIX Olimpiady, która odbyła się w 1968 r. w Meksyku, uznany na najlepszego polskiego pięściarza J wagi papierowej w historii. Dziś t ny w roku 2013 Wejherowski Klub Bokserski Gryf. MMKS „Gryf" rozpiętością swoich skrzydeł obejmował bardzo szerokie spectrum dyscyplin, od lekkiej atletyki, przez koszykówkę czy piłkę nożną, aż po kręgle. W tych ostatnich udało się nawet zdobyć Drużynowe Mistrzostwo Polski. Jednak z czasem najpopularniejszą sekcją, wypierającą pozostałe, stała się piłka nożna. Piłkarze radzili sobie ze zmiennym szczęściem, kilkakrotnie awansując na szczebel centralny rozgrywek. Dopiero ostatnie lata przyniosły stabilizację i spokojny progres sportowy wejherowskiej drużyny. W 2011 r. na Wzgórzu Wolności rozpoczął pracę w charakterze trene- ra były piłkarz m.in. Arki Gdynia czy Wisły Kraków - Grzegorz Niciński. Sezon ten był jednocześnie historycznym, najlepszym w 90-letnich dziejach klubu z grodu Wejhera. Po zdobyciu Regionalnego Pucharu Polski piłkarze zyskali szansę sprawdzenia się na tle zawodników z wyższych lig. Gryf na kolejnych szczeblach drabinki pucharowej pokonywał po kolei Olimpię Grudziądz (1 liga, II szczebel rozgrywkowy), Zawiszę Bydgoszcz (1 liga, II szczebel), Sandecję Nowy Sącz (1 liga, II szczebel), Koronę Kielce (ekstraklasa) i, prowadzonego I ówcześnie przez obecnego trenera piłkarskiej kadry narodowej Adama 1 Nawałkę, Górnika Zabrze (ekstraklasa). Ostatnie zwycięstwo pozwoliło na grę w ćwierćfinale Pucharu Polski. Los sparował Gryfa z obrońcą trofeum i najbardziej utytułowanym polskim klubem ostatnich lat - warszawską Legią. Od tej fazy gra toczyła się w systemie mecz - rewanż. Oba spotkania z warszawiakami były świętem piłki dla lokalnych fanów. Pomimo wysokiej porażki w Wejherowie, kibice urządzili święto na trybunach. A Stadion Wojska Polskiego w Warszawie był bliski zobaczenia prawdziwej sensacji, Gryf prowadził z ekstraklasową Legią aż do 90. minuty! Ostatecznie zremisował. Obecnie w Gryfie funkcjonuje tylko sekcja piłkarska, która po sukcesach sprzed pięciu lat na dobre zadomowiła się na centralnym szczeblu rozgrywek i sukcesywnie promuje swoją markę i miasto Wejherowo w całej Polsce. MATEUSZ J. SCHMIDT STËCZNIK 2017 / POMERANIA 59 WYDARZENIA STOŁEM Z KOCIEWIA Klub Studencki Pomorania w 2016 roku przyznał Medal Stolema Kazimierzowi Ickiewiczowi, kociewskiemu regionaliście, nauczycielowi i samorządowcowi. Uroczystość wręczenia tej prestiżowej nagrody, nazywanej przez niektórych „kaszubskim Noblem", odbyła się 13 grudnia ubiegłego roku w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku. Do grona stolemowców wprowadziła laureata Wanda Lew-Kie-drowska. Uczestnicy pomoranijnego święta poznali życiorys i dokonania Kazimierza Ickiewicza oraz wysłu- Kazmiérz Ickiewicz je regionalistą i szkolnym, chtëren pöchôdô z Kôcewiô. Urodzył sa 15 łżëkwiata 1955 roku w Gduńsczim Stôrogardze. Skuńcził historia na Gduńsczim Uni-wersytece, pödiplomöwö zarządzanie oświatą na Gduńsczi Politechnice i obronną pedagogika na Mórsczi Akademii w Gdini, a téż kurs menedżerów i personalnëch dorôdców w Midzënôrodny Szkole Menedżerów w Warszawie. Béł nôleżnika Klubu Sztudérów Pömöraniô. Je radnym Miesczi Radë Tczewa ód 2006 roku do tero, a w latach 2006-2010 i ód 2014 do dzysdnia ji wiceprzédnika. chali kaszubskich utworów zaprezentowanych przez Agnieszkę Klebbę i Sławomira Plichtę. Prezes Pomorami Mateusz Łącki przybliżył gościom działalność tego gdańskiego klubu studentów. Dziękując za to wyróżnienie, nagrodzony Medalem Stolema wymienił osoby, którym zawdzięcza swoją fascynację Pomorzem i regiona- Kazmiérz Ickiewicz je ód lat nóleż-nika redakcyjnego kolegium cządni-ka, co sa zwie „Kociewski Magazyn Regionalny" - nôstarszégó na Kóce-wiu. Je dzejarza Kaszëbskö-Pómör-sczégó Zrzeszeniô w köcewsczim parce w Tczewie. (...) Jego zaangażowanie w robota organizacji objawiło sa midzë jinszima w wespółrobóce przë publikacjach taczich, jak Postaci z Kociewia czë ABC Kociewia. (...) W sprawach historicznëch może sa pöchwalëc wóżnyma ksążkama ó lokalny historii, przede wszëtczim tika-jącyma sa II wójnë światowi. Do tego wprowadzył wiadomöscë o traged- lizmem, podkreślił szczególne znaczenie Lecha Bądkowskiego i prof. Józefa Borzyszkowskiego. Gratulujemy panu Kazimierzowi, którego nasza redakcja doceniła w 2012 r., przyznając mu Skrę Or-muzdową, a poniżej prezentujemy laudację, jaką na uroczystość wręczenia Medalu Stolema przygotowała Ewelina Stefańska. RED. nëch wöjnowëch wëdarzeniach na Köcewiu z jeseni 1939 roku do ucz-bówników do historii. Kazmiérz Ickiewicz zajimó sa téż problematiką Kaszëbów na terenie Kanadę i je autora ksążczi pod titla Kaszubi w Kanadzie, chtërna bëła brzada jego badérowaniów nad ną témą. Może téż rzec, że prawie dzaka temu kóntaktë z naszima drëchama zeza oceanu są dzysdnia tak rëszné. Tak tej je widzec, że dobiwca latoségó Medalu Stolema robi dlô sprawę całego Pómórzó. Kazmiérz Ickiewicz je szkolnym i wëchówawcą młodzëznë. Za ta robota óstół wëprzédniony w 2011 roku, jakno pierszi na Kócewiu, titla Profesora Öswiatë nadôwónym bez Minysterstwó Nórodny Edukacji tim, chtërny mają wielelatné didakticzné zwënédżi, a téż usztôłtowelë modło szkólnégó i wëchówawcë. Spód jego skrzideł wcyg wëchôdó wiele bëtników, a nawetka laureatów Konkursu Wiédzë ó Pómórzim. Wielné karno jego uczniów bëło abó jesz je nóleżnikama Klubu Sztudérów Pómóranió. Kazmiérz Ickiewicz jakno szkolny, regionalista, samorządowi i spölëz-nowi dzejôrz gwësno zasłużił na Medal Stolema. Ödj. ze zbiorów Wandë Lew-Czedrowsczi 60 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 GDINIO. KORBIONKA O KS. WRECZE CHÔNICE. SKÔRB Z CHARZEKOW Ö charzëköwsczim skarbie öpöwiôdała Hanna Rząska z archeologicznego dzélu muzeum. Ödj. Jack Klajna Trzë lata temu na örnym pölu köl Charzëków östôł nalazłi prôwdzëwi skôrb. W nalézëszczu bëłë zachë z bronksu pöchôdającé z łużicczi kulturë, westrzód jaczich są dzélëczi kóńsczi slë: guzë, ókuca, pasyczi na nozdra (dzél uzdë), brząkadła, wiele rzôdczich przedmiotów. Do grëpë skôrb óbjimó 32 elementë, niejedne bogato zdobione. Wôrtné nalézëszcze, pô muszebny konserwacje, dożdało sa ekspozycje w Histo-riczno-Etnograficznym Muzeum m. Juliana Ridzköwsczégö w Chônicach. Na wëstôwku są pökôzóné téż pödobné archeölogöwé zabëtczi z jinëch muzeöwëch kölekcjów: z Piłë, Torunia i Szczecynka a téż z chönicczich zbiérów. Żôl leno, że nalôzca skarbu Michôł Môrcy-niôk (pol. Marciniak), nimö zagwësnieniów wöjewódzczégö konserwatora zabëtków, nie do-stôl nôdgrodë z minysterstwa. Urzadnicë mielë scwierdzoné, że öbczas ödkriwaniô nie spełnił pasownëch wëmôganiów... KAZMIÉRZ JARUSZEWSCZI W Kaszëbsczim Fôrum Kulturë w Gdini 23 lëstopadnika 2016 r. gösca béł dr Krësztof Kôrda. Opôwiôdôł ö swöji nônowszi ksążce Ks. ppłk Józef Wrycza (1884-1961). Biografia historyczna. Autor-sczé zeńdzenie z dr. Krësztofa Kordą zaczało sa od krótczi prezentacji, jakô przëblëżëła uczastnikóm môle sparłaczoné z ks. Józefa Wrëczą, lëdzy, chtërny pómôgelë autorowi w napisanim ksążczi, i materiale zebróné przez niego öbczas póralatny robótë nad publikacją. W drëdżim dzélu pótkaniô Krësztof Kórda ödpówiôdôł na pitania sparłaczoné z böhatérą ksążczi. Tłómacził m. jin., dlô-cze ks. Wrëcza béł równoczasno „kontrowersyjny i wiôldżi". Jak gôdôł: „Czej sa w cos angażowôł, to do czësta, czedë sa rozgörził - téż. Rozmiôł nawetka uderzëc. Nie lëdôł konkurencji ani lëdzy ô jinëch jak ön pözdrzatkach, jinaczi mëslącëch. Ale miôł stara ó lëdzy, nié leno ó swój ich parafianów, wspiérôł wiele lëdzy i insti-tucji. Z wspominków procëmników pówstôwô óbróz człowieka, chtëren lubił wiedno bëc na pierszim placu. Ale téż óni widzą w nim dobré stronë, ósoblëwie ódwóga. Lubótnicë pókazywają przede wszëtczim bëlnégó organizatora, człowieka, za jaczim szłë tësące, óddónégó sprawie samóstójnotë Pólsczi". Jakno nôwóżniészé wëdarzenié w żëcym bóhatérë swój i ksążczi dr Kórda wskôzôł kózanié óbczas zdënku Pólsczi z morza, w jaczim Wrëcza przëbôcził, że to Kaszëbi uchöwelë dló Pólsczi mórsczi sztrąd i Öjczëzna miałabë to jima wiedno pamiatac. Na zakuńczenie swoje pitania móglë zadawać téż uczastnicë pótkaniô. Skórzistelë z ti leżnoscë m. jin. dr Jan Mórdawsczi i prezes KFK Teréza Hóppe. Pitania tikałë przédno dzejanió ks. Wrëczë w TO W „Gryf Pomorski". RED. MGDUŃSK. PÔKÔZK FILMU „KAMERDYNER" 21 lëstopadnika 2016 r. przedstówco-wie pómórsczich mediów möglë poznać brzôd robótë przë filmie Filëpa Bajona „Kamerdyner". Produkcjo je ópiartó na historie Kaszëbów, pókazywó m. jin. przesprawa w Piósz-nicë. Jedną z przédnëch rolów graje Janusz Gajos, chtëren w filmie gódó blós po kaszëbsku. Ödjimczi do filmu, w jaczim nôwôżniészô je historio mi-łotë prostego knópa do niemiecczi aristokratczi, zaczałë sa na Warmii i w Piôsznicë na początku séwnika 2015 r. Rezultatë donëchczasny robótë óstałë zaprezentowóné óbczas zamkłé-gó pökôzku, jaczi ódbéł sa we Gduń-sku w kinie Watra Syrena. Jak gódają przedstówcowie producentów filmu, pókózk miôł wprowadzëc gazétników i róczoné media a téż gduńsczich utwórców, aktorów i jinëch utwórców w klima „Kamerdinera". Na początku 2017 r. zaczną sa pó-sobné ódjimczi. Premiera filmu pla-nowónó je na pierszé miesące przińd-négó roku. RED. NA SPÖDLIM WIADLA Z TWÖJI TELEWIZJI MÓRSCZI Ödj. ze zbiérów DM POMERANIA 61 KLËKA m WEJROWÔ. KASZËBSCZÉ BÔJCZIW TRZECH JAZËKACH 15 lëstopadnika 2016 r. w Muzeum Kaszëbskö-Pômörsczi Pismieniznë i Muzyczi bëła promöcjô drëdżé-gô dzélu ksążczi i platczi dlô dze-cy Öpôwiédz mie bôjka. Dokôz je wëdóny w trzech jazëkach: kaszëb-sczim, pölsczim (Opowiedz mi bajkę) i anielsczim (Tell Me a Fairy Tale). Ta östatnô wersjo powstała przédno z mëslą ö Kaszëbach z Kanadę, ale - jak pödczorchiwô kôördinatorka projektu Violetta Se-remak-Jankówskô z Nadbôłtowégô Centrum Kulturę - téż kaszëbsczé dzecë w Polsce uczą sa wnetka od urodzeniô anielsczégö jazëka. Jako materiôł do pöwstaniô ksążczi ostała wëzwëskónô kaszëb-skô tradicjô, to je znóné môlowé öpôwiescë, a téż dwie nowé, napi-sóné specjalno do tegô projektu. Brzôd w pöstacji ksążczi z platą ji-dze kupie m. jin. w sedzbie Nadbół-towégô Centrum Kulturę, a téż w Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie. A. Kuik-Kalinowskô i D. Pażdżersczi. Ödj. DM m GDINIO. ZABOCZONY PRZEDNIK ZRZESZENIÔ Ödj. DM Bernard Szczęsny (1919-1993). Więzień Stutthofu, burmistrz Wejherowa, Prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskie-go - promocjo tegö dokazu ôdbëła sa 9 gódnika w Kaszëbsczim Förum Kulturę w Gdini. Lubötnicë dobri pömôrsczi ksążczi pötkelë sa z autora ti publikacje dr. Krësztofa Sławsczim, chtëren öpöwiôdôł ö żëcym Bernata Szcza-snégô - wespółzałóżcë Kaszëbsczégö Zrzeszeniô i jegö wielelatnégö przéd-nika. Jak gôdôł ö heroje swôji ksążczi: „Człowiek, jaczi öb 30 pöwöjnowëch lat grôł tak wôżną rola w kaszëbsczi rësznoce, östôł tak pö prôwdze za-bëti". Dr Sławsczi dôł téż bôczenié na nadzwëköwą roböcosc Szczasnégó, jegô utcëwöta i öddanié kaszëbsczi sprawie. Öpöwiôdôł téż ö dradżim drëszstwie z Lecha Bądköwsczim i żôlu, jaczi böhatéra promöwóny ksążczi miôł do zrzeszeniowi rësznotë za usëniacé gô z władz KPZ, chtërno miôł za swöje „uköchóné dzeckö". Na kuńc möglë zabrać głos uczast-nicë promocji. Dôwelë boczenie m. jin. na to, że wcyg czasto w zrzeszeniowim ókrażim pömijô sa Szczasnégö, chtëren miôł nôwiakszé zasłëdżi dlô pöwsta-niô KPZ, a gôdô sa przédno ö Bąd-köwsczim. Dzaköwelë téż Sławsczému, że pô latach przëbôcził w swöji ksążce pöstacja nôdłëżi rządzącego przédnika Zrzeszeniô. Przed pôtkanim z autora ksążczi ödbéł sa koncert spiéwów ö mörzu w wëkönanim Karna Spiéwë i Tuńca „Gdynia". RED. POLITECHNIKA GDAŃSKA ZAPROSZENIE Wëstôwk zainaugurowôł cykl pötkaniów „Kulturę Regionów". Jego örganizatorama są Rektor i Senat Gduńsczi Pölitechniczi, Biblioteka Gduńsczi Pólitechniczi i Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie. RED. GDUNSK. WESZIWK NA POLITECHNICE W slédnëch dniach lëstopadnika i w gödniku 2016 r. w holu przed biblioteką w przędnym budinku Gduńsczi Pólitechniczi (szas. Narutowicza 11/12) dało óbezdrzec wëstôwk „Kaszëbsczi wësziwk". Öbzérôcze móglë wżerać na dokazë Kóła Wë-sziwu „Tulpa", dzejającégó kól wejrowsczégö partu Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô, a téż prôce nôdgrodzoné óbczas II Midzënôrodnégö Konkursu Kaszëbsczégó Wizualnego Kuńsztu „Cas-subia Visuales". Öbczas wernisażu 25 lë-stopadnika przédniczka „Tulpë" Ludwika Wesser-ling prezentowała tech-niczi wësziwku. 62/POMERANIA KLËKA ■IŻÔRNÓWC. LËTERACKÔ, SPIÉWNO IWSPÔMINKÔWÔ W köscełe w Żôrnówcu 11 gôdnika 2016 r. ödbëło sa wieczorne zćńdzenić na wdôr dwuch ksażi: Janusza Paserba, chtëren za żëcô baro czasto jezdzył do ti swiątinie, i ksadza-póétë Jana Twar-dowsczégö. Taczé wieczornice stałë sa ju tradicją i ôd wiele lat są órganizo-wóné w drëgą niedzela Adwentu, to je krótkô roczëznë smiercë ks. Paserba (15 gödnika). Z taką udbą wëszła wielelatnô przédniczka kroköwsczégô partu Kaszëbskö-Pômörsczégö Zrze-szeniô Éwa Kur. Latos dlô uczastników zéhdzeniô wëstąpilë m. jin. uczniowie Spódlecz-ny Szkôłë m. Janusza Korczaka, chtër-ny bëlno recytowelë wëbróné przez sebie wiérztë ks. Paserba. Absolwent ti szköłë Mikółôj Obszińsczi (pöl. Obszyński) zaprezentowôł jegö biografia. Dzecë do wëstapu przërëchto-wała szkólnô pölsczégô jazëka Halina Göyke. Dokazë drëdżégô bôhatérë wieczoru ks. J. Twardowsczégö czëtelë i recyto-welë nôleżnicë Zrzeszeniô w Krokowi - Jadwiga Kirszling, Marianna Stin (pöl. Styn), Dorota Glembin i Éwa Kur a téż Róman Köscelniôk (pol. Kościelniak), jaczi złożił żëczbë na Gödë sło-wama wiérztë „Noc Betlejemska". Biografia ks.Twardowsczégô przedstawił Łukôsz Krefta - wiceprzédnik partu. Muzyczną gwiôzdą wëdarzeniô bëła Wérónika Körthals. Śpiewała wëbróné przez sebie wiérztë ks. Jana: „Sprawie- dliwość", „Kiedy mówisz", „Żal", „Za wiosnę", „Dziękuję Ci za to, że jesteś", „Czekanie" i „Nie wiadomo komu". Spiéwónô pöézjô - jak pódczorchi-welë uczastnicë - nadzwëkôwó pëszno i uroczësto brzëmiała w zabëtköwim köscele. Spiéwôrka ôpöwiedzała téż czile anegdotów i wspominków spar-łaczonëch z Twardowsczim i jegö do-kazama. Na zakuńczenić zrzeszeńce z Krokowa rôczëlë wszëtczich na miodné jestku do parafialny zalë. Wôrt jesz dodać, że organizatorom pomógł w przëszëköwanim i przeprowadze-nim wieczornice molowi proboszcz ks. Krësztof Stachöwsczi (pöl. Sta-chowski). RED. NASPÖDLIM NOTCZI BÖŻENË HARTIN-LESZCZIŃSCZI 1 MltOSCl KS JANUSZ ST PASIEftB-WIARY I MilOSCI Ödj. DM m CHWASZCZËNO. 150 MSZÓW Z KASZËBSKĄ LITURGIĄ SŁOWA Nôleżnicë chwaszczińsczegó partu Kaszëbskö-Pómórsczégó Zrzesze-niô 18 gödnika 2016 r. dzakówelë za 150. msza z kaszëbską liturgią słowa. Eucharistia w köscele sw. Apósztołów Szëmöna i Judë Tadeusza w Chwaszczënie odprawił ks. Pioter Gruba. Ö muzyczną starna miałë stara sparłaczoné churë: Lutnia z Lëzëna, Pięciolinia z Lëni i Strze-lenka z Tëchómia, jaczé pod czerën-ka Tomasza Fópczi wëkönałë „Msza Kaszëbską na Chur i Diôbelsczé Skrzëpicë". Na diôbelsczich skrzëpi-cach zagrôł Pioter Chörostian. Öb-czas mszë spiéwało téż karno Ka- szubki z Chwaszczëna, a liturgia słowa przëszëkówelë nôleżnicë partu i dzecë, co uczą sa kaszëbsczégó jazëka. Pierszô „kaszëbskô mszô" östała ödprôwionô w stëczniku 2004 r. Jak pödczorchiwô Tomôsz Fópka, jaczi je udbôdôwôcza ti inicjatiwë, ód samego zôczątku zrzeszeńcóm pömôgelë ksaża: Nôprzód béł to ks. Czesłôw Jakusz-Gôstomsczi, tamtoczasnyproboszcz, pózni jegô pösobnik ks. Pioter Gruba i pôstapny wikariusze. W rëchtowanié mszów öb wszët-czé te lata angażowało sa cziledzesąt lëdzy. Dzaka temu, że brëkównô bëła w tim célu uczba kaszëbsczich reli-gijnëch śpiewów, powstałe muzycz- ne karna: Kaszubki z Chwaszczëna i chur Strzelenka z Tëchómia. Ökróm nich w mszach bierzą udzél: Gmi-nowô Datô Örkestra GÖK Żukowo, młodzëzna i szköłowé dzecë ze szköłów w Tëchómiu, Chwaszczë-nie i Karczemkach, białczi z KGW z Chwaszczëna i Tëchómia. Rëchli w organizacje mszów pömôgało téż Wokalno-instrumentalne Karno „Stołem" i OSP w Chwaszczënie. Kóórdinatora eucharistiów z kaszëb-ską liturgią słowa je Karól Krefta, wi-ceprzédnik chwaszczińsczegó Zrze-szeniô. RED. NASPÖDLIM NOTCZI K. KREFTË 17/POMERANIA 63 KLĘKA ■ft SERAKOJCE. GODE PÔ KASZËBSKU Gódnik 2016 r. i pierszé dnie stëcz-nika 2017 minałë w Serakójcach kóladowó i w wikszoscë pö kaszëb-sku. Öd 1.12 w wëstôwköwi zalë Stójny Muzeówi Ekspozycje bëła (i badze do kuńca stëcznika) póka-zywónô prezentacjo „Gwiôzdka na Kaszëbach". 12.12. w Zespole Wëżigimna-zjalnëch Szköłów ödbéł sa Pökôzk Gödowégö Stołu, Gminowé Kóladowanié, konkurs na nôpësz-niészą godową kugla i kermasz z leżnoscë Böżégö Narodzeniô. 14.12 w Könferencjowi Zalë Gminowégö Östrzódka Kulturë wëstąpiło z köladowim programa Dzecné Kaszëbsczé Karno Spiéwë i Tuńca „Tuchlińskie Skrzaty" wespół z Natalią Szroeder. Kuresz-ce 6.01.2017 w koscele sw. Jana Chrzcëcela köladë zaspiéwelë ar-tiscë zrzeszony w sekcjach GÖK SERAKOJCE2016 w Serakójcach, a późni szasëjama wsë do kumka kół papiesczégó wôłtôrza przeszedł pochód trzech królów. red. m WEJROWO. CHRISTUS OCZAMA ARTISTÓW W Wejrowie, w koscele Christusa Króla, na przełómanim lëstopadnika i gódnika 2016 r. möżna bëło öbzerac wëstôwk „Oblicze Chrystusa w oczach artystów Pomorza i Europy". Je to dokôz znónégó kaszëbsczégó dzejôrza i fotografa Edmunda Kamińsczćgó. Wëstôwk je zestawiony z 26 fotogramów, jaczé przedstôwiają ödjimczi z pömörsczich köscołów, a téż z Normandie i Niemców. Jak wskazywó titel, témą je pöstacjô Christusa, widzónó óczama artistów z rozmajitëch stalatów. Jak gôdô Kamińsczi, ódjimczi pôchôdają z jego archiwum i östałë zrobione w sléd-nëch dwuch dekadach. Wëstôwk béł ötemkłi 20 lëstopadni-ka przez môlowégö proboszcza ks. Daniela Nowaka öbczas odpustowi mszë w uroczëzna Christusa Króla. Wëstąpi-ło m. jin. Spiéwné Towarzëstwö m. Jana Trepczika z kaszëbsczim repertuara, a po óbezdrzenim fotogramów w parafialny swietlëcë nalazło sa cos dló cała. red. SŁËPSK. Ô SŁOWIAŃSCZI JUWERNOCE m SZTIPENDIUM MINYSTRA KULTURĘ W 2016 roku naj' felietonista Róman Drzéżdżón óstôł sztipendistą Minystra Kulturë ë Nôrodny Spôdköwiznë w óbrëmienim lëteraturë. Sztipen-dium bëło przëznóné na napisanie dzesac sztëk ôpöwiôdaniów pód óglowim titla „Hurenamle kaszubskie". Traktëją öne ö nieznónëch abó dżinącëch zwëkach i óbrzadach kaszëbsczich, m.jin. dëgusach, panëszkach, scynanim kani, „kłónianiu" sa feretronów. Öpówiescë napisóné są pó polsku, chöc w dialogach i monologach pójôwiô sa téż kaszëbsczi ë niemiecczi jazëk. Równak nôczascy bohaterowie z nordowökaszëbsczi familie Kreftów gôdają w tzw. „pólkaszu" - pólsczim jazëku „öbónionym" kaszëb-ską składnią, frazeólogizną i słowizną. Przërëchtowanim do pisaniô nëch ópówiescy bëła m.jin. kwerenda bibliotecznô, wëwiadë i gôdczi z lë-dzama z nordë Kaszëb, jich wëniczi publiköwóné bëłë na starnie: belok.kaszubia.com a téż na star-nach najégö pismiona, np. w dzélu Zachë ze stôri szafë (nr 10/2016 - ö kózle ze Sławutowa). „Hurenamle kaszubskie" pôwstałë w öbrëmienim sztipendium Minystra Kulturę a Nôrodny Spód-kówiznë. W filie nr 7 Gardowi Bi-blioteczi w Słëpsku ódbëła sa promocjo ksążczi Kulturowe projekcje Słowian w tradycji polskiej pod redakcją Daniela Kali-nowsczégô i Editë Fóltin (pol. Fołtyn), jako ostała wëdónô przez Nóukową Wëdôwizna Pómórsczi Akademie w Słëpsku. W ti publikacje znajôrze lëtera-turë i kulturę z rozmajitëch badérnëch östrzódków _ w Polsce mają stara ód- powiedzec na pitania ö dôwną i dzysdniową słowiańską juwernota. Zćńdzenić, jaczé ödbëło sa 1 gödnika 2016 r., prowa-dzëła prof. Adela Kuik-Kalinowskô. Ö ksążce ôpöwiedzelë redaktorze. Prof. Sławomir Rzepczińsczi (pól. Rzepczyń-ski) pôkôzôł prezentacja namienioną kulturowi projekcje Słowianów. Publikacjo je do kupieniô w Nôukówi Wëdôwiznie Pómórsczi Akademie w Słëpsku. red. 64 / POMERANIA / STY KLËKA WEJROWÖ. NOWÉ EKSPÖNATË Ödj.facebook.com/muzeum.wejherowo Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismie-niznë i Muzyczi je bögatszé ö nowé ekspönatë. Są öne spartaczone z Izabellą Trojanowską i Stanisława Pestką. Za pöstrzédnictwa Andrzeja Buslera, przédnika gdińsczegó partu Kaszëb-skö-Pömörsczégö Zrzeszeniô, trafił do tegö môla m. jin. Sztapel Swiatopółka Wiôldżégö (to je nôwôżniészé zrzeszeniowe wëprzédnienié za organizacyjne dzejanié) przëznóny Trojanowsczi. W slédnym czasu do MKPPiM trafił téż dzél ksążków Stanisława Pestczi. Wôrtnota darënku pôdnôszają dedi-kacje nieżëjącëch ju kaszëbsczich pisa-rzów, m. jin. Aleksandra Labudę i Jana Drzéżdżona. W zbiérach nalazłë sa téż dokumentë ze spölëznowégö żëcô, medale, wëprzédnienia, nôdgrodë, diplomë i rozmajitoôrtné pisarsczé archiwum Stanisława Pestczi. red. Ödj. DM m WEJROWÔ. ÖD „SKARBU" DO „STEGNË" W piątk 2 gódnika 2016 r. w sedzbie Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie ödbëło sa seminarium pt. „Öd »Skarbu« do »Stegnë«. 150 lat czasopiśmiennictwa kaszubskiego". Ostało öno zörganizowóné przez Kaszëbsczi Institut we Gduńsku i wejrowsczé Muzeum. Zeńdzonech przëwitôł direktór MKPPiM Tomôsz Fópka raza z nó-leżnika zarządu KI prof. Daniela Kalinowsczim z Pömörsczi Akademie w Słëpsku, chtëren prowadzył seminarium i jakno pierszi przedstawił referat zatitlowóny Badania nad periodykami kaszubskimi. Przegląd osiągnięć i dezyderat. Tak tej na sarnim początku zćńdzenió pöjawiłë sa pitania ö to, co tak pö prôwdze można nazwać kaszëbsczim cządnika. Blós te gazétë, co są pisóné w kaszëbsczim jazëku? Czë möże zarechôwac do nich téż te pisóné w jinëch jazëkach, ale chtërne tematiką nawlekają do Kaszëb? Profesor dôł bôczënk na to, że je nót dokładno zanalizować, co nôleżi do kaszëbsczi prasë. Stanisłôw Janka, kaszëbsczi pöéta i pisôrz, wëgłosył referat pt. „Wiarus" Hieronima Derdowskiego w latach 1886-1902. Zarô pö nim Róman Drzéżdżón öpöwiedzôł ö trzech cządnikach: „Przyjaciel Ludu Kaszubskiego", „Bënë ë buten" i „Vjérni Naszińc". Pótemu Kazmiérz Ja-ruszewsczi zaprezentowôł „Zabory" i inne periodyki chojnickie, a Dark Szëmiköwsczi, w referace Zrzesz Kaszëbskô 1933-1939, 1945-1947 -zespół redakcyjny i oblicze społeczno-polityczne przëzdrzôł sa pismionu, w chtërnégö twörzenim nôwikszi udzél miałë taczé personë, jak: Jón Trepczik, Sztefón Biészk, Aleksander Labuda czë Féliks Marszôłköwsczi. Cządnik „Klëka", jaczi stôwôł naprocëm „Zrzeszë Kaszëbsczi", östôł za-prezentowóny przez prof. Adela Kuik-Kalinowską w referace „Klëka" i jej środowisko twórcze. Krësztof Sławsczi w wëstąpienim „Kaszëbë" (1957-1961). Niespełnione ambicje działaczy kaszubskich? przëblëżił zćńdzonym historia dwutidzennika „Kaszëbë", a Zbigórz Walczak, jak sóm titel jegô wëpöwiescë wskazywô - Magazyn społeczno-kulturalny Wybrzeża „Litery". Andrzej Busler w referace Od „Biuletynu Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego" do „Pomeranii" - rola i oddziaływanie w ruchu kaszubsko-pomorskim öpisôł cządnik dzysdnia mést nôwôżniészi dlô kaszëbsczi spôlëznë. Blanche Krbechek, chtërna bëła pierszim przédnika założonego przez sebie Kaszëbsczégö Zrzeszeniô Nordowi Americzi, w kamrôctwie ze Stanisława Frimarka, w anielsczim i pölsczim jazëku, zaprezentowelë czwiercrocznik Amerykański „Przyjaciel Ludu Kaszubskiego", chtëren je sczerowóny do ösób zainteresowónëch kaszëbsczima sprawama. Jego pierszi numer ukózół sa ob zëma 1996/1997 roku. Ida Czajinó i Eugeniusz Prëczkówsczi, chtëren na seminarium wëgłosył wëpówiésc zatitlowóną „Norda" - jej powstanie i funkcjonowanie w latach 1995-2010, zadebiutowelë m. jin.na starnach cządnika „Tatczëzna", chtërnégö sa tikół referat „Tatczëzna" na fali rewolucji, przërëchtowóny przez Jarosława Ellwarta, a znowa Grégór Schramka w prôcë „Ödroda" i „Kaszëbskô Ödroda". Autorzy, formy, tematy ópisół gazeta, w jaczi lëte-racczi debiut miała Hana Makurôt. Dwuch óstatnëch prelegentów, Dark Majköwsczi i Łukôsz Zołtkówsczi, wëgłosëło referatë, za régą, pt.: Biôtka ô wiara i kaszëbizna - pelplińsczi cządnik „Zwónk kaszëbsczi" i Budzta spiącëch - czasopismo czy ideowa misja? Działalność dwumiesięcznika „Naji Göchë". Na sóm kuńc pótkaniégó kóżden mógł wërazëc swoje zdanie i za-strzédżi. Brzada seminarium badze publikacjo wszëtczich referatów, jaczé óstałë tego dnia wëgłoszoné. paulënawAserskô (sztudérka kaszëbsczi etnofilologie) POMERANIA 65 WËDARZENIA / ZACHË ZE STÔRISZAFË SKRË WCYG SA PÔLĄ Redakcjowé Kolegium i redakcjo cządnika „Pomerania" mają wëbróné dobiwców „Skrë Örmuzdowi" za 2016 rok. Naje wëprzédnienia dostónie latoś sédmë laureatów: 1. Gabriela i Czesiów Bieliccë - załóżcowie priwatnégö Muzeum Kaszubska Zagroda „Bielickowo" w Dólnëch Kawlach (gm. Przedkówó), w jaczim może óbzerac zachë i urządzenia z XIX i pócz. XX wieku przed wszëtczim z Kaszub, téż tëch kanadijsczich. 2. Weronika Kórthals-Tartas - kaszëbskô spiéwôrka, kóm-pózytorka i szkolno śpiewu, mocno zaangażowónó w akcja Kaszëbsczi Idol órganizowóną przez Radio Kaszëbë, uczestniczka wiele charitatiwnëch dzejaniów. 3. Jerzi Kreft - baro rëszny i utwórczi przédnik partu Kaszëb-skö-Pómórsczégó Zrzeszenió w Kolbudach, dzaka jego cażczi roböce dzecë we wszëtczich szkołach na terenie gminë mogą sa uczëc kaszëbsczégó jazëka. 4. Hana Makurôt - doktór humanisticznëch nôuków w óbrëmie-nim jazëköznajôrstwa (specjalnosc: kaszëbistika), autorka pierszi w historie kaszëbsköjazëköwi nôuköwi monografie (prôcë doktorsczi), kaszëbsköjazëkówô pöétka i tlómaczka (m. jin. skaszëbiła Zdënk W. Gombrowicza). * 5. Mariô Michalik - nôleżniczka Karna Spiéwë i Tuńca „Gdynia", jakó robi w nim i dlô niegö nôdłëżi z wszëtczich, ód 26 lat mó stara ó stón óbleczënków karna i téż dofulowiwó zbiér nótów. 6. Jack Puchalsczi - realizator zwaku, chtëren robi w Radio Gdańsk, mó wióldżi udzél w pówstanim wiele kaszëbsczich płatków, słëchówiszczów i audiobooków (zajimó sa tim ód 23 lat). 7. Riszórd Szwoch - przędny redaktor pismiona „Zapiski Ko-ciewskie", autor wiele dokazów o Kócewim i przede wszëtczim utwórca baro wóżny publikacje Słownik biograficzny Kocie- wia, w jaczi je 8 tësący biogramów w piać tomach (w nôblëż-szim czasu ukóże sa szósti tom). Ôrmuzdowé Skrë są wracziwóné ód 1985 roku za rozköscérza-nié wórtnotów, jaczé zasłëgiwają na spölëznowé achtnienié, za utwórczé pasje, szerzwienié kulturë kaszëbsczi i jiny pómór-sczi, dobiwanié nad dradżima strzodowiszczowima warënkama, spólëznowé inicjatiwë w óbrëmienim kulturë. Redakcjowé Kolegium i redakcjo „Pomeranii" mó téż wëbróné 23. stipendista funduszu m. Izabelë Trojanowsczi. Östôł nim Grégór Renusz, gazétnik spartaczony czedës z Radia Kaszëbë, a dzysdnia ze stacją Norda FM i Twoją Morską Telewizją. red. ZWONUSZK Hewó zwónuszk, co gó użiwół Fracëszk Fenikówsczi (1922—1982). Niech le latoś głośni zabrzëmi jego zwak! Trafił nen statk do zbiorów wejrowsczégó muzeum raza ze spódkówizną negó pómórsczégó pisôrza. Prówdac Fenikówsczi Pômôrzôka nie béł, ko urodzył sa w Póznanim. Pó II światowi wojnie przecy-gnął na Kaszëbë ë zamieszkół w Gdinie. Béł autora wiela dokôzów, jaczé tikałë sa mórzégó ë Kaszëbsczi. W swój im utwórstwie czasto wëzwëskiwôł kaszëb-sczi jazëk, np. w dialogach. Ön to napisół roman pt. Zapadły zamek (1958), co ópówiódó ó żëcym Floriana Cenówë. Wórt je przëbôczëc ó ti ksążce, kó latoś mijó 200 lat ód urodzenió ojca kaszëbsczi rësznotë. Temu téż nen Fenikówsczégó zwónuszk zabrzëmiół prawie w pierszim miesącu 2017 roku. RD 66 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 • • • • • ZECZBE SËCHIM PAKA USZŁÉ Jak më lubimë sobie pöżëczëc! Nié wząc w pöżëczk, ale pöżëczëc! Z rozmajitëch leżno-sców. Na roczëzna, zdënk, Jastrë, mionowi dzeń, Dzeń Starczi i Starka, Matczi a wiele jinëch. Köscer-sczi part Zrzeszeniô nawetka wëdôł ksążëczka z różny m a żëczbama na wszelejaczé leżnoscë. Stwörzałë je dzecë. Dzecë są szczere, czasa jaż za baro. Mówią a piszą, co mëszlą. Nie są politiczno poprawne. - Niech Stark Władis długö żëje, smaczków nóm pöszpandérëje! Cotce Étce żëczbów czipa, cobë tak głośno nie krzika! Niech nama żëje szkolno nasza, co to brifka tak wëstrasza! Dwasta lat a jedną zëma temu z telewizje, co pôdł za konia! Starszi öpasëją, cobë czasa za wiele nie pöżëczëc, bó nie dój Bóg sa zjiscy... Są taczi, co skłôdają żëczbë dzesac minut. Są ti, co jednym zdanim sprawa załatwią. - Wszëtczégö Nôbëlniészégö - i sprawa z głowę! Czasa lëdzëska chcą sobie pogadać prosto, tak jak czasto w przechodni, o swójich chóroscach. - Wiele zdrówka żëcza, a mie tak noga boli... Lëdze żëczą colemało tego, czego jima samima nóbarżi felëje. Wiedno tej zdrówka, dëtków, spokoju - zgödë, lepszego auta... Dorna, w ro-dzynnym karnie to skłó-danié, scyskanié raków a kuszkanié po trzë razë jesz jakós jidze. Górzi, czej je tak zwóny zakładowi/stowôrowi ópłatk. Jakuż tuwó bëlno żëczëc chłopówi, co na ce szefowi donôszô?! Jak temu szefowi żëczëc spökójnëch świąt, czej tak do robótë gnaje w swiątczi-piątczi? Jak z taką białką z jednégö wiejsczégö koła sa półómac, czej cë kol pióra ostro robi a pludrëje na całą wies? Jak sa pókuszkac z chłopa, co je zarosłi jak dzëk i drapie w lico?! A ksadzowi czego żëczëc? Kô on wszëtkö mô! Mówią, że można. Że nólepi sobie z tim rada dają pöliticë. Öni są nôłożny tego, bó bódôj codzénno sobie czego żëczą. Są tëż żëczbë, co w mediach lecą. Nóczascy na Gödë a Jastrë. Władza tej schódzy do wëbórców, pardon, mieszkańców a pókózywó, że téż rozmieje lëdz-ką mowa. Żëczą téż firmë, a żë Kaszëbi są skamżotny a szpórowny, a zôchacba kósztëje - colemało łączą żëczbë ze swoją reklamą. Pówiéta, że to je łeż? A jak to stojało w tim szpórce? Julis dôwô nekrolog do gazétë. Białka, co pisze w biórze, mówi: - Do szesc słowów to je jedna tarifa. -Tej niech mdze: „Umarła Sztazja Pótrëkus". - Jesz trzë słowa móżece dopisać... -Tej napiszemë tak: „Umarła Sztazja Pötrëkus, Sprzedóm golfa dwójka". A jak zbrzątwic żëczbë z reklamą? Proszą baro! Niech mdze pogrzebowi zakłód. Żëczbë na Gödë do radia. „W żłobie leżi, chtëż póbieżi... Kol nas sa w kumie nie leżi, leno w nôpasowniészi dabówi skrzëni z szëmôłdzczégö korzenia a taczé kóladë móżemë cë bez wbudowóné w trëma głosniczczi puszczac całi rok wkół!" „Naszima klijentoma żëczimë wiele ubëtku na la-tosé Gódë - tak jak spokojno spią ti, co skórzëstelë z naszi ófertë. Strzód nocny cëszë..." „Północ ju bëła, czej sa zjawiła... A më jesz wiedno w robóce! Leno kol nas komplet pögrzeböwëch do- _ łożnosców - hewó je nasz numer, jesz cepłi..." „Aniół pasterzom mówił... Nie znóta, ludkowie, ni dnia, ni gödzënë. Wëkupta tej udzéle w naszi firmie Slédné tchnienie pözymku a móżeta spokojno jic z bëdła w póle". „Świat przed Tobą kląkł..., bó nie wiedzôł, że kol nas badze dzél tani. Zadbómë nawetk w te świąteczne dnie o Twojego umarłego a jego ubezpieczenie..." A ta sama firma na Jastrë? Proszą baro: „Zmartwëchwstôł Pón! Alleluja. Kol nas tak cos sa nie zdôrzô! Dôwómë stoproceńtową gwarancją procëm-öpi a procëm-wieszczi! Kol nas wieczne ód-pócziwanié je pó prówdze wieczne!". Chcemë óstawic pögrzebë. A cos barżi „żëcowé-gó"? Chóclë firma ód wëwózywanió sztoku - szamba i ód ni żëczbë na Nowi Rok: „Szczëstlëwégö Nowego Roku a niech sa Warna przeléwô!". Dzeń Szkólnëch. Żëczbë ód kwiacarnie Padło tulpo: „Naszima nólepszima klijentkama w Dniu Jich Robotę żëczimë, cobë Wa wcyg awansowa, zgodno z awansa dëtczi dostówa a ferie miała bez pół roku. PS. Niech kureszceju rząd zakôże chödzëc do szkółów dzecoma - tec to nie je z nima robota!". Chto póstrzód nas prôwdzëwie szczero drëdżému żëczi? Nie zdrzącë na wzątk, tak prosto, bez öchëbë, leżnoscë? Kuli jesz je w nas z dzecka? tómkfópka Jak më lubimë sobie pöżëczëc! (...) Köscersczi part Zrzeszeniô nawetka wëdôł ksążëczka z różnyma żëczbama na wszelejaczé leżnoscë. STËCZNIK 2017 / POMERANIA 67 Z BUTNA ROK PELCKOWA - Ögłôszóm Cebie i wszëtczima wkół, że rok 2017 mdze Roka Pëlcköwa! - riknął, stojące w dwiérzach möji zatacony na zberku świata chatińczi tczëwôrtny a óbarchniałi brifka. - Cëż të tak rikôsz? - öckł jem, ödpöcziwającë na zófie pć> nym świątecznym maratonie. Kö nôprzód Wilëjô, tej Gódë, tej Zylwestera, tej zarôzka Nowi Rok, tej zôs Trzech Królów... Do te jesz ne wszëtczé ópłôtköwé zeńdzenia, a to z karna Pëlcköwsczich Zrzeszeńców, a to z grëpą Jednotë, a to z chóra Pëlc-köwsczi zwón, a to z białkama z Pëlckówsczégö Wie-sczégö Koła, a to z emeritama z Trzecégó Wieku... I to kóladowanié. Dërcha no „Dzisiaj w Betlejem" z wëso-ka śpiewanie... Śpiewanie, _ m» n rozmieje sa, z nacëska na „lejem". Do zwariowaniô a ögłëpieniô z tima swia-tama. Głowa ód te paco. Nié, nié, ni ma czedë ód-póczic, a ten mie tuwó nad ucha o Roku Pëlc-köwa wrzeszczi. Rockman sa nalózł! - Dôjże mie póku! Nie - widzysz strëchu, że jem często ap! - rzekł jem cëchó. - Ko më ju mómë rok ogłoszony. A nawetka dwa. Jeden, co Zrzeszenie mó, a drëdżi, co ta Pëlckówô Jednota wëmëslëła. Jedny Józefa Chełmöwsczégö mają, a drëdżi cos ö Pëlc-kówiókach westrzód Słowianów... A pewno jesz je trzecy rok i czwiórti - wójewódzczi a państwowi. Mie to ju sygnie. Wszëtczégó swiatowaniô móm ju dosc... nômni do Jastrów. - Swiatowanió nigdë dosc - odrzekł, mie nic, tobie nic, brifka. - A co më, Pëlcköwiôcë, górszi? Ni mó-żemë miec swojego roku chóc róz w roku? Më doch möżemë óbez nen rok wszëtczich pógódzëc. Dómë chócbë wszëtczima do wiédzë, że to naju Pëlcköwö je stolëcą wszëtczich stolëców! Ju łoni w internetach ó tim gôdalë. Më muszimë wezwëskac czas a wszëtczi-ma ną prôwda objawie. Pëlckówó stolëcą stolëców! To je zewiszcze, to je to! Widzec bëło, że brifka je fest pódskacony, temu nie bëło co z nim wiele gadać. Chtëż jego znaje, a jo gó znaja nôlepi, wié, że jak róz mu co w głowa zańdze, tej tak chutkó z ni nie wińdze. Temu téż machnął jem zrezygnowóny raką a spitół: - Kó dobrze, a jak të mëslisz, co më bë w nym roku mielë robie... Në i chtëż bë miôł zó to zapłacëc? - Hmmm - cygnącë „mmmm", himnąn, jak to miôł w zwëku, brifka. - O dętkach jem jesz nie mëslôł, ale ó dzejanim jo. Po pierszé Pëlcköwó je stolëcą, a wcyg mdzemë o tim, óbez całi rok, gôdelë na rozmajitëch imprezach, zeńdzeniach a festinach, co më je mdzemë rëchtowelë. Pó drëdżé napiszemë naj' himn, ód zó-czątku, në wiesz, żebë ju dërchnégó z tim sztridu nie bëło. Jó móm ju pierszé słowa wëmëszloné. Chcesz pósłëchac? - Në zaspiéwôj, le cëchó - póprosył jem drëcha. - Nie zaspiéwóm, bo na muzyka më ögłoszimë konkurs, ale cë sztëczk rzeka. Brifka stanął wëproszczony jak na jaczi akademie ku tczë, skłonił sa, wezdrzół w deka, wzdichnął, himnąn a uroczësto wërecëtowôł: _ Pëlcköwö... W jizbi zrobiło sa często -T...1 i , x sztël. Jem zdrzół na niego, Pëlckowo Stolëcą zdrzół, zdrzół, uszë szpëco- Stolëców! wół... a nijak ni mogące sa . . dożdac, cëż je dali, zachacył 10 je ZeWISZCZe, jem krecha krócëchnym: to je to! — Ne?! Nen sa strząsł. Wëdówac bë sa mogło, że całé na-tchnienie ulecało z niego w niebët. Równak nié, nie wara długo, czej brifka jesz róz scësnął półrzëcczi, halół lëftu a w jizbi zabrzëmia-ła póézjô: Pëlc kö w ö Pëlcköwö zemio rodnô, pësznô jok kwiat Të jes noju świat, świat, świat... Nigdë do zgubë nie przińdzesz nama Nie östôwisz naju sama, sama, sama... Brifka skłonił sa pëszno, a jó zdrzół na póéta. Pöéta - mało rzekłé. Wieszcza! Chóc... jó dopierze terô to zmërkôł. Brifka taczi bladi, derëżący, wkół oczków czerwiony, napuchłi... Nié, nie wieszcz, a WIESZCZU Strząsł jem sa z urzasu a ju spokojni przeszedł jem do udëtköwieniô Roku Pëlcköwa. Póézjó poezją, ale pëlcköwsczi pragmatizm przede wszëtczim. - Jó bë ca, drëchu, nie chcół sztresowac, ale skąd-każ të wezniesz dëtczi? Kó wiedzec je, że latoś miny-ster óbcąn Pëlcköwiôkóm dotacja, i to tak wiele, że chto wié, czë nie mdzemë muszelë pod kóscoła resztë dozbierac... - Jakuż skąd? - dló brifczi nie bëło nick niemóż-lëwëgó. - Jeden minyster wzął, drëdżi dół. Są jesz dëtczi z 500+... A co jak co, ale w tim temace më, Pëlckówiôcë, jesz wcyg nadzwëk robócy jesmë... rómk drzéżdżónk 68 / POMERANIA / STYCZEŃ 2017 Chceta wa lëd^e gwiô^dka md^ec? y Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie wëdało ksążka Iwónë Swiatosławsczi Chceta wa lëdze gwiôzdka widzec? Opowieść o kaszubskich kolędnikach godowych. Publikacja może kupie w internetowi ksagarnie KaszubskaKsiazka.pl. Jak pisze dr hab. prof. Gduńsczego Uniwersytetu Ana Kwasniewskô, je to pierszô tak szeroko monografio namienionô kôladowaniu i köladowim karnóm na Kaszëbach. Na ji nadzwëköwösc mô cësk empiricznosc zebrónëch infôrmacjów - ksążka pöwsta--i ła na spödlim 192 wëwiadów z lëdzama sparłaczonyma z tim öbrzada. Drëgą wiôłgą wôrtnotą tegö dokazu są ödjimczi, jaczé pökazywają m. jin. wëzdrzatk . pöstacji, jich atributë i zachowania. * We wiele kaszëbsczich dodomach öb wiliowi wieczór niecerplëwô i z redotą wcyg sd czekô naprzëbëcé krëjamnëch pôstacjów, jaczé zgodno z tradicją mają zagwësnic gôspödôrzóm dostónk i szczescé w nadchôdającym roku. Öd pôkôleniów w ten nadzwëköwi wieczór, za-czinającë ôd smroku, a na pasterce kuńczące, jich karna chodzę po óbmiescach i drogach. (...) wcyg potkać jich może w ökôlim Kartuz, Kôscérznë, Serakôjc, Wejrowa i Pucka. (...) Dzysdniowé karna kaszëbsczich gwiôzdków swôjim wëzdrzatka i „repertuara" apartnią sa kąsk ôd swöjich pöprzédców sprzed cziledze-sąt lat, ale równoczasno mają uchôwóné wiele baro archajicznëch elementów, sygającëch glabök w naja uszłota i kultura. Hewôtnô publikacjo je próbą zaktualizowa-niô naji wiédzë ô ti formie kôladowaniô. „Zamiast długiego wstępu" (dzélëczi) -1/ ^JSl "W -;V "T i :ł lwo"aH^^.ostawka SSS,walfdze 0P0WlE*°KAS2UBa m^ZeC? _S208SK,CH^oNIK#CH Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina w Gdańsku W7 INSTYTUCJA KULTURY SAMORZĄDU WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO Dyrektor prof. Roman Perucki Dyrektor Artystyczny Orkiestry PFB Ernst van Tiel STYCZEŃ 2017 I 71. SEZON 2016/2017 07/01/2017 SOBOTA 19:00 H14/01/2017 SOBOTA 19:00 I BAL GDAŃSKI - GRUPA MOCARTA Filip Jaślar - skrzypce Michał Sikorski - skrzypce Paweł Kowaluk - altówka Bolek Błaszczyk - wiolonczela Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie Program „Frak&Roll" Pełen humoru wieczór w doskonałym stylu z klasyka i hitami muzyki rozrywkowej II BAL GDAŃSKI - OGNISTE TAŃCE Orkhan Ashimov - dyrygent Orkiestra Symfoniczna PFB Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie W programie m.in. Bach/Muratore - Toccata i fuga d-moll, Rimski-Korsakow - „Lot trzmiela", Brahms - Taniec węgierski nr 5 Gorący wieczór pełen szalonego tańca w mroźna styczniowa noc. 08/01/2017 NIEDZIELA 12:00 KONCERT FAMILIJNY - FASCYNUJĄCA PERKUSJA Orkiestra perkusyjna „Żyrardowskie Uderzenie" Michał Niedziałek - perkusja, dyrygent Jarosław Praszczałek - prowadzenie koncertu Publiczność będzie mogła usłyszeć miedzy innymi utwory z firnów takich jak „Piraci z Karaibów", „Król Lew", „Pocahontas", „Alladyn" czy „Mała Syrenka", grane wyłącznie na instrumentach perkusyjnych! 12/01/2017 CZWARTEK 19:00 MAESTRO NIE TYLKO SKRZYPIEC Daniel Stabrawa - skrzypce, dyrygent Ignacy Miecznikowski - altówka Orkiestra Symfoniczna PFB Schubert - Rondo A-dur na skrzypce i orkiestrę smyczkowa, Beethoven - Symfonia D-dur op. 36 nr 2, Mozart - Symfonia koncertująca Es-dur na skrzypce i altówkę 27/01/2017 PIĄTEK 19:00 MAGIA FORTEPIANU Michał Dworzyński - dyrygent Kevin Kenner - fortepian, laureat II nagrody XII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie Orkiestra Symfoniczna PFB Chopin - Koncert fortepianowy e-moll op. 11, Strawiński - Muzyka z baletu „Pietruszka" 20/01/2017 PIĄTEK 19:00 MUZYKA FILMOWA NA DZIEŃ BABCI I DZIADKA Sławomir Chrzanowski - dyrygent Ewa Prus - solistka Łukasz Talik - solista Orkiestra Symfoniczna PFB W programie m.in.: Bernstein - „Siedmiu wspaniałych", Manilow - „Can t Smile Without You", Williams - „Mroczne widmo", Dębski - „Rzeka marzeń", „Dumka na dwa serca" Nieodpłatne wejściówki będą wydawane w dniach 18-20 stycznia 2017 r. w godzinach czynnej kasy biletowej tj. 10:30-18:00. Jednej osobie przysługują maksymalnie dwie wejściówki. DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MIASTA GDAŃSKA 21/01/2017 SOBOTA 19:00 III BAL GDAŃSKI - AKORDEONOWA PASJA Marcin Wyrostek - akordeon Marcin Jajkiewicz - wokal Piotr Zaufał - bas Mateusz Adamczyk - skrzypce Agnieszka Haase - fortepian Daniel Popiałkiewicz - gitara Krzysztof Nowakowski - instrumenty perkusyjne Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie W programie m.in.: Rolska - „Nie oczekuję dziś nikogo", Mec - „Jej portret", „Ajde Jano" - melodia ludowa ar. Marcin Wyrostek. Piazzolla - „lnvierno Porteno", „Tanguango" Pełna pasji noc ze zwycięzca programu „Mam Talent!" i akordeonem w roli głównej Marcin Wyrostek 28/01/2017 SOBOTA 19:00 IV BAL GDAŃSKI - KRZESIMIR DĘBSKI I PRZYJACIELE Krzesimir Dębski - skrzypce, fortepian Paweł Zagańczyk - akordeon Joachim Łuczak - skrzypce Andrzej Wojciechowski - klarnet Jarosław Stokowski - kontrabas Krzysztof Dąbrowski - prowadzenie Krzesimir Dębski zaprasza na szykowny wieczór w starym stylu. $ % Nie masz pomysłu na prezent? Spraw swoim bliskim... UPOMINEK Z NUTĄ KULTURY! Najlepszy muzyczny prezent w Trójmieście! Doładuj kartę za minimum 25 zł, a wybór koncertu pozostaw obdarowanemu. Karta podarunkowa do nabycia w kasach PFB na Ołowiance. Regulamin karty na \ /.filharmonia.gda.pl I WYDARZENIA IMPRESARYJNE tsmmmim KONCERT NOWOROCZNY BOLERO BERLIN. MUZYCY FILHARMONII BERLIŃSKIEJ W FILHARMONII BAŁTYCKIEJ S/01 CZWARTEK 19:00 LOMBARD SWING - MUZYKA BEZ GRANIC NARODOWY TEATR OPERY I BALETU W ODESSIE IWKIH-HHMHSa TANGO ARGENTINO 11/01 ŚRODA 19:00 KAYAH - KONCERT ŚWIĄTECZNY PARANIENORMALNI. PIERWIASTEK Z TRZECH 16/01 PONIEDZIAŁEK 19:00 „JEZIORO ŁABĘDZIE" - RUSSIAN GRAND BALLET 22/01 NIEDZIELA 16:00 119:00 FILHARMONIA DOWCIPU 29/01 NIEDZIELA 19:00 WIECZÓR Z MUZYKĄ FILMOWĄ „ALE KINO!" WWW.FILHARMONIA.GDA.PL ■ BILETY@FILHARMONIA.GDA.PL • TEL. 58 320 62 62 • TEL. 58 323 83 62 ■ WWW.FACEBOOK.COM/FILHARMONIA KUP BILET www.bilety24.pl i wydrukuj na domowej drukarce, w kasach biletowych PFB Gdańsk, Ołowianka 1, w Biurze Podróży „Barkost" Gdynia, Świętojańska 100 Dyrekcja zastrzega sobie prawo do zmian w programie w ^ ^eDF Radio Gdańsk 9 waSdmości Twoia Gazeta iS' Bałtyckie trójmiasto pl • LIVE&TRAVEL ™ 3 Z. * Energa http://www.filharmonia.gda.pl