CENA 5,00 zł (w tym 5%VAT) NR 12 (504) GRUDZIEŃ 2016 ROK PROF. GERARDA LABUDY MERANIA mies^»połeczno-kulturalny ROK ZAHNIA 1963 www.miesiecznikpomerania.pl nMm BRUNON SYNAK JÓZEF BORZYSZKOWSKI KLEMENS BRUSKI STANISŁAW PESTKA Gm/WD LABUDA 111 WIESŁAW MERING ZYGMUNT SZULTKA ZBIGNIEW GRZONKA HUBERT BRONK MIECZYSŁAW WOJCIECHOWSKI WITOLD STANKOWSKI ANDRZEJ GROTH HANNA POPOWSKA-TABORSKA CEZARY OBRACHT-PRONDZYŃSKI KS. EUGENIUSZ STENCEL WIKTOR PEPLIŃSKI Jubileusz dwudziestolecia działalności 1996-2016 WŁADYSŁAW PAŁUBICKI JERZY TREDER EDMUND WITTBRODT JERZY SAMP KRYSTYNA DZIWORSKA EDWARD BREZA KAZIMIERZ PRZYBYSZEWSKI MARIAN SZCZODROWSKI TADEUSZ SADKOWSKI 977023890490612 Rozeskrzóné niebö pëszné Trzimô wszeden gón Niech świat w jednosc jidze rëszny - W naj roböcy stón! Hewö miruje brawada - Hej, kölada! Hej, kôlada! Jan Rompsczi, Hej, kölada... •\. * .'i- Redakcjowé Kolegium i redakcjo cządnika „Pomerania" . • •* Z leżnoscë Gôdów żëczimë najim Czetińcóm -'jjr . prawie jednoscë i miru, ô jaczich pisze pöéta .'-jffi' Ł'. w swöjim dokazu. A Nowi Rok, jacziju •••* éU wnetka zaczniemë, mec/z tódze dZö Wajw '' lepszi ôdlatoségö i przëniese wiele szcze- ' • scó, miłotë, kaszëbiznë na codzén i rozwi- . # ju naji pômôrsczi Öjczëznë... . '*$£•*' ' ' ik • •• K*™ • * • *'k. • • : • • ••• • • POMERANIA Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego • * Ministerstwo li Spraw Wewnętrznych i Administracji WOJEWODZTWO POMORSKIE W NUMERZE: 3 Ja już się naprezesowaiem Z Łukaszem Grzędzickim, prezesem ZKP w 1. 2010-2016, rozmawiał Dariusz Majkowski 7 Uzasadnione powody do dumy Jarosław Sellin 8 Jëbleusz w ódjimkach - 60 lat Zrzeszeniô Ôdj. A. Wegner 10 Refleksj a jubileuszowa, czyli wnioski z naszych doświadczeń z myślą o przyszłości Cezary Obracht-Prondzyński 13 Uczyliśmy się samorządności od ludzi Zrzeszenia Jan Kleinszmidt 20-lecie Instytutu Kaszubskiego 14 Zrzeszony etosa badérë kaszëbiznë Red. 16 Dwadzieścia lat minęło jak jeden sen... Jowita Kęcińska-Kaczmarek 17 Zachodnie płuco Daniel Kalinowski 19 A Cassubia Cantat i cantat P.D. 20 Lëteratura na zamówienie Debata Radia Gdańsk i cządnika „Pomerania". Z góscama: Stanisława Janką, Romana Drzéżdżona i Gregora Szramką, gôdelë Pioter Léssnawa i Dark Majkówsczi 24 Z Kociewia. Kociewska jesień nie tylko poetycka Maria Pająkowska-Kensik 25 Nie taki Krzyżak straszny? Marek Adamkowicz 26 Gawędy o ludziach i książkach. Życie poświęcone prawdzie Stanisław Salmonowicz 28 Pômachtóny żëwôt Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dzél 8) Słôwk Förmella 30 Zachë ze stôri szafë. Złotô ódznaka RD 31 Borzyszki i Koszniki w drodze. Z Kaszub do Lwowa (część 2) Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 10(102) 35 Gdańsk mniej znany. Gdańsk a Krzyżacy Marta Szagżdowicz 36 Idą Święta! Piotr Schmandt 41 42 45 50 Z południa. Rocznicowe wspominki Kazimierz Ostrowski Zrozumieć Mazury. Kalendarze Waldemar Mierzwa Lektury Martina Szczepaniak i Sextet Solid Blue. Jazz pó kaszëbsku Tomôsz Fópka 52 Swiati mól w Kolanie Ewelina Stefańskó, Eugeniusz Prëczkôwsczi 54 Sprawdzają siłę woli Maya Gielniak 56 Ôtemkłi na wespółrobóta Na spôdlim tekstu Andrzeja Krauze 58 Umësłë zagarniaté bez kaszëbizna Ôbgôdka z Adelą Kuik-Kalinowską i Daniela Kalinowsczim prowadzoną przez Łukôsza Zołtköwsczégö spisałë: Ewelina Stefańskó i Paulëna Pałasz 60 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Górz Tómk Fópka 68 Z butna. Brifkôwé natchnienie Rómk Drzéżdżónk POMERANIA GODNIK 2016 PRENUMERATA PoiM^ramAy & dostawą do domM/! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28102018110000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, uł. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Od Redaktora Niedawno w Gdańsku uroczyście świętowaliśmy 60-lecie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Temu jubileuszowi został już poświęcony październikowy numer „Pomeranii", ale nie sposób pominąć tego, co działo się 29 października w Europejskim Centrum Solidarności. Publikujemy zatem fotorelację z rocznicowych obchodów oraz referat i przemówienia, które wówczas wygłoszono. Wielu z nas te słowa jeszcze brzmią w uszach, a już nadarza się kolejna okazja do wspomnień i świętowania. Otóż swoje 20-lecie obchodzi Instytut Kaszubski, czyli — jak czytamy na stronie internetowej tego zasłużonego stowarzyszenia — „miejsce spotkania osób reprezentujących różne dziedziny i ośrodki naukowe, a jednocześnie przywiązanych do idei regionalnych". Zapraszamy do relacji z tego święta oraz do lektury wypowiedzi osób związanych z Instytutem Kaszubskim. Do tematu wrócimy w kolejnym numerze. Grudzień to w ruchu kaszubsko-pomorskim czas zmian — w tym miesiącu co trzy lata odbywają się wybory prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Rady Naczelnej i innych ciał statutowych. Zjazd Delegatów wyłoni nowego prezesa ZKP, a z funkcją pożegna się dotychczasowy sternik Zrzeszenia Łukasz Grzędzicki. Łukaszu, za te sześć lat społecznej pracy bardzo dziękujemy. Ten miesiąc jest szczególny i dla mnie. Po pięciu latach prowadzenia „Pomeranii" odchodzę ze stanowiska redaktora naczelnego. To był czas przede wszystkim współpracy ze wspaniałymi ludźmi. Dziękuję zespołowi redakcyjnemu z Bogumiłą Cirocką na czele, Kolegium Redakcyjnemu, autorom i autorkom, dziewczynom, które zajmowały się wysyłką „Pomeranii", pani Krystynie Sulickiej, bez której utonąłbym w morzu umów i sprawozdań, pracownikom Biura ZKP. I dziękuję przede wszystkim Wam, drodzy Czytelnicy, za spotkania, cenne uwagi, rady i troskę o nasz miesięcznik. POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) Marika Jocz (Najô Uczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Sławomir Lewandowski Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski Projekt okładki: Sławomir Lewandowski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Drukarnia WL Elbląska 68, 80-761 Gdańsk Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. NASZE ROZMOWY JA JUZ SIĘ NAPREZESOWAŁEM Z Łukaszem Grzędzickim, prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w latach 2010-2016 rozmawiamy o jego sukcesach, porażkach, kondycji, w jakiej zostawia ZKP, oraz planach na przyszłość Prezes Grzędzicki przemawiający podczas uroczystości z okazji 60-lecia ZKP Ile miałeś wolnych weekendów w ciągu ostatnich sześciu lat? Musiałbym to sprawdzić. Kampania wyjazdów weekendowych zaczynała się w kwietniu i trwała do końca października. Później było nieco spokojniej, choć też zdarzały się jakieś szkolenia, jubileusze, promocje itp. To też często zajęte popołudnia i wieczory w ciągu tygodnia. Byłbym pewnie w stanie policzyć zupełnie wolne weekendy na palcach obu rąk. Gdybyś miał podjąć jeszcze raz decyzję o kandydowaniu na prezesa ZKP, to żona i dzieci by to wytrzymały? Nie chciałbym podejmować jeszcze raz takiej decyzji. Nie miałbym już tyle siły, żeby pracować w takim tempie. A żona by się nie zgodziła. Zapewne jest zachwycona, że to już koniec? Oj, tak. Odlicza dni (śmiech). Mam nadzieję, że nie da mi innych zadań w to miejsce, bo trochę liczę na te wolne weekendy. w Europejskim Centrum Solidarności. Fot. A.Wegner Byłeś najmłodszym prezesem w historii Zrzeszenia. Kiedy zostałeś wybrany na pierwszą kadencję, miałeś niespełna 29 lat. Kiedy patrzysz z perspektywy minionych sześciu lat, nie uważasz, że wybrano cię nieco za wcześnie? Nie wiem, czy dobrze zrobiono, być może niektórzy sugerowali się rzymską zasadą, że młode wojsko dobrze atakuje, a starsze lepiej broni. Kaszubi przecież od Rzymian się uczą. A zupełnie poważnie, to na pewno zdobyłem duże doświadczenie. Na szczęście miałem wokół siebie ludzi, których mogłem się poradzić, których opinii byłem ciekawy. Oczywiście, że nie wszystkich porad i podpowiedzi należy słuchać, bo gdy przychodzi do podjęcia decyzji, zabrania głosu, szczególnie w napiętych okresach, kiedy chcą nas „wciągnąć" na ogólnopolską scenę bijatyki, to trzeba się zachowywać bez emocji. Taką próbę - jak to nazwałeś - „wciągnięcia" przeżyłeś już w 2011 r., na samym początku zarządzania Zrzeszeniem... GÔDNIK 2016 / POMERANIA / 3 NASZE ROZMOWY Tak, pamiętam to, podobne sprawy co jakiś czas wypływają. Nagłaśniano wówczas w mediach wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o „ukrytej opcji niemieckiej" w kontekście śląskim, było to dosłownie w przededniu rozpoczęcia spisu powszechnego. A my dużo pracy włożyliśmy w to, aby do spisu dobrze przygotować nasze środowisko i zależało nam na spokojnym przeprowadzeniu tego ważnego dla nas przedsięwzięcia. Wracałem wtedy akurat ze Szczecina, ze spotkania z tamtejszym oddziałem ZKP, i podczas całej tej podróży wydzwaniali do mnie dziennikarze z różnych mediów ogólnopolskich, którzy pojęcia nie mieli o sprawach kaszubskich, ale chcieli „grzać temat". Nie kryli zawodu, kiedy mozolnie im tłumaczyłem, że nie potrzebujemy ich wsparcia. Niektórzy starsi działacze o gorących głowach też chcieli ostrego stanowiska. Gdybym wtedy wpisał się w tę rolę, w którą próbowano nas wstawić, to pewnie na starcie zaprzepaściłbym wysiłek włożony w przygotowanie akcji spisowej. A tak przebiegła ona zgodnie z założeniami i w dobrej atmosferze - do dziś wielu ludziom pozytywnie się kojarzy. Na pewno niezależnie od tego, czy prezes jest trzydziesto-czy siedemdziesięciolatkiem, musi umieć powstrzymać emocje, mieć dużą odporność psychiczną i nie podejmować, jeśli to możliwe, decyzji pod wpływem chwili, nawet wtedy, gdy całe środowisko wokół jest rozemocjonowane. Takie trudne momenty zdarzają się dość często, bo jesteśmy poddawani próbom manipulacji ze strony różnych ośrodków. To mocne słowa. Poproszę o jakiś przykład. Proszę bardzo. W 2012 r. mieliśmy „aferę" związaną z tabaką. W jednym z regionalnych - wydawałoby się poważnych mediów - pojawiła się informacja, że Unia Europejska chce zakazać produkcji tabaki i handlu nią. W ciągu kilku dni większość kaszubskich mediów bez sprawdzenia prawdziwości tych słów upowszechniła je. Podniósł się rwetes. Wiele osób podburzonych przez medialne informacje z patosem komentowało, że to zamach na kaszubszczyznę, gwałt na starym zwyczaju. Parlamentarzyści ochoczo pisali interpelacje w obronie tabaki i spirala się nakręcała. Główne stacje telewizyjne z Warszawy wysłały specjalne ekipy, aby zrobić o tym materiał. Szybko zweryfikowaliśmy tę informację. Jak udało nam się ustalić, najprawdopodobniej jedna z firm lobbingo-wych została wynajęta przez podmioty z branży tytoniowej, żeby wpływać na proces nowelizacji dyrektywy tytoniowej. Jednym z punkcików w ich strategii oddziaływania na opinię publiczną, a tym samym i władze było przedstawienie nowelizacji dyrektywy jako zamachu na tradycję zażywania tabaki. Oni nawet posługiwali się zdjęciami ze zjazdów delegatów ZKP, na których ważni politycy zażywają tabakę. Gra szła o miliardy euro. Niepokojące było to, jak łatwo część naszych ludzi dała się w to wciągnąć, jak łatwo pod hasłem obrony tradycji dali się sprowokować i w pewnym sensie wykorzystać. Zaczynałeś tę kadencję jako mieszkaniec Kociewia, a konkretnie Tczewa. Kończyłeś już w Szymbarku na Kaszubach. Myślę, że to dobry pretekst, żeby zapytać, w jakim stopniu Zrzeszenie było za twoich rządów kaszubskie, a w jakim pomorskie? Nie rozgraniczam tego, co kaszubskie, a co pomorskie. To, co jest kaszubskie, zawiera się w zbiorze - pomorskie. Kiedy używam zaimka „my", mam na myśli „my, na Pomorzu". Siłą rzeczy Kaszubi są istotnym, ważnym czynnikiem i podmiotem naszej pomorskiej rzeczywistości. Zostali przez los najlepiej wyposażeni. Jako Kaszubi możemy śmiało powiedzieć, że jesteśmy spadkobiercami tej kultury, jaka rozwijała się przez wieki na Pomorzu, ta więź kulturowa nie została bowiem przez historię przerwana. A ponieważ tyle mamy, powinniśmy się dzielić z innymi ludźmi, którzy tutaj mieszkają i chcą zapuszczać korzenie. A jak wspominasz lata spędzone w Tczewie? Czułeś się tczewianinem? Samo miasto wspominam bardzo dobrze, z sentymentem, zamieszkaliśmy tam zaraz po ślubie. Tczewianką jest moja żona. Ja jestem z Szymbarku i zawsze czułem się mieszkańcem tej okolicy, z tych stron pochodzą moi rodzice, dziadkowie etc. Mieszkając w Tczewie, nawet nie dopełniłem obowiązku meldunkowego, bo uznałem, że na kilka lat to nie ma co robić zamieszania w papierach. W pobliżu Szymbarku „wykańczam" od paru lat dom (a przy okazji sam siebie) i jeszcze mi to trochę zajmie... Może gdyby nie prezesowanie ZKP, poszłoby szybciej... Ale w zasadzie to po co był ci dom, skoro i tak w nim nie bywałeś? Coś w tym jest (śmiech). Dom jest potrzebny dla rodziny. Mieszkanie w Tczewie miało jednak dla mnie dużą wartość, bo mogłem spojrzeć na Kaszuby trochę z boku, z pewnym dystansem. Z tej perspektywy wydawały się znacznie mniejsze niż z Szymbarku. W jakiej kondycji finansowej i organizacyjnej zostawiasz Zrzeszenie? Jeśli chodzi o finanse, to z nadwyżką, z pewną „poduszką bezpieczeństwa". Spłaciliśmy wszystkie długi z lat minionych, m.in. pożyczkę na zakup Akademii Kształcenia Zawodowego i pożyczkę z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska na oczyszczalnię ścieków przy Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym we Wieżycy. Zakończyliśmy też inwestycje, które realizowaliśmy w ostatniej kadencji, np. chëcz pomorańców, studnia przy KUL. A organizacyjnie? Trudno powiedzieć. Struktury udało się wzmocnić i rozbudować, kiedy zrobiono sprawozdania z ostatnich 3 lat, to się okazało, co mnie też zdziwiło, że liczba członków ZKP wzrosła o ponad 600, a średnia wieku się obniżyła. Wychodzi na to, że Zrzeszenie nieco się odmłodziło, a tylko prezes przez te 6 lat się postarzał. Wiem, że w wielu miejscach mamy bardzo oddanych i sprawnych liderów, którzy poświęcają swój czas i talenty, angażując się we wszelkie działania bez honorariów, ale dla osobistej satysfakcji. To dla nas wszystkich praca społeczna. Podczas tych kadencji, gdy byłem prezesem, organizowaliśmy spotkania liderów oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko - Pomorskiego. 4 POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 NASZE ROZMOWY Kiedy przed naszą rozmową pytałem członków Zrzeszenia o największe plusy twoich rządów, wielu wskazywało właśnie na te spotkania... Trochę to mnie zaskoczyło, ale pokazuje, jak bardzo ludzie potrzebują tego, by uczyć się Zrzeszenia, i jak bardzo są tego ciekawi. Temu właśnie mają służyć spotkania liderów. Działacze poszczególnych oddziałów często widzą tylko swój „odcinek pracy" i nie doceniają tego wielkiego waloru, jakim jest sieciowość ZKP. Mamy swoich ludzi w różnych środowiskach, a szkolenia liderów uświadomiły to wielu uczestnikom. Poznawali się. Poza tym patrząc na osiągnięcia innych, ludzie często z nowej perspektywy zaczynają patrzeć na swój oddział, na swoje środowisko lokalne. Niektóre rozwiązania ściągali wprost, inne twórczo adaptowali na własne potrzeby. I to wzajemne poznawanie się, zarażanie się zapałem do pracy zrzeszeniowej, to na pewno większy kapitał dla naszej organizacji niż jakiekolwiek pieniądze na kontach czy nieruchomości. Co było dla ciebie największym wyzwaniem, jeśli chodzi 0 politykę zewnętrzną? Może powstanie stowarzyszenia Kaszëbskô Jednota? Na Kaszubach pluralizm organizacyjny mamy od 1989 r., kiedy po Okrągłym Stole pojawiła się możliwość łatwego zawiązywania stowarzyszeń, fundacji. W naszym regionie działa kilkaset organizacji. Każdy może wyrażać swoje poglądy. Media lubią jednak eksponować stanowiska najbardziej radykalne i jaskrawe, a działania sprowadzające się do pozytywistycznej, organizacyjnej pracy je nudzą. Niewątpliwie dla wielu zwłaszcza starszych osób związanych od lat z ruchem kaszubsko-pomorskim było szokiem, że można podważać w naszym środowisku kompromis w odniesieniu do tak podstawowych rzeczy, jak tożsamość czy hymn. Pamiętam pierwszą Radę Naczelną, podczas której rozmawiano o KJ. Nie brakowało nawet głosów, aby wyrzucić ze Zrzeszenia tych, którzy wstąpili do tego stowarzyszenia. Wtedy tonowałeś te nastroje. Dziś też byś tak zrobił? Każdy powinien mieć wolność wyboru swoich decyzji tożsamościowych i żaden wybór nie może nikogo ze Zrzeszenia wykluczać, natomiast jasno się wyrażałem na temat najważniejszych naszych symboli, takich jak hymn i stolica, którą - nie mam co do tego żadnych wątpliwości - jest Gdańsk. Zadanie prezesa nie polega na wykluczaniu kogokolwiek, raczej powinien dążyć do tego, żeby różne opcje mogły ze sobą współdziałać. Oczywiście w rozsądnych granicach, bo kompromis nie może naruszać podstawowych wartości ruchu kaszubsko-pomorskiego, którego emanacją jest Zrzeszenia. Z czego chciałbyś zostać zapamiętany jako prezes ZKP? Nie zastanawiałem się nad tym. Najbardziej obrazowe są dla mnie sytuacje, gdy jadę z dziećmi jakimiś bocznymi drogami 1 wyłaniają się przed nami kaszubskie tablice. Mogę wtedy powiedzieć: „Zobaczcie, gdyby nie działalność ZKP, pewnie nigdy ta miejscowość nie zostałaby tak oznaczona". Być może to dlatego, że właśnie w Szymbarku jako pierwsi zaczęliśmy Łukasz Grzędzicki pod kaszubskojęzyczną tablicą z Magnificat w Ain Karem. Fot. z pielgrzymki Kaszubów do Ziemi Świętej w 2013 r. stawiać dwujęzyczne tablice. Myślę, że udało nam się uzyskać dobry wynik w spisie powszechnym i, co ważniejsze, wykorzystać go do postawienia tablic z kaszubskimi nazwami miejscowości w 25 gminach. A drugą rzeczą jest to, co nam, całemu dużemu zespołowi, udało się zrobić w dziedzinie edukacji, m.in. skok liczby dzieci uczących się kaszubskiego z ok. 9 tys. do ok. 19 tys., a także podnoszenie jakości tej edukacji, również za sprawą zwiększania wymagań wobec nauczycieli. To oczywiście wywołuje ferment wśród niektórych szkólnëch, którzy teraz muszą się lepiej przygotowywać do egzaminów, ale nie mogą powiedzieć, że nie mają z czego się uczyć, bo dostali jasne kryteria. Dodając do tego cały zestaw podręczników, pomocy naukowych, także wielu nowoczesnych pomocy, to otrzymamy pokaźny dorobek ZKP i ludzi wokół Zrzeszenia skupionych. No i tylko u nas doprowadziliśmy do uruchomienia na uniwersytecie etnofilologii. Chciałbym, żeby pozytywna tendencja tak w zakresie tablic, jak i edukacji była podtrzymywana. To są takie drożdże, które będą pracować w świadomości wielu ludzi. Czas na minusy. Zdaniem niektórych, w tym też członków Zarządu Głównego, zbyt rzadko delegowałeś swoje zadania na innych. Gdybyś to robił, może tych wolnych weekendów byłoby znacznie więcej? Są różne style zarządzania tak rozległą i liczną organizacją. Wiele z nich było stosowanych przez te 6 lat. Zależało mi na tym, aby zadania, które były przyjęte w planie pracy, i inne dodatkowe były po prostu zrealizowane. Eksploatowałem wielu członków zarządu - pamiętając, że to praca społeczna, miałem z tego powodu czasami wyrzuty sumienia, ale jeśli ktoś mimo to czuł się niedociążony, to szkoda, że się o tym dowiaduję dopiero pod koniec drugiej kadencji. No to kolejny zarzut. Czy nie angażowałeś się za bardzo w politykę po stronie jednej partii? Mam na myśli przede wszystkim start w wyborach do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej, a jeszcze bardziej to, że zostałeś szefem struktur powiatowych tej partii. GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 5 > NASZE ROZMOWY Po stronie dwóch lub większej liczby partii jednej osobie jednocześnie nie wypada się angażować. Wygodniej by mi było usiąść w domu w kapciach i nie wychylać się. Ale osoby pretendujące do tego, by być liderami ZKP, które chcą realizować postulaty Zrzeszenia, jakie są ewidentnie polityczne (np. w zakresie edukacji, w kwestii planowania przestrzennego, gospodarki), muszą się angażować w politykę. Mam tu na myśli zarówno ugrupowania ogólnopolskie, jak i lokalne komitety. Trzeba szczerze powiedzieć, że nie można prowadzić skutecznej działalności zrzeszeniowej, jeśli nasi członkowie będą uciekali od zaangażowania politycznego. Ale tu nie mówimy o członku, a o prezesie. To mogło spowodować, że niektórzy zaczną postrzegać ZKP jako organizację związaną z konkretną partią. Jeśli dobrze pamiętam, to w Zarządzie Głównym czy Radzie Naczelnej są osoby związane z różnymi ugrupowaniami. Jeśli się dobrze zastanowimy, to właściwie każdy z naszych liderów działa w jakiejś ogólnopolskiej partii lub lokalnym komitecie. I według mnie to dobrze. Na przykład mój poprzednik prof. Brunon Synak, będąc prezesem ZKP, kandydował do Parlamentu Europejskiego i był jednocześnie we władzach regionalnych partii. Wielu miało mu to za złe, ale on przede wszystkim był lojalny wobec Zrzeszenia, co do tego nie mam cienia wątpliwości. Chciałbym, żeby ludzie Zrzeszenia byli tam, gdzie są podejmowane decyzje ważne dla ruchu kaszub-sko-pomorskiego. Inaczej nie będziemy mieli na nie wpływu i jako społeczność będziemy czekali na wycieraczce przed drzwiami na to, co ktoś w naszej sprawie za nas zadecyduje. Kandydowanie do europarlamentu to także było dla mnie zdobywanie doświadczenia, to była nauka, a nauka kosztuje. Potrzebujemy ludzi zaangażowanych, doświadczonych partyjnie, a jednocześnie rozumiejących Zrzeszenie i lojalnych wobec niego. Chciałbym, aby członkowie ZKP byli ważnymi postaciami w różnych ugrupowaniach i wnosili tam konstruktywne myślenie. Szczerze cieszę się z tego, że na niedawnej uroczystości z okazji 60-lecia byli przedstawiciele wielu partii. Skoro zaangażowania politycznego nie uważasz za błąd, to co w takim razie uważasz za porażkę? Bardziej powinienem kłaść nacisk na budowę Zrzeszenia jako wspólnoty opartej na wiedzy. Chodzi mi o to, co pisał już Bądkowski: „myśleć samemu". Musimy więcej uwagi poświęcać temu, żeby nasi ludzie umieli samodzielnie analizować informacje, a nie opierali się tylko na tym, co podadzą im na tacy dziennikarze, którzy często bywają bardzo słabi merytorycznie i szukają wyłącznie sensacji, lub parlamentarzyści, którzy nierzadko mówią bzdury. Nasi liderzy powinni umieć sprawdzić ich słowa, zweryfikować je, i nie powtarzać w swoim środowisku tego, co jest nieprawdziwe. Za swoją porażkę uważam to, że wykształciliśmy za mało świadomych „oficerów", którzy są w stanie przeanalizować informacje, którzy są w stanie wstać i zabrać sensownie, merytorycznie głos w danej sprawie, którzy będą liderami w lokalnych społecznościach. Co dalej z Łukaszem Grzędzickim? Po wyborach zostaniesz w kapciach w domu? Jest taka pokusa, ale chyba nie potrafiłbym siedzieć w domu. Jeśli ktoś został wychowany w ZKP i tyle w niego zainwestowali różni liderzy tej organizacji, to nie czułby się spokojny, nic nie robiąc. Może to by było wygodne, ogród lepiej by wyglądał, ale bym długo nie wytrzymał. Są 2-3 tematy, które chciałbym jeszcze pociągnąć w Zrzeszeniu, m.in. jest to zaangażowanie w kształcenie liderów i niektóre tematy prawne. Aby realizować te zadania, musisz mieć jakiś realny wpływ na działanie Zrzeszenia. Rozumiem zatem, że jeśli po wyborach podejdzie do ciebie Edmund Wittbrodt, Eugeniusz Pryczkowski czy może inny nowy szef ZKP i zaproponuje, żebyś został wiceprezesem - zgodzisz się bez wahania. Zrzeszenie nie jest taką organizacją, że trzeba formalnie być wiceprezesem lub członkiem zarządu, żeby urzeczywistniać takie cele, o jakich przed chwilą wspomniałem. Czyli nie zgodziłbyś się? Na razie nie wiem, jakie scenariusze będzie miał nowy prezes, liczę, że podczas Zjazdu Delegatów dokładnie poznam program. Jakiś „odcinek tego frontu" mógłbym obsługiwać, ale bez oczekiwania, żeby być wiceprezesem. Ja już się na-prezesowałem. Będę nadal aktywnym członkiem Zrzeszenia. Jakie marzenie spełnisz po zakończeniu tej kadencji? Marzę o tym, żeby pojechać z dziećmi na Zjazd Kaszubów. Ostatnio podczas rozmowy z synem uświadomiłem sobie, że nigdy z nim nie byłem na Zjeździe. Kiedy w szkole na kaszubskim rozmawiali na ten temat, powiedział nauczycielce: „Tata nigdy mnie nie zabrał". Urodził się miesiąc przed tym, gdy zostałem prezesem, a później zawsze zostawiałem dzieci w domu, bo cały dzień miałem mnóstwo spraw na głowie i ciągle czegoś od mnie wymagano. Chciałbym w końcu wybrać się na to wydarzenie ze spokojem, zabrać dzieci do Transcassubii, na watę cukrową i sok. Rozmawiał Dariusz Majkowski 6 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE1956-2016 !EWE KASZUBSKO-POMORSKIE ISKÓ-PÔMÓRSCZÉ ZRZESZENIE UZASADNIONE POWODY DO DUMY Szanowni Państwo, widząc tyle znakomitości, osób zasłużonych dla sprawy kaszubskiej i pomorskiej, czuję się nieco skonfundowany, bo nie mam tylu zasług, jak wielu ludzi, których widzę na tej sali. Ale Opatrzność sprawiła, że pełnię taką funkcję, jaką pełnię obecnie, więc myślę, że powinienem zacząć od słów następujących: W imieniu Rządu Rzeczypospolitej Polskiej i Państwa Polskiego, również polskiego Parlamentu składam pokłony, hołd i podziękowania dla wszystkich działaczy: zarówno tych, których z nami nie ma i honorowaliśmy ich przed chwilą, jak i tych dzisiejszych najważniejszej obok Solidarności organizacji społecznej, która powstała na Pomorzu, na Kaszubach, w Gdańsku po II wojnie światowej. Chwała Wam! Myślę, szanowni Państwo, że mamy, patrząc na historię tych 60 lat, uzasadnione powody do dumy. Wyjątkowo roztropnie wykorzystaliśmy okazję stworzoną przez Październik 1956 roku, tak jak to potrafimy my Kaszubi, my Pomorzanie. Zgoda wszystkich ważniejszych postaci ruchu kaszubskiego, pomimo czasami gigantycznych różnic, pozwoliła powołać wówczas Zrzeszenie Kaszubskie - to nastąpiło 28 października 1956 roku w Gdyni. Pewnie nieprzypadkowo, bo dziś demografowie mówią, że Gdynia jest miejscowością, gdzie żyje najwię- cej Kaszubów. Udało się przez dekady utrzymać charakter kadrowy, a zarazem masowy organizacji, która systematycznie organizuje masowe imprezy, wydarzenia takie, jak Zjazdy Kaszubów, jak Dzień Jedności Kaszubów od kilkunastu lat, jak pielgrzymki do Ziemi Świętej, do Rzymu, Częstochowy. Można powiedzieć, że dzisiaj wszystkie najważniejsze sprawy dotyczące kaszubszczyzny przynajmniej ocierają się o Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Od 1964 roku mądrość i roztropność działaczy kaszubskich spowodowała, że zmieniono nazwę na Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, chcąc wyjść z ofertą pracy na rzecz regionu również do tych, którzy Kaszubami nie są, ale dla Pomorza chcą razem pracować. Można powiedzieć, że ZKP jest syntezą całego dorobku kaszubskiego, regionalizmu od Floriana Ceynowy po zrze-szeńców... ZKP pewnie jest szafarzem kaszubskiej duchowości, to my dbamy 0 hymn, o flagę, o status języka, o liturgię również w języku kaszubskim. 1 Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie w mądrości swojej od początku przyjęło metodyczny plan porządkowania wszystkich spraw, które są ważne z punktu widzenia interesu kaszubsko--pomorskiego. Tworzyliśmy muzea, instytucje naukowe, własne massmedia. Rozumiemy po prostu, że systematyczna praca w wymiarze rozwoju regionu musi się opierać na trwałych instytucjach, i takie instytucje zbudowaliśmy. Ale też dbamy o pamięć, o pomniki, o właściwe nazwy ulic, o miejsca kultu religijnego, o obchody ważnych dla nas rocznic, opiekujemy się grobami, miejscami pamięci, jak Piaśnica, Szpę-gawsk, ale też metropolia książąt ka-szubsko-pomorskich w Oliwie. Po 1989 roku nastąpił szczególnie intensywny czas, dobry czas dla Pomorza, dla Kaszub, dla naszej organizacji. Działacze kaszubscy i pomorscy zawsze byli aktywni w okresach przesilenia, również przesilenia politycznego. Wspominano w czasie mszy tych stoczniowców, portowców, którzy byli aktywni w czasie strajków, którzy się z Kaszubami utożsamiali, byliśmy aktywni w karnawale Solidarności, byliśmy aktywni w przełomie 1989 roku i nie brakuje dziś ani w polskiej polityce, ani w biznesie, ani w mediach, ani w ogólnopolskiej kulturze Kaszubów i Pomorzan. Osiągnięciem ZKP z pewnością jest też to, że nie dajemy się wykorzystywać w sposób instrumentalny dla partykularnych celów politycznych czy partyjnych, choć próby takie były podejmowane, ale jesteśmy zróżnicowani w naszej organizacji. ZKP to taka płaszczyzna ścierania się różnych racji politycznych i oby tak było dalej. Na koniec chcę powiedzieć, że żyjemy w dość niespokojnych czasach, jeśli chodzi o kondycję Europy, zagrożenia wewnętrzne w Europie, kryzys wartości w Europie, i zagrożenia zewnętrzne, które coraz silniej odczuwamy, i z związku z tym zadajemy sobie pytanie: Co dalej? I myślę, że ratunkiem dla nas jest trzymanie się chrześcijańskiej zasady ordo caritatis, którą w Zrzeszeniu uprawiamy. Porządek miłosierdzia - kochamy przede wszystkim własne rodziny, ale kochamy też krainę własnego dzieciństwa, własną wieś, własne miasto, własny region, jak mówimy: małą ojczyznę, a w końcu kochamy naród, kochamy narodowe państwo, bo chcemy mu służyć. Jeśli w takiej hierarchii będziemy działać, to myślę, że mimo burz dziejowych, które się zaczynają, które być może będą się przetaczać obok nas albo nad nami, po prostu przetrwamy. Trzymajmy z Bogiem, a przetrwamy. JAROSŁAW SELLIN, SEKRETARZ STANU W MINISTERSTWIE KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO Tytuł pochodzi od redakcji Fot. A. Wegner GÔDNIK 2016 / POMERANIA / 7 Jëbleusz w ödjimkach Bruno Cërocczi i slédné wezdrzenié, czë w tak wôżnym dniu wszëtkö graje ze stanicą KPZ O Q ruJana we Gduńsku Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie swiatowało Aj swóje 60-lecé. Öbchödë zaczałë sa mszą z kaszëbską liturgią słowa. Kôzanié wëgłosył ks. prof. Jón Perszón. Pö uroczëstoscach w bazylice sw. Mikołaja uczastnicë przeszłe do Europejsczégö Centrum Solidarnoscë, gdze wëstąpiło Karno Spiéwë i Tuńca Kaszuby z Kartuz, a późni przédnik Zrzeszeniô Łukôsz Grzadzëcczi pöwitôł wszëtczich pözeszłëch i pöprosył ö öddanié tczë tim nôleżnikóm KPZ, co umerlë w östatnëch latach. W miono parlamentarzistów i wëszëznów pölsczégö państwa przemówił Jarosłôw Sellin, Sekretera Stanu w Minysterstwie Kulturë i Nôrodny Spôdkôwiznë, a przedstôwcą samörządôrzów béł Przédnik Sejmiku Pómörsczégô Województwa Jón Kleinszmidt. Prof. Cezari Öbracht-Pron-dzyńsczi wëgłosył referat namieniony historii i célóm, jaczé miałobë realizować Zrzeszenie. Wszëtczé te trzë wëstąpienia - jidącë za prosbama wiele najich Czetińców - publikujemë na póstapnëch stronach „Pomeranii". Z leżnoscë 60-lecô KPZ bëłë téż wracziwóné diplomë z pódzaköwanim za bëlną roböta dlô zasłużonëch dzejôrzów wskôzónëch przez partë. Jednym z wëprzédnionëch östôł Édmund Kamińsczi, uczastnik I Zjazdu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô w 1956 r. W artisticznym dzélu wëstąpiłë dwa karna: Tuchlińskie skrzaty z Tëchlëna i Marzëbiónczi z Szimbarka z towarzenim kapelë Drëchë z Kóscérznë. Swiatëjący möglë téż öbezdrzec wëstôwk, jaczi pökazowôł wôżné chwile w żëcym Zrzeszeniô öb slédné 60 lat, kupie kaszëbsczé i pömörsczé ksążczi, a na kuńc w zalë BHP pôszmakac kaszëbsczi kuchnie. Jestku przërëchtowałë białczi z sztërzëch köłów wiesczich göspödëniów. RED. Ödj. A. Wegner Przemówienie przédnika KPZ Łukasza Grzadzëcczégö 8 POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 60 LAT ZRZESZENIÔ Ks. Jón Perszón öbczas kôzaniô Direktór Bióra KPZ Łukôsz Richert (na westrzódku) wërazno znerwöwóny mësli:„Udô sa wszëtkö, jak jem chcôł?" Przed uroczëzną w ECS béł jesz czas na chutką lektura abö kupiwanié ksążków Tuchlińskie skrzaty na binie Marzëbiónczi z Szimbarka w akcji Brawa pö wëstapie dzecy Édmund Kamińsczi z diploma 60-lecô G0DN1K 2016 / POMERANIA / 9 Refleksja jubileuszowa czyli wnioski z naszych doświadczeń z myślą o przyszłości Refleksja jubileuszowa rządzi się swoimi prawami. Najpierw powinna być część chwalebna i dziękczynna. A więc dzisiaj jest dzień, kiedy należy wspominać naszych założycieli, mistrzów, mentorów oraz tych wszystkich, którzy swoją bezinteresowną, społeczną pracą i zaangażowaniem przyczynili się do trwania, rozwoju i, nie boję się tego powiedzieć - sukcesu naszej organizacji, naszego środowiska. Każdy z nas ma w pamięci i przed oczami te twarze i nazwiska, które dla nich, dla nas są tak ważne. Pamiętajmy więc o nich i im dziękujmy. Ja także mogę powiedzieć, że mam swoich zrzeszeniowych mistrzów -prof. Józef Borzyszkowski, Stanisław Pestka, Tadeusz Bolduan, Tadeusz Gleinert... Spotykając się przy tej okazji, mamy jednak nie tylko dziękować i trwać w chwale. Potrzebna jest nam refleksja - krytyczna, realistyczna, osobista... I myślenie o przyszłości - Twarzą ku przyszłości to było wezwanie Lecha Bądkowskiego. Tak więc co wynika z tych sześciu dekad? Jakie wnioski? Profesor Brunon Synak swoją najważniejszą książkę o tożsamości kaszubskiej opatrzył podtytułem: ciągłość i zmiana. I to się bardzo dobrze stosuje także do ZKP. Mamy za sobą sześć dekad. Musieliśmy się wiele nauczyć, co oznacza, że stale się dostosowywaliśmy do zmieniających się realiów. Zdolność adaptacyjna to najważniejsza cecha każdego człowieka i każdej instytucji. Oznacza ona, że trzeba szukać nowych formuł działania, reguł integracji, sposobów wyznaczania celów i ich urzeczywistniania... Prof. C. Obracht-Prondzyński przemawia podczas obchodów 60-lecia ZKP w Gdańsku. Fot. A. Wegner Dla nas bardzo ważna jest „pamięć instytucjonalna", świadomość swojej historii, przywiązanie do tradycji organizacyjnej, do tego, „co za nami". Ważne jest to, że zachowaliśmy ciągłość - są wśród nas ci, którzy byli na początku! Ale też stale dochodzą nowe osoby! Nie ma zjawiska „obumierania". Jest wymiana liderów (lokalnych i ogólnoorganizacyjnych). Dziś nie ma wiele takich organizacji, które działają dłużej niż wiek znaczącej części członków, nie mówiąc już 0 ich stażu w organizacji. Ale to oznacza też, że musimy „socjalizować" nowych członków. Nie ma zmiłuj: Zrzeszenia trzeba się nieustannie uczyć. Tylko wtedy będziemy wiedzieli, kim jesteśmy, i będziemy mieli sami dla siebie szacunek. Jeśli mówimy o zdolności adaptacyjnej, to ważna jest umiejętność kreowania nowych projektów, działań, inicjatyw, idei, pomysłów. Podkreślam to, bo często w naszych środowiskach pojawia się pokusa tradycjonalizmu, lęk przed współczesnością 1 tym, co ona ze sobą niesie. Zatem musimy ciągle powtarzać: błogi spokój jest tylko na cmentarzu! Istotę życia społecznego stanowi zmiana rozumiana jako transgresja, czyli przekraczanie siebie. Obserwacja przykładów wielu podobnych społeczności oraz badania nad nimi pokazują nam, że modernizacja -choć ryzykowna - stwarza ogromne szanse na upodmiotowienie obywatelskie, etniczne, regionalne... Tymczasem taki tradycjonalistyczny „pa- triotyzm strachu", czyli narzekanie, że oto świat w złym leży i w jeszcze gorszym kierunku zmierza, jest wyłącznie formułą ideologiczną, która ma sankcjonować czyjeś żądanie władzy - ludzie się mają bać i oddać władzę nad sobą tym, którzy zapewnią im poczucie bezpieczeństwa. Ilekroć zbudzi się w nas taka pokusa, tylekroć sięgajmy, proszę, do Floriana Ceynowy - myśliciela na wskroś nowoczesnego, działacza stosującego bardzo wówczas nietypowe, wręcz rewolucyjne metody społecznego oddziaływania, odwołującego się do niezwykle aktualnych wówczas idei. To od Ceynowy stajemy odważnie twarzą ku przyszłości. Z wiarą, że nigdy do zguby nie przyjdą Kaszuby! Takie myślenie „ku przyszłości" jest ważne, ponieważ Kaszubi, Kaszuby i całe Pomorze nieustannie się zmieniają. Trzeba się dostosowywać, odczytywać znaki czasu, rozpoznawać realia, uczyć się wykorzystywać wszelkie szanse rozwojowe, jakie są do naszej dyspozycji Pamiętać przy tym musimy o miejscu, w jakim żyjemy - nie ma Kaszub bez Pomorza. I nie ma Pomorza bez Kaszub. Jesteśmy jako organizacja i etniczni, i regionalni! Nie da się tego oddzielić od siebie bez szkody dla nas samych i całego regionu Z całą pewnością nie wszystko na Kaszubach i Pomorzu zależy od nas. ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE KASZËBSKÔ-PÖMÖRSCZËf lENIÉ 10 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE1956-2016 Ale to, jakie będą Kaszuby i Pomorze, zależy głównie od samych Kaszubów i Pomorzan. Kaszubi nie mogą uciekać od odpowiedzialności za Pomorze, bo to jest nasza mała ojczyzna. Ale też muszą pamiętać, że nie są tutaj sami. Że nie mogą być sami, bo silni jesteśmy tylko dzięki współpracy z różnymi środowiskami, grupami, instytucjami etc.! I musimy pamiętać, że z bycia tutaj „najstarszymi" wynikają zobowiązania, a nie przywileje! Bycie Kaszubą to duma, ale przede wszystkim to wyzwanie. I zobowiązanie do pracy nad sobą, nad pomyślnością Kaszub, Pomorza, Polski i Europy. Ważnym doświadczeniem w minionym 60-leciu i wskazówką na przyszłość jest hasło Zrzeszonëch naju nicht nie złomie... Czyli jako główna zasada: jedność mimo różnic. Spójrzmy - w 1955 i 1956 r. w bardzo niesprzyjających i niepewnych warunkach i okolicznościach twórcy naszej organizacji dogadali się, zrobili coś zupełnie nowego, na czym nikt się nie znał, i coś, co przetrwało! Nie brakowało różnic i sporów od samego początku. Różne były motywacje, biografie, poglądy, doświadczenia, ocena sytuacji dawnej, niedawnej i współczesnej... Ale liczyły się konsensus i porozumienie. Głównym narzędziem były negocjacje i pamięć o wartościach nadrzędnych, ponadosobowych. Dziś mamy ogromny rozwój instytucjonalny, bardzo dużo nowych aktorów na scenie etnicznej i regionalnej (indywidualnych i zbiorowych), bardzo dużo działań (eventy, wydawnictwa, granty, projekty...), bardzo dużo środków i jeszcze więcej możliwości! Ale to są tylko znamiona zewnętrzne (choć często na nich się koncentrujemy i na nie wydatkujemy energię). Tymczasem idzie o • wartości, bo one określają cele (czy wiemy, jakie one są, oprócz „przetrwania Kaszubów"?) • funkcje społeczne - po co, z kim, dla kogo? • postawy - liczy się to, jak chcemy urzeczywistniać nasze cele. Jeśli zaś mówimy o wartościach jako kluczowych, to musimy sobie powiedzieć szczerze o kilku rzeczach: 1. Nie przetrwa grupa, która nie dba o swoje symbole jako naczelne wartości. Nasze symbole nie są przez kogoś zadekretowane, uchwalone, ustanowione, prawnie zatwierdzone... One stanowią efekt naszej, często dramatycznej, historii i doświadczeń. I dlatego są dla nas ważne. MUSZĄ być dla nas ważne. A tymczasem zobaczmy, co zrobiono, co MY sami zrobiliśmy z naszym hymnem??? Tylko dlatego, że się komuś nie spodobały słowa „polska wiara, polska mowa". Kompletnie bez zrozumienia dla istoty przekazu symbolicznego, który niosą ze sobą hymny. Nie każdy w Polsce jest bonapartystą, ale nikt nie ma wątpliwości, co jest hymnem i dlaczego... W naszym hymnie jest podstawowe wezwanie, hasło-symbol, hasło -nasza moc i duma: Nigdy do zguby nie przyjdą Kaszuby. Czy może być piękniejsze i ważniejsze wezwanie? Są też inne nasze symbole - choćby stolica. Proszę wybaczyć, ale spór jest absurdalny. Aspiracje lokalne są ważne, ale... Kto może mieć wątpliwości, że i z racji historycznych, i z racji społecznych, i z racji symbolicznych naszym stołecznym gardem jest Gdańsk? Tu się spotykamy! Tu są najważniejsze instytucje kaszubskie. Tu był zjazd założycielski Zrzeszenia Kaszubskiego. Tu powstała pierwsza organizacja - Towarzystwo Młodoka-szubów! Nasi mistrzowie i protoplaści nie bez kozery właśnie tu do Gdańska w 1912 r. przyjechali, aby założyć pierwszą kaszubską organizację i pokazać: oto jesteśmy! Mamy prawo tu być i mówić: TO JEST TAKŻE NASZE MIASTO. To jest także kaszubskie miasto. Jeśli my mamy co do tego wątpliwości, to czego możemy oczekiwać od innych? Dbajmy rozsądnie o nasze symbole, bo one budują jedność grupy! 2. Dotyczy to również naszych środowiskowych autorytetów. Nie jesteśmy społecznością niezwykle bogatą w wielkie postaci. Tym większe znaczenie ma dbanie o te, które były wśród nas. I są wśród nas. Dziś jest moda na deprecjonowanie autorytetów, ale takiego środowiska jak nasze na to nie stać. Także dlatego, że wizerunek jest ważny. Szczególnie dzisiaj. Liczy się to, kto jest „twarzą" organizacji. Kto jest liderem środowiska. Kto nas reprezentuje na zewnątrz. Jaki prezentuje format intelektualny i mentalność. Jakim cieszy się społecznym poważaniem. Jakie ma doświadczenie organizacyjne i życiowe. To, czy nastawiony jest na interes grupowy czy pilnuje interesu własnego. Czy jest osobą, z której my jako społeczność zrzeszona możemy być dumni. Mówię o tym, bo przed nami kolejny wybór i zważmy, aby był rozsądny i na miarę czasów, z którymi mamy do czynienia. To niezwykle ważne, bo realia społeczne, w jakich tu na Pomorzu żyjemy, są takie, a nie inne. Musimy sobie powiedzieć, że jeśli chcemy akceptacji naszej odmienności i specyfiki, to musimy akceptować odmienność innych. Musimy pamiętać, że żyjemy dziś w środowiskach wielokulturowych i będzie się to pogłębiało. Odrzucając innych, narażamy siebie samych na presję asymilacyjną, bo nie możemy się dla nas domagać praw, których odmawiamy innym. 3. Dlatego kluczowe jest nieustanne powtarzanie: nacjonalizm nie jest dla nas opcją. Jest dzielący i wykluczający. My zawsze będziemy jego ofiarą. I albo nas będzie wykluczał, albo u nas będzie wykluczał. Odrzucać więc musimy nacjonalizm większościowy, bo on od nas żąda, abyśmy byli „tacy sami", a my chcemy być odmienni! Ale odrzucać musimy także ten nacjonalizm, który rodzi się w naszym gronie. Nie możemy mówić, że tamci to „be", a my to jesteśmy dobrzy. Pamiętajmy: „nacjonalizm każdemu nosa utrze - obcemu jutro, swojemu pojutrze". GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 11 ZRZESZENIE KASZUBSKOPOMORSKIE1956-2016 Ucieranie nosa swoim oznacza, że ktoś wchodzi w rolę tego, który wie lepiej, co to znaczy być „prawdziwym", „stuprocentowym" Kaszubą. A jeśli myśli, że wie lepiej, to uważa, że ma też prawo do oceny - czyjejś tożsamości, pochodzenia, znajomości języka... (...) Podkreślam więc: Zrzeszenie było zawsze otwarte i z radością przyjmowało tych, którzy chcieli działać na rzecz dobra Kaszub i Pomorza. Nie chcę więc, aby w naszym środowisku ktokolwiek sprawdzał, czy ktoś z nas jest Kaszubą, a tym bardziej „wystarczająco dobrym" Kaszubą. Kaszubszczyzna nie może być przeciw komukolwiek! A w ZKP jest miejsce dla wszystkich, którzy chcą nasze ideały wspierać. I pamiętajmy - działamy w bardzo zróżnicowanych środowiskach. Czasami słowo rzucone w jednym miejscu wywołać może burzę w innym (co mówię jako mieszkaniec Bytowa i ziemi bytowskiej). Ale nie chcę też, aby ktokolwiek recenzował nas na okoliczność tego, czy jesteśmy wystarczająco dobrymi Polakami i obywatelami! Mocno mówimy: mamy prawo do własnej kultury. Mamy prawo do własnej historii i własnej pamięci. Nikt nie będzie nam mówił, co możemy, a czego nie możemy czcić! O czym i jak mamy pamiętać. Pamięć o kim kultywować i jak to robić. Żaden, nawet najbardziej narodowy rząd, telewizja, prezes, instytut czy stowarzyszenie nie będą nam wyznaczały obowiązków Fot. z archiwum Senatu RP i ram pamięci. Do dziś nikt nas nie przeprosił za cynicznie wywołaną haniebną aferę z „dziadkiem z Wehrmachtu". Co więcej - widzimy, że żerowanie na naszej dramatycznej historii przynosi profity... Dopominając się prawa do własnej pamięci i historii, walczymy o naszą podmiotowość etniczną i obywatelską. Sukces w staraniach o to podwójne uobywatelnienie jest źródłem naszej siły i autorytetu. Pozwala nam jako Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskiemu myśleć o sobie i głośno o tym mówić: jesteśmy reprezentantem Kaszubów. Sprawiliśmy to swoją pracą, doświadczeniami, rozbudową struktur, osiągnięciami i zasługami w rozwoju kaszubskiej i pomorskiej kultury. A przede wszystkim osiągnęliśmy to dzięki szerokiemu zaangażowaniu ludzi, bo to ludzie tworzą społeczność zrzeszoną... Ale z tego wynikają też określone zobowiązania, choćby takie, że nie możemy się bać funkcji kontrolnej i musimy stale patrzeć władzy na ręce (od samego dołu - od samorządu po poziom państwa). I musimy dbać 0 kulturę obywatelską. Powiedzmy wprost: dla nas kluczowa jest demokracja i jej jakość, bo tylko w warunkach demokracji możemy się rozwijać. Ruch kaszubsko-pomorski był zawsze demokratyczny! Zaczynając od Ceynowy, przez młodokaszubów, po Lecha Bądkowskiego. Brunon Synak pisał w jednym ze swoich tekstów: droga do budowania pomorskiej wspólnoty regionalnej oparta być musi na dialogu wewnętrznym i zewnętrznym, na odkrywaniu 1 pielęgnowaniu tożsamości grupowej przez zrozumienie innych (wg zasady: „cieszę się, że jesteś inny"), na unikaniu poszukiwania własnej identyfikacji poprzez przeciwstawianie wysokich wartości własnej grupy niskim wartościom innej grupy; na wyzbyciu się z jednej strony postaw etnocentrycz-nych, egoizmu grupowego czy fałszywie rozumianej solidarności, a z drugiej - uprzedzeń, nieufności, podejrzeń 0 separatyzm; na przewadze procesów integracyjnych nad dezintegracyjnymi; na urzeczywistnianiu europejskiego modelu „jedności w różnorodności Tylko dzięki ideałom demokratycznym nasza tożsamość może trwać 1 się rozwijać. Tylko w modelu demokratycznym, samorządnym i solidarnym mamy gwarancję upodmiotowienia obywatelskiego i etnicznego. Jako Kaszubi, jako Pomorzanie chcemy żyć w demokratycznym państwie polskim, bo tylko w takim możemy myśleć o zbudowaniu regionalnej wspólnoty obywatelskiej, w której szanowana i rozwijana będzie różnorodność kulturowa Pomorza. Wszelkie formy autorytaryzmu winny budzić w nas głęboką obawę i sprzeciw, bo zamykają nam nie tylko drogę do określania, kim chcemy być, ale również rodzą pokusę, aby narzucać, kim być powinniśmy z punktu widzenia władzy. Nasze doświadczenie historyczne mówi, że to się nigdy dobrze dla nas nie kończy. Pamiętając o doświadczeniach twórców Zrzeszenia, o ich marzeniach i pragnieniach, o pracy, jaką włożyli w rozwój naszej organizacji, odwołując się do tradycji ruchu kaszubsko--pomorskiego, mówimy dzisiaj: przyszłością Kaszubów i Pomorza jest • demokratyczna Polska silna samorządem • obecna w Europie • gwarantująca swoim obywatelom szerokie wolności obywatelskie, w tym prawo do własnej tożsamości i jej rozwijania. CEZARY OBRACHT-PRONDZYŃSKI 1 Pomorska wspólnota regionalna in statu nascendi, [w:] Region w koncepcjach teoretycznych i diagnozach empirycznych, red. M. Dziewanowska, J. Styk, Lublin 2008, s. 91-100. 12 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE1956-2016 UCZYLIŚMY SIĘ SAMORZĄDNOŚCI OD LUDZI ZRZESZENIA Szanowni Państwo, poproszono mnie, abym jako przedstawiciel samorządowców, jako Przewodniczący Sejmiku Województwa Pomorskiego zabrał głos na tym jubileuszowym spotkaniu. Jestem za to bardzo wdzięczny i czynię to z wielką pokorą. Cechę charakterystyczną społeczności o długim trwaniu, a taką jest wspólnota kaszubsko-pomorska, stanowi pamięć. Moja rodzina od zawsze jest związana z zachodnią częścią Kaszub. Pochodzę z Bytowa i wiem, jak bardzo przez lata chcieliśmy być w jednym województwie z Kościerzyną, Wejherowem, Gdynią czy Gdańskiem. To był postulat przyjęty już na pierwszym Zjeździe Zrzeszenia Kaszubskiego w 1956 r. Udało się go zrealizować dzięki wytrwałej pracy ludzi Zrzeszenia w demokratycznej już Polsce, kiedy stworzono samorządowe województwo pomorskie. Pamiętamy, ile wymagało to zabiegów, i jesteśmy za to całemu Zrzeszeniu wdzięczni. Dziękujemy za Waszą solidarność z nami i wsparcie. Dziś bez żadnych granic administracyjnych możemy być już razem i wzbogacać swoją aktywnością kulturalną, społeczną i gospodarczą całe Kaszuby i Pomorze. Zrzeszenie było zawsze orędownikiem samorządów terytorialnych, bo wierzy w lokalne społeczności. Bardzo wiele osób od lat udzielających się w samorządach, w tym i moja skromna osoba, jest wdzięczne za to, że mogliśmy się od ludzi Zrzeszenia i w Zrzeszeniu uczyć samorządności i dbania o dobro wspólne gmin, powiatów i regionów. To są bezcenne doświadczenia również w skali Polski, warto o tym przypomnieć. Mój poprzednik na funkcji Przewodniczącego Sejmiku Województwa Pomorskiego śp. prof. Brunon Synak, którego wspominam zawsze z wielkim szacunkiem, był bardzo zaangażowany w życie Zrzeszenia i jednocześnie budowanie naszego samorządu regionalnego. Myślał o przyszłości Zrzeszenia. Myślał o przyszłości Pomorza. Zarażał nas, radnych reprezentujących zresztą różne opcje polityczne taką postawą, takim rozumieniem misji publicznej. Zbliżając się do końca swojej aktywności w Sejmiku, prof. Synak w 2009 r. przekonywał radnych J. Kleinszmidt (pierwszy z prawej) podczas obchodów 60-lecia ZKP. Fot. A. Wegner do nadania sali obrad Sejmiku Województwa Pomorskiego imienia Lecha Bądkowskiego. Profesorowi na tym bardzo zależało, i tak też się stało w drodze jednomyślnej decyzji Sejmiku. Wiem, że w Zrzeszeniu czy Europejskim Centrum Solidarności nie trzeba przypominać, kim był Lech Bądkowski. Wiosną 1981 r. na posiedzeniu Zarządu Głównego ZKP Bądkowski wygłosił swój pamiętny odczyt, który następnie opublikował w „Pomeranii" pt. „Pomorze w stanie powstania". W tym wyjątkowym momencie historii głosił: Chcemy być gospodarzami na własnej ziemi. Dążymy do odbudowy i rozkwitu naszej rdzennej kultury pomorskiej. Uwzględniając dorobek wszystkich grup regionalnych Pomorza, szczególną wagę przywiązujemy do kultury i tradycji kaszubskiej, która zachowała najwięcej pierwiastków pomorsko-ści. Stoimy na gruncie istotnej decentralizacji władzy we wspólnym państwie. Uważamy, że uczucie miłości do ojczyzny narodowej i państwowej oraz ofiarność dla niej lepiej się realizują w działalności dla ojczyzny małej. Te rekomendacje Bądkowskiego w roku 60-lecia Zrzeszenia w dużej mierze pozostają aktualne. Wierzę, że ta sztafeta pokoleń, która od lat biegnie w Zrzeszeniu, pobiegnie dalej i będzie urzeczywistniała te marzenia, czego Zrzeszeniu i całemu Pomorzu w imieniu samorządowców z serca życzę. JAN KLEINSZMIDT PRZEWODNICZĄCY SEJMIKU WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO Tytuł pochodzi od redakcji DZIAŁO SIĘ W GRUDNIU • DZIAŁO SIĘ W GRUDNIU • DZIAŁO SIĘ W GRUDNIU • DZIAŁO SIĘ 1 XI11976 - w Bejrucie (Liban) zmarł ks. dr Kamil Kantak, filomata, historyk Kościoła, publicysta i działacz społeczny. Z Aleksandrem Majkowskim współorganizował ruch młodokaszubski, współpracował z„Gry-fem". Zwolennik wywołania powstania zbrojnego na Pomorzu po I wojnie światowej. Inicjator i współorganizator Towarzystwa Przyjaciół Nauki i Sztuki w Gdańsku, należał do zwolenników idei stworzenia w Gdańsku silnego centrum ruchu kaszubskiego. Urodził się 15 grudnia 1881 w Luboni k. Leszna. Pochowany został na cmentarzu katolickim w Bejrucie. 2X111956 - na I Walnym Zjeździe Delegatów Zrzeszenia Kaszubskiego uchwalono statut i deklarację pro- gramową tej organizacji. Pierwszym prezesem został Aleksander Arendt. ZKP jest najdłużej istniejącą organizacją w dziejach pomorskiego ruchu regionalnego. 3 XI11936 - ukazał się pierwszy numer„Gwiazdy Morza" z podtytułem „Tygodnik Parafialny Wybrzeża". Później pismo wychodziło jako dwutygodnik. ■17X111806-w Starych Szkotach k. Gdańska urodził się Szymon Józef Hirsch, prof. Gimnazjum Akademickiego w Gdańsku i Uniwersytetu w Gryfii, historyk, antykwariusz, autor wielu prac z dziejów Gdańska, współpracował przy publikacji źródeł do dziejów Pomorza. Zmarł 17 lutego 1881 w Gryfii. 18X111936 - w Toruniu utworzono Zrzeszenie Miłośników Kaszubszczyzny „Stanica". Pierwszym jego prezesem został Edmund Jonas. • 21 XI11996-Teatr Miejski w Gdyni wystawił sztukę „Chrystus z Bytowa, czyli zabijanie starego roku". Reżyserem i autorem scenariusza, opartego na Xlll-wiecz-nym tekście biblijnym i dramacie Franciszka Sędzickie-go, był Jarosław Ostaszkiewicz. • 27 XII 1766 - w Kartuzach zmarł Jerzy Schwengel, przeor kartuzów, historyk zakonu i Kościoła na Pomorzu Nadwiślańskim. Urodził się w Pieniężnie, a pochowany został w Kartuzach. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie ZRZESZONY ETOSA BADÉRË KASZËBIZNË Terczasny Zarząd KI (wnet całi), ód lewi: Katarzëna Kulikówskô, Miłosława Börzëszköwskô-Szewczik, Cezari Öbracht-Pron-dzyńsczi, Tomôsz Rembałsczi, Józef Börzëszköwsczi. Ödj. Sławomir Lewandowsczi U dba pöwöłaniô nôukôwégö towarzëstwa, chtërno bë sa zajimało kaszëbsczima, pömörsczima sprawama, w najim regionie pojawiła sa ju köl 100 lat dowslôdë, ale udało sa ja zjiscëc dopierze 20 lat temu - w roku 1996. Tedë to pöwstôł Kaszëbsczi Institut - nôukôwô stowôra zrzeszającej uczałëch, przedstôwców rozmajitëch wietwiów wiédzë i akademicczich östrzódków, chtërny badérëją sze-rok pöjmöwóné kaszëbsczé témë, przëzérającë sa jima z rozmajitëch pözdrzatków. Wôrt dopöwiedzec, że pözwa „Instytut Kaszubski" zabédowelë 50 lat wczasni lëdze z kragu pismiona „Zrzesz Kaszëbskô", a ö tim, że takô in-stitucjô, chtërna bë m. jin. öprôcowała dzeje Kaszëb i kaszëbsczi lëteraturë, je pötrzébnô, mëslelë i piselë redaktorze cządnika „Kaszëbë". To, co w PRL-u bëło le rojitwą, w wölny Polsce stało sa jawernotą. Nôzwëska wszëtczich załóżców Kaszëbsczégö Institutu (KI) möże przeczëtac na ôbkłôdce hewötnégö numra „Pomeranii". Grëbszą czcón-ką są na ni wëpisóné nôzwëska nôleżników pierszégö zarządu, ni ma tej westrzód nich miona personë, chtërna odegrała wôżną rola w pöwstanim i nacéchöwanim célów KI - prof. Gerata Labudę. Ko prawie tegö Kaszëbë w Poznaniu deja Wiôldżégö Pömörzô i jegö program badérowaniô kaszëbiznë, ukôzóné m. jin. na II Kaszëb-sczim Kongresu w 1992 r., są spödlim wiele dzejaniów realizowónëch öd 20 lat w óbrëmienim Kaszëbsczégö Institutu. Wôrt równak w tim placu przëbaczëc, że to prof. Józef Börzëszköwsczi béł spiritus movens pöwöłaniô ti stowôrë 20 smutana 1996 r. Zesëmówanié dzejaniów Institutu piakno pökazëje roczëznowi wëstôwk, a tak pó prôwdze dwie ekspozycje: na pierszą sa skłôdô szesc widzałëch tôblëców, drëgô to gablotę z ksążkama wëdónyma przez KI. Wëstawa Gösce sobötny uroczëstoscë öbzérają wëstôwk institutowëch wëdôwiznów. Öd lewi: Jan Kleinszmidt, Édmund Wittbrodt i Renata Pałczińskó-Goscyniók. Ödj. Tomôsz Rembałsczi Piątköwé diskusyjné seminarium w piakny zalë Wëdzélu Spölëznowëch Nôuk Gduńsczćgó Uniwersytetu. Öd lewi: Jerzi Dygdała, Andrzéj Gąsorowsczi, Bölesłôw Hajduk, Wöjcech Skóra, przédnicë KI. Ödj. Tomôsz Rembałsczi 14 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 20 LAT KASZËBSCZÉGÖINSTITUTU wëdôwiznów, przëszëköwóną przez Kaszëbsczi Institut (przez jegô wiceprzédniczka dr Miłosława Börzëszköw-ską-Szewczik) w wespółroböce z Humanisticzną Biblote-ką Gduńsczćgó Uniwersytetu, latoś może obżerać w bu-dinku Wëdzélu Historicznégö i Wëdzélu Filologicznego GU, w stëczniku zawanożi ona na Wëdzél Spölëznowëch Nóuk, a w maju pójedze do Słëpska, do Pömörsczi Akademii. Uroczësté ötemkniacé tëch ekspözycjów ödbëło sa w sobota 19 smutana, w trzecy dzeń obchodów 20. roczëznë pöwstaniô Kaszëbsczégö Institutu. Ju titułë i we-strzódtitle tôflów (przërëchtowónëch wedle udbë przéd-nika KI prof. Cezarégö Öbracht-Prondzyrisczégö) piakno ópisëją to, chto i co twörzi KI, i czim ta stowôra sa zajimô. Hewö öne: I. Kaszëbsczi Institut - deja, lëdze, céle; II. Nôuköwé projektë i Nôdgroda m. Gerata Labudë (Mi-dzënôrodné projektë, grantë Nôrodnégô Programu Roz-wiju Humanisticznëch Nôuk: „Historiô Kaszëbów" i „Gniôzdo Grifa'); III. Wëdôwiznowô dzejnota (Acta Cassubiana, Bibloteka Kaszëbsczich Pisarzów, Pro memo-ria, Kaszëbsczé biografie, Nôuköwé monografie, Prze-kładë, Stegnama pômörsczégö pógrańczćgó, tj. wdôrë, lëstë, Beletristika, Albumë, katalodżi, zdrzódła, bibliografie), IV. Konferencje, seminaria, sympozja; V. Dzejania animacyjné, uwdôrziwania, debatë, wëstôwczi (np. Pömörskô debata ö kulturze, Förum Animatorów Kulturę), VI. Partnerze, wespółrobótnicë, sponsorze. W slédnym dniu „jëbleuszowégö triduum" do Gduń-ska zaj achało wiele nôleżników i lubötników Kaszëbsczé-gó Institutu, i téż VIP-ów. Po öbezdrzeniô ekspözycjów mielë jesz leżnosc wësłëchac przemówë terczasnégö Honornego Przédnika Kaszëbsczégö Institutu (czerëjącégö tą stowôrą przez 19 z 20 lat) prof. Börzëszköwsczégö, chtëren wspôminôł załóżców, wëmieniwôł hönornëch nôleżników, öddôwôł teza tima, co ju umerlë, przëbôcziwôł statutowe céle KI, a westrzód nich „stworzenie towarzë-stwa zrzeszonego etosa badérë", zachacywôł do lekturë institutowëch publikacjów, dzaköwôł za wespółprôca wszëtczima, chtërny bierzą udzél w dzej aniach Institutu abö je wspierają, akcentëjąc to, że jich robota je często spôlëznowô, i to, że öglowö Kaszëbsczi Institut je stowôrą spólëznową, chtërna wcyg muszi biôtköwac sa ö dëtczi na financowanié swöjich projektów. Pô tim dzélu „refleksyjnym", jak gö nazwôłprof. Obracht-Prondzyńsczi (chtëren dzejó w KI ód samego początku!), przeszedł czas na dzél „dzakówny". Winszowania, żëczbë i pódzakówania skłô-delë: prezydent Gduńska, prorektorze GU, Krajniacë, re-prezentantczi Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismie-niznë i Muzyczi a Nadbôłtowégó Centrum Kulturę, Kócewiôcë i wëszëznë Akademii Warkówégó Sztôłceniô. I jesz krótëchno ö pierszim i drëdżim dniu świata KI (wiacy na starnie www.kaszubi.pl). W czwiórtk 17 smutana, téż na GU, bëła promówónó doktorsko rozprawa nó-leżnika Institutu Krësztofa Kórdë pt. Ks. ppłk Józef Wrycza. Spiritus movens Kaszëbsczégö Institutu öd 20 lat Józef Börzëszköwsczi. Ödj. Sławomir Lewandowsczi Cezari Obracht-Prondzyńsczi z medala Prezydenta Miasta Gdańska, jaczi prawie dostôł ód prezydenta Kaszëbsczi Institut. Ödj. Sławomir Lewandowsczi Na pierszim planie Mariô Pająkówskó-Kensik, wielelatnó felietonistka „Pomeranii", za nią Klémas Brusczi. Ödj. Sławomir Lewandowsczi Biografia historyczna. A w piątk ódbëło sa diskusyjné seminarium, na jaczim uczałi-kaszëbóznajôrzë gôdelë na téma udbë trzech autorów, prof. Zygmunta Szultczi, prof. Börzëszköwsczégö i prof. Öbracht-Prondzynsczégö, na napisanie dalszego cygu historie Kaszëbów w dzej ach Pómórzó w póstacy nôukówi syntezë, zaczati przez prof. Gerata Labuda pierszim ji toma wëdónym w 2006 r. RED. GÖDNIK 2016 / POMERANIA /15 DWADZIEŚCIA LAT MINĘŁO, JAK JEDEN SEN... Aż trudno uwierzyć, że Instytutowi Kaszubskiemu stuknęła dwudziestka. Kiedy to się stało? Tyle wyjazdów do dalekiego, a bliskiego Gdańska, tyle spotkań w Mestwinie, tyle rozmów, rozglądania się po obecnych, pytań: „A to kto?", „Nowy członek Instytutu?", „A kogo znów nie ma?" „Dlaczego?". I rozpoczynamy. Dokumenty jak zwykle przygotowane, wszystko pod ręką, tylko dyskutować, tylko słuchać... Tak to wyglądało i wygląda z perspektywy dalekiego, krajeńskiego Wielkiego Buczka. Chociaż przecież członkowie Instytutu rozsiani są po całym kraju i nie tylko! Kiedy zostałam członkiem tak znaczącego i ważnego (nie tylko w moim życiu naukowym, społecznym, prywatnym) gremium? Już niestety nie pamiętam. Musiało to być nie tak długo po jego powstaniu. Przecież z dumą mogę dzisiaj wszystkim przypomnieć: Krajniacy - oddział ZKP w Wielkim Buczku oraz Instytut Kaszubski w Gdańsku zapraszają na XIX Buczkowską Konferencję Naukową „Sylwetki krajeńskich nauczycielek - bohaterek walki i codzienności", która odbędzie się w dniu 24 września 2016 roku (sobota) w WDK w Wielkim Buczku. Dziewiętnasta konferencja, gonimy więc Instytut, a za rok i nam stuknie okrągły jubileusz dwudziestolecia! Buczkowska Konferencja Naukowa - najważniejsze wydarzenie naukowe na Krajnie, od początku organizowane we współdziałaniu z Instytutem Kaszubskim. Początki - to sugestie, potem propozycje profesorów Zbigniewa Zielonki i Józefa Borzyszkowskiego zorganizowania takiej konferencji właśnie w Wielkim Buczku, wiosce niewielkiej, ale przecież dumnej z patriotycznych tradycji okresu międzywojennego... Rok 1998. To miała być po prostu jedna konferencja poświęcona naszej krajeńskiej historii związanej z rocznicą utworzenia Związku Polaków w Niemczech. Takie rocznicowe konferencje (prawda, że popularnonaukowe) miały już u nas miejsce, organizowane były albo przez Gminny Dom Kultury w Lipce, albo przez Związek Młodzież Wiejskiej... teraz miała to być prawdziwa konferencja naukowa. Trema zespołu przy przygotowaniach do konferencji była ogromna, referentami mieli być właśnie profesorowie - Józef Borzyszkowski i Zbigniew Zielonka (no i ja - gospodyni). Jednym z powodów zorganizowania konferencji był trwający właśnie Kongres Pomorski, w którego tematykę wpisywała się i nasza konferencja „Siedemdziesiąt pięć lat Związku Polaków w Niemczech na Złotowszczyźnie". Wygłoszone referaty: J. Borzyszkowski „Ks. Patron Bolesław Domański - jego przykład i wskazania na dzisiaj", Z. Zielonka „Związek Polaków w Niemczech na Złotowszczyźnie jako ogniwo tradycji narodowej", J. Kęcińska „Katolickie Towarzystwo Młodzieży Polskiej w Wielkim Buczku". Wyszło!!! Frekwencja była znakomita, pojawiło się wiele osób związanych ze Złotowszczyzną i jej historią spod znaku Rodła, referaty zostały wysłuchane w na- I Buczkowska Konferencja Naukowa. W pierwszym rzędzie od prawej: Wisława Borzyszkowska, Arkadiusz Goliński, Jowita Kęcińska, Stanisław Pestka, Zbigniew Zielonka, Józef Borzyszkowski, Jerzy Podmokły 16.09.2000 r. Sesja w Wielkim Buczku „Pomorska rodzina nauczycielska". Od lewej: Barbara Szopińska-Matysek, Jowita Kęcińska, Cezary Obracht--Prondzyński, Józef Borzyszkowski 16 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 20 LAT INSTYTUTU KASZUBSKIEGO prawdę dużym skupieniu, dyskusja była żywa, występ Krajniaków nagrodzony brawami na stojąco! Wiem, mam świadomość, że do rangi tej naszej pierwszej konferencji przyczyniła się zarówno obecność prezesa Instytutu Kaszubskiego profesora Józefa Borzyszkowskiego, jak i profesora Zbigniewa Zielonki. Dzięki im za to, za zaczyn, za początek tego, co trwa tyle lat. Czego się zresztą zupełnie nie spodziewaliśmy. Następna konferencja poświęcona była siedemdziesięcioleciu szkół polskich na Złotowszczyźnie. Znów profesor Borzyszkowski wystąpił z referatem, zatytułowanym „Ks. dr Bolesław Domański - patron szkolnictwa polskiego na ziemi Ojców", był przecież autorem publikacji „Lud polski się nie da...". Ks. Bolesław Domański Patron Polaków w Niemczech (1872-1939), która znana jest na Krajnie Złotowskiej na równi z pracą J.E. Omańczyka Niezłomny proboszcz z Zakrzewa. Rzecz o księdzu Bolesławie Domańskim (do której zresztą wstęp napisał również J. Borzyszkowski). Ksiądz Patron Bolesław Domański jest dla Krajniaków Złotowskich postacią na tyle ważną, że odniesienia do Jego niezwykłego życia i działalności znaleźć można w wielu miejscach, wielu działaniach, podkreśla się jego wciąż jeszcze niedocenioną rolę w działaniach Związku Polaków w Niemczech. No i tak to poszło. Kolejne Buczkowskie Konferencje Naukowe - owoc współpracy Krajniaków z Instytutem Kaszubskim - zaowocowały w tym roku już dziewiętnastą swą odsłoną. A nie o to tu przecież idzie, by wymieniać je wszystkie, przypominać ich tematykę (która zresztą nie tylko Krajny i jej historii dotyczyła; wchodziliśmy w szerokie tło porównawcze - Krajna -część Wielkiego Pomorza, Krajna - pomost łączący Pomorze z Wielkopolską itd.). Ważne, że działania Instytutu na naszym terenie, tak wydawałoby się (niektórym!) odległym od Kaszub, są w rzeczywistości działaniami dalekowzrocznych inicjatyw Instytutu, który widzi Wielkie Pomorze i różne jednostki tu działające. Nie darmo dawni Pomorzanie widzieli granicę południową swych dziedzin na Noteci... I najpiękniejsze jest to, że nie tracąc z oczu Wielkiego Pomorza, zachowujemy jednocześnie swą odrębność, jedyność, specyfikę. Które to aspekty naszych działań są wspierane przez władze Instytutu, ba, nie da się ukryć, że przede wszystkim przez prezesa (już byłego...) Józefa Borzysz-kowkiego, ale i obecnego - prof. Cezary Obracht--Prondzyński był również jednym z referentów podczas konferencji „Pomorska rodzina nauczycielska", kiedy wygłosił u nas referat pt. „Tradycje nauczycielskie na kaszubskim Pograniczu" (2000 rok). Tak więc, świętując zacny jubileusz niezwykłej instytucji naukowej, jaką jest niewątpliwie Instytut Kaszubski w Gdańsku, Krajniacy jednocześnie chwalą się swymi osiągnięciami naukowymi - tylko właśnie dlatego, że stanowią one wspaniały owoc współpracy z szanownym Jubilatem, za co w tym miejscu i z przyczyny niezwykłego jubileuszu DZIĘKUJEMY!!! JOWITA KĘCIŃSKA-KACZMAREK w imieniu swoim i Krajniaków ZACHODNIE PŁUCO Kiedy w 1996 roku powstawał Instytut Kaszubski, wśród jego założycieli pojawili się ludzie z różnych stron Pomorza, Polski i Europy. Świadczyło to o ambitnej i otwartej formule organizacji naukowej, która wieloaspektowo zamierzała prowadzić badania, publikować swoje osiągnięcia oraz promować wiedzę o Kaszubach. Wśród członków-założycieli, a potem w gronie osób, które rozszerzały aktywność Instytutu, nie brakło także naukowców z zachodnich kresów Kaszub, z kręgu ziemi słupskiej, z zachodniego płuca Kaszubszczyzny: Zygmunta Szultki, Zbigniewa Zielonki, Andrzeja Grotha, Hieronima Rybickiego, Wojciecha Skóry, Macieja Hej-gera, Adeli Kuik-Kalinowskiej, Zbigniewa Sobisza, Tadeusza Formelli oraz piszącego te słowa. Już z samego zestawienia takich a nie innych nazwisk współpracowników wyłania się obraz możliwych wspólnotowych działań, które w ważny i twórczy sposób będą wspierać organizację zajmującą się naukowo sprawami kaszubskimi. Dalsze lata istnienia Instytutu Kaszubskiego i realizacja konkretnych pomysłów badawczych przyniosły efekty w postaci konferencji, seminariów, promocji książek i publikacji monografii. Słupskie środowisko mogło w tych inicjatywach uczestniczyć, czasami je inspirować czy współorganizować. Z wielu tego typu akcji szczególnie jedną chciałbym podkreślić: międzynarodowe konfrontacje kulturowe „Wielkie Pomorze". Idea Wielkiego Pomorza gromadzi rzeszę osób o przeróż- GÔDNIK 2016 / POMERANIA /17 20 LAT INSTYTUTU KASZUBSKIEGO Öd lewej: prof. Z. Zielonka, prof. D. Kalinowski, prof. A. Kuik-Kalinowska, prof. J. Bachórz. Fot. ze zbiorów A.D. Kalinowskich nych poglądach na temat przeszłości i teraźniejszości Kaszub. Pięć edycji tych konfrontacji pozwoliło ze strony niemieckiej, polskiej i kaszubskiej dostrzec, jak odmiennie rozumie się losy przestrzeni terytorialno-kul-turowej rozciągającej się od ujścia Wisły na wschodzie do ujścia rzeki Reknitz na zachodzie, od basenu Morza Bałtyckiego na północy do linii Noteci i Warty na południu. Podczas owych konfrontacji naukowcy Instytutu Kaszubskiego dobitnie podnosili kwestię kaszubskiego sposobu pamięci o faktach, wydarzeniach czy ludziach, zaznaczali, jak czasami osobna jest perspektywa językowa czy wyznaniowa Kaszubów na wydawałoby się oczywiste dla dyskursu polskiego czy niemieckiego kwestie. Właśnie obecność Instytutu Kaszubskiego jako współorganizatora tej inicjatywy naukowej pozwoliła uczestnikom nie popaść w skrajności nacjonalizmów, uniknąć złudzeń co do istnienia jedynej prawdy historycznej, czy wreszcie uświadomiła, jak wiele należy dla historii, literatury czy języka Kaszub zrobić. Jak mówi przysłowie: „Kropla drąży skałę..Spotkania autorskie czy konferencje Instytutu Kaszubskiego konsekwentnie realizowane nie tylko w pomorskim, ale i ogólnopolskim wymiarze przynoszą efekty w postaci wyrazistej nuty słupskiej wśród prac kaszuboznaw-czych. Nie można dziś poruszać się po tematyce historii nowożytnego Pomorza i Kaszub bez stałego odnoszenia się do prac jednego z założycieli Instytutu Kaszubskiego - Zygmunta Szultki, który wniósł do tego stowarzyszenia żywioł polemiki i twardej czasami dociekliwości. Trudno pisać o literaturze kaszubskiej bez ustosunkowania się do poetologiczno-antropologicznych opracowań Adeli Kuik-Kalinowskiej - jednej z niewielu kobiet w Instytucie Kaszubskim - która przywodzi ze sobą powiew piękna języka kaszubskiego i międzykulturowych asocjacji. Zarysowuje się przez to sytuacja, w której z jednej strony to Instytut Kaszubski inspiruje środowisko badaczy, a z drugiej strony - to postawa naukowców nadaje kierunek działań Instytutu na przyszłość. Równie ważny jest wszakże jeszcze inny czynnik. Bardziej miękki, może nie do końca wymierzalny, lecz przecież jakże istotny... Myślę tutaj o nastawieniu do spraw kaszubskich w rejonach, gdzie autoidentyfikacja nie jest tak silna, jak w Wejherowie czy Kartuzach. Ziemia słupska, choć historycznie i kulturowo bardzo silnie związana z kaszubszczyzną, dzisiaj wciąż jeszcze w dość wątpliwy sposób określa się mianem rejonu kaszubskiego. Jeśli już to robi, to w znaczeniu przestrzeni również kaszubskiej. Owo również pojawiło się w świadomości dzisiejszego społeczeństwa regionu na takiej zasadzie, na jakiej na tej ziemi pojawia się też racja kultury niemieckiej, ukraińskiej czy żydowskiej. Kaszubskie również nad Słupią staje się jednak coraz bardziej ważne. Abstrahując od obecności samego Instytutu Kaszubskiego na ziemi słupskiej, przecież od kilkunastu lat kwestie kaszubskie są przedmiotem studiów w jednym z zakładów Instytutu Polonistyki Akademii Pomorskiej w Słupsku, a i w innych instytutach tejże uczelni tematy kaszubskie nie są okazjonalne. W mieście i regionie edukacja kaszubska rozwija się tak bardzo prężnie, że aż niektórych poza-słupskich działaczy ZKP to nie tyle cieszy, co niepokoi. Coraz śmielej zaznaczają Kaszubi swoją obecność także w publicznej sferze miasta (np. audycje radia Koszalin), co nie jest łatwe w przestrzeni, w której ludzie z różnych względów obawiają się ujawniać swoje kulturowe korzenie. Oczywiście do mówienia Kaszubów na ziemi słupskiej pełnym głosem jeszcze daleko, lecz wobec tych wszystkich, którzy upatrują centrum kaszubszczyzny na wschodzie Pomorza, trzeba wskazać także stronę zachodnią, którą warto wspierać, nie zaś zwalczać. Instytut Kaszubski - społeczna organizacja naukowa niemająca stałego, państwowego zabezpieczenia finansowego, a istniejąca dzięki składkom członkowskim i udziałowi w projektach konkursowych - w odniesieniu do słupskiego i zachodniokaszubskiego środowiska akademickiego był katalizatorem kilku nowych inicjatyw naukowych. Obecnie dalej pełni taką funkcję i można sobie życzyć, aby po upływających 20 latach istnienia następne lata przyniosły mu dalsze możliwości rozwoju. Zachodnie płuco Kaszubszczyzny jest tego warte. DANIEL KALINOWSKI 18 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 MUZYKA o béł jeden öd nôlepszich festiwalów Cassubia Cantat. Latosô edicjô skrzëła sa rozmajitoscą i dobrą rówizną. Jak wiedno na zôczątk na bina Bëtowsczégö Centrum Kulturę weszło karno Levino. Na Cassubie nie bëło nas le rôz. Jak mie sa zdaje, na czwôrti edicje. Za pözdze jesmë so przëbôczëlë i na przërëchtowania ju nie sygło czasë - klarëje lider Franc Ókóń. I tą razą karno zaśpiewało di-namiczno. Piesnie Cassubii Cantat Levino prezentëje nié łeno na bëtow-sczim festiwalu. To ju jaczés 10-15% naszégô normalnego repertuaru -gôdô Ókóń. Często jinaczi, ju nić na lëdową nóta, pôkôzôł sa duet Damroka Kwi-dzyńskó i Mirek Trusiłło. Pöéticzno, trôpiącë na wiacy... Tu na Cassubie nôlégô bëc. Leno tu je takô ösoblëwô, drësznô atmosfera - gôdô Damroka. Nié pierszi rôz zagrelë tćż gduńsczi rockowi Morealles, në tą razą do spiéwaniô zaprosëlë Marcelëna Szré-der, a do gitarzeniô ji brata Melchiora. Ten późni jesz wëstąpił solo. Często nowim óbjawienim na Cassubii bëła Ką-Fa-Ce-La, to je Ölga Hanowskô (skrzëpice) i Öla Piechota (perkusyjne instrumenta). Jaż sa nie chcało dac wiarë, że nen folkowi minirecital młodé artistczi rëchto-wałë le przez tidzeń. Ju czej zeszłe z binë, rzekłë, że mają oskoma na wiacy kaszëbszich témów. Pierszi rôz na festiwalu uczëlë jesmë téż karno eMO. To bëtowsczi szandarzë (temu ta pozwą) w rockówim szëku. Czësto nowim béł téż Tadk Kör-thals. Prôwdac mało je lëdzy tak sparłaczonëch z bëtowsczim festiwala jak prawie ön, tec w jego studio na nordze pówstôwają platczi Cassubie. Chcôł jem w kuńcu spróbować, jak to je wlezc na bina - dolmaczi Kórthals. To spróbowanie ökôzało sa wiewa czësto swiéżégö lëftu, bö tak cos to më jesz na Cassubie ni mielë słë- Na Kaszëbach muzyka z platczi „Czôczkö" na żëwö jesmë słëchelë dopierze rôz. Dominik Stricharsczi z drëchama zagrôł w klubie Jaś Kowalski w Bëtowie na zakuńczenić la-toségö BytoffSky. Bëła to pësznô leż-nosc, żebë uczëc czësto nowé interpretacje stôri kaszëbsczi muzyczi w baro wëmëslnym szëku i wëköna-nim, w tim na flétach (Stricharsczi je méstra negô instrumentu). P.D. chóné. Za to wëstwôrzanié muzyk dostôł pierszą nôdgroda. Przë leżnoscë latosy Cassubie wôrt nadczidnąc jesz ô jednym. W tim roku w festiwalowim żuri ôkróm Roberta Jawörsczégö i Grzegorza Wan-toch-Reköwsczégö, spiéwaj ącëch na binie öbsądzywôł téż Dominik Stricharsczi. Muzyk, kompozytor dopierze niedôwno wzął sa za kaszëbską tradicja. Łońsczegó roku raza z karna wëdôł płatka „Dominik Strycharski Core 6 Czôczkö". Miôł jem szansa na nagranie dokazów pôdskaconëch polskę regionalną muzyką. Pômëslôł jem ö Kaszëbach, doch pôstapny projekt z tradicjama radomsczégô abô Ma-zowszô zdôl sa mni cekawi. Wiedno miôłjem w uwôżanim jazëk, chôcpô prôwdzë nick öjich muzyczny tradicji przedtim jem nie wiedzôł. Gdzes w głowie kulkôtałë mie sa „Kaszëbë" Ola Walicczégô. Przezdrzôł jem zbiér Cassubie i uczuł baro dzywné dokazë. Z zôczątku ni miôł jem pôjacô, co z tim zrobić. Późni równak wëbrôł jem 10 piesniów. Miôłjem stara doczëc, co te melodie prawią, co prawią w môjim bënë - gôdô Stricharsczi. Na binieT. Körthals. Ôdj. P.D. Cassubia Cantat to udba Zôpadnokaszëb-sczégö Muzeum w Bëtowie, jakô za cél mô wrócenie stôrëch muzycznëch témów, pözebrónëch w połowie XX w. na Kaszëbach ód lëdzy. Témë można darmôk wząc z internetowi starnë Muzeum. Nie je wôżné, wjaczi szëk ostóną wcësniaté, w jazz, rock, folk, pop, folklor abô co tam chto wëmësli. Wôżné, żebë lëdze zôs, nié le na Kaszëbach, môglë sa z nich ceszëc - klarëje szef tegó projektu Jaromir Szréder (pól. Szroeder). Donëchczôs, to je pó 7 latach dzejanió Cassubii, rozmajiti utwórcë usa-dzëlë wiacy jak sto dokazów. Muzyce grają je na koncertach, spotkaniach, wieselach, nagriwają platczi, czëjemë je w radio. POMERANIA 19 NAJE KÔRBIÓNCZI LËTERATURA NA ZAMÓWIENIE? Gödniköwô debata örganizowónô przez cządnik „Pomerania" i Radio Gdańsk tikała sa stojiznë kaszëbsczi lëteraturë i ji przińdnote. Göscama Dareka Majköwsczégö i Piotra Léssnawë bëlë: nestor kaszëbsczich pisarzów i poétów Stanisłôw Janka, znóny nordowi lëterat i felietonista najégö cządnika Róman Drzéżdżón a téż Grégór Szramka - doktorant lëteraturoznajôrstwa na Gduńsczim Uniwersytece. RuSuOdańsk Radio Gdańsk U Maml Radiu (ida | < Na sztót przed debatą. Od prawi: P. Léssnawa, R. Drzéżdżón i G. Szramka. Ödj. DM „Pomerania": Chcemë zacząc öd pödrechöwaniô 2016 roku, żelë jidze ö lëteratura. Grégór, zaczniemë öd ce, bö na codzeń jes ja badérowôł jakno doktorant na Gduńsczim Uniwersytece. To béł lëterackô dobri rok dlô Kaszëbów? Grégór Szramka: Czej gôdómë ö 2016 roku, to przede wszëtczim mie przechodzą do głowë dwie ksążczi. Pier-szô to wiérztë Hanë Makurôt Intimné mônolodżi. Baro dobri zbiérk wiérztów. A drëgô rzecz, że kureszce mómë w jedny ksążce pöwiôstczi Kristinë Léwnë. Chöcbë to, że sa ukôzałë te dwie ksążczi, pödwëższô öcena tegö roku. Musza jesz równak dodać, że öglowö w östatnëch latach kaszëbskô lëteratura dobrze sa mô. Radio Gdańsk: A jak pödrechuje ten rok Stanisłôw Janka? Stanisłôw Janka: Jô bë sa zgödzył z tim, co pöwiedzôł Grégór. Hana Makurôt bëlno sa rozwijô, twôrzi pôézja intelektualną, nié lëdową. Dlô mie wôżné je téż to, że sa utrzi-małë taczé institucje, jaczé wspierają kaszëbską lëteratura, to je könkurs miona Drzéżdżona, ale téż jiné könkursë, gdze kaszëbizna je öbecnô, jak labörsczi konkurs miona Strijewsczégö, Pöézji Marijny w Köscérznie, wiele taczich institucjów, bez chtërnëch młodi bë ni möglë zajistniec. „P": Jô bë dodôł do te baro möckô sa rozwijający konkurs bruskö-bëtowsczi „Twörzimë w rodny möwie". RG: Abö latosy konkurs Trepczika... S.J.: Në i pucczi könkurs m. Drzéżdżona „Bë nie zabëc möwë starków", gdze młodzëzna pisze swöje tekstë do recytowanie), abö konkurs lëteracczi dlô młodzëznë, jaczi prowadzy öd wiele lat Jerzi Stachursczi w Przedköwie. Mómë tej wiele lëteracczich wëdarzeniów rok w rok i öne pödtrzëmiwają to żëcé lëteracczé. To je baro wôżné. „P": Rómk Drzéżdżón je jednym z dobiwców latosëch konkursów, mô dobëté konkurs na kaszëbsczi tekst do spiéwë dlô dzecy. Prawie te könkursë bëłë dlô ce nôwôż-niészé w kuńczącym sa roku? A może ksążczi Hanë Makurôt czë Böżenë Ugöwsczi, jakô téż wëdała swöje wiérztë, abö jinszé? Róman Drzéżdżón: Wiele sa dzeje, wiele institucjów wspiérô dzejanié kaszëbsczi lëteraturë, chöcbë Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie, jaczé je taką stolëcą kaszëbsczi lëteraturë. Musza sa sóm chwôlëc, bô tam robia (smiéch). Dlô mie nôwôżniészim latosym dokaza je Môtowidlo Kristinë Léwnë. Jakno czlo- 20 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 NAJE KÔRBIÓNCZI wiekowi z nordë widzy mie sa to, że je to dokôz napisó-ny w bëlôcczim kaszëbsczim. Mëszla, że w kuńcu Krisza ostała achtnionô przez strzodowiszcze kaszëbsczé. Tëch kaszëbsczich prozajików je dosc wiele, ale to są w wik-szoscë chłopi, a bialków mómë baro malo. Wicy je pöét-ków i w pöézji te bialczi jô bë postawił na pierszim placu, ale w prozę chłopów. I tuwö prawie Krisza nama miészô. I baro dobrze, bö öna wprowôdzô cos nowégö, nową sti-listika, nowé mëslenié, pokazywanie najégö kaszëbsczégö świata uniwersalnym jazëka. „P": Chcôłbëm téż zadać pitanié ö lëteratura dlô dzecy w slédnëch latach. Ukazywają sa tłómaczenia, jak Mie-dzwiôdk Pufôtk skaszëbiony przez Ugöwską, ksążczi na ôrt Balbinë z IV b, Macka, Rézë Francka dlô przedszkölôków... Stanisłôw Janka mô w żëcym pôra ksążków dlô dzôtk na-pisóné, tej öd niegö zaczniemë: jesmë ju dalek na ti drodze dzecny lëteraturë czë wcyg na ji zóczątku? S.J.: Trzeba bë przëbôczëc, że pierszi taczi dokôz napisôł Jón Trepczik w 1975 r. To béł Ukłôdk dlô dzôtk. Öd tegö czasu wëszło baro wiele rzeczi. Öd 2006 r. je to téż taczi cësk na sprawa edukacji i niejedny szkolny zaczinają pisać, abó taką quasi-lëteratura, abö ôkölé lëteracczé, żebë pöwstôwałë tekstë dlô dzôtków. A prawie szkólny to robią nôlepi, bö ôni wiedzą, co dlô dzecy je nôwôżniészé. RG: A czë to nie je tak, że jeżlë nie pówstónie pö kaszëb-sku cos a la Harry Potter, tej dzecë i mlodzëzna pö to nie sygną, nawet jak badze to na wësoczi rówiznie, i mdze trzeba to wëdac dwajazëkówó abö le pö polsku? S.J.: W całoscë je za wiele taczich tłómaczënków, jô bë rzekł filologówëch. W pöézji mie to sa nie widzy, tim barżi, że czasto je to robione „na kolanie". Nôwôżniészé je pisanié óriginalno w kaszëbsczim jazëku, a nôlepszé dokôzë i tak östóną przetłómaczoné, chöc möże nié za żëcô autora. Ale te tłómaczenia nie są dzysô taczé wôżné. Nôwôżniészé, żebë pöwstôwała lëteratura, bö dostąp do lëteraturë pólsczi dzeckö na Kaszëbach mô. Jidze ó to, żebë öd młodëch lat mógło czëtac kaszëbsczé ksążczi i wiedza-ło, że je cos taczégö, jak kaszëbskô lëteratura. „P": Latosy konkurs m. Jana Drzéżdżona béł namieniony lëteraturze dlô dzecy. To je dobrô udba czë równak lepi östawic piszącym wölnota w wëbörze témów? G.S.: Jô jem baro rôd. Wiedno jem gôdôł, że dlô dzecy trzeba pisac. Öd dôwna jem prawił, że më brëkujemë taczégö Harrégó Pottera, Tómka Sawyera, Tómka Wilmöwsczégö i jinszich, żebë dzecë mógłë to czëtac pö kaszëbsku. Tu padło pitanié, czë dzeckó badze chcało czëtac pó kaszëbsku. Mëszla, że wôżné je, żebë uczba kaszëbsczégö nie bëła leno w szkole, ale téż doma. Pamiatóm, że jô jem swój im dze-cóm niechtërne pówiôstczi öpówiôdôł. Jak nie bëło tekstu do czëtaniô, to jem pówiódôł. I mëszla, że ód tegó trzeba zacząc. A jeżlë jidze ö pitanié ó konkurs, to pó prówdze dobro udba. Drago sa pisze dló dzecy, bó to je często jin-szi czetińc. Jó lubią np. w swójich tekstach baro wszëtkó zakrącëc i wëwidnic na kuńcu, ale tu czetińc béł jinszi i jó muszół na sarnim zóczątku rzeknąc, co tam badze sa dzejało. Öbczas rozstrzëgniacô bëło rzekłé, że tero badze science-fiction i jó baro sa z tegó ucesził, bó taczi lëteraturë nama je nót. Kąsk ju tegó mómë. Pioter Dzekanowsczi robił dwa könkursë science-fiction... „P": Jich dwaji dobiwcowie sedzą dzysó z nama - to Pioter Léssnawa i prawie Grégór Szramka. G.S.: Szkoda, że tegó wiacy nie bëło. Mie sa baro widzało taczé pisanie. Świat, jaczi jem stwórził na pótrzébë pówió-stczi na ten konkurs, nie dół mie póku i zaczął jem pisac roman. Móm równak terô wiele jinëch rzeczi i ni móga gó skuńczec. Cesza sa, że są taczé udbë na te kónkursë, bó brëkiijemë prawie lëteraturë dló dzecy, dokazów s-f, fantasy, romansów. S.J.: Ta sprawa, że më czegoś ni mómë i muszimë miec, to bëła tak długo, jak jó robią w rësznoce kaszëbsczi (ód kuńca 70. lat). Mie sa równak wëdówô, że tako za baro MÖT WIDL Kristina Léwna ukrëszënë żëcégö Bożena Ugowska HAac Hanna Makurat Janusz Mamełsk M;i/i ni'-. SaKrW: GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 21 NAJE KÔRBIÓNCZI żëczböwô sprawa, żebë bëłë rozmajité ôrtë lëteracczé, to nie je nôwôżniészé. Nôwôżniészô je rówizna artisticznô. Czë to badze dobri tomik pöéticczi, czë to badze dobri roman czë pöwiôstka, to je równo. Na zamówienie sa nie dô zrobić wiôldżi lëteraturë. RG: Przed zaczacym naji debatë Rómk gôdôł, że jemu sa nie widzy, że organizatorze konkursu m. Jana Drzéżdżona chcą, żebë pisac s-f abö balada. R.D.: Jem terô w dradżi sytuacje, bó robią w Muzeum, jaczé je organizatora. Szef to czëje i terô zwolnienie mdze leżało na biórku (smiéch). Prówdą je, że wikszosc pisarzów kaszëbsczich pisze na zamówienie: abó konkurs je ogłoszony i musza napisać, bó to są dëtczi do dobëcô, abó do „Pomeranii" czë do „Stegnë". Nie wiém, czë je jaczis kaszëb-sczi utwórca, co so prosto sądnie a pömësli: napisza so cos. G.S.: A utwórstwó Piotra Dzekanowsczégó? R.D.: Në, Pioter jo. To prôwda. S.J.: Jô mëszla, że wiele utwórców póézji pisze dló se. Më sa jiscymë, że za wiele je póézji w procëmnoce do prozë, ale tak je w rozmajitëch môłëch lëteraturach - mółëch jazëków, mółëch nórodów. R.D.: Jó sa zgodzą, że póézjô to je pisanié z dëszë człowieka, z serca. Ale proza to je ju cos wikszégö. I jeżlë më nie dostóniemë taczégö - że tak brzëdkó rzeka - „kopa", np. może nim bëc konkurs i dëtczi, jaczé może dobëc, to më nie sadniemë i nie napiszemë, bó chto mó na to czas? Më ni mómë taczégó pisarza, chtëren bë z tego żil. Wszëtcë robią, a ti robötë je coróz wicy. G.S.: Nie zgodzą sa do kuńca, że to je na zamówienie. Je prówdą, że felëje nama czasu. Na przëmiôr ten mój roman, ó jaczim jem rzekł, leżi, bó są jinszé rzeczë, chtërne musza zrobić. Dobrze równak, że są te kónkursë. Pówióst- Promöcjô Miedzwiôdka Pufôtka we Wdzydzach (2.07.2016). Ödj. DM czi, jaczé sćlaja na konkurs Drzéżdżona, móm ju ułożone w głowie chudzy. Ni ma leno czasu, żebë je zapisać. Nić wszëtkó je na zamówienie. A ksążczi Artura Jabłońsczćgó? Niejedne dokazë bëłë na kónkursë, ale Namerkôny? Abó wezmë taczi „Zymk". Tam téż bëłë prozatorsczé dokazë, a nicht nie dostół za publikacje w „Zymku" niżódnégó dëtka. Tej nié do kuńca wszëtkó je na zamówienie, ale mósz prówdą, że najim jiwra je to, że ni mómë czasu i że ni ma człowieka, co bë żił z pisanió. Ale może jak chtos napisze Harrégó Pottera, óstónie przetłómaczony na 300 jazëków... R.D.: Mëszla, że tak mdze czedës. Jó nie jem procëm konkursom. To nić. Wedle mie mómë jich prawie za malo. Miôlbë bëc apart konkurs rok w rok na dokóz dló dzecy, apart konkurs na dokóz na bina itd. „P": Zdówó mie sa, że to jidze w ta strona. Konkursów je coróz wicy. Czedë zaczinół swóje pisanie Janka, bëło jich wiele mni. Czasa jeden na pora lat. S.J.: Jó jem z tego pókólenió, co ks. Jón Walkusz, Jerzi Stachursczi, Kristina Muza... Nas téż zachacëłë do pisanió pierszé kónkursë órganizowónć przez Kaszëbskö-Pömör-sczć Zrzeszenie. Jó so równak dzys nie wëöbrôżóm, ju w tim wieku, w jaczim jem, żebë pisac blós na jaczćs kón-kursë abó jaczćs leżnoscowé wiérztë - jeżlë chtos ó to pro-sy, to w całoscë nie przëjimóm taczich zamówieniów. Ti, co badą piselë, to badą, nawet jeżlë nicht sa z lëteraturë nie utrzimie. Na całim świece taczich, co żëją blós z lëteraturë, je baro mało. Lëteratura muszi bëc pasją. „P": Wiele autorów na świece żëje równak z autorsczich pótkaniów. Może to je droga dló naju? Jak Rómk Drzćż-dżón óbjedze ze swój ima ksążkama wszëtczé szkółë, gdze sa uczi kaszëbsczégó jazëka, i za te potkania dostónie jaczi dëtk, to badze mógł mni mëslec o jiny robóce i wiacy czasu miec na lëteratura. S.J.: To je prówdą. Taczć spotkania są wóżnć, ale wóżnć je tćż, że chtos rozmieje bëc gazćt-nika, pisac recenzje, rozmajitć artikle i z tego sa utrzëmac. RG: Në i te szkółë nóprzód muszałëbë miec tegó dëtka, żebë utwórcóm zapłacëc. R.D.: To je prówdą, że taczich stegnów do zarobienió dëtków je baro wiele dló pisarza, ale chcemë so prówdą rzec: kuli je czetińców kaszëbsczi lëteraturë? Czë te dzecë są zain-teresowónć kaszëbską lëteraturą? Przëjedze taczi „pan", chtëren cos gôdô przez gódzëna, a më tegó nie rozmiejemë. Ale nówóżnićszć, że mómë wólnć, bó prawie matematika bëła. Jó sa z taczima rzeczama spótikóm. G.S.: Ale to ni muszi bëc leno kaszëbsczi utwórca. Niejedny uczniowie na równo jaczim zćńdzenim powiedzą: fejn, bó uczbë nie bëło. 22 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 NAJE KÔRBIÓNCZI Prôwda, że czetińców mómë dërch mało, ale ni möżemë na to do kuńca tak zdrzec. Mu-szimë robie swoje i pisać, żebë czetińc mógł nalezc pô kaszëbsku cos dlô se. RG: A czë nie je tak, że kaszëbsczi rénk ksąż-czi je „przekłamany", bo wiele razy dzeje sa tak, że samorząd kupi wikszosc nakładu i roz-dô to w jaczich miónkach, konkursach. Młodi to dostôwają, ksążczi stoją na pölëcach i nicht tego nie czëtô. G.S.: To je prôwda. Ale czë jinaczi je z jinyma ksążkama, co są rozdôwóné na nôdgrodë np. na kuńc szköłowégô roku? Téż wiele z nich leżi na pölëcë. Chcą jesz rzeknąc ö Arturze Jabłońsczim, jaczi wiele jezdzył na promocje z Namerkônym. Nie pamiatóm, jak wiele eg-zemplarzów miôł pierszi nakłôd - 200, môże 300. Całi sa rozszedł, bö wiém, że béł dodrëk robiony. Niejedny môże kupilë to dlôte, żebë fejn wëzdrzało na pölëcë, ale téż niejedny Öd prawi: R. chcelë to przeczëtac. S.J.: Prof. Hanna Pöpöwskô-Tabörskô mówią czedës ö percepcji ksążków i na początku 70. lat öna óbrechówa-ła, że je 100 czetińców, taczich, co wiedno badą kupi-welë i czëtelë ksążczi kaszëbsczé. Dzysô wedle mie je jich 400-500. To jidze do przodku. I jesz jedno. Utwórca nić wiedno pisze, żebë miec wiôldżi odbiór. Wezmë Jana Drzéżdżona, chtëren wiedzôł, że jegô ksążczi pó polsku bëłë przedôwóné wnenczas nawetka w 50 tës. egzemplarzi, a kaszëbsczé 1 tës. Ale ón pisôł. Jô z nim ó tim gôdôł. Ön rzekł, że jemu to je równo, bo ón muszi swoje napisać, muszi swoje wërażëc. R.D.: Chcôlbëm jesz rzec, że ni mómë niżódny strategie promocje kaszëbsczi lëteraturë. Muszi bëc wicy autor-sczich zćńdzeniów, muszi bëc wicy ö kaszëbsczi lëtera-turze w mediach i to tëch öglowópólsczich. Muszimë téż miec wicy dolmaczënków na cëzé jazëczi - na pólsczi, nie-miecczi, anielsczi, bó może bëc tak, że ksążka kaszëbskô nie mdze dozdrzónó na Kaszëbach, ale przetlomaczonô na anielsczi jednym raza w Wiôldżi Britanie óstónie hita. Ale żebë tak bëlo, muszimë miec öprôcowóné strategia i miec na to dëtczi. S.J.: JÔ pamiatóm, jak w karnie Stowarzyszenie Pisarzy Polskich më mielë taczi projekt ó rozmajitëch zetkaniach lëteracczich. Dëtk na to dôwôł nôprzód minyster, a późni prezydent Miasta Gduńska i taczé cos, taczi projekt dló pi-sarzów kaszëbsczich bë muszałë zrobić Kaszëbskó-Pómór-sczé Zrzeszenie czë Kaszëbskô Jednota, i sa tim zając, żebë ti, co piszą pó kaszëbsku, móglë sa spótëkac w szkołach. RG: Wiele gôdómë o dętkach. Do „Zymku" pisze sa rów-nak darmôk. Tam młodi utwórcowie mogą sa pokazać. Żdajemë na póstapny zesziwk, jaczi mdze prawie na zymku. Jo? dżón, S. Janka, G. Szramka. Ödj. DM G.S.: Jó mëszla, że mdze. R.D.: Tero to je pod skrzidlama wejrowsczégö muzeum. Żdajemë jesz wcyg na tekstë mlodëch piszącëch pó kaszëbsku. Baro czasto, jak jô zbiérôl te tekstë, pócwier-dzywalo sa to, że piszemë na zamówienie. Lëdze dôwelë tekstë, chtërne gdzes jima óstalë, chtërne bëlë wëslóné na konkurs, ale nie bëlë nôdgrodzoné. I tak je z wikszoscą tëch dokazów. Dlóte jó tak stakôl na początku... G.S.: Tero rozmieja to twoje stakanié... R.D.: Tekstë mdzemë zbiérelë do kuńca roku, a w strëmian-niku „Zymk" sa ukôże. „P": Pómale kuńczime naje zćńdzenić. Jesz proszą o krótczé pódrechówanié: Jidzemë z kaszëbską lëteraturą w dobrą czë w lëchą strona? G.S.: Jó na kuńcu rzeka óptimisticzno. Jesmë gôdelë ó lëteraturze dló dzecy. Östatno sa ukózół Mack Janusza Mamelsczégó. Jedno dzéwcza z etnofilologie mie rzekło gódzëna temu, że jak dostało ta ksążka do raczi, to ni mogło sa oderwać. Kaszëbskô lëteratura jidze w dobrą strona. S.J.: Chcą na kuńc pówiedzec, że baro wôżnô je cało pismienizna kaszëbskô, to, co sa pójôwiô w krómach, te napisë w autobusach MZK w Wej rowie, ten klimat, ta atmosfera. To je nôwôżniészé, żebë to twörzëc. Jak młodi ledze pokochają ta kaszëbizna nié z przëmuszu, ale zabawë, to wszëtkó badze szło baro bëlno do przodku. R.D.: A jó powtórzą to, co jem wiele razy gôdôl. Jó jem dbë, że czedës kaszëbsczi pisôrz dostónie lëteracką nôd-groda Nobla. RG: To baro óptimisticzné zakuńczenie. Niechbë takbëło. Bóg zapłać za kórbiónka. GÔDNIK 2016 / POMERANIA / 23 Z KOCIEWIA KOCIEWSKA JESIEŃ NIE TYLKO POETYCKA Gdy piszę ten felieton, to bieżącej jesieni jest przed nami jeszcze ponad miesiąc, a sklepy już przypominają o czasie świątecznym, natomiast telewizja i prasa o superpełni księżyca. Księżyc większy i jaśniejszy zdarza się rzadko, więc warto było zobaczyć, by odczuć wyjątkowość czasu. Często tyle widzimy, ile wiemy - tak mówi jedna z zasad poznawania świata. Im więcej się uczymy, tym bardziej jesteśmy świadomi tego, jak wielkie są obszary naszej niewiedzy. Ktoś bliski pokazał mi dawno na niebie gwiazdozbiór początków zimy - Orion, od tamtego czasu zawsze go zauważam, gdy niebo pogodne. Czas listopadowy, ciemny, chłodny, mokry, staje się czasem refleksji, melancholii. Była Warszawska Jesień i Jesień Poetycka - znowu czas niezwykły. Koniec października i czas po Zaduszkach był bogaty w wydarzenia kulturalne dostarczające niezapomnianych przeżyć. Najpierw (26.10) w Świeciu n. Wisłą przeżywaliśmy już VII Konkurs Recytatorski - Poeci z Kociewia. Co roku organizatorem jest Zespół Szkół Katolickich im. ks. Bernarda Sychty. Ożywają teksty Zygmunta Bukowskiego, Romana Landowskiego, Andrzeja Grzyba, ks. Franciszka Kameckiego i ks. Janusza Pasierba. Jest to wspaniałe grono. Trzeba podkreślić, że wszyscy wymienieni bywali w przeszłości też na południu Kociewia, czyli na ziemi świeckiej. Konkurs ma zasięg powiatowy, obejmuje różne grupy wiekowe. Szczęśliwy jest ten, do kogo trafia poezja, by okrasić mu często szarą prozę życia. Poezję trzeba chronić przed krzykiem, zgiełkiem świata, poświęcić jej „czas osobny", prawie intymny. Najwięcej wierszy napisali mężczyźni, a chętniej czytają kobiety... Najlepsi recytatorzy po etapie w Świeciu trafili na Festiwal Twórczości Kociewskiej, który-już po raz dziewiąty - zorganizowano w Tczewie. Wielokrotnie miałam okazję obserwować to święto słowa. Ważne, że uczestnikami są dzieci i młodzież z całego Kociewia. Podzielone administracyjnie, łączy się w kulturze. Większość tekstów (proza poetycka, wiersze) w polszczyźnie ogólnej, ale zdarzają się też połączenia języka literackiego z gwarą. Tak krasi swoje teksty np. ks. Franciszek Kamecki wtórniku Borowiockiejęzyko-wonie. Przy okazji utrwaliły się słowa Andrzeja Grzyba - słychać szelest mowy ojców... Ileż to razy zaczyna- łam dialektologię, przekazując studentom zdania Kazimierza Nitscha, twórcy tej dyscypliny nauki humanistycznej, że gwaro nie jest językiem zepsutym, ale jego odmianę. Dodawałam, że starszą, bo z dialektów powstał później język tzw. literacki. Niektórych to zafascynowało, pisali prace magisterskie, obecnie już doktorskie. Dla nauczyciela to wielka nagroda. Do konkursów wiedzy, recytatorskich przygotowują często nauczyciele po bydgoskiej szkole edukacji regionalnej. Przekonanie do wyboru właśnie takiej drogi zdobyłam podczas uczestnictwa w pracach komisji oświaty ZKP, w różnych formach, przed laty... gdy prof. Edward Breza czuwał nad opracowaniem aneksów do programów. Wiele mu zawdzięczam. Pewnie młodsi nauczyciele uczący kaszubskiego nawet o tym nie wiedzą. Nie byłoby tematu, gdyby tacy ludzie, jak prof. Breza czy historyk prof. Józef Borzyszkowski nie rozpalili pochodni... nie rozrzucili dobrego ziarna. Podczas 60-lecia ZKP kłębiły się myśli. To już kolejne pokolenia powinny kontynuować dzieło. Nadzieję budzą młodzi, też z mojego Kociewia (byli na jubileuszu). Życzę im, żeby starczyło zapasu i wytrwałości. Miejsce, w którym odbyły się uroczystości, też zobowiązuje. A moja działalność w ZKP, połowa z tej „60", to także bardzo ważne karty z mojego życiorysu - inspiracje, nadzieje, dojrzały brzad... Ze swojskiej, pomorskiej Stecki w fascynujący świat nauki. Tyle pięknych niedoścignionych wzorów. Na początku listopada (6.11) ZKP Oddział Kociew-ski w Zblewie świętował swój srebrny jubileusz. Ukierunkowana na dialog, ucieszyłam się z widoku kaszubskich sztandarów (tak powinno być w ZKP). Zblewo też ma sztandar. Wielka, piękna uroczystość i gościna w Bytoni. Święto podwójne, a nawet potrójne, bo odbyła się też promocja książki dra Krzysztofa Kordy - Ks. ppłk Józef Wryczą (1884-1961). Biografia historyczna. Ważna postać, o której w naszej tucholskiej rodzinie krążyły opowieści. Kociewski Kaszuba - tak go nazwano i to było bardzo wymowne. Święto w Zblewie było po Pelplinie, gdzie zasłużona dla regionu Kapela Kociewska ze Starogardu Gdańskiego obchodziła swoje 30-lecie. I śpiewająco, i tańcząco było. Hucznie. Wszystko to rozgrzewa do dalszej pracy. I robi się jaśniej, choć księżyc wrócił do normy. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Często tyle widzimy, ile wiemy - tak mówi jedna z zasad poznawania świata. Im więcej się uczymy, tym bardziej jesteśmy świadomi tego, jak wielkie są obszary naszej niewiedzy. 24 / POMERANIA HISTORIA NIE TAKI KRZYŻAK STRASZNY? Rok 1466 okazał się przełomowy dla naszej części Europy. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie daje wystawa zatytułowana .odwracamy dusze nasze na ścieżki pokoju i zgody. Gdańsk i Krzyżacy w 550. rocznicę zawarcia II pokoju toruńskiego", którą do 18 grudnia można oglądać w gdańskim Dworze Artusa. Doktor Janusz Trupinda, medie-wista, a zarazem kurator wystawy przyznaje, że przygotowana przez Muzeum Historyczne Miasta Gdańska ekspozycja nie jest pierwszą, która przybliża związki Krzyżaków z grodem nad Motławą, ma ona jednak charakter szczególny. Poprzednie wystawy, jak „Aurea Porta Rzeczpospolitej" czy „Klejnot w Koronie Rzeczpospolitej", które przed laty odbyły się w Muzeum Narodowym, koncentrowały się na skutkach wojny trzynastoletniej i tak zwanym złotym wieku Gdańska, jaki po niej nastąpił. Nasza ekspozycja pokazuje, jak po pokoju toruńskim zmieniało się spojrzenie na Krzyżaków i ich dziedzictwo w perspektywie gdańskiej, polskiej oraz niemieckiej - wyjaśnia historyk. Z tego właśnie względu podzieliliśmy naszą prezentację na takie części, jak: „Pamięć o Krzyżakach w Gdańsku", „Zakon krzyżacki w Gdańsku (1308--1454) i jego dziedzictwo", „Krzyżacy w służbie ideologii narodowej" oraz „Zakon krzyżacki w propagandzie PRL". U Polaków konotacje ze słowem Krzyżak w znacznej mierze ukształtowały się za sprawą XIX-wiecznych utworów - Mickiewiczowskiego Konrada Wallenroda oraz powieści Henryka Sienkiewicza. W tym samym czasie tradycja zakonna stała się Ozdobą wystawy jest XV-wieczny mszał krzyżacki, który w listopadzie został wpisany na listę UNESCO Rangę wystawy w Dworze Artusa podkreśliła obecność na wernisażu wielkiego mistrza dr. Brunona Plattera dla Niemców jednym ze zworników idei nacjonalistycznej. Bardziej złożona sprawa jest z gdańskim spojrzeniem na zakon krzyżacki. Na przestrzeni stuleci bardzo się ono zmieniło. Przez długi czas rocznica wybuchu w 1454 roku wojny trzynastoletniej i zburzenia zamku krzyżackiego nad Motławą była okazją do wielkiego świętowania - wskazuje dr Trupinda. Gdańszczanie byli dumni, że udało się im zrzucić zwierzchnictwo zakonu, co widać najlepiej po hucznych obchodach okrągłych rocznic tego wydarzenia w roku 1654 i 1754. Zmieniło się to diametralnie w okresie zaborów, kiedy to Krzyżaków zaczęto afirmować. Działo się tak nie tylko w Gdańsku, ale i w całym jednoczącym się państwie niemieckim. Janusz Trupinda przyznaje, że na miejsce wystawy nieprzypadkowo wybrano Dwór Artusa. Po pierwsze, korzenie tego budynku sięgają czasów krzyżackich. Po wtóre, znajduje się w nim sporo elementów odwołujących się do relacji gdańsko-krzy-żackich, by wspomnieć tylko obrazy „Oblężenie Malborka" czy „Okręt Kościoła", na którym jak się przypuszcza, widać fragment zniszczonego przez gdańszczan zamku komtur-skiego. Na wystawie pokazujemy między innymi bogaty wybór krzyżackich numizmatów oraz rękopisów, w tym pochodzące ze słynnej gdańskiej biblioteki Mariackiej - wylicza historyk. Ozdobą ekspozycji jest oryginalny mszał krzyżacki, który w listopadzie został wpisany na Polską Listę Krajową UNESCO Pamięć Świata. Ponadto w Dworze Artusa znalazły się elementy multimedialne i sporo dzieł sztuk, wśród których warto zwrócić uwagę na dwie wersje „Bitwy pod Grunwaldem" (więcej na ten temat na s. 35). Rangę wystawy podkreśliła obecność na wernisażu wiceministra kultury Jarosława Sellina oraz wielkiego mistrza krzyżackiego dr. Brunona Plattera. Duchowny przyznaje, że pytano go, dlaczego bierze udział w obchodach rocznicy klęski zakonu. Odpowiadałem wtedy, że nie świętuję klęski, ale nastanie pokoju -tłumaczy opat Bruno Platter. - Historia pokazuje, że nawet po długich walkach można podać sobie ręce. Jest to bardzo ważne zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Dla zainteresowanych tematyką krzyżacką wartościową pamiątką po wystawie będzie katalog zawierający teksty uznanych badaczy epoki: Udo Arnolda, Beaty Możejko oraz Edmunda Kizika. TEKST I FOTOGRAFIE MAREK ADAMKOWICZ GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 25 Zycie poświęcone prawdzie STANISŁAW SALMONOWICZ Słowa rzymskiego poety Iuwenalisa przychodzą na myśl, kiedy piszę parę słów o jubileuszu profesora Jana Łopu-skiego, który 3 stycznia 2017 r. będzie obchodzić setne urodziny życia pracowitego i - użyjmy tego słowa - życia niezłomnego w epoce jakże trudnej 1939-1989. Zacznijmy jednak od początku naszą opowieść. Jan Łopuski, choć stał się w młodości na całe życie miłośnikiem Gdyni i morza, wywodzi się przecież (podobnie jak i jego małżonka, Katarzyna z Woźniakowskich) z kręgu znanych rodzin szlacheckich z dalekiej od morza Małopolski. Profesor kończył słynne krakowskie liceum im. Króla Jana III Sobieskiego i studiował prawo na UJ. Zapału nadmiernego do swoich studiów początkowo nie przejawiał, ale odkrył nagle swe zainteresowanie prawem morskim. Zafascynował się dziejami mórz i oceanów, faktem, że człowiek od zarania dziejów podróżował i handlował „wodą i na wodzie". Prawo morskie to dziś wielka, bardzo specjalistyczna dziedzina, łącząca wątki prawa cywilnego klasycznego i prawa publicznego. Dodajmy, że dziś to w sporej mierze fragment prawa międzynarodowego, obiekt konwencji międzynarodowych. W dobie studiów Profesora wiedza o prawie morskim nie była zbyt rozpowszechniona, a miasto i port Gdynia dopiero się rozbudowywały. Zainteresowania Łopuskiego skłoniły go do odbycia w latach 1937-1939 praktyk w instytucjach handlu morskiego w Gdyni. Gdynia, jak sam napisał w swoich wspomnieniach, „była dla mnie wtedy oknem na morze i świat. Czyste, nowoczesne miasto, tętniące życiem, z dynamiczną, nieco pionierską społecznością". Podkreślał, że ówcześnie „praca na morzu", dalekie rejsy, wszystko to miało posmak romantyzmu, z którego do dziś niewiele pozostało. Młodzież kształtowała wówczas także lektura opowieści morskich Conrada-Korzeniowskiego. Wrzesień 1939 r. zamknął okres niefrasobliwej młodości. Po udziale w kampanii wrześniowej, rzecz jasna, że w kawalerii (i to na własnym koniu, który padł ofiarą wojny), trwająca wiele lat służba w Armii Krajowej w pod-okręgu rzeszowskim po rok 1944. Profesor na emeryturze ujawni nowy talent - talent literacki. Czasy wojny opisał z własnych wspomnień w książce pt Opowiadania wojenne. W niemieckich i sowieckich kleszczach (wydana w Oficynie Branta w 2009 r.). W przedmowie do niej tak napisałem o opowieściach Profesora: „(...) pełne refleksji autorskich obrazują - daleko od schematów biało-czarnych - dylematy konspiratora, trudne i nietypowe kontakty z przedstawicielami władzy okupacyjnej, równie niełatwe problemy postaw ludzi, także członków konspiracji znajdujących się w ekstremalnych warunkach (...)". Szkice Jana Łopuskiego mają własny ton, wolny od pustosłowia. Stąd ich autentyzm i szczególna wartość. Podchorąży kawalerii w kampanii wrześniowej, podporucznik AK, pełniący różne ważne funkcje w inspektoracie rzeszowskim Armii Krajowej, już w lecie 1944 r. znalazł się w obliczu wkraczających do Rzeszowa (1 sierpnia 1944 r.) oddziałów Armii Czerwonej. Aura „wyzwolenia" trwała krótko, „wyzwoliciele" bowiem w pierwszym rzędzie zajęli się rozbiciem struktur Armii Krajowej. Ci, co ocaleli z łapanek, przechodzili ponownie do konspiracji. Jan Łopuski zakończył swoją rolę konspiratora aresztowany w początkach grudnia 1944 r. przez kontrwywiad sowiecki. Przedtem jednak brał udział m.in. w nieudanej próbie odbicia żołnierzy AK przetrzymywanych w zamku Lubomirskich w Rzeszowie1. Władze sowieckie, które go aresztowały, nie zidentyfikowały go jako oficera, nie wiedziały nic o jego udziale w próbie zdobycia zamku Lubomirskich (czego także i w PRL-u UB nie dowiedziało się z korzyścią dla losów zainteresowanego) i po krótkim śledztwie został „wyselekcjonowany" w dużej grupie żołnierzy AK do wywiezienia w głąb ZSRR. 11 stycznia 1945 r. wysłano go w długą podróż do łagru w Stalinogorsku. Profesor opisał swe prze- 1 Dramat Rzeszowszczyzny zajętej przez Armię Czerwoną w lecie 1944 opisał Jan Łopuski w książce, do której tajnie przez lata zbierał materiały: Losy Armii Krajowej na Rzeszowszczyźnie - sierpień-grudzień 1944, Warszawa 1990. Za tę ważną pracę otrzymał honorowe obywatelstwo Miasta Rzeszowa. 26 / POMERANIA GRUDZIEŃ 2016 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH życia w łagrze, ciężką zimę 1945 r., niewolniczą pracę i głód. Po zakończeniu wojny część żołnierzy, w tym i Jan Łopuski, 1 września 1945 r. odesłana została transportem do Polski. Po zorientowaniu się w sytuacji w kraju Profesor nie widział szans w powrocie do konspiracji, jednakże zdecydował się uciec z Polski w październiku 1945 r. i zgłosił się we Włoszech do II Korpusu Polskiego, z którym dotarł do Anglii i do momentu rozwiązania jednostki. Zostać na emigracji czy jednak wracać do kraju, gdzie ogłoszono jakąś amnestię? Ostatecznie zdecydował się wrócić do Polski w 1947 r. i zamieszkał w Gdyni, podejmując pracę w biurach handlu morskiego. Szybko jednak się okazało, że w PRL-u nie zasługuje na zaufanie (i trwało to długie lata). Rozpoczął wprawdzie pracę naukową (doktorat z prawa morskiego w UAM, wrzesień 1951), ale fakt, że chciał tylko spokojnie pracować w wybranym zawodzie, sytuacji nie ratował. Już w 1949 r. otrzymał decyzję, że z rodziną ma opuścić Gdynię i wybrzeże. Były to tzw. wysiedlenia osób niepewnych ze „strefy pogranicznej". (Mało kto dziś pamięta, że przez długie lata, by przyjechać na wakacje do Sopotu, potrzebna była specjalna przepustka). Udało się tę decyzję przez wpływowych znajomych w Warszawie zawiesić i nie została wykonana, ale Profesor był stale inwigilowany, przesłuchiwany, niewiele brakowało, by go aresztowano, choć bezpiece brakło dowodów na jego działalność w WIN-ie. Tak czy inaczej, jako oficer AK i „an-dersowiec" był osobą stale podejrzaną, często musiał zmieniać pracę. Sytuacja zmieniła się na lepsze, choć tylko częściowo, dopiero po upadku stalinizmu w 1956 r. Jednak zarówno jego próby działalności naukowej, jak i wyjazdy zagraniczne były blokowane, nie bez interesów prywatnych tych osób, które obawiały się jego konkurencji naukowej w zakresie prawa morskiego. Pracował kolejno jakiś czas w Instytucie Morskim w Gdańsku, a potem w Morskim Instytucie Rybackim. W styczniu 1970 r. uzyskał habilitację w Poznaniu i wobec trudności w pracy naukowej w Trójmieście przeszedł na Wydział Prawa i Administracji UMK w Toruniu, w którym będzie pracować aż do emerytury. Postawa niezależna Profesora, mimo jego stale rosnącego dorobku fachowego, ciągle była od przypadku do przypadku przyczyną kłopotów. W latach 1980--1981 profesor Łopuski odegrał dużą rolę na UMK, a zwłaszcza jako wybrany dziekan swojego wydziału, z której to funkcji zrezygnował w czasie stanu wojennego, protestując przeciwko usunięciu przez ministerstwo ówczesnego składu rektorskiego. W okresie toruńskim Profesor rozwinął niezwykle aktywną działalność naukową, dydaktyczną, a także wielokrotnie (mimo wracających czasem trudności) i coraz częściej brał udział w międzynarodowym życiu naukowym oraz pełnił wiele ważnych funkcji jako ekspert w pierwszym rzędzie w zakresie spraw morskich, ale także w dziedzinie, którą od lat się zajmował - prawa ubezpieczeń, w której to, można powiedzieć, stworzył w Polsce własną szkołę z tego zakresu. Ostatnią wreszcie, także zaskakującą specjalnością Profesora były zagadnienia prawne związane z wykorzystywaniem dla celów pokojowych energii atomowej. Wystarczy tu przypo- mnieć kilka faktów najważniejszych. Jego działalność w zakresie spraw prawa morskiego była najważniejsza. W Polsce w latach 1987-1999 pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Morskiego. Także był redaktorem i współautorem pionierskiej, nie tylko z polskiego punktu widzenia, trzytomowej pracy pt. Prawo morskie, publikowanej w latach 1996-2000. Równocześnie jako autor i ekspert różnych międzynarodowych czasopism i struktur stał się czołowym autorytetem w zakresie prawa morskiego także poza Polską. Sądzę, że jedna z ostatnich publikacji Profesora pt. O żegludze i prawie morskim. Wspomnienia i refleksje (Oficyna Branta 2011) stała się jakby osobistym podsumowaniem refleksji o dziedzinie, która Profesora całe życie pasjonowała. Zainteresowanie Profesora nową dziedziną prawa - prawem atomowym - zaowocowało publikacjami, współpracą z Państwową Agencją Atomistyki i następnie przez wiele lat udziałem w pracach Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w Wiedniu. Tak więc się złożyło, że aktywna działalność międzynarodowa Profesora, dawniej stale niemal utrudniana przez władze (po raz ostatni w 1986 r. nie chciano dopuścić do wyjazdu Jana Łopuskiego do Budapesztu na kongres prawa ubezpieczeniowego z powodu... jego przemówienia w Rzeszowie na spotkaniu byłych żołnierzy Armii Krajowej), miała swoje apogeum już w latach, kiedy Profesor na UMK przeszedł na emeryturę. W Toruniu w tych latach wziął także udział, wraz ze mną, a u boku słynnej oficer AK Elżbiety Zawackiej („Zo"), w inicjatywie powołania związku byłych żołnierzy Armii Krajowej, choć w typowych działaniach „kombatanckich" lat późniejszych zazwyczaj nie uczestniczył, z wyjątkiem spraw takich, jak uczczenie pamięci grona jego kolegów z lat wojny z płk. Łukaszem Cieplińskim na czele, którzy zginęli skazywani na śmierć za działalność w WIN-ie. Po latach zrealizował swój zamiar powrotu do Gdyni, gdzie przebywała od lat liczna jego rodzina - córki, wnuki. Nie tylko jednak jako emeryt nie rezygnował z pracy naukowej, lecz także rozwinął wspomnianą już powyżej twórczość literacko-wspomnieniową. Poza wymienionymi wyżej Opowiadaniami wojennymi i książką o losach Armii Krajowej na Rzeszowszczyźnie oraz tomem rozważań o badaniach nad morzem i prawem morskim, Profesor napisał jeszcze jedną sporą książkę pt. Pozostać sobą w Polsce Ludowej. Życie w cieniu podejrzeń (Rzeszów 2007, IPN). Jest to jedna z najciekawszych książek ukazujących losy człowieka w PRL-u przez długie lata (autor opisał tu przede wszystkim lata od 1947 do roku 1989) pozostającego w sytuacji podejrzanego przez władzę, która stale śledzi jego postawy, uczynki, nie zapomina ani na chwilę o przeszłości. Kiedy spojrzeć na drogę naukową i życiową Profesora, na czoło wysuwa się jego twarda postawa w służbie kraju, przestrzeganie zasad etyki. Etyka w PRL-u wymagała jednej cechy, której niestety wielu bardzo brakowało: cywilnej odwagi na co dzień. GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 27 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta WEDLE AKTÓW Z ARCHIWUM INSTITUTU NÔRODNY PAMIACË Ob czas bëcégö w Rabce Bruno Richert pöd falszëwim nózwëska „Richter" robił jakno wëchôwiwôcz w henëtnym sanatorium dlô dzecy. W napisónëch przez sebie w piacdzesątëch latach uszłégó stolata öswiôdczenim i żë-copisu bëlno öbtaksowiwôł swöja robota na tim stanowiszczu. Napisôł, że béł chwôlony za swöja wëchówną dzejnota przez szköłowé wëszëznë i Towarzëstwö Drëchów Dzecy (pöl. Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, TPD), dzaka czemu w maju 1951 r. östôł wëprzédniony. Döstôł tedë robota pedagögôwégô czerownika sanatorium w Rabce. Pöd kuńc ósmëdzesątëch lat XX w. Richert ob czas zeńdzenie-gó z Riszarda Cemińsczim nazwôł stanowiszcze, jaczé tej dostôł, za-stapcą direktora do wëchöwnëch spra-wów, a zajimôł je do rujana 1951 r. W tim czasu „Richter" dopasowôł sa, przënômni tak „dlô öka", do czasu, w jaczim żił. Jak pöwiedzôł Cemiń-sczému cziledzesąt lat późni, zmiana farwów na czerwone wëdôwa sa mu w tim czasu pasownô. Całé sanatorium bëło „czerwone". Richert za-pisëje sa do Towarzëstwa Pólskó-So-wiecczi Drëszbë (pol. Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, TPPR) i östôwô przédnika sanatoriowégó karna nôleżników ny organizacje. Nibë blós udôwôł, że w pedagogowi roböce wëzwëskiwô wskôzë sowiec-czégó utwórcë kómunysticznégó wë-chöwaniô Antona Makarenczi, a tak pö prôwdze módła miôł bëc dlô niegó Janusz Kôrczôk (pól. Janusz Korczak). W kuńcu dostrzegli östôł przez... Minysterstwö Póuczënë (pol. Ministerstwo Oświaty). Jak to sa stało, môżemë sa wëdo-wiedzec z czile rozmajitëch relacjów Richerta. Wedle ti z ôsmëdzesątëch lat XX w. do Rabczi przëjachôł Mi-nyster Póuczënë Witold Jarosyńsczi (pol. Witold Jarosiński; zajimôł to stanowiszcze w latach 1950-1956) i sóm zabédowôł „Richterowi" robota w swój im minysterstwie. Rów-nak w óswiôdczenim i żëcopisu napisónëch przez Richerta w 50. latach felëje nadczidczi ó przëjacha-nim samégó minystra do Rabczi. W swöjim óswiódczenim z 1956 r. Richert pisze blós o tim, że w séw-niku 1951 r. przedstôwca Minyster-stwa Póuczënë dr Józef Andrzejewsczi zabédowôł mie robota w ti institucje. Niezanóleżno równak ód tego, jak wëzdrzałë jeleżnoscë zabédowa-niégó mu robótë w Minysterstwie Póuczënë, Richert wësłôł pismiono z prośbą ó przëjacé do prócë w ti institucje. Na początku gódnika 1951 r. zaczął tam robie jakno kontraktowi wizytatora szkółów w Departamen-ce Pózaszkółowégó Wëchówaniégó. Wëstapôwôł tam téż pod nózwëska „Richter". Jak sóm przëznôł sa w żë-copisu z 1953 r., w papiorach, jaczé wëpisywôł przë zaczacym robótë, wpisół falszëwé wiadła ó se. We wniosku ö zezwolenie na aresztowanie z 29 rujana 1952 r. są óne wëpi-sóné. Wëchôdô z nich, że w tim czasu bohater naszego artikla nazywół sa Bruno Richter. Miono ojca bëło prôwdzëwé, to je Władisłôw. Jinszi béł dzeń urodzenió, bó 24 strëmian-nika (a nić, jak pó prówdze 24 lësto-padnika) 1921 r., a mola jego urodze-niô bëło nié Wejrowó, le... Kujawsczé Złotniczi (pól. Złotniki Kujawskie). W tim sarnim dokumence wëczëtac téż móżemë, że „Richter" zatacył w swój ich papiorach czile rzeczów ze swöjégö żëwóta. Nie wspómnął na przëmiôr ó ukuńczenim przez se Wë-dzélu Teologie na Jagellońsczim Uni-wersytece. Napisôł za to, że ób czas II światowi wójnë béł nôleżnika Gbur-sczich Batalionów (pól. Bataliony Chłopskie), a pócwierdzëc to miałë referencje, jaczé nibë dostół ód pisarza, dzejarza lëdowi rësznotë, żołnierza Gbursczich Batalionów i pósélca Józefa Özdżi-Michalsczégó (pól. Józef Ozga-Michalski). W stëczniku 1952 r. dostół służbową jizba w szkólenio-wim óstrzódku w Otwocku kole Warszawę. Nie meldowôł sa w tim molu. Cekawé je to, że mieszkół w ti jizbie raza z człowieka, co to nibë zabédo-wół mu robota w minysterstwie, to je z Andrzejewsczim, chtëren wedle bezpieczi wiele ó „Richterze" wiedzół. Ob czas swój i robötë w resor-ce póuczënë Richert czasto jezdzył „w teren", gdze kóntrolowół szkółë. Wëzdrzi na to, że nen cząd w żë-cym dôwnégô przédnégó redaktora „Zrzeszë Kaszëbsczi" i niedoszłego lcsadza pod wiele wzgladama nie béł dló niegó za bëlny. Jegó opisanie chcemë le zacząc ód tego, co napisół ó tim w swójim żëcopisu z 1953 r. sóm Richert: Czej robił jem w Minysterstwie Pôuczënë, béłjem czësto zmarachôwó-ny nerwowo. (...) Załómôł jem sa moralno. Wpôdł jem w niewiara. Niemoralne towarzëstwô drëchów. Skalôł jem wszëtczé swidtoscë. Robił jem jedno żëcowé głëpstwô za drëdżim. Nie mëslôłjem ô przińdnoce. Stół jem sa óbarchniałi w tim, co jem robił. 28 POMERANIA KASZËBIW PRL-U Białka chca upörządkôwaniô żëcégô, zameldowaniô sa, zmianë spôsobu żëcégô itd. Doszło do östrëch małżeń-sczich sztridów. Białka z dzecka wëja-cha. Jô za to nalôzł so chwilowe miło-stczi. W nadczidniatim wëżi wniosku ô zezwolenie na aresztowanie Richer-ta je téż wiadło, że do Minysterstwa Pöuczënë przëchôdałë skardżi na niegö, bö jakno szköłowi wizytatora öb czas swöjich służböwëch rézów prowadzył sa niemôralno i pöżëczôł öd rozmajitëch lëdzy dëtczi, jaczich późni nie öddôwôł. W zélniku 1952 r. „Richter" dozdrzôł, że w minyster-stwie zaczinają mu sa barżi uwôż-no przëzerac. Prawie tedë wzął dwa tidzenie wölnégö. W tim czasu téż (28 zélnika 1952 r.) Minysterstwö Pöuczënë pö przeanałizowanim óbwi-nów, jaczima öbcążiwóny béł Richert, discyplinarno zwolniło gö z robötë, a jegö sprawa chcało sczerowac do prokuratora. W aktach dejade ni ma dokazu, że sprawa wëstapków „Richtera" nalazła sa w prokuraturze. Ökróm te kąsk przed wërzucenim z minysterstwa zdążił Richert (20 Zelnika 1952 r.) ożenić sa w Ölsztënie ze szkolną autochtónką, chtërna póchó-da z mrągówsczégó powiatu. Zdënk nen, prôwdac köscelny, za jaczis czas uznóny östôł za niewôżny, bö ödbéł sa bez zôpöwiesców ë jinszich fórmal-nosców. Miôł téż nibë Richert ugadac sa z łódzką Wëtwórnią Póuczëno-wëch Filmów (pól. Wytwórnia Filmów Oświatowych), że napisze dló ni scenarnik filmu pod titla „Dom Harcerza", równak po wzacym pier-szégö dzéla honorarium dëcht nick nie napisôł i zerwôł z wëtwórnią wszelejaką łączba. Nie ódpówiôdół téż na pismiona, jaczé w ti sprawie dostôwôł. Pó stracę białczi, robótë, unie-ważnienim zdënku i jinszich swójich przesprawach Richert böjôł sa skut- ków tego, co zdzejół, i ni miôł chacë wracac do Warszawę. Béł tedë wiera dosc dalek ód wiarë w Boga. W zdrzódłach widzec je nadczidczi ó tim, że mëslôł nawetka o zabicym sa, bó czuł, że je buten ôbrëmieniô żëcégô (pól. poza nawiasem życia). Kąsk czasu spadzył kol swójich znajemnëch, jaczima gódół, że mó urlop: u cze-rownika szköłë w Husowie kole Łańcuta Ignaca Błaszkewicza, a pótemu kól czerownika szkółë w wiólgópól-sczim Rogoźnie. Zdebło późni zós nalózł sa na pómórsczi zemi. Nigle równak przedstawimë dalszé kawie Richerta, chcemë le przëzdrzec sa përzna temu, co robią bezpieka, żebë nalezc ucekłégó wiadłodówócza 0 tacewnym mionie „C-5". Z dokumentu zrëchtowónégó w Miesczim Urządzę Publicznego Bezpieku w Gdi-ni w stëczniku 1950 r. wëchôdô, że wedle jegó fónkcjonariuszów Richerta tedë nie bëło w Polsce, a jegó personalno teczka wiadłodówócza mia bëc tej przekózónó do archiwum Wójewódzczégó Urzadu Publicznego Bezpieku w Gduńsku. Wiémë ju, że do Richerta przëchôdałë klapë, że nibë wejrowsczé UB wié, gdze on je. Öb czas jegó bëcégó w Rabce (zél-nik 1951 r.) przez przëtrôfk pótkół 1 póznół Richerta chłop ó nózwësku Seredińsczi (pól. Seredyński), chtëren dejade nie wiedzół, że downy „przędny" „Zrzeszë Kaszëbsczi" tacy sa tam pod zmienionym nôzwëska. Ze wspóminónégó ju rëchli wniosku ô zezwolenie na aresztowanie wëchôdô, że pó tim zetkanim wiadło o tim, że Richert mieszko w Rabce, doszło do gduńsczegó WUPB, chtëren zaczął gó szëkac na korespondentowi ôrt, nie dało to równak niżódnégö brzadu. Dopierze pó zwólnienim „Richtera" z Minysterstwa Póuczënë wëszëznë bezpieczi udostałë swią-da, że to prawie on je szukónym przez gduńscze UB Richerta. Tedë to prawie zrëchtowóny óstół wniosk ô zezwolenie na aresztowanie Brunona Richerta. Öradzą, żebë gó zatrzi-mac, bëłë: fakt taceniô sa Richerta pod zmienionyma personaliama, jego niewëklarowónô dzejnota i znónô ju [jego] uszłota, co wskôzywô, że wcyg prowadzy wrogą robota procëm Lëdo-wi Polsce. Wëszëznë pólsczi bezpieczi udbałë so tej, że musz je aresztować Richerta i richtich wëklarowac całą jegó sprawa. Ö tim zós, że bëła ona dló Minysterstwa Publicznego Bezpieku wóżnó, swiôdczëc może to, że pod nadczidniatim wnioska, jaczi sczerowóny óstół do samégó wicemi-nystra Mieczisława Mietkówsczégó, pódpiselë sa nôleżnicë nôwëższé-gó przédnictwa tego resortu, to je Direktorzë Departamentów V MPB półkównik Juliô Bristiger ë Śledczego półkównik Józef Różańsczi (jed-ny z nóbarżi znónëch stalinowsczich przesprawców). Öd tego czasu szuka-nim Richerta zajął sa V Departament MPB. Z wniosku ô zezwolenie na aresztowanie wëchôdô, że wedle fónkcjonariuszów bezpieczi w rujanie 1952 r. persona Richtera je pô prôwdze na Pômôrzim znónô, ale w strzodo-wiszczu tim cwierdzą, że Richert vel Richter w obćńdze Pôlsczi terô nie przebiwô. Timczasa prawie tej wró-cył ón znowu na pomorską zemia, chóc nie óznóczó to, że óprzestół sa ukrëwac. Wiadła o tim cządze w jegó żëcym mómë midzë jinszima z pismiona zrëchtowónégö w Chóni-cach 4 stëcznika 1954 r. a chtërnégó zamkłosc tikała sa tego, co dzejało sa ód jesenie 1952 r. do zymku 1953 r. „Richter" przebiwół w tim czasu w Czersku, colemało u czerow-niczczi henëtnégö przedszkóló. Co póra dniów wëjeżdżiwôł w rozmajité stronë; przede wszëtczim do Kórsëna, POMERANIA 29 kaszëbiw prl-u / zachë ze stôriszafë Tczewa i Zelgöszczë. Mieszkańcom Czerska wëdôwôł sa pödezdrzóny, bö nie béł wcale zameldowóny w tim gardze. Gôdôł ö se, że béł... szköło-wim wizytatorą z Minysterstwa Pöuczënë i nawetka jezdzył na „kontrole" szköłów w óbćńdze Czerska ë gminë Kôrsëno. Wëzdrzi tej na to, że dërch iiżiwôł papiorów (np. służbowi legitimacje) z czasów, czej robił w tim resorce, chöc ni miôł ju do tego niżódnégö prawa. Skądka jinądka wiémë téż, że öb czas „służböwëch" rézów do szköłów w ókólim Kôrsëna i Wiela użiwół nawetka (gwësno téż bezprawno) stapnia doktora. Ökróm tegö rozszérzwiôł téż klapë ö tim, że nibë ód gromicznika 1953 r. miół zacząc robie jakno profesor w Ka-tolëcczim Lubelsczim Uniwersytece (pól. Katolicki Uniwersytet Lubelski; KUL). Na spódlim tego lëdze do-szlë do swiądë, że skórno mó robie w KUL-u, to wiera je ksadza w cywilnym óbleczenim, co żëje na nielegalny ôrt. Öb czas swójégó mieszka-nió w Czersku pótikół sa téż Richert z rozmajitima ksadzama, z chtër-nyma gódół na „te'. Dzaka temu ledze domësliwelë sa, że muszi sa ju z nima bëlno znac. Jinszim papiora, jaczi pókazywół tej lëdzóm Richert, bëła legitimacjó zastapcë Przédni-ka Pótkanió Związku Pólsczi Mło-dzëznë w Warszawie, wedle chtërny zwół sa... Bronisłów Richter. Musz je napisać w tim molu, że legitimacjó ta bëła „pamiątką" pó tim, jak Richert po prówdze (w 1952 r.) wespółór-ganizowół nadczidniaté wëżi potkanie, o czim wspóminół w swój im żëcopisu, a nawetka póchwólił sa tim Cemińsczemu pod kuńc lat 80. uszłégö stalata. Widzymë tej, że ród wëzwëskiwôł papiorë, chtërnëch ju ni miół prawa użëwac, ale na zycher miół swiąda, że to prawie one zrobią richtich wrażenie na lëdzach, z jaczi-ma miół tej do uczinku. Jistno jak rëchli, tak téż ob czas swójich „kóntrolów", jaczé prowa-dzył w ókólim Czerska ë Kôrsëna, póżiczôł dëtczi ód czerowników ód-wiedzywónëch przez se placówków. Brół téż póżiczczi ód ksażi z czersczi parafie. Dëtków nëch gwësno do czasu zrëchtowaniô pismiona (stëcznik 1954 r.) nie óddôł. Ökróm tegó nie óddôł téż ksążków wëpóżëczonëch z czersczi biblioteczi. Na początku strëmiannika 1953 r. V Departament MPB doszedł do swią-dë, że nadszedł richtich czas, żebë kureszce pojmać „Richtera". W tim célu jeden z fónkcjonariuszów tegó departamentu miół przëjachac do PUPB w Chónicach i wëspółrobiącë z jego szefa, zaaresztować Richerta. Miało sa to ödbëc krëjamno. Wedle planu pójmanió dównégó wia- dłodówócza „C-5", zrëchtowónégó w warszawsczi centrale bezpieczi, musz bëło ób czas ti akcje bëc baro ostrożnym, żebë zaaresztowóny czasa sa nie ópiérôł abó nawetka nie próbówół zwiornąc. Z aktów wëchôdó równak, że czej ubów-cë przëjachelë do mola, gdze spó-dzéwelë sa nalezc Richerta, nen béł ju jima ucekłi. Całó akcjo nie przeniosła tej brzadu, a Richert jesz przez czile miesacy tacył sa przed wëszëznama. SŁÔWK FÖRMELLA* 7 Wmm * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgó partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. ZŁOTÔ ODZNAKA Slédnym czasa trafiła do zbiorów wejrowsczégö muzeum złoto odznaka „Sztapôl Swiatopôłka Wiôldżégö" (pol. Pieczęć Świętopełka Wielkiego). No honorowe odznaczenie jakno pierszô dostała 14 łżëkwiata 1976 roku rodzono w Gdinie pisarka i gazétniczka Izabella Trojanowsko (1929-1995). W latach 1980-1983 bëła öna przédniczką Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô. Je autorką, raza z Różą Ostrowską, ksążczi Be-deker kaszubski, jako do dzysô dnia je jednym z nôwôżnié-szich zdrzódłów wiédzë ö Kaszëbach. Odznaka przëznôwô zasłużonym nôleżnikóm Zrzeszeniô gduńsczi part ny stowôrë. Złotą klasą „Sztapla" donëchczas wëprzédnionëch bëło 15 sztëk lëdzy. Króm tegö gduńsczi part przëznôwô téż klasa strzébrzną i bruną. RD 30 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 POMORSKO-UKRAIŃSKIE HISTORIE BORZYSZKIIKOSZNIKI W DRODZE. Z KASZUB DO LWOWA ŚLADAMI DZIADKA Nadal nie dokopaliśmy się w rodzinnych archiwach pamięci, gdzie dziadek mieszkał we Lwowie. Opowiadał cioci Zosi, że dom był przytulony do wzgórza i że podczas ostrych wiatrów odnosił wrażenie, że budynek zaraz zostanie przez wicher porwany. Które to ze lwowskich wzgórz? Jedyne miejsce, które jednoznacznie udało nam się zidentyfikować, to obecny Lwowski Narodowy Uniwersytet Medycyny Weterynaryjnej i Biotechnologii im. Stefana Grzyckiego, dawna Akademia Medycyny Weterynaryjnej. W okresie międzywojennym jedna z dwóch uczelni w Rzeczypospolitej kształcących w zakresie medycyny weterynaryjnej obok Wydziału Weterynaryjnego na Uniwersytecie Warszawskim. Powstała w 1881 r. uchwałą Sejmu Galicyjskiego jako Cesarsko-Królewska Szkoła Weterynaryjna we Lwowie, pełne prawa akademickie uzyskała w 1909 r., a jej prapoczątki stanowić miała Szkoła Kowalstwa, założona we Lwowie w XV w. Okazały budynek w stylu neoklasycystycznym niegdysiejszej lwowskiej akademii mieści się przy ulicy Piekarskiej niedaleko Cmentarza Łyczakowskiego. Tym samym padł rodzinny mit - dziadek nie studiował na Uniwersytecie Lwowskim. Przeżyczliwy portier, gdy w kilku słowach nakreśliliśmy mu powód naszych odwiedzin, pozwolił nam nie tylko obejść wnętrza budynku. Dojadł szybko kanapki i osobiście oprowadził nas po pustym gmachu, otwierając przez nami podwoje auli i kolejnych sal wykładowych. Emerytowany robotnik nieistniejącej już miejscowej fabryki opowiadał z dumą o dziejach uczelni, objaśniał ścienne malowidła, przedstawiające m.in. drogę Ukrainy do samostanowienia, oraz pokazywał zdjęcia dokumentujące życie uczelni, w tym współpracę z uczelniami polskimi. Ze wzruszeniem szukaliśmy śladów dziadka, wyobrażając go sobie jako żaka siedzącego na wykładzie. W auli, na jednej ze ścian, powitała nas galeria portretów rektorów: od pierwszych polskich ojców-założy-cieli za czasów Austro-Węgier po aktualnego. Byliśmy pod wrażeniem tego widomego wyrazu zaplatania kulturowej kontynuacji pomimo przesunięć granic, świadomi i częściowo zawstydzeni, że na naszej Politechnice Gdańskiej nie osiągnięto jeszcze konsensusu w spojrzeniu na zmienne losy naszej gdańskiej dumy. Świętując przed dekadą jubileusz stulecia założenia uczelni, skrzętnie wycięto nazwiska, które kształtowały los uczelni przez pierwszych czterdzieści lat jej istnienia. Zaraz po wojnie wykładowcy lwowskiej uczelni dziadka stworzyli Wydział Weterynaryjny na Uniwersytecie Wrocławskim. Już tam też Bronek Kosznik ukończył studia po powrocie z Wielkiej Brytanii jako były żołnierz Andersa. Dotarł z bagażem wojennych doświadczeń na różnych frontach i w kolejnych mundurach, z kampanii wrześniowej na Pomorzu, z czasu ukrywania się na majątku pod Brusami jako osoba objęta listą proskrypcyjną, a także z frontu południowego, gdzie służył w mundurze Wehrmachtu. Mój „dziadek z Wehrmachtu" został wysłany na front w konsekwencji przyjęcia Volkslisty przez babcię Hildegardę także w jego imieniu, gdy obłożnie zachorował, a szpitale przeznaczone były tylko dla Niemców. Tak przedstawia ten fakt, rzutujący na dalsze losy klanu, pamięć rodzinna. Ciekawe, co mówią o tym dokumenty zachowane w niemieckich archiwach. A jak dziadek jeździł z Kościerzyny do Lwowa? Mama pamięta pokaźny kufer podróżny, który przechowywano w rodzinnym domu naszej linii Koszników w Kościerzynie. Może podróżował pociągiem najdłuższej linii kolejowej II Rzeczypospolitej relacji Gdynia - Zaleszczyki? W 1931 r. pociąg pokonywać miał tę trasę do „orientalnej stolicy ciepła" ówczesnej Polski, „polskiej riwiery", „podolskiej riwiery", „polskiego Meranu" o długości 1314 km w czasie ok. 26 h ze średnią prędkością 50,5 km/h. Jak zanotowała w przedwojennych Zaleszczykach Maria Jasnorzewska-Pawlikowska: „Lato odchodziło stamtąd leniwie, przeciągając się jak kot, a wracało szybko pikującym lotem jaskółki". PRZEBITKI WOJENNE Na Zachodniej Ukrainie na pierwszy rzut oka nie dostrzega się śladów wojny. Trzeba dopiero zanurzyć się w otaczającej rzeczywistości, by dotarło do świadomości, że część mebli w wynajmowanym przez nas mieszkaniu Lwowski Narodowy Uniwersytet Medycyny Weterynaryjnej i Biotechnologii GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 31 POMORSKO-UKRAIŃSKIE HISTORIE odkupiono w ostatnich miesiącach w okolicach Doniecka, gdzie uciekający mieszkańcy wyprzedają własność. Dlatego co cenniejsze egzemplarze zdublowano w pokojach reklamowanych jako urządzone w stylu mieszkania cesarskiego inżyniera w monarchii habsbursko-węgier-skiej. W sypialni, który mi przypadła, stoły stały trzy, przysadziste kredensy - dwa. Nie wystarczy tylko te ślady zarejestrować, trzeba się przebić przez cyrylicę i wczytać w treść banerów werbujących do wojska: Sprawżni heroji szukajut majbutnich profesjonalił [Prawdziwi bohaterowie szukają przyszłych profesjonalistów]. Przemierzając rynek Lwowa na odcinku pomiędzy stoiskiem z lodami a galerią z wyrobami z czekolady, zatrzymać się przy ulicznych/przenośnych wystawach pokazujących zdjęcia z objętej wojną części Ukrainy. A i wysłuchać opowieści absolwenta stosunków międzynarodowych w Czerniowcach, którego rocznik objęty został poborem - historia jak nic przypominająca uniki przed wojskiem polskich studentów w latach 80. XX wieku. Po doświadczeniach w Izraelu trenuję powstrzymywanie się od ocen w kraju naznaczonym wojną, konfliktem. Syty głodnego nie zrozumie. Koniecznie chciałam choć musnąć taflę Dniestru. W drodze do Czerniowców zawróciliśmy po bukowińskiej stronie brzegu rzeki, aby raz jeszcze (a nawet dwa) objąć wzrokiem zbocza Bukowiny schodzące do rzeki i pokonać słynny most w Zaleszczykach, jedno z miejsc, w którym rząd i wojsko polskie ewakuowały się do Rumunii we wrześniu 1939 r. CZERNIOWCE/ HEPHIBI4I/ HEPHOBUbl/ CERNAUTI/ ttWsnaynT / CZERNOWITZ /TSCHERNOWITZ / spalar Miasto urzeka secesyjnym krajobrazem i wypełzającą ze wszystkich kątów historią. Przeszłość zapewnia scenerię teatrowi codzienności, ale jednocześnie jest też jego aktorem. „Wiedeń Wschodu", „ostatnia Aleksandria Europy" - żadne z tych określeń nie wydaje się na wyrost, gdy pokonujemy kolejne z siedmiu wzgórz, na których roz- Uniwersytet w Czerniowcach pościera się miasto nad Prutem, drugim co do wielkości dopływem Dunaju. I pasuje tu obraz, który wywołuje określenie pogranicze pograniczy czy też arcypograni-cze. W państwie habsbursko-węgierskim Bukowina stanowiła najdalszy kraniec monarchii. W międzywojniu najbardziej na północ wysunięty skrawek Rumunii. Współcześnie od przejścia granicznego do Rumunii -Tereblecze/Siret - dystans 35 km, a od przejścia do Mołdawii - Mamalyha/Criv - dzieli Czerniowce ok. 60 km. Mit Czerniowców jest żywy i ożywiany, obiecuje na-macalność czy choćby okresowe urzeczywistnienie utopii wielokulturowej harmonii. Niemcy, Polacy, Rumuni, Ukraińcy, ortodoksyjni chasydzi i zaakulturowani do niemczyzny żydzi mieli tu żyć obok i razem bez krwawych konfliktów. Okres rozkwitu miasta datowany jest na drugą połowę XIX wieku do przesunięcia granic w wyniku traktatów wersalskich. Dynamiczny rozwój miasta był zasługą m.in. sprawnej ręki polskiego burmistrza Antoniego von Kochanowskiego, który ponad 40 lat zasiadał w radzie miasta, a kierował nią przez niespełna dwa dziesięciolecia na przełomie wieków. Dom Niemiecki, Dom Polski, Dom Rumuński, Dom Ukraiński i Dom Żydowski świadczą o współbytowaniu społeczności, niepozbawionym nuty rywalizacji. Porusza historia czerniowickiego getta, w którym dzięki postawie rumuńskiego burmistrza udało się dotrwać do wyzwolenia 20 tysiącom żydowskich mieszkańców, w tym Paulowi Ce-lanowi (1920 Czerniowce - 1970 Paryż) i Rosie Ausla-ender (1901 Czerniowce - 1988 Dusseldorf) - należącym do grona najważniejszych niemieckojęzycznych poetów powojennych. Panorama uniwersytetu w Czerniowcach wprawia w podziw. Założony jako uczelnia niemieckojęzyczna w roku 1875, mieści się w dawnej siedzibie prawosławnego metropolity Bukowiny. Odrestaurowany obiekt (wpisany na listę UNESCO) obejmuje m.in. dawny pałac biskupa, cerkiew i seminarium, zachwycając bogactwem kształtów i kolorów bizantyjskiej ornamentyki. Nazwiska kolejnych patronów dokumentują burzliwe dzieje przynależności państwowej Bukowiny w ostatnich dwóch stuleciach. Po kolei uczelnia nosiła imię austriackiego cesarza Franciszka Józefa, rumuńskiego króla Karola I oraz Jurija Fedkowicza, tworzącego po ukraińsku i niemiecku bukowińskiego pisarza, urodzonego jako Osyp Dominik Hordyński, syna córki prawosławnego duchownego i polskiego szlachcica. A jeszcze wcześniej Czerniowce należały po kolei do państw mołdawskiego, tureckiego i polskiego. Wzrok przechodnia przykuwają psy wylegujące się na asfalcie wąskich miejskich ulic, po których poruszanie się było nie lada sztuką. Wowa zapytany, dlaczego tak leżą, odpowiedział refleksyjnie: A kto ich zapretit. Eto Ukraina [A kto im tam zabroni. To Ukraina]. Jak echo wróciło do mnie dawno niesłyszane przysłowie „Musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce". 32 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 Jeszcze jedna obserwacja kołacze się w mojej głowie. Muzea na wolnym powietrzu ulokowane są na Ukrainie - odmiennie niż większość polskich - w miastach. Zaświadczają niejako, że współczesne miasto ukraińskie nie wstydzi się swoich korzeni i nie odcina od nich. Gaj Szewczenki we Lwowie, Muzeum Regionalne w Czer-niowcach, do którego zawiózł nas Wowa, aby pokazać miejsce, gdzie spędza z synem i przyjaciółmi weekendy. To są żyjące muzea-parki, które zwłaszcza w wolne dni wypełniają się gwarem świętujących tu rodzin. WOROCHTA - to niegdysiejsze centrum kulturalne Huculszczyzny. Rozległa wieś rozrzucona w dolinie Prutu na zboczach zbiegających się tu pasm Gorganów i Czarnohory (najwyższy szczyt Howerla 2061 m.n.p.m.). Cerkwi huculskich polecanych turystom - tylko dwie. Samochodowa wędrówka tego dnia dla mnie była magiczna, ale gdy dotarliśmy do tablicy na rogatkach Worochty, nie mogłam się pohamować, aby nie zrobić jej zdjęcia i rozesłać mmsem do przyjaciół kibicujących naszej podróży. Pokonywaliśmy kolejne doliny i pasma gór, przekraczając Czeremosz i przejeżdżając przez wioski, gdzie krzyżowały się czas przyszły, teraźniejszy, przeszły i zaprzeszły. Przycupnięte odremontowane przydrożne kaplice, w których ornamentyce dominował głęboki niebieski i złoto, podobnie jak w cerkwiach zarówno grekokatolickich, jak i prawosławnych. Tempo jazdy narzucone górskimi zakrętami i urozmaiceniem podłoża drogi pozwalało nam podziwiać przydrożne wystawy wyrobów z wełny - koce huculskie przyjechały z nami do Gdańska. Nad wyraz liczne zakłady wulkanizacji, których obecność nie dziwi przemierzającego ukraińskie trakty. Urzekająca stara drewniana architektura, mury licznych cerkwi w budowie i wyrastające gdzieniegdzie domy ambicjami przypominające Podhale. Ponoć z każdej rodziny ktoś pracuje gdzieś na świecie. A Polska to w wyobrażeniu tutejszych część świata obiecującego i zapewniającego więcej. W Worochcie nocowaliśmy w schronisku Chalet Truteń, zbudowanym przez rodzinę, która przeprowadziła się tu dziewięć lat temu z Odessy. Ojciec właścicielki Oleny Musak urodził się w chińskim Harbinie, jej córka mieszka na Manhattanie, z synem-stolarzem i jego rodziną Olena zbudowała i prowadzi ten obiekt. Miejsce, do którego trzeba koniecznie wrócić, nie tylko dla wystroju, niepowtarzalnych widoków, naleśników i karpackiej herbaty skomponowanej z ziół zbieranych przez gospodynię. Budynek architektonicznie wpasowujący się w krajobraz, odsunięty lekko od głównej drogi, nieoznaczony szyldem, do którego z głównej drogi nie prowadzą żadne drogowskazy. Nie opuszczała mnie myśl, że w zamyśle gospodarzy-przybyszy nie ma sąsiadów-miejsco-wych kłuć w oczy. Zmęczeni wielogodzinnym pokonywaniem wybojów (serwis googlemaps oszacował czas przejazdu 158 km na pomorsko ukrainskie historie mm Worochta 3,5 godziny, my potrzebowaliśmy bez mała sześć), obejrzeliśmy po kolacji już tylko fragment filmu Cienie zapomnianych przodków (1964). Ekranizację powieści My-chajła Kociubyńskiego uznano za arcydzieło kinematografii, konwencją przypomina Kaszëbë (1970) w reżyserii Ryszarda Bera. Pochodzący z Gruzji reżyser Siergiej Paradżanow, opowiadając ckliwą - więcej niż nieco - historię miłości pary górali, zachwycająco utrwalił świat wierzeń i obrzędów huculskich. W pobliskim Ja-remczu, nazywanym Zakopanem Wschodnich Karpat, znajduje się muzeum poświęcone temu filmowi-legen-dzie. W ZSRR przez lata ten film był zakazany, gdyż złamał reguły socrealistycznego obrazowania. MEDYKA - POLSKO-UKRAIŃSKA GRANICA WSTYDU Granicę w Hrebennem w stronę Ukrainy udało nam się pokonać „na rebionka", bo nasz najmłodszy uczestnik wyprawy miał ukończone cztery lata. To ponoć wypróbowana metoda mieszkańców Przemyśla, gdy mają ochotę wybrać się do opery lub po prostu wypić kawę we Lwowie, jak opowiedziała nam właścicielka pensjonatu, w którym spaliśmy w powrotnej drodze. Po niespełna dwóch godzinach minęliśmy więc rogatki Polski w stosunkowo miłej atmosferze. Powrót nie był dla nas już tak przyjemny. Chyba tylko ten, kto przeżył przekraczanie granicy w Medyce, jest w stanie zrozumieć koszmar tego miejsca. Tu nie ma mowy o rozmyciu czy też porowatości granic. Chaos organizacyjny, brak informacji, po obu stronach w większości aroganccy pogranicznicy, którzy jakby kompensowali sobie w miejscu pracy wszystkie frustracje dnia codziennego. Ponoć wówczas miał miejsce strajk celników jako odpowiedź na „dobrą zmianę" przygotowaną dla tej branży. Na przejściu informacji na ten temat nie było, a arogancji wobec przekraczających granicę nic wystarczająco nie tłumaczy. Nawet Roszek zrozumiał powagę sytuacji. Jak chcecie, to mogę powiedzieć, że mam dwa lata - zaoferował wspaniałomyślnie ten, który na co dzień odpowiadając na pytanie o wiek, dodaje sobie od 4 do 10 lat do swoich prawie pięciu, niezmiennie utrzymując, że jest dorosły. GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 33 POMORSKO-UKRAIŃSKIE HISTORIE Karpaty Wschodnie Ale i to nie pomogło. Z przygodami i nie bez zdecydowanych, a nawet soczystych wymian zdań (Gdzie wyście się tego nauczyły? Chyba nie w domu?), po 4,5 godzinie nieprzewidywalnego przemieszczania się w rzece regulowanej w sposób całkowicie nieodczytywalny dla nie-obznajomionego z sytuacją, opuściliśmy to nieprzyjazne miejsce. Fakt, nie zapłaciliśmy 100 zł, za które oferowano nam bezproblemowe pokonanie granicy poza kolejką (Dlaczego jesteś taka nieustępliwa?). Medyka traumatyzuje. Zniechęca do poznawania sąsiada. Zawstydza obywatela Polski. Przynajmniej na jakiś czas przyćmiewa wszelkie inne wspomnienia i odbiera mowę. Niewątpliwie odświeża i uaktywnia znajomość ulicznej łaciny. W tym miejscu nabierają konkretnych kształtów negatywne stereotypy, takie, jak homo sovieti-cus czy „Polska B", oraz kołacze się wręcz obsesyjnie pytanie, kto zyskuje na tym stanie, w czyim interesie jest on utrzymywany. SPOTKANIE Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM Piszę te słowa późnym latem 2016 roku, gdy przetacza się kolejna fala debaty dotyczącej oceny tragedii wołyńskiej. Czy mogę ocenić sytuację odcięta od większości mediów? Do schowanej od tygodni w kaszubskich lasach, bez dostępu do internetu i telewizji, kolejne informacje docierają z opóźnieniem, a ostrze przekazu łagodzi pięć kilometrów lasu, jakie mnie dzieli od najbliższej miejscowości (w każdym kierunku). W toku „dobrej zmiany" dyskusja nie straciła impetu, a wręcz przeciwnie, konflikt zyskał instytucjonalne wsparcie aparatu polityki historycznej, który to przypieczętowała przyjęta w sejmie 22 lipca kontrowersyjna „ustawa wołyńska". List biskupów ukraińskich, który przeczytałam, będąc na Ukrainie, jak się zdaje, odbił się w Polsce niewielkim echem, tak jak i list „Do braci Ukraińców", podpisany m.in. przez trzech byłych prezydentów Rzeczpospolitej. Do publicznego dyskursu z oporami - jeśli w ogóle -przebijają się ustalenia naukowców, że zbrodnie na Polakach na Wołyniu często odbywały się bez poparcia miejscowej ludności, na co skarżono się w organie prasowym OUN (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów). Po pięciu dniach pobytu u sąsiada umacniam się w przekonaniu, że polsko-ukraiński konflikt wokół oceny wydarzeń na Wołyniu oraz postaci Stepana Bandery w niewielkim stopniu dotyczy i obchodzi „szarego" ukraińskiego człowieka. Oni tam mają naprawdę zdecydowanie poważniejsze sprawy na głowie - trudną codzienność naznaczoną wojną z Rosją w Donbasie i obronę suwerenności młodego państwa. Hitem turystycznym są rolki papieru toaletowego z nadrukiem podobizny Putina (w wersji czarno-białej lub kolorowej), które można nabyć na niejednym straganie pchlego targu we Lwowie pomiędzy ulicami Nyz'kyi Zamok, Lesi Ukrainky i Teatralną. Jednym z istotniejszych doświadczeń w drodze są spotkania z Innym. Wymiana zdań, uśmiechów, spojrzeń i gestów, często tych najprostszych. Wróciłam bogatsza 0 bezinteresowną życzliwość i serdeczność, wykraczającą poza granice przyjętej grzeczności czy też poczucie obowiązku. Będę za tym tęsknić, tak jak za rozmowami w języku ogólnosłowiańskim. Wowa z Czerniowców, Bohdan na stacji benzynowej pod Tarnopolem czy granatowy policjant we Lwowie, który telefonicznie pilotował przejazd Wisi na Stare Miasto - za brzmieniem imion pojawiają się twarze ludzi, którzy podzielili się cząstką siebie. Adze, ce ne je nasza wyna szczo Poljaki musyły opustyty Lwił [Przecież to nie nasza wina, że Polacy musieli opuścić Lwów] - powiedziała nam na odchodnym Oksana z Drukarskiej. - My z nikim inszym ne je tak do sebe podibnymy [Z nikim nie jesteśmy tak do siebie podobni/bliscy]. ■*** Dziadek spełnił obietnicę post mortem, zmobilizował nas 1 podarował nam niezapomniane wrażenia. A i przypomniał w tygodniowej pigułce, ile się zmieniło - w tym i my - od przełomu demokratycznego. Powtarzaliśmy sobie, że wszystkim, którzy widzą Polskę czy też Kaszuby w ruinie, w ramach kształcenia obywatelskiego powinno się proponować wycieczkę za wschodnią granicę. Jakie piękne to nasze miasto Polska - obwieścił Roszek w drodze powrotnej. Regularnie przekraczam granicę na Odrze. Nierzadko wydaje mi się, że nieźle rozumiem kod kulturowy zachodnioeuropejskiego świata, ale to poczucie wspólnoty i swojskości na Wschodzie ma zdecydowanie inną jakość. Parafrazując Andrzeja Stasiuka, Wschód jest też w nas, a my jesteśmy jego częścią, nawet jeśli na co dzień poddajemy się iluzji, że dotykamy Zachodu. MIŁOSŁAWA BORZYSZKOWSKA-SZEWCZYK * Dziękuję Andrzejowi Chodaniowi za pomoc przy zapisach wypowiedzi w języku ukraińskim i rosyjskim. 34 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 HLeksandra DzacehMJamoch w-w (2 gMzënë uczbôwé) Haôzëbi witają fana! - Höié 'Narodzenie na Haôzëbach Céle uczbë Szköłownik: • poznaje wëjimk pöématu „Ö panu Czórlińsczim, co do Pucka pö séce jachôł" • dowiadëje sa, chto to béł Jarosz Derdowsczi • wié, że Bëtowö to kaszëbsczé Betlejem • poznaje „Bëtowską kólada" • przëbôcziwô so nazwë miast na Kaszëbach • uczi sa dobiéraniô rimów • rozmieje wëzwëskiwac kôrta Metodë robötë a) pödającô - nazwë kaszëbsczich gardów i karnów b) problemowo - ukłôdanié zdaniów z wëjimku pösobicą, dobieranie rimów, dobieranie karnów do môlów na korce c) treningöwô - czwiczenié wëmöwë, szëkanié ódpówie-dzów w teksce, zapisywanie nazwów karnów w teksce kóladë d) aktiwizëjącô - czwiczënk z kôrtą, robota w pôrach, spiéwanié köladë Förmë robötë robota indiwidualnô, robota w pôrach, robota z całą klasą Materiałë didakticzné nazwë krézowëch gardów, wëjimk pöématu do ułożeniô, rimë z „Bëtowsczi köladë", tekst „Bëtowsczi köladë" dlô szkółowników, całi tekst „Bëtowsczi köladë", płatka z muzyką, ödtwôrzôcz abó komputer, wiôlgô kôrta Kaszub, mödło kôrtë Kaszub dlô szkółowników, nazwë Kaszëbów, strzélczi, malënk Mariji z Jezësa, magnesë Bibliografio Bolduan Tadeusz, [hasło] Gwary i grupy kaszubskie, w: Nowy bedeker kaszubski, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2002, s. 139-141. Derdowski Hieronim Jarosz, Ô panu Czórlińsczim, co do Pucka pô sécë jachôł, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2007. Drzéżdżón Róman, Pioch Danuta, Bëtowö - kaszëbsczé Betlejem (Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Uczba 30), „Pomerania" 2014, nr 2(473), s. 34-35. Drzéżdżón Róman, „Bëtowskô kölada", „Kaszëbskô Ödroda" 2005, nr 5(39), /http://odroda.kaszubia.com/05-05/ [dostap 10.11.2016] CYG UCZBË DZÉL WSTAPNY 1. Szkólny (-ó) witô sa z uczniama i gôdô z nima ô Ka-szëbach. np. Gdze są grańce Kaszub? Jaczé znajeta miasta na Kaszëbach? Gdze wa ju bëlë? Na nordze grańcą je môrze. Znómë Gduńsk, Kartuzë, Kôscérzna... 2. Szkólny (-ô) mô na kôrtkach przërëchtowóné nazwë krézowëch gardów i Trzëgardu i doczépiô te kôrtczi na tôflë, a dzecë głośno czëtają nazwë. 3. Szkólny (-ô) pitô sa, chtërna nazwa przëbôcziwô jima „Betlejem", a szköłownicë ódpówiôdają. np. Bëtowö. NAJÔ UCZBA, NUMER 10 (102), D0DÔWK D0„PÖMERANH" KLASËIV-VI (2 GÖDZËNË UCZBÖWÉ) 4. Szkólny (-ô) zapisëje słowö „Betlejem" pöd kôrtką z nôdpisa „Bëtowö" i kôrbi ö tim z dzecama. np. Nazwa „Bëtowô" szlachuje za nazwą „Betlejem", bo jakbë w słowie „Bëtowô" nie bëło pąktów, trzë pierszé lëtrë bëłëbë jistné. 5. Szkólny (-ô) gôdô, że kaszëbsczé Betlejem to Bëtowö, i gôdô ö temace uczbë, a tedë zapisëje temat i uczniowie piszą gö téż w zesziwkach. np. Dzysô dowiémë sa, że Jezës narodzył sa na Ka-szëbach i wszëtcë Kaszëbi chcą pôwitac Narodzonego, a tej pôznómë piakną kôlada ô tim wëdarzenim. DZÉL ROZWIJNY 6. Szkólny (-ô) rozdôwô dzecóm wëjimk z pöématu Jarosza Derdowsczégö (DODÔWK 1). np. To, co terô dostowota, to wëjimk pôématu „Ö panu Czórlińsczim, co do Pucka pô sécë jachôł". Autora je Jarosz Derdowsczi, chtëren urodzył sa w XIX stalatim we Wielim, a umarł na początku XX wieku w Americe. Béł gazétnika i baro lubił szpôrtë. W ti ksążce je zapisóny kaszëbsczi katechizm, a wëjimk môta terô w rakach. 7. Szkólny (-ô) gôdô, żebë wszëtcë ukłôdalë zdania z wëjimku pösobicą. Uczniowie robią w porach. np. Ułóżta zdania pósobicą, dôjta bôczënk na rimë. 8. Szkólny (-ô) czëtô głośno wëjimk (DODÔWK 2), a szköłownicë sprôwdzają. Jeżlë wszëtcë mają kôrtczi z wëjimka, to wklejają je do zesziwków. 9. Szkólny (-ô) rôczi wszëtczich do pöwtôrzaniô wëjimku przez czëtanié na sztërë ôrtë - jak chtos zacekawiony, jak Gwiôzdór, jak ksądz w köscele i jak stôri Kaszëba. Dzecë czëtają głośno za szkolnym (-ą) i imitëją te głosë. 10. Szkólny (-ô) rozdôwô ucznióm kôrtczi ze słowama, chtërne mają bëc ułożoné rimama (DODÔWK 3). np. Öbaczta na rimë w słowach. Dobierzta rimëwpôrë. 11. Dzecë robią w pôrach, a szkólny (-ô) mönitorëje robota. Pó skuńczenim zadaniô szkólny (-Ô) sprówdzó i chatny szköłownicë zapisëją pôrë rimów na tôflë. 12. Szkólny (-ó) dôwô dzecóm tekst köladë „Bëtow-skô kôlada" (DODÔWK 4) i gôdô ö pöstapnym czwiczënku. np. W ti nowi kôladze je ô tim, że Jezës sa narodzył w Bëtowie, a wszëtcë Kaszëbi jidą do negö miasta, bë pôwitac Sëna Bôżégö. Naszim zadanim badze terô dobrać pôrë ułożonëch rimów do tekstu kôladë. 13. Szkólny (-ô) rôczi do czëtaniô réżków tekstu i raza z uczniama kôrbi ö tim, co pasëje i jaczé rimë nót je wstawić. np. „Chôcô śniegu pô..." i„Wszëtcë chcą powitać..." Co möże tu bëc? Co pasëje? „Chôcô śniegu pô kolana" -„Wszëtcë chcą powitać Pana"! 14. Szkólny(-ô)doczépiôdotôflëwiôlgąkôrtaKaszub,adzecë dostają mniészé ji mödło, np. taczé: http://i.wp.pl/a/f/jpeg/27095/mapa_kaszubjpg.jpeg Szkólny (-Ô) rôczi dzecë do dołączaniô nazwów Kaszëbów (DODÔWK 6) do pasownëch molów na kôrce. Szköłownicë zapisëją nazwë na swójich kortach. np. Lesôk to Kaszëba, chtëren mieszko w ôkôlim Wej-rowa. 15. Czej wszëtczé nazwë są na korce, tej szkólny doczépiô strzélczi ód kóżdi z nich w strona Bëtowa, cobë wëzdrzało tak, że wszëtcë Kaszëbi czerëją sa do Bëtowa. Kole Bëtowa szkólny (-ô) doczépiô malënk Mariji z Jezësa, np. godową kôrtka. 16. Szkólny (-ô) kôrbi z uczniama ö kôrce i teksce. Zadôwô dzecóm pitania, a one szëkają ódpówiedzów. Je to leżnosc do tłomaczeniô nieznónëch słowów. np. Skądka cygną lëdze? A dokądka ôni jidą? Je wiele śniegu? Dlôcze wszëtcë jidą do Bëtowa? Co sa stało w Bëtowie? Chto je położony na sanku? Jadą blós z mia-stów i blós stôri? Cygną z wszëtczich strón, jidą do Bëtowa. Śniegu je wiele, pô kolana. Wszëtcë chcą powitać Pana, bô w Bëtowie cud sa stół. Na sanku je Jezës, Król nasz wëteskniony. Jadą wiesczi i miastowi, jidą stóri i młodi. 17. Szkólny (-Ô) gôdô, żebë dofulowac nazwë Kaszëbów w teksce, a tedë sprówdzó ödpôwiedzë. np. Waszim zadanim je dofulowac słowa w teksce. Wi-dzyta, że miast niechtërnëch wërazów są sztriszczi. Kuli je sztriszków, tëli je lëtrów w słowie. Ne słowa to nazwë Kaszëbów z rozmajitëch strón i mota je na korce. Blós jedna nazwa je we wielny lëczbie i nót je dodać ,,-e" na kuńcu. 18. Szkólny (-Ô) róczi do spiéwaniô „Bëtowsczi köladë" (DODÔWK 7) i włącziwô płatka z muzyką. Dzecë śpiewają ze szkolnym (-ą). 19. Szkólny (-ô) gôdô, żebë wszëtcë rechöwalë ód 1 do 5, a tedë śpiewają kólada jesz róz. np. Wszëtcë z lëczbą 1 śpiewają pierszą zwrotka, z lëczbą 2 drëgą, z lëczbą 3 trzecą. Chto mó 4, spiéwó czwiórtą, a 5 - piątą. \Nszëtczé lëczbë śpiewają raza refren. NAJÔ UCZBA, NUMER 10 (102), D0DÔWK DO „POMERANII" ZAKOŃCZENIE 20. Szkolny (-ô) pitô sa, skądka jidą jaczi Kaszëbi i co öni robią, a szköłownicë szëkają ôdpöwiedzów w teksce. np. Rëbôk piënie z Hélu. Gôch, Zabôrôk i Kôrkôcze jidą raza do Bëtowa. 21. Szkolny (-ô) pitô sa uczniów, czë pöznónô terôczasnô kölada widzy sa jima i co öni mëslą ö taczi kaszëbsczi kôladze. np. M/e sa widzy, bô je ô Kaszëbach. Je ö tim, że u nas sa narodzył sóm Bóg. 22. Szkólny spiéwô „Bëtowską kölada" ze szköłownikama jesz rôz. DODÔWK 1 Gdze sa rodzył Jezus Christus, Zbôwca tegö swiata? - Richtik! - mówi organista. - Të jes, druchu, franta! Le literë pömiészałë Żëdë jak czej casto. Szlachcëc skłonił sa i kąsëczk meditowôł w głowie, Ale jes të öbeznóny z Nowim Testameńta? Tej rzekł: - Christus sa narodzył w kaszubsczim Bëtowie! Wiać sa terô urzadowö pitóm pana brata: Böc Bëtowö a Betleem to je jedno miasto, DODÔWK 2 - Richtik! - mówi organista. - Të jes, druchu, franta! Ale jes të öbeznóny z Nowim Testameńta? Wiać sa terô urzadowó pitóm pana brata: Gdze sa rodzył Jezus Christus, Zbówca tego swiata? Szlachcëc skłonił sa i kąsëczk meditowôł w głowie, Tej rzekł: - Christus sa narodzył w kaszubsczim Bëtowie! Böc Bëtowö a Betleem to je jedno miasto, Le literë pömiészałë Żëdë jak czej casto. DODÔWK 3 STRÓN STÓN KOLANA PANA KÖSË NIESE KRÔJNË RÓJ NÉ STÓŁ DÓŁ POŁOŻONY WËTASKNIONY KARNIE GARNIE SMIO-TACH TROPACH DRODŻI MIASTOWI ZNOBI MŁODI LËDZE CËDZE DODÔWK4 BËTOWSKÔ KO LADA Do Bëtowa z wszëtczich----- Cygnie wszelczi lëdzczi —. Chöcô śniegu pö------, Wszëtcë chcą powitać —. .....płënie z Hélsczi —, .....rôd darënk swój...... .....prosto z lasny------ Zwierze nëkô, ptactwo...... KLASËIV-VI (2 GÖDZËNË UCZBÖWÉ) Ref. Bo w Bëtowie cud sa —, Tam Bóg światu Sëna —. Chöc na sanku........ To je Król nasz .......—. Z Kartuz chóranką chcą bówcë Rozgrzóc dëcha - przeca mróz... ........, a z nima w...... — sa ë............. Gbursczé wözë tóną w........ Autółë sa cësną w -...... Chóc zawióné wszëtczé...... Jadą wiesczi a -....... Ref. Bó w Bëtowie... Chócó zëmny wiater----- Jidą stóri, jidą----- Wielno z Kaszëb spieszą----- Ö bëtowsczim wkół czëc-----... Ref. Bo w Bëtowie DODÔWK 6 GÔCH LESÔK BËLÔK RËBÔK ZABÖRÔK KÖRKÔCZ DODOWK 7 BËTOWSKÔ KO LADA Tekst: Róman Drzéżdżón Do Bëtowa z wszëtczich strón Cygnie wszelczi lëdzczi stón. Chócó śniegu po kolana, Wszëtcë chcą powitać Pana. Rëbôk płënie z Hélsczi Kósë, Bëlók ród darënk swój niese. Lesók prosto z lasny krôjnë Zwierze nëkô, ptactwo rójné. Ref. Bó w Bëtowie cud sa stół, Tam Bóg światu Sëna dół. Chóc na sanku położony To je Król nasz wëtaskniony. Z Kartuz chóranką chcą bówcë Rozgrzóc dëcha - przeca mróz... Kórkócze, a z nima w karnie Góch sa ë Zabórók garnie... Gbursczé wózë tóną w smiotach Autółë sa cësną w tropach Chóc zawióné wszëtczé drodżi Jadą wiesczi a miastowi Ref. Bó w Bëtowie... Chócó zëmny wiater znobi Jidą stóri, jidą młodi Wielno z Kaszëb spieszą lëdze Ö bëtowsczim wkół czëc cëdze... Ref. Bo w Bëtowie... NAJÔ UCZBA, NUMER 10 (102), DODOWK D0„PÖMERANH" III Tekst: Elżbieta Prëczköwskô, öbrôzczi: Joana Közlarskô WIToJ DRëCHu JAK MëSLISZ CZEMu ZWÔNla? JO Mloł COS O TIM CZëTé. OSOBLëWIE ö WIDZAłlM PłôSZCZU SWlaTOPôłKA. TRZEBA TO ZBADAC TEJ JEDZEMë. ZDRZë, DO. óDKRëCö Są PoDZEMIA W żUKoWSCZIM KÓSCELE TACZeeo CZE&ÓS NICHT NI MO! JAK PÔDoWAJą ZDRZÓDłA. CZEDëS, W DÔWNëCH CZASACH Z żUKoWSCZéę.ó KLÔSZTORU WëCHÔDoł TUNEL. CHTëREN SłUżtł DO ilCEKu, ZEJBë Béł JACZI NIEBEZPIEK GWëS JE ZNÔWu JAKÔ WëZ&ÓDKA DO ROZRZESZENIÔ. JO, CEKAWo SPRAWA. JADa DO CEBIE. JE Moz ÖDEMKNąC LENO Z AR NA PöCZąTKu CZe ks COS Wlé ó nim? czë DO NICH Są JACZe KLUCZE? WIToM. Më CHCELë SPRAWDZëC, JAlt TO JE Z TIM KRëJAMNYM TUNELa TAK RICHTICH Nie. ALE Są TU W JEpNY TU JE BARO WILGOTNO. &Wë? DZES MuSZI BëC WÓDA. JIZBIE TACZ KReJAMNe DWIéRZE. CO ZA NIMA JE? CHTO TO Wlé NoT je ÓPASOWAC. DOżDżëTA, BLOS WEZNa TASZLaPa. INA GWëSH TU NIEDALEK DOCH PłëNIEl hrzékam REDëNlôl ALAzE.TO Są GWëS TRëMë Z POCHÔWÓN YMA TU KLoSZTORNICAMA a NORBERT AN-KAMA WZERoJ LE TAM NEN TUNEL JE PëRZNa ZASëPóNY. BaDZ ÓSTRÓŻNY JAKBë ęo, TEJ uCeKoMë. ■MożE tamH JE KSażNô WITOj SłAWA, SOSTRA SWIaTOPôłKA, ABo ■może damroka- JE&o CÓRKA? ZDR?ę, TAM^^a WIDZYSZ? TAM JE TACZI JACZeS DWIeRZ PoDenDZ Z TIM WIDa. WAJąCY KAM NACeSNIJ NA ■niegóh MozE BeC. A MÖŻE SOSTRA BRISZA, CO TO PoKoNAłA KSąŻë ' RICERZA CZEKoJ LB PëRZNaJ Jô TO oDKÓPIa Jo CZëJa JACZeS ÖD&łOSë CO TO MÖŻE BëC? ZDRZë. CO Jô NALÓZł. TO JE WIERa KonSKÓ PODKOWA, LENO WëPROSZCZONo. MOŻE OD&łOSë Z GÓRë. LEPI JU JIDZEMë NAZÔD TAM Sa TUNEL ZAWALIł WleSZ, JAKBë TU RÔD LëDZE PRZëJéżDżELë. KóżDI Bë CHCôł TO W1DZEC. TO JE GWëS TA, CO Ja BRISZA WëPROSCA. Ta MuSZIMë WZąC DO ZBADéRO-WANIó. MozE TO Są r DëCHë NASZICH 1 PRZODKÓW. MuSZIMë TU JESZ WRÓCëC TO MuSZj BëC oDKÓPoNe DO KunCA TO JE NAS?A HISTORIO I TO JAKO HISTORIO! jakoś pamiątka BaDZE Z Tl WANODżI. TUNEL JE DQSC DłUDżI. JEGO JE I ZAPROSëC LëDZY. ONIECZNO, TU Bë MuSZ BéC Tez SłAWNY PłoSZC? SWIaTOPÓłK WIOLDżé&ó. NÓT DOKOPAĆ DO . KunCA USZëKoWAC I CO TAM JE BëNë? TAK COS NI MO NICHT. WIEDNO KASZëBë Tekst: Elżbieta Prëczköwskô, öbrôzczi: ioana Közlarskô ZAÔU léMë, zE ÓD NI TAK ■czap NlGDZElJI Jö MëęZLa, zE . Më MuSZIMë ZARo JACHAC DP BeTOWA TAM MOŻE COS WIEDZą. MA NlzobNëC ■WlADło\HH •JO DOSToł LëST E-MAHfOWI. LENO GjO NIE ROZMIEJa. ZDRZe. CO Sa STAłO- MuSZI.Me TEMU ZARADZeC IZANo RETUJTA vJa! ■më ntckh NIE WleMé.To <5a MoGjłO *5TAC ITE«J DOI BëTOWA! MożEMë GiO luZDRZEC?! Pôrwónô ôsta wiôlgô, uwôżóno na całim swiece spiéwôczka kaszëbskô Dalia. Ôna mia ze sobą czarowną kula, w chtërny zarzekło bëła całô kaszëbskô kultura: téater, piesnie, wësziwk, żłobizna, malënczi... Jeżlë kula na czas sa nie naléze, tej to wszëtkô na wiedno zadżinie. Jô WléM - ZÓM W BëTOWIE. ON JE TUWô NÔSTARSZI. NëKÓMë! BaDa PROWADNItCa. CO TO MozE BëC? MöżE WA WléTA. CHCEMe Sa SPëTAC TEGk> ęZłOWIEKA. MÖŻE ON COS WIDZoł? 1 CO DALlJ DZE ÖNA MÖŻE BëC? CZAS UCĆKo] OSTAłA LE BLÓ6 J ■Edna GópZë-^ Muszłl hna gwcs* pOBR?E SCHo- A-V WóNo. ALE . /V ZE« NeKoMe! i i«i Jeżlë jo bë zadżina tej szëkôjta mie w nôstarszim i nôwikszim 'budinku niedalek. Dalia. W TIM OCZENKu JE KRATA. MuSZlMë Ja Wëcac CZILE DNIÓW TEMU NA WESTRZoDK PÓDWO-RZé&Ô WJACHÔł OACZ1S EKSTRA AUTÓł. PROWA-DZëUë KÔGtÔ^. ALE DZE I łCÖGtÖ, TO ;iCZY KLaSZTOWJ ! KAPLICY W WIEŻYCY mieszkam osom GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 53 WYDARZENIA SPRAWDZAJĄ SIŁĘ WOLI „Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono" - tak brzmi motto Ekstremalnego Rajdu na Orientację (ERnO) Harpagan. Gospodarzem tegorocznej jesiennej jego edycji było nadleśnictwo Człuchów. Patronat nad imprezą objęła „Pomerania". Uczestnicy pieszej 100-kilometrowej trasy CO TO TAKIEGO? W człuchowskich lasach od 14 do 16 października uczestnicy z całej Polski próbowali swoich sił na trasach rowerowych (200,100 i 50 km), pieszych (100,50,25 i 10 km) i mieszanej (50 km pieszo, 100 na rowerze). Harpagan ma już ponaddwu-dziestopięcioletnią tradycję. To kultowa impreza ekstremalna, znana także poza granicami naszego kraju. Z założenia każda kolejna edycja odbywa się w innym miejscu północnej Polski. ERnO Harpagan łączy w sobie w jednym miejscu i czasie elementy turystyki pieszej i rowerowej. Ideą jest pokonanie własnej słabości i sprawdzenie granicy własnej wytrzymałości. Startujący dostają mapę z zaznaczonymi punktami kontrolnymi. Drogę pomiędzy punktami uczestnik wyznacza sobie sam. Każdy błąd w planowaniu i nawigacji skutkuje przedłużeniem tra- sy, na której pokonanie jest wyznaczony limit czasowy (np. 24 godz. na pokonanie 100 km trasy pieszej). O tej porze roku większość trasy przemierza się w ciemności. Na tym polega ekstremalność tego rajdu, a zarazem jego niezwykłość. Tu nie ma przegranych. Zwycięzcami są wszyscy, którzy odważyli się wystartować, niezależnie od tego, jaki dystans pokonali. Ale tytuł Harpagana zastrzeżony jest dla najtwardszych, dla tych, którzy mieszcząc się w limicie czasu, pokonają najtrudniejsze trasy: 100 km pieszo, 200 na rowerze lub trasę kombinowaną 100 km na rowerze i 50 na piechotę. Erno Harpagan ma dwie edycje -wiosenną i jesienną. POCZĄTKI Zaczęło się w 1989 roku. W nocy z 28 na 29 października Bogdan Jaśkiewicz i czterech innych zapaleńców pokonało 100-kilometrową trasę, idąc po pomorskich lasach w pełnym rynsztunku turystycznym. Szli bez odpoczynku, dzień i noc, sprawdzając siłę własnej woli, pokonując słabość organizmu, zmęczenie, brak snu. Nie spodziewali się wówczas, że zarażą swą ideą tysiące osób. Z każdym rokiem zwiększała się liczba osób, które też chciały się sprawdzić. Kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu i od 2000 r. ponad 500 uczestników (bywa, że i więcej niż 1500)! Harpagan, gdyż taką nazwę otrzymał ten rajd, stał się jednym z największych wydarzeń ekstremalnych w Polsce. A dodajmy, że nie ma tu cennych nagród. Zwycięzca dostaje tylko medal i statuetkę z symbolicznym „H". WSPÓŁPRACA Z LASAMI Karol Kalsztein, główny organizator Harpagana, nie ukrywa, że na sukces tej imprezy składa się dobra współpraca z Lasami Państwowymi. Działamy na terenie Pomorza i od lat współpracujemy z RDLP Szczecinek i RDLP Gdańsk. Idea rajdu to pokonywanie trasy w terenie leśnym. Nie możemy sobie pozwolić na przypadkowe, nieprzemyślane działania. Wszystko wcześniej uzgadniamy, trasy wytyczamy w konsultacji z nadleśniczymi i leśniczymi. Współpracujemy z kołami łowieckimi. Dbamy 0 ochronę przyrody i o porządek w lesie. Najciekawszym momentem organizacji rajdu jest przemyślanie 1 ustalanie tras. Z zawodu jestem geodetę, na co dzień instruktorem orientacji sportowej oraz instruktorem turystyki kwalifikowanej - mówi Kalsztein. Od wielu lat organizuję trasy różnych rajdów turystycznych i zawodów na orientację, w tym Harpagana. Zawsze zaczynam od pracy 54 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 WYDARZENIA z mapę. Na mapie planuję wszystkie warianty tras i wstępne rozmieszczenie punktów kontrolnych. Już gotową propozycję przedstawiam w nadleśnictwie, z którym wcześniej ustalałem, że w danej edycji będzie gospodarzem rajdu. Materiał dokładnie analizujemy i wtedy dopiero zaczynają się prawdziwe ćwiczenia! Może się okazać, że punkt kontrolny, który zaplanowałem w idealnym dla nas miejscu, nie może być tam umieszczony, np. ze względu na strefę ochronną orła czy bociana czarnego albo rezerwat ścisłej ochrony jakiejś rzadkiej rośliny. Przesunięcie jednego punktu kontrolnego pociąga za sobą przesunięcie innych, gdyż trasa musi mieć odpowiedni kilometraż zgodny z regulaminem rajdu. Inną sprawą jest rozplanowanie poszczególnych tras pieszych i rowerowych. Teren rajdu to zwykle obszar ok. 1200 km2. Razem z wolontariuszami, obsługą rajdu i jego uczestnikami jednocześnie przebywa w lesie ok. 1500 osób. Wielkim logistycznym wyzwaniem jest takie każdy z nich idzie indywidualnie, można powiedzieć, przemyka się po lesie, starając się nie rzucać w oczy, aby nie zwrócić na siebie uwagi innych uczestników. ERnO HARPAGAN to doskonała okazja, by przybliżyć społeczeństwu las i sprawy z nim związane. MAYAGIELNIAK Fot. BEAR.photo Na trasie rowerowej zaplanowanie tras, by tę sporą liczbę ludzi równomiernie po całym lesie rozłożyć. Pierwsza, 100-kilometro-wa trasa rozpoczyna się o 21, czyli już nocą. Zawodnicy wchodzący w las mogą rzeczywiście zaniepokoić zwierzynę. Ale oni, po pierwsze, chodzą cicho, po drugie - znają się na mapie i nawigacji, więc przemieszczają się szybko i, co najważniejsze, głównie drogami leśnymi. Poza tym XII Miejski Konkurs „MOJA POMORSKA RODZINA" GDAŃSK www.gdansk.pl Zarząd Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku zaprasza uczniów gdańskich szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgim-nazjalnych na XII edycję Miejskiego Konkursu „Moja Pomorska Rodzina". Współorganizatorami tego wydarzenia są Urząd Miejski w Gdańsku, Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 1 (IX LO i Gimnazjum nr 1) w Gdańsku, Stowarzyszenie Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk oraz Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne. Celem konkursu jest zachęcenie jego uczestników do badania i poznania przeszłości swoich przodków oraz dziejów dużej i małej Ojczyzny z perspektywy losów rodziny. Konkurs ma też wśród osób biorących w nim udział i członków ich rodzin utrwalić pamięć o przodkach oraz tych, którzy jeszcze za życia pozostawiają po sobie ślady w historii. Prace przyjmowane są w trzech grupach wiekowych - szkoły podstawowe (klasy IV—VI), gimnazja i szkoły ponadgimnazjalne - oraz w trzech kategoriach w każdej grupie wiekowej: drzewo genealogiczne lub korzenie rodziny, album rodzinny oraz prezentacja multimedialna (pokaz slajdów, filmu czy animacji). Szczegóły dotyczące konkursu i wykonania prac konkursowych zostały określone w Regulaminie, który jest opublikowany na stronach organizatorów: www.kaszubi.pl,www.pierwszegimnazjum.pl Zapraszamy młodzież do uczestnictwa w konkursie, a nauczycieli do podjęcia się roli opiekunów uczniów przygotowujących konkursowe prace. Prace konkursowe należy składać w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Gdańsku od poniedziałku do piątku w godz. 8-14 (tel/fax 58 341 09 29). Termin składania prac upływa w dniu 28 kwietnia 2017 roku. Szkoły biorące udział w konkursie zostaną powiadomione o terminie oficjalnego ogłoszenia jego wyników oraz terminie wręczenia nagród i zorganizowania wystawy najlepszych prac (wstępny termin 26 maja 2017 roku). Patronat medialny nad konkursem przyjęły„Dziennik Bałtycki",„Pomerania"i Radio Gdańsk. Uczastnicë pôtkaniówz przedstôwcama słëpsczégö partu KPZ. Ödj. A. Stopa WESPÓŁDZEJANIÉI PÖMÖRSKÖSC W tim célu jesmë sa pötkelë m. jin. z przedstôwcama słëpsczégô partu Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzesze-niô: dr. Antona Szrédra, Alfónksa Klepina i Edmunda Zmuda-Trzebiatowsczim. Jesmë sa dowiedzelë ô rozmajitëch jiwrach, z jaczima biôtkują sa Kaszëbi w Słëpsku, ale téż ö zwënégach. Zrzeszeńce pödczor-chiwelë, że nimö wiele zôwadów udało sa wprowadzëc kaszëbsczi jazëk nôprzód do köscołów, a pózni téż do szkôłów w jich miesce. Jak rzeklë, to slédné bëło möż-lëwé dzaka pômalnému przekonywaniu, że pöznôwa-nié nowëch jazëków to wiôlgô wôrtnota. Zrzeszeńce mają nôdzeja, że corôz wicy badze w jich miesce môlów, gdze je uczony kaszëbsczi jazëk. Më rechujemë na zaangażowanie direktorów szkół, jich żëcznosc, w dodôwku chcemë wcëgac nôleżników szkôłowégô rodzëcelsczégô komitetu, starszich, w robota nad taczima wëdarzeniama, jak np. Dzén Kaszëbsczi w Słëpsku - wskazëje przédnik partu Antón Szréder. Dodôwô téż, że corôz barżi je widzec, że pôwstôwô „nowô słëpskô spölëzna" Wszëtczé nacje mieszkające w tim placu partaczę sa i tworzę jedna spôlëzna. Më muszimë pôza kaszëbskôscą wskazëwac téż na pômôr-skôsc. Tu w Słëpsku to baro wôżné, bô to môże przë-cygnąc wszëtczick. Më nie jesmë blós zamkli w tim grôpuszku kaszëbsczim. Ö pötrzébnoce ötmikaniô sa na jinëch i zgodnego żëcô w wielekulturowim miesce gôdôł téż Alfónks Klepin, chtëren sóm je dobrim przikłada taczi wespół-robötë. Nimö że je katolëka, darmôk zrobił pödëszczi do łôwków w prawosławny cerkwi. To normalne -gôdô. Mëpômôgómë jinym, a ôni pózni nama. Badący na najim zeńdzenim proboszcz ti swiątnicë - Kaszëba, ôjc Mariusz Synak - pôcwierdzył, że z parta KPZ we-spółdzejô mu sa bëlno, a dzaka temu w cerkwi nie felë-je kaszëbiznë, np. öbczas świata Paschę je tam czëtónô ewanieliô pô kaszëbsku. Ö apartny stojiznie, w jaczi robią nôleżnicë partu w Słëpsku, ôpöwiôdôł Édmiind Zmuda-Trzebiatow-sczi. Lëdze mieszkający w tim miesce ni mają pôczëcô swôji tożsamôscë. Czedë pitóm młodégô słëpszczanina z kaszëbsczi familie: „Jes të Kaszëba?", to czëja: „Nié... Mój ójc to béł Kaszëba, jô nie'. I takô je swiąda w tim môlu, to nie je region Bëtowa, Kartuz czë Wejrowa... Jeż-lë chódzy ó organizacja czegoś kaszëbsczégö w Słëpsku, 56 POMERANIA NA ZÔPADNËCH KASZËBACH to je ô wiele gôrzi jak tam, bô do dzejaniô mómë dzesac, piatnosce lëdzy,jak sa skrziknie dwadzescë, to je dobrze. Tu ni ma pômôcë z butna. Ale równak zmianę na lepsze są. Do kuńca lat ôsmëdzesątëch wikszoscë najich lëdzy wstid bëło sa przëznac do kaszëbsköscë. Dzysô wiele mieszkańców wskazëje: „doch wajesta u se \ I to je baro wôżné. Bö to nié leno më tak gôdómë, ale równak jiny to akcentëją. A czego namafelëje? Wespółdzejaniô z młodzëzną, młodëch lëdzyje mało, nawetka w strukturach Zarządu. ROBOTA SZKÓLNËCH DÔWÔ DËBËLTOWIBRZÔD Na słëpsczich pötkaniach dlô piszącëch pö kaszëbsku bëłë téż szkólné, chtërne uczą najégö jazëka w ökölim Słëpska - Katarzëna Leończik i Bożena Iwańskó. Jesz pôra lat temu belo baro cażkô z nauczanim kaszëbsczégô jazëka - gôdała wastnô Katarzëna. Przede wszëtczim nôleżało przekonać rodzyców do wôrtnoscë jazëka kaszëbsczégô. Przënôlégalo przedstawić rozmajité czekawé elementë, żebë zachacëc do nôuczi. Wôżné są nowé niekonwencjonalne udbë, nié blós nôuka jazëka w łôwkach i przë tôblëcë, ale téż robôtë plasticzno-techniczne spartaczone z kaszëbiz-ną, nawetka jaczés fórmë zabawë. Do te wëjéżdżanié na rozmajité wanodżi w ôkôlé Trójgardu, do skansenu w Klëkach, Swôłowie. Mómë téż przërëchtowóné kaszëbsczé obleczenia dlô najich dzecy, co wëstapują we wszelejaczich konkursach czë öbczas gminnëch i pa-rafialnëch festinów. Takô robôta dôwô brzôd: Szkôła w Bierkôwie, w chtërnyjô iicza, mô 119 dzecy w klasach I-VI, a jazëka kaszëbsczégó iiczi sa 57 dzecy, to je kôl 50% uczniów. Bożena Iwańskó robi we Wrzescym. Ji doswiód-czenia szlachują za tima z Bierkówa. W klasach I-VI uczi sa 75 uczniów. W wikszoscë są to dzecë, chtërne ni mają kórzeniów kaszëbsczich, a doma nicht z nima nie gôdôpo kaszëbsku. Zachacywóm uczniów w formie zabawowi do wëkónywaniô rozmajitëch prôc plasticznëch sparłaczonëch z tradicją, kulturą Kaszëb. Ökróm tegö naje dzecë baro rôd czëtają. Móm nôdzeja, że w niedłu-dżim czasu bada miała drëchna, chtërna pómóże mie w uczbie kaszëbsczégö i przejimie dzél dzecy - gôdô. Öbiedwie szkólné, chtërne przëszłë na naje potkanie, pödczorchiwają, że ôstałë zachaconé przez direk-cja do nôuczi kaszëbsczégó jazëka. Są uczastniczkama rozmajitëch sympozjów, könferencjów, nôukôwëch zeńdzeniów doticzącëch kaszëbiznë. Öd lewi: K. Leończik i B. Iwańskó. Ödj. A. Stopa Ôdjimk z Bogusława X. Ödj. A. Stopa Felëje jima przede wszëtczim wikszégó kontaktu z jinyma szkólnyma w słëpsczim krézu. Ni mómë kontaktu midzëszkółowégô, nie wëmieniwómë sa do-swiôdczeniama, chëba że spôtikómë sa na rozmajitëch kursach, szkoleniach - gódó wastnó Leończik. Jinym jiwra je to, że starszi niechatno sa angażëją w wespół-robóta ze szkołą. Wórt dodać, że jesmë móglë na placu obezdrzec téż płasticzné (i nié le) dokaże dzecy zrobione óbczas uczbów kaszëbsczégö jazëka. Wrażenie (tak na uczestnikach warköwniów, jak i słëpsczich zrzeszeńcach) zrobiła téż kaszëbizna szkólnëch, chtërne naji jazëk póznówają dopierze ód pora lat. NA SPÔDLIM TEKSTU ANDRZEJA KRAUZE Articzel pówstôł öbczas pótkaniów dlô piszącëch po kaszëbsku, jaczé ódbëłë sa w rujanie w Słëpsku. Potkania bëłë udëtköwioné przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje. POMERANIA 57 Zapisënk dzélów öbgôdczi prowadzony przez Łukasza Zołtköwsczégö öbczas pötkaniów dlô piszącëch pö kaszëbsku, jaczé ödbëłë sa w Słëpsku 22 i 23 rujana 2016 r. Potkania bëłë udëtköwioné przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje. • • • • UMESŁEZAGARNIATE bez kaszëbizna Dlô niegö kaszëbizna na zôczątku bëła czims egzoticznym, dlô ni to codniowösc. Ôn mô korzenie pölskô-niemieckö-ukrajińscze, öna czësto kaszëbsczé. Dzys öböje są profesorama i zajimają sa midzë jinszima kaszëbizną. Jak to sa stało i chto jich nią öczarził, gôdómë z Adelą Kuik-Kalinowską i Daniela Kalinowsczim ze slëpsczi Pömörsczi Akademie. Familijne selfie „Pomerania": Dlô wastnë profesor kaszë-bizna to rodzëzna i domôcé Reköwö. Adela Kuik-Kalinowskô: Do dzys to je dlô mie nôbarżi snôżô wies i nôpëszniészi mól na Kaszëbach. Wiele w ti zemi słod-köscë, cëchôscë, a do te jesz jęzora i lasë... Na kaszëbizna móm wëcygnioné z mléka mëmczi. Tatk béł dlô mie tim Kaszëbą, w chtërnym wiele bëlo wiesołoscë, usmiéwku, pödkôrbianiô. U mie doma gôdało sa pö kaszëbsku, le tatk i starka użi-welë téż niemiecczégô, jaczégô sa uczëlë w pierszich klasach przedwôjnowi nie-miecczi szköłë (mëmka niemiecczégö ju nie znała, bö pöchödzëła z dzélu Kaszub pö pölsczi stronie). Zmieniło sa to dopierze, czej zaczalësma chôdzëc do szköłë. Tam jesmë ju gôdelë leno pö polsku. Taczé sytuacje öpisëje Jón Drzéżdżón w dokazu „Niedokończony tryptyk". Do dzys pamiatóm, jak jedna z sąsadków pôwiedzała, że më tak gó-dómë pö kaszëbsku, że chëba nigdë sa nie nauczimë pólsczé-gö. Möże na przék wëbrała jem na sztudiach filologia polską? „P": A wasta profesor? Jesce sa urodzëlë w Sławnie... Daniél Kalinowsczi: U mie w rodzëznie nicht nie je z Pömörzô. Möja starka gôdała blós po ukrajińsku, stark po polsku, ale midzë pölsczé słowa wtikôł niemiecczé. Czej jem pëtôł tatka, czemu nie rozmieja starczi, robił sa czerwiony na muni i nick nie ödpöwiôdôł. Stark zapëtóny ô niemiecczé nôzwëskö, zaczinôł gadac na czësto jinszé témë. Ta wielekul-turowösc nie bëła dlô mie czims widzałim, a barżi bëłë z nią samé jiwrë. AK-K: To do czësta jinaczi jak u mie. Nasza chëcz bëła pö-dzelonô na pół. Pó jedny stronie mieszkalësma më, a pö drëdżi familiô ewanielików. Żëlësma z nima w zgödze. Wie-lekulturowósc nama w niczim nie zawôdzała. Kö Bëtowskô Zemia je pogranicza i ód wiedno ta wielekulturowósc tam bëła, jakno cos codniowégö. DK: Jô ja rozmiôł jakno cos, ó co nie je wôrt pëtac. Dzys je czims pózytiwnym. Le u mie doma ó tim sa nie gôdało, a jeżlë ju chtos ó tim cos nadczidnął, to bëło to w złim dëchu, jakno cos niewôrtnégö. A z kaszëbizną pierszé zetkniacé miół jem w warkówi szkole... AK-K: Ö tim jes nigdë nie gódół. Bez 21 lat naji znajomóscë... DK: Gódół jem... wczora (śmiech). Miół jem szkólnégó ó wdzacznym nôzwësku Basta, chtëren czej jesmë nie uwôżelë, gódół do nas pó kaszëbskii. Nicht gó nie rozmiół i wszëtcë słëchelë z ódemkłą mii-nią i kąsk ze stracha, co to dali badze. Późni, ju na sztudiach w Słëpsku, baro mocno jem sa zainteresowół kwestiama kulturo-wóscë, a téż realiama zemiów, jaczé bëłë wkół. Mielësma téż zajmë z prof. Jerzim Trédra, chtëren nama gódół ó Kaszëbach. To je téż czas, czej jem pöznôł Adela. I tak pöma-linku, kąsk ze stracha, jem sa przënacywół do kaszëbiznë. „P": Knôp z daleczich stron, do te nié Kaszëba, tej doma letko nie bëło... AK-K: Tec nić leno to. Daniel wnenczas miół jesz dłudżć włosë i nie jódł miasa. Tej dló dëcht kaszëbsczi rodzëznë to bćł szok. Ale wnetka sa w ni ódnalózł. DK: Nórëchli jem sa póznół z knópama. Pamiatóm, czej z brata Adelë czedës bëlësma w klubie i zanószało sa na biótka midzë beńlama. To bćł czas, jak jó trenćrowół karate. Jó wësköcził na przódk i rzekł: „chtëren pierszi?" Wnetka sa we wsë rozniosło, że jaczis miastowi, co rozmieje karate, je w Rekówie. AK-K: A jó so le przëbôcziwóm, jak mëma cë szëkôwała na kószla w króta i buksë z dróbantama do draszowanió. Do dzys sa smieja, czedë so przëbócziwóm, jak tatk cë pówie-dzół, że widłë sa górzi trzimie jak pióro. (śmiech) 58 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 NAJE KÔRBIÓNCZI Miastowi na wsy kol swój i brutczi Kalinowscë interesëją sa téż tematama buddijsczima DK: Przeszedł jem wszëtczé etapë wiesczégô żëcô. I pô prôwdze to wezdrzenié na Kaszëbë öd bëna dało mie wiacy jak wëkładë na sztudiach. W nym czasu jem interesowôł sa romantizma i Kafką, a téż żëdowsczima mötiwama, ale jem zrozmiôł, że ni ma co sygac pö jaczés daleczé kulturë, skör-no krótko je żëwô, baro bôgatô i jesz nié w całoscë öpisónô. „P": Dlô wastnë profesor sztudia to téż czas dozdrzeniô wôrtnotë kaszëbiznë? AK-K: Öd szköłowëch czasów kaszëbizna bëła we mie, ale zapajiczonô. Baro wiele dała mie lektura Annë Łajming, ósoblëwie ji ksążka Dzieciństwo. Jô nalazła tam moc swójich wspominków z dodomu. Baro möckö wspiérôł mie Daniél, chtëren pöwtôrzôł, że musza wrócëc do korzeni. Czëłam sa Kaszëbką, ale co z tegó? Nie rozmiatam pisać, znałam le czi-le piesniów, a dze historio, dze óglowó kultura? Zaczała jem sa zagłabiac w lëteratura, historia, jazëk, tradicja... Oso-blëwie przë pisaniu habilitacje, wëdóny w ksążce pt. Tat-czëzna. Literackie przestrzenie Kaszub, jô zrozmiała wiele je kaszëbsczich tekstów. W głowie miałam téż swiąda, że wiele je taczich, ö chtërnëch më jesz nie wiémë. Późni przeszedł czas na rozmajité grantë, projektë, stipendia wkół kaszë-biznë, członkostwo w Kaszëbsczim Instituce, pödiplomówé sztudia dlô szkólnëch, a terôzka prowadzenie sztudiów dok-torancczich. Ale nić leno to. Raza z Daniela baro móckó interesëjema sa téż mótiwama buddijsczima. „P": Dlô wastë profesora pierszi tekst tikający sa kaszë-biznë béł ô antisemitizmie. DK: W drobnotach béł ón ö wątkach antisemicczich u Der-dowsczégó w Czórlińsczim. W nôuköwim dzejanim zajimóm sa kómparatistiką, to je pórównywanim rozmajitëch jazëków, lëteratur. Tej béł jem dbë, i wcyg tak je, że jeżlë chcemë wëprowadzëc kaszëbizna pöza Pómórzé i pózbëc sa kompleksów, to muszimë ja porównać z wiôldżima lëtera-turama. Na zôczątku to nawetka w nôukówim strzodowisku nie bëło taczé gwësné. Gôdało sa, że je to lëdowé iitwórstwó. Jesmë z Adelą przekónywelë, że nié lëdowé, a mniészëzno-wé. Czasa buten nasze dbë bëłë lepi widzóné jak tuwö. „P": A dzys taczich jiwrów ju ni ma? DK: Terô, czej jidze sa kóridora słëpsczi Akademie, czëc je przed wszëtczim ukrajińsczi, ale téż corôz czascy kaszëbsczi, ósoblëwie westrzód doktorantów. AK-K: Nié le kôridora. Kaszëbizna zawładnała téż naszima umësłama... DK: I nié blós naszima, a to ceszi jesz barżi. SPISAŁË: EWELINA STEFAŃSKÓ I PAULËNA PAŁASZ Ödjimczi ze zbiérów familie Kalinowsczich Póspólny ödjimk na pölu DAMNO. W KRÔJNIE GRIFAI DABU 10 rujana ôdbëła sa turisticznô rozegracjô örganizowónô bez Zrzesz Szköłów w Damnie (we wespółrobóce z SSI „Aktywni Damnica) dlô wnetka 60 szköłowników, co uczą sa kaszëbsczégö jazëka w naji szkole. Më chcelë poznać blëżi swöja Tatczëzna. Na póczątk nót bëło znac „Kôrta wanożnika", żebë öbczas wa-nodżi béł bezpiek. Późni z kaszëbsczima fanama w rakach wanoż-nicë przeszłe do pierszégö przëstónku - dworu w Damnie. Tuwó Woj cech Wilkówsczi rzekł nama historia dworku, a szköłownicë przëblëżëlë słechińcóm legenda spartaczoną z tim môla pod titla „Zapadli zómk"(pó polsku i pö kaszëbsku). Nimö dradżégö wiodra më rëgnalë dali, jaż do pöstapnégö przëstónku - młëna. To jeden z czile zaöstałëch młënów słëpsczé-gö krézu i bëlny môl do wëpöczinku dlô wadkôrzów, czôłen-kôrzów, köłowników czë lubötników piechtnëch wanogów. Terô je henë agroturistnô gospodarka „Damno-Młin". I zôs wasta Wil-köwsczi rzekł nama czile czekawinków na téma tegö môla, a dzecë przëblëżëłë słechińcóm legenda pt.„Diôbéł grô w kartë" (jinszé le-gendë najégö regionu to na przëmiôr: „Miech mączi" i „Diôbelsczi kam köl Bobrownik"). Póstapny przëstónk béł w ôkölim szköłë (Örlik), dze skrëłë sa bulwë i möżna bëło robie bulwöwé miónczi (cëskac bulwama w kôsz i nëkac z bulwą na łëżce). Czej môłé dzecë sa bawiłë, młodzëzna pisała diktando pt. „Sło-wôrzk wanożnika". W karnie klas iv-vi spödleczny szköłë i plac w diktandze miała Miriam Żinda, ii plac - Anna Włoch, iii - Olga Klimk. W karnie klas ii i iii gimnazjum: i plac - Natalio Bańka, ii - Karolëna Baran, iii - Karolëna Dąbek. Bëłë diplomë, nôdgrodë, bómczi. Apartnoscą óbczas rozegracji bëła znónô pieśń ö Damnice pöd titla: „Zwëczajnô pieśń ö nadzwëczajnym môlu" - frantówka spiéwónô pierszi rôz pö kaszëbsku. Na kuńc bëło ögniszcze, wörzta („na dłudżim, dżibczim cziju"), wëzgódczi, a téż śpiewanie rozmajitëch kaszëbsczich nót. Bëłë to: „Damnowsczé nótë", „Bóbrowsczé nótë" i „Wiatrowsczé nótë" - to je nótë parłaczoné z wsama, z chtërnëch pöchôdają naji szköłownicë. Jesmë rôd, że ju öd trzech lat w Zrzeszë Szkółów w Damnie dzecë i młodzëzna mögą kiireszce uczëc sa kaszëbsczégó jazëka.To snôżi môl, dlôte rôczimë wszëtczich do Krôjnë Grifa i Dabu - ód chtër-négó wëwödzy sa pözwa Damnica. WËJIMCZI TEKSTU ALEKSANDRË GLIWË I JOLANTĘ PUCHALSCZI 60 / POMERANIA GRUDZIEŃ 2016 'ZBLEWO. BYŁO CO ŚWIĘTOWAĆ! • • ) Zrzeszeńcy ze Zblewa mogą się już cieszyć własnym sztandarem. Fot. ze zbiorów ZKP w Zblewie W niedzielę 6 listopada Zrzeszenie Kaszub-sko-Pomorskie Oddział Kociewski w Zblewie obchodziło 25-lecie działalności. Nie jedyna to okazja do świętowania. Uchwałą ZG ZKP zblew-ski oddział otrzymał sztandar. Ukazała się też książka dra K. Kordy o życiu i działalności pochodzącego ze Zblewa ks. ppłk. Józefa Wryczy. Przygotowania trwały kilka miesięcy. Sztandar wg projektu Edmunda Zielińskiego haftowała Zdzisława Gulgowska. Z archiwalnych numerów „Mojej Ziemi" zredagowano wydanie specjalne. Zaproszono ponad 200 osób - wśród nich fundatorów sztandaru. Nie wszyscy przybyli. Jednak samorządowców z gminy Zblewo i powiatu starogardzkiego, władz ZKP i zaprzyjaźnionych kół oraz księży nie zabrakło. Całość rozpoczęła się modlitwą i hołdem dla bohaterów. Były więc kwiaty pod figurą Matki Boskiej Królowej Polski, która w Zblewie upamiętnia mieszkańców naszej ziemi poległych w trzech wojnach, i pod tablicą ku czci ks. Wryczy. Podczas mszy św. w zblewskim kościele stanęło sześć sztandarów. Potem wszyscy udali się do Bytoni. Tam w drzwiach szkoły kociewskimi melodiami witała wchodzących kapela Burczy-bas z Gniewu. W części oficjalnej były przemowy i życzenia, kwiaty i upominki. Przemawiali między innymi: prezes zblewskiego oddziału ZKP Tomasz Damaszk, wójt Gminy Zblewo Artur Herold, prezes ZKP Łukasz Grzędzicki, wicemarszałek województwa Krzysztof Trawicki. 50 osób wbiło gwoździe w drzewce sztandaru. Później przy muzyce Burczybasa goście obejrzeli wystawę prac artystów ludowych i posilili się różnorakim jadłem. Nikomu nie spieszyło się do domu. PIOTR WRÓBLEWSKI Ödj. ze zbiérów organizatorów KLĘKA m GDUNSK. STOŁEM DLÔ KAZMIERZAICKIEWICZA K. Ickiewicz. Ödj. BK We wtórk 13 gôdnika ö 6 pö pôłnim w Rôtëszu Staromiejsczim we Gduń-sku (NCK, sz. Körzennô) ódbadze sa uroczësté wraczenié Medalu Sto-lema. Dobiwcą latoségö wëprzédnie-niô je Kazmiérz Ickiewicz - regio-nalësta, spölëznowi dzejôrz, szkólny, samorządowe. Je ön z pöchödzeniô Kócewiôka, chtëren wiôldżi dzél m CHÖNICE. II NÔUKOWE ZÔDËSZCZI Chönicczé Towarzëstwö Drëchów Nóuczi drëdżi rôz zorganizowało Nôuköwé Zôdëszczi. Łoni w basz-ce Kurza Stopa prof. Włodzmiérz Jastrzabsczi, znóny historik II światowi wójnë, öpöwiôdôł ö Pomorzanach na Yolkslësce - niemiecczi swöji nôuköwi robötë pöswiacył Kaszëbóm. Badérowôł przede wszët-czim problematika Kaszëbów w Ka-nadze. Brzada nëch badérowaniów je publikacjo Kaszubi w Kanadzie. Ickiewicz jakno pierszi Köcewiôk dostôł titel Profesora Öswiatë. Jego wëchöwanköwie dobiwelë w Konkursu Wiédzë ö Pömôrzim, a téż dze-jelë w Karnie Sztudérów Pömöraniô. Ökróm tegö je autora rozmajitëch ksążków historicznëch tikającëch sa ökölégö, w jaczim żëje, ösoblëwie z czasów II światowi wöjnë. Dër-cha dzejô na niwiznie Kaszëbskó--Pömôrsczégö Zrzeszeniô. Öd dłu-dżégö czasu je nôleżnika Kolegium Redakcyjnego pismiona „Kociewski Magazyn Regionalny" - nôstarszégö i nôwôżniészégö periodika Köcewiô. Pisze téż do „Pomeranie". Kazmiérz Ickiewicz je uznôwóny za jednégö z nôwôżniészich lëdzy na Köcewiu. Medal Stolema je pasownym wëa-partnienim dlô Kazmierza Ickiewi-cza za całosc jegö spölëznowô-kul-turowégö dzejaniô. Ju terô serdeczno wszëtczich rôczimë do pöspólnégö fejrowa-niégö. KLUB SZTUDÉRÓW PÖMÖRANIÔ nôrodny lësce. Témą latoségö Zôdësznégö Dnia béł wspömink pöstacji dr. Jana Szalewsczégö i nô-leżników Krëjamny Wojskowi Organizacje „Gryf Pomorski". Wiele placu prelegent miôł namienioné téż jinszim organizacjom, jaczé bralë udzél w rësznoce zatôrczënku. KAZMIÉRZ JARUSZEWSCZI GDINIO. UTCZELE 60-LECE Ôdj. Andrzej Bramańsczi Öd lewi: R. Grzenköwicz-Kaliszewskô, J. Börzëszköwsczi, i T. Hóppe. Ödj. z archiwum KFK 28 rujana minało 60 lat öd Założeniowego Zjazdu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô, jaczi ödbéł sa w Gdini. Z ti leżnoscë tegö dnia na szas. Swiatojańsczi östałë wëwieszoné czôrno--żôłté kaszëbsczé chorągwie. W Kaszëbsczim Förum Kulturë pö pôł-nim wëstąpił Zespół Pieśni i Tańca Gdynia, prof. Józef Börzëszköwsczi wëgłosył referat ó ójcach-załóżcach Zrzeszenió, a pod wieczór Dark Majkówsczi póprowadzył debata ö początkach i celach Zrzeszenió. Ji uczastnika-ma bëlë: J. Borzeszkowsczi, Regina Grzen-kówicz-Kaliszewskó i Teréza Hóppe. Öbczas diskusje bëłë przede wszëtczim wspóminczi ó lëdzach, dzaka chtërnym powstało Kaszëbsczé Zrzeszenie, a óso-blëwie jego gdińsczi part, jaczi óstół pówółó-ny w gódniku 1956 r., jego sedzba bëła tedë kół szas. Swiatojańsczi 3. RED. m GDINIÔ. MUZYCZNE WËDARZENIÉ W KFK W Kaszëbsczim Forum Kulturę w Gdinie (dôwnym Östrzódku Kaszëbskó-Pómór-sczi Kulturę) 10 lëstopadnika ódbéł sa koncert karna, co sa zwie Zespół Pieśni i Tańca Gdynia. Öbczas gódzënowégó wëstapu nóleżnicë karna Gdynia zaprezentowelë czilenósce dokazów sparłaczonëch z Gdinią i ji kóm-pózytorama. Pójawiłë sa spiéwë taczich utwórców, jak: AdólfWiktorsczi, Władisłów Kirstein, Antón Sutowsczi, Henrik Hubertus Jabłońsczi, Paweł Szefka i Bronisłów Zach. Zala Kaszëbsczégô Forum Kulturë bëła do czësta wëfulowónô, a artiscë wiele razy muszelë bisować. Koncert ódbéł sa w óbrëmienim jëbleuszu 90-lecó Miasta Gdini. A. BUSLER GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 61 KLËKA REDA. SWIATO PIEKŁECH BULEW W piątk 28 rujana Spödlecznô Szkoła nr 5 z rédzczim parta Kaszëbskô-Pömörsczégô Zrzeszeniô zrobilë wespół „Swiato piekłëch bulew". Zôbawa bëła na böjisku w Rédze--Rekówie, a ji céla bëło pôkôzanié dzecóm, jak to czedës lëdze bawilë sa ôbczas köpaniô bulew. Tak i terô möglë jesmë ôgrzôc sa köl ögnia, szmakac piekłé bulwë, höpsac w bul-wöwëch miechach, szmërgac bulwama abô zrobic prôwdzëwégö Bulwówégó Króla. Za udzél w konkursach i chac do zôbawë dzecë dostałë pamiątczi i nôdgrodë, m. jin. platczi z bój kama i wiérztama pó kaszëbsku. Wiele redotë sprawiłë téż wiérztë i fran-tówczi zrëchtowóné apartno na ten dzeń przez nôleżników Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô z Rédë. Na ti zôbawie më sa dobrze ubawilë - gutorzëłë so dzecë i starszi. Ökôzało sa, że „Swiato piekłëch bulew" chöc tim raza përzna pózno przërëchtowóné, bëła to dobrô óradz do sparłaczeniô pókóle-niów, a téż szköłów, bô do rédzczi „piątczi" przëjachałë dzecë z Priwatny Spódleczny Szköłë miona Tony Halika w Rédze, chtërne uczą sa kaszëbsczégó jazëka. Öbczas świata bulwë bëło ful dobri zôbawë, usmiéchu i redotë nimö deszczowego, lëchégó wiodra. Do uzdrzeniô za rok... EDITA GIERMEK, ANDRZEJ KRAUZE m « Z mikrofóna prof.T. Linkner. Ôdj. DM m GDAŃSK. MIĘDZYWOJENNE WEJHEROWO W PRACY DOKTORSKIEJ Na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego 28 października br. odbyła się obrona dysertacji doktorskiej byłego dyrektora Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko--Pomorskiej w Wejherowie, prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskie-go Oddział w Redzie w dwóch poprzednich kadencjach oraz stałego współpracownika „Pomeranii" Bogusława Brezy. Promotorem pracy zatytułowanej Historia miasta i gminy Wejherowo w okresie międzywojennym był honorowy prezes Instytutu Kaszubskiego i były prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskie-go prof. dr hab. Józef Borzyszkow-ski, a recenzentami prof. dr hab. Janusz Kutta (m.in. autor znanej monografii Druga Rzeczpospolita i Kaszubi) oraz znawca gdańskiego czasopiśmiennictwa prof. Andrzej Romanow. Ośmioosobowej komisji doktorskiej przewodniczył prof. dr. hab. Eugeniusz Koko, między innymi współautor historycznej monografii Kartuz. Praca doktorska Bogusława Brezy była pierwszym na Wydziale Historycznym UG tzw. doktoratem dorobkowym, czyli opartym na wcześniejszych publikacjach naukowych doktoranta. RED. Fot. A. Breza-Wójcik m GDUŃSK. Ô KASZËBSCZICH BÓJKACH Nadbôłtowé Centrum Kulturę wespół z Gduńsczim Uniwersyteta zór-ganizowelë konferencja „Kaszëbsczé bôjczi, legendë i podania - dówni i dzysó". Moderatora tego wëdarze-nió, jaczé ódbëło sa 3 lëstopadnika w Stôromiesczim Rôtëszu we Gduń-sku, béł prof. Duszan Pażdżersczi. Westrzód prelegentów nalezlë sa m. jin. Tadeusz Linkner, chtëren kôrbił ô kaszëbsczich bójkach z „Gryfa", Dejan Ajdaćić („Diôbéł w kaszëb-sczich bójkach na spödlim słowiań-sczi lëteraturë") czë Adela Kuik-Ka- linowskó, jakô pökózała cësk bojków na kaszëbską lëteratura. Violetta Wróblewskó rzekła ó lëdowi bójce na Kaszëbach na przełómanim XIX i XX w. Zaóstałé referatë wëgłosëlë: Daniél Kalinowsczi („Próba roman-ticzny brawadë Floriana Cenowe'), Danuta Stanulewicz („Farwë w kaszëbsczich bójkach"), Janko Ramać („Przërównanié wieselnëch zwëków u Kaszëbów i Rusynów"), Justina Pómierskó („Kaszëbskô bójka w edukacje"). Dosc gorąco bëła diskusjó, óso-blëwie ji dzél spartaczony z rolą i roz-mienim krósniatów na Kaszëbach. RED. Ödj. z archiwum KPZ Réda 62 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 KLËKA m ŚWIECIE. VII EDYCJA „POETÓW Z KOCIEWIA" Szkoły Katolickie im. ks. dra Bernarda Sychty zorganizowały 26 października VII Powiatowy Konkurs Recytatorski „Poeci z Kociewia", który odbył się w sali konferencyjnej Miejskiej Biblioteki Publicznej (MBP) w Świeciu. Uczestniczyło w nim 44 uczniów z Czapel, Gruczna, Lniana, Przysier-ska, Wiąga i ze Świecia. Na widowni zasiadała prof. Maria Pająkowska-Kensik oraz propagatorka obchodów Światowego Dnia Kociewia w naszym mieście Hanna Kalinowska (wicedyrektor Zespołu Szkół Ponad-gimnazjalnych w Świeciu). Przybyli również przedstawiciele lokalnych władz: Iwona Karolewska - sekretarz Powiatu Świeckiego oraz Waldemar Fura - kierownik Ośrodka Oświaty i Wychowania w Świeciu. Po przesłuchaniach na gości czekał „kuch" w strefie relaksu, w której naturalne witraże stanowiły żółte korony drzew za oknami, pięknie oświetlone jesiennym słońcem. W oczekiwaniu na werdykt wystąpił Kociewski Tercet z „Katolika", a później pracownicy MBP oprowadzili recytatorów i nauczycieli po nowej siedzibie biblioteki. Dzięki wystawce i krótkiemu wprowadzeniu zebrani dowiedzieli się, że poeta ks. Franciszek Kamecki, mówiąc o genezie tworzenia, powołuje się na czytanie m.in. powieści Henryka Sienkiewicza (którego rok jest obchodzony). Usłyszano również słowa ks. Janusza Pasierba: „(...) świat może być (...) odrobiną książek (...) i kilku dobrymi ludźmi", które wspaniale pasowały do przestrzeni bibliotecznej. Współorganizatorami imprezy były: MBP w Świeciu, Zrzeszenie Kaszub- sko* Pomorskie Oddział w Bydgoszczy, Powiat Świecki, Urząd Miasta w Świeciu. Z ramienia szkoły odpowiedzialnymi osobami były polonistki: Magdalena Nastrożna i Joanna Biniecka. Dwunastu laureatów przeszło do finału IX Festiwalu Twórczości Ko-ciewskiej im. Romana Landowskiego. Lista laureatów znajduje się na stronie http://www.bibliotekaswiecie.pl. JOANNA BINIECKA m LËZËNO. SZTUDÉROWIE W GIMNAZJUM We strzoda 9 lëstopadnika sztudéro-wie pierszégó roku kaszëbsczi et-nofilogie na Gduńsczim Uniwer-sytece pöjachelë do Gimnazjum m. Kaszëbskó-Pómórsczich Pisarzów w Lëzënie. Bëła to leżnosc do pógô-daniô ó patronie latoségó roku prof. Gerace Labudze, chtëren z tą wsą béł spartaczony od dzecka, tuwó je póchówóny, a ód niedówna stoji w ti môlëznie jegô pomnik. Direktor szkółë Kazmiérz Bistroń przëwitôł göscy w swöjim biórze i ópöwiedzôł ö kaszëbsczich pödjimi-znach, jaczich je w gimnazjum baro wiele. Sztudérowie bëlë ösoblëwie zainteresowóny öbchödama na tcza patrona szkółë - rok w rok uczniowie i szkolny wspominają i pöznôwają jinégó kaszëbsczégö pisarza. Ökróm direktora sztudérowie pötkelë téż jinëch szkólnëch ro-biącëch w tim môlu. Mieczisłôw Bistroń öpówiôdôł m. jin. ó bógati historie téatru w ti wsë, a Kristina Léwna ö swöji ksążce z kaszëbsczi-ma dokazama pt. Môtowidlo. Zofiô Meyer kôrbiła ö muzycznëch dobë-cach swöjich uczniów. Specjalno dlô sztudérów wëstąpiła tëż szkôłowô młodzëzna z recytacjama wiérztów. Na zakunczenié béł czas na obżeranie rozmajitëch wëstôwków z införma-cjama ó kaszëbsczich pisarzach, jaczé są na scanach lëzynsczégö gimnazjum. Jak pódczorchnął K. Bistroń te scanë bez wszëtczé lata uczbë „gô-dają" do uczniów. RED. CZŁECHOWO. O TORUNSCZIM MIRZE W przédny zalë pókrzëżacczégó zómkii 19 rujana, w dniu 550. roczëznë pódpisaniô II toruńsczegó miru, ódbëło sa pôpularnonôukówé sympozjum. Specjalnym gôsca wëdarzeniô béł znóny pómörsczi mediewista prof. Maksymilión Grzegorz. Tématiczną multimedialną prezentacja przëszëkówôł Arkadiusz Kamińsczi, a leżnoscowé referatë, ókróm prof. Grzegorza, wëgłosëlë człëchówsczi historicë: Wiktór Zybajło, dr Marión Frida i Macéj Zybajło. W artisticznym dzélu wëstąpiłë przedszkólôczi z karna Jacek i Agatka. Wôrt téż achtnąc historiczną inscenizacja przërëchtowóną przez mło-dzëzna z Gimnazjum nr 1 m. Kazmierza Jagielończika w Człëchówie. Sympozjum zórganizowelë: Gardowi Urząd i Regionalne Muzeum w Człëchöwie a téż Towarzëstwó Lubótników Człëchöwsczi Zemi. KAZMIÉRZ JARUSZEWSCZI Ôdj. D. Kapa Ödj. DM GÖDNIK 2016 / POMERANIA / 63 KLĘKA m BOLSZEWO. „MESTER BELNEGÔ CZËTANIÔ" W filie nr 1 Publiczny Biblioteczi Gminë Wejrowô w Bólszewie 3 lësto-padnika ödbëłë sa eliminacje konkursu „Méster Bëlnégö Czëtaniô" na rówiznie wejrowsczégô krézu. Uczastników przëwitała kóórdina-torka tegô wëdarzeniô Janina Bórch-mann, direktorka bólszewsczi biblioteczi, chtërna pódczorchnała, że rok w rok je wikszô frekwencjo öbczas konkursu. Latoś wëstąpiło 68 uczastników. W komisje, jakô jich wësłëchała i oceniła, bëlë: Adóm Hébel (gazétnik Radia Kaszëbë), Grażina Wirkus (star-szi kustosz w Muzeum Kaszëbskó--Pömôrsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie), Pioter Léssnawa (gazétnik Radia Gdańsk), Zbigniew Bëczkówsczi (wiceprzédnik Kaszëbskö-Pômörsczé-gô Zrzeszeniô part Łaczëce). Laureatama östelë: KI. I—III spödlecznëch szköłów (17 uczastników): 1. Hanna Lasköwskô ze szköłë w Pôbłocu, 2. i 3. Nataliô i Agata Czoska ze Spôdleczny Szköłë nr 8 w Wejrowie. KI. IV-VI spôdlecznëch szköłów (24 uczastników): 1. Ötiliô Dampc ze szkôłë w Lëzënie, 2. Anna Nowic-kô ze szkole w Lëzënie, 3. Kazmiérz Błaszköwsczi ze szköłë w Póbłocu. Gimnazja (19 uczastników): 1. Pau-lëna Fópka z gimnazjum w Szëmôłdze, 2. Karolëna Stanisławskô z gimnazjum w Lëni, 3. Anna Mëszke z gimnazjum w Bólszewie. Wëżigimnazjalné szkole (4 uczastników): 1. placu jurorze nie przëznelë, 2. Honorata Pólaszek z Zespołu Wëżi-gimnazjalnëch Szkółów nr 3 w Wejrowie, 3. Juliô Wöjewskô z ti sami szköłë. Dozdrzeniałi (4uczastników): 1. Hen-rika Albeckó, 2. Mark Czoska, 3. Sławomir Jankówsczi. Dlô dobiwców, ale i wszëtczich jinëch uczastników östałë przërëchto-wóné diplomë i darënczi. Öbczas konkursu béł téż kermasz ksążków wëdónëch przez bólszewską biblioteka z serie Biblioteczka Gminy Wejherowo i Cassubia. Wëdarzeniu to-warził téż wëstôwk Maceja Tamkuna „Poczet pisarzy kaszubskich" uprzi-stapniony przez MKPPiM w Wejrowie. Ö finale konkursu „Méster Bëlné-gó Czëtaniô", jaczi ódbéł sa 26 lësto-padnika, napiszemë w stëcznikówim numrze najégó pismiona. Chcemë dodać, że „Pomerania" je jednym z patronów tego konkursu. RED. NA SPÔDLIM TEKSTU J. BÖRCHMANN m GDINIÔ. 97. ROCZËZNA PÔWSTA-NIÔ KASZËBSCZÉGÔ PÓLKU Na smatórzu w Gdini-Witominie kol grobu mjr. Léöna Köwalsczégó, załóż-cë 66. Kaszëbsczégó Półku m. J. Piłsud-sczégö, 15 rujana ódbëła sa uroczëzna spartaczono z 97-lecym pówstanió tego półku. W obchodach brała udzél honorowo asysta Woj nowi Marinar-czi RP. Westrzód uczastników bëlë m. jin.: familio mjr. Köwalsczégô - Adóm i Róman Rozwadowscë, przédnik Kaszëbskó-Pömórsczégó Zrzeszeniô Łukôsz Grzadzëcczi, przédnik KPZ Gdiniô Andrzéj Busler i przedstôw-cowie karna Związek Piłsudczyków RP. Hônorowim gósca uroczëznë béł Maksymilión Kasprzak, jedurny żë-jący dzysô żôłniérz, chtëren służił w kaszëbsczim półku i 8 Półku Kön-nëch Strzelców w Chełmnie nad Wisłą. Wszëtczich przëwitôł Marión Hirsz, przédnik stowôrë familie Hirschów. Późni Adóm Rozwadowsczi ópówie-dzôł ó pówstanim półku i ö swójim starku Léônie Köwalsczim, a Łukôsz Grzadzëcczi rzekł ó znaczenim ti wój- Ödj. K. Köwal köwsczi skówi jednostczi dlô naji historie. Po złożenim kwiatów uczastnicë przeszłe do gdińsczi restauracje Panorama, gdze ôdbëło sa potkanie góscy i krewnëch żôłniérzów, chtërny służëlë w kaszëbsczim półku. Örganizatorama wëdarzeniô bëlë: Kaszëbskô-Pömórsczé Zrzeszenie Part w Gdini i Stowarzyszenie Rodu Hirsz/ Hirsch. Dzakujemë za pomóc dowódcę Garnizonu Warszawa gen. Robertowi Głąbowi i dowódcę 3 Flotilë Ökratów kmdr. Krësztoföwi Jawórsczému, a téż Januszowi Hirschowi za przëjacé naju w Panoramie. Ju terô serdeczno rôczimë na uro-czëznë Dnia Pamiacë 66. Kaszëbsczé-gó Półku, jaczé badzemë organizować 18 czerwińca 2017 r. w Żukowie, i pôstapné wëdarzenia sparłaczoné z pówstanim półku, chtërne ödbadą sa 14 rujana 2017 r. w Gdinie-Wito-minie. MARIÓN HIRSZ Ödj. ze zbiérów biblioteczi w Bólszewie 64 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2016 KLËKA i Wgam. y/ uul**"j ■PŁUBIANÔ. PROMÔCJÔ KSĄŻCZI Ô KS. WRËCZË W piątk 28 rujana dr Krësztof Körda, historik, direktor Gardowi Publiczny Biblioteczi w Tczewie, autor ksążczi Ks. ppłk Józef Wrycza (1884-1961). Biografia historyczna, przëjachôł do Łubiane. Prezentowôł prawie biografia ks. Wrëczë. Dokôz dr. Kôrdë ömôwiô pósta-cja ksadza-żôłniérza z möżlëwie szeroczégö pózdrzatku. Prezentëje gö jakno kapłana, ale téż spólëzno-wégö dzejôrza, żołnierza i politika spartaczonego z Nôrodną Demokracją. Pökazywô ksadza zaangażo-wónégô w młodokaszëbską rësznota, „powstańca" w Chełmżë, nôleżnika armii gen. Józefa Hallera. Ksążka prezentëje kawie Wrëczë - prowadnika powstańców i żôłniérzów w mi-dzëwôj nowim cządze, pólitika endecj i ustëgöwónégö przez sanacja, bohatera Krëjamny Wojskowi Organizacje „Gryf Pomorski", szëkónégö öbczas II światowi wöjnë przez Niemców, a po wojnie - przez kömunystów. W przerwach w wëkładze publika mögła pösłëchac wëstapu Rajmunda Knittera, chtëren grôł na gitarze i spiéwôł piesnie z czasu I i II światowi wójnë. Höl naji szkółë bëł do czësta wëfulowóny publiką. Köżdi z góscy mógł pószmakac kaszëbsczi kuchni. Jestku przërëchtowelë nóleż-nicë najégó partu. Kaszëbskó-Pómórsczé Zrzeszenie baro dzakuje za pomóc w organizacji zćńdzenió direkcji Zespołu Sztół-cenió w Łubianie, Urzadowi Gminë Kóscérzna, Szôłtësczi Radzëznie naji môlëznë, Publiczny Bibliotece Gminë Kóscérzna, Parafii pw. sw. Maksymiliana z Łubianë, Marszôł-köwsczému Urzadowi najégó województwa, Kaszëbsczému Institutowi we Gduńsku, 23. Drużinie Harcersczi z Łubiane i wiele lëdzóm dobri wôlë. Zćńdzenić to bëło pódrechówanim projektu „Kultura, literatura nie jest mi obca w GMINIE KOŚCIERZYNA" realizowónégó ze strzodków budżetu Gminë Kóscérzna. LUKÔSZ HALBÖTH I NÔLEŻNICË PARKU W ŁUBIANE Ödj. ze zbiérów partu KPZ w Łubianie ■BGDUNSK. NODGRODË DLÔ SZKÓLNËCH W óbrëmienim V Forum Pómórsczi Edukacje 9 lëstopadnika w Europej-sczim Centrum Solidarnoscë óstelë ogłoszony laureacë pierszi edicje konkursu „Szkolny Pómórzó" órganizo-wónégó przez Marszôłka Pómórsczé-gó Województwa. W dzesątce finalistów bëłë téż szkólné kaszëbsczégö jazëka: Felicjo Bôska-Bórzëszkówskô i Danuta Pioch. Pierszô z nich robi w Kaszëb-sczim Öglowösztôłcącym Liceum w Brusach, je m. jin. inicjatorką wiel-nëch lëteracczich konkursów, we-spółautorką pierszégó iiczbównika do nôuczi kaszëbsczégó jazëka w wëżi-gimnazjalnëch szkołach Jô w Ka-szëbsczi, Kaszëbskô w świece. Danuta Pioch to szkolno w spódleczny szkole w Mójuszu. Ökróm te je wice-przédniczką Kaszëbskö-Pómórsczégô Zrzeszeniô i przédniczką Radzëznë Kaszëbsczégó Jazëka. Napisała téż 8 uczbówników do nôuczi kaszëbiznë dlô spódlecznëch szkółów, gimnazjów i dlô dozdrzeniałëch, m.jin. Kaszëbë. Zemia i lëdze, Żëcé codnio-wé na Kaszëbach, Najô domôcëzna, Ojczëstô môwa, Kaszëbizna dlô doro-słëch, Z kaszëbsczim w swiat. W konkursu wzało udzél 110 kan-didatów z wszëtczich pómórsczich krézów. RED. ■ WARSZAWA. NODGRODA DLO FOPCZI Wiceprzédnik Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô i direktor Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wej rowie Tomôsz Fópka östôł wëprzédniony przez australijską fundacja POLCUL m. Jerzégó Bócheń-sczégó. Fundacjo ta dzejô ju ód 1980 r., a dzysdnia nód-grôdzô przédno lëdzy, co są zaangażowóny w spölëznowé dzejanié w swój im ókólim. Wiceprzédnik KPZ óstół achtniony za budowanie óbëwatelsczi spólëznë w Polsce i wespółrobóta z ji sąsa-dama. Ösoblëwie nôleżnicë Fundacje pódczorchnalë jego robota dlô rozwiju kaszëbsczi kulturë, jazëka i muzyczi. Uroczësté wraczenié wëprzédnieniô ódbëło sa 29 rujana w Muzeum Warszawsczégó Pówstanió w Warszawie. Chcemë dodać, że POLCUL mô ju wëapartnioné czile Kaszëbów, m. jin. Inga Mach, Jadwiga Kirkówską, Éwa Kownacką i Józefa Bórzëszkówsczégó. RED. T. Fópka (pierszi chłop ód lewi) w karnie latosëch wëprzédnionëch GÖDNiK 2016 / POMERANIA 65 WEDARZENIA BIÔTKA Z KASZËBIZNĄ <*ti!i5\ r '"• 0" ' A4)Aać, « TL™. Wf v,orto ji«» \ ,v« f w^jss^ke ^,rv&" , «tssa!w^«£sił*5-\ _. p0 v,o ii ^kl u r;^ *« 7r*7c XS-.. iKE-^-t- / www.bibliotekacyfrowa.eu ao^aO *! «r?«£ c--»ł *-w ' \- - ~ "tt- '~'' ■■ ! — .. ■■ v- . >,».'■ K 9-rfŁ , ? 'c^% *< v:'K k 4«iac ic *..* Wr ;« »1#** Turku elsinki Bergen Haugesund Oslo-Rygge • Sztokholm ztokholm-Sk Stavanger Osi _• Kristiansand Goteborg Vaxiö Edynburg • Newcastle Billun • GDAŃSK Manchester aster-Sheffield _ , , •CGrói ningen Berlin • Birming Londyn-Stansted Warszaw Radom indhoven Bruksela # Dortmund Krako Koln-Bo • Paryż-Beauvais Frankfurt • Frankfurt-Hah • Monachium Mediolan-Bergamo Grenoble • arna Burgas Piza ubrovnik O Girona • Barcelona Thessaloniki Corfu Palma de Mallorca g Zakyntos Ö • Alicante KOSP Rhodes o Malaga Las Palmas O r>*:uertey€htura Chama Tenerife •' Malta eraklion O - połączenia sezonowe Lataj z Gdańska! PARKING Rezerwacja on-linę www.airport.gdansk.pl Vaxjo Ryanair Grenoble Wizz Air Bergen SAS Malta, Belfast, Mediolan, Newcastle, Warszawa-Chopin Ryanair www.airport.gdansk.pl ćV* V- * GDAŃSK LECH WALESA AIRPORT http://www.airport.gdansk.pl/passenger/vip NIEBEZPIECZNI M POMERANIA DARMOWY DODATEK DO MIESIĘCZNIKA "POMERANIA" Spis treści i. Gawęda I Cëzé inwazyjne gatënczi - cëż to je? 3. Gawęda II Ślimak zabójca 6. Gawęda III Pasztet z wewiórczi 7. Gawęda IV Drzewko Matki Boskiej 8. Gawęda V Instynkt zabijania 12. Gawęda VI Jak „humanitarnie" pozbyć się norki 14. Gawęda VII Zabili go i uciekł 16. Gawęda VIII Pomsta Stalina 20. Gawęda IX Piękna bernikla Autorką gawęd jest Maya Gielniak Zdjęcia: Kazimierz Rolbiecki (okładka I, s. 8, s. 13) www.fotolia.com (okładka II nawłoć kanadyjska, autor: Mas!ov Dmitry; s. 6 WildGeese; s. 15 belizar; s. 17 dawmar; s.21 Maciej Olszewski) Maya Gielniak (s. i, 3) Adam Mohr (s.io,n) Adres redakcji: ul. Straganiarska 20-23 80-837 Gdańsk Tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl Redaktor: Dariusz Majkowski Zespół redakcyjny: Maya Gielniak, dr Adam Mohr Konsultacja : prof. Maciej Gromadzki Korekta: Jerzy Toczek Druk: Drukarnia Waldemar Grzebyta Dodatek dofinansowany przez GO WFOSiGW w Gdańsku • # GÔDKAI inwazyjne gatënczi - cëż to je? r Ki Jednym z inwazyj-nëch gatënkówje szop pracz. Roscënë i zwierzata zajimają gwësné terenë w öbrë-mienim swöjégö nôtërnégö wëstapöwaniô. Grańcama są dradżé do przeńdzenió nôtërné zôwadë, jak górë, mörza i öceanë czë klimaticzné cónë. Człowiek czero-wóny czekawöscą, pöczëcym esteticzi czë ekonomiczny pötrzébnotą sprowôdzôł wnetka z całégö znónégö sobie świata wszelejaczé gatënczi zwierzatów i roscënów do swöjich sedzbów. Przez to pömógł jima przeńc nôtërné grańce Wëstapöwaniô. I nie tikô to leno Europejczików ani dzysdniowëch czasów. Dzejało sa tak öb całą historia lëdzczich cywilizacjów i rézowaniô. Roscënë i zwierzata przez wieczi bëłë öbiekta handlu i wëmianë. Czasa spro- i Przë leżnoscë przewôzywelë téż niechcóné gatënczi. Te, np. jakö jaja abö pönarwë, trôfiałë do naju przez przëtrôfk. Gôdô sa ö nich, że östałë „zawlokłé" (tak stało sa chöcle z baro inwazyjnym siemienia -luzytańsczim slënika). wadzywelë je w célu chöwë abö uprôwianiô, tej-sej pöjedinczné egzemplarë jakno nôtërną czekawöstka abö do rozegracje. Jesz jiné dlô urozmajiceniô krôjmalënku czë łowiszcza. Przë leżnoscë przewözywelë téż nie-chcóné gatënczi. Tef np. jakö jaja abö pönarwë, trôfiałë do naju przez przëtrôfk. Gôdô sa ö nich, że östałë „zawlo-kłé" (tak stało sa chöcle z baro inwazyjnym siemienia -luzytańsczim slënika). Wiele przëbëczników mómë ju za swöjich, a nawetka jesmë dbë, że baro möckö są zrzeszone z najim kraja. Niejeden bë béł zadzëwöwóny, czejbë czuł, że karp, jaczi stół sa w Polsce tradicyjnym jestku na wilëja, östôł sprowôdzony 800 lat temu. A kura? Domôctwa na wsy są bez ni wnet nié do pömësleniô, a köji öjczëzną są Indie. Öb stalata tak jesmë sa do ni przënacëlë, że nie przińdze nama do głowë, że nie je „najô". Karp, karus, kura, szabelbón, bulwa, tomata to le pôra przikładów z dłëdżi lëstë cëzëch gatënków, jaczé ju wrosłë w naja swiąda jakö sparłaczoné z naszim kraja. Wiakszosc z nich ni mô niżódnégö cësku na domôcé gatënczi. Równak köl 1% cëzëch ôrtów zwierzatów i roscënów baro chutkö wchôdô na nowé terenë i sedlëszcza, co dôwô tragedné skutczi w ekosystemach i gospodarce. Zwóné są öne cëzyma inwazyjnyma gatënkama. To wiôlgô zagrôżba dlô naji rodë, a czasa téż dlô żëcô i zdrowiô lëdzy. Wprowôdzenié tëch gatënków dôwô skutk w pöstacji pözmianów, jaczé colemało są ju nie do uprawieniô. W wikszoscë przëpôdków dragó je wiedzec wprzódk, jak przëbëcznicë z daleczich strón zachowają sa w nowim ökrażim. Musz sa równak spödzéwac, że wiele zmienią w najim strzodowiszczu. Ni mają nôtërnëch niedrëchów, zabierają kôrma domôcym zwierzatóm, przenoszą nowé chöroscë, stôwającë sa zagrôżbą dlô göspödarzeniô i zdrowiô lëdzy. Dodôwköwö na skutk krziżówków z môlowima ôrtama mają osłabione lokalne gatënczi, co czasto prowadzy dojich dżiniacô. To baro pöwôżnyjiwer, böcëzé inwazyjne gatënczitodrëgô, pö niszczenim przez człowieka nôtërnëch sedlëszczów# przëczëna wëmieraniô ôrtów zwierzatów i roscënów. 2 Ślimak zabójca GAWĘDA II Przez wiele lat uprawiałam ogródek. Wszystko w nim pięknie rosło, kwitło, cieszyło oko, na stole nie brakowało ekologicznych potraw. Każdą wolną chwilę poświęcałam na pielenie, podlewanie, przesadzanie. Ogródek dawał wiele radości i kilka taczek kabaczków, cukinii i dyń z jednej tylko grządki. Trzy lata temu zaczęło się źle dziać. Coś zjadło sałatę na rozsadę. Potem młodziutkie ogórki. Potem kwiatki. Początkowo szkody nie były wielkie, a i szkodnika nie bardzo dało się wypatrzyć. Za to w następnym roku pokazał się w całej krasie. Długi, tłusty, pomarańczowy ślimak bez skorupy. I to niejeden -mnóstwo. Były wszędzie; nie można było spokojnie pielić grządek, by jakiegoś nie dotknąć. Dobrze, że zawsze pielę w rękawiczkach. Nie był to najsympatyczniejszy widok na świecie - gołe obślizgłe kluchy... brr. Zbierałam je i wrzucałam do wiadra z wodą. Nie zliczę, ile ich zebrałam, ale okazało się to syzyfową pracą, gdyż w następnym roku było ich jeszcze więcej. Zajrzałam do Internetu, który ma odpowiedź na wszystko. Szkodnikiem okazał się mieszkaniec Półwyspu Iberyjskiego - ślinik luzytański. Przywleczony do nas wraz z ziemią w importowanych sadzonkach. Pierwsze gołe Ślinik luzytański jest w pierwszej dziesiątce listy najbardziej inwazyjnych gatunków. (...) Jest wszystkożerny, odporny na mróz i na upał. Niszczy wszystko, co napotka po drodze. 3 Śliniki są odporne na mróz i niewiele sobie robią ze środków chemicznych. Jak widać, mamy problem, którego nie da się zlekceważyć, zamieść pod dywan i udawać, że go nie ma. Jeżeli nie chcemy, by te ślimaki łaziły nam po stołach, musimy wszyscy za nie się wziąć. ślimaki zauważono w Polsce już pod koniec lat 80. ubiegłego stulecia, w Albigowej. Obserwacje udokumentowano w 1993 roku. Teraz są prawie wszędzie. Również na Pomorzu i, niestety, mają się dobrze. Przy kompletnym braku naturalnych wrogów (żaden ptak, ssak ani płaz go nie ruszy) i dużej ilości pokarmu ślinik zaczął radośnie się rozprzestrzeniać. Jest wszystkożerny, odporny na mróz i na upał. Niszczy wszystko, co napotka po drodze. Zjada młode, soczyste części roślin, kiełkujące nasiona, siewki, liście, pędy, korzenie, bulwy, owoce, wyrządza dotkliwe szkody w uprawach, zwłaszcza w okresach wschodów. Niszczy prawie wszystko, co napotka. Gdy dostanie się do przechowalni, uszkadza warzywa i owoce, powodując ich gnicie. Na plantacjach najliczniej zasiedlonych przez ślimaki w niektórych miejscach młode rośliny niszczone są w 100% w ciągu kilku dni. Zjada owoce truskawek i malin, a w sadach chętnie żeruje na spadach owoców. Atakuje także uprawiane i dziko rosnące rośliny ozdobne i zielarskie. Ajak już nie ma co jeść, to ślimaki te bez oporów pożerają siebie nawzajem. Jednym słowem -totalna klęska. Ogródek mój śliniki spustoszyły zupełnie. Została tylko pietruszka i rzeżucha, której nie wiadomo czemu nie lubią. Wielkie zbiory cukinii i kabaczków, liczone nie na sztuki, lecz na taczki, zostały już tylko wspomnieniem. Z pięknie zapowiadających się plonów udało się zebrać jedną 20 cm cukinię... Reszta została pożarta. Ze smutkiem zrezygnowałam z uprawy ogródka - ślimaki wygrały. Nic dziwnego, ślinik luzytański jest w pierwszej dziesiątce listy najbardziej inwazyjnych gatunków. Cechą sprzyjającą inwazyjności jest jego hermafro-dyczność (obupłciowość) - potrafią same się zapłodnić, a jeden osobnik może złożyć w ciągu roku do 450 jaj. Jak podaje literatura, większość z nich ginie zaraz po ich złożeniu, jednak mała to dla nas pociecha, gdyż potomstwo zostawia liczne. Śliniki są odporne na mróz i niewiele sobie robią ze środków chemicznych. Jak widać, mamy problem, którego nie da się zlekceważyć, zamieść pod dywan i udawać, że go nie ma. Jeżeli nie chcemy, by te ślimaki łaziły nam po stołach, musimy wszyscy za nie się wziąć. Jak z nimi walczyć? Można stosować zabiegi profilaktyczne: osuszanie zbyt wilgotnych pól, niszczenie chwastów w uprawach roślin i w pobliskich rowach, miedzach i w zaroślach. Dobrze działa częste wykaszanie trawników, usuwanie resztek pożniwnych, kompostów i różnych przedmiotów leżących na ziemi (gruzu, kamieni, desek, złomu i wszelkiego rodzaju śmieci), zabezpieczanie studzienek kanalizacyjnych i burzowych itp. Moż- 4 na je niszczyć mechanicznie, zabiegami agrotechnicznymi: motyczeniem, bronowaniem, ugniataniem gleby. Najprostszym jednak i najskuteczniejszym sposobem ich likwidacji jest bezpośrednie zbieranie z powierzchni gleby i roślin lub odławianie w pułapki chwytne, a następnie niszczenie (taką pułapką mogą być np. pojemniki z piwem). Pojedyncze rośliny można chronić przez umieszczanie wokół nich barier i przeszkód utrudniających przedostanie się ślimaków. Wykorzystuje się do tego celu: trociny, korę i igły sosnowe, popiół, plewy jęczmienia, skorupki jajek, żwir i tłuczeń o ostrych krawędziach, wapno niegaszone, parzące nawozy mineralne (superfosfat, kainit) itp. Małe rośliny można chronić przez zakładanie osłon z plastykowych butelek po napojach. Badania wykazały, że ślimak ten przywożony do Polski jest ciągle i jest prawdopodobne, że w ciągu niedługiego czasu zajmie cały kraj. Nie wiadomo, czy ma on naturalnych wrogów w swojej ojczyźnie, czy też czynniki ograniczające tam jego liczebność są innego rodzaju, np. klimatyczne. Tak więc zanim u nas pojawi się wyspecjalizowany drapieżnik ograniczający populację tego szkodnika, jedynym jego naturalnym wrogiem jest człowiek. Należy tylko mieć nadzieję, że nikt nie wpadnie na genialny pomysł, by w celu zwalczania ślinika sprowadzić do nas żabę ryczącą. Ta prawdopodobnie pożarłaby go w szybkim tempie, ale wtedy mielibyśmy jeszcze większy problem. Tak wielki, że zatęsknilibyśmy do inwazji ślinika. Żaba rycząca to pochodzący z Ameryki Północnej, wielki, dochodzący do 20 cm długości, bardzo agresywny płaz. Zjada wszystko, co jej stanie na drodze. Skorpiony, ptaki, mniejsze żaby, wszystko co napotka, kończy w jej paszczy. Poradziłaby sobie i ze ślinikiem. Ale po drodze wyżarłaby skrzek naszych płazów, zjadłaby je same, wy-tłukłaby gady, nie zważając na to, czy są pod ochroną, czy nie. Ta żaba nie boi się niczego, nie ma naturalnych wrogów, nie jedzą jej bociany ani drapieżniki. Nie ucieka przed człowiekiem, tylko od razu rusza do ataku, a że ma bardzo ostre zęby, zdarzyć by się mogła, nieprawdopodobna dziś, sytuacja: „przychodzi facet do lekarza" z pokrwawioną ręką lub nogą. Co się stało? - pyta lekarz - Żaba mnie pogryzła... To, niestety, nie jest śmieszne. Takie wypadki już się na Zachodzie zdarzają. W latach 90. kilka osobników tej żaby wypuszczono w Niemczech, w okolicy Karlsruhe. Podjęta w parę lat później akcja jej zwalczania była skuteczna, ale kosztowała około 1 miliona euro. Należy tylko mieć nadzieję, że nikt nie wpadnie na genialny pomysł, by w celu zwalczania ślinika sprowadzić do nas żabę ryczącą. Ta prawdopodobnie pożarłaby go w szybkim tempie, ale wtedy mielibyśmy jeszcze większy problem. 5 GÔDKA III Pasztet z wewiórczi Do niedôwna w Pölsce często jich nie bëło, równak ötemkłé grańce Europejsczi Unie pömôgają w nieprawnym przewöżenim môłëch zwierzatów. Pölôsze, chtërnëch wiele wëjachało do robötë na Ostrowach, nimö zakôzu bezmëslno przewiezie nieznóną wielëną szarëch wewiórków w handlowëch célach. Möżna je bëło kupie przez internet jakno „domôcé zwierzątko". A późni te zwierzątka czasto ucékają abó, jak sa sprzikrzą, są wëpuszcziwóné na wola wedle wskôzë: „niech so radzą". A poradzą sobie i to nadzwëkôwö dobrze. Niedôwno szaré szlachującé za wewiórką zwierza bëło widzóné na płoce jednégö z ogródków wTrójgardze. Móże to falszëwi alarm, a może pierszi krok do pöstapny inwazji. Wedle znajôrzów, jeżlë nick sa nie zmieni, to jesz za najégö żëcô ôddzakujemë sa na wiedno z rudeczką. Smutne. Niedôwno w Öliwsczim parku jeden Anielczik przëzérôł sa najim we-wiórkóm. Rzekł kömudno, że ju öd lat nie widzôł rudeczczi. Pód kurie XIX w. w hrabstwie Bedfordshire, w célu urozmajiceniô faunë parku wëpuscëlë na wöla kol 350 przëwio-złëch z Americzi szarëch wewiórków. Te chutkó sa młodzëłë. Dzys na Britijsczich Ostrowach je jich wicy jak 5 min. Pöd cëska möcniészégö gatënku rudeczczi öprzestałë ro-dzëc młodé, chörzałë na przëwlokłą przez szare wewiórczi öspa i wnet do nédżi wëdżinałë. Szaré brëkują ó wiele wiacy jôdë jak czerwöné -- zjôdają wszëtkó. Wgrëzają sa głabök w kóra drzew, niszczą gniôz-da ptôchów. Jistno jak rudeczczi zjôdają jaja i pizglata, ale w wiakszi wielënie. Jinaczi jak czerwone nie wëbrzé-dzają, żelë jidze ö jestku, nie są tak böjącé i chutkö sa młodzą. Ökróm tegó bëlno są w sztadze sa dopasować do żëcô w miesce. W ogródkach zjôdają wszëtkó z kôrmików i wëkópiwają sadzónczi. Zwóné są nawetka mördarsczima wewiórkama. Dzysdnia to jeden z nô-barżi inwazyjnëch gatënków na świece. 6 Drzewko Matki Boskiej GAWĘDA IV Nawłoć kanadyjska jest jedną z najdawniej sprowadzonych roślin ozdobnych i miododajnych. Pochodzi z Ameryki Północnej. Od XVII w. była uprawiana w ogrodach botanicznych w Anglii, rozpowszechniła się we wszelkich ogrodach i parkach Europy. W pewnym momencie wydostała się poza ogrodzenia ogrodów i parków, można powiedzieć, że uciekła. Niejestjednaktypowym gatunkiem inwazyjnym. Faktycznie rozprzestrzenili ją pszczelarze, sadząc przy pasiekach i na nieużytkach. Szybko się rozpleniła i opanowała pola, łąki, bezdroża. Rozmnaża się nie tylko przez kłącza, ale również przez nasionka, które unoszone wiatrem mogą bardzo daleko polecieć. To mało wymagająca roślina. Doskonale się aklimatyzuje i zaczyna wypierać gatunki rodzime. Na tym polega głównie jej szkodliwość. Korzenie ma tak gęste, że żadna inna roślina nie ma szans, by się między nie wcisnąć. Rośnie ponad metr w górę, zacienia glebę, dodatkowo uniemożliwiając innym gatunkom rośnięcie. Jest bardzo inwazyjna i zachwaszczająca. Ma jednak też i pozytywne strony. Jest pożytkiem pszczelim. Wabi i żywi wiele gatunków owadów. Poza tym ma ciekawą historię jako roślina lecznicza. Żołnierze stosowali nawłoć (często w postaci okładów) jako środek na gojenie się ran bitewnych. Nazywano ją „zielem pogan" lub też „pogańskim zielem na rany". W Ameryce Północnej Indianie stosowali ją jako środek do dezynfekcji, przeciwzapalny, i również do opatrywania ran. Zarówno w obszarze pierwotnego zasięgu, jak i na terenach, gdzie jest gatunkiem inwazyjnym, występuje na porzuconych pastwiskach i polach, przy drogach i innych terenach przekształconych przez człowieka. Rośnie w pobliżu terenów zabudowanych oraz na obrzeżach lasów, jak również na brzegach rzek. Nawłoć może żyć nawet 80 lat. Niestety, w efekcie jej inwazji spada różnorodność gatunkowa nie tylko roślin, ale i owadów. Następuje homogenizacja krajobrazu, gdyż zbiorowisko tego gatunku może pokrywać rozległe obszary. Pędy nadziemne rzadko są zgryzane przez jakiekolwiek zwierzęta, ślimaki i owady. Nawłoć kanadyjska wymieniana jest na europejskich listach gatunków inwazyjnych stanowiących istotne zagrożenie dla środowiska naturalnego. Nawłoć, czyli drzewko Matki Bożej, jak popularnie nazywano tę roślinę na wsiach. Być może dlatego, że pierwsze złociste kwiaty pojawiały się w okresie zdobienia ołtarzy w święto Matki Bożej Zielnej, czyli 15 sierpnia. Co roku właśnie 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, wierni przynoszę do kościołów bukiety wykonane z roślin w celu ich poświęcenia. Zwyczaj ten wywodzi się z dawnych czasów, a związany jest z tym, że święto Wniebowzięcia NMP kojarzy się z czasem dożynek i zbiorów. Ludzie, chcąc podziękować Bogu za dary, które ofiarowała im ziemia, zanosili plony do kościoła. I gdy tylko nawłoć u nas się pojawiła, przyjęto ją jak „swoją" i dołączono jej kwiaty do tradycyjnych wiązanek. O nawłoci kanadyjskiej mówi się też, że jest złotą rózgą, mimozą. 7 GAWĘDA V Instynkt zabijania Modelowy przykład gatunku inwazyjnego to norka amerykańska, niewielki ziemnowodny ssak drapieżny z rodziny łasicowatych. Bliska kuzynka tchórza, kuny i wydry. To małe, na pierwszy rzut oka sympatyczne zwierzątko, od pewnego czasu, jak żadne inne stworzenie, wzbudza wielkie zainteresowanie, emocje, a nawet konflikty społeczne. Oprócz biologów interesują się nią ludzie związani z ochroną przyrody, obrońcy praw zwierząt, właściciele stawów rybnych, myśliwi, biznesmeni, kreatorzy mody, akcjonariusze giełdowi, urzędnicy, dziennikarze, a nawet politycy. Norka to jeden z najlepiej poznanych gatunków ssaków drapieżnych. Na jej temat powstaje wiele publikacji, zwołuje się konferencje naukowe, prowadzi wielogodzinne debaty. Jest nawet przyczyną procesów sądowych. Jej domem była Ameryka Północna, teraz praktycznie występuje wszędzie. Skutecznie skolonizowała obszar Ameryki Południowej, Europy i Azji. Jak do tego doszło? Oczywiście „pomógł" jej w tym człowiek. Decydującą rolę odegrali tu hodowcy zwierząt futerkowych. Z powodów czysto finansowych, nie bacząc na konsekwencje, wykorzystując słabość prawa, rozwijali i rozwijają nadal 8 hodowle norek. Doprowadzili tym samym do prawdziwej inwazji tego drapieżnika w Europie. Człowiek, kierując się własnym interesem, przyczynił się do ekspansji tego drapieżnika na tereny dalekie od jego naturalnego środowiska. Zaczęło się od tego, że z powodu pięknej sierści, gęstej i nieprzepuszczającej wody, norkę amerykańską zaczęli na wielką skalę pozyskiwać amerykańscy traperzy i myśliwi. W pewnym momencie popyt na futra z norek przewyższył podaż, a ceny na norkowe skórki stale rosły. Gdy okazało się, że hodowla tych zwierząt jest stosunkowo łatwa i bardzo opłacalna, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać fermy. Pierwsze, pod koniec XIX w. w Kanadzie i USA. Po I wojnie światowej hodowle norek zaczęły się rozwijać i na innych kontynentach, w tym również w Europie. Uciekanie norek z ferm to niestety proces ciągły, mimo zapewnień hodowców, że ucieczki są wykluczone. Wykazano, że liczba norek uciekających z hodowli jest proporcjonalna do liczby zwierząt hodowanych w danej fermie. Zniszczenia przez wichury, burze czy działania wojenne również umożliwiały wielu zwierzętom wydostanie się na wolność, podobnie jak, w późniejszych latach, podejmowane przez radykalnych obrońców zwierząt akcje wypuszczania hodowlanych norek do lasu. Większość zginęła, ale część zasiliła żyjące dziko populacje. Mówi się, że norka amerykańska wyparła europejską. W Europie są podejmowane programy eliminacji norki amerykańskiej w celu ochrony norki europejskiej. W Polsce gatunek ten wyginął na początku XX w. (ostatnio widziano norkę europejską na Warmii w 1926 roku). Tak więc w Polsce norka europejska już dawno wyginęła i norki amerykańskie w żaden sposób nie mogły zagrozić naszej norce europejskiej, gdyżjużjej nie było. Do Polski, w tym i na Pomorze, norki amerykańskie trafiły dwiema drogami. Część z nich przywędrowała ze wschodu, z terenów byłego ZSRR. Tam, w latach 50. XX w., myśliwi celowo dokonali wypuszczeń norek. Chcieli w ten sposób wzbogacić zwierzostan o kolejne łowne zwierzęta futerkowe. A te, zamiast grzecznie siedzieć w ZSRR, przywędrowały do Polski, zajmując pustą niszę ekologiczną po norce europejskiej. Drugą drogą były wspomniane już ucieczki z ferm hodowlanych. Pierwsze norki na Pomorzu pojawiły się w latach 80. Są kolorowe: od blado kremowych, przez brązowe, Polska jest drugim po Danii producentem skór w Europie, a trzecim na świecie. W 2013 roku w Polsce wyprodukowano blisko 10 min skór z norek. Nasze skóry należą do najlepszych pod względem jakości. Cała produkcja skórek jest eksportowana do Chin i do Rosji poprzez sprzedaż za pośrednictwem domów aukcyjnych. Wpływy ze skór to 400 min euro rocznie. Z chowem i branżą futrzarską związanych jest 50 tys. osób. W Polsce jest 750 ferm zwierząt hodowlanych, w których jest m.in. 10 min norek. 9 Gniazdo krzyżówki w momencie kłucia zaatakowane przez norkę. Rezerwat OstrówTrzebieiski £&* Ł. i •t-i.1 . nlkt'W' Zdekapitowane lub zagryzione przez norkę pisklęta śmieszki. Rezerwat OstrówTrzebieiski Zabita prawdopodobnie przez norkę (względnie puchacza) dorosła śmieszka odnaleziona w kolonii lęgowej. Rezerwat OstrówTrzebieiski aż do czarnych. To dowód na to, że populacja ich cały czas zasilana jest uciekinierami z hodowli. Norki amerykańskie bardzo szybko i bardzo dobrze przystosowują się do nowych warunków. Pomaga im w tym ich wszechstronność. Spokrewniona z nią wydra np. świetnie pływa i nurkuje, ale na drzewo nie wejdzie. Kuna z kolei świetnie wspina się na drzewa, ale w wodzie nie czuje się zbyt dobrze. Norka amerykańska potrafi i to, i to. Jest niezwykle silna i sprawna. Świetnie pływa i nurkuje, na drzewa wspina się niemal tak dobrze jak kuna, szybko i sprawnie biega. Poluje na to, czego w danym terenie ma najwięcej. Żywi się dosłownie wszystkim. W skład jej menu wchodzą ryby, raki, małe gryzonie, płazy, gady, pisklęta i większe ptaki. Gdy np. w wodzie pojawi się uklejka, to łowi uklejkę. Gdy wiosną raki wychodzą na płyciznę na gody, żywi się rakami. W pobliżu dużej kolonii ptaków - zabiera się za ptaki. Z tym że jaja niespecjalnie ją interesują, woli pisklęta lub dorosłe ptaki. I niestety, jej ofiarami stają się w większości bezbronne samice siedzące na jajach. Nie byłoby jeszcze takźle, gdyby ona zabijała tylko tyle, aby zaspokoić głód. Norka jednak ma bardzo silny instynkt zabijania ofiar ponad potrzeby (tzw. surplus killing). Oprócz niej stwierdzono to m.in. u gronostaja i łasicy. Niektóre z zabitych zwierząt przeciąga w pobliże nory i utyka w różnych szparach, jak w spiżarni (po tym można poznać norę norki), ale w większości zostawia zabite ofiary na miejscu. Duże są duszone, mają tylko ślady zębów na szyi (ludzie mówią, że norka wypija z nich krew), a pisklętom i mniejszym zwierzętom odgryza główki. Zostawia, idzie do następnego gniazda, i to samo. Dusi samicę, małym odgryza główki. I tak dalej, póki jej się nie znudzi, albo nie zgłodnieje. Wtedy jednego ptaszka zje i idzie dalej zabijać. Oto co opowiedział o swoich doświadczeniach z norką mieszkający w Bytowie biolog Adam Mohr: „Gdy pod koniec lat 80. na Pomorzu pojawiły się pierwsze norki, pracowałem nad doktoratem, w ramach którego na wyspie na jeziorze Jasień wykładaliśmy skrzynki lęgowe dla nurogęsi i gągoła. Dzięki tym skrzynkom populacja tych ptaków zaczęła się bardzo pięknie rozwijać. Z roku na rok było więcej lęgów. Od 5 par lęgowych do- szliśmy po 3 latach do 60 par nurogęsi i 20 par gągoła. To był ogromny wzrost i duży sukces. W pewnym momencie zaczęło się coś niedobrego dziać. Znajdowaliśmy coraz więcej martwych samic i piskląt bez łebków. Domyśliliśmy się, co za szkodnik tego dokonał.Norka amerykańska. W krótkim czasie załatwiła całą populację, głównie przez to, że pozabijała samice. Gdyby tylko zżarła jaja lub młode ptaki, nie byłoby tragedii, cóż, przyroda ma swoje prawa. W przypadku utraty lęgu, ptaki są w stanie później podjąć lęg uzupełniający, a nawet gdyby im jeden sezon przepadł, to one są długowieczne i jeszcze w następnych latach mogłyby się skutecznie rozmnożyć. Ale śmierć samicy to już jest strata często nie do odrobienia. Znalazłem potem jej norę. Wokół, w »spiżarni«, leżało kilka martwych, bardzo rzadkich ptaków. Podobnie było gdy prowadziłem ze studentami obserwacje ptaków na jednej z wysp na jez. Trzebiersk, koło Lipnicy. Codziennie, z powierzchni próbnej 20 x 20 m, zbieraliśmy martwe ptaki i badaliśmy przyczynę śmierci. Około 90% miało odgryzione główki. Już się nie musieliśmy zastanawiać, czyja to robota. Wniosek wyciągnęliśmy z tego jeden. Skrzynki lęgowe, które miały teoretycznie zachęcić ptaki do zakładania gniazd, stały się dla nich śmiertelną pułapką. Norka od razu je wypatruje i ma ofiary podane jak »na tale rzu«". Ofiara norki - samica krzyżówki odnaleziona obok swojego gniazda. Rezerwat OstrówTrzebielski Samica gągoła korzystająca z pomocy lęgowej. Ponieważ norka amerykańska wyrządza ogromne szkody, wyniszczając bezwzględnie lokalne populacje ptaków i drobnych ssaków, podejmuje się próby usunięcia jej z niektórych rejonów. Ale jest to bardzo trudne zadanie, przypominające prace Syzyfa. Adam Mohr obrazowo porównuje te wysiłki do „czerpania łyżką z oceanu". Niekiedy udaje się tego dokonać, ale wyłącznie na wyspach, sporo oddalonych od lądu. W innych wypadkach jest to walka z góry skazana na niepowodzenie. Przy tak wielkiej populacji tego zwierzęcia, gdy nie da się skutecznie zapobiec ciągłym ucieczkom z hodowli, na miejsce usuniętych norek za chwilę pojawi się inna i zajmie jej terytorium. Można więc powiedzieć, że w sprawie inwazji norki amerykańskiej jesteśmy bezradni. Samica gągoła zabita przez norkę na gnieździe. GAWĘDA VI Jak^humani-tamie" pozbyć się norki Gdybym była norką, wolałabym niehumanitarnie zasnąć we własnej norze, do której wpuszczono by niepostrzeżenie tlenek węgla. Teraz będzie trochę drastycznie, więc może lepiej tego fragmentu nie czytać małym dzieciom na dobranoc. Otóż czasem jest tak, że nie ma innego wyjścia i dla ratowania jakiegoś cennego gatunku trzeba z określonego terenu pozbyć się norek. Największe szanse na powodzenie ma taka akcja, gdy jest przeprowadzana na wyspie. Na Zachodzie, zgodnie z prawem, stosuje się pułapki zabijające. Inny sposób tam stosowany to wyszukiwanie nor za pomocą specjalnie szkolonych psów, wypłaszanie ich i zabijanie. W niektórych państwach stosuje się metodę polegającą na znalezieniu nory i wpuszczeniu do niej tlenku węgla w momencie, gdy samica siedzi tam z młodymi. A jak jest w Polsce? U nas można norkę zastrzelić w ramach tzw. pozyskania łowieckiego. Ale nie jest to proste, ponieważ norka nie daje się łatwo podejść, jest zwierzęciem nocnym i skrytym. Zagazowanie w norze jest niedozwolone prawem, więc odpada. Co pozostaje i jest wg obrońców praw zwierząt humanitarne i prawem dozwolone? Złapanie jej żywcem i humanitarne uśpienie przez lekarza weterynarii. Jak to w praktyce wygląda? Ustawia się ileś pułapek żywołapek, z przynętą w środku. Norka się w nią łapie. Pach! I siedzi zamknięta. Co dalej? Pułapki są kontrolowane raz dziennie. Przyjmijmy, że norka złapała się wieczorem, więc co najmniej 12 godzin, a czasem dużo dłużej, siedzi w niej zamknięta. Siedzi to chyba nie jest najlepsze słowo. Ona nie siedzi, nie śpi sobie, nie czyta gazety. Ona za wszelką cenę usiłuje się wydostać. Biega po klatce, drapie, próbuje się przegryźć. Jest maksymalnie zestresowana, przerażona, głodna, bez wody. Gdy w końcu kontrolujący pułapki człowiek po nią przyjdzie, ma zdarte do krwi łapki, pokrwawiony 12 pyszczek i panikę w oczach. Ale to dopiero początek. Klatka z norką wsadzona jest najczęściej na pakę samochodu, gdzie jest już kilka innych klatek ze spanikowanymi zwierzętami, gdzie wszystko przesiąknięte jest zapachem człowieka, którego norka się panicznie boi. Jedzie w takich warunkach ileś czasu, w hałasie, zapachu spalin, samochodu i człowieka. Trzeba przecież wszystkie miejsca z pułapkami objechać i te, w które się norki złapały, pozbierać. Dalszym krokiem jest zawiezienie wszystkich pojmanych zwierząt do weterynarza, z którym została podpisana umowa na usypianie szkodników. Dobrze, gdy weterynarz jest na miejscu, jak nie, klatki czekają aż on się pojawi. Dalszym krokiem jest wytrząśnięcie zwierzęcia do jutowego worka z otworem na jego zad. W worku zwierzę wije się jak wąż, z nieopisaną siłą walczy o życie. Gdy w końcu udaje się je odpowiednio uchwycić (lekarz weterynarii ma już w tym pewną wprawę), dostaje w zad zastrzyk ze środkiem usypiającym. Gdy już zaśnie, wtedy się je humanitarnie usypia zastrzykiem w serce. Gdybym była norką, wolałabym niehumanitarnie zasnąć we własnej norze, do której wpuszczono by niepostrzeżenie tlenek węgla. 13 GAWĘDA VII Zabili go i uciekł Jenot gdy jest przyparty do muru, nie broni się. Wie, że na swoich krótkich nóżkach i tak by daleko nie uciekf. Jak widzi, że nie ma wyjścia, zamiast uciekać, pada i udaje trupa. To nie żart, tylko autentyczne przystosowanie do przeżycia, w sytuacji zagrożenia, zwierzęcia o bardzo krótkich nóżkach -jenota. Jenot gdy jest przyparty do muru, nie broni się. Wie, że na swoich krótkich nóżkach i tak by daleko nie uciekł. Jak widzi, że nie ma wyjścia, zamiast uciekać, pada i udaje trupa. Zdarzało się bardzo często, że myśliwy, który był pewny, że ustrzelił jenota i już się cieszył na wspaniałą zimową czapkę z jego futra, z niedowierzaniem szukał wszędzie swojego łupu, podczas gdy ten byłjuż hen daleko. Oto co o tym opowiada Adam Mohr: „Czytałem o tej właściwości jenotów, ale dopiero gdy sam tego doświadczyłem, mogę z całą powagą stwierdzić, że to najprawdziwsza prawda. W mojej pracy często sprawdzam różne tereny, obchodzę je. Zwykle, dopóki żył, towarzyszył mi mój pies Atrej. I on mi pokazywał różne ciekawe rzeczy. Między innymi przynosił mi martwe zwierzęta. Raz przyniósł mi nieżywego jenota. Obejrzałem go, jeszcze nie śmierdział, ale żadnych oznak życia nie wykazywał. Nie był mi po nic potrzebny, więc odłożyłem go na bok i poszedłem dalej. Po paru krokach zawróciłem, by coś jeszcze raz sprawdzić. Po »martwym« jenocie nie było już ani śladu! Przecież dokładnie go obejrzałem! Musiał doskonale udawać trupa". Jenoty żyły sobie spokojnie na Dalekim Wschodzie, zasiedlały północne Chiny, Wietnam i Japonię. Mieszkały w wysokich górach. Mapa ich zasięgu pokazuje, że od ich areału do Uralu dzieliło je ładnych parę tysięcy kilometrów, więc specjalnie się do ekspansji nie pchały. To ładnie umaszczone zwierzęta, o pięknym futrze. Pewnie dlatego myśliwi sowieccy, chcąc mieć więcej gatunków łownych zwierząt futerkowych w swoich łowiskach, przywieźli zza Uralu i wypuścili na europejskiej części swojego kraju około 9 tys. osobników. Jenoty to zwierzęta dobrze aklimatyzujące się i wszystkożerne. Zjedzą padlinę, z powodzeniem wyżywią się jagodami, przekąszą dżdżownicą, jak trzeba upolują ptaszka, płaza, a nawet małą sarenkę. Nie grymaszą. Jedzą co jest, ale też nie zabijają bez potrzeby jak norka. W Europie trafiły na sprzyjające warunki i szybko się rozprzestrzeniły. Wiążą się w pary 14 monogamiczne. Para trzyma się razem, wspólnie poluje, żeruje, odpoczywa, wędruje, opiekuje się potomstwem. Inną miłą cechę jest ich czystość. Jenot nie załatwia potrzeb fizjologicznych gdzie popadnie. Tworzy na swoim terenie „latryny", które regularnie odwiedza. Mają one charakterystyczny kształt koła lub stożka. Jenota nie widać, gdyż uaktywnia się nocą. I tylko zdarza mu się czasem podczas nocnych wędrówek wpaść pod koła jakiegoś pojazdu. Wtedy można go zobaczyć rozjechanego na szosie. Do Polski jenoty przywędrowały z Białorusi, Ukrainy i Litwy. Pierwszy raz widziano je w 1955 roku w Puszczy Białowieskiej. Na Pomorzu pojawiły się w 1990 roku. Obecnie występują na terenie całej Polski, z wyjątkiem może Karpat. Są praktycznie wszędzie i to w znacznych ilościach. Ich szkodliwość polega na tym, że roznoszą choroby i pasożyty, na które nie są odporni stali mieszkańcy naszych lasów, przede wszystkim wściekliznę. Jenot jest łatwy do oswojenia, mało agresywny. Jako jedyny z rodziny psowatych zasypia na zimę. Jego futro jest wykorzystywane przy produkcji czapek, kurtek, najczęściej jako ozdoba kaptura. Podobny, na pierwszy rzut oka, do jenota jest inny inwazyjny drapieżnik, szop pracz. Tego z kolei sprowadzili z Ameryki Północnej Niemcy. I tu też, podobnie jak u norki, decydujące znaczenie dla rozprzestrzeniania się tego gatunku miały ucieczki zferm hodowlanych. Szopy łatwo się oswajają i jako zwierzątka domowe przywożone były także przez stacjonujących po wojnie w RFN żołnierzy amerykańskich. Szopy pracze, podobnie jak jenoty, doskonale odnalazły się na wolności. Nie przejęły się istniejącymi granicami państwowymi, tylko przywędrowały do Polski i na Pomorze. I też czują się u nas bardzo dobrze. Mamy ich w naszych lasach coraz więcej. Wraz z jenotami konkurują o tereny z naszym borsukiem. 15 GÔDKA VIII Pömsta Stalina Sygnie le kol ni przeńc, nawetka nie je trzeba ji tikac, żebë pöczëc na swöji skórze, co rozmieje. Ö barszczu Sosnowsczégö miała jem czëté pierszi rôz czile lat temu. Ökróm te, że rozbawiła mie jegö pozwą, jakós ösoblëwie mie nie zainteresowôł i nawetka jem nie próbowała sa czegós wiacy ö nim dowiedzec. Niedôwno równak sprawa „barszczu" wrócëła. W séwniku jem słë-chała w PR I gödzënowi audicje na jegö téma i to, czego jem sa doznała, sygło, żebëm dostała urzas. Czedë jem uzdrzała krótko dodómu dzywną roscëna, jaczi rëchli nie bëło, a jakô szlachöwała za widzónym le na ódjimkach barszcza, bez dłëdżégô mësleniô jem sa wzała za ji ni-kwienié. Na race jem włożą dëbeltné grëbé rakawice. Nimö hëcë oblokła jem cepłą jaka, zakriła głowa i óczë i tak zabezpieczono rëgnała jem na „nieprzëjôcela". Wërwała jem gó z kórzeniama i cësnała do ógniszcza. Późni przez czile dniów jô obżerała skóra na rakach i szukała znanków pôparzeniô. Nick lëchégö nie bëło, bô mést wërwałam czësto jinę i niedowinną roscëna. Jedurną ji winą bëło to, że szlachówała za barszcza. Równak örądz do urzasu pó richtoscë je. Prôwdzëwi barszcz Sosnowsczégó je nadzwëköwô niebezpieczny. Je to agresywno inwazyjnô roscëna, baro dragô do zbiôtköwaniô. I smiertelno niebezpieczno. Sygnie le kól ni przeńc, nawetka nie je trzeba ji tikac, żebë pöczëc na swöji skórze, co rozmieje. W hëc, a nawetka w leno përzna cepłi dzeń, roscëna ta wëdzeliwô baro mócné óléjczi namikłé furanokumariną. To östrô fitofötotoksyna, jakô óstôwającë na skórze, w sparłaczenim z parminia-ma UV dôwô skutk w póstacji pöparzeniô II i III stapnia. Furanokumarinë mögą wëwółac uszkodzenia dechôwëch drogów i öczów a téż bëc przëczën^ bólu i krąceniô w głowie. Dlô barszczu je to mechanizm öbronë pro-cëm patogenom, taczim jak wirusë, bakterie, ówadë i grzëbë. A przë leżnoscë i procëm człowiekowi. Za czim pódchôdôł? Nôgörszé, że ôbjawë nie wëstapują dorazu. Jak pód-czorchiwają dochtorzë, óbjawë ôparzeniô barszcza Sosnowsczégó mögą pójawic sa dopierze pó czile gödzënach, a nawetka dniach. Nôprzód pókôże sa aler-gicznô reakcjo. Słuńcowe parminie, wësokô temperatura i fuchtnosc mogą sprawie, że duńdze do chemicznego ôparzeniô. Ni ma czëc zakłocô jak przë dotkniacym żôgówczi. Dopierze pó jaczims czasu pöjôwiô sa zaczerwienienie i môłé bąble, jaczé wëzdrzą wnetka jist- 16 i no jak te öd pökrzëwë. Öb 24 gödzënë öbjawë są corôz möcniészé: wësokô temperatura, ból, zaczerwieniono skóra, pacającé pachôrze. Pö tidzeniu zaataköwóné place cemnieją i taczi stón móże warac czile miesący. Môle te są wrazlëwé na ultralilewi wid nawetka pôra lat. Dochtorzë pódczorchiwają, że köżdi órganizm môjinszą reakcja na óparzenié barszcza Sosnowsczégö. U niejed-nëch köntakt z roscëną nawet na môłi wiéchrzëznie cała möże doprowadzëc do wstrząsu, a na skutk tegó do smiercë! W czerwińcu 2015 r. w ökölim Jeleni Górë pö pöparzenim barszcza Sosnowsczégö umarła 60 latnô białka. Pöparzëła sa scënającë trôwa w swöjim ógródku. W nôwiakszi zagrôżbie są môłé dzecë i starszi lëdze. Coje musz robie w przëtrôfku kóntaktu z roscëną? Öparzoné môle przemëc wodą z mëdła, nie wëchadac na słuńce i jak nôrëchli skontaktować sa z dochtora. Ta niebezpieczną roscëna jesmë dostelë w 50. latach XX w. jakö „darënk" öd radzecczich uczałëch. A że to sa stało w stalinowsczich czasach, je tej-sej zwónó „Pomstą Stalina". Gatënk óstôł ódkrëti na Kaukazu w 1772 r. przez ekspedicja Rusczi Akademie Nôuków. Béłwnenczaswzati zelnikówi egzemplar. Równak na pierszi nôuköwi ópisënk barszcz czekôłjaż do 1944 r. Opublikowała gó radzeckô uczałô Ida Mandenowó. Pozwała ten gatënk nôzwëska rusczégó badérë florë Kaukazu, Dmitrija Sosnowsczégó (czile egzemplarów trafiło nawetka jakno zdobnô ro-scëna do parków). Barszcz Sosnowsczégö z pózdrzatku na swöja wiôlgósc i co za tim jidze stolemną produkcja biomasë stôłsa wZSRR w kuńcu 40. latXX w. przedmiota badérowaniów nad jegó wëzwëskanim jakó pôsny ro-scënë. Östało ódkrëté, że kôrma z barszczu mô wësoczé zjôdné wôrtnotë, wiele je w ni biôłtków i waglowódanów. Jakôs tak dzywno weszło, że nicht nie zbadérowôł dzeja-niô ti roscënë na człowieka. Möże w nôtërnym ókrażim, Co je musz robie w przëtrôfku kontaktu z roscëną? Öparzoné môle przemëc wodą z mëdła, nie wëchadac na słuńce i jak nôrëchli skontaktować sa z dochtora. 17 Ta groznô dlô żëcô roscëna pojawiła sa jaczis czas temu na Kaszëbach.. na Kaukazu, nie bëła öna tak szködlëwô? A möże ra-dzecczi lëdze bëlë nadzwëköwö wëtrzëmałi na ji dzeja-nié? Nie je wiedzec. Baro chutkó ostało uchwôloné „na górze", że państwowe rólné gospodarstwa maję kór-mic bëdło kwaszónką z barszczu. Bëdło ni miało nick do gôdaniô i jadło, co dostało. Barszcz w pöstacje kwa-szónczi nie béł trëjący. A że mlékö i miaso nie szmakało dobrze pö ti kôrmie, to nikogo nie interesowało. Nicht téż nie czerowôł sa za tim, że lëdze, co robilë kol zbiera-niô barszczu, chörzëlë. W 1947 roscëna ostała wprowó-dzonô do doswiôdczalnégö uprôwianiô w nordowó-zôpadny Rusëji. W 1956 uznelë ja za atrakcyjny pôsny gatënk i barszcz zaczął bëc szerok rozköscérziwóny. Do Pólsczi trafił pöd kurie 50. lat XX w., ale dopierze w 70. latach zaczalë gć> tu uprôwiac jakno pastewną roscëna w PGR-ach. Chutkó delë so równak ztim póku z pózdrzatku na jiwrë ze zbieranim. Przez 3-métrowé roscënë dragó bëło zbierać mechaniczno, a raczno sa nie dało, bo skutka bëłë poparzenia. Tej uprôwianié sa skuńczeło, ale ökôzało sa, że barszcz zaczął sóm sa rozköscérzac i nie je letko jic z nim na miónczi. Je wëtrzëmałi na mrozë (do -45 gradów!) i dobrze sa trzimie w ceni. Dôwô so rada w sërëch warënkach Kaukazu, a w najich stronach sa czëje jak w raju. Möże rosnąc wszadze. Na półach, w lese, nad rzéką, w parku, w ógardze... Pötikô sa mole z pójedincznyma roscënama i taczé, gdze barszcze za-jimają całé hektarë z gastwą kól 10 dozdrzeniałëch ro-scënów na kwadratméter. A köżdô z nich cëskô kól 10 tës. semionów, jaczé mögą czile lat żdac w zemi, pökądka nie wëroscą. Semiona przenoszą sa z wódą, wiatra, na ruchnach, zwierzatach. Nick tej dzywnégó, że barszcz rozköscérzô sa baro chutkó. Stojizna stówo sa coróz pówôżniészô. To sa dzeje tu i tero. Ta groznô dlô żëcô roscëna pojawiła sa jaczis czas temu na Kaszëbach. Nôwiakszé zgrëpöwania barszczu Sosnowsczégö są w gduńsczim, labörsczim, słëps-czim i człëchöwsczim krézu. Pótkac móżna ja m.jin. nad Tëchómsczim jęzora czile kilometrów ód Gdini. Dosc wiele tëch roscënów je téż w gminie Kölbudë. Znajórze proszą ó wiólgą óstróżnota. A że barszcz wëzdrzi jak przero-słi dii, je letkö sa zmilëc. W internece jidze przeczëtac wëpówiesc Czerowni-ka Prócownie Mónitorowanió Dzejaniów Niechcónëch Léków i Póprawë Bezpieku Farmakoterapie Gduńsczegó Medicznégö Uniwersytetu, dr med. n. Darii Scherz: „po zetknięciu z rośliną, należy niezwłocznie przykryć miej- 18 sce oparzenia, a w domu przemyć letnią wodą. Przez następne dwa tygodnie nie powinno się wychodzić na słońce. W zeszłym roku do naszego szpitala trafiły trzy osoby z ostrymi objawami ogólnoustrojowymi po poparzeniu Barszczem Sosnowskiego. Natomiast w tym roku mieliśmy już kilka konsultacji telefonicznych w tej sprawie. Dzwoniono do nas z województwa pomorskiego i kujawsko-pomorskiego z pytaniem, co w sytuacji zetknięcia z groźną rośliną należy zrobić. W zeszłym roku mieliśmy dość niespotykaną sytuację. Mogłaby się wydawać zabawna, ale przerodziła się w niezwykle niebezpieczną. Młody chłopak biegał sobie na podwórku, z nosa leciał mu katar, więc złapał pierwszą lepszą roślinę i wydmuchał w nią nos. Okazało się, że był to barszcz Sosnowskiego. Chłopiec został strasznie poparzony, z dużym obrzękiem nosa trafił do szpitala, był w takim stanie, że wymagałjuż hospitalizacji. Do zdarzenia doszło w gminie Kolbudy. Niech będzie przestrogą dla innych". Jak póznac barszcz Sosnowsczégö? Przede wszëtczim je stolemny - rosce do 3-4 metrów i to óbczas jednego sezonu! Słëchô do familie baldaköwatëch. To ta samô rodzëzna, wjaczi je m.jin. marchiew, piotrëszka czë dii. I prawie dii móże nama pomóc w rozpoznaniu ti roscënë. Barszcz wëzdrzi wej jak wiôldżi dii ze znankównyma biôłima kwiatama zebrónyma w stolemny baldak. Lëstë mogą miec strzédnica nawet do 1,5 m. Chłąd je bënë lózy. Trôfiało sa, że dzecë bawiłë sa użiwającë gó jakno lunétë. To bëła baro lëchô udba kuńczącó sa pöwôżnyma öparzeniama raków, twôrzë i öczów. Gatënk ten ni miôłbë bëc uprôwióny z pözdrzatku na zagrôżba dlô zdrowiô i szködë robione w nôtërze. W Pólsce je zabronione, bez pasowny zgödë, jegó sprowôdzanié, przedôwanié, trzimanié, zwieliwanié. Jiwra w biôtce z barszcza je umiejatnosc regeneracji i wielëna semio-nów. Stanowiszcza ti roscënë möżna nikwic raczno, mechaniczno abó chemiczno. Nôlepszim rozrzeszenim je konsekwentne i sköórdinowóné dzejanié z użëcym roz-majitëch metodów zanôléżno ód wiôlgöscë populacje i môlów ji wëstapówaniô. Lëdzy biôtkujący z barszcza Sosnowsczégö muszą miec pasowné ochronne obleczenia. W Polsce nikwienié ti roscënë je prowadzone donądka przez samórządë. Mómë téż monitoring tegö gatënku. W Wöjewódzczim Urządzę we Gduńsku są przistapné kartë z placama, gdze wëstąpuje „pomsta Stalina". Za udbë radzecczich uczałëch przińdze jesz nama długó płacëc... W Polsce je zabronione, bez pasowny zgödë, jegö sprowôdzanié, przedôwanié, trzimanié, zwieliwanié. Jiwra w biôtce z barszcza je umiejatnosc regeneracji i wielëna semionów. Stanowiszcza ti roscënë möżna nikwic raczno, mechaniczno abö chemiczno. 19 GAWĘDA IX Piękna bernikla Niewątpliwie jest piękna. Pewnie dlatego Anglicy i Skandynawowie, dla wzbogacenia swojej fauny, już na początku XX w. przesiedlili tę gęś do siebie z jej ojczyzny Kanady. Zaczęto je sprowadzać i wypuszczać na wolność. Pod koniec ubiegłego wieku było ich już w Skandynawii i Anglii łącznie ponad 80 tys.! Bernikla kanadyjska jest największą z żyjących gęsi, rozpiętość jej skrzydeł sięga 190 cm. To ptak długowieczny. W niewoli może dożyć nawet 80 lat. Jest to też najliczniejszy na świecie gatunek gęsi. W Polsce pierwszą berniklę zauważono na Pomorzu, w 1935 roku. Najprawdopodobniej przyleciała ze Szwecji. Potem też tu i ówdzie widywano pojedyncze egzemplarze. Ale już od zimy 1987/88 bernikle kanadyjskie corocznie przybywają do nas, by zimować na Zatoce Elbląskiej i innych częściach Zalewu Wiślanego. Spotyka się je też na Zatoce Gdańskiej. Z każdym rokiem ich liczba rośnie. Ostatnio naliczono ich ponad 1400. Są to niezwykle inteligentne ptaki, jak zresztą wszystkie gęsi. Kilka z nich, mieszkających w ogrodzie zoologicznym w Oliwie, w 2004 roku uciekło, ale niedaleko. Założyły gniazda i złożyły jaja zaledwie kilka kilometrów dalej, w parku Regana na gdańskim Przymorzu. Z jaj, co się czasami zdarza, nic się nie wylęgło i gąski na zimę same grzecznie wróciły do zoo. Przezimowały i w następnym roku znów wyfrunęły w świat. Park Regana widać bardzo im odpowiadał, gdyż po raz kolejny założyły tam gniazda. Tym razem wyprowadziły 6 młodych, z którymi, bardzo przewidująco, na zimę wróciły tam, gdzie dają dobrze jeść, czyli do zoo. Biolodzy po odkryciu tego lęgu zaobrączkowali młode ptaki, można więc było dokładnie je śledzić. Stąd wiadomo, że to właśnie one tak się sprytnie urządziły. Po co daleko latać i po szerokim świecie szukać tego, co jest bardzo blisko. (To chyba najkrótsza trasa ptasiej migracji na świecie). Tym sposobem w 2007 roku w oliwskim zoo było już ich ponad 20 sztuk. Część z nich „przyaresztowano", podcinając im pióra na skrzydłach, reszta w dalszym ciągu wiosną odlatuje i cieszy oczy spacerowiczów w parku Regana, w Jelitkowie i różnych innych częściach Gdańska. Na razie jest ich niewiele, ale szybko się adaptują i liczba tych ptaków systematycznie rośnie. Bernikle zapuszczają się coraz dalej w głąb lądu i często tworzą mieszańce z naszą gęsią gęgawą. „W 2008 roku z moimi magistrantami jeździliśmy nad jezioro Somińskie, jak to 20 się w naszym żargonie mówi „na kaczki". Na tym jeziorze lęgnie się też gęś gęgawa. Zwykle zakłada gniazda na wyspach, gdzieś w trzcinach. W pewnym momencie z trzcin wyleciała, gęgając głośno, bernikla! Okazało się, że jest w parze z samcem naszej gęgawy. Tak więc przypadkiem znalazłem pierwszy mieszany lęg gęgawy z ber-niklę! I byłto pierwszy potwierdzony lęg bernikli w naturze, poza parkiem. Rzadko się zdarza, aby takie mieszańce w ogóle się urodziły. A jeżeli już się wyklują i dożyją wieku dorosłego, to albo są bezpłodne, albo dużo słabsze od tych jednogatunkowych. Nie jest to dobre dla przyrody, gdyż blokuje rozród rodzimych gatunków" - mówi biolog Adam Mohr. Bernikli będzie u nas coraz więcej. Baza pokarmowa gęsi jest ogromna i te ptaki nie muszą o pokarm konkurować. Niebezpieczeństwo jest innego rodzaju - bernikla kanadyjska jest ptakiem agresywnym, przepędzającym inne gniazdujące w pobliżu wodne ptaki (gęsi, kaczki). Dlatego nieistotna jest tu konkurencja pokarmowa, za to możliwa jest konkurencja o miejsca gniazdowania. Możliwe, że bernikla wygra tę rywalizację. I już nie będzie w Polsce naszej gęsi gęgawy. Zginie wiele gatunków dzikich gęsi w Szwecji, Anglii i w innych krajach. Wszędzie będzie tylko bernikla kanadyjska. No co z tego, że piękna? Na tym właśnie polega homogenizacja przyrody. Dla urozmaicenia fauny, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, sprowadza się różne obce gatunki: bażanty, kaczki mandarynki, bo takie ładne i ozdobne. Introdukuje się daniele, jelenie sika, muflony, jenoty, szopy pracze, by urozmaicić łowisko. Na początku wszystko miło i ładnie wygląda, ale potem bardzo trudne lub często wręcz niemożliwe, jest wycofanie się z nietrafionych pomysłów, których konsekwencje, jak z norką amerykańską, mogą być katastrofalne w skutkach, albo wręcz, jak w przypadku barszczu Sosnowskiego, śmiertelnie niebezpieczne. 21 kaszëbsczé lëteracczé pismiono | darmô_k_dodôwk do miesacznika „Pömeraniô" | numei pjMTBTiTMraaai Młodi ö młoHëch {1/20071 drtdżi numer [2/2006J Redakcjo: Słôwk Förmella Dariusz Majköwsczi Eugeniusz Prëczköwsczi Jazëköwô korekta: Eugeniusz Prëczköwsczi Kontakt: Sz. Straganiarskô 20-23 80-232 Gduńsk Wëdôwca: Zarząd Öglowi Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniégö Redakcjô zastrzégô so prawö do skrócënku i öbrôbianiégö nadesłónëch tekstów Wëdanié udëtkowioné przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracji & Ministerstwo p||| Spraw Wewnętrznych i Administracji Spisënk zamkłoscë 2. Dzesac lat drodżi „do złoti brómë zapadłego zómku" D. Majköwsczi 7. Mita (wëjimczi) K. Léwna 11. Dastin R. Drzéżdżón 18. Widzôł jô ja wczora, widza ja i dzysô. Dzél 8. W. Mëszk 22. Ösmë grzechów. Dzél 1. A. Hébel 28. Sonetë E. Prëczköwsczi 30. Mörtualia T. Fópka 32. „Stegna". Spisënk zamkłoscë 2006-2011 Przër. K. Główczewskô Darmôk dodôwk do miesacznika POMERANIA (wëchôdô co trzë miesące) Ju öd 10 lat mómë stara promować w najim pismionie kaszëbską lëteratura. Wicy jak 70 autorów prezentowało w „Stegnie" swöje dokazë, jesmë bédowelë Czetińcóm wiele recenzjów ksążków, kôrbiónków z utwórcama, bibliotekarza-ma i tłómaczama , relacjów z lëteracczich wëdarzeniów, öbgôdków i sztridów ö kaszëbsczi poezje, prozę, dokazach na bina. Do te wôrt dodać tekstë na téma rozmajitëch cządników, religie, muzyczi, historie... Chcemë ta dekada përzna pödrechöwac i na prośba ösoblëwie szkólnëch kaszëbsczégö jazëka zaczinómë publikować spisënczi zamkłoscë z uszłëch lat. Ökróm tegö krótkö przëbôcziwómë historia pöwstaniô najégö cządnika i brzôd donëchczasny robötë redakcjowégö karna. Nie zafelëje w tim numrze téż czekawi prozë, pöeticczi rôczbë i pöstapnégö dokazu dobiwcë konkursu „Twörzimë w rodny möwie". Bëlny lekturë. Dariusz Mąjköwsczi 10 lat drodżi „do złoti brómë zapadłego zómku" Kuńczi sa pierszô dekada „Stegnë". Ten kaszëbsköjazëköwi lëteracczi trzëmiesacznik, darmöwi dodôwk do „Pomeranie" wëchôdô ju öd 2006 roku. Öd tëli lat Czetińcowie mögą poznawać w najim pismionie dokaże kaszëbsczi lëteraturë i jich autorów, czëtac recenzje, kôrbiónczi z pisarzama i pöétama... Zôczątk Taczé roczëznë są dobrą leżnoscą do te, żebë wspömnąc pöczątczi i pödrechöwac donëch-czasné dzejanié. W przëtrôfku „Stegnë" zaczało sa dosc pateticzno öd przëbôcze-niô dwuch pitaniów z Żëcégö i przigödów Remusa. Hewö pierszé słowa, jaczé jesmë sczerowelë do Waju: „Do Cebie to piszemë Czetińcu, co môsz czëté Remusowé pitania: Chcesz wëbawic zapadłi zómk? Chcesz przenieść królewiónka przez głaböką wöda? Skörno wiész, ö co jidze w nëch słowach, to öznôczô, że „Stegna" je prawie dlô Ce. Môsz w rakach nowé pismiono, jaczé je pöswiaconé kaszëbsczi lëteraturze. Nalézesz tuwö tekstë rozmajitëch usôdzców, tak młodégö, jak i kąsk starszego pököleniégö. Mô to bëc rôczba do weńdzenió i przechôdaniégö sa stegnama domôcégö słowa"1. W tim sarnim pierszim wstąpię od redakcji béł téż apel do lëdzy, co rozmieją pisać pö kaszëbsku, żebë nie trzimelë swöjich usôdzków zataconëch przed świata. Wnen-czas udostanié kaszëbsköjazëköwëch 1 Od redakcji, „Stegna" nr 1 (1/2006), s. 3. tekstów bëło dlô naji redakcje wiôldżim wëzwanim. Ö taczim kömförce jak dzysô, że dostôwómë wicy materiałów jak möżemë opublikować, nawet jesz jesmë nie mëslelë Na öbkłôdka Macéj Stanke umëslił dac ptôchë lecącé w strona nieba. Miałë öne bëc symbölama kaszëbsczich słów, chtërne z pomocą najégó pismiona dolecą do Kaszë-bów. Nie zafelowało téż tekstów programówëch. W artiklu Rôczba czëtómë m.jin.: „ (...) ni-żódnô jinô droga nie je tak farwnó i tak zasłużono dIô Kaszëbów, a ju ösoblëwie dlô najégó jazëka, jak prawie Stegna lëtera-turë. Ni ma co nawetka mëslec o tim, jak bë wëzdrza kaszëbizna i kaszëbskô swiąda bez Majkówsczégó, Karnowsczégó, Drzéżdżona, ksadze Heyke ë wiele jinëch lëdzy, co swójim pisanim uretelë naja möwa przed zdżiniacym i pókôzelë ji snôżota. Chcemë, żebë „Stegna" prowadzëła ta robota dali. Mómë swiąda, że je to wiôldżé wëzwanié, ale jesmë téż dbë, że wôrt je spróbować. Wszëtczich zakóchónëch w kaszëbsczim słowie rôczimë: Pójta tą Stegną z nama"2. Do historie nawlékôł téż Róman Drzéżdżón, chtëren przëbôcził nôzwëska Cenówë, Budzysza, Labudë, Trepczika, Sadzëcczégó, Majkówsczégó, Derdowsczégö, Sëchtë i Drzéżdżona, a dali napisôł: „Naszim zada-nim je jidzenié tima znónyma szlachama, ale téż wëticzanié nowëch, tak bë ti, co pö naju 2 D. Majkówsczi, Rôczbo, „Stegna" nr 1 (1/2006), s.4 przińdą, wiedzelë, dokądka mają jic".3 W pierszim numrze „Stegnë" wiele placu je namienioné nôwiakszim wiera wnenczas żëjącym kaszëbskójazëkówim lëteratóm: o poezji Stanisława Pestczi (Jana Zbrzëcë) napisała Hana Kaszëba, a Stanisłôw Janka stół sa böhatérą pierszi w historie pismio-na kôrbiónczi (do dzysô pamiatóm, jak jem stojôł na trapach köl jegö gabinetu i mëslôł z buchą, a nawetka jakąś fascynacją, że bada za sztót gôdôł z „sarnim autora Łiskawicë"). Wszëtczich autorów i title artiklów, jaczé pöjawiłë sa w ti pierszi „Stegnie", naléze-ta na slédnëch starnach tegö numra, a na zakuńczenie jesz wiérzta Łukasza Jabłońsczegó, jakô östa öpubliköwónô na kuńcu pismiona: Stegna szlachama wëznaczonyma méstrów dzeja-nim tirzómë do złoti brómë zapadłego zómku echö remusowi nimötë mujkô nasze stopë gfabökö wcësniaté w rëda niegwësnotë nadczidniaté udbë dozerają królewiónczi apöstolsczima sfowama skażony möwë Ta wiérzta to akrostich, a pierszé lëtrë wersów tworzą słowó „Stegna", jaczé je titla jegö dokazu i całégö pismiona. Kuńsztownó póetickó robota... Jak rodzëła sa „Stegna"? Nie mda tu pisół nóukówi historie pówstanió cządnika, blós opiszą czile faktów, jaczé pamiatóm. Przeprószóm, że badze w tim dzélu dosc wiele ósobistëch wspominków, ale ni móm za wiele dokumentów póka-zywającëch, jak wëzdrzało pówstówanié lëteracczégó dodówku do „Pomeranii". Jeżlë chtos wdarziwó so to wszëtkö jinaczi abó 3 R. Drzéżdżón, Kaszëbsczé stegnë, „Stegna" nr 1 (1/2006), s. 5. kaszëbsczé lëteracczé pismiono [1/2006] darmók dodôwk do miesacznika „Pômeraniô' wié wicy, może wëswac do redakcje swoje wspóminczi. Rócza i zóchacywóm. Dló mie zaczało sa wszëtkó mést na prze-łómanim 2005 i 2006 r., czedë zazwónił Artur Jabłońsczi, chtëren wnenczas béł przédnika Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrze-szeniô. Jesmë sa chudzy nie znelë. Pierszi róz jem sa téż nalózł w Dodomie Kaszëbs-czim na szas. Straganiarsczi we Gduńsku. Do dzysó nie wiém, skądka Jabłońsczi miół do mie numr telefonu... Zabédowôł prowadzenie nowego pismiona namienionégö w całoscë lëteraturze. Widzół rëchli „Zwónk kaszëbsczi", jaczégó pora lat jem béł redaktora, i póprosył, żebëm wëzwëskôł swoje doswiódczenié i ód zóczątku stwórził kaszëbskójazëkówi cządnik. Nie bëło na to wnenczas niżódnëch dotacjów ani jinëch dëtków, ale A. Jabłońsczi rzekł, że na drëk pierszich numrów dzes je naléze, a późni napisze wniósk do minysterstwa i może sa udo. Łómanim zajął sa Wójk Makurót. Do kriticznym oka redakcjowégö karna przédnik KPZ zabé-dowôł Łukasza Jabłońsczegó, jô rôcził jem do niegö jesz Bożena Ugówską. Trzecy miôł bëc Eugeniusz Prëczköwsczi. Ten slédny përzna sa zastanôwiôł, ale 2 gromicznika w mailu napisôł: „Niech sa dzeje wolô nieba... można na mie rechowac. Niech MB Swiónowskô błogosławi ti roboce". Prawie u niegö doma ödbëło sa pierszé zeń-dzenié najégö karna. Jesmë pögôdelë ö roz-majitëch udbach na pismiono i wëbrelë jegö nazwa. Dobéł bédënk B. Ugówsczi, bö to öna wëmëslëła, żebë nowi cządnik pözwac „Stegna". Zbiér lëteracczich dokazów W cządniku ukôzało sa öbczas östatny de-kadë wiele rozmajitëch tekstów - recen-zjów, kôrbiónków, pölemików, öpisënków żëcô autorów - ale nôwicy je lëteraturë. Ni ma dzysdnia drëdżégö taczégö pismiona, jaczé publiköwałobë tak wiele kaszëbsczi pöezje, prozë czë dokazów na bina. Wespół jaż 70 utwórców prezentowało w „Stegnie" swöje usôdzczi. Niejedny z nich ju nie żëją, jak Stanisłôw Pestka i Sztefón Fikus, są taczi, chtërnëch móżemë pozwać nestorama westrzód lëteratów - Jerzi Hóppe abó Stani-słôw Janka. Z jinëch autorów dló przekładu móżna wspómnąc taczé nôzwëska jak Stani-słôw Bartélëk, Elżbieta Bugajnô, Ida Czajinó, Pioter Dzekanowsczi, Róman Drzéżdżón, Tomôsz Fópka, Zbigniew Joskówsczi, Kristi-na Léwna, Hana Makurôt, Wójcech Mëszk, Henrik Jerzi Musa, Eugeniusz Prëczköwsczi, Jerzi Stachursczi, Éwa Warmówskó... A do te wôrt dodać nômłodszé pokolenie: Joanna Chaber, Sabina Drëwa, Mateusz Łącczi, Karolëna Serköwskô móglë dzaka „Stegnie" pisać nié le „do szëflôdë". Dzaka odrodzeniu ZYMKu w przińdnym roku gwës sa to përzna zmieni i piszący badą mielë wikszi wëbór, ale öb wiele lat jedurnym taczim płaca, dze mło-di móglë publikować, bëło naje pismiono. Edukacjo bôżena Ugówskc Niedôwno ukôzôł sa w ksążnicach, a gwës żódnégô na to spösobii, jediné, téż w niejednëch dodómach pósobny dzél co rozmielë wëmëslec, bëło robtë Grégôra Szramczi ze Słowôrzë pódpôlenié tegô dodómu. Kôt ks. dr. Bernarda Sëchtë zatitułowóny „We wi- równak ucékôł do corôz jinégô dze dnia. Gôdczi i bôjczi z Kaszëbsczi". budinku, tak tej spôlonô ôsta Je to zbiérk dłëgszich öpôwiôstków, aneg- całô wies. I chöc Tuszczi ze dotów, bôjków, szportów z żëcô lëdzy i jich swima mieszkańcama, a tak ôkôlégö. Chto pamtétô samô Mscëszéjcë . i Gnieżdżewô u- chödzą za môle, bez chtërnëch na Kaszëbach zadżinąłbë smiéch, to do-prôwdë, czëta-I jąc taczi zda-l rżenia, nawet I przë swiado-■ môscëjichnie-I prawdzë-, J wôscë, cëżkö ôbjëtégô oka i rozëma, _ ■•»«»«,&»«. j' JH dostrzéc u- a czej jesz wëôbraznia -ę- ^ JrA rosłą do ran- sama zacznie dżi iegendë ureal- humôristik§, niac ta fan- co nôwëżiwëwôłają ironiczne tastika, ôblôkacjë, pra- skrzëwienié gabë. wie że w filmöwé ôbrazë, to vv wëbrónëch przez autora f czëjemë s§ dzéla tegô zarzekłégô pôwiôstkach Kaszëbi jawią s3 swiata. Tą razą czetińcowi mdą öde- jakno zacopóny, swarlëwi, do bróné tak głaböczé emôcje i przeżëca. Za to robôtë zgniłi, nie potrafiący żëc dostónie czësto spörą gôrzc lëdzczich zgôdą ani w rodzenie, ani we-przëtrôfków, czasto gôrzczich, bô człowiek w strzód sąsôdów, za to wcyg nich je tim, chtëren abô trący, abô wëstawiony öbmiszlający corôz cwanszé je na przesmiéwczi, abô mô tëli felów, że na- udbë, chtërne kuńc kuńców wet na lëtosc nie zasłëgiwô i nawetka wczëtin- wiedno procem nima sa cu wëzwôlô sa górz na jegô głëpôta, jak chôc ôbrôcają. Ale swiôdczëc to téż w pôwiôstce „jak Tuszkôwiôcë spôlëlë całą mô2e, że znając swôje felë nie wies dlô kôta , bô bojąc së, że jich zjé uradzëlë böją sa przesmiéwków. a na-wënëkac gö z chëczë w las, a nie widząc ni- 13 Ökróm lëteracczich tekstów nie felowało przez tëch 10 lat téż doradów dló piszącëch pó kaszëbsku. Dôwelë je chócle Stanisłów Janka („Jo uwóżóm, że nówóżniészé w na-szi roboce, czë to w ti utwórczi, pisarsczi czë to w jinym dzejanim dló Kaszëbów, je pöznôwanié. Czëtół jem staré roczniczi „Pomeranii" i widzół jem ta fascynacja, jakô towarzëła wanogóm tëch, co wadrowelë pó Kaszëbach i póznôwelë te Kaszëbë w latach 60-tëch. (...) To co robilë téż Mło-dokaszëbi, chtërny przëjéżdżelë do Wdzydz i zdrzelë na to, co sa dzeje na wsë kaszëbs-czi, czim ta wies żëje. I dzysó bëm sobie żëcził téż tego, bë ti młodi lëdze wëszlë na Kaszëbë. Póznówelë jak żëją dzysódnia ledze, a z drëdżi stronë, żebë póznôwelë to, co ju powstało. (...) Wiele dokazów, wiele mótiwów ju dzes bëło i młodi człowiek, chtëren chce pisać ó niejednëch sprawach, ju ni möże przechödzëc kol tego óbójatno"4), Pioter Dzekanowsczi („Żlë równak móm tu 4 A. Cupa, D. Majkówsczi, Kôrbiónka ze Stanisława Jankę, „Stegna" nr 1 (1/2006), s. 6-9. wëdóną ksążka tegô młodégô pisôrza „We wie-czórny dôce", möże s§ terô kąsk rozczarowac. Prôwda, że codniowósc nie je tak ce-kawô. zjimającô, a nawet wëwôłiwającô dërgötczi przestrachu jak historii ô dëchach. diôchłach, smatkach, czarownicach, morach, bo ni mô w se ti niesamôwitoscë, krëjamnotë zjawiszczów i swiata nie bólczi < z u LU I— l/> William Shakespeare Rómeo i Julia Dolmaczënk: Ida Czajinô AKT li! SCENA II Jizba w checze Kapuletów. Julia samo. Julia: Czadzta drawö, nie szpórujta köpëtów ögnisté könie do krôjnë Feba! Czejbë furmón no béł Faetón, ön bë wiedzôł batuga pönekac waju na zôpôd a sprowadzëc chutkö cemną noc! Dlô mulków iubötnô noc, zascygnie gardinë, cobë Rómeo skökł prost w moje remiona. Leno tak östro, bë pözérné ökö nie sfórtowało uzdrzec, nôwëżi bë chto szepnął: „Cosk mie sa zdôwało." Mi-łoszkóm w lubötnëch miónkach doch świecą sposobne cała. Kô gadają, że miłota je ślepo, tej docz wid? Ji barżi sa widzą cemnice. Kureszce przińdze na noc caiowno w czôr-nëch kiedach oblokło? Czej mie nauczi jak dac usydlëc sa köchbie, jak wpôdac w mi-łotny szkwôł, czedë to, co sa trący je téż do-bëcym? Dlô niegö je dzysô czëstosc möjégö cała a jegö cało dld mie. Jaż krew mie w żëłach je zbôłdowónô. Görąc na mie ji- dze, pôli na gabie Moje ôczë łiskają, jak w chorobie, Pierszi rôz tak cos czëja w se. Czej przińdze noc a zatacy mie w swojëch cemnicach?! Pödskacë môje wstëdłëwé cało, bë zjiscëło akt miłotë. Czej przińdze Rómeo?! Hewö dzeń môji nocë, hewö twój błôsk, miłotny, dô wid w nëch cemnicach. Kö mdzesz bielił sa na lecëdłach ny nocë jak bieleje piórko kôłpia na lecëdłach krëka. Czedë noc przińdze nôcemniészô, z czôrnyma klatama a dô mie möjégö Ró-mea? A p6 jegô umercym, pöcąłbë gô na sztëczczi i pösëpôł niebö jak malinczima gwiôzdkama. Közdi, chtëren bë wezdrzôł, östôłbë tak ôczarzony, że blëszczati blôsk słuńca béłbë niczim wedłe nie. Jô so móm kupioné zómk miłotë, a wlezc do bëna ni möga, jem przedónô a kupc mie jesz ni mô. Nen dzeń mie je uprzikrzony jak noc przed wiôldżim świata niecerplëwému dzecku, czej sëczenka leżi w szafie zamkłô... Jidze nanka: mó dló mie wiedza! Grégör J. Schramke Öbrôz dzysdniowi kaszëbsczi poezji? W öbarnie „młodëch" i nié le Ludmiła Göłąbk mô w slédny „Stegnie" (1/2009) ópublikówóny artikel „Co sztôłtëje öbrôz współczasny poezji kaszëbsczi". Jakno, że wszëtkö co sa tikô kaszëbsczi iëteraturë baro mie cekawi, wnet zarô jem sa w niegö zagłabił. A czej corôz dali miôł jem gö czëtóné, tim corôz barżi mie sa on nie widzół. Tekst wëzdrzi na baro mądri a uczałi, równak... Në i ö tim „równak" móm chac kąsk napisać. Ludmiła Gółąbk pisze ö dzysdniowi kaszëbsczi poezji, robi céch naji dôwniészi lëteraturë, mô stara pökôzac, co sztôłtowało i co terô sztół-tëje naje pöéticczé utwórstwó. Równak czej pisze ö ny rodny poezji slédnégö cządu nie wëwidniô, co prawie chce rzec bez słowö „współczasny". Cze je to dló ni cząd lat „setmëdzesątëch", „pö 1989 roku" czë przełomienia „XX i XXI wieku"? 2 artikla domëszlac sa je blós możno, że dló L. Gółąbk dzys-dniowó kaszebskó poezjo je przënômni öd lat sédmëdzesątëch uszłégó stalata. Kö napisa: „Twórcze wëkörzëstiwanié tëch wórtnótów je widzec u taczich poetów współczasnëch, jak Robert Żmuda-Trzebiatowsczi (autor zbiérku pt. „Ödłómczi"), Kristinë Muzë [sic!] („Marnota"), a doch K. Muza zadebiu-towa w 1973 r. (w „Pomeranii"). Téż w nëch latach 70-tëch swoje pierszé dokazë wëdrëköwelë, przëwöłiwóny bez L. Gółąbk, Stanisłôw Jankę (debiut w 1977 r. w „Pomeranii") czë Jan cos radzëc, to pisać, pisać, pisać. Do te wiele kriticzno czëtac a zazerac do stôrëch tekstów gwarowëch, abó taczich, jaczé móckó na nich sedzą. Tu konieczne je przezéranié dokôzów Bernata Sëchtë. Wôrt téż chödzëc pö lëdzach a słëchac żëwi kaszëbiznë"5), Tomôsz Fópka („Żlë badą chcelë mie słë-chac, dorôdzôłbëm pisać jak nôwicy, słowôrz Sëchtë na pamiac i nie czerowac sa za tim, co lëdze powiedzą..."6). Edukacyjny znaczënk mögą téż miec ar-tikle na téma historie lëteraturë. Pierszi taczi tekst ju w pierszim numrze napisôł Eugeniusz Prëczköwsczi. 2aczinającë öd Floriana Cenôwë, Hieronima Derdowsczégö, młodokaszëbów i zrzeszińców zaprezentował utwórców jaż do nónowszich czasów7. Późni 5 D. Majkówsczi, Mtodi muszą bëc ród... Gôdka z autora tekstu do komiksu „Szczenią Swiaców" Piotra Dzekanowsczim, „Stegna" nr 14 (4/2009), s. 3-5. 6 D. Majkówsczi, Deptać pôra stegnów narôz..., „Stegna" nr 21 (3/2011), s. 2-4. 7 E. Prëczköwsczi, Kaszëbskô lëteratura, „Stegna" nr 1 (1/2006), s. 19-20. rozmajiti autorze przedstówiele m.jin. Floriana Cenowa8, Aleksandra Majköwsczégó0, Léöna Heyka9 Jana Trepczika10, Jana Piepka0 i jinëch. Edukacjo w „Stegnie" nie tikó sa równak leno rodny lëteraturë, bo Czetińc naléze tu téż bëlné światowe dokaże przetłóma-czoné na kaszëbsczi. W pierszim numrze béł to Hamlet Williama Skakespeare^a11, a późni m.jin. wiérztë Aleksandra Puszkina, Stepana Rudańsczegó, Tarasa Szewczen-czi, bójczi Branko Radicevića, Arta z Zelony Grzëpë Lucy Maud Montgomery, Przesprawa i ukôranié Fiodora Dostojewsczégó, Rómeo 8 W. Mëszk, Florian Cenowa, „Stegna" nr 2 (2/2006), s. 18-21. 9 S. Fórmella, ks. Leon Heyka - Swiatopófk kaszëbsczi lëteraturë, „Stegna" nr 5 (3/2007), s. 23-24. 10 S. Formella, Żëcé i utwórstwö méstra Jana, „Stegna" nr 6 (4/2007), s. 12-13 i nr 8 (2/2008), s. 30-32. 11 W. Shakespeare, Hamlet (dzél), tłóm. D. Majkówsczi, „Stegna" nr 1 (1/2006), s. 22-24. 5 i Julia W. Skakespeare'a. Do te wôrt dodać cykle „Cëzé pöznôjta" Grégöra Schramczi i „Öni téż rozsłôwielë Kaszëbë" Eugeniusza Prëczkówsczégó, dze je öpisóné jaż 21 pöstacji sparłaczonëch z nają kulturą i jazëka. Kaszëbizna „Stegna" öd samégö zôczątku je wëdôwónô w znormalizowónym pisënku, jaczi je öbrzészköwi na möcë dogôdënku z 1996 r. Nie je to nick dzywnégó, jeżlë dómë bôczënk, że korektą zajimô sa öb te wszëtczé lata jeden z sygnatariuszów tegö dogôdënku Eugeniusz Prëczköwsczi. Öd 2006 r. mómë do uczinku z nową stojizną na skutk pöwstaniô Radzëznë Kaszëbsczégö Jazëka, jakô öd zôczątku wëdôwała wiele uchwôlënków sparłaczonëch z poprawnym pisënka. I zôs wôrt pódsztrichnąc, że wspömnióny ju Prëczköwsczi öd samégö zôczątku béłji nóleżnika, tej mógł zarô bez jiwrów wprowadzać do „Stegnë" pödjimóné przez RKJ uchwôlënczi. Tak promöwóné przez Radzëzna słowa, jak i wskôzë tikającé np. jotacje czë labializacje, w wikszoscë miałë zarô ödbicé w trzëmiesaczniku. A żelë jidze ö słowizna i syntaksa, to są öne colemało zanôleżné öd samëch autorów. Ösoblëwie w poezje korektor ni miôłbë zmieniwac słów użëtëch przez usódzców, a i w zaöstałëch ortach lëteraturë na ógle nie stôwómë przék wölnoce piszącëch. Pojawiło sa w „Stegnie" czile tekstów na-mienionëch kaszëbiznie. Wiele je w nich narzékaniô na ji słabą znajomość westrzód piszącëch, ósoblëwie młodëch. Dló przekładu pôra cytatów: „W tekstach póeticczich młodëch autorów jidze zauważëc słabą znajomość domôcy słowiznë i składni, a ósoblëwie môłi kontakt z żëwą mową, czego rezultata je wëszukónô, słownikowo kaszëbizna w wierszach"12. Autorce tëch 12 L. Gółąbk, Co sztôłtëje öbrôz współczasny poezji koszëbsczi?, „Stegna" nr 11 (1/2009), s. 19-23. słów Ludmile Gółąbk ödpöwiedzôł Grégór Schramka, chtëren óbwiniół ja, że za baro pólaszi i użiwó taczich słów, jak: „chaos", „uświadomić", „dobitny", „przestrzeń", „wërôz", „badócz", „ewidentny", „gustować" abó wërażeniów: „zdrzec przez przimat", „nostalgiczne przewiązanie"13. Sławomir Fórmella kritikówół jazëk śpiewów karna Bubliczki na przëkładze Nie bada sa żenił. „Cëż taczégö móżemë tam uczëc? Przede wszëtczim to, że „nie będę się żenił". Zarô pó tim pólsczim dzélëku czëjemë kaszëbsczé „jaż po Wióldżinoce". Dejade żebë zachówac „równowóga" midzë jazëka kaszëbsczim a pólsczim, zaró pó tim mómë: „Wezmę sobie dziewczę, co ma modre ocze". Wedle móji dbë leno slédnô lëtra „psëje" to pó prôwdze pólsczé zdanié (...) A dze je tuwó kaszëbienié, chtërne je doch jedną z nówóż-niészich znanków kaszëbsczi mówë?"14 Na téma kaszëbiznë wëpöwiôdelë sa téż w „Stegnie": Pioter Dzekanowsczi, Eugeniusz Gółąbk czë Jerzi Hóppe. Wicy na ta téma ukóże sa ju wnetka w latosym Biuletinie Ra-dzëznë Kaszëbsczégö Jazëka. To blós pôra wëbrónëch témów, bó ób 10 lat dzejało sa tëli, że drago to opisać w krótczim artiklu. Ni ma tu ani słowa ö öpisywónëch lëteracczich konkursach, muzycznëch sztëcz-kach, kôzaniach i rozmajitëch jinëch sprawach. Móże za czile lat chtos to akurótno opisze np. w magistersczim dokazu? Na zakuńczenie w miono całi redakcje najégö pismiona chcą pódzakówac wszët-czim autorom, chtërny publiköwelë u naju swoje tekstë, a przédno Czetińcóm. Östanita z nama póstapné lata, a më zrobimë, co le rozmiejemë, żebë nen lëteracczi dodówk do „Pomeranii" béł corózka lepszi. 13 G.J. Schramke, W ödpöwiescë na... ödpöwiésc, „Stegna" nr 13 (3/2009), s. 18-20. 14 S. Fórmella, Czë „się" i „dziewczę" to kaszëbsczé słowa?, „Stegna" nr 17 (3/2010), s. 15. Kristina Léwna Mita (wëjimczi) W Dąbrowie lëdze wszëtkö ó se wiedzelë. Wszëtcë sa znelë öd dôwna. Czej sa co wôżnégö dzalo we wsë; tej wicy sa ö tim gôdalo, chöc lëdze bëlë zabiegóny, to na nowöscë wiedno nalezlë czas. Wiesól nie bëlo wiele, ale köżdé nowé dzeckö we wsë wiedno bëlo dlugö wëczëkiwóne. Tak téż bëlo köl Żóków, jim dlëżi Dóra chödzëla z brzëcha, tim barżi ti lëdze sa ni möglë doż-dac. Dóra, chtërna stôri Żôköwie żenilë z blës-czim krewnym, żebë majątku w cëzé race nie öddawac, wzbudza tim wikszé zaczeka-wienié: co dëcht öna urodzy, jak to mdze wëzdrzalo? W Dąbrowie to nie bëlo nic taczégö, że sa krewny ze sobą żenilë, chöc dobrze sa stało, że wöjskö wiele tam przebiwalo na poligonie, tej chóc përzna öni sa wëmiészalë. Czej Dóra urodzëla Mita, tej ne bialczi ja ödwiedzëlë. - Co za fejn môli kóniczk - öne gôdalë, wżerając na no dzéwczątkö. Raczczi wëstôwalë tak jakbë drapieżno, a tej sa ledze i përzna böjelë, i ceszëlë, że to sa jima nie trafiło. To wëszczérzanié sa baro nie widzalo stôri Żôczce: - Wa le biôjta ju dodóm, a sa nie przezerôjta tak nemu dzecku, bo jesz mu co zadôta! Kö ni môta wa robötë? Co za czasë dobré, że chmara bialków móże köl kögös pól dnia se-dzec, a pludrowac! Tej ne babë sa podniosłe a lezie, chóc to sa jima nie widzalo, co na stôrô rzekła. Mita chutkó rosła. Stôrô ji kupią tego miodnego, a kölôcza w mléku przëwarzo-nym namóczëla z cëkra, tak że dzeus sa robił krągli jak klops. Blós w góra to nie szło. Miała përzna za krótczé szpérë do za wiôldżi glowë, ale tak to temu nic nie felalo. Długo Mita nie chödzëla, bö nodżi jakbë nie bëlë w sztadze udwignąc ti resztë. Tak ta stôrô ja wiele w wózyku wözëla. Jaż raza sa zdarzëło, a to naprôwda mało czedë sa trôfialo, że Żôczcë wëkarowelë do kóscola. Tej jich zarô ksądz capnąn, a ó chrzest sa pitô. - E... - skrzéwila sa Żôczka i mie nic tobie nic rëgnala pod dodóm. Ale doma to ji téż nie dało póku. Dlugó sa zastanôwia, kogo bë tu na chrzestnëch wzyc, bo to tak zarô sa ledze terô nie godzą, to je jinaczi, jak czedës. Oblekła so ne nowé szlorë z Lidia i szła we wies. Pitô sa jednëch, drëdżich, trzecëch i dze-wiątëch, i za köżdim raza czëje, że oni ju tak wiele do chrztu mają trzimóné, że pôlców kol raków feiô. - Falszëwé babë! - pomëslala Żôczka -chutkó jô to dosta öddóné za no „pludrowa-nié". Stóró szla do direktora spódleczny szkole. Zdjana korka i wali w dwiérze, bó dlugó nicht jich nie ótmikól. Walëla tak rzetelno, że nie zauważëla, czej direktor ótemk dwiérze. - Cëż të robisz, chlapló babo! - rzek do ni -je ce zaszlé w głowa? Të mie kórką pó gabie smarëjesz w mójich dwiérzach? Ale Żóczka sa tim jaż tak nie przejana. Wëla-dowa ze se nen górz, co gó na nëch lëdzy z Dąbrowę mia. Czej mu rzekła, za czim przëlazła, chłop ni miol ódwódżi odmawiać: - Jo, më mdzemë trzimelë do chrztu! Jô i mója białka téż, tej móżece lezc dodóm, a na drëgą niedzela chrzest obmówić. - A Bóg zapiać - rzekła stôrô i zaprasza zaró na pôlnié. - Żódny so robötë nie sprawujta z pólnim. Më z białką przińdzeme do kóscola, a pó chrzce pöjedzemë prosto dodóm! Tak téż sa zaczano rëchtowanié do chrztu. Dóra lazła do ksadza wszëtkó óbgadac, a pó drodze wstąpiła do Bialczëny i kupiła biôli klédzëk dzecku, a sobie fejn garsonka. Bialczënô mia wiele rozmajitëch lómpów, bo wiele do Miasta jezdzëla i wiedno so do krómu z tónyma óbleczeniama wstąpiła. A co sa ji rzucëlo w óczë, to le ladowa dodóm. Późni te lómpë përzna wëprostowa, a na bi-gle, że jak chto co z Dąbrowë brëkówôl, tej wiedno do ni lóz a kupiól za pôra dëtków. Bó lëdze w Dąbrowie nie wëdôwelë na glëpótë pieńdzy. Tak köI Bialczëny wiedno można bëlo kógós spótkac, bó przëchôdelë pó klédë, gardina, tôflôk czë kurpë. Öna wiedno cos doradzëla. A że w satiriczny gazéce sa ukózól wióldżi articzel z napisa, że tak wëstrojonëch lëdzy jak w Dąbrowie, to na calim świece ni ma, tej tim barżi oni sa czëlë achtniony. Bialczënó nawetka to przëklejila na okno, żebë wszëtcë wiedzelë, że jiny jich „pódzywiają" a zózdroszczą. W niedzela béł chrzest. Direktor z białką, jak rzek, tak bëlë i Mita do chrztu pódôwelë. Pó kóscele Żóczka jich zaprosëla na polnie, a oni nie wiedzelë, jak sa wëmówic.- Pójta! - rzekła stóró, a ti ju ni mielë żódny wëmów-czi i sa do Żóczków muszelë udac. -Të mie gódól, że na żódné jedzenie më nie pudzemë - ubóléwa direktorowó, chtërna baro sa brzëdzëla u czórnëch lëdzy jesc -a tera të mie tam cygniesz! - Pój, a ju nie gadój! Kó to doch sa nie szlo zmówić. U Żóczków woniało szmórówką a kucha. Stóró so zaró zdjana kóscelné ruchna, a w ne grôpë. Do stołu póda wszëtkó, co mia dzeń rëchli naczwarzoné. Białka szkólnégó, bez-mała bë sa ni mia zrzëgóné, czej óni ji negó jedzenió naklôdelë. Szkolny ju nie dól na sa, a jod, chóc tomu téż nie chcalo przez gardło przelezc. Pó pólnim stóró bédëje torta, gdze krém ona sama ukrącëla z kózégö masła. - Blós nié! Bóg zapłać, ale më ju muszimë pod dodóm nëkac, bó do nas mielë gósce przëjachac! - rzek direktor a sa podniosłe i szlë. - To bëlë fejn gósce - rzekła Dóra - mało jedlë, a jesz fejn darënk óstawilë. Mita jidze do szkölë Wëzdrzatk jakbë w niczim nie przeszkódzól Mice, ju nómni w rosnieniu. Dobiera na wodze, że hej, jak nicht we wsë. Chutkó urosła i szla do szkólë. Tam, midzë jinszima dzecama ze wsë, nie czëla sa jakós jinó abó marnô. Dzecë to są dzecë i na taczé glëp-stwa ni mają czasu. A zresztą, w szkóle bëlo wicy pödobnëch do Mitë, blós móże përzna z jinyma felama: krótszo noga, pól raczi, zaj-czó gaba, spiczaste uszë, płaskati nos, wada möwë itd. Mést sa wszëtcë „inni", jak jich nazwelë szkolny, nalezlë w jedny klasę. Mita lubiła szkoła. Bawiła sa wszëtczim, co ji blós wpadło w race. Bawiła sa tak dobrze, że szkolno lazła do direktora i rzekła, że ju w zerowi klasę ni mają sa czim dzecë bawić, bó Mita wszëtkó mô załatwione. - Móże bë ja dac do szkólë specjalny do Miasta? - spita sa szkolno, ale direktor sa nie zgódzyl. - Chto ja mdze kóżdi dzeń na autobus pro-wadzyl z Dąbrowë? Të? - ón sa spitól. - Në widzysz. Të nie pólézesz, a ta stóró Żóczka mó dosc robótë, ji szpacérë dwa razë na dzeń pó pińc kilometrów nie są potrzebne. Biój, a głëpstwów nie gadój! Szkolno sa zrobiła czerwionó jak puta. To sa ji baro nie widzalo, ale nie dôżëla sa ódpówiedzec, bó z robotą w szkólach je knap, a kóżdi chce z czegoś żëc. Mita muszala lëdac, chóc ta sa baro lëdac nie da. Do szkolny Mita góda, że ji ójc chrzestny tak ti szkolny wpierze, jak öna mdze do ni tak niebëlnô i mdze ji zabierać wszëtczé zabôw-czi, że szkolny spuchnie slôdk. -Të ni możesz, Mita, w szkole gadać na mie öjc chrzestny! - rzek ji direktor. Dzéwcza sa temu tak przëslëchalo a rzekło, że terô mdze gadać „öjcze nasz", bö bëlo w zeszłą niedziela w köscele. - Ksądz mëmie kôzôl ze mną tam lezc i tam mie sa baro widzalo. Ksądz rzek, że jak jô nie mda do köscola chödzëla, tej jô nie mda przëjatô. A mëma gôda, że direktor je bögati i jô fejn kölo dostóna, zégark i złotą czédka. Tak to mie sa mdze baro lónowalo. A öjcze nasz trzeba do was gadać, bö wë jesce ojca wszëtczich dzecy w szkole. Chłop nie wiedzôl, co mô ödpöwiedzec. Zmerkôl, że jesz görzi zrobił, jak bëlo. Mita na lekcjach bëla wiedno aktiwnô. Na köżdé pitanié ödpöwiôda bez wikszégö za-stanowieniô. - Wërazów na „y" ni ma, szkolno gôdô, a to nie je prôwda, bö je Ydi, Yta, co w klubie mieszko, yndzla na Bielawie, yris, yklisz, yra, yftni, yferlisz, Ywa... - rzekła Mita, a reszta klasë ja wspiarla. - A wa zabôcza dodać jesz ymaginacja -pöszpörtowa szkolno. -Taczégö słowa na pewno ni ma, bö më ö nim doma nie czëlë - bronilë sa dzecë. - Szkolno rzekła, że je i kuńc! - Mita oznajmiła doma i zaczalo sa dopiérku z tą ymaginacją. Ksążków lëdze w Dąbrowie nie czëtelë i nie kupialë, bö jich zarô öczë bölalë, a dëszëlo jich öd negö czëtaniô, że jaż sa w lëpach jima krącëlo. Gazétów téż nie brëköwelë kupie, bö szkoda pieńdzy, a terô wszëtcë mają szituzë bënë a nié buten i köżdi mô toaletowi papiór, bo gazetowi zapichô rurë. Doma le są ksążeczczi od komunie i czasa Pismö Swiaté, a tak to nie lëdają ksążków, chëba że szkölowé, to jo, bö to muszi bëc. - Kö mie sa zdôwô - rzekła szkolno do di-rektora - że te dzecë do mie gôdają jaczims jazëka stórocerkewnosłowiańsczim. Co jô jima rzeka, oni mie wiedno wprzék. Polowa klasë nie gôdô calëch wërazow, le kuńce. Jô gôdóm gas, a öni - as, jô - myta, a oni mita. A wszëtkö „wiedzą", co znaczi. Jesz lepi bëlo, jak öni sa dostelë do drëdżi klasë i ksądz jich miôl przërëchtowac do komunie. Wszëtcë we wsë sa uczëlë pôcérza öd nowa. - Ojcze nasz - rzek ksądz, a ne dzecë zarô mu rzeklë, że to je jich direktor. - Ojcze nasz, jaczi jes w niebie... - gôdôl ksądz. - Gdze w niebie? Nasz direktor je na zemi, a sa do nieba jesz nie wëbiérô - rzekła Mita. A ksądz zôs dali: - niech przińdze Twöje królestwo, niech mdze Twöja wölô... - To je prôwda, bö wölô direktora je wiedno - öni pöchwôlëlë ksadza, a ten jaż so sód. - Niech so nicht nie mësli, że jó dopusca kógós do komunie, chto nie mdze znól z glowë Ojcze nasz - grzmiól ksądz na kóza-niu. - I żebë mie sa nicht w Dąbrowie wicy nie ódwóżil pic sznapsu, piwa a wina, bo tej wa glëpiejeta i taczé dzecë sa rodzą! Czej przeszła zëma a köscól przëstrojilë na Gödë, tej ksądz rzek, że dobrze bë bëlo, jakbë dzecë, chtërne chcą przestąpić do komunii, chóc rôz bëlë na pasterce. Mita zaró wiedza, że pudze. Mia czëté, że to je fejn. Tak téż ugoda sa ze storą Żóczką, że kol dzesąti óne ju muszą rëmac, żebë dostać plac w lawie a pó purganim w śniegu so përzna öddëchnąc przed spiéwanim. Dzéwcza baro lubiło kóladowé piesnie. To ji sa dëcht widza-lo: i na melodio, i słowa, jak nic to jedno ji do lepa wchódalo bez wikszégó öléru. Tak jak sa zaczalo köladowanié, Mita śpiewa tak głośno, że lëdze, chtërny przechôdelë kół Żócz-ków mëslelë, że ti mają koza w jizbie. Bo to sa tam dzarlo, jak öbarchnialé. Niechtërny tak sa përzna przëscygöwelë kół ókna a na-stôwielë uszë, bo sa chcelë richtich upewnić, co tam je lóz. To sa tak zaczinalo niewinno: Lulajże Jezusku, lulajże, lulaj..., a tej naróz zmienialë sa słowa, jakbë z wszëtczich utwórstwów muzycznëch świata. Chto nie znól anielsczégö, ten bë sa móg letko zawia-towac, że to bëlo pó tim jazëku, ale i różné jiné wëca tam téż bëlë. W wigilia Mita bëla baro redosnó, na pasterka mia jic a widzec, jak sa rodzy Jezësk. Tak sa dlugó do tego szëköwa, że jak przeszła dzesątó, tej ni miól chto z nią do kóscola lezc; 10 stóró udruzlowa przë piécku, a Dóra z chłopa leżelë w barłogu. Ale Mita nie da sa ódwiesc ód czegoś, co tak dlugó planowa: oblekła so skórznie i jópa, i rëgnala pod kóscól. Chóc bëlo cemno i mróz, ona sa nie boja, bo sama mësl ó spotkaniu z Sëna Boga, chtëren specjalnie dló ni sa rodzy, sprawiła, że óna szla przez nen sniég jak dzëk. Czej sa doczwórda do kóscola, bëlo jesz zacht czasu do mszë, ale dwiérze bëlë ôpen, tak téż óna wlazła bënë. Módré widczi na chójkach baro ji sa widzalë. Wezdrza w prawi nórt, a tam kum stojól wëscelony sana, a na nim dosc wiólgó pupa leża. Tak Mita nie mëslala wiele, a na plastikową zabówka zdjana, a so sama w kum legia, bo baro sa drogą umórdowa. Czej kóscelny wlóz do kóscola, czul chrapanie. Podszedł do żłóbka, a tam żëwi Jezësk leżi. - Përzna rudi! - wëstraszony gódó do ksadza, chtëren zaró go ódraszowól, że w wigilia doch sa sznapsu nie pije. - Jó nick nie pil! - zarzékôl sa kóscelny -w naszim kóscólku urodzyl sa żëwi Bóg. Co za radosc! Jezës Christus w taczim mólim kóscele. On je rudi i fest chrapie! - Cë je padlé na głowa! - ówadzyl gó ksądz i sóm lóz óbezdrzec, o czim kóscelny plesz-cze. Czej pódszed do żłóbka, tej rëchli póslëchôl i téż czëje chrapanie. - Ala wëter, bëlobë to möżlëwé, że prawie kol nas? - rzek ksądz i sa przeżegnól. Ale Jezësk mó taczé fest skórznie, ko to doch nie je do wiarë. - Në, mó - rzek kóscelny, chtëren teró sa czul përzna nad ksadza. - Mita! Wstani! - budzy ja ksądz - to je nen Żóczków dzeus! Za czim të sa w kum legia? Mita w pierszi chwile nie wiedza baro, gdze je, ale późni ji sa wszëtkó przëpómnano. Przecarla óczë i so sadła w lawa. - Jó mda Jezësköwi spiéwa! - rzekła ksadzu, a sa jesz spita, czë abë on sa nie spóźni i na pewno na ta dwanóstą przińdze. Róman Drzéżdżón Dastin Dastina ju długo nicht w Barczewie nie wi-dzôl. Dzywné. Kö czasa, rzôdkö jak rzódkó, ale wëchôdôl z mëmą do krómu. Lëdze roz-majice ö nim gôdają. A to, że starszi wëslelë jegö do jaczégö zakładu, a to że wëjachôl dzes do Americzi, a nawetka to, że umar w jaczi bölëcë öd ti swöji chóroscë. Nie je dobrze - terôzka ni ma do kögö chödzëc -jiscëlë sa szkölôcë a sztudérzë. - Wejle, jidze jegö mëma! Chcemë sa ji spëtac. - Pöchwôlony Höfmannka. Dôwno më twöjégö knôpa ni mielë widzóné... Równak białka leno cziwala glową na przëwitanié, krëjamkö sa usmiéwala, robiła sprawunczi a szla dodóm. Pöznôjce Tomka. Tómk je jinszi. Czej lëdze pierszi rôz jegö spötikelë, öpöcuszku gôdi-welë: - Nen wëzdrzi, jakbë ni miôl wszëtczich doma. Nié, nié, tuwö nie jidze ó to, że naju Tómk bél serotą. Mieszkôl na wsë w chëczi, jakô nie bëla ani za wiôlgô, ani za môlô. Miôl mëma Jirena, tatka Jaceka, trzë lata starszą sostra Janka a bracyna Franeka -téż starszego, ale leno ö rok. Miôl téż dwie ómczi. Ana - gdo-wa, mieszkała krótko, zarôzka za plota. Drëgô óma Eugeniô mieszkała dali - w Kartuzach. Na bëla żenialô z Jana, chtëren bél ji drëdżim chłopa. Tak tej Jan prôwdzëwim ópą Tomeka nie bél, chöc wszëtcë gö tak pözéwelë. Tómk miôl téż wiele cotków, wujów, pólbracynów (jaż sétmë sztëk!) a jedna pólsostra. Jak wa widzyta, Tómk miôl wiôlgą familia. Tej co to znaczi „ni miec wszëtczich doma"? Hmm, jakbë to prosto wëdolmaczëc? Tómk nie bél taczi, jak jinszé dzecë. We wsë pözéwelë gó Mack. To bëlo jego drëdżé miono? Në nié. Hmm, jakbë to rzec? Tómk ni miôl wszëtczich w szafie... Hmm, jesz nie wiéta? Ko dobrze, Tómk, ni miôl za wiele rozëmu w głowie. Przënômni tak bë sa wëdôwalo, czej pierszi rôz chtos jego spötkôl. Prôwda bëla takô, że Tómk bél prosto chóri. Taczi ju sa urodzyl. Jak to rzeklë dochtorzë, mô ón geneticzną fela. Cos w jego musku bëlo pöprzestôwióné. Czasa tak to na tim świece biwô, a człowiek ni móże na tak co wiele pöradzëc. Kö taczé namienienié. Lëdze czasto nie rozmieją, że chtos móże bëc jinszi. Wëszczérzają sa, pôlcama pókazëją, dzywno sa na taczégö człowieka przëzérają, a czasa rzeką co glupégö, czego pewno niejeden późni żalëje. - Letczi, dolemón, lelek - prawie tak brzëdkó gôdelë ó Tomeku lëdze we wsë, jak téż, wstid przëznac, gôdelë tak o nim niechtërny z jego familie. - Je to nen chóri, kaléczny knôp? Nen Mack? - szeptelë niechtërny czekawsczi, czej widzelë Tomeka jidącégö z mëmą do krómu. Leno rôz mëma Tomeka nie strzimala negö szeptaniô ë krëjamnégö pödzéraniô a rozgörzonô pöd króma wëkrziczala: - To nie je niżóden Mack, leno Tomôsz, maćkowie wa! Nie wiéta wa dolemónowie, że Mack to je zdrów człowiek, chtëren glupö robi, a mój Tomôsz je chóri?! Jesz czascy lëdze lëtowelë sa nad nim a jego starszima, gôdającë: - Biédné dzeckö, biédny starszi, ti to mają z nim cażkó. Bëlë téż taczi, co gôdelë, że chórosc Tomeka to je bösczé skôranié. Knôp miôl bruné wlosë a zeloné öczë, môli nos, ókraglą gaba a klapiasté wiôldżé uszë. Wëzdrzôl czësto jinaczi jak jego do-môcë, chtërny mielë jasné wlosë a szaré öczë jak tatk i Janka, czë módré jak mëma i Frank. Leno sztôlt lëpów przëbôcziwôl kąsk grëbawé lëpë tatka. Tómk sa nigdë nie usmiéwôl. Nie lubil, czej chtos zdrzôl mu w óczë - zarôzka ódwrôcôl zdrok. Nie dôl sa téż pómujkac, chóc z czasa dôl sa wzyc mëmie i tatkowi na kolana. Czej czegoś chcól, krzewił munia a cos murmólil, chóc rzódkó, bó gadać nie lubil. Czej Tómk miól roczk, cotka Teodora, na chtërna gôdelë Jula (i më ja tak mdzemë zwelë), przeszła na wizyta. Nié, to je lëché slowó - tak po prówdze bëla to wizytacjo. Bó to cë bëla baro czekawskó białka, chtërna wiedno muszala zazdrzec we wszëtczé nórtë, szafë, szuflôdë a nawetka rozmia w kuchnie w grôpë zakuknąc, co tam prawie Jirena wa-rzi. Cotka Jula zdrzącë óbczas ti wizytacje na knópiczka, co leżól w łóżeczku a óczama rëszól za lażącyma po dece muchama, mie nic tobie nic, ni to zapitala, ni to scwierdzëla: - Nie je on czasa jaczim pódmieńca! - Cëż të cotka pleszczesz! Jaczi pódmieńc?! - zaprotestowała mëma Tómka. - Në zdrzë doch, ón wëzdrzi czësto jinaczi jak wa wszëtcë- upierała sa cotka. - Tómk mó prosto taczé genë. Chto wié, móże jaczi naju downy przódk tak prawie wëzdrzôl. - Jo, jo - nie uwierzą Jula, chtërna o genach nick a nick nie czëla, a chóc mómë ju XXI sta-laté óna wcyg wierzëla w malińcze krósniata, co lëdzczé dzecuszka kradną a swoje, brzëd-czé a dolemónowaté, lëdzóm östôwiają. Czasa Janka a Frank wëszczérzelë sa z cot-czi Julë, z tëch ji zabobonów, stôrëch, nie-zrozmialëch rzeklënów a pöwiôstków ó krósniatach, czarownicach, purtkach, co je czasa pówiódala. Mëmie czasa mierzëlo no Julë plestanié, ale ucza dzecë, że cotka to je chódzącó lëdowó encyklopedio. Prówdac na dzysészich sprawach Jula za baro sa nie wëznówó, ale zó to je óna żëwim strażnika pamiacë kulturë najégó lëdu. A taczému człowiekowi slëchô sa szacënk. Nié le cotce Julë, ale köżdému człowiekowi! Bó kóżden z naju na ten świat cos dobrégó przënôszô. - Tómk téż? - zapitól tedë Frank. - Téż - zagwësnia mëma. - A co? - Milota a szczescé, ale téż uczi nama pomagać slabszima. Równak cos czëja -mëma przëlożëla raka do serca - że nasz Tómk jesz wszëtczich zadzëwuje. Krëjamno warna rzeka, że Tómk bél bez swójich starszich nómócni kóchónym dzecka. Leno glosno tego nie gadójta, ko córka Janka a syn Frank möglë bë bëc ó Tomeka zózdrostny. Tak równak nie bëlo - mëma i tatk nie delë nick póznac, a równo trakto- welë swöje dzecë. Në móże Tomeka muszelë wicy sa zajimac, bö öd razu wiedzelë, że jejich nômlodszé dzeckö mdze jinszé. Doch-torzë nawetka jima rzeklë, żebë je öddac do jaczégö zakładu dlo taczich dzecy, co chorzeją, ale mëma z tatka nigdë bë sa na tak cos nie zgödzëlë. To jejich synk! Je jaczi je, ale je nasz! - Wëchöwómë jegö a mdzemë mielë stara, żebë bél szczestlëwi - ödrzeklë starszi doch-toróm. Tómk rós baro pömalë. Chödzëc zaczął dopierze tej, czej jinszé dzecë jidą do szkölë. Z jegö gôdką téż nie bëlo za dobrze. Pierszé slowö „mama" köszlawö wërzek dopierze, czedë miôl piac lat, a brzëmialo öno tak jakös: „mima". Starszi jezdzëlë z nim do rozmajitëch specjalistów a dochtorów. Bez to, a dzaka pömöcë wszëtczich domôków, Tómk kureszce zaczął chödzëc a nawetka, chöc wcyg baro niewëra-zno, gadać. Tak po prówdze miól ón swój gwôsny jazëk. Cotka Jula nijak jegö gódczi ni mógla zroz-miec. Szpëcowala uszë, czej ón do ni wólól bez plot a sa ji przëzérôl: - Szota Ula, szota Ula. Jedn kula ce fela... - Cëż të tam chcesz? - pitala kąsk urzasló cotka, a flot chowa sa w chëczi. Nie lëdala, czej Tómk sa na nia przëzéról (tak ji sa wëdówalo, bö Tómk nigdë na nikogo nie zdrzôl, le ódwrôcôl zdrok). Chto wié, mëslala, co w nëch jegó oczach sedzy. Móże co lëchégö? Zli dëch jaczi? Żegnała sa, pfuj, pfuj, plwala bez remia a szeptała: „Kusznij të mie niżi piec". Żebë sa cotka dobrze wslë-chala, a chóc trocha mia stara bratónka zrozmiec, to bë sa dowiedzala, że ucekla ji z pódwórzégó jedna kura. A tak zmerka to dopierze ób wieczór, czej zagónia kurë do kurnika. Tómk mó 9 lat. Ju tak baro nie iinikó lëdzy, jak przódë, chóc nigdë na nikogo nie wzérô, ani nie dó sa dotknąć. Temu téż dopierze tero zaczął chödzëc do szkölë w Wejrowie. Je to szpecjalnó szkolą dlô chórëch dzecy, jaką zwią czasa Szkolą Żëcégó. Tómk uczi sa czëtac a pisać. Drago jemu to jidze, ale ju pierszé lëtrë rozmieje napisać, chóc ni móże pölączëc je w słowa. Chóc nié! Rôz napisôl MAMA, a nacéchöwôl krédką póstacją bialczi -jeden sztrich bez całą kórtka, drëdżi krótczi sztrich u górë jidący krziża z lewi na prawą bez nen dludżi - to bëlë race. Na kuńcach nëch raków wëchódelë wiôldżé polce, na dole trójkąt - sëkniô, a na górze kószlawé kółeczko - głowa. Pani Wanda, jegó szkolno, przëzdrza sa na nen céchunk a pómëslala, że cos ji w nim nie pasëje. Jinszé dzecë céchówelë race z dwuma abó trzema pólca-ma, a Tómk nacéchöwôl jejich tëli, kuli bë mia bëc. Temu szkolno udba so sprawdzëc, jak ji szkólók dówó so rada z rechówanim. Pókóza mu piac pôlców, a Tómk zarózka ödpöwiôdôl: - Piec. - Dobrze - pöchwôlëla pani Tómka.- Piac. A możesz Tómku pókazac sétmë? Knôp wëcygnąl race a pókózôl sétmë pólców, gôdającë „sém". - Baro dobrze! Öbôczimë, czë të cyferczi znajesz - zabédowala pani Wanda. Pókózala Tomkowi cyfra 8. - Ösm - gódó Tómk. - Dobrze! A co to je za cyferka? - pókózala 4. - Szter. - A ta? - ucesza sa pani Wanda a wëcygnala kôrtka, na jaczi wëmalowónô bëla wiólgó cyfra 2. - Dua. - Skądkaż të cyfrë znajesz, co? - zadzëwöwala sa pani Wanda. - Je to ale czekawé. Tej pókóza Tomkowi lëczba 12 a spita: - A co to je? -Jedn dua. - Nié, to je dwanósce. - Ne, jedn dua - upiérôl sa Tómk. - A to? - szkolno pókózala 25. - Dua piec - wëmurmölil w swójim jazëku Tómk, a pani uzdrzala w jegó oczach lisk. - Terô jo jem doma! Tak tej taczi të môsz knôpie system. Hmm - zamëslëla sa pani Wanda - wiera mda muszala pögadac z twöją mëmą. Cos mie sa wëdówó, że të flot nauczisz sa rechöwac. A móże spóbujemë zarô? Pani Wanda zôs uzdrzala w oczach Tómka lisk zajinteresowaniô. - Kö dobrze, rzeczë mie, Tómku, kuli to je 1 + 1? - Dua. -2+1? - Tre - widzec bëlo w jegö oczach zniecerp-lëwienié. - Pewno chcesz co trudniészégö? A cëż, niech mdze. 7 + 3? - Jedn ser. Szkolno sa zasmia. - Jo, Tómku, môsz prôwda. Ser! Kö të mie môsz przëbôczoné, że mómë prawie pödpôlnik! Tej na zakuńczenie jesz jedno zadanie. Le östrzégaja, baro trudne. 25 + 12? Tómk westchnął: -Tre sém. Tómk sedzól na stoiku kole tatka a pödzérôl, jak nen z wujama Romana, Areka i Mireka, graje w kaszëbską baszka. Baszka to je takô grô w kôrtë. Muszi w nią grac szpëla - to je sztërzech kôrtowników. Tómk bél piąti. Nôprzód le pödzérôl, a pótemu zaczął tatkowi podpowiadać, pökazëjąc na kôrtë pôlca. Në, móże nie bëlo to do kuńca zgódné z reglama graniégö w baszka, ale wujowie ni mielë nick procëm. A niech so knóp pobawi - gôdelë. Tatk dlugó zdrzôl w kôrtë, a ju miôl wëlożëc krziżëwégó jópka, czej Tómk wskôzôl na sercową dama. A co mie tam, pómëslôl tatk, a cësnąl na stół kórta wëbróną bez sëna. Chłopi szmërgnalë kôrtë na stół, co óznacziwalo kuńc ti ruńde. Wuja Róman skrzéwil munia a z udówóną zloscą (ko kol baszczi muszi trocha udawać), zawólól: - Widzôl të tak co! Czemuż të nie wëszed z jópka? Skądkaż të wiedzôl, że jó móm ka-rewą dama? Tatk mrëgnąl krëjamkó oka, chwëcyl kôrtë a rozdôl. Pókôzôl Tomkowi co miól w raku. Pierszi zaczinôl wuja Ark. Jak doszło do tatka, Tómk wskôzôl kôrta. Nen cësnąl ja na stół a wząl bitka. Knóp wskózól, co tatk mó tero wërzëcëc. -Jacek, chłopie! Jô bë nó to nie przëszed! -zadzëwówôl sa wuja Mirk. Okózalo sa, że tatk, chtëren ną razą ni miól nômöcniészich kortów znowu wëgrôl. Tak bëlo do kuńca granió. Z pomocą Tomeka, tatk miól dzysészé kórtowanié dobëté. - Cos mie sa wëdówó, że Tómk nólepi z naju rozmieje rechówac kórtë - scwierdzyl wuja Róman, chtëren bél jednym z nólepszich baszkarzów na Kaszëbach. Tej przëzdrzôl sa na knópa, a za sztócëk rzek do tatka: - Do te muszi miec taleńt! Móże on nie je taczi nie-rozëmny, jak sa wszëtczima zdówó... Slëchój, móm bëlną udba. W niedzela je turniér baszczi w Szëmôłdze, móże më bë z Tomeka pójachelë? Dobri je. Wórt spróbować -zachacywól wuja. - Nie wiém, czë ón mdze chcól w taką hurma lëdzy wchadac. Wiész, że ón mó strach. Musza to z Jireną óbgadac. Mëma zgodzą sa, żebë Tómk jachól na tur-niér baszczi, le rzekła, że pójedze z nima mët. Chtos doch muszi knópa piłować. Ko mdze urzasli, a nie je wiedzec, czë dó rada. Mëma mia prówda. Knóp nóprzód, czëjącë za dwiérzama rozmajité glosë, nie chcól wlezc na zala. - Mdzesz ze mną, a mama mdze sedzala krótko kole ce - rzeki wuja Róman, chtëren tego dnia bél przédnika negó karna. - Mdze fejn, mdą kôrtë, wiele granió. Tómk wskózól óczama na tatka. Wuja zarózka zmerkól, ó co jemu jidze. - Jo, jo, tatk téż mdze kól ce. Wlezlë bënë. Podeszłe do stolika, żebë sa zarejestrować. Chłop, jaczi zapisywól baszkarzów, wezdrzól na Tómka, a spitól: - Ön téż chce grac? Wuja Róman krótko ódrzek: -Jo. - Hmm - wzdichnąl zapisëjący. - Wëbaczë, ale to nie je turniér dlô dzecy, a jesz taczich... - Jaczich? - znerwöwôl sa wuja. - Në nié, spökójno. Jak on je stôri? - Dzewiac lat. -Je za mlodi. - Ale kibicowac móże, czë téż nié? - wtrąca sa mëma, chtërna nie chcą niżódnégö tôklu. - Kibicowac köżden móże, leno żebë nie przeszkôdzôl. Wuja Róman zapisôl sebie i tatka. Ć)n wëlosowôl stolik numer piać a tatk szesc, tak tej sedzelë krótko se, bez co Tómk bél spökójniészi. Turniér sa zaczął. Mëma kąsk sa zadzëwöwala, że ji Tómk tak spokojno sedzy. Nie bëlo dzëwu, kö wcyg zdrzól bez remia tatkowi w kôrtë. Jedną razą tatk wstól ód stolika, a rzek: - Musza wëlezc. Móże mój Tómk mie zastąpić? - Jak muszisz, tej biój, niech sądnie -zgödzëlë sa procëmnicë, kąsk sa dzëwującë, cëż nen chłop za glëpóta robi. Doch kôrta mu baro dobrze szla. W puńktach bél do tero na drëdżim placu. Mëma zajala stólk chłopa, a wzala Tomeka na kolana. - Në; tej terô rozdawój - pónëkiwelë knópa kôrtownicë. - Móga jô? - zabédowala mëma. - Jemu drago jidze rozdôwanié. - Në, tej bialeczkó dawój - zasmiól sa chłop, jaczi sedzôl z lewi stronę. Tómk wzérôl w kôrtë, chtërne trzimala mu mëma, a pókazywól, jaczé mô wëbrac a cës-nąc na stół. Pierszé rozdanie dobél i to zaró zólo! - Szczescé - mrëknąl chłop sedzący napro-cëm knópa. Ale czej Tómk zaczął wëgriwac róz za raza, chłopi bëlë czësto baf. Tej przëszed tatk. -Jak jidze? - spitól. - Terô të przëszed? Ko to je ju kurie - rze-klë chłopi, w chtërnëch glosach czëc sa dało zadzëwówanié wëmiészóné z rozgörzenim. 0 ósmi wieczór bëlo kuńc granió, a tej to jesz sztót waralo, czej organizatorze tur-niéru pódrechówelë pimktë wszëtczich uczastników. Prowadzący wëszed na bina a bez mikrofon óglosyl: - Nówicy puńktów westrzód chłopów dobél wasta Jack z Barczewa. - Na zalë dało sa czëc brawa, nómócni bil je wuja Róman 1 mëma Tómka. Prowadzący pódniós raka, żebë uspókójic lëdzy, a cygnąl dali. - Rów-nak, za zlómanié regulaminu turniéru, to je wstanie ód stolika óbczas granió, a zastąpienie bez jinszégö gracza, chtëren nie bél uprawniony do granió, wasta Jack óstól zdiskwalifikówóny. Mëmie sa zasklënilë lizë w oczach a wuja Róman móchnąl zrezygnowóny raką. Leno Tómk sedzól spokojno a widzec bëlo, że nie interesëje go to, co sa prawie dzeje. Pödzérôl le na stół, dze leżelë kôrtë, jakbë chcól je chwëcëc w race a dali grac. Chtos ze zalë zawólól: - Wstid a sromóta! Niech sa nen „zóstapca" pókóże! Wtim jeden z kórtowników ód stolika numer piać wstól. Wskózól na knópa a glosno, tak żebë przebić sa bez hurma lëdzczégö pómrëkiwanió, rzek: -To je nen moli knóp. Na zalë zrobiło sa sztël. Lëdze czekawó zdrzelë na Tomeka i jego mëma. Chtos glosno zapitól: - Nie je to czasa nen mackówati knóp z Barczewa? - Mackówati knóp? Tómk! - rzek glosno chłop. - Jak dlugö jo w baszka graja, a graja wicy jak sztërdzescë lat, nie widzól jem taczégó kórtownika. Prówda, regulamin óstól narëszony, równak më tuwó na ta zamiana pózwólëlë. Bédëja, żebë dobiwcą, chcemë rzec hónorowim, óstól nen knóp. Prowadzący spitôl zdrzącë na chłopów ze stolika numer piać: -Je on po prówdze tak dobri? - Jo - przëswiôdczëlë z uznanim chłopi. - Nôdgroda sa jemu nôleżi. Nôprzód na zalë dalo sa czëc glosë zadzëwówanió, tej wuja Róman zaczął z cali möcë bic brawö a za nim klepać zaczalë jiny. Negö wieczoru zala w Szëmôłdze zadrëżala öd grzëmötu stolemny owacje. Kuńc kuńców, tatk östôl zdiskwalifikówóny, kö regulamin to regulamin, reglów muszi sa trzëmac, a jego syn dostôl öd organizatorów diplóma. Bëlo to wiôldżé dobëcé Tomka, chtëren mie nic tobie nic, zachöwiwôl sa tak, jakbë to jegö nie ticzëlo. Wiedno ob wieczór, po wieczerzi, familio sedzala raza w paradnicë. To bél jejich taczi domówi zwëk (Frankowi to sa nie widzalo, bo ni móg grac tedë na tôblëcë). Starszi pitelë dzecë, jak bëlo w szkole, czë mają lekcje odrobione, co slëchac köl drëchów. Rozpówiôdelë so ó tim a nym, a wespólno óbzérelë telewizja. Negó wieczora tatk bez przëtrôfk wlączil welowanié totolotka. Tómk óczów ni mógł oderwać ód nëch cyferków namalowónëch na kuglach, co skókelë w babnie, a pó swojemu murmólil: - Piec, ósm, dua... Nóprzód domócë nie dôwelë nó to bôczënku, ale z czasa zmerkelë, że Tómk wiedno wie-dzól, jakô kugla wëpadnie z babna. - Głupi mó wiedno szczescé - rzek Frank zó co tatk na niegö nawadzyl i nen muszól bracyna przeprosëc. Kó Frank wcale nie chcôl nick lëchégó. Prosto w szkole uczul taczé przëslowié, a to mu prawie tero do To-meka przëpasowalo. - Nasz knóp mó taleńt do cyfrów - mëma wezdrza na tatka. - Wezero zwónila Wanda Tarnowsko, jego szkolno, a rzekła, że Tómk znaje wszëtczé cyfrë, nawetka rozmieje dodawać. - Jo, jo - niedowiérno pókrąca głową sostra Tómka. - Móże jesz mnożëc, co? Rzecze, kuli to je 5x6? - Tre ser - ódrzek zarô knóp, chtëren wcyg zdrzól na telewizor. - Jo, trzëdzescë. A 7 x 8? - za pitol tatk. - Piec sest. - Jo bë tego nie wiedzôl - przëznôl sa Frank ë ze wstidu zrobił sa pëtlëwi na gabie. - 125 x 156? - zapita zós Janka. - Jedn dzewc piec ser ser - ódrzek Tómk wcyg zdrzącë na telewizor. - Wiele? - Jedn dzewc piec ser ser - pówtórzil Tómk, a sostra zapisa wënik na kórtce. - Niemöżlëwé! Zgôdzô to sa? - sostra nie dowierzała. - Frank przëniesë lëczëdlo. Frank wëcygnąl z taszë telefon, ród z tego, że kureszce mdze móg so „póknąpac" pó glód-czim ekranie swóji móbilczi. Nalózl funkcja „lëczëdlo" grëbim pôlca wpisól cyfrë a pödôl sostrze. Ta zrobią wiôldżé óczë a pókózala telefon mëmie, chtërna krziknala: -Zgôdzô sal 19500! Wiesc ó matematicznëch zdolnoscach Tómka chutkó rozeszła sa pó wsë. Swoje zrobiła cot-ka Jula, co mieszkała za plota, a ö wszëtczim wiedzala. Na sa óbdala a ju jinaczi zdrzala na bratónka. Chóc czasa, jak to ona, muszala co rzeknąc, chócbë tego zëmöwégö wieczora, czedë knóp sedzól na trapach dodomu i rechówôl gwiôzdë. Urzasló cotka sa temu przëzérala a zawołała: -Tómku, czë të sa Boga nie bójisz, gwiózdów sa nie rechuje, kó chtos móże umrzeć! Cotka Jula sa przeżegnała a chutkó wnëkala w chëczë. Móże mia strach, że knópówi sa udo je wszëtczé pórechówac, co wedle ni bëlo móżlëwé, a to ja trafi. Prówda rzec, Frank, téż nie bél niedowinny - wëplestôl wszëtkö w swóji szkole. Temu do jejich dodomu nóprzód przëchôdelë frankowi drëchöwie a drëszczi, chtërnym Tómk rozwiązywól zadania z matematiczi i fizyczi, a pótemu to ju dwiérze sa nie za-mikalë. Przëchódelë wszëtczi ti, co mielë jiwer z rechówanim. Nawetka sztudérzë! Móże rzec, że Frank bél tómkówim „ageńta" a dolmaczérą. Starszi kupilë sënowi dobri kómputr. Lżi a chutczi mu sa pisywało na kluczplace jak pisadla. Czasa chtos östawil Tómköwi szokölôda abö jaczi drobny dëtk. Mëma krzëwö na tak co zdrzala, ale Frank ja przekönôl, że to doch nie je nick lëchégö, kö za kóżdą robota slëchô sa zôplata. Nie je to tak? Mëma sa óbdala, ale rzekła, że Frank ni móże öd nikögö żadac pieniądzy. Żlë sóm dó, to dobrze, żlë nié, to zwëczajné „Bóg zapiać" téż sygnie. Jednego razu chtos, ju terô nicht nie pamiató chto, pözwôl Tomeka miona Dast-in. To przëzwëstkö wzalo sa öd negö achtora Dustina Hoffmana, co grôl matematicznégö geniusza w filmie „Rain Man". A że Tómk miôl na nôzwëskö Höfmann, to jegö nowé przëzwëstkö bëlno wszëtczima przëpasowa-lo, nawetka familie, a flot sa westrzód lëdzy przëjalo. Niechtërny nawetka nie wiedzelë, jaczé nen knôp mô prôwdzëwé miono. - Dastin cë pömóże - gôdalo sa we wsë, czej chtos miôl klopöt z matematiką. - Le ugadôj sa z jegö bracyną, Franeka - zastrzégelë, bö Tómk wcyg nie lubil, czedë chto cëzy bél za krótkö niegö. Czasa wuja Róman zabiérôl Tómka na turnié-re baszczi. Organizatorze, chöc niechatno, zapisywelë gó na lësta grającëch. Kôrtow-nicë prosto rzec - mielë jegó strach. Czej gó widzelë, nie öbstôwielë, chto z nich dobądze pierszi plac, leno drëdżi. Bëlno wiedzelë, że Tómk wiedno dobadze. Tak mijalë lata. Tómk skuńczil szkóla, a jegó starszi rozmiszlelë terô, cëż jejich knóp mó dali robie. Nôlepi bë bëlo, żebë z jegó taleńta uczil sa dali - do te móckó namówiala szkólnó Tómka, Wanda Tarnowsko. Leno knóp nijak ni mógł sa nalezc westrzód lëdzczi spölëznë. Żlë nie bëlo kol niego kógós z familie abó pani Wandë, zamikól sa często w swójim świece. Nicht tedë nie wiedzól, ó czim mësli, a czego chce. Pani Wanda namówiła starszich Tomeka na wizyta kol profesora Juliusza Reclawa -nôlepszégó szpecjalista w kraju, chtëren zajimôl sa badérowanim möżlëwöscë lëdzczégó musku. - Nadzwëczajné - szeptól profesor zdrzącë rôz na knôpa, jaczi rozwiązywól skómplikówóné matematiczné równania, rôz na jegó starszich. - Pierszi rôz spötikóm taczi przëtrôfk w najim kraju. Ba, na świece! Jo, tam-sam taczi lëdze sa zdórziwają. Jak to sa gódó, jeden na milion. Niechtërny mają to ód urodzeniô, niechtërny pó wëpôdku czë operacje przeprowadzony na musku. Prów-dac muszimë jesz zrobić jinszé testë, ale ju tero móga warna rzec-tuwó dochór Reclaw zrobił dlëgszą pauza. - Waju syn je sawanta! Geniusza! - Profesor zamëslil sa. - Jak wë wiéce, Tómk zamikó sa w swójim gwós-nym świece. Do te mó uszkodzone ne dzéle musku, co ódpówiódają za mowa i mótorika, dlôte lëchó gódó a drago pisze. On rozmie-je..., nié, jinaczi, rozmieje to je lëché slowó, on widzy świat matematiczno. Wkól niego są cyfrë. Öne są wkól niego a w nim, jegó musk je widzy a rozmieje logiczno uporządkować. Żlë wë sa zgódzyce, móm dlô wajégó sëna bédënk - profesor wezdrzól na starszich Tomka a sa uśmiechnął. * * * Tómk bél w swójim świece. Bél szczestlëwi? Chto wié. Ko nie rozmiól niżódny emocje pókazac. Kóle niego sedzól Frank, chtëren zapisywól to, co gódól w swóji gódce jegó genialny bracyna. Tu mielë wszëtkö - mieszkanie, jestku, obleczenie, dobri dëtk. Robilë na nónowszich kómputrach a nólepszich na świece oprogramowaniach. Nólepszich? Hmm. Në, nólepszé dopiérzë terózka pówstówają. Leno cëchó! Doch öböwiązëje jejich krëjamnota... Świat zwrócył sa terô na strona nocë. Cemi-zna gradzëła böląco wszëtczich. Adris błą-dzył, Trudë köl niegö nie bëło, le chójna stoją jak przódë wzérającô na cemizna, chtërna szła przez wies. Jô równak ni mógł so darować i przërozmiec Trudë. Chtos, chto ódeszedł, nie ödchôdô równak w całoscë, póöstôwiô pó sobie plac. A chöcbë ju dówno tego kógós nie bëło, wiedno nen plac badze, a czej nawetka nen plac czims zastawi, to wiedno mdze nen plac pusti, le pööstawiony czims drëdżim. Serce to je taczi plac, dze je mól, do chtërnégö może wlezc le za pözwölenim włôscëcela. I le tak. Czej sa je ótemknie, tej wlezc je ju letko. Le nen plac ótemkniati róz dló kógós, ju wiedno je taczim. Chto róz tam wiózł, ten wlażac tam może wiedno. I robie so możno to, co sa w nim chce, czej chtos róczony w nien béł. Żëcé mô taczé swóje prawa. Köwôl dali robił swója robota przëmëszliwa-jącë nad ódińdzenim Trudë do nieba. Dlócze sa tak stało? Dlócze prawie tak? Adris do niego ju nie zachódół. Dzyw temu ju nie béł, doch ón terô sóm na świece błądzył. Chtos, chto béł taczi möcny, terô błądzył. - Przińdze do mie, je robota - góda Kąkólka. - Jó tam cë móga wësłac tegó cëzégó, le ón terô, czej Adris błądzy, mó ödzwëskóné swoja droga. I tak pó prówdze bëło. Świat we wsë nie béł ju taczi sóm, lëdzóm felowało czarzélnicë, czej ona bëła, tej wiedno ona bëła winno, le ters to ju ji ni ma. Tej chto bë miół bëc winny? Gwës nen cëzy, jemu to wszëtkö może przëdac, a ón to strzimie, nawetka muszi strzëmac. Doch je cëzym. Adrisa ju nie bëło, chtëren mógłbë jich terô przetrzëmac, a jima nie dozwólëc zrobić tegó, co oni bë chcelë. - A czemuż të tak tu sedzysz? Ni mósz të robótë u kówala? - Jó móm ju swóje zrobione. - Në to sa nama tak zdówó, że tak nié baro chcesz robie, tobie letko żgrzéc dawać, a robota pajama ucékô. - Jaż tak to prawie nie je. Zdrzëta le, gnôtë ón mó dosc taczé. - A czemu të prawie u niego tam robisz? Doch wiész, że ón je jiny. To tobie kol tegó ognia tak plużi, co? - A widzy mie sa, je to prówda. Ni móga pówiedzec, że nié. - Tak tej opasuj, bo sa możesz za wiele roz-grzóc, a Anë ju ni ma, to cë nie schódzy. 18 I sa tej naczalë rzechótac, a mie dzywno bëło, że oni jesz mają moc na taczé rzechötanié. Le na tim jesz nie béł kuńc. Terô we wsë naczałë sa dzejac jinszé rzeczë. Nôpierwi umarła Sztenclów Zosza, pónemu przeszedł grzëmöt i spôlëła sa chëcz i całé domôctwö Bernata. Wëzdrzało to, jakbë jaczés lëché łazëło pö wsë. Niechtërny gódelë, że Truda bëła wiesz-czim, doch czej sa rodzëła, to na główce bëło co baro apartnégö. Tédor nawetka chcôł ja uskrómnic, le mu na to nie zezwölëlë. I tak to lëché bez lata pilowóné rosło we wsë, jaż doprzëszło dzysô do tak cos. Tej jesz ta Ana ze swöją mëmką. Ne dwie të to bëłë le. Tam w las to miôł richtich strach jic. Jesz ob dzeń, le tak za dalek sa zapuszczac to ju nié. Chöcle tam bëłë nôpëszniészé jagödë. Tam nicht równak nie łazył. Tam bëła Kąkölka. Köżden ö tim wiedzôł, köżden to czuł. Dzecë öd môłégö miałë strach tam jic. Jednégö razu zalôzł tam Hinców Władk, jesz za srela. Długö öni gö szukelë pö lese. Za trzë dni on béł nalazłi, jak płiwôł pö jezorze, öczë miôł wpadłé, mödri ju béł. Le Adris ni miôł strachu tam lezc. Le i na niegö terô to lëché bëło wlazłé. Terô ön błądzył. Tu nie bëło jinszi radë jak na stôrą uderzëc, abö i lepi spôlëc. Le Adrisa ju nie bëło, żebë to tak szëköwno skuńczec. On to do tegö miôł głowa. Chöcô jakno niechtërny mielë gôdóné, ön bë nie béł pözwölił ji co zrobić. Ale möże to je i dobrze, że ön terô ni mô möcë, bö czejbë ja miôł, tej tegö złégö ju bë nigdë z ny wsë nie wënëkôł. A tak, to sa wszëtkö dô. Z Aną to bëło drago, le z tą stôrą le i sa dć>, le chto tam do ni pudze, chto ja przewlecze nad jezoro. - Słëchôj le - rzeknął Sztefón - më tuwó mómë do Ce robota. - A cëż wa chcą? - odrzekł na to Köwôl. Wi-dzec bëło, że to prawie ön miôł bëc nym, chtëren Kąkólka miôł złapać a halac nad jezoro. - Të jes westrzód naju baro wôżny. Të to wiész. Bez twöji robötë to bë nie bëło richtich w naji wsë. - Gadôjta zarô ö co warna jidze, bö jô móm tuwó swoja robota - widzec bëło, że za baro on ni miôł chacë do taczich rozgôdków. - Jak wa co chcą, to nigdë jô taczich wprowódze-niów öd waji czëté ni miôł - östrim zdroka przë tim zdrzôł na Sztefana. - Të sa wiele tu nie cëskôj, kö dlô naju robisz. Wiész, że bez naju të bë z głodu pôdł. Tak tej słëchôj le... Udbelë më so, że të stôrą Kąkólka uchwócysz i halôsz nad jezoro. Tego jć> ju nie strzimôł. - Lëdze, czë warna jaczés gówno na öczë naszło? Co wa chceta terô porobić? - Badzë sztël - ostro rzekł do mie Kówól. -Oni do mie przëszlë, nié do Ce. A czemuż jó bë miôł to zrobić? - przëgôdôł ubëtno do Sztefana. - Të to nólepi zrobisz... - wëcedzył chutkó Sztefón, le on ni miôł ti möcë w gabie, co Adris, Kówól za taczima, co möcë w gabie ni mielë, nawetka sa nie czerowół. - A jeżlë jó to zrobią nólepi, tej cëż jó z te mda miół? Sztefón widzące, że Kówól równak może i sa do te przënacëc, zaczął mu óbiecëwac, Bóg wié co. W tim czasu jó widzące, że to w dobrą strona nie jidze, zwiornął. Le czej jem nëkôł prosto w las, czuł jem jesz głosë: - Dze ón szedł? Tam ón je! Góńta gó! Kureszce sa stało, czego óni ju ód zóczątku chcelë, jó przelózł na jedna strona i nawetka taką, jaczi óni chcelë. Tak jakno czedës ucékôł po stanim sa let-czim, tak terô jó przez to ucékanié stół sa mądrzészi. Jó béł nazód cëzy. Le nie wiedzół jó za baro, dlócze. Öd cze zanôlégało to, czë sa je cëzym abó letczim? Czë ód nëkaniô pód las, na chójna, czë ód ucékanió do Kąkólczi. Wiedno je tak, że jak chtos ucékô, tej stówo sa jinszi. Bo czemuż ucékó. Czej ucékô, to je czemu winien. Bo czejbë nie ucékôł, tej winien bë doch nie béł. Cëż to kömu przeszkôdzô drëdżi człowiek. Skörno ön je taczi, a nié jinszi, to za czim on nëkô pöd nen las. Ten sa chce utacëc, jak-bë to nie bëło straszno. A czemuż mii bëło straszno. A czemuż mu bëło straszno we-strzód lëdzy? Czë ön miôł jakös dzëwé öczë? Doch westrzód lëdzy je bezpiek, a w nym lese to chto wié, co sa möże stac. Tam doch je stôrô Kąkölka, tam co lëchégö möże na puczel wlezc, a ön tam prawie nëkô. Jak-bë szukôł prawie te lëchégó, jakbë sa z tim trzimôł. Jo, le tak muszi prawie bëc. Ön je ji służką. Ön téż muszi zdżinąc. Tego je ju za wiele. Tego je ju dosc. Taczé jich mëslë mie göniłë. Czuł je jô dobrze. Tak jakbë je chto wëpöwiôdôł. Öni swójich mëslów równak nie czëlë, jima one chutkó lôtałë pö głowie, le nim öne doprzë-szłë do mie, to mógł je dobrze uczëc. I tak sa prawie stało z mëslama i ze mną. Jak świat wëzdrzi möżno öpisac, le czej öd öka bez môg do gabë przëléze, to ju nie je nen świat. To je jinszi świat. Le ön östôwô w głowie i le dzél tegö möże wëlezc buten. I tak świat ju je zatacony w głowie. Jegö öbrôz tam sedzy. Dzeń kol dnia je corôz to bógatszi. Światu nick nie ubiwó, a w głowie nëch obrazów je coróz to wiacy. I taczi öbrôz uchówac letko nie je. A co dopiérku przekôzac gö drëdżému. Czej szłobë sparłaczëc môg z maga, tej letkö bë bëło przekôzac öbrôz z obraza, le tak to le taczi zapëzglony öbrôz muszi z jedny gabë do gabë przëkôzac, a pózdni w môg drëdżégó i dopiérku kuńtakt je taczi möżlëwi. Świat równak pöóstôwô świata, swójim świata. Truda równak świat znała ju prôwdzëwi. Chóc chto ja tam wiedzół? Chcą ona gadać z lëdzama, le oni nie czëlë, bó sygało jima obrazów z gabë do gabë przekłôdónëch. A óna rozmia gadać jinaczi. Gódka magówą. Tą prôwdzëwą magówą gódką. Obróz prówdzëwi świata i magu może żëc doch raza i doch żëje, le lëdze nie szukają taczégö rozmieniégó. Żëcé w czasu i buten czasu spartaczone magówim obraza. Truda ju nieróz chcą gadać z Adrisa, bó w czasu tëli czasu ni mia. Le terô bëło jinaczi, bó Adris teró czasu ni miół. Chóc tak pó richtoscë może ón i teró z Trudą gódół, bó jak to lëdze pöwiôdelë, ón błądzył. Błądzył podług mësleniô świata, błądzył podług jich jawernotë, błądzył podług jejich żëcô tak ułożonego, jak miałobë bëc póukłôdóné. I ón teró z te czasu béł wëłączony, ón szedł so w Trudzen czas, butnowi czas. I tej ón błądzył. A świat szedł w przódk. I chcół wënëkac ze se stôrą Kąkólka, negó cëzégó i może jesz kógós póspólé. Bó tak miałobë bëc. Tak żił dzysdniowi świat zatacony w lese, krëjamny, taczi jaczi jidze uzdrzec krótko se, le wiedno krëjamczi, le wiedno téż jinszi, le ten sóm swój i mój. Mój... mółi świat. Wrôcającë sa nazôd uzdrzôł jem górz i niezgara westrzód lëdzy, chtërny świat twórzëlë tej podług swóji, a nié jinszi miarë. Chto rozmiół w nen świat wlezc, w nim póóstówół i w nim dali żił. Le wcyg żëcé ucékało i nëkało w przódk. Kowól udostół górz na Sztefana, bó czemuż ten so teró wzął za Adrisową robota. Kó ón wiedno żił w jego céni. Wiedno béł taczi mółi podług te wiôldżégó człowieka. Nicht so ni może zrobić ze se kógum jinszim, niżle je sóm. Wiedno jidze sa zjinaczëc, le sa wiedno nym samym óstówó. I tak téż bëło ze Sztefana, chtëren pööstôł Sztefana. Ön nie rozmiół żëc podług te, jak żił Adris. Tak bëło i tak póóstac ju muszało. Le jó tej muszół zalezc na nen plac, w chtër-nym sedzało to, co sprówiało, że bëło tak jak je. I jó szukół wszadze we wsë i tak téż na gwës bëło. Świat sa kuńcził na czarzélnicë, chóc dzysó ji ju nie bëło, to czarzenié póóstało. Lëdze dali nie rozmielë żëc bez czarzenió. Ono doch muszało bëc, chóc le dzes zataconé, głabók w jich magach. Czejbë nawetka spôiił we wsë wszëtkö, co spartaczone mögło bëc z czarzenim, to öno dali pööstôwało. I tak dzeń köl dnia öno na nowö wërôstało z serców. Köżden rozmiôł czarzëc, chöc sa kóżdému zdôwało, że to nié ón, że le nen drëdżi czarzi. To równak tak nie bëło. Czarzenié rosło raza z nima. Le czemu tak bëło? Tegö nicht nie wiedzół, nawetka ó tim nie chcôł gadac, nawetka mëslenié ó tak czims nie bëło möżebné öd urodzeniégó. Czemu le niejedny bëlë uznôwóny za czarzélców, skörno tak jak jin-szi sami czarzëlë? Le tak ju bëło i kuńc. Chtos, chto sa taczi urodzył, taczim pööstac muszół. I tak swiat sa w przódk krącył, pödług swöjégö môlu, jaczi mu chtos chutni przëdôł. Jinaczi ön sa kracëc nie rozmiôł, le pödług te, jak ön roz-miôł nôlepi to robic. A czejbë chto chcôł zatrzëmac nen swiat, to zarô dżinął z jegö raczi. Nëk muszół bëc wiedno taczi sóm, nié jinszi, wiedno taczi sóm. A möże prawie dlôte Köwôl béł rozgörzony na Sztefana, że ön terô jegö chcôł wcyg-nąc w nen swiat, öd chtërnégö ön tak lub-no ucékół, chtërnégö ön znac nie chcôł. Jaczi dlô niegö nie béł. Adris tëli czasu, co ön tuwö mieszkôł, wiedno dôwôł Köwalowi pöku, le terô nen môłi Sztéfón sa chcôł z nim próbować i nawetka próböwôł. Le z taczi próbë cos bë miało richtich wińc. Kąkölka bëła równak winnô, Adris zdżinął, ona ósta sama. Öna rozmia léköwac wnetka jak nen widzałi Sztefón, chóc tego le nicht ö czarzenié öbskarżoné tej ni miôł. I wej tero stało sa tak, że czej sa cos naczało, muszało, na gwës muszało, sa skuńczec. Wies mögła żëc z czarzélnicą. Le nie rozmiała bez ni żëc. Öna musza bë bëc, bö czejbë tej zdżina, zdżinałobë wszëtkö, co je lëché, a óni bez tegó żëc nie rozmielë. Zôs bë so muszôł chtos narodzëc do spôleniô, bö bez taczégö to chto bë béł winien? Tak tej Köwôl miôł namienioné czarzélnica abö jinaczi stôrą Kąkólka zabrać a halac nad ógniszcze, na plac öbczëszczeniô, na plac, dze sa narodzy nowé żëcé, a stôré, to lëch-szé, pudze dalek précz. I tej mdze ju dobrze, dosc dobrze, bë żëc, pö prôwdze żëc. Swiat czësto na nowó narodzony, bez niżódny czôr-ny zaległoscë. Terô swiat badze jinszi, na jaczis czas, czej sa narodzy, nawetka narodzëc mdze sa muszół chtos, kömu namienioné badze czarzëc. - Kąkölkö, to badze terô kuńc - pöwiedzôł Köwôl. - Jô nie wiém, czë mój, czë waji - odrzekła na to Kąkólka. - Të chóba nie wiész, co të gôdôsz? Jô Ce wiedno mia za jednégó z nëch mądrzészich - jesz doda. - Le Adris błądzy... - pówiedzół na to Kówöl. - To jô wiém, tak sa skuńczec doch muszało... - A të cos z tim pöspólnégö môsz? - zapitôł, bó cos rzeknąc muszi, czej przińdze na to czas. - Të wiész to lepi jakno jô - Kąkólka zdrza w niebo, jakbë stamtądka żda ödpöwiedzë na to, co sa tero dzeje. Za sztërk, po dłudżim namëslenim jesz doda: - Chlewa ju ni ma, le wa przez to, a może richtich óni lepszi przez to nie badą. Bó jakno to tak bëc bë mögło, bó ód spôlonégó chléwa, swiat sa terô miôł zjinaczëc. I ón sa nijak nie zjinacził. Krziwda lëdzkô je tak wiólgó, czej sa na to pozwoli. Jo, kuńc je ju krótko... - Kąkólkó, të wiész, że jó nie jem tobie przéczny. Doch wiész, le óni brëkują tegó. Chtos muszi zdżinąc. - Taczé je prawo, to jó wiém. Tegó të mie nie muszisz pówiódac. Prawo taczé je. A na pëtanié: dlôcze, nigdë nie dô ódpówiedzë. Kóżdi sóm so dopöwiôdô swója prówda. I żëcé twórzi podług te prawidła, co so sóm mô óbmëszloné. - Skuńczeła gódka Kąkólka chóco widzec bëło, że wszëtczich swójich Adóm Hébel Ösmë grzechów Dzél 1 (dokôz ten dobéł pierszi plac w latosym lëteracczim konkursu „Twörzimë w rodmy möwie" w kategorie drama-maturańtowie) Wëstapiwają: Jack - gazétnik Ark-gazétnik Justina - gazétniczka Szëmón - redaguje sportowi dzél Téjfil - Przédnik, chłop, jaczi nie rozmieje gazétnégö warku, zarządzywô całą gazétą - klëköwô jizba to je le part jegö firmë. Rzecz sa dzeje w redakcje gozétë w klëköwi jizbie. PROLÓG W klëköwi jizbie sedzy Szëmón i Justina. Wchôdô Jack. JACK: Në i jak tam, są ju jaczé materiale przeszłe? Justina? JUSTINA: Jô ju kuńcza artikel ö sesje radzëznë gardu. Blós jć> nie wiém co z ödjimkama. Dze je Ark? Ark! Pewno zôs nick ni mô zrobione. JACK: Në, co za zgniélc jeden, dze ön terô je?! Jô mu zarô rzeka co jô ö jegö roböce mëszla. A tej sa mdze głupio dolmacził! Ark wlôżô z kawą. Wejle, Areku, fejn, że të jes, słëchôj, takô sprawa, bö bë sa ödjimczi przëdałë, të tam co môsz, doch jo? ARK: Nié, jô musza pöprosëc ö jaczé z urzadu. Jaceku, të wiész jak to je... JUSTINA: Të leleku, të doch je miôł zrobić! JACK: Pömale, Justinkö, pömale. ARK: Jô bë to miôł zrobione, czejbë mie chtos dół baterie do aparatu, ö jaczé jô tidzeń nazôd prosył! JACK:Në, nibë môsz Areku prôwda. Le të wiész... Widzy przédnika. Jô tobie zresztą późni rzeka. JUSTINA: Przédnik jidze. TÉJFIL: Jak warna jidze? Tu sa znôwu co spieprzëło? JACK: Nié, wasta przédniku, wszëtkö graje. Za gödzënka gazéta mdze fardich. TEJ FI L: A jak spört? SZËMÓN: Östatny akapit jô kuńcza. TÉJFIL: Tej flot, bö znôwu mie ti graficë złożëc nie sförtëją. Co jô tu móm za kömédie z wama. A co tu je skażone? Köpie w drëkarkö. Möże terô to pudze. Wëchôdô. JUSTINA: Jesz möcni to pieprznij. JACK: Në, wa czëła. Lëdze, më tu muszimë robie, wa wiéta, to je nasz pöspólny geszeft. Ni-wizna muszi bëc uchöwónô. ARK: Jak të chcesz miec niwizna uchówóną, tej biôj za bateriama. JACK: Areku, ale jô tu doch nie jem öd wszëtczégö. Sóm rozmiejesz, tu ni ma nikogo od tech-nicznëch sprawów, bö to je za môłô redakcjo i taczé rzeczë to më sami muszimë robie. Chöc jô sa zgôdzóm, że tu bë bëło nót kögös na ten plac zatrudnić. JUSTINA: O czim të snisz! JACK: Në, jô wiém, ten wrëk Téjfil nasz przédnik to doch sa na tim często nie znaje. Ten bë mógł wëbiéranim bulew zarządzëwac a nié redakcją. Ale z drëdżi stronë jô gö rozmieja, to nie je tak letkö zarządzëwac. Në, nick. Më muszimë swoje robie. JUSTINA: Ten bë sa do bulew nie nadôwôł, möże do czwikłë, to barżi z gabë pasëje. Smiejg sa. SZËMÓN: Sport je fardich, jć> jida dodóm. JACK: Jo, trzëmi sa Szëmón, do witra! ARK: Trzëmi sa! JACK: Nie je wama dzywno? On nick nie gôdô, le w swöjim kömpie sedzy. JUSTINA: Ale ć>n tak znacząco wëlôzł, jak më ö przédniku zaczalë gadać. Czekawé... ARK: Në, jô ö nim nick nie gôdôł. JACK: Jô téż, znaczi, jô tak sa wërôżôł lepi. JUSTINA: Në, nie gadôjta, że blós jô tu taczé rzeczë gôdóm. ARK: Në, piłować to sa muszi. JACK: Areku, ale dôj póku. Më jesmë karna, pamiatôjta o tim. JUSTINA: Në, dobra, jô móm wszëtkö. Za dwie niedzele jó dóm ten artikel, co ju je przërëch-towóny, jó jesz musza lid przeredagować, le to jó doma zrobią. ARK: Në, ódjimczi jó zaró do grafików dóm. Bëło tëli tóklu o to robie? Chto wié, czë przédnik nie czuł. JACK: Jo, le wez tego nie ódbierój jakno atak, në, prosto wëluzuj. Jidzema na piwo? JUSTINA: Nié, jô musza jesz pora rzeczów ogarnąć. ARK: Jó sa widza z tim möjim drëcha radnym, on mie może rzec, co opozycjo planëje, tak tej më mdzemë pierszi ó tim wiedzec. Do te ón mô łączbë z pósélcama, to sa wiedno może przëdac. 23 JACK: A, në jo. Ale pösélc Krefta czë Labudzënô? ARK: Krefta, co ta Labudzënó möże? JACK: Në, jô tam z nią wóla dobrze żëc. ARK: Do cebie bë teroriscë z Jislamsczégö Państwa przëszlë i cë jaja urznalë, a të bë z nima chcół dobrze żëc. JACK: Justina, a möże të bë wieczór nalazła sztót? Ma bë... pogoda ö tim festiwalu, jak ta téma ugrëzc? Kö tëli razë ön ju béł örganizowóny, że to bë muszôł jakös jinaczi öpisac, cobë to czekawé bëło. JUSTINA: Wiész të co? Möże lepi dzysô nié. Cemnosc. Na drëdżi dzéh wchôdają w jistną jizba, le tq razq na tôfle, jakô je na westrzódku, sö pojawiła kôrtka. Wchôdô Szëmón, czëtô i sôdô. Pózni przëchôdô Jack. JACK: Widzôł të Szëmón? Przédnik nama wiadło östawił. SZËMÓN: Jo, jô widza. JACK: Në i co? SZËMÓN: Co co? JACK: Në, ön mô prôwda. Ku reszce. To nawetka nie jidze ö to, że jô bada sztartowôł, czë cos, ale... në taczi przédny redaktór bë sa nama przëdôł, żebë to köördinowac. SZËMÓN: Dobra, wëbôczë, jô ni móm czasu, jô dostôł dodôwköwą fucha. JACK: A, jaczis charitatiwny biég béł örgariizowóny? To fejn, że w spörce taczé materiale badą. SZËMÓN: Të sa na jednym znajesz. Të wiész, jak dërch gadać, nawet jak të nie wiész. JACK: Në, dzaka... a, nié. SZËMÓN: Jô dostôł ókróm sportu jaczis tekst do öbrobieniô. Jô móm öpisac przédné grzéchë. Jaczis tekst ö dzysdniowëch tôklach i móm prawie taką udba na öpiarcé gö ö przédné grzéchë. JACK: Przédné grzéchë? SZËMÓN: Jo, to są taczé nôwikszé grzéchë, w katechizmie rozpisóné. JACK: Jô wiém, co to je Szëmón. Jich tam bëło 10. SZËMÓN: 10 przëkôzaniów w dekalogu, a tëch przédnëch... ej, dolëbôka, jô téż zabéł.. 6, 7... pewno z 8. Dożdżë. Pierszi to... pësznosc. I. PËSZNOSC JACK: Dobra, jô nie przeszkôdzóm. Wejle, Justina, witôj, jak tam, môsz wszëtkö ögarniaté? JUSTINA: A, wez dôj pöku. Kömédie z tim są, jô mia wszëtkö napisóné, na disku gógla za-pisóné, reno zdrza, a tegö tam ni ma.Trzë gödzënë w rzëc szłë do purtka. JACK: Cëż të sa takô wulgarno zrobią? JUSTINA: Doch to je wiedzec, że w mediach robią nôbarżi wulgarny lëdze. Wchôdô Ark. ARK: Od dwuch dniów tu je tak upierdolony stół... Jó musza przédniköwi rzec. JACK: Terô gó ni ma. Ön je z nama dëcha. ARK: Jakuż to? JACK: Östawił nama przekôzanié. JUSTINA: Czëtô. „Wôżné. Jô widza, jak nama ta robota jidze. Abó më to ögarniemë, abó to pudze w rzëc. Jó strzód was wëbierza przédnégö redaktora, żebë ten chléw ogarnął. Jó uzdrza co i jak." ARK: Je to ale głupó udba. Ma doch jakno karno fejn dzejóma. JACK: Nibë prówda, le z drëdżi stronë bë sa przëda lepszo köördinacjô. Areku, wez tam pöjedzë i zrobi mie wëwiôd z pósélca. Grafik! Jô chcą, żebë möja öbkłôdka wëzdrza farwno, żebë to żarło. Justina, jak të ju tam jedzesz, tej mie nagrôj gôdka z tim tam? Në, to bë czësto dobrze fąkcjonowało. ARK: Jo i jesz „Jaceku, wez mie rzëc pödetrzë". JACK: Jô tam nie gódóm, że to jô móm bëc, le óglowó, że strzód nas chtos bë to mógł köördinowac. ARK: Joo tam, niech so robią, co chcą, jć> mda i tak dali robił tak, jak jô robią, bö jô jem w tim dobri. JUSTINA: Jô ni móm czasu, móm wiele robötë. JACK: Le mie po prówdze nie jidze ö to, żebë to jô béł. JUSTINA: Tej czemu të sa tłómaczisz? JACK: Nié, në prosto gôdóm, żebë bëło klôr. Bö wiész. Na przëmiôr béł köl nas przódë ten... pózni ön do radia szedł. Mark Kónka. To wiéta wa, jak to bëło z tim jego repórtaża ö rëbôkach? Chłop zwóni do mie i gôdô: „Jaceku, wez mie cos podrzucę, jaką téma, bö przédnik ju nie chce czëc, że jó nick ni móm, jak on mie wëwali, tej co, a jo nie wiém, jak te témë szëkac". Wa wiéta, ön béł zarô pó sztudiach. Jô tam zbiérôł wiedno, jak jô do Jastarnie jachôł, to pó përzna wëwiadów, tej jô mu dôł, jaczés möje stôré tekstë i ón to zlëmił. Tej ón przeszedł do mie, dzaköwôł, tej mu głupö bëło, ón mie chcôł płacëc, a jô gôdôł, że nié, że jô nick nie chca, bó jó tam téż nie jem jaczims mentora. ARK: Wzrësziwô mie twoja historio. JACK: Në, bez śmiechu. Zresztą, mie to nie robi. ARK: Jó tu nôdłëżi z tego karna robią i móm reportażów a reportażów, sztipendium Troja-nowsczi to jó dostół, jak wa rozprôwczi na pólsczim pisa, ale jó sa nie chwóla, jó sa tam nie wënôsziwóm nad drëdżich. JUSTINA: Jó téż móm wiele... ale sa nie chwóla. JACK: Në, tu nie jidze ö chwôlenié sa. Doch jak chto je dobri, tej lëdze to udrzą, a jak nie je to nie je wôżné co ón bë nie gôdôł, nicht go i tak nie achtnie. Tak jak z tim wëwiada z prezydeńta jak ón do Kartuz przëjachôł. Mie pózni gódelë, jak to dobrze, że jó go o nasze sprawë wëpitiwôł, a jó nick nie gódół, że jó z głową państwa móm wëwiôd robione. Jó tam nick nie wëchwôliwôł. ARK: To bë bëła pësznosc z móji stronë, żebë jó miół gadać, jak jó uretół całi numer, jak na zymk dwa lata nazód wszëtcë na chóroscowim bëlë, a jó le smarowół pó kluczplace, żebë na czas to dac. To ju nawet czasu na korekta nie bëło, a tam blós dwie fele bëłë, ale to ju tak w tim warku je. I terô jó bë miół latać i kóżdému gadać, że jó tak co zrobił? Në, żëcé. JUSTINA: Në, żëcé. Jó doch téż róz... znaczi... jó sa tam nie chwóla. ARK: Jo, le jó móm sa czim pöchwôlëc a sa nie chwóla. JACK: Nié, to jó bë mógł o se rzec, a nie gódóm. ARK: Të to tam wiész. Ale Justina, të czësto, wiész... në, jó to bë miół ó czim gadać, a nie gódóm. JACK: Nié, jó bë mógł powiadać jaczé to rzecze sa robiło, ale nie pöwiôdóm, bó jem skromny. ARK:Tojójem skromny JACK: Może i të jes skromny, le jak jó jem I SZËMÓN: Chłopi, jó sa próbują skupie. JACK: A, në ko jo. To jak cebie tam jidze? ARK: Jak cebie jidze, jak të brëkujesz czasu, to gadój. SZËMÓN: Jó brëkuja cëszë. Jaczi béł drëdżi grzéch? Pësznosc i... chcëwósc. Eugeniusz Prëczköwsczi Sonetë Do młodzëznë Sënie Swiatopełków mażnëch krôjnë piérwi rozległi pö Ruja dalek rozcëgłi, erbö wôrtnotów pötażnëch, Starszi cë delë na wieczi möwa, tradicja i wiara, bës z nima miôł wiôLgą stara jic dërch przez wödë głaböczé. Wëdwignij zómk wnet ju zapadłi, nôrodny érë zdrzucë kadarë I zbudzë wöjskö w grzëpach przësadłé! Niech rozkwitnie brzôd rodny swiądë, Przińdnota zwieli uszłotë darë - Kaszëbstwa wzroscą stolemné chłądë! É$f ** ,11 i- ^ * Uzdrzôłjem brutka Uzdrzôł jem brutka snôżąjak aniół, öczkajak perle, a usmiéch błodżi, jaż rëgnąc zarô chcôłjô za nią Le wtim mie czësto zmôłkłë nodżi. Na cało ji zdrzącë taczé welech, skratné i piakné dëcht jak lelija, mie scygôł krewji köżdi pörëch I nie szło słowa przerzec nijak. Wtim öna do mie uśmiech posła co przesził möje całé bënë i dôżnô möc mie w wątpiach wzeszła. Łisk żëwi blôsknął w oczach mojich, ödżin mie zrësził głosu strënë, a w sercu wzniécył ful nôdzeji. m / TjfiHnk ^Wm ir Tómk Fópka Mörtualia Ukôzała sa pöstapnô ksążka Tomasza Fópczi - Mortualia. Jak napisała we wstąpię do ti publikacje prof. Adela Kuik-Kalinowskô: „Tym razem po ostatniej publikacji poetyckiej cyklu liryków Z drodżi wydanych w 2012 roku, którym towarzyszy refleksyjno-opisowy zachwyt egzotyką krymskiej przestrzeni oraz religijna zaduma podmiotu lirycznego nad „kruchością rzeczy świata tego" i jego przemijalnością, poeta zdecydował się na osobisty, poetycki rozrachunek ze... Śmiercią". I jesz jedno zdanie ze wstapu: Mortualia stanowią złożoną z różnych poetyckich wariantów całość, której temat umierania (siebie samego, najbliższych, dzieci, osób ze znanej podmiotowi lirycznemu zbiorowości kaszubskiej) stanowi oś tematyczno-kompozycyjną". Serdeczno rôczimë do lekturë tego tomiku, a na zôchata czile wiérztów... Ju zamknioné Twöje öczë Ju zamknioné Twöje öczë Dniowi wid zastąpia noc Ju Ce ni ma natim świece Dzysô żegnóm Cebie łzą... Östôwioné mószjadłoba Wiater żëcô zdmuchnął płomk I nie jidze nalezc słowa Bë wërzeknąc serot żôl... Jesz nié dôwno raza bëlë Lica nóm rozswiécôł smiéch Terô zëmné krëją déle Cało dobéł wieczny spik... Tam, na górze, w niebny krajnie, Dze aniołków śpiewie chór Zôs sa pótkómë, tam rój mdze Tak niech sprawi dobri Bóg... Chwaszczëno, 23 strëmiannika 2008 roku, gódz. 2.18 pó półnim Chwaszczëno, 23 strëmiannika 2008 roku, gödz. 2.18 pö pôłnim Dwa métrë pöd zemią Dwa métrë pöd zemią Drzéwiata nie szëmią Le chraszczi cos z boku Nie dôwô mie pöku Dwa métrë pöd zemią Kómórczi nie zwónią Esemes nie duńdze Bo nie delë, kuńdze 28 Tórnk Fópka Mörtualia Dwa métrë pöd zemią Le toczczi sa gonią A köpią na miónczi Mie cało sa rząszczi Dwa métrë pöd zemią Ju nick mie nie felô Le wcyg cos mie grëze A w czaszka wrósł korzeń Dwa métrë pöd zemią Jem sóm z möją skrzënią Móm czas na mëszlenié Cëż w żëcym bëm zmienił Dwa métrë pöd zemią Je paskudno cemno Jo, tak to je ze mną Dwa métrë pöd zemią Na pogrzebie pödczëté Anielski orszak niech twą duszę przyjmie, Tak trzë niedzele nie bëłoji w koscele Stôrô Mërtka gôda, że nastapiła na gózdz Noga ji spuchła, całô mödrô sa zrobią Muszelë ująć... Uniesie z ziemi ku wyżynom nieba, A ten ji chłop, co ć>n robi? Cażôrowima za greńca? Pewno mało dodóm nie przënôszô... Zecköwô Mari gö widzała „Pöd zgniłim tworzą" Pewno wëpił z żôLu... A pieśń zbawionych niech ją zaprowadzi, Jedno je w podstawowi, dzewus, jô mëszla A ten knôp ju w gimnazjum A jedno bödôj wprzódk miała Jô nie wiém... Aż przed oblicze Boga Najwyższego. Ale że organista nie grôł? A tak nen KRUS chwôlëlë A jich sąsôdka bödôj je dik Witro Miotkje chöwóny... 14 stëcznika 2016 roku, gödz. 12.47 w nocë Chwaszczëno, 18 stëcznika 2015 roku, gödz. 12.23 pö pôłnim 29 STEGNA -T Spisënk zamkłoscë (2006-2011) numer 1/2006 [01] „Pomerania" 09/2006 4 Dark Majkowsczi Rôczba 5 Róman Drzéżdżón Kaszëbsczé stegnë 6 Ana Cupa, Dark Majkowsczi Kôrbiónka ze Stanisława Jankę 10 Dark Majkowsczi Benefis Romana Drzéżdżóna 12 Róman Drzéżdżón Wiérztë 13 Bożena Ugöwskô W widzę dnia (recenzja) 15 Hana Kaszëba Świat pöézji Jana Zbrzëcë 17 Wöjcech Mëszk Josh McDowell - Wicy jak cesla 19 Eugeniusz Prëczköwsczi Znanczi etniczny jiwernotë 22 William Shakespeare Hamlet, dz. I 25 Spiéwë: Uczbë kraft; Öna sama 26 Łukôsz Jabłońsczi Wiérztë 27 Bożena Ugöwskô Wiérztë 28 Jerzi Stachursczi Wiérztë 29 Sztefan Fikus O Boże na niebie 29 Czesłôw Bërr Jezoro sa pôli 30 Leön Czapp Upichańc 34 Wëdowiznë 37 ks. Marian Miotk Kôzanié 40 Bożena Ugöwskô Bóg sa przechôdô pö czepach gór 43 Józef Roszman Starszi, Öd Walcószka do Klebôszka 44 Łukôsz Jabłońsczi Stegna numer 2/2006 [02] „Pomerania" 12/2006 4 Eugeniusz Prëczköwsczi Daleko uczebnó droga 7 Róman Drzéżdżón Wiérztë serca pisóné 8 Ewa Warmöwskô Wiérztë 10 Hana Kaszëba Stanisłôw Jankę - - piesniodzejanié 13 Grégör J. Schramke Ö „Widze dnia" jesz rôz 13 Bożena Ugöwskô W widzę dnia (recenzja) 18 Wöjcech Mëszk Florian Cenowa 22 Henrik Senkewicz Żeglarzkó legenda 24 Spiéwë 25 Róman Drzéżdżón Wiérztë 26 Jerzy Stachursczi, Eugeniusz Prëczköwsczi, Tomasz Fópka Madrit. Wiérztë 27 Stanisłôw Bartelëk Zëma dzecóm 29 Mark Adamköwicz Kwiatë wastë Bruhnke 29 Marian Jelińsczi Gaszenie dëcha rëbôków 34 Teresa Wejer Redunka 37 Elżbieta Prëczköwskô Gwiôzdka z Miszewa 39 ks. Michôł Roschek Tczëwôrtnota białczi 41 ks. Mirosłôw Wensersczi Kôzanié 44 Titus Kamil Rolsczi Na najim progu numer 1/2007 [03] „Pomerania" 03/2007 4 Pioter Lessnau Kaszëbsczé kabaretë 8 Bożena Ugöwskô Humör w kaszëbsczi kulturze 14 Józef Roszman Abazéndérowac? 15 Róman Drzéżdżón Wiérztë 17 Robert Chrzanowsczi Żëcé i wëz-drzatk pömörsczich ksążat 19 Robert Chrzanowsczi Wistów 20 Róman Drzéżdżón Bëlnô lëteratura czë grafomanio? 22 Ewa Warmówskô Wiérztë 24 Bożena Ugöwskô Wiérztë 25 Róman Drzéżdżón Wiérztë 26 Tómk Fópka Sms'ë do Pana Böga 29 Titus Kamil Rolsczi Wiérztë 30 Teresa Wejer Dëgusë 34 Kabaret Fif Knaga 35 Sł. Tomôsz Fópka, muz. Jerzi Stachursczi Buten szëku [spiéwa] 36 Stepan Rudansczi Wiej, wietrze, na Ukrajina 37 Dariusz Majköwsczi Trud 39 Ks. Stanisłôw Bach Kôzanié na zôczątk Wiôldżégö Pöstu 43 Słowôrzk 44 Róman Drzéżdżón Baszka numer 2/2007 [04] „Pomerania" 06/2007 4 Pioter Lessnau Bielawa: gôdka z Jana Dettlaffa 5 Edita Dorsz Môl dlô dësz 6 Marta Dawidowskô Dzywno 7 Robert Chrzanowsczi Semisł 8 Słôwk Förmella Żëcé i „przigödë" autora „Remusa" (1) 12 Ewa Warmöwskô Wiérztë 14 Tomôsz Fópka Wiérztë 16 Roman Drzéżdżón Krótko opowieść ó... 19 Bożena Ugówskô Raczi nié do kawë 20 Anna Łajming Öjc chrzestny (wëjimk) 22 Teresa Wejer Diôbelsczé zelëskö 28 Hana Kaszëba Znanczi jazëka w dokózu Anë Łajming „Czerwone róże" 31 Sł. T. Fópka, muz. J. Stachursczi Kozia 32 Jerzi Samp Papuga Jana Heweliusa 36 Ks. Marian Miotk Zmartwëchwstanié Pańscze. Wiólgó Wies 08.04.07 40 dm Strach 43 Słowôrz 44 Marta Dawidowskô Znaczi numer 3/2007 [05] „Pomerania" 09/2007 4 Dariusz Majkówsczi Kórbiónka z Idą Czajiną 6 Ida Czajinô Balada ó jezorze Lëbigöscu 8 Robert Chrzanowsczi Swiatobór I 9 Słôwk Fórmella Żëcé i przigödë autora Remusa (2) 12 Słôwk Förmella Pócztórz i wójórz. Żëcé, dzejanié i smierc Alfónksa Flësyköwsczégö 14 Éwa Warmöwskô Wiérztë 16 Karolëna Serköwskô Wiérztë 18 Eugeniusz Prëczköwsczi Lepszi gósce 19 Eugeniusz Prëczköwsczi Ö czim të gôdôsz? 20 Br. Zbigniew M. Josköwsczi Wiérztë 23 Słôwk Fórmella Ks. Leön Heyka -- Swiatopôłk kaszëbsczi lëteraturë 25 Sł. i muz. Tomôsz Fópka Ballada ö stolemie 26 Jerzi Samp Stolemöwé darënczi 32 dm Niewôrto 35 Słowôrzk 36 Ida Czajinô *** (Wszëtkö sa zdarzëło...) numer4/2007 [06] „Pomerania" 12/2007 4 Dariusz Majköwsczi Kôrbiónka z Witolda Böbrowsczim 6 Róman Drzéżdżón Lózé kartë 8 Tomôsz Fópka III dni kulturë Wejrowsczégö Pöwiatu 10 Robert Chrzanowsczi Sławina 12 Słôwk Förmella Żëcé ë utwórstwö Méstra Jana (1) 14 Prôwca Dzysdniowi agencë 15 Prôwca Plagiatorskô öszôc 17 Karolëna Serköwskô To je lóntrus 19 Karolëna Serköwskô Wiérztë 20 Rómk Drzéżdżón Wiérztë 21 Arletta Zalinskô Wiérztë 22 Zbigniew Josköwsczi Wiérztë 23 Sł. T. Fópka, muz. W. Kirköwsczi Lëgötka na szkóła 24 Teresa Wejer Diabelsczi kam 28 Alojzy Nôdżel Jón z Kölna 30 Aleksandr Puszkin Wiérztë 31 Słowôrzk 32 Arletta Zalińskó Droga numer 1/2008 [07] „Pomerania" 03/2008 2 Dariusz Majkowsczi To béł dlô mie wiôldżi przikłôd... Kôrbiónka z Artura Jabłońsczim 6 Wanda Lew-Czedrowskô Na zôczątku dopadł mie Smatk 7 Bożena Ugówskô Remus. Chtëż ön je? 8 Hana Makurôt Wiérztë 11 Róman Drzéżdżón Wiérztë 13 Karolëna Serköwskô Czë to tatk? 14 Karolëna Serköwskô „Plôterk" 16 Böżena Ugöwskô Wiérztë 18 Teresa Wejer Przezérk móde 22 Ludmiła Göłąbk Szlachama Kusków 24 Eugeniusz Prëczköwsczi Sens uczbë kaszëbsczégö jazëka 26 Robert Chrzanowsczi Swiatopôłk I 28 Sł. i muz. Tomôsz Fópka Remusowô cza-cza 29 Julius Słowacczi Anhelli 32 Branko Radicević Bójka: smrok i sowa 34 Dariusz Majköwsczi Pôra słów ó nowim zbierku ks. Mariana Miotka 37 Felicja Baska-Börzëszköwskô Las w kaszëbsczi lëteraturze numer 2/2008 [08] „Pomerania" 06/2008 2 Bożena Ugöwskô Fantasy 4 Pioter Lessnau Pöwiôstka s-f 9 Karclëna Serköwskô Złote jaje 12 Tómk Fópka Pöjmë w przódk z kaszëbizną! 15 Teresa Wejer Jak Remus biótkuje sa z trzema ukózkama 19 Éwa Warmöwskô Wiérztë dlô dzôtków 21 Stanisłôw Bartélëk W lôsku pód brzóską... 22 Karolëna Serköwskô Dwa Michałë 23 Marian Jelińsczi Gösce z Kanadë 25 Wiliam Shakespeare Romeó ë Julia 30 Słôwk Förmella Żëcé ë utwórstwö Méstra Jana 33 Robert Chrzanowsczi Swiatobór II 35 Dariusz Majkowsczi „To je Słowö Böżé" 37 Felicja Baska-Börzëszköwskô Las z Słowarzu ks. Bernarda Sëchtë numer 3/2008 [09] „Pomerania" 09/2008 2 Dariusz Majkowsczi Jakô je ta kaszëbizna? Gôdka ze Stanisława Jankę 3 Barbara Pisarek Śpiący wstają!!! 7 Słôwk Krause Bielisë (uriwk całoscë) 13 Dariusz Majkowsczi Budzta spiącëch. Kaszëbsczé zwiercadło 19 Kristina Lewna Stach i Roch 25 Tómk Fópka Kaszëbsczé lëteracczé könkursë - jimë z jazëka 28 Teresa Wejer Kaszëbsczé wieselé 32 Robert Chrzanowsczi Subisłôw I 34 Słôwk Förmella Żëcé ë utwórstwö Méstra Jana (dzél drëdżi) 36 Hana Makurôt Wiérztë numer 4/2008 [10] „Pomerania" 12/2008 2 Dariusz Majkowsczi ...öd Kaszëb do Europë. Gôdka z Danutą Balcerowicz 5 Tómk Fópka Dlô kögö to całé pisanie? Mëslë zebróné 6 Słôwk Förmella Jak je zëma, tej muszi bëc zëmno! 8 Eugeniusz Prëczköwsczi Internet je dlô mądrëch! 10 Tómk Fópka Z pamiatnika niedozdrzeniałégö kibuca 11 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 16 Teresa Wejer Historio ö Böżim Narodzenim. Na spödlim dokôzu Karola Dickensa 20 Ewa Warmöwskô Wiérztë. Nôtëra 23 Hana Makurôt Wiérztë 26 Arieta Zalinskô Wiérztë 27 Robert Chrzanowsczi Grzëmisłôw 29 Elżbieta Prëczköwskô Kaszëbsczi biskup swiati numer 1/2009 [11] „Pomerania" 03/2009 2 Dariusz Majkowsczi Plestac w rodny möwie. Gôdka z Tadeusza Lipsczim 6 Ana Gliszczińskó Róża 9 Ks. Jarosłôw Babińsczi Górze wspominków ö dr. Józefie Brusczim 10 Józef Roszman Köbëlé jaje 11 Róman Drzéżdżón Bë nie zabëc möwë starków 15 Wanda Lew-Czedrowskô Tekstë pisóné z pótrzebë serca 19 Ludmiła Göłąbk Co sztôłtëje öbrôz współczasny poezji kaszëbsczi? 24 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 29 Adam Hébel Wiérztë 30 Marta Wałdoch *** (Tatczëzna mója môłô) 30 Hana Makurôt Wëóbrazniô 31 Stanisłôw Bartélëk Wiérztë 31 Gracjana Pötrëkus Remusu! 32 Robert Chrzanowsczi Sambor I 34 Tómk Fópka Niesa esemesa 35 Tómk Fópka Önomatopejowicë Kaszëbsczé numer 2/2009 [12] „Pomerania" 06/2009 2 Dark Majkowsczi ...pó kaszëbsku napisóné. Gôdka z Rómana Drzéżdżona 5 Grégör J. Schramke Öbrôz dzysdniowi kaszëbsczi pöezji? W öbarnie „młodëch" i nié le 10 Ludmiła Göłąbk Pöezjô młodô, czë niemłodô? (w ödpöwiescë Gregorowi Schramce) 14 Jiwöna Joc Kaszëbskô lëteratura bez lëdu? (dzél 1) 20 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 23 Teresa Wejer Sobótka 26 Kristina Lewna Rekolekcje 30 Stanisłôw Bartélëk Wiérztë 30 Adam Hébel Wiérztë 31 Robert Chrzanowsczi Subisłôw II 33 Grégör J. Schramke Robert Burns 37 Robert Burns Jak czerwionô róża numer 3/2009 [13] „Pomerania" 09/2009 2 Dark Majkowsczi ...postawie mocny akcent słowu... Gôdka z Eugeniusza Prëczkówsczim 7 Eugeniusz Prëczköwsczi Oratorium Swiónowsczé 15 Jiwöna Joc Kaszëbskô lëteratura bez lëdu? (dzél 2) 18 Grégór J. Schramke W ödpówiescë na... ödpöwiésc. Dalszi cyg pólemiczi z Ludmiłą Gółąbk 21 Teresa Wejer Pôcorczi stolemczi 24 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 28 Róman Drzéżdżón Wiérztë 29 Dorota Wilczewskô Wiérztë 30 Robert Chrzanowsczi Damroka 32 Grégör J. Schramke Science fiction czë fantasy? Z rozwożąniów teóreticzno-lëteracczich 34 Słôwk Förmella O panu Derdowsczim, co za „wiôlgą wóda" wëjachôł 37 Bölesłôw Lesmión *** (I. W malënowim chróscewim, öd pilmónów zdroku) numer 4/2009 [14] „Pomerania" 12/2009 2 III. Konkurs science-fiction 3 Dark Majkowsczi Młodi muszą bëc ród... Gôdka z Piotra Dzekanowsczim 6 Elżbieta Prëczköwskô Öka szkolny... Kaszëbów dzeje w komiksu 8 Adam Hébel „Szczenią Swiaców" -póstapny prowadnik po legeńdach czë nowi czerënk lëteraturë? 11 Rómk Drzéżdżónk Chtëren „pierszi"? 13 Tómk Fópka Żëcé i przigödë agenta. Przigóda pierszô 14 Karolëna Serköwskô Wiedno cos - jiwrë lorbasa 16 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 21 Teresa Wejer Pieczelnó narada 24 Karolëna Serköwskô Wiérztë 25 Sł. E. Prëczköwsczi, muz. T. Fópka Cél daleczi 26 Grégór J. Schramke Pówióstka ó pismionie - roczëznowi wspómink 30 Róman Drzéżdżón Kaszëbizna wiele wôrtnô 31 Słôwk Förmella Jan Rómpsczi. Kaszëbsczi i pölsczi patriota (dzél 1) 33 Robert Chrzanowsczi Mestwin I 35 Grégór J. Schramke Karól Dickens ë jegö „Gódowô piesniô" numer 1/2010 [15] „Pomerania" 03/2010 2 Dark Majköwsczi Jegö dokôzë żëją... Gôdka z Jerzim Stachursczim 4 Eugeniusz Prëczköwsczi Nowô kaszëbskô muzyka w wëkönanim dzecy i młodzëznë 7 Tómk Fópka Brzmiało niemało. Przezérk muzycznëch smaczków 11 CZAD jak C.Z.A.D. Gôdka z Bartka Kunca 13 Spiéwë 20 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 24 Teresa Wejer U cëklopa Polifema 27 ep Dzewiacdzesąt lat Stacha z Labórga 28 Sztefan Fikus Wiérztë 29 Róman Drzéżdżón Taleńte młodëch 31 Słôwk Förmella Jan Rómpsczi. Kaszëbsczi i pölsczi patriota (dzél 2) 34 Robert Chrzanowsczi Zwinisława 36 Jan Dosz Öni téż rozsłôwiielë Kaszëbë! Marila ze Lwowa, chtërna szuka stolëcë Kaszëb numer 2/2010 [16] „Pomerania" 06/2010 2 Dark Majköwsczi Gôdka z Eugeniusza Gołąbka 8 Jan Dosz Blëżi do Boga 10 Jan Paweł II Triptik rzimsczi - dzél 11 Adam Mickiewicz Pón Tadeusz 13 Jan Natrzecy Jinaczi jak przódë, ale téż wôrt 14 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 18 Ana Różek Wiérztë 18 Hana Makurôt Wiérztë 19 Ewa Warmöwskô Wiérztë 20 Ludmiła Göłąbk Biblëjô w poezji Roberta Żmudë-Trzebiatowsczégö 23 Teresa Wejer Kaszëbsczi rabusznicë 27 Pioter Léssnawa Slédnô pôbitwa ö Kaszëbë 30 Dariusz Majköwsczi „Ni ma jazëka bez lëteraturë" - na dwadzesce lat pismiona „Tatczëzna" 33 Robert Chrzanowsczi Mirosława 35 Słôwk Förmella Miközajc 37 Jan Dosz Öni téż rozsłôwielë Kaszëbë! Kaszëba - wiôldżi pölsczi historik XIX wieku! 38 Rómk Drzéżdżónk Puckô frantówka numer 3/2010 [17] „Pomerania" 09/2010 2 Dark Majköwsczi XI. Köscersczé Tardżi Kaszëbskö-Pómörsczi Ksążczi. Gôdka z Gabrielą Bielecką Hommel 5 Jan Dosz Czë biblioteczi dobrze służą Tatczëznie? 7 Tómk Fópka Jedna takô kulturalno. Bólszewó 10 Dark Majköwsczi Gôdka z Danutą Balcerowicz 13 Ida Czajinô Nôpiakniészi wiérzt ö Jezësu. Analiza wiérzta „Rabbuni" Jana Zbrzëcë 15 Słôwk Förmella Czë „się" i „dziewczę" to kaszëbsczé słowa? 16 Ida Czajinô Wieżëca 19 Teresa Wejer Wiara, nôdzeja i miłota 22 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 31 Słôwk Förmella Młodi Kaszubolog - Jan z Czórnowa 33 Robert Chrzanowsczi Swiatopôłk II 36 Jan Dosz Retôł Kaszëbë öd zabôczeniô. Stanisłôw Bełza numer 4/2010 [18] „Pomerania" 12/2010 2 Dark Majköwsczi Gôdka z Grégöra J. Schramke 6 Tómk Fópka Jich jesénné lëstë 9 Karolëna Serköwskô Wiérztë 11 Tomôsz Urbańsczi Wiérztë 12 Alicja Dzierżak Wiérztë 13 Ida Czajinô Wiérztë 15 Eugeniusz Prëczköwsczi Krëjamnotë pöezji 16 Dark Majköwsczi Kôrbiónka z Jerka Ellwarta 17 Adam Hébel Kaszëbskô pöezjô 2010 z pözdrzatku Zymköwca 19 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 26 Teresa Wejer Noworoczne rezegracje 27 Karolëna Serköwskô Dozdrzeniałi knôp 28 Grégór J. Schramke „Ödłómczi" jedurnym zbiérka? 30 Robert Chrzanowsczi Ermengarda 32 Jan Dosz Nen; co zrësził wiater öd mörza. Bernat Chrzanowsczi 33 Grégór J. Schramke Ö utwórcë „Rob Roya" ë Szkotów znanim nôrodny lëteraturë numer 1/2011 [19] „Pomerania" 03/2010 2 Daniel Kalinowsczi Zymk wcyg ödnôwióny- kaszëbsczé lëteracczé ökrażé „Zymk" 9 Róman Drzéżdżón Wejle, to ju 10 lat! 11 Grégór J. Schramke „Zymk" -wspömink ö zôczątkach 15 Karolëna Serköwskô Rozbarnianié 16 Tomôsz Urbańsczi Dlôcze Zymk je zymka? 17 Słôwk Förmella Zeżarté dzeckö banowi rewolucje (dzél 1) 21 Karolëna Serköwskô *** (köżdi doma) 21 Hana Makurôt kwiatë 22 Wiliam Shakespeare Rómeo i Julia 28 Teresa Wejer Łiskawica 31 Karolëna Serköwskô Nalazłé dobro. Refleksjo pö gôrzcë poezji 32 Ida Czajinô Marija Magdalena i farëzeusz 33 Robert Chrzanowsczi Warcësłôw I 35 Róman Drzéżdżón Z Patocka i Drzéżdżóna w Strzelnie 37 Jan Dosz Noblista ö kaszëbsczich cnotach numer 2/2011 [20] „Pomerania" 06/2011 2 Dark Majkówsczi Z mëslą ö dzecach... Kôrbiónka z Elżbietą Prëczkówską 4 Mateusz Meyer Wiérztë 5 Tómk Fópka W krôjnie grifów - bôjczi dlô dzecy 6 Ana Gliszczeńskó Jak Jark östôł Jóna 8 Ana Gliszczeńskó Jón Knut jidze do nieba... 10 Karolëna Serkówskó Dobroctwa kómputra 11 Karolëna Serkówskó Gwësno mie kochają 12 Karolëna Serkówskó Lëchi spik 14 Hitë pö kaszëbsku 17 Teresa Wejer O trzech bracynach 20 Adóm Hébel Smatköwô spiéwa (dzél 1) 25 Cëprión Kamil Norwid Piestrzińc Wiôldżi Wastny. To je Ex-machina-Naczidełkö 28 Karolëna Serköwskô Wiérztë 29 Bölesłów Lesmión Wiérztë 30 Hana Makurôt Wiérztë 31 Słôwk Förmella Zeżarté dzeckö banowi rewolucje (dzél 2) 33 Eugeniusz Prëczköwsczi Niszczenie czë wspieranie kaszëbiznë? 34 Robert Chrzanowsczi Witosława 36 Jan Dosz Sztefan Żeromsczi Ödkriwca smatka numer 3/2011 [21] „Pomerania" 09/2011 2 Dark Majköwsczi Deptac pôra stegnów narôz... Kôrbiónka z Tómka Fópką 5 Adóm Hébel Cos do pöczëtaniégö. Czile uwôgów na téma „Kömudë" Jana Natrzecégö 7 Rómk Drzéżdżónk Tobaka w kaszëbsczi pismieniznie 10 Adóm Hébel Smatköwô Spiéwa (dzél 2) 15 Cëprión Kamil Norwid Piestrzińc Wiôldżi Wastny. To je Ex-machina-Naczidełkö 19 Ana Gliszczińskó Kafeszrót 21 Wöjcech Mëszk Céchunk 22 Marian Kwidzyńsczi Wiérztë 23 Bölesłôw Lesmión Wiérztë 24 Gracjana Pötrëkus Wiérztë 25 Teresa Wejer U Borowi Cotczi 27 Adóm Hébel Wiérztë 28 Tomôsz Urbańsczi Jinszô pöwiôstka ö widzę 29 Karolëna Serköwskô Wiérztë 30 Eugeniusz Prëczköwsczi Udôwanié Kaszëbów 31 Słôwk Förmella Zeżarté dzeckö banowi rewolucje (dzél 3) 34 Robert Chrzanowsczi Sambör II 36 Jan Dosz Jadwiga Łuszczewskô. Kaszëbsczi wątk w Deötimie numer 4/2011 [22] „Pomerania" 12/2011 2 Tómk Fópka Wiérztë 5 Elżbieta Prëczköwskô Gwiôzdka roczëznowô 7 Sł. E. Prëczköwsczi, muz. J. Stachursczi Bóg sa rodzy w nas; Gwiôzdka z nieba 8 Eugeniusz Prëczköwsczi Tatczëzna Stanisława Bartélëka - pöetë z Kielc 11 Hana Makurôt zëmöwi portret 12 Adóm Hébel Wiérztë 13 Słôwk Förmella Zeżarté dzeckö banowi rewolucje (dzél 4) 15 Grégór Schramke Kawel (dzél 1) 18 Sabina Drëwa, Joanna Chaber Wëbróné scenë z żëcô Floriana Cenôwë 24 Mateusz Titës Meyer Stowôra (Nie)stagłëch Pöetów 27 Bölesłôw Lesmión Wiérztë 28 Ludmiła Gółąbk Wiérztë Jana Piepczi - to je kölibac letköscą... 30 Eugeniusz Prëczköwsczi Ösmënôsce lat öd smiercë Pösobnika 31 Augustin Klémens Hërsz Żëcé karwasza 34 Robert Chrzanowsczi Mechtilda 36 Jan Dosz Pokłonią sa Kaszëbama 37 Agnieszka Öseckô Szwajcaria Kaszubska I i Przërëchtowała Katarzëna Główczewskô. Pöstapné numrë w strëmianniku 2017 r "JfJ ]/