a, 1SC2 pogodnie zachmurzenie umiarkowane przelotny deszcz ^ przelotne deszcze i burza pochmurno mżawka ciągły deszcz ^ ciągły deszcz i burza przelotny śnieg ciągły śnieg przelotny śnieg z deszczem ciągły śnieg z deszczem mgła V marznąca mgła ^ śliska droga marznąca mżawka marznący deszcz -£-» zamieć śnieżna A opad gradu \ kierunek i prędkość wiatru 19° : temp. w dzień |jj| temp. w nocy temp. wody grubość pokrywy śnieżnej 1011 hPa ciśnienie i tendencja smog Gdańsk ief 10° Kraków 19° 15° Lublin 18° 14° Olsztyn 16° 12° Poznań 16° 12° Toruń 16° 12° Wrocław 17° 14° iao Po *; < 3 /.4 'CH jCUŻOK. Schemat naszkicowany po II wojnie światowej, prawdopodobnie w 1946 roku. przedstawiający miejsce akcji w Kamienicy Królewskiej W Strzebielinie Morskim okupanci utworzyli specjalne lotnisko polowe, na którym szkolili pilotów latać. Nieoczekiwanie 21 listopada 1943 roku ktoś przeciął druty telefoniczne, odcinając łączność. W tym czasie grupa partyzantów Gryfa pod wodzą podporucznika Grzegorza Wojew-skiego ruszyła w zdobytych niemieckich mundurach i wkroczyła na teren lotniska, po czym obezwładniła warty. Następnie wpuszczeni zostali na teren lotniska partyzanci Michałki, którzy zaczęli niszczyć 6 samolotów treningowych. Po zakończeniu akcji partyzanci zabrali zdobytą dużą ilość broni, po czym ukryli ją w jednym z leśnych bunkrów w rej o-nie Gościcina. Akcja zakończyła się więc pełnym sukcesem, tym bardziej cennym, że bez strat w ludziach. 23 grudnia 1943 roku pod Strzebielinkiem oddział Michałki zaatakował patrol żandarmerii, zabijając 7 Niemców. Po tym sukcesie „Batory", wraz ze swoim serdecznym przyjacielem, podporucznikiem Alfredem Loeperem (dowódcą odrębnego oddziału partyzanckiego), zaplanowali kolejną akcję. 30 grudnia 1943 roku szosą z Leśniewa do Pucka przejeżdżał patrol niemieckiej policji. Nieoczekiwanie z lasu padły strzały, w ten sposób partyzanci Gryfa rozpoczęli swój atak na Niemców. Wszyscy policjanci zginęli, natomiast po stronie polskiej tylko jedna osoba poniosła śmierć. Niestety, dobra passa oddziału się wkrótce skończyła. W nocy z 9 na 10 stycznia 1944 roku Bernard przebywał ze swoim bratem w bunkrze Gniazdo Gryfitów w Kamienicy Królewskiej, znajdującym się na polu gospodarstwa Jana Kwidzyńskiego ps. Wilk, położonego tuż pod lasem. Bunkier został zbudowany w grudniu 1943 roku przez gospodarza, miał tylko jedno wyjście (drugiego nie udało się dokończyć z powodu mroźnej zimy). Miał 6x9 metrów. Wejście było ukryte w stodole, bunkier połączony był korytarzem z pomieszczeniem do wypiekania chleba. Michałka znał doskonale te okolice, spędzał tam m.in. sylwestra 1943 roku (Kwidzyński był jego dalekim kuzynem). Nieoczekiwanie pojawili się żandarmi w liczbie 120 osób. Na skutek załamania się w śledztwie jednego z Gryfitów wiedzieli o bunkrze. W tym czasie w mieszkaniu byli dwaj partyzanci, Stefan Dominik i Jan Kortas, którzy akurat wyszli z bunkra. Schronili się oni w mieszkaniu Kwidzyńskiego, w ostatniej chwili ukryli się na strychu, w przewodzie kominowym. Na czele gestapowców stał Jan Kaszubowski, funkcjonariusz gdańskiego Gestapo. Zaczęli maltretować oni gospodarza, chcąc go zmusić do wskazania lokalizacji bunkra. Wywlekli go następnie do stodoły, gdzie znajdowało się drugie wejście do bunkra. Bracia Michałkowie widzieli, co się działo - mieli zamontowane małe okienko z boku pomieszczenia. Zaczęli więc błyskawicznie palić wszelkie dokumenty znajdujące się w bunkrze - gdyby Niemcy je znaleźli, wielu osobom groziłoby aresztowanie. Niestety, swąd palonych dokumentów zdradził ich położenie. Gdy hitlerowcy wyszli na podwórko, padły strzały. Bracia rozpoczęli zmasowany atak na Niemców -w bunkrze znajdowała się bowiem spora ilość broni (to były pociski zdobyte w czasie akcji na lotnisku w Strzebielinie). Kaszubowski zmuszony był wezwać posiłki w liczbie 150 żołnierzy Wehrmachtu. Strzelanina trwała całą noc. W pewnym momencie Bernard Michałka podjął próbę opuszczenia bunkra, być może chciał się zorientować w sytuacji. Został jednak trafiony przez gowi-dlińskiego policjanta Rykna-gela, po czym zginął na miejscu. Teraz bronił się już tylko Albin. Niemcy podjęli próbę za-szantażowania „obrońców" (myśleli, że znajduje się tam 20 partyzantów). Posłali na półprzytomnego Jana Kwidzyńskiego, związanego drutem kolczastym, pod bunkier. Został na nim spuszczony do bunkra, by negocjować poddanie się, jednak zagrzewał Albina do twardego oporu. „Zegar" odciął drut i odtąd obaj zaczęli strzelać. Gdy ogień zaczął słabnąć z powodu kończącej się amunicji, Niemcy mogli podejść bliżej i zaczęli używać granatów. Odłamki śmiertelnie zraniły i tak już mocno skatowanego Jana Kwidzyńskiego. Zdesperowany Albin zaczął te granaty odrzucać w stronę Niemców. Niestety, dało o sobie znać zmęczenie i w pewnym momencie jeden z granatów eksplodował w powietrzu, odrywając mu pół palca wskazującego prawej ręki. Niemcy zaczęli podpalać bunkier, zmuszali też dzieci Kwidzyńskiego do rozkopywania terenu gołymi rękami. Wtedy to bohaterski Albin Michałka zdecydował się poddać o czwartej nad ranem, wywieszając białą flagę. Starcie trwało około 13 godzin. Niemcy byli zszokowani, widząc, że bunkra broniły tylko dwie osoby. „Zegar" został natychmiast aresztowany i wywieziony do gdańskiego Gestapo. Był tam dość mocno przesłuchiwany, nie wydał jed- nak nikogo. Przewieziono go następnie do obozu koncentracyjnego w Stutthoffie. Co ciekawe, dwaj partyzanci, Dominik i Kortas, spędzili całą walkę w kominie i po wyjeździe hitlerowców udało im się zbiec. W ferworze strzelaniny Niemcy nie przeszukiwali już dokładnie domu Kwidzyńskich. Nie wiadomo, jakie okupanci ponieśli straty w Kamienicy Królewskiej. Zwłoki zabitych żandarmów zostały wywiezione przez miejscowych furmanów, którzy pod karą śmierci nie mogli oglądać się za siebie. Gniazdo Gryfitów zostało wysadzone na polecenie Niemców, ciała Bernarda Michałki i Jana Kwidzyńskiego zostały przysypane gliną i kamieniami. Dopiero w 1946 roku zostaną ekshumowane na cmentarz (początkowo komuniści odmawiali zorganizowania przeniesienia zwłok). Niestety, partyzanci nie zdążyli spalić wszystkich dokumentów, część z nich została przejęta przez Niemców, co posłużyło potem do dalszych aresztowań ludzi. Jan Kaszubowski dalej ścigał przywódców Gryfa, m. in. 4 marca 1944 roku zabił prezesa Gryfa Pomorskiego Józefa Dambka, przejmując po nim liczne archiwum organizacji. Co ciekawe, tuż przed śmiercią Bernard Michałka rozważał wraz ze swoim przełożonym Rudolfem Bigusem przejście pod rozkazy Armii Krajowej. Nie byli oni bowiem zadowoleni ze sposobu dowodzenia przez Józefa Dambka, krytykowali go za kontakty z organizacją Miecz i Pług (kierowanej przez agentów Gestapo). Natomiast Albin Michałka ze Stut-thofu został przeniesiony w czerwcu1944roku do obozu w Mauthausen-Gusen, skąd został wyzwolony 5 maja 1945 roku. Powrócił do Polski, zmarł schorowany i zapomniany w 1962 roku. Z Gniazdem Gryfitów związana jest jeszcze jedna tajemnica - podobno Bernard Michałka miał na terenie pola zakopać stalową skrzynkę z dokumentami i bronią Gryfa. W 2011 roku teren ten przeszukiwali eksploratorzy z wykrywaczami metali, niczego jednak nie znaleźli. Autor korzystał z książki A. Gąsiorowskiego i K. Steyera „Tajna Organizacja Wojskowa Gryf Pomorski" oraz artykułu D. Pioch „Ziemia sierakowicka jako miejsce działań TOW Gryf Pomorski". ©© Glos Słupska Piątek, 2.11.2018 Nasza akcja ffl Nauczyciel na medal Słupsk wyniki głosowania z wtorku, 30 października 2018 pełne wyniki na stronie gp24.pl/nauayciel NAUCZYCIEL KLAS I-III SZKOŁY PODSTAWOWEJ i Katarzyna Kiersnowska Szkoła Podstawowa nr 9 Hanna Milde Szkoła Podstawowa nr 6 t Iwona Ollik Szkoła Podstawowa nr 6 a Irena Dwulit-Czerwonka Szkoła Podstawowa nr 8 a Tomasz Dobrowolski SP z Oddziałami Integracyjnymi nr 10 im. Polonii NAUCZYCIEL KLAS IV-VIII SZKOŁY PODSTAWOWEJ głosy 90 56 27 20 20 1 2 3 4 5 Leszek Krajnik Szkoła Podstawowa nr 11 Urszula Jurkiewicz-Soroka SP z Oddziałami Integracyjnymi nr 10 im. Polonii Tomasz Jeleniewski SP z Oddziałami Integracyjnymi nr 4 im. G. Morcinka Magdalena Zakrzewska-Jerzak Zespół Szkół Społecznego Towarzystwa Oświatowego Danuta Nowakowska Szkoła Podstawowa nr 9 głosy 205 176 96 58 49 NAUCZYCIEL SZKÓŁ PONADGIMNAZJALNYCH 1 Edyta Wallner-Sławkowska IV Liceum Ogólnokształcące Dariusz Winnicki Słupsk, IV LO im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego t Monika Skwarek Zespół Szkół Informatycznych a Agata Pawłowska Zespół Szkół Ekonomicznych i Technicznych r Dariusz Gaweł Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy SZKOŁAROKU głosy 124 111 44 42 35 głosy 1 Zespół Szkół Informatycznych 49 2 Technikum TEB Edukacja 45 3 ZS Mechanicznych i Logistycznych im. Tadeusza Tańskiego 32 4 SP z Oddziałami Integracyjnymi nr 5 im. Gryfitów 14 4 Szkoła Podstawowa nr 6 im. L. Waryńskiego 14 Poznaj wyjątkowych nauczycieli Trwa plebiscyt „Nauczyciel na medal W Nauczyciel na medal Anna Zawiślak anna.zawislak@polskapress.pl Masz miłe szkolne wspomnienia? A może twoje dziecko poznaje dorosły świat dzięki nie-zwykłej osobie? Pamiętaj, nadal możesz zgłosić swojego kandydata do plebiscytu „Nauczyciel na medal". Dziś przedstawiamy pierwszy ranking nominowanych nauczycieli. Szkoła to miejsce, w którym dzieci spędzają mnóstwo czasu. Śmiało można powiedzieć, że to drugi dom, dlatego tak ważne są osoby, które na co dzień edukują i opiekują się pociechami. Czas ich docenić i nagrodzić. Waszymi głosami wybierzemy tych najpopularniejszych. Poznaj liderów Z boku strony prezentujemy ranking już zgłoszonych nauczycieli z regionu. Najbardziej aktualne dane znajdziecie o każdej porze w serwisie gp24.pl/nauczyciel Zgłoszenia przyjmowaliśmy jeszcze do 31 października, a warto było zgłosić szkoły i nauczycieli ponieważ czekają znakomite nagrody. Przygotowaliśmy zaszczytne tytuły i medale dla wszystkich, którzy zajmą pierwsze miejsce w swoim mieście lub powiecie. Tych nauczycieli zaprosimy także do drugiego wojewódzkiego etapu, w którym oprócz pamiątkowej statuetki, do wygrania wycieczka do Rzymu dla dwóch osób, voucher na kurs językowy, zaproszenie na koncert zespołu Bajm i Beata. Wyróżnione zostaną także miejsca od 2 do 5. Zgłoś nauczyciela i szkołę Jeśli twój ulubiony nauczyciel pracuje w wyjątkowej szkole, koniecznie zgłoś ją do plebiscytu. Zwycięska szkoła zostanie zaprezentowana na naszych łamach, otrzyma pamiątkową statuetkę, voucher na 3000 zł do wykorzystania w sklepie Leroy Merlin. Wszystkie szczegóły o plebiscycie, kategorie, najważniejsze daty, pełne wiadomości o nagrodach oraz listę zgłoszonych nauczycieli i szkół możesz sprawdzić na gp24.pl/nauczy-ciel Pamiętaj finał 1 etapu jest 13 listopada, a 2 - 28 listopada br. Plebiscyt swym patronatem objął marszałek województwa pomorskiego ©® NAUCZYCIEL NAUCZYCIEL SZKOŁA KATARZYNA KIERSNOWSKA SZKOŁA PODSTAWOWA NR 9 IM. KMDRA POR. STANISŁAWA HRYNIEWIECKIEGO W SŁUPSKU Katarzyna Kiersnowska to doświadczony pedagog z długoletnim stażem. Jak sama mówi w SP 9 jest od zawsze, co w praktyce przekłada się na 27 lat pedagogicznej pracy. Zaczynała jako nauczyciel-bibliotekarz, później uczyła języka rosyjskiego, by wreszcie przekwalifikować się na nauczanie zintegrowane. Dziś w szkolną rzeczywistość wprowadza dzieci z klas I-III. - Co lubię w swojej pracy? Wszystko. To moja pasja - zaznacza Katarzyna Kiersnowska. - Dzieci są fajne, każde z nich jest inne. Pierwsza klasa to dla nich trudny okres. Poznają się nawzajem, poznają swoją panią, wdrażają w szkołę. Do każdego z nich trzeba podchodzić indywidualnie, bowiem wszyscy chodzili wcześniej do przedszkola. (OLO) DARIUSZ WINNICKI IV LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE IM. KRZYSZTOFA KAMILA BACZYŃSKIEGO Nauczyciel o długim, bo 29-letnim stażu, który lubi to, co robi. Na dodatek jeden z liderów w naszym rankingu na najlepszego belfra w kategorii słupskich szkół ponadgimnazjalnych. Na co dzień naucza historii i WOS-u. Karierę rozpoczynał w SP 16. W 2011 przeszedł do IV LO, które następnie zostało przeniesione tam, gdzie zaczynał, czyli do budynków przy ul. Zaborowskiej. Dariusz Winnicki był też nauczycielem szkół niepublicznych. Pracował z Zespole Szkól Informatycznych, a teraz w Zespole Szkół Akademickich przy słupskiej uczelni. - Jak uczy się historii? Im bardziej atrakcyjniej, im więcej zaangażujemy ucznia, tym lepiej. Zamiast wykładu, lepiej współpracować i dyskutować. Młodzież inaczej zaczyna patrzeć i dostrzegać, że historia nie jest nudna. (OLO) SZKOŁA PODSTAWOWA NR 6 IM. LUDWIKA WARYŃSKIEGO WSŁUPSKU SP 6 to 413 „tysiąclatka" w Polsce. W budynku przy ul. Starzyńskiego funkcjonuje od 1 września 1962 roku. Przez przeszło 60 lat działalności jej mury opuściło kilka tys. absolwentów. Placówka ucierpiała mocno podczas powodzi w lipcu 2001 roku. Zniszczeniu uległa duża część budynku i wyposażenia. Została odnowiona. Ocieplona, a niedawno zyskała nowe boisko wybudowane w ramach budżetu obywatelskiego. Szkoła wzięła udział w innowacyjnym projekcie opartym na nowoczesnym nauczaniu z zastosowaniem metody WebQuest, która wykorzystuje możliwości technologii informacyjnej. Zasadniczym celem edukacyjnym WebQuestu jest nauczenie poszukiwania informacji (w różnych źródłach) oraz ich selekcjonowania i oceniania ich przydatności. (OLO) IV • Reportaż Glos Słupska Piątek, 2.11.2018 Mikołaj i Iza - wicemistrzowie Polski - idą przez życie tanecznym krokiem y Magdalena Olechnowicz Ludzie z pasją Izabela Cabańska oraz Mikołaj Leśniak, tancerze z Klubu Tańca Sportowego PAKTAN w Słupsku, zostali wicemistrzami Polski w tańcach standardowych. Zawody odbyły się w sobotę. 21 października, w Ciechocinku. Oboje mają po 16 lat i śmiało można powiedzieć, że przetańczyli połowę swojego życia. - Zaczęłam tańczyć, gdy miałam 8 lat. Wtedy w telewizji popularny był program Taniec z gwiazdami. Oglądałam go z zapartym tchem i marzyłam o tym, aby też tak tańczyć -opowiada Iza. Ten sam program zainspirował Mikołaja, który zaczął rozwijać swoją pasję taneczną jeszcze wcześniej, mając 7 lat. Nie od razu tańczyli razem, choć oboje trafili pod skrzydła Elżbiety i Adama Zięciaków, założycieli i instruktorów w Klubie Tańca Sportowego Paktan w Słupsku. Lepiej trafić nie mogli. Małżeństwo, a jednocześnie para taneczna, samo przeszło wszystkie szczebelki drabinki, aby zdobyć najwyższe trofeum, czyli najwyższą międzynarodową klasę taneczną - klasę S. Teraz swoją pasję do tańca i umiejętności przekazują młodszemu pokoleniu. W klubie jest wiele par, z których dumni są państwo Zięciakowie, ale Mikołaj i Iza dostarczyli im w ostatnim czasie największych emocji i wzruszeń. Sukces cieszy w równym stopniu zdobywców mistrzowskiego tytułu, jak i ich instruktorów. 30 tańców w jeden dzień Mistrzostwa Polski FTS (od red. Federacja Tańca Sportowego) odbyły się w sobotę, 21 października, podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Tańców Towarzyskich w Ciechocinku. Droga do podium nie była łatwa. Iza i Mikołaj musieli pokonać kilkadziesiąt par i zatańczyć przed wymagającym jury aż trzydzieści razy! - Musieliśmy zaprezentować się w tańcach standardowych i latynoamerykańskich. Cała przygoda zaczęła się od ćwierćfinału, w którym musieliśmy walczyć, aby przejść do półfinału, a później do finału. W obu stylach - opowiada Mikołaj. Dla niewtajemniczonych dodajmy, że tańce standardowe to walc angielski, fokstrot, ąuickstep, tango, walc wiedeński, a tańce latynoamerykańskie to cha-cha, rumba, jive, samba i pasodoble. - Wszystkie tańce tańczyliśmy po kilka razy, ponieważ było sześć rund, co w sumie daje trzydzieści tańców - wyjaśnia Iza. Konkurencja była duża, ponieważ startowały 24 pary. Iza i Mikołaj zapytani, czy nie mają niedosytu, że jednak nie stanęli na najwyższym stopniu podium, odpowiadają, że już sam tytuł mistrzowski jest dla nich szczytem marzeń. - Naszym celem był finał. Byliśmy szczęśliwi już, gdy się w nim znaleźliśmy. A gdy usłyszeliśmy, że zajęliśmy miejsce na podium, radość była jeszcze większa, więc jesteśmy usatysfakcjonowani - mówi Iza. Trzecie miejsce w mistrzostwach Polski to nie wszystko, para zajęła także szóste miejsce w tańcach latynoamerykańskich, a co najważniejsze, uzyskała najwyższą klasę taneczną w Polsce - klasę A. Klasy zależą od umiejętności tancerzy. Klasa A to najwyższa klasa krajowa, wyżej jest tylko klasa S - międzynarodowa. Sukces nie przychodzi łatwo. Wymaga nie tylko niesamowitych zdolności, ale także silnego charakteru, poświęcenia i determinacji w dążeniu do celu. Przygotowania do mistrzostw trwały wiele miesięcy. - W ostatnim czasie trenowaliśmy codziennie, ćwiczyliśmy też w wakacje na dwutygodniowym obozie tanecznym. Tam pracowaliśmy głównie nad choreografią - mówi Iza. Piękni, młodzi i zdolni Widząc Izę i Mikołaja wcześniej tylko w tańcu, na żywo można ich nie rozpoznać. Bez specjalnego, wyrazistego makijażu i misternie ułożonej fryzury, bez butów na obcasie, Iza wygląda pięknie i naturalnie. W tańcu nie widać długich włosów, a makijaż sprawia, że wygląda poważniej. Tylko ten błysk w oku zdradza, że to ta sama Iza, która, gdy opowiada o tańcu, promienieje. Jednak aby zaprezentować się na parkiecie podczas turnieju, tancerze przez wiele godzin pracują nad swoim wyglądem. I nie jest to ich widzimisię, ale wymogi określone regu- laminem. - Moje przygotowania przed występem na turnieju trwają cztery godziny. Mama upina mi fryzurę, a ja zajmuję się makijażem - zdradza Iza. - Fryzura musi być wyjątkowo przygotowana, żaden włos nie może odstawać. Dlatego włosy ułożone są brylan-tyną i lakierem, a na koniec zasuszone suszarką. Na całe ciało nakładam bronzer, apotem robię makijaż - opowiada. Mikołaj też musi popracować przed występem nad swoją fryzurą, ale zajmuje mu to mniej czasu. - Około godziny układam włosy, a potem godzinę nakładam bronzer na twarz i dłonie, aby światło się nie odbijało i aby się nie świecić. Na szczęście mam długie spodnie, więc nie muszę smarować nóg - śmieje się Mikołaj. Stroje na turniejach także ściśle określa regulamin. Podczas tańców standardowych mężczyzna występuj e we fraku i lakierkach, a kobieta w długiej, zwiewnej sukni i pantoflach na obcasie. Do tańców latynoamerykańskich ubiór jest inny niż do tańców standardowych. Mężczyzna nie musi zakładać fraka, jednakże kolor jego stroju powinien współgrać z kolorem stroju partnerki. Jeśli chodzi o obuwie, to panie zakładają odkryte buty na obcasie, a panowie kryte buty na obcasie. Sukienka Izy do tańców standardowych jest długa i niebieska, przepięknie zdobiona, na co mogą pozwolić sobie pary 0 wyższej klasie tanecznej. Sukienka do tańców latynoamerykańskich jest niezwykle seksowna - krótka i z frędzlami. 1 choć górna część jest bez dekoltu i z długimi rękawami, koronkowy materiał zdobiony kamieniami, sprawia, że Iza wygląda uwodzicielsko. Mikołaj podczas tańców standardowych prezentuje się niezwykle elegancko w swoim fraku. Jednak do tańców latynoamerykańskich zakłada już inne spodnie i koszulę z koronkowymi elementami, aby współgrać z Izą. Podziwiać Izę i Mikołaja w tańcu to sama przyjemność dla oczu. Oboje wyglądają cudownie. Na co dzień są uczniami I liceum Ogólnokształcącego w Słupsku, choć nie chodzą do jednej klasy. Iza uczy się w klasie matematyczno-fizycznej, a Mikołaj w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. -1 całe szczęście, że uczymy się winnych klasach. Spędzamy ze sobą tak dużo czasu na treningach, że jeszcze wspólny pobyt w jednej klasie to byłoby za dużo-mówią. Zapytani, czy są parą nie tylko na parkiecie, oboje zdecydowanie zaprzeczają, choć przyznają, że się przyjaźnią. -1 to jest zdrowy układ, musimy się ze sobą dogadywać wżyciu, aby zgraćsię na parkiecie. Ale to jest tylko przyjaźń -śmieją się. - Nasi trenerzy - pani Ela i pan Adam są małżeństwem i myślę, że im to pomaga, ale to, że się przyjaźnimy, też pomaga, bo się po prostu lubimy i dobrze się czujemy w swoim towarzystwie-mówi Iza. Gratulacje za wicemistrzostwo należą się tym bardziej, że choć Iza i Mikołaj tańczą długo, to razem w parze dopiero od roku. Na koncie mają także wicemistrzostwo województwa pomorskiego w kategorii juniorów w Wejherowie oraz zwycięstwa w ogólnopolskich turniejach. Swoją przyszłość chcieliby wiązać z tańcem, ale jako młodzi ludzie podchodzą do tematu bardzo rozsądnie. - Zdają sobie sprawę, że kontuzja może pokrzyżować marzenia i dlatego poważnie traktują naukę. - Musimy mieć plan B, w razie gdyby gdzieś nam się powinęła noga - mówią. - Na razie szkoła, choć wymagająca, wspiera nas i udaje nam się łączyć naukę z tańcem. ©® Na górnym zdjęciu Mikołaj i Iza w kubańskiej rumbie. To jeden z ulubionych tańców Izy, gdyż - jak powiedziała - jest kobieca i uczuciowa. Na zdjęciu na dole walc wiedeński. Mikołaj we fraku, Iza w przepięknej sukni Szkolimy Osiągamy sukcesy Zdobywamy medale Naucz się Samby, Czaczy... Tanga - zostań mistrzem! Profesjonalna Doświadczona Kadra Trenerska. Oferta dla dzieci od 7-9 lat oraz 10. do 15. roku życia i zapisz się już dziś: PAKTAN Słupsk, tel. 601638 7 Glos Słupska Piątek, 2.11.2018 Reportaż V Zapraszamy! Zapisy trwają! dołącz do nas z najlepszymi Prezentacja par podczas mistrzostw Polski w Ciechocinku. W tych kreacjach Mikołaj i Iza tańczyli tańce standardowe. Na zdjęciu na dole - para już z trofeami. III miejsce w tańcach standardowych i 6. miejsce w tańcach latynoamerykańskich • m * mmmmmi. i Elżbieta i Adam Zięciakowie, założyciele i instruktorzy Klubu 1 Tańca Sportowego PAKTAN w Słupsku, dumni ze swoich < podopiecznych. To oni codziennie pracowali z Izą i Mikołajem. 2 aby móc później cieszyć się ze wspólnego sukcesu VI_Dialog Głos Słupska Piątek, 2.11.2018 JAK PO WOJNIE KOMUNIŚCI ZMUSILI UKRAIŃCÓW DO OSIEDLENIA SIĘ NA POMORZU mm Współcześnie dialog polsko-ukraiński natrafił na trudny grunt - mówił w ostatnią sobotę w Redzikowie prof. Roman Drozd Zbigniew Marecki zbigniew.marecki@gp24.pl Historia Ze wspomnień, do których można dotrzeć. Ukraińcy przesiedleni ze wschodniej Polski na ziemie północne i zachodnie odbierali jako wielką tragedię - mówił w minioną sobotę w Redzikowie prof. Roman Drozd, historyk i były rektor Akademii Pomorskiej w Słupsku. Ten temat poruszył m.in. podczas wykładu w Lądowisku Kultury w Redzikowie, który wygłosił na zaproszenie Stowarzyszenia Przyjaciół 28. Słupskiego Pułku Lotnictwa Myśliwskiego. Komuniści chcieli państwa jednorodnego Zaczął jednak od kwestii polityki narodowościowej, którą pod koniec II wojny światowej postanowili wcielać w życie komuniści, gdy przy pomocy Armii Czerwonej objęli władzę na terenach polskich odebranych Niemcom. Jak opowiadał prof. Drozd, nowe władze chciały stworzyć państwo bez mniejszości narodowych. Z tego względu już we wrześniu 1944 roku podpisano tzw. umowy ewakuacyjne, a w rzeczywistości przesiedleńcze, które zawarto między litewską, białoruską i ukraińską republiką radziecką a Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego. Na ich mocy Litwini, Białorusini i Ukraińcy mieli wrócić do siebie, a do Polski zamierzano sprowadzić Polaków i Żydów, którzy przed 17 września 1939 roku byli obywatelami polskimi i zamieszkiwali tereny tych trzech republik. - Tę umowę przedstawiano w propagandzie jako wielki sukces i rozwiązanie problemu, z którym nie mogły sobie poradzić polskie przedwojenne rządy - podkreślał prof. Drozd. Mieli przenosić się dobrowolnie, ale nie chcieli Praktycznie przesiedlenia zaczęły się 15 października 1944 roku. Początkowo miały być dobrowolne, ale szybko okazało się, że ludność ukraińska nie jest za bardzo zainteresowana przenosinami, bo w pamięci jeszcze miała doświadczenia z czasu tzw. pierwszych Sowietów, czyli z okresu od 17 września 1939 roku do ataku Niemców na ZSRR. Dlatego ludność ukraińska unikała wysiedleń. - Robiła to na przykład poprzez zmianę metryki z greckokatolickiej lub prawosławnej na rzymskokatolicką, bo ochrzczonych jako rzymskich katolików uznawano za Polaków, choć rzeczywistość była bardziej skomplikowana - wyjaśnia prof. Drozd. Z powodu ukraińskich oporów we wrześniu 1945 roku do akcji wysiedleń włączono oddziały LWP. W lipcu 1946 roku akcja została zakończona. Szacuje się, że podczas jej trwania za Bug przesiedlono ok. 500 tys. Ukraińców z około 650-700 tys. ukraińskiej mniejszości, która w 1944 mieszkała w Polsce. - Ze szczątkowych dokumentów, do których dotarli historycy, wynika, że komunistyczne władze polskie chciały, aby przesiedlenia na Ukrainę były kontynuowane, ale towarzysze radzieccy na to się nie zgodzili. Teraz już wiemy, że stało się tak, bo w tym czasie 60 procent radzieckiego aparatu, który był zaangażowany w przesiedlenia w Polsce, trafiło już na Słowację, gdzie także prowadzono akcję przesiedleńczą - wyjaśniał prof. Drozd. Akcja „Wisła". czyli oczyszczenie Wtedy w polskiej grupie rządzącej narodził się pomysł przeniesienia ludności ukraińskiej na ziemie północne i zachodnie. Jego celem była likwidacja ukraińskiego podziemia, wysiedlenie ludności ukraińskiej i rozproszenie jej na drugim krańcu Polski. Te działania przeszły do historii pod nazwą Akcja „Wisła". - Gdy wysiedlano ludność ukraińską, członkowie UPA, czyli Ukraińskiej Powstańczej Armii, podjęli decyzję o paleniu opuszczanych przez Ukraińców gospodarstw, bo uważali, że w ten sposób po latach wypędzeni będą mogli powrócić w rodzinne strony. Niektórzy rzeczywiście nie mogli się pogodzić z wysiedleniem, więc kilkakrotnie wracali w rodzinne strony. Na przykład słynny Nikifor Krynicki był wysiedlany co najmniej dwa razy. Dopiero w 1958 roku Sejm przyjął ustawę, na mocy której Ukraińcy mogli powracać na swoje gospodarstwa, jeśli na nowo kupili od państwa ziemię. Na powrót zdecydowało się około 20 procent wysiedlonych - opowiadał prof. Drozd. Według słupskiego historyka Akcja „Wisła" wyglądała podobnie jak wcześniejsze przesiedlenia Ukraińców za Bug. Zwykle do ukraińskiej wsi przychodziło wojsko, dawało 2 godziny na spakowanie się i przygotowanie do drogi żywego inwentarza. Potem odbywał się wojskowy konwój do kolejowej stacji załadowczej, a następnie rozwożono ukraińskie rodziny pociągami. Ukraiński przystanek w Słupsku W Słupsku w1947roku rodziny ukraińskie najpierw trafiły do hangaru przy ul. Grottgera oraz na plac obecnego targowiska przy ul. Wolności. Stamtąd trafiali zwykle do gospodarstw. Najczęściej obejmowali te, których nie chcieli Polacy. Wówczas na terenie powiatu słupskiego osadzono ok. 3 tysięcy Ukraińców spośród 49 tysięcy, którzy trafili na Pomorze Zachodnie. Największa grupa, bo aż 60 tys. osób, została osadzona na Warmii i Mazurach, a poza tym 21 tys. osób osiadło na Dolnym Śląku, zaś 7 tys. osób w woj. gdańskim. Do 1952 roku Ukraińcy nie mogli opuszczać nowego miejsca osiedlenia. - Transporty Ukraińców były tajne, pod kontrolą wojska, choć jeśli to było możliwe, to dawano jedzenia i udzielano pomocy medycznej. W ukraińskich wspomnieniach to była jednak wielka tragedia - mówił prof. Drozd. Dodatkowo na przykładzie zdjęć umieszczanych w różnych wydawnictwach z czasów PRL-u pokazywał mechanizmy jednostronnej propagandy stosowanej przez komunistów, które miały narzucać społe- 49 tys. Ukraińców osadlffio na Pomorzu Zachodnim w czasie trwania Akcji „Wisła" w 1947 roku czeństwu polskiemu przekonanie, że ludność ukraińska współpracowała z banderowcami, więc można było zastosować wobec niej odpowiedzialność zbiorową. - Choć banderowcy bezsprzecznie mordowali Polaków, to działania propagandowe były niedopuszczalne, bo dotyczyły przecież ukraińskich obywateli Polski. Poza tym nic nie mówiono o odczuciach i ocenach ludności ukraińskiej - przekonywał prof. Drozd. Według niego wiatach 1943-1946 konflikt polsko-ukraiński na Wołyniu i w Galicji przybrał krwawy charakter, bo chodziło 0 to, do kogo będą należeć sporne tereny. W tym czasie - jak podaje Ewa Siemaszko - zginęło blisko 100 tysięcy Polaków, w tym ok. 60 tys. na samym Wołyniu. Spośród nich historycy dzisiaj znają ok. 40 tys. z imienia i nazwiska. Wg prof. Drozda straty ukraińskie szacuje się na ok. 20 tysięcy osób. - W 1947 roku Ukraińcy przywieźli na ziemie północne 1 zachodnie poczucie własnej krzywdy, bo w większości nie byli w UPA, a jeszcze przylepiono im łatkę rezuna. Na dodatek na drugim krańcu Polski spotkali się z ludźmi z Kresów, dla których byli wrogami. W rezultacie doszło do zderzenia dwóch ocen historycznych: jedni i drudzy czuli się ofiarami, a nikt nie czuł się katem. W konsekwencji w pierwszych latach po przesiedleniach Polacy i Ukraińcy się izolowali. Dość długo podtrzymywano złe relacje, bo zdaniem władz sprzyjało to polonizacji Ukraińców, którzy z obawy nie przyznawali się do swojego pochodzenia. Obecnie ok. 50 tys. osób w Polsce przyznaje się, że są Ukraińcami. Inni się spolonizowali, wymarli lub wyjechali -uważa prof. Drozd. A największy wpływ na zmiany zachowań miały mieszane małżeństwa i kuchnia. Dialog natrafił na trudny grunt - Początkowo z Ukraińców śmiano się, że wciąż lepią pierogi. Dzisiaj chyba nikt nie wyobraża sobie polskiej kuchni bez pierogów, a Ukraińcy nauczyli się robić bigos oraz gotować żurek i flaki -przekonuje prof. Drozd. Choć Polska jako pierwsza na świecie uznała niepodległość Ukrainy, to jednak dialog natrafił na trudny grunt, bo - mówi słupski historyk -część osób i ugrupowań nacjonalistycznych po obydwu stronach zastąpiła model pojednania typu „przebaczamy i prosimy o przebaczenie" modelem „prawda was wyzwoli". - Jest oczekiwanie na pokajanie, a wtedy może wybaczymy. Na obecnym etapie nie jest to możliwe. Moim zdaniem najlepsza jest formuła, z którą polscy biskupi wystąpili do biskupów niemieckich - ocenia prof. Drozd. ©® Głos Słupska Piątek, 2.11.2018 Historia VII W1959 ROKU PLANOWANO BUDOWĘ HUTY SZKŁA MIĘDZY MIASTKIEM A BIAŁYM BOREM ŁufcaszSzkwarek Miastko W roku 19591 sekretarzem Komitetu Powiatowego PZPR w Miastku był Michał Chrystyniak. Mijało właśnie 5 lat, odkąd objął funkcję szefa miasteckiej partii komunistycznej (z trzymiesięczną przerwą w roku1956). Tak długo nie wytrzymał tu żaden z jego poprzedników. Na początku roku zatwierdził plan rozwoju powiatu miasteckiego na lata 1959-1965. Od razu autorzy planu wprost mówili, że powiat miastecki jest najgorszym powiatem województwa koszalińskiego, nie ma więc potrzeby planowania zbyt dużego wzrostu. Jednym z pomysłów było powstanie huty szkła między Miastkiem a Białym Borem. Myślano także o rozwoju szkolnictwa wiejskiego - przede wszystkim szkoły otwierane były w budynkach poniemieckich oraz dawnych gast-hausach. Szkołę uruchomiono między innymi w Świeszynie, zamierzano ją rozbudować dla 7 klasy, mieszkał tam jednak gospodarz, który ani myślał się wyprowadzać. Sukcesem za to zakończyła się elektryfikacja -w 1959 roku tylko Nowy Żelibórz i Przyborze nie posiadały elektryczności. Zastanawiano się także, co zrobić z budynkiem dawnego sądu grodzkiego w Białym Borze - był jednak problóm z właścicielem (należał on wtedy do służb więziennych). Po raz pierwszy od grudnia 1956 roku odbyła się konferencja partyjna. Było to w ramach przygotowań do III Zjazdu PZPR. Tym razem powiatową konferencję partyjną zaszczycił Mieczysław Jagielski. Jest on dziś pamiętany z podpisania porozumień sierpniowych w Gdańsku i negocjacji z Lechem Wałęsą w 1980 roku, natomiast wówczas wiceministrem rolnictwa. Głównym tematem konferencji były opóźnienia - nie uruchomiono na czas kępickiej garbarni (miała być gotowa w 1958 roku). Wicedyrektor Zygmunt Sumarek tłumaczył się brakiem mieszkań dla przyszłych pracowników garbarni. Zapowiadał, że jeżeli otrzyma pieniądze na remonty mieszkań dla przyszłych fachowców, to wtedy cykl garbowania skór skróci się o 20 dni. Dyskusję podsumował wiceminister Jagielski, który stwierdził: „Partia dała zdecydowany odpór tym, którzy siali ferment, wykorzystali nasze Wędy i wzniecali niewiarę w socjalistyczne budownictwo w naszym kraju". Zachęcał też do brania przykładu z sąsiedniego powiatu bytowskiego, gdzie otworzono kilka zakładów przemysłowych. Nawet padła podczas konferencji deklaracja dotycząca odbudowy linii kolejowej Miastko-Bytów, Jagielski twierdził, że jest to w planie ministerstwa komunikacji. Na razie w Miastku uruchamiano wytwórnię win w dawnym browarze miasteckim. Padła decyzja o budowie nowego przedszkola w Miastku. Naciskano na przyspieszenie budowy Szkoły Podstawowej nr 2 - nawet obawiano się, że w 1963 roku miastecka jedynka nie będzie w stanie pomieścić wszystkich dzieci. Był to efekt powojennego wyżu demograficznego. Na razie jednak partia miała problem z zebraniem pieniędzy na budowę nowej szkoły. Na jednym z posiedzeń analizowano pracę prokuratury w Miastku. Między innymi zwrócono uwagę na zjawisko „etatowych świadków". Byli to ludzie, którzy zawsze zeznawali w sądach, gdy działy się sprawy ludzi z ich wioski lub terenu. Świadczyli oczywiście na korzyść oskarżonych swoich ziomków. Zazwyczaj byli to renciści. W marcu 1959 roku w sądzie powiatowym zakończyła się sprawa Stanisława O. 1 jego kolegi P., którzy mieli okraść miastecki POM z 13 tysięcy złotych. Nie wiadomo, jaki zapadł wyrok, jednak zdaniem działaczy PZPR był on zbyt niski. Według nich wpływ na to mieli dwaj dziennikarze „Głosu Koszalińskiego", którzy optowali za jak najniższym wyrokiem. Ponadto spora część świadków odwołała swoje zeznania. Podobnie było w trakcie apelacji wałdowskiego księdza Jana Mientkiego od wyroku 2 lat pozbawienia wolności, gdzie świadkowie nagle wycofali się ze swoich zeznań. Twierdzili, że były one wymuszone przez śledczych w czasie przesłuchania. W każdym razie ksiądz Mientki został uniewinniony. Wkrótce jednak opuścił Wałdowo, został zastąpiony przez księdza Tadeusza Kuśnierza. Miasteckie SB zaczęło się interesować natomiast ukraińską szkołą w Białym Borze. Według doniesień agentów Miastko w oczach komunistów W1959 roku Miastko odwiedził wiceminister rolnictwa Mieczysław Jagielski nauczyciele mieli nakłaniać młodych Ukraińców do niewią-zania się z Polakami, zalecali także czytanie „nacjonalistycznej" ukraińskiej literatury, w tym wiersze Tarasa Szewczenki. W sąsiednim Technikum Rachunkowości Rolnej nie było takich kłopotów - szkoła była po prostu w stanie likwidacji. W tamtych latach zresztą rwykle renciśo, planowano wprowadzenie, na wzór radziecki, dziesięcioletnich szkół podstawowych. 1 kwietnia 1959 roku wreszcie ruszyła produkcja w kępickiej garbarni. Władze partyjne dokonały uroczystego otwarcia zakładu. Pierwsze produkty gotowe były na l Maja. W tym roku był on świętowany uroczyście. W sklepach powiatu miasteckiego wprowadzono prohibicję aż do zakończenia pochodu. Doszło do sporu z miasteckim proboszczem Karnickim - nie zgodził się on na udekorowanie wieży. Ostatecznie stanęło na kompromisie - w trakcie pochodu pierwszomajowego proboszcz zgodził się nabicie dzwonów. Przeprowadzono natomiast zbiórkę na budowę tysiąclatek. W tym czasie zaczęto krytykować politykę Władysława Gomułki wobec chłopów. Na zebraniu w Podgórach towarzysz Sieradzan nazwał I sekretarza KC PZPR oszustem, który nakłada na rolników duże podatki. Napiętej sytuacji towarzyszyły kiepskie warunki pogodowe -lato 1959 roku było okresem olbrzymich upałów, a co się z tym wiązało - dużej suszy. Także na posiedzeniach partyjnych było gorąco, jednak nie z powodu upałów, l sierpnia 1959 roku odbyło się specjalne posiedzenie miasteckiej Egzekutywy, na której rozpatrywano sprawę I sekretarza Michała Chrystyniaka. Doszło bowiem do bójki między nim, a jego zastępcą Marianem Klimowiczem. n sekretarz miał do swojego przełożonego sporo zastrzeżeń - uważał, że w ostatnich latach zaczyna on nadużywać alkoholu. Czara się przelała, gdy obaj sekretarze udali się do Powiatowego Komitetu ZSL. Przewodniczącym tej organizacji był wówczas Trojanowski, przybyły ze Słupska. Gdy uzgadniali sprawę święta 22 Lipca, Trojanowski postawił na stole pół litra. Towarzysze ochoczo wypili z nim jeden kieliszek. Gdy jednak szef miasteckiego ZSL wyszedł na chwilę, Klimowicz zwrócił uwagę swojemu szefowi, że jego zachowanie jest nie na miejscu. Chrystyniak rzucił się na swojego zastępcę, szarpnął go mocno i odepchnął tak, że Klimowiczowi podarła się koszula. Wściekły II sekretarz zdecydował się poruszyć tę sprawę na posiedzeniu Egzekutywy. Nie był to pierwszy raz Chrystyniaka - zdarzyło mu się upić na zabawie ludowej w Wałdowie. Z innej imprezy, tym razem w Wołczy, prowadził w stanie nietrzeźwym samochód, co wywołało wesołość wśród mieszkańców. W pewnym momencie coraz mniej zaczął pojawiać się na posiedzeniach Komitetu Powiato- wego PZPR, zazwyczaj miało to związek z piciem na przyjęciach. Najbardziej jednak kompromitujące było wspólne picie z Trojanowskim, który nie był specjalnie lubiany w Miastku. Pozwolę sobie zacytować słowa Stanisława Stanisza, przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej w Miastku, o szefie miasteckiego ZSL. „Obleciał on wszystkie instytucje w Słupsku i w końcu znalazł przyczółek w PK ZSL Miastko. W trakcie pobytu delegacji z Chodzieży na przyjęcie przyszedł pijany i niezaproszony, zaczął im ubliżać, trzeba było go wyprosić". Wydaje mi się, że dla miasteckiego PZPR najbardziej kom-promitujący był fakt spożywania alkoholu ich szefa z przewodniczącym ZSL, choć wcześniej sam publicznie go krytykował na forum koszalińskiego KW PZPR. Michał Chrystyniak wyraził skruchę, stwierdził, że funkcja I sekretarza jest dla niego zbyt stresująca i wolałby robić coś innego. Zebrani jednak starali się go zrozumieć: niedawno odnowiła mu się wojenna rana w biodrze, jego syn ciężko chorował. Obecny na zebraniu sekretarz KW Stanisław Makochonik stwierdził jednak, że „PZPR to nie parlament. Towarzysz Chrystyniak odejdzie ale dopiero wtedy, gdy zwolni go instancja partyjna". Na razie dano Chrystyniakowi okazję do rehabilitacji. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że alkoholizm I sekretarza mógł mieć związek z zespołem stresu bojowego. Chrystyniak w czasie wojny walczył o Kołobrzeg w 1945 roku, został tam ciężko ranny. Być może rozmaite stresy i kłopoty rodzinne spowodowały, że uspokojenie znajdował dopiero w kieliszku wódki. Z drugiej strony był jednak osobą publiczną, jego urząd był odpowiednikiem obecnego starosty powiatowego, a od osoby na stanowisku należy wymagać więcej. W każdym razie protokół z zebrania Egzekutywy w Miastku jest bardzo rzadkim znaleziskiem. Zazwyczaj takich spraw nie starano się publicznie poruszać na forum partii, załatwiano je polubownie i w gronie prywatnym. Kto wie, gdyby Klimowicz nie zwrócił uwagi Chrystyniakowi, być może w ogóle nie byłoby śladu w dokumentach po zachowaniu I sekretarza i zdani bylibyśmy tylko na domysły, dlaczego Chrystyniak tak często opuszczał posiedzenia Egzekutywy. ©® vm Informacje Głos Słupska Piątek, 2.11.2018 Chcesz kupie samochód? vvljdznagratka.pl Największy portal ogłoszeń naprawdę ważnych Komórkowe obrady na ostatniej środowej sesji Rady Miejskiej w Słupsku gratka TAK PREZYDENT ROBERT BIEDROŃ POGRYWAŁ SOBIE Z RADNYMI SZANTAŻ GROŹBĄ UTRATY DOFINANSOWANIA RZĄDOWEGO Grzegorz HiKarecki m Słupskie gierki polityczne Prezydent Robert Biedroń rozgrywał na sesjach słupskich radnych, stawiając ich pod presją (zasuitak zmuszał do podjęcia wygodnej mu. a rriekoniecz-nie mieszkańcom miasta, decyzji. Do czasu. Ostatnio wtydi gierkach zaczął regularnie przegrywać Prezydencki szantaż wobec radnych zazwyczaj wyglądał tak. Na sesji nagle pojawiał się, jak wyciągnięty z kapelusza królik, temat. W sierpniu na specjalnie zwołanej sesji nadzwyczajnej było nim upoważnienie prezydenta Słupska do złożenia wniosku o dofinansowanie i przyjęcia do realizacji projektu pn. „Zarządzanie wodami opadowymi na terenie zlewni rzeki Słupi". Pod tym hasłem krył się duży projekt, którego najważniejszym punktembyłabudowa zbiornika retencyjnego przy ul. Szczecińskiej, co ma zapobiec podtopieniom po burzach w tej części miasta. Nic tylko przyklasnąć władzom miasta, ale j ak zwykle diabeł tkwił w szczegółach. - Jest już dokumentacja koncepcji programowo przestrzennej i nie ma w niej nic o nowych osiedlach powstających za ulicą Zaborowskiej - zauważyłaBeata •- .. U / ! ¥ %......to, ...... w - -v , X- -L * ^ hm ■ v ?...... «- ;I Tak ma być przebudowana ulica Bohaterów Westerplatte na skrzyżowaniu z Łady Cybulskiego Chrzanowska z Platformy Obywatelskiej, przewodnicząca rady miejskiej. -1 nie rozumiem, dlaczego na nadzwyczajnej sesji w sierpniu mamy decydować o wielkim projekcie za unijne pieniądze, gdy termin złożenia wniosku upływa 31 sierpnia? Znowu stawia się nas pod ścianą. Radni w tym wypadku wytrzymali presję, choć na kolejnej nadzwyczajnej sesji prezydent próbował drugi raz ich przekonać, choć zbiornik miał powstać na terenie... starostwa, anie miasta. Okazało się, że urzędnicy nie byli dostatecznie przygotowani do wdrożenia tego projektu w życie. Równie dobitny przykład to problemy z przebudową skrzyżowania ulic Bohaterów Westerplatte i Łady Cybulskiego. Jak wielokrotnie wcześniej w tej kadencji prezydent postawił radnych pod ścianą, stawiając problem tak: drodzy radni przesuńcie z remontu ul. Legionów Polskich brakujące 700 tys. zł na przebudowę ulic Bohaterów Westerplatte i Łady Cybulskiego, bo bez tego grozi nam utrata 1,5 min zł dofinansowania rządowego do tej inwestycji. Tymczasem miasto o otrzymanych od rządu pieniądzach dowiedziało się wmajubr. Prze- targ nieograniczony na realizację inwestycji został ogłoszony dopiero 10 sierpnia i nie wpłynęła żadna oferta. 30 sierpnia br. ogłoszono kolejne postępowanie, w którym do dnia składania ofert, tj. 14 wrześniabr., złożono jedną ofertę przekraczającą kwotę przeznaczoną na realizację zadania przez zamawiającego 0 693 078,23 zł. Radni nie zgodzili się na przesunięcie pieniędzy, za które miała być wykonana ulica Legionów Polskich, argumentując, że to zadanie rozpisane wbudżecie 1 władze powinny je wykonać, aniezamieniaćnainne zadanie. Władza ogłosiła kolejny przetarg na Boh. Westerplatte. - To jest lekcja dla radnych, by nie myśleć politycznie, ale myśleć o dobru całego miasta i nie robić na przyszłość takich numerów władzy - powiedział o tym prezydent Biedroń. Tymczasem na jaw wyszły takowe fakty: na październikowej sesji władza przyznała, że Legionów Polskich w tym roku nie zacznie. A z wykonania budżetu miasta za pierwsze trzy kwartały tego roku wynika, że na koncie miasta wolnych środków jest o 8,6 min zł więcej, niż zaplanowano. - Przecież mogli zaproponować radnym zwiększenie nakładów inwestycyjnych na przebudowę skrzyżowania ulic Bohaterów Westerplatte i Łady Cybulskiego - zauważył przedstawiciel Pomorskiego Stowarzyszenia Nasze Środowisko. Widać więc, że w tym wypadku celem władz miasta nie było szybkie przeprowadzenie inwestycji, na co w budżecie łatwo było znaleźć gotówkę, ale przy jej okazji „wyczyszczenie" tegorocznego budżetu z inwestycji, której władza nie wykona, choć miała na to czas i pieniądze. Praktyką za rządów Roberta Biedronia stało się masowe poprawianie budżetu na koniec roku, tak by na papierze wszystko się zgadzało. W praktyce zaś wyglądało to, tale jak z Legionów Polskich w tym roku. Dlatego prezydent Biedroń miał regularne problemy z brakiem absolutorium. ©® WARTO WIEDZIE MIESZKAŃCY BYLI ZA RONDEM Przedmiotem konsultacji społecznych był projekt zagospodarowania terenu projektowanej wtedy przebudowy ulic Szafranka i Aluchny Emelianow w Słupsku. Celem konsultacji społecznych było zebranie uwag i opinii od mieszkańców miasta Słupska na temat planu zagospodarowania terenu projektowanej przebudowy. Padł wtedy wniosek, by na skrzyżowaniu ulic Łady Cybulskiego i Bohaterów Westerplatte wybudować rondo. Co zdaniem mieszkańców pozwoliłoby na łatwiejsze włączenie się do ruchu z ul. Łady Cybulskiego w ul. Boh. Westerplatte. Uwaga nie została przez urzędników uwzględniona: „Ulica Łady Cybulskiego jest poza zakresem zadania inwestycyjnego. Prace projektowe są zaawansowane i na obecnym etapie nie ma już możliwości wprowadzenia zmian" - uzasadniono. Wybrano własne rozwiązanie z wyspami na Bohaterów Westerplatte i lewoskrętem.