Piątek 3 sierpnia 2018 Głos Pomorza i PASJA NIESPOSOBGO ZŁAMAĆ. ARTUR PELO - SIERŻANT, KTÓRY PRZBIEGŁ PONAD 120 TYSIĘCY KILOMETRÓW STRONA IV SŁUPSK+ ii os Kos JAK WYSŁAĆ DZIECKO NA WAKACJE I NIE ZWARIOWAĆ? STRONA VI c i i '4 i!;» Noc w Berlinie z 7 Brygady Obrony Wybrzeża w Słupsku. Sierżant Artur Pelo swoją przygodę z biegami ekstremalnymi rozpoczął już kilkanaście lat temu. - Kiedy uczestniczyłem wbiegach ulicznych, nie chciałem zabierać się za dystanse ekstremalne. Gdy moja forma osłabła zdecydowałem się na biegi ekstremalne. Nie trzeba mieć w nich wysokiej prędkości, ale potrzebna jest siła i dobrą sprawność mięśni, szczególnie górnych partii -mówi Artur Pelo. Wojskowy bierze udział w zawodach różnej rangi, aby sprawdzić się w rywalizacji z innymi zawodnikami. - W Polce jest dużo takich biegów ekstremalnych. Jak tylko obowiązki służbowe pozwalają to startuję w takich zawodach. Staram się wybierać takie biegi, które są związane ze służbami mundurowymi. Lubię rywalizować z innymi formacjami. Do tej pory brałem udział w Biegu o Nóż Komandosa, Maraton, Półmaraton i Ćwiartka Komandosa. Kilka dni temu uczestniczyłem w zawodach Formoza Challenge 2018 w Ustce - dodaje sierżant. Ostatni bieg nie był łatwy dla pana Artura. Musiał pokonać wiele trudnych przeszkód. Niektóre z nich wymagały wykorzystania wiedzy i doświadczenia. Utrudnienia były zarówno w wodzie, jak i na lądzie. Dodatkowo wojskowy musiał się zmierzyć z zagadkami i łamigłówkami oraz strzelaniem. To wszystko trzeba było pokonać w jak najszybszym czasie. Nie obyło się również bez wypadku. - Na 300 metrów przed metą, rozbiłem głowę o metalową część jednej z przeszkód. Nie przeszkodziło mi to w dobiegnięciu do końca. Zwycięstwo było okupione krwią i potem, ale jestem szczęśliwy i zadowolony - mówi Artur Pelo. Następnego dnia, pomimo urazu głowy sierżant sta- wił się do pełnienia służby wjednostce. Artur Pelo ma wiele planów na kolejne zawody, które odbędą się jeszcze wtym roku. Kibice będą mogli go zobaczyć we wrześniu na Mistrzostwach Wojska Polskiego w półmaratonie w Pile. - Zamierzam też starować w biegu Ka-torżnika w Lublińcu, który od- Jestem szczęśliwy, że mogę rywalizować 2 Innymi formacjami, reprezentuje niebieskie berety iArturPeło będzie się 11 sierpnia. Natomiast w październiku bieg o Nóż Komandos. Moją docelową imprezą będzie Maraton Komandosa, czyli bieg w pełnym umundurowaniu z dziesięcio-kilogramowym plecakiem. Niewiele osób może się pochwalić takimi rewelacyjnymi rezultatami. Mordercze dystanse nie odstraszają sierżanta, wręcz przeciwnie nie wyobraża sobie życia bez startu w zawodach. W 2014 roku zanotował dziesiąty wynik na światowych listach w biegu 12-godzinnym. Dwa lata wcześniej zdobył natomiast brązowy medal w klasyfikacji drużynowej na mistrzostwach świata i Europy w biegu 24-go-dzinnym. Niektórzy komentują, że jak sierżant Pelo startuje w zawodach, to inni nie mają szans i chcą zwrotu swojego wpisowego. Obowiązki służbowe nie utrudniają wojskowemu w treningach i przygotowywaniu się do zawodów. - Popołudniami i wieczorami, kiedy nie jestem na służbie to biegam. Udaje mi się to pogodzić z moją pracą, więc jestem zadowolony - tłumaczy wojskowy. Koledzy z jednostki bardzo kibicują i popierają pasję pana Artura. Może liczyć na ich pomoc i wsparcie w każdej chwili. - Koledzy z pracy bardzo często mówią mi, że mam czwórkę z przodu, a mimo tego mam takie wspaniałe wyniki wbiegach. Bardzo się cieszę, że mogę reprezentować jednostkę zwaną niebieskimi beretami. W swojej karierze sierżant przebiegł już ponad 120 tys. kilometrów. Na razie nie narzeka na swoje zdrowie, lekarze pozwalają mu trenować i brać udział w ekstremalnych zawodach. Nigdy nie miał żadnej kontuzji, nie miał skręconego stawu skokowego czy kolanowego. - Myślę, że wszystko jest dobrze z moim zdrowiem. Nie czuję żadnych niepokojących symptomów. Dopóki będzie ono dopisywać zamierzam ćwiczyć, biegać i brać udział w kolejnych zawodach. Nawet ostatni upadek na zawodach w Ustce nie doskwiera mi. Nie poczułem jak uderzyłem w przeszkodę, i pewnie gdyby nie spływająca krew, nie wiedziałbym, że mi się coś stało. Nie wpłynęło to na moje zdrowie , pozostanie tylko blizna. Ale jak to się mówi, do wesela się zagoi - mówi Artur Pelo. Każde zawody są inne i niezapomniane. Nie tylko zwycięstwa, ale też sam udział w biegach daje wojskowemu dużo satysfakcji. - Mogę pokazać swoją sprawność fizyczną, która jest wszechstronna. Nie tylko biegam, ale też wspinam się po różnych przeszkodach. Muszę myśleć i szybko podejmować decyzję. Nie ma czasu na zastanowienie, bo tu się walczy o wygraną - tłumaczy sierżant. ©® Koledzy dopingują i wspierają sierżanta. Na swoim koncie ma wiele zwycięstw. Kilka dni temu wygrał ciężki bieg w Ustce Glos Słupska Piątek, 3.08.2018 Informacje V Wobtektyuie Mariusz Surowiec / mariusz5urowlec@gp24.pl W niedzielę (29 lipca) morska jednostka wojskowa „Formoza" zawitała do Ustki. Na jednym z dwóch dystansów (5 lub 10 km) i w wybranym formacie (indywidualnie lub w drużynie) wystartowali miłośnic biegowych wrażeń. Organizatorzy postarali się o dodatkowe wyzwania, czyli formułę ULTRA - dystans 10 kilometrów z 8 kilogramowym plecakiem i atrapą kara-ą binu. Nie zabrakło wojskowe-| go klimatu, błota, wody i kil-g kudziesiętiu przeszkód. Ha-| słem biegu było „Nigdy nie S zostawiamy swoich"©® Ekstremalna Formoza w Ustce VI Magazyn reporterów Głos Słupska Piątek, 3.08.2018 JAK WYSŁAĆ DZIECKO NA WAKACJE I NIE ZWARIOWAĆ? PODPOWIADA PSYCHOLOG (I) KOS/Al IŃSK Jacek Pawłowski jest założycielem i prezesem Fundacji „Na Przekór Przeciwnościom", a także specjalistą wzakresie pomocy ofiarom przemocy Iwona Marciniak iwona.marcinidk@gk24.pl Rozmowa Rozmawiamy zJadaem Pawłowskim. psychologiem, o ro-dzidelskich. wakacyjnych lękach. Jaksobieznńii radzić? Wakacje, c&a uczniów najcudowniejszy czas, aie da niektórych rodziców to czas największego koszmaru. No ba jak wypuścić dziedaka spod skrzydeł na dwa czy nawet trzy tygodnie? Kiedy możemy uznać, że nasze dziedconie tylco jest gotowe, aie nawet powimo wyjechać z rówieśnicami? Ano właśnie: „kiedy uznamy". Dziecko, tak jak rodzice, jest strukturą indywidualną. Niektórzy dorośli nie wypuszczą dziecka nigdy nawet na stancję w mieście uniwersyteckim, odwiozą osobiście samochodem z przyczepką. Nigdy nie złożą parasola. Rodzice niechętnie pozwalają pociechom na samodzielność i dora- stanie. Wyręczają we wszystkim, sprzątanie, gotowanie, cedzenie rosołu, okrawanie twardych skórek z pełnoziarnistych kromek chleba, wspólne odrabianie lekcji do późnego gimnazjum itd. Przedłużając sztucznie dzieciństwo, odpędzają własną starość. Wychowują bezwolne, bezradne słodziaki, bąbelki, które nigdy nie były na podwórku, nie zwymiotowały na karuzeli, nie posmakowały pączków z Wota. Nie potrafią pościelić łóżka, poprosić, przeprosić i poradzić sobie ze złym komarem. Takie dziecko nigdy nie będzie miało szans na normalne życie. Bez sensu jest też nagła zmiana reguł, na zasadzie- koniec tego dobrego, teraz będzie szkoła życia! Ojciec na poligon, ty na kolonie i nie beczeć mitu! Zdezorientowane pisklę na pewno sobie nie poradzi, a już na pewno nie poradzi sobie psychicznie. Nauka pływania przez wrzucanie do głębokiej wody - absurd. Decyzja o wyjeździe dziecka musi być podjęta wspólnie i spokojnie. Dobrze jest ustalić, co dziecko może ze sobą zabrać, może to być ukochany miś - powiernik, jasiek, czy przysłowiowy kocyk. Młodszym dzieciom takie przedmioty pomogą przetrwać trudne chwile bez rodziców. Moim zdaniem rozłąka jest demonizowana przez rodziców. Przecież posyłamy dziecko, aby było mu dobrze, żeby poznało nowe miejsca, kolegów, dojrzało, nauczyło się samodzielności, dbania o czystość i higienę, czy gospodarowania pieniędzmi. Oczywiście higiena i bankowość wychodzą maluchom najsłabiej, ale kto by się przejmował brudnymi nogami i pustką w portfeliku, skoro nogi można umyć w domu, a i pieniądze sprawnie przesłać. Czy dziecko powinno wyjeżdżać na takie wakacyjne obozy, kolonie itd.? To zawsze powinno zależeć od dziecka. Na siłę nawet kota się nie głaszcze. Nie fundujmy dziecku kolonii naszych marzeń. Nie rekompensujmy naszych wakacji w mieście, czy pracowania w polu. Wyjazd w gronie rówieśników w nieznane miejsce może być fascynujący i niezapomniany. Jeżeli jest to obóz związany z zaintereso- waniami dziecka, to pomysł jest bardzo dobry. Ale kiedy zakochane w żeglarstwie dziecko posyłamy na obóz wędrowny bieszczadzkim szlakiem „Majstra Biedy", to 0 szczęśliwych wakacjach nie może być mowy. Poza tym bywa przecież, że umęczone nauką i zajęciami pozalekcyjnym dzieci marzą, żeby w końcu się wyspać, polenić 1 nic nie robić. Wolą pogadać z rodzicami, dziadkami. I odwrotnie, jeżeli dziecko samo chce wyjechać, to pozwólmy mu na to. W czasach naszego dzieciństwa rodzice nie mieli takiej kontroli. Nie było telefonów komórkowych. To były lepsze czasy dla zdrowia psychicznego rodziców? Co najwyżej co jakiś czas pojawiał się w radiu komunikat: „przebywający na urlopie pan Roman Ikisiński proszony jest o pilny kontakt z domem" albo w eter szedł apel, by do domu wrócił „w pilnej sprawie rodzinnej". I to był dopiero dramat, dla pana Romana i przy okazji słuchaczy: szturm na wszystkie placówki pocztowe kurortów, żeby zamówić zamiejscową i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nie było kontroli, bo też dzieci były bardziej samodzielne, dojrzałe a kadra kolonijno-obozo-wa starsza i lepiej wykształcona. Poza tym rodzice dawali sobie więcej prawa do odpoczynku od dzieci. Owszem, wtedy też była tęsknota i puste gniazdo, ale tęsknota nie obezwładniała. Teraz wyjazd na kolonie porównywany jest z pobytem w szpitalu zakaźnym, gdzie nie ma odwiedzin. Nie ma co porównywać, tamtych i naszych czasów. Telefon jest do dzwonienia, rodzic do martwienia się, a dziecko do kochania. A umiar do stosowania. Koleżanka wysłała 9-łatka na obóz harcerski Przyjęto tam zasadę, że komórki zatrzymuje dnii. a wydawane są tyfcodwa. czy trzy cM w tygodnia właśnie na kontakty zrodzkamL Koleżanka dzwoniła więc codziennie wieczorem do dńrfia żądając relacji co zsyrfc»n.CŻy jadPGojad? Jak sobie radzi? lojeszcze norma czy już pierwszesymptomyrodzkieł-skiego szaleństwa? Chłopakowi szczerze współczuję. Pani koleżanka robi wszystko, żeby jej syn wyrósł na wystraszone, dzikie książę półkrwi. Pomijam reakcjękole-gówna taką troskę, bo zakładam dyskrecję druha. Ale na menażkę! - pamiętajmy, że nasze lęki przenoszą się na dziecko ze zwielokrotnioną mocą. Pół biedy, kiedy jest to jeden do jednego, aleto się raczej nie zdarza. Przekaz jest jasny - świat poza domem jest zły. Tam- TAM! - czeka na ciebie zboczeniec, skórka na parówce, gorzka herbata, wściekłe psy, ostre komary, złodzieje i złoczyńcy. A także - beze mnie: złamiesz sobie nogę, rękę, kręgosłup, nabijesz sobie guza, zgubisz się, przejedzie cię samochód, utopisz się, spadniesz z płotu (Boże, płot!), w ogóle zginiesz mamie, ale przedtem umrzesz z głodu i wpędzisz mnie do grobu. Doskonale zdaję sobie sprawę z niepokojów, jakie tarmoszą rodzicami, ale proszę mi wierzyć, że war-to odpuścić i sobie i zastraszonemu dziecku. Każdy z nas musi w końcu zajrzeć pod łóżko. Pozwólmy na to naszym dzieciom Niech to następuje etapami: pierwszanocukolegi, koleżanki Wyprawa na biwakz innymi dziećmi i pod opieką innych rodziców. Można też samemu wcielić się w opiekuna gromadki Owszem, przed wyjazdem, rozłąką, zapewnijmy dziecko, że je kochamy, że nie pozbywamy sięgo, że wyjazdtoniekaraiże gdyby czuło się naprawdę źle i paskudnie, to może zadzwonić, awtedyjeuratujemy. Przygotujmy je do innych warunków spania, jedzenia. Dla dziecka, które miało do dyspozycji swój pokój i było wożone tylko samochodem, nocleg w kilkuosobowym pokoju, podróż pociągiem i wielka stołówka, może być szokiem. Alejak osiągnąć taki stan. żeby nie zamęczyć dzieciaka, obozowych opiekiFiów i siebie? Ulec pokusie i pojechać odwiedzić dzieciaka na cku-gim końcu Polski czy odpuścić? Rodzicu, gdy już wypuściłeś, • to odpuść. Napij się wina, wymaluj pokój, jedź na ryby, do SPA, zrób niespodziankę żonie, mężowi. Jedz makaron palcami, nie zamykaj drzwi do sypialni. No, to tak z grubsza. Rozmawiała: IWONA MARCINIAK II CZĘŚĆ ZA TYDZIEŃ ©® Glos Słupska Piątek, 3.08.2018 Informacje VII, Polska moda wyszła na ulicę W obiektywie Daniel Klusek daniel.jkiusek@gp24.pl Michał Starost Karolina Kal-ska. Aleksandra Kobiełak. Patryk Wojciechowski. San-tina Zienkiewicz oraz Patrycja Brendler zaprezentowali swoje kołejcje na pokazie mody w centrum Ustki. To było pierwsze takie wydarzenie w mieście. Pokazy kolekcji trójmiejskich projektantów oglądały tłumy mieszkańców i turystów. Wcześniej można było oglądać przygotowania do pokazów. Zobaczyliśmy kolekcje damskie streetwearowe, sportowe i premium. *>m E# vm Informacje Glos Słupska Piątek, 3.08.2018 Chcesz kupie samochód? WEJDŹ NA GRATKA.PL rnhl/n Największy portal I ULiSU ogłoszeń naprawdę ważnych % Dorota Arciszewska-Mielewczyk, posłanka PiS (o której biuro toczy się w Ustce spór), postrzelała sobie w Słupsku na święcie 7. BOW TA NIEDOBRA KROLOWA NAUK - MATEMATYKA POGRĄŻA PREZYDENTA ROBERTA BIEDRONIA I JEGO ZARZĄDZANIE MIASTEM Grzegorz Hiiaredci grzegofz.hilarecki@gp24.pl ,>» Sbątskie gierki polityczne Słuchając prezydenta Słupska na poniedziałkowej konferencji prasowej zauważyłem, że liczenie miejskich pieniędzy nie jest jego najsilniejszą stroną. Zresztą nic tak jak liczby nie pokazuje prawdy o zarządzaniu miastem w tej kadencji samorządu. Na pytania o to, czy będzie remont ulicy Legionów Polskich i przyległych padły takowe liczby: - Do przetargu przystąpiła tylko jedna firma, która zaoferowała kwotę o 2,5 miliona złotych więcej niż miasto ma na remont - zaczęła wiceprezydent Krystyna Danilecka-Woje-wódzka i wtedy wtrącił się prezydent Biedroń: - 2,8 miliona więcej! - poprawił. Potem zaczął mówić, że jest strażnikiem budżetu, że nie będzie ulegał i wydawał tak wielkich kwot, itp, itd. - Nie będę przepłacał za inwestycje - powiedział słupski włodarz, mówiąc, że trzy miliony więcej to za dużo. Dodał, że miasto ma za mało pieniędzy na inwestycje. Szybkie sprawdzenie i jedyny oferent, który wystartował do przetargu na budowę ulicy Legionów Polskich iprze-budowę odcinka ul. Inwestycje się opóźniają. Rok temu słupska władza zwalała na... deszcz. Teraz pewnie na słońce Zaborowskiej zażądał o 2,4 min zł więcej, niż przewidywał kosztorys. Zarząd Infrastruktury Miejskiej zamknął postępowanie przetargowe w tej sprawie. Propozycja jedynego oferenta, pruszkowskiego Strabaga opiewała na 6,8 min zł. No i wiemy skąd wzięła się prezydencka końcowka 8! Podkręcona potem do pełnej liczby 3 min. A rzut oka do sprawozdania z wykonania budżetu miasta w pierwszej połowie roku pokazuje, że Słupsk aż pławi się w niewydanych pieniądzach, które zostają niewykorzystane i co gorsza wiele wskazuje na to, że znowu na koniec roku prezydentowi zostaną pieniądze, bo nie potrafi ich wydać na potrzebne w mieście inwestycje. Na koniec roku planowany jest deficyt, czyli kasa na minusie 26 min zł więcej niż wynoszą dochody, a po pół roku w kasie na plusie są 32 min!!! No to drodzy słupszczanie, w tym roku wydatki majątkowe miasta mają wynieść na koniec roku - 89,3 min zł, a w pół roku z tej kwoty wydano zaledwie - 6 min zł. Nawet laik zrozumie, że szanse na wydatkowanie całej sumy na inwestycje są iluzoryczne. Zresztą powtarza się to już kolejny raz od kiedy obecna władza zasiada w ratuszu. W ubiegłym roku było podobnie, co wykorzystali radni PiS do specjalnej konferencji prasowej z krytyką władz miasta. Te poradziły sobie z budżetem przy pomocy radnych Platformy, zmieniając na kolejnych sesjach kilkadziesiąt razy budżet, by na papierze się zgadzało. A w praktyce ulicy Szafranka po remoncie nie mieliśmy w ubiegłym roku, dopiero teraz się remont kończy. Przykłady można by mnożyć. Realizacja inwestycji jest piętą achillesową obecnej władzy. Pokazała to specjalnalipcowa sesją, na której prezydent wymógł na radnych, znowu decyzją tych z PO, zgodę na zaciągniecie obligacji na 25,5 min zł. A pewnie sytuacja miasta jest taka, że nie będzie potrzeby ich emisji, bowiem są pieniądze w kasie, a wiele inwestycji zaplanowanych na ten rok, jeszcze nie weszło nawet w fazę realizacji, czyli nie ogłoszono nawet przetargów, bowiem z góry zaplanowano je na sierpień. Nawet radni PO, tak wspierający prezydenta Słupska podczas głosowań, musieli głośno mówić na sesji, że to za poźno, by inwestycje zakończyć do końca roku, że logiczne jest by planowano je w mieście inaczej . By te szkolne przygotowywano wcześniej, by kończno je w czasie wakacji. By drogowe przetargi robić w pierwszej połowie roku, a nie w drugiej, itd. Przypomnijmy, dwa lata z rzędu Robert Biedroń nie otrzymał abosolutoium z wykonania budżetu. On sam twierdzi w mediach, że to z przyczyn politycznych i zmowy radnych PiS i PO, choć każdy obserwator słupskiej sceny politycznej powie, że w tej kadencji z głosowań w radzie wynka, że jak jest jakaś koalicja to klubu Roberta Biedronia z PO, a nie PO z PiS. A z liczb wynika, że władza ma spore problemy z planowym i normalnym zarządzaniem miastem. ©® AKWAPARK ZA DODATKOWE MILIONY Przy ulicy Grunwaldzkiej trwa budowa Parku Wodnego Trzy Fale, który ma być oddany do użytku za rok. Za dokończenie obiektu, budowanego za dodatkowy kredyt, który spłacą słupszczanie -pochłonie ponad 32,2 min zł. Kosztorysy, które miało miasto wskazywały, że dokończenie powinno kosztować nie więcej niż 22 min zł. Jednak obecne władze uzyskały zgodę radnych i kończą Trzy Fale za tak olbrzymią sumę! Jak zauważyliśmy, nie ma żadnej gwarancji, że za tę kwotę dokończmy Park Wodny. Zgodził się z tym prezydent i uczciwie przyznał, że ostateczna kwota może być wyższa. O ile? Nikt tego nie wie. Podczas prac może się okazać, że będą droższe, a różnicę będzie musiało pokryć miasto. Prezydent Biedroń: - Ale co mamy zrobić. To jest bardzo nieracjonalna inwestycja, bardzo chybiona inwestycja. Wszyscy o tym wiemy. Ale dzisiaj wszyscy wpadliśmy w pułapkę tego, że trzeba ją dokończyć -tłumaczył nam wtedy prezydent.