ROK PROF. GERARDA LABUDY www.miesiecznikpomerania.pl Ks. abp Tadeusz Gocłowski (1931-2016) RUSZA DRUGA EDYCJA LETNIEJ SZKOŁY JĘZYKA I KULTURY KASZUBSKIEJ! Letnia szkoła języka to nauka języka kaszubskiego pod okiem profesjonalnej kadry, ale również niepowtarzalne doświadczenie żywej kaszubskiej kultury, możliwe dzięki atrakcyjnym wspólnym wyjazdom do okolicznych miejscowości, uczestniczeniu w najważniejszych imprezach kulturalnych, wynikających z kaszubskiego kalendarza obrzędowego. Kurs jest połączeniem wiedzy teoretycznej z praktycznym doświadczeniem. Uczestnicy kursu zakwaterowani będą w obiektach położonych w malowniczej Szwajcarii Kaszubskiej Miejsce kursu: Wieżyca - Szymbark Cena: 1000 zł Termin: 27 czerwca -10 lipca 2016 OFERUJEMY PAŃSTWU: CZĘŚĆ TEORETYCZNĄ w systemie stacjonarnym (60 godzin lekcyjnych, w tym 50 godzin zajęć z gramatyki i ortografii języka kaszubskiego i 10 godzin z historii, kultury, sztuki i regionalizmu) CZĘŚĆ WARSZTATOWO-PRAKTYCZNĄ (60 godzin lekcyjnych wyjazdów studyjnych z kaszubskojęzycznym przewodnikiem do miejsc utrwalonych w literaturze kaszubskiej) Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie www.kaszubi.pl i? ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE KASZEBSKO-POMÖRSCZÉ ZRZESZENIE II LETNIA SZKOŁA JĘZYKA KASZUBSKIEGO POMERANIA Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji GDAŃSK woitwóDzrwo POMORSKIE miasto wolności Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska W NUMERZE: 3 Zawsze wspierał naszą sprawę Łukasz Grzędzicki 5 Człowiek Solidarności Sławomir Lewandowski 6 Co my dzisiaj robimy dla ojczyzny? (homilia) Tadeusz Gocłowski 9 Dni Tischnerowskie w Gdańsku Józef Borzyszkowski A w dëszë môji muzyka mörza graje... BC Kaszëbskô Królewô utczonô w Kanadze Eugeniusz Prëczköwsczi Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dzél 3) Słôwk Förmella Gawędy o ludziach i książkach. Życie „człowieka radzieckiego" Stanisław Salmonowicz Reklama i ogłoszenie w międzywojniu na przykładzie „Gazety Kartuskiej" Piotr Schmandt Święto Książki Dariusz Majkowski „To coś więcej niż muzeum: to miejska ikona" Marek Adamkowicz 11 12 14 16 18 21 22 24 26 27 28 32 Jem Kaszëbką na lato Z Aliną Jurcziszin, zaióżcką Laboratorium Pieśni, rozpôwiôdô Tómk Fópka Śląskie wojaże redzkich Kaszubów Bogusław Breza Listy Seminaria w Łączińsczi Hëce Eugeniusz Gółąbk Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Uczba 54 Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch |1 NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 6(98) 34 Gdańsk mniej znany. Ulica wielkich zmian - Toruńska Marta Szagżdowicz 35 39 40 41 42 43 44 46 48 49 50 54 59 61 67 68 Wöjcecha Czedrowsczégô póczątczi Stanisłôw Janka Genius loci. Sątocz i gand Jacek Borkowicz Z nami trzeba się liczyć Jadwiga Bogdan Zachë ze stôri szafë. „Bajka" do bojków RD Energia płynąca z pasji Anna Trepczyk Z południa. Pani Klara i inni Kazimierz Ostrowski Z pôłnia. Wastnô Klara ë jiny Kazmiérz Ôstrowsczi, tłóm. Natalio Kłopôtk-Główczewskô Zroziunieć Mazury. Krutynią Waldemar Mierzwa Z Kociewia. Żeby znów zakwitły rozkościerzóne bzy Maria Pająkowska-Kensik Odszedł do krainy wiecznych łowów Maria Olłick Zmieniała rzeczywistość, poświęcając życie innym Wawrzyniec Mocny Lektury Czas Kaszëbów Karolëna Keler Klëka Sëchim paka uszłé. Co białczi w taszë noszą Tómk Fópka Z butna. Wszëtcë swiati Rómk Drzéżdżónk II okł. II letnia szkoła języka kaszubskiego III okł. ERGO ARENA - sport, kuńszt i kaszëbizna POMERANIA CZERWINC 2016 Od Redaktora Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 281020 18110000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, teł. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S. A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2016 roku otrzymają jedną z książek do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpome-rania.pl/kontakt/prenumerata. Książki wyślemy we wrześniu br. „Lud kaszubski zawsze był mi bliski", „Istota kaszubszczyzny zawiera się przede wszystkim w bardzo bliskiej więzi z historią i własną tradycją", „(■■■) moim ulubionym miejscem na Kaszubach jest Gdańsk. Wprawdzie niektórzy twierdzą, że Gdańsk to nie Kaszuby, jednak mam odmienne zdanie i uważam, że Gdańsk i Oliwa to są miejsca wybitnie kaszubskie'. To kilka przykładowych wypowiedzi abpa Tadeusza Gocłowskiego o Kaszubach. Jako pasterz archidiecezji kochał całe Pomorze, jako człowiek Solidarności nigdy nie zapominał o Polsce, ale Kaszubi mogli na Niego liczyć w sposób szczególny. Jego Wskazania duszpasterskie w sprawie obecności języka kaszubskiego w liturgii i życiu Archidiecezji Gdańskiej miały wielkie znaczenie dla rozwoju mszy świętych z kaszubską liturgią słowa. Arcybiskup przewodniczył też kaszubskiej pielgrzymce do Ziemi Świętej, podczas której w kościele Pater Noster w Jerozolimie odsłonięto tablicę ze słowami Modlitwy Pańskiej w języku kaszubskim. Uroczyście poświęcił pomnik Świętopełka Wiełkiego w Gdańsku. Był obecny na różnych spotkaniach i promocjach książek w gdańskim Domu Kaszubskim, pojawiał się na Zjazdach Kaszubów, dobrze znał wielu działaczy wspólnoty kaszubsko-pomorskiej i często z nimi rozmawiał. Nie pochodził z naszych stron, ale moim zdaniem nie ma przesady w stwierdzeniu, że odszedł kołejny z wielkich Pomorzan. Oby mógł — nawiązując do wiersza z właśnie wydanego tomiku Bożeny Ugowskiej Okrëszënë żëcégö — „w niebiepocz 'éc sa jak w rodny zemi". TDosrim^ J^iajlćawski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) Marika Jocz (Najô Uczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Buster Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Sławomir Lewandowski Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski Tłumaczenie na język kaszubski: Natalia KłnnntRk-Rłńu/r:7fiWRka i nannta Pinrh Fot. na okładce: Sławomir Lewandowski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Drukarnia WL Elbląska 68 80-761 Gdańsk Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. \*/Q7wcłLin motni-iolw nhintn ci n-oumm Q.iłnfc WSPOMINAMY ARCYBISKUPA GOCŁOWSKIEGO ZAWSZE WSPIERAŁ NASZĄ SPRAWĘ W dniu uroczystości Matki Boskiej Królowej Polski i Święta Narodowego Trzeciego Maja odszedł abp Tadeusz Gocłowski. 6 maja tłumnie zebrani mieszkańcy nie tylko naszego regionu uczestniczyli w Jego pogrzebie. Pożegnaliśmy jednego z najwybitniejszych biskupów Kościoła katolickiego w Polsce ostatnich dekad, oddanego duszpasterza, człowieka szlachetnego, niezwykle zaangażowanego społecznika i uczestnika życia publicznego naszego kraju, orędownika solidarności. Arcybiskup Tadeusz Gocłowski przez ponad 50 lat z oddaniem pracował dla Gdańska i Pomorza, konstruktywnie oddziałując na wiele tworzących je środowisk. Został pochowany na kaszubskim Wawelu - w katedrze oliwskiej. Abp T. Gocłowski często bywał w Domu Kaszubskim. Zdj. z promocji książki prof. B. Synaka Bezsens i sens choroby nieodwracalnej w 2014 r. Dokonania i myśl abp. Gocłowskiego z pewnością długo jeszcze będą tematem wartościowych analiz i opracowań, także w środowisku kaszubskim. Pozostawił po sobie sporo wystąpień, referatów, homilii głoszonych w często przełomowych dla Polski czasach i okolicznościach. Sięgnąć możemy też do książek (wy-wiadów-rzek) o wymownych tytułach: Świadek (2008) i Spotkania o zmierzchu (2012). Arcybiskup Tadeusz Gocłowski często gościł na łamach naszej „Pomeranii", głosił homilie na kolejnych Zjazdach Kaszubów, w wystąpieniach publicznych i prywatnych rozmowach mobilizował nas do roztropnego działania, bardzo interesował się aktywnością Zrzeszenia i tam, gdzie mógł, zawsze wspierał naszą sprawę. Cieszył się sukcesami naszej społeczności i pewnie z troską zastanawiał się nad przyczynami naszych potknięć i porażek. Od 1989 r. był honorowym członkiem Zrzesze- nia Kaszubsko-Pomorskiego. Bacznie obserwował nasze działania, w problematyce kaszubsko-pomorskiej zawsze był dobrze zorientowany, wniósł wielki wkład intelektualny w rozwój ruchu kaszubsko-pomorskiego. W 1993 r., czyli rok po powołaniu przez Ojca Świętego Jana Pawła II archidiecezji gdańskiej, której patronem został św. Wojciech, ks. Tadeusz Gocłowski, będąc pierwszym biskupem piastującym funkcję metropolity gdańskiego, wydał dokument o historycznym znaczeniu dla Kaszubów. Aby uporządkować kwestię obecności kaszubszczyzny w liturgii miejscowego Kościoła katolickiego, abp Gocłowski ogłosił wskazania duszpasterskie dla całej archidiecezji. Warto je przypomnieć: Archidiecezja Gdańska w dużym stopniu obejmuje tereny, na których od wieków zamieszkują rdzenni gospodarze tej małej ojczyzny: Kaszubi. Tutaj też działa Zrzeszenie CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 3 WSPOMINAMY ARCYBISKUPA GOCŁOWSKIEGO AbpT. Gocłowski i prof. J. Borzyszkowski w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku podczas uroczystości z okazji 70. urodzin profesora (2016 r.) Pogrzeb prof. B. Synaka (2013 r.) Kaszubsko-Pomorskie, które swą działalnością wspiera wysiłki zmierzające do tego, aby język kaszubski i kultura kaszubska, tak ściśle związana z inspiracją chrześcijańską, bardziej zadomowiły się wśród mieszkańców tych regionów. W związku z tym wyrażam zgodę, by w czasie Mszy Świętych organizowanych przez wspólnoty kaszubskie można było używać tego języka w modlitwie wiernych. Zachęcam również do tego, by w czasie Mszy Świętych, a także innych [nabożeństw] kultywować śpiew pieśni religijnych w języku kaszubskim. Duszpasterze niech starają się otoczyć opieką wszelkie tego typu inicjatywy. Arcybiskup Tadeusz Gocłowski swoimi działaniami otwierał nowe horyzonty przed Kaszubami i kaszubszczy-zną. Nie można o tym zapomnieć. Ks. abp Tadeusz Gocłowski, współorganizując w 1987 i 1999 r. pielgrzymki do Polski Jana Pawła II i przygotowując jego wizyty w Gdańsku, dbał o wyraźne zaakcentowanie udziału Kaszubów w tych uroczystościach. Trudno dziś przecenić wpływ, jaki te wydarzenia wywierały na aktywizowanie się konkretnych osób do społecznej pracy w środowisku Zrzeszenia. Dowodzą tego już spisane wspomnienia wielu działaczy kaszubsko-pomorskich i potwierdzą to pewnie też te, które powstaną w najbliższych dekadach. Umiejętnie zasiane wówczas ziarno do dziś przynosi plon. Trudno też nie wspomnieć przy tej okazji o tym, że abp Gocłowski przewodniczył w 2000 r. Pielgrzymce Kaszubów do Ziemi Świętej, podczas której z okazji Roku Milenijnego poświęcił w kościele Pater Noster tablicę z Modlitwą Pańską w języku kaszubskim. Warto też zaznaczyć zaangażowanie abp. Gocłowskiego w jeszcze jedną inicjatywę - ważną dla przyszłości Polski i w tym Kaszub, a związaną z dziedzictwem nauczania Jana Pawła II. Nie jest ona tak spektakularna, jak stawianie pomników, ale przynosi i w przyszłości będzie przynosiła wartościowe rezultaty. Po pielgrzymce Ojca Świętego do Ojczyzny w 1999 r., podczas której gościł on też w Gdańsku, Episkopat Polski powołał Fundację Dzieło Nowego Tysiąclecia. Pracami Rady tej fundacji przez trzy pierwsze kadencje kierował właśnie abp Gocłowski, a w ostatnich latach, już na emeryturze, był jej wiceprzewodniczącym. Fundacja w dużej mierze skupia się na prowadzeniu programu stypendialnego dla uboższej młodzieży szkolnej i studentów z małych miast i wsi jako pomocy w dostępie do oświaty, nauki i kultury. Od powstania udzieliła wparcia kilku tysiącom młodych ludzi, umożliwiając rozwój ich talentów. Arcybiskup Gocłowski do ostatnich swoich dni bardzo udzielał się w działalności programowej tej Fundacji. W tej pracy, nastawionej na długofalowe rezultaty i będącej wyrazem troski o przyszłość oraz nadziei na przyszłość, bardzo będzie brakowało ks. abp. Tadeusza Gocłowskiego. W 2013 r. abp Tadeusz Gocłowski odprawił w katedrze oliwskiej mszę świętą, która poprzedziła XIX Zjazd Delegatów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Na jej zakończenie stanęliśmy przy sarkofagu książąt pomorskich i wspólnie odśpiewaliśmy pieśń „Kaszëbskô Królewô", której ksiądz arcybiskup był orędownikiem. Zdecydowanie pilnował, abyśmy zaśpiewali cały utwór, czyli trzy zwrotki, i sam mocnym głosem powtarzał refren. Przy końcowych jej wersach brzmiących: „A czej nas ju zawöłô/ Syn Twój przed swój trón,/ Barnicą mdzë naszą,/ przëjim na swój plón", nie przypuszczałem, że na kolejnym Zjeździe Delegatów Zrzeszenia nie będzie już arcybiskupa Gocłowskiego - przynajmniej w tym materialnym ujęciu. Pewnie będzie nas obserwował z innej perspektywy, i to tak uważnie, jak uważnie przez lata czytał każdy numer „Pomeranii". ŁUKASZ GRZĘDZICKI 4 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 WSPOMINAMY ARCYBISKUPA GOCŁOWSKIEGO i CZŁOWIEK SOLIDARNOŚCI Śmierć arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego to wielka strata dla nas wszystkich, przez długie lata swojej posługi kapłańskiej udowodnił bowiem, że najważniejsza jest wiara w drugiego człowieka i wiara w wolną i niepodległą Ojczyznę. Był jednym z niewielu kapłanów i jednym z nielicznych ludzi, którzy potrafią zjednać sobie osoby o różnych światopoglądach i o odmiennych poglądach politycznych. Fot. z archiwum Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego Fot. S. Lewandowski Powiadają, że nie ma ludzi niezastąpionych. Mówią to jednak tylko ci, którzy nie doświadczyli w życiu żadnej bolesnej straty, którzy nie musieli dotąd pożegnać kogoś dla nich ważnego. Czasem odchodzi ktoś z naszej dalszej rodziny, ktoś, kto przez cały czas obecny był w naszym życiu, choć zawsze stał gdzieś z boku. Może nie zawsze wsłuchiwaliśmy się w jego słowa, nie do końca przestrzegaliśmy jego nakazów, nie zawsze byliśmy wdzięczni za jego rady. Zapewne nawet nie docenialiśmy tego, że ten ktoś poświęca nam swój cenny czas. Tłumaczyliśmy sobie, że następnym razem zastosujemy się do jego wskazówek, jutro czy pojutrze zrobimy, jak mówił, bo dziś mamy tak wiele innych, ważniejszych spraw na głowie. Tylko, że jutro może być za późno, zwyczajnie za późno. Jestem z tzw. pokolenia JPII. Z generacji, dla której znanym od zawsze papieżem był Jan Paweł II. Gdy się urodziłem, Karol Wojtyła stał już na czele Stolicy Apostolskiej. Swoje drugie imię - Paweł, które nadano mi na chrzcie, otrzymałem właśnie na cześć Papieża-Polaka. Tak samo jak w moim duchowym życiu stale obecny był Jan Paweł II, podobne miejsce zajmował w nim abp Tadeusz Gocłowski. Arcybiskup jako głowa gdańskiego kościoła zawsze był w nim obecny, czego doświadczyłem jako wierny, a przez kilka młodzieńczych lat także jako ministrant w parafii św. Stanisława Biskupa Męczennika w Gdańsku-Wrzeszczu, którą przez lata kierował proboszcz Andrzej Rurarz. Miałem to szczęście kilka lat temu przez dłuższą chwilę rozmawiać z arcybiskupem Tadeuszem. Efektem tej wymiany myśli był wywiad zamieszczony w styczniowym numerze „Pomeranii" z 2012 roku (s. 19-22), którą arcybiskup zawsze z zaciekawieniem czytał. Podczas rozmowy wielokrotnie wspominał Braci Kaszubów, mówił o więzi, jaka łączy go z Kaszubszczyzną, z sentymentem wspominał kaszubską pielgrzymkę do Ziemi Świętej w roku jubileuszowym i nie ukrywał, że najbardziej kaszubskim miejscem na ziemi jest dla niego gdańska Oliwa, w której spędził wiele lat życia. Arcybiskup bez wahania zgodził się również na udział w sesji fotograficznej, która była częścią mojej pracy dyplomowej z fotografii. Mógł zwyczajnie odmówić, powołując się na swój napięty kalendarz spotkań i uroczystości, przecież nawet na emeryturze nie zwalniał tempa pracy. Ku mojej radości nie odmówił. W rezultacie wystarczyło kilka „pstryknięć", aby uzyskać to jedno, jedyne zdjęcie, które ostatecznie stało się częścią większej pracy zatytułowanej „Ludzie Solidarności". Bo arcybiskup był Człowiekiem Solidarności. Chyba do nikogo innego nie pasuje bardziej to określenie niż właśnie do abpa Gocłowskiego. Powiadają, że nie ma ludzi niezastąpionych. Jeśli chodzi o abpa Tadeusza Gocłowskiego, to stwierdzenie jest absolutnie nietrafne. Trudno bowiem zastąpić kogoś o tak wielkim autorytecie i o tak ogromnej mądrości, którą zarażał nas przez kilka ostatnich dekad. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 5 CO MY DZISIAJ ROBIMY DLA OJCZYZNY? TADEUSZ GOCŁOWSKI Umiłowani w Panu! Siostry i Bracia! Dziękuję Panu Bogu za to, że znowu możemy być razem i tu, w tym starym gdańskim kościele św. Jana, niemalże przed samymi świętami, skupić się wokół najważniejszej sprawy na ziemi. W jednym z kazań ksiądz Tischner, rozpoczynając przemawiać do jednej z sióstr, powiedział „Postawmy na scenie dwie osoby, Boga i człowieka, bo bez zestawienia tych dwóch postaci nie damy sobie rady, bo nie będziemy mieli odpowiedzi na pytanie: Kim jesteśmy, po co żyjemy?". Potem Ksiądz Profesor trochę rozwinął ten temat i wprowadził wnioski w stosunku do środowiska, do którego przemawiał. Wydaje mi się, że dzisiaj możemy znowu sobie takie pytanie postawić: „kim jest dla mnie Bóg?" i „kim ja jestem jako człowiek?". To jest zasadnicze, egzystencjalne pytanie. Bez próby odpowiedzi na te pytania człowiek będzie chodził w mgle. I wy o tym doskonale wiecie, którzy tworzycie to, dziękuję wam za to, fantastyczne środowisko świętojanowe. Czas, w którym żyjemy, jest szczególny. Z jednej strony cieszymy się wolnością, demokracją. Kościół sięga do źródeł, próbując pytać, czym jest chrześcijaństwo dla Europy. Ojciec święty Franciszek w takim ewangelicznym stylu, czasami niektórych drażniącym, ale przede wszystkim głęboko ewangelicznym, poszukuje właśnie odpowiedzi na te dwa pytania: „kim jest Bóg dla człowieka?" i „co człowiek robi z próbą odpowiedzi na to pytanie?". Dzisiejsze pierwsze i drugie czytanie, piąte ze Starego Testamentu i listu Pawłowego, tak cudownie ukazuje Boga, który jest, prawdę mówiąc, ograniczmy się do tego słowa, Ojcem! Ojcem człowieka. Zresztą, tak jest, i to odkrywamy, skoro Chrystus kazał nam się modlić: „Ojcze nasz, któryś jest w Niebie". I ta odpowiedź jest bardzo istotna. Tym bardziej, że jest bardzo zrozumiała dla człowieka. Bo kim jest ojciec dla dziecka, to myślę, że wszyscy doskonale rozumieją. Apostoł podkreśla wielkość relacji między człowiekiem a Chrystusem. Dlaczego ta relacja się zbliżyła? Dlatego, że Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał. Fot. z archiwum Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego Deus homo. Bóg człowiekiem. A więc kim człowiek? Dzieckiem Boga. To nie jest łatwe. I Ty to wiesz, i ja to wiem z własnego doświadczenia. Nie jest łatwo być człowiekiem, ale też nie ma możliwości, by zrezygnować z godności człowieka. Rezygnując z godności człowieka, człowiek niszczy samego siebie. Jak bogata jest historia, która potwierdza tę dramatyczną tezę. Ale, Siostry i Bracia, wróćmy jednak do, chciałoby się powiedzieć, Bohatera dzisiejszych dni w Gdańsku. Myślę o Tischnerze. Wczoraj właśnie wspominaliśmy Jego 85. rocznicę urodzin. Urodził się on bowiem 12 marca 1931 roku w Starym Sączu, a umiera 28 czerwca 2000 roku. A więc miał chyba wtedy 69 lat. Trochę za mało. Bo przydałby on się nam nawet dzisiaj jeszcze. Tak się złożyło, że urodziliśmy się w jednym roku, a więc jeśli ja żyję osiemdziesiąt prawie pięć, to dlaczego on by nie mógł jeszcze trochę pożyć? I by bardzo ubogacał to społeczeństwo, które dzisiaj znajduje się w szczególnym momencie. Ale, Siostry i Bracia, spróbujmy jednak wrócić do niego. Trzeba przyznać, że jego twórczość jest wszechstronna. Myślę, że na pierwszym miejscu bym postawił jednak, mimo wszystko, duszpasterstwo. Jako kapłan, jak on cudownie mówił do przedszkolaków. Jak on cudownie mówił kilka razy w katedrze Oliwskiej do nas, kiedy wygłaszał rekolekcje wielkopostne. Dziękujemy mu za to. Tłumy przychodziły, mimo że to były ich drugie, trzecie, a może nawet czwarte rekolekcje. Ale, jak to mówiliśmy, dla inteligencji w Oliwie. Chciałbym prosić dzisiaj, byśmy może śledząc jego twórczość, nie wymieniali jego książek według kolejności powstania, ale według myśli, które mu towarzyszyły. Myślę, że chyba najważniejsza sprawa to jest to, by przywołać książkę, jedną z pierwszych, Spór o istnienie człowieka. Zamyśliwszy się nad człowieczeństwem, trzeba przyznać, że współczesny człowiek ma kłopoty z tym. Quis est homo? A więc to nie jest tylko dzisiejsze pytanie, to jest pytanie, które prześladuje rzeczywiście człowieka 6 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 WSPOMINAMY ARCYBISKUPA GOCŁOWSKIEGO Świat ludzkiej nadziei to inny tytuł książki Tischnera. Kiedy tak spojrzymy chociażby, nie na wasze, bo jesteście dużo młodsi ode mnie, ale na moje pokolenie, jak to pokolenie wyglądało? Od 1931 do 2016 roku. Radosne dzieciństwo, dramatyczna wojna, dramatyczny okres powojenny, i tak dalej, i tak dalej. Świat nadziei. Ale nasze pokolenie, już po upadku komunizmu, to jest świat nadziei. Nadziei nie tylko wymarzonej, ale nadziei zrealizowanej. I tu znowu wracamy do człowieka. Kim jest człowiek? Człowiek jest przesycony nadzieją. Człowiek bez nadziei - przekreślony. I tu chrześcijaństwo trochę pomaga człowiekowi, podaje rękę. Nawet gdybyś był chory, nawet gdybyś był na skraju fizycznej egzystencji, to masz na- Fot. S. Lewandowski od początku jego historii. Ale wydaje się, że po tylu, tylu, tylu wiekach próba odpowiedzi na to pytanie powinna już być gotowa. A tu się okazuje, że niezupełnie. Dlatego Tischner, kiedy taki tytuł książce nadał, Spór o istnienie człowieka, on jest nieustannie wezwaniem dla nas. Kim ja jestem jako człowiek? Odpowiemy sobie: człowiek jest jednością ducha i ciała, intelektu i ducha, i równocześnie istotą wyposażoną w sumienie, a przede wszystkim kieruje się prawdą i miłością. Jakie to proste. A równocześnie jakie to trudne. I to jest wielkie zadanie, które stoi, nie ulega wątpliwości, przed nami. Gdyby on tu był, pewnie by podjął ten temat, ale w sposób sobie właściwy, pełen humoru, a równocześnie inteligencji i kultury słowa. Dlatego dziękujemy mu za tamtą książkę, a równocześnie za zadanie, które nam zostawił do nieustannej refleksji. Spór o człowieka, tym bardziej, że ten spór o człowieka, gdy chodzi o człowieka-chrześcijanina nabiera nowych barw. A my wiemy, że nawet chrześcijanin czasami umie się bawić swoim chrześcijaństwem, wykorzystując to do zupełnie innych celów Ale zobaczmy, jaki jest inny jeszcze tytuł książki - Myślenie w żywiole piękna. Człowiek jest istotą piękną. Ale piękno nie dotyczy tylko piękna fizycznego, psychicznego. Piękno dotyczy piękna duchowego. Widział Bóg, że było dobre, i widział Bóg człowieka, że był bardzo dobry. Piękny i dobry. To są dwa słowa, które dotyczą człowieka. W akcie stwórczym! I myślę, że te dwa ostatnie tygodnie, one szczególnie skłaniają nas do tego, by pochylić się nad pięknem człowieczeństwa. I to w wymiarach nie tylko indywidualnych - w wymiarach rodzinnych, w wymiarach małżeńskich, w wymiarach realizacji naszych powołań, które są tak bardzo zróżnicowane. Środowisko inteligencji - ono ma szczególne zadanie w społeczeństwie. Dlatego myślę, że prof. Tischner, podejmując tego typu refleksje, miał nas bardzo na uwadze. dzieję. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. I w tym duchu idzie refleksja Tischnera, wszechstronna refleksja, za którą jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Siostry i Bracia. I podsuwa nam inny jeszcze temat Tischner. Mianowicie podsuwa nam temat Polski kształt dialogu. On był mistrzem dialogu. Dialogu, który zakładał przede wszystkim świat wartości, bo jeśli wartości się pogubią, to i dialog się pogubi. Będziemy się sprzeczać, będzie to kłótnia o słowo, czego jesteśmy świadkami w ostatnich dniach w Polsce. Dialog musi być oparty na prawdzie, na uczciwości, na realiach, również politycznych, kulturowych, narodowych, chrześcijańskich. I trzeba przyznać, że Tischnerowi to się bardzo udawało. Nic więc dziwnego, że nieustannie wracamy do Tischnerowskich Dni po to, żeby przypominać sobie te jego, chciałoby się powiedzieć, takie duchowe zaklęcia: Bądź prawdziwy, bądź uczciwy, bądź człowiekiem pięknym. Pewnie rozłożyłby ręce i powiedział: to nie takie proste. To prawda. Tak się złożyło, że urodziliśmy się w jednym roku, ale potem zbiegły się nasze drogi, zwłaszcza kiedy studiowałem w Krakowie, on był rok przede mną święcony, on był święcony w 55, ja w 56, na kapłana. Potem pracowaliśmy przez 9 lat w jednym instytucie, w Krakowie, no a potem te przyjaźnie się pogłębiały, zwłaszcza kiedy Tischner ukochał sobie Gdańsk, Kaszuby, profesora Borzyszkowskiego, jego środowisko. To były długie, fantastyczne dialogi. Dziękujemy mu za to wszystko i równocześnie mamy nadzieję, że on, który w pewnym sensie wytyczył te drogi, zwłaszcza po roku 80... Nie możemy zapominać jednak o Etyce solidarności. Dzisiaj w tym środowisku dużo się dzieje, nie użyję przymiotnika, ale dużo się dzieje, i trzeba by niemalże podjąć jako książkę zobowiązującą CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 7 WSPOMINAMY ARCYBISKUPA GOttOWSKIEGO Fot. z archiwum Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego Etykę solidarności Tischnera. Etykę, która nie dotyczy tylko związków zawodowych, tylko solidarności narodowej, patriotycznej, odpowiedzialności politycznej, gospodarczej, szacunku dla ludzi, i tak dalej, i tak dalej. Siostry i Bracia, czas leci. Następny tytuł książki, nie według daty wydania, tylko według, uważam, ważności refleksji, to Nieszczęsny dar wolności. To jest tytuł nadany książce przez Tischnera. Trochę kiedyś z nim już dyskutowałem: - Józiu, dlaczego mówisz „nieszczęsny"? A on mówi: - Dlatego, że to jest zadanie. A zadanie się nigdy nie skończy. Zadanie, które człowiek otrzymuje w dniu przyjścia na świat albo w dniu poczęcia, ono się nigdy na ziemi nie skończy. Dlatego „nieszczęsny dar wolności". Wolności dziecka w stosunku do rodziców, wolności młodego człowieka, by kształtował swoją osobowość właściwie, według otrzymywanych talentów, i potem wolności człowieka dojrzałego, mądrze działającego w małżeństwie, w rodzinie, w świecie dziedzin: nauki, kultury i sztuki, zawsze kierując się prawdą i zawsze kierując się miłością. Taki on był. Dlatego nic dziwnego, że nieustannie wracamy do niego, dziękując Panu Bogu za to wszystko, co nam zostawił. Ale myślę, że nie wolno też jeszcze pominąć innych niektórych tytułów jego książek, mianowicie: W krainie schorowanej wyobraźni. Co to się dzieje z człowiekiem, że on wmawia w siebie zjawiska, które nie zawsze rozumie, ale które sobie formułuje według własnych wizji. Nieszczęsny dar wolności, ale równocześnie W krainie schorowanej wyobraźni. Myślę, że wyobraźnia jest pewnym elementem inteligencji. Dziękujemy Panu Bogu za to. Bez wyobraźni trudno sobie wyobrazić życie, ale równocześnie wyobraźnia kontrolowana intelektem i równocześnie sercem i odpowiedzialnością. Kiedy wnikamy w publikacje Tischnera, widać to znakomicie. To nie jest może jeszcze podsumowanie, ale myślę, że tytuł kolejnej książki, Polska jest ojczyznę, mówi sam 8 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 za siebie. Gdy patrzymy na 1050 lat historii naszej, by ograniczyć się tylko do daty chrztu, Polacy zawsze mieli tę świadomość. Polska jest ich ojczyzną. I to w całej historii, czy to w tej bronionej, Ojczyzny bronionej mężnie, czy też bronionej intelektualnie. Ja zawsze się wzruszam nad XIX wiekiem. Z jednej strony powstania - krwawe, dramatyczne - a z drugiej strony taka cudowna twórczość intelektualna, pisarska, poetycka, muzyczna, teatralna. Co my dzisiaj robimy dla Ojczyzny? - pytałby Tischner. Pewnie by się uśmiechnął pod nosem, by powiedział: dużo, bardzo dużo. Ale chwila obecna, w której żyjemy, wydaje się, musi nas szczególnie mobilizować do mądrej miłości Ojczyzny. Nie podzielonej, ale zjednoczonej. Nie kłócącej się, ale właśnie poszukującej wspólnej wartości dla dobra najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Tischner może tak górnolotnie nie mówił, bo on był człowiekiem, chciałoby się powiedzieć, prostym. Mnie się trochę za górnolotnie powiedziało, ale taka jest rzeczywistość. Rzeczywistość troski o Polskę jako Ojczyznę. Ciekawa rzecz. Na zakończenie chciałbym przywołać jeszcze jeden tytuł jego książki. Mianowicie Filozofia dramatu. Ja byłem mu bardzo wdzięczny, kiedy on podjął wykłady w Szkole Teatralnej, bo on wnosił do tej szkoły coś, na co studenci czekali. Ksiądz profesor? W Szkole Teatralnej? - On nie był aktorem. On nie był aktorem. On był myślącym filozofem. A przede wszystkim był odpowiedzialnym człowiekiem. On wczuwał się w rzeczywistość charakteru młodego człowieka, młodego artysty. Ale prawdę mówiąc, trzeba by podsumować wszystkie te cechy, które przywołaliśmy z jego książek, bo wszystkie one są ważne, poczynając od relacji człowieka z Bogiem. Myślę, że ta scena ewangeliczna z dzisiejszych czytań jest fantastyczna. Chciałbym prosić o to, żeby ją sobie jakoś zabrać ze sobą. Oto podrzucają Chrystusowi jedną kobietę, która pewnie nie była inicjatorką tych działań, tylko ktoś inny pewnie był inicjatorem. Ale ją przyprowadzili. „Taką trzeba kamienować". „No to rzucajcie kamienie". Wszyscy odeszli. Został tylko on i ona. „Nikt cię nie potępił?" To jest Chrystus, Siostry i Bracia. To jest Bóg. To jest miłość. To jest prawda. To jest człowieczeństwo. Panie, pozwól nam w tych dwóch zwłaszcza tygodniach, które pozostają do tego, by cieszyć się tryumfem człowieczeństwa, poprzez Chrystusowe zmartwychwstanie, i żebyśmy świadomością tego tryumfu człowieczeństwa mogli na co dzień żyć. Amen. Treść ostatniej homilii wygłoszonej przez abp. Tadeusza Gocłowskiego (13.03.2016 r.) WYDARZENIA m 12 marca br. minęła 85. rocznica urodzin zmarłego 16 lat temu ks. prof. Józefa Tischnera. Z tej okazji - z inicjatywy Instytutu Kaszubskiego i Stacji Naukowej PAU w Gdańsku a wspólnie z Europejskim Centrum Solidarności i Duszpasterstwem Środowisk Twórczych - zorganizowane zostały w dniach 9-16 marca kolejne Dni Tischnerowskie w Gdańsku. I Krakowie Dni Tischnerowskie organizowane są 'i 'l corocznie od 2001 roku. Nasze gdańskie Dni J J Tischnerowskie pierwszy raz odbyły się cztery lata później. Przyjęły one postać trzech Sesji Świętojańskich, zainaugurowanych z okazji odpustu św. Jana, związanych ostatecznie z trzema wielkimi postaciami naszych czasów - Janem Pawłem II, ks. Januszem Pasierbem i ks. Józefem Tischnerem. Zorganizowane zostały przez Instytut Kaszubski wspólnie z Nadbałtyckim Centrum Kultury i Duszpasterstwem Środowisk Twórczych w 5. rocznicę śmierci i 50-lecie kapłaństwa Księdza Profesora oraz w związku z 25-leciem narodzin „Solidarności". Nawiązaliśmy nimi do spotkań gdańskich z prof. Tischnerem, z których szczególnie mocno w pamięci zapisały się rekolekcje marcowe z 1995 r., jakie miały miejsce w Mestwinie, adresowane do świata kultury - dziennikarzy i artystów, ludzi nauki i plastyki, samorządowców i regionalistów. Owocem Dni z 2005 roku jest książka Pro memoria Ks. Józef Tischner (1931-2000). Filozof szczęsnych darów (zebr. i opr. J. Borzyszkowski, Gdańsk 2007). Następne Dni Tischnerowskie w Gdańsku zorganizowane zostały kilka lat później w Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance z inicjatywy jej ówczesnego dyrektora artystycznego, Kaia Buman-na. Niestety, nie znalazły one odbicia w zwartym druku. Stały kontakt Kaszubów i Pomorzan z podhalańskim i krakowskim światem ks. J. Tischnera wzmacniany jest od lat przez środowisko Szkół Tischnerowskich, skupione w Łopusznej, którego spiritus movens jest Kazimierz Tischner, najmłodszy brat Kapelana Związku Podhalan i „Solidarności". Uczestniczył on m.in. w 2010 roku w poświęceniu trwałego znaku pamięci o ks. Józefie Tischnerze i Marianie Kołodzieju w Łączyńskiej Hucie z udziałem ks. abpa Tadeusza Gocłowskiego, a wraz z zespołem folklorystycznym w Zjeździe Kaszubów w Pruszczu Gdańskim i na spotkaniach w KUL-u w Wieżycy. Naszym przyjacielskim kontaktom z Kazimierzem Tischnerem i myślą ks. Józefa towarzyszy skromne działanie na rzecz przyjęcia patronatu Kapelana Solidarności przez którąś ze szkół na Kaszubach, a kolejną na Pomorzu. (Jak dotąd takowe funkcjonują na ziemi pomorskiej jedynie w Wałczu i Toruniu!). Program tegorocznych Dni Tischnerowskich w Gdańsku obejmował: 9 marca (środa) w bibliotece Europejskiego Centrum Solidarności, w ramach cyklu „Gdańskie Wykłady Solidarności", spotkanie z Krzysztofem Czyżewskim, spiritus movens Fundacji Pogranicze w Sejnach i Międzynarodowego Centrum Dialogu w Krasnogrudzie, działającego pod duchowym patronatem Czesława Miłosza. Gość, będący nie po raz pierwszy w Gdańsku, mówił na temat „Obcowanie. Wobec kryzysu wspólnotowości" 12 marca (sobota) zapowiedziano opublikowanie w najpopularniejszych formatach cyfrowych (PDF, ePub, MAbi) w domenie publicznej, w ramach wolnych licencji, słynnego eseju ks. Józefa Tischnera Etyka solidarno- ści. • 13 marca (niedziela) w kościele św. Jana abp Tadeusz Go-cłowski w asyście ks. dra Bogusława Głodowskiego odprawił mszę świętą w intencji ks. Józefa, niejako z podziękowaniem Bogu za Niego i prośbą o więcej Tischnerów - podobnych Mu duchownych. Wspaniałe kazanie arcybiskupa Tadeusza zostało nagrane i udostępnione w internecie na stronie Duszpasterstwa Środowisk Twórczych (http://www.sw-jan.vn.pl/homilie. html) oraz spisane z myślą o publikacji na łamach „Pomeranii" (można je znaleźć na s. 6-8) lub „Actów Cassu-biana". Pod koniec mszy św. wybitny aktor Ryszard Ron-czewski odczytał wybrane przez siebie fragmenty ważnych tekstów ks. Józefa, współgrających fantastycznie z przesłaniem kazania Arcybiskupa. Po mszy św. prezes h.c. Instytutu Kaszubskiego gościł Arcybiskupa i pozostałych celebransów w Tawernie Kaszubskiej Me-stwin, gdzie wspominano ks. J. Tischnera i nawiązywano do współczesności. • 15 marca (wtorek) w ECS miała miejsce konferencja na temat „Praktyki godności i solidarności". Prowadzący ją Edwin Bendyk zrelacjonował ją na swojej stronie w następujący sposób: Niektórzy przeczytali ją po raz pierwszy, inni po latach. Mowa o Etyce solidarności Józefa Tischnera, najgłośniejszej jego książce - czy warto po nią sięgać dzisiaj? Od tego pytania zaczęliśmy niezwykle ciekawą dyskusję „Praktyki godności i solidarności" w Europejskim Centrum Solidarności. CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 9 WYDARZENIA Mm mmmm w" || >11 l||%Jii; Moi goście - Agata Czarnacka, Krystian Szadkowski (Praktyka Teoretyczna) i Sławomir Adamczyk (NSZZ „Solidarność") - zgodnie stwierdzili, że książka Tischnera nie straciła świeżości, choć przecież radykalnie zmienił się kontekst. Pisana w czasach narodzin Ruchu Solidarności, w komunistycznej Polsce odnosiła się do życia w realnym socjalizmie. Jak więc może odnosić się do realnego kapitalizmu? Tych punktów odniesienia jest kilka. Po pierwsze, jak sam tytuł wskazuje, osią rozprawy jest etyka, zwłaszcza etyka pracy lub inaczej etyka dialogu, rozmowy z pracą jako jedną z form dialogu. Właśnie to podejście powoduje, że Tischnera ciągle dobrze się czyta i wiele jego spostrzeżeń jest aktualnych w czasach, kiedy dialog, aktywność komunikacyjna są głównym sposobem wytwarzania wartości ekonomicznej. O tym jednak już wielokrotnie pisałem, rozmowa w ECS odsłoniła jeszcze jeden ciekawy wątek myślenia, jaki można wywieść z lektury Etyki solidarności. Dotyczy on sytuacji radykalnych, kiedy społeczeństwo rozpada się na fragmenty coraz trudniej z sobą się komunikujące i zamykające w kręgach solidarności mechanicznej, plemiennej, organizowanych i konsolidowanych jako forma obrony przed innym, obcym, potencjalnym wrogiem. Czy w takim zantagonizowanym społeczeństwie, gdy język używany w debacie publicznej dzieli ludzi na różne sorty, na bohaterów i zdrajców, można jeszcze się dogadać? W takim momencie Tischner przypomina, że dialog to nie tylko wymiana słów, lecz praktyka. Praktyka językowa, ale także praktyka działania polegająca na wchodzeniu w relacje współzależności, by razem wytwarzać dobro wspólne, nawet w najprostszym wymiarze. Dopóki nie pytamy przed ustąpieniem miejsca niepełnosprawnej osobie w autobusie, na kogo głosowała, jakiego jest wyznania, jakiej narodowości, dopóty ciągle trwa rozmowa. To uwagi na marginesie, bo rozmawialiśmy głównie o realiach świata pracy dziś i możliwości walki o godność pracy, o sile i słabości związków zawodowych i miejscach, gdzie właśnie na podstawie praktyki bycia razem powstawać mogą nowe „fabryki solidarności", które umożliwią skuteczniejsze zbiorowe działanie w obronie interesów pracowniczych. • 16 marca (środa) w ECS miało miejsce ostatnie spotkanie pt. „Tischnerowskie inspiracje", podczas którego na początku zaprezentowano film dokumentalny Adama Kinaszewskiego pt. „Góral w sutannie". Drugą część spotkania stanowił wieczór wspomnień o Józefie Tischnerze, połączony z odczytem fragmentów jego tekstów 10 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 i dyskusją wokół znaczenia Tischnera dla polskiej religijności, kultury oraz w czasie społecznych i politycznych przeobrażeń Polski. Bohatera wieczoru, spotkania moderowanego przez prof. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego, wspominali (wym. w porządku alfabetycznym): - Wojciech Bonowicz, poeta, publicysta i biografista ks. Józefa z Krakowa, autor biografii Tischner (2001) oraz m.in. książki Kapelusz na wodzie. Gawędy o księdzu Tischnerze (2010); - Józef Borzyszkowski, historyk i kaszubski drëch z Gdańska i Łączyńskiej Huty; - Mieczysław Ronkowski, prof. Politechniki Gdańskiej, zaangażowany w inicjatywy pamięci o ks. J.T., uczestnik Rekolekcji Tischnerowskich w Ludźmierzu i Łopusznej; - Kazimierz Tischner, brat i kontynuator dobrej roboty ks. Józefa, prezes Stowarzyszenia Drogami Tischnera. W trakcie tej swoiście panelowej dyskusji, w której tylko duchowo (z powodu choroby) był obecny także abp Tadeusz Gocłowski, przywołano m.in. postać (zmagającego się wówczas również z ciężką chorobą) ks. Jana Kaczkowskiego, bliskiego osobowości ks. Józefa. Uczestniczący w debacie słuchacze m.in. podziękowali za Dni Tischnerowskie i wyrazili nadzieję na ich kontynuację w latach następnych. Mówiono o tym więcej już w małym gronie organizatorów podczas kolacji z udziałem krakow-sko-łopusznańskich gości Dni, której gospodarzem był zastępca dyrektora ECS dr Jacek Kołtan. W lipcu br. grupa działaczy Stowarzyszenia Drogami Tischnera - przedstawicieli szkół Tischnerowskich będzie gościła dłużej na Kaszubach, mieszkając w jednym z ośrodków w Chmielnie. Ich opiekunem - organizatorem programu obejmującego m.in. spotkania w Łączyńskiej Hucie i Bytowie - jest członek Instytutu Kaszubskiego prof. Mieczysław Ronkowski. Na koniec warto przypomnieć tematy trzech Sesji Świętojańskich - ogólny program Dni Tischnerowskich z 2005 roku: Ks. Józef Tischner i etos inteligencji; Etos pracy i solidarności; Etos Polaka - etos Europejczyka. Wygłoszone wówczas referaty zamieszczono w Pro memoria. (...). Ich teksty nie straciły nic a nic na swej aktualności. Wydany w 2007 r. tom zawiera w cz. IV wspomnienia o ks. Józefie, m.in. nieżyjących już dziś: Izabelli Greczanik--Filipp, Stefana Figlarowicza, Adama Kinaszewskiego i abpa Józefa Zycińskiego, którzy również wpisali się w naszą pamięć o dawnej i niedawnej przeszłości. JÓZEF BORZYSZKOWSKI ZNORDË OM A W DËSZË MÖJI MUZYKA MORZA GRAJE... Wzalë góscyńca Lido w Jurace 17 maja fejrowelë më 79. urodzëznë Stolema Mariana Selina z Jastarnie, Piesniôrza rëbacczégô żëwôta, jak głosy titel z ti piakny leżnoscë wë-dónégö zbiéru wszëtczich donëchczas napisónëch przez niegö do-kazów. Zéhdzenié, w zapöwiescach i rôczbach pözwóné „Benefisa utwór-czi dzejnotë Mariana Selina", szëköwno prowadzył, pö bëlacku bëlno gôdającë, Artur Jablonsczi. Ön téż w skrócënku przedstawił żëcé a dokazë Selina i jesz przeczëtôł jegö szterë wiérztë: „Chca żëc", „Möja zemia - na Krowim Ögönie", „Nôdzeja niech nie gaśnie", „Môrze szëmi". W dzélu artisticznym czilenôsce frantówków bohatera pôtkaniô (m.jin. „Rëbackô robota", „Hô-lep, hô-lep", „Rëbôk w dôce", „Psot-nô kózka") spiéwelë - solo abö we dwoje - Stolemka Aleksandra Kucharskô-Szefler (sopran) i Wöjcech Winnicczi (tenor). Akóm-paniowôł jima na akórdionie Cezari Pôcórk; wôrt dopöwiedzec, że piesniczczi Selina uczëlë më w czekawi aranżacje tego prawie ar-tistë. Ö muzycznëch dzejaniach jubilata pôwiôdała zćńdzonym Stolemka Witosława Franköwskô. Öna téż wëbrała dlô Jablonsczé-gö wiérztë i usôdzczi, jaczé zaspiéwelë a widzało ôdegrelë spiéwôcë, miała téż stara ö to, cobë öne wëbrzëmiałë w jastarnicczi gwarze kaszëbsczégö jazëka. Piesniodzeja Selin, nimö cażczi chöroscë, jakô gö maczi, rëszno uczastnicził w swöjim swiace: öd dôwaniô pödpisënków w swöji nowi ksążce przed rozpöczacym benefisu (a réga na nie żdającëch bëła baro długô!), przez dopöwiescë öbczas Artura ömôwianiô jegö biografie i utwórstwa, pô szpörtowné kôrbienié z lëdzama, jaczi na kuńcu, ale czedë jesz sedzôł na binie, na chtërny przódë Jablonsczi z nim prowadzył rozmowa, głośno skłôdelë mu żëczbë (bëlë to m.jin. pucczi wi-cestarosta Tomôsz Herrmann i dr Antoni Kónkel z Jastarnie). Okróm wielnëch krutów kwiatów a snôżich darënków, m.jin. kaszëbsczégö tłómaczeniô Pana Tadeusza öd samégó przełóżcë, jedurny piesniôrz rëbacczégö żëwöta z Hélsczi Kösë dostôł téż öd Marszôłka Pömörsczégô Województwa Medal „De nihilo nihil fit". W miono gospodarza naji zemi dół go jemu direktór Muzeum Kaszëbskô-Pômörsczi Pismieniznë i Muzyczi. BC, ÖDJ. R. STRUCK Ksążka Marión Selin piesniôrz rëbacczégô żëwôta wëdało latoś Muzeum Kaszëbskô-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi wespół z Wëdówizną Region. Dëtczi na ji wëdrëköwanié dołożëlë: Miejski Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji w Jastarni, Starostwo Powiatowe w Pucku i Stowarzyszenie Turystyczne „Kaszuby Północne". Publikacjo (z chtërny póchódzy cytowónó tuwó wiérzta) mô taczé dzéle: wstąp autorstwa Daniela Kali-nowsczégó pt. „Szkice, portrety i pejzaże. O literaturze Mariana Selina", Kaszëbsczé wiérztë, Kaszëbsczé pieśni, Wiersze polskie, Kaszubskie widowisko rybackie „Bro-duzë", Proza, przëszëköwóné przez Witosława Frankowską Źródła muzyczno-literackie, Słowniczek (kaszëb-skó-pólsczi) Strądowé stegnë Tu stopë moje wëdeptalë stegnë, gdze starków naszich odwieczny óstól słód, gdze sosnów pnie mörzczé wiatrë skrącalë, na strądze stôwôl nasz rëbacczi bôt. Pöd duną pastew biôlô brzoza stôwala, wërostôl mlodégó dabu krzôk, w podmuchu wiatru paple szëmialë, a w krój sa cësnie dënëdżi żoch. Dalek na morze öczë móje zdrzalë, jak szaré miéwë wëglodnialé krziczą, a stopë móje dërch dali dreptalë, po Stegnach piósków biôlëch jak sniég. Te strądowé stegnë mie dali prowadzą, a w dëszi móji muzyka mórza graje. Strądowé stegnë niech sa nama gładzą, a mórzczi wiater nas do morza gnaje. CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 11 H HM Hf Wszëtkö sa zaczało ju w maju 2007 roku, czej Dawid Szulëst (David Shulist) raza ze swójim drëcha i pół-brata Edim Szczipióra nawiedzëlë pömörsczé Kaszëbë. Jich pierszé zetkanié z kaszëbską zemią bëło w Baninie przed chëczama Elżbiétë i Eugeniusza Prëczköwsczich prawie tej, czej wstôwiónô bëła sztaturka Matczi Bósczi Królewi Kaszëb do przëchëczowi kaplëczczi. Ny dwaji gôsce pömôgelë tej zarô przë ji móntowanim. Ten ösoblëwi sztócëk na wiedno zapôdł w serca dwuch bëlnëch Kaszëbów zeza wiôldżi wödë. Pötemu, czej bödôj ju nastapnégó dnia zajachelë do Swiónowa, bëlë ju gwës, że prawie ta Matinka bë mia bëc w bëlny spösób téż achtnionô i utczonô w jich kanadijsczi tatczëznie. RÉZË REPLICZI SWIÓNOWSCZI PANI PÔ KASZËBACH W PÔLSCE Wnetka do Swiónowa zaj achało wikszé karno z Kanadë raza z ksadza Mervina Coulasa. Przédnika zôs béł Dawid Szulëst. Kö to dëcht ön je nôpierszim budownika möstu drëszbë midzë Kaszëbama z Pömörzégö i Kanadë, co östôł symboliczno za-rzeszony w Żuköwie w 2008 roku. W tim sarnim roku bëła wiôlgô roczëzna 150 lat kaszëbsczégö osadnictwa w Kanadze. Tej prawie, na ny wiôldżi fejrze, sa zrodzą deja, żebë w centralnym köscele kanadijsczich Kaszëbów w Wilnie na tronie stanała snôżô replika Swiónowsczi Pani, co ôstałabë wëżło-bionô na Kaszëbach, przez kaszëbsczégö artista. Dokôz ukuńczony östôł łoni w czerwińcu. Zrobił gö Cze-słôw Birr z Mscëszejc, co ju mô taczich replików wëkumóné kol 40. Prawie pod kuńc czerwińca i na początku lepińca bëło tu zôs karno Kaszëbów z Kanadę. Jak terô köżdégö roku zaja-chało ono do Swiónowa. Tam proboszcz Eugeniusz Grzadzëc-czi, Danka Kobiela - przédniczka partu KPZ w Swiónowie, Artur Jabłońsczi, dwóje kaszëbsczich dzótków i niżi pódpisó-ny jakno inicjator całi sprawë przekôzelë jima na sztaturka. Figurka östa póswiaconó na ódpusce 19 lepińca przez biskupa pelplińsczegó Riszarda Kasyna. Öd te czasu sztaturka rézowa pó Kaszëbach. Wiele lëdzy ród z Nią sa robiło ódjim-czi, chtërne wësélóné bëłë zarô do Kanadë. Öd lepińcowegó pöswiaceniégö dérowało rëchtowanié do Ji wanodżi za wiólgą wóda. Robota wzął na swój chrzebt part Kaszëbskó-Pómór-sczégó Zrzeszeniô w Baninie. Termin wëznaczony östôł na latosy mój. Ko wiedno w tim czasu je Kashub Day w Kanadze. Tak przepadło to wejle latoś na 7 maja, a wprowadzenie szta-turczi do kóscoła na 8 maja. I JI WANOGA ZA WIÔLGĄ WÖDA Réza zaczała sa 30 łżëkwiata. Jesz tego wieczora ósmënósce Kaszëbów stanało na fligerplacu w Toronto i zajachało do Hamilton, do naszich bëlnëch drëchów z karna muzyczno--wókalnégó „Lëdowó nóta". Jego przédnik Słówk Dudalsczi je nóleżnika partu KPZ w Baninie, temu baro sa wprzigł do pómöcë, a z całim karna wëjachôł na sobota i niedzela na ka-nadijsczé Kaszëbë, żebë snóżim spiéwa ubógacëc uroczëznë. W pöniedzôłk z rena żdôł ju autobus, żebë jachac na Kaszëbë. Muszół przedërchac köl 400 kilometrów. Wieczór bëlë më na placu gorąco witóny przez swójińców. W nastap-nëch dniach më zwiedzëlë nówóżniészé móle Kaszëb: trzë kóscołë w Wilnie, Barry's Bay i Round Lake, smatórze z kaszëbsczima leno nôzwëskama, zabëtczi, farmë, wôżné place, a nawetka drodżi, jak Opeongo Road, chtërną szlë piechti Kaszëbi półtora wieku temu, żebë budować so chëczë w tëch daleczich lasnëch i jezórnëch stronach. W dzeń czwiórtkówi bëła wanoga do stolëcë kraju, Öttawë, a w ni obżeranie parlamentu, në i muzeum wójnë, do chtërnégö zaprowadzył nas Dawid Narloch (David Norlock) - Kaszëba, co tam mieszko ju drëdżé pokolenie. Nôwôżniészé bëłë dwa óstatné dni. Wiôldżé to bëło przeżëcé, czej baro uroczësto wnoszono bëła sztaturka Królewi. Nioslë ja Elżbieta i Eugeniusz Prëczköwscë. Kóle nich trzë uczenczi z żuköwsczégö gimnazjum, co jachałë w nódgroda za bëlné uczenie sa kaszëbsczégó jazëka. Slódë néga kaszëbsczi delegacji. Kóle wółtôrza figura na swoje race wzalë Margaret i Zigmund Biernaskie, co na Kashub Day ogłoszony bëlë królewą i króla Kaszëb. To taczi nowi zwëk, kóżdé-gó roku praktikówóny. (Téż tej ogłoszony są ksążniczka i ksąża Kaszëb za bëlné dokôzë wësziwkówé). 12 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 MÖST DRËSZBË Köscelny uroczëznie towarzëlë môlowi Kaszëbi, nôwicy z Wilna i Barry's Bay, ale téż z Öttawë i Toronto a jinszich mia-stów, Rińcowie Kolumba (Knights of Columbus), wszelejaczé stowôrë, co tam dzejają, w tim ösoblëwie Wilno Heritage So-ciety, co dbô ö kaszëbską spôdköwizna. Në a na churze molowi spiewôcë i „Lëdowô nóta". Jo jesz nigdë nie czëła tak snôżo wëkônónëch pieśni. Cos niepójatégó. Jedne jô czëła dëchtpierszi rôz w żëcym - wzdicha Wanda Lew-Czedrowskô. Nót je do-pöwiedzec, że chur spiéwôł marijné piesnie pö kaszëbsku, a le jedna pö anielsku. Baro wiele pomogła téż parafialnô rada i nowi proboszcz ks. Jan Wądołowsczi, jaczi przeszedł do ti parafii jesenią łońsczć-gó roku pö ks. Wójcechu Błachu, baro bëlno zapisónym tam kóle rozwiju kultu Królewi Kaszëb. Ks. Błach béł rôz przëja-chóny do Swiónowa, a jak ödchôdôł z ti parafii (są tam ksaża óblacë, chtërny są tam kadencyjno), östawił snôżą tôfla z öd-niesenim do Kaszëbsczi Królewi i z nôpisa papiesczich słów „Böże pömagôj". Uroczëzna bëła przez biskupa pelplińsczćgó oficjalno wpi-sónô w jubileusz 50-lecégó körunacji Matczi Bósczi Swiónow-sczi na Królewą Kaszëb. Biskup napisół specjalny lëst w jazëkach pölsczim i kaszëbsczim. Tam - w kôzanim - béł ön ödczëtóny pö anielsku. Hewó jego tresc: Przewielebny ksaża rozmajitëch urzadów i kôscelnëch tczëwôrtnotów, kôchóny Kaszëbi i mieszkańce Kanadë, drodżi uczastnicë uroczëznë wprowadzeniô kôpii figurë Matczi Bôsczi Królewi Kaszëb do Wilna w Kanadze! Historio je pamidcą pókólenió w. (...) Baro wësok so uwôżómë pamiac swójich pöprzédców. Brzada tego są zjazdë Kaszëbów, wiedno spartaczone z bëcym na Mszë swiati. Do taczich gwësno téż przënôlégô to zeńdzenić, jaczé wpisywô sd w fejrowanié 50. roczëznë papiesczi körunacji Królewi Kaszëb ze Swiónowa. Waja wiara, trzimaniésa tradicji ijazëka są snôżim świadectwa patrioticzny pöstawë dlô Kaszëbów w Polsce - zemi Wajich pra-starków. Jo jem baro ród, że jakno kanadijsczi Kaszëbi tak belno roz-wijóta kult swóji Królewi, a dbające ó swoja pólskósc i przewiązanie do kaszebsczi tradicji, wa, köchóny, óstówóta wëtrwałima przestójnikama prówdzëwie chrzescejańsczćgó rozmienió człowieka (...). Gruntowne poznanie kaszëbsczi kulturë, chtërnaje zakorzeniono w miłoce do Boga, może Warna pomóc w taczim wërégówanim spólëznowégô żëcégó, że mdze ono budowanim moralnego porządku na nôbëlniészich chrzescejańsczich wórt-notach. Më wiémë z historii Stórégó Testameńtu, że dzecë sa rodzëłë na kolanach starków. W ti przenośni, jakô ukózywó wëchówaw-czi dzel starszegopókólenió co do mlodëch (...), je ujató mądrość ti pedagódżiczi, jako nie dopuszczó młodégó pókólenió do rej-nowaniégó tradicji tatków, a starsze pokolenie sa uczi szacënku dló młodszich. Jo baro zëcza, żebë kaszëbsczé zjazdë i zéndzenia ugwësniwałë prówdzëwą łączbd pököleniów. Niech uczą mądroscë, co płënie z historii, niech uczą ódpówiedzalnotë za czas, jaczi óstówó na nowo zadóny kóżdému nowémupókóleniému. (...) Z serca jó Warna wszëtczima błogósławia i zawiérzóm óradownictwu i opiece naszi Swiónowsczi Pani. Mszô bëła w wiôldżim dzélu pö kaszëbsku. W rodnym jazëku módlëtwë wiérnëch czëtałë trzë dzéwczata: Agnészka, Patricjô i Emilka. Elżbieta Prëczköwskô i Eugeniusz Ró-szkôwsczi mielë czëtania, a môlowi organista Gordon Lorbec-kie snôżo zaspiéwôł psalm. Dëcht przed wëjazda na anielsczi przedolmaczonô östa swiónowskó nowenna. Równak ji kuń-cowô mödlëtwa östa w rodny mowie. Z nią bëlno sa póradza Wanda Lew-Czedrowskô. Nen sóm tekst pół wieku temu wë-głosył na kórunacji Jan Trepczik. ZEŃDZENIA MŁODËCH Më jesmë pod wiôldżim wrażenim tego, co më tu uzdrzałë. Ko tuje takfejn, że szkoda odjeżdżać. To wnet nie je do rozmienió, że më sa tu mógłë dogadać po kaszëbsku, a czëtanié w kóscele bëłë dló nas wiólgą érą - gôdałë ze skrëszenim młodé Kaszëb-czi. Jich réza mia pökazac, jaką wiôlgą wôrtnotą je kaszëbizna. Kó dzaka ni prawie ótemkła sa jima möżnota jachaniô za wiôlgą wöda. Dzéwczata spötkałë sa téż w piątkowi dzćń z ró-wienikama w High School w Barry" s Bay. Bëło to baro miłé zeńdzenić. Tamecznô młodzëzna dowiedzą sa wiele o Kaszëbach - tatczëznie jich przodków. Chto wić, może wnet jedny z nich przërézëją do nas. Ô to nama prawie chódzy - wëjôsniô direktorka Gimnazjum nr 2 w Żukowie Mirosława Żołna, chtërna baro sa włącza w réza trzech dzéwczat. Më bë chcelë, żebë kanadijskó mło-dzëzna u nas mógła sa uczëc kaszëbsczégó, a naszi tam wzmóc-niwac anielsczi jazëk - dodówó. Je to baro möżebné, że wnet tak mdze. Tim barżi, że gmina Madavaska Valley ze stolëcą w Barry' s Bay je möcënkö zacze-kawionó sztramówanim mostu drëszbë. Ödbëło sa specjalne zeńdzenić w urządzę z radnyma. Przédnik radë o swójsczim nôzwësku Ernie Peplinskie po kaszëbsku ju ni może gadać, ale Kaszëbą je mocnym i konieczno chce jesz latoś zajachac na Kaszëbë pierszi róz w swójim żëcym. Östatnym akta bëcégó na Kaszëbach bëło pöswiacenié drëdżi sztaturczi Matczi Bósczi Swiónowsczi. Ta całć nasze karno w darënku dało Dianie i Dawidowi Szulëstóm. Ks. Jan Wądołowsczi w niedzćlny wieczór póswiacył na figurka. Terózka je nópiaknićszą ozdobą chëczówkanadijsczégó króla Kaszëbów. EUGENIUSZ PRËCZKÖWSCZI ÔDJ. M. GÔRLIKÖWSCZI KASZËBSKÔ DELEGACJO Zbigórz Bëczkówsczi z Łaczëc, Macćj Czópiewsczi z Somonina z córką Julią, Wanda Lew-Czedrowskó ze Stażëcë, Ma-rión Górlikówsczi z Banina, Mario i Zdzysłów Jarzabińsce z Żukowa, ks. Zbigórz Kulwikówsczi z Żelëstrzewa, Elżbieta i Eugeniusz Prëczköwscë z Banina, Andrzej Reglińsczi z Somonina, Grażina i Eugeniusz Rószköwscë z Borkowa, Zbigórz Richert z Somonina, Danuta Tocke z Dabógórzćgó i trzë uczenczi z Miszewa: Agnćszka Kąkol, Emilio Ptach i Patricjô Kwidzyńskó. CZERWIŃC 2016 / POMERANIA /13 KASZËBIW PRLU Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta dzél 3 WEDLE AKTÓW Z ARCHIWUM INSTITUTU NÔROONY PAMIACË Cząd czerowaniégö przez Bruna Richerta pówójnową „Zrzeszą Kaszëbską" je prawie tim czasa, dzaka chtërnému stół sa ôn znóny jakno dzejôrz kaszëbsczi rësznotë. Béł ön tedë przędnym publicystą pismiona i pisôł wiele wstapnëch artiklów, w jaczich wërazywôł pözdrzatk redakcje na rozmajité sprawë. NADCYGÔ NOWÔ JAWERNOTA Pamiatac muszimë w tim môlu, że w czasu, czej mögła jesz wëchadac „Zrzësz", kómunysticznó Polsko Robotniczo Partio (PRP, pól. Polska Partia Robotnicza, PPR) ni mia jesz w swójich rakach całego przédnictwa nad pólsczim państwa. Dzejało tej Pólsczé Lëdowé Stronnictwo (PLS, pól. Polskie Stronnictwo Ludowe, PSL), chtërno bëło przédną öpözycjową partią i zdrzódła jaczis nódzeje na prziń-dnota dlô lëdzy ó procëmkómunysticz-nëch pózdrzatkach w Polsce. Ökróm tego kaszëbsczi dzejarze wcyg jesz, przënômni w jaczims dzélu, wierzëlë, że nowó, odrodzono pö II światowi wojnie „demókraticznó" Pólskó badze dló Kaszëbów lepszo ód ti przedwójnowi, to je „sanacjowi". Mógłë kąsk zmócniwac w nich ta wiara téż oficjalne wëstąpie-nia przedstówców pólsczich wëszëznów, chtërny zagwësniwelë mieszkańców kaszëbsczi zemi ó swój im żëcznym do nich ódniesenim. Bëlnym przikłada czegoś taczégó może bëc przemowa, jaką w stëczniku 1946 r. wëgłosył w Wej rowie do uczastników I Kaszëbsczégó Kongresu Minyster Wiadłów i Propagandę (pól. Informacji i Propagandy) Sztefón Matuszewsczi. Móżno belo tej uczëc ód niego midzë jinszima, że Kaszëbi trzi-melë straż nad pólsczim morza, trwelë przë swój ich zwëkach, mowie i że są kureszce awangardę pôlsczégô nôrodu. Dejade czas „wölnotë" dzejanió miół sa skuńczec i to dosc chutkó. Sygło blós, że kömunyscë póczëlë sa pewny kole kuma a pó dobëcym w referendum z półowë 1946 r. i w welacje z początku 1947 r. mielë ju całé przédnictwó kraju w swójich rakach, a zlëkwidowónô ósta „Zrzësz Kaszëbskô" i wszëtczé jiné nie-zanóléżné ód wëszëznów organizacje ë stowórë, dló chtërnëch ju nie bëło placu w „nowi jawernoce". WICHLËJĄCY SA PUBLICYSTA I REDAKTOR „ZRZESZË KASZËBSCZI" Równak czej B. Richert béł jesz przędnym redaktora „Zrzeszë", czas nen béł jesz niedaleką pro wdać, ale jesz wcyg przińdnotą i przez jaczis czas móżno bëło jesz cos na kaszëbsczim gónie robie. Jak w ti sytuacje wëzdrzało Richertowé czerowanié cządnika? Z jedny stronę miół ón stara o to, żebë zagwësniwac nowé „demókraticzné" wëszëznë Pól-sczi, że Kaszëbi są w ódniesenim do nich lojalny. Muszół ón to zresztą robie, jeżlë chcół, żebë gazéta na ógle wëchóda. Z drëdżi starnë pódsztrëchiwôł przewiązanie kaszëbsczégö lëdu do katolëcczi wiarë i to, że kaszëbskô kultura je czims apartnym, chóc krewnô je ôglowôpôlsczi kulturze. Widzymë tej, że jakno publicysta B. Richert wichlół sa. Wôżné bëło dló niegó, żebë nie „pódpadnąc" wëszëz-nóm, jak téż to, żebë ród bëlë kaszëbsczi czetińcowie gazétë. Temu téż widzymë w jego tekstach baro ösoblëwé spartaczenie pöpiarcégö dló „pólsczi demokracje" z katolëcką wiarą ë autonomią kaszëb-sczi kulturë. Bëłë to rzeczë, chtërnëch, jak pókóza historio, nie dało sa półączëc w tamti sytuacje najégö kraju i regionu. Pó wiele latach Tadeusz Bólduan w swój i ksążce pt. Nie dali się złamać tak óglo-wó scharakterizëje bohatera tego tekstu: Richert nie béł pasownym człowieka na stanowiszczu przédnégö redaktora (...). Nie béł rozëmnym pôlitika, szlachôwôł barżi za herszta, chtëren sedzącë za biór-ka, dirigôwôł swôjima pôzdrzatkama bez partiturë i lasczi dirigenta. Chwiejnosc pôzdrzatków zamkłëch w publicystkę bëła charakteristiczną znanką Richerta i cządnika, chtërnym czerowôł. Do kuń-ca żëcô (...) béłfantastą, co żił w świece omanów. Zmësliwôłfaktë i nafarwny ôrt je interpretowôł a że rozmiôł opowiadać przekonywająco, tej dzaka pômôcë gazét-ników spisywôł nié wiedno prôwdzëwą historia kaszëbsczi rësznotë i gwôsną biografia'. To slédné zdanié ódnôszô sa wiera midzë jinszima do artikla, jaczi pöd sóm kuńc Richertowégó żëwóta, to je w 1989 roku, ukôzôł sa w „Pomeranie". Je to dwadzélowi dokóz Riszarda Cemińsczćgó, jaczi miół titel „W pó-jedinczi pamiacë" (órig. pól. „W pojedynczej pamięci") a chtëren béł brzada kôrbieniégö jego autora z dównym przędnym redaktora „Zrzeszë". Sóm Richert żił tedë w Mscëszejcach a wedle dbë R. Cemińsczćgó béł nówiakszim gazétnika w dzejach kaszëbsczégö ga-zétnictwa. W tim molu równak, skórno ju pókóza sa sprawa prówdomówno-scë Richerta, w jaką nić za baro wierził T. Bólduan, wórt zwrócëc chóc na chwila uwóga na to, jak ta prawie znanka charakteru swojego wiadłodówócza óbtak-sowiwelë w 50. latach XX wieku fónk-cjonariuszowie bezpieczi, chtërny mielë z nim w tim czasu dosc tëlé do uczinku. Z 13 gódnika 1956 r. póchôdô dokument, z chtërnégó móżemë sa wëdo-wiedzec, że trzeji ubówcë niezanóléżno ód sebie doszlë do swiądë, że B. Richert 1 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzaté z pölsköjazëköwëch ksążków i zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Förmella. 14 POMERANIA KASZËBIW PRL-U nie béł prawdomówny i miôł zgrôwa do cëganieniô (pöl. „tendencje do naciągania"). Widzec tej z tego, że nié wszëtkö, co zamkłé je w rozmajitëch relacjach i wëpisónëch przez B. Richerta papio-rach, zasłëgiwô na wiara. A sprawa, ö jaczi tuwó pisza, mô baro wiôldżé, möże drist rzeknąc spödlowé, znaczenie dlô historika, co bë chcôł bëlno a rzetelno opisać zapëzgloné żëcé dôwnégô przédnégö redaktora „Zrzeszë". Czej wié sa tak cos, tej musz je bëc ösoblëwie ostrożnym przë wëzwëskiwanim taczich zdrzódłów. A pamiatac muszimë, że w aktach, na chtërnëch w nym teksce sa öpiérómë, wiele je materiałów, co są roz-majitégö zortu (m.jin. żëcopisë, öswiôd-czenia) dokumentama zrëchtowónyma przez samégö B. Richerta. Tak tej jego osobisto utcëwöta (abö téż ji felënk), jak téż żëcowô sytuacjo w tim czë jinym czą-dze żëcégö mialë wiôldżi cësk na to, co zamkłé je w tëch papiorach, i na to, kuli je w nich prôwdë. ...WËBRÔŁ CZERËNK CZĄDNIKA „DZIŚ I JUTRO" A STOWÔRË PAX Chcemë le równak wrócëc do „Zrzeszë Kaszëbsczi" w czasu, czej czerowól nią jesz B. Richert. Wspöminô ón ten cząd w rëchtowónëch dlô bezpieczi papiorach. Na przëmiôr w ópisanim swóji pöliticzny dzejnotë, jaczé napisôl dlô urzadu bezpieku w 1949 r„ wëczëtac möżemë rnidzë jinyma, że na tim stano-wiszczu (przédnégô redaktora „Zrzeszë" - S.F.) prowadzył jem pôlitika dzélnico-wöscë. Przëznôwóm sa téż, że chôc oficjalno nie bél jem nôleżnika P[ôlsczégô] L[ëdowégô] S[tronnictwa] - trzimôłjem z nim i czerowôł jem pismiona w dëchu krëjamny opozycje. Jesz wiacy nalézemë na ta téma w wëzwëskiwónym ju w nëch artiklach żëcopisu zrëchtowónym przez bohatera negö tekstu 10 séwnika 1953 r. Möżemë sa z niegö wëdowiedzec tegó, że nôleżnicë redakcjowégö karna „Zrzeszë" mielë Richerta za przédnika, jaczégô na-rzucëło Minysterstwô Wiadłów i Propagandę a chtëren bél cëzy rësznoce zrzeszińców. Z drëdżi równak starnë miôł ön swiąda tegö, że bél potrzebny cządnikówi jakno publicysta i temu téż béł ón lëdóny (w pól. znaczenim „tolerowany") przez wespółrobötników. Dali pisôl ón, że czej nalezlë jesmë sd na kôn-serwatiwnëch stanowiszczach (pöl. örig. „na pozycjach zachowawczych") i legalny opozycje, szukôłjem wińdzenió z sytuacje. Tedë blëżi pöznôłjem czerënk „Dziś i Jutro". Zrozmiôł jem, że tuwô nalôzłjem (...) widzymë w jego tekstach baro ösoblëwé spartaczenie pöpiarcégö dlô „pölsczi demokracje" z katolëcką wiarą ë autonomią kaszëbsczi kulturë. Bëłë to rzeczë, chtërnëch, jak pökôza historio, nie dało sa pôłączëc w tamti sytuacje najégô kraju i regionu. richtich czerënk. Zaczął jem pöliticzną linia „Zrzeszë" czerowac na te kôłoważa. Dôwelë jesmë ôddrëczi z „Dziś i Jutro", tedë pôtkôljem sa zprocëmnotą kolegium ë całégô karna „Zrzeszë"; w kuńcu östôl jem przëmuszony do ustąpieniô z czero-waniô redakcją. Nalinelë na mie, żebëjô przeszedł na strona PJôlsczégôJ LJëdowé-gôj S[ tronnictwaj. Nie dół jem sa i to bëło przëczëną szachrów-machrów procëm mie ë usëniacégô mie [ze stanowiszcza przédnégö redaktora]. W tim molu musz je wëklarowac, czim bëło „Dziś i Jutro", ö jaczim pisôł w swój im dokumence B. Richert. Taczi prawie titel nosył cządnik, co ukózywół sa ód 25 lëstopadnika 1945 r. Tworzony béł ón przez lëdzy, co mielë prówdac katolëcczi pózdrzatk, ale chtërny dzaka „póliticznému realizmowi" oficjalno uz-nelë socjalisticzny ustów w Polsce. Strzo-dowiszcze, jaczé twörzëło i wëdôwało ta gazéta, zdebło późni usadzëło Stowóra PAX (pól. Stowarzyszenie PAX), to je ka-tolëcką organizacja, co dobrze i lojalno ódnósza sa do kömunysticznëch wëszëz- nów. Dzaka temu stowóra ta udosta ód przédników „lëdowi" Pólsczi dosc tëlé autonomie. Mogła na przëmiór wëda-wac gwósné gazétë, prowadzëc gospodarczą i wëdôwną dzejnota a nawetka czerowa kóncesjonowóną katolëcką szkołą pod wëzwanim sw. Augustina w Warszawie. Séwnik 1953 r. béł w żë-cym Richerta czasa, czej chcół ón skuń-czëc warający ód 1949 r. cząd tacenió sa przed bezpieką w różnëch dzélach Pólsczi (wiacy ó tim napisza w pózniészich dzélach ny rédżi artiklów) i „ujawnił sa" ón tedë prawie w warszawsczi sedzbie Stowôrë PAX. Dostół ón tej robota w nadczidniatim kąsk wëżi „paksow-sczim" óglowósztółcącym liceum pód wezwanim sw. Augustina i etat w redakcje wëdôwónégö przez ta organizacja cządnika „Słowo Powszechne". Widzec je tej, że czerënk, jaczi wëstapówôł w PAX-u, béł dló B. Richerta cekawi. Szlachuje ón téż w jaczims dzélu za tim, co zamkłé je w jego publicystkę jakno przédnégö redaktora „Zrzeszë Kaszëb-sczi", to je za chacą pógódzenió pópiar-cégó dló pówójnowi „demókraticzny" Pólsczi z katolëcczim pózdrzatka. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgo partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. POMERANIA 15 STANISŁAW SALMONOWICZ W dobie PRL-u wiedza o tym, co się działo w Związku Radzieckim, była niezwykle zróżnicowana. Propaganda komunistyczna natrętnie budowała obraz szczęśliwego, bogatego kraju budującego socjalizm. Fakt, że to Armia Czerwona odniosła główne sukcesy w walce z Niemcami, był argumentem nie bez znaczenia w Polsce, choć naruszały go obrazy „sołdatów" zapamiętanych z lat 1944-1947: brudnych, zaniedbanych, pijanych rabusiów i prymitywnych w sposobie bycia ludzi, dla których każda kobieta była łupem. Nie dbali w toku wojny ani o własne, ani o cudze życie. Ludzie zza Bugu - Polacy nazywani wówczas repatriantami, dobrze wiedzieli, kim byli bolszewicy, jak wyglądała rzeczywistość radziecka. Podobnie wiedzieli o tym wracający do Polski żołnierze armii Andersa, którzy - podobnie jak wielu akowców - przeszli przez piekło obozów sowieckich. Rzecz jednak w tym, że choć nie brakowało w Polsce ludzi, którzy wiedzieli, jak wyglądało życie w Rosji, to przecież swej wiedzy nie upowszechniali, bali się mówić o swoich przeżyciach nawet najbliższym osobom. Paradoksem powojennym był fakt, że bardzo wielu polskich komunistów, którzy wracali do Polski z Rosji z Armią Czerwoną, nieraz boleśnie na własnej skórze odczuło realia tego reżimu, co nie przeszkadzało jakoś w ich zapale budowania polskiej rzeczywistości na wzór sowiecki. Jedno jest pewne, że w tych częściach Polski powojennej, gdzie gros nieszczęść wywołali Niemcy - Wielkopolska, Pomorze i Śląsk - niewiele w gruncie rzeczy wiedziano o realiach życia w Związku Radzieckim. Dla wielu choćby Kaszubów zetknięcie z okrutnymi metodami „wyzwalania" przez czerwonoarmistów był to szok niespodziewany i często niepojęty. Gwałty i zbrodnie Armii Czerwonej nieraz sobie tłumaczono jako uboczne, nieuniknione, ubolewania godne efekty straszliwej wojny. Po wojnie najważniejsza była propaganda, fotografie z reguły „wirtualne" wobec rzeczywistości, artykuły pochwalne, książki opiewające wspaniałe społeczeństwo radzieckie. Nawet kiedy - po roku 1956 - służbowo czy w ramach wyjazdów turystycznych (tak zwane „pociągi przyjaźni") jechano dość często do Kraju Rad, to tylko nieliczni mogli zobaczyć coś poza oficjalnie im oferowanym pobytem na Krymie, odwiedzinom Moskwy czy Leningradu, okazjami do interesujących zakupów, co było tolerowane przez władze w tych ramach. Kontaktu jakiegokolwiek z życiem przeciętnego Rosjanina z reguły nikt nie miał. Dodajmy, że Rosjanie po ponurych doświadczeniach epoki stalinowskiej wiedzieli, że nie należy rozmawiać poza oficjalnymi spotkaniami z cudzoziemcami, nawet jeżeli byli to cudzoziemcy z tzw. demokracji ludowych. Po śmierci Stalina nie było już fal masowego terroru, ale nadal kontrola NKWD ciążyła nad całym krajem. Dziś wiemy o tych sprawach wiele: liczne wspomnienia polskie czy rosyjskie, bogata literatura naukowa, zwłaszcza ostatnich dwudziestu lat. Jakże owe realistyczne szczegółowe opisy życia codziennego różnią się od propagandy minionych lat. Także w Polsce śpiewano przy każdej okazji różne bałamutne pieśni radzieckie, by wspomnieć tylko znaną od 1936 r. (kiedy terror stalinowski szalał na każdym kroku) pieśń o ojczyźnie: Rozległy jest mój kraj ojczysty Wiele w nim lasów, pól i rzek. Nie znam takiego drugiego kraju, Gdzie tak swobodnie oddycha człowiek. Warto więc może przypomnieć kilka aspektów życia w klasycznych latach stalinowskich sprzed II wojny światowej, a więc w latach trzydziestych, kiedy ZSRR nie prowadził żadnej wojny poza wojną z własnymi obywatelami. Nie będę opisywał fal terroru, procesów i obozów koncentracyjnych, a jedynie spróbuję nakreślić obraz życia zwykłego Rosjanina, głównie na podstawie świadectw z życia w dużych miastach. Na wsi zresztą od przeprowadzenia kolektywizacji było jeszcze gorzej, ponieważ mordercza polityka rolna zmieniła z powrotem chłopa w niewolnika, tyle że tym razem już nie jako poddanego właścicielowi ziemskiemu, a niewolnika państwa, które będzie o losie chłopa zamkniętego w kołchozie decydować w najdrobniejszych szczegółach. Tak zresztą będzie stopniowo wyglądała sytuacja w całym Związku Radzieckim, 16 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 kiedy po latach krwawej wojny domowej i w pewnej mierze okresie złagodzenia polityki gospodarczej (tzw. nowa polityka ekonomiczna w latach 1922-1926 dozwalająca na pewne minimum polityki rynkowej i inicjatywy prywatnej) nastąpił pod rządami Stalina nawrót do polityki państwowej gospodarki planowej i polityki kolektywizacji, która na długie, długie lata całkowicie zrujnowała rolnictwo sowieckie, była przyczyną śmierci czy nieszczęść kilkudziesięciu milionów chłopów. Niewydolność rolnictwa rosyjskiego trwała aż po kres Związku Radzieckiego, co dobrze ilustruje stary dowcip z epoki Chrusz-czowa: „Jaki jest największy sukces rolnictwa sowieckiego? Sieje się zboże na Syberii, a zbiera w Kanadzie". Dla mieszkańców miast, wraz z walką z prywatnym rzemiosłem i rolnictwem, pierwsze lata trzydzieste spowodowały nagłe zniknięcie większości towarów codziennego użytku ze sklepów i rozpoczęcie się epoki ciągłych niedoborów, która trwała w pewnej mierze aż po kres tego systemu. Dodajmy, że trwała, mimo że Związek Radziecki nie tylko był bogatym we wszelkie surowce krajem, ale do tego od 1945 r. przed długie lata wykorzystywał gospodarczo całą niemal Europę środkowo-wschodnią. Ustrój ten z punktu widzenia gospodarczego określono kiedyś jednym zwięzłym zdaniem: „ustrój, w którym nigdy nie ma części zamiennych". Kto mógł, uciekał za granicę, ale od lat trzydziestych perfekcja w pilnowaniu granic osiągnęła takie szczyty, że żadne „mury chińskie" nie dadzą się z tymi mechanizmami porównać. W kraju zamkniętym i pilnie represjonowanym kwitły jednak u części odważniejszych obywateli dowcipy, najczęściej - jak się twierdzi - dzieło środowisk żydowskich czy słynne później dowcipy ormiańskie z Radia Ery-wań, jak je nazywano. Donoszono chyba równie często, jak opowiadano dowcipy, nieraz nieostrożnie może przy wódce, a wódka stanowiła jeden z nielicznych towarów, które w Kraju Rad były do dyspozycji i to stosunkowo tanio! Przytoczmy może choć dwa stare dowcipy. Na slogan, stale wówczas powtarzany, że dogonimy i przegonimy przodującą niestety gospodarkę i technikę USA, odpowiadano prośbą: „Gdy już dotrzemy do Ameryki, proszę mnie tam zostawić!". Inny dowcip opowiadał o zającach, które przez granicę do Polski uciekały, a na pytanie polskiej straży, czemu uciekają nielegalnie, padała odpowiedź: „W Rosji nakazano aresztować wszystkie wielbłądy". „Ale wy nie jesteście wielbłądami". Na to odpowiedź: „Spróbujcie to wytłumaczyć NKWD". To nieszczęsne „społeczeństwo stałego niedoboru" znaliśmy także w Polsce, choć może nie tak ostro, zwłaszcza w latach 1950-1954. Stalin miał czelność powiedzieć w 1935 r.: „Życie stało się lepsze, towarzysze, życie stało się weselsze!". W tym momencie około 60% mieszkańców żyło z pewnością gorzej niż za caratu (!), pozostali, poza uprzywilejowanymi elitami systemu, żyli w najlepszym razie niedaleko standardu sprzed roku 1914. Istniała szczególna, poza represjonowanymi karnie, grupa ludzi, tzw. „wykluczeni", do których zaliczano jeszcze w roku 1938 około 10 milionów ludzi. Byli to obywatele drugiej kategorii, nie korzystali z reguły z praw politycznych, nie zajmowali stanowisk popłatnych, ich dzieci nie mogły studiować itd. Należeli tu byli szlachcice, kler różnych GAWĘDY0 LUDZIACH I KSIĄŻKACH wyznań, byli kapitaliści i wiele innych kategorii osób. W 1933 r. wprowadzono dowody osobiste. Kto takiego dowodu nie uzyskał, właściwie jakby nie istniał, nie mógł legalnie mieszkać, podróżować. Mieszkańcy wsi w gruncie rzeczy zostali „przywiązani do ziemi". Bez przepustki czy delegacji służbowej nie mogli w praktyce, w każdym razie legalnie i łatwo, opuścić kołchozu. Pewien prześladowany intelektualista napisał: „Żyjemy w epoce wielkiego strachu". System opierał się na nowej hierarchii uprzywilejowanych: aparat partyjny, propagandowy, bezpieczeństwo i armia oraz wybrane środowiska fachowe niezbędne dla funkcjonowania państwa. O jakiejkolwiek realizacji zasad „sprawiedliwości (...) chociaż system głosił obraz świata niezgodny z codziennymi realiami, odwołując się stale do świetlanej przyszłości, to wielu systemowi wierzyło, było przez system urobionych. społecznej" nie było mowy, w każdym razie nie dotyczyła ta zasada zwyczajnych obywateli. Najważniejsze dwa problemy człowieka: gdzie mieszkać i jak zaspokajać potrzeby materialne, były rozwiązywane zgodnie z pozycją danej jednostki w systemie. Najtrudniejszy był problem mieszkaniowy. Popatrzmy na to na przykładzie stolicy kraju - Moskwy. Nieuprzy-wilejowani mogli liczyć na wegetację w barakach i hotelach robotniczych bądź na przydział mieszkaniowy do jednej ze starych kamienic czynszowych. W Moskwie zwykły obywatel od 1930 r. miał formalnie prawo do 5,5 m kw. powierzchni mieszkaniowej na głowę. W rzeczywistości w dawnych dużych sześciopokojowych mieszkaniach z jedną łazienką i kuchnią mieszkało od 15 do 20 osób. Stołówki jako główna szansa na obiad i gehenna mieszkań kolektywnych, to były realia epoki. Reżim budował nowy świat Rosji, rozbudowując przemysł ciężki oraz konstruując barokową pompatyczną architekturę miejsc publicznych (ociekające złotem metro moskiewskie itd.). Równocześnie w żadnym chyba kraju europejskim nie było w latach trzydziestych i później tak fatalnych warunków mieszkaniowych. Najlepiej sytuację codziennego dnia mo-skwianina obrazują kłopoty z zaopatrzeniem. W zasadzie nie „kupowano towarów", aleje „zdobywano", co najczęściej oznaczało stanie w kolejkach, jeżeli „coś dawano", czyli jeżeli do sklepu przywieziono towar, który po paru godzinach znikał. Były oczywiście sklepy specjalne kilku kategorii dla uprzywilejowanych. Zwykły mieszkaniec Moskwy stawał w kolejce, nawet jeszcze nie wiedząc, co przywieźli... Równocześnie ten sam system rozwijał oświatę, mnożył produkcję książek, ale wszystko miało służyć stworzeniu „nowego człowieka", ślepo wierzącego oficjalnej propagandzie. Trzeba przyznać, rzecz zdumiewająca, że chociaż system głosił obraz świata niezgodny z codziennymi realiami, odwołując się stale do świetlanej przyszłości, to wielu systemowi wierzyło, było przez system urobionych. CZERW1ŃC 2016 / POMERANIA /17 Z DZIEJÓW POMORSKIEJ PRASY yieklanui i ogłoszenie ir międzywojniu na przykładzie „(jazety «Kartuskiej" E PIOTR SCHMANDT ZGUBIONO-ZNALEZIONO Ogłoszenia mówiące o zgubie najczęściej dotyczyły przedmiotów o niewielkich rozmiarach. Nie była to jednak reguła. Dokumenty, biżuteria, ale też, na przykład, inwentarz. Powodem zamieszczania ogłoszeń często bywała kradzież, jak w przypadku apelu Franciszka Szymańskiego z Pomieczyńskiej Huty: 100000 mk. nagrody dam temu, kto mi wskaże złodzieji, którzy skradli mi z mojej łęki czarnobestrą jednoroczną jałowicę (GK 1923, R. II, Nr 48). Nagminnie gubiono dokumenty: Zgubiłem książeczkę wojskową, którą unieważniam. Fr. Berent, Łapalice (GK 1926, R. V, Nr 133). Ginęły przedmioty o sporej wartości materialnej, ale też, najprawdopodobniej, sentymentalnej: Zgubiono w sobotę 31 ub. m. złoty pierścionek damski na drodze Łazienki Miejskie - szosa mirachowska do Ul. Przy Rzeźni. Uczciwego znalazcę uprasza się o oddanie go za wynagrodzeniem w adm. „Gaz. Kart." (GK 1937, R. XVI, Nr 92). W początkach XXI wieku, gdy zalew towarów dewaluuje ich wartość, trudno nam sobie wyobrazić ówczesne znaczenie pewnych przedmiotów: Zgubiono pas od płaszcza (bronzowy). Uczciwego znalazcę uprasza się o łaskawe oddanie. Adres w księgarni „Gazety Kartuskiej" (GK 1937, R. XVI, Nr 119). Z upływem lat pojawiają się ogłoszenia świadczące o przemianach cywilizacyjnych: Zgubiono tablicę rejestracyjną od samochodu P. M. 51 221. Uczciwego znalazcę proszę oddać za wynagrodzeniem. T. Mięsikowski, ul. Gdańska 6 (GK 1934, R. XIII, Nr 24). Lub: Zgubiono koło samochodowe przy Borucinie. Oddać za wynagrodzeniem. Świątek, Gowidlino (GK 1937, R. XVI, Nr 72). Niektóre ogłoszenia stanowią jakby mikronowele, w dodatku o zabarwieniu zagadkowym czy wręcz sensacyjnym: W niedzielę 28 ubm. zgubiono na szosie pomiędzy Smętowem a Ręmboszewem pelerynę służbową, którą podniósł i zabrał pewien rowerzysta. Znalazcę uprasza się o zwrot peleryny Urzędowi pocztowemu w Kartuzach za wynagrodzeniem (GK 1934, R. XIII, Nr 133). 18 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 Zdarzają się informacje nad wyraz krótkie, ale nacechowane pewną ekspresją semantyczną: Znalazłem dobrą siekierę. Krauza, Garcz (GK 1924, R. III, Nr 23). Bywa też całkiem sielankowo: Przed kilku dniami przybiegła na moje podwórze owca. Za zwróceniem kosztów takową można odebrać. Józef Szreder, Prokowskie Chrósty p. Kartuzy (GK 1924, R. III, Nr 82). ZABAWY, KONCERTY, SPEKTAKLE I SEANSE Ze szpalt „Gazety Kartuskiej" wyłania się obraz kwitnącego życia kulturalnego i rozrywkowego międzywojennego dwudziestolecia. Bo też w dobie, gdy nie było telewizorów ani Internetu, czas urozmaicano sobie w sposób bardziej społeczny, „na zewnątrz", czemu niewątpliwie towarzyszyły rozbudzone potrzeby duchowe. Niemal sto lat temu żyło się ciężko, gdy chodzi o natłok i rodzaj obowiązków. Stąd tak chętnie uczestniczono później w zabawach, a ich liczba, czego dowód mamy w „Gazecie Kartuskiej", była imponująca. W święto w sobotę, dnia 3 maja rb. po południu o godz. 5-ej odbędzie się w lokalu moim zabawa z tańcami, na którą uprzejmie zapraszam. A. Skrzypkowski oberżysta (GK 1924, R. III, Nr 52). W ramach jednego przedsięwzięcia często realizowano kilka punktów, w myśl zasady „coś dla duszy i dla ciała": Sianowo. Tow. byłych powstańców i wojaków na parafię sianowską urządza w niedzielę, dnia 3-go maja o godzinie 19 (7) na sali p. Anastaz. Skrzypkówskiego zabawę, z następującym programem: 1) odczyt „Znaczenie Konstytucji 3-go Maja 2) powtórka przedstawienia amatorskiego z Mirachowa „Ulica nad Wisłą"przeplatane deklamacjami i monologami. Po przedstawieniu tańce. O liczny udział uprasza Zarząd (GK 1925, R. IV, Nr 53). Wiele takich ogłoszeń świadczy o naprawdę imponujących zamierzeniach i wielkiej energii społeczności małomiasteczkowych i wiejskich:, np.: Żukowo. W niedzielę, dnia 19 bm., urządza miejscowe Stow. młodzieży polskiej w Zukowie w sali p. Noetzla o godz. 20 zabawę latową połączoną z odegraniem teatru pod tytułem „Warszawiacy w Karpatach", Farsokomedja w 4 aktach. Teatr odegra Z DZIEJÓW POMORSKIEJ PRASY Efc! 3s'?.; i w«{y ii Baczność! Irfłdomoici, i; Zbiórka licytantów Stow. młodzieży polskiej z Kartuz. Pozatem różne niespodzianki, jak komedja „U dentysty", pantomima, wiersze itd. Orkiestra doborowa - jazzband. 0 jaki najliczniejszy udział gości prosi Zarząd (GK 1931, R. X, Nr 84). Lata międzywojenne to w ogóle bujny rozkwit życia teatralnego: amatorskiego, półzawodowego 1 zawodowego. W prasie roi się od ogłoszeń w rodzaju: Teatr Polski z Gdyni. Kierownik Stanisław Czapelski, b. dyrektor Teatrów Miejskich w Poznaniu i Lwowie, odegra w środę, dnia 13 kwietnia o godz. 20-tej w sali „Hotelu Centralnego" teatr pod tyt. Wywczasy donżuana, Krotochwila w 3 akt. K. Wroczyńskiego. Przedsprzedaż biletów w księgarni „Gazety Kartuskiej" (GK 1932, R. XI, Nr 45). Do Kartuz przyjeżdżały teatry w pełni zawodowe z głębi Polski, ot choćby takie: Operetka Poznańska, kier. art. Zygmunt Wojciechowski. W piętek, dnia 6 marca 1936 r. wystawia w sali „Hotelu Centralnego" głośną, operetkę Lehara o godz. 8-ej wiecz. „Hrabia Luksemburg". Bilety od 75 gr. do 2,50 w księgarni „Gazety Kartuskiej" w Kartuzach (GK 1936, R. XV, Nr 28). Zdarzały się imprezy, jak na owe czasy, oryginalne: Policyjny Klub Sportowy „Bałtyk" Sekcja kręglar-ska w Kartuzach urządza w niedzielę, dnia 1-go kwietnia rb. w hotelu „Kaszubski Dwór" kulanie 0 godność króla kręglarzy. Początek kulania dla członków o godz. 15-tej, następnie od godz. 19-tej ogólne kulanie o nagrody. O liczny udział gości upraszamy. Osobnych zaproszeń się nie wysyła. Wstęp wolny. Zarząd (GK 1928, R. VII, Nr 39). Początek lat 30. to postępujący bujny rozwój kinematografii. Także mniejsze ośrodki zawojowane zostały przez magiczną machinę srebrnego ekranu. 1 proszę: Kino Centralne w Kartuzach wyświetla w sobotę i w niedzielę, dnia 29-go i 30-go bm. największy film świata pod tytułem Messalina. W głównej roli: Hrabianka Rina de Lignoro. Niebywały przepych wystawy! Majestatyczna wizja krwawej epoki z czasów panowania rzymskiego. Dla obywatelstwa okolicy miasta wyświetlany będzie w niedzielę o godzinie 5 ej po południu (GK 1931, R. X, Nr 102). A wreszcie - upadło kino nieme: Dźwiękowe kino „Corso". Od dziś dramat sobowtóra, który jest zmuszony kontynuować życie i miłość swego przyjaciela. Książę Woroncow. Gra o miłość! Gra o miljony! Książę Woroncow zaginiony w odmętach rewolucji rosyjskiej znajduje po latach niemiłosiernej tułaczki swa córkę. W rolach głównych: Brigida Heim, Hansi Knotek, A. Schönhałs. Film mówiony po niemiecku! (GK 1935, R. XIV, Nr 155). MATRYMONIALNE Znaleźć drugą połowę, to dążenie stare jak świat. Gdy w najbliższym otoczeniu wyczerpywały się możliwości w tym względzie, z pomocą przychodziła prasa. Świadczy to zresztą o, ledwie jeszcze zauważalnych, przemia- 13. 8. *•> _____8,98—8,94 x dnia 13" 8 «31 r. Standardy: *) Syta poznańskiego 692.5 gr. (11S.2 t. w. h.); b) iyis pomorskiego 693.i» gr. (117 fi L w. h-); c) pszenicy poznańskiej i pomorskiej 744 gr. (126,4 t. w. h.); d) owsa poznańskiego i pomorskiego 484,6 gr. {77,o l. s». e)aotowa nia mąki iytniej na podstawi* stzędowo astalonegc lypo (70%). M*ka :ł f tnie 65% wł. woffcóaf 38,00—34,00 Mąka pszenna 65 , « 32.00—: t 0» GdnńsKn anodowa giełda ibotowp groch Wiktorja 7,60—\ otręby pszenne 4,36, otręby Żytnie 4,35. groch Wiktorja —, otręby pszenne ł,30, otręby żytnie 4.86. - 11awyck w Teranie w* /«■ 10 kg. franco stacja . Pomorza. •t' wica dw. n t(, U. ' ..00—19.00. pszenica ta»-Ł». 1"C'--- '0.*yto 16.60—17.00, jęczmień jtwoiiki i iż It, 19,09—18.60. jęczmień targowy 10,60— 17.C0. ow.es dworski biały 17.00— 18.C0 aa«ka pszenna 65 proc. 3:s.60— 00,00, mąka *vlnia 86 proc. 32,00—C0.00, otięby pszenne 12,50—13,50, «iłębyiylniel3 50— 13,r>0.KiocnWik!orja00.00—CO.OO g^och Fołgera 00,00— C0.0U, groch polny CO,00—00,00 Ogólne nsposobienie spokojne. Owita......... ...... 16 00—17.00 0»p« .......... J3.M-14 2J Groch polny............ C0.00—UC.OO Gcocb Wiktorja ......S4,00-::- 00 Uwaga: Ogólne usposobienie spokojue, Za „(Nadesłane)" i ogłoszenia w dziale ogłoszeniowym redakcja nie odpowiada. Czcionkami drukarni .^Gazety Kartuskiej" w Kartuzach Efc! 3s'?.; BBtoszenle w sprawie rc|csirac)l mężczyzn uradzonych w roku 1913. t-śzkalych, przebywa rglusili si^osöbiiele Kino Centralne w Kartuzach , święto Żołnierza, Cudu i -• 1 i 17-tetnia rocznica wymars? ZahIa Córka BBtoszenle w sprawie rc|csirac)l mężczyzn uradzonych w roku 1913. t-śzkalych, przebywa rglusili si^osöbiiele 5 udowodnić*'3ofcui ""'I Iw pomników i iiasriihkón x naturalnego i sztucr-nngo Kamieni Antoni Licytacja przymusowa. W poniediisłek. dni* 17 bm., o godzinie 10 3( ;dę sprzedawał w Hartntach za natychmiastowi iplalą gotówka najwięcej dającemu samochód osobowy (Ford). biórka licytantów ul. Jeziorna kolo p. Ha. Niklasa ŹuralsKi, komornik sądowy. Licytacja przymusowa. zapłatą gotówką najwięcej dającemu ró£ne narzędzia i przybory szewskie, skórę, w ogóle cały Interes p. Szuberta. Licytacja odhęd, laki. 1 t -łądowy. Licytacja przymusowa. We wtorek, dnia 18-go bir., o godzinie 10-tej będę spizedawał w ^uttowla Xa natychmiastową zapłatą gotówką najwięcej fającerao 3 warchlaki. Zbiórka koło p Gertrudy Bermanowej. Żuralshi, l ucznia, cbc* wyu"ye -- Jan Redman, j Niaalępowo p. Przyjaźń I OH «2)01 Kino Centralne w Kartuzach , święto Żołnierza, Cudu i -• 1 i 17-tetnia rocznica wymars? ZahIa Córka iSH? e Chmielewiii DANCYNG Grzybno. dnia 16-go bm., eiifcęiUlc ZABAWA ostatnią latową zabawą Ogłoszenie Lica r.,: pensję dla gimnaz]astów ucznia. dwóch kół Fr. Brzeski, Kurni zy Furmanki krawcowa pcs2tku]e preiy DOM «»■ "S.iiUi Knura tn&J interes w Sianowie więcej nlo istniej*, gdy i przeprowadziłam się do Łeboa. M.Czarnowska Mapy Powiał isUiego nela.Gai Z prawami szkól partstwowych Gimnazjum żeńskie humanistyczne G. Winogrodzkiego w Wejherowie legjonu polskiego do walki Program: BacznoSCI P. T. rolnicy Buczimść! został rozwiązany „UNIA" .1«.. ; • węgiel górnośląski Is towary kolonj i artykuły budowlane i ; IC|M\I iii m fil nutkę gryzikowa (Griesmehl), f 0 ospę « mąką. 1 J. SZYMAŃSKI I SKA f nach obyczajowych zachodzących wewnątrz społeczności kaszubskiej. Nie ma wtedy miejsca na swatów, na badanie się rodzin pod kątem majętności czy obyczajności kandydatów, na cały ten uświęcony tradycją, ale i realizmem anturaż, który od wieków towarzyszył kwestiom matrymonialnym. Żyło się coraz szybciej i w efekcie pomijać zaczęto wszystkie owe „przedbiegi", czego lata po II wojnie światowej wyraźnie dowiodły. Przyznać jednak należy, że mowa tu, gdy rozpatrujemy dwudziestolecie na prowincji, o marginesie procentowym. Tego typu ogłoszeń było w „Gazecie Kartuskiej" niewiele. Oferty bywały doprawdy szczegółowe: Dla panny, 26 lat, przyzwoitej, zdrowej, przystojnej, umiejącej gruntownie lepsze gospodarstwo domowe, także podwórzowe, posiadającej wyprawę, także meble i odpowiedni posag w gotówce albo domostwo, poszukuje się dla braku odpowiedniej partii w miejscu męża, lepszego rzemieślnika, organistę lub niższego urzędnika, tylko dobrego charakteru. Zgł. piśmienne z dokładnem podaniem osobistych stosunków uprasza się do „Gazety Kartuskiej"pod nr. 8040 (GK 1925, R. IV, Nr 3). (ZERWIŃC 2016 / POMERANIA /19 Z DZIEJÓW POMORSKIEJ PRASY Z czasem pojawiają się informacje o działalności biur matrymonialnych: Wyjść zamąż ożenić lub wżenić mogą wszyscy, bogaci czy ubodzy, starzy czy młodzi, jeżeli nade-ślą dokładne oferty, fotografię, 75 gr. znaczkami do konce-sjon. dyskretnego biura matrymonj. Makowskiego - Starogard, Kościuszki 47 (GK 1936, R. XV, Nr 83). OSTRZEŻENIA, DEKLARACJE Prasa była najlepszym, mającym szerokie pole oddziaływania, środkiem regulacji rozmaitych aspektów życia, dotykających kwestii interpersonalnych, i to w bardzo szerokim zakresie - od honoru i dobrego imienia począwszy, na sprawach przyziemnych, bytowych skończywszy. Ostrzeżenia musiały mieć odpowiedni, czyli prewencyjny wydźwięk. Zakazuję przejścia przez moję pole i podwórze. Kogo przyłapię, oddam sądowi do ukarania - zapewnia Augustyn Klawa z Kłosówka p. Kielno (GK 1923, R. II, Nr 48). Wiktor Szyca z Borucina, z iście westernową swadą, ostrzega: Daję do wiadomości panom w sprawie mojego zakazu, dotyczącego używania jeziora dla ptactwa i bydła, że podług wyciągu katastralnego panowie ci nie mają żadnego prawa do tego jeziora, tylko w dwóch >Tr 23_Kartuzy, czwartek, dnia 21-go lutego 1985 r. Rok XIV GAZETA KARTUSKA iezależne pismo katolicko-polskie dla powiatu kartuskiego i Kaszub Nioeh będzio pochwalony Jezus Chrystus! imienny głos Francuza o Polsce. : polacy wydnj*ły ltyć imjztfrtf-Ifr.Kym! 'ze u u!'> narodu Poloku zrobiła >v ci« Przygotowania do wyborów rdynncjl Jugonlowiaôsklej. ^-A^A • ~ i ^ • -j.- m • - . . / , , •> \ • j /- / - a Przezdrzi sa wjimno budinkowi rotesza. Na jego uczniowi (abo porze uczniów) jeden egzemplorz korte l,-,, ~ , c... , Kl , .. . ..... - • . .. .» butnowi scanie nachodo sa herb Słepska. Naleze go, robotę z zadaniama do zrobienio. „ ...... . c , . , a postapno opisze herb w 5 zdaniach. CYG WANODŻI Dzysdnia ódwiedzysz Słëpskö, gard, w jaczim możesz pódzywiac nié leno göticczé stórodôwnotë. Twójim zadanim mdze odwiedzenie môlów, chtërne przëblëżą ........................................................................................... Cë nié leno dzeje negö sedlëszcza, ale téż historia Ka- ............................................................................................ NAJÔ UCZBA, NUMER 6 (98), DODÔWK DO„PÔMERANII" WANOŻIMË PÔ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM b) Napisze, co symbölizëje grif i wałë, jaczé je widzec na herbie gardu. Zadanie 3 1. Pözwa Nowô Bróma nawlékô do historii ji pöwstaniô - ta bróma powstała jakno pierszô. P/F 2. W budinku Nowi Brómë je umôlowónô dzysdnia ga-............................................................................................ leriô terôczasnégö kunsztu. P/F 3. Wszëtczé brómë östałë wëbudowóné w XV stalatim. P/F 4. Przez Nową Bróma przejeżdżałë w latach 1910-1959 c) Wlezëdo bëna rôtësza. Na pierszim piatrzewgablotach trolejbusë. P/F nachôdają sa rozmajité czekawöstczi i wëapartnienia, jaczé dostôł gard. Wëpiszë czile z nich. Bôczënk: W nym zadanim możesz zwënégöwac dodôtköwé punktë. Sygnie, że napiszesz jesz rôz zdania, przë jaczich rëchli môsz postawione lëtra F, tak cobë nym raza öne zamikałë w se prôwdzëwé informacje. d)Jeżlë badzesz sprzëti rôtësza köl gödzënë 12, to uczëjesz hejnał gardu. Równak w Słëpsku möżesz uczëc w tim czasu dwa hejnałë. Napiszë pözwa drëdżégô gardu, jaczégö hejnał möże uczëc, i wëjasni, dlôcze w Słëpsku gróné są dwa apartné hejnałë. Dodôwkówé zadanié! Jeżlë w dniu, w jaczim zwiedzy-wôsz rôtësz, nie öbradëje Radzëzna Gardu, to muszebno biéj do gabinetu prezydenta gardu (I piatro) i zalë 211, a téż 212 (II piatro), a pöstapno dofuluj pusté place w pöniższi nadczidce. Słëpsczi rôtësz przënôlégô do niewielnëch stôro-dôwnotów w Polsce, gdze tak wiele uchowało sa z autenticznégö wëstroju bëna. W gabinece prezydenta gardu nachôdô sa ..................jaczé je wicy jak 100 lat stôré. Na bôczënk zasłëgiwô téż fakt, że w nym pómieszczenim je jaż...........scanów! Zato w zalë 212 nachôdają sa dwa monumentalne ................ Jeden z nich przedstôwiô nadanie gardowi przëwilejów na zôczątku .................. stalatégö, drëdżi zôs nawlékô do historicznégö wëdarzeniô, czedë to w 1329 roku szcze-cyńsczi ksyżëcowie, timczasowö sprawujący rządzëna nad garda, ôddelë gö pöd zastôw............na 12 lat zamiast pôżiczczi. W strachu, cobë Krzëżôcë na stójno nie öpanowelë nëch zemiów i gardu, mieszczanie w sztóce kuńczącegó sa terminu spłatë, zebrelë felëjącé dëtczi, przeznaczające na to téż swöje kösztownoscë. Pösobné zadanie żdaje na Cebie przë Nowi Bromie (pol. Nowa Brama), chtërna nachôdô sa pö drëdżi stronie placu pod numra 12. Zapöznôj sa z historią negö môlu, jakô je öpisónô na jedny z tôflów przed brómą. Na spödlim zwënégówóny wiédzë wpiszë köl köżdégô zdaniô lëtra P, jeżlë zamikô ôno w se prôwdzëwé informacje, abö F -jeżlë falszëwé (nieprôwdzëwé). Pöstapno przeńdze pöd brómą na szaséj Nowöbramsczi (pól. ul. Nowobramska). Biéj prosto kol 150 metrów. Pó prawi stronie óbóczisz wióldżi kóscół z cegłë. Zadanie 4 W Mariacczim kóscele(toje pw. Nôswiatszi Pannë Mari-ji, pól. Najświętszej Maryji Panny) nie uchowało sa wiele pamiątkówz dôwnëch lat. Równak jego niepówtórzalny wëzdrzatk sprawił, że swiatnica ostała wpisónó na Europejsczi Szlach............................................................. Czekawóstka! Wieża Mariacczégö kóscoła je krzëwô, ji ódchilenié ód pionu wënôszô 89 centimétrów. Krzëwizna wieżë nôlepi je widzec na nórce szaséjów Ignaca Łukasewicza (pól. ul. Ignacego Łukasiewicza) i Mikółajsczi (pól. ul. Mikołajska), czedë sa stoji przë sca-nie budinku pöcztë z kuńca XIX stalatégó. Pósobné zadanie żdaje na cebie przë Baszce Czarzni-ców (pól. Baszta Czarownic), jakô nachódó sa przë aleji Francesco Nullo 13. Cobë do ni duńc, muszisz jic nazód na szaséj Nowóbramsczi, a póstapno jic całi czas prosto. Przeńdze przez Stôri Rënk (pól. plac Stary Rynek) i czeruj sa dali prosto szaséja Kówalsczim (pól. ul. Kowalska). Przed mósta nad rzéką Słëpią skrac w prawo na aleja Francesco Nullo. Jidącë aleją, dój bôczënk na pööstałoscë dôwnégó obronnego muru. Zadanie 5 Baszta Czarzniców miała na zóczątku obronną funkcja, ale w XVII stalatim ostała öna przebudowónó. a) Do jaczich wëdarzeniów nawlékô pözwa basztë? b) Co miescy sa dzysdnia w nym molu? Cobë rozrzeszëc pöstapné zadanie, muszisz jic na Rëbacczi rënk (pól. rynek Rybacki). Duńdzesz tam, jidą-cë dali prosto aleją Francesco Nullo. NAJÔ UCZBA, NUMER 6 (98), D0DÔWK DO „POMERANII" WANOŻIMË PÖ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM Zadanié 6 nmnEnre; a) Nalezë môle pödpisóné na mapie cyframa 1-5 i napisze, jak sa öne nazéwają i co miescy sa terôczasno w nëch molach. 1........................................................................................ 2........................................................................................ 3........................................................................................ 4........................................................................................ 5........................................................................................ Zadanie 7 Słëpskö to gardjaczi östôłwpisóny na Europejsczi Szlach ..................Z epöczi strzédnowieczô uchöwałë sa w gardzę m.jin. fragmentë öbronnëch murów, brómë:............... .................i................................ Baszta...........................a téż przebudowóny Zómk .................................................... W Słëpsku môżemë öbaczëc téż wielné czekawôstczi, np. pierszą w Polsce ............................ czë nôstarszi uchöwóny w Polsce przemësłowi obiekt -........................ . Słëpskö wespółrobi téż z.........................w pôrozmienim Dwagardów. Céla udbë je wzôjné .................... sa ôbu gardów w promocji kulturë i kunsztu. b) Chtëren z nëch budinków je nôstarszim uchówónym w Polsce przemësłowim öbiekta? Cobë rozrzeszëc to zadanie, możesz zwënégöwac pomoc mieszkańców ÖDPÖWIESCË gardu. Zadanie 1 ........................................................................................................................................................................................Pierszô pizzerio w Polsce zaczała swöje dzejanié w 1975 roku. ........................................................................................................................................................................................Zadanie 2 ........................................................................................................................................................................................a) Na biôłim spödlim nachôdô sa czerwiony grif. Stoji ön bóka do personów, chtërne obżerają herb. Zwierza mô żół-ti dzëb, rozjaté skrzidła i rozsëniaté łapë. Łapë, na jaczich Slédné zadanie żdaie na Cebie w Parku Kulturę ôn0 stol'- ^ ukreM w wôdze- wôda ostala przedstawiono i Wëpöczinku. Cobë do niegô duńc, muszisz przelezc symWliczno za pomocą trzech watów .. , ? .... . u-j" ~ i m b) Grif nawleko do herbu pomorsczich ksyzecow, a ware do przez przenscedloj.dącech piechti. jacze nachodo sa kol przepłiwający przez gard rzéczi słëpi. zomku. Po przendzenim przez szasej Zomkowi (pol. ul. c) Stëpsczi Jantarowi Miedwiédzk SzCzescô, Klucz do zjednóny Zamkowa) öbôczisz murowóną bróma. Przeńdze przez Europë, słëpskô dolarówka nia i biéj prosto wedle rzéczi. Pö przendzenim kol 100 d) W Słëpsku gróny je hejnał Ustczi, bö te dwa gardë métrów nalézesz sa w parku. Sądni so wigódno na jedny pödjimnałë wespółroböta w pörozmienim Dwagardów. z tôwków i rozrzeszë slédné zadanie. Jeżlë jes bôczlëwie Céla wespółrobôtë je wzôjné promowanie kulturë i kuńsztu öbserwöwôł (-ała) stôrodôwnotë gardu, to bez jiwru obu gardów. dofulëjesz krótczi tekst tikający sa historii Słëpska. Dodôwköwé zadanie. Słowa, jaczé nót bëło wpisać w pusté place: biórkó, 12, öbrazë, XIV, Krzëżôkóm. _ NAJÔ UCZBA, NUMER 6 (98), D0DÔWK DO „POMERANII" WANOŻIMË PÔ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM/ KLASË lll-IVSPÖDLECZNYSZKÔŁË Zadanié 3 1F, 2P, 3F, 4F Zdania, jaczé nót bëło poprawie 1. Pözwa Nowô Bróma nawlékô do historii ji pöwstaniô - ta bróma powstała jakno slédnô. 2. Wszëtczé brómë östałë wëbudowóné w XIV stalatim. 3. Przez Nową Bróma przejeżdżiwałë w latach 1910-1959 elektrisze. Zadanié 4 Ceglanégö Götiku Zadanie 5 a) W Baszce Czarzniców przetrzëmiwóné bëłë białczi pódez-drzóné 6 czarziństwó. b) W Baszce Czarzniców terôczasno je umólowónó Bôłtëckô Galerio Terôczasnégö Kuńsztu (pol. Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej). Zadanie 6 a) 1. Kóscółsw. Jaceka 2. Zómk Pömörsczich Ksyżëców - Muzeum Westrzédnégö Pömörzô 3. Zómköwi młin - Etnografny Dzél Muzeum Westrzédnégô Pömörzô 4. Młińskó bróma - konserwatorsko warkównió Muzeum Westrzédnégö Pömörzô 5. Spikrz Richtera - harbacarnió b) Zómkówi młin Zadanie 7 Słëpskö to gard, jaczi óstół wpisóny na Europejsczi Szlach Ceglanego Gótiku. Z epöczi strzédnowieczô uchôwałë sa w gardzę m.jin. fragmentë óbronnëch murów, brómë: Nowô i Młińskó, Baszta Czarzniców, a téż przebudowóny Zómk Pómórsczich Ksyżëców. W Słëpsku móżemë óbaczëc téż wielné czekawóstczi, np. pierszą w Polsce pizzeria czë nóstar-szi uchöwóny w Pölsce przemësłowi obiekt - zómkôwi młin. Słëpskó wespółrobi téż z Ustką w porozmienim Dwagardów. Céla udbë je wzôjné wspieranie sa ôbu gardów w promocji kulturę i kuńsztu. Tłómaczëła Hana Makurôt faulëna 'WÔAerdkÔ* Hla&ë 111-11 Apôdleczruj ôzhôtë Miya rodzëna Nauczanie kaszëbsczégö jazëka w dzélu sztôłcą-cym jazëköwą sprôwnota muszi - tak, jak uczenie cëzëch jazëków - utrwalać elementë jazëka: wëmöwa, słownictwo, składniowe konstrukcje a téż charakteri-sticzné dlô żëwi möwë słowné förmułë, do chtërnech rechuje sa förmë przewitaniégö, ôddzaköwaniégö, grzecznoscowé zwrotë i m.jin. przësłowia. Żebë po-wtôrzanié nie bëło bez skutku, sztôłcenié sprôwnotów je nót zaplanować w cygu rozmajitëch cwiczënków (w gôdce, słëchanim, czëtanim; raza, w kamach i ösóbno itd.) i wielofunkcyjnëch, żebë trafie w roz-majité ôrtë pamiacë i preferencjów uczniowsczich. U młodszich szkôłowników czasto wëkörzëstiwô sa mnemotechniczne strzodczi: pöwtôrzanié dialogowi sytuacje (z wëmianą jednégö komponentu), piesnie, wiérztczi, słowné zabawë (ödliczanczi, rimöwanczi) i jin. Metodą ułatwiającą zapamiatiwanié je np. cyg uczbë, chtërnému towarzą jistné abö pödobné słowné fôrmułë: udba początku abö kuńca uczbë, sprôwdzanié öbecnoscë, môdło na usprawiedliwienie np. spóznieniô, nieöbecnoscë czë nieprzërëchtowaniô. Céle uczbë • pöznôwanié nowëch słowów (marzëbiónka, dodóm, rodzëna, pözwë nôleżników rodzënë) • utrwalenie förmułë przedstôwianiégö sa, wëmöwë gwôsnégö miona, słownictwa tikającégö sa nôleżni-ków rodzënë: nënka, tatk, starka, stark, brat, sostra, syn, córka • sztôłcenié rozmieniô ze słëchu: słowów i pöleceniów szkólnégö • cwiczënczi w öpisywanim ödjimku • nauczenie sa spiéwónczi na pamiac Metodë robötë • kôrbiónka (wskôzanié na szlachöwnotë i nierówno-scë w pölsczim i kaszëbsczim brzëmienim nowëch słowów) • krziżnô tagódka • nôuka spiéwónczi Didakticzné pömöce • ödjimk marzëbiónczi i łączi z marzëbiónkama (np. taczi: http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normal- ne/166774_laka_stokrotki_trawa_chmury_slonce. jpg) • wiôldżé nôpisë pözwów nôleżników rodzënë z jejich öbrôzkama, magnesë • strój marzëbiónczi NAJÔ UCZBA, NUMER 6 (98), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASË III—IV SPÔDLECZNY SZKÖŁË WSTAPNÉ ÖGNIWÖ ôstôwô przeprowadzone buten łôwków, w kôle. Cwiczënk 1 Witôjta dzôtczi! Wiöże chtos z Waju wié, jak jô sa nazéwóm? Dzecë są rôczoné przez szkólnégö/szkólną do köła. Szkólny (-ô) je przezeblokłi (-ô) za marzëbiónka. Szköłownicë próbują odgadnąć, za kögö szkólny (-ô) je przezeblokłi (-ô), zdrzącë na niegö/nią, słëchającë jegö/ ji öpisënków i mającë stara ôdpôwiedzec na zadôwóné pëtania. Ôbôczta! Jô móm ôblokłi czitel. Jaczi farwë je nen czitel? Jô móm ôblokłé téż bluzka. Jaczi ôna je farwë? Jaczi farwë są môje bótë, a jaczi möje rajtuzë? Czedë słowö östónie nalazłé przez szkółowników, szkólny (-ô) möże jesz dopëtac: Czë dragö je rozpoznać marzëbiónka na łące? Dlôcze? Jak wëzdrzi marzëbión-ka?, a późni zapisëje hasło na tôflë. Köl nôpisu wiészô öbrôzk z marzëbiónką. Terô przeczëtómë słowö marzëbiónka wszëscë na głos i pödzelimë je na szlabizë: ma-rzë-bión-ka. Szkólny (-ô) zadôwô pëtanié uczniowi/uczence stojącemu (-ący) nôkrocy niegö/ni w kole, pötemu ta persona zadôwô pëtanié pöstapny osobie z kóła itd. Szkólny (-Ó): Môje miono je Marzëbiónka, a jak Të sa na-zéwôsz? Szköłownik: Môje miono je..J Jô sa nazéwóm... A jak Të sa nazéwôsz?/ Jaczé je twôje miono? Szkólny (-ô) mô bôczënk, cobë dzecë bëlno wëmôwiałë zwrotë i swöje miona w kaszëbsczim jazëku. Cwiczënk 2 Pôsłëchôjta môji spiéwónczi: Jô jem Marzëbiónka... Nôuka spiéwónczi „Jô jem Marzëbiónka" na melodia „Jesteśmy jagódki". Szkólny (-ô) spiéwô pierszą sztrofka, wprowadzające ruchë imitujące chodzenie, witanie itp., pötemu szkółownicë śpiewają raza ze szkolnym (-ą). Na ten sóm ôrt drëgô sztrofka, a na kuńc całô spiéwónka. Szkółownicë nie dostôwają tekstów! Jô jem Marzëbiónka Môłô Marzëbiónka Jô tu przeszła do was Witóm waji tu. Jôjem Marzëbiónka Môłô Marzëbiónka Jô tu do Was przeszła Witóm wszëtczich tu. Cwiczënk 3 Kôżdi z waju môże sa zamienić w marzëbiónka, czedë za-spiéwô spiéwonka. Szkólny (-ô) wëbiérô pôstapné dzecë, pödsztrichającë swój wëbiér chutcziészim przërzeszenim óbrôzka z marzëbiónką do öbleczeniégö welowónégö (-óny). Ti spiéwają pö jedny sztrofce póznóny spiéwónczi. Mögą śpiewać pójedińczno, w pôrach abö w trzë ösobë. Na kuńc śpiewają wszëscë raza, szkólny (-ô) pókazëje, czedë cëchö, czedë głośno. GŁÓWNÉ ÖGNIWÖ Cwiczënk 4 Co Të widzisz na tim ôbrôzku/ ôdjimku? Co je na tim öbrôzku/ ôdjimku? Co môżna na tim öbrôzku/ ôdjimku ôbôczëc? Szköłownik: Na ôbrôzku/ na ôdjimku jô widza... Szkólny (-ô) pökazëje ödjimk łączi. Pëtania czerëje do wëbrónégö ucznia/wëbróny uczenczi. To samö pëtanié w rozmajitëch sztôłtach jazëköwëch, żebë wprowadzëc naturalność i wielowariantowość. Jidze o bökadnosc jazëkówą szkólnégö na uczbie jazëka. Uczniowie öpöwiôdają ö jedny rzeczë, chtërną widzą na ödjimku. Nót je pamiatac, bë elementë sa nie pówtôrzałë. Szköłownik (-czka): Słuńce je żôłti farwë./ Słuńce je żôłti. Trôwa je zelonô./ Trôwa je zelony farwë. Blónë są biôłé./ Blónë sq biôłi farwë. Jeżlë wszëtczé elementë ödjmka ostaną wëmienioné, pööstałi szköłownicë ódpówiôdają na pëtania spartaczone z farwama wëmienionëch elementów. Köżdi uczeń/kóżdó uczenka wëpówiôdô sa jednym ca-łim zdania z użëcym pasowny konstrukcje. Cwiczënk 5 Terô jô wama ôpôwiém cos ô se. To pö prôwdze je łąka, tak jak wa mie rzeklë. W tim môlu je mój dodóm, ôn je baro snôżi. Tam mieszko môja rodzëna. Môji starkôwie: starka i stark, co mie wieczora bôjczi ôpôwiôdają. Môji starszi: nënka i tatk. Ôkróm tegô jesz sostrë i bracynowie, chtërny są mie baro dobri. Wszëtcë baro sa kôchómë. Marzëbiónka öpöwiôdô to jak bójka. W cygu öpö-wiôdaniégö szkólnö (-y) pósobicą wëjmuje i przëkleji-wô na tôflë öbrôzczi nôleżników rodzënë, wskazëjącë ösoba, ö chtërny prawie gôdô. r~—-- / /t \ ImirL KLASË III—IV SPÖDLECZNY SZKÖŁË Chto to je? Szkólny (-ô) wskazëje pösobnëch nôleżników rodzënë i zadôwô pëtanié Chto to je? Czedë szkôłownik (-iczka) bëlno ôdpôwié, môże przëklejëc przërëchtowóny przez szkólnégô (-ą) nôpis. A chto z warna mieszkô doma? Uczniowie na spôdlim öbrôzków ödpöwiôdają. Szkólny wedle brëköwnoscë pömôgô w ödpöwiedzë, pitającë: Môsz sostra? Môsz brata? Z kim mieszkôsz w jizbie? Wiele môsz sosterków? Wiele môsz bracynów? A co czasto robi twój stark? KUŃCOWE ÖGNIWÖ w łôwkach Cwiczënk 6 Na tôflë wisy krziżnô tagódka. Proszą, żebë ja przepisać do zesziwków. Przerisowanié diagramu krziżny tagódczi je zaplanowó-nym repetitorium z rechöwaniégö. Szkólny (-ô) czerëje céchöwanim, gôdô, że uczniowie muszą rozpócząc ód kratków zaznaczonëch farwą (gdze wpiszą hasło), pótemu szköłownicë rechują lëczbë pionowo i niwno, w prawo, w lewo, w góra i w dół (powtórzenie słowów). Szkólny (-ó) rozdówô pölétë do krziżny tagódczi, a pótemu bédëje konkurs na rozrzeszenié w porach (czedë je gwës, że wszëscë mają całą tagódka w zesziwkach). Chto pierszi rozrzeszi krziżną tagódka? Po ógłoszenim dobiwcë szkółownicë pósobicą głośno czëtają pölétë do krziżny tagódczi i ödpöwiedzë, wëfulëjącë diagram na tôflë. 6 1. Białka mojego starka to ... 2. Kóchónó sostra to .... 3. Mó dak, scanë. Tuwó mieszkom. 4. Môłi kwiôtk, co mó biôłé lëstczi i żółti strzódk. 5. Möja starka to je móji nënczi...? 6. Jeden bracyna, a dwaj... ? 7. Wëfuluj przësłowié: „Czej... mó górz, tej le, dzeckó, raczczi złóż" Hasło: Mója....... Môja rodzëna - to je dzysészi témat naji uczbë. Uczniowie zapisëją do zesziwków témat uczbë. W tim czasu szkólny (-Ô) zbiérô kôrtczi z pölétama do tagódczi. Kôle hasłów napiszta terô jejich ôpisënk. Szköłownicë piszą z pamiacë. Pótemu szkólny (-Ô) ód-dôwô kôrtczi, żebë uczniowie sami sprôwdzëlë zapisë, pómôgô tim, chtërny lëchö zapamiatalë abó wëmëslëlë jinszé hasła. Cwiczënk 7 Terôzka zaspiéwómë spiéwónka. Chto mie wëmieni nôleż-ników rodzënë, chtërnëch më dzysô na uczbie pöznelë? Domôcô roböta Proszą przenieść ze sobą na pôstapną uczba ôdjimk z ôsobama ze swôji rodzënë. Szkólny zadôwô domöwé zadanie. Na póstapny uczbie szköłownicë mdą opowiadać ö tim, chto je na ödjimku. Przë tim badą móglë sa wëkazac słownictwa tikającym sa rodzënë poznónym na uszłi uczbie. *Autorka je sztudérką drëdżégö roku etnofilologii kaszëbsczi. Nen scenarnik pôwstôł na zajacach z metodiczi nauczaniégö kaszëbsczégö jazëka, pöd czerënka dr Justinë Pömiersczi, pö tim, jak autorka sa przëzérała höspitowóny uczbie E. Prëczköwsczi w szköle w Miszewie, w jaczi sztudérzë z ji roku mielë öb czas zëmöwégö semestru didakticzną praktika. VI NAJÔ UCZBA, NUMER 6 (98), DODÔWK DO„PÖMERANII" GRAMATIKA Hana Makiirôł gramaUka Qrt czamiha Czasniczi ötmieniwają sa przez ôrtë. W pöjedinczny lëczbie mómë trzë ôrtë czasnika: • chłopsczi ôrt, np. (knôp) sedzôł, • białogłowsczi ôrt, np. (białka) sedzała, • dzecny ôrt, np. (dzeckô) sedzało. We wielny lëczbie czasnik mô dwa ôrtë: • chłopsköpersonowi ôrt - tikô sa czasników, jaczé partaczą sa z förmą ôni, np. (ôni) prosëlë, abö z jistnikama ôznôczającyma ösobë, jaczé są chłopama, np.: (knôpi) sedzelë, (uczniowie) sedzelë, • niechłopsköpersonowi ôrt - tikô sa czasników, chtërne partaczą sa z förmą ône, np. (ône) sedzałë, i z jistnikama białogłowsczégô ôrtu, np. (białczi) sedzałë, dzecnégö ôrtu, np. (dzecë) sedzałë, a téż z jistnikama chłopsczégö ôrtu z wëjimka nëch, jaczé öznôczają ösobë, np. (kôtë) sedzałë. Cwiczënk 1 Niżi môsz pödóné rozmajité förmë czasników. Wpiszë je do tôflë w pasowny rubrice. pisałë, ôstôł, czëtało, grałë, bëła, mieszkała, spiéwôł, delë, spiéwałë, lecało, malowałë, robilë, brôł, pasowało, ötmikała, mëslôł, piselë, skôkało, zaczałë, miało, kupilë, wierzëła Czasniczi pôjedincznô lëczba białogłowsczi ôrt (ta) chłopsczi ôrt (ten) dzecny ôrt (to) wielnô lëczba chłopsköpersonowi ôrt niechłopsköpersonowi ôrt ■■■ NAJÔ UCZBA, NUMER 6 (98), DODÔWK DO„PÖMERANII" GRAMATIKA Cwiczënk 2 Sparłaczë jistniczi z pasownyma czasnikama. szkólnô grelë dzecë rosła pisarzë uczëła jabkö wisôł öbrôz szczekałë murôrz bawiłë sa trôwa swiécëła lapa leżało szczerze piselë muzycë murowôł Cwiczënk 3 Usadzë zdania z pödónyma förmama czasników: biegła, jiscył sa, słëchałë, wëgrelë, skôkało, przërëchtowôł Cwiczënk 5 Dofuluj tekst pödónyma w ramce czasnikama w pasow-ny lëczbie i pasownym ôrce. swiécëło, łowilë, przebiegła, wëjôdałë, bëło, wëzdrzôł, delë, spadła, zdrzałë, szpacérowałë Wczora pöpôłnié.........................................baro pögödné. ................................... słuńce i nie ................................ ani jedna kropla deszczu. Dwie białczi ................................ po parku. Chłopi..................................rëbë w pöblësczim błotku. Po trôwie..................................wiewiórka, na jaką .........................dzecë. Göłabie..........................zôrna, jaczé .............................jima dwaji knôpi. Öglowô swiat tegö dnia....................................baro redosny. Cwiczënk 4 Dofuluj tôfla pasownyma förmama czasników wedle mödła. ön öna öno öni öne robił robiła robiło robilë robiłë śmiała sa öbzérelë przeniosło stojałë płakôł AKADEHfllA BAJKI KASZUBSKIEJ Kaszubskie Bajania to spölëznowô kampanio realizowónô przez Kaszëbskö-Pömórsczé Zrzeszenie i Radio Gduńsk. Pöwsta öna z mëslą ö dzecach, żebë ju öd nômłodszich lat pöznôwałë kulturową spôdköwizna Kaszub. Jednym z célów kampanii je pödniesenié w spôlëznie swiądë tegö, jak wiôldżé znaczenie mô czëtanié dzecóm. ^ wicy na www.akadenniabąikikgszubskiąj^plj^ VIII Redakcjo: Marika Jocz / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Piotr Machola / Öbrôzczi: Joana Közlarskô / Wespółroböta: Hana Makiirôt, Karolëna Czemplik WSPÖMINCZI ti)ôjcecha dzcbrcwsczcgc tobcząlczi W pöniedzôłk 18 łżëkwiata jô pöjachôłdo Kartuz na piątą roczëzna smiercë Wöjcecha Czedrowsczégô. Co roku taczé wspominkowe zéhdzenié örganizëje jegö białka Renata; wiedno nôpierwi je mszô swiatô w kölegiace pw. Wnieböwzacô Nôswiatszi Mariji Pannë, a zarô pötemu mödlëtewné zetkanié przë grobie swiati pamiacë Redaktora, z grobnika ze sztaturką Matczi Bösczi Swiónowsczi Królewi Kaszëb. Pö tim krewny i drëszë Czedrowsczégö schodzą sa w dôwnym refektôrzu na kawa i kucha, në i na pögôdajczi, jakbë prawie Wöjcech chcôł. Jakjô jachôłnową turą i nowim cuga - dlô smiéchu pözwónym pendolino, bö pö prôwdze to je widzałi banôszk - ze Gduńska-Wrzeszcza do Kartuz, tej jô so zadôwôł pitanié: Czim béł Czedrowsczi? Z wësztôł-ceniô i z warköwi robôtë - inżiniéra sanitarnëch urzą-dzeniów. Jakö Kaszëba z urodzeniô i wëbraniô -dzejôrz Kaszëbskö-Pômôrsczégô Zrzeszeniô, nôpierwi przédnik Klubu Sztudérów Kaszëbów „Ormuzd", jeden z załóżców i pótemu prowôdnik klubu „Pomorania", udbôrz Medalu Stolema. I nôwôżniészé: przédnik cządnika „Pomerania" od 1965 jaż do 1989.1 jesz pro-wôdnik ksążköwëch wëdowiznów Kara Remusa, Ar-kun i nôwôżnieszégö Czëc; w całoscë wëdôł, jaż nie chce sa wierzëc, przeszło 180 ksążków - i to baro wi-dzałëch historicznëch i terôczasnëch usôdzców. Robił to sóm jeden, leno z körektorską pömöcą białczi Re-natë, chtërna mu w żëcym bëlno towarzëła öd dnia zdënku, to je 14 stëcznika 1962 roku. Jesz do tego wëdôł sztërë nómrë cządnika w całoscë kaszëbsczégö „Zsziwk" (1995-1999), czile tomów kaszëbsczi encyklopedii, w tim stolëmny Język kaszubski (2002) profesora Jerzégö Trédra i ksążczi wiôldżégö uczałégô Kaszëbë profesora Gerata Labudë: Kaszubi i ich dzieje (1997), a Zapiski kaszubskie, pomorskie i morskie (2000). Kaszëbi za to wszëtkö achtnalë Wöjcecha Czedrow-sczégö nôdgrodama: Medala Stolema (1972), Sztapla Swiatopôłka Bëlnégö złoti klasë (1980), Medala miona Floriana Cenôwë „Budzycel Kaszëbów" (2006). Na 70. geburstag drëszë i znajemny w 2007 roku wëdelë jemu knéga na wdôr: Lew * Stołem * Budziciel. Jô dół w ti ksążce do smarë mój articzel „Mój pierwszy szef", bö od 1979 przez dzesac lat béł môjim pödwëższim i tak pó prôwdze, jak jô wcyg gôdóm, czejbë nié ön, jô bë nie béł tim, czim jô jem. ÖD MATIUNKA Ö jegö dzectwie jô ju përzna wiedzôł na początku lat 80. Przed wszëtczim to, że béł sëna ökragöwégö sa-dzégö ze Gdinie Władisława Lew-Czedrowsczégó, że jegö mëmą bëła Halina z Östoja-Lnisczich. Jak ôni sa pôznalë? - jô sa pitóm Renatë Czedrowsczi w ji miesz-kanim przë ulicë Mestwina w Kartuzach. W tëch fa- miliach - ôdpôwiôdô, a jô dopôwiôdóm: wiôlgögbur-sczich, kaszëbsczi szlachtę - jakôs tak wiedzelë, gdze je panna na wëdanim. Öjc Wôjceszka nôpierwi miôł sa żenić z sostrą Halinë Wandę, pôzwóną Duchną. Czej Władisłôw Czedrowsczi skuńcził sztudérowa-nié prawa na Póznańsczim Uniwersytece, zaczął robie w sądzę w Tczewie. Tamo Towarowi Dodóm miała raza z chłopa Teréza Witosławskô, nôstarszô ze sztërzech sostrów Östoja-Lnisczich. I Władisłôw tamó chödzył, i möże temu późni w Kartuzach spôtkôł sa z młodszą sostrą - Haliną i ja sobie öblubił. Béł ód ni starszi ó jednôsce lat. Pótemu jesz robił w sądzę w Wejrowie, a tej prze-prowadzył sa do Gdinie, na Szląską. Zdënk Halinë i Władisława ödbéł sa w 1933 roku w kóscele Polonii Wólnégó Miasta Gduńska, pw. sw. Stanisława Biskupa Wöjceszkzmëmą CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 35 WSPÖMINCZI Maczennika we Wrzeszczu. Dôwôł gö jima ks. Broni-słôw Kömörowsczi, wiôldżi pölsczi patriota, chtëren zdżinął zabiti przez Miemców w Wiôldżi Piątk 22 strëmiannika 1940 w KL Stutthof; béł ö 11 lat starszi öd Władisława, ale öbaj nôleżelë do Regionalnego Zrzeszeniô „Stanica", gwës temu sa znelë. I ju w tim czasu młodi pón sadza, chtëren pöchôdôł z wiôldżégö gburstwa w Janowie köl (Szlachecczégö) Brzézna na Gôchach, z rodzënë Jana i Balbinë z do-domu Chamier-Gliszczińskó, budowôł willa przë ulicë Tatrzańsczi 33. Jesz na Szląsczi urodzył sa 1 rujana 1934 roku Jerzi, pierworodny syn Czedrow-sczich - pózniészi dzejôrz kulturë w Wejrowie i we Gduńsku, człowiek na widzałëch państwówech stanowiszczach, wielolatny przéd-nik Kaszëbskô-Pömorsczégö Zrzeszenie*, a od 1991 przez czile lat direktor Wëdzélu Spraw Öbëwa-telsczich w Wójewódzczim Urządzę we Gduńsku; ters mieszko w Sopóce. Czej ju willa bëła parôt, u sadzë Czedrowsczégó spötikelë sa sposobny kaszëbsczi dzejôrze i pisô-rze: Aleksander Majköwsczi, jegó sekretera Féliks Marszôłk, rë-chcenwalt Wiktor Roszczinial-sczi. W 1937 roku sadza, a jesz do te przédnik Hańdlowćgó Wëdzélu Ökragôwégô Sądu, béł wespółzałóżcą, a pótemu sekreterą wspómnióné-gö ju Regionalnego Zrzeszeniô „Stanica", chtërno mi-dzë jinszima doprowadzëło do wëdaniô ksążków Aleksandra Majköwsczégô Historia Kaszubów i Żëcé i przigôdë Remusa. Téż w 1937 roku, 22 lëstopadnika, urodzył sa młod-szi bracyna Jerzégö Wöjcech i to ju bëło na Tatrzańsczi. Ochrzczony ôstôł, tak jak wszëtczé dzecë Halinë i Władisława, w gdińsczim parafialnym köscele Nôswiatszi Mariji Pannë Królewi Pölsczi. Chrzestny-ma Wójceszka bëlë Aniela i Émil Östoja-Lniscë. Tatk baro dbôł ô upamiatnianié swöjich sënów. Tak jak pö latach Wôjcech i ön béł lubieńca zbieraniô ödjimków, lëstów, rôczbów, pamiątków. Köżdému założił ódjim-kôwi album oprawiony w szaré płótno, na chtërnym bëłë wësziwóné farwné kaszëbsczé mustrë. Zdjaca bëłë wklejone na czôrnym kartongu i öpisóné biôłim tusza. Na pierszim ödjimniacym Wöjceszk leżi na re-mieniu mëmë i wezdrziwô sa w ji rozesmióné öczë, pötemu je përzna ödjimków, czej mëma kąpie gö w balice. Pani Renata Czedrowskô, z chtërną jô öbzéróm nen album, mie gôdô, że w taczi prawie Władisłôw Czedrowsczi balice ji Wöjceszk sa kąpôł ze starszą ö trzë lata przińdną architektką bazyliczi w Licheniu - gdinión-ką Barbarą Bielecką; z tego je widzec, że jich familie sa dobrze znałë i sa spötikałë. Czej ójc Władisłôw béł w Finlandczi, pisôł do swójich knôpów kôrtczi z rézë; jedną zaadresowôł hewô le tak: „W.P Wojtuś Kiedrow-ski, Gdynia, ul. Tatrzańska 33", a napisôł mileczno: „Ostatnią kartkę z wycieczki przysyłam naszemu Wojtusiowi, który ładnie uściska Mamusię i Jerzyka od Tatusia. PS. Od 7-mej rano jesteśmy w Helsinkach.. We strzoda 10 maja 1939 roku urodzëła sa młodszo sostra Jerzego i Wójcecha - Mario, późni z chłopa Kazmierskô. Halina Czedrowskô jesz przed urodzenim córczi czëła sa baro lëchó. Lekarze ja uspókójiwelë, że tak czasama w cążë biwô, ale ôna pówiôdała procëm, że ju dwa razë przedtim bëła niesama i nigdë ni miała taczich bólów i nigdë nie czëła sa tak baro mgło. Umarła sétmë dni pö rodzenim i jak scwierdzëlë doktorze, prawie tej pakła ji slepnica; czejbë bëła chutkó óperowónô, to bë mést przeżëła. Sadza Władisłôw östôł z trójką môłëch dzecy; do pömöcë mu bëła piastunka Marënia i so-strë białczi - Irena i Wanda. WÖJNOWÉ I PÖWÖJNOWÉ TRAGEDIE I DRAMATË Czej wëbuchła wöjna, Jerzi miôł wnet piac lat, Wöj-cech - dwa, a Mariô leno sztërë miesące; sadza Wła-disłôw Czedrowsczi miôł 39 lat. Miemcë wkroczëlë do Gdinie sztërnôstégö séwnika, a tak kóle dwa-dzestégö zaczalë wsadzać gdiniónów i lëdzy z ökölégó do sôdzë. Ökragöwi sadza nalôzł sa z czile drëchama prawnikama w timczasnym lagrze przë ulicë Szląsczi. Sadza baro chcôł sa widzec ze swôjima dzecama; ro-dzëzna interweniowała u esmanów. Jeden z wachma-nów, gwës nié sóm z se - jak docygó sa dzys Jerzi Czedrowsczi - le na nôkôz pódwëższich, wëpuscył sadzégö na gôdzëna, żebë nen mógł sa öddzaköwac z familią. Władisłôw dół słowo, że wrócy, i pó prôw-dze po godzenie przeszedł nazôd do sôdzë. To bëła utcëwösc i bëło bohaterstwo nad wszelką miara. Jak napisôł (pó polsku) w połowie lat sétmëdze-sątëch w reportażu „Z tej ziemi i dla tej ziemi" Riszard Cemińsczi, rëszny gazétnik roda z Kartuz, drëch Wójcecha, „Mieszkónka Kartuz Mariô Szëmichówskô bëła tej doma u państwa Czedrowsczich. - Béł późny wieczór - öpówiôdô. - Dzecë, dwaj sënowie, ju spelë. 36 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 WSPÖMINCZI Öbudzëlë sa, czej wszedł w jizba. Pöwitelë gö z redo-scą. Baro chcôł ukrëc przed dzecama swóje skrësze-nié. Młodszi - Wôjtk - przëcësnął sa do ójca. Pótemu podszedł do starszego Jerzika. Wëszedł z jizbë w sztër-ku, czej dzecë uspokojone usniwałë. I dopierze tej zapłakôł". Rodzëna wcyg pisała do Miemców z pëtanim, gdze je sadza, prosëła ö zwolnienie, a ôni le rôz ódpówie-dzelë, że nick ö nim nie wiedzą. Jeden chłop uzdrzół gö, czej nen schôdôł ze sôdzowégö auta. Béł baro zmiarti, a miôł całą zesëniałą twórz. Ön béł wëwiozłi z Gdinie do gduńsczi sôdzë przë ulëcë Schisstange, a stamtądka do Wejrowa, skądka pö czile dniach wiezie na stracenie do Piôsznicë. Cemińsczi napisôł, że sadza béł tamö rozstrzelony 9 rujana, historik dr Jerzi Szews pödôł data 11 lëstopadnika 1939 roku. I wiera prawie tak bëło, bö w Swiato Niepödległoscë Pölsczi straconëch bëło nôwicy Pölôchów, a jesz do tegö nôbarżi widzałëch, westrzódka nich sostra zmar-twëchwstónka Alicjô Kötowskô z żëdowsczima dzecama, ters przez Köscół uznónô za błogosławioną. Zarô na początku okupacje, öd rujana 1939 roku Miemcë zaczalë w Gdinie wiôldżé wënëkiwanié pöl-sczich mieszkańców. Chrzestny rodzyce Wójceszka, Aniela i Émil Östoja-Lniscë, wzalë tej całą trójka dze-cy sadzégó, raza z piastunką Marënią do swójégö mieszkaniô przë ulicë Gduńsczi 8 w Kartuzach; bëła tamó jesz starka Wójceszka ze stronë matczi - Teréza, chtërna umarła w 1942 roku. Willa przë Tatrzańsczi przejalë Miemcë. Dëcht krótkó pó wójnie dzecë wzął do se do Wejrowa (Gniewówskó 1) Stanisłów Czedrowsczi, bracy-na Władisława, kupc. Chóc ju miół swójich trójka dzecy, bëlno zajął sa pótomkama Halinę i Władisława, a jesz do te spłacył kredit, chtëren na budowa wille przë Tatrzańsczi wzął sadza. W 1945 roku Wójceszk óstół przëjati do II klasë spódleczny szköłë prowadzony przez sostrë zmar-twëchwstónczi. Jesenią 1946 roku, czej miół wnet 9 lat, ekstra komisjo robiła ekshumacja zabitëch w Piôsznicë. Komisjo tej nalazła trzëdzescë zbiérnëch grobów; czilenôsce miesący rëchli sódzewnicë ze Stutthófu pod gewérama esmanów wëdobiwelë cała i je pôlëlë, żebë ukrëc to mórdarstwó; we dwuch nie zniszczonëch grobach kómisjó nalazła przez trzësta ófiarów; gódało sa tej, że westrzódka wiacy jak piac-dzesąt rozpóznónëch béł téż sadza Władisłów Czedrowsczi, równak późni sa ókózało, że to nie béł on. Wójceszk miół ta pierszą wiedza i czej jedna zmar-twëchwstónka rzekła ó ödköpónëch i rozpóznónëch, ón sa ôdezwôł, że jego tatk téż sa tamô nalôzł. Öna na to ostro, że ón je łżélc i kózała mu jic za kara do nór-ta. Jego i Jerzika pó wójnie chcała usënowic Ötiliô Szczëkówskó, bezdzetnó kaszëbskô dzejórka i żłobiór-ka, ale jakós do tego nie doprzëszło. DRËCH DOTUŃCA I RÓŻAŃCA Do szkółë chódzył do tpzw. szóstczi w Wejrowie, chtërna sa tej miescëła dëcht przë klósztorze francysz-kanów. Czej miół jic do sódmy klasë, wzałë gó do se cotczi ze Słówków - Duchna, a nad wszëtkó Irena, z chłopa Lëtewskô, ó chtërny sa gódiwało, że bëła białką mocną na dëchu. Öna miała tamó piła (tartak), chtërna jistnieje do dzys, a nóleżi do rodzëznë Lewan- Renata i Wöjcech Czedrowscë dowsczich. W Kartuzach chódzył do spódleczny szkółë, a pótemu ód 1951 roku do Öglowösztôłcącégö Liceum miona Hieronima Derdowsczégó, chtërnégó direktora ód 1952 béł Tédor Elas, łacëznik, w kar-tësczim eku (ókólim) legenda widzałégó szkolnego, obdarzonego nadzwëczajną pamiacą. Czej jo póznół redaktora Czedrowsczégó, tej ón nawetka dosc sposobno gódół pó kaszëbsku. Jó sa gó wnenczas spitół, gdze ón sa tak naucził gadać pó naszemu, a ón tej mie rzekł, że prawie w Słówkach. Z sentimenta gódół ö ti wsë, ó cotkach - Wandze i Irenie, i ó dodomu starków w Kartuzach przë ulicë Gduńsczi 8, gdze ón mieszkół za Miemca i pomiesz-kiwał w 1955 roku, czej chódzył do maturalny klasë. Jedną razą, czej më jachelë jego auta przez Kartuzë, zatrzimół sa przë tim budinku i mie rzekł pół pówóż-no, pół dló szpórtu: Panie Staszku, jak mieju nie badze na tim świece, to möżepón dopilëje, żebë tuwô wmuro-welë dlô mie pamiątkową tôfla... Ëdwôrd Dera, bëlny drëch Czedrowsczégö z Krzesz-në, diplomöwóny rólnik, wspöminô, że nie bëło jima letkô dostać sa do liceum. Më bëlë uznôwóny za CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 37 WSPÖMINCZI Wöjcech, półsostra Ita (Irena Lniskô), Mariô, Jerzi kułóków, a Wôjcech jesz do tegô béł sëna przedwójno-wégó sadzégó, to nick - wedle pôwôjnowi władzë - że nen béł zabiti przez Miemców, ön jako inteligent béł przed wszëtczim nieprzëjacela lëdu. Na trzëdzescë uczniów z klasë Czedrowsczégö dwa-dzesce dzewiac personów skuńczeło wëższé sztudia. To bëła ale baro apartnô klasa - gôdô profesor Hen-rik Fox z Sopotu, emeritowóny widzałi chemik, chtër-ny jesz dzys robi na Medicznym Uniwersytece we Gduńsku. Më wiera wszëtcë wiedzelë, czegö më chcemë w żëcym. Wôjcech, jak jô gô möga pamiatac, béł baro miłim i lubionym kolegę, colemało sedzôł w ôstatnëch łôwkach. Miôł zwënéga u dzéwczatów, bô béł baro sposobnym beńla. Jerzi Nacel, chemik, chtëren sztudérowôł w dôwny gduńsczi Mediczny Akademii na Farmaceuticznym Wëdzélu, pötemu robił na ti uczelni jakno didaktik i badéra, a w 2013 roku napisôł pô kaszëbsku pödracz-nik Chemiô ôglowô i organiczno (za chtërny dostôł öd kaszëbsczich sztudérów z Pömôranii Medal Stolema), szpörtëje: To Wôjcech, czej ju béł przédnika miesacz-nika „Pomerania", nawrócył mie na kaszëbską wiara. Jô dzectwô ôbczas lata spadzywół u starków w Klëkôwi Hëce, tamô jô pöznôł kaszëbsczi jazëk, ale gô nie użiwôł. Za sprawą Wôjcecha, chtëren mie wiedno rôcził na rozmajité zeńdzenia Kaszëbskö-Pömôrsczégô Zrze-szeniô, jô zaczął pô kaszëbsku nié leno czëtac a gadac, ale i pisać. W liceum öni sedzelë w jedny łôwce, dwaji drëszë, chtërnym jak mielë po dwa lata, Miemcë zabilë öjców. Môjégô tatka Miemcë rozstrzelelë w kartësczim lese za to, że ôn dzejôł przed wôjną w antihitlerowsczi Zôchôdny Zrzeszë (pôl. Związek Zachodni) - gôdô Nacel. Ale z Wöjcecha më nijak tegô midzë sobą nie roz-pamiatiwelë. Në tak to w tamtëch latach bëło... Dlô nas w tim czasu pöza nóuką baro wôżny béł spôrt. Wôjcech béł tak pôchwôtny w ping-póngu, że zakwalifiköwôł sa nawetka na jigrë wôjewódzczé we Gduńsku. Ön téż baro dobrze grôł w zemnégö tenisa -przëbôcziwô sobie Ëdwôrd Dera. I w bala më grelë wiele razy. Ön béł baro drësznym, spokojnym kolegą - dodôwô. Jô panu pôwiém dëcht szczero, że jć> nijak nie przëpuszczôł, że on sa w taczim stapniu zajmie kaszëbizną, bô on tej ze mną w tim jazëku nie gôdôł, a jô znôł kaszëbsczi z dodomu. Jak jô wrócył ze sztu-diów w Ölsztinie i przeczëtôł jego articzel w „Pomeranii" (tej jesz „Biuletinie Kaszëbsczégô Zrzeszeniô") ô nas, Kaszëbach z kartësczégô liceum, tej jô sa tak po prôwdze zaczekawił kaszëbską sprawą, a do dzys jô jem nóleżnika Kaszëbskö-Pômörsczégö Zrzeszeniô w Kartuzach. Wöj cech Czedrowsczi kölegöwół sa téż z Eugeniusza Necla, sëna sławetnego ceramika Léóna z Chmielna; ón skuńcził krakowską Akademia Gór-niczo-Hutniczą i óstół nawetka direktora Fabriczi Ceramicznëch Wërobów na Szląsku. Jegó drëcha béł téż pózniészi lékôrz Alosz Daleczi z Wieżëce. Sostra norbertanka Dorota Goldstrom (chrzconô jakó Bernatka Elżbieta) z Krakowa, roda z żukôwsczé-gó Skrzeszewa, téż chodzëła do liceum z Czedrow-sczim. Znaje wiele jazëków, je póstulatorką Słudżi Bóżi Emilii Pödolsczi (1845-1889) na błogosławioną, miała w ti sprawie nawetka rozmowa z kardinała Josepha Ratzingera. Jo, jô znajd to miono i nôzwëskô, përzna pamiatóm jegó twórz, ale pô prôwdze jô nie wiedzała, że on tak wiele zrobił dlô rozkôscérzeniô kaszëbiznë - gôdô mie przez komórkowi telefon i pro-sy, żebë jô ji przësłôł ksążka Lew * Stołem * Budziciel. Czedë jó sedza z panią Renatą Czedrowską w kar-tësczim mieszkaniu przë Mestwina, gdze pón Wójcech przeżił dwa lata, jô ódczuwóm jistné wiodro jak we Gduńsku na Brzéznie, gdze jó biwół czilenósce razy. Ta cëszô, te ksążczi, óbrózczi, ódjimczi. Tuwó w Kartuzach je równak përzna jinaczi - z óknów widzec je rozwidniony zymkówim słuńca baro zelony las, łiskó sa midzë drzewama Klôsztorné Jezoro. Jó z niesmia-łoscą pitóm sa, czedë i jak pó prôwdze sa spötkelë. Më sa dosc czasto w Kartuzach widzelë, colemało z daleka. Kô më chôdzëlë do tegö samégô liceum, ale wjinëch rocznikach, bô Wôjceszk béł ö rok od mie star-szi. Późni jakö sztudérka Mediczny Akademii jó wiedzała, że ón sztudérëje na Gduńsczi Politechnice. Ale tak pó prówdze më sa spótkelë w Kartuzach na pówój-nowi, 15. roczëznie naszégó liceum - 3 lepińca 1961 roku. Më sedzelë tamo kol se i naróz zaczalë ze sobą rozmawiać - scësziwô głos i dodôwô z letëchnym usmiéwka: I tak mëprzegódelë ze sobą piacdzesąt lat... STANISŁÔW JANKA 38 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 fi ----GENIUS LOCI ffl Ściana zamkowa na Wartkiej. Fot. S. Lewandowski -&L Kilka kroków za Rybackim Pobrzeżem cichnie gwar. Turyści dochodzą najwyżej do Restauracji Kubicki, dalej, w stronę Karpiej i budowanego jeszcze kompleksu Młodego Miasta nikt nie zagląda. Może to i lepiej, w hałasie nie słychać pulsu historii. Bo przecież tutaj, na Wartkiej, pod cudem zachowaną ścianą zamkową, wszystko się zaczęło. Tysiąc lat temu wokół stojącego tu grodziska wyrósł Gdańsk. Pod dawny zamek książąt pomorskich Krzyżacy doprowadzili kanał Raduni. W tym miejscu łączy się on z Motławą, niewiele niżej wpadającą do dawnego koryta Wisły. Trzy rzeki, których nazwy są symbolem tego miejsca, oplatają Zamczysko historycznym węzłem. To nie jest zwykły spływ czy też zbieg (znamy te terminy z lekcji geografii), to komunikacyjny zwornik, a jednocześnie klucz do dziejów miasta. W języku polskim nie mamy nawet odpowiedniej nazwy dla podobnych miejsc. Stanisław Rospond próbował rekonstruować ją jako wąwel, co ma oznaczać „gród oblany wokół wodami" (stąd ma wywodzić się nazwa Wawelu). Moim zdaniem trafniejszą starosłowiańską rekonstrukcją byłaby sątocz, do dziś obecna w nazwie Santoka, gdzie Noteć uchodzi do Warty Cywilizacja, jak przyroda, lubi powtarzać w różnych odmianach swoje kody genetyczne. Jest jeszcze w Europie inne, bardzo podobne miejsce. Starożytni Belgowie mówili o nim ganda, co w ich języku znaczyło to samo, co nasza sątocz właśnie. Tam, u podnóża feudalnego grodziska (Graven-steen hrabiów Flandrii) również zbiegają się trzy rzeki. Liwa (Lieve), której bieg - jakżeby inaczej? - uregulowano kanałem, wpada tam do Lei (Leie), ta zaś, tuż obok, łączy swoje wody z nurtem Skaldy (Schelde). U zbiegu tych trzech rzek narodził się port, z niego zaś wyrosło wspaniałe kupieckie miasto: Gandawa. Gdańsk poznałem w 1969 roku, gdy miałem dwanaście lat. Jest to wiek, w którym człowiek chłonie wrażenia jak gąbka. Ja chłonąłem je z okna hotelu „Orbisu" przy Korzennej, gdzie zostawili mnie matka razem z jej stryjem. John Du-biniak, weteran armii amerykańskiej, przyjechał tu z Los Angeles, by odnaleźć dom przy Hunde-gasse, w którym mieszkał przed wojną. Było lato, usiadłem na sterylnej pościeli hotelowego łóżka i zagłębiłem się w lekturze Z uśmiechem przez Gdańsk Andrzeja Januszajtisa. Książka świeżo się ukazała, ja zaś, zobaczywszy ją w kiosku koło hotelu, uprosiłem matkę, by mi ją kupiła. Zanim dorośli wrócili, przeczytałem ją całą, tylko od czasu do czasu wyglądając przez okno. Dla sprawdzenia. Myślałem wtedy, że dzwonnica kościoła Katarzyny to sugestywnie opisana na kartach książki wieża mariacka. Dopiero później odkryłem, że jest inaczej - ale zaskoczenie tylko wzmogło chłopięcy zachwyt. Odtąd, gdy tylko mogę, powtarzam trasę baśni mojego dzieciństwa: karmelici (tak zawsze będę nazywał kościół świętego Józefa), ratusz Starego Miasta, rzeczona Katarzyna, wieża Jacek, ceglana koronka fasady świętego Mikołaja, Zbrojownia, kościół Mariacki, wieża głównomiejskiego ratusza... Bywało, że śniła mi się ta droga - i były to zawsze dobre sny. Gdy po latach poznałem Gandawę, zrozumiałem że idę tą samą trasą. Ulice Katalońska i Świętojańska to jakby kolejna odsłona Długiej i Długiego Targu. Te same gotyckie koronki, choć nie z cegły, lecz z kamienia: kościół świętego Michała, dalej, po drugiej stronie Lei, święty Mikołaj, potem dzwonnica ratusza i katedra. To przecież miejsce z mojego snu! W katedrze świętego Bawona, w kaplicy po lewej stronie od umieszczonego pod wieżą wejścia, wisi... nie, to nie „Sąd Ostateczny" Mem-linga, ale inne dzieło światowej kultury: „Adoracja Baranka Mistycznego" braci Van Eyck. Czy to przypadek? Nie zastanawiam się nad tym. Ważne, że jest tak, jak w moim śnie. „Wszystko sen i prawda szczera" - jak powiedział wieszcz Słowacki. Może tylko wspomnę o jeszcze jednym szczególe. Gandawa jest historyczną stolicą Flandrii, w której herbie widnieje stwór bardzo podobny do kaszubskiego Gryfa. Oczywiście na żółtym tle tarczy. JACEK BORKOWICZ • ■,<* * -a. * * -±L 2016 POMERANIA/39 j*y «: w EDUKACJA KASZUBSKA Takiego zainteresowania uczeniem się języka kaszubskiego, jak w gminie Liniewo można pozazdrościć. W dwóch z czterech szkół podstawowych znajdujących się na jej terenie na lekcje rodny môwë chodzi 100% uczniów. A jest to przecież ta część naszego województwa, w której kaszubszczyzny prawie nie słychać. Na fotografiach ze s. 40-41 tegoroczny powiatowy konkurs„Rodnô Möwa" w Liniewie. Fot. DM KWESTIA UŚWIADAMIANIA Gmina Liniewo w powiecie kościerskim to nie serce Kaszub, ale raczej ich rubieże. Dalej na wschód rozciąga się powiat starogardzki i Kociewie. Od kilku lat we wszystkich tutejszych szkołach podstawowych i gimnazjum, tj. w Liniewie, Wysinie, Garczynie i Głodowie nauczany jest język kaszubski. W dwóch ostatnich placówkach na ten przedmiot chodzą wszyscy uczniowie. W Wysinie do kompletu brakuje dwoje. Takiej frekwencji może pozazdrościć niejedna szkoła leżąca w centrum naszego regionu. Duże zainteresowanie zajęciami z języka kaszubskiego może wywoływać zdziwienie, tym bardziej że podczas ostatniego spisu powszechnego w 2011 r. w gminie Liniewo posługiwanie się językiem kaszubskim zadeklarowało mniej niż 20% mieszkańców. Ta część Kaszub zaliczana jest do tych, w których kaszubszczyznę słychać sporadycznie, ale nie zaniknęła zupełnie. To jest kwestia, jak ja to mówię, uświadamiania, bo język kaszubski jako taki tu funkcjonuje. Nie są to może jakieś barwne wypowiedzi, tylko bardziej takie pojedyncze wyrazy. One są i funkcjonują na co dzień. Jak zaczynamy mówić po ka-szubsku, to ludzie potrzebują pięciu minut, żeby się oswoić, i już wiedzą, o co chodzi. To nie jest dla nich język obcy, tylko po prostu muszą sobie uświadomić, że na co dzień używają kaszubskich zwrotów. Wysin to w tym momencie kultura mieszana, ale w XIX wieku to była typowa wieś kaszubska i ci rdzenni mieszkańcy mówią językiem kaszubskim - podkreśla Grzegorz Prądziński, nauczyciel języka kaszubskiego w Wysinie i Garczynie. UTOŻSAMIANIE SIĘ Z TĄ ZIEMIĄ, TĄ KULTURĄ Jednak nauka języka kaszubskiego cieszy się popularnością nie tylko wśród tych, którzy z Kaszubami związani są od pokoleń. Jak mówi Ida Czaja, która uczy mowy i kultury kaszubskiej w pozostałych placówkach znajdujących się na terenie gminy - w szkole podstawowej i gimnazjum w Liniewie oraz w szkole podstawowej w Głodowie, kaszubski ma swoich zwolenników także wśród przedstawicieli i potomków ludności napływowej. Są rodziny, które nie mają żadnych korzeni kaszubskich, ale posyłają dzieci na język kaszubski, gdyż utożsamiają się z tą ziemią, z tą kulturą. Cieszą się, że dziecko jest bogatsze o kulturę kaszubską, i umożliwiają mu zapisywanie się na zajęcia. Dziewczynka pochodząca z takiej właśnie 40 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 EDUKACJA KASZUBSKA /ZACHË ZE STÔRI SZAFË rodziny zdobyła w tym roku pierwsze miejsce w konkursie „Rodnô Mowa" w eliminacjach powiatowych. Konkurs Recytatorski Literatury Kaszubskiej „Rodnô Mowa" jest najbardziej oczekiwanym i popularnym wydarzeniem wśród uczniów wyżej wymienionych szkół. Aby móc zaprezentować się przed powiatowym jury, muszą przejść przez sito wielu wcześniejszych eliminacji. Dzieci bardzo chętnie przygotowuję się do konkursu -mówi Ida Czaja. Zapisuje się ich tak dużo, że robimy sporo wcześniejszych eliminacji: klasowych i szkolnych, a dopiero potem gminnych. Po takiej selekcji zostają już tylko najlepsi, którzy całkiem dobrze radzą sobie w konfrontacji z rówieśnikami z powiatu. W konkursie „Rodnô Mowa" mamy już sukcesy w naszej gminie - podkreśla Grzegorz Prądziński. W tym roku w eliminacjach powiatowych kategoria gimnazjów została zdominowana przez gimnazjalistów z Liniewa. W klasach 4-6 drugie miejsce zdobyła dziewczynka z Garczyna. Jak to powiedziano podczas tego konkursu - trzeba się z nami liczyć. Konkursowe zmagania z językiem kaszubskim uczniów z gminy Liniewo nie kończą się jednak na Konkursie Recytatorskim Literatury Kaszubskiej. Teraz jest taki pomysł polonistki z Liniewa, aby zorganizować konkurs lektorski - czytania literatury polskiej i kaszubskiej. Spora liczba dzieci zapisała się na dwie kategorie. Znalazłyśmy te same teksty w języku polskim i kaszubskim. To jest taka nowość, którą ogłosiłyśmy w tych dniach i zobaczymy, jak to się potoczy. Dziś pierwszy raz sprawdzałam, jak wyglądają przygotowania, i muszę powiedzieć, że dzieci są naprawdę przejęte tym konkursem, przykładają się - mówi Ida Czaja. NAUKA KASZUBSKIEGO TO COŚ FAJNEGO Kaszubszczyzna w szkołach gminy Liniewo wykracza poza lekcje szkolne i konkursowe imprezy. Coraz częściej uczniowie zaczynają się angażować w organizowane przez nauczycieli i wspierane przez dyrekcję akcje promujące kaszubskie zwyczaje i folklor. Jedną z nich jest przywracanie tradycji Gwiżdży. Od czterech lat mamy z uczniami taki zwyczaj na Boże Narodzenie - kolędujemy po kaszubsku, czyli reaktywowaliśmy tzw. Gwiżdże. Chodzimy po wiosce i śpiewamy kolędy. Odzew jest bardzo dobry i widać zaangażowanie rodziców - przyznaje Grzegorz Prądziński. Z kolei uczniowie liniewskiej podstawówki i gimnazjum swoją znajomość języka kaszubskiego wykorzystują do promocji kaszubskiego folkloru i literatury. U nas powstaje zespół kaszubski. Pan dyrektor zakupił stroje, przygotowaliśmy już kilka tańców kaszubskich, dzieci recytują wiersze - mówi Ida Czaja. I dodaje: Widać, że rodzicom się to podoba, i w taki sposób mogę ich przekonywać do kaszubszczyzny, bo to jest też moja praca, żeby pokazać rodzicom, że nauka kaszubskiego to coś fajnego. JADWIGA BOGDAN „BAJKA" DO BOJKÓW Starszi jesz pewno pamiatają z dzecnëch lat ne wieczorë z bôjkama wëswietliwó-nyma na scanie abó na rozwieszony w jizbie pôdchlastnicë. Diaskop (zwóny popularno rzutnika) „Bajka" firmë o pozwie Łódzkie Zakłady Kinotechniczne béł wiera w wiela dodomach. Może rzec, że „Bajka" to taczé „prehistoriczné DVD", leno że farwny obróz nie béł ruchomi a głos muszôł podkładać chtos starszi - mëma, tatk, starszo sostra czë bracyna. Równak nick to nie szkódzëło - iicéchë kól öbzéraniô rozmajitëch bojków bëło baro wiele. Leno czë mógł dostać téż klisze z bôjkama, jaczé bëłë zrëchtowóné na spódlim kaszëbsczich ôpöwiesców? Möże chtos z Czetińców znaje ódpówiésc na to pëtanié. Diaskop, jaczi je na ödjimku, östôł wëproduköwóny w kuńcu 50. abó na zôczątku 60. lat XX stalata. RD CZERWiŃC 2016 / POMERANIA / 41 KULTURA Energia płynąca z pasji Łączy życie rodzinne z pracą zawodową, studiami i niezwykle owocną twórczością. Jak jej się udaje to pogodzić? Moje pasje są dla mnie wytchnieniem, odpoczynkiem, relaksem, dobrymi myślami, marzeniami, mile spędzanym czasem - tłumaczy Alicja Serkowska, prezeska gdańskiego oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych, laureatka Skry Ormuzdowej, studentka Akademii Sztuk Pięknych. Fot. Krzysztof Bagorski WYCHOWAŁA SIĘ W ARTYSTYCZNEJ RODZINIE GROTÓW Jej matka Jadwiga urodziła się w Lidzie koło Wilna, niedługo potem z rodziną przeniosła się na Kaszuby, gdzie jako młoda osoba nauczyła się haftu od kartuskiej nauczycielki Natalii Kosteckiej. Kiedy wspominam dzieciństwo, mam przed oczami obraz mojej mamy, która haftuje - opowiada Alicja Serkowska. Były to serwetki, poduszki, makatki, bluzki, zasłonki, zakładki do książek z wzorami kaszubskimi. Pracowała w „Cepelii", a właściwie w Regionalnej Spółdzielni Przemysłu Ludowego i Artystycznego w Kartuzach najpierw jako hafciarka-chałupniczka, później jako kontrolerka jakości haftu we wszystkich oddziałach Spółdzielni. Przyglądając się mamie zajętej pracą, zapragnęłam haftować tak jak ona. Zaczynałam pracę pod jej okiem, ucząc się prostych ściegów. Była 42 POMERANIA wymagającą nauczycielką, więc musiałam haftować bardzo dokładnie. Lewa strona serwetki musiała przypominać prawą. Już jako uczennica szkoły podstawowej Alicja brała udział w konkursach hafciarskich. Mama nauczyła haftować również moją siostrę Mirosławę oraz brata Mieczysława - mówi kaszubska pasjonatka. Wszyscy wyszywaliśmy serwetki na własne potrzeby, na zamówienia różnych ludzi oraz na konkursy sztuki ludowej, w których zdobywaliśmy nagrody. Jadwiga Grot, nadal praktykująca pasjonatka, nie tylko haftowała, również grała na gitarze i fortepianie oraz malowała. Jej dzieci przyglądały się kaszubskiej sztuce ludowej i poznawały jej różne dziedziny, często z rodzicami jeździły na jarmarki, cepeliady, kiermasze. Oglądały tam rzeźby, zabawki ludowe, obrazy malowane na szkle i płótnie oraz hafty. Poznawały ar- KULTURA mm tystów ludowych, nawiązywały kontakty. Pani Alicja przyznaje, że niektóre z zawartych wówczas przyjaźni, trwają do dziś. Co ciekawe, kaszubską sztuką ludową zachwycił się również mój ojciec - uzupełnia rodzinną historię. Jeżdżąc z nami na jarmarki, zainteresował się rzeźbami, zabawkami ludowymi i dużo rozmawiał z ich twórcami. Pracował jako zdun, a kiedy przeszedł na emeryturę, zaczął z powodzeniem rzeźbić. Te pierwsze prace - ptaki znalazły się na zbiorowej wystawie „Ołtarz z Ptaków" w kościele św. Bartłomieja w Gdańsku. W późniejszym etapie swojej twórczości ojciec rzeźbił przeróżne figury, a także całe instalacje i wiele pięknych aniołów. Mogę więc powiedzieć, że wychowałam się w rodzinie artystów w otoczeniu sztuki ludowej, którą pokochałam, która stała się moją miłością i pasją życia. WCIĄŻ ZDOBYWA NOWE UMIEJĘTNOŚCI Wszechstronne talenty Alicji Serkowskiej, ale też jej nieustająca chęć rozwoju sprawiają, że chętnie uczy się czegoś nowego. W Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym w Wieżycy przyglądała się pracy malującej na szkle artystki ludowej Anny Basmann-Detloff i to zainspirowało ją do poznania tej dziedziny sztuki. Sama nauczyła się grać na pianinie i akordeonie. Muzyczne umiejętności wykorzystuje podczas wieczorów spędzonych z przyjaciółmi na plenerach artystycznych. Potrafię też wyplatać ze sznurka makramy, robię na drutach swetry, skarpetki i serwetki - kaszubska artystka zaczyna wyliczać kolejne umiejętności. Potrafię szydełkować. Zrobiłam na szydełku wiele serwetek, bluzek, torebek, kołnierzyków do sukienek oraz koronek do serwetek. Szyję dla siebie i rodziny sukienki, spódnice, bluzki. Interesuję się też rzeźbą. Wyrzeźbiłam ptaki, płaskorzeźby madonny z dzieciątkiem i anioły. W jej twórczości anioły pojawiają się często. Mam pokaźny zbiór aniołów w swoim domu i czuję ich opiekę i wsparcie - przyznaje. Maluję je też w prezencie i opatruję dedykacją. Dla dzieci maluję Anioła Stróża. Te postacie były też tematem rodzinnej wystawy zatytułowanej „Anioły Grotów", jaką kilka lat temu można było oglądać w Kartuzach. Od ponad dwudziestu lat pracuje w administracji kartuskiego szpitala w dziale kadr. Ponadto jest matką Jacka, Justyny i Karoliny, a także babcią Szymona, Zuzi i Macieja. Te role udaje jej się łączyć z twórczością. Przyznaje, że to niełatwe, ale możliwe: Kiedy moje dzieci były małe, wieczorami komponowałam wzory i haftowałam serwety - mówi. Później, gdy dzieci dorosły, znowu miałam więcej czasu dla siebie i dla swoich zainteresowań. Wtedy też starałam się nauczyć dzieci haftować. Myślę, że nauczyłam się tak organizować czas, bym mogła poświęcać się swoim pasjom. Tworzę i kształcę się w każdej wolnej chwili. Ciągle zgłębiam tajniki sztuki i poszerzam swoje zainteresowania, co daje mi wiele radości. Obecnie kaszubska twórczyni studiuje grafikę projektową na Akademii Sztuk Pięknych. Przede mną dyplom, a więc bardzo trudny czas nauki - mówi. Jest to dla mnie połączenie pasji twórczej z uzyskaniem wykształcenia. Zawsze lubiłam projektować między innymi logotypy. Teraz uczę się projektowania zgodnie z obowiązującymi normami funkcjonowania znaku na obecnym rynku. Jestem zadowolona z tego kierunku, ponieważ umożliwia mi poznanie nowych form wypowiedzi twórczej. SWOJĄ WIEDZĘ CHCE PRZEKAZYWAĆ MŁODZIEŻY Od września 2013 roku Alicja Serkowska sprawuje funkcję prezesa Stowarzyszenia Twórców Ludowych - Oddział Gdański im. Longina Malickiego. Wyrastałam w tym środowisku, spotykając się z twórcami na imprezach folklorystycznych oraz plenerach artystycznych - wyjaśnia. Poznałam wielu wspaniałych ludzi i wśród nich zawsze czułam się bardzo dobrze. Ich sprawy stały mi się bardzo bliskie. Jako prezes informuję członków Stowarzyszenia o odbywających się konkursach sztuki ludowej, plenerach i wystawach. Organizuję spotkania okolicznościowe, na przykład Dzień Twórcy Ludowego. Mam nadzieję, że swoimi działaniami sprostam oczekiwaniom twórców. Ma nie tylko wszechstronne zdolności, ale i dużą wiedzę ma temat kaszubskiej twórczości ludowej. Cechuje ją zapał do artystycznej pracy, wykazuje ogromną chęć działania i wciąż ma mnóstwo pomysłów. Dlatego trudno uwierzyć, że przed nią emerytura. Ma jednak już plany, jak dobrze wykorzystać ten czas: Na razie chciałabym pomyślnie ukończyć studia - przyznaje. Póki co, brakuje mi też czasu na malowanie, a za tym bardzo tęsknię. Marzę o tym, by przejść na emeryturę i zająć się uprawianiem twórczości. Chcę projektować i rzeźbić oraz poświęcić się pracy w Stowarzyszeniu. Pragnę swoje umiejętności przekazać młodzieży. Cieszę się, że nauczyłam swoją córkę Karolinę haftować i malować kaszubskie obrazy na szkle. Mam nadzieję, że ona będzie kontynuatorką tego, co ja przejęłam po moich rodzicach. ANNATREPCZYK POMERANIA 43 Z POŁUDNIA PANI KLARA I INNI Nadszedł sezon plenerowych koncertów. Przez całe lato będziemy mogli oglądać występy zespołów folklorystycznych na rozmaitych przeglądach, festynach i lokalnych imprezach. Ile razy podziwiam wigor i kunszt tańczących par, nawiedza mnie wspomnienie twórczyni i kierowniczki zespołów ludowych Klary Miszewskiej. Cokolwiek bowiem przez kilkadziesiąt lat działo się na estradach na naszych południowych Kaszubach, a miało związek z kulturą ludową, z taneczno-muzycznym folklorem, odbywało się z jej udziałem lub za jej przyczyną. Właśnie mija 15 lat od jej śmierci. Pani Klara (dla najbliższych Terenia) pochodziła z Lubni k. Brus. Od dzieciństwa lubiła tańczyć, tak jak jej mama i siostry. W domu Miszewskich zawsze było rojno i gwarno, przy lada spotkaniu towarzyskim tańczono drobnego, szewca czy miotlarza. Opowiadała mi kiedyś, że mając ledwie 8 lat, pokazywała kroki i figury tańców studentom, którzy przyjeżdżali na wakacje lub z rodzinną wizytą, a już wtedy czuła się jak dorosła instruktorka. Wybuchła wojna i nie pozwoliła kształcić się dorastającej dziewczynie, która marzyła o tym, by zostać przedszkolanką. W kwietniu 1945 r., ledwo front przeszedł, założyła w swojej wsi świetlicę i ochronkę dla dzieci, już po miesiącu wystawiła z dziećmi i młodzieżą inscenizację bajki dla mieszkańców Lubni i Brus. Pracowała przez rok za darmo, potem wysłano młodą entuzjastkę na kursy nauczycielskie w Uniwersytecie Ludowym w Bursie k. Łodzi. Od prof. Zofii Solarzowej otrzymała tam specjalne wyróżnienie za układy taneczne i taki był początek jej artystycznej działalności. Pracowała w Chojnicach jako instruktorka w klubie „Kolejarz" i domu kultury, ale przede wszystkim pasją i talentem obdarzała zespoły ludowe. Blisko dwadzieścia lat prowadziła (razem z muzykiem Bernardem Ostrowskim) zespół Kaszuby w Czersku; pisała i reżyserowała programy, opracowywała choreografię, uczyła tańczyć ponad trzysta dziewcząt i chłopców - sławę w kraju dało zespołowi ok. 350 występów. Opiekowała się także młodszym zespołem w Karsinie (dobrze pamiętała stamtąd „Józia" Borzyszkowskiego!); niejeden raz martwiła się, jak wrócić nocą do odległych o 40 km Chojnic („Przecież nie mogłam zmarnować młodych talentów" - usprawiedliwiała się przed sobą). W 1978 r. była przy narodzinach zespołu Kaszuby przy domu kultury w Chojnicach, w tym samym roku współorganizowała pierwszy chojnicki przegląd kaszubskich zespołów o nagrodę Złotego Tura. Kilkanaście lat później reżyserowała wystawione przez ten zespół widowisko Bernarda Sychty „Hanka sa żeni", a inscenizacja okazała się wielkim sukcesem. Pamiętnych wydarzeń i sukcesów było wiele, ale za jeden z największych pani Klara uważała „Wieczór kaszubski", który wystawiła z połączonymi zespołami z Czerska, Karsina i Dąbrówki podczas „Panoramy województw" w Warszawie. Wspominała: „Wszystko wtedy było dokładnie przemyślane w najdrobniejszych szczegółach, że byłam prawie pewna dobrego efektu i nie zawiodłam się. (...) Podczas występu w Operetce siedziałam przy kołowrotku, pod haftowanym fartuszkiem miałam dokładny scenopis i czuwałam nad każdym krokiem. Ale udało się nadzwyczajnie. Gratulowano mi, a ja przekazywałam te gratulacje moim dziewczętom i chłopcom". Taka była pani Klara - pełna zapału, dominująca w swym otoczeniu, z silną osobowością i charyzmą, dzięki której lgnęła do niej młodzież. Ostatnie dwadzieścia lat przed emeryturą była kierowniczką gminnej biblioteki w Charzykowach i na polu popularyzacji czytelnictwa pracowała z taką samą żarliwością i osiągnięciami. Poświęcam tych kilka zdań niezapomnianej Klarze Miszewskiej (pisałem o jej „wyczynach" także za życia), lecz wybitnych animatorów folkloru kaszubskiego było i jest wielu. Wkładają w tę artystyczną i pedagogiczną działalność serce, oddają pół życia, przekazując młodemu pokoleniu to, czego sami nauczyli się w domu rodzinnym i swojej okolicy. Dają ludziom piękno i wzruszenie, przeto każdemu z osobna należy się pamięć i podziękowanie. Pamiętają Kartuzy o zasłużonej twórczyni zespołu Kaszuby Marcie Bystroń, ale wdzięczne są także długoletniemu kontynuatorowi jej dzieła Franciszkowi Kwidzińskiemu. Jakże wiele zawdzięczają Brusy i całe Zabory twórcy Krëbanów (gratulacje z okazji 35-lecia!) Władysławowi Czarnowskiemu, który z niespożytą energią edukuje kolejne pokolenia młodzieży. W Chojnicach założony przez Miszewską i Stefana Myszkę zespół Kaszuby wciąż istnieje i chwali się pięknym dorobkiem pod kierownictwem Włodka Łangowskiego (maestro instrumentów dętych!). A czyż można zapomnieć o chojnickich Kaszëbach Marii Renaty (Reni) Wróblewskiej? Prowadzi międzyszkolny zespół już ponad ćwierć wieku, koncertowała z nim w najdalszych zakątkach Europy, przepełniona wciąż entuzjazmem i twórczym uniesieniem. Serce rośnie, gdy cała scena pulsuje barwnymi strojami tancerzy, a kapela gra „Hej tu u nas, na Kaszëbach"... KAZIMIERZ OSTROWSKI (...) wybitnych animatorów folkloru kaszubskiego było i jest wielu. Wkładają w tę (...) działalność serce, oddają pół życia, przekazując młodemu pokoleniu to, czego sami nauczyli się w domu rodzinnym i swojej okolicy. 44 POMERANIA ZPÔŁNIA Przeszedł czas plenerowëch koncertów. Öb całé lato badzemë möglë öbzerac wëstapë fölklornëch karnów na rozmajitëch przezérkach, festinach ë môlo-wëch rozegracjach. Wiele razë, czej pödzywióm kraft ë kuńszt tańcejącech w pôrach lëdzy, przëbôcziwô mie sa białka, chtërna bëła załóżczënią ë czerowniczką lëdo-wëch karnów - Klara Miszewskô. Równo co bë sa dze-jało przez cziledzesąt latów na binach na najich pôłnio-wëch Kaszëbach, a bëło sparłaczoné z lëdową kulturą, z tuńcowo-muzycznym fölklora, dzejało sa z ji udzéla abö z ji przëczënë. Prawie mijô 15 lat ôd ji smiercë. Wastnô Klara (dlô nôblëższich Tereniô) pôchôdała z Lubnie köl Brusów. Öd dzecnëch latów lubiła tańco-wac, tak jak ji mëma ë sostrë. Dorna kol Miszewsczich wiedno bëło głośno, sygło zwëczajné potkanie drëchów, cobë zatańcowac drobnego, szewca czë miotlôrza. Czedës öna ôpöwiôdała mie, że czej bëła ledwó 8 lat stôrô, pokazywała tuńcowe figurë sztudéróm, chtërny przëjéżdżiwalë na latné ferie abó na familiowé potkanie, a ju tedë czëła sa jak prôwdzëwô instruktorka. Za-czała sa wojna, jakô nie pózwólała sa sztôłcëc dozdrze-niwającému dzeusowi, chtëren śnił ó tim, cobë östac dozérôczką do dzecy w przedszkólim. W łżëkwiace 1945 roku, ledwó front przeszedł, założëła w swój i wsë paradnica ë ochronka dló dzecy, ju po miesącu wësta-wiła z dzecama ë młodzëzną inscenizacja bôjczi dlô mieszkańców Lubnie ë Brusów. Robiła przez rok za darmôk, pótemu młodo zapólińcka ostała wësłónô na kursë dló szkólnëch w Lëdowim Uniwersytece w Bursę kól Łodzy. Öd prof. Zofie Solarzowi dostała tam szpe-cjalné wëapartnienié za tuńcowe ukłôdë ë taczi béł zô-czątk ji artisticzny dzejalnotë. Robiła w Chónicach za instruktorka w klubie „Kolejarz" ë w dodomu kulturę, ale przede wszëtczim lëgótką ë talenta dzeliła sa z lëdowima grëpama. Wnetka dwa-dzesce lat prowadzëła (raza z muzyka Bernata Östrow-sczim) karno Kaszuby w Czersku; pisała ë reżiserowała programë, óprócowiwała choreografia; uczëła tańcowac wicy jak trzësta dzéwczatów ë knôpów - köl 350 wësta-pów dało karnu uznanié w kraju. Dozérała też młodszé karno w Kôrsënie (dobrze pamiatała stamtądka „Józia" Börzëszkówsczégö!); niejeden rôz sa jiscëła, jak wrócëc ób noc 40 km do Chóniców („Doch ni mogła jem zmarnować młodëch talentów" - wëslécała sa przed sobą). W 1978 roku bëła przë narodzënach karna Kaszuby kól dodomu kulturę w Chónicach. W tim samym roku wëspółórganizowała pierszi chónicczi przezérkkaszëb-sczich karnów ó nódgroda Złotégô Tura. Czilenósce lat późni reżiserowała pókózóny przez to karno przed- stówk „Hanka sa żeni" Bernata Zëchtë, a inscenizacjo ókôzała sa wiôldżim dobëcym. Taczich pamiatnëch wëdarzeniów ë dobëców bëło wiele, a za jeden z nówik-szich wastnó Klara miała „Kaszëbsczi wieczór" jaczi przedstôwiała ze sparłaczonyma karnama z Czerska, Kôrsëna ë Dąbrówczi ób czas „Panoramę wójewódz-twów" w Warszawie. Wspominała: „Wszëtkó tedë bëło genau przemëszlóné w nômniészich drobnotach, że bëła jem gwës dobrego efektu ë ni móm sa zawiodłé. (...) ób czas wëstapu w Operetce jo jem sedzała przë kółku, pod wësziwónym szërtucha mia jem genau scenarnik ë do-zérała jem kóżdi dzél. Ale udało sa nadzwëczajno. Gra-tulowalë mie, a jô móm przekózóné ne gratulacje mójim dzéwczatóm ë knôpóm". Takó bëła wastnó Klara - białka ful chacë, dominë-jącó w swójim ókólim, z mocną ósobówóscą ë cha-rizmą, dzaka jaczi przëchôdała do ni młodzëzna. Sléd-né dwadzesce lat przed emeriturą bëła czerowniczką gminowi biblioteczi w Charzikówach ë kól pópulariza-cje czëtaniégó robiła z taką samą mocą ë dobëcama. Tima czile zdaniama óddôwóm uczestnienié nieza-bóczony Klarze Miszewsczi (móm pisóné ó ji „wëczë-nach" téż tedë, czej jesz żëła), le wiôldżich animatorów kaszëbsczégó folkloru bëło ë je wiele. Wladiwają w ta artisticzną ë pedagogiczną dzejalnota serce, óddówają pół żëcégó, przekazywującë młodemu pokoleniu to, czego sami mają sa nauczone w swój ich checzach ë w swójim ókólim. Dówają lëdzóm snôżota ë wzrësze-nié. Dlóte ó kóżdim apart nót je pamiatac ë jemu pó-dzakówac. Kartuzë pamiatają o zasłużony załóżczëni karna Kaszuby Marce Bistróń, ale są téż wdzaczné Francëszköwi Kwidzyńsczemu, jaczi ód wiele lat cygnie dali to, co ona zaczała. Jak wiele zawdzacziwają Brusë ë całé Zabórë załóżcowi Krëbanów (gratulacje z leżnotë 35-lecégö!) Władisławówi Czarnowsczému, chtëren z niekuńczącą sa mócą uczi póstapné pokolenia mło-dzëznë. W Chónicach utworzone przez Miszewską ë Sztefana Meszka karno Kaszuby wcyg jistnieje ë chwóli sa piaknyma dobëcama pod czerownictwa Włodka Ła-gówsczégó (maestro dmuchónëch instrumentów!). A czë może zabëc ó chónicczich Kaszëbach Marie Re-natë (Reni) Wróblewsczi? Öna prowadzy midzëszkóło-wé karno ju wicy jak wierteł stalatégó, koncertowa z nim w nódalszich nórtach Europę, wcyg ful entuzjazmu ë twórczego rozprzeniesenió. Serce rosce, czej cało bina pulsëje farwnyma ruchnama tańcowników, a orkiestra graje „Hej tu u nas, na Kaszëbach"... KAZMIÉRZ ÖSTROWSCZI, TŁÓMACZËŁA NATALIO KŁOPÖTK-GŁÓWCZEWSKÔ CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 45 '&ś&r Najpiękniejszą mazurską rzeką jest Krutynią. Już ponad sto lat temu jej urodę opiewał Albert Zweck, który w pracy Mazurzy (1900), dając jej pierwsze miejsce „pośród najpiękniejszych zakątków prowincji", stwierdzał, że „stanowi ona tak swoiste piękno, że cokolwiek podobnego w ogóle nie tak szybko znowu spotkać można". Mieczysław Orłowicz w Ilustrowanym przewodniku po Mazurach Pruskich i Warmji (1923), jedynym przewodniku po Prusach Wschodnich, jaki ukazał się przed 1945 r. w języku polskim, pisał o przejażdżce łodzią po Krutyni jako o „najpiękniejszej z wycieczek na Mazurach" i apelował, by „nikt bawiąc w tych stronach, nie zaniedbał jej odbyć". W czasach niemieckich przejażdżka rozpoczynała się obok restauracji Murawa nad Jeziorem Kru-tyńskim, po dwóch kilometrach dopływano do wsi Krutyń. Chętnych było wielu, we wsi stanęły trzy pensjonaty, w kilkanastu domach wynajmowano kwatery, kilka osób trudniło się organizacją spływów. Orłowicz zauważał, że kto chciał być pewnym łodzi, musiał ją poprzedniego dnia zamówić telefonicznie. Dzisiaj, od kwietnia do listopada, nająć można pychówkę z flisakiem pełniącym także funkcję przewodnika, by przepłynąć najpiękniejszy odcinek rzeki: od wsi Krutyń do Jeziora Krutyńskiego. Zakończenie trwającego 1,5 godz. spływu następuje w miejscu startu, czyli w centrum wsi. Krutynią, szczególnie w dolnym biegu, mocno meandruje, jej nazwa miałaby pochodzić z języka Prusów i oznaczać rzekę krętą i wartką, czego nie potwierdza jednak słownik Mik- kelsa Klussisa. Liczący ponad sto kilometrów szlak kajakowy Krutyni należy do najpiękniejszych i najpopularniejszych, jego sława sięga nawet poza Europę. Ci, którzy przeznaczą na niego tydzień, będą mogli przepłynąć przez 20 jezior, osiem rzek, dwa kanały i sześć rezerwatów przyrody. Krutynią przyciąga kajakarzy od początku XX w. Dość szybko na rzece pojawili się także Polacy. Jednym z pierwszych był Jędrzej Giertych, w latach 1931-1932 attache kulturalny w konsulacie RP w Olsztynie, który w sierpniu 1931 r. opływał mazurskie szlaki w towarzystwie małżonki. Przygodę z Krutynią rozpoczęli we wsi Pupy (niem. Puppen - polskie Lalki, ob. Spychowo), by dalszą drogę odbywać „bardzo uczęszczanym szlakiem turystycznym", na którym „wciąż napotykali kajaki". W sprawozdaniu do MSZ Giertych podkreślił, że przy rzece „znajduje się szereg uczęszczanych letnisk, toteż wpływ niemczyzny jest tu z natury większy niż gdzie indziej", wszędzie jednak bez problemu porozumiewali się z Mazurami po polsku. We wsi Krutyń (niem. Cruttinnen) zastali Giertychowie pustki, co tłumaczono im ucieczką letników „po kryzysie bankowym" (światowy kryzys rozpoczęty krachem giełdy nowojorskiej w 1929 r. - WM). Przenocowali w wilii Kurhaus Cruttina, której właścicielem był Lothar Darda, „miejscowy, najinteligentniejszy Mazur", świetnie mówiący po polsku. W podsumowaniu relacji Giertych zwracał uwagę na „piękno i czar ziemi mazurskiej, czyniące z niej wymarzony teren dla letników i turystów" i - jednak marzycielsko - sugerował skiero- wanie polskiego ruchu turystycznego na Mazury, twierdząc, że „pobyt w jakiejś wsi kulturalnej i inteligentnej, i ideowej rodziny letniczej mógłby nawet bez specjalnej agitacji z ich strony, przez samo tylko niedostrzegalne oddziaływanie - sprawić istną rewolucję w niejednej duszy mazurskiej, a może i w całej wiosce". O ile urzędowe sprawozdanie Giertycha znane jest nielicznym historykom, o tyle opis kajakowej wyprawy Melchiora Wańkowicza stał się częścią jego znakomitego reportażu Na tropach Smętka (1936), który jeszcze przed wybuchem wojny miał dziewięć wydań (ostatnie zajęli Niemcy we wrześniu 1939 w drukarni w Bydgoszczy) i na długie lata stał się źródłem wiedzy Polaków o wschodniopruskiej krainie i jej mieszkańcach. Książka była owocem podróży autora kajakiem i samochodem po hitlerowskich już Prusach Wschodnich latem 1935 r. odbytej w towarzystwie 14-letniej córki Marty, najczęściej zwanej w książce Tirliporkiem. Kajak „Kuwaka" zwodowali, jak Giertychowie, w Pupach. Trasa eskapady, „na polanach wodnych wśród lasów", wiodła m.in. przez jeziora Upickie i Mokre, rzekę Krutynię, wsie Wojnowo (największa na Mazurach wioska staroobrzędowców, ich główny ośrodek religijny) i Starą Uktę, jeziora Gardeńskie, Bełdany i Guziań-skie, kurort Rudczany (Ruciane), jeziora Nidzkie i Wiartel i kończyła się w Piszu, skąd kontynuowali wyprawę autem. Wańkowicz był pod ogromnym wrażeniem mazurskiej przyrody i urokiem „absolutnego pustkowia" Krutyni. „Skala odczuwań w takiej 46 POMERANIA/ ZROZUMIEĆ MAZURY podróży - pisał - jest ogromna, bo gdy przy słonecznym dniu oddalają się ściany lasów, pogłębiają się drgającymi cieniami, zakręty i zatoczki jeziora błyszczą ze zdwojonym blaskiem, ptactwo waży się w chmurach wysoko - dusza ludzka wzbiera taką opętaną radością, że chciałoby się z kajaka wyskoczyć. (...) Ale kiedy niebo zaciągną mgły, woda zrobi się stalowa i dziki wiatr przeciąga po płaszczyźnie wodnej, rzucając drobne bryzgi w twarz, przesieki leśne zamyka na głucho cień - wtedy ogarnia poczucie samotności, uczucie tęsknoty niewytłumaczonej, człowiek czuje się niczym wobec tych sił przyrody, które się gdzieś w jądrze puszczy zamknęły i czekają na niego; wiosłujemy wtedy w milczeniu". Wańkowicz z córką zatrzymali się na chwilę we wsi Krutyń. Na wysoko wzniesionym nad rzeką tarasie (zapewne w Kurhausie Meckelburga) zastawionym barwnymi parasolami zjedli lody i „inne wy-kwintności ze świata zgniłej cywilizacji". Druga wojna położyła kres rozwojowi turystyki na Krutyni, nie sprzyjały jej też pierwsze lata powojenne, pełne szabru, ale i niepewności jutra, tak u dawnych, jak i nowych mieszkańców nadkrutyńskich wiosek. W lipcu 1952 r. przybyli do wsi Krutyń Karol Małłek z żoną Wilhelminą. Jego odsunięto od spraw mazurskich i Uniwersytetu Ludowego w Rudziskach, od stycznia był emerytem, jej powierzono tutejszą dwuklasową szkołę. Małłek, zwany Królem Mazurów, zaangażował się w sprawy wsi i odbudowy ruchu turystycznego. To jemu zawdzięczamy powiedzenie „kto nie spłynął Krutynią, ten nie był na Mazurach", a także nazwanie rzeki Mazurskim Gangesem (Opowieści znad mazurskiego Gangesu, 1964). Tak bowiem mieli nazywać Krutynię „starzy mieszkańcy tej krasnej ziemi". Nie ulega najmniejszej wątpliwości, a przypuszczenie to potwierdził mi syn Karola, prof. Janusz Małłek, że „Ganges" Król Mazurów na potrzeby swej książki po prostu wymyślił. Znany z fantazyjnych żartów Małłek nadal triumfuje: nie znajdziecie do dzisiaj bowiem nikogo, kto by ten Ganges „u starych Mazurów" śmiał kwestionować! Kiedy Małłkowie przybyli do Krutyni, wieś miała tylko jedno połączenie autobusowe ze światem i 177 mieszkańców, w tym 110 kobiet. Spośród 146 autochtonów aż 144 miało „niemiecką świadomość narodową", jednak prawie wszyscy, poza czterema osobami, mówili po polsku. Zaopatrzenie w podstawowe artykuły było dramatyczne, latem brakowało nawet chleba. Mazurzy otwarcie pomstowali na nowe porządki, brak turystów nie dawał im szansy na dorabianie batą (łódką) na rzece, która przed wojną „roiła się od gości prawie przez całe lato, a zwłaszcza w każdą sobotę i niedzielę". Zaangażowanie Małłka doprowadziło do przywrócenia wsi i rzeki na turystyczną mapę Mazur. Zaczęło się od kolonii dziecięcych Związku Zawodowego Pracowników Gospodarki Komunalnej i Przemysłu Terenowego, dość szybko grupy letników zaczął organizować „Orbis", przyjeżdżać zaczęli także literaci, artyści, naukowcy, lekarze i dziennikarze. Wielu z nich zaczynało swoje spotkanie z Krutynią i Puszczą Piską właśnie od domu Małł-ków. Spośród ludzi pióra byli to m.in. Igor Newerly, Seweryna Szmaglewska, Eugeniusz Paukszta, Igor Sikiryc-ki, Janina Porazińska, Maria Kownacka i Jan Maria Gis-ges. Ten ostatni zadedykuje Małłkowi wiersz „Nad Krutynią", Paukszta napisze tu powieść dla młodzieży Zatoka żarłocznego szczupaka. Z inicjatywy olsztyńskiego PTTK zaczęto krzątać się przy uruchomieniu szlaku kajakowego. Jako pierwszy po wojnie samotnego spływu Krutynią dokonał już w 1945 r. Jan Sobczak z Poznania. W lipcu 1954 r. wyruszył zorganizowany spływ Szlakiem Rzeki Krutyni. Rozpoczęto urządzanie stanic, co drugi dzień, na przemian z Pup i Pisza (stąd pod prąd), wyruszały wczasowe turnusy kajakowe liczące po 20 uczestników. Warunki były spartańskie, w Pupach spano pod namiotem na dwóch dziesięcioosobowych pryczach, w Zgonie na strychu poniemieckiej gospody, jedzenie kajakowi- cze przyrządzali sobie sami, myto się w rzece lub jeziorze, większość wsi na trasie pozbawiona była jeszcze prądu. Mimo tego ściągały tu coraz większe rzesze entuzjastów Krutyni, rzeki, którą Paukszta sławić będzie jako „cud o dzikiej urodzie". W 1965 r. odbędzie się I Międzynarodowy Spływ Kajakowy na Mazurach, weźmie w nim udział 72 uczestników, w tym przedstawiciel Jugosławii i dwóch Bułgarów. Już kilka lat później jednak obcokrajowcy stanowić będą ponad połowę uczestników tej imprezy. Dzisiaj najpopularniejsza trasa tego pięknego szlaku zaczyna się w Sorkwitach, a kończy w Rucianem-Nidzie. Krutyń to miejscowość wypoczynkowa w połowie szlaku, siedziba Mazurskiego Parku Krajobrazowego i port pychówek flisaków. Latem wszędzie, i na wodzie, i na brzegu, pełno jest ludzi. Warto więc przyjechać tu przed lipcem i po sierpniu. Będzie wówczas tak, jak przed laty pisał Orłowicz: „łódź płynie krętą i spokojną rzeką, a ogromne drzewa liściaste, których korony stykają się nad wodą, a gałęzie spadają do rzeki, tworzą wspaniałą altanę nad głowami płynących. Majestatyczną ciszę przerywa jedynie śpiew ptaków i plusk wioseł". Pamiętajmy tylko o jego przestrodze, by „dla wycieczki wybierać dnie słoneczne, gdyż w dzień pochmurny traci ona wiele uroku". WALDEMAR MIERZWA Rejs pychówkami po Krutyni należał przez lata do obowiązkowych punktów programu wszystkich niemieckich wycieczek. Fot. Mieczysław Wieliczko / POMERANIA 47 Z KOCI EWIA ZEBY ZNOW ZAKWITŁY ROZKOŚCIERZÓNE BZY Kiedy znów zakwitną - pytano w piosence, ale chodziło o inne. Ja mam swoje, ale o tym później. Wśród ważnych i najważniejszych regionaliów w moich przez lata zgromadzonych zbiorach zielenią się trzy Zielone kuferki nieodżałowanego poety z Kociewia -Zygmunta Bukowskiego. Latem będzie kolejna rocznica, gdy skończył swoje ziemskie dzieło. Nadal żyje w bogatej w metafory poezji. Ich niezwykłość poświadczająca niecodzienną wrażliwość na ulotne piękno świata (jak tu nie wspomnieć mrówki wędrującej po źdźble trowy) ciągle od nowa mnie zadziwia i często zachwyca. Wielka szkoda, że Go już nie ma wśród nas, choć jest, tylko nie można z Nim porozmawiać. Takie osoby są wyjątkowym darem od Boga dla nas. Sam też był szczodrze obdarowany. Wielokrotnie nagradzany i wyróż-niany poeta oraz doskonały rzeźbiarz. Dlaczego go przywołałam? Jedna z jego płaskorzeźb przedstawiająca wizerunek wybitnego pomorskiego regionalisty dra Floriana Ceynowy czuwa nad edukacją regionalną wzorowo prowadzoną w Szkole Podstawowej w Przysiersku. Szkoła nosi imię Kaszuby, który na Kociewiu działał i wreszcie tu spoczął. W 2017 r. będzie dwusetna rocznica urodzin Ceynowy. W Przysiersku już obmyślają, jak to uczcić, i na delegację z Kaszub też liczą. Prawie pół wieku temu właśnie w Przysiersku zaczęłam swoją nauczycielską drogę. Tu wracam zawsze z radością. Regionalną uczbę świetnie prowadzą niegdysiejsze uczennice. Do izby regionalnej w tej szkole ciekawie urządzonej dotarłam kiedyś ze słuchaczkami studiów podyplomowych poświęconych edukacji regionalnej. Długo i dobrze wspominano tu prof. Józefa Borzysz-kowskiego, który po kaszubsku przemówił podczas wspomnianej uroczystości. Przy grobie Floriana Ceynowy zatrzymał się też zespół Levino i inni przybywają. W dzieje szkoły trwale wpisał się Międzyszkolny Konkurs Wiedzy o Kociewiu „Mój region - moją małą ojczyzną". W tym roku już po raz dwudziesty drugi. Wielokrotnie z przyjemnością uczestniczyłam w tym święcie. Poziom zawsze bardzo wysoki. Dobra organizacja, ciekawy program artystyczny. Obecność starosty świeckiego oraz wójta gminy Bukowiec podkreśliła wagę spotkania w szkole, której patron ciągle czuwa, też nad Kociewiem. Tak się złożyło, że trzy dni później uczestniczyłam w pracach jury podczas finału (już!) XXXIV Konkursu „Recytujemy Prozę i Poezję Kociewską" im. Antoniego Górskiego. Konkurs ten organizuje Starogardzkie Centrum Kultury. Jak widać, żyją idee Kongresów Kociewskich. Ciągle jeszcze nauczyciele regionaliści nie tracą ducha. W trzech grupach wiekowych (klasy I-III, IV—VI i gimnazjum) recytowało i śpiewało ponad 30 uczestników. Z Kociewia południowego dotarli uczniowie z Nowego, Świecia nad Wisłą, Drzycimia, Jeżewa, Gródka, Tryla, Dragacza. Z powiatu starogardzkiego było Bobowo, Lubichowo, Pinczyn i oczywiście Starogard Gdański. Najskromniej, tylko Pelplin, reprezentował się powiat tczewski. Nie ma tu miejsca na dokładniejsze sprawozdanie z imprez i konieczny komentarz, ale o pewnym, wyjątkowym wystąpieniu muszę jeszcze wspomnieć. Na koniec, już poza konkursem, wystąpiła przemiła 4-letnia Daria z okolic Nowego (Kończyce), która rozbrajająco recytowała gwarową gadkę „O tym jak musiałóm buksy Ciągle wracam do przejawów żywotności regionalizmu, dobrych inicjatyw, bo trzeba w każdym roku nie zaniedbywać tego, co ważne, choć już było. nosić". Rewelacja. Ta mała, urocza dziewczynka przedstawiła całkiem długi tekst, po kociewsku. Oj będzie z niej Kociewianka. I Kociewie nie zginie. Tu przeskok na uniwersyteckie progi. Podczas ogólnopolskiej konferencji zorganizowanej w Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy dwie doktorantki, jedna z UG, druga z UKW, przedstawiły referaty na podstawie badań prowadzonych na Kociewiu. Liczę na młodych, którzy zbadają i opiszą to, co jeszcze nieopisane. Ciągle wracam do przejawów żywotności regionalizmu, dobrych inicjatyw, bo trzeba w każdym roku nie zaniedbywać tego, co ważne, choć już było. Ile to już razy kwitły bzy. W tym roku też szaleją. Dobrze, że również w mieście. Rozkwiecony krzew w ogrodzie naszych sąsiadów przypomina mi „odwieczne" (jak pamiętam) rozkościerzóne bzy przy moim domu rodzinnym, gdzie jeszcze w pamięci kołysze się zrobiona przez ojca bujawko... Nie zdążyłam w tym roku w „bzowej porze" odwiedzić naszego Po chałupia, ani zatrzymać czasu w sadku, gdzie kwitły zaszczypane przez ojca stare jabłonie i kruszki. Może zdążę na czas akacji rosnącej przy studni z żurawiem... na szczęście mogę przywołać poetycką mądrość ks. Janusza St. Pasierba Gdzie stoją i trwają domy dzieciństwa, jak nie w sercu... MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK 48 /POMERANIA ODSZEDŁ DO KRAINY WIECZNYCH ŁOWÓW Piotr Grzywacz urodził się 31 maja 1958 r. w Ląkorzu (gmina Biskupiec, woj. warmińsko-mazurskie). Przez wiele lat związany z Technikum Leśnym w Tucholi, najpierw jako uczeń, a od 1981 r. jako nauczyciel zawodu i opiekun Zespołu Sygnalistów „Jenot", inżynier - specjalista do spraw BHP. Odszedł niespodziewanie 31 marca 2016 r. WSPOMNIENIA Z głębokim żalem i smutkiem pożegnaliśmy śp. Piotra Grzywacza „Wojskiego Borów Tucholskich", wieloletniego i aktywnego członka Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego, członka Rady Naczelnej ZKP, prezesa oddziału ZKP Tuchola. 9 kwietnia br., w samo południe, gdy z wieży starego ratusza słychać było „Hejnał Tucholi", mszą świętą w kościele pw. Bożego Ciała rozpoczęły się uroczystości żałobne. Liturgia mszy oraz pożegnanie na tucholskim Cmentarzu Parafialnym miały podniosły, niezwykle wzruszający charakter. Zostały odprawione wg ceremoniału myśliwskiego w połączeniu z elementami mszy Hubertowskiej. W uroczystości żałobnej Rodzinie towarzyszyła rzesza sygnalistów z całej Polski, Orkiestra Reprezentacyjna Lasów Państwowych przy Technikum Leśnym w Tucholi, grupa sokolników, liczne sztandary: miasta i powiatu tucholskiego, kół łowieckich, bractw, stowarzyszeń, oddziałów ZKP i szkół oraz delegacje, przyjaciele, sąsiedzi, leśna i łowiecka brać. Odszedł w pełni sił i możliwości twórczych, otoczony wielkim uznaniem wielu środowisk. Realizując swoją pasję, położył wielkie zasługi dla kultury łowieckiej, współinicjując odrodzenie sygnalistyki myśliwskiej i tradycji łowieckiej. Znany był w kraju i za granicą. Dzięki Niemu od kilkudziesięciu lat w lipcu Tuchola, podczas Dni Borów Tucholskich, staje się europejską stolicą muzyki myśliwskiej i wieżowej. To On sprawił, że Tuchola stała się kolebką muzyki myśliwskiej, że muzyka myśliwska przeżywa w Polsce swój renesans i także dzięki Niemu ma się teraz dobrze z licznymi festiwalami, konkursami i przeglądami w całej Polsce. Dzięki profesjonalizmowi i mistrzowskiemu podejściu w realizowaniu swojej pasji, dzieleniu się nią z innymi, wychował rzeszę młodych sygnalistów, którzy zdobywają czołowe miejsca w różnego rodzaju konkursach w kraju i za granicą. Jego pasja miała wiele twarzy -muzykowanie, komponowanie, gromadzenie instru- mentów i dokumentowanie, a przy okazji spotkań z większą grupą słuchaczy w gawędziarski sposób potrafił przekazać wiedzę o unikalnych instrumentach i historii muzyki myśliwskiej okraszoną anegdotami. Zapoczątkował w Polsce klasyfikację sygnałów myśliwskich, których kilka sam skomponował. Był twórcą pierwszego w Polsce Muzeum Sygnałów Myśliwskich, które mieści się w Tucholi, i drewnianego rogu tucholskiego. „Hejnał Tucholi" w Jego wykonaniu towarzyszy miastu codziennie, odtwarzany o godzinie 12 z wieży dawnego magistratu przy Placu Wolności, towarzyszy też obradom sesji Rady Miejskiej i wielu uroczystościom. P. Grzywacz został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej" oraz „Honorowym Żetonem Zasługi". Był kawalerem Medalu św. Huberta. W marcu br. w plebiscycie „Gazety Pomorskiej" zdobył tytuł „Człowieka roku 2015" w powiecie tucholskim. Niezwykle ciężko jest rozstać się z człowiekiem, którego życie, praca i niezwykła pasja tak wiele wniosły w naszą tucholską codzienność. Cześć Jego Pamięci! MARIA OLLICK BOROWIACKIE TOWARZYSTWO KULTURY W TUCHOLI CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 49 Zmieniała rzeczywistość, poświęcając życie innym Jeśliby ktoś szukał osoby, która karierę zawodową związała z pracą na rzecz innych, która była żywo zainteresowana losami swojego kraju i którą pasjonowała mała ojczyzna - to jeszcze niedawno znalazłby ją w Tczewie. Do tego opisu idealnie bowiem pasowałaby Urszula Giełdon - dusza społecznikowska, tytanka pracy, a dla wielu po prostu„ciocia Ula". Niestety 1 stycznia br. odeszła, pozostając w dobrych wspomnieniach rodziny i współpracowników. Zmarła w wieku 74 lat po długiej i ciężkiej chorobie, nie poddając się do końca. Moment czyjejś śmierci skłania do refleksji, podsumowania dorobku. Podsumowanie dorobku Urszuli Giełdon jest zadaniem trudnym, zwłaszcza że swoich osiągnięć nie przypisywała sobie, a raczej wspólnemu wysiłkowi wspólnot, z którymi działała. Fot. z archiwum rodzinnego CEL ZAWSZE OSIĄGAŁA Choć nie sposób przecenić jej dorobku w polityce lokalnej - czterech kadencji w Radzie Miasta Tczewa, stanowiska w Zarządzie Miasta w latach 1992-1994 -to jednak najbardziej charakterystyczna dla jej drogi życiowej była praca społeczna. Nikt, kto się do niej zwrócił, nie odszedł bez udzielonej pomocy - wspomina Danuta Zagórska, harcmi-strzyni, dawna komendantka tczewskiego hufca Związku Harcerzy Polskich, pamiętająca Ulę Giełdon jeszcze z czasów jej pracy w harcerstwie. Mało jest osób, które tak bezinteresownie podejmuję się pomocy innym. Ula pracowała na rzecz dzieci jako nauczycielka i jako dyrektorka tczewskiego Domu Dziecka, a na rzecz niepełnosprawnych intelektualnie - jako kierowniczka Koła Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Tczewie. Parę lat temu usłyszałam od byłego prezydenta Tczewa Zenona Odyi: „Postawiony cel zawsze osiąga, nawet jeśli musi dojść do tego różnymi drogami". I tak było. Podczas pracy w Radzie Miasta Tczewa potrafiła przeforsować swoje pomysły albo przekonując do tego innych radnych słowami, albo długotrwałym uporem. Również tak dobrze znane wszystkim społecznikom „urzędnicze nie" na Urszulę Giełdon po prostu nie działało - zarówno na gruncie lokalnym, jak i w Warszawie. Jej upór niejeden raz się przydawał, gdy zabiegała o poparcie władz różnego szczebla dla działań Koła PSOUU w Tczewie. ZACZĘŁO SIĘ OD PRACY Z DZIEĆMI W SZKOLE Najpierw została nauczycielką nauczania początkowego. Gdy ukończyłam Liceum Pedagogiczne w Tczewie, podjęłam pracę w szkole w Rajkowach (gmina Pelplin) - wspominała w rozmowie ze mną w 2012 roku Urszula Giełdon. W tamtych czasach nie miałam zbyt wiele do gadania. Wysłano mnie i tyle. Wstawało się o godz. 5 50 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 WSPOMNIENIA rano,by być o 8 na miejscu. (...) Pamiętam, jak zorganizowano przedstawienie - teatrzyk, na który przyszła cała wieś. Sama szyłam stroje z kolorowej gazy. Ze szkoły w Rajkowach pozostał mi wielki szacunek do wiejskiego dziecka, które mimo pracy w gospodarstwie musiało znajdować siły na szkolne zajęcia. Harcerskie zuchy, uczniowie, dzieci z Domu Dziecka w Tczewie i w końcu niepełnosprawni intelektualnie - wszystkimi opiekowała się na równi. Jednak zajmowanie się każdą z tych grup stanowiło swego rodzaju nowy etap w jej rozwoju zawodowym. Konieczność reprezentowania osób niepełnosprawnych powiodła ją do tczewskiego ratusza. STOSOWAŁA HARCERSKĄ METODĘ WYCHOWAWCZĄ W jej wspomnieniach z czasów młodości często przewijała się tematyka harcerska. Harcerska metoda wychowawcza, jej elementy takie, jak gawęda, ognisko, obóz były dla niej inspiracją, gdy podejmowała się innych zadań zawodowych - jako kierowniczka Domu Kultury Dzieci i Młodzieży przy ul. Czyżykowskiej, dyrektorka Domu Dziecka, kierowniczka Warsztatów Terapii Zajęciowej... Harcerstwo, nawet wpisane w historię PRL, było ostoją wychowania w duchu patriotyzmu i poszanowania małej ojczyzny. Do harcerstwa wstąpiła w 1960 r., w tym samym roku, 1 września, złożyła zobowiązanie instruktorskie, jak wynika z karty archiwalnej założonej w Hufcu Tczew 30.10.1970 r. Już wtedy posługuje się stopniem harcmistrza o specjalności zuchowej. Kurs drużynowych ukończyła w 1961 w Poznaniu, natomiast kurs harcmistrzowski w 1965 r. w Szczawnicy. W czasie pracy w harcerstwie zajmowała się organizacją i prowadzeniem obozów oraz lustracją drużyn wiejskich (pracą kontrolną). Z tego czasu zachowało się nawet zdjęcie z zawodów w przeciąganiu liny, na którym widać komendantki kursów drużynowych drużyn harcerskich: panie Giełdon i Kukowską. Mimo upływu lat wielu harcerzy bardzo miło wspomina druhnę Ulę. Jan Szymala, jej równolatek, pamięta, że była bardzo pozytywną osobą, a do dzieci i młodzieży miała przyjacielskie, dobre podejście. Z racji swojego wykształcenia (była biologiem - dop. red.) starała się zainteresować młode osoby przyrodę. Podczas wspólnych wyjazdów na łono natury było ku temu wiele okazji. Pamiętam, jak uczyła młode osoby obserwować przeróżne gatunki ptaków, opowiadając o ich zwyczajach, charakterystyce. Z pracy w komendzie hufca i we wspomnianym już Domu Kultury Dzieci i Młodzieży, o którym w Tczewie mówi się „dom harcerza", pamiętają też Janina Lesner. Do dziś asfaltowe boisko znajdujące się w pobliżu tego nieistniejącego już „domu harcerza" nazywane jest potocznie „boiskiem harcerskim". Tam stawiała pierwsze kroki w pracy wychowawczej - przypomina sobie pani Janina. SWOIM ŻYCIEM REALIZOWAŁA DEWIZĘ BADEN-POWELLA Cytowana już Danuta Zagórska prowadziła w latach 50. klasę harcerską w tczewskim Liceum Pedagogicznym (LP). Przez dwa lata (1955-1956) nauczycielką zagadnień harcerskich w tej szkole była także U. Giełdon. Do klasy harcerskiej dostawali się najlepsi. LP znajdowało się w obecnym budynku Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie. Po latach znajomości obie panie zostały przyjaciółkami. Ula miała pasję ciągłego poszerzania swojej wiedzy i doskonalenia się. Pracę nauczyciela godziła np. ze studiowaniem biologii na UMK w Toruniu. Gdy była nauczycielką w kilku szkołach podstawowych (m.in. w SP w Rajkowach i SP nr 4 w Tczewie), prowadziła tam drużyny harcerskie. Te drużyny zakładała także w tczewskim Domu Dziecka oraz placówce dla osób niepełnosprawnych. Pamiętam, że Urszula w mundurze instruktorskim była zawsze uśmiechnięta i pogodna -wspomina D. Zagórska. Przeszła ścieżkę od zuchów aż do szarż i stopnia harcmistrza. Miło wspominam np. obóz w miejscowości Góra (powiat kościerski), gdzie pełniła funkcję komendanta. Zorganizowała ok. 15 obozów harcerskich, stacjonarnych, wędrownych oraz spływów kajakowych. Obozy te często były prowadzone w Borach Tucholskich, ale bywało, że drużynę zabierała na obozy wędrowne w góry np. do Zakopanego. Była też trochę takim typem „Zosi-Samosi". Lubiła własne Z podopieczną podczas spotkania z ks. prob. Stanisławem Cieniewiczem i śp. biskupem Janem Bernardem Szlagą. Fot. z archiwum rodzinnego CZERWIŃC 2016 / POMERANIA / 51 WSPOMNIENIA rozwiązania, co przejawiało się np. w przeszkalaniu swoich drużynowych. Zawsze lubiła zarządzanie i prace organizatorskie. Pamiętam, że Ula jako dyrektorka Domu Dziecka (...) znajdowała czas na „kominek harcerski" i gawędę, w której pozytywny bohater uwikłany jest w sytuację konfliktową - uzupełnia pani Danuta. Tę ostatnią formę kontaktu z młodzieżą bardzo lubiła. Ceniła dewizę Roberta Baden-Powella, twórcy międzynarodowego skautingu: „Nade wszystko życzę Wam, aby coraz silniej odczuwać smak dawania, a coraz słabiej brania. W dawaniu bowiem rośnie prawdziwa radość życia". Zdarzało się, że Ula wpisywała te słowa dzieciom do pamiętnika. JEJ PRACA JAKO DYREKTORKI DOMU DZIECKA WYDAŁA OWOCE Gdy kierowała Domem Dziecka, organizowała obozy letnie w Ocyplu. Wypoczynek nad urokliwym jeziorem stawał się pretekstem do rozwijania w młodych osobach talentów twórczych. Dzieci i młodzież w otoczeniu kociewskiego lasu przygotowywały konkursowe prace plastyczne: rysunki na szkle, linoryty, prace malarskie. Zwykle po obozie w dawnym Domu Kultury przy ul. Kołłątaja w Tczewie odbywało się rozstrzygnięcie z rozdaniem nagród. Wszystko to łączyło się z tradycyjnymi harcerskimi zabawami, jak podchody, wędrówki po lesie z budowaniem szałasów, zawody sprawnościowe oraz ognisko z pieczeniem kiełbasek, skeczami, piosenkami śpiewanymi przy akompaniamencie gitary i właśnie z gawędą, nawiązującą nierzadko do poważnych tematów, np. II wojny światowej, czy z opowieściami o życiu. Te ostatnie były bardzo potrzebne młodzieży wychowującej się w oderwaniu od rodziny, niebawem wkraczającej w samodzielne, dorosłe życie. W tczewskim Domu Dziecka dbała o to, by jej podopieczni byli solidnie przygotowani do szkoły - mieli czyste ubrania, przybory szkolne i podręczniki. Pilnowała także tego, by osierocone dzieci nie były dyskryminowane, bo podejście nauczycieli do nich bywało różne... Zdarzało się jej rozwiązać niejeden trudny problem wychowawczy. Po latach, gdy jej samodzielni już podopieczni odwiedzali ją w skromnym mieszkaniu przy ul. Warskiego (obecnie ul. Jagiełły), przekonywała się, że jej praca wydała owoce. ZMIENIŁA NASTAWIENIE DO OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH Poza tym wszystkim widziała olbrzymi potencjał w rozwijaniu w społecznościach postaw obywatelskich. Starała się wspomagać ten proces poprzez pracę w organizacjach pozarządowych. Należała do Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej, Klubu Amazonek (który współtworzyła, sama będąc po mastektomii), Fundacji Domu Kultury w Tczewie, Tczewskiego Towarzystwa „Brama" oraz Koła PSOUU w Tczewie. Pracy w tej ostatniej organizacji poświęciła się najbardziej. Fot. z archiwum rodzinnego 52 / POMERANIA / CZERWIEC 2016 WSPOMNIENIA HĆCCi 'Żtt. -Cuiirt ^HŁ4<¥tJa 4^ f ttlĄ*rt^£s 4j*Pt4ts f 2i /y Jl^U A^OLŁ^d^-^yt^Ju st-'i_*4r*f 9'ti2 _jslo-Rygge • Sztokholm Stavanger • terdeen Kristiansand • Göteborg • Edynburg • Newcastle • Leeds Billum • GDAŃSK Manchester • • Doncaster-Sheffield • Birmingham Londyn-Stansted iningen • Berlin • Warsz; Bristol • Radom Eindhoven Bruksela s Dortmund Londyn Krakó\ • Iwano- Frankfurt • Frankfurt-Hahn • Paryż-Beauvais • Monachium Varna Burgas < ialoniki O* Barcelona Corfu Palma de Mallorca • Alicante Zakyntos O' Rhodes Malaga O - połączenia sezonowe <•&> Trondheim^i» Molde,« Alesund • Bergen • Haugesund Antalayia Chama Fuertevent Malta Heraklion Hurghada O Lataj z Gdańska! PARKING Rezerwacja on-line www.airport.gdansk.pl Promocyjne ceny! BILETY Sprzedaż biletów lotniczych bilety@airport.gdansk.pl, tel. 58 526 88 00 www.airport.gdansk.pl ćk V- 'GDAŃSK LECH WALESA AIRPORT http://www.airport.gdansk.pl/passenger/vip drót, nie wié skąd Sobota szła na dak Zabieram na wanoga na pupka, co ja lubią W budelce cepłé pitku i żélczi sobie wpurgna... Zabiéróm na wanoga do graniô „w noga" bala I autkö, i trzë ksążczi... Nie straszno jimra wcale... Zabieram na wanoga sztërnôsce Lopów śmiechu I w grochë ten sznëpelnik, czej bada muszôł czichnąc... Zabieram na wanoga sköpicą bëlnëch udbów Piać wiatrów szadzy włosë - wanoga mie sa udô! Małgorzata Wątor Wiérztë Dlô młodëch lëdzy Të co stwörził spölëznowi serwis Facebooka, dzaka Cë. Të co stwörził nowé priwatné ökno dLô serwisu wrëjowégö, Ë internetowi króm, dzaka Cë. Të co stwörził téż chutczi przestąp do Internetu, dzaka Cë. Të co stwörził, esemesë ë móbilka dzaka Cë. Panaceum - Lék na wszëtkö Przeklati skôrb Spôdôł Głabök W zwidë alkoholowe! Spôdôł W niebö midzë Stôłpskö a Gduńsk. Donëchczas Möje pakłé serce Tam je. Öno na łôwce leżi. I zdrzi jak we wsy Rowë jezoro falëje. Öno tam je ödkąd pamiatóm. Ë badze tam pö mie. 9 Dariusz Mąjköwsczi Jedzące ökrëszënë Dwadzesce lat temu kaszëbsczi czëtincowie möglë pierszi rôz wzyc do raczi knéżka Zdebło na świat cësniaté (1996) z wiérztama Böżenë Ugöwsczi. Öd te czasu swöje dokazë pöétka, jakô mieszko dzysdnia w Liniewku Kaszëbs-czim, publikówa colemało w „Stegnie" i „Zwónku kaszëbsczim". Nie bëto tego rów-nak wiele i lubötnicë ji talentu długö żdelë na póstapny tomik. Nie felowało taczich (wezmë na to Felicja Bôska-Börzëszköwską i ji uczniów z brusczégö KLO), co przë roz-majitëch leżnoscach pitelë: „czedë, Bożenko, kureszce wëdôsz swöje wiérztë?" I sa doczekelë... W 2016 r. ukôzôł sa tomik Ökrëszënë żëcégö öpubliköwóny przez Wëdôwizna Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrze-szeniô. Bënë nalézemë sédmë partów: Ökrëszënë na wdôr, Ökrëszënë mëslów, Ökrëszënë na kuńc dnia, Ökrëszënë co-dzénnoscë, Ökrëszënë gödowégö rozre-daniô, Ökrëszënë jastrowégö zamësle-niô i pölsköjazëköwé Ökrëszënë dodóné. W köżdim z tëch dzélëków jidze sa domerkac dozdrzeniałi póétczi, jakô mésterskö rozmie-je użëwac słowa (ösoblëwie kaszëbsczégó). Znaje znaczënk köżdégö z nich, wié, jak je ze sobą parłaczëc, żebë nie bëło w nich niżódny sztëcznoscë. Nawetka, jeżlë chto nie lëdô za baro póézji, miôłbë przeczëtac ta knéżka dlô sami kaszëbiznë... Można ten jazëk szmakac, jakbë jadło sa titlowé ökrëszënë swójsczégö chléba. Wiérztë colemało są biôłé, chöc trôfiają sa téż rimöwóné (np. Lës) abö mieszóné, jak Matka: Ta wiérzta ötmikô całi tomik, jaczi zaczinô sa ód wspominków. Nôprzódka mëmka, późni tatk, starka, niejedny drëszë (téż ti, co ju ödeszlë), klimat dodomu z dzecnëch lat. Pöézjô jidze corôz szerszim kóła i öbjimô wcyg wiakszi part świata, a tak pó prôwdze żëjącëch na nim lëdzy, bö Ökrëszënë żëcégö są przédno ksążką ö pötkaniach z człowieka. Jak möżemë przeczëtac: Le drzewa potrafią żëc same Człowiekowi potrzebny je człowiek A nie je to człowiek wëmëslony, upiakszony, ubëlniony... (Möże ökróm pierszégö partu tomiku, gdze we wspominkach są pódczorchniaté przédno dobré cechë). Jak napisôł w pösłowiu do Ôkrëszënów Stani-słôw Janka „Piesniodzejôrka je nadzwëczôj wrażlëwô na lëdzką krziwda - ösoblëwie dzecy, lëdzy ödsadzonëch, słabëch, schörzałëch". Dlôte wiele wiérztów je na- Na ji wspomnienie Miaknie kóżdé serce Głos cos zadławi Czasa zadrëżą race Ji öczë miłotą zdrzącé W naszich łza sa krący I ból niemy mëslë mący W pamiacë niewierny Tëli ju czas zacarł Ale wiedno w ni óstónie Wrëti smutka óbrôzk - Matka mikłëch zadzëwöwanim, że lëdze mögą bëc bezlëtosny, że mającë race do piastowaniô i pómôganiô, robią nima tak wiele krziwdë. mögą rozróżniać co bëlné i lëché a równak tëli smutku je plóna jich żëcô Nôwiacy bólu je w słowach namienionëch tima, co ni mają uwôżaniô dlô nômłodszich, chtërnym słëchô stwörzëc redosné pierszé lata żëcô. To baro wôżné, bó doch: Czej płacze dzeckö Zarô świat smutnieje Swöje dzecné lata autorka wspöminô z wiôl-gą teskniączką. W zapisóny we wiérztach pamiacë östałë leno dobré chwile, nick tej dzywnégö, że chcałabë tej-sej wrócëc do te czasu, pösmiôc sa, przeńc sa na bösôka pö pietach, wińc na łąka i plesc tam wiónczi abó prosto nick nie robie, le zdrzec na niebo, na jaczim płëną blónë. Nimö chacë wróceniô do te czasu, autorka nie buńteje sa procëm przemijaniu świata. Wié, że po zymku i lece przińdze jeseń „nie-spóznionó ani o chwila". Jistno je w żëcym człowieka, jaczému wiedno badze sa zdawać, że wszëtkó sa kuńczi za chutkó, że wiater mógłbë póczekac z tuńcowanim pö pustëch półach, a kret z kópanim kretowinów, co wëzdrzą jak grobówé kule. Przemijanie, cerpienié, zło w lëdzczich ser- cach nie są równak óstatnym słowa we wiérztach B. Ugówsczi. Ökrëszënë żëcégö są wëfulowóné nôdzeją, jakô „przëcygó wółanim głabszim öd udraków". Kó witro móże bëc jasniészé jak dzysô, a niżódnô céniô nie jistnieje bez widu. Nie felëje téż dobrëch lëdzy, jak chócle tëch ópisónëch w pierszim dzélu tomiku. A czejbë jich bëło za mało, są jesz zwierzata, a ósoblëwie wiérny drëch pies (we wiérzce namienio-ny tószowi, czetińc móże sa domësliwac pódskacënku dokaza Jana Zbrzëcë - Stanisława Pestczi: Dlô Bómbë epitafium. Je to tim barżi do uwierzenió, że w tomiku Ugówsczi Méster Staszk pöjôwiô sa wiele razy). Nówiakszą równak nôdzeja dló sebie, lëdzy i świata widzy autorka w Bógu. Ji religijność przemikó wikszosc dokazów. Boga rozmieje dozdrzec we wszëtczim wkół: w szemarze-nim lëstów, we wietrze, a nawetka w łizach dzecka. To On je stwórcą pësznégö świata „raką lëdzką ugłaskónégó" i nie je Jego winą jistnienié zła. Bóg - jistno jak autorka - często samotny je trwöżlëwó zamëszlo-ny nad świata, w jaczim człowiek rozmieje krziwdzëc jinëch. Na szczescé czedës ból i cerpienié sa skuń-czą. Czej przińdze „czas zbawienió", nie mdze ju placu dló zwątpienió i beznódzeji, a w niebie badze sa można póczëc „jak w rodny zemi". Nóprzódka równak musz je przeżëc dobrze swöje żëcé i rozmieć óddac sebie jinszim. Zbiéróm jak zôrenka Dnie mégö żëcô I böja sa, bë przë kuńcu Nie ökôzało sa Że to le plewë Szmakóm köżdi dzeń Jak bróny w race chléb A jednak gradzy mësla Czë kôrmia sa Wiedno le prôwdą Zdrza z wiarą na krziż I jida do lëdzy Öddôwóm nômniészą chwilka I mësl, a dobrze wiém Że sąd badze z miłotë Wôrt téż dodać, że na wiele wiérztów za-mkłëch w tomiku B. Ugöwsczi mô cësk religijny kaladôrz. Mómë dokôz na dzeń odpustu sw. Antoniego, na Wniebowstąpienie, Zesłanie Dëcha Swiatégö, całé rozdzéle spartaczone z Gödama i Jastrama. Jakbësmë czëtelë Żëcé i przigödë Remuso Aleksandra Majköwsczégö, gdze zëma zaczinô sa na sw. Môrcëna, Remus wrôcô do robötë na Matka Böską Séwną, a göspödëni öbzérô swöja spiżarnia w dzeń Nawróceniô Swiatégö Pawła. I tu, i w Ökrëszënach... wiara tak przemikô żëcé, że czas je mierzony wedle liturgicznego kaladôrza. Na kuńc jesz słowa sami autorczi, jaczé rzekła zarô pö pierszi promocji swöji ksążczi w Nowi Karczmie 24 łżëkwiata: „to są wiérztë möje - öbrôz möjégö bënowégö świata, möjich przeżëców. Czedë je pisza, nie mëszla ö tim, jak to ödbierzą czëtincowie, ale jem rôd, że są lëdze, chtërnym te wiérztë sa widzą". Chcemë le miec nôdzeja, że ti czetińcowie na pöstapny tomik nie mdą muszelë zôs żdac 20 lat... . .v ...\ llustr. M. Miklaszewsko 12 Eugeniusz Prëczköwsczi Widzałô fejra Dzél 1 - Mô bëc wszëtkö zrobione tak, że lëdzóm witro öczë staną w szpëc - cësnął na kuńc do swöjich pöddónëch Serwin i ödwrócył sa do swöjégö mulka, bë jesz rôz zagwësnic ö swöji miłoce. Ceszëlë sa chwilą. Kö ni möglë doch bëc raza jaż tak wiele, jakbë köżdé z nich chcało. Serwin miôł wiedno ful race i głowa robötë. Rëchtowanié sa do wiôldżégö fejrowaniô złoti roczëznë zrénowaniô parlamentarnëch ustawów, co czësto ögrahczëłë prawa Kaszë-bów, ösoblëwie wiele wëmôgało robötë. Nôwôżniészé miôłju za sobą. Kö dëcht le ti-dzeń temu wrócył z Hollywood, dze ödebrôł öskara za film ö ti ucemiadze Kaszëbów. Ön sa nie spödzéwôł, że dostónie ta nôdgroda, ale swiat zarô wiedzôł, że tak mdze. Kö ja-czi jinszi film mógłbë dobëc? Bëlny temat ö ucemiadze, wpaköwóné pötażné dëtczi, wspaniałi aktorzë, në i ten jazëk, chtëren tak sa möckö ödrodzył. A pömëslec, że wszëtkö sa miało ju do ostatecznego kuńca. Czejbë nié ten pamiatny rok 2030. Procëmników nigdë nie felało. Öni sa pöjôwielë, jak grzëbë pö deszczu. Wiele razy wmikelë nawetka w kaszëbską rësznota, a tej wbijelë ji nóż w plecë. Tak bëło tej. Kö pö prôwdze nie bëło ju wnet czegö zbierać. Möwë kaszëbsczi nie bëło ju czëc, le jesz kultura dosc möżlëwie so żëła, nawetka tam sam sa kąsk rozwija. Kö bëło përzna fölkloristicznëch karnów, a téż czi-le nowömódnëch. Bëłë pökôzczi filmów ö Kaszëbach. Möwa ta bëła jesz uczono w czile szkołach, ale dzecë ani młodzëzna nie chcałë tegö. Wszëtkó pö cëchu zmierzało do kuńca. < Z U LII h- i/> Kaszëbów Jaż narôz nalózł sa jeden, co - jak wiele przed nim jinszich - wjachôł do sejmu na chrzebce kaszëbsczi rësznotë. Në i nen udbôł sa dokuńczec dzeła w Warszawie. Skacził tej sej, że szkoda dëtków na niepotrzebną uczba, do cze wëdawac na nickwórtną kultura, na co komu karna śpiewające w nie-zrozmiałi mowie? Jagöwôł corôz barżi, jaż kureszce doprowadzył do welowaniô nad ca-łownym znikwienim wszelejaczich dzejaniów köle kaszëbsczégö jazëka. Wiele bëło temu procem, ale jesz wicy sa pö cëchu ceszëło, że kureszce może badze kuńc z nadmórsczim lëda, co to ód tësąca lat stojół tu przë Polsce, a uchronił dlô ni morze. Ale na to nicht nie zwôżôł. Welowanié przeszło pö mëslë procem ni ków. Za czile miesądzy zdrzucywóné bëłë ju dëbëltné tôfle z nazwama wsów. Nóstar-szim lëdzóm, co jesz rozmielë gadać ze sobą w rodny mowie, bëło zakôzóné ja użëwac. Mia rôz na wiedno zdżinąc z użëtku. W szkole ji uczba bëła zakôzónô. Zresztą mało ja-czi szkolny rozmiół jesz dobrze nią gadać. Muzyczne karna mögłë sobie póspiéwac, a tim barżi pótuńcowac, le to bëło uwôżóné za gwarową stilizacja. Jedny wiérny przëstoj-nicë kaszëbiznë zaczalë sa buńtowac. Möże kól dzesac jich bëło. Wnet o nich słëch za-dżinął. A co sa stało, nie bëło wiedzec. Jinszi tej bëlë sztël, bó zmerkelë czim to grozy. Oficjalno nie bëłë ju żódnégö kaszëbsczégö jazëka, lëteratura bëła zamkłô w muzeach, a szëflôdach, cządniczi ó Kaszëbach wszëtczé zawieszone, a w mediach möżna le bëło gadać ö dôwnym lëdze, tak jak o Półabianach, 13 Öbödritach, Łemkach. Bëło to lëdztwö, co czedës tu żëło, ale to ju dôwno minało i ni miało prawa bëcégö tu tej. Kureszce! - chôłpilë sa jedny, co ni möglë zgarac na wôrtnotë wëmiérającégö lëdu. Pö prôwdze do te czasu mało chto z jegć> potomków sa czerowôł za tim, żebë ne wórt-notë öbstojiłë. Mało tegö. Bëlë nibë dzejôrze kaszëbsczi, co piselë ksążczi, bëlë przédnika-ma órganizacjów, profesórama, busznyma szkólnyma, parlamentarzistama, wójtama, burméstrama i Bóg wié czim jesz. Le to bëło wszëtkö na pökôzk i dlô dëtka. W swöjich checzach óni nijak nie achtnalë kaszëbiznë. Jich dzecë nie gôdałë pö kaszëbsku, nawet-ka sa sromałë kaszëbiznë, uwôżałë ja za cos lëchszégó. To szło jaż do te stapnia, że jak rząd zaczął dawac dëtczi na uczba rodnégö jazëka, tej ti kaszëbsczi óchëbihcë pierszi brelë sa za to, chóc sami nawetka nie roz-mielë gadać w ti möwie. Wszëtkö le po to, bó szło wëcygnąc dëtka ód rządu za na uczba. Do oka to óni bëlë przëstojnikama kaszëbi-znë, a pó prówdze sa wëszczérzelë z ni. A jak chto letëchno nadczidnął, że jak tak dali mdze, tej kaszëbizna zadżinie, tej óni sadzëlë na niego, jak na leleka: - Co?! Nigdë tak nie bëło dobrze, jak je tero z kaszëbizną! Co të chcesz?! Të nick nie roz-miejesz? Më wiémë nólepi, jak je! Le më ja skutkówno pódtrzimiwómë i rozwijómë. I tak niech je! A të cobë pësk lepi trzimôł, bó jak nié, tej më gó cë zamkniemë! Bëlë w sztadze zanëkac w nórt, óbskarżëc ó nógórszé rzeczë, dëchówó upitoszëc dló swójich zwënégów. Blós żebë nicht jima nie przëbôcziwôł nawetka, jakó je prówda. Ta prôwda jich nôbarżi bóla. Prôwda ö rodny mówie i kulturze, co nick a nick nie szła w porze z jich rozmienim kaszëbiznë, co nie pasowa do jich dzejaniégö. Kó pódług nich trzeba bëło wszadze rëczec, że z kaszëbizną je prima. Öni doch bëlë ji skarniama. Tej wara, żebë chto gódół jinaczi. A jeżlë chtos taczi sa nalózł i miół taką ódwóga, tej nen długo sa nie cesził bezpieka. Öni zrobilë wszëtkó, bë doprowadzëc do znikwieniô taczich wrazlëwëch lëdzy. A to bëlë prawie nôbarżi szczëro öddóny kaszëbsczi sprawie ji miłotnicë. Jich umiłowanie tatczëznë stôwa-ło sa dlô nich zmorą. Kó óni robilë doch wszëtkö i zlëdelë wszëtczé poniżenia wiedno z mëslą i dlô dobra tatczëznë, a ti óchëbihcë dobrze to wiedzelë i bez miłoserdzó to wëzwëskiwelë dló swójich przekracznëch zgrówów. Ale wejle! Cos sa równak stało dzywnégó pó wprowadzenim parlamentarnego zakazu. Czemu zadżinała möwa o nich w telewizji, czemu zdżinałë dëbeltné tôflë, a nópisë w downy mówie? Cëż to sa stało?! Kómuż to przeszkódzało? - zaczalë sa dopëtëwac czësto jinszi lëdze. - Kó më nie darwelë gadać w tim jazëku, ale kó w radiu doch mógł ón bëc, a kąsk w telewizji mët! - szema-rzëlë. - Tak doch ni może to óstac! - szem-relë drëdżi. Cëż je lóz?! Czë kómus w deklu sa pomieszało?! Chto tu óbarchniôł?! A, to gwës znowu ti z rządu! Ju róz czedës, dów-no temu, óni tobaka zakôzywelë, a tero chcą nama kôzac wëmazac kaszëbsczé nôpisë z grobniców najich tatków, a starków! Nié! Za nic na świece! Tak cos bëc nie badze! Në cëż to je lóz! Czë nas sa chto pitôł ó to?! Nié! W żëcym! Muszimë stanąć procem! - czëc bëło co sztót mócniészé głosë. Wnetka protestë bëłë coróz wikszé. Urmë lëdzy, ósoblëwie młodëch, sa zaczałë zbierać na szaséjach. Fanë szłë w góra, nôpisë pó kaszëbsku na wiôldżich szléfach wëcy-gnioné, przez megafónë puszczone bëłë wëjimczi z nôbëlniészich dokôzów kaszëbs-czi lëteraturë, a lëdze, co bëlë nauczony ti mówë, przemôwielë i dolmaczëlë, że taczi zgardze trzeba sa przék stawie. Wnet tësą-ce lëdzy stanało procëm bezmuskówim decyzjom sejmu. Bawiło to czile lat. Z roku na rok rósł bunt. Przédnikama bëlë ti skromny lëdze, szczero zajiscony przińdnoscą rodny mówë, co z piersza muszelë bëc sztël, żebë sa nie dostać do sôdzë. Ta razą urmë jima za-wierzëłë, a óchebińców ódepchłë na strona. Rząd sa stôwiôł procem. Pierszich pöchwôcył i zaszparowôł, jinszi dzes zdżinalë krëjamkö, pö niechtërnëch słëch zadżinąt. Timczasa na jich plac bëło corôz wicy nowëch, co jesz barżi domôgelë sa achtniacô prôw kaszëbi-znë. Do te chwatkö zaczalë sa uczëc starków möwë. To wnet przeszło do dobrégö tónu znac z piersza chócle czile słów, a pótemu ju gadać pö kaszëbsku. Kö wszëtcë baro dobrze möglë pö anielsku, nóczascy równak czëc midzë nima bëła pölaszëzna, ale pö tim wszëtczim - jakbë na przék - gôdóné bëło colemało blós pö anielsku, a chto ju mógł, to pó kaszëbsku. Polsko mowa - chóc kóżdi ja perfekt znół - szła w nórt, jakno buńt procem temu, co sa stało. W kuńcu sejm zaczął przezerac na öczë. Zmerkôł, że sta sa rzecz baro lëchô. Pó piać latach biôtczi copnalë leleczkówatą ustawa i delë wszelejaczé prawa Kaszëbóm, jesz dzél lepszé, jak to bëło piérwi. Në i witro mijało prawie pół wieku ód ti chwile. Pół złotego wieku dló kaszëbi-znë. Urosłë dwa nowé pokolenia, chtërne öbrzészkówö i ród uczëłë sa pó kaszëbsku, chtërne chatno gódałë w ti rodny starków mowie. Dwa nowé pokolenia, co rozmiałë gadać jesz w trzech jinszich jazëkach, le nópier-szim i nôwôżniészim béł dló nich kaszëbsczi. A żëlë doch jesz wiôldżi herojowie tëch tam wëdarzeniów, chtërny wnenczas chutkó sa douczëlë rodny möwë. Piakno ona brzëmia-ła w jich dodrzeniałëch a statecznëch licach. Kol dwuch mëliónów mieszkańców nordowi Pólsczi na co dzeń gódało terô midzë sobą w tim zwacznym jazëku, bógatim w słowizna, a szlachetnym w brzëmienim. Prawie na historia stała sa póspódlim do öskarowégó filmu Serwina, chtëren mądrze téż wplótł w niego dzeje Kaszëbów za ksążëcëch czasów, czej panowelë tu bëlny Mestwinowie i Swiatopełkówie. Wszëtkó to öpiarté na ksążkówim dokózu z 50-tégö roku napisónégó pó kaszëbsku, za jaczégó nieżëjącyju autor Szwéda dostół Nódgroda Nobla. Nié blós on, ko dzesac lat późni, jinszi wióldżi pisórz ó nózwësku Czecha, téż dostół Nobla za pöwiésc ö dzejach Kaszëbów z kuńca II światowi wójnë. Ne ksążczi bëłë dolmaczoné na wiele jazëków świata. Ale ledze uczałi próbówelë czëtac je w óriginale. Przez to zwaczi rodny mówë czëc bëłë na uczebnëch katedrach wióldżich miast świata. - Fejra muszi bëc widzałó - wzdichnął Serwin do swojego mulka. - Ko mómë pó prówdze co fejrowac. Te wëdarzenia sprzed pół wieku czësto zmieniłë oblicze naszi rodny zemi. Tej o Kaszëbach świat miół ju wnet zabóczony. Módlëtewniczi „Më trzimómë z Bóga" kłedlë do zarków, a uczbówniczi szłë w zabët. A dzy-só? Dzysó całé Gduńscze Pómórzé kórbi pó kaszëbsku. Za nastapné pół wieku nasza mowa óbjimie całé Pómórzé, wecmanim ze Szczecëna. Może tam mdze nazód nasza stolëca, tak jak to bëło wnet tësąc lat temu. Wiodro bëło baro snôżé. Na wióldzi rénk stołecznego gardu zjachało koIe dzesac tësący zawółónëch lëdzy. Przëbëlë uczałi, artistë, filmówcë, spiewócë a wókalëscë, pisarze a póecë, prezydencë a burméstrowie miast, znóny dzejarze organizacji. Bëlë dwaji nobliscë, a laureacë óskarów, złotëch kłosów, strzébrznëch miesądzów i wiele jinszich swiatowëch nódgrodów. Wszëtczich łączëło jedno - kaszëbizna. Gala prowadzëlë Serwin i jegö mulk - wspaniało aktorka, chtërna zagra nôpierszą rola w jegó öskarowim filmie. - Witóm waji wszëtczich w dzén wiôldżégö kaszëbsczégó świata - zaczął konferansjer, a dolmacze pöwtôrzelë to w anielsczi mowie dló góscy z Warszawę, Krakowa, Pariża, a Toronto. - To je swiato naszi tatczëznë i naszi rodny möwë, chtërna wnet bëła znikwionó, a równak dzys rozbrzmiéwô szerok a dalek. To je swiato prôwdë i szacënku do köżdégö człowieka, ósoblëwie tego ucemiażonégö, upichónégó i zgardzonégó. Ko prawie w ta-czich nórodach wërôstają wióldżi taleńte -wtórowa przesnóżó Kaszëbka, gwiôzda światowego aktorstwa. Hana Makurôt Wiérztë czerënk: nieskuńczonosc pö tim jak jes umarł jem usadła na skrzidła twöjégö anioła jem chwôcëła sajegó anielsczégö ögóna më lecetë na klin Abrahama gdze zaczinô sa przëkrëcé nieskuńczonosce jes żdôł na mie z tamti stronë gdze midzë kôtama na zberku nieba swiati ögrodownicë przëcynalë róże za zôkrata tamti stegnë żëwöta më bëlë oswojony nawetka na grańce światów w tuńcu na kobiercach rzozów jesmë wëkölibelë refren balladę serafinów po prawice Öjca na sztërzech krańcach nieboskłonu wôłtôrze widzałë w gódniku tamtego roku czerënk: nieskuńczonosc narodzënë Wenus narodzënë Wenus w sklepach i pódsklepiach tam bëła ta sama krëjamnota póznôwónô we dwóje ó pódrôstający miłoce bez cësnieniô bez pöspiéwku kórmimë sa nadpakłą krzesznią wëjimniatą z kónfiturów wjamicë pózeleniałi mcha tam krëjówka wëbuchów pökwitła legendą wastë ksyżëca i głaböczim żëcym w dolëznie óplotłi ögroda winogradu i rebińców stôri bôgöwie widzelë na miłota wëkradłą gwiôzdóm czej niebo stało sa plaskaté i bladé zbëlë to bezgłosa przëzwóleniô z redotë skłôdóm dłónie do kösków że mómë sebie wiwat miłota! v*\itU 1 iłU,ŁŁł LU.. 1 iispsi m * l>;>.\ \ 1} ^ \ i) »\ \ 1K>. nPMtt môłczenié z zaświatów cénie umarłëch są bëlno ukrëté za górą słuńca jich remiona zapadłe w bezgłos nie dotkną celesny prosbë ö prôwda w lëdzczim alfabece chcą wiedzec czë öjc mój köchô mie czë żëje tam gdze sa nie zmiescył czas módla sa w miono ojca żebë mie pozdrowił on môłczi uparto z zaświatów Karole na Keler Dzelë i rządze! Żëjemë w taczich czasach, gdze są rozmajité dobrocëznë. Nie je równak jesz tak dobrze na świece, żebë wszëtcë wszëtkö mielë abö mielë tëli samö. Dzysô są barżi nowoczasné i - jakbë nie wzerac - nastawione na zwësk czasë. Nierôz muszimë wëbrac, czë sa z kims pödzelëc, czë nié. A dzelëc möżna sa rozmajitima rzecza-ma. Chleba, öpłôtka we wilëja, wiadłama, problemama, wiédzą, bómkama, majątka... Köżdi dzéh stôwô przed dilemata, czë sa z kims pödzelëc. A jak ö tim rozstrzëgnąc? U Börzëszköwsczich doma dëtczi z briftaszë sa nie wësëpiwałë. Wiedno szëköwelë 12 placów przë kuchniowim stole: dlô Anë, ji dwuch bracynów, piac sostrów, mëmë, tatka i starëszków. Czej na öbiôd zeszlë sa jesz wuja z cotką, to Ana i ji młodszo sosterka muszałë jic do jizbë jesc, co ona po prôwdze baro lubiła. Tam mogła bez wiédzë mëmë dac Burkowi to, co ji nie szmakało. Szokölôda bëła u nich baro rzôdkö, blós öd wióldżégó świata abö jak sostra starczi z Miemców przëjacha. Pö ji ótemkniacu wöniô długö sa roznôszała pö całi chëczë. Ana i stark na-wetka ökrëszczi z wëscélôka zbiérelë. Öni we dwöje czasa robilë öszëkóną szokólódą z masła, kakao, mléka w proszku i cëkru. Jednégö razu Ana chutczi przeszła ze szköłë. Bracynowie, starszi sostrë, rodzëce i starköwie bëlë prawie przë sadzenim lasu, cobë zdebło dëtków dorobić. Młodszo -Agnés, sedzała u cotczi Różë. Ana miała öbiôd ugotować. Przë skrobaniu bulew ji sa przëbôczëło, że prawie wczora cotka Róża przewiozła kakao z Bëtowa. „Zrobią szokólódą!" - pömësla. Chutkó w grôpku umiésza składniczi, zestawia z ögnia i nawet-ka nie żdała, jaż öna wëstëgnie, a ju łëżecz-ka z bruną masą bëła w gabie. Czej sa nie öbezdrza, na dnie le përzinka ostała. „To ju nie je wôrt nikomu pökazëwac! Doch tim sa ju nicht nie najé ani nie naliże!". I poszła schówac na góra do jizbë we frizjerka - za-mikóną szafka ze zdrzadła. Zarô téż ótemkła wszëtczé okna, cobë pôchniączka słodkóscë chutuszkó z chëczë wëwietrzała. Pierszi wiózł stark. - Tu mie cos tak fejn póchnie! Co të môsz Anuszkó na óbiód zrobione? Pewno cos z szokólódą! - zawółół z nódzeją, że to badze prówda. - Co téż starëszk ópówiôdô! Szokólódą to më na Gwiózdka óstatno mielë i wszëtkö bëło zjadłé. A starëszk to nawetka złotko wëlizywôł! - Në, tu mie cos naprówda póchnie... Ale jo jem ju stóri, może mie sa wëdówó. - Na gwës sa wëdówó! Chto bë tu dzysó szokólódą miôł?! Pó óbiedze Ana szła do kuzynczi i przeszła nazód jaż na wieczór. Prawie so ji przëbôczëło ó skórbie schówónym we fizjerce. Weszła do jizbe, widu nie pôlëła, cobë nie podpadło, ótemkła dwiérka, wsënała raka i... ju trzima-ła miseczka z ulëdónym smaczka! Łëżeczka włożëła w gaba i... ze strachu półkła, co tam bëło. - Jezës, Marija, cëż to je?! - wrzeszczała, plëła, skókała, chwëtała sa za gaba! Chca-ła do kąpnicë lecec, ale cemno bëło, przez stółk sa wëwrócëła, trzósku narobiła, jakbë szatopiérz w jizba wlecôł. Chcała to jakös z gabë wëcygnąc, ale ju bëło za pózno. Tëli trzôsku narobiła, żë zarô wszëtcë sa zlecelë. Starëszk zapôlił wid i ze smiéchu sa wnet zwrócył! Ana leżała na podłodze z usmarowónym pëska. - Në, Anuszkö, terô më ce nauczëlë, żeje wôrt sa dzelëc z jinszima. Żebës të nfgcTë w żëcym tegö nie zabôcza, më cë pömöglë glëną umiészóną z wödą! *** Lepińskó bëła znónô z tegö, że całi dzeń klaprowała. Codzeń reno wespół z öczama zarô ötmikała sa ji gaba. I tak jak całi dzeń muszała mërgac öczama, tak téż ji wrota lôtałë bez całi czas. Möżna bë nawetka rzeknąc, że ji pöwieczi i gaba bëłë ze sobą sköördinowóné. Za to ji chłop wiedzôł, że möwa je srebra, a milczenie złota i nawetka całi dzeń mógł nie korbie. Gaba ötmikôł, czedë jego białka sedzała cëchó. To je ob noc, czej öna bëła w spiku. W jedna strzoda zazwónia do Lepińsczi re-dachtórka z radia, co chcą zrobić nagranie ö zwëkach Kaszëbów. Lepińskó nawetka sa długo ni muszała zastanawiać. Trzë razë móchnała rzasama i redachtórka ju sa wë-wiedza ö wszëtczich chóroscach Lepińsczi. Nawet tëch, co dopierze mögłë na nia przińc. Redachtórka przëjacha pod wieczór. Sadła w jizbie przë stolë, Lepińskó téż, a ji chłop w zeslu prawie „Teleexpress" öbzérôł. Redachtórka pętała, Lepińskó ódpówiódała. Naróz padło pëtanié ö tim, czë można na kógós urok rzucëc. I stało sa cos niemóżebnégó. Tim raza Lepińsczi munia sa nieskóórdinowała z óczama. Nie odrzekła nick. Za to ji chłop wstół z zesla, usódł przë stole i zaczął öpöwiadac wszëtkó, co wiedzół i czuł. Nóprzód Lepińskó tak letko chcała chłopu dac znac, żebë nick nie gódół, bó to są taczé sprawë, ó jaczich sa nie gódó. Ale on nick. To ona go tak pod stoła letëchno stukała. On swoje. Jaż w kuńcu ona nie wëtrzimała. Öczë ji sa zrobiłë czësto czerwioné, zabë sa zacësnałë, brwie scygnałë, slëna ju bëła wi-dzec w nórcëku gabë i piascë same trzasnałë w stół. Fest rozgórzonó wstała i köpnała chłopa z całi sëłë w noga. Mikrofon redach-tórczi cësnała w tasza i pókózała ji dwiérze. Tedë Lepińsczi sa dowiedzół, że dzelenié wszëtczima wiadłama möże bëc baro bolące. * * * Knópi z Czedrójc twierdzëlë, że dló dzéw-czatów ze wsë kawalerów je dosc. A jeżlë nalózł sa jaczis ódwóżny z cëzy wsë, co do pannë z Czedrójc na kole, mótórze czë autóła przëjéżdżół, chutkó sa przekónywół, że Czedrój-czónie swójima brutkama dzelëc sa nie badą. Marinka bëła urodnym dzeusa w Czedrój-cach. Kawalerowie ustalëlë zmianë, cobë ji chëczë piłować. Do Marinczi przëjéżdżôł Brónk z Budów. Nóprzód autóła, ale chutkó zaczął piechti przëchödzëc, bó bë majątk óstawił w warsztace. Ale czej chcół brutka na zabawa wząc, pódjachół cemnomódrą stôrą skódą. Wiedno béł z nią problem, żebë zapólëła. Knópi ze wsë belë ju przërëchto-wóny i chcelë ta skóda przewrócëc. Ju mielë ja podniosłe, a skóda jak nigdë ódpólëła za pierszim raza. Jinszim raza Brónk przëjachôł swójim nowim mótóra. Czej ód Marinczi ju chcół dodóm jachac, öpönë bëłë ju bez lëftu. Muszół jic piechti. Jak sa ókózało, kawalerowie z Czedrójc nié blós miłotą do Marinczi görelë, ale móżnabë stwiedzëc, że czëlë jaczis krëjamny cyg do héwlowanió. Za wsą knópi żdelë na Bronka ze sztachetą z gózdza. Tej Bronka na długo przëkönelë, że Marinką sa z nim nie pódzelą. Teró jak wëbrac, czë sa dzelëc z jinszima czë nié? Odpowiedz je prosto: wszëtkó zanôlégö czim. Adóm Hébel Szpört na żokach. Muszisz tam bëc! Z czegö më sa dzysô smiejemë? Z baro roz-majitëch rzeczów. Z póliticzi, z telewizje, z cëzëch në i ze samëch se. To slédné je nôgórszé, bö niejedny cwierdzą, że më tedë pökazywómë Kaszëbów w lëchim widze. Jô sa z tim nie zgôdzóm, bö jidącë dali taczim mëszlenim Pölôszë sa ni mögą z Pólôchów smiôc, a Amerikanérze ze swöji spölëznë wëszczerzac. Tak tej smiôc sa möże z rozma-jitëch rzeczów, jak sa smiôc lubi. Dokaza na to, jak wiele sprawów może öbsmiôc i na jak rozmajité métle, béł łoni Przezérk Stand up Szpört na żokach, jaczi sa ödbéł w czerwińcu we Wejrowie. Stand up to je binowi kuńszt, w jaczim jeden ar-tista prezeńteje monolog, w jaczim wôż-niészi jak aktorsczé umiejatnotë je tekst, improwizacjo i charizma. Smiejemë sa abó z pueńtów, abó z absurdalnoscë sytuacje. Ni ma ógreńczeniów, temu kóżdi standupéra wërôbiô swój stil. Nasz przezérk to béł eksperimeńt, jak ten zort szpörtu so pöradzy na kaszëbsczim pódwórzim. Egzam je zdóny, co pöcwierdzą bölącé ze smiéchu brzëchë pö pierszi edicje. Më möglë uczëc i tradicjowé gôdczi, i cos, co barżi szlachuje za tim, co më w internece öbzérómë. Kö nicht nie bróni wëstapöwac z tradicjowima plestama, bo stand up ni mć> ógreńczony témiznë, a i förma mô swoja bókadosc möżlëwötów. Köżdi chto bë chcôł co smiésznégö rzec abö prosto pösłëchac nôlepszich wiców, 20 möże przëjachac 17 czerwińca do restora-cje Campanula we Wejrowie na 6 wieczór. Plac to nié bez przëtrôfk lokal w budinku Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismie-niznë i Muzyczi, bo ta institucjó wespół z Kaszëbską Jednotą przë wespółrobóce z agencją PROCSB örganizëją to wëdarze-nié. Przédnyma dobrzińcama są Krézowé Starostwo we Wejrowie i Delikatesë Made in Kaszëbë (Organizatorowie nie bierzą ódpówiedzalnoscë za bolenie brzëcha ze śmiechu). Szpórt na żokach to nié le stand up, towarzą mu wszelejaczé wice, téż te kabaretné (jo, stand up to nie je zort kabaretu!) i teatralne. Hewó na zôchacba wëjimczi scenarnika artistnégö dzéla łońsczi edicje wëkónóny przez Teater Zymk. II Môrcën (M) użorti pôdchôdô do Paula (P), pana młodego M: Pauell Pauel, ale të môsz fejn pöIter! A jenël P: Môrcën! To nie je pólter, to ju wieselé je, të nie wiész? M: A pó prówdze to sa tak familijno zrobiło. Widzysz të, jak ten czas lecy. To të ju żeniałi jes? P: A të jes użarti. M: Në, jaż tak baro nié. Mie sa jesz twóji białczi mëma nie widzy, ale Róman ju do ni cknie. P: Co?! Co on robi? Róman (R) wnëkiwô w jesz görszim stanie jak Môrcën. R: Ej, Mórcën, ale të môsz fejn sztriptizérczi na ten kawalersczi wzaté! P: Jô ni miôł żódnégö kawalersczégö! R: Jak nié? Ma doch jacha na diskóteka. Przed weńscym jô muszôł swöje piwö dopić, tej jô budla wëwalił i ma szła na diskóteka, tam taczé mödré widë swiécëłë. P: To doch pölicjô bëła, öni cebie mielë zgarnąć. III Andrzej (A) -Jiwönin öjc pôdchôdô do pana młodego A: Në, witóm sënie, jak tam sa bawisz? P: Jô fejn... tata. A: Të sa tak nie sromi, kö terô ma jesma wnet jak krewny. P: Në jo. A: A jak warna szło załôtwianié tëch spra-wów przed slëba? P: Në kć> nóuczi bëłë, tam ma sa uczëła jak... A: Tegö të mie ni muszisz powiadać, le jak z załatwienim ti mszë. Wiele tam przeszło? P: Në kö wë... tata widzôł jak wiele lëdzy przeszło. A: Ale jô bë chcôł wiedzec jak ze załatwienim kol ksadza. Wiele të mu dół? P: Aaa, ć>n rzekł, że jô móm tëli dac na wiele jô sa ta miłota cenią. A: Në, wiele to weszło? P: 10 zł jć> dół. A: A ksądz co na to? P: ... A: Në? P: A ksądz mie reszta wëdôł. A: Baro dobrze sënie! Pamiatój, dëtkama sa nie rzucó wszadze wkół jak gnoja pó polu. Ma sa mdzema fejn dogadiwa. IV Katarzëna (K) tuńceje ze swöjim chłopa Môrcëna (M) K: Piakné to wieselé. I ta brutka, takô fejn, në ko ten kléd je taczi pëszny. M: Jo, ta Julka je fejn dzéwcza. K: Jak të mógł to rzec? M: Në, doch të tak góda! K: Bo jó blós tak rzekła, a të prosto na nia slépcëjesz. Jó so spóminóm nasze wieselé. Czedë to bëło? Të pewno nie pamiatósz, bó co to dló cebie, të le jesc, piwó pic i bala öbzerac, dërch ta bala i bala, a czedë ma sa żenią, të pewno nie wiész. M: Jak nie wiém? 14 czerwińca 1987 roku. K: Ö, pó prówdze to pamiatósz? Kasza dôwô chłopu kusa M: Pewno, tedë Arka Gdinió z Wisłą Kraków dobëła 2:1. K: Ee tam, ale móże jaczé szczegółë z tego dnia pamiatósz? M: Jo, karny w 32 minuce i czerwono kórtka w 78. Ksążka ö Królu ju je do czëtaniô W zeszłim numrze më ódkazywelë, że je rëchtowónô ksążka ö kaszëbsczim królu, a dzysô möżemë ju óbznójmic, że öna je ju wëdónô pod titla Król Kaszubów - Karol Krefft. Ji autora je Eugeniusz Prëczköwsczi. Na bez dwasta stronach je öpisóné żëcé Karola Kreffta - wiôldżégö, uczałégó a mądrégö Kaszëbë, co mu przeszło żëc i stracëc zdrowie w dradżich kómunysticznëch latach. Zôs przed wojną założił ón korporacja „Cassubia" w Warszawie, co je bödôj jegö nôwikszim dokôza. Kö wskôzôł ön młodim Kaszëbóm, jak jic w przódk i śmiało z kaszëbizną. W Żukowie bëła ju pierszô promocjo ny ksążczi spartaczono z pödsëmöwanim rézë Kaszëbów do Kanadë. Baro miłé to bëło zéhdzenié, tim barżi, że wszëtkó parłaczëła kaszëbskô mło-dzëzna - ta, co bëła w Kanadze, në i dëcht ta sama, co ju wnet chce reaktiwówac „Cassubia" w Żukowie. Baro tegö żëczimë, a tczëwôrtnym Czëtincóm czekawégö i żëczlëwégö czëtaniô. A na terô zaprôszómë do drëdżégó dzéla binowégó dokôzu Kreffta Kasa Swiatopôłka. Nen i jinszé - ösoblëwie snôżé wiérztë - są ujaté w ksążce. (jd) KaroL Krefft Kasa Swiatopôłka dz. 2 Swiaca: Öne ödpłënałë na rozlewisko głabók na łączi. Nie bëło gwësnotë na strzała. Dalek a ptôch möcny, a reniec, le to szkoda a wstid. Taczé snôżé te kôłpie. Swiatopôłk: śmieje sa serdeczno, głośno Slepcë! Slepcë. Wa jachtarze möji. Dobri jesz knôpcë. Wa sprawiedlëwie baro na kôłpie bëlë wëszłé, czë wa nie zóczëła, że ten knôpk, co ön tak pókórno wlecze ta köpica kaczk, że ten chłopk, to je nôpiakniészé na całi Redëni dzewus. Aletaktoje dobrze Sënie: na jachce-jach-towac, w biôtce - bic, na jigrach - dokazëwac. Chto tak dzejô, to je chłop, jaczégö jô brëkuja, i móm rôd. Ale dzywno to je dwaji młodi wöjarze, a nie pöznelë dzéwczëca. Të dzéwcza lëska jes przebiegło. (Wszëtcë sa smiejq, Öbadia zatroskóny zdrzi na Wisznia). Öbadia: To je wnëczka möja Wisznia. Miono ji wëbra sama kséni Witosława. Jô Wiszni kôża włożëc ruchna knôpé, czej cëzy chłopi sa tu przëdarzą. Swiatopôłk: To wë ji rzeklë rôz. Bez strachu - le bez urzasu. Dobrze, bëlno chówiesz to ksążëczątkö snôżé. Ale chłopi, jak ti hewó jachtarze, ti waji piakny kaczuszczi nie dozdrzëlë w tëch skąpëch ruchnach. Jima baro szło o to kôzóną möja köpa kôczorów. Na piaknô lëlijka Redëni. Baro mają ce uszczwóné tą jachtą ne twöje biédné kaczczi? Wisznia: O jachtach wiém jô ód starka. Jachtarzë bëlny, ti na wszëtkó są ślepi, le nié na swoja zwierzëna. Jó wiedza, że płoszëc i zbierać musza, że nie ustąpią. Tak biega jó w przódk, a mało oni mie tej widzelë. A czej oni późni szukelë kółpi, tej jó móje zgasłe ptószczi ukłóda w słunuszku pod górką. Oczka jich jesz zdrzałë, to bëło smutno. A jak óni kôzelë zbierać, tej co szło, jó na se wzała i szła tu, a óni halelë reszta. Swiatopôłk: Të jes rozëmnô, a roböcô, widza, môłô białka. Tak je dobrze. Czej të bë bëła chłopuszka, wząłbë jô ce do Gduńska. Të môsz jaśni w główce niglë niejeden mój w grodzësku uczeń pisarsczi. A dôj le blëżi ne twöje ptószczi. Wisznia: (kiodze paczi kaczk blisko, Swiötopôfk bierze, öbzérô) Kaczczi są bëlné. Tłësté, a wszëtkö młodé. Swiatopôłk: Nié to kwiatuszku, nié to, chöc to wôżné téż. Wej tu! Strzałë më öbzérómë. Jachta to nie je nasza prôca. To je rëchli ödpöczink jic halac wikt dlô lëdzy. Nasze strzałë są östré, szëköwóné na złëch lëdzy, co dulczą, cobë nas ókrasc, zabić. A chto z nas strzélô, muszi wiedno trafie do célu. (Zwrôcô sa do Wartësława) Ale widza, wa tu sprawiła bëlno. Köżdi ptôszk, ta sama smiertelnô rena. Jak czejbë ten sóm strzélc. A strzela wa pewno öbaji? Wartësłôw: Tatku, óbaji a wnetka równo wiele. Trafie bëło letko. Mało płoche, a słabo zlóti-wałë, jakbë na strzała prawie czekałë. Swiatopôłk: Tak skromny nie darwósz bëc. Nick zdrowego dobrowolno nie chce smiercë. Wa bëlno sa rozmiejeta óbchódzëc z łaka a strzałą. Swiaca: Wartësłôw we Gduńsku ze wszëtczich młodëch je nôpewniészi w strzelbie z łaku. Ze stórëch kaczk pod nieba wëbierze i jak zôkón rozmieje zjąc stórégó kóczora. Czej le nie je za dalek, Wartësława raka je pewno. Swiatopôłk (ödwrôcô sa do Öbadii i Wisznie z uśmiecha) Raka je pewno, mówisz, Swiaca Piotrze. Pewno? Tej zretuje sënie tatköwé strzébro. Te snôżégó ksążëczątka stark mądroscą ódbiéró miészeczk za miészeczka fratrowi Danielowi strzébro kraju. Terô, czej ta młodô Wisznia je wëdónô, nasz prorok abó mësli jak wnëczka dostać dodóm. Dobrze żesta mie taczégö kóczora zjała na ten ôrt z głowë. Le të, sënie, wëpłacë temu dzéwczëcu. Më, ksąża suwerenny tegó piaknégó kraju, kózół swójim jachtarzóm wząc do płoszenió i noszenió knópa. A nigdë dzewusa. Wa dzéwczëcu wzała swoboda, a da jesz za strogą, jak na nia, robota na zemi i w wodze. Wisznia może skarżëc, a ji ksąża skarga uznaje zarô. Wisznia: Wasta ksążëcu. Jó nie skarża. Mie sa widzało zdrzec jak ten ricerz - jachtórz trófiół, chóc żól mie bëło biédnëch kaczuszk. Mie stark öpówiôdôł, że wójarze słowny wiedno trófia-ją, co chcą. Temu jó robótë ny nie żałowa. Swiatopôłk: Bëlną të mdzesz göspödënią i białką, żlë uwóżósz proca sposobną, a sama robötë sa nie lakôsz. Wartësłów! Dój Wiszni ztëch kaczk. Nóm nasz słowny Niklótjesz zradzy tłëstégó sórena, a móże i jelenia. A z pöbóżnëch norbertanków żódnó jedna kaczczi naróz zjesc nie zjé. Tak rnósz z czego dzelëc i öbdzelëc. A nie zbawi długo, Daniel pócórze skuńcził, bo i różańca nie trzimie przed se, widza (Wartësłôw zdrzi chwila, usmiéchô sa, mówi) Wartësłôw: A kuliż sa snóżému kótuszkówi nóleżi za odpuszczenie i za prôca? Wisznia: Wiele nóleżi, nie wiem. Ale chcec to bë jó chcą tëli, wiele pólca ti raczi uniesa. Swiatopôłk: Mądrze, mądrze. Zgôdzómë sa wszëtcë chłopi. Pókóż kuli zradzysz. (Wisznia biegô do rzéczi, jidze nazôd, scygô kóra z chabinë wierzbowi, piece tidórk-pöwrózk, wiąże za nóżczi réga kaczk, rozstôwiô nóżczi szerzi i pödnôszô cali pak. Wszëtcë sa smiejg ze Swiatopôłka, le Öbadia pödchôdô do Wiszni) Öbadia: Wisznia! Co të wëstwôrzôsz. Dój póku. Wezkój dwie, trzë i kuńc. Swiatopôłk: (do Daniela, co przeszedł do cali grëpë) Jo, jo, fratrze, czas obszedł. Zaró rëszimë. Ale zdrzë, nowé czarë. Ten pólny kwiótuszk - to nie je knôpk - pödskubiwô sëna ksążëca kraju. (Do Öbadii:) Dôj ji pöku starku. Të swöje môsz. Młodi są mło-di. A le szëk muszi bëc i w taczi jich biôtce. A tëc bëłobë mie jakös, cobë ten mtodi ksążeczk béł mni öskubóny jak jô. A twöja Wisznia nokce mô. Mô. A bëlno je pökôza. Bëlno. Wartësłôw: Wisznia. To më z Piotra dlô ce, jak-bë dlô ubögö przezeblokłi w knôpiczé ruchna czarodzéjczi, le dzysô jachtowa. A wiele dlô nas twöjich jachtarzi użëczisz? Wisznia: Z möjich wëzce, kuli brëkujece, bë do zôsnyjachtë przeżëc. Swiatopôłk: Co za piakny dzéh më dzysô rozpóczalë, fratrze. Zymk, słuńce, wiérnô, stateczno drëżëna, bëlny lëdze. A mądri, pödkôrbiący ale ze szlachötą lëdzką. I ti nowi lëdze wdałi w rzetelnëch stôrëch. Jo. Jo, fratrze Danielu. Tej öne te trudë, maczi, biótczi, głodë i swiaté görze nie bëłë przez naji zlëdóné darmö. I kamińsczi Biskup i szkodnik Demińsczi mdą cażkó płacëlë do östatnégö lëstka strzébra. Bö dlô taczégö nôrodu chatno sa prawisz cwiar-do, a i biôtczi pöd smatôrzową kösą sa nie lakôsz. I temu nasz krój kaszëbsczi mdze miôł swój mól tu nad Bółta. Krziż z nama je dzysô. Procëmku nóm krziżewi łżélcë ni mögą bëc jak procëmku Natangóm i kuróm Herkusa Monte. (Swiatopôłk wstôwô, klepie Öbadia, o pö głowie głosko. Wisznia usmiéchô sa do nich, tej ödwrôcô sa do wöjarzów i Daniela, mówi:) Pöjta! Jedzemë do kséni Witosławë. (Wszëtcë jadą za Swiatopôłka, östôwô Wartësłôw i Pioter; Wartësłôw pödchôdô, bierze sztërë kaczczi, wkłôdô w race wzrëszonégö baro Öbadii, pöklepiwô gö pö remieniu, pôdchôdô do Wiszni, usmiéchô sa do ni. Wisznia trzimie w race kuńc powrózka z kaczkama, co leżą na trôwie. Wartësłôw śmiejące sa przëjacelskö pödnôszô Wiszni całi ji pak kaczk, kôże ogrodnikowi z wnëczką odińc. Cziwie na Piotra i raza bierzą reszta kaczk, jaką od nich ödbiérô Möjmir i ódchôdô do köni. Wartësłôw z Piotra ödchôdają ze scenë. Öbadia z Wisznią östôwają na ni. Wartësłôw wöłô do stojącëch baro zdzëwionëch Öbadii i Wiszni.) Wartësłôw: Wisznia. Bóg zapłać za pókózanié skarbów Rëdeni. Chówkój dali ne kóczuszczi i sniéżné twoje - a nóm chłopom nieufne - kółpie. I niech tu wiedno je tëli kwiatów wkół Wiszni... Wisznia puszcziwô pak kaczków na zemia i cziwie cało serdeczno przejató odjeżdżającym (czëc stapa köni), Öbadia stoji cëchô, le zdrzi. Wisznia ópuszczô smutno główka, mô łzë w oczach, cziwie bezwiednie dali jedną raką. Kurtina 24 Nalezc ödżin w oczach i öd niegö sa nie za-pôlëc, to je prôwdzëwi kuńszt. Lepi gö tej nie szëkac, bö czej sa gö naléze, möżno pö prôwdze te nie strzëmac. I lëdze, chóc ö tim wiedzelë, równak z kówóla gadać muszelë. Jô widzół, jak lëdze przëchôdają do niegö bez słowa pödôwającë mu jaczé żelazło, a on to zarô szëköwno rozmiôł uprawie. Czej widzôł, że chutkó tegö nie zrobi wërazno, prosto gôdôł: - Witro. A nen, co to żelazło óddôwôł, nick dali nie gôdôł. Nicht za wiele w kuźni nie sedzôł. Jô tim môchanim tak béł utodrowóny, jaż padło: - Dosc. Jidze terô do Adrisa, ön cë dô jesc. Jitro z rena przińdze. To bëła całô möja kôrbiónka z nim dzysô. Czej jem béł kąsk öd ti kuźni ódeszłi, jô uczuł jego słowa: - Môsz prawo do żëcô, le nié do smiercë. Adris sedzôł raza ze Sztefana przed checzą. Nijak na mie nie zwôżelë. Le czej jô béł czësto krótko Adris rzekł: - Biôj w chëcz, dostóniesz tam, co do je-dzeniô. Za robota je zôpłata. Gnôtë so pöłómiesz, to i gnôta dostóniesz. Chóba, że... - jesz dodôł - mósz jesz chac jaczés drzewo so spuscëc. - Tej sa z te rzechötelë do se. - W mójim chlewie muszi bëc pörządk. - Jô so przëbôcził ne słowa. Po prôwdze, Adris, jes wióldżim człowieka. Rozmiejesz panować, bo to sa tobie słëchô. Nicht jinszi jak të, te porządku nie utrzimie. Stojec na starżë prawa, to wiôlgô rzecz. Nalezc robota köżdému, to je pó prôwdze wiôlgô rzecz. Do negó chlewa głos nie przeszedł. Tuwó nie przëchôdôł. Tuwó wszëtcë gö rozmielë, ni muszół ón jima niczego powiadać, óni sami ju wiedzelë. Le równak jó ród bë béł gó pósłëchôł. Doch tak dobrze mie póradzył. Jó chcôł bëc achtniati i jó óstół achtniati. Le równak czegoś mie tu felało. Adris pozwolił mie mieszkać w swójim chlewie, nawetka chcôł, bë jó óstawił chléw Kąkólczi. Zrobił ze mie leleka. I tak ostało. Lelek je achtniati. Jitro zós puda do kówóla, bë porobić. - Terô të dopiérku przëlôzł? - kówôl widzec nie béł ród, że jô przëlôzł podług niego tak pözdze. Le letczému je doch wszëtkö wölno, tegö ön nie wié? - Bierzë sa za robota. I wiele nie gadôj. Do robötë gôdanié nie je brëköwné -pöcwierdzył. Z nyma lëdzama to nie jidze. Czej sa czegö chcesz dowiedzec, to abó widłama ce róczą, abö gadać nijak nie chcą. - Jô sa pötkôł z Aną - jô no môłczenié rów-nak przerwół. Köwôl na mie zdrzôł zarô. Widzec bëło, że je zadowolony, bö jô ö ji smiercë terô nie gôdôł. Le dali môłczôł. - Më so tak tam kąsk kôrbilë... - Nie skuńczisz?! - ödezwôł sa kąsk möcni. - Jô bë skuńcził, le jô jesz nie zaczął - terô mie sa ju sprzikrzëła takô gôdka. Widzące, że jemu nawetka krótko kôrbiónka sa nie widzy, jô zarô dodôł: - Czemu lëdze ni mögą zdrzec na cëzëch? - Terô të dobrze pöwiedzôł - zamrëczôł. -Le tak të möżesz gadac westrzód cëzëch. We wsë të tegö nie gadôj - jakbë mu co z gabë wëjął, że terô rozmiôł gadac. - Chöco u ce to mdze jinaczi. Të jes letczi. Jô i tak swöje wiém, cëż të za jeden. Jô za wiele nie gôdóm, le czej chca, to möga wszëtkö pöwiedzec, bö öni mie mają strach, le jô i tak nick nie gôdóm. Nié żebë jô miół strach. To nié. Mie sa ó taczich rzeczach nijak gadac nie chce. - A czë të nie jes téż jaczi cëzy? - A nie widzysz të tegö - on mie chutkó ödrzeknął. Le zarô dopöwiedzôł: - Le mie to plużi. Móm tu swoja robota, lubią ja robie, a oni wiedno i tak muszą tuwö przëlezc. Bö taczégö köwôla -tuwö möckö uderził młota ö köwadło - jak jô, to tuwö wkół ni ma. To öni wiedzą. Jemu sa pö prôwdze musza widzec takô robota. Chtëż jak nié ön rozmiôł öbchadac sa z ögnia. Pöd jegö rakama köżderné że-lazło zmieniwało swój sztółt podług jego zamëslënku. Rozmiôł jakno glëna twörzëc z ni, co chcół. Jo, köwôl béł baro wôżny, le apartny. To, że mieszkół sóm, óznóczało, że je jinszi. Za taczégö mógł ón sa sóm miec abö lëdze na niego tak zdrzelë. Köżderną apartnota nie je letkó achtnąc. Chóc le zdrzącë na kówóla, tak bëc ni mogło. To ón sóm muszôł chcëc bëc apartnym. Do ognia jidze le sa przëkródzëc. W ogniu nie jidze żëc. A ón rozmiôł żëc ognia i ódżin jego słëchół. Móc w gnótach wërosłô, móże zjinaczëc metal w co le sa chce. Cos, co je cwiardé, móże bëc mitczé, jinaczëc sztôłtë pódług umëslënku. Tak cos le móże rozmieć zrobić jaczi... czarzélc. Jo, ón béł czarzélca. Chóc le oni mu tego nie pöwiôdelë, chóc le ón ód nich te nigdë nie czuł, ón béł czarzélca. Doch gnótë jidze półómac, chócbë nie wiém, jaczi to bë béł stołem wërosłi nade wszët-czich. Móc stolema jidze znikwic. Pózebrac lëdztwó, póchwacëc i ópôlëc w jego włós-nym ogniu, chtëren ón sóm zrëchtowôł. W nym sarnim ógniu letkó jidze gó znikwic. Le nié. Tegó oni nie zrobilë, bó ón miół móc wiele wikszą niglë móc gnóta. Móc, chtër-na rozmia zrobić ódżin swójim. Taczi mócë nicht óbdac sa ni móże. I tak bëło. Czë oni sami mu ja delë, czë ón sóm ja miół ze se? To ju wôżné nie bëło. Wóżné, że ón nim béł. Czarzélca, ö chtërnym gôdało sa kówól. Ön bë mógł stanąć naprocëm Adrisa. Le tuwö ócznô biótka bë nie sygła. Móc gnócónó téż bë möcë ni mia. To bëła móc ognia. A jeden i drëdżi ja miół. Le oni sa próbować nie chcelë. Dlóte ten tuwó mieszkół, a drëdżi we wsë i wsą rządzył. Ten miół ódżin i nim rzą-dzył, szôłtësowi włódza ognia nie bëła dónó. Czejbë le sa bëlë zeszlë... Le do te doprzińc ni mógło. Kowól miół móc, a lëdze nie chcelë miec z nią do czënieniô. Le kówóla oni brëkówelë. I tej przëchódelë do niego, a ón jima dówół le tëli, kuli strzëmac möglë mócë zamkniati w żelazie, z chtërnégö nen kuńsztowną raką nórzadza twórził. I oni ne nórzadza brelë i z nima ódchôdelë. Tej, czej doprzëszlë do szôłtësa, ón jich i jich samëch jakno swójich nórzadzy użiwół. A co ny biédny lëdze öddôwelë köwôlowi? Strach. To öni zanôszëlë köwôlowi. I ön z te strachu rozmiôł zrobić redota. Wkłôdôł w nôrzadzé swöja möc i wëchôdała redota. Jeden abó drëdżi redowôł sa, że mô terô bëlné nôrzadzé do robieniô. Tej köwôl udostôwôł öd nich, co le brëköwôł. Jestku, pitku. Nick mu nie felało. A rów-nak béł ön... le człowieka. I jakno człowiek brëköwôł żëcô. A tegö öni mu dac nie chcelë. Ön ö tim wiedzôł. I ö to nie prosył. - Dze të lôzł? - na no pëtanié w nym czasu nie udostôł ödpöwiedzë. Trôwa w lese. Môłé drzéwiata westrzód stolemów. Stolemë ja chróniłë. Dôwałë ji möce deszczu dopiérku, czej jich lëstë bëłë całé öpłókóné. Tej zwrôcałë sa do môłëch trôwnëch drzéwiatów: - Môta, pijta. Terô wa pic möżeta. Chróniłë ja przed słuńca, bö to öne tuwö rządzëłë. Nôpierwi öne udostôwałë wóda. Z górë czë z dołu nie bëło no wôżnym, öne drzéwiata-stolemë miałë ja pierszé. Pö trôwie trapôł, chto chcôł. Pö drzéwiatach nicht nie trapôł. Öne dôwałë bezpiek. To w lese mógł sa schówac köżden, chto bëc chcôł apartnym. I taczim apartnym do kuńca pööstac. Chto nie chcôł apartnotë, ópuszcziwôł lasë. Lëdztwö zajimało plac drzéwiatów. Pózdni sa no lëdztwö zwielało i placu felało, tej pöstapné drzéwiata dżinąc muszałë, bë człowiek mógł żëc. We wsë mögło pööstac czile drzéwiatów-stolemów, chtërne muszałë dawac chrónią przed słuńca i deszcza. Tam w lese westrzód swöjich robiłë to, bo chcałë. Tuwó muszałë z lëdzama póóstac i jich tuwó słëchac. Tej sej człowiek wëbiérôł so niechtërne z nëch drzéwiatów i je sadzył, bë one dówałë mu brzód i óne to robiłë, i robie muszałë, bo czej bë bëło jinaczi, tej ón je spuszczół. A ne spuszcziwóné z chlëchanim zdrzałë w nen las stolemów, chtëren ódprowôdzôł je w ódżin, bo drzéwia to bëło uschłé. Z nëch stolemów lëdze wëbiérelë te téż nôwikszé, bë z nich pobudować checze. Stolema tej spuszczało sa raza z jego macht-ną kóruną na sóm dół. Tam na kóruna óberżniatô i le óstôł sóm derżeń. Korzeń póóstôwół w zemi. Le i za jaczis czas ó nim so przëbôczelë, bë z niego wëdobëc drzôzga, z zastëgłą krëwią drzéwiëca. Wszëtkó muszało służëc lëdzóm. - A cëż të tuwó robisz - spita sa Kąkólka. - Zdrza na stolemów - jo ji na to odrzekł. -Jô kówólowi zrobił terô przerwa. On za wiele robi. Wszëtczich bë w zark zapadzył tą jegó robotą. - Wiész të, że ón twóji robötë nie brëkuje -krëjamno mie na to odrzekła. - Tego to jo nie wiém, le jô wiém, że jo jegó robota rozmieja. - On ja lepi sóm rozmieje. - Krëjamnota parłaczëła sa z Kąkölką. - Żëcé bez ognia bë nie bëło żëcym. Na to jo odrzekł: - On je cëzy. - Të po prówdze jes chóba jaczim leleka. Wiedno cëzëch szukôsz. I téż prówda mósz - cëzy mają ódżin, tego chtërnégö felëje na-szińcóm. -Tej oni gó ni mogą uchówac le dló se. -Jô zadzëwöwóny béł taką gódką Kąkólczi. -Muszą sa nym ógnia pódzelëc. - Czej mdzesz sa ognia dzelił, tej spólisz - odrzekła Kąkólka. - Ödżin sa dôwô dopierze, czej gó chtos chce wząc. Czej je chtos przërëchtowóny, mó smólnica i pómalë sa przëkródzy, tej mu gó dawój. Czej ognia szmërgniesz, tej nie dósz, a spólisz tego, komu të chcół gó dac. Po nym ji gôdanim bëła cëszô. Za sztót rów-nak dopowiedzą: - O mój ódżin nie pëtôj. Jô gó da wszëstek. I jô gó ju ni móm. Wracôj do kówóla, mój chléw je spólóny. Jó sa urzasł negó ji gódanió. Le ona za tim sa nijak nie czerowa, le wezdrza w góra czepków stolemów, drzéwiatów-stolemów i tak so pówiôda, jidącë précz. Jó tak długo na to zdrzec ni mógł. We wsë dzejałë sa rzeczë dzywné, a równak tak apartnô cekawé, że jaż strzëmac tegö nie bëło möżno. Le lëdze za tim sa nijak nie czerowelë. Béł chléw, terô gö ni ma. Bëła czarzélnica, terô ji ni ma. Le drzewö we westrzódku wsë pööstac muszi. Jegö spuszczac nie je wölno. Czas robi swöje. Letkö jidze zabôczëc ö wszë-tczim, co bëło lëché. Czej sa zdrzi le na to, co bëło, tej wëzdrzi jinaczi. Farwë nëch uszłëch wëdarzeniów są czësto jinszé jak bëłë. Swiat tej béł redostny i nie bëło niżódnëch sztri-dów. Czasa le möże jeden na drëdżégö lëchö zdrzół, abö mu lëchö co pówiedzół, taczé môłé, nickwôżné, a równak tej bëło wiôlgą sprawą. Dzysô je jinaczi, farwów ni ma niżódnëch. Czerzpienié, ból, jadłoba. Le witro nen dzeń mdze miészi, nié tak östri. Chóc ób jedna noc tak wiele sa nie zjinaczi. Le rok, dwa, dzewiac wëkrzëwi nen óbrôz tak, że mdze często jin-szi jak on tej béł. Ökulôrë codniowöscë na oczach, jak ja-czi krzëwi szpédżel jinaczą dzys. Sygnie je zwalëc, bë widzec swiat taczim, jaczim ón pö prówdze je. Nie żdac za dzewiac latama, chtërne zminąc muszą. Le tero sygnie miec na ostrą farwa. Równak Kąkolka chlewa ni mia. Béł, terô go ni ma. Jako le zagróżba musza bë bëc w nym chlewie, czej go tero ni ma. Czë to béł nen głos utacony? Le doch ón w nym chlewie nie béł, ón do niego przëchôdôł. Në jo, skórno ón w chlewie nie sedzół, to i spôlëc sa ni mógł. A może prawie beze mie, że jo tam w nim béł, ón óstół spólony. Le cëż to teró mó bëc? To jô terô, dze wléza, to przëniesa ódżin i za sobą bada pólił. Lejo wiém, że to mója robota nie bëła. Tej chtëż mie może powiadać, że jo to zrobił, skórno jô wiém jak je. Le jo sa ju tego doznół, że lëdze sa za baro nie czerëją za tim, jak je, dló nich je wôżné jak mô bëc. Bó czejbë chcelë robie podług tego, jak je, wiele bë ni muszelë mëslëc. A oni doch kochają mësz- lenié. Dló nich je ono baro wôżné. Może nié jaż tak wóżné, bë mëslëc, le co wëmëslëc. To wëmëszliwanié to móże i nawetka zaboleć. Nié tego, chtëren mësli, le tegó, ó chtërnym sa mësli. Po weńdzenim w kuźnia jo nick nie pó-wiedzół, le sa wzął za móchanié miecha. Jo doch wiedzółju, że robota je nôwôżniészô. Le kówól za baro tegó tak jak jo nie rozmiół. - Czemu jes nie rëchôł miecha? - pëtół. Jó wiedzące, że jegó górzëc nie je wólno, odrzekł: - Jó béł w lese. - Të mie powiadać ni muszisz, a nawetka nie badzesz, dze të łazył, bó to wôżné nie je. Możesz so łazëc, dze chcesz i robie, co le chcesz, le robota muszi bëc robiono. Ce-bie tuwó nawetka ni muszi bëc, le miech sa muszi rëchac. Jó ju wiedzół, że jak kówól co powie, to na tëli pöwôżno i wërazno, że môłé dzeckó to przerozmieje. Dlóte jó prawie nick wiacy nie gódół. - Jo, to je dzywno, żebë ten chléw sa tak spólił - rzekł Adris. - A tak po prówdze za czim wë naju tu zawöłelë? Doch chlewa ju ni ma - dodół Sztefón. - Jó ju nick wiacy gadać wama ó tim nie mda. Chléw tuwó mó stojec nazód. Jak wa to zrobita, to ju nie je mója rzecz. On tuwó mó nazód stojec. Wa le pôlëc i nikwic wszëtkö rozmiejeta, to i postawie chléw nie badze drago - odpowiedzą na to Kąkolka. - Białko, jó ju wami gódół, że nicht z naju te zrobione ni mó. Tej czemuż wë na naju ustëgujece. Chléw je spólony, a tegó, co to zrobił, tuwó ni ma, tej jakuż më wami teró chléw mómë stawiać? Kóżden mó swój chléw i muszi sóm so gó piłować. Nie je to prówda, Adris? - zakuńcził swoja gódka Sztefón zazérającë za Adrisa, chtëren sznëkrowôł za czims w spólonym chlewie. - Jo - odrzekł - słëchôj gó, ón cë powie, jak mô bëc. Të i tak tu nick nie trzima. Te czi-le pilów a kurów, to jô cë tuwö sóm möga dac. Nié, żebë to jô béł temu winny, le tak ze szczeroscë dlô ce i wdzaczną robóta dlô wsë i ji mieszkeńców. Më doceniwómë na roböta. I ni mómë nijak pömëszleniô, żebë chtos jinszi mógł naju léköwac. Nawetka téż më i bë möglë pömóc, jeżlë të bë czegö wiacy brëköwa. Sprawë dôwné chcemë le östawic. Kąkölka na ta jegö gôdka nick nie gôdała. Tak ön to widzące, cygnął dali: - To są dradżé sprawë. Më te nie chcelë, të téż te nie chca. Le ni muszisz sa jiscëc, të nie jes niczemu winnô. Póczi öna bëła dzecka, to të ja mögła pilowac. Jô ji chcôł pómóc, jô ja östrzégôł. Dobrze wiész. Mögła miec lepi -skuńcził gôdka i zwrócył sa do Sztefana: - Halôsz të kurë i pilata jesz dzysô. - A do Kąkólczi dodôt: - Öne ni muszą miec dlô se całégö chléwa. Le ögrodzëc i dak jaczi zrobić. - I jesz do Sztefana: - Niech le köwôl tego tam prześle, ón to tu tak szëköwno uprawi. Jaczé je prawö lëdzczé, taczé öno je. Muszi gö tej przestrzegać. Jeden znikwi, drëdżi badze uprôwiôł. Bö nen, co nikwi, sa za tim nijak nie czerëje. Świat mô swóje greńce i za nen świat sa dali nie wëléze. Köżden w nym świece mć> swój plac. Czasa mni, czasa wicy, le równak mô. Nôlepi sa w nym świece na-lezc. Nôgörzi go szëkac, chöc sa w nim je. Zdrzec dalek, a to, co krótko, niechac. Szukać redotë w nym, czego udostac nie jidze i do te zgrówac i te chcec. Ökulôrë codniowöscë na slépia założone. I tej świat mó bëc taczim, jak sa chce, bë béł, a nié taczim, jaczim ón je. Świat we wsë. Świat lëdzy twórzącëch wies. Lëdze terô nie wiedzelë, jak mają żëc. Nie bëło chléwa u Kąkólczi. Dlócze sa tak stało? Dzeje sa rozmajice. Dzysó ni ma chlewa u Kąkólczi. Jitro nie mdze chlewa u Adrisa, pónemu dali. Jak to je możno? To tak bëc ni może. Prówda je tako, że to béł chléw Kąkólczi, a nié Adrisa. To jo. Tak je dobrze. U jinszich to tak może bëc. Czasa jidze i łizë wëpuscëc nad nią. Ji to letko nie je. Nópierwi ji córka. Taczé nieszczescé. Teró nen chléw. Më so tak powiadać o ni i ji nieszczescym möżemë. A ona z tim póóstónie. Le równak wiólgó tragedio dló ni to bëła. Cëż ona temu bëła winnô? Z drëdżi stronë to bëła ji córka. To óna ja tak węchowa. Tej sa tero niech nie dzëwuje, że tak to weszło. Trzeba sa bëło zastanowić wiele razë, czej sa co zrobi. A córka to nawetka i ojca ni mia. Temu to tak lëchó ji szło. Lëdze rozmajice gódają. Le w nym gadanim cos z prôwdë wiera muszi bëc. Czejbë nie bëło, to bë lëdze nie gôdelë. Jo, cos w tim muszi bëc. A jak bë óna téż tak nick na sëmienim ni mia, to bë mieszka midzë lëdzama, a nié po tëch lasach sa chówa. To i może na głowa nańc. I tej to na ji córka wlazło. Taczi snóżi dzewus jak to béł. Może, czejbë stôrô sa za nią wicy czerowa, to bë i bëło jinaczi. A tak? Wejle, ja to kóżdi bë chcół. Le óna nié. Jakbë jaczégó chłopa dosta, to bë bëła jinszô. Człowiekowi ód tak cos to i muszi w głowa nańc. Na to ni ma radë. Dobrze, że më tuwó mómë taczégö szôłtësa. Ten to pó prówdze z nieba je przesłony. On rozmieje pórządk utrzëmac. Le niechtërny pówiôdelë, że ón do ti Anë łazył, le to ni może bëc prówda. Lëdze to so zaró co dopowiedzą. On ti Kąkólce tak pömôgôł. Nicht ji pómóc tej nie chcół. Jak je za dobrze, to lëdze zaró co jinszégö widzą. Cëż, ón ja miół sóm óstawic, ón doch je szôłtësa. Taczi są lëdze przewrotny. A jak lëchó sa we wsë robiło, tej zaró jinaczi chódzëlë. Le szółtës może pómóc. Chtos wiedno muszi bëc nen lëchi. Doch czejbë ón sa miół do ti Anë, to bë ji nie dół skrziwdzëc. To nie je móżlëwé. A może ón do ti Kąkólczi łazył? Nie, to nie je możno. Tak cos gadać. Danuta Milewskô-Biôłi Bëc człowieka Bëc człowieka... doch köżdi z naju je człowieka, jó, të, białka, co robi na pöczce, profesor lëteraturë. Scwierdzenié „bëc człowieka" wëdawac sa möże pewnotą, a równak... Më, lëdze, jinaczimë sa öd jinszich jistotów na zemi. Mëslimë, mómë swiąda, chcemë pöznac świat i zmieniać jawernota. Mómë rozmajité zniesenia, te lëché, chtërne psëją i kaleczą, i te dobré, chtërne pömôgają i dôwają szëk naszému żëcému. Möżna bëc człowieka na wiele ôrtów. Niechtërny lëdze żëją blós dlô se, nie roz-mieją żëc dlô jinszich To są lëdze zazdrzóny w se, nie liczący sa z dbą jinëch. W żëcym öni są nôwôżniészi i chcą wszëtczich lëdzy usłësznic sobie. Smutné są wspóminczi cządów w najich dzejach, czej panowelë taczi lëdze jak Hitler czë Stalin, chtërny sa ökôzelë nówiakszima mördôrzama na nym świece. Człowieka jem jć> - białka, mëmka, szkolno, drëszka, sąsôdka... Móm stara bëc „lëdzkô", pömagac jinszima, rozmieć jich ji-wer. Köżdégö dnia je wôrt pëtac se, jaczim jô jem człowieka. Bëc człowieka to znaczi miec swöje normë, umiar w żëcym, nie bëc równozdrzawnym na lëdzką krziwda, starać sa bëc pomocnym i usłëżnym. Köżdi z naju czasa brëkuje pömöcë, mô lëchi dzéh czë téż spödzéwô sa wesprzeniô jinëch. Bëc człowieka to pötrzébnota drëdżégö człowieka, chtëren naji wspiérô, to pötrzébnota miłotë, nôdzeji, wiarë i mödlëtwë. Jak sa kögös köchô, żëcé sklëni w czësto jinëch farwach. Czasa chtos blisczi naszemu sercu je nôwôżniészi, a jegö szczescé dôwô nama chac do żëcégö. Jeżlë sa kögös köchô, jesmë spełniony, köchóny i pötrzébny. Jak bliskô nama osoba umiérô, w dëszë mómë wiôlgą pustosc, żôl, a czasa i niezgara do se. Miłota w żëcym, chtërna je dozérónô, uwôżónô, szczero, möże trzëmac latama, nawetka całé żëcé. Chtos kögö sa uwôżô, je wiôldżim skarba, jaczi möżna miec. To, że je sa człowieka, znaczi miec w uwô-żanim jinëch i nie robie nick procëm sobie, pnącë sa do swöjégö célu. Lëdzkö krziwda, abö jaczi jiwer ni mögą wëdawac sa nama cëzé. Na szczescé, bë zmienić sebie nigdë nie je późno, pö prôwdze sygnie, żebë wząc sa w gôrzc i pödjąc dobri krok. Człowiek je skôrbnicą bëlnëch ustôwów charakteru. Jednym z nich je lojalnota. Mëszla, że jô móga uchadac za wôrtnégö człowieka i móm nódzeja, że dali bada rozmiała z tego zwëskówac. Bëcé człowieka, to téż branie na se ód-pöwiedzalnotë za drëdżégó człowieka i pöznôwanié wiele żëczlëwëch lëdzy, u chtërnëch pöstrzégô sa wiôlgą ucecha z żëcégö - zrozmienié. To téż öznôczô, że mô sa drëchów, dlô chtërnëch na pierszim môlu wcyg nôwôżniészé je möje dobro. Prôwdzëwi człowiek miôłbë bëc rozmióny przez jinëch, bë lëdze mielë w nim öprzenié i pomocną raka. W dzysdniowim świece wi-dzec je wiele niezgarë, niedowiarë, a nawetka öbrzëgłoscë. Uwôżóm, że kóżdi, chto je człowieka ni może öbrócëc sa do drëdżégö plecama. Czasa sygnie pora słów, bë dac szczescé jinému. Bëcé człowieka, to bëcé doma westrzód swöjëch, chtërny mie lëdają i jaczich jô lëdóm całim swöjim serca. To téż dzywny cek nie-jasnëch mëslów, chtërne wzmöcniwają naje zagubienie i cerpienié. Wëdôwô mie sa, że ni ma na świece jide-alnégö człowieka i jego nie badze, ale jć> bada miec stara, abë słëchac tegö, co gôdô möje serce, bö tam są nôlepszé i nôszczerszé znanczi charakteru. Wiele wskôzów czerëje möjim żëcym, ale jô wëbiéróm to, co möże mie dac pödskôcënk do bëcô człowieka. Rudyard Kipling Lëst do sëna W dzysdniowim żëcym lëdze chcą wiedno chutkö wszëtkö zrobić i miec póku. Musza sa przëznac, że hewö ta chutkösc i góńba, zaczinô bëc dlô mie maczącô, ale wiém, że zrobią wszëtkö, żebë nie zdżinała möja jistwa. Cëż to znaczi bëc człowieka? Wiérzta „Lëst do sëna" Rudyarda Kiplinga je möją wskôzą öd wiele lat. Jô zrobiła jégö dolmaczenié na kaszëbską möwa. Jeżlë dôsz rada żëc w ubëtku, chöcbë wszëtcë gö utracëlë, skarżące cebie; Jeżlë wcyg môsz nôdzeja, chöcbë wszëtcë w cebie stracëlë wiara równak z rozwôgą przejimającë jich zastrzedżi; Czej rozmiejesz żdac bez umaczeniô, czej przë öbraze të nie öbrôżôsz, czej za niezgara nie ödpłôcôsz niezgarą, nie udôwającë przë tim madrzca i swiatégö; Czej rojącë nie pöddôwôsz sa rojenióm; Jeżlë przë rozwôżanim - céla nie badze rozwôżanié; Czej rozmiejesz przëjąc stracënk i zwënéga, za jedno mającë öbie te ömanë, Jeżlë scerpisz wëpaczenié prôwdë, chtërna głosysz, czej przekratnicë robią z ni sydła, bë wësmiôc letköwiérnota abö zgödzysz sa ze znikwienim tegö, co bëło trzimnotą twöjégö żëcô, czej pökórno zôs badzesz budowôł zbrëköwónyma nôrzadzama; Jeżlë dôsz rada pöłożëc na jednym wôżniku wszëtczé twöje zwënédżi i ödwôżisz sa postawie wszëtkö na jedna kôrta, czej dôsz rada stracëc i zaczënac wszëtkö öd nowa bez jednégö słowa nie żôlącë sa, że jes stracył; Jeżlë rozmiejesz zmuszëc serce, nerwë, möc, bë nie öbmaniłë cebie, chóc öd dôwna bë jes czuł jak są umączone, żebë le wëtrzëmac, czedë pöza wölą nick ju nie gôdô ö wëstojenim; Jeżlë dôsz rada gadać z nierzetelnyma i nie stracëc utcëwöscë abö przeńc sa z króla zwëczajnym kroka, Czej öbrëszëc ce ni mögą nieprzëjôcele ani serdeczny drëchöwie; Jeżlë môsz w uszónowanim wszëtczich lëdzy, żôdnégö z nich nie przerechöwającë; Jeżlë dôsz rada zbrëköwac köżdą minuta, nadôwającë wôrtosc köżdému uchôdającému sztërköwi; Twöja je zemia i wszëtkö, co na ni je i co nôwôżniészé - mój sënie - badzesz Człowieka. Józef Cenowa Pamiatné dnie Wilhelm wojna wëpöwiedzôł Żniwa w pôłni. Słuńcowe i cepłé dnie w tim pömôgają. Dłudżé drôbköwé wözë nękają öd Zdradë i Darzlëbia. Twarze gburów zaczerwónioné, usmióné, plónë są dobré. Wnetka we wsë zabrzëmi öżniwinowô órkestra, farwny pochód przeńdze z dwöru do karczmę Detlawa. Na fólwarkówim polu głośno, parobcë swiécą widłama, niosące w góra lopczi pszenice, a dzéwczata je ukłódają, śmiejące sa wiesoło, szpörtëjącë. Dwórznik muszi zascëgac trzepötné zachowania. Ale cos nowégö sa dzeje. Öpiarł sa ö krëczew i zaczinô słëchac. Zwónë zabiłë pucczé, a wnet i mechówsczé jakbë tamtim chcałë wtórzëc. Je zadzëwówóny stôri dwórznik, bö i spód Swôrzewa biją zwönë. Öprzestelë szpórtowac odbierający lopczi. Parobcë widłë wbilë w zemia, téż słëchającë. Hewó i wiesczi zwón sa ódezwôł. Stóri Bilot wzéwô wies do kapelczi. Darzlëbié tu krótko. Czëją tej wszëtcë wërazno i kóldrogówi zwón. „Co sa dzeje?" - pitô sa młodzëzna stôrégó. Ni miôł czasu ödpówiedzec, bó nëkô na köniu szandara z Darzlëbia do Pucka. Wzął w race tuba i krziczôł: „Nach dem Hofe!" (do dworu). Nie brëköwôł tegó powtarzać dwa razy. Lëdze sami brelë widtë na remiona, grabie do racz) i póspiéwelë do wsë. Przebiegł Łaga Léón. Krziknął: - Vohtka ódebrół telefon; je mobilizacjo. Wilhelm wëpöwiedzôł Ruskowi wojna. - Terô cëż? Marija Józef! Diachla róz! - te i jinszé słowa wëpówiôdôł ten i tamten. Jakub Płomin szepnął do Pötrëkusa: - Grëdząckô to ju dówno przepówiódała. - Jem téż to merkôł, bó Estrech bë doch sóm nie béł tak kurich [przemądrzałi] i nie postawił tak ostrego ultimatum Serbii, żebë ni miół krzeptu Wilusza - ódpówiedzół tamten. Doszlë do wsë. Tu bëła jistnó nëkba; jedny płakelë, jinszi szëkówelë sa w droga - to ti, chtërny ju pierszégö dnia mielë stanąć w swójich wöjsköwëch óddzélach. Po wsë biegelë góńcowie, szôłtës Kórthals wzéwôł młodëch chłopów, jaczi nie pódlégelë dorazu wojskowi stôwiznie, do szôłtëstwa. Szkólny téż wółôł do se, le blós młodzëzna. Szpektór dwöru ögłosył Feiertag (swiato), „jublowół" na tcza kajzera, gwësny dobëcô Niemców. Tatk muszôł do szôłtëstwa. Tu kôzelë mu, jistnó jak jesz pôra jinszim gburóm, jaczich jesz wojskowe „orde" nie czekałë, zamknąć roz-drodżi szasëjów lińcuchama. Jegó pómagéra miół natëchstopach rëgnąc do dwörsczi kuznie pó ódbiér dłudżégó lińcucha. Pólét miół óstac zjiscony zarô, bó bëło gôdóné, że szaséjama pucczégö krézu nëkają carsczi dostójnicë i szpijonowie, tëch je musz za-trzëmac. Köżdi jadący z równo jaczi strony autół miół bëc zatrzëmóny, sedzący w nim pasażerowie raza z szoférama legitimówóny. Tatköwi delë skrziżowanié drogów: Słëpsk - Labórg - Puck i Puck - Celböwö. Dłudżi lińcuch östôł przecygniony przék szaséjów öd drzewa do drzewa, a tatk ubarniony w swoja jachtarską flinta, stanął kol niego na starżë. Pömagéra Bernat Płomin z grëbim czija w race chödzył krótko. Gödzënë mijałë, a niżódné auto jakös sa nie zjôwiało. Zaczalë szpórtowac, smiôc sa z tëch, co muszelë scënac wietwie danów i nosëc je do szköłë, dze młodzëzna pöd dozéra białczi szkólnégö plotła girlandę abö przëpömôgała w pisa-nim wiôldżich propagandowëch hasłów. Smiészëłë jich wëkrzikiwóné ju przez srelów słowa ful buchë i prësczi megalomanie na ôrt: „O! Nikołaj - mit dier ist aus" (Mikołaju, z tobą kuńc), „nach vier Wochen sind Wir siegreich wieder" (pö sztërzech tidzeniach wrócymë jakno dobiwcë). Autół równak flot przejachôł, szofera, widzące zówada, öströ gö zatrzimôł. Ja-czis distingówóny wasta môchnął nibë legitimacją. Tatk dół Płominowi znak do zwólnienió lińcucha. Tamten cziwnął głową, jakbë dzakującë za chutką decyzja, i szofera zwiornął. Tatk béł ród, Płomin téż, ale öbëdwaji nie wiedzelë, że bële widzóny przez prôcownika pöcztë. Ten zaró zazwónił do szôłtësa, chtëren zjimnął jich óbëdwuch ze stanowiszcza. Tatk muszół sa długo tłóma-czëc z tego za chutczégó zwólnienió auta, nibë prawie szpijonowégó. Puscëlë go na wolą, ale stracył na dłudżi czas dowiérnota szółtësa i szkól négó. - Niech mie oni ó, wej tu, kuszną - gódół doma - ti purtcë, bó ta wojna jich wekuńczi wszëtczich, to mést je wojna, chtërna mó dac wólnota lëdowi; tak gódają proroctwa a téż Polsko zmartwëchwstónie. Nënka sa z nim zgodzą, ale radzëła jesz trzëmac sa wedle prów, co öbówiązëją w państwie, bó wedle ni czas „na podskakiwanie" jesz nie przeszedł Długo bëła kómentérowónô sprawa tegó autóła we wsy, ale wojna zaczała przënosëc coróz to jiné rewelacje i zdarzenia, kömudné i redotné. Groteskowe zéwiszcza wieszóné na urzadowëch budinkach, a ósoblëwie na banowiszczach, muszałë tej zdżinąc. Uniesenié niemiecczich dobëców w Belgie i Francje zgasył smutk i urzas na skutk weń-dzenió rusczich wójsków do Wschödnëch Prësów. Pierszé klepsydrë w gazetach, coróz to czastszé wiadła ó zabitëch i renionëch krewnëch a drëchach ósłabiłë uwóżanié dlô terenowëch władzów, wprowadzëłë téż we wsë klima zajiscenió i czekaniô. We wsë zaczalë sa pojawiać ucékający z Wschódnëch Prës - starëszköwie, dzecë i białczi. Bëlë wëstraszony, smutny i biédny. Przëjimelë jich bógatszi gburzë. Öpówiódelë ö rusczim wojsku. Przedstówielë Rusków jakno dzëczich lëdzy, Kozaków jako bëlnëch rédowników, ale wëfulowónëch zażartoscą i ókrutnoscą. Gódelë téż ö wiôl-dżi pótadze, jaką je Rusëjô. Jich relacje miałë skutk opaczny do tegó, co chcelë ópówiódający, we wiele sprawach nie bëłë zgódné z oficjalną propagandą. Ti, co kór-bilë, nie wiedzelë, że jich słechińcowie mają sentiment do Rusków, że kózackó kawalerio budzyjich pódzyw. Młodzëzna nasza zaczała terô zdrzec na wschód, jakbë ju wnetka spódzéwała sa widzec wëjéżdżającëch z łasa rusczich kawalerzistów. Ustny mielë nódzeja na chutczé rozgromienie Rzesze, ale ta nódzeja stracëlë pó dobëcach Hindenburga. Dzesątczi rusczich pójmańczików zaczałë przëchódzëc do najich wsów. Niemce wnet dzeń w dzeń ógłosziwelë wiólgósc przegróny nad mazursczima jezorama, gôdelë o rusczich generałach, co zdradzëlë. Tak tej zmie-niwné wójnowé kawie dówałë najim nowé zajiscënczi i jiwrë. Ruscë do ökólégó przëszlë, ale nié jakö dobiwcowie, a pójmańczice. Niemcë przedstówielë jich jak dzëczich, jako niezdiscëplinowóné bandë. Ökôzało sa, że bëło czësto jinaczi. Pójmańczice mielë ób\ok\é suknowé szëköwné unifórmë i cep\é, dłudżé mańtle. Jich karność i discëplëna bëłë taczé, że ni mógł ó nich rzeknąc nick lëchégó nawetka nóbarżi wëmógający prësczi kapról. Tak tej znôwu prëskô propaganda sa odbiła rikószeta. Ruskô ofensywa, chóc nieudałô, w wiól-dżim dzélu miała cësk na ustabilizowanie sa zôpadnégö frontu Niemców. Francëzowie nabrelë möcë, Niemców zatrzimelë. Blitzkrieg sa nie udôł, zamienił sa w wojna na przedërchanié. Pözycyjnô wojna żądała dodôwkówëch öfiarów - kanónë brëköwałë futru. Öddzélë, co sa biôtköwałë na fronce, prosëłë ö dofulowanié lëdzy, jich osobowi stón chutkö sa zmniésziwôł. Pöszłë tej w kraju do robötë poborowe komisje. Dzejałë corôz barżi precyzyjno. Naji znajomi téż sa z nima zapöznelë; z dochtorama muszelë jic na prôwdzëwé miónczi ö przesuwanie terminów stawieniô sa, ó obniżanie kategorie wojskowi zdatnoscë. Nierôz te bitwë dobi-welë, a tej-sej szlë do sôdzów, do aresztów. Tatk téż dostôł wezwanie do stawieniô sa przed poborową komisją. Zaró tej, jistno jak gniéżdżewsczi kuzynowie, poszedł do swojego wuje Jana Cylczi po dorada. Wuja miôł ju praktika w rëchtowanim „kóńsczich medicynów", jaczé tak baro rëjnowałë pokarmowi przewód, że komisyjny doch-torowie móglë bëc gwësny, że organizm badérowónégó po prówdze je chóri. Równak wujowé „léczi" w przëtrofku tatka nick nie dałë, ale jego wrodzono wada serca ökôzała sa na tëli pöwôżnô, że komisjo ödroczëła jego powołanie do wojska. Miôł czekac na nowé wezwanie. Czas żdaniô zanôlégôł ód zapótrzebówanió frontu. Zaczął tej mëslec 0 dodówkówi chöroscë, nibë sparłaczony z serca. Wuja pódpówiedzół mu pszczołę. Tak tej, czedë dostôł nôkôz zôsnégó stawie-niô sa przed poborową komisją w Wejro-wie, to dzeń chudzy rëgnął do Gniéżdżewa przëjimnąc jego dorada. Pószlë do ułów. Tu tatk ódkrił nodżi, a wuja pödkłôdôł mu do nich pszczołę, jedna za drëgą, nie zdrzącë na bölesné skóczi „pacjenta", nie żałowół téż pszczółków, jaczé pó kóżdim użądleniu dżinałë. Nodżi tatka robiłë sa czerwone 1 puchłë, a on jaż wagórził sa z bólu. - Le jesz përzinka wëtrzim - gôdôł pszczolnik i robił swoje - jesz rôz i jesz rôz ce chapsną, terô drëgô szpéra... - I tak dali, i wcyg jak-bë ód nowa pódôwôł mu to nibë gwësné „lékarstwó", dodôwającë do te tej-sej uwóga, może i zgodną z prówdą, że pómôgô mu téż na reuma: - Të, synku, nie mdzesz nigdë miół reumatismusu, uzdrzisz-szeptół. Kureszce uznół, że nodżi są przërëchtowóné do lekarsczégö ótaksowaniô. Bëłë spuchłé jak banie. Tatk jaczôł i ledwo mógł sa rëchac. -Terô ti biésôce ce muszą uznać za chorego, to ód serca powiedzą, a przindzesz lóz -pówiedzôł wuja, czej zaprzigôł konie, żebë chorego ódwiezc do Pôłczëna. Na drëdżi dzeń wczas reno pójachół tatk do Wejrowa. Wóz tërkötôł na flastrze, czego skutka bëłë nowé ataczi bólu, ale ten jakbë óbczas przëblëżaniô sa do miasta robił sa miészi, nodżi stôwałë sa nibë Iżészé. Tatk scwierdzywół to corô mocni. Czej wjachelë na miastowe drodżi, to zdówało sa jemu, że nodżi są w normalnym stónie. Bez tóklu doszedł do budinku poborowi komisji. Tu pó dłëgszim czekanim ju maklewno sa doznół, że pszczołowi jôd oprzestół dzejac. Dochtor-skó komisjo nawetka nie dała bôczeniô na wielné ubestrzenia skórë. Jeden le felczer sa uśmiechnął i z kaszëbska mrëknął: „To le ce doch, kuńdo, gzyczi pögrëzlë, ale dzywné, że të so jima dół to zrobić. Szczescé, że të jes zdrów, bo bë ce zamklë do kluzë". Tatk chcôłbë barżi bëc zamkłi w kluze czë nawetka w sôdzë jak uczëc te słowa, a ösoblëwie dostać kórta, jako scwierdzywała jego drëgą kategoria wojskowi spósobnoscë, kó donëchczôs miół leno trzecą. Terô mógł bëc w kóżdi chwile pówółóny do wojska. Tak téż sa stało. Pó trzech niedzelach nękała ju z nim bana do Tornia, dze sczerowelë gó do kompanie pionierów. Jegó dwaji półbratowie mielë wiakszé szcze-scé. Jima udało sa równak ócëganic doch-torów. Tatk ni mógł zrozmiec, jak to zro-bilë, miół pömëszlenié, że delë kómus barżi konkretne argumentë w póstacje felëjącëch wnenczas corôz barżi rozmajitëch szmacz-ków, ale to ju jinszô historio. Tatk wcyg mëslama wrôcôł do sprawë z pszczołama, żôl mu bëło biédôczków. W Torniu nalôzł sa w karnie polonusów. Mające kąsk wölnégö, zwiédzôł miasto i mëslôł nad tim, jak przedërchac szalbiérską wöjna w garnizonie. Jistno jak drësze ze wsë pro-sył doma ö paczétë. To prawie öne bëłë nôlepszą metodą do przedłużeniô bëtno-scë w kompanie. Nima sa naji bronilë przed wësłanim na front. Wojna sa przedłużi-wa, a morsko blokada Ententë stosowónô w ödniesenim do Niemców i jich zdrësz- ników miała swöje z górë zaplanowóné skutczi. W Niemcach, ösoblëwie w przemë-słowëch dzélach, lëdze zaczalë cerpiec głód. Wöjsköwi pödwëższi wölelë miec köl se lë-dzy ze wsë, co möglë tej-sej wspomóc jich paczéta z jestku, jaczi óni dali swelë głodëją-cy familie, jak robotnika, przemësłowégö biédôka, abö nisczégö urzadownika. Wskôza, co leżi na spödlim egzystencji - primum vi-vere, deindo philosophari i w niemiecczim wöjsku miała pócwierdzoné swöja prôwda. Skoszëbił DM Zbigniew Armin Josköwsczi O Felix Cassubia Krój od Gduńska po Roztoka w swi wiôlgösce tak widzałi miôł Barnimów, Bogusławów rząd stateczny i wspaniały. O Felix Cassubia, saLutis indubia, propter Faustini caput, huc translatum beatum1. Na Arkónie dôwny wiarë Otton Kóscół Swiati stôwiôł, żebë terôs w miono Öjca Jezus Krój Kaszëbsczi zbôwiôł. O FeLix Cassubia, saLutis indubia, propter Faustini caput, huc transLatum beatum. Fuńdameńta - Swiató wiara, a budownia z wölë Bósczi, wiérnô prôca - to ofiara, chléb - darënka z Rąk Niebiesczich. O Felix Cassubia, saLutis indubia, propter Faustini caput, huc transLatum beatum. Dzejów sztorëm tak wzburzony nieróz pchół na Krój ten morze. Lud na swóje stanowienie Boga na obrona bierze. 0 FeLix Cassubia, saLutis indubia, propter Faustini caput, huc transLatum beatum. Jak szczaslëwi Krój Kaszébsczi - mô Patrona w Faustinie! Bóg Kaszëbów błogosławi 1 opieką Jich nie minie. O FeLix Cassubia, saLutis indubia, propter Faustini caput, huc transLatum beatum. Swiató Góra PóLanowskó, 22 stëcznika 2016. 1 Ö szczestlëwé Kaszëbë, na skutk niewątplëwégö retënku, przez głowa Faustina tuwô sprowadzenie błogosławione. Ju do kupieni V\W www.kaszubskaksiazka.pl A. A. Milne Miedzwiôdk Pufôtk i! Wllmm J® MAKU JEME ZA WAIIODPI? MT W 2015 ROKU 'KM KASZËBSKÔ-PÓMÖRSCZÉ ^ ZRZESZENIE