www.miesiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOLECZNOJCULTWALNY ROK ZAŁOŻENIA 196T prof. Borzyszkowskiego 9770238904906 ginące rzemiosło (ŚąCadôrz cO~> KAS ZUB S KA KSIĄŻ KA.PL Mëslisz ö darënku? | Na szczescé są ksężczi. Kupiwôj ksążczi: na darënczi i bez leżnoscë, dlô blësczich i dlô se Nôlepszé kaszëbsczé title nalézesz wiedno na www.KaszubskaKsiazka.pl. r A. A. Milne ^ Miedzwiôdk Pufôtk Krzysztof Gradowski POMORSKA EMIGRACJA DO BRAZYLII Rôczimë do internetowi ksagarni i do patronacczich ksagar-niów w Bëtowie, Gduńsku, Gdini, Kartuzach, Köscérznie Lëzënie, Pucku, Rëmi. http://kaszubskaksiazka.pl/ POMERANIA Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego W NUMERZE: 3 Mam silną rodzinę, piękne drzewa, a nawet stolemowe kamienie... Z prof. Józefem Borzyszkowskim, w 70. urodziny, rozmawiał Aleksander Gosk 8 Miedzwiôdk Piifötk ju w ksagarniach! Red. 10 Konferencjo na teza patrona DM 12 Źródło rzetelnej wiedzy Z prof. Cezarym Obracht-Prondzyńskim, prezesem Instytutu Kaszubskiego, rozmawiał Dariusz Majkowski 14 Kociewie. Wykorzystać potencjał Waldemar Gwizdała 16 Kocham pisać Z Zytą Wejer, m.in. o gwarze kociewskiej, rozmawiał Dariusz Majkowski 18 Gadki Rózaliji. Moja Woda je Czarna Zyta Wejer 19 Z Kociewia. Zaułki i cichacze Maria Pająkowska-Kensik 20 Möja tatczëzna... w Winonie (z Dziennika podróżnego, cz. 1) Daniel Kalinowski 23 Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wieków (cz. 7) Zygmunt Szultka 26 „Nagonka" KPZ na Bôłtëcczi Institut wedle „Periklesa" (dz. 1) Słôwk Fôrmella 28 Gawędy o ludziach i książkach. Niezłomny książę litewski w Paryżu Stanisław Salmonowicz 30 Z południa. Kłopoty z geografią Kazimierz Ostrowski 30 Z pôłnia. Jiwrë z geografią Tłóm. Danuta Pioch Ministerstwo Spraw Wewnętrznych % WOJEWÓDZTWO POMORSKIE 32 Kaszëbsczi dlô wśzëtczicfi. Uczba 50 Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 34 Gdańsk mniej znany. Szafarnia Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA 35 Ôstawic po sobie cos wiacy Z Andrzeja Arendta, żłobiórza i grafika, gôdôł Stanisłôw Janka 38 Szkic z dziejów oddziału wejherowskiego Bogusław Breza 41 Pamiętne dni. Szczyt karczmy zawaleniem grozi Józef Ceynowa 44 Listy 46 Serce miec - po śpiewnika wëmiagölenim Tomôsz Fópka 48 Biôłô plama na kôrce Kaszëb? Pioter Léssnawa 50. Zaślubiny Polski z morzem i Nowowiejski Jerzy Nacel 50. Öddzakôwanié sa Jerzego Szewsa Sj 51 Fenomen pomorskości. Zatopione miasta Jacek Borkowicz 52 Zrozumieć Mazury. Bziałka Waldemar Mierzwa 54 Lektury 59 Szkołownik muszi wińc z łôwczi Z Elżbietą Prëczköwską, wespółautorką uczbównika W jantarowi krôjnie, gôdala Lucyna Radzymińskó Klëka 61 67 68 Sëchim paka uszłé. Psowé rozmiszlanié Tómk Fópka Z butna. Brifczi górz ö terôczasné wëchöwanié Rómk Drzéżdżónk POMERANIA GROMICZNIK 2016 Od redaktora „Myślę, że mogę stwierdzić, iż Kaszuby to dla Jubilata początek i koniec, sens i istota życia, cel i uzasadnienie aktywności. To także radości i smutki. Zabrać Profesorowi Kaszuby, to wyrwać mu największą cząstkę duszy. Ale i odwrotnie - trudno sobie Kaszuby wyobrazić bez Profesora Borzyszkowskiego" - tak we wstępie do Przy-.jacielskiego sztambucha Józefa Borzyszkowskiego napisał Hk ŚL il o swoim mistrzu prof. Cezary Obracht-Prondzyński. Hr W tym zdaniu można zamienić słowo „Kaszuby" na „Pomorze", bo cały nasz region byłby bez tego znakomitego historyka, działacza społecznego, pedagoga etc. wiele uboższy. 70. urodziny Pana Profesora to okazja do podziękowań za wszystkie jego dokonania. Zachęcamy Czytelników do lektury wywiadu z Jubilatem, który publikujemy w tym numerze naszego miesięcznika. Dodajmy, że dla J. Borzyszkowskiego to rok podwójnie rocznicowy, bo upływa 20 lat od powołania Instytutu Kaszubskiego, którego był wieloletnim prezesem i jest „znakiem rozpoznawczym". W lutowej „Pomeranii" przyglądamy się też baczniej niż zwykle Kociewiu, bo podsumowujemy ważny dla tego regionu rok kongresowy. W oficjalny jego program wpisano aż dwadzieścia dwa wydarzenia o różnorodnym charakterze. Poza tym zorganizowano wiele imprez towarzyszących. W uchwale podsumowującej ów rok znalazł się m.in. zapis o konieczności podjęcia „działań mających na celu ochronę i promocję mowy kociewskiej". Postulat ten realizuje Zyta We-jer, znana naszym Czytelnikom jako Rózalija. Dlaczego zdecydowała się pisać gawędy? Gdzie nauczyła się gwary? O tym opowiada specjalnie dla Państwa. Zapraszamy do lektury. T)arius^MajlcMvski PRENUMERAT W Hteranloy z, dostawą do domu4 Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 9016,58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2016 roku otrzymają jedną z książek do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stroniewww.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/prenu-merata. Książki wyślemy we wrześniu br. POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Piotr Machola (redaktor techniczny) Marika Jocz (Najô Uczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Danuta Pioch NA OKŁADCE Prof. Józef Borzyszkowski Fot. Arkadiusz Wegner WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 DRUK Wydawnictwo Bernardinum Sp. z o.o. ul. Bpa Dominika 11 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA LUTY 2016 ROCZNICE Mam silną rodzinę, piękne drzewa, a nawet stolemowe kamienie... Z profesorem Józefem Borzyszkowskim - wybitnym badaczem, Kaszubą, obywatelem Pomorza wiamy w Jego 70. urodziny. rozma- Wszelkiego rodzaju rocznice, również urodziny, zwyczajowo sprzyjają bilansowaniu dokonań. Widzimy pana profesora w wielu zawodowych/ życiowych rolach - naukowca, pedagoga, ale też działacza społecznego, także polityka. Które z nich to efekt pasji, obowiązku, ambicji, życiowej pragmatyki - w której roli odnajduje się pan najlepiej? „Wszystko się liczy..." - także rocznice, dni urodzin itp. wydarzenia. Przyjmuję je, nie tylko pogrzeby bliskich, świadom, że „Lata nasze przemijają jak trawa. .." Niekiedy tylko coś po nich (po latach i po nas) pozostaje - w pamięci najbliższych, w krajobrazie oraz zbiorach rodziny i przyjaciół lub np. w bibliotekach. Ale i tu zachodzą zmiany - np. w pracy bibliotekarzy oraz w postępowaniu adresatów trudu ich i autorów zgromadzonych w bibliotekach książek. Z przywołanych przez pana ról bez wątpienia najważniejsza - obok pominiętych: męża, ojca i dziadka - jest ta zawodowa, szkolnego, badacza, po trochu też dokumentalisty, człowieka nauki. Od początku towarzyszy jej praca społeczna, niewolna od polityki, ułatwiająca badanie, zrozumienie źródeł historycznych, wyjaśnienie przeszłości. Bez wątpienia to po części efekt warunków życia, ale głównie własnej aktywności, osobistych wyborów. POMERANIA GROMICZNIK 2016 ROCZNICE Jest pan znanym i cenionym uczonym - w którym momencie życia stał się oczywisty wybór tej właśnie drogi zawodowej aktywności? Od Liceum Pedagogicznego w Kościerzynie jestem wciąż szkolnym i stąd od półwiecza i więcej mam ze szkolnymi, nie tylko kaszubskimi, do czynienia. Utwierdziła to we mnie Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Gdańsku, którą wybrałem ze względu na... Gdańsk. Od czasu studiów tkwię więc w świecie nauki, najpierw jako konsument, a z czasem także współtwórca. Momentem przełomowym było ukończenie studiów, któremu towarzyszyła życzliwość mistrzów: promotora prof. Stanisława Gierszewskiego, dyrektora Biblioteki Gdańskiej PAN prof. Mariana Pelczara oraz byłego dyrektora Liceum Pedagogicznego w Kościerzynie mgra Edwina Stosika, wówczas kierownika Domu Studenckiego Studium Nauczycielskiego przy ówczesnej ulicy Leningradzkiej 20. Dyrektor Stasik zapewnił mi 1/3 etatu wychowawcy w DS i pokój-mieszkanie; dyrektor Pelczar 3/4 etatu młodszego bibliotekarza w Bibliotece PAN, a profesor Gierszewski zajęcia zlecone na studiach zaocznych Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Zadbał też, abym otrzymał od 1 października 1970 r. etat asystenta na nowo powstałym Uniwersytecie Gdańskim. A mało kto dziś pamięta, że wtedy, żeby podjąć pracę w Gdańsku, trzeba było mieć zameldowanie, natomiast aby je uzyskać - trzeba było mieć pracę...! Tu decydująca była pomoc pana Edwina Stosika. Jeszcze raz dziękuję! Na wybór drogi zawodowej miał też swój wpływ mój drugi życiowy „uniwersytet" - Klub Pomorania i ZKP, w którym poznałem niejednego z mistrzów, obok Lecha Bądkowskiego także profesora Gerarda Labudę. Rodzina, tradycje miejsca urodzenia - jakie miały znaczenie w kształtowaniu się osobowości pana profesora? Rodzina moja rozprzestrzeniona nie tylko na Wielkim Pomorzu, od wieków jest zakorzeniona na Gochach i Zaborach. A stamtąd są nie tylko Bo-rzyszkowscy, lecz także Hieronim Der-dowski, Jan Karnowski, Aleksander Majkowski, Teodora i Izydor Gulgow-scy i Wincenty Rogala... Wszystkich poznałem już w dzieciństwie - dzięki lekturze „Kaszëb", wspomnieniom starszych, a Wincentego Rogalę osobiście, występując razem z nim na niejednej akademii szkolno-gminnej. Byłem też blisko - jako goniec - Towarzystwa Śpiewu „Harmonia" oraz gminnego Zespołu Pieśni i Tańca „Kaszuby", wystawiającego również niejedną sztukę teatralną, np. „Chatę za wsią", gdziem grał na scenie. ..Iz wielką, i z małą rodziną jestem związany bardzo blisko do dziś. Cieszę się, że tak wielu jej przedstawicieli w różnym czasie i w różnych oddziałach ZKP było, a i dziś jest aktywnie obecnych. Polska - Pomorze - Kaszuby. Jak widzi pan profesor na tym tle kształtowanie się poczucia regionalnej tożsamości Kaszubów i rozwój ruchu kaszubsko-pomorskiego? Co pytanie, to temat na osobne opracowanie czy wręcz monografię! Na miarę chociażby tych, które popełnił prof. Cezary Obracht-Prondzyński, jak Kaszubi. Między dyskryminację a regionalną podmiotowością czy Zjednoczeni w idei. Pięćdziesiąt lat działalności Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 1956-2006. Sam przed 35 laty, we wspominanym dziś jako piękny okresie pierwszej „Solidarności", popełniłem nadal istotny, jak sądzę, tekst pt. „Istota ruchu kaszubskiego i jego przemiany od połowy XIX w. po współczesność". To efekt szkoły m.in. Lecha Bądkowskiego i Gerarda Labudy. To oni pisali i mówili o kształtowaniu naszej regionalnej, kaszubskiej i obywatelskiej tożsamości, podmiotowości „twarzą ku przyszłości". Tę przyszłość po części osiągnęliśmy - z przełomami m.in. w 1912, 1990,1992,1998 oraz 2004 i 2005 roku. Za każdym z tych momentów kryje się ważne wydarzenie i zobowiązanie do naszej twórczej obecności i odpowiedzialności, przede wszystkim za dziś i jutro, tu na Pomorzu, w Polsce, a w równej mierze i w Europie. Obyśmy nie stracili twarzy, dobrego imienia, które dziś mamy. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie jako efekt aspiracji społeczności kaszubskiej czy szerzej: pomorskiej. Ponownie zwrócę uwagę na badawcze dociekania zawarte w książkach C. Obracht-Prondzyńskiego analizujące istotę ruchu kaszubskiego. Przytoczę konieczny w tym momencie obszerniejszy cytat z dokumentu z 1982 r. wyjaśniający bliskie mi pojęcie ruchu kaszubskiego: Pojęcie ruch kaszubski można zastąpić określeniami: regionalizm kaszubski, POMERANIA LUTY 2016 ROCZNICE W tej definicji, w tej refleksji jest odpowiedź na pańskie wielkie pytanie, a nasze zadanie, zobowiązanie. Zrzeszenie było i powinno być przede wszystkim szkołą kaszubsko-pomorskiej tożsamości i obywatelskiej podmiotowości - nie tylko dla Kaszubów, dla wszystkich mieszkańców Pomorza; obok Kaszubów z Kociewiakami, Kraj-niakami, Borowiakami, Powiślanami i Chełminiakami na czele... Szkołą uwolnienia od kaszubsko-pomorsko--polskich kompleksów niższości czy wyższości, a jednocześnie kształtowania otwartości na innych, ku współpracy, czerpania z naszego wspólnego bogactwa w różnorodności, przekraczającego granice regionów i państw, i wzbogacania go. Jedną z ważnych ról przypisanych w moim mniemaniu do społeczności zrzeszonej jest rola tkanki łączącej (podobnie jak całej zachodniej i północnej Polski) między Polską a Niemcami, Europą Zachodnią i Wschodnią, w której także tkwimy. To, nie tylko nasze, zadanie potwierdzania deklaracji o chrześcijańskich korzeniach i wartościach, nie tyle słowem, co czynem - tu, dziś i teraz! Jak zatem sytuuje pan profesor Kaszubów na mapie społeczno-politycznej Rzeczypospolitej? Znając nieźle naszą historię, podzielając nasze współczesne smutki i radości, sukcesy, ale nie zapominając nigdy o słabościach, cieszę się, że nasz obraz na mapie społeczno-politycznej Polski może być przedmiotem nawet dumy. Należymy bowiem pod niejednym względem do społeczności wyróżniających się - nie tylko w dziedzinie przedsiębiorczości, samorządności, politycznej odpowiedzialności, ale nawet przyrostu naturalnego... Dotyczy to też różnorodnych działań na rzecz zachowania i rozwoju języka kaszubskiego. Ale to wcale nie oznacza, że zrobiliśmy i osiągnęliśmy wszystko, co było możliwe i jest konieczne! A to właśnie winno być przedmiotem codziennej troski, intelektualnego wysiłku, także na łamach „Pomeranii", zwłaszcza w 60-lecie Zrzeszenia ruch regionalny na Kaszubach, kaszub-sko-pomorski ruch regionalno-społecz-ny. Wszystkie te hasła kryję w swej istocie działalność społeczną określo-nego grona ludzi rozmiłowanych we własnym regionie, w jego specyfice krajobrazowej, językowej, kulturowej, działania zmierzające do propagowania tej specyfiki, jej zachowania i - co najważniejsze - rozwoju, przekształcania, wprowadzania elementów swej rodzimej kultury do kultury ogólnopolskiej i ogólnoludzkiej. Na świecie, a zwłaszcza wśród społeczeństwa polskiego, przez pojęcie regionalizmu rozumie się działalność miłośników regionu, jego odrębność w zakresie kultury duchowej i materialnej, wiedzy o jego przeszłości, sztuce i kulturze - przede wszystkim ludowej, działalność zmierzającą do kultywowania tych wartości w kształcie raczej zastanym niż w kierunku rozwojowym przy jednoczesnym odżegnywaniu się od szerszych ambicji o skutkach społeczno-politycznych. Ruch kaszubski w odróżnieniu od innych regionalizmów polskich, tak w przeszłości (wiek XIX), jak i dziś (bieżący wiek XX) nosi szczególne piętno ukierunkowania ku przyszłości, troski o rozwój i wzbogacenie własnej kultury i całości przejawów życia społeczeństwa, także o pewne wzorce moralno-społeczne. Stąd trzeba mocno podkreślić, że w ruchu kaszubskim najistotniejszą sprawą jest kształtowanie konkretnych postaw społecznych, wzorców społecznego działania ludzi znających wczoraj, współtworzących dziś z myślą o jutrze, głęboko czujących swoją współodpowiedzialność za to, co na naszej ziemi, w naszej małej, a tym samym wielkiej ojczyźnie się dzieje. Kładąc nacisk na sprawy kultury, nie można jej widzieć w oderwaniu od całości życia społeczeństwa. POMERANIA GROMICZNIK 2016 5 ROCZNICE to zawracanie koła historii. To tkwienie w wybiórczo, wąsko pojmowanej historii i zaścianku, z którego już dość dawno wyszliśmy. To zarazem sygnał naszej demokracji i niestety słabości, niedostatków w zakresie zrozumienia i realizacji istoty ruchu kaszubsko-pomorskiego. To także obraz i efekt działań konkretnych ludzi o innej niż moja osobowości i mentalności... Powołanie i misja Instytutu Kaszubskiego - kluczowe dokonania, próba bilansu prawie 20 lat jego działalności, w konfrontacji z założonymi podczas powoływania oczekiwaniami. To temat na kolejne osobne opowiadanie. Może warto to pytanie zadać komuś innemu lub samemu na nie odpowiedzieć - sięgając do instytutowych sprawozdań publikowanych na łamach naszego rocznika „Acta Cassubiana"? Bez wątpienia Instytut to wielkie nasze osiągnięcie - istotny podmiot ruchu kaszubsko-pomorskiego. Stowarzyszenie ludzi nauki, konsekwentnie realizujących statutowe cele - program badań zaprezentowany na II Kongresie Kaszubskim przez prof. Gerarda Labudę. To instytucja oparta na pracy społecznej, której dorobek można również porównywać z osiągnięciami instytucji państwowych. Zazdroszczą nam jej inne społeczności regionalne. Nie moja to wina, a może i nasza, że często nie doceniają tej pracy najbliżsi, w tym redakcja „Pomeranii"... Cieszę się, że Instytut i jego dorobek naukowy współtworzył i nadal to czyni śp. prof. Gerard Labuda. Jako autor tomu pierwszego Historii Kaszubów w dziejach Pomorza. Czasy średniowieczne, zlecił nam podjętą już kontynuację tegoż dzieła. On też, jako wielki sponsor, ustanowił decyzją swoich dzieci Nagrodę im. Gerarda Labudy dla młodych badaczy spraw kaszubsko-pomorskich. A po części i nam zlecił pieczę nad swoją skarbnicą - biblioteką i archiwum w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko --Pomorskiej w Wejherowie, które obok ZKP jest naszym najbliższym statutowym partnerem. Cieszę się, że także dzięki pracy Instytutu Kaszubskiego powstała Stacja Naukowa PAU w Gdańsku i jej Komisja Kaszubska z nadzieją większej siły, także w naszym kaszubsko-pomorskim środowisku naukowym i społecznym. Cieszę się, że ten nowy podmiot łączy różne regiony Wielkiego Pomorza i realizuje konsekwentnie to, co doń przypisane... Jednym z ważnych kierunków badawczych podejmowanych przez Instytut są prace z dziedziny, którą nazwałbym historią rodzinną, fundamentem pod „dużą" historię. Ta, jak pan to określił, historia rodzinna bez wątpienia należy do naszych instytutowych priorytetów. To nie tylko seria „Nasze korzenie", związana z modnymi badaniami genealogicznymi i sagami rodzinnymi. To nie tylko 8 tomów serii „Borzyszkowy i Borzyszkowscy", wydawanych ostatnio sumptem rodziny pod firmą IK. To także tomy wspomnień - seria „Śladami pomorskiego pogranicza", w której do najbardziej znaczących zaliczyłbym Elżbiety Pintus Moje prawdziwe przeżycia oraz Romana Klebby Z Kłanina w świat - między Gdańskiem a Gdynię; pierwsze przygotowane z dr Miłosławą Borzyszkowską-Szewczyk, drugie z dr. Tomaszem Rembalskim. Kaszubsko-Pomorskiego, do którego przyszedłem 10 lat po jego powstaniu. Kaszubi a naród. Polska i Europa przeżywają swoistą redefinicję dotychczasowego porządku społecznego, narodowych akcentów. Miejsce Kaszubów w Polsce „narodowej" a narodowość kaszubska, artykułowana np. przez stowarzyszenie Kaszëbskô Jednota. Z dotychczasowej rozmowy wynika chyba dość wyraźnie, że należę do tych Kaszubów, którzy idą śladami poprzedników i następców młodoka-szubów, z Aleksandrem Majkowskim i Janem Karnowskim, Lechem Bąd-kowskim i Gerardem Labudą oraz Tadeuszem Bolduanem na czele. Oni bowiem najpełniej sformułowali naszą specyfikę, nasz interes, naszą drogę ku przyszłości, dzięki której osiągnęliśmy, zwłaszcza w ostatnim 25-leciu, tak wiele. Dzięki nim po części czuję się podwójnie bogaty i odpowiedzialny, jako Kaszuba i Polak, partner godny zaufania wśród ludzi z podobnych społeczności regionalnych i narodów zjednoczonej Europy. Narodowość kaszubska - jej kreowanie oderwane od tożsamości ogółu Kaszubów - na dodatek pod hasłem „Kaszëbskô Jednota", dzielenie Kaszubów i ruchu kaszubsko-pomorskiego, 6 POMERANIA ROCZNICE Instytut Kaszubski ma dziś nowego prezesa, panu profesorowi nadano godność Prezesa Honorowego. Czy należy to traktować jako naturalną sztafetę pokoleń, może poczucie wypełnienia misji? Wybór młodszego o całe pokolenie prof. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego na kolejnego prezesa Instytutu Kaszubskiego był dla mnie czymś naturalnym, a może nawet o kilka(naście) lat spóźnionym. Prezesura jest dziś w bardzo dobrych rękach - rękach człowieka, z którym tworzyliśmy przed 20 laty Instytut i w licznym gronie jego dorobek. Można więc to nazwać naturalną sztafetą pokoleń, a także wiązać z wymarzonym poszerzaniem programu działań i oddziaływania na naszą rzeczywistość. Żałuję, że nie sprawdziły się przepowiednie profesora Labudy dotyczące stabilizacji sytuacji instytucjonalnej i finansowej Instytutu - stałego wsparcia przez samorządy i kaszubsko-pomorskich biznesmenów, a tym bardziej deklaracje wielu osób na wysokich stanowiskach: wojewodów i marszałków, a nawet ministrów i premiera... W pierwotnych założeniach przewidywaliśmy, że będziemy odgrywać rolę stowarzyszenia wspierającego instytucję samorządowo-państwową w rodzaju Instytutu Śląskiego w Opolu czy Ośrodka Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiego w Olsztynie... Niejedni spośród członków społeczności zrzeszonej, a tym bardziej poza nami, funkcję społeczną prezesa IK mylą ze stanowiskiem dyrektora, nie doceniając tego, że można tyle badać, tworzyć, pisać, wydawać, zrobić - bez pensji czy innego honorarium. Naszą jest jednak satysfakcja i przeróżne formy uznania ze strony innych... Czy zechce pan profesor wyliczyć swoje badawcze satysfakcje - tematy zamknięte? I jakie wyzwania widzi pan przed sobą na kolejne lata? Tematów zamkniętych niestety nie ma! W każdej podejmowanej przeze mnie problematyce badawczej jest ogromne pole - żniwo dla wielu. Także dla mnie. Stąd powtarzam, że mam roboty na 100 i więcej lat. Chciałbym zrealizować choćby już ww. zadania; przypomnieć jeszcze kilka z bliskich i ważnych nie tylko dla mnie w ruchu kaszubsko-pomor-skim postaci; uporządkować bibliotekę i archiwum; pobyć dłużej wśród przyjaciół - w tym książek przede wszystkim, więcej popracować w bibliotekach, archiwach i muzeach... Żniwo wielkie... Jak określiłby pan profesor własne życiowe priorytety, przestrzeń wypełnioną badaniami, tradycją rodzinną, regionalną... Wspominałem już o tym wcześniej. Mam silną rodzinę, mam piękne drzewa, a nawet stolemowe kamienie; mam w najbliższym otoczeniu mnóstwo pamiątek - przedmiotów obecności licznych krewnych i przyjaciół, żywych i umarłych. Chciałbym nadal łączyć te dwa światy z nadzieją na lepszą, a przynajmniej nie gorszą przyszłość. A istotą nadziei, według mej własnej filozofii, zgodnej z filozofią wspaniałego ks. Józefa Tischnera, jest zdwojona praca, organiczna praca, w tym intelektualna na pierwszym miejscu. I jeszcze jedno to moja wdzięczność dla rodziny oraz mistrzów i przyjaciół - tak żywych jak i umarłych. Rad jestem zarówno z tego, że te moje 70. urodziny poprzedziło ukazanie się książki pt. Moi mistrzowie i przyjaciele, jak i z tego, że w tym gronie i na tym tu świecie nadal nie jestem osamotniony. Ktoś gdzieś wyraził żal, że nie pozostawię męskiego potomka. Jednak przypominam, że wraz z białkę, Hanią, mamy trzy córy, a każda z nich to nieprzeciętna indywidualność i każda na swój sposób dzieli wraz z Hanią moje - nasze pasje; każda uczestniczy od ma-leńkości w tym, co nie tylko dla mnie najbliższe, najważniejsze. A ponadto mam trzech „przychodnich synów" i rosnące karno wnuków, z których jeden, Roch ma energii tyle, że jeśli się ona z latami nie rozpłynie, to wystarczy jej za wielu. Ponadto Borzyszków, mam nadzieję, nigdy nie zabraknie... A jeśli zechcemy - my i nasi następcy - to Kaszubi nigdy nie przyjdą do zguby, a Wielkie Pomorze będzie dzięki nam piękniejsze i bogatsze, przyśpieszające akulturację -zakorzenienie tych, których los skierował po 1920 i po 1945 roku nad Bałtyk, o którym ktoś pięknie (zobowiązująco) powiedział, że to Morze Śródziemne Północnej Europy... Dziękujemy panu profesorowi za rozmowę, a gratulując dotychczasowego dorobku, życzymy w dniu urodzin wytrwałości i realizacji kolejnych wyzwań na rzecz Kaszub i Pomorza. Z prof. J. Borzyszkowskim rozmawiał Aleksander Gosk Fot. z archiwum rodzinnego Borzyszkowskich POMERANIA GROMICZNIK 2016 LËTERATURA „Miedzwiôdk Pufôtk" ju w ksagarniach! Na wëdôwnym rënku pojawiła sa kaszëbskô wersjô Miedzwiôdka Pufôtka, bö tak prawie brzëmi miono misza ô baro môłim rozëmku w najim jazëku. Znóny w całim swiece roman zatitlo-wóny Winnie-the-Pooh, jaczi napisôł pö anielsku A.A. Milne, przełożëła na kaszëbsczi Bożena Ugöwskô. Ta kaszëbskô pöétka za tłómaczënk ksą-żczi wzała sa ju w 90. latach (wspié-rôł ja Tomôsz Wicherkiewicz), ale dopierze terô udało sa udostac licencja öd miéwcë autorsczich prawów na wëdanié Pufôtka pö kaszëbsku. Dłudżé lata nie bëło to möżlëwé z pôzdrzatku na przejimniacé tëch prôw przez Walt Disney Company i stolemné dëtczi, jaczé musz bëło zaplacëc za licencja. W 2014 r. Kaszëbskô-Pömörsczé Zrzeszenie, wëdôwca tłómaczeniô, zôs spróbowało ja udostac - tim raza ju öd erbów britijsczégô pisarza. Próbë te skuńczełe sa dobëcym. Roman ö Miedzwiôdku Pufôtku ôstôł wëdóny w cwiardi öbkłôdce, NA NORPOWI P»6 FEJN PLAC NA ROZ-EGRACJE KAME PRZEWO Z- PSZ-CZOŁAMA PIOSZCZ-ESTI POŁ, CVZ-E 6AVJI SA KANGUSZ-K POPOMK p KANGAMËME CHECZ-■ " *' TRUSA ' 'A <& KREWA/Y I PRËSZ-É TRUSA CHECZ-KA PUFÔTKA MOJA S Z-ESC CH ÓJKÓW ŁAPICA NA SONÔLE 1OO MILOWI LAS ŻOROTMY - r^vcv« - 1.-- C,PZ-E NIE MOL . &Ë-ŁO Ł.ËSËCE ' OTOCZEŃ lÔ - NOKCËK t • - ::.*&J1AÔSŁA ' -.'A •• * BATUZ-I KOMUONY WOPĄ I SMUTNY POMERANIA LUTY 2016 0 0 www.kaszubskaksiazka.pl LËTERATURA z farwnyma malënkama Ernesta H. She-parda i 18 stëcznika kureszce trafił do kaszëbsczich czetińców. Wôrt wspômnąc, że ju w 90. latach Miedzwiôdk Pufôtk béł publikówóny, w partach, w gazéce „Kurier Bytowski". W tim téż czasu dzélëczi czëtóné pö kaszëbsku przez Maria Krauza z Rabu słechińcowie möglë czëc na antenie Radia Gduńsk w magazynie „Na botach i w borach". Dzysdnia Miedzwiôdk Pufôtk i jegö drëszë ze Stomörgowégö Lasa kureszce w całoscë przemówilë w kaszëbsczim jazëku. Ksążka jidze kupie w internetowi ksagarni www. kaszubskaksiazka.pl. Najim Czetińcóm bédëjemë niżi wëjimczi ksążczi w tłómaczenim B. Ugówsczi i malënczi, jaczé jidze w ni nalezc (tak na zôchata!) Red. Jednego razu, baro dôwno temu, tak kole zeszłego piątku, Winia Pufôtk mieszkôł so w lese, często sóm pod nôzwëska Sanders. - A cëż to „pöd nôzwëska" mô öznaczac? - spitôł Krësztof Robin. - To öznôczô, że ön miôł to nôzwëskö wëpisóné na dwié-rzach złotima lëtrama i mieszkôł pöd nim. - Winia Pufôtk nie béł czësto gwësny tegö - pöwiedzôł Krësztof Robin. - Terô ju jem - odrzekł mrëklëwi głos. - Tej bada cygnął dali - jô rzekł. Jednego dnia, czej so szpacérowôł, doszedł on do jednego pustégö môla we westrzódku lasu, a jesz na westrzódku tego pustégö môla béł wiôldżi dąb, a z czëpa tegö dabu rozchóda-ło sa głosné brzaczenié. Winia Pufôtk sôdł so pöd nym daba, wsadzył łebk midzë łapë i zaczął mëslec. Nôprzód rzekł do se: - To brzaczenié cos öznôczô. Ni ma taczégö brzaczeniégö, nick le brzaczenié i brzaczenié, bez żódnégö znaczeniô. Jeżlë tu je brzaczenié, to chtos muszi robie to brzaczenié, a jediną przëczëną, jaką znóm do brzaczeniô, je to, że sa je pszczołą. Pótemu zôs mëslôł bez dłëgszi czas i rzekł: - A jediną przëczëną do bëcégö pszczołą, a jem tego gwës, je robienie miodu. Tej ön wstôł i rzekł: - A jediną przëczëną do robieniô miodu je to, żebë jô mógł gö jesc. I zaczął trekac sa na drzewo. Nie bëło taczich, co bë wiedzelë, skąd öni sa wzalë, ale fakta je, że bëlë öni w Lese: Kangamëma i Kanguszk. Czej Pufôtk spitôł sa Krësztofa Robina: - Jakuż oni sa tu dostele? Krësztof Robin odrzekł: - Ko w Zwëczajny Sposób, jeżlë wiész, co jô móm na mëslë, Pufôtku. A Pufôtk, chtëren nie wiedzôł tegö, rzekł: -Aha! Tej dwa razë cziwnął głową i pówtórził: - W Zwëczajny Sposób. Aha! Tej zaszedł do swégö drëcha Prosątka, bö chcôł sa wëznac, cëż ono ö tim mësli. A u Prosątka w chëczë pötkôł jesz Trusa. Tak tej rozprôwielë ö tim wszëtcë troje. - Czemu mie sa to wszëtkö nie widzy? - rozprôwiôł Trus. - Bëlë jesmë tu më... të Pufôtku i të Prosątkö, i Jô... i narôz... -1 Ijaóseł - dorzucył Pufôtk. -1 Ijaöseł... i tej narôz... -1 Sowa - rzekł jesz Pufôtk. -1 Sowa... i tej narôz... - Ach, i Ijaoseł - rzekł Pufôtk. - Jô zabéł jesz ö nim. - Bëlë jesmë tu më - rzekł baro pomału i uwôżno Trus - më wszëtcë, i tej, narôz, jednégö dnia sa budzymë i cëż më widzymë? Widzymë Cëzégö Zwierza westrzód se. Zwierza, ó chtërnym donëchczas më nawet nie czëlë. Zwierza, chtëren nosy swöja rodzëna przë se, w swöji taszë. Wëöbrażëta so mie dwigającégö möja rodzëna przë se w möji taszë, jak wiele taczich taszów jô bëm brëkówôł? - Szesnôsce - rzekło Prosątkö. - A nié czasa sédmënôsce? - rzekł Trus - a jesz jedna na sznëpelnik- to je ösmënôsce. Ösmënôsce taszów w jednym wapsu! POMERANIA GROMICZNIK 2016 9 WËDARZENIA GERARD LABUDA Konferencjo na teza patrona W Wejrowie uroczësto ostôł zaczati Rok prof. Gerata Labudë, chtërnégö latosym patrona ögłosëło Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie. Uroczëzna zaczała sa w Zespole Wëżi-gimnazjalnëch Szkotów nr 1. Starosta Gabriela Lisius zaprezentowała wizualizacja projektu Ksą-żnicë prof. Labudę. Prezydent Wej-rowa Krësztof Hildebrandt rzekł ö planach sparłaczonëch z unowienim zabëtköwégö młëna, jaczi je krótko placu, gdze pöwstónie Ksążnica. W arti-sticznym dzélu wëstąpiła młodzëzna z wejrowsczégô liceum, przërëchtowónô przez Edita Łësaköwską-Sobiczewską i Jolanta Piastowską. Drëdżim parta uroczësti inauguracje Roku prof. Labudë bëła nôu-köwô konferencjo „Profesor Gerard Labuda - dokonania, idee, inspiracje". Ödbëła sa w Muzeum Kaszëbskö--Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi. Naje Muzeum to bëlny plac na taczé wëdarzenié - pödczorchiwôł direk-tór MKPPiM Tomôsz Fópka. Mómë ôbrzészk w ödniesenim do ti wiôldżi pôstacje. Pô pierszé dlôte, że przekôzôł nama swôje zbiérë, a pô drëdżé - przez lata béłprzédnika nôukôwi radzëznë ti institucje i dzaka niemu udało sa wiele w tim môlu zrobić. Öbradë prowadzëlë: prof. Józef Börzëszköwsczi z Gduńsczćgo Uniwersytetu i prof. Jerzi Strzelczik z Uniwersytetu miona Adama Mickewicza w Poznaniu. Uczałi, chtërny przë-rëchtowelë referatë, mielë stara pokazać patrona latoségö roku i jegö nôuköwą robota z wszelejaczich strón. Uczastnicë 10 POMERANIA LUTY 2016 WËDARZENIA \*r/• ,/+/. .7. /. r f-4 :>,/ / '-r* u , /iSy ■' /.>./. //»/, —/ M.:/ <./4—, .-'..a. f./.4j - A/., / .i. t.*.. -S' ,A\, ' A /,/ 4 i f" * ^ | i - 7 7' 'J.',:'. /!, ■"/ S-y/ri, ńr /nS* '/. V/.. i.Y/. /i/ i j ./ .....'..Ui,..... - . '/-■■■■ rJĄ" 'y &/' -• Lv j r•/.. - y--y',* #-■— -•■ y.. /nS* '/. V/.. i.Y/. /i/ i j ./ .....'..Ui,..... - . '/-■■■■ rJĄ" 'y &/' -• Lv j r•/.. r V I " !/- V- \ V Ąr j y V h. I ... ___ " !/- i tradycji ludności niemieckojęzycznej, ale według ich przekonania były lepsze. Przełomowe znaczenie w tej konfrontacji odegrały uwłaszczenie i zniesienie polskich konfirmacji. Uzyskanie wolności osobistej i własności posiadanego gospodarstwa, zniesienie pańszczyzny, opanowanie umiejętności czytania, pisania i rachowania oraz zrazu wymuszone, a potem dobrowolne posługiwanie się niemczyzną w życiu codziennym było dla kaszubskich rodzin prawdziwą rewolucją. Procesy asymilacyjne i integracyjne stymulowały codzienne kontakty Kaszubów z ludnością niemieckojęzyczną, język niemiecki jako język urzędowy, służba wojskowa i inne czynniki. Teraz zawierali związki małżeńskie z Niemcami, zgodnie z nimi współżyli, nierzadko ukrywając swój kaszubski rodowód. Niemcy zaś przestali traktować ich jak Kaszubów i przypisywać im wszystko, co najgorsze. Około 1830 r. w rejencji koszalińskiej było około 17 000 osób mówiących po kaszubsku, w 1850 r. - około 15 000, z tego około 6000 katolików, w 1875 r. - około 3300 kaszubskich ewangelików i 6000 katolików, a w 1905 r. około 1000 ewangelików i 9700 katolików. Największy wpływ na wzrost liczby katolików miała pruska kolonizacja w powiecie lęborskim, w której - mimo przeszkód ze strony pruskich władz -znaczący udział mieli Kaszubi i Polacy z Prus Zachodnich oraz napływ polskich robotników sezonowych. Proces obumierania kaszubszczyzny był wielopokoleniowy, ale zróżnicowany w czasie i terytorialnie. Na początku XIX w. kaszubszczyzna była najsilniejsza w powiecie bytowskim, ale ostatnie nabożeństwo ewangelickie w tym powiecie odprawiono w Bytowie w 1859 r., w lęborskim, w Charbrowie, w 1870 r., w najsłabszym zaś powiecie słupskim, w Główczycach w 1886 r., a w szkole w Klukach w 1890 r. Nie oznacza to, że w tych latach nastąpiło całkowite zniemczenie ewangelickich Kaszubów2. O ile na początku XIX w. w rejencji koszalińskiej katolicy stanowili maleńką cząstkę Kaszubów, to sto lat później było odwrotnie. W przemianach tych decydującą rolę odegrał Kościół katolicki i podporządkowane mu szkoły. Biskupi chełmińscy i większość księży parafialnych dekanatu lęborskiego uważali, że nauka religii i katecheza kościelna dzieci muszą się odbywać w ich języku ojczystym, przy czym jak Słownik kaszubski K.C. Mrongowiusza z 1826 r. przekazany do zbiorów Towarzystwa Historii i Starożytności Pomorza w Szczecinie. AP Szczecin, RiS, sygn. 205. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko--słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie dawniej kaszubszczyznę utożsamiali z polszczyzną. Kaszubi to akceptowali, bo język polski rozumieli. Kaszuba--katolik w kościele, w rozmowie z żandarmem i pruskim urzędnikiem, na zebraniu wiejskim był Polakiem i walczył o język polski, ale w drodze z kościoła do domu, w obejściu domowym i z sąsiadem rozmawiał po kaszubsku i walczył o wychowanie dziecka po polsku, gdyż pragnął, aby zachowało swój macierzysty język kaszubski. Dłuższe trwanie tego procesu sprawiło, że władze i Niemcy traktowali ludność kaszubską jako polską. Pruska polityka narodowościowa, a przede wszystkim stosunek władz do języka polskiego i kaszubskiego sprawiły, że Kaszubi w obronie swego rzeczywistego języka macierzystego podawali, iż jest nim język polski. To wielorakie krzyżowanie się woli katolickich Kaszubów z Kościołem katolickim miało decydujące znaczenie dla zachowania przez Kaszubów-katolików swej tożsamości i języka. Takiej pomocy w walce o zachowanie języka macierzystego w życiu codziennym i języka polskiego jako języka kościelnego i nauczania szkolnego nie uzyskali kaszubscy ewangelicy. 24 POMERANIA LUTY 2016 HISTORIA Zarządzenie o organizacji kościoła i szkolnictwa w Prusach z 1734 r., w którym zawarto również przepisy o nabożeństwach i nauczaniu szkolnym w języku polskim lub kaszubskim w miejscowościach z ludnością polską lub kaszubską na Pomorzu Zachodnim. AP Szczecin, AKS1/4253, s. 13. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie io____________________ on Nn fit fbuót ten Nr , lino ai te* ,"\eft< Sewen tie %V' iikiik beiwtbmett iwrten. 9ud) xxntt •Jbeturr trr jutiUwlicb ônttn, fc'Jll ifmnt tiKh! t firm, ii iHrm >>Vjftrn Jurebcfl. trtnn fcitiioiir wt) tfiliii bojiifiiiteii lamn.teifribes wrterte jubaKau i. H. S3eil (lhfrnn tumjłti Ortcit, fc trel ru ętjisc# oW SNW frm,giamlK j»r'| il'f**, «iii» Of'l f.ibtrt iiodi lwi aitlytc ■SmUft -l>iemqtn aber, tir ;tww:v.f i .m ccksi .iu rr(Ci,)fii M*n, fjtleii tir.c ron tłjr far; ter tmin lita ti-cchu.-i.cn.-rnncih emc frew.^Ud* trmjMiurj feitt ;a Ja-r.x*tUM-j aii 5UI( imb ,3unc oUri?«tst.VK,fo tpci ?nató fllr-Srftl.tet,un5 w t\ W trctwftnif r'.i-; rttmtct!i u-.mi fuiCd, .^lulfuitu, unl iwUm 33ir, Isift ju fbłCtKR)Oenjuat K^iioic cf:r PnccaMKiai tud)lMrttf. UnS fe-U t(T|'cll< u*l){iiivcr "IWrlwiiTua,! wn ta rwitan 2>ocrt3 i VII. PWd>trifMe WiCi!nn^ Nr ^ltttb tw tal ,ol lut Wondrn bitwlty wmtlniioi, un& titt.nij rrtMUft twrNn f.tu, NMkidwn, H'0 ttf allnt Skute nuc ^rtiutClieNdr ecu Cera "PreN^er, tu ti ibn« luilje i|i, jum ant' i?«f(a l.tam l-nwma itaten, anju|"liK>n. i VIII. jtit U;il>r ernfffr ?£li!lr, auifrt Eiuten ć-lmidutKit Cj <• !*"««-• audi 6« "Wody RK#M' ^tocuKv.tf]J 3aht iu# tu>, Nt-jliliku baitiii folie; «tó (i•:< cci , io noch feŃ cuifjfltii, mit fint Wt ti»v fo topos iii,)* tfi|nifin. llnt tvo ntebrete ^)rtti'jet an ttiwc łikirKtr.i* ftcisot, t>i tóKu 0(t jiintrr iwd) tu inehreK C'jikM, iva.- iwat uKnfihktlidxn ftntectKj imo SalilijftU; flełfwött iraten, Ni tam ter ln iciMcti-yrCsr Kijlc CuJk.unb |jfi«ew irhwftr t>K r.<£MrątfKi:b( ui uicctiiirtn Mt, unt (twtto beii «2irfcl' b: u. twt> wiwnfrtwpiittir UcNtKjikui ter ®reti3(r,aiis emir C iiic :n nntrrr irtirlieh, ctrt ciii: ba(bc3«br 511 feCmrt.Bim Biu-i.iKtaitKcUe taittrtuurrter K:i •}>rttK(nianiV!n|ii),.ntliiłi,öa'VJ'.ęo[<-C«i«KuMa Mura, .118 tXT Cuccfcnmui, tnt ,'.,J r l' ... < JMiTt ur.b Mtrn e?|KÓd:e t*u# M ?Mt tinjBndjWr"11' .'Jitm jłiribi: ubttlr.jrt iretten. O §.x. Przeciwnie - władze i pastorzy na lokalnym szczeblu wzięli na siebie ciężar koordynatorów walki z polszczyzną i kaszubszczyzną, zwłaszcza w powiecie bytowskim. Dlatego władze kościelne i państwowe ich właśnie wykorzystały do likwidacji języka polskiego w kościołach powiatu lęborskiego i słupskiego. Bardzo dobrze zaobserwował to w czasie swych badań nad kaszubszczyzną zachodniopomorską pastor Krzysztof C. Mrongowiusz (1764-1855), który trafnie przedstawił proces germanizacji ludności kaszubskiej w 1828 r. nadprezydentowi prowincji Pomorze Johannowi A. v. Sacko-wi. Dlatego też dynamika obumierania języka macierzystego Kaszubów-ewan-gelików była wielka. Stały na nich nacisk ze strony pastora, nauczyciela, urzędników i niemieckojęzycznych współwyznawców powodował, iż Kaszubi wyznania ewangelickiego deklarowali się jako Niemcy, a jeszcze częściej robili to za nich przedstawiciele władz i pastorzy oraz nauczyciele, chociaż lepiej władali kaszubszczyzną niż niemczyzną, którą ledwie rozumieli. Likwidacja nabożeństwa w języku polskim była dla strony urzędowej jednoznaczna z likwidacją kaszubszczyzny, chociaż w rzeczywistości tak nie było, bo nieliczni ewangeliccy Kaszubi jeszcze na przełomie XIX-XX w. w spisach powszechnych wykazywali język kaszubski jako macierzysty3. 1 Z. Szultka, Nowe spojrzenie na kaszubskie badania K.C. Mrongowiusza, cl. I-II, Slavia Occidentalis, t. 48/49: 1991/1992, t. 50: 1993; tenże, Posłowie historyka do nowego wydania Resztek Słowian na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego Aleksandra Hilferdinga, Studia z Filologii Polskiej i Słowiańskiej, 31:1993, s. 232 n.; tenże, W sprawie zainteresowań Floriana Stanisława Wenancjusza Ceynowy Kaszubami na Pomorzu Zachodnim, w: III Konferencja Słowińska (Łeba, maj 1994), pod red. J. Borzyszkowskiego, Łeba - Gdańsk 1995, s. 55 n.; tenże, Spis miejscowości powiatów słupskiego i wejherowskiego dokonany przez Floriana W. Ceynowę w roku 1848, Rocznik Gdański, 54: 1995, z. 1; J. Lindmajer, Z. Szultka, Parafia katolicka i problem świadomości narodowej wiernych, w: Historia Bytowa, pod red. Z. Szultki, Bytów 1998, s. 184 n. 2 Z. Szultka, Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do XIX wieku, Wrocław 1991, s. 278 n.; tenże, Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach, Zapiski Historyczne 78: 2013,1, s. 149 n.; tenże, Ludność kaszubska wschodniej części Pomorza Zachodniego w świetle relacji pastorów z końca XVIII i pierwszej połowy XIX wieku [w druku]; tenże, Liczba Kaszubów na kaszubskim obszarze językowym Pomorza Zachodniego w XIX wieku, w: Pomorze - trudna ojczyzna? Kształtowanie się nowej tożsamości 1945-1995, pod red. A. Saksona, Poznań 1996, s. 51 n. 3 Z. Szultka, Ludność kaszubska na Pomorzu Zachodnim w pierwszej połowie XIX w., w: Historia Pomorza, pod red. G. Labudy, t. III (1815-1850), cz. 2, opr.}. Jasiński przy współudziale Z. Szultki, Poznań 1996, s. 170 n.; tenże, Liczba Kaszubów na kaszubskim obszarze językowym, s. 23 n.; tenże, Nowe spojrzenie na kaszubskie badania K.C. Mrongowiusza, cz. II, Slavia Occidentalis 50: 1993, s. 188-189. POMERANIA GROMICZNIK 2016 25 KASZËBIW PRL-U „Nagónka" KPZ na Bôłtëcc Institut wedle „ (dzél 1) SŁÔWK FÖRMELLA/__ Dzejający w latach 1925-1950 (w tim öb czas II światowi wöjnë jaczis czas w pódzemim) Bôłtëcczi Institut (BI) miôł prôwdac nié za wiele robotników, ale nimó to miôł wiôldżé zasłudżi dlô nôuczi. Prawie temu, że robiło w nim mało lëdzy i że nie béł ön tipówą uczbówó-badérną institucją, zaji-môł sa ön colemało pödskacëwanim i órganizowanim badérowaniów. Ökróm tegö rozszérzwiôł ön brzôd robötë uczałëch dzaka swöji wëdôwny dzejnoce. BI trzimôł łączba z wiele roz-majitima östrzódkama, co zajimałë sa sprawama sparłaczonyma z Pömörzim, mörza i kölbôłtëcczim regiona. Woźnym dzéla jegó robötë bëła téż midzë jinszima obrona prawów Pölsczi do pömörsczi zemi w biôtce z Niemca-ma, co chcelë przëłączëc ja nazôd do swôjégö państwa. Musz je w tim môlu pódsztrëchnąc, że nawetka przed wöjną, czej Polsce słëchôł leno wą-sczi pömörsczi „köridor", BI zajimôł sa badérowanim téż nëch zemiów, co tedë bëłë jesz dzélama Niemiec-czi Rzeszë a do Pölsczi przełączone östałë dopierze w 1945 r. W pierszich pöwöjnowëch latach w BI usadzone ostało pöjacé „Wiôldżégö Pómórzô" jakno machtnô óbćńda zrzeszono z mörza nić blós geograficzno, ale téż ekonomiczno. 26 W roku 1950 Institut östôł zlëkwi-dowóny przez państwowe wëszëznë, a w 1958 r. pówsta institucjô zwónô téż Bôłtëcczim Instituta, chtërną öpieköwa sa Wojewódzko Nôrodnô Radzëzna (pól. Wojewódzka Rada Narodowa) we Gduńsku, równak jeżlë chódzy ó syg dzejnotë i metodë robótë, to nowi institut różnił sa ód swójégó póprzédcë. Pözdrzatk M. Bóduszińsczi-Borowi-köwi na nowi Bôłtëcczi Institut Czemu tëlé o tim tuwó pisza? Prawie temu, że w 1971 r. dzejarze Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô (KPZ) dosc mocno zainteresowelë sa Bôłtecczim Instituta. W czwiór-tim numrze „Pomeranie" z tego roku ukózół sa tej midzë jinyma tekst Marie Bóduszińsczi-Bórowikówi pod titla „Bôłtëcczi Institut. Lata 1925-1950 i dalszé perspektiwë" (órig. „Instytut Bałtycki. Lata 1925-1950 i dalsze perspektywy"). Autorka óbgóda w nim dzeje ny placówczi i swój pózdrzatk na to, jak widzy ji dzejanié w przińdnoce. Wedle M. Bóduszińsczi-Bórowikówi BI powinien miec óglowópólsczi syg dzej-notë, a nić blós wójewódzczi, jaczi mia placówka, co pówsta w 1958 r. Na ógle autorka artikla bëła dbë, że institucjó ta powinna w swójim dzejanim barżi szlachówac za tim BI, jaczi dzejół w latach 1925-1950. Scwierdza dejade też, że powstało w kuńcu 50. lat placówka różni sa ód ti wczasnićszi i chóc nosy juwerną pózwa, równak ni może bëc nazéwónô ji pósobnika. Jinszim znaka zainteresowa-nió KPZ Bôłtëcczim Instituta bëłë rëchtowóné w 1971 r. zćńdzenia, na chtërnëch bëła gódka ó nim i ó rozmajitëch z nim sparłaczonëch sprawach. Ö jednym z taczich zetkaniów zórganizowónym w óbrëmienim cyklu „Teróczasnó kultura Pómórzégö" (órig. „Współczesna kultura Pomorza") na-lezc jidze nadczidka we wspómnionym ju wëżi czwiórtim numrze „Pomeranie". Je tam wiadło, że referat na téma dzejów BI i jego problematiczi wëgłosa tam prawie M. Bóduszińskó--Bórowikówó. W rëszny diskusje, jakó sa tedë ódbëła, brelë téż udzél robotnice i wespółrobótnicë negó in-stititutu. Nie bëło to równak óstatné pótkanié tikającé sa ti témë. W aktach obiektowi sprawë ó tacewny pozwie „Saga"1 nalôzł jem pismiono z dnia 20 rujana 1971 r., pód jaczim pódpiselë sa Przédnik Nôuköwi Radzëznë BI prof. dr hab. Róman Wapińsczi ë Wice-przédnik Öglowégö Zarządu KPZ Regina Grzenkówicz. Bëła to róczba na diskusjowé zeńdzenie, jaczé udbóné ostało na dzćń 6 lëstopadnika 1971 r., a chtërno miało bëc ó nôukôwi pro-blematice nadmôrsczégô makroregionu2. Pismiono to sczerowóné ostało do lëdzy bezpóstrzédno zrzeszonëch z dzejnotą BI i nëch, co sa nią interesëją. Z zamkłoscë dokumeńtu wëchôdô téż, POMERANIA LUTY 2016 KASZËBIW PRL-U że uczastnikama pötkaniô wedle udbë organizatorów mielë bëc lëdze nić blós z Trzëgardu, ale téż z Zôpadnégö Pömörzô, to je ze Szczecëna ë Köszalëna. Do pismiona tegö dołączony östôł czwiôrti numer „Pomeranie" z nadczidniatim wëżi artikla M. Boduszińsczi-Borowikowi i jinszima tekstama ö donëchczasny dzejnoce BI. Wôrt zwrócëc w tim môlu uwóga na to, że chóc pod dokumeńta tim pödpiselë sa przedstôwcowie BI ë KPZ, równak wëzdrzi na to, że przędnym (chöc nié jedurnym) organizatora zeńdzeniegó bëło prawie Zrzeszenie. Wëchôdô to z zamkłoscë tekstu i z tego, że w lewim górnym nórce kôrtë widzec je leno sztapel Przédnégö Zarządu KPZ. Czemu zwrócył jem na to uwóga, wëklarëja późni. Potkanie nôleżników KPZ i BI wedle esbecczégö wiadłodôwôcza Jak wëzdrzało zeńdzenie z 6 lëstopadnika 1971 r., möżemë sa wëdowiedzec z esbecczégö służbowego zópisku, chtëren usadzony östôł dwa dni późni przez prowadzącego óperacjową sprawa „Saga" inspektora IV Grëpë III Wëdzélu Wójewódzczi Kómańde Öbëwatelsczi Milicje w Gduńsku ser-żanta Krësztofa Kotasa. Poszedł on w gromadzę ze znónym ju Czetińcóm najégö cządnika Aleksandra Kwa-sniewsczim (w tim czasu ju majora) do człowieka, chtëren wëzwëskiwóny béł przez gduńską Służba Bezpieku jakno tpzw. „służbowo łączba" (pol. „kontakt służbowy") o tacewnym mionie „Perikles". To prawie on öpöwiedzôł fónkcjonariuszóm, jak wëzdrzało diskusjowé potkanie tikającé sa spra-wów BI. Wedle „Periklesa" udbódówcama zćńdzenió bëlë dzejarze KPZ zgrë-pöwóny wkół Lecha Bądköwsczégô równak w slédny chwilë dzaka wmić-szanićmu sa w ta sprawa gduńsczego Wöjewódzczégö Komitetu Pólsczi Zjednóny Robótniczi Partie (PZRP) wespółórganizatorama jegö stelë sa téż robotnice BI. Jak pamiatómë, na wspómnionym përzna wëżi pismionie, co dôwało wiédza ö zetkanim, je widzec blós sztapel KPZ, co udokazniwo,, że to prawie öno bëło przędnym organizatora i wedle esbecczégó wia-dłodôwôcza bëło tak, że dopierze późni i to pöd cëska rządzący tedë kómunysticzny partie pöd teksta miôł podpisać sa téż przedstówca BI, to je R. Wapińsczi. Dzejarzama zrzeszeniowima, chtërny wzalë udzél w zetkanim, bëlë wedle „Periklesa" Jerzi Czedrowsczi, R. Grzenkówicz, L. Bądkówsczi, Izabella Trojanowsko ë M. Bóduszińskó--Börowiköwô. Ökróm nich wiadło-dôwôcz bezpieczi uzdrzół na zalë téż całą réga młodëch przedstôwców KPZ, jaczich „Perikles" ju nie znół. Wôrt może na sztót zatrzëmac sa w tim môlu, bë dac Czetińcowi do wiédzë, jaką dba mia SB na persona M. Boduszińsczi-Borowikowi, to je białczi, ô jaczi ju wiémë, że mocno tej interesowa sa BI. W dokumeńce z 10 łżëkwiata 1971 r., w chtërnym östa ópisónó sytuacjo w gduńsczim lëteracczim strzodowiszczu i w KPZ, zamkłô je midzë jinszima öglowô cha-rakteristika ti dzejarczi. Wedle esbecczi dbë M. Bóduszińskó-Bórowikówó mia póspólné z L. Bądkówsczim póliticzné pózdrzatczi. Znónô bëła téż ôd lat jakno procëmnik socjalisticznégô ustawu i wróg rządzący tedë w Polsce PZRP. Nibë przed wojną i pó ni chcą, żebë lëdze mielë ja za kôsmöpôlitka. Wedle bezpieczi wrodżé pózdrzatczi ny białczi wzałë sa z tego, że mia ona szlachecczé pochodzenie. Ökróm te fónkcjona-riuszowie krëjamnëch służbów bëlë dbë, że jakno ôsoba stôrô (urodzą sa w 1910 r. - S.F.) i niezanôleżnô dëtkôwô w köżdi chwilë môże ôdpôwiedzec na zéwiszcza Bądkôwsczégô, tim barżi, że w uszłoce jiscëła sa chwilowima pauzama w dzejnoce opozycjonistów. Chcemë równak wrócëc do „Periklesa" i do jego ópisaniô zćńdzenió tikającćgó BI. Ökróm przedstówców KPZ uczastnikama jego bëlë téż lëdze z procëmny starnë. Przënôlégelë oni do uczbówégó strzodowiszcza Trzëgardu a bëlë westrzód nich midzë jinyma Ma-rión Pelczar, Andrzéj Piskózub ë jeden gósc z kószalińsczćgó województwa, a przédniköwôł całému zćńdzenićmu R. Wapińsczi. Wedle relacje „Periklesa" ob czas diskusje przedstôwcowie KPZ użiwelë pôjacô tpzw. pômôrsczégô makroregionu. Podług nëch ôsób zbrzątwiô nadmôrsczich wôjewództwów (szczecyń-sczé, koszalińscze, gduńscze, bëdgôsczé) je jednym spöłeczno-ekônomicznym örganizma. Zôs zadanim Bôłtëcczégö Institutu je prowadzenie na wiôl-gą miara dzejnotë, co bë köördinowa wszëtczé badérné dzejania ó charakterze ekonomicznym, gôspódarczim jak téż humanysticznym. Terôzka Bôłtëcczi Institut - wedle dzejarzów KPZ - nie wëkönywô nëch zadaniów. Je placówkę mało rëszną procëmno do Bôłtëcczégö Institutu, co dzejôł w latach 1925-1950, chtëren w swôjim czasu powierzone mu zadania zwënégöwiwôł. * Autor je starszim archiwistę w archiwalnym dzélu gduńsczego partu Institutu Nôrodny Pamiacë. 1 Sprawa ta prowôdzonô bëła w latach 1971-1976 przez III Wëdzél Wójewódzczi Kómańde Öbëwatelsczi Milicje w Gduńsku a ji figuranta (institucją rozprócowiwóną) bëło Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie. Öglowé öbgôdanié ti sprawë naléze Czetińc w artiklu pöd titla „»Saga« ć> Zrzeszenim" ôpubliköwónym w cządniku „Pomerania" w gromiczniku 2014 r. (nr 2 [473], s. 28-29). 2 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatę wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Fôrmella. REKLAMA POMERANIA na Facebooku www.facebook.com/pomerania.kaszuby POMERANIA GROMICZNIK 2016 27 Niezłomny książę litewski w Paryżu STAN ISŁAWSALMONOWICZ W tym roku obchodzimy rocznicę szczególną: stu dziesięciu lat od urodzin człowieka, który wprawdzie w kraju był znany w wąskim kręgu, ale odegrał w upadku PRL-u rolę ogromną. Chodzi o Jerzego Giedroycia (1906-2000) pochodzącego z zubożałej rodziny książąt litewskich, który jako redaktor paryskiej „Kultury", wydawca książek, inicjator spraw polityki wobec komunizmu, Rosji i PRL-u miał w okresie od 1945 r. po upadek komunizmu wielkie znaczenie nie tylko dla spraw polskich. Komunistyczne krajowe władze uważały Giedroycia za największego swego wroga na emigracji po Janie Nowaku-Jeziorańskim, dyrektorze polskiej rozgłośni Radia „Wolna Europa". „Wolna Europa", mimo przeszkód, jeżeli tylko ktoś chciał i się nie bał, docierała do szerokiego grona Polaków słuchaczy radia. Giedroyć nie miał takiego bezpośredniego kontaktu ze społeczeństwem w kraju, ponieważ główną formą jego działania były wydawnictwa Instytutu Literackiego, a słynny miesięcznik „Kultura" był zajadle tropiony przez UB/SB, i dostęp do lektury publikacji Giedroycia był trudny i niebezpieczny. Chciałbym przypomnieć sylwetkę i działania człowieka, który ciągle bez pieniędzy, zawsze jednak niezależny, nie tylko bronił kultury polskiej przed cenzurą i zniewoleniem, ale wytyczał, zwłaszcza 28 w polityce zagranicznej, drogi myślenia politycznego na przyszłość, był może najważniejszym inspiratorem strategii „długiego trwania" w opozycji wobec komunizmu i Rosji, nietracenia jednak nigdy nadziei w latach trudnych, nadziei, która spełniła się w latach 1980--1989, doprowadziła do kraju wolnego po przemianach roku 1989. Kim był Jerzy Giedroyć do roku 1939? Zubożały ziemianin, ale dobrze wykształcony polski inteligent, był za młody, by brać udział w walce o niepodległość lat 1914-1921. Z tych lat czerpał swe poglądy, z tradycji rodzinnych, a zwłaszcza może z polskiej wielkiej literatury romantycznej i neoromantycz-nej. Dla niego, choć był konserwatystą, ważną szczególnie była twórczość Stefana Żeromskiego, łączącego kult walki o niepodległość z etosem społecznika. Pozostawał stąd Giedroyć pod urokiem postaci i legendy Józefa Piłsudskiego, której pozostał wierny całe życie, co nie przeszkadzało mu po roku 1945 krytykować wielu spraw lat 1930-1939. Był jednak całe życie przedstawicielem „myślenia państwowego", którego nam dziś tak bardzo brakuje: popierał takie rozwiązanie każdego problemu, jakie było potrzebne, bez względu na to, jaka partia była jego autorem. Propaganda sanacyjna po śmierci Piłsudskiego spłyciła to pojęcie. Jestem jednak nadal przekonany, że Polska, kraj zawsze w trudnym położeniu geograficznym, wymaga od polityków myślenia w kategorii interesu państwa, a nie koterii, partii, zawodu czy środowiska. Nadrzędność spojrzenia na interes państwa określała i nadal określa konieczność widzenia tych spraw z punktu widzenia międzynarodowego, zagrożeń dawniej czy dziś żywotnych. Polska leży między Wschodem i Zachodem i musi szukać sobie miejsca. Wskazania w tej mierze Giedroycia od 1945 r. są nadal żywe, nadal aktualne. Miałem zaszczyt przed wielu laty poznać w Paryżu Giedroycia i pilnie mimo morza trudności lat pięćdziesiątych czy późniejszych studiowałem jego wydawnictwa, jego poglądy. Czasem czy dziś nie zawsze bym się z nim zgadzał, ale nie zmieniało tu faktu, że był to myśliciel spraw polskich jeden z największych w minionym stuleciu. Giedroyć z wykształcenia był prawnikiem, ale i znawcą kultury i literatury polskiej, także rosyjskiej. Był człowiekiem kresów wschodnich, ale do roku 1939 działał w Warszawie w gronie tak zwanych „młodszych piłsudczyków", krytycznych wobec polityki sanacji. Wybitnie uzdolniony, świetne pióro, był bliski tym politykom, którzy dążyli do przebudowy polskiego ówczesnego ustroju gospodarczego. Warto dodać, że sprawami bałtyckimi, budową Gdyni, Gdańskiem i jego rolą ogromnie się interesował. Miał wybitnych przyjaciół konserwatystów (Adolf Bocheński, Ksawery Pruszyński), ale wiedział, że mądry konserwatyzm polega na reformach. Szukał także dróg porozumienia z mniejszościami narodowymi, zwalczał antysemityzm, a choć POMERANIA LUTY 2016 GAWĘDY 0 LUDZIACH I KSIĄŻKACH GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH zdecydowany wróg komunizmu, był otwarty na nastawienie lewicowe, ale koniecznie demokratyczne i otwarte na świat. Był redaktorem i publicystą ważnych pism tej epoki: „Bunt Młodych", pismo „Polityka" sprzed 1939 r. Krytyki Giedroycia nie były mile widziane wśród dygnitarzy sanacyjnych, choć z wieloma miał dobre stosunki. Klęska roku 1939 ujawniała, jak wiele jego krytyk czy działań zasługiwało na zrozumienie. W latach II wojny przebywał na Zachodzie, służył w wojsku, pod koniec wojny u generała Andersa jako redaktor wydawnictw II Korpusu. W 1946 r. założył w Rzymie Instytut Literacki, nie tylko wydawnictwo, ale i ośrodek myśli intelektualnej, który przeniósł wkrótce do Paryża. Od 1947 r. redagował miesięcznik „Kultura", który stał się najważniejszym organem polskiej emigracji politycznej od tej daty aż po upadek komunizmu w Polsce. Po roku 1945 dla Polaków, którzy byli przeciwni rządom komunistycznym i modelowi zależności od Rosji, podstawową kwestią było pytanie, co robić w kraju, co robić na emigracji. Jerzy Giedroyć był realistą i pesymistą na krótką metę: nie widział szans w kraju na otwarty opór, na masowe, okupione ciężkimi stratami konspirowanie. Nie wierzył także w naszych byłych aliantów, nie wierzył w żadną „trzecią wojnę światową", która Polskę miałaby wyzwolić. Za najważniejsze zadanie emigracji uważał walkę o niezależność polskiej kultury i wpływanie w różny sposób na postawy Polaków w kraju, unikając wskazań nierealnych i kosztownych dla społeczeństwa poddawanego represjom w latach stalinowskich. Stąd po tak zwanym Polskim Październiku 1956 r., po odejściu rządzących komunistów od polityki terroru stalinowskiego, popierał z Paryża kontakty emigracji z krajem, był otwarty na rozmowy z każdym, kto z Polski przyjeżdżał. Celem zasadniczym - jeżeli nie na bieżącą przyszłość, to na dalsze lata - było wpływanie na polskie elity kulturalne, by zachowały niezależność od systemu sowieckiego, by broniły wartości polskiej kultury. Ogromną zasługą Instytutu Literackiego w podparyskim Maisons--Laffite była działalność wydawnicza, początkowo publikowanie głównie pisarzy emigracyjnych zakazanych w kraju, a potem, zwłaszcza od lat siedemdziesiątych, autorów krajowych (występowali bądź pod pseudonimami, jak Stefan Kisielewski, bądź z otwartą przyłbicą, ujawniając swoje nazwisko), którzy nie mieli szans na druk w kraju. Ogromną rolę odegrał także Giedroyć, popierając na całym świecie i propagując twórczość dwóch największych pisarzy politycznej emigracji: Czesława Miłosza i Witolda Gombrowicza. „Kultura" była jednak, wbrew tytułowi, w dużej mierze pismem politycznym, które żyło wydarzeniami w kraju. Giedroyć i jego autorzy rozważali, jakie są perspektywy europejskie i polskie po upadku komunizmu, w który to upadek wierzono w „Kulturze", choć zdawano sobie sprawę z tego, że to proces może długi i trudny. Stąd też poparcie cenne, jakiego Giedroyć udzielał opozycjonistom wobec komunizmu w Związku Sowieckim, a zwłaszcza jego dążenie, w różny sposób akcentowane, by Polacy ułożyli sobie w przyszłości stosunki przyjazne z Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami i to bez względu na liczne bolesne wspomnienia z niedawnej przeszłości. Co z tych ogólnych wskazań wynikało na co dzień? „Kultura" Giedroycia popierała rodzący się nowy system stosunków europejskich, szukała dlań na przyszłość miejsca Polski. Naczelnym zadaniem było utrzymywanie we wszelki możliwy sposób kontaktów z krajem, wspomaganie zjawisk pozytywnych, nawet niewielkich, prowadzenie dialogu z przybyszami z kraju do Paryża i unikanie wyłącznie negatywnej reakcji na wiele spraw krajowych w różnych sytuacjach. Różnił się więc Giedroyć zdecydowanie od tych polskich kół emigracyjnych, które ciągle myślały kategoriami nierealistycznymi, obowiązującymi przed 1939 r. i w istocie pozostawały dalekie od spraw krajowych, od spraw, którymi, chcąc czy nie chcąc, Polacy w kraju żyli na co dzień. Podobnie jak „Wolna Europa" Jana Nowaka-Jeziorańskiego środowisko „Kultury" chciało możliwie najwięcej wiedzieć o sprawach krajowych, także 0 sytuacji w krajach obozu sowieckiego. Informowano rzetelnie opinię międzynarodową i Polaków, nie unikając popierania tych spraw dziejących się pod rządami komunistycznymi, które zdaniem Giedroycia były pozytywne na przyszłość. Stąd początkowe na przykład umiarkowane poparcie dla Władysława Gomułki w 1956 r. zastąpiła zdecydowana krytyka metod totalitarnych, krępowania kultury dotkliwą cenzurą oraz ścisłego popierania polityki Moskwy. Potępiano zdecydowanie zarówno politykę antysemicką PRL-u w latach 1967-1968, jak i udział LWP w stłumieniu praskiej wiosny w 1968 r. Stałej krytyce poddawano politykę ekonomiczną rządów w Warszawie i wynikające z niej krwawe kryzysy lat 1970, 1976, 1980. Początkowo jednak Giedroyć witał z uznaniem pewne nowe formy polityki E. Gierka, a zwłaszcza jego „otwarcie na świat", jednakże wkrótce było jasne, że kredyty zachodnie zostały zmarnowane. Dziś jednak raczej się zapomina, że znaczne udogodnienia stworzone dla podróży zagranicznych, naukowych 1 kulturalnych kontaktów, które wprowadził Gierek, odegrały wielką rolę na przyszłość, choć niekoniecznie po myśli Edwarda Gierka: coraz więcej Polaków rozumiało, że staliśmy się pod rządami komunistycznymi krajem zacofanym, że „Zachód" bez komunizmu rozwijał się po II wojnie światowej o wiele szybciej, był coraz bogatszy, a ludziom żyło się w nim o wiele lepiej niż w komunistycznej Polsce. „Wolna Europa" i Giedroyć otwierali ludziom oczy, wskazywali na jednoznaczny rezultat wszelkich porównań. Jerzy Giedroyć był wielką postacią narodowej historii XX w. Nadal warto jego rady, ostrzeżenia czy prognozy studiować. Jeśli po roku 1990 był może zbyt często krytyczny wobec biegu spraw w kraju, to nigdy jednak nie kwestionował tezy, że Polacy dostali od historii szansę niemającą sobie równych i muszą ją umieć wykorzystać. POMERANIA GROMICZNIK 2016 29 Z POŁUDNIA Kłopoty z geografią KAZIMIERZ OSTROWSKI Przyjaciel zwrócił niedawno moją uwagę na postęp, jaki się dokonał w sprawach kaszubskich. „Popatrz - mówi - ile dobrego się stało. Kiedy chodziłem do szkoły, nauczyciele zakazywali rozmawiać po kaszubsku, byśmy nie kaleczyli języka polskiego, a teraz dzieci uczą się kaszubskiego i jedno - drugiemu nie przeszkadza. To jest wspaniałe. A książek kaszubskich nie było wcale, dziś literaturę i wiedzę o regionie możesz czerpać pełnymi gar- ściami Przyznałem mu rację, Kaszuby - ich kultura, język, tradycje - były niegdyś dyskryminowane w imię jedności narodu, którą rzekomo odręb- ności regionalne rozbijały Rzadko używana nazwa Kaszuby miała posmak egzotyki, a Pomorze nazwano „bezpiecznie" Wybrzeżem. Poborowi z Kaszub nie mogli służyć w marynarce wojennej, byli natomiast wysyłani do kopalni. Prasa kaszubska była marzeniem, a gdy na przełomie lat 50. i 60. mentalność mieszkańców przeorywał świetny dwutygodnik „Kaszëbë", władze przeraziły się skutków tej roboty i pismo zamknęły. Ale to już odległa przeszłość, sytuacja odwróciła się o 180 stopni i gdyby- - śmy tylko chcieli z obecnych możliwości korzystać, wielki byłby z tego pożytek. „A te wszystkie zmiany - konkluduje przyjaciel - stały się za przyczyną Zrzeszenia, dzięki jego działaczom". „To prawda - potwierdziłem - z ka-szubszczyzną obcujemy na co dzień, a nazwą Kaszuby posługują się nawet telewi-zyjni prezenterzy pogody. Myślę jednak, że postęp i sukces zawdzięczamy w dużym stopniu zasadniczym zmianom ustrojowym i społecznym w kraju, a także zgodnemu z duchem czasu spojrzeniu na kulturę regionalną". Kaszuby - ich kultura, język, tradycje - były niegdyś dyskryminowane (...). Ale (...) sytuacja odwróciła się o 180 stopni i gdybyśmy tylko chcieli z obecnych możliwości korzystać, wielki byłby z tego pożytek. Jiwrë z geografią Drëch kôzôł mie niedôwno dac bôczënk na pókrok, jaczi sa zjiscył w kaszëbsczich sprawach. „Zdrzë le - gôdô - wiele dobrego sa stało. Czedë jô chódzył do szkółë, szkolny zakôzywelë korbie po kaszëbsku, żebë më nie kaléczëlë pólaszëznë, a terôzka dzecë sa uczą kaszëbsczégó i jedno drëdżému nie wadzy. To je widzałé. A kaszëbsczich knéż-ków wcale nie bëło, dzysdnia lëteratura i wiadła o regionie możesz brac ful górscama". Muszół jem mu przërozmiôc, Kaszëbë - jich kultura, jazëk, tradicje - bëłë pierwi upichóné w miono jednotë nôrodu, jaką bödôj regionalne apartnoscë rozbijałë. Rzôdkö użiwónô pózwa Kaszëbë miała w se szmaka apartnoscë cëzëch krajów, a Pómórzé zwelë „dlô bezpieku" Wëbrzeżim. Rekrucë z Kaszëb ni móglë służëc w wójnowi ökracëznie, szlë zato do kopalni. Kaszëbsczé gazétnictwó bëło rojenim, a czedë na przełómanim 50. i 60. lat mentalnota mieszkańców przeöriwôł apartno dobri dwatidzenik „Kaszëbë", wëszëznë sa urzasłë wińdzenów ti robötë i zamkłë pismiono. Ale to je ju dalekô uszłota, sytuacjo sa óbrócyła ö 180 stopni i jakbë më blós chcelë z dzysdniowëch móżlëwötów zwëskiwac, zwënéga bë bëła z tegö wiôlgô. „A te wszëtczé zmianë - wëprowôdzô dali drëch - sa zjiscyłë za sprawą Zrzeszeniô, dzaka jegö dzejôrzóm". „Môsz rëcht - jem przëcwierdzył - z kaszëbizną mómë do uczinku na co dzćń, a pózwa Kaszëbë zwëskiwają nawetka telewizyjny prezenterze wiodra. Równak jem dbë, że pókrok i dobiwk zawdzacziwómë we wiôldżim dzélu dërżéniowim zjinakóm ustrojowim i spólëznowim w kraju, a téż zgódnému z dëcha czasu zdrzeniému na regionalną kultura". Nié wszëtcë Pólôszë rozmieją umôlnic Kaszëbë na karcę. Osoblëwą niewiada pókôzôł przed latama w gódce ze mną jeden telewizyjny operator z Warszawę, jaczému parłaczëłë sa z... Wałcza. Zdôrzô sa, że i Pómórzôcë miewają wątplëwötë. W banie na trasę Gdinió - Chónice chłop (na pierszé wezdrzenié - sztërdzescelatny) rézëjący pierszi rôz na pôłnié województwa wątpi, czë Chónice leżą na Kaszëbach, 30 POMERANIA LUTY 2016 Z PÔŁNIÉGÖ Nie wszyscy Polacy potrafią umiejscowić Kaszuby na mapie. Szczególnym nieuctwem wykazał się przed laty w rozmowie ze mną pewien operator telewizyjny z Warszawy, któremu kojarzyły się z... Wałczem. Bywa, że i Pomorzanie mają pewne wątpliwości. W pociągu relacji Gdynia - Chojnice mężczyzna (na oko - czterdziestka) podróżujący pierwszy raz na południe województwa powątpiewa, czy Chojnice leżą na Kaszubach, bo jego zdaniem to już nie. Rozmawiamy przyjaźnie, krzyżujemy argumenty, ale na końcowej stacji interlokutor wysiada nieprzekonany. Krakowski artysta (urodzony chojniczanin), któremu dom kultury w Łęgu koło Czerska urządził niedawno wystawę jednego obrazu, dopytuje mnie, czy ta duża i piękna wieś należy do Kaszub. Należałoby o to zapytać samych mieszkańców: gdzie im bliżej - do Kaszub czy do Kociewia, które już na pewno jest za odległą o parę kilometrów rzeką Wdą. Dokładne określenie granic Kaszub zawsze stwarzało kłopot. Zwłaszcza zmieniającej się w ciągu wieków granicy zachodniej, wobec kurczenia się kaszubskojęzycznego obszaru pod naporem żywiołu germańskiego, jak to przedstawił ostatnio na łamach „Pomeranii" profesor Zygmunt Szultka. Ale także współcześnie południową i wschodnią granicę niełatwo precyzyjnie ustalić. Pamiętamy, co zdarzyło się profesorowi Józefowi Borzyszkowskiemu, który w swojej pierwszej książce umieścił rodzinny Karsin na końcu Kaszub, drugą zaś monografią (po sugestiach urażonych mieszkańców) przyznał wiosce miejsce na początku Kaszub. Tak czy inaczej Karsin to rubież i mocna reduta kaszubsz-czyzny. A Chojnice? Grono chojnickich intelektualistów w okresie międzywojennym, z historykiem i poetą Janem Karnowskim na czele, wydając czasopismo „Zabory", jednoznacznie określiło przynależność miasta do historycznej kaszubskiej krainy. Wynika z tego, że nie wiadomo dokładnie, gdzie się zaczynają i gdzie kończą nasze Kaszuby. Wciąż nierozstrzygnięta jest także kwestia, jakiemu miastu przyznać splendor stolicy regionu. Przed wielu laty poetka Maryla Wolska (zm. 1930) skwitowała to żartobliwie: Siedem miast od dawna / Kłóci się ze sobą, / Które to jest z nich / Wszech Kaszub głowę: / Gdańsk - miasto liczne, / Kartuzy śliczne, / Święte Wejrowo, /Lębork, Bytowo, / Cna Kościerzyna /1Puck -perzyna. Każde z nich ma jakieś racje, ale rozstrzygające walory posiada oczywiście Gdańsk. Prezydent tego miasta nie pozostawił nikomu wątpliwości, nakazując ustawienie na wjeździe tabliczek informujących: Gdańsk - stolica Kaszub. Niestety, nie brakuje przeciwników łączenia grodu nad Motławą z regionem znajdującym się dosłownie za rogatkami, o czym przekonałem się w rozmowie z młodym gdańszczaninem (a rozmawialiśmy w Bydgoszczy), który nie krył swego niezadowolenia, powiedziałbym nawet - oburzenia tym faktem. Zaiste nie wiem, w czym jemu (i wielu innym) przeszkadza ów dodatkowy tytuł do chwały Gdańska! bo wedle niego to ju nié. Rozpöwiôdómë drëszno, podają argumentë z dwuch strón, ale na slédny stacje rozpöwiôdôcz wësôdô nieprzekónóny. Kraköwsczi artista (urodzony chöniczón), jaczému dodóm kulturę w Łagu kole Czerska przëszëkówôł niedôwno pókôzk jednego obrazu, chce sa ód mie dowiedzec, czë ta wiôlgô i snôżô wies nôleżi do Kaszëb. Wôrt bë bëło sa ó to spëtac samëch mieszkańców: gdze jim blëżi - do Kaszëb czë do Kócewiégó, jaczé ju na gwës je za oddaloną pôra kilometrów rzéką Wdą. Akurôtné wëznaczenié grańców Kaszëb wiedno stwô-rzało jiwer. Ösoblëwie zmieniający sa w cządze stalatów zôpadny grańce, przë grużdżënim sa kaszëbskójazëköwi óbćńde pöd cëska germańsczi nawałë, jak to w slédnym czasu pökôzôł na starnach „Pomeranie" profesor Zygmunt Szultka. Ale téż dzysdniową półniową i pórénczną grańca nie je letko wëznaczëc. Mómë w pamiacë, co sa przëtrafiło profesorowi Józefowi Börzëszköwsczému, chtëren w swóji pierszi ksążce umôlnił rodné Kôrsëno na kuńcu Kaszëb, a w drëdżi monografie (przë wskôzach urażonëch mieszkańców) öbrëmił wies na zôczątku Kaszëb. Tak a tak Kôrsëno je zberka i mocną redutą kaszëbiznë. A Chónice? Karno chönicczich intelektualistów w midzëwójnowim cządze, z historika i poetą Jana Karnowsczim na przodku, wëdôwającë cządnik „Zabory", bezógôdkówö przëznało miastu przënôleżnota do historiczny kaszëbsczi krôjnë. Z tego wëchôdô, że do kuńca nie je wiedzec, gdze sa za-czinają i gdze kuńczą nasze Kaszëbë. Wcyg do rozrzeszenió je też sprawa, jaczému miastu nadać widzałą pózwa stolëcë regionu. Przed wiele latama poetka Marila Wolsko (urn. 1930) skwitowała to szpórtowno: Siedem miast od dawna / Kłóci się ze sobą, / Które to jest z nich / Wszech Kaszub głową: / Gdańsk - miasto liczne, / Kartuzy śliczne, / Święte Wejrowo, /Lębork, Bytowo, / Cna Kościerzyna /1Puck -perzyna. Kóżdé z nich mó swöje prôwdë, ale rozsądzywającé wôrtnotë mô prawie Gduńsk. Prezydent tego miasta nie óstawił nikomu wątplëwotów, nakazëjącë ustawienie na wjezdze införmacjowëch tóflów: Gduńsk - stolëca Kaszëb. Le wej, nie felô procëmników parłaczenió gardu nad Motławą z regiona nachódającym sa dokładno za rogatka-ma, o czim jem sa dokónôł w gôdce z młodim gduńczana (a jesmë kôrbilë w Bëdgószczë), jaczi nie skriwół swego niezadowöleniô, nawetka bëm rzekł - rozprzeniesenió tą sprawą. Pö prówdze nie wiém, w czim jemu (i wiele jinszim) przeszkôdzô nen przëdóny titel do pöczestnotë Gduńska! Tłómaczëła Danuta Pioch POMERANIA GROMICZNIK 2016 31 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH UCZBA 50 Las RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Las jinaczi bór möże bëc jiglany, tj. pö pölsku sosnowy, danowi - świerkowy, ten z przewôgą lëstowatëch drzéw (dabów) to dąbrowa - liściasty/dębowy. Żelë las je przepastny, nierëszony, to zwie sa go puszczą. W lese żëją rozmajité zwierzata, np. dzëk - dzik, sôren - sarna, lës - lis. W lese robi np. rąbca - drwal i leśny - leśniczy. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdka i przełożë ja na pölsczi jazëk. , Wëzwëskôj do te slowôrz kaszëbskö-pölsczi. yt/k (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz jq na język pol-" "' ski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). - „Jem jô Lesôk z prapradżada"... - Jô sa namiszlóm, acz të spiéwiesz? Höla że! Të falszëwö nócysz. To jidze często jinaczi: „Jem jô rëbôk". - Ten sa ödzéwô, co sóm słabö spiéwô! Të so möżesz śpiewać tak, jak të rzekł, bö jes öd nëch Rëbôków z Karwi. Jô jem roda z Mechöwë, jô doch ni móga ö rëbach śpiewać! Musza bëc taczi,jaczi bëlë möji starcë. Jem jô „Lesôk z prapradżada, zbierać grzëbë mie wëpôdô". - A niech cë tak, Lesôku, mdze. Badzë tim, czim le chcesz. Bëlno jes przeszedł, a ju sa sztridëjesz. A rzecze mie, môta wa w nym wajim lese jesz jaczé grzëbë. Kö jô bë rôd przëjachôł nazbrac so grzëbów, blós le samëch prôw-dzywków jô bë chcôł. -Terô ni mómë... - Czej tak je, tej ni ma ö czim gadać. Wa wszëtkö môta wëzbróné? - Tak gôdô ten, chto ö lese nick nie wié. Nié, bö je zëma, maćku të! - Në jo, jak wa to, Lesôce, gôdôta: Jô w las pönëknął! - Bö wa, Rëbôcë, môta słabi môg. -Të sa ze mie nie wëszczérzôj. Pamiac më prawie mómë dobrą! Öd ribjedzeniô. - Jô ce rôcza na grzëbë na jeseni, znaja baro dobré place. Ëż të chcesz, to terôzka możesz na jachta przëjachac. - Jô nie jachtëja. - Ale ódjimczi robisz, kö widza, że môsz fotoaparat ze sobą. - Jo, jô jem fotografika. - Tej rôcza ce na fotograficzną jachta w naju pëszné Darżlëbsczé Lasë. - Në nie wiém... - Möże udô sa nama trafie leśną panna... Jô na nia jachtëja ju wiele lat. Bëm chcôł sa przëzdrzëc temu, czemu przëzérelë sa móji przodkowie. - A cëż to je za zwierz? - Niżóden zwiérz, leno ukôzka. Pöwiôdają, że je baro piaknô, oblokło je w ruchna z pajiczënë, na głowie mô wińc a pëszno spiéwô i tańceje. - Docz të mie tak nacysz, ko doch wiesz, że jem żeniałi! - Ale brëkuja snôżich ödjimków, a blós të to potrafisz zrobić! - Zrobią jich tëli, kuli mdzesz chcôł. Puda z tobą tam, gdze blós badzesz chcôł. Terô të mie przekönôł. Zrobimë tak, jak të rzekł. Tej co, czedë jidzemë w ten waji las? Cwiczënk 2 Wëdolmaczë znaczënk pöstapnëch rzeklënów ^i przësłowiów (objaśnij znaczenie następują-cych powiedzeń i przysłów): W las pönëknąc - Wözëc drzewo do łasa - Të jesz jes dalek w lese - Stôri jak óliwsczi las - Przëdô sa jak bróna w lese - Tego tam tëli je, jak jëglënë w lese - Rëbôcë żëją z rib, Lesôcë z grzib - Cwiczënk 3 o Na kôrce Kaszëbsczi naléze a wëpiszë pözwë nôwikszich kaszëbsczich lasów. (Znajdź na mapie Kaszub i wynotuj nazwy największych kaszubskich lasów). - Wëwidnij, czemu kóle Darżlëbiégó je Puszcza, a przë Tëchölë Börë. Napisze, jaczé lasë zwiemë puszczama, ja-czé börama, a jaczé np. dąbrowama. (Wyjaśnij, dlaczego koło Darzlubia jest Puszcza, a przy Tucholi Bory. Napisz, jakie lasy nazywamy puszczami, jakie borami, a jakie np. dqbrowarni). Cwiczënk 4 Na 33 starnie nalézesz pözwë rozmajitëch ôrtów lasu, ale nôleżi dobrze pöłączëc ze sobą pôrë pólsczich i kaszëbsczich pozwów. Żelë badą jaczé wąt-plëwótë w tim, jak zrobić zadanie, zazdrzë do słowarza. [Na stronie 33 zapisano nazwy różnych rodzajów lasu, ale należy prawidłowo połgezyć ze sobą pary polskich i kaszubskich nazw. Jeśli pojawią się jakieś wątpliwości co do tego, jak wykonać zadanie, to zajrzyj do słownika). 32 POMERANIA LUTY2016 KASZËBSCZIDLÔ WSZËTCZICH LAS: dębowy jiglënowi, jiglasti stary, dziewiczy chöjowi, chöjnowi, sosnowi nasienny danowi, jaglijowi, danówc młody lëstowati, lëscasti olchowy bukowi, buczënowi, bukowina, bukówc mieszany brzozowe, brzozôk, brzozownik, brzozowi iglasty dąbrowa, dabówc, dabnik, dabnica, dabówi sosnowy graböwina, grabowe, grabowi bukowy ölszëna/ólszëna, ölszéwc, ölszówk, ölszewi brzozowy miészóny grabowy stôri, stôrodôwny, nienarëszony, dzewiczi, puszczô, pralas świerkowy semiénny liściasty szachöwina, drągöwina Cwiczënk 5 Ti, co szlë w las, ödmôwielë taką mödlëtwa (idq-cy do lasu odmawiali taką modlitwę): Jida w las, bierzą Nôswiatszi Pannë pas i tim pasa sa ópasza, i wszëtczé nieszczesca... robactwa odstrasza. - Rzeczë, jaczé znaczenia wedle cebie są skrëté w ti mödlëtwie. (Powiedz, jakie znaczenia twoim zdaniem sq ukryte w tej modlitwie). Żlë chcesz sprawdzëc swöje mëszlenié w ti spra-v'*.. 3 wie, wëszukôj w internece zéwiszcze: pas Bogurodzicy a bo pas Najświętszej Maryi Panny. (Jeśli chcesz zweryfikować swoje myślenie na ten temat, to znajdź w internecie hasło: pas Bogurodzicy albo pas Najświętszej Maryi Panny). W Żëcym i przigódach Remusa Majköwsczi téż wëzwëskôł ten mötiw i pisôł tak: Dużi kawałk zemi kaszëbsczi pökriwają lasë, ale żóden nie je taczi wiôldżi i pełen tajemnice jak Las Mirochöwsczi... Zabłądzëc możesz na zybi straszny, kądka pörenë i pö zôchödze słuńca górą letkö wadrëje Dëch Lasu i ca prowadzy na pewną smierc, złi, że lëdzczé ökö zazérô do jegö państwa. Tedë żóden twój krzik ca nie retëje, bö twöjégó zéwu nie póslą drzewa dali do lëdzczich uszu. Le westchniesz do Matczi Bósczi w te słowa: Jida dali, dali w las, wezna Nôswiatszi Pannë Mariji Matczi pas! Przë użëcym słowarza przełożë nen wëjimk na pólsczi jazëk. (Korzystając ze słownika, przetłumacz ten fragment na polski). Cwiczënk 6 Niżi są przësłowia spartaczone z łasa. Szukôj w pölaszëznie taczich, co bë mögłë bëc jich równoznaczënama (zapisze je z boku). (Poniżej zapisano przysłowia związane z lasem. Znajdź ich polskie odpowiedniki i zapisz obok). Jim dali w las, tim wicy drzew. W lese dwa razë padô, z nieba i chójk. Gdze las, tam dzacołë. Świat jak las, człowiek jak lëst. Jesz miedwiédz w lese, ju z niegö köżëch szëją. Wilk znaje droga do lasu. Nie wöłôj wilka z łasa, bó sóm przińdze. Jak sa odezwiesz do łasa, tak cë las ódpöwié. Cwiczënk 7 Wëpiszë z tekstu wszëtczé pödsztrëchniaté słowa. Spróbuj sa domëslec jich pólsczich znacze-niów, żelë nie jidze, tej sprawdzę te znaczenia w słowarzu. (Wypisz z tekstu wszystkie podkreślone słowa. Spróbuj się domyśleć ich polskich znaczeń, jeśli ci się nie uda, to sprawdź znaczenia w słowniku). Taczé słowa, jak: acz, blós, doch, bëlno, ëż, ko, kuli nôle-żą do wskôzowników sparłaczeniô. Te tuwó wëpisóné są apartnyma przikładama słów cëzëch lëteracczi pó-laszëznie. W rolë wskôzowników sparłaczeniô mögą wëstąpic: przëmiónczi, wiążënë, partikle, zamiona. (Słowa: acz, blós, doch, bëlno, ëż, kö, kuli są wskaźnikami zespolenia. Te wymienione są obce polszczyźnie literackiej. W roli wskaźników zespolenia mogą wystąpić: przyimki, spójniki, partykuły, zaimki). Użij wëmienionëch w zestôwku pógrëbionëch słów w zdaniach zesadzonëch. (Użyj wymienionych w ramce pogrubionych słów w zdaniach złożonych). Cwiczënk 8 Badérowie kaszëbiznë, np. F. Lorentz czë B. Sëchta, gôdelë téż ö tpzw. zapówiednikach i odpowiednikach sparłaczeniô. Nôleżą do nich wszëtczé pôrë zapisóné w zdaniach dialogu pógrëbioną kursywą: ten - co, taczi - jaczi, tim - czim, czej - tej, ten - chto, temu - czemu, tëli - kuli, tam - gdze, tak - jak. (Badacze kaszubszczyzny, np. F. Lorentz, B. Sychta, mówili też o tzw. zapówiednikach i odpowiednikach zespolenia. Należą do nich wszystkie pary zapisane w dialogu pogrubioną kursywą). Nalezë i wëpiszë wszëtczé wskózowniczi i za-pówiedniczi sparłaczeniô w rzeczeniach i przë-słowiach z cwiczënku 2 i 5. (Znajdź i zapisz wszystkie wskaźniki i zapowiedniki zespolenia użyte w powiedzeniach i przysłowiach z ćwiczenia 2 i 5). Cwiczënk 9 Lasë mają w kaszëbsczi demonologie swöje dëchë. Nôleżą do nich np.: Bórowô Cotka i Bórówc. Są to strogótlëwé dëchë lasu. Rzeczë, jak sobie je wëöbrôżôsz. (Lasy mają w demonologii kaszubskiej swoje duchy. Należą do nich np.: Borowa Ciotka i Borowiec. Są to opiekuńcze duchy leśne. Opowiedz, jak je sobie wyobrażasz). często - tu: całkiem, całkowicie, jachta - polowanie, môg - tu: rozum, pamięć, ódjimk - fotografia, zdjęcie, pëszny - piękny, plac - tu: miejsce w lesie, gdzie rosną grzyby, ruchna - ubrania, szaty, ukôzka - zjawa POMERANIA GROMICZNIK 2016 33 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Szafarnia Lutowy spacer poświęcimy ulicy znajdującej się w pobliżu centrum Gdańska, tuż nad brzegiem tzw. Nowej Motławy - Szafami. W ostatnich latach tchnięto w nią nowe życie. Hotel Podewils, fot. MS MARTA SZAGŻDOWICZ Kamieniarz z przezwiskiem Spacer zaczynamy przy Hotelu Podewils. Budynek zwany jest Domem pod Murzynkiem. Został zbudowany w 1728 roku przez kamieniarza Krzysztofa Strzyckiego. Strzycki, choć był wybitny, dorobił się przezwiska „lichy Murzyn". Wynikało to nie z jakości jego prac, ale niskiego pochodzenia, którym gardziły gdańskie rody. Jego ojciec był ogrodnikiem z dzisiejszego Dzierzgonia, zwanego wtedy Christ-burgiem. Strzycki mieszkał na Zaro-ślaku, ale jego pracownia, po której nie ma śladu, mieściła się nieopodal hotelu. W okolicy znajdowały się też składy kamieniarskie i dlatego mostek na wyspę Ołowiankę nazywa się Mostem Kamieniarzy. Strzycki, nie przejmując się przezwiskiem, wkomponował główkę Murzynka we własny herb. Można go zobaczyć nad wejściem do hotelu. Obiekt zachwyca swym filigranowym kształtem. Barokowy pałacyk jest ozdobą Szafami, szczególnie od 2001 roku, gdy został odrestaurowany i działa w nim hotel. Podczas prac renowacyjnych detale pokryto dwudzie-stoczterokaratowym złotem, ubytki w rzeźbach z piaskowca wypełniono sztucznym kamieniem. Właściciel hotelu zarządza także drugim obiektem - zamkiem w miejscowości Krąg w powiecie koszalińskim, który należał do rodu Podewilsów. Była to rycerska rodzina pochodząca z Podwilcza pod Białogardem na Pomorzu Zachodnim i to właśnie do niej nawiązuje dzisiejsza nazwa obiektu. Średniowieczni biznesmeni Ruszamy w kierunku deptaku. Ulica Szafarnia pełniła bardzo ważną funkcję już w czasach średniowiecznych. Gdy Gdańsk należał do Zakonu Krzyżackiego, to właśnie tutaj szafarz, czyli urzędnik odpowiedzialny za handel, składował zakonne dobra. Dziś przypomina o tym jedynie nazwa ulicy. Najważniejszymi szafarzami byli malborski i królewiecki. Przez ich ręce przechodziły wielkie sumy, ponieważ sprzedawali zboża, bursztyn, sukna, miedź, czy też wosk. Po naszej prawej stronie rozciąga się przystań jachtowa - Marina Gdańsk. Została oddana do użytku w 1997 roku, kiedy miasto świętowało swoje tysiąclecie. Przystań dysponuje 75 miejscami na jachty o zanurzeniu nieprzekraczającym 3,5 m. Idąc wzdłuż nabrzeża, natkniemy się na stalowe dźwigi i pachołki do cumowania. To pozostałości po okresie, gdy deptak służył jako nabrzeże przeładunkowe. Najstarsze mury Perełką wśród nowoczesnej zabudowy ulicy jest zabytkowy Hotel Gdańsk. Mieści się on w dawnym spichlerzu, który został zbudowany w 1750 roku. Historyczna nazwa budynku to Nowa Pakownia. Pakowniami nazywano spichlerze przeznaczone na towary opakowane. Pierwsze powstały w 1649 roku na Wyspie Spichrzów, ale niestety nie przetrwały II wojny światowej i nigdy ich nie odbudowano. W XIX wieku w Nowej Pakowni składowano drobnicę, która musiała zostać oclona. Inspektorzy pruskiej Dyrekcji Ceł i Akcyzy pracowali w sąsiednim budynku, na którego miejscu dziś stoi Amber Tower. Nazwa ta nie funkcjonuje jeszcze w świadomości mieszkańców, ponieważ nadana została po renowacji zakończonej w 2014 roku. W środku mieści się restauracja, biura oraz apartamenty. Nowa Pakownia nie została zniszczona, dzięki czemu hotel może szczycić się wyjątkowym wnętrzem. Dla zachowania oryginalnej konstrukcji zrezygnowano nawet z doprowadzenia windy na najwyższe kondygnacje. W uznaniu za wkład w rewitalizację obiektu Rada Miasta Gdańska nadała hotelowi prawo do używania prestiżowej nazwy Gdańsk. Miejsce słynie głównie z restauracji Brovarnia, która szczyci się własnym minibrowarem. 34 POMERANIA LUTY 2016 Harolëna Czemplih li cuwżimëpô Htiiiëbach, WlaAë 1M-M1 i gimnazjum Helowa-gard wiele kiilturów Céle wanodżi Uczeń: • pöznôwô wielekulturową historia Bëtowa • pöznôwô historia krzëżacczégö zómku • pöznôwô nôstarszé köscołë i jich historia • zapöznôwô sa z wëzdrzatka i symboliką herbu gardu • pöznôwô nôstarszé budinczi gardu • pöznôwô bëlnégö utwórca spartaczonego z Bëtowa • utrwaliwô wiédza zwënégöwóną ób czas zwiedzaniô gardu Metodë robötë • samöstójnô robota z interneta • dofulowiwanié wölnëch placów w teksce • usôdzanié gwôsny nadczidczi • wskôzywaniézdaniówzamikającëch wse prôwdzëwé i nieprôwdzëwé ödpöwiescë • kôrbiónka z mieszkańcama gardu • dofulowiwanié wölnëch placów w teksce pödónyma ökresleniama Förmë robötë • indiwidualnô / w pôrach Didakticzné pömöce • kôrta robötë (möże ja ôprôcowac np. w förmie ksążeczczi) Bibliografio R. H rynek, Okolice Trójmiasta: Wybrzeże, Kaszuby, Żuławy, Warszawa 2008, s. 82-84. J. Kociuba, Pomorze: praktyczny przewodnik turystyczny po ziemiach dawnego Księstwa Pomorskiego, Szczecin 2012, s. 606-611. 50 cudów Pomorza, pod red. D. Walkiewicz, M. Drzewickiego, Gdańsk 2010, s. 243-246. http://zamekbytowski.pl/ CZILE DNIÓW PRZED WANOGĄ 1. Szkolny, znające akurôtny termin wanodżi, miôłbë skontaktować sa z proboszcza parafii sw. Jerzégô, ksadza Romana Malinowsczim, pod numra 59 822 38 41, i pöprosëc gö o ötemkniacé kóscoła w dniu rézë do Bëtowa. 2. Szkolny dôwô uczniom nôslédné zadanie dodóm/ dodôwköwé zadanie, jaczé pozwoli uczniom przërëch-towac sa do zwiedzaniô Bëtowa: Pöznôj historia krzëżacczégö zómku w Bëtowie umô-lowóną na internetowi starnie http://zamekbytowski. pl/#/historia_zamku/, a pôstapno zagrôj w gra, jaką nalézesz pöd adresa http://zamekbytowski.pI/#/gra/. Jeżlë jes bôczlëwó przeczëtôł/przeczëtała dzeje zómku, nie mdzesz miôł/miała jiwru z danim bezzmiłkôwëch ödpöwiesców. Pö wëkönanim zadaniô wëdrëkuj pö-dzaköwanié ód Wastë Zómku. Jak ju badzesz w Bëtowie, pökażë je w sedzbie Zôpadnokaszëbsczégö Muzeum na krzëżacczim zómku i odbierze nôdgroda. Bôczënk: Zapamiatôj, jak nazéwają sa apartné dzéle krzëżacczégó zómku. Wiédza na zwënégujesz, roz-rzesziwającë jedno z zadaniów ob czas wanodżi. Przed zaczacym wanodżi szkólny rozdôwô kôżdému uczniowi (abô pôrze uczniów) jeden egzemplôrz kôrtë robötë z zadaniama do zrobieniô. CYG WANODŻI Dzysdnia ödwiedzysz Bëtowö, gard wiele kulturów. Twöjim zadanim mdze odwiedzenie môlów, chtërne przëblëżą Cë nié leno dzeje negö sedlëszcza, ale téż historia Kaszub. Jeżlë mdzesz bôczlëwö słëchac i zdrzec, to na gwës bezzmiłköwö dofulëjesz kôrta robötë. Dobri zwënédżi! Pierszé zadanie żdaje na Cebie na krzëżacczim zómku, jaczi nachôdô sa przë szaséji Zamkowa 2. Jeżlë ódwie-dzysz Bëtowö w pöniedzôłk, möżesz darmôk zwiedzëc etnografną ekspozycja w Zôpadnokaszëbsczim Muzeum. WANOŻIMË PÔ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM Zadanié 1 a) Przëbôczë so historia krzëżacczégö zómku, jaką jes czëtôł/czëtała chutczi w internece, a pöstapno pödôj pözwë apartnëch dzélów krzëżacczégö zómku, chtërne są oznaczone lëtrama A-H. Cobë rozrzeszëc to zadanie, möżesz zwënégöwac pömöc mieszkańców gardu. ~..................................................................................... Pö zwiedzenim krzëżacczégô zómku biéj do göticczi g _ wieżë, jakô nachôdô sa przë szaséji, co sa zwie Starokościelna. Cobë do ni duńc, muszisz nôpierwi jic C -..................................................................................... do szaséji 1 Maja. Skrac w lewö i biéj ną szaséją tak _ _ długô, jaż mdzesz mógł/mögła skracëc znôwu w lewö, ~..................................................................................... czëlë w szaséja Jana Pawła II. Pö przeńscym czilenôsce E - métrów nalézesz sa na rogu szaséji Jana Pawła II i szaséji Starokościelna. W nym môlu żdaje na Cebie zadanie 2 F -..................................................................................... i zadanie 3. ^ ..................................................................................... Zadanie 2 H -..................................................................................... Przed sobą widzysz pööstałoscë dôwnégö köscoła sw. Katarzënë, czëlë göticką wieża. W ji westrzódku miescy b) Dlô zwiedzywającëch etnografny wëstôwk: Ob Sa dzysdnia öddzél Zôpadnopömörsczégö Muzeum, czas öbzéraniô muzealnëch zbiérów, wëbierzë je- Przëzdrzi sa dokładno temu môlowi i dôj ösoblëwi den eksponat, chtëren nôbarżi sa Tobie uwidzôł, bôczënk na tôfle, jaczé pözwölą Tobie lepi poznać a pöstapno öpiszë gö i udokazni swój wëbiérk. historia swiatnicë. Pö zapóznanim sa z infórmacjama, nacechuj kol köżdégö zdaniô lëtra P, jeżlë zamikô öno ............................................................................................ w se prôwdzëwé informacje, abö F - jeżlë falszëwé. ............................................................................................ 1. Patronką parafii öd samégô zôczątku bëła sw. Katarzëna. P/F NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (94), DODÔWK DO„PÖMERANII" ■ WANOŻIMË PÔ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM 2. Kôscół nôprzód béł włôsnoscą ewangelików, a dopierze pözdze katolëków. P/F 3. Götickô wieża sw. Katarzënë to pööstałosc pô pierszi swiatnicë Bëtowa. P/F 4. Kôscół w cygu stalatów béł wielerazowö przebu-dowiwóny. P/F 5. W môlu, gdze czedës stojała swiatnica, dzysdnia mö-żemë öbzerac leno ödsłoniaté fundamentë dôwnégô köscoła. P/F 6. W pöôstałoscë murów dôwnégö köscoła sw. Katarzënë östała wmurowónô tôfla z pôzwama fundatorów budacji pomnika Jana Pawła II. P/F Köscół pw...........................................i................................. óstół wëbudowóny w latach 1847-1854. Architekt, chtëren gô zaprojektowôł, miôł za mödło köscół sw. Mateusza w ............................... Na zóczątku swiatnica bëła môla, gdze mödlëlë sa........................................... zato pójich wëjachanimköscółöstôłwl945 r. przëstosowóny do wëmôganiów wiarë......................................................... b) Köl kóscoła nachôdają sa téż trzë mieszczańscze kamieńce, chtërne są pööstałoscą nôstarszi gardowi architekturë. Pödôj stolaté, w jaczim öne pöwstałë. Bôczënk: W nym zadanim möżesz zwënégöwac do-dôtköwé punktë. Sygnie, że napiszesz jesz rôz zdania, przë jaczich rëchli môsz postawione lëtra F, tak cobë nym raza öne zamikałë w se prôwdzëwé informacje. Czekawöstka: Jeżlë mdzesz na rënku w pôłnié öb zymk abö ôb lato, muszebno zatrzëmôj sa na ödpöczink przë fontannie. Öd gödzënë 12.15 do gödzënë 12.30 möżno pödzywiac snôżi pökôzk wödnëch strëgów. Zadanié 5 i zadanié 6 żdaje na Cebie kôl cerkwi sw. ............................................................................................ Jerzégö, jakô nachôdô sa sprzëti szaséji Josyfa Slipyja 5. Cobë tam duńc, muszisz z szaséji Jana Pawła II ............................................................................................ skracëc w szaséja, co sa zwie Wąska, a pó czile metrach w prawo w szaséja Młyńska. Duńdzesz nią do szaséji Wojska Polskiego, jakô póstapno przeńdze w szaséja Zadanie 3 Drzymały. Jidącë szaséją Drzymały, dôj bôczënk na „.......... _ . ... snôżé zdobione kamieńce, chtërne stoją przë Drzymały W czile molach kol wiezë nachódó sa wizerenk herbu 12-24. Póstapno skrac w drëgą pósobicą droga w lewi gardu. Przëzdrzi mu sa dokładno, a postapno wëkonoj stronie, to je w szaséja Nad Borują. Po przeńdzenim ponizsze polete. czj|e métrów skrac w lewo na szaséja Josyfa Slipyja. a) Usadzë öpisënk herbu. Zadanie 5 Ödwiédzë cerkwią sw. Jerzego, jakô nachódó sa przë szaséji Parkowa 5. Pó zwiedzenim bëna swiatnicë dofuluj wólné place w tek-............................................................................................ sce ókresleniama pódónyma na początku IV starnë. b) Napisze, dlócze w herbie Bëtowa nachódó sa zómk? Cobë rozrzeszëc to zadanie, móżesz zwënégöwac pomóc mieszkańców gardu. Cobë zrobić pósobné zadanie, biéj na rënk. Duńdzesz tam, jidącë dali szaséją Jana Pawła II. Zadanie 4 Przë gardowim rënku w Bëtowie nachódó sa czile budinków, chtërne zasłëgiwają na ôsoblëwi bóczënk. Cobë poznać lepi jich historie, wëkönôj poniższe pólétë. a) Öbezdrzë parafialny kóscół pw. sw. Katarzënë i sw. Jana Chrzcëcela, chtëren nachódó sa przë szaséji Jana Pawła II 22, a póstapno dofuluj pusté place w teksce. Kóscół sw. Jerzego to swiatnica wiele wëznaniów. Na zóczątku swiatnica przënôlégała do ewangelików. Jednym z ji nóbarżi znónëch pastorów béł......................, chtëren w XVI stalatim wëdół w Gduńsku dwa tekstë: Duchowne piesnie D. Marcina Luthera y ynszich nabożnich mężów z niemieckiego w Slawięsky ięzyk wilozone... i Mały Katechizm. Öbadwa dokazë uznôwóné są za nôstarszé drëköwóné pamiątczi kaszëbsczégó jazëka. Ö köscele sw. Jerzégö gódó sa téż, że to köscół................................... bö ödbiwałë sa tuwó nóbóżeństwa w nym prawie jazëku. Öd 1984 roku swiatnica taje............................................Bënë swiatnicë nachódó sa scana wëfulowónô ikónama, czëlë ..........................Nósnóżniészi element tworzą centralne dwiérze w ikonostasu, czëlë ............................................ Móżemë dozdrzec tuwó sztërë wizerënczi. Pierszi z nich przedstówió...........................................na koniu. Ta ikona dówó wiédza o tim, jaczi swiati je patrona ti cerkwi. Póstapno ikona przedstówió nauczającego Christusa. Na pósobny ikonie widzymë Matka Bóżą z Dzecątka na rakach. Slédnô ikóna przedstówió swiatégö, chtëren je w nëch stronach nóbarżi tczony, czëlë.............................. NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (94), DODÔWK DO„PÔMERANII" WANOŻIMË PÖ KASZËBACH, KLASËIV-VII GIMNAZJUM kaszëbsczi, ikonostas, sw. Mikołaja, Szimón Krofey, sw. Jerzégö, carsczé wrota, grekökatolëcką cerkwią Zadanié 6 Jeżlë bôczlëwô jes öbserwôwôł/ôbserwöwała stôro-dôwnotë gardu, to bez jiwru dofulëjesz krótczi tekst tikający sa dzejów i historii Bëtowa. Bëtowö to gard wiele wëznaniów, w cygu stalatów mieszkelë tuwö.................................................................... i.............................................Szlachë öbecnoscë dôwnëch mieszkańców uwdôrzają köscołë, np. swiatnica ............................................ i ............................................. a téż cerkwiô....................................Z Bëtowa spartaczone bëło dzejanié pastora.......................................chtëren je autora nôstarszich drëköwónëch pamiątków kaszëb-sczégö jazëka. Jedną z nôwikszich atrakcjów gardu je ............................. zómk, jaczi óstôł wëbudowóny na przełómanim..........................i..........................stalatégô. ÖDPÖWIESCË Zadanié 1 a) A - Różanô Baszta, B - Młińskó Baszta, C - Ksyżëcy Dodóm, D - Klôsztorny Dodóm, E - Pölnô Baszta, F -Dodóm Sądu, G - Dodóm Gdowów, H - Parszënowô Wieża Zadanie 2 1F, 2F, 3P, 4P, 5F, 6P Zdania, jaczé nót bëło poprawie tak, cobë zamikałë w se prôwdzëwé informacje: 1. Patronką parafii na zóczątku bëła sw. Małgorzata. 2. Kóscół nôprzód béł włôsnoscą katolëków, pózdze ewangelików, a na kuńc znôwu katolëków. 5. W môlu, gdze czedës stojała swiatnica, dzysdnia móżemë öbzerac ódsłoniaté fundamentë i scanë dôwnégô kôscoła. Zadanié 3 a) Herb Bëtowa przedstôwiô biôłi zómk na mödrim tle. Zómk je öbkrążony murama z brómą. Wieże zómku zakuńczone są czerwionyma dakama. Pömidzë nima nachôdô sa biôłô trzënórtnô tôrcz z prostim czôrnym krziża, jaczi je symbóla krzëżacczégó zôkönu. b) W herbie Bëtowa nachôdô sa zómk, bó przëbôcziwó ön ö tim, że dzeje gardu bëłë wnet ód zóczątku spartaczone z krzëżacczim zôköna. Zadanié 4 a) sw. Katarzënë, sw. Jana Chrzcëcela, Berlënie, pro-testancë, katolëcczi b) Kamieńce powstałe w XVIII i XIX stalatim Zadanie 5 Bezzmiłköwô pósobica wpisywanió słowów: Szimón Krofey, kaszëbsczi, grekókatolëcką cerkwią, ikonostas, carsczé wrota, sw. Jerzego, sw. Mikołaja. Zadanie 6 Bëtowö to gard wiele wëznaniów, w cygu stalatów mieszkelë tuwó protestancë, katolëcë i grekökatolëcë. Szlachë óbecnoscë dôwnëch mieszkańców uwdôrzają kóscołë, np. swiatnica sw. Katarzënë i sw. Jana Chrzcëcela, a téż cerkwiô sw. Jerzégö. Z Bëtowa spartaczone bëło dzejanié pastora Szimöna Krofeya, chtëren je autora nôstarszich drëkówónëch pamiątków kaszëbsczégö jazëka. Jedną z nówikszich atrakcjów gardu je krzëżacczi zómk, jaczi óstół wëbudowóny na przełómanim XIV i XV stalatégö. Tłómaczëła Hana Makurôt AKADEMIA BAJKI KASZUBSKIEJ Kaszubskie Bajania to spölëznowô kampanio realizowónô przez Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie i Radio Gduńsk. Pöwsta ona z mëslą ö dzecach, żebë ju öd nômłodszich lat pöznôwałë kulturową spôdköwizna Kaszub. Jednym z célów kampanii je pödniésenié w spölëznie swiądë tegö, jak wiôldżé znaczenie mô czëtanié dzecóm. wicy na www.akaderniabąjkikaszubskięj.pl IV NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (94), DODÔWK DO„PÖMERANII" Trzemëdłôw Hilian Vczba dl&klaô gimnazjum Tanowi ôkrat - rzecz a profesorze Qerace labudze Céle uczbë Uczeń: • pöznôwô Stegna żëcégö prof. Gerata Labudę • rozmieje körzëstac z rozmajitëch zdrzódłów informacji i szëkac w nich brëköwnych wiadłów • rozmieje wëcygacwniosczi naspödlimöbezdrzónégö filmu • rozmieje wskazać falszëwé wiadła i zastąpić je prô-wdzëwima Metodë robötë • wskazëwanié zdaniów zamikającëch w se bezzmił-köwé i falszëwé ödpöwiescë • dofulowiwanié pustëch placów w teksce • gabné wëpöwiescë tikającé sa żëcégö prof. Labudë Förmë robötë • indiwidualnô • w pôrach Didakticzné pömöce • film ö żëcym prof. Gerata Labudë (z 2007 r.) Bibliografio i zdrzódła T. Schramm, Gerard Labuda - zarys biografii, w: Pro Memoria Gerard Labuda (1916-2010), zebrał, opracował oraz wstępem opatrzył J. Borzyszkowski, Gdańsk -Wejherowo 2011. T. Bolduan, Nowy Bedeker Kaszubski, Gdańsk 2002. Film ö żëcym prof. Gerata Labudę (2007, reż. Joanna Malinowska, z cyklu „Wybitne postaci Uniwersytetu", Filmoteka UAM Uniwersyteckie Studio Filmowe): http://usf.amu.edu.pl/filmoteka/wybitne-postacie-uniwersytetu/prof-gerard-labuda, CYG UCZBË Cwiczënk 1 Na spódlim filmu ö profesorze Gerardze Labudze, chtëren jidze nalezc tuwó: http://usf.amu.edu.pl/ filmoteka/wybitne-postacie-uniwersytetu/prof-gerard-labuda, zaznaczę, czë pödóné zdania są prôwdzëwé czë falszëwé. Te falszëwé zmień tak, żebë zawiérałë prôwdzëwé wiadła: a) Prof. Gerat Labuda napisôł czileset dokazów nôukôwëch, rozpraw, artiklów i bez mała 30 ksążków. P/F b) Jakno sztudéra czwiôrtégö roku sztudiów napisôł swój dokôz doktorsczi. P/F c) Do spödleczny szköłë chódzył w Wejrowie. P/F d) W Muzeum w Wejrowie z leżnoscë 90. roczëznë Gerata Labudë östôł ödemkniati wëstôwk ticzący sa żëcégö profesora. P/F e) Pierszim jazëka, jaczégö jakno dzeckö naucził sa profesor, béłjazëk niemiecczi. P/F f) Profesor Labuda na Uniwersytece Adama Mickiewicza w Poznaniu utwórził Zakłôd Historie Pömörzégö. P/F g) Prof. Labuda raza z białką Albertą wëchöwelë szesc sztëk dzecy: piać sënów i córka. P/F Cwiczënk 2 Wëpiszë title ksążków, jaczé napisół prof. Gerat Labuda i o jaczich je gódka w filmie. UCZBADLÔ KLAS GIMNAZJUM Cwiczënk 6 Na spödlim dostapnëch dlô ce zdrzódłów informacji (np. T. Bolduan, Nowy Bedeker Kaszubski czë zdrzódłów internetowëch) dofuluj wiadła ö żëcym prof. Gerata Labudë. Gerat Labuda urodzyłsa w............roku w Nowi Hëce köl Kartuz jakno syn Stanisława i Anastazje z Baranowsczich. Swöją przënôleżnosc do kaszëbsczi Tatczëznë i swöja kaszëbską juwernota prof. Labuda pödsztrichiwôł słowa i czëna przë köżdi leżnoscë. W rodzynnym dodomie naucził sa pisać i czëtac pö polsku i niemiecku. Późni zaczął nôuka w sztërëklasowi spódleczny szkole we wsë ............................. do chtërny chödzył w latach 1924- -1928. W przecygu paru miesący nalôzł sa tedë w trzecy klasę. W roku..............rozpoczął historiczné sztudia na....... ................................i wtenczas, jak sóm to rzekł: „pławił sa w ksążkach"*. Czej zaczała sa II światowo wöjna, muszół przerwać sztudia. Leno późni robił je dali na krëjamnym Uniwersytece Zôpadnëch Zem z sedzbą w Warszawie. Tam téż ötrzimôł w 1943 roku titel magistra na spödlim wëdónégö w 1937 r. dokazu.............................................. .................Doktorat obronił w.............roku na spódlim przedwójnowi rozprawę Założenia Arcybiskupstwa Magdeburskiego i Biskupstwa Poznańskiego na tle wschodniej polityki misyjnej. *T. Schramm, Gerard Labuda..., s. 15. Cwiczënk 3 Jaczima znankama uspósobienió wëapartniwôł sa prof. Labuda? Jaczim béł człowieka? Zapisze odpowiedz na spódlim wiadłów uczëtëch w filmie. Cwiczënk 7 Na spódlim dostapnëch dló ce zdrzódłów informacji dopasuj wëdarzenia z żëcégö Gerata Labudę do czasu, w chtërnym sa ódbiwałë. 1946 Pôczestny Nôleżnik Kaszëbskö--Pömórsczégô Zrzeszeniô 1956 Habilitacjo na spödlim rozprawę Studia nad początkami państwa polskiego 1962-1965 Wiceprezes Pölsczi Akademie Nôuk 1978 Nadanie titla profesora zwëczajnégö 1984-1989 Pierszi prezes reaktiwöwóny Polsczi Akademie Umiejatnoscë 1989-1994 Rektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu 2003 Pośmiertne utczenié Ördera Örła Biôłégö 2010 Pöczestny Nôleżnik Kaszëbsczégö Institutu Cwiczënk 4 Na spódlim filmu wëłożë, jak prof. Labuda rozmiôł nóuka i czim dló niego bëła? Jak rektor Póznańsczegó Uniwersytetu Stanisłów Lorenz nazwôł prof. Gerarda Labuda? [okręt flagowy] Chcemë to so zapisać w temace naji uczbë: Temat: Fanowi ökrat - rzecz ö profesorze Gerace Labudze. Cwiczënk 5 Na spódlim filmu rzecze, jak prof. Labuda ódnószół sa do Kaszëb i jazëka kaszëbsczégó? Cwiczënk 8 Dobierzta sa w pôrë. Na spódlim bibliograficznego wëkazu dokazów przedstówta badawcze zajimnotë prof. Labudę. NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (94), DODÔWK DO„PÔMERANII" UCZBA DLÔ KLAS GIMNAZJUM / GRAMATIKA a. Wielkie Pomorze w dziejach Polski (1947) b. Udział uczonych polonijnych i uczonych polskich działających na obczyźnie w rozwoju nauki (Nauka Polska, 1979) c. Historia kultury jako historia twórczych innowacji (Nauka Polska, 1991) d. Historia kultury historią cywilizacji (UAM, 1993) e. Próba nowej semantyki i nowej interpretacji źródeł historycznych (Studia Źródłoznawcze, 1957) f. Pierwsze państwo słowiańskie - państwo Samona (1949) g. Polska granica zachodnia. Tysiąc lat dziejów politycznych (1971) h. Dzieje Zakonu Krzyżackiego w Prusach. Gospodarka - Społeczeństwo - Państwo - Ideologia (wraz z prof. Marianem Biskupem) i. Kaszubi i ich dzieje (1996) j. Historia Kaszubów w dziejach Pomorza (2006) ÖDPÖWIEDZË Cwiczënk 1 a) P b) F Jakno sztudéra trzecégö roku sztudiów napisół swój dokôz doktorsczi. c) F Do spôdleczny szköłë chódzył w Lëzënie. d) P e) F Pierszim jazëka, jaczégô jakno dzeckó naucził sa profesor, béł jazëk kaszëbsczi. f) P g) F Prof. Labuda raza z białką Albertą wëchöwelë piać sztëk dzecy: sztërzech sënów i córka. Cwiczënk 6 1916; Lëzëno; 1936; Póznańsczim Uniwersytece; Polska i krzyżacka misja w Prusach; 1944 Cwiczënk 7 1946 Habilitacjo na spödlim rozprawę Studia nad poczqtkami państwa polskiego 1956 Nadanie titla profesora zwëczajnégö 1962-1965 Rektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu 1978 Pöczestny Nôleżnik Kaszëbskö--Pömörsczégö Zrzeszeniô 1984-1989 Wiceprezes Pôlsczi Akademie Nôuk 1989-1994 Pierszi prezes reaktiwöwóny Polsczi Akademie Umiejatnoscë 2003 Pöczestny Nôleżnik Kaszëbsczégö Institutu 2010 Pośmiertne utczenié Ördera Örła Biôłégö Cwiczënk 7 Tłómaczëła Marika Jocz Hana Makuroi ęramatika i Dglowé wiodła aznankownikii. lëczba i ôrt znankówniha Znankównik - je parta möwë, jaczi nazéwô znanczi i ödpöwiôdô na pętania jaczi?, jakô?, jaczé?, chtëren?, chtërna?, chtërno?, chtërny?, chtërne? Znankównik je ökreslenim jistnika i möże wskazëwac na rozmajité znanczi jistnika: na jegö wiôlgösc, farwa, sztôłt czë jiné znanczi, np.: môłi knôp, czerwionô chëcz, krzëwé drzewö, piakné gwiôzdë. Znankównik je ötmieniwnym parta môwë i ötmieniwô sa przez przëpôdczi, lëczbë i ôrtë. Cwiczënk 1 Z pödónégö tekstu wëpiszë znanköwniczi. Janusz Mamelsczi ZOO Rzekł rôz w szkole Kuba: Szkolno nie wié co! Më bëlë jachóny w niedzela do ZOO! Co tam rozmajitëch zwierzatów so żëje! To dlô móji głowë do pójacó nie je! Cażkó i pomału chodzą grëbé słonie. A uparti ósół stoji sóm na stronie. Përzna dali leżi wióldżi, straszny lew! Östri je i dërny, to zwierzatów szef. Ptôchë zabôczëłë ö wësoczim niebie. Wilk wëszczérzô zabë, straszi mie i cebie. Tigris téż lëtoscë ni mô dlô nikögö. Żirafa z podniosłą wësok chódzy głową. Chacë do zabawë psotné môłpë mają. Stopka w stopka smiészno pingwinë deptają. Möcno tam sa przikrzi gromistim miedwiedzóm, Czôrno-biôłé zebrë młodą trôwa jedzą. Lës znów cos zamiszló, letko tam-sam chódzy. Dzëczi w zemi rëją i starsze, i młodé. VII NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (94), DODÔWK DO„PÖMERANH" GRAMATIKA Chwatczi w wodze zelińt sztiwny je na brzegu. Żmije wiedno leżą, a nigdë nie sedzą. Tëlé tam zwierzatów i naszich, i cëzëch! A köżdé w czims jinym przëbôcziwô lëdzy. - A jaczi zwiérz, Kubö, przëbôcziwô cebie? - Wejle, môja szkolno tegô jeszcze nie wié? J. Mamelski, Żëcé dzecy. Życie dzieci. Kaszubskie wierszyki dla dzieci, Gdynia 2012. Cwiczënk 2 Do pödónëch jistników dobierze z ramczi pasowné znanköwniczi: jasné, usmiechniaté, brzadowô, czekawô, mądri, cepłi harbata - jakô? mańtel - jaczi? słuńce - jaczé? brawada - jakô? sztudérowie - jaczi? dzecë - jaczé? Cwiczënk 3 Do pödónëch znanköwników dopiszë znanköwniczi ö procëmnym znaczënku: lëchi -........................... biédny - nisczi -........................... wiôldżi - cepłi -........................... brzëdczi - wiesołi -........................... nowi mądri wielnô lëczba chłopsköpersonowi ôrt: piakny (np. chłopi), wësoczi (np. urzadownicë) niechłopsköpersonowi ôrt: piakné (np. królewiónczi), wësoczé (np. drzewa) Cwiczënk 4 Zamieni förmë pöjedinczny lëczbë na förmë wielny lëczbë: mödri kwiat snôżô uczenka wiôldżé karno dradżi problem czëstô pôlëca lëchi spösób głaböczé môrze doswiôdczony przédnik -biôłô mësz wiszniowi sok dobré serce zelony kątór lëczba i ôrt znanköwnika W pöjedinczny lëczbie znanköwnik mô trzë ôrtë: chłop-sczi, białogłowsczi i dzecny, zato we wielny lëczbie mô ön le dwa ôrtë: chłopsköpersonowi i niechłopsköpersonowi. Chłopsköpersonowi ôrt ötnôszô sa do personów chłopsczi płcë abö personów raza chłopsczi i białogłowsczi płcë. Znanköwniczi w chłopsköpersonowim ôrce są zakuńczone na -//-/, np.: redosny sztudéro-wie, czekawi lëdze. Niechłopsköpersonowi ôrt öbjimô te znankôwniczi, jaczé nie ötnôszają sa do personów chłopsczi płcë, tak tej mieszczą sa tuwó określenia zwierzatów, zachów, pöjaców, zjawiszczów, a téż określenia personów białogłowsczi płcë i określenia personów, chtërne w pójedinczny lëczbie mają dzecny ôrt. Znankówniczi w niechłopskópersonowim ôrce są zakuńczone na -é, np.: dobré sztudérczi, pôsłëszné dzecë, farwné ôbrazë, chutczé trusë. pöjedincznô lëczba chłopsczi ôrt: piakny (np. stółk), wësoczi (np. chłop) białogłowsczi ôrt: piaknô (np. chëcz), wësokô (np. starka) dzecny ôrt: piakné (np. ókno), wësoczé (np. dzeckö) Cwiczënk 5 Do wëpisónëch z poniższego tekstu jistników dopisze znankówniczi, jaczé je ókresliwają. Zapisze, jaczi je ôrt wëpisónëch jistników i jaczi je ôrt znankówników, chtër-ne wëpiszesz. Mariónk chóc miôł leno ósme lat, wëzdrzôł colemało jak bania. Nodżi miôł grëbé jak élefant, brzëch wiôldżi jak balón, szëji wnetka nie bëło widzec, race krótczé a sëté, pôlce jak serdelczi. Żebë ón chócô na podwórze wëszedł, z drëchama póbiegół abó w bala zagrół, ale gdze, ón ród doma sedzół, w kómputrze grół a szma-kół drażetczi, rozpuszczalne gumë, ptôszé mleczka, a czej negó zabrakło, rozmiół wzyc całą tuta cëkru zjesc. W szkole na niego wöłelë: grëbela, sëtulc abó sëti Mariónk, le ón so nick z tego nie robił, maklół sa pó brzëchu ë smiôł sa swójima skażonyma zabama. R. Drzéżdżón, Piernikowi Strôszk, w: tegöż, Kômputrowé krôsnia. Pôwiôstczi i wiérztczi dlô dzôtków, Gdiniô 2010. nodżi (jaczé?) -.................................................................. ôrt jistn.:....................ôrt znank.:....................... brzëch (jaczi?) -................................................................ órt jistn.:....................ôrt znank.:....................... racë (jaczé?) -.................i (jaczé?).................................... ôrt jistn.:....................ôrtë 2 znank.:.................. gumë (jaczé?) -................................................................. ôrt jistn.:....................órt znank.:....................... mléczka (jaczé?) -.............................................................. ôrt jistn.:....................ôrt znank.:....................... tuta (jaką?) -...................................................................... ôrt jistn.:....................ôrt znank.:....................... Mariónk (jaczi?) -............................................................... órt jistn.:....................órt znank.:....................... zabama (jaczima?) -........................................................... órt jistn.:....................órt znank.:....................... VIII Redakcjo: Marika Jocz / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Piotr Machola / Öbrôzczi: Joana Közlarskô /Wespółroböta: Hana Makurôt, Karolëna Czemplik NAJE KÔRBIÓNCZI Ôstawic pö sobie cos wiacy Ze żłobiôrza i grafika Andrzeja Arendta gôdôł Stanisłôw Janka. Të jes pöczestnym na Kaszëbach i Pömörzim żłobiôrza i grafika, ale całé twöjé żëcé je sparłączoné z Wejrowa. Tuwö je twöje rodné gniôzdo, tuwö të mieszkôsz i usôdzôsz. Nié tak dôw-no prawie w wejrowsczim Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi ôdbéł sa widzałi twój bene-fis, chtërny zgromadzył baro wiôlgą lëczba uczastników. Tuwö téż pöd kuńc lat szescdzesątëch rozpöczała sa twöja przigöda z artisticzną robötą... Wszëtkö, to je möja przigöda z kuńszta, zaczało sa w 1976 roku. Jô to baro dokładno móga sobie wdarzëc - to béł piątk i 13, ale chto bë tam mëslôł ö tim, że to są gusła. Wôżné dlô mie i dlô möjich drëchów bëło to, że më möżemë miec plac na zetkania. Szło ö warköwnia pani, chtërna mieszkała na dólny köndignacji najégö bloku. I hewö le pani Ötiliô Szczuköwskô, bö ö ni je gôdka, żłobiôrka, rôczëła nas knôpów z pödwörzégö do se. W ji mieszkanim bëło wiele żłobinów, bëłë żłobione zachë, dosc tëlé ksążków. A më knôpi w tim wszëtczim bëlë môłi i urzasłi. Përzna nama sa dostało za to, że czasama më stojelë pöd ji dwiérzama a trzôsköwelë i przeszkôdzelë. Czej ju më nabralë përzna ödwôdżi, tej më sa ji spitelë, czë bë nama użëczëła swöja warköwnia na przatrze na klub, jak më to zwelë. Öna odrzekła, że jo, ale pöd warënka, że badze nas uczëc żłobieniô. Më sa zgödzëlë na ji warënk. Pierszi mój do-kôz to bëła snycerka na sztëczku délëka ze wzorama kaszëbsczégö wësziwku. Jô znôł te elementë z dodomu, bö mëma wësziwała. Ale te na délëku bëłë jina-czi rozmieszczone köl sebie. Szło ö to, żebë rozpôscercé midzë elementarna bëło jak nômniészé. To takô technika wërobionô przez naszą szkólną. To zaczało sa nama widzec. A dokaże bëłë corôz wiakszé, bö i wiakszé bëłë délëczi. Do tegó jesz doszłë talérzëczi tłoczone w drewnie. Pani Ötiliô miała jesz zasobë z czasów, czedë sama żłobiła. Za naszich czasów przez choroba tego nie robiła. Ökróm ornamentalny snycerczi më próbówelë naszi möcë w plaskatożłobiznie. Öne bëłë jistné do ornamentów, ale przedstôwiałë pöstacë czë architektura kaszëbsczich chëczi. Jô wëżłobił Kaszëbka przë skrzëni, a u górë na rówiznie môłi wzór, co sa skłôdôł z tëlpóna i lëstów. Naszi pani to sa wi-dzało. W tim czasu na zajaca chódzëło nas szterzech knôpów mieszkaj ącëch w tim sarnim bloku przë rënku, më bëlë z jedny klasë. W pôsobnym roku doszło dwuch knôpów i jedno dzéwcza - Zosza. W 1971 doszedł jesz Frank Sëchówsczi. Szeroczim pömióna w tim czasu odbiło sa wiadło, że w Wejro-wie dzejô żłobiarskô szkółka Ötilii Szczuköwsczi... Pani Ötiliô corôz barżi nas pód-skacywała do robötë. W strëmianniku 1968 roku më mielë ödjimkówą sesja. Marian Szëszkô, warkówi ödjimnik, robił nama zdjaca, jak më żłobimë, i ju zrobionëch dokazów. Pötemu przeszło wiadło, że nasze usôdzczi ostaną pókôzóné w lepińcu na pöwiatowim wëstôwku lëdowégó kuńsztu w Wejro-wie. Tej më zaczalë robie nowé dokaże, w tim sztaturczi, co bëło dlô naju pösobnym wezwanim. Ale sa udało, w lepińcu i zélniku béł wëstôwk naszich żłobinów. W lëstopadniku do naszi pani i do nas przëjachała redaktorka Izabella Trojanowsko z gazétë „Głos Wybrzeża" (GW). Pógôdała z nama, przezdrza-ła kronika, chtërną jô prowadzył. Më tej sa nazywelë kluba, Iza zabédowa-ła, żebë më przëjalë nazwa szkółczi. I tak ostało. 8 lëstopadnika 1968 roku w GW ukôzôł sa ji articzel „Rzeźbiarska Szkółka". Poza wiele ôpisënkama naszi robötë bëła wëpöwiésc naszi pani, że ju wszëtczé nôrzadza porozdôwała knôpóm, ostało ji le jedno dłóto, chtër-nym żłobi Andrzej. Pod tim béł apel, żebë lëdze dobri wólë, czetińce gazétë pömóglë w zwëskanim do żłobienió drewna i dłëbôków. Pó czile niedze-lów më dostelë drzewo, chtërno nama przewiózł syrenką doktor Miron Łuköwicz, lékôrz i kaszëbsczi dzejórz. Nalezlë sa téż pani Ötilii downy zna-jemny, chtërny przeniesie proste dłóta bödôj zrobione z wilëców. Jesz czile razy më mielë widzóné redaktorka Iza. Öna wiedno bëła zaczekawio-nô naszą robotą i pókrokama. I wcyg pówtórzała: „Knópi, wa sa uczta, a późni może pudzeta do plasticzny szkółë". Më wtenczas nie wierzëlë, że më móżemë chódzëc do taczi szköłë. W tim sarnim roku jô sprzedôł mój jeden dokóz do Archeologicznego Muzeum w Łodzy. Më brelë udzél z naszą szkólną w rozmajitégó ortu kulturalnëch wëdarzeniach w Wej-rowie, téż w pósobnym wëstówku. Izabella Trojanowsko chwôlëła nas za pókroczi w naszi robóce. Znôwu Ötiliô Szczuköwskô dostała za swôjé dzejanié wejrowską Nódgroda Remusa. W tim czasu jô póznôł kaszëbsczégö dzejôrza Édmunda Kaminsczégö i lëdowégö żłobiôrza Izajasza Rzepa z Rédë. POMERANIA GROMICZNIK 2016 35 NAJE KÔRBIÓNCZI Të uczastnicził w aristicznëch konkursach dlô dzecy i młodzëznë kaszëbskö-pömörsczi, pözwónëch Lëdowé Taleńte... 19 czerwińca 1971 roku më pöjachelë na pödsëmöwanié konkursu Lëdo-wé Talentë do Łątczińsczi Hëtë. Köżdi z uczastników naszi szkółczi zwëskôł nôdgroda abö wëprzédnienié. Jô dostôł wiôldżi wazón z ceramiczny warköwni Necla w Chmielnie, ön jesz dzys stoji u mie doma. W pôstapnëch konkursach jakö nôdgrodë dôwelë ödjimköwé apa-ratë czë köła. Mie zanôlégało na udzélu w tëch konkursach nie le ze wzglądu na te nôdgrodë. Më sa uczëlë tamö śpiewać pö kaszëbsku, bëłë zeńdzenia z czekawima lëdzama. Më pömôgelë przë drobnëch pölowëch robotach óbeńdowim gburom, w tim dzys Kuńszt wërostiwô z zemi, ötoczeniô i zwëskónëch doswiôdczeniów. Uczimë sa i wchödzymë na drôbka żëcô pö ji pösobnëch stapniach. znónému dzejôrzowi Hubertowi Lew-nie z Łątczińsczi Hëtë. Przë ógniszczu bëłë, ökróm spiéwu, pöwiôstczi ö Ka-szëbach Izabelle Trojanowsczi i Józefa Börzëszköwsczégö. Późni konkurs sa ödbiwôł co roku w jinym môlu. Na-gromadzëło mie sa dosc wiele tëch nôdgrodów i wëprzédnieniów. Jô do dzysô wspöminóm i przechöwiwóm z sentimenta wszëtczé pamiątczi z tam-tëch czasów. Czej jô östôł szkólnym i prowadzył żłobiarską szkółka w mójim Ögniszczu Pózaszkółowi Robötë w Wej-rowie, jô jezdzył z möjima uczniama na ten konkurs jakó opiekun. Czej të bë miôł scharakterowac twöje pierszé żłobiarsczé dokazë, a pózni graficzne - nawkół jaczi tematiczi öbrôcało sa twöje utwórstwö? Jô pöznôwôł wiele czekawëch i widzałëch dlô Kaszëb lëdzy. Jô dostôwôł ksążczi. Pierszą béł Bede-ker kaszubski Izabelle Trojanowsczi i Różë Östrowsczi. Jô gö dostôł öd möji szkólny z dedykacją: „Mojemu pracowitemu uczniowi teraz już koledze Andrzejowi Arendtowi na pamiat-kę Otylia Szczukowska,Wejherowo, Boże Narodzenie 1968". Ta ksążka bëła dlô mie kopalnią wiédzë o naszi zemi i ji lëdzach. To wszëtkö mie pódskacywało do utwórczi robötë. Nierôz same zéwiszcza nasuwałë udba na plaskatożłobizna. W tim czasu powstało szesc tôflów kaszëbsczégö wieselô „Hanka sa żeni" wedle Bernata Zëchtë i jesz plaskatożłobiznë ö Remusu i jegö przigódach. }ô sa stół ilustratora, chtëren żłobił w drzewóritniczich klockach, tim sarnim jô pöwtôrzôł tematë z chudzy robionëch żłobiznów. Grafiką jô sa za-jimóm ód 1976 roku. Drzewöritniczé klocczi bëłë zrobione do wësokóscë czcónczi tipógraficzny drëkarni. Temu mögłë bëc wëkórzistóné jakó ilustracje w teksce. Taką techniką jo zrobił pierszé ilustracje do wiérztów Jana Karnowsczégó, a téż inicjałë i óbkłódka. W drzewórice pówstół jesz róz pósobny cykel „Hanka sa żeni", a pózni ilustracje do ksążczi Legendy wejherowskie Terézë Lehman. Jo ilustrowôł tomiczi wiérztów naszich rodnëch póétów. Za namową Edmunda Kamińsczegó, bibliofila, jo robił ekslibrisë, nôpierwi dlô niego, a pózni dlô jego znajemnëch, rodzënë, ksążnicë w Toruniu. Woźnym temata mójich dokazów bëłë sakralne môle: przëdrogówé kaplëczczi, pómniczczi, tôfle upamiatniwającé znónëch lëdzy, pomnik błogosławiony zmartwëchwstanczi Alicji Kótowsczi w Piôsznicë, czë téż tam zabitego przez Miemców Władisława Czedrowsczégö. Pierszô drzewianô kaplëczka, chtërną jô zrobił dlô jegö upamiatnieniô, sa zniszczëła przez czas, temu jô zrobił pósobną w kamieniu. Mie sa baro widzy, że chöc të jes warkówim artistą plastika, rów-nak të wcyg ni môsz nic procëm temu, że cebie nazéwają lëdowim utwórcą. Co sprawiło, że të podjął sztudia w Państwowi Wëższi Szkole Plasticznégô Kuńsztu we Gduńsku, chtërne të ukuńcził jakö magister plasticznégö wëchöwaniô? Lëdowi utwórca to nie je, jak sa cza-sama gôdiwô, prostók, wiesón i temu jistné. To póczątczi kóżdégó utwórstwa. Kuńszt wërostiwô z zemi, ótoczeniô i zwëskónëch doswiôdczeniów. Uczimë sa i wchödzymë na dróbka żëcô po ji pósobnëch stapniach. Zmieniwómë sa przez pöznôwanié ótôczającégó nas świata. Lëdowi utwórca mó wiacy wólnoscë, nie ógranicziwają gó sztiw-né ramë i może twórzëc kuńszt wedle swójégó świata. Jo wzrostiwół westrzódka lëdowégó kuńsztu, czej jo rozpoczął nóuka żłobienió. Bëłe zetkania z utwórcama na wëstawach czë jôrmarkach, bëłë Zeńdzenia Lëdowëch Usôdzców we Gduńsku. Tamó jó dostół pierszą nôdgroda prawie jakó lëdowi usôdzca. Jó téż móm dostóné medal Za Zasłëdżi dlô Lëdowégó Utwórstwa. Jó póznôł systema sztôłceniô na Ukrajinie, czej jô ödwiedzywôł artisticzné uczelnie w Iwano-Frankówsku czy Symferopolu na Krimie. Tam na pierszim roku sztu-diów je óbrzészköwi rodny kuńszt regionu. Móją motiwacją jidzenió na sztudia bëło przed wszëtczim spełnienie zóbówiązanió złożonego Ötilii Szczukówsczi, że jó bada sa ucził w czerënku plasticznym. Poza tim nadgódiwół o to Józef Bórzëszkówsczi. Në i jô sóm chcôł jic w ten wëższi świat, nauczëc sa czegoś nowégó i zmienić swoje żëcé. Jakó knóp z môłégö miasta jó miół wiele öbawë. Tuwó nasuwó sa tekst wëczëtóny w ksążce Brunona Sy-naka Moja kaszubska Stegna, gdze ón pisze, że téż miół taczé jiscënczi, czej wëchôdôł w świat ze swójich Pódjazów, môłi kaszëbsczi wsë. Żłobizna jó miół z Mariusza Kulpą, dzys znónym profesora. Më sa uczëlë módelowanió w glënie, rozmajitëch technik w tim materiale, odlewnictwa. Malarstwo jó miół z Andrzeja Dyakówsczim, ón naucził mie malowanió we farwach, do tego czasu jó béł zamkłi w czór-no-szarim świece graficzi. Wiele mie 36 POMERANIA LUTY 2016 NAJE KÔRBIÓNCZI dała metodika nauczaniô plasticzi, chtërną prowadzëła Bögna Łajming, białka zawöłónégö malôrza Włodz-mierza, syna naszi kaszëbsczi pisôr-czi Anë. To bëła, prosto rzec, nôuka zdrzeniô na kuńszt, interpretacji tego, jak przedstawiać, twörzëc dokazë, jak je ödczëtëwac. Wëższô szkoła to kureszce zetkanié z wësoczim kuńszta, z jegö utwórcama, profesorama i jô dopöwiém - z pôchą. Jo, pôchą! Czej sa wchödzëło do budinku uczelni, tej czëło sa pôcha farwów, chtërna zachacywała do usôdzaniô. Słowama to je cażkó opisać. Prôwdac jô ukuńcził studia, ale jô wcyg köchóm prosti kuńszt. I niech tak óstónie. Të jes utwórcą wnet szterdzescë żło-biarsczich i pönad szterdzescë gra-ficznëch dokazów. Czë w twôjim dorobku są taczé, chtërne sa tobie widzą nôbarżi? Jô zrobił wiele usôdzków, równak nić wszëtczé östałë wëmienioné w katalogu wëstawë, przërëchtowóny na benefis möji utwórczi robötë przez Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie. Nie wielość tuwö mô znaczenie, a to, co jô chcôł przez möje dzejanié pôwiedzec. Jô chcôł përzna uwiecznic Kaszëbë wi-dzóné przez obserwacje i na spödlim przeczëtóny lëteraturë. Taczim znaköwnym elementa je dlô mie sacrum: Kaplëczka w Łątczińsczi Hëce. W dzćń, czej më ja ustawilë reno, mie sa urodzëła córka, a wieczora bëła odprawiono we Wigódze pierszô kaszëbskô mszô przez ksadza Fran-cëszka Grëcza. W grafice to pierszô zilustrowónô ksążeczka z wiérztama Jana Karnowsczégö. Dlô mie téż baro je wôrtnô żłobizna Swiati Francëszk, chtërna bëła na papiesczim wôłtôrzu w Sopöce öbczôs wizytë Jana Pawła II. Öna przez niego ostała pöswiaconô, a terô stoji w mójim ogrodzę. Przez 27 lat të béł direktora Ögniszcza Pözaszköłowi Robötë w Wejrowie. Ja-czi béł główny program twojego dzeja-niô w czerowanim tą szkołą. Jô nad wszëtkö uczerënköwôł ja na kaszëbsczi regionalizm. Jô sóm prowa-dzył warköwnie żłobin i malarstwa na szkle. Szkoła to nić le dwie warköwnie, do jinëch jô zatrudniwôł szkólnëch, chtërny tak jak jô, czëlë Kaszëbë. W na-szim ögniszczu bëła téż znónô w całim świece modelarnio jachtów sterowónëch radia „Bliza"; nić le nazwa bëła sparłą-czonô z regiona, ale przed wszëtczim ji nôleżnicë - młodi Kaszëbi. Jô wëmëslił könkursë, chtërne bëłë baro scësło zrzeszone z Kaszëbama: „Gwiazdka tuż, tuż", w dzćlu plasticznym na zrobienie szopczi bożonarodzeniowi, w dzćlu lëteracczim na napisanie dokazów ö Godach na Kaszëbach. Bćł tćż konkurs „Szukamy własnych korzeni". Wszadze górowała kaszëbizna, dzecë usôdzałë pö polsku, ale tematika wiedno nawlekała do regionu. Jô przejął za öglowi profil ögniszcza regionalizacja przez kuńszt. Na ta-czć dzejanić jô miôł przëzwölenié Kuratorium Öswiatë we Gduńsku. Bëlną dëszą mójćgó dzejaniô bëła wizytatorka Grażina Rosiak. W publikacji kuratorium ukôzôł sa nawet-ka program regionalizacji mojego ögniszcza. Przë taczim wspiarcym jô mógł to wszëtkö robie, jak jô czëja i mëszla, z pöżëtka dlô młodëch. Pócwierdzenim, że młodi cos bël-nćgö wënioslë z tegö nauczaniô, są wëpöwiedzë dôwnëch uczniów w môji publikacji z benefisu. Czejbë të miôł przekazać przeséłënk do utrimöwónëch artisticzno młodëch lëdzy na Kaszëbach i Pömörzim, co të bë rzekł? Jô jem dbë, że kóżdô utwórczô spód-lëzna, a tim barżi roböta, pömôgô w żëcym. Ösoblëwó w cażczich czą-dach naszćgó krótczćgó bëtowaniô na zemi. Wôrt je, bë ökróm wspö-mnieniów ôstawic pó se cos wiacy. POMERANIA GROMICZNIK 2016 37 Z ŻYCIA ZRZESZENIA Szkic z dziejów oddziału wejherowskiego B O G U SŁAW BREZA W Paradnicy można było „kulturalnie spędzić czas" Niespodziewanie, poszukując wiadomości na inny temat, w przeglądanych dokumentach trafiłem na ciekawą, pozytywną opinię o działalności wejherowskiego Zrzeszenia Kaszubskiego w 1958 roku. Rozpoczynała się stwierdzeniem, że stanowi ono „jedną z najpoważniejszych placówek kulturalnych". Powodem tej opinii był między innymi prowadzony przez Zrzeszenie z dużym powodzeniem amatorski teatr regionalny. Podkreślono, że jego głównym zadaniem było propagowanie kaszubskich sztuk scenicznych. Jednocześnie z widoczną troską powiedziano o słabych stronach teatru. Przede wszystkim zwrócono uwagę na „chroniczny brak kandydatów o odpowiednim poziomie artystycznym" na członków i instruktorów zespołu. Ponadto teatr musiał pracować w warunkach dalekich od doskonałości, czyli w zbyt ciasnej sali ówczesnej siedziby wejherowskiego oddziału, tzw. Paradnicy na ul. Wałowej. Nie było w niej choćby „jednej sali do zajęć praktycznych". W konsekwencji w 1958 r. teatr nie był w stanie wykorzystać - ze szkodą dla kultury kaszubskiej - swoich możliwości twórczych, w tym nie wystawił żadnej sztuki kaszubskiej w całości. Najłatwiej ówczesnemu Zrzeszeniu Kaszubskiemu (ZK) było organizować przy pomocy zespołu teatralnego „wieczorki rozrywkowo-ta-neczne". Miały się one cieszyć wśród mieszkańców Wejherowa znacznym zainteresowaniem, gdyż można na nich było „przyjemnie i kulturalnie spędzić 38 czas". Podsumowując, postulowano w kolejnym roku poprawienie bazy lokalowej Zrzeszenia i zatrudnienie przez nie (oraz znalezienie na to środków) profesjonalnych instruktorów: trzech teatralnych, po dwóch muzycznych, recytacji i śpiewu oraz jednego tanecznego. Wiadomości te dotyczyły oczywiście prowadzonego przez Klemensa Derca Teatru Kaszubskiego, do dzisiaj uznawanego za jedno z najważniejszych osiągnięć wejherowskiego oddziału Zrzeszenia. Większość podanych o nim informacji jest łatwo dostępna w różnych publikacjach. Moją uwagę natomiast zwrócił fakt, że ówczesne oceny działalności kaszubskiego teatru, jego mocnych i słabych stron, pokrywają się prawie całkowicie z dzisiejszymi o nim opiniami, a postulat profesjonalizacji kaszubskich teatrów w dużej mierze jest aktualny do dzisiaj. Zrzeszenie a realizacja ówczesnej polityki kulturalnej państwa Na podkreślenie zasługuje, że tę w sumie życzliwą ocenę działalności Zrzeszenia Kaszubskiego i prowadzonych przez nie placówek kulturalnych znalazłem w sprawozdaniach władz socjalistycznego powiatu wejherowskiego (w części ta dokumentacja była wykorzystana przez Cezarego Obracht--Prondzyńskiego w jego książkach o Zrzeszeniu i kaszubskim ruchu regionalnym). Zaznaczyłem to dlatego, że na ogół - szczególnie w publikacjach autorów związanych z Kaszubami i Zrzeszeniem - wyraźnie przeciwstawia się oczekiwania, postawę przedstawicieli ówczesnego systemu społeczno-politycznego i aktywnych, świadomych wartości tkwiących w kaszubskim regionalizmie zrzeszeńców. Miało to jednak różne odcienie. Oba te środowiska rzeczywiście wiele dzieliło, ale miały one też liczne powiązania, w tym personalne i merytoryczne. Gdyby było inaczej, moim zdaniem, Zrzeszenie Kaszubskie by nie powstało i nie mogłoby działać w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (od 1964 jako Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie). Nic więc dziwnego, że w tym samym sprawozdaniu uznano za wiodącą imprezę socjalistycznych władz i podległych jej podmiotów kulturalnych zorganizowaną w 1958 r. przez wejherowskich zrzeszeńców wystawę kaszubskiej sztuki ludowej z czterech powiatów: wejherowskiego, puckiego, kartuskiego oraz kościerskiego, stanowiącą spory sukces całego ZK i jeden z etapów powstawania Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. Miało to swoje uzasadnienie, bo na jej organizację przyznano środki z budżetu powiatu, jego organy ujęto w gronie współorganizatorów, a części twórców przyznano i uroczyście wręczono nagrody pieniężne oraz pamiątkowe medale. Odpowiadały one charakterem duchowi tamtych czasów, w tym medal „Powrót Gdańska do Macierzy". Na marginesie można dodać, że według tego źródła wystawę obejrzało sporo zwiedzających, bo około 4 tysięcy osób. Ponadto warto wspomnieć, że wejherowskie Zrzeszenie Kaszubskie zostało także włączone w realizację ówczesnej polityki kulturalnej państwa, zmierzającej do umożliwienia kontaktu z przejawami kultury w każdej niemalże wsi poprzez utworzenie w niej świetlicy. Zgodnie z przyjętym planem pracy z 1956 r. (czyli pierwszego roku działania ZK!) władze powiatu wejherowskiego przekazały opiekę nad POMERANIA LUTY 2016 Z ŻYCIA ZRZESZENIA takimi świetlicami w południowej części powiatu kołom Związku Młodzieży Wiejskiej, a Zrzeszeniu w jego części zachodniej, sobie pozostawiając jedynie bezpośredni wpływ na pozostałe świetlice. To między innymi dzięki zaangażowaniu członków społeczności zrzeszonej praca świetlic miała „ulec niewątpliwej poprawie". Dokumenty zachowane w archiwach peerelowskich powiatów To, że ogrom informacji o pracy wej-herowskiego oddziału (i na pewno również innych) znajduje się w aktach peerelowskich powiatów, nie jest przypadkowe. Wynikało to z tego, że Zrzeszenie traktowano w nich jako swoje i przejawy jego działalności były często wykorzystywane do chwalenia się miejscowych oficjeli władzom zwierzchnim. Ponadto, ponieważ Zrzeszenie zabiegało i stosunkowo często otrzymywało środki finansowe właśnie z powiatu, wypadało powiadamiać organy powiatowe o przejawach jego funkcjonowania. Było to też spowodowane uprawnieniami powiatu do sprawowania nadzoru nad organizacjami działającymi na jego terenie, z czym w części wiązał się obowiązek dostarczania przez te organizacje protokołów z zebrań, treści powziętych uchwał, sprawozdań, planów itp. Dzięki temu zachowało się sporo dokumentów wytworzonych przez wejherowskie Zrzeszenie dobrze oddających jego ówczesną sytuację i pozwalających porównywać ją np. z dzisiejszym funkcjonowaniem ZKP. Najłatwiej zilustrować to informacjami z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, bo tych - jak się wydaje - jest najwięcej. W lutym 1968 roku odbyło się zebranie sprawozdawczo-wyborcze oddziału. Rozpoczęło się w drugim terminie, gdyż przyszło na nie tylko 19 członków. Jeżeli weźmie się pod uwagę, że skład Zarządu (w znacznej części w kończącej się i nowej kadencji wchodziły do niego te same osoby) był 9-oso-bowy, do tego dochodziło 3 członków Komisji Rewizyjnej, a na walny zjazd wybierano 12 delegatów, to okaże się, że POMERANIA GROMICZNIK 2016 właściwie wszyscy spośród zebranych powinni zostać wybrani. Mógł więc być spory problem z takim skompletowaniem komisji skrutacyjnej, żeby jej członkowie jednocześnie nie liczyli oddanych głosów i kandydowali w wyborach. Działo się tak, mimo że do wej-herowskiego oddziału Zrzeszenia Ka-szubsko-Pomorskiego (ZKP) należało wówczas kilkuset członków. Znacznie większa była frekwencja na wielu organizowanych przez niego przedsięwzięciach, co zgodnie podawały władze państwowe, partyjne i samo Zrzeszenie. Można jedynie domniemywać, że wpływ na to miało kilka czynników. Niewątpliwie znaczna część członków Wejherowo 1996 r. ZKP chętnie uczestniczyła w organizowanych przez nie imprezach kulturalnych, stroniła jednak od angażowania się w pracę jego organów. W części byli zniechęceni do takiej pracy z powodu występujących w gronie czołowych działaczy Zrzeszenia w Wejherowie ostrych sporów i kłótni. Niektórym nie odpowiadały założenia programowe organizacji, sposób ich realizacji itp. Na samym zebraniu sporo miejsca poświęcono kwestii powstającego wtedy Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej oraz innym ważnym problemom Kaszub i Zrzeszenia, takim, jak opieka nad twórcami ludowymi czy organizacja wycieczek krajoznawczych. Znamienne jednak też, że jeden z czołowych wejherow-skich działaczy regionalnych, członek zarówno władz powiatowych Zrzeszenia, jak i partyjno-państwowych zarzucił brak w sprawozdaniach informacji o aktywnej działalności członków Zrzeszenia w organach władzy państwowej. Przytoczył jednocześnie wiele takich przykładów. Podniósł też, że zasługi z utworzenia wejherowskie-go Muzeum nie mogą sobie przypisać wyłącznie członkowie Zrzeszenia, ale także radni kilku szczebli. Było to w sumie oczywiste, bo uchwałę o powstaniu Muzeum podjęła Powiatowa Rada Narodowa, a nie Zrzeszenie. 39 Z ŻYCIA ZRZESZENIA Całkiem możliwe, że celowo pominięto w sprawozdaniach informacje o powiązaniach wejherowskiego Zrzeszenia z socjalistyczną władzą. Mógł to być, bezpośredni bądź pośredni, skutek działań tych zrzeszeńców, którzy należeli do mniej lub bardziej wyrazistej opozycji wobec ówczesnego systemu społeczno-politycznego. Jednak już nawet samo zakwestionowanie takiego sposobu postępowania pokazuje, że do Zrzeszenia należeli również zwolennicy, sympatycy socjalizmu, potrafiący łączyć te dwie sfery aktywności. Najbardziej pod tym względem wymowna jest poufna prośba jednego z nich 0 wydanie zaświadczenia o jego wkładzie w likwidację struktur podziemia niepodległościowego. W uchwale podjętej na wspomnianym wyżej zebraniu z 1968 r. łatwo odczytać satysfakcję jego uczestników z dotychczasowych sukcesów organizacji, pewność jej znaczącej pozycji w ówczesnej rzeczywistości i przekonanie o słuszności urzeczywistnianych celów. Oto jeden z jej fragmentów: „Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie w Wejherowie umiejętnie i twórczo kojarzy pielęgnowanie tradycji swojego regionu z ambicjami pomnażania 1 wzbogacania jej [tak w oryginale -BB] kultury na gruncie współczesności. Reprezentując nowocześnie pojęty »regionalizm«, działalnością swoją przeciwstawia się prowincjonalizmowi życia i rozwija na swoim terenie ambicje i aspiracje kulturalne odpowiadające potrzebom naszego czasu". Finanse, prelekcje, akademie, anegdoty... Stosunkowo zróżnicowane, w części intrygujące były źródła dochodów wejherowskiego oddziału. Najmniejsze stanowiły składki członkowskie. Kilkakrotnie większe były dotacje zakładów pracy i „społeczeństwa". Te z kolei były kilkakrotnie mniejsze od wsparcia finansowego powiatu. Najwięcej jednak środków uzyskiwano od Zarządu Głównego Zrzeszenia. Wnikając w strukturę tego budżetu, trudno oprzeć się wrażeniu, że również 40 w czasach siermiężnego socjalizmu zabiegano o pozyskanie licznych, hojnych sponsorów, chociaż nazywano ich wtedy inaczej. Wejherowscy działacze, jak widać, potrafili być w tym skuteczni. Było to możliwe także dzięki temu, że nie ograniczali się wyłącznie do sfery kultury, ale angażowali się również pod szyldem Zrzeszenia w inne rodzaje działalności. Do nich między innymi należy zaliczyć zabiegi o elektryfikacje poszczególnych wsi. Jeżeli wierzyć ich wypowiedziom, to staraniom Zrzeszenia zawdzięczało postęp w tej dziedzinie Koleczkowo i kilka innych wsi. Imponuje ilość prelekcji i wieczornic poświęconych różnym tematom i postaciom związanym z Kaszubami. Przeprowadzali je członkowie wejherowskiego oddziału, między innymi Jan Trepczyk i Hubert Suchecki, ale także osoby spoza powiatu wejherowskiego, np. Lech Bądkowski i Tadeusz Bolduan. Często okazję do nich stanowiły rocznice, między innymi śmierci księcia Świętopełka II czy Franciszka Sędzickiego. W tym nurcie mieściła się też uroczysta akademia z okazji 10-lecia oddziału „z udziałem władz partyjnych i administracyjnych powiatu wejherowskiego" czy uczczenie 45-lecia pracy twórczej znanego wejherowskiego lutnika Pawła Ponki. Sporo takich przedsięwzięć organizowano w podwejherowskich wsiach, co wyraźnie wskazuje na to, że miejscowym działaczom Zrzeszenia zależało z jednej strony na aktywizacji mniejszych społeczności kaszubskich, z drugiej na zaszczepieniu w nich kaszubskiej idei regionalnej. Informacje na ten temat mogą wywoływać intrygujące refleksje o rozpowszechnianiu się pamięci 0 znaczących kaszubskich postaciach 1 wydarzeniach, tworzeniu się regionalnych mitów. Najmocniej dotyczy to najwybitniejszego kaszubskiego pisarza Aleksandra Majkowskiego. Wystarczy powiedzieć, że z mieszkańcami ziemi wejherowskiej swoimi wspomnieniami o nim podzielił się także Lech Bądkowski, który się z nim osobiście nie zetknął, co zgodnie potwierdzają ich biografowie. Przejrzenie kilkunastu dokumentów z pierwszego dwudziestolecia działalności wejherowskiego Zrzeszenia niespodziewanie podważyło prawdziwość osobiście zasłyszanego przeze mnie stwierdzenia Ferdinanda Neureitera, autora pomnikowej Historii literatury kaszubskiej, że liczba pisarzy kaszubskich była tak mała na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, że kiedy wiózł trzech z nich swoim samochodem, to bardzo się bał wypadku, bo byłoby to równoznaczne z końcem literatury kaszubskiej. Ciekawe, czy miał świadomość, że Wejherowo chciało ukazać większą siłę kaszubskiego piśmiennictwa. W kwietniu 1967 r. powstało tutaj w ramach ZKP - Koło Pisarzy Kaszubskich. Skupiało ono 10 członków, „w tym poetów i prozaików". To tylko niektóre wątki z mojej wędrówki po historii oddziału Zrzeszenia w Wejherowie. Zwróciłem na nie uwagę, bo ukazują one jej wielowymiarowość, a to dowodzi, że dzieje Zrzeszenia mogą być przedstawiane i analizowane z różnych perspektyw, z których pewne ich fragmenty będą eksponowane, inne pomijane. Śródtytuły pochodzę od redakcji, fot. DM POMERANIA LUTY 2016 ZRZESZltilE POMORSKIE KASZUBSKO WSPOMNIENIA Pamiętne dni. Szczyt karczmy zawaleniem grozi JÓZEF CEYNOWA_ Pracując w Dąbrówce gniewskiej, uważałem za konieczne poznać jak najrychlej okolicę i jej mieszkańców. Od znajomości tej w wysokim stopniu zależała moja praca wychowawcza. Dąbrówkę tylko las opaleński i Wisła oddzielały od granicy państwowej. Propaganda hitlerowska docierała tu poprzez szwendających się w okolicy gości sezonowych oraz przez legalne i nielegalne kontakty gospodarcze. Przy okazji różnych prac społecznych, m.in. zbiórek pieniężnych na cele społeczne, w stosunkowo krótkim czasie poznałem ludzi i ich nastroje, sięgnąłem do przeszłości i przekonałem się 0 wielu wartościach charakteru moich rozmówców. Okazało się, że okres pierwszej wojny światowej był kontynuacją zapoczątkowanych w latach bismarckowskiego Kulturkampfu prac aktywnej postawy patriotycznej wszystkich mieszkających tu Polaków. Naturalnie ci byli zorganizowani, skupieni w Towarzystwie Ludowym, w Kółku Rolniczym, prowadzeni przez światłych księży polskich. Rozmówcy wprowadzili mnie opowiadaniami 1 pokazywanymi obiektami w czasy przedwojenne. Zwróciłem jednemu z nich uwagę na charakterystycznej budowy dom mieszkalny należący do pewnego gospodarza. - A niech szkolny się zapyta byłego właściciela tego domu, Tramka Macieja, on najlepiej wie, co to za dom. On w domu tym prowadził kolonialkę POMERANIA GROMICZNIK 2016 i wyszynk. Miał tam i salę, a jakże. Ten dom ma i swoje tajemnice. Nie chcą ich ujawniać, niech to Tramek zrobi - powiedział. Udałem się do Tramka. Staruszkiem już był potomek szlachty zagonowej: Bieda Tramowski Maciej. Przyjął mnie serdecznie, ucieszył się, że i jego odwiedzam. - Polną karczmą się szkolny interesuje - powiedział. - To pięknie, kierownik szkoły winien znać przeszłość wsi. Nie tylko wsi, ale całej okolicy, tu granica, tu walka była.... - i tak zaczął mi klarować na żywo, z przejęciem się rolą przekaziciela epizodów ogólnokrajowych zmagań z okupantem o utrzymanie języka ojczystego i ziemi, warsztatów rzemieślniczych. Uwypuklał swoją w walce tej rolę, jak również rolę polskich księży. O strajku szkolnym mówił lat 1906/7, biciu jego dzieci przez nauczycieli niemieckich. A więc nie tylko we Wrześni okrutnie dzieci polskie bito, ale i gdzie indziej - pomyślałem. Obrazowo mówił Tramowski; ujemne strony charakteru władz szkolnych owych czasów charakteryzował. Przecież pod nadzorem niemieckiego radcy szkolnego bito jego synów; ten za każdym uderzeniem grubą trzcinką nakłaniał nauczyciela do przeciągania. „Derber anziehen" - wołał, uważając, że razy zadawane przez nauczyciela są za łagodne. Bicie dzieci odbywało się nawet w obecności rodziców. - Tu, panie, wiece organizowałem, w mojej karczmie, właśnie w tym domu, o który pan pyta. Mnie za to policja brała. U mnie co rusz rewizja była. Szukali, węszyli, i nic. Nic, co by namacalnie pod ich cholerne paragrafy podpadało, znaleźć nie mogli. Chytry byłem, przyjaciół miałem, ksiądz Wolszlegier posłem był naszym, wiedział, co i jak robi, a jakże. - A jednak wam Niemcy karczmę zamknąć kazali - się wtrąciłem. - A nakazali, nakazali, prawda, bo przecież wściekłość ich brała, gdy się dowiedzieli, że nasza spółka par-celacyjna wykupiła majątek Szafera i przystąpiła do jego rozdrabniania, do sprzedawania samym Polakom większych i mniejszych działek gruntu. To w mojej karczmie sejmikowaliśmy nad przeprowadzeniem parcelacji - mówił coraz to piskliwszym głosem, zwłaszcza gdy dochodził do uwypuklania własnych zasług, a te były naprawdę wielkie. - Biedą chcieli w metryce za-klajstrować moje nazwisko, bo gdy mój ojciec stanął przed urzędnikiem Stanu Cywilnego, by zadokumentować moje przyjście na świat, niemiecki sługus jakoś szybko uwinął się z wypełnieniem formularza, potem grzecznie podsunął go ojcu do podpisania. Ojciec jednak druczka nie podpisał. „Jakże, panie Biede - pytał urzędnik. - Pan nie podpisuje aktu urodzenia dziecka?" „Nie nazywam się Biede ani też Bieda, lecz nazywam się Tramowski". „Jak to? Przecież tu wszyscy pana nazywają Bieda". Już więc przy samym urodzeniu musiałem z obcymi się brać, chociaż przez ojca... Bieda, hm, była u nas bieda. Ojciec zapytywany przez znajomków, jak idzie, zwykł był mówić 41 WSPOMNIENIA „Bieda, biedka w domu i za domem", stąd nazywali go i Biedą. O! Panie szkolny, mój sąsiad miał nasze pomorskie nazwisko - Żmuda Trzebiatowski, a teraz metrykalnie zwie się Schmude Trzebiatowski, przydomek Żmuda przekształcili. Oni nawet takie piękne imiona słowiańskie zapisywali z niemiecka; Bogusław, Bogumił, Wojciech to u nich znaczyło Gottszalk, Gottfried, Adalbert. Tak, panie, pan młody i z innych stron, więc dobrze, że nas starych odwiedza, się o to i o owo pyta. Nie mogłem się doczekać opowiadań o karczmie, miała jakieś tajemnice, miała i jakieś ciemne strony. Zacząłem więc gospodarza lekko naprowadzać na jej dzieje, pytając, co było bezpośrednią przyczyną zamknięcia karczmy. - Nasłali żandarma, zapewne po jakiejś naradzie, bo tym razem niewiele myszkował, zresztą poprzednie rewizje zawsze chybiały. Wiedział, że formalnie jest wszystko w porządku, że wymogom higieniczno-sanitarnym nie będzie mógł niczego zarzucić. Przystąpił więc do penetrowania ścian, obszedł dom, szukając rys. Obserwowałem go bacznie, udawał szukanie pęknięć po stronach, ale jakoś długo wpatrywać się zaczął w szczyt graniczący z ogrodem. Zadrżałem, bo ten istotnie był lekko zarysowany. Dostrzegł tą rysę. Stanął w rozkroku, wyciągnął cygaro, zapalił je, pociągnął parę razy, delektując się swoim odkryciem, a patrzał, patrzał na mnie, pierun, by rozkoszować się zmianą rysów mej twarzy, ale i ja wpatrywałem się w niego i pierwszy zacząłem. „Panie Wachmeister, rysa ta ma co najmniej sto lat, a może być zatarta, to nie ma nic wspólnego z interesem". „Ma, ma, panie Bieda Tramowski, ma - on na to. - Giebel ist baufallig - szczyt grozi zawaleniem; rysa, ot, rysa jest; muszę zaraz wypisać Befehl zmuszający pana do natychmiastowego zamknięcia karczmy. Od jutra przestanie pan tu kogokolwiek przyjmować". Byłem na ten werdykt przygotowany, ale zacząłem się szarpać. Jednak przyjechał następnego dnia zbadać wykonanie polecenia. Myślał, że zastanie karczmę otwartą, ale się omylił. Z daleka dostrzegł zwisającą kłódkę, chciał zaraz zawrócić, ale widocznie zaintrygowała go kartka przymocowana obok. Podjechał na koniu, a jakże, i sylabizować zaczął polskie słowa: „Zamknięta na polecenie Wachmeistra - szczyt ma rysę". Nie wiem, czy informacja mu się nie podobała, polskie słowa pewno nie, lecz nie mógł mieć do mnie pretensji. Zacząłem pukać do władz, ale bez nadziei na uchylenie postanowienia. Chodziło mi o nękanie ich pretensjami: wam, diabły, przynajmniej roboty nadam, ośmieszę was, ale bez nadziei, poseł polski to wykorzysta -szeptałem. - Powiedzcie, gospodarzu, coś o tej rysie. Mówiliście, że żandarm jej długo nie szukał - przerwałem jego przechwałki. - Nie szukał, bo o niej dowiedział się z akt policyjnych, na pewno je wyszperał, albo nauczyciel w kronice szkolnej coś o niej wyczytał... Zainteresowanie moje jeszcze bardziej wzrosło, wyczuwałem jego niechęć do dalszego omawiania przyczyn zamknięcia interesu, ale gdy pytanie uzupełniłem słowami „co to za rysa?", odchrząknął i rzekł: - Muszę jednak powiedzieć o wszystkim, choć nie jestem pewien, że przekazywać będę zdarzenie prawdziwe - odsapnął, chrząknął, jakby zabierał się do rzeczy trudnej. Potem spojrzał na mnie i mruknął: - Szkolny coś już wie, widza to po oczach, ale przecie to nic dziwnego, ludzie dziwne gadki plotą. Ja tą karczmę kupiłem prawie za taszę bobu, bo w niej nikt nie chciał mieszkać. Jakiś czas stała zamknięta, gadali, że w niej straszy, pokutuje tu żyd, co zabił kuńdę. Z tym zabiciem wiąże się owa rysa szczytowa. - Spojrzał na mnie wnikliwie i rzekł: -Musza jednak opowiedzieć wszystko. Otóż kiedyś w naszej wsi był godziwy zarobek, ludzie pracowali przy budowie kolei biegnącej ze Smętowa do Kwidzyna. Budowano most przez Wisłę, ten, który teraz nasze władze kazały rozebrać, by postawić go w Toruniu. Zarobek służył interesom, karczmarzom, ale jak to bywa, ten, co ma dobry interes, ten chce mieć interes jeszcze większy. Bogaty zazdrości bogatemu i pnie się nieraz po trupach. Tak było z ówczesnym właścicielem karczmy polnej, bo tak ta karczma się nazywała. Ludzie 0 nim szeptali, że jest „farmazynem", ale wyszło szydło z worka: pies, obcy pies go zdradził. - Pies, pies go zdradził - szepnąłem. - Było tak - kontynuował swoje opowiadanie Tramowski. - Pewnego wieczora późnojesiennego przybył do karczmy wędrowczyk, miał tęgi kij 1 wilczura, naturalnie miał i sakwę. Mówił, że jest kupcem skupującym świnie, poprosił o nocleg. Wracał przez Opalenie do Kwidzyna, a był już zdrożony. Błysnął talarem, poprosił o wieczerzę dla siebie i psa. Po otrzymaniu wiktuałów i pożywieniu się zaczął oglądać się za łóżkiem; to również otrzymał w górnym pokoju, psa ulokowano na podwórzu, a więc wydawałoby się, że człowiek ten został obsłużony dobrze. Przed ułożeniem się do snu poprosił karczmarza 0 rychłe obudzenie go - z pierwszym pianiem koguta - miał mówić. Ale nie doczekał się podróżny pierwszego piania koguta. Różni różnie opowiadają, to jednak pewne, że następnego dnia nikt go nie widział. Zniknął, sąsiedzi tylko widzieli jego psa, widzieli 1 słyszeli, bo szczekał i wył przeciągle, żałośnie. Widzieli też ciskanie w niego kamieniami przez karczmarza, chciał go zatłuc albo odegnać. Pies jednak oddalał się wprawdzie, ale zawsze wracał w pobliże karczmy. Upodobał sobie wyrwę w płocie, wpadał przez nią, by rzucać się na kupę chrustu. Karczmarz czuł się zmuszony wyrwę zagrodzić. Zaczęto o tym dziwnym zachowaniu się obcego psa szeptać, snuto różne wnioski. Dowiedział się o tym żandarm, przywołał psa, pogładził go i... rozpoznał - to pies handlarza bydłem i trzody. Zabłąkał się. Jest jak w febrze. Spojrzał na karczmarza i się go zapytał o przyczynę pobytu psa tutaj. „To dziwne - rzekł żandarm. -Gdzie handlarz? W Kolonii mówią, 42 POMERANIA LUTY 2016 WSPOMNIENIA że miał przybyć z furmanką po odbiór świń, a go jeszcze nie ma". „O, był tu, był, z tym psem, ale rychło rano wyruszył ze swoją lagą w garści i psiakiem w kierunku Opalenia" - powiedział śmiało żyd. „Psa wpuścić do ogrodu" - rozkazał żandarm. Karczmarz żachnął się: „Po co, tu kury, je pogryzie, pewno głodny". Kur nie było. Żandarm uznał to za wykręt i ponowił żądanie. Przy ogrodzeniu zaczęli skupiać się gapie, skrzyżowanie dróg i karczma ułatwiały zbiegowisko. „Pies, pies, żandarm" - wołali. Ledwo wpuszczono psa do ogrodu, ten skoczył jakby wystrzelony z procy wprost na kupę chrustu, by ją drapać i rozsuwać. Pod chrustem znaleziono świeżo skopaną ziemię. „Szpadel i do roboty" - rozkazał teraz stróż porządku i pchnął w bok karczmarza. Ten hardy był. „Kopać nie pozwolę. Tam zakopałem zdechłe kury - pomór czy co, pies głodny, je czuje, więc chce do nich się dorwać. Na co ta heca, panie Wach-meister?" - zapytał. „Kopać, kopać!" - wołano zza płotu. Dwaj chłopcy płot przeskoczyli. „My będziemy kopali" - krzyknęli. Pies rwał się do pomocy. Tamci ujęli rydle, wydobyte z szaruzni i zaczęli odrzucać ziemię blisko szczytowych fundamentów, właśnie naprzeciw owej nieszczęsnej rysy, której jednak wówczas nie było. To kopanie, i to dosyć głębokie, spowodowało obsunięcie się gruntu, co z kolei pociągnęło za sobą lekkie obniżenie fundamentu, w wyniku czego powstała ta rysa. Opowiadający znowu odsapnął, dochodził do sedna sprawy, spuścił z tonu i wyszeptał: - Co tu gadać, dokopali się do zwłok. Pies zawył, rzucił się na ciało swego pana, bucał noskiem, jakby chciał całować. Żandarm skłódkował karczmarza. Żydówka zaczęła lamentować, zapewniać, że o niczym nie wiedziała - szwargota-ła i płakała. Pochowali biedaka na jej koszt. Karczmę zamknięto. Po pewnym czasie nabył ją Niemiec, ale mu nie szło. Ludzie unikali tego miejsca, rozeszły się gadki, że w niej straszy. I tak przechodziła karczma z rąk do rąk, aż ja się odważyłem ją kupić. I zrobiłem dobrze. Księdza jegomościa poprosiłem o wyświęcenie. Uczynił to, okolica się o tym dowiedziała, zamieszkałem, wyremontowałem wnętrze gruntownie, rodacy rozreklamowali moje towary, więc z miejsca ruszył interes. Ale głównie im i mnie chodziło o miejsce zebrań. Tu zaczęliśmy planować pracę narodową. Nie mam się czego wstydzić - opowiadanie zakończył i westchnął, jakby żal mu było koncesji. - Ależ, gospodarzu, wstydzić się? Wam się należy za całość prac narodowych ogólne uznanie, krzyż zasługi. - Co mnie krzyż? Bylebym po krzyżu nie dostał za walkę z sanacją, za ujawnianie konszachtów niemieckich u Wormy, Kriesa... Nam narodowcom zakazują odbywania wieców, a tamtym zezwalają - nie wszystko mu się podobało w zmartwychwstałej Ojczyźnie, jak wówczas niektórzy Polskę międzywojenną nazywali. Lubił krytykować, a zmysł krytyczny miał niemały. Trafnie oceniał i sytuację polityczną. Niemcy go trwożyły, ich nachalne parcie do rewizji granic. Bezrobocie go zatrważało, bieda i niedostatek u robotników, kradzieże i napady rabunkowe. - Niech pan patrzy, nasze obory i chlewy muszą być zamykane na wszystkie sposoby. Niech pan się przejdzie po gburach; pokażą swoje reklama- pomysłowe zamknięcia, psy kęszne, oblatujące podwórza. Pan nasz, wszyscy mają do pana zaufanie. Wolałem nie lustrować misternych zamknięć gospodarzy, bo każde zamknięcie może być otwarte, a głodujący sam ustanawiał sobie prawo penetrowania bogatego. Ale to nie biedacy byli zmorą okolicy. Złodziejami, złoczyńcami wyższego, tj. gorszego rzędu byli zamiejscowi cwaniacy, zorganizowani w grupy, samochodami się posługujący. Tramowski dziwił się, że policja z nimi sobie rady dać nie może, choć się puszy. - Sanacja mówi, że silna, że kraj za nią, ale tak nie jest - mówił mi jednego dnia - wystarczy czytać prasę, białe plamy gazet... a może właśnie prawdzie trzeba by w oczy spojrzeć! Otrzymał Krzyż Zasługi Maciej Tramowski, starosta mu go wręczył. Cieszył się staruszek i śmiałym okiem nadal śledził wszystkie poczynania miejscowych i zamiejscowych Niemców, wierząc, że za Polską stoi prawda, sprawiedliwość dziejowa, a i siła sojuszu polsko-francuskiego. - Byleby ten sojusz rysy nie miał, jak pańska karczma - powiedziałem mu pewnego dnia. Zastanowił się, westchnął: - Tak, byleby on rysy nie miał, ale Anglia coś ku nam zerka, hm... to kramarze, ale daleko, chytrzy... Nie daj Bóg rysy, Giebel baufallig - powiedział żandarm i koniec. Tu jednak co innego, o Polskę chodzi. Hm... 53 A-i.EnFf^rr,| <.„M1NNU ORKirsicy iCiJTunŁjffSiK1.1 KLĘKA SZËMÔŁD. GÖDOWÉ SPIÉWË PÖ KASZËBSKU Gimnazjum w Szëmôłdze 15 stëcznika zorganizowało Pömörsczi Konkurs Godowi Spiéwë. Wzało w nim udzél wiacy jak 240 uczastników z rozmajitëch strón Kaszub, chtërny spiéwelë tak stôré, lëdowé kóladë, jak i dzysdniowé autorsczé dokazë sparłaczoné z Böżim Narodze-nim - wszëtczé blós w kaszëbsczim Jurorama bëlë: dr Witosława Fran-köwskô i dr hab. Aleksandra Kucharskô--Szefler, ks. dr hab. Róbert Kaczorowsczi, Tomôsz Fópka i Jerzi Stachursczi. Laii-reatama konkursu östelë: Przedszkola i kl. 0 Soliscë: 1. Maja Hébel, 2. Agnészka Ruszköwskô, 3. Aldona Cëbulskô; Karna: 1. Karno Wókalné z Przedszkola w Zespole Spodl. Szk. w Köleczköwie, 2. Tuchlińskie Skrzaty ze Spodl. Szk. w Tëchlënie. Klasë I-III Spodl. Szk. Soliscë: 1. Maja Klawiköwskô, 2. Antón Wittstock, 3. Olga Żornaczuk i Karina Dampc, wëprzédnienié: Niködém Bla-dowsczi; Karna: 1. Wiktorio Wiskórz, Weronika Niklas, Agnészka Krauza, Michalëna Labudda z Zespołu Szkotów z Integracyjnyma Öddzélama (ZSzIÖ) w Czelnie, 2. Krosniata ze Spodl. Szk. w Szëmôłdze, 3. Mariô Dëszer, Ma-céj Mëszk, Matilda Kuchta ze Spodl. Szk. w Serakójcach, wëprzédnienié: Skowrónczi z Zespołu Sztôłceniô i Wëchöwaniô w Dzérzążnie. KlasëIV-VI Spôdl. Szk. Soliscë: 1. Bernat Ruth, 2. Sewerin Cë-bulsczi, 3. Wérónika Bómk, wëprzéd-nienié: Agnészka Brzozowsko, Könrôd Kąköl; Karna: 1. Bel Canto z Zespołu Szkołów w Böżimpölu Wiôldżim, 2. Wókalné Karno z ZSzIÖ w Czelnie, 3. Agnészka Wenta, Szëmón Wenta, Kinga Król ze Spodl. Szk. w Tëchlënie, wëprzédnienié: Wókalné Karno ze Spodl. Szk. w Szëmôłdze; Luziń-skie Dzwoneczki ze Spodl. Szk. m. L. Bądköwsczégö w Lëzënie. Gimnazjum Soliscë: 1. Niköla Neumiiller, 2. Natalio Machóll, 3. Zofiô Szutenberg; Karna: 1. Wókalné Karno z Publicznego Gimnazjum w Lëzënie, 2. Lento z Zespołu Szkołów w Kostkowie, 3. Fermata z Zespołu Szkołów w Bójanie, wëprzédnienié: Wókalné Karno z Gimnazjum w Szëmôłdze. Wëżigimnazjalné szköłë i ustny Soliscë: 1. Kamila Sëchta, 2. Marta Ökrój, 3. Barbara Sypion; Karna: 1. Wókalné Karno Studia Wokalu z Rédë (Powiatowi Zespół Öswiatowö--Wëchöwnëch Môlów z Wejrowa), 2. Muzyczne Karno z Zespołu Szkołów m. I Pancerny Brigadë Böh. Westerplatte w Kartuzach, 3. Kabuki z I LO w Wejrowie, wëprzédnienié: Wókalné Karno z Zespołu Szkołów w Przedkówie. Całowną lësta wszëtczich nôdgro-dzonëch jidze nalezc na starnie http:// gimnazjumszemud.cba.pl. Medialny patronat nad rozegracją miôł miesacznik „Pomerania" Red. Ödj. http://gimnazjumszemud.cba.pl BÓLSZEWÖ. KASZËBSCZI GRIF DLÔ BOLESŁAWA BÖRKA Nôstarszi dzysdnia kaszëbsczi pi-sôrz Bólesłôw Bórk dostół z raków wójta gminë Wejrowó, Henrika Skwarłë, nôwëższą nôdgroda ti gminë - Sztaturka Kaszëbsczégö Grifa. Pi-sôrz i historik urodzył sa 93 lata temu w Zbichówie, jedny z ósmënôsce wsów gminë Wejrowó. Jesz jakno uczeń spódleczny szköłë za bëlną nóuka dostół stipendium Przebendowsczich. Öd 1936 do wëbuchniacô wójnë ucził sa w wejrowsczim gimnazjum. Pó wojnie skuńcził Szkólnowsczé Sztudium w Bëdgószczë i jako węższą szkoła Institut Sztółcenió Szkólnëch we Warszawie. Przez wiele lat béł szkolnym i czerownika szkołów w Kóleczkówie, Chwaszczënie i Bójanie, gdze téż przez wiele lat mieszkół. Tero mieszko w Górnym Rekówie. Dló gminë Wejrowó zasłużił sa ósoblëwie tim, że napisôł historiczné monografie czile wsów i biografia ks. dr. Léóna Heyczi Piesniodzej z lesocczich stron, chtëren sa urodzył na pustkach w Cérzni (téż terô nóleżący do wejrowsczi gminë). Do nóbarżi znónëch ksążków pisórza nóle-żą: Nad Ślężę. Zarys walk Kaszubów le-sockich (1978), Ścieżki, drogi i bezdroża (1984), historiczny roman Twierdzę był im każdy próg (1998). Czej Bólesłów Bórk ódbiérôł nódgroda, pódczorchnął, że je jaż skrëszałi, że pamiatają o nim lëdze z jego rodny zemi, co pod kuńc żëcô je ósoblëwie miłé. Stanisłôw Janka 64 POMERANIA lUTY 2016 KLËKA MIASTKO. Ö REGIONALNY EDUKACJE Pöd kuńc 2015 r. w Centrum Turist-ny Informacje w Miastku ôdbëła sa konferencjo „Edukacja regionalna w teorii i praktyce". Ji uczastnikama bëlë colemało szkolny kaszëbsczégö jazëka, direktorzë szköłów i samórządôrze. Z referatama wëstąpilë: Cezari Öbracht--Prondzyńsczi („Edukacja jako projekt kulturowy: cele - tożsamość - odpowiedzialność"), Danuta Pioch („Materiały dydaktyczne jako narzędzie pracy nauczycieli języka kaszubskiego"), Justi-na Pömierskô („Od tekstu do tekstu - ijt kształcenie sprawności językowej na lekcjach języka kaszubskiego"). Ökróm te Tomôsz Fópka kôrbił ö dwajazëköwim wëchöwanim w familie. W artisticznym dzélu wëstąpiłë dzecë z Zespołu Szkotów w Dretiniu, jaczé przërëchtowelë szkolny: Éwa Kowalik i Andrzej Bohdan. Konferencja zorganizowała Gmina Miastko i Kaszëbskö-Pömörsczé Zrze- szenie. Red. Öd). ZB SOPOT. WYSTAWA PRAC HANNY ŻUŁAWSKIEJ W Muzeum Sopotu otwarto 22 stycznia wystawę prac Hanny Żuławskiej (1908-1988) z cyklu „Twórcy i założy- ciele szkoły sopockiej". H. Żuławska była artystką wszechstronną. Zajmowała się malarstwem, także malarstwem monumentalnym, ceramiką i mozaiką. Należała do współorganizatorów Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku (obecnie: Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku), była związana z tą uczelnią do 1978 r. Od 1964 do 1971 kierowała Katedrą Ceramiki Artystycznej na Wydziale Rzeźby, równocześnie w latach 1964-1966 była dziekanem tego wydziału. Na wystawie można obejrzeć przykłady twórczości artystki z różnych okresów. Prace pochodzą ze zbiorów najważniejszych ośrodków muzealnych w kraju oraz z kolekcji prywatnych. Wystawa potrwa do 31 marca. Warto podkreślić, że jest to już czwarta odsłona tego cyklu, wcześniej prezentowano prace Józefy Wnukowej, Artura Nacht Samborskiego oraz Juliusza Studnickiego. Red. Fot: https://www.facebook. com/Muzeum-Sopotu GDUŃSK. SŁOWÔ I ÖBRÔZ Nôuköwô Stacjo Pölsczi Akademie Umiejatnoscë i Kaszëbsczi Institut przërëchtowałë cykl pôtkaniów z cyklu „Méster Gduńsczi Nôuczi". Pier-szé zeńdzenie ódbëło sa 15 stëcznika w Tawernie Mestwin w Kaszëbsczim Dodomie we Gduńsku. Organizatorze pözwelë je „Öjc i córka". Na zôczątku bóhaterama bëlë prof. dr hab. Janusz Limön i jegö nônôwszô ksążka Przestrzenie i zaułki. Na téma ti publikacje (i nie blós) z autora gôdôł prof. Stani-słôw Rosiek. W drëdżim dzélu pôzeszłi gósce möglë öbezdrzec wëstôwk dokazów Małgorzatę Limön. Ji „Obrazy czernią malowane", ó chtërnëch öpówiedzała dr Dorota Grubba, baro widzałë sa uczastnikóm zéhdzeniô, chtërny wëfulowelë zala Tawernë. Red. Ödj. DM WWW.KASZUBI.PL WIADOMOŚCI & KOMUNIKATY POMERANIA GROMICZNIK 2016 65 KLËKA/KONKURS BOLSZEWO. INTENSYWNY KURS JĘZYKA KASZUBSKIEGO W Bibliotece Publicznej Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie trwa Intensywny Kurs Języka Kaszubskiego. Dzięki wsparciu finansowemu Gminy Wejherowo jest on bezpłatny. Odbywać się będzie raz w tygodniu od stycznia do marca włącznie. W kursie uczestniczą m.in. starsze osoby, które mówią po kaszubsku, ale nie potrafią pisać, oraz osoby, które niedawno osiedliły się w Bolszewie i chciałyby się nauczyć mówić i pisać po kaszubsku oraz poznać kulturę kaszubską. Uczestnikami są też pracownicy instytucji kultury, organów samorządowych i nauczyciele, którzy chcą uczyć języka kaszubskiego w szkołach. Organizatorami kursu są Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo w Bolszewie i CASSUBIA Promocja Kultury. Red. Fot. ZB WEJROWÖ. KRÔJMALËNK NORDË W ÖDJIMKACH W Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie w dniach 6-31 stëcznika chatny möglë óbezdrzec wëstôwk „Kaszubskie krajobrazy z okolic powiatów puckiego i wejherowskiego". Autorama do-kazów bëlë uczastnicë warkówniów zörganizowónëch w 2015 r. przez Kólmörsczé Fotograficzne Karno. Se-dzbą ti grëpë je wejrowsczé muzeum. Ji nôleżnicë ód lat robią ódjimczi nor-dowëch Kaszub. Dokaże utwórców z tego karna może óbzerac na starnie: http://nadmorskagf.pl. Red. Nad Remusa ni ma! -'ksander Majkowski Dt,miG°DË remusa zvJERCADLO KASZUBSKI Mhf.irrif t a u,.., W strëmianniku łońsczego roku jesmë ögłosëlë w najim cządniku konkurs (a barżi wiera plebiscyt) na nôwôżniészé kaszëbsczé lëteracczé ksążczi. Do kuńca 2015 r. naji Czetińcowie möglë słac swöje bédënczi. Dobéł - co mést nikogo ni mô zadzëwöwóné - roman Aleksandra Majköwsczégö Żëcé i przigôdë Remusa. Czetińcowie möglë podawać po 5 ksążków. Za pierszi plac na lësce jesmë dôwelë 5 pónktów, za slédny jeden. Remus udostôł raza 59 pónktów. To przez dwa razy wiacy jak drëgô ksążka, jakô dobëła w plebiscyce, tj. Twarz Smętka Jana Drzéżdżona. Trzecy mól podług uczastników konkursu zajął pöémat Heronima Derdowsczégö O panu Czórlińsczim co do Pucka pô sécë jachôł. W regulaminie jesmë pödelë, że möżna welowac téż na tłómaczenia. Dzaka temu na czwiôrtim placu nalôzł sa skaszëbiony przez Stanisława Janka Pón Tadeusz Adama Mickewicza. Dosc tëli głosów przeszło téż na tłómaczenié Biblëji i czejbë je raza pödrechöwac, sygłobë na 5. mól, ale w swójich bédënkach jesta pödôwelë konkretne dokaże, np. Ewanielie na kaszëbsczi tołmaczoné czë Kaszëbską Biblëja ks. Francëszka Grëczë, tej muszimë te głosë rozdzelëc. Kuńc kuńców piąti môl zajimnął Aleksander Labuda ze swöjima felietonama pt. Guczów Mackgôdô. Nôblëżi placu w pierszi piątce bé\ Zwônnik J. Drzéżdżona i Namerkôny Artura Jablonsczégô. Wespół naji Czetińcowie welowelë na przez 30 rozmajitëch ksążków. Bóg zapłać tim wszëtczim, co chcelë wząc udzél w najim plebiscyce. Kąsk nama żól, że zainteresowanie wëböra nôwôżniészich ksążków bëło tak môłé (köl 20 uczastników) nimó promocji w rozmajitëch kaszëbsczich mediach. Mómë nódzeja, że nie je to dokóz na to, że tak mało lëdzy czëtô lëteratura w rodny mowie... Dark Majkôwsczi 66 POMERANIA LUTY 2016 SËCHIM PAKA USZŁÉ Psowé rozmiszlanié TÓMK FÓPKA___ _ Jón Brzechwa napisôł: Nie wiéta wa, ajô wiém, Jak szlachuje jazëk psy, Naucził mie gadać pies, Czejjem mieszkôł wjedny wsë. Jidze to sa nama, lëdzoma, czegö nauczëc öd tëch mądrëch stwörzeniów? Czë leno pözérómë na nie jak na towa-rzësza öbczas szpacéru, dozérôcza dzecka czë ratownika, co z budelką rumu sznëkrëje za zadżinionyma w smio-tach purgôczoma? A möże dlô wiele z nas je to drëch, co je nóleżnika familie, a czej ti familie ni ma abó je bële jakô - jedinym swiôdka naszich jiwrów a póceszëcela? Dzecë lubią psë. Möże sa z nima bawić. Pies cerplëwi je, nawetka czej go za włosë na pësku cygnie a z misczi mu moli pampers wëżérô. Przëpilëje dobëtku. Załajô na cëzégö. Nawetka sónczi pöcygnie, czej je möcniészi. Pies mô miono. Reks. Tusy. Psota. A czejbë tak nadôwac i lëdzoma, i pso-ma miona późni, dopierze tej, czej ju wiémë, jaczé to stworzenie je? Tak jak to czënilë Indianerowie. Wlôżómë do krómu, a tam przë tombaku za chleba stoją: Szadi Zyga z Përdëgónów z Czawrotka, Łagó Monika spod Trzech Buków z Pódgrizajka, Dzëwi Majkel zeza Żuköwsczégö Zôkratu z Miagólëczką, Spiącô Sztazjô z Lizajka, Bôrowô Cotka z Krôsniôka a Dzyrsczi Tóna z Waglëkôjc z Diri-geńtką. Z Dirigeńtką? Jo, bö öna rządzy. Kôże wstać Tónie. Dac jesc psu. Wëlezc buten. Piesk biegô a Tóna z Romana pó sąsedzku ó pólitice prawią. Że ta naszô w Brukseli bëła. A że rzekła jima do słëchu. Róman rzecze, że nie lëdô, jak mu chto kónrëje. Jakbë mii, chcemë wząc, Tóna, do chëczë zazérôł a grôpë kôzôł ómëwac - Róman bë gó prosto w pësk mógł szmaksnąc. - Mie? W pësk? - Tóna weznie górz a sa pószatolą kąsk. Dirigeńtką prawie taką sprzeczka wëcëszi. Trzë razë zaszczeknie, że ju czas jic dodóm, i Tóna pösłëszno póczurpie, murmöcącë, za co gó téż Bóg muszół skórac taczim sąsada... Doma pieska mu zadô sedzenié na zeslu a lektura: „O psu, co to baną jachôł". Późni mdą óbzerac przigódë Szarika w „Sztërzech tankówëch". A czej ju prziń-dze czas żużkac, Dirigeńtką zamrëczi Tónie na uszko wëjimk ze „101 dalmatińczików". Zachrapi Tóna, jaż tam-péta ze scanów sa skulnie, pożerające, skądka taczi trzósk. Pó sąsedzku Róman, co to psa ni mó, mdze na kóm-putrze krëjamkó öbzérôł psé piaknoscë. Długą Szerzchelka z Gdinie, Mokrą Noska z Köscérznë, Drëbölka z Wióldżi Wsë i Landrina z Chwaszczëna. W całoscë ta óstatnó, co to pókusno szpëcëje uszka - wpadnie Romanowi w oko. Wzdichnie cos ö niezjisconëch nódzejach a redoce dló głupëch i uśnie. Od rena w radio baro wëszczekónô redachtorka Grëzofiô Szczwalińskó mdze prowadza programa „A pies to czidół". Znajôrzka wiodra Matilda Deszczka - zapowie pogoda pod scërza ób całi tidzeń, a psô kuchôrka Szmakórdia Wësuska -pódó przepis na purcle „tósz-tósz". Ana, szëkującë sa z dze- coma do szköłë, a Wójk, co to prawie zmerkół, że mu z koła w autole uszedł lëft - mdą mielë na jazëkach swoje „tósz--tósze". Nie mdą one ju tak smaczne, jak te z radia. Mówią, że pies szlachuje za swojim miéwcą. A może je w drëgą strona? Równak cos --w tim je. Przëzdrzëta sa na te lëdzkó-psé pôrë. Colemało, w całoscë ti, co dłëżi psąt-ka mają - podobno wëzérają. Białczi mają jistné frizurë. Chłopi - figurë. I cygną, kóżdé swojego na tiderku. Wik-szé psëskó może czësto letko z mócë wząc. Mółi piesk chce bëc na raka bróny. Tako je terô móda, że chłopi, w całoscë pod szescdzesątka, chodzą z môłim pieseczka pod pócha. Kó to same plusë dodatné są. Chłop taczi je galanti. Białczi gó widzą i mëszlą, że to może jaczi póéta je. Usmiéwają sa do nie, a czej le za krótko pódeńdą, zachaconé móżlëwóscą wëlézenió z prozë żëcô - spóde pôchë chłopa z psëczką jidze ostrzega: mój on je! Wierność a miłota. Tego w całoscë móżemë a bë mielë sa nauczëc ód psów. Tec taczi pies kóchó na całégó. 100-proceń-tową miłoscą. Bez żódnëch warënków. Ögón tak psu chódzy, że nierôz za jaczi heliopter mógłbë robie. Jak sa ceszi - skocze a wkół goni. Na przëwitanié może polizać tak skratno, że nie zdążisz zmerkac a ju całą munia, szëja, race a westrzédné ucho môsz pómókrzoné. Nawetka, czedë przëtrôfka wlézesz w psé - bódôj môsz szczescé na reszta żëcô! Twója droga je jegó drogą. Leno czë kóżdi człowiek może miec taczégö drëcha? Nawetk czej rozmieje jazëk psy...? Wierność a miłota. Tego w całoscë möżemë a bë mielë sa nauczëc öd psów. POMERANIA GROMłCZNIK 2016 67 Z BUTNA Brifczi górz ô terôczasné wëchôwanié RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Në jo, ten mój drëch, ten nigdë ni móże do mie, do negó möjégö Pëlcköwa, przińc z dobrim słowa czë uśmiecha na gabie. Wiedno, në wnetka wiedno, z górza ë krzëwą munią na swójim strëpiałim köle przënëkó, a tej mie prawi a gniece. A biójta mie lóz! Co téż człowiek muszi sa nasłëchac. Ną razą nie bëło jinaczi. Wëzéraja bez kuchniowé ökno buten, dze śniegowo biôłosc prawie negó dnia nad szaroscą zëmöwégö świata dobëła, a widza, że ta brifka bez smiotë do mie cësnie. Jachac ni mógł, temu koło na chrzebce dwigół. A pësk miôł czerwiony jak gulócz. Czerwionô farwa brifczi gabë równô sa górz! Dwiérze sztëkac czë wiornąc? Za pózdze, hó hó hó - brifka je tu. - Të bë ni mógł ti stegnë ódsnieżëc?! - ód butnowëch dwiérzi dół sa czëc jego grëbi głos a trzôskanié bótama o flizë, co jó je miół niłoni świeżo w dómie wëłożoné. - Ja-kuż państwowi urzadnik mó swoja robota wëkönëwac? - nié to szpórtowno, nić to pówóżno riknął. - Mosz të móże jaczé urzadowé pismiono do mie? Abó chóc jaczi, nawetka bëlejaczi, lëst? Brifka, czëjącë tak co, óstôł stojące na progu kuchnie. Ha, bratku, tu cë móm! - Dzysô... eee... prawie dzysó nick ni móm. Ale... - Ni ma niżódnégó ale! Të jes tuwó priwatno, a nić urzadowó! A dlô priwatny personë odśnieżać ni muszi. Przënômni jó o taczim prawie nigdë nie czuł. Widzec bëło, że brifka móckó rozmësliwô, jaką dac mie kóńtra, ale gwësno w jego miiskii nie bëło ju placë na niżód-ną mądrą mësla. Dół so z tim póku, leno łaszczëwó zdrzół na taska gorący arbatë, co stojała na kiichniowim stole, a knćra mu drëżała ód pôchë młodzowćgó kucha. Zasmiół jem sa a zarôcził drëcha bënë. - Pójczkój, sadnij so tuwó. Jó cë zarózka arbatka zaleja. Të jes pewno zmiarzłi? - Zmiarzłi jak zmiarzłi, ale rozgórzony... Në jo, to sa zaczinó! Naszpëcowôł jem uszë, nachilił w jego czerënku głowa (jistno jak ksądz w pluderkasce) a spokojno jem mu w ucho szeptnął: - Tej gadój, drëszku kóchóny. Brifka zarôzka zrozmiół, ó co jidze. Wzął szluk gorący arbatë, hapsnął sztëczk kucha, a tej miast zarózka rzec, co mii na sercu leżi, wëjikôł: - Tu ni ma nick do gódanió, to je do rikanió. - Tej rikój, czej to cebie pomoże... - Jo, të sa ze mie wëszczérzôsz, a jó niżódnégó szacënku ód lëdzy ni móm. Jem dló nich jak lëft. Ti starszi to jesz jo, ale ti młodi a dzecë... Ë ni ma co gadać... - Gadój, gadój - a dló wik-szi zôchatë zaaplikówół jó mu do arbatë kropelka. Nen wëchilił fëst szluk, a jak to miół w zwëku, za-grzëmiół mónologa: - Cëż to je za teróczasnć wëchówanié! Ani mek, ani bek, to cë nick nie rzecze, leno łep w drëgą strona wëkrący a jidze, jakbë cebie nie bëło. Në rzeczë sóm, widzół të tak co? Czej jó bë za knópiczich lat szkolnemu, szôłtësowi, ksadzowi czë brifce chöcbë negó „póchwólony" nie rzekł, tej jó bë nóprzód ód mëmë a wieczór ód tatka pa-ternoster dostół. To bë le grzëmiało. A dzysódnia taczi unuzel, jeden a drëdżi, cë nawetka „kusznij mie..." na powitanie nie rzecze. Zamëslił jem so na sztócëk a spitół mójégó drëcha: - Në jo, a czejbë cebie tak nen unuzel rzekł „kusznij mie..tej cëż të bë jemu odrzekł? - Co jó bë odrzekł? Na tak cos jó bë nick nie rzekł, leno go prawie pó nym molu, co jak dobrze wiész ód kuszkanió nie je, ną raką, fëst wëtrzôskôł - odrzekł dërno brifka, pöcérającë swoje wiôldżé paje. - Czej të chcesz ne biédné dzecë pó tim mitczim placu bic, tej ni ma dzëwu, że one mają strach sa z tobą witać - zasmiół jem sa, ale w dëchu przëznôł jó drëchówi prówda. Kó wszëtcë bëlno wiémë, jak to teróczas z nyma najima dzótkama je... A biôjta mie lóz! Co téż człowiek muszi sa nasłëchac. 68 POMERANIA LUTY2016 a Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina w Gdańsku INSTYTUCJA KULTURY SAMORZĄDU WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO Dyrektor Naczelny prof. Roman Perucki Dyrektor Artystyczny Orkiestry PFB Ernst van Tiel LUTY 2016 70. JUBILEUSZOWY SEZON 2015/2016 M» Ml sss™—- JB! FILHARMONICY GDAŃSCY NA SWÓJ JUBILEUSZ 26/02 PIĄTEK 19:00 05/02 PIĄTEK 19:00 11/02 CZWARTEK 18:00 07/02 NIEDZIELA 17:00 SALA KAMERALNA Karolina Piatkowska-Nowicka skrzypce Tomasz Diakun skrzypce Piotr Nowicki fortepian Tomasz Pozorski altówka DEBUSSY, WIENIAWSKI, PROKOFIEW Alicja Wieczorek fortepian MOZART, BRAHMS, PROKOFIEW SALA KONCERTOWA NADZWYCZAJNY RECITAL FORTEPIANOWY. WIELKI POWRÓT MISTRZA JOSEF BU LV A BEETHOYEN, MOZART, CHOPIN SALA KONCERTOWA MAESTRO... NIE TYLKO SKRZYPIEC Robert Kabara skrzypce, dyrygent Orkiestra PFB BRITTEN, WILLIAMS, BEETHOVEN Edyta Krzemień WIELKIE AMERYKAŃSKIE TOURNEE ORKIESTRY PFB 13/02 SOBOTA 18:00 WYDARZENIA IMPRESARYJNE 04/02 CZWARTEK 19:0Q GALA OPERETKOWO-MUSICALOWA 07/02 NIEDZIELA 18:00 ARTUR ANDRUS - KONCERT KARNAWAŁOWY 27/02 SOBOTA 19:00 BROADWAY EXCLUSIVE 13/P1 - 20/03 SALA KONCERTOWA KONCERT WALENTYNKOWY. CUDOWNY ŚWIAT MUSICALU Sławomir Chrzanowski dyrygent, prowadzenie Edyta Krzemień sopran Damian Aleksander tenor Orkiestra Symfoniczna PFB WWW.FILHARMONIA.GDA.PL « BILETYaFILHARMONIA.GDA.PL • TEL. 58 320 62 62 • TEL. 58 323 83 62 ■ WWW.FACEBOOK.COM/FILHARMONIA 43 koncerty w 18 stanach, m.in: Peabody Auditorkjm. Floryda Center for the Arts Concert Hall, Wirginia Main Stage, Nowy Jork State Theatre, New Jersey Mechanics Hall, Massachusetts Renée and Henry Segerstrom Concert Hall. Kalifornia Musie Hall Center For Performing Arts, Michigan The Palladium, Indiana McCallum Theatre, Kalifornia KUP BILET www.bilety24.pl i wydrukuj na domowej drukarce, w kasach biletowych PFB Gdańsk, Olowianka 1, w Biurze Podróży „Barkost" Gdynia, Świętojańska 100 eDF V3Wo Dziennik Bałtyckie Radio Gdańsk trójmiasto pl h!ąixwosci Twoja Gazeta LIVE&TRAVEL a n y w h e r e • Energa http://www.filharmonia.gda.pl r A. A. Milne ^ Miedzwiôdk v Pufotk ^ ttt s •• « MAKIIJE ME TA WAJI OWI) 1% MT W 2015 ROKU Ju do kupienie KX(7L/ I www.kaszubskaksiazka.pll m KASZËBSKÖ-PÔMÖRSCZÉ 3l zrzeszenie Redakcjo: Słôwk Fôrmella Dariusz Majköwsczi Eugeniusz Prëczköwsczi Jazëköwô korekta: Eugeniusz Prëczköwsczi Kontakt: Sz. Straganiarskô 20-23 80-232 Gduńsk Wëdôwca: Zarząd Öglowi Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniégö Redakcjô zastrzégô so prawö do skrócënku i öbrôbianiégö nadesłónëch tekstów Wëdanié udëtkowioné przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracji Ministerstwo Spraw Wewnętrznych 9 i Administracji Spisënk zamkłoscë 2. Młodi piszą pö kaszëbsku D. Majköwsczi 6. Dlô dzecy T. Fópka 9. Wiérztë M. Wątor 10. Jedzące ökrëszënë... D. Majköwsczi 13. Widzałô fejra Kaszëbów (dzél 1) E. Prëczköwsczi 16. Wiérztë H. Makurôt 18. Dzelë i rządzë! K. Keler 20. Szport na żokach. Muszisz tam bëc! A. Hébel 22. Kasa Swiatopôłka (dzél 2) K. Krefft 25. Widzôł jô ja wczora, widza ja i dzysô (dzél 6) W. Mëszk 30. Bëc człowieka D. Milewskô-Biôłi 32. Pamiatné dnie. Wilhelm wojna wëpöwiedzôł Józef Cenowa 36. O Felix Cassubia Z. A. Josköwsczi Darmôk dodôwk do miesacznika POMERANIA (wëchôdô co trzë miesące) W czerwińcowi „Stegnie" bédëjemë pôra debiutów, przédno dzaka dobiwcóm lëteracczégö konkursu „Twörzimë w rodny mowie". Jich otaksowanie östôwiómë Czetińcóm, ale jesmë ród, że corôz wiacy nowëch utwórców pöjôwiô sa na kaszëbsczim lëteracczim widniku. Przë leżnoscë dzakujemë wszëtczim organizatorom lëteracczich konkursów na całëch Kaszëbach. Bez tl robötë nigdë bësmë nie póznelë czile pöétów i pisarzów, chtërny dzysô mają ju za sobą pierszé ksążczi abó piszą do rozmajitëch cządników, ösoblëwie do „Stegnë". I jesz wiadło, na jaczé jesmë długó żdelë (prôwda gôdającë - za długö!). Böżena Ugöwskô wëdała nowi tomik poezje. Kąsk na ta téma jidze przeczëtac w tim numrze najégö pismiona, ale rôczimë téż do lekturë Ökrëszënów żëcégö, bó taczi je titel tegö zbierku. Jeżlë chtos pö ti lekturze badze chcôł sa pödzelëc swöjima refleksjama, rôczimë do pisaniô. Dariusz Majköwsczi Młodi piszą pö kaszëbsku Kaszëbsczé Öglowösztôłcącé Liceum w Brusach i Zespół Ekönomiczno-Usłëgöwëch Szkotów w Bëtowie ju trzecy rôz zörganizowelë konkurs „Twórzimë w rodny mowie". Dlô dzecy i młodzëznë to leżnosc do pökô-zaniô swöji znajomöscë kaszëbsczégö jazëka a téż lëteracczégö talentu. Konkurs je adresowóny do uczniów gimnazjów, wëżigimnazjalnëch szkółów, a ód drëdżi edicji téż do maturantów kaszëbsczégö jazëka. Sélac można rozmajité dokazë: poezja, proza i dokazë na bina. Latoségö roku młodi lëdze z całëch Kaszub napiselë raza 41 dokazów, a dokładno: - w kategorii gimnazjum 22 dokazë:18 wië-rztów, 3 prozatorsczé dokazë i 1 drama; - w kategorii wëżigimnazjalnëch szkółów 17 dokazów: 10 wiérztów i 7 prozatorsczich dokazów; - w kategorii maturantów kaszëbsczé-gó jazëka 2 dokazë: 1 prozatorsczi dokôz i 1 drama. Rezultatë konkursu i całownô lësta dobiw-ców jidze nalezc w czerwińcowi „Pomeranii". W protokóle, jaczi miôł pödrechówóné całé to lëteracczé wëdarzenié, óstało napisóné m.jin.: „Pödług wielënë nadesłónëch prôc wcyg widzymë wiôldżé zajinteresowanié kónkursa. Widzec je téż, że młodi lëdze dali dzyrzkó sygają za pióro, bë twórzëc w rod- ny mówię. Rówizna utwórstwa je wëższô, co baro redëje. Wiele óstało nadesłónëch wiérztów w klasach gimnazjalnëch, chóc muszi téż nadczidnąc, że niżódny taczi prôcë ni ma westrzód maturantów. Nôdzeja je le w tim, że piszą öni „do szuflôdë". Le zdôwô sa, że i stamtądka bë muszałë kureszce na świat wińc. Do czego rôczimë. W przëtrôfku prozë chcałobë sa prosëc utwórców, bë ni mielë strachu i piselë kąsk dłëgszi dokazë, nie zatrzëmującë sa le na regulaminowëch stronach, chóctéż muszi na to öpasowac, bó dłëgszi dokôz nie óznôczô, że lepszi. Jeżlë jidze ö drama mómë dwie prôcë. Je to wiele i... mało. Chóc terô móżemë téż rzek-nąc, że kaszëbskó drama je zôs bogatszo ó nowé dwa dokazë. Jak widzec nie je to proste pisać dokaże na bina, temu téż komisjo mogła le zacwierdzëc dobiwców. Na przińd-ny rôz prosymë komisji nie óbszczadzac i przesëłac wiacy prôc. Muszi tëż przëznac, że kóżdi chto nade-słół swój dokóz, je dobiwcą. Żdajemë na póstapné kónkursë, a organizatorom skłôdómë gratulacje za udba konkursu, mającego stara ó rozwij kaszëbsczégó utwórstwa westrzód młodégö pököleniô. Wi-dzymë, że taczé könkursë są baro brëköwné. Na kuńcu skłôdómë swóje pódzakówania 2 szkolnym, chtërny zachacywelë uczniów do pisaniô". Möżemë sa leno podpisać pöd tima słowa-ma z protokółu, a Czetińcóm „Stegnë" dac móżlëwöta pöznaniô niechtërnëch z nôdgro-dzonëch dokazów. Na zôczątk wiérzta, jaką napisôł Stanisłôw Szroeder, dobiwca w kategorie gimnazjalny (pöezjô): Czedës Czedës jô chcôł na kuńc świata Nëkac snicé i brzątwienia Terô wiém, że wiôlgô strata Bëłobë swój mól tu zmieniać Tuwö westrzód möjich lëdzy Przeszło mie na żëcé wzerac \ Terô wiëm, że chöcbë grzëmôt Chöcbë biéda i öbrota Ni ma mërë, bö më wiedno Mdzemë tam, dze je miłota Tam, dze ksażëc gôni słuńce Tam, dze zymk tuńceje z zëmą Dze usmienié je ju wszadze Tu je möja rodnô zemia. W wëżigimnazjalnëch szkołach w kategorii poezji dobëła Paulëna Wiszowatô, jakô napisała dokôz Pustô noc Zmiarłes östôwiając rodzëna w smutku Wczora twöja pustô noc dzysô klacza przë twöjim grobie w chëczy lëlij pôcha sa rozkôscérzô rodzëna göscy na stipa prosy a jô wëstraszonô w nórce jizbë mödla sa żebë dësza twöja mia pökój piesni wczoraszégö wieczora w głowie lôtają ö latach z Tobą mie przëbôcziwają I w głowie wcyg wers dający nôdzeja „Niedługo brace z Tobą sa uzdrzimë" Bö żëcé to leno krótczé tchnienie..." A hewö nôlepszi prozatorsczi tekst westrzód uczniów wëżigmnazjalnëch szkółów. Jegó autorką je Katarzëna Niemczik. Historio jak z bôjczi Je wiele rzeczi, chtërne dragö jidze zrozmiec. Są tëż taczé, co naju bolą i przez nie ni mómë ju möcë na nick jinszégö. Całé szczescé, że są i taczé, chtërne pödnôszają najégö dëcha w góra, sprôwiają, że sa usmiéchómë. I prawie dlô nich wôrt je żëc. Historio, jaką warna öpówiém, je prôwdzëwô, je moją ópowiescą ó miłoce z wiera mirnym zakuńczenim. Ale prawie dzaka tim zdarzeniom béł jem szczestlëwi. Dzys po latach do nich wrôcóm nazôd. Chöc uszłi czas béł dlô mie cażczi, nalazła sa ösoba, chtërna mie wspierała i pömôgała. Nigdë nie béł jem barżi szczestlëwi. Miłota bëła môjim wëbawienim. Jak wiedno wëszedł jem chudzy do szköłë. Öb droga ödwiedzył jem mój ulëdóny mól. Nicht tam nie przëchódôł, tej béł jem wiedno sóm, a prawie to jem lubił. Dzys nie bëło jinaczi. Móm stara nie bëc lëdzóm w drodze. Ösoblëwie drëchóm w klasę. Długo historio... Wëjął jem mój zsziwk do malënków i zaczął jem malować to, co przeszło mie do głowë. Ze słëchawkama na uszach nie czuł jem kroków. Jem sa tego doznôł, czej bëło ju za pózdze. Nie zdążił jem uceknąc. Móji camiażëcele ju bëlë wkół mie óbeszłi. - Tej tu sa sóm tacyszl - wëszczérzół sa Kri-stión, a pöóstałi sa smielë. - Nick jo ni móm zrobione - jem spokojno odrzekł. - Ö tim to jô zadecydëja. Teatralno zazdrzôł jem na zégark. - Cażko mie to rzec, le mdzemë muszelë na kôrbiónka ödłożëc, bö spóźnia sa do szkółë. Próböwôłjem ominąć przédnika negó karna, le odepchnął mie nazód do bëna. - Kujón spieszi sa do szkôłë! Naju klasowi lelek chce do mëmczi... U u u u....... - Östawi mie w spokoju, nie jiscë sa na jin-szich leno temu, że môsz jaczés kómpleksë - cësnqf jem no to. - Dój bôczënk do kögö të gôdôsz! - rëknqt Mark. -Zdzebfo uwóżanió të gnioto jeden. - Dokładno wiém, do kögö gôdóm -ödszczekôł jem. - Gôdóm do karna glëpasëch mółpów, co wiedno słëchają nôwiakszégö egöjistë, narcyza i nôwiakszégö leleka w szkole - krziknął jem. Ö tim, że bëło to ju za wiele, doznôł jem sa za sztót przez prawi serpówi, co szedł prosto w moja gaba. Czuł jem nieprzëjemny trzôsk i krew zaczała lecec mie z nosa. Czuł jem pöstapné bufsë i fest ból. Co bëło dali, jo nie pamiatóm. Na drëdżi dzeń dowiedziółjem sa ód dozérnicë w bôlëcë, że óstół jem póbiti do nieprzëtomnoscë i nałózł mie stôri dozérca, chtëren czasa przëchôdô na banowiszcze, cobë sprôwdzëc, czë nie są pötłëkłé ôkna. Szandaróm pówiedzół, że jó mało pamiatóm, le pódół jem i tak nôzwëska Kristiana i Marka. Czile dni późni ze stłëkłima żebrama, lilewim oka i rozcatą lëpq béł jem doma. Całi weekend leżół jem przed zdrzélnika obżerające głëpasé filmë. W póniedzółk muszôł jem równak jic do szkółë. Miół jem strach, że Mark i Kristión dowiedzą sa ö póbicym. Móji rodzëce mielë górz i pöszlë do direkcji, tej pewno cało szkoła ju wié. Wëlózł jem z dodomu tak późno, jak to bëło móżlëwé. Chcół jem ominąć wszëtczé pëtania. Chcôł jem öd nich uceknąc. Moje postanowienie poszło précz, bo bróma do szkółë bëła przez nich obstąpiono. Chcół jem nëkac nazód, le ju mie uzdrzelë. Ni mógł jem pokazać, że jem słabi. Szedł jem w jich strona. Nie delë póku i mëszlącë, że to jó jich pódół, zaczalë mie szarpać. -Jesta czësto óbarchniałi! Östawta goi Nick wama nie zrobił! - Badzë cëcho! Jidzë précz do mëmczi - za-wrzeszczół Kristión. Leżące na zemi ni miół jem ódwódżi podnieść zdroku. - Abó dóta mu póku, abó zwónia po szanda-rówl Jak mëslisz cwaniaczku, komu uwierzą? Kopnął mie jesz róz, a pótemu ödchôdelë jeden po drëdżim. Czej podniósł jem zdrok, óbócził jem, że to Dominika. Chódzëła do móji klasë i bëła cëchim dzéwczëca, co letko malowała twórz. Jakno jedinó nie śmiała sa ze szpósów, chtërne tikałë sa mie. Tak óglowó nawetka lubił jem ja. Bëła miłô i szczero. - Wstani z zemi, bo dostóniesz jaczi chóroscë - pówiedzała. - Dzaka. - Nic wióldżégó. - Nic wióldżégó? Wëstawiła jes sa Kristianowi. To baro ódwóżné. Po prówdze dzakuja. - Ni ma za co - usmiéchnała sa. - Może jakno pódzakówanié chcółbës róczëc mie na gorącą szokólóda? - Tero ? - Czemu nié? Chcółbës barżi uczba fizyczi jak taska szokólódë? - Nié. Gwësno, że nié. Tej jesmë szlë. Öd tamtégu czasu pótikelë jesmë sa kóżdégó dnia. Coróz barżi jesmë bëlë krótko se. Wiedno mie pócészała i wspierała. Wiedzała jak mie rozsmiészëc. Najim ulëdónym móla béł opuszczony plac do bawienió. Bëlë jesmë ze sobą w kóżdim wolnym sztóce. Öna bëła dló mie całim świata. Kóchół jem ja. Równak jednego dnia nie przeszła na plac. Nie odbierała, czej zwónił jem do ni. Dwiérzów téż nie ötmikała. Ji rodzëce gódelë, że ji ni ma. Do szkółë téż nógle przestała chödzëc. Baro jem sa kłopótół, ale ni mógł jem nick zrobić. Codzeń przëchódół jem do najégó móla i żdół jem sedzącë na zybówce. Dnie mijałë. Nie przëchódała. Odezwała sa dwa tidzenie późni. Zazwóniła i pöprosëła ó potkanie. Żdół jem na nia. Czej jem ja uzdrzół, tej nie wiedzół jem co rzeknąc. Bëła bladô, ji włosë bëłë metłé, z ji skarni zdżinął usmiéwk. Widzec bëło chudé cało. Ji óczë sklëniłë sa ód łzów. Czej sa odezwała, ji głos zdówół mie sa słabi. - Ni mogła jem zrobić tego przez móbilka. Ni mogła jem. Adóm, z nama je kuńc. Przepró-szóm, le ju dłëżi ni móga. Nie chcą ju z tobą bëc. Przeprôszóm - ödwrócëła sa i chutczim krokö poszło do autoła postawionego nie-dalek. Chcôi jem za nią biegnąc, ale ji słowa wmurowałë mie w zemia. Załómóny wrócył jem późno dodóm. Z nikögum nie chcôł jem gadać. Nie chödzył jem do szköłë. Wiedzôł jem, że rodzëce jiscg sa ö mie, że nôgle prze-stôł jem wëchadac z jizbë, ale nie chcôł jem jima nick gadac, bö co öni môglë zrobic? Jednégö dnia przeszła mëma Dominiczi. Pöwiedzała mie, dlôcze Dominika ze mng zerwała. - Dominika nie chcała cë gadac. Nie chcała bëc cë cażóra. Nie chcała, żebës widzôł ja w tim stanie. Ale po telefonie twöji mëmë, sama udbała jem tuwó przińc. Öna téż straszno to przeżiwó. Nie jiscë sa na nia. - Jak öna mögła mëslec, że ja östôwia? Kochom ja, nie je wôżné czë zdrową, czë chörg? Möga do ni pöjachac z warna? Je wiedzec, że zabrelë mie. Leżała na intensywny terapii. Takô słabô. Czedë jem wiózł do ni, tej jesmë we dwuch chlëchelë. Podszedł jem do ni. Ji piakné włosë zdżinałë, bladô, bez ji letczégö umalowaniô gabë, wëdôwała mie sa takô biédnô i niedowinnô. - Pôwiedzała cë? Nie chcała jem, żebës mie takq uzdrzôł. - Głëpulku, kôchóm ca. Na wiedno. Nie je wôżné, co badze. Pötemu długô jesmë kôrbilë. Jak sa późni ökôzało, bëła to najô östatnô kôrbiónka. W nocë umarła. Rak zabrôł ja z negö świata. Cażkö mie bëło sa z tim zgódzëc, ale chcół jem zjiscëc ji ôstatng żëczba. Öbiecôł jem, że mda mocny i nie mda płakół, bo ona tego nie lëdô, a badze wiedzała, czedë to robią, bo badze ze mną ju na wiedno. Na historio, möże nié za długo, je w mójim sercu do dzysó. Kochom ja wcyg i wiedno mda. Bëła moją pierszą i ostatną miłotą. Nicht ju ni mógł sa z nią równać. Codzénno chodzą na ji grób, kładące na niegö biôłé róże. Chcemë pamiatac, że to wszëtkö tekstë baro młodëch lëdzy. Dzysô mają swój debiut w „Stegnie", wiera na pöstapné, barżi doz-drzeniałé jich dokazë, përzna przińdze nama pöżdac, ale tegö pierszégö kroku winszëjema jima ju dzysó. Jistno jak wszëtczim dobiw-cóm, wëprzédnionym i uczastnikóm trzecy edicji konkursu „Twórzimë w rodny mówię". 5 Tómk Fópka Dlô Dzecy Tuwö płënie strëga W möji jizbie Tuwö płënie strëga A tu Antosz biegô Stanął so na chwilka Zarô złapił wilka... Nëkô dzëków róta Z pôlców - kwiatów kruta Z pôlców - drzewa w lese Miech na puklu niese... Sajdô jakno żôbka Drapie sa na drôbka Jak na skrzidłach lecy Wësok w góra skóczi... W móji jizbie w kwiôtczi gardina Na tapéce nen z bôjczi dżinia W béksë farwné na stole krédczi A pod stopką móm diwan mitczi... Réga autków z pölëcë wzérô Graje radio, chtos fejno spiéwô Mëma z kuchnie na pôłnié wöłô Tatk naprôwiô bracynë köło... Czej do spaniô miesądz mie rôczi A do łóżka ósta dwa kroczi Jedna łapka le łiskô öczka Knypsna. Cemno. Légóm na boczku. Jak wadzëbôk sënie Jak pömuchel płënie Wej, jak rek sa copie Drëgą raką robi... To jô! To jô, Werónka! Móm Leno piać Lat Zjada so na sónkach A to Tómk, mój brat... To jô, Mateusz! Lubią w baLa grac Móm Le sztërë Latka I jesz hopka chcą... Tojô, Bogusza! Mieszkómë bez płot I do Mateusza Chodzą baro ród... Tojô, Mikółój! Jem nóstarszi z nich Chodzą do zerówczi I sa uczą miks... Tojô, Marisza! Lubią długo spac ChócLe tak jak dzysó Nie chcą mie sa wstać. To jó, Werónka! Ta, co mó piać Lat I móm tatka Rómka A mëmka - Zoszka... Farwny pałac Jak sniég je biółi ZeLonô trówa Czerwioné serce Żôłté jak słuńce Jak niebo mödré Jak noc je czôrnô Te farwë znaja-MaLëja pałac. Czej czerwony je wid Czej czerwony je wid Krok dac w przódk badze wstid Czedë żółti je wid, Wnetka przińdze mie jic Ga zeLony je wid Śmiało jida, bo wiém... Czej czerwony... Tidzeń wkół Pöniedzôłk smaczno spi Môłi wtórk niese zbónk Zabiéróm na wanoga Zabiéróm na wanoga na pupka, co ja Lubią W budelce cepłé pitku i żélczi sobie wpurgna. Zabiéróm na wanoga do graniô „w noga" bala I autkö, i trzë ksążczi... Nie straszno jimra wcale Zabiéróm na wanoga sztërnôsce Lopów śmiechu I w grochë ten sznëpelnik, czej bada muszôł czichnąc. Strzoda dwajabka mia Czwiôrtk na stół sëpie sóL Piątk mô drót, nie wié skąd Sobota szła na dak Niedzela mléka wla Aje pił... pöniedzôłk! Zabiéróm na wanoga sköpicą bëlnëch udbów Piać wiatrów szadzy włosë - wanoga mie sa udo! Małgorzata Wątor Wiérztë Dlô młodëch lëdzy Të co stwörził spöLëznowi serwis Facebooka, dzaka Cë. Të co stwörził nowé priwatné ökno dLô serwisu wrëjowégö, Ë internetowi króm, dzaka Cë. Të co stwörził téż chutczi przestąp do Internetu, dzaka Cë. Të co stwörzi-fc, esemesë ë móbilka dzaka Cë. Panaceum - lék na wszëtkö Przeklati skôrb Spôdôł Głabök W zwidë alkoholowe! Spôdôł W niebö midzë Stôłpskö a Gduńsk. Donëchczas Möje pakłé serce Tam je. Öno na łôwce leżi. I zdrzi jak we wsy Rowë jezoro falëje. Öno tam je odkąd pamiatóm. Ë badze tam po mie. 9 Dariusz Majköwsczi Jedzące ökrëszënë. Dwadzesce lat temu kaszëbsczi czetińcowie möglë pierszi rôz wzyc do raczi knéżka Zdebio na świat cësniaté (1996) z wiérztama Böżenë Ugöwsczi. Öd te czasu swöje dokazë pöétka, jakô mieszko dzysdnia w Liniewku Kaszëbs-czim, publiköwa colemało w „Stegnie" i „Zwónku kaszëbsczim". Nie bëło tegö rów-nak wiele i Iubötnicë ji talentu długö żdelë na póstapny tomik. Nie felowało taczich (wezmë na to Felicja Bôska-Börzëszköwską i ji uczniów z brusczégö KLO), co przë roz-majitëch leżnoscach pitelë: „czedë, Bożenko, kureszce wëdôsz swöje wiérztë?" I sa doczekelë... W 2016 r. ukôzôł sa tomik Ökrëszënë żëcégö öpubliköwóny przez Wëdôwizna Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrze-szeniô. Bënë nalézemë sédmë partów: Ökrëszënë na wdôr, Ökrëszënë mëslów, Ökrëszënë na kuńc dnia, Ökrëszënë co-dzénnoscë, Ökrëszënë gödowégö rozre-daniô, Ökrëszënë jastrowégö zamësle-niô i pólsköjazëköwé Ökrëszënë dodóné. W kóżdim z tëch dzélëków jidze sa domerkac dozdrzeniałi pöétczi, jakô mésterskö rozmie-je użëwac słowa (ösoblëwie kaszëbsczégö). Znaje znaczënk kóżdégö z nich, wié, jak je ze sobą parłaczëc, żebë nie bëło w nich niżódny sztëcznoscë. Nawetka, jeżlë chto nie lëdô za baro pöézji, miôłbë przeczëtac ta knéżka dlô sami kaszëbiznë... Móżna ten jazëk szmakac, jakbë jadło sa titlowé ökrëszënë swójsczégó chléba. Wiérztë colemało są biôłé, chöc trôfiają sa téż rimöwóné (np. Lës) abö mieszóné, jak Matka: Ta wiérzta ötmikô całi tomik, jaczi zaczinô sa ód wspominków. Nôprzódka mëmka, późni tatk, starka, niejedny drëszë (téż ti, co ju ödeszlë), klimat dodomu z dzecnëch lat. Pöézjô jidze corôz szerszim köła i öbjimô wcyg wiakszi part świata, a tak pó prôwdze żëjącëch na nim lëdzy, bö Ökrëszënë żëcégö są przédno ksążką ö pötkaniach z człowieka. Jak möżemë przeczëtac: Le drzewa potrafią żëc same Człowiekowi potrzebny je człowiek A nie je to człowiek wëmëslony, upiakszony, ubëlniony... (Möże ökróm pierszégó partu tomiku, gdze we wspominkach są pödczorchniaté przédno dobré cechë). Jak napisôł w pósłowiu do Ökrëszënów Stani-słôw Janka „Piesniodzejôrka je nadzwëczôj wrażlëwô na lëdzką krziwda - ösoblëwie dzecy, lëdzy ödsadzonëch, słabëch, schörzałëch". Dlôte wiele wiérztów je na- Na ji wspomnienie Miaknie köżdé serce Głos cos zadławi Czasa zadrëżą race Ji öczë miłotą zdrzącé W naszich łza sa krący I ból niemy mëslë mący W pamiacë niewierny Tëli ju czas zacarł Ale wiedno w ni óstónie Wrëti smutka óbrózk - Matka mikłëch zadzëwówanim, że lëdze mögą bëc bezlëtosny, że mającë race do piastowaniô i pömôganiô, robią nima tak wiele krziwdë. mögą rozróżniać co bëlné i lëché a równak tëli smutku je plóna jich żëcô Nôwiacy bólu je w słowach namienionëch tima, co ni mają uwôżaniô dlô nómłodszich, chtërnym słëchô stwörzëc redosné pierszé lata żëcô. To baro wôżné, bö doch: Czej płacze dzeckö Zarô świat smutnieje Swöje dzecné lata autorka wspóminô z wiôl-gą teskniączką. W zapisóny we wiérztach pamiacë óstałë leno dobré chwile, nick tej dzywnégö, że chcałabë tej-sej wrócëc do te czasu, pösmiôc sa, przeńc sa na bösôka pó pietach, wińc na łąka i plesc tam wiónczi abó prosto nick nie robie, le zdrzec na niebo, na jaczim płëną blónë. Nimö chacë wróceniô do te czasu, autorka nie buntëje sa procëm przemijaniu świata. Wié, że po zymku i lece przińdze jeseń „nie-spóznionó ani o chwila". Jistno je w żëcym człowieka, jaczému wiedno badze sa zdawać, że wszëtkö sa kuńczi za chutkó, że wiater mógłbë póczekac z tuńcowanim pö pustëch polach, a kret z kópanim kretowinów, co wëzdrzą jak grobowe kule. Przemijanie, cerpienié, zło w lëdzczich ser- cach nie są równak óstatnym słowa we wiérztach B. Ugówsczi. Ökrëszënë żëcégö są wëfulowóné nôdzeją, jakô „przëcygô wöłanim głabszim öd udraków". Kö witro möże bëc jasniészé jak dzysô, a niżódnô céniô nie jistnieje bez widu. Nie felëje téż dobrëch lëdzy, jak chöcle tëch öpisónëch w pierszim dzélu tomiku. A czejbë jich bëło za mało, są jesz zwierzata, a ösoblëwie wiérny drëch pies (we wiérzce namienio-ny tószowi, czetińc möże sa domësliwac pödskacënku dokaza Jana Zbrzëcë - Stanisława Pestczi: D/ö Bómbë epitafium. Je to tim barżi do uwierzenió, że w tomiku Ugówsczi Méster Staszk pöjôwiô sa wiele razy). Nówiakszą równak nódzeja dlô sebie, lëdzy i świata widzy autorka w Bogu. Ji religijność przemikô wikszosc dokazów. Boga rozmieje dozdrzec we wszëtczim wkół: w szemarze-nim lëstów, we wietrze, a nawetka w łizach dzecka. To On je stwórcą pësznégö świata „raką lëdzką ugłaskónégó" i nie je Jego winą jistnienié zła. Bóg - jistno jak autorka - często samotny je trwóżlëwö zamëszlo-ny nad świata, w jaczim człowiek rozmieje krziwdzëc jinëch. Na szczescé czedës ból i cerpienié sa skuń-czą. Czej przińdze „czas zbawienió", nie mdze ju placu dló zwątpieniô i beznôdzeji, a w niebie badze sa można pöczëc „jak w rodny zemi". Nóprzódka równak musz je przeżëc dobrze swoje żëcé i rozmieć oddać sebie jinszim. Zbiéróm jak zôrenka Dnie mégö żëcô I böja sa, bë przë kuńcu Nie ökôzało sa Że to le plewë Szmakóm köżdi dzeń Jak bróny w race chléb A jednak gradzy mësla Czë kôrmia sa Wiedno le prôwdą Zdrza z wiarą na krziż I jida do lëdzy Öddôwóm nômniészą chwilka I mësl, a dobrze wiém Że sąd badze z miłotë Wôrt téż dodać, że na wiele wiérztów za-mkłëch w tomiku B. Ugöwsczi mô cësk religijny kaladôrz. Mómë dokôz na dzeń ödpustu sw. Antoniego, na Wniebowstąpienie, Zesłanie Dëcha Swiatégö, całé rozdzéle spartaczone z Gödama i Jastrama. Jakbësmë czëtelë Żëcé i przigödë Remusa Aleksandra Majköwsczégö, gdze zëma zaczinô sa na sw. Môrcëna, Remus wrôcô do robötë na Matka Böską Séwną, a göspödëni öbzérô swöja spiżarnia w dzeń Nawróceniô Swiatégö Pawła. I tu, i w Ökrëszënach... wiara tak przemikô żëcé, że czas je mierzony wedle liturgicznego kaladôrza. Na kuńc jesz słowa sami autorczi, jaczé rzekła zarô pö pierszi promocji swöji ksążczi w Nowi Karczmie 24 łżëkwiata: „to są wiérztë möje - öbrôz möjégö bënowégo świata, möjich przeżëców. Czedë je pisza, nie mëszla ö tim, jak to ödbierzą czëtincowie, ale jem rôd, że są lëdze, chtërnym te wiérztë sa widzą". Chcemë le miec nôdzeja, że ti czetińcowie na pöstapny tomik nie mdą muszelë zôs żdac 20 lat... llustr. M. Miklaszewskô 12 Eugeniusz Prëczköwsczi Widzałô fejra Kaszëbów Dzél 1 - Mô bëc wszëtkö zrobione tak, że lëdzóm witro öczë staną w szpëc - cësnął na kuńc do swójich pöddónëch Serwin i ödwrócył sa do swöjégö mulka, bë jesz rôz zagwësnic ö swöji miłoce. Ceszëlë sa chwilą. Kö ni möglë doch bëc raza jaż tak wiele, jakbë köżdé z nich chcało. Serwin miôł wiedno ful race i głowa robötë. Rëchtowanié sa do wiôldżégö fejrowaniô złoti roczëznë zrénowaniô parlamentarnëch ustawów, co czësto ógrahczëłë prawa Kaszë-bów, ösoblëwie wiele wëmôgało robötë. Nôwôżniészé miôł ju za sobą. Kö dëcht le ti-dzeń temu wrócył z Hollywood, dze ödebrôł öskara za film ö ti ucemiadze Kaszëbów. Ön sa nie spódzëwôł, że dostónie ta nôdgroda, ale swiat zarô wiedzôł, że tak mdze. Kö ja-czi jinszi film mógłbë dobëc? Bëlny temat ö ucemiadze, wpaköwóné pötażné dëtczi, wspaniałi aktorzë, në i ten jazëk, chtëren tak sa möckö ödrodzył. A pömëslec, że wszëtkö sa miało ju do ostatecznego kuńca. Czejbë nié ten pamiatny rok 2030. Procëmników nigdë nie felało. Öni sa pöjôwielë, jak grzëbë pö deszczu. Wiele razy wmikelë nawetka w kaszëbską rësznota, a tej wbijelë ji nóż w plecë. Tak bëło tej. Kö pö prôwdze nie bëło ju wnet czegö zbierać. Möwë kaszëbsczi nie bëło ju czëc, le jesz kultura dosc möżlëwie so żëła, nawetka tam sam sa kąsk rozwija. Kö bëło përzna fölkloristicznëch karnów, a téż czi-le nowömódnëch. Bëłë pökôzczi filmów ö Kaszëbach. Möwa ta bëła jesz uczonô w czile szkołach, ale dzecë ani młodzëzna nie chcałë tegö. Wszëtkö pö cëchu zmierzało do kuńca. Jaż narôz nalózł sa jeden, co - jak wiele przed nim jinszich - wjachół do sejmu na chrzebce kaszëbsczi rësznotë. Në i nen udbół sa dokuńczec dzeła w Warszawie. Skacził tej sej, że szkoda dëtków na niepotrzebną uczba, do cze wëdawac na nickwôrtną kultura, na co komu karna śpiewające w nie-zrozmiałi mowie? Jagöwôł corôz barżi, jaż kureszce doprowadzył do welowaniô nad ca-łownym znikwienim wszelejaczich dzejaniów köle kaszëbsczégö jazëka. Wiele bëło temu procem, ale jesz wicy sa pö cëchu ceszëło, że kureszce móże badze kuńc z nadmórsczim lëda, co to ód tësąca lat stojół tu przë Polsce, a uchronił dló ni morze. Ale na to nicht nie zwôżôł. Welowanié przeszło pö mëslë procem ni ków. Za czile miesądzy zdrzucywóné bëłë ju dëbëltné tôfle z nazwama wsów. Nóstar-szim lëdzóm, co jesz rozmielë gadać ze sobą w rodny möwie, bëło zakôzóné ja użëwac. Mia rôz na wiedno zdżinąc z użëtku. W szkole ji uczba bëła zakôzónô. Zresztą mało ja-czi szkolny rozmiół jesz dobrze nią gadać. Muzyczne karna mögłë sobie pośpiewać, a tim barżi pótuńcowac, le to bëło uwôżóné za gwarową stilizacja. Jedny wiérny przëstoj-nicë kaszëbiznë zaczalë sa buńtowac. Móże kól dzesac jich bëło. Wnet o nich słëch za-dżinął. A co sa stało, nie bëło wiedzec. Jinszi tej bëlë sztël, bó zmerkelë czim to grozy. Oficjalno nie bëłë ju żódnégó kaszëbsczégó jazëka, lëteratura bëła zamkłô w muzeach, a szëflôdach, cządniczi ó Kaszëbach wszëtczë zawieszone, a w mediach można le bëło gadać ó dôwnym lëdze, tak jak ó Półabianach, Öbödritach, Łemkach. Bëło to lëdztwó, co czedës tu żëło, ale to ju dôwno minało i ni miało prawa bëcégö tu tej. Kureszce! - chôłpilë sa jedny, co ni möglë zgarac na wôrtnotë wëmiérającégö lëdu. Pö prôwdze do te czasu mało chto z jegö potomków sa czerowôł za tim, żebë ne wórt-notë öbstojiłë. Mało tegö. Bëlë nibë dzejôrze kaszëbsczi, co piselë ksążczi, bëlë przédnika-ma órganizacjów, profesórama, busznyma szkólnyma, parlamentarzistama, wójtama, burméstrama i Bóg wié czim jesz. Le to bëło wszëtkö na pökôzk i dlô dëtka. W swójich checzach óni nijak nie achtnalë kaszëbiznë. Jich dzecë nie gôdałë pó kaszëbsku, nawet-ka sa sromałë kaszëbiznë, uwôżałë ja za cos lëchszégó. To szło jaż do te stapnia, że jak rząd zaczął dawac dëtczi na uczba rodnégö jazëka, tej ti kaszëbsczi öchëbincë pierszi brelë sa za to, chóc sami nawetka nie roz-mielë gadać w ti möwie. Wszëtkö le pó to, bó szło wëcygnąc dëtka ód rządu za na uczba. Do oka to óni bëlë przëstojnikama kaszëbi-znë, a pó prôwdze sa wëszczérzelë z ni. A jak chto letëchno nadczidnął, że jak tak dali mdze, tej kaszëbizna zadżinie, tej óni sadzëlë na niego, jak na leleka: - Co?! Nigdë tak nie bëło dobrze, jak je tero z kaszëbizną! Co të chcesz?! Të nick nie roz-miejesz? Më wiémë nólepi, jak je! Le më ja skutkówno pódtrzimiwómë i rozwijómë. I tak niech je! A të cobë pësk lepi trzimół, bó jak nié, tej më go cë zamkniemë! Bëlë w sztadze zanëkac w nórt, óbskarżëc ó nôgórszé rzeczë, dëchówó upitoszëc dló swójich zwënégów. Blós żebë nicht jima nie przëbôcziwôł nawetka, jako je prówda. Ta prówda jich nóbarżi bola. Prôwda ó rodny mowie i kulturze, co nick a nick nie szła w porze z jich rozmienim kaszëbiznë, co nie pasowa do jich dzejaniégö. Kö podług nich trzeba bëło wszadze rëczec, że z kaszëbizną je prima. Öni doch bëlë ji skarniama. Tej wara, żebë chto gódół jinaczi. A jeżlë chtos taczi sa nalózł i miół taką ódwóga, tej nen długo sa nie cesził bezpieka. Öni zrobilë wszëtkó, bë doprowadzëc do znikwieniô taczich wrazlëwëch lëdzy. A to bëlë prawie nôbarżi szczëro öddóny kaszëbsczi sprawie ji miłotnicë. Jich umiłowanie tatczëznë stówa-ło sa dló nich zmórą. Kó öni robilë doch wszëtkó i zlëdelë wszëtczé poniżenia wiedno z mëslą i dló dobra tatczëznë, a ti öchëbihcë dobrze to wiedzelë i bez miłoserdzó to wëzwëskiwelë dló swójich przekracznëch zgrówów. Ale wejle! Cos sa równak stało dzywnégö pó wprowadzenim parlamentarnego zakazu. Czemu zadżinała mowa ó nich w telewizji, czemu zdżinałë dëbeltné tóflë, a nôpisë w downy mowie? Cëż to sa stało?! Kómuż to przeszkódzało? - zaczalë sa dopëtëwac czësto jinszi lëdze. - Kó më nie darwelë gadać w tim jazëku, ale kó w radiu doch mógł on bëc, a kąsk w telewizji mët! - szema-rzëlë. - Tak doch ni może to óstac! - szem-relë drëdżi. Cëż je lóz?! Czë kómus w deklu sa pomieszało?! Chto tu óbarchniôł?! A, to gwës znowu ti z rządu! Ju róz czedës, dów-no temu, óni tobaka zakózywelë, a teró chcą nama kózac wëmazac kaszëbsczé nôpisë z grobniców najich tatków, a starków! Nié! Za nic na świece! Tak cos bëc nie badze! Në cëż to je lóz! Czë nas sa chto pitół ó to?! Nié! W żëcym! Muszimë stanąć procem! - czëc bëło co sztót mócniészé głosë. Wnetka protestë bëłë coróz wikszé. Urmë lëdzy, ósoblëwie młodëch, sa zaczałë zbierać na szaséjach. Fanë szłë w góra, nôpisë pó kaszëbsku na wióldżich szléfach wëcy-gnioné, przez megafónë puszczone bëłë wëjimczi z nóbëlniészich dokôzów kaszëbs-czi lëteraturë, a lëdze, co bëlë nauczony ti möwë, przemôwielë i dolmaczëlë, że taczi zgardze trzeba sa przék stawie. Wnet tësą-ce lëdzy stanało procëm bezmuskówim decyzjom sejmu. Bawiło to czile lat. Z roku na rok rósł buńt. Przédnikama bëlë ti skromny lëdze, szczero zajiscony przińdnoscą rodny mówë, co z piersza muszelë bëc sztël, żebë sa nie dostać do sôdzë. Ta razą urmë jima za-wierzëłë, a óchebińców ódepchłë na strona. Rząd sa stôwiôł procem. Pierszich pöchwôcył i zaszparowół, jinszi dzes zdżinalë krëjamkó, pö niechtërnëch słëch zadżinął. Timczasa na jich plac bëło corôz wicy nowëch, co jesz barżi domôgelë sa achtniacô prôw kaszëbi-znë. Do te chwatkö zaczalë sa uczëc starków möwë. To wnet przeszło do dobrégö tónu znac z piersza chöcle czile słów, a pótemu ju gadac pö kaszëbsku. Kö wszëtcë baro dobrze möglë pö anielsku, nôczascy równak czëc midzë nima bëła pólaszëzna, ale pö tim wszëtczim - jakbë na przék - gôdóné bëło colemało blós pö anielsku, a chto ju mógł, to pö kaszëbsku. Pólskô möwa - chöc köżdi ja perfekt znôł - szła w nórt, jakno buńt procem temu, co sa stało. W kuńcu sejm zaczął przezerac na óczë. Zmerkôł, że sta sa rzecz baro lëchô. Pó piać latach biôtczi copnalë leleczkówatą ustawa i delë wszelejaczé prawa Kaszëbóm, jesz dzél lepszé, jak to bëło piérwi. Në i witro mijało prawie pół wieku ód ti chwile. Pół złotego wieku dlô kaszëbi-znë. Urosłë dwa nowé pokolenia, chtërne óbrzészkówö i ród uczëłë sa pó kaszëbsku, chtërne chatno gôdałë w ti rodny starków mowie. Dwa nowé pokolenia, co rozmiałë gadac jesz w trzech jinszich jazëkach, le nópier-szim i nôwôżniészim béł dló nich kaszëbsczi. A żëlë doch jesz wiôldżi herojowie tëch tam wëdarzeniów, chtërny wnenczas chutkó sa douczëlë rodny mówë. Piakno ona brzëmia-ła w jich dodrzeniałëch a statecznëch licach. Kol dwuch mëliónów mieszkańców nordowi Pólsczi na co dzeń gôdało terô midzë sobą w tim zwacznym jazëku, bógatim w słowizna, a szlachetnym w brzëmienim. Prawie na historia stała sa póspódlim do óskarowégó filmu Serwina, chtëren mądrze téż wplótł w niego dzeje Kaszëbów za ksążëcëch czasów, czej panowelë tu bëlny Mestwinowie i Swiatopełkówie. Wszëtkó to ópiarté na ksążkówim dokôzu z 50-tégó roku napisónégó pó kaszëbsku, za jaczégó nieżëjącyju autor Szwéda dostôł Nôdgroda Nobla. Nié blós ón, kó dzesac lat późni, jinszi wiôldżi pisôrz ö nôzwësku Czecha, téż do-stôł Nobla za pöwiésc ó dzejach Kaszëbów z kuńca II światowi wöjnë. Ne ksążczi bëłë dolmaczoné na wiele jazëków świata. Ale ledze uczałi próbówelë czëtac je w óriginale. Przez to zwaczi rodny mówë czëc bëłë na uczebnëch katedrach wióldżich miast świata. - Fejra muszi bëc widzałó - wzdichnął Serwin do swöjégö mulka. - Kó mómë pó prôwdze co fejrowac. Te wëdarzenia sprzed pół wieku czësto zmieniłë öbliczé naszi rodny zemi. Tej ó Kaszëbach świat miół ju wnet zabóczony. Módlëtewniczi „Më trzimómë z Boga" kłedlë do zarków, a uczbówniczi szłë w zabët. A dzy-sô? Dzysô całé Gduńscze Pómórzé kórbi pó kaszëbsku. Za nastapné pół wieku nasza mowa óbjimie całé Pómórzé, wecmanim ze Szczecëna. Może tam mdze nazód nasza stolëca, tak jak to bëło wnet tësąc lat temu. Wiodro bëło baro snôżé. Na wiôldzi rénk stołecznego gardu zjachało kole dzesac tësący zawółónëch lëdzy. Przëbëlë uczałi, artistë, filmówcë, spiewôcë a wökalëscë, pisarze a póecë, prezydencë a burméstrowie miast, znóny dzejarze organizacji. Bëlë dwaji nobliscë, a laureacë óskarów, złotëch kłosów, strzébrznëch miesądzów i wiele jinszich swiatowëch nôdgrodów. Wszëtczich łączëło jedno - kaszëbizna. Gala prowadzëlë Serwin i jegó mulk - wspaniało aktorka, chtërna zagra nópierszą rola w jegó óskarowim filmie. - Witóm waji wszëtczich w dzeń wiôldżégö kaszëbsczégó świata - zaczął konferansjer, a dolmacze pöwtôrzelë to w anielsczi mowie dló góscy z Warszawę, Krakowa, Pariża, a Toronto. - To je swiato naszi tatczëznë i naszi rodny möwë, chtërna wnet bëła znikwionô, a równak dzys rozbrzmiéwô szerok a dalek. To je swiato prôwdë i szacënku do köżdégó człowieka, ósoblëwie tegó ucemiażonégó, upichónégó i zgardzonégó. Kó prawie w ta-czich nórodach wërôstają wióldżi taleńte -wtórowa przesnôżô Kaszëbka, gwiôzda światowego aktorstwa. Hana Makurôt Wiérztë czerënk: nieskuńczonosc pö tim jak jes umarł jem usadła na skrzidła twöjégö anioła jem chwôcëła sajegó anielsczégö ögóna më lecelë na klin Abrahama gdze zaczinô sa przëkrëcé nieskunczonoscë jes żdôł na mie z tamti stronë gdze midzë kôtama na zberku nieba swiati ögrodownicë przëcynalë róże za zôkrata tamti stegnë żëwöta më bëlë oswojony nawetka na grancë światów w tuńcu na kobiercach rzozów jesmë wëkölibelë refren balladę serafinów po prawice Öjca na sztërzech krańcach nieboskłonu wôłtôrze widzałë w gódniku tamtego roku czerënk: nieskuńczonosc f narodzënë Wenus narodzënë Wenus w sklepach i pódsklepiach tam bëła ta sama krëjamnota póznôwónô we dwóje 0 pódróstający miłoce bez cësnieniô bez póspiéwku kôrmimë sa nadpakłą krzesznią wëjimniatą z kónfiturów wjamicë pózeleniałi mcha tam krëjówka wëbuchów pókwitła legendą wastë ksyżëca 1 głabóczim żëcym w dolëznie óplotłi ógroda winogradu i rebińców stôri bogowie widzelë na miłota wëkradłą gwiózdóm czej niebo stało sa plaskaté i bladé zbëlë to bezgłosa przëzwóleniô z redotë skłódóm dłonie do kósków że mómë sebie wiwat miłota! y i ę # A I- > i V*a*V ,,"UIUU^ ^ tóW1! v» 111(^11114.71 VA >iv ^ iii • •fc • » < L liii f i ,&* * ^!r * 1 p??t < «■ tW* * m Pmfiliy >lm môłczenié z zaświatów cénie umarłëch są bëlno ukrëté za górą słuńca jich remiona zapadłe w bezgłos nie dotkną celesny prosbë ö prôwda w Lëdzczim alfabece chcą wiedzec czë öjc mój köchô mie czë żëje tam gdze sa nie zmiescył czas módLa sa w miono ojca żebë mie pozdrowił on môłczi uparto z zaświatów Karo Lën a Keler Dzelë i rządze! Żëjemë w taczich czasach, gdze są rozmajité dobrocëznë. Nie je równak jesz tak dobrze na świece, żebë wszëtcë wszëtkö mielë abö mielë tëli samö. Dzysô są barżi nowoczasné i - jakbë nie wzerac - nastawione na zwësk czasë. Nierôz muszimë wëbrac, czë sa z kims pödzelëc, czë nié. A dzelëc möżna sa rozmajitima rzecza-ma. Chleba, ópłótka we wilëja, wiadłama, problemama, wiédzą, bómkama, majątka... Köżdi dzéh stôwô przed dilemata, czë sa z kims pödzelëc. A jak ö tim rozstrzëgnąc? U Börzëszköwsczich doma dëtczi z briftaszë sa nie wësëpiwałë. Wiedno szëköwelë 12 placów przë kuchniowim stole: dlô Anë, ji dwuch bracynów, piac sostrów, mëmë, tatka i starëszków. Czej na öbiôd zeszlë sa jesz wuja z cotką, to Ana i ji młodszo sosterka muszałë jic do jizbë jesc, co öna pö prôwdze baro lubiła. Tam mogła bez wiédzë mëmë dac Burkowi to, co ji nie szmakało. Szokölôda bëła u nich baro rzôdkö, blós öd wiôldżégö świata abó jak sostra starczi z Miemców przëjacha. Pö ji ótemkniacu wöniô długö sa roznôszała pö całi chëczë. Ana i stark na-wetka ökrëszczi z wëscélôka zbiérelë. Öni we dwöje czasa robilë öszëkóną szokólódą z masła, kakao, mléka w proszku i cëkru. Jednégö razu Ana chutczi przeszła ze szkôłë. Bracynowie, starszi sostrë, rodzëce i starköwie bëlë prawie przë sadzenim lasu, cobë zdebło dëtków dorobić. Młodszo -Agnés, sedzała u cotczi Różë. Ana miała öbiôd ugotować. Przë skrobaniu bulew ji sa przëbôczëło, że prawie wczora cotka Róża przewiozła kakao z Bëtowa. „Zrobią szokólódą!" - pömësla. Chutkó w grópku umiésza składniczi, zestawia z ognia i nawet-ka nie żdała, jaż öna wëstëgnie, a ju łëżecz-ka z bruną masą bëła w gabie. Czej sa nie óbezdrza, na dnie le përzinka ostała. „To ju nie je wôrt nikomu pökazëwac! Doch tim sa ju nicht nie najé ani nie naliże!". I poszła schówac na góra do jizbë we frizjerka - za-mikóną szafka ze zdrzadła. Zarô téż ótemkła wszëtczé ökna, cobë pôchniączka słodkóscë chutuszkó z chëczë wëwietrzała. Pierszi wiózł stark. - Tu mie cos tak fejn póchnie! Co të môsz Anuszkó na óbiód zrobione? Pewno cos z szokólódą! - zawöłôł z nódzeją, że to badze prówda. - Co téż starëszk ópówiódó! Szokólódą to më na Gwiózdka óstatno mielë i wszëtkö bëło zjadłé. A starëszk to nawetka złotkó wëlizywół! - Në, tu mie cos naprówda póchnie... Ale jó jem ju stóri, może mie sa wëdôwô. - Na gwës sa wëdôwô! Chto bë tu dzysó szokólódą miół?! Po óbiedze Ana szła do kuzynczi i przeszła nazód jaż na wieczór. Prawie so ji przëbôczëło ó skórbie schówónym we fizjerce. Weszła do jizbe, widu nie pôlëła, cobë nie podpadło, ótemkła dwiérka, wsënała raka i... ju trzima-ła miseczka z ulëdónym smaczka! Łëżeczka włożëła w gaba i... ze strachu półkła, co tam bëło. - Jezës, Marija, cëż to je?! - wrzeszczała, plëła, skókała, chwëtała sa za gaba! Chca-ła do kąpnicë lecec, ale cemno bëło, przez stółk sa wëwrócëła, trzôsku narobiła, jakbë szatopiérz w jizba wlecôł. Chcała to jakös z gabë wëcygnąc, ale ju bëło za pózno. Tëli trzósku narobiła, żë zarô wszëtcë sa zlecelë. Starëszk zapôlił wid i ze śmiechu sa wnet zwrócył! Ana leżała na podłodze z usmarowónym pëska. - Në, Anuszkö, terô më ce nauczëlë, że je wôrt sa dzelëc z jinszima. Żebës të nigdë w żëcym tegö nie zabôcza, më cë pömöglë glëną umiészóną z wödą! * * * Lepińskó bëła znónô z tegó, że całi dzeń klaprowała. Codzeń reno wespół z öczama zarô ötmikała sa ji gaba. I tak jak całi dzeń muszała mërgac öczama, tak téż ji wrota lôtałë bez całi czas. Möżna bë nawetka rzeknąc, że ji pówieczi i gaba bëłë ze sobą sköördinowóné. Za to ji chłop wiedzôł, że mowa je srebra, a milczenie złota i nawetka całi dzeń mógł nie korbie. Gaba ötmikôł, czedë jego białka sedzała cëchö. To je ób noc, czej öna bëła w spiku. W jedna strzoda zazwónia do Lepińsczi re-dachtórka z radia, co chcą zrobić nagranie ö zwëkach Kaszëbów. Lepińskó nawetka sa długo ni muszała zastanawiać. Trzë razë móchnała rzasama i redachtórka ju sa wë-wiedza ö wszëtczich chóroscach Lepińsczi. Nawet tëch, co dopierze mögłë na nia przińc. Redachtórka przëjacha pod wieczór. Sadła w jizbie przë stolë, Lepińskó téż, a ji chłop w zeslu prawie „Teleexpress" öbzérôł. Redachtórka pętała, Lepińskó ódpówiódała. Naróz padło pëtanié ö tim, czë móżna na kógós urok rzucëc. I stało sa cos niemóżebnégö. Tim raza Lepińsczi munia sa nieskóórdinowała z óczama. Nie odrzekła nick. Za to ji chłop wstół z zesla, usódł przë stole i zaczął opowiadać wszëtkö, co wiedzół i czuł. Nóprzód Lepińskó tak letko chcała chłopu dac znac, żebë nick nie gódół, bó to są taczé sprawë, o jaczich sa nie gódó. Ale ón nick. To óna gó tak pod stoła letëchno stukała. On swoje. Jaż w kuńcu óna nie wëtrzimała. Öczë ji sa zrobiłë czësto czerwioné, zabë sa zacësnałë, brwie scygnałë, slëna ju bëła wi-dzec w nórcëku gabë i piascë same trzasnałë w stół. Fest rozgörzonô wstała i kópnała chłopa z całi sëłë w noga. Mikrofon redach-tórczi cësnała w tasza i pókózała ji dwiérze. Tedë Lepińsczi sa dowiedzół, że dzelenié wszëtczima wiadłama może bëc baro bólącé. * * * Knópi z Czedrójc twierdzëlë, że dló dzéw-czatów ze wsë kawalerów je dosc. A jeżlë nalózł sa jaczis ódwóżny z cëzy wsë, co do pannë z Czedrójc na kole, motorze czë autóła przëjéżdżół, chutkó sa przekónywół, że Czedrój-czónie swójima brutkama dzelëc sa nie badą. Marinka bëła urodnym dzeusa w Czedrój-cach. Kawalerowie ustalëlë zmianë, cobë ji chëczë piłować. Do Marinczi przëjéżdżôł Brónk z Budów. Nóprzód autóła, ale chutkó zaczął piechti przëchödzëc, bó bë majątk óstawił w warsztace. Ale czej chcół brutka na zabawa wząc, pódjachół cemnomódrą storą skodą. Wiedno béł z nią problem, żebë zapôlëła. Knópi ze wsë belë ju przërëchto-wóny i chcelë ta skoda przewrócëc. Ju mielë ja podniosłe, a skoda jak nigdë ödpôlëła za pierszim raza. Jinszim raza Brónk przëjachôł swójim nowim mótóra. Czej ód Marinczi ju chcół dodóm jachac, öpönë bëłëju bez lëftu. Muszółjic piechti. Jak sa ókózało, kawalerowie z Czedrójc nié blós miłotą do Marinczi górelë, ale móżnabë stwiedzëc, że czëlë jaczis krëjamny cyg do héwlowaniô. Za wsą knópi żdelë na Bronka ze sztachetą z gózdza. Tej Bronka na długó przëkónelë, że Marinką sa z nim nie pódzelą. Tero jak wëbrac, czë sa dzelëc z jinszima czë nié? Odpowiedz je prosto: wszëtkó zanólégó czim. Adóm Hébel Szpört na żokach. Muszisz tam bëc! Z czegö më sa dzysô smiejemë? Z baro roz-majitëch rzeczów. Z pöliticzi, z telewizje, z cëzëch në i ze samëch se. To slédné je nógórszé, bö niejedny cwierdzą, że më tedë pökazywómë Kaszëbów w lëchim widze. Jô sa z tim nie zgôdzóm, bö jidącë dali taczim mëszlenim Pölôszë sa ni mögą z Pölôchów smiôc, a Amerikanérze ze swöji spölëznë wëszczerzac. Tak tej smiôc sa möże z rozma-jitëch rzeczów, jak sa smiôc lubi. Dokaza na to, jak wiele sprawów möże öbsmiôc i na jak rozmajité métle, béł łoni Przezérk Stand up Szpört na żokach, jaczi sa ödbéł w czerwińcu we Wejrowie. Stand up to je binowi kuńszt, w jaczim jeden ar-tista prezeńteje monolog, w jaczim wóż-niészi jak aktorsczé umiejatnotë je tekst, improwizacjo i charizma. Smiejemë sa abó z pueńtów, abó z absurdalnoscë sytuacje. Ni ma ógreńczeniów, temu kóżdi standupéra wërôbiô swój stil. Nasz przezérk to béł eksperimeńt, jak ten zort szpörtu so póradzy na kaszëbsczim pödwörzim. Egzam je zdóny, co pócwierdzą bölącé ze smiéchu brzëchë pö pierszi edicje. Më möglë uczëc i tradicjowé gôdczi, i cos, co barżi szlachuje za tim, co më w internece öbzérómë. Kö nicht nie bróni wëstapówac z tradicjowima plestama, bö stand up ni mć> ógreńczony témiznë, a i förma mô swoja bókadosc möżlëwötów. Köżdi chto bë chcôł co smiésznégö rzec abö prosto pösłëchac nôlepszich wiców, 20 möże przëjachac 17 czerwińca do restora-cje Campanula we Wejrowie na 6 wieczór. Plac to nié bez przëtrôfk lokal w budinku Muzeum Kaszëbskö-Pómörsczi Pismie-niznë i Muzyczi, bo ta institucjó wespół z Kaszëbską Jednotą przë wespółrobóce z agencją PROCSB örganizëją to wëdarze-nié. Przédnyma dobrzińcama są Krézowé Starostwo we Wejrowie i Delikatesë Made in Kaszëbë (Organizatorowie nie bierzą ódpówiedzalnoscë za bólenié brzëcha ze śmiechu). Szpórt na żokach to nie le stand up, towarzą mu wszelejaczé wice, téż te kabaretné (jo, stand up to nie je zort kabaretu!) i teatralne. Hewó na zôchacba wëjimczi scenarnika artistnégö dzéla łońsczi edicje wëkónóny przez Teater Zymk. II Môrcën (M) użarti pödchôdô do Paula (P), pana młodego M: Pauel! Pauel, ale të môsz fejn pólter! A jenë! P: Môrcënl To nie je pólter, to ju wieselé je, të nie wiész? M: A pó prôwdze to sa tak familijno zrobiło. Widzysz të, jak ten czas lecy. To të ju żeniałi jes? P: A të jes użarti. M: Në, jaż tak baro nié. Mie sa jesz twóji białczi mëma nie widzy, ale Róman ju do ni cknie. P: Co?! Co on robi? Róman (R) wnëkiwô w jesz górszim stanie jak Môr cën. R: Ej, Môrcën, ale të môsz fejn sztriptizérczi na ten kawalersczi wzaté! P: Jô ni miôł żódnégö kawalersczégö! R: Jak nié? Ma doch jacha na diskóteka. Przed weńscym jô muszół swöje piwö dopić, tej jô budla wëwalił i ma szła na diskóteka, tam taczé mödré widë swiécëłë. P: To doch pölicjô bëła, öni cebie mielë zgarnąć. III Andrzéj (A) - Jiwönin öjc pödchôdô do pana młodégô A: Në, witóm sënie, jak tam sa bawisz? P: Jô fejn... tata. A: Të sa tak nie sromi, kö terô ma jesma wnet jak krewny. P: Në jo. A: A jak warna szło załôtwianié tëch spra-wów przed slëba? P: Në kö nôuczi bëłë, tam ma sa uczëła jak... A: Tegö të mie ni muszisz powiadać, le jak z załatwienim ti mszë. Wiele tam przeszło? P: Në kö wë... tata widzôł jak wiele lëdzy przeszło. A: Alejô bë chcôł wiedzec jak ze załatwienim kol ksadza. Wiele të mu dół? P: Aaa, ć>n rzekł, że jô móm tëli dac na wiele jć> sa ta miłota cenią. A: Në, wiele to weszło? P: 10 zł jô dół. A: A ksądz co na to? P: ... A: Në? P: A ksądz mie reszta wëdôł. A: Baro dobrze sënie! Pamiatój, dëtkama sa nie rzucô wszadze wkół jak gnoja pö pölu. Ma sa mdzema fejn dogadiwa. IV Katarzëna (K) tuńceje ze swójim chłopa Môrcëna (M) K: Piakné to wieselé. I ta brutka, takô fejn, në kö ten kléd je taczi pëszny. M: Jo, ta Julka je fejn dzéwcza. K: Jak të mógł to rzec? M: Në, doch të tak góda! K: Bo jó blós tak rzekła, a të prosto na nia slépcëjesz. Jó so spóminóm nasze wieselé. Czedë to bëło? Të pewno nie pamiatósz, bo co to dló cebie, të le jesc, piwó pic i bala öbzerac, dërch ta bala i bala, a czedë ma sa żenią, të pewno nie wiész. M: Jak nie wiém? 14 czerwińca 1987 roku. K: O, po prówdze to pamiatósz? Kasza dówó chłopu kusa M: Pewno, tedë Arka Gdinió z Wisłą Kraków dobëła 2:1. K: Ee tam, ale może jaczé szczegółë z tego dnia pamiatósz? M: Jo, karny w 32 minuce i czerwono kórtka w 78. Ksążka ö Królu ju je do czëtaniô W zeszłim numrze më ódkazywelë, że je rëchtowónô ksążka ö kaszëbsczim królu, a dzysô möżemë ju óbznójmic, że öna je ju wëdónô pöd titla Król Kaszubów - Karol Krefft. Ji autora je Eugeniusz Prëczköwsczi. Na bez dwasta stronach je ópisóné żëcé Karola Kreffta - wióldżégó, uczałégó a mądrégö Kaszëbë, co mu przeszło żëc i stracëc zdrowie w dradżich kömunysticznëch latach. Zôs przed wojną założił on korporacja „Cassubia" w Warszawie, co je bödôj jegö nôwikszim dokóza. Kö wskôzôł ön młodim Kaszëbóm, jak jic w przódk i śmiało z kaszëbizną. W Żukowie bëła ju pierszô promocjo ny ksążczi spartaczono z pódsëmöwanim rézë Kaszëbów do Kanadë. Baro miłé to bëło zéndzenié, tim barżi, że wszëtkö parłaczëła kaszëbskô mło-dzëzna - ta, co bëła w Kanadze, në i dëcht ta sama, co ju wnet chce reaktiwöwac „Cassubia" w Żukowie. Baro tegö żëczimë, a tczëwôrtnym Czetińcóm czekawégö i żëczlëwégó czëtaniô. A na terô zaprôszómë do drëdżégö dzéla binowégö dokôzu Kreffta Kasa Swiatopôłka. Nen i jinszé - ösoblëwie snôżé wiérztë - są ujaté w ksążce. (jd) Karol Krefft Kasa Swiatopôłka dz. 2 Swiaca: Öne ödpłënałë na rozlewisko głabök na łączi. Nie bëło gwësnotë na strzała. Dalek a ptôch möcny, a reniec, le to szkoda a wstid. Taczé snôżé te kôłpie. Swiatopôłk: śmieje sa serdeczno, głośno Slepcë! Slepcë. Wa jachtarze möji. Dobri jesz knôpcë. Wa sprawiedlëwie baro na kôłpie bëlë wëszłé, czë wa nie zöczëła, że ten knôpk, co ön tak pökórno wlecze ta köpica kaczk, że ten chłopk, to je nôpiakniészé na całi Redëni dzewus. Ale tak to je dobrze Sënie: na jachce - jach-towac, w biôtce - bic, na jigrach - dokazëwac. Chto tak dzejô, to je chłop, jaczégö jô brëkuja, i móm ród. Ale dzywno to je dwaji młodi wójarze, a nie pöznelë dzéwczëca. Të dzéwcza lëska jes przebiegło. (Wszëtcë sa smieją, Öbadia zatroskóny zdrzi na Wisznia). Öbadia: To je wnëczka mója Wisznia. Miono ji wëbra sama kséni Witosława. Jô Wiszni kôża włożëc ruchna knôpé, czej cëzy chłopi sa tu przëdarzą. Swiatopôłk: To wë ji rzeklë rôz. Bez strachu - le bez urzasu. Dobrze, bëlno chówiesz to ksążëczątkö snôżé. Ale chłopi, jak ti hewó jachtarze, ti waji piakny kaczuszczi nie dozdrzëlë w tëch skąpëch ruchnach. Jima baro szło ö to kózóną moja kopa kóczorów. Na piaknô lëlijka Redëni. Baro mają ce uszczwóné tą jachtą ne twöje biédné kaczczi? Wisznia: O jachtach wiém jó ód starka. Jachtarzë bëlny, ti na wszëtkó są ślepi, le nié na swöja zwierzëna. Jó wiedza, że płoszëc i zbierać musza, że nie ustąpią. Tak biega jó w przódk, a mało oni mie tej widzelë. A czej öni późni szukelë kółpi, tej jô möje zgasłé ptószczi ukłóda w słunuszku pód górką. Oczka jich jesz zdrzałë, to bëło smutno. A jak oni kôzelë zbierać, tej co szło, jó na se wzała i szła tu, a öni halelë reszta. Swiatopôłk: Të jes rozëmnô, a robócó, widza, môłô białka. Tak je dobrze. Czej të bë bëła chłopuszka, wząłbë jô ce do Gduńska. Të môsz jaśni w główce niglë niejeden mój w grodzësku uczeń pisarsczi. A dôj le blëżi ne twoje ptószczi. Wisznia: (kładze paczi koczk blisko, Swiatopôłk bierze, öbzérô) Kaczczi są bëlné. Tłësté, a wszëtkö młodé. Swiatopôłk: Nié to kwiatuszku, nié to, chöc to wôżné téż. Wej tu! Strzałë më öbzérómë. Jachta to nie je nasza prôca. To je rëchli ödpöczink jic halac wikt dlô lëdzy. Nasze strzałë są östré, szëköwóné na złëch lëdzy, co dulczą, cobë nas ökrasc, zabić. A chto z nas strzélô, muszi wiedno trafie do célu. (Zwrôcô sa do Wartësłowa) Ale widza, wa tu sprawiła bëlno. Köżdi ptôszk, ta sama smiertelnô rena. Jak czejbë ten sóm strzélc. A strzela wa pewno öbaji? Wartësłôw: Tatku, óbaji a wnetka równo wiele. Trafie bëło letko. Mało płoche, a słabo zlóti-wałë, jakbë na strzała prawie czekałë. Swiatopôłk: Tak skromny nie darwósz bëc. Nick zdrowego dobrowolno nie chce smiercë. Wa bëlno sa rozmiejeta óbchódzëc z łaka a strzałą. Swiaca: Wartësłôw we Gduńsku ze wszëtczich młodëch je nópewniészi w strzelbie z łaku. Ze stórëch kaczk pod nieba wëbierze i jak zókón rozmieje zjąc stôrégó kóczora. Czej le nie je za dalek, Wartësława raka je pewno. Swiatopôłk (ödwrôcô sa do Öbadii i Wisznie z uśmiecha) Raka je pewno, mówisz, Swiaca Piotrze. Pewno? Tej zretuje sënie tatköwé strzébro. Te snôżégö ksążëczątka stark mądroscą ódbiéró miészeczk za miészeczka fratrowi Danielowi strzébro kraju. Teró, czej ta młodo Wisznia je wëdónô, nasz prorok abó mësli jak wnëczka dostać dodóm. Dobrze żesta mie taczégö kóczora zjała na ten ôrt z głowë. Le të, sënie, wëpłacë temu dzéwczëcu. Më, ksąża suwerenny tego piaknégö kraju, kôzół swójim jachtarzóm wząc do płoszeniô i noszeniô knôpa. A nigdë dzewusa. Wa dzéwczëcu wzała swoboda, a da jesz za strogą, jak na nia, robota na zemi i w wodze. Wisznia może skarżëc, a ji ksąża skarga uznaje zaró. Wisznia: Wasta ksążëcu. Jó nie skarża. Mie sa widzało zdrzecjakten ricerz - jachtórz trófiół, chóc żól mie bëło biédnëch kaczuszk. Mie stark öpöwiôdôł, że wójarze słowny wiedno trafiają, co chcą. Temu jó robötë ny nie żałowa. Swiatopôłk: Bëlną të mdzesz góspódënią i białką, żlë uwóżósz proca sposobną, a sama robötë sa nie lakósz. Wartësłów! Dój Wiszni z tëch kaczk. Nóm nasz słowny Niklót jesz zradzy tłëstégó sórena, a może i jelenia. A z póböżnëch norbertanków żódnó jedna kaczczi naróz zjesc nie zjé. Tak mósz z czego dzelëc i öbdzelëc. A nie zbawi długo, Daniel pócórze skuńcził, bo i różańca nie trzimie przed se, widza (Wartësiôw zdrzi chwila, usmiéchô sa, mówi) Wartësłôw: A kuliż sa snôżému kótuszkówi nóleżi za odpuszczenie i za proca? Wisznia: Wiele nóleżi, nie wiém. Ale chcec to bë jó chcą tëli, wiele pólca ti raczi uniesa. Swiatopôłk: Mądrze, mądrze. Zgôdzómë sa wszëtcë chłopi. Pókóż kuli zradzysz. (Wisznia biegô do rzéczi, jidze nazôd, scygô kóra z chabinë wierzbowi, piece tidórk-pöwrózk, wiąże za nóżczi réga kaczk, rozstôwiô nóżczi szerzi i pödnôszô cali pak. Wszëtcë sa śmieją ze Swiatopôłka, le Öbadia pôdchôdô do Wiszni) Öbadia: Wisznia! Co të wëstwôrzôsz. Dôj pöku. Wezkôj dwie, trzë i kuńc. Swiatopôłk: (do Daniela, co przeszedł do cali grëpë) Jo, jo, fratrze, czas obszedł. Zaró rëszimë. Ale zdrzë, nowé czarë. Ten pólny kwiótuszk - to nie je knôpk - pödskubiwô sëna ksążëca kraju. (Do Öbadii:) Dôj ji pöku starku. Të swöje môsz. Młodi są mło-di. A le szëk muszi bëc i w taczi jich biôtce. A tëc bëłobë mie jakös, cobë ten młodi ksążeczk béł mni öskubóny jak jô. A twöja Wisznia nokce mô. Mô. A bëlno je pökôza. Bëlno. Wartësłôw: Wisznia. To më z Piotra dlô ce, jak-bë dlô ubögö przezeblokłi w knôpiczé ruchna czarodzéjczi, le dzysô jachtowa. A wiele dlô nas twöjich jachtarzi użëczisz? Wisznia: Z möjich wëzce, kuli brëkujece, bë do zôsnyjachtë przeżëc. Swiatopôłk: Co za piakny dzéh më dzysô rozpóczalë, fratrze. Zymk, słuńce, wiérnó, stateczno drëżëna, bëlny lëdze. A mądri, pödkôrbiący ale ze szlachötą lëdzką. I ti nowi lëdze wdałi w rzetelnëch stôrëch. Jo. Jo, fratrze Danielu. Tej öne te trudë, maczi, biôtczi, głodë i swiaté görze nie bëłë przez naji zlëdóné darmö. I kamińsczi Biskup i szkodnik Demińsczi mdą cażkó płacëlë do östatnégö lëstka strzébra. Bö dlô taczégö nôrodu chatno sa prawisz cwiar-do, a i biôtczi pöd smatôrzową kösą sa nie lakôsz. I temu nasz krôj kaszëbsczi mdze miôł swój mól tu nad Bôłta. Krziż z nama je dzysô. Procëmku nóm krziżewi łżélcë ni mögą bëc jak procëmku Natangóm i kuróm Herkusa Monte. (Swiatopôłk wstôwô, klepie Öbadia, a pô głowie głosko. Wisznia usmiéchô sa do nich, tej ôdwrôcô sa do wöjarzów i Daniela, mówi:) Pöjta! Jedzemë do kséni Witosławë. (Wszëtcë jadą za Swiatopôłka, östôwô Wartësłôw i Pioter; Wartësłôw pödchôdô, bierze sztërë kaczczi, wkłôdô w race wzrëszonégö baro Öbadii, pöklepiwô gö pö remieniu, pödchôdô do Wiszni, usmiéchô sa do ni. Wisznia trzimie w race kuńc powrózka z kaczkama, co leżą na trôwie. Wartësłôw śmiejące sa przëjacelskö pödnôszô Wiszni całi ji pak kaczk, kôże ogrodnikowi z wnëczką odińc. Cziwie na Piotra i raza bierzą reszta kaczk, jaką ód nich ödbiérô Möjmir i ödchôdô do köni. Wartësłôw z Piotra ödchôdają ze scenë. Öbadia z Wisznią östôwają na ni. Wartësłôw wółô do stojącëch baro zdzëwionëch Öbadii i Wiszni.) Wartësłôw: Wisznia. Bóg zapłać za pókózanié skarbów Rëdeni. Chówkój dali ne kóczuszczi i sniéżné twoje - a nóm chłopom nieufne - kółpie. I niech tu wiedno je tëli kwiatów wkół Wiszni... Wisznia puszcziwó pak kaczków na zemia i cziwie całô serdeczno przejató odjeżdżającym (czëc stapa kôni), Öbadia stoji cëchö, le zdrzi. Wisznia öpuszczô smutno główka, mô łzë w oczach, cziwie bezwiednie dali jedną raką. Kurtina 24 Nalezc ödżin w oczach i öd niegö sa nie za-pólëc, to je prôwdzëwi kuńszt. Lepi gö tej nie szëkac, bö czej sa gö naléze, możno po prôwdze te nie strzëmac. I lëdze, chóc ö tim wiedzelë, równak z kówóla gadać muszelë. Jô widzół, jak lëdze przëchôdają do niego bez słowa pödôwającë mu jaczé żelazło, a ön to zarô szëköwno rozmiôł uprawie. Czej widzôł, że chutkó tegö nie zrobi wërazno, prosto gôdôł: - Witro. A nen, co to żelazło óddówół, nick dali nie gôdôł. Nicht za wiele w kuźni nie sedzôł. Jô tim môchanim tak béł utodrowóny, jaż padło: - Dosc. Jidze terô do Adrisa, ön cë dô jesc. Jitro z rena przińdze. To bëła całô möja kôrbiónka z nim dzysô. Czej jem béł kąsk öd ti kuźni ódeszłi, jô uczuł jego słowa: - Môsz prawo do żëcó, le nié do smiercë. Adris sedzôł raza ze Sztefana przed checzą. Nijak na mie nie zwôżelë. Le czej jô béł czësto krótko Adris rzekł: - Biôj w chëcz, dostóniesz tam, co do je-dzeniô. Za robota je zôpłata. Gnôtë so półómiesz, to i gnôta dostóniesz. Chóba, że... - jesz dodôł - mósz jesz chac jaczés drzewo so spuscëc. - Tej sa z te rzechötelë do se. - W mójim chlewie muszi bëc pórządk. - Jó so przëbôcził ne słowa. Pö prôwdze, Adris, jes wiôldżim człowieka. Rozmiejesz panować, bó to sa tobie słëchô. Nicht jinszi jak të, te porządku nie utrzimie. Stojec na starżë prawa, to wiôlgô rzecz. Nalezc robota köżdému, to je po prôwdze wiôlgô rzecz. Do negó chlewa głos nie przeszedł. Tuwó nie przëchôdôł. Tuwó wszëtcë gö rozmielë, ni muszół on jima niczego powiadać, oni sami ju wiedzelë. Le równak jó rôd bë béł gó pósłëchół. Doch tak dobrze mie póradzył. Jó chcół bëc achtniati i jó óstół achtniati. Le równak czegoś mie tu felało. Adris pozwolił mie mieszkać w swójim chlewie, nawetka chcół, bë jó óstawił chléw Kąkólczi. Zrobił ze mie leleka. I tak ostało. Lelek je achtniati. Jitro zós puda do kówóla, bë porobić. - Terô të dopiérku przëlózł? - köwôl widzec nie béł ród, że jó przëlôzł podług niego tak pözdze. Le letczému je doch wszëtkö wólno, tegö ön nie wié? - Bierzë sa za robóta. I wiele nie gadôj. Do robötë gôdanié nie je brëköwné -pöcwierdzył. Z nyma lëdzama to nie jidze. Czej sa czegö chcesz dowiedzec, to abö widłama ce rôczą, abö gadać nijak nie chcą. - Jô sa pötkôł z Aną - jô no môłczenié rów-nak przerwôł. Köwôl na mie zdrzôł zarô. Widzec bëło, że je zadowolony, bö jô ö ji smiercë terô nie gôdôł. Le dali môłczôł. - Më so tak tam kąsk kôrbilë... - Nie skuńczisz?! - ödezwôł sa kąsk möcni. - Jô bë skuńcził, le jô jesz nie zaczął - terô mie sa ju sprzikrzëła takô gôdka. Widzące, że jemu nawetka krótko kôrbiónka sa nie widzy, jô zarô dodół: - Czemu lëdze ni mögą zdrzec na cëzëch? - Terô të dobrze pöwiedzôł - zamrëczôł. -Le tak të możesz gadać westrzód cëzëch. We wsë të tegö nie gadôj - jakbë mu co z gabë wëjął, że terô rozmiôł gadać. - Chöco u ce to mdze jinaczi. Të jes letczi. Jô i tak swoje wiém, cëż të za jeden. Jô za wiele nie gôdóm, le czej chcą, to móga wszëtkö pówiedzec, bö öni mie mają strach, le jć> i tak nick nie gôdóm. Nié żebë jô miôł strach. To nié. Mie sa ö taczich rzeczach nijak gadać nie chce. - A czë të nie jes téż jaczi cëzy? - A nie widzysz të tegö - ön mie chutkó ödrzeknął. Le zarô dopöwiedzôł: - Le mie to plużi. Móm tu swoja robota, lubią ja robie, a oni wiedno i tak muszą tuwó przëlezc. Bö taczégö köwôla - tuwö möckö uderził młota ö kowadło - jak jô, to tuwö wkół ni ma. To öni wiedzą. Jemu sa pö prôwdze musza widzec takô robota. Chtëż jak nié ön rozmiôł öbchadac sa z ögnia. Pöd jegö rakama köżderné że-lazło zmieniwało swój sztôłt pödług jegö zamëslënku. Rozmiôł jakno glëna twörzëc z ni, co chcôł. Jo, köwôl béł baro wôżny, le apartny. To, że mieszkôł sóm, öznôczało, że je jinszi. Za taczégó mógł on sa sóm miec abó lëdze na niego tak zdrzelë. Kóżderną apartnota nie je letko achtnąc. Choć le zdrzącë na köwôla, tak bëc ni mogło. To on sóm miiszôł chcëc bëc apartnym. Do ognia jidze le sa przëkródzëc. W ogniu nie jidze żëc. A ón rozmiôł żëc ognia i ódżin jego słëchôł. Móc w gnôtach wërosłó, może zjinaczëc metal w co le sa chce. Cos, co je cwiardé, może bëc mitczé, jinaczëc sztôłtë podług umëslënku. Tak cos le może rozmieć zrobić jaczi... czarzélc. Jo, ón béł czarzélca. Chóc le oni mu tego nie pöwiôdelë, chóc le ón ód nich te nigdë nie czuł, ón béł czarzélca. Doch gnótë jidze półómac, chöcbë nie wiém, jaczi to bë béł stołem wërosłi nade wszët-czich. Móc stolema jidze znikwic. Pózebrac lëdztwó, póchwacëc i öpôlëc w jego włós-nym ógniu, chtëren ón sóm zrëchtowôł. W nym sarnim ógniu letko jidze gó znikwic. Le nié. Tego oni nie zrobilë, bó ón miół móc wiele wikszą niglë móc gnóta. Móc, chtër-na rozmia zrobić ódżin swójim. Taczi mócë nicht óbdac sa ni może. I tak bëło. Czë oni sami mu ja delë, czë ón sóm ja miół ze se? To ju wôżné nie bëło. Wôżné, że ón nim béł. Czarzélca, ö chtërnym gôdało sa kówôl. Ön bë mógł stanąć naprocëm Adrisa. Le tuwó ócznó biótka bë nie sygła. Móc gnócónó téż bë möcë ni mia. To bëła móc ognia. A jeden i drëdżi ja miół. Le oni sa próbować nie chcelë. Dlóte ten tuwó mieszkół, a drëdżi we wsë i wsą rządzył. Ten miół ódżin i nim rzą-dzył, szôłtësowi włódza ognia nie bëła dónó. Czejbë le sa bëlë zeszlë... Le do te doprzińc ni mogło. Kowól miół móc, a lëdze nie chcelë miec z nią do czënieniô. Le kówóla oni brëköwelë. I tej przëchôdelë do niegó, a ón jima dówół le tëli, kuli strzëmac möglë mócë zamkniati w żelazie, z chtërnégó nen kuńsztowną raką nôrzadza twórził. I oni ne nórzadza brelë i z nima ödchôdelë. Tej, czej doprzëszlë do szôłtësa, ón jich i jich samëch jakno swójich nôrzadzy użiwół. A co ny biédny lëdze öddôwelë köwôlowi? Strach. To öni zanôszëlë köwôlowi. I ön z te strachu rozmiôł zrobić redota. Wkłôdôł w nôrzadzé swója möc i wëchôdała redota. Jeden abö drëdżi redowôł sa, że mô terô bëlné nôrzadzé do robieniô. Tej köwôl udostówôł öd nich, co le brëkówół. Jestku, pitku. Nick mu nie felało. A rów-nak béł ön... le człowieka. I jakno człowiek brëköwôł żëcô. A tegö öni mu dac nie chcelë. Ön ö tim wiedzôł. I ö to nie prosył. - Dze të lôzł? - na no pëtanié w nym czasu nie udostôł ödpöwiedzë. Trôwa w lese. Môłé drzéwiata westrzód stolemów. Stolemë ja chróniłë. Dôwałë ji möce deszczu dopiérku, czej jich lëstë bëłë całé öpłókóné. Tej zwrôcałë sa do môłëch trôwnëch drzéwiatów: - Môta, pijta. Terô wa pic möżeta. Chróniłë ja przed słuńca, bö to öne tuwö rządzëłë. Nôpierwi öne udostôwałë wóda. Z górë czë z dołu nie bëło no wôżnym, öne drzéwiata-stolemë miałë ja pierszé. Pö trôwie trapôł, chto chcôł. Pö drzéwiatach nicht nie trapôł. Öne dôwałë bezpiek. To w lese mógł sa schówac kóżden, chto bëc chcôł apartnym. I taczim apartnym do kuńca pööstac. Chto nie chcôł apartnotë, öpuszcziwôł lasë. Lëdztwö zajimało plac drzéwiatów. Pózdni sa no lëdztwö zwielało i placu felało, tej pöstapné drzéwiata dżinąc muszałë, bë człowiek mógł żëc. We wsë mógło póöstac czile drzéwiatów-stolemów, chtërne muszałë dawac chrónią przed słuńca i deszcza. Tam w lese westrzód swójich robiłë to, bó chcałë. Tuwó muszałë z lëdzama pööstac i jich tuwó słëchac. Tej sej człowiek wëbiérôł so niechtërne z nëch drzéwiatów i je sadzył, bë öne dôwałë mu brzôd i óne to robiłë, i robie muszałë, bö czej bë bëło jinaczi, tej ön je spuszczôł. A ne spuszcziwóné z chlëchanim zdrzałë w nen las stolemów, chtëren ödprowôdzôł je w ödżin, bö drzéwia to bëło uschłé. Z nëch stolemów lëdze wëbiérelë te téż nôwikszé, bë z nich pobudować checze. Stolema tej spuszczało sa raza z jegó macht-ną kóruną na sóm dół. Tam na kóruna óberżniató i le óstół sóm derżeń. Korzeń pöóstôwôł w zemi. Le i za jaczis czas o nim so przëbôczelë, bë z niegö wëdobëc drzózga, z zastëgłą krëwią drzéwiëca. Wszëtkó muszało służëc lëdzóm. - A cëż të tuwó robisz - spita sa Kąkólka. - Zdrza na stolemów - jô ji na to odrzekł. -Jô köwôlowi zrobił terô przerwa. On za wiele robi. Wszëtczich bë w zark zapadzył tą jegó robotą. - Wiész të, że on twóji robötë nie brëkuje -krëjamno mie na to odrzekła. - Tego to jo nie wiém, le jô wiém, że jô jegó robota rozmieja. - On ja lepi sóm rozmieje. - Krëjamnota parłaczëła sa z Kąkólką. - Żëcé bez ógnia bë nie bëło żëcym. Na to jô odrzekł: - On je cëzy. - Të pó prôwdze jes chóba jaczim leleka. Wiedno cëzëch szukôsz. I téż prówda môsz - cëzy mają ódżin, tego chtërnëgó felëje na-szińcóm. - Tej oni go ni mogą uchówac le dlô se. -Jó zadzëwówóny béł taką gódką Kąkólczi. -Muszą sa nym ognia pódzelëc. - Czej mdzesz sa ognia dzelił, tej spôlisz - odrzekła Kąkólka. - Ödżin sa dôwô dopierze, czej gó chtos chce wząc. Czej je chtos przërëchtowóny, mó smólnica i pómalë sa przëkródzy, tej mu gó dawój. Czej ógnia szmërgniesz, tej nie dósz, a spólisz tego, komu të chcół gó dac. Pó nym ji gôdanim bëła cëszô. Za sztót rów-nak dopowiedzą: - O mój ódżin nie pëtôj. Jô gó da wszëstek. I jó gó ju ni móm. Wracôj do kówóla, mój chléw je spôlóny. Jô sa urzasł negö ji gôdaniô. Le ona za tim sa nijak nie czerowa, le wezdrza w góra czepków stolemów, drzéwiatów-stolemów i tak so pówiôda, jidącë précz. Jó tak długo na to zdrzec ni mógł. We wsë dzejałë sa rzeczë dzywné, a równak tak apartnô cekawë, że jaż strzëmac tegö nie bëło möżno. Le lëdze za tim sa nijak nie czerowelë. Béł chléw, terô gö ni ma. Bëła czarzélnica, terô ji ni ma. Le drzewö we westrzódku wsë pööstac muszi. Jegö spuszczac nie je wölno. Czas robi swöje. Letkö jidze zabôczëc ö wszë-tczim, co bëło lëché. Czej sa zdrzi le na to, co bëło, tej wëzdrzi jinaczi. Farwë nëch uszłëch wëdarzeniów są czësto jinszé jak bëłë. Swiat tej béł redostny i nie bëło niżódnëch sztri-dów. Czasa le möże jeden na drëdżégö lëchö zdrzół, abö mu lëchö co pöwiedzôł, taczé mółé, nickwóżné, a równak tej bëło wiôlgą sprawą. Dzysô je jinaczi, farwów ni ma niżódnëch. Czerzpienié, ból, jadłoba. Le witro nen dzén mdze miészi, nié tak östri. Chöc öb jedna noc tak wiele sa nie zjinaczi. Le rok, dwa, dzewiac wëkrzëwi nen öbrôz tak, że mdze często jin-szi jak ón tej béł. Ökulôrë codniowöscë na oczach, jak ja-czi krzëwi szpédżel jinaczą dzys. Sygnie je zwalëc, bë widzec swiat taczim, jaczim ón po prówdze je. Nie żdac za dzewiac latama, chtërne zminąc muszą. Le terô sygnie miec na ostrą farwa. Równak Kąkólka chlewa ni mia. Béł, terô gó ni ma. Jakô le zagróżba musza bë bëc w nym chlewie, czej gó terô ni ma. Czë to béł nen głos utacony? Le doch ón w nym chlewie nie béł, ón do niegö przëchôdôł. Në jo, skórno ón w chlewie nie sedzół, to i spôlëc sa ni mógł. A może prawie beze mie, że jo tam w nim béł, ón óstół spólony. Le cëż to terô mô bëc? To jô terô, dze wléza, to przëniesa ódżin i za sobą bada pólił. Le jó wiém, że to mója robota nie bëła. Tej chtëż mie móże powiadać, że jó to zrobił, skórno jó wiém jak je. Le jó sa ju tego doznół, że lëdze sa za baro nie czerëją za tim, jak je, dló nich je wôżné jak mô bëc. Bó czejbë chcelë robie pódług tego, jak je, wiele bë ni muszelë mëslëc. A óni doch kochają mësz- lenié. Dló nich je óno baro wôżné. Móże nié jaż tak wôżné, bë mëslëc, le co wëmëslëc. To wëmëszliwanié to móże i nawetka zaboleć. Nié tego, chtëren mësli, le tegó, ó chtërnym sa mësli. Po weńdzenim w kuźnia jó nick nie pó-wiedzół, le sa wzął za môchanié miecha. Jó doch wiedzół ju, że robota je nôwôżniészô. Le kówól za baro tegó tak jak jó nie rozmiół. - Czemu jes nie rëchôł miecha? - pëtôł. Jó wiedzące, że jegó görzëc nie je wolno, odrzekł: - Jó béł w lese. - Të mie powiadać ni muszisz, a nawetka nie badzesz, dze të łazył, bó to wôżné nie je. Możesz so łazëc, dze chcesz i robie, co le chcesz, le robota muszi bëc robiono. Ce-bie tuwó nawetka ni muszi bëc, le miech sa muszi rëchac. Jó ju wiedzół, że jak kówól co powie, to na tëli pöwôżno i wërazno, że mółé dzeckó to przerozmieje. Dlóte jó prawie nick wiacy nie gódół. - Jo, to je dzywno, żebë ten chléw sa tak spólił - rzekł Adris. - A tak pó prówdze za czim wë naju tu zawółelë? Doch chlewa ju ni ma - dodół Sztefón. - Jó ju nick wiacy gadać warna o tim nie mda. Chlew tuwó mó stojec nazód. Jak wa to zrobita, to ju nie je mója rzecz. On tuwó mó nazód stojec. Wa le pôlëc i nikwic wszëtkó rozmiejeta, to i postawie chléw nie badze drago - odpowiedzą na to Kąkólka. - Białko, jó ju wami gódół, że nicht z naju te zrobione ni mó. Tej czemuż wë na naju ustëgujece. Chléw je spólony, a tegó, co to zrobił, tuwó ni ma, tej jakuż më wami terô chléw mómë stawiać? Kóżden mó swój chléw i muszi sóm so gó piłować. Nie je to prówda, Adris? - zakuńcził swója gódka Sztefón zazérającë za Adrisa, chtëren sznëkrowôł za czims w spólonym chlewie. - Jo - odrzekł - słëchôj gó, ón cë powie, jak mô bëc. Të i tak tu nick nie trzima. Te czi-le pilów a kurów, to jô cë tuwö sóm möga dac. Nié, żebë to jô béł temu winny, le tak ze szczeroscë dlô ce i wdzaczną robóta dlô wsë i ji mieszkeńców. Më doceniwómë na roböta. I ni mómë nijak pómëszlenió, żebë chtos jinszi mógł naju léköwac. Nawetka téż më i bë möglë pömóc, jeżlë të bë czegö wiacy brëköwa. Sprawë dôwné chcemë le óstawic. Kąkólka na ta jegö gôdka nick nie gôdała. Tak ön to widzące, cygnął dali: -To są dradżé sprawë. Më te nie chcelë, të téż te nie chca. Le ni muszisz sa jiscëc, të nie jes niczemu winnô. Póczi öna bëła dzecka, to të ja mögła pilowac. Jô ji chcôł pömóc, jô ja óstrzégół. Dobrze wiész. Mögła miec lepi -skuńcził gôdka i zwrócył sa do Sztefana: - Halôsz të kurë i pilata jesz dzysô. - A do Kąkölczi dodôt: - Öne ni muszą miec dlô se całégö chléwa. Le ógrodzëc i dak jaczi zrobić. - I jesz do Sztefana: - Niech le köwôl tego tam prześle, on to tu tak szëköwno uprawi. Jaczé je prawö lëdzczé, taczé ono je. Muszi go tej przestrzegać. Jeden znikwi, drëdżi badze uprówiół. Bo nen, co nikwi, sa za tim nijak nie czerëje. Świat mó swoje greńce i za nen świat sa dali nie wëléze. Köżden w nym świece mó swój plac. Czasa mni, czasa wicy, le równak mó. Nólepi sa w nym świece na-lezc. Nógórzi go szëkac, chóc sa w nim je. Zdrzec dalek, a to, co krótko, niechac. Szukać redotë w nym, czego udostac nie jidze i do te zgrówac i te chcec. Ökulôrë codniowöscë na slépia założone. I tej świat mó bëc taczim, jak sa chce, bë béł, a nié taczim, jaczim on je. Świat we wsë. Świat lëdzy twórzącëch wies. Lëdze tero nie wiedzelë, jak mają żëc. Nie bëło chléwa u Kąkólczi. Dlócze sa tak stało? Dzeje sa rozmajice. Dzysó ni ma chlewa u Kąkólczi. Jitro nie mdze chlewa u Adrisa, pónemu dali. Jak to je możno? To tak bëc ni może. Prówda je tako, że to béł chléw Kąkólczi, a nié Adrisa. To jo. Tak je dobrze. U jinszich to tak może bëc. Czasa jidze i łizë wëpuscëc nad nią. Ji to letko nie je. Nópierwi ji córka. Taczé nieszczescé. Teró nen chléw. Më so tak powiadać ó ni i ji nieszczescym móżemë. A ona z tim póóstónie. Le równak wiólgó tragedio dló ni to bëła. Cëż ona temu bëła winnô? Z drëdżi stronë to bëła ji córka. To óna ja tak wëchówa. Tej sa teró niech nie dzëwuje, że tak to weszło. Trzeba sa bëło zastanowić wiele razë, czej sa co zrobi. A córka to nawetka i ojca ni mia. Temu to tak lëchó ji szło. Lëdze rozmajice gódają. Le w nym gadanim cos z prôwdë wiera muszi bëc. Czejbë nie bëło, to bë lëdze nie gôdelë. Jo, cos w tim muszi bëc. A jak bë óna téż tak nick na sëmienim ni mia, to bë mieszka midzë lëdzama, a nié po tëch lasach sa chowa. To i może na głowa nańc. I tej to na ji córka wlazło. Taczi snóżi dzewus jak to béł. Może, czejbë stóró sa za nią wicy czerowa, to bë i bëło jinaczi. A tak? Wejle, ja to kóżdi bë chcół. Le óna nié. Jakbë jaczégó chłopa dosta, to bë bëła jinszó. Człowiekowi ód tak cos to i muszi w głowa nańc. Na to ni ma radë. Dobrze, że më tuwó mómë taczégö szôłtësa. Ten to pó prówdze z nieba je przesłony. On rozmieje pórządk utrzëmac. Le niechtërny pówiódelë, że on do ti Anë łazył, le to ni może bëc prôwda. Lëdze to so zaró co dopowiedzą. On ti Kąkólce tak pómógół. Nicht ji pomóc tej nie chcół. Jak je za dobrze, to lëdze zaró co jinszégö widzą. Cëż, on ja miół sóm óstawic, on doch je szôłtësa. Taczi są lëdze przewrotny. A jak lëchó sa we wsë robiło, tej zaró jinaczi chödzëlë. Le szółtës może pomóc. Chtos wiedno muszi bëc nen lëchi. Doch czejbë ón sa miół do ti Anë, to bë ji nie dół skrziwdzëc. To nie je möżlëwé. A może ón do ti Kąkólczi łazył? Nié, to nie je możno. Tak cos gadać. Danuta Milewskô-Biôłi Bëc człowieka Bëc człowieka... doch köżdi z naju je człowieka, jô, të, białka, co robi na pöczce, profesor lëteraturë. Scwierdzenié „bëc człowieka" wëdawac sa möże pewnotą, a równak... Më, iëdze, jinaczimë sa öd jinszich jistotów na zemi. Mëslimë, mómë swiąda, chcemë poznać świat i zmieniać jawernota. Mómë rozmajité zniesenia, te lëché, chtërne psëją i kaleczą, i te dobré, chtërne pömôgają i dôwają szëk naszému żëcému. Möżna bëc człowieka na wiele ôrtów. Niechtërny lëdze żëją blós dlô se, nie roz-mieją żëc dlô jinszich To są lëdze zazdrzóny w se, nie liczący sa z dbą jinëch. W żëcym öni są nôwôżniészi i chcą wszëtczich lëdzy usłësznic sobie. Smutné są wspóminczi cządów w najich dzejach, czej panowelë taczi lëdze jak Hitler czë Stalin, chtërny sa ökôzelë nówiakszima mördôrzama na nym świece. Człowieka jem jô - białka, mëmka, szkolno, drëszka, sąsôdka... Móm stara bëc „lëdzkô", pomagać jinszima, rozmieć jich ji-wer. Köżdégö dnia je wôrt pëtac se, jaczim jô jem człowieka. Bëc człowieka to znaczi miec swöje normë, umiar w żëcym, nie bëc równozdrzawnym na lëdzką krziwda, starać sa bëc pomocnym i usłëżnym. Köżdi z naju czasa brëkuje pömöcë, mô lëchi dzeń czë téż spödzéwô sa wesprzeniô jinëch. Bëc człowieka to pötrzébnota drëdżégö człowieka, chtëren naji wspiérô, to pötrzébnota miłotë, nôdzeji, wiarë i mödlëtwë. Jak sa kögös köchô, żëcé sklëni w czësto jinëch farwach. Czasa chtos blisczi naszemu sercu je nôwôżniészi, a jego szczescé dôwô nama chac do żëcégö. Jeżlë sa kögös köchô, jesmë spełniony, köchóny i potrzebny. Jak bliskô nama ösoba umiérô, w dëszë mómë wiôlgą pustosc, żôl, a czasa i niezgara do se. Miłota w żëcym, chtërna je dozérónô, uwôżónô, szczero, möże trzëmac latama, nawetka całé żëcé. Chtos kögö sa uwóżó, je wiôldżim skarba, jaczi można miec. To, że je sa człowieka, znaczi miec w uwó-żanim jinëch i nie robie nick procëm sobie, pnącë sa do swöjégö célu. Lëdzkö krziwda, abó jaczi jiwer ni mögą wëdawac sa nama cëzé. Na szczescé, bë zmienić sebie nigdë nie je późno, pö prôwdze sygnie, żebë wząc sa w górze i pódjąc dobri krok. Człowiek je skôrbnicą bëlnëch ustówów charakteru. Jednym z nich je lojalnota. Mëszla, że jó móga uchadac za wôrtnégö człowieka i móm nódzeja, że dali bada rozmiała z tego zwësköwac. Bëcé człowieka, to też branie na se ód-pöwiedzalnotë za drëdżëgö człowieka i pöznôwanié wiele żëczlëwëch lëdzy, u chtërnëch pöstrzëgô sa wiôlgą ucecha z żëcégó - zrozmienié. To téż óznôczô, że mô sa drëchów, dlô chtërnëch na pierszim môlu wcyg nôwôżniëszë je möje dobro. Prôwdzëwi człowiek miôłbë bëc rozmióny przez jinëch, bë lëdze mielë w nim öprzenié i pomocną raka. W dzysdniowim świece wi-dzec je wiele niezgarë, niedowiarë, a nawetka öbrzëgłoscë. Uwóżóm, że kóżdi, chto je człowieka ni może öbrócëc sa do drëdżégö plecama. Czasa sygnie pôra słów, bë dac szczescé jinému. Bëcé człowieka, to bëcé doma westrzód swójëch, chtërny mie lëdają i jaczich jô lëdóm całim swöjim serca. To téż dzywny cek nie-jasnëch mëslów, chtërne wzmöcniwają naje zagubienie i cerpienié. Wëdôwô mie sa, że ni ma na świece jide-alnégö człowieka i jego nie badze, ale jô bada miec stara, abë słëchac tego, co gôdô möje serce, bo tam są nôlepszé i nôszczerszé znanczi charakteru. Wiele wskôzów czerëje möjim żëcym, ale jô wëbiéróm to, co möże mie dac pödskôcënk do bëcô człowieka. Rudyard Kipling Lëst do sëna W dzysdniowim żëcym lëdze chcą wiedno chutkö wszëtkö zrobić i miec póku. Musza sa przëznac, że hewó ta chutkósc i góńba, zaczinô bëc dlô mie maczącô, ale wiém, że zrobią wszëtkö, żebë nie zdżinała möja jistwa. Cëż to znaczi bëc człowieka? Wiérzta „Lëst do sëna" Rudyarda Kiplinga je möją wskôzą öd wiele lat. Jô zrobiła jégö dolmaczenié na kaszëbską möwa. Jeżlë dôsz rada żëc w ubëtku, chöcbë wszëtcë go utracëlë, skarżące cebie; Jeżlë wcyg môsz nôdzeja, chöcbë wszëtcë w cebie stracëlë wiara równak z rozwôgą przejimającë jich zastrzedżi; Czej rozmiejesz żdac bez umaczeniô, czej przë öbraze të nie öbrôżôsz, czej za niezgara nie ödpłôcôsz niezgarą, nie udôwającë przë tim madrzca i swiatégö; Czej rojącë nie pöddôwôsz sa rojenióm; Jeżlë przë rozwôżanim - céla nie badze rozwôżanié; Czej rozmiejesz przëjąc stracënk i zwënéga, za jedno mającë öbie te ömanë, Jeżlë scerpisz wëpaczenié prôwdë, chtërna głosysz, czej przekratnicë robią z ni sydła, bë wësmiôc letköwiérnota abö zgödzysz sa ze znikwienim tegö, co bëło trzimnotą twöjégö żëcô, czej pökórno zôs badzesz budowôł zbrëköwónyma nôrzadzama; Jeżlë dôsz rada pöłożëc na jednym wôżniku wszëtczé twöje zwënédżi i ödwôżisz sa postawie wszëtkö na jedna kôrta, czej dôsz rada stracëc i zaczënac wszëtkö öd nowa bez jednégö słowa nie żôlącë sa, że jes stracył; Jeżlë rozmiejesz zmuszëc serce, nerwë, möc, bë nie öbmaniłë cebie, chöc öd dôwna bë jes czuł jak są umączone, żebë le wëtrzëmac, czedë pöza wölą nick ju nie gôdô ö wëstojenim; Jeżlë dôsz rada gadać z nierzetelnyma i nie stracëc utcëwöscë abö przeńc sa z króla zwëczajnym kroka, Czej öbrëszëc ce ni mögą nieprzëjôcele ani serdeczny drëchöwie; Jeżlë môsz w uszónowanim wszëtczich lëdzy, żôdnégö z nich nie przerechöwającë; Jeżlë dôsz rada zbrëköwac köżdą minuta, nadôwającë wôrtosc köżdému uchôdającému sztërköwi; Twöja je zemia i wszëtkö, co na ni je i co nôwôżniészé - mój sënie - badzesz Człowieka. Józef Cenowa Pamiatné dnie Wilhelm wojna wëpöwiedzôł Żniwa w pôłni. Słuńcowe i cepłé dnie w tim pömôgają. Dłudżé drôbköwé wözë nękają öd Zdradë i Darzlëbia. Twarze gburów zaczerwónioné, usmióné, plónë są dobré. Wnetka we wsë zabrzëmi öżniwinowô órkestra, farwny pöchód przeńdze z dwöru do karczmë Detlawa. Na fölwarköwim pöiu głosno, parobcë swiécą widłama, niosące w góra lopczi pszénicë, a dzéwczata je ukłódają, śmiejące sa wiesoło, szpörtëjącë. Dwórznik muszi zascëgac trzepötné zachowania. Ale cos nowégö sa dzeje. Öpiarł sa ö krëczew i zaczinô słëchac. Zwönë zabiłë pucczé, a wnet i mechöwsczé jakbë tamtim chcałë wtórzëc. Je zadzëwöwóny stôri dwórznik, bó i spód Swôrzewa biją zwónë. Öprzestelë szpórtowac odbierający lopczi. Parobcë widtë wbilë w zemia, téż słëchającë. Hewó i wiesczi zwón sa ódezwôł. Stôri Bilot wzéwô wies do kapelczi. Darzlëbié tu krótko. Czëją tej wszëtcë wërazno i kóldrogówi zwón. „Co sa dzeje?" - pitô sa młodzëzna stôrégó. Ni miôł czasu ödpöwiedzec, bó nëkô na köniu szandara z Darzlëbia do Pucka. Wzął w race tuba i krziczôł: „Nach dem Hofe!" (do dworu). Nie brëköwôł tego powtarzać dwa razy. Lëdze sami brelë widłë na remiona, grabie do raczi i póspiéwelë do wsë. Przebiegł Łaga Léón. Krziknął: - Vohtka ódebrół telefon; je mobilizacjo. Wilhelm wëpöwiedzôł Ruskowi wojna. - Terô cëż? Marija Józef! Diachla róz! - te i jinszé słowa wëpówiódôł ten i tamten. Jakub Płomin szepnął do Pötrëkusa: - Grëdząckô to ju dôwno przepówiôdała. - Jem téż to merkół, bó Estrech bë doch sóm nie béł tak kurich [przemądrzałi] i nie postawił tak östrégö ultimatum Serbii, żebë ni miół krzeptu Wilusza - ódpówiedzół tamten. Doszlë do wsë. Tu bëła jistnó nëkba; jedny płakelë, jinszi szëkówelë sa w droga - to ti, chtërny ju pierszégó dnia mielë stanąć w swójich wójskówëch óddzélach. Pö wsë biegelë góńcowie, szôłtës Körthals wzéwôł młodëch chłopów, jaczi nie pódlégelë dorazu wójskówi stôwiznie, do szôłtëstwa. Szkólny téż wółół do se, le blós młodzëzna. Szpektór dwöru ógłosył Feiertag (swiato), „jublowôł" na tcza kajzera, gwësny dobëcô Niemców. Tatk muszôł do szôłtëstwa. Tu kôzelë mu, jistnó jak jesz póra jinszim gburóm, jaczich jesz wojskowe „orde" nie czekałë, zamknąć roz-drodżi szasëjów lińcuchama. Jegó pómagéra miôł natëchstopach rëgnąc do dwórsczi kuznie pó ödbiér dłudżégó lińcucha. Pólét miôł östac zjiscony zarô, bó bëło gôdóné, że szaséjama pucczégó krézu nëkają carsczi dostójnicë i szpijonowie, tëch je musz za-trzëmac. Kóżdi jadący z równo jaczi strony autół miół bëc zatrzëmóny, sedzący w nim pasażerowie raza z szoférama legitimówóny. Tatkowi delë skrziżowanié drogów: Słëpsk - Labórg - Puck i Puck - Celböwö. Dłudżi lińcuch östôł przecygniony przék szaséjów öd drzewa do drzewa, a tatk ubarniony w swoja jachtarską flinta, stanął koi niego na starżë. Pömagéra Bernat Płomin z grëbim czija w race chódzył krótko. Gödzënë mijałë, a niżódné auto jakös sa nie zjôwiało. Zaczalë szpörtowac, smiôc sa z tëch, co muszelë scënac wietwie danów i nosëc je do szköłë, dze młodzëzna pöd dozéra białczi szkólnégö plotła girlandę abö przëpömôgała w pisa-nim wiôldżich propagandowëch hasłów. Smiészëłë jich wëkrzikiwóné ju przez srelów słowa ful buchë i prësczi megalomanie na ôrt: „O! Nikołaj - mit dier ist aus" (Mikołaju, z tobą kuńc), „nach vier Wochen sind Wir siegreich wieder" (pö sztërzech tidzeniach wrócymë jakno dobiwcë). Autół równak flot przejachôł, szofera, widzące zówada, öströ gö zatrzimôł. Ja-czis distingówóny wasta môchnął nibë legitimacją. Tatk dół Płominowi znak do zwólnienió lińcucha. Tamten cziwnął głową, jakbë dzakującë za chutką decyzja, i szofera zwiornął. Tatk béł ród, Płomin téż, ale öbëdwaji nie wiedzelë, że bële widzóny przez prôcownika pöcztë. Ten zaró zazwónił do szôłtësa, chtëren zjimnął jich öbëdwuch ze stanowiszcza. Tatk muszół sa długo tłóma-czëc z tegó za chutczégó zwólnienió auta, nibë prawie szpijonowégó. Puscëlë go na wólą, ale stracył na dłudżi czas dowiérnota szółtësa i szkolnego. - Niech mie óni ó, wej tu, kuszną - gódół doma - ti purtcë, bó ta wojna jich wekuńczi wszëtczich, to mést je wojna, chtërna mó dac wólnota lëdowi; tak gódają proroctwa a téż Polsko zmartwëchwstónie. Nënka sa z nim zgodzą, ale radzëła jesz trzëmac sa wedle prów, co óböwiązëją w państwie, bó wedle ni czas „na podskakiwanie" jesz nie przeszedł. Długo bëła kömentérowónô sprawa tegó autóła we wsy, ale wójna zaczała przënosëc coróz tojiné rewelacje i zdarzenia, kómudné i redotné. Groteskowe zéwiszcza wieszóné na urzadowëch budinkach, a ösoblëwie na banowiszczach, muszałë tej zdżinąc. Uniesenié niemiecczich dobëców w Belgie i Francje zgasył smutk i urzas na skutk weń-dzenió rusczich wójsków do Wschödnëch Prësów. Pierszé klepsydrë w gazetach, coróz to czastszé wiadła ö zabitëch i renionëch krewnëch a drëchach ósłabiłë uwóżanié dló terenowëch władzów, wprowadzëłë téż we wsë klima zajiscenió i czekanió. We wsë zaczalë sa pojawiać ucékający z Wschódnëch Prës - starëszkówie, dzecë i białczi. Bëlë wëstraszony, smutny i biédny. Przëjimelë jich bögatszi gburzë. Öpówiódelë ó rusczim wójsku. Przedstôwielë Rusków jakno dzëczich lëdzy, Kózaków jakó bëlnëch rédowników, ale wëfulowónëch zażartoscą i ókrutnoscą. Gôdelë téż ó wiól-dżi pötadze, jaką je Rusëjó. Jich relacje miałë skutk opaczny do tegó, co chcelë öpöwiôdający, we wiele sprawach nie bëłë zgódné z oficjalną propagandą. Ti, co kór-bilë, nie wiedzelë, że jich słechińcowie mają sentiment do Rusków, że kózackó kawalerio budzy jich pódzyw. Młodzëzna nasza zaczała teró zdrzec na wschód, jakbë ju wnetka spódzéwała sa widzec wëjéżdżającëch z łasa rusczich kawalerzistów. Ustny mielë nódzeja na chutczé rozgromienie Rzesze, ale ta nódzeja stracëlë po dobëcach Hindenburga. Dzesątczi rusczich pójmańczików zaczałë przëchódzëc do najich wsów. Niemce wnet dzeń w dzeń ógłosziwelë wiólgósc przegróny nad mazursczima jezorama, gôdelë ó rusczich generałach, co zdradzëlë. Tak tej zmie-niwné wójnowé kawie dôwałë najim nowé zajiscënczi i jiwrë. Ruscë do ókólégó przëszlë, ale nié jakó dobiwcowie, a pójmańczice. Niemcë przedstówielë jich jak dzëczich, jakó niezdiscëplinowóné bandë. Ökózało sa, że bëło czësto jinaczi. Pójmańczice mielë öblokłé suknowé szëkówné uniförmë i cepłé, dłudżé mańtle. Jich karność i discëplëna bëłë taczé, że ni mógł ó nich rzeknąc nick lëchégö nawetka nóbarżi wëmógający prësczi kapról. Tak tej znôwu prëskô propaganda sa odbiła rikószeta. Ruskô ofensywa, chóc nieudałô, w wiól-dżim dzélu miała cësk na ustabilizowanie sa zôpadnégö frontu Niemców. Francëzowie nabrelë mócë, Niemców zatrzimelë. Blitzkrieg sa nie udół, zamienił sa w wojna na przedërchanié. Pözycyjnô wojna żądała dodôwköwëch öfiarów - kanónë brëköwałë futru. Öddzélë, co sa biôtköwałë na fronce, prosëłë ö dofulowanié lëdzy, jich osobowi stón chutkó sa zmniésziwôł. Pöszłë tej w kraju do robötë pöbörowé komisje. Dzejałë corôz barżi precyzyjno. Naji znajomi téż sa z nima zapöznelë; z dochtorama muszelë jic na prôwdzëwé miónczi ö przesuwanie terminów stawieniô sa, ó obniżanie kategorie wojskowi zdatnoscë. Nierôz te bitwë dobi-welë, a tej-sej szlë do sôdzów, do aresztów. Tatk téż dostôł wezwanie do stawieniô sa przed poborową komisją. Zarô tej, jistno jak gniéżdżewsczi kuzynowie, poszedł do swojego wuje Jana Cylczi po dorada. Wuja miôł ju praktika w rëchtowanim „kóńsczich medicynów", jaczé tak baro rëjnowałë pokarmowi przewód, że komisyjny doch-torowie möglë bëc gwësny, że organizm badérowónégö po prôwdze je chöri. Równak wujowé „léczi" w przëtrofku tatka nick nie dałë, ale jego wrodzono wada serca ökôzała sa na tëli pówôżnô, że komisjo ödroczëła jego powołanie do wojska. Miôł czekac na nowé wezwanie. Czas żdaniô zanôlégôł ód zapótrzeböwaniô frontu. Zaczął tej mëslec 0 dodôwkówi chóroscë, nibë spartaczony z serca. Wuja pödpöwiedzôł mu pszczołę. Tak tej, czedë dostôł nôkôz zôsnégó stawie-niô sa przed poborową komisją w Wejro-wie, to dzeń chudzy rëgnął do Gniéżdżewa przëjimnąc jego dorada. Pószlë do ułów. Tu tatk ödkrił nodżi, a wuja pödkłôdôł mu do nich pszczołę, jedna za drëgą, nie zdrzącë na bolesne skóczi „pacjenta", nie żałowôł téż pszczółków, jaczé pó kóżdim użądleniu dżinałë. Nodżi tatka robiłë sa czerwone 1 puchłë, a ón jaż wagórził sa z bólu. - Le jesz përzinka wëtrzim - gôdôł pszczolnik i robił swóje - jesz róz i jesz rôz ce chapsną, terô drëgô szpéra... - I tak dali, i wcyg jak-bë ód nowa pödôwôł mu to nibë gwësné „lekarstwo", dodówającë do te tej-sej uwóga, może i zgodną z prówdą, że pómôgô mu téż na reuma: - Të, synku, nie mdzesz nigdë miôł reumatismusu, uzdrzisz - szeptół. Kureszce uznół, że nodżi są przërëchtowóné do lekarsczégö ótaksowaniô. Bëłë spuchłé jak banie. Tatk jaczół i ledwo mógł sa rëchac. -Terô ti biésôce ce muszą uznać za chorego, to ód serca powiedzą, a przindzesz lóz -pöwiedzôł wuja, czej zaprzigôł könie, żebë chorego odwieźć do Pôłczëna. Na drëdżi dzeń wczas reno pójachół tatk do Wejrowa. Wóz tërkötôł na flastrze, czego skutka bëłë nowé ataczi bólu, ale ten jakbë óbczas przëblëżaniô sa do miasta robił sa miészi, nodżi stôwałë sa nibë Iżészé. Tatk scwierdzywôł to coró mocni. Czej wjachelë na miastowe drodżi, to zdôwało sa jemu, że nodżi są w normalnym stónie. Bez tóklu doszedł do budinku poborowi komisji. Tu pó dłëgszim czekanim ju maklewno sa doznół, że pszczołowi jod óprzestół dzejac. Dochtor-skó komisjo nawetka nie dała bôczeniô na wielné ubestrzenia skórë. Jeden le felczer sa uśmiechnął i z kaszëbska mrëknął: „To le ce doch, kuńdo, gzyczi pögrëzlë, ale dzywné, że të so jima dół to zrobić. Szczescé, że të jes zdrów, bó bë ce zamklë do kluzë". Tatk chcôłbë barżi bëc zamkłi w kluze czë nawetka w sôdzë jak uczëc te słowa, a ósoblëwie dostać kórta, jako scwierdzywała jego drëgą kategoria wojskowi spösobnoscë, ko donëchczôs miôł leno trzecą. Tero mógł bëc w kóżdi chwile pówółóny do wojska. Tak téż sa stało. Pó trzech niedzelach nękała ju z nim bana do Tornia, dze sczerowelë gó do kompanie pionierów. Jegö dwaji półbratowie mielë wiakszé szcze-scé. Jima udało sa równak ócëganic doch-torów. Tatk ni mógł zrozmiec, jak to zro-bilë, miôł pömëszlenié, że delë kómus barżi konkretne argumentë w póstacje felëjącëch wnenczas corôz barżi rozmajitëch szmacz-ków, ale to ju jinszô historio. Tatk wcyg mëslama wrôcôł do sprawë z pszczołama, żôl mu bëło biédôczków. W Torniu nalôzł sa w karnie polonusów. Mające kąsk wölnégö, zwiédzôł miasto i mëslôł nad tim, jak przedërchac szalbiérską wöjna w garnizonie. Jistno jak drësze ze wsë pro-sył doma ö paczétë. To prawie öne bëłë nôlepszą metodą do przedłużeniô bëtno-scë w kompanie. Nima sa naji bronilë przed wësłanim na front. Wojna sa przedłużi-wa, a morsko blokada Ententë stosowónô w ödniesenim do Niemców i jich zdrësz- ników miała swöje z górë zaplanowóné skutczi. W Niemcach, ösoblëwie w przemë-słowëch dzélach, lëdze zaczalë cerpiec głód. Wojskowi pödwëższi wölelë miec köl se lë-dzy ze wsë, co möglë tej-sej wspomóc jich paczéta z jestku, jaczi oni dali swelë głodëją-cy familie, jak robotnika, przemësłowégö biédôka, abó nisczégö urzadownika. Wskôza, co leżi na spödlim egzystencji - primum vi-vere, deindo philosophari i w niemiecczim wojsku miała pócwierdzoné swöja prôwda. Skaszëbił DM Zbigniew Armin Josköwsczi O Felix Cassubia Krój od Gduńska po Roztoka w swi wiólgósce tak widzałi rmiół Barnimów, Bogusławów rząd stateczny i wspaniały. O Felix Cassubia, saLutis indubia, propter Faustini caput, huc translatum beatum1. Na Arkónie dôwny wiarë Otton Köscół Swiati stôwiôł, żebë terôs w miono Öjca Jezus Krój Kaszëbsczi zbôwiôł. O FeLix Cassubia, saLutis indubia, propter Faustini caput, huc translatum beatum. Fuńdameńta - Swiató wiara, a budownia z wöLë Bósczi, wiérnô prôca - to ofiara, chleb - darënka z Rąk Niebiesczich. O Felix Cassubia, salutis indubia, propter Faustini caput, huc translatum beatum. Dzejów sztorëm tak wzburzony nierôz pchôł na Krój ten morze. Lud na swoje stanowienie Boga na obrona bierze. 0 Felix Cassubia, salutis indubia, propter Faustini caput, huc translatum beatum. Jak szczaslëwi Krój Kaszébsczi - mô Patrona w Faustinie! Bóg Kaszëbów błogosławi 1 opieką Jich nie minie. O Felix Cassubia, salutis indubia, propter Faustini caput, huc translatum beatum. Swiató Góra Pölanowskô, 22 stëcznika 2016. 1 Ô szczestlëwé Kaszëbë, na skutk niewątplëwégô retënku, przez głowa Faustina tuwô sprowadzenie błogosławione. Ju do kupieni nw www.kaszubskaksiazka.pl A. A. Milne Miedzwiôdk Pufôtk [:• ' '//* / y~S-Z£: ■■■■■■■■i MAKUJEME TA WAJI ODPIS PIT W1015 ROKU m KASZËBSKO-PÔMÓRSCZÉ ZRZESZENIE