Piątek 28 września 2018 Głos Pomorza LOKALIZATOR mw * V SŁUPSKA SCENA WOLNOŚCI. WOLNOŚĆ WYBRZMIAŁA NA DESKACH MIMO PROWOKACJI STRONA V SŁUPSK+ KSIĄDZ ZBIERAŁ P0100 ZŁOTYCH. ABY WYPĘDZIĆ DIABŁA STRVISUJPSK+ ZAMIAST DWÓCH - - - > r» i • i , i Radni kontra prezydenci pierwsi chcą budowy na os. Niepodległości, drudzy na Westerplatte STR.3 i ^ ? i/; LUDZIE Leśna polana i stawy ze źródlaną wodą - tak rodzina Rybów z Lubuczewa pstrągi hodiąje... STRONA IV SŁUPSK* INFORMATOR W weekend będzie się sporo działo w naszym regionie. Sprawdź, co, gdzie i kiedy? STRONY 5-6 TOM S STEAK HOUSE Wojska Polskiego/Wileńska BURGER STEK rrOMS-STEAK-HOUS G2 Druga strona Głos Słupska Piątek, 28.09.2018 Grzegorz Hilarecki PRAWDZIWY MIŚ NA SŁUPSKICH DROGACH I SESJI Komentarz Pamiętacie państwo scenę z „Misia" Barei, gdy do prezesa Ochódzkiego wpada małżonka z tragarzami? Pojawia się dialog: - No ale... A ty skąd wiedziałaś, że mnie zastaniesz... przecież wiedziałaś, że wyjeżdżam. - Przechodziliśmy po prostu i wpadliśmy. - Jak to - przechodziłaś?!!! Z tragarzami? - Taa!! Przechodziliśmy. Z tragarzami. I nasunął mi się ten dialog, gdy byłem na środowej sesji Rady Miejskiej w Słupsku. Radny Jerzy Mazurek z SPO zapytał na forum dyrektora Zarządu Infrastruktury Miejskiej Jarosława Boreckiego, kto i dlaczego wytypował te, a nie inne fragmenty ulic w Słupsku do remontu, teraz przed wyborami. I dlaczego robiono akurat te ulice, a nie te, które miano robić zgodnie z zapisami w budżecie miasta. Na co padła odpowiedź, po chwili zastanowienia, że akurat była... frezarka i można było sfrezować koleiny. Jerzy Mazurek już nie dociekał, kto podjął decyzję, tylko ironizował: „Mam nadzieję, że ta frezarka będzie też na innych ulicach w przyszłym i każdym innym roku, a nie tylko przed wyborami". Ale przestając żartować z poważnego tematu, nagle okazało się, że władze miasta mają zupełnie inne pomysły na rozwiązywanie problemów drogowych niż radni i że te nowe pomysły nie pokrywają się z budżetem miasta na ten rok. Radni Platformy więc, a przyłączyli się do nich niemal wszyscy (19 przeciw dwóm) postanowili zdyscyplinować prezydenta Biedronia i nie zgodzili się na przesunięcie środków zaplanowanych na remont ulicy Legionów Polskich i Zaborowskiej na ulicę Bohaterów Westerplatte. Dlaczego o tym na stronie 3 dzisiejszego wydania. Ciekawą argumentację przedstawił radny Andrzej Obecny, słownie atakując wiceprezydenta Biernackiego, aż w obronie stanął radny PiS, wskazując szefowi grupy prezydenckiej w radzie, że za wice odpowiada prezydent Biedroń. Tak ciekawie jest na sesjach. ©® Słupsk W XVI Międzynarodowym Turnieju Judo im. Zbigniewa Kwiatkowskiego, który odbył się w so- botę w hali sportowej na stadionie 650-lecia w Słupsku rywalizowało około 234 zawodników tej dyscypliny. BAROMETR Dominik Nowak, dyrektor Nowego Teatru w Słupsku, organizator festiwalu Scena Wokiość Gdy okazało się,żewsali teatru nie może się odbyć „Klątwa", organizatorzy festiwalu wciągu zaledwie kilku godzin przenieśli spektakl do hali Gryfia. Widzowie byli otym informowani przed budynkiem teatru i przewiezieni autobusami. Mirosław Kamiński, prezes Pomor-skiej Agencji Rozwoju Regionalnego SAwSłup-sku. PARRwe współpracy z Agencją Rozwoju Pomorza SA-była organizatorem seminarium „Odkryj i rozwiń swój bi-znes w Ameryce". WSłup-skim Inkubatorze Technologicznym praw-nicy, ekonomiści, dyplomaci i przedsię-biorcy dyskutowali na temat możliwości biznesowych dla polskich firm na rynku USA. W niedzielę rano okazało się. że trzeba przenieść dwa spektakle w inne miejsca. Pomogli mi w tym przedstawiciele wielu instytucji. Znajomi i przyjaciele pomagali też pracownikom teatru, by to się udało - mówił „Głosowi" Dominik Nowak. REWITALIZACJA CENTRUM LZWĘŻA ULICĘ KOWALSKĄ Chcieftyśmy. aby przedsiębiorcy działa-jącywwoje- wództwie pomorskim mogli skorzystać z narzędzi, jakie daje Pomorski Broker Eksportowy iabyzapoznafi się z możliwościami wspardawza-kresie eksportu, -powiedział w rozmowie z,.Głosem" Mirosław Kamiński Stupsk Alek Radomski aleksander.radomski@gp24.pl Remontowana ulica Kowalska będzie węższa o prawie trzy metry. W zamian zyska ścieżkę rowerową i dodatkowe miejsce na chodnik. Ma być przejezdna na 1 listopada. Modernizowana ul. Tuwima ma zostać oddana do użytku już w czwartek. Kompleksowa przebudowa ulicy Kowalskiej wtoku. Ułożono już krawężniki, czym wyznaczono jej nowy przebieg. Znajdują się bliżej dawnej osi jezdni, co oznacza, że pierwotnie szeroka na dziewięć metrów ulica skurczy się do 6,5 metra. - Co wynika z dostosowania ulicy Kowalskiej do realnych potrzeb - tumaczy Tomasz Orłowski z Zarządu Infrastruktury Miejskiej w Słupsku. -Odzyskujemy miejsce na chodnik dla pieszych, a przed budynkiem Cechu powstaną normatywne, skośne miejsca parkingowe. Auta nie będą już wjeżdżać na chodnik. Cywilizujemy to miejsce - zaznacza i dodaje, że zaprojektowana szerokość ulicy spełnia wyznaczone przepisami wytyczne. Za sprawą redukcji szerokości drogi znaleziono miejsce na ścieżkę rowerową, która zostanie poprowadzona po prawej stronie ulicy patrząc w kierunku mostu. Trasa połączy się dalej z zaprojektowanymi bulwarami ul. Armii Krajowej Remont ul. Kowalskiej ma zakończyć się w listopadzie i skręci w ul. Szarych Szeregów. Budowa bulwarów i modernizacja ul. Szarych Szeregów ma rozpocząć się w przyszłym roku.©® Zbigniew Marecki mmJmm „KLĄTWA": PROWOKATOR MNIE NIE RUSZYŁ nomenm w Komentarz ystarczy ch... i wątek Kaczyńskiego, aby w dzisiejszej Polsce od jednych dostać brawa na stojąco, a innych zachęcić do gorączkowych demonstracji z krzyżem w ręce. Taki wniosek przyszedł do głowy mojej żonie, gdy wyszliśmy z hali Gryfia w Słupsku, gdzie zobaczyliśmy spektakl „Klątwa" z Teatru Powszechnego w Warszawie w reżyserii Chorwata 01ivera Frljicia, który od kilku tygodni budził wielkie emocje w Słupsku. Całkowicie się z nią zgadzam, a podkreślam, że to jej myśl, żeby nie było, że ukradłem własność intelektualną mojej własnej żony. Obydwoje poszliśmy na ten spektakl z czystej ciekawości i nie żałujemy, bo teraz dokładnie wiemy, jaki typ teatru nas nie interesuje. A rzecz trzeba nazwać po imieniu: nie interesuje nas teatr propagandowy i politycznie zaangażowany, który w rzeczywistości nie kryje nihilizmu i autoironii, bo między wierszami mówi wprost widzowi, że dał się nabrać i zapłacił za świadomą prowokację w wykonaniu reżysera i zaangażowanych przez niego aktorów. W tytule tego komentarza napisałem, że objazdowy prowokator mnie nie ruszył, bo w tekście sztuki tak wprost definiuje reżysera jedna z aktorek, która jako postać sceniczna nie ukrywa, że niezbyt jej się podoba to, co reżyser kazał jej robić i mówić. Ten zabieg z punktu widzenia twórców „Klątwy" jest fantastyczny, bo podkreśla, że wszystko, co się dzieje na scenie, jest umowne i totalnie teatralne, a wtedy można robić, co się chce, włącznie z nałożeniem ch... na gipsową postać papieża Jana Pawła II, publicznym jego ssaniem, ścinaniem elektryczną piłą krzyża czy też zachęcaniem do zorganizowania w teatrze zbiórki na wynajęcie zabójcy Jarosława Kaczyńskiego, z czego ostatecznie reżyser się wycofał, bo kazał aktorce przeczytać fragment z Kodeksu karnego, mówiący o tym, że byłoby to karalne. Oczywiście w warszawskim spektaklu nawiązanie do „Klątwy" Wyspiańskiego jest dość umowne. W praktyce chodzi o wprowadzenie modnych współcześnie motywów, że księża to uwodziciele kobiet, które zawsze ostatecznie zostają ofiarami społecznymi. W rzeczywistości bowiem ten spektakl jest rodzajem teatru zaangażowanego - stąd świadome przywołanie Bertolda Brechta w scenie początkowej -zbudowanego z popularnych motywów publicystycznych: pedofilia w Kościele, obrona praw kobiet, antyklerykalizm, problem imigrantów czy dyskusja 0 formule współczesnego patriotyzmu. Puenta jest nihilistycz-na, bo pod koniec sztuki aktorzy ścinają krzyż i wygaszają żarówki ułożone w kształcie polskiego orła w koronie, a więc - poza kasą zarobioną przez reżysera 1 poniżających się na scenie aktorów (scena z ch... wkładanym w fotografię z twarzą reżysera z otartymi ustami) -właściwie nic nie pozostaje. Jeśli więc pod koniec XIX wieku panował nihilizm, to współcześnie dołożono do niego cynizm. Po co więc chodzić do tak przygnębiającego teatru? Wszystkie festiwalowe spektakle w relacji Daniela Kluska na str. V Słupsk+ glos słupska ADRES REDAKCJI Słupsk, ul. Henryka Pobożnego 19 www.gp24.pl, e-mail: redakcja.gp24@polskapress.pl REDAKTOR NACZELNY GŁOSU DZ1ENNIKPOMORZA Krzysztof Nałęcz krzysztof.nalecz@polskapress.pl REDAKTOR PROWADZĄCY Piotr Peichert tel.59848-81-48 grzegorz.hilarecki@polskapress.pl BIURO OGŁOSZEŃ Słupsk ul. Henryka Pobożnego 19 al. Sienkiewicza tel. 59 848 8103 BIURO REKLAMY Słupsk, ul. Henryka Pobożnego 19 tel. 59 848 8101 DZIAŁ ONUNE Słupsk, ul. Henryka Pobożnego 19 tel. 59 848 8101 PRENUMERATA tel. 943473537 POLSKA PRESS WYDAWCA Polska Press Sp. z 0.0., O. Koszalin 75-004 Koszalin, ul. Mickiewicza 24, www.gk24.pl, PREZES ODDZIAŁU Piotr Grabowski DRUK Polska Press Sp. z o.o. uLSłowiańska 3a, Koszalin PROJEKT GRAFICZNY Tomasz Bocheński ©® • umieszczenie takich dwóch znaków przy Artykule, w szczególności przy Aktualnym Artykule, oznacza możli wość jego dalszego rozpowszechniania tylko i wyłącznie po uiszczeniu opłaty zgodnie z cennikiem zamieszczonym na stronach www.gk24.pl/tresd.www.gp24.pl/tresci, www.gs24.pl/tresd, i w zgodzie z postanowieniami niniejszego regulaminu. Glos Słupska Piątek, 28.09.2018 Wydarzenia 03 Prezydent: Zamiast Legionów Polskich, Bohaterów Westerplatte. Radni: Legionów Polskich, a nie Bohaterów Westeiplatte r^\ Grzegorz Hilarecki gragorz.hilarecki@gp24.pl . * Samorząd 19 radnych powiedziało nie prezydenckim planom przebudowy skrzyżowania Bohaterów Westerplatte z Łady Cy-bułskiego, kosztem budowy w tym roku ulic Legionów Polskich i Zaborowskiej. Za była tylko dwójka z grupy prezydenckiej. Po tym głosowaniu władze miasta mają problem. Jasne jest, że w tym roku nie zaczną budowy ulicy Legionów, na co mają pieniądze, ale nie zdążyły, konkretnie ZIM, rozstrzygnąć przetargu. I zabraknie im pieniędzy na zrobienie skrzyżowania na ulicy Bohaterów Westerplatte z Łady Cybulskiego. Nie zacznie się więc ani jedna z tych budów. Dziwne? Nie. Wszystko wyjaśniła dyskusja podczas sesji. Otóż radni wypunktowali wła- dze miasta z niezrealizowania zgodnie z budżetem ulic na Niepodległości. - Niech pan to powie w twarz wyborcom, czyja to wina -grzmiał do prezydenta Biedronia radny Bogusław Dobkowski, który za remontem Zaborowskiej lobbuje już 10 lat, a za Legionów Polskich od czterech. - Pod naszym naciskiem wpisał pan do tegorocznego budżetu pieniądze na ten cel, ale zadania nie zaczął. I chce pan z tego osiedla startować dorady? Radni innych ugrupowań przyłączyli się do krytyki tegorocznych poczynań remontowych na drogach, wskazując, że priorytetem władz były drobne remonty przed wyborami i rozkopanie miasta, a nie ważne inwestycje, poprawiające sytuację komunikacyjną. Przypomnijmy, Legionów Polskich to miała być największa inwestycja drogowa w tej kadencji samorządu. Tymczasem w powtórzonym przetargu na budowę ulic Legionów Polskich i fragmentu Zaborowskiej ponownie zgłosiła się tylko Radni krytykowali prezydentów za próbę rezygnacji z budowy ulicy Legionów Polskich jedna firma - Strabag. Tym razem proponując cenę ponad 7,3 min zł, podczas gdy samorząd ma na to 4,5 min zł. Nie będzie więc trzeciego przetargu w tej sprawie, a władze miasta postanowiły odłożyć to zadanie inwestycyjne na przyszły rok. Część niewydanych z 1,8 min zł pieniędzy samorząd chciał w tym roku przekazać na utwardzenie ulic na pobliskim osiedlu, a większość na... nowe zadanie na osiedlu Westerplatte. Radni i prezydent nie szczędzili sobie drobnych złośliwości w dyskusji. Ale fakt, że w uchwale, na co zwróciła uwagę przewodnicząca rady miejskiej Beata Chrzanowska, wpisano... rezygnację zbudowy Legionów. Marek Biernacki tłumaczył: - Ale tylko w tym roku, bo mamy szansę na dofinansowanie. W przetargu na Bohaterów Westerplatte też oferta jest wyższa, ale w ten sposób mo- żemy problem rozwiązać. A Legionów zrobimy w przyszłym roku. O dziwo pomysł rozniósł radny Andrzej Obecny, szef grupy prezydenckiej w radzie. Skrytykował działania Marka Biernackiego i sam pomysł robienia tego skrzyżowania, co jego zdaniem nic nie polepszy słupszczanom, a tylko mieszkańcom gminy Słupsk. W obronie wiceprezydenta stanął Zbigniew Wojtiechowicz z PiS, wskazując, że za jego decyzje odpowiada szef, czyli prezydent Biedroń. Jerzy Mazurek z SPO żartował z władz, które zrobiły ścieżkę rowerową z opóźnieniem, a teraz chcą obok niej robić dodatkowo chodnik, jakby nie można było i powinno się tego zrobić od razu. W głosowaniu, wbrew wypowiedziom, radny Obecny był za pomysłem władz, drugi głos był jego koleżanki Aldony Żurawskiej, a pozostałych 19 radnych głosowało przeciw. I tak zamiast choć jednej inwestycji w tym roku nie będzie żadnej z dwóch. ©® Dotyczy w^br •/'ariantćw pff ABONAMENT ^eraz 6 miesięcy abonamentu za darmo Odjazdowa oferta! SAMSUNG GalaxyA6 Regulaminach Promocji; .PLUS (6 MiEST. .PLUS. ELASTYCZNA (6 MIESJ na pius.pl REKLAMA Przyjdź i sprawdź! SŁUPSK Jantar, ul. Szczecińska 58 Kaufland, ul. Kołłątaja 25 Podkowa, ul. Starzyńskiego 6 ul. Mickiewicza 15 ul. Starzyńskiego 11 04 Akcja redakcja Głos Słupska Piątek, 28.09.2018 RZECZY ZNALEZIONE Czekamy na Państwa fisty po adresem ul. Henryka Pobożnego 19.76 200 Słupsk Telefon dyżurny 598488124 E-ma9 alarm@gp24.pl Dzisiaj dyżuruje Daniel Klusek Biuro Rzeczy Znalezionych Czekają na właściciela: tablica rejestracyjna GSL20734, telefon Samsung znaleziony na parkingu przy CH Jantar, pęk siedmiu kluczy z brelokiem znaleziony przy al. 3 Maja. telefon znaleziony przy ul. Westerplatte, dwa klucze z brelokiem w kształcie samochodu znalezione przy działkach przy ul. Sobieskiego, dwa klucze znalezione przy ul. Kilińskiego, dwa klucze znalezione przy przystanku przy ul. II.Listopada, dwa klucze znalezione przy ul. Krzywej, dokumenty Roksany Szewy z Kobylnicy, nawigacja samochodowa znaleziona przy ul. Wazów, telefon Nokia znaleziony na przystanku przy ul. 11 Listopada. (DMK) GROBY NA NOWYM CMENTARZU OD LAT ZANIEDBANE, NIE MA KOMU SIĘ NIMI ZAJĄĆ Daniel Klusek daniel.klusek@gp24.pl Nasz czytelnik na nowym cmentarzu zobaczył kwaterę z mogiłami, którym nikt się nie interesuje. - Dlaczego zarządca cmentarza doprowadził do takiej sytuacji? - pyta mężczyzna. Pan Jerzy w ostatni weekend odwiedził groby swoich bliskich na nowym cmentarzu. W drodze na ich mogiły minął całą kwaterę z grobami, którymi nikt się nie interesuje, nikt nie opiekuje. Są one całkowicie zaniedbane. - Tam leżą osoby, który pewnie były samotne z wyboru albo dlatego że nie miały nikogo bliskiego - mówi nasz czytelnik. - Takich grobów są dziesiątki, wszystkie obok siebie. To bardzo przykry widok, gdy widzi się mogiły, które niszczeją, bo nie ma komu się nimi zająć. Tylko na przełomie października i listopada pojawiają się tam znicze osób, którym robi się żal tego miejsca i ludzi, którzy tam leżą. -\.y ' śRl" Zdaniem czytelnika o takie groby powinno dbać miasto Jak twierdzi, administrator cmentarza powinien dbać o groby, które nie mają swoich opiekunów. - Przecież podczas pogrzebu pobierana jest opłata za pierw-sze20lat. Ona do czegoś jednak zobowiązuje. Nie twierdzę, że powinny powstawać tam pomniki. Ale skoszenie trawy czy ustawienie krzyża, który się przewrócił, bo spróchniał, nie jest chyba niemożliwe do wykonania - mówi czytelnik. - Podczas ostatniej wizyty na cmentarzu postawiłem lub ułożyłem odpowiednio kilka krzyży. Być może to zmotywuje innych. Obiema słupskimi nekropoliami administruje Zarząd Infrastruktury Miejskiej. Jarosław Borecki, dyrektor ZIM, informuje, że w zaniedbanych grobach leżą głównie osoby, których pogrzeb odbył się na koszt opieki społecznej. - Nie jest naszą rolą dbanie o ład i porządek na grobach. To rola rodziny osób zmarłych. My odpowiadamy za całość cmentarzy, utrzymujemy porządek na alejkach i w odpowiednim stanie utrzymujemy infrastrukturę na nekropoliach - mówi Jarosław Borecki. - Jeśli groby są zaniedbane i widać, że nikt nigdy ich nie sprząta ani nie odwiedza zmarłych, czekamy, aż minie okres 20 lat od pochówku. Wówczas na mogiłach zamieszczamy informację, że są one przeznaczone do likwidacji. I jeśli w określonym czasie nikt się nie zgłosi do administracji i nie wniesie opłaty za kolejne 20 lat, wówczas w tym miejscu dokonujemy kolejnych pochówków. Jak twierdzi, zaniedbanych grobów na obu słupskich nekropoliach jest w sumie kilkaset. Zmarli, których pogrzeb organizuje i finansuje opieka społeczna, grzebani są na nowym cmenatrzu. ©® KROTKO AkcjamUecja Strona od czytelników dla czytelników Na stronach Akcja redakcja piszemy o tym, o czym informują nas czytelnicy. Na Wasze sygnały czeka dziennikarz Daniel Klusek. Jeśli widzą Państwo coś, co Was zdenerwowało, poinformujcie nas 0 tym. Pod adresem: daniel.klu-sek@gp24.pl czekamy na e-maile z opisem sytuacji. Zachęcamy też do przesyłania nam fotografii. Interwencje można również zgłaszać pod nr. te!.: 59 848 8121. Wszystkie sygnały sprawdzimy, a najważniejsze i najciekawsze zamieścimy na łamach „Głosu Pomorza" i gp24.pl. W „Głosie" funkcjonuje Biuro Rzeczy Znalezionych. O tym, co znajduje się w BRZ, piszemy w poniedziałki, środy i piątki. W ramach Banku pomocy można przekazywać sobie m.in. meble, sprzęt RTV i AGD. Na zgłoszenia czekamy pod nr. tel. 59 848 8121. Oferty i prośby o pomoc publikujemy we wtorki, czwartki i soboty. Zapraszamy do odwiedzin w słupskiej redakcji „Głosu Pomorza". Nasi goście poznają też dziennikarzy 1 pracowników z działu promocji, składu i biura ogłoszeń. Będzie także możliwość zrobienia zdjęcia, które zostanie opublikowane w „Głosie". Na zgłoszenia grup czekamy w godz. 10-16 pod nr. tel. 59 8488121. (DMK) Poszukiwanie bohaterów Niepodległej - finały powiatowe konkursu już za nami Dobiegają końca poszukiwania pomorskich bohaterów sprzed stulecia. W konkursie „Pomorskie drogi do Niepodległej" wystartowało ponad 300 uczniów z całego regionu. Przygotowali oni 112 prezentacji opisujących znane postacie historyczne, ale też osoby, które były zaangażowane w działania prowadzące do odzyskania przez Polskę niepodległości, a o których losach później zapomniano. Za nami finały powiatowe konkursu, podczas których jury wybrało pięć najciekawszych prezentacji. Konkurs „Pomorskie drogi do Niepodległej/ to jeden z elementów programu obchodów 100-lecia Niepodległości Polski i Pomorza. Przez ostatnie miesiące uczniowie szkół średnich szukali w swoim najbliższym otoczeniu bohaterów wydarzeń sprzed stulecia. Mogli przy tym wybierać - albo sięgając po nazwiska z przygotowanej w ramach konkursu listy, albo samodzielnie odnajdując postacie działające w ich najbliższym otoczeniu - w rodzinie czy najbliższym sąsiedztwie. - Za nami już pięć finałów powiatowych imprezy. Tym samym znamy już wszystkie zespoły, które spotkają się 19 października na uroczystej gali w Teatrze Muzycznym w Gdyni i powalczą o nagrodę główną - mówi Adam Krawiec, dyrektor Departamentu Edukacji Sportu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego. Zadanie konkursowe polegało na przygotowaniu przez uczniów prezentacji multimedialnej opowiadającej o wybranym bohaterze. Podczas każdego z finałów jury oceniało m.in. kreatywność, oryginalność, poprawność merytoryczną oraz własną interpretację tematu. - Poziom wszystkich prezentacji był bardzo wysoki, jednak jurorzy zwracali szczególną uwagę nie tylko na zebrane informacje, ale na „wkład własny", czyli zaangażowanie uczniów. Niektóre zespoły wykonały bardzo dużą pracę osobiście odwiedzając opisywane miejsca, przeprowadzając wywiady z ciekawymi ludźmi, wykonując dokumentację fotograficzną i filmową - wylicza Kamil Bemowski, z Pomorskiej Akademii Działania, która jest koordynatorem konkursu. Wśród laureatów znaleźli się m.in. uczniowie z V Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Gdańsku. Opisali oni działalność Władysława Cieszyńskiego, który był redaktorem polskich czasopism w Wolnym Mieście Gdańsku. Został zamordowany w lasach piaśnickich w 1939 r. W Wejherowie pierwsze miejsce zajęła prezentacja o Antonim Abrahamie, przygotowana przez uczniów Powiatowego Zespołu Szkół nr 2. A z kolei w Sztumie jury nagrodziło prezentację o Tadeuszu Tolliku, którą przygotowały uczennice z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 im. Stanisława Staszica w Kwidzynie. Każdy z finałów regionalnych, oprócz wręczenia nagród zwycięzcom, był również okazją do wspólnego obejrzenia filmu Filipa Bajona „Kamerdyner". Ten film (nagrodzony kilka dni temu Srebrnymi Lwami na festiwalu w Gdyni) doskonale wpisuje się w ideę konkursu ogłoszonego przez marszałka Mieczysława Struka. To szeroka panorama naszej historii, w której znajdziemy marzenie o niepodległości, W Konkurs „Pomorskie drogi do niepodległej' ______pod patronatem MIECZYSŁAWA STRUKA MARSZAŁKA WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO Szukamy i przypominamy bohaterów zaangażowanych w działania prowadzące do odzyskania przez Polskę niepodległości oraz powrotu Polski m Pomorze. Więcej informacji o konkursie: www.niepodlegta.pOfTiorskie.eu i wwwpbw.slupsk.pl relacje polsko-kaszubsko-nie-mieckie i walkę o rodzimą tożsamość. Konkurs „Pomorskie drogi do Niepodległej" odbywa się w dwóch etapach. Pierwszy etap to poziom powiatowy, a jego finałem były uroczyste gale w pięciu regionach województwa. Zwycięzcy finałów powiatowych - w sumie pięć zespołów - spotkają się 19 października na uroczystej gali w Teatrze Muzycznym w Gdyni, gdzie ich prezentacje powalczą o nagrodę główną. 3 9 m noo,n ł nw 1022 hPa t 13 Łeba SSĘ Wtadysławowo 30 km/h 15 0Mm Świnoujście SZCZECIN © 12 Kołobrzeg ) Rewal 13 o _Darłowo n Sławno o Wełno KOSZALIN 1W3 32B °Ustka O SŁUPSK Lębork w Wejherowo __15 UbJEy Karfuzy GDAŃSK $0 cm Bytów Miastko Połczyn-Zdrój 953BI Szczecinek „ o , Człuchów rem Drawsko Pomorskie 833E1 Kościerzyna 191 V 20 km/h ct m: i i <0^ i 14° 15° 15° 15* 14* 13" pogodnie zachmurzenie umiarkowane przelotny deszcz 4 przelotne deszcze i burza pochmurno mżawka ciągły deszcz . ciągły deszcz i burza przelotny śnieg cią#y śnieg przelotny śnieg z deszczem ciągły śnieg z deszczem mgła \/ marznąca mgła p/ śliska droga marznąca mżawka marznący deszcz - » zamieć śnieżna * opad gradu \ kierunek i prędkość wiatru 0; temp. w dzień EB temp. w nocy temp. wody grubość pokrywy śnieżnej • ■, .1 ciśnienie i tendencja smog ■■i #0 cm #0 cm mtesd Gdańsk 1tf 13° —.....i Kraków 20° 15° Lublin 19° 14° Olsztyn 14° 13° ...j Poznań 16° 15° Toruń 15° 15° Wrocław 17° 15° Warszawa 18° 15° Karpacz 16° 14° Ustrzyki Dolne 17° 12° ii Zakopane 17° 8 ° $0 cm Głos Słupska Piątek, 28.09.2018 Życzenia 07 Kochanemu tatusiowi Łukaszowi z okazji 35. urodzin, najserdeczniejsze życzenia składają córeczki. W słupskim Urzędzie Stanu Cywilnego związek małżeński zawarli Andżelika Bernatowicz i Rafał Bogdan Majkowski. W słupskim Urzędzie Stanu Cywilnego związek małżeński zawarli Dorota Mariola Sławska i Tomasz Wiesław Chojnacki. Ignacy Kiimczek ze Słupska. Mikołaj ze Słupska, syn Patrycji i Kazimierza, syn Moniki i Andrzeja, ur. 02.09,3420 g, 56 cm ur. 02.09,4050 g. 58 cm Gabriel Tęcza ze Słupska, syn Agnieszki i Macieja, ur. 31.08,4210 g, 57 cm Loida Liliana ze Słupska, córka Magdaleny, ur. 29.08,2670 g, 49 cm Julia Duszyńska ze Słupska, córka Alicji i Rafała., ur. 17.05,2750 g. 55 cm Mikołaj Kubicki ze Słupska, syn Małgorzaty i Marcina, ur. 13.08,3760 g. 57 cm Złóż życzenia swoim bliskim i znajomym Twoi bliscy obchodzą święto: urodziny, imieniny, rocznicę ślubu? Zrób im prezent i złóż życzenia w „Głosie Pomorza". A może bierzesz ślub i chcesz się tym pochwalić? Zapraszamy i czekamy na zdjęcia. Fotografie oraz życzenia można przynieść do redakcji lub przesłać pocztą na adres: „Głos Pomorza", ul. Henryka Pobożnego 19, 76-200 Słupsk z dopiskiem SERDECZNOŚCI. Życzenia dla najbliższych i zdjęcia można też przesłać na adres: daniel.klusek@gp24.pl. Z uwagi na ograniczone miejsce bardzo prosimy, aby treść życzeń była dostosowana do pojemności ramek tekstowych. Prosimy również o podanie najbardziej optymalnej daty emisji życzeń. Życzeń bez zdjęć jubilata lub solenizanta nie publikujemy. I W słupskim Urzędzie Stanu Cywilnego związek małżeński zawarli Beata Sylwia Kulińska-Groszek i Bronisław Andrzej Maksymiuk. Dostojnej jubilatce Stefanii Nosińskiej z okazji ukończenia 90. roku życia doczekania 100 lat w zdrowiu życzą dzieci, wnuki, prawnuki i praprawnuki. W słupskim Urzędzie Stanu Cywilnego związek małżeński zawarli Magdalena Barbara Mielimąka i Paweł Adam Sałacki. ,jf fi Zespół Czarnych Słupsk zagra w I lidze o 00 7 v-f C moiten i i sl Koszykarska ekipa Czarnych Słupsk, która już w ten weekend (sobota, godz. 16 w Krakowie z AZS AGH) rozpocznie grę w I lidze. W górnym rzedzie od lewei: Bartosz Soreneel Hubert Wysyknw^i Piotr Powideł, Patryk Pełka, Damian Cechniak, Szymon Długosz, Dawid Rypiński, Robert Ludwiczuk, Mikołaj Chmura. W dolnym rzędzie od lewej: Wojciech Jakubiak TomaszKlin (odnowa) ukasz Seweryn (kapitan), Michał Jankowski (prezes), Robert Jakubiak (trener), Mantas Cesnauskis (II trener), Grzegorz Klin (przygotowanie fizyczne), Adrian Kordalski. (PIA, STEN) MAGAZYN REPORTERÓW Piątek, 28 września 2018 - SZTUKA WOLNEGO PRZEKAZU STR. V < V * n Informacje Glos Słupska Piątek, 28.09.2018 Na rowerze cV«s. W porcie Svaneke na duńskim Bornholmie. który przyciąga więcej rowerzystów niż nasze wybrzeże DANIA NA GORĄCO I ZIMNO Ireneusz Wojtkiewicz wojtkiewia@ct.com.pl Tytuł sugeruje związek z geo-Wza- i które „a" bardziej akcentujemy. Chciałoby Się jednak pojeździć i pojeść U naszej zamorskiej sąsiadki, fe po dokonaniu kalkulacji na gorąco i zimno to i owo przeszczepić na nasze wy-irzeże. Warunki naturalne namy porównywalne, a może lawet lepsze. 'o pierwsze, to zwyczaj wza-emnych pozdrowień rowerzy-tów. Kiedyś podczas objeżdża-lia i jazdy w poprzek wyspy Jomholm, uważanej za raj dla Rowerzystów w duńskim króle-ie, rzadko kiedy obie ręce yły na kierownicy. Służyły przyjaznego machania, zwłaszcza miejscowym cyklistom. Wspominam urodziwe j)londynki albo ryżawe, piegowate, z plecakami i oczywiście la rowerach. Po latach, gdy zatapiam się w lekturze felietonów w tomie „Co może pójść nie tak?", których autorem jest Jeremy Clarkson, prowadzący do niedana ogromnie popularny na świecie Top Gear program motoryzacyjny brytyjskiej telewizji BBC, zwracam uwagę na pewne niedopatrzenie . Według Clarksona to widok pośladków pięknych duńskich dziewcząt, który rozpowszechniają turyści przemierzający Danię na rowerach. Następnym razem będę miał to na uwadze. Bardziej niż wygibasy pewnego słupskiego szpanera na urzędzie, z utrwalonym na okładce ' książki-wywiadu, jegopółdup-kiem na rowerowym siodełku. A wracając do wspomnianej lektury, Clarkson nie jest zwolennikiem rowerzystów, wzajemnie działają sobie na nerwy. Docenia jednak, że w Danii wszyscy dojeżdżają wszędzie na rowerach. Sprzyja temu płaska konfiguracja terenu, nie ma stromych podjazdów, nie to co np. Holandia, która cała stoi na palach, ledwie wystaje nad poziom morza, a i tak na tle Danii wygląda niczym Himalaje. W Wiellaej Brytanii samochody i rowery jeżdżą po tych samych drogach, dlatego ich wzajemne stosunki przypominają zachowanie wrogo nastawionych do siebie psów i kotów. W Danii szlaki rowerowe biegną przeważnie osobno, tworząc gęstą jak na warunki europejskie sieć, o czym szerzej w ramce obok. Pomyśleć, ile lat się zmagamy z braldem trasy rowerowej Słupsk - Ustka. Od Duńczyków warto byłoby przekopiować na nasz grunt kilka zwyczajów: jazda na rowerze to przyjemny sposób podróżowania. W bagażu mamy tylko to, co potrzebne WARTO WIEDZIEĆ EUROPEJSKIE KRÓLESTWA CYKLISTÓW Należą do nich Dania i Holandia, do których Polsce jeszcze daleko, mimo panującego u nas boomu w rozwój infrastruktury rowerowej. Dania o powierzchni i liczbie ludności siedmiokrotnie mniejszej niż u nas, posiada sieć ścieżek rowerowych o długości ponad 12 tys. km. Polska wg danych Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego ma łącznie 9211 km wszystkich turystycznych szlaków rowerowych. Przez Danię przebiega 11 głównych tras rowerowych o łącznej długości 4200 km, w tym ponad lOO-kilometrowy szlak na wyspie Bornholm. uważanej za raj dla rowerzystów w duńskim królestwie. Liczba takich tras w Polsce waha się w granicach 8 - 9 (w zależności od źródła danych), nie przekraczając w sumie 4000 km. Liderem jest Warszawa z siecią ok. 500 km tras. Być może porównania z Danią wypadłyby lepiej, gdyby statystyka lepiej ogarniała naszą rowerową infrastrukturę i porównywała ją z europejskimi kryteriami. w podróży. Wszyscy jeździmy tak, by się nie pocić i tym samym unikamy obleśnego wyglądu. Najtrudniej będzie naśladować Duńczyków w kwestii własności rowerów. Jeśli tam komuś zginie rower, to bierze następny, czyli legalnie kradnie. Nocą trzeba kraść rowery z oświetleniem, bo za jego brak grozi wysoki mandat. Sporo wody w Słupi upłynie, zanim nastąpi transplantacja duńskich zwyczajów. Na razie jedyny, przydworcowy parking rowerowy jest zapchany i co jakiś czas bezkarnie okradany. Poza tym obawiam się, że zanim duńskie zwyczaje rowerowe zostaną u nas wprowadzone, przejdziemy angielskie szkolenie. Jak podaje Clarkson, w Wielkiej Brytanii jazda na rowerze stanowi polityczną deklarację. Na wizerunek takiego cyklisty składają się broda, krótkie spodnie i kamerka na kasku, dzięki której można nagrać i napiętnować w internecie kierowców, którzy samochodami zajeżdżają rowerzystom drogę. Coś jednak może pójść nie po angielsku, bo co najmniej jedna trzecia polskich rowerzystów to czynni kierowcy samochodowi, wiedzący, jak to jest za kierownicą auta i roweru. Powinniśmy zatem sprzyjać ich łączeniu, a nie dzieleniu. ©® Grzybobranie i szlachetna akcja iimnm Kępice Wojciech Frelichowski wojciech.frelichowski@gp24.pl W miniony weekend w Korzybiu odbyły się mistrzostwa w zbieraniu grzybów. Imprezę połączono z charytywnym piknikiem, z którego dochód przeznaczono na leczenie mieszkańca Mzdowa. który doznał wstrząsu po ukąszeniu pszczoły. Były to już XII Mistrzostwa w Zbieraniu Grzybów. Impreza ma już długą tradycję i zdążyła sobie wyrobić rozgłos w całym kraju. Grzybobraniu towarzyszył konkurs kulinarny, podczas którego oceniano potrawy z grzybów. Jury przewodniczył Grzegorz Russak, znany z programów telewizyjnych mistrz przyrządzania dziczyzny. Najwyższe noty uzyskał gulasz z niemek, a następnie potrawka z grzybów i kurczaka oraz ro-lada z karkówki z farszem grzybowym. W tym roku podczas grzybobrania prowadzono akcję charytatywną na rzecz mieszkańca gminy Kępice, byłego żołnierza zawodowego Henryka Łepeckiego, który potrzebuje specjalistycznego leczenia i rehabilitacji. Pan Henryk pochodzi z Mzdowa. Po ukąsze- niu przez pszczołę doznał wstrząsu i nie może samodzielnie funkcjonować. a Rodzina i przyjaciele, żołnierze z jednostki pana Henryka, zorganizowali zbiórkę pieniędzy na jego leczenie. Był także pokaz sprzętu wojskowego, a w niedzielę w sali widowiskowej biblioteki w Kępicach odbył się koncert połączony ze zbiórką pieniędzy na leczenie pana Henryka. Osoby, które wykupiły cegiełki podczas zbiórki, brały udział w losowaniu nagrody, którym był rower ufundowany przez gminę Kępice. - Znam osobiście Henryka, pochodzi z miejscowości, w której się urodziłam. Gdy rodzina i koledzy z jednostki pana Henryka postanowili zorganizować zbiórkę pieniędzy na jego leczenie, zaproponowaliśmy włączenie się do tej akcji. Cieszę się, że mieszkańcy gminy pokazali, iż chcą pomóc i że zebraliśmy ponad 15 tysięcy złotych - mówi Magdalena Majewska, burmistrz Kępic. Podczas festynu w Kępicach można było obejrzeć sprzęt wojskowy, postrzelać, posłuchać wojskowych piosenek podczas koncertu zespołu wojskowego Riwiera, a także m.in. zjeść wojskową grochówkę i smaczne ciasta. ©® Po grzybobraniu można było skosztować grzybowych dań Kwestę prowadzili żołnierze i przyjaciele pana Henryka -riiTiO v i'j J i t * > t \ i L i i i - j . t i - cij Glos Słupska Piątek, 28.09.2018 Informacje B JUBILEUSZ „BAGNA". PROFILAKTYCZNY SPEKTAKL DLA TYSIĘCY MŁODYCH LUDZI i Hanna Podskarbi i Aleksandra Stoitz od niemal czterech lat sztuką przekonują młodzież o szkodliwości zażywania narkotyków Daniel Klusek daniel.kiusek@gp24.pl Stupsk Dzisiaj widzowie teatru Rondo zobaczą spektakl „Bagno" o zgubnych skutkach eksperymentów z używkami. Będzie to 50. wystawienie tego tytułu. Pod koniec 2013 roku dwie ówczesne licealistki, dziś studentki, Hanna Podskarbi i Aleksandra Stoitz, podjęły decyzję 0 przygotowaniu spektaklu poruszającego temat zażywania środków psychoaktywnych wśród ich rówieśników. Od początku, czyli od czterech lat, spektakl jest grany dla uczniów szkół gimnazjalnych i ponad-gimnazjalnych w ramach Miejskiego Programu Profilaktyki w Słupsku. W tym czasie zobaczyło go już niemal 3200 osób. Młodzi dla młodych - Przerażona tym, co działo się w moim liceum, tym, jak narkotyki stają się łatwo dostępne 1 niestety „modne" wśród nastolatków, nie wahałam się, by zacząć pracę nad spektaklem : mówi Hanna Podskarbi. - Liczba osób, które obejrzały ten spektakl, oczywiście mi imponuje. Choć zawsze, gdy wchodzę na scenę, wystawiając „Bagno", gram dla tej jednej osoby, która uwierzy mojej bohaterce i postanowi zmienić coś w życiu swoim bądź kogoś innego. Na tym najbardziej mi zależy. - Chyba nigdy nie wierzyłam w pomoc przez sztukę, za pomocą sztuła. Zawsze były to dla mnie hasła, które po prostu dobrze brzmiały. Ale po którymś spektaklu dla szkół podszedł do nas chłopak, opowiedział 3200 osób zobaczyło już spektakl „Bagno". Dzisiaj dołączą do nich kolejni widzowie, którzy obejrzą ten spektakl o swoich problemach, szukał wsparcia. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nasza opowieść przemawia do widza, jest w stanie w jakimś stopniu mu pomóc - mówi Aleksandra Stoitz. Taka pomoc działa - Reakcja młodzieży na porannych spektaklach oraz informa- cje o kilku zgłoszeniach do instytucji zapobiegania i terapii osób uzależnionych dają nam świadectwo, że ważne jest, by podejmować w teatrze tematy trudne - zapewniają Katarzyna Sygitowicz - Sierosławska i Maciej Sierosławski, realizatorzy spektaklu. - Zaczynając tę pracę, powiedzieliśmy sobie: Kiedy podejmujesz się „takiego" tematu, pierwsze, co Ci przychodzi do głowy, to: „było już wiele przedstawień o narkotykach, większość mi się nie podobała" - ale nie może to być powód do zaniechania naszej pracy. W tych rozmowach twórców przedstawienia wspiera Agnieszka Ciechanowska, specjalista terapii uzależnień. - W przedstawieniu grają dwie dziewczyny niewiele starsze od młodzieży zaproszonej do obejrzenia. Spektakl twa 40 minut, więc nie ma czasu się znudzić. Jest mądry, intensywny i świetnie zagrany -mówi. Po spektaklu młodzież ma okazję zadać pytania, wypowiedzieć się. I tak właśnie się dzieje. Dziewczyny kończą grać, wychodzi reżyser, mówi krótko o powstaniu, powodach, zaprasza mnie do rozmowy. Stwarza taką atmosferę, przy której młodzi ludzie nie boją się wypowiadać. Nie ocenia, nie konfrontuje, dopytuje, zachęca, prowokuje ciekawe dyskusje. Zaznacza „nie ma głupich pytań", „nie bójcie się, tu możemy pogadać". To działa, młodzież pyta, czasem nawet stara się podważyć moją wiedzę, ale to jest fajne, to pro- wokuje do wchodzenia głębiej. Jak twierdzi, takie spotkania z młodzieżą w teatrze pozwoliły na obalenie kilku mitów dotyczących „bezpieczeństwa zażywania marihuany". - Wyjaśniliśmy różnicę między marihuaną do odurzania się a tą wykorzystywaną medycznie, było trochę o emocjach, o powodach sięgania po używki. Dzięki temu, że sporo zostało w głowach tych młodych ludzi, bo przecież nie chodzi o to, żeby wyszli naładowani wiedzą, ale o to, żeby zasiać ziarenka, które mają okazję kiełkować - mówi Agnieszka Ciechanowska. - Kilka razy zdarzyło się, że ktoś prosił mnie „na stronę" już po spektaklu i dyskusji, prosił o radę, o wskazówkę, jak zacząć pomagać, jak kogoś nakierować na myślenie, że może nie warto. Zaproszenia, podziękowania Spektakl stale także gromadzi publiczność na prezentacjach otwartych dla mieszkańców miasta. Zapraszany jest także na ogólnopolskie festiwale teatralne, na których zdobył już wiele nagród. Podziękowania dla realizatorów spektaklu przekazał m.in. organizator ogólnopolskiej akcji „Narkotyki? To mnie nie kręci!" Piotr Adamski, prezes Stowarzyszenia Producentów i Dziennikarzy Radiowych. Napisał m.in.: „Spektakl „Bagno" to nie tylko wyraz kunsztu artystycznego. Niesie ze sobą głęboki przekaz, który namacalnie przedstawia problem uzależnienia. Za pośrednictwem żywego człowieka widz może doświadczyć prawdziwych emocji, wczuć się w rolę postaci, podglądnąć jej przeżycia, przemyślenia i trudności, oraz wyciągnąć odpowiednie wnioski". Nie tylko „Bagno" Jak podkreśla Agnieszka Ciechanowska, w teatrze Rond© powstał jeszcze drugi profilaktyczny spektakl - „Dobra dziewczyna zeszła na złą drogę". - Monodram zagrany został przez świetną, młodą osobę, która miała odwagę później wyjść i przemówić z nami do młodzieży. To był świetny element: ich rówieśnik, młody człowiek, mówi, że nie wartcy że szukajcie innej drogi, że nie ma zgody na powolne zabijanie się i do tego robi fajne, ciekawe rzeczy. Gra w teatrze, tańczy -mówi terapeutka. - Była to świetna wskazówka do tego, żeby spełnienia, dobrego samopoczucia, pocźucia własnej wartości poszukiwać w pasjach, w rozwijaniu zainteresowań. Darniowe wejściówki Jubileuszowe, 50. wystawienie „Bagna" odbędzie się w piątek o godz. 19. O bezpłatne wejściówki można jeszcze pytać w teatrze Rondo przy uL Niedziałkowskiegho 5a, tel. 59 8426349. ©® Spektakl w ciągu czterech lat ..Bagno" zobaczyło już kilka tysięcy uczniów, którzy mogli również wziąć udział w dyskusji na temat uzależnienia od narkotyków IV Wokół nas Piątek, 28X39.2018 RYBACKA RODZINA RYBÓW Z LUBUCZEWA. ZAGOSPODAROWALI LEŚNĄ POLANĘ mm*-'/ Danuta i Jan Rybowie z Lubuczewa przy swoich okrągłych stawach, gdzie wciąż rosną młode ryby Zbigniew Marecki Zbigniew .mareckik@gp24.pl lAuhie Pięć okrągłych stawów, przez które płynie źródlana woda, to znak rozpoznawczy gospodarstwa rybackiego Danuty i Jana Rybówz Lubuczewa. Gdy się pojawili w tym miejscu. nie było ani jednego z nich. Chyba musieliśmy się spotkać, bo obydwoje jesteśmy bliźniakami. Każde z nas w dzieciństwie mieszkało przy ulicy Zakopiańskiej. Ja w Krakowie, a żona w Gdańsku. Na dodatek obydwoje ukończyliśmy technika melioracyjne - opowiada ze śmiechem Jan Ryba, który - choć przeszedł ciężką chorobę - wyraźnie zachował radość życia. Pierwszy raz spotkali się na budowie melioracyjnej w Borkowie, rodzinnej wsi ojca pani Danuty. Ona miała wtedy niespełna 19 lat. Właśnie przyjechała na praktykę zawodową po czwartej klasie technikum melioracyjnego. On już pracował w miejscowym przedsiębiorstwie. Trafił tam z nakazu pracy. Niedi będzie drugi koniec Polski - A tobie jaki dać przydział? -usłyszał, gdy po krakowskim technikum melioracyjnym przyszedł po skierowanie do pracy. - Niech będzie drugi koniec Polski - powiedział. Można więc powiedzieć, że na własne życzenie rozpoczął dorosłe życie na Pomorzu. Już wspólnie zamieszkali w Starogardzie Gdańskim. Tam urodzili się ich dwaj synowie: Jarosław i Piotr. Mąż pracował w Przedsiębiorstwie Budownictwa Wodnego w Tczewie. Ona nie chciała zajmować się tylko wychowywaniem dzieci, więc podczas drugiej ciąży, z brzuchem pod brodę, jeździła do Wyższej Szkoły Państwowej Inspekcji Pracy we Wrocławiu, gdzie przygotowywała się do zawodu inspektora pracy. - Byłam jedną z najmłodszych słuchaczek. Na zajęciach siedziałam obok dyrektorów, którzy musieli ukończyć studia -opowiada. Jednak inspektorem pacy nie została, bo mąż w delegacji dostał pracę przy regulacji Słupi, a ona wyprosiła zgodę na przenosiny do Słupska bez konieczności zwraca- nia pieniędzy, które w nią zainwestowano, gdy studiowała. - Miałam szczęście, bo po-mógł mi były dyrektor technikum melioracyjnego, które ukończyłam. Wtedy miał sporo do powiedzenia, a zatrudniany przez niego radca prawny znalazł odpowiednie przepisy, choć na początku usłyszałam, że pracy inspektora już mogę nie mieć, a męża zawsze mogę zmienić - zdradza. Zatrzymali się w Słupsku W rezultacie w 1973 roku, rok po mężu, wylądowała razem z dziećmi w Słupsku. Tu została inspektorem nadzoru w melioracji w Nadzorze Wodnym, który wtedy działał przy ul. Francesco Nullo. Tymczasem Jan Ryba pracował przy regulacji Słupi. - Robiliśmy bruki na brzegach na rzeki. Wykorzystywaliśmy do tego celu gruz, którego było sporo w mieście. Umacnialiśmy zakola rzeczne. Wyciągaliśmy ze Słupi drzewa, a na koniec zbudowaliśmy przejście nad rzeką za budynkiem biblioteki przy ul. Grodzkiej . Wtedy robiło się dużo prac regulacyjnych. Potem się od tego odchodziło. Nawet na podstawowych ściekach. Nie wiem, czy teraz się do tego wraca. Nie interesuję się już melioracją - nie ukrywa pan Jan. Przyglądał się i polubił rybactwo Podczas prac melioracyjnych przyglądał się, jak na Słupi działał punkt odłowu troci. W latach 70. zainstalowane tam urządzenia były bardzo prymitywne, ale od pracowników punktu sporo się nauczył. - Gdy zimą siedziałem w domu, przyszedł do mnie hodowca ryb, który znalazł się w krytycznej sytuacji i namówił mnie do podjęcia pracy w sporym gospodarstwie rybackim w Wiklinie. Spodobało mi się to zajęcie. Zacząłem myśleć o założeniu podobnego gospodarstwa, ale trochę mniejszego - relacjonuje pan Jan. Polana z odpowiednim spadkiem i wodą źródlaną Odpowiedni teren małżonkowie wypatrzyli w lesie koło Lubuczewa. - To była polana koło lasu, która sąsiadowała z pegeerow-skimi łąkami i polami. Było tam jednak źródło wody głębinowej i odpowiedni spadek terenu - opowiada pani Danuta, która nadzorowała prowadzone w tym miejscu prace melioracyjne oraz budowę drogi. Jan Ryba szybko porzucił pracę w budownictwie wodnym i w 1984 roku zajął się budową własnego gospodarstwa rybackiego. Zajęło mu to kilka lat, ale teraz znakiem rozpoznawczym gospodarstwa jest pięć okrągłych stawów. W każdym z nich może się jednorazowo pomieścić nawet osiemset kilogramów narybku troci. Później małżonkowie dobudowali także stawy prostokątne. - Ryby się jednak w nich czują lepiej, bo koryto rzeki jest podłużne, a nie okrągłe - wyjaśnia pan Jan. Teraz cała posiadłość rodziny Rybów to 7 ładnie zagospodarowanych hektarów. Poza stawami mieszczą się tam budynki mieszkalne, gospodarcze oraz tereny rekreacyjne. Czasy barakowozu - Najpierw jednak mąż długo mieszkał sam w barakowozie. Na dodatek bez prądu, bo dyrektor pegeeru nie pozwalał przez wiele lat postawić na polach słupów na kable energetyczne. Dlatego ja z synami mieszkaliśmy w bloku w Słupsku, a do baraku tylko dojeżdżaliśmy. Nowy dom w gospodarstwie postawiliśmy dopiero w latach 90. - dodaje pani Danuta. Aby pomóc mężowi, w latach 80. nauczyła się prowadzić zakład dziewiarski. Swoją maszynę do produkcji swetrów i garsonek z włóczki ustawiła początkowo w pomieszczeniu na ostatnim piętrze Zemsty Koszalina, które wtedy należało do Praktycznej Pani. Pracowała tam nie tylko ona, ale także starszy syn i mąż. 1.5 roku rosną pstrągi w stawach Rybów ze źródlaną wodą, zanim trafią do sklepów i na stoły smakoszy. - Potem przenieśliśmy maszynę dziewiarską do barakowozu. Było tam dość ciasno, a na dodatekbardzo zimno, gdy przychodziła jesień i zima. Aby utrzymać ciepło, trzeba było co dwie godziny podkładać drewno do piecyka - wspominają gospodarze. W latach 80. zdarzyło się nawet tak, że aby pozyskać mięso dla rodziny, w jednym pokoju ich mieszkania w słup- skim bloku trzymali ponad sto kurcząt i indyków. Na naszą działkę w Lubuczewie przenieśliśmy je dopiero wtedy, gdy zrobiło się cieplej, a kurczęta były już zbyt głośne i zaczęły mocno brudzić - dodaje pani Danuta. Polana przyciągała agroturystów Jednak w końcu odetchnęli, gdy zaczęli coraz lepiej zarabiać na hodowli dla państwa narybku troci oraz pstrągów na cele komercyjne. -Narybek troci służy do zarybiania rzek. Wpuszcza się go do rzeki, a potem dorosłe trocie płyną do morza, a na tarło znowu wracają do rzeki, z której wypłynęły, bo ikrę składają w słodkiej wodzie. Naturalne zarybianie daje słabe efekty, bo z narybku z ikry złożonej w rzece przeżywa niewielki procent ryb. Dlatego często pobiera się ikrę i hoduje z niego narybek sztucznie w specjalistycznych stawach, takich jak nasze. My kupujemy ikrę w Pasiece koło Miastka. Pochodzi od troci wiślanej. Ponieważ różnych gatunków troci się nie miesza, to nasz narybek trafia do Brdy - tłumaczy pan Jan. Ponieważ źródlana woda w gospodarstwie Rybów zimą jest cieplejsza od tej w rzece, to narybek ma świetne warunki do rozwoju na wszystkich etapach. Dłużej natomiast trwa hodowla komercyjnego pstrąga, bo z kolei latem woda źródlana jest zimniejsza niż w rzece, więc w stawach Rybów pstrąg rośnie do odpowiednich wymiarów nie rok, a półtora roku. Teraz jednak w hodowli ryb coraz bardziej pomaga syn Piotr, który zdecydował się zająć zawodowo gospodarstwem. Z tego względu jego rodzice mają więcej czasu na wypoczynek i wspomnienia. - A wspominać jest co, bo ponad dwadzieścia lat prowadziliśmy agroturystykę. Przyjeżdżało tu do nas wiele osób, bardzo często z Warszawy! Przyciągały ich cisza, spokój i dobre warunki do zabawy, ale także rybne kolacje, wyprawy na rowerach i chodzenie po ogniu. Te rytuały związane z ogniem rozwinął mąż, gdy zainteresował się szamanizmem. Było o nich głośno. W latach 90. „Głos Pomorza" pisał o nich wielokrotnie - mówi pani Danuta, pokazując albumy ze zdjęciami i wycinkami prasowymi z dawnych lat. ©® Głos Słupska Piątek, 28.09.2018 Informacje V FESTIWAL WOLNEGO SŁOWA. WOLNOŚĆ WYBRZMIAŁA NA SCENIE MIMO PROWOKACJI Po ataku w sali teatru. „Klątwę" przeniesiono do Gryfii. Publiczność wchodziła na widownię przy dźwiękach katolickich pieśni '06 ibw. Daniel Klusek daniel.klusek@gp24.pl Słupsk Przez cztery dni w Słupsku trwał festiwal teatralny Scena Wolności. Choć największe emocje, szczególnie osób niechętnych temu spektaklowi, wywołała „Klątwa" z warszawskiego Teatru Powszechnego. festiwalowa publiczność mogła zobaczyć aż dziesięć przedstawień. Często bar-dzo dobrych i potrzebnych. - W ramach festiwalu chcemy zaprezentować wybrane przedstawienia teatrów dramatycznych z całej Polski, które w sposób szczególny dotyczą sytuacji społecznej w otaczającym nas świecie zarówno dzisiaj, jak i na przestrzeni ostatnich stu lat - mówił jeszcze przed rozpoczęciem wydarzenia Dominik Nowak, dyrektor Nowego Teatru. - Spektakle, które pokazują rolę jednostki wobec zmian politycznych i społecznych niezależnie od ceny, jaką trzeba było zapłacić za szeroko rozumianą wolność. Czytając program, można było zauważyć, że słupska pub- liczność będzie mogła zobaczyć przedstawienia ważne, kontro-wersyjne, prowokacyjne nawet, ale potrzebne, bo będące głosem w dyskusji o sposobie widzenia polskiej przeszłości, tej sprzed wieków i zupełnie niedawnej teraźniejszości oraz pokazujące kierunki zmian, w jakich kultura, obyczajowość, Polacy, mogliby czy powinni pójść. Dużo miejsca w spektaklach poświęcono także religii i wierze. Na dziesięć przedstawień, dwa - „Tlen" i „Dwojebiednych Rumunów mówiących po polsku" - zobaczyć można było poza festiwalem. Te dwie słupskie produkcje słupska publiczność już znała, bo w Nowym Teatrze miały one premierę już kilka miesięcy temu. Co z tą Polską? Z „Carycą Katarzyną" przyjechał na festiwal Teatr im. Stefana Żeromskiego z Kielc. Spektakl pokazał drogę Katarzyny od kogoś w rodzaju inkubatora dla carskiego następcy, po jedną z najpotężniejszych kobiet swoich czasów. Spektakl mocny, odważny w formie, czytelny i spójny. Choć widać było, że realizatorzy wrócili do tego tytułu po kilku latach przerwy. Tytułowa rola od grającej Katarzynę aktorki wyma- gała nie tylko solidnego przygotowania, ale również odwagi i pokonania barier wstydu. Bardzo ostrą kreską narysowano nam postać Stanisława Augusta Poniatowskiego, który oddał kraj carycy, a Polaków niemal dosłownie umieścił pod rosyjskim butem. „Zakonnice odchodzą po cichu" Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu to spektakl, na który czekałem, odkąd przeczytałem książkę Marty Abakanowicz, na podstawie której zrealizowano to przedstawienie. Przedstawienie intymne, bo, pozostając wierna literackiej bazie, opowiada o dramacie zakonnic, które z winy przełożonych cierpią w klasztorach. Nie mogą realizować powołania, nie mogą pomagać potrzebującym i głosić miłosierdzia. Nie mogą, bo rządzą nimi osoby głupie, podłe i niemoralne. Oparty na prawdziwych relacjach spektakl pokazuje problem wielu katolickich zgromadzeń zakonnych. Przedstawienie dobrze zrealizowane, świetnie zagrane, nie pozostawia widzów obojętnymi na dramat bohaterek. Hejt nasz powszechny „Trololo - przesłanie najjaśniejsze" Małgorzaty Wojciechowskiej i Macieja Zakrzewskiego to kameralne przedstawienie, które niemal od pierwszych minut stało się moim festiwalowym faworytem. To opowieść o dzisiejszych Polakach pisana przez Polaków. Pisana dosłownie, bo scenariusz powstał na podstawie wpisów internetowych, hejtów. Spektakl pokazuje, jacy jesteśmy wobec ludzi 0 innym wyglądzie, rasie, wyznaniu, preferencjach seksualnych, zawodzie, stylu bycia, gdy możemy się o nich wypowiadać z ukrycia, anonimowo. Przedstawienie zrealizowane z dużym rozmachem, choć wciąż kameralne. Ale przede wszystkim świetnie zagrane 1 znakomite muzycznie. Małgorzata Wojciechowska pokazała znakomity warsztat nie tylko aktorski, ale również wokalny. Niezwykle zręcznie i efektów-' nie przechodziła w role autorów i ofiar hejtów. Do „Lubiewa" podszedłem z dużą rezerwą. Głównie przez dystans, jaki mam do twórczości Michała Witkowskiego, na podstawie książki którego Teatr Nowy Proxima w Krakowie zrealizował ten spektakl. To opowieść dwóch starych ciot (mężczyzn ubierających się i zachowujących się jak kobiety) - Patryq'i i Lukrecji - o ich podbojach erotycznych i o mężczyznach, którym dali się sek- sualnie wykorzystać. Przedstawienie aktorsko przygotowane bardzo dobrze. Realizacyjnie podobało mi się mniej. No i ten język Witkowskiego... Śpiewy lepsze i gorsze Spektakle muzyczne lubię bardzo, dlatego na „Kochanie, zabiłam nasze koty" przygotowany przez Akademia Sztuk Teatralnych w Krakowie poszedłem z dużą nadzieją na mile spędzone półtorej godziny. I nie zawiodłem się. Prosta historia o młodych ludziach z wielkiego miasta podana w atrakcyjnej aktorskiej i muzycznej formie, dobre głosy, interesujące rozwiązania realizacyjne. Przeniesienie na deski tekstu Doroty Masłowskiej to była najlepsza z możliwych propozycji na miły, sobotni wieczór. Bałtycki Teatr Dramatyczny im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie oraz Stowarzyszenie Aktorzy po godzinach przywieźli muzyczny spektakl „Czekamy na sygnał" - opowieść o trudnym doświadczeniu pokolenia buntowników z lat 80. ubiegłego wieku. Nie zachwyciło mnie ani aktorstwo, ani rozwiązania realizacyjne. Publiczność większymi brawami niż spektakl nagrodzili słowa poparcia jednej z aktorek dla wystawienia w Słupsku „Klątwy". 8 spektakli wystawiono w Słupsku od ubiegłego czwartku do niedzieli w ramach festiwalu teatralnego Scena Wolności „Dyktanda" Teatru Barakah w Krakowie to ukłon młodego zespołu aktorskiego w stronę Stanisława Lema. Mimo kilku niedociągnięć, można było się na tej propozycji pobawić. „Klątwa", czyli wolność Finałowym spektaklem była „Klątwa" warszawskiego Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hubnera. Spektakl głośny i zdaniem środowisk katolicko-narodowo-prawicowych kontrowersyjny i obrazoburczy. Poszedłem na niego wściekły na zachowanie chorego z nienawiści człowieka, który dzień wcześniej zniszczył salę filharmonii i teatru, prawdopodobnie po to, by ten spektakl się nie odbył. Paradoksalnie, przeniesienie „Klątwy" do hali Gryfia nadało temu przedstawieniu już na początku rangę największego wydarzenia festiwalu. Wydarzenia społecznego, światopoglądowego, niemal politycznego. Dramat Stanisława Wyspiańskiego był tylko punktem wyjścia do opowieści 0 ukrywanych przez lata przez Kościół katolicki przestępstwach i skandalach seksualnych z udziałem księży. O pedofilii, gwałtach i przemocy, która przez lata była tematem tabu. O ukrywaniu tego problemu przez najwyższe władze kościelne zarówno w kraju, jak 1 w Watykanie. O naszym stosunku do przedstawicieli innych religii. O wolności osobistej każdego z nas, również 0 wolności do przerywania ciąży. Spektakl w odważnych słowach i w odważnych scenach opisuje Polskę początku XXI wieku. Czy to się komuś podoba, czy nie. Aktorzy przestraszali i wzruszali, oburzali 1 pokazywali nowe granice w sztuce scenicznej. Przesuwali je, nie przekraczając ram artystycznej wizji i kreacji. Dzięki temu powstały obrazy niezwykle sugestywne i symboliczne. Jak scena ścięcia kiźyża, po którego upadku nareszcie w pełni i pięknym światłem rozbłysł biały orzeł z godła niepodległej Polski. „Klątwa" była przyjęta najdłuższymi, trwającymi kilka minut owacjami, a znaczna część publiczności nagrodziła aktorów oklaskami na stojąco. Nagrody W kategorii inscenizacja nagrodę główną otrzymała „Klątwa" za kreację zbiorową w teatralnej narracji o wolności w polskiej rzeczywistości. W kategorii najlepsza rola żeńska nagrodę przyznano Marcie Ści-słowicz za kreację carycy Wszechrusi Katarzyny U. W kategorii rola aktorska męska dwie równorzędne nagrody przyznano Pawłowi Sanakie-wiczowi i Januszowi March-wińskiemu za role Patrycji i Lukrecji w spektaklu „Lubiewo". Wyróżnienia przyznano spektaklowi „Caryca Katarzyna"; Karolinie Kuklińskiej za kreację aktorską w przedstawieniu „Zakonnice odchodzą po cichu" oraz Maciejowi Zakrzewskiemu, autorowi opracowania muzycznego do spektaklu „Trololo - przesłanie najjaśniejsze". Spektakle oceniali: Anna Sobiecka, Tomasz Domagała, Zbigniew Majchrowski i Piotr Wyszomirski. ©® VI Historia Głos Słupska Piątek, 28.09.2018 KSIĄDZ ZBIERAŁ P0100 ZŁ, ABY WYPĘDZIĆ DIABŁA. „DZIEWCZYNKI" W SZPITALU... Łukasz Szkwarek szkwareklukasz@gmail.com Historia Kolejny artykułzcykłu „Miastko w oczach komunistów". Po śmierci Bolesława Bieruta nowym I sekretarzem KC PZPR został Edward Ochab. Była to jednak opcja tymczasowa, tak jak Gieorgij Malenkow rządził kilka miesięcy w ZSRR po śmierci Józefa Stalina. Partia podzieliła się na dwie grupy: konserwatywnych natolińczy-ków, będącymi za utrzymaniem stalinizmu oraz liberal-niejszych puławian, planujących reformę systemu. - W powiecie miasteckim zmiany na razie objawiały się większym udziałem kobiet w polityce. Bardzo chwalona była prezes GS w Kołczygło-wach Apolonia Adamska, „która w krótkim czasie potra- • fiła rozstawić prace GS na właściwym poziomie". Należy pamiętać, że w tym czasie prezesi gminnych spółdzielni często się zmieniali - było to stanowisko, na którym łatwo można było stać się łapownikiem i nielegalnie handlować towarami ze sklepu. Kobiety wciąż napotykały trudności - gdy w Kołczy-głowach miejscowa Liga Kobiet chciała zorganizować akademię z okazji 8 Marca, spotkały się ze sprzeciwem dyrektora miejscowej fabryki. Liga Kobiet rozwiązywała także sprawy „zabobonów" - w Damowie ksiądz twierdził, że w tej wiosce „znajduje się diabeł i zbierał po Ido złotych na figurę, żeby diabła wypędzić". Duchowny zalecał posty i modlitwy, sam jednak zajadał się w tym czasie potrawami mięsnymi, o czym skwapliwie doniosła jego gospodyni na zebraniu Ligi Kobiet. Po II sekretarzu Tadeuszu Cłapińskim, którego perypetie opisywaliśmy w poprzednim numerze, pozostał wakat. W kwietniu 1956 roku nowym II sekretarzem Komitetu Powiatowego PZPR w Miastku został Kazimierz Kozłowski. Miał on zaledwie 27 lat, był z zawodu elektromonterem. Ukończył 9 klas podstawówki, do partii wstąpił w 1949 roku. Coraz częściej zauważano, że do PZPR zapisuje się mniej członków. Powołano nawet specjalną komisję z towarzyszem Sielickim, na czele, która miała znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy. Stwierdzano, że ludzie wciąż uciekali z Miastka w poszukiwaniu lepszego życia. Z okazji 1 Maja miała się odbyć uroczysta akademia powiatowa, podczas której wystąpił milicyjny zespół artystyczny. W pochodzie przy akompaniamencie orkiestry szło 350 osób, cała trasa była zradiofonizo-wana za pomocą głośników, dzięki czemu było wyraźnie słychać I sekretarza Michała Chrystyniaka. Była to nowość, wcześniej słychać było przez głośniki tylko warkot silnika. Z całego powiatu przywożono chłopów furmankami. Każdy zakład bowiem musiał wytypować najlepszego pracownika do odznaczenia. Organizowano mecze siatkarskie, piłkarskie oraz zawody w strzelaniu z wiatrówki i KBKB. Na sam koniec odbyła się zabawa ludowa w sali domu kultury i Hotelu Pomorskiego. 27 kwietnia 1956 roku władze komunistyczne ogłosiły amnestię. Objęła ona aż 28 tysięcy bohaterów Armii Krajowej, skazanych za walkę z UB i NKWD. Skazanym na śmierć wyroki zmieniono na 15 lat więzienia, wkrótce potem doszło do ich rehabilitacji. Ułatwił to m.in. artykuł w studenckim czasopiśmie „Po Prostu" zatytułowany „Na spotkanie ludziom z AK", w którym po raz pierwszy od lat opisywani byli oni pozytywnie. W Miastku komendant MO Płaczkiewicz zdawał sobie sprawę, że wielu z nich będzie potrzebować pracy. Proponował lokowanie ich w PGR-ach oraz spółdzielniach produkcyjnych. Na działalność tych ostatnich coraz częściej narzekano na obradach, określając je jako „jeden wielki bałagan". Krytykowano też działaczy partyjnych, którzy wysyłani w teren do spółdzielni „nic nie załatwiają, upijają się, a nikt nie śledzi za wykonaniem i treścią ich prac, przez co płacone są delegacje za nieudolne i źle wykonane prace". Pierwsza spółdzielnia produkcyjna w powiecie miasteckim została zlikwidowana w maju 1956 roku w Osowie pod Kępicami. Przestały działać także sądy koleżeńskie, które w swoim założeniu miały sądzić członków spółdzielni. W czerwcu 1956 roku doszło do pożaru w spółdzielniach w Trzebielinie i Barcinie. Straty wyniosły 15 tysięcy złotych, pożar wybuchł na „skutek niedbalstwa członków spółdzielni". Miastko w oczach komunistów W Darnowie ksiądz zbierał po IOO zł na figurę, żeby diabła wypędzić Chwalony był za to dyrektor miasteckiego szpitala doktor Litwin. Dość ciekawie brzmi fragment, opisujący stosunki panujące w szpitalu. „Dwa lata temu (w 1954 roku - przyp. autora) krążyła taka wersja, że przy kielichu mówiło się, aby iść do szpitala, to będzie można zabawić się z dziewczynkami. Obecnie od czasu, kiedy dyrek- Doktor Litwin apelował do władz partyjnych o uświadomienie ludziom konieczności szczepień profilaktycznych torem jest tow. Litwin, takie rzeczy nie mają miejsca, obecnie personel szpitala zachowuje się moralnie, a byłe pielęgniarki, które prowadziły się nietaktownie, zostały nie tylko zwolnione, ale i wystąpiono z wnioskiem, by zabronić im używania dyplomu pielęgniarskiego". Dyrektor Litwin starał się o podwyżki dla swoich 130 pracowników, którzy zarabiali między 400 a 500 złotych. Dla wielu salowych, opuszczonych przez mężów i mających czwórkę dzieci, było to zbyt mało, toteż nieraz wyżywały się na pacjentach. Samo Miastko słynęło wtedy z oddziału przeciwgruźliczego, prowadzonego przez doktora Flakowicza, brakowało tam jednak „dezynfekcji naczyń, spluwaczek, plwociny nie ma gdzie wylewać". Co ciekawe, już wtedy można było zauważyć oznald „ruchu antyszcze-pionkowego", w latach 50. nazywano to bojaźnią przed szczepionkami. Gdy zaszczepienia swoich dzieci odmówił dyrektor Technikum Leśnego w Warcinie oraz komendant posterunku w Kępicach, doktor Litwin apelował do władz partyjnych z prośbą o uświadamianie ludzi na temat konieczności szczepień. Sam dyrektor miał za sąsiadów pijaków, często awanturujących się, wnioskował więc o zmianę mieszkania. W szpitalu była afera - okazało się, że szofer karetki woził księdza do chorego, co uznano za zabobon. Dyrektor Litwin miał powody do zadowolenia -miastecki szpital jako jedyny w całym województwie koszalińskim rozpoczął rok 1956 bez zadłużenia. „Minął okres, kiedy na operację idącego chorego oblekało się w koszulę ściągniętą z drugiego chorego, którego w zamian odziewano strzępem, przypominającym koszulę" - tak można przeczytać w oficjalnym raporcie o sytuacji w szpitalu. Radny Szulc z Barcina pijany załatwiał sprawy petentów, natomiast sekretarz Gromadzkiej Rady Narodowej w Kępicach wywołał bójkę na zabawie ludowej. W jednym z artykułów „Chłopskiej Drogi", organu PZPR skierowanego do chłopów, krytykowano postawę przewodniczącego Rady Narodowej w Żabnie. Miał on doprowadzić do zdewastowania gospodarstwa w Wiatrołomie i dolewać wody do mleka. Dość ciekawie całą sytuację w powiecie podsumował komendant Płaczkiewicz: „Dobrze by było, gdyby choć raz członek KW PZPR przyjechał do nas i pojechał z nami w teren, a nie tylko wtedy, jak wraca z polowania". 6 marca 1956 roku w Technikum Leśnym w Warcinie poja- wiły się wrogie napisy. Dwa miesiące później wykryto tajną młodzieżową organizację o nazwie banda krwawego Wilka. W jej skład wchodziło 6 uczniów. Do Warcina przyjechał szef powiatowego UB Bronisław Kifher z wiceprokuratorem. Jak się jednak później okazało, organizację „krwawego Wilka" wymyślił 24-letni nauczyciel Jan Trzaskacz. Miała ona przeciwstawiać się paleniu papierosów przez uczniów oraz innych akcjom niezgodnym ze szkolnymregulaminem. Działali jednak potajemnie i wbrew wytycznym władz ZMP. Przypominało to trochę bandę Tolka Banana z powieści Adama Bahdaja „Stawiam ną Tolka Banana", która ukazała się w 1967 r. W czerwcu 1956 roku znaleziono ulotki w językach: niemieckim, czeskim i polskim. Były zrzucane z balonów, informowały o prawdziwej sytuacji w bloku sowieckim. Miastecka milicja zauważyła także, że w ostatnich miesiącach przedstawiciele „starej inteligencji" często spotykają w mieszkaniach, gdzie dyskutują na temat zmieniającej się sytuacji międzynarodowej po XX Zjeździe KZPR. Brakowało jednak agentów, którzy byliby zdolni przeniknąć do tych grup. Pod koniec czerwca aresztowano za nadużycia kierownika miasteckiej masarni. Oprócz mank rozdawał on m.in. mięso poza kolejnością kilku milicjantom, który potrzebowali... zakąski do wódki (notabene pili ją sobie w pracy). Sam kierownik otrzymywał za to pieniądze. Cały proceder trwał około czterech lat. Doszło do zwolnień i usunięć z partii. Na posiedzenie w tej sprawie przyjechał sam I sekretarz KW PZPR w Koszalinie Stanisław Wasilewski. Kiedy w miasteckim PZPR obradowano, jak ukarać milicjantów za nadużycia, w Poznaniu trwały regularne walki. 28 czerwca 1956 r. doszło do wybuchu protestów robotników Zakładu Przemysłu Metalurgicznego Hipolit Cegielski. Domagali się podwyżek płac, obniżenia norm produkcyjnych. Demonstracja szybko zmieniła się w olbrzymią manifestację ludności, na wiadomość o aresztowaniu delegacji robotników zaatakowano Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Przeciw demonstrantom ściągnięto regularne jednostki wojskowe, w tym czołgi. Po dwóch dniach miasto było już spacyfikowane - zginęło 57 osób. ©® Głos Słupska Piątek, 28.09.2018 Ludzie vn JAK BĘDĘ CZUŁ, ŻE MÓJ REFLEKS NA ZAWODACH MNIE ZAWODZI, TO ZREZYGNUJĘ Krzysztof Niekra sz krzys2tof.niekrasz@gp24.pl Lekkoatletyka Rozmowa z Grzegorzem Batogiem, sędzią lekkoatletycznym ze Słupska. Co przyczyniło się do tego, że postanowił pan poświęcić się pracy sędziowskiej w lekkiej atletyce? W młodości brałem udział w zawodach szkolnych i międzyszkolnych na poziomie powiatowym w biegach średnich. Po ukończeniu szkoły średniej dalej interesowałem się lekkoatletyką, ale już tylko biegałem jako amator. Kurs sędziowski podstawowy ukończyłem w Bydgoszczy w 1983 roku i od tego momentu zaczęła się moja przygoda z sędziowaniem. W Słupsku w 1983 roku stadion był w bardzo złym stanie i na pierwsze zawody jeździłem do Gdańska i Bydgoszczy. Zadebiutowałem w roli sędziego na obiekcie bydgoskiego Zawiszy w 1983 roku. Podczas zawodów mierzyłem stoperem czasy w biegach. W biegu na 100 metrów brał udział Marian Woronin i osiągnął czas chyba jak pamięć mnie nie myli 10,21 s. Które osoby przyczyniły się do tego. że został pan sędzią? W1985 roku stadion 650-lecia przy ulicy Antoniego GRZEGORZ BATOG • DANE Data urodzenia: 2.08.1961 r. Wzrost/waga: 176 cm/96 kg Ksywka: Rychter z niemieckiego (sędzia) Stan cywilny: żonaty Rodzeństwo: dwóch braci i siostra Rodzina: dwóch synów, wnuczka i wnuk Hobby: lekkoatletyka, historia Słupska Samochód: skoda oktavia Ulubione dyscypliny poza lekkoatletyką: piłka ręczna, siatkówka, piłka nożna. Ulubiony aktor: Zbigniew Zamachowski Ulubiony piosenkarz: Marek Grechuta Ulubiona potrawa: wszystkie z ryb. Zwiedzone kraje: Włochy, Austria, Dania, Niemcy Madalińskiego w Słupsku został wyremontowany i zaczęły odbywać się regularne zawody na wyższym poziomie, np. w ramach Słupskich Dni Sportu. Na tych zawodach poznałem też sędziów Katarzynę i Jana Kowalczyków. Razem z nimi szkoliliśmy innych sędziów z byłych zawodników Gryfa. Wśród nich byli m.in. Marek Jakubczyk, Elżbieta Siewierska. W tamtym okresie wyszkoliliśmy ponad 30 sędziów, a to dało nam możliwość utworzenia Wojewódzkiego Kolegium Sędziów w Słupsku. Ile pan ma zawodów przesędziowanych na swoim koncie? Przeciętnie w roku sędziuję około 25 imprez lekkoatletycznych różnej rangi, poczynając od zawodów szkolnych, mistrzostw Polski oraz mityngów krajowych i międzynarodowych. Przez 35 lat daje to sumę 875 imprez. W jakich jeszcze imprezach pan bierze udział sędziowski poza wcześniej wymienionymi?? W biegach ulicznych, przełajach, mistrzostwach Europy i świata, gdy te odbywają się w Polsce. Na zawody rangi mistrzowskiej wyznaczany jestem przez Centralne Kolegium Sędziów przy Polskim Związku Lekkoatletycznym. Jakie konkurencje pan sędziuje? Jestem sędzią związkowym i posiadam pierwszą licencję rzutową, która uprawnia mnie do sędziowania w najważniejszych imprezach lekkoatletycznych odbywających się w Polsce w konkurencjach rzutowych (rzut oszczepem, młotem, dyskiem oraz pchnięcie kulą). Sędziowałem dwukrotnie młociarce Anicie Włodarczyk przybiciu rekordu świata w Bydgoszczy i w Cetniewie. Od tego roku jestem też delegatem technicznym Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Jakimi cechami powinien wyróżniać się sędzia, by wszyscy mieli do niego zaufanie? Tych cech jest sporo. Najważniejsze to: opanowanie, refleks, szybkość podejmowania decyzji oraz umiejętność interpretaq'i przepisów w przypadkach spornych przy protestach zawodników. Sedziowanie jes * Grzegorz Batóg to jeden z najlepszych sędziów lekkoatletycznych. Często sędziuje w Słupsku Miał pan kiedyś taką myśl. żeby skończyć już z sędziowaniem? Sędziowanie rzutów jest szalenie niebezpieczne. Jak będę czuł, że mój refleks mnie zawodzi na zawodach, to zrezygnuję. Na razie przez najbliższe lata nie mam takiego planu. Sędziowanie jest moją pasją. Jakie ma pan najmilsze przeżycie w dotychczasowej karierze sędziowskiej? Sędziowanie zawodnikom z najwyższej półki światowej sprawia mi przyjemność. Miałem okazję sędziować jako arbiter rzutów na Stadionie Narodowym w Warszawie Memoriał Kamili Skolimowskiej przy 35-tysięcznej publiczności. To jest wielkie przeżycie. Chciałbym wszystldch zaprosić na Festiwal Rzutów im. Kamili Skolimowskiej odbywający się niedaleko Słupska, bo w Cetniewie. Tam publiczność jest bardzo blisko zawodników, a na zawody przyjeżdżają czołowi zawodnicy świata. W tym roku po sukcesie naszych lekkoatletów w mistrzostwach Euro- Grzegorz Batóg w towarzystwie swojej idolki Anity Włodarczyk py w Berlinie na zawodach w Szczecinie nie było żadnego wolnego miejsca na trybunach, spóźnialscy ze względu bezpieczeństwo nie zostali wpuszczeni,na obiekt. Jak udaje siępanu godzić obowiązki sędziego lekkoatletycznego z codzienną pracą zawodową? Udaje mi się to robić. Zawody przeważnie odbywają się w weekendy. Na imprezy dwudniowe wyjeżdżam po pracy, a po zawodach wsiadam w pociąg i wracam niejednokrotnie prosto do pracy. Zdarza się, że mityngi odbywają się w środku tygodnia, to wykorzystuję urlop wypoczynkowy. Zawsze NAJLEPSI WEDŁUG BATOGA Lekkoatleci w Polsce: Irena Szewińska, Janusz Sidło, Robert Korzeniowski, Józef Szmidt, Tomasz Majewski, Anita Włodarczyk, Piotr Małachowski, Zdzisław Krzyszkowiak, Jacek Wszoła, Kamila Skolimowska. W regionie: Jan Huruk, Barbara Madęjczyk, Mirosław Witek, Stanisław Witek, Lidia Bierka-Frank, Tomasz Czubak, Wojciech Kałdowski, Mirosław Szybowski, Ewa Rychter, Edward Antczak. liczę na przychylność moich przełożonych, którzy są wyjątkowo wyrozumiali. Do kiedy Grzegorz Batóg będzie zajmował się sędziowaniem? Myślę, że jak zdrowie pozwoli, to jak najdłużej. Kto według pana jest najlepszym lekkoatletą w historii polskiej lekkiej atle-tyki? Zdecydowanie Irena Szewińska i Janusz Sidło. Kogo najwyżej ceni pan z lekkoatletów naszego regionu i dlaczego? Barbarę Madęjczyk za jej spokój na zawodach, wytrwałość w ciężkich chwilach oraz służenie innym zawodniczkom pomocą. Kto dla pana jest wzorem do naśladowania z grona sędziowskiego w kraju? Sędziując już wiatach 90. XX wieku, na zawodach moim wzorcem był znakomity sędzia śp. Zbigniew Radziwonowicz (pseudonim Szaman), który w młodości był oszczepnikiem. To od niego wiele się nauczyłem. Jakie rady chciałby przekazać Grzegorz Batóg młodemu sędziemu zaczynającemu swoją karierę? Młodemu sędziemu chciałbym poradzić, aby był cierpliwy, podpatrywał swoich starszych doświadczeniem kolegów, zaszczepił w sobie pasję do królowej sportu. Musi też pamiętać, że na sędziowaniu nie można się dorobić dużych pieniędzy. Rozmawiał Krzysztof Niekrasz vm Z ostatniej strony Glos Słupska Piątek, 28.09.2018 Chcesz kupić samochód? WEJDŹ NAGRATKA-PL Największy portal ogłoszeń naprawdę ważnych POŁ ŻARTEM. PÓŁ S '» 1 m r>> Sr ' ■- 'i •-, ; •.' ' / ^... -•. _ % ■ ' : . ■ \ ,.....-...... • ........../------V ■...... , - - ■ * ' ' / ' J ' ''' - V. ' . : , ^ ; - ss : ' , • f: f .»; ••• •- H Zbliża się 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości - ale co tam taka rocznica... Słupsk żyje 1000-leciem i PRL-em. I to w samym centrum miasta, na ulicy Kilińskiego... gratka KANDYDATÓW NA RADNYCH JEST W SŁUPSKU DOSTATEK -160, ALE NA LISTACH JEST TEŻ KILKA NIESPODZIANEK I... ROBERT BIEDROŃ Grzegorz Hilarecki ... grzegore.hilarecki@gp24.pt ^ » Słupskie f&erldpotttyczne Do wyborów samorządowych pozostały 23 dni i już wiadomo. kto kandyduje na radnych w Słupsku. Na listach jest sporo niespodzianek. Pierwszą i najważniejszą, nie tylko dla jego przeciwników politycznych, jest kandydatura Roberta Biedronia na radnego na osiedlu Niepodległości. Poseł Zbigniew Konwiński, szef słupskiej Platformy Obywatelskiej, nazwał to oszustwem. O skandalu mówią przedstawiciele i innych ugrupowań. Tomasz Lesiak, radny SPO, który jest jedynką na tym osiedlu, ironizuje, że prezydent Biedroń nie był na tym osiedlu więcej niż kilka razy w cztery lata. Zauważa, że radny musi być mieszkańcem Słupska, a tego warunku Robert Biedroń nie spełnia i pewnie nie wie, jak nazywa się główna ulica osiedla. A oczywiście na czas wyborów będziemiał... miejsce zamieszkania w Słupsku, a potem zniknie z miasta. Obrońcy Roberta Biedronia wskazują, na przykład Andrzeja Twardowskiego z SPO, który cztery lata temu dostał mnóstwo głosów na osiedlu Niepodle-głościi... zrezygnował z mandatu. Zyskał na tym... Tomasz Lesiak i wskoczył do rady. W wyborach samorządowych w Słupsku wybierzemy 23 radnych Teraz Andrzej Twardowski startuje na radnego, ale w okręgu nr 3, czyli w centrum i to nie z pierwszego, a z trzeciego miejsca. Ale radna Anna Rożek z PO na konferencji prasowej o starcie prezydenta Biedronia powiedziała, że każdy może zrezygnować, ale start z zamiarem nieby-cia radnym jest oszustwem wyborczym. Może i tak, ale każda z kandydatek na prezydenta: Krystyna Danilecka-Wojewódzka, Beata Chrzanowska i Anna Mrowińska też startują do rady, a w razie zwycięstwa radną nie będą. «*w u . ».rv.» Wróćmy do niespodzianek na listach. NaliściePiSniemaRo-berta Kujawskiego, od lat wyróżniającego się radnego. Na Niepodległości niespodzianką jest jedynka na liście koalicyjnego komitetu SLD Lewica Razem,bojestto JanSieńko. Były poseł i kiedyś lider SLD w regionie, dzisiaj ma7llat. Ale nie żebyśmy byłemu posłowi zaglądali w metrykę. Starszym o dwa lata kandydatemjest ZbigniewRychły, były wiceprezydent Słupska, który jest teraz dwójką na liście SPO w centrum. Najstarsi dwaj kandydaci mają po 76lati sąnalistachPO. To dwaj < '<'' . n: r ?. n \ : v / d obecniradni: Mieczysław Jaroszewicz i Bogusław Dobkowski. W sumie ogólnie na listach wszystkich ugrupowań cechą charakterystyczną jest wiek kandydatów, poniżej 30 mamy tylko dziesiątkę kandydatów na 160. Ogólnie przeważają 50- i 60-latkowie. Tylko Platforma zaryzykowała i jedynką w centrum zrobiła 26-latka Kamila Bierkę. Najmłodsi kandydaci mają po 20 lat. Wróćmy dobyłychprezyden-tów na listach. Z ostatniego miej -sca na liście SLD w centrum jest były wiceprezydent Ryszard Kwiatkowski. Jedynką na liście SPO w czwartym okręgu jest Jerzy Mazurek,były prezydent mia-sta i obecny radny. Naliścieprezy-denckiej jest były wiceprezydent Andrzej Obecny, jako jedynka w tym samym okręgu. Na listach nie brakuje też innych osób, które były w obozie słupskiej władzy za Macieja Kobylińskiego i byli radnymi z grupy prezydenckiej, i takteraz na liście komitetu wyborców Krystyny Danileckiej-Wojewódzkiej i Roberta Biedronia są m.in: Wojciech Gajewski, Krzysztof Kido. Na liście SLD jest Leon Szymański, jako ostatni w zestawieniu wokręgu2. Na listach SPO znajdziemy przeciwnikapoprzedniego prezydenta Aleksandra Jacka i jego żonę. Także byłego urzędnika słupskiego ratusza, który odszedł już za obecnej władzy Adama Piekarca. Niespodziankąjest tak mało ludzi związanych ze słupskim sportem. Jednym z rodzynków jest Robert Jakubiak z Czarnych, trener i wiceprezes klubu, jedynka w okręgu 4. Odnotujmy też Jolantę Karską, czwórkę PO na Zatorzu z klubu piłkarskiego Byki i Mirosławę Sagun. Sporą niespodziankąjest też to, że w dwóch słupskich okrę-gachpojawiłasiędodatkowalista: Zjednoczona Prawica dla Słupska Gna wystawiała listy tylkowokrę-gach3i4- Próżno na listach szukać wiceprezydenta Marka Biernackiego i to też jest wielka niespodzianka.©® •'L:: i Jri v; WMT0 WIEDZIEĆ SZEŚĆ KOMITETÓW SIĘ ZAREJESTROWAŁO Wybory w Słupsku odbywają się w czterech okręgach. W tym roku zmienia się to, że w okręgu nr 4 na Westerplatte, os. Akademickim i Słowińskim, czyli we wschodniej części miasta, tym razem wybranych zostanie aż sześciu radnych (zamiast pięciu dotąd). To skutek głównie rozbudowy i zwiększenia liczby mieszkańców. W dwójce i trójce, czyli odpowiednio, na Zatorzu i w centrum, radnych będzie tylko po pięciu. W największym słupskim okręgu, czyli na Niepodległości i Piastów, radnych będzie aż 7. Zrejestrowało się sześć komitetów: komitet wyborców Krystyny Danileckiej-Wojewódzkiej i Roberta Biedronia; komitet wyborczy PiS,komitet Platforma Nowoczesna Koalicja Obywatelska; SLD lewica Razem; Słupskie Porozumienie Obywatelskie i Zjednoczona Prawica dla Słupska. Z tym że ten ostatni zarejestrował listy tylko w dwóch okręgach: trzecim i czwartym. ©® ; 1;.tj