KŁAJPEDA ROK FRANCISZKA KRĘCKIEGO B°mhoJm (duń.) www.miAgiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 )/ć\ KRÓLEWIEC Zatoka Gdańska SŁUPSK .SOPOT ©KOSZALIN Białogard ELBLĄG - OstródJ" (Ostróda), Kwidzyn OLSZTYN Olsztynek Szczytno •Chełmż; ''Sowo GŁOGÓW Trzebni 977023890490611 TORUŃ: ODSŁONIĘCIE POMNIKA OFIAR ZBRODNI POMORSKIEJ 1939 W NUMERZE: 3 Składając hoid pamięci Ofiar zbrodni pomorskiej z 1939 roku Sławomir Lewandowski 6 Między Gdynią a Warszawą, czyli jak oswajano wilka żelaznego (cz. 1) Marcin Herrmann 10 Pomorze i Kaszubi w wybranych źródiach informacji w latach 1846-1938 Jan Mordawski KASZUBSKA NAGRODA LITERACKA „WIATR OD MORZA" 14 Pôchwalba Stanisława Janczi - kaszëbsczégô lëterata Daniél Kalinowsczi 15 W zdrzadle kaszëbsczi lëteraturë Z pierszim laureata wëprzédnieniô Stanisława Janką gôdôl Dark Majköwsczi 17 Zaduszkowy spacer po Cmentarzu Starym w Wejherowie Piotr Schmandt 21 Sopocka wspólnota żydowska do roku 1939 (zarys) Rajmund Głembin 28 Gawędy o ludziach i książkach. Wino płynęło do Gdańska i z Gdańska Stanisław Salmonowicz 30 Pierszé lata dzejaniô wejrowsczégô partu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô wedle aktów kömunysticzny bezpieczi (dzél 10) Siôwk Förmełła 32 Bliżej morza. 70-latek z nową banderą Sławomir Lewandowski 34 Gdańsk mniej znany. Gdańskie przedproża Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 9(121) 35 Kaszëbsczi królowie Stanisłôw Janka 37 Komiks a... sprawa kaszëbskô Róman Drzéżdżón 40 Smatk w kaszëbsczich wierzeniach Karolëna Weber 41 Zachë ze stôri szafë. Gduńsczi wësziwk RD 42 Muzyka. Naszéjszé „Nasze zemie" Tomôsz Fópka 44 Wôjnowi Kaszëbi. To le kopie w sklepie grochôtałë Z Jadwigą Miszk (z Brzésczich) gôdôł Eugeniusz Prëczköwsczi 46 Nordowé pöwiôstczi. Wöjôrza Gnéômara przëtrôfk Mateusz Bułlmann 48 Z Kociewia. Po chwalbie rozprawy doktorskiej nawet rónkelpupa cieszy Maria Pająkowska-Kensik 49 XVII Kaszëbsczé Diktando. Biôtka z kaszëbską grafią AM 50 Zrozumieć Mazury. Smyntorz Waldemar Mierzwa 52 Z południa. Wiadomości z powiatu Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Krézowé wiadła Kazmiérz Ôstrowsczi, tłóm. Ana Hébel 54 Teatr. Z chorobą do zdrowia (Choróbsko Jana Piepki, odsłona w Łebnie) Daniel Kalinowski 56 Lektury 58 Listy 59 Wëprzédnienia dlô pömörsczich lëteratów DM 60 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Dupka tycylijtkô Tómk Fópka 68 Z butna. Najégö lesnégô w Pëlcköwie pôrządczi Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, oraz ze środków Miasta Gdańska. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji województwo Ministerstwo pomorskie Kultury i Dziedzictwa Narodowego^ GDAŃSK miasto wolności M. 5918-2818 u | ^27972 Od Redaktora V '•*"* *• PRENUMERATA PonterdKUb & dostawą do domiv! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 102018110000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 300 06 83, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. W tym roku obchodzimy 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. W1918 roku Polacy - po 123 latach zaborów - mogli cieszyć się odrodzonym państwem. Jednak wówczas jeszcze nie wszystko było oczywiste, konferencja pokojowa w Paryżu, na której m.in. miano ustalać granice międzypaństwowe, rozpoczęła się bowiem w styczniu 1919 roku, a wypracowany podczas niej traktat wersalski podpisano w czerwcu następnego roku. Na Pomorze Gdańskie, na Kaszuby, które częściowo znalazły się w granicach II Rzeczpospolitej, polska administracja dotarła dopiero w roku 1920. Ziemie dawnego zaboru pruskiego i Rzeczpospolitej oficjalnie i symbolicznie zostały bowiem scalone dopiero po pochodzie błękitnej armii gen. Józefa Hallera i zaślubinach Polski z morzem, które miały miejsce w Pucku 10 lutego 1920 roku. Artykuł Marcina Herrmanna pt. „Między Gdynią a Warszawą, czyli jak oswajano wilka żelaznego", którego część pierwszą publikujemy w listopadzie, pokazuje jeszcze jeden problem odradzającego się państwa, a mianowicie różnice pomiędzy Kaszubami a mieszkańcami centralnej Polski i związane z tym uprzedzenia. W październiku poznaliśmy laureatów ustanowionej w tym roku przez Sejmik Województwa Pomorskiego - Pomorskiej Nagrody Literackiej „ Wiatr od Morza", w tym Kaszubskiej Nagrody Literackiej. Piszemy o tym wydarzeniu na stronach listopadowego wydania naszego miesięcznika. Wśród nagrodzonych jest członek kolegium redakcyjnego „Pomeranii \ poeta, publicysta i twórca literatury kaszubskiej Stanisław Jankę. Gratułujemy prestiżowego wyróżnienia. Sławomir Lewandowski —- &ë - -POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najô Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski PROJEKT OKŁADKI Damian Chrul. Źródło: Mapa - Rozwój terytorialny państwa polskiego w latach 1918-1922/ Archiwum Map WIG WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Anna Hebel Dariusz Majkowski Bernardinum, ul. bpa Dominika 11,83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Krystyna Sulicka A, BAJKOWY BAK (LAS SKR^I.LEI^K 1} RESKOW.O RES2KI' r:CBAE^CV;0 |0C IN ROT FM BARK flGŻSfcAT? BU&A RUDZKI &GST RutfTA ilH RYTEL RtIaŁD RYSfARZfeo I^ĘCZKOWC SADKI SALNC^i. JlfOWO SEROCK S »?PÓL[JQ K. f A JE tf.S KĘE SIPrORY SIL HO SlM RpEWO GM- KORONOWO SKARSZEWY SK,iBIC;E JKÓRCZ S&ąWjjM tfSKO SŁUPÓW-EK SŁUPÓWKO Stf,G.GOR£EtfO SGLEC KtJ«rW»G^I SGKGffjMB hfO STARA RUDA STAROGARD GDAŃSKI STRYCH ST.A-RKCWA r®Sl ROGRÓD SŁUP fcGŁYH LUB SŁUPSKI MŁYN STARE;:EL^W-GWÖ SUS^M •i ÓW KO SWARZEWO S2ADLGWICE S2CZEPAHK1§ SZUBIN;,SZUMI A CĄ Z1JTKI SZ.FĘGAWSK ŚWIECIE N\ OSA -WIECIE H"! WISŁĄ ŚWIEKATCWOJ ii 0 WIS KO TCZEW, TERESPOL TORUt* - BARBARKA, TORUtf TRZCI^S^ kzcz 'Jff TUCHOLA PADŁY TUR LEJ EWO TWARDY DÓŁ U CI AŻ WAE-cd M O" W AL D 0V(0 S Z w A C HB.CK1E W A L O Wg1C A V/ AR LU BIJE W A R S 21| f C E mźmittmmë'WEJHEFOWO WEROHIKA Y^GRCWC wetfie' ■ wice WIDUtrilĘtKA KLO|fA WIELKA WIEŚ — gil A DY SLA WOWG • E LNISK.A^TELKIE LU3JAWY WTEWJĆKKI WIĘCBORK WlTGWicE fc"jSU|'.[ł0.ft2E WGŁ# 'WOLEJfTAL WRO&I 1 WYPALENISKA Bf. #Y Ś IN, -W ^ s O >lp W Y S ZECING ZA \l 2 2'ife 2fó - é g ;X^ T 0,K RZ Y Ż IB ZE % EWG Z G W I Ł O E L O T Y Z IE M O Ęfc,ZiL A ffl E: £ jf& A Ł A ■: KUJAWSKIE Z.WTER.ZYNEk ŻÓRAWKI ^A\0® IkhfiC ŹELISTRZEW W i i H.HE H.IE2RAWS iKimWM EGZEKUCJI ' SKŁADAJĄC HOŁD PAMIĘCI OFIAR ZBRODNI POMORSKIEJ Z 1939 ROKU W Toruniu 6 października odbyła się ceremonia odsłonięcia i poświęcenia Pomnika Ofiar Zbrodni Pomorskiej 1939. To symboliczne miejsce pamięci o polskich cywilach zamordowanych przez niemieckich okupantów w pierwszych miesiącach II wojny światowej. Toruń jako miejsce, w którym postawiono pomnik, oczywiście nie został wybrany przypadkowo. W okresie międzywojennym miasto było stolicą ówczesnego województwa pomorskiego, w którym doszło do aktów przemocy wobec mieszkańców tych ziem. Masowe mordy na ludności cywilnej w województwie pomorskim były szczegółowo zaplanowaną i bezwzględnie przeprowadzoną akcją. Jeszcze przed wybuchem wojny planowano bowiem wyeliminować jednostki, które mogłyby przeszkodzić w budowaniu nowego ładu na przejętych przez hitlerowców ziemiach. Przede wszystkim mordowano inteligencję oraz osoby zaangażowane w umacnianie polskości. W sumie „akcja odpolsz-czania" pochłonęła życie około 30 tys. osób, wśród których były też kobiety i dzieci. Sprawcami mordów byli m.in. miejscowi Niemcy zrzeszeni w organizacji Selbstschutz Westpreussen, nadzorowani przez do- wództwo SS - paramilitarnej formacji nazistowskiej, na początku jej istnienia określanej jako elitarna jednostka. Według historyków większość sprawców uniknęła odpowiedzialności za swoje czyny. Pamięć o Ofiarach trwa, jest pielęgnowana od pokoleń, czego dowód stanowi wzniesienie w przedwojennej stolicy województwa pomorskiego Pomnika Ofiar Zbrodni Pomorskiej 1939. Monument został usytuowany w centrum Torunia, w Parku Pamięci. Bryłę, której projektantem jest toruński rzeźbiarz Zbigniew Mikielewicz, wykonano z białego kamienia, który ma pośrodku dużą wyrwę symbolizującą ostrzelany przez pocisk dom. Na metalowej płycie wyryto nazwy LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 3 WYDARZENIA 412 miejscowości, w których Niemcy dokonywali egzekucji polskiej ludności cywilnej. W 1939 roku wszystkie wymienione miejscowości były położone w ówczesnym województwie pomorskim ze stolicą w Toruniu, co jest, jak już wspomniano, najważniejszym powodem budowy tego pomnika właśnie w centrum dawnej stolicy regionu, kilkaset metrów od siedziby ówczesnego wojewody pomorskiego. Uroczystości rozpoczęły się w gmachu Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego od posiedzenia Rady Naczelnej Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego (RN ZKP). Zebranie otworzył prezes Zrzeszenia prof. Edmund Wittbrodt, który powitał członków Rady Naczelnej ZKP oraz gości, w tym marszałka województwa kujawsko-pomorskiego Piotra Całbeckiego i marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Struka. Szczególne słowa powitania i wdzięczności prezes skierował do Jana Wyrowińskiego, honorowego członka ZKP, spiritus movens budowy w Toruniu pomnika Ofiar Zbrodni Pomor- skiej. Posiedzenie RN zostało poświęcone sprawom historycznym związanym z przedmiotem uroczystości. Głos zabierali kolejno: prof. Józef Borzyszkowski, dr Michał Targowski oraz Jan Wyrowiński. Następnie wszyscy uczestniczący w posiedzeniu Rady Naczelnej przeszli do sali sesyjnej, gdzie odbyło się wspólne zgromadzenie radnych Sejmiku Województwa Pomorskiego i Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Obecni przyjęli wspólną deklarację, w której czytamy: Ofiara krwi obywateli polskich zamordowanych na Pomorzu i Kujawach jest także wołaniem o pokój między ludźmi, pomiędzy narodami i państwami. Tylko w warunkach pokojowej egzystencji ludzie oraz społeczności mogę rozwijać się we wszystkich najszlachetniejszych wymiarach, dążąc do klasycznej triady - Dobra, Prawdy i Piękna. Ceremonia odsłonięcia i poświęcenia symbolicznego miejsca pamięci o polskich cywilach bestialsko zamordowanych przez niemieckich okupantów 4 POMERANIA / LISTOPAD 2018 WYDARZENIA w pierwszych miesiącach II wojny światowej rozpoczęła się mszą w katedrze św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty, której przewodniczył biskup toruński Wiesław Śmigiel. Uroczystość zgromadziła przedstawicieli władz państwowych i samorządowych wszystkich szczebli z dwóch województw: kujawsko--pomorskiego i pomorskiego, kilkadziesiąt pocztów sztandarowych, kilkuset harcerzy, duchownych trzech wyznań chrześcijańskich i mieszkańców regionu. W homilii biskup Wiesław Śmigiel zaznaczył, że wszystko, co dziś posiadamy, i to, jak żyjemy, zawdzięczamy bohaterom, którzy oddali życie w obronie wolności: Nie zapominajmy, bo zapomnieć nam nie wolno. Nasza teraźniejszość wzrasta na krwi poprzednich pokoleń, na krwi bohaterów. Po uroczystej mszy zebrani przeszli do Parku Pamięci przy ulicy Uniwersyteckiej, gdzie został umiejscowiony Pomnik Ofiar Zbrodni Pomorskiej 1939. Ceremonia rozpoczęła się tam od przemówienia marszałka Piotra Całbeckiego, który powiedział między innymi: Odtąd to miejsce, spoglądające na toruńską starówkę, staje się miejscem Pamięci o zamordowanych, bezbronnych tysiącach mieszkańców dawnego województwa pomorskiego. Naszych przodków. Jesteśmy im dłużni tę zbiorową pamięć. Wszystkich bowiem skazano na śmierć na podstawie jednego oskarżenia: za to, że tu, na Pomorzu Nadwiślańskim i Kujawach, Kaszubach, Krajnie i Pałukach, Ziemi Kociewskiej, Borowiackiej i Michałowskiej, Ziemi Chełmińskiej i Dobrzyńskiej, byli Polakami i swojej Ojczyźnie służyli. Nie ma miejsca, nie ma rodziny na naszej ziemi, które ominęłaby hekatomba niemieckiej okupacji - barbarzyństwo faszystowskiej ideologii, nienawiść i zdrada sąsiadów. Boli do dziś pamięć o przeszło 30 tysiącach pomordowanych, boli nie tylko rodziny, sąsiadów. Ważną rolę w uroczystości odegrali harcerze z hufców i drużyn Związku Harcerstwa Polskiego i Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej z obu województw. Przez kilka miesięcy poprzedzających odsłonięcie pomnika zbierali bowiem ziemię w ponad 400 miejscach kaźni. W sobotę złożyli ją, kolejno, do jednej wspólnej urny. Przed zamknięciem urny duchowni trzech obrządków chrześcijańskich odmówili modlitwę. Zrobili to ordynariusz rzymskokatolickiej diecezji toruńskiej biskup Wiesław Śmigiel, proboszcz prawosławnej parafii pw. św. Mikołaja w Toruniu Mikołaj Hajduczenia oraz proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Toruniu Michał Walukiewicz. Symbolicznemu zamykaniu urny pod pomnikiem towarzyszyło bicie dzwonu Tuba Dei z wieży bazyliki katedralnej. Następnie przedstawiciele rodzin pomordowanych zapalili znicz pamięci, który zawierał wosk pochodzący z pasiek pomorskich i kujawsko-pomor-skich. Białe i czerwone kwiaty składali pod pomnikiem reprezentanci różnych środowisk. Oprawę muzyczną uroczystości zapewniło światowe prawykonanie utworu „Lacrimosa nr 2" Krzysztofa Pendereckiego. OPR. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI • DZIAŁO SIĘ W LISTOPADZIE • DZIAŁO SIĘ W LISTOPADZIE • DZIAŁO SIĘ W LISTOPADZIE • 1X11908 - w Gdańsku ukazał się pierwszy numer miesięcznika „Gryf. Pismo dla spraw kaszubskich", którego wydawcą był Aleksander Majkowski. Redakcja mieściła się w Kościerzynie. 3X11918 - w Kościerzynie miejscowa Rada Ludowa i inne towarzystwa zorganizowały wiec całej polskiej ludności miasta, podczas którego zażądano bezzwłocznego ustąpienia z urzędu niemieckiego burmistrza. 4X11878 - w Ciemnie k. Bytowa urodził się ks. Robert Karol Prądzyński, działacz społeczno-narodowy Ziemi Bytowskiej, założyciel Związku Polaków w pow. bytowskim, od 1912 r. proboszcz w Ugoszczy, gdzie zmarł 11 lipca 1930 i tam został pochowany. 8X11948 - Stocznia Gdańska zbudowała pierwszy w powojennej Polsce statek pełnomorski m/s Sołdek. 10X11878 - w Skorzewie urodził się Franciszek Pepliński, gbur i rybak kaszubski. W 1905 zamieszkał wraz z rodziną w zbudowanym przez siebie wozie cygańskim, na swoich gruntach. Wyprzedził tym samym o dwa lata Michała Drzymałę. Zmarł 20 października 1958 w Rokocinie i pochowany został na cmentarzu wSuminie. 14 XI 1918 - w Gdańsku powstała Polska Rada Ludowa, na której czele stanął dr med. Józef Wybicki. 23 X11918 - gdyńscy rybacy i marynarze powołali do istnienia Żołnierską Radę Rewolucyjną. Na łodziach rybackich pojawiły się biało-czerwone bandery. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był prawdopodobnie pierwszy wójt Gdyni - Jan Radtke. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie LËST0PADNIK 2018 / POMERANIA / 5 MIĘDZY GDYNIĄ A WARSZAWĄ CZYLI JAK OSWAJANO WILKA ŻELAZNEGO CZĘŚĆ 1: KASZUBI U PREZYDENTA Na mocy traktatu wersalskiego Polska otrzymała 147 kilometrów wybrzeża Bałtyku, z czego połowę stanowiły brzegi Mierzei Helskiej, gdzie w kilku wsiach zamieszkiwała większość ogólnej liczby kilkuset rybackich rodzin stanowiących zaplecze rybołówstwa blisko 30-milionowego państwa. Mimo upływu lat i bezprecedensowych dla tego zakątka inwestycji komunikacyjnych poczynionych w latach dwudziestych, które przyczyniły się do częstszych kontaktów z mieszkańcami obszarów oddalonych od morza, ludność wybrzeża miała o kraju mgliste wyobrażenie, sama jawiąc się niekiedy przybyszom z głębi Polski w kategoriach egzotycznej ciekawostki. Najmłodsi, choć zmęczeni, ze skupieniem i fascynacją wpatrują się w czarne, szkliste oko aparatu, wysłuchując poleceń fotografa. Nie wiedzą, co dzieje się za nimi, gdzie zdziwione twarze i za chwilę oślepione błyskiem magnezji oczy (zmruży je również marszałek, cierpliwie czekając na sposobność zapalenia papierosa), kierują się w stronę obiektywu. Wysokim łatwiej. Niżsi stają na palcach, szukają luki między ramionami starszych kolegów, starając się spojrzeć w stronę urządzenia choćby jednym okiem. Rzecz jest niecodzienna. Oto w Belwederze pozują do zdjęcia z samym Józefem Piłsudskim. Na młodszych zdaje się to nie robić wrażenia. Wszyscy wyglądają na zmęczonych i nieco przestraszonych. Niektórzy (czy przez myśl im przeszło, że będziemy spoglądać na nich po 80. latach?) zachowują powagę i fason. 6 POMERANIA 100 LAT NIEPODLEGŁEJ Choć kwestia zapewnienia Rzeczpospolitej dostępu do morza wybrzmiewała w deklaracjach polityków jeszcze przed zakończeniem działań na frontach Wielkiej Wojny, to jednak losy polskiego Pomorza nie były przesądzone, a rozstrzygnięcia porozumienia wersalskiego nie przyniosły stabilizacji. Co prawda 13. punkt programu pokojowego Thomasa Wilsona ogłoszonego w styczniu 1918 mówił jednoznacznie, że niepodległe państwo powinno mieć wolny dostęp do Bałtyku, doprecyzowywał jednocześnie, że w jego skład powinny wejść jedynie tereny zamieszkałe przez ludność bezsprzecznie polską, co otwierało kolejny front propagandowej i dyplomatycznej walki. Niemcy zresztą na swój sposób interpretowali sam postulat wolnego dostępu Polski do morza, twierdząc, że by go zrealizować, wystarczy zapewnić neutralność żeglugi na Wiśle i udostępnić Rzeczpospolitej port w Gdańsku bez zmiany granic. Sytuację komplikowały dodatkowo postanowienia traktatu w Lo-carno, które nie zapewniały Polsce międzynarodowych gwarancji przebiegu rubieży zachodnich, tym samym czyniąc realnymi nadzieje Cesarstwa na ich rewizję. Poczucie niepewności wśród Pomorzan umiejętnie wzmacniała niemiecka propaganda rozpuszczająca pogłoski, że państwo liczy się poważnie z utratą północnej dzielnicy lub wręcz planuje wymienić tak zwany „korytarz gdański" na port w Kłajpedzie. Choć ówczesny minister spraw zagranicznych August Zaleski jednoznacznie zapewniał, że „za żadną cenę nie odstąpimy piędzi ziemi pomorskiej lub śląskiej, ziem odwiecznie polskich, które przemoc nam zabrała, a które zwycięstwo prawa i sprawiedliwości nam z powrotem przywróciło", to tego rodzaju spekulacje potęgowały wątpliwości ludności miejscowej. „Kaszubi, żyjąc w ciągłej niepewności, boją się całym sercem przylgnąć do Polski, obawiają się zawodu i wciąż jeszcze zachowują wielką rezerwę, szepcąc w duchu: - Doch to wszetko nie je jesz zicher/" donosił z Pomorza reporter jednej z wielkopolskich gazet w kilka lat po przyłączeniu dzielnicy do Polski. Kulturowa i polityczna walka między Polską a Niemcami trwała przez cały okres międzywojnia. Choć w II Rzeczpospolitej pióra publicystów chętnie przedstawiały Kaszubów jako awangardę kresów północnych, która przez dziesięciolecia opierała się teu-tońskiej sile, by zachować polskość wybrzeża, to status ludności rodzimej był o wiele bardziej złożony. Istotnie, od Wiosny Ludów Kaszubi zaczęli wyraźniej dostrzegać wartość swojej odrębności opartej na poczuciu au-tochtonizmu, własnej mowie i przywiązaniu do religii katolickiej, i choć niekiedy różnili się - raczej w niuansach niż sprawach fundamentalnych - w pojmowaniu swojej tożsamości, to na ogół rozumieli, że mogą ją pielęgnować jedynie w ramach wspólnoty polskiej. Mimo że powstanie państwa polskiego przyjęli z entuzjazmem i nadzieją, to miodowy miesiąc Polski i Pomorza daleki był od romantycznych wyobrażeń. Zajęcie Pucka przez armię Hallera chełmiński „Nadwiślanin" podsumował słowami: „Bałtyk stał się dziś naszym wasalem i będzie nam służył po wszystkie czasy". Pierwsze miesiące Pomorza w granicach Rzeczpospolitej pokazały, że ta mocarstwowa narracja zdobywcy może wyznaczać standardy także wobec ludności rodzimej tych ziem. Zaufanie do nowo powstałego państwa podważały złe doświadczenia ludności ze stacjonującym na Pomorzu polskim wojskiem oraz zachowawcza polityka kadrowa władz centralnych, obsadzających urzędy przyjezdnymi z głębi kraju. Dość powiedzieć, że w niespełna pięć miesięcy po zajęciu Pomorza sytuacja była tak dramatyczna, że Sejm zdecydował się na powołanie komisji i zbadanie miejscowych stosunków. Pośledniej kondycji biuraliści i wyczerpani wojną żołnierze traktowali pobyt na Pomorzu jako okazję do nadrobienia konsumpcyjnych deficytów z czasów Wielkiej Wojny. Zachowywali się jak na ziemiach podbitych, dokonując rekwizycji, prowadząc się nieobyczajnie i pogardzając miejscową ludnością. Północne pogranicze przyciągało także licznych szukających szczęścia włóczęgów, mających nadzieję na szybkie wzbogacenie się, niestety często kosztem miejscowych. Dla religijnych i przyzwyczajonych do pruskiej kultury prawnej Kaszubów był to prawdziwy szok kulturowy, którego pokłosiem były niepotrzebne i szkodliwe stereotypy. Mieszkańcy centralnej Polski nie mieli zrozumienia dla miejscowych, ich języka i kultury. Felieton autorstwa osoby ukrywającej się pod pseudonimem Świ-Sta., który ukazał się w „Polsce Zbrojnej" w lipcu 1925 roku, pokazuje Kaszubów - na przykładzie mieszkańców Pucka - z jak najgorszej strony, jako typy zniemczałe, szwar-goczące niezrozumiale, zaściankowe, skąpe, pozbawione poczucia estetyki, staroświeckie, „groteskowe i pyszne". Kuchnia miejscowa okropna, woda w morzu brudna. Dostało się również pucczankom, których uroda, według autora felietonu, „nie zagraża męskiej cnocie". Co prawda pomorskie i wielkopolskie gazety skrytykowały tekst jako osłabiający jedność państwa poprzez podsycanie separatyzmu, a nawet poinformowały o niestosownym artykule Ministerstwo Spraw Wojskowych, należy jednak przyjąć, że ten karykaturalny obraz nie był odosobniony. Mimo że w wielu wymiarach na Pomorzu kultura stała często na wyższym poziomie niż w innych dzielnicach kraju, jednak Kaszubów traktowano czasem jak ubogich krewnych z prowincji. A nie był to stereotyp najgorszy. Bardziej krzywdzące było przekonanie, że mieszkańcy Pomorza są w istocie „pokryci pokostem naleciałości niemieckiej". W łagodniejszym wariancie dostrzegano pod tą warstwą czysto polską duszę, !ADN 2( 8 / POMERANIA 7 100 LAT NIEPODLEGŁEJ traktując kulturę kaszubską jako wariant kultury polskiej, zdarzały się jednak opinie, że kaszubskość, w szczególności język kaszubski, to po prostu proniemiecki wymysł, a kulturę należy dopiero na Pomorzu zaprowadzić. Istotnie Niemcy, strojąc się w szaty obrońców ludności rodzimej, próbowali wykazywać, że Pomorzanom bliżej do tradycji germańskiej niż słowiańskiej. Zdarzało się też, że Kaszubi deklarowali się jako osoby narodowości niemieckiej. W roku 1920, gdy w odpowiedzi na urzędowe wezwanie stawiali się w starostwach, aby określić swą przynależność, niekiedy optowali za Niemcami. Powody tego wyboru były czysto pragmatyczne, wynikające z lęku przed powołaniem do wojska w czasie wojny polsko-bolszewickiej, jednak dla administracji tego rodzaju deklaracje stanowiły jasny dowód na to, że do ludzi pogranicza należy podchodzić z rezerwą. Dobrych relacji z nową ojczyzną nie budowały również realia ekonomiczne w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości, które były dalekie od oczekiwań. Powojenny niedobór, inflacja i brak pomysłu nowej władzy na rybołówstwo w połączeniu z utratą dotychczasowych rynków zbytu budziły niepokój i rozczarowanie. Wobec zmieniającej się i niepewnej rzeczywistości stary, choć niemiecki, to oswojony Gdańsk, z leniwym nurtem Motławy i znanymi zakątkami Fischmarktu, jawił się czasem jako synonim pewnego i dostatniego jutra. Sytuacja skomplikowała się jeszcze po przewrocie majowym. Na Pomorzu duże wpływy miała endecja, co nie budziło zaufania obozu rządzącego. Problemy pierwszych lat niepodległości potęgował fakt, że Kaszubi ziem oddalonych od wybrzeża zwyczajnie nie znali. Mającym doświadczenia w cesarskiej marynarce ludziom morza, na co dzień zamieszkującym prowincjonalne i izolowane wioski, bliższe były dalekie, nawet egzotyczne porty i wybrzeża niż miasta Mazowsza, Wielkopolski czy Galicji lub zielone pola kraju. Zaległości w tym zakresie wymagały pilnego odrobienia, co było dostrzegane jeszcze przed I wojną światową. „Kaszubi słuchają o Polsce i o Warszawie, niby o wilku żelaznym, niechaj przeto te dziwy na własne oczy zobaczą", pisał w „Świecie" w 1907 roku Stanisław Kozłowski, postulując organizację wycieczek mieszkańców Pomorza do centralnej Polski. Nie chodziło zresztą tylko o walory krajoznawcze wyjazdów W pionierskich czasach II Rzeczpospolitej tego rodzaju peregrynacje były narzędziem integracji i budowania wspólnotowej tożsamości. Pomagały zrozumieć mieszkańcom trzech zaborów, że więcej ich łączy, niż dzieli, były okazją do prezentacji potencjału i wielkości budującej się Rzeczpospolitej, oraz uświadamiały, że bez wspólnej mobilizacji ten wielki projekt nie ma szans powodzenia. „Przez poznanie kraju do jego umiłowania, przez umiłowanie do czynów ofiarnych" - głosiła dewiza Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. W takich okolicznościach na wiosnę 1927 roku zorganizowano pierwszą egalitarną i liczną wycieczkę młodzieży kaszubskiej po kraju. Mieli w niej uczestniczyć głównie mieszkańcy serca „nadmorskiej Polski" - helskiego półwyspu - izolowanej krainy, stanowiącej matecznik polskiego rybołówstwa. Wycieczka młodych rybaków była zaplanowana, zorganizowana i sfinansowana przez sekcję przyjaciół dzieci i młodzieży kaszubskiej Ligi Morskiej i Rzecznej, organizacji, która za cel stawiała sobie propagowanie idei morskiej. Przygotowania do przedsięwzięcia rozpoczęto na miesiąc przed zaplanowanym wydarzeniem. 17 marca 1927 roku w budynku Ministerstwa Przemysłu i Handlu przy ulicy Elektoralnej 2 w Warszawie odbyło się zebranie członków Ligi, podczas którego powołano komitet wycieczki i podjęto decyzje dotyczące transportu i zakwaterowania wizytujących stolicę rybaków. Na kolejnych zebraniach komitetu, które odbyły się 6 i 11 kwietnia, ustalono szczegóły przyjazdu i harmonogram pobytu. Oprócz Ligi w przyjazd gości z wybrzeża zaangażowały się również inne organizacje społeczne i młodzieżowe oraz wojsko. Przedsięwzięcie miało poparcie ówczesnych elit, a patronat nad nim objęła żona ministra spraw zagranicznych Ewelina Zaleska. Wycieczka została zaplanowana zaraz po świętach Wielkiej Nocy. Uczestniczyły w niej 72 osoby, członkowie Stowarzyszenia Młodzieży Rybackiej w wieku 14-20 lat, głównie z Helu, Jastarni, Kuźnicy, Pucka i Gdyni, wraz z opiekunami: Sarnowskim z Jastarni, Piłatem z Boru, Ceynową z Kuźnicy i Raczyńskim z Helu. Na kraj pojechał również Dawid Długi z Jastarni, który - jak się wkrótce okazało - stał się twarzą rybackiej eskapady. Młodzi Kaszubi wyruszyli z Pucka specjalnie podstawionym pociągiem w poświąteczny wtorek 19 kwietnia 1927 roku. Wycieczka dotarła na Dworzec Główny w Warszawie o 18.30. Pociąg wtoczył się na dworzec przy dźwiękach hymnu narodowego odegranego przez orkiestrę reprezentacyjną 36 Pułku Piechoty. Kaszubi zostali przywitani przez przedstawicieli Ligi - zarząd komitetu organizacyjnego w osobie pani doktorowej Zofii Makowskiej i profesora Włodzimierza Nałęcza, wojska - majora Maksymiliana Lewina, i młodzieży - na dworcu stawiła się 39 Warszawska Żeglarska Drużyna Harcerska. Po przywitaniu orkiestra, cały czas muzykując, odprowadziła wycieczkę na miejsce zakwaterowania, do oddalonej o około pół godziny marszu od dworca Oficerskiej Szkoły Sanitarnej mieszczącej się w Zamku Ujazdowskim, gdzie przybyszów ulokowano w kilku obszernych salach. Następnie odbyła się uroczysta kolacja, podczas której nie zabrakło okolicznościowych przemó- 8 POMERANIA 100 LAT NIEPODLEGŁEJ wień. Na gospodarzach szczególne wrażenie wywarła mowa rybaka Dawida Długiego zakończona, jak donosiła prasa, okrzykiem na cześć marszałka Piłsudskiego. Wyżywienie wycieczce zapewniało wojsko oraz związek restauratorów warszawskich. Dodatkowo goście zostali obdarowani przez miejskie samorządy zawodowe wędliną, cukrem i ciastem. Po całodniowej podróży i obfitujących we wrażenia pierwszych godzinach w stolicy w przeznaczonych dla gości zamkowych salach zapewne szybko zapadła cisza... Swój pierwszy dzień w Warszawie Kaszubi rozpoczęli od wysłuchania ilustrowanej przezroczami prelekcji Stanisława Lewickiego pod tytułem „Potęga i piękno Polski", która odbyła się w lokalu Towarzystwa Krajoznawczego. Następnie udali się na Rynek Nowego Miasta do kościoła pw. świętego Kazimierza, gdzie o godzinie 10 uczestniczyli we mszy świętej celebrowanej przez księdza kanonika Kuczyńskiego. Po nabożeństwie zwiedzali stolicę. Ze Starego Miasta, gdzie odwiedzili katedrę świętego Jana, przeszli Traktem Królewskim do Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, by o 17.00 złożyć wieńce na Grobie Nieznanego Żołnierza. Wieczór spędzili w operze. Kolejne dni pobytu przeznaczono na dalsze zwiedzanie Warszawy. Zaplanowano wizytę na Zamku Królewskim, w Muzeum Etnograficznym, Konserwatorium Muzycznym, Cytadeli, Łazienkach i Pałacu na Wodzie. Rybacy mieli odwiedzić również fabrykę zbrojeniową Pocisk i stołeczne lotnisko. Dodatkowo na czwartkowy wieczór, na godzinę 20, zaplanowano na salonach Stowarzyszenia Techników raut-koncert poświęcony popularyzacji idei morskiej. Według pierwotnych zamierzeń w piątek wieczorem wycieczka miała opuścić Warszawę, jednak z uwagi na napięty program wyjazd ze stolicy przełożono o jeden dzień. W czwartkowym balu udział wziął między innymi minister spraw zagranicznych August Zaleski z małżonką, generał Stanisław Wróblewski i kontradmirał Jerzy Świr-ski. Rybaków godnie reprezentował Dawid Długi, który przyjmując serdeczne przywitanie i dziękując za gościnę, wzniósł podchwycony przez zebranych entuzjastyczny okrzyk na cześć prezydenta Mościckiego i marszałka Piłsudskiego. Część artystyczną spotkania wypełniały największe sławy polskiej muzyki tamtych lat. Jednak to nie wyszukana muzyka i znamienici goście zaprzątali tego wieczora głowy młodych rybaków. Tego dnia, podczas zwiedzania Łazienek Królewskich, stawili się w Belwederze, gdzie podjął ich sam marszałek: ojciec czy jak mawiali złośliwi - dziadek polskiej niepodległości. Jak się okazało, spotkanie z Józefem Piłsudskim nie było jedynym, podczas którego młodych Kaszubów podejmowały najważniejsze osoby w państwie. W sobotę 23 kwietnia młodzież zwiedzała X pawilon Cytadeli warszawskiej oraz peryferyjne wówczas osiedla Pelcowiznę i Grochów. Wcześniej jednak, o 10.45, rybaccy synowie stanęli na Zamku Królewskim, gdzie w Sali Canaletta przyjął ich prezydent Rzeczpospolitej profesor Ignacy Mościcki. Przez opiekunów z Ligi Morskiej i Rzecznej goście zostali przedstawieni głowie państwa jako ci, którzy w przyszłości będą budować morską potęgę Polski. W imieniu rybaków z prezydentem rozmawiał nie kto inny, jak Dawid Długi, który zapewnił go o patriotyzmie mieszkańców Pomorza i - w rewanżu za przyjęcie w zamkowych komnatach - zaprosił gospodarza do Jastarni. Prezydent przyjął propozycję starego rybaka i, jak się wkrótce okazało, skorzystał z niej... Wycieczka opuściła Warszawę wieczornym pociągiem. Udała się do Częstochowy, a następnie przez Kraków, Wieliczkę i Poznań wróciła w rodzinne strony. Niewiele wiemy o tym, jak wycieczkę odebrali jej uczestnicy. Kontrowersyjny był ponoć termin, który wypadał w okresie intensywnego połowu łososi. Podobno rybacy bali się też dalekiej podróży w głąb lądu, a konkretnie... braku morza. Dający się słyszeć w każdej chacie kaszubskiej na mierzei szum fal towarzyszył im od kołyski aż po grób. Perspektywa niepokojącej ciszy, która miała ich czekać w interiorze, nie nastrajała do wyjazdu. Tym, co ujęło uczestników, była serdeczność, z jaką zostali przyjęci. W pamięć zapadł im królewski Kraków z dostojnym Wawelem i grobami władców Polski oraz budzące w pierwszej chwili lęk podziemia kopalni w Wieliczce. Niezapomnianym przeżyciem była też wizyta w klasztorze jasnogórskim. Zolojka, bohaterka powieści Jerzego Bandrowskiego W nadmorskiej Polsce wspomina, że rybacy, którzy byli na kraju, widzieli „pałace nad ziemią, na ziemi i pod ziemią". Zobaczyli Polskę bogatą i nowoczesną, ale też odwołującą się do wielowiekowej tradycji i przywiązaną do tak ważnej dla Kaszubów religii. Z wyprawy, oprócz świętych obrazków z Częstochowy, przywieźli polską flagę, która niebawem powiewała w Jastarni z okazji święta Trzeciego Maja. Podczas majowej defilady, która w asyście jastarnickiej orkiestry okrążała rybackie siedlisko, nie wiedzieli jeszcze, nie mogli wiedzieć, że za parę miesięcy biało-czerwona znów uroczyście załopocze w ich wiosce. Będzie witać prezydenta Rzeczpospolitej Ignacego Mościckiego, który odwiedzi Jastarnię, spełniając tym samym obietnicę złożoną Kaszubom. MARCIN HERRMANN Część 2 w grudniowym wydaniu „Pomeranii" LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA 9 POMORZE I KASZUBI W WYBRANYCH ŹRÓDŁACH INFORMACJI W LATACH 1846-1938 Pod koniec XIX wieku i na początku wieku XX ukazało się kilka specjalistycznych opracowań dotyczących Pomorza i Kaszub (Kaszubów). Można tu przykładowo wymienić dzieła Stefana Ramułta, Aleksandra Hilferdinga, Gottlieba Lorka, W. Seidla, Franza Tetznera i Friedricha Lorentza. Nie wzbudziły one szczególnego zainteresowania przeciętnego czytelnika, a ponadto ich nakład był niewielki. W niniejszym artykule zaprezentujemy natomiast te opracowania, które były powszechnie dostępne i ukazały się w dużych nakładach. Przedstawimy je w porządku chronologicznym. W1846 r. w Wilnie (nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego) opublikowano Rys geografii powszechnej przez Fr. Xaw. Ansarta. Prusy (Prussy) opisane są na stronach 52-55. 0 Prusach Zachodnich znajdujemy następujące informacje: „Prussy Zachodnie powierzchni mil kw. 465, ludności 792 000; rozdzielone na dwa okręgi: Gdański i Kwidzyński". Na początku XX wieku, w zaborze rosyjskim, ukazała się Encyklopedia Popularna Ilustrowana. Tom II, który s-Mi ZwtĄzjca Nie-Niemieckich, któ-'» Niemiec whs'ci-".clów f|5)j Pj,Iiss lAu -Niemieckiej, lcu "hulające ma. OsYi Zaś35,0*0^000 kcemi doZwią^,, SWeS«:gfr* ,m»'składającym ycsajnych C2jn-ch >-* wyęh się in syV/e,' ciągle • e ii.'id Meoera, 2 członków "szjsikie piawa "e zostały w r< ętrzuęgo i \^0_ uiépodiegioici * m i Meklen- '74J. e ^TTielkie do Pi'Uss, ki0rf S'S 1'0zcil?a po oi)U brzecacii l'' , • nędzy Niderlandami na zachódT , ' rem aa wschód. ' Stolica. — Be&us nad rzeka iW* dającą do Elby. ' ^ eth w?*~ MiASTA-CELNIEJSZE. — Na znchôrl ■ NU uarjjlénem, »aj7naF™J i,od ■ a«i.' "Bol,leg„ Keńo? ^ W ksi«- Na południe, VVrocla^t' ,.0.i n i 1. blhu ,LZ'llvZ"rTr"'"'l'°J'"ei - KKO..EW,,: ; f'"'"y POr' MJéS""- (Jdańska. dawna sl (.l" pOl'°"WSrf,0 ..... r\*hh-w ™ «.0- Ttugen. * ' y 1 zaaczm'e;sza jest prow^ye:'" ~ ^ ^ "a "«^pne ' .rr„^c;™;r: sr,""11 - **"$' K„hv,ui ™d,ra f%T ,*■»**. *' luuaęsci i,o65;ói)o & wyszedł w 1910 r. (Warszawa, nakładem „Wiadomości Codziennych"), zawiera następujące informacje o Kaszubach: „Kaszubowie, szczep polski mówiący nieco odmiennym narzeczem, mieszkali w Prusach Zachodnich po lewym brzegu Wisły w dorzeczu Brdy, Czarnej Rzeki i Łeby. Liczba Kaszubów wynosi conajmniej 120 000 dusz. Miasta ich nazywają się: Puck, Kartuza, Wejherowo, Kościerzyna i Tuchola. Dawniej był szczep kaszubski bardzo liczny, zajmował całe Pomorze a książęta meklemburscy zwali się jeszcze w wieku XIII książętami kaszubskimi". Tom III z 1912 r. zawiera informacje o Pomorzu: „Pomorze - nazwa ogólna każdego kraju nadmorskiego, a w szczególności nazwa kraju rozciągającego się nad Bałtykiem od Lubeki do Gdańska (po Niem. Pommern) ograniczonego od Zachodu rzeką Łabą, a od Wschodu Wisłą (jej odnogą Nogatem). Jest to starożytna siedziba Słowian, zwanych Pomorzanami, skupionych głównie nad Odrą, którzy do XVI w. mieli własnych książąt Szczecina (Szczytna, dzisiaj Niemieckie Stettin). Cała ta gałąź szczepu zachodnio-sło-wiańskiego wyginęła. Szczątki jej pozostały około Gdańska (Kaszubi). Pomorze Gdańskie weszło w skład państwa polskiego na stało dopiero w r. 1466 traktatem toruńskim". W czasie I wojny światowej Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie, 22 IX1916 r., opublikowało podręcznik autorstwa Anny Nałkowskiej pt. Gieografja szkolna (elementarna). W wydaniu V z 75 rysunkami czytamy: „Przy ujściu Odry leżą dwie oderwane od lądu wyspy, Usedom i Wolin. Wybrzeże między ujściem Odry a półwyspem Kurlandzkim jest piaszczyste i jednostajne. Zatoka Gdańska jest tylko w zachodniej części oddzielona od morza Półwyspem Hel i ta część jej nosi miano Zatoki Puckiej. W zachodniej części wybrzeże jest bardziej jednostajne; tutaj zatoki zostały już zupełnie zamknięte wałami piaszczystymi i utworzyło się szereg jezior nadbrzeżnych". 10 POMERANIA HISTORIA Pojezierze Bałtyckie z Niziną Nadbałtycką zostały opisane obszernie na s. 112-116. Znajdujemy tu informacje o zlodowaceniach, materiałach polodowcowych, jeziorach, rzekach, wzniesieniach (Wieżyca - Turmberg - 330 m), miastach. Autorka podaje nazwę Szwajcarii Kaszubskiej: „Puszcza Tucholska wraz ze Szwajcarią Kaszubską oraz Półwyspem Hel jest zamieszkana przez ludność polską - Kaszubów, którzy tu się jeszcze utrzymali dzięki piaszczystej, nieurodzajnej ziemi; obszary sąsiednie, bardziej urodzajne zajęli Niemcy". Tekst rozdziału jest uzupełniony ilustracjami zatytułowanymi „Jeziora na Pojezierzu", „Puszcza Tucholska" (zob. poniżej), „Rybak kaszubski". • W 1922 r., czyli w wolnej już Polsce, ukazało się IV wydanie książki Geografja Polski autorstwa Pawła Sosnowskiego ze 144 rycinami i mapkami (wyd. I z 1918). Opublikowało ją wydawnictwo Książnica Polska T-wa Nauczycieli Szkół Wyższych (Lwów - Warszawa). Na stronach 117—125 znajdujemy informacje o wybrzeżu i pojezierzach, zgodne z ówczesnym stanem nauki. Rozdział ilustrują: „Powstanie mierzei, zalewów i jezior na wybrzeżu Bałtyku podług J. Smolińskiego", „Brzeg skalisty Bałtyku pod Orłowem (Adlershorst) na północ od Sopota", „Diuny pod Borem na Helu" (zob. na s. 12), „Krajobraz okolic Kartuz »Szwajcaria Kaszubska«" „Połów ryb zimą w okolicach Kartuz", „Mapka delty Wisły". Na s. 121-122 czytamy m.in. „Piaszczyste zaś są: Półwysep Hel i powiat lęborski oraz bytowski, które oddał Jan Kazimierz elektorowi brandenburskiemu za 6 000 żołnierzy przeciw Szwedom". Informacji o Kaszubach w podręczniku Sosnowskiego brak. • W latach 1930-1933 ukazywało się olbrzymie pięcioto-mowe dzieło - uniwersytet w książce - pt. Wiedza o Polsce w opracowaniu profesorów i docentów. Pierwszy i drugi tom dotyczył antropologii, prehistorii, pochodzenia ludów aryjskich, słowiańszczyzny pierwotnej, historii politycznej Polski piastowskiej, historii politycznej Polski jagiellońskiej, historii politycznej Polski od 1572 r. do chwili obecnej (1933). Treści dotyczące tych kwestii są bardzo bogate. W tomie pierwszym znajdujemy m.in. następujące treści dotyczące Pomorza: Pradzieje, tablica II c kurhany: kurhan kamienny z okresu rzymskiego w Kiełpinie, w powiecie kartuskim (Pomorze), po zdjęciu ziemi; kurhan kamienny z okresu rzymskiego w Odrach, w powiecie chojnickim (Pomorze), po zdjęciu ziemi; popielnica domowa z Obliwia w powiecie lęborskim. Ponadto: Słowiańszczyzna pierwotna - 8 stron formatu A 4; dzieje polityczne Polski piastowskiej s. 91-172, w tym liczne informacje 0 Pomorzu na s. 94, 100, 107, 110, 136, 148, 151, 152, 155,162,163,164,169; dzieje polityczne Polski jagiellońskiej s. 173-326, w tym informacje dotyczące Pomorza na stronach 232, 233, 234, 235, 236, 288, 289, 290, 291, 293, 294, 321, 322. Na ostatnich dwu stronach znajdujemy wyjątki ze źródeł doby jagiellońskiej, takie jak: „Mowa posłów ziem pruskich do króla Kazimierza Jagiellończyka w Krakowie, prośba o przyjęcie w poddaństwo 28.VI. 1454" 1 „Dyplom wcielenia ziem pruskich do Polski w 1453 r. Tom drugi prezentuje historię polityczną Polski od 1572 do współczesności (do 1933 r.) i został opracowany przez pięciu profesorów. W dalszej części tego obszernego dzieła (780 stron) znajdujemy informacje o dziejach ustroju Polski, o ustroju współczesnej Polski, o heraldyce, numizmatyce, sfragistyce oraz historii gospodarczej Polski w opracowaniu kolejnych czterech profesorów. Informacje dotyczące Pomorza znajdujemy na stronach 332 i 333 (bunt Gdańska po wyborze Stefana Batorego na króla Polski), 370, 371 (bitwa morska pod Oliwąitp.), 379 (stworzenie floty morskiej), 396, 405, 410 (traktat welaw-sko-bydgoski), 439, 608 (punkt 13 deklaracji prezydenta Wilsona z 1918 r.), 614 (mocą traktatu wersalskiego Polska otrzymała między innymi Prusy Królewskie bez dwóch powiatów, części innych oraz bez Gdańska), 730, 731 (kolonizacja na prawie niemieckim). Tom piąty (wyd. w 1932) liczy 446 stron i zawiera dwa duże działy: geografia Polski w opracowaniu Tadeusza i Stefana Radlińskich oraz etnografia Polski w opracowaniu pięciu profesorów. Wybrzeże i Pojezierze Pomorskie Jezioro na Pojezierzu (1916) Puszcza Tucholska (1916) i/POMERANIA 11 HISTORIA Ogólny widok Gdańska (1936) Diuny pod Borem na Helu (1922) są opisane obszernie na stronach 79-85. Na stronie 83 znajduje się plan portu w Gdyni z 1929 r., na stronie 85 -dolina ujścia Wisły, a na s. 88 plan portu w Gdańsku. W dziale dotyczącym etnografii znajdujemy następujące informacje o Pomorzanach (cytuję fragment opracowania w dosłownym brzmieniu): „I. Pomorzanie. Oddzieleni od Polski błotnistą doliną Noteci siedzieli oni niegdyś między Bałtykiem a Notecią od Odry po Drwęcę. Obfitująca w rybne wody ale uboga piaszczysta ziemia nie sprzyjała większemu zagęszczeniu ludności, to też z czasem większa zachodnia część obszaru uległa zniemczeniu a z urodzajniejszych, a więc i szybciej przeludniających się terenów południowych zaczęły napływać elementy wielkopolskie i bliskie im kujawskie, przybywając od południa starszy ale mniej liczny element pomorski. Najlepiej jeszcze zachował się on w północnej części swojego dawnego terenu. Siedzą tam Kaszubi, zajmując powiaty morskie, wejherowski, kartuski, zachodnią część kościerskiego, północną część chojnickiego, północno-zachodnią część obszaru Wolnego miasta Gdańska. Część Kaszubów pozostała jednakże w Niemczech oraz z bardzo bliskimi im pokrewnymi Sło- I v - 'l niziny ■^',1 pradoiiny Itllltli góry Średnie i wyżyny —■■ główne grzbiety górskie i krawędzie] mm Aipy ioo km wy2yn i Podział Niemiec według ukształtowania powierzchni (1937) wiańcami, których drobne, wymierające resztki siedzą nad jeziorami Gardzieńskim i Łebskim. Już od XIII wieku przybywają do obszaru pomorskiego koloniści niemieccy i holenderscy. Holendrzy, zwłaszcza w XVI w., z czasem zleli się z Niemcami, podobnie jak osiedlający tu głównie w czasie wojen mniej liczni Duńczycy i Szwedzi. Koloniści ci zaszczepili Kaszubom niejeden wytwór obcy, np. różne zwyczaje i sposoby rybackie, idące zwłaszcza od Holendrów. Jednocześnie mimo silnego i długotrwałego naporu germańskiego Kaszubi tylko zachowali łączność kulturową z resztą polskiego obszaru etnicznego ale przechowali nawet i szereg starszych wytworów, wiążących ich niegdyś z dawnymi sąsiadami wschodnimi, Bałtami. Wśród Kaszubów wyróżniają liczne drobne grupy lokalne jak Kabatkowie, Karwatkowie, Niniacy i Pomernkowie na terytorium niemieckim, a w Polsce: Rybacy helscy, Beloki w okolicach Pucka, Lesoki w lasach kartuskich, Łyczaki w borach kościerzyńskich, Korczaki w zachodniej części powiatu kościerskiego itd. Wszystkie te grupy znamy tylko z nazw lub raczej przezwisk, a nie z ogółu charakteryzujących się wyrobów kulturowych. Tak np. Korczaki otrzymali nazwy od drewnianych »korków«, Beloki bo nie wymawiają »l« lecz mówią »bel« zamiast »beł«, Karwatkowie od swego długiego kaftana zwanego »karwatką« itd. Na południe od Kaszubów siedząjuż grupy o charakterze mieszanym pomorsko-wielkopolsko-kujawskim, jak Kraj-niacy między Nakłem a Tucholą o przewadze elementów wielkopolskich, dalej dobrze wyodrębniający się Borowia-cy, w puszczy tucholskiej od Brdy do Czarnej Wody, oraz Kociewiacy między Świeciem, Starogardem i Tczewem, w których przeważają już elementy kujawskie". • W 1933 r. ukazał się Trzaski, Everta i Michalskiego Leksykon ilustrowany (encyklopedja powszechna w jednym tomie), pod redakcją dra Stanisława Lama. Informacje odnoszące się do Kaszubów brzmią następująco: „Kaszubi, gałąź plemienia polskiego w nadmorskich pow. Pomorza, pod względem językowym grupa przejściowa do wytę- 12 / POMERANIA HISTORIA Kutry rybackie w Gdyni (1936) pionych przez Niemców Słowian połabskich. Pomorze, nazwa obejmująca dawniej wybrzeże Bałtyku, od ujścia Wisły po zatokę Kilońską, później tylko obszar pomiędzy dolną Odrą i Wisłą którego większa, zachodnia część pod nazwą Pomeranji należy do Prus, mniejsza wschodnia obejmuje pojezierze Kaszubskie wraz z ziemią Chełmińską i tworzy w obrębie Polski woj. pomorskie, 16.382 km2, 939.500 mieszkańców, główne m. Toruń. Za Mieszka I i Bolesława Chrobrego należało do Polski, 1308-1466 rządzili nimi Krzyżacy i 1815-1919 Niemcy". • W 1934 r., nakładem Wydawnictw Zakładu Narodowego im. Ossolińskich (Lwów) ukazała się Geografja Europy. Podręcznik do nauki geografji dla II klasy gimnazjalnej autorstwa Anieli Chałubińskiej i Michała Janiszewskiego. Treść dotycząca Pomorza zawarta jest w zaledwie dwunastu wierszach. • W 1936 r., także nakładem Wydawnictw Zakładu Narodowego im. Ossolińskich (Lwów) ukazała się Geografja Polski. Podręcznik do nauki geografji dla I klasy gimnazjalnej również autorstwa Chałubińskiej i Janiszewskiego. Informacji dotyczących Pomorza i Kaszubów jest tu bardzo dużo. „Pomorze" jest prezentowane na s. 217-223, „Dostęp Polski do morza" „Wybrzeże", „Gdynia" „Wolne Miasto Gdańsk" na stronach 223-243. Znajdujemy tu m.in. mapy i przekroje pt. „Typy krajobrazowe Pomorza: Wybrzeże Polski", „Tak wyglądałoby wybrzeże Polski, gdyby poziom morza obniżył się o 10 m (Porównaj z obecnym brzegiem zaznaczonym linią przerywaną)", „Powstanie krajobrazu polodowcowego", „Delta Wisły"; zdjęcia: „Jezioro Ostrzyckie w Szwajcarii Kaszubskiej", „Krajobraz rolniczy Kępy Swarzewskiej. W głębi latarnia morska w Rozewiu", „Wybrzeże abrazyjne pod Orłowem", „Wał ochronny pod Rozewiem", „Widok z Rozewia na Hel", „Wydma zasypująca las na Helu", „Port rybacki na Helu", „Stromy brzeg Kępy Oksywskiej na północ od Gdyni", „Widok awanportu w Gdyni od strony Oksywia" (zob. powyżej), „Port węglowy w Gdyni", „Wielki dźwig w Gdyni wykonany na Śląsku", „Dworzec Widok awanportu w Gdyni od strony Oksywia (1936) morski w Gdyni", „Polska łódź podwodna Ryś", „Żaglowiec szkolny Dar Pomorza", „Kutry rybackie w Gdyni" (zob. powyżej), „Ujście Leniwki", „Ogólny widok Gdańska" (zob. na s.12). A na stronie 222 czytamy: „Wśród ludności Pomorza najbardziej zainteresować nas mogą Kaszubi mieszkający na północ od Borów Tucholskich. Są to potomkowie dawnego szczepu Pomorzan, którzy mimo ucisku niemieckiego zachowali swe poczucie odrębności słowiańskiej. Długotrwały wpływ niemiecki zaznaczył się korzystnie w oświacie i do pewnego stopnia w kulturze materialnej, nie zniweczył zaś obyczajów ani mowy, która jest pięknym starym narzeczem języka polskiego. Częstym przedstawicielem typu kaszubskiego (poza wybrzeżem) jest zamożny rolnik zwany „gburem" (z niemieckiego „Gebauer" - rolnik, posiadacz kilkudziesięciomor-gowego gospodarstwa). Rolnik bywa zwykle i rybakiem bowiem rybne jeziora wynagradzają po części małą urodzajność gleb. Również chów bydła, a przede wszystkim gęsi, dostarcza dodatkowego dochodu". • W 1938 r. opublikowano Geografię dla II klasy gimnazjalnej autorstwa Stanisława Pawłowskiego (Książnica -Atlas, Lwów - Warszawa). Na stronie 41 czytamy: „Mieszkańcy krain na wschód od rzeki Laby i Solawy położonych byli Słowianami blisko spokrewnionymi z Polakami, lecz zostali w ciągu wieku drogą gwałtu i podboju zniemczeni. O germanizacji Słowian świadczą nazwy wsi, miast, rzek, gór pochodzenia słowiańskiego licznie rozsiane w północ-no-wschodnich Niemcach i na wyspie Rugii (ryc. 29), jak np. Szczecin - Stettin, Strzałów - Stralsund, Kołobrzeg - Kolberg i.in,". Na stronach 46-47 czytamy: „Idąc od morza spotykamy najpierw Kaszubskich Słowińców w liczbie kilku tysięcy nad jeziorem Łebskim i koło Słupska, w ziemi, która do 1660 r. należała do Polski. Dalej na południu na tzw. Pograniczu, a około miast Bytowa, Człuchowa, Złotowa i wzdłuż zachodniej granicy województwa poznańskiego mieszka około 30 tys. Polaków w odwiecznie polskich wioskach". JAN MORDAWSKI LËST0PADNIK 2018 / POMERANIA /13 PÖCHWALBA STANISŁAWA JANCZI - KASZËBSCZÉGÔ LËTERATA wëgłoszonô przez prof. Daniela Kalinowsczégö öbczas uroczëznë wracziwaniô Kaszëbsczi Lëteracczi Nôdgrodë, Gduńsk, 18.10.2018 r. Stanisłôw Janka to dozdrzeniałi a spôłniony pisôrz. Wcyg piszący i urôbny. Je achtniony westrzód pi-szącëch pö kaszëbsku, rozpöznôwóny westrzód dol-maczérów, doceniwóny téż westrzód zwëczajnëch czëtinców i westrzód kaszëbôlogów. Za jegö przëczëną dokonało sa w kaszëbsczi pismieniznie baro wiele... Jakno póéta Janka zadebiutowôł w 1977 roku, czedë ópublikówôł wiérztë w „Pomeranii". Swój pierszi zbiérk Jô nie jem motélnikem wëdôł drëka szesc lat późni. Drëdżi póéticczi zbiérk pt. Kôl kuńca wieku pojawił sa w 1990 roku. Póstapny pt. Do biôłégô rena - sztërë lata późni. Dali béł zbiérk Piesniodzejanié w 2003 roku, a Po mnie świata nie mdze w 2007 roku. Slédny donąd-ka zbiérk wiérztów pt. Szescdzesątka - wëszedł dwa lata temu. Jakno kaszëbsczi prozajik nôdgrodzony dzys autór zajistniół w ösmëdzesątëch latach (1988), za sprawą öriginalnégô historiczno-óbëczajowégó romana Łi-skawica. Trzë lata późni ópublikówół rozbudowóné ôpówiôdanié Psë, jaczé témą a sztéla szlachówa-ło za debiutancczim dokaza, le sztélistno bëło barżi przëpówiéscowé. W 2014 roku pojawił sa jesz jeden dokôz pö kaszëbsku - Żôłti kam - pierwôszno napi-sóny pó polsku w 1998 roku. Stanisłôw Janka zajistniół téż jakno autór dokazu na bina Roczëzna, terôczasny öpówiescë ó jiwrach fami-liowégó żëcô. Janka swoja pismienizna czerowół nić le do starszego czetińca. W jego pisarsczich dokazach nalezc może dwa kaszëbsköjazëkówé zbiérczi wiérztów dlô dzecy. W pierszi połowie ösmëdzesątëch lat wëdôł tomiczk Żużónka jak mrzonka, a tej zbiérk pt. Krôj-czi pôjczi (1997). Ö jejich wôrtnoscë a pöpularnoscë swiôdczi drëdżé wëdanié, jaczé może kupiac ód uszłé-gó roku. Musz pamiatac, że nasz dzysészi laureat pisze téż pó polsku. Napisôł w nym jazëku romanë Żółty kamień (1998), Lelek (2001), Piękniewo (2005) a Droga do Korony (2008). Pó polsku téż usódzół pópularnonôuköwé dokazë, np.: o Léónie Heyce (1998), Heronimie Der-dowsczim (2002) czë spólëznowó-póliticznëch wë-darzeniach Gódnika 1970 (2016). Pisanie w dwuch jazëkach sprówió, że Janka je doswiódczonym dol-maczérą z pólsczégó jazëka na kaszëbsczi. Dzaka jego robóce wëszłë drëka Adama Mickewicza Krimsczé so-netë (1998), a przede wszëtczim: Pón Tadeusz (2010). Tłómacził téż dokazë kaszëbsczé na pólsczi. Gódka 14 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 tuwó o ópówiódaniach i humoreskach Jana Patocka (1984), kaszëbsczich tekstach satiricznëch zebrónëch w ksążce Ptak za uszami (1992) ë zbiérku Klechdy kaszubskie (1996). Stanisłów Janka jakno pisórz pojawił sa w kuńcu sétmëdzesątëch lat XX stolata. Wëbrôł jiną artisticz-ną Stegna jak chócbë Stanisłów Pestka (nóbarżi intelektualny z kaszëbsczich poetów) czë Alozy Nódżel (nôbarżi zaczarzony lëdowima kórzeniama lëteraturë). Janka w swój im obrazowanim zgrówół do ôpisënku egzystencje i problematiczi juwernotë. Wcyg pódczor-chiwół swój kriticzny pózdrzatk do teróczasny cywilizacje. Wëprzédniony dzysó pisórz nie zer wół łączbë z dzedzëctwa Floriana Cenowe, Heronima Derdow-sczégó i Aleksandra Majkówsczégó czë Jana Trepczi-ka. Równak chce wikszégö wëchilenió sa Kaszëbów do dzysdniowóscë, do codniowëch sprawów. W swój ich dokazach öpisëje nié le wióldżé póstacëje, ale téż wzlotë i zwątpienie zwëczajnëch lëdzy. W óbrëmienim lëteracczich ôrtów, jaczima Janka sa zajimó, w jegó pismieniznie wcyg widzec je przepłiw mëslów i emócjów. Bez to kaszëbsköjazëköwi czetińc pöznôwô nômôcniészé ë nódelikatniészé wseczëca jednostczi, ale téż uszłé i teróczasné póliticzné i spólëz-nowé wëdarzenia. Dzaka temu kaszëbskó pismienizna - jak kóżdô jinó nórodnó pismienizna - öpisëje gwó-sny pózdrzatk na świat, ale jednoczasno bierze udzél w aktach kulturowëch zmianów, ôbserwöwónëch w Polsce i całi Europie. Téż i pismienizna Janczi bëła przëczëną tego, że dzysódniowé kaszëbsczé juwerno-towé strzodowiszcza mogą głośno wëpöwiadac swoje prówdë, bez strachu ô uscëgówanié czë wëszczérga. To jegó lirika, proza i drama ukazëje proces robötë nad bënowima kómpleksama i butnowima leżnoscama, jaczé zawódzają w rozwiju kaszëbiznë. Jakno artista słowa Stanisłów Janka nie przekazëje leno historiczné-gó zapisënku spölëznowó-póliticznëch wëdarzeniów. Öbez fikcja przekazëje zóglenia, wizje, pragniączczi i projekcje. Dzysó wëprzédniony autór słëchó do môłégó karna kaszëbsczich lëteratów, jaczi udbelë so zmierzëc sa z dówną i dzysódniową polską i europejską pismie-nizną. Stanisłów Janka, bierzącë sa za témë i dejałë kaszëbsczi juwernotë, ukôzôł je we wiela wëmiarach a dinamizmie. Téż dzaka niemu Kaszëbi mógą rzec: Tu je môja moc i chwała! W ZDRZADLE KASZËBSCZI LËTERATURË Stanisłôw Janka dostôł Kaszëbską Lëteracką Nôdgroda „Wiater öd mörza", latos przëznôwóną pierszi rôz (raza z całą Pomorską Lëteracką Nôdgrodą, chtërny je jedną ze sztërzech kategóriów). Uroczëzna wracziwaniô wëprzéd-nieniów bëła 18 rujana tr. w Centrum sw. Jana we Gduńsku. Z autora Łiskawicë i tłómacza na kaszëbsczi Pana Tadeusza kôrbimë ö jegö utwórstwie i stojiznie kaszëbsczi lëteraturë. Co pödskacëło do pisaniô, i to jesz pö kaszëbsku, młodégö knôpa z Lëpusza, chtëren ni miôł w swöji familie wiera niżódnëch lëteracczich tradicjów? Nôpierwi bëło czëtanié pölsczi lëteraturë i pölsczich tłómaczënków z lëteraturë rusczi, iberoamerikańsczi, anielsczi. Ksążczi jô wëpôżiczôł z publiczny biblioteczi w môjim rodnym Lëpuszu. Czejbë nié nen môl, jô bë na gwës nie béł tuwö, gdze jô jem. Chac do pisaniô cos swojego przeszła dosc chutkö, bö czej jô béł wiera ösmë lat stôri. To bëłë baro prosté, rimöwóné wiérztë, a pózni krótëchné pöwiôstczi. Dobrze, że öbczas rozmajitëch przecążków to mie zadżinało, bö to bëła lëszëzna nad lëszëzną (usmiéwk). Pisanié pö kaszëbsku przeszło pózni - ju pö przeczëtanim dokazów Anë Łajming, Żëcô i przigôdów Remusa Aleksandra Majköwsczégö, a nawetka kaszëbsczégö słowôrza ksadza Bernata Zëchtë. Czej jô miôł möja pöetną kaszëb-ską pierszëzna w 1977 roku w „Pomeranie", tej môji krewny sa pö prôwdze dzëwöwelë: „Skadka të to môsz? Kö nicht z naszi rodzëznë ni miôł trimu do pisaniô". Doch jo, to je w całoscë krëjamnota. Jesce autora czile tomików poezje, kaszëbsköjazëköwé-gö prozatorsczégö usôdzku Łiskawica, pôra pöl-sköjazëköwëch romanów... Jaczi z tëch dokazów môce za ten nôwôżniészi w swöji lëteracczi biografie? Jô mëszla, że to są trzë dokazë: wspömnionô Łiskawica, żëcopis autora poematu ó Czórlińsczim (Derdowski) i tłómaczënk na kaszëbsczi Pana Tadeusza Adama Mic-kewicza. Ale tak pö prôwdze möja lëteracką juwernota tworzą pöetné dokazë z udbą, że wiérztë jô bada pisôł do kuńca żëcô leno pö kaszëbsku. Piesniodzejanié mie nôbarżi pökrzésô. Jakno czëtinc kaszëbsczi lëteraturë móm do waju żôl, że pö Łiskawicë (1989 r.) pöstapné romanë jesce zaczalë pisac ju pö pölsku. Dlôcze wë tak zdecydowelë i czë téż nie czëjece dzysô, że równak wôrt bëło dali östac przë rodny möwie? To je wëszłosc möji utwórczi wölnotë - co i czedë pisac, i w jaczim jazëku. Dokazë pö pólsku jô zaczął pisac temu, żebë pökôzac nasz apartny kaszëbsczi swiat lëdzóm, chtërny nie znają naszi rodny möwë. Czej w 1998 roku ukózół sa mój pierszi polsczi roman Żółty kamień, mój drëch Bölesłôw Fac, gduńsczi pisórz, rzekł do mie: „Jô nie wiedzół, że wasze, Kaszëbów żëcé je taczé misticzné, krëjamné i zapëzgloné". Nen Żółty kamień jô w w 2014 przetłómacził i wëdôł pt. Żôłti kam, bó mój méster Sta-nisłôw Pestka uznôł, że to je równak mój nôbëlniészi lëtëracczi dokôz ó Kaszëbach i bë muszôł bëc pókôzóny w zdrzadle kaszëbsczégó jazëka. W ösmëdzesątëch latach jesce piselë ö „Pökôlenim-77" w kaszëbsczi lëteraturze. Môce do niegö zarechöwóné m.jin. ks. Jana Walkusza, Kristina Muza, Jerzégö Stachursczégö, Jaromira Labudda i sebie. To pokolenie zjiscywô waje nôdzeje na rozwij naji pöezje i prozë? W dzysdniowim pökölenim poetów i pisarzów widzyce wôrtnëch pösobników tegö pököleniô? To prawie w całoscë, möże ókróm mie, je pokolenie pie-sniodzejórzów. Ti móji drëszë pókózelë po prôwdze móc kaszëbsczi poezje. I co je wôżné, uswiądnilë czetińcóm, że më téż, tak samo jak Pólószë, rozmiejemë pisac biółé wiérztë. To pokolenie zrodzëło sa abó barżi: objawiło dzaka zórganizérowónému przez Kaszëbskó-Pómórsczé Zrzeszenie pierszému konkursowi na lëteracczé dokazë LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA /15 I KASZUBSKA NAGRODA LITERACKA„WIATR OD MORZA" kaszëbsczé. I pierszô udba czetińców i recenzentów bëła takô, że to je cos baro apartnégö, przełomnégö i świeżego. Dzysdnia do naj lëteracczégô ôbjawieniô jô rechuja utwórstwö pöetczi Hanë Makurôt i dwöje prozajików: Artura Jabłońsczego i Kristinë Lewnë. Jakô je przińdnota kaszëbsczi lëteraturë? Grozy nama to, że badą wcyg chatny do pisaniô, a nicht nie mdze chcôł tegö czëtac? I czë w nôblëższim czasu pöwstónie dokôz, jaczi mdze lepszi jak Remiis Majköwsczégö abö Twarz Smatka Drzéżdżona? Chto bë mógł tak cos napisać? Ö rozwij poezje jô sa nie jisca, wnet rok w rok ukózywają sa zbiérczi wiérztów, w tim dzél napisónëch przez nowëch usôdzców. Mie sa leno nie widzy tendencjo, że w ti sami ksążce autorze wsôdzywają tłómaczënczi tëch wiérztów w pölsczim jazëkii. Dôjmë temu póku, bó bëlnô pöezjô czasto nie dô sa przetłómaczëc, a pöza tim niech czetiń-cë sa naceszą słowama w naszi apartny möwie. Chcemë le żdac, a przińdze cząd, że nôlepszô kaszëbskô poezjo östónie przetłómaczonô na pölsczi i cëzé jazëczi. Möje do-swiôdczenié je taczé, że jô ó dolmaczënczi nie zabiegiwôł, a równak przetłómaczëlë möje wiérztë na fińsczi, islandz-czi, italsczi, piemôncczi, rusczi. I co wiacy, ters Blanche Krbechek i Alicjô Frimark dolmaczą romank Łiskawica i pöwiôstka Psë na anielsczi jazëk. To sa ukôże jakö Light-ning. Dogs. Żelë jidze ó proza - jô sa baro cesza, że je takô institucjô, jak Öglowôpölsczi Kónkurs Lëteracczi miona Jana Drzéżdżona. Dzaka temu ju wëszło czile antologiów kaszëbsczich pówiôstków. To je bëlnô droga do rozrostu tegó ôrtu lëteraturë. Në a co jô möga rzec ö czëtnictwie naj lëteraturë? Mie sa zdaje, że nie je z nim tak lëchö. I tuwö téż pöwiém ó sobie - jô ju ni möga zrechôwac lë-dzy, chtërny mie rzeklë, że czëtelë Łiskawica. To ju je cos. A na wiôldżé arcëdokazë, ô co wë pitelë, móżemë leno żdac - jinégö wińdzenió ni ma... Bëło widzec öbczas wracziwaniô wami Kaszëbsczi Lëteracczi Nôdgrodë, że Stanisłôw Janka je bëlno znó-ny wikszoscë bëtników uroczëznë. W 80. i 90. latach jesce bëlë dzéla swiata pömörsczi lëteraturë. Nie zdôwô sa wami, że dzysô kaszëbsczi lëteracë żëją w apartnym świece? To je dobrze czë mómë próbować wrócëc do tamti stojiznë? Nié, më muszimë równak budować autonomia naszi lëte-raturë. Chudzy czë późni dowiedzą sa ô ni i w Polsce, i na świece. Konsekwencjo sa wiedno nama ópłacy. A poza tim to świat pierszi uznół, że Kaszëbi mają jazëk, a nić gwara czë dialekt. I dzys téż świat czasto barżi interesëje sa kaszëbską lëteraturą niżle Pölôszë. I może nawetka w kuń-cu Polsko badze miała nasza pismienizna w uwóżanim? Kö Kaszëbskô Lëterackô Nôdgroda nie je tegô pierszą jaskulëcą. Nôwôżniészim dlô nas wëdarzenim bëło to, że wölnô Polsko w 2005 roku uznała kaszëbsczi za jazëk i sëpie dosc tëlé dëtka na jegö rozwij. Môce napisóné wiele swójich wôrtnëch dokazów, ale wiera nôbarżi jesce znóny jakno tłómôcz Pana Tadeu- sza. Nie zawôdzô to wami? Niejedny gôdają, że szkoda czasu bëlnëch kaszëbsczich pisarzów na dolmaczënczi. Lepi, żebë piselë nowé tekstë. Co ö tim mëslice? Pô prôwdze jô ni miôł w głowie zöbrazënë, że tak sa stónie pö przetłómaczenim Pana Tadeusza. Trudno i darmö, jô bada muszôł z tim żëc (usmiéwk). A żelë jidze w całoscë ô dolmaczënczi - ône są pötrzébné. Taczé cygnienié, prze-cąg - lëteratura swiata w naszi pismieniznie i më w światowi lëteraturze, je wiedno baro pôkrzésné, pôdskôcën-kôwé i bëlné dlô rostu. W slédnym czasu Stanisłôw Janka bôczno przezérô stôré kaszëbsczé gazétë w wejrowsczim muzeum. Z tegö dô co dobrégö dlô naj i lëteraturë? Tegö jô nie wiém, ale öd gödnika 2014 roku jô pisza dokôz, chtëren mô robôczi nôdpis „Jô, Gust Kaszëböwsczi". Jô dopierze móm köl sto dwadzesce starnów. To mie jidze dosc dragö i pömalë, bô téż téma nie je letkô. To mô bëc takô lëterackô synteza dramatów, ôpresjów, a nawetka tragediów Kaszëbów öd kuńca prësczi niewôlë do stali-nowsczégö cządu, jaż do zeldżi w 1956 roku. Jô môga le zdradzëc, że chöc to nie je czas möjégô żëcô, to równak tamö badze dosc wiele z mój ich przeżëców. Chto wedle waju miôłbë stanąć za rok na wajim placu i ódebrac Kaszëbską Lëteracką Nôdgroda? Jak nôbarżi ta nôdgroda nôlezi sa Arturowi Jabłońsczćmu, usôdzcë prozatorsczégö triptiku Namerkôny (2013), Smuga (2014), Fényks (2015). W całoscë to je baro apartny, czekawi i widzałi dokôz. Usôdzca nawetka stwörził dló niegö bëlacką stilizacja jazëkówą i przedostôł w nim swój pözdrzatk na Kaszëbów i kaszëbizna. Në i téż chcą rzec, że to je udali szpédżel dysdniowi ôbëczajnotë Kaszëbów na Nordze. W całoscë te romanë są baro jadrzné i soczné - i żelë jidze ö zamkłosc, i ó jazëk. W jedny ze swójich slédnëch wiérztów piszece: „Stachu ód Janków Janka z Lëpusza / To je moje na wiedno chóc jô sa zmieniwóm (...) Jô od tegó nie ucekna chócbë jô dostôl / Nôwëższé órderë Rzeczëpóspóliti Pölsczi". Bëcé sobą je pó prôwdze dlô Was wôżniészé jak órderë? To je takô mója udba na żëcé, żebë wiedno bëc sobą, czë jidze bëlno, czë jidze lëchö. A nôdgrodë i órderë? Jô ód dzecka namikôł dëcha dzejaniô i prowadzeniô sa mójich starków i starszich, dlô chtërnëch wiedno na pierszim placu bëłë: roböcosc, rzetelność i dobrze rozmiónô prostosc. Jô mëszla, że përzna mie sa udało öd nich scygnąc, jak sa w żëcym trzëmac. Czej zaczałë sa ukazywać moje ksąż-czi, tej dosc chutkö téż przëchôdałë nôdgrodë - dzysdnia jich je czilenôsce. Öne mie wiedno bardzo ceszëłë, tak jak ta östatnô. Ale ta redota, to wiodro dérëje le czile dni, a po tim przëchódzy cząd na zwëczajną gazétniköwą czë lëteracką robóta. Całé szczescé, że jô ju jakó młodélc so udbôł, że żódné wëprzednienia i nôdgrodë ni mógą bëc môjim spôsoba na żëcé. I ta spôdkówizna jô móm, Bógu dzaka, ód mójich starków i starszich. GÔDÔŁ DARK MAJKÖWSCZI 16 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 ZADUSZKOWY SPACER JP Włéfin/rm Okres poprzedzający dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki ma szczególny urok. Nostalgia, żal za tymi, którzy odeszli, a których coraz więcej, ale i ciepła pamięć o nich stanowią o naszym człowieczeństwie. Warto w tym czasie zadumać się nad przeszłością i ludźmi ją tworzącymi - z wdzięcznością. Tych, których pamiętamy, bo byli nam najbliżsi, nosimy w sercu nie tylko w tych kilka jesiennych dni wypełnionych krzątaniną na cmentarzu. Ale odwiedzając cmentarze, warto również pochylić się nad mogiłą kogoś, kogo nie znaliśmy osobiście. Kto zmarł kilkadziesiąt, sto lub więcej lat temu. Niekiedy grób jest odnowiony i wzbudza zainteresowanie kunsztem dawnych artystów kamieniarstwa i rzeźby. Częściej bywa tak, że pomnik, dawniej piękny lub przynajmniej estetyczny, popadł w zapomnienie. Zatarła się część liter, może wszystkie. Są także mogiły zapadające się w ziemię, które już nigdy nie powiedzą nam, czyim stały się pośmiertnym schronieniem. Takie są właśnie stare cmentarze. Ich losy niejednokrotnie odzwierciedlały losy miast, na których terenie je lokowano, i losy kraju trapionego rozlicznymi wojnami i kryzysami. Wejherowo miało to szczęście, że z II wojny światowej wyszło stosunkowo nienaruszone (w porównaniu np. z Gdańskiem czy Lęborkiem), jeśli chodzi o infrastrukturę miejską. Straty ludzkie były wielkie, natomiast ulice, budynki, zakłady użyteczności publicznej, jak na rozmiary największego konfliktu w historii ludzkości, zostały zniszczone w niewielkim stopniu. Historia odmiennie potraktowała wejherowskie cmentarze... Te związane z niemieckością, lub chociażby tylko z ewangelicyzmem, skazane były na odejście, zazwyczaj istnieją już tylko w świadomości ludzkiej. Na Cmentarzu Starym od początku jego istnienia chowano katolików. Dziś nekropolia wejherowska, choć wielkością nie może się równać z nowym cmentarzem w Śmiechowie, jest zabytkiem dużej klasy. Jednak przede wszystkim jest śladem istnienia ludzi wybitnych, nietuzinkowych, takich, którzy tworzyli historię Grodu Wejhera, i uczestniczyli w rozwoju jego przemysłu, kultury, szkolnictwa i życia duchowego. Nekropolia znajduje się przy ul. 3 Maja, która w okresie PRL-u nosiła nazwę 1 Maja, w międzywojniu zaś taką jak obecnie, natomiast w czasie lokowania cmentarza -Schönwalderstrasse, nie zaś Cmentarna, jak mylnie podaje się w Historii Wejherowa. Stulecia XVIII i XIX to okres, w którym powoli, lecz konsekwentnie, z panoramy miast znikają cmentarze usytuowane w otoczeniu kościołów, powstają natomiast nekropolie oddalone od bezpośredniego otoczenia człowieka. Cmentarz przy kościele św. Trójcy całkowicie się już wówczas zapełnił, a z upływem czasu przestał istnieć. Początki opisywanej wejherowskiej nekropolii sięgają pierwszych dziesięcioleci XIX stulecia. Wtedy to nabożna wdowa Karolina Konstancja Rogocka przekazała parafii św. Trójcy parcelę o wymiarach 210 na 100 stóp, położoną nieopodal kalwaryjskiej kaplicy Pałacu Heroda, z przeznaczeniem na cmentarz katolicki, na co zgodę wyraziły władze pruskie. Jedynym życzeniem ofiarodawczyni było, żeby i jej doczesne szczątki mogły spocząć na przyszłym cmentarzu. Wartość wydzielonej ziemi szacowano na 30 talarów. Prawdopodobnie w następnym roku zaczęto tu grzebać zmarłych wejherowian. Obiekt był już wtedy podzielony na kwatery i aleje obsadzone drzewami, jak również LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA /17 HISTORIA I PAMIĘĆ otoczony drewnianym parkanem (drzewostan znajdujący się na cmentarzu pochodził w znacznej mierze ze szkółki pałacowej hrabiów Keyserlingków). Nie minęło dziesięć lat, a kolejne trzy morgi ziemi na potrzeby cmentarza przekazali stolarz Jan Borrasch i jego żona, z domu Goldman. Utrzymanie nekropolii przysparzało parafii kłopotów, zarówno finansowych, jak i organizacyjnych, a liczne kontrole władz sanitarnych wykazywały niemało uchybień spowodowanych wspomnianymi problemami. Kolejne powiększenie cmentarza miało miejsce w 1874 r., poprzez zakup gruntu z rąk zamożnych rodzin kupieckich, Blockuszewskich i Łemków. W drugiej połowie XIX stulecia i na początku XX jeszcze kilka razy dokupywano ziemię. Po 1880 r., z inicjatywy lokalnych i regencyjnych władz sanitarnych, wydrążono i ocembrowano studnię. W zachodniej części nekropolii wydzielono chyba najsmutniejszą część, przeznaczoną dla noworodków i dzieci. Z roku 1881 pochodzi najstarszy zachowany statut i regulamin cmentarza. I tak, dowiadujemy się, że czas zachowania grobu wynosił 25 lat. Za grób dziedziczny, mający funkcjonować „po wieczne czasy", należało wnieść opłatę 300 marek, co stanowiło sumę dość pokaźną i z pewnością nie każdy mógł sobie na ów rodzaj wiecznego upamiętnienia pozwolić. W 1899 r. przy głównym wejściu ustawiono żelazną bramę i dwie furtki, zamykane na cynowe klucze. A w dwudziestoleciu międzywojennym na cmentarzu wymurowano kostnicę. Nie spełniała jednak funkcji przewidzianej dla tego rodzaju obiektów, stała się raczej magazynem dla grabarzy przechowujących w niej swoje narzędzia, „służbowe" ubiory i inne przedmioty konieczne przy pracy. Rolę kostnicy pełniła kaplica znajdująca się przy ul. św. Jacka, obok szpitala. Wobec wzrastających potrzeb rozbudowującego się miasta proboszcz wejherowskiej fary ks. prałat Edmund Roszczynialski czynił starania o dalszą rozbudowę nekropolii. Proponował również wykorzystanie pobliskiego Pałacu Heroda jako kaplicy cmentarnej. Do realizacji tego ostatniego pomysłu szczęśliwie nie doszło, natomiast Rada Miasta w 1939 r. wyraziła zgodę na poszerzenie cmentarza w kierunku południowym. Prace przerwał wybuch II wojny światowej. Wejherowski Cmentarz Stary jest miejscem spoczynku wielu wybitnych ludzi. Nie sposób wymienić tu wszystkich, jednakże warto wspomnieć chociażby niektórych. Karola Bilińskiego, przedwojennego burmistrza Wejherowa, zamordowanego w Piaśnicy. Alfonsa Chmielewskiego, sędziego i wybitnego działacza narodowego. Księdza dziekana Walentego Dąbrowskiego, proboszcza fary, zwanego „królem Kaszubów". Augustyna Dybowskiego, burmistrza Wejherowa i dyrektora Banku Dyskontowego. Dra Franciszka Panka, społecznika i znawcę Kaszub. Pawła Pokorę, przemysłowca, właściciela fabryki cygar i papierosów, człowieka niezwykle dbającego o warunki socjalne pracowników w swoim zakładzie. Na tym cmentarzu i w mieście, któremu poświęcił wiele lat życia, spoczął też ks. Roszczynialski, ale dopiero w 1979 r., kiedy to jego szczątki na uroczystości pogrzebowe i później na Cmentarz Stary przewieziono z Cewic, gdzie kapłan poniósł męczeńską śmierć w roku 1939. W oddzielnej kwaterze spoczywają żołnierze 1. Morskiego Pułku Strzelców, polegli podczas wojny obronnej 1939 r. Jest tu również kwatera Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, sprawujących w Wejherowie posługę zgodnie z charyzmatem zgromadzenia. Pochowani są tu także więźniowie KL Stutthof z marszu śmierci. Ponieważ w październiku, miesiącu poprzedzającym dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, obchodzi się Dzień Edukacji Narodowej, pozwolę sobie przedstawić krótkie biogramy wybranych pedagogów wejherowskich z okresu międzywojnia spoczywających na Cmentarzu Starym. ANASTAZY KARABASZ był nauczycielem, wychowawcą, patriotą, a swej profesji oddał całe serce i wszystkie siły. Urodził się 3 marca 1855 r. w Chełmnie. Jak wielu jego rówieśników z polskich rodzin, należał do tajnego stowarzyszenia filomackiego, co w razie dekonspiracji groziło wydaleniem ze szkoły i sankcjami karnymi. Koło działające w chełmińskim gimnazjum nosiło nazwę „Zan", a młody Karabasz z czasem został jego przewodniczącym. Po ukończeniu gimnazjum, w 1875 r., rozpoczął studia w zakresie filologii klasycznej na uniwersytecie we Wrocławiu, gdzie należał do Towarzystwa Literacko- 18 POMERANIA / LISTOPAD 2018 HISTORIA I PAMIĘĆ -Słowiańskiego, później studiował również w Berlinie. Uroczysty egzamin, nazywany „pro facultate docendi", zdał na uniwersytecie królewieckim. Został pedagogiem w „swoim" gimnazjum w Chełmnie, później pracował z młodzieżą w gimnazjum starogardzkim. Od 1887 r. zatrudniony był w Królewskim Katolickim Gimnazjum w Wejherowie, gdzie uczył łaciny, greki, a także, jako ostatni w tej szkole w okresie zaborów, języka polskiego. W 1902 r. otrzymał tytuł profesora. W roku 1919, gdy wobec postanowień konferencji wersalskiej, pieczętującej klęskę cesarskich Niemiec, nad dotychczasową prowincją Prusy Zachodnie wiały już inne wiatry, zezwolono na prowadzenie przez Towarzystwo Tomasza Zana nauki języka polskiego, który jako przedmiot nauczania w szkołach pruskich został zniesiony w 1901 r. W już wówczas Państwowym Gimnazjum w Wejherowie naukę nadzorował z wielkim oddaniem Anastazy Kara-basz. Dzięki ww. towarzystwu i osobistemu zaangażowaniu pedagoga doszło do szybkiej polonizacji gimnazjum i już w 1920 r. językiem wykładowym stał się polski. Wielki dzień nastąpił dla Polaka i nauczyciela wejhe-rowskiego gimnazjum 10 lutego 1920 r., kiedy to witał w Wejherowie, razem z młodzieżą, wojska generała Józefa Hallera podczas popołudniowej uroczystości na Rynku. Był to czas, gdy profesor znalazł się w „Wykazie mężów zaufania celem współudziału w przejęciu administracji miejskiej", sporządzonym przez Polską Radę Ludową, oficjalny organ rodzącej się polskiej państwowości. Od lutego do lipca profesor pełnił obowiązki dyrektora gimnazjum. Anastazy Karabasz zmarł 11 kwietnia 1924 r. Zostawił po sobie pamięć tego, który trwał przy polskości i gdy nadszedł czas, polskość wprowadzał tam, gdzie przez dziesięciolecia toczyło się jego życie - do szkoły i miasta. MARIA BOBRIUS-KRĘCKA jest taką postacią w historii wejherowskiego szkolnictwa, której poświęca się chyba nie dość uwagi. Tymczasem niepowszednie są jej zasługi. Urodziła się w 1887 r. w Borzestowie, w powiecie kartuskim. Była siostrą Franciszka Leona Kręckiego (1883— -1940), prawnika, bankowca, działacza instytucji i organizacji polskich na terenie Kaszub i Pomorza (który jest patronem 2018 roku w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomor-skim). Po okresie kształcenia w Kościerzynie uczęszczała do liceum w Gdańsku, czyli w siedzibie ówczesnej rejencji gdańskiej. Tam 20 marca 1908 zdała egzamin dojrzałości. Studiowała we Fryburgu (najpewniej Bryzgowijskim), jak również we Francji. W latach 1911-1912, ucząc w Kościerzynie, prowadziła także tajne nauczanie. W latach 1916— -1919, jako nauczycielka w szkole dokształcającej w Rusku w powiecie jarocińskim, wykładała historię Polski. Już w wolnej ojczyźnie - 1 lutego 1920 r. - podjęła pracę w liceum kościerskim (pracowała w nim do 11 kwietnia), jednakże dekretem Kuratorium Okręgu Szkolnego Pomorskiego z 1 kwietnia tego samego roku została przeniesiona na stanowisko romanistki do Państwowego Gimnazjum w Wejherowie. Miała duszę społecznika i była czynną członkinią wielu stowarzyszeń, m.in. Towarzystwa Czytelni Ludowych, Białego Krzyża, Teatru Kaszubskiego, Towarzystwa Miłośników Sceny (którego była prezesem). Brała czynny udział w ruchu regionalnym. Wspólnie z dyrektorem wejherowskiego gimnazjum Wilhelmem Urbanickim i prof. Zdzisławem Daniłłowiczem-Pohlmanem założyła Regionalne Koło Kaszubskie im. Antoniego Abrahama przy Państwowym Gimnazjum w Wejherowie. Należała również do Koła Łączności z Rodakami na Obczyźnie. Była także aktywną animatorką ruchu harcerskiego. Szczególnie wartościowa wydaje się działalność prof. Kręckiej na niwie teatralnej, w ramach działalności Regionalnego Koła Kaszubskiego. Na przykład 12 lutego 1933 r. jej uczniowie wystawili w lokalu Salińskiego sztukę Bernarda Sychty zatytułowaną „Gwiózdka ze Gduńska" w reżyserii pani profesor, w obecności autora. Z kolei 1 maja 1935 r. uczniowie gimnazjum zaprezentowali w sali Prusińskiego, oczywiście znów w reżyserii prof. Kręckiej, sztuki „Kaszube pod Widnem" i „Wesele kaszubskie" Jana Karnowskiego. W maju tego roku zespół wystąpił w Kartuzach i w Warszawie. Takich przykładów jest wiele... Maria Bobrius-Kręcka zmarła 17 września 1937 r. W swoim niedługim życiu zdążyła zrobić wiele. Efektów jej zaangażowania pedagogicznego i artystycznego wystarczyłoby na kilka życiorysów. Warto pochylić się nad jej postacią. WILHELM MAKSYMILIAN URBANICKI jest jednym z tych wejherowskich pedagogów, o których pamięć jest wciąż żywa. I rzeczywiście zasługuje on ze wszech miar na wdzięczność potomnych. Urodził się w 1873 r. na Słowacji, w rodzinie urzędnika kolejowego, chociaż niektóre źródła podają, że w Brnie na LËSTOPADNIK 2018 POMERANIA /19 HISTORIA I PAMIĘĆ Morawach. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Zdrazil. Wcześnie osierocony, wyjechał do Krakowa. Pamiętajmy, że i jego miejsce urodzenia, i Kraków znajdowały się w obrębie monarchii austro-węgierskiej, więc taki wyjazd nie był niczym szczególnym. W Krakowie ukończył gimnazjum, później zaś studiował, z celującym efektem końcowym, na Wydziale Filologii Klasycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przez cały czas studiów dorabiał korepetycjami. Po ukończeniu studiów wyższych rozpoczął pracę w krakowskim Liceum Nowodworskiego, dawniej Gimnazjum św. Anny, placówce istniejącej od XVI wieku, wielce dla kultury narodowej zasłużonej i cenionej za wysoki poziom nauczania oraz wychowania. Urbanicki uczył tam łaciny, greki i języka niemieckiego. W 1906 r. ożenił się z Zofią Sokołowską, pochodzącą z patriotycznej rodziny (jej ojciec był powstańcem 1863 r.). Podczas I wojny światowej Urbanicki powołany został do wojska austriackiego. Gdy wybuchła Polska, został dyrektorem Państwowego Gimnazjum Męskiego w Tczewie. W latach 1922— -1923 kierował Gimnazjum Polskim Macierzy Szkolnej w Gdańsku. Dzięki jego staraniom powołano w nim „Bratnią Pomoc", instytucję samopomocową znaną już w innych szkołach. We wrześniu 1923 r. Wilhelm Urbanicki otrzymał nominację na dyrektora Państwowego Gimnazjum w Wejherowie. Działał w trudnych warunkach, ponieważ szkoła dopiero trzy lata wcześniej zaczęła prowadzić zajęcia w języku polskim, kraj dźwigał się spod jarzma zaborów i osłabiony był wojną światową, co odbijało się również na budżecie placówki. Jednak dzięki pasji i umiejętnościom organizacyjnym Urbanickiego szkoła szybko zasłynęła z wysokiego poziomu nauczania. Wyróżniającym się uczniom przyznawano stypendia Pomorskiego Towarzystwa Pomocy Naukowej w Toruniu i zasiłki fundacji Przebendowskich. Dyr. Urbanicki był nie tylko szanowany przez społeczność miasta i samych uczniów, ale też powszechnie lubiany. W dniu jego imienin, 28 maja, pod oknami mieszkania państwa Urbanickich, znajdującego się w gmachu gimnazjum, corocznie grała orkiestra szkolna, nieobligowana do tego żadnym odgórnym zarządzeniem. Działał również społecznie, występował z wykładami i odczytami. Na przykład 22 października 1924 r. na wieczornicy poświęconej Henrykowi Sienkiewiczowi, zorganizowanej w sali Prusińskiego, wygłosił prelekcję o tym wielkim pisarzu. Był aktywnym członkiem wielu stowarzyszeń, np. Towarzystwa Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych. Pomagał innym wejherowskim placówkom oświatowym. Również dzięki jego staraniom w Państwowym Seminarium Nauczycielskim otwarto dobrze wyposażoną świetlicę. Zmarł 14 grudnia 1933 r. w Poznaniu. Na koniec wypada raz jeszcze zachęcić mieszkańców Wejherowa i wszystkich, którym bliska jest historia miasta i pamięć o jego przeszłości, aby odwiedzali Cmentarz Stary. Bo tam, paradoksalnie, stara historia żyje. Prawdziwie i nieprzemijająco. PIOTR SCHMANDT LITERATURA WYKORZYSTANA Historia Wejherowa, pod red. J. Borzyszkowskiego, Wejherowo 1998. Osowicka Regina, Bedeker wejherowski, Wejherowo 2006. Osowicka Regina, Leksykon Wejherowian, Wejherowo 2008. Podolska Olga, Kalendarium życia kulturalnego i literackiego Wejherowa w dwudziestoleciu międzywojennym, Wejherowo 2010. Szews Jerzy, Bieszk Bolesław, Kształcenie nauczycieli i 350 lat szkolnictwa w Wejherowie, Wejherowo 1994. Wejherowo. Dzieje, kultura, środowisko, Wejherowo 1993. 20 POMERANIA / LISTOPAD 2018 SOPOCKA WSPÓLNOTA ŻYDOWSKA DO ROKU 1939 (ZARYS) 80 lat temu naziści oficjalnie przystąpili do realizacji słów swojego wodza - Adolfa Hitlera - zawartych w jego życiowym dziele Mein Kampf, w którym pisał m.in.: „Tylko ci, w których żyłach płynie niemiecka krew, mogą być członkami narodu. Dlatego żaden Żyd nie może być członkiem narodu". Poniżej w zarysie przybliżymy Czytelnikom historię sopockiej gminy żydowskiej. Szybki rozwój Sopotu, jaki nastąpił w XIX wieku po utworzeniu tu w roku 1823 przez Haffnera kąpieliska i uzdrowiska morskiego, sprawił, że do Sopotu ściągali ludzie różnych zawodów i wyznań. W latach sześćdziesiątych XIX wieku pojawili się w Sopocie pierwsi wyznawcy judaizmu. W 1869 r. zamieszkiwało tu 5 osób tego wyznania. W 1895 r. liczba ta wzrosła do 38 osób, w 1902 r. do 99 osób, a w 1910 spadła do 86 osób. Przy Siidstrafte [dzisiejsza ul. Grunwaldzka] powstało już na przełomie XIX i XX wieku kilka pensjonatów, w których początkowo zatrzymywali się głównie bogaci Żydzi gdańscy. Najstarsze z pensjonatów należały do małżeństwa Marii i Siegfrieda Philipsohnów oraz Johan-ny Sandelowitz. Pensjonaty oferowały ściśle przestrzeganą kuchnię koszerną. Sopoccy Żydzi byli również właścicielami kilku restauracji. Byli wśród nich także kupcy, handlowcy i bankierzy. Wielu Żydów sopockich miało wyższe wykształcenie, np. dr chemii Hermann Rosen-thal, właściciel czterech sąsiadujących ze sobą nieruchomości przy Rickertstratëe [obecnie ul. Obrońców Westerplatte], który przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych w 1938 r. sprzedał je obywatelowi USA, pochodzącemu z Gdańska Nowego Portu. Do chwili obecnej nieruchomości te są własnością tegoż amerykańskiego nabywcy. Do roku 1912 ze względu na przynależność Sopotu do powiatu wejherowskiego zamieszkali tu wyznawcy judaizmu należeli do wejherowskiej gminy wyznaniowej, dojeżdżając na modlitwy szabatowe do tamtejszej synagogi. Na należącym do tej gminy kirkucie, czyli cmentarzu znajdującym się w pobliskim Bolszewie chowani byli również sopoccy Żydzi. Latem kaznodzieja Simon Friedlander, mieszkający przy WilhelmstraEe 13 [ul. Haffnera], przewodniczył modlitwom i rozważaniom religijnym w przystosowanej do tego celu sali w pensjonacie Kadisza Nisselbauma przy SiidstraBe 35 [ul. Grun- waldzka]. Friedlander przewodniczył również modłom w synagodze w Wejherowie i w Pucku. UTWORZENIE GMINY W 1912 r. sopoccy Żydzi utworzyli samodzielną gminę wyznaniową. Wymagało to wyboru zarządu gminy oraz przyjęcia przez nią statutu. Głos decydujący we wszystkich sprawach mieli wyłącznie mężczyźni, i to jedynie cieszący się dobrą, nieskazitelną opinią, których roczny dochód wynosił minimum 420 marek, względnie byli właścicielami domu. Pierwszym przewodniczącym prezydium zarządu gminy został lekarz dr Max Lindemann, radca sanitarny sopockiego magistratu. W składzie prezydium znaleźli się także główny kantor Samuel Oswald, Hermann Gliickauf i Georg Lichtenberg. W skład zarządu weszli następujący reprezentanci gminy: właściciel apteki „Pod Orłem" Eugen Königsfeld oraz właściciele domów towarowych: Benno Bieber, Alfred Kantrowit-sch i Samuel Simon, a także dwaj emeryci: Leopold Boss i Philip Mendelsohn. Głównym zadaniem zarządu było zdobycie środków na zakup terenów przeznaczonych na założenie cmentarza grzebalnego oraz pod budowę synagogi, jak również na prace związane z jej budową. Znaczny dar pieniężny w wysokości 50 tys. marek przekazany przez kupca gdańskiego Caspara Silbersteina pozwolił na zakup w 1913 r. działki cmentarnej o powierzchni 0,8 ha przy Gross Katzer Strafte [ul. Malczewskiego] oraz placu należącego do młynarza Gustava Bahra, położonego przy RoonstraEe 1 [ul. Dąbrowskiego 1], na którym w latach 1913-1914 wybudowano synagogę według projektu miejscowego architekta Adolfa Bielefeldta. Oddanie obiektu do użytku nastąpiło 26 maja 1914 r. Inauguracji dokonał rabin gdański dr Robert Kalter, który też wniósł do sopockiego domu modlitw najważniejszy przedmiot - zwoje Tory - i wygłosił pierwsze LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 21 PAMIĘCI OFIAR OKRUTNEJ NOCY KRYSZTAŁOWEJ 1938 ORAZ HOLOKAUSTU Widok synagogi kazanie. Część muzyczną, śpiewy rytualne, wykonał podczas tej uroczystości chór Wielkiej Synagogi Gdańskiej, którym dyrygował Moritz Friedlander, syn kaznodziei sopockiego. Obecni przy tym byli wszyscy sopoccy prominenci, na czele z burmistrzem Maxem Woldmannem. SOPOCKA BÓŻNICA Synagoga miała kształt prostokąta o wymiarach 21,12 m x 15,66 m. Zbudowano ją w stylu modernistycznym. Na obu ścianach bocznych umieszczono wysokie okna romańskie. Na frontowej ścianie, czyli zachodniej, nad ozdobnymi drzwiami wejściowymi w pseudobarokowym stylu, znajdowała się wgłębiona rozeta z witrażem oraz trójkątnym tympanonem. Zamieszczony napis głosił: Dom mój będzie nazwany domem modlitwy dla wszystkich narodów. Z pulisza, czyli przedsionka, prowadziło wejście do głównego pomieszczenia modlitewnego. Po obu bokach były prostokątne wieże zakończone kopułami z gwiazdą Dawida. Na parterze wież znajdowały się garderoby oraz schody prowadzące do galerii dla kobiet. W wieży północnej urządzono toaletę. Pulisz chronił od chłodu wnętrze ogrzewanej zimą sali modlitewnej, w której znajdowały się ławy skierowane w kierunku wschodnim, a na podwyższeniu, zwanym bima, umieszczono pulpit dla prowadzącego modlitwy. Podium przylegało do apsydy, czyli półkolistego pomieszczenia, w którym znajdował się największy skarb synagogi - specjalna szafa, czyli święta skrzynia, zwana Aron ha-Kodesz. Prze- chowywano w niej zwoje Tory, czyli najświętszą księgę w judaizmie, stworzoną z pięciu ksiąg Mojżesza. Aron ha-Kodesz, jak nakazuje tradycja, zasłonięty był paro-chetem, czyli ozdobną zasłoną, a nad nim wisiała wieczna lampka, zwana ner tamid. W pobliżu stała menora, tj. siedmioramienny świecznik przypominający menorę ze zburzonej przez Rzymian świątyni w Jerozolimie. Po obu stronach apsydy znajdowały się pomieszczenia przeznaczone do przechowywania modlitewników oraz szatnia dla kaznodziei i rabina. W tej części była także kotłownia ogrzewania synagogi oraz wydzielony pokój, w którym przeprowadzano obrzezanie chłopców. W 1925 r., dzięki darowi pieniężnemu nowego przewodniczącego gminy żydowskiej Samuela Simona, dokonano modernizacji budynku. Między innymi wewnątrz rozbudowano galerię dla kobiet, poszerzając ją o boczne balkony. Sopocka synagoga pełniła wielorakie funkcje. Poza domem na sprawowanie obrzędów religijnych była również siedzibą miejscowej gminy żydowskiej, tzn. kahału. Ponieważ w Sopocie nie było chederu, czyli szkoły dla dzieci żydowskich, chłopcy w bóżnicy uczyli się czytania po he-brajsku oraz tłumaczenia ksiąg. W synagodze mieściło się też archiwum sopockiej gminy oraz skarbiec. Bóżnica ta bardziej przypominała nowoczesny kościół protestancki z kruchtą, nawą z prezbiterium i zakrystiami po obu stronach niż typową synagogę. Cała posesja należąca do sopockiej gminy wyznaniowej ogrodzona była metalowo-betonowym parkanem. Na jej terenie stawiano pięć dni po święcie Jom Kippur, tj. największym święcie żydowskim, przypadającym we wrześniu lub październiku, namiot dla mężczyzn, by obchodzić święto szałasów, zwane też Kuczki. Święto to obchodzono przez siedem dni. Upamiętniało ono ucieczkę Izraelitów z Egiptu. POWSTANIE DRUGIEJ GMINY. ŻYCIE KULTURALNE Sopoccy Żydzi, należący do postępowego, reformowanego odłamu judaizmu, szybko integrowali się ze środowiskiem tutejszych mieszkańców. Żydowska młodzież uczęszczała do tych samych szkół, co pozostali młodzi sopocianie. W restauracjach, kawiarniach czy na występach artystycznych obok lub w pobliżu siebie siedzieli ludzie różnych wyznań. Po zakończeniu I wojny światowej liczba Żydów osiedlających się przejściowo w Sopocie zaczęła gwałtownie rosnąć. Byli to głównie wysiedleńcy lub uciekinierzy z terenów Związku Sowieckiego i państw nadbałtyckich. Ich zamiarem był wyjazd do Palestyny, Ameryki Płd. oraz USA i Kanady. Według istniejących dokumentów w 1923 r. przejściowo zamieszkiwało w Sopocie ok. 3800 osób wyznania mojżeszowego, a w roku 1929 - 4300 osób. Wśród tych przybyszy była grupa ekonomicznie niezależna. Trudnili się oni hurtowym handlem drewnem 22 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 PAMIĘCI OFIAR OKRUTNEJ NOCY KRYSZTAŁOWEJ 1938 ORAZ HOLOKAUSTU i zbożem oraz drobnym handlem detalicznym. Jednak większa część Żydów, którzy przybyli ze wschodniej Europy, była bez środków utrzymania. Niektórym z nich udało się znaleźć pracę -jako robotnicy względnie rzemieślnicy. Większość Żydów przybyłych w latach 20. należała do grupy ortodoksyjnej tworzącej drugą gminę żydowską, której przewodził rabin Abraham Juda Chen. Mieli oni osobne miejsce modłów przy Pommersche Strafie 16 [obecnie Al. Niepodległości 809]. Prowadzono tam piękny śpiew modlitewny. W Sopocie funkcjonował teatr żydowski, wystawiający sztuki w języku jidysz. Były one na wysokim poziomie. W tym czasie istniały w Sopocie dwa stowarzyszenia żydowskie. Pierwsze to Sopockie Żydowskie Stowarzyszenie Towarzyskie, które organizowało spotkania dawnej społeczności żydowskiej. Nowo przybyli ortodoksyjni Żydzi należeli do Sopockiego Oddziału Żydów Wschodnich Wolnego Miasta Gdańska. Młodzież posiadała przy Siidstratëe [ul. Grunwaldzka] swój klub o nazwie „Tarbut". Można tam było potańczyć oraz zagrać w szachy. Nowo przybyli Żydzi raczej nie integrowali się z miejscowymi zasiedziałymi członkami starej gminy żydowskiej. Mężczyzn nowej grupy charakteryzowały długie brody oraz czarne garnitury i czarne kapelusze noszone również w upalne, letnie dni. U większości spod kapelusza wychodziły kręcone, długie pejsy. Często były to pasemka sztucznych kręconych włosów. Ortodoksyjni Żydzi płoty wokół posesj i należących do Ży-dów. Finkami podziurawiono ramy okienne oraz drzwi ich domów. We-zwanej policji nie udało się schwycić żadnego z wandali. Wydarzenie to opisała gdańska gazeta „Danziger Volks-stimme" w numerze z 1 marca 1935 r. W lipcu tego samego roku sopocka NSDAP zorganizowała przemarsz demonstracyjny ulicą Morską/Seestrafte [Boh. Monte Cassino]. Nie obyło się przy tym bez wyzwisk i okrzyków antysemickich, jak również obrażania Żydów znajdujących się w kawiarni Tandin. Doszło wówczas również do brutalnego pobicia jednego ze spotkanych Żydów. Następstwem tego były przyspieszone wyjazdy całych rodzin żydowskich do poprzednio wymienionych krajów. W Sopocie pozostali najbogatsi i ekonomicznie niezależni. RUCH ANTYSEMICKI I DYSKRYMINACJA ŻYDÓW Sytuacja zarówno nowo przybyłych, jak i od dawna tu osiadłych Żydów stawała się z czasem nie do pozazdroszczenia. Z każdym miesiącem, zwłaszcza po roku 1933, rosła miejscowa armia antysemitów, którzy tworzyli bojówki szerzącego się nazizmu. Ruch antysemicki rodził się także na terenie sopockiego gimnazjum. Przykładem tego jest napad na pięciu chłopców żydowskich w wieku od 12 do 15 lat. Płynęli oni łodzią wiosłową wzdłuż brzegu plaży północnej. Do nich podpłynęła grupa wyrostków gimnazjalnych, którzy wyrzucili pięciu chłopców z ich łodzi, chociaż ci wołali, że nie potrafią pływać. Jednemu z żydowskich chłopców wiosłem rozbito stopę. Innego zanurzano przez dłuższy czas w wodzie. Innym przykładem jest wydarzenie z 28 lutego 1935 r. Grupa 20-30 umundurowanych członków Hitlerjugend przemaszerowała ulicą Mackensenallee [obecnie ul. Kościuszki]. Po drodze niszczono klomby kwiatowe oraz Nekrologi LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 23 r DJfó AuffęiUeljton Ma Śtebii geb. ElMDst >ll,r KUMi.l.odl . c"MCohn | ^■Kauftija Wann'O\ , " A ni SopnUR, den 15. MKir l?2l, vti*Urb Hw Philipp Mendelsohn [T ""AU Włbegrdedcr u»Mi«r S5o»Eogen Otmfinde hit | mi iritr Q?nkiiid' " *'* y^">udw«tl«turscr V9is Itoiiegfr |!'i IDwSta Wraz z dojściem nazistów do władzy w ówczesnym Wolnym Mieście Gdańsku sytuacja Żydów w całym Wolnym Mieście, a więc również w Sopocie, zaczęła drastycznie się pogarszać. Na zebraniach partyjnych, w gazetach i na afiszach oficjalnie wzywano do bojkotu żydowskich sklepów, lekarzy i adwokatów. W dniu 24 czerwca 1933 Volkstag (parlament) WM Gdańska przyjął ustawę umożliwiającą Senatowi (najwyższy j Uhr,. cijlsclillcl >anft o na'li 1 I langem schwtren LeMcil rotln Sf I InnlggtllBbteł, htricosKufcr i |j yfllcfćlicn. iltber Scfa wafftr und | rms Bersroran I im Ailtr vóń 46 Jahrcn.: 1 J ^ |n-tieitra Weh •' l' . Rc*ł - Injfebor j - I M*rie vn»« ^ "ui«. Z 'l?"n Carka Mord ot 9 st PAMIĘCI OFIAR OKRUTNEJ NOCY KRYSZTAŁOWEJ 1938 ORAZ HOLOKAUSTU organ zarządzający i wykonawczy) wydawanie zarządzeń z mocą ustawy, co umożliwiło mu wywłaszczanie ludności żydowskiej, do czego też w późniejszym okresie doszło. Rozporządzeniem Senatu z 7 lipca 1933 zakazano żydowskim lekarzom i dentystom bez zezwolenia Senatu osiedlać się na terenie Wolnego Miasta. Wstrzymało to dopływ do WMG przedstawicieli tych zawodów pochodzenia żydowskiego. Rozporządzeniem z 14 lipca 1933 r. Senat podporządkował sobie Izbę Adwokacką. Notariuszy od tej pory mianował komitet składający się wyłącznie z członków NSDAR Tym samym uniemożliwiono Żydom dostęp do zawodów prawniczych. Kolejnym rozporządzeniem Senatu z dnia 28 lipca 1933 r. uniemożliwiono Żydom udział w radach miast i gmin. Szczególnie drastycznym było zarządzenie Senatu z dnia 4 sierpnia 1933 r. dotyczące reprezentowania sektora publicznego przez osoby pochodzenia niearyjskiego. Tym samym zabroniono osobom pochodzenia żydowskiego pełnienia urzędów i obowiązków publicznych. W październiku 1937 r. na skutek propagandy hitlerowskiej w Sopocie zaczęły wybuchać zamieszki. W dniach 20 i 21 października wypędzono żydowskich sprzedawców z sopockiego targowiska znajdującego się na terenie dzisiejszego placu Konstytucji 3 Maja, wskazując im nowy teren na końcu obecnej ulicy Armii Krajowej, gdzie również nie obyło się bez bicia sprzedawców i niszczenia ich towarów. Wzmożone, a właściwie nieustanne kontrole finansowe prowadzone w przedsiębiorstwach należących do Żydów „wykazywały" ukrywanie dochodów i fałszowanie dokumentacji przedsiębiorstw, a zatem „oszustwa podatkowe". W rzeczywistości były to zaplanowane czynności, których celem było wyeliminowanie ludności żydowskiej i konfiskata przez fiskus ich mienia. Decyzje Urzędu Skarbowego ogłaszano w „Staatsanzeiger fur die Freie Stadt Danzig" czyli Dzienniku Urzędowym Wolnego Miasta Gdańska. Poniżej tłumaczenia kilku decyzji podjętych przez fiskus Wolnego Miasta: WYCIĄG Z DZIENNIKA URZĘDOWEGO WOLNEGO MIASTA GDAŃSKA -NR 113 Z DNIA 30.10.1937 • Postanowienie 457 Senat Wolnego Miasta Gdańska - I. Urząd Skarbowy, konfiskuje kupcowi Leonowi Gurwitschowi, zam. w Sopocie przy Schlageterstrafte lla [obecnie ul. Żeromskiego] jego nieruchomości krajowe. Powodem tego są zaległości podatkowe w wysokości 12 000 guldenów. Decyzja niniejsza zostaje zgodnie z §359 ustawy o podatkach gruntowych podana do publicznej wiadomości. W następstwie tego dłużnik podatkowy traci prawo do dysponowania zajętym majątkiem w stosunku do osób fizycznych (§359 ust. 2 Ust. o Pod. Grunt.). Ogłoszenie niniejsze ukazuje się w Dzienniku Ustaw oraz na łamach „Danziger Neueste Nachrichten" i „Danziger Vorposten". Gdańsk, dnia 29 października 1937 Kierownik I. Urzędu Skarbowego w.z. Dr Schmidt • Postanowienie 458 Senat Wolnego Miasta Gdańska - I. Urząd Skarbowy, konfiskuje kupcowi Mojżeszowi Gurwitschowi i jego małżonce Goldzie Gurtwitsch, zam. w Sopocie przy Schlageterstrafte lla [ul. Żeromskiego] ich nieruchomości krajowe. Powodem tego są zaległości podatkowe w wysokości 521 000 guldenów, słownie: pięćset dwadzieścia jeden tysięcy guldenów. Decyzja niniejsza zostaje zgodnie z §359 ustawy o podatkach gruntowych podana do publicznej wiadomości. W następstwie tego dłużnik podatkowy traci prawo do dysponowania zajętym majątkiem w stosunku do osób fizycznych (§359 ust. 2 Ust. o Pod. Grunt.). Ogłoszenie niniejsze ukazuje się w Dzienniku Ustaw oraz na łamach „Danziger Neueste Nachrichten" i „Danziger Vorposten". Gdańsk, dnia 29 października 1937 Kierownik I. Urzędu Skarbowego w.z. Dr Schmidt • Postanowienie 459 Senat Wolnego Miasta Gdańska - I. Urząd Skarbowy, konfiskuje kupcowi Nathanowi Gurwitschowi i jego małżonce Goldzie Gurtwitsch, zam. w Sopocie przy Schlageterstratëe lla [ul. Żeromskiego] ich nieruchomości krajowe. Powodem tego są zaległości podatkowe w wysokości 10 000 guldenów, słownie: dziesięć tysięcy guldenów. Decyzja niniejsza zostaje zgodnie z §359 ustawy o podatkach gruntowych podana do publicznej wiadomości. W następstwie tego dłużnik podatkowy traci prawo do dysponowania zajętym majątkiem w stosunku do osób fizycznych (§359 ust. 2 Ust. o Pod. Grunt.). Ogłoszenie niniejsze ukazuje się w Dzienniku Ustaw oraz na łamach „Danziger Neueste Nachrichten" i „Danziger Vorposten". Gdańsk, dnia 29 października 1937 • Kierownik I. Urzędu Skarbowego w.z. Dr Schmidt Wywłaszczanie Żydów na podstawie dekretu o aryzacji było na terenie Sopotu nagminną czynnością władz nazistowskich i odbywało się do ostatnich dni przed wybuchem wojny. Oto kilka przykładów: WYCIĄG Z DZIENNIKA USTAW -NR 88 Z DNIA 25.08.1939 • Postanowienie 377 Zgodnie z zarządzeniem z dnia 22 lipca 1939 (G BI. S. 379 /Dz. Ustaw - s. 379/) dotyczącym oczyszczenia z ży-dostwa Gospodarki Gdańskiej i Własności Gdańskiej, skonfiskowana zostaje nieruchomość w Sopocie przy Mackensenallee 6 [ul. Kościuszki] oznakowana w Księ- 24 POMERANIA / LISTOPAD 2018 PAMIĘCI OFIAR OKRUTNEJ NOCY KRYSZTAŁOWEJ 1938 ORAZ HOLOKAUSTU dze Wieczystej Sopot, Karta 197, należąca do rencisty Franciszka Berendta, zam. w Berlinie-Charlottenburg, Schliiterstr. Zarządzanie nieruchomością zleca się powiernikowi, którym zostaje nadinspektor Kasy Oszczędności - Karl Schumann, zam. w Sopocie przy Schaferstr. 9 [ul. Wybickiego]. Gdańsk, dnia 25 sierpnia 1939 Senat Wolnego Miasta Gdańska F.Fz.1551 / Greiser / Huth / Dr. Hoppenrath • Postanowieniem 378 przejęto nieruchomość położoną w Sopocie przy WaldchenstraEe 16 [ul. Bolesława Chrobrego], Księga Wieczysta Sopot karta 346, należącą do Irmy Bythiner, z domu Auerbach, oraz do Elsę Au-erbach, z domu Menasse, obie zamieszkałe przy Siid-stratëe 12 [ul. Grunwaldzka]. Powiernikiem nieruchomości wyznaczono nadinspektora Kasy Oszczędności - Karla Schumanna, zam. w Sopocie przy Schaferstr. 9 [ul. Wybickiego]. Podpisali: Greiser /Huth /Dr Hoppenrath • Postanowieniem 380 skonfiskowano nieruchomość położoną w Sopocie przy Elisabethstr. 5 [ul. Karlikow-ska], Księga Wieczysta Sopot karta 922, należącą do pani Chany Korngold vel Korengold, z domu Buchweic, zam. Warszawa ul. Piękna 35. Powiernikiem nieruchomości wyznaczono nadinspektora Kasy Oszczędności - Karla Schumanna, zam. w Sopocie przy Schaferstr. 9 [ul. Wybickiego]. Podpisali: Greiser /Huth /Dr Hoppenrath • Postanowieniem 385 skonfiskowano nieruchomość położoną w Sopocie przy Promenadenstr. 24/26 [ul. Majkowskiego], Księga Wieczysta Sopot karta 275, należącą do kupca Saula Rafela Landaua, zam. Kraków, ul. Zybli-kiewicza 16. Powiernikiem wyznaczono nadinspektora Kasy Oszczędności - Karla Schumanna, zam. w Sopocie przy Schaferstr. 9 [ul. Wybickiego]. Podpisali: Greiser /Huth /Dr Hoppenrath • Postanowieniem 388 skonfiskowano nieruchomość położoną w Sopocie przy Siidstrafte 16 [ul. Grunwaldzka], Księga Wieczysta Sopot karta 67, należącą do kupca Alberta Kiewe, zam. w Sopocie przy Siid-stratëe 36 [ul. Grunwaldzka] oraz do kupca Abrama Saula Kronmanna, zam. w Warszawie. Powiernikiem wyznaczono nadinspektora Kasy Oszczędności - Karla Schumanna, zam. w Sopocie przy Schaferstrafie 9 [ul. Wybickiego]. Podpisali: Greiser /Huth /Dr Hoppenrath • Postanowieniem 389 skonfiskowano nieruchomość położoną w Sopocie przy Waldchenstratëe 47 [ul. Chrobrego], Księga Wieczysta Sopot karta 329 i 2336a, należącą do „Miramare" Fremdenpension Kartoteka Charlotte Mereminski G.m.b.H. (Pensjonat Turystyczny Sp. z o.o.), Sopot Waldchestratëe 45/47 [ul. Chrobrego]. Powiernikiem posesji wyznaczono nadinspektora Kasy Oszczędności - Karla Schumanna, zam. w Sopocie przy SchaferstraEe 9 [ul. Wybickiego]. Podpisali: Greiser /Huth /Dr Hoppenrath • Postanowieniem 409 skonfiskowano nieruchomość położoną w Sopocie przy Georg-Hotz-Weg 8 [ul. Traugutta], Księga Wieczysta Sopot karta 1443, należącą do małżeństwa fabrykantów: Arona Kagana i Marii Kagan, z domu Maszbiz, oboje zamieszkali w Warszawie, Aleje Ujazdowskie 32 m. 8. Powiernikiem wyznaczono nadinspektora Kasy Oszczędności - Karla Schumanna, zam. w Sopocie przy Schaferstratëe 9 [ul. Wybickiego]. Podpisali: Greiser /Huth /Dr Hoppenrath Do licznych nakazów i zakazów potęgujących dyskryminację Żydów należały utrudnienia w korzystaniu z plaży i kąpieli morskiej. Wiosną 1938 r. ustawiono na plaży tablice z napisami w języku niemieckim: „Plaża dla aryjczyków. Żydzi niepożądani". Podobne tablice pojawiły się w niektórych hotelach. Latem tego samego roku zakazano wszystkim Żydom spoza Sopotu wjazdu do m'j'ttt nw»o di 2 i 28554 Cul T inym a"»)iT **»» .1 ji niriN iN n'nnsmo ravp J?)«72 nawaa -on r>»o-io vo >rnrau nnyn >3 nta np>nso ,»nnm >ny>t> 30'o >s> .jwoni iwj «>n ii naw JJé ownn i>tNXrt o^po V ,, uW, miii1 ni v 'mnirni mm on1/ v>»ł 'n *0» n* kj • — rrnayn rocsrn rroi pw u ysm i»3 r*rn :2 TID3 rm) mn nni' rrjM Ym "nr r»jł w jm>wi ))tnv /rm agn »jaa ntoi tren wftj ,v7t) TM ntw ,tn> -sam ov »*1 mrcYi BVW*> wu'ya.'i ,432 'CO 0*pm TBC) (smas 3rwr\ r» □•^uinsrniaAi nNiWa |na«łn-niun nimfa -lywD » IN m>> T1NH .♦ __ notyjn 3Nn o» .7(j rmcjn dn 0» .6 r.-lil nspjn IN nwN o*> .» nonSo yupn 0'nJDn oipn .10 (rrnro* rmmio oa) norora Dumn nwpD .11 niN:> mmy rmnna nnMinn ow >n»i_ o>mv>>n nrta»o od LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 25 PAMIĘCI OFIAR OKRUTNEJ NOCY KRYSZTAŁOWEJ 1938 ORAZ HOLOKAUSTU miasta. Wątek ten opisuje Samuel Echt w wydanej w 1972 r. książce Die Geschichte der Juden in Danzig (polski przekład Wojciecha Łygasia pt. Dzieje Żydów gdańskich wydała w 2012 r. gdańska Maszoperia Literacka - przyp. red.). Na stronie 180 czytamy [przekład RG z niemieckiego oryginału]: „Latem 1938 roku wyjazd gdańskich Żydów do Sopotu stał się niemożliwy. Kto mimo to z przyzwyczajenia nie chciał zrezygnować ze wspaniałych lasów i szerokiej plaży, nie unikając korzystania z publicznych urządzeń kąpieliska oraz z odgrodzonej części plaży przeznaczonej dla Żydów, kąpiąc się w morzu, narażał się na wysokie kary". Kwestię ograniczania Żydom dostępu do plaż oraz korzystania z hoteli porusza także Frank Bajohr w wydanej w roku 2003 książce: Unser Hotel ist judenfrei: Bader-Antisemitismus im 19. und 20. Jahrhundert (Nasz hotel jest wolny od Żydów: antysemityzm kąpieliskowy w XIX i XX wieku). POGROM SOPOCKI Nazwany później nocą kryształową, pogrom Żydów w nazistowskich Niemczech, jaki miał miejsce w nocy z 9 na 10 listopada 1938 r., nie ominął Sopotu. 10 listopada 1938 r. w godzinach wieczornych ulicami Sopotu przeszła tzw. kolumna malarska wyposażona w naczynia z farbą oraz pędzle, która wypisywała propagandowe hasła na chodnikach i na szybach żydowskich sklepów. W nocy z 11 na 12 listopada 1938 prawdopodobnie sześciu bojówkarzy SA wtargnęło do sopockiej synagogi, ograbiając ją ze srebrnych i złotych przedmiotów i wyrzucając znajdujące się w niej książki. Następnie synagogę podpalono. Ponieważ Sopocka Straż Pożarna nie została wcześniej powiadomiona o planowanym podpaleniu synagogi i o zakazie jej gaszenia, udało się jej ogień ugasić. W wyniku pożaru spłonęła jedynie więźba dachowa. Następnej nocy, tj. z 12 na 13 listopada, bojówkarze SA ponownie zaatakowali synagogę. Tym razem Straż Pożarna pilnowała jedynie tego, by ogień nie przerzucił się na sąsiednie budynki - budynek synagogi spłonął aż do fundamentów. Do przyglądania się tej tragedii zmuszony został ostatni rabin Sopotu dr Meir Bieler*, pełniący ten urząd od 1937 r. Całością pogromu sopockiego kierował ówczesny nadburmistrz Sopotu, a zarazem szef miejscowego NSDAP, Erich Kurt Temp. W czasie, gdy płonęła sy- Spalona synagoga nagoga, bojówkarze SA wtargnęli do mieszkań ludności żydowskiej, niszcząc jej dobytek oraz kradnąc biżuterię i wartościowe przedmioty. Nie obyło się bez brutalnego bicia mieszkańców. Następnie zabijano gwoździami drzwi, co uniemożliwiło ludziom opuszczenie swych mieszkań. Z obawy przed bojówkarzami, uwięzieni mieszkańcy wyłamywali drzwi dopiero następnego dnia. Kilka tygodni później Towarzystwo Budowy Kościoła Polskiego w Sopocie wykupiło od gminy żydowskiej posesję, na której znajdowała się synagoga, by wybudować na niej świątynię katolicką. Do zapisu notarialnego nie doszło, ponieważ wymieniony wyżej nadburmistrz nie dopuścił do tego, polecając przejęcie posesji przez magistrat. W tym samym czasie zniszczono groby na sopockim cmentarzu (kirkucie) żydowskim. Cenniejsze płyty nagrobkowe skradziono, inne porozbijano. Po tym barbarzyńskim akcie większość miejscowych Żydów opuściła Sopot. Z chwilą wybuchu wojny w Sopocie mieszkało 140 osób pochodzenia żydowskiego, większość ich deportowano na tereny Generalnej Guberni, Bieler Meir (Majer) - ostatni rabin Sopotu i Gdańska. Urodził się 9 listopada 1906 r. w Tarnopolu, zmarł w 1953 r. w Jerozolimie. W latach 1926-1932 studiował teologię żydowską we Wrocławiu. Równolegle studiował w latach 1927-1932 w Wiirzburgu, gdzie też w roku 1933 obronił pracę doktorską na temat „Wola Boża (znaczenie słowa) według Gabirola". Po otrzymaniu smichy rabinackiej objął 22 maja 1932 r. urząd kaznodziei w gminie żydowskiej w Fiirst w Łużycach. Od 1937 r. aż do zlikwidowania w listopadzie 1938 r. sopockiej gminy żydowskiej był jej rabinem. W tym czasie mieszkał w domu przy Schwedenhofstratëe 12 (obecnie ul. Władysława Jagiełły). Następnie objął funkcję nadrabina Gdańska, kierując jednocześnie wydziałem emigracyjnym. W sierpniu 1940 r. wyemigrował ostatnim transportem do Palestyny, a wraz z nim duża grupa sopockich oraz gdańskich Żydów. Brytyjskie władze nie wpuściły statku do docelowego portu. Nielegalnych imigrantów odesłano na wyspę Mauritius, gdzie cała grupa przymusowo spędziła 5 lat. W 1945 r. wydano im zezwolenie na przyjazd do Palestyny. Rabin dr Bieler zamieszkał w Jerozolimie, gdzie był dyrektorem i nauczycielem jednego z ulapanów. 26 POMERANIA / LISTOPAD 2018 PAMIĘCI OFIAR OKRUTNEJ NOCY KRYSZTAŁOWEJ 1938 ORAZ HOLOKAUSTU Brama cmentarna gdzie spotkał je los większości Żydów. Przez cały okres okupacji udało się w Sopocie pozostać jednej mieszanej - chrześcijańsko-żydowskiej - rodzinie: małżonkom Hampel, Heinzowi i Dorothei, zam. przy Schwedenho-fstr. 12 [ul. Jagiełły 12]. Oboje traktowani byli przez władze nazistowskie z całą brutalnością. Po wojnie, aż do roku 1950 nadal mieszkali pod tym samym adresem jako Henryk i Dorota. Ich wspomnienia zachowane są w archiwum Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem w Jerozolimie. Po wojnie, w latach sześćdziesiątych, wybudowano na terenie byłej synagogi wielopiętrowy budynek mieszkalny należący do Nauczycielskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. W roku 1990 umieszczono na nim ufundowaną przez Fundację Rodziny Nisselbaumów tablicę upamiętniającą w dwóch językach dawną synagogę. Tablica została w 1993 r. usunięta przez nieznanego sprawcę. W 1999 zawieszono nową tablicę, ufundowaną tym razem przez Mirę Ryczke-Kimmelmann, dawną mieszkankę Sopotu. Żydzi, którzy przed wybuchem wojny nie opuścili Sopotu, rzadko uszli Holokaustowi. W zasobach Yad Vashem, Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu w Izraelu gromadzone są dane osobiste ofiar. Oto dane jednej z nich, 11-letniej córki posługującego w sopockiej synagodze Abrahama Mereminskiego, przed wojną zamieszkałego w Sopocie przy Waldchen-straEe 1/7 [ul. Chrobrego]. Nazwisko Imię Imię Imię Płeć Data urodzenia Miejsce urodzenia Imię ojca Imię matki Imię matki Miejsce stałego zamieszkania Miejsce pobytu w czasie wojny Data śmierci Status źródłowy Nazwisko zgłaszającego Imię zgłaszającego Stosunek do ofiary Źródła Rodzaj materiału Nr kartoteczny Ilustracje ze zbiorów Autora. Mereminski Charlotte Sheina Nekhama żeńska 1929 Sopot / Gdańsk Abraham Sara Riwka Sopot / Gdańsk Piaski / Polska 1940 zamordowana Akerman Khaia siostra Yad Vashem Zbiór kartotek karta pamięci 1013516 RAJMUND GŁEMBIN LITERATURA Alicke K.-L. Lexikon der jiidischen Gemeinden im deutschen Sprachraum, Giitersloher Verlagshaus, Giitersloh 2008 (3 tomy). Aschkewitz M„ Zur Geschichte der Juden in Westpreussen, Herder-Institut, Marburg/Lahn 1967. Berendt G., Żydzi na terenie Wolnego Miasta Gdańska w latach 1920-1945, Gdańsk 1997. Echt, S., Die Geschichte der Juden in Danzig, Wyd. Gerhard Rautenberg, Leer 1972. Gippert W., Die „Lösung der Judenfrage" in der Freien Stadt Danzig, 2007. [https://www.zukunft-braucht-erinnerung.de/die-loesun-g-der-judenfrage-in-der-freien-stadt-danzig/ [dostęp 20.05.2018]. Gippert, W., Kindheit und Jugend in Danzig 1920-1945. Identitatsbildung im sozialistischen und im konservativen Milieu, Wydawnictwo: Klartext/PRO, Essen 2005. Kaelter, D.F., Der Jung-Jiidische Bund Danzig, w: „Bulletin des Leo Beck Instituts" 1963, 6. Kemlein, S., Zur Geschichte der Juden in Westpreufien und Danzig (bis 1943). w: Akademie fiir Lehrerfortbildung i in. (red.), Danzig Gdańsk. Deutsch-Polnische Geschichte, Politik und Literatur, Dillingen 1996, s. 94-109. Lichtenstein, E„ Die Juden in Danzig (1933-1939), w: „Zeitschrift fur die Geschichte der Juden" 1967, 4, s. 199-217. Lichtenstein, E., Die Juden der Freien Stadt Danzig unter der Herrschaft des Nationalsozialismus, Tiibingen 1973. Lichtenstein, E., Der Kulturbund der Juden in Danzig 1933-1938, w: „Zeitschrift fiir die Geschichte der Juden" 1973, 10, s. 181-190. Staatsanzeigerfur die Freie Stadt Danzig (wykazy wywłaszczanych Żydów). LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ Telewizje coraz więcej uwagi poświęcają sztuce kulinarnej. Niezbity to dowód wzrostu poziomu życia większości Polaków w ciągu ostatnich 20 lat. Pozornie „naród jako taki" pija głównie (albo i wyłącznie) piwo i narodowy napój monopolowy, który dziś nie jest już napojem monopolowym i nie ma buteleczek z czerwoną etykietką! Na rynku księgarskim ukazują się przecież publikacje o sztuce kulinarnej czy tzw. biesiadnej, w których się sięga po inne trunki, dawniej może elitarne, jak wina czy koniaki. W byłym (?) Związku Radzieckim mawiano, że „klasa robotnicza ustami swoich przedstawicieli spija szampany i zjada kawior". Dziś wina, nawet z dalekich krajów, może nie z głośnych marek, ale niezłe, można kupować tanio. Problemami dziejów wina w Polsce zajmuję się nie od dzisiaj, podobnie jak wielu historyków obyczajów, dziejów kuchni czy... kieliszka. Ostatnio wyszło kilka publikacji na ten temat, które można by wymienić. Odsyłam do książki ze wzmiankami także o roli Gdańska, do którego od średniowiecza statki z Holandii, Francji czy nawet dalekiej Portugalii zwoziły w beczkach wina. Przypomnę na wstępie różnych winiarskich reminiscencji, że w średniowieczu czas długi wino (jako tzw. mszalne, liturgiczne) było nade wszystko napojem Kościoła. Stąd we wczesnym średniowieczu w Polsce, od południa po Zieloną Górę i Toruń, klasztory i miasta nieraz posiadały winnice produkujące wino. Stąd tyle nazw związanych z winem na polskich mapach (Winna Góra, Winogrady, Winiary, Winnica...), zwłaszcza w Małopolsce. Klimat przecież się ciągle zmienia na Ziemi, choć zauważa się to nieraz dopiero po kilku wiekach. Faktem jest, że od końca XV wieku było coraz chłodniej i produkcja wina w Polsce zamarła. Od XV wieku natomiast rósł import wina i to z dwóch głównych kierunków transportowych. Z południa, a więc lądem, przywożono je z krajów śródziemnomorskich i Węgier; czas długi były to głównie wina słodkie, zwane małma-zjami. Polska północna, a potem i szerzej: tereny handlu wiślanego, korzystały z win przywożonych statkami; były to głównie wina francuskie. Był jeszcze trzeci kierunek, początkowo znany tylko na Śląsku: była to droga białych win reńskich i mozelskich, które w pełni doceniano dopiero w XIX wieku. Pytanie jednak zasadnicze o to, kto pijał wina w dawnej Polsce, wymaga dodatkowych wyjaśnień. Karczmy czy szynki służyły piciu „dla samego picia", ale główny problem na co dzień dla każdego, to pytanie, jaki napój towarzyszy jedzeniu. Formalnie można sądzić, że gros Polaków na co dzień zadowalało się wodą. Wiemy jednak z badań historyków, że z czystą wodą nie zawsze było najlepiej, zwłaszcza w dużych miastach. Higiena sanitarna zarówno na wsi, w miastach, jak i na dworach rycerzy stała z reguły kiepsko. Co więc popijano, skoro źródła krystalicznej wody nie było pod ręką? Wiemy, że herbata czy kawa trafiły do użytkowników w istocie dopiero w XVIII wieku. Płynem w średniowieczu (a i później na wsi) powszechnie pijanym od śniadania do kolacji było piwo, często warzone w domu, produkowane w każdym mieście. Przywilej handlowania piwem czy produkowania piwa należał w średniowieczu do najważniejszych. Wbrew potocznym mniemaniom wódka polska jako napój tani i szeroko dostępny pojawi się na polskiej wsi o wiele później, apogeum takiego popijania w karczmach wódki to dopiero wiek XIX (raczej Galicja czy zabór rosyjski niż Pomorze czy Wielkopolska). Kto więc popijał, powiedzmy od końca średniowiecza, owe importowane wina, które przechowywano w podziemiach, piwnicach, lochach Gdańska, Elbląga czy Grudziądza na północy, a w Małopolsce w słynnych lochach Przemyśla, Lwowa, Sandomierza, Jarosławia, Krakowa czy Tarnowa? Odpowiedź dzisiaj znana brzmi tak: wina, raczej kiepskiej jakości (trudności z przechowywaniem, transportem, ale przede w szystkim chyba problem fałszowania wina), będą dostępne w szynkach dużych miast, w domach miejscowego patry-cjatu (Gdańsk, Toruń, Kraków itd.), ale nadal głównie na dworach magnatów i na dworach Kościoła katolickiego. Zanotować również trzeba, że wina wielokrotnie traktowano jako środek w pewnym sensie leczniczy, sprzedawany 28 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH nieraz w aptekach. Historycy obyczajów staropolskich podkreślają nie bez racji, że alkohol w tej epoce ratował przed różnymi infekcjami, przed kontaktem z brudem, panującym zwłaszcza w miastach. Ratowano się winem białym przy kłopotach z trawieniem, winem czerwonym przy wszelkich infekcjach. Znakomity historyk polskich obyczajów epoki baroku Zbigniew Kuchowicz wskazywał, że w XVII wieku znawcy zalecali szczególnie czerwone bor-deaux na choroby żołądkowe, a białe wina, o dziwo, uważano za szczególnie posilne, podawano je nawet na śniadanie w formie nalewek. Za najzdrowsze ogół w XVI wieku uważał oryginalne wina węgierskie. Sam kiedyś w swoich badaniach nad kulturą Torunia w XVII wieku znalazłem w aktach klasztoru norbertanek toruńskich (posiadał wówczas kościół św. Jakuba) rachunek, z którego wynikało, że do klasztornej apteczki - „dla poratowania zdrowia sióstr" -jak napisano dosłownie, klasztor zakupił kilka tuzinów butelek wina węgierskiego. Natomiast picie na umór wina, nadużywanie napoju dla biesiady jako takiej, a niejako elementu posiłku, znajdujemy w licznych opisach podróży cudzoziemców po Polsce, ale to zjawisko się rozpowszechnia dopiero od końca XVI wieku, dotyczy głównie pierwszej połowy XVIII. Tak zwana w dobie oświecenia zacofana sarmacka szlachta, przedmiot satyry oświeceniowej, miała od czasów saskich upajać się na przyjęciach niekończącymi się toastami pełnymi wina w niezwykle dużych kielichach wychylanych obowiązkowo do dna. Jeżeli w toku XVIII wieku na północy kraju czy na stołach arystokracji dominować będą francuskie wina (w tym zwłaszcza szampan), to jednak czas długi przeciętny polski szlachcic pijał głównie wina węgierskie. Określenie „stary węgrzyn", często spotykane w aktach XVII-XVIII wieku, dotyczyło raczej dobrego tokaju, sprowadzanego w beczkach do podziemi w małopolskich miasteczkach i tam właśnie, po paru latach „leżakowania" takiego tokaju w atmosferze wapiennych piwnic, stawał się on powszechnie cenionym starym węgrzynem, o którym mawiano po łacinie wielce uczenie, a co powtórzę po polsku, że najlepsze wino to „zrodzone na Węgrzech, a hodowane (czyli edukowane) w Polsce". Taki tokaj nazywano w Polsce „samo-rodnim" i nazwa taka przyjęła się na Węgrzech (szamorod-ni). Nie brak nam, od czasów Jana Kochanowskiego i jego podróży do Francji, poetyckich i innych zachwytów nad sztuką wina, nad jego wspaniałymi właściwościami. Dziś srodzy przeciwnicy alkoholu mogą się zżymać na taką fraszkę mistrza z Czarnolasu: „Bo tak mnimam, iż upitym / Lepiej leżeć niż zabitym!". Miłośnik starej polskiej kultury i obyczajów, poeta Wincenty Pol tak pisał w połowie XIX wieku: Cztery rzeczy w Polsce słynę Stara piosnka, Stare wino, Przyjaźń doświadczona I uczciwa żona! Bym nie wyszedł na srogiego alkoholika, przypomnę jednak inne aspekty tej sprawy - delektowania się nadmiernego winem. Niewątpliwie dobre wino było przez wieki luksusem. Polska bogata szlachta i magnateria raczej konsumowały, przejadały swoje wysokie dochody w XVII-XVIII wieku, unikając zarówno własnych inwestycji gospodarczych, jak i wspierania tymi dochodami potrzeb własnego państwa. Stąd, trzeba także o tym pamiętać, swoiste zacofanie gospodarcze wielkiego, głównie rolniczego kraju, widoczne wyraziście w XVIII wieku, zacofanie, które było jedną z istotnych przyczyn utraty suwerenności, a potem i niepodległości. Trudno jednak z dzisiejszej dalekiej perspektywy za to wszystko winić popijanie nadmierne wina. Wino, zwłaszcza czerwone wytrawne, to w rozsądnych granicach - każdy lekarz to przyzna - najlepszy towarzysz sutych posiłków. Ja takich posiłków tłustych, typowo polskich, unikam. Tak czy inaczej, spijania hektolitrami piwa czy litrami naszej gorzałki, z pewnością z wielu względów, także towarzyskich, raczej odradzam. Rzecz jasna nie namawiajmy nikogo, by łączył, jak to minionego lata stale się działo, sztukę prowadzenia pojazdów, zwanych automobilami, z popijaniem takich czy innych alkoholi. Automobile wciąż mądremu koniowi nie dorównują: same do stajni swego pana nie dowiozą... Dziś w modnych tanich supermarketach wiele win z dalekich krajów kupujemy nieraz bardzo tanio. Czasami można się tu mocno rozczarować, chociaż fałszerstwa win dziś zdarzają się stosunkowo rzadko; pod koniec XX wieku zdarzało się to głównie w Austrii i we Włoszech. Co do win francuskich istnieje dość skomplikowana ich klasyfikacja. Tak zwane wina stołowe siłą rzeczy nie oferują wysokiej klasy, chyba że je mamy szanse pić „na miejscu", tam, gdzie są produkowane, i można je niezwykle tanio spijać w małych bistrach prosto z beczki. Sławne wina są często o wiele dla nas za drogie. Osobiście z win czerwonych, mogę to wyznać, zawsze wolę burgundy od bordeaux, nie przepadam za prawdziwymi szampanami, a żałuję, że na polskim rynku rzadko pojawiają się duże tańsze, mniej znane, ale godne uwagi, jak czarne wina Saint-Chinian, Corbiëres czy wina znakomite zachodniego południa Francji - wino marki Bergerac. Tym wszystkim, którzy jeżeli nas nie wyrzucą z Unii Europejskiej, będą sobie mogli w przyszłości podróżować po Francji, Nadrenii czy Sycylii, powtarzam raz jeszcze stare prawo winiarzy: wino najlepiej pijać miejscowe. Tak więc białe Badacsonyi nad jeziorem tej nazwy, a wina tokajowe między Sarospatakiem a górą Tokaj. 1 Por. Dorota Dias-Lewandowska, Historia kulturowa wina francuskiego w Polsce od połowy XVII po początków XIX wieku, Warszawa 2014. LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 29 \ Pierszé lata dzejaniô wejrowsczégö partu Kaszëbsczégô Zrzeszeńiô WEDLE AKTÓW KÖMUNYSTICZNY BEZPIECZI Wdonëchczasnëch arti-klach na téma początków dzejnotë wejrowsczégó partu Kaszëbsczégö Zrzeszeniô öpiar-tëch na aktach krëjamnëch służbów Lëdowi Pölsczi pisôł jem colemało ô brzadze robötë wiadłodôwôczów bezpieczi. Brzada tim bëłë rapörtë, w jaczich zamkłé bëłë wiadła ö sytuacji w tim zrzeszenim i ö dzejanim jegö nôleżników. Ösoblëwie chö-dzëło tuwö ö tpzw. „figurantów", to je lëdzy, jaczich żëcé i dzejanié wedle Służbë Bezpieku miisz bëło krëjamno kontrolować. Tim raza równak chca pokazać to z përzna jinszi stronë, to je, jak to wëzdrzało z pózdrzatkii wiadłodôwôcza i wespółrobiącégó z nim fónkcjonariusza. Jakno bëlny przikłôd służëc möże nama krëjamny donosnik ô tacewnym mionie „Kwaśniewski". Je ön ju na zycher dobrze znóny Czetińcóm najégö cządnika, bö niejeden rôz pöjôwiôł sa w mój ich tekstach, dejade w aktach bezpieczi donëchczas nie nalôzł jem jesz niżód-négö papiora, na chtërnym napisóné je miono i nôzwëskó człowieka, co tacył sa pod tim pseudonima. Z Powiatową Delegaturą do spra-wów Publicznego Bezpieku we Wej-rowie wespółrobił ju w 1956 r. Rapórtë öpiarté na tim, co ódkazywół wia-dłodówócz „Kwaśniewski", może na-lezc w aktach SB do 1958 r. Z tego, co ó nim wiémë, wëchôdô, że ju w sztërdzestëch latach uszłégó sto-lata przënôlégôł do karna dzejarzów kaszëbsczich we Wej rowie. Z akt jidze sa domëslëc, że muszół wespółrobic z pówójnową „Zrzeszą Kaszëbską". W piacdzesątëch latach miół nawetka u se doma jaczés papiorë z tego czasu. Jesz przed pöwstanim KZ w 1956 r. chódzył na kaszëbsczé wieczorë rëchto-wóné przez interesëjącëch wejrow-ską bezpieka figurantów i prawie to, że miół do nich przistap, sprawiło, że béł wôżnym zdrzódła wiédzë na téma „separatisticznëch" dzejaniów Jana Trepczika i jego wespółrobótników. Po pówstanim partu KZ we Wej-rowie béł zachacywóny do tegö, bë wstąpić do ti organizacji. Wiémë, że na początku 1957 r. bédowôł to „Kwaśniewskiemu" Klémas Derc, to je jinszi „cekawi" dló SB człowiek. Na początku wiadłodôwôcz nié za baro chcół sa wcygnąc w robota w Zrzeszenim, ale trzimół łączba z jego nó-leżnikama. W jednym z jego raportów nalezc jidze wiadło, że Trepczik zabédowôł mii, cobë ucził kaszëb-sczich tuńców we wejrowsczim Spór-towim Klubie „Gryf". W jinszim môlu widzymë jesz, że zgódzył sa prowadzëc chur. Jak óbtaksowiwelë wespółrobóta z nim fónkcjonariuszowie SB? Tak pó prówdze to rozmajice. Z zópisku z 1 strëmiannika 1957 r. wëchôdô, że wiadłodôwôcz przódë miôł dobré ód-niesenié do wespółdzejaniégö. Chat-no robił, co mii „opiekun" z bezpieczi kózół, a na zetkania przëchôdôł. Późni wszëtkó sa pópsëło, bo „Kwaśniewski" zaczął zriwac zćńdzenia. Czej ju fónkcjonariusz dówół rada sa z nim zeńc, tej wiadłodôwôcz wiedno óbie-cywół, że sa poprawi i badze bëlno wespółdzejół, ale późni i tak nie do-trzimiwół słowa. Tej-sej gódół, że mó wiele warkówi robótë abó że doma miół góscy, temu nie dôł radë pótkac sa ze swój im pro wodzącym ôficérą. Nen slédny równak tracył ju dowiér-nota do „Kwaśniewskiego". Temu téż esbecë iidbelë so sprawdzëc, czë nie łże ôn czasa, czej gódó ö przëczënach tego, czemu nie przëchôdô na zetkania z nima. W czerwińcu 1957 r. napiselë, że musz je to sprawdzëc i skontrolować, ó jaczi gódzënie kiińczi robota. W przëtrôfkii, jakbë scwierdzoné ostało, że wëchódó z robotę w zwëczajnym czasu, a gôdôłbë, że miiszół dłëżi robie, fónkcjonariusz miół mii prosto rzeknąc w óczë, że łże. Czë udba ta ósta zjisconó, nie wiém, ale SB mëslało téż nad tim, żebë na jinszi ôrt zachacëc swojego krëjamnégó wespółrobótnika do „póprawë". Chódzëło tuwó ó dëtczi, a ósoblëwie ó to, żebë mii je dawać. Udba z płacenim za wiadła ósta zjisconó, bó ju krótko późni „Kwaśniewski" dostół ód przedstówce SB 250 złotëch i béł z tego baro iiceszony. Jeżlë chódzy ó wórtnota jegó raportów, to wedle esbecczi dbë bëło w nich wiele prôwdë, ale nie felało téż taczich, jaczim prôcownicë bezpieczi nić do kiińca wierzëlë. W taczich przëtrôfkach czasto wëzwëskiwelë jinszich wiadłodówóczów, jaczi mielë przistap do tëch samëch lëdzy, co sprôwdzywóny krëjamny wespółro- 30 POMERANIA / LISTOPAD 2018 KASZËBIW PRL-U bôtnik. Zdarzało sa téż, że szukelë öni nowégö zdrzódła wiédzë, to je agenta, cobë dotëgöwiwôł jima wiadłów ö tim, co dzeje sa w krëjamno do-zérónëch strzodowiszczach. Bëła tej möżlëwöta porównać to, co ôdkôzy-welë bezpiece jich wiadłodôwôcze. Eżlë kôżdi gôdôł cos jinszégó, tedë musz ju bëło öpasowac, bö jeden z nich mógł cëganic. Temu téż wej-rowskô SB udba so midzë jinszima wëzwëskac swöjégö dôwnégö we-spółrobótnika o tacewnym mionie „Witold" i porównywać jego wiadła z tima ód „Kwaśniewskiego". Kureszce w zélniku 1957 r. porucznik Michół Pietras kąsk wiacy ób-gódół z wiadłodówócza sprawa jego ódniesenió do wespółrobótë z SB. „Kwaśniewski" przëznôł sa tedë, że nić do kuńca béł rzetelny, bo miół strach rëszno sa włączëc w dzejnota KZ. Rzekł ón, że prówdac Trepczik dërch nalinôł na niego, żebë włącził sa do robótë w Zrzeszenim, równak „Kwaśniewski" nie chcôł sa na to zgó-dzëc. Gôdôł wiedno, że ni mó czasu, a tak pó prówdze to bójół sa, że badze miół z ti przëczënë jaczés jiwrë. Öb czas kórbieniô z esbeka pówiedzół mu, że dozdrzôł, że dzejnota KZ je sprzeczno z célama, jaczé organizacjo ta mia zjiscëwac. „Kwaśniewski" béł dbë, że wëszëznë pewno i tak to wëkrëją, a tedë ón jakno nóleżnik Zrzeszeniégó mógłbë miec jiwer. Jin-szą przëczëną nieubëtku donosnika, ó jaczi rzekł ón porucznikowi Pietrasowi, béł strach, że jegó wespółrobóta z bezpieką wëdô sa przed lëdzama. Przedstówca SB, czej uczuł to ód swojego krëjamnégó wespółrobótni-ka, zaró zaczął go uspokój iwac. Rzekł mu, że nen nie darwó sa bójec, że jegó wespółdzejanié z bezpieką sa wëdó, a ókróm tegô kózół mu zgódzëc sa na proca w Zrzeszenim i podawać wszët-czé drobnotë i planë, jaczé rëchtëje sobie Zarząd Zrzeszeniégô. Esbek zagwësnił téż swöjégó rozpówiôdô-cza, że ten nie badze miół niżódnëch jiwrów z władzama w przëtrôfku dze-janió w Zrzeszenim. Dodół dejade, że wiadłodôwôcz muszi ódkazëwac wszëtkö z drobnotama i żebë robił to flot. Ökróm tego „Kwaśniewski" dostôł wskôzë, żebë nie wëkónywôł pólétów, jaczé dostónie ód przédnic-twa KZ, bez wiédzë SB. Ösoblëwie chódzëło tuwó ó taczé rzeczë, chtërne wedle kómunysticznëch wëszëznów mógłëbë przëniesc pôliticzné szkôdë. W ódpöwiedzë na to „Kwaśniewski" rzekł, że zgôdzô sa ze swój im prowó-dzącym óficérą i terózka ju nie boji sa ustëgówaniô ze stronę władzów za dzejnota w KZ, ale dërch jesz mó strach, że lëdze mogą sa dowiedzec ó jegó agenturowi robóce. Pódół nawet-ka przëmiar tego, co dzejało sa rok rëchli w Wagersczi Lëdowi Republice, gdze nóród zbuntowół sa procëm „komunie", i pórządk muszało robie sowiecczé wojsko. Spitół sa tej Pietrasa, cobë sa dzejało, jakbë w rujanie 1956 r. w Polsce stało sa tak cos jak w Wagrach i jakbë agenturowe rapór-të donosników dostałë sa do rąk wrogów. Z akt wëchôdô, że pór. Pietras wiele z „Kwaśniewskim" na ta téma kórbił, jaż kureszce wëzdrzało na to, że dało sa gó przekonać. Zaró pó tim wiadłodówócz óbiecół, że często zmieni swôje ôdniesenié i badze prô-cowôł [dlô SB] rzetelno. Zeńdzenia wiadłodówócza z jegó esbecczim opiekuna ódbiwałë sa w rozmajitëch molach i jeleżnoscach, wiedno równak musz bëło miec stara ó bëlną konspiracja. Rôz zetkanié ódbëło sa u „Kwaśniewskiego" doma ó sódmi wieczór. Bëło to móżlëwé, bó białka wiadłodówócza robią do dze-sąti wieczór. Colemało równak bëło jinaczi. Krëjamny wëspółrobótnicë tej-sej pótikelë sa ze swójima pro-wódzącyma óficérama w apartnëch molach zwónëch kóntaktowima loka-lama. Bëłë to móle „neutralne", co nie bëłë ani sedzbą bezpieczi, ani miesz-kanim wiadłodówócza (na przëmiar mieszkanie jaczégós człowieka, co Źródło inf .ps. "Kwaśniewski" Przyjął por.Pietras K. dnia 1.III.1957 r. Notatka agenturalna ' s>9n 4 ,1, W dola 1.III.57 r. o godz.l9,oo nawiązałem kontakt z inf. pa. MX»aśniew3ki". Kontakt nawlązołom w jego domu. Konspiracja zacbtowa-xło została z uwagi na dogodno warunki,ponieważ żona Jogo praouj e do godz.2£-eJ. Inf,"KBaćniewcki" znajdujo się w dobrym środowisku któro Jest w naszym zaintoreaonaniu i aa możliwości informowania nas o ich zamiarach. Informator tkwi * środowisku b,soperatystów sposśródi który oh niektórzy woszli do Zrzeszenia Kaszubskiego i są podejrzenia ża raogą to Zrzeszenie sprowadzić na inne tory. Nadmienia się,że informator poprzednio podchodził do współpracy bardzo ohętnie, zadania wykonywał 3uaionnio,spotkaLiS nie zrywał. Obecnie od dłuższego czaau na umówione apotkania nie stawia się. Prsiy nawiąBynaniu Jcontałc-tu tłumaczy się to nie miv ł ozo3Uf leca przyrzekł że więcej Już kontaktów zrywał nie będzie Jednak przyrzeczenia jego są niedotrzymy- Jui wyprowadził oo będzie mu nie przeszkadzało w wykonywaniu zadali. 1 toku rozmowy na różne okoliczności nawiązałem rozmowę na temat sytuacji na toronie naszego powiatu gdzie wciągnąłem informatora do dyskusji, w rozmowie dalszo] inrormator odwiadozył.żo Jednego razu przyszedł do niego Derc w sprawie omawianiu działalności Zrzeszenia Kaszubskiego, Zaproponował informatorowi aby ten przystąpił do nich i włączył się aktywnie do pracy po tym zagadnieniu,lecz nie powiedział xu konkretnie czym będzie się zajmował a wspomniał,że na najbliższym spotkaniu omówią ws.ólnie zadania i przydzielony nu zostanie odoinok pracy, Derc nadmienić miał informatorowl, że w tym srzesaeniu ścierają się dwa poglądy.leoz nie określił bliżej oo Jest tego powodem i Jedynie nadmienił,że Jedną grupę repretentuje Dore i Szczęsny,Śliwiński i Jego żona,drugą Trepa zyk-lętó Jakie Kglądy reprezentują te grupy tego Derc miał l.nforaatoipll nie mÓBić, rc nadmienił informatorowi, a by aię tym nie fcrażał ponTesaż to się wszystko Jedna|. złączy Jako Jedna oałośd. W dalszej rozmowie na ten temat informator oś*iadczył,że działi oze ze ozozobla kierowniczego nawiązali łączność a zagranicą. Łączność tą nawiązali prawdopodobnie dlatogo aby czerpać stamtad środki fiaanaowe na działalność Zrzeszenia Kaszubskiego. Bezpośredni kontakt aa utrzymywać Suchocki z Wejherowa z Rod^tałera rodakiem z fuoka.który przebywa w USA ąosscsc z oaaudw okupaojl, Rodna u po "wyzwoleniu pr--yjeeifcai bardzo często do Gdyni z uwagi na to,ze ny* kieronikieo U NBA gdzie w tym czasie Rodnau miał finansować b.Zrzeszeni® Kaszubskie i w tym okresie ozobu byl podejrzany o prowadzenie szpiegostwa. Zrzeszenie Kaszubskie prawdopodobnie amawiało się prawdopodobnie z grupą kulturalną. Jakl*, nie wiadomo,które Jest w USA I ma ona w kwietniu przyjeohać do Polski i wśród nich Rednau. Grupa ta ma liczyć 2^ osoby i kiorownlotwo Zrzeszenia Kaszubskiego ma oię z nimi spotkać w Gdyni. 0 przyjeździe i spotkaniu się z tą grupą nikt próoz kierownika zrzeszenia nie wie, Rodnau ma posiadać rodzinę no torenio Pucka lecz w jakiej miejsoowości togo inforiaatoro bliżej nie powiedział,ponieważ nie wie dokładnie. Informator otrzymał zadanie aby na 8potkaniu szozegółowo22gc opisał o działalności i zaaiarac b.dzlałaozy Zrzeszania,którzy wespółdzejôł z SB, abó jizba w jaczis institucji), a wëzwëskiwóné bëłë do wëżi nadczidniatëch zćńdzeniów. Tak czile razy bëło téż w ópisywó-nym przëtrófku. Zdarzało sa téż dejade, że „Kwaśniewski" pótikół sa ze „swójim" esbeka w Sopóce, gdze czasa biwół służbowo, a gdze midzë lëdzama nie béł znóny. Raportów napisónëch wiadłodówócz nie przë-nosziwół i pówstówałë one dopierze na zeńdzeniach ób czas kórbienió na cekawiącé SB témë. Róz wëzdrzało to tak, że „Kwaśniewski" pótkół sa z pór. Pietrasa w jedny z sopócczich kawiar-niów. Żebë zatacëc pisanie raportu, rozpówiódócze rozłożëlë na stoliku papiorë, z jaczima wiadłodówócz służbowo przëjachôł do Sopótu. Na szczescé dló nich do kawiarnie nie przeszedł tedë nicht, chtobë jich znół, i konspiracjo ósta uchówónó. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autór je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgó partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA 31 70-LATEK Z NOWĄ BANDERĄ 17 lipca 1985 roku Sołdek rozpoczął służbę jako statek-muzeum Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku Sołdek na stałe wpisał się już w krajobraz Motławy i dzisiaj raczej nikt sobie nie wyobraża tego, aby 70-letni rudowęglowiec odpłynął od nabrzeża gdańskiej Ołowianki, gdzie cumuje nieprzerwanie od 33 lat. Owszem, zdarzało się, że na kilka tygodni statek odpływał, bo choć służbę na morzu zakończył w 1980 roku, to nadal musi przechodzić remonty klasowe. Oznacza to, że raz na kilka lat, w towarzystwie holowników, Sołdek płynie w kierunku Gdańskiej Stoczni Remontowa, która sprawuje patronat nad jednostką, o czym informuje m.in. tablica umieszczona na statku, a także logotyp Grupy Remontowa, dobrze widoczny od strony Motławy. Podczas prac w stoczniowym doku wykonano w ostatnich latach prace konserwatorskie o bardzo dużym zakresie, zabezpieczając kadłub Sołdka. Odnowiono nadbudówki - dziobową i rufową - oraz pomieszczenie maszyny sterowej. Stoczniowcy wymienili elementy wręgów i pokładników pokładu głównego, naprawili elementy wzmocnienia poszycia burtowego, wyremontowano także pokrywy ładowni. Wykonane zostały także prace konserwatorsko-malarskie w ładowniach i zbiornikach balastowych. Zabezpieczono wszystkie powierzchnie specjalnymi powłokami malarskimi o odpowiedniej trwałości. Poprzednio Sołdek był w stoczni na przełomie 2010 i 2011 roku. Stępkę pod prototypowy rudowęglowiec typu B-30 położono 3 kwietnia 1948 roku na pochylni A2, utworzonej kilka miesięcy wcześniej Stoczni Gdańskiej. Budową statku kierował inż. Jerzy Doerffer, późniejszy profesor i rektor Politechniki Gdańskiej. Projekt wstępny tej jednostki został opracowany przez zespół polskich konstruktorów pod kierunkiem inż. Henryka Giełdzika. Opracowanie dokumentacji warsztatowej do budowy statku zlecono natomiast francuskiej stoczni Augustin Normand w Hawrze. Jak podają źródła, w ciągu tygodnia pracy montowano przeciętnie 45 ton elementów ze stali okrętowej. W sumie do budowy zużyto około 300 tys. nitów. Po siedmiu miesiącach budowy 6 listopada 1948 roku nastąpił moment wodowania pierwszego zbudowanego od podstaw po zakończeniu II wojny światowej przez polski przemysł stoczniowy statku pełnomorskiego. Na patrona jednostki wybrano przodownika pracy ze Stoczni Gdańskiej. Był nim traser Stanisław Sołdek. Matką chrzestną została jego żona Helena. 22 października 1949 roku rudowęglowiec Sołdek pod dowództwem kpt. ż.w. Zbigniewa Rybiańskie-go udał się w swój pierwszy rejs do Szczecina, gdzie miało miejsce uroczyste podniesienie bandery. Sołdek był prototypowym rudowęglowcem typu B-30 i zapoczątkował budowę serii podobnych jedno- 32 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 BLIŻEJ MORZA stek, które powstawały w latach 1949-1954. Większość zbudowanych w ten sposób statków została sprzedana do ZSRR. Oprócz Sołdka pod polską banderą pływały jeszcze m.in.: Jedność Robotnicza, Brygada Makowskiego, Pstrowski i Wieczorek. Większość tych jednostek została zezłomowana w szkockim Glasgow pod koniec lat 70. XX wieku. Jako ciekawostkę można podać fakt, że bliźniacza jednostka Brygada Makowskiego swój żywot zakończyła jako podwodny element falochronu w tamtejszym porcie. Rudowęglowiec Sołdek przez ponad 31 lat odbył 1479 podróży morskich. Obszarem jego działania były przede wszystkim Morze Bałtyckie i Morze Północne. Pływał do Danii, RFN, NRD, Belgii, Szwecji, Finlandii i ZSRR. Przewiózł ponad 3,5 miliona ton węgla i rudy żelaza, zawijając do 60 portów Swoją służbę na morzu zakończył w 1980 roku. Los Sołdka początkowo miał być związany ze Szczecinem i tamtejszym muzeum. Jednak ostatecznie trafił on do Gdańska. Po specjalnym remoncie 17 lipca 1985 roku rozpoczął nową służbę jako statek-muzeum Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. I do tego drugiego życia, trwającego do dziś, przygotowała go wspomniana Gdańska Stocznia Remontowa. Wykonano na nim duży remont adaptacyjny, przygotowując go do funkcji muzealnych. W październiku Sołdek, z okazji swoich 70. urodzin, otrzymał nową banderę (stara bandera jest w zbiorach Muzeum Szczecińskiego). Cieszymy się, że nasze muzeum zabezpieczyło ten statek, bo to jedyny tej wielkości zachowany statek parowy w Europie, bardzo chętnie odwiedzany przez mieszkańców Gdańska i turystów. W ubiegłym roku na pokład rudowęglowca weszło 57 tys. zwiedzających - mówił podczas uroczystości dr inż. Jerzy Litwin, dyrektor Narodowego Muzeum Morskiego. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI 19 października br. Sołdek, z okazji swoich 70. urodzin, otrzymał nową banderę LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 33 6 listopada 1948 roku - moment wodowania Sołdka w Stoczni Gdańskiej GDAŃSKIE PRZEDPROŻA Spacerując po Gdańsku, często podziwiamy fasady kamieniczek. Tymczasem gdańszczanie dbali również o piękno przedproży. Zdobili je ornamentami roślinnymi, płaskorzeźbami o tematyce mitologicznej czy biblijnej. GDAŃSK MNIEJ ZNANY POKORA I ZAUFANIE Pracując jako przewodnik, codziennie przechodzę ulicą Świętego Ducha. W tym roku w grupie niemieckich turystów znalazł się miłośnik fotografowania detali. Zachwyciły go płyty na przedprożu kamienicy nr 121 i to właśnie on zainspirował mnie do zagłębienia się w ten temat. Płaskorzeźba na balustradzie ukazuje nagiego mężczyznę, który leży uwiązany łańcuchem do pnia drzewa. Wokół niego pasą się zwierzęta. Na drugim planie widzimy mury miasta oraz grupę ludzi zgromadzonych przed miejską bramą. Nietypowa scena ukazuje historię króla Nabuchodonozora, którą przeczytać można w starotestamentowej Księdze Daniela. Nabuchodonozor był władcą starożytnej Babilonii. Za jego czasów miasto Babilon zostało rozbudowane i stało się potężną twierdzą. Król uniósł się pychą i przypisywał sobie, a nie Bogu wszelkie zasługi. Władca miał prorocze sny, które tłumaczył mu prorok Daniel. Choć zapowiadały karę, jednak nie wpłynęły na postawę króla. Sądny dzień nadszedł - Nabuchodonozor został wygnany poza bramy Babilonu. Płaskorzeźba odzwierciedla opis biblijny: „Wypędzono go spo- śród ludzi, żywił się trawą jak woły, a rosa z nieba zwilżała go. Włosy jego urosły niby pióra orła, paznokcie zaś jego jak pazury ptaka". Ścięte drzewo oznaczało upadek królestwa Nabuchodonozora, natomiast pozostawiony pień wskazywał, że ma on szansę się nawrócić. Tak też faktycznie się stało - król uznał panowanie Boga nad światem, dzięki czemu odzyskał władzę nad Babilonią. Druga płaskorzeźba zdobiąca balustradę przedproża ukazuje proroka Daniela w jaskini lwów. Daniel na tym wyobrażeniu jest nieproporcjonalnie duży, wokół niego krążą lwy. Z lewej strony z góry do jaskini zagląda grupa mężczyzn. Jest wśród nich także perski król Dariusz, który zgodnie z prawem musiał skazać Daniela na pożarcie, ponieważ ten oddawał cześć Bogu, a nie królowi. Dariusz jednak ufał, że Bóg ocali proroka i tak też się stało. Obie płyty pochodzą z drugiej połowy XVIII wieku. W KRAINIE SNÓW Idąc szlakiem przedstawiającym wizje biblijne, przenieśmy się na ulicę Mariacką. Kamienica nr 19 ozdobiona jest przedpróżem z balustradą ukazującą scenę snu Jakuba. Płyta pochodząca z końca XVIII wieku jest pęknięta,, ma ubytki. Mimo to można na niej zobaczyć śpiącego pod drzewem mężczyznę, a obok drabinę, na którą jeden anioł się wspina, a drugi z niej schodzi. Scena obrazuje fragment Księgi Rodzaju opisujący sen Jakuba: Bóg nadaje Jakubowi i jego potomstwu ziemię, na której ten spał. Drabinę Jakubową można interpretować jako drogę do Boga człowieka, który wielokrotnie upada mimo chęci dostania się do nieba. Spacer kontynuujemy, idąc w stronę kościoła Mariackiego. Po lewej stronie (ul. Mariacka nr 2) zobaczyć możemy balustradę z 1771 roku ze sceną z Miłosiernym Samarytaninem. Na koniec zatrzymajmy się przy najmniejszej i najstarszej kamieniczce, w której mieści się Hotel Gotyk. Wejście zdobią dwie płyty zrekonstruowane w 1967 roku na podstawie XV-wiecznych. Z lewej strony zobaczymy Archanioła Gabriela, a z prawej Najświętszą Marię Pannę - razem ukazują nam scenę Zwiastowania. Warto wejść na schodki, by zobaczyć, co kryje się po drugiej stronie płyt. Tam ujrzymy scenę Męczeństwa św. Sebastiana, a z prawej Adama i kuszoną przez węża Ewę. MARTA SZAGŻDOWICZ 34 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 l5T^AQ ch EDUKACYJNY DODÔWK DO„PÔMERANII", NR 9 (121), LESTOPADNIK2018 Mirotfôw Talewsczi Scenarnik ląjaców z hi&torii regionu dl&Wl-MW klaAë (2 uczbówé godzënë) Co lo znaczi bëc patriotą? fóôtac dr. Tracëôzha Hracczégé Spödlowi cél Uczeń zwëskiwô wiédza ö Fracëszku Léönie Kracczim i jegö dzejaniu, a téż pödjimô refleksja nad patrioticznyma pöstawama. Szczegółowe céle Uczeń: • znaje pöjaca: Tatczëzna, patriocëzno, patriota, • znaje pöstac Fracëszka Kracczégó, • wskôzywô elementë patrioticznëch zachöwaniów i postawów, • wié, co to je organiczno robota, • wié, że bëcé patriotą to nié leno zbrojnô biôtka, ale téż bëlnô nóuka, robota, rzetelne pöstapöwanié i wëkönëwanié öbrzészków w ötniesenim do jinëch lëdzy i spölëznë, • rozmieje robie i diskutowac w karnie, podawać argumentë i je udokazniwac. Zamkłoscë planu wëchôwawczi robötë Sztôłtowanié patrioticznëch postawów i zachöwaniô sa w uprocëmnienim do nôrodnëch symbolów, pöznanié i zrozmienié pójaców: patriota, patriocëzna, Tatczëzna. Zamkłoscë programu • rozwij patrioticznëch postawów sparłaczonëch z nôrodną tożsamöscą • rozbudzanie szacënku i póczëcô buchë w uprocëmnienim do uróbku uszłëch pókóleniów • zmócniwanié historicznëch, kulturowëch i nôrodnëch parłaków • sztôłtowanié parłaczi z ójczëstim kraja i z regiona i téż öbëwatelsczi swiądë Metodë robötë roböta z teksta roböta w internece burzô musków Förmë robötë indiwidualnô w kamach zbiérnô Didakticzné pömöce fragmentë artiklów ö Fracëszku Kracczim w cządniku „Pomerania" stronë w internece tikającé sa Kracczégó i organiczny robötë uczbównik do historii w klasę VII spödleczny szköłë fragment filmu „Patriotyzm" (https://www.youtube. com/watch?v=8UWOW_dwNfo, do 3:29) wiérzta Stanisława Bartélëka pt. „Öjczëzna" (uczböwnik Danutë Pioch Kaszëbë. Zemia i lëdze", Gduńsk 2011, s. 10) bóga papiora, kléj, mazaczi, farwny papiór, nożëczczi, ódjimk Kracczégö SCENARNIK ZAJACÓW Z HISTORII REGIONU DLÔ VII-VIIIKLASË CYG UCZBË WSTAPNY DZÉL 1. Szkolny witô sa z uczniama i zapöznôwô jich z célama a témą zajaców. 2. Szkolny prosy jednégö ucznia, bë przeczëtôł głośno wiérzta pt. „Ojczëzna". Stanisłôw Bartélëk Öjczëzna Öjczëzna - to wies i miasto i pöla, i drodżi, i las, i dodóm rodzynny - to gniôzdo, gdze rodzył sa kóżdi z nas. Öjczëzna - to serca kątuszk, gdze krew sa burclëje i skwarzi, i nen malinczi nórcëczk, gdze kóżdi swöje żëcé kucharzi. Wanożą lëdze pö świece, gönią za buchą, bogactwa i sławą; równak nôlepi je temu, chto serce, rozëm i race z ôjczëstą związôł sprawą. Uczniowie pöd czerënka szkólnégô ôpôwiôdają ôTatczëznie, dôwającë bôczënk na zamkłosc wiérztë. Szkólny prosy chatnëch uczniów ö przëbôczenié nôrodnëch symbolów (gódło, fana, himn). [Na przëmiar: Stanisłôw Bartélëk gôdô, że Ôjczëzna je naszim gniózda, że to je to wszëtkô, co je kole nas - wies, miasto, pôla, drodżi, las; że mómë mółą i wiólgą Tatczëzna, a nôlepi, czej nasze żëcé sparłaczimë z ôjczëstą sprawą]. 3. Szkólny prosy uczniów, cobë przez sztót namëslëlë sa i wëmienilë swóje spartaczenia ze słowa Tatczëzna [np. Tatczëzna - Polsko, krój, dodóm, rodzëzna, nôrodné symbole, miłota, patriocëzna -miłota do Tatczëznë, môłô i wiôlgô Tatczëzna, patriota - człowiek, jaczi kôchô swôja Tatczëzna i je dló ni gotowi sa pôswiacëc, lokalnô patriocëzna). Szkólny zapisywô te spartaczenia na tôflë. 4. Szkólny pödrechöwiwô wëpöwiescë uczniów i uswiądniwô jima, że rozmajité mogą bëc miarë patriocëznë zanóleżno ód czasów, w jaczich człowiek żëje, a ó patriocëznie badze gódka na dzysészi uczbie. ROZWIJNY DZÉL 5. Szkólny pókazywó uczniom fragment filmu „Patriotyzm", jaczi mó za zadanie dac wiedza, czim bëła patriocëzna dlô wczasniészich pököleniów. Pó projekcji filmu szkólny dzeli uczniów na karna i prosy, cobë przediskutowelë i wëpiselë, co charakterizowało patrioticzną postawa w uszłoce [np. biôtka ó wólnota, gotowość do óddaniô żëcô, pôswiacenié, szacënk, miłota, ôddanié], a co charakterizëje ja tero [np. celebrowanie nôrodnëch światów, utcëwô robota, kibicowanie pólsczim spôrtowim zdrëszënóm, pöczëcé jednoscë z Pôlôchama, poszanowanie nórodnëch symbolów, tolerancjo, nóuka, uchowanie tradicji, dbanié ó strzodowiszcze, dbanié ó mólë nórodny pamiacë]. 6. Póstapno wskózóny przez szkolnego uczeń öpôwiôdô ó organiczny robóce jakno jedny z fórmów robótë dló Pólsczi w cządze zôbórów. 7. Szkólny wprowódzó uczniów w nôwôżniészą téma zajaców. Zapöwiódó póstac Fracëszka Kracczégó. Dowiémë sa, kim béł ten człowiek i dlôcze za-sługiwó na miono patriotę i heroje. Wôżné, cobë szkólny przedstawił Kracczégö jako patrona 2018 Roku w Kaszëbskö-Pömörsczim Zrzeszenim. 8. Dwóje uczniów przedstôwiô wczasni przërëchto-wóną prezentacja ó dr. Fracëszku Kracczim. 9. Szkólny dzeli uczniów na sztërë karna. Przëdzéló kóżdému z karnów zadania spartaczone z póstacą Fracëszka Léôna Kracczégö. Uczniowie przërëchtowują informacje do plakatu, na jaczim ôstôł nalepiony ódjimk Kracczégó i na jaczim są zapisóné datë jegó urodzënów i smiercë. I karno - Téma: Edukacjo i warkówó robota F. Kracczégö. II karno - Téma: Spölëznowé dzejanié w obronie pólsczi i kaszëbsczi kulturę. III karno - Téma: Dzejanié F. Kracczégó na przełómanim lat 1918 /1919 w öbrëmienim ödzwëskiwaniô przez Polska samóstójnotë. IV karno - Téma: Pôlsczé odznaczenia za zasłëdżi dlô F. Kracczégö i jegó smierc z raków miemiecczich faszistów. 10. Szkólny prosy uczniów ó zaczacé robötë i przërëch-towanié hasłów do plakatu w öbrëmienim swójich témów. Wszëtczé informacje o Kracczim mają sa nalezc na plakace, kóle ôdjimniacô. Karno I o F. Kracczi ucził sa w Köscérznie i w Chełmnie. Sztudérowôł prawo w Berlënie, Królewcu i Heidelbergu. Zwëskôł stąpień doktora prawa, o Robił w banköwoscë w Berlënie i we Gduńsku. o Direktór w pólsczi zbożowi firmie Handlowi Dodóm i Komisowi „Ceres". o W Wolnym Gardzę Gduńsku béł direktora gduńsczegó óddzélu Banku Kwilecczi, Pótocczi i Ska z sedzbą w Poznaniu. o Jakno jedurny Pólóch béł nóleżnika Nadzorczi Ra-dzëznë emisyjnego banku Wolnego Gardu - Bank von Danzig. o Béł nóleżnika zarządu Gduńsczi Towórowi i Dętkowi Gełdë. SCENARNIK ZAJACÓW Z HISTORII REGIONU DLÔ VII-VIIIKLASË o Béł nôleżnika zarządu Związku Pölsczich Kupców i Przemësłowców. o Béł nôleżnika zarządu Gduńsczi Gełdë Wôrtoscowëch Papiorów i Dewiz. Karno II o Wëdôwôł regionalne, tj. kaszëbsczé pismiono „Gryf". o Założił Stowôra Młodokaszëbów i miôł tam funkcja kasérë. o Reaktiwöwôł gniôzdo pölsczi Gimnasticzny Sto-wôrë „Sokół" we Gduńsku (miôł stara ö dzejanié stowôrë zgódné z prawa; nôleżnikama „Sokoła" bëło téż wiele Kaszëbów). o Redagöwôł cządnik „Gazeta Gdańska". o Miôł stara ö budowa Pölsczégö Dodomu na Szëdlëcach (dzysdnia dzélnica Gduńska). o Béł wespółzałóżcą Szkôłowi Macérzë we Gduńsku wspierający polską szkółowizna. o Béł prekursora i opiekuna gduńsczego harcerstwa, komendanta gduńsczego ökragu ZHP. o Przënôlégôł do taczich kaszëbsczich organizacji, jak: Pömörsczé Bractwo w Toruniu czë ZMK „Stanica" i je wspiérôł. o Założił Stowôra Drëchów Nôuczi i Kuńsztu we Gduńsku. o Dëtköwö wspiérôł sztudérów pöchôdającëch z kaszëbsczich rodzëznów. o Béł jednym z kmötrów sztandaru Sztudérsczi Korporacji „Cassubia". Karno III o Öd jeseni 1918 r., tj. w burzlëwim czasu ödzwëskiwaniô samöstójnotë, aktiwno włącził sa w tworzenie lokalnego ôstrzódka pölsczi rządzënë. Robił w pôdkömisariace Nôczelny Lëdowi Radzëznë we Gduńsku. o W czasu wiôlgöpölsczégö pöwstaniô béł przédnika Wojskowi Organizacji „Pömörzé". o Wespółtwörził Tajemną Wöjsköwą Organizacja Pômörzô. o Czerowôł przërëchtowaniama do ewentualnego wëbuchniacô pôwstaniô w Zôpadnëch Presach (Gdunsczé Pömörzé). Karno IV o Za swöje zasłëdżi dlô pölsczi sprawë dostôł öd pölsczégö państwa wielné wëprzédnienia i örderë: Kawalersczi Krziż Orderu Polonia Restituta, Örder Virtuti Militari, Złoti Krziż Zasłëdżi. o Jegö dzejanié i zaangażowanie w pölsczé sprawë bëło zmerkóné przez miemiecczich faszistów. 1 séwnika 1939 r. östôł aresztowóny we Gduńsku. Pózni béł wsadzony do KL Stutthof. Östôł rozstrzelony 11 stëcznika abö 22 strëmiannika 1940 r. w karnie 22 bëlnëch dzejarzów gduńsczi Polonii. o W1947 r. jegô cało ostało ekshumöwóné i pöchöwóné na smatôrzu na Zaspie we Gduńsku. o Je patrona jedny z szaséjów w Gdańsku-Olewie. 11. Szkolny öceniwô robota uczniów i pódrechówuje efektë zajaców. Gôdô na przëmiar tak: Fracëszk Kracczi to przëkłôd patriotę kochającego swôja wiôlgq i môtą Tatczëzna. Béł Kaszëbą i kaszëbsczé sprawë wiedno nalazłë plac w jegô sercu a dzejanim. Pôkazywôł, że miłota do swôji môłi Tatczëznë je apartno wôżnô, cobë rozmieć kôchac swôja wiôlgą Ôjczëzna. Zaangażowóny w ôbrona pölsköscë w prësczim zôbörze i WM Gduńsku, prowadzył dzejanié w ôbrëmienim organiczny robôtë, czëlë bez rozléwaniô krëwi. Nie wëstrzégôł sa równak przërëchtowaniów do zbrojny biôtczi. W burzlëwim czasu pô zakuńczenim I światowi wôjnë, na jeseni 1918 r., zaangażowôł sa w tworzenie lokalnëch ôstrzódków pôlsczi rządzënë. Dzysô, w roku ôdzwëskaniô przez Pôlska samöstójnotë, Fracëszk Kracczi je patrona roku w Kaszëbskô-Pômôrsczim Zrzeszenim. To przëkłôd pôlsczégö i kaszëbsczégô patriotę - człowieka, jaczégô szlacha wôrt je jic. Tłómaczëła: Hana Makurót-Snuzik Dr Fracyszk Kracczi Zdrzódło: gedanopedia.pl/gdansk/?title=KRĘC-KI_FRANCISZEK_LEON NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (121), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASË STRZÉDNY SZKÖŁË Ha. Damión HlajM HlaAë Atrzédny ôzhótë Zdrzódło: publicdomainvectors.org Pu&taiwc - połnic zeco Jak przez baro gastą dôka pamiatóm swój pierszi udzél w pusti nocë. Bëło to pö smiercë uja. Jô miôł tedë ledwie ôsmë czë dzewiac lat. Pamiatóm, że jesmë spi-éwelë wiele piesniów a mödlëlë sa na różańcu i że z czasa zaczało mie sa dłużëc i jô chcôt wracac nazód dodóm. Pamiatóm téż fragmentë pieśni, cygnący sa w nieskuńczonosc. Pósobicą wëspiéwiwóné sztrófczi bëłë słowama óddzakówanió sa umarłego z lëdzama, rodzëzną, bratama i sostrama, sąsadama, ale téż ze zwierzatama, zachama i placama. Przëwôłóny wëżi fakt miół mól ju dosc dówno. Przëbôcziwô mie sa nié leno z leżnoscë pisanió tegó tekstu, ale czascy. Jo nie béł tedë jesz tegó swiądny, le pó latach uznówóm to za móje pierszé doswiôdczenié spartaczone ze smiercą. Taczé, chtërno miało wióldżi cësk na to, jaczi óbróz smiercë wëtwórził sa w móji wëóbrazni. Wëóbraznió i wëczëcé ny témë móże nama wiele rzec w rozmajitëch jeleżnoscach żëcô. Nawetka nie wiémë, jak baro wpłiwó na naja wrazlëwöta i ótemkłosc na lëdzy i Böga. Doswiódczenia żëcó i smiercë tworzą to, kim më jesmë. Jak wiele Kaszëbów pochodom z rodzëznë, gdze wiara i kaszëbskô tradicjó swóje korzenie mają w niepamiatnëch czasach. Gdze są żëwötnym i nierozerwalnym dzéla köżdégö sztótu żëcô, órtu mëszlenió i wartoscowanió. Przë leżnoscë Uroczëznë Wszëtczich Swiatëch i Dnia Zôdësznégö zatrzimiwómë sa barżi i przë najich grobach, i przë témie smiercë. Brëkujemë tegó, cobë lepi zrozmiec żëcé i barżi je dowôrtniwac. Brëkujemë tegó, cobë sa potkać, pogadać i powspominać. Wórt je na gwës pödsztrëchnąc, że Kaszëbi pamiatają 0 umarłëch nié leno przë leżnoscë pogrzebu i w ne uroczësté dni, chtërne są przed nama, ale wiedno. Co-lemało chodzą na smatórz, dbają o nógróbczi. Modlą sa i dówają na msza za swójich umarłëch. Doswiód-czenié pödpówiódô mie, że nie je to blós przënacenié abó zjiscywanié tradicji. Ze swójégó żëcô i wëchówanió a dëszpastursczégô doswiódczenió jó wërobił w se przeswiôdczenié, że chódzy o cos wicy. Ö cos głabók wpisónégö w zamkłosc codniowóscë. O ödpöwiésc na nógłabi zalegające pëtanié ó znaczënk żëcó i jegó cél. Ö to, że naj czas nié leno płënie, ale że płënie za czims 1 do Kógós. Ökróm przëwółónégó na zóczątku doswiódczenió prze-żëwanió pusti nocë pó smiercë uja, jó jesz czile razë brół udzél w nym snóżim obrządzę. Nóbarżi swiądno ju jak-no kapłon z mółim doswiódczenim. Móje doznania za kóżdim raza szlachują za sobą. Pusto noc, öddzaköwanié sa z umarłim w slédnëch gödzënach przed pógrzebanim doczasnégó cała ni mają w se trëchlënë, pustego żalu i pëtaniô, co to mdze i jak żëc? Prawie procëmno, je to leżnosc, cobë pódzakówac za darënk żëcô i spólëznë, w jaczi sa to dzeje. To sztót doswiódczenió redotë przënóleżnotë do rodzëznë i do sąsadów, chtërny naju óbkrażiwają na co dzeń. To téż leżnosc, cobë sa ku resz-ce zatrzëmac i nie mëslëc ó tësącu sprawach, leno ó tim, co nówóżniészé. Öddzaköwanié sa z umarłim nie je zdrzenim w strona smiercë, ale pödsztrëchiwô wórtnota i głabia żëcó. Pökôzywô, że nimó żalu pó stracę möżemë bëc ród, bó to nié kuńc, bó pótkómë sa wszëtcë w niebie. Spölëzna blësczich żëjącëch kol mie, póspólnota z umarłima, lëdzama, chtërny ödeszlë przed nama, to zapówiésc wiôldżi spôlëznë swiatëch w niebie. Udzél w żëcym i w smiercë je nótërny i odwieczny. Pöprzédnô mësla je dló mie klucza dló rozmienió smier-cë w kulturze i pômidzë codniowima zajacama Ka-szëbów. Na gwës nie je to ani dogmat, ani absolut, a rëchli wëchôdënk dłëgszi obserwacji i przeżëców. Kaszëbi przeżiwają smierc na ôrt często chrzescejańsczi. Nie chcą rzeknąc, że je z nima wiedno, ale colemało ó ni mëszlą jakno ó nôtërnym dzélu żëcó. Ö kuńcu, chtëren muszi sa stac, bó taczé je żëcé. Ö wëdarzenim, przed chtërnym nie dó sa uceknąc, bó spadnie na köżdégö. Na gwës nie znaczi to, że żëjemë, jidącë w strona smier-cë. Prawie procëmno. Żëjemë, jidącë w strona żëcó. Taczégö, jaczé mdze lepszé, nieskuńczonć, szczestlëwé, bez smutków i żalów. Taczégö, jaczé dó nama znowu leżnosc bëc z tima, chtërnëch jesmë stracëlë. To, jak pódchódómë do smiercë, pókózywó, jak óbchódómë sa z żëcym. Snóżosc Uroczëznë Wszëtczich Swiatëch, cëżba na smatórzach i na drogach to dokóz na to, że dzeje sa cos znaczącego i pöwôżnégô. Szacënk do umarłëch utrwaliwó i sztółtëje szacënk do żëcó. Chto bële jak pódchódó do smiercë i pögrzeböwëch tradicjów, pewno téż bële jak badze pódchódół do szacënku dló żëcô i lëdzy. Jeżlë rozmiemë z szacënka óddzakówiwac sa z umarłima, jeżlë przënóleżno mómë stara ö gro-bë i pamiac ö umarłëch, to jesmë na stosowny drodze żëcô. Wórt je to dozerac i uczëc dzecë, młodzëzna, do-zdrzeniałëch, że je to wôżné i potrzebne, że ód tegó zanôlégô przińdnota. Pögrzeböwé óbrzadë, rodzëznowé tradicje, óbëczaje ôddzaköwiwanió sa z umarłima, szacënk do smier-cë i mólu pógrzebanió pómógają nama uchówac korzenie. W kaszëbsczi tradicji korzenie, rodzëzna i mól póchódanió mają miara swiatoscë. Intujicyjno rozmieje-më, że bez nich ni mómë tożsamóscë i wórtnotë. Bez nich ni mómë przińdnote. Szacënk do smiercë, jaczi jó wëniósł z dodomu i dobéł, öddzaköwującë sa z umarłima, ni mó w se przerażającego strachu wióldżi niewiadomi, ale NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (121), DODÔWK DO „POMERANII" KLASË STRZÉDNYSZKÖŁË pökój, chtëren niese nôdzeja. Nôdzeja, jakô nié leno umôcniwô szacënk do umarłëch, ale gôdô, że ö mie téż chtos badze pamiatôł. Że nie östóna pörzëcony i za-bôczony, ale mda żił w wiecznoscë i pamiacë blësczich. Że z codniowégö żëcô wpôdóm w race żëwégö Böga. Żëjemë tu i terô tak, jak wëznôczô to naj oddech i ucék czasu, ale naje żëcé to cos wiele wiacy. Nick tak baro nie pömôgô tegö ödkrëc, jak czas öddóny umarłim. Tak przez mödlëtwa, jak téż przez stara ö pamiac. Pustô noc nig-dë nie je pustô. Ona je ful żëcô, przepełniono módlëtwą, spiéwa, diskusją i wspóminkama. W Uroczëzna Wszëtczich Swiatëch na smatôrzu pötikómë sa nié blós z umarłima. Napôtikómë tam téż żëwëch, dôwno nie widzónëch, möże nawetka zabôczonëch. A pö procesji i mödlëtwie w chëczë jakös téż wiacy mómë czasu i cerplëwötë dlô blësczich. Żdajemë na tëch, chtërny przejeżdżają na grób möże leno rôz w roku, a môże jesz rzadzy. Pón Bóg uczinił naju dlô se darënka i snôżo je to widzec w dni, jaczé są przed nama. Uroczëzna Wszëtczich Swiatëch to leżnosc do swiatowaniô dlô nëch, chtërny ödeszlë. Swiati w niebie mają bal; i to na fest. A më téż chcemë le bëc ród, że chtos sa w niebie za naju modli i że mómë köl se nëch, z chtërnyma do nieba wanożimë... Tłómaczëła: Hona Makurôt-Snuzik Bédënczi na czwiczenia z teksta Kôrbiónka 1. Co to je za zwëk „pustô noc"? Czë brôł/ brała jes czedës udzél w tim obrządzę? 2. Jaczé je znaczenie pusti nocë? Co wedle ce nen óbrzad dôwô blisczim umarłego? 3. Jaczi cësk miôł na autora tekstu udzél w pusti nocë pô smiercë uja? Co ostało z knôpiczich lat jakno wspómink? 4. Jaczé je kapłańscze doswiôdczenié autora tekstu ze smiercą? Co o ni pisze? 5. Jak rozmiejesz titel tekstu „Pustô noc - pôłniô żëcô"? 6. Jak Kaszëbi pamiatają ô swöjich umarłëch blisczich? Co je wëraza jich pamiacë? 7. Co sa dzeje na Kaszëbach i oglowó w Polsce óbczas Uroczëznë Wszëtczich Swiatëch? Wëzwëskôj tekst i téż swöje przemëszlenia. Robota z interneta 1. Po smiercë Öjca Swiatégö Jana Pawła II ödbéł sa óbrzad pusti nocë w swiónowsczim sanktuarium, gdze zebrelë sa Kaszëbi. Nalézë ô tim wiadła w internece. A może chtos z waji czuł ö pusti nocë, jakô bëła we Gduńsku, w kóscele sw. Jana czile lat temu (w 2013 r.)? Z kögum tedë Kaszëbi sa ôddzaköwiwelë? 2. Wôrt dowiedzec sa wiacy, tej nalézë dwie publikacje tikającé sa témë pusti nocë - Śpiewnik Pieśni Pustej Nocy i Na brzegu życia i śmierci. Zwyczaje, obrzędy oraz wierzenia pogrzebowe i zaduszkowe na Kaszubach. Dowiedzë sa, chto je jich autora, jak wëzdrzą öbkłôdczi i gdze może ne ksążczi kupie abó prze-czëtac. 3. Przërëchtuj raza z drëchama prezentacja multimedialną ö pusti nocë. Pökôżta ja zainteresowónym uczniom z jinëch klas. 4. Autór wspöminô, że „chtos sa w niebie za naju modli". Co wiész ö öbcowanim swiatëch? Chtërny swiati są dlô cebie nadzwëköwö wôżny? Na Kaszëbach a Pömörzim mómë swôjich swiatëch i błogôsławionëch. Nalézë wiadła ö: sw. Ottonie z Bambergu, bł. ksadzu Józefie Jónköwsczim, bł. Doroce z Mątowów, bł. Marce Wiecczi... Je nawetka ksążka Swiati z Kaszëb ö. Zbigörza Josköwsczégö, w chtërny przedstôwiô ön köl 30 ösób. Chtos z waji mô ja czëtóné? A môże chtos z waji familie mô ja doma? 5. Dlô Kaszëbów apartné znaczenie mô ksądz biskup Könstantin Dominik, wiele lëdzy wierzi w jego swiatosc i modlą sa ô jegö chutką beatifikacja. Nalézë wiadła o nim, a téż ô Wióldżi Błagalny Nowennie. 6. Swiati Faustin béł tczony bez strzédnowiecznëch Kaszëbów, a dzysô jego relikwie jidze nalezc w sanktuarium na Pólanowsczi Górze. Dowiedzë sa wiacy ó nym swiatim, o Polanowie i ó jinszich swiatëch górach Kaszëbów. Pisanie swöji wëpöwiedzë Napisze, jak rozmiejesz zdanie z tekstu ks. Damiana Klajsta: „naj czas nié leno płënie, ale że płënie za czims i do Kógós". Böżi Słëga bp Könstantin Dominik / Zdrzódło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, autór ôdj. Alfred Świerkosz NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (121), DODÔWK DO„PÖMERANII' GRAMATIKA Hana Makurôł-Snuzik mrnmn labializacjô Aamczwahów o, u, ó W kaszëbsczim jazëku samózwaczi o, u, ó mögą ulegać labializacji. Proces ten zachôdô, jeżlë wëmienioné samózwaczi nachôdają sa: • na zóczątku słowa, • pö samózwakach, • pö spółzwakach: k, g, h, ch, p, b, f, w, m. Labializacjô je zjawiszcza öbserwöwónym w wëmöwie w wiele jazëkach i öglowö pölégô na zaökrąglenim lëpów przë wëmôwianim samózwaków. W kaszëbiznie parłaczi sa öna téż z wëtwörzenim dodôwköwégö zwaku ł, ja-czi je wëmôwióny przed samözwakama o, u, ó, równak nie je zaznacziwóny w pisënku. Kaszëbsczé labializowóné samözwaczi są zapisywónë lëtrama: ô, u, ó. Kaszëbsczi samözwak zapisywóny jakno ô nót je wëmawiac jakno łe; pökazywô sa ön np. w słowach: ôkno, bôkadnosc. Kaszëbsczi samôzwak zapisywóny jakno u miôłbë bëc wëmôwióny jakno łu; wëstąpiwô ön np. w słowach: udba, mucha. Labializowóny samözwak ó ni mô specjalnego öznaczeniô w kaszëbsczi ortografii, je ön zapisywóny prosto jakno ó, równak nót je go wëmawiac jakno łó; pókazywó sa on np. w słowach: ósmi, późni. Czwiczenié 1 Wëmówi słowa: köt, wóda, dzeckó, morze, robócy, ona, stwórzëc, pórządk buten, uznać, pusto, uzdrzec, gbur, dwuch, muca, kuchnio kóń, wół, pón, óws, móda, szkolno, swój, pómpa, ópa, mój Czwiczenié 2 Z pôdónégô tekstu wëpiszë słowa, w jaczich sq samözwaczi ö abö u. Wëapartni słowa, w jaczich labializowóné samózwaczi nalazłë sa: a) na zóczątku słowa b) pó samózwaku c) pó spółzwaku; te spółzwaczi téż wëpiszë w tôflë. To nie je nót, naja codniowô jizba sygnie w całoscë dlô ce i twójégö gósca. Le mómë jesz pół budlë malënowégö soku. Östôł jesz ze slédnégö najégô zéndzeniégö w uszłim tidzeniu. Stoji na drëdżi pölëcë w kuchniowi komorze. Wezkój-ta so kąsk, żlë badzeta mia lëgötka. Ostawia warna téż czile ruńcelków na pódwieczórk, bó chto wié, czë Mateusz zajimniati zwóżenim bulwów na ókrat badze nazód wczas na wieczerza. (Lucy Maud Montgomery, Ana z Zelony Grzëpë, tłóm. M. Bôbköwskô, Gduńsk 2017, s. 42). Słowa z ö abó u na zóczątku słowa pó samózwaku pó spółzwaku Wënis7ë snółzwak twöjégö + g Wëmówi wszëtczé zapisóné w tôfië słowa. Wëmówi wszëtczé zapisóné w tôfië słowa. GRAMATIKA Czwiczenié 3 a) W niewëfulowónëch placach wstawi lëtra o abô ö. k...żdi, kr...wa, pëszn..., cL.bri, k...lan..., zëmn..., ch...dzëc, ...stróżn..., sł...wik, pr...st..., k...ł..., mi...dny, ...b, lëst...padnik, ...znôczô, ...krat, n...rda, p...rénk, bëln...ta, ...brôzk b) W niewëfulowónëch placach wstawi lëtrë u abô u. ...smiéwk, dł...dżi, b...lwa, ...snąc, pôtem..., L.bic, kr...ta, k...pic, k...kówka, ...rzas, tr.Jôcz, b...szny, k...li, r...jan, dzew...s, ...rzma, r...chna, ...czëc, sł...ńce, br...ny, b...dowac, a...tół Wëmówi wszëtczé zapisóné wëżi słowa. Czwiczenié 4 Dofuluj diktando lëtrama o, ö, u abô u. Béł rôz król, co miôł le jedna córka i ...n r...zesłôł wiadł..., że cht... bë taczi ...krat zb...dowôł, c...bë mógł jic p... kraj... i p... morz..., tem... bë dół sw...ja córka. Tej béł téż chł...p, co miôł trzech sënów, dw...ch mądrëch, a jednég... gł...pégö. Ny dwaji wiedn... sa smielë z teg... gł...pégó i nie chcelë jeg... nigdze ze s...bą wząc. (W krôjnie kaszëbsczich brawadów, red. B. Ugöwskô, Gdańsk 2018, s. 5). Pô wëfulowanim diktanda przëczëtôj głośno całi tekst. ÖDPÖWIESCË Czwiczenié 2 Słowa z ö abö u na zôczątku słowa pö samözwaku pö spółzwaku WëDiszë SDÓłzwak twöjégö + g gosca + g budlë + b malënowégö + g soku + k östôł + slédnégö + g najégö + g zéhdzeniégö + g uszłim + pölëcë + P kuchniowi + k kömörze + k, m lëgötka + g östawia + pödwieczórk + P bö + b Matéusz + zwôżenim + w bulwów + b ökrat + Czwiczenié 2 Czwiczenié 3 köżdi, krowa, pëszno, dobri, kölano, zëmno, chödzëc, östróżno, słowik, prosto, koło, miodny, öb, lëstopadnik, öznôczô, ökrat, norda, Pörénk, bëlnota, öbrôzk usmiéwk, dłudżi, bulwa, usnąc, pötemu, lubic, kruta, kupic, kukówka, urzas, trulôcz, buszny, kuli, rujan, dzewus, urzma, ruchna, uczëc, słuńce, bruny, budować, autół Czwiczenié 4 Béł rôz król, co miôł le jedna córka i ön rozesłôł wiadło, że chto bë taczi ökrat zbudowôł, cobë mógłjic pö kraju i pö morzu, temu bë dół swöja córka. Tej béł téż chłop, co miôł trzech sënów, dwuch mądrëch, a jednégö głupégô. Ny dwaji wiedno sa smielë z tego głupégö i nie chcelë jego nigdze ze sobą wząc. NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (121), DODÔWK DO„PÖMERANII" VIII FARWE KSADZA ZECHTË jak wisznié. jak bôcóné jak krôsnia Bernard Sychta „Słownik gwar kaszubskich" 1967 (tom I, s. 169) Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch/ Projel il / Wespółroböta: Hana Makurôt-Snuzik CZERWZONY Autorka: Marta Maszota KASZEBSCZI W ksążce Bedeker kaszubski (Gdańsk 1978, III wëd.) Różë Östrowsczi i Izabele Trojanowsczi je zéwiszcze „Kaszubscy królowie". Autorczi pod nim piszą1: „Taczi ju je zwëk na Kaszëbach, że widzałé, barżi rëszné ösobë, ósoblëwie lëdo-wi dzejôrze, są zwóné »kaszëbsczima królama«. Ta pózwa wësłowiô póczestnosc, chöc czasama mô i nótka letkö szpórtowną" (s. 231). Ostrowsko i Trojanowsko wëmieniłë w swójim bedekerze sztërzëch królów: Tóna Ôbrama, Wicka Rogala, Tédóra Przewösczégö (je zapisóny jakno Przewórsczi) i Karóla Kreffta. Znôu Tadeusz Bólduan w prôcë Nowy bedeker kaszubski (Gdańsk 1997) pisze: „Welacje »kaszëbsczich królów« ódbi-wałë sa w całoscë nieóficjalno, zwëköwó w strzodowiskach wiesczich i môłomiasteczköwëch, ale niejedny »królowie« udostôwelë ranga öglowókaszëbską" (s. 189). Bólduan przë-bócził, że za peerelu, w 1956 roku, jeden powiatowi sekretera wółól rozgórzony, że kaszëbsczi dzejórze chcą wëbierac kaszëbsczégó króla. Rok późni jiny partijny sekretera często pówóżno óswiódcził, że Kaszëbi nastawilë sa jednoczasno na apartnosc i mónarchizm. Utwórca bedekera wspômniôł téż, że przédnicë Koła Kaszëbölogów, a pótemu Klubu Sztudérów Kaszëbów w Wëższim Seminarium Dëchow-nym w Pelplënie pó prôwdze zwelë i zwią sa królama. Ksądz Bernat Zëchta w swójim arcydokazu Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej (1967-1976) pód zéwiszcza „król" wëpisôł dzesac znaczënków tego słowa, pód dzesątim midzë jinszima pisze: „czasté przezwëskó chłopa. Tak np. Król ze Starzëna zawdzacziwó swoja królewską »zwatwa« dłudżi brodze, chtërna zeszlachówiwó go do króla z kartów. Równak nówiacy królów móże pótkac midzë drobną półniową szlachtą. Öni sa wëprowôdzają nóczascy z »dinastii« Gleszczińsczich, ósoblëwó w Brzozowie kól Szlachecczégö Brzézna »panëje« Król Agust na Brzozowie W 1986 roku jaknó reportera „Pomeranie" jô pójachół do Brzozowa, żebë tegó króla pótkac. Ze Szlachecczégó Brzézna jó szedł do Brzozowa sztërë kilométrë piechti, na môlu lëdze mie pökôzelë gburstwó Chamier-Gleszczińsczich. Jeden sąsód zaprowadzył mie do gbura i rzekł z usmiéwka: „Królu Agusce, nen pón przeniósł tobie kóruna". Król, chłop 46 lat stóri, dokładno ópówiedzół mie ó swójim gburstwie. Czedës, jak mie rzekł, szło jima bëlno, ale ju ód czilenósce lat je biéda, a jesz do tegó spôlëła sa stodoła. „Jakbë jesz chëcz sa spółëła - ón mie sa żólił - to jó Hieronim Jarosz Derdowsczi. Mai. M.Tamkiin bë zrobił krziżik nad tą zemią i stądka wëcygnął. Jó bë tej robił w lese jakó rąbca abó w jaczim pegeerze". Pora lat temu mój drëch Macéj Tamkun zabédowôł mie, żebë zrobić „Poczet kaszëbsczich królów". Jó miół pisać tekstë, a ón namalować pórtretë tëch królów. Östół, jak donëchczas, leno projekt. Ön zdążił namalować Jarosza Derdowsczégö, chtëren płinął do Americzi, a jó - zrobić lësta królów. Weszło mie, że w dzejach Kaszëbsczi bëło jich dzewiac - pözwónëch jako kaszëbsczi król abó król Kaszë-bów. Hewóle to je nen mój spisënk wedle roku urodzeniô: Walenti Dąbrowsczi (1847-1931) urodzył sa w Gówi-nie, béł katolëcczim ksadza, kanonika, proboszcza parafii Swiati Trójce we Wejrowie. Głosył kózania i spówiódół pó kaszëbsku. Rozmiół bëlno szpórtowac, opowiadać, béł dobrotlëwi i góscynny, lëdze gó baro kóchelë. Leżi na stórim smatórzu we Wejrowie. Jarosz Derdowsczi (1852-1902) póchódół z Wiela, béł pierszim kaszëbsczim piesniodzejórza. Napisół czile poematów, w tim nôbarżi znóny Ôpanu Czórlińsczim co do Pucka pô sécejachôł (I wëd. 1880). Robił jakó gazét-nik w cządniku „Gazeta Toruńska". W 1886 wëcygnął do Americzi, a zamieszkół w miastku Winona, gdze miół drëkarnia, ksagarnia i jesz wëdôwôł gazéta „Wiarus". Kaszëbsczim króla ögłosëlë go mieszkańce Winonë w ekstra plebiscyce. Tomôsz Rogala (1860-1951) béł rodzony na pustkach kól Wiela, równak wiele lat mieszkół w Kóscérznie i tam je póchówóny. Béł rzemiasnika, łëdowim kaszëbsczim 1 Wszëtczé cytatë z pölsköjazëköwëch ksążk i artiklów na kaszëbsczi przełożił autór negô tekstu. LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 35 ZWECZI dzejórza. Wespółzakłôdôł Kaszëbsczi Dodóm „Bazar". Raza z Tóną Ôbrama i dr. Mieczësława Marchlewsczim w 1919 roku béł jachóny do Wersalu, gdze bëła pököjowô konferencjo, cobë miec stara ö zrzeszenie Pömörzô z Polską. Östôł wëprzédniony midzë jinszima Krziża Kawaler-sczim Örderu Ödrodë Pölsczi. Tóna Ôbram (1869-1923) urodzył sa we wsë Zdrada köl Pucka. Zakłôdôł lëdowé towarzëstwa, béł budzôrza póls-köscë westrzódka Kaszëbów. Jakö przedstôwca firmë Neid-linger wanożił pö Kaszëbach i bédowôł do sprzedaniô ma-szinë do szëcô Singer. Przë leżnoscë przemôwiôł, téż cza-sama pö kaszëbsku, köl köscołów do lëdzy i jima głosył, że przińdze Pölskô i wölné Kaszëbë. Östôł pöchöwóny na stôrim smatôrzu w Gdinie-Ôksëwim. Józef Gniéch (1877-1939) przeszedł na świat w Domô-towie kol Pucka, béł kaszëbsczim dzejórza. Za czasów prësczi niewólë prowadzył kol se doma we Wej rowie krëjamną nóuka pölsczégó jazëka. Brôł udzél w wöjnie pölskö-bólszewicczi. Przez wiele lat robił jako dwiérznik. Dzejôł w Lëdowim Towarzëstwie, Kóle Drëchów Kaszë-bów i Pôlsczi Zôchódny Zrzeszë. Östôł zabiti przez Miemców w Piôsznicë. Tédor Przewósczi, milno pisóny w ksążkach jakö Prze-wörsczi (1889-1976). Béł gwôscëcela młinów w Parzenie i Reköwnicë, robił téż jakó kupc i sodlôrz. Pó wöjnie mieszkôł w Leśnie i tamo je póchówóny. Wiele pômôgôł biédnym, rozmiôł bëlno rozpowiadać ö dzejach Kaszëbów. Wiktor Grulkówsczi (1904-1981) póchódzył ze Wdzydz (zwónëch wczasni Kiszewsczima). Béł wëchówónka Tédorë Gulgówsczi, chtërna z chłopa Izydora założëła tamö kaszëbsczi skansen. Jakö młodélc zarôbiôł sprze-dôwanim racznëch kaszëbsczich dokazów w rozmajitëch môlach, ósoblëwó w Gdinie. Pó wojnie robił jakó kustosz we wdzydzczim skansenie, chtëren przez jaczis czas zwół sa Kaszëbsczé Chëcze. Lëdze zapamiatelë go jakó bëlnégó bajócza i pówiódajka. Karól Krefft (1907-1995) urodzył sa w Zówórach kol Chmielna. Jakó sztudéra prawa Warszawsczégó Uniwersytetu nóleżół do korporacje „Cassubia". Ju jakó młodélc biótkówół ó równoprawniénié Kaszëbów. Znół wiele jazëków. Pó wojnie baro pómógół lëdzóm jako kartësczi starosta. Czej zachórzół, óstół pustelnika, mieszkół do kuńca żëcó w Lniskach kół Żukówa, gdze je póchówóny na parafialnym smatórzu. Hilari Jastak (1914-2000) - ksądz prałat, doktór teologie, kapelón Solidarnoscë, załóżca i proboszcz parafie Nôswiatszégó Serca Pana Jezësa w Gdinie. Wiele pómógół lëdzóm jakó kapelón Caritasu, późni jakó proboszcz parafie, a pod kuńc żëcô założił fundacja, chtërna wspierała uczącą sa młodzëzna z biédniészich familiów. Sóm gódół pó kaszëbsku i zachacywół jinëch do gódczi w rodny mowie. Na plebanie miół mósągówą kóruna, w chtër-ny pókózywół sa dló szpórtu jakó Król Kaszëbów. W całoscë kaszëbsczich królów apartniłë: pömôganié jinym, trim do brawadzenió i stara ó kaszëbizna. STANISLÔW JANKA rodem z Gowina, wieloletniego proboszcza i dziekana wejherowskiego, krzewiciela polskości i wielkiego dobroczyńcy, patrona dzieł kościelnych i społecznych, Społeczeństwo Gminy Wejherowo Gowino, 11 listopada 2006 roku ksiądz prałat Hilary lastak (1914-2000) X rocznica śmierci -17 stycznia 2010 msza Św., koncert kolęd kościół NSPI Gdynia 36 I POMERANIA / LISTOPAD 2018 KOMIKS A... "WmNA aszëbi, Kaszëbskô a kaszëbizna w pölsczim 1C komiksu to téma, jakô za czasto nie bëła wëzwë-I skiwónô. W spisënku, jaczi je doparłaczony do negö artikla, je le wicy jak 30 titlów. W wikszoscë möże w nich nalezc kaszëbsczé drobnotë - pöstacëjô je roda z Kaszëbsczi a tam-sam chtos w naju möwie cos rzecze. Są téż taczé zrëchtowóné na spödlim lëdowëch pôwiôstków abô wëzwëskującé dzélëczi pömôrsczich dzejów. Mërgającë óka, do nëch kaszëbsczich „drobnotów" möże zarechöwac bohaterów roda z Kaszëb, m.jin. kapitana Klossa z Köscérznë (seriô Kapitan Kloss), Janka Kösa ze Gduńska (Przygody pancernych i psa Szarika a Czterej pancerni i pies), abó Benka Dampca z Pucka {Benek Dampc i trup sąsiada a jiné). Czekawé a mającé edukacjową wôrtnosc są kömiksë, w jaczich akcjô dzeje sa w Pömôrsce. Strzédnym sto-latóm namienioné są chôcbë: Doman. W cieniu Światowida czë Konungahela 1136 - Słowiańska wyprawa, zôs drëdżi światowi wôjnë tikają sa: Laspiaśnicki, Szczęściarz z rocznika 1917, Pierwsi w boju. Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku, Westerplatte. Załoga śmierci. Dosc wiele je graficznëch öpöwiescy ö miesce Gdiniô: Miasto z widokiem, Morskie Marzenie Polski. Projekt Gdynia 1923, Okno na świat. Sztrëjczi we Gduńsku a powstanie Solidarnoscë téż nalazlë swój plac - tuwö muszi nadczidnąc ö wëdóny w drëdżim óbiégu ópówiescy Solidarność 500 pierwszych dni. Żlë jidze ô pömôrsczé ôpöwiednie, wëmienic möże: Opowieść o dzielnym rybaku z Ustki, seria jednoplan-szowëch komiksów Opowieści znad Bałtyku, Ostatni wynalazek i sztërë zsziwczi Legend sianowskich. Kaszëbskô gôdka pójôwiô sa rzôdkô. W komiksu Janusza Christë Kajko i Kokosz. Wielki turniej dwie póstacëje przedstówiają sa góralowi: „Misme prziszli znad muerza, jo". Kąsk wicy Kaszëbi gódają w ópówie-scach, do jaczich scenarniczi napisa Elżbieta Żukowsko. W kriminale Kapitan Wrona rëbôk gôdô: „Jô nick nie wiém, jô nick nie zrobił", na co milicjant ódpówiôdô: „Po polsku mów, niemiecka szujo! Tu Polska jest". Żukowsko wëzwëska téż kaszëbską möwa w zbiérku 5 komiksów pod titla Miasto z morza. W ópówiescy Jadzia Kaszëbka sztridëje sa z Polką, gódającë w pólkaszu: „Jo ni boda znoszała twoich lumpów na moim strychu. Jak mój stary z Helu przyndze to uobacisz". Nôwicy kaszëbsczich témów jidze nalezc w komiksach reklamöwëch i promócyjnëch wëdówónëch bez institucje czë miasta na Kaszëbach. Tuwó wëmienic może: Dzień pod Trójmiastem, czyli wycieczka do Wejherowa, O Muzeum w Wejherowie snuta komiksem opowieść czë Ślub nad Białą. O powstaniu Wejherowa i Kalwarii Wejherowskiej opowieść komiksowa. Na kuńc jesz smaczk z pómórsczi pismieniznë. Hewó w latach 1994-1995 w pucczim cządniku „Gazeta Nadmorska" drëkôwóny béł komiks zrëchtowóny na spódlim romana Augustina Necla Krwawy sztorm. Sce-narnik napisół Krësztof Misdzoł (pól. Krzysztof Miś-dziol), céchiinczi ód dzélu 1 do 4 robił Macéj Tamkim, a ód dzélu 5 do 21 - Béjata Glosa (pól. Beata Glosa). Może wôrt bë bëło wëdac ną öpówiésc w zsziwku? Öglowö widzec je, że w pólsczich komiksach Kaszë-bi przedstawiony są baro stereótipiczno (rëbók, gbur, szkalëjącô białka), kaszëbsczi jazëk je rzôdkö wëzwëski-wóny (czasto zópis je fóneticzny). Kaszëbi prosto robią jakno spödlé przédnëch bohaterów abó są ukrëti tak, że drago jidze rozpoznać jejich pochodzenie. LËSTOPADNIK 2018 POMERANIA 37 KULTURA Spte&nfc Dolęc-zAch /coiviifcę /ëje- fxiZtjys>*:io , Tu eyjcv ć>c> JLrTc/** -/ <$tec/ae y' yj. z,c S»Cv5iCŁ "Xrm/OL , kUc^OMJO 2 jtyć "lo tu 3u .-7->QtyŻ , .--rOC/s/ sr-rsryj ■ J, Jfaźdjj z ^->OA k/e.cJiO Oj-a'u koMcLbho _J Qoc/o' bez i' Uob pćc/o-ilic Ai [fy jt /Se^ , f / _A»é jaibc Ą^T&tëCi , iayjrt/e . Ao. I3SC". 1 Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych. 42 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 MUZYKA mia rodnô" Jana Trepczika, dze autór tekstu i muzyczi swiądlëwie stôwiô akceńte na östatną szlabiza w słowach rodnô a snôżô, co podług jego wnëczczi a przędny znajôrzczi kaszëbsczi muzyczi dr hab. Witosławë Franköwsczi - miało pódczorchnąc nordowi charakter ny spiéwë. Tec „Tu je nasza zemia" téż je nordowô... A möże öriginalny tekst brzëmiôł jinaczi? Sygómë zôs do muzealny szëflôdë i przepisywómë z raczno pisóné-gö dokumeńtu: Hymn zespołu „Morskie fale" Tu dze jistnieje półwysep płelści, Dze Wjysła wpodo w mierze Tu dze so lowiflyndre i sledze Losose i wyngłerze. Ref. Tuje nasza zemia, kłechano łyjciyzna Błe to tu su nasię, rodzinny Kasiebe. Każdy z nas kłecho gwara kasiebsko I gödö bez sromłete Ciy ktoś płedriwo w tuncu gdze graju Ciy to je klei robłete. Ref Tuje nasza... A zie me grajeme i spiewame Tak jakbe młerscifale, Tymły me te naś cali zespół Tak samłe nazwale. Ref Tuje nasza... I data napisaniô: 20 maj 1980. Trzëdzescë ösmë lat dowslôdë. Tej wcale nie je to przed drëgą światową wojną, jak chcelë produceńce głośnego filmu „Kamerdyner", dze ta spiéwa (raza z jinyma „przedwójnowi-ma": „Kaszëbską Królewą" Trepczika, „Kaszëbë wołają nas" Peplińsczćgo czë „Kaszëbë, Kaszëbë" Stachursczé-gö a Prëczköwsczégö) robi za muzyczne tło... Jaką „Naszą zemia" bédëją na swich płatkach jiné karna? Tej nôprzódka Józef Roszman i kapela „Plesta". W jich wëkönanim czëjemë: Półwysep Hélsczi, rodzinne Kaszëbë, môwa kaszëbską. Trzëcy sztrófczi ni ma. Jiné wëkônôwcczi z Nordë, bialczi z Wiôldżi Wsy, „Ka-szubianki" mają: Rodnyje Kaszëbë; czë to je doma, czë to je w szkoli, a trzecô sztrófka je apartnô - turisticznô: Morze nas żëwi, morze bógacy, do nas letnicë zjeżdżają. Kaszëbskô zemia i nasze morze wszëtcë wnet pokochają. Labörsczé LEVINO bédëje: tu są nasze, nordowé Kaszëbë; czë to je doma, czë to je w szkole. A w trzecy czëjemë: Dze rzéka Łeba przez Labórgpłënie i w najim nórce dżinie, dze lasë, górczi, pola i łączi, wkółptóchów snôżé spiéwë. Köl seraköjsczi kapelë BAS je: kochano tatczëzna, jazëk kaszëbsczi. Kôl chwaszczińsczich STOLEM-ów: cygnie sa Półwisep Hélsczi, kôchanô tatczëzna, domôcé Kaszëbë; czë toje doma, czë chtos podriwô. Zôs w trzecy: Kaszëbskô zemia i nasze morze, tu starża më trzimómë, bó na Kaszëbach bëc chcemë wiérno, nikomu nick nie dómë. Köl „Nadolanów" Kaszëbë są rodzinne i bóm-cyk--cyk(?) grają. Trzecą mają jak „Kaszubianki". „Redza-nie" spiéwią refren na dwa głosë. Mają rodzynné Kaszëbë, mowa kaszëbską. Trzecô sztrófka je takô: Da-lek tam płëną bôtë na morzu i rëbôk łowi rëbë. Tam, gdze so bliza swiécy kôl sztrądë - to są moje Kaszëbë! A czwiôrtô: Tu, gdze są nasze kaszëbsczé stronë, gdze stôré stoją chëcze. Tu, gdze Kaszëbi zwëczi trzimają i uczą swôje dzecë. Dzecë z karna „Nasze stronë" z Wierzchucëna spiéwią: rodzinne Kaszëbë, i zôs krëjamné „ómcyk-cyk grają". W snôżim churowim wëkönanim „Rumianów" czëjemë: Hélsczi Półóstrów a mowa kaszëbską. Wspömnioné karno C.Z.A.D. pówtôrzô drëgą sztrófka w tonacjowim pókroku. Jedna z nônowszich wersjów tekstu, ze śpiewnika Zjazdu Kaszëbów z Rédë w 2015 roku, je takô: Tam, dze jistnieje Hélsczi Półóstrów, dze Wisła wpôdô w morze, Tu, dze sa lowi flądrë i sledze, losose i wagórze - Ref: Tuje nasza zemia, Kaszëbów tatczëzna! Bô to tu są nasze kóchané Kaszëbë! Kôżdi z nas köchô kaszëbsczi jazëk i gôdô bez sromötë Czë chto pódriwô w tuńcu, dze grają, czë toje köl robótë. Ref: Tuje nasza... Wcyg wôżné östôwô pëtanié: kuli może zmieniwac öriginalné słowa, muzyka bez pëtaniô jich autora? Co tłomaczi zmieniwanié? Czë sóm pökrok lëteracczi kaszëbiznë dôwô do te ôradz? Jeżlë w przëtrôfku ks. Peplińsczćgo i jegö „Kaszëbë wöłają nas" - mómë zgöda utwórcë na dopasowiwanié słów do pötrzebë wëkônôwcë; za Celiną Leszczińską-Rubin: Wujek nigdë nie zabróniôł zmieniać swójich tekstów. Kôżdą pósobną wersja brół za swoja2 - to przë jinëch śpiewach taczi zgödë autora nie bëło... Jak dalek w „uprôwianim" cëzy melodie może jic? Jak mocno może muzyk zmieniwac pierwószną harmonia dokazu? Czë nie je lepi nierôz napisać swoja muzyka, nôlepi do nowego tekstu, ale tematiczno szlachującégó za tim „obrobionym"? Ale czë to bądze jesz „NASZA zemia"? T0MÔSZFÓPKA 2 Tómk Fópka, Weszło ze Stedzyńc. Z Łësniewa weszło, „Pomerania" nr 7-8/2013, s. 24. LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 43 TO LE KÔPLE W SKLEPIE GROCHÔTAŁË! Jadwiga Miszk (pol. Myszk) urodzono je w rodzëznie Brzésczich 13 rujana 1932 roku w Bórzestowie. Jak mia kol piać lat, tej z familią zamieszka w Żukowie, dze ósta do kuńca wöjnë. Pö wojnie zamieszka w Papowie na dzélëku rozparcelowóny zemi po majątku Hejnów. Na ti ojcowiźnie ostała ji sostra Agnésa pö chłopie Arendt. Jadwiga ze swójim chłopa Léöna Miszka, co pöchödzył ze Skrzeszewa köl Serakójc (umarł 1 stëcznika 2008 r.), od 1953 roku przez całé żëcé robiła na sąsednym môlu. Ji chłop téż przejął po wojnie dzélëk Hejnowégö majątku w Papowie. Ta gospodarka przejała ji córka Anna, chtërna ze swójim chłopa Mariana Stenzla z Rabiechówa doprowadza ja do tego, że bëła jednym z nôlepszich gburstwów w całim kraju. Midzë jinszima östelë öni méstra-ma Agrolidżi w 2002 roku. Anna (ur. 28 gódnika 1965 r.) nôgle umarła 14 stëcznika 2010 r. Dzys Marión pro-wadzy dali nen wiôldżi mól raza z drëgą białką Marią i dzecama. Jego tescowó Jadwiga mieszko wcyg raza z dorosłima ju wnëkama: Marka, Natalią, Piotra i Adama, chtërny pômôgają w góspódarzenim. Jadwiga Miszk Jak wë pamiatôce pöczątk wöjnë? To bëło merkac, że ta wöjna wëbuch-nie. Më bëlë mieszkańcama u wiôldżégó gbura w Żukowie, Wandt-czi. To bëło tam, dze bëła jajczarnió, dzys je tam Rondo miona 66 Kaszëb-sczégô Pułku Piechótë. Na sarnim początku wójnë më bëlë ucekłé do Kczewa, do Wilczewsczich. Më szlë przez Môłköwö. Jô pamiatóm, że më ôdpöczalë w môłkówsczim pałacu. To je dzywno, ale tam nikógó nie bëło. To bëło baro cepło. Nama sa chcało pic. I më tam ödpóczalë i sa napilë kompotu. A w Kczewie bëlë taczi dwaj i knópi w mój im wieku. Më sa bawilë. Tam më wöjnë żódny nie widzelë. Tam le jeden żołnierz przez podwórze przeszedł. To bëła całó wojna na początku. Pó pora dniach më przëszlë dodóm. Wszëtkö bëło pöwëcygniaté z szafów, ale nick wzaté nie bëło. Mëma miała zaczënioné do chleba. To wëczipiało z kórëta. Pózni to béł dobri zakwas. Lëdze z Żuköwa to brelë do pieczeniô chleba. Në a pötemu wë bëlë piac lat pöd Miemca i chödzëlë wiera do nie-miecczi szköłë? Jo, do Żukowa. Tam béł taczi wiôldżi szkolny. To béł straszny człowiek. Ön dërch rëczôł na dzecë. To bëło czëc dalek. Bił köżdégó dnia i to fest szliga. Nóbarżi tëch starszich. Przikładowó dwóje ód Młińsczich, knóp i dzéwcza, ón bił jich dzćń w dzćń. Ani przed wojną, ani pó wojnie jo nie chodzą nijak do pólsczi szkółë. Ale tak nick sa we wsë lëchégö nie dzejało. Nikogo nie zabijelë. Béł jaczis czas bezpiek, jo? Më swoje dali robilë, ale bezpieku nie bëło dëcht jak nick. Ko Miemcë dërch tu sa krącëlë. Wnetka zaczalë brac do niemiecczégó wojska. Móji dwaji star-szi bracynowie, Léón i Jan, bëlë zacy-gniony. Na Wandtkówé gbiirstwó béł wlazłi treuhender, a Wandtkówie bëlë wënëkóny. Nen Miemc miôł wszët-czich na oku. To béł esesmón. Ön na gminie robił. Całą żukowską gmina sóm óbsłużił. Ale jaż tak lëchi nie béł. Ön tej-sej do nas nawetka przeszedł i gódół z nama, ale to muszół ópaso-wac, bó co ón miół richtich w głowie, to nicht nie wiedzół. Ti bratowie przëszlë z wöjnë? Jo, óni przeżëlë. Léón na ostatku béł w Anglii, a Franc we Francji. Ön gódół, że óni mielë jich znëkóné do kopie, jak konie. Öni mielë tak wëskubóny z głodu trówa, że korzenia tam nie szło nalezc. Öbaji wrócëlë dodóm. Ale jedny nie przeszłe nazód. Wezmë, jaż dwaji ód Fórmelów z Papowa. Dzysó tam Czaja góspóda-rzi. Nen stóri Fórmela téż óstół zabiti. Ale to ju bëło na kuńcu wójnë. To Ruscë zrobilë. To wiera béł ten nôgörszi czas, jak oni tu sa krącëlë? Naszi kóle chëczi wëbudowelë bąker. Tam më mielë schówóné wszelejaczé rzeczë: pierznë, deczi, łóżka zbité, stół. Wszëtkó tam bëło, żebë mógł w nim przemieszkac front. Ale jak Ruscë sa pójawilë, tej óni w to strzéle-lë, to le pióra priskałë. Öni muszelë widzec, że to bëło tam budowóné. Na szczescé nas tam tej nie bëło. Pózni më bëlë w chlewie u sąsadów. Tam më bëlë póra nocy. A z nama chódzëłë dërch trzë Ukrajinczi. Öne tu bëłë jesz przed wojną. Robiłë na majątku u Hejnów w Papowie. Tej më szlë do 44 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 Stawidła. To je kôle sztreczi w Żukowie. Tam bëła takô przëbu-dówka. Më tam pôra dni sedzelë. Ale kąsk chutczi przez Żuköwö szlë ti stutthofowi - marsz smiercë. Wë to pamiatôce? Kö jô jich widza na swöje öczë. Chto dali ni mógł, tegö öni le kölbą paklë. Öni spelë u Kamińsczich. U Wandt-czi téż bela ful stodoła. Môja mëma gotowa pulczi, a tata na szchańdach jima nosył jedzenie. W tim marszu szedł ksądz Francyszk Grëcza. Ti na-szi sa to dowiedzelë. Jô gö widza na swöje ôczë. Ön béł w stodole. Öni gö jakös wëdostelë. I mój tata gó kónia-ma zawiózł dzes do Kczewa. Ön béł u Fularczików, a stąd przedostôł sa do Göwidlëna. W tim sarnim marszu szedł téż ks. Józef Bëstron, chtëren późni tu béł przez lata proboszcza w Żukowie. Jo, ksadza Bëstronia mët zretelë. Ön sa ukriwôł u Domarusczi w Papówie. Öna mia dwa köminë w ti czerwony budzę. Midzë köminama bëła takô luka i tam ona gö trzima, dôwa jedzenie. Jaż do czasu, jak przeszło wëz-wólenié. Zarô pötemu béł front. Wa tu mögła w tim czasu ostać na swój im? Nié, Miemcë nas wënëkelë z naszich chëczi i sobie zrobilë plac. Më bëlë tej pół dnia na pólu. Wkół dërch bómbë spôdałë. Jedna trafiła w Wandtkówa krowa. To le sa flaczi sëpałë. Më szlë tej do młëna nad Strzelniczką. Dzys tam je Pastuszak. Tam bëło baro wiele lëdzy. Tam bëlë téż Miemcë. Jedną razą sa zrobił szum. Tej öni chcelë wóda spuscëc i wszëtczich tëch lëdzy utopie. Ale to jima sa nie udało. Më tam bëlë pôra dni, bo nie bëło co jesc. Tej më szlë pod dodóm. Na dworcu leżół taczi pakati Miemc z medalama zabiti. Dali më szlë wedle sztreczi. W tëch wnakach - przepustach pod torama lëdze żukówsczi mielë so pöchöwóné rozmajité swoje rzeczë. Tego bëło ful. A późni to Ruscë le bre-lë i na wagónë. Öni szabrowelë, co sa dało. Całima wagónama wiozlë ma-szinë do szëcô, koła, zégarczi. Czëła jem, że jeden Rusk zaszedł rôz do WÖJNOWI KASZËBI zégarméstra i chcół z wekra zrobić szesc mółëch zegarków. Ö tim lëdze do dzys dërch gôdają, a drëgô sprawa to diewoczki. Tu téż tak bëło? Diewoczki i białczi téż! U naszich są-sadów Wandtków oni mielë so zrobione sztab. Ti wëższi nick nie robilë. Ale przëszlë ti młodi i gôdelë: Matko, wstawaj, dokumenty! Oni tak szukelë dzéwczatów. Mója starszo sostra Léna sedza dërch w sklepie. Tam bëła tako môłô jizdebka. Ale oni tam doszlë. Tam oni późni je brelë. To le kopie grochótałë! Wiele tam przeszło... A jedna sa nie chowała. To bëła są-sôdczi sostrë córka. Öna mia sëcbi bok, ni mógła raką rëchac i słabo chodzą. I oni ja wzalë. Öna ni mogła jaż jic późni. Ale jak ti wëższi sa doczëlë, tej oni z tim robilë pórządk. Jednégö Ruska za kara zastrzélelë na naszich oczach. A naszich lëdzy, z Żukowa i z Papowa, tu bëło wiele zabitëch? W naszi budzę jedna Kaszëbka. Öna bëła ju tako starszo. Jô nawetka nie wiém, jak do te doszło, bó më ju bëlë wëg stądka. Öni ja póchówelë w Żukowie. Pó nich osta straszno biéda? Nie belo wiera co sôc nawetka? To jaż tak zle nie bëło na szczescé. Lëdze mielë so schöwóné zôrno na szopach. Do seniô tëli bëło. Le Kaczmarek z Papowa, to béł późni wiôldżi góspódórz, ón ni miół nick. Tej ón pó lëdzach chódzył i tëli do senió dostół. Ön miôł bëc w wójnie zabiti, ale jemu sa udało wząc papiorë ód jednego zabitego i ón figuro wół na jego nôzwëskó. I tak ón przeżił. A wa tam dali mieszka u Wandtków? Nić, pó wójnie më dostelë parcela na rozparcelowónym Hejnowim majątku. Le tam nick nie bëło, dze bë mógł zamieszkać. Tej më krótko bëlë u Langów w Papowie, a tej jesz përzna u Wicków. W tim czasu më so zbudo-welë taką budka do zamieszkanió. A późni më ju budowelë dali na swójim. Jó dobrze te pierszé lata pó wójnie pamiatóm. Bëło baro czażkó. Nógórszé bëło to, że na naszim pólu bëłë same bąkrë pó fronce. Më to muszelë zasëpëwac, przerëc całé póle, a wszadze bëło ful łusków. Muszół ópasowac na wszëtkö. Na szczescé to nie wëbuchało, chóc tej-sej bëło czëc ó niewëbiichach. Ko jesz pora lat pó wójnie dërch dżinalë ti lëdze. Przikła-dowó rôz wëbuchła tako bómba i zabiła dwuch môłëch knópików ód Toporków, co paslë krowë. To bëło cos strasznego. Sztëczczi jich całów bëłë rozdrzuconé na wiele metrów. A co z tima Hejnama sa stało? Jedny nie przeżëlë wójnë. Ten, co miół dostać ta całą gospodarka, zdżi-nął we fligrze. Öni jachelë w póslëbną réza i wszëtcë zdżinalë. Öni są pôchówóny na smatôrzu w Papowie, bó oni bëlë lëtersczi wiarë. Tam może óbezdrzec jich grób. A reszta szła do Miemców. Potomkowie jich tam są. Öni mają tu pora razy nawetka bëté pó wójnie w Papowie. Dzysó w jich pałacu je szkoła. Z JADWIGĄMISZK Z PAPÔWA GÔDÔL EUGENIUSZ PRËCZKÖWSCZI «8s$5%'.ais££ MSSfSSSR- „.■łhkluwiufl Pöspólny grób 66 zabitëch sôdzëwëch ze Stutthofu l LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 45 WÖJÔRZA GNÉÖMARA PRZËTRÔFK Lebcz to dosc wiôlgô nordowô wies. Mô nawetka swöje dzélnice jak gard, a zwią sa öne Zelé, Dana, Pu-stczi, Kasarë ë Pödgórë. Pôradzesąt lat temu móg przez Lebcz przejachac téż stôrą bëlną kroköszką - to je baną, co szla z Pucka do Krokowa. Nôstarszi wiadla ö ti wsë pöchôdają równak jaż z XIII stolata, czej miéwcą Lebcza bél ricérz Gnéömar. Ö nym më za baro wiele nie wiémë, le tak mëszla, że móg miec w nen czas taczi to przëtrôfk. Sluneszkô bëlo w pól drodżi do pôl-nia. Stegną, chtërna jak strëga skraca rôz to w lewö, rôz w prawö, ridowa na koniach czile lëdzy. Pömalinku jachalë na norda. Na przódku jacha dwuch wójôrzów. Jeden biédniészi, le wieselniészi, w skórowim wapsu, pögwizdiwôl ë pödsmiéwôl sa z drë-cha. Nen bógatszi, równak smutnié-szi. Na se miôl strój paradnego zortu. Tak ón, jak téż jegó mëra wëzdrzelë jaczis zmarachówóny ë médëch. To dô sa wëtlomaczëc, bö ón jachôl do-dóm ôd kasztelana, z balu, chtëren warôl wnet do rena. Në a kóń - co tu wiele gadać - miól co dwigac. W głowie tego ricerza szemarzëlë wspó-minczi ö ti zabawie ë ôsoblëwie mësl ó kasztelanowi córce, na chtërna za-hôknąn oko. Tak sa téż mu zdówa, że ona na nim përzna téż, czej uda mu sa rzeknąc ji pôra milecznëch słów. Mëslë nibë milé, równak nie bëlo mu do smiéchu. Ö balu przëpömina mu téż badącó w głowie ókróm wspominków bólesc, a téż jedna chórosc, co maczëla go, ód czedë wërëszëlë w droga. Przez ta chórosc muszelë zatrzëmiwac sa czasto, wiedno czej pötikelë jaczis gascészi krzóczi. Tej nen pón muszól nëkac w szunąg jak dzëk. Rôz, czej z niego wëlôz, staknąn cażkó ë rzek: - Sobku, tak më do naszego Lebcza nie dobieżimë do nocë. Dój mie jaką rada. - Ha! - zariknąn, śmiejące sa drëch - Gnéómarku, të doch wiész, że za wiele szkódzy! Terô retój, retój. W nocë musz bëlo mëszlëc, bracyn-ku. Kuli krop pómiescy, a nić kuli ôczë chcą! - Të kaluna stôri! - rozgórzil sa nen, le zarô zastakól a chwacyl sa za żot. - Në spokojno, spokojno. Dzakuj, że rnósz wasta Sobka za drëcha! Znaja jó tu krótko jedna stôrą se-kutnica, czarzelnica. Ta cë jaczis retënk dó. Sobk póprowadzyl calé karno kónnëch na lewo ód pucczi kasztelanie, chtërna prawie mijelë. Pó jaczims czasu wjachelë w mókri grunt na zaczątku biot rozcygającëch sa jaż pód Lebcz, do chtërnégö chcelë dojachac. Normalno muszól je wkól objeżdżać - w dzćń nawetka móg sa tu zagubić, a ób noc w nëch stronach straszëlo. Móg téż plënąc czółna ód hówindżi w Pucku w ókólé Starzëna, gdze rzéka Plutnica mia swóje zdrzódla. Le na sóm plac téż muszól na kunc dodreptac piechti. Sobk - za co ósoblëwie lubił go Gnéömar - bël stôrim kuńdą ë, jak to sa gódó, wiedzól nawetka, gdze diôchél mó mlodé. Znól téż plac we-strzód nech biot, gdze mieszka białka zajimającó sa rëchtowanim medi-cynów ë gwës téż jinszimë krëja-mnymë sprôwkamë. Nie wiedzól, jak móże bëc stôrô, le wëzdrza, jakbë mia przënômni dwa stolata na krzi-żach. Ridownicë dojachalë w kuncu do zapadli w grunt kôtë z trôwą na daku. Widzec bëlo ja dopierze, jak nałóż sa krótko kól ni, z daleka nicht bë ji nie dozdrzól. Dokoła bela ób-grodzonó blotkamë ë trzasawiskamë. Muszól wiedzec, jak sa tam dostać. Z bëna wëlazla na stóró czarzelnica, zgrabólaló, wëschłó ë z wiólgą bar- 46 POMERANIA / LISTOPAD 2018 NORDOWÉ PÖWIÔSTCZI dawicą na knérze. Na ti bardawicë roslë trzë dludżé sëwé wlosë ë to -jak pömëslôl Gnéomar - nôbarżi rzuca sa w öczë w ti personie. Wöjôrz dostôl strach, wierził bô w gusla ë bójól sa wszeljaczich uroków. - Witôj stôri Capie - rzekła pó-malinku czarzelnica, a glos mia jak dôwno niesmarowônô ôs öd wözu. - Witôj stôrô Közo - ödrzek ji Sobk ë widzec bëlo, że dobrze sa znają. Wëtlomaczil babie, w czim je kłopot, a ta pödsmia sa pöd knérą ë wëskrzecza: - Kuli krop weznie, nić kuli öczë chcą, bo urok to żóden nie je. To jô bë ju mia wëczëté. Cos sa na ta twöja chörosc naléze, grëbi pruchu. Öd raza Gnéömar chcôl ji za taczé słowa wprac, równak miôl strach, a Sobk blós zarechötôl jak kątór. Po sztócëku czarzelnica wëlazla z kôtë. W jedną raka wsëpa ricerzowi czór-ny proszk z gróscë: - Nôprzód to so wez w gaba, spróbuj pólknąc, a tej przepij tim. Le nôprzód wcygnij lëft, wëpijesz, tej odetchnij - to gôdając, w drëgą raka da mii drzewiany topk. Gnéömar chóc nie bél pewny tego, co robi, pöslëchôl, bö bél ju mocno zmarachöwôny tą swoją chilawicą. Nen proszk szmakól jak jaczis popiół ë w topku bél jaczis mocno óstri sznaps pödsëpôny zéla. Żebë nié rada, cobë wcygnąn nôprzód lëft, tej bë sa utk, a tak blós nim porządnie strzaslo, le téż w tim sarnim sztóce zrobiło mu sa lepi. Jakbë mu nazót móc w szpérach wrócëla. Përzna strachu sa najód, ale pomogło. - Dzaka! - rzek ju mócniészim glosa - kuli takó pómóc prizëje? - Schówi miészk - rzekła ta stôrô ostro - mie tu wasze dëtczi do nick nie są brëkówné. Przindze czas, tej móże mda cos ód ce chcą. To móże nigdë sa nie stac, ale jeżlë jo, tej mdzesz mie dłużny. Po tim wójórze ódjachalë. Czej ju bëlë na cwiardim grunce, Gnéómar rzek: - Straszno sekutnica! Co ona mie góda na kunc? - Të ni miej strachu. Jo dłużny ju ji bél, a doch mie nic. Chóc po prów-dze nigdë z taką nie je wiedzec do kunca, co ë jak. Móże sa nama jesz przëdac - ódpówiedzól mu Sobk ë ridowalë dali. Ju czësto drist ë flot. Kunc kunców naszi bohaterowie dostalë sa do gnéómarowégô dwó-rzëszcza. Nie bél to żóden okazali budink, le wiedno bëlo tu wiesolo ë móg rechówac na bëlné zjestku. Na to stówiól góspódórz, bó jak ju wiémë, sóm lubił zacht pódjesc ë podpić. Teró po taczi drodze, chóro-scë ë strachu bél czësto zgłodniali. Zaró ód progu wadzól na slëżba, żebë jim chutkó zrëchtowac pieklą szpera ód dzëka, szczeka w pókrzëwówim zósu, groch z krëpamë ë, nim to mdze fardich, nóprzód dac na stół wórszta. Drëszë sedlë so na lawa we wióldżi okrągli jizbie. Na westrzód pólil sa ódżin ë dim wiornąn przez dzura w daku. Wkól na scanach bëlë skórë ód wszeljaczich zwierząt ë téż statczi abó tarcze ë sulice. Gnéómar ópówiódól drëchówi ó swój ich më-slach ó kasztelanowi córce, ó tim, jak ona uzéra za nim na balu, a ón do ni miodno prawił. Sobk ódrzek na to, że kąsk jinaczi to pamiató. Tak sa pöwiôdalë ë ödpócziwalë ti wójórze, czej chtos mocno zaklepół na dwiérze ë tej uczëlë: - Góńc do wastë Gnéómara! Ötemknita, panie! - Wlôz! - ódkrzëknąn góspódórz. Do jizbë wlôz slëga, ukłonił sa ë drëżącym glosa rzek: - Jô jada ód mlodégô pana Bar-nutë z Mrzeżëna. Nie bądzta na mie rozgórzony, jô blós rzeka, co mie kôzalë. - Gadôj doch! - Wasta Barnuta wëzywô wasta na biótka za to, że na balu pódszczipnąn wasta kasztelanową córka w ta, neeee, w..., w rzëc - chóc mój pón to jakós téż tak jinaczi nen mól nazwól, le jo zabóczil richtich jak - a przë tim wasta baro brzëdkö do ni zagôdôl. Teró abó wasta mdze sa z pana Barnutą tlëk w tim placu, gdze Plutnica wpôdô do Môlégö Mórza, jesz dzysó wieczór, abó muszi sóm wszëtczim ógloszëc jakno je świnia, knórz ë pruch. Sobk tak sa smiól z tëch słów, że jaż pich sëpôl sa z daku: - Prawie tak jakós jô téż to pa-miatóm, drëszku! Góspódórz na Lebczu zrobił sa bladi, tej czerwiony, zdówa sa, że mu dim z knérë buch. Gońca wëpacôl z dwórzëszcza. Ju miól sa rëchtowac do biótczi, czej do jizbë wlazła slëżba. Mlodó, sposobno służka wniosła nóprzód wóniającą pieczeń, tej gël-dzącé z daleka w knéra rëba ë groch z krëpamë. Zaró téż bëla zós z dwuma garncamë. W jednym bëlo grzôné piwó, w drëdżim miód do picégó. Przë tim snôżô służka puszczëla oczko do wójórza, a buten zacząn padać deszcz, z chtërnégó zrobią sa szlaga. Gnéómar bez niżódny gódczi wstól z lawë, ótemk szerok dwiérze, wëlôz na próg ë zarëknąn tak głośno, jak blós potrafił: Lëdze, slëchôjta! Jem świnia! Jem knórz ë slédny pruch! Henëtny lëdze, co to czëlë, pó-mëslelë: téż wiadlo, to doch kóżdi wić. A wieczór w pucczi hówindze, co bëla w nëch latach przë sami Plut-nicë, ókratnicë mielë wiele smiéchu z jaczégós pana, co dlugó stojól na sztrądze w zbroje ë dërdzewiól na deszczu. MATEUSZ BULLMANN Pôwiôstka inspirowónô tekstd „Decyzja" Andrzeja Waligórsczégö ô ricerzu Dreptôku. Tekst z niechtërnyma znankama nordowi kaszëbiznë. LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA 47 Z KOCIEWIA PO CHWALBIE ROZPRAWY DOKTORSKIEJ NAWET RÓNKELPUPA CIESZY Wielka chwalbo należy się Doktorantce (właściwie już teraz doktor nauk humanistycznych) z południowego Kociewia, czyli powiatu świeckiego, która na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy w pięknym stylu obroniła rozprawę doktorską poświęconą tożsamości regionalnej. Badaniem objęła cały region, wszystkie grupy wiekowe, około 500 osób. Przeprowadziła ciekawe wywiady, uczestniczyła w wielu konferen- skim zwrócił kiedyś moją uwagę. I tak się zaczęło. Postaram się to nadrobić. Właśnie jemu zadedykuję opracowanie tekstów kociewskich, od najstarszych po współczesne, które i w „Pomeranii" się ukazują. Dziękuję Kaszubom za otwarte okienko też dla sąsiadów. A sąsiedzi popularyzują m.in. tradycyjną, pomorską kuchnię. Na południu już wiele razy Festiwal Smaku w sierpniu, a w październiku w Subko- cjach i wydarzeniach kulturalnych. A na Kocie-wiu też się dzieje... Powstał obraz, w jakim stopniu zakorzenienie, znajomość gwar kociewskich, uczestnictwo we współczesnej kulturze _ regionalnej, znajomość jej emblematów - stanowią o poczuciu tożsamości. To niezwykła satysfakcja dla promotora - słyszeć, jak młoda nauczycielka efektownie i dzielnie broni swoich wniosków przed profesorami z PAN-u w Krakowie i bliskiego mi UG. Święto Kociewia - myślałam i serce mi rosło... Opracowanie warto będzie, np. przed kolejnym Kongresem Kociewskim, opublikować. Dwa kolejne tematy z naszego regionu są w opracowaniu i też mnie cieszą. Warto być nauczycielem (też akademickim), by zobaczyć, jak rosną skrzydła. Pomóc je rozwinąć, to wielka sprawa, więc nie tylko w październiku (gdy piszę te słowa) życzę wszystkim bliskim mi szkolnym radości z uczby. Po tylu latach właśnie dobra uczbo jest dla mnie jasną stroną istnienia. A nauka jest jak ogromne morze.... Pamiętamy słowa Stefana Żeromskiego. Myślę, że niedostatecznie jeszcze podziękowałam mojemu nauczycielowi-mistrzowi, prof. Bogusławowi Krei, który na bogactwo ukryte w dialekcie kociew- Warto być nauczycielem (też akademickim), by zobaczyć, jak rosną skrzydła. Pomóc je rozwinąć, to wielka sprawa, więc nie tylko w październiku (...) życzę wszystkim bliskim mi szkolnym radości z uczby. wach Sympozjum Kulinarne. Sympatycy swojskiego jeścia gromadzą się licznie, biesiadują, słuchają prelekcji, do domów wracają z ładnie wydanymi książeczkami. Zawsze jest temat przewodni. Tym razem uwagę skupił burak. Nie mówiłam uczestnikom spotkania o tym, jak buraki rosnó no zagonach, ale o tym, jak pojawiają się w języku, czyli w kulturze. Materiału ilustrującego temat szukam zawsze w kociewskim piśmiennictwie, w słowniku Bernarda Sychty, własnych nagraniach gwarowych itp. Z pamięci wydobyłam ostrzeżenie przed zbyt „wyrazistym" makijażem, niestosownym strojem - wiglón-dać jak rónkelpupa. Straszne i mocne. Słowa rónkelpupa wymagało objaśnienia, bo młodzi już nie wiedzą, że rónkel to burak pastewny, a pupa [pupka) to nie eufemizm „czterech liter", lecz oznacza lalkę. Śliczna jak lalka - owszem, ale rónkelpupa, czyli jak lalka z buraka... Żeby mieć właściwe skojarzenia, trzeba znać słownictwo gwarowe, znać jego źródło. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK fl pomerania. kaszu by 48 POMERANIA / LISTOPAD 2018 WËDARZENIA BIOTKAZKASZEBSKĄGRAFIĄ Wiôldżé swiato kaszëbsczégö pisënku tim raza bëło w Kolbudach. 13 rujana w tamecznym Zespole Spödlecznégó i Gimnazjowégö Sztôłceniô szło na miónczi 211 uczastników. Rozegracjô zaczała sa öd wëstąpieniów öficjalnëch göscy i göspödarzów. Na binie wszëtczich bëtników witelë m.jin. wiceprzédniczka Kaszëbskó-Pómór-sczégö Zrzeszeniô Danuta Pioch, Wójt Gminë Kölbudë Lészk Grombala i przédnik kólbudzczégó partu KPZ Jerzi Kreft, chtëren pödczorchiwôł, że w môlach na pógrańczim, jak prawie Kólbudë, organizowanie taczich roze-gracjów mô ösoblëwé znaczenie: Më wcyg muszimë przekônëwac, że jesmë wôrtnym dzéla Kaszëb. Diktando to wôżny moment w najich zrzeszeniowëch dzejaniach, jaczé maję przëbôcziwac mieszkańcom, że jesmë na kaszëbsczi zemi i kaszëbizna mô tu swój plac. Dr Justina Pômierskô, jakô ôdpöwiô-dała za przëszëköwanié tekstów latosé-gö diktanda, zapówiedzała, że młodszi uczastnicë mdą piselë tekstë póchóda-jącé z Bajarza kaszubskiego, a starszi -wëjimczi ze wspominkowëch tekstów nôdgrodzonëch w prozatorsczim konkursu m. Jana Drzéżdżona. Pödôwómë niechtërne krótczé dzé-lëczi, z jaczima biôtköwelë sa piszący: Béł jeden król. Ön miôl zómk, lasë, póla i jęzora. I bëlë brat i sostra. Knôpik sa zwôł Karólk, a dzéwczątkö Karolinka (kat. Nômłodszi mésterk kaszëbsczégö pisënku, kl. I—II spödleczny szköłë); Pewien ójc miôł trzech sënów. Jeden pömidzë nima béłgłupi, a ti drëdżi braca mielëgô za nic. Niedalek żił król, chtëren pösôdôł wiôldżi sód pełen nôpiakniészé-gô brzadu na swiece: jabków, krëszków, siewów, wiszni i krzeszni (kat. Strzédny mésterkkaszëbsczégö pisënkii, kl. V-VI sp. sz.); Czej przeszła Pôlskô, bił sa z bôlszewi-kama, nawetka dostôł medal, jak ti jiny uczastnicë, ale nie lëdôł mëslec ó ti głodny i wszawi wojnie. Czej béł przeniosłi do Tornia, dosłużił sa porucznika (kat. Warköwi méster kaszëbsczégô pisënku). Wszëtczé tekstë, jaczé pöjawiłë sa öbczas latoségó diktanda, jidze nalezc na starnie www.kaszubi.pl. Jak rok w rok ókróm miónków uczastnicë mielë téż leżnosc skörzësta-niô z wszelejaczich atrakcjów, jak chócle artisticzné warkównie, wanoga do wodny elektrownie, rozmajité köncertë, np. Wéróniczi Körthals-Tartas. Öbczas uroczëstégö pödrechówa-niô rozegracje nôwôżniészim sztóta bëło wraczenié nôdgrodów nôlepszim. Hewó lësta laureatów. Kl. I-II sp. sz.: 1. Julio Depka Prą-dzyńskó z Zespołu Szkółów w Szla-checczim Brzéznie, 2. Witosława Dze-mińskó z ZS w Skórzewie, 3. Kinga Pöbłockô ze Spódleczny Szköłë w Lësëch Jómach. Wëprzédnienia: Antón Jaraszik ze Sp. Sz. w Mój uszu, Roksana Głodowskó z ZS w Skórzewie. Specjalno nódgroda za estetika i nómni felów: J. Depka Prądzyńskó. Kl. III-IV sp. sz.: 1. Anna Dreczkówskó ze Sp. Sz. w Tëchlënie, 2. Ölga Tomacz-kówskó ze Sp. Sz. w Skórzewie, 3. Wój-cech Marcyńsczi ze Sp. Szk. w Mójuszu. Wëprzédnienia: Karól Łagóda ze Sp. Sz. w Miszewie, Dómnika Gneba ze Sp. Sz. w Lësëch Jómach. Kl. V-VI sp. sz.: 1. Kornelio Garstka ze Sp. Sz. w Górze, 2. Martina Kuczkowskó ze Sp. Sz. w Łebińsczi Hëce, 3. Oliwio Ziegert ze Sp. Sz. we Wióldżim Pódlesu. Wëprzédnienia: Karól Merchel ze Sp. Sz. w Pömieczënie, Izabela Ptach ze Sp. Sz. w Mójuszu. Kl. VII-VIII i gimnazjum: 1. Urszula Gneba ze Sp. Sz. w Lësëch Jómach, 2. Oliwio Paczoska ze Sp. Sz. w Przed-kówie, 3. Amelio Wenta ze Sp. Sz. we Wióldżim Pódlesu. Wëprzédnienia: Amelio Fórmela ze Sp. Sz. w Gówi-dlënie, Patricjó Maciuszonek ze Sp. Sz. w Przedkówie. Wëżigimnazjowé szkole: 1. Paulëna Fópka z Powiatowego Zespołu Szkółów nr 4 we Wejrowie, 2. Magdalena Kal-kówskó z Zespołu Warkówëch i Öglo-wösztôłcącëch Szkółów w Żukowie, 3. Marta Majewskô z I Öglowösztôłcącé-gó Liceum w Kôscérznie. Wëprzédnienia: Michalëna Pindera z IÖL w Köscérznie, Agata Kinowskó z IÖL w Köscérznie. Dozdrzeniałi: 1. Paweł Wittbrodt, 2. Krësztof Woj cecho wsczi, 3. Mario Dradrach. Warköwi: 1. Robert Kloskówsczi, 2. Ka-rolëna Kossak-Główczewskó, 3. Ana Cupa-Dzemińskó. Wëprzédnienia: Ka-rolëna Serkówskó, Magdalena Bób-kówskó. Specjalno nódgroda za estetika i nómni felów: R. Kloskówsczi. Öbczas Kaszëbsczégö Diktanda bëłë téż wracziwóné nódgrodë dló nólepszich latosëch maturańtów. Dostelë je: Marta Reclaf z I ÖL w Kartuzach, Weronika Płotka z I OL w Kartuzach, Natalio Czucha z IÖL w Köscérznie. Wëprzéd-nienia östałë téż przëznóné Magdalenie Cëchösz z Technikum w Serakójcach, Agace Werze z I KOL w Brusach, Darie Frąckewicz z I ÖL w Kôscérznie i Julie Fôrmelë z I ÖL w Kartuzach. Nôdgrodë nólepszim maturańtóm wracziwelë nóleżnicë Stowórë Szkól-nëch Kaszëbsczégó Jazëka „Remusowi Drëszë". Na zakuńczenić jesmë póznelë mia-sto-órganizatora Kaszëbsczégó Diktanda w przińdnym roku. Badze nim Słëpsk, jaczi reprezentowelë latoś Ka-rolëna Keler i Edmund Żmuda-Trze-biatowsczi, chtërny rôczëlë do se uczastników rozegracji w Kolbudach i jinëch lubótników kaszëbsczégó pisónégó słowa. am Latosé diktando wspiarło wiele pödjimiz-nów i institucjów, ôsoblëwie Minysterstwö Kulturę i Nôrodny Spôdkôwiznë. LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 49 Nie ma chyba bardziej dramatycznego świadectwa śmierci narodu czy ludu niż jego opuszczone zarastające cmentarze. Powolne konanie rozpoczyna się, gdy żyjący nie są już w stanie uporządkować wszystkich grobów przodków, agonia, gdy nie ma już kogo zapytać, gdzie były ich mogiły. Cmentarz (smyntorz, kerchow) był dla Mazurów jedynie miejscem pochówku doczesnych szczątków człowieka. Nie modlili się oni za zmarłych, nie znali także pojęcia czyśćca. Uważali, że jeśli ktoś wierzył w Chrystusa i jego zbawienie, a przy tym pędził dobre życie, to po śmierci na pewno cieszy się radością nieba. Ten, kto nie wierzył, lub wierząc ciężko grzeszył, został potępiony i żadne ludzkie modlitwy czy prośby nie mogły mu już w niczym pomóc. Aż do połowy XX w. smyntarze odwiedzano więc rzadko, najczęściej raz w roku, w Niedzielę Wieczności (ostatnia niedziela roku kościelnego), zmarłych zostawiając Bogu, a miejsca pochówku naturze. Powojenni, w większości katoliccy mieszkańcy krainy wnieśli w mazurskie życie nieodświęt-ną pamięć o umarłych. Mogiły zaczęto odwiedzać częściej, także po to, by nie narażać się na zarzut obojętności wobec bliskich, którzy odeszli. W 1955 r. władze Kościoła ewangelickiego zdecydowały się ustanowić dzień 1 listopada świętem zwanym Pamiątką Umarłych. Z biegiem lat, w miarę wyjazdów do Niemiec, mazurskie kerchowy zaczęły pustoszeć. Zmniejszała się oczywiście nie tylko liczba pochówków, ale i tych, którzy mogliby dalej dbać o mogiły przodków. Dopóki Mazurów było jeszcze wielu, dopóty ich groby, poza niemieckim językiem inskrypcji, nie różniły się od mogił nowych osadników. Z biegiem lat polski wypierał niemczyznę z nagrobnych napisów, co czasem skutkowało błędami ortograficznymi w imionach zmarłych (np. Jochan czy Wilchełmina) lub różnymi wariantami pisowni nazwiska bliskich nawet krewnych. W tym drugim przypadku często winni byli polscy urzędnicy, którzy po 1945 r. zapisywali w urzędowych księgach mazurskie nazwiska tak, jak je usłyszeli, a nie tak jak powinni. Powojenni osadnicy musieli być zdziwieni wielką liczbą miejsc wiecznego spoczynku na mazurskiej ziemi. W całym województwie warmińsko--mazurskim jest dzisiaj prawie 1100 samych tylko cmentarzy ewangelickich. Są wsie nawet z kilkoma miejscami pochówków, choć w miejscowościach tych nigdy nie było świątyń. Mazurzy ze względu na duże, sięgające nawet ponad 30 km, odległości od swych kościołów, dla własnej wygody, ale i by nie płacić księdzu, grzebali bowiem swych zmarłych także w „niepoświęconej" ziemi. Każda wieś miała więc przynajmniej jeden „swój" kerchow, do tego dochodziły prywatne cmentarze rodowe. Sytuacja ta, co oczywiste, nie mogła budzić entuzjazmu pastorów, którzy tracili w ten sposób wpływy z opłat za pogrzeby. Ich protesty u władz zaowocowały w 1749 r. wydaniem rozporządzenia nakazującego zgłaszanie wszystkich pochówków proboszczowi i rejestrację ich za opłatą w księgach kościelnych, trzy lata później zaś wprowadzono zakaz tworzenia nowych miejsc pochówku. Oba akty nie odbierały jednak Mazurom „zwyczajnych od niepamiętnych czasów pochówków prywatnych". Mazurskie cmentarze lokowano w bliskiej odległości od wsi, zwykle na pagórkach, z których roztaczał się widok na jej zabudowania, a tam, gdzie było to możliwe, także i na pobliskie jezioro. Tekla Żurkowska, autorka pracy Mazurskie cmentarze. Symbole w krajobrazie zauważa, że takie położenie tworzyło związek pomiędzy światami żywych i zmarłych, bo „skoro zmarły miał możność »spoglądania« na swoich bliskich lub znajomą okolicę, to przybliżało go to do świata żywych, wprowadzało nadzieję na przyszłe spotkanie". Wiejskie cmentarze mazurskie cechowała prostota formy, zakładano je najczęściej na planie prostokąta, często z aleją prowadzącą przez środek, dzielącą je na dwie części. Granice, czasem także alei, wyznaczały drzewa. Do dzisiaj to właśnie kępy starodrzewu i zdziczałych krzewów pozwalają nam odnaleźć w krajobrazie zapomniane miejsca pochówku Mazurów. Większość cmentarzy otaczano niegdyś drewnianym płotem, rzadziej był to kamienny mur. W celu oddzielenia strefy zmarłych od żyjących sadzono na granicach cierniste krzewy lub drzewa. Miały one z jednej strony zabezpieczyć teren przed zwierzyną, z drugiej - w co wierzono - utrudniać duszom wydostawanie się do świata żywych. 50 POMERANIA ZROZUMIEĆ MAZURY « Symboliczne znaczenie miał także dobór innych cmentarnych roślin, choć - jak zauważa Żurkowska - z czasem symbolika zaczęła tu tracić znaczenie na rzecz walorów dekoracyjnych. Nie ulega jednak wątpliwości, że decyzje o wyborze wielu roślin miały korzenie w świecie wierzeń. I tak barwinek i bluszcz, symbole nieśmiertelności i raju, przyjaźni i wierności, miały przypominać o wyzwoleniu duszy oraz przemijaniu, goździk brodaty - 0 gwoździach ukrzyżowania, a orlik pospolity o nadziei na zbawienie. Jałowce chroniły przed złymi mocami, które skutecznie odstraszały także bukszpany, uważane za rośliny życia 1 śmierci. Z drzew sadzono najczęściej dęby (znak nieśmiertelności i mocy) oraz lipy (drzewo Sądu Ostatecznego, świadectwo męczeńskiej śmierci). Na mazurskich cmentarzach rzadko można natrafić na nagrobki w formie pomników. Na przeszkodzie w ich stawianiu stawała nie tylko bieda, ale i skromność tego ludu. Mazurom obce było bowiem epatowanie bogactwem, nikt nie zrozumiałby cmentarnego zbytku, ba, nikt nawet o nim by nie pomyślał. Dominowały więc ziemne mogiły, po wielu z nich, poza pustym miejscem, nie ma dziś nawet śladu. Często decydowano się na, dostępne kosztowo, proste betonowe obramienia otaczające grób, ze wspartymi na postumentach tablicami nagrobnymi (ich większość zniknęła w naszych czasach) lub na droższe, ale trwalsze, jednolite płyty nagrobne z wyrytymi inskrypcjami. Z początkiem XIX w. pojawiły się na mazurskich cmentarzach żeliwne krzyże, o wysokości nieprzekraczającej wzrostu dorosłego człowieka, stawiane zwykle na postumencie z piaskowca. Z jednej strony umieszczano na nich imię, nazwisko oraz daty urodzin i śmierci zmarłego, drugą wykorzystywano na wpisanie inskrypcji. Znaczącym producentem krzyży była huta w Wądołku w Puszczy Piskiej, działająca w latach 1805-1889. Po jej upadku krzyże sprowadzono na Mazury z głębi Niemiec. Liczne niegdyś krzyże, ale także żeliwne ogrodzenia grobów od lat znikają z mazurskich cmentarzy, padając łupem nie tylko zbieraczy pamiątek, ale i złomiarzy. Kradziono zresztą wszystko, co nadawało się do użytku lub spieniężenia, stąd wiele nagrobnych płyt trafiło do kamieniarskich zakładów. Proceder ten przebiegał w niezrozumiałej ciszy, sprawcy unikali nie tylko kary, ale choćby potępienia. Cmentarze są oczywiście nie tylko jednym z elementów krajobrazu, ale stanowią także ważne świadectwo historyczne, będąc cennym źródłem tak do badania dziejów regionu, jak i poziomu kultury współcześnie żyjących. Osierocone mazurskie cmentarze przez wiele lat po 1945 r. nie znajdowały obrońców ani wśród nowych mieszkańców, ani władz, ani nawet wśród duchowieństwa. Dla zdecydowanej większości były one jedynie „szwabską" pamiątką minionych czasów. Dziwić musi jednak postawa duchowieństwa katolickiego, które nie zdecydowało się zaapelować o okazanie „niemieckim" grobom dawnych Wschodnioprusa-ków, a więc nie tylko mazurskich ewangelików, należnego chrześcijanom szacunku. W 1991 r. olsztyński Oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego wystosował apel o ratowanie dawnych cmentarzy regionu adresowany do duchowieństwa wszystkich wyznań, nauczycieli i uczniów oraz władz samorządowych. Jego sygnatariusze zwracali uwagę, że to na nas, nowych mieszkańcach tych ziem, którzy sami często przecież doświadczyli bólu porzucenia rodzinnej ziemi przodków, ciąży obowiązek zaopiekowania się grobami dawnych mieszkańców regionu „w imię racji chrześcijańskich, ogólnoludzkich, kulturowych, wychowawczych i historycznych". Trudno uwierzyć, ale jak z żalem zauważył prof. Janusz Jasiński, apel ten spotkał się z większym zainteresowaniem mediów niemieckich niż polskich. Od siebie dodam, że liczba chętnych do podjęcia aktywnych działań, mimo powstania Społecznego Komitetu Ratowania Dawnych Cmentarzy, zaangażowania się w akcję kilku regionalnych stowarzyszeń oraz wielu ludzi dobrej woli, była i jest daleko za „Zapalcie światełko Mazurom". Cmentarz w Le-wałdzie Wielkim k. Dąbrówna. Fot. Waldemar Mierzwa mała w stosunku do potrzeb. Trzeba zauważyć, że już na początku lat dziewięćdziesiątych XX w. stan wielu cmentarzy na Mazurach i Warmii był naprawdę dramatyczny. Z oczywistych jednak względów apel o ich ratowanie nie mógł być wystosowany wcześniej niż w 1989 r. Francuski marszałek Ferdinand Foch (1859-1921) zauważył, że ojczyzna to ziemia i groby, a narody, które tracą pamięć, tracą życie. Opuszczając swój Heimat, swoją małą ojczyznę, Mazurzy tracili i ziemię, i groby. Zapewne części z nich wydawało się, że ratują w ten sposób i życie, i pamięć. Nawet jeśli w niektórych przypadkach było to prawdą, to suma tych jednostkowych ocaleń okazała się jednak zbyt mała, by uratować lud. Na ostatnich mazurskich cmentarzach kończą się rządy pamięci, a zaczyna władztwo zapomnienia. Nie zmieni tego faktu zwiększająca się stale liczba uczestników zainicjowanej przeze mnie kilka lat temu społecznościowej akcji „Zapalcie światełko Mazurom". Także i w tym roku poproszę mieszkańców regionu, by w te listopadowe dni znaleźli czas, by pójść na stare mazurskie cmentarze, by wśród stert jesiennych liści, porozbijanych mogił, poniszczonych krzyży i poskręcanych ogrodzeń, znaleźli miejsce na „swój" znicz, by przystanęli na chwilę, skłonili głowę lub po prostu postali w ciszy, a potem zapalili światełko Mazurom. Bo ta ziemia była także ich małą ojczyzną. Pamiętajmy o tym chociaż raz w roku. WALDEMAR MIERZWA LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 51 Z POŁUDNIA WIADOMOŚCI Z POWIATU Tak się dzieje historia. Dwadzieścia lat temu, po przerwie trwającej blisko ćwierć wieku, zostały reaktywowane powiaty. Samorządowe, niepodporządkowane hierarchicznie władzom wojewódzkim jak w PRL-u. Odrodził się także powiat chojnicki, choć okrojony w stosunku do wcześniejszego z gmin Lipnica (Gochy) i Karsin (Zabory), który dzięki walecznej postawie kaszubskich parlamentarzystów Jana Wyrowińskiego i Kazimierza Kleiny oraz determinacji chojnickich radnych został włączony do województwa (regionu) pomorskiego. Nie wszyscy mieszkańcy Chojnic i okolicznych gmin od razu zaakceptowali nową sytuację, ale większość przyjęła zmianę z radością, a niektórzy wręcz z entuzjazmem. Powodem rozradowania był m.in. fakt scalenia kaszubskich ziem w jednym województwie, po raz pierwszy w dziejach. Wyrazem pozytywnych emocji był zorganizowany z inicjatywy starostów kaszubskich powiatów przyjazd Kaszubów pociągiem Transcassubia I do Chojnic (Norda do Pôłnia) w lipcu 1999 roku, co upamiętnia tablica wmontowana w nawierzchnię chojnickiego Starego Rynku. Ów pierwszy zjazd zapo- _ czątkował tradycję Zjazdów Kaszubów, które co roku są wielkim świętem. VII Zjazd Kaszubów odbył się w 2005 roku w Brusach. Dużo dobrego zdarzyło się w minionych dwudziestu latach, co bez powiatowego sterowania i koordynacji byłoby znacznie trudniejsze, albo nie zdarzyłoby się wcale. Na początek, już pod egidą starostwa, została dokończona budowa szpitala, która ciągnęła się (z przerwami) kilkanaście lat. Dziś chojnicki szpital prowadzi 18 specjalistycznych oddziałów i wciąż należy do najlepszych placówek medycznych w województwie pomorskim. Wielkim osiągnięciem była budowa 14-kilometrowej obwodnicy Chojnic na drodze krajowej 22, podczas gdy np. Słupsk dopiero ubiegał się o taką inwestycję. Przy tej trasie (w kierunku Człuchowa) rozlokowała się filia Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, w której wyrosły fabryki wytwarzające i eksportujące dobra na światowym poziomie. Spektakularnym przedsięwzięciem była przebudowa układu komunikacyjnego Chojnice - Charzykowy, wraz z mariną dla 150 jachtów i efektowną promenadą wzdłuż brzegu jeziora. Wspólny sukces samorządów powiatu i gmin stanowi powołanie Zakładu Zagospodarowania Odpadów, wykorzystującego nowoczesną technologię ekologiczną, obsługującego znaczącą część powiatów chojnickiego i człuchowskiego. Ożywienie gospodarcze, cywilizacyjny postęp, a korzyść podwójna. Liczone w setkach kilometrów nowe lub zmodernizowane drogi powiatowe i gminne to także wynik współdziałania samorządów Oczywiście wiele z tych przedsięwzięć zostało zrealizowanych dzięki dotacjom z funduszy unijnych. W zgodzie z ekologią były (i trwają nadal) działania na rzecz podniesienia atrakcyjności turystycznej, a powiat chojnicki ma ku temu szczególne warunki. Przyciągają turystów i wczasowiczów lasy, obfitość wód, różnorodność przyrodnicza, urozmaicona rzeźba terenu, zaciekawia unikatowa roślinność Zaborskiego Parku Krajobrazowego i Parku Narodowego „Bory Tucholskie", w całości położonych w gminach Chojnice i Brusy. Wrażenie robi Kaszubska Marszruta, czyli ponad 186 km połączonych tras rowerowych w powiecie. Sieć ścieżek ciągle się zagęszcza. Dla turystyki wodnej udaną inwestycją była budowa mostu zwodzonego na Brdzie w Małych Swornegaciach, który ułatwia żeglowanie po łańcuchu jezior chojnickich. Rozwój i wyraźna poprawa jakości życia są niezaprzeczalne. W tym kontekście warto wzbudzić refleksję, czy równie korzystne zmiany nastąpiły w budowaniu stosun-_______ków społecznych? Czy „ , , . . , . współtworzenie dóbr ma- lak się dzieie historia. . , , i ^ , . ; . i ;. , , terialnych przyczyniło się Dwadzieścia lat temu (...) , ' r ' '. zostały reaktywowane cementowania spo-powiaty. Samorządowe, kczności w ramach po- niepodporządkowane wiatu? Wydaje się, ze za hierarchicznie władzom wcześnie na jednoznaczną wojewódzkim jak w PRL-u. odpowiedź, bo integracja Odrodził się także powiat społeczna to proces długo-chojnicki (...). trwały, a w międzygmin-_ nych relacjach jeszcze widać rysy. Do spółki Promocja Regionu Chojnickiego, powołanej do budowania wewnętrznych więzi oraz ekspozycji w kraju i za granicą bogatej oferty powiatu chojnickiego, nie przystąpiły gminy Brusy i Czersk, wolą działać w pojedynkę. Należy też zapytać, co zrobił samorząd wojewódzki, aby południowe rubieże, czyli odległy powiat, mocniej związać z resztą regionu? Odpowiedzią niech będzie kolosalne zapóźnienie komunikacyjne: drogi wojewódzkie 212 (Chojnice - Bytów) i 235 (Chojnice - Korne - Kościerzyna) pod względem zdewastowania nie mają sobie równych, o szlakach kolejowych nie wspominam. Niezadowolenie i zniecierpliwienie mieszkańców tym stanem rzeczy (vide - chojnicki dworzec kolejowy) jest najzupełniej uzasadnione. To tylko przykłady. Mimo wszystko górę bierze zadowolenie i duma z tego, że ziemia chojnicka jest częścią Pomorza i południowym biegunem Kaszub. Okazją do zamanifestowania wspólnoty będzie XXI Zjazd Kaszubów, który znów, jak przed dwudziestu laty, w przyszłym roku odbędzie się w Chojnicach. KAZIMIERZ OSTROWSKI 52 POMERANIA i OPAD 2018 ZPÔŁNIA Takô je historio. Dwadzesce lat nazôd, pô wicy jak dwadzesce piac lat môłczeniô, östałë przewrócone krézë. Samöstójné, niepódchódającé pôd wöjewódzczé panowanie jak w PRL-u. Ödrodzył sa téż chönicczi kréz, le mniészi w przërównanim do rëchlészégô, bö bez gmi-nów Lepińce (Göchë) i Kôrsëno (Zabörë), jaczi dzaka biôtce kaszëbsczich parlameńtarzistów Jana Werowiń-sczégö i Kazmierza Kleinë a téż determinacje chónic-czich radnëch zacygniati östôł do województwa (ókólé-gó) pömörsczégó. Nié wszëtcë mieszkańcowie Chóniców a sąsednëch wsów öd razu achtnalë nen nowi stón, le wikszi dzél lëdzy przëjął gö z redoscą, a niechtërny na-wetka z entuzjazma. Wiôlgô redosc bëła sprawką sparłaczeniô zem kaszëbsczich w jednym województwie, pierszi rôz. Wëraza pözytiwnëch wseczëców bëło zorganizowanie z inicjatiwë starostów kaszëbsczich krézów przëjachaniô Kaszëbów cuga Transcassubia I do Chóniców (Norda do Pôłnia) w lepińcu 1999 roku, ó czim przëbôcziwô pamiątkowo tôfla wmóntowónô w drogową wiéchrzëzna chónicczégó Stôrégö Rinku. Nen pierszi zjôzd béł zôczątka tradicjowégó Zjazdu Kaszëbów, jaczi co roku je wiôldżim fejrowanim. VII Zjôzd Kaszëbów béł w 2005 roku w Brusach. Wiele dobrégó zdarzëło sa ób czas tëch dwadzesce lat, co bez krézowégô dozéraniô i kóordinacje nie bëłobë taczé letczé do zrobieniô, abö wcale nicht bë sa za to nie wzął. Na zôczątku, ju pöd dozéra starostwa, östa skuń-czonô budowizna bölëce, jakô cygła sa (z pauzama) czi-lenósce lat. Dzysô chönickô bólëca prowadzy 18 szpecja-listnëch óddzélów w pómórsczim województwie. Wiôldżim dobëcym bëła budowa 14-kilométrowi ôb-krażnicë Chóniców na krajewi drodze 22, ób czas czej np. Stołpskó dopiérku niedôwno prosëło ó móżlëwóta taczi inwesticje. Przë ti sztrase (w czerënku Człëchówa) pówsta filiô Pómórsczi Szpecjalistny Ekónomistny Zonë, w jaczi wërosłë fabriczi wërôbiającé a téż ekspórtëjącé produktë na światowi niwiznie. Niezabóczoną inwesticją bëła przebudowa kómunikacjowégö układu Chónice -Charzëköwë, raza z mariną dló 150 sztëk bôtów i snóżą promenadą podług zbërku jęzora. Póspólnym dobëcym samorządów krézu i gminów bëło zorganizowanie Zakładu Zagóspódarowanió Odpadów, jaczi miôł wëzwë-skiwac nowóczasną ekologiczną technologia, öbsłëgiwa-jącë wikszi dzél krézów chónicczégó i człëchöwsczégó. Gospodarcze óżëwienié, cywilizacjowi krok wprzódk, a zwësk dëbëltny. Rechówóné w setkach kilometrów nowé abö zmôdernizowóné krézowé i gminowé drodżi to téż współdzejanié samorządów. Je wiedzec, że wiele z tëch przedsawzaców óstało zrobionëch dzaka unijnym dotacjom. W zgódze z ekologią bëłe (i dali są) dzejania mające na cësku pódniesenié turistny atrakcyjnoscë, a chónicczi pówiôt mô tuwó pó prówdze warënczi. Przëcygają letników lasë, wódë, roda, sztółt terenu, czekawó a unikatowo roslënnosc Zabórsczégó Krój obrazowego Parku i Nórod-négó Parku „Tëchólsczé Bórë", w całownoce znajdëjącëch sa w gminach Chónice i Brusë. Wiôldżé wrażenie robi Kaszëbskô Marszruta, to je wicy jak 186 km sparłaczonëch kółowëch turów w krézu. Séc stegnów dërch sa zwik-sziwó. Dló wódny turisticzi udóną inwesticją bëła budowa zwodzonego mostu na Brdze w Môłëch Swörnéga-cach, jaczi je ułatwienim żeglowanió pó lińcuchu chónicczich jezór. Rozwiju a wërazny póprawë żëcô nie jidze nie achtnąc. Tuwó wôrt je zastanowić sa, czë tak samó dobré zmianę nastałë w budowanim spólëznowëch stosënków? Czë wespółtwórzenié materialnëch dobrów bëło przëczëną do sparłaczeniô spólëznë w óbrëmienim powiatu? Wëdôwô sa, że to je jesz za wczas na konkretną ód-pöwiésc, bo integracjo spólëznë to dłudżi proces, a w mi-dzëgminowëch relacjach jesz je widzec paklënë. Do spół-czi Promocje Chönicczégö Regionu, jakô mia budować bënowé wiazë a téż ekspozycja w kraju i za grańcą bógat-négó bédënku chónicczégó powiatu, nie przëstąpiłë gminë Brusë i Czersk, öne wölą dzejac same. Nót je sa spëtac, co zrobił wójewódzczi samorząd, cobë półniowé terenë, to znaczi oddalony pówiót, mocni zrzeszëc z resztą regionu? Odpowiedzą niech mdze sto-lemné kömunikacjowé zapóznienié: wójewódzczé drodżi 212 (Chónice - Bëtowó) i 235 (Chónice - Kórnë -Kóscérzna) pod wzglada zdewastowaniô ni mają równëch, ó banowëch turach nie wspomną. Niezadowolenie i zniecerplëwienié mieszkańców taką sprawą (vide - chónicczi banowi dworzec) je uzasadnione. To blós przikładë. Cobë nie bëło, wôżné je zadowólnienié i bucha mieszkańców, że chónickó zemió je dzéla Pómórzégó i półnio-wim bieguna Kaszëb. Leżnotą do manifestacje póspól-notë mdze XXI Zjôzd Kaszëbów, jaczi zós jak te dwadzesce lat nazód, w przińdnym roku ódbadze sa w Chónicach. KADZMIÉRZ ÔSTROWSCZI, TLÓMACZËŁAANA HEBEL LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 53 Z CHOROBĄ DO ZDROWIA (CHORÓBSKO JANA PIEPKI, ODSŁONA W ŁEBN1E) Jan Piepka byłby szczęśliwy... W Łebnie, miejscowości, w której się urodził i gdzie znajduje się jego grób, odbyła się 19 października 2018 r. prezentacja sztuki Choróbsko. Do miejscowej szkoły podstawowej przyszło ponad sto osób. Pojawili się wszyscy ważni we wsi, a nawet przyjechali goście z zewnątrz. Byli uczniowie, którzy dbali o porządek i komunikację, były członkinie Koła Gospodyń Wiejskich, które przygotowały potrawy, aby głodni mieli co jeść. Dyrektor szkoły otwierał, ksiądz duchowo wspierał, wójt chwalił... wszystko z okazji inscenizacji Choróbska. Niektórzy złośliwcy narzekali, że było za ciasno i za gorąco, inni znowu chwalili, że to już piąta prezentacja amatorskiego w końcu zespołu. Wszyscy umilkli, kiedy zaczął się spektakl... Szemudzka Grupa Teatralna grała w składzie ośmioosobo-wym, któremu reżyserowali Aleksandra Perz oraz Beniamin Koralewski. Zespół przygotował sztukę z niewieloma skreśleniami, utrzymując zasadnicze części składowe scenariusza Piepki. Choróbsko napisane w połowie lat pięćdziesiątych, najpierw było grane przez kaszubskie zespoły teatralne, a dopiero później w 1968 r. zostało wydane drukiem. W pierwszym skojarzeniu można by powiedzieć, że to bardzo stary scenariusz i nikogo dziś nie interesuje przedstawiony w nim dawny porządek społeczno-gospodarczy kaszubskiej wsi z kontraktacją buraków cukrowych w tle. Jednakże forma teatralna, jaką przygotował szemudzki zespół, skutecznie ożywiła dawną rzeczywistość i pokazała nie tyle stosunki społeczne sprzed sześćdziesięciu lat, co satyryczny obraz rodziny Walkuszów, kaszubskich chłopów, którzy choć uprawiają swoją ziemię, to stale poszukują wokół dodatkowego zarobku, choćby w postaci pobrania zaliczki na posadzenie „cukrówki", a potem jej oddanie państwu. Wszystkie dalsze zabawne sytuacje ze sztuki Piepki wynikają właśnie z podpatrzenia i teatralnego wyzyskania ogólnoludzkiej i ponadczasowej cechy ludzi, która sprowadza się do powiedzonka: „nie narobić się, a zarobić". Omawiana inscenizacja Choróbska zestawia przede wszystkim chciwość Walkuszów i urzędniczą skrupulatność Sołtysa i Delegata. Najwięcej wedle scenariusza Piepki ma tutaj do zrobienia Agata Walkuszowa, która odgrywana przez Ewę Kleszczewską, ma w sobie zarówno spryt, jak i chęć dominacji. Tej drugiej cechy mogłoby być zresztą trochę więcej w dalszych częściach spektaklu, gdzie przecież to właśnie za sprawą kobiety dochodzi do coraz większej kompromitacji wręcz całej rodziny. Tytułowe choróbsko, jakie wmawia wszystkim wokół Walkuszowa, ma być sprytnym sposobem 54 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 na odstąpienie od żądań, jakie stawia Sołtys i Delegat. Bardzo szybko okazuje się jednak, że nie wystarcza tutaj udawanie przez jej męża zwykłego bólu głowy, i kobieta musi go zranić, byle tylko zdrowotna niedyspozycja wyglądała poważnie. Największą wszakże pomysłowością Walkuszowa objawia w ostatniej części spektaklu, kiedy sprowadza znachora, aby wyleczył wszystkich członków rodziny. Przy dużej pomysłowości co do prowadzenia roli, aż się prosi, aby aktorka pozwoliła sobie na więcej i pokazała, jak mogą wyglądać rządy kaszubskiej hetery także w i takich momentach. Pozytywnym zaskoczeniem w realizacji scenicznej zespołu jest postać Ambrożego Walkusza, którą odgrywa Jan Dar-gacz. Scenariusz Piepki zakłada bierność mężczyzny i jego nieporadność. Tymczasem w wykonaniu szemudzkiego aktora Walkusz wchodzi w rolę chorego z własnej wygody i pewnego wyrachowania. Potem zaś kiedy żona traktuje go jako zakładnika swych postanowień, nie jest bezwolny, lecz płata jej figle i coraz bardziej uświadamia żonie jej błędne postępowanie. Walkusz grany przez Dargacza ma zatem zadatki, aby grać jeszcze bardziej zadziornie, zwłaszcza w trzeciej części spektaklu, kiedy chcąc nie chcąc usycha z pragnienia. Także udaną postać stworzył Rafał Piastowski, pokazując się widzom jako Józk Walkusz - syn Walkuszów - młodzieniec szukający okazji, aby wyciągnąć pieniądze od rodziców. Świetnie dobrany strój w postaci zielonej koszuli i beretu oraz zawadiacki zarost bardzo dobrze oddawał wygląd tych wioskowych kawalerów, co są zainteresowani nie tyle pożyteczną pracą, ile wypatrywaniem powodów do spędzania czasu w „klubie" na zakrapianej alkoholem imprezie. Piastowski grał zamaszyście i szkoda trochę, że czasami brakowało mu miejsca, aby pełniej na małej szkolnej scence mógł odegrać więcej objawów choroby alkoholowej. Ciekawy duet stworzyli Jerzy Rzepka (jako Sołtys) i Kazimierz Hermann (jako Delegat). Największy urok komiczny miało tutaj zestawienie niskiego i ruchliwego Sołtysa z wysokim i zwalistym Delegatem. Wyglądało to pysznie, kiedy do ciasnego wnętrza chaty Walkuszów wchodził pierwszy mężczyzna - hałaśliwy, ciągle zmieniający miejsce, gestykulujący, a za nim wtaczał się drugi - niedźwiedziowaty, mrukliwy i... głodny. Można by tutaj z powodzeniem dalej jeszcze rozwijać sceny z owymi państwowo-urzędniczymi gośćmi Walkuszów, o ile bowiem Sołtys i Delegat tworzą już dość barwną parę przeciwieństw, o tyle wciąż jeszcze są do odkrycia relacje pomiędzy kaszubską rodziną a kontrolerami. Dobrym przygotowaniem mogą się również poszczycić pozostali członkowie zespołu: Elżbieta Gruba (jako namolna Krackowa), Bożena Frąckowiak (jako „nawiedzony" Wadrowszczik) oraz Iwona Piastowska (jako Doktorka). Ponieważ sam Piepka nie przydał tym postaciom wielu dialogów w swoim scenariuszu, trudno oczekiwać, aby miały wiele do powiedzenia słowem. Niemniej mogą całkiem sporo wyrazić gestem i mimiką. W tę stronę poszli aktorzy i każdy szukał dla siebie rozwiązań najlepszych. Elżbieta Gruba skupiła się na stroju i makijażu, choć warto, aby jeszcze wyraźniej zaznaczyła wiejską wścibskość. Bożena Frąckowiak musiała odnaleźć dla siebie składniki roli nieobecne w sce- nariuszu, ponieważ Wadrowszczik w zamyśle Piepki był mężczyzną. Aktorka podążyła w stronę przerysowania postaci, choć warto, aby i znachorka miała kilka momentów na wypowiedzenie swoich kwestii całkowicie serio. Tego typu scena osiągnie wówczas silniejszy efekt komiczny. I wreszcie Iwona Piastowska jako Doktorka nie odstawała od pozostałych postaci spektaklu i trzymała się swoją interpretacją komediowej poetyki przedstawienia. Można by jedynie przemyśleć kwestię, czy nie pozwolić tej postaci na większe zaistnienie w przestrzeni chaty Walkuszów. Wyraziłaby wówczas swój stosunek nie tylko do chorego, ale i całego otoczenia. Sztuka Jana Piepki w interpretacji szemudzkiego zespołu została nasycona zaktualizowanym do dzisiejszych warunków kulturowych kontekstem komediowym. Przedstawiona w spektaklu rodzina Walkuszów to nade wszystko obraz mentalności ludzi chytrych i przesądnych, żyjących nie tylko przed kilkudziesięciu laty, lecz wciąż obecnych we współczesności. Oczywiście dzisiaj nie ma już gospodarki socjalistycznej, ale przecież różnego typu kombinatorstwo ekonomiczne skupione na poszukiwaniu luk prawnych ma się bardzo dobrze. Przesądy dotyczące zdrowia również nie odeszły do lamusa. Może nie są dawkowane przez wędrownych hochsztaplerów, lecz przecież co rusz dzisiejszy człowiek jest nagabywany przez telesprzedawców, którzy zapewniają, że po użyciu danego środka nie tylko jego trawienie czy apetyt się poprawi, ale i całe życie stanie się lepsze. Otwarcie się reżyserów i aktorów w szemudzkiej interpretacji Piepki na to, co przynosi ze sobą teraźniejszość, ocenić trzeba jako zaletę. Tym bardziej więc zespół nie musi się ograniczać do technik konwencji teatru realistycznego i otaczać rekwizytami naśladującymi czasy lat pięćdziesiątych XX wieku. W aktualizowaniu zachowań postaci, uwspółcześnianiu ich strojów czy dodawaniu dzisiejszych realiów także w odniesieniu do scenografii można sobie pozwolić na skrót i większą umowność. Szemudzka Grupa Teatralna odegrała w Łebnie Choróbsko Jana Piepki. Zrobiła to bardzo udanie, pokazując, że sztuka o przeszłości może być opowieścią o teraźniejszości. Nieco paradoksalnie, ich przedstawienie, ukazując chorobę, w istocie prowadzi do zdrowia. DANIEL KALINOWSKI LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 55 LEKTURY Zatańczony świat Czy Brusy mogą się stać axis mundi? Czy w tym niewielkim miasteczku pomorskim mogą się zbiegać energetyczne linie rzeczywistości? Oczywiście że tak, choć nie od razu to widać dla tych, którzy są w pędzie własnych spraw załatwianych w wielkim mieście lub żyją w odczuwaniu pretensji do świata, że coś ich ominęło. Brusy były centrum dla tancerzy, muzyków, animatorów i zwykłych ludzi, dla których cenna jest ich własna domowa ojczyzna - Zabory, południowa część Kaszub, matecznik Jana Karnowskiego, Anny Łajming, Stanisława Pestki czy Józefa Chełmowskiego. Wydany w 2017 roku przez Kaszubski Zespół Folklorystyczny „Krëbane" album Był sobie Krëban został przygotowany przez Władysława Czarnowskiego - jeszcze jednego stolema Kaszub, który niemal całe swoje życie poświęcił kaszubskiemu tańcowi. Nie tylko zresztą kaszubskiemu, ponieważ zespół, jaki założył, miał w swoim repertuarze tak rodzimego kosédra i polkę, jak i układy góralskie czy tańce z Mazowsza. Czarnowski dał współczesnemu czytelnikowi opracowanie niezwykłe, a przy tym bardzo rzadkie na kaszubskiej niwie kulturalnej. Oczywiście, o tańcu w narracji etnograficznej pisał Paweł Szefka w swoich Tańcach kaszubskich (1957-1979), a w ujęciach akademickich Ludwik Bielawski i Aurelia Mioduchowska w trzytomowym opracowaniu Kaszuby. Polska pieśń i muzyka ludowa (1997-1998) i wreszcie autorzy haseł w zbiorze Muzyka Kaszub. Materiały encyklopedyczne pod red. Witosławy Frankowskiej (2005). Teraz wszakże przyszedł czas na opis dokonywany od wewnątrz zjawiska, z perspektywy osób, które ruch taneczny na Kaszubach tworzą w wymiarze praktycznym... Był sobie Krëban to album podzielony na sześć rozdziałów, które tworzą rodzaj chronologicznej opowieści bardzo bogato ilustrowanej zdjęciami oraz skanami artykułów prasowych. Jako autor tekstów dominującą pozycję ma tutaj Władysław Czarnowski, co jest oczywiste, gdyż to on był założycielem i liderem zespołu. Co pewien wszakże czas pojawia się głos innych autorów, co wprowadza narracyjne ożywienie i pozwala opowiedzieć wydarzenia z nieco innej perspektywy. Pierwszy rozdział albumu dotyczy pierwszych lat istnienia zespołu Krëba-ne, założonego w 1979 r., od początku osadzonego w Gminnym Ośrodku Kultury w Brusach. Czarnowski barwnie opisuje entuzjazm mieszkańców południowych Kaszub, którzy od dzieci przez młodzież, na dorosłych kończąc, z radością przystępowali do grupy, stając się amatorskimi muzykami i tancerzami, z poświęceniem oddającymi się społecznej w końcu pracy. Autentyzm towarzyszący powstaniu grupy Krëbane podkreśla również Kazimierz Ostrowski, pomysłodawca nazwy zespołu, który z uznaniem reagował na oddolną, nie zaś sterowaną z Centrali Przemysłu Ludowego, ideę prezentowania swojej regionalności za pomocą tańca. W jeszcze innej optyce początki i działalność grupy z Brus widzi Józef Borzyszkow-ski, ukazując tę aktywność na szerszym planie kaszubsko-pomoriskiego ruchu kulturalnego. Kto wie jednak, czy nie najcenniejszym głosem tej części albumu jest rozdział o autobusach zespołu... Właśnie tutaj, w anegdotycznej opowieści, odczuć można atmosferę tamtych czasów, specyfikę podróżowania po złych drogach końca PRL-u, pomysłowość i poświęcenie kierowcy oraz rzeczywiste trudy podróżowania. Drugi z rozdziałów Był sobie Krëban opisuje wzrost znaczenia zespołu i doświadczenia zdobywane przez jego członków nie tylko na Kaszubach czy w Polsce, ale także dzięki wyjazdom za granicę (Niemcy, Anglia, Austria, Włochy, Turcja, Grecja, Belgia, Francja, Estonia, Chorwacja, Rumunia, Litwa). Z dzisiejszej perspektywy otwartej Europy, zasad strefy Schengen i łatwości komunikacyjnej młody odbiorca być może czyta owe relacje z eskapad zespołu z uśmiechem, a może i z niedowierzaniem, lecz dla bruskich entuzjastów były to niezwykle ważne akty odkrywania zamkniętego dotąd świata. Nie tyle więc należy się dziwić, że podczas pierwszych wyjazdów na Zachód Europy członkowie grupy Krëbane pierwszy raz doświadczali działania automatycznie rozsuwanych drzwi lub samodzielnie włączającej się wody w toalecie, lecz raczej należy się smucić z powodu tego, jakim krajem była wówczas Polska i jak bardzo polityczni decydenci blokowali zwykłym obywatelom dostęp do wolnego świata. Tancerze i muzycy z bruskiej grupy mimo cywilizacyjnej niewiedzy potrafili jednak bez kompleksów poradzić sobie z kulturą Zachodu i właśnie ich świeżość, otwartość i żywiołowość przyciągała widzów. Nawet jeśli nie znali języków obcych, a ich autokar wzbudzał politowanie, to styl bycia i energia kaszubskich tańców eliminowały wszelkie przeciwności. Poza tym to właśnie na 56 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 LEKTURY obczyźnie polonijna czy obcojęzyczna publiczność uświadamiała im, że taniec jest niezwykle silnym nośnikiem rodzimej kultury, która niemal zaniknęła na Zachodzie z wielką szkodą dla poczucia tożsamości. Członkowie grupy zyskiwali więc nie tylko świadomość, że gdzieś poza Kaszubami istnieje odmienny cywilizacyjnie świat, ale i potwierdzenie dla swojej drogi autoekspresji. Trzeci rozdział albumu przedstawia inspiracyjny wymiar zespołu z Brus. Dowiadujemy się zatem, w jakich okolicznościach powstał kabaret „Za 5 dwunasta", co sprawiło, że z takim sukcesem odbywał się Międzynarodowy Festiwal Folkloru „Dni Kultury Kaszubskiej", skąd wzięła się idea Ogólnopolskiego Turnieju Tańców Narodowych w Formie Towarzyskiej, kto tworzył kapelę Bubliczki oraz miejscową orkiestrę dętą. Czynnik atrakcyjnego wzoru, jakim stała się grupa Krëbane, wpływał przy tym nie tylko na fakt powstawania coraz to nowych zespołów muzycznych czy inicjatyw kulturalnych, ale również poważnie rzutował na życie prywatne. Jak opisuje to Władysław Czarnowski, znajomość nawiązywana w ramach pracy artystycznej potrafiła się przekształcić w związek małżeński, a wieloletnia praca w zespole tworzyła, wedle wspomnień Janiny Głomskiej, między-pokoleniowe związki, dzięki którym artystyczna młodzież uczyła się nie tylko od instruktorów muzyki czy tańca, ale także od seniorów zespołu. O pozostałych rozdziałach nie będę pisał, gdyż Czytelniczkom i Czytelnikom odebrałbym nieco przyjemność lektury... A są tam jeszcze partie bardzo drażliwe, jak opis kłopotów orga-nizacyjno-środowiskowych i przemian mentalnościowych, które doprowadziły do niemal zupełnego zaniku działalności tancerzy z Brus... Był sobie Krëban to książka ważna nie tylko dla samych uczestników opisywanych wydarzeń, nie tylko dla Zaboraków czy Krubanów, ale w szerszej perspektywie także dla Kaszubów i Pomorzan. Można ją traktować jako rozwinięcie broszury Marka Czarnow- skiego Kto Kaszubą rodem Kaszubą zostanie (2005). Bardziej inspirujące byłoby jednak zestawienie albumu o bruskim zespole tańca z niedawno wydanym albumowym opracowaniem 80-lecie Teatru Regionalnego w Luzinie (2015) albo z także w dużym formacie opublikowaną pozycją Iwony H. Świę-tosławskiej Chceta wa lëdze gwiôzdka widzec? (2016). Opracowanie Czarnowskiego istnieje wówczas w ciągu ważnych ujęć kulturalnych zjawisk kaszubskich, które należy konsekwentnie dalej realizować. Wciąż bowiem czeka na albumowe ujęcie Amatorski Teatr Regionalny ze Strzelna, wciąż nie ma całościowego ujęcia działalności Teatru Dialogus z Parchowa. Można sobie wyobrazić tego typu opracowania także w stosunku do Teatru Beleco z Zapce-nia, Teatru Bina z Sierakowic, Teatru Prostolinijnego z Lini, Amatorskiego Teatru Kaszubskiego z Chojnic, że nie wspomnę o możliwych opisach teatrów działających dawniej i obecnie w Wejherowie. Przecież niemal w każdym zespole wykonywano tańce i śpiewano kaszubskie pieśni. Możliwy jest zatem wobec tych grup nie tylko opis teatro-logiczny, ale i choreologiczny... Ileż tutaj kwestii do omówienia w stosunku do innych zespołów kaszubskich, które poprzez śpiew i taniec wyrażały swoją tożsamość. Przecież takich grup było mnóstwo, właściwie każda większa miejscowość miała swój odrębny zespół, który pracował nad układami ruchowymi, strojami, także kondycją języka kaszubskiego. Powstawały nie tylko w latach osiemdziesiątych jak w przypadku grupy Krëbane, ale zarówno wcześniej jak i później. Jedne znikały po dwóch czy trzech latach występów, inne działały przez wiele lat z sukcesami porównywalnymi do bruskich osiągnięć. Czy doczekają się kiedykolwiek swojego opisu, choćby chronologicznego oraz ikonograficznego? Co sprawiło, że dotąd nie wyszły drukiem materiały z kronik zespołów czy z archiwów Domów Kultury? Czy to wynik braku funduszy? Rezultat nieobecności ludzi, którzy by się podjęli czasami żmudnej \ pracy archiwistycznej? A może to sprawa głębsza? Jeszcze jeden przykład kaszubskiego kompleksu kulturowego, nakazujący wstydzić się wiejskich korzeni? Albo jeszcze inny kompleks polegający na tym, że niektórzy z Kaszubów żywią przekonanie, że dawniejsze formy kultury Kaszub były nieautentyczne i „skażone" polityką socjalizmu i naro-dowo-polskiej presji państwowej? Może wreszcie problem istnieje we współczesnym postrzeganiu zjawisk kultury i w fałszywym sądzie, że dzisiejsza kultura to wyłącznie inicjatywy krajów anglojęzycznych, za którymi stoją tech-nologiczno-medialne korporacje? W albumie Był sobie Krëban stale przewija się termin folklor. Czarnowski zaznaczył w swoich omówieniach, że źródłosłów tego określenia jest związany nie tylko z rzeczownikiem folk (lud), ale również lore (wiedza). Do tego zatem znaczenia odnosi istnienie Kaszubskiego Zespołu Folklorystycznego, do uwe-wnętrznionej, przeżytej i zrozumianej autoekspresji. Taki folklor nie podlega czynnikom koniunktury politycznej i nie jest urzeczywistnianiem obcych celów ideowych. Taniec, jeśli wykonywany jest z pasją i świadomością, to przynosi ze sobą siłę i moc. Nie ma tutaj się czego wstydzić, a odwrotnie, można być prawdziwie dumnym ze swoich korzeni i ze swojej samoświadomości. DANIEL KALINOWSKI Władysław Czarnowski, Byt sobie Krëban, Brusy 2017. LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 57 Listy J red.pomerania@wp.pl ODPOWIEDŹ NA LIST PIOTRA DZIEKANOWSKIEGO (Z 9. NU-MERU„POMERANII") Nie lubię dyskutować, wolę działać. Dlatego też nie będę odpowiadać na każdy wątek zawarty w liście odnoszącym się do wywiadu ze mną a napisanym przez Pana Piotra Dziekanowskiego - człowieka, którego darzę szacunkiem i którego twórczość cenię. W pewnych kwestiach jednak zmuszony jestem zabrać głos, gdyż przeżyłem szok po przeczytaniu tych słów. Swoją drogą mój szok i „zamurowanie" Pana Dziekanowskiego pokazują, że chyba musiał istnieć między nami ogromny mur, którego nie byliśmy świadomi. Po pierwsze w żadnym miejscu nie rozciągam określenia „ti, co bile' na całe pokolenie. Sądzę jednak, że nieuznawanie ich istnienia albo milczenie na ich temat jest, delikatnie mówiąc, niesprawiedliwe. Po drugie wyłożyłem zupełnie jasno, dlaczego osoba zaangażowana w ruch kaszubski z przeszłością taką, jak bohater „Sobótki" powinna się przyznać do swoich czynów. I nie chodzi tu ani o „inkwizycję", ani o „teczki", jak to autor listu zasugerował. To sofizmat rozszerzenia, który byłby dosyć udaną próbą manipulacji, gdybym czegoś nie dopowiedział, i aż by się prosiło, żeby coś, niejako w moim imieniu, dodać. Inna sprawa, kiedy powiedziałem coś zupełnie innego niż to, co mi autor słów zasugerował. Wystawiając spektakl i starając się nagłośnić jego tematykę, miałem świadomość, że będę atakowany. Domyślałem się, że część ataków będzie ad personam. Nie spodziewałem się jedynie, że z przypadkiem adultyzmu wobec mnie spotkam się ze strony kogoś, kogo miałem za wrażliwego na dyskryminację człowieka. Wiedziałem jednak, że muszę się liczyć z tym, że „oni działają dłużej, niż chodzę po świecie", że nie jestem nikim ważnym, aby zabiegali o moje wybaczenie. Nie spodziewałem się jednak podłości, z jaką potraktowano sprawę tylu Kaszubów starszych ode mnie. Można napisać na łamach elitarnego czasopisma, że temat jest „wydumany, nieistotny z punktu widzenia dalszego trwania i rozwoju kaszubszczyzny". Ciekawe jednak, czy Pana Dziekanowskiego stać na to, aby powiedzieć to kobiecie z Kuźnicy, która mówiła ze mną po polsku podczas przypadkowej rozmowy w pociągu, bo jak mówiła: „do dzisiaj boi się mówić po kaszubsku w miejscach publicznych" i wspomina krwawiące ręce. Czy wydumanym jest problem mężczyzny, który stracił słuch na jedno ucho po uderzeniu w głowę. Czy mieszkaniec Rumi, którego babci powiedziano, że jak będzie do niego mówiła „gwarą", to zostanie jej odebrany (była jego prawnym opiekunem), jest nieistotny z punktu widzenia trwania kaszubszczyzny? Czy Pan Dziekanowski ośmieliłby się im to powiedzieć? Przecież ci ludzie zasługują na to, aby ich historia była opowiedziana! W tym czasie, kiedy wielu działaczy będzie się spotykać na konferencjach, gdzie rozprawiać będą na temat zaniku kaszubszczyzny w średniowieczu, ja będę się spotykał z ludźmi, którzy powiedzą mi o swoich czasach. Wcale nie wywołuję tego tematu - ci ludzie sami się tym dzielą, nie wiedząc o moim artystycznym zainteresowaniu sprawą. Mam ku temu okazje podczas uroczystości rodzinnych, na które jesteśmy zapraszani z kabaretem, czy też podczas pracy w radiu. Takie okoliczności nasuwają temat kaszubszczyzny. Ludziom w moim wieku opowiada się: „wy to macie szkoły, radio, a ja dostawałem po łbie za kaszubski. A ten, co nas najbardziej tłukł, teraz wydaje książki po kaszubsku, nie mogę o nim słuchać" itd. Ci ludzie mają ogromny żal. I co, mam im powiedzieć, żeby się nie przejmowali, bo działalność tych nauczycieli trwa dłużej, niż ja chodzę po świecie? Mam im powiedzieć, że z punktu widzenia rozwoju kaszubszczyzny nie powinni o tym mówić? Chciałbym, żeby to pokolenie zrozumiało, że proces odrodzenia kaszubszczyzny nie jest hipokryzją. Że w czasach możliwości rozwoju kaszubszczyzny oni nie pozostali ze swoimi przeżyciami sami. Ale kim jestem, żeby im to wmawiać na siłę? A jeśli już, to jak mam ich do tego przekonać, kiedy sam doświadczam takich okropnych mechanizmów ukrywania prawdy w wykonaniu elit? ADAM HEBEL 58 POMERANIA / LISTOPAD 2018 We Gduńsku 18 rujana pierszi rôz bëła wracziwónô Pomorska Nagroda Literacka „Wiatr od morza", udëtköwionô przez Sejmik Pömörsczégö Województwa. W trzech pölsköjazëköwëch kategoriach to wëprzédnienié dobëlë: Martina Bunda - ji roman Nieczułość östôł uznóny za Lëteracką Ksążka Roku, Edmund Kizik i Sławomir Köscelôk [pol. Kościelak] - redagöwóny przez nich dokôz Gdańsk protestancki w epoce nowożytnej. W 500-lecie wystąpienia Marcina Lutra je latosą Pomorską Ksążką Roku, i Sztefón Chwin - dostôł wëprzédnienié za cawné utwórstwö. A pierszą w historie Kaszëbską Lëteracką Nôdgroda „Wiater öd mörzô" [oficjalno nazwa tegö wëprzédnieniô to Kaszubska Literacka Nagroda „Wiatr od morza"] dostôł za całosc swöji lëteracczi prôcë Stanisłôw Janka. Pöchwalba laureata jidze przeczëtac na 14 starnie, a kôrbiónka z nym bëlnym pisarza i poetą na starnach 15-16. dm Pömörsczé Lëteracczé Nôdgrodë to bédënk marszôłka pömörsczégö Martina Bunda pödczorchiwała, że wiedno mô sebie za Kaszëbka, chöc województwa Mieczësława Struka na codzeń mieszkô we Warszawie Pödzaköwania za nôdgroda öd kaszëbsczégö pisarza i pöetë Öbsadzëcele, jaczi rozsądzëwelë ö przëznanim Kaszëbsczi Lëteracczi Nôdgrodë. Öd lewi: prof. Daniél Kalinowsczi, Bogumiła Cërockô i Róman Drzéżdżón LËSTÔPADNIK 2018 / POMERANIA / 59 ■I CHOJNICE. CIĄG DALSZY DZIEJÓW MIASTA Fot. Jacek Klajna W chojnickim ratuszu zaprezentowano bardzo obszerne wydawnictwo (ok. 900 stron, 225 ilustracji) pt. Wypisy do „Dziejów Chojnic". Edycję źródeł przygotował chojniczanin, prof. Jacek Knopek (na zdjęciu), autor kilkuset publikacji poświęconych historii miasta i jego okolic. Jak napisał w słowie wstępnym burmistrz dr Arseniusz Fin-ster, Wypisy do „Dziejów Chojnic" stanowią „swoisty suplement do największej monografii Chojnic, zachowując niemal bliźniaczą formę i tożsamą pe-riodyzację". W książce zgromadzono wybrane przez prof. Knopka materiały źródłowe z okresów książęcego, krzyżackiego, szlacheckiego, pruskiego oraz te wytworzone w latach II Rzeczypospolitej i po II wojnie światowej aż po współczesność. Dzieje Chojnic pod redakcją Kazimierza Ostrowskiego, współautora naszej „Pomeranii", ukazały się 15 lat wcześniej. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI ■•WEJROWÓ. SACRUM W KNÉGACH I OBRÓŻKACH Swiaté Pismiona, mödlëtewniczi, spiéwniczi, óbrôzczi z wizerënkama swiatëch... Wszëtkó to jidze öbez-drzec na wëstôwku „Më trzimómë z Bôga". Druki sakralne z kolekcji prof. Józefa Borzyszkowskiego, jaczi 1 rujana óstôł uroczësto ótemkłi w Muzeum Kaszëbskô-Pömórsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wej rowie. Westrzód prezentowónëch knégów są snôżé Biblie z XVIII w. (nóstar-szé ksadżi, jaczé jidze öbezdrzec na wëstôwku, póchôdają z półowë XVII w.), Stôri Testameńt po hebraj-sku, próbny egzemplar tłómaczenió Nowégô Testamentu na kaszëbsczi (Eugeniusza Gołąbka), mödlëtew-niczi, jaczich użiwelë m.jin. ks bp Kónstantin Dominik, ks. primas abp Henrik Muszińsczi, ks. Bernat Sëch-ta, Ana Łajming, Stanisłôw Pestka, Józef Cenowa i wiele jinëch wôżnëch dlô Pómórzô lëdzy. Wiele knégów mô bogato zdobione óbkłôdczi, tej-sej ze strzébrznyma ókucama. Wôrtnym dzéla kolekcje, na jaczi spödlim pówstôł wëstôwk, są rakópisë - knéżczi ódraczno przepi-sóné przez mieszkańców Kaszëb i całégö Pómórzô, czasa z pëszny-ma malënkama. Niejedne z nich powstałe na zôczątku XIX w. Bëlnym dodôwka do prezen-towónëch drëków są rzezbë, za-bëtkówé krziże, relikwiarze i różań- ce pöchôdającé ze zbiérów Józefa Bórzëszköwsczégö. Uczastnikóm wernisażu baro wi-dzałë sa téż óbrôzczi, ösoblëwie te ze snóżima zdobieniama na rańtach. Wôrtné bôczeniô są téż óbrôzczi z dedikacjama ód kaszëbsczich biskupów i ksażi, co ódprówiają msze z kaszëbską liturgią Słowa. Öbczas wernisażu prof. Bórzëszköw-sczi kôrbił przédno ö lëdzach, jaczim zawdzacziwô zebranie stolemny kolekcje (raza mô óna kol tësąc rozmajitëch publikacjów), wspóminół znaczënk sakralnëch knégów dlô badérowaniô historie Pómörzô, póbóżnotë jegó mieszkańców, muzyczny rësznotë, przemikaniô sa rozmajitëch kulturów i jazëków, co ód stolatów bëło wôżną znanką najégö regionu. W artisticznym dzélu wëstąpił chur Discantus pód przédnictwa dr. Sławomira Bronka. Zaspiéwôł ön czile religijnëch dokazów, nawlekające do témë ötmikónégó wëstôwku. Pózni uczastnicë zéhdzeniô mielë leżnosc na swöje öczë óbezdrzec sakralne drëczi z kolekcje prof. Józefa Bórzëszkówsczégö i pogadać ö kné-gach, jaczé sa jima nóbarżi widzałë. Wëstôwk óstôł zôrganizowóny w óbrëmienim projektu „Zakup kolekcji druków sakralnych od prof. Józefa Borzyszkowskiego" udëtkö-wionégö przez Minystra Kulturę i Nôrodny Spôdkówiznë a téż ze strzódków Wejrowsczégó Powiatu. DM Ö swöji kolekcje öpöwiôdô prof. J. Börzëszköwsczi. Ödj. A. Kąköl 60 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 klëka mmm m BÖRZESTOWÖ. POTKANIE Z REMUSA, WËBICCZIMA I KRACCZIM 4 rujana pôsobny rôz pötkelë sa nô-leżnicë Remusowégö Kragu. Pó tradi-cjowim ödspiéwanim swöjégö himnu „Abyśmy byli jedno", wësłëchelë pó-sobnégö dzélëka z ksążczi Aleksandra Majköwsczégô Żëcé iprzigôdë Remu-sa - tim raza béł to öpisënk wińdze-niô Remusa z prësczi sôdzë i jegö pötkaniô z ksadza Pawła, chtërnégö prowadzący zeńdzenie Bruno Cëroc-czi pözwôł „patriotą, co pôdskacył bohatera ksążczi do dalszi biôtczi ö miticzny pałac dłô jegö królewiónczi". Późni gôsc Kragu Leszk Zakrzew-sczi wëgłosył prelekcja „Powstał jak Feniks z popiołu", jaczi témą bëła familio Wëbicczich i jich dwór. Öbczas pötkaniô nie felowało téż kaszëbsczich śpiewów. Na zakuńcze- nié uczastnicë zćńdzenió złożëlë kwiatë pod pomnika latoségô patrona roku Fracëszka Kracczégó. RED. ■iCZECZEWÔ. XVI BIÉG KASZËBÓW M. FRACËSZKA RZESZEWICZA Biég Kaszëbów w Czeczewie to mi-dzëszköłowô biégówó rozegracjô, jakô ödbiwô sa ód 16 lat. Ji céla je pöpularizacjô rësznégó wëpóczinku westrzód młodëch a téż sztôłtowanié przez sportowe miónczi sprôwdzy-waniô swöjich umiej atnosców. Öd 2014 r. patrona Biegu je Fracyszk Rzeszewicz, umarłi w 2013 r. wie-lelatny Przédnik Radzëznë Gminë Przedkówô, chtëren dzejôł w OSP i rozkóscérzôł kaszëbską kultura. W latosy edicje Biegu wzało udzél 294 uczniów. Uroczësto ótemklë ja: Zofiô Róża Rzeszewicz - białka patrona, i Dorota Drajok, czerownik gmino-wégö Referatu Póuczënë, jakô reprezentowała Wójta Gminë Przedkówó. Öbczas ótemkniacó gratulacje do-stół Armin Wilczewsczi, uczeń szköłë w Czeczewie, chtëren trenérëje w karnie Polska Flota Rebelia Kartuzy, i je dobiwcą brunégó medalu Méster-stwów Świata Kadetów i Juniorów w Kick-Boxingu. Przędnym sadzą óbczas Biegu Kaszë-bów béł Paweł Bill, jaczému pómôgelë: Emilio Schmidt, Sewerin Wrońsczi, Bożena Soroko, Barbara Błaszkówskó, Małgorzata Heczkó, Adóm Deyk, Iwóna Warmöwskô, Grażina Deyk, Michôł Hufnagel, Stanisłów Kus a téż szkolny i robotnice czeczewsczi szköłë. Mediczny dozér nad uczastnikama miała Stefanio Lorolf. Öbczas rozegracje przedstôwco-wie Uczniowsczégô Samorządu ze Spödleczny Szkółë m. Jana Pawła II w Czeczewie przedstawilë póstacja Fracëszka Rzeszewicza. Lësta dobiwców we wszëtczich kategoriach jidze nalezc na starnie Urzadu Gminë w Przedkówie www. przodkowo.pl. JW, tłóm. DM, ödj. Anna Lasköwskô Örganizatorama XVI Biegu Kaszë-bów bëlë: Pedagogiczno Radzëzna SpódlecznySzkółë w Czeczewie i Gmina Przedkówó ■i CHÖNICE - BIELEFELD. REGIONALISCË I DOBRZIŃCE Öb lato delegacjo Gardowi Radzëznë i Gardowégó Urzadu w Chónicach ódwiedzëła w Bielefeld Hónorowëch Mieszkańców Miasta Chónice. Helena Pietruch-Stoltmann i Léón Stoltmann dostelë te póczestné title uchwôlënka Gardowi Radzëznë z maja latoségó roku. Stoltmannowie są regionali-stama, chtërny rozkóscérzają téż za grańcama najégö kraju kaszëbską kultura i historia. Tłómaczëlë z nie-miecczégó jazëka publikacje tika-jącé miasta i chónicczi zemi, ókróm tego zebrelë bókadny zbiér knégów, jaczi przekôzelë w darënku Gardowi Publiczny Bibliotece i Pedagogowi Bi- bliotece m. Sztefana Bieszka w Chónicach. Wasta Léón je dodówkówó autora wiele ksążków i artiklów na-mienionëch historie Pómórzó. Chóniczanie mógą bëc buszny z ta-czich ambasadorów miasta w Niemcach! KADZMIÉRZ JARUSZEWSCZI, TŁÓM. DM Ödj. z archiwum Remusowégö Kragu LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 61 KLËKA GDUNSK. JEBLEUSZOWIXV TEATER KUCHARZENIO PODŁUG GRASSA Stowarzyszenie Guntera Grassa Gdańsku UNTERA RASSA 6.10.2018 / godz. 18.30 SMAKI PAMIĘCI PAMIĘĆ SMAKÓW Wëdarzenié nazwóné w titlu bëło 16 rujana w kaszëbsczi Tawernie Mestwin we Gduńsku. Bëtników sa naszło tëli, co sa leno przë stołach pômiescëło, a stółczi stojałë gastëchno. Chto wié, czë lëdze przëszlë przińdno dlôtë, cobë utczëc na ten dzeń przëpôdającą 91. roczëzna Grassa, czë achtnąc chcelë Stowôra Guntera Grassa we Gduńsku, chtërna öbchôdô latos 15-lecô, a möże szło jima ö piakny ju jëbleusz Téatru Kucharzenió podług Grassa? A möże nolepszą zachatą do uczast-niczeniô w tim lëterackó-kulinarnym przedstôwku béł cytowóny w rôczbie wëjimk z Grassowégö Turbôta, hewö nen (w skaszëbiony wersje): „Iłsebill dodała solë. Niglë do płodzeniô przeszło, më mielë [jadłé] öwczé miaso ôd łopatczi z szabelbóna i krëszkama, bö wej béł to pajicznika póczątk" I czedë aktorzë, Jerzi Kiszkis, Florión Staniewsczi a Macéj Krajińsczi (autór scenarnika), czëtelë jiné téż wëjimczi z ksążków Grassa (nôwiacy z Turbôta -ó cziłenôsce kucharkach w öpöwiôdô-czu romana) pözeszłi ze szmaką jedlë prawie to miasné danié, a przed nim jesz rëbną polewka, uwarzoną na głowach pómuchlów i ubókadnioną miod-nëchną smiotaną. To jestku i młodzowi kuch ze slëwą przëszëkôwałë kucharczi w Mestwinie, pöd öka Kadzmierë Za-jączkówsczi, gwôscëcelczi tawernë. XV Téater Kucharzenió pt. „Szmaczi pamiacë. Szmaków pamiac" prowadzë-ła dr Miłosława Szewczik z Bórzëszków-sczich, przédniczka Stowôrë Giintera Grassa we Gduńsku, chtërna wespół z Ka-szëbsczim Instituta miałë przëszëköwóné, tj. zörganizowałë potkanie, a pömôgałë jima jesz: Prôcowniô Badérowaniów nad Öpöwiescama Pamiacó Pógrańcza, Miasto Gduńsk i, mô sa rozmieć, Tawerna Mestwin. Cobë spartaczenie lëteraturë a jestku dobrze sa przëjało, na akórdionie przë-griwôł Cezari Pôcórk. To bëła czësta dlô wszëtczich zmôgów. LÉNAÖD TOPÓRKÓW m CHÖNICE-ZAMARTÉ. PAMIATAJĄ Ô WANDZE Delegacjo ChönicczégöTowarzëstwa Drëchów Nôuk na grobieTëborsczi złożëła kwiatë w roczëzna smiercë swöji nôleżniczczi Ödj. Mariô Eichler W lepińcu minała 15. roczëzna smier-cë Wandë Tëbörsczi, baro zasłużony dłô rozwiju kulturowego i spölëz-nowégö żëcô w Chönicach. Wastnô Wanda bëła direktorką chönicczégö muzeum, jaczé dzaka ji roböce i starom wespółrobötników wërazno rozwinało sa rëmno i wëstôwköwö. Doprowadzëła m.jin. do ödbudowë (z rëjnów!) czile zabëtköwëch obiektów wedle óbronnëch murów. Rëszno wespółrobiła z lëdowima utwórcama, organizowała könkursë kaszëbsczégö kuńsztu. Miała téż swój udzél we wró-cenim do żëcô Kurkowego Bractwa. Wanda Tëbórskô je pöchówónô na smatôrzu w Zamiartim w familiowim grobie, krótko Sanktuarium Matczi Bósczi Szkaplerzny. KADZMIÉRZ JARUSZEWSCZI, TLÓM. DM m GDUŃSK. PÔZNÔWELË BÉDËNCZI MUZEÓW Ödj. R. Kamińsczi Na Filologówim Wëdzélu Gduńsczegó Uniwersytetu ódbëła sa konferencjo Muzea w dydaktyce języka kaszubskiego zörganizowónô przez Kaszëbskó--Pömörsczé Zrzeszenie a téż Centrum Kaszëbsczégó Jazëka i Kulturę Gduńsczegó Uniwersytetu. W wëdarzenim, jaczé bëło 25 séwnika, wzało udzél przez 130 szkólnëch kaszëbsczégó jazëka. Organizatorze rok w rok bédëją jiną prowadną téma, rôczącë do wespółro- 62 POMERANIA/LISTOPAD 2018 bótë rozmajitëch specjalistów. Latosé zeńdzenie bëło namienioné muzeum w szkółowi didaktice z ósoblëwim bô-czënka na nauczanie kaszëbsczégó ja-zëka. Uczastnicë konferencje mielë leż-nosc wësłëchaniô plenarnëch referatów wëgłoszonëch przez: prof. Anna Kwaśniewską z Institutu Archeologie i Etnologie Gduńsczegó Uniwersytetu {Muzeum jako przestrzeń edukacji), dr Béjata Kapela-Bagińską z Institutu Pólsczi Filologie Gduńsczegó Uniwersytetu {Metoda przekładu intersemiotycznego a rozumienie tekstu) i dr Justina Pómierską z Centrum Kaszëbsczégó Jazëka i Kulturę Gduńsczegó Uniwersytetu {Znaczenie nauki w terenie dla „języka kaszubskiego" jako przedmiotu). Drëdżi part konferencje miół titel Archipelag Muzeów Pomorza. Przedstów-cowie pómórsczich muzeów ópówió- delë ó swójich wôrtnëch eksponatach, ósoblëwie tëch zrzeszonëch z kaszëbską kulturą i ó swój im dzejanim, m.jin. ó edukacjowim bédënku. Organizatorze rôczëlë do wespółrobötë jaż 12 molów: Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismie-niznë i Muzyczi we Wejrowie, Muzeum - Kaszëbsczi Etnografny Park we Wdzydzach, Kaszëbsczé Muzeum w Kartuzach, Muzeum Gduńska, Nôrodné Muzeum we Gduńsku, Muzeum Miasta Gdinie, Nôrodné Mórsczé Muzeum we Gduńsku, Muzeum Woj nowi Marinar-czi w Gdinie, Muzeum Słowińsczi Wsë w Klëkach, Historiczno-Etnograficzné Muzeum w Chónicach, Muzeum Puc-czi Zemi w Pucku, Zôpadnokaszëbsczé Muzeum w Bëtowie. Konferencjo Muzea w dydaktyce języka kaszubskiego ostała udëtkôwionô przez Minysterstwó Bënowëch Sprów i Administracje. NA SPÖDLIM WWW.KASZUBI.PL KLËKA m CHÔNICE. SKÔPICĄATRAKCJI Latosé Dnie Kaszëbskô-Pômörsczi Kulturë zörganizowóné przez chö-nicczi part Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô, bëłë ju 34. rôz. Zaczałë sa w sobóta 13 rujana w baroköwim gimnazjalnym köscele snôżim kön-certa Kameralnego Chiiru Discantus pöd przédnictwa Sławomira Bronka. Brzëmiałë sakralne i i swiecczé spiéwë pö kaszëbsku, polsku i łacëznie. Pöstapnégö dnia w göticczich murach Bazyliczi pw. Scacô sw. Jana Chrzcëcela ostała ödprôwionô pöd przédnictwa ö. Adama Riszarda Sykörë mszô z kaszëbską liturgią słowa. Pier-szi rôz ôjc Sykôra przeczëtôł publiczno dzélëk przetłómaczony przez sebie Ewanielie wedle sw. Marka, a kôzanié wëgłosył ks. prałôt Jack Dawidowsczi. Ö muzyczny part uroczëznë miało stara karno Kaszëbë, a czëtanié pre-zentowelë zrzeszeńce z Chöniców. Pô nóbożeństwie w Centrum Kiiń-sztu Collegium Ars (w pódzemiach gimnazjalnego kóscoła) bëło autor-sczé potkanie z ô. A.R. Sykórą, jaczé zaczało sa równak od koncertu dzec-négö karna Bławatki i öd ötemkniacô wëstôwku malënków Maceja Jarcziń-sczégö - artistë z Chönic (malarza, fotografa, filmowca, kompozytora, reżisérë i aktora). Pótemii o. Sykóra przedstawił historia i dzysdniową stojizna tłóma-czeniów Biblie na kaszëbsczi. Uczast-nicë wëdarzeniô jakno pierszi môglë wzyc w raka czwiôrti tom Piacksagu - Knéga Lëczbów w rodny möwie. Ö ji wëdanim öpöwiôdała direktorka Wëdôwiznë Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô Ana Dunst, a wiceprzéd-niczka KPZ Danuta Pioch kôrbiła ô wespółroböce z ö. Sykörą ôbczas tłómaczeniô Biblie. Tegö samégö dnia w Spödleczny Szkole nr 7 m. Jana Karnowsczégö w turnieru cëskaniô w baszka „Brama Pomorza" ö Czelëch Chönicczégö Starostę biôtkôwało sa wicy jak 130 lubótników ti jigrë. Öd wtorku do czwiôrtku (16-18.10) w Centrum Kuńsztu Collegium Ars warałë przesłëchania uczastników powiatowego recytatorsczégô konkur- su EKO-ART, chtërny zaprezento-welë swoje interpretacje dokazów ô nôtërze. Konkurs ôdbiwôł sa w dwuch jazëkówëch kategoriach: kaszëbsczi i pölsczi. Raza wëstąpiło 152 recytatorów (pö kaszëbsku 56) w sztërzech wiekôwëch kamach. W czwiôrtk i piątk (18 i 19.10) dze-cë ze Spódleczny Szköłë nr 7 w Chö-nicach i Spödleczny Szköłë w Cha-rzëköwach öbezdrzałë w Dzecnym Öddzélu Miastowi Publiczny Biblio-teczi przedstôwk ö Borowi Cotce przërëchtowóny przez młodzëzna z Technikum nr 3 w Chönicach pöd przédnictwa szkolny kaszëbsczégö jazëka Katarzënë Główczewsczi. 18.10 pö pôłnim w Regionalno--historiczny kolekcje tamecznego Historiczno-Etnografnégö Muzeum, zwóny przez mieszkańców Chônic „ii Maköwsczégö" abö „ii Albina", pótkelë sa na autorsczim zeńdze-niu lubótnicë kaszëbsczi lëteraturë. Böhatérkama bëłë: Felicjô Bôska--Börzëszkówskô i Katarzëna Głów-czewskô. Kôrbiónka tikała sa Kaszëb a lëdzczich ódnieseniów; óbëdwie białczi czëtałë swôje pôezje, jaczé baro sa widzałë pózeszłim. „Tu je nasza zemia. Kaszëbi dlô Niepôdległf'-topóeticczibédënkchö-nicczégö kaszëbsczégö teatru przërë-chtowóny z muzyczną pómócą karna Kaszuby z Kôrsëna i Wiela, pökôzó-ny w Centrum Kuńsztu Collegium Ars w sobota 20.10. W programie óstałë wëzwëskóné tekstë m.jin. Stanisława Pestczi, Jana Karnowsczégó, Józefa Cenôwë, Aleksandra Labudę, Stanisława Bartélëka. Niedzela 21.10 to czas pódrechówa-niô plasticznégó konkursu z cyklu „Farwë jeseni" jaczégó latosą témą béł: „Gotyk w Chojnicach. 25 lat chojnickiej Bazyliki Mniejszej". Na konkurs ostało przësłóné 298 dokazów zrobionëch rozmajitima plasticznyma technikama. Te nôdgrodzoné i wë-przédnioné bëłë pókôzóné na wëstô-wku. Przed wraczenim nôdgrodów wëstąpilë młodi instrumentaliscë, so-liscë, recytatorze i karno Bławatki. Slédnym pónkta Dni Kaszëbskó--Pómórsczi Kulturë bëła strzodowó Ö. A.R. Syköra öbczas promocje Knédżi Lëczbów Wëstôwk„Farwë jeseni" (24.10) promocjo 25. numra pismio-na „Kwartalnik Chojnicki". Ji uczast-nicë móglë téż óbezdrzec fotografowi pókónkursowi wëstôwk uczniów Technikum nr 3 „Kaszëbë sztóta za-trzimóné 2018". Wespółórganizatorama i partnéra-ma Dniów bëlë: Chónicczé Centrum Kulturę, Gardowó Publiczno Biblioteka, Historiczno-Etnograficzné Muzeum m. Juliana Ridzkówsczégô, Parafio Scacô sw. Jana Chrzcëcela, Technikum nr 3, karna Bławatki i Kaszuby z Chónic a téż Kaszuby z Kór-sëna i Wiela. Całosc ödbiwała sa dzaka financowi pómócë Miesczi Gminë Chönice, Gminë Chónice i Chónic-czégô Powiatu. JANINA KÔSEDOWSKÔ, TŁÓM. DARK MAJKÖWSCZI Ôdj. z archiwum chönicczégö partu KPZ LESTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 63 Karno Bławatki KLËKA m BËTOWÔ. CASSUBIA CANTAT Z SZERSZĄ BAZĄ To béł jeden z nôbarżi czekawëch festiwalów Cassubia Cantat. Wiera m.jin. dlôte, że spödlé stôrëch śpiewów ostało rozszérzwioné ö nowi zbiér prof. Łucjana Kamień-sczégö - przedwöjnowi. Festiwale örganizowóné przez Zôpad-nokaszëbsczé Muzeum i Bëtowsczé Centrum Kulturë są świata kaszëb-sczi muzyczi. Stôré piesnie, a cza-sto blós jich zaöstałoscë, nagróné w „pölowëch warënkach" w 40. i 50. latach XX w., przerobione przez dzysdniowëch muzyków zmieniwają sa w sztëczczi folku, rocka, jazzu. Öb póprzédnëch sédmë edicjów uczastnicë festiwalu wëzwëskelë ju wiele ze stôrëch materiałów wëcy-gnionëch z archiwum Pólsczi Akademie Nôuków. Colemało muszelë wëbierac z leno czilenôsce témów. Te nôczekawszé bëłë aranżowóné wnet rok w rok. Bëlno tej sa stało, że przędny organizator Jaromir Schroeder rozszerzwił to muzyczne spödlé ö zbiér poznańsczegó muzykologa Łucjana Kamieńscze-gó, wëdóny w ksążkówi pöstacje w 1936 r. Brzôd ti szerszi bazë dało sa czëc 20 rujana, czedë na binie Bëtow-sczégö Centrum Kulturë brzëmiałë nowé snôżé témë, m.jin. „Tam pod Berlëna na pölu". Zaprezentowelë ja, w formie baladë, Gösce z Nor-dë, to je duet Tadeusza Kórthal-sa i Łukasza Nowicczégö. Przed nima na binie pojawił sa Sir Nick na brzëmieniach drëdżi pöłowë 60. lat, m.jin. Beatlesów. Często jinszi béł wëstap Helénczi Szro-eder z Tornia, chtërna śpiewające, sama akompaniowała sobie na „klawiszach". Nowi nôstrój, pro-sti, baro óbszczadny, a równocza-sno ekspresyjny wprowadzëła na bina Magda Liseckô, śpiewające na folkowi ort. Barżi szpórtowno zaprezentowelë sa Tomôsz Fópka i Wojcech Złoch. Po nich wëstą-pił Kłonczin, to je Mariusz Bronk. Na kuńc grelë i spiéwelë Knope Novium z Gduńska, weteranowie festiwalowi binë. Bëlnym dofulowanim ökôzôł sa koncert, w jaczim wëstąpilë jurorze: Robert Jawórsczi z Zuzą Cy-szewską, Môrcën i Mateusz Rëchli i na kuńc Ölo Walicczi z Jacka Próscyńsczim, chtërny przedsta-wilë słowno-muzyczną suita na-mienioną pómórsczému zbiérowi piesniów prof. Kamieńsczegó. Ti, co nie bëlë na przesłëcha-niach ani na kóncerce, mają czego żałować. Na szczescé całosc ostała nagrónô i jesz latoś materiôł mdze wëdóny na płatkach CD. Na kuńc dëtkówé nôdgrodë, ufundowóné przez marszôłka pömórsczégó województwa, Mi-nysterstwö Kulturë, Gmina Bëto-wö, Zôpadnokaszëbsczé Muzeum, östałë pödzeloné midzë uczastni-ków. Nôwëższą nota öbsadzëcelë delë Magdze Lisecczi. P.D. C. Drążköwsczi. Ödj. K. Rolbiecczi Ö. Walicczi. Ödj. K. Rolbiecczi Mc Oviec, to je Cyril Drążkówsczi ze wspiarcym familie. Młodi muzyk z Gôchów przedstawił trzë sztëczczi, jaczich aranżacja ópiarł m GDUŃSK. MEDAL 100-LECÔ SAMÖSTÓJNOTË DLÔ PROF. ÉDMUNDA WITTBRODTA Jëbleusz 100-lecô udostaniô nazôd przez Pôlska samôstójnotë stôł sa leżnoscą, żebë wëprzédnic tëch, co w slédnëch latach mielë cësk na to, że Gduńsk je gospodarczo rozwitim garda, na jaczi z podzywa zdrzą w Polsce i Europie. 8 rujana we Dworze Artusa ödbëła sa uroczëstô gala „Przedsiębiorczy Gdańsk", na jaczi bëłë wraczoné medale i diplomë dlô przedstôw-ców biznesu, a téż dlô robiącëch w samórządze, institucjach kulturę i nôuköwëch molach - dlô wszët-czich, jaczich może nazwać wespół-budownikama miasta. Westrzód 65 nôdgrodzonëch béł téż przéd- nik Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrze-szeniô prof. Édmund Wittbrodt. Projekt Medalu östôł przërëchto-wóny przez warköwnia Biuro Kreacja (Dorota Terlecką i Ana Grabowską). Na awersu są stoczniowe dwiżniczi i nôdpis „1918-2018 Niepodległa", a na rewersu wëbróné datë ze sléd-nëch sto lat, zrzeszone z témą wölnotë i samôstójnotë. (SL) 64 POMERANIA SattUWZĄd&uM klëiia SŁEPSK. OTEMKLE BIOŁI SPIKRZ Ödj. Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku W séwniku skuńczeła sa warającô wnet dwa lata rewalorizacjô Biôłégö Spikrza kol szas. Szarych Szeregów 12 w Słëpsku. Zabëtk je dzéla Muzeum Westrzédnégô Pömörzô. W 2012 roku Samorząd Pömörsczégö Województwa przekôzôł Muzeum We-strzédnégö Pômörzô w Słëpsku dwa za-bëtköwé spikrze: Biôłi Spikrz, jaczi pöwstôł w latach 1804-1811, i Czerwony Spikrz z 1900 roku. W Biółim Spikrzu wnet badze mógł óbzerac wëstôwczi - m.jin. nôwikszą kolekcja dokazów Stanisława Ignaca Wit-kewicza - Witkacego, zbiérë dzysdniowégó kuńsztu i wëstôwk namieniony wnożënie i żëcu miasta pó 1945 r. Ökróm tego w bu-dinku są zaplanowóné tpzw. „ötemkłé maga-zynë", jaczé dôwają môżlëwóta óbezdrzeniô trzimónëch w nich obiektów i zagwësniwają edukacjowi rum. Rewitalizacjo i adaptacjo XIX-wieczné-gö zabëtköwégö spikrza bëła möżlëwô dzaka Regionalny Öperacjowi Programie Pómór-sczégó Województwa na lata 2014-2020. Inwesticjô kóształa 21 min zł, z czego wnet 7,5 min przekôzôł Samorząd Pômôrsczégö Województwa, a kol 10 min udało sa udo-stac z funduszów Europejsczi Unie. Pósobnym dzéla projektu mdze rewitalizacjo i adaptacjo Czerwonego Spikrza, w jaczim mają bëc m.jin. nowöczasné edu-kacjowé zale, öglowöprzistapnô muzeówó biblioteka, warkównie konserwatorów i ma-gazynë. W GDUNSK. LĄDOWISZCZE NA BÔLËCËM. MIKOŁAJA KOPERNIKA Budowa lądowiszcza dlô helikopterów je dzéla projektu, dzaka jaczému utworzone w bölëcë Centrum Lékarzeniô Ökaleczeniów dlô Dzecy [pól. Centrum Urazowe dla Dzieci] mdze miało cawną fónk-cjonalnota. Badą do niegô trôfialë nómłodszi pacjeńce z nôbarżi nie-bezpiecznyma ókaléczeniama cała z całégó regionu. Plata lądowiszcza (na 22-métrowi wieżë) i bu-dinczi w ókólim są wëkustrzoné w nawigacjowé widë, żebë fligrë mögłë lądować téż ôb noc. Strzód-czi na realizacja projektu pöchô-dają z Europejsczi Unie, dotacje Samorządu Pómörsczégó Województwa i z funduszów bölëcë. Wôrtnota inwesticje to przez 6 min zł. Ökróm budowę lądowiszcza, öddzéłe óstałë dopasowóné tak, żebë miałë bezpóstrzédną komunikacja z platą. Pöwstałë téż stanowiszcza östri terapie dlô dzecy i béł kupiony sprzat na pôtrzebë Centrum dlô Dzecy, jaczi dofulo-wôł i zmódernizowôł wëkustrzenié ó nieôbéhdné elementë za wicy jak 3 min zł. Ödj. Pomorskie.eu m PÔMÖRZÉ. PÔWSTÓNIE 3,5 TËS. NOWËCH MÔLÓW W DZECNICACH Dzecnice dlô dzecy do 3 lat, w tim dopasowóné do pôtrzébnotów nômłodszich niefulsprawnëch, adaptacjo budinków, kupienie i montaż wëkustrzeniô, szkolenia dlô dozérôczów - to leno czile inwesticjów, na jaczé Zarząd Pómörsczégö Województwa mô namienioné wnet 80 min zł. Dzaka nim pówstónie 3,5 tës. nowëch môlów w dzecnicach w pömörsczim województwie. Beneficjentama są samörządë i priwatny pödjimcowie. Nowé place pöw-stóną m.jin. we Gduńsku, Gdinie, Tczewie, Bólszewie, Żukowie, Rëmi, Miastku, Słëpsku, Bëtowie, Malbörgu, Gniewie, Nowim Stawie. Brëköwnota przistapu do dzecniców je baro wiôlgô, móm nôdzeja, ze 3,5 tës. nowëch môlów roz-rzeszi jiwrë wiele starszich, a ösoblëwie matków, chtërne bë chcałë wrócëc na rënk robötë i bëc gwës, że jich dzeckö mô starowny dozér. Dzaka udëtkôwie-niu pöwstóną nowé place w dzecnicach, ale téż wiele môlów badze mógło bëc zmödernizowónëch. Jem ród, że dofinancowanié badze służëc nié leno mieszkańcom Trzëgardu, ale téż jinëch môlëznów - gôdô marszôłk pömórsczégó województwa Mieczësłôw Struk. POMERANIA 65 SAMÖRZĄDOWÔ KLËKA m BETOWO. UNIOWO DOTACJO NA ROZWIJ TRANSPORTU I ÔCHRONA RODË i % Ödj. Pomorskie.eu Wnet 20 min zł - tëli na budowa wazła do przesôdaniô sa i na ochrona rodë, w tim niespötikónëch w Europie lobeliowëch jezór, udostała gmina Bëtowö w öbrëmienim Regionalny Öperacjowi Programë Pômôrsczégô Województwa na lata 2014-2020. Dogôdënczi pödpiselë 16 rujana marszôłk pömörsczégö województwa Mieczësłôw Struk i burméster Bëtowa Riszôrd Sylka. Budowa wazła zbiérnégö transportu w Bëtowie östó-nie zjisconô do czerwińca 2021 roku. Do tegö czasu ba-dze przebudowóné wielofónkcjowé banowiszcze i jego ökölé. Pówstóną zeńdzenia na peronë banowiszcza i bu-sowiszcze. Przebudowónó óstónie szas. Dworzec wespół z umôlowienim przëstónku gardowi komunikacje i postoju TAXI. Szoférowie mdą mielë parking ôrtu park&ride dlô autów. Zwëskają téż kółownicë, dlô jaczich pówstónie 92 stojaków do kółów i kołowo stegna ö długóscë köl 700 m. Kupione badą 3 autobusë ó normie spôlaniô EURO 6 do óbsłëdzi gardowi komunikacje w Bëtowie. Wôrtnota in-westicje, jakô póprawi kömunikacjowi przistap Bëtowa, to wnet 24 min zł, a uniowé dofinancowanié to 16,2 min zł. Wedle öbrechunków z projektu skórzistô wicy jak 2,4 min pasażerów ob rok. Drëdżi projekt badze zjiscony do gódnika 2019 roku. Céla ti inwesticje je uchowanie bökadnoscë nôtërë nie-spötikónëch w Europie lobeliowëch jezór, umôlowionëch na terenie gminë Bëtowó. W óbrëmienim projektu chroniono óbeńda Bëtowsczé Lobeliowé Jęzora óstónie skómu-nikówónó z Bëtowa i môlëzną Mółó Wies. Dopuszczono mdze piechtnó i kołowo komunikacjo na szlachu. Pöwstó-nie nótërno-edukacjowô Stegna, w jaczi öbrëmienim mdą ópisóné wôrtné sedlëszcza, pódóné regle, jaczé óbówiązy-wają na terenach chroniony prawa rodë. Udba kółowégó turu óbjimó wëzwëskanié jistniejącëch drogów i usëpu pó zamkłi banowi sztrece. Długósc wëbudowónëch turisticz-nëch szlachów to wnetka 11,3 km. Wôrtnota inwesticje dochôdô do 4,5 min zł, a uniowé dofinancowanié to 3,4 min zł. PRZËR. SŁAWOMIR LEWANDOWSCZI, TŁÓM. DM W ÔKRATOWNIE REMONTOWO SHIPBUILDING SA, JAKÔ SŁËCHÔ KAPITAŁOWEMU KARNU f A || REMONTOWO HOLDING, ÔSTÔŁ ZWÔDOWÓNY NOWI WLOKÔCZ DLÔ WÔJNOWI MARINARCZI RP. TO PIERSZI Z SERIE SZESC ÔKRATÓW TEGÔ ÔRTU BUDOWÓNY DLÔ PÔLSCZI FLOTË. WSZËTCZÉ MAJĄZACZĄC SŁUŻBA DO KUNCA 2020 ROKU. ÔDJ. S. LEWANDOWSCZI SËCHIM PAKA USZŁÉ DUPKA TYCYLIJTKÔ - Dwa razë dupka tycylijtkô! Dupka tycyIijtkô!! Dupka! Dwa razë! -taczé zawołanie uczëlëjesmë z familią, czej jesmë żdalë na swöje picce w jedny gduń-sczi piccodôwnie. Pözërelë jesmë na se i z początku nie rozmielë, ö co jidze. Czej chłop za tómbaka dze-sąti rôz zawöłôł „dupka tycylijskó", a nicht po nia sa nie zgłôsziwôł - doszło do nas, że möże jidze ö „zupka sycyjijską", a piccodôwôcz mô prosto skażoną gódka. Chtos kureszce sa zlëtowôł i na „dupka dwa razë" wzął, a mie naszło ö tim napisać... Kuli lëdzy na zemi mô tôczel z möwą? Tak jak nasz Remus - Jemus? Nie je to dzywné, że w czasach, czej w kóżdi porządny szkole je logopeda (a wszëtcë są przez państwo przëmuszo-ny do chodzeńiô do szköłë) - wcyg są swirzkóce a ti, co francorzą? A nówiacyje jich nié w piccerie, dze ta-czë chłopiszcze długo nie porobi, bo firma stracy klijenta, co to jego „zupka" zmienilë na „dupka" - le w pólitice. Pösłëchôj-ta tëch öchlôczów. Kuli z nich nie mówi porządno? Fefloce, mumio a do te jesz niemiłoserno dërdô? Wikszô połowa. A w mediach? Chtos baro möcno muszół lubiec taką Nina Tełentiew, że dół ji robota w pólsczi telewizje... Abó Kydrchyńsczi... Chtos pówié, że sa wëszczérzóm. Nié, a jesz rôz niél Żelë chto bierze sa za robota w telewizje a w całoscë w radio - prosto NI MOŻE mówić skażoną gódką, bó: • może go öbzérôcz/słëchôcz nie zrozmiôc, a lëdze grëbó płacą za jego robota w podatkach abó kupia-jącë droższi towór, bó reklama w mediach kósztó, • lëdze bierzą przikłód z celebritów a jesz letko mogą chcec robie tak samo, i kultura pudze w sztokówą rëna. Do psëcô gódczi zalicziwóm téż skażiwanié akceń-tu. Jaką sromótą dló szkólnëch ód pólsczégó je, czej jich uczniowie mówią po wińscym ze szkółów: mate-maTYka, fiZYka, muZYka, byLIŚmy?! Kó kóżdi z nich (polonistów) zaró bë muszôł dló porządku dac so póku z uczenim a zrezygnować z wiertła emeriturë! W kaszëbsczim radio je dzél lepi. Biwó, że je jesz np. miloné mitczë „ż" z cwiardim „rz" - bez to pómachtac sa móże komu „żëcé" z „rzëcą". Dosc tëli je jesz pól-sczich „implantów" w kaszëbiznie radiowców. Rów-nak pomału w mediach z tego wëlôżómë a wikszosc kaszëbsköjazëköwëch lëdzy z radia czë telewizje - do- brze sobie dówó rada. Jesz bë muszôł barżi przepiłować tëch, co w sztudiach platë nagriwają z muzyką, bó weszło czile platk w skażony mowie, z bładoma... Jesz szkółowima dzecoma móże wiele ódpuscëc, do-piérku sa uczą. Ustnëch kaleczenie jazëka -je często buten szëku. Téż przë zóchacbach. Równak, jak chcą ti z Monthy Pythona: Always look on the bright side of life (wiedno zdrzë na widną żëcô starna). Chcemë sobie wëstawic trzech chłopa. Je Jówka, co jedze autoła, a w mól „r" mówi „j". Bóles je szandarą, mô sznëpa i nie mówi „m" - a „b", a za „n" wstówió „d". A do tego jesz Tóna z piccerie. Cobë jaczi socjalisticzny paritet béł, chcemë óbónic to to- warzëstwó Mariczką, białką Jówczi. Mariczka mó gódka zdrów, leno do szkółë chó-dzëła, cobë w guma grac. - Jówka, czë jak tak sobie jedzemë naszą tojotką - twoje „prawo" to je moje „prawo", czë móże moje „prawo" to je twoje „lewo"? - Twoje pjawó to je twoje pjawó, a móje lewo to je móje lewo, Majiczkó. Wzéjkôj lepi bez okno, czë më czasa ni rriómë przejachónë tegó kóscoła z wiólgą zwónnicą buten a mółim chuja bënë. Naróz, jak spode zemi, wërósł szandara i cziwie jima przed przędną rutą bióło-czerwionym lizóka. - Za flot wa jacha. Tuwó je ógredczedié do 15 kilo-bétrów na gódzëda a wa jacha 23! -To je niemöżebné! Mój chłop ni mó taczi cażczi nodżi! A szandara mó za to krzëwé zabë... - Ale cëchö, białko. Wasto szandajo, nen mój tji-jotej pjadzy jak dwadzesce nie nëkô, a do te móm ju dwadzesce pąktów nazbiéjóné... - Badze sztrófa! Bdi jak trzësta di boga wpisać. Dë, di boga! -Szandara, szandara, co mó dzurawą kara! - Leno nie sztjófa... Mda pómali kujsowół. Östatny józ... - Szandara, co ni mó głowë, le bala! - Do te jesz stówa za obraza publiczdy służbę - na pabiątka. Szandara wëpisëje mandat. Wtim na skutrze pód-jachół Tóna. - Wa damówia picca ze tëra? Szandara wezdrzół na Jówka z Mariczką. - Dié. Boże den w tib tirze, co ódjachół dopierze. TÓMKFÓPKA LËSTOPADNIK 2018 / POMERANIA / 67 Kuli lëdzy na zemi mô tôczel z mową? Tak jak nasz Remus - Jemus? Nie je to dzywné, że w czasach, czej w köżdi porządny szkole je logopeda (...), wcyg są swirzkóce a ti, co francorzą? Z BUTNA NAJEGO LEŚNEGO W PËLCKOWIE PÖRZĄDCZI To cë je ale szport! Leśny dobéł! Öpócuszku, krëjamkó, nié prowadzące głośny kampanie. Ze-brôł wikszosc głosów a sôdł jak król jaczi na nym nôwëższim, nômitkszim, nôförszniészim gminowim stołku. Widzół chtëż tak co? Leśny? Nen naj' leśny? Chłop z łasa WÓJTA PËLCKÖWA! Jo, z początku to ma z brifką mia wiôlgą redosc, ko to nasz człowiek, nasz drëch lubötny nasz köchóny zelony ludk... Le z czasa... telefonów nie ódbiérół, a na naju rôczbë nie ödpöwiôdôł. - Czas - gôdiwôł, czej më sa trzeji przëtrôfka zeszlë. - Czas, drëchówie, czas mie nëkô. Tuwö pösedzenié, ta zasedzenié, tu nasadzenie, tam-sam wësedzenié. Czasu ni móm, drëchówie, czasu. Żôl bëło na najégö leśnego zdrzec, jak wcyg nëkôł za nym wiornącym czasa. Tak ma na niego namkła, a jemu czasu nie mudza. Równak jednego dnia przënëkôł dó mia brifka a wrzeszczi: - Pój sa, ale flot! - Cëż je? -Z leśnym lëchö! Muszimë jegö retac! Tak jô chutuszkó skörznie wcygnął a ma dwaji na kole jak wiater na gmina pöcësna. Pó prôwdze bëło lëchö. Wszëtczi z Pëlcköwa zeszlë sa pöd budinka urzadë, z chtërnégö dało sa czëc żôgöwa-nié, kwiczenie, rikanié, piskanie a bleczenié. Przecësna ma sa z brifką bez lëdzką hurma a wlazła na gmina, żebë, jak jaczi aniołowie stróżowie, najégö drëcha przed nie-szczascym óchronic. Czej ma w wójtowsczi gabinet wnëka... skrzidła nama opadłe, ko leśny z usmióną gabą na wójtowsczim zeslu sedzôł a zadowólniony race zacérôł. - Witôjtaż, drëszë! - wstôł a serdeczno sa z nama przëwitôł. Ma tak na niego zadzëwöwóny zdrza a ani nick ni mogła rzec. -Jo, jo, jô wiém, to dało ale trzôsk, le tak czasa muszi - rzekł zdrzącë na naju. - Dzaka Bögu, të żëjesz - w kuńcu brifka przemówił. - Żëja, le nie wiém, jak długo..., le cëż - westchnął -w kuńcu móm ne strëpiałé bómë z urzadu wëcaté, ne kwiczące stôré świnie ód kórëta ódnëkóné, ne muczącé, spasłé na gminowim futrze, krowë ód żłobu wëgnóné a nëch bleczącëch baranów wërzniaté... Leśny na sztót zamôłkł, a tej cygnął dali: -Temu jó wójta óstół, żebë kureszce pórządk na urządzę zrobić. Kuńc z pëskówanim, szkalowanim, krzëwim oka zdrzenim, kawë picym a zgniélstwa. Wëbaczëta, _ że jô dlô Waju (kuńc świata, leśny z taczim uwóżanim, _ ... , , , a z wiôldżi lëtrë nigdë do To ce je ale szport! - j . 'i, / i .t naju nie godoł czasu ni mioł, Leśny dobeł! (...) Widzoł , , ......... ko jo sa noprzod muszoł ro- chtëż tak co? Leśny? , . . 7 zezdrzec, co a jak... Nen naj' leśny? Chtop z łasa _ Wszëtczich môce wënë_ WÓJTA PÉLCKÔWA! kóné? _ ni0 wjém czem. rzekł jem do lesnégó na Wë. - - Dôjże póku, gadôj jak wiedno.... To jô, sługa Waju, móm öböwiązk Waju achtnąc. A co do Wajégö pëtaniô, nié, wszëtczich wënëkóné ni móm, chtos doch muszi Waju sprawë załatwiać, le ód terô bez jiwru, bez stresu, bez chödzeniô ód jizbë do jizbë. Wszëtkó załatwice w jednym placu. Urzadnicë uśmiecha Waju przëwitają, kôwką pöczastëją, wëdolmaczą, wniosk wëfulowac pomogą... A jeżlë nié, tej... Leśny nie sfórtowół dokuńczec, czej w gabinet wlazła wójtowó sekretérka. Z uśmiecha postawiła trzë kawë na biórku, spita, czë móże më bë jesz co chcelë, a widzące naju zadzëwöwóné munie, ópócuszku wëlazła, dërch sa kłóniającë. - Nie je tak lepi? - rzekł wójt. - Wiele lepi - pócwierdzył brifka, chtëren nierôz miół z ną sekretérką rozmajité, chcemë delikatno rzec, spiérczi. - Cud w urządzę! - zawółół jem a... przeszedł nazód do żëcô. Ach, jakuż na kówka cëdno wónió. Jo... leno czemuż nen urzadnik tak krzewó nó mia zdrzi? Czemuż wcyg pódzérô na zëdżerk? Ödeckłjem... a zós nick dzysó nie załatwił. Urzadnik nasz pón! RÓMK DRZÉŻDŻÓNK 68 / POMERANIA / LISTOPAD 2018 łntimné Monologi möriolodżi intymne słówk förmetla Cezary Obracht-Prondzyński El-LIIl RUCH KASZUBSKO-POMORSKI kaszëbskô-pomorsko rësznota Sfoni