CENA 5,00 zł (w tym 5% VAT) Nr 2 (528) luty 2019 \'W ROK JANA TREPCZYKA POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 www.miesiecznikpomerania.pl PAWEŁ ADAMOWICZ 1965-2019 9770238904906 977023890490602 UROCZYSTOŚCI POGRZEBOWE PREZYDENTA PAWŁA ADAMOWICZA W NUMERZE: POŻEGNANIE PREZYDENTA PAWŁA ADAMOWICZA 3 Nasz Gdański Stołem Edmund Wittbrodt 4 Öddzaköwanié Cezary Obracht-Prondzyński 6 Dlaczego tam - refleksje po pogrzebie Andrzej Januszajtis 8 Prezydent wielkich zmian Sławomir Lewandowski ROK JANA TREPCZIKA 9 Chcôl wëbawic zapadli zómk kaszëbiznë Z Edmunda Kamińsczim gôdómë ö żëcym Jana Trepczika i jegö pözdrzatkach 12 Wëbróné datë z żëcégô Méstra Jana, patrona 2019 roku 14 O lcs. Pasierbie - Pomorzaninie i Europejczyku na konferencji popularnonaukowej w Pelplinie Bogdan Wiśniewski 16 Dies irae, dies illa Marcin Herrmann 19 Michał Mostnik - dzieło piśmiennicze smołdzińslciego pastora Piotr Schmandt 24 Film o kanadyjskich Kaszubach (część 2) Tadeusz Linkner 28 Gawędy o ludziach i książkach. Czy niedźwiedź zawsze jest niedźwiedziem?! Stanisław Salmonowicz 30 Ôbrôzczi z czasów stalinizmu na kaszëbsczi wsë (dzél 2) Słôwk Förmella 32 Bliżej morza. Ekologia na Bałtyku Sławomir Lewandowski 34 Gdańsk mniej znany. Stary Sobieski Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 2 (124) 35 Śpiące wojsko zôs sa zbudzëło am 36 Krëjamnô Welewetka... Dzél 1. Jak ca pisać? Roman Drzéżdżón 38 Listy 40 Wôjnowi Kaszëbi. Jô béł ju ustny, tej jô nie pôdpisôł Z Wiktora Kötłowsczim gôdôł Eugeniusz Prëczköwsczi 42 Zachë ze stôri szafë. Szkôłowô gazéta rd 44 Nordowé pöwiôstczi. Métel na iirok Mateusz Bullmann 46 Muzyka. Mój tusk - nowô piata dlô dzecy Tomôsz Fópka 48 Z Kociewia. Wielka chwalba dla Gdańska Maria Pająkowska-Kensik 49 Méster Jan Trepczik - wiôldżi patron w Miszewie Regina i Jan Doszowie 52 Z południa. My, Pomorzanie Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Më, Pômörzanowie Kazmiérz Ôstrowsczi, tłóm. Ana Hébel 54 Lektury 59 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Wôrt je sa upic Tómk Fóplca 68 Z butna. Medialne hurënamele Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji WOJEWÓDZTWO POMORSKIE PRENUMERATA Pom£roKUb z, dostawą do dowuAs! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28102018110000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 300 06 83, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Od Redaktora Planując na początku stycznia drugie w nowym roku (lutowe) wydanie „Pomeraniinikt z redakcji nie przypuszczał, że tak wiele słów poświęcimy w nim Pawiowi Adamowiczowi, Prezydentowi Miasta Gdańska, stów, które niestety mają tylko i wyłącznie charakter wspomnieniowy. Nikt w redakcji naszego pisma, ale jestem jednocześnie przekonany, że nikt w Gdańsku, w Polsce i na świecie nie potrafiłby przewidzieć, że w Mieście Wołności i Solidarności może dojść do tak okrutnej zbrodni, której świadkami będą tysiące osób, zbrodni, której ofiarą będzie Prezydent Miasta, naszego Miasta... bo jak pokazali Polacy, w tych dniach wszyscy byliśmy Gdańszczanami. Za prezydentury Pawia Adamowicza Gdańsk stal się miastem nowoczesnym, piękniejszym, przyjaznym i, co ważne, otwartym. Prezydent Adamowicz, członek Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego, doskonałe rozumiał także środowisko Kaszubów, czego dowodem jest wiełe wspólnych inicjatyw zrealizowanych w ostatnich latach w Gdańsku, w mieście, którego Gospodarzem był przez niemal 21 lat. Cześć Jego Pamięci! Sławomir Lewandowski __ POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Krystyna Sulicka Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najô Dczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Anna Hebel Dariusz Majkowski ZDJĘCIE NA OKŁADCE Fot. Renata Dąbrowska/AG WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11, 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. POŻEGNANIE PREZYDENTA PAWŁA ADAMOWICZA Nasz Gdański Stołem Moje wspomnienia związane ze śp. Pawłem Adamowiczem sięgają 1990 roku, kiedy bezpośrednio po studiach został prorektorem na Uniwersytecie Gdańskim. Trzeba dodać, że był najmłodszym, bo zaledwie 25-letnim, prorektorem w Polsce. Rektorem Uniwersytetu był wówczas prof. Zbigniew Grzonka, a ja byłem w tym czasie rektorem Politechniki Gdańskiej. Była to pierwsza kadencja po zmianach społeczno-politycznych 1989 roaku w Polsce. Spotykaliśmy się bardzo często w ramach współpracy naszych uczelni. Paweł był zwolennikiem ścisłego współdziałania środowisk akademickich. Przełożyło się to na organizowanie wspólnych, środowiskowych inauguracji roku akademickiego, powoływanie międzyuczelnianych laboratoriów i kierunków studiów, utworzenie trójmiejskiej akademickiej sieci komputerowej TASK. Gdyby nie zdecydował się zostać samorządowcem, z pewnością miałby szansę na wielką karierę naukową na uczelni. W 1992 roku równocześnie zostaliśmy przyjęci do Zrzeszenia Kaszubsko-- Pomorskiego, z rekomendacji śp. prof. Brunona Synaka i prof. Józefa Borzysz-kowskiego. Mieliśmy więc wiele okazji do rozmów i dyskusji. Paweł był w pełni przekonany do idei Lecha Bądkowskiego wyrażonej w słowach „realizacja samorządności to najkrótsza droga do niepodległego państwa". Warto tę ideę przypomnieć teraz, w stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Wiąże ona ściśle niepodległość z samorządnością. Paweł udowodnił to znakomicie w okresie swojej dwudziestoletniej prezydentury. W tym okresie Gdańsk bardzo się zmienił i rozwinął, dzięki czemu gdańszczanie są dumni ze swojego miasta. On rozumiał Gdańsk jak nikt dotąd. Rozumiał to miasto w układzie czasowo-historycznym i taką wspaniałą historię Gdańska realizował, dzięki czemu Gród nad Motławą jest dzisiaj perłą w Koronie. Perłą tą może się szczycić nie tylko Polska, ale ma ona wymiar europejski i światowy. I nie chodzi tu tylko o inwestycje, które widoczne są na każdym kroku. Ważne jest także to, co prezydent Adamowicz czynił na rzecz integracji społeczeństwa i kultury. Bardzo Mu zależało, aby edukacja dzieci i młodzieży - począwszy od przedszkola poprzez szkołę podstawową i średnią do uczelni wyższej -owocowała społecznością tolerancyjną i otwartą na innych. Paweł Adamowicz był przykładem takiej otwartości i z tej przyczyny był najlepszym wyborem dla swoich mieszkańców, szczególnie w kontekście wielowiekowego dziedzictwa Gdańska. To właśnie postawa prezydenta Pawła Adamowicza powinna być przedstawiana we wszystkich szkołach jako wzór do naśladowania. Chcę również wspomnieć okres wdrażania wielkiej reformy administracyjnej i edukacyjnej rządu Jerzego Buzka, w którym byłem ministrem. Bardzo ważna dla Pawła Adamowicza była edukacja młodego pokolenia, w szczególności w powiązaniu z edukacją regionalną i językiem kaszubskim. Za jego sprawą mamy w Gdańsku szkołę imienia Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, szkołę imienia Lecha Bądkowskiego, mamy też pomnik Świętopełka Wielkiego. Prezydent wspierał też nasze działania związane z prowadzonym na Uniwersytecie Gdańskim kierunkiem etnofilologia kaszubska. Prof. Edmund Wittbrodt z prezydentem Pawłem Adamowiczem w Centrum Hewelianum w Gdańsku Paweł Adamowicz był wierny naszej tradycji związanej z wiarą chrześcijańską. Szanował ludzi, umiał z nimi rozmawiać, a przede wszystkim - słuchać. Ogromną wagę przywiązywał do wolności, solidarności, otwartości, dialogu i tolerancji. W swoich ostatnich słowach mówił właśnie o tym - o wolności, solidarności i dzieleniu się dobrem. Z Pawłem znaliśmy się też rodzinnie. Spotykaliśmy się prywatnie. Był zawsze uśmiechnięty, dowcipny - był duszą towarzystwa. Przyzwyczailiśmy się do jego spóźnień albo wcześniejszych wyjść, bo wiedzieliśmy, jak wiele miał zobowiązań. Prezydentura pochłaniała Go bez reszty, uczestniczył w wielu wydarzeniach i spotkaniach w mieście. Relacje, które zbudował z mieszkańcami Gdańska, sprawiały, że był otwarty na ludzi i ludzie na Niego. Spacerując z nim ulicami Gdańska, doświadczyłem tego, że ludzie do niego podchodzili i z nim rozmawiali. Kiedy w październiku ubiegłego roku miałem uroczystość rodzinną związaną z pięćdziesięcioleciem zawarcia związku małżeńskiego, Paweł znalazł czas, mimo że był zajęty kampanią wyborczą, by złożyć nam życzenia i przypiąć medale przyznane przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Paweł był solidnym człowiekiem, otwartym na środowisko lokalne. Ale działał także ponadlokalnie, przewodniczył samorządowcom w Polsce oraz w Europie. Był dobrze znany w Europie i na świecie. Był działaczem najwyższego formatu. Umiał godzić patriotyzm gdański i pomorski z polskim i europejskim. Żegnały Go tłumy podczas wszystkich uroczystości odbywających się w Gdańsku po Jego śmierci oraz miliony przed telewizorami i w Internecie. Warto dzisiaj zastanowić się nad tym, jak tę ogromną spuściznę, którą śp. Paweł Adamowicz nam pozostawił, wykorzystać dla zmiany społeczeństwa na lepsze, żeby Jego bezsensowna śmierć nie poszła na marne. Śp. Paweł Adamowicz wykonał gigantyczną, znacznie przekraczającą siły jednego człowieka robotę - robotę dla Stolema. Paweł jest naszym Gdańskim Stolemem! PROF. EDMUND WITTBRODT PREZES ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO POMERANIA 3 W cëchöscë czëc bicé uszłégô serca jaczégô jesz chwôtają zgrabiałe race uszë trzimają sa głosu östałégö w scanach a mie zdôwô sa ôstatny wid ogłoszony więdną môdlëtwą Nie tak dawno w tym miejscu Staszek Jankę dostawał Pomorską - Kaszubską - Nagrodę Literacką. A dziś przywołuję jego młodzieńczy wiersz1 o pustej nocy... Jak pisze: uszy trzymają się głosu! Głosu, który brzmi jeszcze w ścianach... Żegnamy Pawła, choć ciągle słyszymy jego głos, śmiech, mocne słowa... Ciągle zdaje się nam, że widzimy jego postawną figurę i czujemy, jakby zaraz miał wejść i usiąść wśród nas, tak jak wiele razy się to zdarzało. Trudno uwierzyć. Jeszcze trudniej zrozumieć - ale już Go tu, wśród nas, nie spotkamy. Żegnamy Cię Pawle, ale zachowujemy nadzieję, że nasze podziękowania dotrą do Ciebie także w tym innym, lepszym świecie. Podziękowania za zainteresowanie sprawami kaszubskimi i pomorskimi. Za wytrwałe mobilizowanie nas do wysiłku, aby nie zaprzestawać podkreślania kaszubsko-gdańskich związków. Za to, że byłeś z pewnością najbardziej kaszubskim prezydentem Gdańska. Ale jednocześnie umiałeś pomieścić tutaj, w naszym stołecznym grodzie nad Motławą, tak wiele różnych kulturowych tradycji. W mieście wolności, solidarności i otwartości, o którym tak często mówiłeś, Kaszubi czuli - czują się u siebie. I jest nam tu dobrze z innymi, a Ty wraz z nami tę gdańską róż- 1 Utwór „Pustô noc" został opublikowany w „Pomeranii" w 1977 r., był debiutem poetyckim Stanisława Jankego. 4 / POMERANIA/LUTY2019 Dziś wypełniamy swój obowiązek wspólnej modlitwy i wspominania. Dziś wypełniamy swój obowiązek pożegnania się z Pawłem Adamowiczem -Prezydentem Gdańska, ale przede wszystkim naszym drëcha. Na pożegnanie Kaszubi mają piękne określenie: öddzaköwanié. Intuicyjnie czujemy ten źródłosłów! Ktoś odchodzi - na zawsze, ale my rozstając się z nim - dziękujemy. norodność uznawałeś za bezcenną wartość. Za to Ci także dziękujemy rżeniami - Róży Ostrowskiej, Zbigniewa Żakiewicza, Wacława Odyńca, Ryszarda Stryjca... W wierszu „Gdańskie niebo" napisanym w dniu śmierci Pawła Adamowicza Magdalena Sacha na końcu napisała: Chodź, Paweł, popatrz tutaj. Tu popatrz, z tego okna. Stąd nasze Miasto Widać jest najpiękniej. Dziś, Pawle, z wielu okien na Kaszubach, Pomorzu i w Polsce całej piękny jest widok na Twój - nasz Gdańsk. Miasto tonie w blasku świec. I w płaczu. Ale rozpacz przeminie, a pamięć zostanie. Zostawiasz w naszych sercach trwały ślad i dołączasz do grona wielu wspaniałych Kaszubów z kresowymi ko- Żegnamy Cię dzisiaj w tę ostatnią - pustą noc. Ale jeszcze niejedna czarno-żółta flaga zawiśnie przy miejscu Twego spoczynku. I jeszcze nie raz czarne gryfy Ci się pokłonią. I cëż jesz mógłbëm rzec nad świat całi czej w tim jednym sztërku na wiedno odszedł Człowiek2 Na wiedno... TE SŁOWA POŻEGNANIA PREZYDENTA MIASTA GDAŃSKA PAWŁA ADAMOWICZA WYPOWIEDZIAŁ PODCZAS POŚWIĘCONEJ MU PUSTEJ NOCY W KOŚCIELE PW. ŚW. JANA W GDAŃSKU PREZES INSTYTUTU KASZUBSKIEGO PROF. CEZARY OBRACHT-PRONDZYŃSKI Końcowy fragment wiersza Jana Piepki „Östatny sztërk" z tomu Kamiszczi (1983) GROMICZNIK 2019 POMERANIA / 5 Dlaczego tam -refleksje po pogrzebie Prochy zmarłego Prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza spoczęły w bazylice Mariackiej. Przyjęliśmy to jako coś oczywistego, choć dziś raczej rzadko praktykowanego. Stary zwyczaj chowania zmarłych pod posadzkami kościołów skończył się wraz z przyjęciem Kodeksu Napoleona, który tego zakazał - ze względów higienicznych i z powodu zapełnienia miejsc. Coraz powszechniejsze kremowanie zwłok ułatwia przywrócenie zwyczaju w przypadku osób szczególnie zasłużonych. Gdańsk zawsze chował wielkich swych synów w kościołach, zwłaszcza w największym z nich - Mariackim. W posadzce ogromnego wnętrza (3980 metrów kwadratowych) były 544 ponumerowane płyty grobowe, w większości zachowane do dziś. W sumie spoczywa pod nimi więcej niż 5 tysięcy osób. Pod jedną z najstarszych płyt, w południowej nawie prezbiterium, leżą burmistrzowie Konrad Leczkow i Arnold Hecht, zamordowani na zamku krzyżackim w 1411 r. W innym miejscu spoczywa burmistrz Rajnold Niederhof, zasłużony w 13-let- niej wojnie z Krzyżakami, wygranej dzięki wielkiemu wkładowi miasta. W1458 r. Niederhof osobiście wypowiedział wojnę wspierającemu Krzyżaków królowi Danii! Burmistrz Fryderyk Ehler zasłużył się obroną miasta w czasie najazdu szwedzkiego wiatach 1655-1660. Jak wówczas oświadczył kanclerz koronny Stefan Koryciński: w tym jednym mieście Państwo Polskie wobec przemocy, tyranii i podstępu strasznego wroga utrzymane zostało. Wśród największych należy też wymienić Gabriela von Bömmelna, pod którego przywództwem w 1734 r. Gdańsk bronił króla Stanisława Leszczyńskiego 6 / POMERANIA/LUTY2019 POŻEGNANIE PREZYDENTA PAWŁA ADAMOWICZA przed Rosjanami. W 1767 r. pochowano tutaj Daniela Gralatha, który prócz zarządzania miastem parał się nauką. Jako burmistrz ufundował Wielką Aleję Lipową do Wrzeszcza (dzisiejszą Zwycięstwa), dłuższą niż sławne Pola Elizejskie w Paryżu, w dodatku podwójną! Jako uczony był pionierem badań nad elektrycznością i założycielem (w 1742 r.) sławnego na cały świat Towarzystwa Fizyki Doświadczalnej, znanego także pod nazwą Towarzystwa Przyrodniczego. Na 138 burmistrzów z lat 1342-1793 w kościele Mariackim spoczywa ponad setka. Niektórych uczczono epitafiami na ścianach i filarach, w liczbie 31 (niegdyś ponad 60). Ich inskrypcje to istna epopeja sławiąca zmarłych. Najstarsze były drewniane, z malowidłem przedstawiającym zmarłych i członków rodzin, ofiarowujących się Chrystusowi, Jego Matce i świętym. Później przeważają tablice kamienne, z rzeźbami alegorycznymi i portretowymi, również zaopatrzone w in skrypcje. Z pełnego symboli przemijania epitafium w kruchcie bramy Rajców spogląda na nas wraz z żoną zmarły w 1577 r. burmistrz Jan Brandes, doradca królów, właściciel Krzy-żowników, Świbna i Przegaliny. Ród, wywodzący się z Małopolski i Czech, pieczętował się herbem Radwan, później własnym (Brandys). Na wystawionym w 1656 r. wspaniałym epitafium Ferbe-rów inskrypcja sławi ich ród, wywyższony dzięki łaskawości Boga, opiece Najjaśniejszych Królów Polski i przychylności swojego Gdańska. W krypcie kaplicy rodowej spoczywa sześciu burmistrzów Gdańska. Najsławniejszy z nich Eberhard, zaufany Zygmunta Starego, w 1525 r. obronił miasto przed spieszącą na pomoc Albrechtowi Hohenzollernowi armią niemiecką. W czasie reformacji pozostał wierny katolicyzmowi. Jako burmistrz pojechał na słynny zjazd władców europejskich w Preszburgu (dziś Bratysława), poczwórną karetą, w orszaku 60 jeźdźców. Jego synowi Konstantynowi zawdzięczamy renesansową fasadę domu z 1560 r. przy Długiej 28 i przebudowaną rezydencję w Lipcach, założył też gdański „Konstantynopol" (dziś „Niegowo") i sławne Gimnazjum Akademickie. Piękne epitafium na filarze skrzyżowania naw wystawił w roku 1607 swojemu rodowi burmistrz Bartłomiej Schachmann. Pod jego rządami Gdańsk osiągnął świetność, której symbolem może być powstałe wówczas arcydzieło architektury światowej -Wielka Zbrojownia. Epitafia kościoła Mariackiego upamiętniają także inne wielkie osobistości tutaj pochowane. W krypcie pod kaplicą św. Rajnol-da (dzisiejszej krypcie gdańskich kapłanów) byli pochowani m.in. admirał Jan Gulden-stern, jego syn Zygmunt, senator Rzeczpospolitej, i inni przedstawiciele tego szwedzkiego rodu wierni królowi Zygmuntowi III, gdy musiał opuścić Szwecję. Pamiątką tych czasów są także epitafia jego dworzan Jerzego Possego i Jerzego Wildtbergera. Z kolei w kaplicy Winterfeldów (św. Jakuba) spoczywa od 1774 r. wybitny gdański historyk, nauczyciel i wychowawca synów wojewody Poniatowskiego, w tym przyszłego króla Stanisława Augusta, Gotfryd Lengnich. Określiłem niegdyś kościół Mariacki jako nasz gdański Panteon, miejsce ostatniego spoczynku wielkich gdańszczan. Zmarły tragicznie Prezydent Paweł Adamowicz swoim życiem i pracą w służbie umiłowanego Gdańska w pełni zasłużył na to, by znaleźć się w ich gronie. ANDRZEJ JANUSZAJTIS GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 7 Prezydent wielkich zmian W swojej książce Gdańsk jako wyzwanie Paweł Adamowicz napisał: Gdańsk to dla mnie wielkie zadanie wynikające z dziedzictwa oraz współczesnych ambicji i aspiracji. To wielkie zadanie - wymaga wizji i woli realizacji. Gdańsk bowiem to miejsce, w którym historia dzieje się nieustannie, każdego dnia; tu nic się nie kończy, a wszystko się zaczyna. Gdańsk to nieskończona opowieść, którą pisze każdy z nas. Wiele razy słyszałem od osób odwiedzających Gdańsk, że mieszkam w pięknym mieście, w sąsiedztwie morza i lasów, że wokoło stale coś się buduje, a miasto tętni życiem nawet wieczorami. Oczywiście, doceniamy bogactwo otaczającej nas natury, cieszymy się, że mieszkamy w wyjątkowym mieście, choć zdarza się nam nie dostrzegać ciągłych zmian na lepsze lub uznajemy je za coś oczywistego. Ale cieszy nas spacer zwodzoną kładką prowadząca na Ołowiankę i znajdujący się tam napis GDAŃSK, którego każda litera bywa jednocześnie oblegana przez kilka osób chcących sobie zrobić zdjęcie na jej tle. Cieszymy się też tym, że tchnięto nowe życie w ulicę Stągiewną, podobnie zresztą jak w Wyspę Spichrzów odradzającą się po 74 latach agonii. Pamiętam Gdańsk sprzed 20 lat, oczywiście było to miasto równie piękne i równie historyczne jak dziś. Na pewno mniej zurbanizowane, bardziej skoncentrowane wzdłuż swoich głównych arterii. Było to też miasto przed rozkwitem, przed boomem inwestycyjnym, mniej nowoczesne, trochę prowincjonalne i odcięte komunikacyjnie od Polski i świata. Miasto, które dopiero zaczynało poznawać swoich dawnych mieszkańców, odkrywać zasłużonych gdańszczan, doceniać na nowo to, co wydarzyło się kilkanaście lat wcześniej w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Gdański „złoty wiek" przypadający na XVI stulecie i początek XVII, który przyniósł miastu wszechstronny rozwój gospodarczy i kulturalny, wiązał się z przyłączeniem miasta do Korony i połączeniem jego portu z naturalnym zapleczem, jakim była Wisła - główna oś komunikacyjna także części Europy. Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku to z kolei współczesna droga do dobrobytu. Gdańsk w pełni wykorzystuje polskie członkostwo w europejskich strukturach, nie tylko w wymiarze finansowym, ale również kulturalnym, partnerskim i strategicznym. Tak się złożyło, że przez ostatnie 21 lat Gdańskiem rządził prezydent Paweł Adamowicz. Jego prezydentura zbiegła się w czasie z niewyobrażalnym dwie dekady temu rozkwitem miasta. Właściwie to mógłbym napisać, że rozkwit miasta zbiegł się z rządami Pawła Adamowicza. Jakkolwiek jednak by to ująć, to w trakcie Jego prezydentury Gdańsk wykonał milowy krok naprzód. Gdyby nie wizja i wola jej realizacji ze strony prezydenta Pawła Adamowicza i podległych Mu urzędników, zapewne bylibyśmy dzisiaj w innym miejscu. Oczywiście jak każdy, a szczególnie jak każdy polityk, także prezydent Adamowicz popełniał błędy. Nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi. Nie wszystkie Prezydent Paweł Adamowicz podczas ubiegłorocznego Święta Niepodległości prezentuje Konstytucję RP w przekładzie na język kaszubski. inwestycje i wizje magistratu miały szerokie poparcie mieszkańców. Sam kilkakrotnie miałem odmienne zdanie w pewnych kwestiach. Jednak zawsze uważałem i nadal uważam, że miasto to żywy organizm, musi się rozwijać i czasami, aby coś zbudować, trzeba najpierw coś zburzyć, nawet jeśli to coś było tu od zawsze. Całe pokolenie gdańszczan dorastało w mieście, na którego czele przez 21 lat stał ten sam człowiek. Prezydent Paweł Adamowicz był wybierany na kolejne kadencje, bo gdańszczanie widzieli, jak rozwija się ich miasto, jak odsłania się skrywana przez dziesiątki lat historia, jak przywraca się tradycję, dumę, wiarę w drugiego człowieka i solidarność, która w Gdańsku ma szczególne znaczenie. Wygrywał też swoją otwartością, mądrością i uśmiechem, potrafił przekonać do swoich racji i wyznawanych wartości mieszkańców w każdym przedziale wiekowym. Taki sam szacunek miał do możnych tego świata, którzy licznie gościli w Gdańsku, jak i do zwykłych mieszkańców, których spotykał na ulicach miasta. Był otwarty na kaszubskie sprawy, czego dowodem są liczne wspólne inicjatywy, jak również na inne kultury, religie czy odmienne od własnych poglądy, nawiązując tym samym do kosmopolitycznego charakteru dawnego Gdańska. Nie wszystkim to się podobało, bo nie wszyscy znają i rozumieją historię naszego miasta. Gdańsk bowiem to miejsce, w którym historia dzieje się nieustannie, każdego dnia; tu nic się nie kończy, a wszystko się zaczyna. Gdańsk to nieskończona opowieść, którą pisze każdy z nas. Mając w pamięci to, co wydarzyło się 13 stycznia, i to, co miało miejsce w kolejnych dniach na ulicach Gdańska, można stwierdzić, że żywe okazały się słowa: tu nic się nie kończy, a wszystko zaczyna. Gdańszczanie będą pamiętać o prezydencie Adamowiczu, nie w formie kultu, ale o Jego udziale w budowie tożsamości naszego miasta, której symbolem są również spektakularne inwestycje, takie jak Europejskie Centrum Solidarności. Gdańsk to nieskończona opowieść, którą pisze każdy z nas. Od kilkunastu dni piszemy gdańską opowieść sami, każdy na swój sposób. Ale musimy jeszcze odrobić lekcje. Może będzie to wymagało uderzenia się w piersi, wypowiedzenia takich słów, jak „przepraszam" i „proszę". Być może trzeba będzie kilka razy zastanowić się przed napisaniem lub wypowiedzeniem zawistnych słów pod czyimś adresem. Warto, a nawet trzeba zrobić wszystko, aby w przyszłości nie doprowadzić do takiej tragicznej sytuacji, jaka zdarzyła się 13 stycznia 2019 roku w Gdańsku -w Mieście Wolności i Solidarności. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI 8 POMERANIA CHCOŁ WEBAWIC ZAPADLI ZÓMK KASZËBIZNË POETA PIEŚNIARZ NAUCZYCIEL JAN TREPCZYK „Pomerania": W jednym ze swójich tekstów Pôzdrzatk na postacja Jana Trepczika1 piszece, że jednym z baro wôżnëch wëdarzeniów w żëcym Trepczika bëło potkanie - raza z Aleksandra Labudą - z Aleksandra Maj-kówsczim. Móżece nama rzeknąc kąsk wicy ô tim zeń-dzenim, przede wszëtczim, jak do niego doszło? Édmund Kamińsczi: Wdôrziwóm so, jak dwaj drëszë zza miédzë w Strëszi Budzę köle Mirochówa, Aleksander Labuda i Jón Trepczik, wiele razy w swójich gód-kach wspöminalë, jak to sa stało, że öni sa wëbrelë do doktora Aleksandra Majköwsczégô. Wedle wiédzë Trepczika wëzdrzało to tak: Gwësnégö dnia lëstowi przeniósł do Aleksa Labudë wikszégö formatu lëst ód nieznonégö nadôwcë, a bënë numer pisma „Gryf" z 1925 roku, jaczi kuńcził seria tego cządnika. I tak zôrno wiédzë regionalny trafiło na gruńt, w jaczim mögło zajistniec ë brzadowac, bo Aleks Labuda, czile razy przezérając starnë „Gryfa", pódskôcywôł swój bë-nowi nieubëtk, jaczim ród bë miôł sa z kimś pódzelëc. Drëszë z nôblëższi óbeńde nie bëlë zainteresowóny entuzjazma Labudę. Dopiero we feriach w Strëszi Budzę spôtkelë sa kóledzë nôpierwi ze szkółowi ławë, a późni Szkólnowsczégö Seminarium w Köscérznie, Jón Trepczik z Aleksa Labudą. Béł to dló dwojga drë-chów przełómny cząd w jich żëcym. Wdórziwóm so, jak Aleks ópówiôdôł Trepczikówi o „Gryfie" i Maj-kówsczim. To ód zaró Jón sa zainteresowół tematem kaszëbsczim i gódół, że Majkówsczi mieszko w Kartuzach we wille „Erem". Öd negó czasu kôrbilë le na téma Kaszëbów ë kaszëbiznë, a Trepczik miół chac zapoznać sa z zamkłoscą pisma „Gryf". Tu wëstąpił problem, bo Aleks „Gryfa" miół w szkole w Zelewie, do chtërny przeniosłi óstół ze szkółë w Lëni. Tak udbëlë so negó samégó dnia jachac na kole do Zelewa, to je jaczé 30 km drodżi. TRADICJO R O D A M U O T A sego pa Jón Trepczik (z lewi) i Aleksander Labuda pôd kuńc 20. lat XX w. W Zelewie jima noc zeszła na sztudérowanim numrów „Gryfa", jaczé tam miół Labuda. Tej udbelë so jachac do Kartuz do Majkówsczégó z nódzeją, że dowiedzą sa czego wicy ô Kaszëbach. A jak wëzdrzało samö zćńdzenić? Dr Majkówsczi przejął jich w swóji bibliotece. Po czile dowólnëch kórbiónkach Aleks przedstawił cél jich göscënë i prosył doktora Majkôwsczégó o jego póz-drzatk w taczi sprawie: Czë Kaszebi są apartnym nôro-dem słowiańsczim, czë leno „szczepem" pôlsczim? Czë möwa najô je apartnym jazeka słowiańsczim, czë leno „gwarę polskę"? Na to Majkówsczi dobrotlëwie sa uśmiechnął, wstół ë stanął przë bëlny pölëcë z ksążka-ma ë ksagama, tej lewą raką pómujkół sa pó łësënie, a prawą sygł za ksagą bëlniészégó formatu. Wskózół titułową starna i rzekł: Proszę czytać - i wskózywół pól-ca przezwëskö autora, tituł ksążczi ë sprówca wëdaniô: Stefan Ramułt, Słownik języka pomorskiego, czyli kaszubskiego, Akademia Umiejętności w Krakowie 1893. Półożił ksaga na stole ë pówiedzół: Gdybym ja wam to samo powiedział, moglibyście mi uwierzyć lub nie, ale 1 Tekst nen je w ksążce Méster Jan (1907-1989). Praca monograficzna o Janie Trepczyku, red. W. Frankowska, Wejherowo 2017. POMERANIA 9 ROK JANA TREPCZIKA o O J.Trepczik (z lewi) w niemieczim uniformie (1943 r.) J.Trepczik öbczas tuńca ze swöją białką Leokadią najwyższej instytucji w Polsce, jaką jest Akademia Umiejętności w Krakowie, ja szczerze wierzę i taka jest odpowiedź moja na wasze pytania. Reszta zależy od was. Majkówsczi w tamtëch latach, chöc pisôł pô kaszëbsku, gôdôł le pôlsczim jazëka lëteracczim. To zéfidzenié z Majköwsczim miało bëlné znaczenie dlô dwojga drëchów. Doszlë do swiądë, że światem rzą-dzy złoto, organizacje i „massmedia" do przekôzywaniô mësli. A z tëch trojga Kaszëbi ni mielë nic. Co robie? -rozmiszlelë Trepczik z Labudą. Pö czile kôrbionkach doszlë do te, że wôrt założëc stowôra pöd miona „Zrzeszenie Nauczycieli Kaszubów". Fakticzno 18 zélnika 1929 roku utwörzëlë „Zrzeszenie Regionalne Kaszëbów", a za-łóżcoma bëlë: Aleks Labuda, Jón Trepczik i Alojzy Stolt-mann, a prezesa östôł Aleksander Majkówsczi. Cél mielë jeden: przez szkólnëch trafie do młodëch. W nym czasu Trepczik ucził w Miszewie, skądka ôstôł przeniosłi do Rogoźna „dlô dobra szköłë", a po prôwdze ukôróny za rozwicé regionalizmu kaszëbsczé-gö w szkole. Jedno je pewné, że Trepczik i Labuda mielë zgodny pózdrzatk na kaszëbizna, a w całoscë na retanié môwë kaszëbsczi. Öd 1933 roku zaczała wëchadac „Zrzesz Kaszëbskô". Jaczé znaczenie miało to pismö dlô rozwiju kaszëb-sczi swiądë Trepczika? Wedle mie miała baro jistny cësk, bö dôwa leżnosc dze-leniô sa mësloma, wskôzoma do rozwicô kaszëbsczi deje ë dozéraniô jazëka, lëteraturë a w całoscë kulturë. Jak Trepczik przeżił przedwöjnowé lata we Wiôl-göpölsce, a późni cząd II światowi wöjnë? Pö roku robôtë w Rogoźnie, gdze wëdôł w 1935 roku swój pierszi Kaszëbsczi pjesnjôk, starą autora u Sztefana Förmellë, na swöje żëczenié trafił do szkółë w Tłuka-wach w obeńdze ôbörnicczi, gdze mieszkôł do maja 1940 roku. W zélniku tego samégö roku przecygnął do Stajszewa, a późni do Swiónowa, gdze robił jakno kasjera w Urządzę Gminë. Jakno urzadnik, z obowiązku przëjimô trzecą nôrodną grëpa okupanta. 1 czerwca 1943 roku ôstôwô zacygniati do niemiecczégö wojska do Hanówru, dali do Belgii, Bretanii i na front do Italii, gdze trafił do kompanii weterinaryjny (jakno dozérnik koni ë osłów). Tam współdzejół z molową partizantką, z jaczi trafił do armii Andersa, z chtërny wrócył przez Szkocją w czerwcu 1946 roku do swójich na Kaszëbach. Öd miodnika 1946 do emeriturë robił jakno szkolny w Spódleczny Szkole Nr 4 w Wej rowie. 10 POMERANIA Jaczi Trepczik béł dlô swöji familie? Kö jesce gö znelë i od ti stronę, bo od 1960 roku béł wajim starka. Jak wëczëtac je möżno z uchówónëch lëstów do białczi Aniele, z jich 248 strón, béł wrazlëwim, kochającym, głabók zajisconym ö kawel swójich, sercu blisczich domôcëch. A jaczim béł starka? Z mój i starnë móga le rzec: cepłim, robócym, zakóchónym w kaszëbiznie, i familijnie zgodnym do wspólżëcô z kóżdim, co chcôł wëbawic zapadli zómk kaszëbiznë. Co Trepczik mioł za swöje nôwôżniészé kaszëbsczé zadanie? Nôwôżniészé dlô Trepczika belo doskonalenie kaszëb-sczi möwë i wëdwigniacé ji na wiżawa apartnégö jazëka, m.jin. przez pisanie slowôrza ë uklôdanié melodiów pieśni do swójich tekstów - wiérztów. Jak wëzdrzała kaszëbskô robota Trepczika w stali-nowsczim cządze i późni w czasach PRL? Trepczik jak i néga zrzeszińców pisywelë do szuflôdë. Méster Jón prowadzyl kaszëbsczi chur i uczil mło-dzëzna kaszëbsczich chóranków, a jaczis cząd biwól radnym, jakno prezes Kaszëbsczégó Zrzeszeniô we Wejrowie. W latach 1953-1957 powstało nôwicy dokôzów lëteracczich, jak i kómpózytorsczich, czej spiéwalë w duece z białką Leokadią. Jón Trepczik miôł swiąda, że nim ë zrzeszińcoma interesowalë sa lëdze z bezpieczi. I tak spötikalë sa priwatno we Wejrowie u Trepczika czë u ks. Grëczë w Sopotach, czego dokôzë są w IPN-ie. Mójim pózdrzatka Trepczik ód samégó początku béł gwësny swójégó dzejaniô, ni muszôł dozdrzeniewac w kaszëbiznie, sygnie le zazdrzec do jego pisónëch dokôzów czë śpiewów. Na wzér do spiéwë „Udba - Jesz wej nie zdżinął Kaszëbów zbieg całi" czë wiérztów „O duchu", „Kaszëbskô" abó „Wstań Pômórzkô" drëkówónëch w „Zrzeszë Kaszëbsczi". Na kuńc proszą jesz ö krótczé pödrechöwanié cësku Jana Trepczika na waje kaszëbsczé dzejanié i niesienie. Co môce z Niegö „wzaté" dlô se? Żlë jidze ó mój pózdrzatk na Trepczika jakno dzejórza, to w udbie kaszëbsczi béł bëlny, rëszny i uparty, wiérny swój i kaszëbsczi deji, żëczlëwi dló domóków ë dló drëdżégó człowieka. Jakno stark? Mëszla, że lepszego jó miec ni mógł, bó w Jego towarzëstwie w kaszëbiznie jó dozdrzeniewół. W zópisu mie óstawił do spisënku Jego dokôzë, dbanié ó czëstosc kaszëbsczégó jazëka (bez cëzëch namiklënów) i miec stara jego wënôszac na wi-żawë wôrtnégó jazëka. GÔDÓL DARK MAJKÖWSCZI ROK JANA TREPCZIKA KASZËBSKÔ Lubótnô Tatczëzna, Kaszëbskó mója! Cebie jem ulubieł ód młodëch lôt. Czarzi pësznô mie widzałosc wcąg Twój a W jaczi jak w kwiatach jó wanoża ród. WSTAŃ PÖMÖRZKÔ! Kaszëbi, wa biedny jesta lud. Le jak ôdrodë róz czas waj przińdze Napóczati cél sa z wama zyńdze Téj sa w Zemi Ojców stónie cud... Téj zarzëkłi w zótorach jezór Zazwónią stalatné w toniach zwónë, Ötëmkną sa Dëcha naji renë I téj zadërżi głos westrzód gór: Wstań Pómórzkô! Cécha Twój im Grif! (...) Wiérztë dôwómë w terczasnym pisënku J. Trepczik westrzód ksążk POMERANIA 11 JAN TREPCZYK Lecë choranko I | JAK SŁUNCA WID | PËSZNY I | I JANA TREPCZIKA 22 rujana 1907 - Jan Trepczik rodzy sa w Strëszi Budzę kol Mirochówa 1921 - kuńc nóuczi w mirochówsczi szkole 1926 - egzamin dozdrzeniałotë (pö nôuce w Seminarium dlô Szkólnëch w Köscérznie) 1926 - pöczątk warköwi robötë - nôprzód w spödleczny szkole w Kartuzach, a öd 1927 w szkole w Miszewie 1928 - zeńdzenie z Aleksandra Majkówsczim, jaczé miało wiôldżi cësk na kaszëbską swiądaTrepczika 1929 - powstanie Zrzeszenia Regionalnego Kaszubów. Trepczik östôł jego sekreterą 1930 - lëterackô pierszëzna - öpöwiôdanié Na szlachu zbrodni (w„Chëczë Kaszëbsczi" dodôwku do gazétë „Dziennik Gdyński"z 14.09.1930 r.) 1931 - Piesniô Sławë-pöeticczi debiut (w„Gryfie" nr 1/1931) 1930 - zdënkz Anielą Rómpską (Jan Trepczik miôł z nią szesc dzecy: Bogusława, Swiatopôłka, Mirosława, Damroka, Sława i Mestwina) 1933 - wëchödzy pierszi numer pismiona„Zrzesz Kaszëbskô", jaczégö Trepczik je wespółzałóżcą 1934 - karné przeniesenié do robötë w szkole w Rogoźnie (Wiôlgô Polsko) 1935 - wëdanié śpiewnika Kaszebskjipjesnjôk - Dzél 7 1935 - przecygnienié z familią do Tłëkawów 1940 - Trepczik wrôcô na Kaszëbë, östôwô kasjera w Urządzę Gminë w Swiónowie 1943 - wcygnienié do niemiecczégö wojska (pod kuńc wöjnë wstąpił do pölsczégö wojska - II Korpusu gen. Władisława Andersa) 1946 - wrócenie do familie, do Wejrowa, gdzejaż do 1967 r. béł za szkolnego w Spódleczny Szkole nr 4 1951 - umiérô białka Jana Trepczika Aniela 12 / POMERANIA / LUTY 2019 1953 - zdënk z Leokadią Czajiną 1956 - Trepczik östôwô przédnika prawie usadzonego Kaszëbsczégö Zrzeszeniô we Wejrowie 1959 - Klub Sztudérów„Ormuzd" wëdôł dwa zbiérczi śpiewów Trepczika 1967 - raza z (drëgą) białką östôł wëprzédniony Medala Stolema 1967 - przeńdzenie na emeritura 1968 - smarą wëchödzą Cztery pieśni kaszubskie 1968 - pöwstôwô Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie - jaczégö Trepczik béł wespółpóczatnika - z chtërnym wespółrobił i w chtërnym dzysdnia je wikszosc jegö lëteracczi i muzyczny spôdköwiznë 1970 - wëchôdô pöeticczi zbiérk Moja Stegno 1974 - ukôzywô sa RodnôZemia - zbiérk muzycznëch dokazów 1975 - smarą wëchödzy ksążka dlô dzecy Ukłôdk dlô dzôtk 1977 - publikacjo drëdżégö pöeticczégö tomiku Odecknienié 1978 - wëdanié zbiérku śpiewów Moja chëcz 1979 - przënôleżnota do Związku Literatów Polskich 1980 - drëk ksążczi ze spiéwama autorstwa Trepczika Lecë choranko. Pieśni kaszubskie 1989 (3 séwnika) - smierc we Wejrowie, gdze je pöchöwóny 1994 - wëchôdô dwatomöwi Słownik polsko-kaszubski usadzony przez Méstra Jana a przëszëköwóny do drëku przez prof. JerzégöTrédra JAN TREPCZYK odecknienié JAN TREPCZYK Jan 'lYcpczyk Jan 'lYcpczyk SŁOWNIK POLSKO-KASZUBSKI TOM PIERWSZY A-Ó Pöspólny spiéw Jana Trepczika i jegö białczi Leokadie Öd lewi Sztefón Bieszk, ks. (?) Wëdrowsczi, Jón Trepczik, Aleksander Labuda, NN Léökadiô i JónTrepczikówie POMERANIA 13 0 KS. PASIERBIE - POMORZANINIE 1 EUROPEJCZYKU NA KONFERENCJI POPULARNONAUKOWEJ W PELPLINIE Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Pelplinie zorganizował już kilka konferencji popularnonaukowych, a niektóre z nich zostały udokumentowane publikacjami książkowymi. Kontynuując tę tradycję, w 2017 r. przygotowano pierwszą edycję cyklu corocznych jesiennych konferencji„Wielcy ludzie małego Pelplina". Poświęcono ją Słudze Bożemu Biskupowi Konstantynowi Dominikowi (w 75. rocznicę śmierci), filozofowi ks. Franciszkowi Sawickiemu (140. rocznica urodzin i 65. rocznica śmierci), autorowi dwóch pomnikowych słowników: kaszubskiego i kociewskiego ks. Bernardowi Sychcie (110. rocznica urodzin, 35. rocznica śmierci), działaczowi niepodległościowemu Walentemu Stefańskiemu (140. rocznica śmierci) i organiście katedralnemu Oskarowi Hermańczykowi (150. rocznica urodzin). Uczestnicy konferencji pt. "Janusz St. Pasierb - twórca kultury i nauki Pomorza, Polski i Europy W sobotę 24 listopada 2018 r. w auli Biblioteki Diecezjalnej w Pelplinie odbyła się druga edycja cyklu, tym razem związana z 25. rocznicą śmierci wybitnego poety i uczonego, ks. Janusza Stanisława Pasierba. Temat konferencji „Janusz St. Pasierb - twórca kultury i nauki Pomorza, Polski i Europy" wyraźnie wskazywał na dwie płaszczyzny twórczości pelplińskiego kapłana: artystyczną i naukową. Był poetą i eseistą, ale także teologiem, archeologiem i - przede wszystkim - historykiem sztuki, a do tego profesorem dwóch uczelni: warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej i pelplińskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Ponadto, co zaznaczone zostało w referatach, jego twórczość literacka i naukowa oscylowała wokół spraw pomorskich, ogólnopolskich i europejskich, połączonych w jedno. W tym kontekście przypomniano dewizę Pelplińskiego Poety: „Małe ojczyzny uczą żyć w ojczyźnie wielkiej, w wielkiej ojczyźnie ludzi". 14 /POMERANIA/LUTY2019 WYDARZENIA Uczestnicy konferencji najpierw spotkali się w kaplicy Collegium Marianum, gdzie sprawowana była msza św. w intencji zmarłego ks. profesora Pasierba pod przewodnictwem ks. bpa Michała Janochy, biskupa pomocniczego Archidiecezji Warszawskiej, przewodniczącego Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Konferencji Episkopatu Polski, z udziałem profesorów, moderatorów, diakonów i alumnów pelplińskiego WSD - na czele z rektorem ks. prof. dr. hab. Wojciechem Pikorem - oraz pozostałych uczestników konferencji. Do Pelplina przyjechało wielu miłośników twórczości autora Gałęzi i liści z różnych stron Pomorza: od Gdyni po Toruń. Byli przedstawiciele środowisk akademickich, instytucji kulturalnych, oświatowych i społecznych, w tym także zrzeszeńcy z kilku oddziałów. Stawili się jego uczniowie i przyjaciele. W gościnnych progach Biblioteki Diecezjalnej wysłuchano ośmiu referatów. Bp prof. dr hab. Michał Janocha mówił na temat zainicjowanych przez ks. Pasierba badań poloników artystycznych w zbiorach watykańskich, które - jako jego uczeń - dokończył i opublikował w specjalnej książce. Biskup włocławski ks. dr Wiesław Alojzy Mering należał, podobnie jak bp Janocha, do uczniów ks. Pasierba. Mówił więc bardzo osobiście o swoim mistrzu, wskazując na cechy jego kapłaństwa. Kolejny uczeń Pasierba ks. prof. dr hab. Jan Sochoń z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (filozof, polonista i poeta) zapoznał zebranych z Pasierbową koncepcją katedry jako symbolu Europy. „Miasto jak świat. Rzym Pasierba" to temat niezwykle interesującego i nowatorskiego spojrzenia na twórczość poety dokonanego przez dr. hab. Tomasza Tomasika, profesora Akademii Pomorskiej w Słupsku. Dr Agnieszka Laddach przywołała w swoim referacie klimat kulturowy Żarnowca - pomorskiej wsi z klasztorem benedyktynek. Współtwórcą tego klimatu był ks. Pasierb, który odwiedzał to miejsce niezwykle często, zawsze obowiązkowo w czasie wakacji. Jego kolejny uczeń ks. mgr lic. Wincenty Pytlik, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Pelplinie, wspominał o pieczy swojego dawnego profesora nad pracami konserwatorskimi i o konsultacjach w trakcie modernizacji czy projektowania budowli sakralnych, Autor artykułu prezentuje swój referat podczas pelplińskiej konferencji nie tylko na Pomorzu. Piszący te słowa wygłosił przedłożenie zatytułowane „Pomorze - mała ojczyzna ks. Janusza S. Pasierba". Prezes Fundacji im. Ks. Janusza St. Pasierba i wierna strażniczka pamięci 0 Pelplińskim Poecie red. Maria Wilczek dawała liczne przykłady na to, że był on przewodnikiem na drodze wiary dla wielu ludzi. Tematyka referatów była tak dobrana, żeby pokazać Pasierba jako twórcę kultury i nauki, człowieka 1 kapłana, który potrafił łączyć to, co dalekie, z tym, co bliskie, i dostrzegać w tym jedność. Potrafił przenosić z kultury lokalnej, partykularnej do kultury globalnej wszystko to, co wartościowe. Bez żadnego koniunkturalizmu wyrażał swoją miłość do wszystkiego, co pomorskie. Był admiratorem Pomorza, który widział naszą małą ojczyznę w szerokim kontekście dziejów oraz kultury Polski i Europy. Pelplińska konferencja - zorganizowana przez Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego wspólnie z Wyższym Seminarium Duchownym i Biblioteką Diecezjalną we współpracy z Wydziałem Teologicznym UMK - została udokumentowana specjalną publikacją, która ukazała się już pod koniec minionego roku nakładem wydawnictwa „Bernardinum". Dodajmy, że konferencja odbyła się pod patronatem ks. bpa Ryszarda Kasy-ny, a współfinansował ją Samorząd Województwa Pomorskiego. BOGDAN WIŚNIEWSKI GROMICZNIK2019 / POMERANIA /15 ćéćf Powiększył grono aniołów - głosi sentencja często umieszczana na dziecięcych grobach. Choć rybacy zamieszkujący wioski półwyspu helskiego nie znali jej przed laty - ich mogiły przez długie wieki plantował morski wiatr, a na pochyłych, drewnianych krzyżach na nich stojących umieszczano zazwyczaj jedynie schematyczny merk -to feralnej zimy niebiańskie zastępy istotnie powiększyły się o rząd młodych dusz z Kuźnicy, Boru i Jastarni. Przypadki szkarlatyny notowano co prawda już wcześniej, miały one jednak charakter incydentalny - w marcu 1901 roku na płonicę zmarło w Jastarni jedno dziecko1, a w czerwcu choroba pojawiła się w odległym o 50 kilometrów Wejherowie. Klęska przyszła we Wszystkich Świętych. Przez blisko 20 tygodni, od listopada 1901 roku do początków trzeciej dekady marca 1902, w parafii jastarnickiej epidemia pochłonęła 32 ofiary, w przeważającej części - dzieci. Najmłodsza z ofiar miała osiem miesięcy, najstarszej brakowało zaledwie paru dni do 22. urodzin, przy czym jedynie w pięciu przypadkach chorzy mieli więcej niż 16 lat. Na przełomie wieku trzy wsie jastarnickiej parafii liczyły łącznie 1 342 wiernych zamieszkujących 274 chaty2. Epidemia dotknęła głównie Kuźnicy, tam też choroba utrzymywała się najdłużej, bo od początku listopada 1901 do połowy stycznia 1902 roku. W tym czasie we wsi w 14 rodzinach zmarło na szkarlatynę 20 osób. W Borze osiem przypadków śmiertelnych odnotowano w pięciu gospodarstwach, przy czym najchmurniejsze dni miały tam miejsce w marcu 1902, kiedy w pozostałych wioskach nie notowano już przypadków śmiertelnych. W Jastarni w listopadzie i grudniu 1901 roku w dwóch rodzinach zmarło łącznie czworo dzieci. Zarażeń musiało być znacznie więcej, większa musiała być także liczba rodzin, w których pojawiała się choroba. W miastach, gdzie prowadzone były statystyki zachorowań, a przypadki chorób zakaźnych były notowane nie tylko w postaci zapisów w parafialnej Liber Mortuorum, na szkarlatynę umierał przeciętnie co czwarty zarażony. Na przykład we Lwowie w całym 1901 roku odnotowano 260 przypadków płonicy, z czego 64 śmiertelne3. Czy taka sama proporcja utrzymywała się w kaszubskich wsiach? Z jednej strony na mierzei brak było dostępnej w większych ośrodkach opieki medycznej, z drugiej warunki higieniczne były jednak lepsze niż w zanieczyszczonych i przepełnionych miastach. Gdyby przyjąć wskaźnik śmiertelności za uniwersalny, okazałoby się, że liczba zarażonych w wioskach półwyspu mogła wynosić około 130 osób, a więc mniej więcej tyle, ile dzieci rodziło się w tym czasie w parafii w ciągu dwóch lat. Warto też zwrócić uwagę, że liczba ofiar kilkutygodniowej epidemii na mierzei była tylko o połowę mniejsza od liczby zgonów w ciągu całego roku w przywołanym tu 160-tysięcznym Lwowie. Tragedii dopełniał fakt, że z powodu szczególnych warunków mieszkaniowych - chaty na mierzei składały się z jednej wspólnej dla wszystkich domowników izby sypialnej - nie było możliwe izolowanie chorych, a że brakowało, jak już wspomniano, opieki lekarskiej, śmierć jeśli raz już zawitała w rybackie progi, to nierzadko zostawała na dłużej. WKusfeldzie, Puckiej i Gdańskiej Jastarni na Helu wybuchła szkarlatyna, która zabiera dużo ofiar. Pewnemu rybakowi zmarło w jednej nocy troje dzieci - donosił „Pielgrzym" 30 listopada 1901 roku4. Istotnie, niektóre rodziny zostały szczególnie dotknięte zarazą. W dzień Wszystkich Świętych w Kuźnicy, w rodzinie Antoniego Kąkola, zmarł pięcioletni 1 Opracowano na podstawie ksiąg metrykalnych parafii Jastarnia. 2 Herman Wiinsche w pracy Studien auf der Halbinsel Hela podaje, że w 1900 roku Kuźnica liczyła 96 domów i 451 mieszkańców, Jastarnia 91 domów i 485 mieszkańców, a Bór 87 domów i 406 mieszkańców. 3 „Gazeta Lwowska", 1902, nr 20, z 26 stycznia. 4 „Pielgrzym. Pismo religijne dla ludu", 1901, nr 142, z 30 listopada. 16 / POMERANIA/LUTY2019 ZNORDY WtMM Leon, pierwsza ofiara śmiertelna epidemii. Nie minęły dwie niedziele, a Kąkolowie pochowali jego braci - Bernarda i Teofila. Dahlowie z Boru stracili w czasie zarazy czworo dzieci. Na początku marca zmarły półtoraroczne bliźnięta, a w pierwszy dzień wiosny kolejna dwójka: pięcioletnia Matylda i o rok starszy Alojzy - ostatnie ofiary zarazy. W listopadzie i grudniu Kąkolowie z Jastarni pożegnali trójkę, z czego najstarsza Anielka była równolatką Matyldy z Boru i Leona z Kusfeldu. W kuźnickich rodzinach - Aleksandra Goj ki, Józefa, Michała i Antoniego z rodu Budziszów - zmarło po dwoje dzieci. Wielkooka cëchô z wieńcem czerwonego maku na głowie i śmiercionośnym prętem w dłoni i latająca wysoko w chmurach kania czyhająca na młode dusze - obie należące do prastarego świata kaszubskich demonów, a odpowiedzialne za choroby wieku dziecięcego5 - z jakichś przyczyn w okresie świąt Bożego Narodzenia wzięły wolne. W świątecznym tygodniu na szkarlatynę nie zmarło żadne dziecko, mimo to Gwiôzdka 1901 roku musiała należeć do najsmutniejszych na mierzei. Nastrój tych dni możemy sobie tylko wyobrazić. Poczucie bezsilności i lęku - ale pewnie też charakterystycznej dla rybaków nadziei - przepełniały serca mieszkańców kaszubskich wiosek. Zimowa epidemia z początku XX wieku była chyba ostatnią tak tragiczną w skutkach, jaka nawiedziła rybacką parafię. We wcześniejszych wiekach morowe powietrze wielokrotnie zagrażało życiu mieszkańców. I choć izolacja półwyspu działała w tym przypadku korzystnie, jednak zaraza regularnie dziesiątkowała rybackie wioski. Tak było w latach 30. i 50. XIX wieku, kiedy na całym Pomorzu szalała cholera, tak było też w dwadzieścia lat później, kiedy przez mierzeję przetoczyła się epidemia ospy. Śmierć zabierała ze sobą w pierwszej kolejności najsłabszych: dzieci i starców, nie odpuszczała jednak również silnym, dorosłym mężczyznom, od których pracy zależał los całej wspólnoty. W przypadku śmierci rybaka jego rodzina mogła liczyć na wsparcie maszoperii, która zapewniała wdowie i dzieciom zmarłego środki do życia. Epidemie, które w krótkim czasie zabierały wielu mężczyzn w wieku produkcyjnym zapewniających społeczności byt, oznaczały dla rybackich wiosek klęskę głodu. Ofiarami morowego powietrza padali więc zarówno ci, którzy zmarli bezpośrednio od choroby, jak i ci, którzy ponosili konsekwencje niedożywienia i osłabienia organizmu. Nic dziwnego, że kiedy w ćwierć rano a kończy ni? w poniodr.inł»k > urocaysterai nioszporauii i prooes.in. — Gniew. 25go b,«. o 7 godz. iów, zamieszkanych pra - Gdartsłs. f '-%<> b. m. w południa o w Berliiiio matka reduktora .Gar. Gd." ' Skarszewy. Przy wyborach do rady dzlciel tartaku Itiodiger. — '/IiImwo (HoobatObleu) pow. starogardzki, w listopsdzio. Poniowai tutejsza posada lok takie apteka w mifjson. Parafia zblewska czysto polska r. maleini wyjątkami liozy 6000 dasz, a 8ft8iadujo z parafiami katolickiemi: pi6o»yńskn, pogockti, lubicbc-wską i sUrokiszowazą. Obecnie zmuszeni jesteśmy w razie potrzeby zasięgać rady u lekarza Niemca, który językiem polskim wcale nie włada. Lekarz Polak miałby tu bardzo wielo do czynienia, zwłaszcza, ii wszystkie wioski okoliczne 64 ozyito polskio. Pomioszkaoie, stósowno tak dh kawaler* jak i żonatego loka-ria, jest gotowe. Życzeniem na«ém jest ażeby lekarz Polak-katelik natychmiast sit? zgłosił i 0-tiedl ł. Bliższo wskazówki udzioli redakoya „Gazety Gdaóekiéj." Gazety polskie uprasza się o powtórzonio Mj wiadomości. knie dwi i „Sikcda wą?ń»" i „Łib r pię- p. A»ai Publiczność zo- ldj pp. Dndz'ćski, Sinica I i H, Potom, Piotrz kowski, Baobolz, pp, C/.Rplewskie I i II, Ocbro wolska i Orlikowska znsłngnjn na wyszczegól nionie i uznanie. Sala trzęsła się od oklaskó" Zebranie było ogromne, byli t<5i nasi koch&n pozbawiła go nieszczęsna szkarlatyna i Chojnice. Syn dozóroy Dembakiego, Na czefd przeniesionego • jsoeki. Panowie Kliń.ki i Dr. Zieliński ■ Hztnm. Na pustkowia sztamskiém zgo-Wł stodoła p. Porscba, 24 godzin po spa-się stajni. • Więcbork. Tutejszy hotel Bergholza cidj klasy: Konitzer, r sobotę zaszłą ozworo dzieci robotnika Miełała zaczadziło się i mimo usilnych starań lekarskich umarło. — Stęszewo. Lekarz tutejszy Dr. St. Kompf targnął się na iycle awoje i zastrzelił sio wystrzałem rewolweru. Liczył lat JBjł bardzo nerwowym. - Tucholi. Wyiszy jrrobt8J-.cz wojskowy, i> w -tau Kpoczynku. Oboo ladzie Sióstr Elżbietanek. 9 niżeli zwy- niu -klepu uialeriono »roę 1 prvod»i)tó», kióre sn star suajilywane w stroni 'L Ko«igo .1 orko d.noszi;, io ped 00 zderzyły się dwa pociągi; dwa wagony były łnioiiń wychodźcami z Europy. To zoslały •zsskane 1 się zapaliły. 80 osób zabityili, ' "go debrały i pod opaskij idące u zsgran polowego, klóry krijijt w * Dla gimnazyaatów. i Kucharski, intymny kn dowi w Poznania ul f>w. i przyjąó jednego gimnazja- odbędłiio siy w iiiednielę 1-go gri____________r członków jak najUczuiój aapraasa * ' Zuraacl 1" okolicy odbędzio si? w mudiiely du. 1. Kri odz. i po polud. w lokalu p. Wolff.i w On liczny udział uprawa /jA Chełmż.* Zebranie'i'owarz. pulikif edzie a>9 w niedzielę 1. grudnia o gudz. .leiim. Ponujdok dr.ionnyi 1. Kagajome. Z V sooyalumie. a. Waiuo wnio»k° i. Ogólna towttiewo. W niedziel? 1. ozłonków o jak najlicsj . .. waiuyob uchwal, dyskuayi y — Tuchola. Zebranie Tow. lud. odbędaii w niedziele 1. grudnia o godz. 4 po polud. na p. Ko*»lakiogo w Chojnickiej ulicy. ^ Jiarz, ibroza i okolioy odbędzie m w uitidzielS l. jodz, lii po pot. w oberiy p. Blenkla. — ^arti; — LelłlHwO. żebranie Tow. lud. odbędzie s riedzielę^l. grudnia o godz. -1 po pol, vMuk»] Odpowłedś Kedakcyl. Zwinny M kaucyi}. Jzdyna rada jest przyjąć miej»ce, aa pray przyjęciu je wypowiedzieć, uatu-ieli to Pan uważać będzie aa korzystne dla r6|l6zaTie»f cTwiTi'u^to'T'b dżioafpan moloe" Panłbea straty fc.afyi iuneTioJ.óo Wład. Zagórski — Dttiy Gtęboozok. l Rodzinua* wydiodzMftO i loęo kułdugo Hawaa öfiô i pomoc dla dotfenlotyoh proofiHom ię wysłaliśmy dn. 29. XI. 01. do aom X. prob. łvabędzkiego tamie. i gorąco prosimy — Eknpedyoya Hellera przedmioty grające, zuceniem odpowieduiego p kupna się pokryj*. ™ W krÓŁki"! 01,Mle ró^eubpli^h'ltó'^ dosUw^, u*naai«mi n.-.dsylają. lieapodBiankę udziela fabryki oroczŁle ty9|ęc« listów ŁT.Sfi.isS W. nabyć moae pramlilwy Hellera automat muzyczny. Najlopiój udawaó się wprost do Born nawet i tak swoicli, jakotez obcyoh wyrobów wykonuje aię spłaty.^3 Prwpokty° Uuilr Avaneftpr«yayla Sę^tarmo Ziaiiung SAfcW BsrfinorPferde- Łotierie. i on. locao - ioooo 1 » 8000- 8000 1 .» 6500- 5500 Im DODO - 600# 1 n «00- 4000 1 .. 3090 - 3000 2 » 2500- 5000 3 « 2400- 7200 8 .« 2000- 10000 12 » 250 - 3000 32 » 280 - 6400 40 n 100 - 4000 110 n 20 - 2 200 1020 .. 10- 10200 2100 ra 5- 10500 r.oojp ii l Mark. U I^ow 10 Matk. łereMiaót^łsćh^nnter Naohntómo "2 Carl Heiiłtae, "" 14,000 ctr. sznyeli, (RObmotlEitMl). .nr.Lt 1. onkro. wni Płlpli/irtifl) 4 wielkie dobre wozy robocze i 4 pary mocnych iii roboczych ma na aprzedaś (670) Wzmianka prasowa o tragedii, jaka dotknęła kaszubskie wsie Mierzei Helskiej w 1901 roku.„Pielgrzym: pismo religijne dla ludu", nr 142 (30 listopada 1901 r.) wieku od epidemii 1901 roku odnotowano w Jastarni przypadek tyfusu, w prasie pomorskiej pojawiły się doniesienia o zachorowaniach, a na dodatek do wsi przybyła z Pucka tajemnicza zakonnica, by pomagać potrzebującym, która nie udzielała żadnych informacji, mieszkańcy wpadli w popłoch. (...) Jakiekolwiek choćby małe zasłabnięcia lub objawy choroby, zbliżone do chorób poważnych, uważają zaraz za choroby zakaźne i czynią zupełnie niepotrzebny alarm - donosił anonimowy korespondent6. Nauczonym doświadczeniem pokoleń rybakom o kruchości ludzkiego życia przypominały oglądane wielokrotnie w starym drewnianym kościele w Jastarni obrazy przedstawiające taniec śmierci i sąd ostateczny, dwa cmentarne piaszczyste pagórki oraz stojąca na centralnym placu Boru kapliczka świętej Rozalii z Palermo, orędowniczki czasu zarazy, wystawiona ponoć w podzięce za ocalenie wsi w czasie epidemii w 1709 roku. Dżuma, rozwleczona po Europie podczas wojny północnej przez zbrojne hufce różnego autoramentu, 1 Lorentz F., Zarys etnografii kaszubskiej, Toruń 1934, s. 107. 6 „Słowo Pomorskie", 1926, nr 273, z 26 listopada. GR0MICZNIK2019 / POMERANIA /17 ZNORDY r; Pocztówka z 1918 r., na której zamieszczono Samuela Donneta„Abbildung von der grossen Pest in Dantzig 1709" zbierała wtedy obfite żniwo. Miasta wyludniały się, a miasteczka i wsie wymierały niekiedy doszczętnie. Mór nie oszczędził także Pomorza. W Gdańsku czarna śmierć zabrała co trzeciego mieszczanina, a zaraza dotarła także na mierzeję. W Helu, zamieszkałym na przełomie XVII i XVIII wieku przez 469 osób, tylko jednego roku zmarło na dżumę 225 mieszkańców7. W takich okolicznościach do Boru trafił zakonnik niosący dobrą nowinę i wspierający ludność w trudnych chwilach, który polecił zawierzyć wieś opiece świętej Rozalii8. Mieszkańcy w centrum wioski, na placu, gdzie duchowny pełnił posługę, wystawili jej kapliczkę, która z czasem stała się przedmiotem lokalnego kultu. O procesjach do świętej figury, które odbywały się 4 września, pisał pod koniec lat 80. XIX wieku Hieronim Gołębiowski. Kapliczka w tym dniu ginie wśród kwiecia i zieleni. Warto widzieć tę uroczystość i śpiew rybacki usłyszeć - zauważał z kolei autor wydanego w cztery dekady później przewodnika9. Z czasem wotywna figura stała się rozpoznawalnym symbolem osady. W dawnych czasach zarazy uważano za karę zsyłaną na grzeszników, manifestację działania boskiej siły. W wiekowych kancjonałach, obok pieśni o ochronę od plagi, głodu, drożyzny i nieurodzaju, suszy, wichru, trzęsienia ziemi, ulewy, ubóstwa, choroby czy wojny, znajdziemy też pieśni czasu morowego powietrza. W 1709 roku, na placu, na którym dziś stoi figura świętej Rozalii, tę pieśń mogli śpiewać też borowianie10: Ach wierni ludzie cieszcie się! Czemu się tak lękacie? Że nas Bóg karze w tym czasie, czemuż nie przyznawacie? Mówiąc tośmy zasłużyli, żem w grzechach złośliwi byli, Niech się nikt nie wymawia. Przetoż się wcale w ręce twe, Boże nasz, oddawamy, U ciebie mamy mieysce swe, tu rady mało mamy. Jak długośmy w tym namiecie, nic iedno smętek na świecie, Lecz tobą się cieszymy. Pszeniczne ziarno nie rodzi, ażpierwey w ziemię padnie, Tak każdy człek z świata zchodzi, w proch się obróci snadnie, Niźli tam będzie królował, gdzie mieysce Chrystus gotował Przez odeyście do Ojca. Czemuż się tedy boiemy, śmierci, moru na ziemi? Wszak wszyscy umrzeć musiemy, ieśli kto między nami, Coby iak Symeon zasnął, grzechy wyznał, Chrysta wzywał, Ten zbawiennie umiera. Bacz na duszę, bacz na ciało, lecz Bóg sam ma staranie. Anioł we wszem, coć się stało, czynił na rozkazanie iego, Jak kokosz kurczątka kryie pod swoie skrzydełka, Tak nam Pan i Bóg czyni. Lub żywim lub umarliśmy, wszak iesteśmy Pańskimi, Na Chrystusa ochrzczeniśmy, a od diabła wolnymi: Z Adama śmierć przyszła ku nam, wyrwał nas z niey Pan Chrystus sam, Bądź mu chwała na wieki. MARCIN HERRMANN ' Gierszewski S., Dzieje Helu w latach 1526-1919, [w:] Dzieje Helu, pod red. E. Kochanowskiej, Gdańsk 1969, s. 62. 8 Struck R., Jastarnia, Miejsca, ludzie, zdarzenia, [bdw], s. 11. 9 Staśko J., Przewodnik po polskiem wybrzeżu, Warszawa - Poznań - Kraków - Lwów - Wilno - Katowice - Gdańsk 1926, s. 41. 10 Mrongowiusz K„ Pieśnioksięg czyli kancyonał gdański zamykający w sobie treść i wybór pieśni nabożnych [...], Gdańsk 1803, s. 606. 18/POMERANIA/LUTY2019 ©3B&5 MICHAŁ MOSTNIK DZIEŁO PIŚMIENNICZE SMOŁDZIŃSKIEGO PASTORA Michał Briiggemann, zwany z łacińska, modą renesansową i nieco późniejszą, Pontanusem i wreszcie po polsku - Mostnikiem (swoje największe dzieło Mały Katechizm podpisał Mostnik - Pontanus -Briickmann), należy do tych kilku postaci, które zwyczajowo przywołuje się przy okazji przedstawiania najdawniejszych dziejów języka kaszubskiego. Wymieniany jednym tchem obok Szymona Krofeya, którego Duchowne pieśni poprzedziły główne dzieło smołdzińskiego pastora o 57 lat, w istocie ma wielkie zasługi w zachowaniu języka polskiego w jego słowińskiej odmianie, jak również w ukształtowaniu pierwocin literackiej kaszubszczyzny. Niewątpliwie dzięki działalności jego i jemu podobnych Słowińcy dłużej zachowali skarb mowy przodków Dla współczesnych badaczy dorobek literacki pastora stanowi natomiast bezcenny zabytek z mnóstwem archaizmów, jest po prostu dokumentem, zapisem istnienia Słowiańszczyzny na terenach germanizującego się Pomorza. W roku 2019 mija 365 lat od śmierci Michała Mo-stnika. W tym czasie znikały państwa, pojawiały się nowe. Stosunki wyznaniowe w krainie, która była ojczyzną duchownego, zmieniły się radykalnie. Przetrwał jednak język, którym w zakresie duszpasterskim posługiwał się Mostnik. Obojętnie, czy język ten nazwiemy staropolskim, czy starokaszubskim, czy wreszcie narzeczem słowińskim. Istotne, że mowa funkcjonująca pośród ludności kaszubskiej, w tym do pewnego momentu słowińskiej, przetrwała wiek XVIII, w XIX i XX stuleciu powstały jej teoretyczne zręby, działali tacy giganci (na miarę regionalną), jak Mrongowiusz, Ceynowa, młodokaszubi i rozmaite późniejsze „szczepy ideowe", aby współcześnie język kaszubski mógł się cieszyć absolutną swobodą rozwoju i mieć wszelkie konieczne ku temu warunki. Działalność literacka, translatorska i autorska Mostni-ka, oparta na specyfice jego powołania, nie byłaby możliwa bez istnienia i trwania Słowian na terenach Pomorza i Brandenburgii, ale jej zaistnienie wiąże się z niezwykle ważnym, fundamentalnym faktem historycznym, jakim była reformacja. Wystąpienie Marcina Lutra w 1517 roku, podyktowane troską o powrót chrześcijaństwa do źródeł i potrzebą zerwania z narosłymi przez wieki nadużyciami, przyniosło nieprzewidziane i dalekosiężne skutki polityczne, terytorialne, militarne, nie wspominając już o przeoraniu świadomości całych narodów, które za sprawą swych władców i niekiedy wskutek swojej woli przyjmowały wyznanie ewangelickie. tt GROMICZNIK2019 /POMERANIA 19 HISTORIA Portret Michała Mostnika, autor nieznany (szkoła Andrzeja Stecha), XVII w., dziś w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, kopia autorstwa Tomasza Kocha w MPiMKP w Wejherowie. Na stronie 19 fragmenty tego dzieła. Cztery ewangelickie zasady: sola Scriptura (jedynie pismo), solus Christus (tylko Chrystus), solum Verbum (jedynie Słowo) oraz sola gratia, solafide (jedynie łaska, jedynie wiara), w XVI stuleciu stały się zasadami obowiązującymi w Księstwie Pomorskim. Na Sejmiku Trzebiatowskim w 1534 roku, w obecności książąt Barnima IX Pobożnego i Filipa I, wyznaniem państwowym stał się luteranizm. Stworzono Pomorski Kościół Ewangelicki, którego biskupami często byli także przedstawiciele dynastii Gryfitów. Podstawy teologiczno-organizacyjne nowego kościoła stworzył były norbertanin Jan Bugen-hagen. Zgodnie z zaleceniem Marcina Lutra, który na zamku w Wartburgu przetłumaczył Nowy Testament i pisał później w języku ojczystym, rozpoczęło się na Pomorzu upowszechnianie pism objawionych i ksiąg liturgicznych, kancjonałów i modlitewników w języku nie- mieckim. Aby jednak duch reformacyjny realizowany był konsekwentnie, nie mogło zabraknąć działalności osób takich, jak Szymon Krofey i Michał Mostnik. Dzięki nim już nie tylko Niemcy i zgermanizowani Słowianie mogli w ojczystym języku poznawać naukę chrześcijańską w jej ewangelickim wydaniu. Kaszubi, w tym Słowińcy, będący wyznawcami doktryny Marcina Lutra za sprawą m.in. wymienionych duchownych zyskali wielki skarb: możliwość modlitwy i nauki zasad wiary we własnym języku. Michał Mostnik urodził się w roku 1583 w Słupsku, zmarł 7 września 1654. Był synem Jana (lub Piotra) Briiggemanna, wedle innych źródeł Briickmanna, słupskiego stolarza (lub tokarza) i Elżbiety z domu Wurst. Rodzina prawdopodobnie zamieszkiwała Lulemino pod Słupskiem już w pierwszej połowie XV wieku. Po ukończeniu szkoły miejskiej studiował najpierw w seminarium teologicznym w Magdeburgu, potem zaś udał się na cztery lata do Wittenbergi. Należy podkreślić, że Wittenberga była w owym czasie głównym ośrodkiem luterańskiej myśli teologicznej i centrum kształcenia luterańskich duchownych dla niemal całej środkowej Europy. W latach 1606-1607 Mostnik uzupełniał swą wiedzę w Helmstedt, Jenie oraz Lipsku, po czym wrócił do Wittenbergi. Musiał posiadać rozliczne zalety umysłowe i moralne, skoro został nadwornym duchownym szczecińskiego księcia Filipa II. Stamtąd przeniósł się do Słupska, na dwór księżnej Erdmuty, wdowy po księciu zachodniopomorskim Janie Fryderyku, równocześnie w 1610 roku otrzymując probostwo w Smołdzinie. Należy jeszcze wspomnieć o opiekunie i mentorze Mostnika, Jakubie Hartwigu (1590-1643), proboszczu kościoła św. Piotra w Słupsku, wcześniej rektorze słupskiej szkoły łacińskiej. Trzy lata później Mostnik ożenił się z Katarzyną Kla-wetasch, córką Marka, książęcego kamerdynera. Małżeństwo trwało 13 lat. Pastor jako wdowiec w 1626 roku pojął za żonę córkę pastora Dawida Farschbottera ze Stojęcina, Annę. Warunki życia na probostwie w Smołdzinie były dobre. Jeszcze księżna Erdmuta zapewniła Mostnikowi bezpłatne mieszkanie w nowo wybudowanej plebanii przypominającej szlachecki zaścianek, opał, żywność, najważniejsze usługi, roczną pensję w wysokości 50 guldenów oraz deputat zbożowy wielokrotnie przewyższający potrzeby duchownego. Już jako pastor Mostnik cieszył się uznaniem synodu słupskiego i nauczycieli słupskiej szkoły łacińskiej, dla której opracował dzieło zatytułowane Aristomagia, będące wyborem pism i sentencji klasyków literatury antycznej, z przeznaczeniem do nauki języka łacińskiego dla klasy VI. Jednakże wskutek zamieszczenia w tekście pewnego listu Owidiusza dzieło nie zostało zaaprobowane przez ewangelickie władze kościelne. W roku 1623 dziedziczką dóbr słupskich została siostra ostatniego księcia pomorskiego Bogusława XIV z rodu Gryfitów, księżna Anna de Croy. Mostnik został 20/ POMERANIA/LUTY2019 HISTORIA jej kapelanem, a także wychowawcą syna księżnej. Długie lata cieszył się łaskami dobrodziejki. Ostatnie lata życia spędził jednak w biedzie. Najprawdopodobniej przyczyną takiego stanu rzeczy była niefrasobliwość jednego z synów pastora, Tomasza (z drugiego małżeństwa, również pastora w Smołdzinie), który doprowadził ojca do ruiny finansowej. Później długi zostały spłacone dzięki hojności księcia Ernesta Bogusława de Croy. Starszy syn Mostnika, który otrzymał imię po ojcu, był pastorem w Słupsku lub Rowach. Żył w latach 1610-1654. Mo-stnik, oprócz wymienionych synów, miał jeszcze dwie córki. Jak trwałe były owoce pracy Mostnika jako ewangelickiego literata i duszpasterza, świadczy choćby przykład pastora Sporgiusa, jednego z następców Mostnika na probostwie w Smołdzinie, który podtrzymywał tam słowiańskie tradycje jeszcze wiatach 1696-1719. Pozostały po nim w rękopisach polskie pieśni religijne, skądinąd uzupełniające kancjonał Szymona Krofeya. W roku 1637, wraz z wymarciem rodu Gryfitów, ziemie pomorskie w przeważającej części przeszły we władanie elektora brandenburskiego. Wcześniej, 16 października 1632 roku, uroczyście konsekrowano smoł-dziński kościół, w którym Mostnik objął realną władzę proboszczowską. W miejscu późniejszej świątyni, przy głównym trakcie wsi, już w XVI stuleciu postawiono ewangelicką kapliczkę, którą przed erygowaniem parafii przypuszczalnie nawiedzali pastorzy dojeżdżający mniej lub bardziej systematycznie z większej miejscowości. Inicjatywa budowy smołdzińskiego kościoła i ustanowienie tam parafii miało być osobistą inicjatywą księżnej Anny Miała ona podobno wielki sentyment do Smołdzina i często tam przebywała Luteranizm, kładąc duży nacisk na oświatę i kształtowanie świadomości religijnej wiernych, sprzyjał pielęgnowaniu i rozwojowi języków narodowych. W myśl tej zasady ewangelickie władze świeckie i kościelne rozumiały potrzebę publikowania dzieł teologicznych i modlitewnych w języku polskim dla nieznających (lub znających w ograniczonym zakresie) języka niemieckiego Słowińców i Polaków z okolic Słupska i Łeby. W konsekwencji początki piśmiennictwa kaszubskiego wiązać należy z reformacją. Jak bardzo rewolucyjne były w sferze świadomości językowej idee „nowinek" religijnych, może świadczyć choćby fakt, że jeszcze wilkierz miasta Koszalina z 1516 roku (a więc tuż przed wystąpieniem Marcina Lutra) zabraniał obywatelom miasta pod groźbą kary pieniężnej posługiwania się „językiem wendyjskim" na targu, podczas zakupów u Słowian1. Po przejęciu wła- In nomine JE SU* PARVUS CATE- CHISMUS D, MARTINI L V T H E R I Germanica- Vaadalicus. 2>er flanc £afcc!j#mré £>. Martini ftrt§crt/ £)cuff<# wiit> 3BetiDifc& gcgcn tinan? an&fliige fccr 0iebcn SSugpfdłincn $ón/a DAV1DS, iTIflly Cat«d)tem£? tYlavcinn«6cn>vton/ 3 PcjybfltEkm Pfalmon? poEutfiydj tw, ii DAwlDĄ v tngYcb potrjsbnycfe rjec3i: ofobhane pasfa M4fego p«nO0» weMuct tenwifidiji* y płefu bucfoownyd?. a>tt»Eoi»<łity to ufftlbfg< fjtllig (d; falttti (c) 8o(ge§/ i»it> langc IcDefi atift Crben. Cswfom pcjytujomc. 3rnmaf:Ot)«i twe gopSKat' fa twoja ąefwmd afij) fie to> fuc frofcrje t>i«t 0/ a U) Mug 0/ m U)i na jtemf. £o to - ©bpów: SBaSlfitMS.'amiEMf. i (toto jiffi- ©bp oto: 53 1 ctriitf)lcii «oc{i crji3r< ny nusgntDiily abo jidj iirii:0onf(rn(jein(d)4, (o}gniw(j(y: 2fk jieb itiięaltai/(e)flpnmł)iaicti cjeftowóly jim fluuly / ■' '■ Mbotfitn ; fic tieb Cg)fid> flncbéyl imW#Iy y i'iiD wcrr&fctffrcti, |wict«obn Colotr J. v. Xl. t. Petr. ». I: i v.i Lcvit. i» v. jx. (d)Syr. 5. v. }.4c enubuw (O Pror. 1 v. J*(8) E«od 1 GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 23 FILM O KANADYJSKICH KASZUBACH (CZĘŚĆ 2) - V •* ' ; * . :M Kanadyjskie Kaszuby część druga czyli przyczynek do dziejów emigracji polskiej po drugiej wojnie światowej Pisząc o pierwszej części filmu Henryka Bartula „Kanadyjskie Kaszuby", zamierzałem opowiedzieć także drugą jego część. Ponieważ w 29. numerze kanadyjskiego „Gońca" ukazała się interesująca relacja o organizowanej przez kanadyjską Polonię „Harcerskiej akcji letniej 2018" na kanadyjskich Kaszubach, a potem w numerze 30. dano mój skrócony i przeredagowany tekst o pierwszej części filmu „Kanadyjskie Kaszuby", wszechmocny Czas podpowiedział, by kuć żelazo, póki gorące i zająć się częścią następną, by kiedy ukaże się trzecia część, jej omówieniem ten filmowy tryptyk zakończyć. I tak się stało! Artykuł o drugiej części tego filmu ukazał się w roku 2018 w 32. numerze torontyjskiego „Gońca". A ponieważ żal mi było obszerniejszego i nieprzeredagowanego tekstu o pierwszej części, dałem go do „Pomeranii", gdzie ukazał się w numerze październikowym w tymże roku. Natomast tekst o drugiej części „Kanadyjskich Kaszub", tym razem w niewielkim stopniu zmieniony i stąd jego bibliograficzny opis, przekazuję „Pomeranii". Zanim jednak zajmiemy się drugą częścią filmu Henryka Bartula, warto chociażby przypomnieć z tegoż wspomnianego artykułu-wywiadu, zdającego sprawę z „Harcerskiej akcji letniej 2018", że wzięło w niej udział około 650 osób, w tym 250 zuchów i harcerzy, nadto na jednym ze zdjęć pokazano spotkanie zuchów w Stanicy „Karpaty", a na drugim jezioro, gdzie rozbił obóz Szczep „Bałtyk". Tak więc latem na kanadyjskich Kaszubach jest gwarno i dzieje się wiele, a okoliczni Kaszubi znowuż mają okazję spotykać się z Polonią, chociaż w ostatnim czasie nie jest jak dawniej, o czym też w tym wywiadzie wspomniano. Ale to już temat na inny czas. Wracając do filmu o kanadyjskich Kaszubach, najpierw powstała jego pierwsza część, natomiast w roku 2011 Henryk Bartul zrealizował część drugą, mówiącą już nie tyle o kaszubskich emigrantach, ile przede wszystkim o Polonii na ontaryjskich Kaszubach i stąd podtytuł „przyczynek do dziejów emigracji polskiej 24/POMERANIA/LUTY2019 po drugiej wojnie światowej". Jako że pierwsi byli tam Kaszubi, i to pochodzący głównie z ziemi kościerskiej, a potem poczęli odwiedzać kanadyjskie Kaszuby Polacy mieszkający w Toronto i innych miejscach Kanady, więc zaistnienie poszczególnych części tego filmowego dzieła okazuje się odpowiednie wobec czasu i sytuacji. Pierwszą sekwencję części drugiej inicjuje w zimowym, wiosennym i zarazem letnim pejzażu obraz widocznej z jadącego szosą samochodu kaszubskiej farmy, na której ścianie dostrzegamy wzory kaszubskiego haftu, co pozwala wiedzieć, że to kanadyjskie Kaszuby. Zresztą zaraz potem ukaże się na tym właśnie tle, co ma swoje znaczenie, tytuł filmu. Natomiast gdy pojawią się powiewające na przypominającym krzyż maszcie dwie flagi - kanadyjska i polska, usłyszymy, jak to po II wojnie światowej wielu Polaków niemogących wrócić do Ojczyzny przyjeżdżało do Kanady, gdzie potem natrafili w prowincji Ontario, w okolicach Barry's Bay i Wilna, na zasiedlony w II połowie XIX w. przez Kaszubów „skrawek rodzinnej ziemi". Tym słowom towarzyszy oczywiście jeziorny i leśny krajobraz kanadyjskich Kaszub oraz trzy krzyże, które mówią zarówno o tragedii polskiej emigracji, jak ciężkim losie kaszubskich osadników. Ponieważ podtytuł drugiej części tego filmu zapowiada powojenną Polonię w tym regionie, określając czas na lata 1950-2010, więc dowiadujemy się, jak to w 1951 roku na kanadyjskie Kaszuby uczynił najpierw „wypad" z Toronto Krąg Starszoharcerski „Tatry", a potem w roku 1953 ks. Rafał Grzondziel założył tu ośrodek franciszkański na zakupionej farmie. I tak zaistniały na kanadyjskich Kaszubach korzystne warunki dla harcerzy rozbijających tam każdego lata swoje obozy, a przy tym zwróciła na tę okolicę uwagę kanadyjska Polonia. To kolejny rozdział w dziejach tego regionu, kiedy to w pobliżu kaszubskich farm pojawili się harcerze i zaczęły powstawać letniskowe domy Polaków skazanych na emigrację, co tej przestrzeni okazało się nieobojętne. A kiedy po słowach narratora, że film ten jest tego świadectwem, kamera obejmie przepiękny krajobraz, gdzie niczym na naszych Kaszubach tyle jezior i lasów, i skieruje uwagę widza na drogę, bo przecież nasz polski żywot to niemal ciągłe wędrowanie, by potem wejrzeć ku niebu, gdzie nasz kres, wtenczas przyjdzie czas na wspomnienia tych wszystkich, którzy jako harcerze po raz pierwszy tutaj na kanadyjskie Kaszuby przybyli. A więc Janina Czuło opowie, jak to dzieckiem będąc, przeżyła pierwszy nalot; Zbigniew Podkowiński o tym, jak został wywieziony do Kazachstanu i potem walczył pod Monte Cassino; piloci Janusz Żurakowski i Kazimierz Szrejer przypomną, jak walczyli z Niemcami w powietrzu. A po przerywniku z widokiem kłębiących się na niebie chmur, poprzedzonych obrazem Matki Boskiej Swarzewskiej, uczestnik bitwy pod Monte Cassino ks. Rafał Grzondziel zaśpiewa piosenkę, z której na pewno każdemu ostaną się w pamięci słowa, jak to „biednemu zawsze wiatr w oczy miecie". Następnie, jakby z racji odzyskania niepodległości 11 listopada 1918 roku, ujrzymy kościół pw. św. Jadwigi w Bar rys i usłyszymy chóralny śpiew „Gaudę Mater Polonia", a na ekranie pojawią się informacje o Polsce zniewolonej zaborami, o Polsce wolnej w międzywojniu i tak bardzo męczonej podczas niemieckiej okupacji. A wszystko to przeplatane migawkami z jeziornoleśne-go pejzażu kanadyjskich Kaszub i sfinalizowane zachodem słońca, można określić jako trafne wprowadzenie do Prologu, po którym następuje kilka obszernych se- KULTURA Na Kaszubach kanadyjskich przed restauracją w Wilnie, październik 1998. Stoją od lewej: D. Shulist, D. Sowa,T. Linkner, J. Samp, E. Breza,T. Kay, M. Shulist. A. Szadejko,Z archiwum autora kwencji, czy może lepiej rozdziałów, zakończonych Epilogiem. To nieczęsta w filmie kompozycja, gdzie obraz wpisuje się tak akuratnie w słowo. Ale ponieważ tutaj tak jest, więc trzeba się spodziewać interdyscyplinarnej relacji obrazu ze słowem, co zarazem wskazuje na znaczący poziom tego filmu i jego przemyślany charakter. Sprawdza się to już w Prologu, uzupełnionym podtytułem „czyli zdrada Aliantów". Tak bowiem Stanley Cloud, autor książki Sprawa honoru oceni tutaj Roos-welta i Churchilla, którzy nie docenili naszego wkładu w zwycięskie pokonanie hitlerowskich Niemiec, a przecież stanowiliśmy w tej wojnie czwartą siłę. Efektem tego okazał się niemożliwy powrót do ojczyzny wielu naszych żołnierzy i oficerów, z których tylu trafiło po wojnie do Kanady, a wielu z nich na kanadyjskie Kaszuby, gdzie ich dzieci i wnuki biorą corocznie udział w „akcji letniej GR0MICZNIK2019 / POMERANIA / 25 KULTURA ZHP", o czym powiedziano w pierwszym rozdziale tej filmowej opowieści. Jeżeli więc harcerze, to ognisko, a przy nim harcerskie piosenki, wędrowanie lasami i nad jeziorami, a potem słuchanie opowieści, jak to było na kanadyjskich Kaszubach niegdyś. Najpierw opowie o kaszubskich pionierach Anna Żurakowska, a potem ks. Zdzisław Pesz-kowski przypomni, jak ks. Rafał Grzondziel znalazł tu miejsce dla siebie i dla harcerzy. Stąd nie przypadkiem ta harcerska msza św. i przy tymże leśnym ołtarzu ks. Grzondziel ją odprawiający. Natomiast o tym, jak po II wojnie światowej zaistniało ZHP w Kanadzie, a konkretnie jak powstał Krąg Starszoharcerski „Tatry", dowiemy się od hm. Zbigniewa Podkowińskiego, który przypomni inicjatora tego przedsięwzięcia, phm. Kazimierza Szmeltera, a hm. Jerzy Gródecki opowie, ile to wszystko znaczyło i ile trzeba było na to poświęcenia. Wszak działo się to w roku 1950, a już po dwóch latach - 1 września 1952 roku - odbył się w kaszubskim Wilnie Pierwszy Złaz Starszoharcerski w Kanadzie, i to po odpowiednich wcześniejszych przygotowaniach na kaszubskiej farmie. Co prawda na tym filmie jej nie poznamy, ale trzeba powiedzieć, że ikonografia z tamtego czasu jest w tejże drugiej części filmu podobnie bogata jak w pierwszej. Z następnej sekwencji dowiemy się o Polskim Instytucie „Kaszuby", który podobnie jak harcerskie obozy też zaistniał na kanadyjskich Kaszubach, i to niemal w tym samym czasie. Opowie o tym znowuż Anna Żurakowska, kolejny prezes wspomnianego Instytutu. Kiedy zaś będzie mowa o doskonale wydanym przez ten Instytut albumie Ontaryjskie Kaszuby, migawka z zebrania pozwoli mi rozpoznać m.in. żywo dyskutującego Tadka Key'a, a zaraz potem od Anny Jakóbiec z kanadyjskiego Muzeum Cywilizacji z Ottawy dowiemy się, że to jej sprawą była szata graficzna tej książki, opracowanej doskonale edytorsko i merytorycznie. Zakończy natomiast tę kwestię poświęcone Instytutowi Polskiemu „Kaszuby" słowo dr. Teodora Błachuta, który jak już wspomniała wcześniej Anna Żurakowska, był tego Instytutu pierwszym prezesem. Ponieważ tyle mamy tu o harcerzach, więc kolejna scena filmu zdaje sprawę z odsłonięcia tablicy poświęconej ks. Rafałowi Grzondzielowi, przez którego byliśmy przed bodaj dwudziestu laty tak serdecznie goszczeni, a któremu na kanadyskich Kaszubach tyle zawdzięczać mogą nie tylko harcerze, ale także tamtejsi Kaszubi. Dlatego to właśnie Kaszubi postarali się o ten ogromny menhir, na którym zaistniała pamiątkowa tablica poświęcona ich księdzu. Oczywiście, że przy jej odsłonięciu nie mogło zabraknąć harcerzy, którzy latem 2002 roku obchodzili 50-lecie zaistnienia poza granicami swego ojczystego kraju - na kanadyjskich Kaszubach. Wobec tego z okazji „pierwszego ogniska harcerskiego na kanadyjskich Kaszubach" nie może obyć się ani bez wejrzenia we współczesne obozowe harcerskie życie, ani bez wspomnień. Tak więc hm. Jerzy Gródecki opowie, jak to odwiedził harcerzy na pierwszym obozie ks. biskup Józef Gawlina, a hm. Bogdan Włodarczyk zaśpiewa zapamiętaną z tamtego czasu piosenkę, z której warto przywołać te wymowne jak na tamten czas, kiedy to w komunizowanej Polsce było tak szaro i smutno, Spotkanie z Polonią w Domu Polskim w Mississauga, październik 1998. Siedzą od lewej: dziennikarz Dominik Sowa, prof. prof.Tadeusz Linkner, Jerzy Samp, Edward Breza. Fot. Wojciech Strahl 26 / POMERANIA/LUTY2019 KULTURA słowa: „Śpiewajmy więc, niech piosnka ta/ Nadzieję braciom w Polsce da". Natomiast gdy powie, że „Kaszuby, to taka nasza mała Polska", obudzi się skojarzenie ze słowami Hieronima Derdowskiego: „Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski". A potem usłyszymy jeszcze harcerzy - komendanta obozu „Orlęta" Grzegorza Wołejko z Montrealu i trzynastoletniego Karola Prusaka, który przybył z Polski do Kanady przed trzema laty. I jak to na obozie bywa, harcerze posłuchają przy ognisku opowieści z dawnych lat. Hm. Zofia Stohandel, pierwsza komendantka chorągwi harcerskiej w Kanadzie, powie o wojnie i sowieckiej zsyłce w okolice Ar-changielska; Tadek Kay-Kwieciński przypomni, jak to z Gdańska trafił do Lwowa, a potem odbył z sowietami (celowo pisanymi małą literą, bo na dużą nie zasłużyli) wycieczkę na Syberię; Kazimierz Szrejer opowie o pamiętnym locie do Warszawy, kiedy to na całe szczęście nie zbombardowali siedziby gestapo, bo jak dowiedział się po wojnie, zginęłoby wtedy wielu przetrzymywanych tam warszawiaków; a Jan Kaszuba, więzień Stutthofu, zda sprawę z tego, jak był przesłuchiwany przez Niemców i torturowany. To udane wprowadzenie do obrazu „Pomnika Szarych Szeregów na Kanadyjskich Kaszubach", kiedy to przy piosence o Szarych Szeregach i wielu dokumentalnych zdjęciach z powstania warszawskiego wchodzimy po stopniach, przypominających nazwy kolejnych dzielnic Warszawy, na tenże pomnik, gdzie zwraca uwagę imitacja włazu do kanału. I wtenczas, podobnie jak poprzednio o wędrówce kanałami podczas powstańczych batalii opowie hm. Jerzy Burski, a hm. Marek Jagła i Krystyna Burska zwrócą uwagę na rolę tego pomnika w harcerskiej edukacji. A wszystkiemu towarzyszą tutaj harcerskie wędrówki, śpiewy i ogniska. Ostatnią scenę tego filmu Henryk Bartul poświęci wypoczynkowemu ośrodkowi „Kartuzy Lodge", który za sprawą państwa Żurakowskich powstał na kanadyjskich Kaszubach, a w którym naszych emigrantów najwięcej. Jako że było to „pionierskie przedsięwzięcie", więc nie można w tym miejscu nie wysłuchać Janusza Żurakowskiego. Tym bardziej, że w roku 2010 „Kartuzy Lodge" obchodziły swoje pięćdziesięciolecie. Wobec tego nie mogło w tym miejscu zabraknąć kaszubskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Kaszuby" z Kartuz, który odwiedził „Kartuzy Lodge" w roku 2000 i tańcem oraz śpiewem doskonale się tam zaprezentował. Że natomiast nie mogło wtenczas zabraknąć wręcz kultowej piosenki „Kaszubskie jeziora, kaszubski las", to oczywiście wiado- W drodze na Kaszuby kanadyjskie, październik 1998. Stoją od lewej: Tadeusz Linkner,Tadeusz Kay, Edward Breza. Fot. Dominik Sowa mo. I nią kończy się druga część filmu, opowiadającego teraźniejsze kanadyjskie Kaszuby. Kiedy więc przyjdzie czas na Epilog, uda się wreszcie poznać w tej rozmyślającej nad jeziorem postaci autora, realizatora i reżysera tego filmu, Henryka Bartula. A zaraz potem słowo dr. Andrzeja M. Garlickiego i Chór Uniwersytetu Adama Mickiewicza z Poznania pod dyrekcją Jacka Sykulskiego zakończą narrację. Że jest ona wielce bogata, trzeba dowiedzieć się samemu, bo dosyć już i może nawet za wiele o tym filmie powiedziano. Niemniej gwoli podsumowania trzeba powiedzieć, że jak pierwsza część tego filmu sięgała w czas przeszły i miniony, budząc niejednokrotnie zastanowienie nad uniwersum, tak część druga, niepozbawiona wojennych wspomnień, pozwala wejrzeć w teraźniejszość kanadyjskich Kaszub. Oczywiście, nie brak przy tym symbolicznego i metaforycznego obrazowania, jak chociażby wejrzenia w prześwitujące przez chmury niebo, a potem w widok trzech krzyży i polskiej flagi, a także figury Matki Boskiej Swarzewskiej, która jak ta flaga przydaje temu miejscu polskości, tak Ona - kaszubskości. A przy tym wszystkim ten krajobraz okazuje się naszym Kaszubom tak bardzo bliski, że jak najbardziej odpowiedni dla przydanego mu miana - Kanadyjskie Kaszuby. I jeżeli trzeba by jeszcze coś o tym filmie powiedzieć, to chyba tylko to, że jak się na kanadyjskich Kaszubach było, to nigdy już się ich nie zapomni. Tym bardziej, że z naszej piątki, która przed wielu laty je odwiedziła, ostał się tylko autor tych słów i Andrzej Szadejko, a nie ma już wśród nas profesorów Edwarda Brezy i Jerzego Sampa oraz dziennikarza Dominika Sowy, którym te filmowe artykuły dedykuję. TADEUSZ LINKNER GR0M1CZNIK2019 / POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ Rosja Putina cieszy się stale zainteresowaniem polityków całego świata. Ostatnio także i polscy historycy, i obcy z uwagą śledzą perypetie historii Rosji. Nie brak (zwłaszcza we Francji czy w RFN) badaczy, którzy są niemal zafascynowani, może nawet oczarowani dziejami rosyjskimi i niekoniecznie to są byli komuniści. Osobiście najwyżej cenię poglądy amerykańskiego badacza dziejów Rosji XX wieku Richarda Pipesa, autora nieule-gającego żadnym mitologiom. Zajmowanie się tak historią Rosji, jak i jej współczesnością nie jest łatwe. Kiedyś, w dobie PRL-u, najważniejsze decyzje w naszych sprawach podejmowano w Moskwie, a garnizony rosyjskie stacjonowały w całej niemal Europie środkowo-wschod-niej. Te czasy minęły i nie ma już imperium sowieckiego. Nie możemy jednak pochopnie w Gdańsku czy Toruniu mniemać, że Rosja jest daleko i nic nas nie obchodzi, w istocie trzeba bowiem zawsze pamiętać, że z Królewca, zwanego Kaliningradem, jest bardzo prosta droga przez Olsztyn na Warszawę. Tak więc pytanie, czy niedźwiedź rosyjski pozostaje zawsze takim samym niedźwiedziem, znanym Polakom od wieków, nadal jest aktualne. Fiodor Tiutczew (1803-1873), poeta rosyjskiego romantyzmu, pierwszej wielkiej epoki literatury rosyjskiej, tak kiedyś napisał (tłum. R. Łużny): Rosję nie rozum pojąć zdoła, Na nic ją zwykłą miarą mierzyć: Istota jej odmienna zgoła -Tak, w Rosję można tylko wierzyć! Co mają jednak robić Polacy, którym wspólna z Rosją historia raczej wiary w pozytywny obraz Rosji nie przynosi? Niedźwiedź, nawet rosyjski, może być nieraz łagodnie usposobiony do świata: miody tylko i owoce jadając i spokojnie po lesie chodząc. Rzecz jednak w tym, żeby lepiej nikt mu w drogę nie wchodził! Przez wieki niedźwiedzie były królami puszcz rosyjskich, syberyjskich czy kaukaskich, i nie można się ograniczać w studiach nad Rosją do uwagi rodem z Kubusia Puchatka, że (...) dziwny jest niedźwiedzi ród, że tak bardzo lubi miód! Historia Rosji zawiera różne wątki, także i te znakomite, podziw budzące. Pytanie jednak istotne, co w tej historii zawsze przeważało i może nadal przeważa? Średniowieczna Rosja (zwana wówczas Moskwą) wyszła ze struktur i kultury Rusi Kijowskiej, zależna była od Tatarów, z Turkami toczyła wojny. W swojej ekspansji początkowo, ale i później preferowała dalekie ziemie wschodnie aż po rubieże Azji. Od „Zachodu" różnić się będzie nade wszystko tym, że przejęła na zawsze z Bizancjum chrześcijaństwo w porządku ortodoksyjnym, czyli prawosławie. Rozmaite także wpływy azjatyckie odegrały znaczną rolę. W rezultacie Rosja do dziś nigdy nie była krajem, w którym panowałyby standardy demokracji, ważna była rola praw człowieka i praworządność. W istocie w okowach kolejnych despotów, władców, którym nie na darmo nadawano takie przydomki, jak „Srogi" czy „Groźny", to rozległe podbojami imperium carskie pozostawało jeszcze w XVII w. feudalnym krajem zacofanym. Jedynie jego potężne armie budziły już wtedy strach u sąsiadów. Rzeczypospolita Polsko-Litewska jeszcze po rok 1648 odnosiła sukcesy w wojnach z Rosją, narzucała nawet Moskwie modę czy wpływy kulturalne. U progu XVIII w. car Piotr Wielki „otworzył" jednak dla Rosji bezpośrednie połączenie z Europą Zachodnią, czego symbolem stało się zbudowanie Petersburga, a zwycięskie wojny ze Szwecją zdobyły dla Rosji przyczółki wzdłuż południowego Bałtyku. Piotr Wielki zmodernizował państwo i jego armię, niewiele zmienił się stanowy ustrój kraju. Od tej epoki trwał (w pewnym sensie trwa do dziś) wielki spór rosyjski mię- 28 / POMERANIA / LUTY 2019 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH dzy zwolennikami przejmowania cywilizacyjnych wzorów „Zachodu" a ich przeciwnikami broniącymi tradycyjnych wartości i roli zasadniczej prawosławia, ale i zacofanej struktury społecznej. Jak określić główne trendy czy zasadnicze elementy dziejów imperium rosyjskiego z epoką sowiecką włącznie? Czy można nawiązywać do sukcesów okrutnych wielkich carów? Wiemy na przykład, że Józef Stalin, Gruzin, który identyfikował się z rosyjskim nacjonalizmem, był pełen aprobaty dla filmu 0 Iwanie Groźnym, dla dzieł chwalących Piotra Wielkiego. W XVIII w. i do dziś wielbi się w Rosji Katarzynę II, zwaną Wielką. Ta Niemka z urodzenia, władczyni, która doszła do władzy po trupie męża, z jednej strony kokietowała Europę swoim „oświeconym" obliczem, a z drugiej budowała niestrudzenie potęgę Rosji. Carowie wieku XIX nie mieli jednolitej polityki, ale nigdy nie rezygnowali ze swej absolutnej władzy. Chwiejny w swoich decyzjach Aleksander I, choć pokonał Napoleona, reform zasadniczych nie przeprowadził. Jego następca, Mikołaj II, był ograniczonym intelektualnie despotą. Ważna próba reform Aleksandra II, choć otworzyła drogę do rozwoju Rosji w nurcie kapitalizmu, nie została ustrojowo i społecznie dokończona. Rosja jednak przez cały wiek XIX kontynuowała agresywną politykę zagraniczną, stale rozbudowywała potęgę państwa, potęgę militarną kraju. 1 wojna światowa definitywnie obaliła imperium carskie, ale komuniści podjęli od roku 1917 budowę imperium nowego w stylu, ale nie w metodach rządzenia. Te sprawy w Polsce znamy dość dobrze. Rosja jako kraj policyjny była pod rządami Stalina złowrogim państwem totalitarnym. Trudno jednak dziś nie podkreślić, że tradycje epoki stalinowskiej, jej sukcesów światowych są nadal dla wielu Rosjan tradycją pozytywną. Zbrodnie epoki pozostają w cieniu, a na czoło w pamięci historycznej wysuwa się krwawa epopeja wojny z III Rzeszą niemiecką, ale i pamięć o latach 1945-1990 , kiedy Związek Radziecki dominował w Europie i bezpośrednio mierzył się z potęgą USA. Bieda ludności imperium nie była ważna, ważny był fakt, że niedźwiedzia bądź podziwiano, bądź się go bano, tak czy owak musiano zawsze brać pod rozwagę. W ciągu wieków potrafiono wpoić większości Rosjan respekt i przywiązanie do władzy carów, stworzono pewien rodzaj ludowego patriotyzmu, czerpano na równi za carów i za Stalina otuchę czy dumę ze zwycięstw i podbojów rosyjskich. W tej mierze Cerkiew była nieodzownym pomocnikiem władzy. Za Stalina potrafiono prowadzić tresurę społeczeństwa wedle oficjalnej ideologii, która trzeba to przyznać, wymuszała nie tylko posłuszeństwo, ale i autentyczne zaangażowanie w służbie nowego ustroju. Rosja jest jednak krajem, co już widział Tiutczew, trudnym do zrozumienia. Pod rządami absolutnymi carów i także w pierwszym okresie rządów sowieckich po zakończeniu wojny domowej mieliśmy w Rosji niezwykłe parokrotne okresy rozkwitu rosyjskiej kultury wysokiego lotu. Pierwsza połowa XIX w. przyniosła arcydzieła poezji romantycznej, druga połowa wieku to sukcesy prozy, teatru, muzyczne. Tacy autorzy, jak Turgieniew, Gogol, Czechow, Dostojewski i Lew Tołstoj podbijali świat. Przed rokiem 1814 rozkwitała ponownie poezja, której twórców jak i wielu innych wybitnych przedstawicieli kultury wypędzał z kraju, mordował, zmuszał do milczenia terror stalinowski. Dla mnie zawsze historycznym czy społecznym paradoksem był właśnie fakt, że Rosja rządzona z reguły autokratycznie (cenzura!), despotycznie, w XIX-XX w. stworzyła, wbrew wielu sytuacjom, twórczość artystyczną czy naukową najwyższych lotów. Kiedyś sprawdziłem w katalogu francuskiej popularnej serii literatury światowej („Livre de poche") fakt znamienny także dla Polaka: w 1956 r. katalog taki oferował ponad 130 tytułów książek, w większości oczywiście autorów francuskich i anglosaskich, ale w tym aż 24 tytuły pisarzy rosyjskich, nb. wyłącznie pisarzy Rosji sprzed 1914 r. Na tej liście autorów czytywanych we Francji nie figurował żaden polski autor... Było to jeszcze przed epoką narodzin publikacji dzieł tzw. dysydentów sowieckich, na czele z późniejszym laureatem Nobla -Sołżenicynem. Warto tu zauważyć, że to w morzu terroru sowieckiego, któremu na szczęście nie uległ Aleksander Sołżenicyn, narodziła się jego wielka twórczość literacka będąca najważniejszym, najostrzejszym oskarżeniem systemu komunistycznego i to piórem Rosjanina. Młody Sołżenicyn był początkowo w jakiejś mierze zwolennikiem systemu, który potem z morderczą precyzją analizował. Dziś jednak wiemy - i mówi to wiele 0 obecnej politycznej czy intelektualnej sytuacji w Rosji - że tenże Sołżenicyn, wracając z emigracji do kraju po upadku komunizmu, był nie tylko wrogiem kapitalizmu, ale i wręcz kultury „Zachodu", ogłaszając swoimi wypowiedziami powrót do źródeł tradycyjnej rosyjskiej kultury, do roli prawosławia, do idei konserwatywnych. Widoczny dziś w Rosji nawrót do tzw. słowianofilstwa 1 szczególnej roli odrodzeniowej Rosji oraz promieniującego z Moskwy prawosławia jest próbą opanowania panującego intelektualnego, światopoglądowego chaosu. Polska racja stanu zawsze prowadziła do nieufnego traktowania wszelkich tego typu koncepcji, które zawsze okazywały się narzędziem budowy czy przywrócenia potęgi „wiecznej" Rosji. GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 29 Öbrôzczi z czasów stalinizmu na kaszëbsczi wsë Okróm biôtczi z „kułakama" pöwônym zdrzódła nieubëtku dlô mieszkańców kaszëbsczich wsów bëła w stalinowskô-bierutosczim cządze sprawa kólektiwizacji gburzë-znë, to je tworzenie tpzw. produk-cjowëch rzeszniców (spółdzelniów). Samô deja jich usódzanió bëła sprzeczno nié blós z donëchczasną żëcową praktiką, ale téż z wórt-notama, jaczé bëłë wôżné dlô naji spölëznë. Chödzëło tuwö przede wszëtczim ö przewiązanie do swöji zemi i öglowö ö uwóżanié dlô pri-watny włôsnoscë. Zjiscenié nëch planów kómunysticznégó rządu sprawiłobë na zycher, że żëcé wiele mieszkańców wsów w Lëdowi Polsce óstałobë wëwróconé na rabë. Timczasa na początku miało bëc czësto öpaczno. Czej „lëdowé" wë-szëznë dopiérzë sa zmöcniwalë i zanôlégało jima na pöpiarcym wiesczégó lëdztwa, gôdka bëła blós ó tim, żebë pódzelëc wikszé majątczi (na naji zemi czasto póniemiecczé), dzaka czemu wiele biédnëch lëdzy miało udostac swój a zemia. W ófi-cjalnëch programach Pólsczi Robót-niczi Partii w pierszim powój nowim czasu pisóné bëło, że jesmë procëm kôlektiwizacji, bô rozwij wsë i całi pôlsczi gôspôdarczi ni möże bëc i nie badze kôpią rusczégô rozwiju. Jinszé są nasze ôbiektiwné jeleżnoscë, jin-szé są naje nôrodné tradicje, jinô je psychologio Pôlôcha i jinszą, na zycher apartną, badze naszô rozwijowô darga1. Do tegö jesz przédnicë PRP dodelë, że ni möże bëc niżódnëch zmianów na pölsczi wsë, cobë nie bëłë zgódné z wolą ji mieszkańców. Równak zdebło pózni jawernota ókôza sa ju czësto jinszô. To, że w Lëdowi Polsce wpro-wôdzonô ósta kólektiwizacjô gbur-stwów, bëło gwësno brzada udbów sowiecczich wëszëznów w Moskwie, chtërne chcałë, żebë póliticzno--ekónomiczné systemë trzimiącëch z Ruskama „socjalisticznëch" krajów wëzdrzałë jistno jak jich „modło" w Sowiecczim Związku. Oficjalno dejade wëzdrzec to miało tak, że nibë bëło to zarządzone w czer-wińcu 1948 r. przez Infórmacjo-wé Bióro Kómunysticznëch ë Ro-bótniczich Partiów. Tak czë jinak wprowadzenie kólektiwizacje na pólsczi i kaszëbsczi wsë nie wëchô-dało z samóstójny udbë pólsczich wëszëznów, ale z tego, że musz bëło słëchac wskózów z butna, to je z Móskwë. Wiadła o udbach stwórzenió na Kaszëbach „kołchozów" sprawiłë, że lëdze spódzéwelë sa nógórszé-gó. Zdarzałë sa przëtrôfczi niecha-nió robotów, chtërnëch céla béłbë rozwij gburstwów. Strach przed tim, żebë dobëtk nie trafił do spół-dzelni, béł tej-sej przëczëną picé-gó, wëprzedôwanió nôrzadzów robótë abó zabijaniô chówë. Żebë zachacëc gburów do kólektiwizacji, kômunysticzné wëszëznë rëchto-wałë na wsach zeńdzenia, ób czas chtërnëch gôdóné bëło ó pókroku i zwënégach, z jaczima nibë miało bëc sparłaczoné usadzëwanié pro-dukcjowëch rzeszniców. Dzaka nim ni miało bëc ju nigdë na Kaszëbach biédë. Lëdztwó colemało nie wie-rzëło w to, a na zetkaniach dochó-dało do hajtakówanió, ale nimó to kómunyscë nie czerowelë sa za tim, że lëdzóm sa to nie widzy, le dali próbówelë na móc zrobić lëdzy „szczestlëwima". Wedle dbë przedstôwców wëszëz-nów Pólsczi Zjednóny Robôtniczi Partii pód kuńc 1952 r. zjiscywanié dej i kólektiwizacji gburzëznë w kar-tësczim krézu wëzdrzało lëchó. Wedle cytowónégó ju w pôprzédnym artiklu tekstu ö titlu Prôca westrzód kaszëbsczégô lëdztwa w óbeńdze ti dzejałë tedë leno trzë produkcjowé spółdzelnie. Pódsztrëchniaté tam bëło, że östałë one założone przez „towarzëszów" z Wójewódzczégó Komitetu PZRP we Gduńsku, a Powiatowi Komitet w Kartuzach za mało sa tą sprawą zajimó. Często namkłé na nia mielë téż przédnicë Gminowëch Nôrodnëch Radzëz-nów w tim krézu. Wina za to, że tak lëchö wëzdrzôł pökrok w twórze-nim gbursczich rzeszniców, wedle partiowëch wëszëznów miało téż to, że nôleżnicë Gminowëch Komitetów PZRP i GNR ni mielë richtich wiédzë na ta téma. Nie znelë oni na przëmiar rzësznico-wëch statutów a na pitania gburów, jako je różnica midzë Państwowim Gbursczim Gospodarstwa a pro-dukcjową rzesznicą, ödpówiôdelë, że ni ma niżódny różnice, bo jedno ë drëdżé je państwowe. Wątplëwé równak je, że jakbë nawetka miesz-kańce kaszëbsczich wsów udostelë richtich wiedza o tim, jak wëzdrzëc 1 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzaté z pölskôjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił autór. 30 /POMERANIA/LUTY2019 KASZËBIW PRL-U mô gburskô produkcjowô spół-dzelniô, to bë je chatni usadzywelë. A jaczi béł pözdrzatk kaszëbsczégö gbura na ta sprawa, pökôże nama wëjimk ze wspominków Bolesława Jażdżewsczégö. W drëdżi połowie sztërdzestëch i na początku piacdze-sątëch lat uszłégö stolata mieszkôł ön ze swoją familią na tpzw. „ödzwëskónëch zemiach" i sztërdze-scë lat późni tak öpisywôł jawernota, jaką tam tedë widzôł, a chtërną öb-taksowiwôł baro kriticzno. Pisôł ön midzë jinszima: Timczasa na zôchó-dze [...] bëła corôz môcniészô agitacjo za przëstąpienim do spółdzelni. Lasë nama ôdebrelë i upaństwowile. Dzél łęków téż wzalë. Pô wëmianie pieniadzy nastała jesz görszô biéda. Môże władze rechöwałë na to, że jak wies podupadnie, tej lëdze zaczną sa garnąc do spółdzelni. Ale tak sa nie stało. Młodi lëdze, czej nie widzelë przińdnote na gospodarstwie, ucékelë do miasta. W nëch „kołchozach" nie bëło wiele lëdzy do robötë, bó chto le béł kąsk chitrzészi, chwôtôł sa robôtë w biórze. Tam lëdzy na rozmajitëch „stanowiskach" bëło dzesac razy wicy jak w pôlu czë chlewie. Przë tim bëła pôlitika, żebë wspomagać państwowe i spółdzelczé gospodarstwa, a indiwi-dualnym gburom utrudniwac żëcé. Szeroko rzeka pieniadzy płënała do państwowech göspódarstwów rolnëch (PGR) i spółdzelni produkcyjnëch, chóc zwësku z nich państwo ni miało niżódnégö, a gburze indiwidualny bëlë tapiony i wëzëwóny ôd „kułaków". Dzys [...] widza, że ne wszëtczé rządë - Bieruta, Gômułczi i Gierka -prowadzëłë Polską do upódku. Jinszim dzéla jawernotë, w jaczi żëlë tej pölsczi i kaszëbsczi gburzë, bëło öbrzészköwé dotëgöwiwanié państwu brzadu jich robôtë. Jeż-lë chtos tak cos nie robił, mógł spódzewac sa ustëgôwaniégö. Do niepósłësznëch göspödarzi przëchô-dałë tej specjalne brigadë, co abö zabiérałë jima chöwa i płodë zemi, abö rëchtowałë utrôpë, ób czas chtërnëch chatny möglë kupiac inwentôrz „niepokornego" gbura. Wôrt wspómnąc w tim môlu, że ökróm chacë ukôraniô „kułaków", co nie chcelë „dzelëc sa" z państwa chówą i brzada swóji cażczi robötë, przëczëną örganizowaniô nëch utrôpów béł téż lëszt, żebë pödzelëc lëdzy - rozgorzeć jich na se. Temu téż licytacje taczé czasto ódbiwałë sa w môlu, gdze „kôróny" gburzë mieszkelë. Dejade zdarziwało sa, że wëszëznóm nie udało sa swójich fc ~ .MłłSS i ' 5kz,hr,.,>, IŚ ; g^iéczsiK po MZLgpssórr Y% \ ^ Fówiat Kartuzy w 95# zeiEicraku^e ludnoéó leosłubaka. Orgoniza-% odparty powiatu llczy w/g danych aa 30.IX.1952 r. 1.217 towa-rjsjszj, w 258 kaadydatów, członków organiz*a;}l partyjno;} ôtonowlą koezuhl, « ciągu 9 ®ie»łęoj /od l.I.do l.X.19J2 * 53 ęroea-daob brak kół 2HP. W eparaeiw ZMP-o*skisi jest tylko 3 knezubó*, w $7 grosadacb ni® oa organizacji kobiecyoh, a w 16 brak Chłopi aałorolnl w poi ród poolodojąoyoh gOFp odarł tli, od 3 do 7 ba - 95-clu tyjn* w więfcazoiel ale opieraj cip stanowi* ponad 25j6, « ppoi-j 3 ho tylko 38 oaUtj d0 par-15 ha - 121, Organizacje por-biedocie, nla pracuju t » raf? Bara- nią, nie biorą jej * obrcę przed wyzyskiea dowa nla * 1951 r.fcredytu na poaoc dla ludnoécl autochtonicznej 1 ItaatubckitJ, W wi«Iu wypadltaob atwlardzoco bezduszny etOBunalc do epraw nurtuj^ch biedotę, Np,w groa.Prokowo nleaska wdowo po aofcitya oslooku PPS - UarU Wyka, która posiada 6-oloro oaŁycb dzieci, Dotychazao nl« udslalooo poaooj Bąrlodi-kl«3, ani poôjoelcl aa MBófit budynku Bli'cstalaago, w którya dach ptsooioUa. BsOte* i pĄ«> Otrgytto-^ lo potsocy 0Ąci«dEkie«J, 2«wó«iU aię do MOH z proébfl, o twolnlecly^Łi 07nn 8 wojaka, ponlawat nł« «loł kto uprawleó utoal. Otuz^naŁn ^F| oc.pov.lo4v., sprawę tt? aa aołatwló kpt,;&3l« z RKR. Sojltjr ąlfl® oowotyŁ sprawę', a Szafer oô«lndosyto, żo -'asąd aboa dobrzs, ^jttui-| B,».mSoŁ8 ŁcUflgWfttlŁy., i.fee ^,^JMtlgr±c3 algdzla wiyntf nLę pó^ir4ai,J dla 200 nalorolayoh chłopów, nl« poeiirto^ayah koni, » gn.Sdor.Tko-plan toki istnieje, ała nla i*et raalizoweny, w razultoolo udbów zjiscëc. Na przëmiar w jednym z raportów urzadu bezpieku wëczëtac jidze, że ob czas jednego z taczich utrôpów, chtëren ödbiwôł sa w jedny z kólwejrowsczich wsów, nicht nie béł chatny, żebë kupie sprzedówóną tam krowa. Widzymë tej, że nawet nimö stalinowsczégô terroru nie felało tedë midzë lëdza-ma solidarnoscë. A czasë bëłë to tak dradżé, że za niedotëgöwanié państwu rolnëch płodów człowiek mógł trafie nawetka do sôdzë. Na kuńc chcemë równak wrócëc do zamkłoscë cytowónégó ju przez mie rëchli tekstu ö prôcë westrzód kaszëbsczégô lëdztwa z kuńca 1952 r. Wëchôdô z niego, że wedle wëszëz-nów kömunysticzny partii kaszëb-sczé lëdztwó bëło zdiscyplinowóné, ale lëchi cësk na nie mia postawa wiele nôleżników PZRP, urzadni-ków i fónkcjonariuszów milicje. Nie bëła óna tej-sej bëlnô, co szkö-dzëło uwôżaniému dlô władzë prawie westrzód mieszkańców Kaszëb. W dzélu Spółdzelczich Göspödar-stwów robilë lëdze, do jaczich są pöliticzné zastrzédżi. Ökróm tegö w pódjimiznach tëch bëło wiele roz-majitëch kratów-watów, załôtwianiô sprawów przez znajomöscë i szmu-chów. Jesz jinszim tôkla, zdrzącë z pözdrzatku partie, béł cësk, jaczi na Kaszëbów mia lëstowô łączba ze swôjima krewnyma zeza grańce. Wedle wiédzë, jaką mielë przed-stôwcowie rządzący partie, 15% miesczich a 10% wiesczich familiów w kartësczim powiece taką prawie łączba miało. Rzeczą, z chtërną partio téż mia lëszt sa biótkowac, béł wiôldżi cësk, jaczi na Kaszëbów miôł katolëcczi Kóscół. Na ôgle wëchôdô na to, że podług przédników PZRP pókrok „kömunë" w kartësczich stronach w pierszi połowie piacdzesątëch lat XX w. nie béł za wiôldżi. Winny tego wedle swójich pódwëższich bëlë partiowi dzejarze z ti óbeń-dë. W pódrechówanim cytowóné-gó przez mie tej-sej dokumentu o prôcë westrzód kaszëbsczégó lëdztwa czëtómë, że ôrt robótë partiowëch institucjów w pów[iece] Kartuzë je szóblonowi, bó nie dôwają óne bôcze-niégö na apartné znanczi kaszëb-sczégó terenu. Temu téż egzekutiwa Wöjewódzczégö Komitetu PZRP we Gduńsku uchwóla, że musz je... zmöcnic póliticzną proca westrzód kaszëbsczégö lëdztwa. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autór je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduhsczégö partu Institutu Nôrodny Pamiacë GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 31 EKOLOGIA NA BAŁTYKU Prom Huckleberry Finn niemieckiego przewoźnikaTT-Line wpływa do portu wTravemiinde k. Lubeki. W listopadzie 2012 roku Parlament Europejski przyjął tzw. dyrektywę „siarkową", dostosowując tym samym prawo Unii Europejskiej do nowych przepisów Międzynarodowej Organizacji Morskiej (International Maritime Organization, IMO), zawartych w konwencji MARPOL (skrót z ang. Marinę Pollution, czyli Zanieczyszczenie Morskie). Zgodnie z tą konwencją zawartość siarki w paliwach morskich do 2020 roku ma wynosić 3,5%, a po 2020 roku - 0,5%. Jeśli zaś chodzi o maksymalną zawartość siarki w strefach specjalnych SECA/ECA (obszar Morza Bałtyckiego, Morza Północnego i kanału La Manche), to do lipca 2010 roku było to 1,5%, do stycznia 2015 roku - 1%, a od początku 2015 roku obowiązuje norma zaledwie 0,1%. Paliwo niskosiarkowe było i wciąż jest znacznie droższe, a na ilość jego spalania wpływa wiele czynników. Jednym z nich jest wielkość jednostki pływającej, czyli im większa, tym więcej spala paliwa. O wielkości spala- nego paliwa decyduje także ilość załadowanego towaru, prędkość jednostki, wydajność jej silnika czy długość przeprawy. Jak widać, wspomniane czynniki nie różnią się wiele od czynników, które decydują o wydajności tradycyjnego samochodu poruszającego się po drodze z punktu A do punktu B. Oczywiście z tą różnicą, że statek zużywa znacznie więcej paliwa, które nie jest liczone, tak jak w samochodzie - w litrach, a w tonach! Armatorzy nie negowali i nie negują potrzeby dbania o środowisko naturalne. Wręcz przeciwnie, bycie ekologicznym to dla wielu z nich oznacza bycie „modnym", dlatego właściciele czy operatorzy, szczególnie promów pasażersko-samochodowych, chętnie umieszczają na burtach statków informację, że podróż akurat tym promem oznacza większe korzyści dla środowiska naturalnego. Jednak aby być ekologicznym, trzeba coś w tym kierunku zrobić. Niestety dla armatorów spełnienie restrykcyjnych norm zawartych w konwencji MARPOL oznacza duże lub 32 / POMERANIA/LUTY2019 BLIŻEJ MORZA bardzo duże wydatki. Oczywiście najprostszym sposobem spełniania norm jest zakup nowej proekologicznej jednostki, np. zasilanej gazem lub wyposażonej w baterie hybrydowe. Takie jednostki buduje się od kilku lat w naszych stoczniach, co więcej polski przemysł okrętowy zajmuje znaczącą pozycję na rynku budowy w pełni wyposażonych statków z nowoczesnymi, przyjaznymi środowisku, siłowniami. Pierwszym zbudowanym w Remontowej Shipbuilding SA (wtedy jeszcze Stocznia Północna SA) statkiem o napędzie na skroplony gaz ziemny (LNG, od ang. liąuefied naturalgas) był gazowiec Coral Methane. Holenderskiemu armatorowi przekazany został do eksploatacji 23 kwietnia 2009 roku. W tej samej stoczni, należącej dzisiaj do grupy kapitałowej Remontowa Holding, zbudowano w ostatnich latach kilkanaście jednostek z napędem LNG. Jesienią 2018 roku stocznię opuściły z kolei dwa hybrydowe promy pasażersko-samocho-dowe o napędzie elektrycznym. Dzisiaj obie jednostki można zobaczyć na Tamizie, w centrum Londynu, gdzie zastąpiły dwie inne wysłużone 50-letnie jednostki. Jednak nie sposób porównywać zamówienia niewielkiej jednostki na Tamizę z zamówieniem nowego promu, który byłby w stanie przewieźć około 1000 pasażerów oraz ładunek kilkuset samochodów przez Bałtyk, Morze Północne lub Kanał La Manche, ten drugi bowiem o wiele mocniej obciąża finanse zamawiającego. Armatorzy szukali więc innych dróg ograniczania kosztów eksploatacji statków. Jednym z rozwiązań jest przebudowa kominów polegająca na montażu płuczek spalin (ang. scrubber), które ograniczają emisję związków siarki do atmosfery. Gdańska Stocznia „Remontowa" SA jako jedna z pierwszych stoczni zajęła się montażem tego rodzaju urządzeń na statkach. Do tej pory zamontowano w sumie ponad 100 scrubberów na ponad 40 jednostkach. Jak działa takie urządzenie? Najprostszy opis jest taki: woda morska jako środek płuczący dostarczana jest do scrubbera za pomocą pomp. Tlenki siarki ze spalin wydechowych pochłaniane są przez tę wtryskiwaną wodę morską, a następnie po sprawdzeniu skuteczności oczyszczenia tych spalin - woda oddawana jest za burtę. Oczywiście wszystko odbywa się automatycznie, a czystość spalin opuszczających płuczkę jest sprawdzana przez przeznaczony do tego system. Można również przebudować system napędowy na statku z tradycyjnego na proekologiczny, zasilany skroplonym gazem ziemnym. Nie jest to łatwe zadanie, ale wykonalne, co także udowodniła „Remontowa", prze- budowując w 2018 roku prom Spirit of British Columbia, należący do największego kanadyjskiego armatora BC Ferries. Obecnie w tej gdańskiej stoczni przebudowywany jest drugi prom tego armatora - Spirit of Vancouver Island. Obrazowo remont polegał na wymianie czterech starych silników diesla na nowe dwupaliwowe, przystosowane do zasilania zarówno niskosiarkowym olejem napędowym, jak i gazem ziemnym (składowanym jako LNG) jako głównym paliwem. Konieczny był także m. in. montaż kilkutonowego zbiornika na gaz we wnętrzu jednostki. Ekologia ma wiele twarzy, także na morzu. Można zainwestować w nowy statek, jednak nie wszystkich na to stać. Aby więc utrzymać się na rynku i spełniać określone wymogi związane z ekologią, wymyślono swego rodzaju substytut, który sądząc po ilości przebudów, choćby tylko w Gdańskiej Stoczni „Remontowa" SA, okazał się dobrym wyborem - dla ekologii i dla portfela. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI GROMICZNIK 2019 POMERANIA 33 Montaż elementów scrubbera w kominie statku GDAŃSK MNIEJ ZNANY STARY SOBIESKI Podczas dzisiejszego spaceru wspinamy się na górę po to, aby wejść... pod ziemię. Zapraszamy do zwiedzania nowej atrakcji turystycznej Gdańska-Wrzeszcza, jaką jest Zbiornik Wody Stary Sobieski. DLA POKOLEŃ Stary Sobieski mieści się na wzgórzu zwanym Szubienicznym. Od 1529 do 1804 roku żywot kończyli tutaj skazani na śmierć przestępcy. Dotrzemy tutaj, idąc od ulicy Sobieskiego. Nieopodal skrzyżowania z ul. Traugutta biegnie szeroka ścieżka, która wiedzie do zbiornika. Drugie dojście znajduje się od strony ulicy Smoluchowskiego. Na wysokości Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy skarpę przecina droga do ogródków działkowych. Mijając w dole dawny stadion Lechii, docieramy na miejsce. Zbiornik Wody Stary Sobieski wybudowany został w 1911 roku. Był wykorzystywany aż do lat 90. XX wieku. W 2018 roku miejska spółka Gdańska Infrastruktura Wodociągowo-Kanalizacyj-na wyremontowała go i przystosowała do zwiedzania. Stanowi on jeden z obiektów Gdańskiego Szlaku Wodociągowego, do którego należy także Zbiornik Stara Orunia oraz Zbiornik Kazimierz na Wyspie Sobieszewskiej. Kiedyś lepiej było tutaj nie zaglądać. Dziś teren jest zadbany, monitorowany. Ze szczytu wzgórza rozciąga się piękny widok na Wrzeszcz. Witają nas tablice informacyjne i wkomponowana we wzgórze ściana frontowa zbiornika w stylu neoklasycystycznym. Wejście nie oddaje jednak potęgi tego, co czeka na nas w środku. EWENEMENT Zwiedzanie zaczynamy, przechodząc z komory zasuw do potężnej komory wodnej. Przyciemnione światło, dźwięk szumiącej wody potęgują imponujące wrażenie. Idziemy korytarzem szerokim na 6,7 m, a wysokim na 5,5 m. Otacza nas żelbetowy monolit. Niebieskie światło ledowe wskazuje, gdzie kiedyś kończył się poziom wody. Komora wodna, którą możemy dziś zwiedzać, miała pojemność 2,5 tys. m3. Za ścianą znajduje się kolejna. Ilość zgromadzonej wody wystarczyłaby gdańszczanom na mniej więcej dwa miesiące. Źródło znajdowało się w Oliwie, w Dolinie Radości, i dzięki prze- pompowni docierało do zbiornika na wysokość 43,3 m n.p.m. Następnie gromadzona woda rozprowadzana była do mieszkań we Wrzeszczu. I nawet w kamienicach na czwartym piętrze mieszkańcy nie musieli się martwić o bieżącą wodę. Aby w zbiorniku nie powstawały zbyt duże fale, wybudowano grodzie--ścianki, które mijamy w trakcie naszej wędrówki. O dreszcze przyprawia imponująca akustyka. Trudno się tu rozmawia, wsłuchiwanie się w przewodnika wymaga skupienia. Jest to spowodowane pogłosem. To prawdopodobnie jedyne takie miejsce w Europie, gdzie odbity dźwięk rozbrzmiewa nawet przez 7 sekund! MOKRA HISTORIA Kolejna część zwiedzania odbywa się w drugiej komorze wodnej. Czeka tu na nas ekspozycja „Woda dla pokoleń - historia gdańskich wodociągów". Podziemna wystawa tłumaczy, jak od wieków gdańszczanie radzą sobie z dostarczaniem wody do ich domostw. Prowadzi nas od X wieku po czasy współczesne. Obejrzymy tu drewnianą studnię czy drewniany wodociąg z XVIII wieku, ale dowiemy się również, skąd mamy dziś wodę w naszych mieszkaniach. Atutem jest makieta podziemnego zbiornika Stary Sobieski. Zobaczymy, że powstał on na planie koła o średnicy 47 m i został podzielony na pierścienie. Jego kształt może się kojarzyć z architekturą amfiteatru. Całkowita powierzchnia tego podziemnego labiryntu to 1670 m2. Aby go zwiedzić, potrzebujemy ok. 1,5 godziny. Uwaga! Zbiornik Stary Sobieski można zwiedzać tylko po zapisaniu się przez formularz na stronie internetowej giwk.pl/gdanskiszlakwodociagowy.html Koszt zwiedzania 5 zł. MARTA SZAGŻDOWICZ MngSC..... Kla&ë 7T-T Apödleczny ôzhółë (2 gödzënë uczbôwé) Clżbiéta frëczkôw&ko Jan Trepczih patrona rokii 2019 - chtëż to bét? Céle rozwijanie i integracjo sprawnosców (gôdanié, pisanié, czëtanié) rozwijanie umiejatnosców jazëköwëch (leksykalnëch, gramaticznëch i föneticznëch) rozwijanie zdolnosców samöstójnégö szëkaniô wiédzë pöznanié żëcégö i dokazów Jana Trepczika wëzwëskanié wiédzë w praktice Metodë robötë czwiczenia z teksta, malowanie, ösobisté szëkanié wiédzë Didakticzné pömöce dokôz „Nasz Trepczik", malënk z blónama, ôdjimk Trepczika i jegö dokazów, könturë céchu, title piesniów dlô dzecy, öbrôzk z krôsniatama, kôrta öbiegöwô, kôrta pödsëmôwaniô CYG UCZBË Bôczënk: Szkólny rëchtëje przed uczbą zala w fôrmie atelier jazëköwégó jak niżi na malënku. (Strefa ôglowô, Strefa z nórcëkama do prôcë, AB C D E - nórcëczi do prôc, Strefa ôdpôczinku). Przë kôżdim stanowiszczu je kaszëbskô fana z pözwą stacji np. zôczątk. Muszą tam téż bëc pölétë do wëkönaniô i brëköwné materiałë. Köżdi szköłownik dostôwô téż obiegową kôrta, na chtërny zbiérô pôcwierdzenié wëkönaniô zadaniégö. Żebë dostac miono Dobiwca kaszëbsczégô jantarowégô skarbu, nót je wëkönac bëlno trzë z piac möżlëwëch zadaniów. Dopiérku tej uczniowie dostóną pamiątkowi diplóm abö öcena. Öbczas całi robötë nót bëc dosc cëchö, żebë nie przeszkadzać jinszim. Strefa öglowô Strefa ödpöczinku (O O) A, B, C, D, E - nórcëczi do prôc Céchunk: A. Majköwskô Na slédny uczbie uczniowie dostelë zadanie dodóm, żebë wëpisac na jedny kôrtce nôwôżniészé wiadła ö Janie Trepcziku z rozmajitëch zdrzódłów (internet, ksążczi, starszi), ösoblëwie: czedë i dze sa urodzył, czedë i dze umarł, kögum béł i czile titlów jegö dokazów. Je to przërëchtowanié do tematu. PÖLÉTË (bédënk obiegowi kôrtë może nalezc na kuńcu scenarnika) 1. Zôczątk Przeczëtôj dokôz pt. „Nasz Trepczik" (na s. II), jaczi napiselë uczniowie SpôdlecznySzkôłë w M iszewie ô swôjim patronie. Dokôz möże zaśpiewać na melodia piesnie „Wiaterk" Jana Trepczika (nótë na s. II). Malënk: Joana Közlarskô NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (124), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASËIV-V SPÖDLECZNY SZKÖŁË "* "i \v ■ i Nasz Trepczik Żëcé Jana Trepczika to dlô nas bëlny przikłôd, Jak dobrim dzecka tu bëc, wedle wskôzów jegô żëc, Jak Kaszëbë pököchac, bëlnym człowieka sa stac. Jegô piesnie zaśpiewać i wiérztë recytowac. Nasz Trepczik, nasz Trepczik je nôlepszi ze wszëtczich Jegö pieśń, jegô wiersz, to je wôżnô dlô nas rzecz. Strëszô Buda to je plac, dze Trepczik przeszedł na świat. Krótko je tam Swiónowö, dze Kaszëb Królewô je. Béł społecznym dzejôrza i autora słowôrza, Churë bëlné prowadzył i czerownika tu béł. Wiaterk w 1. Roz- wo - Lo - ny kąsk wia-tenk dmu-sze,ta - ńce- 2. Cza-sę wie- cy nasz krę-cëszk w sód do ja - fcft - J' i !i> 1. je co szterk. He - wo có - rnie wie - te - wczi 2. nków i krëszk. Po - szę-to - li wnô-ce-tkach i IP"pt Ir 1. hej - nc wste-błach zsze-ma-rzi. 0 - mo-le - cą 2. i po-MU - W? po nó-ptach. Ro- wa-rzi i i i * 1. na wo - dze le - tko gla-dę zbó-łde-je. 2. gu-to - rzi, wko - żdą ska- łę po - za-zdrzi. i Na piô-szczë-ti da-pże-nie wko - le-czko So 2. Tej sę wpo - la po- ra-ji ku -teztawë - ppô- 2 wTô no6- wi. 1-2. Nosz wia-terk, nasz wia-terk $ $ o p p 1-2. ro - zwo-lo - ny je co szfenk. Fb- dmu-sze 2. Dokazë méstra Jana Na kôrtce môsz ôdjimkJana Trepczika, jegô ksążkôwé dokazë i dwie piesnie. Przërëchtuj z nich plakat na kôrtceA4 z nôdpisa: Jan Trepczik patrona roku 2019 (przërëchtowóné muszą bëc krédczi abô mazaczi i czëstô kôrtka, nożëce, kléj abö uczniowie wëzwëskiwają swöje przibörë). SŁOWNIK POLSKO-KASZUBSKI JAN TREPCZYK odecknienic PJESNJÔK Kj| W / UKŁODK DLO DZOTK « mAtk Ödjimk Jana Trepczika. Zdrzódło: z archiwum autorczi Nótë z internetowi starnë Spödleczny Szköłë miona J. Trepczika w Miszewie IJ-' Jp t~p 1-2. po-gwi-żdże, wkół sko-pi - cą je - go je. Na spôdlim zdobëti wiédzë wpiszë w blónë wiadła, jaczé të udostôł ô Janie Trepcziku. Wszëtczé blónë muszą bëc wëfulowóné. Jeżlë czegôs nie wiész, tej wëpëtôj sa drëcha abô szkólnégô. Do sztërzsch z nich dorób môłé malënczi. Kaszëbskô Królewô sł. i muz. Jan Trepczik Kaszëbskô Królewô! Böżi, snôżi kwiat! Panëjesz ju nama hewö öd stalat. Do Ce më sa żôlimë, wiedno môdlimë, Ö bôkadosc wiarë co dzeń prosymë. Ref. Swiónowskô nasza Matinkö, Na strażë stojimë köl Ce, Wez prowadzë kaszëbsczi lud, Dze skrzi sa nieba wieczny wid! O Zemia rodnô sł. i muz. Jan Trepczik Zemia rodnô pëszny kaszëbsczi kraju, Öd Gduńska tu jaż do Roztoczi bróm! Të jes snôżô, jak kwiat rozkwitłi w maju, Ce tatczëzna jô lubôtną tu móm. Céchunczi: A. Majköwskô NAJÔ OCZBA, NUMER 2 (124), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASËIV—V SPÖDLECZNY SZKÖŁË 3. Céch naszégô heroje Stwôrzë włôsny céch Jana Trepczika. Pôkôżë w nim w fôrmie malënku, chto to béłJan Trepczik. Pótemu ôpôwiédz drëchôwi abô drëszce, co të môsz w nim ujaté. Utwórstwö dlô dzecy Odmaluj na kôrtce swôja dłóń i na kôżdim pôlcu wëpiszë poprawno jeden titel piesnie dlô dzecy, chtërny autora je Trepczik. Na westrzódku dłoni wëpiszë titel ti, chtërny të bë chcôł/ chcała sa nauczëc śpiewać (na stole leżi kôrtka 2 wëpisónyma titlama piesni). „Kwiôtk i knôpik" „Krôsniata" „Pöjmë so na grzëbë" „Majewô wanoga" „Psota" 5. Rozmienié czëtónégö tekstu Przeczëtôj wëjimk piesnie „Krôsniata" i na spôdlim tekstu domaluj w nym ôbrôzku to, co jesz felëje. Pótemu na malënku pôdpiszë wszëtczé elemeńte, jaczé nalazłë sa na nim. Ôpôwiédz ô nim szkolnemu abó drëchôwi. Krôsniata sł. i muz. Jan Trepczik Më jesmë krôsniata, a wiele nas je Më mieszkómë w malinczi chëczë na rzmie. Wiedno wczas ö pörénk, jak sa öcucô dzénk Më robötë sa jimómë, że jaż uczink Tak jak köżdi börénk, köżdi mëmien wej synk, Öpörajiwómë naj budink. Ref. Hej ho, hej ho naj je wëcmanim wicy jak sto hej ho, hej ho më pörządk robimë jak wczerô. | Uczniowie pö zakuńczony robôce ukazywają swöje zwënédżi przed całą klasą. Jedne zadania wieszają w galerii włôsnëch dokazów. Kóżdi badze mógł je tam óbezdrzec. Po uczbie nót z nich zrobić albumë abö encyklopedia wiédzë ö Janie Trepcziku. Na kuńc robötë szkolny rozdôwô szköłownikóm kôrtka, na jaczi köżdi szkölôk mô za zadanie dokonanie pödrechöwaniô swôji robôtë - dokuńczenie zdaniów, jaczé na ni są. Czej wszëtcë skuńczą pisanie, szkolny tłómaczi slédné czwiczenié: Sadnijta w kôle. Swôja kôrtka odwróconą nôdpisa w dół pôłożë na stole, chtëren stoji na westrzódku. Köżdi wëcy-gnie jedna kôrtka, le blós nié swôja, i przeczëtô, co tam stoji napisóné. Reszta uczniów muszi wëzgódnąc, kógó to są ôdpöwiedzë. Möją robotą na uczbie bëło.......................... Jô pomógł /pômôgła....................................... Ôbczas robôtë.................................................. Brzada są.......................................................... Nôbarżi widzało mie sa.................................. Jô mógł/ môgła wëzwëskac mój talent do. W przińdnoce chcą......................................... Bédënk obiegowi kôrtë do atelier jazëköwégö Stacje edukacyjne Data......................... Klasa.......................... Na kôrta je wëfulowónô przez................................ Wëkönóné Sprôwdzoné 1. Zôczątk 2. Dokazë Méstra Jana 3. Céch naszégô heroje 4. Utwórstwô dlô dzecy 5. Rozmienić czëtónégö tekstu Pô bëlnym zakuńczenim robötë i pödrechöwanim wszëtczich zwënégów (a téż przeczëtanim dokazów Jana Trepczika) szkolny nadôwô uczniom titel Dobiwca kaszëbsczégö jantarowégö skarbu abö dôwô ôcena za robota. NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (124), DODÔWK DO„PÖMERANII" KLASË V-VISPÖDLECZNY SZKÖŁË -flna ęiëôzcziiwko Hlwë M-M1 Apôdleczruj ôzhótë (2 gôdzënë iiczböwé) 'Wilój 'Bëlhu! 'W'dôj fina! - bédënh czwiczenićw do robôtë z tekita (na Apcdlim wëjimkii z k&ążeczczi H ëthna zćmhu w Hëtowle) Céle uczbë Szkôłownik: • pöznôwô słowa spartaczone z öpisa pöstacëji, • pöznôwô herojów ksążeczczi Bëtk na zómkii w Bëto-wie, • rozmieje zesadzec i wëdolmaczëc zwrotë: biôłô jak kalk w chlewie, skamieniało z iirzasu, dostać dzëczich öczów, • rozmieje odpowiadać na pętania szkólnégö, • rozmieje wëspółrobic w karnie, • rozmieje redagować proste zdania na spödlim tekstu, • czëtô lëteracczi tekst. Metodë i förmë robötë • kôrbiónka z klasą • czwiczenia w słëchanim (öglowé rozmienić tekstu) • czwiczenia w czëtanim (Szëkba za słowama, Felowati tekst, Czëtanié z balą) • robota z teksta • tagódka Didakticzné pomoce • pliszewi Bëtk abö malënk z Bëtka, kasztanë, kasztanowe lëstë zrobione z papiora, môłô kôlcastô bala, pliszewô wieszczówka abö ödjimk wieszczówczi, szëköwné brële • kôrtë robötë (1-3) • wëjimk z ksążczi Bëtk na zómkii w Bëtowie • bala Bibliografio Komorowska Hanna, Metodyka nauczania języków obcych (rozdział „Nauczanie słownictwa"), Warszawa 2005. Gliszczyńska Anna, Bycio herbu Kasztan na zamku w Bytowie / Bëtk na zómku w Bëtowie, wydawca Urząd Miejski w Bytowie [2018], s. 10-14. [Öbrôzczi wëkörzëstóné w tim scenarniku pöchôdają z ti ksążczi]. Internetowe starnë bytow.com.pl/Bycio_Herbu_Kasztan_na_Zamku_w_ Bytowie_2018,413 CYG UCZBË Wstapny dzél Na stole szkolny [abö szkolnego] leżą rozmajité rzeczë -pliszewi Bëtk abö malënk z Bëtka, kasztanë, kasztanowe lëstë zrobione z papiora, môłô kôlcastô bala, pliszewô wieszczówka abö ji ôdjimk, szëköwné brële. 1. Szkólnô witô sa z uczniama i kôrbi z nima. Lubisz të czëtac ksążczi? Môsz swôjégô ulëdónégô heroja? Kôgum ôn je? Czemu prawie ôn/ ôna tobie sa widzy? Môsz të strach dëchów? Jak może wëzdrzec taczi dëch? Dzysô mdze-më prawie gadac ô krëjamnëch pôstacjach, jaczé pôjawiłë sa w jednym miesce na Kaszëbach. Zdrzëta na to, co jô móm przëniosłé. Co to je? Szkólnô pôkazywô przedmiotë, a szköłownicë pödôwają jich nazwë. Szkólnô uzupełniwô wëpöwiescë. Mô bôczënk na to, żebë pôjawiłë sa taczé słowa, jak: Bëtk, wieszczówka, tëpa, jéżowatô kugelka, zarzutnica (pelerina), ôdczidnica (tarcza), kasztan, ricérz, tunika, Krzëżôk, kasztanë Jeżlë niechtërne słowa nie są ucznióm znóné, tej szkolno wprowôdzô ne słowa do uczbë, nazéwającë przedmiotë abö jich dzéle kaszëbsczima słowama z ramczi, a szköłownicë pôwtôrzają głośno za szkólną. Czej uczniowie pierszi rôz czëją ö Bëtku, tej szkólnô przedstôwiô nowégö bohatera. 2. Szkôlnô dolmaczi dali: Wszëtczé te słowa parłaczą sa z ksążką ö Bëtku - kasztanowim ricerzu, jaczi pôjawił sa w Bëtowie. Dzysô pôznómë Bëtka, jegö drëszka -wieszczówka Ana /'... jesz kôgums. Le ô tim mdze za sztót. mt \Jk Öbrôzk: Aleksandra Gleszczińskó NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (124), DODÔWK DO„PÖMERANII" KLASË V-VISPÖDLECZNY SZKÖŁË Rozwijny dzél 3. Szëkba za słowama /Kôrta robötë 1/ Szkólnô rozdôwô wszëtczim ucznióm kôrtë robötë z zadanim, w jaczim szkölôcë mdą muszelë nalezc i farwno zamalować wskôzóné słowa. Pö skuńczenim robötë szkólnô öpöwiôdô krótko, skądka sa wzął Bëtk w Bëtowie i wëzwëskiwô prze tim téż nowé słowa: brzadotłëk, Nënka Roda, maszina czasu. 1. Bëtk 6. ricérz 11. Nënka Roda 2. ödczidnica 7. maszina czasu 12. Bëtowö 3. zarzëtnica 8. tunika 13. zómk 4. jéżowatô kugelka 9. brzadotłëk 14. Krzëżôk 5. kasztan 10. wieszczówka 15. tëpa U J B Ë T 0 W Ö E R N A A S A V J A C G U L G D K B 1 D U K V K É B Z L Ż Z D P J Z 0 C W T Ô M Ż R V D c E A R M R L ó É Z A J 0 Z T ó M ó W R A Z Z 1 Ë R Ë M w A D Ô P J Ô K Z c ó Z C N Z A A D P D Ł W N S Z Ë R M B L B S T 0 Ë c P Ë R S N K T F K K D Z Ô T R Z N 1 E W U B K N M J ó 1 K Ł L 1 U 1 M U E Ô K T 1 N W N U Ë R D W K A s Z T A N M c J A G J< L N G K K T K 0 Z D M Z A c E Q R 1 c T U N 1 K A B D J C Z L K A c O V Z 1 Q M B Q U 1 B A K A W A Ł Z T Ë P A Ô O G K 1 s A T E L U É B Ë T K L U 0 D R u Öglowé rozmienié tekstu ze słëchu Szkólnô kôrbi z uczniama ö Bëtku. Jak wa ju wiéta, Bëtk pôtkôł w Bëtowie wieszczówka Ana i ôni jidą raza do zómku. Za sztërk doznómë sa, cëż sa jima tam przëdarzëło. Pôsłëchôjta nagraniô* i rzeczta mie późni, co tam sa stało? I kôgum öni pôtkalë? Nagranie je dostapné na place wëdóny raza z ksą-żeczką (öd minutę 5'02 do minutë 7'31). Jeżlë szkolno ni mô platë, tej głośno czëtô tekst (Öriginalny tekst je öpubliköwóny w czwiczenim 5). Pô wësłëchanim tekstu szkölôcë ödpöwiôdają na pętania, np. tak: Ôni pôtkalë dëcha zómku. Dëch béł bëlno ôblokłi. Béł baro ród, że Ana i Bëtk przëszlë do zómku. Ana bëła wërzasłô, a Bëtk nijak ni miôł dëcha strach. 5. Felowati tekst /Kôrta robötë 2/ Szkolno dzeli klasa na 3 karna i rozdôwô kôrtë robötë -köżdô kôrta robötë to wëjimk tekstu dlô dónégö karna. W nëch tekstach jaczés nipôcé krôsnia narobiło ful fe-lów i zesadzëło wërazë w żnije. Wa muszita terô nalezc i pôdzelëc te słowné żnije i jesz dodac interpónkcyjné znaczi tam, gdze to je brëkôwné. I karno BëtknazómkuwBëtowie [...] Bëtk rozzérôł sa wkół zómköwégö placu. Nie robił wiôldżich öczów jak wiakszosc wchôdającëch tu turistów. Nié, nie béł zadzëwöwóny. Ö czims równak möckô rozmësliwôł. - Agdze je zómköwi dëch? - pödrapôłsapöłësenie. - Dëch? - Ana wezdrzała na niegô i pöstapny ju dzysô rôzdostaładzëczichöczów. - Öj, Bëtku, të sa miarkuj, jo? - rzekła wölno. - Tojepórządnyzómk. Bez niżódnégö dëcha! - klarowała jak szkolno. - Në, cëż terô je lóz?! - dało sa uczëc czësto cëzy głos. -Porządny zómk muszi miec swöjégö dëcha - cygnąłchtos dali dosc ôbrëszony. II karno I narôz stanała przed nimanôprôwdzëwszôukôzka. Le nié takô straszno jak to czasa w bójkach biwó. Ten dëch szlachöwôł barżi za tima dobrima, corozmiejąpômagac, a nié straszëc. I nawetka ököpuscyłdowieszczówczi, jakô stojała zôs jak skamieniało z urzasu. To cë béł ale dëch! Ufrizowóny, bëlno ôblokłi w wiera nômódniészé ti jeséni ruchna, prosto z żurnala. Wisôł terô w lëfce a zdrzôł bez swöje szëkôwné brële na wcyg jesz czësto öd se göscy. - WitôjBëtkuWitôjAna- zawöłôł redosnymgłosaifiknąłkôzła w lëfce. - Fejn waju raza tu widzec. Kureszce jesta! III karno - Dëch Zómku! - widzecBëtkgömuszôłznac. - Dddd... dëch? - zapitała Ana, a broda ji cëtrowała. Pöd swöjim czerwönawim futra bëła na gwës biôłôjakkalkwchléwie. - Jô tu jem ôd wiedno. Le nié wszëtcë mie rozmieją dozdrzec - tłómacził. - Z Bëtka to më sa znajemë pôra stolatów. Nié, drëchu? - pöklepôł ricerza pö plecach. - A cebie, Ana, jô téż znaja - uśmiechnął sa do ni. - A matizemoga! - Anamiałajunadzysódosc. - Żódnó noga! JôjemprostoDëchZómku. Możesz na mie wöłac: Dëchu! - dodôłôn. [...] Pó skuńczenim robötë karna wëmieniwają sa kôrtkama i sprówdzywają z oryginalnym teksta, czë zadanie je dobrze zrobione. Bëtk na zómku w Bëtowie [...] Bëtk rozzérôł sa wkół zómköwégö placu. Nie robił wiôldżich öczów jak wiakszosc vvchôdającëch tu turistów. Nié, nie béł zadzëwöwóny. Ö czims równak möckô rozmësliwôt. - A gdze je zómköwi dëch? - pödrapôł sa pö łësenie. - Dëch? - Ana wezdrzała na niegö i pöstapny ju dzysô rôz dostała dzëczich öczów. - Öj, Bëtku, të sa miarkuj, jo? - rzekła wölno. - To je porządny zómk. Bez niżódnégö dëcha! - klarowała jak szkolno. - Në, cëż terô je lóz?! - dało sa uczëc czësto cëzy głos. - Porządny zómk muszi miec swöjégö dëcha - cygnął chtos dali dosc öbrëszony. I narôz stanała przed nima nôprôwdzëwszô ukôzka. Le nié takô straszno, jak to czasa w bójkach biwó. Ten dëch szlachówół barżi za tima dobrima, co rozmieją pomagać, a nié straszëc. I nawetka ökö puscył do wieszczówczi, jakô stojała zós jak skamieniało z urzasu. To cë béł ale dëch! Ufrizowóny, bëlno óblokłi w wiera nómód-niészé ti jeséni ruchna, prosto z żurnala. Wisôł terô w lëfce a zdrzół bez swöje szëköwné brële na wcyg jesz często ód se góscy. - Witôj Bëtku! Witôj Ana! - zawöłôł redosnym głosa i fiknął közła w lëfce. - Fejn waju raza tu widzec. Kureszce jesta! - Dëch Zómku! - widzec Bëtk gö muszôłznac. - Dddd... dëch? - zapitała Ana, a broda ji cëtrowała. Pod swójim czerwónawim futra bëła na gwës biôłô jak kalk w chlewie. - Jó tu jem ód wiedno. Le nié wszëtcë mie rozmieją dozdrzec - tłómacził. - Z Bëtka to më sa znajemë póra stolatów. Nié, drëchu? - póklepół ricerza pó plecach. - A cebie, Ana, jó téż znaja - uśmiechnął sa do ni. - A matizernoga! - Ana miała ju na dzysô dosc. - Żódnó noga! Jó jem prosto Dëch Zómku. Możesz na mie wöłac: Dëchu! - dodół ón. [...] 6. Łączenie pasownëch zwrotów /Kôrta robótë 3/ Szkolno rozdówó kóżdému uczniowi póstapną kórta robötë. Zós jaczés krôsnia rozsëpało zwrotë z ôpôwiôdaniô. Muszita je terô pôłączëc zgódno z tim, jak bëło w teksce. Półączë pasowné zwrotë biôłô dzëczich óczów szëköwné plac broda ji jak kalk w chlewie nómódniészé głos zómköwi brële nôprówdzëwszó ukózka skamieniało cëtrowała dostała kozła w lëfce cëzy z urzasu fiknął ruchna Zós jaczés krôsnia rozsëpało zwrotë z ôpôwiôdaniô. Muszita je terô pôłączëc zgódno z tim, jak bëło w teksce. Szkólnô pitô ô znaczenie zwrotów: biôłô jak kalk w chlewie, skamieniało z urzasu, dostać dzëczich óczów. Uczniowie dolmaczą swójima słowama, jak rozmieją zwrotë. Może téż zaprezentować znaczenie za pomocą gestów a mimiczi. Kuńcowi dzél 7. Czëtanié z balą Szkolno trzimó w rakach bala i tłómaczi pöstapné czwiczenia. Ôsoba, chtërna dostónie bala, zaczinô czëtac tekst ô pôtkanim Bëtka i Anë z dëcha bëtowsczégô zómku. Czëtôta 2-3 zdania i cëskôta bala do wëbrónégô drëcha abô drëszczi. Terô ôn/ ôna czëtô dali. Uczniowie czëtają całi tekst. Jeżlë trzeba, tej zaczinają ód zôczątku - köżdi szkôłownik mô przeczëtac wëjimk. Wôrt czëtac barżi teatralno, to znaczi z dopasowó-ną do tekstu intonacją, mimiką, nawetka z gestama - tedë rozwijó to aktorsczé umiejatnoscë uczniów. 8. Tagódka Szkólnó róczi szkółowników do slédnégö zadanió na uczbie o przigódach Bëtka. Kôżdi z waju stwôrzi tern w swójim zesziwku tagódka w ka-szëbsczim jazëku, w jaczi hasła mô bëc słowô BËTK. Wëzwëskôjta przë tim wërazë i zwrotë z pôznónégö dzy-sô tekstu, np. Ana sa zrobiła ... jak kalk w chlewie, czej uzdrzała dëcha (biôłô). Szkölôcë tworzą tagódczi, a szkólnó mönitorëje robota. Na zakuńczenie uczbë uczniowie wëmieniwają sa zesziwka z drëcha a drëszką z łówczi i rozrzeszają tagódczi. Öbrôzk: Aleksandra Gleszczińskó Hana Makurôł-Snuzëk ęramatiha srinęWczij, h mö w nzeo w wczfjnv snown Prejotacjô W kaszëbsczim jazëku w niejednëch słowach na zóczątku słowa przed samózwakama dodôwóny je spółzwak j. Zjawiszcze to nazéwóné je prejotacją. Nót je równak dac bôczënk, że zmiana ta nie zachôdô we wszëtczich słowach, a leno w niewielnëch domôcëch kaszëbsczich słowach. Colemało mómë do uczinku z wëstapiwanim j przed samózwaka i, m.jin. w taczich przëmiarach,jak: jic,jich,jidżelnica,jiglëca,jiglëna,jiglëwié, jiglnik, jiglôrz, jigła, jigra, jigrac, jigrzëcznô, jigrzëska, jikro, jimac sa, jimadło, jimë, jimia, jimösc, jimôwnik, jimôwny, jimra, jimroch, jimrochôwati, jimroszka, jimrotac, jimrotny, jinaczëc sa, jinaczi, jindze, jiny, jiscëc sa, jistniec, jistnienié, jistny, jistota, jistewny, jistwa, jizba, jizbiszcze, jizbôwi, jizdeba, jizdebny, zajimac. We wielnëch słowach prejotacjô równak nie zaszła, ösoblëwö w tëch, jaczé przëszłë do kaszëbiznë z jinëch möwów, np.: informacjo, inspektor, instalować, intelekt, inteligencjo, intencjo, internet, instrument. Spółzwak j pökazywô sa téż nieróz na zóczątku słowów przed samózwakama a, e, np.: jaż, jesz. Przëdech W kaszëbiznie w niejednëch słowach przed samózwakama dodówóny je spółzwak h. Zjawiszcze to nazéwóné je przëdecha i je notérowóné np. w słowach: höckac, hôpa, hôpkac. Czasa w zapisënku pökazywô sa h, jaczé möże bëc öminiaté w wëmöwie, np. w słowach: harfa, harfować, harmonika, Hél, hélsczi. Niejedne słowa mogą miec dwa wariantë tak w pisënku, jak téż w wëmöwie, np.: halac - alac, harbata - arbata, harbatny ~ arbatny, heltka - eltka. Spółzwak w na zóczątku słowa przed samózwakama W kaszëbsczim jazëku spółzwak w möże pokazywać sa na zóczątku słowa przed samózwakama, np. w słowach: wieszczórka, wieszczerzëca, witro, witrznica, wôłtôrz. Czwiczenié 1 VV niewëfulowónëch placach wstawi i abô ji: •...nstrument, ...mia, ...ch, ...nternet, ...ny, ...gła, ...nspektor, ...ntelekt, ...scëc sa VVëmów/ wszëtczé zapisóné słowa. Czwiczenié 2 W pôdónym teksce wstawi słowa z ramczi. bó mómë klasówka z matematiczi. Czekawszé są dlô mie............................przedmiotë, jak na przëmiar kaszëb- sczi jazëk abó biologio i.........................lubią sa uczëc. Ale może....................nie je za późno i czegoś sa naucza. Czwiczenié 3 Dofuluj diktando felëjącyma lëtrama: i, ji, j, ha, a, w. Jo udbół so ...c do lasu, cobë pozbierać ...glënë. W lasu jem uzdrzół môłą chëcz i jem wszedł do ni. W westrzódku bëłë dwie ...izbë. W jedny z nich jô zrobił so ...rbata. Może nié takô bëła mója pierwósznó ...ntencjó, czej jo tuwó wchôdôł, ale baro mie sa chcało pic. To ...esz nie béł kuńc mójich przigödów. Bëło ...ch përzna wicy. Jak jem wëszedł z chëczë, jem uzdrzół w lasu wiôldżi ...ôłtôrz, a köl niegó chödza so takô môłô ...stwa - to bëła ...iesz-czórka, jako jadła ...glëwié. Tak po prówdze baro mie czekawiłten las, leno béł jeden jiwer - w nim nie bëło ...nternetu, a jô muszół prawie cos sprawdzëc. Nimó tego jem béł w tim lasu ...aż do wieczora i udbół so, że przińda tuwó téż ...itro. Ödpöwiescë Czwiczenié 1 instrument, jimia, jich, internet, jiny, jigła, inspektor, intelekt, jiscëc sa Czwiczenié 2 Słowa, jaczé nót je wpisać pósobicą: jimia, jic, sa jisca, jinszé, jich, jesz Czwiczenié 3 Jó udbół so jic do lasu, cobë pozbierać jiglënë. W lasu jem uzdrzół mółą chëcz i jem wszedł do ni. W westrzódku bëłë dwie jizbë. W jedny z ni jó zrobił so arbata / harbata. Może nie takô bëła mója pierwósznó intencjo, czej jó tuwó wchódół, ale baro mie sa chcało pic. To jesz nie béł kuńc möjich przigódów. Bëło jich përzna wicy. Jak jem wëszedł z chëczë, jem uzdrzół w lasu wióldżi wółtórz, a kol niegó chódza so takô mółó jistwa - to bëła wieszczórka, jako jadła jiglëwié.. Tak pó prówdze baro mie czekawił ten las, leno béł jeden jiwer - w nim nie bëło internetu, a jó muszół prawie cos sprawdzëc. Nimó tego jem béł w tim lasu jaż do wieczora i udbół so, że przińda tuwó téż witro. jesz, jich, jic, jinszé, jimia, sa jisca Moje ......................... je Karolëna. Musza dzysó ............................. do szköłë i baro ....................................... NAJÔ UCZBA, NUMER 2 (124), DODÔWK DO„PÖMERANII" FARWE KSADZA ZECHTE Czôrny kot - obrazowe wyrażenie na wygaśnięcie ognia Czôrny kot wiózł w piec... zazdrzôł do pieca. Zróbta ödżin, bo tam je czôrny kot. Czôrny chłop -błędny ognik w postaci czarnego mężczyzny z latarnią. Czôrny chłop jidze z latarnią - przysłowiowa bieda przed żniwami. Zesłać kömus czôrnégo chłopa - zemścić się, czôrny jak smoła. czorilo gapa - kruk jak diôbéł czôrnô kuchnio - komin do wędzenia czorno deska czorno jizba wędzarnia w chacie kaszubskiej Bernard Sychta „Słownik gwar kaszubskich" 1967 (tom I, s. 149 -151) Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Damian Chrul / Wespółrobdta: Hana Makurôt-Snuzëk KULTURA SPIĄCÉ WOJSKO ZÔS SA ZBUDZËŁO Westrzód nôczascy pökazywónëch kaszëbsczich dramatów ösoblëwi môl mają dokazë ks. Sëchtë, jaczé co zamanówszë pöjôwiają sa na binach. Tim raza jeden z usôdzków östôł téż sfilmöwóny. W repertuarze Regionalnego Dramaticznégö Teatru z Lëzena Spiącé wöjskô ks. Bernata Sëchtë bëło ju w 80. latach XX stolata. Łoni teater wrócył do tego widza-wiszcza. W lëstopadniku bëła premiera dokazu w Spódleczny Szkole w Lëzënie, stała sa dzéla obchodów swiatowaniô udostaniô przez pôlsczé państwo samóstój-notë w 1918 r. Pojawiła sa téż udba, żebë nagrać szpetôczel i dac móżlëwóta jegö öbzéraniô lëdzóm na całëch Kaszëbach. Do zjisceniô ti mëslë doszło w nôdolsczim skansenie i mechöwsczich jómach. Filmöwô premiera ödbëła sa 14 gödnika w Gniewinie. Na pökôzk przëja-chelë m.jin. aktorzë, chtërny pödczorchiwelë, że dokazë ks. Bernata Sëchtë są dlô nich przëmiara dramaturgicznego mésterstwa: Më jesz długô badzemë czekelë na pisôrza, chtëren badze w sztadze zrobić cos na sztôlt taczich dramatów, jaczé pisôł ks. Sëchta. Pô prôwdze jak sa człowiek wczëtô w te tekstë, to widzy, żejich autora nie je pisôrz lokalny, chtojazëk kaszëbsczi znaje, ten ôdkriwô w tim cos, coje uniwersalne, co sa może równaćzlëteraturąpowszechną. Ju ód czasów celticczich czë romańsczich mótiw śpiącego wojska sa pójôwiô, ale nawet w przërównaniu do Wespiańsczegó abó Tetmajera, chtërny téż wëkórzëstiwelë ten mótiw, Sëchta jegenialniészi w oddaniu, óżëwieniu tego alegóricznégó obrazu. Ön po prówdze dół temu żëcé. I to docérô do starszich i do dzecy. To je prôwdzëwô lëteratura - gôdôł pö premierze Mieczësłôw Bistróń, jeden z aktorów. To je wôżné, żebë nama, Kaszëbóm, przëpómnęc, kim mëjesmë. Dokôz ksadza Sëchtë w tim pómôgó i kôże nama nie wstidzëc sa kaszëbiznë. Jó baro chatno graja jegö dra-matë, bo ón tak akuratno, do óstatny kropeczczi rzeknie, co mô na mëslë. Za kóżdim raza jak graja abó czëtóm jego tekstë, to ódkriwóm na nowo jego mądrość - dodôwô jiny aktór Téófil Sërocczi. Robota nad przërëchtowanim widzawiszcza warała ód czerwińca 2018 r., ale lezyńsczi teater grôł Śpiące wojsko jesz w 80. latach i përzna późni, tej niejedny z grającëch muszelë blós sa przëbôczëc swoje role. Tim raza, jak ju jesmë rzeklë, pojawiła sa udba, żebë szpetôczel jesz uwiecznic na filmie. Rozmawialiśmy na ten temat z zespołem. Sądzimy, że Kaszubom w tej chwili ten spektakl jest potrzebny. Widać pewien rozłam wśród Kaszubów i mi to «11 Aktorzë öbczas premierë filmu w Gniewinie przeszkadza. Trzeba m.in. wypracować złoty środek łączący ludzi stąd i tych, którzy niedawno do nas przyjechali. Takim środkiem i łącznikiem jest ks. Sychta - gódó Mariô Krosnickó, direktorka biblioteczi w Lëzënie i reżisérka Śpiącego wojska. Scenarnik dokazu przërëchtowałë Mario Krosnickó i Ewelina Karczewsko, montaż zrëchtowało filmówé karno pód przédnictwa Piotra Zatonia. Wórt dodać, że erba spôdkówiznë ks. Sëchtë wastnó Stefanio Sëchta dała zgóda na darmówé wëzwëskanié jego dramatu. Platë z filma badą rozdóné w szkołach w trzech powiatach: wejrowsczim, pucczim i kartësczim, tej szkolny badą móglë je wëzwëskac jakno didakticzné materiałë. Nagranie z przedstówku Śpiącego wojska, jaczé ódbëło sa w Lëzënie, je téż do óbezdrzenió na starnie luzino.info. Powstanie widzawiszcza i filmu bëło môżlëwé dzaka udëtkówieniu z dotacjowégó programu Niepodległa i strzódków Radzëznë Gminë Lëzëno. W öbrëmienim projektu pôwstôł téż wëstôwk „Marzenia Kaszubów o Polsce", na jaczim ôstałë zaprezentowóné materiałë z fa-miliowëch zbiérów mieszkańców gminë Wejrowó i gminë Lëzëno a téż z Muzeum Kaszëbskó-Pömórsczi Pismie-niznë i Muzyczi we Wejrowie. Trzecym dzélu projektu bëła rodzëznowó terenowo jigra „Niepodległa na Kaszubach". AM GROMICZNIK 2019 / POMERANIA / 35 Czej më bë mielë zrobić jaczi spisënk ulubionëch a nôbarżi rozköscérzonëch piesniów Kaszëbów, tej na ti lësce, na pierszich placach, wiera bë sa nalazłë taczé przeboje, jak „Kaszëbsczé nóte' - ôbrôzkôwô wëliczónka, „Kaszëbsczé jezora" - piesniô napisónô bez ks. Antona Peplińsczego, a naju krëjamnô „Welewetka". ë prawie jak ca piesniô pisac? Jes të „Welewetka", „Welewitka", „Gul, gul, gutka", „Guli guli gutka" czë möże „Widewita" abö „Wede weder weder"? Ko skörzëstac möżemë z wiela rozmajitëch zdrojów Ks. Bernat Zëchta w Słowniku gwar kaszubskich na tle kultury ludowej (1967 i 1973) notérëje dwa zebróné na nordowëch Kaszëbach tekstë: Gul, gul, gutka, dzeż të bëla? U starëszczi. Cëż dostała? Misku pëszczi. Gul, gul, gutka szmakô dobrze? Jo, jo, jo. (Bór, 1.1, s. 384) -lv - Do -tcicśca >dtv niD£ WITW. 5 . hOfjl, Kro li *2oiiaw "*y w b»»k V . >k nr. 2. ^ Ustawiam e tanc«y*y • f fgura iw Ustawianie. Hnc«wiy - troki. 1 - krwk cUftŁw fa«»k (»d -•»'«« blc) tokfc a - Wyvxo4: ru><£ . tokłb 3 — Wrok -doat". Jo löWl V — U)yVX Ut MÓ«|, "Piarumc c!u>ny kiicrunoU pracy r>óg» Kł>«.eou»y ala-m«nt brolao doi - taiuacgo , wy i x ot nogi (icbtmat -Ł ryjunek]. Welewitka, dzeż të bela, Welewitka, u starëszczi, Welewitka, cëż dostała, Welewitka, miska pëszczi, Tralala tralala tralala tralala (t. VI, s. 130) W trzecym tomie öpracowaniô Ludwika Bielawsczégô a Aurelie Mioduchôwsczi Kaszuby. Polska pieśń i muzyka ludowa. Źródła i materiały (Warszawa 1998, s. 152-153) nalézemë szesc wersjów zarejestrowónëch w latach 50. XX stolata: z Kartuz „Wele wele Wetką", Pôłczëna „Wide wide Wita", Wiôldżi Wsë „Wide wide Wita", Płotowa „Weder weder weder" a Miechucëna „Wide wide wide". Hewö słowa z ny slédny wsë: Wide wide wide, gdzeż të bëła? Wide wide wide, u starëszczi. Wide wide wide, cëż tam robił? Wide wide wide, bulwë skrobôł. Zôs Paweł Szefka w hëfce 3 Tańce kaszubskie (Gdańsk 1969, s. 112-113) pödôwô hewö taczé słowa ze Strzelna: Wide, Wide - Wita gdzeż të bëla? Wide, Wide - Wita ii starëszczi. Wide, Wide - Wita cëż të dosta? Wide, Wide - Wita miska pëszczi. Wide, Wide - Wit róm tata przeniósł, Wide, Wide - Wit wejful miech siewów. Wide, Wide - Wit to szmakó dobrze! Trala, lala, lala jo, jo, jo! Wide, Wide - Wita - bioj na brzódnik Wide, Wide - Wita - wez le wińce. Wide, Wide - Wita - szmakôj wszëtkö, Wide, Wide - Wita - biój na tuńce! Wide, Wide - Wit, ju gósce jidą, Wide, Wide - Wita, le śpiewają, Wide, Wide - Wit ze stołów jędzę, Wina dobrze so popijają! 36 / POMERANIA /LUTY2019 MUZYCZNE WËZGÓDCZI/WAŻNE DATY Wejle, wejle nënka groch gôtëje, Wejle, tatk nasz Rózce bótë szëje. Rózka na zabawa sa rëchtëje Jaż z ucechëji sa serce śmieje. Wejle, wejle sąsôd budla wlecze, Nënka zarôz miasa nóm napiecze. Zanim groch sa dobrze z wôrztą zwarzi, Brzôdnik pewno dzys sa udarzi! Jesmë më ale bögati! Co wies to jinszô pieśń, co spiéwôk czë spiéwôczka to jinszé słowa. Kö dzysôdnia wikszi dzél kaszëbsczich lëdowëch karnów bë zaśpiewało: „Wele wele wetka", në chöba że më bë ô zaśpiewanie ti piesnie pöprosëlë kögö starszego z nordë Kaszëbsczi. Wtenczas na gwës më bë uczëlë: „Guli guli gutka". Tak prawie spiéwa möja óma - Tekla Drzéż-dżón (z dodomu Kreft), jakô mieszkała w starzińsczi parafie. Tej jak ca piesniô pisać: „Welewetka", „Wele Wetka", „Wele-wetka"... ? Je to jiwer, ko nie jesmë gwës, cëż no słowo (słowa?) znaczą. Je to le zaspiéw, taczi jak „tralala", wezwanie jaczégô miona np. Witë - Wiktorie (jak pisze Szefka), a może pozwą jaczi pogańsczi böżenë zrzeszony z Welesa (tak próböwôł dolmaczëc prof. Gerat Labuda)? Mëszla, że ödpöwiescë muszi szukać nie le w kaszëbsczich a pôlsczich zdrojach (czekawé, że pier-szé zapisë ny piesnie nalezc może dopierze w powój-nowëch ôprôcowaniach!), le téż germańsczich. Öka-zëje sa, że na krëjamnô piesniô bëła notérowónô ju w XIX stolatim w niemiecczich a duńsczich zbiérkach lëdowëch piesniów. .A" A ^ 1® V°« « A' . ' Tr*«.ei > cłwotrły tck-t < 11; 11). PoKoiorio prace nóg dzTciocłyKiy, U chtopcoi — p*-*acfu>ay v*r uw.ck h *+*k ; * wj \ noy KROK 2, oUfaio po/o \ vtcv kiaruwku, öfckro<-*ak u/yköwftny mfmka Le ö tim ju w drëdżim dzélu öpöwiescë ô „Welewet-ce" - Skądkażjes? RÓMAN DRZÉŻDŻÓN DZIAŁO SIĘ W LUTYM • DZIAŁO SIĘ W LUTYM • DZIAŁO SIĘ W LUTYM • DZIAŁO SIĘ W LUTYM 2111849 - w Gdańsku powołano Ligę Polską, pierwszym jej prezesem został ks. Konstanty Królikowski, a jego zastępcą znany kupiec Tomasz Makowski. 9111979 - w Lublinie zmarł Paweł Smoczyński, profesor Uniwersytetu Marii Skłodowskiej--Curie w Lublinie, badacz gwar kaszubskich i lubelskich, wybitny slawista. Urodził się 28 czerwca 1914 r. w Nowem n. Wisłą. 9111929 - w Międzychodzie urodził się Bolesław Fac, poeta i powieściopisarz, felietoni- sta i publicysta, laureat m.in. Medalu Stolema (1974). Zmarł 12 stycznia 2000 r. w Gdańsku i został pochowany na tamtejszym Cmentarzu Srebrzysko. 23111989 - na Targu Rybnym w Gdańsku, na kamienicy, w której przez ponad 20 lat mieściła się pracownia Lecha Bądkowskiego, odsłonięto tablicę pamiątkową, ufundowaną przez Zarząd Główny i Zarząd Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdańsku. Tablicę zaprojektował i wykonał doc. Albert Zalewski. 28111879 - w Łęgu k. Czerska urodziła się Teodora Kropidłowska, nauczycielka i pisarka. Swoje opowiadania i wiersze publikowała w wielu czasopismach pomorskich. Pisała baśnie po kaszubsku, które publikowała w„Ro-dzinie", dodatku do „Gazety Kartuskiej". Zmarła 21 sierpnia 1931 r. w Kartuzach i tam została pochowana. F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie GR0MICZNIK2019 / POMERANIA / 37 Ljsty jMRu red.pomerania@wp.pl NIEPODLEGŁOŚĆ TO NIE PODLEGŁOŚĆ. PATRIOTYZM TO NIE FASZYZM Z wielkim zaskoczeniem przeczytałam w grudniowym numerze „Pomeranii" artykuł Sławomira Lewandowskiego pt. „Niepodległość to nie podległość" (choć z tytułem trudno się nie zgodzić, ale o tym na końcu). Moje zdziwienie było tym większe, że poprzedni redaktor naczelny Dariusz Majkowski zasięgał opinii kolegium redakcyjnego na temat znacznie mniej kontrowersyjnego tekstu (...). Tymczasem osobiste refleksje obecnego redaktora naczelnego wpisują się w antypolską narrację o faszystach maszerujących 11 listopada 2018 roku ulicami Warszawy. A to nie może pozostać bez reakcji. Do tej pory byłam przekonana, że decyzja prezydenta nie tylko zapobiegła udaremnieniu patriotycznej manifestacji, ale też uchroniła upaństwowiony Marsz Niepodległości przed tego typu atakami. Warszawskie wielkie narodowe święto w tonie dawno niewidzianej jedności skojarzyło się autorowi z „zadymą" i odradzaniem się faszyzmu. Dla odmiany w Gdańsku odbyło się radosne świętowanie, autor w nim uczestniczył i niechby do refleksji na ten temat ograniczył swój tekst. W Warszawie nie był, ale „na materiałach zdjęciowych polskich i zagranicznych fotoreporterów" wyśledził faszystów „z Polski i Europy, którzy przeszli w marszu niepodległościowym tuż za plecami najważniejszych osób w państwie, a co smutniejsze niemal ramię w ramię z żołnierzami Wojska Polskiego". I to nazwał „wizytówką oficjalnych państwowych obchodów". Trudno się oprzeć wrażeniu, że autorowi „wizytówka" pomyliła się z „marginesem". Być może w wielkiej ćwierćmiliono-wej manifestacji miłości do ojczyzny znaleźli się ludzie, których tam być nie powinno. Ale taka nadinterpretacja jest absolutnie nieuprawniona. To tak, jakbym - relacjonując gdyńskie obchody niepodległości - uznała, że ich obliczem były okrzyki „zdrajcy" i „Targowica", które słyszałam, gdy przechodziła grupa osób pod szyldem „KOD". Notabene w Warszawie nie było żadnych partyjnych emblematów, a morze biało-czerwonych flag i okrzyki „Chwała i cześć bohaterom" sprawiały wrażenie, że ludzie ci szli przede wszystkim po to, aby oddać hołd tym, którzy w ostatnim stuleciu płacili najwyższą cenę za to, abyśmy dziś mogli żyć w wolnym i demokratycznym kraju. Nie podobało się autorowi, że „podczas państwowych uroczystości zlekceważono byłego premiera" i pominięto byłego prezydenta. Dalibóg nie ma chyba w Polsce człowieka, który by nie słyszał, że zarówno obecny prezydent, jak i premier przez cały okres poprzedzający obchody zachęcali do wspólnego świętowania. Jedyną reakcją opozycji było zbojkotowanie obchodów, że o wezwaniu do walki ze współczesnymi bolszewikami (cokolwiek by to miało znaczyć) nie wspomnę. Redaktor S. Lewandowski zatroskany o to, że podział na „naszych" i „waszych" „przeniósł się już do domów, w których polityka bywa powodem wielu napięć", moim zdaniem właśnie ten podział przeniósł także na forum Zrzeszenia i podzielił czytelników. Do tej pory sądziłam, że regionalna organizacja taka, jak ZKP winna być wolna od tego rodzaju sporów. Autor idzie dalej w swoich sugestiach. „Dzieli się nas także ze względu na miejsce zamieszkania lub pochodzenia" - pisze, a wyznacznikami tego podziału miałyby być: „stwierdzenie, że w Gdańsku, na Kaszubach, na Pomorzu mieszka »ukryta opcja niemiecka«" i... „dziadek z Wehrmachtu". Dodaje też, że „część tych czy innych wypowiedzi wynika wyłącznie z politycznych interesów!" Trudno pojąć tę myślową ekwili-brystykę. Jak wiadomo, Kaszubi od lat dokonują wyborów zgodnych z wyznawanymi przez siebie wartościami, choć niekoniecznie według wskazań i po myśli władz Zrzeszenia. I dotyczy to zarówno wyborów personalnych, jak i partyjnych. Jaki więc interes miałby ktoś w zniechęcaniu do siebie mieszkańców Kaszub? Wręcz przeciwnie, ostatni prezydent przyjeżdżał na Kaszuby dziękować za poparcie. I na koniec sam tytuł grudniowego artykułu, z którym w pełni się zgadzam. Możemy tylko zazdrościć innym nacjom, że ich politycy nie szukają rozwiązania wewnętrznych problemów w instytucjach europejskich. Oni rzeczywiście rozumieją, że niepodległość to nie podległość. Ewa Górska Szanowny Panie Redaktorze, poczułem się w obowiązku, żeby zareagować na Pański felieton o obchodach 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, który ukazał się w styczniowym [grudniowym -przyp. red.] wydaniu „Pomeranii". Napisał Pan, że ma mieszane uczucia, czy wykorzystaliśmy ten szczególny jubileusz tak, jak należałoby przeżyć ten czas. Chciałbym podzielić się swoimi refleksjami na temat marszu, który 11 listopada przeszedł ulicami Warszawy i którego częścią miałem przyjemność i zaszczyt się stać. Mam 23 lata i studiuję na Politechnice Gdańskiej. Na Marsz Niepodległości chciałem jechać już od czasów licealnych. Niestety - choć namawiany przez kolegów ze szkolnej ławy -ograniczałem się do uroczystej Mszy św. i apeli w szkole. Po ich powrocie dostawałem informacje sprzeczne z obrazami, które zobaczyć można 38 / POMERANIA/LUTY2019 LISTY było na głównych stronach internetowych witryn czy w telewizji. Tak, napisałem „niestety", bo z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości wraz z bratem postanowiliśmy w taki sposób świętować i oddać hołd walczącym za naszą wolność i jednocześnie chcieliśmy na własnej skórze poczuć klimat panujący w Warszawie tego dnia. A na niej poczułem dreszcz tak silny, jakiego jeszcze nigdy nie przeżyłem, i nie wiem, czy kiedykolwiek przeżyję. Dreszcz podczas wspólnego odśpiewania naszego hymnu na otwarcie marszu. Wokół nas ludzie z każdego przedziału wiekowego: od dzieci na rękach czy ramionach rodziców po osoby starsze. Niemal każdy z flagą w dłoni, uniesioną wysoką nad siebie - tego zapomnieć się nie da. Podczas marszu rozglądaliśmy się przed siebie, za siebie, na boki. Faszystów z Polski, którzy przeszli tuż za plecami najważniejszych osób w państwie (jak napisał Pan o nas w poprzednim [grudniowym] wydaniu czasopisma) nigdzie nie zobaczyliśmy, a przecież sami także do ich grona nie należymy. Ujrzeliśmy za to dzieci w wózkach, starsze panie śpiewające kościelne pieśni, z których nikt nie drwił, a to szanował. Spotkaliśmy osoby kroczące z różańcem w rękach - modlące się głośno, osoby z zagranicy - spokojne, z uśmiechem wyrażającym podziw [dla] sposobu celebrowania takiego święta. Chciałbym odnieść się jeszcze do „morza czerwonych rac", które do Pana nie przemawiało. Osobiście rozumiem, że komuś może się to nie podobać czy źle kojarzyć, ale jestem niemal pewien, że gdyby szedł Pan wtedy z nami i zobaczył babcię blisko 80. roku życia z taką czerwoną racą w dłoni i jej życzliwym uśmiechem na twarzy, mógłby Pan inaczej spojrzeć na to wydarzenie. Jednocześnie informuję, że jestem przeciwny - tu podkreślam - marginalnym incydentom, które podczas marszu miały miejsce i które znam z późniejszych migawek w mediach. Uważam, że powinny być eliminowane, bo w konsekwencji takie osoby, jak Pan mogą (chcą?) takie zdarzenia wychwycić i spojrzeć na to piękne wydarzenie w sposób krzywdzący ponad 200 tys. naszych rodaków, mojego brata, mnie. Od małego uczyli nas, czym jest patriotyzm, zarówno w domu jak i w szkole. Mieszkam w Pucku i jako że rokrocznie 10 lutego przeżywamy uroczystości Zaślubin Polski z Morzem, zrzucamy symboliczny wieniec na taflę Zatoki Puckiej, przyjeżdżają delegacje, dobrze znam atmosferę panującą wokół tego typu wydarzeń. Stoi tam oczywiście pomnik upamiętniający to wydarzenie. Po marszu w Warszawie coraz mocniej zaczynam rozumieć słowa naszego papieża św. Jana Pawła II, który nie chciał, żeby stawiano mu pomniki. Żaden pomnik nie jest w stanie oddać atmosfery panującej tego dnia w naszej stolicy. Zachęcam serdecznie Pana Redaktora, żeby oczywiście w miarę możliwości, zamiast sugerować się wyłącznie tym, co podają nam środki masowego przekazu, samemu wybrać się jednego roku do stolicy i ocenić taki sposób uczczenia odzyskania przez Polskę Niepodległości. Piotr Ceynowa Szanowni Państwo W obliczu tragedii, jaka wydarzyła się w Gdańsku, w której śmierć poniósł Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, należałoby postawić sobie pytanie: Dlaczego do tego doszło? To pytanie kieruje również do społeczności kaszubskiej, ponieważ my Kaszubi przez dziesiątki lat byliśmy traktowani jako ludzie gorszej kategorii, naznaczeni, ni to Polacy, ni to Niemcy. Taka była powszechna opinia o nas, tak to zapamiętałem. Opinia niesłuszna, krzywdząca, niesprawiedliwa - należy dodać. Zdarza się, nad czym ubolewam, że także w obecnej rzeczywistości można usłyszeć te krzywdzące i niesprawiedliwe opinie na temat Kaszubów. Jak sięgam pamięcią, jeszcze 10--15 lat temu bliżej było nam do siebie. Potrafiliśmy wspólnie działać w wielu sprawach ważnych dla społeczności kaszubskiej. Udało się na przykład usankcjonować nasz język i naszą mowę. Choć różniliśmy się od siebie, mieliśmy czasami odmienne zdanie, to jednak mieliśmy wspólny cel i do niego dążyliśmy. Nie wiem, z czego wynika podział, jaki widać i słychać dzisiaj. Czy strata personalna w osobach wielu znakomitych Kaszubów, jaką ponieśliśmy w ostatnich latach, tak mocno uszczupliła nasze horyzonty, że popadliśmy w marazm i zobojętnienie na to, co wokół nas? Nie chcę nawiązywać do polityki, której język bardzo zbrutalizował się w ostatnim czasie. Nie chcę, bo nie utożsamiam się ze światem „politycznych salonów", gdzie żaden z polityków nie umie lub nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za swoje słowa. Za to chętnie i z niebywałą łatwością wyrzucają oni z siebie nawet naj ohydniej sze oszczerstwa, często niepoparte żadnymi argumentami, a tym bardziej faktami. Tak było w przypadku Prezydenta Pawła Adamowicza. Zdarza się to również w przypadku nas Kaszubów. Co z tym robimy? Nic! Nic nie robimy! Dalej zajmujemy się swoimi sprawami, głusi na głosy nienawiści. W ten sposób pozwalamy budzić się demonom. Nasze ciche zezwolenie mają defilady nacjonalistów i faszystów. Nie reagujemy, jak ktoś chce kogoś „złapać i ogolić na łyso". Może powinniśmy zebrać się w sobie i powiedzieć „dość!" Kaszubi doświadczyli wiele złego w minionym stuleciu, warto o tym pamiętać i tym bardziej docenić zaangażowanie naszych ojców i dziadków. Zamiast się dzisiaj dzielić i uwypuklać różnice polityczne, powinniśmy stanąć w jednym szeregu i powiedzieć stanowcze „Nie!" mowie nienawiści, gdziekolwiek miałaby ona swoje źródło. Franciszek Konkol, Rumia GR0MICZNIK2019 / POMERANIA / 39 JO BEŁ JU USTNY, TEJ JO NIE PODPISOŁ! W Lëzënie, przë szaséje Kaszëbsczi, mieszko Wiktor Kótłowsczi, chtëren latoś mô 102 lata. Urodzył sa w Strze-bielënie 20 séwnika 1917 roku. Czej miôł roczk, tej starszi kupilë w Lëzënie pole i budink. Mëmka Zofiô bëła z Bachów z Badargówa, a tatk téż Wiktor pöchödzył z Załkówa, a przed slëba robił w młënie na Ceszónku köl Swiónowa. Slub öni mielë w Strzépczu. Pótemu zamieszkelë w Charwatëni i Strzebielënie, dze sa urodzył Wiktor. Je on dzys jednym z östatnëch, co dobrze pamiatają przedwôjnowé Lëzëno, a wiera le jedinym, chtëren znôł i dobrze pamiató wójta Lëzëna Pawła Miotka, kaszëbsczégó pisarza i dzejarza, co nôgle umarł w swiato samó-stójnoscë Pölsczi 11 lëstopadnika 1933 roku. Wiktor Kötłowsczi ze swöją białką w dniu jich zdënku Wë bëlë na tim wëdarzenim? Jo, jô béł tej w Katolëcczim Związku Młodzeżë. Tam bëło baro wiele nas młodëch lëdzy. Ön miôł przemowa przë pomniku powstańców i wójôków. Ön ji nie dokuńcził, bo zasłóbł. Go zabrelë, a doma on umarł. Ön mieszkôł blisko banku. Jo go dobrze znół. Ön béł përzna przë se, taczi nié za wiôldżi chłop. Ön długo nie béł wójta, bö przódë béł tu Paweł Zelewsczi. Miotle miôł składë, jeden żelôzny, a tej karczma ze sznapsa, sala téż bëła, dze czasa bëłë filmë pókôzywóné. Póle ón miół pod Wëszecëno, pó lewi stronie, blisko Czardasza. Ön tego sa tu dorobił, bo sóm nie pöchôdôł z Lëzëna? Ön póchôdôł z Różnego Dabu kóle Badargówa. Jego ójc stracył noga na francësczi wojnie, ale przeżił i miół baro wiele dzecy. Jedny z nich szlë do Lëzëna. Jeden brat Pawła mieszkół zaró tu, za torama. Ön béł celnika na greńce. To béł Bruno. A tej béł jesz Wiktor w Leżenie. Öd niego kupił to Ropel, a nen Wiktor zamieszkół w Bólsze-wie. Ön béł róz na góscënie u Pawła i tej oni jachelë dodóm i na göscëcczi górze oboje z białką sa zabilë. Mój strij Jan Kótłowsczi béł szwagra Pawła Miotka. Jich białczi bëłë sostrama. Öne bëłë Fórmelowé ód Strzépcza. Temu më bëlë ro-dzynnie pówiązóny z Pawła Miotka. Nen wasz strij Jan Kótłowsczi to béł téż baro zasłużony mieszkańc Lëzëna. Ön zakłôdôł banczi, kupił elektrownia w Bólszewie. A jesz barżi dzejôł jegö syn Jan Konrad, co zakłôdôł teatrë. Raza z Pawła Miotka założił on karno Kaszëbë, robiłë rozegracje, jezdzëlë na öż-niwinë. Przikładowö w 1936 roku zajalë na wiôldżich öżniwinach w Kartuzach drëdżi môl. Jo, ôn nawetka napisół ksążeczka pó kaszëbsku ö tëch óżniwinach. To bëło wszëtkó wiersza ukłôdóné. Jak nasta wojna, tej oni bëlë raza z ojca aresztowóny. Mój strij trafił do Oranienburga kol Berlina. Oni tam bëlë raza z proboszcza Bernata Gończa, chtëren umarł na jego rakach. Pótemu Jana przenioslë do Dachau. Stąd go wëdostół jego kuzyn Franc Kótłowsczi z Berlina. Zawiozlë go do Gduńska, dze jego córka, a moja półsostra, bëła zó-kónną sostrą i robiła w szpitalu na Łąkowi. Ona mia miono Marta, ale w klósztorze na nia gôdelë Kla-rentis. Ona gó dosta nazód do żëcégö. Stąd ón wrócył do Lëzëna. Dëcht przed wëzwólenim jego syn Jan Konrad wzął sostra Klarentis i z jinszima sostrama wëwiózł do Berlina. Ön je zretół przed Ruska-ma, bó to bë bëło z nima dëcht marno. Pó latach Jan Konrad sa zabił w Bólszewie auta. To béł uczałi człowiek. A co z wami bëło, jak nasta wojna? Mój ójc pódpisół eingedeutschung. A jô béł ju ustny, tej jo nie pódpisół. Nas bëło tu wiacy taczich knópów. Tej oni nama kôzelë ja-chac do Gdini, skąd më mielë jic na wispa Jersey kóle Anglii na robötë. Tam baro wiele wëjachało. W Gdini na Swiatojańsczi mieszka moja sostra i jo iicekł jima do ti sostrë. Öni nawet nie wiedzelë, co sa stało ze mną. Sostra mia pod okna szafka i jó w ni sedzół. Ale mie sa wnet sprzikrzëło to sedzenié. Drëgô moja sostra Wanda mia żeniałé Gregora Bójka, a ten béł w Miem- 40 / POMERANIA / LUTY 2019 cach na robotach. Robił za kóło-dzeja. Tej rnë z tą sostrą jachelë do niego tam w strona Berlina. I tam on nas ödebrôł na majątku. Pierszô möja robota to bëło stôwianié rządów, bo to bëłë prawie żniwa. W jeseni jô robił w gorzelni. Tam bëło trzech Miemców a dwaj i Ka-szëbi. Nen drëdżi to béł Kwidzyń-sczi z Dąbrówczi kôl Lëzëna. Jesz pod kuńc wöjnë ön pödpisôł lësta. Öni gô wzalë do wojska. Ön béł w Szczecënie. Pô wojnie wrócył. Më sa spötikelë köle kóscoła. A co sa z tima lezyńsczima knôpa-ma stało, co wë jich w Gdini östa-wilë? Kö jich wëwiozlë na Jersey. Öni ro-bilë tam w ogrodnictwie, przë kwiatach a warzë wach. Tam bëlë dwaj i Langówie, Jan Grëba, Klémas Ma-szota, Klémas Kötłowsczi - syn tegö z młëna, dwaj i Płotko wie z Bar-łomina. Chutczi më wszëtcë sa muszelë wëmeldowac na gminie. Na szczescé öni wszëtcë wrócëlë. A jô w Miemcach miôł jinszé mio-no, bö jô sa w Miemcach zameldo-wôł jakö Franc. Pö prôwdze jô jem Wiktor Franc, ale doma na mie gć>-delë Franc, bo mój öjc béł Wiktor. A to bëło baro dobrze, bo to tëch Miemców milëło i oni mie ni möglë namierzëc. Tej tam nôgörzi dlô was gwësno nie bëło? Nôgörzi nié, ale głód béł. Më le do-stelë dwa chlebë na tidzćń. Na szczescé mëma mie tej-sej przësła cos do jedzeniégö przez ta sostra z Gdini, żebë to sa nie wëdało, dze jô jem. A jô mëmie wësélôł marczi. Më z tim szwagra Bojką bëlë tam jaż do kuńca. I më raza wrócëlë, jak Ruscë przëszlë. Öni nama delë konia i më mielë jachac. Më sztëk ujachelë, a kóń nie chcôł dali cy-gnąc i tej më muszelë wrócëc. Öni nama delë jinszego konia. Tam bëlë téż Biôłoruscë na robotach. A oni WÖJN0WI KASZEBI Wiktor Kötlowsczi mielë dwa dzéwczata. Czej më chcelë jachac, ta jedna Biôłorusën-ka chcą konieczno ze mną jachac. To bëła Luba Markiewicz. Ale jô sa na to nie dół. Jó ji rzekł, chto wić, co tam je doma. Jó nópierwi óbócza, a tej jó za nią przejada, ale jó nie jachół. Nen kóń wiera lepi tej cygnął, bo wë w kuńcu dojachelë? Më nópierwi dojachelë nim do Packöwa kole Drawska w Póznań-sczim. Tam béł na robotach mój półbrat Jan Drzónowsczi z Głu-sëna kól Swiónowa. Ön béł tam za kuczra kole szpektora. Nasze mëmë bëłë sostrama. Öne bëłë z Bachów z Badargówa. Nen Jan miół białka z tego Packówa. Tam béł möst szpragówóny. Më gö muszelë uprawiać. Le më sa wnet zgruchnalë i jachelë dali. Tej më mielë so ju koła naszafówóné. Më jachelë w sztërzech. Jeden béł z Wejrowa, a jeden ze Swiónowsczi Hëtë. To béł Sypion Walati. Ön tam robił na majątku za kuczra. Za jaczis czas po wojnie téż wrócył Léón Drzónowsczi z białką i zamieszkół kól Głusëna, na Lipku. Öbók mieszkół jego brat Klćmas. A że oni w tim czasu, jak was nie bëło, delë pöku waszi rodzynie, bö colemało öni brelë do lagru, jak knôp sa ukriwôł? Jo, le tata nick nie wiedzół, dze jó jem. Nicht mu nie rzekł, bó më mielë strach, żebë on sa wëgódół. Miemcë tej-sej do niego przëchó-delë i sa pitelë, ale że on nick nie wiedzół, tej chócbë go maltreto-welë, ön nick rzec ni mógł. Blós mëma wiedza, ale ja nicht nie pitół 0 nic, a ona téż nick nikomu nie rzekła. Tatkowi téż nić. Jak wë wrócëlë, tej pierszé gwës bëło pëtanié, chto nie żëje? Jo, to bëło to pierszć. W Badar-gówie zabilë mojego półbrata Franca Kwidzyńsczćgó. Ön béł przëja-chóny z wójnë na urlop i on nie szedł nazód. Tej przeszedł szółtës Szpruta i oni sa tam zaczalë szarpać. Ten Szpruta to zameldowół 1 przëjachół szandara Bizewsczi. I ón zabił te Kwidzyńsczćgó. A ten Bisewsczi to béł Kaszëba ód Karwi. Taczich to też dało. Z Lëzëna zabitëch bëło czile mö-jich kolegów. Hewó, taczi Pótrëkus - on mieszkół kóle Pëkrona. Öd Grębów jeden zdżinął. Oni zdżi- GRÖMICZNIK2019 / POMERANIA / 41 WÖJNOWI KASZËBI/ZACHËZE STÔRISZAFË ^rbciłöbuch <»«!*« j»o« 2«. ?c**aar CRC7M.I S.3H TBtpmmmt: UBlet»'< < Grofi-Kampf udtUdi* uË'Dtr •uht lein HaUung. ARBE1TSBUCH FOR AUSLA N.D E R .£ 'f^royro^. pofl eAtr «j«« 4» ww" nalë w niemiecczim wöjsku, bö öni Kléjni. Sztefón nie pödpisôł, a Al- na początku wôjnë nie bëlë jesz fónks pödpisôł. A Sztefón ôstôł ustny, tej öni pödlégelë temu, co zabiti, dzes tu blisko, kole sztreczi. ójc pôdpisôł. Wejle, tu bëlë dwaji Alfónks przeżił. A jak tuwö wëzdrzało doma? Tu belo wiele poniszczone. W na-szich checzach sedzelë Ruscë. Më tej jachelë do Bólszewa elektrownia uprawiać i rzéka czëszczëc. Chó-dzëlo ö to, żebë prąd dostać. Më zamieszkelë blisko elektrowni na gburstwie. Tam rëchli béł Mierne i to ostało lózé. Tam sa chôwałë trzë dzéwczata. Öne bëłë ukrëté dzes na górze. Na szczescé Ruscë jich nie dorwelë. Jak to sa wszëtkö skuńczeło, tej më szlë dodóm. Më mielë wiele szczescégö. Moje całé rodzeństwo przeżëło wôjna. Pó wojnie jô chcôł jic na gburstwó do Zelnowa. Tam przódë béł ma-jątk. A öni z tegö zrobilë pegeer. I më nick swôjégö nie dostelë. Jô muszôł dërch spisëwac wieczór wszëtka chöwa i zdawać to do Chi-nowa czerownikówi pegeeru. Pótemu jô sa stąd zwolnił. Tej jô szedł do robôtë i zamieszkół w Lëzënie. Jô sa wëszukôł brutka z Badżelnicë kole Badargówa ód Sykórów. W 1951 roku më sa żenilë i zamieszkelë tu, dze jem do dzysô dnia raza z córką i zaca ó nôzwësku Cymann. Z WIKTORA KÖTŁOWSCZIM Z LËZËNA GÔDÔL EUGENIUSZ PRËCZKÖWSCZI W midzëwójnowim cządze we Wejrowie drëköwónëch bëło czile wôżnëch kaszëbsczich gazétów m.jin. „Klëka" (1937— -1939) a „Przyjaciel Ludu Kaszubskiego" (1936-1938). Swoje gazétczi wëdôwałë téż wejrowsczé szköłë. Hewó pismiono, co bëło redagówóné bez uczniów Szkółë dlô Głëchöniemëch. Bëło óno drëkówóné ód 1932 roku w kólszköłowi drëkarnie. W numrze czwiôrtim z 1934 roku nalezc może m.jin. prak-ticzné doradë, wëzgódczi, lëstë, legeńde kaszëbsczé, historicz-ną kronika, są téż reklamë wejrowsczich krómów a warstatów. Gazetka je nônowszim nabëtka Dzélu Prasë wejrowsczégö muzeum. rd Gazetka Szkolna Wychowanków SiKwy dla Wuchonlemycfi Feliks LlgmanowsKl TORUŃ ul. Franciszkańska Esrrstseis* Hurtownia Towarów Kolonialnych (WlelK.) AiZjfth 42 / POMERANIA LUTY 2019 Z BËTOWSCZICH STRON Pôd znaha kaszëbsczégö graniô Nen béł ösoblëwi. W całi Polsce swiatowelë roczëzna ödzwëskaniô samöstójnotë. Leżnosc do uroczëstëch obchodów bëła nômni jesz jedna - 100 lat dowsladë urodzył sa ks. Antón Peplińsczi, chtëren nôbarżi znóny je jakno autór piesnie „Kaszëbë wołają nas" (óriginalny titel spiéwë „Stëdnicczé jęzora", 1967 r.). Wôrt pamiatac, a ösoblëwie w bëtowsczim krézu, że baro chatno przëjeżdżiwôł do Kłączna, gdze mieszkała jego matka, a téż rodzëna. Tec nié dzyw, że bëtowsczé muzeum chcało szerok pódsztrichnąc na roczëzna. Chóc znóné są jego piesnie, kôladë, a téż on sóm, wcyg równak pótikóm lëdzy, chtërny nie wiedzę, że na nôbar-żi popularno je jegö autorstwa - gôdô Jaromir Szréder z bëtowsczégö muzeum. Wespół z Tomôsza Fópką Szréder napisôł publikacja Żeby wracał ten czas... Wzbôgacëłë ja dwie platë. Na pierszi z nich są piesnie spiéwóné bez Peplińsczegó i Celina Leszczińską, a wëdóné bez bëdgösczi part Kaszëb-sko-Pómórsczégó Zrzeszeniô w latach 90. Na póstapny Fópka pözebrôł 16 rozmajitëch wëkönaniów spiéwë „Kaszëbë wołają nas". Ksążka to nié wszëtkô. Ökróm tegô bëła téż wëstawa. Je môbilnô. Öbaczëc ja möglësmë w Płótowie, Żarnowcu, gdze part KPZ z Krokowa utcził roczëzna urodzeniô ks. Peplińsczegó. Tej wëstawa pója-chała do m.jin. Wejrowa, Chmielna a Stëdnic [Stedzyńc] - do szköłë, jakô je jegô miona - wëmieniwô Jaromir Szréder, a tej dodôwô: Na gwës to nie je wszëtkô. Chcą, żëbë w różnëch molach promôwelë postać i dokaże ks. Antona. Baro wôżnym projekta bëtowsczégó muzeum je Festiwal Cassubia Cantat. W 2018 roku béł ósoblëwi. Östôł wzbogacony ó dodatkowi materiôł. Jidze ö piesnie zebróné bez Łucjana Kamińsczćgo. To je wiedzec, że corocznô impreza ni môże stac w môlu, muszi sa rozwijać - klarëje Jaromir Szréder i cygnie dali: Sy-gniacć do zebrónëch bez prof. Kamińsczćgo dokazów to nie je nowô udba. Öd dôwna jem mëslôł nad tim, jak wëzwëskac nen materiôł. Z negó zamësleniégö pówsta piata Cassubia Incognita Novum, na chtërny nalazło sa 26 piesniów wëbrónëch bez Tomósza Drążkówsczégö szëtkö. Zôpadnokaszëbsczé i zaspiéwónëch bez niegö i jego białka Éwa. Ökróm krążka jidze jich pösłëchac téż na starnie Zôpadnokaszëbsczégó Muzeum (muzeumbytow.pl/cassubia--cantat/). Do te w nym roku wëszłë dwie pófestiwalowé platë. Na jedny mómë przesłëchanié konkursowe, a na drëdżi finałowi koncert - dolmaczi bëtowsczi muzealnik. Konkursowe dokazë téż na-lazłë sa na starnie muzeum. Pod kuńc lëstopadnika w Domôctwie Stip--Rekówsczich w Płótowie- filii Zôpadnokaszëbsczégö Muzeum - ödbëło sa zéhdzenié, jaczégö témą bëła pustô noc. Wespółrobilësmë je z Teatra Kana ze Szczecëna, jaczi realizëje projekt „Wkół tradicje". Përzinka jesmë sa zastanôwialë nad fôrmę negó pötkaniô - dolmaczi Jaromir Szréder. Ostateczno zdecydowelë sa na warkównie w wąsczim karnie. Nie szło ö to, żebë kógós nauczëc piesniów pustonocnëch, ale cobë bëtnicë z butna Kaszëb zrozmielë nen zwëk. Lëstopadnikówé zćńdzenie pro-wadzëlë piistonocny spiéwôcë z Kłączna: Pioter i Zofio Chamier Gleszczińsczi i Jack Łącczi. Jich nówiakszim brzada je to, że pô nëch pôtkaniach ödezwelë sa do naji téż jinszi prowadzący. Ju mëslimë, bë to cygnąc dali. Ne piesnie są nagriwóné. To wôżné, bô w kóżdi chwile można do nich wrócëc. Nót jepôdsztrichnąc, że wôrtnotą są kôr-biônczi uczastników, jaczé tikają sa pogrzebów, smiercë, a téż, nié dzyw, pusti nocë. Drago rzec, czë to przëchło-scy do wróceniô sa do negö zwëku. Może badze jinaczi fónksnérowôł - zastanôwiô sa Szréder i gôdô dali: Jakno muzeum nagwës chcemë ta tćma i te potkania rozwijać. A to wszëtkó na spódlim Domóctwa Stip-Rekówsczich w Płótowie. Tuwó tćż ju czile razy ódbëłë sa zćndzenia piszącëch po kaszëbsku nić le z bëtowsczégó czë kóscer-sczćgó krćzu. Płótowó stôwô sa płaca, w chtërnym Zôpadnokaszëb-sczé Muzeum örganizëje téż rozmajité warkównie i ucz-bë dlô dzecy, młodzëznë a starszich. Westrzód nich wa-noga pó dôwny grańce pölskó-niemiecczi czë terenową gra „Płótowó nieódkrëté", a do te kulinarne i zelarsczé warkównie. W 68 uczbach i warkówniach, jaczé bëłë w 2018 r. w Płótowie, wzało udzél 3040 uczastników. LUKÔSZ ZOLTKÖWSCZI POMERANIA / 43 METEL NA UROK Jesz do dzysô żëwé są na Kaszëbach zwëczi sparlaczoné z urokamë. W swiądze lëdzy je to, że westrzód nich są persónë, chtërne mögą zaszködzëc jinym lëchim öka. Wiele je pöwiôstków ö tim, jak jakôs czarzelnica zauroczëla chowa, człowieka czë nawetka piéck abö auto. Je wiedzec ö lëdzach, co potrafią urok zdjic, le téż je pamiac ö métlach, jak samemu z tim so dac rada. W jed-ny nordowi wsë mia sa czedës stac cos na nen ôrt. Bél pöniedzôlk, Tómk, mlodi knôp, rëchtowôl sa, żebë winc z chëczë. Buten bëlo zëmno, padôl deszcz, a wiater téż dosc tëli dmuchôl. Bél ju wieczór. Raza z knôpa ublôka sa téż jegö nënka, öna bëla zamówiono jakö kuchórka na pustą noc. Tómk miôl ji pömagac, le pö prôw-dze ni miôl nick do tegö chacë. Nié żebë bél zgnili, miôl blós strach jic. Kôl niegö doma wiedno, jak sa krewnosc zeszła, tej lubilë starszi opowiadać ö urokach, strôszkach, dëchach ë taczich wszeljaczich. Knapskó bëlo tegô ôd dzecka naslëchôné, a terô jak na stôrégó Gróta czas przeszedł, zôs sa za-czalo. „Trup przez niedzela leżôl, ôn sa kögös wëbierze ze sobą" -czul doma Tómk. Scyrz jaczis lajôl przez noc, zarô mu sa przëbôczëlo, jak wuja gôdôl rôz, że dësza pewno pö wsë chödzy. Ni móże tedë sa knôpöwi dzëwic, że jak przeszedł czas ö cemnicą jic na pustą noc, a jesz do cëzëch lëdzy, to bëlo mu markotno. Nënczi równak ón slëchôl, ë nic nie stakôl, le zgodno z nią wëszedl na szasé. Blós w pórt-ce zakrziknąl glosno ë serce ju często mu do gôrdzela pódskóklo, czedë cos czôrnégö przebiegło stroną a ócarlo sa o jego szpera mokrą, slëską szerzchlą. Czul ji brzëdczé tknienié nawetka przez buksë, chôc waralo to blós jedno mrëgnienié ôka. - Boże köchôny - rzekła na to nënka, co sa barżi jego krzikanió urzasla - tfu, tfu, tfu, doch to bél, Tómku, blós kot sąsôda. Të mie dzecko do hercklekótë dostóniesz. W tim czasu pustô noc ódbiwa sa jesz w chëczë nieböszczëka. Pö różańcu lëdze spiéwalë piesnie wnet jaż do rena. Góspödôrze dbalë ô to, żebë nicht nie bél głodny. Tak mia bëc téż terôzka. Zmarli leżôl w zarku we wiôldżi jizbie, a wkól bëlë jego krewny, familio, sąsôdzë, drëchówie ë znajomkowie. Do jizbë wchóda sa przez kuchnia, w ti prawie kuchni ópócuszku Tómk z nënką ë jesz dwuma bial-kama rëchtowôl zjestku. Nick wëstawnégô, chleba z wórsztą ë séra, kapusta na krótko, wadzoné bretlindżi, arbata, kawa ë kuch. Co bëlo fardich, Tómk stówiól na stół w drëdżi jizbie, gdze lëdze chödzëlë zjesc, przesadnąc ë powspominać. Kuchôrczi cëchô pludrowalë, bo za richtich wiele do robötë ni mialë. - A Boże, Boże - gôdala Truda, stôrô białka, co wiedno mia wiele we wsë do rzeczenió, a we wszët-czich sprawach - to tak czëszczi w ta jeseń. W Warblëni téż je trup. Tero jeden ë drëdżi leżôl przez niedzela, a wa wiéta, jak to gódają. - Jo, jo - ödrzeklë zgodno bial-czi. - A chto to w Warblëni umar? - spëta sa Tómkówô nënka. - Richtich, Grétkö, jó nie wiém, jaczis gbur bödôj - öpôwiôda dali Truda - mie to dzys reno krómówó gôdala. Le to nibë bél ju stôri chłop. Tómk to wszëtkó muszôl slëchac ë sa tak mëszlôl, że to je ju slédny róz, że on sa dôl na tak cos. „Jó doch nie jem dzéwcza, żebë tu kuchë stawiać" - mëslôl, a po pró-wdze cali czas bél w strachu, sedząc w ti cemny kuchni. Widk szedł blós ód môli lapczi ë përzna ód stôri platë, jesz na drzewo. W ti place co sztócëk cos paklo, a z jizbë czëc bëlo smutné lëdzczé glosë. W tim knôpkówi aż dëch zatklo. Öd but-nowëch dwiérzi, za swój im krzëpta uczul nisczi, chraplëwi glos: - Pöchwôlony Jezës Christus. - Na wieczi wieków - ódrzeklë bialczi, a Tómk blós pölkl slëna, dochôdając do se. Przez kuchnia do jizbë przeszedł pômalinku chłop, nie gódając nick wicy, przëzdrzôl sa kuchôrkóm ë knôpówi. Öczë przë tim, jak pómëszlôl Tómk, miôl jaczés pusté. W jizbie, gdze bél ustawiony zark, sôdl midzë lëdzamë ë zaczął śpiewać raza z nima. Czile person óso-blëwie sa przezdrza, chto to tak późno przeszedł. Bialczi w kuchni glosno wëpuszczëlë lëft ë pöwzéralë pó se. - Nen czarzelnik stôri jesz sa nama muszól tu trafie - rzekła pierszô Gréta. 44 / POMERANIA/LUTY2019 - Të sa ceszë, że ön ce nie öklepôl pö remieniu, të tak krótko tëch dwiérzi sedzysz - pödsmia sa Truda - jak taczi dotknie, to ön jesz rôz tak möcno móże zaszködzëc. Opasuj. - Tfu, nie gadôj mie wcale - ji-scëla sa dali białka - ö tim tu góda-ją, że on je nôgôrszi w calim ökölim. - Jak môsz tak strach, to wez sa szpilka zatkni gdzes w ruchna abó spódną bluzka na lewą strona öbleczë - radzëla ta starszo, kąsk sa śmiejąc, równak zarô rzekła: -Choć tak pô prôwdze czegô ten strëch bë nóm miôl tu bëc fal-szëwi... nëże, wëkuknij knôpie przez dwiérze, jak ön tam sedzy. Syglo, że Tómk letko przegiął sa na stoiku a ju mógł widzec wiôlgą jizba. - Sedzy tak stroną do nas. - A co robi? - dopëta sa Truda. - Në spiéwô doch. - Ale jak? Öczamë strzélô? Co robi? - Në race mó złożone, a wiól-dżimë pôlcamë tak so wëwijô dokoła. Wzérô pö lëdzach. Aj! Knôp wëproscyl sa na swôjim stoiku a zrobił sa czerwony. - Co? - spitalë wszëtczé trzë bialczi. - Pöwzérôl na mie, widzôl pewno, że jô mii sa przëzéraja - odrzekł cenëchno Tómk, a öczë miôl tegö wieczora coróz to wikszé. - Móże on mó tam bënë na kogoś lëché scygnioné? - gôda zôs Truda - Wiéta wa co, më zrobimë próba. Jô móm czëté, że jak chtos w jaczi j izbie abö chëczi urok zadô, a przez próg pölożi sa miotła, tak ön nie mdze mógł stamtądka winc. Wzérôjta, jak tu je próg do jizbë wësoczi, jak tam miotła pôlożimë, tej nicht róz nie mdze widzól, że tu cos je. Dawój zaró miotła! NORDOWÉ PÖWIÔSTCZI Czas plënąl pómalinku, lëdze spiéwalë, czasa wëszlë na kawa, përzinka pókôrbilë. Nen strëch, czarzelnik, równak sedzól w j izbie. Tomkowi ju zamikalë sa öczë, czej lëdze zaczalë sa zbierać dodóm. Wëchôdalë pó jednym, po czile, le nen chłop jesz cali czas sedzól. Na kunc weszła ju familio niebósz-czëka ë jakós nicht nie doi ubachtu, że nen tam dërch je. Tero ju nie spiéwôl, ale modlił sa, a doch nie bél to niżóden krewny abó drëch umarłego. Ökö na niego mialë blós ne kuchórczi, chtërne tero ju pó-dzéralë na sebie. Wszëtczi ju wësz-lë, a one bralë sa za sprzątanie. Tedë Tómk rzeki flot, drëżącym glosa: - Zdrzijta! Wszëtczi z kuchnie wëkuklë przez dwiérze. Chłop, co miôl bëc czarzelnika, sódl sa na zemia. Nóprzód cażkó dichół. Po sztócëku zrobił sa czerwony, ë zmók sa tak, że jaż w kuchnie bëlo widzec krople na jego gabie. Terô ju nié blós knôp, ale téż bialczi raza ze śmiejącą sa rëchli Trudą dostalë strach. W kun-cu chłop wstól, jakbë z dragótą pódeszedl do dwiérzi, le nim przez próg przestąpił, zgiął sa ë podniósł na miotła podłożoną przez kuchórczi pod próg. Ustawił ja pod scaną, wlózl do kuchnie ë rzeki: - Wa mie zrobilë na zlosc. Nick wicy nie gódając, pómalinku rëszil buten. Bialczi przez sztó-cëk stojalë, wżerając na se wzajemno wiôldżimë óczamë, w kuncu cażkó sadlë. - W miono Öjca ë Sëna - rzekła pierszó Truda - jó to chcą do szpór-tu z tą miotłą zrobić, a widza wa? Ön muszól kómus cos zadać w ti j izbie, a rëchli ni mógł winc, nim ón tego lëchégö nazód na se nie scignąl. - Chcemë tu flot sprzątnąć a jic dodóm - odrzekła Gréta. Czej Tómk jesz përzna podrósł, tej zrobił sa mni bojący. Ju potrafił sa wiele sprów wëtlomaczëc taczich, co chudzy gó nima straszëlë. Le wiedno ju nosyl gdzes zatknioné szpilka. MATEUSZ BULLMANN Tekst z niechtërnyma znankama nordowi kaszëbiznë GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 45 MÓJ TUSK. NOWÔ PLATA DLÔ DZECY Prawie wëszła trzecô piata dzecnégö karna „Spiéwné kwiôtczi", co dzejô ôd 2005 roku przë banińsczim parce Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô. Je to ju trzecô zmiana môłëch spiéwającech, jaczi mają od 6 do 9 lat. Dwa-dzesce dokôzków śpiewają: Aleksandra Biłanicz, Natalio Dembköwskô, Małgorzata Lasköwskô, Magdalena Leyk, Melanio Ostrowsko, Katarzëna Pestka, Béjata Ptôch a Viktoriô Wierczińskó. Czerowniczką karna je Weronika Prëczköwskô. Öd jazëköwi starnë dzecë dozérô Elżbieta Prëczköwskô. W doparłaczony do krążka ksążecz-ce, w jaczi nalézemë wszëtczé tekstë, czëtómë, że spiéwczi są stworzone dlô uczbë jazëka i môłi öjczëznë. Temati-ka je dopasowónô do môżlëwösców rozëmieniô dzôtk. Wszëtczé tekstë nôleżą do doswiôdczonégö autora, Eugeniusza Prëczköwsczégö'. Podobno je z usôdcoma muzyczi. Je tuwô méster muzyczi i słowa Jerzi Stachur-sczi, nôstarszi kaszëbsczi kompozytor Wacłôw Kirköwsczi a Tadeusz Kór-thals, jaczi jesz to wszëtkö zaaran-żowôł a nagrôł w swój im sztudiu w Swôrzewie. Titułowi tusk chôdzy sobie po ksążeczce za sprawą Móniczi Smyköwsczi-Gölc. Drësznô grafika połączono z redotną muzyką i dzec-nym przeżiwanim czënią ta piata baro dlô dzecy prawie pasowną. Są słowa nowé i taczé, co ju wnetk mdą ustné. Do nowëch nôleżi Mój tusk. Donëchczôs ostało naliczone 15 psów w kaszëbsczich śpiewach, psów a tószów2. Tusk Prëczköwsczé-gó je pierszim, i szczęko w nagranim. Dzecë dają téż aktorsczi pökôzk. Czej skuńczone uczbë móm, Żebë odpoczął mój miisk, Skórno blós le wnëkóm w dóm Zdrza, dze schówôł sa mój tusk. Baro lëdóm möje szczenią Z nim nômili chcd sa bawić Sa przecywióm, szturóm, gonią, Ono wiedno redosc sprawi. A më so gôdomë to jedna ze star-szich dzecnëch śpiewów duetu Prëcz- köwsczi - Stachursczi, sygającô jesz spiéwnëch uczbów kaszëbsczégö w telewizyjny „Rodny Zemi". Cekawé je to, że Wérónka Prëczköwskô, jakô brała udzél w tëch telewizyjnëch liczbach i spiéwa ta pieśnią - terô pilëje i uczi ju pösobné pokolenie. Dézënk dzecka łączi ritm walôszka z dinamicznym refrena na 4/4. Je to dokózk patrioticzny, w jaczim dzec-kö mô mrzonka, mekcënk, marzenie, dézënk kureszce ó służbie swój i môłi öjczëznie. Tak so mëszla, jak to badze czej jó uroscajak tata? Gwësno bada mógł dëcht wszadze chódzëc, jezdzëc, nawet latać. Chcôłbëm rządë trzëmac w gminie, w cëzëch stronach czasto bëwac, abô na nôwikszi binie pô kaszëbsku wëstapówac. Dzecynny czas pökôzywô, że „Spiéwné kwiôtczi" potrafią śpiewać na dwa głosë, colemało w tercjach. Miłi walôszk. Kôl rzéczi sprzëti łasa Wies rodnô je uczëpłô Dze ojców przeszłe czasë I dzectwó môje cepłé. Dzecynny czas, tak piakno w nas Na wiedno ju óstnie w sercu Co wiémë ters, më mdzemë dërch Niesc wiérno przez całé żëcé. Słëchającyma w górącëch ritmach spiéwka Drëszcë robi sa wiesółkô, bö gaba sama sa usmiéwô. Jó do szkółë lubią biegać, reno wstójóm chatno; czëtac, liczëc, sa rozcëgac -ród to robią skratno. A nôbarżi mie wiesółkó że móm drëszków wiele. Z nima w dzćń i ób noc wkółkó jó bë mógł bëc w szkole. Jak le razajesmë w grëpie spiéwë czëc i szpôsë, iidba sa za udbą sëpie -kóżdi mó cos dló se. Bindówka mó refren w dwagłosu. W tle czëc są krzikającé dzecë. Je to bëlnô zôchacba do bindaniô, chöcô knôpi wolą bala. Le nôlepi gwës sa bindac, w ta i nazód jachac. Ceszi sa tej kóżdi kuńda na tak bëlną zacha. A nôbarżi dëcht dzéwczątka Bindówkę sa dzelą -mają wiele udbów stądka. - Knópi bala wolą. Chôcbë do Warszawę z Walesa Aipórt mögą lecec fligra młodi lëdze w Lecbie. Jó chcd flégra lecec Wznieść sa na wiżawë Z Gduńska rëgnąc, czerënk chwëcëc, Dalek - chócbë do Warszawę. Jó bë strachu ni miół - Tak mie sa wëdôwô -Móckó bëm sa stołka trzimół Sztël so sedzół i nie stôwôł. 1 E. Prëczköwsczi je téż autora melodie do swöjégö tekstu pt. „Dzecynny czas". 2 T. Fópka, Zwierzné pierwiastczi, „Pomerania" nr 3/2014, s. 21. 46/POMERANIA/LUTY2019 MUZYKA Mësla dzecka fąksnérowała do-nëchczôs z muzyką Tomasza Fópczi. Ta wersjo téż sa bróni. Dwadzélny takt cygnie wprzódk akcja. Nôlepi lubią doma bëc Dëcht blisko mëmë, tatë Na ptôszczi buten zdrzec I szmërgac kamë w plëtë. Wiele redotë dôwô muzyczno akcjô sprzątaniô świata - öpöwiôdô frantówka Pórządk. Téż w refrenie dzecë dzelą sa na dwa głosë. Hej le wszëtcë dzecë trzeba nama chwatkô pôwëzbierac smiecë -kô wnet przińdze latkô. Wezmë do te sprzatë, grabie, haczczi, miechë, gwësno przë tim badze ful ucechë. Klikanie w kluczplata czëc je ób-czas Kómputerkówégó ôbarchnieniô. Znanka naszich czasów. Kómputrowé grë, co robią z człowieka ôpi. Jaczéfejné, jaczé miodné, Në ifarwné, skôczné, rëszné, Przë nich nawet nie są głodné, Le"dërch czëją sa uceszny. Tak są baro w te grë wdóné, Strzéle, biôtczi i gônienié, Östréjazdë, dëtczi próné - Komputerkowi ôbarchnienié. Tuńce są kaszëbską techno-pölką, jakô promuje tradicyjné môdło do tuńca i różańca. Zwak wanożi z prawi do lewi i nazót. Knôpi i dzéwczątka Fejn muzyczczi czëc je granie Pójta do westrzódka Chcemë w tuńc sojic wecmanim. Przë Krzëwim słowie robi sa narôz pöwôżno. Dzecny wëkönôw-cowie przestrzegają przed użëcym krzëwëch słowów. Muzyka pëszno pódczorchniwô tekst. Öj biada, chto tego nie pösłëchô... Nijak nie wiész, drëchii Jak letko je kôgô skrziwdzëc. Czasa blós sygnie pô cëchu Rzec pół leno prôwdë. U Bo straszno nen dzejô, Żelë chto lëchą powiada, rozgłôszô dlô ceszbë swôji. Öj biada mu, biada. Pösobné Kwiôtczi są czësto z jiny muzyczny a znaczeniowi parafie. To prowadnik pô zortach kwiatów ze snóżim mórała na kuńcu. Nie zafela-ło téż stôrégö, kaszëbsczégö la, la, la na dwa głosë. Lubią pożerać na kwiôtczi jaczé kôl ôkna sa chwieją -chcą wiera pozdrowić dzôtczi, co do nich ród sa śmieją. W muzyce Łakótë czëc je wiôlgösc świata i pöłikanié kilometrów. Pie-sniô ötmikô dzecóm okno na świat i kôże wëzerac buten, stojące na bezpiecznym stółczku doma. Miło jezdzëc wszadze dalek I na czepach świata stawać Tam sam łakótë cos nalezc Wcyg nowëch lëdzy poznawać. Reagge Latowiskó przechłoscywô do chutczészégö skuńczenió szkole i rëgniacô dalek... bëlë na Kaszëbë. Latko coróz barżi merkac za latowiska czas wzerkac. Słunkó prażi w skórë, dze bëjachac, może w górë? Jastrowi zajc podobno jak Na rôrotë i A më so gôdómë mó ju swoje lata i... wcale sa nie zestarzôł. Mech je trzeba, sano mët Nót je gniózdkó zrobić wnet Bo na zajca dzótczi żdają, Tak cos Jastrë w zwëku mają. Ale zajc mądrzela wie Chto je grzeczny, a chto nić. Dobrim smaczków bórda wpuscy Lëchëch gniózdkó óstnie pusté. Na rórotë mają piakną aranżacja. Z początku spiéwóné są delikatno, ja-gwańtowó. Po tim góra bierze niecer-plëwösc na blisczé przińscć Jezëska. I redota. I progresjo. I dwa głosë. Nôpiakniészô piesniô na place. Nad rena w nocëjidą naprocëm kóscółka we wsë Przë śniegu skrzepie w rodzynny grëpie trzimią sa kol se * AAój tusk * Sp»éwi\é Rwiótczi z 8a.mt\a. Z tëch górów przitczich żólą sa widczi w lapuszkach dzecy Zrobionëch w szëku dëcht podług zwëku, w domócy chëczi Trzë ôstatné sztëczczi są godowe. W dokózku Na pasterka czëc je jazda kónioma przez smiotë. Ödzéwô sa: hó, hó, hó - kaszëbsczi gwiôzdór. W Gwiź-dżach przedstawione są taczé wej pöstacëje: szandara, gwiózdczi z karą, białczi, strëch, kózelk, konik, smierc, bócón, cëgón, kóminiôrz, miedwiédz a diôblin - calô gwiżdżowô kómpanijó przë cygnienim mrëczka. Gôdné drzewko je równiennika nóstarszich tekstów na place. Öb-szcządné muzyczne öprôcowanié wnószó w ten dokôz nowé żëcé. Plata je bëlnym bédënka w fëjrowó-nym Roku Jana Trepczika. Hewó jidą pösobnicë Méstra Jana z wësmukó-nym darënka. Spiéwą dló dzecy. Cekawé tekstë dobrze zesadzoné z muzyką, pëszno óbónioną aranżacją sprówiają, że płatka ta letëchno sa słëchó, a kóżdi sztëczk zaskakiwó słechińca. Prëczkówsczi, budëjącë wiersz, chatno sygó do słów, co nie są użiwóné tak czasto jak: tusk, szturac, kraglac sa, dézënk, uczepłi, bindówka, lecba, óbarchnienié a jiné - co dówó dodówkówi uczbówi zwësk - dlóte je wórt szerok te tekstë cytowac. Dzecë piakno na płice wëmôwiają. Tej-sej sa blós trafi kąsk za mitczé „rz". Mój tusk z bókadnyma tekstoma przëstapnyma drëka mô móżnosc trafie do trójnëch klasów, dze je uczony kaszëbsczi jazëk. Niech sa tak stó-nie, bó dzecë a szkolny leno na tim skörzëstają. Do tegó snôżo zrëchto-wónô muzyka napełni wiesołoscą nawetka nôbarżi zmur'załé chëczë. TOMÔSZFÓPKA GR0MICZN1K 2019 / POMERANIA / 47 Z KOCI EW! A WIELKA CHWALBA DLA GDAŃSKA Gdańsk - wielkie, ważne słowo. Każde polskie echo je teraz powtarza. Tyle też wzruszenia, dumy i radości przez łzy, najlepszych poświątecznych życzeń -dzielenia się dobrem. Dawno nie przeżywaliśmy tak wspaniałej wspólnoty ludzi dobrej woli. Od świtu do późnej nocy - Gdańsk! A przecież mój oswojony świat to Kociewie, o którym, zwłaszcza w Polsce centralnej i południowej, niewiele wiedzą, o czym wielokrotnie przekonywałam się podczas konferencji. Znamienne też były reakcje turystów podczas naszego „kociewskiego pochodu" na Jarmarku Dominikańskim. Dla Ko-ciewia trzeba pracować, zajmować się nim, je promować. Czyż muszę się usprawiedliwiać, że teraz najważniejszy jest Gdańsk, i to nie dlatego, że wszystkie etapy kształcenia i naukowych szczebli związałam z Gdańskiem właśnie. Ponad 30 lat działań z ZKP, zebrań, świętowań, wydarzeń... tu studiują moje wnuki. Bliski mi Trójmiejski Klub Kociewia-ków od lat spotyka się w Staromiejskim Ratuszu. W najbliższą niedzielę znowu. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy ktoś podczas sesji rady miejskiej u nas, gdy ważyły się granice województwa pomorskiego, powiedział, że ziemia świecka niewiele ma wspólnego z Pomorzem Gdańskim. A gród Grzymisława szykował się wtedy do 800-lecia, tu przecież też Świętopełk, Mestwin. Straszna niewiedza! Na wzmacniającą ducha postawę gdańszczan mogłam się powołać podczas ubiegłorocznych spotkań - manifestacji mieszkańców Świecia w obronie praworządności w Polsce. Mogłam szczerze przywołać dobry przykład z Gdańska. I teraz znowu przez tydzień, przez większość dnia i nocy, Gdańsk był w naszych domach, w sercach pozostanie na długo. Świecie nad Wisłą jest obecnie największym ośrodkiem na Kociewiu południowym. Dawny gród Świętopełkowy nękany powodziami przeniósł się na nadwiślańską wysoczyznę. Na swoim miejscu pozostał zamek pokrzyżacki i kościół starofarny. Właśnie w nim łączyliśmy się modlitewnie i rozświetlanym czuwaniem z Gdańskiem. I tu zabrzmiała przejmująca pieśń o ciszy... Niezwykły czas łez i zarazem dumy z postaw wielu Polaków, też nadziei na dzielenie się dobrem. Na niezapomniane, ciągle powracające obrazy rozświetlonego Gdańska, straszne i zarazem obok- krzepiące wieści nakładały się osobiste wspomnienia. Wieść o kaszubskiej „pustej nocy" (cieplej się robiło, gdy mówiono, że ZKP...) przywołała skojarzenia z południowego Kociewia. Z dzieciństwa pamiętam takie szczególne obrzędy po śmierci mojej babci. Nikt nie zliczy łez i dodatkowych poruszeń serca, gdy cała Polska czuła się Gdańskiem. Dwa dni przed gdańską niedzielą w Pruszczu Gdańskim miejscowy oddział ZKP zorganizował wspaniałe świąteczne spotkanie z biesiadą, opłatkiem, kolędą. Zamierzałam temu poświęcić prawie cały felieton. Jest co chwalić. Blisko Gdańska spotkały się w czasie kolędowym dwa światy- kaszubski i kociewski. Może lepiej powiedzieć - dwie barwy Pomorza. Przedstawiono, starannie i żywiołowo, widowisko „Betlejem kociewskie" według tekstu Ryszarda Szwocha. Prawdziwa uczta dla otwartych regionalistów. Bardzo dobrze brzmiała kociewska gwara i potem kaszubska kolęda. Muszę to jeszcze raz zobaczyć - przeżyć, by w pełni docenić świetny pomysł twórców artystycznego programu. Niebawem nadarzy się okazja w Pelplinie, gdzie oddział ZKP organizuje ważne święto. Trwa tegoroczny długi karnawał. Zatrzymał nas żałobny czas w Gdańsku. Teraz dobro trzeba nowe tworzyć i pamiętać, a do dobrych przykładów wracać. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Nikt nie zliczy łez i dodatkowych poruszeń serca, gdy cała Polska czuła się Gdańskiem. (...) Teraz dobro trzeba nowe tworzyć i pamiętać, a do dobrych przykładów wracać. 48 POMERANIA W Spödleczny Szkole w Miszewie 6 gromicznika bëła uroczëstô inauguracjo Roku Jana Trepczika uchwôlonégô przez Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie. Z ti leżnoscë piszemë w „Pomeranie" ö ti jedurny na świece szkole, jakô mô miono Méstra Jana. Jan Trepczik (sedzy w pierszi rédze) z uczniama miszewsczi szköłë MÉSTER TAN TREPCZIK ~ WIÔLDŻI PATRON W MISZEWIE Wszëtkö zaczało sa öd pöwstaniô klubu a późni partu Kaszëbskö-Pömörsczégô Zrzeszeniô w Baninie w gromiczniku 2002 roku. Ju rok późni przédnik tegö partu Eugeniusz Prëczköwsczi zabédo-wôł, żebë Szkóle Spödleczny w Miszewie nadać miono Jana Trepczika, chtëren nią czerowôł w latach 1927--1934. Z udbą nôpierwi zaszedł do miszewsczich strażaków, temu kandidatura ta chutkó stała sa póspólną Zrzeszeniégö i Ogniowi Straże. W tim czasu direktorką szkółë bëła Mirosława Groth, późni baro aktiwnô dzejôrka, wiceprzédniczka (dzys sekretera) partu KPZ w Baninie. W szkółowi kronice nalazła wzmiónka, że pó prôwdze przed wojną Trepczik béł czerownika. Wicy wiadłów nie bëło, rów-nak baro sa zaczekawiła tą póstacją, a wnet sta sa ji gorącym przestój nika. W pierszim na ten temat artiklu o titlu Kandydat na patrona [J. Dosz, „Czas Żukowa", nr 3/2003, s. 7] wspomina ona hewó tak: Miszewo zamieszkuje rdzenna ludność kaszubska. Żyją jeszcze osoby, które były uczniami Jana Trepczyka. Z wielkim sentymentem go wspominają. Nawet pamiętają pieśni jego autorstwa, których on sam ich nauczył. Jest to bez wątpienia bardzo dobry kandydat na patrona szkoły. Jednym z nëch żëjącëch tej béł Stanisłôw Hassę. Przeszedł on do remizë OSP na uroczëzna, jaką klub Zrzeszeniégö ze szkołą zrëchtowelë 5 łżëkwiata 2003 roku. W pamiacë zeńdzonech do dzys östałë jegö snôżé słowa o swój im szkolnym. Gôdôł midzë jinszima: Jô do niegô chôdzył w pierszi i drëdżi klasë. Pamiatóm, że më szlë z wiceczką do Wôrzenka nad jezórkó. Tam sa GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 49 JAN TREPCZYK 11^» 21 !!•> ■■ MUtpTA " WOJEWÓDZKI —KONKURS PIEŚNI Pöspólny ödjimk öbczas II Wöjewódzczégö Konkursu Spiéwë m. JanaTrepczika (2009) zeszłë dzecë ze szkôłów z całégô ôkôlégô. Më spiéwelë kaszëbsczépiesnie, bëłë rozmajité wiersze gôdóné, knôpi chwôtelë reczi w jezorze. Bél zrobiony ôdżin i më tam bëlë wnetka pół dnia. Pô wszëtczim kôżdô szkoła szła w swoja strona. Przez te zabawë më znelë dzecë z całégô ôkôlô. To bëło taczéfejn, że człowiek topamiatô całéżëcé [Gôdôłpô naszemu, „Czas Żukowa", nr 6/2003, s. 10]. Na to łżëkwiatowé zeńdzenie miszewsczi szkolny z dzecama mielë uszëköwóny przedstôwk z wiérztama i spiéwama Méstra Jana, jaczi bëlno dofulowôł wspominkowe dzéle. Öd te czasu sprawë ju szłë baro chwatkö. Finał nastôł 18 czerwińca 2004 roku na uroczëznie nadaniô miona. Tak sa czekawie złożëło, że Trepczik „wrócył" tej do Miszewa pö 70 latach, po wërëmôwanim gô do Wiôlgôpôlsczi w 1934 roku za dzejanié köle kaszëbiznë. Kö muszi wiedzec, że w tëch tam midzëwöjnowëch latach w Misze wie prawie ódbi-wałë sa na pół krëjamné zćńdzenia z Aleksandra Labudą, Sztefana Bieszka i jinszima dzejarzama z karna zrze-szińców, chtërny sztanowelë tej nad przińdnotą kaszëbiznë. Chtëż bë mógł wnenczas przińc na to, że ta „przińdnotą" téż w Miszewie badze mia po tëli latach swój wiôldżi plac? Chóc nie bëło to nijak letko. Ko je prôwdą, że dëcht przed nadanim pójôwiałë sa wątpiące głosë ôrtu: „A ta szkoła nie mdze czasa zlëkwidowónô?" Równak w Miszewie i banińsczim parce nicht taczich mëslów ni miôł. Temu uroczëzna bëła widzałô. Nową stanica szköłë, chtërna niósł Robert Groth (dzys kaszëbsczi radiowi dzénnikôrz), swiacył absolwent ti szkółë ks. Zbigniew Wasersczi. Pótemu wiele razy od-prôwiôł ón msze po kaszëbsku, chöc jakno zmartwëch- wstańc je pósélóny w rozmajité stronë. Terô służi w Złoceńcu na zôpadnym Pó-mörzim. Edmund Kamińsczi uszëköwó-ny miôł wëstôwk ödjimków Méstra Jana, a Towarzëstwö Śpiewacze - téż jegó miona - pierszi rôz wëstąpiło pö reaktiwacji churu. Tim szëka móże rzec, że sóm Trepczik zbrzątwił nen chur, jaczi czedës 8 prowadzył we Wejrowie, do ponownego ! dzejaniô [Powrótpo siedemdziesięciu la-| tach, „Czas Żukowa", nr 7/2004, s. 8]. Öd początku tegô szköłowégó roku | bëłë ju prowadzone uczbë kaszëbsczégó 8 jazëka. Szkolną östa Elżbieta Prëcz-köwskô. Z piersza nie bëło letkó, bëło le ösmë chatnëch dzecy. Konsekwentno robota doprowadza do te, że trzë lata późni, na 110. roczëzna urodzeniô Trepczika, direktorka mogła uroczësto ögłosëc, że w Miszewie wszëtczé dzecë chodzą na kaszëbsczi. Na rozegracji, chtërna tej sa ödbëła w Baninie, béł nawetka wiceminyster kulturë Jarosłôw Sellin - wspôminôł familijną łączba swóji mëmczi a Trepczika dzecy. Ne lata bëłë pôczątka wiele udbów, chtërne mają dzys znaczënk óglowôkaszëbsczi. Ko ju wnet zaczął sa, z piersza powiatowi, a tej wójewódzczi Konkurs Pieśni miona Jana Trepczika. Wiedno przënôszô snôżi brzôd, zachacywô artistów do twörzeniô nowëch piesni, pöbudzywô szkólnëch do ôdkriwaniô wôrtnotów kaszëbiznë, öchli do szukaniô dzecnëch taleńtów, a ugwësniwô młodëch artistów na binie. Kó westrzód laureatów są midzë jinszima môcno znónô ju w Polsce Natalio Szroeder, a téż Werónka Prëczkówskô, chtërna dzyrzkô kroczi muzyczną Stegną. Ne kônkursë baro rozkóscérziwają spiéwë Trepczika, jaczich w całoscë je kol sto piacdzesąt. Młodzëzna z Miszewa i z corôz wicy jinszich szkółów, co biwają na nëch konkursach, bëlno znaje te spiéwë. Przez to mócënkô miszewskó szkoła sa przëczëniwô do rozszérzwianiô tego dorobku. Sama przëjała za swój himn snóżi muzyczny sztëczk patrona, co zaczinó sa od słów: Pôjmë wespół dzecë świata, dze ubëtk i słuńceje. Dzepójuga, wöniô kwiata. I dze snó-żota nas żdże! Prawie te dzótczi, co wiera nólepi ze wszëtczich na Kaszëbach znają piesnie Trepczika, tworzą dzecné karno fólkloristiczné „Mulczi". Dzejô öno z inicjatiwë 50/POMERANIA/LUTY2019 straż -dżaflna partu KPZ w Baninie od 2010 roku. Z karna wespółrobilë i dali robią roz-majiti instruktorze, jak Kristina Zalew-skó, Jerzi Soliwóda, Łukôsz Skrodzczi, Mark Munch. Całosc od początku dërch spinô Elżbieta Prëczköwskô - czerow-niczka. To je prôwdzëwô kuzniô kaszë-biznë. Dzôtczi z ti szköłë dobiwają nôd- o grodë na wszelejaczich konkursach: | wiédzë ö Kaszëbach w Borkowie a Lëzë- § nie, artisticznëch w Kartuzach, Baninie, ^ czile razy w Wierzchucënie i we wiele 1 jinszich placach. Do te czasto promują g •o Kaszëbë W mediach. Przikładowö czësto Uroczëzna nadaniô niedôwno „Mulczi" wëstąpiłë w telewizyjnym popularnym programie „Szkło kontaktowe", a karno „Spiéwné kwiôtczi", w dzélu złożone z miszewsczich dzecy, przez czile sezonów wëstą-piwało w Telewizji Wëbrzeżé, a pótemu w Twój i Telewizji Mórsczi. Dzecë z Miszewa téż pöd czerënka szkolny kaszëb-sczégö wskrzeszëłë dôwny zwëk gwiżdżów. Öd 2004 roku chodzą co rok po Miszewie, Baninie, Papowie. Pąrłaczą to wiedno z jakąś charitatiwną akcją. Co roku téż dobiwają nôdgrodë na konkursach kóladników w Przëjazni. Tej-sej téż zajimają wësoczé môle w gminie i powiece w rozmajitëch konkursach - ortograficznym - Kaszëbsczim Diktandze „Królewiónka w Pałacu", bëlnégö czëtaniô, recytatorsczim „Rodnô Mowa". W 2011 roku Aleksandra Okrój, jedna z nôbarżi uz-datnionëch uczenków, absolwentka Gduńsczegó Uniwersytetu, dobëła pierszi mól na finale w Chmielnie. Do dzys w uszach brzmi ji snóżó prezentacjo wiérztë Jana Trepczika „Kaszëbskô mowa". Pósobné roczniczi miszewsczich dzecy wanożą szla-chama patrona. Zwiedzają Kartuzë, dze zaczinół szkól-nowską i gazétniköwą droga, jadą do Swiónowa, Strë-szi Budë a Mirochówa - rodnëch strón méstra, kłóniają sa nad groba w Wejrowie a zazérają do Muzeum Kaszëbskó-Pömórsczi Pismieniznë i Muzyczi, ó jaczégö powstanie Trepczik sa biótkówół i w jaczim je bëlny dzél jego lëteracczi spôdkówiznë. Wszadze tam i w kóżdim jinszim placu, dze leno są (muszi dodać, że co roku „Mulczi" jeżdżą téż na dalszą wanogą w krój), rozköscérzają wiédza o patronie i nôbëlni o nim swiódczą. miona Jana Trepczika miszewsczi spödleczny szkole (2004) Przez piatnósce lat „nowégó bëcégó" Jana Trepczika w Miszewie zmieniło sa baro wiele. Sóm Trepczik je ju dzys téż patrona szaséjów w Baninie i Papowie (smutne je, że chóc młodzëzna z tëch strón wnioskowa ju czile razy, dërch ni möże sa dożdac pözwë szaséje w Kartuzach). Öd niegö téż zaczało sa utczenié w tim ókólim jinszich zasłużonëch Kaszëbów. Wszëtcë oni, jak Au-gustin Chrabkówsczi, ks. Francyszk Okrój, ks. Józef Bigiis, Francyszk Treder, Karol Krefft, prof. Gerat Labuda i jinszi, są dzysdnia patronama szaséjów a rondów. Wszëtkó to, ósoblëwie nowatorsczé wprowódzanié w miszewsczi szkole uczbë ö tatczëznie, mô wpłiw na mentalną zmiana molowi spölëznë. Gwësno nóbarżi zmieniło sa mëszlenié starków i starszich ó swój im rodnym jazëku. Może rzec, że z öböjatnoscë a nawetka po kąsku niechacë, jaką znajemë jesz we wiele jinszich placach, przeszło ono w szacënk. Wiera blós w Miszewie je tak mócënkö merkac to, że wiele dzecy po prów-dze zaczinó dosc swobodno korbie po kaszëbsku, chóc doma tego ju nie bëlë uczony. Sama szkoła stówo sa przez to i przez swoje dobëca z roku na rok coróz bar-żi znónó. Lëczba uczniów wnetka dosygnie dwasta, a je gwësné, że badze rosła, bo pówstówają wkół Miszewa nowé ósedleszcza. Przez to kaszëbsczégö uczą sa dzecë urodzone we Wrocławiu, Warszawie, Póznanim a jinszich dzélach Pólsczi. Równak coróz wicy z nich gódó ó se, że są terô Kaszëbama z wëbóru. I są z tego buszny! Tak jak buszny są z nowi tumowi zalë, jakó oficjalno bëła ótemkłó 6 gromicznika latoségó roku. Piakno, że uroczëzna ta sparłacza sa z inauguracją Roku Jana Trepczika! REGINA I JAN DOSZOWIE GROMICZNIK 2019 / POMERANIA / 51 z południa MY, POMORZANIE Patrząc na płyty nagrobne mieszczan w gdańskich kościołach, na zarośnięte pozostałości ewangelickich cmentarzy, na ceglane domy kosznajderskich gospodarstw w podchojnickich wioskach, tu i ówdzie na dwory, które jeszcze się nie rozsypały, nieuchronnie zwracam myśli ku ludziom, którzy żyli tu przed nami i pozostawili materialne ślady swojej obecności. Każda z tych społeczności żyjących obok siebie wnosiła własne wartości do skarbca regionalnej kultury. Mam wtedy wrażenie, że w toku dziejów zostaliśmy zubożeni, pozbawieni wielu elementów, które cechowały kulturę Pomorza. W czasach I Rzeczypospolitej, której kres położyły rozbiory, Prusy Królewskie posiadały największy zakres autonomii i były najbardziej odrębne od wszystkich prowincji Korony Wewnętrznie jednak dzielnica była zróżnicowana pod wieloma względami. Miasta rządziły się niemieckim prawem miejskim, szlachta - ziemskim. Inna kultura ludowa wykształciła się na Kaszubach, inna na ziemi chełmińskiej, a jeszcze inne tradycje kultywowali np. mennonici osiedleni na Żuławach i w dolinie Wisły. To wszystko razem tworzyło zróżnicowany krajobraz kulturowy Prus Królewskich, które w większej części weszły w skład dzisiejszego Pomorza. Wielokulturowość, czyli współwystępowanie na jednej przestrzeni dwóch lub więcej społeczności o odmiennych cechach kulturowych, jest zjawiskiem historycznie w zasadzie powszechnym. Koegzystencja różnych grup może być źródłem silnych napięć, lecz może także prowadzić do asymilacji i wytworzenia nowych wartości kulturowych - stwierdza prof. Cezary Obracht--Prondzyński w książce pt. Wielokulturowe Pomorze. Wie-lokulturowy Gdańsk. Chcąc odpowiedzieć na pytania: Jak w przeszłości kształtowały się stosunki na Pomorzu? W jakim stopniu jesteśmy spadkobiercami kulturowego bogactwa sprzed wieków? - autor poddał analizie (historycznej i socjologicznej) relacje międzygrupowe oraz procesy zachodzące w społeczeństwie pomorskim. Pomorze stanowi szczególny „kocioł" wielu grup etnicznych i społecznych, który w ciągu wieków ulegał nieustannym zmianom, niekiedy ewolucyjnym, a czasem gwałtownym i dramatycznym, jak w I połowie XX wieku. Do obecnego kształtu pomorskiej wielokulturowości przyczyniła się głównie ostatnia wojna i powojenne wielkie ruchy migracyjne. Przywódcy zwycięskich mocarstw zadecydowali o nowym kształcie polskiego państwa, w wyniku czego doszło do przemieszczenia ogromnych mas ludności. Z terenu Pomorza w ciągu kilku pierwszych lat zostali wysie- dleni Niemcy, również ci, którzy mieszkali tu od wielu pokoleń i uważali naszą ziemię za swoją Heimat. Swe siedliska musieli opuścić m.in. Kosznajdrzy zamieszkujący w zwartej kilkutysięcznej grupie na południe od Chojnic. Niemieccy koloniści, sprowadzeni przez Krzyżaków w XV w. (po najeździe połsko-husyckim) rozprzestrzenili się z pierwotnych siedmiu na kilkanaście wiosek. Przez wieki zachowali swój dolnoniemiecki dialekt (plattdeutsch), wytworzyli własne obyczaje i kulturę ludową, byli dobrymi rolnikami. Nie ulegli reformacji, a dzięki wspólnemu wyznaniu łatwo wchodzili w związki małżeńskie z sąsiadami - Kaszubami. W efekcie wiele rodzin zasymilowało się, czego świadectwem są liczne niemiecko brzmiące nazwiska w okolicy Chojnic i Tucholi. Całkowitemu unicestwieniu uległa społeczność żydowska, zresztą już w przed II wojną w miasteczkach pomorskich bardzo nikła. W Chojnicach jedynym śladem po współmieszkańcach wyznania mojżeszowego jest mur cmentarny i domek grabarza - opiekuna kirkutu. Natura nie znosi próżni. Do miast i poniemieckich wiosek przybyli nowi mieszkańcy, Polacy z przeludnionej „centrali" i dawnych kresów, z Wileńszczyzny, Nowogródka. Na opuszczonych terenach nowych siedzib poszukali także Kaszubi z sąsiednich powiatów. Wreszcie na naszych ziemiach -w okolicy Bytowa, Człuchowa, Słupska - znaleźli przystań Ukraińcy, Łemkowie i Gojkowie, wysiedleni ze swych odwiecznych domostw w ramach barbarzyńskiej akcji „Wisła". Od kilku dekad następuje wzmożenie etnicznej tożsamości rodzimych społeczności (Kaszubów, Kociewiaków) i mniejszości narodowych, m.in autochtonicznych Niemców. Zjawiskiem ostatnich lat jest migracja także do naszego regionu z ościennych krajów, zwłaszcza z Ukrainy i Białorusi. To wszystko składa się na współczesną mozaikę kulturową Pomorza. Zróżnicowanie kulturowe stanowi o atrakcyjności regionu, ale i może osłabiać jego spójność, a tego byśmy nie chcieli. Co więc należy czynić, aby sytuacja rozwijała się w pożądanym kierunku? Zdaniem prof. Obracht-Pron-dzyńskiego obowiązkiem naszym jest wzajemne poznawanie się, otwartość i nieodgradzanie się od innych, tolerancja, tworzenie klimatu zaufania. Podstawowe znaczenie ma edukacja, działalność władz i instytucji, a także liderów społeczności. Tylko taka postawa doprowadzi do integracji i ukształtowania pomorskiej tożsamości, przy poszanowaniu osobnych wartości każdej grupy. KAZIMIERZ OSTROWSKI (...) obowiązkiem naszym jest wzajemne poznawanie się, otwartość i nieodgradzanie się od innych, tolerancja, tworzenie klimatu zaufania. (...) 52 POMERANIA ZPÔŁNIA Wżerające na nagrobne tôfle mieszczanów w gduń-sczich kóscołach, na zarosłe pööstałoscë ewanie-licczich smatôrzów, na ceglané chëczë kôsznajdérsczich gburstwów w pödchönicczich môlëznach, tej-sej wżerające na dwörë, jaczé jesz sa nie rozsëpałë, dërch wrôcóm w spöminkach do mëslów lëdzy, co tuwô żëlë przed nama i ôstawilë materialne szlachë swöji bëtnoscë. Köż-dô z żëjącëch köl sebie spôlëznów wnôszała gwôsné wôrtnotë do skôrbnicë regionalny kiilturë. Móm taczé wseczëcé, że öb czas dzejów më jesmë okradli z roz-majitëch elemeńtów, jaczé bëłë znankama kulturë Pömôrzô. W dzejach I Rzeczëpöspöliti, jaczi kuńca bëłë za-gôrënczi, Królewsczé Prësë miałë nôwikszi dzél autonomie i bëłë nôbarżi apartné öd wszëtczich prowincjów Körónë. Bënowö równak bëłë wëapartnioné pöd roz-majitima métlama. Gardë rządzëłë sa niemiecczim prawa miesczim, szlachta - zemsczim. Jinô lëdowô kultura wësztôłcëła sa na Kaszëbach, jinô na chełmińsczi zemie, a jesz jiné tradicje rozköscérzëlë np. mennonice ösedlony na Zëlawach i w dólnëch partach Wisłë. To wszëtkö raza twörzëło rozmajiti kulturowi krôjmalënk Królewsczich Prësów, jaczé we wikszim dzélu wëszłë ^ w skłôd dzysdniowégô Pômörzô. Wielekulturowösc, to je wespółbëtnosc w jednym placu dwuch abö wicy spôlëznów z apartnyma kulturo-wima znankama, je zjawiszcza historiczno pöwszédnym. Koegzystencjo rozmajitëch karnów môże bëc zdrzódła möcnëch sztridów abö môże téż prowadzëc do asymilacje i wëtwórzeniô nowëch kulturowëch wôrtnotów -cwierdzy prof. Cezari Óbracht-Prondzyńsczi w ksążce pt. Wielokulturowe Pomorze. Wielokulturowy Gdańsk. Chcącë ödpöwiedzec na pëtania: Jak w uszłoce sztôłto-wałë sa stosënczi na Pömörzim? W jaczim dzélu jesmë spadköbiércama kulturowego bogactwa z uszłotë? -autór pöddôł analizę (historiczny i socjologiczny) mi-dzëkarnowé relacje a téż procesë zachôdającé w pömör-sczi spölëznie. Pömörzé to ösoblëwi „köcół" rozmajitëch etnicznëch i spölëznowëch karnów, jaczi öb stolata bél pöddôwóny wszelejaczim zmianóm, czasa ewôlucjowim, a czasa gwôłtownym i dramaticznym, jak w I połowie XX wieku. Na dzysdniowi sztôłt pömörsczi wielekulturowöscë mia cësk przede wszëtczim slédnô wöjna i pöwôjnowé wiôldżé migracjowé rësznotë. Przédnicë möcarstwów, jaczé dobëłë, zdecydowelë ô nowim sztôłce pölsczégô państwa, w konsekwencje doszło do migracjów wiôldżich lëczbów lëdzy. Z Pômörzô w przecygu czile pierszich lat östalë wësedlony Miemcë, a téż ti, jaczi mieszkalë tuwö ôd czile pököleniów i uwôżelë naszą ze-mia za swój Heimat. Swöje sedlëszcza muszelë öpuscëc m.in. Kösznajdrzë zamieszkujący w cziletësaczny grëpie na pôłnim ód Chöniców. Miemiecczi kólonyscë, prze-cygniati przez Krzëżôków w XV wieku (pó najezdze pölskö-hiisycczim) rozköscérzëlë sa z pierwötnëch séd-më na czilenôsce môlëznów. Przez wieczi uchöwelë swój dólnomiemiecczi dialekt (plattdeutsch), wëtwôrzëlë gwôsné zwëczi i lëdową kultura, bëlë dobrima gburama. Nie bëlë zrefôrmöwóny, tej dzaka pöspólnému wëzna-niému letkó wchôdelë w żeńbe ze sąsôdama - Kaszëba-ma. W efekce wiele familiów sa zasymilowa, czegö przi-kłôd to wielné miemieckó brzëmiącé nôzwëstka w ökölim Chöniców i Tëchólë. Całownému unicestwieniu ósta póddónô żëdowskô spölëzna, le ju przed II wójną w pömórsczich gardach bëła na wëmiarcym. W Chóni-cach jedinym szlacha pô wëspółmieszkancach mojżeszowego wëznaniô je mur smatôrza i chëcz kulgrébra -dozérôcza kirkutu. Nôtëra ni móże zlëdac lózoscë. Do gardów i pömie-miecczich môlëznów przecyglë nowi mieszkańce, Pölôszë z przelëdniony „centrale" i dôwnëch kresów, z Wieleńszczezne, Nowogródka. W öbrëmienim ópuszczonëch zemiów nowëch sedzbów szukalë téż Kaszëbi z sąsednëch krézów. Kii reszce na naszich ze-miach - w ókólim Bëtowa, Człëchöwa, Sztôłpu - nalezlë swoj plac Ukrajińcowie, Łemkowie i Gôjköwie, wësedlo-ny ze swöjich domócëch chëczów w öbrëmienim barba-rzińsczi akcje „Wisła". Öd czile dekadów jidze uzdrzec zwikszenié etniczny tożsamôscë familiowëch spólëznów (Kaszëbów, Köcewiaków) i nôrodnëch mniészëznów, m.jin. autochtonicznëch Miemców. Zjawiszcza slédnëch lat je migracjo téż do naszego regionu z óscennëch krajów, przede wszëtczim z Ukrajinë i Biôłorusëji. To wszëtkó skłódó sa na teróczasną kulturową mózajka Pómörzô. Kulturowe rozmajitoscë są znanką atrakcjowöscë regionu, ale i mogą osłabić jego klarowny wëzdrzatk, a tegö më bë nie chcelë. Tej co je nót robie, cobë sytuacjo rozwija sa w pasownym czerënku? Podług prof. Öbracht--Prondzyńsczego naszim ôbrzészka je nawzôjné póznôwanié sa, ötemkłosc i niestôwanié procëm drëdżim, tolerancjo, tworzenie klimatu, w jaczim je zaufanie. Spödleczné znaczenie mô edukacjo, dzejalnosc władzów i institucjów, a téż przédników spölëznë. Blós taczé nastawienie doprowadzy nas do integracje i usztół-towaniô pómórsczi tożsamóscë, przë szacënku dlô apartnëch wôrtnotów kóżdégó karna. KAZMIÉRZ ÔSTROWSCZI, TŁÓMACZËŁA ANA HÉBEL GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 53 LEKTURY Dawne Chojnice w albumie Jacka Klajny Chojniczanin Jacek Klajna jest wedu-tystą - od wielu lat, z powodzeniem, zajmuje się rysunkiem miejskim (z włoskiego veduta - widok, panorama miasta lub jego fragmentu). Drugą jego pasją jest fotografia, trzecią - lokalna historia. 0 jego inspiracjach i drodze twórczej pisaliśmy już na łamach „Pomeranii". Pasję historyczną Klajna udokumentował w postaci kilku cyklów grafik poświęconych architekturze dawnych 1 współczesnych Chojnic. Opublikował ponadto kalendarze z rysunkami miejskich budynków. Utrwala również obiekty położone w wielu innych pomorskich miastach. W listopadzie ubiegłego roku kościerskie siostry nie-pokalanki otrzymały od niego rysunek fragmentu Zakładu NMP Anielskiej. Ciekawym jego pomysłem jest też wydanie albumu zawierającego zbiór fotografii wykonanych do 1920 roku. Ten projekt rychło został zaakceptowany przez władze samorządowe Chojnic, które sfinansowały druk publikacji. Autorowi albumu zadaliśmy kilka pytań. Skąd pomysł na album? Można powiedzieć, że przyszedł sam. Od dawna zajmuję się rysunkiem miejskim. Fascynuje mnie dawna architektura, wygląd chojnickich ulic, budynki i miejsca, które już dzisiaj nie istnieją i możemy je oglądać tylko na starych zdjęciach i widokówkach. Pocztówki i zdjęcia zacząłem kolekcjonować na potrzeby mojej pasji rysunkowej. Potrzebowałem po prostu dobrego materiału wzorcowego do rysunku. Po kilku latach nazbierało się tego sto kilkadziesiąt egzemplarzy. Ale bazowałem nie tylko na kolekcji własnej. Na różnego typu jarmarkach i spotkaniach poznałem ludzi z podobnymi pasjami. Oglądałem ich kolekcje, wymienialiśmy doświadczenia, porównywaliśmy swoje egzemplarze. Wtedy dotarło do mnie, że każdy z tych kolekcjonerów ma jedną lub kilka pocztówek, których nie ma absolutnie nikt inny To unikaty, pojedyncze sztuki. Zrozumiałem, że trzeba to uchronić od rozproszenia, bo nie wiadomo, jaki będzie los tych kolekcji. I właśnie tak powstał ten pierwszy tom. Pierwszy? Czy będą następne tomy? Miał być tylko jeden. Taki był mój początkowy zamiar. Te 12 kolekcji zebrać w jednym albumie obejmującym okres od zrobienia pierwszych znanych fotografii Chojnic do roku 1945. Ale w trakcie pozyskiwania zdjęć i pocztówek oraz opracowywania albumu okazało się, że materiału jest tak dużo, że trzeba by albo część odrzucić, albo wydawnictwo miałoby z 400 stron. Dlatego konieczne było podzielenie materiału. Drugi tom obejmować będzie lata 1920-1945 i zostanie wydany w tym roku. Zapotrzebowanie mieszkańców Chojnic na takie wydawnictwo jest jednak tak wielkie, że spotykam się z jeszcze dalej idącymi oczekiwaniami. Mówię tu o okresie PRL-u. Myślę, że takie trzytomowe wydawnictwo rzeczywiście zamknęłoby pewną erę fotografii - „analogowej i czarno-białej". Na wielu widokówkach „z epoki" znajdowały się odręczne inskrypcje. W albumie ich nie ma. Jak wyglądała praca nad techniczną obróbką zdjęć i dlaczego usunął Pan te, pamiątkowe jednak, napisy? Rzeczywiście, materiał zdjęciowy zaprezentowany w albumie został poddany daleko idącym modyfikacjom. Nadrzędnym moim celem było pokazanie architektury oraz wyglądu ulic i placów Chojnic w XIX i na początku XX wieku. Ten album nie jest pracą naukową traktującą zaprezentowane tam pocztówki jako dokumenty historyczne, którymi z całą pewnością są: fotografia, treść korespondencji, znaczek pocztowy, datownik obiegu, wydawca, technika druku itp. lak wspomniałem, jestem pasjonatem lokalnej historii i architektury Chojnic, a nie filokartystą. Dlatego zaprezentowany zbiór pocztówek, własny i użyczony przez innych kolekcjonerów, dobrałem tylko i wyłącznie ze względu na wartość materiału fotograficznego. Z materiału zdjęciowego usunięto wszelkiego typu nadruki wydawców oraz korespondencję, by nie odwracała uwagi od celu głównego albumu - ukazania architektury miejskiej Chojnic. Osobnym procesem było usunięcie „znaków czasu", tj. przebarwień i zabrudzeń, rys i zagięć, ubytków w materiale zdjęciowym oraz odcisków datowników (stempli). Oryginalne opisy pocztówek usunięto także ze względu na niekonsekwencję wydawców, którzy stosowali różne formy opisu tych samych miejsc, ulic czy placów, co w konsekwencji wprowadziłoby chaos informacyjny u odbiorcy. To zagadnienie należy pozostawić językoznawcom i historykom. OPRACOWAŁ KAZIMIERZ JARUSZEWSKI Jacek Klajna, Chojnice na starych fotografiach, tom I (do 1920 r.), wyd. Urząd Miejski w Chojnicach, Chojnice 2018. 54/POMERANIA/LUTY2019 foto. LEKTURY O Raszejach z Kociewia Czapka na gwoździu to książka, której autorem jest Stefan [Paweł] Raszeja (1945-2009). W podtytule dodano Rozważania kociewskie. O Raszejach mieszkających na skraju Borów Tucholskich. Autor książki nie doczekał jej wydania, pracę nad nią przerwała jego nagła śmierć. Książkę do druku przygotowała Irena Bartnik, jego siostra. W pierwszym rozdziale pt. „Ocalić od zapomnienia" autor pisze: „Życie rodzin dawnych Ra-szejów staram się ukazać na tle czasów i terenów, z którymi ich byt się wiązał. Jest to więc historia rodu Raszeja wywodzącego się z Zelgoszczy, przedstawiona na tle historii miejscowości, z którymi ten ród jest związany". Zgodnie zaś z przyjętą koncepcją książki autor przedstawia najpierw informacje o Borach Tucholskich, na których terenie leży Zelgoszcz, a także związany z Raszejami Wielki Bukowiec oraz parafia Czarnylas. Ponieważ życie Raszejów nieodłącznie wiąże się z Kociewiem, w następnym rozdziale autor przedstawia w zarysie historię Kociewia do rozbiorów Polski, historię Zelgoszczy - gniazda rodu Raszejów, a także Kociewie i Pomorze w czasie zaborów. Po tak obszernym wstępie przychodzi czas na przedstawienie pierwszego z Raszejów - Jana (1779-1855) urodzonego w Zelgoszczy, ale osiadłego w Wielkim Bukowcu, oraz rodzi- ny jego syna Ignacego (1812-1903). Następnie autor omawia historię rodziny kolejnego Jana (1847-1917), syna Ignacego, który to Jan w prostej linii jest przodkiem autora (pradziadkiem). Tu przychodzi czas na przedstawienie życia na wsi w tych latach i wyjaśnienie tytułu książki Czapka na gwoździu. To tenże Jan, wchodząc wieczorem do kuchni, zdejmował czapkę i wieszał ją na gwoździu, co oznaczało zakończenie tego dnia pracy w gospodarstwie. W Zelgoszczy na gospodarstwie został młodszy brat protoplasty rodu - Maciej (1781-1858). I tak, przeplatając opowieści o życiu rodu Raszejów informacjami z historii wsi Wielki Bukowiec oraz wydarzeniami na Kociewiu w latach okupacji hitlerowskiej, autor przechodzi do linii wielkopolskiej Raszejów. Przedstawia także tragiczny bilans rodziny z lat wojny, członków rodziny w niej walczących. Opisuje też Raszeję odznaczonego medalem „Sprawiedliwi wśród narodów świata" oraz Raszejów prawników, naukowców, profesorów, a wśród nich prof. dr. hab. Stefana Raszeję, doktora honoris causa AM w Bydgoszczy i Akademii Medycznej w Gdańsku. Całość wieńczy kolekcja fotografii rodzinnych, informacje z rodzinnych zjazdów, dokumenty rodzinne i wybór tablic genealogicznych rodu Ra- szejów. Na końcu można znaleźć kilka pozostawionych przez autora kart zatytułowanych Liban, a wśród nich jedną z wykazem spotykanej pisowni i odmiany rodowego nazwiska oraz nazwy miejscowości Raszeia i Raszeja w Libanie. O związanej z Libanem legendzie krążącej wśród potomków Ignacego z Chełmna (najmłodszego brata Jana, który to wieszał tytułową czapkę na gwoździu) autor pisze na wstępie. Podobno Raszejowie mieli przybyć z Bliskiego Wschodu do Polski razem z braćmi zakonnymi. Lista materiałów wykorzystanych w książce, wykaz listów, wywiadów i wspomnień oraz zestawienie archiwów, bibliotek i parafii, w których autor przeprowadził kwerendy, obrazuje ogrom pracy, jaka została wykonana przez Stefana Raszeję i jego siostrę. KRZYSZTOF KOWALKOWSKI Stefan (Paweł) Raszeja, Czapka na gwoździu. Rozważania kociewskie. 0 Raszejach mieszkających na skraju Borów Tucholskich, przygotowała do druku i wydała Irena Bartnik, Człuchów 2018. STEFAN (PAWEŁ) RASZEJA Wrocław (1945 - 2009) Pomiędzy goryczą a nadzieją Dla czytelnika literatury kaszubskiej Stanisław Jankę to prawdopodobnie nade wszystko poeta. Kojarzony jest również z autorską prozą i tłumaczeniem na język kaszubski Pana Tadeusza Adama Mickiewicza. Jednakże warto pamiętać, że to jeszcze nie wszystkie formy literatury, jakie upra- wia. Pod koniec 2018 r. ukazała się bowiem nakładem Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie jego książka pt. Język u wagi. Opowieści o Kaszubach nieznanych, na którą składa się pięćdziesiąt reportaży. Powstawały one przez wiele lat, pomiędzy 1979 a 2014 r., znajdując wcześniej miejsce publikacji na łamach „Pomeranii". Reportaży jest zresztą dużo więcej aniżeli te ogłoszone w omawianym tutaj zbiorze. Jankę dokonał wyboru z osiemdziesięciu form napisanych dotąd dla „Pomeranii", a jako publicysta tworzył przecież jeszcze dla innych czasopism pomorskich (np. „Gazety Gdańskiej", „Pielgrzyma" i „Wieczoru Wybrzeża"). To, co się dzisiaj odsłania z tek- GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 55 LEKTURY stów publicystycznych Jankego, jest zapisem niejednoznacznym, nie tylko informacyjnym czy interwencyjnym, ale czasami nastrój owo-kreacyjnym, zdradzającym ambicje artystyczne autora. Jego propozycja jako reporta-żysty jest wyrazista i rozpoznawalna wśród tekstów innych dziennikarzy publikujących na łamach pomorskich periodyków. Język u wagi można podzielić na kilka kręgów tematycznych. Głównie ze względu na dwie sfery: z jednej strony zapomniane osoby i wydarzenia, a ze strony drugiej - nieznane postacie i fakty. Pierwszy z kręgów tematycznych dotyczy ludzi, którzy uczestniczyli w znaczących aktach historycznych i odcisnęli w nich swoje piętno, ale z różnych przyczyn zachowują ich w pamięci nieliczni. Czasami więc o bohaterze/ bohaterce pamiętają jego/ jej przyjaciele czy znajomi, czasami zaś jedynie narrator-repor-tażysta podążający śladem dawnych wydarzeń. Wyrazistym przykładem takiego reporterskiego podejścia Jankego jest materiał pt. Król, dotyczący Karola Kreffta. Do dziś Krefft bywa odbierany jako jeden z barwniejszych działaczy kaszubskiego ruchu tożsamościowego, człowiek tyleż imponujący, co i wywołujący dyskusję, traktowany tak w kategoriach heroizmu jak i donkiszoterii. Dla narratora reportażu Krefft to postać niemal mityczna, 0 której chce się dowiedzieć więcej z racji nadania mu miana Króla Kaszubów. Jankę zatem docieka, kim jest człowiek o dobrym wykształceniu prawniczym, a jednocześnie żyjący na odludziu i w osamotnieniu, kim jest ten, kto ostentacyjnie domagał się obecności języka kaszubskiego i kaszubskiej racji kulturowej w Polsce pierwszych lat po II wojnie światowej, a potem się odciął od jakiejkolwiek publicznej działalności. Po spotkaniach z Krefftem, kilku rozmowach z mieszkańcami pobliskiej wioski 1 własnych lekturach reporter wyjaśnił tylko kilka kwestii biograficznych, ale czy motywacja działania Króla Kaszubów stała się dla niego, dla czytelnika bardziej klarowna? Najważniejsze pytania o status Kreffta pozostały bez odpowiedzi... Widać tylko, że ten ambitny, wykształcony, a żyjący w czasach kaszubszczyźnie niesprzyjających człowiek został złamany... Czy stało się tak wyłącznie przez jego chorobę psychiczną? Przez zewnętrzne warunki polityczne? A może przez brak środowiska, które by go popierało? Jankę uniknął jednoznacznych odpowiedzi... Drugi krąg tematyczny zbioru reportaży Jankego związany jest z ludźmi, którzy przeżywali codzienne troski i radości, nie pozostawili wszakże po sobie większych śladów w kulturze i zbiorowej pamięci. Za przykład może uchodzić reportaż pt. Ziemia nasza polem porosła, w którym bohaterami stali się Górale zasiedlający kaszubskie wioski w latach trzydziestych XX wieku w poszukiwaniu lepszych możliwości życia aniżeli w swoich rodzinnych stronach, czyli na południu Polski. W pierwszym pokoleniu musieli zdobywać zaufanie Kaszubów, doświadczać pewnego typu obcości. Jednakże już w drugim i trzecim pokoleniu różnice regionalne przestawały być istotne i Górale stawali się coraz bardziej pomorscy, co spowodowało, że nawet w ich własnych rodzinach mało kto pamięta, że przodkowie wywodzili się spod Karpat. Także zwykłych ludzi postawionych wobec wielkich przemian men-talnościowych ukazuje Jankę. Czyni to na przykład w reportażu pt. Jak to w Juszkach, przedstawiając wyludniające się wioski pomorskie, młodzież szukającą wygody w miastach oraz letników coraz agresywniej poczynających sobie na Kaszubach. Nie za bardzo można taki proces zatrzymać, ponieważ starsi mieszkańcy są zanadto zapracowani, młodsi zaś czekają tylko na możliwość ucieczki do miasta. Społeczność wioski pozbawiona przywództwa, żyjąca w rutynie, nie potrafi już powstrzymać duchowego zastoju. Na szczęście bywają także inni ludzie: dynamiczni, spełnieni, odnajdujący szczęście w skromnym, prywatnym raju kaszubskim. Tak właśnie pokazuje Jankę rodzinę leśników w reportażu Konie i las, dając swym tekstem sygnały, że szczęście egzystencjalne można osiągnąć i z pasją można realizować swoje marzenia na kaszubskiej wsi, oddalonej może od wielkich centrów cywilizacyjnych, ale za to bardzo bliskiej własnemu sercu i pragnieniom. Dwóm tematycznym grupom reportaży Jankego warto się przyjrzeć także z punktu widzenia stylistyki, gdyż nie trzymają się jednego modelu narracyjnego. Zastanawiające są zwłaszcza te, które powstawały najwcześniej (w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych), a to głównie z powodu egzystencjalnej aury z dodatkiem swego rodzaju melancholii unoszącej się nad przedstawianym światem. Wywołuje to wrażenie głębi psychologicznej oraz dotknięcia w reportażu jakiejś nietuzinkowej prawdy 0 (w?) człowieku i o społeczeństwie, w jakim żyje. Bardzo dobrze obrazuje tę specyfikę tekst Stara kobieta wyczekuje, który już samym tytułem nawiązuje do egzystencjalno-moralistycznej twórczości Tadeusza Różewicza. Opis sytuacji jest tutaj zuniwersalizowany 1 zmetaforyzowany. Bohaterka pozbawiona została imienia i nazwiska, to Stara Kobieta mieszkająca w bezpośredniej bliskości płyty lotniska, nie w murowanym domu, lecz w stajni. Wyczerpana życiem, oczekuje już tylko spokojnej śmierci. Jej skromna obecność w zabudowie bez prądu jest biegunowo odmienna od hałasu oraz sztucznego światła lotniska. Jej starość oskarżycielsko kontrastuje z nowoczesnością, ale czy znajdzie się ktoś, kto ujmie się za słabszym? Podobnie skon- 56/POMERANIA/LUTY2019 LEKTURY struowany został reportaż Bezdomny, o mężczyźnie, któremu nic się w życiu nie udało. Człowiek ów jednak żyje, trwa w ciężkich warunkach bytowych, bez pieniędzy i dobytku, ale najgorsze, że także bez wysłuchania jego smutnej opowieści i bez zrozumienia jego bezradności. Innym czynnikiem zbioru Język u wagi, który tym razem wiązać można z intertekstualnością, jest upodobanie Jankego-reportażysty do sięgania w swych artykułach do tematu literatury i sztuki, co czyni z reportażu forum wypowiadania myśli nie tylko o artyście, ale i o potrzebie tworzenia sztuki. Taką funkcję spełniają na przykład dwa teksty: Siódme niebo krawca z Wiela oraz Dom. Pokazują one, że „twórczy duch, kędy chce, tam powiewa", a zatem artystą bywa nie jedynie ten, kto wyróżnia się stylem wysławiania czy ubiorem, ale i ten, kto zapisuje najdrobniejsze choćby fenomeny w sposób pogłębiony i przemyślany, przynoszący ze sobą jakąś prawdę artystyczną, nie zaś tylko jednostkowe doświadczenie. Z motywem sztuki związane są również te z reportaży Jankego, które pisane są z perspektywy pasjonata historii literatury. Tutaj właśnie publicysta przeprowadza swoistą konfrontację tego, co przeczytał w opracowaniach, z tym, co pozostało w dostępnej mu współczesności. Artykuł staje się wówczas zapisem poszukiwania dalszych losów autorów literatury kaszubskiej, czy też śledzeniem recepcji ich utworów. Tak właśnie się dzieje w reportażu Na skraju, w którym głównym bohaterem jest Augustyn Chrabkowski, albo w tekście Z muzykę i słowem malowanym opowiadającym o wydawcy i działaczu społecznym Alfonsie Paterze. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich materiałów ogłaszanych w książce Stanisława Jankego jest frazeologizm „język u wagi", który znaczeniowo odnosi się do zjawiska przesądzającego o zajęciu stanowiska w jakiejś sprawie. W odniesieniu do omawianego tutaj zbioru dane wydarzenie nie zawsze jest szczególnie wyraziste, nie ma może spektakularnej formy, lecz mimo to sprawia, że właśnie dzięki niemu coś nowego i ważnego w szerszej perspektywie poznawczej jednak się odsłania. „Ję- zykiem" jest więc przedstawiany w reportażu problem czy osoba, a „wagą" - konsekwencja osądu rozgrywająca się w świadomości piszącego podmiotu, a potem u odbiorcy tekstu. Współczesnemu czytelnikowi Jankę --dziennikarz przedstawia więc pięćdziesiąt tekstów-powodów, aby zająć stanowisko wobec spraw Pomorza i Kaszub. Nie tylko albo nie tyle po to, aby oceniać, ale raczej po to, aby działać i budować. DANIEL KALINOWSKI Stanisław Jankę, Język u wagi. Opowieści o Kaszubach nieznanych, Wejherowo 2018. Stanisław Janfe JĘZYK UWAGI OPOWIEŚCI ° KASZUBACH NIEZNANYCH Historycznoliteracka epistolografia kaszubska Mimo że historia literatury kaszubskiej, jako proces ciągły o wymowie artystycznej, liczy sobie już ponad 170 lat, brak jednak całościowej, według współczesnych wymogów metodologicznych, syntezy owego zjawiska. Owszem, publikacje Andrzeja Bukowskiego, Jana Drzeż-dżona, a zwłaszcza Ferdinanda Neu-reitera, choć doniosłe w swej treści i ważkie w płaszczyźnie ustaleń oraz tez, nie czynią wszak zadość temu postulatowi. A prace Tadeusza Linknera, Jerzego Sampa, Adeli Kuik-Kalinow-skiej czy Józefa Borzyszkowskiego, aczkolwiek stanowią poważny krok na drodze ku takiej syntezie, z racji na pewną tylko aspektowość ujęcia zagadnienia, mogą jedynie być traktowane jako istotny etap wiodący do pełnej i komplementarnej historii literatury kaszubskiej. W pewnej mierze taką rolę pełni ostatnio wydana publikacja Daniela Kalinowskiego i Adeli Kuik-Kalinowskiej pt. Literatura kaszubska / Kaszëbskô lëteratura (Gdańsk 2017). Rekonesans ów -jak odnotowano w podtytule - ukazuje w istocie dość skomplikowany proces rozwoju literatury kaszubskiej (wyrazisty znak tożsamości Kaszubów) od Floriana Ceynowy i Hieronima Derdowskiego poczynając, poprzez młodokaszubów i zrzeszyńców, a na współczesnych pisarzach, których twórczość odznacza się wysokimi walorami artystyczno-ideowymi, kończąc. Godną uwagi specyfiką tegoż opracowania jest fakt poszerzenia materiału analityczno-interpretacyj-nego o twórczość w narracji polskojęzycznej, dotyczącej wszak obszaru Kaszub i Pomorza, a także uwzględnienie aktywności pisarskiej twórców GR0MICZN1K2019 / POMERANIA / 57 lektury t3mm11mi L L i\ i u n i V—^ www.kaszubskaksiazka.pl ludowych, nieprofesjonalnych oraz tzw. gadkarzy. Niezależnie od tego każdą nową inicjatywę badawczą jako przyczynek do całościowego obrazu literatury kaszubskiej należy witać z radością, zwłaszcza gdy dotyczy ona zagadnień dotąd niezbadanych. A właśnie w takich kategoriach należy widzieć pracę dr hab. Adeli Kuik-Kalinowskiej pt. Z Kaszub do Austrii. Korespondencja literatów kaszubskich do Ferdinanda Neureitera. Z wielu powodów Autorka tegoż opracowania o wyjątkowym znaczeniu dokumen-talno-porządkującym - jak nikt inny ze współczesnych badaczy literatury kaszubskiego kręgu kulturowego - była niejako predestynowana do takiego przedsięwzięcia. Decyduje 0 tym bez cienia wątpliwości jej dorobek naukowo-badawczy i popularyzacyjny, dotyczący szeroko rozumianej historii literatury kaszubskiej (motywy, przestrzenie, geografia, konteksty, metaforyka, aluzje, stylizacje, przesłanie ideowe, twórcy, oddziaływanie, rodowody literackie) czy zagadnień związanych z twórczością doby romantyzmu i pozytywizmu, już to aktywność edytorsko-wydawnicza (przede wszystkim krytyczne opracowania memuarystyki i epistologra-fii). }uż sam dorobek w tym zakresie (7 książek autorskich, 8 prac pod redakcją oraz bez mała 100 artykułów naukowych), i to opublikowanych na przestrzeni ostatnich dwudziestu kilku lat, wydaje się najlepszym potwierdzeniem kompetencji, erudycji 1 akrybii metodologiczno-meryto-rycznej. Dodatkowo taką tezę zdaje się w pełni potwierdzać jej udział w licznych projektach badawczych, dokumentacyjnych i edytorskich -tak krajowych, jak i zagranicznych, odbyte staże naukowo-badawcze w Polsce i poza jej granicami, udział w konferencjach, głoszenie referatów i dość powszechne popularyzowanie wielowątkowych aspektów kultury polskiej w ośrodkach zagranicznych. W tym kontekście omawiana tu praca A. Kuik-Kalinowskiej, będąca wypadkową jej profesjonalizmu, pracowitości i niezwykłej umiejętności analizowania procesów kulturowych, zjawisk i zróżnicowanej od strony ideowej i artystycznej aktywności pisarskiej, jawi się jako komplementarne i bardzo istotne dopełnienie wiedzy w materii - upraszczając nieco problem - historii i etapów rozwoju literatury kaszubskiej. Udostępnienie bowiem bogatej korespondencji niemal czterdziestu pisarzy, poetów, dramatopisarzy i felietonistów kaszubskich z wyjątkowym austriackim miłośnikiem i badaczem tego rodzaju twórczości rzuca niemało światła na takie zagadnienia, jak: rodowody literackie, wzajemne oddziaływania między pisarzami, świadomość twórcza, rola i miejsce literatury kaszubskiej w kulturowym dorobku Polski i Europy, kształtowanie się kaszubskiego języka literackiego tudzież powiązania biograficzno-topograficzne, zeg-zemplifikowane rodzajem twórczości. A jeśli uświadomić sobie, że jest to korespondencja z lat 1960-1993, to stosunkowo łatwo na jej podstawie zauważyć niezwykle wymowny proces kształtowania się literatury kaszubskiej zarówno od strony for-malno-ideowej, jak i w sensie systematycznego przechodzenia od kaszubocentryzmu do utworów o wyraźnych znamionach kultury i literatury europejskiej, choć - co już jest badawczo-interpretacyjnym dziełem Ferdinanda Neureitera - odznaczającej się autonomią etnicznej grupy słowiańskiej, ukształtowanej drogą własnego rozwoju. Jakkolwiek by zatem oceniać przybliżone tutaj przedsięwzięcie A. Kuik-Kalinowskiej, trzeba w każdym przypadku mieć świadomość, że stanowi ono - wraz z innymi pracami tej Autorki - wprost nieoceniony etap w procesie przygotowania pełnej, i według współczesnych wymogów, historii literatury kaszubskiej. Po- nadto - abstrahując od głównej treści rekomendowanej tu książki, która niesie w swej zróżnicowanej narracji znaczącą porcję nieznanych dotąd wiadomości biograficznych wielu pisarzy, informacje na temat ich kariery w zdumiewająco szczerej autoocenie, stosunek do własnej twórczości i jej roli w kulturowym rozwoju Kaszub tudzież w materii twórczych planów i zamierzeń pisarskich - wysoko należy też oceniać rozbudowany treściowo wstęp, stanowiący integralną część całej pracy, albowiem dzięki zawartym tam informacjom i precyzyjnym ustaleniom otrzymaliśmy wyczerpujące wiadomości na temat życia i pracy Ferdinanda Neureitera oraz jego twórczej fascynacji literaturą kaszubską, na temat dziejów i okoliczności jego kontaktów ze środowiskiem kaszubskim, dorobku naukowego austriackiego badacza w zakresie historii literatury kaszubskiej tudzież jej promocji w świecie zachodnim. Wszystko to wraz z zapowiedzianym przez A. Kuik-Kalinowską kolejnym tomem, zawierającym tym razem korespondencję F. Neureitera do literatów kaszubskich, pozwala wielo-wątkowo postrzegać, dokumentować i interpretować twórczość w języku kaszubskim, a samą Autorkę stawiać w rzędzie wyjątkowo kompetentnych znawców literatury kaszubskiej. JAN WALKUSZ Adela Kuik-Kalinowska, Z Kaszub do Austrii. Korespondencja literatów kaszubskich do Ferdinanda Neureitera, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, Gdańsk-Słupsk 2017. 58 /POMERANIA /LUTY2019 m GDAŃSK. KASZUBI, KRAJNIACY TO JEDNA RODZINA Od lat zespół regionalny „Krajniacy" z Wielkiego Buczka spotyka się z przyjaciółmi podczas Wigilii w Gdańsku. Członkowie zespołu przygotowują potrawy, które wiozą ze sobą na poczęstunek. Autokar zabiera uczestników wyjazdu z Nowin, Górznej, Złotowa, Zakrzewa, Wielkiego Buczka, Lipki, Debrzna. Gdy już wszyscy są, nasza szefowa prof. Jowita Kęcińska-Kaczmarek intonuje pieśń „Z Bogiem, z Bogiem". Pozostali włączają się do śpiewu i wyjazd nabiera ciepłej, rodzinnej atmosfery. Następnie zostaje przedstawiony program dnia. Zawsze jest czas wolny, zanim spotkamy się w kościele pw. św. Jana na wspólnej Mszy świętej. W tym roku [2018] nabożeństwo odprawili księża Krzysztof Niedałtowski i Bogusław Głodowski. Czytania, Ewangelia i ciepłe słowa prowadzących dają przedsmak Świąt. W Mestwinie jest miejsce dla każdego - przy pięknie udekorowanych stołach pełnych ciepłych dań i wyśmienitych ciast. Po podzieleniu się chlebem następują życzenia i smakowanie przygotowanych potraw. A potem „Krajniacy" wręczają zaproszonym gościom upominki, podziękowania za cały rok, a czasem lata serdecznej współpracy z zespołem. Tradycją już się stało, że dr Teresa Ruthendorf--Przewoska przedstawia swój nowy utwór. Oto fragment jednego z tegorocznych: Zima, śnieżek biały trochę tu napadał Autobusem z Krajny jedzie wesoła gromada Jadą do Mestwina, bo zbliża się Wilia Kaszubi, Krajniacy to jedna rodzina. Razem chcę się cieszyć z narodzin Dzieciny, Razem dziś pokłonić Świętej Rodzinie. (...) Przy stole trwają rozmowy, każdy chciałby porozmawiać z każdym, ale trzeba wrócić do domu. W drodze autokar jest przepełniony śpiewem i wspomnieniami. Żegnając się, jeszcze raz przekazujemy sobie życzenia., ELŻBIETA CZARNOTTA m PRZEJAZN. GWIOZDKA KASZEBSKO WCYG ŻËWÔ Ödj. Gabriela Wësockô Öd sédmënôsce ju lat Zespół Szkółów miona Jana Pawła II w Przëjazni rëchtëje Gminowi Przezérk Karnów Kôladowëch. Je to dobrô leżnosc do pótka-niô sa szkólnëch, uczniów i animatorów kulturę z gminë Żukowo. Dzaka temu tradicjô kaszëbsczich gwiózdków je wcyg żëwô. W cządze gódowim chodzą one pó checzach i zanószają dobrą nowina i żëczbë na Nowi Rok. Je to dlô nas baro bëlnô zabawa, rozkôscérzanié tradicjów a jesz do te môżemë pomagać jinszim lëdzóm - gôdô Miköłôj Groth ze szkôłë w Miszewie. Köżdégö roku gwiôzdka z naszi szkôłë dzél zebrónëch dëtków przeznôczô na jaczis charitatiwny cél. Jesmë z tegô baro buszny. Latoś na przezér zjachało szesc karnów - ze szkółów w Miszewie, Tëchömiu, Żukowie, Nie-stapówie i Przëjazni. Pó óbezdrzenim wszëtczich wëstapów óbsadzëcele, westrzód chtërnëch bëlë Jadwiga Héwelt, Paulëna Milczanowskô i Róbert Groth, przëznelë nôdgrodë ufundowóné bez direk-torka szköłë Magdalena Zawistowską i Östrzódk Kulturë i Spörtu w Żukówie. Kôżdi uczastnik cos dostôł, z czegó wszëtcë bëlë baro rôd. EP • SËLËCZËNO. REMUSOWÔ ANIMACJÔ „Przygody Remusa" to titel ösoblëwi animacje, jakô powstała na spödlim romana Aleksandra Majkówsczégö Żëcé i przigôdë Remusa. Ji premiera ódbëła sa 4 stëcznika w Sëlëczënie. Autorama negó filmu są znóny animatorze kaszëbsczi kulturë: Pioter Zatoń (montaż i ödjimczi), Éwelina Karczewsko (scenarnik), Irena Brzesko (rzezbë), Paweł Nowak (muzyka). Film je póklótkówą animacją, a do jego usadzeniô bëłë brëköwné miesące robötë nad żłobienim pósta-cjów, kol 20 tës. ódjimków, akórdio-nowó muzyka i wiele jinëch elemeń-tów. Brzada je artisticznô adaptacjo kaszëbsczi epópeji. Öbczas premierë nômłodszim óbzérôczóm widzała sa dinamicznô akcjô, a starszim m.jin. snôżé żłobiznë autorstwa Irenë Brze-sczi. Jak zapówiedzôł Pioter Zatoń, film badze wanożił - jistno jak Remus - pó całëch Kaszëbach, a kuńc kuń-ców pojawi sa téż w internece. W Sëlëczënie pókózkówi „Przygód Remusa" towarzëłë téż filmiczi przëszëköwóné przez młodzëzna z ti gminë. Pówstałë óne óbczas artisticz-nëch warkówniów prowadzonëch przez utwórców animacje. RED. 9 / POMERANIA / 59 l KLËKA m GDINIO. POTKANIE Z REMUSA Minutą cëszë i póspólną mödlëtwą w intencje sp. Pawła Adamowicza - Prezydenta Miasta Gduńska - zaczało sa strzodowé zéiidzenié w sedzbie Kaszëbsczégö Forum Kulturë namienioné kaszëbsczi epopeje Aleksandra Maj-köwsczégö Żëcé i przigôdë Remusa. Ö ti nadzwëköwi ksążce kórbił Andrzéj Busler, przédnik gdińsczegó partu Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszeniô, bibliofil i wiôldżi lubötnik Remusa. Dôl ön bôczenié na znaczënk romana dlô całi kaszëbskö-pömörsczi rësznotë, farwno prezen-towôł historia jegô pöwstaniô, gôdającë m.jin. ö kawlach Jakuba Remusa, biédnégö parobka, chtëren wiera stół sa modła przédnégö heroja dokazu Majkôwsczégö. Uczastnicë móglë téż öbezdrzec wielné wëdania ti ksąż-czi, w tim pierszé - z 1938 roku. Wôżnym dzéla zéhdzeniô bëło przëblëżenié bôkadny symböliczi, jakô pöjôwiô sa w Żëcym i przigôdach Remusa. Jak pödczorchiwôł Andrzéj Busler: Nie dô sa tak pô prôwdze zrozmiec kaszëbsczi dëszë, nie czëtającë tipôwiescë i nie znającë taczich mötiwów, jak: Trud, Strach, Niewôr-to, Królewiónka jako personifikacjo kaszëbiznë, Örmuzd, Ariman i wiele jinëch. Jiną témą óbgadiwóną öbczas pötkaniô bëła recepcjo dokazu westrzód Kaszëbów, w Polsce i na świece. Ödbiér Remusa bë nie bél tak bëlny, czejbë nié tłómaczenia na pôlsczi, niemiecczi, francësczi abö anielsczi jazëk - pöd-czorchiwôł Busler. Ökróm kôrbiónczi ö romanie bëłë téż czëtóné jegö dzélëczi. Robiła to - je wiedzec pö kaszëbsku - Łucjô Lessner z VI Öglowósztôłcącégó Liceum w Gdinie. Nie felowało téż pitaniów do Andrzeja Buslera i snôżich wspominków ó pierszim czëtanim Remusa i ó cëskii ti ksążczi na żëcé i kaszëbską swiąda uczastników zéndze-niô. Na zakuńczenie östôł ótemkłi fotograficzny wëstôwk Piotra Zatonia „Kaszëba Remus", a jegó autór pód-czorchnął, że jego fascynacjo Kaszëbama i kaszëbizną téż zaczała sa ôd przeczëtaniô dokazu Aleksandra Maj-kôwsczégö. RED. Jystifc lat smed&twa f*ritsetfyt. wity • U'uim ipoMt WARSZAWA. 0 KASZEBACH W PISMIONIE ,POMOCNIK HISTORYCZNY" Slédnô edicjô dodôwku „Pomocnik Historyczny" (8/2018) do ród czëtóné-gö tidzenika „Polityka" mô titel „Polacy i Niemcy. Tysiąc lat sąsiedztwa". Szesnósce autorów przërëchtowało czilestar-nowé nóczascy rozdzéle (m.jin. „Stare baśnie" o pólskó-niemiecczich mitach) a téż „Detale" - krót-czé témówé zéwiszcza w óbrëmienim rozdzélów. Jeden z taczich „detali" je zatitlowóny „Kaszubi" (s. 30). Wórt zacytowac dzélëk tego hasła autorstwa AnK (dr. Andrzeja Krajewsczćgó): „Po rozbiorach ziemie Kaszubów znalazły się pod rządami Prus. Polskie drwiny zastąpiła wówczas bezbrzeżna pogarda, wyrażana przez niemieckie elity. Te uznawały mieszkańców Pomorza za kompletnych dzikusów". Taczich „szmaczków" w tim teksce nalézemë wicy. Wórt je wszëtczé przeczëtac... KAZMIÉRZ JARUSZEWSCZI m PIERWOSZENO. NA MIŁOTNY ÔRT Zespół Szkółowó-Przedszkółowi i Szköłowégö Młodzëznowégó Schroniszcza w Dabógórzim, Kósókówsczé Centrum Kulturę wespół z Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi ór-ganizëją VI Festiwal Romanticzny Spiéwë. Badze ón 14 strëmiannika w Gminowim Dodomu Kulturę w Pierwôszënie. Uczastnicë óstóną pódzelony na sztërë wiekówé kategorie (kl. I-III a IV-VIII spódleczny szkółë, gimnazja, wëżigimnazjowé szköłë i dozdrzeniałi). Wielëna placów je ógrańczonó, tej wórt sa pośpiewać ze zgłosziwanim, bó „chto pierszi, ten lepszi". I soliscë, i karna mdą muszelë zaprezentować óbczas konkursu dokaże na miłotné témë pó anielsku, polsku i kaszëbsku. Specjalno nódgro-da badze za nôlepszé wëkónanié dokazu z platë Miłota (wszëtczé sztëczczi z ny platë są w nece na starnie www.spdebogorze.edupage.org). Kartë zgłoszenió badą przëjimóné do 5 strë-miannika. Drobnotë na starnie szkółë w Dabógórzim i na starnie wejrowsczégö muzeum. Pitania może téż czerowac do kóórdinatorczi Magdalénë Piaseczny (tel. 506 610 606). RED. Pioter Zatóń kôrbi o wëstôwku„Kaszëba Remus". Ödj. ze zbiérów KFK 60 / POMERANIA /LUTY2019 KLËKA m SŁOSYNKÔ. „W KASZUBSKIEJ ZAGRODZIE" W Spödleczny Szkole w Słosynku 14 stëcznika ödbéł sa V Powiatowi Konkurs Wiédzë „W kaszubskiej zagrodzie". W latosy edicje wzalë udzél uczniowie z ösmë spódlecz-nëch szköłów z bëtowsczégö krézu, w jaczich je uczony kaszëbsczi jazëk. Uczastnicë muszelë sa biôtköwac z zadaniama, co sprôwdzałë jich wiedza na téma kaszëbsczégô wësziwu - rozeznôwaniô elementów pöje-dincznëch szköłów wësziwku i jich historie. Bëłë téż zadania tikającé sa pisaniô i czëtaniô pö kaszëbsku, tłómaczeniô słów z kaszëbsczégó jazëka na pölsczi i w drëgą strona. Szkólny w tim czasu brelë udzél w warkówniach krziżikówégö wë-sziwu. Prowadzëła je Natalio Majchrzak - mëmka dzecka, chtërno uczi sa w słosyńsczi szkole. Dzaka żëcznoce Izabelle Marcziń-sczi, szkólny kaszëbsczégó jazëka w SOSW w Tursku, bëła téż móż-lëwôta óbezdrzeniô wëstôwku wë-sziwu wëkónónégó przez uczniów Jegó môla. W komisje Powiatowego Konkursu Wiédzë „W kaszubskiej zagrodzie" bëłë latoś: Joanna Grzelak z Publiczny Biblioteczi w Miastku filiô w Słosynku i Bożena Póntus z MGOK w Miastku, animatorka kulturę ze swietlëcë w Słosynku. A hewö rezultatë miónków: I mól - karno Zespołu Szkółów w Szlachecczim Brzéznie, II mól - karno Zespołu Szkółów w Të-chómiu, III mól - karno Spódleczny Szkółë nr 1 w Miastku. Rówizna bëła wësokô i öbsadzë-celczi zdecydowałë ö przëznanim wëprzédnieniów téż dlô zaóstałëch uczastników: ze Sp. Sz. nr 2 w Miastku, Sp. Sz. w Piôszczënie, Sp. Sz. w Bórowim Młënie, SOSW w Tursku i Sp. Sz. w Słosynku. Örganizatorkama konkursu bëłë: Heléna Bińczik i Éwa Rudnik, jaczé serdeczno dzakują wszëtczim do-brzińcóm, chtërny pómöglë w organizacje, a ösoblëwie: pódjimiznóm MAX Elektro TV Sat Krzysztof Chmielewski i GRAWIT Damian Kałuziński, Monice Poradzę, Ra-dzëznie Starszich kol Sp. Sz. Sło-synkó, szółtësowi Słosynka Irenie Bórzëszköwsczi, przédniczce KPZ part Miastko Éwie Östrowsczi-Łu-kasewicz, Hurtownie brzadu i ógar-dowiznë Krësztofa Nintza, Gardowi Radzëznie w Miastku, Wëdzélowi Póuczënë i Spölëznowégó Rozwi-ju a Wëdzélowi Promocje, Kulturę i Sportu przë Urządzę Gardu w Miastku i téż Kaszëbskó-Pömör-sczi Ksagarnie CZEC. HELENA BIŃCZIK m RÉDA. GÔDKA NIÉ LENO Ö LËTERATURZE W kónferencjowi zalë Gardowégó Östrzódka Sportu i Rekreacje w Rédze 4 stëcznika ódbëło sa zćńdzenić z prof. Adelą Kuik-Kałinowską i prof. Daniela Kalinowsczim z Pómórsczi Akademie (PA) w Słëpsku. Pótkanié zaczało sa ód wëstąpieniô przédnika molowego partu Kaszëbskó--Pômórsczégó Zrzeszenió Andrzeja Krauze i przëwitaniô góscy, westrzód chtërnëch béł m.jin. wiceburméster Rédë Łukósz Kamińsczi. Pózni słëpsczi uczałi na baro czekawi ôrt ópöwiôdelë ó początkach swój ich zainteresowaniów kaszëbską lëtera-turą. Kôrbilë téż ó wespółrobóce ze sztudérama Pómórsczi Akademie, gdze w óstatnëch latach je órganizowóné wiele pódjimiznów zrzeszonëch z Kaszëbama i kaszëbiz-ną. Öbczas zćńdzenió czasto pójówiałë sa cytatę z doka-zów kaszëbsczi lëteraturë, ósoblëwie z wiérztów ks. Léóna Heyczi. W drëdżim dzélu pótkanió gósce ze Słëpska ódpówió-delë na pitania uczastników. Tikałë sa one przédno jich badérny robótë, stojiznë kaszëbsczégó jazëka, a tej-sej i historie, np. mördarstwa w Piósznicë w 1939 roku. Nie felowało téż ôbgôdczi ó buddizmie i żëdowsczi kulturze, jaczima téż zajimają sa Kalinowscë. Pó zakuńczenim zćńdzenió kóżdi chatny mógł kupie ksąż-czi prelegentów z PA i dostać ód nich specjalną dedikacja. ANDRZEJ KRAUZE Ödj. ze zbiérów AK Ödj. z archiwum szköłë w Słosynku GROMICZNIK2019 / POMERANIA / 61 KLĘKA m SZËMÔŁD. PIASTËJĄ KASZËBIZNA DZAKA GÔDOWIM SPIÉWÓM Ju sztërnôsti rôz w Szkółowó--Przedszkółowim Zespole z Gim-nazjowima Öddzélama w Szëmôł-dze ödbéł sa Pömörsczi Konkurs Kaszëbsczi Godowi Spiéwë. We-spółórganizatora ti rozegracje, jakô ödbëła sa 25 stëcznika 2019 roku, bëło Muzeum Kaszëbskö--Pómórsczi Pismieniznë i Muzy-czi we Wej rowie. Wëdarzenié miało honorny patronat Minysterstwa Kulturę i Nôrodny Spôdköwiz-në, Marszôłka Pömörsczégö Województwa Mieczësława Struka, Muzyczny Akademie m. Stanisława Môniuszczi we Gduńsku, Kuratorium Pöuczënë we Gduńsku, Powiatowego Starostwa we Wej-rowie, Wójta Gminë Szëmôłd Ri-szarda Kalkówsczégö, Kaszëbskö--Pömórsczégö Zrzeszeniô, Ra-dzëznë Kaszëbsczich Churów, Pölsczégö Związku Churów i Ör-kestrów we Gduńsku a téż Z.P. Aleksander Chwaszczëno. Meri-toriczny patronat nad rozegracją miało Centrum Edukacje Szkól-nëch we Gduńsku, a westrzód me-diowëch patronów bëła téż „Pomerania". Uczastnicë XIV Pômörsczé-gö Konkursu Kaszëbsczi Godowi Spiéwë wëstapöwelë w piac wiekówëch kategoriach. Könkur-sowô komisjo (dr hab. Aleksandra Kucharskô-Szefler, dr hab. Róbert Kaczorowsczi, Aleksandra Janus, Aleksandra Perz, Jerzi Stachursczi i Tomôsz Fópka) jak rokroczno mielë dradżé zadanié wëbraniô do-biwców. Kuńc kuńców lësta nôlep-szich wëzdrzi hewó tak: Przedszkola i ki. 0 Soliscë: Mariô Hébel (Szkółowó--Przedszköłowi Zespół w Kólecz-kówie), Faustina Gawin (Gminowi Östrzódk Kulturę w Sëlëczënie), Aleksandra Dampc (Sp. Sz. w Bó-janie), Juliô Dułak (Sp. Sz. w Lë-sëch Jómach), wëprzédnienié Łucjo Niklas (Zespół Sztôłceniô i Wëchówanió w Szlachecczi Kamieńce), specjalne wëprzédnienié za bëlny akompaniament Zoja Sy-giida (Sp. Sz. w Bójanie) Karna: Młodzi Kaszubi z Gó-scëcëna (Przedszkole w Góscëcë-nie), „Starszaki" (Samorządowe Przedszkole w Kostkowie), „Plu-szaki" (Sp. Sz. w Łebieńsczi Hëce), wëprzédnienié „Marzëbiónczi" (Samorządowe Przedszkole „Baśniowa Kraina" w Chmielnie) KI. I-III sp. sz. Soliscë: Julión Jereczek (GÖK w Sëlëczënie), Zoja Syguda (Sp. Sz. w Bójanie), Małgorzata Lasköwskô (Sp. Sz. w Baninie), Zofiô Dzenisz (Sp. Sz. nr 4 w Rédze), wëprzédnie-nié Adóm Dereżkewicz (Powiatowi Zespół Specjalnego Sztôłceniô we Wej rowie) Karna: Karno klas I-III (Sp. Sz. w Bójanie), karno ze Sp. Sz. w Czastkówie, „Kaszëbsczé Krô-sniata" (Sp. Sz. nr 9 we Wejrowie) KI. IV-VI sp. sz. Soliscë: Krësztof Kółodzej (Sp. Sz. nr 9 we Wejrowie), Antonina Hirsz (Sp. Sz. nr 1 w Lëzënie), Nikodem Bladowsczi (Sp. Sz. w Łebnie), wëprzédnienia - Anna Turzińskó (Sp. Sz. w Grzëbnie) i Zofio Jeliń-skô (Sp. Sz. w Miszewie) Karna: „Perełki" (PZSS we Wejrowie), Wókalné Karno ze Sp. Sz. w Kabłowie, karno ze Sp. Sz. nr 8 we Wejrowie, duet ze Sp. Sz. w Bórzestowie KI. VII-VIII sp. sz. i gimnazjalne öddzéle Soliscë: Zofio Pałasz (Sp. Sz. w Ör-lu), Karolëna Ökrój (Szkółowó--Przedszkółowi Öddzél w Szëmôł-dze), Wiktorio Daleko (ZSiW w Szlachecczi Kamieńce), Natalio Teclef (Sp. Sz. nr 2 w Lëzënie), wëprzédnienia Kinga Domaszk (Sp. Sz. w Lësëch Jómach) i Damión Dą-browsczi (PZSS we Wejrowie) Karna: „Bel Canto" (Bóżépölé Wiôldżé), Wókalné Karno ze Sp. Sz. nr 2 w Lëzënie, Dómnika i Mikółój Gawin (GÖK w Sëlëczënie), kar- no ze Sp. Sz. nr 2 w Rédze, duet ZSiW w Szlachecczi Kamieńce, wëprzédnienia - karno ze Sp. Sz. w Bójanie i „Na smyczkową nutę" (I Niepublicznô Innowacjowô Szkoła „Instytut Suzuki") Wëżigimnazjowé szköłë i dozdrzeniałi 1. Chur „Pro Gloria Dei (parafio pw. Stigmatów sw. Fracëszka z Asyżu), 2. „Zbićrańce' (Biblioteka i Centrum Kulturę w Göscëcë-nie), 3. Natalio Machóll (I ÔL w Kartuzach), wëprzédnienié Öli-wier Smolny (PZSS we Wejrowie) Specjalne nôdgrodë • Czelëch Rektora Muzyczny Akademie dostół chur „Pro Gloria Dei" • Czelëch Przédnika Radzëznë Kaszëbsczich Churów óstôł przëznóny karnu „Bel Canto" • Nôdgroda Minysterstwa Kulturë i Nôrodny Spôdkówiznë trafiła do duetu Dómniczi i Mikołaja Gawinów • Czelëch Wójta Gminë Szëmôłd dostała Karolëna Ökrój • Czelëch Przédniczczi Radzëznë Gminë Szëmôłd béł wraczony kaszëbsczi kapelë „Zbićrańce'. Stolemné zainteresov/anié kön-kursa to dokôz tegó, że kaszëbsczé gódowé spiéwë są spiéwóné nie leno w tim nadzwëkôwim dniu. Jesmë rôd, że corôz wicy dzecy i mło-dzëznë z całégó pómörsczégó województwa włącziwô sa w uchowanie rodny tradicje, kulturë i jazëka. To dzaka nima kaszëbsczi wcyg żëje, a Szëmôłd stôwô sa rok w rok zëmówą stolëcą godowi spiéwë. Serdeczno winszëjemë wszët-czim dobiwcóm i uczastnikóm XIV Pómórsczégó Konkursu Godowi Spiéwë i rôczimë za rok do Szkółowó-Przedszköłowégó Zespołu w Szëmôłdze na jëbleuszową, bo wej ju XV edicja przezérku. Do uzdrzenió! MARZENASZUMNARSKÔ, JUSTINA KUNIKÔWSKÔ TŁÓM. DM 62 / POMERANIA/LUTY2019 KLËKA m BËTOWÔ. NOWI NUMER PISMIONA „NASZE POMORZE" Zôpadnokaszëbsczé Muzeum w Bëtowie wë-dało pösobny numer swöjégö rocznika „Nasze Pomorze". W publikacje möże przeczëtac 11 artiklów tikającëch sa archeologie, historie, etnografie Pömörzô. W nowim roczniku są téż materiale z XVI kaszëböznajôrsczi konferencje pöd nôuköwim przédnictwa prof. Daniela Kalinowsczégö (Pomorsko Akademio w Słëpsku), jakô miała titel Friedrich Lorenz i niemieckie badania Kaszub (ödbëła sa w bëtowsczim muzeum 16 lësto-padnika 2017 r.). Zachacywómë do lekturë, chôcle tekstu Kamila Kajköwsczégö Jak ostry był sędzia dawnego Bytowa? Czyli o kacie i jego rzemiośle w dziejach miasta, Tomasza Rembal-sczégö O szlacheckim rodowodzie w pamięci wybranych rodzin kaszubskich w okresie zaboru pruskiego raz jeszcze, Jaromira Szro-edra Świat Ireny Brzeskiej abó Eugeniusza Gołąbka Ô potrzebie dzysczasnégo wëdaniô tekstów kaszebsko-słowińsczich Lorentza (a tak pö prôwdze wôrt przeczëtac wszëtkö!) Rocznik jidze kupie w kromie w sedzbie Zôpadnokaszëbsczégö Muzeum na bëtow-sczim zómku. RED. NASZE POMORZE W Domôctwie Stip-Rekôwsczich, jaczé słëchô Zôpadnokaszëbsczému Muzeum w Bëtowie, 25 stëcznika bëło pötkanié lubötników kaszëb-sczi lëteraturë. Prowadzył je przéd-nik Redakcjowégö Kolegium najé-gö pismiona Pioter Dzekanowsczi, a westrzód uczastników nie felowa-ło lëdzy zrzeszonëch z „Pomeranią", jak Łukôsz Zołtköwsczi, Dark Maj-köwsczi i Ana Gleszczińskó. Nôwôż-niészim pónkta zéhdzeniô bëło czëtanié swöjich dokazów i diskusjô ö nich. Program béł tak pömëslóny, żebë bëtnicë möglë miec do uczin-ku z kaszëbsköjazëköwima dokaza-ma z rozmajitëch lëteracczich i gazét-nëch ôrtów, tej bëłë czëtónë wiérztë (przëszëköwelë je przédno nôleżnicë pöeticczégö karna Wers), ôpôwiôda-nia, dzélëczi wikszich prozatorsczich fôrmów, reportaże. Göspödôrze Domôctwa przëszë-köwelë téż bëlné jestku (młodzowi kuch, chléb ze szmôłta), tej wszët-czim sygło möcë do bôcznégö słë-chaniô i kôrbieniô, a zeńdzenie wa-rało do póznégö wieczora. RED. ■i PŁÓTOWÔ. ZÉNDZENIÉ Z KASZËBSKĄ LËTERATURĄ Ödj.Ł. Zołtköwsczi m LABÓRG. CZEKAWE FERIE W MUZEUM Jak rok w rok wikszosc muzeów na Kaszëbach rëchtëje czekawé bédënczi dlô dzecy na zëmöwé ferie. Wôrt sa z nima zapoznać, czëtającë wiadła na internetowëch star-nach tëch institucjów. Czile wôrtnëch atrakcjów, i to w wikszoscë zrze-szonëch z kaszëbską kulturą, mô przëszëkôwóné m.jin. Muzeum w Labörgu. Nômłodszi mdą pöznôwelë legeń-da ö „Bôłtowi bańtce", zdobilë ekölogöwé tasze, öbzérelë, co na codzeń robi archeolog (warköwnie pôd titla „Być jak Indiana Jones. Poszukuję, odnajduję, konserwuję"). Öbczas muzeöwi uczbë „Światowid i spółka - bożki słowiańskie według Zofii Stryjeńskiej" dowiedzą sa përzna o mitologie. Badą téż zajmë na ôrt etnograficzny zabawę, np. „Zagadki z kaszubskiej chatki". Drobnotë na starnie www.muzeum.lebork.pl. Wórt chócle na jeden dzćń pójachac z dzecama do Labórga. RED. 11.02 12.02 .2 XI 20.02 21.02 22.02 W w MUZEUM Lębork, ul.Młyiwska 14/15 "> m fi "D'aczcs° flądra bałtycka ma krzywy pyszczek?" v ✓ warsztaty - malowanie spersonalizowanych ekologicznych toreb ~) m Q "8y^ Indiana Jones. Poszukują, odnajdują, konserwują" w y warsztaty małego archeologa ^ r** q "Światowid i spółka - bożki słowiańskie według Zofii Stryjeriskiej" U1 y warsztaty - breloczki, broszki z filcu. "> f!1 Q "Cly gar"ki same rosną w ziemi" y warsztaty • garncarstwo y m Q »Za8adki 2 kaszubskiej chatki" warsztaty • malowanie powłoczek na jaśki „Zgaduj zgadula... bo zwykłe bywa też niezwykłe..." .2OI9 warsztaty • malowanie spersonalizowanych ekologicznych toreb „Mały Polak - Niepodległy Polak" .ZUI9 warsztaty - garncarstwo „Śladami muzealnych zwierząt" .2O19 warsztaty - breloczki, broszki z fiku z motywem zwierząt „Moja mała i wielka Ojczyzna" . 2 01 y warsztaty • malowanie powłoczek na jaśki „Zrób to sam. Historia rzemiosł dawnych" ,2019 warsztaty • biżuteria z fiku ZGŁOSZENIA - osottéci* (Lęfeorh. ul Młynarska 14/15) lub telefoniezn.c 598622414 przyjmowane *ą w godz. 10-03 ■ 10.00 (to dnia 8.02.20191 DECYDUJE KOLEJNOŚĆ ZGŁOSZEŃ GRÖM1CZNIK2019 / POMERANIA / 63 KLĘKA m DAMNO. GÖDOWÉ ZÉIŚIDZENIÉ W KRÔJNIE GRIFAI DABU Ödj. A. Nowickô W piątk 25 stëcznika tr. w szkole mio-na Jana Brzechwë w Damnie ödbéł sa IV Midzëszkölny Kaszëbsczi Przezér Dokôzów szköłów pöd titla „Gödë w krôjnie Grifa i Dabu'. Gödowé zéndzenié ödbëłô sa pöd patronata Starostë Słëpsczégö Krézu Pauela Lë-sowsczégô. Latos më mielë skôpicą göscy, chtër-nëch uroczësto przëwitała direktorka naji szköłë Joana Rusôk. Przëjachelë midzë jinszima: Nôczelnik Wëdzéla Spölëznowi Pöliticzi Słëpsczégö Krézu Zbigórz Babiôrz-Zëch, chtëren mocno dzaköwôł za organizacja nôuczi w gminie, przédnik Radë Gminë Damnica Kazmiérz Közëna (pöl. Kozina), wiceprzédnik Radë Gminë Damnica Zbigórz Kazmirsczi, sekretera Radë Gminë Marta Bursztë-nowicz, radny naji gminë Wöjcech Wilköwsczi, direktór CEiK Grzegórz Gurłôcz, direktorka Gminowi Bibło-teczi w Damnice Bożena Közłowskô, direktór Zakładu Gminowi Góspó-darczi w Damnice Andrzej Łosak, direktorzë szköłów - Mariô Czersko i Robert Nowak, a też ksądz z parafii Swiatëch Szëmöna ë Judë Tadeusza w Damnie Zdzysłôw Wirkus. W przezérku brało udzél 118 uczast-ników ze szkółów w Damnice, Zagó-rzëcë, Głobinie, Stowiacënie, Główczë-cach, Pôbłocu ë, je wiedzec, Damnie. Szkołownicë zaprezentowelë gödowé programë z koladama ë widzawiszcza ö tim, jak na Kaszëbach chodzą Gwiôzd-czi. Czej pô binie nëkałë purtczi, könie, közłe, smiercczi, babë czë ófle [zwóny téż dżadama abó strëchama - dop. red.], zrobiło sa baro farwno ë wiesoło. Wszelejaczé pöstacëje zachacëwałë do tuńca nawetka starszich. Wiôlgô pódzaka słëchô sa wszët-czim szkolnym (wastnóm: M. Kôzło-wicz, A. Bódnar, B. Szul, W. Wódź, W. Michałek, M. Czarnowsczi-Mikulôk, R. Lemik, M. Lesniańsczi, wastóm: }. Danilukowi ë B. Wisniewsczému), co bëlno przërëchtowalë dzecë do wëstapów. Musz je dodać, że artisticz-nô rówizna bëła wësokô, a dobiwcama östalë... wszëtcë, bö naji przezér miôł niekönkursowi charakter. Potkanie ni mögłobë sa ôdbëc bez uraczënë ë Damnisza (glingötczi naji gminë), co tegó dnia robił za Gwiôzdo-ra, rozdôwôł darënczi i usmiéwôł sa do ödjimków robionëch na wdôr wëda-rzeniô. Tradicyjno ôbczas zeńdzenió óbzér-nicë mielë téż möżlëwösc uczëc koncert terôczasnégô kaszëbsczégó karna Fucus, chtërno zachacëwało do pöspólnégö spiéwu köladów w kaszëb-sczim ë pólsczim jazëku. Publicznosc żëwö reagowała tak na köladë napi-sóné lata temu, jak i na czësto nowé. Latosé zéhdzenié pód titla „Gödë w krôjnie Grifa i Dabu" przeszło ju do historii uczbë kaszëbsczégó jazëka w słëpsczim krézu. Wiacy na interne-towi starnie naji szköłë (spdamno.pl) w załóżce „wydarzenia". Rôczimë do Damna za rok! JOLANTA PUCHALSKÔ ■i ŻUKOWO. KASZUBSKA LITURGIA W TYM MIEŚCIE W obydwu żukowskich parafiach dzięki przychylności miejscowych kapłanów odprawiana jest cyklicznie msza św. z kaszubskojęzyczną liturgią słowa. W kościele ponorber-tańskim pw. Wniebowzięcia NMP na tzw. kaszubskich mszach wierni spotykają się w każdą drugą niedzielę miesiąca. W styczniu odprawiona została ostatnia msza św. o godz. 14. Od lutego będzie ona wpisana w stały harmonogram niedzielnych mszy św. i co miesiąc będzie odprawiana o godz. 13. W żukowskiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego kaszubska eucharystia sprawowana jest w każdą piątą niedzielę miesiąca, czyli kilka razy w roku. Oprawę liturgiczną styczniowej mszy św. zapewnili uczniowie Para- fialnej Szkoły Podstawowej im. św. Franciszka z Asyżu w Żukowie pod kierunkiem Genowefy Zasady, nauczycielki kaszubskiego i znanej na Kaszubach regionalistki. Barwną liturgię wzbogacał muzyką organową i intonacją kaszubskich kolęd żukowski organista Piotr Kitowski. Mszę odprawił i w pięknej kaszubszczyź-nie przeczytał Ewangelię św. wikary ponorbertańskiej parafii ks. Maciej Silikowski. Koordynatorem mszy świętych z kaszubskojęzyczną liturgią słowa przy parafii WNMP jest Józef Belgrau, prezes żukowskiego oddziału ZKP, a w parafii Miłosierdzia Bożego - Krystyna Rogalewska, zasłużona animatorka życia regionalnego. Kaszubski w Kościele katolickim jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Pierwszą kaszubską mszę św. odprawił ks. Franciszek Grucza 8 października 1983 roku w Wygodzie Łączyńskiej. Od tego czasu na całych Kaszubach coraz liczniej są sprawowane nabożeństwa w języku kaszubskim. Jednak we wcześniejszych pokoleniach językiem modlitwy dla Kaszubów, poza liturgiczną łaciną, był język polski. W tym języku się modlono, słuchano kazań, śpiewano w kościele i w domu, odprawiano nabożeństwa przy krzyżach i kaplicach, różańcem i pieśniami żegnano zmarłych. Pod koniec XX wieku rozpoczął się proces systemowej standaryzacji języka kaszubskiego zakończony wprowadzeniem kaszubskiego m.in. do szkół i ustawą z 2005 roku, która nadała kaszubszczyźnie status języka regionalnego. Także w Kościele w ostatnich dekadach ranga mowy kaszubskiej mocno wzrosła. JÓZEF BELGRAU 64/POMERANIA/LUTY2019 m ELEKTRIFIKACJÔ LËNIE PKM I BUDACJÔ NOWÉGÔ PRZËSTÓNKU GDUŃSK FIROGA Póznańscze Bióro Kómunikacjowëch Projektów przë-rëchtëje projektową dokumentacja elektrifikacje lënie Pömörsczi Metropolitalny Banë wespół z budową dodôwköwégó przëstónku Gduńsk Firoga. Dogôdënk w ti sprawie béł pödpisóny 11 stëcznika. Projektancë mają terô 13 miesący na jegó realizacja. Wôrt przëbôczëc, że lëniô PKM öd samégó zôczątku bëła planowónô jakó elektricznô, ale na skutk felënku elektriczny trakcje na lënie 201 (Gdiniô - Köscérzna), z jaką lëniô PKM parłaczi sa w Rabiechówie, planë elektrifikacje samörządowô wëcmanizna PKM SA muszała östawic jaż do czasu przërëchtowaniô przez PKP PLK projektu elektrifikacje lënie 201. Elektrifikacjô sami lëni PKM, bez tworzący z nią póspólną séc lëni 201, bë ni miała cwëku, bô elektricz-nô trakcjo bë sa kuńczeła „slepö" w Rabiechówie - dol-maczi Riszôrd Swilsczi, wicemarszôłk pömörsczégô województwa, chtëren mô dozér nad projekta PKM. Dlôte dërch jesmë zachacywelë najich partnerów z PKP do elektrifikacje lëni 201 i dzysdnia, czedë PKP PLK taczi projekt ju rëchtëją, raza zrobimë elektrifikacja ôbëdwuch najich leniów. Elektrifikacjô pozwoli cawno wëzwëskac möżlëwôtë lëni, jaką w 2018 roku przejachało jaż 4 min pasażerów - dodôwô Mieczësłôw Struk, marszôłk pömôrsczégö województwa. Dzaka temuju za czile lat naji pasażerowie badą mielë jesz wikszą wëgóda öbczas rézowaniô pö lëni PKM chiżniészima i barżi óbjimnyma elektricznyma banama. ]akó wójewódzczi samorząd inwestëjemë dzysdnia wiôldżé pieniądze w nowi elektriczny tabor, jaczi w przińdnoce mdze mógł jezdzëc téżpó lëni PKM. Pier-szé taczé nowóczasné banëju ód gódnika jeżdżą do Słëp-ska i Elbinga, a póstapné pojawią sa latoś. Marketingowe badérowania projektu PKM zjisconé w 2010 roku przez znajórzów z Europejsczi Unie udoka-zniłë, że z pózdrzatku na pöwstôwanié w ókólim wiôldżich firmów dzejającëch w IT, w przińdnoce wôrt mdze wëbudowac w tim môlu dodôwköwi przëstónk PKM. Dlôte ju w 2011 roku w projekce béł wëznaczony môl pöd taczi przëstónk, a przeńdzenie pöd sztrëką na szas. Szybowcowa ostało tak zaprojektowóné i wëbudowóné, żebë w przińdnoce mógł nad nim powstać nowi przë-stónk. Realizacjo inwesticje je planowónó na lata 2021--2023. NOWI ÖPERACJOWI BLOK I NOWI SOR W GDIŃSCZI BÔLËCË W stëczniku zaczała sa budowa ôperacjowégö bloku i przebudowa jedurnégö w Gdinie Bólëcowégö Retën-kówégó Öddzéla (pól. Szpitalnego Oddziału Ratunkowego) w Bólëcë m. sw. Wincata a Paulo. Dogôdënk na budowlane robótë midzë Zarząda Pómórsczich Bólëców i wëkónywôcza inwesticjibéłpódpisóny 7stëcznika2019 r. W uroczëznach brelë udzél marszôłk Mieczësłôw Struk i wicemarszôłk Wiesłôw Bëczkówsczi. W öbrëmienim inwesticje je pómëslónô m.jin. budowa nowégö ôperacjowégö bloku z 4 zalama do óbsłëdżi: Ura-zowö-Örtopediczny Chirurgie, Öglowi Chirurgie, Nôcze-niowi Chirurgie, Urologiczny Chirurgie, Kardiologowi Chirurgie i Onkologowi Chirurgie a téż nowöczasnégö Öddzélu Anestezjologie i Östri Terapie. W Bólëcowim Retënkówim Öddzélu poprawią sa warënczi przëjima-niô i lékarzeniô pacjeńtów a téż robótë personelu. Bólëca mdze rozbudowiwónô, a nowé môle dostónie SOR, jaczi je dzysdnia za môłi na pötrzébnotë mieszkańców Gdinie i ókôlégó. Inwesticjô mô kósztac przez 71,5 min zł. Wicy jak 43,3 min to dofinancowanié z Europejsczi Unie z Regionalnego Öperacjowégó Programu dlô Pömórsczégö Województwa na lata 2014-2020 i Öperacjowégó Programu Infrastruktura i Strzodowiszcze. Zaöstałé dëtczi, to je 28,18 min zł, dodo samorząd pómörsczégó województwa. POMERANIA 65 Województwa przez wicemarszôłka województwa Riszarda Swilsczégó i przedstôwców PKP PLK S.A. Dokumentacjo östónie przëszëkôwónô dlô hewötnëch turów w pömörsczim województwie: • banowi lënie nr 229 w dzélu Kartuzë - Serakójce (rewitalizacjo i móżlëwô elektrifikacj ô), • banowi lënie nr 213 w dzélu Réda - Hél, • banowi lënie nr 229 w dzélu Labórg - Nowô Labörskô Wies (rewitalizacjo i elektrifikacjô), • banowi lënie nr 211 w dzélu Lëpusz - Kóscérzna, • banowi lënie nr 212 w dzélu Lëpusz - Bëtowó, • banowi lënie na óbeńdze nordowëch dzéłów Miasta Gdi-nie i Gminë Kösôkówó (włączenie do systemu Pómórsczi Metropolitalny Banë). Dzaka dokumentacje badą móżlëwé pösobné inwe-sticjowé decyzje taczé, jak: wëkönanié budowlanëch projektów, udostanié zgódë na budowa, wëbranié wëkó-nywôczów i kureszce - rewitalizacjo i modernizacjo lëni. Inwesticje poprawią przistapnosc kolejowego transportu na Pömórzim, a w przëtrôfku niejednëch turów zwikszi sa chut-kósc taboru. Dokumentacje óstóną przërëchtowóné do kuń-ca 2020 roku. MODERNIZACJO PÔMÔRSCZICH KÔLEJOWËCH LENIÓW Ödj. Sławomir Lewandowsczi Dzaka udëtkówieniu z Europejsczi Unie (12 min zł) pów-stónie projektowo dokumentacjo szesc pómórsczich kóle-jowëch lëniów. Dogôdënczi w ti sprawie ôstałë pódpisóné 8 stëcznika w Marszôłköwsczim Urządzę Pömörsczégö STËCZNIKÔWÉ SZTORËMË, JACZÉ PRZESZŁE M.JIN. NAD SOBIESZEWSCZIM OSTROWA, MIAŁË f Q WËRZUCONÉ NA SZTRĄD BARO WIELE DRZEWA (WIETWIE I DÉLE), A TÉŻ SMIECË, WEZMË NA TO BUDLE, BUSCZI PÔ FARWACH, PÔ AEROZOLACH, A NAWETKA ŻARÓWCZI - WSZËTKÔ TO, ^5^° CO CZŁOWIEK RËCHLI CËSNĄŁ DO BÔŁTU. ÔDJ. SŁAWOMIR LEWANDOWSCZI sëchim paka uszłé WÔRT JE SA UPIC Zebë le nama sa tak chcało robie, jak sa nie chce! Nie chce sa robie prawą raką, lewą raką. Nawetka nogą nie chce sa rëchac. Mało! Czasa nawetka pówieczi człowiekowi nie dôwô sa podnieść. Zgniłość, zgniłość wisy w lëfce. Sprawiedlëwi są ti, co gódają, że jima sa nie chce, i nie robią. Błogosławiony w swi zgni-łoce są ti, co jima sa chce, a nie robią. Czegö nie je wôrt robie. Krziwdë. Sobie a drëdżému, zgodno z Przëkôzanioma Miłotë. Ni muszi psëc rzeczi, lëftu, midzëlëdzczi łączbë. Nie je nót robie na pół z rzëcą. Lepi dac so póku a nick nie robie. Co je wôrt robie? Baro bëlny pólsczi tekscôrz Marión Hemar pisôł, że leno upic je sa wôrt (örig. upić się warto). Prôwda! Môłé pół litra jesz nigdë chłopu nie zaszködzëło! Czasa, czej świat człowieka nie rozëmieje - ni ma jiné-gö wińscó, leno sa uchlóc, dac sa sznapsowi sponiewierać. Piwa a wina nie lónëje sa w całoscë pócygac - to bë człowiek zbankrutowół ód tëch za môłëch procentów! Pó szampanie gôrdzel le boli. Koniak je dobri, blós stolemno drodżi... Wszëtkö j i né króm czësto czë-sti zëmny wódczi - to je prosto psëcé szmaczi. Do te muszi co przegrëzc. Cobë sznaps trzimało dalek ód krëwi. Cos tłëstégö, miasnégó, ale bez grëzenió. I ju sa robi cepło. Wrôcô krążenie. Do musku napłiwają słowa dówno zabëté. Z chłopa sa robi dżentelmen. Szpór-towniejesz. Do białczi rozmiejesz inteligentno zagadać, a co drażészé - ji wësłëchac. Nawetka nodżi ja kos lepi chodzą i nieróz ód tego człapanió to przińdze do tuńcowanió. To ju je kosmos, bo wszëtkö sa kracy. I muszi wolne tańcowac, bo tak sa nożëska pińdlają... Ale za to race są dzél żëwszé. Wanożą pó białce jak óbczas sznëkrowaniô kol terroristów na latawiszczach. Jak sa zadostóną, dze nie trzeba - robi sa cepło w gaba. Białczi tak reagują, czej sa narësziwô jich priwatnosc. Szczescé w nieszczescym, że to nie je jako, co kung-fu cwiczi, bó to bë béł tuńc óstatny... Kó taczé wëspórto-wóné jinaczi tancëją. Öne colemało wólą tedë prowa-dzëc. Kuli sa człowieczëskó tej namördëje... Të w ta, a ona w na. Të bédëjesz, a ona... dëbeltowégö aksla z potrójnym ritbergera. Wiedno je wórt miec bótë, co sa nie purgają, bó czej lecysz w dół, bez przëtrôfk możesz jesz co z ti tuńcowi partnerczi scygnąc. A nié wszëtkó pasëje scygac w tuńcu. Nólepi równak pic na sedząco. Lżi je sa utrzëmac. A czej sa ju wstónie, tej chutczi muszi namierzëc dwiérze i w nie trafie. Jesz nacësniacé klëczczi i... pójuga. Chiba że më co za chutkó wëpilë a nie dój Boże, do te zjedlë. Jaką pizza przegrzeszoną z keczupa. Tej są drodżi dwie. Górą abó doła. Są taczi, co przë rzëganim jesz co mówią, bódój przeklinają, chócó nie je dokładno rozmióc. Czej jidze drëgą stroną, tej to nie jidze a nëkô. Wôżné tedë je, cobë na czas z buksëskama zjachac, bó jinaczi robi sa cepło w botach. Przë do-brim nacélowanim może jesz co na murze wëmalo-wac, jaczi street-art - do pierszégö deszczu... Nigdë sa nie pamiató, jak sa doszło do chëczë. Czedë żdaje na ce białka, relacjo pöstapnégó dnia z warcenió dodóm je dosc dokładno. Biwó, że nie przelézesz przez próg. Abó klucza nie nalézesz, abó nalézesz, a nie wcelëjesz, abó ce kobieta nie wpuscy, abó... to nie je twoja chëcz... Dobrze je tej, czej je lato abó cepłi zymk. Móżna sa ód biédë w jaczé krzóczi buchnąc. Öpasowac je nót, żebë kó-mórczi nie zgubie ani nie rozładować. I dokumentów. W całoscë prawa jazdë. A jesz muszi pamiatac, cobë za spitego za koło czeru nie wlażac. Z tëłu to je co jinégö. I niekónieczno w bagażnik. Może téż autobusa jachac. Przënómni jidze sa përzna zdrzemnąć. Ale kóż-di autobus, trajtk, bana czë elektrisz mają swoje óstat-né stacje, dze muszi wësadnąc. I rzódkó je tak, że to je kol twóji chëczë. Tej sa prawie móbilka przëdôwó. Reszta musku muszi zaprzic do wërzekniacô adresu. Taksówkarz zrozmieje. I zawieze. Nie próbuj go zagó-diwac, bó pórechuje dëbelt. Jak szczestlëwie óbudzysz sa reno, zmerkósz, że nie jes sóm. Badze ON. Ból głowę. Wëczôłgôsz sa do nôblëższi beczczi z kwasnyma gurkama i wëpijesz, co tam nalézesz. A powiesz: nigdë wiacy! Do pösobnégö razu... TÓMKFÓPKA Czego nie je wórt robie. Krziwdë. Sobie a drëdżému, zgodno z Przëkôzanioma Miłotë. Ni muszi psëc rzeczi, lëftu, midzëlëdzczi łączbë. GR0MICZN1K 2019 / POMERANIA / 67 Z BUTNA MEDIALNE HURENAMELE Czedës knôpöwie öd krów a gasy pasaniô, czej jima bëło jimrotno, brelë w race karne, kramulce, palëce abö téż körbôcze a szlë na hurënamele -biôtczi midzë pasturzama z sąsednëch wsów. Czasa bëło tak, że blós jedny drëdżich wëzwelë öd wszelejaczich... a wszëtcë zadowolony szlë do-dóm. Kö biwało téż tak, że na słowach sa nie kuń-czëło. W rëch szłë piscë, kramulce a körbôcze. Czasa tłëklë sa jaż do krwie, a tej... przëchôdôł chtos starszi a no towarzëstwö roznëkiwôł do-dóm. Gwës niejedne hu- _ rënamele kunczëłë sa kalectwa a pewno téż smiercą jaczégö bié-dôka, le ö tim starszi môłczą. Wstid a s ramota jima... W XXI stolatim hu- rënamele nie zadżi- _ nałë, le przeniosłë sa z łąków a pażaców w medialny świat radia, telewizje, gazétów a internetów. Barnią nie są ju pi-scë, pôłczi a kramulce, le słowa. Prosto je kögö öbskarżëc a wezwać od roz-majitëch, nie zd.rzącë w öczë... „Cemny lud" prowadzony bez pólitików sa sztridëje, w kuńcu nie znające początku, a timczasa naju tasze robią sa corôzka Iżészé... Nie jinaczi je w najim, zataconym na zberku świata, Pëlcköwie. Kö czasa ma z brifką wchó-dómë na negö fejsbuka a uwierzëc ni möżemë, jak ti naju pëlcköwiónie są głëpasy. Jo, to muszi prosto rzec: GŁËPASY! Hewó mómë öglowö dwa karna interneto-wëch biôtköwników: pierszi są za władzą, drëdżi trzimią z opozycją. Wiele je téż taczich jak ma z brifką: pödzérników, chtërny le zdrzą na ną sztridka, próbujące zrozmiec, chtëż mô prawda. A dzysôdnia duńc do prôwdë nie je möżlëwé. W XXI stolatim hurënamele nie zadżinałë, le przeniosłë sa z łąków a pażaców w medialny świat radia, telewizje, gazétów a internetów. Barnią nie są ju piscë, pôłczi a kranuilce, le słowa. Prosto je kôgö öbskar-żëc a wëzwac öd rozmajitëch, nie zdrzącë w öczë... Östôwô le wiara... abö ödcacé sa od wszelejaczich infórmacjów. Jo, z nëch medialnëch biôtk wëchôdô, że nie nalézesz niżódnégö utcëwégö człowieka na świece. Wszëtcë są łżélcama a kradzélcama. Słowa „łżélc" a „kradzélc" ödmieniwóné są przez wszët-czé möżlëwé przëpôdczi a lëczbë. Łżélcowie a kradzélcë - to są ne pierszé słowa, dali jidą jesz taczé wëzwëska, jak: zdrôdcowie, judasze, szôtornicë, szmurowie, strëchöwie, wszélowie, pitowie, niedoczënilcë, dołemóno- _ wie, glëpercköwie, natrzasłi, lósbuksë, manteltrégrowie, spieklińcowie, diôchłowie, purtôcë, dióblińcowie... To bë mógł jesz ną lësta dofulowac... Dlô najégö brifczi są to prosto DIÔCHŁOWIE a PURT-CË, jistnégö tatka dzecë -PIEKLIŃCA. Jô sa baro dzëwuja najim pëlcköwsczim lë-dzóm, ösoblëwie nym wësok sztôłconym, czasto znaka krziża sa żegnającym, że tak letko, bezro-zëmno, dôwają sa do kóżdi sztridczi. Jem sa ó to spitôł möjégö mądrégö drëcha brifka. Nen mie nó to odrzekł le tëli: - Czedës më wicy słëchalë, a mni gôdalë, bö më mielë dwóje uszu a jedna gaba. -A tera? -Terô më mómë uszë medialnym trzôska zasz-topóné, gaba rozmajitima hasłama zapchóną, le nama dzesac pólców ostało... jaczich użiwómë do wklepiwanió na kluczplace wszelejaczich głë-pótów... - Cëż tedë mdze dali? -Jakto óbczas hurënamelów... Przińdze chtos „starszi" a kramulca wszëtczima, nie zdrzącë na wëznôwóną pöliticzną opcja, fëst wdraszëje. Le tedë to mdze bolało... RÓMK DRZÉŻDŻÓNK ■ f.;j pomerania.kaszuby 68 /POMERANIA/LUTY2019 Z KASZUBAMI I POMORZEM NA PIERWSZYM PLANIE Siówk Fórmeila DYLEMATY EDUKACYJNE - OTRZYMASZ CIEKAWĄ KSIĄŻKĘ! CEZARY OBRACHT-PRONDZYNSKI Hf vBJ8glwiwM u i : I '\ PtiUCU IAK K4SZUBI BILI BOLSZEWIKOW KASZUBI KS. JAN PERSZON Kazimierz Ickiewicz intimné Monologi mónolodżi intymne .-•w-*# nu," W bh!3«£. |[ Cezary Obracht-Prondzyński B2 SZEEMBRi RUCH KASZUBSKOPOMORSKI KASZËBSKÔ-POMORSKO RËSZNOTA mm.¥. j— Lfjjs JNK □ B y i jinszé Fef-Lotë * Wybraną pozycję książkową należy wpisać w tytule przelewu * Pełna lista książek dla prenumeratorów znajduje się na stronie internetowej: www.Miesiecznikpomerania.PI/kontakt/prenumerata Zaprenumeruj „Pomeranię" na 2019 rok w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim W czasie 2 tygodni kursanci poznają lub doszlifują język kaszubski pod okiem profesjonalnej i sprawdzonej kadry nauczycielskiej. Oprócz świetnie przygotowanego lektoratu uczestników kursu czeka bogaty program wycieczek i warsztatów. Przewidujemy również wyktady osób zaangażowanych w rozwój współczesnej kultury Kaszub i Pomorza oraz spotkania z bardzo ciekawymi ludźmi. Program atrakcji zawiera m.in. sptyw kajakowy Zbrzycą, potączony z poznawaniem twórczości literackiej Stanisława Peśtki (pseud. Jan Zbrzyca), uczestnictwo w XXI Zjeździe Kaszubów w Chojnicach czy też zwiedzanie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Udziat w naszym przedsięwzięciu to okazja do spędzenia interesującego urlopu, podczas którego można potączyć naukę z zabawą. ta Ministerstwo f Spraw Wewnętrznych ? i Administracji CENA: 1000 ZŁ MIEJSCE KURSU: WIEŻYCA - SZYMBARK TERMIN: 1 -13 LIPCA 2019 PROGRAM OBEJMUJE: -120 GODZIN KURSU (TEORETYCZNEGO I WARSZTATOWEGO) - WYŻYWIENIE - NOCLEG - WYJAZDY STUDYJNE (WRAZ Z AUTOKAREM I BILETAMI WSTĘPU) www.kaszubi.pl facebook.com/kaszubi kaszëbsczé lëteracczé pismiono | darmôk dodôwk do miesacznika „Pömeraniô" | numer 2/2019 [52] Redakcjo: Dariusz Majköwsczi Eugeniusz Prëczköwsczi Jazëköwô körekta: Eugeniusz Prëczköwsczi Kontakt: Sz. Straganiarskô 20-23 80-232 Gduńsk Wëdôwca: Zarząd Öglowi Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniégö Redakcjo zastrzégô so prawo do skrócënku i öbrôbianiégö nadesłónëch tekstów Wëdanié udëtkowioné bez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji Spisënk zamktoscë 01. Wstąp Dark Majköwsczi 02. Nôgörzi je z téatra... Z Daniela Kalinowsczim gôdô Dark Majköwsczi 06. Młodi piszą pö kaszëbsku am 10. Wnetka ptôch K. Léwna 16. Czôrny köt E.A. Poe 18. Westrzód bezdómnëch J. Natrzecy 22. Öpöwiém cë ö jednym zabëtku Köscół sw. Józefa w Salinie A. Majköwskô 26. Möja pierszô Biblio D. Majköwsczi 30. Majewo-czerwińcowe öbrzadë i zwëczi na Kaszëbach F. Bôska-Börzëszköwskô 33. Wiérztë H. Makurôt 34. Wiérztë K. Serköwskô 36. Wiérztë M. Wątor 38. Missa Cassubiae Z. Josköwsczi Darmôk dodôwk do miesacznika „Pömeraniô" (wëchôdô co trzë miesące) W czerwińcowi „Stegnie" mómë czile dobrëch wiadłów dlô lubötników kaszëbsczi iëteraturë. Pö pierszé, ju wnet Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie wëdô pösobną ksążka z öpöwiôdaniama Kristinë Léwnë. Jeden z nëch tekstów möżeta przeczëtac w tim numrze, a jesmë buszny z tegö, że wikszosc z nich ju rëchli pojawiła sa w najim pismionie. Pö drëdżé, jesz latoś wińdze sma-rą jinô ksążka, jaczi dzélëczi pöznelë naji czëtihcowie. Jidze ö Biblio dlô dzecy. Nowi Testameńt. Mómë nôdzeja, że badze öna tak chatno czëtónô jak ji pierszi part. Do tegö jesz Jón Natrzecy (autor m.jin. kaszëbsköjazëköwëch komiksów, dokazu s-f Nolozłé w Bëto-wie, kriminału Kömudo i Kaszëbögönie) planëje wëdac dokôz ö żëcym i przigödach gazétników: Dwie szpaltë na wczora. W tim numrze bédëjemë krótczi dzélëk ti przińdny ksążczi. Nalézëta téż czile wiérztów, dokôz na bina zrzeszony z majewó-czerwińcowima öbrzadama i czekawą kôrbiónką z prof. Daniela Kalinowsczim. Rôczimë do lekturë. Nôgörzi je z téatra... Kôrbiónka z prof. Daniela Kalinowsczim, recenzenta i bëłnym znajôrza kaszëbsczi lëteraturë. Wespół z białką, prof. Adelą Kuik-Kali-nowską, jesta wëdelë w 2017 r. publikacja Kaszëbskô lëteratura. Wëzdrzënë, w jaczi wërazno jesta za óddzelenim od sebie kaszëbsczi (to je kaszëbsköjazëköwi) i kaszëbskö-pömörsczi lëteraturë. Jak rozmieja, ni ma wedle Was pötrzébnotë użiwaniô tegö drëdżégó terminu? W dzélu môsz prôwda, ale kąsk chca to doprecyzowac. Kaszëbskö lëteratura je kaszëbskójazëkówô. I ni möżemë sa böjec ö tim gadac. Ödkądka jem w kaszëbsczi rësz-noce, pötikóm sa z wiele lëdzama, chtërny mają strach, że jak powiedzą ö sobie: jem kaszëbsköjazëköwim utwórcą, to badą kimś górszim... Në nié! To je kompleks, z jaczim kureszce muszimë so dac póku. Tak ju dłëżi ni möże bëc. I köżdi, chto je Kaszëbą, Ka-szëbką miôłbë pisać pö kaszëbsku. Chëba że nie znaje na tëli jazëka. To sa trôfiô i nie je to nick dzywnégö. Ale wnenczas mómë do uczinku z polską lëteraturą. Tuwö téż je möżlëwé użiwanié terminu: „kaszëbskó-pömörskô lëteratura" (to je pölskô lëte-ratura tikającô sa Kaszëb). Jô bë równak bédowôł, żebë sa z tegö pömalë wëcopac. W 2019 r. je to ju përzna dzélëk historii. Termin ten wëpromöwôł Lech Bądköwsczi. Zaczął ön jistniec w 50. latach, ösoblëwie w kragu taczich lëdzy, jak Róża Ostrowsko, Fracyszk Fenikówsczi i prawie Bądkówsczi, to je tëch, co twörzëlë tamtoczasné lëteracczé ökrażé (i kaszëbsczé, i pölsczé) przédno na gduńsczi zemi. To miało swój znaczënk, ale pó przełómanim 1989 r. ten termin ju nie je tak pasowny. Dzysó, jak pöwiémë kómus piszącemu ö Pomorzu czë ö kaszëbsczich sprawach, że je autora kaszëbskö-pömörsczi lëteraturë, to wiera nie badze ród. Môce napisóné czile artiklów, jaczé ödnôszają sa do möżlëwötë czëtaniô ka-szëbsczi lëteraturë z pöstkölonialnégö pózdrzatku (na taczi ôrt próbuje to robie m.jin. Artur Jabłońsczi). Na czim to bë miało zanôlégac i czë pö prôwdze wôrt to robie? Pó prówdze ju czile lat temu jô napisół tekst: „Literatura kaszubska z perspektywy post-kolonialnej", a późni jem rozszérzwiôł ta téma, publikujące artikle w óglowópólsczich pismieniach. Termin „póstkólonializm" je w slédnym czasu czasto użiwóny, je wkół niegó wiele pörëszeniô, ódbieróny je dosc pózytiwno, i nick dzywnégö, że pójówió sa pëtanié: a co na to kaszëbskô lëteratu-ra? Mëszla, że je to termin do wëzwëska-nió, ale musz je to robie baro delikatno i ópasowac, bó nie dô sa do kaszëbsczi lëteraturë prosto zastosować tegó, co je öpisóné w anielskójazëkówëch abó fracëskójazëkówëch tekstach. Żelë np. przeczëtómë so Edwarda Saida, chtëren je wiera jednym z nôbëlniészich przedstów-ców póstkólonialny teorie kulturę, to tam spódlecznó deja zanólégô na tim, że z jed-ny stronę są nôrodë hegemóniczné, möcné kulturowo, religijno i jazëkówó, jaczé mają wzaté wólnota jinszim nórodóm, a z drëdżi stronë są mni rozwiniaté nórodë abó karna, jaczé sa temu póddówają. Opisywół Zdôwoło sa czedës, że bëlné zôrno jakno dramaturg sejô Bernat Zëchta, ale to nie wërosło tak, jak më bë chcelë. Jinszi autorzë piselë mało dramatów, kgsk młodo-kaszëbi, cos próböwelë zrze-szińce, Bieszk (mëszla równak, że niżi swöjich môżlëwôtów). Pö drëdzi wöjnie téż nie bëło nôlepi, a dzysô je pö prôwdze dramaticzno. Said przédno to, jak Europa mia zniewolone Blësczi Wschód, Afrika. I to sa sprôwdzało. Fracësczi badérowie piselë, jak jich jazëk zdominowôł libijską, algerską abö marokańską kultura, a Britijczicë piselë ö tim, jak zdo-minowelë dëchöwö i kulturowo indiańscze i afrikańscze karna, jaczé ni mögłë wësłowic swöji dëchöwöscë abö pödmiotowöscë, bö wzął jima taką möżlëwöta anielsczi jazëk. System edukacje to wszëtkö umöcnił. I möżemë sa z tim zgödzëc. A jak je w przëtrôku kaszëbsczi kulturë? W dzélu möżemë to przełożëc na naji gruńt, ale równak na gwës nié wszëtkö. Jak zdrzi-më na kaszëbską kultura jako ta, co rozwijała sa midzë pölską a niemiecką kulturą, to ten pöstkölonialny pözdrzatk wëzdrzi jinaczi w jednym i drëdżim przëtrôfku. Polsko i niemiecko kultura nie bëłë hegemona wtaczim sarnim dzélu. W wikszim dzélu möżemë gadać ö hegemóniczny kulturze niemiecczi, bó ona przez prawné abö sëłowé rozrze-szenia ju öd strzédnëch wieków nie dówała möżlëwótë zajistnieniô kaszëbiznie (nôwëżi w baro môłim dzélu). Niejedny gôdają dzy-sô, że jistną rola miała pólskô kultura, ale to nie je prôwda. Czejbë tak bëło, sami Ka-szëbi bë ji nie wëbierelë, czedë mielë taką leżnosc. A bëło tak ju pod kuńc renesansu, późni w baroku, ale téż w oświeceniu i XIX w. Nawetka budzëcél kaszëbsczi rëszno-të Florión Cenôwa widzôł zagrôżba przédno w niemiecczi, a nié w pölsczi kulturze i pisôł, że germanizacjo je nówikszim zła, z jaczim mómë do uczinku. Wiémë, że jego miłota do pólsczi szlachtę mocno osłabła, ösoblëwie pó powstaniach, i on sóm uznół, że doszło do gwësnégó rozdënku z polską kulturą, ale nigdë ni miôł pólsczi tradicji i jazëka za kolonialnego hegemona. Tima hegemónama bëła równak dlô Cenôwë i całëch pókóleniów Kaszëbów kultura i jazëk niemiecczi. Mëszla, że w przëtrôfku cësku pólaszëznë lepi je gadać o „póstzanóleżnoce". Póstkólonializm pówstôł w kragu anielsczégö jazëka, a dló najégó dzélu Europë gódô sa prawie o póstzanóleżnoce. Termin ten je pasowny do państw, co w jaczims czasu bëłë hege- mónama, a w jinym cządze same stôwałë sa ófiarama kulturowego cësku. I prawie polsko kultura je tu bëlnym przikłada. Tej jaczich pisarzów möżemë czëtac „pöstzanôleżno"? Gwës wspömniónyju Florión Cenôwa möże bëc tak czëtóny. Biôtköwôł sa doch z nim chöcle nôrodno-patrioticzno-könserwatiwny dzél dëchöwnëch. Na taczi ôrt möżemë téż zdrzec na dzejania sanacjowëch rządów wedle zrzeszińców: niedôwanié möżlëwötë robötë na Kaszëbach, zesélanié w jiné parte pölsczégö państwa, konfiskatę, cen-zurë... To wszëtkö bëło sczerowóné pro-cëm miészëznowi kulturze. Nie je równak udokaznioné jistné, „póstzanôleżné" czëtanié np. Derdowsczégö, klëköwców, Sadzëcczégö. Nie je to téż nijak pasowné do nôwikszich młodokaszëbów: Majkówsczégó, Karnowsczégö abö Heyczi, chtërny bë bëlë zadzëwöwóny, czejbë sa doznelë, że pölskô kultura mô jich zniewolone abö że östelë cywilizacjowö skölonizowóny. Wôrt równak próbować czëtac kaszëbską lëteratura, wëzwëskiwającë nônowszé teörie badérowaniów. Rëchtëja prawie ksążka: Kaszuby i kulturowa teoria literatury - badą tam m.jin. artikle tikającé sa prawie ju-wernotë, budowaniô swöjégö nôrodnégö, etnicznego i osobniczego „jô". Mëszla, że badze to swiéżé wezdrzenié na kaszëbską lëteratura. Öd 2007 r. Kaszëbsczi Institut wëdôwô seria ksążków pt. Biblioteka Pisarzy Kaszubskich. Wë sa möcno zaangażowelë w ten projekt. Dlôcze je ön wôżny dlô kaszëbsczi lëteraturë? Kö wikszosc prezentowónëch tu dokazów bëła ju wëdónô wiele razë? Wedle mie Biblioteka Pisarzy Kaszubskich je jednym z nôwôżniészich zadaniów, ja-czé stoją przed kaszëbsczim ókrażim. Ambicją utwórców ti serii - to je nóleżników Kaszëbsczégó Institutu - bëło i je przërëch-towanié i publikacjo klasycznëch dokazów kaszëbsczi lëteraturë w kriticznym wëda-nim. Pódczorchiwóm to słowo: „kriticznym". To óznóczó, że robimë nad rakópisa, późni np. nad maszinopisa, pótemu pierwódrëka i dopierze pó taczi robóce dôwómë czetiń-cóm tekst w dzysdniowim pisënku. Zaczało sa ód Floriana Cenôwë, pó nim béł m.jin. Derdowsczi, młodokaszëbi, zrzeszińce, Jan Drzéżdżón... Je to tej lësta tëch nóbarżi znó-nëch i mającëch cësk na rozwij lëteraturë autorów. Jich tekstë rëchtëją do wëdaniô lëdze, chtërny są historikama, znajórzama lëteraturë, jazëköznajôrzama i bédëją oni na zôczątku kóżdégó tomu rozprawę, jaczé są brzada naukowego namiszlenió sa nad tima tekstama. To óstónie na lata... Jakno karno lëdzy wespółtwörzącëch Kaszëbsczi Institut i całą ta seria jesmë gwës, że te tomë muszą miec wësoką naukową rówizna i dawać przistap do óriginałów. Jô bë to przërównôł do tego, co w Polsce robi Biblioteka Narodowa, jakô doch téż wëdôwô klasyka, jistno je w przëtrôfku Rusczi Akademii Nóuków, germanisticzné ókraża téż mają taczé serie. Zdôwô mie sa, że jesce dzysô jedurnym regularno piszącym kritika kaszëbsczi dramaturgii. Zgödzyce sa z tim, że ka-szëbsczi dramat je w baro lëchi köndicje? Z wióldżim smutka sa z tim zgódzóm. Zdrzą-cë na téatrowé żëcé i dramaturgiczne tekstë, to widza nômni óriginalnoscë. Zdówało sa czedës, że bëlné zórno jakno dramaturg sejó Bernat Zëchta, ale to nie wërosło tak, jak më bë chcelë. Jinszi autorze piselë mało dramatów, kąsk młodokaszëbi, cos próbówelë zrzeszińce, Bieszk (mëszla równak, że niżi swójich móżlëwótów). Pó drëdzi wojnie téż nie bëło nôlepi, a dzysó je pó prówdze dramaticzno. Pó Stanisławie Jance krótczé fórmë pisze Adóm Hébel, Grégór Schramka, ale nicht sa za baro nie chce dac na dłëg-szé fórmë. Dobrze, że szkólné kaszëbsczégó BIBLIOTEKA PISARZY KASZUBSKICH BIBLIOTEKA PISARZY KASZUBSKICH g s Jan Trepczyk, Aleksander Labuda, Jan Rompski, Stefan Bicszk, Franciszek Grucza, Feliks Marszałkowski Józef Ceynowa, Leon Roppel, Klemens Derc, Jan Bianga, Paweł Szefka, Franciszek Schroeder POEZJA ZRZESZYŃCÓW jazëka, np. Elżbieta Prëczköwskô, Ida Czajinô, Teréza Wejer, Felicjo Bôska-Börzëszköwskô piszą edukacjowé tekstë na bina. Felëje mie równak tekstów, jaczé bë bëłë pasowné do ambicjów dzysdniowégö téatru. Czej jeżdżą na rozmajité przezérczi, np. óglowópólsczé, to widza, jak wiele czekawëch pöetików, könwencjów, bëlno prezentowónëch aktu-alnëch témów zrzeszonëch z öbëczajama, pölitiką sa pöjôwiô, a pö kaszëbsku tekstów je baro mało i są öne wërazno słabsze ód tego, co mómë dzysô w Polsce i na świece. Jesz w prozę i poezje kaszëbsköjazëköwi autorze rozmieją duńc do bëlny rówiznë, ale w teatrze tak nie je. Wiólgó szkoda, bó je to möcné i atrakcjowé medium. Dlócze je tak lëchö? Zdôwô mie sa, że jedną z wôżniészich przëczënów je to, że ni ma chto nad tim robie. Kaszëbsczé téatrowé karna są abö szköłowé, abó dzejają kol óstrzódków kulturę. Ni ma długówarający formalny prôcë nad teksta, mëslą, zrëcha, dikcją... Felëje nama spödlô instruktorsczégö, aktorsczégó, órganizacjowégö. Ju öd wiele lat gôdóm ö tim, że muszebné je usadzenie öglowökaszëbsczégö téatrowégö Poezja twórców z kręgu „Klëki" / östrzódka, gdze bë robiło profesjonalne kaszëbsköjazëköwé karno, gdze bë bëła möżlëwöta rëchtowaniô klasycznëch i dzys-dniowëch dokazów na bina, örganizowaniô wëjazdowëch pókôzków. Nicht chëba równak nie je tą udbą tak do kuńca zaintereso-wóny... Wiôlgô sprawa sa dzejała dzaka Jaromirowi Szroedrowi czile lat temu. Szkoda, że to, co on zrobił, tworzące Dialogusa, nie bëło cygnioné dali. Stało sa tak w dzélu z póliticznëch przëczënów, ale wiera téż na skutk órganizacjowi słabóscë kaszëbsczi rësznotë. Jem zadzëwówóny, że np. tak bëlné miasto jak Wejrowó ni może sa do-czekac stójnégö kaszëbskójazëkówégó karna. To je dló mie nié do zrozmieniô. A taczi pupkówi téater w Słëpsku, gduńskó Miniatura, abó tradicyjny Miesczi Téater w Gdi-ni - tam kaszëbizna pójówió sa leno jakbë taczé „strzéle" róz na czile lat. Jó bë chcół i mëszla, że na to żdają téż Kaszëbi, żebë dramaturgio miała stójné karno lëdzy, chtërny konsekwentno nad nią robią. Gôdôł Dork Majköwsczi 5 Młodi piszą pö kaszëbsku Ju szósti róz dwie szköłë: Zespół Ekóno-miczno-Usługówëch Szkotów w Bëtowie i Ka-szëbsczé Öglowösztôłcącé Liceum w Brusach zörganizowałë konkurs „Twörzimë w rodny möwie", jaczi ödbiwô sa pod patronata „Pomeranii" i „Stegnë". Pódrechówanié konkursu raza z wraczenim nôdgrodów ódbëło sa 28 strëmiannika 2019 r. w Bëtowie. Na konkurs latoségö roku bëłë przësłoné raza 22 dokazë, nôwicy (14) w kategorii wëżigimnazjalnëch szköłów. Żôl, że nicht nie napisôł usôdzku w kategorii maturantów kaszëbsczégö jazëka, jakô w uszłëch latach miała wësoką rówizna, kl. 7-8 spödleczny szköłë i 3 gimnazjum w kategorii poezji: I mól - Agnieszka Szulc (Spödlecznô Szkoła w Lubni) II mól - Daria Elak (Spölëznowô Spödlecznô Szkoła w Czersku) III mól - Bartłomiej Warsyńsczi (Spódlecznó Szkoła w Lubni) kl. 7-8 spödleczny szköłë i 3 gimnazjum w kategorii prozë: I mól - Zuzana Gliszczińskó (Zespół Szkółów w Lepińcach) II mól - Aleksandra Gółuńskó (Spölëznowô Spódlecznó Szkoła w Czersku) III mól - Szimón Łącczi (Zespół Szkółów w Lepińcach) Wëprzédnienié - Szimón Krensczi (Spölëznowô Spódlecznó Szkoła w Czersku) a dobiwelë w ni taczi utwórcë jak Adóm Hébel abó Katarzëna Główczewskó. Nadesłóné dokazë jakno pierszi czëte-lë nóleżnicë komisji óbsadzëcelów (Dark Majköwsczi - przédnik komisji, dôwny przędny redaktor cządnika „Pomerania", nóleżnik Radzëznë Kaszëbsczégó Jazëka, Anna Różk - szkolno kaszëbsczégö jazëka w Spódleczny Szkóle w Macëkale, poetka i Wójcech Mëszk - kaszëbsczi usódzca, wespółautór uczbównika do strzédnëch szkółów do nóuczi kaszëbsczégö jazëka Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w świece). Wedle nich na dobëcé w VI edicje konkursu mają zasłëżoné: wëżigimnazjalné szköłë w kategorii poezji: I mól-Wiktorio Miotk (Zespół Ekónomiczno-Usługówëch Szkółów w Bëtowie) II mól - Natalio Thiede (Technikum nr 3 w Chónicach) III mól - Kinga Öichöwik (Zespół Ekönomiczno-Usługöwëch Szkółów w Bëto-wie) Wëprzédnienié - Natalio Pietrasyk (Zespół Ekönomiczno-Usługöwëch Szkółów w Bëto-wie) wëżigimnazjalné szköłë w kategorii prozë: I mól - Katarzëna Niemczik (Technikum nr 3 w Chónicach) II mól - Alicjo Czarnowskó (Technikum nr 3 w Chónicach) III mól - Katarzëna Buczińskó (Kaszëbsczé LO w Brusach) wëżigimnazjalné szköłë w kategorii drama: i mól - Magdalena Wantoch Reköwskô (Zespół Ekónomiczno-Usługówëch Szkółów w Bëtowie). wëżigimnazjalné szköłë w kategorii drama: I mól - Magdalena Wantoch Rekówskó (Zespół Ekónomiczno-Usługówëch Szkółów w Bëtowie). W udokaznienim jurorów möżemë prze-czëtac m.jin.: „Poezjo czasa zdówô sa bëc nôprostszą formą wërôżaniô wseczëców. Doch lirika przepłiwô ze serca przez raka na papiór... a równak czasa je to dosc drago. Czasa w öceniwónëch wiérztach téma je za cażkó, jakós cemiznë nie jidze chwëcëc i swójim zrobić, usztółtowac ja i w kórtce zmiescëc. Le próbë są i barżi liriczné, chóc téma tako prosto. Tej cëż wëbrac? Cażczi tekst, nieobrobiony z cekawim mótiwa, czë Iżészi a mocni liriczny? Letko nie bëło...". Najim Czetińcóm bédëjemë dwie nódgro-dzoné wiérztë: Wiktorio Miotk Wanoga Jak bëlno nama dobëwac młodą piersą górë ë wcëgac w nie wiater. Jak bëlno renie pôlce ó czëpë gór, żijmë wic pókądka czas. Zadowolnioné drëchów twarze witać przëchôdac slôdë do dni znëkónëch spiącëch kamiznów. Zdrzë tam - wstôwô bladô jutrzenka pierszi parmień słuńca nama dó. Jesz tak niedóżnó chce óbeńc szczit, jidzmë wiać raza bez świat. Tu w dolëznach wstôwô dôką mökri dzeń szczitë ognia sa półą urzmë skrëté w céni mökré rosą trôwë wëglądiwają dnia. Czedë wanodżi przińdze kuńc a noc sa w lëfce zaczinó, le nim ja opiece gwiózdowi mur czëjta spiéwnégó chódu chcemë so sadnąc kól se jedną mëslą spartaczony. Krótko szczitu sa zatrzim, jak gwiôzdë lecą w dół, a górë zdrzą raza z tobą. Agnieszka Szulc Gwiôzdë Chcą złapać gwiôzdë Wëcygóm raka Cało robi sa Iżészé Leca Przepódają wszëtczé zastównicë Urzasu Nimötë Môlów Ucékają wszëtczé skrëszënë Górz Redota Żól Ni ma ju mësli Co witro na pôłnié Czë wórt óbaczëc sa z nim Lecënkje pierszim céla Jô jem kole gwiôzdë Öslépió mie môłniô Doch le pólce côrnałë Doch le jó póczëła cepło jasnotë Spódóm Przechódają zachë w lecënku zgubione Przëgniótó mie cażôr Zachlastnicë Budza sa A przed öczama móm le szarą póscwa W prozę óbsadzëcele delë bôczenié na to, że tekstë czasto kuriczëłë sa w placu, gdze dopierze chcałobë sa przeczëtac rozrzeszenié zaczatëch pókrziżawów, a pöstacjóm felowa-ło wikszi głabie: „Kömisjô czasa czëła, że to nie je ful wersjô. Czësto prosto, krótko i je... Tu bë muszół zabédowac, żebë nie östawac le na samëch szkicach, le je kąsk barżi roz-cygnąc, żebë téż tak letkö nie przedawac swöjich mëslów. Le westrzód tëch prôców bëłë i taczé, chtërne öpöwiescą swöją zmusziwałë do cekawöscë czetińca. Cëż tam sa stónie na nym kuńcu? To ju je dobrô droga na przedstawienie swöjégö lëteracczégö pióra. Le dôjta temu fligrowi kąsk jesz pölôtac, a nié zarô pó starce scëgac gó na zemia" -pisôł Wöjcech Mëszk. Pierszi plac w kategorie prozë pöstapny rôz dobëła Zuzana Glëszczinskô (kl. 7-8 i gimn.), chtërny dokazë w „Stegnie" pöjôwiałë sa ju czile razy. Na konkurs wëswa taczi usódzk: Józefk Starszi to tak do częsta nie rozmieją swójich dzecy. Dzysô jó, Józefk, doznôł jem sa tego na włôsny skórze. Czego bës nie zrobił, oni i tak so co wëmëszlą i na niżóden ort jima tego ze łba nie wënëkôsz. Wiedno we czwiôrtk pó pôłnim przëchódzy cotka Basza do móji mëmczi na kawa. Góda-ją o jaczis tam swójich sprawach, téż czasa ó dzecach. Coteczka ó swóji córce Mariszi, chtërna je ju ósme lat stóró, a moja mëmka o mie, Józefku. Lat 5 i pół. Cotka kóchó prawic 0 tim, jako ji córeczka to je ju wiólgó brutka, że sa bëlno uczi, że óna je... ódpówiedzalnó? Tak na gwës to jó nie wiém, czë tak cos óna pówiedzała. Jaczés dzywné je to słowó. I do cze komu tak cos? Nie szło wëmëslec czegoś prostszego? Dozdrzeniałi i ten jich świat... A co do cotczi jesz, to mëmka wiedno, jak cotka tak wëchwôlô ta Marisza, sa usmiéwó 1 dodówó, że jó pewno téż czedës taczi bada. Slédnym czasa jem so nawetka pömëslôł, że tec to ni muszi bëc za jaczés lateczné lata. Czemu bë nié terôzka? Öbudzył jem sa, czedë jesz bëło cemno-Miast rëczec za mëmką, żebë do mie przeszła, wëgrabcowôł jem sa z mójégó łóżka i cëszi kóta wslëznął do wiôldżi jizbë. W ni trzimóm terô swöje zóbówczi. Stoji tam wiólgó szafa, w chtërny mëma ukłôdô mój öbleczënk- A pierszim pónkta na lësce prôwdzëwégó knôpa bëło: samému sa oblec. Nie zapóliłjem widu, cobë mójich starszich bez przëpôdk nie óbudzëc. Tej wëjął z szafë wszëtkó, czego jó brëkówôł. Chutkó, jak leno sa dało, wcygnąłjem ten mój öbleczënk na se. A jaczi jó béł buszny. Dopierze późni jó przëuważił, że dresowé buksë założiłjem na ódléw. Ale zaró, zaró... Doch te szléfë z tëłu wëzdrzą czësto jak jaczi môłi ógón. Tak bëło wiele lepi! Ögón mie sa baro wid-zół. Póstapną udbą na lësce bëło przërëch-towanié frisztëku. Prawie taczi, jak mój tatk wiedno robi, czedë ni ma mëmczi doma. Jó pódreptół do kuchni. Udbół jem so, że bada jódł płatczi z mléka. Wëcygnął jem miska. Öna jakbë nie chcą mie słëchac i jakós jin-szó spadła na zemia. Czëc bëło leno trzósk i zós nastała cëszô. Në cëż, jó béł leno głodny jak jaczis mółi wilk. Przësënąłjem stółk do kuchennego blatu i chwëcył za szókóla-dowé płatczi. Cos tam sa wësëpało, ale to nick. W lodówce jak na złosc nie nalózłjem niżódnégö mléka. Tej jó muszół zjesc bez tego. Nick sa nie dało wicy zrobić. Wrócył jem do jizbë i sôdł so wëgódno na zófie. Pó czile sztótach, pó frisztëku nie bëło szpuru. Jakós tak dzywno moje óczë zrobiłë sa taczé cażczé, a na zófie bëło mie baro milëchno... Zaró przeszedł do mie Grzenia. Zapódł jem w spik. Pó jaczims czasu, sóm nie wiém, jaczim, jó uczuł głos móji wspaniałi mëmczi. -Józefku, wstawój chutkó. Cëż tu sa wëdar-zëło? - nie wiém, czemu, ale mia kąsk na-górzoną munia. - Mëmkö, zdrzë le, jaczi jó jem ju wióldżi i ód... ódp... taczi, jak Marisza! - krziknął jem. Jó zabócził, jak sa to dzywné słowó gôdało. W tim samim sztóce wstôł jem, cobë ji pökazac, że pö prôwdze ze mie je ju stolemny knôp. - Zdrzë, jô sa téż sóm oblekł! - baro buszny, pökôzôłjem ji mój piakny öbleczënk. Mëmka zrobiła wiôldżé öczë, zôs taką krzëwą munia i pócza sa smiôc. Terô złapôł mie górz. Jô sôdł tëła do ni i nick nie gôdôł. Tak, cobë widzała, jaczi jem złi. - Öj, Józefku, wëzdrzisz... baro dozdrzeniało-Le möże të bë chcôł, żebë jô cebie oblokła do przedszkola? Tak jak jinszé dzecë? -jednym öka jesz rôz pödezdrzôł jem na mója kószla w krôta, chtërna miôł jem wiôlgą stara zapiąć i dresowé buksë wcygniaté na ödléw. Co tuwó nie je richtich? Doch módri do mödrégö pasejë. - Nié, jô chcôł bëc taczi dozdrzeniałi jak Marisza. Jô chca sa sóm öblakac! -jô doch muszôł mëmce pokazać, że jô jak prôwdzëwi chłop téż móm swöja udba na se. - Në jo... A möga cos temu möjému knôpöwi doradzëc? - na to jô ni miôł żódny radë. W kuńcu mëmka öblokła mie do resztë jina-czi. - Në, terô zrobimë jaczis frisztëk. Na gwës jes ju głodny, nié? - rzekła i weszła do kuchni. Jaż do czësta ucëchła. Zdrzała na mia, na kuchnia, zôs na mia i zôs na kuchnia. Zdôwô mie sa, że bëła zaskoczono jak zajk w kapus-ce. W kuńcu doznała sa, że jô rozmieja sóm bëlny frisztëk przërëchtowac. Równak kôzała mie jic tam, gdze je terô tatk. I to natëchsto-pach. Hmmm. Dzywné. Pö czile sztótach, czedë wszëtkö, co jô urząd-zył w kuchni, jaczims cëda zdżinało, mëmka wcësnała mie do gabë pöstapny frisztëk. Sztóla z wórztą. Leno jô ju jôdł, jô ju jôdł płatczi bez mleka ! - rëczôł jem. Tak cos oni nie chcëlë czëc. Tatk gôdôł do mie, a mëmka dali wcyskała mie pöstapné sztëczczi. Nie wiém czedë, le na talerzu nie ostało dëcht nick. A jeżlë jidze o mój pöstapny pónkt z lëstë, téż nick jô ni mógł zrobić. Chcół jem wząc do rubzaka trzë farwiónczi, nowé kréd-czi, sykawka z wodą (kuńc kuńców wszëtkó można czedës wëzwëskac), do tego téż plastikowego kuca i kruszą, bó z mójima drëchama w przedszkólim më sa wiedno ba-wimë w gburstwó. Tatk dorwół sa do móji taszë i wëcygnął z ni to wszëtkö. Za to włożił tam, wedle dozdrzeniałëch, baro brëkówné rzeczë. - Tatku, jô chca zóbówka. Chca wząc ze sobą zôbôwka! Jónk gódół, że nama felëje ti móji kruszę - tłómacził jem. I tak jem to rzekł pôra razë. Wcyg to samó, żebë mie dobrze zrozmiôł. - Ale tatku... Ale tatku... Tatku! Na zóczątku on nick nie rzekł. Równak na ostatku dobéł jem, bó mój rozëmny tatk włożił do rubzaka piakną, nową, plastikową kruszą. I tim spósoba, óblokłi i nafutrowóny jak zwëkówi przedszkólók, pówanożiłjem do zwëköwégö przedszkola. Jô béł kąsk złi, że nie dół jem radë óstac prôwdzëwim dozdrze-niałim, prawie jak móji starszi. A to wszëtkó bez to, że sa jima moje dzejanié nie widzało. Jakbë wcale nie chcelë, żebëm jó ju béł taczi wióldżi jak moja kuzynka. Mëmka równak powiedzą, że jem ogromny knóp, a taczi nówspanialszi na całim świece. I do te jesz dołożëła zacht kusa w łësëna. To mie sygło. Ten jeden dzeń jakno dozdrzeniałi to béł o jeden dzeń za wiele. A mója apartnó kruszą sprawiła sa, jak nóleżi. Słëchó sa póchwalëc téż Katarzëna Niemczik, jakó dobëła w kategorii prozë westrzód wëżi-gimnazjowëch szköłów, i wszëtczich nód-grodzonëch. Na kuńc chcemë pódzakówac organizatorom konkursu „Twörzimë w rodny mowie" i wszëtczim, co napiselë i wëswelë swoje lëteracczé usódzczi. Jesmë buszny, że möżemë trzëmac patronat nad kónkursa. Ob szesc lat jego waranió dół ón wiele dobrego kaszëbsczi lëteraturze i niejeden młodi człowiek tu prawie zaczął swoja przigóda z pisa-nim pó kaszëbsku. om Ôb jeseń Kaszëbskô-Pômörsczé Zrzeszenie wëdô ksążka „Mój z môjq". Badze to drëdżi (pö „Môtowidle") wëbiér ôpôwiôdaniów napisónëch przez Kristina Léwna. Wikszosc z nich ukôzała sa w „Stegnie" i „Pomeranii". Publikacjo mdze udëtkôwionô przez Minysterstwô Bënowëch Sprôw i Administracje. W tim numrze bédëjemë tekst, jaczi téż badze w zapôwiôdóny ksążce. Kristina Léwna Wnetka ptôch Dzél. 1. - Sala wlazła w chëczë i rzekła, że tu je wied-no tak samo, że człowiek bë so móg co zrobić przez te kurpë i rubzaczi: - Że téż nicht tego nie je w stanie uwiesëc tam, gdze to sa nôleżi! Wszëtkö rzucone i zgniotlé, jakbë bëlë jaczims jinym zorta lëdzy, co ni muszą po se ogarniać. Co za banda! I zacza wszëtkö odwieszać na hôczi i ustawiać kurpë pö roz-błaznowónëch dzecach, chtërne za nick so mialë pörządk, a tej wöla wszëtczich za régą. Köżdé sa ödzéwalo ze swöji jizbë i köżdé wrzeszczało: - Jesc! Zarzeszëla so szorc i zacza robie pôlnié. Zawöla jich do stołu. Dzecë öpöwiôdalë: co bëlo w szkole, co przed sa zdarzëlo i jesz po, że wiele sprôw na nie spadło, chtërnëch öne nijak nie pojmują i nie brëkują do resztë żëcô. Żëcé i tak w jich öbrëmieniu nie bëlo sprawiedlëwé, bo sa köżdi jich tikôl i cos chcôl. - To minie - rzekła Sala i znoszą skörëpë do zlewu. Późni scarla toptucha stół i wola Zosza do ödrôbianiô uczbów. Dzéwcza nie chcalo. Narzeka, że sa nôleżi përzna wëtchnieniô i telewizor, a nié dërch jakbë bëla w szkole. Sala nie da sa zwiesc. Cwiardo gôda, że to mô bëc tu i tero! Nym czasa do chëczë wlôz chłop i pokrą-cyl nosa, że go nicht na môltëch nie wölôl, że bulwë są ju zëmné i że skörëpów je ful i óglowó, jak w chlewie öni żëją, a tak doch sa nie dó! Sala nie slëcha jego. Zacza wëcëgac z rub-zaka Zoszënégö ksążczi. - Nôprzód mate-matika - rzekła, a dzéwcza sa opiarlo lokca ö stół i pölożëlo na nim głowa. Nie lubiła rechunków, bó i po co to lubić. I tak z tego nic ji nie przińdze. - Zdrzë - rzekła Sala, to je figura, a to je ji öbrëmié. Wiele ósta jima na zbudowanie negó kurnika? - spita sa zgodno z tim, co belo na kórtce. Nim dzéwcza zdążëlo ödpöwiedzec, do chëczów wkroczą Salë mëma. Rzekła póchwôlenié i körczi ustawiła köl scanë. Sala odpowiedzą ji, ale w dëchu so mëslala, za czim no babsko zôs tu przekraczało? Stach zmrëczôl cos kol nosa nad talerza bulew, ale stóró sa tim nie przeja, bó lubiła ne matematiczné zagódczi, chtërne Zosza mia do rozrzeszenió. Wiedno ji sa wëdôwa-lo, że wié, co i jak, i mogła jakós doradzëc abó chóc pódpówiedzec. Tim szëka stóró sadła so blëskö dzecka i zacza czikrowac w ji heftë. Sala wiedza, że terô to sa prze-cygnie, bo mdze wiele domëslów i gôdczi, co i gdze sa miescy. Nie darwa dlugö żdac, bo jak blós stôrô czëla, że kurnik mô miec 350 m, tej zarô zacza gadać, że to pewno są ny z Serakójc, co ne wiôldżé kurniczi walą, blós czekawô bëla, czë na jaja, czë na samo kurzé miaso? To ja baro zascygnalo i nawet-ka sa tak zacygna i rzekła, że nie wié, bo to möglobë bëc i na to, i na to. Öna bëla w Seraköjcach z KGW i widza piakny köscól: jeden nowi a drëdżi stôri, ale nie pamiata, pöd jaczim ön bél wezwóny miona. Późni gôda ö miarzłëch, chtërne jadła pöd wiôldżim szorma i że ósë lôtalë, a öna sa bója, że ji chtërna do gabë wlecy. Wszëtkö to rzekła na jednym dechu, jaż Zosza podniosła lep i rzekła: - Tej co jó móm tu sztriknąc? - Kó wiele kurów oni tam chcą miec? -wëpôlëla stôrô. Na co Sala ja pöwstrzëma i zabroniła pisać. Wnym wlączil sa Stach i rzek, żebë napisa, że nicht nie mdze taczégö kurnika budowól, bo i tak z tego ani wzątku, ani początku! Dzéwcza zwątpiło. Wezdrza na Sala, a ta chwóca ji heft i rzekła, że sama to zrobi, że Zosza mô sa mëc i ni mó nick szkolny gadać, bo to wstid! Zosza szla pómale do kąpnicë, a stôrô sedza i żda, co Sala tam wëmalëje, czë mdze to za-cht kurnik, czë nie. Ale Sala chutkó cos tam szrajbna i spakówa heft do rubzaka. Stôrô nie bëla zadowolono, bó skąd öna nibë mia tero wiedzec, jak to richtich bëlo? Sala smutno wezdrza na skörëpë, chtërne uroslë, jak Stach tam dolożil swój talerz jesz ful bulew z zósa i panewka, a na wiéchrz postawił taska. - Krzëwô wieża w Pize to je nick w porównaniu z tim misternym uklôdka - pömëslala białka i zacza to wszëtkö zestawiać. Późni napuszczëla so cepli wódë i pömëla skórëpë. Öbczas ti robótë Stach zawrzeszczól, że ni ma cepli wödë, że on doch na jachta jedze: - Czë tu chto dbó o piéck? - spitôl sa pre- tensjonalnie. Sala udôwa, że nie czëje, że szëmienié wódë przeszkódzëlo ji to rozmieć, chóc wszëtkó bëlo wërazno przekôzóné i óna czëla, że to sa do ni czerowalo. Zacza zamiatać. Późni zazdrza do Éwë. Ta spa abó blós udowa, bo telefon swiécyl przez pierzna. - Co za jóch z nym doróstanim! - rzekła Sala i letko zamkla dwiérze. Stôrô sedza. Żda na kawa. Sala nie bëla w stanie ji tegó zabédowac, tak téż ta sa upómnala i wtrącëla, że tak jak terô lëdze żëją, to nie je do weóbrażenió: ani ze stóri-ma nie zagôdają, ani w Bóga nie wierzą... I sa zaczalo. Żale na cali czas, chtëren öpuszczôl ja - stôrą białka, chtërna do nikogo nie nóleża i nicht o nia sa nie starôl, jak pa-piór porzucony wirowa to w góra, to w dól. Chcą miec jaczis swój môl, żebë mógla rzec, że to je ji plac, ale tak nie bëlo. Nicht tak naprówda sa ó nia nie upóminól, kóżdi blós żdól, żebë óna so szla, ale gdze óna sa mia udać? Wszëtkö bëlo taczé ji nieznóné, a nen świat, chtëren pamiatala, ju nie jistniôl, bó czasë sa zmienilë i zabralë nen sztëczk ji éndzlë. Öna doch nigdë, ale nigdë przenigdë bë nie östawila swóji mutrë. Öna doch z nią bëla do kuńca i pamiató, że jak ksądz przëja-chól, tej jesz muszala swóji mëmie podnieść głowa i dac szluk wödë do pópicó kómónie. Wspomina to nierôz, ale nikogo to nie interesowało. Kóżdi le pöslëchôl i szed dali. A óna oczekiwała ódwdzaczenió: że sa nią zajmą, że mdą ja mëlë i fudrowalë, czej óna ju sama nie mdze mógla. Góda to wërazno i tu, i tam, i za kóżdim raza bëlo to samó: glëchóta. Ni mógla sa na to gödzëc, bó jak so tegó tero nie wëżorgô, tej czej? Czej ju nie mdze w sztadze sa pódniesc? Kó tej ju nicht sa na nia nie wezdrzi, le tak przesëną, jak jaczi klamót i pudą dali. A óna doch zna żëcé. Öbserwówa, co sa wkól dzeje: jednego i drëdżégö sąsóda, co tak ó ne swöje dzótczi żorgól, óddelë do chëczów cëchi staroscë, a tam óni zaró ódcaplowalë. To nie waralo długó, tidzeń, móże dwa, a ju jich nie bëlo, chöc jesz bëlë möcny, blós szpérë jima nie chcalë dali slużëc. Ti mlodi nawetka nie krzëczelë, blós na fb piselë, że umar ten a nen i zapôlalë taczé malowóne widë, że nibë to mialë bëc swiéczczi, a to le blós na nym elektricznym öbrôzku bëlo. Öna wiedza, co to je fb, bö köl sąsôdczi so nierôz öbzéra w kómputrze, jak lëdze ödjimczi tam różné wsôdzalë: to z wie-sól, kömóniów czë jinszich leżnosców. One so wiedno dokładno z sąsôdką wszëtkö óbezdrzale. Jak chto bél oblekli, kuli rinków na pazurach, jaczé klatë i kurpë. Czasa sa tak smielë, że jich brzëchë bölalë, ale czasa to bëlo normalno do ucekaniô, bö ti lëdze z se robilë taczich glëpców. Temu ona nie chcą bëc blós fb-wspóminka, chcą bëc z lëdzama do kuńca i czëc, że sa chtos ö nia stôrô. Jakbë miało bëc jinaczi, tej ona nie wié sama, co bë sa zaczalo. Strach na nia szed wióldżi, ale köżdi, kómu ö tim gôda, le spuszczól lep i udôwôl, że nie rozmieje. - Pazurama mda sa trzima swöjégö! - za-mrëcza pód nosa stôrô i doda so ödwôdżi. Sala ni mia do ni serca, do ji żalów i tego, chto sa nią zajmie na ostatku, bó czej ja brëköwa, tej ona sa sta nielëdzkô, rzekła, że kóżdi mô sa swójim krziża żegnać i da Sala na wiôldżé świata ökrącenié. Dzéwcza krzëcza, że je w cążë i brëkuje radë, ale stôrô bëla cwiardó i ni mia sëmieniô: -Të chcą, tej biôjl - rzekła. Blós stóri gôdôl, że dzeckó to nie je sromóta, że móżna so żëc bez chłopa i mdze dobrze. Zac mu sa nie widzôl, bél za frëch i za baro drist. Sala pödkulëla ógón i zlożëla przësëga przed Böga, że mdze Stachówó do smiercë, ale nie zdówa so sprawę, że tak długo to mdze déro-walo. Stach, leśny, człowiek po szkołach z mieszkania i auta wëdôwôl sa kimś, ale czej Sala so z nim përzna pomieszka, tej zrozmia, że „król je jeden" i ni mogła sa z tim pögödzëc. Jak to móże bëc? Kóżdi dzeń sa zaczinól wkól Stacha i kuńczil na nim. Jegö żëcé wëpelnialo całą buda: ód sklepów pó sóm przater: flińte, skórznie, klucze, lepë zwierząt, skórë... Przedtim, jak szla do robótë, uskakiwa swojemu chłopu, chtëren dërch ji wëpöminôl, że co óna prosto białka ze wsë móże wiedzec 0 żëcu, chtërne sa dzeje za ji ogrodzenia. Kó nick! Bó dobrze mó tak, że ni muszi wëcha-dac za bróma i to wszëtkó mô pödóné: sprawunczi, dzecë ódwiozlé do szkölów..., co bë jesz ji felalo? Ön to wszëtkó załatwi! Sala sa nie ódzéwa. Wezdrza smutno w szpédżel, jakbë szuka prôwdzëwi Salë: ódwôżny i taczi, co nikomu sa nie dô. Miast tegó widza pókónóną białką, ful óbawów 1 strachu, a to nie bëlo w ji nôtërze. -Szpédżel doch nie lże! - rzekła do se i cëchö przë nim klëkla, östôwiającë szlach swóji póstacje na nim. Smutno smuga pókraczno sa rozlewa na strzébrznym szkle. Sala wezdrza jesz róz, ale smuga nick ji nie dówa, blós robota, bó muszala to zetrzeć, chóc i tak na nic ni mia czasu. Zanim jednak zmëla cenią, przëzéra sa ji dokładno i widza rozmazóną póstacja, chtërny nie zna, boja sa ji i përzna na nia da óbacht, bó ni mia wszëtczégö na molach do tegó wëznaczo-nëch. Nie pozna se. I zacza sa pëtac: kim je? Czë óna to je jesz óna? Ostało blós krzëcze-nié: głëché i tak möcné, że przedzérającé sa przez wszëtczé zóglówczi i déle. Jaż zgrzeba sa i oznajmiła: - Do robötë jida! A Stach na to pôrsknąl smiécha i rzek, że to niemöżlëwé, że ni ma taczi möcë, co bë ja z tegó dobrégö wënëkól. - Co të tam możesz robie? - dodól z nie-uwógą i szed do lasu. Dló Salë to bëlo jak „Böże pömagôj!" Czëla, że robi dobrze. Weszła za pórtka i nie öbzéra sa na checze. Nie czëla nick: nie lubiła tegó placu, bó bómów wkól bëlo ful i żódnëch lëdzy, a óna doch kocha lëdzy i wszëtczé jich dobré i lëché sprawë. Szla prosto. Mia na se sëknia i wëgódné bótë. We wlosë so wlożëla módróka, chtëren prawie na nia czikrowól z zelonëch jesz kłosów żëta i jakbë prosyl sa o sztócëk czegoś lepszego jak urzeszenié w snop zboża. Szla równym kroka. Mia podniosłą głowa, a czej doszła do pócztë, tej wszëtcë sa nôprzód dzëwilë, że öna, białka fërsztë, chce tu robie. Ona na to, że lubi robota na swiéżim lëfce i że lëdzy téż lubi... Zdrza tak miodno, że nicht nie bél w stanie ji odmówić. Kóżdi blós podcygnąl munia i cziwnąl lepa. - Môsz ten fértel ód Buków do Mókri Rënë -rzek czerownik i dól ji lëstë. Öna je wza i schowa w tasza, chóc ni mia pójacó, gdze są Mókré Rënë. -Terô biôj! - rzek czerownik pöcztë i Sala szla. Pó drodze czëta, co komu mó dac, jaż sa nauczëla, chto gdze mieszko. Późni szlo ji lepi, bo pozna wszëtczich ze swojego öbrëmieniô. Stach krącyl nosa, bó nie bëlo i pólnia, i nié tak często jak wiedno w checzach, ale nie rzek nick, bó liczil, że Sala sa zniechacy i tej mdze jesz barżi pokorno i robócó. - Żëcé ja skrëszi! - mëslôl i żdól, chóc to nie bëla jegö nômöcniészô strona. Sala szla z torbą ful lëstów i głową jinszich sprów. Roznoszą szczescé i niedola. Bëla stróża lëdzczich szpurów. Trocha jak aniół, bó niechtërny sa do ni ceszëlë, jiny gôdalë, że óna je jak diôbél i żëczëlë wszëtczégó, co nógórszé. Öna sa le uśmiecha i koza sztrëknąc tu i tam, na co ódbiérca pókórno przëstôwól. Jaż jednego raza Sala zablą-dzëla. Mókré Rënë cygnalë sa tak dalek, że óna sama nie wiedza, że je to möżlëwé. Zasmuca sa nóprzód, ale późni wlazła do môli chëczë i sa spita, gdze je. Tam stóró białka, póprówiając so chusta, zaprósza ja na podwórze. Góda, że ju dówno nikogo tu nie widza, a tim barżi brifczi. Sala sadła na lówka pód okna. Wezdrza na drzéwiany plot i kwia-të, chtërne sa zgniło na niegó kladlë. Na kóta przesëszającégó sa midzë sztachétama i na storą białka, co midzë polce chwóta sluńce. - Co robice? - spita cekawó Sala, a ta ji na to, że tak trzeba, bó to są taczé sztótë, chtër-ne mërgają i ju wicy nie wrócają. - Trzeba je lapac! - oznajmiła stóró białka i nijak sa mia do przerwa nió swój i robötë. - Ce to smieszi? - spita letczim i cëchim glosa, ale Sala nie wiedza co rzec, bó ji nie bëlo do śmiechu i nijak sa z tim czëla. - Nié! - rzekła Sala - nie smieszi, blós dzëwi. Skąd to? - dopëtowa. - A, bó te wszëtczégö nie wiész? - rzekła stóró i cygna dali - nie wiész, ile möcë je w sluńcu? Kóżdi, chto sa chóc róz w nim grzól, docenió to. - Móże jo! - rzekła Sala i ópiarla letko głowa 0 drzéwiané okno. Zamkla öczë. Pócarla noga ó noga i zdja so kurpë. Wkól kwiatów brzacza pszczoła, a nad nią letko szëmia jabłoń, na chtërny zarzesziwalë sa gółczi brza-du. Bruné kuńce mlodëch jabków spódalë białce na gaba. Ona dmucha, ale nie ótmika óczów. Stóró sadła kół ni. Nick nie góda. Sala ód-pócziwa. Déralo to móże wierteł gödzënë. Jaż lesnó sa zacza zgrzebówac. - Sygnie ju tego dobrego - rzekła Sala 1 oblekła kurpë. - W jaką strona jo sa móm czerowac, żebë wëlezc na szasym? - spita na odchodnym, jakbë zabócza, że prawie pó to tu wtrapna. -Teró pudzesz kół pola Jignacowégö w dól do rzéczi, a tej prosto i w prawo. Przińdzesz jesz do mie? - spita stóró, ödprowôdzającë ja do pórtë. - Baro ród - rzekła i szla wedle ji wskózów. Droga wëdôwa sa ji jak z obraza. Ni mogła sa nią naceszëc. Letkósc, chtërna czëla w lepie, unósza ji cażką torba. Dotarła na szasé i jesz róz ódwrócëla głowa dowsladë, jakbë chcą z tego wezdrzeniégö nówicy zapamiatac. Czerownik pöcztë nie bél zadowolony. Żdól na Sala dlugó pó gódzënach robötë i to gó nerwówalo. Przejąn ji papiórë i upómnąn, że mó chutczi szpérama przebierać. Sala téż gó pożegna i zamkla za sobą dwiérze. Dorna ju żda na nia grëpa lómpów do pranió, chtërne wëlóżalë z kósza jak żëwé i wieża skörëpow, jak wiedno „misterno ułożono". Sala zacza to wszëtkö porządkować. Ledwo scarla stół, ju przëczadzëla ji muter. Rzekła pöchwôlenié i so sadla. Zacza sa dopitëwac, czë Zosza ju odrobiła rechunczi, bö öna tu prawie w ti sprawie. - Nié, jesz nié - rzekła Sala i zacza wölac dzéwcza do stołu. To zôs sa öcygalo. Przewrócą zabówczi, robiąc wiôldżi trzôsk. - Në, pöj doch! - rzekła stóró, chtërna bëla cekawô, co dzys mdze mögla dopöwiedzec. Nim môlô sa zjawiła, Sala zagôda ö Mökré Rënë, ó stôrą chëcz, chtërna stoja na samim kuńcu wsë i ö bialka, chtërna w ni mieszka. - A za czim të tam lazła? - spita sa stôrô. -Kö tam doch blós są sztërë budë na krziż, nic wicy! Do kögö të niosła lëst? Do Jignasa? - Chëba Jignaca - poprawiła ja Sala, ale stôrô ji wëklarowa, że oni na niegö tak gôdają, bö ön ni móże wëpöwiedzec „c". - Smiéchu wiedno bëlo, czej ön sa komu przedstôwiôl, ten dôlëmón jeden i miast rzec Jignac, plestôl Jignas i tak ju ostało. Sóm so to zrobił! - doda twierdząco bialka i usmia sa na samö przëpömnienié munie Jignacowi, chtëren robił sa wiedno czerwiony na gabie, czej miôl wërzec swöje miono. - Nié ö niegö mie chödzy, aöna stôrą bialka - zniecerplëwiono oznajmiła Sala. - Jegö muter? Kö ta doch ju nie żëje... -pö czim doda: - Öna żëje? I nie żdając na odpowiedz, zarô zacza plestac, że Jignaca Szorneczka bëla w „Róże", że ni mogła nigdë dokraczac na nen różane, że jinszé róże sa baro niecerplëwilë, jaż ja pönëkelë. - Tak ni móże bëc, że sa chto zapisze, a tej nie lazy! - dokuńczela sëro swój sąd. - A ten ji syn... dôlëmón i torba, nick nie wórt, blós budelka w taszi a to wszëtkö. - Dój póku, bo të milisz lëdzy! - przerwa ji Sala i zacza sa dopëtowac o na przedóstatną chëcz. - A ta chëcz? - pöwtórzëla stóró, ale nie bëla chatno do gôdczi. Zmrëcza, że nie wié, żebë tam jesz chto mieszkól, że ji sa wëdówa, że to je opuszczone i sa rozpadło. Czile lat ona tam nie bëla... O, ju nie pamiatô. Bëla pewnie jak Éwa, nié wikszó. Ko to mdze z szesedzesąt lat bezmala. Wszëtkö ji sa terô rozmiwó. Chto bë taczé co dowsladë pamiatôl. Sala nie odpuszcza. Napiera na storą. Wiedza, że ta mia pamiac jak nicht, że blós tak sztrëchô a udôwô. - Chto to je? - spita bialka i napómkna, że muszi ja znac, bo są prawie w tim samim wieku i nawetka, jakbë sa tak richtich przëz-drzec, tej i są do se podobny. Stóró sa naróz podniosła i rzekła, że chëba zabëla platizer wëlączëc. To le tak kórczi zgrochótalë i ji nie bëlo. Sala jesz nie widza, żebë chtos tak chutkó czadzyl, ale to ji nie zaniepókójilo, bó w głowie mia spokój, jaczi so przeniosła z Mokrëch Rënów i no brzaczenié pszczolów, i ne kwiatë, trówa, lówka... Chcą sa përzna pólożëc na zófie. Opiarla głowa, żebë póczëc to, co ji sa przëtrafi-lo w dzeń, ale zanim zamkla óczë, wióldżi rëmór rozerwól ji usëpianié - to Éwa wëcza-dzëla za ną mólą i nawëzéwa ja ód różnëch, bó ta ji sznëkrowa w telefonie. Wtrącyl sa Stach, że tak sa nie robi, że tu je taczi jóch jak na zbiorowi jachce, że lëdze jednak brëkują përzna spököju, a tu cali czas cos! I trzas dwi-érzama, jaż buda zdrëża. Sala podniosła sa letko i zacza wólac mólą do ödrôbianiô lekcjów. Dzéwcza rëczalo i nie chcalo sa dac uspókojic, bó bëla zló, że nicht ji nie broni i nie rozmieje, że wszëtcë blós Éwie ustapują, a ona cerpi i muszi robie to, co öni ji kóżą. Sala sa podda. Zamkla dwiérze. Wëlączëla widë i szla spac. Nie mëla sa, bó ni mia do tego glowë. W mëslach dërch czëla miodną pôcha, cerplëwé sluńce i spokój, jaczégö dówno nie bëla w stanie doznać. Stach sa zwlek grëbö pö dwanósti w nocë, robiąc trzósk przë ótmikaniu szpinie z flińta-ma. Sala sa zbudzą. Żda, jaż on przeńdze na całą droga ód szpinie po kąpnica, kuchnia, jizba... Kóżdi jego szpur wbijól sa ji w mëslë tak, jak-bë ona gó pó chëczi óprowódza. Ni mogła ju usnąć. Drapa nokca scana. Późni smuka sa pó race i planowa dzeń. Chcą jic wëpöczatô i swiéżô do robötë, a nym czasa przewrócą sa z boku na bök, pöprôwia zóglówk, zakriwa i ödkriwa deka, jaż sa zacza drapać po rakach i udach tak, jakbë ja cos pögrëzlo. Reno przeszło samö, Sala zwlekła sa niewëspónô. Mia podkrążone öczë i bëla midëch. Nie wiedza, co na se wrzëcëc. Wëjmöwa lómpë i je przezéra, jaż wza pierszé lepszé z nórtu. Weszła w tim i czëla sa nijak. Wëdôwalo ji sa, że wszëtcë wiedzą, że ona, Sala, je niewëspó-nô i że czëje sa nieswojo, i że wszëtkö zdrzi na nia, i to sa pöwtôrzô. Mëslë te szlë za nią jaż do pôlnia, późni to ji minalo. Zaszła na Mökré Rënë do chëczi, co stoją przë kuńcowim nórce tegö fértla. Chwóca za klómka i dwiérze sa ötemklë. Wlazła bënë. Wrzeszcza, ala nicht nie ödpöwiôdôl. Cëchö i glëchö. Z chëczów szła wilgóc. Ona we-zdrza wkól i óbócza szpinia i wertek, i lóżkó równo zasceloné. Na werteku nie bëlo nick, żódnëch sopétów: ani tasków, wazonów, ta-lérzëków, nick... Stojól lózy i szpinia téż nie bela niczim óbladowónó, tak jakbë chtos sa miól abó wëprowadzac, abó wprowadzëc. Nie bëlo poznać, co sa stało? Blós cëszô. Wiólgą glëchóta rozriwôl zédżer swójim let-czim tikanim. Na óknowim dererestrze leżalë brële, jaczis ódjimk z chłopa i kropielniczka. Ta óstatnó rzecz nóbarżi zdzëwia Sala, bó zamiast wisec na gózdzu, zgniło cażëla kol ókna. Sala ja chwóca i zacza obżerać. Stóró rzecz stracëla swoja strzébrzną farwa, a smutno twórz Christusa wëdôwa sa ji jesz bar-żi markotno pod tim cażczim naszromie-nim lat. Ödwrócëla ja i dozdrza sa datë: 1897 r. Pówónia ja, ale pócha chëczi zdówa sa ji wërazniészó jak cażczi, metalowi kro-pielnicë. Pólożëla ja nazód i wza do raczi ódjimk. Bél mocno zniszczony, nórtë jegó zapôdalë sa z krëchótë papióru, a gaba chłopa nie bëla wëraznô. Sala przëzdrza sa mocni i zdówalo sa ji, jakbë ódjimk bél mocno na-mikli ód letczich kroplów wódë. Widza téż na nim ödbicé pólców, nierówne smudżi robione wkól nieznóny ji twarzë. Ödlożëla to i sa përzna zasroma, że grzebie w cëzym żëcu. Copna sa. Wëlazla na podwórze. Wrzeszcza, czë jesz chtos tam je, ale nick. Glëchö. I wëszla na droga. Zamkla pórta. Wezdrza na chëczë i szla dali. Zna droga: wkól pola Jignacowégö i prosto... Doszła do szasé. Tim raza nie odwrócą glowë. Bëla zló na storą, że ta na nia nie żda i na wszëtkó, co jesz mia wtaszi do rozniesenió. Stach téż ni miól dobrego dnia. Mrëczôl cos 0 zgnilëch lëdzach, ó tim, że ón sóm muszi wszëtkó robie, że jak nie zazdrzi, tej nicht tego nie dopilëje, ale óna nie zwrócą na niego uwódżi. Mierzëlo to mu barżi, niżle jakbë mu cos ódpëskówa. Dzeń sa skuńczil. Nawetka stóró nie przë-czwórda, tak téż Sala jesz do ni zatelefónowa 1 sa upewnia, czë abë wszëtkö z nią dobrze. Nie lubiła stóri, ale nie bëla téż często ji óbójatnó. - Czej wszëtkö dobrze, to dobrze! - rzekła Sala i ódlożëla telefon. Reno zaczalo sa wszëtkó ód początku: wëstôwianié tasków, robienie sztólów, budzenie dzéwczat, chtërne nie bëlë chatné do wstójanió. Nóprzód ta móló sa wënurzëla i zaró wlączëla telewizor. Sala ja upomina, abë szla czosac klatë i mëc zabë. Dzéwcza godalo, że zdążi. Późni dludżé nawólëwanié Éwe. Ta udowa, że nie czëje, a jak ju sa pojawiła, tej Sala koza ji jic a sa óbléc jak trzeba. - W tim do szkölë nie pudzesz! - zaprote-stowa, a Éwa sa obraza i góda, że nie dar-wó wcale chódzëc do szkölë, że ni mó taczi pótrzebë. Tam ni ma z kógum gadać. Wszët-cë sa na nia wëdzérają a kritikują. Sala ödpuscëla. Chwóca mólą za raka i za-prowadzëla do mëcó. Waralo to dlugó, bó dzéwcza jesz sa bawiło mëdlënama. Późni szukelë bótów. Czej nalezlë jeden, to ni möglë wëszëkac negö drëdżégö, tak że póstanowilë óbléc skórznie. - Bënómni są dwa do pôrë! - rzekła białka, ale móló krzëcza, że dzysó nicht w skórzniach nie mdze, bó nie padó. Edgar Allan Poe Czôrny köt Witro badze mój kurie. Witro przińdze mie umrzeć, temu dzysô chcą wszëtczim wkół wëznac, co sa stało i téż przez to scygnąc z móji dëszë nen kam, co ja gniece. Terô czuj. Czuj, bë doszło do ce, co mie zni-kwiło. Czej jem béł môłi, w möji dëszë żëła miłota, a raza z nią serce dlô zwierzatów - wszët-czich ôrtów żëwëch jistnotów, a ösoblëwie dlô domôcëch zwiérzków, nëch, co żëją wespół z człowieka, w checzach i jizbach. Cos muszi bëc w miłoce nëch zwierzatów, skörno rëszô lëdzczé serca doswiôdczoné öpacznoscą drëdżégö człowieka. Przeszło mie sa żenić dosc młodo. Możesz pojąc, jak baro jô béł ród z tego, że moja białka téż lëdała zwierzata, że miała dló nich serce jak jó. Baro chutkó za ji starą nalazło sa u naju pôra zwiérzków z nômilszich ortów. Mielë jesmë ptôchë, złoté ribczi, wiérnégó psa i kota. Pujk béł snôżim zwierzaca, nienôtërno wi-ôldżi i całi czôrny jak smoła. Dół jem kotu miono Pluto. Ze wszëtczich zwierzatów on widzół sa mie nóbarżi. Jó sóm gó futrowół, a on mie ani na sztót nie óstówiół. Wcyg za mną chódzył. Dragó bëło gó óstawic doma i jic buten bez niego. Naja przëjazniô dérowa tak pora lat, a óbczas ni mój charakter sa zmieniwół i baro sa zji-nacził. Zaczął jem pic za wiele wina i sznap-su. Z kóżdim dnia w mójim żëcym bëło mni miłotë, chutkó jem sa górził i zabócziwół o śmiechu i ubëtku. I białka, i zwierzata -ókróm kota - ödczëlë zjinaczenié w mójim öbëcym. Jedny nocë wrócył jem późno z göspódë, gdze spadzywół jem coróz wiacy czasu na picym. Na słabëch nogach, mające jiwer z jidzenim, pólózł jem dodóm. Po weńdze-nim do jizbë óbacził jem (abó zdówało mie sa, że jem óbacził), że Pluto, pujk, miół stara nie pchac mie sa pód nodżi, że mie uchódzył z widu. To dzejanié kóta, ó jaczim dali mëslôł jem, że mie kóchô, rozgórzëło mie jaż do chóroscë rozëmu. Moja dësza wëchódzëła ze mie i nie je wiedzec, co wëprôwia. Wëjął jem môłi nóż z mojego mańtla i ótemknął jem gó. Późni chwëcyłjem biédnégó pujka za szëja i jednym raza wëcąłjem jedno z jego wërzasłëch oczu. Z czasa kót doszedł do se. Prówda, że nie szło zdrzec na dzura po óku, ale pujka ju nic nie bolało. Jak mógł sa spódzewac, kót dostówół strach, czej le mie widzół i zaró ucékół. Czemu bë miół robie jinaczi? Nóprzód mie to nie görzëło. Z czasa zaczało sa we mie pojawiać nowé wseczëcé. Chto pó tësąckroc nie robił złégó blós dlóte, że wié, że tak ni może robie? Czë më, lëdze (nie je wiedzec, czemu), nie łómiemë prawa le dlóte, że zna-jemë prawo? Jednego dnia z zëmną krwią zawiązół jem mocny powróz na szëji kóta i zaniósł jem do sklepu, gdze jó pówiesył gó na drzéwianym bierzmie nad moją głową. Wisół, jaż pódł. Wisół, a jó miół łzë w oczach. Wisół, bó wie-dzół jem, że mie kóchó, bó czuł jem, że ni ma za co wisec, bó wiedzół jem, że lëchó robią, że nen śmiertelny grzech na wiedno ódłączi mie ód Boga i Jego miłotë. Ti sami nocë, półspiącë, półleżące, uczuł jem przez ötemkłé okno wrzósk najich sąsadów. Jó wësköcził z wëra i uswiądnił jem so, że dodóm sa pól i, że wszëtkö stoji w płomieniach. Jesz trocha i bë naju nie bëło. Jakós uceklë jesmë z białką. Czej jesmë bëlë buten, wszëtcë jesmë zdrzelë na ödżin öbjimający dodóm. Mëslôłjem ö köce, czej sa pôlëło, ö pujku, jaczégö umarłé cało wisało w sklepie. Wëzdrzało to tak, jakbë köt krëjamno sprawił, że dodóm sa zapôlił, co mögło bëc skóra-nim za to diôbelsczé dzejanié, bë sa na mie zemscëc. Mijałë miesące, a jô ni mógł sa wëzbëc mëszleniô o pujku. Jedny nocë sedzół jem w góspódze, jak wiedno pijące. W nórce óbacził jem cos cémnégö, czego nie widzół jem rëchli. Podszedł jem blëżi, bë óbaczëc, co to prawie bëło. To béł kót, kot wnet taczi sóm jak Pluto. Dotknął jem gó raką i zaczął jem gó mujkac, miatkó wiodące pólcama pó chrzebce. Kót wstół i óstół tak ópiarti chrzebta ó moja raka. W jednym sztóce zrozmiół jem, że mójim pragnienim béł kót. Gódóm do karczmarza, że gó kupią, a on mie wëklarowôł, że nigdë rëchli tego zwierzaca nie widzół. Czej wëszedł jem z góspódë, pujk pólózł za mną, a jo na to przëstôł. Niedługo kót stół sa mójim i móji białczi domôcym zwiérzka. Reno, dzeń pó przënacenim kota dodóm, ódkrił jem, że pujk szlachujący za Pluta téż mó le jedno ókó. Jak to sa stało, że jó tego nie widzół uszłi nocë? Nen przëtrôfk le sprówił, że mója białka pokochała kota jesz barżi. A jó procëmno: ódkrił jem, że nen pujk mie coróz barżi maczi. Czim barżi jó tego kota nie chcół, tim barżi on mie kóchół. Chódzył za mną, chódzył za mną wiedno i wszadze. Czej jem so sódł, ón chówół sa pód stółk. Czej jem wstówół, pchół sa midzë moje nodżi. Gdze jó bë nie szedł, tamój ón wiedno béł. Nawet mie sa śnił w nocë. Ni mógł jem gó ju scerpiec. Jednego razu mója białka zawołała mie ze sklepu stôrégö budinku, w jaczim terô jesmë żëlë. Czej lózł jem na dół pó trapach, kót, ji-dącë za mną jak wiedno, wepchół mie sa pód nodżi i blëskö bëło do tegó, że jó bë spódł. Naróz rozgórzony chwëcył jem nóż i cësnął jem chutkó w kota. Zaró białka zatrzimała mója raka. To mie jesz barżi rozgórzëło. Nie mëslącë, umiescył jem kuńc noża głabókó w sercu białczi! Polecała na podłoga i cëchö skuńczeła swoje żëcé. Całą chwila zdrzół jem za kota, ale nig-dze gó nie bëło. Nie bëło czasu - miół jem robota: chutkó muszół jem cos zrobić z cała. Zaró nalózł jem w scanie sklepu plac z dodówkówima cegłama krëjącyma downy piéck. Scanë nie bëłë mócné. Scyganie cegłów i kamieni przeszło mie baro letko. Jó wiedzół, że dali je dosc wiólgó dzura, bë zmiescëc tamój cało. Jem sa narobił, ale w kuńcu dało sa włożëc cało i nazód, ópasëjącë, ułożëc cegłë. Ród jem béł z tegó, że nikomu ni mogło przińc do głowë, że chtos rëszôł ne kamienie. Dzeń lecół za dnia. Wcyg nigdze nie bëło kóta. Czasa chtos pitół ó mója białka, a jó letko ódpówiódół. Jednego razu przeszło pora szandarów. Nic nie należą, kó gdze? Jó nôtërno z nima gódół, chódzył jem z nima, czej zdrzelë za białką. Na kuńc ostało óbezdrzec, czë ji ni ma w sklepie. Kóżdi kuńc piwnice béł wëmaklóny. Cëchó jem sa przëzërôł robóce detektiwów i, czego jem sa spódzéwół, niczego oni nie zmerkelë. Czej wëchódzëlë ze sklepu, poczuł jem jakąś cëzą sëła, jakó kózała mie zdradzëc sa z tim, że wëgrôł jem biótka. „Scanë tegó budinku" - rzekł jem, „to nie je bëlejakô robota, to bëlny stóri dodóm". I jak jó to gódół, uderził jem krëkwią w nen plac w scanie, za jaczim bëło cało móji białczi. Naróz uczuł jem dërżenié i zëmno na plecach, czej ze scanë dobéł sa sparłaczony płacz z wrzóska. Przez sztót szandarowie zdrzelë na se. Zaczalë chutkó scygac kamienie i zaró öbaczëlë cało móji białczi - czôrné z zaschniatą krwią i baro śmierdzące rozkłóda. Na głowie trupa, jaczi jedno ókó pôlëło sa żëwim ognia, a krwawe lëpë bëłë ótemkłé, sedzół kót wrzeszczący dlô pömstë. Tłóm. E.G. Pioter Dzekanowsczi Westrzód bezdómnëch W slédnym numrze jesmë publikôwelë dzél ôpôwiescë ô żëcym gazétników jedny môlowi gazétë na Kaszëbach. W tim miesqcu rôczimë do lekturë pôsobnégô partu. - Robimë bróma, bróma, wezże sa a rëszë! -Artur wstôł a jął nerwés szëkac za pöwrózka. W czeszeni nié, w taszë téż nié. Në doch, klepnął Aloza, bö ten wcyg sedzół, möże prawie na powrozu. - Do górë stôri pënku - pödskacył stôrégö. Aloz dwignął głowa i bez zabë szmërgnął: - Co, kurwa, co je lóz, srelo jeden?! Tej przëzdrzôł sa na kamrôta, na kóscół, na autobus, co stojôł czekające na lëdzy, chtër-ny zarô mielë do niegö wsadac pö mszë a ja-chac na Gduńską na smatórz. - To pogrzeb, dój so póku z brómama të cwënköwô torbo jedna - chlapł do Artura a głowa zós zwiésył. Chcół dosniejec historia ö browarze. Béł w ni méstra ód szmaku, kipera. Në kö młodi wcyg cësnął. - A co, të bë nie wëpił? Wstani! Kóle brómë budla dó. Aloz béł złi. Pócziwół głową, że nie. To je, że pic to nié, ko bróma na pogrzeb nie je pasownó, że nick nie sprawi. Ale ni miół chacë tego dolmaczëc młodemu. Miół go za głupégó. Schwëcył go za raka a pócygnął w dół, na łówka. To ni muszało bëc tak mocni, Artur le z trudna stojół na wichlającëch nogach. Jaż trzasło. Artur dosc chutkó zmerkół, że sedzy na granitowëch kostkach rënku a jego starszi kamrót na drzéwiany łowce. Tak trafił jich Drzéj. Szukół za nową témą. Nową, jiną, donëchczós nie-napisóną, jaką przędny dó na pierszą starna a lëdze badą rozprôwielë doma a w robóce. Kureszce. To może bëc akurótné. - Witóm towarzësztwö - zaczął gazétnik. Aloz i Artur. Lëdze mielë taczich za bez- dómnëch pijóków, trzimelë dalek ód se, jak nódali. Zero kontaktu, spólëznowé tabu. Kó z drëdżi stronë, cos grëzło pórządnëch. Sëmienié jaczé, krzescëjahsczé abó lewicowe? Strach, że równak taczi kawel i w jich rodzëznie sa móże kömu trafi? A móże sromóta, że niejednym je pótrzébné taczé spódlé do pókózanió, jaczi më normalny, utcëwi, richtich taczi? Drzéjowi bëło równo. Ön o nich prawie napisze. Dó bómba! - Doch jem gódół: bróma na pógrzéb nié! -ódpówiedzół Aloz. Nié do kuńca mërkół chto a co prawi mu nad głową. - Co? Më so sedzymë... a nie je nama wolno? - zdebło przëtómny gódół Artur. - Pewno, że wolno, a jak... kó to publiczny plac, rënk... - Në, në... to cëż? Të nie jes z policje? - Artur nie rozmiół, za czim chtos do nich za-gódół. Normalne to nie bëło. - Nié, dólëbóg że nié, chcą le pogadać, do-wiedzec sa, jak żëjeta - cygnął Drzéj. Ju wi-dzółtitel na pierszi starnie: „Bëtowö óczama bezdómnëch". Aloz dwignął głowa. Tak cos ju dówno ni miół czëté. Miejsko opieka, jo, kó pewno jaczis młodi. Te stôré babë, co óstatny róz do niegó przëszłë, bëłë mni mileczné. Wiele mni. Letko staknął, tak żebë dało widzec jego cerpienié. To wnet wiedno mitczëło serca. - Renta mie niesprawiedlëwö wzalë, ni móm robötë, bo chto bë mie zgódzył, gdze? Na budowa jem za słabi, na gburzenim sa nie znóm, a do jaczi firmë na piłowanie bierzą leno emeritowónëch szandarów. Temu tu sedza - jął swója litania a bóczno sa przëzérôł na Drzéja. W köżdi chwilë mógł dodać ö rëku i miesącach w bólëcë, abö że białka kôza mu jic z dodomu précz, a bëła zëma. Drzéj sa uśmiechnął i ze zrozmienim cziwnął głową. Aloz cygnął dali: -Temu bez pieniadza sedza tu pöd kóscoła, möże chto lëtoscëwö co szmërgnie... jô bë chcôł jinaczi, kö taczi kawel na mie przeszedł. Cażkó, biéda, zëmno... Jesz chcôł puscëc pak szëköwnégö kinieniô, kö dôł so póku. Ten nowi z öpieczi jesz bë sa wërzasł. Widzec, że młodi, grzeczno słëchô. - Tak to nama tu dragö jidze - dokuńcził. - Jo, jo, tec jć> prawie ö tim, jak wa sa tu na tëch bëtowsczich ulëcach nalezlë, bez daku nad głowama. Jô chcôł z wama ö tim gadać... jem z „Bëtowsczich Wiadłów" -kureszce przedstawił sa gazétnik. Artur sze-rok ödemkł öczë, a zarô je grozno zacësnął. Wstôł i cwiardo jak le mógł, zaczął: - „Wiadłów"! Jak jô cë jednégö pakna! - zawarknął. Miôł leżnosc. Jaczis articzel prawie mu sa przëbôcził. Jo, to ten, w jaczim w pólicjowi kronice piselë ó bicym psa przë ul. Drzimałë. Jaczé bicé! Jaczi ön, nawetka nié jegö sąsôd, wiera nicht z jegö ulëcë. Kö w gazéce, ju dôwno zabéł jaczi, mielë wstawione ö tim scërzu, co gö wëköpelë buten. Za wiele jazgölił- Terô gazétnik sa prawie napatolił, pewno ten, co pisôł. Nôlégô sa ödpłacëc. Aloz równak ju zrozmiôł z kógum mają do uczinku. Widzące jak jegö torböwati kamrôt bierze sa na Drzéja, zôs pöcygnął gö za raków. Artur znowa lądowôł na granitowim flastrze. Nierôd, równo jak za pierszim raza. - Cëż të torbö, cëż... pón z gazétë je kulturalny... weznie nas do baru i co postawi, tej mu öpówiémë - klarowôł Aloz. - Baru? Jaczégó... - Drzéjowi dba nie baro sa widzała. - U Perłë, tam nicht nas nie wënëkô a piwo tóné. Za 20 złotëch badzemë möglë długö prawic - docygnął Aloz. Drzéj cażkó wzdichnął. - Tej chcemë do Perłë - rzekł niechatno. Dló témë na pierszą starna mógł nawet to. Aloz wstół. Wstół Artur. Szlë. Dopiérku tej Drzéj uczuł smród kômratów. Niewëpróné ruchna, niewëmëté cała, nômni dzeń, dwa, dłëżi, z dodówka smrodu ód cygaretów i mókri zemie. Bez droga nie gôdelë. Drzéj sa përzna sromół jic z taczima lëdzama. Dolma-cził sobie, że doch je gazétnika, a gazétnik tak ju mô, tak mu sa słëchó, różno, rozmajice, tak jak terô téż- Kó szëk, wcësniony w musk ód malinköscë, pódswiądno pódpówiódół, że ten szpacér to równak wstid. Öbzérôł sa, czë chto abë go nie zastrzegł. Czasa, żebë nie stracëc témë, na móc usmiéchôł sa do Aloza. Aloz to czuł. Pijôka, bëtowsczim kubicą, nie béł pierszi rok. Ti lepszi, porządny, tak ju miele, dëtczi téż. Co robie. Wedle drodżi Artur sa jima zgubił. Aloza to nie bolało. Młodi reno dostół gdzes wino. Nie óddół ani pół szlóka. U Perłë, chóc wczas, sedzało wiérné karno. Pod okna Stach pił drëdżégö sznapsa. Pewno wnet wińdze, dwa körnusë to jego codnio-wó norma. Nigdë wiacy. Po nocny robóce w piekarnie jinaczi nie rozmiół wrócëc dodóm. Wiedno sedzół tu sóm i sóm chilół-Doma nicht za nim nie czekół. Temu sa nie spiesził- Prówdac jego rodzëzną bëła ta tu perłowo, ten czeliszk-bracyszk a krewnó reszta, kórnusowi bracynowie a kuflowi pół-bracynowie. A do tego babcza barmanka, wastnô Éwa. Tu wrócół do świata po robóce. Resetowół swiąda. Tacył dradzi dzeń w dzeń po dzesac gódzënów kole chleba. Szesc dni w tidzeniu. Na przëwitanié Aloza cziwął głową. W prôwdzëwi familie lëdze sa szónëją. Cekawó jął przëzerac sa na Drzéja. Tegó tu jesz ni mielë. Sëri. Kó kóżdi mó pierszi róz-Wiele to doch bawi, żebë sa spótrzébówół! Nié leno Stach zestrzégł cëzégó. Na Drzéja grozno przëzdrzół sa chłop, co sedzół krótko dwiérzi. Sóm jeden za stolika. Nisczi brzëdczi, ju dosc napiti. - A të co? On je z nama, trzim sa dalek -szmërgnął mu Aloz. -Nie widzy mie sa - wëcedzył Adóm. Wstół. W raku möckö trzimôł cażczi kufel. - Të! — zawrzeszcza na niegö barmanka. Dlô östrzedżi. Adóm sôdł. Nawet sa nie nerwöwôł. Zôs utacył sa w bezmëslnym przëzéranim sa w stół i na okno. Może równak cos mu sa w tepie kulkótało? Aloz nalôzł pusti stolëczk. Môchnął raką na Drzéja. Tej barmance pökôzôł dwa polce. Wastnô Éwa nie brëköwa wiacy. Sedlë. - To za czim jes mie tuwó rôcził? - Aloz rzekł głośno, żebë w całim barze bëło czëc. - Rôcził? - Të, gazétnik, sa nie pupkuj. Mie możesz prost, jô ce rzeka szczero - Aloz wcyg nie öbszcządzôł gôrdła. Drzéj ju doprzëszedł, że to nié ön badze tu dôwôł kôrtë. Czuł sa dzywno. To nie béł jegö świat. Kö wcyg tro-piało go na pierszą starna... Wastnô Éwa postawia na jich stoliku kufle. Uwóżno przëzdrza sa na Drzéja- - Gazétnik płacy - tłomacził buszno Aloz. - Przeca wiém, të doch nigdë nie płacysz, czej z kógum przińdzesz - odpowiedzą barmanka. - Kö wiedno karuja tu do waji! - A jć> móm co procëm?! - wastnô Éwa jesz przecarła stolik a szła za bar. Aloz pöcziwôł głową. - To ö czim mómë gadać? - zapitôł. - Möże öd zóczątku... jak to sa stało, że jesce stracëlë waje dodóm? -Alana! Tegö badze na trzë piwa, kö czej jô nie płaca, dlôcze nié! - chwôlił sa Aloz, a jął: - Robił jem na budacjach, u rozmajitëch. Domë më stôwielë, płotë, flaster kłedlë, czasa trôfiała sa chléwniô. Rôz nawet market, to ten tam wëżi w miesce. To ale szło, chutkó!... në jo, në jo... Jem brôł i sztërë a tej-sej i piać tësący. Kö wszëtkö na czór-no, dôwelë do czeszeni, bez ZUSu. Temu mie chcelë. To bëłë dobré lata, pö pierszim jô mógł tu przińc wszëtczim postawie, jak pón... - prawił Aloz. - Jo, jo... postawie, prawie të?! Jô nie pamiatóm tak cos! - cësnął chtos öd stolika, co stojôł krótko. Kö nié leno tam mielë stara pödsłëchac, co Aloz piece do gazétnika. Drzéj sa öbrócył, żebë przëzdrzec sa, chto do nich gôdôł. - Ni ma co sa za nim czerowac - Aloz cëchö szmërgnął do Drzéja. Tej sa do niegó chilnął i jesz cëszi dodôł: - To taczi kaléka, mô cos z głową. Kaléka tegö slédnégö nie doczuł, kó wcyg bôczno wëcygôł szëja, żebë nie stracëc ni słowa z Alozowi öpöwiescë. Jak możno tak łgac! - Në, kö tedë jem zachórzół, na fest. Trzimelë mie w bölëcë dwa miesące. Ledwo mie ödretelë. Czej jem wëlôzł, ni miół jem docz wrócëc, bö z jizbë, co jem ja pachtowół, téż na czôrno, mielë mie ju wërzuconé... Za niepłacenie - klarowół Aloz. - Në, a tej co dali? - Co dali? To wszëtkö... - Jakuż? Rzeczce, jak tedë warna bëło, co wiacy ö roböce, ö chöroscë, o pierszich dniach bezdómnotë... - Drzéj brëköwôł miasa. To Alozowé sygnie może na plestanié kol piwa, kó nié na tekst, jaczi mó dac trzósk w miesce. Taczé pitu, pitu. - A ó czim tam prawic. Zwëczajno, gódół jem, że mówią prost. Jem ze wsë... - Doch miało bëc na trzë piwa, a jesce nawet pół jednego nie dopilë! - wëpómnął Drzéj. Jął sa nerwówac, - Z piwa ni ma strachu, sa dó - Aloz szczero pókózół zabë, a żebë ódjurzëc gazétnika, jął: - Spokojno, terô móga ópówiedzec ó miejsczi opiece. Ö tëch z MÖPSu. To są dopierze ale kuńdze! Płacymë pódatczi, a czej człowiek je w potrzebie, tej na pomóc ni ma co rechówac. Jô u nich béł, a żebë le róz. I co? Gówno! Abó jesz mni. A jó nie jem człowiek?! Ti z ópieczi wiacy swojemu psu dadzą jak mie. To je demokracjo! Za kómunë bëło lëpi! Të bë miół wstawić tam do ti waszi gazétë ó tëch chcëwëch z ópieczi... Jó cë tu zaró co pókóża- Aloz wëcygnął pôra pómużdżonëch papiórów- Wëproscyłje i klarowół. - Wej! Tu hewö stoji, że ni móga cażkó robie i starom sa ó inwalidzką grëpa. Za to le mielë bë mie pömöc. A terô tu, zdrzë, przëswiôd-czenié z urzadu robötë, co nichdze nie robią, ni móm płacone. To je mało? A öpieka nie chce mie dac nawet jedny jizbë. Rzeklë: wez so jaczés stôré ruchna, zdebło jestku i précz. Nijak sa za mną nie czerëją. Je jima równo, dlć> nich móga zdechnąc na ulëcë - Mie téż mają w dupie! - do jich stolika do-sôdł Grëbi z sënoczerwionyma wëpiekama na licach. - Mie opieka nijak nie pömôgô. Bracczi mie wënëkôł z dodomu. A opieka nie chce dac mie jizbë, nawet nie delë zapömödżi. Tak terô spia w stôri szlachtarnie raza z taczima jak jô. - To doch jedna rozwalëna! - nadczidnął Drzéj. - A pewno, ko gdze móm jic?! Tam bënômni na głowa nie lecy. Mómë téż stóri piec. Ką-synk dim z niegö czadzy. Në, co robie. - Të łgarzu, rzeczë gazétniköwi, że të nie béł zameldowóny w Bëtowie! Nigdë! Tak jak Alozjesta naszłima! Ö naszłëch bëtowskô opieka ni muszi miec starë. Mie pömöglë, kö jô jem z Bëtowa. Të jes przeszedł z tëch waszich barabónów i bës chcôł, żebë miasto dało cë, zgnilcochu, jestku i dak! - rëczôł ód swöjégö stolika Kaleka. - Muszi pomagać! Tec to spölëznowô opieka, oni muszą, bez łasczi! - bronił sa Grëbi z wëpiekama na licach. Kaléka wstôł i szedł do jich stolika. Za nim dotrëkôł z pustim kufla w race Nisczi a brzëdczi. Köle Drzéja zrobiła sa gastew. Gazétnik próböwôł łagödzëc, kö chto bë sa za taczim srelą czerowôł. Żebë wastnô Éwa nie skwarczała, dałobë ladąg. Sala równak wcyg judzëła, spragłô wido-wiszcza. Leno w nórce stari Walkóc sedzôł z zamkłima óczama, z brodą pödpiartą rakama, w piwnym zacmienim. Prawie óbzérôł wióldzé póle pód Jeżkójcama- Turle zbiérałë sa tam na jeseń- Co tego sa tam miało nazlôtóné! Ön zdrzół na ptôchë z łasa. Szukół grzëbów. Prówdac nie szukół, doch znół wszëtczé place, gdze rosłe. Tą razą też- Prówdzywczi i peperlëszczi. Tëch béł nóbar-żi ród- Ale brôł wszëtkó. Z jednyma szedł na skup, jiné sëszëlë. W dobrim roku, raza z jagódama, wzątku dówało wiacy, jak białka przeniosła z ti swóji robötë w kromie. Ödeckł sa, jak wiedno, czej w sniku óbócził slëbną. Walkóc rozezdrzół sa- Wej! Aloz zós mó kógó dostóné do baru- Ten to rozmieje darmók sa napie. A za czim wastnô Éwa tak wëpa-trëje tegó, co sedzy krótko Aloza?... Pócygnął szlóksa, jesz jednego. Cziwnął do Adama. Dzysó sa jesz nie widzelë. Jo. Grzenia zós jął go tłuc. Zamkł öczë. Tero ze szwagra wëbi-érelë bulwë. Sëché lato. Za wiele nie do-stóną. Në, nie mdze jiwru z gnicym. Piakné bulwë... Kole stolika Drzéja stanął wësoczi chłop. W raku trzimół kufel. Gazétnik sa wërzasł. Dló bezpieku do czeszeni schówół móbilka, na jaczi nagriwół rozmowa. Aloz na przëwi-tanié cziwnął wësoczému głową. Ten równak nie ódpówiedzół. Aloz dló niego béł za mółi. - A co, młodo prasa ju ni mó jinëch cekawëch témów, że tu do naszego lokalu zazérô?... Jem Stach Pélk - rzekł. Nie czekół na róczba. Dosódł sa- - To bëlny bar. Wastnó Éwa trzimô szëk. Je czësto, dostóniesz utcëwé piwó z czija. Kobieta mó równak za dobré serce, że ta-czich jak ten - Stach pökôzôł na Aloza - tu wpuszczó. Të, Aloz, co gaba cë sa zacyskó!? Nie mdzë taczi urażony. Jô prôwdą i të to bëlno wiész. Wiele razy jes tuwó ze swojego zapłacył za piwó? Wiele? - Stach, të nie mdzë taczi urzeczny! Jó so tu radża bez twóji pömöcë- Dójże ju póku Alo-zowi! - gruchnała wastnô Éwa i dali próbówa uspókójic Kaléka i Grëbégö z wëpiekama. Ösoblëwie temu, że Nisczi a brzëdczi ju cy-gnął Grëbégó za mańtel, żebë gó zdrzucëc ze stołka. - Dobrze, dobrze. Jó jem leno chcół rzec temu gazétniköwi, że to porządny lokal, a taczi uchlóny to tu le dodówk. 5 g : Aleksandra Majköwskô Öpöwiém cë ô jednym zabëtku! Kôscół sw. Józefa w Salinie Koról: Mô 10 lat. Lubi mówić i śpiewać, jezdzëc na köle i na köleczköwëch szrëcach [pol. „rolkach"]. Pödzywiô kosmos i bë chcôł östac astronoma abö muzyka, jaczi graje na gitarze. Kuńszta interesëje sa, czedë jegö tatk zabiérô gö na wanodżi i öpöwiôdô mu o zabëtkach. Jegö lubötnô rzeklëna to: „Pöżdôj, zarô sprôwdza w wikipedii". Paul Thiede: Żił w latach 1845-1906. Cesia, chtëren robił u grafów Konrada i Henrika Brockdorff-Ahle-feldf ów w Chënowiu, krótko Salina. Sóm naucził sa żłobie. Stwórził m.jin. krucyfiks dlô kóscoła w Salinie. Stoji ón terô w przędnym wôłtôrzu. Ökróm tegó je autora godowi szopczi (szkoda, że tero je mocno zniszczono) i smatôrzowi ławë, jaką zrobił po smier-cë swójégö sëna Christiana. Adóm, tatk Karola: Je architekta. Köchô historia, a ösoblëwie architektoniczne zabëtczi. Czëtô wiele ksążków. Lubi téż robie ódjimczi. Wiedno mô ze sobą aparat. Jegó lubótnô rzeklëna to: „Chcemë wëjic aparat, pókądka mómë dobri wid". 22 -Architektura to nié leno budink. Architektura to wszëtkö, co tu widzysz. Ten całi krôj-malënk, jaczi tworzą kóscół, chëcze, ögrodë, smatôrz abö to kamiané ogrodzenie. Wedle mie nawetka to jezoro je dzéla architekturë. - Wiém tatku, gôdôsz mie ö tim köżdi róz, czedë jedzemë na naje „sznëkrowanié". - Ale to wôżné synku. Zdrzącë na ten köscół sw. Józefa w Salinie muszisz ö tim pamiatac! Jô bë téż chcôł, żebë jes wiedzôł, że ten kóscół östôł zbudowóny w tim placu nié przez przëtrôfk. Jesmë w westrzódku wsë. Wszëtcë mieszkance, jaczi szlë na nôböżéhstwö, mielë do niegó wnet tak samö dalek. Zdrzë, köle niegö je stôrô szkoła, dali dwórk, a kąsk dali smatôrz. A tu jezoro. Jak to pësz-no wëzdrzi! - Pëszno wëzdrzi... Rozmieja. To öznôczô, że jô bë miôł terö robie ödjimczi. Jo, tatku? - Jo, jo Karolu. Chcemë wëjic aparat, pökądka mómë dobri wid! - Wiész tatku, dërch jem zadzëwöwóny, że w kóżdą drëgą niedzela miesąca mómë taczi dobri wid. Prawie w ten dzén, czej jedzemë na wanoga. Tak jak të bë mógł zmieniać wio-dro. Möże të jes kosmitą? - He, he, he... baro smiészné! - tatk smiół sa z ti udbë Karola, ale pömëslôł, że kąsk mô prôwdë. W köżdą drëgą niedzela miesąca jeżdżą raza na wanodżi, jaczé zwią „sznëkro-wanim". W te dni wiedno je bëlné wiodro. Nie wieje wiater, nie padó deszcz ani sniég. Swiécy pëszné słuńce. Je to nôlepszé wiodro do zwiédzaniô i fötograföwaniô architekturë. - Të zrobił ödjimk wieżë? - pitô Adóm. - Jo, to béł pierszi ödjimk... - Fejn. A terô pöwiédz, co wiémë ö tim köscele? - Je môłi, mô jedna cegłową wieża. Co cze-kawé, scanë są zbudowóné z kamów. W wi-kipedii napiselë, że robota nad jegö budową zaczalë w 1838 r., a skunczëlë w 1840 r. - rzekł knôp zdrzącë na ekran swöjégö smartföna. - Bëlno! A dlôcze zdôwô sa tobie czekawé, że gö zbudowelë z kamienia? - Kö wszëtczé köscołë, jaczé më donëchczôs widzelë, bëłë z cegłë, a ten nié. A tak pó prôwdze, to dlôcze? - Möże dlôte, że je to neóromańsczi köscół? Pamiatôsz, jô tobie gôdôł, że w XIX w. pojawił sa w architekturze taczi stil, jaczi béł zwóny historizma. Tedë budowelë köscołë i jinszé budinczi pödobné do dôwnëch stilów, np. tëch ze strzédnëch wieków - romańsczegó abö göticczégö. U naju na Pomorzu w cządze gótiku budowelë kóscołë i zómczi z cegłów, a te romańscze...? - Z kamów? -Jo, nóczascy budowelë tedë z obrobionego kamienia. Möżlëwé, że gwôscëcelë tëch ze-miów, to je familio Rexin, chcała, żebë ten kóscół jak nôbarżi szlachówół architektoniczno do tëch romańsczich. Chcemë weńc do westrzódka i sprawdzëc, co czekawégó je wtëch kamianëch murach. Bënë kóscół béł pódzelony kólumnama na trzë nawë, to je na trzë dzéle: westrzédną i dwie böczné. Strop (jinaczi: pósowa) je drzéwiany i prosti, bez wëózdobieniów. - Wëzdrzi jak gimnasticznó zala w móji szkole. Je tu jedno wiôldżé, prostonórtowé óbmiescé. Pósowa je wësokö i okna téż są wësok - rzekł Karól, czedë ju weszlë bënë. - Hmm, môsz prówda. Taczé köscołë są tej--sej zwóné zalowima. Ale ta zala je zaplano-wónó jakno mól sacrum, to je swiati. Mó to bëc dodóm Boga, plac módlëtwë i gódczi z Nim. Wszëtkó mó bëc dëchówé, krëjamné i symboliczne. Na przikłód ókna mają rozwidniać bënë, bo wid je symbóla Boga. Kóscołë, taczé jak tu w Salinie, są budowóné tak, żebë wéhdzenié bëło ód zópadu, a prezbiterium i przędny wółtórz są sczerowóné na wschód. Gôdô sa tedë, że kóscół je órientowóny, bó słowó „oriens" to pó łacëznie „wschód". -To baro czekawé... - A tero przedstawi sobie, że je noc i wchó-dzysz do tego kóscoła. Jes w ti cemny, ökrëti cemnicą zalë. Czej sa zacznie widnica [pól. „świt"], wid wschodzącego słuńca dostówó sa do westrzódka prawie przez to okno w prezbiterium. Późni badze sa przesëwac öd wôłtôrza w strona dwiérzów na zôpôd. Je tak dlóte, żebë lëdze jidącë öd dwiérzów köscoła szlë w strona rozwidnionego wôł-tôrza, öd cemnicë do widu, symboliczno: öd grzechu do zbawieniô. Do słuńca, to je do Böga. Wschód je symbóla Böga, a zôpód człowieka. - Tatku, gôdôsz ö tim placu, jak të bë czëtół jaczés krëjamné ksadżi... - Kö czasto tobie tłómacza, że architektura je baro czekawô i nawetka krëjamnô. Dërch möżemë w ni nalezc cos nowégö. Ale dzysô jô tu przëjachôł dlô tegö anioła. Zrobią mu czile dobrëch ödjimków - rzekł tatk pökazywającë na drzéwianégö anioła wiszącego w boczny nawie nad chrzcelnicą. Tatk Karola rozmieje zrobić pö prôwdze bël-né ödjimczi. Mô - jak sa czasa gôdô-„dobré ökö". Wiedno fotografuje stôré chëcze, zóm-czi, köscołë. Sztatura anioła z köscoła sw. Józefa w Salinie miała bëc jedną z böhatérków cyklu zdjaców ó rzezbach w architekturze. Adóm raza z grëpą swöjich drëchów-fötografów mô za pół roku przërëchto-wac wëstôwk. Je to dlô niegö baro wôżné i wszadze szukô żłobiznów, jaczé badą pasować do tegö wëstôwku. Czedë tatk robił ödjimczi, knôp sprów-dzôł w wikipedii, czë są w ni jaczés wia-dła ö zabëtku w Salinie. Dowiedzôł sa, że w tim placu stojôł rëchli jinszi köscół, ale béł tak zniszczony, że muszelë go rozwa-lëc w përzënë i postawie nowi. Budowa skuńczele w 1840 roku, swiatnica słëchała protestantom, a bënë wëzdrzało czësto ji-naczi jak dzysô. Terô kóscół nie je taczi paradny jak czedës, ale i tak ostało pôra pësz-nëch dokazów kuńsztu [pól. „dzieł sztuki"]: obrazów i rzezbów, np. krucyfiks z przédnégö wôłtôrza zrobiony w 1900 roku przez Paula Thiede z Chënowia. Karól przeczëtôł téż, że w kóscele je óbróz z przełómaniô XVII/XVIII w. -Ten óbróz óstół gwës z pierszégö kóscoła, tego sprzed 1840 roku. Leno gdze on je? -szeptół do se Karól. - Co të rzekł? - zapitół tatk. - Obróz ukrziżowanió... Ni móga gó nalezc -ódpówiedzół, ale tatk gó ju nie czuł, bo baro zaczekawił gó aniół. Karól zaczął szukać zabëtku. Jeżlë wszadze piszą, że je tuwó óbróz, to muszi bëc i kuńcl Chëba, że chtos gó ukródł, abó lëchó napi-selë w wikipedii. Na scanach kóscoła taczi óbróz nie wisy. Knóp poszedł w strona krëch-të (pö kaszëbsku gódô sa téż na ten plac „ba-bińc"), ale tam téż nie bëło obrazu. - Czego szukôsz młodi człowieku? - w dwi-érzach Karól uzdrzół nisczégó chłopa w skórzany jace. - Öbróz... yyy... ukrziżowanió... - pöwiedzôł mocno zadzëwöwóny Karól. - A kim Wë je-sce? Jó mëslôł, że jesmë tu z tatka sami. - Jó sa zwia Paul, mieszkom krótkó -ódpówiedzół chłop. - Jesce żłobiórza? - zapitół knóp, bó uzdrzół w jego prawi race dłóto. - Tim prawie sa zajimóm. To je, czedës jem żłobił, a terô chcą leno cos uprawie. Të gôdôsz, że szukósz ukrziżowanió? Pamiatóm, béł tu taczi óbróz. I wiele jinëch. Aie czas wszëtkö zmieniwó, nawetka kóscołë - na chwila sa zamëslił, a potem nógle zapitół Karola: - Të jesz wiera nie béł na empórze? - Empórze? Nawetka nie wiém, co to je. - Chur, to je balkon, na jaczim są örganë. Móże pudzemë raza? Pószukóm tam rzezbów, jaczé jó chcół uprawie. Tatk Karola wcyg fótografówół. Nie wi-dzół krëjamnégó żłobiórza. Dërch mëslôł ó wëstówku. A parminie słuńca, jaczé prze-mikałë przez witraże bëlno rozwidniałë póstacja anioła. Na chur Karól z Paula weszlë bócznyma, krąconyma trapama [pól. „schodami"]. Badącëju na górze nalezlë sztatur-czi pasturzów i trzech królów, jaczé zdobiłë godową szopka. Żłobiórz stanął i zaczął sa jima przëzerac. - Czedës jó robił taczé sztaturczi. Wszët-cë mie chwólëlë i pódzywielë. Grôf Henrik chcół, żebë jó rzezbił téż w jegó pałacu. Kól Rexinów jó téż żłobił. V/ - Grôf Henrik? - przerwôł zadzëwöwóny Karol. - Niewôżné. To bëło dôwno, baro dôwno temu, nie badzesz wiedzôł... Chcemë jic dali. Czedë weszlë na chur, bënë köscoła sa zmieniło. Bëło widni jak rëchli. Ten sóm cząd dnia, ale nié zëma a zymk [pöl. „wiosna"]. Zrobiło sa cepli. Wöniało téż jakös jinaczi. To wiera przez te kwiatë köl wôłtôrza? - Tu sa dzeje cos dzywnégö. A möże to ze mną cos nie graje? - pömëslôł Karól. W ti chwile uczuł muzyka. Nie wiedzec skąd pojawił sa organista i zaczął grac. Na dole jaczis lëdze w niedzélnëch öbleczënkach zaczalë śpiewać pieśni, ale Karól nie rozmiôł słów. -To pö niemiecku - pöwiedzôł Paul, czed dozdrzôł zdzywienié na gabie Karola. - Gdze jô jem? - zapitôł wërzasłi knôp. - W Salinie! - ödpöwiedzôł żłobiôrz ze smiécha. - A mój tatk? Gdze ón je? Co tu sa dzeje? - Nie gadôj tak głośno, bó na dole je nóbóżeństwó. Pastor Philipp zarô wëgłosy czekawé kôzanié. Jedno z möjich lubötnëch. Ö, zdrzë, tam na ti bóczny empörze sedzy moja białka z Christiana, mójim sëna. Karól wezdrzół na białka, pótemu na knôpa i wszëtkó zrozmiôł. - Jesmë w stôrim kóscele, w XIX wieku. Të jes Paul Thiede, ten żłobiôrz! - Në, kureszce! Jô ju mëslôł, że nigdë na to nie przińdzesz. Kö të czëtôł o mie w ti dzyw-ny ksążce. - To nie je ksążka, to smartfón - zasmiôł sa Karól. W ti chwile na ambona wszedł pastor i zaczął kôzanié ó rozpieniażnym sënu [pól. „synu marnotrawnym"]. Paul sedzôł i słëchôł, tej--sej zdrzącë na familia. - Dlôcze do nich nie pódeńdzesz? - zapitół knôp. - Ni móga. Kó oni nie jistnieją... Wtim Karól uczuł za sobą głos tatka, chtëren wszedł na chur, żebë zrobić jesz czile ódjimków. - Z kim të gôdôsz? - Z Paula, tim żłobiôrza z Chënowia! - Karól wezdrzół na ambona, empóra i całé bënë. Wszëtkó, co przed chwilą widzôł, zdżinało. Zós béł XXI wiek. - Kó jesmë tu sami... - Adóm półożił jedna raka na remia sëna, a drëgą pökôzôł óbróz na scanie. - To Ukrziżowcmié. Tego jes szukół? - Jo, prawie dlôte jó przeszedł na ta empóra. - Óóó! Widza, synku, że znajesz coróz wicy słów zrzeszonëch z zabëtkama. Jem z tego baro ród. Ale mëszla, że na dzysô to sygnie. Czas wracac dodóm. Na zakuńczenie dóm tobie jedna wóżną nóuka - czedë człowiek öbzérô zabëtczi, chutkó robi sa głodny. Mie jaż bulgrotô w brzëchu. Karolowi téż zachcało sa jesc. Ale póprosył jesz tatka, żebë zatrzimelë sa kol stôrégó smatórza. Chcół leno cos sprawdzëc... Dark Majköwsczi Möja pierszô Biblio Kôzanié na górze. Chto je pö prôwdze szczestlëwi? Jezës, raza ze swöjima uczniama, chödzył köl sztrądu wiôldżégö jęzora zwónégö Genezaret abö Galilejsczim, i nauczôł. Jednégö dnia, czej uzdrzół, że je wkół Niego baro wiele lëdzy, wszedł na wësoką górka, żebë wszëtcë möglë gö widzec i czëc, i zaczął jima prawic. A Jegö głos niósł sa dalek, bo wödë jęzora zdôwałë sa gó odbijać i roznaszac midzë lëdzama. Nôblëżi sedzelë uczniowie, chtërny próböwelë zapamiatac köżdé słowö. - Błogosławiony są ti, co są biédny, smutny, cëchi, sprawiedlëwi, miłoserny, co mają czësté serce i kochają mir - gôdôł Jezës. - Tatku, co to znaczi „błogosławiony"? - za-pitôł môłi Juda, jaczi sedzół krótko ze swójim ojca. Czuł wszëtkö wërazno, ale nié wszëtkö rozmiôł. - Błogosławiony to jinaczi szczestlëwi -ödpöwiedzôł mu tatk. - To Ön chëba gôdô do naju, bo më jesmë biédny i köchómë pökój - rzekł Juda. Ale tatk półożił póle na lepach, co miało znaczëc, żebë cëchö słëchôł. A Jezës gôdôł dali: - Szczestlëwi jesta, czedë jinszi lëdze robią wama krziwda abö wëszczérzają sa z Waju dlôte, że jidzeta za Mną. Czekô na Waju wi-ôlgô nôdgroda w niebie. Wiele lëdzy zaczało gadac do se: - Co Ön gôdô? Jak móżemë bëc szczestlëwi bez pieńdzy i tedë, czej jesmë krziwdzony? Nie rozmieja tegö? Nawetka uczniowie zdrzëlë na swöjégö Méstra zadzëwówóny. A Ön rzekł prosto do nich: - Wa jesta solą i wida świata. Muszita swi-écëc dlô jinëch. Pókazëwac jima droga do prôwdzëwégó szczescô. Bo prôwdzëwie błogosławiony nie są bógati, niesprawie-dlëwi i ti, co mają jinëch za górszich ód se. Bóg wszëtkö widzy i znaje jich serca. Wszëtczé bogactwa badą muszelë cze-dës óddac i óstóną bez niczego, a ti, co są błogosławiony, ni muszą sa bójec ó swój skôrb, bó je on bezpieczny w niebie. - Zaczinóm to rozmieć - pówiedzół cëchö Szëmón Pioter do swójégó bracynë. A Jezës zós zaczął gadac do wszëtczich lëdzy, co bëlë wkół górë: -Znajeta przëkózanié: Nie zabijój? - Jo! Kóżdi to znaje - krziknalë niejedny ze słechińców. - A jó wama do tego dodóm wiacy. Ni móżeta sa nawetka görzëc na swöjégö bracyna abó sostra, bó to sa baro nie widzy Bogu. On nie chce, żebë wa gôdelë do se niemiłe słowa i przezéwelë jeden drëdżégö. Bóg chce miłotë, nié sztridów i wójnë. Dlóte wôżné je téż, żebë chłopi i białczi köchelë sa przez całé swöje żëcé i nie ödchödzëlë ód sebie. - Jak móm kóchac człowieka, chtëren zrobił mie krziwda? - krziknął jaczis starëszk. - Nie wiéce, że świata rządzy taczé prawo: oko za oko i ząb za ząb? To sprawiedlëwé! - Jô wiém, że möje prawö nie je letczé. Ale chcą, żebë wa bëlë tak bëlny jak Bóg. Tedë badzeta szczestlëwi, chöcbë wszëtcë bëlë procëm warna. Lepi je köchac wszëtczich lëdzy, nawetka tëch, co cebie nie lubią, bö tedë w twöjim sercu zamieszkô szczescé. A jak badzesz sa z nim sztridowôł i biôtköwôł, zrobisz w sercu plac dlô tegö, co je złé i stra-cysz mir i błogosławieństwo. - Eee tam... - ödpöwiedzôł starëszk. - To sa nie udô. Nie chcą Ce dali słëchac - i zaczął pómale schödzëc z górë. Na szczescé wikszosc lëdzy ostała, bö widzałë sa jima słowa Jezësa, chtëren zaczął terô gadać ö mödlëtwie: - Czedë chceta sa mödlëc, möżeta zamknąć sa w swóji jizbie i cëchö korbie do Pana Böga. Ön wszëtkö widzy i wszëtkö wié. - A możesz naju nauczëc jaczi mödlëtwe? Jak mómamówić do Böga? Wszëtkömögący? Nômöcniészi? Rządco świata? - zaczalë pëtac uczniowie. - Wszëtcë jesmë Jegó dzecama, tej chcemë mówić: Ojcze - ödpöwiedzôł Jezës. - To może zaczna tak - ödezwôł sa tatk môłégó Judë - Ojcze mój... Jezës sa uśmiechnął. - Lepi badze: Ojcze nasz. Kö wszëtcë jesmë bracynama i sostrama. Mödlëta sa tak: Ojcze nasz, jaczi jes w niebie, niech sa swiacy Twóje miono, niech przińdze Twoje królestwo, niech mdze Twöja wóló jakno w niebie tak téż na zemi. Chleba najégö pöwszédnégö dój nama dzysô i ödpuscë nóm naje winë, jak i më ódpuszcziwómë najim winowajcom. A nie dopuscë na nas pökuszeniô, ale nas zbawi öde złego. Lëdze wkół słëchelë köżdégó słowa ti piakny mödlëtwë. I pówtôrzelë ja tego dnia wiele razy. Jesz długo po tim, jak Jezës zeszedł na dół umączony po cażczim dniu, na górze brzëmiało: Ojcze nasz. Uczniom zdówało sa, że to cało góra modli sa tima słowama. -Ale mądri je ten naji Méster - gôdelë do se z buchą i redotą. Potkanie z Samarijcziczką Öbczas jedny ze swójich rézów do Galileje Jezës z uczniama przechódzył przez krójna zwóną Samarią. Mieszkance Samarii — jistno jak Żëdzë - téż wierzëlë w jednégö Boga Jahwe, ale nie chödzëlë oddawać mu tczë w swiatnicë w Jeruzalemie, leno na swóji swiati górze Garizim. W baro dôwnëch czasach w ji ókólim Abraham zbudowół swój pierszi wółtórz dló Bóga, a patriarcha Jakub wëköpôł stëdnia. I prawie köl ti stëdni Je-zës pótkół białka, chtërna przeszła tuwó po wóda. Czedë ja uzdrzół, rzekł do ni: - Dój mie, proszą, pic! A öna baro sa zadzëwöwała, bo w tëch czasach Żëdzë nie gôdelë z Samaritanama, a tim barżi z jich białkama. - Të jes Żëda i ödzéwôsz sa do Samarijczicz-czi? - zapëtała. - Pó prówdze baro muszisz bëc spragłi, jeżlë to robisz. - Nie jidze ó ta wóda, białko. Jak të bë mie znała, to bës wiedzała, że leno jo móga dac lëdzóm żëwi wödë - ödpöwiedzôł krëjamno Jezës. Białka nie zrozmiała, ó czim Ön gôdô: - Kó ni môsz czim wëdostac wódë ze stëd-ni... Jak tej chcesz mie dac wödë? - rzekła. - Jesz rôz gódóm, że nie jidze ó ta wóda ze stëdni. Jó móm taką wóda, że jak sa ji napijesz, nigdë ju nie mdzesz spragłó. - Hmm..., tej dójce mie taczi wödë. Bada so miała lepi na świece - kórbiła z nieznónym sobie chłopa Samarijcziczka. - Pój nóprzód pó swojego chłopa - pöwiedzôł Jezës. - Ale jô ni móm chłopa. - Wiém. Wiém téż, że jes miała piac chłopów, a terô jes z człowieka, chtëren nie je twöjim chłopa - rzekł spokojno Jezës. Białka tego sa nie spödzéwała. Ten nieznóny wanożnik wiedzôł wszëtkö ö ji żëcym. Ön ni mógł bëc kimś zwëkłim. - Widza, że jesce proroka. Ödpöwiédzce tej na taczé pëtanié: chto mô prôwda - më w Samarii, öddôwającë teza Bógu na górze Garizim, czë Żëdzë, co Gó tezą w Jeruzale-mie? -Zbawienie zaczinó sa ód Żëdów i to oni wierno uchöwelë prôwda ó Bogu, ale pöwiém Cë, że ju wnet to nie badze miało niżódnégó znaczënku. Nówôżniészé badze to, żebë na kóżdim placu na świece miec teza dló Boga w swójim sercu - Jezës dërch ódpówiódôł dosc krëjamno, a białka wcyg bóczno słëcha-ła Jego słów. - Jo czëła, że ö wszëtczim dowiémë sa, jak przińdze Mesjósz, wióldżi pósłańczik samégó Bóga - rzekła. - To jô jem tim Mesjasza - ódpówiedzół Je-zës, tim raza bez niżódnëch krëjamnotów i wëzgódków. Białka wezdrzała na Niego, późni na uczniów, chtërny prawie do nich pödchödzëlë, óstawiła swój zbón do wödë i pónëkała do miasta. Tam gôdała lëdzóm, że potkała Mesjasza, chtëren wiedzôł wszëtkó ö ji żëcym. Kôrbiónka z Jezësa tak ja zmieniła, że lëdze, chtërnyji słëchelë, uwierzëlë. Przëszlë do Je-zësa i póprosëlë, żebë östôł u nich. Béł tam leno dwa dni, ale to sygło do nawróceniô wiele lëdzy w Samarii. Bóg, chtëren szukô grzeszników Jezës czasto gôdôł do lëdzy w przëpó-wiôstkach. Ö dradżich do zrozmieniô sprawach öpöwiôdôł z pomocą rozmajitëch historii. Wiele z nich tikało sa miłoserdzó Bóga, chtëren je baro ród, czej wrócó do niego grzesznik. Nie widzało sa to farizeuszóm, chtërny gôdelë: - Z Jego słów wëchôdô, że nawetka ti, co całé żëcé nie zachöwiwelë Prawa, mógą bëc zbawiony. Sygnie, że sa nawrócą w óstatny chwile. Kó to bë bëło niesprawiedlëwé. Bóg na gwës chce, żebë wszëtcë, jistno jak më, ód dzecnëch lat bëlë wiérny kóżdému przëkôzaniu. Czedë Jezës uczuł te słowa, ódwrócył sa do lëdzy, co chódzëlë za Nim ód rena. A bëło tam wiele taczich, jaczich farizeuszowie miele za górszich ód se: na przëmiôr cłowników, jaczi zbierelë pódatczi dló Rzimianów, abó biédnëch pasturzów. -Chcemë dzysó pogadać ó owcach i dętkach - pówiedzół. -Jem pasturza. To mie baro czekawi - krzik-nął chtos z dóleka. - Më téż. Chatno pósłëchómë - kąsk cëszi ódezwelë sa lëdze często krótko Jezësa. - A më jesmë cłownikama. Öpówiédzce ó pieniądzach! Jezës sa uśmiechnął. - Mëszia, że to sa badze widzało wszëiacare, nié leno pasturzóm i cłownikóir^cZatJ^na ód pętania do pasturzówvchto z wajlr, żétë mó sto ówców, a zgubi mii sa jedna, óstawi wszëtczé i pudze szëkac za tą zgubioną? Zrobił sa trzósk. Lëdze głośno krziczelë jeden przez drëdżégö: - Jó bë poszedł! - Jo téż! - Nié, kó më bë móglë tej stracëc całé karno. Lepi stracëc jedna... - Dobrze gôdôsz. Na jedna nie przińdze, cze-dë mómë jesz dzewiacdzesąt dzewiac. Jezës podniósł raka do górë i póprosył, żebë delë mu co rzeknąc: - A Bógu zanôlégö na köżdi öwcë. Chöc mô baro wiele wiérnëch Mu lëdzy, czedë widzy, że jaczis człowiek błądzy w grzechu, z całi möcë próbuje gö nawrócëc. Rozmiejeta, pa-sturze? -Jo - ödrzeklë. - To terô ó dętkach... Czej białka, co mô dzesac dëtków, zgubi jednego, tej co robi? - Ko szukô tak długö, jaż naléze. - Prôwda. A jak ju naléze, tej prosy swoje drëszczi i rëchtëje rozegracja, boje baro ród. Jistno robi Bóg, czedë naléze zgubionego grzesznika. Rozmiejeta? - zapëtôł Jezës. - To jasné jak słuńce, co terô świecy na naje głowë - ódrzeklë. - To pöwiém chutkó jesz jedna przëpó-wiôstka, nigle to słuńce zacznie grzóc za möcno. Béł öjc, chtëren miôł dwuch sënów. Młodszi rzekł do niego, że chce swój dzél majątku, bo mô chac wëcygnąc w daleczé stronë... - Jô bë mu nick nie dół. Zadanim sëna je östac przë starszich i pömagac jima - krziknął jeden ze słechińców. - Ale ten ójc nie chcôł nick robie na móc -odrzekł Jezës. - Chcół, żebë jego dzeckó samó mogło wëbrac, czë lepi mu je z tatka, czë bez niego. - Dzywné. Jô bë równak... - Dój ju póku. Chcemë pósłëchac Méstra, a nié cebie - przerwôł mu jegó sąsód. A Je-zës kórbił dali: -Ten syn wëjachôł i całi majątk stracył, bó wëdôwôł dëtczi na swoje rozmajité zachcenia. A czedë ju nick ni miół, zaczął sa wiôldżi głód w tim placu, w jaczim zamieszkôł. I ni miół co jesc. Żebë przeżëc, muszôł pasc świnie... - Świnie? - stojące krótko Pioter jaż sa zdri-gnął, bó dlô Żëdów to są nieczësté zwierzata. - Jo, świnie - pócwierdzył Jezës. - Tak baro upôdł. W kuńcu pómëslôł, że muszi wrócëc do ojca i prosëc ó wëbôczenié, bó jinaczi umrze z głodu. - Jo bë gó nie przejął. Dostół swóje pieniądze, ucekł ód starszich, niech tero cerpi -pówiedzół apósztoł Judósz. - Ale ójc zrobił jinaczi. Jak leno gó uzdrzół, pönëkôł do sëna i rzucył sa mu na szëja. Pótemu dół mu nôlepszé ruchna i zrobił wi-ólgą rozegracja na jegó teza. - Mógł lepi zrobić impreza dló starszego sëna, co nigdë ód niego nie ucekł. Jô bë na jegó placu sa öbrazëła - pówiedzała jakós białka, co sedzała kol apósztołów. - Ön téż sa óbrazył, ale ójc mu wëtłóma-cził, że muszą sa redowac z tegó, że jegó brat béł umarłi, a żëje, zadżinął i sa nalózł - ódpówiedzół Jezës. I dodół: - Bóg je taczi, jak ten miłoserny ójc. Czekó na grzesznika, żebë wrócył. Nawet, jeżlë mó baro wiele lëchégó zrobione, to Bóg wszëtkö mu darëje. Sygnie przińc i powiedzieć: Bóże, jó zgrzésził procëm lëdzóm i procëm Tobie, ale nie chcą wiacy ód Cebie ódchadac. Słuńce swiécëło ju baro mocno, ale nicht nie ódchódzył. Słechińcowie Jezësa stojelë abó sedzelë bez pörëszeniô i w cëszë mëslelë nad tą snôżą przëpówióstką. r* g s 29 Felicjo Bôska-Bôrzëszkôwskô Majewo-czerwińcowe öbrzadë i zwëczi na Kaszëbach Cemno, noc. Na öbswietlonym kaladôrzu ukazywają sa na zmiana datë: 30 iżëkwia-ta/1 maja. Na drëdżim planie góra. Jadą na nią czarownice, na rozmajiti ôrt: na czi-jach od miotiów, óżogach itd. Na dwiérzach (öd dodomów, stodołów), chtërne omijają czarownice, maleją lëdze krziże i przebijają drżón. Głosë (zawołania): -Jadą na Łësą Góra! - Wejle, kuli jich je! Wieszające rekwizytë: - Krziż, drżon! - Mdą ömijałë najé chëczë! Chtos z aktorów zriwô z kaladôrza kôrtka, gdze ukazywô sa data (na czerwiono) z pier-szą niedzelą maja. Na spódlim melodii - pieśni ö öddzakówanim sa z zëmą i powitanim lata knôp - paróbk w towarzëstwie 3-4 knôpów abö dzéwczatów öbnôszô danowé drzéwkó ufarwioné blewiązkama, papiórkama i öbrôzkama swiatëch - môjik. Ustôwiają gö. Głosë (öbczas zriwaniô kôrtczi z kaladôrza): - Pierszô niedzela maja! - Muszimë sa öddzaköwac z zëmą! -1 powitać lato! - Jidzemë z majika! Wszëtcë spiéwają. Głosë: - Ustawmë naju môjik! Ustôwiają gô w nórce. Głosë: - Szkoda, że tegö zwëku ustôwianiô majika ju ni ma. - Jo, wiôlgô szkoda, że ti brzózczi z witkama ucatima jaż pö czëpk ju sa nie ustôwiô, ten zwëk ju nie je znóny! Zriwanié trzech kôrtków z kaladôrza - trzech dniów przed Wniebówstapienim Pańsczim. Pöle, przëdrożné krziże, przed chtërnyma za-trzëmiwô sa procesjo i ödmôwiô sa krótko jakąś mödlëtewka abö spiéwô pielgrzimköwą pieśnią. Wszëtcë ódmôwiają mödlëtwa i śpiewają piesnia. Czëc téż kôrbiónka. Człowiek 1: Dlôcze w maju ödprôwiô sa abö ödprôwiało mödlëtwë i procesje do przëdrożnëch krzi-żów? Człowiek 2: Dlô uproszeniô błogosławieństwa niebiosów dlô pölów. Człowiek 1: A gdze w maju są pielgrzimczi na kalwarie? Człowiek 2: Na Wejrowską Kalwaria! Do Wejrowa jidą jaż dwie pielgrzimczi: jedna w maju, a drëgô w dzeń Swiati Trójce. Człowiek 1: Na Wielewską Kalwaria! Aktorzë wëmieniwają pielgrzimköwé môle köl swöjégö môla zamieszkaniô. Terô zriwa-nié kôrtczi z kaladôrza - ukôzywô sa data Wnieböwstąpieniégö Pansczégö. Głosë: -Wniebowstąpienie Pańscze! - Wstôwô słuńce! - Pöjmë pozbierać kacanczi! Wiqżq je w grónka, wieszają na scanach. Głosë: - Terô grzëmöt nic lëchégö najému dodo-möwi nie zrobi! - Piorën pudze jegö stroną! - Szkoda, że ten zwëk ju zadżinął! A to sa stało w 1870 roku. Pö polach chodzą dzéwczata, zbierające kwiatë i śpiewają piesniczka. Piesniczka: Zelonô łączka, mödri kwiat, Wadrujże dzéwcza ze mną w świat... Czëc téż körbiónka: Człowiek 1: Co robią te dzéwczata? Człowiek 2: Në... zbierają po polach kwiatë, pö pôłnim, w Wniebowstąpienie Pańscze., Człowiek 1: Aaaa... jeżlë śpiewają taką pieśnią, to jô ju wiém, dlôcze to robią... Schôdają z binë, a w jich môl wchôdô karno z brzozowima, lëpöwima, klónowima i graböwima witkama. Rozdrzucywają w rozmajitëch molach (jizbach, dodomach i na pödwörzim) sycëna. Ubarniają öbrazë swiatëch niazabôdkama. Na bina wchôdają posturze i trzôskają batugama. Przëstrojiwa-ją krowë tąköwima kwiatama. Człowiek 1: Baro mie sa widzy to swiato, jaczim są Zelo- né Swiątczi. Człowiek 2: Taczé farwné. Człowiek 3: Jô czuł ö dôwnym zwëku, czej jednégö z pastuchów öwijelë jałówca i przëstrojiwe-lë kwiatama, a tej öprowôdzelë gö pö wsë, zbierające datczi. Człowiek 4: Ö Zelonëch Świątkach piselë midzë jinszima: Alojzy Budzysz, Stanisłôw Bartélëk. Człowiek 5: W dokazu Agusta Chrabköwsczégö czëtó- 31 më: „Przëszłë Zeloné Swiątczi. W pierszé swiato reno më naplotlë wińców z wietew-ków i kwiatów i nima ustrojilë krowë. Na pôtnié jesmë je nëkelë dodóm. Öb droga më muszelë dobrze öpasowac, żebë jedna drëdżi te wińca nie zeżarła, bö za wińce më sa spödzéweië dostać cos w nôdgroda. Le z tą nôdgrodą rozmajice biwało. W drëdżé swiato më so ubzdurzëlë zrobić doma muzyczka, czej öb smrok przënëkómë krowę. Jak sa zrobiło smroczno, tej wszëtcë sa stawilë ze swójima zwierzatama". Karno z brzozowima, lëpöwima witkama ustôwiô je jokbë köl köscofa, chałëpów, na darżëcach i westrzód nich jidq, dzecë cyskajg płatczi kwiatów z kösziczków. Za sztëczk biaf-czi zbierają witezi i utikajg je na binie. Człowiek 1: A to ju Böżé Cało. Człowiek 2: Co robią te białczi? Człowiek 3: Po procesji one zbierają te witezi i utikają je w ogrodach i na polach. Człowiek 4: A pö cëż to robią? Człowiek 5: Cobë lepi öbrodzëłë i nie östałë zeżarti bez wadzëbôczi. Köżdi mô terô w race môli wiónuszk. Człowiek 1: Co wa môta za wiónuszczi? Człowiek 2: Taczé wiónuszczi swiacy sa w czas öktawë Böżégö Cała. Człowiek 3: A z czego sa je robi? Człowiek 4: Ztimianku, rozchódnika i macerzónczi. Człowiek 5: Co przëpisywô sa tim roscënóm z wiónusz-ków? To ö czim sa gôdô, möże bëc zaprezentowó-né. Człowiek 6: Mają cëdowné włôscëwöscë: zawieszone w kuchni zabezpiecziwają mlékö przed kwa-snienim. Człowiek 7: Öbczas grzëmötu wiészô sa je przed dwiérza-ma dlô uchronieniégö ód piorëna. Człowiek 8: Czile wëjatëch z wiónka kwiótków, włożony w pierszi snopk, barni zwiozłé plonë przed znikwienim przez piorëna abö mëszë. Człowiek 9: Bëdło okadzone wiónkama je niewrażlëwé na czarë. Człowiek 10: Mie baro widzy sa wiérzta Stanisława Janczi pt. Böżé Cało (recëtëje): Midzë rzadama budinków jidą lëdze w cenim öbrôzów z jednostónnym wezdrzenim swiatëch chorągwie përpötają farwnyma lecëdłama pód nieba z dërdzanégö żelazła głowë jedna köl drëdżi spiéwą pözdrôwiają żëwą höstija biôłé köło słuńca żôli sa w kosmicznym ögniu pielgrzimi z mëslama w ötemkłëch öczach nié z ti zemi Pón Bóg zastapów dôł sa óbłaszczëwic w lëstinkach dzëwëch kwiatów. Człowiek 1: W maju i czerwińcu je jesz wiele jinszich zwëków a óbrzadów. Szłobë chóc wspomnieć ó piaknëch majewëch nóbóżeństwach, ale ó tim wszëtczim pókôrbimë jinym raza. Bibliografio: Chrabkowski A.,Jakjô béł bögati [w:] Chrab-kowski A., Jak jô béf bögati, Banino 2007, s. 15-16. Jankę St., Böżé Cało [w:] Jankę St., Piesnio-dzejanié, Gdańsk 2003, s. 12. Lorentz F., Rok obrzędowy [w:] Lorentz F., Zarys etnografii kaszubskiej, Gdańsk 2014, s. 75-84. Hana Makurôt-Snuzëk * - artiscë na wojnie artiscë na wojnie w kurpach z mgławów i kurzawów biegną dziewiac lat i trzë miesące niewëmieniony z miona i nôzwëska czejbë w ögle to nié öni bëlë w tim sercu zëmna nie są prôwdzëwim ôrta sebie chöc möże tak jak wiedno strachlëwi zmiarti delikatny rozmiejąleno w sobie za miliónë köchac i cerpiec maczi timczasa muszą biec tëlé lat buten zasygu cepłégö mléka wwëłożonëch smiercą puszczach nie zezwôlô sa jima ksażëcowac doköchiwac poezji a domëslac mëslów cobë duńc głabök i téż posadzony kol strachu ni mają tuwô nick pôspólnégô z rechöwanim dërżénia rzeczë spią nieubëtka i nié z letköscą roją w dolëznach strzódpölnëch smierc wchôdô w nich uszama i ôcznyma gôłkama a jich cała jak sztëczczi miasa schłodzone zëba i môłczenim jaczés lëpë zjôdają szokôlôdczi nasztopóne krëwią z niezasłużonym zajiscenim napiati i scwiardniałi öd strachu artiscë na wöjnie zabugrëją kôlbama serc w wiôldżich mrozach jaczé w sobie mają rëkną trupim głosa cénie nosymë w köbiôłkach cénie nosymë w kôbiôłkach dalek przez pokolenia strachu wiater grëze naju do gnôtów tak przemiklëwö że na gwës nie żëjemë na próba mijómë rzôdczé zelenie i cemniejącé nieböwschödë nierôz widzymë nen widk jaczi dërch znikô nóm z ôczu równak nimö że czasa stëdniemë mómë stara nie umierać za baro pöpadlëwö mili przekłôdómë naje smiercë nawetka czej jesmë tak cażczi öd umaczeniô że kuleją nama łzë jaczima namôkłë naje dësze nimo to nie puszcziwómë nieba ösoblëwô czej tłësti sztorm orze jasnosc blónów wëwöłiwającë öbarchniałé sköczi słuńca i nicht nie ögrzéwô świata w zawiniatëch dôką lëstopadniköwëch dolëznach z ôbjaców stagłégô czasu uwölniwô sa nôdzeja wëlôżającô spöd kamów trwôdżi i mrozu chtërna zarëczi tak möcno że lecy z ni cepło i chtërna na swöjich piersach nosy naje spiczi St-- ■V E Karolëna Serköwskô Wiérztë *** jem glëną nie brëkuja rimów glëną jem do twöjich słów jinszą öd wszëtczich të mdzesz wiedzôł sóm czej je mokro czej zazwôni ten zwón jô snia ó słuńcu trôwa mökrô öd łzów w słuńcu chutkô schnie móm pragniączka niech tej mdze jak kania deszczu jak chcesz öni nękają le bez skrzidłów jô wola stojec nie zdąża stoją dolecec na twój start le chcą nëkac mörze möże bëc zëmné a dze redosc z kąpiele? dlôcze jem blisko wiedno pitóm le nié dosc czej jinszi ju wiedzą bë cos wiém z tim zrobić oni jesz nié szukóm czej jinszi mają nalazłé mój musk je wlazłi w ödkriwanié öni gôdają co je lóz ten wóz je cażczi taga lepi mie sa do raków sok wëcësniati z tadżi ödcësniati na ruce szlach uśmiechu dzecka gôdô że czas sa stac nową nôdzeją cepła dlô skrziwdzonégö zła je nót brac to co w nas niepöznóné i jic z parminiów wëplatac ôdwôga Martinie zbudzył mie pöwiéw mëslów że Cebie ni ma a Të doch jes w môłczenim cëszë sëchöscë wôdë trzôsku pustków cemnoscë dnia... czedë mdzesz szła dzes dali zazdrzë czë mie nie trzeba twöjich bëlnëch słów miatkö leża na swöji ceni stolemną sëła móm wzatą na se zdrok östrzészi chöc ten sóm szczegle mie zjôdają a miało bëc na öpak nie jiscë sa na zrozmienié świata wiedno chtos chlëchô nié wiedno cerpi swój świat oporządza na mój ort wórt czekac za wiatra Niewierno brutka Szła pora na szpacéra, chłop sa zwrócył i pöłómôł szpéra. Przechôdała prawie doktorka i szofera. Doktorka mu tam zazéra, le leno pöcwierdzëła: złómónó szpera! Kawaler nie chódzy ju na szpacéra, terô jego brutka wozy szofera. Br. Zbigniew Josköwsczi OFMConv. Missa Cassubiae 1. Introit W miono Pańscze Wid ju wstôjô i goreje górnia Słuńca Alleluja Pón nad Pónów Christus Zbôwca i Mesyjôsz Alleluja w świata stronie Wid je wstóny - bez Zôpadu 2. Graduał Hewö jô jem Pańską Słëgą drżącé słowö - niech sa stónie głosa słowa Słowo zwaczi Archaniele zanieś Amen Bóg mô Ökö na to słowö wiekujistô möja zgöda 3. Kirie Serce móje je zrenioné möja wina - żëcé stłëkłé möja wina - serce z kama Jagnia Bösczé w miłowanim wzmiłowanim krëchną mëslë krëchnie möwa i uczinczi Serce spragłé miłowaniô Zmiłowaniô Kirie eleison 4. Gloria Chwała Bögu na wiżawach Ön zamieszkôłz nama nisko przëödzałi jasnym słuńca Wiek co stôwiô w wiecznosc kroczi Öblubionô - Miłosc sama Ukóchóny świat mô wszëtek Zôpôd Óst Norda i Pôłnié Głabiô wlónô w mödrosc wödów Bóg nick wezwôł do jistnieniô gwiôzdë jak skrë - w sódmëch niebach -w całi pełni chwalą Böga Miarą czasë - Böskô wiecznosc - dze Aniołów skrzidła niesą w wszëtczich swiatëch przestôwanim i köchanim i dërchanim Gloria in excelsis Deo! 5. Credo Brzôd i żniwö wiarë Bögu wierzą w Böga - Ön je Jeden w Trzech Osobach - niepöjati Serce miescy Jego w sobie Semia wsóné w krechą zemia rosą pöji Stwórca świata miłosc wlónô w czelëch kwiata Słowö rzekłé przed wiekama Wieczny - co zajistniôł w czasu przëödzałi w lëdzczé cało postawiony krok na zemi co umarłe - nie umiérô W makach Pón nasz zbôwno wzérô Zmartwëchwstóny na dobëcé bóskô Wiecznosc - bezmiar Żëcô co sa rodzy - żëje wiarą miłosc - dara i ofiarą widzy serca w lewô, w prawo - Bösczé sprawë - żëwöt wieczny i serdecznym pôlca - AMEN 6. Sanctus Swiati Nôszczestlëwszi Bóg dze Aniołów zamëszlonëch darzi szczescym wiater w skrzidła lecą chwała niesc serdeczno dze pokora - tam bezpieczno Nôszczestlëwszi chto przestąpi serca próg - tuwó hewó je Bóg 7. Hosanna Hosanna hosanna z biôłëch kwiatów tëpich Bogu witôj Swiaté Niepójacé Królu Wiôldżi nié z ti zemi Hosanna hosanna 8. Agnus Dei Barónk Swiati w swi pokorze ubëtk sercóm z-miłowónym ubëtk zwakóm ubëtk lakóm drżącym rakóm w miłoserdzym zachówónym pöceszonym ukóchónym w môłëch sprawach zaóstałim Miserere nobis 9. Benedictus W miono Pańscze Bënë W miono Pańscze serce W miono Pańscze Swiaté tchnienie w swiaté bënë co dalek i blisko co głabók i szerok miono Pańscze błogo sławi żëgnô wôłô kóżdé miono błogö sławi Amen! ' * -- Małgorzata Wątor Wësziwk ë pasyk Wësziwanié mödrą nitką Stôrégô przëodzéwku Dôwô schronienie möce ë sëłë kôżdi na Kaszëbach miôł swój wësziwk öbronny. Pasyk jegô przërzeszenié Möże céchöwac sa że człowiek Wcyg je w götowôscë. Tajemny zapisënk Nichtos we wsë spiéwôł, Że stôri rëbôk Adolf Całi doróbk Naji nôrodny kulturë Miôł wëpôlëc sa Jak farwné ruchna. Chtërne mają sztôłt nôwiérniészégö könia i psa. Nicht nie je bez feiów Ödkąd strëga płënie do jezór.