977023890490612 Niech na snôżi zemi naszi lëszt na dobro wcyg dobiwô; nicht nikogo niech nie straszi, a wróg w brata sa zmieniwô. S. Bartélëk, Wilijné żëczbë Niech te słowa ze snôżi kaszëbsczi kóladë zjiscą sa w żëcym wszëtczich najich Czetińców. Żëczimë, żebëjesta na swójich Stegnach pôtikelë samëch drëchów i rozmielë wiedno żëc bez strachu, w taczim ubëtku, jaczi colemało wastëje w najich dodomach ôbczas Godów. Redakcjowé Kolegium i Redakcjo „Pomeranie" W NUMERZE: 3 MEN obniży subwencję oświatową na kaszubski? 4 Wystąpienie na uroczystości pogrzebowej śp. prof. Edwarda Brezy Edmund Wittbrodt 6 Kuńczi sa rok, nie kuńczi sa temat Pioter Léssnawa 8 Akcja trwa Andrzej Busler 10 Chwytanie życia na przełomie roku (część I) Piotr Schmandt 14 Rok Rzeki Wisty Jan Kulas 16 Bliżej morza. To my mamy jeszcze jakieś stocznie? Sławomir Lewandowski 18 To leno jeden z warków Z Wéróniką Körthals-Tartas, Ôrmuzdową Skrą 2016, gôdôł Dark Mąjköwsczi 20 Brawadë ô koniach. Hubertowi czas abô swiato sw. Eustachego Pioter Léssnawa 22 Niezwykły jubileusz pelplińskich Modraków Bogdan Wiśniewski 25 Odszedł poeta lasu... [Leszek Krawiec] Maya Gielniak 26 Wôjnowi ICaszëbi. Jô nie potrafił nigdë odmówić Z Francëszka Kôwalewsczim gôdôł Eugeniusz Prëczköwsczi 28 Gawędy o ludziach i książkach. Wicie, rozumicie? Stanisław Salmonowicz 30 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dzél 19, slédny) Słôwlc Fôrmella 32 Zachë... Czekawinlca z internetowi szafë rd 33 Z Gagówca, Nôklë i Wigôdë (dzél 2) Stanisłôw Janka 35 Gdańsk mniej znany. Westerplatte w 7 odsłonach Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 10(112) 36 Zapiski rodowitej gdańszczanki (część 3) Helena Mrozińska z Nierzwickich, oprać. Piotr Schmandt 41 Zez Brus i nić leno. Na Krajnie... Felicjo Bôska-Börzëszköwskô 44 Wzati za swoje Adóm Hébel 45 XIII Miejski Konkurs „Moja Pomorska Rodzina" 45 Kronika gdańskiego oddziału ZKP Adrian Watkowski 46 Tëchlëno i krôsniata. Redota muzyköwaniô Tomôsz Fópka 47 Spiéwë z szuflôdë. W Czeczewie tworzą i nagriwają Tomôsz Fópka 48 Z Kociewia. O zupie z brukwi na gęsinie Maria Pająkowska-ICensik 49 Gadki Rózaliji. Glorija, glorija... Zyta Wejer 50 Zrozumieć Mazury. Bana Waldemar Mierzwar 52 Z południa. Chojnicki epizod Sędzickiego Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Chönicczi wëjimk Sadzëcczégö Kazmiérz Ôstrowsczi, tłom. Nataliô Kłopôtk-Główczewskô 54 Czile zdań ô „Zabôrakach" Dominik Lewicczi, Éwa Nowickô, Ewelina Stefańskó 55 Lektury 59 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Chart na robôta Tómk Fópka 68 Z butna. Regionaliscë-separatiscë Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i ze środków Miasta Gdańska. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji WOJEWÓDZTWO Ministerstwo pomorskie Kultury i Dziedzictwa narodowego. miasto wolności GDAŃSK # i jtfbmm-' Skry Ormuzdowe 2017! Do 24.12.2017 można zgłaszać kandydatów do tegorocznej Skry Ormuzdowej. Nagroda ta jest przyznawana od 1985 r. przez Kolegium Redakcyjne i zespól redakcyjny „Pomeranii" - za szerzenie wartości zasługujących na publiczne uznanie, pasje twórcze, propagowanie kultury kaszubskiej i innej pomorskiej, działania bez rozgłosu, przezwyciężanie trudnych środowiskowych warunków, społeczne inicjatywy w dziedzinie kultury. Kandydatów do Skry Ormuzdowej 2017 (z krótkim uzasadnieniem dokonanego wyboru) można zgłaszać osobiście w redakcji „Pomeranii" znajdującej się w siedzibie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, przy ul. Straganiarskiej 20-23 w Gdańsku, oraz mailowo - nasz adres to: red.pomerania@wp.pl. Fundusz Stypendialny im. Izabelli Trojanowskiej Do 24.12.2017 będą przyjmowane wnioski o przyznanie Stypendium im. Izabelli Trojanowskiej na rok 2018 dla młodych osób podejmujących pracę w zawodzie dziennikarskim, pochodzących z Kaszub i szczerze zaangażowanych w działania na rzecz rozwoju swojej małej ojczyzny. Wnioski można składać osobiście w redakcji miesięcznika „Pomerania" lub w biurze Zrzeszenia Kaszubsko--Pomorskiego w Gdańsku przy ul. Stragan iarskiej 20-23, przysyłać pocztą (na adres: Redakcja „Pomeranii", ul. Stra-ganiarska 20-23,80-837 Gdańsk) lub e-mailem (na adres: ewagorska.b@wp.pl). Prosimy o dołączenie do wniosku materiałów dokumentujących dotychczasową pracę dziennikarską. O stypendium mogą się ubiegać osoby zajmujące się tematyką regionalną i mające pewien dorobek dziennikarski. Od Redaktora Czego życzyć czytelnikom „Pomeranii" na czas zbliżających się świąt Bożego Narodzenia? Na początek, aby dalej czerpali radość z czytania naszego magazynu i wciąż odkrywali w nim ciekawe historie, interesujących ludzi i dowiadywali się o aktualnych wydarzeniach z życia naszego regionu. Tym, których dosięgły skutki sierpniowej nawałnicy, życzę, by jak najszybciej mogli się cieszyć odbudowanymi domostwami, budynkami gospodarczymi czy domkami letniskowymi. Mieszkańcom gmin, w których tak bardzo ucierpiały lasy, ale i nam wszystkim - Pomorzanom, Polakom, Europejczykom — aby te nasze „zielonepłuca"jak najszybciej zostały uprzątnięte i zalesione na nowo, by mogły służyć następnym pokoleniom. Wszystkim czytelnikom, a w szczególności mieszkańcom województwa pomorskiego, Kaszubom, Kociewiakom, Borowiakom, Zuławianom, Krajniakom, Kresowiakom... życzę zaś, aby najbliższe Święta oraz cały Nowy Rok 2018 były pomyślne, radosne i spokojne, a przede wszystkim wolne od bolesnych, niesprawiedliwych oskarżeń. Szczególnie padających z ust wysokiego urzędnika naszego wspólnego państwa, naszej wspólnej ojczyzny, o której wolność wspólnie zabiegaliśmy. Na koniec życzę nam wszystkim, aby w każdej kaszubskiej gminie młodzi ludzie mogli się uczyć w szkołach języka kaszubskiego, w takim zakresie, jaki pozwołi młodemu pokołeniu Kaszubów poznawać łub zgłębiać język swoich przodków. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najó Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Natalia Kłopotek-Główczewska ZDJĘCIE NA OKŁADCE Sławomir Lewandowski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11,83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. KASZUBSKA EDUKACJA MEN OBNIŻY SUBWENCJĘ OŚWIATOWĄ NA KASZUBSKI? Ministerstwo Edukacji Narodowej zamierza wprowadzić od 1 stycznia 2018 r. drastyczną obniżkę subwencji oświatowej dla samorządów z tytułu prowadzenia szkół z nauczaniem języka regionalnego/kaszubskiego. Zapowiada też kolejne obniżki subwencji z tego tytułu w 2019 r. Zamierzenia te ministerstwo ujawniło w projekcie rozporządzenia w sprawie sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2018. Rozporządzenie ma wejść w życie 1 stycznia 2018 r. Jeśli ten akt prawny zacznie obowiązywać, to szczególnie boleśnie jego skutki odczują szkoły wiejskie. Jeżeli ktoś z naszych Czytelników chciałby wesprzeć postulat do MEN o nieobniżanie subwencji oświatowej na nauczanie języka regionalnego i języków mniejszościowych, to prosimy o wydrukowanie wzoru petycji ze strony www. kaszubi.pl, podpisanie jej i przesłanie faxem lub mailem do Ministerstwa Edukacji Narodowej jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Więcej aktualnych informacji w tej sprawie można znaleźć właśnie na stronie Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego: www.kaszubi.pl. REDAKCJA Zestawienie pomorskich samorządów, które objęłoby obniżenie wag z tytułu nauczania języka regionalnego, wraz z podaniem szacunkowej kwoty, o jaką dla tych jednostek samorządu terytorialnego zostałaby zmniejszona część oświatowa subwencji ogólnej (symulacja przyjmująca dane z roku 2016 za wyjściowe obliczenia). Gm BORZYTUCHOM 131 000 M-Gm BYTÓW 246 000 Gm CZARNA DĄBRÓWKA 176 000 Gm KOŁCZYGŁOWY 114 000 Gm LIPNICA 191 000 M-Gm MIASTKO 106 000 Gm PARCHOWO 146 000 Gm STUDZIENICE 209 000 Gm TRZEBIELINO 106 000 Gm TUCHOMIE 112 000 M CHOJNICE 112000 M-Gm BRUSY 394 000 Gm CHOJNICE 183 000 M-Gm CZERSK 75 000 M PRUSZCZ GDAŃSKI 88 000 Gm KOLBUDY 365 000 Gm PRZYWIDZ 103 000 Gm CHMIELNO 231 000 M-Gm KARTUZY 644 000 Gm PRZODKOWO 244 000 Gm SIERAKOWICE 643 000 Gm SOMONINO 246 000 Gm STĘŻYCA 343 000 Gm SULĘCZYNO 283 000 M-Gm ŻUKOWO 568 000 M KOŚCIERZYNA 286 000 Gm DZIEMIANY 118 000 Gm KARSIN 142 000 Gm KOŚCIERZYNA 419000 Gm LINIEWO 191 000 Gm LIPUSZ 91 000 Gm NOWA KARCZMA 123 000 M LĘBORK 120 000 Gm CEWICE 311 000 Gm NOWA WIEŚ LĘBORSKA 246 000 Gm WICKO 144 000 M HEL 10 000 M JASTARNIA 53 000 M PUCK 127 000 M WŁADYSŁAWOWO 192 000 Gm KOSAKOWO 88 000 Gm KROKOWA 284 000 Gm PUCK 383 000 Gm DAMNICA 203 000 Gm DĘBNICA KASZUBSKA 147 000 Gm GŁÓWCZYCE 212 000 M-Gm KĘPICE 13 000 Gm KOBYLNICA 157 000 Gm POTĘGOWO 154 000 Gm SŁUPSK 268 000 Gm SMOŁDZINO 65 000 Gm USTKA 33 000 M REDA 30 000 M RUMIA 69 000 M WEJHEROWO 150 000 Gm CHOCZEWO 112 000 Gm GNIEWINO 140 000 Gm LINIA 264 000 Gm LUZINO 234 000 Gm ŁĘCZYCE 298 000 Gm SZEMUD 458 000 Gm WEJHEROWO 171 000 M GDAŃSK 169 000 M GDYNIA 100 000 M SŁUPSK 103 000 M SOPOT 70 000 Powiat BYTOWSKI 247 000 Powiat CHOJNICKI 37 000 Powiat GDAŃSKI 43 000 Powiat KARTUSKI 60 000 Powiat KOSCIERSKI 56 000 Powiat PUCKI 152 000 GÖDNIK2017 / POMERANIA / 3 WYSTĄPIENIE NA UROCZYSTOŚCI POGRZEBOWEJ ŚP. PROF. EDWARDA BREZY PREZESA ZKP PROF. EDMUNDA WITTBRODTA Sopot, 19 października 2017 roku Msza święta pogrzebowa została odprawiona w kościele pw. św. Bernarda w Sopocie Każda śmierć przychodzi za szybko, ta dodatkowo nastąpiła nagle. Przecież jeszcze niedawno Profesor był z nami, dzielił się swoim ogromnym doświadczeniem i wiedzą, stanowił edukacyjną podporę dla wszelkich działań Zrzeszenia, Instytutu Kaszubskiego i wielu innych instytucji zainteresowanych rozwojem kaszubszczy-zny. Z wielkim smutkiem i żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci śp. Edwarda Brezy, z którym wiąże nas tyle lat wspólnej pracy. Dziś nastąpiła chwila, kiedy w imieniu całego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Zarządu Głównego, Rady Naczelnej i niemal siedemdziesięciu oddziałów, a także Instytutu Kaszubskiego przychodzi mi pożegnać naszego Profesora, wybitnego działacza kaszubskiego, człowieka ogromnej wiedzy, kultury i taktu, świetnego naukowca, nauczyciela i wychowawcy młodzieży, nie tylko tej akademickiej. Edward Breza studiował w Poznaniu i Krakowie, a jego nauczycielem był m.in. ks. prof. Karol Wojtyła - św. Jan Paweł II. Swoje życie zawodowe związał z Uniwersytetem Gdańskim. Od kilkudziesięciu lat mieszkał w Sopocie. Urodzony 85 lat temu we wsi Kalisz w pow. kościer-skim, był człowiekiem „stąd", mocno zakorzenionym w kulturze kaszubskiej. Wśród wielu języków, które znał - obok polskiego, a także: angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego, łaciny, greckiego, hebrajskiego, esperanto -„(...) najbliższy był mi język kaszubski, który wyniosłem z rodzinnego domu chłopskiego", jak napisał w swoich wspomnieniach. Pewnie dlatego interesował się dialektologią, a szczególnie kaszubszczyzną oraz metodyką nauczania języka polskiego i kaszubskiego. Pomimo rozlicznych zainteresowań, kaszubistyka nigdy nie była u Niego na dalszym planie. Za to Go zawsze szanowaliśmy, ceniliśmy i kochaliśmy - także za serce, wiedzę, pedagogiczne podejście, a szczególnie zaangażowanie w każdy niemal najdrobniejszy szczegół i ogromne poświęcenie dla kaszubskiej sprawy. Bez Jego licznych rozpraw, artykułów, publikacji na kaszubskie tematy nasza regionalna rzeczywistość, status języka kaszubskiego, miejsce kaszubszczyzny wśród innych nie byłoby takie jak dziś. W Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim przewodniczył Komisji ds. Oświaty, Radzie Języka Kaszubskiego, Komisji Standaryzacji i Normalizacji Języka Kaszubskiego, a także Zespołowi ds. Orzekania o Znajomości Języka Kaszubskiego na Potrzeby Nauczania. O kaszubskie nauczanie Profesor zabiegał na długo przed jego 4 POMERANIA POŻEGNANIA wprowadzeniem do szkół. Podczas dyskusji dotyczącej regionalizacji nauczania w 1981 r., na spotkaniu Twórców Literatury Kaszubsko-Pomorskiej, kiedy ktoś zapytał: „Po co nam język kaszubski, skoro mamy kaszubskie zespoły i muzea, to po co jeszcze język kaszubski w szkole?", podirytowany mocno Profesor dobitnie i emocjonalnie odpowiedział: „Język jest nam potrzebny, bo jeszcze żyjemy, a do skansenu nie damy się zamknąć!". Wśród publikacji Profesora, liczonych w tysiącach, nieocenioną wartość dla nas Kaszubów mają między innymi Jego: Zasady pisowni kaszubskiej, Gramatyka kaszubska, Sytuacja lingwistyczna kaszubszczyzny. Profesor Edward Breza był zawsze i wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego dla kaszubszczyzny. Kiedy po raz pierwszy w 1998 r. Komisja ds. Oświaty egzaminowała 12 osób ubiegających się o certyfikat do nauczania języka kaszubskiego w szkołach, po egzaminie skierował do nich prorocze słowa: „Życzę, byście stali się dwunastką apostołów kaszubskiej edukacji". I tak się stało - języka kaszubskiego naucza dziś około 500 nauczycieli, a uczy się go około 20 tys. uczniów. Na Uniwersytecie Gdańskim prowadzony jest kierunek etnofilologia kaszubska. Jego w tym wszystkim ogromna zasługa. Profesor był człowiekiem niezwykle wrażliwym na innych. Cenił i szanował studentów. Zawsze mogli liczyć na Jego życzliwość i pomocną dłoń. Najbardziej cieszyło Go uznanie nauczycieli i uczniów. Został pierwszym „Rycerzem Witosława" - laureatem Ryngrafu Witosława, przyznanego mu przez Stowarzyszenie Nauczycieli Języka Kaszubskiego „Remusowi Drëszë", a Klub Studencki „Po-morania" wyróżnił Go Medalem Stolema. Profesor był silnie związany z rodziną, dbał o nią i był z niej dumny. W swoim Życiu naznaczonym pracą napisał: „Co udało się osiągnąć (...), jest w części zasługą Żony, która wiele obowiązków domowych brała na swoje barki, tolerowała moje wyjazdy w teren na badania i na konferencje naukowe. Jedno jest też dla mnie pewne, gdybym jeszcze raz miał wybrać zawód, wybrałbym nauczycielstwo". Są to słowa człowieka w pełni spełnionego. Profesor w swoich działaniach był Wielki. Takim też pozostanie w naszych sercach i umysłach. To, co zaszczepił w swoich apostołach, jest i będzie przekazywane następcom. Jego dokonania na rzecz społeczności kaszubskiej są na lata i na pokolenia. Straciliśmy cenionego pedagoga, ofiarnego działacza społecznego i wymagającego - przede wszystkim jednak od siebie - moderatora, nieskorego do kompromisów, kiedy chodziło o sprawy ważne, a jednocześnie lubianego człowieka, bez reszty poświęconego pracy zawodowej, zatroskanego losami środowiska i regionu. Na koniec, chciałbym Profesora pożegnać w najbliższym Mu języku, w naszej rodnej mowie. Kaszëbi sta-wilë sa tu dzys ze swój ima stanicama z wszëtczich strón, żebë pödzaköwac Naszemu Profesorowi, dobremu Człowiekowi i bëlnému Kaszëbie. Stawilë sa tu, bë sa öd-dzakówac i pówiedzec: Wiôldżé Bóg zapłać! Wiôldżé Bóg zapłać za wszëtkö! Żegnój Wióldżi Profesorze! Zemia Kaszëbskô niech letką Cë mdze! Kaszëbskô Królewô niech prowadzy do Sëna, a Dobri i Miłoserny Bóg przëjimnie w swoje remio-na! Mir i ubëtk niech mdą z Tobą. Pierwsza regionalna monografia Kaszub - od Bałtyku po Chojnice w zakresie zagadnień: • diagnoza stanu: - przyroda - dziedzictwo kulturowe w krajobrazie - krajobraz przyrodniczo-kulturowy • ocena ochrony przyrody i krajobrazu • przyszłość - koncepcja ochrony Format A4, druk barwny: • 360 stron • 63 mapy i rysunki • 115 fotografii, w tym liczne panoramy ZAMÓWIENIA: www.proeko.gda.pl,www.bogucki.com.pl GÖDNIK2017/ POMERANIA /5 Maciej Przewożniak Ochrona przyrody i krajobrazu Kaszub Studium krytyczne z autopsji KUNCZI SA ROK, NIE KUŃCZI SA TEMAT Aniołowie z dôwien downa lôtalë pô kaszëbsczim niebie, ale latoś - w roku Józefa Chełmówsczégó, jaczi pómalinku jidze do kuńca - bëło jich ôsoblëwie wiele. Ë móże rzeknąc, że w kôżdim placu, gdze dzało sa cos spartaczonego z Józefa Chełmówsczim, dało sa ôdczëc bëtnosc taczégô anioła. Béł równak téż sztócëk, w jaczim - zdawać bë sa môgło - że téż aniołë Józefa Chełmôwsczégô ôdlecałë z Kaszëb. Öbczas zélniköwi gromówczi z wialgôtnym wiatrzëska môc-kô ucerpiała chëcz, czarowny ôgard ë téż warkôwniô artistë w Brusach-Jaglach. Wiater skazył dak, dwiérze a téż wiele żłobinów, jaczé bëłë buten. Stało sa wiele złégô tegô dnia, ale sąudbë, jak to uprawie. Blós felëje dëtków. Në, ale chcemë zacząc ód początku. Ju w stëczniku béł ogłoszony plasticzny konkurs „Tajemnice świata światów -inspiracje twórczością Józefa Chełmowskiego". Téż w tim miesącu w Pucku béł pókózóny wëstówk „Józef Chełmowski i jego stoicyzm wemakulamy". Miesąc późni - w gromiczniku - bëła inauguracjo roku Józefa Chełmôwsczégô w Brusach a raza z nią - wëstôwku „Boć z niczego nic powstać nie może" i jesz jednego, z titla baro dobrze ôpisëjącym jego bohatera: „Człowiek Renesansu". To prawie nen slédny wëstôwk béł późni - bez całi rok - pôkôzywóny w trójmiastowi Ergo Arenie, óbczas Dnia Jednotë Kaszëbów w Chmielnie, a téż m.jin. w Chónicach, Przedkówie, Kasowie, Wielu, Tëchólë, Bëtowie, Lubianie, Rëmi czë Brusach, gdze do dzysó móże gó óbzerac w Centrum Kulturë ë Ksażnicë, a téż w Karnie Weżigimnazjalnëch Szkółów w Brusach. Bez tidzeń - ód 9 do 16 rujana - we-stówk béł téż pókózóny w Sejmie Rzeczpóspóliti Pólsczi. Wórt tu nadczidnąc, że jinszi wëstôwk namieniony Cheł- mówsczému ë jegô utwórstwu béł w Muzeum Wsë Kelecczi w Etnograficznym Parku w Tokarnie. Rok Józefa Chełmôwsczégô to téż trzë cykle warków-niów: „Anioły Chełmowskiego", „Malarstwo na szkle", „Józef Chełmowski nasz Leonardo da Vinci" ë téż „Życie i twórczość Józefa Chełmowskiego". Bëło jaż 27 pótkaniów z dzecama ë młodzëzną z Kaszëb, w jaczich brało udzél wnet 600 sztëk lëdzy. Póstapné sédmë pótkaniów dopierze przed nama. Na zóczątku lëpinca w Kaszëbsczi Chëczë w Brusach - dwa dnie pô roczëznie smiercë Józefa Chełmówsczégó - bëła uroczëstosc „W domôcym Józefa Chełmôwsczégô" i promocjo dokazu wëdónégó bez bëtowsczé muzeum „Pasieka wyobraźni. O twórczości Józefa Chełmowskiego". Je to pierszó całownó monografio, jakô tikó sa żëcégó ë utwór-stwa artistë z Brus. Ksażka bëła baro dobrze przëjatô bez kritików ë czetińców. Në a pótemu przeszedł zélnik ë baro wióldżi wiater w nocë z 11 na 12, jaczi óstawił pó se pôwôloné drzewa, zniszczone ule ë téż żłobinë, jaczé stojałë w ôgardze Józefa Chełmôwsczégö. Czilenôsce sztëk żłobinów - tëch nóbarżi zniszczonëch — trafiło pôd dak, do stodołë, gdze mdąschnąc do zymku. Tedë mają bëc uprawione ë zakônserwôwóné. Dzysdnia familiô Józefa Chełmôwsczégô, a ósoblëwie córka artistë Éwa Rudnik ë téż wnuczka Magdalena Wirkus, zbiéró dëtczi na uprôwienié szkôdów. Jak rzekłë nama óbczas pôtkaniów dló piszącëch pó kaszëbsku, chtërne bëłë w Brusach czile tidzeniów nazód - konserwacjo jedny żło-binë móże kósztac wiacy jak dwa - dwa a pół tësąca złotëch. A ôkróm tego do uprôwieniô je téż dzél warkównie ë téż dodomu, gdze wiater miôł zniszczony dak. Żebë to zrobić, 6 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 ROK JÓZEFA CHEŁMÖWSCZÉGÖ muszimë nalezc wiele dëtków a téż fachowców, jaczi to zrobią, a wkół Brus je jesz tëlé do zrobieniô, że firmë mają wôlné terminë dopierze na zymku - gôdô wastnô Éwa. Równak to wszëtkö są blós timczasowé rozrzeszenia jiwrów czarownégô ôgardu. A co dali? Móże rzeknąc, że są dwie drodżi. Familio Józefa Chełmôwsczégô je dbë, że trzeba utwôrzëc fundacja, jakô bë zbiéra dëtczi na konserwacja dokazów. Z drëdżi stronë je udba brusczégô partu Kaszëb-skô-Pômôrsczégô Zrzeszeniô ë téż wëszëznów Miasta i Gminë Brusë, żebë familiô wëpachtowała ôgard Brusóm, jaczé wnenczas mógłëbë inwestować w ten plac dëtczi. Ale decyzje co do przińdnote jesz ni ma. * * * To wszëtkö, co je tu napisóné, to tak pô prôwdze blós dzélëk wszëtczich inicjatiwów, jaczé bëłë w ôbrëmienim Roku Józefa Chełmôwsczégô. Trzeba tu baro môcno pódzakówac gminie Brusë, Centrum Kulturë ë Ksażnicë w Brusach, Kaszëbsczému Öglowösztôłcącému Liceum w Brusach, Zôpadnokaszëbsczému Muzeum w Bëtowie ë téż partowi Kaszëbskô-Pômôrsczégô Zrzeszeniô w Brusach za wiôldżi wkłôd w utrwalenie pamiacë ö artisce z Jaglów. Ni móże téż zabëc ó taczich inicjatiwach, jak szpetóczel „Świat wg Józefa Chełmowskiego" zrëchtowóny bez Téater Lëdowégó Ôbrzadu „Zaboracy", wjaczim przędnym mótiwa bëła diskusjô midzë artistąë jegô aniołama. Béł téż wëstôwk „Czarodziejski Ogród Józefa Chełmowskiego w zdjęciach Leszka J. Pękalskiego", na jaczim bëłë pôkôzóné ôdjimczi z chëczë ë ôgardu Józefa Chełmówsczégó w Brusach-Ja- glach z lat 2000-2015. * * * Zarô na początku roku, czedë bëło ódemkniacé wëstówku w pucczim muzeum, szkólnô i poetka Felicjo Baska--Bórzëszkówskô rzëkła mie czile słów, jaczima móże bëlno pödrechôwac utwórstwó Józefa Chełmówsczégó. Wied- no w tim je taczé wëzdrzenié - jô bë rzekła - Kaszëbë. Kaszëbë, chtëren zdrzi na żëcé w szerokô pôjatim świece ë bierze z tegô świata dlô Kaszëbów sentencje, ôbrazë, wë-darzenia. Pô to - tak mie sa zdôwô - żebë te Kaszëbë kąsk podnieść w góra, pokazać, że Kaszëbi rozmieją żëc w całim świece ë są na niego ódemkłi. Józef Chełmôwsczi béł pôkôzóny baro szerok, wiacy sa o nim gódało, wiacy sa wkół niegö dzejało. Tero rok sa kuńczi, ale nie chcemë, żebë téż temat sa skuńcził- gódó Stanisłów Kobus z brusczégô partu KPZ. Dlóte musz je dërch słac w świat informacje ó nim, jegô utwórstwie, czarownym ógardze, në a téż ó jego aniołach. PIOTER LÉSSNAWA ZBIÓRKA NA RENOWACJĘ I KONSERWACJĘ DZIEŁ TWORZĄCYCH SKANSEN JÓZEFA CHEŁMOWSKIEGO Józef Chełmowski powiedziałby: „każdy czas ma swego twórcę". Nie konserwował prac, gdyż byłoby to zbyt kosztowne. Te zniszczone upływem czasu odmalowywał lub wymieniał. Minęły 4 lata, odkąd nie mogło już powstać żadne nowe dzieło. Natura nie ma litości. Drewniane rzeźby, wrażliwe na zmienne warunki pogodowe, z roku na rok ulegają nieuchronnej erozji. Możliwe jest „zatrzymanie czasu" w skansenie. W ocenie fachowców, muzealników, konserwatorów dzieł sztuki, utwardzenie prac specjalnymi preparatami uchroni drewno przed dalszą degradacją. W niektórych przypadkach zasadne jest również odnowienie politury. Pomoc w zakresie renowacji oferuje Muzeum Zachod-niokaszubskie w Bytowie, posiadające największy muzealny zbiór dzieł Józefa Chełmowskiego oraz zaprzyjaźnieni twórcy ludowi. Chcielibyśmy, aby skansen Józefa Chełmowskiego mógł jak najdłużej cieszyć odwiedzających swoją unikalną atmosferą. W pojedynkę zrealizowanie tak wielkiej inwestycji, jaką jest renowacja skansenu, wydaje się nierealne, jednak spodziewamy się, że jeśli połączymy z wami siły, to zdołamy uratować znaczną część rzeźb. Zdecydowaliśmy się (rodzina Chełmowskiego - przyp. red.) na skorzystanie z serwisu zrzutka.pl., który pozwoli na łatwe wpłacanie środków. WWW.ZRZUTKA.PL/Z/JOZEFCHELMOWSKI POMERANIA 7 AKCJA TRWA Minęło kilka miesięcy od feralnej nocy ził na 12 sierpnia, kiedy to sporą część Kaszub dotknęła nawałnica o niespotykanej dotychczas sile, pustosząc rozległe obszary leśne, niszcząc wiele domostw oraz, co najgorsze, powodując ofiary śmiertelne. Krajobraz po nawałnicy nad jezio- Członkowie ZKP Gdynia wspólnie z dh. Andrzejem Rodą Remiza OSP Sulęczyno rem Mausz (drugi z lewej) w sulęczyńskiej remizie. Fot. z archiwum parafii św. Wawrzyńca w Gdyni Dzień po nawałnicy byłem z rodziną na środkowych Kaszubach. Co prawda w wielu miejscach nie było prądu i widzieliśmy pojedyncze powalone drzewa, ale wydawało się, że straty nie są duże. W stacjach telewizyjnych można było zobaczyć dramatyczne relacje z Suszka, gdzie zginęli harcerze. Dwa dni później cała Polska dowiedziała się o ogromie zniszczeń w Rytlu za sprawą sołtysa tej miejscowości Łukasza Ossowskiego, który apelował o pomoc. Media rządzą się swoimi prawami i dlatego przez kolejne dni w radio i telewizji mówiono głównie o tych dwóch miejscowościach. Wielu ochotników z różnych części Polski pojechało pomagać do Rytla. W miastach i wsiach na Pomorzu oraz poza jego granicami rozpoczęto zbiórki darów dla tej miejscowości. Kilka dni później sołtys Rytla apelował, aby już nie przysyłać darów, bo wsi grozi kolejna klęska - tym razem od nadmiaru pomocy. Dzień po moim pobycie na środkowych Kaszubach redaktor Mariusz Sieraczkiewicz z portalu Młoda Gdynia, z którym współpracujemy jako ZKP Gdynia, zapytał, czy nasza organizacja planuje „uruchomienie pomocy dla terenów objętych nawałnicą". Wiedziałem, że niektórzy nasi członkowie włączyli się w pomoc dla Rytla... Odpowiedziałem mu dość lakonicznie. Sprawa nie dała mi jednak spokoju. Trzy dni później w Kartuzach spotkałem znajomych z Sulęczyna, którzy przedstawiali dość dramatyczny obraz swoich stron po nawałnicy i narzekali na brak pomocy. Twierdzili, że zostali pozostawieni sami sobie w tym trudnym czasie i jedynym wsparciem służy im miejscowa jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej. Po tej rozmowie zadzwoniłem do red. Tatiany Slowi z Radia Gdańsk, która pochodzi z gminy Sulęczyno. Potwierdziła to, co usłyszałem w Kartuzach. Parę godzin później Radio Gdańsk emitowało dramatyczne apele o pomoc wójta gminy Lipusz Mirosława Ebertowskiego oraz starosty kartuskiej Janiny Kwiecień. Wspólnie z moimi znajomymi próbowaliśmy zainteresować tematem inne media. Usłyszeliśmy, że jest lato, jest już po nawałnicy, i słuchacze żyją inną tematyką. Tej nocy nie byłem w stanie zasnąć. Wczesnym rankiem pojechałem w sprawach zawodowych na Mierzeję Helską. PIERWSZE KROKI Wiedziałem już, że musimy pomóc, nie możemy się oglądać na innych i zwlekać z działaniem. W drodze na Hel wykonałem kilkanaście telefonów - do członków naszego oddziału Zrzeszenia oraz zaprzyjaźnionych instytucji. Wszyscy bez zastanowienia przyłączali się do akcji. Rozpoczęliśmy od zbiórki potrzebnych rzeczy w Kaszubskim Forum Kultury, na początku była to głównie woda mineralna, napoje energetyczne, konserwy, słodycze itp. Rozpropagowaliśmy akcję w internecie. Na nasze konto zaczęły wpływać pierwsze przelewy dla poszkodowanych po nawałnicy. Tego samego dnia, wieczorem, z red. Tatianą Slowi i Franciszkiem Gurskim dwoma samochodami załadowanymi po brzegi darami dotarliśmy do Sulęczyna. Najpierw poszliśmy do remizy Ochotniczej Straży Pożarnej, która działała pełną mocą. Tam spotkaliśmy się z jej dowódcami, dh. Robertem Rodą i dh. Andrzejem Rodą, oraz starostą kartuską Janiną Kwiecień - którzy prosili o przekazanie podziękowań wszystkim darczyńcom. Okazało się, że na tym terenie większość działań musi wykonywać miejscowa OSP, bez wsparcia z zewnątrz. Część jednostek Państwowej Straży Pożarnej z Kartuz została bowiem skierowana do powiatu chojnickiego, o którym było tak głośno w mediach. W pierwszych godzinach akcji strażacy z OSP Sulęczyno zajmowali się rannymi z otwartymi złamaniami, w jednym przypadku ratowana osoba z dużym krwotokiem była nosicielką wirusa HBV. Na szczęście nie doszło do zakażenia ratowników, jednak zgodnie z procedurami i zdrowym rozsądkiem spora część sprzętu ratowniczego została zutylizowana. W kolejnych dniach po nawałnicy strażacy z Sulęczyna i sąsiednich jednostek pracowali 8 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2017 OBRAZ PO NAWAŁNICY niemal bez przerwy. Po paru dobach tak ciężkiej pracy, z powodu przemęczenia, zaczęło dochodzić do wypadków Wielu strażaków zostało mocno pokaleczonych. W związku z tym podjęliśmy decyzję, że kolejny transport darów dla Sulęczyna obejmie głównie środki opatrunkowe, które wówczas najbardziej były tam potrzebne. Podczas naszej pierwszej wizyty w Sulęczynie od razu po wyjściu z remizy udaliśmy się do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Po rozmowie z jego kierowniczką Ewą Kulaszewicz wybraliśmy najbardziej poszkodowaną rodzinę i za pośrednictwem GOPS przekazaliśmy jej wpłacone przez ofiarodawców pieniądze. Tego dnia jeździliśmy też po okolicy. Przygnębieni, przytłoczeni tym, co widzimy, rejestrowaliśmy ogrom zniszczeń. Dla wielu z nas, Kaszubów z Gdyni, nie są to obce tereny. Nasze rodziny wywodzą się także z tych stron, z Kaszub środkowych i południowych. Niektóre gdyńskie firmy związane z branżą morską nad pobliskim jeziorem Mausz miały ośrodki wczasowe, od lat było to zatem miejsce wypoczynku wielu gdynian. Jednym z takich miejsc był ośrodek dawnego „Dalmoru", który został bardzo mocno dotknięty nawałnicą. Kilka dni później przy jego odgruzowywaniu pomagali strażacy-ochotnicy z odległej gminy Kościan. Ucierpiały także inne ośrodki wczasowe - w tym bardzo mocno „Skierka" i pozostałe nad Mauszem. Tragicznie wyglądały okolice Kłodna oraz wiele hektarów lasów w stronę Lipusza. Kiedy się widziało obraz po nawałnicy, nasuwała się myśl, że potrzeba miesięcy, a właściwie lat, aby doprowadzić ten obszar do pierwotnego stanu, szczególnie jeśli chodzi o powierzchnie leśne. Podobnie źle wyglądała sytuacja w sąsiednich gminach: Lipusz, Parchowo i Dziemiany. Niestety jako jeden oddział ZKP wszystkim nie byliśmy w stanie pomóc, skupiliśmy się więc na jednej gminie - wybór padł na Sulęczyno. Z jednej strony w wielu miejscach tej gminy widok był przerażający, a z drugiej ujęła nas postawa strażaków z miejscowej OSP. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to wszystko mogłoby wyglądać, gdyby ich nie było... W pierwszych godzinach po nawałnicy kolumna samochodów Państwowej Straży Pożarnej i karetek przebijała się do Sulęczyna z Kartuz przeszło pięć godzin (normalnie ten dystans pokonuje się w pół godziny). Większość dróg była zablokowana przez powalone drzewa. Jedynymi ratownikami na sporym obszarze byli wówczas strażacy--ochotnicy. Będąc w Sulęczynie, wielokrotnie z nimi rozmawiałem - nie pozowali na bohaterów, mówili o swoich obawach, czasem strachu, który towarzyszył im podczas akcji, szczególnie w jej pierwszych godzinach. Parę dni po naszej pierwszej wizycie w Sulęczynie na skutek działań red. Tatiany Slowi do Sulęczyna przyjechał wóz transmisyjny Radia Gdańsk. Od tego momentu sprawa pozostawionych samych sobie gmin - Sulęczyna, Lipusza, Parchowa, Dziemian - zaczęła częściej pojawiać się w mediach. WSPÓLNE DZIAŁANIE Bardzo ważną sprawą od początku naszej akcji było ustalanie, co jest najbardziej potrzebne w danym momencie, dlatego przez cały czas byliśmy w kontakcie z dowództwem OSP Sulęczyno. Podczas kolejnych transportów dostarczaliśmy żywność, środki opatrunkowe oraz sprzęt ratowniczy, którego zapasy zostały mocno nadwątlone podczas działań OSP. Liczba darów się zwiększała, zdarzało się, że jechaliśmy czterema w pełni załadowanymi samochodami. Stolemową pracę wykonywało nasze Koło w Wielkim Kacku, wspólnie z miejscową parafią pw. św. Wawrzyńca zebrano duże ilości darów. Wielki w tym udział przewodniczącej Koła Izabeli Denc i kolegi, na którego zawsze można liczyć w kaszubskim działaniu - Franciszka Gurskiego. Kaszubi z Wielkiego Kacka organizowali także kolejne transporty (łącznie było ich pięć), służąc swymi samochodami. Do akcji dołączyły też inne nasze gdyńskie koła - Cisowa i Północ - zbierając dary. Organizacją, która mocno nas wsparła, było Stowarzyszenie Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku - w jego przypadku bardzo mocno pomogła Sławina Kosmulska, nagłaśniając naszą akcję w gdańskim środowisku. Pomocą w rozpropagowaniu informacji o zbiórce służyła również Miejska Biblioteka Publiczna w Gdyni. W dalszym ciągu zbiórka darów trwała w Kaszubskim Forum Kultury. Jego prezes Jerzy Miotke zdecydował dodatkowo o przekazaniu środków finansowych dla najbardziej poszkodowanej rodziny z gminy Sulęczyno. W wielu miejscach Kaszub otrzymywaliśmy wsparcie i dary od dyrektorów i pracowników instytucji kultury - Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie i Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. Chwilę później do naszej akcji przyłączyły się: gdyński Teatr Maszoperia, działający przy Cechu Rzemiosł Różnych, oraz Kaszubska Fundacja Pomocy wspólnie z IX Liceum Ogólnokształcącym z Gdyni. Te ostatnie uruchomiły cykliczną zbiórkę publiczną. Pomocą służyło wiele osób prywatnych, nie tylko z Gdyni, ale także z Gdańska, Rumi, Wejherowa, Kartuz oraz Wdzydz Kiszewskich. Za pośrednictwem „Pomeranii" jeszcze raz pragnę podziękować wszystkim Osobom i Instytucjom, które pomogły, przekazując dary, oraz wspierały nas dobrym słowem. Jeszcze w tym roku planujemy kolejny zakup sprzętu dla OSP Sulęczyno. POKŁOSIE Wielokrotnie podczas niezwykle intensywnego miesiąca po nawałnicy zastanawiałem się nad rolą naszej organizacji. Czy nasze działanie powinno się ograniczać do pielęgnowania kultury i historii regionu? Czy też powinniśmy mocniej się włączać w życie społeczne i reagować na to, co się dzieje tu i teraz? Akcja po nawałnicy uświadomiła mi jedno - jako ZKP mamy i rozbudowane struktury, i kontakty z wieloma instytucjami, a to coś, o czym wiele organizacji może jedynie pomarzyć. Mamy także doświadczenie w działaniu. Czyż nie warto je wykorzystywać? Miejmy nadzieję, że życie nie będzie nas zmuszało do tego zbyt często. Chciałoby się dodać - najlepiej w ogóle. Kiedy wracam myślami do akcji po nawałnicy, przypominają mi się słowa Króla Kaszubów ks. prałata Hilarego Jastaka, że chrześcijaństwo bez czynu charytatywnego jest kompromitacją wiary. Niech ta myśl przyświeca nam w przyszłości w działaniu w trudnych chwilach. ANDRZEJ BUSLER GÖDNIK2017 / POMERANIA 9 CHWYTANIE ŻYCIA NA PRZEŁOMIE ROKU I oto nadchodzi czas, kiedy kończy się adwentowe oczekiwanie na Wcielonego Zbawiciela. Kiedy opada napięcie charakteryzujące każdy okres przejściowy. Wszystko stało się jasne. Jezus się narodził. Świat odetchnął z ulgą, że oto po raz kolejny obietnica czyniona przez starotestamentowych proroków wypełniła się w betlejemskiej stajence. A wypełniła się tu i teraz. W roku 1901,1915, 2017. Gdyby tak jeszcze człowiek umiał się cieszyć tajemnicą Wcielenia w sposób, jaki wymarzyli sobie ojcowie Kościoła, świątobliwi pustelnicy, wszelacy biczownicy, asceci, mnichowie rozmaitych rytów i Święte Magiste rium. Ale nie! Dać takim krzepiącą świadomość, że oto Bóg jest z nimi, a jeszcze obietnicę odpuszczenia grzechów i po prostu - zbawienia, to nabiorą takiej ufności, że już załatwione, że dola odmieniona, że można w głos się śmiać... Człowiek, beztroski optymista, poczuł się wolny. Wolny od oczekiwania, poszczenia, napięcia. Wolny od trosk. Może już tańczyć, jeść, pić, swawolić na różne sposoby. Paradok- v, - . salnie, poczucie tej wolności i wypływające z niej poczynania nie redukują świadomości, obecnej przecież w duszy, że jednak to tylko na jakiś czas, że okres karnawału i radości minie szybciej, niż można się spodziewać, że po nim nastąpi okres Wielkiego Postu, w porównaniu z którym Adwent, na płaszczyźnie ograniczeń doczesnych przyjemności, to sama przyjemność. Na koniec zaś przyjdzie śmierć. Mocniejsza niż alkohol wypity w kanawale, cięższa od wszystkich zjedzonych golonek i szkaradniejsza od grzechów i grzeszków, o ile w ogóle się za nie żałowało. A co po niej, niby wiadomo, ale... Chwytamy więc dzień, chwytamy wieczór i noc, refleksy szczęścia, choćby najbardziej ulotnego. Ale ta ulotność - jest jednak realna. Objawia się, na przestrzeni lat i stuleci, rozmaitymi swawolami i ich rekwizytami - cylindrami, szalami boa, wirowaniem na parkiecie, a częściej - skromniejszą oprawą, dostosowaną do możliwości portfela. Często jest jednak alkohol, obfitsze jedzenie, tańce mniej lub bardziej profesjonalne i... nieco nieodpowiedzialności, cokolwiek by to oznaczać mogło. W tej doczesności zawarte jest również bogactwo ducha, bo nie da się go oddzielić od ciała. Spójrzmy zatem na na- szych przodków korzystających z uroków okresu Bożego Narodzenia, Nowego Roku i styczniowego karnawału. Czyli spójrzmy na siebie. KIPIĄCY ŻYCIEM GODÓW CZAS Czeka się na ten święty czas długo, w chłodzie i niedostatku. Dieta też nie taka, o jakiej się marzy. Na dzieci czyhają nabożeństwa roratnie, same w sobie posiadające niepowtarzalny urok, ale jednak mobilizujące do wysiłku - wczesnego wstawania i maszerowania w zimnie do kościoła. A przed samymi świętami na rodzinę spada tyle obowiązków! Sprzątanie, dekoracja domostwa, praca w kuchni. Nadchodzi jednak moment zbierania owoców zapobiegliwości. Pasterka. Pora tej jedynej w roku liturgicznym Eucharystii o północy nie jest przypadkowa. Północ - środek nocy i przesilenie dnia z nocą - w kalendarzu astronomicznym oddaje to, co się stało w wymiarze religijnym. Chrystus - Światłość zwycięża noc zła i grzechu. Dlatego udział we mszy św. pasterskiej jest dla chrześcijan największą radością i największym wydarzeniem zimowego okresu świątecznego1. Pierwszy dzień świąt mija spokojnie. Jest okazją do rodzinnych rozmów, współcześnie dużo ogląda się telewizji (Kaszubi absolutnie nie powinni przegapić perypetii Ke-vina bohatersko walczącego z domorosłymi bandytami), powodzeniem cieszą się również wierne, nieodstępują-ce swoich pań i panów na krok smartfony. A dawniej? Większą niż dziś atrakcją były wszelakie rozkosze stołu, współcześnie spowszedniałe. Natomiast drugi dzień świąt, dzień św. Szczepana, zaczynał się smakowitym śniadaniem i udziałem w liturgii mszalnej ku czci pierwszego męczennika. Ciekawym zwyczajem było przynoszenie do poświęcenia w chusteczkach lub węzełkach garści owsa. Obsypywano nim później księdza i sąsiadów, a nieco ziarna podawano koniom i drobiowi, aby się dobrze chowały, natomiast resztę mieszano z przyszłym ziarnem siewnym2. Onego dnia odwiedzano się na potęgę, a suto zastawiony stół cieszył wzrok i inne zmysły spragnionych użycia biesiadników, na co dzień zatroskanych o byt i często niedojadających. 1 J. Perszon, Godné zwëki. Zwyczaje i obrzędy okresu Adwentu i Bożego Narodzenia w regionie wejherowskim, Luzino 1991, s. 30. 2 L. Malicki, Rok obrzędowy na Kaszubach, Gdańsk 1986, s. 17. 10 / POMERANIA GRUDZIEŃ 2017 ZWYCZAJE I OBRZĘDY Przynoszono ze sobą alkohol, który jeszcze tego samego dnia musiał być wypity. Opowiadano sobie o otrzymanych prezentach, snuto plany na przyszły rok, mówiono o problemach. Tak jest i dziś. Natomiast dawniej, gdy atmosfera pod wpływem substancji przynoszonych stawała się luźniejsza, niekiedy następował pewien rozdział. Kobiety oddawały się ulubionej czynności, czyli rozmowom we własnym gronie, natomiast mężczyźni i młodzież męska zasiadali za stołem i grali w karty. Szczególnym powodzeniem cieszyła się baś-ka, zwana też maszką, grywano w skata3. Dzieci bawiły się osobno, na podwórzu lub w domu. Koniecznie należy wspomnieć, że od Bożego Narodzenia rozpoczynają się wizyty duszpasterskie, powszechnie nazywane kolędami. Niekiedy po wyjściu księdza gospodarz kropił wodą święconą całe obejście i wszelki dobytek, zdarzali się też tacy, którzy wypijali łyk wody święconej. Według innych należało usiąść na miejscu, gdzie siedział ksiądz podczas kolędy, co zapewnić miało wszelakie szczęście na cały rok. Logiczne jest, że najbardziej działało to w przypadku osoby, która usiadła na „księżowskim" krześle jako pierwsza. W bogatych gburskich domach nie do pomyślenia było, aby nie zakończyć kolędy poczęstunkiem dla księdza. Składano też ofiary pieniężne, dawniej również ofiary w naturze. Dziwny i inny to był czas. Wszystko, co działo się podczas Godów: próżnowanie, obfitość pożywienia, kontakt z zaświatami, cuda nocy wigilijnej, drzewko, będące symbolem drzewa rajskiego, zrównanie statusu służby i gospodarzy, było przypomnieniem czasu stworzenia świata. W taki też sposób ludzie przeżywali zimowe święta4. Niby wszystko jasne, wszystko się wyjaśniło, ale ten mistyczny urok Godów! GWIŻDŻE Czeka się na tę inwazję gwiżdżów jak na wielkie dziwowi-sko, bo też obchodzące okolice postacie nie z tej ziemi są wielce widowiskowym rysem obyczajowości świątecznej. Malownicze, odmienne w stosunku do wszelkich bytów zaludniających boży świat w dni powszednie i inne święta. Pierwsze o nich wzmianki z terenów Polski pochodzą z XIII wieku i są to słowa dezaprobaty kaznodziejów dla pogańskich obyczajów. Zwyczaj przebierania się za zwierzęta to prawdopodobnie najbardziej pierwotna i najstarsza forma kolędowania, będąca reliktem pogańskich obrzędów mających zapewnić szczęście i dostatek\ Najchętniej naśladowano zwierzęta symbolizujące siłę, odwagę, zdrowie, żywotność i urodzaj: niedźwiedzia, konia, kozła, kozę i bociana. Z cza- sem pojawili się również policjant, kominiarz, dziad z babą i muzykant. Postacie te często mają twarze zakryte maskami, zwanymi larwami. W Polsce centralnej i południowej pojawiał się również Turoń. A i innych postaci nie brakowało: Cygan, Żyd, anioł z gwiazdą, Herod. I ta najważniejsza, przynajmniej w ostatecznym rozrachunku - Śmierć. Określenie „gwiżdże" nie jest charakterystyczne wyłącznie dla Kaszub6, niemniej samo zjawisko na Kaszubach jest szczególnie popularne i nazwa kojarzy się w Polsce właśnie z Kaszubami. Paweł Szefka pisze w publikacji gwiżdżom poświęconej7, że to jeden z dawnych obyczajów kaszubskich zrodzony wśród nocnych stróżów, w połowie XIX wieku przekształcony w barwny obraz widowiskowy. Istotna jest informacja Szefki, że dawniej gwiżdże uaktywniały się wyłącznie w wieczór sylwestrowy, dopiero z czasem przyjęło się, że grasowały po okolicy przez cały karnawał. Nazwa zaś ma się wywodzić od gwizdawki, w którą wyposażony był stróż miejski, a używał jej do odgwizdywania ciszy nocnej, północy, pożarów i innych okoliczności wymagających uwagi mieszczan i ich dostosowania się do określonych reguł ustanowionych przez władze miejskie. Takie mogły być początki. Później już bywało tak, jak pamiętamy z opowieści rodzinnych lub z autopsji (ponieważ szczęśliwie obyczaj powraca). Przed II wojną światową 3 J. Perszon, dz. cyt, s. 31. 4 R. Hryń-Kuśmierek, Z. Śliwa, Encyklopedia tradycji polskich, Poznań, b.r.w., s. 34. 5 A. Kostrzewa, H. M. Łopatyńska, Przewodnik po Bożym Narodzeniu, Toruń 2014, s. 155-156. 6 Babcia piszącego te słowa Ludwika Łopińska, pochodząca z Sampławy pod Lubawą, a więc Warmianka, zawsze używała owego określenia w odniesieniu do wspomnień z dzieciństwa i wczesnej młodości, z lat 20. i 30. XX wieku. Prawdopodobne jest jednak, że nazwa „gwiżdże" rozprzestrzeniła się z kręgu kultury kaszubskiej na ziemie pobliskie. P. Szefka, „Gwiżdże". Widowisko obyczajowe obrazujące obrzędy i zabawy noworoczne Kaszubów, Gdańsk 1957, s. 1. GÖDNIK 2017 / POMERANIA /11 ZWYCZAJE I OBRZĘDY (a nawet kilka lat po niej) na Kaszubach, oprócz dużych grup zwanych gwiżdżami czy gwizdami, a także gwiôzdkami czy panëszkami, chodziły i mniejsze, np. „Cygan" z „niedźwiedziem", „Trzej Królowie", „gwiôzdki" w kilkuosobowych zespołach, czy trójka z burczybasem. Zaczynali swoje wieczorne obchody zazwyczaj w drugie święto i kończyli gdzieś około Trzech Króli8. Głównym punktem obchodów były odwiedziny u gospodarzy, kórych częstowano np. takimi rymowankami: Wędrujemy światem od chaty do chaty, to wam zaśpiewamy na różne tematy pochwały nie chcemy, parę groszy dacie to wam zaśpiewamy o komisariacie A w komisariacie uchwałę ogłaszają bo przyjechał do nas komisarz z Warszawy przyjechał i przywiózł nowe paragrafy a to każde zgodne ze swoją ustawą: Jest to panna młoda, płaci dochodowe jest i mężatka, płaci obrotowe i tak, mej teściowej przy tej sposobności włożyli podatek od nieruchomości9. Takich zwrotek mogło być i kilkadziesiąt. Oczywiście, gospodarze z kolei częstowali niecodziennych gości rozmaitymi wiktuałami, chętnie widziane były drobne pieniądze. NA SYLWESTRA! Czeka się na ten uroczysty dzień przez dużą część roku. Czas przełomu. Noc, w którą Stary Rok odchodzi, ustępując miejsca Nowemu. Noc, choć to nadużywane słowo, magiczna, bo każdy przełom ma w sobie coś zagadkowego, tajemniczego, stanowi zapowiedź tego, co nas czeka, a jest jeszcze przed ludzkim wzrokiem zakryte. Stąd też tak mnoga obecność wróżb, niegdyś związanych właśnie z Sylwestrem i Nowym Rokiem, dziś już niemal całkowicie zapomnianych (te, które przetrwały, kojarzymy zazwyczaj z andrzejkami). Dawniej właśnie przełom roku stanowił apogeum wróżbiarstwa domowego. Wystarczy wspomnieć libretto „Strasznego Dworu" Stanisława Moniuszki, gdzie wróżby i nastrój niesamowitości stanowią jedną z osi fabularnych, ale i na płaszczyźnie kultury regionalnej (lub jak kto woli: ludowej) owa sfera życia duchowego wręcz budowała specyfikę świętowania przełomu lat. Dziś wróżby traktowane są, najczęściej, jako zabawa. Dawniej bywało inaczej. Młodzi w Częstkowie w celu uzyskania profesjonalnej ekspertyzy co do zastygłych kształtów cynowych lub woskowych udawali się do miejscowego „rzeczoznawcy"10. Palono również lniane kądziołki, oznaczające dziewczynę i chłopca. Jeśli płonące kłębuszki zbliżały się do siebie, oznaczało to miłość w Nowym Roku. Popularną metodą wróżenia było rzucanie „körczi". Siadało się na niskim stołku i starało mocnym podrzuceniem nogi zrzucić obuwie za siebie. Jeśli „korka" upadła przodem do wyjścia, oznaczało to opuszczenie przez zainteresowanego domu w nadchodzącym roku. Mogło to jednak oznaczać, obok zmiany stanu cywilnego, również śmierć... Takowych wróżb było zresztą znacznie, znacznie więcej11. Nie sposób przywołać tu wszystkich. Czas niczyj, czas chaosu zagłuszano gwarem i programowym hałasem. Uderzały dzwony, wyły syreny, ludziska krzyczeli, starsi uderzali w patelnie lub pokrywki garnków. Sylwester to również, a dziś przede wszystkim, czas hucznego świętowania, połączonego z tańcem, programową radością i życzliwym stosunkiem do napojów, które w jakiś tajemniczy i podstępny sposób sprawiają, że później pierwszego dnia Nowego Roku nie spędzamy tak, jakbyśmy tego pragnęli. Publiczne i huczne świętowanie było specjalnością naszych przodków, my z własnymi konsumpcyjnymi nawykami nie jesteśmy w żadnym razie prekursorami. Co najwyżej, przeciętnymi naśladowcami... Inna sprawa, że zabawy sylwestrowe nie należą na Kaszubach do jakichś pradawnych obyczajów. Dawniej nazywano je, jak i inne zabawy, „szlorówkami" i „żokówkami". W dwudziestoleciu międzywojennym rozmaicie świętowano koniec starego roku i początek nowego. Niekiedy było po Bożemu, np. w numerze 154 „Gazety Kościerskiej" z 29 grudnia 1934 r. oddział Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w Wielkim Klińczu zapraszał do sali p. Gliszczyńskiego na zabawę taneczną (Początek o godz. 5 po pol). 8 E. Gołąbek, Święta na Kaszubach dawniej i dziś, (w:) „Norda. Pismiono Kaszëbsczi Zemi", Nr 48 (137) z 1997 r., s. 1. 9 Tamże, s. 1. 10 J. Perszon, dz. cyt., s. 39. 11 Tamże, s. 39-40. 12 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 ZWYCZAJE I OBRZĘDY W ogóle zabawy sylwestrowe często odbywały się pod patronatem rozmaitych stowarzyszeń. W „Gazecie Kartuskiej" (Nr 157 z 31 grudnia 1936 r.) pojawia się następująca informacja: Zabawa sylwestrowa. Przypominamy obywatelstwu miasta Kartuz i okolicy o zabawie sylwestrowej, którą urządza miejscowe Koło Podoficerów rezerwy w salach „Hotelu Centralnego". Zysk przeznacza się na pomoc zimową dla bezrobotnych. Zabawa będzie przeplatana różnymi urozma-iceniami. Przygrywać będą dwie doborowe orkiestry. Jeszcze bardziej światowo było w Gdyni, mieście portowym, mającym kontakt z tzw. wielkim światem: Gdynia nie próżnuje: atrakcyj sylwestrowych mamy moc: Rewje artystyczne i niespodzianki dla gości zadowolić będą w stanie najwybredniejsze gusta bywalców światowych. W „Riwierze" - tzw. „Wieczorek wełniany". Komitet Pań Gdyńskich przygotował dużo niespodzianek. Każda przedstawicielka płci pięknej dostanie możność zdobycia adoratora [Ważne! - przyp. P.S.]. Dla panów - bufet bardzo obfity, pikantne kanapeczki, wytworne napoje [Ważne!!! - przyp. P.S.], mnóstwo słodyczy i doborowa orkiestra. W „Hotelu Kaszubskim" na Kamiennej Górze - wielka rewja artystyczna, kapela damska, specjalne atrakcje, a od godziny piątej po południu Five o'Clock. W „Grand Cafe" - przyjemny pobyt familijny przy dźwiękach pierwszorzędnej orkiestry, wspaniała dekoracja lokalu, dancing. Od godziny szóstej po południu sprzedaje się pączki, które zawierają los, na który gość przy bufecie otrzymuje kieliszek likieru. Co drugi pączek zawiera los wygrany, zatem uprasza się o wczesne zarezerwowanie stolików. W „Barze Warszawskim"przy ul. Starowiejskiej na zakończenie starego roku wielkie świniobicie! Kiszki z kotła, mięso z kotła, specjalne piwa, wyborowy kożlak, muzyka i humor. W „Pomo-rzance" przy Szosie Gdańskiej - poncz, grzane wino, pączki i dużo innych smacznych rzeczy oraz specjalnie z Honolulu sprowadzony Jazz-Band12. Prasa z Kaszub pełna była w końcu roku życzeń od firm i sklepów. Odrodzona po II wojnie światowej „Zrzesz Kaszëbskô" zamieszcza w nr. 122 z 28 grudnia 1946 r. takie oto ogłoszenie: Najserdeczniejsze życzenia noworoczne Szanownej Klijenteli składa Rozlewnia Piwa, Fabryka lemoniady i palarnia mieszanki zbożowej Jan Pobłocki, Wejherowo, ul Klasztorna 11 tel 11. Czy też: Dosiego Nowego Roku życzy Szanownej Klienteli Ignacy Majewicz, Mistrz Rzeżnicki, Wejherowo, Rynek 10. Pojawiały się również ogłoszenia od instytucji. W tym samym numerze „Zrzeszy" czytamy: Wszystkim członkom i sympatykom Towarzystwa Teatrów i Muzyki Ludowej R. P. oraz Kaszubskiego Teatru Ludowego w Wejherowie najserdeczniejsze życzenia Dosiego Roku życzy Zarząd oddziału Tow. Teatrów i Muzyki Ludowej R. P. w Wejherowie. S. Kitowski, Gdynia. Miasto z morza i marzeń, Gdynia 2001, s. 156. J. Perszon, dz. cyt., s. 38. Szczególnym rysem sylwestrowej nocy były psoty, polegające na wywlekaniu poza obręb gospodarstwa bram, furtek, a nawet wozów i sań, często na zamarznięte jeziora. Niekiedy psa razem z budą wciągano na dach domostwa. Co prawda, tego typu figle groziły wesołkom poczęstowaniem kijami przez zdeterminowanego poszkodowanego gopodarza, ale czego nie robiło się „dla szpasu"... W ogólnej atmosferze rozluźnienia pojawiał się jednak rys refleksji i powagi. Zdawano sobie sprawę, że jest to czas święty, ważny, w jakimś sensie decydujący o całym przyszłym roku. Dawniej przyrządzano w Sylwestra specjalne pieczywo obrzędowe, zwane „łatką", pieczono też chleb, a dzieci wyrabiały z resztek ciasta figurki zwierząt, małe ludziki, księżyce i gwiazdy. Wypieki te spożywano jeszcze tego samego dnia lub w Nowy Rok13. Uczestniczono we mszy Św., a dom i podwórze doprowadzano do czystości, aby porządnie powitać szczególny dzień. Śmieci jednakże nie można było wymiatać, ani wyrzucać za próg, bo razem z nimi uleciałoby szczęście. Żeby jednak oddać i Panu Bogu świeczkę (oprócz udziału we mszy), często odmawiano w domu różaniec na intencję pomyślnej przyszłości. A w Nowy Rok oczywiście przepowiadano pogodę. Bo jaki pierwszy dzień... PIOTR SCHMANDT RYCINY MARIAN BUSLER Dokończenie tekstu w następnym numerze GÖDNIK 2017 / POMERANIA /13 ROK RZEKI WISŁY Z inicjatywy organizacji pozarządowych i samorządów lokalnych zrodziła się idea święta rzeki Wisły. Na ich wniosek Sejm RP podjął uchwałę (22.06.2016) ogłaszającą rok 2017 - Rokiem Rzeki Wisły. W Tczewie, Opaleniu i Gdańsku odbyły się konferencje, seminaria i wystawy, a na Uniwersytecie Gdańskim obradował Ogólnopolski Sejmik Krajoznawczy nt. „Wisła w krajobrazie Pomorza". Pokazano wielorakie bogactwo Wisły i wskazano na potrzebę jej użeglugowienia, słowem: udostępnienia rzeki obywatelom. Wisła na wysokości Tczewa lam kilka istotnych powodów do zajmowania głosu Iw sprawie Wisły. Przede wszystkim dlatego, że mieszkam nad tą rzeką w Tczewie od 45 lat. W pewnym sensie Wisła zawsze mnie interesowała. Kiedy znalazłem się po raz drugi w Sejmie RP (jako poseł AWS), uznałem, że warto podjąć inicjatywę poselską. I tak 24 czerwca 1998 roku złożyłem interpelację (nr 755) do Prezesa Rady Ministrów Jerzego Buzka w sprawie „podjęcia programu ożywienia rzeki Wisły". Odpowiedzi w imieniu szefa rządu udzielał Minister Środowiska. Z uwagi na jej zbyt ogólny charakter interpelowałem w sprawie Wisły ponownie. Na stronach archiwum Sejmu RP III kadencji, pod moim nazwiskiem, znajduje się pełna dokumentacja. Interpelacja ta wzbudziła wówczas spore zainteresowanie nie tylko wśród wodnych środowisk branżowych. Naturalnie tematyką wiślaną interesowałem się dalej i konsekwentnie. Tym bardziej, że w tymże 1998 roku w warszawskim Ratuszu podpisano Deklarację Współpracy na rzecz Wisły i jej dorzecza. A 2 czerwca 2000 roku jako poseł pomorski wziąłem udział w konferencji Związku Miast Nadwiślańskich w Toruniu. Podpisano tutaj „Porozumienie w sprawie Programu dla Wisły i jej Dorzecza na lata 2000-2020". Dodam, że sygnatariuszami Porozumienia zostali Minister Środowiska, Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wojewodowie, marszałkowie województw i organizacje pozarządowe. Po zmianie rządu (w końcu 2001 r.) obowiązki Ministerstwa Środowiska z programem „Wisła-2020" były kontynuowane. Funkcjonowało dalej Biuro ds. Programu dla Wisły i jej Dorzecza. Podczas kolejnej konferencji w Toruniu (14.06.2003) przyjęto wstępnąwersję Programu. Natomiast 31 sierpnia 2004 roku przekazano do Ministerstwa Środowiska ostateczną wersję „Programu Inwestycyjnego dla Wisły 2020". Z kolei podległy mu Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej podjął dalsze prace nad zaktualizowaniem Programu. Kolejne lata okazały się niesprzyjające dla Programu Wisła 2020. Zmieniały się również okoliczności zewnętrzne. Zabrakło też posłów pilotujących tę sprawę. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej (1.05.2004) programu wiślanego nie kontynuowano. Ale jego elementy podejmowały 14 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 NASZE SPRAWY poszczególne samorządy terytorialne. Ponowny renesans idei wiślanej miał miejsce na forum organizacji pozarządowych i samorządów lokalnych w 2014 roku. Postanowiono kwestią Wisły zainteresować cały parlament. Miano nadzieję, że jeśli posłowie podejmą uchwałę, to ministerstwa się zaangażują i znajdą się pieniądze. Stosowną inicjatywę legislacyjną skierowano do Marszałka Sejmu RP. 22 czerwca 2016 roku Sejm RP przyjął uchwałę w sprawie ogłoszenia roku 2017 „Rokiem Rzeki Wisły". Trzeba przyznać, że uchwała ta została podjęta w dobrym stylu i z dużą starannością, chociaż jak się potem okazało, nie była to jedyna uchwała patronacka na rok 2017. Uchwała stwierdzała, że Sejm RP, doceniając znaczenie Wisły w życiu Narodu i Państwa, ogłasza rok 2017 - Rokiem Rzeki Wisły. Podkreślono znaczenie Wisły jako symbolu polskości i patriotyzmu, ale i zarazem jako wyzwanie cywilizacyjne Królowej Rzek Polskich. „To jest rzeka wyjątkowa", zapisano w powyższej uchwale sejmowej, ale obecnie Wisła wymaga, podkreślono, „zrównoważonego rozwoju, przemyślanej strategii oraz odważnych i dalekowzrocznych działań". Oby za tymi mądrymi słowami poszły konkretne czyny! W naszym regionie w ostatnich latach miały miejsce interesujące inicjatywy i działania. Na przykład w Tczewie w latach 2013-2016 organizowano „Święto rzeki Wisły". Działania te wspierał swoim autorytetem ówczesny Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Z tamtych lat godne odnotowania sąspływy kajakowe rzeką Wierzycą, z Pelplina do Gniewa, a następnie Wisłądo Tczewa. Z kolei oficjele (wraz z Marszałkiem Senatu) popłynęli wiślanym stateczkiem z Gniewa do Tczewa. W Grodzie Sambora odbywały się festyny uświetniające święto Wisły. Ogólnopolska inauguracja Roku Rzeki Wisły 2017 odbyła się 19 października 2016 roku w Toruniu, w 550. rocznicę zakończenia wojny trzynastoletniej (1454-1466) i podpisania II pokoju toruńskiego. W tym dniu miała też miejsce konferencja naukowa pt. „Wisła - wczoraj, dziś i jutro". Wkrótce także w moim Tczewie otwarto (oficjalnie 13.06.2016) nowoczesną placówkę muzealno-konserwa-torską, tj. Centrum Konserwacji Wraków Statków (CKWS) i Magazyn Studyjny, jako muzeum w terenie, a ściślej nową placówkę Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. CKWS od początku budzi duże zainteresowanie. Tu znajdują się bowiem najsławniejsze polskie jachty, którymi pływano m.in. dookoła świata (np. jacht Opty, którym samotny rejs dookoła świata od 25.01.1967 do 29.04.1969 odbył Leonid Teliga [1917-1970]). 22 listopada 2016 roku na terenie CKWS miała miejsce okolicznościowa konferencja pt. „Zagospodarowanie i znaczenie Dolnej Wisły dla gospodarki regionów i kraju". Nie da się przecenić jej walorów promocyjnych i inspirujących. W roku 2017 odbyły się kolejne przedsięwzięcia i działania. 24 lutego 2017 roku w Muzeum Wisły w Tczewie (placówka uruchomiona dawniej, w 1984 roku) otwarto wielowymiarową wystawę pt. „Wisła w dziejach Polski". Ekspozycja była znakomitą okazją do spotkań i rozmów na temat Wisły różnorakich środowisk, przybyłych z całego kraju. Organizowano kolejne przedsięwzięcia, nierzadko lokalne, ale o wymiarze prawdziwie regionalnym. Tak trzeba odczytać konferencję (7.10.2017) Oddziału Kociewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie, a zorganizowaną w miejscowości Opalenie (tu w 1912 roku uruchomiono most na Wiśle w kierunku Kwidzyna) na temat: „Rola Wisły w dziejach Kociewia i Powiśla". Niewątpliwie Wisła łączy dwie nadrzeczne krainy Kociewie i Powiśle. Współcześnie te krainy łączy, oddany do użytku 4 lata temu (dokładnie 26.07.2013), most wiślany (Opalenie-Korzeniewo), pod oficjalną nazwą most Kwidzyński. Jedną z najważniejszych inicjatyw poświęconych Wiśle był dwudniowy Ogólnopolski Sejmik Krajoznawczy (14-15.10.2017) „Wisła w krajobrazie Pomorza". Pierwszego dnia w gościnnych salach Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego omówiono i przedyskutowano wielorakie i niezwykle istotne aspekty problematyki wiślanej. Zapoznano się też z kilkoma prezentacjami filmowymi. Drugiego dnia (w niedzielę) udano się na „sesję terenową". Zwiedzono Wyspę Sobieszowską, zwizytowano Przekop Wiślany, zapoznano się ze śluzami w Przegalinie i Gdańskiej Głowie. Finał sesji terenowej miał miejsce w Tczewie w Muzeum Wisły, CKWS oraz przy mostach wiślanych (z lat 1857 i 1891). Z Krajowego Sejmiku Krajoznawczego zapowiedziano przygotowanie okolicznościowej publikacji. To bardzo istotne, albowiem Sejmik zakończył się sukcesem . Obecnie dla Pomorza i kraju najważniejszą kwestią jest użeglugowienie Wisły. Począwszy od żeglugi pasażerskiej, po ruch łódek, kajaków i żaglówek, a na ograniczonym i przyjaznym dla środowiska transporcie towarowym zakończywszy. Postęp technologiczny m.in. w zakresie produkcji płaskodennych jednostek pływających otwiera nowe i duże możliwości. Niewątpliwie warto dokumentować, debatować i dyskutować z wszystkimi środowiskami, którym Wisła leży na sercu. Bardzo ważny jest dialog i poszukiwanie kompromisu ze środowiskami ekologicznymi. Niezwykle ważne jest wkomponowanie środków unijnych w ożywienie i przywrócenie życia na Wiśle, jeszcze w unijnej perspektywie finansowej do 2020 roku. A samo podsumowanie Roku Rzeki Wisły 2017 odbędzie się pod koniec I kwartału 2018 roku w siedzibie Muzeum Wisły w Tczewie. Rolę głównego organizatora i niejako gospodarza wzięło na siebie Towarzystwo Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego. JAN KULAS GÖDNIK 2017 / POMERANIA /15 PINHTIOE TO MY MAMY JESZCZE JAKIEŚ STOCZNIE? Im dalej od wybrzeża Bałtyku, tym bardziej przemysł stoczniowy jawi się jako relikt przeszłości, pogrzebany, upadły lub w najlepszym przypadku sprzedany obcemu kapitałowi. Przekonałem się o tym kilkakrotnie. Wspomnę choćby taką sytuację. 3-4 lata temu zadzwoniła do mnie pewna kobieta z Warszawy, która była odpowiedzialna za program typu reality show („Przemek Saleta, najcięższe zadania"). Poprosiła o wskazanie dużego zakładu przemysłowego w Trójmieście, w którym bohater programu (polski kickbokser i bokser wagi ciężkiej) mógłby „ciężko przepracować" przed kamerą kilka dni. Bez namysłu odpowiedziałem, że najlepsza będzie stocznia. Wskazałem kilka adresów, w pierwszej kolejności Gdańską Stocznię Remontową im. Józefa Piłsudskiego (należącą do grupy kapitałowej Remontowa Holding SA), która ostatecznie została wybrana przez producentów tego programu. - Stocznia? To my mamy jeszcze jakieś stocznie? - zapytała ze zdziwieniem w głosie. - W Trójmieście mamy nawet kilka prężnie działających stoczni - odpowiedziałem zdziwiony jej zdziwieniem. Czy to zwykła niewiedza, czy może ignorancja mojej rozmówczyni? Odosobniony przypadek czy powszechne postrzeganie prowincji przez ludzi z Warszawy? Niekoniecznie. Z podobną reakcją spotkałem się jeszcze kilkakrotnie i nie zawsze byli to ludzie ze stolicy. Tak więc można odrzucić teorię, że tylko Warszawa wykazuje się ignorancją, choć jak za chwilę wyjaśnię, nie należy tego traktować w ten sposób. Otóż taki stan wiedzy może wynikać z przekazu medialnego, w którym w ostatnich kilku latach głośno było o upadku wielkich niegdyś stoczni. Można więc powiedzieć, że winne są temu stocznie, które nie potrafiły sprostać regułom wolnego rynku. Kapitalizm bowiem to taki okrutny system, w którym trzeba o wszystko zabiegać, np. o nowe kontrakty. W poprzedniej epoce natomiast były przywożone w teczce przez wysokiego urzędnika partyjnego. W kapitalizmie trzeba się o nie postarać, mieć odpowiedni biznesplan i wykwalifikowaną kadrę. Stocznia Gdańska, Stocznia Szczecińska czy Stocznia Gdyńska są przykładem upadku, do którego doprowadzili właśnie tacy urzędnicy państwowi, lecz nie ci, co przywozili gotowe kontrakty w teczce (tych w kapitalizmie już nie ma), tylko ci, którzy z nadania partyjnego kierowali tymi stoczniami i o owe kontrakty zabiegali. Bez odpowiedniego wykształcenia, a co ważniejsze bez doświadczenia w przemyśle stoczniowym nie może się udać kierowanie takim zakładem pracy, jak stocznia. A gdy do zarządzania dodatkowo wtrąca się polityka... Większość społeczeństwa patrzy więc przez pryzmat upadłych stoczni i nie jest w stanie sobie wyobrazić, że w Polsce wciąż działa wiele zakładów budujących i remontujących statki - większych i mniejszych, które z polskim kapitałem lub przy współudziale obcego radzą sobie bar- 16 / POMERANIA /GRUDZIEŃ2017 BLIŻEJ MORZA dzo dobrze. O tym, że jest dobrze, niech świadczą sukcesy tej branży, która nie tylko specjalizuje się w budowach nowych statków, ale również w ich przebudowach i remontach. Słowo „statek" należy w tym momencie rozszerzyć na bardziej ogólne - jednostki pływające lub rynek off shore, gdyż nasze stocznie specjalizują się również np. w remontach platform wiertniczych oraz w budowach elementów do wież wiatrowych, także tych stojących na morzu. Aby uzmysłowić sobie, jak duży jest ten rynek oraz jak wiele się dzieje na tym obszarze, warto - na przykładzie ostatnich kilkunastu miesięcy - poznać liczby oraz najważniejsze zrealizowane projekty. W 2016 roku łączne przychody całego sektora stoczniowego w Polsce oszacowano na około 10,6 mld zł. Przedsiębiorstwa zrzeszone w Forum Okrętowym (stowarzyszenie, do którego należą największe firmy z sektora przemysłu okrętowego) wypracowały ok. 4,3 mld zł, a Państwowa Grupa Stoczniowa 0,85 mld zł. Stan tej gałęzi polskiej gospodarki obrazują najlepiej produkty, które schodzą z pochylni, doku lub odpływają od nabrzeży. Nie da się oczywiście wymienić wszystkich jednostek pływających, jakie opuszczają polskie stocznie, w samej grupie kapitałowej Remontowa Holding SA, w której skład wchodzi m.in. wspomniana wcześniej Gdańska Stocznia Remontowa oraz Stocznia Północna, rocznie budowanych, przebudowywanych i remontowanych jest ok. 200 jednostek. Polskie stocznie budują oraz projektują promy pasażer-sko-samochodowe wykorzystujące silniki dual fuel, które pracują zarówno w trybie diesel, jak i na skroplony gaz ziemny LNG, co daje nie tylko oszczędność paliwa, ale również jest bardziej przyjazne środowisku. Przykładem są trzy jednostki zamówione przez kanadyjskiego armatora BC Ferries: Salish Orka, Salish Raven oraz Salish Eagle, a wybudowane przez Grupę Remontowa. Tam zbudowano kolejne dwa promy pasażersko-samochodowe, tym razem dla armatora z Estonii, również zasilane gazem LNG. Dodatkowo są to jednostki przystosowane do żeglugi w ciężkich warunkach lodowych. Budowane są statki do zaopatrzenia platform wiertniczych, jednostki offshore, czego przykładem jest Siem Thima, pierwszy w Australii statek offshore zasilany paliwem LNG. W Polsce budujemy także holowniki - jak ten wybudowany w stoczni Safe w Gdańsku. Zwodowana jednostka o nazwie SD Tempest powstała z myślą o obsłudze nowych lotniskowców Royal Navy (Brytyjskiej Marynarki Wojennej). W stoczniach powstają również mniejsze jednostki, tj. barki paszowe. Siedem takich 26-metrowych jednostek zbudowała firma Stal Complex z Gdyni dla klienta z Kanady. Stocznia Nauta z Gdyni zwodowała wyposażony w nowoczesne laboratoria statek naukowo-badawczy Skagerak dla Uniwersytetu w Göteborgu. W Grupie Remontowa zaprojektowano i zbudowano jeden z największych statków - Malik Arc-tica przeznaczony do obsługi portów wokół Grenlandii. Jednostka dzięki wzmocnionej konstrukcji kadłuba może żeglować w trudnych warunkach arktycznych. Z kolei pod koniec listopada Remontowa przekazała 8 Flotylli Obrony Wybrzeża nowy niszczyciel min ORP Kormoran, a Marynarce Wojennej Algierii jeden z największych i najszybszych żaglowców szkolnych na świecie El-Mellah (pol. Żeglarz). Warto dodać, że projektantem żaglowca jest Polak Zygmunt Choreń. Ponadto Gdańska Stocznia Remontowa od lat specjalizuje się w remontach i przebudowach platform wiertniczych. Aktualnie remontowana jest 15. tego typu jednostka. Jeśli mówimy o przebudowach, to ciekawym przedsięwzięciem realizowanym przez tę stocznię jest przedłużanie promów. Pod koniec listopada wyszedł w morze pierwszy z serii czterech promów fińskiego operatora Finnlines. Statek o nazwie Finntide został rozcięty na dwie części, pomiędzy które wspawano 30-metrową wstawkę (ważącą 1500 ton), dzięki czemu prom zyskał dodatkowych 1000 metrów długości linii ładunkowej. Polskie stocznie budują również elementy statków, które następnie składane są w całość poza granicami Polski. Tak było z gigantycznym wycieczkowcem Norwegian Joy, którego sekcję dziobową ze sterami strumieniowymi zbudowano w Stoczni Wisła w Gdańsku, natomiast sekcję rufową - w innej gdańskiej stoczni Marinę Projects. Powyższe przykłady to tylko niewielka część tego, co jest realizowane w polskich stoczniach, których w samym Trójmieście mamy kilkanaście - tych największych, jak Gdańska Stocznia Remontowa oraz mniejszych, jak choćby Stocznia Wisła z gdańskich Górek Zachodnich. Nie można zapomnieć, że nasze firmy z branży stoczniowej budują również jachty, katamarany, a nawet hausboty. Trzeba też pamiętać o tym, że stocznie to miejsca pracy, ale nie tylko przy pochylni, nabrzeżu czy doku. To również setki kooperantów (także na Kaszubach), którzy współpracują ze stoczniami. Tylko Grupa Kapitałowa Remontowa Holding daje pracę ok. 8 tys. osób. To mamy jeszcze jakieś stocznie? Owszem mieliśmy, mamy i zapewne będziemy wciąż mieli. Będąc w sąsiedztwie portowych kanałów i rzek, wystarczy przyjrzeć się pracującym dźwigom, dostrzec dziesiątki kominów, które górują nad pozostałą częścią statków, aby przekonać się, że nie jest tak źle, jak to przekazują gadające głowy w telewizorze. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI GÖDNIK2017 / POMERANIA /17 TO LENO JEDEN Z WARKOW Z Wéróniką Körthals-Tartas gôdómë ö roböce z młodzëzną, kaszëbsczi swiądze i bëcym gwiôzdą. Kąsk zdradza krëjamnota z öbradów Redakcjowégö Kolegium. Obczas diskusji ö przëznanim tobie Or-muzdowi Skrë czasto pöwtôrzôł sa argument ö twój i pömöcë dlô młodëch kaszëbsczich spiéwôków, a öso-blëwie ö zaangażowanim w Kaszëbsczégö Idola... Nie znała jem zakulisowëch historiów. Kaszëbsczi Idol to dlô mie bëlnô przigöda, ale próbują téż pomagać naji młodzëznie, robiące w PZPOW (kasz. Powiatowi Zespół Póuczënowô-Wëchównëch Môlów) we Wejrowie. Prowadza tu wókalné karno i zajmë z utalentowóną młodzëz-ną. Öd lat móm wiôldżé szczescé, że móga zarażać jinëch spiéwanim w kaszëbsczim jazëku. To dlô mie stolemnô satisfakcjô, czedë na początku spótikóm sa z reakcją: „jô nigdë nie śpiewała pó kaszëbsku, böja sa, nie wiém, jak to badze ödebróné", a pö pösobnëch zajacach ökazywô sa, że ti lëdze chcą sami spiewac pô kaszëbsku, pitają, czegö tim raza sa nauczimë. Je wiedzec, że musza jich uczëc dobri wëmówë, melodiczny lëni, ale późni widza wiôlgą redota na jich twarzach, że ta cażkô robôta dôwô brzôd. Wespółroböta z młodima to piaknô sprawa. Dzaka temu wcyg czëja sa w sercu nôscelatką. Uczisz jich téż distansu do świata showbiznesu? Wiele lubötników twöji karierë pödczorchiwô, że sama bëlno rozmiejesz taczi distans trzëmac i ôstac sobą nimô roz-majitëch dobëców. Próbują tegô uczëc. Jak chtos je młodi z głową wëfiilo-wóną marzeniama, to czasto stôwô sa zaślepiony mësle-nim ó tim, że chutkö muszi zrobić kariera. A tu potrzebne je wiele czasu, distansu, zrozmieniô świata. A jak sa tobie udało ten distans uchöwac? Dlô mie wiedno nôwôżniészô bëła familio. I równo co bë sa dzejało w warkówim żëcym, te korzenie, swiąda toż-samóscë pözwóliwają cwiardo chôdzëc pó zemi. Móm w se wdzacznota za to, że jem sa urodzëła w taczi, a nić jiny rodzëznie, z kôchónyma mëmką i tatka, z bëlnyma bracynama, a terô móm zôs szczescé, że te bëlné tradi-cje móga piastować w mój i gwósny familie. To je mocny fundament, jaczi dôwô môżlëwôta uchówanió distansu do świata. Na szczescé ni môsz distansu do kaszëbiznë, jaką promujesz m.jin. swöjim śpiewa. Timczasa niejedny muzycë gôdają, że kaszëbsczi jazëk je zôwadą w karierze. Mają prôwda? Je prówdą, że kaszëbsczi je mni zrozmiałim jazëka jak np. pólsczi, ó anielsczim nawetka nie gôdającë. Nick równak nie zastąpi ti satisfakcji, czedë pókazywô sa słechińcóm, że po kaszëbsku jidze spiewac z prówdą w sercu, i czedë mó sa ödbiérców. Niech je jich nawet môłé karno, bó Kaszë-bów ni ma wiele, ale jak sa je artistą w sercu, to sa nie zdrzi na lëczbë, ale na to, żebë bëlë to lëdze, co pó prówdze są rozlubiony w najim utwórstwie. Wiadomóscë, jaczé do-stôwóm na facebooka, cepłé słowa, maile z pódzakówa-niama za to, że spiéwóm pó kaszëbsku, to je nólepszó nódgroda za ten wëbór. Na przëmiar pisze do mie mëmka jednego dzéwczëca, że ji córka pokochała moje sztëczczi i téż chce tero spiewac pó kaszëbsku. Czej to czëtóm, to na baro daleczi plan schódó, czë je to óglowópólsczi, czë mniészi óbjim. Je wiedzec, że jó bë chcała docerac z kaszë- 18 / POMERANIA/GRUDZIEŃ2017 ÖRMUZDOWÔ SKRA 2016 bizną do całi Pôlsczi, ale möże chtos jinszi ötemknie pö-sobné dwiérze i pömalë badzemë promować naja muzyka i jazëk corôz dali. Mómë dzaka tobie pôra przikładów, że to je möżlëwé. Kö płatka Velevetka przebiła sa do öglowöpölsczich mediów. To prôwda. Téż slédny mój sztëczk „Mówia Kaszëbë" udało mie sa wëpromöwac w pölsczim radiu, bö bëła to chöcle spiéwa dnia w programie radiowi jedinczi. Tej nie je tak, że te dwiérze są zamkłé. Je cażkó, ale nie je to cos niemöżlëwégö, żebë je ótemknąc. I muszimë sa ö to bic, zrobić wszëtkô, żebë na przikłôd chtos sedzący w nece przed monitora zainteresowôł sa kaszëbską muzyką. Chcemë przeńc do twôjich muzycznëch planów w no-blëższim czasu. Nagriwóm terô z Örkestrą Grańcowi Straże, bo ji kapel-méster Jarosłôw Rewalsczi udbôł so zaaranżować czile mój ich usódzków na órkestra i chur Camerata Musicale z Wejrowa, jaczégö dirigentką je Aleksandra Janus. Jidze ö taczé pastorałczi, jak „Nieba sprzątanie', „Za ną gwiôzdą" z móji platë W dôrënku na Gôdë i „Dzysô w Betlejem", dokôz, jaczi czedës jem zaśpiewała w duece z Natalią Szroe-der. Mô to sa ukazać jesz w gódniku, z czegô jem baro ród. Mëszla téż ó swóji nowi piątce. Móm ju nagróné „Mówią Kaszëbë", jaczé zajistniało w radiowëch stacjach, ale jesz nie je na niżódny piatowi wëdôwiznie. Je „Dodóm", do chtërnégö pówstół téż teledisk. Pówstôwają téż pósobné sztëczczi, żebë zajistniôł całi kaszëbskójazëkówi materiół do póstapny platczi. Nagriwóm téż spiéwë pó polsku do słów mójégö chłopa Łukasza Tartasa. Jes wspömnała ö Natalii Szroeder. To dzysô mést nôlepi znónô kaszëbskô spiéwôrka. Öna téż, ösoblëwie na zô-czątku swöji karierë, wiele wespółdzejała z tobą. To je cëdny wspómink. I wôżné je to, że Natalio do dzysô je kóchónym człowieka. Mëszla, że u ni téż ten fundament familie mó wiólgą móc. Wcyg sa z nią drëszimë, ódwiedzy-wómë. Öna je woźnym ambasadora kaszëbiznë. Czasa czëja skardżi, że nie nagriwó pó kaszëbsku... Mó na swójim kónce balada „Potrzebny je drëch" z platczi Miłota z moją muzyką i słowama Tómka Fópczi. Na terô mó kąsk jiné wëdôwizno-wé planë, ale czë to w programie „Taniec z gwiazdami", czë to w rozmajitëch öglowópölsczich mediach gôdô ó Kaszëbach, gódó pó kaszëbsku... To pësznó wizytówka Kaszëb. Dzysdnia kaszëbsczi muzyczny rënk stôwô sa corôz barżi rozmajiti, pôwstôwają nowé karna. To öznôczô, że rówizna téż rosce? To je dobri czas, żebë rozwijać nowé karna, ale czasa czëja rozmajité nowóscë, jaczé bë mógłë bëc barżi dorobione... Je fejn udba, ale kuńc kuńców czëja, że cos nie stroji abó je nierówno, abó kaszëbskô wëmówa nie je za dobro. Dobrze, że jes 6 tim rzekła. Mie sa baro widzy w twöji roböce, że môsz wiôlgą stara ö kaszëbizna - ô bëlny jazëk śpiewów, ale téż ö to, żebë na piątce, ji öbkłôdce, nie bëło felów. Wiele razy naji muzycë często sa za tim nie czerë-ją, a kö bë sygło pöprosëc ö pömöc kôgös z Radzëznë Kaszëbsczégö Jazëka i zapisać wszëtkö bez zmiłków. Baro dzakuja, że to widzysz i doceniwósz. To nie je tak, że jo sama sa na tim nólepi znóm, ale óddówóm tima, co są w tim lepszi jak jo. Pó prówdze wórt póprosëc fachowców na przëmiar ó korekta tekstów. Jeżlë jidze ó wëmówa, to téż pitóm ekspertów, jak to zrobić, bó mëszla chócle ó tim, że jakós szkolno na kaszëbsczim badze tego słëchac z dze-cama. Niech ta moja robota mó téż edukacyjny brzód. Krótko gôdającë: ni móże robie bële jak i wórt zawierzëc tima, co mają wikszé doswiôdczenié. Czëjesz sa gwiôzdą? Nie wiém, co to öznôczô bëc gwiózdą. To je prosto jeden z warków. Chtos robi w kuchni, chto jinszi w szkole, jo zajimóm sa muzyką. Chcą to robie jak nólepi i wiedno móm uwôżanié dló słechińców. Östatno óbczas koncertu, czedë jem śpiewała dokaże ks. Jana Twardowsczégó, jô pómëslała: jak to je cëdné, że ti lëdze, chtërny bë terô móglë óbzerac serial, bëc w restauracji abó jinaczi spadzy-wac swój wolny czas, przeszłe prawie pôsłëchac tego, co jo chcą jima zaprezentować. I poczęła jem dló nich wiólgą wdzacznota. Z tą wdzacznotą chcą jic przez żëcé. Gôdôł Dark Majköwsczi Ödjimczi z archiwum W. Kôrthals-Tartas GÖDNIK2017 / POMERANIA /19 \ Chwacenié lësa to dradżé zadanié HUBERTOWI CZAS ABÖ SWIATO SW. EUSTACHEGO Swiatégö Huberta ôbchôdômë 3 lëstopadnika. Je to swiato jachtórzów, leśników ë ridowników, chtërnëch je patrona. Chöc wikszosc czëjąc „Hubertus", mësli prawie ö jachtôrzach, to koniarze téż öbchôdają ta uroczëzna dosc mocno. Tak jak ti pierszi wrôcają do stôrëch zwëków w nen czas. Równak czasa, chóc baro rzôdkö möżemë uczëc na przëmiar, że ödbiwô sa „Eustachi-Hubertus". Skądkaż tu nen drëdżi swiati? Dzys téż ö tim. STÔRÉ ZWËCZI NA NOWI ÔRT Swiato sw. Huberta mó swoje za-czątczi kol roku 1444. Z początku bëlë to baro wiôldżé jachtë. W Polsce kult tegö swiatégó mô swój plac ód czasu panowaniégó dinastie Sasów, to je ód XVIII sta-lata. Kol nas swiato zwie sa prawie Hubertusa, abó téż Hubertowi -namë. Z czasa na Hubertusa jachtórze (co w nen czas bëlë doch téż ridownikama) zaczalë organizować biég za lësa. Tradicjowó -podług znónégó anielsczégó ôrtu - wëzdrzi to tak: na przodku bie-gó karno scërzów. Na nich ubacht dówają huntsman ë dwóch picke-rów. Dali ridëje reszta jachtórzów, a prowadzy jich master. Na kuncu jedze kontrmaster, co mó bôczënk na pórządk caloscë. Taczi biég, co jesz móżemë óbzerac w Anielsce, je prówdzëwą jachtą na żëwégó lësa. Kol nas wëzdrzi to ju jinaczi. Dzys przewóżno jachtórze ë koniarze óbchódają swiato swojego patrona apart. Ti pierszi w swój ich jachtarsczich kolach, drëdżi w wiele wszeljaczich kó-niarniach ë ridownikówëch óst-rzódkach. Kol jachtórzów órga-nizëje sa uroczësté jachtë, z elementarna stórëch zwëków. Gróné sa na przëmiar sygnale na rogach. Na kunc wszëtczi sódają raza, pódówóny je bigos ë jinszé smaczczi. Ridownicë rëchtëją bie-dżi na órt prawie tëch tradicjo-wëch. Stądka czasto nen part Hubertusa je zwóny stroną biegu - hubertowsczégó, téż biega za lësa. Nie goni sa równak prówdzëwégó zwierza, blós człowieka na koniu, chtëren mó do lewégó remienia przëpiaté kita ód lësa. Czasa w nëch miónkach je jesz master ë kontrmaster. Pierszi pilëje, jak dlugó jedze sa za lësa bez gonitwę, tak dló przëjemnoscë, a w chtër-nym mómence możno zacząc jego lapac. Kontrmaster mó taką rola jak czedës. Nen, chto mdze nié tëli chutczi, le chitri, ë udó mii sa zlapac lësa, nen stówo sa do-biwcą biegu, a ódgriwó ta rola sóm na póstapny rok. Taczi biég, ju jak master do sztrik, waró wszeljak. Czasa krótko (2 minutę), czasa nawetka pod 20 minut, co je ju dosc dragą robotą dló 20 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2017 BRAWADË O KONIACH kônia ë ridownika. Przë leżnoscë Hubertusa mają téż plac na przëmiar miónczi na nôlepszi przezebleczënk, pökôzë wszel-jaczich kôniarsczich umiejatno-sców. Je téż pöspólnô biesada ë tak jak köl jachtôrzów - ni może zbraknąć bigosu. (Nen téż muszi bëc jak nôlepszi, podobno w jednym przedwójnowim pólku kawalerie kuchórz robił gö óprzez 7 dniów. Köżdégö dnia przegrzewając jesz rôz i dodôwając nowi składnik). Czasa zaczątka calëch tëch rozegracëjów je jesz mszô swiato. Szkoda, że ju dzys rzôdkô. HUBERT CZE EUSTACHI Öbadwaji swiati to patronowie jachtôrzów ë ridowników. Z óbu-dwuma lączi sa legeńda ö widze-nim jelenia z krziża midzë roga-ma. Sw. Eustachi, zwóny Rzims-czim, bél wôjskôwim generała kol césarza Hadriana ë miôl na miono Placyd. Żil na grancë I a II stalata. Öbczas jachtë, chterna zrobił so we Wiôldżi Piątk, jeleń, za chtër- nym nëkôl, przerzek jemu lëdz-czim glosa, żebë sa nawrócyl ë ôchrzcyl. Tak téż zrobił z całą familią ë wząn so nowé miono -prawie Eustachi. Zdżinąn umączony bödôj kol 118 roku. Brzëmi znajomo? Doch prawie j istnô legeńda znômë związôną ze sw. Huberta. Ôn bél szlachcëca rodzonym kol 655 roku w Brabancje. Öb czas jachtë jeleń z krziża rzek mu, żebë zmienił swöje żëcé. Tak téż sa sta. Kult sw. Eustachego bél nómóc-niészi midzë VIII a XI stalata. Późni coróz barżi bëla roz-kôscérzônô pöstacëjô sw. Huberta. W Polsce jego kult zaczinô sa ód czasów sasczich. Dzys pamiac ó sw. Eustachim pómalinku wró-có. Zdórzo sa, że swiato jachtó-rzów tam-sam mó ju w swóji nazwie „Eustachi-Hubertus". Pierszi patron jachtôrzów ë ridowników je przëbôczôny chócle na Huber-tusu spalsczim. Latoś öbchódë tego świata mómë za sobą. Muszi wiedzec, że nie są one ôrganizowôné wszadze na dzćń 3 lëstopadnika. Pierszé rozegracëje zaczinają sa nawetka ju pod kunc séwnika. To midzë jinyma dlote, że na Hubertusach nawiedzają sa czasto wszeljaczi drëszë ë znajomkowie. Jedny rëchtëją gó flotni, żebë późni bëc kôl drëdżich. Czasa taczi Huber-tus może bëc téż medialną roze-gracëją, co téż mó cësk na data. Dló jachtórzów to swiato óznôczô téż zaczątk sezonu. Dló ridowników? Wszeljak gódają. Są dwie szkole: pierszó gódó, że to kunc sezonu, bó kunczi sa dobré wio-dro; drëgô, że to zaczątk, bo prawie zemniészé wiodro jo dló rido-waniégó lepszé, a w lëfce ni ma ju gzów. Pó prówdze ridowac może cali rok. Sprówdzta to, chócbë ób-czas przindnorocznégó kóniar-sczégó Hubertusa, na chtërnégó czasto może przińc kóżdi. MATEUSZ BULLMANN Tekst z niechtërnyma znankama bëlacczégö dialektu kaszëbiznë Wiornąc jakno lës czasa nie je letkö , GÖDNIK2Ö17 / POMERANIA / 21 arafrazując słowa znane z jednego z polskich filmów, można powiedzieć, że na Kociewiu jest coraz więcej... Kociewia. Przede wszystkim staje się ono coraz bardziej obecne w świadomości mieszkańców tego regionu, ale także w wielu wydarzeniach, które nawiązują do jego dziejów, tradycji i kultury. Wielka w tym zasługa organizacji pozarządowych, w tym także oddziałów kociewskich Zrzeszenia Kaszubsko-Pomor-skiego, placówek kulturalnych, a także samorządów (niektórych!). Wiele by o tym pisać, ale to temat na oddzielny artykuł. Jednak największe zasługi w budzeniu kociewskiej tożsamości mają placówki oświatowe: szkoły, przedszkola, ośrodki pracy pozaszkolnej. W wielu z nich istnieją zespoły folklorystyczne. Szczególnie ostatnio sporo ich powstaje, na przykład w mieście i gminie Pelplin jest ich sześć - przy prawie każdej szkole. Największy i najstarszy z nich - Modraki, działający przy Zespole Kształcenia i Wychowania nr 1 - obchodził 20 października 2017 r. jubileusz 20-lecia istnienia. W wypełnionej po brzegi auli Biblioteki Diecezjalnej im. bpa Jana Bernarda Szlagi zebrali się miłośnicy kociewskich obrzędów, tańców i śpiewów, w tym także wielu byłych członków tego zespołu. Niektórzy z nich przyjechali specjalnie z zagranicy. Była okazja do wspomnień. Wszystko zaczęło się od Emilii Rulińskiej, kociewskiej regionalistki i poetki pochodzącej z... Mazowsza, która w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia jako młoda pielęgniarka przybyła do Gniewu i pozostała tam do dziś. Zakochała się w Kociewiu i tę miłość starała się przekazać swojej córce Alicji Watkowskiej, nauczycielce w pelplińskim ZKiW nr 1. Gdy w 1995 r. w Gniewie, z Wojciechem Górskim, zakładała zespół folklorystyczny Burczybas, powiedziała do swojej córki: „Załóż zespół kociewski także w Pelplinie!". Trochę dzięki matce, a trochę z powodów ambicjonalnych (Pelplin nie może być gorszy od Gniewu!) Alicja podjęła się tej inicjatywy. W dodatku spotkała się z życzliwością ówczesnego dyrektora szkoły Józefa Wasiuka i pomocą polonistki Izabeli Janeczek. Wsparcie miała także ze strony matki, która pisała teksty, korzystając ze Słownictwa kociewskiego na tle kultury ludowej ks. Bernarda Sychty. To także jego utwory, a ponadto zbiory pieśni kociewskich Władysława Kirsteina i gadek Antoniego Górskiego stanowiły podstawę scenariuszy kolejnych programów pelplińskiego zespołu. Jesienią 1997 r. Modraki zadebiutowały programem zatytułowanym „Cztery pory roku. Jesień - zima". Odwoływał się on do obyczajów i obrzędów wpisanych w rytm natury. W zespole było wtedy tylko kilkanaście osób. Później dołączyły kolejne dzieci. Polonistkę Izabelę Janeczek zastąpiła nauczycielka muzyki Aleksandra Szynalewska. I to ona oraz Alicja Watkowska - spiritus movens wielu folklorystycznych przedsięwzięć - do dziś pracują z Modrakami. Piszą, komponują, aranżują. Przygotowują kolejne programy, organizują występy, 22 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 ROCZNICE próbują nowe układy choreograficzne. Życzliwa jest im obecna dyrektor ZKiW nr 1 Lucyna Bielińska. Wie, że Modraki to jeden z emblematów jej szkoły. A i władze miejskie (wcześniejsze i obecne) starają się wspierać nie tylko dobrym słowem, ale i niezbędnymi finansami. Nie jest zapewne łatwo przekonać młodych do żmudnej pracy, bo tylko taka przynosi piękne owoce. A jest ich sporo. Modraki mają za sobą wiele sukcesów odniesionych na konkursach i festiwalach, m.in. na Przeglądzie Kociewskich Zespołów Folklorystycznych w Piasecznie czy Festiwalu Kultury Kociewskiej w Pelplinie. Są ozdobą wielu lokalnych uroczystości, w tym Światowego Dnia Kociewia (10 lutego), obchodzonego w Pelplinie szczególnie hucznie. Zespół był w wielu miejscach Europy. Wszędzie witany entuzjastycznie oraz oglądany i słuchany z wielkim zainteresowaniem. Ma na swoim koncie kilka spektakularnych występów: w siedzibie Parlamentu Europejskiego w Brukseli, na Polu Marsowym w Paryżu czy w polskich szkołach w Lwowie, Złoczowie i Krzemieńcu. Modraki były ponadto w Niemczech, Irlandii, Szwecji, na Litwie. Szczególnymi emocjami nacechowane były spotkania z Polonią. Wiele wyjazdów zagranicznych wynikało ze współpracy z prężnie onegdaj działającym w Pelplinie kołem Polskiego Związku Esperantystów. Na międzynarodowe kongresy przygotowywano programy w języku esperanto (np. na Światowy Zjazd Esperantystów w Wilnie w 2005 r.). A i krajowe występy przynosiły wiele emocji, choćby ten w Ogrodzie Saskim, kiedy to wielu warszawiaków po raz pierwszy usłyszało o krainie, która graniczy z powszechnie znanymi Kaszubami. Spełniają Modraki bez wątpienia rolę ambasadora Kociewia. Kiedy po raz pierwszy młode pelplinianki i młodzi pelplinianie spotkali się ze swoimi rówieśnikami z Kaszub, także śpiewającymi, tańczącymi i gadającymi mową ojców? Ten dzień wszyscy pamiętają! 6 czerwca 1999 r. pielgrzymował do Pelplina Ojciec Święty Jan Paweł II. Modraki znalazły się wtedy wśród wielu zespołów folklorystycznych, także z Kaszub, dając popis swoich możliwości w czasie oczekiwania na mszę św. sprawowaną przez naszego papieża. To od tamtego czasu Pelplin i Kociewie zaczęły być coraz bardziej rozpoznawalne. Mają więc i taki znaczący, chciałoby się powiedzieć: historyczny, epizod w swojej działalności. Tych spotkań z zespołami kaszubskimi było jeszcze kilka. Między innymi w 2009 r., kiedy pelpliński oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego fetował swój * srebrny jubileusz działalności. Organizatorzy zaprosili do części artystycznej obchodów obok Modraków zespół Słunôszka z Kartuz, notabene współprowadzony wtedy przez Henryka Klimka - rodowitego Kociewiaka i byłego dyrektora Szkoły Podstawowej nr 1 w Pelplinie, który po przejściu na emeryturę przeprowadził się z żoną... na Kaszuby. Znaczącą cezurą był jubileusz 15-lecia. Przygotowano wtedy, w 2012 r., niezwykłą inscenizację „Wesela ko-ciewskiego" ks. Bernarda Sychty. Sala gimnastyczna zaadaptowana została na dom weselny. Przy stołach zasiadło do weselnego obiadu ok. 300 osób. Goście stali się weselnikami, a nie tylko widzami. Były także prezenty. To wtedy zespół - dzięki unijnym dotacjom -otrzymał spore dofinansowanie, dzięki któremu można było kupić nowe stroje i buty. Kilka lat temu zaproszono na Kaszuby dwadzieścioro dzieci z dwóch zespołów działających przy pelplińskich szkołach (Modraki i Gzuby z pelplińskiej Dwójki). I to był początek współpracy, zainspirowany przez Katarzynę Cichosz z Kościerzyny, autorkę tego integracyjnego, kaszubsko-kociewskiego projektu, zatytułowanego „Na pograniczu Kaszub i Kociewia". W 2016 r. Alicja Watkowska przy pomocy Marzeny Modrzejewskiej z Fundacji Jedynka Dzieciom napisała projekt „Kociewiacy dla Kaszubów". Fundusze pozyskane z tego projektu przeznaczone zostały na twórcze spotkanie Modraków i członków zespołu Młoda Kościerzyna. Łącznie ok. 90 osób uczestniczyło w warsztatach w Szteklinie, w czasie których prezentowano kulturę Kociewia. Młodzi Kaszubi uczyli się, jak należy tańczyć słynnego korkarza, jak się śpiewa kociewski hymn, jakie są wzory kociewskich haftów i co jada się na Kociewiu. Odkryli zapewne, że wiele te regiony łączy. To była wspaniała przygoda, nie tylko dla młodych l GÔDNIK 2017 / POMERANIA / 23 ROCZNICE ZKSPOt PIESN, , T Miada J^>Acie^ztu uczestników, ale i dla organizatorek, które postanowiły razem poprowadzić kolejny projekt, zatytułowany „20 lat minęło...". W czasie warsztatów (odbyły się tym razem w Gołubiu) poprzedzających jubileuszowe uroczystości przygotowano wspaniałe widowisko z mądrym przesłaniem zapisanym w tytule, o czym poniżej. Scenariusz przygotowała Emilia Rulińska z córką Alicją Watkowską. Kwestie dla aktorów z Młodej Kościerzyny tłumaczyła na kaszubski Alicja Prądzyńska, opiekunka tego zespołu. Widowisko (a może spektakl) ukazuje historię miłości Kociewianki i Kaszuby. Trochę tu odwołań do historii Romea i Julii. Młodzi się kochają, ale matka panny młodej nie chce wydać córki za człowieka nie stąd. Zakończenie nie jest jednak tragiczne jak u Szekspira. Młodzi przekonują rodziców, aby porzucili stereotypy i pobierają się ku radości wszystkich. To rzecz o wszechmocy miłości i znaczeniu tolerancji. Mądre przesłanie wpisane zostało w tytuł „Jam Kociewiak, ty Kaszëba -my dzieci jednygo nieba". A ileż autentycznej radości, ileż entuzjazmu pojawiło się na twarzach ponad stu wykonawców. W jubileuszowym przedstawieniu wzięła też udział najmłodsza grupa artystów z pelplińskich przedszkoli. To była wspaniała lekcja współpracy Kaszubów i Kociewiaków. Ludzi młodych, bez uprzedzeń, kompleksów, fobii, wzajemnych animozji. Opowiadała mi Alicja Watkowska, ile serdecznych znajomości czy przyjaźni zawiązało się w czasie realizacji tych projektów. Obecna na jubileuszowej uroczystości prof. Maria Pająkowska-Kensik mówiła - i słusznie - o historycznym wydarzeniu. Wie, co mówi, wszak na regionalizmie zna się jak mało kto. Brawa za pomysł i realizację dla Alicji Watkowskiej, Aleksandry Szynalewskiej, akordeonistów Antoniego Jabłońskiego i Jakuba Szyna-lewskiego. Podziękowania należą się również opiekunom Młodej Kościerzyny z Alicją Prądzyńską na czele. Brawo wykonawcy! Brawo Modraki! Brawo Młoda Kościerzyna! Znamienna była obecność dwóch burmistrzów: Patryka Demskiego (Pelplin) i Michała Majewskiego (Kościerzyna). Obaj autentyczni w tym, co robią dla regionalizmu. Autentyczni jak najmłodsi obywatele miast, których są włodarzami. Burmistrz Patryk Dem-ski mówił mi, że Pelplin wydaje corocznie na zespoły folklorystyczne 100 tysięcy złotych. W budżecie małego i niebogatego miasta to kwota niebagatelna. Myślę, że z Tamtego Brzegu z radością spoglądali na to widowisko dwaj pelplińscy kapłani. Ks. Janusz Stanisław Pasierb, który pisał o „galilejskiej urodzie Kocie-wia i Kaszub" oraz ks. Bernard Sychta - Kaszëba, który prawie całe swoje dorosłe życie spędził (bardzo twórczo!) na Kociewiu. Obaj szli tą samą drogą. Obaj widzieli wielki dar, jaki niesie mała ojczyzna, jej ukochanie. Pasierb pisał: „Małe ojczyzny uczą żyć w ojczyznach wielkich, w wielkiej ojczyźnie ludzi. Kto nie broni i nie rozwija tego, co bliskie - trudno uwierzyć, żeby był zdolny do wielkich uczuć w stosunku do tego, co wielkie i największe w życiu i na świecie". Sychta pisał tak: „Umiłowanie ziemi rodzinnej nie powinno prowadzić do mylnego patriotyzmu zaściankowego, do nienawiści innych ziem i ludów polskich, lecz przeciwnie -powinno nas jak najbardziej łączyć. Pokochajmy, co nam najbliższe, ale kochajmy i całość: od rodzinnej skiby do całej Polski". Obie te wypowiedzi zapewne mogą stanowić myśl przewodnią niezwykłego jubileuszu Modraków. Co zaśpiewały dzieci w finale? Nie była to ani piosenka kaszubska, ani kociewska, tylko... pieśń z Lubelszczyzny „W moim ogródecku". Pytałem, nieco zdziwiony, dlaczego akurat ta pieśń. Okazuje się, że wyboru dokonały dzieci, ponieważ właśnie ona bardzo się im spodobała. To też jest symptomatyczne i niezwykle krzepiące. Ci młodzi ludzie jakby czytali Pasierba: „Odrębność, jedy-ność, niepowtarzalność. Niepowtarzalność na pewno, ale widząca wszystkie analogie, podobieństwa i pokrewieństwa. Odrębność nie zamykająca się w ksenofobii, w kompleksach wyższości czy niższości, co na jedno wychodzi, w szowinizmie. Małe ojczyzny wzbogacają ojczyznę wielką i wzbogacają też olbrzymią symfonię świata. Bylibyśmy w nim zagubieni, gdyby nie ten klucz, który zabieramy z domu". BOGDAN WIŚNIEWSKI 24 POMERANIA / GRUDZIEŃ 2017 WSPOMNIENIE ODSZEDŁ POETA LASU... 6 listopada zmarł leśnik-poeta z Lipusza Leszek Krawiec, całe życie związany z gdańskimi lasami. Swoją miłość do przyrody wyrażał w wierszach. W ciągu całego życia napisał ich kilka tysięcy. Należał do bytowskiego klubu literackiego „Wers". Odszedł wrażliwy i skromny człowiek. Czy jest taki płot, co mi drogę zagrodzi? Czy jest kurtyna, która las zasłoni? Gdy z żurawiami pragnę brodzić Ipiękno lasu malować na dłoni? Chcę jak święty Gwalbert, las pieczą otoczyć Widzę jego czar niebywały Pieszczę go moje stare oczy Jemu oddany jestem cały. Leszek Krawiec, Wszystko lasom 9 listopada, Sulęczyno Stoję, Leszku, w niewielkim kościółku pełnym ludzi. To Twoja Rodzina, Twoi przyjaciele, wszyscy koledzy z nadleśnictwa Lipusz, w którym przez 40 lat pracowałeś. Przyszli, by odprowadzić Cię w ostatnią drogę. Są też delegacje z innych nadleśnictw oraz z gdańskiej RDLP. Przy Twojej, Leszku, trumnie wartę trzymają przyodziani w galowe mundury leśnicy. Sztandary, kwiaty. Sygnaliści grają na rogach. Staram się patrzeć Twoimi oczami. Zastanawiam się, jakich słów, jakich porównań użyłbyś, by opisać nastrój tej uroczystości. Grę sygnalistów, zapach kwiatów zmieszany z zapachem kadzidła, zieleń leśnych mundurów, złociście połyskujący ołtarz, łagodny głos księdza, muzykę organów, śpiew i łzy spływające po twarzach? Umiałeś jak nikt dobierać słowa, które same Ci się układały w rymy. Widziałeś więcej niż inni. Czułeś więcej. I potrafiłeś doskonale wyrazić uczucia. Mówiłeś: „Las do mnie rymami gada, więc nie mam wyjścia, muszę rymy klecić". Twoja wrażliwa dusza zachwycała się każdym, najdrobniejszym przejawem przyrody. Każdy listek, kropla rosy, płatki śniegu, krzyk żurawi, galop koników polnych, promienie wschodzącego słońca, światło księżyca, przelatujący zimorodek, pierwszy szron, szum Słupi, przy której mieszkałeś, wszystko od razu zamieniałeś w wiersze. Piękne, wesołe, wzruszające, proste, trafiające do każdego. Pogodne, radosne, które każdego ranka wysyłałeś przyjaciołom, na telefon. Jakże cieszyła Cię ta możliwość. Jakże nas cieszyło, że dzień zaczynaliśmy od przeczytania czegoś tak pełnego optymizmu, jak Twoje wiersze. Przez skromność nie chciałeś ich wydać, chociaż wszyscy Cię do tego namawiali. W końcu naj- bliżsi zrobili to za Ciebie. Własnym nakładem wydrukowali kilkanaście tomików. Cieszyłeś się nimi bardzo. Byłeś dumny, gdy pomorscy poeci zrzeszeni w bytow-skim klubie literackim „Wers" przyjęli Cię do swego grona. Opowiadałeś, ile radości dają Ci spotkania z jak to mówiłeś, „prawdziwą poezją". Wzruszyłeś się, gdy zobaczyłeś artykuł o sobie w Kronice Leśników Gdańskich. Cieszyłeś się z udziału w Ogólnopolskim Przeglądzie Twórczości Artystycznej Leśników i w Konkursie Jednego Wiersza. Wspominam Twoje poczucie humoru, radość życia, nieustanne żarty. Żartowałeś nawet ze swojej choroby. Wierzyłeś, że ją pokonasz. Mówiłeś przed kolejną operacją: „Jeszcze przed emeryturą przejdę generalny remont, a potem będę już tylko cieszył się życiem! Wtedy dopiero zaszaleję!". Ale choroba nie poznała się na Twoich żartach i Cię zabrała. Spocząłeś na sulęczyńskim cmentarzu. W pięknym miejscu, otoczonym drzewami, z widokiem na jezioro i to, co najbardziej kochałeś - na las. Wielu ludzi zamiast wiązanek kwiatów złożyło na Twym grobie proste gałązki świerkowe, przewiązane tylko delikatną, czarną wstążką. Przez 43 lata pracowałeś w lasach, z tego 33 w szkółce leśnej. Mówiłeś ze śmiechem, że masz bardzo liczną rodzinę. Wszystkie drzewa przez siebie wyhodowane od nasionka nazywałeś czule: „Moje dzieci". Wierzę, że tam gdzie teraz jesteś, otacza Cię to, co najbardziej kochałeś - piękna, czysta przyroda. Żegnaj Leszku. MAYAGIELNIAK Jestem chłop z lasu, lennik przyrody Jej piękno jest moją strawą Widzę świat baśni, ja ciągle młody Oddycham kwiatem i leśną trawą Jodełkę moją tu głaszczę Wiersze z motylami buduję Ptaszkom za koncert sercem klaszczę Moja miłość obok drzew wędruje Tu dusza moja słońca świeci promykiem Tu oczy gwiazdy w sobie tulą Jestem tylko skromnym leśnikiem A kora sosny -jest moja koszulą Leszek Krawiec, Chłop z lasu GÔDNIK2017 / POMERANIA / 25 JÔ NIE PÔTRAFIŁ NIGDË ÖDMÓWIC Francëszka Köwalewsczégö z Prokó-wa (8.12.1930 - 7.06.2013) pôznôł jem za sprawą jegö starszego bracynë Augiistina z Kartuz (1925-2014)1. Östatné lata żëcégö Francyszk mieszkôł w Łapalëcach. Pöchôwóny je równak kôle swóji białczi Terézë z Trepczików w Prokówie. Francyszk miôł stolemné zasłëdżi kôle budowë köscoła w Proköwie a plebanii, chtër-na pöstawilë wnet sami ze swój ich dëtków i w dzélu swôjima lëdzama, a i przë zakłôdanim smatórza nachó-dzył sa Francyszk bëlno. Jakuż bëło dlô niego to smutne, czej jakno pier-szô spóczała na, nim jegö ukóchónó białka, chtërna nôgle umarła w łżë-kwiace 1994 roku. Tëch żëcowëch klask Francyszk przeżił wiele, ód zamôrdowaniô jegö öjca przez Rusków pod kiińc II światowi wöjnë, Francyszk Köwalewsczi. Ödj. ze zbiérów EP przez straszlëwi pôżar w Prokówie w 1967 roku, czej z dëma szłë jegö biidë, jaż po smierc białczi i swoje chöroscë. Do te wszëtczégö wiôlgô biéda pö wojnie, prześladowanie przez kómunystów, a i rozmajité przi-kroscë köle budowë köscoła w Pro-köwie, chtërny to sprawie baro béł ód-dóny przez lata. Z udbą ö artiklu w cyklu „Wöj nowi Kaszëbi" ôdwiedzył jem Francëszka Köwalewsczégö 23 séwnika 2010 roku. Jak sa wnetka ökôzało, bëło to ôstatné môje z nim zéndzenié. Nagrôł jem tej rozmowa do kamerë TV. Nen repörtôż żdaje na zmontowanie i wëe-mitowanié. Chôc wiera jesz nie je nen czas nadeszłi na to, żebë wszëtkö, ö czim gôdôł Francyszk, mögło bëc wëwidnioné. Francyszk to béł bëlny rzemiasnik, innowator, utwórca, wiôldżi propagator kaszëbiznë, ösoblëwie kaszëbsczé-gó kunsztu i wôrtnotów. Do te, jak jego bracyna Augustin, gorący miłot-nik Swiónowsczi Matinczi Kaszëbsczi Królewi. Kö wëchöwôł sa w ti prawie parafii, we wsë Strëszô Buda, chöc urodzył sa w Minkówicach kôle Krokowa, dze przed wöjną jegô ójc robił na majątku von Krokowa w Kroköwie. Do Strëszi Budë przecygnął z familią w 1935 roku. Póniżi je górze lózno spiatëch wspominków nagrónëch prawie na naszim óstatnym zeńdze-nim. Jak wëbuchła wöjna, Wë mielë le 9 lat. Jak Wë pamiatôce nen czas? Më mieszkelë tej w Strëszi Budzę. Tata robił w młënie na rzéce Łebie. W 1937 roku jó zaczął chódzëc do szkółë do Mirochówa. Jó le miół skuńczonć dwie klasë, jak wëbuchła wojna. A w wojnie béł tam le jeden szkolny. Ön ucził w Mirochówie i w Swióno-wie. Gburzë gó muszelë halewac i za-ważac. To bëło w ramach szarwarku. Nen szkolny łazył pó ldasach z czija. Ön nie rozmiół pó polsku, a më jego słabo rozmielë pó niemiecku. Tej co ón nas mógł nauczëc? W wojnie jó béł knópa. Starszi brat August iikriwół sa w bąkrach, w lasach mirochówsczich. Jó wiedzół, dze one bëłë, bó jó wiele razy donószół jima jedzenie i rozmajité rzeczë. Pod kuńc wójnë wzalë mójégó tatka na wojna i przëmuszelë óbléc niemiecczi mundur. Ön zdżinął blisko Berlina. Zabilë gó Ruscë raza z 25 tësącama jinëch żółniérzów wzatëch do niewole. Ön spöcziwô na wiôldżim wój-skówim smatórzu w Halbe. Tata béł téż rzemiasnika, kôłodzeja. Ön wszëtkó potrafił zméstrowac. Mëma mója téż bëła baro mądrô. Stąd wiera jó téż wiedno wëmiszlóm rozmaji-toscë. W latach 70. i 80. wasz stolarsczi zakład béł baro znóny, ösoblëwie z produkcji kaszëbsczich méb-lów, chtërne szłë na ekspört. Jak do te przeszło? Jo, jó miół wióldżi warsztat, stolarnia w Prokówie. Jó robił te kaszëbsczé 1 Wiacy ö tym bëlnym Kaszëbie möże sa dowiedzec np. z möjégö wëwiadu z nim, chtëren möże przeczëtac hewö: http://www. gazetakaszubska.pl/12735/wojnowi-kaszebi-los-augustyna-kowalewskiego abô z programu „Wöjnowi Kaszëbi" Twöji Telewizji Mórsczi: http://www.telewizjattm.p1/nasze-programy/l 14/42594-wjonowi-kaszebi-august-kowalewski.html?play=on. Wôrt téż zazdrzec do wspominku Józefa Börzëszkówsczégö Augustyn (1925-2014) i Franciszek (1930-2013) - bracia Kowalewscy - rzemieślnicy (stolarze), artyści ludowi, społecznicy kaszubscy z krwi i kości oraz ducha, czciciele Matki Boskiej Sianowskiej Królowej Kaszub wëdrëköwónégô w „Acta Cassubiana" R. XVI z 2014 roku. 26 / POMERANIA/GRUDZIEŃ2017 WÖJNOWI KASZËBI —H méble. }ô móm czile patentów. Öni wëdrëkôwelë róz articzel w Miemcach ö tëch meblach. Tej to wzało taczi obrót, że jó muszół rozbudować stolarnia. Do te jô brëköwôł corôz wiacy lë-dzy do robötë i wiele öpału. }ô wë-mëslił tej specjalny piec samôzała-dowczi na żôgówinë. }ô gó téż ópaten-towôł. Ö tim bëlo nawetka w telewizji. Gazétë téż sa ö tim rozpisywalë jedna pó drëdżi. To bëła znónô rzecz w całi Polsce. Późni nen projekt pieca kupił zakład w Rëmi. Pó zmianach ustrójo-wëch w Polsce nen zakład upódł i tak sa ta historio skuńczeła. W tëch tam latach taczé gospodarcze zwënédżi nie bëłë lëdóné przez władza. Öni wami wiele przeszkô-dzelë? Jo, kö jó béł priwatnym rzemiasnika. Öni sa nie wiedzelë radë, jak mie wekuńczec, tej oni tima domiarama pódatkówima mie wëmacziwelë, jak jinëch priwatnëch. Na ostatku jó w tëch nerwach nie wiedzôł so radë, tej jó wskócził do I sekretérë Ambrożego Bóchólza z Kartuz. Jó zaczął diablëc na komunizm, że ón je górszi ód Hitlera. Ön gódół, żebë jó béł cëchó, a tej ón tam dzes zazwónił i jich wëszkalowôł. I to pomogło. Delë mie póku. Partia nama sa baro lëchó kója-rzi, ale utczëwie muszi téż rzec, że wszëtcë sekretérowie nie bëlë czësto lëchi. Midzë nima tej-sej téż sa człowiek nalózł. W swöjim czasu baro znónô bëła téż sprawa z kaszëbsczim muzeum, jaczé Wë założëlë. Szkoda, że gö dzys ju ni ma. Co sa z tim wszëtczim stało? Moje muzeum powstało nópierwi w Prokówie. Pierszim ekspónata béł granitowi kamień, chtëren jó nalózł na naszim polu. Nen kamień gódół ze mną. Ön miół óczë i nos. Z niego mógł czëtac historia, le trzeba bëło rozmióc czëtac, co ón gódó. Teró ón je u Czópiewsczégó w Szimbarchu (w Centrum Edukacji i Promocji Regionu -dop. red.). Jó do swojego muzeum ze-brół wiele rzeczi. Wszëtkö z ökölégô. To bëłë rozmajité stóré klamótë, zachë, ksążczi, w tim pierszé wëdanié „Czôr-lińsczegó" Hieronima Derdowsczégó. Nôwiacy bëło stolarsczich nórzadłów. Do mie przëchôdało to óbzerac baro wiele lëdzy, w tim szkółowé dzecë, sztudérzë i rozmajiti jinszi. Rôz przëja-cha redaktorka Izabella Trojanowsko. Öna ob lato mieszka blisko Prokówa, na Dzéwczi Górze. Tej më zrobilë ótemkniacé tego muzeum. To bëło wiera w 1982 roku. Pótemu u mie bëłë óazë. To bëła młodzëzna, co ób lato tu bëła i mia swoje kóscelné rekolekcje. Öni mieszkelë w mójich checzach. Stąd zaczałë sa góscënë biskupów. Pierszi bódój béł u mie biskup Edmund Piszcz, chtëren to muzeum óbzérôł. Późni jó to muzeum przeniósł do młëna w Strëszi Budzę. Nie-steti, pótemu jó zachórzół i to wszëtkö upadło, a ekspónatë w dzélu trafiłë do Szimbarchu, a w dzélu są złożone w jednym mójim budinószku. Ö tim wszëtczim bë mógł opisać wiólgą ksążka. A za te öazë władza gwësno was téż nie lëdała? To je prówda. Ale jó nie potrafił nigdë odmówić. Przeszłe róz do mie ks. Ma-rión Miotk i ójc Janusz Jadrëszk i prosëlë, żebë przëjąc tëch młodëch lëdzy pod dak. Tak öni u mie biwelë przez wiele lat. Jó miół wtenczas wiele robotników. To szło pomóc. A pótemu u mie biwelë biskupi, jak wspómnióny Piszcz, ale późni téż Szlaga, Przëkuc-czi, Slewińsczi. To mierzëło tëch czerwónëch. A jak przeszło do budowę pro-köwsczégö köscoła? To bëło téż w dzélu przez te óazë. Öni ódprówielë Drodżi Krziżewé. Öni szlë z krziża. Na mójim polu stoji do dzys ten krziż pó nich. Wnenczas béł w Pelplinie biskup Przëkucczi. Ön do mie przësłôł lëst, żebë jó dół mieszkanie dló ksadza. To béł warënk, żebë mogła powstać parafio. Jó sa zgódzył. Në i biskup przësłôł tu ksadza. To béł ks. Mieczisłów Kucyńsczi (pól. Kuciński). Më budowelë plebania. Ta bëła w wióldżim dzélu postawiono przez moja familia. A do budowę kóscoła włączëło sa baro wiele parafianów. To béł wióldżi zriw lëdzy. Jó to móm ópi-sóné w swöjich hëftach. Ale bëłë téż i lëché sprawë. Më dostelë baro drogo- cenny czelëch ód ksadza Bazylego Ölacczégô z Lëni. Jedną razą ón zdżi-nął. To bëło zaró wiedzec, dze ón je. Jó sa domógół, żebë ón przeszedł nazód. Ale to nie dało radë. To je przikró historio. I pó prówdze to nie je do góda-nió. To bëło tak, że róz ks. Bazyli béł u mie na góscënie i ón gódół: Franek, të tu môsz tëli zrobione dlô ti parafii -a ón gódół do mie wiedno pó kaszëb-sku - że jô bë chcôł téż cos dac ôd se. Ön miół primicje w 1932 roku i ón dostół ód wuje, co do Americzi wëjachôł, piakny czelëch. I tej ón gó przekózół do naszi parafii w Prokówie. W ti sprawie móm całą korespondencja. Ale pótemu jó zachórzół. Wszëtkó sa urwało, a czelëcha ni ma. Ale We nijak nie wëzdrzice na chorego dzysô! Nić, kó jó jem teró zdrów. Jó dostół ta choroba - Alzheimera. Mie doktór zalćcół, że móm wiele jachac na kole, ale jó tracył przitomnosc i tej jó ni mógł jezdzec nigdze, bö jó bë sa zabił. Tej jó sobie zbudowół wiólgą maszina, jaką jó napadzywóm, prawie jadące na kole w placu. Główny dzél ti maszinë to je rozwerk, co z tegó gospodarstwa póchódzy. Ön mó może nawetka kol 150 lat. To całe urządzenie je baro skómplikówónć. W tim wszëtczim je pora ton grôpöwinë (pól. żeliwo). W to wszëtkó je podłączono maszina do spiców robienió w drewnianëch kołach i jesz wiele stolarsczich nórzadłów. Öne dzys nikomu nie są potrzebne, le prawie do mójćgó zdro-wićgó. Jó so na tim jeżdżą i cwicza. Alzheimera choroba brëkuje bezpiek. Trzeba sa wëłączëc z wszëtczich problemów. Tu je dobri, swiéżi lëft. Móji sënowie tej jezdzëlë do robotów. Jó bćł całima dniama sóm. Jó zaczął tej gadać z kamieniama, żabama, smórsz-czama, żnijama, chtërnëch tu je baro wiele w lese. Në i tej dërch te cwicze-nia. I to mie pomogło. Jó móga teró jachac ju normalno na kole. Móm ösmëdzesąt lat i czëja sa dobrze, wiele lepi, jak chócbë dzesac lat temu. Z FRANCËSZKA KÔWALEWSCZIM GÔDÔŁ EUGENIUSZ PRËCZKÔWSCZI 1 GÖDNIK2017 / POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ Każdy z nas raczej ogląda telewizję. Wiele osób interesuje się tylko rozrywką czy sportem. Nie brak ludzi, którzy gazet w ogóle nie czytają, a wiadomości jakiekolwiek o świecie czy kraju czerpią z telewizji. Moje uwagi dotyczą audycji informacyjnych, które w szerszej mierze oferuje tylko telewizja zwana państwową oraz TVN i Polsat. Chodzi mi wyłącznie o problem, pozornie marginalny, w jakiej mierze takie informacje docierają prawidłowo do widza vel słuchacza. Moje uwagi nie dotyczą treści merytorycznych, tendencyjnie nieraz serwowanych, a jedynie problemów nazwijmy to fachowych, warsztatowych, kwestii formy, a nie treści przekazu. Treści, jak wiadomo, a zwłaszcza komentarze, znacznie się różnią. Tych kwestii nie poruszam, ponieważ interesuje mnie tylko problem, w jaki sposób dana telewizja utrudnia czy ułatwia percepcję informacji, które podaje. Czy te informacje podawane są w sposób zrozumiały przez znakomitą większość widowni telewizyjnej? Moja teza brzmi tak: gros audycji informacyjnych podaje się technicznie w taki sposób, że ogromny procent widzów (nie ze swej winy) nie jest w stanie uchwycić istotnej części przekazu, a nawet całkowicie błędnie rozumie istotę danej informacji. Telewizja w PRL-u, zwłaszcza za Edwarda Gierka, w wiadomościach wieczornych, które chcąc nie chcąc, wielu ludzi oglądało, zachowywała styl niemal pełny powagi, pośpiechu żadnego w podawaniu informacji nie było, a wszystko otaczała aura nieustającego i łatwo zrozumiałego optymistycznego punktu widzenia. Wcześniej czasami tylko ryk wściekłości Władysława Gomułki przeciw takim czy innym sojusznikom imperializmu amerykańskiego odmieniał codzienne sytuacje, niewolne od rytuałów. Nic się w zasadzie złego w kraju nie działo, nikt nie budził niezdrowych emocji, opowiadając o zbrodniach czy katastrofach. Zabójstwa były wprawdzie okresami dość liczne, ale mało kto o nich wiedział, nawet prasa lokalna rzadko o nich pisała. Są dziś ludzie, którzy sądzą, że fali przestępczości w PRL-u w ogóle nie było, obywatele mogli się czuć całkowicie bezpiecznie. Prawdą jest jedno, że katastrof z udziałem samochodów było bardzo niewiele, ale tylko dlatego, że samochodów było niewiele! Zgodnie natomiast ze starym ówczesnym powiedzeniem ludzie światli dzielili informacje dziennika telewizyjnego na trzy grupy: informacje prawdziwe (nekrologi i sport), prawdopodobne (prognozy pogody) i pozostałe, których wiarygodność była zawsze dyskusyjna. Czasami na przykład „dawano odpór" wrogim knowaniom w kraju czy za granicą, ale rzecz była w tym sensie pogmatwana, że z reguły nie dowiadywaliśmy się, co owa wroga siła twierdziła, widz wiedział więc, że ma potępiać, a nie wiedział raczej, kogo i za co! Jedynym może wyjątkiem w dostojnych manierach ówczesnej telewizji będzie pojawienie się w latach 80. formuły „Teleexpressu", kierowanej nade wszystko do ludzi młodych, którym rzeczywiście serwowano, rzekomo na wzór amerykański, informacje zwięzłe podawane w ten sposób, że pośpiech w informowaniu stwarzał wrażenie, iż spiker przekazuje wieści niezwykłe. Twierdzono, że młode pokolenie chce wiedzieć szybko i możliwie ilościowo niewiele, a i to powinno być okraszone jakąś piosenką. Główne błędy polityki informacyjnej z punktu widzenia tej formy, błędy formalnych koncepcji każdorazowego, w mikroskali, „widowiska informacyjnego" spróbuję ująć w kilku punktach. 1. Z reguły mamy pewien nadmiar informacji w danym dzienniku telewizyjnym, co powoduje, że wiele kwestii podaje się w pośpiechu, rzeczywistym czy udawanym, co nawet dla bystrego widza jest często pośpiechem nadmiernym. Nie uważam się za człowieka pozbawionego szerszej orientacji (ostatecznie oglądam kilka telewizji obcych), a przecież wielokrotnie z trudem nadążam za narracją spikera. Do tej kwestii jeszcze powrócę. Tu przypomnę zasadę, którą w starożytnym Rzymie głosił Pliniusz Młodszy. Jego sentencję, którą uważano przez wieki za 28 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH kwintesencję dobrej dydaktyki, można po polsku oddać w ten sposób: lepiej gruntownie trzymać się jednego (c2y nielicznych kwestii), niż wiele spraw traktować „po łebkach". 2. Podkreślam z naciskiem, że w każdym takim czy innym „dzienniku wieczornym" nie brak reporterskich relacji zgoła długich, ale o wydarzeniach w istocie lokalnych. Takie kwestie, niewątpliwie ważne dla miejscowej gazety, niekoniecznie powinny zajmować miejsce w programie informacyjnym, który winien się koncentrować na sprawach pewnej wagi społecznej i politycznej, także na sprawach światowych, zwłaszcza europejskich. Wiele zaś takich kwestii przekazuje się nazbyt zwięźle, używając nieraz terminów, które są jasne tylko dla specjalisty, nieraz wymagałyby pewnego wyjaśnienia. Dodam tu, że w społeczeństwie raczej mało zorientowanym w kwestiach prawnych informacja wyjaśniająca jest konieczna. Wiem jako prawnik, że wiedza prawnicza obywatela polskiego, przekrojowo rzecz biorąc, jest niezwykle uboga, żadną miarą nie dorównuje orientacji Francuza czy Niemca, nie mówiąc nawet o Szwajcarach, Holendrach czy Szwedach... 3. Najgorszy może problem polega na tym, że telewizja, co nieuniknione, jest nade wszystko telewizją obrazkową. Otóż jeżeli wraz z tekstem mówionym pokazuje się aktualne „obrazki", bezpośrednio związane z tą informacją, to oczywiście wszystko jest w porządku. Nazbyt jednak często - zwłaszcza jeżeli chodzi o informację najnowszą -obok skąpej informacji głosem pojawiają się obrazki, które dotyczą zupełnie innej sytuacji z przeszłości, nieraz zupełnie luźno związanej z danym tematem, którego bynajmniej nie wyjaśniają. Telewizyjni decydenci widocznie uważają, że widz bez jakichkolwiek obrazków nie może wytrzymać dłużej niż 20 sekund. Jesteśmy, tego nie mogę kwestionować, w dużej mierze cywilizacją obrazkową. Ale czy z tego stwierdzenia ma wynikać konieczność manipulowania obrazkami, które często wprowadzają w błąd? Na ekranie czasem pojawia się, na marginesie, nie dla wszystkich zrozumiały i trudno dostrzegalny, napis „archiwum". Napis dość tajemniczy dla wielu. Konia z rzędem, jeśli część widzów z miejsca rozumie, że nie są to informacje dotyczące bieżącej sytuacji. 4. „Ministerstwo Prawdy", za które prawdopodobnie uważa się każda stacja telewizyjna, dba także o to, by nam przekazać czyjeś ważne oświadczenie, fragmenty jakichś dokumentów czy tabele statystyczne. Tyle że regułą panującą jest jedna drobna usterka: uważam się za człowieka, który mógłby brać udział zwycięsko w konkursach szybkiego czytania, ale w większości przypadków całości takiej migawki nie jestem w stanie odczytać, nim zniknie. Są to tylko pozory, fikcja, dowód, że rzekomo słuchacza o czymś poinformowaliśmy. Postawmy na koniec kilka pytań retorycznych. Jeżeli -rzekomo - wszystkie telewizje, także komercyjne, głoszą oficjalnie, że informując, spełniają pewną funkcję obywatelską w państwie demokratycznym, to dlaczego tak źle wykonują swoje obowiązki? Najgorzej pod tym względem wypadają tzw. główne wydania wiadomości danego dnia, a takie wiadomości dla większości telewidzów są najważniejsze, wynika to z rozkładu dnia, ale i z przyzwyczajeń, nieraz wieloletnich. Czy decyduje tu o takim złym odbiorze audycji brak czasu? Podstawowym obowiązkiem telewizji społecznej powinno być dążenie, by programy informacyjne, ich treść, dotarły do widza. Tak jednak nie jest, (...) gros audycji informacyjnych podawanych jest technicznie w taki sposób, że ogromny procent widzów (nie ze swej winy) nie jest w stanie uchwycić istotnej części przekazu, a nawet całkowicie błędnie rozumie istotę danej informacji. o czym świadczą badania socjologów. Czy to lekceważenie możliwości percepcyjnych szerokiej widowni? Czy nieumiejętność podziału informacji na ważne i quasi--sensacyjne, w istocie dość drugorzędne? Czy panuje przekonanie, że wszyscy widzowie (a przynajmniej 90% telewidzów) są tak sprawni wzrokowo, słuchowo, tak błyskotliwie zorientowani w świecie i sprawach krajowych, że wszelkie informacje natychmiast i ze zrozumieniem „łapią"? Czy mamy do czynienia ze świadomym czy nieświadomym selekcjonowaniem widowni? Oczywiście, są sprawy skomplikowane, ekonomiczne czy prawne, kultury wysokiej, których dyskutowanie w gronie ekspertów (prawdziwych!) wymaga nieuniknienie od telewidza pewnego wykształcenia. Nie może jednak tak być w audycjach informacyjnych. Zbyt często przekaz jest równie krótki, „szałowy" i niejasny, a z upodobaniem traci się czas na informacje z gatunku „imieniny u cioci", kosztem informacji istotnych dla obywatela, który... jest źródłem demokratycznej władzy w państwie prawa! Nasza konstytucja przewidziała ciało nadzorcze mediów. Dlaczego ono w takich sprawach nie zabiera głosu? „Słupki oglądalności" niczego nam tu nie wyjaśnią. Wielki francuski uczony Henri Poincare (1854-1912) mawiał przed publikacją nowego odkrycia dosłownie tak: „Ja siebie rozumiem, chwilowo to wystarczy"... Mam wrażenie, że wielu redaktorów telewizyjnych sądzi, że jeżeli oni coś wiedzą, rozumieją, o co tu chodzi, to wystarczy. Czy reszta ich nie obchodzi? GÖDNIK2017 / POMERANIA / 29 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta WEDLE AKTÓW Z ARCHIWUM INSTITUTU NÔRODNY PAMIACË Połowa 60. lat uszłégó stalata to czas, czej ju pömalë kuńczeła sa krëjamnó wespółroböta Richerta z kómunysticzną bezpieką. Jak pisôł jem w slédnym artiklu, w 1965 r. pöliticznô policjo Lëdowi Pölsczi doszła do swiądë, że Richertowi, to je wiadłodôwôczowi ö tacewnym mionie „Wojciech Sudomski" nić za baro wôrt je wierzëc. Nie öznôczô to dejade, że Służba Bezpieku z Powiatowi Kóman-dë Öbëwatelsczi Milicje w Złotowie zarô öprzesta trzëmac z nim łączba. Z aktów wëchôdô, że dérowa öna jesz w 1966 r., równak nie wëzdrza ôna bëlno. Bezpieka gwësno bëła dbë, że winny temu béł prawie dôwny przędny redaktor „Zrzeszë Kaszëbsczi". Do séwnika tegö roku ödbëłë sa blós trzë zćńdzenia przedstôwców SB z jich krëjamnym wespółrobótnika, ôb czas chtërnëch udostelë öni téż trzë rapörtë. Na jinszé zetkania „Wojciech Sudomski" nie przëchôdôł nimô to, że béł na nie ugôdóny. Wedle Charakteristiczi krëjamnégô wespółrobôtnika ô ps[eu-donimie] „Wojciech Sudomski" zrëchto-wóny w Złotowie 19 séwnika 1966 r., przëczëną tegö mögło bëc włączenie gö przez Powiatowi Komitet Pölsczi Zjed-nóny Robôtniczi Partie w Złotowie do spôłecznëch prôc. Z nadczidniatégö przed sztóta dokumentu wëchôdô, że Richert, jistno jak mu ju przódë lat sa zdarzało, zôs zaczął wespółdzejac z „czerwönyma" oficjalno. Wëbróny ôstôł tej na Przédnika Towarzëstwa Pölskô-Sowiecczi Drëszbë (pôl. Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej). Zajimôł sa téż w tim czasu redagówa-nim referatów, raportów i jinëch zortów dokumentów dlô wëdzélu propagandę złotowsczégö Powiatowego Komitetu PZRP. Wnetka j istné rzecze robił nasz zrzeszińc téż dlô henëtnégö Wëdzélu Kulturę Prezydium Powiatowi Nôrod-ny Radzëznë i Związku Pólsczégó Harcerstwa. Miliłbë sa równak ten, co bë mëslôł, że włączenie sa przez Richerta w społeczne prôce dlô „lëdowëch" wëszëznów ceszëło fónkcjonariuszów krëjamnëch służbów. Czemu tak bëło? Przëczëna bëła takô, że lëdze ó lëchim ôdniesenim do kómunysticznëch rządów w Pólsce móglë przestać mu dowierzać, a przez to stracył on swoja wórtnota jakno zdrzódło wiadłów dló SB. Kó doch dzywno bë wëzdrzało, jakbë lëdze ó procëmkómunysticznëch pózdrzatkach mielë chac zdradzać swóje mëslë człowiekowi, co wespół-robi z przedstôwcama „czerwönëch" wëszëznów. Ökróm tegó pósobny rôz esbecë pódsztrëchnalë w swójim doku-mence, że jich krëjamny wespółrobôt-nik nie béł rzetelny w ödniesenim do lëdzy, ód jaczich cos pöżëcził, bô pózni tegó nie óddôwôł. We wspómniony wëżi charak-teristice „Wojciecha Sudomskiego" z 19 séwnika 1966 r. zamkłô je udba zastapcë powiatowego kómandanta ÖM do sprawów SB w Złotowie kapitana Jana Rutkówsczégö, żebë óprze-stac z nim wespółdzejac i usënąc gó z agenturowi sécë, a tikającé sa niegó akta óddac do archiwum. Ni miało to równak óznaczac, że bezpieka chcała ju dëcht czësto namknąc na jegó persona. Fónkcjonariuszowie wcyg pa-miatelë Richertową politiczną uszłota i jegó zgrówa do nawlékaniégö łączbë z lëdzama ó procëmkómunysticznëch pózdrzatkach. Temu téż bëlë dbë, że tej-sej musz badze krëjamno gó kontrolować, żebë wiedzec, co robi i mës-li, żebë ujawic jegó móżlëwé dzejanié sczerowóné procëm pôlitice wëszëz-nów Pólsczi Lëdowi Rzeczpöspöliti. Złotowsko SB wiedza téż, że w 1966 r. bohater naszego dokazu zachacywóny béł do wespółdzejanió z PAX-a, to je ze strzodowiszcza, z jaczim zdarzało mu sa wespółrobic ju w 40. i 50. latach uszłégô wieku. Sprawiło to, że chcą ona trzëmac z Richerta służbową łączba po to, bë zagwësnic sobie dote-gôwiwanié nowëch wiadłów, co tikałëbë sa Stowôrë PAX. Ökróm tegó dzaka ti łączbie kómunysticzné krëjamné służbę dërch mógłëbë miec jaczis cësk na jego nastawienie, a może nawetka na dzejnota. Pódsztrëchnąc dejade wórt w tim molu, że SB oficjalno kuń-czącë wespółdzejanié z „Wojciechem Sudomskim", nie chcała mu ó tim nick rzec, i wëzdrzi na to, że tak téż zrobiła. Sprawiło to, że esbecë udbelë so nawetka nie wząc ód Richerta óbówią-zadła o trzimanim w krëjamnoce faktu wespółrobótë z SB, bó dzaka temu wiedzôłbë ón, że służba ta ju „da mii póku". Chödzëło wiera w tim wszët-czim ó to, żebë downy wiadłodówócz nie czuł sa za pewno i żebë dërch miół swiąda, że „kómudny wastowie" mógą so o nim w kóżdim sztóce przëbôczëc. 30 / POMERANIA /GRUDZIEŃ2017 KASZËBIW PRL-U Oficjalnym dokumenta, jaczi kuńczi agenturowe wespółdzejanié Richerta z bezpieką, je Wniosk ö zaniechanie we-spółrobôtë z krëjamnym wespółroböt-nika napisóny w złotowsczi kómandze 29 czerwińca 1967 r. Akta, co tikałë sa „Wojciecha Sudomskiego", miałë bëc złożone w archiwum Wëdzélu „C" (zajimôł sa ôn óperacjową ewidencją i archiwizacją) Wójewódzczi Kóman-dë ÖM w Kôszalënie. Na tim téż kuń-czą sa wiadła ö Richertowim żëcym zamkłé w aktach dôwny SB. Z tegô, co jem wëżi napisôł, wëchôdô, że fónk-cjonariuszowie ti służbę tej-nisej jesz późni möglë interesować sa swójim dôwnym wiadłodôwôcza, ale z lat po 1967 r. ostało ju mało znaków tego zainteresowaniô. Nalezc je jidze cole-mało w rozmajitëch esbecczich kórto-tekach, w chtërnëch co jaczis czas do-pisywóny béł aktualny adres Richerta. Równak ni ma ju w nëch materiałach nick, co bë mogło dotegówac wiacy wiadłów na téma żëcégó a dzejaniô najégö bohatera. Pó usëniacym „Wojciecha Sudomskiego" z agenturowi séce kómuny-sticzny SB przeszło mii jesz żëc 22 lata. W tim czasu, juwerno jak przódë, czasto zmieniwôł swôje adresë i mole robótë. Z zôpisu w jedny z kôrtoteków wëchôdô, że na przëmiôr w 1968 r. mieszkôł ön w Wałczu. Wiera prawie tedë zajimôł sa twórzenim całi rédżi jizbów pamiacë na Pómórsczim Wale, ó czim pó wicy jak dwadzesce latach kôrbił Riszardowi Cemińsczemu. Przez jaczis czas robił midzë jinszima w szkole w Łaczëcach, gdze w sédmë-dzesątëch latach ópiekówôł sa Jizbą Nôrodny Pamiacë. Môle Richerto-wi robótë nalezc jidze téż w óbćńdze Zëławów. Trafił tam midzë jinszima do Kmiecëna kóle Nowégó Dworu Gduńsczegó, gdze w henëtnym stôrim köscele zrëchtowac miôł Muzeum Zëławów. Ökróm te robił jakno cze-rownik wëpóczinkówégó dodomu w Pilëcach i direktor Centra Kulturę we Wiôldżi Wsë. Pöd kuńc 70. lat prowadzył téż Karno Piesnie ë Tuńca „Morzanie". W lëstopadniku 1980 r. Bruno Richert wëbróny östôł na przédnika partu Kaszëbskó-Pómörsczégó Zrze-szeniô we Wiôldżi Wsë. Nie warało równak długö a zôs wëszło, że nie béł ön człowieka utcëwim. Nie béł w szta-dze przedstawić finansowego sprawöz-daniô i muszôł zerzec sa fónkcje przéd-nika jesz przed kuńca swój i kadencje. Wórt jesz nadczidnąc w tim molu, że bëło to nówëższé stanowiszcze, jaczé downy przędny redaktor „Zrzeszë" óbjimół w swójim żëcym w KPZ. Wi-dzymë tuwó, że chóc minało wiele lat, dejade bohater naszégó dokazu dërch miôł jiwer z utcëwótą w góspódarze-nim dëtkama. Kuńc 70. lat uszłégó wieku to czas, czej downy zrzeszińc zaczął miec jiwrë ze zdrowim. Pó jaczims czasu doszło do tego, że miisz bëło ódczidnąc mu obie nodżi a rëchac sa mógł blós na inwalidzczim wózyku. Równak przed ódcacym mu nogów jaczis czas (pó-czątk 80. lat uszłégö stalata) robił Richert w Bôłtecczim Lëdowim Uni-wersytece w Öpalenim na Kócewim, gdze béł wicedirektora i wëkładowcą. Pó skuńczenim robótë w ti institu-cji, ju jakno inwalida, mieszkół jaczis czas w Öpalenim, gdze robił nad bio-gramama lëdzy z Kaszëb i Pómórzó, jaczé miałë óstac wëzwëskóné w ksąż-ce Słownik biograficzny katolicyzmu społecznego w Polsce. Z jego lëstów słónëch z Öpaleniô do Józefa Lipsczé-gó möżemë sa wëdowiedzec, że tęsknił za Kaszëbama i chcół tam znowu zamieszkać i pó smiercë óstac tam ju na wiedno. W swój i korespondencji wspóminôł téż o swójim dównym grzesznym żëcym, chóroscë i cerpie-niach, z jaczima muszôł sa maczëc, i ó udbach na nowé dokazë ó spółecznëch dzejarzach kaszëbsczi i pómórsczi zemi (mëslół na przëmiar ó stwórze-nim wecmanim z Lipsczim biografie Bóżégó Słëdżi Kónstantina Dominika). W drëdżi połowie 80. lat z pomocą drëchów udało mu sa nalezc plac, w jaczim przeżił slédné lata swójégó farwnégó żëwóta. Ksądz Édmund Kósznik z Góraczëna, drëch Richerta jesz z przedwójnowëch czasów, nawlekł łączba z ksadza Antona Pepliń-sczim, chtëren béł tedë proboszcza w Mscëszejcach. Dzaka temu prawie w ti óstatny wsë Richert mógł zamieszkać w gburstwie familie Labudów. Tam téż nimó swojego inwalidztwa wcyg dzejół na kaszëbsczim gónie. Zrëchto-wół tam i prowadzył kaszëbsczi téater ó pozwie „Brawada", z jaczim jezdzył pó całëch Kaszëbach. Nawlekł tedë téż łączba ze swój ima dównyma drëcha-ma, niechtërnyma niewidzónyma ód lat latecznëch. Przędny redaktor pówójnowi „Zrze-szë Kaszëbsczi" ze swoją drëgą białką Henriką Niedzelską miół dwuch sënów. Bëlë to Zbigórz i Wójcech, ó jaczich nawetka nadczidł Cemińsczemu. Miół ón równak téż córka z pierszi żeńbe. Urodzą sa óna w 1950 r. w Szklarsczi Porąbie, to je w czasu, czej Richert pó czile miesącach we-spółrobótë z gdińsczim UB tacył sa przed bezpieką w półniowim dzélu Pólsczi. Pó czile latach Bruno rozszedł sa ze swoją pierszą białką, jakô raza z córką zamieszka późni w Warszawie. Sóm Richert wspóminó swoja córka w jednym z lëstów do Lipsczé-gó z 1984 r., gdze pisze o ni, że bëła ju tej 3 lata za murama wrocławsczé-gô Karmelu. Wëzdrzi dejade na to, że bohater naszego tekstu znowu nie napisół prôwdë. Jawernota wëzdrza tak, że Richertowó córka dërch mieszka w Warszawie, a ód półowë 70. lat uszłégó wieku robią w Biórze Techniczny Informacje italsczi firmë „Ente Nazionale Idrocarburi". Bëła tam se-kretérką i dolmaczérką, a z ji robotą GÖDNIK2017 / POMERANIA / 31 KASZËBIW PRL-U / ZACHË ZE STÔRI SZAFË sparłaczoné bëłë téż wëjazdë za grańca, ôsoblëwie do Italii. Co cekawé, w firmie ti robią jesz w 1984 r. Nie nalôzł jem za to niżódnëch znaków, cobë udokazniwałë, że pö prôwdze bëła tedë w klôsztorze. Białka ta przez dłu-dżi czas nie widza sa z ôjca. Z dokumentu z 1981 r. wëchôdô, że ju od 17 lat, to je od 1964 r., ni mia z nim ni-żódny łączbë. Chto wić, może Richert sromôł sa przëznac drëchôwi, że nie pötikô sa z córką i temu téż wëmëslił bójka o wrocławsczim Karmelu? Wórt wspómnąc równak, że w paszpórto-wim dokumence ze stëcznika 1989 r. córka Richerta napisa ó ojcu, że je emerita i że mieszko w Mscëszejcach (znała nawetka pocztowi kod ti wsë). Möże tej pod sóm kuńc żëwóta najégó zrzeszińca cos sa w ti sprawie poprawiło?... Farwné i iirozmajiconé, ale téż mocno pómachtóné żëcé Bruna Richerta skuńczeło sa 14 lëstopadnika 1989 r. Trzë dni późni óstół ón póchówóny na smatórzu w Mscëszejcach, chtërne stałë sa w nen sposób mola, gdze óstół ju na wiedno. Na zycher béł to człowiek, jaczć-gó nie dó sa opisać jednym zdanim. Drago gó téż jednoznaczno óbtak-sowac. Z jedny starnë miół talentë, chtërne w jaczims dzélu, chóc nić tak wiôldżim, jakbë mógł, starół sa wëzwëskiwac dló dobra Kaszëb i nić blós nich. Cekawiła gó historio, kaszë-bizna, uczba i kultura. Z drëdżi równak starnë felało mii utcëwótë. Na zycher na przćk jego karierze stanało tćż to, że dół sa wcygnąc w wespółrobóta z krëjamnyma służbama. Ökróm tego w jego psychice i charakterze bëło ful rzeczów, jaczé przékówałë sobie, przez co bćł człowieka ó wiele skarniach. Róz na przëmiar widzymë gó jalcno katolëka, co gódół snóżą kaszëbizną, jinszim raza jakno wespółrobótnika „czerwónëch", co dosc tëlé zaszkódzył rozmajitim swójim dejowim drëchóm, a ósoblëwie zrzeszińcóm. Nie rozmiół tćż nigdze nalezc so placu na dłëżi. Czasto zmieniwół môle robótë i za-mieszkanićgó, Mógło to wiera wëcha-dac z jaczichs próbów ódczidniacó sa ód uszłotë i zaczacó swojego żewóta „na nowó". W nowć stronę mógł jic tćż temu, że ucćkół... przed wierzëcéla-ma. W kóżdim razu je to człowiek i dzejórz, jaczćgó żëcć musz je rzetelno opisać. Na gwës zasłëgiwô na apartny biograficzny dokóz, do chtërnégó mó-łim przëczënka mogą bëc wiera moje hewó kuńczącć sa tekstë. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczego partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. S1XTY FOLK TALES exclusivbly slavonk SOURCBS. will, Biirf ! Interneta to je takô wiólgó światowo szafa, w jaczi ze swiądą, abó często bez przëtrôfk, może nalezc wiele czekawinków zrzeszonëch z kaszëbizną. Hewó w amerikańsczich sécowëch archiwach zatacył sa naju dochtór Florión Cenowa, a tak po prôwdze jedna z zapi-sónëch bez niego bojków przełożono na anielsczi. Na starnie 101 ksążczi z 1889 roku Sixty Folk-Tales from Exclusively Slavonic Sources nalézemë Kashubian story (kaszëbską pôwiôstka) pod titla Cudgel, bestir yourself!, to je bójka Czijku, rëszë sa. Dolmaczënk zrëchtowôł Albert Henry Wratislaw (1822-1892), körzëstający ze zbioru czesczćgó badérë Jaromira Erbena Sto pro-stonarodmch pohadek a povësti slovanskych v narećkh puvodnich, wë-dónégö w 1865 roku. Ksążka może nalezc pod adresama: https://archive.org/details/sixtyfolktale-sfOOwratgoog abó: http://www.gutenberg.org/files/48761/48761-h/48761-b.htm RD BbUO-r STOCK, 32 / POMERANIA GRUDZIEŃ 2017 Z GAGÓWCA, NÔKLË IWIGÖDË Nasz ród Dawidowsczich, tj. familio öd mëmczi stronë, pojawił sa w Göwidlënie (ti sami wsë, gdze urodzëła sa Danuta Stenka). Prastark rodu - Józef - jesz na początku XIX stalata kupił od jednego Abrahamówicza gospodarstwo na Gagówcu kol Gówidlińsczćgó Jęzora. Pochodzenie nazwë tëch pustków je baro stôré. Nôleżi do za-wółaniów dzecy na pólący sa ódżin - „gaga". Gagówc to tak pó prówdze półóstrów z górką nad jęzora i bëc może pôlëłë sa tamö ógniszcza jesz w pógańsczich czasach. Pochodzenie nôzwëska je proste -od miona Dawid, żëdowsczégó króla i psalmistę. Do tego miona w XVI i XVII lëdze dodôwelë -ski/ -sczi. Jako czekawóstka jô dopowiem, że stark Donalda Tuska téż tak jak mój zwôł sa Francëszk Dawidowsczi, leno że on nie pöchödzył z Gówi-dlëna, leno ze Gduńska. Czej wëbuchła I światowo wojna, do wojska - w uniformie cesarza Wilhelma II - Miemcë pówöłelë równo Józefa, jak i jego sztërzech sënów, w tim möjégó starka Fran-cëszka. Z tëch sënów jeden, Jan, zdżinął na początku wöjnë, a drëdżi, Józef, stracył raka, temu zwelë gö Rączką. Wedle prësczich wójno-wëch raportów trzecy, to je Fran-cëszk, béł dwa razë reniony, w tim róz baro cażkó, a pótemu óstół wzati w pojmanie przez Anielczików. Jô za knôpa nierôz miôł czëté jak stark wtikôł w kaszëbizna anielsczé słowa. Czwiórti syn prastarków, Robert, wrócył z wöjnë i robił na rodzynny gospodarce w Gagówcu. Na początku dwadzestëch lat Francëszk Dawidowsczi póznół Łucja z Drozdowsczich, córka Jana i Marianë z dodomu Jereczk, nasza starka. Jô przez wiele lat tego nie wiedzół, ale ters jô ódkrił, że starka Łucjô urodzëła sa 5 gódnika 1901 roku w Papierni kól Lëpusza, czësto krótko mój i rodny wsë. Tó ódkrëcé jó ódebrół tak, jakbë sa zamknało jaczés krëjamné köło. Jó wiele razy wanożił przez Papiernia, czej jó öb lato szedł łowić rëbë nad Lubiszew-sczim Jęzora. Proboszcz lëpusczi parafii ksądz prałat Jan Östrowsczi przësłôł mie swiôdectwó chrztu móji starczi Łucji. Tam je napisóné, że ji chrzestnyma bëlë Paulëna i Teofil Lepińsce z Lëpusza. Stark Francëszk wżenił sa w Nôkla, w gospodarstwo starczi, chtërno je pózwóné Gróbócza, ód grobów (grabów), drzewo w, chtërne tamo rosłë. Gwësno Drozdowscë ósedlëlë sa tam, czej öpuscëlë Papiernia. Moja mëma Mariana (Marianna) - Marén-ka - czasto mie pówiôdała, że stark poza rodzëną muszół miec stara ó dwuch bracynów starczi, pözwónëch Zdënköwi ödjimk möjich starszich Edmunda i Marianë Janków GÖDNIK 2017 / POMERANIA / 33 FAMILIOWÉ HISTORIE Starka Łucjô Dawidowskô 0 W -mm. mm-r W 1 mW\ w Stark Francëszk Dawidowsczi • ' '.-.V "; lëpë — W 'w' W — öfowa O O D 0 0 0 czopka Ł, Karno, jaczé céchuje gwiôzdora, mô përzna jinszé zadanie. Nôpierwi raza muszita wëbrac, co nacéchujeta jakno pierszé, np. czôpka. Czej u waji badze wëszmërgniaté np. szesc oczków, to céchujta ta czôpka, jakô je pôd tim numra öczków. Pö wëkönanim zadaniô köżdé karno pökazëje swöja robota i öpôwiôdô, jak je wëstrojonô danka i jak wëzdrzi gwiôzdór. Na przëmiar. Pierszé karno: Na naszi dance je piac kuglów i lińcuch... Mómë namalowóné kugla i świeczka... Drëdżé karno: Nasz gwiôzdór mô wąsë i broda... Gwiôzdór mô czôpka na głowie... Pö skuńczenim öpisywaniô szkólny (-ô) wiészô robôtë uczniów na klasowi gazetce. KUŃCOWI DZÉL 7. Uczniowie sedzą w kragu na wëscélôku. Kôżdi szkölôk dostôwô piac farwnëch gwiôzdków, na chtërnëch sóm pisze pöznóné na uczbie słowa. Na jedny gwiôzdce nót je zapisać blós jedno słowö. Szkólny (-ô) mönitorëje robota, a pö skuńczenim za-daniô rôczi uczniów do ödczëtiwaniô swôjich sło-wów. Na kuńc wszëtcë raza ze szkolnym (-ą) sklejają gwiôzdczi, tworząc lińcuch, i wieszają gö na klasowi dance. 8. Na kuńc uczbë wszëtcë raza śpiewają kolada, np. „W stajeneczce narodzone". Hana Makiirôł ęjramaliha frzëczamih Przëczasnik - to part mówë, jaczi w zdanim stoji przë czasniku i je jegö ókreslenim. Móże óznaczac mól, czas, ort, cél, przëczëna abó zastrzega aktiwnoscë. Przëczasnik nie ótmieniwó są i ödpöwiôdô na pętania: jak?, gdze?, czedë? Czwiczenié 1 Wpiszë do tôflë pôdóné przëczasniczi: dalek, wczasni, bëlno, wczora, niżi, widno, dówno, buten, storo Przëmiarë przëczasników Agnés chutkô sa óblékó. jak? Ön mieszko dalek. gdze? Witro jedzemë na wanoga. czedë? przëczasniczi jak? gdze? czedë? Czwiczenié 2 Pôdsztrëchnij przëczasniczi w pôdónym fragmence. Dzysô wszëtcë mają kömórköwé telefónë, czasa pó kaszëbsku pözéwóné szauertelefónama abö möbilkama. \ NAJÔ UCZBA, NUMER 10 (112), DODÔWK DO„PÔMERANII' GRAMATIKA Z taczégô mądrégô a baro potrzebnego aparatu môże so jeden do drëdżégö wiadła, to je sms-ë wëséłac. Nót je na klawiaturze „wëstukac" czile słów, wcësnąc knąpa „sélôj", a ju wiadło flot wadrëje do drëdżégö człowieka. Nic nowégö to tak pö prôwdze nie je, bö waju przodkowie téż sprzat do sélaniô sms-ów mielë. Nie béł ön zrobiony z żelôza a plastiku jak dzysôdniowé telefónë, leno béł drzewiany. Terô tak cos möże blós w muzeum öbaczëc, a zwie sa nen starodôwny sms: klëka abô közeł. (Rómk Drzéżdżón, Stôré a nowé, [w:] tegöż, Kómputrowé krôsnia. Pöwiôstczi i wiérztczi dló dzôtków, Gdiniô 2010, s. 9-11). Usôdzanié przëczasników öd znankôwników Wikszi dzél przëczasników pöchôdô öd znanköwników. Tegô ôrtu przëczasniczi są urôbióné przez dodanié zakuńczenia -o (-ô) abô rzadzy -e. Wôrt je wëmienic tu czile przekładów: cepłi - cepło; lëchi - lëchô; wiesołi - wiesoło; biôłi - biôło; dobri - dobrze; złi - zle W kaszëbsczim jazëku funkcjonëją téż przëczasniczi, jaczé ni mają kimcowégö -o (-ô); mögą bëc ône użiwóné zamieniwno z förmama ze zwaka -o (-ô) na kuńcu, np.: dalek / dalekô; głabôk / głabôkô; szerok / szerokô; wësok / wësokö Czwiczenié 5 Wëpiszë z pôdónëch przësłowiów przëczasniczi. Pöd-sztrëchnij te, joczé nie pôchôdają ôd znankôwników, a do pôôstałëch dopiszë pasowné znankôwniczi. Co môsz zrobić witro, zrób dzys. Lepi długö a bëlno. Dobrze je tam, gdze nas ni ma. Chto wësok sa wspinó, ten niskö spôdô. Chto chutkö gôdô, kąsy sa w jazëk. Czwiczenié 6 Ôd pôdónëch znankôwników utwórz przëczasniczi i dofuluj nima pôdóny tekst: möcny, snôżi, chatny, czasti, ösoblëwi. Kaszëbë to region ............................ ödwiedzywóny przez turistów. Je tuwö .............................. przede wszëtczim z pözdrzatku na pëszné krôjöbrazë: mörze, jezora, grzëpë, lasë. W regionie tim mieszkô lëdztwô ....................... zrzeszone ze swöją möwą. Kaszëbi mają ......................czekawé tradicje, jaczé są dozéróné tuwö ód wieków. Je to baro bëlny mól, dlôte rok w rok jô téż ............................tuwó jada. ÖDPÖWIESCË: Czwiczenié 1 Colemało użiwóné są téż przëczasniczi, jaczé nie póchôdają öd znankówników: • domôcé kaszëbsczé przëczasniczi: dzysó, latoś, łoni, wczora, wieczór, witro, nazôd, baro, czasa, nierôz, terô, zarô, nocą, stroną, pömalë, wiedno, pierwi, doma, dodóm, do tëłu, ód razu, wkół, wprzódk; öb dzeń, ob lato, öb noc, öb zëma, ób zymk, • przëczasniczi zapôżëczoné z miemczëznë, są to m.jin.: dëcht, dichtich, drist, fest, fejn, frësz, karsz. Czwiczenié 3 W jaczim karnie słowów ôstałë pôdóné leno przëczasniczi pôchôdającé öd znankówników, a w jaczim są leno te, jaczé ód nich nie póchódają? a) witro, móckó, niedalek, długo b) snôżo, bëlno, chutkó, dobrze c) nazôd, zaró, wkół, fest d) zëmno, późno, doma, grëbö Czwiczenié 4 Dopisze znankówniczi do pôdónëch przëczasników. Jeżlë je to niemóżlëwé, postów sztriszk. wësok -..................................... mądrze -.................................... dzysdnia -................................. pösłëszno -................................ baro -......................................... rëchło - ...................................... fest -.......................................... przëczasniczi jak? gdze? czedë? bëlno dalek wczasni widno niżi wczora stôro buten dówno ÖDPÖWIESCË: Czwiczenié 1 Czwiczenié 2 Przëczasniczi, jaczé nót bëłó pödsztrichnąc w teksce: dzysô, czasa, baro, flot, terô. Czwiczenié 2 Przëczasniczi, jaczé nót bëłó pödsztrichnąc w teksce: dzysô, czasa, baro, flot, terô. Czwiczenié 3 Karno, w jaczim są le przëczasniczi pöchôdającé öd znankówników: b. Karno, wjaczim są le przëczasniczi niepóchôdającé ód znankówników: c. Czwiczenié 4 wësok - wësoczi mądrze - mądri dzysdnia - -pösłëszno - pösłëszny baro - -rëchło - rëchłi fest - - Czwiczenié 5 Przëczasniczi, jaczé nót bëło wëpisac i pódsztrëchnąc: witro, dzys, długó, bëlno, dobrze, wësok, niskó, chutkö. długó - dłudżi bëlno - bëlny dobrze - dobri wësok - wësoczi niskó - nisczi chutkó - chutczi Czwiczenié 6 Przëczasniczi, jaczima nót bëto dofulowac tekst: czasto, snôżo, mócno, ösoblëwö / ósoblëwie, chatno. Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Piotr Machola / Ôbrôzczi: Joana Kôzłarskô / Wespółroböta: H. Makurôt, K. Keier GDAŃSK MNIEJ ZNANY WESTERPLATTE W 7 ODSŁONACH Zimowa pogoda nie zachęca do spacerów po Westerplatte. Aby zgłębić wiedzę o tym terenie, nie trzeba jednak marznąć na półwyspie, a można udać się na wystawę czasową w budynku Muzeum II Wojny Światowej zatytułowaną „Westerplatte w 7 odsłonach". TYSIĄCE ŚLADÓW W 2016 roku na terenie Westerplatte trwał pierwszy etap prac archeologicznych prowadzonych przez Muzeum Westerplatte - oddział Muzeum II Wojny Światowej. Udało się pozyskać ponad 4000 eksponatów, mimo że prace obejmowały zaledwie 1,5% terenu bitwy. Badano teren nieistniejącej Wartowni nr 5 i Willi Oficerskiej. Z 700 obiektów, które poddano konserwacji, ponad 200 prezentowanych jest na wystawie czasowej „Westerplatte w 7 odsłonach". ABY NIC NIE ZGINĘŁO... Wystawa składa się z siedmiu sekcji tematycznych. Zwiedzając, zwróćmy uwagę, że zostały one wydzielone na posadzce zielonymi pasami. Dzięki temu łatwo się zorientować, jakiego zagadnienia dotyczą prezentowane w gablotach eksponaty. Pierwsza część prezentuje pozostałości po Wartowni nr 5. Znajdowała się ona przy dzisiejszym symbolicznym Cmentarzu Obrońców Westerplatte. Wraz z zachowaną Wartownią nr 1 miała bronić linii pierwszego ataku. 2 września została zniszczona na skutek bombardowania. Poległo wtedy najprawdopodobniej sześć osób. Archeolodzy odnaleźli wyjątkowy eksponat - łyżkę z niezbędnika wojskowego, którą obrońca jadł swój ostatni posiłek. Ze wspomnień wiadomo, że przed nalotem dostarczono z koszar jedzenie dla żołnierzy Wartowni nr 5 i pobliskiej Placówki Fort. Patrząc na fragmenty gruzu betonowego czy drobne szkiełka z okna Wartowni nr 5, można zrozumieć motto wystawy, werset z Ewangelii św. Jana (6,12) „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło". SYMBOLICZNY ORZEŁ W kolejnej sekcji - Militaria - zobaczymy najsłynniejszy eksponat wystawy, który stał się jej logo: orzeł czapko wy wzór 1919. Orzełek jest wygięty, a tak zwana tarcza amazonek (trzymana w szponach orła tarcza była bronią przypisywaną mitycznym Amazonkom) - nadtopiona. Świadczy to o tym, że obiekt został zniszczony w czasie eksplozji. Siła wybuchu wyrzuciła go poza teren Wartowni, gdzie odnaleziono go po 77 latach. Warto zwrócić uwagę na wielkoformatowe zdjęcia prezentowane przy gablotach. Na jednym zobaczymy Willę Oficerską, której poświęcono kolejną sekcję. Budynek ten pochodził z końca XIX wieku, kiedy to Westerplatte odwiedzali kuracjusze. Od 1926 roku zajmowali go polscy oficerowie. To właśnie tutaj przebywał major Henryk Sucharski, komendant Wojskowrej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, oraz kapitan Franciszek Dąbrowski, jego zastępca. leszcze w czasie wojny willa została rozebrana. PO WALCE Ścieżka zwiedzania prowadzi nas obok przedmiotów osobistych obrońców, z których najbardziej wzruszającym jest obrączka z datą 1938. Kolejna, piąta odsłona opowiada o Strefie kolejowej na Westerplatte. Zadaniem Składnicy był przeładunek broni i amunicji, nie dziwi zatem, że archeolodzy odnaleźli szyny czy też guzik z munduru kolejowego z napisem PKP. Wystawa w szóstej części opowiada o Polakach aresztowanych w pierwszych dniach wojny, którzy po kapitulacji byli zmuszani do porządkowania terenu Westerplatte. Traktowano ich jak „żywych wykrywaczy min". Po zakończeniu prac trafiali w większości do obozu Stutthof. Ekspozycję zamyka historia Cmentarza Obrońców Westerplatte. Powstał on w 1946 roku i prawdopodobnie z tamtego okresu pochodzi prezentowana na wystawie figurka Chrystusa. Wystawę zwiedzać można do 15.03.2018 roku. Wstęp 1 zł. MARTA SZAGŻDOWICZ Kfl '•:s f. ' _ ZAPISKI RODOWITEJ GDANSZCZANKI (część 3) Zdecydowałam się wreszcie przenieść do Polski, tam pracować i zarabiać. Chciałam jednak być jak najbliżej Gdańska. W 1924 roku udało mi się otrzymać pracę w Gdyni. Mój budynek szkolny był wówczas - i jeszcze przez parę lat - niską glinianą chatką krytą słomą. Było więcej mchu niż słomy. Musiałam dojeżdżać, nie znaleźliśmy żadnego pokoju dla mnie. Mieszkałam jeszcze kilka dalszych lat u rodziców we Wrzeszczu. Jako urzędniczka polska musiałam „optować na rzecz Polski" i zrezygnować z obywatelstwa Wolnego Miasta Gdańska. W Gdańsku zbliżały się wybory do senatu, wybierano też polskich posłów. Mój ojciec tak bardzo pragnął, żeby Polacy mieli też swój głos. Przekonał się, oglądając listę wyborców, że my, trzy córki, też jeszcze figurowałyśmy jako wyborcy. W piątkę poszliśmy z powagą do urny. Nasz lokal wyborczy znajdował się niedaleko naszego domu, przy ul. Topolowej (dawniej Falkweg) w nowym „Kronprinzen-Gymnasium", pod lasem. Przed wejściem stali agitatorzy poszczególnych partii z wielkimi plakatami na brzuchu, zawieszonymi na sznurku obwiązanym dookoła szyi. Po raz pierwszy wybrano w Gdańsku polskiego posła. Niestety ojciec nie był zadowolony z wyniku wyborów - spodziewał się większej liczby mandatów dla Polaków. Mieszkając w Gdańsku, mogłam się po powrocie ze szkoły dalej udzielać dla dobra naszej gdańskiej Polonii. Jaki to był dojazd! Żeby być w szkole na ósmą, musiałam wstawać o piątej. Wyjeżdżałam pociągiem osobowym z dworca we Wrzeszczu o godzinie 5.50 (kawał drogi z domu). W Sopocie przesiadka, przejście na drugi peron, gdzie oczekiwał nas celnik niemiecki i sprawdzał. Następnie oczekiwanie na pociąg tranzytowy Warszawa - Hel. Nadjeżdżał pociąg, okna musiały być szczelnie zamknięte. Odprawa celna właściwie była farsą. Było coraz więcej dojeżdżających, na przykład Francuzi, którzy byli zatrudnieni przy budowie kolei linii Gdynia - Śląsk, Duńczycy pracujący przy budowie por- tu i przekopywaniu tam kanału. Okna w pociągu cały czas musiały być zamknięte. Następna stacja - Gdynia. Około siódmej byłam na miejscu. Domy towarowe w Gdańsku... Trzy największe były to: „Freymann", „Sternfeld", „Walter i Fleck". Wszystkie należały do Żydów. Ten ostatni mieścił się na ul. Długiej naprzeciwko głównej poczty. „Freymann" w wielkiej kilkupiętrowej kamienicy z dużą ilością okien wystawowych - obok Złotej Bramy, blisko teatru. Tradycją było w okresie Bożego Narodzenia oglądanie okien wystawowych, a było co oglądać! Chętnie bywałam (moje koleżanki także) na piętrze „muzycznym". W czasie mojej młodości należało do dobrego tonu grać na fortepianie. Na tym piętrze stał dobry fortepian, na którym można było sobie „przegrywać" zakupione nuty. A wybór nut był wielki. Chętnie też wjeżdżałyśmy windą na najwyższe piętro, tam była „sala rekreacyjna". Dobre ciasto, dobra kawa i ich firmowa „Kartoffelsalat" ze świeżą, chrupiącą bułką. Przysmak mojej matki, która nam też nieraz towarzyszyła podczas zakupów, bo u „Freymanna" mówiło się po polsku! W dziale konfekcji zaangażowano „pana eleganckiego", nie tylko ekspedientki ze znajomością języka polskiego. „Freymann" nawiązał kontakt z najlepszymi salonami w Warszawie. Były dostępne m.in. piękne suknie od Jabłkowskich. U „Freymanna" mówiło się po polsku naturalnie wtedy, gdy ktoś chciał. Pamiętny był dla mnie dzień 8 grudnia. W Polsce było święto maryjne, dzień wolny od pracy, a w Gdańsku - nie. Więc dobra okazja - załatwiać zakupy w Gdańsku! Było to zarazem miłe spotkanie polskiej ludności z Gdyni, Wejherowa itd. Mój kontakt z Gdańskiem pozostał ścisły. Brałam nadal udział we wszystkich imprezach naszej Polonii. W kościele we Wrzeszczu była teraz w niedzielę polska msza św. z polskim śpiewem (śpiewał nasz chór „Cecylia") i polskimi kazaniami. Ale taka to była polszczyzna, 36 / POMERANIA/GRUDZIEŃ2017 WSPOMNIENIA że matka moja cierpiała istne katusze. Kazania zwykle głosili wikariusze, absolwenci Seminarium Duchownego w Pelplinie. Byli, gdy chodzi o polszczyznę, mocno zgermanizowani, pamiętający trochę język polski z domu. Inna rzecz, że Pelplin był ostoją polskości, tam drukowano polskie książki i gazety, pomimo zakazów. Jeszcze jedno, wzniosłe dla mnie, zdarzenie. Zlot harcerzy w Gdańsku, w gmachu dyrekcji polskich kolei. Kiedy uczyłam w Gdyni, powierzono mi utworzenie żeńskiego zastępu harcerskiego. Gdańska Chorągiew Harcerska organizowała zlot gdańskich polskich harcerzy. Zaproszono i mnie, druhnę z Gdyni. Pojechałam z moimi harcerkami do Wolnego Miasta Gdańska. Wy-siadłyśmy we Wrzeszczu (albo na stacji Politechnika, nie pamiętam, czy już wówczas był ten przystanek) i śpiewając GŁOŚNO harcerskie pieśni, maszerowałyśmy przez całą Grosse Alee [dziś al. Zwycięstwa - red.] do gmachu Dyrekcji. A przecież dotąd nie wolno nam było na ulicy głośno mówić po polsku! W kolejnych latach, ucząc w Polsce, musiałam często bywać w Gdańsku. Wyprzedzając nieco fakty - po wojnie kładziono w naszej oświacie nacisk na język angielski. W Sopocie organizowano kurs języków obcych (francuski, angielski). Zgłosiłam się na angielski, miałam dobre przygotowanie. Wykładał mieszkający w Polsce literat angielski (historyk) George Bidwell. Na kursie tym podziwiałam koleżanki kursantki, wiele z warszawskiego, które pięknie władały językami francuskim i angielskim. W późniejszych latach utworzono przy naszym kuratorium gdańskim oddział, tzw. Studium Języków Obcych i polecono nam założyć kółka pozalekcyjne w szkołach podstawowych. Ja również się zgłosiłam i prowadziłam w różnych gdyńskich szkołach zajęcia z języków niemieckiego i angielskiego. Szkolenia odbywały się w Gdańsku. Początkowo byłyśmy pod opieką „Polek - Amerykanek". Powoli jednak opuściły nas i wróciły do Ameryki. Widocznie nie podobało im się w Polsce. Została jednak jeszcze przewodnicząca, rodowita Angielka, pani Świerczewska (żona Polaka), która dalej nas szkoliła. Miało to miejsce w siedzibie Związku Nauczycielstwa Polskiego na Targu Węglowym. Dziś dziwię się, jak dałam radę wyjeżdżać do Gdańska i uczyć w Wejherowie (już po wojnie). I jeszcze jedno wspomnienie związane z Gdańskiem w późnych latach mojego życia. Był w naszym szkolnictwie okres gonitwy za tytułami. Magister, inżynier itp. Mała dygresja - nasz dyrektor w samochodowej szkole zawodowej po maturze we Lwowie, początkowo kierownik [? - red.], następnie kierownik warsztatów szkolnych, następnie dyrektor szkoły samochodowej, pragnął zdobyć tytuł inżyniera. Zgłosił się na wieczorowe studia na politechnice. Uczył się bardzo pilnie tylko werbalnie - otrzymał tytuł inżyniera (był partyjny), ale z dopi- skiem, że nie wolno mu praktycznie wykonywać zawodu inżyniera... Ja posiadałam wykształcenie, brak mi było tylko „korony", tytułu magistra. Poszłam za pędem czasu i zgłosiłam się na wydział germanistyczny Uniwersytetu Poznańskiego. Wymagania były duże: język angielski, francuski, łacina, logika i dokładne wiadomości z historii Niemiec, od Karolingów do Hitlera. Ale widać szkoła moja (Oberlyzeum w Gdańsku) była dobra - zdałam z wynikiem dobrym i bardzo dobrym, zdobywając tytuł magistra germanisty. Co jednak było najważniejszym - stykałam się znowu z moim starym ukochanym Gdańskiem: temat mojej pracy magisterskiej to „Teatr gdański w latach 1918— -1939". Często więc bywałam w bibliotece i czytelni Polskiej Akademii Nauk. Pomimo mojego zaawansowanego wieku przeżywałam piękne chwile. W czytelni była wspaniała atmosfera pracy umysłowej. Była to nieduża salka, wystrojem przypominająca klimat starego Gdańska. Na tylnej ścianie było podwyższenie, do którego z obu stron prowadziły schody. Tam można było samemu sięgnąć po grube foliały i je przeglądać. Chętnie sięgałam po prace jakiegoś „Österreichera" [Austriaka -red.], bo przyjaźnie pisał o Polsce i Polakach. Podobno podczas wojny wybuchł w bibliotece pożar, jednak zachowane zbiory i tak są imponujące. Przeglądałam wielkie tomiska „Danziger Nachrichten" potrzebne do mojej pracy. M.in. trafiłam na rocznik 1922, a w jednym z numerów moje nazwisko! Istniał wtedy zwyczaj praktykowany w szkołach gdańskich, aby podawać do ogólnej wiadomości wyniki egzaminu maturalnego. Czytałam: „Frl. Helene Nierzwicki zdała egzamin dojrzałości w tej a tej szkole (...) zwolniona z egzaminu ustnego". Czytałam tę notkę w roku 1959! Pracę magisterską, w języku niemieckim, uznała moja promotorka prof. Kaffka za bardzo dobrą (jeden egzemplarz znajduje się w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie). Budynek PAN w Gdańsku. Fot. Wikipedia GÖDNIK2017 / POMERANIA 37 WSPOMNIENIA Przebywając często w gmachu biblioteki PAN, przypominałam sobie niższy budynek obok, też z czerwonej cegły, tzw. Volksbibliothek, gdzie też często byłam gościem w moich młodych, szkolnych czasach. Chętnie czytałam - nasza szkolna biblioteka mi nie wystarczała. Zapisałam się do Volksbibliothek w Gdańsku, nie odstraszał mnie dojazd tramwajem z Wrzeszcza. Chociaż byłam już mocno zgermanizowana (szkoła, otoczenie), żywo interesowało mnie wszystko, co polskie. Stałyśmy w tej bibliotece przy ladzie, a właściwie przy wielkim „oknie" i wykrzykiwałyśmy po kolei nasze życzenia. Zdziwiło mnie, ile tam było tłumaczeń Sienkiewicza i jak chętnie go czytano. A jak zachęcająco tytuły brzmiały po niemiecku! Mit Feuer und Schwert, Der Sintflut, Die Kreuz-ritter... [Ogniem i mieczem, Potop, Krzyżacy - red.]. LOSY NAUCZYCIELI MACIERZY SZKOLNEJ W GDAŃSKU P01939 ROKU Mój mąż Alojzy Stefan Mroziński był w latach trzydziestych nauczycielem w szkole nr 1 w Gdyni, stamtąd wydelegowano go do Gdańska, do Macierzy Szkolnej, do szkoły podstawowej przy ul. Wałowej (gdzie przed budynkiem znajduje się tablica pamiątkowa mu poświęcona). Był nauczycielem matematyki i fizyki. Wynagrodzenie było dwukrotnie wyższe niż w Polsce. Wypłacano je w guldenach. Każdy z nauczycieli Macierzy był zobowiązany pracować społecznie dla Polonii Gdańskiej. Na przykład kolega zajmował się harcerstwem, mój mąż prowadził kurs języka polskiego dla gdańszczan - Polaków w Sopocie. Nastał Hitler i czasy zrobiły się niebezpieczne dla Polaków. Razem z mężem pracował pan Pozerski, nasz sąsiad. Mieszkaliśmy w sąsiedztwie w Orłowie. W roku 1939 zaczęły się uaktywniać bojówki, w tym Hitlerjugend. Żona pana Pozerskiego i ja czekałyśmy z drżeniem na powrót naszych mężów ze szkoły. Mąż jednak wytrwale prowadził swój kurs. Pewnego dnia wrócił smutny - na kurs przyszła tylko jedna słuchaczka. Spasali Przedwojenny budynek dworca kolejowego we Wrzeszczu. Fot. Forum Dawny Gdańsk Wojna blisko! Były wakacje, koniec sierpnia. Mój mąż i jeden z naszych lokatorów, silny, młody mężczyzna, niecierpliwie czekali na listonosza, tj. na kartę mobilizacyjną. Panowała wówczas inna niż dzisiaj atmosfera. Nasi mężowie CHCIELI bronić Ojczyzny! Wreszcie ostatniego dnia sierpnia doczekali się powołania. Odprowadziłam Alojzego na dworzec, pociąg do Gdyni już stał na peronie. Ostatnim transportem odwieziono ich nad wschodnią granicę. Znamienne, że choć wiele młodych kobiet odprowadzało swoich mężów na pociąg, nie było żadnych płaczów i scen. Mojemu mężowi tylko żal było, że zostawił mnie z trojgiem małych dzieci - najmłodsze kilkumiesięczne. Wierzył jednak, że dam sobie radę (ja też pracowałam). Tam, na granicy, Niemcy ich rozbroili i wzięli do niewoli. Mąż miał wielki żal do Rosjan, którzy stali po drugiej stronie granicy, i do nich, bezbronnych, strzelali. Otrzymywałam grypsy i raz udało mi się spotkać z mężem w stalagu niedaleko Berlina. Przebywał tam mniej więcej dwa lata. Pobyt tam był trudny. Na przykład, żeby zdezynfekować obóz, pędzono jeńców nago na śnieg. Można było wysyłać paczki, chociaż sami mieliśmy mało. Jedyne, co mąż miło wspominał, to towarzystwo współwięźniów, inteligentnych ludzi, którzy wspierali się nawzajem duchowo. Po jakimś czasie stalag rozwiązano. Widocznie było tak dużo jeńców, że Niemcy mieli problem z ich wykar-mieniem. Jeńcy mieli do wyboru: albo praca „u bauera", albo powrót do domu. Mąż nieopatrznie wrócił do domu, nie zdając sobie sprawy, w jak wrogim żyliśmy otoczeniu. Uważano nas za zdrajców Niemiec. Najgroźniejsi byli według Niemców polscy nauczyciele, stąd ulubiony niemiecki zwrot brzmiał: „Alle Lehrer raus!" [Wszyscy nauczyciele precz! - red.]. Więc wrócił mój mąż! I to tak, jak go pojmano -w polskim mundurze! W środku wojny! Nasz dom zarekwirowała marynarka wojenna, Kriegsmarine dla rodzin swoich marynarzy. Konsternacja - Mroziński wrócił! Polski żołnierz... Alojzy, według przepisów, zgłosił się do Arbeitsamtu. Otrzymał zajęcie w archiwum gdyńskiego sądu, mieszczącym się w suterenie. Pracował z Ukraińcem, ale nie jeńcem. Był zadowolony z pracy i współpracownika, uważał go za sympatycznego człowieka. Niestety po krótkim czasie, czternastu dni, otrzymał pismo o zwolnieniu, z dopiskiem, że tacy jak on mogą być zatrudnieni najwyżej jako niewykwalifikowani robotnicy. Mąż nie miał nawet czasu starać się o inne zajęcie. W niedługim czasie otrzymaliśmy złowrogie szare koperty z wezwaniem stawienia się do gestapo na Kamiennej Górze. Okazało się, że wszyscy nauczyciele przebywający jeszcze w Gdyni otrzymali takie wezwania. Przesłuchiwano nas wszystkich. Między przesłuchującymi siedział „nasz" polski inspektor szkolny (dawniej 38 / POMERANIA /GRUDZIEŃ2017 WSPOMNIENIA w Pucku, ożeniony z Niemką Krauze z Pucka). Niemal wszystkich nas wypuszczono na wolność, tylko mój mąż nie wrócił. Udałam się do tego „polskiego" inspektora mieszkającego w Chyloni. Znałam go. Oświadczył, że niczego negatywnego o moim mężu nie powiedział. Następnego dnia udałam się do gestapo w Gdańsku. Tam dowiedziałam się, że prawdopodobnie mąż znajduje się w jednym z gdańskich więzień, ponieważ był „politischer Leiter" [politycznym kierownikiem, przewodnikiem - red.] i jako taki musiał być wrogiem Niemiec. Chodziłam, płacząc, od więzienia do więzienia. Męża nigdzie nie było. Później przy przypadkowym spotkaniu i poprzez gryps opowiedział, że był w jednym z więzień razem z młodym chłopcem. Dla zabicia czasu uczył tego chłopca matematyki. Stamtąd odesłano go do Stutthofu. Opowiadał, jak go transportowano z gdyńskiego gestapo do Gdańska - samochodem osobowym „pod strażą", jak niebezpiecznego przestępcę. W samochodzie znajdowała się broń maszynowa. Przejeżdżając przez Orłowo niedaleko naszego domu, mąż zapytał, czy mógłby tylko podrzucić żonie kluczyk do maszyny do pisania. Odpowiedziano mu, że nie warto, bo niedługo wróci. W Stutthofie mąż nie przebywał długo. Po pewnym czasie grupę więźniów przeznaczono do pomocy rolnikowi (lub rybakowi) w Prusach Wschodnich. Tam mąż spotkał „Niemców - ludzi". Gospodyni najpierw porządnie nakarmiła wygłodzoną i wyziębioną gromadkę (w zimie mieli na sobie cienkie drelichowe ubrania i drewniaki na nogach), a później musiała odnosić się do nich jak do ludzi, bo mąż powiedział, że gdy skończy się wojna, będziemy musieli koniecznie tę kobietę odwiedzić! O dalszych losach męża dowiedziałam się od jego towarzyszy, naocznych świadków. Po wojnie potrzebny mi był akt zgonu męża. Nie wiem, jakim sposobem udało mi się odnaleźć dwóch byłych więźniów Stutthofu, którzy spotkali tam męża. Jeden starszy, celnik, pan Królikowski, drugi młodszy, murarz. Wezwano nas do gdyńskiego sądu i tam obaj powiedzieli wszystko, co wiedzieli o losach męża. Nawet dla nich, dorosłych mężczyzn, te wspomnienia były tak smutne, że wszyscy troje płakaliśmy. Wzruszyło mnie zeznanie młodego murarza, który na pytanie sędziego, jak się pan Mroziński w obozie zachowywał, odpowiedział, że tak, jak dobremu Polakowi przystało. Ukrainiec, który po powrocie męża ze stalagu pracował z nim w gdyńskim sądzie, musiał być gestapowską „wtyczką". Miałam dwa dziwne zdarzenia. Tuż po wojnie, pracowałam już w wejherowskiej szkole samochodowej, zostałam wezwana do sądu w Gdyni. Sędzia wypytywał mnie o tego kolegę męża. Nie byłam w stanie niczego o nim powiedzieć, dotąd nie znałam nawet jego nazwiska. Drugie wydarzenie - pewnego razu na szkolnym korytarzu zaczepiła mnie nieznana mi kobieta i za- _ Telephone 769, 777. Freymann's Stores Freyrnann Brothers Limited Ko hien Markt 27-29 Danzig Kohlen Markt 27-29 j BRANCHES In Paris, Vienna, Berlin, Hamburg, Plauen, Sebnitz, Annaberg, Gablonz. f • • * * * - * • . *- ' i Reklama domu handlowego Freymanna mieszczącego się w Gdańsku przy Targu Węglowym. Fot. Forum Dawny Gdańsk częła mówić o swoim synu, że jest niewinny i nic nie powiedział. Była to na pewno matka tego Ukraińca, którym interesowały się organa śledcze. Ci dwaj panowie, więźniowie Stutthofu, opisali smutny dla Alojzego dzień. Był apel. Na tym apelu niektórym więźniom wręczono czerwoną kartę, memu mężowi także. Tych więźniów z czerwoną kartą wkrótce przetransportowano do Oświęcimia na stracenie. Ze Stutthofu otrzymałam list od męża z informacją, że dobrze się czuje i jest zdrowy. Po krótkim czasie otrzymałam też list z Auschwitz. Następny list męża, bardzo serdeczny, przepełniony wdzięcznością, był skierowany do jego matki. „To był list pożegnalny!" - wykrzyknęła jego siostra. Następnie był już telegram do mnie. „Ihr Ehemann gestorben" [Mąż pani zmarł - przyp. red.]. Z pewnością mąż trafił do komory gazowej. Po wojnie czytałam w gazecie notatkę, że ci przeznaczeni do komory mogli napisać ostatni list do rodziny. I właśnie matka otrzymała taki list. Mąż trafił do Auschwitz jako zdrowy, z natury silny mężczyzna. Jestem pewna, że został tam zamordowany. Mąż był jedynym z grona nauczycieli Macierzy Szkolnej w Gdańsku, który padł ofiarą swojej polskości. Oczywiście, innych również czekały przesłuchania na gestapo, ale szczęśliwie uniknęli obozu. Do mnie kiedyś wpacjli gestapowcy, żeby się dowiedzieć, jakie mam plany. 6ÖDN1K2017 / POMERANIA / 39 WSPOMNIENIA Nasz sąsiad, pan Pozorski, który zmarł dwa - trzy lata temu, walczył wcześniej na Helu. Potem przebywał w Chyloni, skąd udało mu się uciec do rodziny do Generalnego Gubernatorstwa. Drugi z kolegów męża, przestraszony jego aresztowaniem, uciekł do Holandii. Trzeci, zdążywszy się ze mną pożegnać, również uciekł do gubernatorstwa, tam zmarł śmiercią naturalną. Nazwisko jego również widnieje na tablicy pamiątkowej na ul. Wałowej. Inni z kolegów potrafili się tak „zadekować", że potem dożyli późnego wieku. Będąc jeszcze w obozie Stutthof, Alojzy z grupą współwięźniów dostał się do Gdańska, do 01ivaer 5, dzielnicy willowej. Czyścili parkiety w domu jakiegoś wysokiej rangi gestapowca. Dotarł do mnie wtedy gryps, więc szybko pojechałam do Gdańska odszukać Alojzego. Znalazłam tych więźniów w suterenie jednego z domów. Ubrani byli w drewniaki, drelichowe więzienne ubranie, głowy ogolone. Była okazja do ucieczki. Mąż odmówił, bo za jedno jego uratowane życie pozostali byliby zdziesiątkowani, rodzina uciekiniera również. Być może ja i dzieci trafilibyśmy do obozu. W tej grupie był też uczeń Macierzy Szkolnej. Szczęśliwi byliśmy, że mogliśmy się zobaczyć i porozmawiać. Ponieważ ta praca więźniów trwała dłuższy czas, wybrałam się do Oliwy po raz drugi, z paczką żywnościową. Trafił mnie jednak cios. Alojzego już tam nie było! Koledzy powiedzieli mi, dlaczego. Był apel. Gdy strażnicy dowiedzieli się, że wśród więźniów jest nauczyciel, znów padło ich ulubione hasło: „Alle Lehrer raus!". Męża natychmiast odstawiono do Stutthofu. Po wojnie nikt nie troszczył się o los wdowy i sierot po „męczenniku" za Polskę. Odwrotnie. Nie wpuszczono nas do naszego domu w Orłowie. Był pełen dzikich lokatorów i nie było żadnego prawa, które pozwalałoby ich usunąć. Nikt nie chciał, a może i nie mógł mi pomóc. Byłyśmy bezdomne. Szukałam azylu u siostry w Wejherowie. Musiałam zrezygnować z pracy w szkole nr 1 w Gdyni po piętnastu latach od jej rozpoczęcia i szukać nowego mieszkania, nowej pracy. OPR. PIOTR SCHMANDT HELENA MROZIŃSKA z domu NIERZWICKA (5.06.1903 Gdańsk Wrzeszcz - 4.10.1996 Wejherowo) Absolwentka filologii germańskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1924-1939 była nauczycielką Szkoły Podstawowej Nr 1 w Gdyni, gdzie m.in. prowadziła harcerską drużynę żeńską. Po II wojnie światowej pracowała w szkole Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego w Wejherowie, a później w wejherowskim Zespole Szkół Samochodowych, gdzie uczyła również rysunku technicznego. ALOJZY STEFAN MROZIŃSKI (2.09.1899 Niemieckie Łąki - dziś: Małe Łąki -24.07.1941 Auschwitz). Pierwszy prezes ZNP w Gdyni. W roku 1920 w Toruniu ukończył Państwowe Seminarium Nauczycielskie i pracował w Karwi, Kuźnicy i Krokowej. W 1927 otrzymał płatny urlop i ukończył w Warszawie kierunek matema-tyczno-fizyczny Wyższego Kursu Nauczycielskiego. Pod koniec 1928 r. otrzymał posadę nauczyciela w Szkole Podstawowej Nr 1 w Gdyni. Od sierpnia 1932 był nauczycielem Polskiej Macierzy Szkolnej w Gdańsku. Ostatniego dnia sierpnia 1939 roku został zmobilizowany w Brześciu. Dostał się do niewoli i przebywał w stalagu pod Berlinem, skąd został zwolniony w grudniu 1940 roku. Pod koniec stycznia 1941 aresztowany przez gestapo. Po krótkim pobycie w KL Stutthof zginął w obozie koncentracyjnym Auschwitz. CÓRKI: BARBARA WARCHOŁ Absolwentka Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie ukończyła biologię. Była asystentem w Wyższej Szkole Rolniczej w Szczecinie. Pracowała jako nauczycielka szkół średnich, później w gdyńskim Morskim Instytucie Rybackim. TERESA SIUDZIŃSKA Absolwentka Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie, Wydział Rybacki. Wieloletnia nauczycielka wejherow-skich szkół, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 12 WIESŁAWA MR0ZIŃSKAP0D0LAK Ukończyła Akademię Medyczną w Gdańsku. Pracowała jako lekarz internista w gdyńskich przychodniach. 40 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2017 NA KRAJNIE... Na jaczich jô z nich bëła? - pömëslała jem, zdrzącë na rôczba i czëtającë: „XX Buczkowska Konferencja Naukowa pt. Pamięć i dzieło księdza Patrona Domańskiego, która odbędzie się 7.10.2017 w Wiejskim Domu Kultury w Wielkim Buczku". Program, jak wiedno baro bógati. Tim raza jacha jem w towarzëstwie szkólnëch i direktora chönicczégö technikum nr 3 Wiesława Kłosowsczégö. Piakno brzëmiôł na zóczątku himn Krajnë w wëkönanim sparłaczonëch głosów chóru Kantylena z Człëchöwa i karna Krajniacy z Buczka. Znała gó całô zala, a mie nôbarżi widzy sa jego refren: Krajno kochana, co od zarania dni, Rozmiłowana dzieci swe żywisz ty. Za pokarm twój, za soków zdrój, wyssany z głębi łona, Za tchnienia czar, za rosy dar, bądź nam błogosławiona. Nôwôżniészim dzéla są wiedno referatë. Öb czas XX konferencji wëgłosëlë je: Józef Börzëszköwsczi (Instytut Kaszubski) pt. „Pamięć i dzieło księdza patrona Bolesława Domańskiego na Krajnie", Jack Stróżińsczi (Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana" Piła) pt. „Pokłosie Nagrody im. Ks. B. Domańskiego" i Jowita-Kacyńskó-Kaczmark (ZKP Oddział w Wielkim Buczku, Instytut Kaszubski) pt. „Krajniacy księdzu Patronowi". Móm nódzeja, że dożdómë sa wëdaniô nëch ce-kawëch referatów a téż brzadu materiałów z bucz-kówsczich kónferencjów od ósmy do latosy. Ö historii i materiałach z chutniészich kónferencjów, tj. ód pierszi do sódmi, dowiémë sa z proce Buczkowskie Konferencje (1998-2004) (pod red. Jowitę Kacyńsczi--Kaczmark, Gdańsk - Wielki Buczek 2009). Klimę domôcégô cepła ubarniwół XX nôukô-wą konferencja prowadzący ja Marión Frëda z Człëchôwa. Jego wskózów trzimelë sa téż gósce ob czas diskusji i skłôdaniô żëczbów: Riszôrd Góławsczi - starosta złotowsczégó krézu, wójt Gminë Lëpka Przemësłôw Kurdzekó, dôwny wiceminyster spra-wiedlëwótë Stanisłôw Chmielewsczi, Jerzi Pódmökłi ze Złotowa - notariusz, wiôldżi drëch Krajniaków i darczińca wiele nôdgrodów, laureacë Złotego Buka z uszłëch lat i wiele jinëch. Jô pozdrawiała jem Kraj- niaków w miono wespólëznów: brusczégö liceum, lëpusczégó partu KPZ, dôwnégô tuńcewno-spiewne-gó karna Skrë z Łubiane. Bruskô młodzëzna do dzys wspôminô teatralne pókózczi ôbrzadowé karna Krajniacy i potkanie z jich reżisérką - profesorką Słëpsczi Akademii Jowitą Kacyńską-Kaczmark - i kórzistają z ji Geografii życia literackiego na Pomorzu Nadwiślańskim 1772-1920. Polski i kaszubski kręg kulturowy (Gdańsk - Słupsk 2003). Sąsadzë z Łubiane dopiti-wają, czedë przejadą nôleżnicë tego karna, co tak piakno śpiewie, że nawetka późnym wieczora chce sa ódmëkac okna, cobë lepi bëło czëc. Z niecerplëwôtą żdelë jesmë w Buczku na rozrze-szenié krëjamnégó pónktu programu pt. „Niespodzianka". Organizatorze prosëlë naju buten, za sztërk stanalë jesmë przed pöstacją ks. Patrona Bolesława Domańsczegó, wëżłobioną przez Barbara Pikulik z Zakrzewa. Rzezba póswiacył i ó wórtoscach doka-zów ksadza Domańsczegó przëbôcził ks. Bógusłów Głodowsczi. W jinszi stronie placu.... jaż nie do wiarë.... wëżło-biony Remus w towarzëstwie swojego wiernego Buczkowskie Konferencje Naukowe (1998-2004) GÖDNIK 2017 / POMERANIA / 41 ôsta ubókadnionô dodôwka „Leśnej Panny". Öbez-drzelë jesmë bökadosc plasticznëch piaknëch doka-zów na konkurs przësłónëch z rozmajitëch môlów Krajnë, Kaszëb a nawetka zza grańce Pölsczi. Szmakôł „kuch na młodziach, smalec na skrzeczkach i nie tylko. .Ksadza prałata Bogusława Głodowsczégö, cze-rownika bióra LGD „Krajna Złotowska" Marka Ro-mańca i wójta Gminë Lëpka Przemësława Kurdzeka - negôrocznëch laureatów Złotego Buka - mdzemë möglë czedës spitac, gdze rosce buk, jaczim óstelë óbdarowóny, a téż sprawdzëc, jak go dozérelë. A króm te jem czekawô, czë dałobë sa öbjachac szlach tëch buków, wraczonëch drëchóm promującym wôr-toscë dokazów Krajniaków z Wiôldżégö Buczka. A möje pôznôwanié Krajnë naczało sa prawie öd bëtnoscë na buczkówsczich konferencjach. Rôz bëła jem na nich sama, a rôz z uczniama I Kaszëbsczégô LO w Brusach. Późni jezdzëła jem i jeżdżą w jiné môle ti piakny krôjnë. Trzë białczi sprôwiają, że corôz wiacy wiém ö nym regionie Pólsczi: Jowita Kacyń-skó-Kaczmark w Wiôldżim Buczku - laureatka Medalu Stolema, Éwa Stachôwskô w Krajeńsczim Miasteczku i Barbara Szopińskó w Zakrzewie. W mój im „archiwum szkolny" je wiele darënków z Krajeń-sczich Biesadów w Miasteczku, gdze jezdzëła jem z nôleżnikama karna Skrë z Łubiane. Są ódjimczi z kóscoła i póswiacenió w 2006 r. tôflë na dodomie w Krostkówie, gdze östatné lata spadzył Jan Kórnowsczi, a uczniowie Kaszëbsczégó LO w Brusach zaprezentowelë pöeticczi usôdzk pt. Dokoła Brusów w cali ti stronie kaszëbskô môwa eszczi je doma (zdrzë: uczbównik Jô w Kaszëbsczi, Kaszëb-skô w świece, s. 216-219). Do Pölsczégó Dodomu w Zakrzewie rôczi szkólnëch i młodzëzna direktorka Barbara Szopińskó na Sejmiczi Pölsczi Młodzëznë. W lëstopadniku pöjedzemë tam ju na XII Sejmik. Z redoscą póprowadza na nim, jak na donëchcza-snëch, warczi dló młodzëznë strzédnëch szkółów i szkólnëch z rozmajitëch regionów. Bókadosc dokazów Krajniaków i naju z nima zdrëszëna sprawiłë, że mogła jem darować Jowice Kacyńsczi-Kaczmark II dzél uczbównika do kaszëb-sczégó jazëka dló IV etapu sztôłceniô Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w świece, gdze jeden z rozdzélów mó titel „Krajna", a nalazłë sa tu artikle ze „Zwónka Kaszëb-sczégó" o Krajnie, Himn Krajnë Pawła Jaszka, fresczi spartaczone z pólsczim roka óbrzadowim w Dodomu Rzezba pöswiacył ks. Bögusłôw Głodowsczi Wëżłobiony Remus z wiernym drëcha Trąbą drëcha Trąbë, téż dłuta wastnë Barbarę! W roz-majitëch molach Kaszëb stoją wizerënczi bohaterów arcëdokazu Majkówsczégó. Tegó równak Remusa z ópówiesców starka, półbrata usôdzcë Żëcé i przi-gôdë Remusa, przëbôcziwô mie prawie ten na „môłëch Kaszëbach" - Krajnie. Jak wiedno ob czas buczkówsczich kónferencjów żdaje tu na góscy wiele atrakcjów. Mó mól pódsz-trëchniacé konkursu „Moja Matka Boska Radosna". Dowiedzą jem sa, że ód czasu, czej dzaka nadlesnému Nadlesyństwa Lëpka Januszowi Grabówsczému wëżłobiony przez Barbara Pikulik óbróz Matczi Bósczi Redosny nalôzł sa téż w lese, pozwą konkursu 42 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 Pölsczim w Zakrzewie, tekstë ö konstatacjach na téma jazëkówëch krajniackö-kaszëbsczich znanków a téż ö Narodzinach Rodła i Prawd Polaków Jowitë Kacyńsczi-Kaczmark. W rozdzélu pt. Po swojemu, a równak raza są wëjimczi tekstu wastnë profesor wëgłoszonégö na I Förum Pömörsczégö Kongresu pt. Krajna -Pomorze a sąsiedzi i dokazu Jana Drzéżdżo-na Michał Drzymała albo tragedia narodowa (Miasteczko Krajeńskie - Gdańsk 2007, s. 66-67), a jesz prezentacjo brusczich licealistów pt. Kaszëbë a Krajna. Z rozdzéla Miona naji Królewi jidze sa kąsk do-wiedzec ö historii snôżi figurczi Matczi Bósczi Redo-sny, przëzdrzec sa ji malënkôwi na szkle kaszëbsczi artistczi Alicji Serkówsczi. Mie wiedno widzy sa „Zakrzewska modlitwa za sąsiadów" Jana Edmunda Osmańczika: Módlmy się za dobre sąsiedztwo z narodami nas otaczającymi na lądzie i na Bałtyku. Za ich pomyślność, za ich pokój i wolność oraz ich wkład w ogólnoludzkie dziedzictwo. Za naród rosyjski. Za naród litewski. Za naród białoruski. Za naród ukraiński. Za naród słowacki. Za naród czeski. Za naród Serbołużyczan. Za naród niemiecki. Za narody skandynawskie. Pobłogosław im Panie! O to Cię W polskich świątyniach prosimy Z wiarą w moc pojednania Na wieki wieków. Amen. A jô wiedno jesz dodôwóm: Za Kaszëbów. Wôrt zajachac na Krajna, cobë przëzdrzec sa, jak wôrtoscë Kaszëbë - rodôka z Przëtarni - ks. Bolesława Domańsczego żëją wdzysdniowëch wespölëznach, wëzwôlają w nich wespólną móc, wôla robötë i we-spółrobötë dlô pöspólnégó dobra. W rozköscérza-nim miona Złotowsczi Krajne, Zakrzewa, Pógrańcza i Kaszëb pömôgelë ks. Domańsczemu nié le Kraj-niacë, ale téż Slązôcë, Warmiôcë i jinszi, a i Kaszëbi, a westrzód nich ks. Józef Stip-Rekówsczi, póchówóny kol ks. Patrona w Zakrzewie. Lubötnicë Kaszëbsczi Lëteraturë, pôtikający sa do-nąd w möjim ogródku, udbelë sa zajachac 15 rujana do Zôgardë Stip-Rekówsczich do Płotowa. Udba podjął direktór Zôpadnokaszëbsczégö Muzeum w Bëtowie Tomósz Semińsczi. Bëlë jesmë zgodny, że może to bëc mól - „móstk" midzë Kaszëbama a Krajną, najima sąsadama na pómórsczi zemi. To pierszé potkanie naczalë jesmë ód óbezdrzenió prezentacji uczniów Kaszëbsczégö LO w Brusach, z motta słów ksadza Domańsczego „Bóg nas na tej ziemi bez przyczyny nie zostawił". Przë kôwce i kuchu słëchelë jesmë kaszëbsczi lëteraturë, a czëtelë ja ji usôdzcë: Elżbieta Bugajnó, Halina Wreza, Ida Czajinó, Kata-rzëna Główczewskô, Woj cech Mëszk i piszącó ne słowa. Alina Werochówskó - góscynnó „góspódëni" we dworku - rôczëła do wësłëchaniô słëchawiszcza wedle ôpöwiescë Jana Natrzecégó Kaszëbögônia. W przerwach słëchelë pózeszłi mójich i Joannę Gil--Slebödë wspominków z bëtnoscë na Złotowsczi Zemi, przezérelë pözebróné z nich materiałë w „archiwum szkolny". Wiadą ó sparłaczeniach Bë-towszczëznë ze Złotowszczëzną dzelëlë sa: direktór bëtowsczégó muzeum, Jaromir Szroeder - czerownik Etnograficznego Wëdzélu, Pioter Dzekanowsczi - redaktor cządnika „Kurier Bytowski". Miłą niespó-dzónka swoją bëtnoscą sprawił nama Józef Młinar-czik - przédnik Związku Pólôchów w Niemcach (1997-2004), przewodniczący Światowi Stowôrë Rodłaków, chtëren chatno ódpówiódôł na naju wielëna pitaniów. FELICJÔ BÔSKA-BÔRZËSZKÖWSKÔ Buczkowska Konferencja Naukowa. Mödlëtwa za Kaszëbów 6ÖDNIK 2017 / POMERANIA 43 wzAti za swoje Realnota kuchnie, pôchnący môltëchama i cepłi ognia gazowego piécka, kóńtrasteje z realnotą jizbë - swiéżi pôchą danczi i sniéżny biôłoscą tôflôka. W ny kuchnie w ten ösoblëwi wieczór je mni uroczësto, le tu sa wëdarzëło co wôżniészégö. Matka familie miészającô czwikłową zupa gôdô: „Jak möja mëma żëła, tej öna robiła zupa z grzëbów, le jô ju robią tradicjowó - barszcz". Mijają lata mierzone zjazdama wkół óbzdobiony chójczi, a nicht z familie dali nie widzy w ti deklaracje nick dzywnégö. Óma spi w ubëtku dobrze spöminónô köżdégö wieczoru spadzywónégö nad pierogama. Polsko Wilëjô to je jeden z nôbarżi skutecznëch marke-tingöwëch produktów, jaczi mie do głowë przëchôdô. Sygło, że ö pólsczich môltëchach, opłotku, sanku rzeklë we frisztëköwëch telewizjach, do tak przërëchtowónégö stołu sedlë Lubiczowie i Mostowiakôwie i nôgle grëbim sztricha przedzelonó je uszłota ód dzysdniowöscë. Do tego stapnia, że dzysdniowösc mó swoja apartną uszłota - mëma robiła jinaczi, le tak jak jô robią, bëło wiedno robione. Przodkowie nie są lëdzama z krëwi i gnóta, ti sami krëwi i gnóta, jaczé tworzą moje cało, oni są intelektualnym kónsztrukta wëkreôwónym przez media i spólëznową presja. Na szczescé to, czego w uchówanim tradicje nie zrobi familio, tim sa zajimną aktiwiscë - może pómëslec i dali spokojno wëzerac za krósnióka z reklamë czórnégó napitku. Tedë jó radża sa przëzdrzec strzodowiszczóm, jaczim na uchówanim tradicje bë miało zanólegac - partom Zrzeszenió, karnóm, kółóm, stowóróm. Öni doch órganizëją swoje Wilëje, ópłôtkówé potkania (!), na jaczich nasze gwiżdże zabówiają tak baro, że sa jaż jidze kutią udławić. Jô bë chcół taczim lëdzóm le jedno rzec: wa so róbta te swôje Wilëje, bawta sa tak, jak sa môta nauczone, jédzta to, co Wama sa wëdówó pasowné, le proszą - nie nazéwôjta tego tradicją. Moja tradicjó póch-nącó sëszonym brzada i grzëbama, kurzoną slëwą, piekłą rëbą ni mó z tim nick póspólnégó. To je fascynëjącé, jak mało czasu je nót, żebë tradicjó bëła zastąpiono medialną ji wersją w taczim stapniu, że człowiek nawet mające swiąda nieprôwdzëwôscë ti tradicje, ni może bez ni żëc. Më jesmë jak dzecë w zóstapczi familie i ni ma co udawać, że je jinaczi. Moją radą na to je pó pierszé kónse-kweńtnć bojkotowanie - we Wilëja nie zjém ani jednego pieroga, ani nie szlukna zupë z czwikłë. Jak nie dadzą sëszków ani rëbë jiny jak karp, tej drago - sedza głodny, pödsztrichiwającë postny charakter wieczoru poprzedzającego Gôdë. Ograńcziwanić sa do bojkotu to je równak za mało, a nawet robienie blós tego może dac odwrotny efekt. Më muszimë promować naszé zwëczi barżi całowno, marketingowo. Polsko Wilëjô to zrobiła i më muszimë na to ódpówiedzec tim sarnim dzysdniowim jazëka. Gôdanié „kol nas przódë tego nie bëło" w uszach ódbiérców brzë-mi jak „wszëtkó, co czekawé, przeszło z butna". Jó jem baf, jak widza, że naszé elitë tego nie rozmieją. Më mómë gadać „kol nas to wëzdrzi..." i tu dac całowny, spójny óbróz naszich światów. Tego mie felało, czej jem póznówół te elemeńte móji nórodny kulturë, jaczé w móji familie za-dżinałë. Wszëtcë mie gódelë, czego kol naju nie bëło, co je przeszłe z butna. Tedë teró bez zazéraniô do zdrojów jó spróbują opisać naszé Gödë, a Të późni dodawój pó-sobné rzeczë, tak, co më stwórzimë całowny óbróz, jaczi mdze dobrze sprzedać. Jo, sprzedać tima, co zdecydowelë sa kupie to, co dzysó tak baro zajimó jich wëóbrażenia ó Bóżim Narodzenim. Wilëjó, jak jem rzekł, póchnie sëszonym brzada. W zupie, kómpoce, przeplotłim z korzennym gewirca i dëma, w jaczim slëwë bëłë kurzone. Gódë szmakają rëbą, le téż jabkama, do te gasym miasa, bo doch na postny Wilëje sa świat nie kuńczi. To nie je wëstirilizowóny czas sztëcz-négó patosu, le szpórtowny cząd - doch spóminómë zó-czątk nówikszi łasczi, jaką Bóg lëdzóm dół. Tej më sa ceszimë jak dzecë i rozmiejemë w tim czasu płakać ze smiéchu, ösoblëwie czej Gwiżdże witają sa słowama „Na-rodzył sa Syn Bóżi, a co rok to górzi". Nawet jak jich nie mdze, tej më sami ôdwiedzywającë sa, téż jesmë taczima redotnyma kóladnikama. To je czas, czedë wzrëszenié sa przeplótó z ucéchą, ódemkłé serca ze złoslëwima fifama. Ten barch parłaczenió to je naszé swiato. I blëskósc sa parłaczi z uroczëstoscą, bo doch kóladë może i spómi-nają skromny kumk, le tedë „w trąbë grają", „świat przed Nim kląkł". Taczich Godów jó Cebie ód serca żëcza, a do tego wszëtkô jadrzné na ten nowi rok! ADÓM HEBEL 44 / POMERANIA/GRUDZIEŃ2017 KOMUNIKATY/ KRONIKA GDAŃSKIEGO ODDZIAŁU ZKP XIII Miejski Konkurs„MOJA POMORSKA RODZINA" Zarząd Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku zaprasza uczniów gdańskich szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych na XIII edycję Miejskiego Konkursu„Moja Pomorska Rodzina". Współorganizatorami konkursu są Urząd Miejski w Gdańsku, Szkoła Podstawowa nr 27 w Gdańsku, Stowarzyszenie Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk, PomorskieTowarzystwo Genealogiczne oraz Fundacja im. Stanisława Flisa Archiwa Pomorskie. Organizacja konkursu ma na celu zachęcenie jego uczestników do poznania przeszłości swoich przodków oraz dziejów dużej i małej Ojczyzny z perspektywy losów rodziny. Ma też wśród uczestników konkursu i członków ich rodzin utrwalić pamięć o przodkach. Prace przyjmowane są w trzech grupach wiekowych: uczniowie szkół podstawowych klasy IV—VI, uczniowie VII klasy szkoły podstawowej i gimnazjum oraz uczniowie szkół ponadgimnazjalnych. Nagrody przyznawane są w trzech kategoriach w każdej grupie wiekowej: drzewo genealogiczne lub korzenie rodziny, album rodzinny oraz prezentacja multimedialna. Szczegóły dotyczące konkursu, wykonania prac konkursowych zostały określone w Regulaminie, który jest opublikowany na stronach organizatorów: www.kaszubi.pl,www.sp27gdansk.pl Prace konkursowe należy składać w bibliotece Szkoły Podstawowej nr 27 w Gdańsku-Wrzeszczu ul. Srebrniki 10 od poniedziałku do piątku w godz. 8.30 - 15.00 (tel. 58 550 76 70). Termin składania prac upływa 20 kwietnia 2018 r. Prace z jednej szkoły należy składać razem zgodnie z zasadami określonymi w regulaminie. Szkoły biorące udział w konkursie zostaną powiadomione o terminie oficjalnego ogłoszenia wyników konkursu oraz terminie wręczenia nagród i zorganizowania wystawy najlepszych prac (wstępny termin 25 maja 2018 r.). Zapraszamy młodzież do uczestnictwa w konkursie, a nauczycieli do podjęcia się roli opiekunów uczniów przygotowujących prace do konkursu. 21 października - w bazylice pw. Świętego Mikołaja w Gdańsku odbyło się wydarzenie pt. Cantate Domino - wykonano motety Andrzeja Hakenbergera z okazji 390. rocznicy śmierci tego wybitnego gdańskiego kompozytora. Główną wykonawczynią była wejherowianka, laureatka Medalu Stolema Witosława Frankowska. W tym wydarzeniu uczestniczyła Teresa Juńska-Subocz, przedstawicielka Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku, która złożyła podziękowania dr Witosławie Frankowskiej. 28 października - miała miejsce ceremonia pogrzebowa ks. infułata Stanisława Bogdanowicza, wieloletniego proboszcza bazyliki Mariackiej w Gdańsku. W tych uroczystościach uczestniczył poczet sztandarowy gdańskiego oddziału ZKP. 28 października - w siedzibie Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie odbył się benefis mistrza haftu kaszubskiego, regionalisty i animatora kultury, Edmunda Szymikowskiego. Brały w nim udział przedstawicielki oddziału gdańskiego Zrzeszenia: Halina Piekarek i Wanda Krzymińska. • 29 października - miały miejsce uroczystości związane z 19. rocznicą odprawienia w Gdańsku pierwszej Mszy św. z kaszubską liturgią słowa. Msze od początku organizują Kaszubi z Klubu Morena Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku. Po Mszy św. w języku kaszubskim, która była sprawowana w kościele pw. Bożego Ciała w Gdańsku, odbył się koncert zespołu wokalnego Kaszubki z Chwaszczyna. • 5 listopada - uczczono 11. rocznicę powstania Klubu Kaszubów Matarnia. • 7 listopada - odbyła się impreza z okazji 30-lecia działalności Wspólnoty Kaszubów i Przyjaciół Kaszub przy kościele pw. NMP Królowej Różańca Świętego w Gdańsku-Przymorzu. Mszę św. z tej okazji odprawił proboszcz ks. prałat Andrzej Paździutko i opiekun wspólnoty ks. Tomasz Dopke. Wydarzenie to uświetnił zespół muzyczny ks. Zygmunta Słomskiego. Wręczono również medale im. Lecha Bądkowskiego. Otrzymali je ks. Waldemar Naczk i ks. Andrzej Paździutko. • 11 listopada- z okazji 99. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości w Gdańsku miała miejsce uroczysta Parada Niepodległości. Wzięli w niej udział prezes ZKP prof. Edmund Wittbrodt i członkowie oddziału gdańskiego Zrzeszenia: prezes Grzegorz Jaszew-ski, Adrian Watkowski i Teresa Juńska-Subocz. • 12 listopada-z inicjatywy Rady Dzielnicy Suchani-no oraz parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego odbył się koncert patriotyczny „Sen o niepodległej". Wydarzenie to poprzedziła uroczysta msza święta w kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego. Uroczystość poprowadziła Marzena Lachowska - członkini oddziału ZKP w Gdańsku z Klubu Morena, radna dzielnicy Suchanino. W święcie uczestniczył poczet sztandarowy gdańskiego Zrzeszenia. ADRIAN WATKOWSKI TËCHUËNO B KRÓSMATA. REDOIA MÖZYKÔWANIÔ duńscze sztudio MTS wëpuscëło nową kaszëbską płatka. Nosy ôna titel Tëchlëno i Krósniata. Tak pözwónô je östatnô z 15 spiéwków na krążku. Czëjemë na ni Dzecné Karno Pie-snie a Tuńca Techlińscze Skrzatë. Dzecóm w spiéwa-nim towarzi kapela, jakô graje w składze: Jarosłôw Jósköwsczi (diôbelsczé skrzëpice, czerownik karna); Hanna Marszk, Mariô Kôszôłka, Aleksandra Piôsk (skrzëpice); Gabriela Nowickô (kontrabas), Jan Baska, Wöjcech Złoch i Paulëna Kôrda (akördionë). We wkłôdce do öbkłôdczi je krótëchnô historio karna, jaczé dzejô ju öd 1984 roku przë Spôdleczny Szkole w Tëchlënie (gm. Serakójce). Karno zabédowało 15 dokôzków, w tim trojga nowëch autorów w kaszëbsczi fonografii. Są to Miro-słôw Sobisz - „Kol zagrodę' - a Sztefón Kwieceń (muz.) i Barbara Klawiköwskô (sł.) - „Tëchlëno i Krósniata". Są na piątce spiéwë ks. Tónë Peplińsczegó pt. „Dorotka", Aleksandra Tomaczköwsczégö „Tata i koza"1 i „W mójim ogródku"2, Francëszka Sadzëcczégö (sł.) „Jestem Kaszubą" a Jana Trepczika „Pójmë so na grzëbë". Czerownik muzyczny karna Jan Baska nie boji sa dawać dzecoma solówków. Młodi, pôralatny spiéwôce, chôc tej-sej wpadnie jaczé „niedocygnienié"3 abö „za- cygnienié", trôfiają do serców słechińców autenticznym, redotnym, dzecnym „wëkóna". Podobno je z karnowim spiéwa. Śmiało, pewno. Zaśpiewanie i ödpöwiédz. Bawią sa muzyką. Raza z Jana Baśką dzecë do nagraniô przërëchtowała Irena Warmôwskô, choreografka karna, chtërna wprowadzëła do repertuarów pôra dzecnëch kaszëbsczich karnów sujita zabawów dlô dzecy. Spiéwią na krążku: Kasper Wenta, Marta Korda, Anna Gójtow-skô, Gabriel Puk, Agnészka Bronk, Marta Bronk, Julio Mielewczik, Dominika Król, Agnészka Ruszkówskô, Agnészka Wenta, Kinga Król a Juliô Köszôłka. Wôżnym dzéla płitë są lëdowé dokôzë: „Sztërë mëszë", „Warzëła mëszka", „Na babenku", „Kôsy, kósy", „Welewetka", „Nierobnô Kaszka"4 a „Szewiec". Trzë pierszé wëmienioné są szlagrama ti płitë. W „Wele-wetce" przëjatô ostała wersjô „Wide - wita"5. „Mój tata kupił koza" je nagranim live, na kuńc wëkönaniô czëc są óklasczi. W „Tu je nasza zemia"6 do öriginalnégö tekstu dopisónô ostała trzecó sztrófka: Baro lubimë tuńce i spiéwë, bô mëjesmë wiesołi. Chcemë tuńcowac, spiéwac, żartować, póczi mëjesmë młodi! Techlińscze Krósniata są jednym z nólepszich dzec-nëch kaszëbsczich karnów. Je tak nié leno temu, że dzecë dobrze spiéwią, baro dobrą kaszëbizną. Z jich miizyczi bije redosc zabawë, takô prôwdzëwô, dze-cynnô prawie. To je bëlnô droga dlô jinëch, nié leno dzecnëch karnów. TOMÔSZFÓPKA Tëchlëno i Krósniata Dziecięcy Kssiubski Zespól Pieśni i Tańca „Tudilińskie Skrzaty" ' Francëszk Kwidzyńsczi wkôzywô jinégô autora „Közë", je nim Jan Trepczik z Prokôwa (w artiklu „Muzyczno zupa z tatkowi kôzë", „Pomerania" nr 4/2013, s. 42). 2 Tekst je nieudóną. adaptacją wiersza Jana Piepczi pt. „Kwiôtczi". Wërazno chtos dżewałta „nacygnął" tekst do melodie... 3 Wôrt je öbniżëc grającym tonacja dokôzu w pôra przëtrôfkach, tak cobë dzecóm bëło wigódni śpiewać. 4 W tim dokôzku jidze uczëc piakną wëmôwa „ë" jidącégô w strona „a": słowa „bëła", „mëła" w pierszi sztrófce. 5 W ôpisënku platë je: piosenka ludowa ze zbioru Szefki. Dokładno jidze ja nalezc w dwuch zbiérkach Szefczi: Tańce kaszubskie, zebrał i opracował Paweł Szefka, Zeszyt III, wyd. I, Wojewódzki Dom Kultury, Gdańsk. 1969, s. 112-113 a w: Paweł Szefka, Ulubione pieśni dziecięce z Kaszub i Kociewia, Wojewódzki Ośrodek Kultury Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Po-morskiej w Wejherowie, Gdańsk 1979, s. 54-55. 6 W öpisënku dokôzu pödóné je: piosenka ludowa z Gospody pod Dubcem. Wiera szło ö „Gospoda pöd Żubra" z Radio Kaszëbë... Jakno autorów spiéwë pödôwô sa öglowö Józefa Roszmana (muzyka) i Janina Cëskôwską (słowa) - na piątce je to spiéwa lëdowô. 46 / POMERANIA / GRUDZIEŃ 2017 MUZYKA rzesz Szkółów w Czeczewie wëdała muzyczny krążk, na chtërnym nalazło sa 26 śpiewów w wikszoscë z muzyką i w wiôldżim dzélu téż z teksta direktora ti szköłë Jerzégö Stachursczégö. Mało jakô szkoła mô szefa, co rozmieje pódskacac dzecë, szkólnëch i spölëzna z ökölô do muzyköwaniô a pi-saniô tekstów. A jesz to dobëtno wëdac. W Czeczewie mają to szczescé ód lat latëcznëch. Do muzyczi Stachursczégó słowa napiselë téż: Sandra Léman, Natalio Nowak, Monika Kaleta, Dominika Słupk, Martina Ba-rowicz, Ewelina Pupacz, Agata Szréder, Agata Stefanowskó a jesz Maksymilión i Môrcën Jan-kówscë. Swój osobny dokôz mô Paulëna Skrzińskó („Kaszëbskô Zemia"). Ökróm ny jesz sztërë spiéwë są w rodny mowie: trzë ze słowama Lucynę Reiter-Szczi-dżeł: „Farwnô bana", „Ögniôrz", „Niech chtos zaczarzi świat" (udóné tekstë!) a znónô ju szerzi „Swiéc nóm gwiózdo" z muzyką Woj cecha Bratka a na ótmiana z teksta Stachursczégó. Płatka je tzw. pedagogiczną inowacją, udëtkówioną m.jin przez gmina Przedkówó. Projekt, co z nim do gminë wëstąpiła Stowôra Drëchów Szkółë w Czeczewie, zwôł sa „Jesteśmy autorami piosenek" i tak sa téż nazywó płatka. Projekt béł zjiscywóny ód maja do lëstopadnika tego roku. Pierszé egzemplérë CD i do-parłaczonégó spiéwniczka dostelë göscë uroczëstoscë nadaniô miona Jana Pawła II szkole, 16 rujana 2017. Piesnie z platczi óstałë wëzwëskóné óbczas nadanio-wégó szpetóklu. Kómputrową edicja nótów w spiéw-niczku zrobił Riszórd Bórisónk. Spiéwią uczniowie Zrzeszë Szkółów w Czeczewie (2010-2017) a Spiéwné Karno przë Öchötniczi Ogniowi Starżë w Czeczewie. Göscynno wëstąpilë: Wero- nika Prëczkówskô, Patrik Pupacz, Barbara Sypión, Béjata Sypión, Wioletta Drawc, Mónika Rogalewskô a Paulëna Skrzińskó. Zabrakło mie pödpisaniô solo-wëch wëkönówców w pôsobnëch śpiewach. Odznaczone je leno jedno wëkónanié. W tekstach i muzyce z platczi czëc swiéżosc. Snóżé aranże Tadeusza Kórthalsa i Karola Nepelsczégó dają wëkónôw-cóm harmoniczny bezpiek, spódlé a wskózë muzycznëch czerënków i charakteru. Temati-ka je szeroko. Öd Papieża-Póló-cha - patrona szkółë - przez Gódë, familia, bana pó... kosmos w sztilu reggae. Z całi ti farwny platczi uwóga na gwës przëcygô dokózk Jerzego Stachursczégö pt. „Piosenka góralska". Zaspiéwóné i zagróné (skrzëpice - prima!) z pasow-ną góralską manierą. W „Niech chtos zaczarzi świat" czarzi sama môłô spiéwôrka. Dzecné, prôw-dzëwé wëkónanié trôfiô prosto do serca. Utrzimóny w gorącym ritmie „Piękny świat" je jedną z nóredot-niészich dzecnëch böżich spiéwów pówstónëch na kaszëbsczi zemi. „Kto rękę poda" i „Życie" - to mollowe, piakné bédënczi, co udokazniwają, że wórt je sa tej-sej zamëslëc, pömëslëc ö żëcym. Płita mó w se wiele cepła. Cepła muzyczi, słów i dzec-nëch głosów. Zdôwô sa, że muzyka Stachursczégó je poezją, a słowa z platczi - muzyką. Plata je pasownym darënka pod latosé godowe drzewko. Kąsk szkoda, że wëdôwca zastrzégó, że płatka je leno do bënowégö użëtku szkółë. Równak chcemë póżdac. Może Gwióz-dór halô ja nama na Gódë... TOMÔSZFÓPKA ftSTESMY AUTORAMI PIOSENEK. GÖDNIK2017 / POMERANIA / 47 Z KOCIEWIA O ZUPIE Z BRUKWI NA GĘSIN1E Wielka szkoda, że już nie ma długich jesieńno-zimowych wieczorów. To znaczy są wieczory, ale naprawdę o wiele krótsze. Tak zagęściło się życie, że zanim pochowam kwieciste letnie sukienki, już jest Gwiazdka, a tyle jeszcze miałam przed nią zrobić. Tak mają ludzie „zachłanni duchowo"... świetne określenie, którym obdarowano prof. Józefa Borzyszkowskiego na kolejnym pamiętnym spotkaniu Instytutu Kaszubskiego w gdańskim Mestwinie. Iluż tam spotkać można ludzi bogatych duchowo, ile ważnych spraw regionalnych, co zarazem są uniwersalne. Uczulona (pozytywnie) na Kociewie, zaraz szukam ważnych miejsc na naszej ziemi. I wyświetla mi się - Fabryka Sztuk w Tczewie, katedra w Pelplinie, zamek w Gniewie, szkoła w Przy-siersku, Gruczno - u południowej bramy... Wiele innych też, mamy zresztą mapę „Przyroda i dziedzictwo kulturowe Doliny Dolnej Wisły", „Krajobraz kulturowy DDW" - też kolorowa i zachęcająca. Prawie wszyscy wiedzą o Szkole Podstawowej w Bytoni, gdzie zaplanowano ciekawy „Wieczór poezji mówionej i śpiewanej" Wymieniono teksty Romana Landowskiego, występ Kuźni Brackiej. Kilka dni później odbędzie się tam ważne spotkanie starostów trzech ko-ciewskich powiatów. Świetny pomysł oddziału ZKP w Zblewie na Zjazd Kociewiaków, takie Plachandry. Aż boję się zapeszyć. Coraz więcej Kociewia, coraz więcej Pomorza, a tu już nie tylko wieczory krótsze, ale też jakby dni w kalendarzu mniej niż kiedyś... Trzeba wybierać. Umiejętność wyboru staje się podstawową umiejętnością. Wolno robię postępy w tym zakresie, bo np. na Festiwalu Twórczości Ko-ciewskiej im. R. Landowskiego, organizowanym w Tczewie już piętnasty raz, trzeba być. Zapowiadają się trzy ciekawe dni, a imprezy się nakładają. Do barw, zdecydowanie za krótkiej w tym roku, jesieni należą blaski, migawki kociewskości. Przywołanie już samej nazwy regionu jest ważne. Doktorantkę (nieskromnie dodam moją) kończącą swoją rozprawę o tożsamości regionalnej uradował komunikat nieoczekiwanie podany w programie kulinarnym w TVP, że „taką zupę z brukwi gotuje się na Kociewiu". Niby drobiazg, a cieszy. Niech Polska wie, że jest taki region. Przy okazji snujemy opowieść, że też na Kaszubach jest znana. Zupa z brukwi na gęsinie - oferta Tawerny Mestwin - skusiła mnie w Święto Niepodległości, które świętowałam w Gdańsku. Imponująca była XV parada, tak z rozmachem i godnie świętowano w Gdańsku. Przy okazji snuły się moje myśli: Gęś, geś, ganś, gaś, gynś - od Kazimierza Nitscha mamy wymowny sposób pokazania zróżnicowania samogłosek nosowych na Ko- ciewiu. Zawsze przywołuję to podczas zajęć z dialektologii. Śp. prof. H u bert Górnowicz był moim mistrzem, a śp. prof. Jerzy Treder (wtedy asystent) prowadził ćwiczenia. Inny profesor z Kociewia Bogusław Kreja zachęcał do czytania „Pomeranii". Mnie zachęcił do nagrania i opublikowania tekstu gwarowego z południowego Kociewia. Wspomniany tekst „z życia" dotyczył właśnie kluskowa-nio gęsi, poszedł w Polskę, widnieje w zbiorze tekstów etnolingwistycznych. Już nieraz wspominałam, że „wszystko zaczęło się od brzadu", a właściwie też i od okrasy z kluskowanej gęsi. I czytam w wybrzeżowej prasie, że wśród świątecznych kulinarnych atrakcji na 11 listopada zapomniano o okrasie. Rogale marcińskie na szczęście były. Są tacy, których denerwuje ta kulturowa zabawa, jakby przy radosnym świętowaniu nie można było poważnie traktować niepodległości. A przecież właśnie niepodległość jest warunkiem, by cieszyć się życiem w pełni. Na południu Pomorza, bo w Przysieku koło Torunia odbył się już kolejny Festiwal Gęsiny. Emblematem imprezy była gęś -cała w kwiatach, i to jakich. Napisano przy niej: „Na tegorocznego św. Marcina powstała specjalna grafika, inspirowana kujawsko-pomorską twórczością ludową, kształt gąski stanowią motywy regionalnych haftów z Borów Tucholskich, Kociewia, Kujaw, Pałuk i Krajny". Brawo! Wreszcie dotarło do włodarzy tego województwa, że jest też Kociewie (powiat świecki), no i Krajna. Sylwetkę wspomnianej gęsi zachowam w regionaliach, które gromadzę. Podobnie jak świeżo kupioną książkę z wzorami Motywy regionalne dla zabawy i relaksu, w której zamieszczono wzory kaszubskie, łowickie, kujawskie, góralskie i... kociewskie. Tropię więc kociewskość, gdzie się da, pamiętając, że każdy temat ma swój czas. Jest czas festynów i czas badań naukowych, czas popularyzacji i czas poważnej edukacji. Tej ostatniej dobrze będzie służyć kolejny tom Słownika biograficznego Kociewia. Wielkie uznanie dla Ryszarda Szwocha i Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Takie wieści rozjaśniają mroki, nawet gdy dni są za krótkie... MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Jest czas festynów i czas badań naukowych, czas popularyzacji i czas poważnej edukacji. Tej ostatniej dobrze będzie służyć kolejny tom Słownika biograficznego Kociewia. 48 POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 GADKI ROZALIJI /WAŻNE DATY mm GLORIJA, GLORIJA. ZYTAWEJER Glorija, Glorija Jnes Chelsis Zdeo Glorija, Glorija, Póćma wszitke do stajanki, do Jezusa ji Panianki, powjitejma malańkiygo ji Marija Matka Jego! Ale tera małe dziatki śpsiywają jinaczi: Józefie stajenki nie szukaj ji do gospodi nie pukaj! Weź swoją dziecine ji do nas przijdz! W naszym domu zawsze dla Boga mniejsce otwarte jest! Bo wew naszej rodzinnie znajdziesz gościnę! p. Ji pjaknie Was powjitómi, kolanda Wóm zaśpsiywómi! Lulajże, Jezuniu, lulajże lulaj! Pjaknie sia Tobje kłaniami ji Twoją Matkę wjitami! Narodziył sia Jezus Christus, bódzma weseli! Chwała mu na wysokościach nucą Amniołi!!! Glorija, Glorija Ines Chelsis Zdeo!!! Glorija, Glorija Ines Chelsis Zdeo!!! Zez żiczaniami śłóntecznimi łod Waszi Rózaliji! Tekst w gwarze kociewskiej, w pisowni Autorki a>- GDUNSK HWO STOltCJ KASZUB Cena 35 zł Każde stare miasto oprócz historii prawdziwej ma również swoje dzieje bajeczne. Do ich powstania przyczyniały się rozmaite wydarzenia, nietypowe sytuacje oraz osobliwe zbiegi okoliczności. „Gduńsk. Baśniowo stoiëca Kaszub" to zbiór legend i podań autorstwa Jerzego Sampa, inspirowanych kaszubskimi wątkami w Gdańsku, mieście pod wieloma względami wyjątkowym, mieście, które istnieje już od ponad tysiąca lat i od zawsze było związane z Kaszubami. Książka do nabycia na WWW.KaSZUbskaKsiazka.pl oraz w księgarniach w Gdańsku, Bytowie, Kartuzach, Kościerzynie. DZIAŁO SIĘ W GRUDNIU • DZIAŁO SIĘ W GRUDNIU • DZIAŁO SIĘ W GRUDNIU • DZIAŁO SIĘ • 7 XII 1997 - ukazał się pierwszy numer Pismiona Wölnëch Kaszëbów„Ödroda". Redaktorem naczelnym został Paweł Szczypta. •8X111937 - w Gdyni otwarto port morski. 13 XI11937 - ustanowiono herb Chojnic. • 18 XI11987 - Brusy otrzymały prawa miejskie. 19X111937 - w Rumi ukazał się pierwszy numer „Ziemi Kaszubskiej", która wychodziła trzy razy w tygodniu w nakładzie 500 egzemplarzy. • 19X111927 - w Koleczkowie urodził się Bolesław Bieszk, zasłużony nauczyciel matematyki, fizyki i astronomii Liceum Pedagogicznego i Technikum Elektrycznego w Wejherowie. Podczas okupacji przebywał z matką i rodzeństwem w obozie Potulice. Wraz z Zygmuntem Rohde jest współautorem m.in. takich publikacji jak: Obóz Potulice (1995), Obóz koncentracyjny Stutthof... (1998), Bolszewo (2000). Zmarł w Wejherowie 22 stycznia 2003, a pochowany został na cmentarzu parafialnym wKielnie. •20X111627 - w Chojnicach zmarł Herman Han, sławny malarz gdański i chojnicki. Pracował w klasztorach cystersów w Oliwie i Pelplinie, od 1623 mieszkał w Chojnicach. Tam zmarł i został pochowany w podziemiach chojnickiej fary. Urodził się przed 20 lipca 1574 (data chrztu). • 30X111957-przy redakcji pisma„Kaszëbë" powstał Młodzieżowy Lektorat Kaszubski. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie GÔDNIK2Ö17 / POMERANIA 49 Max P. Toeppen stwierdził w swej Historii Mazur (1870), że Mazurzy mają szczególny powód do wdzięczności wobec króla Wilhelma I, który zdecydował „o wielce obiecującym i doniosłym w skutki" kolejowym połączeniu ich krainy ze światem. Oczywiście nie brakowało sceptyków, jeszcze w 1858 r. nieodosobniony był pogląd, że budowa linii przez Mazury jest „niczym innym niż urojeniem zrodzonym z nudy". Wbrew malkontentom, ale i poważnym trudnościom technicznym kolej połączyła Królewiec z Ełkiem już w 1868 r. W zaledwie kilka lat wykonano gigantyczną pracę, w nieprzyjaznym terenie, pełnym jezior, bagien i rzek. Dwa lata po otwarciu połączenia Toeppen snuł wizję szybkiego wyjścia Mazur z izolacji gospodarczej i duchowej poprzez nawiązanie „bardziej zażyłych kontaktów z pozostałymi częściami państwa". Kolej, czyli mazurska „bana", da początek nowej epoce w dziejach krainy. Przybliży Mazurom świat pobliskich miasteczek i dalekich krajów, zetknie z „obcym" i technicznymi nowinkami, bogatym da szansę powiększenia dochodów, przed biednymi otworzy emigracyjne szlaki. Ceną będzie rozpad społeczności, wymieranie mazurskiej kultury i języka. Zgodzić się więc trzeba z Toeppenem, że „drogi kolejowe stały się dla Mazur życiodajnym źródłem", ale i z Andreasem Kossertem (Mazury. Zapomniane południe Prus Wschodnich, 2001), który zauważył, że kolej w znaczący sposób przyspieszyła procesy germanizacyjne. Do przełomu XIX i XX w. wszystkie mazurskie miasta powiatowe otrzymają połączenia kolejowe. Tempo prac doprawdy mogło imponować, w latach 1852-1915 długość linii w Prusach Wschodnich wzrosła z 41 do 3825 km! W senne dotąd mazurskie miasteczka, które przez wielu słusznie uważane były po prostu za większe wioski, kolej tchnęła nowe życie. W krótkim czasie radykalnie zmieni się ich oblicze. W górę pójdą ceny gruntów. Możliwość zbytu produktów poza najbliższą okolicą skutkować będzie ożywieniem gospodarczym, powstaniem wielu nowych miejsc pracy i rozbudową infrastruktury, jednym przyniesie szybkie kariery, drugim głośne upadki. Liczba mieszkańców miast znacznie się zwiększy, w Ełku między 1867 a 1910 przybędzie ich dwuipółkrotnie, z 5300 do 13400. Karierę zrobią malutkie dotąd puszczańskie osady drwali i rybaków, jak Rudczany (ob. Ruciane-Nida). Dzięki dostępności kolei ulokuje tu zakłady tartaczne rodzina Andersów. Da pracę setkom ludzi, wybuduje dla nich nawet mieszkania socjalne. Jeszcze większe inwestycje poczynią Andersowie w Szczytnie, gdzie posiadać będą tartak, młyn, stolarnie i zakłady przetwórstwa drzewnego. Ich drzewne produkty trafiać będą z Mazur do wielu niemieckich miast i kilku krajów Europy. Ważnymi stacjami przeładunkowymi staną się małe wsie przygraniczne, np. Iłowo i Prostki. Powstaną w nich liczne firmy spedycyjne, hurtownie i sklepy, a także urzędy celne i granicz- ne. Te ostatnie wymagać będą zatrudnienia licznych urzędników i funkcjonariuszy, którym trzeba będzie zapewnić służbowe mieszkania. W mazurskim krajobrazie pojawią się, widoczne z daleka dzięki swej wielkości, czerwonej cegle i czerwonej dachówce, liczne dworce i stacyjki. Sporo z nich przetrwa do dziś, choć od zakończenia II wojny światowej, z powodu wywiezienia przez Rosjan torów i podkładów, nie przyjechał obok nich żaden skład. Dworce miejskie były często imponującymi budowlami, mieszczącymi nie tylko poczekalnie dla podróżnych, kasy, biura i służbowe mieszkania, ale i restauracje. W miastach towarzyszyły dworcom budynki infrastruktury kolejowej: wieże wodne (ciśnień), parowozownie, obiekty spedycyjne, budynki mieszkalne dla kolejarskich rodzin, często także hotele z wyszynkiem. Stacyjki na mazurskiej wsi budowane będą często poza zwartą zabudową miejscowości. Zostaną wzniesione wg sprawdzonych już projektów, wyróżniać się będą prostą funkcjonalnością i - wymuszającą szacunek - surową estetyką. Kolej unowocześni mazurski krajobraz. Pojawią się w nim liczne mosty, wiadukty i przepusty, a przede wszystkim ziemne nasypy. Otwarcie każdego odcinka linii kolejowej było świętem całej lokalnej społeczności. Dąbrówno otrzymało połączenie z Ostródą i Działdowem 1 października 1910 r. Tego samego dnia odjechał z miasteczka ostatni dyliżans pocztowy. Trzeba tu zauważyć, że kolej skutecznie łamała należący 50 POMERANIA ZROZUMIEĆ MAZURY dotychczas właśnie do poczty monopol przewozu osób. Pierwszy pociąg, ozdobiony girlandami i świeżo ściętymi gałęziami drzew, przyjechał od strony Ostródy. Dworzec, który otrzymał status stacji kolejowej III klasy, lśnił czystością. Jak zanotował kronikarz, wielkie wrażenie zrobiły na licznie zgromadzonych mieszkańcach miasteczka i okolic przestronna poczekalnia dla podróżnych i obficie zaopatrzony dworcowy bufet, ale największe parowóz ciągnący skład. Wielu widziało pociąg po raz pierwszy w życiu! Oklaskom i zachwytom nie było końca, w końcu ci, którym wystarczyło odwagi, rozsiedli się w wagonach. Zgodnie z tradycją pierwszy przejazd był bezpłatny. Na mazurskich szlakach kolejowych podróżowano pociągami pospiesznymi i osobowymi. Pospieszne, kursujące ze średnią prędkością 55 km/h, składały się z wagonów I i II klasy, osobowe, których była zdecydowana większość, ciągnęły ze średnią prędkością 39 km/h wagony wszystkich czterech klas. Samych Mazurów najczęściej spotkać można było w najniższej, IV klasie. Na bocznych trasach wagony tej klasy doczepiano często do składów towarowych. Stefania Sempołowska, która znaczną część swojej podróży po Mazurach w 1913 r. odbyła dzięki kolei, zanotowała („Mazury Pruskie", w: „Ziemia. Tygodnik Krajoznawczy Ilustrowany", 1913): „Rzeczywiście w wagonach IV klasy wśród towarzyszy podróży spostrzegłam różnicę między Niemcami a Mazurami - gdy jednak »brudnego« Mazura spod Rudczan porównałam w myśli z Mazurami spod Warszawy, porównanie wypadło znacznie na korzyść pruskiego Mazura". Uwagę tę powtórzył, zapewne za nią, Mieczysław Orłowicz w Ilustrowanym przewodniku po Mazurach Pruskich i Warmji (1923). Ten wybitny polski krajoznawca i podróżnik rekomendował zwiedzanie tego zupełnie nieznanego wówczas Polakom regionu z wykorzystaniem połączeń kolejowych, zauważając, zgodnie z prawdą, że „miejscowości, które mają do stacji więcej nad 10 km, należą do rzadkości. Pociągi liczne, szybkie i punktualne". Rozbudowa wschodniopruskiej kolei, dobrze skomunikowanej z wielkimi miastami Niemiec, jeszcze pod koniec wieku XIX zaowocowała wzrostem turystycznego zainteresowania tą egzotyczną dotąd krainą, wręcz „modą na Mazury". Zwiększająca się liczba turystów, zafascynowanych mazurską przyrodą, śródlądowymi szlakami wodnymi i pokrzyżackimi zabytkami, zachęcała do budowy hoteli, zajazdów i gospód. Orłowicz był pod wrażeniem stanu lokalnych dróg oraz poziomu obiektów noclegowych i gastronomicznych: „hotele we wszystkich, nawet najmniejszych miastach wygodne, niedrogie i czyste (...). Restauracje liczne i dobre". Nie podobały mu się jedynie kawiarnie, „jak wszędzie w Niemczech fatalne, a kawa zła". Opisana przez Siegfrieda Lenza w dwunastej z mazurskich historii z tomu Słodkie Sulejki uroczystość poświęcenia wąskotorowej kolejki, która w wielu miejscach Mazur odegrała ważną gospodarczą rolę, także zgromadziła liczną publiczność. Zafascynowana widokiem lokomotywy i kilku wagoników sulejkowska społeczność wzięła się za „sprawdzanie (...), opukiwała, kręciła śrubami, obracała, co się dało, otwierała coś tu, coś tam, wąchała i ganiła, cmokała z podziwu lub też wydawała osobliwe okrzyki przestrachu; słychać było również wiwaty". Prowadzący uroczystość „umundurowany jegomość" poświęcił swe wystąpienie odległej dotąd Ameryce. Z przekonaniem oświadczył publiczności, że wąskotorowa kolejka zbliżyła Sulejki do Ameryki: „Staliśmy się sąsiadami. Teraz wszyscy możecie, słowo honoru, ręką sięgnąć Ameryki". Miał rację, choć na pewno nie został tego dnia przez publikę zrozumiany. Rozbudowa kolei uruchomiła nieznane dotąd w tej skali ruchy migracyjne. Początkowo, począwszy od lat 70. XIX w., Mazurzy wyruszali za „wielką wodę". Podróż zaczynali od najbliższej miejscu zamieszkania wiejskiej stacyjki, by dotrzeć do portowych miast w Niemczech, przede wszystkim Bremy i Hamburga, i dalej popłynąć statkiem do wymarzonej Ameryki. Dwadzieścia lat później głównym celem Jeszcze niedawno na mazurskich liniach kolejowych spotkać można było parowozy. Fot. Wojciech Stawecki. migracji zarobkowej z Prus Wschodnich staną się wielkie miasta niemieckie zachodnich i centralnych Niemiec oraz ich szybko rozwijające się ośrodki przemysłowe. Wielu Mazurów trafi do kopalń i hut Westfalii. Szacuje się, że do 1910 r. wyjechało za pracą ponad 700 tys. Wschodnioprusaków. Ernst Wiechert dał w Dzieciach Jero-minów wstrząsające świadectwo tych czasów: „Nadmiar młodszych synów, takich, którzy nie mieli przejąć dziedzictwa, przepadał w zachodnich miastach Rzeszy, zagrzebywał się pod ziemią w kopalniach, zapominał o lasach i ba-gniskach, opłacał zarobki i zyski banicją żyjących w ciemności, przynależeniem do buntującej się masy, która przecież pozostawała im obca aż do śmierci. jeśli po wielu latach wracali w ojczyste strony, na krótkie, budzące podziw wsi odwiedziny, wciśnięci w miastowe ubrania, z żonami głupio i zarozumiale patrzącymi na nędzę, stawali tułacze nad brzegiem jeziora niby owi skazani na dożywocie więźniowie, którzy zapomnieli, jak wygląda światło dnia. Sławili swoje zarobki i życie, chwalili się swoim tam znaczeniem, lecz słowa te brzmiały pusto i fałszywie. Niejeden wykradał się o zmroku ku dzikiej gruszy rosnącej na miedzy, gdzie pogrzebane było jego dzieciństwo, i przypatrywał się w przygnębieniu i ponurej żałobie owej ubogiej krainie, która i jemu była obiecana, a którą opuścił dla miski soczewicy". Wielka literatura jest ponadczasowa. Chylę czoło przed Wiechertem. WALDEMAR MIERZWA POMERANIA 51 Z POŁUDNIA CHOJNICKI EPIZOD SĘDZICKIEGO Miniona w kwietniu br. 60. rocznica śmierci oraz zorganizowana z tej okazji w listopadzie wystawa w Bibliotece Gdańskiej PAN pt. „Franciszek Sędzicki (1882-1957) piewca ziemi kaszubskiej" przywróciły pamięć o poecie młodokaszubskim. W życiu zasłużonego twórcy, działacza regionalnego i bibliotekarza był również epizod chojnicki. Co prawda sam poeta nie udokumentował rocznego pobytu w Chojnicach żadnym wspomnieniem, ale pozostawił po sobie pamiątkę w postaci „Niwy Pomorskiej", którą wydawał jako dodatek regionalny do miejscowych gazet. Był jedną z tych indywidualności - obok m.in. Jana Karnowskiego i Stefana Bieszka - które łączyły Chojnice, położone na krańcu regionu, z głównym nurtem ruchu kaszubskiego. Franciszek Sędzicki, wzorem wielu prowincjonalnych dziennikarzy w owym czasie, dość często zmieniał miejsce pracy. Po wielkiej wojnie w latach 1919-1924 był redaktorem „Dziennika Starogardzkiego". Następnie krótko pracował w redakcjach „Słowa Pomorskiego" i „Gazety Narodowej" w Toruniu, a stamtąd w 1926 r. przeniósł się do Chojnic. _ W wojewódzkiej stolicy był jednym z szeregowych dziennikarzy, w Chojnicach otwierała się perspektywa samodzielnego prowadzenia pisma. Zapewne też uraziło go pominięcie przez Jana Karnowskiego i red. Stefana Sachę przy tworzeniu „Mestwina", dodatku do „Słowa Pomorskiego". - W Chojnicach od 1 lipca 1926 roku objął ster gazet wydawanych przez W.J. Schreibera. Zmiany w redakcji nie uszły uwadze władz, starosta Jan Popiel 28 sierpnia w piśmie do Urzędu Wojewódzkiego donosił: Z redakcji „Dziennika Pomorskiego" i „Ludu Pomorskiego" zwolniono z dniem 30.06 br. redaktora naczelnego Leona Formańskiego, a z dniem 7.08.1926 r. red. odpowiedzialnego Tobolskiego Stefana. Redakcję objęli: jako redaktor naczelny Sędzicki Franciszek Leon, jako odpowiedzialny redaktor Jeske Stanisław. Kierunek polityczny nadaje pismom Sędzicki w porozumieniu z wydawcę Schreiberem Juliuszem. Oba pisma miały za czasów Formańskiego kierunek Chrześcijańsko--Demokratyczny zbliżający się do endecji, obecnie natomiast przyjęły całkowicie charakter endecki. Od majowego zamachu stanu minęło niewiele czasu, nie dziwi więc, że redaktor opozycyjnych gazet, osoba kształtująca opinię publiczną, był bacznie obserwowany i opiniowany: Sędzicki Franciszek - obywatel polski, stanu wolnego, w Chojnicach zamieszkuje od 1.07.1926 r. przy - -w**'. ul. Człuchowskiej 13 (...). Pod względem moralnym zachowuje się Sędzicki bez zarzutu. Uważany jest jako Endek, jednakowoż szerszej działalności dotychczas nie wykazał1. Zostawmy jednak poglądy polityczne i moralność redaktora, zwróćmy uwagę na jego najcenniejszą chojnicką inicjatywę. Ówczesnym zwyczajem gazety tutejsze wydawały kilka dodatków tematycznych, jeden z nich, „Dzwon Niedzielny", Sędzicki niezwłocznie przekształcił, nadając mu charakter regionalny. Zaczął w nim zamieszczać własne wiersze i opowiadania, a od 3 sierpnia dodatek przyjął tytuł „Niwa Pomorska" i poniżej: „Dodatek religijno-oświatowy i ludoznawczy do »Ludu Pomorskiego^', później „Dodatek literacko-oświatowy". Łamy tego skromnego tygodnika (4 kolumny formatu A-4) redaktor w dużej części wypełniał płodami własnego pióra; były to opowiadania, pieśni, frantówki, wiersze kaszubskie lub polskie, anegdoty. Pojawiły się też utwory literatury ludowej, zwłaszcza po apelu redakcji o spisywanie i przysyłanie ludowych piosenek, le- _ gend, baśni. Ukazywały się w rubrykach „Pieśni - frantówki ludu pomorskiego" , „Z podań ludu pomorskiego", przysyłano je z różnych stron Pomorza. „Niwa" pozyskała też stałych współpracowników, którzy nie tylko zasilali pismo materiałami ludoznawczymi, lecz także artykułami popularnonaukowymi. Między innymi student seminarium duchownego w Pelplinie Bolesław Knitter (nb. kuzyn J. Karnowskiego) pisał o dziejach rodziny Kossobud--Pawłowskich z Mokrego oraz wieloodcinkowe „Dzieje parafii wiełewskiej". Ukazywały się szkice historyczne (np. o procesie filomatów pomorskich z 1901 r.), etnograficzne, ekologiczne nt. Borów Tucholskich. Nadal jednak dominowała w tygodniku twórczość literacka Sędzickiego - wiersze, w większości kaszubskie, oraz utwory prozą drukowane w odcinkach. Wertując pożółkłe karty rocznika „Niwy Pomorskiej" ze swej biblioteczki, nie mogę się oprzeć refleksji, jak niestrudzonym bojownikiem „sprawy kaszubskiej" był redaktor tego pisma, jak ważna była jego praca popularyzatorska. Chojnice były tylko przystankiem na drodze jego twórczej działalności, ale nawet w tak krótkim czasie przyczynił się do umocnienia pozycji miasta na kulturalnej mapie Pomorza między wojnami. KAZIMIERZ OSTROWSKI Miniona w kwietniu br. 60. rocznica śmierci oraz zorganizowana z tej okazji w listopadzie wystawa w Bibliotece Gdańskiej PAN pt. „Franciszek Sędzicki (1882-1957) piewca ziemi kaszubskiej" przywróciły pamięć o poecie młodokaszubskim. Cyt. za: J. Schodzińska, Franciszek Sędzicki (1882-1957) działacz narodowy, regionalista i poeta kaszubski, Gdańsk - Wejherowo 2003. 52 POMERANIA Z PÔŁNIA fA roczëzna smiercë, jakô bëła latoś w łżëkwiace, vJ • ë zôrganizowóny z ti leżnoscë w smutanie wëstôwk w Przédny Bibliotece PAN „Francëszk Sadzëc-czi (1882-1957) miłotnik kaszëbsczi zemie" wrócëłë pamiac ö młodokaszëbsczim pôéce. W żëcym tegô za-słëżonégö utwórcë, regionowégö dzejôrza ë biblio-tekôrza, béł też chônicczi wëjimk, cząd. Prôwdą je to, że pôéta nie udokumentowôł rocznégô bëcégô w Chóni-cach niżódnym wspominka, ale östawił pamiątka, jaką je „Niwa Pomorska", co ją wëdôwôł jakô regionowi dodôwk do môlowëch gazétów. Ön béł jednym z niewiele lëdzy - kôl m.jin. Jana Karnowsczégö ë Sztefana Biészka - chtërny parłaczëlë Chônice, z könuszka krôj-në, z przędnym czerënka kaszëbsczi rësznotë. Francëszk Sadzëcczi, jak tedë wiele gazétników z pustków, dosc czasto mieniwôł roböta. Pö wiôldżi wojnie w latach 1919-1924 ön béł redachtora pismiona „Dziennik Starogardzki". Późni krótko robił w redakcjach cządników „Słowo Pomorskie" ë „Gazeta Narodowa" w Torniu, stamtądka w 1926 przecygnął do Chóni-ców. W stolëcë województwa ön béł leno jednym z „prostëch" gazétników, w Chönicach bëło widzec perspektiwa samöstójnégö czerowaniô gazétą. Gwës czuł sa lëchö, czej Jón Karnowsczi i red. Sztefón Sacha zabôczëlë o nim przë twórzenim „Mestwina", dodôwku do pismiona „Słowo Pomorskie". W Chónicach ód 1 lepińca 1926 roku czerowół ga-zétama, chtërne wëdôwół W.J. Schreiber. Te zmianę w redakcje widzałë téż wëszëznë. Starosta Jón Popiel 28 zélnika w lësce do Wôjewódzczégó Urzadu pódół: Z redakcje „Pômôrsczégô Dzénnika" ë „Pômôrsczégô Lëdu" 30.06 tegô roku östôł zwolniony przédny redachtór Léón Fórmańsczi, a 7.08.1926 roku ödpôwiedzalny redachtór Tabölsczi Sztefón. Redakcję zajął sa: jako przędny redachtór Sadzëcczi Francëszk Léón, jako ódpôwiedzalny redachtór Jeske Stanislôw. Póliticzny czerënkpismionóm dôwô Sadzëcczi w pórozëmienim z wëdówcą Schreibera Juliusza. Të dwa pismiona za czasów Fórmańsczegó miałë czerënk Chrzescejańskó-Demókraticzny, co sa zblëżiwôł do endecje, terô zôs one mają często endecczi wëzdrzatk. Öd majowego zamachu stanu minało niewiele czasu, nie je dzywné to, że gazétnik ópózycjowëch pismionów, człowiek, co sztółtowół publiczną opinia, béł mócno óbserwówóny ë óbtaksowiwóny: Sadzëcczi Francëszk -pólsczi ôbëwatela, kawaler, w Chónicach mieszko ód 1.07.1926 roku, sz. Człëchówskó 13 (...) Przez bôczënk na moralność, zachówiwô sa Sadzëcczi bez niżódnëch uwôgów. Ön je uwôżóny za endeka, równak szerszi dze-jalnotë donëchczas nie wëkôzôł1. Chcemë óstawic równak póliticzny pózdrzatk ë móralnota redachtora, chcemë dac bôczënk na jegó nôwôżniészą chónicką jinicjatiwa. Tedëczasnym zwëka môlowé gazétë wëdôwałë czile tematicznëch dodôwków, jeden z nich, „Dzwon Niedzielny", Sadzëcczi zmienił, dôwającé mu regionalny charakter. Zaczął w nim drëköwac gwôsné wiérztë ë ópówiescë, a ód 3 zélnika dodôwk miôł titël „Pomorska Niwa" ë niżi: „Regiono-wô-óswiatowi ë lëdoznôwczi dodôwk Lëdu Pömórsczé-gó", pózni „Lëterackó-óswiatowi dodôwk". Starnë ti pro-sti tidzéniowi gazétë (4 kölumnë formatu A4) redachtór we wiôldżim dzélu wefulowiwół brzada swojego pióra; to bëłë ópöwiôdania, spiéwë, frantówczi, kaszëbsczé abó pólsczé wiérztë, pöwiôstczi. Pókazywałë sa téż dokózë z lëdowi lëteraturë, przede wszëtczim pó prośbie redakcje ó spisanie ë wësłanié lëdowëch spiéwów, legendów, bôjków. Publiköwóné bëłë w dzélu „Spiéwë - frantówczi pómórsczégó lëdu", „Z kôrbiónków pómórsczégó lëdu", öne bëłë słóné z rozmajitëch starnów Pómórzégó. „Niwa" miała też swój ich wëspółrobôtników na wiedno, chtërny nié blós dôwalë do pismiona lëdoznôwczé materiale, le też pöpularnonóukówé artikle. Midzë jinszima sztudéra dëchównégó seminarium w Pelplënie Bólesłów Knitter (nb. kuzyna J. Karnowsczégó) pisôł ó dzejach familie Kóssobudów-Pawłowsczich z Mókrégó. Ön pisôł téż wiele dzélów „Dzejów wielewsczi parafie". Wëdôwóné bëłë też próbë: historiczné (np. ó sądzenim pómórsczich filomatów z 1901 roku), etnograficzne, ekologiczne nt. Tëchölsczich Bórów. Wcyg równak przewóżało w ti tidzéniowi gazéce lëte-racczé utwórstwó Sadzëcczégó - wiérztë, w wikszim dzélu kaszëbsczé, a też dokôzë prozą drëkówóné w wëjimkach. Czej sa przezérô żółté starnë rocznika cządnika „Pomorska Niwa" ze swóji biblioteczi, nie dó sa nie miec wrażeniô, że redachtór tegö pismiona béł pó prówdze biótkównika kaszëbsczi sprawë ë robił wiôlgą pópulari-zatorską robota. Chónice bëłë blós przëstónka na Stegnie jegó utwórczi dzejalnotë, ale nawetka w tak krót-czim czasu ón miół wkłód do umócnieniô pozycje gardu na kulturowi kôrce Pömörzégö midzë wójnama. KAZMIERZ OSTROWSCZI, TŁOMACZËLA NATALIO KLOPÔTK-GŁÓWCZEWSKÔ Cyt. za: J. Schodzińska, Franciszek Sędzicki (1882-1957) działacz narodowy, regionalista i poeta kaszubski, Gdańsk - Wejherowo 2003. GÖDN1K 2017 / POMERANIA / 53 ZEZ BRUS CZILE ZDAŃ Ö KARNIE „ZABORACY" Na brusczim niebie zebrałë sa szaré blónë. Deszczowo, rujanowô sobota. Czej za ökna padô, më sedzącë przë gorący arbace i kuchu, jesmë darzony snôżą kôrbiónką dwuch sostrów - Danutë Miszczik [pöl. Miszczyk] i Irenë Peplińsczi - nôleżniczków Téatru Lëdowégö Öbrzadu „Zaboracy". Hewö czile mëslów z ti gôdczi, jaczima chcemë sa pôdzelëc z Czetińcama „Pomeranie". PËRZNA HISTORII Téater miôł swój zôczątk w Kaszëb-sczim Zespole Pieśni i Tuńca (KZ-PiT), jaczi östôł założony w Czëcz-köwach w smutanie 1978 roku przez Wanda Kiżewską - direktorka Wie-sczégö Dodomu Kulturę w ti wsë. Cél béł prosti - rozszérzwianié kaszë-biznë w edukacjowi i rozegracjowi formie, m.jin. przez spiéwë. Na początku w karnie bëłë leno dzecë i młodzëzna. W swöjim repertuarze mielë midzë jinszima „téater przë kawie", kaszëbsczé Wiliowé Wieczorë czë pupkówi téater. Tak pô prôwdze ôd samégô zôczątku dzejôł przë zespole téater lëdowégö óbrzadu, ale ôsóbną nazwa dostôł w 1987 r. A że jesmë w piaknym dzélu Kaszub - na Zaborach, nazéwô sa Zaböracë -tłómaczi wastnô Miszczik. Nigle pöwstôł nen zespół, w czëcz-kôwsczim dodomu kulturë bëłë pökazywóné dokazë na bina. Kóżdi z nich muszôł nôprzód przeńc przez kómunisticzną cenzura. Pö pówsta-nim karna taczégö obowiązku ju nie bëło, a przez dzejanié w KZPiT można bëło wësłowic swój a miłota do swójszczëznë, do rodny mówë. KARNO DLÔ FAMILIÓW Zespół pieśni i tuńca „Zaboracy" parłaczi pokolenia w ökölim i w ro-dzëznach. Dzysnia w karnie je kol 15 lëdzy. Przez wnet 40 lat dzejaniô w zestôwk zespołu wchôdałë pösobné generacje mieszkańców zabórsczi zemi. jednëch przëcygelë starszi, jin-szich bracyna abó sostra, a jesz jinëch drëszë. To téż je widzec w wiekowi strukturze. „Zaboracy" to czilelatné dzecë, młodzëzna, ale téż ustny. Niechtërny są spartaczony z karna ód samégö zóczątku. Tak je z wastną Danutą i Ireną, chtërne nama prawią ó zespole i teatrze, ale téż chócle z córką Danutę Miszczik - Martą. Zaczała grac w 1995 roku, mające 3 lata, i rosła raza z pósobnyma szpetóklama i rolama, chtërne przeszło ji grac - téż w nónowszim „Świece podług Józefa Chełmówsczégö". Jistno je w familie Kroplewsczich - stark Paweł grôł w zespole na skrzëpicach, wnuczka Ana Cupa na akórdionie, a wnukowie Szëmón i Môrcën Kroplewscë do dzysô są nôleżnikama. Taczich przi-kładów je wiele wiacy. PRZËSZËKÖWANIÉ DO ŻËCÔ Wiôlgô zasłëga karna to równak nić le partaczenie lëdzy w rozmajitim wieku. Jego przédniczka Danuta Miszczik wskazywó, że potkała sa z wdzacznotą ód nóleżników za przekazanie jima wiédzë ö Kaszëbach i kaszëbsczim jazëku, w chtërnym dramatë są gróné. Ökróm tegó, czedë przińdze czas öddzaköwaniô z téatra, aktorze mogą sa lepi nalezc w świece - przez wëjazdë na rozmajité przezér-czi są barżi ótemkłi i mają szeroczé kóntaktë z lëdzama. Muzyce z karna mogą téż wëzwëskac swoje umiejat-noscë, grające na rodzëznowëch uroczëznach, wiesołach itd. D0K0Z0 CZŁOWIEKU STĄDKA Patrona roku 2017 w KPZ je Józef Chełmówsczi, człowiek stądka -z Zaborów. To wiôldżi drëch najégô karna, m.jin. brôł wiedno udzél w najich wilijnëch wieczorach i pokazy wół swôje dokaże zrzeszone z Göda-ma - gôdô wastnó Miszczik. Nick tej dzywnégô, że karno udba-ło so wëstawic dokôz ó méstrze ze swóji zemi pod pozwą „Świat pódług Józefa Chełmöwsczégö". Wszëtkö za-czało sa slédny zëmë ód udbów, jaczé narodzëłë sa w głowach doswiód-czonëch nóleżników teatru. Póstap-nym kroka bëło zapoznanie wszët-czich aktorów ze scenarnika i roz-dzelenié rolów, cobë kóżdi mógł sa blëżi przëzdrzec swóji póstacji. Dali przë pómócë Renatë Goebel - plasti-ka z Centrum Kulturë ë Bibloteczi w Brusach, a téż Irenë Peplińsczi powstałe scenografio i obleczenia. Z próbë na próba sztółtowała sa kuń-cowó wersjo scenarnika, chtërna óstała latoś czile razy zaprezento-wónó szeroczi publicznoscë (m.jin. 26.02 w Brusach na inauguracja roku Chełmöwsczégó, 18.03 z leżnoscë Dnia Jednotë Kaszëbów w Stóromie-sczim Rôtëszu we Gduńsku, 27.05 w Göstëcënie, gdze óbczas przezérku teatrów wiesczich i lëdowégô óbrzadu dostelë 3. mól, a 11.06 w Smiłowie óbczas sejmiku teatrów wiesczich i lëdowégó óbrzadu. Grelë ten dokóz téż pora razy w Chónicach, a óstatnó w Swórach). Rok 2017 z pózdrzatku na patronat Józefa Chełmöwsczégó béł óso-blëwi, ale nóblëższi rok téż badze dló karna nadzwëlcówi. W smutanie 2018 roku zespół planëje ôbchódë 40-lecó jistnienió. Ju terô winszëjemë jima dzejanió i żëczimë pósobnëch dobë-ców. DOMINIK LEWICCZI, ÉWA N0WICKÔ, EWELINA STEFAŃSKÓ Tekst je brzada pótkaniów dló pi-szącëch po kaszëbsku, jaczé ódbëłë sa w ruj anie w Brusach. Östałë one udëtkówioné przez Minysterstwó Bënowëch Sprów i Administracje. 54 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 LEKTURY Śladami pozostawionych znaków W XXIX rozdziale Doliny Issy Miłosza bohater powieści, Tomasz, rozmawia ze swym dziadkiem o przodkach, o których pamiętają tylko książki z domowej biblioteki. Jest w nich „rzucone ziarno", które czeka „cierpliwie na swój czas". Biblioteczne półki, „z których świecą białe kartki", inwitują, wszak „nikt nie żyje sam: rozmawia z tymi, co przeminęli, ich życie w niego się wciela, wstępuje po stopniach i zwiedza - idąc ich śladem - zakątki domu historii. Z ich nadziei i przegranej, ze znaków, jakie po nich zostały, choćby to była jedna litera wykuta w kamieniu, rodzi się spokój i powściągliwość w wypowiadaniu sądu o sobie. Dane jest wielkie szczęście tym, co umieją je zdobyć. Nigdy i nigdzie nie czują się bezdomni, wspiera ich pamięć o wszystkich dążących jak oni do nieosiągalnego celu". W tęsknocie za braterstwem ducha upatruję narodzin serii wydawniczej „Pro memoria", której spiritus movens jest prof. Józef Bo-rzyszkowski, a głównym wydawcą Instytut Kaszubski. Dodać należy, że wymieniony „duch sprawczy" to jednocześnie redaktor i współautor każdego tomu cyklu. Prawda, że zebrane w „Pro memoria" materiały przybliżą sylwetkę bohatera tym, którzy o nim nie słyszeli lub słyszeli mało; prawda, że teksty, dokumenty, fotografie, informacje bibliograficzne ułatwią pracę przyszłym biografom; prawda, że każda z książek tej serii jest owocem skrzętnej pracy historyka pragnącego uchronić przed zapomnieniem jak najwięcej ludzi, spraw, rzeczy. Wszystko to prawda. Mam jednak odczucie, że nie tylko dociekliwość i skrupulatność badacza, ale przede wszystkim duchowa zachłanność Józefa Borzyszkowskiego sprawia, że redagując „Pro memoria", „rozmawia z tymi, co przeminęli, (...) wstępuje po stopniach i zwiedza - idąc ich śladem - zakątki domu historii". Tym razem wchodzi w życiową i artystyczną przestrzeń znakomitego gdańskiego artysty plastyka Ryszarda Stryj ca. Miłoszowy narrator, mówiąc 0 czytelniku zafascynowanym bohaterami przeszłości, podpowiada, że „ich życie w niego się wciela" (powyższe cytaty pochodzą ze stron 98 1 99 wyd. II Doliny Issy [Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989]). Nie inaczej jest w relacji Ryszard Stryj ec - autor/redaktor książki Pro memoria. Ryszard Stryjec (1932--1997) (poniższe cytaty pochodzą z tej publikacji). Będący pod wrażeniem dzieła „gdańskiego Diirera" Józef Borzyszkowski niejednokrotnie traci dystans do swego bohatera (prawdę mówiąc, emocjonalna powściągliwość nie była założeniem tej pracy). Pisząc o Dziennikach Stryjca i o swojej ich percepcji, prof. Borzyszkowski przyznaje: „Ktoś mnie uspokajał, że nie powinienem zanadto utożsamiać się z ich autorem, ograniczyć empatię" (s. 428). Wspomniane Dzienniki to zajmująca, złożona z epizodów opowieść o realiach i ułudach życia, o twórczym poszukiwaniu i wątpieniu, o pogmatwanych snach i postępującej fizycznej niemocy. Nam, zjadaczom chleba, wydaje się, że to my mamy patent na szarość dni, duchową mizerię, na - powiedzmy dla dowartościowania się - hamletyzowanie. Niech kilka wypisków z przeciągu prawie 20 lat zilustruje zmienny stan ducha artysty, którego sztuka zamieszkuje przestrzenie najwyższe (np. wystawa „Między symbolem a rzeczywistością - Albrecht Diirer, Ryszard Stryjec, Gunter Grass" w Starogardzkim Centrum Kultury w 1999 roku oraz w Muzeum Narodowym w Gdańsku w 2007 roku): „Cierpię na brak wiary. Moje życie jest jałowe. Zwierzęce, przyziemne, bez wartości, bez ideologii (s. 431). Popadłem w apatię, zniechęcenie, w ogólną niemoc i zwątpienie. Zwłaszcza to ostatnie (s. 432). Zacząłem trochę wydziwiać w malowaniu. W ogólności zacząłem sobie lepiej dawać radę z farbami (s. 434). Znalazłem właściwy rytm pracy (s. 436). Od tygodnia ciężko pracuję (s. 449). To niemożliwe, żebym nie potrafił posługiwać się kolorem (s. 461). Moje malowanie znów znalazło się w impasie (s. 465). Czy jestem aż tak zaśniedziały w sobie, aż tak nic nie umiem? (s. 470). Grafika rozczarowuje (s. 485). Zaczęło się coś dziać. Utrafiłem we właściwy rytm (s. 493). Moja żarliwość zaczyna przygasać (s. 494). Być może rzeczywiście wczoraj umiałem malować, jednak dziś sprawa się skomplikowała (s.496). Miałem chwilę euforii i wolności. Malowałem w sposób czysty, bez formy i treści, czyli w pełni chaotycznie, tak jak przystało na początku stwarzania. Później z tego chaosu może coś się wyłoni (s. 517). GÖDNIK 2017 / POMERANIA / 55 LEKTURY Oaillll ^ 0 www.kaszubskaksiazka.pl Świat otworzył się przede mną. Jestem malarzem, który wie, o co chodzi (...). Arcydzieła jeszcze nie ma, ale to tylko kwestia czasu (s. 530). Zaczynam wątpić... (s. 545)". Nie jedyne to prywatne zapiski, którymi raczy czytelnika redaktor omawianej książki. Są listy od matki („Kochany drogi synku..."), od przyjaciół („Kochany Rysiu!"), od kolegów („Ty pluskwo plugawa!"), od miłośników talentu („Wielce Szanowny Panie!") i wiele innych. Są kartki pisane do Stryj ca i kilka listów jego autorstwa. Przejmującą lekturą są listy pani Magdaleny M. do Ryszarda Stryjca. Wyznanie „Odurza mnie ta miłość, przeraża i cieszy" (s. 88) nie tylko nazywa emocje autorki, ale może też opisywać duchowe doświadczenie współuczestników życiowych i estetycznych zmagań gdańskiego artysty; chapeau bas! przed panią Magdą za te nieuładzone listy i za zgodę na ich opublikowanie! W nostalgiczny nastrój wprowadza nas również VI część tomu zatytułowana „Ryszard Stryjec w pamięci rodziny i przyjaciół oraz miłośników jego twórczości". Są tu nadzwyczaj powściągliwe wspomnienia i refleksje Jarosława Stryjca, syna Ryszarda. Są słowa zachwytu głoszone przez siostrzeńca artysty Waldemara Skrzypczaka, z lekko zawoalowa-nym żalem: „Gdyby choć odrobinę artystycznej doskonałości przeniósł do życia osobistego, pewnie byłby demiurgiem pełną gębą" (s. 589). Pisze o nim koleżanka z lat szkolnych Janina Szczepaniak-Pinkie-wicz: „Szkoda, że był taki zamknięty w sobie, a my też nie potrafiliśmy dotrzeć do jego bogatej osobowości. Szkoda, bo jakby był śmielszy, otrzymalibyśmy od niego więcej. Nie mam na myśli rzeczy fizycznych, ale więcej z jego przebogatego wnętrza" (s. 600). O swoim mistrzu mówi Mira Rynkiewicz: „Stryjec nie był moim przyjacielem. Ale tworzył mój świat" (s. 601). Wspominają Ryszarda przyjaciele - Antoni Żabczyński, Bogusław Żyłko, Kazimierz Kotowicz, Kazimierz Nowosielski. Józef Borzyszkowski tłumaczy swoją fascynację osobą i dziełem bohatera książki: „(...) wielki i skromny artysta, wspaniały mistrz i człowiek" (s. 627). Osobiste kontakty autora z artystą nie były intensywne. Przez długi czas bywały „wręcz sporadyczne" (s. 635). Na tejże stronie czytamy: „Po latach poznałem ten świat bliżej in situ i z lektury jego dzienników". I dalej: „Wówczas też poznałem towarzyszkę Ryszarda, Marię z Winogradzkich Romańczukową, która na swój sposób z pełnym zaangażowaniem dbała o jego zdrowie i warunki życia codziennego. Z czasem poznałem ich oboje bliżej (...). Za sprawą Marii na dobre wszedłem w świat twórczy i rodzinny Ryszarda Stryjca. A stało się to dopiero po jego śmierci i pogrzebie" (s. 636-637). Pro memoria. Ryszard Stryjec... jest tego świadectwem. Do niewierzącego w siebie artysty docierały słowa uznania od znawców i miłośników jego twórczości. Dwie partie książki przynoszą egzemplifi-kacje w tej materii: część III „Hołdy poetów i pisarzy - wiersze i proza -dedykowane R. Stryjcowi" oraz część IV „O dedykacjach w książkach dla Ryszarda i nie tylko". W pierwszej z wymienionych części napotykamy teksty m.in. Zbigniewa Żakiewicza, Magdaleny Michałowskiej, Teresy Ferenc, Guntera Grassa, Kazimierza Nowosielskiego czy Mieczysława Czychowskiego (przeczytawszy tytuł jednego z wierszy tego poety, pamiętajmy, że ąuandoąue bonus dormitat Homerus). Życiu Ryszarda Stryjca oraz jego bliższym i dalszym znajomym poświęcono w książce sporo stron. Słusznie prof. Borzyszkowski zakreśla tu jednak pewne granice: „Jeszcze nie czas, a zwłaszcza w tym tu tomie, na głębsze wnikanie w mroczne strefy życia Ryszarda i jego bliskich" (s. 112). Zapytajmy więc o dzieło bohatera Pro memoria. Ryszard Stryjec... Znawcom zagadnienia oddaje Józef Borzyszkowski drugą część tomu, zatytułowaną „O twórczości »gdańskie-go Diirera«". Znajdujemy tu teksty Ulrike Becker i Nilsa Biittnera oraz Magdaleny Olszewskiej, Kazimierza Nowosielskiego, Miry Rynkiewicz, Roberta Mazura i redaktora tomu. Przedostatni wymieniony autor w tej części pracy pisze o exlibrisach Stryjca. Opracował też zamieszczoną na końcu książki bibliografię. O nim to pisze we „Wstępie" Józef Borzyszkowski: „Osobna wzmianka należy się Robertowi Mazurowi, fotografowi z Wrocławia, miłośnikowi i kolekcjonerowi dzieł R. Stryjca. On to odegrał tu rolę swoistego katalizatora, zachęcając i wspierając mnie od lat materiałami źródłowymi i własnymi opracowaniami z myślą o przygotowaniu niniejszego tomu. Jest jego współautorem i...sponsorem!" (s. 9-10). Dodać należy, że Robert Mazur jest autorem strony internetowej www.stryjec.pl. Redaktor książki pisze w tej części o cassubianach Stryjca. Pozostali autorzy próbują zdefiniować przesłanie gdańskiego artysty. Z tym zdefiniowaniem jest pewien kłopot, bo oto w jakiej niepewności utrzymują nas, laików, znawcy przedmiotu, krytycy sztuki: U. Becker, N. Biittner: „Znaczenie kuli pozostaje (...) otwarte" (s. 193). „Czy autor pokazuje nam ślepotę ludzi na doczesność, zło lub też triumf dobra nad chaosem, zarazą?" (s. 204). „Nie ma tu jednoznacznej interpretacji" (s. 215). M. Olszewska: „Scenę tę możemy odczytać jednak zupełnie inaczej" (s. 227). „Stylizacja, wielość szczegółów, wieloaspektowość odczytywania przekazów znaczeniowych, sprawiają, że obcując z jego rysunkiem, kartą graficzną, ekslibrisem, stajemy przed niezliczonymi możliwościami ich interpretacji" (s. 234). Skąd bierze się ta niejednoznaczność? Nowosielski konstatuje, że sztuka Stryjca to „subtelna gra między wyrażonym a niedopowiedzianym" (s. 240), Rynkiewicz dookreśla to, pisząc, że „(...) obrazy Stryjca to swoisty oniryzm, nastrój marzenia sennego charakteryzujący się dużą dozą poezji, a jednocześnie ironi-zmem pełnym uczucia religijnego, zawsze głęboko ludzkim" (s. 250). W tej niestałości da się jednak dostrzec pewien constans. Olszewska 56 / POMERANIA/GRUDZIEŃ2017 LEKTURY pisze: „Leitmotivem całej sztuki Ryszarda Stryj ca są wątki eschatologiczne podkreślające ulotność i kruchość ludzkiej egzystencji w kontekście jej przemijania i śmierci" (s. 225). Próbą podsumowania zagadnienia niech będą słowa Kazimierza Nowosielskiego o Ryszardzie Stryjcu: „(...) cierpliwie tworzył swą plastyczną przypowieść o zabłąkaniu człowieka między zaznanym a niewypowiedzianym, między prawdą a pozorami dobra, między jawą a snem" (s. 241). Życie i sztuka Ryszarda Stryj ca znaczone są melancholią o różnym stopniu intensywności - od smutku do beznadziei. Pro memoria. Ryszard Stryjec... jest więc książką o melancholii, książką, którą można czytać i można oglądać (najlepiej jedno i drugie). Nutą melancholii owiana jest cała seria „Pro memoria". Każdy z jej woluminów jest przypomnieniem, że nikt nie żyje sam, przyjaźni się, spiera, kocha, pisze listy, spotyka się, rozmawia z tymi, co przeminęli. TADEUSZ LIPSKI Pro memoria. Ryszard Stryjec (1932-1997), zebrał i opracował, wstępem i przypisami opatrzył Józef Borzyszkowski, Instytut Kaszubski w Gdańsku, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko--Pomorskiej w Wejherowie, Gdańsk - Wejherowo 2017. Róża bez kolców Kilkakrotnie już na swojej drodze artystycznej zdecydował się Stanisław Bartelik wydać własne utwory literackie. Uczynił to w 2000 roku, publikując tomik Chôc mie szëmią jiné drzewa, później zaś w 2006 za sprawą zbioru krótkich próz Farwë żecé-gô i wreszcie w 2009 roku, wydając wiersze pod wspólnym tytułem Be-stré szczescé (2012). Oprócz utworów kaszubskojęzycznych ogłosił również wiersze polskojęzyczne w zbiorku Marzenia z 2014 roku. Od ubiegłego roku możemy się zapoznawać z kolejnymi jego utworami zapisanymi w rodny mowie dzięki wydanemu przez Wydawnictwo Pryczkowscy. Akademia Kaszubska niedużemu objętościowo zbiorkowi Snica. Tytuł Snica to zgrabna i trafna formuła dla wszystkich zgromadzonych w zbiorze utworów, nawet tych, które są prozatorsko sformułowanymi wspomnieniami. Oniryzm przywoływanego pejzażu, elementów żywej natury, swoiście dostojnej, stonowanej i niemal wiecznej, nadają obrazom poetyckim Bartelika jakiejś powagi i spokoju. Podmiot liryczny zdaje się poddawać siłom przyrody, nie zamierzając jej zmieniać i akcep- tuj ąco przyjmując wszelkie zjawiska, jakie przed nim roztacza. Atmosferą snu otoczony jest również świat ludzi, zarysowany lekko przez poetę w wezwaniach do drugiej, najbliższej emocjonalnie osoby, a także do ukochanych rodziców. Bliscy (w wierszach Mëmö, Do Tate) pojawiają się na chwilę, by uwypuklić tymczasowość i ulotność przemijających chwil, zaistnieć i zniknąć bez większego uzasadnienia, zgodnie niejako z poetyką marzenia sennego. Termin „poetyka marzenia sennego" jest chyba zbyt ambitnym określeniem w stosunku do wierszy Bartelika. Zbyt ambitnym, ponieważ zawiera w swym znaczeniu wiele kontekstów, które w utworach kaszubskiego literata po prostu nie wystąpiły. Brak w jego poezji snu proroczego i brak snu poznania mistycznego, nie przywołał autor wierszy koszmaru i nie przywołał również utworów szaleństwa. Stale za to opisuje sytuację lekkiego, nieco refleksyjnego marzenia o przeszłości lub wybiegania w przyszłość. Czasami znowu moralizowania, pewnego pouczania o przeszłości, wartościach i zasadach. Może dobór drukowa- nych w zbiorku wierszy to przemyślana decyzja artystyczna i nie należy robić wyrzutów Bartelikowi, że nie eksploatuje dysonansowych lub bardziej dynamicznych motywów... Może jednak warto wyrazić zniecierpliwienie, że oto znowu czytamy o mglistych konturach morza (Na wiôldżim môrzu) albo o błękitnym niebie z przelatującym stadem ptaków (Na niebie). Podobnego typu wahania czytelnicze pojawiają się przy analizie formalnej strony wierszy. Może istotnie Bartelik ulubił sobie krótkie formy wyrazu, i cztero-oraz sześciowersowe wiersze mają być dla niego najdogodniejszym sposobem pisania... Ale może też jest inaczej i za skrótowymi przykładami poezjowania czai się niemożność zbudowania bardziej wypracowanej formy, jak w utworach typu Plaża albo Szczodrota? Co prawda odnajdziemy w zbiorku kilka utworów dążących do konstrukcji klasycznego sonetu, ale nie zdają się one wyrażać czegoś więcej aniżeli to, co zostało sformułowane w „zamglonych" i pozbawionych tytułu utworach. Sonety wyglądają więc raczej przeciętnie... Najciekawiej pisze Bartelik w formach liryczno-intymnych, kiedy wyraża własną, prywatną emocję miłosną. Nie są to utwory silnie nacechowane emocją, raczej delikat- GÖDN1K 2017 / POMERANIA / 57 LEKTURY ne erotyki, w których dochodzi tylko do zarysowania uczuć, zaznaczenia ciepłej tonacji i lekkiego westchnienia. W wierszach Widza cebie albo Wiedno jedno bardziej chodzi o sugerowanie i dążenie do intymnego wyznania niż o zamanifestowanie pewności. Z kolei w utworach Aksamit nocë lub Jes moja nawet jeśli pojawia się zarys konkretnej postaci i ciała, nie prowadzi to do zachwytu jego materialnością a raczej eterycz-nością i ulotnością. Materialność bowiem nie jest w wierszach Barte-lika rzeczywistością pożądaną, a raczej wręcz przeciwnie, nie ufa się jej i obawia. Poetycki dystans wobec fizykalnej i twardej rzeczywistości świata można oczywiście zrozumieć, jednakże autor wierszy zdaje się nie dostrzegać, że za duża odległość od opisywanej rzeczywistości czyni ją bladą... Zwłaszcza jeśli pisze się o erotyce. Stanisław Bartelik w najnowszym tomiku swych utworów zawarł również kilka form prozatorskich. Nie jest ich dużo, bo zaledwie cztery, z czego tylko jedna ma bardziej rozwiniętą rozmiarami postać. Wszystkie są w swym statusie gatunkowym wspomnieniami. Nie odnajdziemy tutaj szerszych opisów wydarzeń historycznych czy wnikliwych portretów psychologicznych, a raczej drobiazgi życia i sceny obyczajowe, które zapamiętane w świadomości podmiotu, urastają z czasem do znaków przeszłości, nieco smutnych, trochę połyskujących idealizacją, emocjonalnie ciepłych, ponieważ odnoszą się do zaklętych czasów dzieciństwa lub młodości. I tak, w miniaturze Na wdôr przywoływane jest jedno spotkanie, podczas którego serca młodych ludzi przez chwilę zabiły mocniej. W opowiastce Mosz kuska rozpamiętuje się obiecanego, a nie otrzymanego całusa, wreszcie Drëszka zza miedze to wspomnienie chwil, kiedy wiejskie dzieci powoli zmieniały się w dorosłych. Każda z narracji jest drobiazgiem, który nie tworzy jakiegoś ide- owego zamysłu, choć nie można im odmówić swoistego uroku, jaki czyni refleks koloru w szarawym marzeniu. Najciekawsze w Snicach mogło być rozgrywające się pomiędzy Sierakowicami a Gowidlinem opowiadanie Tatczëzna, w którym przedstawione zostały losy Gusty i Rudolfa, a potem ich dzieci i wnuków. Choć wspomnienia opatrzone zostały fotografiami i zawierają kilka ciekawych szczegółów obyczajowo-faktograficz-nych z dawnych lat, to w końcowym wymiarze trudno je nazwać literaturą wysokoartystyczną. To raczej narracja rodzinna, czy też historia rodowa, która nie ma ambicji wyrażania większych horyzontów poznawczych, a nade wszystko ukazuje przodków, ich znamienitość i zasługi dla przyszłych pokoleń. Umieszczenie tego typu formy w zbiorku pozwoliło Bartelikowi ukazać fragment dziejów swojego otoczenia. Autor zdecydował się zatem na partie autobiograficzne, ale uczynił to bardzo delikatnie, jakby jedynie wstępnie, testując dopiero sam siebie. Szkoda, że nie zdecydował się na więcej, bo mógł przez to skierować się bądź w stronę większego dokumentary-zmu i wypełnienia beletryzowanego dyskursu historycznego, bądź odwrotnie, mógł bardziej się skupić na środkach artystycznych i zbudować utwór fikcjonalny. Przykładów na wspomniane tutaj dwa typy twórczości jest w literaturze kaszubskiej całkiem sporo: Józef Ceynowa, Anna Łajming, Marian Majkowski, Bolesław Jażdżewski, Bolesław Bork, Henryk Dawidowski i wielu innych. Nic tylko skorzystać, nic tylko się zainspirować. Całemu tomikowi Stanisława Bartelika patronuje róża. Widać ją na okładce zbiorku, jest biała, ma dość zwykłą i przeciętną formę. Nie jest różą bardzo wypielęgnowaną, nie ma w sobie żadnej egzotyki czy niecodzienności kształtu, nawet jej biel sugeruje, że pomysłodawcy tomiku zależało na semantyce neutralnego piękna kwiatu, bez bardziej gorą- cych uczuć, jakie zwykle się w skojarzeniu lekturowym pojawiają, kiedy w poezji występuje róża czerwona albo żółta. Biały kwiat na okładce zbiorku przypisany został do przestrzeni morza i Kaszub, co trzeba przyjąć jako znaczącą, nie zaś przypadkową decyzję autora utworów... Czy jednak w swoim poszukiwaniu lekkości, dystansu i refleksyjności nie przesunął się poeta w przestrzeń semantycznego rozmycia, oczywistości i naiwności? Czy jego delikatne pejzaże i proste stwierdzenia o egzystencji nie stały się czasem zanadto przewidywalne w odkryciach i zbyt powszechne w ogólnoludzkim doświadczeniu? Na pewno poezji Bartelika z najnowszego tomu nie można zarzucić bezideowości lub braku warsztatu literackiego, nie mniej jednak można zauważyć, że poetycka róża, jaką autor składa dzisiejszemu czytelnikowi do oceny, nie ma kolców, nie ma autentycznej emocji albo jakiejś wyrazistej, oryginalnej koncepcji intelektualnej. A zatem to róża zaledwie ładna, nie zaś piękna... Cóż warta jest myśl, jeśli to tylko intuicja, nie zaś sprawdzona wielokrotnie mądrość? Królowa kwiatów bez kolców jest tylko namiastką..., literatura bez ostrza jest tylko zachętą do dalszego przebywania w niebycie. DANIEL KALINOWSKI Stanisław Bartelik, Snica, Wydawnictwo Pryczkowscy. Akademia Kaszubska, Banino 2016. 58 POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 m LËZËNO. SOBÓTKOWI FILM I SPIÉWË Ödj. z archiwum MKPPiM W Gminowi Publiczny Bibliotece m. Léöna Roppla w Lëzënie 7 lëstopadni-ka östôł pödrechöwóny projekt „Hej, Sobótka, Sobótka..." Góscy przëwita-ła direktorka tegö môla Mariô Kraśnicko, a Roman Drzéżdżón kôrbił 0 dzejaniach, jaczé bëłë spartaczone z sobótköwim projekta: ö lëterackó--muzycznëch warköwniach, nagranim filmu i spiéwów, wëdanim ksążczi, W jaczi je m.jin. scenarnik widzawisz-cza „Sobótka" Pawła Szefczi. Przędnym pónkta programu béł pókózk filmu zrealizowónégö przez Ewelina Karczewską i Piotra Zatonia. Pöwstôł ón na spódlim tekstu, jaczi ôstôł usadzony pöd czerënka Jaromira Szroedera óbczas lepińcowech warkówniów. Wëstąpilë w nim m.jin. aktorze Regionalnego Dramaticznégö Téatru z Lëzëna. Ksążka i płatka z sobótkówim filma 1 spiéwama dostóną institucje kulturę, szköłë i teatrowi instruktorze na Kaszëbach. Projekt „Hej, Sobótka, Sobótka..." béł zjiscywóny przez Muzeum Kaszëbskó--Pömórsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie wespół z Zópadnokaszëb-sczim Muzeum w Bëtowie i Regionalnym Dramaticznym Téatra w Lëzënie. Dofinancowało gó Nôrodné Centrum Kulturę i Wejrowsczi Pöwiôt. RED. NASPÖDLIM NOTCZI MKPPiM m BÔJANO. NA MIÓNCZI Z KASZËBSCZIM PISËNKA W sobota 4 lëstopadnika bëło w Böjanie 16. Kaszëbsczé Diktando. Wzało w nim udzél jaż 243 uczastników. Na zôczątk wszëtczich pözeszłëch przëwitelë przedstôwcowie gminë Szëmôłd: wójt Riszôrd Kalkówsczi i przédniczka radzëznë gminë Aleksandra Perz. Pö zaspiéwanim himnów przemówił m.jin. przédnik Kaszëbskó--Pömörsczégö Zrzeszeniô prof. Edmund Wittbrodt, chtëren pódczorchnął znaczënk rokrocznëch diktandów dlô rozwiju kaszëbiznë. Późni zaczął sa nôwôżniészi dzél wëdarzeniô, to je pisanié. Tekstë dik-tanda (przërëchtowała je dr Justina Pómierskó) dlô wszëtczich kategóriów są na starnie Kaszëbskô-Pómórsczégó Zrzeszeniô: kaszubi.pl. Dlô przikładu pódôwómë zdanié, z jaczim biôtkówelë sa nômłodszi (kl. I-III): „Kwiôtków na łące bëła bókadnosc: marzëbiónczi, kléwer, mlécze, mödrôczi, niezabôtczi, maczi, prolëszczi". I jesz wëjimk z tekstu w kategorie arcëméster kaszëbsczé-gó pisënku: „Pó zażëcym Uldżi tam-sam a tej-sej mögą sa przëtrafic: legóta na niepłacenie abónameńtu, szmaka kócy serzchlë w gabie, wëczecznienié miészka z dëtków a górz namknieniô na wszëtkö". W czasu, czej jurorzë sprôwdzywelë prôce uczastników, w bójańsczi szkole dzejało sa baro wiele. Kóżdi mógł sa zapisać na warkównie (np. z tuńca abó plasticzné), óbezdrzec szpetôkle: „Kot w butach" i „Czarodziejskie krzesiwo" (na to zdecydowało sa nówicy uczastników diktanda), wëstapówałë téż dzecë z gminë Szëmôłd i môlowé regionalne karna, w tim wiera nôbarżi znóny Ko-leczkowianie. W sétmë kategoriach diktando bëło zestawione z dwuch dzélów. Pó pierszim parce óstelë wskôzóny finaliscë, jaczi muszelë jesz rôz biôtköwac sa z dradżi-ma tekstama. Blós arcëméstrowie piselë je le róz. Pó całim dniu świata kaszëbiznë i cażczi robótë uczastników i sprówdza-jącëch jich tekstë jesmë póznelë latosëch dobiwców. Hewó óni: KL I—III spödleczny szkółë - 1. Karól Merchel, 2. Joana Majkówskó, 3. Zofiô }elińskó, wëprzédnienia Michalënô Öw-snickó, Ölga Tomaczköwskô; Kl. IV-V spódleczny szkółë - 1. Kornelio Garstka, 2. Milena Swiątk-Brze-zyńskó, 3. Wiktorio Grota, wëprz. Oliwio Ziegert, Martina Kuczkówskó; Kl. VI-VII spódlecznyszkółë-1. Karo-lëna Miotk, 2. Jakub Czoska, 3. Amelio Chószcz, wëprz. Patricjó Penk, Dominika Bójanowskó; Gimnazjum - 1. Marcel Dawidow-sczi, 2. Aleksandra Sykóra, 3. Karolëna Szulëst, wëprz. Béjata Ptôch, Michalëna Pindera; Wëżigimnazjalné szkółë - 1. Nataliô Czucha, 2. Paulëna Fópka, 3. Magdalena Kalkówskô, wëprz. Juliô Fórmela, Edita Wenta; Ustny - 1. Karolëna Kóssak-Głów-czewskô, 2. Paweł Wittbrodt, 3. Krësztof Wójcechówsczi, wëprz. Dorota Miszew-skó, Mariô Dradrach; Warkówi brëkównicë kasz. jazëka: 1. Paulëna Waserskô, 2. Magdalena Bóbkówskô, 3. Aleksandra Dzacelskô--Jasnoch, wëprz. Karolëna Serkówskó, Justina Kunikówskô. Arcëmésterką ostała Elżbieta Bu-gajnô, a za nią bëlë Sławómir Fórmella i Dark Majkówsczi. Wórt jesz dodać, że przed ógłoszenim rezultatów diktanda östałë wraczoné nôdgrodë dlô nôlepszich maturańtów kaszëbsczégó jazëka. Bëło to móżlëwé dzaka Stowôrze Szkólnëch Kaszëb-sczégó Jazëka „Remusowi Drëszë", jakó wzała na se cygnienié dali dokazu Éwë i Grzegorza Szalewsczich, chtër-ny zaczalë i przez lata fundowelë taczé nôdgrodë. W Bój anie z raków Wandë Lew-Czedrowsczi (jako je nić le przed-stówczką „Remusowëch Drëchów", ale i udbödôwôczką Kaszëbsczégó Diktanda) wëprzédniony óstelë: Malwina Laska (maturańtka z 2015 r.), Ewelina Stefań-skó (2016 r.) i Gracjón Fópka (2017 r.). Wicy na téma 16. Kaszëbsczégó Diktanda na starnie kaszubi.pl. RED. Dobiwcowie w kat. kl. IV-V. Ödj. dm GÖDNIK2017 I POMERANIA 59 KLËKA m DAMNO. TRZECÉ PÔTKANIÉ „W KRÔJNIE GRIFAI DABU" Spödlecznô Szkoła miona Jana Brzechwë w Damnie 27 rujana zorganizowała rozegracja pöd titla „W krójnie Grifa i Dabu". To bëło ju trzecé potkanie w öbjimie słëpsczégö krézu, na chtërnym ôdbiwôł sa prze-zér dokazów szkółów. Latos szköłë w Damnie, Damnice ë Zagórzëcë prezentowałë na binie téma „Köl mörza". Bëłë rëbacczé tuńce, legeńde, môrsczé frantówczi ë adaptacjo dokazu na bina Elżbiétë Prëczkôwsczi pt. „Farwë żëcégö". Musz je dodac, że artisticznô rówizna bëła wësokô. A dobiwcama östelë... wszëtcë, bô naji przezér ni miôł konkursowego charakteru. Bëtnicë zćńdzenió bëlë swiôdka-ma historiczny chwilë, bô wej mó-glë öbezdrzec premiera teledisku do oficjalny gminowi spiéwë pöd titla „Zwëczajnô piesn ö nadzwëczaj-nym môlu" pö kaszëbsku. Autora tekstu ë muzyczi do ny spiéwë je direktór Centrum Edukacje i Kul- Ödj. z archiwum szkôłë w Damnie turë w Damnice Grzegorz Gurłócz (znóny aktór ë kabarecôrz). Apartny teledisk zrëchtowała Joana Rusôk, co je direktorką szköłë w Damnie, a téż autorką pierwösztôłtu céchu ë fanë gminë Damnica. Późni przeszedł czas na wëstapë gôscy, nôleżników terôczasnégô kaszëbsczégö karna Fucus. Rafôł Rómpca ë Leszk Bölibök spiéwelë m.jin. „Rëbôcë na môrze", „Morsko burzô", „Köza", „Żeglórz", czë „Kaszëbsczé jęzora". Kôncert béł baro wiesołi. Publicznosc żëwö reagowała na szlagrë i wzała aktiwny udzél w muzycznym wëstapie göscy. Tradicyjno öbczas zćńdzenió bëła leżnosc pótkaniô z Damnisza - glin-gótką naji gminë, móżlëwóta kupi-waniô kaszëbsczich darënków, a téż kôrbiónczi midzë szkólnyma, jaczi öpówiôdelë so ó swöjich doswiód-czeniach w robóce z uczniama. Na kuńc organizatorze przërëchto-welë uraczëne dlô wszëtczich, co sa zeszlë. Bëłë wszelëjaczé kiiszczi, purc-le, wafle, chróstë, młodzowi kuch, në i ôbrzészkówö.... rëbë, bó „czim bez rëbë bëłëbë Kaszëbë?". Rôczimë do naju za rok! JOLANTA PUCHALSKÔ m CHONICE. MODLETWA Ô BEATIFIKACJA BPA DOMINIKA Ödj. KG W dniu urodzënów Böżégó Słëdżi biskupa Könstantina Dominika, tj. 7 lëstopadnika, uczniowie Technikum nr 3 w Chönicach raza ze swój ima szkólnyma ód kaszëbsczégó i ód religii pószlë do bazyliczi pw. Scacó sw. Jana Chrzcëcela w Chónicach. Tam pómódlëlë sa pó kaszëbsku ó beatifikacja biskupa i za-spiéwelë „Barka" - ulëdóną pieśnią sw. Jana Pawła II. Mómë nódzeja, że takó módlëtwa mdze sa pówtórzała kóżdégó 7 dnia miesąca i ju wnet naju Biskup „nadzwëkówi zwëków-noscë" mdze beatifikówóny. KG m WEJROWO. ZJOZD KASZEBSCZICH SPIEWOKOW I NÔDGRODA DLÔ ZOFII KAMIŃSCZI Latos, 22 rujana, ju piatnósti róz ódbéł sa Zjózd Kaszëbsczich Spiéwóków. 13 karnów z Radzëznë Kaszëbsczich Churów: Śpiewne Towarzëstwó m. Jana Trepczika z Wejrowa, Chłopsczi Chur „Dzwon Kaszubski" z Gdini, Chłopsczi Chur „Harmonia" z Wejrowa, Chur „Harmonia" z Żukowa, Chur „Jubileum" z Żelëstrze-wa, Karno „Kaszubki" z Chwaszczëna, Karno „Kosakowianie", Chur „Lutnia" z Lëzëna, Regionalny Chur „Morzanie", Zespół „Nadolanie", Chur „Pięciolinia" z Lëni, Kaszëbsczi Chur „Rumianie" i Chur „Strzelenka" z Tëchómia pótkałë sa tim raza we Wej rowie. Kóżdé karno zaśpiewało trzë sztëczczi pó kaszëbsku. Öbczas Zjazdu wielelatnó dirigentka Spiéwnégö Towarzëstwa m. Jana Trepczika Zofio Kamińskó ostała wëprzédnionô Nód-grodą Remusa (przëznówają ja wëszëznë wejrowsczégó powiatu za kulturalne i artisticzné dobëca). To wëapartnienié bëło ji dóné za całosc artisticzny robótë, promowanie i rozköscérzanié kaszëbiznë a téż regionalny tradicje i kulturë. Nódgroda wraczëła wejrowskó starosta Gabriela Lisius wespół z etatowim nóleżnika zarządu krézu Jacka Thiela. Zjózd Kaszëbsczich Spiéwóków zórganizowelë: Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie, Spiéwné Towarzëstwó m. Jana Trepczika, wejrowsczi part Kaszëb-skó-Pómórsczégó Zrzeszeniô i Radzëzna Kaszëbsczich Churów. RED. 60 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 KLËKA ■IGDINIÔ. W AKADEMIE WÔJNOWI MARINARCZI PÔZNÔWELË KASZËBË Dzćń namieniony kaszëbsczi kulturze béł w Przédny Bibliotece Akademie Wöjnowi Marinarczi 9 lëstopadnika. Wëszëznë uczbôwnie rôczëłë na to wë-darzenié ösoblëwie sztudérów z jinëch krajów. Pö pówitanim göscy przez rek-tora-kómendanta AWM komandora prof. Tomasza Szubrëchta wëstąpił Dariusz Majkôwsczi, chtëren prezentowôł historia, zwëczi i dzysdniową stojizna kaszëbsczi kulturë, a ósoblëwie jazëka (wëkłôd béł tłómaczony na arabsczi, bö wikszosc słechińców pöchôdała z arab-sköjazëköwëch krajów). Pötemu wëstą-piło Karno Spiéwë i Tuńca Gdynia. Uczastnicë wësłëchelë téż referatów ó swiace samôstójnotë 11 lëstopadnika i turisticznëch atrakcjach Kaszëb. Wôżnym elementa tegö dnia bëłë téż: szmakanié kaszëbsczégö jestku, prezentacjo swöjoracznëch wëro-binów i etnodesignu z Kaszëb a téż wernisaż wëstôwku sparłaczonégö z 800-iecym Öksëwiô. Wespółörganizatorama wëdarze-niô bëłë: gdińsczi part Kaszëbskö--Pömörsczégö Zrzeszeniô i Kaszëb-sczé Förum Kulturë w Gdini. RED. ■i TCZEW. ROCZNICA ŚMIERCI ŻOŁNIERZY AUSTRIACKICH Konsul Republiki Austrii, władze miasta i powiatu oraz przedstawiciele lokalnych stowarzyszeń spotkali się 10 listopada na cmentarzu żołnierzy austriackich, leżącym na skraju Su-chostrzyg w Tczewie, przy pomniku upamiętniającym zmarłych jeńców wojennych, którzy trafili do niewoli w 1866 roku. Na Pomorzu znalazło się ogółem 4,5 tysiąca jeńców z ówczesnego Cesarstwa Austrii, z czego część osadzono w obozie położonym na terenie Tczewa. W wyniku epidemii cholery i tyfusu zmarło dwudziestu sześciu jeńców, wśród których byli Austriacy, Czesi, Polacy, Włosi, Ukraińcy i Węgrzy. Jeńcy podczas pobytu w obozie budowali pobliską drogę do Skarszew. Nazwiska 26 zmarłych żołnierzy zapisał wikariusz parafii farnej ks. Robert Sawicki, późniejszy wieloletni proboszcz. Klub Krajoznawczy „Trsov" w 1994 roku doprowadził do renowacji cmentarza oraz wpisania go na listę zabytków. Od tego czasu dość regularnie organizowane są uroczystości ku czci pochowanych tam żołnierzy, przez lata odbywające się pod przewodnictwem Czesława Skonki ■ PELPLIN, TORUŃ. NOWE ZADANIA KS. BPA ŚMIGLA Donëchczasny pomocniczy biskup pelplińsczi diecezje przechódzy do Torunia. Badze przédnika tameczny diecezje w plac bpa Andrzeja Susczé-gö, chtëren ödchôdô na emeritura. Ks. bp Wiesłów Smigel je Pómó-rzana urodzonym w Swiecu (w 1969 r.), skuńcził Wëższé Dëchöwné Seminarium w Pelplënie w 1994 r. (méster-sczi dokóz robił pôd czerënka bëlnégö znajôrza kuńsztu i pöetë ks. Janusza Paserba). Jakno wikariusz robił w Kóscérznie, późni béł kapelana ks. bpa Jana Bernata Szladżi, a pótemu sztudérowôł na Katolëcczim Lubel-sczim Uniwersytece, gdze östôł doktora teologie w 2003 r. Habilitacja udostół w 2010 r. Je nié leno ksadza i uczałim, ale téż poetą. Öpublikówôł dwa zbiérczi z wiérztama: Zdany na pojedynek i Kartki z pamiętnika. Ks. bp Smigel je wióldżim lubót-nika kaszëbsczi kulturę i jazëka. Öso-blëwie pöcwierdzył to w 2013, czedë béł dëchówim prowadnika piel-grzimczi Kaszëbów do Zemi Swia-ti i pöswiacył tôfla z kaszëbsczim tłómaczenim biblijny mödlëtwë „Magnificat". Badącë pöd wraże-nim dobëców w biôtce ö uchowanie kaszëbiznë, gôdôł tam m.jin. tak: „Dziękujemy za wolność, przemiany, które dokonały się na kaszubskiej ziemi. Dziękujemy za to, że rozwija się kultura kaszubska. Dziękujemy naszemu Ojcu za to, że rozwija się język kaszubski. Za to, że z dumą można powiedzieć: Jestem Kaszu-bą. Urodziłem się na tej ziemi (...)" (wëjimk z kôzaniô w koscele Pater Noster). Winszëjemë ks. biskupowi Śmiglowi. Përzna nama żól, że ödchôdô z Kaszëb, ale na szczescé östôwô na Pomorzu. Mómë nódzeja, że jego zaangażowanie w rozwij kaszëbiznë i lubötnëch Chónic (wcyg je m.jin. nôleżnika redakcjowégó kolegium pismiona „Zeszyty Chojnickie") badą dali warałë. RED. P l Ks. bp W. Smigel öbczas kaszëbsczi pielgrzimczi do Swiati Zemi. Ödj. dm GÖDNIK 2017 / POMERANIA / 61 Fot. J. Cherek (z Towarzystwa Polsko-Austriackie-go) oraz pod patronatem Konsula Honorowego Republiki Austrii. Tegoroczne uroczystości, w których uczestniczyli Konsul Honorowy Republiki Austrii w Gdańsku Marek Kacprzak, zastępca Prezydenta Tczewa Adam Urban, przedstawiciele uczniów z tczewskich szkół oraz prezes Nadwiślańskiego Klubu Krajoznawczego „Trsow" Tadeusz Mag-dziarz, poprowadził dr Krzysztof Korda, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie TOMASZ JAGIELSKI KLËKA m WEJROWÔ. MÉSTROWIE CZËTANIÔ W MUZEUM Ödj. zarch. dm W wejrowsczim Muzeum Kaszëbskó--Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi 17 lëstopadnika bëło wiôldżé swiato kaszëbiznë. Wnetka 60 uczastników wzało udzél w pöwiatowëch eliminacjach konkursu Méster Bëlnégö Czëta-niô. Startowelë w 5 kategoriach - öd nômłodszich z klas I-III spödleczny szköłë pö dozdrzeniałëch. Nôwicy chatnëch bëło westrzód młodzëznë z kl. IV-VII (25 ösób) i tuwö téż öb- ■PGDUŃSK. MEDAL DLÔ KS. SKWIERCZĄ 14 smutana ödbëło sa zéhdzenié Karna Sztudérów „Pômöraniô", ób-czas chtërnégö östôł wëbróny latosy dobiwca Medalu Stolema. W tim roku do karna laureatów dołączi ksądz Róman Skwiercz. Ökróm dëszpastursczégö dze-janiô latosy Stołem zajimó sa pi-sanim - je uwôżónym felietonistą i autora ôpöwiôdaniów. Felietónë bëłë publiköwóné na starnach „Pomeranie" i pismiona „Twój Wybór". W gazéce „Dziennik Bałtycki" môżna bëło przeczëtac jegö humóre-sczi i publikówóny w dzélach dokôz „Starkowizna". Öpówiôdania óstałë wëdóné w zbiérach Pöst na ödpusce i Trzôsk. Ksądz Róman Skwiercz je téż zrzeszony z czółnowima spłi-wama „Śladami Remusa", gdze ód zóczątku m.jin. czëtô dzćń w dzeń wëjimczi z Żëcô i przigód Remusa. Latosy Stołem je wielerazowim laureata konkursu Rodno Mowa i Turniéru Gadëszów Kaszëbsczich we Wielu. Öd 20 lat je kapelana sadzëcele (ks. Marión Miotk, Grażi-na Wirkus i Dark Majkówsczi) mielë nówikszi jiwer ze wskôzanim dobiw-ców. Tak pô prôwdze më bë möglë dac nawetka 10 pierszich placów, bo wik-szosc czëtającëch bëła bëlno przërëchto-wónô, a jich kaszëbizna baro sa nama widzała - gôdôł ks. dr Miotk ôbczas pödrechówaniô. W jinëch kategoriach téż rówizna bëła wësokô i diskusje óbsadzëcelów warałë baro długó. Hewó lësta tëch, chtërny östelë do-biwcama latoségó powiatowego konkursu Méster Bëlnégó Czëtaniô. Kl. I—III - 1. Léón Jabłońsczi, 2. Ka-tarzëna Kóżëczkówskô, 3. Antón Majkówsczi; wëprzédnienia: Fabión Ökrój, Agata Damps. Kl. IV-VII - 1. Ana Nowickô, 2. Wé-rónka Bónk, 3. Juliô Dzagelewskô (pól. Dzięgielewska); wëprzédnie-nia: Klaudio Staniszewskô, Kazmiérz Błaszkówsczi, Inga Solis. Gimnazjalëscë - 1. Izabela Kwi- słëpsczégó partu Kaszëbskö-Pömör-sczégó Zrzeszenió, a ód dwuch lat téż kapelana wejrowsczégó partu. Jazëk lëteracczich dokazów Romana Skwierczą je baro bógati w fra-zeólogizmë. Kaszëbizna - jak gôdô - „wëssół z mléka matczi". Je laureata nódgrodów taczich, jak: Skra Ör-muzdowó czë Wiólgó Bazuna. Wszëtczich, chtërny zechcą złożëc gratulacje latosému laureatowi Medalu Stolema, pómórańce róczą 12 gódnika na uroczëstą gala do Miesz-czańczi Zalë Stôromiesczégó Rótësza we Gduńsku ó godzenie 6 wieczór. M. ŁĄCCZI, DOLM. É. STEFAŃSKÓ dzyńskó, 2. Aleksandra Nowickó, 3. Małgorzata Grëba (pól. Gruba). Wëżigimnazjalné szköłë - 1. Honorata Pólaszek, 2. Julio Wójewskó, 3. Paulëna Fópka. Ustny: 1. Mark Czoska, 2. Henrika Albeckó. W wejrowsczim powiece w konkursu wzało udzél jaż 147 uczastników. Pó gminowëch eliminacjach do miónków o dobëcé w krézu stanało 58 lubótni-ków kaszëbsczégó czëtaniô. Wiôldżi finał je zaplanowóny na 13 gódnika. Chcemë dodać, że latoś pierszi róz organizatora konkursu Méster Bëlnégó Czëtanió, jaczi donëchczós prowadzëła Gminowó Biblioteka w Bólszewie, je MKPPiM. RED. m WEJROWÔ. BENEFIS MÉSTRA WËSZIWKU Édmund Szëmikówsczi, znóny méster kaszëbsczégó wësziwu, wie-lelatny przédnik partu Kaszëbskó--Pómórsczégó Zrzeszenió w Lëni, prezes churu „Pięciolinia" z Lëni i inicjator nôwiakszégó konkursu kaszëbsczégó wësziwku swiato-wół 65-lecé swöjégö artisticznégö dzejaniô. 28 rujana w Muzeum Kaszëbskó-Pómörsczi Pismieniznë i Muzyczi z ti leżnoscë béł zórgani-zowóny jegó benefis. Öbczas uroczëznë óstół pódre-chówóny bókadny uróbk artistë, ódbëła sa téż promocjo dwuch ksążków namienionëch módłóm kaszëbsczégó wësziwku pódska-cywónëch żukowską szkołą (jich autora i ikonograficznym redaktora je É. Szëmikówsczi). W dzélu artisticznym wëstąpił chur „Pięciolinia", chtëren na taczi órt óddół teza swojemu prowadnikowi. Jak je benefisową tradicją, swoje winszowania i pódzakówania za brzadną robota miało wërzekłé wiele bëtników uroczëznë, w tim starosta wejrowsczégö krézu Gabriela Lisius i wójt gminë Lëniô Bogusława Engelbrecht. RED. NASPÔDLIM WIADŁA ZE STARNË MKPPiM 62 / POMERANIA/GRUDZIEŃ2017 KLËKA WB CHMIELNO. NOWI MŁODZËZNOWI KLUB W gminie Chmielno pöwstôł Klub Młodëch Kaszëbów „Garecznica". Pözwa pôchôdzy ôd górë, jakô je krótko Bôrzestowa, a znónô je z legendë ö śpiącym wojsku i z kaszëbsczi lëtera-turë (m.jin. z Żëcégô i przigód Remii-sa). Pierszim przédnika östôł Bene-dikt Bela, wiceprzédnikama są: Pioter Chistowsczi i Wöjcech Serköwsczi. Je to trzecy taczi klub usadzony w sléd-nëch latach, pö banińsczi „Cassubie" i lezyńsczi „Ösce". Nowô młodzëzno-wô organizacjo ostała założono z leż-noscë Midzëköngresowégö Zjazdu Młodëch w Chmielnie, jaczi ôdbéł sa 18 lëstopadnika. Dzysdnia „Garecznica" mô 15 nôleżników. Wszëtcë złożëlë rów-noczasno deklaracje wstapieniô do chmieleńsczćgo partu Kaszëbskö- -Pômôrsczégö Zrzeszeniô. W swôjim pierszim uchwôlënku zapiselë m.jin.: „Dla nas, młodych mieszkańców gminy Chmielno, zrzeszonych w Kole Młodzieży Kaszubskiej o nazwie Garecznica, Małą Ojczyzną są Kaszuby. Im pragniemy służyć i dla nich pracować dla ogólnego dobra mieszkańców regionu, a zwłaszcza naszych rodzinnych okolic". RED. Bëtnicë zjazdu załóżców„Garecznicë". Ôdj. z arch. E.P. m SŁËPSKÔ. NÔUKÖWÉ DISKUSJE Ô WOJNIE I MIRZE W dniach 25-27 rujana w Słëpsku wa-rała konferencjo „Wiôldżé Pomorze. Wojna i mir". Ötemkniacé wëdarzeniô przez przedstôwców Pömörsczi Akademie w Słëpsku, Muzeum Westrzéd-négö Pömörzô w Słëpsku (pöl. Muzeum Pomorza Środkowego, skrócënk: MPŚ) i Kaszëbsczégö Institutu ödbëło sa w Ricersczi Zalë MPŚ. Westrzód referatów nôwicy bëło ti-kającëch sa historie i lëteraturë. Hewö title niejednëch z nich: „Rugianie wobec sąsiadów 983-1168" (mgr Rafôł Föltin), „Husyci na Pomorzu. Czeska tradycja historiograficzna i literacka" (prof. Milos Reznik), „Wojny pomor-sko-krzyżackie. Przyczyny - przebieg - rezultaty" (dr Bronisłôw Nowak), „Między wojną a pokojem. Społeczeństwo polskie Pomorza w latach 1918— 1920 na przykładzie wybranych powiatów" (dr Krësztof Korda), „Ucieczka przed śmiercią. Żydowsko-pomorskie wspomnienia z lat trzydziestych XX wieku" (prof. Daniel Kalinowsczi), „Słupsk między wojną a pokojem. Kto zniszczył miasto w 1945?" (prof. Wöjcech Skóra), „Kaszubskie miejsca kaźni" (prof. Adela Kuik-Kalinowskô). Żelë jidze ó jiné öbrëmia wiédzë, to m.jin. dr Witosława Frankowskô przë-szëköwała referat namieniony obrazowi wöjnë i miru w lëdowëch i autor-sczich śpiewach Pömörzô öd XIX w., a prof. Elżbieta Kai zaprezentowa wëstapienié zrzeszone z historią kuńsz-tu: „Architektura w służbie wojny i pokoju. Obiekty Słupska z lat 30. XX w. w ideologicznym dyskursie". Na konferencja przërëchtowelë referatë téż badérowie Pómórzô z Niemców: Hans--Udo Vogler i Marie Luise-Selden. Raza w programie słëpsczégô wëda-rzeniô bëło jaż 25 referatów. Do te mu-szimë dodac rozmajité rozegracje, jaczé bëłë sparłaczoné z latosym „Wiôldżim Pómôrzim". Bëła to np. promocjo ksąż-czi Wielkie Pomorze. Społeczności i narody pôd red. A. Kuik-Kalinowsczi i D. Kalinowsczégô abó prezentacje filmów zrzeszonëch z wojną i mira w Gardowi Publiczny Bibliotece w Słëpsku. Örganizatorama konferencje bëlë: Institut Pölonisticzi Pömörsczi Aka- Nôukôwé czerownictwö nad konferencją mielë: prof. D. Kalinowsczi i prof. A. Kuik-Kalinowskô. Ödj. dm demie w Słëpsku i Kaszëbsczi Institut we Gduńsku w wespółroböce z MPŚ w Słëpsku, Deutsches Kulturforum östliches Europa i Gardową Publiczną Biblioteką m. Marii Dąbrowsczi w Słëpsku. RED. GÖDNIK 2017 / POMERANIA / 63 KLËKA m RÉDA. PÔTKANIÉ Z PÔETKĄ I RECYTATORKĄ Ôdj. A. Krauza W kônferencjowi salë Miesczégö Östrzódka Sportu i Rekreacji w Redze 10 lëstopadnika göscëła poetka, wirtuözka żëwégö słowa, a téż szkolno kaszëbsczégö jazëka Ida Czajinô. Zéndzenié to zôrganizowóné bëło przez Kaszëbsko-Pömörsczé Zrzeszenie Part w Rédze w öbrëmienim lësto-padniköwëch pöeticczich pötkaniów. Na zôczątku gösca pöwitôł przédnik rédzczégö partu Andrzéj Krauze, chtëren téż przedstawił w skrócënku artisticzno-lëteracczi uróbk pöetczi. Późni Ida Czajinô recytowała pöranôsce kaszëbsczich wiérztów Jana Drzéżdżona, Stanisława Pestczi, Stanisława Janczi i swöjich usôdz-ków. Wspomina téż swöje pöeticczé pöczątczi, öpöwiôdała ö pierszim tomiku Môjim mulka je kam i póz-niészich wiérztach. Dzaköwała téż swöjim méstróm, chtërny prowadzëlë ja łëteracczima kaszëbsczima stegna-ma. Westrzód nich wëmieniła m.jin. sp. prof. Jerzégö Trédra i Barbara Pisarek. Nie zafelowało téż pitaniów od uczastników pötkaniô. Tikałë sa öne w wikszoscë poezji, snôżotë kaszëb-sczégö słowa, jak téż wiôldżich pösta-cjów pôlsczi i pömörsczi lëteraturë. Wszëtcë chcëłë dostac autografë z krótczim wpisënka kimsztmésterczi na leżnoscowëch kôrtach. ANDRZEJ KRAUZA 64 / POMERANIA/GRUDZIEŃ2017 KOSOKOWO. WIERTEŁ WIEKU DZEJANIÔ 29 rujana bëłë öbchôdë 25 lat dzejaniô Kaszëbskô-Pömörsczégö Zrzeszeniô Part w Dabögórzim-Kósôkówie. Östałë öne sparłaczoné z pöswiacenim stanice. Na uroczëzna przëjachało wiele göscy, a westrzód nich parlamentarziscë (Dorota Arcyszewskô-Mielewczik, Kazmiérz Płocka), pucczi starosta Jarosłôw Białk, wëszëznë gminë Kôsôköwö (m.jin. wójt Jerzi Włudzyk), szôłtësowie, direktorzë szköłów i rozmajitëch institucjów. Nie zafelowało staniców z jinëch partów KPZ (Brusë, Kartuzë, Łubianô, Puck, Réda, Wierzchucëno, Wiôlgô Wies) i stanicë Öglowégó Zarządu Zrzeszeniô. Pö mszë swiati w kósôkówsczim köscele, jaką odprawił ks. proboszcz Jan Grzelak, dalszi dzél uroczëznë ödbéł sa w Chëczë Nor-dowëch Kaszëbów. Króm pódzaköwaniów i wspöminaniô donëch-czasnégó dzejaniô béł téż wëstap karna Kosakowianie i żëczbë ód pózeszłëch gôscy. Bóg zapłać wszëtczim, chtërny zaangażowelë sa w przërëchtowa-nié ti uroczëznë, ósoblëwie nôleżnikóm partu. Przë leżnoscë rôcza na adwentowi wieczór najégó partu 14 gód-nika ó gödz. 5 pö pôłnim. DANUTATOCKA m WIERZCHUCËNO. KÔNKURS „KRÓLEWIÓNKA" Wierzchucczi part Kaszëbskó-Pömórsczégö Zrzeszeniô w wespółro-bóce ze Spódleczną Szkołą m. Kórnela Makuszinsczégö zórganizo-wôł konkurs czëtaniô pö kaszëbsku „Królewiónka". Kôôrdinatora béł szkólny kaszëbsczégó jazëka Dariusz Laddach. Startowałë dzecë ze szkôłów gminë Kroköwö w kategorie kl. IV-VI sp. szk. a téż kl. VII i gimnazjalnëch. W młodszi kategorie uczastnicë czëtelë wëbróné brawadë (nôwicy bëło dokazów Janusza Mamelsczégó i Alojzégó Nôgla), a w starszi usôdzczi Jana Drzéżdżona. Wedle öbsadzëcelów (Elżbieta Bemka, Béjata Dettlaff, Jadwiga Machalskô i Małgorzata Slëwickô) nôlepi pö kaszëbsku czëtelë: kl. IV-VI - 1. Juliô Jeschka, Matéusz Kujawsczi, Francëszk Lessnau; kł. VII i gimn.: 1. Macéj Gaffka, 2. Lilianna Szëmiköwskô, 3. Anna Bemka, Maja Dominik i Wérónika-Minga. Ökróm konkursowego czëtaniô béł téż czas na zwiedzanie Kaszëb-sczégö Placu, gdze uczastnicë póznelë historia wôżnëch Kaszëbów z pucczi zemi. NA SPÔDLIM TEKSTU JADWIDŻI KIRKÖWSCZI ^NSZue^ Ödj. ze zbiérów partu KPZ w Dabögórzim-Kösôköwie KLËKA ■ CHÔNICE. „KASZËBSCZI EKO-ART" Part Kaszëbskö-Pömôrsczégö Zrzesze-niô w Chônicach köżdégö roku rôczi na Kaszëbskô-Pömörsczé Dnie Kulturë. Całi tidzćń mają môl rozmajité rozegra-cje. 24 rujana w pödzemiach gimnazjalnego köscoła słëchelë jesmë tekstów ö snôżoce naji rodë w wëkônanim uczniów chónicczégö krézu - bëtników recytatorsczégó konkursu „Kaszëbsczi EKO-ART". Chcało sa pö prôwdze słë-chac, bô wszëtkô w tim pömôgało. Jem dbë, że nié nalôzłbë sa lepszi do te môl, jak te pódzemia - z pasowną do nich pözwą Centrum Sztuki Collegium Ars: wąsczé, prowadzące w dół trapë, scanë z baro nôtërnégö materiału, drewka przë pólącym sa kominku, co sztëczk charak-teristiczné dlô dôwnëch budacjów nór-të w murze. Piakną plasticzną oprawa wszëtczégó zrëchtowelë wespółörgani-zatorzë - Chönicczé Centrum Kulturë. Konferansjerka w rodny mowie prowa-dzëła szkolno Katarzëna Główczewskô. Rôczëła w przerwach do óbezdrze-niô filmów ó Józefie Chełmówsczim i czestowanió sa młodzowim kucha. Komisjo, chtërny bëła jem przédniczką: Janina Kösedowskô (Kaszëbskö-Pómör-sczé Zrzeszenie), Grażina Jaszewskô (Zôbórsczi Krajóbrazny Park), Éwa Kerplëk (Chónicczé Centrum Kulturë) i Jolanta Drążköwskô (zastąpiła mie w nôstarszi kategorii), wësłëchała 58 bëtników i przëznała nódgrodë: Kategorio klasów I—III spödleczny szköłë I plac - Marietta Szulc (SP w Swó-rach), II - Aleksandra Ceplińskó (SP nr 7 m. Jana Karnowsczégô w Chóni-cach), III - Bartosz Peplińsczi (SP nr 7 m. Jana Karnowsczégô w Chónicach); wëapartnienia: Bogna Kobus i Paweł Öchlëk (SP m. Żôłniérzów Monte Cassino w Nieżëchójcach). Kategorio IV-VI spödleczny szköłë I plac - Michół Móga (SP w Swó-rach), II - Paweł Börzëszkówsczi (SP w Swórach), III - Kinga Hapka (SP m. Kardinała Sztefana Wëszinsczégô w Leśnie); wëapartnienia: Agnésa Janta (SP m. Kardinała Weszińsczegó w Leśnie), Dómnika Wręcza (SP w Cha-rzëköwach). Kategorio klasów 7 spôdleczny szköłë i gimnazjalnëch I plac - Natalio Czedrowskô (SP nr 2 m. Jana Pawła II w Brusach), II -Aleksandra Hartin Leszczińskó (SP m. Krëjamny Wojskowi Zdrëszënë „Grif Pómórsczi" w Lubni), III - Ölëwiô Jasyńskó (Spóleznowô Spódlecznô Szkoła w Czersku); wëapartnienia: Urszula Góstomczik (SP w Swórach), Aleksandra Össowskô (Spólëznowô Spódlecznó Szkoła w Czersku). Kategorio wëżigimnazjalnëch szkö-łów I plac - Karolëna Czapiewskó (Ka-szëbsczé LO w Brusach), II - Marta Mucha (Öglowösztôłcącé Liceum m. Chónicczich Filomatów w Chónicach), III - Marcelëna Wësockô (Kaszëbsczé LO w Brusach); wëapartnienia: Julio Janikowsko (Zespół Wëżigimnazjalnëch Szkółów nr 1 m. Krëjamny Wojskowi Zdrëszënë „Grif Pómórsczi" w Chónicach), Patricjô Knitter (Kaszëbsczé LO w Brusach). Wszëtcë óstelë óbdarowóny ksążka-ma, a laureacë do te snóżima rzezba-ma Włodzymierza Östoji Lnisczégó. Dobiwcë I placów mdą deklamöwelë swoje tekstë w óstatnym dniu chónic-czi rozegracji, na pódsztrëchniacym plasticznégó konkursu „Farwë jeseni: Inspiracje magicznym świata Józefa Chełmówsczégó" i Kóncerce młodëch talentów. Słechińcama deklamacjów bëlë uczniowie Technikum Nr 3 w Chónicach - organizatorze ódjimkówégó konkursu „Kaszëbë sztóta zatrzimóné", chtërnégó brzód szło óbezdrzec w Mie-sczi Bibliotece w Chónicach. FELICJO BÔSKA-BÖRZËSZKÔWSKÔ ONGRESOMY Z]AZD H KASZEBDW m BANINO, CHMIELNO. DWIE STEGNË WÉRÓNICZI PRËCZKÔWSCZI Na kaszëbsczim muzycznym rënku znowu sa pojawiła czeka wó i wórtnó płatka. Wëdała ja Weronika Prëczkówskô, chtërna je znónó lubótnikóm kaszëbiznë wnet ód ji dzec-nëch lat. Kó wëstapöwała m.jin. w taczich karnach, jak Dzótczi Rodny Zemi, Spiéwné kwiótczi a Młodzëzna. Na ji piątce pod titla Dwie stegnë je 19 śpiewów, z tego 16 pó kaszëbsku. Jich témą je przédno miłota a téż jiwrë młodëch lëdzy i kaszëbizna. Wszëtczé tekstë napisôł ójc artistczi Eugeniusz Prëczkówsczi, a muzyka: Tadéusz Kór-thals, Jerzi Stachursczi, Jerzi Hinz, Mórcën Stoltmann, Sta-nisłôw Deja i Bartłomićń Kunc. Pierszó promocjo ti muzyczny wëdôwiznë bëła 18 lësto-padnika óbczas Midzëkóngresowégó Zjazdu Młodzëznë w Chmielnie. Płatka powstała dzaka wspiarcu Nôrodnégó Centrum Kulturę we Gduńsku w óbrëmienim projektu „Młodzi re- Wérónika Prëczköwskô na chmieleńsczi binie. Ödj. ze zbiérów fam. Prëczköwsczich alizują swój język w poezji, pieśni i filmie". Partnera tego projektu je Minysterstwó Kulturę i Nórodny Spôdkówiznë. RED. GÖDNIK2017 / POMERANIA / 65 PRENUMERUJ POMERANIĘ W 2018 roku • Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu to 55 zł. • W przypadku prenumeraty zagranicznej to 150 zł Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. POMERANIA POMERANIA 97. ROCZNIC ^ASLUBlff.PI ZTMOTZEto- ZEŁAM Aby zamówić roczną prenumeratę, należy dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13 ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23,80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres lub zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16,58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl POMERANIA POMERANIA I m 0KRAT CARGO NECKAR HIGHWAY WCHODAJĄCY DO GDUNSCZEG0 BEN0WEG0 PORTU p' ÔDJ. S.LEWANDOWSCZI PAGINA PRAWA CHART NA ROBOTA Z nôta jaczégö zgniélca? Taczégö, co to nick mu sa nie chce. Co to gö öd samégö zdrzeniô na robota boli? Co sa brzëdzy dzejanim? Chtëren sa tacy, czej czëje, że je co do załatwieniô, zrobieniô? A nógórzi, czej jesz nicht mu za to nie zapłacy... Taczi spölëznowi rek, co żdaje, że mu dó, BO ON JE, i za samo to mu sa słëchô —jak z ny wiérztë Janczi ö mrówce i skoczku? A znajeta Wa przëtrôfkczësto jiny- człowieka-char-ta na robota? Charłażnika, prôcohölika, co to nié leno w piątczi, ale i w swiąt-czi robi? W môl niedzél-ny mszë pisze nôuköwé wëstąpienié? Z dzeco-ma sa colemało leno na fejsbuku widzy? Taczi téż sa trôfiają. I żelë zgniélc żëje z robötë jinëch, to z charta robótë ful gór-scama nabierają jiny. Do czasu. Do czasu, czej mu zdrowié wësadnie. Białka nie odbierze trzecy róz telefonu, a zdrzącë w zdrzadło, chart nie póznó sóm se-bie. Biwó równak i tak, że zgniélc nabierze lëgötczi na robota, czej mu sa państwowo wspómóżka skuńczi, a chart po trzech zawałach i udarze musku dó sobie póku z nadgödzënoma. Dzysó dnia i jedno, i drëdżé je prôwdzëwą spölëznową chërą, do jaczi prowadzy dozérné państwo. Zgniélc je proscészim przëtrôfka -jegö wëproscy głód. Na charta to nie pomoże. A może bë sa pómödlëc do Przédnika Wszëtczich Przédników ö chartowé wëzdrowienié? Chcemë to pözwac „Lëta-niją ö lepszé witro dlô chartów na robota". Wë, Nôwëższi z Nôwëższich, co wszëtkö möżece -dôjce nama ludköma, co chartowatoscg na roböta grzeszą, bezpiek öd: napampużonëch terminama ko\ddôrzów, zwónigcëch telefonów; budzyków wied-no za wczas szpókujgcëch; nôrëmnëch mejlów; za czastëch esemesów; lëdzy, co jima nie jidze odmówić; dłëgów do ódrobieniô; sgsada z lepszim autofa; referatów na przedwczora; felietonów na wczora; piesniów do napisaniô na dzys; dzecy, co sa nie chcg uczëc; ustnëch, co majg na cebie namkté; pôliticzné-gó dërdaniô; póprôwianiô pó jinëch; niezdążiwaniô; niedojôdaniô; za wiele jedzeniô; za wiele picô; nôłogu wcyganiô stolëmnëch prizów tobaczi; spiéwaniô dlô tëch, co nie czëjg, i mówieniô do tëch, co nie rozmie-jq; bëcô wiedno pierszim; zajacô czims raków; laka przed niebëcym; stracha ód zagubieniô w żëcym. Öd-pöwiôdómë: Niech tak sa stanie, Panie! A żelë to nie pomoże? Móże taczégö charta do czego przërzeszëc? Czédą do żelôznégö péka wmuro-wónégö w budink Chëczë Spokojny Staroscë. Do pôla, jak krowa na Pażacy Niebnégö Ubëtku. Do bórgu w Banku Lëtczégó Dëtka, nólepi we szwajcar-sczich frankach? (Nié! To nie je bëlnó udba, bo bądze muszół zarobić na spłata...). A móże taczégö zamknąć w jaczim klósztorze na rok? Dôjmë na to Zôkönu Cer-plëwëch Czurzajków. Bia-łogłowsczégö. Przédniczka zókónu, matka Bruntilda Przespókójnó, namieni chartowi za grëbima klôsztor-nyma murama mólinuszką jizdebka. Z zakratowónym óczenka, co leno w nie głowa jidze wsënąc. Z cwiardy-ma wërama, dze na sërëch délach wësceloné je lopka słomë. Z miecha pó polony kawie pod głowa. Z trzema diżurnyma szuroma i dzesac mëszama, co pilëją, żebë nick z klósztornégó zjestku nie ostało. (Mëszë, szurë a całô drëgô zgromadzeniowô żëwizna pödlégô sostrze Gderlindze Kótkówsczi). Z öbrzészka spiéwa-nió dwa razë w dzén stórëch kaszëbsczich neumów, nalazłëch w Chwaszczënie, w zelonym budinku przë Rewereńda, w jizbie ód starnë szurku z drzewa na zëma, w trzecy szuflódze biórka, pod rakópisa „Szla-chama kusków a zmiarzłëch Rusków". Z piać môltë-chama. Hewó je menu bédowóné na wtórk: rénik: sëchi kóńsczi chléb pópiti mléka bez kóżëcha; pód-pôłnik: kóżëch z renégö mléka pósëpóny cëkra bez sëtkó; półnié: zupa z wödë pö götowanim bulew i kwasné gurczi; podwieczorki pieczone kurczą do pöcknieniô, a na wieczerza: Módlëtwa przed jedze-nim renika zmumlónô na sëchö. Dietë pilëje sostra Wagaburda Przezmiartó. Taczi chart muszôłbë odpokutować wszëtczé klôsztorné wigódë. Pół dnia wë-sziwanió sostrowëch nocnëch kószlów żukówsczim hafta. A drëdżé pół? To wikszé? Ödmôwianié przë póragódzynnym pucowanim szrobra klôsztorny ka-mianny pódłodżi „Lëtanije o lepsze witro dló chartów na robota". Wejlë! Jo, to bë mogło pomóc chartowi na robota... TÓMKFÓPKA I żelë zgniélc żëje z robötë jinëch, to z charta robötë ful gôrscama nabierają jiny. Do czasu. (...). Biwó równak i tak, że zgniélc nabierze lëgôtczi na robota, czej mu sa państwowo wspómóżka skuńczi, a chart pó trzech zawałach i udarze musku do sobie póku z nadgódzënoma. GÖDN1K 2017 / POMERANIA / 67 Z BUTNA REGIONALISCË-SEPARATISCË Lëstopadnik 2017 roku to miesąc smutku. Nié le temu, że czasa w naju möwie pözywómë nen miesąc smutana. Jidze téż ó to, co naju „pón na Pëlcköwie" publiczno wëgôdiwôł. Smutk człowieka bierze, czej muszi słëchac człowieka, co jinaczi sa öblékô a jinaczi nazywô. Ó co jidze? Ko to ju Warna, jistno jak mie, naju kó-chóny brifka wëdolmaczi, a wiedzec je, że jak on co dolmaczi, tej wszëtcë wszëtkö wiedzą, co, jak, dze a docz. Pora dniów po 11 lëstopadnika przëpadałowół dó mia brifka, drëch mój nôbëlniészi, a ju od dro-dżi czuł jem jego wrzeszczenie: -Włączę interneta! Jć> cë musza co wôżnégö pokazać! Wiedzôł ön dobrze, że jô móm taczi stôri kómputr, co sa bez pół gó-dzënë ladëje. Tak tej nacësnął jem flot knąpa a bënë kastczi cos zazgrzëta-ło i zajaczało, co bëło znaką, że nen mój zabëtk roz-grzéwô sa do robötë. Brifka rozsôdł sa na möjim zeslu, chwacył za szklón-ka z moją arbatą, wzął szluk, a nie żdającë na połączenie z sécą, zaczął: - Rzecze sóm: czej człowiek na drelich ańcug nacy-gnie, tej to nie znaczi, że mdze mądrzészi? Móm prówda? - Prówda rzec, to to zanôlégô ód człowieka. Znaja taczich, jaczi codzeń w drelichu robią, a są mądri -dopierze jesz ni mógł jem doprzińc do te, ó co nemu möjému drëszköwi jidze. - Në jo, jak wiedno të nick nie wiész, co sa na tim świece dzeje... - Dobrze wiész, że Pëlcköwö to kuńc świata, a jo na jego sarnim kuńcu kuńców mieszkaja - próbówół jem sa usprawiedlëwic. - Jo, jo - cziwnął banią brifka, a wezdrzół na ekran kómputra, jaczi blësknął módrim wida, co bëło znan-ką, że jesz piać minut (nómni) a mdze fardich do robotę. - Jo wida, że më tuwó w Pëlckówie muszimë na ce jaką sczipa zrobić... na nowi kómputr. - Nen mie sygnie - béł jem baro przënacony do robotę na nym 20-latnym sprzace. 68 / POMERANIA /GRUDZIEŃ 2017 - Jo wida, że musza cë wszëtkó za régą wëklarowac - brifka wcygnął priz tobaczi. - Pamiatósz negó drësz-ka, co ob lato, po ny wióldżi chaji, bohatersko bronił honoru wojska, nie dôwającë jima lëstów grabie a gajdów zbierać? - Pewno, że pamiataja... Co z nim? - Nick... Jak nen warszawsczi purtk jego w miechul-cu do naju przewlókł a na gduńsczim tronie usadzył, tak on wcyg sedzy. - Jó béł gwës, że ön ju dówno miół dimisja złożone... - Jes të ale lelekówati! -zasmiół sa brifka. - Prawó-mëslni a Sprawiedlëwöwati tak doch nie robią. - Platfusowati a Öbarch-niałi téż nié... - Prówda, le ti drëdżi jaż taczich głëpötów nie gó-dalë... chócbë to, że regiona-liscë to są separatiscë - za-rimówół brifka, a tej szepnął mie na ucho: - Jó cë gódaja, jidą dradżé czasë. Nëch wszëtczich, jaczi jiną mową jak państwowo gódają, jaczi jiné świata jak państwowe fejrëją, jaczi jiną hi-storëją jak państwową uczą - wszëtczich jinëch mdą zamëkac, jakno wrogów państwa... - Dójże póku pesymisto! - kąsk urzasł jem sa negó brifkówégó gôdaniô. - Uzdrzisz le... Mëslisz, że nen wojewoda ó nëch separatistach rzekł tak ód se? - drëch pókracył banią: - Wedle mie, on rzekł leno to, co nen jego przédnik we Warszawie mësli. Jeden Nóród, Jedna Mowa, Jedna Wiara! Hewó, taką lënią mô rządzącó partëjô! Kómputr zajinstalowół ju wszëtczé programë muszebné do robótë. Włączëlë më interneta - ko chcôłjem so no przemówienie Drëlicha przeczëtac. Jó brifce wierzą, le dobrze je dwa razë sprawdzëc, co a jak. Wtim brifka, przezérającë jedna z starnów, riknął: - Widzysz të! Ju sa z nama separatistama biótka zaczinó! Zdrzij, tuwó piszą, że ód stëcznika 2018 roku Minysterstwó Nórodny Edukacje planëje óbniżëc udëtkówienié na nóuka najégö jazëka! Miółbë brifka rëcht? Pö prówdze chcą rządzący z nama biótkówac? Hmm, uzdrzimë... RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Lëstopadnik 2017 roku to miesąc smutku. Nié le temu, że czasa w naju möwie pözywómë nen miesąc smutana. Jidze téż ó to, co naju „pón na Pëlcköwie" publiczno wëgôdiwôł. >0 ?\inVeC , »U- # TVÖ MlTeT PAR1 cv 0ryŚfu^ ***** ®ywoW sfMki "ubteln tSt -ródti'r Od W&r**'" WI@TR ~ OD ~ MORZA W BAŁTYCKIEJ BIBLIOTECE CYFROWEJ psitriert fLBSK< V .........«u«HM",uM ................""""""""7'i' CENA 2 ^ it>5* w\u *»; d^f Vttb Vvua \ ?XacXC fi«scWXa' V* p^et __ n , reporuiS^ ^Sa wiiilen* -fe' «1 lleym p™ -A^rno W- «...... sjjjłłsKB _ w|tjw t^-tetna iL; ; '* ia way.i- littw ^.3b> .vKr.iC® fet'w V « * fĘSsrs® \n»V. >r'" w^\tsteW tedy« e K? ,>e*3i- ♦ UK'^ r-łMfcClŁ" rsssS W^^WO*®'® d0 %. VW«" , Digitalizacja i upublicznienie online przed- i powojennego czasopiśmiennictwa, wydawnictw ciągłych i literatury o morzu i Pomorzu. SUO ii ' www.bibliotekacyfrowa idacj* .eu \śN^ 0»*°- X0> ^ ,CvA'--„o0^e rt»_«.oP» Attf -"f; «o#^> 40 ■■iIMRIHM ł, «t« ■ wm WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA IM. JOSEPHA CONRADA KORZENIOWSKIEGO W GDAŃSKU INSTYTUCJA KULTURY SAMORZĄDU WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO CkodL^ doBiblioteki! UZEUM IASTA GDYNI NARODOWE DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW Ministerstwo MUZEUM MINISTRA KULTURY Kujtury MORSKIE I DZIEDZICTWA NARODOWEGO i Dziedzictwa w Gdańsku Narodowego. a Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina w Gdańsku INSTYTUCJA KULTURY SAMORZĄDU WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO 72. Sezon 2017/2018 Dyrektor prof. Roman Perucki Dyrektor Artystyczny Orkiestry George Tchitchinadze /FILHARMONIA Łukasz Borowicz fot J Mielniczuk | PT / FRI 01/12/2017 1QaOO SALA ■ 7. W KONCERTOWA SYMFONIKA KONCERT ANDRZEJKOWY. WIECZÓR Z NAT KING COLE'EM Jan Walczyński DYRYGENT Zespół Affabre Orkiestra Symfoniczna PFB Krzysztof Dąbrowski - PROWADZENIE W programie utwory NAT KING COLE'A: „When l Fali in Love", "Smile" „Unforgettable", „Mona Lisa", „I Could Have Danced", „Stardust", „Arrivederci Roma", „Maria Elena" ND/SUN 03/12/2017 12:00 KONU kl OWA FAMILIJNY mikołajkowy koncert familijny - świąteczny pociąg Anna Barańska-Wróblewska KRÓLOWA MUZYKI - NARRATOR Maria Holka WRÓŻKA NOELLA • FORTEPIAN. ŚPIEW Ryszard Wróblewski r,W. MIKOŁAJ TENOR Michał Dembiński • MASZYNISTA KORNEL - BAS Tre Donné: Magdalena Abłażewicz SOPRAN Agnieszka Panas SOPRAN Urszula Bielenia MEZZOSOPRAN Agnieszka Zińczuk ALT Zespół instrumentalny: Kamila Malik SKRZYPCE Katarzyna Książek ALTÓWKA Michał Zuń KONTRABAS Radosław Mysłek - PERKUSJA Paul Stingel UCZEŃ SZKOŁY MUZYCZNEJ SKRZYPCE Zapraszamy w muzyczno podróż do świata pełnego magii Spotkamy si«j na stacji, w której atrakcje i świąteczny klimat zapewnia Św. Mikołaj! * | SOB / SAT 03/12/2017 17-00 SALA KAMERALNA koncert finałowy iii festiwalu muzyki współczesnej nowe fale Tadeusz Dixa - DYRYGENT Zofia Kotlicka SOPRAN Orkiestra Kameralna Sinfonietta Pomerania T. DIXA Mur J. NIKIEL Mała muzyka na orkiestrę - prawykonanie P. JĘDRZEJCZYK Muzyka na 11 instrumentów K. OLCZAK Wszelki wypadek - prawykonanie WSTĘP WOLNY PN-WT / MON-TUE 04-05/12/2017 9:00 sala 11:15 KONCERTOWA EDUKACYJNY KONCERTY EDUKACYJNE W RAMACH CYKLU KOSMICZNA FILHARMONIA instrumenty jana heweliusza KONSULTACJE POI SA: Przemysław Rudź AKTORZY. Bogdan Smagacki, Łukasz Czerwiński OPRACOWANIE KONCERTÓW: Anna Bona, Natalia Walewska ZESPÖI MUZYCZNY W SKŁADZIE: Muzycy Orkiestry PFB ORAZ Sławomir Iwaniak ALTÓWKA Anna Śmiszek-Wesołowska - WIOLONCZELA Tomasz Zając FORTEPIAN GRUDZIEŃ DECEMBER 2017 ND/SUN PT / FRI 15/12/2017 ne% BAZYLIKA ŚW. BRYGIDY lSl:30 W GDAŃSKU SYMFONIKA 3Pykazatopiona ^bursztynie KONCERT Z OKAZJI POŚWIĘCENIA BURSZTYNOWEGO OŁTARZA W BAZYLICE ŚW. BRYGIDY Łukasz Borowicz - DYRYGENT Bomsori Kim - SKRZYPCE Orkiestra Symfoniczna PFB Konrad Mielnik - PROWADZENIE H. WIENIAWSKI II Koncert skrzypcowy d-moll op. 22 K. MEYER Musique scintillante P. MOSS Hymne papai A. PANUFNIK Sinfonia Sacra 19:00 wykład dotyczący współczesnej historii Bazyliki św. Brygidy oraz idei powstania Bursztynowego Ołtarza PROWADZENIE Rektor Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku dr hab. Krzysztof Polkowski WSTĘP WOLNY W. KILAR Walc z filmu Trędowata P. CZAJKOWSKI Adagio z II aktu baletu Jezioro Łabędzie CH. GOUNOD Muzyka baletowa z opery Faust C. SAINT-SAËNS Łabędź z cyklu Karnawał Zwierząt A. CHACZATURIAN Taniec z szablami z baletu Gajane A. CHACZATURIAN Adagio z baletu Spartakus L. MINKUS Bolero z baletu Don Kichot L. MINKUS Pas de Deux z baletu Don Kichot L. DELIBES Preludium i Mazurek z baletu Coppélia P. CZAJKOWSKI Pas de Deux z III Aktu baletu Jezioro Łabędzie Z. PALIASHVILI Tańce gruzińskie z opery Daisi J. MASSENET Muzyka baletowa z opery Le Cid W. KILAR Polonez z filmu Pan Tadeusz m/ : : PN / MON 01/01/2018 « a SALA iy:UU KONCERTOWA SYMFONIKA koncert noworoczny. new york-new year Petr Chromćak DYRYGENT Vit Fiala's X-tet: Barbora Swinx Rehaćkova ŚPIEW Lee Andrew Davison - ŚPIEW Jiri Masaćek - TRĄBKA Jiri Rużićka - FORTEPIAN Jan Linhart ■ PERKUSJA Vit Fiala - KONTRABAS Orkiestra Symfoniczna PFB Konrad Mielnik PROWADZENIE G. GERSHWIN: l've Got a Robe; When I Fali on my knees; Where Shall I be; Lord I want to be a Christian in My Heart; Swing Low; Down by the Riverside; Oh When the Saints; Suita z Porgy i Bess (aranżacja: Vit Fiala); It Ain't Necessarily So; I Want To Stay Here; A Women Is a Sometime Thing; My Man's Gone Now; I Got Plenty O'Nuttin'; Oh, Doctor Jesus; Bess. You Is My Woman Now; There's a Boat Dat's Leavin' Soon For The New York; Summertime; Oh Lawd, l'm On My Way Proponujemy wspomnienie o przeszłości z dodaniem do niej nuty nowoczesnego sznytu. Podczas Koncertu Noworocznego usłyszymy muzyczne standardy w wykonaniu niesamowitych muzyków. Wydarzenia Impresaryjne 2/12/2017 SOBOTA, GODZ. 16.30,19.30 OUEEN SYMFONICZNIE 3/12/2017 NIEDZIELA, G0D2.18.00 GLENN MILLER ORCHESTRA 6/12/2017 ŚRODA. GODZ. 20:00 BMW JAZZ CLUB 2017- NOWE POKOLENIA - AGA ZARYANIJACOB COLLIER 10/12/2017 NIEDZIELA, GODZ. 18:00 PIERWSZY DO RAJU 13/12/2017 ŚRODA, GODZ. 19.00 BALET KRÓLEWSKI ZE LWOWA • ..DZIADEK DO ORZECHÓW" 16/12/2017 SOBOTA, GODZ. 19.00 PIWNICA POD BARANAMI ..DLA MIASTA I ŚWIATA" KOLĘDY I PASTORAŁKI 17/12/2017 NIEDZIELA, G0D2.19.30 ANNA WYSZKONI .KOLĘDY WIELKIE" WWW.FILHARMONIA.GDA.PL [bilety] Przez internet: www.bilety24.pl Kasy biletowe PFB: Gdańsk, Ołowianka 1 Telefonicznie: 58 320 62 62, 58 323 83 62 Biuro Podróży „Barkost": E-mail: biletyafilharmonia.gda.pl Gdynia, Świętojańska 100 ii. (HH Dziennik , . ., . Bałtyckimi trójmiasto pl Radio Gdańsk ■pi . LIVE&TRAVEL Together J' czJfeted.pl & Energa http://www.filharmonia.gda.pl