ROK JOZEFA CHEŁMOWSKIEGO www.miesiecznikpomerania.pl MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 977023890490611 ÔDDZAKÔWANIÉ PROFESORA 12 rujana umarł prof. Édwôrd Bréza, bëlny uczałi, znajôrz kaszëbsczégö i pölsczégô jazëka, dlô wiele z nas nadzwëkôwi autoritet i méster. Przez wiele lat béł przédnika Radzëznë Kaszëbsczégô Jazëka. Je wespółautora taczich wôżnëch dlô kaszëbiznë ksążków, jak: Zasady pisowni kaszubskiej i Gramatyka kaszubska. Zarys popularny. Napisôł wicy jak 2200 rozmajitëch publikacjów. Jak rzekł ô nim öbczas pogrzebu prof. Edmund Wittbrodt: „Stanowił edukacyjną podporę dla wszelkich działań Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego". Tidzeń późni, 19 rujana w sopôcczim kôscele pw. sw. Bernata ödzakôwałë sa z nim rzmë lëdzy - familio, drëszë, uczałi, kaszëbsczi dzejarze, przedstôwcowie państwówech wëszëznów, samôrządôrze z Kôscérznë, Dzemión i Lëpusza, jaczich Édwôrd Bréza béł honornym mieszkańca. Uczastnicë pogrzebu sp. Profesora pôdczorchiwelë, że na wiedno zapamiatają Gô nié leno jakô wiôldżégô uczałégô, ale téż jakno człowieka wiôldżi kulturę. Smierc prof. Brézë to wiôlgô strata téż dlô „Pomeranie". Pisôł regularno do najégô miesacznika, czëtôł i dôwôł rozmajité doradë. Bóg zapłać, Profesorze. Ôstóniece w naji pamiacë i dokazach, jaczé jesce dlô naju napiselë. RED. W NUMERZE: 3 Warkôwnie lubôtników téatru Red. 4 Ostatni wywiad [z prof. Edwardem Brezą] Dariusz Majkowski 6 Na binie, na rënku, na szkudłach Łukôsz Zoitköwsczi 8 Inspiracja Tatiana Slowi 11 Kibicëjemë FC Barcelonie czë Realowi Madrit? Adóm Hébel 12 Rozmieszczenie i działalność ludności rodzimej w kaszubskim regionie etnicznym Jan Mordawski 16 Brawadë ô koniach. Kaszëbskô rasa köni Mateusz Bullmann 18 Listy 19 Zëlawsczé białczi Pioter Léssnawa 20 Nowe mity wokół Floriana Ceynowy, czyli o publicystyce na bakier z historią Michał Kargul 26 Wójnowi Kaszëbi. Matka Bôskô wstawiła sa za mną! Z Bolesława Sobisza gôdôł Eugeniusz Prëczkôwsczi 28 Gawędy o ludziach i książkach. Za mundurem panny sznurem? Stanisław Salmonowicz 30 Pómachtóny żëwôt Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dzél 18) Siôwk Förmella 32 Zachë ze stôri szafë rd 33 Wokół świętej Doroty z Mątów Jerzy Nacel 35 Gdańsk mniej znany. Straganiarska bez straganów Marta Szagżdowicz i NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 9(111) 36 Zapiski rodowitej gdańszczanki (część 2) Helena Mrozińska z Nierzwickich, oprać. Piotr Schmandt 40 Z południa. Patron na dziś i jutro Kazimierz Ostrowski 41 Z pôłniô. Patron na dzys i witro Kazmiérz Ôstrowsczi, tłom. Bożena Ugôwskô 42 Z Gagówca, Nôklë i Wigödë Stanisłôw Janka 44 Ks. Leon Masłowski - towarzysz Oskara Kolberga Kazimierz Jaruszewski 46 Jan Trepczik. Płatka z archiwum Tomôsz Fópka 48 Zez Brus i nić leno. Nadanie miona sławószińsczi szkole Felicjo Bôska-Bôrzëszköwskô 49 Z Kociewia. Gdy odchodzą Stolemy Maria Pająkowska-Kensik 50 Zrozumieć Mazury. Babcia Waldemar Mierzwa 52 Moja przygoda z Remusem Kazimierz Nowosielski 55 Lektury 59 Klëka 67 Sëchim paka uszłé. Z łasa wëlazłi Tómk Fópka 68 Z butna. Gdze są naszi Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zrealizowano ze środków Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i ze środków Miasta Gdańska. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji woftwoD/rwo POMORSKIE Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowegoi GDAŃSK miasto wolności * 'i - PRENUMERATA PomeraJiMy & dostawą do domu/! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 2810201811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Od Redaktora W listopadzie szczególnie często wspominamy zmarłych i odwiedzamy ich groby, zwłaszcza najbliższych nam osób, które odeszły z tego świata. W naszej pamięci są również ludzie wyjątkowi, osoby, które się w niej zapisały z racji swych zasług dla ojczyzny, kultury, słowa... W październiku pożegnaliśmy jedną z takich wielkich postaci — prof. Edwarda Brezę. Wspomnienie, które jest także następstwem jednej z ostatnich rozmów, jakie przeprowadził z Profesorem Dariusz Majkowski, znajdziecie Państwo na stronach listopadowej „Pomeranii Jesień na Kaszubach mija pod znakiem cyklicznych wydarzeń kulturalnych. W tym numerze naszego pisma polecam relacje z BytOFFsky Festival oraz z przeglądu teatrów kaszubskich Zdrzadniô Tespisa. Zwracam Państwa uwagę także na artykuł Tatiany Słowi, która porusza ważny temat, jakim jest wybór zawodu przez młodych łudzi. Przywołany przez autorkę przykład Fundacji Inspirujące Przykłady pokazuje, że pomysł na zawodową przyszłość może być świadomy i praktyczny oraz że nie musi być podyktowany wyłącznie oczekiwaniami ze strony najbliższych. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 teł. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓŁ REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Aleksandra Dzięcielska-Jasnoch (Najô Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliriski Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Bożena Ugowska Dariusz Majkowski ZDJĘCIE NA OKŁADCE Ka Leszczyńska WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11, 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. WARKÔWNIE LUBÔTNIKÓW TÉATRU Latosô edicjô rokrocznëch téatrowëch zeńdzeniów „Zdrzadniô Tespisa" ödbëła sa w Pömörsczi Akademie w Słëpsku. W jedny z uniwersytecczich żalów w budinku kôl szas. Bohaterów Westerplatte pötkelë sa uczastnicë ti rozegracje, jakô je wôżnym pónkta w kaladôrzu lubötników téatru na Kaszëbach. Aktorczi i aktorzë z rozmajitëch binowëch karnów pöd dozéra bëlnëch znajôrzów möglë nauczëc sa m.jin. robötë nad scenar-nika, analizë tekstu, prôcë nad cała i wespółdzejaniô w grëpie. Udba i plan latosy „Zdrzadni Tespisa" bëłë przéd-no dokaza prof. Daniela Kalinowsczégö. Nen słëpsczi uczałi je mést znóny najim Czetińcóm przede wszët-czim jakno kritik kaszëbsczi lëteraturë regularno piszący do „Pomeranie", ale je ön téż öd pôradzesąt lat sparłaczony z téatra (m.jin. od kuńca 80. lat XX w. robił w teatrze Terminus a quo, jaczi jezdzył ze szpëtôklama pö wszelejaczich môlëznach w całi Polsce). To prawie prof. Kalinowsczi ôtemknął latosą „Zdrzadnia", jakô warała od 23 do 24 séwnika. Öb te dwa dni uczastnicë warkôwniów w dwuch kamach pöprôwielë swöje aktorsczé (i nié blós) umiejatnoscë. Öbczas zajimniaców z wespółdzejaniô w karnie uczëlë sa np., jak budować nawzôjną dowiérnota w grëpie. Pôznôwelë téż krëjamnotë plasticzi ruchu, mimiczi twarzë, pantomimę... Wôżnym dzéla pötkaniów bëłë warkôwnie na-mienioné kaszëbsköjazëköwi dramaturgie i teatrowi. Westrzód témów pojawiła sa öbrzadowösc w ka-szëbsczich binowëch dokazach. Uczastnicë pöznelë téż rozmajité usôdzczi, jaczé organizatorze uznelë za wôrtné pökazywaniô przez téatrowé grëpë na Kaszëbach. Specjalnyma göscama rozegracje bëlë aktorzë téatru Rondo ze Słëpska i téatru Stop z Kôszalëna. RED. „Zdrzadniô Tespisa" ostała zrealizowónô dzaka dëtkôwi pômöcë Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje a téż firmë PKO Bank Polski. LËSTOPADNIK 2017 / POMERANIA / 3 OSTATNI WYWIAD Panie Darku, ja się właściwie już kończę... - takie słowa usłyszałem od prof. Edwarda Brezy 30 sierpnia w jego mieszkaniu w Sopocie. Wydawało mi się, że przesadza. Przecież wyglądał dobrze, rozmawialiśmy kilka godzin, nic niepokojącego nie zauważyłem. Nie sądziłem, że kolejny raz spotkamy się na cmentarzu... Prof. Edward Breza z medalem Honorowego Obywatela Miasta Kościerzyny Nie będę tu wymieniał faktów z życia Profesora, nie przypomnę Jego naukowych dokonań i zasług dla ka-szubszczyzny. Na to potrzeba więcej czasu, obszerny artykuł wspomnieniowy ukaże się dopiero w kolejnym numerze „Pomeranii". Chciałbym jedynie zapisać na gorąco kilka zdań z naszej ostatniej rozmowy, z ostatniego wywiadu śp. Edwarda Brezy. Umówił nas prof. Duśan-Vladislav Pażdjerski, który okazał się lepszym obserwatorem niż ja... Zadzwonił do mnie jeszcze przed wakacjami, mówiąc, że musimy nagrać wspomnienia Profesora, bo może to być ostatnia taka możliwość, a książka zapisująca Jego słowa będzie niezwykle ważna choćby dla badaczy kaszubszczyzny. Prof. Breza zgodził się, cierpliwie odpowiedział na kilkadziesiąt pytań dotyczących jego „knôpiczich lat", naukowej kariery, kaszubskiej drogi, działaczy, których znał, z którymi współpracował, dyskutował. Słucham kolejny raz spokojnego, ciepłego głosu Profesora, który z uśmiechem opowiada o trudnym dzieciństwie, sypie anegdotami, przypomina sobie, jak tata z mamą żartowali z różnic w swojej kaszubskiej wymowie (tata był z parafii Lipusz, a mama z parafii Dziemiany). Ze szczegółami pamięta powrót ojca z niemieckiej niewoli w 1939 r. Bronowałem. Patrzę, a idzie jakiś mężczyzna od strony szosy, nieogolony, zaniedbany. Podchodzi do mnie, chce mnie całować. Próbowałem się odsunąć i wtedy usłyszałem: „Édku, të mie nie poznajesz?!". Wtedy dopiero poznałem, że to tata i rzuciłem się mu na szyję. Ton zmienia się na smutny właściwie tylko raz: Zaraz po tym, jak Niemcy wkroczyli, to była kurenda, że trzeba wszystkie psy pozabijać. To dla nas, dzieci, było wielkie przeżycie. Mieliśmy psa, który wabił się Ami. Co za dobry piesek! Tata musiał go zabić. Pożegnaliśmy go jak człowieka, sadziliśmy kwiatki na jego grobie. Dwa tematy wracają niezwykle często, Profesor nawiązuje do nich przy wielu pytaniach. Pierwszy z nich to zajęcia z Karolem Wojtyłą. Wykłady z nim to było 4 POMERANIA/LËSTOPADN POŻEGNANIA coś wspaniałego. Perypatetyk! Wykładał, spacerując. Po modlitwie kładł na pulpit skrypt własnego autorstwa, chodził po sali i wykładał - mówi z entuzjazmem śp. Edward Breza. Przewijam nagranie kilka minut do przodu. Temat ciągle ten sam: Mam w indeksie z katolickiej etyki społecznej „bardzo dobry" u Karola Wojtyły. Ten indeks ma wartość. Zdawałem u niego w mieszkaniu. Był już spakowany na narty, ale zgodził się mnie przeegzaminować poza wyznaczonym terminem. Pod koniec rozmowy znów wraca Jan Paweł II: W niego patrzyłem jak w święty obrazek. Nie notowałem, żeby się nie rozpraszać, potem wychodziłem na balkon, myśli z wykładu sobie systematyzowałem, potem przychodziłem do domu i wbiłem notatki. Druga osoba, która pojawia się w różnych momentach wywiadu, to śp. prof. Jerzy Treder. O ile słowa 0 papieżu mój rozmówca wypowiadał prawie bez zastanowienia, o tyle tym razem wyraźnie się zamyśla, zwalnia swą wypowiedź. Jago wciąż uważam za przyjaciela. Praca nas zbliżyła. Jak pisał Goethe: „Pracą skuj dłoń z dłonią, serce z sercem". Często się spotykaliśmy. Nigdy o nim złego słowa nie mogę powiedzieć i nie powiedziałem, bo bym skłamał. Bardzo przeżyłem, gdy mi przekazał, że nasza współpraca się skończyła. To było dla mnie przykre. Dłuższa chwila ciszy. Ja to przypisuję chorobie jego. Nie było do tego podstaw merytorycznych. I znów cisza. Ani prof. Paźdjerski, ani ja nie śmiemy jej przerywać. Ja nigdy źle o nim nie mówiłem - powtarza jeszcze raz. Pytamy o współpracę z innymi kaszubskimi działaczami. Profesor dobrze pamięta np. Jana Trepczy-ka. Cytuje (a właściwie recytuje, wyraźnie zaznaczając 1 akcentując każdą sylabę) dwie wypowiedzi Méstra Jana: Ötwórzta ôkna i dwićrze, niech tu kaszëbiznë wiacy wléze. I po chwili: Czim jô jem? Pôlôch jô nie jem, Nieme jô nie jem, Kaszëba jo jem. Przypomina, że często się kłócili, sprzeczali o kaszubskie słowa, pisownię, ale ma do Trepczyka szacunek, bo potrafił rozmawiać, przyjmować rozsądne argumenty i był niezwykle autentyczny w miłości do kaszubszczyzny. Kilku innych działaczy wspominał mniej ciepło, pamiętał upokorzenia, jakich od nich doznał, ale nie słychać w Jego głosie żalu czy pretensji. Mam wrażenie, że każdy z tych konfliktów już wewnętrznie przepracował, przemyślał i to, co było złe, przebaczył. W ogóle, słuchając tego nagrania, przypominając sobie, jak zachowywał się podczas tej rozmowy Profesor, zazdroszczę mu tego spokoju i umiejętności po- godzenia się z nieuniknionym. Wiedział, że umiera, że zostało Mu niewiele czasu, ale nie rozpaczał, nie narzekał, że nie zdąży czegoś napisać, zrobić. Kiedy wspominał swój pobyt w seminarium duchownym, powiedział: Gdy z niego wychodziłem pełen teorii teologicznych, to prosiłem Boga, żebym wrócił do wiary dziecka. Nie jestem w stanie stwierdzić tego na pewno po ledwie kilkugodzinnej rozmowie, ale myślę, że z taką właśnie wiarą i ufnością podchodził do zbliżającej się śmierci. Nie miał już sił, żeby czytać wszystko, co wiązało się z kaszubszczyzną, ale zapoznał się m.in. z Gramatiką kaszëbsczégö jazëka. Nie pytaliśmy Go o nią, ale sam Profesor nagle wtrącił: „Gramatykę" Hanny Makurat pozytywnie oceniam. Dużo pracy włożyła. Przyznam, że wszystkich działów nie przestudiowałem, ale to, co przeczytałem, akceptuję. To jest dobrze zrobiona praca. I jeszcze jedna dygresja: Jeżeli mam jakieś dokonania, to trzeba je dzielić z żoną. Dzięki temu, że obowiązki rodzinne przejmowała, ja mogłem pracować, wyjeżdżać, aby przeprowadzić badania terenowe itp. Pani Zofia, która była obecna podczas rozmowy, słuchała tych słów trochę zawstydzona. Duśan Paźdjerski przygotował wiele pytań dotyczących kariery naukowej. Śp. prof. Breza u swoich wykładowców cenił przede wszystkim sumienność, pracowitość, rzetelność, poważne traktowanie ludzi. Mniej podczas naszej rozmowy skupiał się na ich publikacjach, badaniach. Nawet gdy mówił o swym wielkim mistrzu profesorze Hubercie Górnowiczu, zaczął, cytując jednego ze swych kolegów: „uczciwość kapała u niego z każdego włosa" i dopiero prof. Paźdjerski wyciągał z naszego rozmówcy informacje o naukowych osiągnięciach tego pomorskiego językoznawcy. Pod koniec rozmowy, gdy przypominamy kaszubski dorobek Profesora, nie pamięta już wielu faktów i dat. Pamięć tracę - tłumaczy się. Obawiamy się, że to efekt zmęczenia, więc kończymy rozmowę. Ostatnie pytanie dotyczyło miłości Edwarda Brezy do łaciny. Tu wtrąciła się pani Zofia, która przypomniała, że Profesor „męczył" tym językiem swoje dzieci. Po niedzielnym obiedzie pytał je: „Chcecie się uczyć łaciny?". Odpowiadały: „Nie". Na to ich ojciec: „No to będziecie". Umówiliśmy się na kolejną rozmowę za kilkanaście dni. Niestety, nic więcej już nie usłyszymy... DARIUSZ MAJKOWSKI OPADNIK2017 /POMERANIA 5 NA BINIE, NA RËNKU, NA SZKUDŁACH Rokroczno od czile lat na trzë dni Bëtowö zmieniwô sa w ösoblëwi gard - stówo sa kulturalną stolëcą nié leno ökölégö, ale nawetka może rzec: calégö pömörsczégö województwa. Wszëtkó dzaka festiwalowi BytOFFsky. Latoś ju kôżdi - ôd przedszkôlôka do dozdrzeniałégô - nalôzł cos dlô se. W nym roku pierszi rôz program imprezë jesmë sczerowelë téż do nëch, chtërny są w przedszkôłowëch latach. Ta udba sa sprôwdzëła i w przindnoscë mdzemë dali cos dlô nich przërëchtowiwac, a badzemë téż miec stara, bë bëło tegô jesz wicy - gôdôł Jaromir Szroeder, udbódôwôcz i organizator BytOFFsky. Terôczasnô dzewiątô edicjô zaczała sa w CZWIÔRTK 28 séwnika. Na zaczątk Franęois Monnet i Mónika Pasnik-Petri-czenkô (pôl. Paśnik-Petryczenko) pöprowadzëlë warków-nie z robieniô lapionów, dlô jaczich pôdskôcënka miało bëc dzejanié Józefa Chełmôwsczégô. W nym czasu dlô dzecy ze spôdleczny szkôłë Iréna Brzeskô dała marionetkowi téa-ter inspirowóny kaszëbsczima bôjkama. W swôjim dokazu „Diôbelsczé zelé" ôpisëje historia ôpiartą na ôpôwiescë ô utcëwim chłopie Maceju. Szkółownicë nié blós słëcheië, ale téż wzalë udzél w przedstôwku. Brzeskô baro chatno wchôdô w interakcja ze słëchincama. Dlô dzecy przërëchto-wała w naddôwku krótczi pôkôz rzezbieniô. A przedszkôlôcë mielë zajmë z ÉwąŁukasewicz (pôl. Łukasiewicz) i lwóną Dróżdż. Te tikałë sa dokazu „Chëcz dësz". Jich starszi drëchôwie uczastniczëlë w kuglarsczich warköwniach. A dzén późni w zajmach aktorsczich z mima Mieczisława Gedrojca (pôl. Giedrojć). BytOFFsky to nié blós zajmë z dzecama. W czwiôrtk w Zôpadnokaszëbsczim Muzeum swôje widzawiszcze dół Michôł Studzyńsczi [pôl. Studziński], Öpiarté bëło na roma-nach Dostojewsczégô. Pô nim w Bëtowsczim Centrum Kulturę ôstała ôtemkłô wëstawa „Metamôrfôzë". To przezérk robotę plasticznégô karna, jaczé tam dzejô. Titel nie ôstôł dóny bez przëtrôfk. Bëło to ódniesenié do przemianë dokazów, a téż i samëch młodëch artistów. Negô dnia na binie wëstą-pił Teatr Kana. Jegô „Projekt: Tatk" rodzëcóm przëpómnął jich przëtrôfczi z dzecama. Ôsoblëwie ojcowie môglë w nim nalezc rozmajité swóje doswiódczenia ôd chwilë, czej sa dowiedzelë, że mdąrodzëcela, do czasu, czej jich pôcechë sąju wikszé, a ôni baro czasto sądo czësta jak jich starszi. PIĄTK zapöwiôdôł sa baro cekawie. Wszëtkö za sprawą dwuch dokazów. Pierszi z nich to „Głosë szkła" karna Teatr Brzozaki. Ti, muszi rzec, przërëchtowiwelë sa do niego ju czile miesądzy chudzy. Na nen projekt dostalë dëtczi z Nôrodnégô Centrum Kulturę. Pomogło téż starostwo. Bëlësma ôczarzony historią hëtë szkła z Przëlasków 6 POMERANIA / LISTOPAD 2017 i WËDARZE NIA czości Józefa Chełmowskiego, a téż ódemkniacé wëstawë ô nim. Wknédze są zamkłé trzë perspektiwë żecégô utwórcë z Brus. Pierszô to rodzëznowô, biograficznô. To baro osobisto ôpôwiésc ô tim, jaczim Chełmôwsczi bëł slëbnym, ójca, człowieka. Karno etnografów, muzealników wzérô na niegô bez to, co pö se ôstawił. Są téż lëteraturoznôwcë, kultu-roznôwcë, chtërny jesz z jinszi perspektiwë gô widzą. Môże nawetka nié tëli widzą, co czëtają - gôdôł na uroczëstim pôkôzanim publikacje prof. Daniél Kalinowsczi. Rodzëna Józefa apelowała ô retënk dlô zniszczonego bez zélnikôwą nawałnica gburstwa brusczégô artistë. Na nen apel ôd razu nalazła sa odpowiedz. Na wëstawa jedze do Warszawę, do Pôselsczégô Dodomu, gdze badzemë nié blós promować dzejanié Józefa Chelmowsczégó, ale téż miec stara ó wspiarcé i dëtczi na ochrona jego dokazów - dolmacził Tomôsz Semińsczi (pól. Siemiński), direktor Zôpadnokaszëbsczégô Muzeum w Bëtowie. BytOFFsky skuńcził sa wieczora na rënku paradą iapio-nów wëkônónëch na warkôwniach i ôgniowim pôkôzka -tuńca z ögnia (fireshow). Ökróm m.jin. warkôwniów czë przedstôwków nen festiwal to téż rozmajité kôncertë w restauracje Jaś Kowalski. Pierszégô dnia grôł New Cage, dzeń późni Żywiołak, a na kuńcu Łoskot. W przińdnym roku mdze jëbleuszowô - dzesątó - edicjó. Ju w głowie móm czilë udbów na to, co tej sa badze dzejało. Le to je jesz za wczas, cobë ó tim głośno gadać - zapôwiôdô Jaromir Szroeder. LUKÔSZ ZOŁTKÔWSCZI kôl Jasénia. Terózka wnetka nicht ó ni nick nie wiś. Wia-dło ó ni ópracowalësmë ód artisticzny stronë - gôdô Éwa Ôrzechôwskô, opiekunka Brzozaków. Karno młodëch aktorów nôpierwi sznëkrowało za pôôstałoscama hëtë, tej pëtało lëdzy ô wiadło ó ni, a na kuńcu z tegô wszëtczégô pôwstôł dokôz na bina. W jegô przërëchtowanim wspômôglë jich profesjonalny instruktorze: Éwa Łukasewicz, chtërna ôdpôwiôdała za dzél teatralny, Joanna Gdgulskô - dzél muzyczny, i Sebastión Kamionka - scenografio. Zwaczi do swôjégô widzawiszcza Brzozaki nagriwałë z negó, co akurôtno bëło w jizbie Wiesczégô Dodomu Kulturę w Jasé-niu, w chtërny mielë próbë. „Głosë szkła" swoja premiera miałë óbczas BytOFFsky. W wëfulowóny ôbzérnikama zalë bëtowsczégô muzeum spartaczenie zwaków, widu i muzyczi niejedny öbzérelë z „ódemkłą munią". Aktorze z karna Teatr Brzozaki, chóc to amatorze, wëstąpilë jak profesjonaliscë i pô przedstówku długô bëło czëc bicé brawów. Drëdżim wôżnym negó dnia wëdarzenim, chtërno przëszëkôwalë Môrcën Brzozowsczi, Kacper Majewsczi i Sihad Khalil, béł „Wolny Kurdistón" (teatralno ôpôwiésc i filmowi pôkôzk). Bëła to próba analizę dzysdniowi sytuacji na Blësczim Wschodzę. W drobnotach jidze ó proces dochô-daniô iracczégó Kurdistanu do samóstójnotë. Tikôł sa téż pólsczich wątków w jich historie. Poza tima dokazama swój dló szkółowników i starszich miała téż m.jin. Iréna Brzesko. Ôpôwiôdôłô Damroce, chtër-na na sztót zamieszkała na bëtowsczim zómku. Dzeń późni, w SOBOTA, ju na zakuńczenie festiwalu, ôdbëła sa promocjo ksążczi Pasieka wyobraźni - o twór- LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA / 7 Leszek Szmidtke przez niemal całe swoje dotychczasowe zawodowe życie był dziennikarzem związanym z Radiem Gdańsk. Prowadził w nim audycje gospodarcze, był kierownikiem redakcji publicystyki, współtwórcą audycji kaszubskich w tej rozgłośni. W 2014 roku poważnie zachorował - wylew postawił na jego radiowej drodze olbrzymie przeszkody. Nie poddał się i, jak to się mówi „poza strefą komfortu", szukał dla siebie nowej ścieżki. Inspiracją był jego syn oraz warsztaty, które przeprowadził w jego szkole - to dzięki nim narodził się pomysł Fundacji Inspirujące Przykłady (FIP), której został współzałożycielem. Wśród partnerów akcji są rekiny rynku IT, firmy zajmujące się szeroko pojętym designem czy grami komputerowymi, ale też wydawnictwa, firmy logistyczne, stocznie i deweloperzy. Do końca tego roku z pomysłu skorzysta ok. 1500 uczniów pomorskich szkół. W przyszłym roku ma ich być dwa razy tyle. Dzięki spotkaniom w firmach i warsztatom młodzi będą mogli bardziej świadomie wybierać swoją zawodową ścieżkę. Dlaczego tego typu działania potrzebne są szczególnie poza Trójmiastem? Skąd młodzi ludzie biorą pomysł na przyszłość? W czym pomaga, a w czym przeszkadza kaszubskie wychowanie? Pytałam o to uczestników i organizatorów spotkania inaugurującego publiczną działalność Fundacji Inspirujące Przykłady, które odbyło się na początku października w jednym z największych i najnowocześniejszych kompleksów biurowych w Trójmieście Olivia Biznes Center - czyli u najważniejszego partnera pomysłu. Spotkanie inauguracyjne w Olivia Business Centre (OBC). Od lewej: dyrektor ds. personalnych OBC Małgorzata Gwozdz, uczennica II klasy Zespołu Szkół Katolickich w Gdyni Dominika Michalska, współwłaściciel firmy MpicoSys Paweł Musiał. 8 ! POMERANIA / LISTOPAD 2017 GOSPODARKA PRZYKŁADY Wybory dokonywane po maturze przez wielu młodych ludzi często bywają przypadkowe, chcemy to zmienić - mówi Leszek Szmidtke. Chcemy im pokazać takie przykłady, które spowoduję, że będą się zastanawiali, co naprawdę chcą robić w życiu. Nie jest powiedziane, że muszą być informatykami, budowlańcami, spawaczami kadłubów okrętowych. Niech szukają swojego miejsca, w którym będą się dobrze czuli. Żeby mogli wybrać swoją drogę, muszą najpierw zobaczyć przykłady ludzi, którzy to już przeszli - podkreśla. Fundacja Inspirujące Przykłady zaprasza do swoich projektów uczniów ze szkół średnich z województwa pomorskiego. Pokazuje im nie tylko przykłady dobrych miejsc pracy i sposoby przygotowania do niej, ale także jak założyć własną firmę oraz na jaką pomoc może liczyć początkujący przedsiębiorca. Za sprawą nie stoją jedynie członkowie fundacji, ale bardzo duże grono podmiotów - firm partnerskich, szkół, samorządów, działaczy. Najważniejsze jest to, żeby to im w pierwszej kolejności „chciało się chcieć", bo dopiero wtedy mogą się stać inspiracją. Każdy z podmiotów czy każda z osób zaangażowanych w projekt działa w swojej strefie, ale wciąż czują niedosyt, wciąż chcą czegoś więcej, właśnie dlatego udało mi się zaprosić ich do współpracy - wyjaśnia pomysłodawca projektu. Fundacja działanie rozpoczęła jesienią ubiegłego roku, ten czas wykorzystała na nauczenie się tego, w jaki sposób inspirować i jakiej inspiracji potrzebują młodzi ludzie. Poznaliśmy wszystkie strony, które staramy się połączyć i ze sobą poznać - mówi Agnieszka Zglinicka, wiceprezeska Fundacji Inspirujące Przykłady i dyrektor Obszaru małych i średnich przedsiębiorstw w Oliyia Business Centre. Ten rok nauczył nas tego, że obecny system edukacji nie wspiera kreatywności i nie sprzyja świadomym wyborom młodych. Nie zakładam tego, że dzisiejsza edukacja jest zła, ale powinna bardziej otworzyć się na to, by dawać młodym ludziom przestrzeń do samodzielnych poszukiwań i samodzielnego zadawania pytań dotyczących ich przyszłości, tego, jak być szczęśliwymi ludźmi. SZKOŁA ŻYCIA Marcin Nowicki z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową podkreśla, że myślenie o projektowaniu przyszłości jedynie jako o planowaniu kolejnych etapów edukacyjnych jest błędem. Moim zdaniem znacznie ważniejsze jest takie kształcenie, żeby młodzi w dowolnym miejscu i w dowolnym momencie mogli wejść na rynek pracy, czuć się szczęśliwi, dokształcać się, dokwalifikować do wąskich specjalizacji. Nigdy nie będzie tak, że to, czego nauczymy się w szkole, będziemy wykonywać do końca życia. Tego świata już nie ma - to mydlenie oczu i alibi wobec naszej niemożności wymyślenia systemu edukacyjnego, który lepiej odpowiadałby dzisiejszej rzeczywistości. Mrzonka o dostosowaniu edukacji do potrzeb rynku pracy - coś, o czym rozmawiamy w Polsce od dziesiątek lat - powinna już dawno temu odejść do lamusa. Nie wiemy, jakie będzie zapotrzebowanie rynku pracy za 5, 10 czy 15 lat. Przykładem może być praca zawodowego kierowcy, zawód, który obecnie jest uznawany za jeden z najlepiej płatnych i najmniej nasyconych. Dziś wielu młodych ludzi właśnie z nim wiąże swoją przyszłość, ale to może być ślepy zaułek - za kilkanaście lat większość tego typu transportów ma być obsługiwana przez samochody bezzałogowe - dodaje mój rozmówca. RANKINGI AUTORYTET Kolejnym problemem jest także ciągłe przekonanie 0 tym, że istnieją lepsze i gorsze profesje. W wielu domach spełnienie życiowe uzależnia się od wykonywania konkretnego zawodu. To, czy młody człowiek pchany w danym kierunku przez rodziców, ma określone kompetencje, pozostaje na drugim planie. A wykonywanie jakiej pracy jest najbardziej pożądane przez młodych ludzi oraz ich rodziców? Tendencje są zmienne, jednak wciąż powszechne jest uznawanie, że dobry zawód to ten dobrze płatny - kwestia zadowolenia z wykonywanej pracy, wiążące się z nią ryzyko i/ lub możliwości rozwoju, czy możliwość łączenia jej z życiem prywatnym pozostają na dalszym planie. Co kilka miesięcy w mediach prezentowane są listy zawodów, w których zarabia się najwięcej, i tych, w których najmniej, 1 bardzo często to one są wskazówką dla młodzieży i ich rodziców dotyczącą tego, w jakim kierunku dalej iść. Dlaczego oprócz młodych wymieniam także ich rodziców? Bo wciąż - szczególnie na Kaszubach - rodzice odgrywają olbrzymią rolę w planowaniu LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA / 9 GOSPODARKA przyszłości swoich dzieci. Jeszcze kilkanaście lat temu na kaszubskich wsiach wybór konkretnej szkoły uzależniony był od preferencji rodziców -to oni decydowali, czy warto, by ich dziecko miało w ręku konkretny fach i pieniądz, czy też opłaca się podjąć ryzyko i przedłużać edukację o kolejnych kilka lat z możliwością zyskania lepszych zarobków i prestiżu. Moje podejrzenia dotyczące tej sprawy podziela współzałożyciel FIP Leszek Szmidtke: Moim zdaniem na Kaszubach rodzice wciąż jeszcze chcą mieć zbyt silny wpływ na przyszłość swoich dzieci i bardzo rzadko wychodzi to tym młodym ludziom na dobre. Ci młodzi Kaszubi są oczywiście świetnymi robotnikami, ale to jest jednak mało. Wolałbym, żeby byli świetnymi przedsiębiorcami, żeby otwierali nie tylko firmy z sektora budowlanego, ale też takie, które odnajdują się w działaniach kreatywnych. Inspirowanie młodych ludzi i kształtowanie ich kreatywności jest ważne nie tylko dla nich samych jako przyszłych pracowników i przedsiębiorców, ale również dla obecnych właścicieli firm - tłumaczy prezes organizacji Pracodawcy Pomorza Zbigniew Cano-wiecki - im więcej będzie organizacji wyzwalających w młodych ludziach twórcze podejście i umiejętność wspólnego działania i funkcjonowania w środowisku, które wyzwala silne emocje, tym lepszy dla nas narybek do pracy. To właśnie tacy ludzie sprawiają, że firmy są innowacyjne, a pod względem innowacyjności polskie firmy wciąż ciągną się w ogonie Europy. W związku z tym, jak kani dżdżu potrzeba nam ludzi młodych, zainspirowanych, z pomysłami, którzy wyzwolili swoje talenty i wiedzą, jak je wykorzystać. Canowiecki dodaje, że inspirowanie do szukania nowych dróg, dopasowanych do swoich potrzeb, talentów i osobowości, jest szczególnie ważne poza wielkimi miastami. W Trójmieście uczniowie szkół średnich codziennie stykają się z reprezentantami różnych zawodów. Podczas podróży po mieście mijają zarówno wielkie i małe punkty handlowe, biurowce, jak i ośrodki naukowe oraz różnego rodzaju zakłady produkcyjne. Już nawet tego typu zetknięcie może przynieść refleksję na temat tego, jak wiele różnorodnych możliwości mają do wyboru. W mniejszych i małych miejscowościach województwa, szczególnie tych, w których sektor usług i produkcji nie jest rozwinięty, przyszli pracownicy i pracodawcy mają zdecydowanie mniej okazji do tego typu rozmyślań. Jednocześnie Leszek Szmidtke podkreśla, że fundacji nie chodzi o to, by wspierać tendencję, w której ramach najbardziej utalentowanych młodych ludzi wchłaniają wielkie miasta: Chodzi nam o to, by potrafili spełniać się zawodowo niezależnie od miejsca, w którym się znajdują. Dlatego też zależy nam na rozwijaniu u nich zdolności przedsiębiorczych. Pokazujemy im przykłady takich udanych działań. Wśród naszych partnerów „inspiratorów" są zarówno duże, jak i małe firmy. Jedną z nich jest Wydawnictwo Region. Właściciel i założyciel Regionu Jarosław Ellwart mówi, że przedsiębiorcom coraz trudniej jest znaleźć dobrych pracowników: Teraz młodzi ludzie mają o tyle dobrą sytuację, że to oni wybierają pracodawcę, a nie odwrotnie. Ci młodzi ludzie, którzy mają chęć do pracy, mają wiedzę i wykształcenie oraz pasję, nie mają żadnego problemu ze znalezieniem zatrudnienia. Uczestniczenie w tego typu projektach pozwala nam lepiej poznać potrzeby takich ludzi, żebyśmy wiedzieli, jak takiego pracownika pozyskać i jak go u siebie zatrzymać. Zatem takie inspirowanie, zarówno poddawanie myśli, jak i pobudzanie do działania, jest zyskowne dla wszystkich. Z możliwości pokazywanych przez Fundację Inspirujące Przykłady może skorzystać kilka tysięcy uczniów szkół średnich rocznie - takie jest założenie. Ile osób wykorzysta tę możliwość, nikt nie jest dziś w stanie ocenić - efekty są odłożone w czasie i być może będą widoczne za 5,10,20 lat. Ale słupki skuteczności i wszelkiego rodzaju statystyki pozostają poza sferą zainteresowań FIP. Zresztą w jaki sposób miałoby to zostać zmierzone? Organizacja nie zachęca przecież do wyboru zatrudnienia w takim czy innym sektorze, ale do dokonania takiego wyboru, dzięki któremu w przyszłości można być szczęśliwym. Pracownicy fundacji podkreślają: My tylko inspirujemy, wysyłamy sygnał, pokazujemy możliwości, zachęcamy do dokonania świadomego wyboru, ale ten wybór należy do młodych. TATIANA SLOWI 10 POMERANIA / LISTOPAD 2017 REFLEKSJE DO... REFLEKSJE KIBICËJEMË FC BARCELONIE CZË REALOWI MADRIT? Jak mało czasu je nót, żebë to pëtanié nabrało nowégö znaczenio! Po kontro wersjowim refereńdum i kón-trowersjowi interwencje policje w Katalonie diskusjô na téma prawa do samôstanowieniô nôrodów ôbu-dzëła sa wszadze - na Britijsczich Ostrowach, w Belgie, ale téż w krajach, dze separatiznë nie jistnieją, jak kol nas. Czemu më bë mielë tu wëchôdac z gôdką i co z ti sprawë môżemë wëcygnąc? Zpragmaticznégö pózdrzatku lepi czejbë w kaszëb-sczich mediach to wiadło sa czësto nie pöjôwiało -tak sa möże wëdawac. Jak chtos, chöcbë neutralno, po kaszëbskii rzecze ó Katalonie, tej zarô chto jiny może pömëslec, że më téż mómë w głowie oderwanie sa od Pólsczi. Jô sa równak na taką autocenzura nie zgôdzóm. Pô pierszé temu, że më mómë prawö pöjużno gadać ô czim chcemë i ö czim brëkujemë, ni ma témów, jaczé „lepi, żebë jiny öbgôdelë a më dożdómë ë uzdrzimë, co nama rzeką". Pö drëdżé kawla Katalónów më sa interesëjemë jistno jak kawla köżdégö nôrodu, jaczi w zamiesz- kiwónym państwie j e miészëzną. - Jich céle są czësto jiné öd naszich - öni chcą państwa, më upödmiotowieniô naju w grań-cach państwa, jaczé zamieszkiwómë. To, co naju parłaczi, to fakt, że nasza spôdköwizna dzeli plac z jiną. Równak ta drëszba naju kösztëje. Zaléw „hejtu" ze stronë przecatnëch brëköwników spölëznowëch portalów böli. Zarzucywanié, że sytuacjo w Szpanie je tim, do czegö më zgrôwómë, nie je miłé, czëtanié tegö w kóżdim nórce e-rëmii - przikré. Móm jô tedë sa ceszëc z sekiitny reakcje policje i eskalacje przemoce blós temu, żebë chtos so ó mie lëchö nie pómëslôł? Jidze równak przeńc nimó tëch złoslëwëch iiwôgów. Prosto przëbôcziwóm cerplëwie kóżdému, że jeżlë bezpodstawno zarzucywô Kaszëbóm „nórodny ópcje" chac narëszeniô integralnoscë RP, tej ón narë-sziwô nasze osobiste dobra w mësla Sztrôfnégó Kodeksu i grozy mii za to sódza. Jak më sa równak mómë czëc, czej to samo czëjemë ód kaszëbsczich elitów? W tak mó-łim strzodowiszczu më sa pó prówdze na tëli znajemë, że nie brëkujemë stawiać „pëtaniów z wielepąktama", chtërne mają dac lëdzóm plac do óbskarżiwanió naju ó zgrôw do óderwanió sa ód Pólsczi. Te szpórtë za ple-cama, to nibë stożącé „witôjtaż separatiscë!, „czego wa sa chceta ód Basków iiczëc? Bómbë konstruować?" - to są le szpörtë, ale puszczone w świat, jaczi żëje meczama nożny balë, a nie tim, czim sa różni „nórodnosc" ód „öbëwatelstwa" i czemu etnologa, socjologa i rachméster mają pôra rozmajitëch na naju pozwów - mogą pó prów- _ dze człowieka źrenic. Tak samo jak reni stigmatizowanié najégö Zalew „hejtU ze Stronë nôrodnégö pózdrzatku. Wedle przecatnëch brëköwników nieiednech me mozeme meslec, co chcemë, ale żebë më tego dze-spölëznowëch portalów bôli. Cy nie uczëlë. A co, nasz póz- _ drzatk to je pornografio? Mie nie je blós przikro jakno ofierze tëch złoslëwösców. Dló mie ti kritikujący to téż swójińcowie, może jinaczi kaszëbstwö rozmiejący, ale Kaszëbi - i to je nôgörszé. Przed dwuma miesącama jó miół éra gadać ö kaszëbsczi juwernoce na konferencje Identitaristów. Dopierze jak jó przeszedł na zala, jem sa doznół, że wespółórganizatorama i wespółprelegeńtama są przedstówcowie pólsczich nacjonalistnëch strzodo-wiszczów. Baro dobrze, badze leżnosc sa skónfrońtowac - jó nić bez strachu pómëszlôł, i czej przeszedł mój czas, jem wëłożił, czim ta swiąda je i jaczi je udzél nórodny ópcje w naji rësznoce. Niech to, że lëdze jednoznaczno partaczony z nietolerancją delë wicy zrozmienió jak móji domócy, badze obraza do refleksje. Jó sa tedë z lëdzama, z jaczima ani póliticzno, ani dejowó ni móm pode drogą, dogódół, bó më w sebie nawzójno lëdzy widzelë. Jó bë so żëcził, żebë më w najim strzodowiszczu téż prawie to w sobie widzelë. Në, może, że chcemë ucekac ód dialogu, tak jak to bëło w Szpanie w slédnëch latach... ADÓM HEBEL LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA /11 ROZMIESZCZENIE I DZIAŁALNOŚĆ LUDNOŚCI RODZIMEJ W KASZUBSKIM REGIONIE ETNICZNYM JAN MORDAWSKI Podejmując tematykę zawartą w tytule niniejszego artykułu, trzeba w pierwszym rzędzie ustalić, jak rozumiemy termin „współczesny kaszubski region etniczny" i jakie są granice tego regionu. W przeszłości historycznej za kaszubskie terytorium etniczne trzeba uznać obszar ograniczony od północy Morzem Bałtyckim, od południa pradoliną toruńsko-eberswaldzką, od zachodu doliną dolnej Odry, a od wschodu doliną dolnej Wisły. Jednakże zachodni obszar Kaszub, co stwierdził Johannes Micraelius (1597-1657), rektor szkoły łacińskiej w Szczecinie, a następnie Książęcego Pedagogium, przestał być słowiański w ciągu 50-70 lat1. Wschodnią część Pomorza Zachodniego wchodzącą obecnie w skład województwa pomorskiego i część województwa zachodniopomorskiego jeszcze w XVII wieku zamieszkiwali w większości Kaszubi. Świadczą o tym relacje podróżników odwiedzających te ziemie, m.in. Eilharda Lubinusa (kartografa, przez którego opracowana mapa Pomorza Zachodniego znajduje się m.in. na zamku w Darłowie). Lubinus w 1612 roku, w drodze do Gdańska, zatrzymał się w Trzebielinie, w dworku Stencla von Puttkamera i zanotował w swym dzienniku podróży: „tutaj z wolna weszliśmy między Słowian (Wenden) co nas bardzo zdziwiło". Faktycznie, co stwierdza Zygmunt Szultka na podstawie swych badań, we wszystkich wsiach od Polanowa na wschód mieszkała ludność mówiąca po kaszubsku i po niemiecku, o czym świadczy likwidacja ceremonii kościelnych w języku polskim na tych terenach2. W drodze powrotnej do Szczecina Lubinus zatrzymał się w Wielkiej Wsi (koło Główczyc). Miał wielkie trudności z porozumiewaniem się z jej mieszkańcami, gdyż „w całej wsi nie mogliśmy znaleźć żadnego niemieckiego człowieka". Sto pięćdziesiąt lat później (1777-1778) wschodnią część Pomorza Zachodniego odwiedził Johann III Bernoulli (szwajcarski naukowiec). Stwierdził on m.in. że wsie należące do goszczącego go hrabiego Ottona Ch. Podewilsa - Dochowo, Szczypkowice, Warblino, Wielka Wieś - prawie całkowicie były zamieszkane przez ludność kaszubską. Danych odnoszących się do 1800 roku a dotyczących liczebności Kaszubów na omawianym terenie, opierając się na różnego rodzaju materiałach źródłowych, dostarcza wymieniony już Szultka3. Autor podaje, że w okręgu lębo-rsko-bytowskim mieszkało wówczas około 14 200 osób mówiących lub rozumiejących po kaszubsku (ponad 50% miejscowej populacji), a w powiecie słupskim około 10 000. Ceremonie kościelne w języku polskim w niektórych kościołach ewangelicko-augsburskich we wschodniej części Pomorza Zachodniego odbywały się jeszcze w drugiej połowie XIX wieku (np. w Główczycach do 1886 r.). Ziemie dawnego Pomorza Zachodniego ponownie zostały zasiedlone przez Kaszubów i przedstawicieli narodu polskiego po II wojnie światowej. Większe skupiska Kaszubów sięgają tylko do zachodniej granicy województwa pomorskiego. Możemy więc ją uznać za zachodnią granicę omawianego regionu etnicznego. Południowa granica Kaszub przebiega (w przybliżeniu) przez środkową część powiatów człuchowskiego i chojnickiego. Do rozpatrywanego regionu można więc jeszcze zaliczyć gminy Rzeczenica i Człuchów - o niewielkim odsetku Kaszubów, a przede wszystkim Chojnice (zwłaszcza miasto i północną część tej jednostki administracyjnej) oraz gminy Brusy i Karsin, gdzie ludność o rodowodzie kaszubskim zdecydowanie dominuje. Gminy Czarne i Debrzno są zdecydowanie niekaszubskie. Według badań Stefana Ramułta4 w Debrznie (Frydląd) i Czarnem (Hamersztyn) Kaszubów nie było. Współcześni mieszkańcy tych ziem uważają się za Pomorzan (ponad 90%) lub Krajniaków (kilka procent). Mieszkańcy gminy Czersk uważają się za Borowiaków (58,3%) bądź Pomorzan (22,5%). Na wschodzie do kaszubskiego terytorium etnicznego trzeba zaliczyć gminy Stara Kiszewa, Liniewo, Nowa Karczma, Przywidz, Kolbudy, Pruszcz Gdański i Gdańsk, w mniejszym zaś stopniu gminę Trąbki Wielkie. Według badań Ramułta pod koniec XIX wieku w Starej Kiszewie Kaszubów i Kociewiaków było 64%, w Liniewie - 58%, w Nowej 1 Poczynając od roku 1500, por. Z. Szultka, Studia nad rodowodem i językiem Kaszubów, Gdańsk 1999, s. 18-21. 2 Tenże, Język polski w kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XV do XIX wieku, Wrocław 1991. 3 Tenże, Liczba Kaszubów na kaszubskim obszarze językowym Pomorza Zachodniego w XIX w., [w:] Pomorze - trudna Ojczyzna, red. A. Sakson, Poznań 1996, s. 27-70. 4 Ramułt S., Statystyka ludności kaszubskiej, nakładem Akademii Umiejętności, Kraków 1889. 12 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 k. GEOGRAFIA I DEMOGRAFIA KASZUB Karczmie - 26%, w Przywidzu - 9%, w Kolbudach - 27%, w Pruszczu Gdańskim - 8%. Według badań autora niniejszego artykułu w 2008 r. w gminie Stara Kiszewa Kaszubi stanowili 51,1% populacji, a Kociewiacy 17,9%. Dane liczbowe dla pozostałych gmin usytuowanych na granicy Kaszub i Kociewia przedstawiały się w prezentowanej kwestii następująco: Liniewo 58,9%, 14,4%; Nowa Karczma: 59,3%, 3,5%; Przywidz: 41,3%, 4,9%; Kolbudy: 24%, 0,6%; Pruszcz Gdański 8%, 4,4%. W samym Gdańsku pod koniec XIX wieku Kaszubów było niewielu. Stanowili oni natomiast duży odsetek populacji na zachód od ówczesnych granic miasta. Ilu jest Kaszubów? Tego nie da się dokładnie określić, gdyż poczucie etnicznej odrębności przedstawia się u poszczególnych osób rozmaicie. Większość, co wykazały prowadzone przeze mnie badania, nie przywiązuje do swej etniczności większej wagi. Kilkanaście, a może kilkadziesiąt tysięcy osób swoją kaszubskość zdecydowanie podkreśla. Natomiast prawie wszyscy są świadomi swojego kaszubskiego rodowodu. Osób takich, co wykazały moje 25-letnie badania, jest około 673 000. Wśród nich pełny rodowód kaszubski (oboje rodzice są Kaszubami) wykazuje ok. 390 000, a częściowy (jedno z rodziców lub dziadków jest Kaszubą) 283 000. Lecz i wśród nich wiele osób uważa się tylko za Kaszubów, jak np. Artur Jabłoński i Witold Bobrowski (współtwórcy stowarzyszenia Kaszëbskô Jednota). Również wielu Ukraińców z rodzin mieszanych podaje się za Kaszubów. Niektóre osoby niemające rodowodu kaszubskiego prosiły mnie, abym zaliczył ich do Kaszubów (m.in. jeden wójt i jeden sołtys). Niektóre osoby za kryterium kaszubskości uważają znajomość rodzimego języka i posługiwanie się nim. Nie podzielam tego poglądu. Gdyby takie rozumowanie przyjąć za obowiązujące, to np. Irlandczyków prawie by nie było, bo tylko 20 tysięcy z nich posługuje się rodzimą mową. Pozostali mówią po angielsku i są „zaciętymi" Irlandczykami. W Irlandii i Wielkiej Brytanii jest ich ok. 4 milionów, a w Stanach Zjednoczonych 50 milionów!!!5. Przejdźmy teraz do podstawowej kwestii zasygnalizowanej w tytule artykułu, czyli tego, jak przedstawia się rozmieszczenie i działalność ludności rodzimej w obrębie kaszubskiego regionu etnicznego. W regionie kaszubskim można wyodrębnić cztery strefy osadnictwa ludności rodzimej: I. Strefę metropolitalną II. Strefę etniczną III. Główną strefę nowego zasiedlenia IV. Strefę peryferyjną 5 O rodowodzie irlandzkim. I. Strefa metropolitalna w całości znajduje się w obrębie metropolii Gdańsk-Gdynia-Sopot. Obejmuje ona miasta (gminy): Hel, Jastarnia, Puck, Kosakowo, Wejherowo, Luzino, Szemud, Gdynia, Sopot, Gdańsk, Żukowo, Kolbudy, Pruszcz Gdański. Obszar ten (648,4 km2) zamieszkuje 1 090 000 osób. Mieszkańców o rodowodzie kaszubskim jest tutaj 366 000, co stanowi 33,6% ogółu populacji omawianego terenu. Północną część strefy (łącznie z Gdynią) zamieszkują miejscowi Kaszubi bądź też Kaszubi napływowi, którzy osiedlili się tutaj w okresie międzywojennym i powojennym. Znaczny odsetek rodzimej ludności w starszym wieku potrafi płynnie rozmawiać po kaszubsku, lecz czyni to sporadycznie, np. wśród kaszubskich członków ZKP w Gdyni 46% jest biegłych w mowie, ale tylko 20% rozmawia w rodzimym języku. Pisać po kaszubsku potrafi tylko 8% kaszubskich członków oddziału. Na południe od Gdyni - w Sopocie, Gdańsku, Pruszczu Gdańskim i w gminie Kolbudy - mieszkają prawie wyłącznie Kaszubi napływowi. Miejscowi Kaszubi zamieszkują tylko zachodnie dzielnice Gdańska, które w okresie międzywojennym należały do Polski. W życiu codziennym w rozpatrywanej strefie rodzimej ludności właściwie się nie dostrzega. Dlatego też dominuje przekonanie, że Kaszubów tu nie ma. A jest ich w rzeczywistości najwięcej. Gdynię zamieszkuje ok. 80 000 osób o rodowodzie kaszubskim, Gdańsk 63 000, Wejherowo 30 000, Rumię 26 000, Redę 13 000, gminę Żukowo 30 000. Tu też lokalizują się główne instytucje związane z Kaszubami: w Gdańsku siedziby ZKP, Instytutu Kaszubskiego i Muzeum Etnograficznego (wł. Oddział Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku), w Gdyni Muzeum Miasta Gdyni i Kaszubskie Forum Kultury, ponadto w Pucku Muzeum Ziemi Puckiej, w Helu Muzeum Gdańska Lin/ań/^ Redarowie Vtysz ognW Pyrzyce, Hpj py rzyczanie Inowrocław Wtocljwek Pomorze w latach 800-950 Śfupianie LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA /13 GEOGRAFIA I DEMOGRAFIA KASZUB Rybołówstwa (oddział Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku), w Rozewiu Muzeum Latarnictwa, w Wejherowie Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej oraz Filharmonia Kaszubska itp. Wychodzi również prasa dotycząca Kaszub: „Acta Cassubiana", „Pomerania", „Dziennik Bałtycki" (z dodatkiem Norda), „Gdinskô Klëka", „Rëmskô Klëka". W Gdyni funkcjonuje rozgłośnia Radio Kaszëbë, w Baninie kaszubskie Wydawnictwo Rost itd. Szczegółowe opisanie efektów działalności miejscowej społeczności kaszubskiej zajęłoby zbyt wiele miejsca, dlatego też dane dotyczące tej kwestii przedstawiamy w ujęciu tabelarycznym. DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNOŚCI KASZUBSKIEJ W STREFIE I II. Strefa etniczna obejmuje na wschodzie część metropolii Gdańsk-Gdynia-Sopot, a na zachodzie obszary Kaszub znajdujące się w okresie międzywojennym w granicach Polski i częściowo w granicach Niemiec (dotyczy to gmin, w których znaczny odsetek stanowili Kaszubi: Studzienice, Łęczyce, Gniewino, Krokowa, Wierzchucino [dziś część gminy Krokowa]). Na obszarze 4 245 km2 mieszka tu 278 000 ludzi, w tym 206 000 osób o rodowodzie kaszubskim, co stanowi 74,1% miejscowej populacji. Większość ludności (zwłaszcza starsze pokolenie) potrafi biegle posługiwać się językiem kaszubskim, lecz czyni to coraz rzadziej. Jeszcze 20 lat temu, gdy miejscowi opuszczali kościół po mszy (np. w Sierakowicach), słyszało się powszechnie mowę kaszubską. Kaszubskość tej strefy odczuwa się również dzisiaj, o czym świadczą m.in. powszechne w strefie dwujęzyczne tablice nazw miejscowości, liczne izby pamięci i izby regionalne, a przede wszystkim niezwykle atrakcyjne turystycznie muzea: Muzeum Kaszubskie im. Franciszka Tredera w Kar- tuzach, Muzeum - Kaszubski Park Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach, Muzeum Ziemi Kościerskiej im. dra Jerzego Knyby w Kościerzynie, Muzeum Ziemi Zaborskiej im. Leonarda Brzezińskiego w Wielu, Muzeum Ceramiki Kaszubskiej Neclów w Chmielnie, Muzeum Historyczno-Etnograficzne im. Juliana Rydzkowskiego w Chojnicach, Muzeum Regionalne w Krokowej, Muzeum Ziemi Sierakowickiej w Sierakowicach, Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku i wiele innych. DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNOŚCI KASZUBSKIEJ W STREFIE II Liczba radnych o rodowodzie kaszubskim 314 Odsetek radnych o rodowodzie kaszubskim 76,0 Liczba Kaszubów pełniących stanowiska prezydenta, burmistrza, wójta, przewodniczącego i wiceprzewodniczącego rady 57 Liczba członków ZKP (2016 r.) 1783 Liczba spotkań w oddziałach ZKP (2016 r.) 263 Liczba uczących się języka kaszubskiego w szkołach (2015/2016) 8 271 Liczba twórców publikujących w języku kaszubskim 25 Liczba kościołów z liturgią słowa w języku kaszubskim 29 Liczba zespołów kaszubskich 45 DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNOŚCI KASZUBSKIEJ W STREFIE II III. Główna strefa nowego zasiedlenia obejmuje te gminy, które po II wojnie światowej w dużym stopniu zasiedlili ponownie Kaszubi. Znajdują się one na obszarze powiatów wejherowskiego, lęborskiego, słupskiego, bytowskiego, człuchowskiego i gdańskiego. Terytorium to o powierzchni 3 924 km2 zamieszkuje 186 000 osób, wśród których ludności o rodowodzie kaszubskim jest 75 000, co stanowi 40,3% miejscowej populacji. W pielęgnowaniu kaszubskości przoduje tu powiat lęborski, a przede wszystkim wschodnia część powiatu bytowskiego. W Bytowie już po raz 25 odbędzie się Przegląd Twórczości Regionalnej Dzieci i Młodzieży, działa Bytowskie Forum Animatorów Kultury, odbywa się festiwal Cassubia Cantat i inne imprezy. Mową rodzimą posługuje się jednak niewielu mieszkańców. Najważniejszymi obiektami świadczącymi o kaszubskości tych ziem są: Muzeum Zachodniokaszubskie w Bytowie (z oddziałami w Płotowie: Muzeum Szkoły Polskiej i Zagroda Styp-Rekowskich) oraz Muzeum w Lęborku. W Bytowie wydawane jest miejscowe czasopismo - „Kurier Bytowski", którego treść w dużym stopniu dotyczy kwestii kaszubskich. Ukazał się również podręcznik o ziemi bytowskiej w całości po kaszubsku. Liczba radnych o rodowodzie kaszubskim 180 Odsetek radnych o rodowodzie kaszubskim 48,6 Liczba Kaszubów pełniących stanowiska prezydenta, burmistrza, wójta, przewodniczącego i wiceprzewodniczącego rady 28 Liczba członków ZKP (2016 r.) 2 796 Liczba spotkań w oddziałach ZKP (2016 r.) 418 Liczba uczących się języka kaszubskiego w szkołach (2015/2016) 5 073 Liczba twórców publikujących w języku kaszubskim 70 Liczba kościołów z liturgią słowa w języku kaszubskim 38 Liczba zespołów kaszubskich 47 14 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNOŚCI KASZUBSKIEJ W STREFIE III Liczba radnych o rodowodzie kaszubskim 124 Odsetek radnych o rodowodzie kaszubskim 41,9 Liczba Kaszubów pełniących stanowiska prezydenta, burmistrza, wójta, przewodniczącego i wiceprzewodniczącego rady 16 Liczba członków ZKP (2016 r.) 714 Liczba spotkań w oddziałach ZKP (2016 r.) 54 Liczba uczących się języka kaszubskiego w szkołach (2015/2016) 3 234 Liczba twórców publikujących w języku kaszubskim 2 Liczba kościołów z liturgią słowa w języku kaszubskim 3 Liczba zespołów kaszubskich 13 DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNOŚCI KASZUBSKIEJ W STREFIE III IV. Strefa peryferyjna obejmuje zachodnią część województwa pomorskiego. Terytorium to o powierzchni 2 645 km2 zamieszkuje 214 000 osób. Wśród nich kaszubski, a głównie częściowo kaszubski rodowód wykazuje zaledwie 16 000 osób, co stanowi 7,5% miejscowej populacji. Najwięcej Kaszubów zamieszkuje Słupsk (około 8 000), Człuchów (1 500) i Miastko (1 000). Ślady pobytu Kaszubów w przeszłości w rozpatrywanej strefie obserwujemy m.in. w. Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku i w jego oddziałach: Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach i Muzeum Kultury Ludowej Pomorza w Swołowie oraz w Muzeum Regionalnym w Człuchowie. Główna działalność miejscowych Kaszubów koncentruje się w Słupsku, w mniejszym stopniu w Człuchowie i Miastku. Na wyróżnienie zasługuje również gmina Trzebielino, gdzie radni o rodowodzie kaszubskim stanowią 20% miejscowego samorządu, 133 dzieci uczy się języka kaszubskiego, a w szkołach organizowane są imprezy, w których eksponowane są elementy kultury kaszubskiej. Miasta Człuchów i Ustka oraz gminy Kobylnica, Damnica i Smołdzino to jedyne jednostki administracyjne regionu kaszubskiego, w których brakuje radnych o rodowodzie kaszubskim. DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNOŚCI KASZUBSKIEJ W STREFIE IV Liczba radnych o rodowodzie kaszubskim 17 Odsetek radnych o rodowodzie kaszubskim 9,8 Liczba Kaszubów pełniących stanowiska prezydenta, burmistrza, wójta, przewodniczącego i wiceprzewodniczącego rady 2 Liczba członków ZKP (2016 r.) 181 Liczba spotkań w oddziałach ZKP (2016 r.) 27 DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNOŚCI KASZUBSKIEJ W STREFIE IV GEOGRAFIA I DEMOGRAFIA KASZUB Liczba uczących się języka kaszubskiego w szkołach (2015/2016) 381 Liczba twórców publikujących w języku kaszubskim - Liczba kościołów z liturgią słowa w języku kaszubskim 2 Liczba zespołów kaszubskich 3 W podsumowaniu trzeba stwierdzić, że główna działalność społeczności kaszubskiej koncentruje się w strefie I i II. Na radnych wybrano tu aż 494 osoby z rodowodem kaszubskim, podczas gdy w strefie III 124 osoby, a w strefie IV 17 osób. W dwunastu gminach (Karsin, Dziemiany, Lipusz, Parchowo, Stężyca, Sierakowice, Linia, Przodkowo, Luzino, Gniewino, Krokowa, Jastarnia) 100% radnych określiło się jako Kaszubi Wiadomo, że radnych nie wybiera się według kryteriów etnicznych, lecz spodziewanych efektów ich pracy dla dobra gmin. Tak duża liczba radnych Kaszubów jest dowodem na to, że cieszą się oni dużym zaufaniem miejscowej ludności. Aż 103 osoby pełnią tutaj kierownicze stanowiska (prezydentów, burmistrzów, wójtów, przewodniczących i wiceprzewodniczących rad). W strefie I i II dużą aktywność wykazuje ZKP, skupiające 4 579 członków. W 2016 r. spotkali się oni łącznie 681 razy. W strefie III 714 członków spotkało się 54 razy, a w strefie IV 181 członków 27 razy. Efektem działania samorządów i oddziałów ZKP jest duża liczba młodych ludzi uczących się rodzimego języka. W strefie I naukę języka kaszubskiego pobiera 5 073 uczniów, w strefie II 8 271 uczniów, w strefie III 3 234 uczniów, a w strefie IV 381 uczniów. Dzięki staraniom oddziałów ZKP w 72 kościołach ma miejsce liturgia słowa w języku kaszubskim i działa 108 zespołów kaszubskich. Twórców publikujących w języku kaszubskim jest już 97. Na zakończenie warto zwrócić uwagę na fakt, że odsetek radnych o rodowodzie kaszubskim jest zbliżony do odsetka ludności rodzimej w poszczególnych strefach. Strefa Odsetek ludności o rodowodzie kaszubskim Odsetek radnych o rodowodzie kaszubskim I 33,6 48,6 II 74,1 76,0 III 40,3 41,9 IV 7,5 9,8 LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA /15 Köbëla SP w sköku pöd Arkadiusza Kupra KASZËBSKÔ RASA KÖNI A je takô? Hippölodzë rzeką, że nié. Naszi hodówcowie mogą miec swoje zdanie - subiektywne. Më jistno! Tak le chcemë za taką rasą pôsznëkrowac. Chöc na dzys ni ma konia, co bë miôl w przezwie na przëmiar „Kaszëbsczi Kóń Zemnokrwisti", równak nie znaczi to, że jaczégós jiné-gô ni móżemë wzyc za swójégó. Uzdrzita. Skąd prawie mësl ö kaszëbsczim zorce könia? Pömëslëta sztócëk -doch jiné regiónë czë nawetka kraje mają swój zort, ë je ön jich biichą. Dlô Malopôlsczi taką rasą są pölsczé könie angloarabsczé, ten zort je zwóny malopólsczim. Jistno Wiôlgöpölskô mô swöja rasa z przezwą öd tegö regiónë. Chöc móżemë je potkać w calim kraju, a téż za grancą, to doch hodowcę tëch köni möcno pódsz-trekują, skąd one są. Równak żebë kóń bél sparlaczony z jaczims płaca, to ni muszi jego rasa wë-chadac z niego na mórt (musz) swoją historëją. Przëmiar to konie arabsczé ë Pólskó. Nasz krój je doch kojarzony z wësoczi niwiznë hodowlą ti rasë. Stadninę w Janowie Pódlasczim czë Michałowie są znóné miéwcóm koni arabsczich 16 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 na calim świece, chóc nen kóń sa ód nas nie wëprowôdzô. Prawie tu je plac téż dló Kaszëb. Chóc w lë-teraturze móże nalezc wzmiónczi, że przódë lat kol nas bél hódowó-ny mali, pierwotny kóń do robótë, to nie ostoi on sa do dzysó. Mó-żemë równak wskózac rasë, co są dló naszich strón „blësczi", móże-më téż z czasa wësztólcëc na przë-miar kaszëbsczi tip jaczis rasë. Bóczta, że jó nie dówaja ód-pówiedzë, jakó to móże bëc rasa, ale tak përzna za nią sznëkrëja. W tim sznëkrowanim przeszła mie na mësl rasa frizyjskó. Frizów móże dosc tëli nalezc kol nas, równak dzys jich hodowla nie je tu rozwinionó. Za to bëla na Kaszë-bach obecno ju ód XIV stalata, czej pöjawilë sa tu krziżacë. Budowa konia frizyjsczégó a jego znan- czi sprôwialë, że bél on bëlnym konia do biótczi w cażczi ricersczi zbroji. Wiémë, że te konie bëlë tu trzimóné. Czej bë to bëlo za-chöwóné do dzysó, tej mógbë taczi kóń doch bëc charakteristiczny dló naszich strón. Jinó stegna ni muszi sa zaczënac tak dówno. Po drëdżi światowi wojnie w Polsce kôbëlë malopól-sczé, wiôlgópólsczé czë wszel-jaczé póchôdającé zza grancë (trafiające do nas midzë jinyma poprzez pówójnową pomóc) bëlë sparlaczóné z wszeljaczima ódże-rama. Tu gódómë ó koniach w spórtowim zorce. Tak zaczala sa sztóltowac rasa zwónó konie szlachetny pólkrwie (SP). Móże rzek-nąc, że to taczé mieszance. Do dzysó konie ti rasë nie są spójne w swój ich cechach, SP je óbjim- BRAWADË O KONIACH niatô programa doskonaleniégô rasë. Mësł je takô, żebë bëlë to konie bëlno zbudowóné, mialë mocne szpérë, prosti profil glowë ë wësoköscë öd 160 do 170 cm. To tak öglowö. Wiôldżi cësk na za-czątk hödowlë köni szlachetny pólkrwie mia stadnina w No-wielëcach. W ti kôniarnie w dzys-dniowim województwie zôpad-nopömörsczim könie bëlë sztri-köwóné palenim w sztôłce pö-mörsczégö grifa. Czejbë do tegö wrócëc? Wërobic na Pömörzim spójny zort könia rasë SP - mógbë ón doch sa stac kónia naszim, pómôrsczim. Móże, wżerając za tima górąco-krwistima rasama, téż sznëkrowac czësto dalek. A Kaszëbë ni mó-glëbë bëc drëdżim doma dlô rasë kóni American Quarter Horse, znónëch chócbë z westernów? Móże bëc, że jo. Ta rasa jesz nie je popularno w Polsce, ale z czasa zdobiwó corôz to wicy lubótni-ków. To nié za wiôldżé, ale atle-ticzno zbudowóné konie. Baro flotné na krótczich partach, pójat-né. Jedne z pierszich kóni ti rasë w naszim kraju pöjawilë sa w swó-jim czasu prawie na Kaszëbach. Są tu dzysó hódowóné. Móże czedës sa to rozwinie w grancach naszego ókôlégö? Je jesz téma kóni zemnokrwis-tëch. Kol nas hódowóné są na przëmiar konie ardensczé czë PKZ, to je pölsczé konie zemno-krwisté. Westrzód nëch drëdżich cenione są konie w tipie sztum-sczim. Mają krótczi srąb, są krapé ë baro mócné. Nadówają sa baro bëlno do robótë na przëmiar w lasach górzëstëch (abó urzmó-watëch) strón naszégó regiónë. W kaszëbsczich kóniarniach nie felëje tu wëhódowónëch kóniów ti rasë, co mają dobëté nawetka óglowöpólsczé czempionatë. Nen zort kóni mocno wpisëje sa w lësta ras użiwónëch na Kaszë-bach. Równak drago, żebë stół sa taczim „naszim konia", skórno je ju jego dosc téż buten naszich strón, në a ju z przezwë je „sztum-sczi". Tak mógbë jesz sznëkrowac dali. Coróz to dalszich ë barżi eg-zoticznëch szëkając związków ë udbów na negó kaszëbsczégó kónia. Czë tako deja bë móg zrealizować? Je to móżlëwé, ale na gwës brëkówa bë wiele lat robótë nad tim, a téż szczescégó. Në ë przede wszëtczim lëdzy, co bë mielë chac wprowadzëc to w żëcé. Póczi co, móżemë sa rozmëszlac ë pôkôr-bic... nólepi przë kóniach! MATÉUSZ BULLMANN Tekst z niechtërnyma znankama bëlacczégô dialektu kaszëbiznë Sztumsczi ödżer Hubert. LËSTOPADNIK 2017 / POMERANIA /17 jeszcze w sprawie hymnu kartuskiej„dwójki" Do Redakcji miesięcznika „Pomerania" W związku z otrzymanym pismem od redaktora Sławomira Lewandowskiego z „Pomeranii" i dołączonym listem od pani Anny Skotnickiej [opublikowanym w październikowym numerze naszego pisma na stronie 18 - przyp. red.] przesłanymi mi przez dyrekcję SP Nr 2 w Kartuzach chciałabym wyjaśnić nieprzyjemną sprawę dotyczącą hymnu tej szkoły. Otóż sprawa przedstawia się następująco. W 1972 roku rozpoczęłam pracę w Szkole Podstawowej Nr 2 w Kartuzach. Był to mój drugi rok pracy. W sierpniu na posiedzeniu rady pedagogicznej dowiedziałam się, że w lutym 1973 roku szkoła ma otrzymać imię Mikołaja Kopernika. W związku z tym mam przygotować część artystyczną. Nadmieniam, że trudno mi było coś powiedzieć, sprzeciwić się nowej dyrekcji. Pani Renata Szalk i Anna Kasprzak, absolwentki Liceum Pedagogicznego w Lęborku, powiedziały, że już mają ułożone słowa, a melodii pani Szalk nauczy swoją klasę. I tak na lekcjach muzyki po nutce szukałam dźwięków i rytmu, które zapisywałam na pa- pierze nutowym. Później to wszystko korygowała pani Renata Szalk. I tak 19 lutego 1973 roku hymn ten odśpiewano po raz pierwszy. Nie jestem autorką melodii, a jedynie na polecenie władz szkoły zrobiłam jej opracowanie. Z przykrością informuję, że zarówno była dyrekcja szkoły jak i ww. osoby już nie żyją. Przykro mi, że doszło do tak nieprzyjemnej sytuacji, ale zarzuty pod moim adresem uważam za bezpodstawne. Z poważaniem Elżbieta Ropella Kartuzy, 4.10.2017 Do wiadomości: - Redakcja miesięcznika „Pomerania" - Dyrekcja SP Nr 2 w Kartuzach Tytuł pochodzi od redakcji • działo się w listopadzie • działo się w listopadzie • działo się w listopadzie • 8X11917 — wŁapalicach urodził się ks. Leon Kuchta, zbieracz przysłów kaszubskich, które przez długie lata publikował na łamach „Pomeranii". Do 1980 był proboszczem parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Grudziądzu-Tarpnie. Zmarł w Grudziądzu 15 sierpnia 1995 i pochowany został na cmentarzu parafialnym w Nowej Wsi. 8 X11997 - przed Muzeum Kaszubskim w Kartuzach odsłonięto pomnik Franciszka Tredera, twórcy tej placówki, którą kierował aż do śmierci. Autorem popiersia jest artysta plastyk Jarosław Wójcik z Sierakowic. 21 XI 1997 - ukazał się pierwszy numer„Głosu Kaszëb", dodatku do słupskiego „Głosu Pomorza". Redaktorem prowadzącym od początku był znany słupski dziennikarz, pisarz i działacz kaszubski Jerzy Dąbrowa--Januszewski. Ostatnie wydanie ukazało się 7.06.2003. 24X11907 - w Czersku urodził się Ludwik Zabrocki, prof. UAM w Poznaniu, twórca polskiej germanistyki językoznawczej, członek T0W „Gryf Pomorski", autor m.in. artykułu 0 Słowińcach i Kaszubach nadłebskich. Zmarł 8 października 1977 w Poznaniu i tam został pochowany na Cmentarzu Junikowskim. 28X11627 - na redzie gdańskiego portu doszło do słynnej bitwy pod Oliwą, w której to polska flota pokonała flotę szwedzką. 28 X11957 - w Kartuzach powstało Karno Młodi Inteligencji Kaszëbsczi. Współzałożycielami byli: Edmund Kamiński i Józef Rosener. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie red.pomerania@w|: wmmwmmm pomerania.kaszuby Q 18 / POMERANIA /LËST0PADNIK2017 ZEŁAWSCZE BIAŁCZI Na Kaszëbach - ökróm môlowëch partów Kaszëb-skô-Pómörsczégó Zrzeszeniô czë sztruktur Ochotny Ogniowi Starżë - stara ó kulturalne żëcé wsów i czasa całëch gminów mają Kóła Wiesczich Góspödëniów. Spiéw, tuńce, kabaret, a przede wszëtczim regionalnô kuchniô -to wszëtkö je w rakach tëch roböcëch białków. Kóła góspódëniów nie dzejają równak blós na Kaszëbach. Naji gazétnicë - raza z piszącym te słowa -mielë latoś leżnosc przekonać sa, jak wëzdrzi dzejanié taczich kółów na óst ód Wisłë. Öbczas czerwińcowech warkówniów dló piszącëch pó kaszëbsku jesmë zajachelë m.jin. do Błotnika w gminie Cedrë Wióldżé. Tam przëwi-tałë naju raza z wójta Janusza Golińsczim dwie białczi: Mario Gierszewskô i Danuta Fritz z Kóła Wiesczich Góspódë-niów w Leszkówach. Koło zaczało dzejac w 2010 roku, czej w gduńsczim powiece zaczałë bëc örganizowóné krézowé miónczi KGW. Tak pö prôwdze bëła to reaktiwacjó leszkôwsczi stowórë, jakô j istniała w drëdżi półowie uszłégó wieku. Tej zaczął sa prówdzëwi „boom". Za Leszkówama pószłë póstapné wse w ókólim: Cedrë Wiôldżé, Cedrë Môłé, Östatny Grosz kóle Kószwałów, pöwstałë téż dwa kóła w Kieżmarku. Dzysó w gminie w sztruktur ach KGW je kol 60 sztëk białków, a w samëch Leszkówach 18. Szło ô to, żebë cos u nas na wioskach zaczało sa dzejac -gôdałë [pó polsku, tłóm. PL] wastnë Mario i Danuta. Rëchli lëdze blós sedzelë w checzach, nikomu nie chcało sa robie dló swojego ókóló. Jaż przeszedł 2010 rok, më sa pötkałë i założëłë koło. A za nama pószłë jinszé - dodôwają. Najim céla bëło téż to, żebë przëpómnąc lëdzóm na Zëławach, jaczé mómë regionalne jestku, taczé jak plińce abôpierodżi z krëpama. Chcemë téż wprzińdnoce zaregistrowac je jakö regionalne produktë - pödczorchiwô wastnô Mariô. Leszköwsczé KGW chutkó szło do przódku, a ju w 2012 roku dobëło Grand Prix wójewódzczégö turnie-ru w Żukowie, co - jak gódają same białczi - bëło wiólgą sensacją. Ökróm tego leszkówsczé koło zajimó sa wespół-órganizacją taczich rozegracjów, jak óżniwinë, sobótczi abó bale seniorów. Mają téż uszëté swoje ruchna wedle tradicjowëch zëławsczich modłów. A w lëstopadniku w Nadarzenie kóle Warszawę białczi z Leszkówów mdą robie godowi zëławsczi stół. Żëczimë wszëtczégó bëlnégó, a ósoblëwie wiele dobë-ców i redotë z póspólnégö dzejanió. PIOTER LÉSSNAWA Tekst je brzada warkówniów dlô piszącëch pö kaszëbsku, jaczé ödbëłë sa w czerwińcu 2017 r. na Zëławach. Östałë öne udëtköwioné przez Minysterstwö Bënowëch Sprôw i Administracje. LËST0PADNIK2017 / POMERANIA /19 nowE niTi wokół nowflnfl cnnowi CZYLI O PUBLICYSTYCE NA BAKIER Z HISTORIĄ Tegoroczny maj przyniósł nam wiele ciekawych inicjatyw przypominających życie i twórczość Floriana Ceynowy. Nie zabrakło również okolicznościowych, mniej lub bardziej szczegółowych, artykułów przypominających różne wątki związane z bukowskim lekarzem. Historyczny purysta pewnie tu i tam mógłby pokręcić nosem, ale najogólniej ową rocznicową twórczość można by podsumować stwierdzeniem, że Florian Ceynowa cały czas dla Kociewiaków i Kaszubów jest postacią dobrze znaną, a zainteresowanych jego dokonaniami ciągle nie brakuje. Jeden tekst, który przy tej okazji powstał, był jednak wyjątkowy. Niestety wyjątkowość ta nie wynika z ciekawego ujęcia tematu czy przedstawienia nieznanych faktów, ale z próby opisania jednego z kluczowych epizodów życia Ceynowy - powstańczego zrywu z lutego 1846 roku - w całkowitym oderwaniu od tego, co przez dziesięciolecia ustalili badacze dziejów naszego bohatera. Niestety tak mocne określenie nie jest jedynie figurą retoryczną, ale jedyną możliwą oceną merytoryczną tekstu pt. „Ceynowa. Prowokator czy bohater", który starogardzki publicysta Bogdan Kruszona opublikował w dwutygodniku „Dzień Dobry Starogard" (nr z 16.05.2017, s. 9). Autor rozpoczyna swoje rozważania od zadania kilku, kluczowych jego zdaniem, pytań dotyczących lutowych wydarzeń z 1846 roku pod Starogardem. Które to pytania już usprawiedliwiają tak surową ocenę całego tekstu. Oto one: „Pytania. Pierwsze: Florian Ceynowa, żołnierz pruski w Królewcu. Wstąpił do armii pruskiej na ochotnika i był stypendystą wojsk pruskich na medycynie. Czy miał wiedzę, przeciwko jakim wojskom pruskim organizuje pospolite ruszenie? Drugie: Dlaczego nie mając pełnomocnictw generała Mierosławskiego (powstanie wielkopolskie wybuchło dopiero w 1848 roku), doprowadza do powstania w Starogardzie 22 lutego 1846 roku w czasie trzaskających mrozów -22°C". Trudno nie skomentować tego tekstu inaczej niż tak, że Autor niewiele wie o udziale Floriana Ceynowy w konspiracji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego oraz o samych wydarzeniach powstańczych z lutego i marca 1846 roku. O tyle to zaskakujące, że już w trakcie procesu berlińskiego, w którym to, w roku następnym, sądzono polskich powstańców, dość dokładnie odtworzono okoliczności tych wydarzeń. A przez ostatnie stulecie kolejni badacze jeszcze precyzyjniej zrekonstruowali ten fragment biografii bukowskiego lekarza. Przypomnieć zatem należy, że powstańcza próba spod Starogardu w lutym 1846 roku nie była jakimś samodzielnym wybrykiem ówczesnego studenta Floriana Ceynowy, ale jednym z epizodów trójzaborowego powstania, które było planowane przez działaczy Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. W wyniku donosu Henryka Ponińskiego liderzy tejże konspiracji na terenie zaboru pruskiego wraz z Ludwikiem Mierosławskim, który miał zostać dyktatorem powstania, zostali aresztowani, a planowane wystąpienia zbrojne zostały sparaliżowane. Ostatecznie powstanie wybuchło tylko w Rzeczpospolitej Krakowskiej, a w pojedynczych miejscach zaborów pruskiego, rosyjskiego i austriackiego doszło do prób organizacji oddziałów powstańczych i dosłownie kilku potyczek z zaborcami. Bezpośrednim skutkiem planowanego zrywu niepodległościowego był także wybuch rabacji chłopskiej w Galicji, inspirowanej przez Austriaków, którzy w ten sposób skutecznie sparaliżowali planowane wystąpienia tamtejszych polskich konspiratorów. Walki polsko-niemieckie w roku 1848, które były jednym z wielu epizodów Wiosny Ludów w Królestwie Pruskim, nie miały w zasadzie nic wspólnego z planowanym dwa lata wcześniej powstaniem. Poza faktem, że w wydarzeniach Wiosny Ludów wzięło udział wielu konspiratorów z roku 1846, a na czele polskich oddziałów w Wielkopolsce stanął właśnie Ludwik Mierosławski. Wszystkie te fakty są dobrze znane i opisywane nawet w podręcznikach szkolnych. Stąd jedynie ogromne zdumienie może budzić próba przemilczenia tego fundamentalnego wręcz kontekstu wydarzeń lutowych pod Starogardem przez sugerowanie, że działania Ceynowy były przejawem tylko jego osobistej inicjatywy idącej wbrew ogólnopolskim planom. Dość dobrze opisane w literaturze są także okoliczności objęcia dowództwa przez Ceynowę nad powstańcami w Klonówce 21 lutego 1846 roku. Od co najmniej 20 / POMERANIA/LISTOPAD2017 POLEMIKA połowy 1845 roku zaangażowany w konspirację powstańczą w Królewcu, sam nie zajmował się przygotowaniami w ówczesnych Prusach Zachodnich. W trakcie studiów nad Pregołą został bliskim znajomym Juliusza Trojanowskiego, także studenta królewieckiej Albertyny, który był przewidywany na stanowisko komisarza obwodu starogardzkiego, czyli dowódcę powstania w tym rejonie. Na dodatek jego brat Marcin Ceynowa był administratorem parafii w Kokoszkowach pod Starogardem, co powodowało, że nasz bohater swoją powstańczą aktywność planował właśnie nad Wierzycą. Dobrze orientował się bowiem tak w terenie jak i w środowisku liderów miejscowej konspiracji z księdzem Józefem Łobodzkim na czele. Paraliż konspiracji powstańczej, który był wynikiem aresztowań, uniemożliwia jednak stwierdzenie, jaki charakter miało mieć jego uczestnictwo w oddziałach atakujących Starogard. Czy od początku przewidywano dla niego jakąś funkcję dowódczą, czy może widziano w nim wojskowego lekarza, jakże potrzebnego organizowanym oddziałom, trudno powiedzieć. Po aresztowaniach liderów pomorskiej konspiracji w styczniu 1846 roku Florian Ceynowa, sam także zagrożony, zrealizował polecenie jednego z przebywających w tym czasie w Królewcu przywódców całej siatki Teofila Magdzińskiego i udał się właśnie nad Wierzycę, jako zwykły ochotnik chcący przyłączyć się do tamtejszych oddziałów. Dopiero w Klonówce, w przeddzień planowanego rozpoczęcia walk, przejął funkcję komisarza obwodu starogardzkiego i faktycznego dowódcy w tym rejonie na prośbę lub polecenie księdza Józefa Łobodzkiego, wyznaczonego do tymczasowego kierowania przygotowaniami powstańczymi w tymże obwodzie przez Seweryna Elżanowskiego. Elżanowski był wyznaczony na stanowisko „naczelnego ajenta dla Prus Zachodnich", czyli inaczej mówiąc: szefa konspiracji powstańczej na całe Pomorze. Wyznaczył on proboszcza z Klonówki jako mającego kierować przygotowaniami powstańczymi nad Wierzycą już w początkach stycznia, po aresztowaniu wspomnianego wcześniej Juliusza Trojanowskiego. Sam ksiądz Łobodzki odmówił objęcia stanowisko komisarza obwodu, otrzymując od Elżanowskiego obietnicę wyznaczenia kogoś w zastępstwie Trojanowskiego. Niestety rychłe aresztowanie szefa pomorskiej konspiracji uniemożliwiło mu spełnienie tej obietnicy, i to na barki proboszcza z Klonówki spadło ostatecznie przygotowanie powstania w obwodzie starogardzkim. Te fakty są niezwykle istotne przy wyjaśnianiu okoliczności odwołania ataku na Starogard, bo Ceynowa zrobił to wówczas, gdy mógł się osobiście przekonać, jak dalece realne siły powstańcze odstają od optymistycznych planów, które przedstawiano mu, przekazując dowództwo. A jako że był osobą „z zewnątrz", łatwiej mu było także podjąć decyzję o rezygnacji z ataku. Na pewno ułatwiło mu to właśnie jego wojskowe doświadczenie, które akcentuje Bogdan Kruszona. Jednak także ono mogło dawać mu wcześniej nadzieję, że mobilizacja wszystkich planowanych oddziałów powstańczych i atak z zaskoczenia mogą przynieść Polakom sukces. Stąd wątpliwości Bogdana Kruszony można prosto spuentować, że w sytuacji aresztowania liderów konspiracji powstańczej i właściwie jej rozbicia działania pod Starogardem miały charakter improwizacji, acz dokonywanej przez upoważnione na tę okoliczność osoby. A wojskowe doświadczenie Ceynowy, który w ostatniej chwili objął dowództwo, i możliwa dzięki niemu ocena realnego stanu własnych sił, której mógł dokonać dopiero tuż przed planowaną akcją, były jednym z głównych powodów jej odwołania. Cała sprawa nie tylko jest dobrze znana i opisana choćby w najnowszej biografii Ireneusza Pieroga Florian Stanisław Ceynowa. Życie i działalność z 2009 roku, ale była przecież sednem Florian Ceynowa LËST0PADNIK2017 / POMERANIA / 21 POLEMIKA oskarżenia władz pruskich w procesie berlińskim, którego znajomością Bogdan Kruszona w rzeczonym artykule wręcz się chlubi. Podobne zdumienie mogą budzić wątpliwości dotyczące wojskowej służby Floriana Ceynowy, tak przed wydarzeniami z roku 1846, jak i po nich. Badacze jego biografii dość dokładnie wyjaśnili, że ochotnicza służba naszego bohatera w wojsku pruskim była spowodowana względami życiowymi. Należy dodać, że owa „ochotni-czość" polegała tylko na wcześniejszym rozpoczęciu obowiązkowej służby wojskowej - już w trakcie studiów, że było to jedynie przyśpieszenie obowiązku wojskowego, który i tak ciążył na naszym bohaterze. Dawała ona jednak możliwość finansowego wsparcia przez armię dalszego kształcenia młodego Floriana. Także większych wątpliwości formalnych nie budzi jego służba po Wiośnie Ludów, która była naturalną konsekwencją wcześniejszego wyboru związania się z armią pruską. Rzecz jasna sprawę komplikuje wspomniany proces berliński, w którego wyniku nasz bohater za zbrodnię stanu został skazany na śmierć. Należy jednak pamiętać, że nie można w prosty sposób przenosić w tamte realia współczesnych ocen. Dlatego po pierwsze trzeba sobie uświadomić, że dla większości ówczesnych żołnierzy i oficerów służba wojskowa była osobistym zobowiązaniem pracy (podejmowanym z różnych powodów, od honorowych po zwykły przymus) mającym często ciągle jeszcze mało wspólnego z ideami obywatelskiego obowiązku czy patriotycznej służby. Idee owe dopiero się krystalizowały w XIX wieku. Nie była niczym niezwykłym służba w wojskach różnych obcych monarchów, nawet walczących z armiami ojczystych krajów. W tym okresie ciągle się zdarzały akty wcielania do własnych szeregów żołnierzy dopiero co pokonanego przeciwnika, że przypomnę los tysięcy powstańców listopadowych wcielonych do armii carskiej. Dlatego służba w wojsku byłego skazańca w procesie politycznym w tamtym okresie nie budzi większego zdziwienia. Po drugie wydarzenia 1846 roku i sam proces berliński w obliczu Wiosny Ludów szybko straciły na pierwotnej ostrości. Zawirowania związane z wybuchem walk w samym Berlinie, powstaniem w Wielkopolsce czy starciami zbrojnymi w innych częściach Niemiec spowodowały, że władca Prus po tym wszystkim miał wśród poddanych tysiące osób, które często z bronią w ręku kontestowały jego rządy. Aby utrzymać się u władzy i uspokoić sytuację, wielu z nich oficjalnie wybaczył, zwalniając ich z więzień na mocy amnestii. W tej sytuacji Ceynowa, którego głównym grzechem było spiskowanie, bo ani w 1846, ani w 1848 roku nie walczył z bronią w ręku i nie wydawał się szczególnie niebezpiecznym rewolucjonistą, bardzo szybko został objęty całkowitym wymazaniem win. A funkcja, jaką objął w wojsku (był przecież lekarzem), także nie groziła jakimiś perturbacjami politycznymi. Notabene sam bieg związanych z tym wydarzeń został przez Bogdana Kruszonę mocno uproszczony. Ceynowa w pruskim więzieniu spędził ponad dwa lata, od lutego 1846 roku do marca 1848. Zwolniony w wyniku amnestii królewskiej wymuszonej wybuchem Wiosny Ludów w Berlinie, w zrewoltowanym mieście spędził kolejne dwa miesiące, próbując uporządkować swoje sprawy. W tym czasie zabiegał nie tylko o możliwość kontynuacji studiów i prowadził badania w tamtejszych archiwach, ale także próbował włączyć się w polskie działania narodowe. Choć uzyskał paszport na wyjazd do rodziny w Pucku i dalej do Królewca, jednak udało mu się także uzyskać zgodę na podróż do Wielkopolski, gdzie chciał leczyć powstańców rannych w bitwach na przełomie kwietnia i maja 1848 roku. Jednak do Poznania dotarł via Puck już po zakończeniu walk, a władze pruskie kazały mu wrócić do Królewca pod pretekstem niemożności samodzielnego utrzymania się. W czerwcu tego samego roku ponownie podjął studia na królewieckiej Albertynie, które ukończył najpewniej w roku następnym. I dopiero w początkach 1850 roku został lekarzem wojskowym. Praca w wojsku umożliwiła mu obronę pracy doktorskiej i późniejsze rozpoczęcie samodzielnej praktyki lekarskiej. Tymczasem w rzeczonym artykule jest to przedstawione nad wyraz skrótowo: „(...) po procesie berlińskim Florian Ceynowa wraca do Królewca i jako stypendysta wojska pruskiego kończy studia medyczne. Wraca do Polski i mieszka u swojej siostry. Następnie w wojsku pruskim podejmuje pracę w garnizonie gdańskim". Kolejne pytanie, jakie sformułował Bogdan Kruszona, jest już lepiej oparte na źródłach z epoki: „Trzecie: Jak to się stało, że pod mostem Chojnickim w Starogardzie udało się zebrać 32 »powstańców«, w tym kilku pijanych, uzbrojonych w widły i siekiery. Potem dwóch przez sąd w Berlinie uznanych za niepoczytalnych. Jeden powstaniec uzbrojony w myśliwską strzelbę jedno-strzałową z przodu ładowaną. Wiadomo z zeznań w procesie berlińskim, że bezpośrednio przed 22 lutym 1846 roku »ksiądz Łobocki [tak w oryginale] w Klonów-ce zebrał około 100 chłopów. Zebranie było mocno 22 / POMERANIA/LISTOPAD2017 POLEMIKA Tablica pamiątkowa na domu Floriana Ceynowy zakrapiane gorzałką. Gdy nazajutrz wytrzeźwieli, na miejsce zbiórki pod most Chojnicki z Klonówki dotarło dwóch powstańców«..." Choć ten opis został sporządzony w emocjonalnym tonie i zawiera sporo faktograficznych pomyłek, to jego clou jest oparte na faktycznych zeznaniach powstańców starogardzkich złożonych przed berlińskim sądem. Warto dodać jeszcze jeden cytat z omawianego artykułu: „Kluczową rolę w wyjaśnianiu prawdy historycznej o powstaniu chłopskim w Starogardzie, 22 lutego 1846 r., odegrały moje tłumaczenia protokołów z procesu Floriana Ceynowy. Protokoły były pisane w języku łacińskim i niemieckim (gotyk). W tym miejscu muszę dodać, że jako pierwszy w Polsce dokonałem tłumaczenia dokumentów z procesu Floriana Ceynowy i zeznań 24 powstańców". Kiedy się zestawi te dwa fragmenty, znowu można się zdziwić. Skoro bowiem Autor dogłębnie poznał relację z procesu berlińskiego jako jej tłumacz, to powinien także znać cały kontekst przedstawionych faktów. A zaprezentowane w pierwszym z cytowanych fragmentów informacje to wyrywki z zeznań oskarżonych, podane na dodatek w dość sensacyjnej formie. Zeznań niespójnych, czasem kilkakrotnie nawet zmienianych. Składanych na dodatek przez osoby, którym groziła kara śmierci (a trójce z nich została ona przecież zasądzona). Wnikliwy krytyk powinien pójść śladami Janusza Jasińskiego czy Ireneusza Pieroga i porównać całość zeznań złożonych przez oskarżonych przed sądem z ustaleniami pruskich śledczych i dopiero na tej podstawie wyrobić sobie opinię co do wydarzeń w lutową noc 1846 roku pod Starogardem. Tu zaś niestety, w po- szukiwaniu sensacji, mamy przywoływanie najbardziej wymyślnych usprawiedliwień, jakie przedstawiali próbujący ratować swoje życie oskarżeni. A przecież, analizując przebieg procesu, można dojść do wniosku, że dużą część ostatecznych zeznań powstańcy starogardzcy, z Ceynową na czele, składali pod wpływem adwokatów, w wielu miejscach wyraźnie widać, że przyjęta linia obrony kłóci się z podstawowymi znanymi dziś faktami. Nic więc dziwnego, że takiej obronie nie tylko w większości nie dał wiary pruski sąd, ale także wszyscy badacze tych wydarzeń. Zresztą po latach także sami uczestnicy inaczej opisywali swoje zaangażowanie w przygotowywane powstanie, niż zeznawali w roku 1847 w Berlinie. Dość powiedzieć, że uznanie przez sąd za „niepoczytalnych" dwóch z oskarżonych o wywołanie powstania pod Starogardem, a tym samym oddalenie postawionych im zarzutów, było właśnie efektem argumentacji obrońców. Przy czym owa „niepoczytalność" nie tyle dotyczyła ogólnego stanu intelektualnego tych osób, co była podnoszona jako okoliczność potwierdzająca deklaracje oskarżonych, że nie przeczytali bądź nie zrozumieli przedkładanych im dokumentów i deklaracji związanych z przystąpieniem do konspiracji. Notabene zaskakujące w tym kontekście wydaje się to, że jeden z owych „niepoczytalnych" Maciej Wrzała przez dobrze znającego go proboszcza Łobodzkiego został uznany za osobę mogącą prowadzić agitację w Rajkowach. Może zatem nie wszystko jest tu oczywiste? Pod pretekstem „niepoczytalności" próbowano wybronić większą grupę oskarżonych, lecz jedynie LËST0PADNIK2Ö17 / POMERANIA / 23 POLEMIKA w przypadku Macieja Wrzały i Piotra Raddy sąd przychylił się do takiej argumentacji. Innym, m.in. Janowi Frostowi, Michałowi Błędzkiemu czy Tomaszowi Stankiewiczowi, bronionym w identyczny sposób sąd jednak zasądził wysokie kary (piętnastu lat więzienia). Oczywiście, że o ostatecznym wyroku nie przesądzały te czy inne deklaracje samych oskarżonych, ale przede wszystkim moc zgromadzonych przeciwko nim dowodów. Które to dowody (zeznania świadków, kompromitujące dokumenty znalezione w czasie przeszukań czy wcześniejsze zeznania samych oskarżonych) Bogdan Kruszona w swoim wywodzie całkowicie lekceważy. Być może wynika to z przyjętej przez niego tezy, którą stara się udowodnić w całym artykule. Dobrze oddaje ją chyba następujący fragment omawianego tekstu: „Do dnia dzisiejszego ciągle czytam powielane metodą wytnij-wklej bzdury o bohaterstwie 150-350 kociewskich chłopów pod wodzą Ceynowy. Dziwne to powstanie, gdzie nikt nie zginął. Nikt nie był ranny. Gdzie się policzyli? Pogadali sobie i pojechali do domów? Każdy do swojego. Dziwne to powstanie, gdzie pruski żołnierz Florian Ceynowa w 22-stopniowym mrozie miał prowadzić 32 skacowanych, niepiśmiennych chłopów uzbrojonych w widły na 600 wyszkolonych morderców, Huzarów Śmierci, zwanych Huzarami Trupiej Główki". Trudno nie protestować przeciwko takiemu ujęciu sprawy. W tym miejscu podkreślmy jednak sprzeczność w samych wywodach Bogdana Kruszony. Z jednej strony ma pretensję, że nie podjęto walk, a z drugiej formułuje zarzuty wobec Floriana Ceynowy o chęć poprowadzenia kiepsko uzbrojonych powstańców na pewną śmierć. Tymczasem jasne jest, że w momencie uświadomienia sobie realnego stosunku sił i sytuacji taktycznej (utrata zaskoczenia) to właśnie Ceynowa odwołał atak, zapobiegając prawdopodobnie licznym stratom po stronie polskiej. Dodajmy, że nie zgadzają się również fakty. Około trzydziestu osób liczył jedynie jeden i to mniejszy z oddziałów mających zaatakować Starogard od zachodu pod wodzą Jana Mazurowskiego. O wiele liczniejszy był oddział skoncentrowany na wschód od miasta pod wodzą Józefa Puttkammer-Kleszczyńskiego złożony z ludzi zwerbowanych przez siatkę księdza Łobodzkiego. Zresztą i tu mamy niekonsekwencję, bo sam Autor przytacza zeznania z procesu berlińskiego, w których mowa o setce chłopów zwerbowanych przez samego księdza Łobodzkiego (a nie tylko on werbował). Bogdan Kruszona także myli się, podając we wcześniej cytowanym tekście, że to chłopi z okolic Klonówki kon- centrowali się w rejonie mostu Chojnickiego na zachód od Starogardu. Oni stanowili trzon sił właśnie Puttkammer-Kleszczyńskiego. Natomiast pod mostem Chojnickim zebrała się grupa zwerbowana we wsiach położonych na zachód od miasta. Dodać trzeba, że dość duża grupa zaprzysiężonych spiskowców z różnych względów (służba wartownicza i inne planowane zawczasu działania tyłowe, tudzież wypadki losowe i trudności komunikacyjne) nie wzięła udziału w tej koncentracji, co pokazał właśnie proces berliński. Badacze dość jednomyślnie szacują liczebność powstańców zaangażowanych w próbę opanowania Starogardu na co najmniej 150 osób. Wspomnieć również należy, że wśród historyków istnieje spór, czy powstały dalsze oddziały, które zwerbować miano na południu Kaszub, a które miały pierwotnie wesprzeć atak na Starogard. Niezależnie od tego siły powstańcze co najmniej kilkakrotnie przekraczały podawaną w omawianym tekście liczbę. Wracając do cytowanego wcześniej fragmentu artykułu Bogdana Kruszony, w którym informuje on o swojej pionierskiej pracy tłumacza akt procesu z 1847 roku, dochodzimy zaś do kolejnego poważnego zarzutu wobec niego. Nie było potrzeby dokonywać tego tłumaczenia, bo już w 1848 roku wydano kilkadziesiąt zeszytów z dokumentami z rzeczonego procesu w języku polskim pt. Akta i czynności sądowe tyczące się processu Polaków oskarżonych w roku 1847ym o zbrodnię stanu. Było to o tyle proste, że język polski obok niemieckiego był jednym z dwóch oficjalnych języków, w których toczył się proces. W ciągu kilku miesięcy po wyroku opublikowano więc szczegółowe relacje i protokoły sądowe w obu językach. Mogę tylko podejrzewać, że Bogdan Kruszona nie zorientował się, że istnieje to wydanie, i swoje wywody oparł na równoległym, niemieckojęzycznym wydawnictwie pt. Polenprozefi opracowanym przez Gusta-va Juliusa. Należy jednak podkreślić, że w tej publikacji są wyłącznie dziennikarskie relacje, owszem, bardzo szczegółowe i zawierające wiele procesowych dokumentów, ale nie są to oryginalne protokoły sądowe. Zatem stwierdzenie, jakoby starogardzki publicysta był pierwszym, który przetłumaczył i, jak można się domyślać, skorzystał z tych relacji procesowych, świadczyć może tylko o jednym, że nie miał on w ręku żadnej pracy naukowej poświęconej wydarzeniom z lutego 1846 roku. Dosłownie wszystkie powołują się bowiem właśnie na Akta i czynności.... Takie odczucie pogłębia kolejne stwierdzenie: „Do wymyślonej w latach 60. na polityczne zapotrzebowanie komunistów (J. Milewski, 1960 r.) 24 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 polemika mam historii antypruskiego powstania chłopskiego należy podejść wyjątkowo ostrożnie". Józef Milewski faktycznie pisał o wydarzeniach z lutego 1846 roku, jako lokalny badacz wzbogacając ustalenia na ten temat kilkoma ciekawymi szczegółami, ale w żadnym wypadku nie można go uznać za autora fundamentalnych opracowań na ten temat. Najważniejszym badaczem życia Ceynowy był w okresie komunizmu profesor Andrzej Bukowski, któremu wiele zawdzięczamy, jeśli chodzi o poznanie biografii bukowskiego lekarza. Jednak najistotniejsze ustalenia w tym wątku poczynił chyba Janusz Jasiński, którego pierwsze publikacje pochodzą z końca lat osiemdziesiątych XX wieku, a najważniejsze już z czasów III RP. Ważne uzupełnienia poczynił także Ireneusz Pieróg, które swoje badania opublikował dopiero w 2009 roku. Dwaj ostatni dość mocno zwracali uwagę na polityczne konotacje tez stawianych przez historyków tworzących w okresie PRL-u i propagandowe wykorzystywanie postaci Floriana Ceynowy i wydarzeń z lutego 1846 roku. Rzetelnie jednak rzecz badając, oddają sprawiedliwość m.in. Andrzejowi Bukowskiemu czy Józefowi Milewskiemu w ich zasługach dotyczących ustalania faktów czy stawiania hipotez, które bronią się do dziś. W tym kontekście cytowany na początku tego akapitu wywód Bogdana Kruszony można uznać za publicystyczną opinię obnażającą jego nieznajomość najważniejszych prac dotyczących opisywanych przez siebie wydarzeń. Przechodząc do podsumowania, widać wyraźnie, że Bogdan Kruszona pisał swój tekst pod określoną tezę. Tezę nigdzie explicite nie sformułowaną, ale przewijającą się przez cały artykuł w formie retorycznych pytań i obecną także w jego tytule. W swoich rozważaniach próbuje wykazać, że Florian Ceynowa był najprawdopodobniej pruskim prowokatorem, który „wystawił" zaborcy grupę miejscowych patriotów. Próba zajęcia Starogardu w nocy z 21 na 22 lutego 1846 roku była jego osobistą inicjatywą z góry skazaną na porażkę, gdyż ludzi których zwerbował, było niewielu, a ci, którzy za nim poszli, byli przedstawicielami raczej marginesu społecznego niż patriotycznych elit. Historię tę jednak wykorzystali komuniści, którzy fałszując historię, nadali Ceynowie rangę bohatera, a nieudolną próbę walki ogłosili powstaniem chłopskim. Na zakończenie swojego tekstu Bogdan Kruszona jeszcze podkreśla, że owa fałszywa wizja jest dziś pielęgnowana przez regionalnych działaczy i dopiero jego badania pokazują nam prawdę. Swoich rozważań Autor nie tylko nie oparł na źródłach czy choćby podstawowych opracowaniach nauko- kS^ecpifij Grób Floriana Ceynowy w Przysiersku k. Świecia wych, ale formułuje je wbrew nim. Nie brak tu wewnętrznych sprzeczności, z tą podstawową: rzekomy prowokator Ceynowa ponosi największy koszt całego przedsięwzięcia powstańczego w postaci spędzenia dwóch lat w więzieniu i półrocznego oczekiwania na wykonanie orzeczonej, ale na szczęście niedoszłej, kary śmierci. By uprawdopodobnić swój pogląd, starogardzki publicysta nie stroni od przeinaczania lub przemilczania niepasujących faktów oraz tworzenia tez nieopartych na materiale źródłowym. Wydaje się, że podstawowe źródło, relacje z procesu powstańców w Berlinie, czyli Akta i czynności sądowe tyczące się processu Polaków oskarżonych w roku 1847ym o zbrodnię stanu, mimo stwierdzeń o osobistym i pionierskim jego tłumaczeniu pozostaje Bogdanowi Kruszonie w dużej mierze nieznane. Artykuł ten nie tylko jest nierzetelny i bałamutny, ale po prostu szkodliwy. Promuje fałszywą wizję historii, uwłaczając pamięci ludzi, którzy ryzykując życie w 1846 roku, podjęli w imię patriotycznych idei powstańczą próbę. Publikowanie tego typu tekstów i unikanie merytorycznej dyskusji nad nimi ze strony Autora i wydawcy, co u Bogdana Kruszony jest już normą, kreuje nowe mity i promuje wypaczone zajmowanie się historią, jako zbiorem sensacyjnych opowieści, których bohaterowie kierują się tylko najniższymi instynktami. Dlatego warto przywoływać ustalenia rzetelnych historyków wszędzie tam, gdzie widzimy tego typu żerowanie na zaciekawieniu czytelnika przeszłością. MICHAŁ KARGUL LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA / 25 MATKA BÖSKÔ WSTAWIŁA SA ZA MNĄ! Bôlesłôw Sobisz sa iirodzył 23 zélnika 1913 roku w Seraköjcach, dze téż mieszkôł w dzecnëch latach. Przed wojną zamieszkôł w Niepôczołejcach, a po wojnieprzecygnął z białką Heleną (rocznik 1922), chtërna téżpochodzą z Se-rakôjc, do Labôrga. Umarł 23 gôdnika 2012 roku w wieku 99 lat. Jego świadectwo uzdrowieniégö z niewëleczalny chôroscë, spisóné przez wnëka Tomasza Sobisza, je w ksążce Eugeniusza Prëczkôwsczégô „Swiónowskô nasza Matinkô. Dzieje parafii i sanktuarium oraz cuda Królowej Kaszub". Proszą pöwiedzec ö chorobie, jaką Wë przeszłe w dzecnëch latach? Oni na to gôdelë anielsko choroba [dzecny paraliż, łac. poliomyelitis -dop. red.]. Racebëłë pókrąconé, no-dżi. Jô to dostôł, jak jô béł dëcht ma-linczi. Mëma chodzą po doktorach i öni örzeklë, że na to ju ni ma radë, że jô wnet umrza. Tej jedna sąsódka mëmie doradza, żebë jachac do Swió-nowa, do Matczi Bósczi. I tej tata za-przigł könie i më jachelë. Na kolanach më chödzëlë wkół wôłtôrza i corôz lepi sa robiło ze mną; i nóż-czi sa wëproszczëłë, i raczczi — i jô wëzdrzôl i mógł chödzëc jak jiné dzecë. Jednak Matka Böskô wstawiła sa za mną. To béł cud! Ten cud dół Wami zdrowie na tëli lat... Jô tak mëszla prawie. Ko to je téż wnet cud, że jô żëja tëli lat. Jô sa dërch mödla, różańc mówia kóżdé- 26 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 gö dnia. Niedówno mie białka umarła, téż za nia jô mówia. Jó jem baro ród z żëcégö. }ô całé żëcé czażkó robił, na gospodarstwie, a pó wójnie wiele lat przë naprawach wagonów. Wë jesz pamiatôce kask kiińc I światowi wöjnë? Ale ko baro dobrze. To pierszé wojsko przëjachało le przez Serakójce dërch. Më jich nazéwelë „köżuszcë", bö öni mielë taczé kóżuszczi na se. To bëło w lëstopadniku 1918 roku. A pótemu, na drëdżi rok, przëjacha komisjo wielenôrodnô i oni usta-nowiwelë grańce. Më pierszi rôz widzelë tej autołë. Z tą grańcą bëło rozmajice. Czasa ona szła przez pół stodołę. Po nich przeszła wojskowo kompania z Tornia. Ti zrëchtowelë timczasowé kaszarë [koszarę] i do dzys na pamiac tego je tam ulëczka Kaszarowô. Öni strzeglë grańce. Jaż dopierze bëła ustanowiono grańcz-nô straż w 1920 roku. Lëdze sa ceszëlë, jak nasta Polsko? A jenë kochany, möcno! Kö lëdze bëlë wëmaczony Miemcama. Na ostatku w ti wojnie öni brelë na wojna wszëtkô, nawetka żarna za-kôzelë miec, blós kartë na chléb dało. Lëdze bëlë dërch głodny. Tej möcno czekelë na pólsczi rząd. W Kartuzach béł taczi Brzésczi. To béł möji mëmë półbrat. Ön béł baro bôgati, miôł hotel, krómë. Ön przëjachôł pierszim czażarowim autoła do Serakójc. Ön ni miôł w kołach lëftu, ale folgumë. Jak ön wjachôł na flaster w Seraköjcach, to tak trzasło, że rutë drénowałë w oknach. Taczé móm wspomnienie z początków, jak Polsko nasta. Wnetka zacza sa téż wojna bolszewicko. Tej téż Kaszëbi jachelë na nia. Wë pamiatôce tëch, co jachelë ze Seraköjc? Baro dobrze! Nawetka mój przińd-ny tesc jachôł z nima mët. To bëłë wëstrojoné brzózkama wagónë. To bëło pora wagonów. Jô béł na tim banofie - jak to dzecë. Öni wszëtcë spiéwelë kóscelné piesnie. Jich bëło baro wiele. Pölskô zwëczażëła Rusków. To uznelë, że to béł cud. Le że jak naszi dojachelë, tej Polsko ju miała dobëté. Czekawé są téż dzeje ze serakö-wicczima zwónama. Wë to pa-miatôce? Baro dobrze! Miemcë kôzelë w I światowi wójnie zjąc z kóscoła trzë zwönë. Öni le östawilë sygnaturka, ten nômiészi zwón, co zwó-nił na ksadza. Öne bëłë miedzané i miałë bëc przetopione na patrónë do kanonów. Öne dosc długö leżałë kol kóscoła i tej sa zgruchnalë chłopi serakówsczi, żebë je wëkrasc. Zaprzëglë żniwny wóz, kóniama na nodżi zrobilë bótë, koła óbwiązelë wöjnowi kaszëbi radelową słomą. W nocë öni je wrzucëlë na wóz i pôd Paczewa bëłë ju kule wëköpóné i tam je zakôpelë. To bëło na zymku. One tam bëłë jaż do pazdzerznika, jak skuńcza sa wojna. Tej procesją szlë, wëköpelë zwönë, te same kônie bëłë i ten sóm wóz żniwny i szlë do kóscoła. Lëdzy bëło tëli, jak na Bôżé Cało. Szlë ze spiéwa, z wszëtczima chörągwiama. To bëło za ksadza Bernata Łosyńsczegó, a wikarim béł ks. Kalisz. Czedë wë trafilë do pölsczégö wojska? Jô béł w 1935 roku zacygniati do marinarczi woj nowi na ökratë. Nôpierwi jô służił na Mazurze, a tej na niszczëcelu Wicher. Jô béł 27 miesądzy w przëmusowi służbie, a tej jô pödpisôł na dwa lata dłëżi i tak jó przeszedł do marinarczi handlowi w Gdini. Jak w marcu 1939 roku Hitler zajął Kłajpeda, tej jô béł dali na ókratach. Oni zarzą-dzëlë óstré pogotowie. Nicht nie dostôł przepustczi, le nôwëżi oficerze. Wszëtczé ôkratë bëłë na dragach (kotwicach). Żóden nie stojół w pórce. Pótemu oni nas zwölnilë, bö öni wiedzelë, że to i tak dó wojna i wszëtkó pudze w niewola. Tak jó sa dostół dodóm. Në a w 39 Was nie wzalë do wojska? Jó dostół cedel mobilizacyjny. Jó sa miół stawie w Gdini Grabówku. Jó tam zajachół, a oni mie tam rzeklë, że to je ju za późno. Wszëtkó bëło stracone. Tej jó sa muszół stawie do niemiecczégö urzadu. Öni mie pi-telë, dze jó béł, a jó gódół, że w handlowi marinarce. Tej oni mie delë póku. A oni mielë ju przërëchto-wóné lëstë lëdzy, co mielë óstac za-biti. Jó to od nich czuł. Ti trafilë do Piôsznicë abó do Stutthofu. I Wë bëlë tej doma? Nópierwi jo, ale krótko. Wnetka oni mie sczerowelë na przëmusowé robótë do gbura na majątku w Krapkowicach kole Labórga. Jego ójc mieszkół przed I światową wojną w Lewinku kol Strzépcza, a jak na-sta Polsko, to syn szedł do Krapkowic, dze kupił majątk. Ön sa na-zéwół Kwasznik. Ön béł Miemc i gódół po niemiecku. Ale to bëlë dosc pobożny lëdze. Tam nama nie bëło lëchó. Tam bëła téż moja przińdnó białka i ji bracó. Tam më sa zapóznelë i óżenilë. Wë znelë kögö blisczégö, co zdżi-nął na ti wojnie? Ko baro wiele lëdzy. Jó mieszkół przed wojną w Niepóczołejcach. Stąd béł młodi ksądz Bronisłów Labuda. Jego brat miół wiôldżé gospodarstwo w Niepóczołejcach. Ten ksądz béł w Pucku i ón leżi w Piósz-nicë. Teró mój wnuk Tomek, chtë-ren je artistą [i dobiwcą Örmuzdo-wi Skrë 2013 - dop. red.], robił dló Piósznicë rozmajité pómniczi, a jó mu tu przë tim pómógół. A w Cewicach zabilë i zakópelë ksadza Edmunda Roszczinialsczégó z Wejro-wa. Jego sostra bëła białką wójta z Lëni, Póbłocczégö. Wiele lat pó wojnie go przenioslë do Wejrowa i póchówelë. Są jesz w Waszi pamiacë zdarzën-czi spartaczone z serakowicczima stronama, chtërne wôrt przëwö-łac? Jo, w Seraköjcach bëłë do wójnë dwa köscołë: katolëcczi i ewanielëcczi. Jak przëszlë ti zaewardzałi kómu-nyscë, tej oni chcelë z tego niemiec-czégö kóscoła zrobić nibë jaczés muzeum. Öni mielë ju wësadzoné dwiérze, pewno chcelë gó całégö rozebrać. A tej lëdze sa zebrelë i z widłama szlë do nich i kôzelë óstawic ten kóscół. I oni östawilë, a jesz wsadzëlë te dwiérze nazód. Tak lëdze uretelë ten kóscół. Dzys on je parafialny pod wezwanim swiatégö Jana Chrzcëcela. Wë môce ju piakny wiek, wnetka sto lat. Jak wë zdrzice na ten uszłi czas? Jó miół czażkó. Jó robił na gbur-stwie, a nóczażi wiera bëło przë tëch wagonach. Jó muszół dërch wëmieniwac te czażczé resorë. Ale nôlepi wspóminóm piakné moje żëcé z białką, dzecama i wnëkama. Më dożëlë raza 67 lat małżeństwa. To bëło wzorowe małżeństwo. Më sa nigdë nie szkalowelë, më bëlë dërch zgodą. Całą rodzyna më wëchówelë pó katolëcku. Z BOLESŁAWA SOBISZA Z LABÖRGA GÔDÔŁ EUGENIUSZ PRËCZKÖWSCZI Ödj. z archiwum B. Sobisza LËSTÖPADNIK2017 / POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ Przeczytałem podane jakby półgębkiem w mediach informacje, że podjęto działania, nie cierpiące bodaj zwłoki, by na wyższych uczelniach (od bieżącego roku akademickiego?) rozpoczęła się edukacja militarna studentów. Podobno ma to dotyczyć tylko ochotników, ale nie wiem, jak to ma być w praktyce. Napłynęły do mnie z miejsca wspomnienia z dawno zapomnianych lat. Kiedy w roku akademickim 1950/1951 rozpoczynałem studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, z niejakim brakiem ukontentowania dowiedziałem się, że każdego studenta (ale nie studentki, czego im bardzo zazdrościliśmy!) obowiązuje także udział w zajęciach na Studium Wojskowym. Studium miało trwać trzy lata i w perspektywie kształcić z nas oficerów rezerwy. Był to czas tak w uczelniach wyższych, jak i w całym kraju, że nade wszystko wymagano posłuszeństwa i dyscypliny quasi- właśnie -wojskowej. To w dobie stalinowskiej wprowadzono bowiem na uczelniach tzw. dyscyplinę studiów, która dotykała każdego studenta. (Wyobrażam sobie, że nasi dzisiejsi studenci, przyzwyczajeni do dość leniwego trybu życia i bycia, mogliby czytać moje na ten temat wspomnienia niemal jak opowieść o „żelaznym wilku" ze średniowiecza, wilku, który nigdy nie istniał). Otóż student został wówczas całkowicie ubezwłasnowolniony. Miał obowiązek uczęszczać na wszystkie zajęcia i wykłady (pilnowały tego grupy gorliwych aktywistów młodzieżowych). Studenci byli podzieleni na grupy kierowane przez starostę-zausznika władzy. Egzaminy należało realizować całymi grupami studenckimi w ściśle wyznaczonych terminach. Nawet drobne naruszenia dyscypliny studiów powodowały natychmiastowe różne środki represyjne: nagany, obniżenie stypendium czy jego zabranie, skreślenie z listy studentów. Wśród tych, którzy nie chcieli być aktywistami reżimu, panował nastrój dość powszechnego strachu: obawialiśmy się gorliwych aktywistów, anonimowych donosicieli... W tych warunkach „studia wojskowe" ku czci naszego sojusznika sowieckiego były tylko jeszcze jednym uciążliwym elementem trudnej rzeczywi- stości. Zabierano nam w toku roku akademickiego wszystkie soboty, niekiedy i niedziele, czasem w czcigodnym Collegium Novum UJ musieliśmy nocami pełnić idiotyczne warty przy magazynie broni... Jeżeli potrafiłem czasami omijać różne zarządzenia porządkowe regulaminu studiów, by oddawać się - na przykład - upojnej lekturze książek w Bibliotece Jagiellońskiej, książek możliwie dalekich od zgrzebnej rzeczywistości PRL-u, to ze Studium Wojskowym żartów nie było. Generalnie naszym instruktorom poczucia humoru raczej brakowało, nie jest to w ogóle w wojsku cecha ceniona. Instruktorzy wojskowi to był „sort wybrakowany" z prawdziwego wojska. Pamiętam takiego kapitana, który chyba ciągle jeszcze matury nie zdał, nie wiedział nawet, co znaczy skrót UJ, i po cichu został uznany za jednostkę miary głupoty, z tym że w normalnym życiu używaliśmy tylko „mikropouchów", bo tak została nazwana ta jednostki głupoty wymiernej. O tym jednak, żezwoj-skiem nie było żartów, przekonał się wówczas mój bliski kolega Piotr Skrzynecki, głośny później artysta i twórca „Piwnicy pod Baranami". Studiował wówczas historię sztuki i w żaden sposób, choć był synem autentycznego, przedwojennego pułkownika, do dyscypliny wojskowej nie mógł się wdrożyć, co ostatecznie zawisło nad nim w postaci groźby wniosku do prokuratora wojskowego! - szczegółów już nie pamiętam, ale faktem jest, że dzięki pewnym stosunkom w kołach profesorsko-medycznych uzyskał zwolnienie ze służby wojskowej. Wszyscy mu po cichu zazdrościli. Po krwawej wojnie i w dobie szalejących represji stalinowskich nie było raczej wśród nas miłośników militariów ani amatorów awanturniczych przygód. Każdy niemal z nas przeżył dostatecznie w latach 1939-1950. Dziś obserwuje się od kilku już dobrych lat potężny wśród młodych ludzi trend do niebezpiecznych sportów, do awantury w służbie islamistów, neofaszystów czy rasi-stów. Od Stanów Zjednoczonych po nasz kraj rośnie zainteresowanie młodych ludzi wojną, grami wojennymi, sztuką przemocy. Wojna dla wielu z nich, którzy nigdy nie 28 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 gawędy o ludziach i książkach widzieli człowieka w kałuży krwi (w rzeczywistości, nie na ekranie), jawi się jako jakaś „prawdziwa męska przygoda". Pokolenia te wychowane daleko od wojen, może są znudzone banalnością codziennego życia, brakiem silnych wrażeń. Nie wystarczają gry wojenne, filmy gangsterskie czy „ustawki" kibiców. Warto przypomnieć, że wszystko to już kiedyś jakby było po raz pierwszy. Na kilka lat przed II wojną światową do wieku dojrzałego dochodziły pokolenia, które już nie brały udziału w tej krwawej poprzedniej wojnie, którą nazwano właściwie dopiero po II wojnie - pierwszą wojną światową. Zbudowany po roku 1918 nowy porządek terytorialny i ustrojowy w Europie nie zapewnił kontynentowi spokoju ani stabilizacji. Przenikliwy pisarz francuski Jean Giraudoux jeszcze w 1929 r., przed dojściem Hitlera do władzy, napisał, że „Pokój to przerwa między dwiema wojnami"... Był wprawdzie ówcześnie jeszcze w latach trzydziestych bardzo silny (pozornie i nie bez fatalnych błędów perspektywy) ruch pacyfizmu. Ogłaszano piękne manifesty, potępiano okrucieństwo wojen. Francuzi powtarzali do znudzenia, że ostatnia wojna była na zawsze wojną ostatnią. „Psy wojny" (określenie wzięte od samego Szekspira!) były już gotowe, czekały na start. I rzeczywiście w Europie lat trzydziestych coraz głośniej brzmiał krok maszerujących batalionów. Bez względu na to, jakiego koloru wdziewali koszule i kto był ich wielbionym wodzem, byli gotowi do walki z prawdziwymi czy wyimaginowanymi wrogami. Pacyfistyczny rzekomo z natury Związek Sowiecki rozbrzmiewał na co dzień pieśnią znamienną z ważnymi słowami: „Jeśli jutro wojna!". Także i w Polsce skrajne bojówki, czerpiące natchnienie z przemówień Mussoliniego, maszerowały ku celom bliżej nieznanym. Nawet biedni Włosi, najmniej ze wszystkich narodów przywykli do dyscypliny wojskowej, musieli pod okiem swego wodza maszerować krzepko i dziarsko... Zawsze przy takich okazjach taki czy inny wódz gromko zapewnia, że „bój to będzie ostatni" i że zwyciężymy. I zawsze się myli. Jako historyk prawa wiem niestety, że dyscyplina wojskowa to jedno, a zbrodnie wojenne to drugie. Wojen nie prowadzi się bezkarnie. Przed wiekami konsul w Rzymie starożytnym wypowiedział znamienne słowa: „Podczas wojny milczą prawa". Nie ma niestety takiej armii na świecie, w której mimo nieraz surowej dyscypliny, nie było działań wątpliwych, zbrodni niewątpliwych. Głośnie zbrodnie Armii Czerwonej miały jeszcze taką znamienną cechę, że były popełniane dość masowo w krajach Europy środkowo-wschodniej nawet kilka lat po zakończeniu wojny. Wielkie dzieła literackie, filozoficzne czy artystyczne obrazują fenomen wojny, epokę przemocy par excellance. Takie epoki otwierają możliwości wręcz nieograniczone ujawniania demonów drzemiących w spokojnych czasach pokoju w ludziach, którym uprzednio niczego nie dałoby się zarzucić. W południowej Francji w tzw. kaplicy pokoju w małej miejscowości Vallauris w roku 1952 sędziwy już Pablo Picasso, dla mnie może ostatni wielki malarz w historii, namalował dwie monumentalne kompozycje zatytułowane „Wojna i Pokój". Jest to obraz optymistyczny urody życia w czasach pokoju i koszmarów wojny. Ten drugi obraz przypomina inne sławne na cały świat dzieło tegoż artysty - „Guernica" - namalowana w 1937 r. jako emocjonalna odpowiedź na barbarzyńskie zbombardowanie małego hiszpańskiego miasta przez lotników niemieckich w służbie generała Franco. Moje rozważania odeszły nieco od tematu głównego felietonu. Pytanie główne, które się nasuwa, brzmi: Czy naszym studentom dziś potrzebne są akurat dodatkowe studia wojskowe w czasie studiów? Jak wiadomo, od lat nasza armia jest armią quasi-zawodową, decyduje we współczesnych armiach nie ilość żołnierzy i oficerów, ale jakość ich wyszkolenia, a nade wszystko jakość uzbrojenia. Można wprawdzie powiedzieć, że „nieco" dyscypliny na co dzień naszym studentom z pewnością by się przydało, ale czy na tej drodze? Powstaje kolejna wątpliwość: A co z równouprawnieniem kobiet? Osobiście, po staroświecku, nie entuzjazmuję się kobietami, które się boksują, grają w hokeja czy w piłkę nożną. Są to sporty brutalne, siłowe, obfitują w kontuzje. Gdyby młoda dama (?) mnie się radziła, to sugerowałbym raczej sporty obronne, elastyczne, jak dżudo, pozwalające pijaka czy awanturnika postawić do pionu. Jeżeli jednak ktoś chce być koniecznie żołnierzem, to zgodnie z maksymą jurystów - wolna droga dla wolnej woli. Natomiast dyscyplinę studencką wolałbym realizować bez form przymusu. Nasza wolność w społeczeństwie polega oczywiście na tym, że są jej granice, które wykreślają dana religia czy etyka świecka, konstytucja (jeśli obowiązuje) i inne akty prawne, a na końcu przepisy kodeksu karnego. Z punktu widzenia norm danej etyki można wymienić wiele wątpliwych działań ludzkich, które zasługują na jednoznaczne potępienie społeczne, ale nie pociągają za sobą represji karnej, która określa jedynie owo minimum wymagane bezwzględnie od członka danego społeczeństwa. Konkluzji mego felietonu nie będzie. Czy jednoznacznie spoglądać na szanse dobrowolnej (?) rekrutacji na studia wojskowe na wyższych uczelniach? Istnieje tu problem kosztów, których realna potrzeba nie rysuje się jasno. Być może nasi znudzeni, dopieszczani, głaskani, łagodnie traktowani studenci marzą właśnie o tym, by zbudzeni wczesnym rankiem udawali się na krótki 15-kilometrowy marsz z pełnym obciążeniem strzelca wyborowego, nie daj Boże dźwigającego podstawę do starego poczciwego sowieckiego maxima. Powodzenia! Przyszło mi na myśl, że za Ignacym Krasickim mógłbym wobec entuzjastów tego pomysłu użyć określenia przedniego: „Wojsko afektów zarekrutowanych"... LÉST0PADNIK2017 / POMERANIA / 29 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta WEDLE AKTÓW Z ARCHIWUM INSTITUTU NÔRODNY PAMIACË Póczątk 1965 r. to czas, czej Bruno Richert wiera ju sléd-ny rôz ödkôzôł kömuny-sticzny Służbie Bezpieku wiadła ö dzejarzach kaszëbsczi rësznotë. Chödzy tuwô gwësno ô zrzesziń-ców, a ôsoblëwie ô Jana Rómpsczé-gö. Nen ôstatny ju öd lat latecz-nëch béł krëjamno dozéróny przez bezpieka. W stëczniku 1965 r. udosta öna öd swöjégö wiadłodô-wôcza ö tacewnym mionie „Wojciech Sudomski", pöd jaczim krił sa prawie Richert, nowinë ö udbach i dzejanim Rómpsczégô. Wëchôdało z nich, że ten slédny ni miôl chacë kuńczec swój i separa-tisticzny dzejnotë, a nawetka miôł jaczis program dzejaniégô grëpë zrzeszińców. Dejade krëjamné służbë Lëdowi Pölsczi nie bëłë tak letköwiérné, jak wiera jich wespół-robötnik mëslôl. Udbałë so öne sprawdzëc to, czegö wëdowiedzałë sa öd „Wojciecha Sudomskiego". Na początku gromicznika zrëchto-wałë tedë zeńdzenie z Richerta, w jaczim przedstôwcama SB bëlë znóny ju nama z rozprócowiwa-niô kaszëbsczich dzejarzów kapi-tón Aleksander Kwasniewsczi z III Wëdzélu Wöjewódzczi Komańde Öbëwatelsczi Milicje we Gduńsku i zastapca Powiatowi Komańde OM do sprôw SB w Złotowie kapi-tón Jón Rutkówsczi. Öb czas zetka-niégö z Richerta fónkcjonariuszo- wie bezpieczi doszlë do swiądë, że to, co ôdkôzôł jima w pôprzédnym miesącu „Wojciech Sudomski", nić bëło do kuńca prôwdą. Ökôzało sa, że tak pö prôwdze Rómpsczi nie widzôł ju tedë môżlëwötë cy-gnieniô dali swöji tradicjowi dzej-notë. Béł ôn tej dbë, że w realiach socjalizmu żądanie autonomie dlô Kaszëbów bëło anachronizma i nie je möżlëwé, bë zjiscëło sa to, co udostac chcelë nôleżnicë karna zrzeszińców. Na spódlim tego i jinëch swöjich rozezdrzënków esbecë w 1965 r. doszlë do swiądë, że zrzeszińce öprzestelë pô prôw-dze dzejac jakno grëpa. Mielë ju nie rëchtowac zeńdzeniów i jakno karno nie bëlë ju zagrôżbą dlô pölsczégö państwa. Temu téż ka-pitón Kwasniewsczi zabédowôł, żebë öprzestac prowadzëc öperacjo-wą sprawa, w öbrëmienim chtër-ny rozprôcowiwóny béł Rómpsczi i jinszi zrzeszińce. Równak ökróm tegö, że fónkcjonariuszowie SB ugwësnilë sa, że möże ju na spokojno „dac póku" krëjamno do-zérónym przez se dzejarzóm, do-szlë téż do swiądë, że Richert jich ôcëganił. „Wojciech Sudomski" ób czas wspömnionégö wëżi zetkaniô z przedstôwcama bezpieczi muszôł dokładno ópówiedzec, jak wëz-drza jegö łączba z Rómpsczim na początku 1965 r., a przede wszët- czim jich zeńdzenić w Toruniu. Udba jegö wińc mia tej ze stronę Richerta, chtëren w tim prawie czasu zaczinół swoja robota w muzeum w Złotowie. Zazwó-nił tedë do muzeum w Toruniu, gdze robił Rómpsczi, i pöprosył go do telefonu. Öb czas kôrbie-niô Richert rzekł swöjému dôw-nému drëchówi, z jaczim w sztër-dzestëch latach sztudérowôł na toruńsczim uniwersytece, że prawie zaczinô muzealną robota i chce sa përzna gö w tëch sprawach doradzëc. Rómpsczi zgodzył sa na to i zabédowôł dôwnému przédnému redaktorowi „Zrzeszë Kaszëbsczi", żebë nen przëjachôł do Torunia. 12 stëcznika 1965 r. Richert rëgnął cuga ze Złotowa i przez Piła dojachôł do gardu Kopernika. Z Rómpsczim pótkół sa nôprzód w jego robóce, to je w muzeum, późni w restauracje i kureszce w priwatnym mieszka-nim rodzëznë Rómpsczégó. Gô-delë midzë jinszima ö sprawach, co tikałë sa muzealnictwa. Przede wszëtczim Rómpsczi doradzywôł Richertowi i dzelił sa z nim dos-wiôdczeniama ze swój i robótë, ale gwësno nié cało rozmowa bëła ô tëch sprawach. Öb czas kôrbieniô z Rómpsczim Richert spitół sa midzë jinszima, jaczi pózdrzatk na jego persona mają tero jego dôwny towarzësze 30 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 KASZE BI W PRLU z karna zrzeszińców i czë czasa nie mëszlą ô nim lëchö. Rómpsczi ödpöwiedzôł tej, że prôwdac zrze-szińce mają do Richerta dosc tëlé pretensjów, co tikałë sa przede wszëtczim tegö, że óstawił pierszą białka i późni żił bez köscelnégö zdënku z drëgą, równak wierzą mu jakno kaszëbsczému dzeja-rzowi, bô mô wiôldżé zasiedzi zarô w pierszich latach pô wëzwôlenim1 nigdë téż nie zdrôdzôł kaszëbsczi sprawë. Nibë öb czas zeńdzeniów zrzeszińców ó personie Richerta bëło wiele kôrbioné. Ösoblëwie cekawô je jedna nadczidka z Richertowi ôpôwiescë z zetkaniô z Rómpsczim. Chödzy tuwö ö udba zrzeszińców, żebë 1965 rok béł w jich dzejnoce na-mieniony umarłemu öb lato 1964 r. w Charzëkôwach Sztefanowi Biesz-kówi. Z tegó, co ödkôzôł esbekóm „Wojciech Sudomski", wëchôdô, że ksądz Francëszk Grëcza miôł pöwiedzec, że to prawie Richert dëcht nôlepi nadôwô sa do tegö, żebë óprôcowac wspóminczi ö tim bëlnym szkolnym, póece i dzejarzu. W swöjim rapórce z 15 strëmiannika 1965 r. Richert wspómnął, że chödzëc tu miało ó stworzenie biografie Biesz-ka i ö przërëchtowanié do drëku jegó prôc, jaczé östałë pó nim w rakópisach. Rómpsczi spitôł sa tej Richerta, czë nie wząłbë sa za ta robota, równak w zdrzódłach nie nalózł jem nadczidczi o tim, co dôwny „przédny" „Zrzeszë" mii na to odrzekł i czë włącził sa w tim czasu w jakąś robota spartaczoną z Bieszka. Wórt w tim molu nadczidnąc, że o swój ich związ- kach z familią Bieszków rzekł Richert w 1989 r. Riszardowi Ce-mińsczemu. Hewó, co czëtómë 0 tim w artiklu wspómnionégö wëżi gazétnika pt. „W pojedynczej pamięci": [Richert] pôznôł ksadza prałata Kazmierza Bieszka, z czego po latach wińdze jego prôca pt. „Bieszkôwie". Bô téż Ferdinanda Bieszka, direktora gimnazjum w Chônicach, zdążil poznać osobisto. I Sztefana, ju po wojnie. Co zarô widzec je w cyto-wónëch przed sztërka zdaniach, to przede wszëtczim to, że ni może bëc prôwdą, bë Richert osobisto póznół Ferdinanda Bieszka, bo w 1925 r., to je w czasu, czej pierszi pólsczi direktor gimnazjum w Chónicach umarł, Bruno miôł dopierze sztërë lata. Ökróm tegó cekawó je nadczidka ó prôcë Richerta na téma familii Bieszków, z czego wëchôdô, że bohater naszego tekstu zajimół sa tima sprawama. Równak w spód-kówiznie Bruna Richerta, chtër-ną w 2012 r. przëzérôł u jegó sëna Wójcecha w Karwi Józef Börzëszkówsczi, nie bëło niżódny monografie Sztefana Bieszka ani jego lëstów. Bëłë tam za to midzë jinszima wëpisë z rozmajitëch publikacjów, co tikałë sa Bieszków 1 nacéchunk biografie ks. Kazmierza Bieszka, drago równak uznać, żebë cos z nich mogło bëc na zy-cher uznóné za prôca, ö jaczi gôdôł Richert krótko przed swoją smier-cą Cemińsczemu. Przëbôczëc równak wórt w tim molu, że to prawie Richert béł autora biogramów Ferdinanda i Sztefana Bieszków, jaczé nalazłë sa w Słowniku biograficz- nym katolicyzmu społecznego, nad chtërnym downy zrzeszińc robił w ósmëdzesątëch latach uszłégö stalata. Chcemë dejade wrócëc do zet-kaniégó „Wojciecha Sudomskie-go" z fónkcjonariuszama SB i do tegó, co gódół jima o swóji łączbie z Rómpsczim. Richert uczuł tedë midzë jinyma pitanié, czë przed-stówiony przez niego w agen-turowim rapórce z 24 stëcznika 1965 r. program Rómpsczégô ôstôł przez niegô (to je Rómpsczégó) usadzony jakno program karna zrzeszińców. W ódpöwiedzë na to bohater naszego tekstu odrzekł, że Rómpsczi nie użił słowa „program". Jak czëtómë w służbówim zópisku z kórbienió esbeków z Richerta, ,,W[ojciech] S[udomski] sóm użił tegô ökresleniô, opierające sa na całownym obrazu jego gôd-czi z Rómpsczim, wëcygającë z ni swôje wniosczi. Wëchôdô tej na to, że prawie to bëło zdrzódła tego, że fónkcjonariuszowie SB pósą-dzëlë Richerta ó to, że chcół jich öcëganic. Rzekł jima ô programie Rómpsczégö, a dopierze późni, czej gó richtich wëpitelë o wszele-jaczé drobnotë, ókózało sa, że ni-żódnégó programu dzejanió grëpë zrzeszińców tak pó prówdze ni ma, co sprawiło, że krëjamné służbę óprzestałë jich rozprócowiwac. Na tim spódlim SB doszła téż do swiądë, że tak pó prówdze temu, co zamkłé je w Richertowëch raportach, ni może za baro wierzëc. Wórt przë ti leżnoscë przëzdrzec sa përzna temu, co miół nibë rzec Rómpsczi Richertowi ób czas jich pótkaniégö w Toruniu. 1 Wszëtczé wëzwëskóné w artiklu cytatë wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch i jinszich tekstów skaszëbił autor. LËSTOPADNIK 2017 / POMERANIA / 31 kaszëbiw prl-u/zachëze stôriszafë Przede wszëtczim nen pierszi béł tej dbë, że nie je wôrt robie ni-żódny kaszëbsczi konspiracje ani nawlékiwac łączbë z Niemcama. Przëczëną tegö béł zôpadnonie-miecczi rewizjonizm i to, że zrze-szińce wiedno bëlë procëmnie-miecczi. Ökróm tegö böjôł sa ön pôsądzeniô kaszëbsczich dzeja-rzów przez pölsczé wëszëznë ö związczi z Niemiecką Republiką Federalną. W aktach wëczëtac ji-dze téż, że Rómpsczi przëznôł sa Richertowi, że zapisôł sa do Pólsczi Zjednóny Robótniczi Partie. Jeżlë wierzëc Richertowi, Rómpsczi miôł tedë pöwiedzec téż tak cos, że felą zrzeszińców bëło to, że nie wstąpilë do Pólsczi Robótniczi Partii ju zarô pö wojnie, bo jak-bë kaszëbskô rësznota rozwija sa w öbrëmienim partii, wiera wiacy bë sa udało zrobić dlô Kaszëb. Sóm Richert béł tej nôleżnika Zjed-nónégö Lëdowégö Stronnictwa, ale Rómpsczi béł dbë, że przënô-leżnota do ti partii za wiele nie dô. Wëchôdało to gwësno z tego, że bëła öna blós „satelitą" rządzący tej w Polsce kómunysticzny partii, to je PZRP, i tak pó prôwdze mia dosc ógrańczony cësk na to, co sa dzejało w kraju. Rómpsczi i Richert ugôdelë sa ob czas zetkaniégö, że badą sa dali pótikelë w przińdnoce. Downy przédny „Zrzeszë" miôl przë-jeżdżiwac do Torunia, gdze chcół chódzëc na doktorsczé seminaria w wietwi etnografie na tamecznym uniwersytece. Rôczony téż béł na zeńdzenia zrzeszińców, a Rómpsczi miôł ödwiedzëc drëcha w jego złotowsczim muzeum, a nawetka przë leżnoscë zbiéraniô materiałów do swojego muzeum nawlec łączba z przedstôwcama lëdztwa Krôjnë. Późni równak łączba urwa sa, czego przëczëną bëło to, że Richert miôł tej nibë wiele war-kówi robótë. Jak „wëspöwiôdôł sa" fónkcjonariuszóm SB w połowie strëmiannika 1965 r., ód kuńca stëcznika tego roku ni miół niżód-ny łączbë z Rómpsczim. Westrzód jinëch ósoblëwótów, jaczé jidze nalezc w zópiskach, co ópisëją wspómnioné wëżi toruńscze zeń-dzenié, je téż wiadło, że Richert óbiecół tej Rómpsczému służëc radą kôl pisaniô przez niego (to je Rómpsczégô) doktorsczi prôcë ô kaszëbsczim folklorze. Rapôrtë „Wojciecha Sudomskie-go" z początków 1965 r. są ju wiera óstatnyma, jaczé tikałë sa dzeja-rzów kaszëbsczi rësznotë. Jak sa późni ókóże, bëłë one téż na ógle jednyma ze slédnëch, jaczé usadzył ón ob czas swóji krëjamny wespół-robötë z kómunysticzną bezpieką Lëdowi Pólsczi. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgć) partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. DLÔ CHŁOPA DO GÖLEIMIÔ, CZËSZCZENIÔ AMËCÔ... Slédnym czasa, dzaka Sławinie Kösmulsczi, wejrowsczé muzeum wzbögacëło sa ö rzecze, jaczich użiwôł ji öjc - Lech Bądköwsczi (1920-1984). Westrzód nich je téż cos dlô chłopa, jaczi czasto je w rézach (jak je wiedzec, prawie Bądkowsczi wiele wanożił). Je to toaletowi przëbörnik, w jaczim midzë jinszima nalézemë brzëtwa, pazel do göleniô, mëdło czë szczotka do czëszczeniô ruchnów. Nen przëbörnik na gwës béł z Bądköwsczim öbczas wöjnë w Anielsczi - kö pudełko na mëdło prawie w nym kraju bëło wëproduköwóné. 32 / POMERANIA/LISTOPAD2017 Z HISTORII KOŚCIOŁA RZYMSKOKATOLICKIEGO WOKÓŁ ŚWIĘTEJ DOROTY Z MĄTÓW 0 błogosławionej, świętej Dorocie z Mątów z racji 620. rocznicy śmierci (2014 rok) ukazało się w ostatnich latach parę publikacji 1 książek. Pozwalają one polskiemu czytelnikowi obiektywnie spojrzeć na życie i proces beatyfikacyjny Doroty, urodzonej na Żuławach, żyjącej od wyjścia za mąż w Gdańsku, a zmarłej przy katedrze pomezańskiej w Kwidzynie. Dorota z Mątów urodziła się prawdopodobnie 25 stycznia 1347 roku w Mątach (Mątowach) Wielkich [Gross Mon-tau] na terenie należącym do Prus, będących wówczas we władaniu zakonu krzyżackiego. Została ochrzczona w miejscowym kościele 6 lutego tego samego roku. Była córką pochodzącego z Holandii Wilhelma Schwartzego, którego wielki mistrz krzyżacki Ludolf König sprowadził na Żuławy. Sugeruje się, że jej matka Agata (znana tylko z imienia) była Polką. Dorota była siódmym z dziewięciorga dzieci. Intensywne życie religijne zaczęło się w niej rozwijać, gdy miała sześć lat, już wówczas przeżywała stany mistyczne. Jej późniejszy spowiednik i biograf Johannes Marienwerder (Jan z Kwidzyna), krzyżacki dziekan kapituły w Kwidzynie, pisał: „Bóg przyciągał ją ku sobie, a Ona go kochała". Od młodzieńczych lat nosiła stygmaty. Przedstawia się błogosławioną trzymającą w ręku strzały (miecze) skierowane we własne serce. W 16. roku życia pod naciskiem najstarszego brata wydano ją za mąż za bogatego płatnerza, który prowadził swój warsztat w Gdańsku (przy dzisiejszej ulicy Długiej 64). Z tego małżeństwa urodziło się dziewięcioro dzieci, z których przy życiu pozostała jedynie najmłodsza córka Gertruda. Był to czas epidemii w Gdańsku W cieniu kościołów Gdańska - Mariackiego, św. Katarzyny, św. Mikołaja - rozwijało się jej życie religijne. W maju 1374 roku uczestniczyła w Gdańsku w transloka-cji z Rzymu do Vadsteny relikwii świętej Brygidy Szwedzkiej, którą obrała sobie jako wzór swego życia. Dla mieszkańców Gdańska był to czas wielkich przeżyć religijnych, a dla Doroty uniesień mistycznych. Brak zrozumienia ze strony męża i otoczenia znosiła z wielkim spokojem i pokorą. Kiedy jej mąż Albert zrozumiał, że związał się z osobą szczególnie przywiązaną do Boga, zbliżyli się do siebie. Odtąd Dorota razem z mężem bierze udział w pielgrzymkach do sanktuariów europejskich, poczynając od Santiago de Compostela, przez Marsylię, Akwizgran aż do Einsiedeln (Szwajcaria). Tam zapoznaje się z nowymi formami mistyki. Pielgrzymuje do sanktuarium Matki Boskiej w Koszalinie i do pobliskiego Piaseczna. W biografii błogosławionej Das Leben der Heiligen Dorothea von Johannes Marienwerde (Życie św. Doroty według Johannesa Marienwerde), opracowanej przez Maxa To-eppena, czytamy, że: „w roku 1385 z Gdańska przybyła do młodej kartuzji kaszubskiej (dzisiejsze Kartuzy) mi-styczka obdarzona proroczymi wizjami, Dorota z Mątów. Odwiedziła z potrzeby serca Raj Maryj i, o którym tak wiele słyszała. Z rozpaloną miłością Bożą uczestniczyła we Mszy Świętej". Poznanie reguły kartuzów i ich pustelniczego życia mogło wpłynąć na decyzję błogosławionej o odosobnieniu w prostej „chatce" przykatedralnej. W roku 1389 udała się z grupą pieszych pielgrzymów gdańskich do Rzymu, aby uczestniczyć w ogłoszonym przez papieża Bonifacego IX Roku Jubileuszowym 1390, by zyskać odpusty i naśladować św. Brygidę Szwedzką. Po śmierci męża i likwidacji swojej posiadłości w Gdańsku postanowiła całym sercem poświęcić się Bogu. Jej niezwykła religijność, jak choćby codzienne przyjmowanie komunii świętej, nie znalazły zrozumienia u księży gdańskich, którzy z tego powodu uważali ją za osobę niezrównoważoną. W tamtych czasach najbardziej pobożni przystępowali do komunii świętej tylko kilka razy w roku. Te i inne przyczyny skłoniły Dorotę do zamieszkania w Kwidzynie. Po swoim odosobnieniu w celi przykatedralnej Dorota jako rekluza (pustelnica) przyjmowała codziennie komunię świętą. Udzielała też porady duchowej wszystkim, którzy do niej przybywali. Jako pożywienie dzienne przyjmowała jedno jajko albo kubek zupy piwnej. Wyczerpana pokutą, ciesząc się sławą świętości, zmarła 25 czerwca 1394 roku. Ksiądz J. Leo (Leonis), kronikarz Prus, napisał: „Gdy umarła, dał się słyszeć dźwięk dzwonów, bez żadnego ludzkiego udziału. Biskup pochował ją uroczyście w kościele w Kwidzynie, w małym chórze. I nie zabrakło cudów, oznak jej świętości, które się tam działy". Dorota z Mątew, patronka kobiet i matek, to jedyna w polskiej hagiografii stygmatyczka i rekluza. Jej atrybutem jest wieża symbolizująca miejsce odosobnienia. Pomimo upływu czasu jej kult jest wciąż żywy. Otwarty przez papieża Bonifacego IX proces beatyfikacyjny Doroty trwał kilka wieków i był jednym z najdłuższych w historii Kościoła. Śmiesznymi mogą się LËST0PADNIK2017 / POMERANIA / 33 Z HISTORII KOŚCIOŁA RZYMSKOKATOLICKIEGO dzisiaj wydawać niektóre zarzuty wobec Doroty, z których najciekawsze dotyczyły niewłaściwego prowadzenia gospodarstwa oraz tego, że gotowała niesmacznie. Renesans kultu nastąpił w Polsce a także w Niemczech Zachodnich po II wojnie światowej. Dopiero papież Paweł VI zatwierdził 9 stycznia 1976 roku publicznie kult Doroty, a dekret Kongregacji ds. Kanonizacji zezwolił ją czcić jako błogosławioną lub świętą, w zależności od kultu, jakiego doznaje w danym kraju. Uroczystości beatyfikacyjne odbyły się w latach 1976-1977 w Gdańsku, Mątowach Wielkich, Fromborku i Munster. Przez Polaków bywała nazywana zawsze świętą lub boską. W XIX wieku, mimo zwalczania kultu Doroty przez władze pruskie, odbyły się we Fromborku uroczystości z okazji 500-leciajej śmierci. Dorota z Mątew jest otoczona szczególnym kultem przez niemieckich katolików. To m.in. z tego powodu przed laty kardynał Józef Ratzinger, obecnie emerytowany papież Benedykt XVI, modlił się w katedrze kwidzyńskiej, miejscu tak ściśle związanym z błogosławioną. Kardynał wygłosił również 17 czerwca 1979 roku Błogosławiona Dorota z Mątowów. Rycina z druku„Historia beatae Dorotheae Prussiae Patronae, 1764; Biblioteka Narodowa kazanie ku czci świętej Doroty w kościele św. Michała w Monachium. Wiosną 1920 roku przebywał w Kwidzynie Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI, i modlił się w prezbiterium kościoła katedralnego. Postacią bł. Doroty współcześnie interesuje się również świat nauki. Od kilku dziesięcioleci archeolodzy poszukują jej doczesnych szczątków. Biskup senior archidiecezji warmińskiej prof. Julian Wojtkowski sugeruje, opierając się na dokumentach, że Dorota nie była zamurowana w ceglanej celi w katedrze kwidzyńskiej. Zdaniem biskupa błogosławiona mogła być zamknięta w drewnianej, nieco obmurowanej celi dostawionej do katedry, w której przeżyła trzynaście miesięcy. Znalazła tam spowiednika, który wcześniej był profesorem teologii w Pradze, wspomnianego już sławnego Jana z Kwidzyna. W maju 2015 roku w kwidzyńskim kwartalniku „Schody Kawowe" ukazał się wywiad z Grzegorzem Ojcewiczem i Czesławem Karkowskim, w którym wytypowali miejsce, w jakim najprawdopodobniej pomezański protestancki biskup Speratus w 1544 roku nakazał złożyć do grobu ziemnego wyniesione z katedry relikwie Doroty z Mątów. Błogosławiona ma szczególne znaczenie w kulturze polskiej. Wracając spod Grunwaldu (1410 r.), król Władysław Jagiełło modlił się nad jej grobem; wówczas bowiem jeszcze wiedziano, gdzie spoczywa ciało zmarłej. Dorota była pierwowzorem Aldony z poetyckiej powieści Adama Mickiewicza Konrad Wallenrod. Życie błogosławionej przedstawił oczami jej małżonka (w złym świetle - licentia poetica) noblista Gunter Grass w powieści Turbot. W kościele katolickim jej wspomnienie obchodzone jest w Archidiecezji Gdańskiej i Warmińskiej oraz w Diecezji Elbląskiej 25 czerwca. Pamięć o błogosławionej Dorocie jest i w naszych czasach wciąż żywa. W kościele parafialnym pod wezwaniem świętej w gdańskim Jasieniu zainstalowano witraż przedstawiający jej wizerunek. We wsi Mątowy Wielkie znajduje się sanktuarium błogosławionej. Jest tam chrzcielnica, w której Dorota została ochrzczona. W naszej (gdańskiej) archikatedrze znajduje się mensa (skrzyniowa podstawa ustawiona wl583 r.), która została ozdobiona w 1982 roku ceramiką przedstawiającą wśród innych świętych Dorotę z Mątew. Święta Dorota, „ów kwiat ziemi pruskiej", była pomostem między holenderskimi kolonizatorami a ludnością państwa krzyżackiego, między pielgrzymami, którzy licznie nawiedzali jej celę przy katedrze kwidzyńskiej, wreszcie między Niemcami a Polakami. Należy do świętych, których potrzebują nasze skłócone czasy. JERZY NACEL 34 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 EDUKACYJNY DODÔWK DO„PÓMERANII", NR 9 (111), LËSTOPADNIK 2017 asSasS \ "Bożena UgÓWdkÔ Ulom 11-n Spódleczruj Szkôtë Czeg&naô iiczi Winia fufotk? - bédënh na uczba z tekdta Je to bédënk uczbë, na chtërny dzecë poznają wëjimk ksążczi dlô dzecy Miedzwiôdk Pufôtk przetłómaczo-ny z anielsczégö na kaszëbsczi przez Böżena Ugöwską (wëdóny przez Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie w 2015 roku). Nôwôżniészima célama uczbë są: zapoznanie z lëte-racczim dokôza, rozwijanie umiejatnoscë rozmienić ze słëchu i uczenie, że bëcé pomocnym je baro wôżną znanką człowieka. Tekst môże czëtac dzecóm w całoscë abö wëbrac z niegô pasowné dzéle - wszëtkö zanôlégô öd udbë szkólnégö i öd klasë. Szkólny môże opowiadać historia Ijaôsłowégô ögóna z pamiacë i pömagac dzecóm w ji zrozmienim dzaka öbrôzkóm Pufôtka, Ijaösła i Sowë. W młodszich klasach möże np. zorganizować zabawa w szëkanié w jizbie (przërëchtowónégö wczasni) ögóna Ijaösła. Rôczimë do uczbë z Pufôtka i do ödkriwaniô nowëch udbów na roböta z teksta! DZEL CZWÔRTI w chtërnym Ijaöseł gubi ögón, a Pufôtk gö nalôżô Stôri, sëwi Ijaöseł stojôł samotno w zarosłim östama nórce Lasu, przédné szpérë rozstawione szerok, łeb zwieszony na bök i rozmiszlôł ö rozmajitëch sprawach. Czasama rozmiszlôł so smutno: „Czemu?", abö czasama mëslôł: „Czemu że to?" a czasa mëslôł: „A czemuż prawie tak?" a nierôz to ju sóm nie wiedzôł, ö czim ön mësli. Czej tedë Winia Pufôtk przëczurpôł do niegö, Ijaöseł baro sa ucesził, że möże bez chwila przestać mëslec, pö to, bë rzec kömudno: - Jak sa miéwôsz? - A jak të sa miéwôsz? - rzekł Winia Pufôtk. Ijaöseł pökrącyłłba. - Jakös nié za baro - odrzekł - Nie wëdôwô mie sa, żebëm w całoscë öd dłëgszégô ju czasu czuł sa jakoś. - Ajenku jo - rzekł Pufôtk. - Tak mie ce żôl. Niechle cë sa przëzdrza. Tak tej Ijaöseł stojôł, zdrząc kömudno w zemia, a Winia Pufôtk öbchôdôł gö całégö wkół. - Ejże, a cëż to sa stało z twöjim ögóna - spitôł za-dzëwiony. - A cëż sa z nim stało? - spitôł Ijaöseł. - Ni ma gö tu! - Jes të tegö pewny? - Kô ögón abö je, abö gö ni ma. Doch na to môże bëc czësto gwës, a twôjégö ni ma! - Co tej je? - Nick! - Niech lejô sa przëzdrza - rzekł Ijaöseł i pomału sa öbrócyłdo môla, gdze przed chwilką béłjegö ögón, a tej, czej sa doznôł, że nie udô mu sa go złapać, ôdwrócył sa w drëgą strona, jaż wrócył tam, gdze béł na początku. Tedë wsadzył łeb midzë przédné szpérë, jaż w kuńcu rzekł z przecygłim i żôrotnym wzdichnienim: - Zdôwô sa, że pö prôwdze je, jak gôdôsz. - Kö pewno, że je, jak gôdóm - rzekł Pufôtk. - To Tłómaczi Dosc Tëli - odrzekł Ijaöseł kömudno - To Wëjasniwô Wszëtkô. Nick Dzywnégö. - Të gö muszôł dzes östawic - pôwiedzôł Winia Pufôtk. - Chtos muszôł gö wząc - rzekł Ijaöseł. - Jak to Jima Pasëje - dorzucył pö dłëgszim öprzestónku. Pufôtk czuł, że nôleżi rzec cos na Zdzérzenié, ale nie za baro wiedzôł co. Udbôł so za to, że zrobi cos na zdzérzenié. NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (111), D0DÔWK DO „POMERANII" KLASË ll-IV SPÖDLECZNY SZKÔtË - Ijaöseł - rzekł uroczësto - Jô, Winia Pufótk, naléza dlô ce twój ögón. - Dzaka cë, Pufótku - ödpöwiedzół Ijaöseł. - Të jes prôwdzëwim drëcha. Nié jak Niechtërny - dodôł. Tak tej Pufótk rësziłszëkac ögóna Ijaösła. Czej zaczinôł, w Lese panowôł piakny, zymköwi pörénk. Môłé, delikatne blónczi bawiłë sa wiesoło na mödrim niebie, podskakujące ód czasu do czasu przed słuńca, jakbë chcałë je zgasëc i narôz slizgałë sa w bók, żebë jinszé mögłë przeńc swója droga. Słunuszkó śmiało swiécëło bez nie i midzë nima, a szón, chtëren bez ókragłi rok béł óblokłi w swöje chójczi, wëdôwôł sa stóri i nieszëkówny przë młodi, zelony knëpce, jaką snôżo przëstrojiłë sa buczi. Bez nen szón i krze masze-rowół Miedzwiôdk w dół pó szeroczich urzmach jałowca i lilewnika, przez kamieniste körëta strëgów, w góra pó rzmistëch piôszczëtëch kamach, znów na wrzoso-wiszcze, jaż tak w kuńcu umączony i głodny, docarł do Stomörgöwégö Lasu, bo prawie w tim Stomórgówim Lese mieszka Sowa. - Në, bó jeżlë chto le co le ó czim le wié - rzekł Miedzwiôdk do se - to prawie badze to Sowa, chtërna wiedno cos ó czims wié - rzekł - abó jo sa nie nazéwóm Winia Pufótk - rzekł. - A doch tak je - dodół. - Tej téż i tak je. Sowa mieszka Pöd Kasztanama - w stórodówny, snóżi pańsczi chëczë, chtërna bëła widzalszó ód wszët-czich jinszich, tak sa przënômni Pufótkówi zdówało, bo miała i klekótka, i glingótką. Pöd klekótką béł nódpis, chtëren głosył: Zwnjita, jażl brekjeta pôwiedzë Pód glingótką béł nôdpis, chtëren głosył: Klapta, eżl ni brekjta powiedz Te nôdpisë zrobił Krësztof Robin, bó le ón w Lese znôł pisënk. Dló Sowë, chóc bëła mądro w wiele rzeczach, rozmia czëtac, pisać i składać pó lëtrze swóje miono ASOW, to jednak gubiła sa përzna przë apart-nëch słowach jak RÓŻËCZKA i SMÔŻK Z MASŁA. Winia Pufôtk przeczëtół uwóżno óba nódpisë, nóprzód z lewa w prawo, a pótemu, na przëtrôfk jakbë czegó nie dozdrzół, jesz z prawa w lewo. Pótemu żebë sa ugwësnic, zaklepółi pócygnąłza klekótka, a tej pócygnął i zaklepół glingótką, i jesz baro głośno zawółół: - Sowó, brëkuja ódpówiedzë! Tuwó Miedzwiódk. Dwiérze sa ódemkłë i Sowa wëzdrza. - Witójże Pufótku - rzekła. - Cëż tam u ce? - Okropno i Kómudno - rzekł Pufótk - bó mój drëch Ijaóseł zgubił swój ógón i je tim möcno Zajiscony. Czë të bë tej mógła bëc tak dobro i pówiedzec mie, jak mu gó ódszëkac. - Në jo - rzekła Sowa. - Zwëczajowi Ôrt Sprówianió w taczich przëpôdkach je na nóslédnëch zastrzégach... - Cëż to je nen Zrazowółowi Tort - spitół Pufótk - bó jo jem Miedzwiódk ó Baro Mółim Rozëmku i móm Kłopot z dłudżima słowama. - To óznóczó Cos co Trzeba Zrobić. - Jeżlë to le to óznóczó, tej jida na to - rzekł Pufótk płaszczëwó. - To, co trzeba zrobić, je na nôslédnëch zastrzégach. Wprzódk sprówk nôdgrodë, pózdze... - Zaró, zaró - rzekł Pufótk, pôdnôszającë póta. - Cëż tedë zrobić, żebë zrobić to... ô czim të góda. Te czichnała prawie, czej të mia to rzec. - Jó nie czichnała. - Ale doch jo, Sowó. - Wëbaczë, ale pó prówdze nié, Pufótku. Ni można czichnąc, żebë o tim nie wiedzec. - Në jo, ni można wiedzec o tim, jeżlë chto ni miół czichnioné. - Jó rzekła le: „Wprzódk sprôwk nôdgrodë". - Znów robisz to samo - rzekł Pufótk kómudno. - Nôdgrodë! - rzekła Sowa baro głośno. - Napisze-më klëka, że dómë wióldżi cos komuś, chto naléze ógón Ijaósła. - Wiém, wiém - rzekł Pufótk, cziwającë głową. - A jeżlë ju gódka o wióldżim czims - cygnął rozrojo-ny - ó tim czasu jó wiedno jém môlëchné zdebełkó - ó tim czasu tak przed półnim - i przëzdrzôł sa tęskno na komoda w nórce Sowiny pańsczi jizbë - chöcbë na jedno pôłkniacé buskmléka abó czegoś taczégö, może na jazëk miodu. - Tak tej napiszemë ta klëka i rozwiesymë ja pó ca-łim Lese. - Tak na jazëk miodu - mrëczôł do se Miedzwiódk - abó i nié, tak to téż móże bëc. - I wzdichnął cażkó i próbówół z całi mócë słëchac, ó czim gódó Sowa. A Sowa góda i góda, użiwającë coróz to dłëgszich słów, jaż w kuńcu doszła nazód dotądka, skąd zaczała, i wëłożëła, że tim, chto napisze ta klëka, badze Krësztof Robin. - To prawie ón béł tim, chtëren wëpisół te nódpisë na mójich przédnëch dwiérzach. Widzółtë je, Pufótku? Öd jaczégös czasu Pufótk ze zamkłima óczama na zmiana gódół „Jo" i „Nié" na wszëtkö, ó czim Sowa roz-prówia, a że óstatnym raza rzekł „Jo, jo", to tero rzekł „Nié, nijak nié", nie wiedzące czësto, ó czim Sowa gódó. - Nie widzôłtë jich? - spita Sowa përzna zadzëwio-nô. - Pój i öbaczë je teró. Tak tej wëlezlë buten. A Pufótk przëzdrzôł sa na klekótka i nódpis pod nią, późni przëzdrzôłsa na pówrózk ód glingótczi i nódpis pód nim, a czim dłëżi przëzérôł sa powrózkowi ód glingótczi, tim barżi czuł, że ju czedës przódë, gdze jindze, miół cos taczégô widzóné. - Fórsz pöwrózk do glingótczi, doch jo? - spita Sowa. Pufótk cziwnął głową. - Cos mie to przëpöminô - rzekł - ale nie wiém co. Gdze të gó dosta? KLASËII—IV SPÖDLECZNY SZKÖŁË - Czedës jô so leca bez Las. Ön sa prawie zwiészôł z jaczégös krza, tej jô z początku mësla, że chtos tam mieszkô, në i jô zazwöniła, ale nic sa nie zdarzëło. Tej jô zazwôniła jesz rôz baro głośno i tej ön östôł mie w race, a że wëzdrzało na to, że nicht gö nie brëkuje, jô so wzała gö dodóm i... - Sowo - rzekł uroczësto Pufótk - të sa pômilëła. Chtos gö brëkuje. - Chtëż to? - Ijaöseł. Mój drodżi drëch Ijaöseł. Ön... ön gö baro lubił. - Baro gö lubił? - Béłdo niegö przënacony - rzekł Winia Pufótk. I z tima słowama ôdhôknął gô i zaniósł nazód do Ijaôsła i czej Krësztof Robin przebił gö nazód na swójim môlu, Ijaóseł zaczął skôkac pô lese, wëwijając tak re-dosno ógóna, że Pufótk z redotë zmetlół i spiesził dodóm, żebë przegrëzc jaczés mólëchné zdebełkó na wzmocnienie. Bédënczi na czwiczenia 1. I öbcérającë gaba buszno do se: pół gödzënë późni, spiéwôł Chto nalózł ógón? - Jo - rzekł Pufótk. - Za piatnósce drëgô. (Tak pó prówdze to za piatnósce jednóstó). To jo nalóz ógón! £ Scharakterizuj postawa Pufótka i jego chac do pómóganió smutnemu drëchówi Ijaósłowi. Jak na co dzeń më möżemë pomagać / pómógómë jinyma? Je to czas na dzelenié sa udbama abô realnyma sytuacja-ma, czej dzecë pômôgałë rodzëcóm, starkom, drëchóm, rodzeństwu ëtd. 2. Jaczé są znanczi prôwdzëwégö drëcha? Dzecë w swôbódnëch wëpówiescach iikłôdają lësta taczich znanków, a tej przëpisywają je kamrôtkóm i kamrôtóm w klasę, a konkluzjo môże prowadzëc do te, że kóżden z nich mô wiele dobrëch znanków i że z wszëtczima môże sa drëszëc. Möże téż namalować na tôflë dwie gąbczi - jedną redosną, a drëgą kómudnq. Czej dzecë gôdają, jaczé sq znanczi dobrego abô niedobrego drëcha, tej szkólny zapisëje ne znanczi pôd pasownyma gqbkama. 3. Dlócze not je przekładać sa do nóuczi w szkole? Analizëjqcë nôdpisë Sowë, przeprowadzta kôrbiónka ôdnô-szajqcq sa do nôuczi w szkôle i skutków, czej chto nie przëkłôdô sa do szkôłowëch zajmów. 4. Sowa je symbóla mądroscë. Jak rozmiejesz pöjacé mqdrosc i czedë o kógums może rzec, że je mądri? Szkólny kórbi z dzecama ô znankach mqdrëch osób, a téż ô tim, chto je wedle nich mqdri i dlôcze (np. mëma je mqdró, bó rozmieje bëlno warzëc, abó tatk, bó znaje sa na rëbach). 5. Jak wëzdrzi mój dzeń? W teksce je wiele pójaców czasowëch: ód dłëgszégó ju czasu, zymkówi pörénk, zaró, ókragłi rok, o tim czasu, przed półnia, ód jaczégós czasu, pół gódzënë późni, za piatnósce drëgó, za piatnósce jednóstó. Dzecë w samódzelny analizę tekstu wëszukiwajq te pójaca, a tej wëzwëskujqcë je i dodajqcë jiné (reno, półnié, wieczór, wczora, dzys, witro itp.), mógq ułożëc plan swégó / swóji mëmë czë tatë / star-czi itp. dnia. 6. Teatralne czwiczenié! W 3-ósoböwëch kamach (Ijaóseł, Pufótk i Sowa) dzecë mógq przërëchtowac pantomimiczné inscenizacje tekstu i ódgrëwac przed sobq te pókózczi. Wórt miec chutczi przërëchtowóné rekwizytë. W dôwnëch czasach lëdze przekôzywelë informacje za postrzédnictwa klëczi. Jaczé dzysô mómë möżlë-wôscë przekazywaniô i dostôwaniô wiadłów? Je to czas na kórbiónka ó kaszëbsczim zwëku klëczi, a téż ó dzysdniowëch móżlëwóscach np. móbilkach czë Internece. Wórt pókórbic z dzecama ó bezpieku w Internece. NAJÔ UCZ BA, NUMER 9 (111), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASA VII SPÔDLECZNY SZKÖŁË Haroiëna tielBr (3 gödzënë uczböwé: 1 w szköłowi jizbie i 2 w kuchni) 'Wanoiimë pakaAzëb&czich ôzmahach: Bulewnô przigöda (dzél 2) Céle uczbë Uczeń: • pöznaje rozmajité pötrawë z bulwów i spösób jich przërëchtowaniô, • dowiadëje sa ô tim, jak przódë warzëło sa na Ka-szëbach, • uczi sa zachöwaniô w kuchni wedle przepisów BHP, • rozmieje zrobić potrawa z bulwów, • rozmieje odmienić jistniczi przez przëpôdczi i pód-czorchnąc czasniczi, • rozmieje napisać kôrtka z kaladôrza gbura. Metodë robötë pödającô, problemowo, aktiwizëjącô Fôrmë robötë indiwidualnô, w pôrach, w karnie i z całą klasą pôd dozéra szkólnégô Materiałë didakticzné kôrtë robôtë, kôrtë z przepisama, produktë do gôtowaniô (z przepisów) Bibliografio Wiesława Niemiec, Ô tim, jak przóde lat Kaszëbi warzële. Gawędy o dawnej kaszubskiej kuchni, Łódź 2014. Beata Waśniewska, Nowoczesna kuchnia kaszubska, Gdynia 2014. Jarosław Ellwart, Smak Kaszub, czyli kuchnia regionalna, tradycja i przepisy..., Gdynia 2015. CYG UCZBË WSTAPNY DZÉL Łôwczi w szkółowi jizbie są ustawione w kôle abó półkolu. Przed uczbą je nót zadać uczniom domócą robota -mają spëtac swôjich starszich, starków abó sąsadów ö wspôminczi sparłaczoné z robotą na gburstwie. 1. Szkolny (-ô) witô sa z uczniama. Pitô sa jich ó spartaczone z robotą na gburstwie wspóminczi lëdzy, z jaczima gôdelë. 2. Uczniowie czëtają ödpöwiedzë swójich rozmówców. ROZWIJNY DZÉL I 3. Szkolny (-ô) czëtô głośno wëjimk tekstu Jak jô béł bögati Agustina Chrabköwsczégö: Nôtrwalszim i nótańszim nôrzadza kaszëbsczégô gbura wiedno bëło i je dzesac pôlców jegô i jegô białczi. Z jinszi-ma nôrzadzama biwało rozmajice. Tima nôpötrzébniészima bëłë i jesz długô óstóną widłë, szëpla, szpôda i seczera. Ô nich trzeba rzec, że bëłë we wikszim dzélu môcné. Te dów-niészé, fabriczné, jak widłë, nie dżałë sa „w paragraf", jak to terô biwô. A szpôda czë szëpla le kąsk zaszrëwôtała, czej zawadza ö kam. Seczerë bëłë dobré, bô robił je kôwôl. Ze statkama do ôbróbczi pôla bëło wszelejak. Bëło jich mało: pług, bróna, płużk (redło) i wóz. Bróna bëła piérwi drewniano z żelôznyma gozdzama. Do bulew bëłë brónë z drew-nianyma gozdzama. Wóz béł drzewiany, tëmrótë miôł zbité z délów, taczé same kuńce, w raze pôtrzebë môcowóné że-laznyma pratama. 4. Szkolny (-Ô) rozdôwô na jedną pora uczniów wëjimk tekstu Chrabköwsczégö i kôrta robötë, chtërną uczniowie muszą dofulowac. Kôrta robôtë Kôrtka z pamiatnika kaszëbsczégö gbura 10 séwnika 1965 r. Kôrtka z pamiatnika kaszëbsczégö gbura 10 séwnika 2017 r. Wskôzané wërażenia je nót wpisać raza z gödzënama (można zmieniać fórme): wëpic kawa, jachac w póle, muszôł jem wstać, zmówić pócerz, białka przërëchtowa frisztëk, jida do chôwë, óprzątóm, szëköwac łóżko, robie w polu, bawić sa z dzeca-ma, pomóc sąsadowi, muszół jem jachac do miasta... 5. Uczniowie ôdczëtiwają głośno ödpöwiescë na swójich kortach robötë. NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (111), D0DÔWK00„PÔMERANII" KLASA VII SPÖDLECZNY SZKÖŁË 6. Szkólny (-ô) kôrbi ö tim, jak przóde lat Kaszëbi warzëlë (pödług tekstu z ksążeczczi Smak Kaszub, czyli kuchnia regionalna, tradycja i przepisy...) i pökazywô uczniom tekst, chtëren je wëswietlony na projektorze: Od stalatów mieszkańce Pômôrzô do przërëchtowaniô jôdë bralë to, co mielë pod raką, to, co sami möglë uchôwac, zebrać z pôla czë lasu, złowić w môrzu, rzéce czë jezorze. Dlôte ka-szëbsczé jestku bëło baro proste i skromne. Pierwi gôspödënie wiedzałë, że warzenie je prôwdzëwim kuńszta zarô kol tuńca czë spiéwë. To dzaka temu, że gôspôdënie przekazëwałë prze-pisë z pôkôleniô na pôkôlenié, powstała kuchniowô tradicjô, jakô daje nama pôzdrzatk na codniowé i świąteczne żëcé mieszkańców Kaszëb i Pômôrzô. Na Kaszëbach wôżnô bëła zasada: bëlnô gôspôdëni nakarmi rodzëna tim, co dostónie z pola, ogrodu czë gwësnégô gburstwa. 7. Szkólny (-ô) czëtô tekst ö bulwach w kaszëbsczi kuchni (na spôdlim ksążczi Wiesławë Nieme). Uczniowie za-pisëją gö ze słëchu w zesziwkach. Czej bulwë pöjawiłë sa na Kaszëbach, baro chutkô stałë sa pôdstawôwim wëroba spôżiwczim, tak na wsach, jak i w miesce. Stałë sa spódlowim produkta przepisów na plińce czë klósczi. Nicht pierwi nie mëszlôł, że z bulwów wa-rzonëch czë zapiekłëch pówstóną przepisë kucharsczé na szmakôwité pötrawë. Czedës köżdô göspödëni twörzëła swôje przepisë, dlôte môżna rzeknąc, że co dodóm, to jinszô udba na bulewné jestku. 8. Uczniowie wëmieniają sa swôjima zesziwkama i sprôwdzają pisënk drëcha abö drëszczi. 9. Uczniowie zaczinają robota z teksta zapisónym w czwi-czenim pisaniô ze słëchu (czw. 7) i mają za zadanie: - pödczorchnąc jistniczi, na farwno taczé, co sa partaczą z jestku, wëbrac jeden czasnik i dopisać 3 synonimë, napisać, jaczé bulewné jestku je wedle nich nôczascy dzysdnia robione (w checzach). 10. Kóżdi na kôrtce maleje swoja ulubioną potrawa z bulwama. Szkólny (-ô) zbiérô wszëtczé malënczi i pökazëje pöstapno, bë uczniowie ödgadlë, co to za potrawa. 11. Pö zapoznaniu sa z przepisama BHP szkólny (-Ô) z uczniama pötikają sa w kuchniowi zalë, bë zrobić dwie kaszëbczé pötrawë. Badą to: - bulewiónka (bulwöwô salôtka) i - plińce. 12. Uczniowie wedle swöjégö kulinarnego upödobaniô dzelą sa na karna (po 4-5 ösób). Nôlepi jesz miec w kóżdim karnie starszego do pömöcë. 13. Szkólny (-ô) rozdôwô kóżdému karnu kôrtë z przepisama uwarzeniô potrawów. 14. Uczniowie pod dozéra szkólnégö przërządzają pôtrawë. Jich zadanim je przërëchtowac dló kóżdi ösobë môłą porcja do ószmakanió. Karno 1 i 2 imuIwôwö salötka/ sałatka jarzënowö z majonezaj Do dzysdnia salôtka z gôtowónyma bulwama je znónô na Kaszëbach. Bulewiónka robi sa na rozmajité uroczëznë - geburstag, wieselé, chrzcënë, a téż szëkuje na wszelejaczé ôrtë. Na Gôchach robiło sa taką salôtka z wôrztą (mielonką), ale wiele lëdzy rëchtëje ja bez miasa. Produktë 1,5 kg pułków (bulew warzonëch w skórze/ łëpinach), 1 kg götowóny marchwie, 0,5 kg wörztë (nôlepi mielónczi), biksa zelonégö groszku, 4 ugötowóné na cwiardo jaja, 4 kwasné gurczi, 1 cebula, 6 łëżków majonezu, sól, pieprz Bulwë i marchiew öpulowac (ôbrac). Wszëtczé produktë pokrajać w kostka, cebula baro drobno. Groszk ôdcedzëc. Dodać majonez, sól i pieprz (można téż môzdrëch). Wszëtkó krótko wëmieszac. Odstawie na gödzëna do lodownicë. Karno 3 i 4 KASZËBSCZÉ PLIŃCE Plińce nôlepi szmakałë ôb jeseń, czedë swieżé bulwë môżna bëło wząc prosto z pôla. Kóżdô göspödëni plińce robiła na swój ôrt. Do plińców czasto parzi sa kafeszrót. Dló uczniów cos nowóczasnégö podług przepisu Béjatë Wasniewsczi. Produktë 1 kg bulwów, 1 jaje, 2-3 łëżczi mączi, sól, pieprz, 1 łëżka trzcënowégö cëkru, ôléj do smażeniô, cëczer abô smiotana Bulwë ópulowac, iimëc, óbsëszëc papiorowim racznika i utrzec na riwce. Dodać jaje, mąka, trzcënowi cëczer i wszëtkô wëmieszac. Z casta fórmôwac plaskaté plińce i obsmażać na złotą farwa. Podawać z cëkra abó smiotaną. Cobë nie zrobiłë sa czôrné, dodać scartą cebula. KUNCOWI DZEL Wszëtcë szmakają bulewné jestku. Późni kóżdi dostôwô môłą kôrtka, na jaczi wpisëje, co mu nôbarżi szmakało i dlôcze. Wszëtcë czëtają głośno, co napiselë, i kôrbią na ten temat ze szkolnym (-ą). NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (111), DODÔWK DO„PÖMERANH" V GRAMATIKA Hana Makurôi Znanköwniköwé zamiona Znanköwniköwé zamiona môgą zastąpiwac w zdanim znankôwniczi i colemało mają ótmiana szlachującą za ôtmianą znanköwników, to je ótmieniwają sa przez przëpôdczi, lëczbë i ôrtë. Przënôlégają tuwô zamiona taczé, jak na przëmiôr: mój, twój, naj, waj, taczi, chtëren, jaczi, niżóden. Jednym z tipów znankôwniköwëch zamionów są dosebné zamiona, jaczé dôwają wiédza ö tim, że jakôs zacha, persona czë znanka do kögös abö do czegoś przënôlégô. Möżemë wëmienic nôslédné dosebné zamiona: mój, twój, jego, ji, nasz, naj, naji, wasz, waj, waji,jich, Wasz, swój. Nót je dac bôczënk, że dosebné zamiona jegó,ji,jich nie ötmieniwają sa. Deklinacjo dosebnëch zamionów: Pöjedincznô lëczba Wielnô lëczba chłopsczi ôrt białogłowsczi ôrt dzecny ôrt chłopsköpersonowi ôrt niechłopsköpersonowi ôrt N. mój moja (ma) moje móji móje twój twoja (twa) twoje twój i twöje swój swoja (swa) swoje swóji swöje R. möjégö (mégö) móji (mi) möjégö (mégö) möjich (mich, mëch) mójich (mich, mëch) twöjégö (twégô) twóji (twi) twöjégô (twégô) twôjich (twich, twëch) twôjich (twich, twëch) swöjégö (swégö) swóji (swi) swôjégö (swégô) swójich (swich, swëch) swójich (swich, swëch) D. möjému (mému) móji (mi) möjému (mému) mójim (mim) mójim (mim) twójému (twému) twóji (twi) twöjému (twému) twójim (twim) twójim (twim) swöjému (swému) swóji (swi) swöjému (swému) swôjim (swim) swöjim (swim) Wn. dlô żëwötnëch moja (ma) Wn. = N. Wn.= N. Wn.=N. Wn. = R„ twoja (twa) dlô nieżëwôtnëch swoja (swa) Wn. = N. Nrz. möjim (mim) möją (mą) möjim (mim) mójima (mima) mójima (mima) twój im (twim) twoją (twa) twój im (twim) twôjima (twima) twójima (twima) swöjim (swim) swoją (swą) swöjim (swim) swöjima (swima) swójima (swima) M. möjim (mim) móji (mi) möjim (mim) möjich (mich, mëch) mójich (mich, mëch) twój im (twim) twóji (twi) twôjim (twim) twójich (twich, twëch) twójich (twich, twëch) swôjim (swim) swóji (swi) swôjim (swim) swôjich (swich, swëch) swójich (swich, swëch) W. mój môja (ma) môje mój i móje twój twoja (twa) twôje twóji twoje swój swoja (swa) swôje swóji swoje Pôjedincznô lëczba Wielnô lëczba chłopsczi ôrt białogłowsczi ôrt dzecny ôrt chłopsköpersonowi ôrt niechłopsköpersonowi ôrt N. naj / naji / nasz waj / waji / wasz Wasz naj a/ nasza waja / wasza Wasza naje / nasze waje / wasze Wasze naji / naszi waji / waszi Waszi naje / nasze waje / wasze Wasze R. najégö / naszego wajégô / waszego Waszégö naji / naszi waji / waszi Waszi najégö / naszego wajégö / waszégö Waszégö najich / naszich wajich / waszich Waszich najich / naszich wajich / waszich Waszich D. najému / naszemu wajému / waszemu Waszemu naji / naszi waji / waszi Waszi najému / naszemu wajému / waszemu Waszemu najim / naszim wajim / waszim Waszim najim / naszim wajim / waszim Waszim Wn. dló żëwótnëch Wn. = R., dló nieżëwótnëch Wn. = N. naja / nasza waja / wasza Wasza Wn. = N. Wn.=N. Wn.=N. Nrz. najim / naszim wajim / waszim Waszim nają / naszą wają / waszą Waszą najim / naszim wajim / waszim Waszim najima / naszima wajima / waszima Waszima najima / naszima wajima i waszima Waszima M. najim / naszim wajim / waszim Waszim naji / naszi waji / waszi Waszi najim / naszim wajim / waszim Waszim najich / naszich wajich / waszich Waszich najich / naszich wajich / waszich Waszich W. naj / naji / nasz waj / waji / wasz Wasz naja/ nasza waja / wasza Wasza naje / nasze waje / wasze Wasze naji / naszi waji / waszi Waszi naje / nasze waje / wasze Wasze VI NAJÔ UCZBA, NUMER 9 (111), DODÔWK DO„PÖMERANII" Deklinacjo jinëch znanköwniköwëch zamionów szlachuje za ôtmianą przedstawioną niżi: pöjedincznô lëczba chłopsczi ôrt N. chtëren-0 R. chtërn-égö D. chtërn-ému Wn. chtëren-0, chtërn-égö Nrz. chtërn-ym M. chtërn-ym W. chtëren-0 białogłowsczi ôrt chtërn-a chtërn-y chtërn-y chtërn-ą chtërn-ą chtërn-y chtërn-a dzecny ôrt chtërn-o chtërn-égö chtërn-ému chtërn-o chtërn-ym chtërn-ym chtërn-o wielnô lëczba chłopsköpersonowi ôrt niechłopsköpersonowi ôrt N. chtërn-y R. chtërn-ëch D. chtërn-ym Wn. chtërn-ëch Nrz. chtërn-yma M. chtërn-ëch W. chtërn-y chtërn-e chtërn-ëch chtërn-ym chtërn-e chtërn-yma chtërn-ëch chtërn-e Czwiczenié 4 Dofuluj zdania znankôwnikôwima zamionama pôdónyma w ramce. To bëło na taczi planéce, na ...............................je wiele słuńc. Jô widzôł .............. słuńca. Köżden człowiek môże miec tam ............................ jedno wëbróné słunce.................... nënka wiedno gôda, że öna bë nie chcała mieszkać na ...................... planéce, ale to nie je .................wina............................lëdze prosto lubią zemia, .........................planeta taką,.........................öna je. jakô, möja, naja, chtërny, taczi, niechtërny, te, swöje, ji Czwiczenié 1 W pôdónym teksce pödsztrëchni znankôwnikôwé zamiona. Pôwiém le tëlé, że wiôlgą lëtrą zapisywóm te jistniczi, chtërne ödnôszają sa do ösobów, jaczé znóm. Mëma sa śmieje i pöwiôdô, że jô gwësno östóna reförmatorką ortografii, to je kögums, chto pözmieniwô pisënk. Kö jô doch nie chca niczégö pözmieniewac. To je möje priwatné widzenie, a móm dzes czëté, że to, co je priwatné, przënôlégô chrónic. (...) Na kuńcu ksążczi jô sporządza „Priwatny słowôrz cëzëch i nié prostëch słowów". Priwatny, co öznôczô, że mój włôsny. Mdze ön sa jinacził öd prôwdzëwëch słowarzów i encyklopediów. Ale to doch nikömu nie mdze zôwadą, kö wiedno möże zazdrzec do nëch mądrëch ksagów i sa doznać, jaczé ujacé je pasowné. D. Stanulewicz, Balbina z IV B, tłum. B. Ugowska, Gduńsk 2015, s. 8-9. ÖDPÖWIESCË Czwiczenié 2 Czwiczemé i Znankownikowe zamiona, chtërne not bëto podsztrëchnąc: Przesztôłcë zdania, zamieniwającë pôjedinczą lëczba na te, chtërne, jaczé, móje, mój, nëch, jaczé wielną. Nen knôp je bëlnym ucznia....................................... Czwiczenié2 Przesztôłconé zdania: Möja sostra wëjachała wczora do Gduńska. Nv knôpi są bëlnyma uczniama^ Moje sostre wejachałe wczora do Gdunska. " ......" ................................................... Zjiscëłë sa möje snienia. Zjiscëło sa möje snienié.............................................. y0 bëłë te same ksążczi, chtërne më mómë na pölëcach. ................................................................................ Jaczi oni są pôsłëszny! To bëła ta sama ksążka, chtërną jô móm na pölëcë......... Czwiczenié 3 Jaczi Ön je pösłëszny! Zamiona, jaczé nót bëło pödsztrëchnąc: jaczi, naj, môje, chtëren, Wasza, niżóden, nen, taczi Czwiczenié 3 Pôdsztrëchni zamiona ötmieniwającé sa przez przëpôdczi, lëczbë i ôrtë: öna, gdze, jaczi, naj, chto, möje, chtëren, nicht, czej, Wasza, tëlé, niżóden, nen, të, taczi Czwiczenié 4 Zdania z dofulowónyma zamionami (są zapisóné tłëstim drëka): To bëło na taczi planéce, na chtëmy je wiele słuńc. Jô widzôłte słuńca. Kôżden człowiek môże miec tam swöje jedno wëbróné słuńce. Möja nënka wiedno gôda, że ôna bë nie chcała mieszkać na taczi planéce, ale to nie je ji wina. Niechtërny lëdze prosto lubią zemia, naja planeta taką, jakô öna je. KLASA VII SPÖDLECZNY SZKÖŁË fHekmndra Dzacehhô Jamoch Muzyczny nórcëk Choreograficzny ukłôd do frantówczi „Öd se cos dac"* (tekst: Eugeniusz Prëczköwsczi, muzyka: Tadeusz Dargacz) Czej zaczinô sa melodiô, skôczemë z jedny nodżi na drëgą i klaszczemë w öbie stronë wëcygniatima wësok rakama. Jakuż dobrô to je móc Chtërna łączi w jednym karnie Rozpôliwô w sercach hëc I rozwidnić) skarnie - tarkëjemë, trzimiąc sa pöd bóczi z drëcha, a prawô raka je wësok wëcygniatô; pö tëch sztërëch réżkach frantówczi klaszczemë rôz, zmieniamë race i zaczinómë tuńcowac w drëgą strona. Chtërna cygnie le do se Wszëtkô złé pö wiérzku bierze Wezdrok drëszny dalek sle Z ceszbą chacy wërzec - tahcëjemë, trzimiąc sa pöd böczi z drëcha, a prawô raka je wësok wëcygniatô; pö tëch sztërëch réżkach frantówczi klaszczemë rôz i stajemë twarzą do szkólnégö/göscy ëtd. Jô chca Tobie spiewac - pôkazywómë gestama spiéw (ód ust) Smiôc sa, wöłac - trzimómë sa jedną raka za brzëch, a tedë drëgą pökazywómë gest wöłaniô Z tobą sa wieselëc, wszëtczim dzelëc - pókazywómë rakama usmiéwk na twarzë, a tedë wëcygómë je na zmiana do przódku, jakbë më chcelë cos dawać (energiczno i zgódno z ritma) I uśmiech słac - pökazywómë rakama usmiéwk na twarzë i wëcygómë race szerok na bóczi Öd se cos dac - pökazywómë na sebie i wëcygómë race szerok do przódku Nôwikszą mie ucechą je - redosno, energiczno i ritmiczno môchómë rakama w górze Jô chca Tobie spiewac... Wespół taką Stegną jic - jidzemë trzë kroczi w prawö i skôczemë z rakama w górze Zdrëszac jinszich w bëlné kradżi - jidzemë trzë kroczi w lewö i skôczemë z rakama w górze Wrodżich mëslów le sa strzéc - jidzemë trzë kroczi w prawö i skôczemë z rakama w górze W dobrëch móg miec ładżi - jidzemë trzë kroczi w lewo i skôczemë z rakama w górze I nadawać piakny szëk - jidzemë trzë kroczi w prawö i skôczemë z rakama w górze Naszim czënóm w wiôldżim churze - jidzemë trzë kroczi w lewö i skôczemë z rakama w górze Z bëna smutczi nëkac wek - jidzemë trzë kroczi w prawo i skôczemë z rakama w górze A so głośno wtórzëc: - jidzemë trzë kroczi w lewó i skóczemë z rakama w górze Jo chca Tobie spiewac... x2 Czej kuńczi sa refren i czëc je blós melodia, klaszczemë w race: rôz wësok pö prawi stronie, rôz wësok po lewi stronie, róz nisko pó prawi stronie, rôz nisko po lewi stronie i ód nowa, jaż zaczinó sa refren. Jó chca Tobie spiewac... x2 *Wszëtczé gestë, rëchë nöleżi wëkónywac zgódno z ritma Redakcjo: Aleksandra Dzacelskô-Jasnoch / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Piotr Machoia / Öbrôzczi: Joana Közlarskô / Wespółroböta: H. Makurôt, K. Czemplik gdańsk mniej znany STRAGAN IARSKA BEZ STRAGANÓW Niegdyś była pełna kramów i stąd jej nazwa. Jedynie w czasie Jarmarku Dominikańskiego tętni dziś życiem jak za czasów średniowiecznych. Na co dzień spokojna, ale na szczęście coraz ładniejsza. Zapraszamy na spacer ulicą Straganiarską. SŁYNNY LOKATOR Nad Motławą wznoszą się bramy wodne, które strzegły dostępu do miasta od strony rzeki. Wędrówkę zaczynamy przed Bramą Straganiarską. To ostatnia tego typu budowla w ciągu Długiego i Rybackiego Pobrzeża, stanowiących linię dawnych obwarowań Głównego Miasta. Brama budowana była w latach 1481-1482. Jest najmłodszą gotycką w Gdańsku. Architektonicznie nawiązuje do Bramy Chlebnickiej i Mariackiej. Zdobią ją podwójne blendy, ostrołukowy przejazd oraz herby Rzeczypospolitej, Prus Królewskich i Gdańska. Budynek spajają dwie ośmiokątne wieżyczki. Brama była wielokrotnie przebudowywana. Po zniszczeniach 1945 roku odbudowano ją w formie gotyckiej, jednak bez szczytu -nakrywa ją dwuspadowy dach. Po wojnie pełniła funkcje mieszkalne. O najsłynniejszym lokatorze Zbyszku Cybulskim przypomina pamiątkowa tablica. Wybitny aktor otrzymał tu w 1959 roku mieszkanie z przydziału Wydziału Kultury. Choć dziś miejsce wydaje się prestiżowe, w latach pięćdziesiątych okolica straszyła ruinami, pustką, brakiem oświetlenia. Poza tym mieszkanie nad rzeką było zaledwie 22-metrową kawalerką... Nic dziwnego, że Zbyszek Cybulski bez żalu wyprowadził się w 1960 roku do Warszawy. OBROŃCA POLSZCZYZNY Ulica Straganiarska rozciągająca się od bramy do Hali Targowej po raz pierwszy wzmiankowana była w 1357 roku. W XVII wieku pojawiło się też określenie Rybacka (Fischer- gasse) ze względu na pobliski Targ Rybny. Ostatecznie zwyciężyła wersja brzmiąca w języku niemieckim Hakergasse, co tłumaczymy jako Straganiarska. Ulicę warto przemierzać, idąc prawą stroną, by móc podziwiać kamieniczki lewej (południowej) pierzei. Zobaczymy tu m.in. Dom Kaszubski, w którym mieści się biuro Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, redakcja „Pomeranii" i księgarnia Kaszubska Książka, a także Tawernę Mestwin serwującą kaszubską kuchnię. Za tymi kamienicami zwróćmy uwagę na fasadę w stylu manieryzmu niderlandzkiego przy Straganiarskiej 19. Pochodzi z roku 1577. W budynku mieści się hotel Celestin Residen-ce. Nazwa obiektu oraz tablica na fasadzie upamiętnia Krzysztofa Cele- styna Mrongowiusza. Żył on w latach 1764-1855. W Gdańsku pracował jako pastor w kaplicy św. Anny w zespole kościoła Świętej Trójcy i lektor języka polskiego w Gimnazjum Akademickim. Od 1812 roku aż do śmierci nauczał w szkole Świętego Jana, która mieściła się właśnie przy Straganiarskiej. Mrongowiusz bronił języka polskiego w czasach zaborów. Był autorem około 60 dzieł, m.in. podręczników do nauki języka polskiego. Na jego cześć po wojnie utworzono nazwę miasta Mrągowo. Kamienica przy Straganiarskiej zwana jest Domem Mrongowiusza, choć nigdy tutaj nie mieszkał. Do pracy przychodził z ulicy Kładki na Starym Przedmieściu. Pod koniec życia, gdy brakło mu sił na przemierzanie takiej odległości, przyjmował uczniów pod swoim dachem. Właściwy Dom Mrongowiusza znajduje się w Olsztynku - miejscowości, w której przyszedł na świat. Mieści niewielkie muzeum poświęcone Mrongowiuszowi. STRAGANIARSKA NOCĄ Kontynuując spacer wzdłuż Straganiarskiej, zwróćmy uwagę na nowe zagospodarowanie ulicy Grobla IV. Została zamknięta dla ruchu samochodowego. Wjazdu bronią donice z kwiatami i drzewkami oraz ławeczki. Grobla IV zamieniła się w niewielki deptak. Ostatni odcinek Straganiarskiej łączy się z ulicą Lawendową. Ten zakątek warto odwiedzić późnym wieczorem, by odkryć jak w tutejszych pubach tętni nocne życie Gdańska. MARTA SZAGŻDOWICZ LËST0PADNIK2017 / POMERANIA / 35 ZAPISKI RODOWITEJ GDAŃSZCZANKI (część 2) ■ ...i.....ni iiiiiiiiiiii i -i ' SJ ■ - dańsk był dla nas miastem nie tylko naszej szkoły. Był miastem posiadającym własne legendy i stare budowle. Nie spieszyło nam się po szkole do domu. Tak przyjemnie było wałęsać się po tych wszystkich „gassach"! Nawet gdy byłyśmy jeszcze w niższych klasach. Po lekcjach było hasło: „Dokąd teraz pójdziemy?". „Chodźmy jeszcze raz zobaczyć mumię". Była ona w Muzeum Biologicznym, w budynku blisko Bramy Królewskiej. Bogatsze mieszkanki Gdańska wolały pójść do „Schuberta", małej, miłej kawiarenki w starym gdańskim domku, gdzie przy wejściu był stopień w dół. Kawiarenka słynęła z dobrych napojów, „mit Schlagsahne" (z bitą śmietaną). Chętnie również samotnie wędrowałam. Moim ulubionym miejscem była okolica nad Motławą. Interesowało mnie, jak przewoźnik transportował ludzi promem na drugi brzeg. Robotnicy ciągnęli grubą, stalową linę i w ten sposób wprawiali prom w ruch. Sama nigdy nie popłynęłam tym promem, bo się bałam. Wolałam pójść przez most i to też było ciekawe. Od czasu do czasu podnosiły się obie połowy mostu, żeby przepuścić jakiś statek z wielkimi masztami. Ale to było nie tylko moje ulubione miejsce, stali też tam tzw. danziger bówki i Motlauspuker. Zakładali się np., kto najdalej pluje. Przy tym uderzali jeszcze ręką w tył głowy, żeby jak najdalej wycelować. Naprzeciwko były spichrze. Ładowano zboże na barki i wpatrzona byłam, jak ziarnka płynęły z wysoka w dół. Przed Bramą Królewską na lewo była bardzo wąziutka uliczka. Zainteresowała mnie jej nazwa: „Zwirngasse" (Zwirn - nić). Wiedzieliśmy już też o Tischlergasse [dzisiejsza ul. Stolarska - przyp. red.], gdzie w każdym oknie widać było kobietę czekającą na „gości". Podziwiałyśmy Frauengasse [ul. Mariacka - przyp. red.] z jej oryginalnymi gdańskimi domami i kamiennymi figurami przed każdym domem. Później po wojnie widziałam wszystkie te cuda zniszczone, rozbite, leżące na ulicy. Wtedy na Lang-gasse (nie wiem, dlaczego „lang" - długa, bo ulica jest dość krótka) stała tylko jedna wąska, stara kamienica z całą elewacją. Bardzo często zwiedzaliśmy ratusz. Nieomal przed drzwiami każdej izby widniał herb polski. Dopiero za czasów Hitlera je usunięto. Często bywaliśmy w kościele Mariackim. Czytałam o nim wiele legend. Podobno była tam „kamienna ręka", która wyrosła z grobu chłopca bijącego swoją matkę. Niestety, nie widziałam jej. Podziwialiśmy za to kolorowe witraże. Każdy cech miał swoją kaplicę z odpowiednimi witrażami. Pamiętam kaplicę szewców. W oknie był kolorowy witraż przedstawiający wielki but z cholewą. W kościele Niemcy ustawili wielki posąg Lutra. Kościół miał wspaniałą akustykę, często odbywały się tam koncerty. Po odbudowie nie było już tej wspaniałej akustyki. Byłam po wojnie na polskim koncercie, ale to „ Ave verum" nie brzmiało już tak pięknie. Na wieży kościoła był osobliwy kosztowny zegar. 0 każdej pełnej godzinie poruszał się jeden z dwunastu apostołów. Według legendy rajcy gdańscy znaleźli mistrza, który ten wspaniały zegar zbudował. Ponieważ jednak tylko Gdańsk chciał posiadać taką osobliwość, mistrza oślepiono. Po jakimś czasie coś w mechanizmie się zepsuło i wprowadzono oślepionego mistrza na wieżę, aby zaradził w potrzebie. Ten z wielką siłą szarpnął werk i zegar w ogóle przestał działać. Miasto Gdańsk otoczone było murami i bramami, które o pewnej godzinie się zamykało. Strzegły ich straże 1 psy. Według legendy kiedyś pewien grajek spóźnił się z powrotem do miasta. Psy, szczekając, stały na straży. Ze smutku usiadł pod bramą i zaczął grać. Psy go nie atakowały. I tak grał do świtu, aż psy [niem. die Hunde - przyp. red.] odprowadzono na spoczynek, na Hunde-gasse (dziś ul. Ogarna). Zawsze chętnie czytałam opowiadania o starym Gdańsku. „Danziger Neueste Nachrichten" - najpopularniejsza gdańska gazeta zawsze drukowała w odcin- 36 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 WSPOMNIENIA kach powieści, głównie romanse, z życia dawnych gdańszczan. Ciekawa była ta o Antonim van Obberghen. Nadszedł rok 1918. Powstała Polska! Cała Polonia gdańska w euforii! Czy tu będzie Polska, czy zostaną Niemcy? Wielka radość i nadzieja. Rodzice byli szczęśliwi. Można znowu na ulicy głośno mówić po polsku! I myśmy się cieszyli radością rodziców. Niemniej te lata germanizacji zostawiły swój ślad. Koleżanki klasowe prosiły moją starszą siostrę: „Klaro, nie wpisuj nas na czarną listę. Przecież mamy krewnych w Pucku!". Więc i Niemcy nie byli pewni, chociaż swojej złośliwości nie mogli pokonać. Gdy na szkolnym apelu jak zwykle śpiewaliśmy „Deutschland, Deutschland iiber alles", a my, Polki, nie śpiewałyśmy (odezwały się nasze uśpione polskie dusze), jedna z koleżanek, spozierając bezczelnie na nas, powiedziała: „Aha, zatkało was!". A gdy nasz nauczyciel muzyki von Vieche chciał jeszcze raz przeegzaminować moją siostrę (nie miała jeszcze stopnia ze śpiewu), szepnęła ta usłużna koleżanka: „Klara, śpiewaj »Gott, was Du Po-len«" („Boże coś Polskę"). Tak więc znała ta Niemka naszą pieśń, czego nawet nie przypuszczałam. Siostra moja długo wertowała śpiewnik, aż trafiła na „Deutschland, Deutschland iiber alles", ich hymn i zaśpiewała w tak ośmieszającym tonie, że nauczyciel ze złością krzyknął „Dosyć! 5!" A był to najgorszy stopień. Ten stopień postawili jej na świadectwie maturalnym, chociaż w ogóle ładnie śpiewała. Siostra jednak się nie smuciła, miała satysfakcję, że bezczelnej Niemce pokazała swoje zdanie. Gdańsk został „wolnym miastem". Był polski komisariat rządowy, ale Niemcy jednak byli górą! Ojciec mój był tak zawiedziony! Mówił, że Piłsudski nas sprzedał, że wolał swoje strony od naszego Gdańska. Matka moja, która dawniej unikała wszelkich kontaktów z Niemcami i nie lubiła języka niemieckiego, teraz zapisała się do Koła Matki Polki i często tam chodziła. Wracała ożywiona. Miała jeszcze nadzieję, że Gdańsk będzie polski. „Matki Polki" mawiały, że gdy kościół Mariacki będzie znowu nasz, z chęcią pójdą go wyszorować. Wszystkie Polki pełne były uczuć patriotycznych. Ojciec mój, chociaż był gdańskim urzędnikiem, zapisał się do Związku Polaków, za co później w czasach Hitlera musiał słono zapłacić. Odebrano mu pracę wykonywaną od 1894 roku, emeryturę, wszelkie ubezpieczenia i blisko osiemdziesięcioletniego człowieka zostawiono bez grosza, a jeszcze wydalono go z Gdańska. Chociaż Gdańsk nie stał się polski, staraliśmy się jak najbardziej przysłużyć Polonii gdańskiej. Siostra Zofia i ja śpiewałyśmy w kółku śpiewu „Cecylia" we Wrzeszczu, zachowały się dokumenty o tym świadczące. Po wojnie zaszłam kiedyś do katedry oliwskiej i tam w kru-chcie wisiały zdjęcia z życia Polonii gdańskiej, m.in. fotografia sprzed naszej „Cecylii". Poznałam siebie po płaszczu, obok mnie siostra Zofia, później Ostrowska. Należałyśmy też do Kółka Teatralnego. W tym przypadku trudno jednak było o salę, Niemcy byli niechętni. Wreszcie uzyskaliśmy małą salkę na tyłach ul. Jesionowej i mogliśmy wystawiać inscenizacje naszego teatrzyku. Graliśmy komedię „Końska kuracja". Ja dodatkowo tańczyłam w wypożyczonym pięknym stroju krakowskim, razem z siostrą. Antonina mówiła zabawne wiersze, w rodzaju „Co tu robić, co tu robić! Trzech mnie chłopców kocha!". Było audytorium, otrzymałyśmy oklaski. Tylko matka moja mówiła z ciężkim westchnieniem: „Jakim wy językiem mówicie!" Bo ochoty i serca było pełno, ale język był nasycony germanizmami. Ważne jednak było, że działaliśmy dla naszej Polonii. W szkole, dzięki tolerancyjności naszej dyrektorki (zaangażowała dla nas, małej garstki, nauczyciela języka polskiego), uczyliśmy się trochę, ale to za mało. Nami, starszą młodzieżą, zajął się też student Mirau i założył kółko Filaretów. Spotykaliśmy się prywatnie w jakimś starym gdańskim domku i czytaliśmy Pana Tadeusza, chociaż był dla nas za trudny. Nasz nauczyciel zapłacił później życiem za swoją działalność. Został zastrzelony w Stutthofie jako jeden z pierwszych. Tymczasem wśród naszej Polonii wielkie święto! Konkurs chórów gdańskich, z gośćmi z Pomorza, w obecności Feliksa Nowowiejskiego jako jurora. Pierwsze miejsce zajął chór męski „Kościuszko" i rzeczywiście śpiewał bardzo pięknie. Tę imprezę mogliśmy urządzić na wielką skalę, w odpowiednim miejscu. We Wrzeszczu, niedaleko słynnego „Das Brauerei", gdańskiego browaru, była nieduża gospoda z wielkim zapleczem (park). Życzliwy właściciel nie raz wynajmował ją na nasze zabawy, wesołe, radosne, bo polskie. Miałam klasową koleżankę, Polkę, Klarę Lewandowską. Nasi ojcowie tak pragnęli polskiego słowa, polskiej prasy! Była już polska gazeta, ale występowały kłopoty z kolportażem. Tak więc Klara, aż z Biskupiej Górki, i ja tramwajem z Wrzeszcza docierałyśmy do redakcji (Alt-stadtischer Graben [dziś Podwale Staromiejskie - przyp. Dom Strzelecki Fryderyka Wilhelma, 1912 rok. Źródło: Gedanopedia.pl LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA / 37 WSPOMNIENIA red.]) i wspólnie odbierałyśmy gazety. Nigdy nie mówiłyśmy, że nie mamy czasu - ulubiony zwrot dzisiejszej młodzieży. Byłyśmy w ostatnich latach naszego „Oberlyzeum" [dosłownie „wyższe liceum" - przyp. red.] przeciążone nauką. Oprócz zasadniczych przedmiotów był jeszcze nadobowiązkowy język francuski, nadobowiązkowa łacina i język polski dla chętnych. Tego ostatniego uczyłyśmy się chętnie nie tylko dla naszych ojców, ale też dla siebie i dla rozwoju polskiej oświaty. Znów nadeszły radosne wieści. Przyjeżdża Jan Kiepura z koncertem dla gdańskiej Polonii! Udało się wynająć piękną salę w „Nowej Strzelnicy" po drugiej stronie torów, naprzeciw dworca, przy ul. Promenade [wł. Nord-promenade, dzis. 3 Maja - przyp. red.], pod koniec wojny zniszczonej. Naturalnie sala była przepełniona, włącznie z balkonami. Na galowo, w smokingach, przedstawiciele polskiego komisariatu rządowego. Nastrój podniosły i radosny, nie tylko z powodu pięknego śpiewu, ale i dlatego, że gościliśmy słynnego „naszego" Polaka w naszym polskim (niestety niezupełnie) Gdańsku. Mam jeszcze przed oczami, jak Kiepura reagował na nasze serdeczne powitanie. Otrzymane róże rzucał publiczności na salę. Jeszcze jedno osobiste przeżycie. Śpiewałam w chórze „Cecylia", ale lepiej śpiewała „Lutnia". Zapisałam się i tam. Niestety, próby odbywały się w samym Gdańsku i w bardzo dla mnie niekorzystnych późnych godzinach. Trudno się potem wracało do Wrzeszcza. Nie było ani nocnych tramwajów, ani nocnych pociągów. Trzeba było wracać pieszo. Znalazł się nieraz jakiś grzeczny kolega i mnie odprowadził, ale wtedy z kolei on musiał wracać pieszo. Nieraz jednak wracałam sama, z duszą na ramieniu, zawsze biegiem do domu, gdzie matka moja zawsze czekała w oknie. Ale tak kochałam polski śpiew. Georg Engler, Wejherowo Pomorze Rodzice autorki. W podpisie do tego zdjęcia w numerze październikowym pomyłkowo napisaliśmy, że to jejdziadkowie. Przepraszamy na mnie 3 MAJA 1922 (1923?) W tym okresie byłam bardzo nieszczęśliwa. Z dobrym wynikiem skończyłam moją szkołę wyższą, obrałam zawód, który mi odpowiadał, i byłam bezrobotna! Jakaż to udręka! Młoda dziewczyna, pełna zapału i chęci do pracy! Chodziłam od domu do domu, pytając, czy komuś potrzebne są korepetycje. W końcu dałam ogłoszenie do prasy, że przyjmę każdą pracę. Otrzymałam jedną ofertę. Udałam się pod dany adres na Hundegasse (ul. Ogarna) do starego gdańskiego domu. Przyjęła mnie „Pani". Oglądała mnie od stóp do głowy i kazała mi czekać. Po chwili zjawił się „Pan", żeby mnie obejrzeć. Widocznie nie byłam „odpowiednia" (mimo moich dwudziestu lat wyglądałam dosyć smarkato). Kazali mi przyjść jeszcze raz. Nie pojawiłam się tam więcej. Ta oferta wydawała mi się trochę podejrzana. Ale zdarzyła się niespodziewanie inna oferta! Senat Gdański - Wydział Oświaty - powołał mnie na zastępstwo w szkole podstawowej w oddziale polskim (I klasa). Praca! Jaka radość! Siedlce. Dojeżdżałam dwoma tramwajami, z przesiadką w Gdańsku Śródmieściu. Obiekt szkolny tworzył czworobok z boiskiem pośrodku. Główny budynek, tradycyjny, z czerwonej cegły, stał frontem do boiska, po trzech bokach miał zabudowania, „chaty". Moja „polska" szkoła była po prawej stronie - też „chatka". Wchodziło się tam jeden stopień wyżej w stosunku do placu. Byłam tam „obcym elementem", obserwowanym z daleka. Nie znałam nikogo. Właściwie podlegałam kierownikowi szkoły, jednak nie widziałam go na oczy. Najchętniej uczyłam rachunków. Nadszedł dzień 3 Maja. Powiedziałam dzieciom, że to wielkie narodowe święto. Dzień wolny! Akurat tego dnia zechciał mnie wizytować inspektor szkolny. A tu pustki w „polskiej szkole". Nie zostałam zaraz zwolniona, ale więcej ofert ze strony senatu już nie było. Za to uroczystość trzeciomajowa była wspaniała! W kościele św. Józefa, bardzo starym, nie raz odprawiano polskie nabożeństwa, na przykład w dniu Matki Boskiej Szkaplerznej. Zawsze towarzyszyłam mojej matce w nabożeństwach w kościele św. Józefa, bo były po polsku! Na trzeciomajową uroczystość w kościele św. Józefa przybyła cała nasza „polsko-gdańska władza". Po nabożeństwie nie rozeszliśmy się, lecz zostaliśmy pod kościołem. Niemcy mijali nas, patrzyli nie wrogo, raczej z ciekawością i podziwem. Towarzyszył nam mój brat w pięknym mundurze, wówczas należący do Straży Granicznej. Dla Niemców był to „piękny polski żołnierz". Dumna byłam z mojego brata, że taką zrobił furorę! Dla mnie osobiście lepiej było, że nie otrzymałam więcej ofert z senatu. Skończyłabym tak, jak mój mąż. Stutthof - Auschwitz - komora gazowa. Jeden „polni-scher Leiter" [polski przewodnik, kierownik - przyp. red.] mniej, jak określili mojego męża w gestapo. Dalej trzeba było czekać cierpliwie na jakieś zajęcie. Pewnego razu spotkałam na ulicy moją klasową koleżankę - Polkę Klarę L. Jej rodzice przenieśli się do Polski (jej ojciec z awansu), do Grudziądza. Tam też Klara zdała polską maturę i teraz miała zamiar studiować na politechnice. Namawiała mnie, żeby wypełnić ten „bezrobotny" czas. Politechnika, Technische Hochschule w okresie Wolnego Miasta Gdańska rozszerzyła swój 38 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 WSPOMNIENIA Gmach główny Technische Hochschule (Politechniki Gdańskiej), około 1915 roku. Źródło: Gedanopedia.pl Most Zielony z podniesionymi przęsłami, początek XX wieku. Źródło: Gedanopedia.pl program. Miała światową sławę i była uznawana we wszystkich krajach Europy. W 1923 roku byli tam studenci z Abisynii, Japonii, Duńczycy, Szwedzi, Rumuni, Bułgarzy, wielu z Polski. Mogłyśmy skończyć Wydział Matematyczny i uczyć w szkole. Wykłady z matematyki i fizyki były wspólne dla kilku wydziałów. Były tam różne przedmioty, ja na przykład słuchałam jeszcze wykładów z biologii i innych. Jedna z moich klasowych koleżanek ukończyła ten kierunek na politechnice, była to Marta Pelter. Podobała mi się dlatego, że z dumą powiedziała w roku szkolnym 1918/19, że ojciec jej uczy się po polsku. Był nauczycielem w Prusach Wschodnich. Niestety byłam tylko rok na studiach, ponieważ były drogie. Każdy wykład był płatny. Zapłata była konieczna, aby otrzymać ocenę w indeksie. Moi rodzice przez dziesięć lat płacili za mój bilet tramwajowy do szkoły. Nie chciałam żądać więcej, tym bardziej że ojciec był już na emeryturze. Koleżanka moja Klara dłużej wytrzymała, ale przerwała studia, żeby dopomóc finansowo w studiach Modlińskiemu, swojemu późniejszemu mężowi. Nie żałowałam tego roku, bo poznałam całą naszą polską studenterię politechniki. Jak wspomniałam, liczna była grupa studentów polskich. Mieli nawet swoje korporacje. Jedna z nich, „Wisła", miała jasnoczerwone czapki. Pamiętam, jak w holu gmachu korporacje odprawiły swój konwent. Każda grupa, polskie i niemieckie, miała swój kącik. Nie było jeszcze w tym czasie (rok 1923) antagonizmu, wszystko odbywało się w zgodzie. Siedziba - dom akademicki, tzw. „Bratniak" - mieściła się w dawnych niemieckich koszarach niedaleko polskiego kościoła, gdzie proboszczem był ks. Leon Mi-szewski. Chodziłam do domu akademickiego chętnie, ponieważ odbywały się tam zabawy. Tańczono przeważnie polskie tańce, w tym mojego ulubionego oberka. Gośćmi byli też studenci innych narodowości (przyjaznych), jak na przykład mój adorator Feodossi Bolgar - bardzo kulturalny i tak miło mi się wpisał do albumu: „Frl. Ellen, sie sind die einzige, die ich noch [fragment tekstu nieczytelny - przyp. red.] im Auslande treffen nichts - Ihr Schulkammerade Feodossi Bolgar" [Panno Ellen, pani jest jedyną osobą stąd, którą chciałbym spotkać za granicą - przyp. red.]. Ciężko było naszym studentom finansowo i językowo. Nie wszyscy pochodzili z bogatych domów. A ponieważ niektórzy z nich mieli poważne braki językowe, wywieszano napisy „Hier wird nur Deutsch gesprochen" [Tu mówi się tylko po niemiecku - przyp. red.]. O ironio losu! Nam później, w roku 1939, w Orłowie pod karą zabroniono mówić po polsku. Kobiet studiowało w moich czasach siedem, w tym dwie Żydówki. Po wojnie wielu z tych polskich studentów powróciło do Gdańska. Miałam po dwudziestu latach takie zabawne spotkanie z absolwentem Politechniki Gdańskiej. Pracowałam już w Wejherowie, w szkole zawodowej. Uczyłam rysunku technicznego. Nasze konferencje odbywały się przeważnie w Gdańsku. Na jednej z nich zaczepił mnie wykładowca rysunku w jednej ze szkół zawodowych, mieszczącej się w gmachu dawnego polskiego gimnazjum. „Pani studiowała na politechnice. Pani się nic nie zmieniła! Koleżanka pani wystudiowała sobie męża, pana Modlińskiego, a pani nie mogła?" Tak jeszcze wtedy traktowano studia kobiet - jako okazję do znalezienia męża. Pamiętam jeszcze nazwisko tego inżyniera - Libera. Inżynier Modliński, wystudiowany mąż mojej Klary, też wrócił po wojnie do Gdańska i został dyrektorem Polskich Kolei Państwowych. Jemu to zawdzięczamy elektryczną trakcję kolejową w Gdańsku. Następnie został wiceministrem transportu. Podczas jednej z moich wizyt pokazał mi pismo, które zawierało odmowę wprowadzenia w życie jego wniosku w odniesieniu do budowy kolei elektrycznej. W końcu jednak zrealizował swój plan. OPR. PIOTR SCHMANDT Ciąg dalszy w następnym numerze. LËST0PADNIK2017 / POMERANIA / 39 wmm z południa PATRON NA DZIŚ I JUTRO Szkolne jubileusze na ogół podobne są do siebie, bo trzeba przecież opowiedzieć, co działo się w minionych dekadach, co się zmieniło na lepsze, jakie sukcesy odnosili uczniowie i nauczyciele itd. Ale rocznicowe obchody są teraz coraz bogatsze, urozmaicone pod względem treści i formy, ukazują intelektualne i artystyczne możliwości dzisiejszej młodzieży - przyszło mi na myśl podczas uroczystości 50-lecia Szkoły Podstawowej w Lipnicy. Ściślej - nowej szkoły, wybudowanej w 1967 r., bo wcześniej szkoła w Lipnicy istniała już przynajmniej od połowy XIX w. Ale ten nowy gmach zapoczątkował współczesny etap rozwoju i podnoszenia poziomu oświaty w stolicy Gochów. W ciągu półwiecza unowocześnione i rozbudowane obiekty wraz z salą sportową stworzyły imponujący kompleks budowli w środku gminnej wsi. Mówiła o tym dyrektorka Lucyna Adamczyk, pół wieku historii ukazywała multimedialna prezentacja, uczniowie w żartobliwej inscenizacji przedstawili szkolne życie, a wszystko razem świadczyło o tym, jak mocno szkoła jest osadzona w kaszubskiej społeczności. _ Był jeszcze jeden ważny moment jubileuszowej uroczystości: w holu odsłonięto tablicę upamiętniającą dawnego kierownika szkoły Bolesława Machuta, który mocno zapisał się w lokalnej historii, o czym ciekawie opowiedział prof. Cezary Obracht-Prondzyński. Po- - chodził z Kościerzyny (ur. 1905), tam ukończył seminarium nauczycielskie (1925), w 1933 r. objął szkołę w Lipnicy. Był niezwykle czynny w życiu społecznym, działał w stowarzyszeniach, organizował życie kulturalne. Po przerwie okupacyjnej (życie w ukryciu, konspiracja, obóz koncentracyjny) wrócił do Lipnicy i kierował szkołą do emerytury w 1965 r. I znów, obok nauczania, wziął się za robotę społeczną. Mieszkańcy Gochów pamiętają Machutowi wystawienie krzyża na górze Piszczatej w Borzyszkowach ku czci ofiar hitleryzmu, starania o elektryfikację wsi i wiele innych zasług. W latach 1957-1961 był posłem z ramienia ZSL i zapewne jako pierwszy przemawiał w Sejmie po kaszubsku. A mówcą był znakomitym, swoim zapałem zniewalał słuchaczy. Razem z doktorem Józefem Bruskim założył w Lipnicy koło Zrzeszenia Kaszubskiego i był aktywnym działaczem kaszubskim, także w rodzinnej Kościerzynie, do której wrócił po zakończeniu nauczycielskiej służby. Zmarł w 1991 r. Niegdyś na starej szkole w Gliśnie odsłonił tablicę zamordowanego kolegi nauczyciela Józefa Słomińskiego, teraz sam doczekał się takiej pamiątki. Kaszubskimi akcentami nasycony był jubileusz 40-lecia Szkoły Podstawowej nr 7 im. Jana Karnowskiego w Chojnicach. Wybudowana w 1977 r. „siódemka" jest jedną z największych w mieście i stała się pulsującym ośrodkiem życia społecznego. Dyrektorka Aleksandra Mroczkowska dziękowała za współpracę wszystkim przyjaciołom, organizacjom i instytucjom, a władzom miasta za stworzenie doskonałych warunków do nauki. Dziesięć lat po powstaniu szkoła wybrała na swego patrona wybitnego Kaszubę, poetę i działacza Jana Karnowskiego. Jesteście najbardziej kaszubską szkołę w naszym mieście - komplementował burmistrz Arseniusz Finster. Karnowskiemu ten splendor umysłowego i moralnego przewodnika się należy. W holu szkoły wypisana jest jego myśl, że wychowanie młodego Pomorzanina powinno się zaczynać od poznawania rzeczy swojskich, najbliższych, a potem dopiero zataczać kręgi ogólnopolski i uniwersalny. To nasza wskazówka, Karnowski nas inspiruje - mówi Alina Janiszewska, polonistka, _ wicedyrektorka, a poza szkołą działaczka oddziału ZKP w Chojnicach. Słowa wielkiego patrona nie są tutaj „martwą literą", lecz rzeczywistym programem dydaktyczno-wychowawczym. Szkoła żyje w symbiozie z kulturą (szeroko rozumianą) Ka- - szub i Pomorza, nie tylko podczas wiosennego tygodnia pełnego wydarzeń związanych z Karnowskim, lecz na co dzień przez rok cały. W SP nr 7 jako pierwszej z chojnickich szkół odbywała się nauka języka kaszubskiego. Tu również ma siedzibę międzyszkolny zespół Kaszëbë, od ćwierćwiecza prowadzony przez niestrudzoną popularyzatorkę folkloru Marię Renatę Wróblewską. 60-lecie obchodzić może o dwadzieścia lat starsza od „siódemki" SP nr 5 im. Hieronima Derdowskiego w Chojnicach. Szkoła została oddana do użytku w 1957 r., a we wrześniu następnego roku podczas bardzo uroczyście świętowanych w mieście Dni Derdowskiego otrzymała imię pierwszego kaszubskiego poety, słynnego „łgarza z Wiela". Wchodzących do gmachu wita w holu popiersie wybitnego patrona, dłuta Wojciecha Durka, lecz wydaje się, że niewiele więcej łączy „piątkę" z ojczystym regionem, a pamiętam czas, kiedy również ta szkoła przesiąknięta była duchem kaszubsko-pomor-skiej kultury. Oczywiście pod bystrym wzrokiem Derdowskiego. KAZIMIERZ OSTROWSKI Szkoła Podstawowa nr 7 im. Jana Karnowskiego w Chojnicach (...) żyje w symbiozie z kulturą (...) Kaszub i Pomorza (...) na co dzień przez rok cały. 40 POMERANIA ZPÔŁNIA Szköłowé jubileusze na ôgle szlachują za sobą, kö doch nót je öpôwiedzec ô tim, co w uszłëch dekadach sa dzejało, co odmieniło sa na lepszé, jaczé bëłë zwënédżi szköłowników i szkólnëch itd. Równak terô roczëznowé uroczëstoscë są corôz okazalsze, wëapart-niwają sa tak udbama, jak i förmą, pökazëją intelektualne i artisticzné möżebnoscë dzysdniowi młodzëznë - takô mësl mie naszła öb czas swiatowaniô 50-lecô Spôdleczny Szköłë w Lepińcach. A dokładno - nowi szköłë, wëstawiony w 1967 r., bö rëchlészô szkoła w Lepińcach swoja historia naczała przënômni w połowie XIX w. Leno to nen nowi gmach rozpoczął cząd dzysdniowégö rozwiju i wëcyganiô na wëszëznë öswiatë w stolëcë Gôchów. Unowöczasnioné i rozbudowóné w ôstatnym półwieczu öbiektë raza ze sportową salą tworzą w sarnim westrzódku gminny wsë widzałi buda-cjowi kompleks. Pódrobno opowiedzą ó tim direktorka Lucyna Adamczik, pół stalata historii pökôza multime-dialnô prezentacjo, uczniowie w szpórtownym pókózku wëstawilë szköłowé żëcé, a wszëtkô raza zaswiôdcziwa-ło, jak mocno na szkoła je wrosło w kaszëbską spólëzna. Jesz jeden wóżny akcent naznacził jubileuszowe uroczëstoscë: w holu östa ódsłonionô tófla upamiatni-wającô dôwnégö czerownika szkółë Bölesa Machuta, chtëren widzało zapisôł sa w môleczny historii, ö czim zajimająco ópöwiedzôł prof. Cezari Óbracht-Prądzyń-sczi. Pöchôdôł z Kôscérznë (ur. 1905), gdze skuńcził seminarium dlô szkólnëch (1925), a w 1933 r. przë-dzelëlë mu szkoła w Lepińcach. Béł nad zwëk aktiwny w żëcym spôlëznë, dzejôł w stowôrach, inicjowôł kulturalne pódjimiznë. Pö przerwie czasów ökupacyjnëch (ukriwanié sa, konspiracjo, koncentracyjny lager) wrócył do Lepińc i dali czerowół szkołą do emeriturë w 1965 r. I zôs, króm nauczaniô, wzął sa za społeczną robota. W pamiacë mieszkańców Gôchów zapisôł sa inicjatiwą wëstawieniô krziża przëbôcziwającégó ófiarë hitlerizmu na górze Piszczati w Bórzëszkówach, starą o zelektri-fiköwanié wsë i wiele jinyma zwënégama. W latach 1957-1961 béł pósła z remienia ZSL i gwësno jakno pierszi przemôwiôł po kaszëbsku w Sejmie. A korbie to potrafił jak nicht, swójim rozskacenim zjednywôł słë-chińców. Raza z doktora Józefa Brusczim założił w Lepińcach part Kaszëbsczégö Zrzeszenió i bez całé żëcé béł rësznym regionalnym dzejarza, w pózniészich latach téż w rodny Köscérznie, gdze scygnął nazód po skuńczenim edukacyjny służbę. Umarł w 1991 r. Przódë lat na stóri szkole w Glisnie odsłonił tófla upamiatniwa- jącą zamördowónégó drëcha Józefa Słomińsczćgó, teró sóm sa dożdół taczégö wspominku. Kaszëbsczima znankama ódznacziwół sa téż jubileusz 40-lecégö Spódleczny Szkółë nr 7 miona Jana Kar-nowsczégó w Chónicach. Wëstawionô w 1977 r. „só-demka" je jedną z nówiakszich w miesce i stała sa óstrzódka parmieniejącym na społeczne żëcé. Direktorka Aleksandra Mroczkówskó za wespółrobóta dzakówa wszëtczim drëchóm, organizacjom i institucjóm, a mie-sczim włodarzom za stworzenie wszelejaczich móż-lëwôsców do bëlny uczbë. W dzesątą roczëzna pówsta-nió na swego patrona szkoła wëbra uznónégó Kaszëba, poeta i dzejarza Jana Karnowsczégó. Wa jesta nôbarżi kaszëbskę szkołą w naszim miesce - kómplementowół burméster Arseniusz Finster. Karnowsczi jak nicht zasłużił na éra intelektualnego i moralnego prowadnika. W hölu szkółë wëpisónô je jego mësla, że wëchöwanié młodego Pómórzana nôlégô zaczënac öd póznôwaniô rzeczi swójsczich, nôblëższich, a tej dopiérku wchadac na szersze óbkraża: óglowópól-sczé i uniwersalne. To je nają wskôzą, Karnowsczi inspi-rëje nas - pówiódó Alina Jaruszewskó, polonistka, wi-cedirektorka, a króm edukacjowi stegnë, aktiwnó nóleżniczka partu KPZ w Chónicach. Słowa wiôldżégó patrona tuwó nie są „martwą lëtrą", leno jawernym di-dakticzno-wëchówawczim programa. Szkoła żëje wparłaczë z kulturą (óglowó pójatą) Kaszëb i Pómórzó, nić leno ob czas zymkówégó tidzénia wëfulowónégó uroczëstoscama tczącyma Karnowsczégö, ale na codzeń bez całi rok. Spódlecznó Szkoła nr 7 bëła pierszą chó-nicką placówką, jakô wprowadzëła uczba kaszëbsczégó jazëka. Tu dzejô téż midzëszkółowé karno „Kaszëbë", prowadzone bezustówno ju wierteł wieku bez wëtrwałą rozkóscérzëcelka folkloru Maria Renata Wróblewską. 60-lecé môgłabë óbchadac starszo ó dwadzesce lat ód „sódemczi" SP nr 5 miona Heronima Derdowsczégó, téż z Chóniców. Östa ona óddónó do użëtku w 1957 r., a rok późni w séwniku ób czas uroczëstégó swiatowanió Dniów Derdowsczégö ótrzima miono pierszégó kaszëb-sczégö póetë, widzałégó „łgôrza z Wiela". Wchódającëch do gmachu witó wëstawioné w holu pópiersé uznónégó patrona, wëżłobioné bez Wójcecha Durka, tëli le, że króm tegó „piątka" raczi ni mó za wiele póspólnégó z rodnym regiona, a jô jesz pamiatóm czasë, czej ta szkóła téż bëła przemikłô dëcha kaszëbskó-pómórsczi kulturë. Gwësno pöd iiwóżnym óka Derdowsczégó. KAZMIÉRZ ÔSTROWSCZI, TLOMACZËLA BÔŻENAUGÔWSKÔ LËST0PADNIK2017 / POMERANIA / 41 flfcF^PS® ' *#j Z GAGÓWCA, NÔKLË IWIGÖDË Tak sa złożëło, że 20 strëmiannika 2016 roku jô swiatowôł szesc-dzesątą roczëzna urodzënów, a na jesćń tegö roku minie sztërdzescë lat möji lëteracczi robötë. Z ti prawie leżnotë jô so iidbôł stwôrzëc -z möją córką Sławiną - genealogöwé drzewo naszich rodów Janków i Da-widowsczich wedle internetowego portalu MyHeritage. Je ju nôwëższi czas, żebë dokładno zapisać nasze miona i nôzwëska, datë urodzeniô i niesteti téż smiercë, bó sa ôkazywô, że tëch pó tamti stronie je ju ö wiele wicy niżle tëch, chtërny sa ceszą darënka żëcô na ti snôżi, ósoblëwi i krëjamny zemi. Jô téż zapisôł w ti genealogii, gdze le szło, chorobę, na wdarzëc, na möjégö öjca, krôwca w Lëpuszu, lëdze jinaczi nie gôdelë jak Janka. Möja genealogöwô pamiac sygô do prastarków - Môrcëna i Joanë Janków z XIX stalata. Ö Joanie jô nie wiém nick, a nawetka jô ni móm pójacó, jak ji bëło z dodomu. Prastark Môrcën, jak pöwiôdô mój półbracyna Czesłôw, nôstarszi syn Léôna z Przëtarni, pöchódzył z Lubni. Nasz stark Édwôrd wżenił sa w Wigóda, chtërna nôleżała do Lorków, to je starków mój i starczi Michalënë. Ji bracyna Léón Lorek robił jako drëkôrz w wëdowiznie sła-wetnëch Kulersczich w Grëdządzu, chtërny wëdôwelë jeden z nôpöczët-niészich dzénników na Pömórzim, jaczi sa zwôł „Gazeta Grudziądzka". chtërne pómerlë naszi starkôwie, i smatôrze, na chtërnëch leżą. Te smatórze to przed wszëtczim Wielé, Lëpusz, Parchowo i Nôkla. Na nen óstatny smatôrz - nowi - mój i krewny przeniesie w óstatnëch latach gnôtë niejednëch umarłëch z Parchowa, bó ters do Nôklë mają blëżi. Jô pisza w pierszi rédze ó Jankach (Jankę), bó ód tego nôzwëska wzała sa - zgodno z ódwiekówą tradicją - nazwa naszego rodu, u mie ód stronę ójca Edmunda. Wi-dzałi jazëkóznajôrz profesor Édwôrd Bréza, roda z Kalësza z pierwotny lëpusczi parafii, napisół, że pó rôz pierszi nôzwëskó Jankę bëło zapi-sóné w drëdżi połowie XVII stala- ta w kóscerczim krézu, a dokładno w Nowim i Stôrim Barkóczënie, gdze szôłtësa béł Matheusz Jankę. Dosc tëlé beło Janków w kartësczim krézu. Z internetu jô wiém, że dzys-dnia nôwiakszé zgrëpówanié lëdzy, chtërny noszą to nózwëskó, mieszko w Krajeńsczim Sapólnie, w kujaw-skó-pómorsczim wój ewództwie. Wedle statisticzi urzadów cywilnego stanu w Pólsce nôzwëskö Jankę no-szi raza ponad tësąc lëdzy. Nôzwëskö Jankę póchódzy ód zdrobnienió miona Jan - Janek. Öb czas prësczi niewólë pólskó fórma Janek, a téż kaszëbskô Jank i Janka przebierała postać Jankę, a nawetka Jahnke, jak zapisywelë Miemcë w II światowi wojnie. Jak jo le so mogą Michalëna i Édwôrd Jankowie w Wigódze z dzecama - trzëdzesté lata 42 POMERANIA / LISTOPAD 2017 familiowe historie Môja półsostra Słówka wiedza-ła z pöwiôdaniô starczi, że Léón chödzył pö Grëdządzu osmolony ôd drëkarsczi farbë. A jó wëczëtôł w pismionie „Rocznik Grudziądzki", że ön béł téż widzałim niepódległo-scowim dzejórza i aktiwistą drëkar-sczich warkôwników. Jankowie z Wigödë - pustków, chtërne leżą nad Wdzydzczim Jęzora - mają w swój ich dzejach co nômni póra niewëjasnionëch, krëjamnëch spraw. Do nich nôleżi bohatersko smierc ujka Francëszka (1912-1939), chtëren pölégł na początku II światowi wôjnë w óbarnie Twierdze Modlin kol Warszawę. Kol nas sa gôdô, że ön zdżinął w bôlëcë, chtërna ostała zbómbardowónô przez Miemców. Jiny pöwiôdają, że cażkó reniony doczorgôł sa do jaczis stodołę i tamö sa wëkrwawił na smierc. W óbarnie módlińsczi cytadele zdżinało jaż 1500 lëdzy i jednym z nich béł prawie mój iija Fran-cëszk. Östatno jô nalôzłjegó ódjimk w uniformie żôłnérza zrobiony w Grëdządzu w rujanie 1934 roku kól ódjimkôrza Mikółajczika. Ön wiera tamo służił w wojsku i gwës tamo ódwiédzôł swójégó uja Léöna Lorka. Jó pisół do Czerzwionégó Krziża, do Minysterstwa Nórod-ny Öbarnë, do Muzeum Twierdze Modlin, ale ni mielë ö Francëszku nawetka szpuru. Krëjamną téż bëła w rodzenie ojca jegó nômłodszô sostra Wérón-ka. Urodzëła sa w 1928 roku, czej moja starka miała 41 lat, a umarła, czej bëła szesc lat stóró. Wedle gód-czi cotczi Ludwiszi (a pó prówdze Emmë) Wérónika cerpiała na tak pózwóną anielską chórosc, z órtu psychicznëch zaburzeniów. Czasto płakała, miała téż magneticzné zdol-noscë, rzeczë wkół ni chwiądałë sa i przesëwałë. Nawetka pó ji smiercë cotka Marta, chtërna leżała krótko ji łóżeczka, doswiôdczëła magneticz-négó zjawiszcza. „Kó Wérónka bëła dzecka bez grzechu - pówiódała mie cotka Ludwisza. - Tej czemu to wszëtkó sa dzejało?! Jó pó prówdze nie wiém". Raza Édwôrd i Michalëna Jankowie mielë dzewiac sztëk dzecy; midzë nóstarszim a nómłodszim bëło 19 lat różnice wieku, to tak pó prówdze je jedno pókóleństwó. Nó-starszó jich córka Léószka ze swój im chłopa Francëszka Bréską z Nôklë miała ósmë sztëk dzecy. Tragiczny, a co nómni drama-ticzny béł dló rodu Janków cząd II światowi wójnë. Jó ju pisół ó bóha-tersczi smiercë uja Francëszka. Jegó ójc Édwôrd Janka pod przëmusza pódpisół III lësta miemiecczi nóro-dowóscë. Dzaka temu Miemcë óstawilë w spokoju rodzëna starka i jegó gospodarstwo, ale zmienilë jima nôzwëskó z Jankę na Jahnke. Niechtërny z dozdrzeniałëch dzecy muszelë robie u Miemców: cotka Zosza kól ódjimkórza w Bëtowie, a mój ójc kól krówczczi w Czórnym. Często jinaczi szedł kawel tuwó ju óbgôdiwónëch Léószczi (nóstar-szi z dzecy Janków) i Francëszka Brésków z Nóklë. Temu że Francëszk nie angedojczowół, jegó i Léószka, z piać sztëk dzecama, wëwiezlë w 1943 roku do lagru w Pótulicach. W połowie lat trzëdzestëch Fran-cëszk służił jako żôłnérz w óbarnie Prezydenta RP (dzysniowi BOR). Z óstatną wójną parłączi sa téż kawel Agustina Brésczi, ojca Francësz-ka, chtëren sa zrzesził z partizantką „Grifa Pómórsczégó" w óbeńdze parafii Lëpusz. Jako młodélc co roku wëjéżdżół na saksë i za óbszcza-dzoné pieńdze kupił gospodarstwo w Nôklë. Swoje pósadłowié nazwół Skrobócz, ód skrobanió dëtków HMfci UjkFrancëszk Janka Ujk Francëszk Bréska na jegó kupienie. Cotka Ludwisza wspominała, że ón miół jiwer z wódą - tamo udało sa wëbic stëd-nia dopierze pó czile próbach. Czej jó ju pisza ó Bréskach, tej nóleżi jesz przëbôczëc cëchégó bohatera ti ro-dzënë - Kazmierza, chtëren jak miół dwadzesce lat, wjachół mótora na zwalone drzewo i do kuńca żëcô, to je przez trzëdzescë lat, leżół w łóżku z niedowłada raków i nogów. Przez te lata dozérała gó, a późni téż swoja mëma, jegó sostra Marénka. Drëdżi dzél w pösobnym numrze „Pomeranii" STANISŁÔW JANKA Ödjimczi z domôcégö archiwum autora LËST0PADNIK2017 / POMERANIA / 43 KS. LEON MASŁOWSKI -TOWARZYSZ OSKARA KOLBERGA Późniejszy kapłan i zbieracz folkloru urodził się 20 września 1843 r. w Sąpolnie k. Przechlewa (powiat człuchowski) w rodzinie organisty Mateusza, właściciela 20-hektarowego gospodarstwa. Drewniany kościół katolicki w Sąpolnie zamknięto już w 1797 roku, a dwadzieścia lat później rozebrano. Ojciec Leona był zatem prawdopodobnie organistą w pobliskich Konarzynach, choć w źródłach nie pojawia się jego nazwisko. Sąpólno dziś CHOJNICKI MATURZYSTA Leon Masłowski kształcił się w gimnazjum chojnickim (od 1855) jako stypendysta Towarzystwa Pomocy Naukowej i Generalnego Wikariatu. Pragnął zostać księdzem, podobnie jak wielu innych wówczas maturzystów. Po egzaminie dojrzałości (1864) studiował w Seminarium Duchownym w Pelplinie i otrzymał 12 kwietnia 1868 r. święcenia kapłańskie. Był wikarym katedralnym w Pelplinie, Brusach, Świętym Wojciechu, administratorem w Pieniążkowie (1872) oraz wikarym w polskim Brzoziu (od 1872). Parafia w Brzoziu swoją metryką sięga średniowiecza - utworzona została w XIV wieku przez biskupa Jana herbu Nałęcz. Do diecezji płockiej należała ponad 500 lat, dlatego Brzozie było nazywane „polskim" w odróżnieniu od pobliskiej miejscowości o tej samej nazwie należącej do dzierżaw krzyżackich zwanej Brzoziem „niemieckim", a po II wojnie światowej „lubawskim". Ks. Masłowski po trzech latach posługi wikariu-szowskiej został proboszczem w polskim Brzoziu (po śmierci ks. B. Buchtera). BLASK SANKTUARIUM Siedmioletni okres zarządzania parafią ks. Leona Masłowskiego zapisał się złotymi zgłoskami w jej bogatej, wielowie- kowej historii. Przede wszystkim nowy proboszcz przystąpił do gruntownego remontu drewnianej świątyni wybudowanej pół wieku wcześniej w miejsce poprzedniego kościoła z XVI stulecia. A Brzozie (dekanat brodnicki) szczyciło się i chlubi nadal cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej. Ówczesny proboszcz Masłowski przyczynił się do postawienia neogotyckiego ołtarza, w którym znalazł miejsce obraz stanowiący serce sanktuarium. Staraniem księdza wizerunek Maryi z Dzieciątkiem poddany został konserwacji. Już wtedy widoczne było zainteresowanie kapłana sztuką religijną, ale także ludową. 44 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 pomorzanie Współcześnie do Brzozia przed oblicze koronowanej w 2009 r. Maryi Łaskawej przybywają również narzeczeni, aby powierzyć jej opiece przyszłe wspólne życie małżeńskie. Warto dodać, że obraz (nieznanego artysty) powstał w XVI w. i rychło zaczął się cieszyć opinią cudownego. Liczne wota z imionami osób potwierdzają doznane przez nie łaski za wstawiennictwem Matki Bożej. Dzięki wysiłkom ks. Leona Masłowskiego sanktuarium zyskało blask i było chętnie nawiedzane przez pielgrzymów. TAJEMNICZY NIEZNAJOMY Działalność organizacyjna i duszpasterska w Brzoziu nie ograniczała jednak podróżniczych i etnograficznych pasji kapłana rodem z kaszubskiego Sąpo-Ina. Szczególnie że w okresie Kultur-kampfu jako wikariusz nie mógł legalnie, bez zgody władz świeckich, sprawować posługi na terenie parafii. Naruszenie ustaw majowych (z 1873 r.) skutkowało represjami i więzieniem. Sąd w Brodnicy skazał go za „nielegalne pełnienie funkcji duchowych" na 2 talary grzywny oraz otrzymał nakaz (20 sierpnia 1874 r.) opuszczenia terenu rejencji kwidzyńskiej. Ponieważ tego nie wypełnił, został przemocą wywieziony (11 września 1874 r.) do Bydgoszczy. Sąd w Brodnicy skazał go ponadto zaocznie na 50 talarów grzywny. Zapadło na niego jeszcze kilka wyroków skazujących (na łączną sumę 475 marek). Ks. Masłowskiego nie stać było na opłacenie grzywny, dlatego aresztowano go w Sopocie (11 lipca 1875 r.), gdzie przebywał w celach zdrowotnych. Więziony był w Wejherowie, lecz następnego dnia został zwolniony, ponieważ grzywnę uregulowała nieznana osoba z Sopotu. ZNAWCA FOLKLORU Ks. Leon Masłowski nie zdobył specjalistycznego wykształcenia w zakresie etnografii czy kulturoznawstwa. Zbierał jednak pieśni ludowe i według oceny Oskara Kolberga był dobrze obeznany z obyczajami ludu pomorskiego. Lubił szczególnie szętopórki - żartobliwe pieśni kaszubskie. Towarzyszył też Kolbergowi w 1875 r., kiedy dotarł on na Pomorze w celach naukowych. Przebywając w drugiej połowie sierpnia tego roku w Sopocie, odbył z nim wycieczki do kilku miejscowości, m.in. Oksywia i Wielkiego Kacka (obecnie w granicach Gdyni). Później ks. Masłowski przesłał wielkiemu uczonemu rękopisy czterech pieśni, które zachowały się w zbiorach kolbergowskich. Co ciekawe, duży kleks uniemożliwił odczytanie fragmentu zapisu nutowego. Sopot, do którego ks. Masłowski dotarł pociągiem (linię kolejową oddano do użytku niedługo wcześniej), okazał się ważnym miejscem w jego biografii. Lato 1875 r. zapamiętał do końca swego krótkiego życia. Przyjechał „do wód" w celu podreperowania zdrowia, a czekało go aresztowanie, a miesiąc później wspólne wędrówki (również do Gdańska) z samym Kolbergiem. Po dziesięcioletniej posłudze duszpasterskiej w Brzoziu ks. Leon Masłowski został proboszczem w Górznie (od sierpnia 1882 r.). Zmarł tam 19 lutego 1886 roku. Przeżył 42 lata. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI LEST0PADNIK2017 / POMERANIA / 45 JAM TREPCZIIK PŁATKA Z ARCHIWOM Starą wejrowsczégö Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë a Muzyczi (MKPPiM) w 110. roczëzna Jana Trepczika (22.10.2017) weszła płatka z archiwalnyma nagranioma tegö widzałégô pöetë a usôdcë muzyczi. Ostała öna pözwónô Jan Trepczyk (1907-1989). Nagrania archiwalne. Léökadiô i Jan Trepcziköwie. Ödj. z archiwum rodzynnégö Kamińsczich alôżómë na ni zôpisënk domôwëch -rodzynnëch nagraniowëch sesjów Jana Trepczika z Wejrowa z 1963 roku. Jak pöcwierdzywô udbödôwca nagraniów Édmund Kamińsczi, „na enerdowsczim magnetofonie" ôstałë tej zarejestrowóné i wiérztë, i spiéwë Jana Trepczika, wëkönywóné przez autora solo, ale téż w duece z białką Leokadią abó zaca Edmunda. Póstrzód głosów ustnëch uczëc jidze téż dzecny głosk przińdny a nieustôwny w dzejanim bédo-wôczczi kaszëbsczi muzyczi - Witosławë Fran-köwsczi, wnuczczi Méstra Jana. Duetowi Trepczi-ków towarzi na pianinie córka Zofio Kamińskó, Édmundowô białka, matka Witosławë. Temizna i rola swëch piesniów1 w budowa-nim kaszëbsczi jawernotë ókresliwô Trepczik we „Wprowadzenim" do platë. Pösobnosc dokôzów, zabédowónô na niesniku, wëchódzy colemało z jich trescë. Czëtóné prezentacje przeplôtają sa z muzycznyma wëkónanioma, i z akompaniamentu, i a cappella. Kół wielno reprezentowónëch patrioticznëch, dejowëch dokôzów nalézemë téż ne, co tikają sa zwëczajnëch, dniowëch mi-dzëlëdzczich sprôw. Na place je nieformalny himn dëchówi stolëcë Kaszëb - „Móje Wejrowó"2 . Je i marijnô piesniô „Swiónowskô Królewô" - znónô dzysô powszechno jakno „Kaszëbskô Królewô". Są spiéwczi lżészé, jak „Marika" czë „Jak sa z białką ożenią". Podobno: „Ögródk" a „Walôszk". Apart nich stoji snôżô kômudniczka „Öddzëköwanié". Nie felëje na piątce „mórsczich" z „Hej morze, morze", co to je smaczno nacéchówóné chutczi wspómnióną dzecną „solówką". 1 Lëteracczi a muzyczny bibliografie Jana Trepczika nôlepi szëkac w: Méster Jan (1907-1989). Praca monograficzna o Janie Trep-czyku, pod red. Witosławy Frankowskiej, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, Wejherowo 2017. 2 Autorsczé tekstë Trepczika (wnet wszëtczé, co sa nalazłë na place) są w ksążce Poezja Zrzeszyńców, opr. i red. Hanna Makurat, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2013. 46 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 MUZYKA Léökadiô i Jan spiéwią wikszosc dónëch na płatka muzycznëch dokôzków. Je pöstrzód nich „Zemia rodnô", jaczé kr wëkönanié möże zdzëwic nôłożnëch him- ^ n> nowégö, marszowego charakteru piesnie. W „Udbie" wëstapiwô chłopsczi duet, % stark z zaca. Do dwanôsce śpiewów na pia- g ninie grô Zofio Kamińskó. Z głabóczim, i szlachetnym pómióna w pamiacë östôwô $ ödbiérôcz pô wësłëchanim solowego, z cemnégö baritonu Trepczika w pieśniach: ^ „Wiara" (słowa Aleksandra Majkówsczé- s gô), „Smierc Swiatopôłka", „Rëbôk", „Ło- S dze möje" (z teksta Sztefana Bieszka) § i „Rëbôcë". Spiéwów na CD je 15. Na 34 ś> przëstapné numrë. Na platce jidze uczëc w wëkönanim autora wiérztë: „Öjczëzna", „Kaszëbskô möwa", „Rzeczëta", „Służka", „Zgrôwa", „Budzta sa, Kaszëbi", „Udba", „Më", „Piesniô Wendów", „W roczëzna", „Zgarë-niezgarë", „Möja kaszëbi-zna", „Mësla rëbôka", „Bëlnota", „Dwie zgrôwë", „Do młodëch" a „Pöjmë w przódk". Je tuwö téż na-mieniony pamiacë Jana Rómpsczégö „Zrzeszińc". Ökróm szerzi znónëch dokôzów, jak „Kaszëbskô möwa" - pëszno brzëmią rzôdkö recytowóné „Me' a „Mësla rëbôka". Dzél z nich mô swöja melodia, jak chöcle „Udba" (je na platce téż w muzyczny wersje). Znowu „Rzeczëta", „Do młodëch" - to spiéwë, jaczé z nową muzyką zabédowało na swój i płitce z roku 2000 rockowe karno Chëcz z Gdinie. Wëdôwizna ta je dokumenta, co möże wëfulo-wac niejedno badérowné pölé. Lëteraturoznajôrze nańdą tuwö dzélëk prozatorsczégö a pöeticczégö utwórstwa Piesniodzeja z Wejrowa w zajimny autorsczi interpretacji. Muzykologowie udżibnąc sa mögą nad muzyczną starną talentu Trepczika, jedno w utwórczi szëchce, a równo w wëkónôwczi. Ti, co jich zajimô historio kaszëbsczi deje, bez ne nagrania nalézą pödskôcënk do dalszich sztudiów. Znajôrze jazëka mdą móglë pöszmakac głąbie Méstrowi kaszëbiznë, co ja jidze tam nańc w pora zortach, w tim w bëlacczim. Szkolny ód kaszëb-sczégô zwëskają przikłôd baro bëlny wëmówë autora. Kureszce domôcy óżiwcowie kulturë, i>* iN U CL ai I—- C' fO kaszëbsczi rodzyce, prosto më, Kaszëbi - dostó-niemë dzaka ti platce pósobny ruks do domówégó dozéraniô muzyczi i poezje pó kaszëbsku. Chócô tam-sam na krążku trzészczi, piszczi i szëmi - taczi je prawie smaczk domöwëch pró-bów rejestrowaniô, a do tegó dochódzy téż wia-cy jak półsta lat żdaniô materiałów na wińdzenie buten, „do lëdzy". Przë słëchanim muszi miec tegó swiąda, a wôrt je pödsztrichnąc stolëmną robota, jaką w przërëchtowanié zwaku włożëło gduńscze Studio MTS. Nagrania do wëdaniô uprzistapnilë muzeum Zofiô i Édmund Kamińsce z Wejrowa a Elżbieta i Eugeniusz Prëczköwscë z Banina. Pochodzą one téż ze zbiérów MKPPiM. Wëdanié krążka je dzéla wikszégó projektu, na jaczi muzeum zwëskało udëtkówienié m.jin. ód Minystra Bënowëch Sprów a Administracje i Wejrowsczégó Powiatu. Ökróm platczi wejrowskô institucjô dlô latoségó achtnie-niô Méstra Jana zrëchtowała konferencja, wëstôwk, wëdała ksążka - monografia, śpiewnik a zorganizowała XV Zjôzd Kaszëbsczich Spiéwôków. Bó téż Jan Trepczik jak żóden jiny kaszëbsczi usódca wpi-sywó sa swim utwórstwa w misja i robota Muzeum Kaszëbsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie, jaczégó béł udbódówcą. TOMÔSZFÓPKA LËST0PADNIK2017 / POMERANIA / 47 zez brus i nie leno NADANIE MIONA SŁAWÓSZIŃSCZI SZKOLE Wszëtczé szköłë w naji gminie maję terô miona - obznajmił wójt Gminë Krokowo Henrik Doering (dzysô ju niesteti nieboszczek - dop. red.) na uroczëstoscë nadaniô miona Floriana Cenôwë Spodleczny Szkole w Sławöszënie a téż wraczeniô i pöswiaceniô szköłowi stanice. Westrzód gôscy, jaczi zjachelë 21 séwnika do wsë uro-dzeniô Cenôwë, bëlë téż bruszanie - delegacjo Kaszëb-sczégö LO: direktór Zbigórz Łomińsczi, szkólnô kaszëbsczé-gö jazëka, uczniowie II i III klasë ze stanicą liceum. Öb czas mszë swiati stanałë wkół placu ôgniôrzów stanicowé pöcztë môlowëch partów KPZ, institucjów, szköłów. Msza swiatą odprawił tam ks. Mariusz Kiniorsczi, proboszcz parafii pw. sw. Katarzënë Aleksandrijsczi w Kroköwie, do jaczi nôleżi Sławószëno. Kôzanié w rodny mówie wëgłosył dzekan dekanatu Gniewino ks. Marión Miotk. Odniósł sa do żëcô ób-rónégó przez szkoła Patrona, urodzonego 4 maja, chtërnégö óchrzcëlë w żarnowiecczim kóscele i zgodno z przëniosłim so miona w kaladôrzu pözwelë Florka. Przëwółôł wôrtoscë, z chtërnyma öbdarowóny w rodzynnym dodomu Florión rë-gnął w świat, a jaczé pózni dôwałë znac w całim jegó żëcym. Dalek ód swójégô Sławószëna biôtkówôł ö uchowanie rodny mówë, ni mögącë zdzerżëc, że bëła w zgardze, a Kaszëbi ger- Nowô stanica sławószińsczi szkôłë manizowóny. Dobrze, że ta stara ö kaszëbizna przez jednégó człowieka dostôwała wspiarcé, a brzôd swójégó rodôka chce pömnożëc wespólëzna sławószińsczi szkółë. Stanica pöswiacył ks. proboszcz, a direktorka szkółë Béja-ta Mingó wraczëła ja stanicowimu pocztowi. Przërzeczenié złożëlë rodzyce, szkólny i uczniowie. Wesłëchelë jesmë prezentacji stanicë, ö czim jidze przeczëtac w cekawie zredagöwó-nym fólderkii wëdónym na uroczëstosc. Pótemu drëchówie szkółë, ji darczińce wbijelë gózdze w drewlëszcze stanice, a na wdôr dostelë piakno zrëchtowóną szkółową tarcza. Dodóm Kiilturë, gdze miół sa ódbëc dalszi dzéł uroczë-stoscë, nalôżôł sa krótkö kóscoła. Równak örkestra ógniôrzów ze Sławószëna, stanice, wespölëzna szkółë pöprowadzëlë tam pózebrónëch wkół wsë - darżëcama, gdze chôdzył Cenôwa. Żëczbë skłôdelë szkole m.jin. pösélc Kazmiérz Plocka, Adóm Krôwc - w miono Marszôłka Pömôrsczégó Województwa, Pómórsczi Wicekurator Öswiatë Małgorzata Bielang, radny Wójewódzczégö Sejmiku Adóm Slëwicczi, Starosta Pucczégó Krézu Jarosłôw Białk, wicewójt Gminë Krokowo Grzegorz Żaczek, przédnik Radzëznë Gminë Kroköwö Zygmunt Piontek, wicewójt Gminë Gniewino Michôł Słowik, szôłtës Sulëcëc, przedstôwcë Radzëznë Szółtëstwa Sławószëno i przédnik ógniôrzów (OSP) ze Sławöszëna, Małgorzata Kleisa - w miono przédnika Spół-dzelczégó Banku w Krokôwie, zastapca Komendanta KP-PSP w Pucku Andrzéj Börköwsczi, zastapca komendanta KP Policji w Pucku Janusz Skósolas, wiceprzédnik Pómór-sczich Bólëców Andrzéj Zeleniewsczi, przedstôwcë KPZ w Krokówie i Wierzchiicënie, direktor Muzeum Kaszëbskó--Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi w Wejrowie Tomôsz Fóp-ka, direktorzë szkółów, zdrëszony ze szkołą lëdowi twórcë, westrzód chtërnëch béł Józef Semmerling i Jan Drzéżdżón. Jesz długo pózni dzelëlë sa gósce uwôgama o cekawim binowim pökôzkii szkółowëch dzecy na téma żëcô i doka-zów ôbrónégö Patrona, zrëchtowónym wedle scenarnika Sławomirę Jetczi, a w reżiserii Karolënë Cenôwë i Reginë Wierzbë. A musza w tim môlu nadczidnąc, że nie pierszi rôz dóné mie bëło öbzerac téatrowé pókôzczi sławószińsczi wespólëznë. Zachacywóm czetińców „Pomeranie" do óbez-drzeniô! A szkólnëch - jich usódzców - do wëdaniô ksążczi z tima dokôzama na bina. FELICJO BÔSKA-BÔRZËSZKÔWSKÔ 48 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 z kociewia GDY ODCHODZĄ STOLEMY i Różne bywają Stolemy. Chodzą po szerokich drogach, nieraz po krętych Steckach (ścieżkach). Zawsze niosą nadzieję, garściami rozsypują skry, niekiedy tylko jedną niegasnącą uchronią... Najważniejsze, że są, spokrewnieni z mitycznym Syzyfem. Mianowani i jeszcze nienazwani. Niosący światło, do światła dążący. W listopadowej zadumie myślę też o nich. Trwały ślad na kaszubskiej ziemi zostawił Franek Okuń. Wspominano jego dzieło niedawno w Lęborku. Oddział ZKP, Zespół Levino, - rodzina. Na to ważne spotkanie nie mogłam dotrzeć, ale światełko pamięci zapalam. Jak ważny był dla wielu, już pisałam. W różny sposób można być orędownikiem kaszubszczyzny - myślałam podczas uroczystości pogrzebowych Profesora Edwarda Brezy. Po jakże bogatym, owocnym i spełnionym życiu odszedł Kaszubski Stołem. Wiele stron mogłabym Mu poświęcić. Prawdziwy wzór naukowca. Mądry, zawsze taktowny, życzliwy, bardzo zacny człowiek. Osobiście też wiele Mu zawdzięczam. U początków mojej drogi naukowej był nauczycielem (WSP w Gdańsku), potem w ważnych etapach studiów nad Kociewiem - był! Pod jego skrzydła trafiły dwie nasze zdolne (bydgoskie) studentki, by kontynuować prace naukowe. Z wielką wdzięcznością składałam wiązankę na sopockim cmentarzu. Nie tylko w swoim imieniu. Profesor Breza był pierwszym doktorem honoris causa Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, gdzie wykładał w latach 1978-1994. Podczas uroczystości w 2006 roku usłyszeliśmy o Nim zdanie: Pierwszym doktorem honoris causa UKW zostaje człowiek, który w budowę naszego uniwersytetu włączył się tym, co stanowi centrum uczelni uniwersyteckiej>, jej poziom naukowy. Podczas pamiętnego wykładu 0 funkcji wychowawczej języka śp. Profesor przytoczył werset św. Jakuba: Każde dobro, jakie otrzymujemy 1 wszelki dar doskonały zstępują z góry od Ojca Świateł (Jk 1,17). Przez lata niósł światło nauki. Znany z biblijnych skojarzeń, miłośnik łaciny oświecał nas. Własnym życiem pokazywał drogę w górę - Per aspera ad astra... Na końcu wspominanego wykładu przypomniał: chôc Kaszëba je niewëmôwny to on równak wiele w sercu czëje. Tak, był to człowiek o wielkim, dobrym sercu. Krzepiąco zabrzmiała kaszubszczyzna w liturgii (ks. dr Marian Miotk), widok zrzeszeniowych sztandarów, obecność tylu bliskich mi ludzi niepospolitych, dla których był mistrzem... Niezapomnianym przeżyciem było wystąpienie syna prof. Edwarda Brezy - Bogusława. Wielka nagroda za piękne, owocne życie dla rodziny i Pomorza. Profesor miał też serce dla Kociewia. Z przykładów wybieram dziś przewodniczenie Komisji Oświa- Przedstawienie (...) pt.„Jam Kociewiak, ty Kaszeba - my dzieci jednygo nieba" pozostanie niezapomnianym cudownym przeżyciem. I ten tytuł tak wymowny... Warto zapamiętać. ty ZG ZKP, kiedy mozolnie przygotowywano tezy tzw. regionalizacji nauczania, aneksy do programów, co stało się drogą do edukacji regionalnej na Pomorzu, na Kaszubach do nauczania języka kaszubskiego... Miałam szczęście być w tym zespole i na Kociewie przenosić iskry. Efekt wieloletnich działań można zobaczyć m.in. w Szkole Podstawowej im. dra Floriana Ceynowy w Przysiersku, gdzie w październikową niedzielę spotkał się licznie oddział ZKP z Bydgoszczy, wcześniej złożywszy wiązankę na grobie patrona szkoły. Stołem z przeszłości trafił na Kociewie, gdzie doceniono jego idee. W tym roku z okazji 200-lecia urodzin Floriana Ceynowy zorganizowano w Przysiersku konferencję. Szkoła utrzymuje kontakt ze Sławoszynem i w ogóle dzieją się tu rzeczy niezwykłe, zasługujące na oddzielny artykuł. Ostatnio wydarzeniem potwierdzającym słuszność edukacji regionalnej i to, że bardzo mogą radować jej owoce, było wielkie święto w Pelplinie, 20-lecie zespołu Modraki. Przedstawienie jubileuszowe w wykonaniu kociewskich Modraków i zespołu Młoda Kościerzyna pt. „Jam Kociewiak, ty Kaszeba - my dzieci jednygo nieba" pozostanie niezapomnianym cudownym przeżyciem. I ten tytuł tak wymowny... Warto zapamiętać. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK LËST0PADN1K 2017 POMERANIA 49 Żaden Polak nie uczynił dla sprawy mazurskiej więcej niż ona. Poświęciła jej życie, czas i pieniądze. Być może była łasą na pochwały egocentryczką, nie zasłużyła jednak na to, jak ją dwukrotnie potraktowano: przed wojną w Działdowie i tuż po wojnie w Olsztynie. Emilia Sukertowa-Biedrawina (1887-1970) zniosła upokorzenia z godnością. Nie wyobrażała sobie życia bez Mazurów, mazurskiej sprawie służyła do końca swych dni. Przyszła na świat w rodzinie Za-chertów, łódzkich fabrykantów. Po maturze w Warszawie podjęła studia w Exportakademie w Wiedniu. Nie ukończyła ich, uzyskała jednak kwalifikacje nauczycielki języka niemieckiego. Z Mazurami zetknęła się dzięki aktywności w środowisku warszawskich ewangelików współpracującym z plebiscytowym Komitetem Mazurskim. Jak zauważyła Małgorzata Szostakowska, biografka Sukertowej, „właśnie w tym okresie (...) jako ewan-geliczka i mieszkanka Warszawy, znajdując się w samym centrum działania polskiej inteligencji protestanckiej, oddała się pracy dla Mazurów i pozostała jej wierna do końca życia". Zaangażowała się bez reszty, na dobre i złe. W utworzonym w 1919 r. Zrzeszeniu Plebiscytowym Ewangelików Polaków (ZPEP, od 1922 r. Zrzeszenie Ewangelików Polaków - ZEP) objęła funkcję skarbnika. Po przegranym plebiscycie zainteresowała się Dział-dowszczyzną, „mazurskim Piemontem" II RP, niewielką częścią Prus Wschodnich włączoną do Polski na mocy traktatu wersalskiego bez plebi- scytu ze względu na działdowski węzeł kolejowy, który umożliwiał bezpośrednie połączenie Warszawy z odzyskanym skrawkiem wybrzeża Bałtyku. W 1910 r. mieszkało na tym terenie 9 tys. Mazurów (ok. 40% ludności), w latach trzydziestych było ich ok. 4 tys. Liczba się zmieniała, bo część Mazurów skorzystała z prawa do opcji i osiedliła się tu po wyjeździe z Prus Wschodnich, całkiem liczna grupa wyjechała z polskiej już Działdowsz-czyzny do Niemiec. Pierwszym krokiem ZPEP było powołanie w Działdowie w 1921 r. swojej sekcji, czyli Towarzystwa Przyjaciół Mazur (TPM). Jego prezesem został pastor Ewald Lodwich z Warszawy, oddelegowano mu do pomocy Emilię Sukertową. Przez 13 lat bywała ona w mieście 10 dni w miesiącu, by w 1934 r. zamieszkać tu na stałe. Jak zauważył Piotr Bystrzycki, badacz dziejów Działdowszczyzny w II RP, działalność Sukertowej na tym terenie można podzielić na dwa okresy. „Lata do przewrotu majowego to czas pełnej realizacji programu polonizacyjnego Mazurów, przy wyraźnym wsparciu Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Urzędu Wojewódzkiego Pomorskiego (...). Drugi okres to koniec lat dwudziestych i lata trzydzieste, kiedy po zmianie ekipy (...) do głosu doszli politycy obozu piłsudczykowskiego. Zakończyło się wsparcie udzielane Sukertowej przez MSZ i Urząd Wojewódzki w Toruniu. Od 1928 roku została ona wraz z Józefem Biedrawą, swoim drugim mężem (...), bez żadnej pomocy z zewnątrz". Początki były jednak naprawdę udane. Już w grudniu 1922 r. uroczyście otwarto Mazurski Dom Ludowy, w którym znalazło się m.in. miejsce dla biblioteki, internatu dla młodzieży Seminarium Nauczycielskiego, a od 1927 także Muzeum Mazurskiego. W tym samym miesiącu ukazał się pierwszy numer „Gazety Mazurskiej" (1922--1933), od 1924 r. Sukertową zaczęła wydawać „Kalendarz dla Mazurów" (1924-1939, ostatni rocznik wydał już Karol Małłek). W 1930 r., z jej inicjatywy, w nowo wybudowanej szkole rolniczej w Malinowie rozpoczęto prowadzenie kursów gospodarstwa domowego dla dziewcząt. Przyszłe, często mazurskie gospodynie, oprócz zdobywania praktycznych umiejętności, uczyły się tu także m.in. języka polskiego, historii i geografii. Konsekwencją przejęcia władzy przez piłsudczyków było znaczące ograniczenie działań repolonizacyj-nych. Wykorzystaniem Mazurów zainteresował się polski wywiad, jego oficerowie doprowadzili do utworzenia nowego Związku Mazurów. Lokalni działacze, często dawni uczniowie małżeństwa Biedrawów, wystąpili przeciwko dotychczasowym protektorom. Zarzucili im prowadzenie pracy „o charakterze inteligenckim", polegającej na „badaniu i publikowaniu (...) dowodów polskości Mazurów itp. oraz na wyszukiwaniu zdolniejszych jednostek i kształceniu ich. Pozytywna ta praca nie objęła jednak całokształtu potrzebnych prac na Mazurach. Masa mazurska pozostała bez opieki, wśród niej planowej pracy polskiej nie wyko- 50 / POMERANIA /LISTOPAD2017 zrozumieć mazury nano". Szkalowano Biedrawów na zebraniach i w lokalnej prasie. Wiosną 1938 r., Karol Małłek, uczeń Biedrawy i pupil Biedrawiny, kończąc swe krytyczne wobec ich działań wystąpienie, nawoływał: „bierzmy kosy do ręki i idźmy ścinać te chwasty, przerosłe ponad nasze głowy, a zagłuszające wzrost i rozwój naszego życia zbiorowego!". W kilka lat zamknięto Sukerto-wej „Gazetę", odebrano jej redakcję „Kalendarza", Biedrawie dyrekcję kształcącego mazurską młodzież Seminarium, a miasto przejęło Muzeum. Tuż przed wybuchem wojny Biedra-wowie wyjechali do Warszawy, od 1942 r., ukrywali się w różnych miastach pod nazwiskiem Bernatowicz. Biedrawa zmarł, nie doczekawszy wyzwolenia. W marcu 1945 r. Sukertowa zamieszkała na krótko w Skurpiu, u rodziny mazurskiego zięcia Bohdana Wi-lamowskiego, bezskutecznie starając się w Działdowie o posadę w wydziale kultury. Mocno ją dotknęło to, że nikt nie pomyślał, by ją włączyć do grupy 40 urzędników wyjeżdżających organizować polskie życie na Warmii i Mazurach. W czerwcu 1945 r. sama pojechała do Olsztyna. Mimo że wszyscy wiedzieli o tym, że jest w stolicy Okręgu Mazurskiego, nie otrzymała zaproszenia na posiedzenie założycielskie Instytutu Mazurskiego. Jego prezesem został Karol Małłek. Po latach napisze, że poczuła się „stara, nikomu niepotrzebna. Tylu innych pracowało, a mnie wówczas jeszcze nikt nigdzie nie chciał". Dopiero w październiku 1945 r„ by ratować sytuację („poprzednicy rady sobie nie mogli dać"), powierzono Sukertowej obowiązki sekretarza generalnego i dokooptowano ją do zarządu Instytutu. Organizacja ta miała „koordynować pracę badawczą i popularyzacyjną nad regionem oraz organizować placówki i akcje służące rozwojowi badań naukowych, pracy artystycznej i popularyzacyjnej". A wszystko to bez fachowców, etatów i koniecznych pieniędzy! Sukertowa, jak zwykle, odda się pracy bez reszty i mimo wielu przeciwieństw odniesie sukcesy. Po przysposobieniu lokalu na siedzibę Instytutu poświęci się tworzeniu naukowej biblioteki, która da początek zbiorom dzisiejszego olsztyń- skiego Ośrodka Badań Naukowych. Do 1948 r. uratuje przed zagładą 5 tys. tomów, wytropi i przejmie ocalałą spuściznę po Michale Kajce. Najpoważniejszym zadaniem Instytutu była repolonizacja Mazurów i Warmiaków. Dużo sił i środków pochłaniało prowadzenie uniwersytetów ludowych dla Mazurów w Rudzi-skach Pasymskich i dla Warmiaków w Jurkowym Młynie. Statutowe działania realizowano także poprzez kursy mazuro- i warmioznawcze dla nauczycieli i urzędników, konkursy dla autochtonów, wystawy i publikacje. Kontynuowano wydawanie przedwojennego „Kalendarza dla Mazurów" (także w wersji „dla Warmiaków"), a w 1948 r. ukazał się pierwszy numer „Komunikatów", będących naukowym biuletynem Instytutu. W lipcu 1948 r. władze centralne postanowiły Instytut Mazurski upaństwowić. Prace popularyzatorskie oraz akcja repolonizacyjna miały zostać przekazane Polskiemu Związkowi Zachodniemu, instytuty (także Zachodni i Śląski) miały się zająć pracą naukową. Sukertowa, zdając sobie sprawę ze słabości olsztyńskiego środowiska, zdecydowała się ratować Instytut Mazurski przez połączenie z poznańskim Instytutem Zachodnim (IZ). Już w sierpniu tego roku rozpoczęła w Olsztynie działalność Stacja Naukowa IZ. Pięć lat później Stację przekazano Polskiemu Towarzystwu Historycznemu (PTH). Kierownikiem obu placówek została oczywiście Sukertowa. Podporządkowanie Stacji PTH dało nadzieje na wznowienie wydawania „Komunikatów". Starania wsparł prof. Stanisław Herbst, pieniądze wyłożyła Wojewódzka Rada Narodowa i w 1957 r. ukazał się pierwszy numer „Komunikatów Mazursko-Warmińskich". Redaktorem pisma został mieszkający poza Olsztynem Tadeusz Cieślak, a sekretarzem redakcji Emilia Sukertowa, szybko jednak to jej powierzono funkcję przewodniczącej komitetu redakcyjnego. Nowym sekretarzem redakcji został młody naukowiec, dziś prof. Janusz Jasiński. Trzeba tu zauważyć, że młodzi olsztyńscy historycy darzyli szefową Stacji wielkim szacunkiem i nie tylko ze względu na różnicę wieku nazywali Emilia Sukertowa-Biedrawina (1887-1970). Ze zbiorów WBP w Olsztynie Babcią. Wydawanie „Komunikatów" stało się pasją życia Sukertowej, przez wielu uznawane jest za jej największy życiowy dorobek. Mimo przejścia w 1965 r. na emeryturę, kierowała pismem do końca życia. Bibliografia prac Sukertowej zawiera prawie 800 pozycji, ponad połowa powstała w okresie międzywojennym. W jej twórczości dominowała oczywiście problematyka mazurska. Należy pamiętać, że przedwojenne pisarstwo Sukertowej służyło jednak głównie propagandzie: miało wykazywać polskość Mazurów i nasze prawo do części Prus Wschodnich. Do najważniejszych prac tamtego okresu należy rozprawka Mazurzy w Prusach Wschodnich (1927), która w przystępny sposób przybliżała nieznane polskiemu czytelnikowi dzieje Mazurów, ich kulturę i obyczaje. Kilka razy, ale za to w ważnych momentach życia, przyszło Sukertowej rywalizować z Karolem Małłkiem, jednym ze swych mazurskich wychowanków z Działdowa. Na jego pogrzebie (1969) miała powiedzieć: „Oj ten pan Karol, znów wpycha się przed starszych i przed kobietę". Zmarła rok później. Tak jak Małłek spoczęła w Alei Zasłużonych na olsztyńskim cmentarzu. Rywalizacji o polskość Mazurów nie wygrało żadne z nich. Mazurzy wybrali Niemców. Imię Emilii Sukertowej-Biedrawiny nosi Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie, Zespół Szkół Rolniczych w Malinowie oraz ulica w Działdowie. WALDEMAR MIERZWA LËST0PADNIK2017 / POMERANIA 51 MOJA PRZYGODA ZREMUSEM Niech mi będzie wolno zacząć od tzw. bicia się w piersi: od szczerego przyznania się do pewnego w moim nauczycielskim życiu zaniedbania. Otóż dopiero niedawno - acz bez wątpienia powinienem zrobić to o wiele, wiele wcześniej - przeczytałem w całości Życie i przygody Remusa. Przeczytałem i... zachwyciłem się! Cóż za piękna swoją niewykalku-lowaną prostotą i jakże mądra książka! Zapewne, dziś myślę, nie tylko jako polonista sporo straciłem, nie włączając jej do ścisłego kanonu moich lekturowych zobowiązań... Nie sięgnąłem po nią, a przecież wiedziałem o jej istnieniu; dochodziły mnie wieści o wielkiej roli, jaką odegrała w formowaniu się kaszubskiej kultury; ba, jako student gdańskiej WSP byłem naocznym świadkiem burzliwej dyskusji, jaka się wywiązała między kaszubologiem prof. Andrzejem Bukowskim a literatem Lechem Bądkowskim, który owo dzieło przetłumaczył, jak się wtedy mówiło, z kaszubskiego na literacką polszczyznę. Gdzieś pod koniec lat dziewięćdziesiątych, przyznaję, nawet je zakupiłem i dość pobieżnie przejrzawszy... odłożyłem na półkę. A ono cierpliwie czekało - i dopiero teraz („Jakąkolwiek drogę przeznaczył ci Pan Bóg, pamiętaj, że duch mój jak cień za tobą będzie chodził" -można przeczytać na jednej z pierwszych stron tego utworu1) zanurzyłem się w Remusowy świat, aby odkryć nie tylko jego fascynującą urodę, ale także wciąż ważne problemy i przesłania, które on ze sobą przynosi. A więc zaczynamy jak na świętej spowiedzi: „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego" (Ż,17) - tak, jak zaczyna swoją opowieść ten, który Życie i przygody napisał. Oto bohater tej książki - wsiowy odmieniec, w oczach wielu człowiek trochę niespełna rozumu, prawdopodobnie podrzutek nieznający nawet swego imienia i nazwiska, a do tego z powodu głębokiej wady wymowy niemogący nawiązać normalnego kontaktu z ludźmi, wędruje po miastach, wsiach i przysiółkach, popychając przed sobą drewnianą jednokółkę - taczkę, która po kaszubsku nazywa się kara. Obok drobnych rzeczy codziennego użytku ową, jak ją nazywa Bądkowski, „popychajkę", wypełniają nade wszystko najrozmaitszej treści książki, których parę tytułów, jakby dla uwiarygodnienia przedstawianych zdarzeń, wymienia powieściowy narrator. A więc były tam między innymi: „Płacz i narzekania Ojców Świętych w otchłani, Róża z Tandeburga, . - :: psi Ali Baba i czterdziestu rozbójników, Skarb kaszubsko-słowiń-skiej mowy naszego Ceynowy. (...) Tylko u niego [u tego domokrążcy - przyp. K.N.] można było nabyć marsz ułożony przez księdza Kelera Marsz, marsz me serce na kalwarię, który nasi ludzie, idąc pielgrzymką do Wejherowa, śpiewają w Mirachowskim Lesie" (Ż,8). Na swój sposób urocze, przyznajmy, jest w powyższym fragmencie pomieszanie porządków, dziwnych materii splątanie. Galimatias - ale nie dla Remusa. On znał naturę swoich rodaków i wiedział, że tu nic na siłę, bo żeby coś wielkiego oraz szlachetnego dla nich uczynić (a taką w skry-tości serca powziął misję!), trzeba wziąć pod uwagę nie tylko realność ich codziennego bytowania, lecz i tęsknoty lęki, a nawet przesądy oraz zabobony - od których i on wszak też wolny nie był. Pchał zatem Remus swoją karę, wypełnioną literaturą „nabożną i świecką", kaszubskimi drogami, ścieżkami i bezdrożami, podczas gdy w jego głowie roiły się marzenia o tym, by „wybawić zapadły zamek" i „przenieść królewiankę przez głęboką wodę" (Ż,130), które to tęsknoty stanowiły swoiste mityczno-symboliczne upostaciowienia jego najgłębszych pragnień i dalekosiężnych celów. Ten prosty, ubogi człowiek żył jednocześnie w świecie rzeczywistym i wyobrażonym, na jakimś dziwnym pograniczu realności i fantazji, a żył tam całym sobą, całym swym osobistym oraz wspólnotowym doświadczeniem. W tym pracowitym, uczciwym i przeogromnie wrażliwym Kaszubie było coś ze świętego Franciszka i Don Kichota za- ' W prezentowanym szkicu będę się posługiwał zaadoptowaną na użytek współczesnej literackiej polszczyzny wersją wydanej w 1938 roku powieści Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigodë Remusa. Zvjercadło kaszubskji. Ten, jak i wszystkie pozostałe cytaty pochodzą z edycji: A. Majkowski, Życie i przygody Remusa, w przekł. L. Bądkowskiego, Gdańsk 1997, cytat pierwszy pochodzi ze s. 17. Odtąd opatrywał je będę umieszczoną w nawiasie literą Ż oraz cyfrą oznaczającą numer strony. 52 / POMERANIA/LISTOPAD2017 KSIĄŻKI razem, coś z „Bożego szaleńca" i błędnego rycerza „o smętnym obliczu", a szlachetnego serca. „Nie prosił wyciągniętą ręką o datki i jałmużnę, ale chodził z głową wysoko podniesioną, chociaż zwieszało się z niego ubranie tak podarte, że rak by się zlitował" (Ż,9). „(...) mizerny i nieokazały - czytamy we wstępie do Remusowych wspomnień - wydawał się prawdziwym wizerunkiem naszej zapomnianej ziemi kaszubskiej i ludu, który ona żywi" (Ż,14). Uparty i nadludzko pokorny, dzięki księdzu nauczył się czytać i pisać, aby zostawić świadectwo swych przygód, tęsknot i nadziei - i to one składają się na zachwycającą opowieść o trudach ludzkiego żywota, o wzbogacającym darze wyobraźni i o tym, że warto, a nawet należy iść za Bożym wezwaniem do czynienia siebie oraz ludzkiego świata choćby trochę lepszym, niźli jest. Rzecz całą otwiera niezwykle istotne dla ideowego zamysłu oraz konstrukcji książki wyznanie Aleksandra Majkowskiego, który przybrawszy dla siebie rolę znalazcy Remusowego rękopisu, zaświadcza, że on (żyjący w drugiej połowie XIX wieku kaszubski inteligent) nie tylko słyszał o istnieniu tego dziwnego człowieka, ale że go nawet parokrotnie na swej drodze spotkał. To bardzo ciekawy zabieg, którego celem uwiarygodnienie zarówno samej relacji o życiu i przygodach tytułowego bohatera, jak i poprzedzającego ją dość szczegółowego opisu jego wyglądu oraz zachowań. Idzie tu także, można domniemywać, o podkreślenie znaczenia wciąż żywej legendy, jaką ten ostatni po sobie zostawił. „Re-mus - powiada narrator pod koniec swej autoprezentacyj-nej introdukcji - nie był taki, jak inni ludzie. Kto go znał tylko jako biednego handlarza książkami i śpiewnikami, obdartego i prawie niemowę, ten się na nim nie poznał. On widział, czego ludzie nie widzieli, i myślał, o czym ludzie nie myśleli" (Z, 15). I o jego realnym oraz sekretnym świecie jest ta książka; książka - świadectwo losu tak wspólnoty, jak i jednego człowieka; pełna dramatycznych, acz czasami pełnych humoru, wydarzeń z życia Kaszuby i Kaszubów -i zarazem ich duchowy testament. Opowiada w niej Remus o tym, co go na tej ziemi spotkało; o tym, co widziały jego oczy i co działo się w jego duszy, a opowieści jego niezwykle zwięzłe i nadzwyczaj barwne jednocześnie. W chronologicznym porządku, epizod po epizodzie relacjonuje on, czego doświadczył najpierw jako parobek w gospodarstwie Zabłockiego na Lipińskich Pustkach, a potem jako wędrowny sprzedawca książek dla ludu - dzielący ze współplemieńcami ich dole i niedole samotnik i marzyciel. Zaskakujące w owym dziele jest to, że wszystkie przedstawione w nim opowieści dzieją się w konkretnym pejzażu i w określonym czasie, a nawet wśród ludzi, których imiona i nazwiska zanotowała historia. Stanowią one zatem nie tylko swoisty przewodnik po najrozmaitszych miejscach tej krainy, ale są też wyjątkowym zapisem dziejów zamieszkującego ją plemienia. Jednakże nie tylko na tym polega jej niezwykła wartość, Życie i przygody to nade wszystko fascynujący wgląd w duchowość osoby poniekąd samej sobie udzielającej głosu i zarazem udzielającej go wspólnocie, w której przyszło jej egzystować. Dowiadujemy się przeto, jak ludzie żyli, w co wierzyli, za czym tęsknili; jak traktowali innego wpośród siebie, i jak ów inny rozpoznawał swoją z nimi jedność i odrębność jednocześnie. A Remu-sowa opowieść o tych wszystkich sprawach toczy się niezwykle wartko i jest przy tym rzeczowa i szczera; szczera, tak jak on sam, który nigdy przed nikim nie udawał, że jest kimś innym, niż jest. Zdaje on zatem sprawę między innymi z tego, jak go prześladowali pruscy żandarmi, ponieważ jako młody chłopak nie ustąpił drogi jednemu z nich - i niczym biblijny Dawid zranił go kamieniem, opowiada dzieje swojej przyjaźni z wędrownym grajkiem Trąbą, zapisuje historie zmagań pomorskiej szlachty o utrzymanie ojcowizny i zachowanie pamięci o swych bohaterskich przodkach, ukazuje pielgrzymkowe zwyczaje kaszubskiego ludu, mówi o swej wierze w Pana Jezusa i w straszki jednocześnie... Wręcz fizycznie boli go wszelka nieuczciwość, kłamstwo, zdrada, a szczególnie udręcza widok braci Kaszubów zaprzedających germańskiemu diabłu swoją duszę, a źródła rozmaitych dotykających ich słabości widzi on nie tylko na zewnątrz wspólnoty, ale i w jej wnętrzu: w sumieniu i w zachowaniach swoich pobratymców. Świadectwa heroizmu sąsiadują w tej powieści z obrazami upadku - jak w życiu, jak w każdym czasie i pod każdą geograficzną szerokością. Aleksander Majkowski (1876-1938), który wszak nie był zawodowym literatem, lecz z wykształcenia lekarzem, a z powołania społecznikiem i nade wszystko miłośnikiem swojej najserdeczniejszej ojczyzny - Kaszub (którą tak w przeszłości, jak i w przyszłości mimo wszystko widział w braterskiej jedności z Rzeczpospolitą) stworzył dzieło najdogłębniej (nie tylko przez język) związane z szeroko rozumianym doświadczeniem kaszubskiego ludu, lecz pozostające też w głębokiej łączności z arcydziełami śródziemnomorskiej kultury, by przypomnieć tu choćby utwory związane z pełną niebezpieczeństw wędrówką bohatera, takie jak Odyseja, Eneida czy Opowieści o Graalu, nie mówiąc już o Biblii, której obecnością, na każdym poziomie wyrażania, nasycony jest ten utwór. Aleksander Majkowski ŻËCÉ IPRZIGODË REM U SA ZYJERCADŁO KASZUBSKJI LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA / 53 KSIĄŻKI Majkowski zbudował go, opierając się na najzwyczaj-niejszych, acz pod jego piórem jednocześnie niezwykle wyrafinowanych przeciwieństwach. W przypadku swoich głównych bohaterów Remusa i Trąby bardzo dużo do powiedzenia będą miały proste kontrasty: wysoki - niski, milkliwy - rozmowny, asceta - sybaryta, a na planie treściowym oraz wyrazowym: realizm - baśniowość, swojskie - cudzoziemskie, przyjazne - nieprzyjazne (wrogie), w aspekcie aksjologicznym natomiast: dobre - złe, urodziwe - brzydkie, uczciwe - podstępne... Ten formalno-ideowy zabieg przypomina nie tylko pewne wzorce kultury ludowej (jasełka, jarmarczne przedstawienia, opowieści wędrownych śpiewaków), ale również zdaje się nawiązywać do takich arcydzieł europejskiej epiki, jak Gargan-tua i Pantagruel Rabelais'go, Don Kichot Cervantesa, Sienkiewiczowski Potop czy Haszkowe Przygody dobrego wojaka Szwejka. Śmiech i powaga, zdrowy, ple-bejski humor i poczucie dramatyczności życia sąsiadują tu ze sobą, tworząc dynamiczną i niepowtarzalną estetyczną oraz mentalnościową całość i jakość. Na ową jedność pracują również mit i historia, na rozmaity sposób konkretyzowana teraźniejszość bohaterów oraz przenikająca i ogarniająca ich życie wieczność. Remus wychodzi na spotkanie jednej i drugiej. On jedną i drugą żyje, każda z nich nadaje istotny sens jego poczynaniom, z jednym i z drugim przychodzi mu się zmagać, 0 jedno i drugie walczyć. Remus doświadcza swego dzisiaj z jednej strony jako trudnego niebiańskiego daru, który przyjmuje z wdzięcznością i pokorą zarazem, ale z drugiej odczuwa jako coś, czemu nieustannie grozi osunięcie się w duchową bezwolność i fizyczne unicestwienie. Wedle jego rozpoznań, powtórzmy, wróg godnego życia tai się zarówno w samym człowieku, jak i poza nim. W pierwszym przypadku będzie to między innymi lenistwo, zwątpienie we własne siły, byłej akość życiowych celów, niewrażliwość sumienia, które to słabości w jego relacjach otrzymują imiona trzech mór: „Strach, Trud i Niewarto" (Ż,25). One udręczają 1 unicestwiają nie tylko kaszubski lud - a ich najwyższym władcą: podstępny, z piekła rodem Smętk! „Mnie się zdaje - powiada Remus - że Smętk chodzi po Kaszubach: tu maluje, tam robi procesy, gdzie indziej pisze gazety i książki, w jeszcze innym miejscu mieczem wojuje, a zawsze na nasze nieszczęście i zgubę" (Ż,294). Aleksander Majkiwsczi Żëcé i prziaödë Remusa KASZtBSCZf ZWIFRCADtO Inny śmiertelny wróg przybywa z zewnątrz, zza stale demontowanych granic kaszubszczyzny. W rozpoznaniach Remusa ów podstępny i zarazem bezwzględny nieprzyjaciel to nade wszystko prusactwo z jego zaborczymi zamiarami, niegodziwymi praktykami wywłaszczania Kaszubów z własności i z tożsamości (językowej, religijnej, obyczajowej...). Najgorsze przychodzi wtedy, uważa, jeśli obaj wrogowie (ten wewnętrzny i zewnętrzny) się ze sobą sprzymierzą. Bohater walczy z nimi całym sobą i na różne sposoby: jeśli nie ma innego wyjścia - siłą fizyczną lub fortelem, gdy się nadarzy sposobność - odważnym świadczeniem w niemieckim sądzie, książką pisaną po polsku lub po kaszubsku, a nade wszystko własną uczciwością oraz bezgranicznym zawierzeniem Bogu2. Ta książka pełna jest wspaniałych opisów upadku i dzielności, przykładów wziętych z przeszłości oraz czasów współczesnych, wyimaginowanych i tych jak najbardziej prawdziwych. A one wszystkie przedstawiane są w sposób nadzwyczaj prosty i zajmujący zarazem, wyrażane językiem żywym, czystym i obrazowym. Nie obawiam się rzec, że w swoim gatunku to arcydzieło. Trzeba coś bardzo ukochać, żeby taki utwór napisać... A rzecz dobrze napisana (przeniknięta miłością i szczerą troską o człowieka jednocześnie!) może być skarbem dla wielu wspólnot i na różne czasy. I tak też odczytuję oraz odczuwam Życie i przygody Remusa; tak odbieram rozmaite utajone w tej epopei piękna oraz zawartą w niej lekcję mądrości. Na zakończenie niech mi również wolno będzie powiedzieć, że cieszy moje serce wciąż żywa wiara Kaszubów, ich przywiązanie do ojcowizny, raduje mój umysł wiele pisanych i wydawanych przez nich książek, ale jest mi też bardzo smutno, kiedy na portalu „Kaszëbskô Jednota" widzę hasło „Jestem Kaszubą. Jestem Ślązakiem. Nie jestem Polakiem!". I wtedy przypominają mi się słowa starej oliwianki - Kaszubki, która opowiadała mi o tym, jak to przed pierwszą wojną światową Antoni Abraham, zwany królem Kaszubów, jako przedstawiciel firmy Singer przemierzający pomorskie wsie i miasteczka, przy każdej nadarzającej się sposobności głosił: „Jeśli wierzysz w Boga i jesteś Polakiem3 - obudź w sobie kaszubskie serce!". Kto przy tym porządku kombinuje, myślę, u tego Smętk się zagnieździł w głowie, i temu też Smętk ciężko siadł na duszy. A to bardzo, jak mówił Remus, niebezpieczny duch. KAZIMIERZ NOWOSIELSKI 2 „Bo Remus po prostu na przyrodzonych nogach chodził boso. Tylko jak wjeżdżał z taczką do miasta, to obuwał buty. Nie ze względu na ludzi. Miał zwyczaj, że w mieście albo we wsi kościelnej wstępował do kościoła podziękować Bogu i ukorzyć się przed jego wolą. A tam, przed tym największym Panem, nie chciał się pokazywać boso, bo wiedział, co mu się należy" (Ż, 12). 3 http://kaszebsko.com/index.php?mact=News,cntntO 1 ,detail,0&cntnt01 articleid=256&... [2015-07-13]. 54 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 LEKTURY Na wdôr „méstra regionalnego mësleniô W 2008 r. Kaszëbsczi Institut wë-dôł ksążka namienioną Stanisławowi Pestce pt. Z zaborskiego matecznika. Latoś ukózała sa jesz jedna prôca ö tim bëlnym dzejôrzu, gazétniku i pöece, jakô wnet w całoscë öpisywô jegö żë-cé i utwórstwó. Tim raza je to publikacjo z cyklu „Pro memo-ria", a ji wëdôwcama są Kaszëbsczi Institut a Muzeum Kaszëbskö--Pömörsczi Pismieniznë i Mu-zyczi we Wejrowie. Zamkłé w ni tekstë zebrôł i obrobił prof. Józef Börzëszköwsczi. Ön je téż autora wstapu i przepisów. Pro memoria. Stanisław Pestka (1929-2015) mó szesc óbjim-nëch dzélów. Pierszi z nich to przede wszëtczim öpisënk familie przédnégó heroja publikacje i jego rodny wsë - Rolbika. Nie je to dzywné, bö jak pódczor-chiwô prof. Bórzëszkówsczi: „Dla Staszka najważniejszy był Rol-bik". Je to widzec w rozmajitëch tekstach i jich wëjimkach, jaczé są w pierszim parce Pro memoria. Ösoblëwé boczenie wórt dac na skan tekstu zapisónégö na 60 starnach zesziwku. Słowa (jadrz-nô kaszëbizna!) östałë zapisóné w Nowim Jorku, ale mëslë Pestczi bëłë wnenczas w jegö rodnëch stronach. „Chóc ju ód wczora rozköscérzô sa w mójim zdrze-niu nowójorsczi widnik, równak wcyg chodzą pó kaszëbsczi zemi. W dzysdniowim spiku ta zemia óbrócëła swoja mileczną skarń w moja strona" - pisze autor W stolëcë chmurników. Ö tim, że czasto mëslama wrôcôł do rodny wsë, przekonywają same title niejednëch wëjimków: Rolbiecki palimpsest, Wrośli w ta zemia abó prosto Rolbik. Czekawim dofulo-wanim tego dzélu ksążczi je spi-sónó kronika szkółë w Rolbiku ód 1945 do 1974 r. Wedle prof. Bórzëszköwsczégó nóczekawszim parta publikacje są Dzienniki Pestczi z lat 1965--1998. Wórt pó prówdze poznać ôrt i głabia mëslenió jich autora, chtëren nie ógrańcziwo sa do kaszëbsczich sprów, ale rozmieje analizować téż stojizna jinëch regionów świata, jak chóc-le Walie i ji biôtczi ó swoja kultura i jazëk. Dniowniczi kuńczą sa pódrechówanim kadencje Öglo-wégö Zarządu Kaszëbskó-Pómór-sczégó Zrzeszenió w latach 1996-1998. Pestka rozmiszló, chto pó latach mdze taksowół te rządë. „Może tym kronikarzem (...) będzie nie kto inny, jak właśnie Cezary Obracht-Prondzyński. Już przecież dał się on poznać jako wnikliwy analityk i znawca tematu kaszubsko-pomorskiego. Czy z młodych ktoś doń doszusuje? Arkadiusz Goliński? Krzysztof Wirkus lub Mariusz Szmidka? Na pewno w tym areopagu nie zabraknie Gruczowej progeni-tury - Artura Jabłońskiego, Kazimierza Klawitera i Eugeniusza Pryczkowskiego. Rzecz jasna, zasiadać oni będą po drugiej stronie barykady. Zresztą, któż to wie... gdzie i kiedy pojawią się podziały i pęknięcia". Dló lubótników lëteracczich dokazów Jana Zbrzëcë nóbar-żi wórtnym parta ópisywónégö hewó tomu Pro memoria... mdze czwiórti dzél. Je w nim historicz-no-lëteracczi artikel prof. Daniela Kalinowsczégó, chtëren pódczor-chiwó m.jin., że lirika Pestczi mocno sedzy w świece klasycznego, anticznégö, ale téż romanticz-négó i terôczasnégó utwórstwa. Kóżdó z tëch tradicjów, wedle słëpsczégó profesora, ostała w do-kazach sp. wastë Stanisława „zinterpretowana za sprawą medium języka kaszubskiego". Ö usódz-kach Jana Zbrzëcë napisała téż Bożena Ugöwskô. Pódczorchiwó przédno, że jego poezjo je apart-nó, jinó jak wszëtkó publiko wóné pó kaszëbsku, i nicht przed nim ani pó nim nie pisół jistno, drago je nalezc jaczés modło abó lëte-racczégó méstra, za chtërnym szedł usódzca z Rolbika. Autorka dówó téż boczenie, że je to lirika o „głabiznie znaczeniowi słowa, öplotłégö (...) ósoblëwim, czasa profeticznym widzenim zjawiszczów, molów i lëdzy (...)". Wóżnym dzéla publikacje są jesz niepublikówóné wiérztë LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA / 55 LEKTURY Jana Zbrzëcë i zapisënczi, jaczé wiera są udbama na przińdne dokazë i përzna zdradzywają, jak wëzdrzała pôetickô warkôwniô artistë. Do te mómë jesz Traktat ô swójsczim słowie poezji, gdze bohatera Pro memoria m.jin. taksëje utwórstwó Staszków Jana, Stanisława Janczi, Jaromirę La-buddë i lëteraturoznajôrską robota Jerzego Sampa. Póstapny part ksążczi pócwier-dzywô nadzwëköwą erudicja Pe-stczi, człowieka, chtëren - jak napisôł prof. Börzëszköwsczi -„Dniami i nocami, gdy tylko to było możliwe, pożerał w cichości czytelni bibliotecznej czy swego pokoju, a niekiedy i w gwarze kawiarnianym, obok wielu czasopism, książki, książki i książki". Czëtającë je, zapisywôł rozmajité mëslë i notczi. Zeskanowóné za-pisënczi zebróné na köl 80 stronach pókazywają szeroczé zainteresowania pôetë z Rolbika. Aristoteles, Józef Ignac Kraszew-sczi, Riszôrd Kapuscyńsczi, Pru-dencjusz, Norman Davies, Karól Módzelewsczi, James Fenimore Cooper i wiele jinëch... Filozo-fiô, historio, kuńszt i lżészé ro-manë - z kóżdi ksążczi Stanisłôw Pestka rozmiôł wëcygnąc wôżny cytat, czasto pasowny do stojiznë Kaszëbów i kaszëbiznë. Piąti dzél Pro memoria. Stanisław Pestka (1929-2015) to przë-miérzno mało bógati zbiér lëstów, bö jak sa doznôwómë ód redak- tora ti publikacje, ji bohatera nie zbiérôł przëchôdający korespondencje. Udało sa w archiwum autora W stolëcë chmurników na-lezc lëstë ód matczi, ód badérów kaszëbiznë (jak np. Friedhelm Hinze), kaszëbsczich lëteratów i dzejarzów (np. Jón Trepczik, Alojz Nôdżel, Kazmiérz Östrow-sczi). Bëlną udbą je krótczi ópi-sënk kóżdégó z autorów piszącëch do Pestczi (przërëchtowół je Józef Börzëszköwsczi). Czasa te ópisënczi są szpórtowné, szkoda, że w niejednëch przëtrôfkach nie są one kąsk barżi rozbudowóné. Całosc kuńczi nieódestówny dzél wiera wszëtczich tomów z cyklu „Pro memoria" - wspóminczi familie, drëchów i lubótników utwórstwa heroja publikacje. Redaktor ksążczi prosył ó jich napisanie rok pó smiercë wastë Stanisława. Ödpöwiedzelë nô-leżnicë familie, domôcë z pôł-niowëch Kaszub, drëszë i czetiń-cowie usôdzków. Kóżdi z tëch tekstów pókazywó pöeta z Rolbika ód jinszi stronë, pórësziwô jiny dzélëk jegó żëcô. Wiele ó uwóża-nim, jaczé miół ön w kaszëbskó--pómórsczim świece, mówią same title tëch wspominków: Stolëm roda z Rolbika, Stanisław Pestka - „filozof poetów kaszubskich" abó Stanisław Pestka - mistrz regionalnego myślenia. Wórt równak pódsztrichnąc, że bohatera ti ksążczi nie je ópisóny blós ód bëlny stronë, jakno modło dlô jinëch. Na przëmiar jegó białka, wastnó Magdalena, ókróm wiele dobrëch słów ó swój im chłopie napisała téż tak: „Gdy spotkał jakąś ciekawą lekturę, co często się zdarzało, nic go nie obchodziło. Nic go nie obchodziło i w innych sytuacjach, ale..., żeby wszystko było... Był trochę egoistą. Ogólnie to był bardzo dobry człowiek; jeno przeżyć z nim 42 lata mogłam tylko ja". Pödrechöwującë, na wnetka ósmëset stronach ksążczi mómë baro bôkadné zdrzódło do pózna-niô póstacji jednégó z nôwôżnié-szich pówójnowëch kaszëbsczich dzejarzów, poetów i pisarzów. Przë leżnoscë czetińcowie doznają sa wiele o tim, co dzejało sa w Zrzeszenim wnet ód jegó usadzenió, ó światowi lëteraturze i wôżnëch póstacjach Pómórzó. DARIUSZ MAJKÖWSCZI Pro memoria. Stanisław Pestka (1929-2015), red. J. Borzyszkowski, Gduńsk - Wejrowó 2017. wemoria J3 J jÉB wana książka przybliża nam historię wsi, którą już w 1961 roku wybrzeżowy działacz organizacji turystyczno-krajoznawczych Czesław Skonka nazwał Perłą Kociewia. Ta wieś położona w powiecie starogardzkim, w gminie Perła Kociewia Krzysztof Kowalkowski - niestru- monografii) - tym razem uraczył dzony propagator piękna naszego nas ciekawą monografią sołec- pomorskiego regionu, a zwłasz- kiej wsi o nazwie Ocypel. Licząca cza Kociewia (autor dziesięciu około 280 stron, bogato ilustro- 56 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 LEKTURY Lubichowo, nad jeziorem Wielki Ocypel liczy dziś około 600 mieszkańców. Ocypel położony jest na wysokości około 100 metrów n.p.m. Przez wieś przebiega trasa nieczynnej linii kolejowej nr 218. Dzięki położeniu i czystości okolicznych terenów Ocypel przekształcił się w miejscowość wypoczynkowo-letniskową. We wstępie monografii czytamy: „Książka ma na celu przybliżenie historii wsi nie tylko jej mieszkańcom, ale także wszystkim odwiedzającym tę piękną wieś i okolicę". Dowiadujemy się, że Ocypel wzmiankowany był po raz pierwszy w 1664 roku. Od 1772 roku znajdował się pod administracją zaboru pruskiego na terenie prowincji Prusy Zachodnie. Po I wojnie światowej miejscowość znalazła się na terenie Polski. W okresie okupacji hitlerowskiej główną formą walki na terenie Ocypla i okolicy była działalność wywiadowcza i dywersyjna. W ramach niemieckiego odwetu rozstrzelano ponad Są takie literackie postacie, które się lubi, które się rozumie i do których się wraca. Stąd olbrzymia popularność serii książek dla dzieci, w których bohaterowie rosną razem z czytelnikami - takie serie to zarówno klasyki, jak kolejne tomy o Ani z Zielonego Wzgórza czy o dzieciach z Buller-byn, jak i nowsze przygody Mikołajka czy Harrego Pottera. Teraz dwudziestu Polaków będących mieszkańcami Ocypla i okolic. Po II wojnie światowej obszary leśne wokół Ocypla stały się terenem operacyjnym partyzantki antykomunistycznej, w tym również działania oddziału majora Zygmunta Szyndzielarza ps. Łu-paszka. Samuel Bogumił Linde w pierwszej części II tomu Słownika Języka Polskiego (Warszawa 1809) sugeruje, że nazwa wsi może pochodzić od staropolskiego słowa „ocieplić". Linde pisał: „słońce wodę ociepliło, w ziemi urodzajnej musi być wapno, któreby ją ocieplało". W Polsce kociewski Ocypel jest jedyną miejscowością noszącą taką nazwę. Wieś Ocypel położona jest pośród jezior i lasów. Krzysztof Kowalkowski stwierdza: „Każda pora roku jest tu piękna". Ocypel to dobra baza wypadowa do zwiedzania ciekawych miejsc okolicy, o czym również można przeczytać na stronach tej książki. Dowiadujemy się też z niej o historii swojej bohaterki doczekali się Kaszubi. Opowieść o rezolutnej Werónce autorstwa Aleksandry i Dariusza Majkowskich ma już dwie odsłony. Czy mała Kaszub-ka jest w stanie zyskać sympatię dzieci i dorosłych? Sprawdziłam na podstawie reakcji ekspertek -Laury (lat 4 i pół) i Klary (lat 3). W serii Farwny świat Werónczi ukazały się dwie pozycje - We- Ocypla od pierwszych przekazów historycznych po dzień dzisiejszy. Zawarte w niej informacje pochodzą ze źródeł i literatury, a także ze wspomnień i informacji uzyskanych przez autora od byłych i obecnych mieszkańców wsi. Bogata bibliografia pozwala czytelnikowi z łatwością sięgnąć do źródeł. Również legendy z Ocypla i jego najbliższych okolic uzupełniają ciekawe epizody przeszłości jak też teraźniejszości. JERZY NACEL Krzysztof Kowalkowski, Ocypel. Perła Kociewia, Wydawnictwo REGION Jarosław Ellwart, Gdynia 2017. (iCYPH T/ ■ w rónka w przedszkolu i Werónka nad morza. Główną bohaterką obu kaszubskojęzycznych książek jest - jak nietrudno się domyślić - dziewczynka w wieku przedszkolnym. Werónka/ Weronika pochodzi z Kaszub. Skąd dokładnie, nie wiadomo, i to działa zdecydowanie na korzyść książki, ponieważ z bohaterką i jej przygodami mogą się utożsamiać dzieci z całego regionu. Weronika przeżywa przygody, które często przydarzają się także innym małym czytelnikom - pierwsza wizyta w przedszkolu, zabawa na placu Poznajmy „farwny świat Werónczi" LËSTOPADNIK2017 / POMERANIA / 57 LEKTURY zabaw, wyprawa nad morze. Mała interesuje się tym, czym zazwyczaj interesują się dziś kilkuletnie dziewczynki - kucykami z popularnej kreskówki (moje córki nie miały najmniejszego problemu z rozpoznaniem poszczególnych kucyków z popularnego animowanego serialu), lalkami, klockami, pociągami i książkami. Próżno tutaj szukać śladów folkloru - żadnych wozów drabiniastych, kaszubskich strojów czy plecenia wianków. Weronika to bohaterka bardzo współczesna. Wśród jej zabaw nie ma zupełnie już teraz niemodnych wśród dzieci (a wciąż opisywanych w „odpowiadających współczesnym zainteresowaniom dzieci" podręcznikach) zabaw typu gra w klasy. W pierwszej książeczce z serii cała akcja skupia się przede wszystkim na Werónce - jej uczuciach, obawach i przełamywaniu przez nią strachu. Trzylatka (właściwie trzyipółlatka) nie jest ideałem - i boi się, i obraża, i czasami jej się czegoś zwyczajnie nie chce, ale pokonuje swoje słabości. Dzięki temu ta historyjka może wiele nauczyć dzieci i rodziców czy opiekunów, a ważne jest, by zarówno mali jak i duzi czytelnicy polubili bohaterkę, gdyż seria Farwny świat Werónczi (a przynajmniej jej początkowe części) to propozycja dla dzieci, które zazwyczaj jeszcze czytać nie potrafią. Oprócz ciekawej, napisanej prostym językiem historii seria ma też walory edukacyjne - uczy dzieci kaszubskich słówek, zwyczajów i tradycji oraz geografii Kaszub. Szczególnie jest to wi- doczne w drugiej części serii zatytułowanej Werónka nad morza i tutaj niestety można się „przyczepić" do zbyt dużej ilości przekazywanych w historyjce informacji. Ta książka zdecydowanie bardziej nadaje się do tego, by czytać ją na lekcji, używać jako pomoc naukową, niż do czytania w domu razem z dzieckiem. O ile Werónka w przedszkolu skupiała się głównie, jak wspominałam, na emocjach małej bohaterki, o tyle druga część serii przede wszystkim koncentruje się na edukacji. Szczerze mówiąc, nie sądzę, by przedszkolak był zainteresowany tym, że oglądane przez niego fortyfikacje pochodzą „sprzed II wojny światowej" lub tym, dlaczego w danym miejscu stoi krzyż (bo przynajmniej na Kaszubach krzyże są naturalnym elementem krajobrazu). Ale można też znaleźć pozytywną stronę tej propozycji: skoro bowiem ta część przypomina nieco przewodnik, to przyda się podczas wędrówki śladami Werónki po Mierzei Helskiej. A na taką wędrówkę dziecko z pewnością nabierze ochoty, gdy przeczyta o poszukiwaniu skarbu (prawdziwego!!!) i zobaczy piękne obrazki - bo ilustracje są tu i bardzo kolorowe, i szczegółowe. Świetnie też oddają nastrój bohaterów. Jedynie pirat na okładce drugiej części wydał się moim córkom dość straszny, a nie jestem pewna, czy taki powinien być. Powrót do lektury Werónki... z pewnością ułatwiają zabawy i zadania zawarte na kartach książki. A jeżeli ktoś nie potrafi czytać po kaszubsku lub „próbo- wał, ale mu nie wychodziło", to może się zapoznać z przygodami dziewczynki w języku polskim -w drugiej części publikacji znajdzie historyjkę zapisaną po polsku. Podsumowując: Werónka to dziewczynka, którą warto poznać i poczytać o niej. To bohaterka, która razem z małym czytelnikiem rośnie i poznaje Kaszuby, i to Kaszuby współczesne - takie, w których mali Kaszubi żyją obecnie, a nie kraj dzieciństwa ich dziadków. TATIANA SLOWI Aleksandra Majkôwskô i Dariusz Majköwsczi, Werónka w przedszkolu, wyd. Majkowsczi, Nadole 2016. Aleksandra Majkôwskô i Doriusz Majkowsczi w przedszkolu Aleksandra Majkôwskô i Dariusz Majkowsczi, Werónka nad môrza, wyd. Majkowsczi, Nadole 2017. Aleksandra Majkôwskô i Dariusz Majkowsczi Kod morza 58 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 m KÔSCÉRZNA, GDUŃSK. ŻEBË WRÓCËŁË ANIOŁË... Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie - Miasto Kościerzyna \ Muzeum - Kaszubski Park Etnograficzny Nadbałtyckie Centrum Kultury Politechnika Gdańska ZRPRRSZflJR NR m GDINIO. O GDINSCZIM MUZEUM NA HOLANDZCZI ZEMI W gdińsczim Kaszëbsczim Förum Kulturę 11 rujana ödbëło sa zeńdzenie z Tomasza Sawicczim, lubótnika historie, chtëren zajimô sa m.jin. roz-köscérzanim wiédzë ô dzejaniach armie gen. Stanisława Maczka. Zeńdzenie zaczało sa od prezentacje filmu namienionégô 1. Pancerny Diwizje. Późni gósc KFK öpöwiôdôł ö wôżnym, chóc mało znónym dzélëku jich wójnowi drodżi - wëzwölenim miasta Axel w Hólandzczi. Jak przekönywôł Sawicczi, mieszkańce ti môlëznë dërch pamiatają ô żołnierzach, chtërny skuńczele hitlerowsczé panowanie w jich stronach. Bëlnym pôcwierdzenim tëch słów je Gdynia Museum, jaczé dzejô w Axel. Je to brzód kólekcjonersczi pasje jegö załóżcë Mario Maasa, chtëren öd knôpiczich lat zbiérôł pamiątczi po wojnie, a przede wszëtczim to, co ostało po póbitwie pod Axel. Pózwa muzeum nawlékô do nazwë mostu, jaczi na karnôlu Axel - Hulst zbudowelë pólsczi saperze dlô pancernëch wözów. Jak sa ökôzało, czile uczastników zćńdzenió bëło ju w Axel i długo kôrbilë z wastą Sawicczim m.jin. ó tim, jaką uczbą patriotizmu (téż tego môlowégö - gdińsczegó) bëło dlô nich obżeranie Gdynia Museum. RED. charytatywne koncerty na rzecz odbudowy domostwa Józefa Chełmowskiego REKOWO. SWIATO BULWĘ Ödj. AK Kaszëbskó-Pômórsczé Zrzeszenie part w Rédze wespół ze Spódlecz-ną Szkołą nr 5 örganizëje co roku ób jeseń „Swiato piekłëch bulew". Latoś 6 rujana 2017 roku na se-dlëszczowim pölu rozgriwków Liska wica w Rekowi e uczniowie naji szköłë swiatowelë dzeń pieczonëch bulew. Impreza tim raza ódbiwała sa przë dosc dobrim wiodrze. W taczim wëdarzeniu ni mogło zafelowac konkursów z bulwama w przédny rolë. Uczniowie brelë udzél w spórtowëch miónkach zörganizowónëch przez szkolnego wëchöwaniô fizycznego Łuka- sza Jurga. Barô cekawą rozegra-cją bëła sztafeta z bulwą. Dzecë wëstwôrzałë lëdzyczi, wëmësloné pöstacje ó bulwöwim usmiéchu. Ösoblëwô wësok óstałë ötakso-wóné te wëkónóné przez Wérón-ka i Patrika ód Billotów. Brawö dlô nich i jich rodzëców! Atrakcją bëło téż wspólné pieczenie bulew w ógniszczu i jich szmakanié. Apartné pódzakówaniô czerë-jemë do Jana Krefta za zorganizowanie ógniszcza, bezpiek przë ógniszczu a téż widzałé piekłé bulwę, Danuce Bieńkowsczi, Barbarze Kreft, Aleksandrze Bissa i Joannie Ranachówsczi za pëszné swójsczé wëpieczi, chtërne baro szmakałë najim ucznióm, starszim, góscóm i szkolnym. Dzaka wszëtczim, chtërny w nen dzeń bëlë raza z nama, za piastowanie tradicji swiata piekłëch bulew. Wiôldżé pódzakówanié nôleżi sa téż gburóm za jich dragą robóta na rolë i wespół z nima jesmë ród z latosëch brzadów zemi. ANDRZEJ KRAUZE aomosiwa jozera LnetmowsKiego Niech wrócą 5 października 2017 r. Sala SzopińsKiego w Kościerzynie 7 października 2017 r. Audytorium Novum Politechniki Gdańskiej Rozpoczęcie: godzina 18.00 Wprogramfe koncert nowskfego zespdu ROT EtMAR DRENG&fRENDS mcroiog z .Wyzwilena'w wyfccnan-u Ryszarda jaśrtewtza fragmert «nxi .Ks^ga Aniołćwjózefa Chełmowskiego* - Andrzeja Dudzińskiego cęweic o Myśoejózefie Chcfrnowskm - Agr*s2ka Baba Słasłeiwska wystaw *nuaki Aftysty ■ Magdalena Wlttus wernisaż malarski Grupy Artystycznej DUET NCMEC 8.6RZECH ktermasz produktów regwnalnyth CÉ/ docMd: wydonw rsstjrw (wrauenty na o&uto* zntsnonjth * " jj£ jtartubijj BSafc. Kaszëbskó-Pómórsczé Zrzeszenie zorganizowało charitatiwną akcja, jaczi céla je zebranie pieńdzy na odbudowa domôctwa Józefa Chełmówsczégó w Brusach-Jaglach. Zógarda patrona latoségó roku w KPZ ostała möcno znikwionó óbczas wiôldżé-gó wiatru i grzëmötów, jaczé przeszłe nad Kaszëbama w zélniku. 5 rujana w Kóscérznie (w zalë m. Szo-pińsczegó), a 7 rujana we Gduńsku (w Au-ditorium Novum Gduńsczi Pólitechniczi) ódbëłë sa kóncertë, z jaczich wzątk pudze na remont chëczë i odnowienie ogrodu bëlnégô artistë. W programie béł m.jin. wëstap norwe-sczégó karna Roy Einar Dreng&Friends, pókôzóny östôł dzélëk filmu Andrzeja Dudzyńsczćgó „Księga Aniołów Józefa Chełmowskiego", ödbéł sa téż malarsczi pökôzk artisticznégó karna Duet Nie-miec&Grzech. Ö pomóc w odbudowie budinku i ogrodu starka prosëła téż wnuczka ar-tistë - Magdalena Wirkus. Charitatiwné kóncertë „Niech wrócą anioły" to udba kaszëbsczi dzejórczi, przédniczczi partu KPZ w Chmielnie Bri-gidë Michalewicz. Bóg zapłać wszëtczim, co pómóglë w zórganizowanim koncertów abó na jiny ôrt wsperlë odbudowa chëczë i ogrodu Józefa Chełmöwsczégó. RED. LÉST0PADNIK2017 / POMERANIA / 59 m KLËKA m TRUTNOWY. „NIEBO W GĘBIE" Stowarzyszenie Żuławy Gdańskie z Trut-nowych zorganizowało konkurs kulinarny „Niebo w gębie, czyli przysmaki powiatu gdańskiego". W tym roku odbyła się już XII edycja, na którą wpłynęło 56 żuławskich przysmaków. Gęsię szyjki faszerowane, żuławskie pierogi z ziemniakami, gołębie po myśliwsku to tylko niektóre ze smakołyków, które zagościły na konkursowym stole. Jury podzieliło zgłoszone produkty na siedem kategorii: dania żuławskie, dania mięsne, ryby, nalewki, przetwory, wypieki i inne. Potrawy są znakomite. Z każdym rokiem poziom konkursu jest coraz wyższy. Dlatego trudno wytypować zwycięzców - podkreśla Elżbieta Skirmuntt-Kufel, prezeska stowarzyszenia organizującego konkurs. Uczestnicy spotkania nie tylko znaleźli strawę dla ciała, ale także dla ducha. Stało się tak za sprawą koncertu kwartetu smyczkowego Zagan Acoustic. Podsumowaniem kulinarnych zmagań będzie wydawnictwo poświęcone przepisom i ich autorom. Już teraz zapraszamy do lektury i własnych kuchennych eksperymentów z żuławskimi daniami. Impreza odbyła się 17 września. TOMASZ JAGIELSKI Fot.TJ WEJROWÔ. KÔRBILË Ô KASZËBSCZICH MUZEACH Woźnym pónkta konferencje bëła prezentacjo pôwstôwający ksążnicë profesora Labudë Przedstôwcowie muzeów, jaczé zajimają sa rozkóscérzanim kaszëb-sczi kulturë, pötkelë sa 26 séwnika w wejrowsczim Pałacu Przeben-dowsczich na konferencji „Kaszëb-sczé muzea - najô póspólnô kulturowo spôdköwizna". Kôrbilë przédno ó jiwrach i wezwaniach a téż szukelë nowëch czerënków dzejaniô dlô swój ich môlów. To pôtkanié mô pokazać wzôjné relacje midzë kaszëbsczima muzeama a strzo-dowiszcza. Chcemë téż pokazać i zdefiniować, jaczé cele stoją przed kaszëb-sczima muzeama - gôdôł prof. Cezari Obracht-Prądzyńsczi. Wôżnym pónkta konferencje bëła prezentacjo pówstôwający we Wejrowie ksążnicë profesora Gerata Labudë. Uczastnicë doznelë sa téż ô dzysdnio-wi stojiznie kaszëbsczich môlów, jaczé słëchają marszôłkówi pömórsczégó województwa. Przedstôwcowie muzeów szukelë móżlëwótów wikszi wespółrobótë. We-strzód udbów pojawiło sa m.jin. wë-danié póspólnégó katalogu z bédënka dlô szkółów i wikszé wespółdzejanié w promówanim patrona roku ogłoszonego przez Kaszëbskó-Pómörsczé Zrzeszenie. Organizacja konferencji zabédowa-ło Karno ds. kulturowi spôdkówiznë, jaczé dzejó köl Öglowi Radzëznë KPZ. Westrzód uczastników bëlë przed-stówcowie 15 muzeów. RED. ■i CHOJNICE. REGIONALIŚCI PATRONAMI ULIC Wskutek uchwał Rady Miejskiej w Chojnicach dwóch zasłużonych działaczy regionalnych zostało patronami ulic. Działania te miały związek z wprowadzeniem zmian nazw ulic i placów w ramach tzw. ustawy dekomunizacyj-nej. Do grona patronów chojnickich ulic dołączono Franciszka Pabicha i Witolda Looka. Obaj w 1964 r., wspólnie z Julianem Rydzkowskim, założyli ukazujący się do dziś rocznik „Zeszyty Chojnickie", obaj też ogłaszali drukiem niektóre swoje publikacje na łamach „Pomeranii". Franciszek Pabich był wybitnym, w skali międzynarodowej, znawcą filigranów (znaków wodnych na papierze) i dziejów papiernictwa, natomiast Witold Look zajmował się przede wszystkim bogatą historią ziemi chojnickiej. Obu regionalistów rekomendował Radzie Miejskiej działający od dwóch lat w chojnickim ratuszu Zespół ds. Nazewnictwa Miejskiego. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI 60 POMERANIA KLËKA m LUBIANA. ODDZIAŁ ZE SZTANDAREM I PATRONEM Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Łubianie 10 października br. przeżywało historyczne wydarzenie poświęcenia sztandaru naszego partu oraz święto odpustu parafialnego w Łubianie. Uroczystość rozpoczęła się o godz. 17 w kościele św. Maksymiliana Marii Kolbego w Łubianie, gdzie podczas mszy odpustowej odprawionej przez biskupa ordynariusza Ryszarda Kasy-nę został poświęcony sztandar naszego oddziału, a symboliczne gwoździe na drzewcu przybili: wspomniany biskup, ks. prałat Jan Ostrowski i proboszcz Mieczysław Gajewski. Po uroczystościach w świątyni zebrani przeszli do Zespołu Kształcenia w Łubianie, gdzie po odśpiewaniu hymnów Polski i Kaszub zaproszeni goście zabrali głos i przybijali kolejne gwoździe na drzewcu sztandaru na- szego partu, który od teraz ma swego patrona - sługę bożego biskupa Konstantyna Dominika. Na uroczystościach byli obecni przedstawiciele lokalnych władz z wójtem gminy Kościerzyna na czele, prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego prof. Edmund Wittbrodt i przedstawiciele zaproszonych oddziałów Zrzeszenia. Prezes łubiańskiego Zrzeszenia Irena Marszewska w swoim przemówieniu przedstawiła rys historyczny naszego partu i podziękowała wszystkim za przybycie i pomoc przy pracach nad naszym sztandarem (w sposób szczególny hafciarce Indze Mach z Bytowa, która stworzyła ten sztandar). Wójt gminy Kościerzyna na zakończenie uroczystości nagrodził naszego księdza proboszcza Mieczysława Gajewskiego statuetką Małego Niedźwiedzia za pracę na rzecz społeczności lokalnej. PIOTR KWIDZIŃSKI Swój gwóźdź wbija wójt gminy Kościerzyna G. Piechowski. Fot. z archiwum ZKP Lubiana I. Marszewska i Ł. Halboth z dumą prezentują nowy sztandar m MISZEWKÔ. SWIATOWELË R0CZËZNA PATRONA SZKÖŁË W niedzela 22 rujana minała 110. roczëzna Jana Trepczika - kaszëbsczé-gö pöetë, autora wiele śpiewów a téż pölskö-kaszëbsczégö słowarza. Z ti leżnoscë w restauracje Mulk w Mi-szewku czile dni chudzy (w czwiórtk) ódbëło sa zeńdzenie na wdôr tego wiôldżégö Kaszëbë. Plac nie óstół wëbróny przez przëtrôfk, bó prawie w sąsadëjącym z Miszewka Miszewie Trepczik béł czerownika powszechny szkółë (1927-1934), a w 2004 r. óstôł wëbróny na patrona tameczny spódleczny szkółë. To bëła bëlnô decyzjo. Dzysô wërazno je widzec, jak jego dokaże, talent i wiôlgôsc mają cësk na edukacjowi proces uczniów - gódół óbczas zeńdzenió w Mulku burméster Żukowa Wójcech Kankówsczi. Na binie spiéwë napisóné przez Trepczika prezentowalë młodi ledze: Zofio Jelińskó, Daniel Radec-czi-Mikulicz, Aleksandra Biłanicz, Wérónka Prëczköwskô. Wëstąpiło téż dzecné karno Mulczi i Spiéwné Towa-rzëstwô m. Jana Trepczika pod czerën-ka Zofii Kamińsczi. Uczastnicë zeńdzenió (kol 150 lë-dzy) móglë téż öbezdrzec telewizjo-wi program z cyklu „Skarbë Kaszëb" namieniony Méstrowi Janowi i dzélëk programu „Rodno Zemia", w jaczim Natalio Szroeder zaśpiewała usadzony przez Trepczika sztëczk „Kole stë-dzenczi". Na zalë bëła m.jin. dôwnô uczen-ka Méstra Jana - Małgorzata Szadach (z dodomu Ökrój), chtërna wspominała, że Trepczik béł ji lubótnym szkolnym. Öbczas zeńdzenió ôdbëła sa prezentacjo platczi z óriginalnyma wëkó-naniama Trepczików - Jana i Leokadie (mëmczi wspómnióny dirigentczi Spiéwnégó Towarzëstwa). Wëdało ja Muzeum Kaszëbskó-Pómórsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie [wicy na ji téma piszemë na s. 46-47], jaczégö przedstówcą béł w Mulku dr Michół Hinc. Jeden z dokazów z ti platczi - „Öddzakówanié" - óstół pókózóny w formie teledisku na ekranie. Przëszëkówelë gó uczniowie gimnazjum w Żukowie: Mikółój Bréza, Julión Prëczkôwsczi i Kamil Szmidtka. Uroczëznie towarził wëstôwk o Janie Trepcziku. Całosc zorganizowała miszewskó szkoła i banińsczi part Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrzeszenió. RED. NA SPÔDLIM TEKSTU JANA DOSZA Ödj. K. Kanköwskô-Filëpiôk LËSTOPADNIK 2017 POMERANIA / 61 KLËKA m PÔMÔRZÉ. WËMËSLË, NAKRĄCË I PRZEŚLIJ Dzysô video jejedną z barżi pöpularnëch fôrmów wësłowianiô sebie przez młodëch. To z mëslą ö nich më przëszëkôwelë ten konkurs - gôdô Dark Majkówsczi, jeden z wespółörganizatorów I Konkursu Kaszëbsczich Amatorsczich Filmów (KKAF). We wiele szkołach dzejają nieformalne karna, jaczé za pomocą kamérë, aparatu abô nawetka telefonu rëchtëją krótczé filmczi na rozmajité témë. Je téż wiele tpzw. youtuberów, chtërny wstôwiaję swôje usôdzczi na znó-nym serwisu YouTube. Wespół z Piotra Dzekanowsczim, lëterata i wëdôwcę ga-zétë „Kurier Bytowski" jesmë pômëslelë, że wôrt spróbować dotrzeć z kaszëbiznę do tego ókrażô - dodôwô. Nôprzód uszli przędny redaktor „Pomeranie" sköntaktowôł sa z gduń-sczim karna Red Horizont Studio i za-bédowôl zrobienie filmu ö „kaszëbsczich I Konkurs Kaszubskich Filmów Amatorlkich *■ tgf I Konkurs Kaszëbsczich Amatorsczich Filmów wampirach". Takpöwstôł Wieszczy, jaczi stół sa obraza promującym całi Konkurs. Céla KKAF je promowanie kaszëb-sczégö jazëka i kulturę. Sczerowóny je do amatorów, chtërny ni mają jesz 25 lat. Jich zadanim je nakrącenié krótczé-gö filmku po kaszëbsku (abö z kaszëb-sczima nódpisama) warającégö ód 5 do 10 minut. Téma mó bëc spartaczono z Kaszëbama. Przédnó nódgroda to 1500 zł. Dokazë badą przëjimóné do 10 stëcznika 2018 r. Drobnotë w regulaminie na facebookówi starnie konkursu: https://www.facebook.com/Konkurs--Kaszubskich-Film%C3%B3w-Amatorskich-1085408294928955/. Örganizato-rama są: wëdôwizna Majkówsczi, Red Horizont Studio i „Kurier Bytowski". Rôczimë do udzélu. Ł.UKÔSZ ZOLTKÔWSCZI m WARSZAWA. CHEŁMOWSCZI TRAFIŁ DO SEJMU Ödj. UM Brusy Öd 10 do 16 rujana w pólsczim Sejmie w Nowim Pósélcowim Dodomu béł pre-zentowóny wëstôwk „Człowiek Renesansu". Przedstówiół ón utwórstwó patrona latoségó roku w Kaszëbskó-Pömórsczim Zrzeszeniu Józefa Chełmöwsczégö. 12 rujana ódbëła sa uroczëstó inauguracjo, na jaką pójachała téż delegacjo z Brus, rodny gminë kaszëbsczégó ar-tistë. Do Warszawę rëgnalë m.jin. przed-stôwcowie samórządowëch wëszëz-nów z wiceburméstra Krësztofa Ger-szewsczim, córka Chełmówsczégó Éwa Rudnik, przédnik KPZ prof. Edmund Wittbrodt wespół z przédnika brusczé-gó partu Zrzeszenió Stanisława Kobusa i uczniowie Kaszëbsczégö Öglowósztół-cącégö Liceum w Brusach ze swój im direktora Zbigniewa Łomińsczim. W miono Marszôłka Sejmu przemówił pósélc Aleksander Mrówcziń-sczi, chtëren dzakówół organizatorom wëstôwku za rozkóscérzanié utwór-stwa Józefa Chełmówsczégó i lëdo-wégó kuńsztu. Żëcé i dobëca patrona roku przedstawił direktor bëtowsczégö muzeum dr Tomósz Semińsczi. W artisticznym parce uroczëznë wëstąpiła kaszëbskô kapela i mło-dzëzna z karna „Młodzi Krëbane" dze-jającégö kol Centrum Kulturę i Biblio-teczi w Brusach. NA SPÔDLIM NOTCZI WÉRÓNICZI SËNAK Z GARDOWÉGÖ URZADU W BRUSACH ■i SOMONINO. RËBACZENIE NA KASZËBACH W somónińsczim Zespole Wëżi-gimnazjalnëch Szkółów ódbëło sa XIX Forum Lëdowégó Utwórstwa. Przędną jego témą bëło rëbaczenié na Kaszëbach. W programie bëłë m.jin. gôdczi ó robóce rëbôków w dôwnëch czasach. Öpówiôdôł ó tim Tadéusz Makówsczi, chtëren pódczorchiwół, że czedës béł to wark, jaczi zagwësniwôł uwôżanié w spólëznie. Ö dzysdniowim rëbaczenim ópówiôdôł ichtiolog Adóm Wojtowicz. Dzaka niemu uczastnicë Forum dowiedzelë sa m.jin. ö zarëbia-nim jezór i ó tim, jak dzysô wëzdrzi łowienie rib. Jak je ju tradicją, óbczas Förum bëła leżnosc óbezdrzeniô i kupie-niô swöjoracznëch wërobinów. Latoś króm wësziwków, obrazów i ó-bleczeniów baro wiele bëło rzeczi sparłaczonëch z rëbaczenim (np. jadra i rëbacczé ruchna). RED. 62 POMERANIA / LISTOPAD 2017 KLËKA ■ WIELKI BUCZEK. KONFERENCJA POŚWIĘCONA KS. DOMAŃSKIEMU XX Buczkowską Konferencję Naukowa, która odbyła się 7 października 2017 r., tradycyjnie zorganizowali Krajniacy, Oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Wielkim Buczku oraz Instytut Kaszubski w Gdańsku. W tym roku motywem przewodnim były „Pamięć i dzieło księdza Patrona Bolesława Domańskiego". (...) Prelegenci wygłosili wykłady pod następującymi tytułami: „Pamięć i dzieło księdza Patrona Bolesława Domańskiego na Krajnie" (Józef Bo-rzyszkowski), „Pokłosie Nagrody im. ks. Bolesława Domańskiego" (Jacek Stróżyński), „Krajniacy księdzu Patronowi" (Jowita Kęcińska-Kaczmarek). Kolejnym punktem programu było odsłonięcie i poświęcenie dwóch rzeźb przed Wiejskim Domem Kultury w Wielkim Buczku. Pierwsza z nich przedstawia ks. Bolesława Domańskie - Ödj. https://www.facebook.com/krajniacy.wielk go, druga Trąbę, wiernego przyjaciela Remusa, którego rzeźbę odsłonięto w 2016 r. Obie wykonała ludowa rzeź-biarka Barbara Pikulik, mieszkanka Zakrzewa. Po poczęstunku złożonym z regionalnych potraw oraz tradycyjnych „kuchów" organizatorzy wręczyli, jak co roku, swoim przyjaciołom Złote Buki. Uczestnicy Konkursu Plastycznego „Matka Boska Radosna i Mat- ka Boska Leśna" otrzymali nagrody za swoje prace wykonane w różnych technikach. Były też życzenia od gości i ciepły poczęstunek. Krajniacy w podziękowaniu za 20 lat współpracy z profesorem Józefem Bo-rzyszkowskim wręczyli mu rzeźbę św. Franciszka (którą również wykonała B. Pikulik). ELŻBIETA CZARNOTTA m TËCHÓMIÉ. JAK WËZWËSKAC KULTUROWE MÖŻN0TË? W dniach 6-7 rujana w Centrum Mi-dzënôrodnëch Pótkaniów w Tëchómiu zeszłe sa robotnice institucji kulturę, szkolny, spólëznowi dzejarze i liderze pómórsczich butenrządowëch órgani-zacjów. Przędnym céla zéndzeniô bëła wëmiana doswiôdczeniów i informacji, a téż integracjo lëdzy, chtërny dzejają w öbrëmienim kulturë. Témą pötkaniô bëło pitanié: Jak wëzwëskac kulturowe móżnotë môlowëch spölëznów? Referat na ta téma 6 rujana wëgłosył prof. Cezari Obracht-Prondzyńsczi. Późni prelegent wespół z dr Karolëną Ce-chórską-Kuleszą prowadzył diskusja. Wôżnym dzéla óbradów bëła prezentacjo czile môlowëch dzejaniów: Sztefanió Malczewskô rzekła ö robóce koła seniorów w Tëchómiu, Alina Werochówskó ópöwiedzała ö zadaniach zjiscywónëch w Zôgardze Stip-Rekówsczich w Płóto-wie, a Magdalena Daroszewskô ze Sto-wôrë Rozwiju Wsë Niezabëszewö „Sploty" gôdała ö projekce „Niedaleko pada jabłko od... lubczyku". 7 rujana uczastnicë zćńdzenió pója-chelë do czile môlëznów. W Łączim öbez-drzelë pomnik na wdôr ófiarów I i II światowi wöjnë i stôrą szkoła, na jaczi murze je tôfla namienionô pierszému profesorowi z Gôchów - Klémasowi Zmuda Trzebiatowsczému. W Brzéznie Szla-checczim wespół z wójta Lepińc Andrzeja Lemańczika i tamecznyma zrze-szeńcama ödwiedzëlë köscół pw. sw. Ka-tarzënë. Bëlë téż pod öbeliska z nôdpisa „Kaszubi pod Wiedniem" i w szkole, gdze pótkelë sa z direktorką Aną Bórchardt. W programie bëło téż zćńdzenie z Bernata Reszką, chtëren ópówiedzół ó historii Borowego Młina i „palikowi wojnie". W Osësznicë nadlesny Jarosłôw Czarnecczi kórbił m.jin. ó robóce le-snëch i lasowim göspödarzënku. Wicy na téma tegö wëdarzeniô na star-nie http://www.kaszubi.pl/komunikaty/ komunikat/id/2774. Örganizatorama bëlë: Kaszëbsczi In-stitut we Gduńsku, Nadbôłtowé Centrum Kulturę, Institut Gardowi Kulturę we Gduńsku, part Kaszëbskö-Pömór-sczégö Zrzeszeniô w Bëtowie. RED. NASPÖDLIM WIADLANA STARNIE KASZUBI.PL m PUCK. PÔ KASZËBSKU W AUTOBUSACH Öd rujana w Pucku rëgnała mięsko komunikacjo. Mô pomóc w dojachanim m.jin. do nówóż-niészich urzadów w miesce i do handlowëch centrów. Dzysdnia je to blós jedna lëniô, a autobus zatrzimiwó sa na 25 przëstón-kach. Baro jesmë ród z ti pödjimiznë, bó je to brëkówné mieszkańcom Pucka, ale téż dlôte, że pózwë przëstónków badą czëtóné w kaszëbsczim jazëku. Bëło to móżlëwé dzaka wespółrobó-ce z Kaszëbską Jednotą i Radia Kaszëbë. Donëchczôs takô dobrô prak-tika bëła leno w autobusach miastowi komunikacji we Wej-rowie órganizowóny przez MZK Wejrowó. Mómë nôdzeja, że ten zwëk chutkó rozeńdze sa po wszëtczich kaszëbsczich gardach RED. LËSTOPADNIK2017 POMERANIA 63 KLËKA m SËLËCZËNO. KRACCZI WËBRÓNY PATRONA 2018 ROKU Ödj. S. Lewandowsczi W sëlëczënsczi remize ödbëło sa czwiôr-té w ti kadencje zćńdzenić Przédny Ra-dzëznë (pöl. Rada Naczelna) Kaszëb-skö-Pömörsczégö Zrzeszeniô. Jednym z nôwôżniészich pónktów öbradów z 14 rujana bëło pôdrechöwanié do-nëchczasnëch dzejaniów KPZ w sprawie pömöcë szködowónym öbczas wiôldżé-gö wiatru i grzëmôtu w nocë 11/12 zélnika. Jedną z gminów, jakô mocno ucerpiała na skutk ti bôłdzë, bëło prawie Sëlëczëno. Wójt Bernat Grëcza pódzakówół zrzeszeńcóm za pömöc i ôpôwiedzôł w drobnotach ö szkodach, z jaczima wcyg muszą so dawać rada mieszkańce. Nôleżnicë Radzëznë wësłëchelë téż relacji z jinëch szködo-wónëch môlów, a przédnik Zrzeszeniô prof. Édmund Wittbrodt rzekł ö dze-janiach KPZ, jaczé pömögłë lëdzóm, chtërny stracëlë wnet całi swój majątk. Wôżnym pónkta zćńdzenió béł téż wëbiér patrona 2018 roku. Zgłoszonëch ostało trzech kandidatów: Francëszk Kracczi, ks. Antoni Peplińsczi i Kaszëb-sczé a Pömörsczé Rodë. Kuńc kuńców Przédnô Radzëzna rozsądzëła, że patrona przińdnćgó roku mdze Kracczi. Radostów Kamińsczi zaprezentowół ogłoszony przez Minystra Kulturę i Nôrodny Spôdköwiznë program „Niepodległa" sparłaczony z óbchódama 100-lecô samóstójnotë Pólsczi. Póstapné zćńdzenić Przédny Ra-dzëznë ódbadze sa w Gdini, gdze nówó-żniészą témą mô bëc 20-lecé samorządowi refórmë i stanowiszcze Zrzeszeniô w sprawie samórządowëch welacjów w 2018 r. RED. ■i WARSZAWA. NA RETËNK JAZËKÓM W ZAGRÔŻBIE Na Warszawsczim Uniwersytece (WU) pöwstôł midzënôrodny badérny óstrzódk, jaczi mô sa zajimac m.jin. rewitalizacją jazëków, jaczim grozy dżi-niacé. W óbrëmienim Centre for Research and Practice in Cultural Conti-nuity - bo takó je oficjalno pözwa tegö óstrzódka - badą wespółdzejac z WU 4 institucje: University of London, Leiden University, University of Gronin-gen a téż Max Planck Institute for the Science of Humań History in Jena. Nowi óstrzódk pówstół na wëdzélu „Artes Liberales", gdze karno pod przćdnictwa dr hab. Justinë Ölkö ód wiele lat zjiscywó midzënôrodné pro-jektë tikającé sa m.jin. retanió „mółëch" jazëków. W badérowaniach mają brac udzćl nić leno uczałi, ale téż lëdze, jaczi użi-wają jazëków w zagróżbie. „Staramy się budować pomosty między światem nauki a mniejszościami etnicznymi i językowymi, społecznościami lokalnymi, organizacjami nieakademickimi, lokalnymi aktywistami" - napisała na internetowi starnie WU Justina Olko. „Współpracujemy z przedstawicielami mniejszości językowych w Polsce, w tym użytkownikami wymysióeryś, czyli wilamowskiego, łemkowskiego, kaszubskiego. Pracujemy również z mieszkańcami Wyspy Man, Guernsey, Kraju Basków, Saamami z Finlandii i Norwegii, a także użytkownikami nahuatl, czyli języka azteckiego w Meksyku" - dodówó uczałó. Rezultata dzejaniów nowego óstrzódka mają bëc prakticznć strategie i materiale spartaczone z rewitalizacją jazëków. Badćrowie mają rëchtowac uczbówniczi, słowarze, ksążczi i jinć pómóce do naiiczanió jazëków. RED. NA SPÖDLIM NOTCZI NA INTERNETOWI STARNIE WARSZAWSCZÉGÖ UNIWERSYTETU m CHOJNICE. JUBILEUSZ SZKOŁY Z KASZUBSKIMI TRADYCJAMI Fot. Grażyna Kiedrowicz Szkoła Podstawowa nr 7 świętowała 40-lecie działalności. Od 1987 r. placówka nosi imię Jana Karnowskiego i do dziś jest jedyną szkołą, której patronuje ten poeta i działacz kaszubski. Podczas spotkania jubileuszowego dyrektor Aleksandra Mroczkowska uczciła swoich poprzedników, wspólnie z burmistrzem Chojnic Arseniuszem Finsterem wręczyła nagrody wyróżniającym się nauczycielom i nakreśliła bogatą historię szkoły zawierającą sporo akcentów kaszubskich. Licznie zebranych uczestników uroczystości szczególnie zainteresował tzw. lipdub - film w dynamicznym tempie prezentujący dokonania szkoły i ludzi ją współtworzących. Z uznaniem spotkał się również program artystyczny, w którym nie zabrakło elementów regionalnych. Wśród gości obecni byli m.in. bratanek patrona placówki Mieczysław Karnowski i Kazimierz Ostrowski, który przyczynił się przed 30 laty do nadania szkole imienia postaci tak zasłużonej dla kultury Pomorza i Kaszub. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI 64 POMERANIA LISTOPAD 201 klëka € m GDUŃSK. WËSTÔWK Ô SADZYCCZIM Latoś w łżëkwiace minało 60 lat öd smiercë kaszëbsczégö pöetë, dzejarza i bibliotekarza Francëszka Sadzycczégô. Na wdôr ti roczëznë Gduńskó Biblioteka PAN przërëchtowała ekspozycja „Franciszek Sędzicki (1882— -1957) - piewca ziemi kaszubskiej". Mô öna przëbôczëc zasłëdżi tegô urodzonego w Rotenbarku Kaszëbë dlô pölsczi kulturę, pokazać jegö lëteracczé, spölëznowé i kulturowe dzejanié. Materiale, jaczé jidze öbzerac na wëstôwku, pochodzą ze zbiérów Biblioteczi. Są tam autografë wiérztów, raköpisë, maszinopisë i drëkôwóné usôdz-czi a téż artikle publiköwóné w pömör-sczich gazétach. Ökróm tëch pamiątków pô Sadzycczim möżemë téż öbezdrzec wëstôwk ödjimków „Kaszuby bliskie sercu" Édmunda Kamiń-sczégö, chtëren je znónym kaszëbsczim dzejarza, wespółzałóżcą Kaszëbsczégö Zrze-szeniô i bëlnym fotografa. Prezentëje na swöjich ódjimniacach krôjmalënczi, zabët-czi, publiczne uroczëznë i codniowé żëcé na Kaszëbach. Rôczimë do ödwiedzywaniô sedzbë Gduńsczi Biblioteczi PAN köl szas. Wałowi 24 we Gduńsku, gdze öbëdwa wëstôwczi möże öbzerac do 30 lëstopadnika. RED. uroczëznë). Bëła téż „nômłodszô" stanica - ze Spödleczny Szköłë m. Floriana Ćenôwë w Sławöszënie. Uroczëzna zaczatô mszą swiatą w kös-cele w Żarnowcu warała dali w sławô-szińsczim Dodomie Kulturë. W arti-sticznym dzélu wëstąpilë kroköwsczi zrzeszencë z pömôcą m.jin. ucznia spôdleczny szköłë w Kroköwie Franka Lesnaua, jaczi recytowôł wiérzta Hieronima Derdowsczégö „Wöjkasyn ze Sławöszëna'. Z buchą môżemë pödsztrichnąc, że corôz barżi w naje dzejania spartaczone z wiôldżima pöstacjama Kaszëb i ro-czëznama włącziwają sa szköłë z terenu gminë Kroköwö, dzaka czemu pömô-gają nama môłi recytatorze, wókaliscë, tańcownice. A më za to örganizëjemë potkania w szkołach i swietlëcach, pöka-zywającë swoje obleczenia, swöjoraczné wërobinë, prezentëjącë gôdczi, legendë i dokazë dlô dzecy pö kaszëbsku. BÔŻENA HARTIN-LESZCZIŃSKÓ (TŁÓM. DM) LËSTOPADNIK 2017 / POMERANIA / 65 m BÔRZESTOWÔ. ZÉNDZENIÉ ZJERZIM KÔSZÔŁKĄ Nôleżnicë Remusowégó Kragu (ö historie i dzejaniach tegö karna jesmë piselë w slédny „Pomeranie") 5 ruja-na znôwu zeszlë sa w Börzestowie. Tim raza gôsca zéhdzeniô béł dr inż. Jerzi Köszôłka, dzejôrz gduńsczćgo partu Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrze-szeniô i uczałi spartaczony z Gduń-ską Politechniką, chtëren przëjachôł wespół z jinym gduńsczim Kaszëbą Jerzim Nacla. Gösc öpöwiôdôł ö swöjich dos-wiôdczeniach ôbczas sztudiów i robotę za grańcą, przekönywôł, że dzysdnia Kaszëbi muszą rozmieć pokazywać buten swöją bökadną kultura i w köżdim dzélu żëcô miec stara ö profesjonalizm. Na zeńdzenie przëjachała téż szkolno Wanda Czedrowskô ze sto-wôrë Remusowi Drëszë. Rôczëła do udzélu w Kaszëbsczim Diktandze w Bojanie i w konkursu Méster Bël-négô Czëtaniô. Bëła téż gôdka ö tim, jak zwikszëc wespółdzejanié midzë seniorama a nômłodszima Kaszëba-ma, żebë miast biôtczi pököleniów bëła midzë nima wëmiana doswiôd- czemow. RED Ödj. ze zbiérów Remusowégô Kragu m KROKÔWÔ, SŁAWÔSZËNO. ZAKOŃCZENIE ROKU CENÔWË Ödj. B. Hartin-Leszczinskô Rok 2017 to rok obchodów 200. roczëznë budzëcela Kaszëb - Floriana Cenôwë w gminie Krokówô. Wszët-czé imprezë, jaczich céla bëło utczenié pamiacë tegô, co „kaszëbsczé miôł serce", ödbiwałë sa w Sławôszënie - wsë, w jaczi sa urodzył. Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie Part w Kroköwie rëszno włączëło sa w przë-bôcziwanié biografii i utwórstwa dok- tora, etnografa i wiôldżégö promotora Kaszëb, chtërnym béł Cenôwa. Ösoblëwi znaczënk miałë dwie uro-czëznë kiińczącć öbchödë Roku Floriana Cenowë uchwôlonégó przez Rada Gminë. 21 séwnika Spödlecznô Szköła w Sławöszënie dostała miono tegö wiôldżégö Kaszëbë i stanica. Dzeń ten béł wiôldżim świata uczniów, szkólnëch, ale i całi spölëznë wsë. Msza swiatą odprawiło sztërzëch ksażi, a homilia po kaszëbsku rzekł ks. Marión Miotk [wicy ô tim wëdarzenim piszemë na s. 48]. (...) Naji part brôł udzél w tim swiace, bëła tam naja stanica, a wiceprzédnik Łukôsz Krefta ödczëtôł laudacja, w jaczi kôrbił ö dobëcach Cenôwë. Zamkniacé „Roku Floriana Cenôwë" kroköwsczi zrzeszeńce zrobilë 15 rujana w bëtnoscë przédników i stanicowëch pocztów z Hélu, Rédë, Rëmi, Wejrowa, Pucka, Strzelna, Banina i Wiôldżi Wsë (ten part KPZ béł wespółórganizatora kronika gdańskiego oddziału zkp 3 • 1 października 2017 r. - w Gdańsku-Klukowie odbyła się uroczystość upamiętniająca ofiary II wojny ^ światowej - Kaszubów z Klukowa i okolicznych miej-^ scowości, którzy zostali zamordowani przez Niemców. 0 Uroczystość rozpoczęła się Mszą Świętą z liturgią sło-o wa w języku kaszubskim, którą w sali gimnastycznej ^ Szkoły Podstawowej nr 82 w Klukowie odprawił ks. Jarosław Ropel, proboszcz parafii pw. św. Walentego W w Matami. W mszy uczestniczyło ok. 70 osób, miesz-(0 kańców Klukowa, Matami, Firogi, Bysewa, Piecków q i Migowa, wśród nich członkowie rodzin pomordo-jj wanych. Czytania i modlitwy wiernych po kaszubsku odczytali: Natalia Stefanowska, Agata Heimowska i Wojciech Józef Konkel. Po nabożeństwie wierni prze-^ szli pod obelisk upamiętniający mieszkańców Klukowa q pomordowanych w Piaśnicy, gdzie okolicznościowe N przemówienie wygłosił członek zarządu Zrzeszenia Ka- szubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku W.J. Konkel, a modlitwę poprowadził ks. Jarosław Ropel. Następnie złożono kwiaty i zapalono znicze. Za zorganizowanie uroczystości - wszystkim zaangażowanym (Kaszubom i nie tylko) zrzeszonym w klubie Kaszubów w Matami, którym przewodzi Andżelika Heimowska - wiôldżé Bóg zapłać! • 5 października 2017 r. - w Tawernie Mestwin na ul. Straganiarskiej 20-22 w Gdańsku odbyła się uroczystość wręczenia Prymasowi Seniorowi prof. Henrykowi Muszyńskiemu Dyplomu Członka Honorowego Instytutu Kaszubskiego. Wydarzenie zostało zorganizowane przez Stację Naukową i Komisję Kaszubską Polskiej Akademii Umiejętności w Gdańsku oraz Instytut Kaszubski. Wzięli w nim udział reprezentanci gdańskiego oddziału ZKP. • 7 października 2017 r. - w Audytorium Novum Politechniki Gdańskiej miał miejsce charytatywny koncert na rzecz odbudowy domostwa Józefa Cheł-mowskiego. Jednym ze współorganizatorów tej imprezy było Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, którego przedstawiciele z oddziału gdańskiego uczestniczyli w tym wydarzeniu. • 10 października 2017 r. - członkowie gdańskiego partu wzięli udział w uroczystości poświęcenia sztandaru oddziału Zrzeszenia w Łubianie, która odbyła się w kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego w Łubianie. Po jej zakończeniu w miejscowym Zespole Kształcenia można było wysłuchać okolicznościowego wykładu członka oddziału ZKP w Łubianie ks. dr. Leszka Jażdżewskiego. OPRACOWALI: ADRIAN WATKOWSKI, WOJCIECH JÓZEF KONKEL 2 820 112-1 SA136-015 SA136-013 „___________ |9]m JU ZA CZILE LAT Z GDUŃSKA I GDINIE DO KARTUZ A TEZ KÔSCÉRZNË PÔJEDZEMË DWASZTREKÔWĄ I 7CI CI/TDICIl/n\A/ńMA D A MfMA/A I CMIA MA /Sn IIMUYl C7TDCUr\QMCË MA OTAr IC 7l\uf\\Mr\ M/CruńHMĆ %4 I ZELEKTRIFIKOWONĄ BANOWĄ LENIĄ. ÔDJ. S. LEWANDOWSCZI sëchim paka uszłé Z LASA WËLAZŁI Szedł chłop do loso ucął buk do basa, szedł dali, nie rzekł nick, ucął brzózka do skrzepie. Tak w lëdowi pieśni „Basëce" sobie robił w lasu chłop. Na co sobie w całoscë w lasu möże dzysô dac na wölą? Chto möże wlezc do lasu? Gwësno wiater. Jeden óstatno narobił skópicą szkódów, a czej z niegö wëszedł - to ju nie béł las... Pierszé pëtanié: za czim wa tam, chłopi, chó-dzyta? Na romanticzny szpacér. Möże pożerać w niebo na uzémczi drze-wów, co sa rëchają na wietrze. I przë tim wiersze gadać. A za raka trzë-mac. Wszëtkö do czasu, czej sa nie bucnie w drzewo, jaką dana czë chójka. Uczałi łepölogöwie mówią, że taczé zbucnie-nié z chójką chutkó wëcygô z romantizmu. Niejeden chödzy do lasu na grzëbë. Mô skörznie, wabórk, kösz czë jiną satka z biedrë a udżibô sa pódczerznie i nad-mesznie. Do te płôszcz procëm deszczowi. I nożik. Jesmë w lasu, bö jesmë sa zagôdelë na nôuköwé te-matë z dzéwczëca, trzë gödzënë temu na przestanku autobusa 191. Jesmë ju krótëchno öd udokaznienió swi tezë a tu... rów pö óstatny wojnie i wątk sa rwie. Bo jidzemë z dzecka i chcemë potkać jaczé zwierzątko, chócle sarenka czë jinégö łosza. Dzeckö öbôczi, jak to żiwca wëzdrzi. W szkole pöwié. Plusa zarobi. A jesz szkolno kôza lësce halac. A autołowó paczétni-ca zmiescy le z pół łasa. Bo muszimë narôz konieczno prawie piszku abó jesz co jinégö, a las je nôblëżi. Lësca sa przëkrëje a pó krziku. Bo je sa leśnym i to je takô robota, że sa pó lasu z flintą chôdiwô. Żelë jesz do tego sa wëstapiwô jakno felietonowi leśny kol pömeraniowégö sąsôda Rómka Drz. - nót je do te pobierać szpecjalny lasno-felietónowi dodówk. Drëdżé pëtanié: co nas, chłopów w lasu czekô? Kleszcze sa mogą wbic, krew wësusac a parchatą bórelioza wcësnąc. I pôra niedzel z głowë, a doktorat pies napisze... Rabusznika jidze potkać abó jinégö gwôłcëcela. Mało to jich pó krzôkach sedzy?! Pewno jaczi młotk abó jiny wspómóżny statk ze sobą trekó. Ko to je prosto strach miec strach! A jesz je cemno, cos pod nogama trzészczi, jidzesz pó przedłużony konferencje kol kóledżi, a tu jakôs pöstacjô sa na ce rzucy, karta ód bankomatu wëszarpnie a na brzid bez-sromótno zacygnie. A żebë to jesz jakó pókusnô bëła. Colemało same straszne chłopów gwółcą, a wszëtczé pó muzycznëch szkołach wiera, bó baro grajné... Może téż spokojnego wanożnika, co na 1000% z jaczégó różańca wrócó, podeptać chto w dżogin-gówim nëku abó róta nordikłoków z czijama. Zaczepic może białka z wëmalowónyma lëpama, co gôdô nie wiedzec czemu „50 zł za normalny". Nie je to za mało?! Jesz bes mógł za wschódny akcent dołożëc, bo je przë tim jazëkówé przeżëcé. A róz z moją toyotką jesmë pótkelë jednégó dzëka, dosc dzëczé-gó. Skuńczeło sa na póucze-nim. Jem mu przëóbiécół, że czej on mdze szedł drogą -jó pojada rowa. Jidze kuresz-ce trafie na ekologów, co na drzéwiatach sedzą a są procëm. Nie je dokładno wiedzec, o co jima jidze, ale oni ju to wiedzą... temu tam sedzą. Pewno jaczi robók w drzewie je często na zdechnienim abó dzadzel do-stół pierzchli, czë co. To ti Jasny", bó ti ód wieloribów sa w wodze moczą. A ti ód skażenió lëftu - inhalëją są fabricznyma, kóminowima smrodama. Trzecé pëtanié: czego ni móże w lasu robie? Smiecëc. Zdórzó sa wcyg, że jaczé bëdło przëjedze. Z kufra wëcygnie domówé, remontowe smiecëska a cësnie nima pod nodżi. Szpókówac. Głośno radia puszczac, nawetka pó kaszëbsku. Robie jachtë bez zezwólenió. Pôlëc ógniszcza, w całoscë czej je sëchö ód pôra tidzeniów i bële piôrd móże zniécëc hëc jak smok. Wjeżdżać autoła. A bróń boże TIRa czë fiata 126p bez hamulców. Zbierać pótrusów. Pardon: zbierać móże, ale jesc - nié. Rzeszac niepötrzébnëch psów do drzewa a ostawiać tescowi z alzhaimra, i równo kogo, chócbë nawetka za skóra zalôzł a kol pióra robił. W mechu kopać, bó sa jesz jaczi zégark naléze w paczéce z rusczim żołnierza, co go so wzął za wëzwölenié naszi ójczëznë. Płoszëc ptôszatów szpetną gôdką. Bódôj ód taczégó prawie chłopsczégó klnieniô przë wipłace kukówka sa zajikô: ku-ku. W kuńcu: ni móże sa zgubie, bó czim dali sa jidze -tim drzewów je wicy. Czë jakoś tak... TÓMKFÓPKA (...) czego ni może w lasu robie? Smiecëc. Zdôrzô sa wcyg, że jaczé bëdło przëjedze. Z kufra wëcygnie domöwé, remontowe smiecëska a cësnie nima pöd nodżi. LËSTOPADNIK2017 POMERANIA 67 Z BUTNA DZE SĄ Tl NASZI? Jeseń to je taczi czas, czej człowiek wiele rozmësz-liwô ö tim, co minało. Gwës ne spôdającé z drzé-wiatów zeżôłkłé lëstë tak na człowieka dzywno dze-jają, że w jego musku rodzą sa rozmajité óbrazë, ösoblëwie ne, co tikają sa uchôdającégö czasu. Jednégö kömudnégö dnia przëjachalë do mie brifka z leśnym, wsadzëlë mie mocą do autoła a wëwiozlë do Gduńska - naju pëlcköwsczi stolëcë. - Mómë jeseń - zaczął prawic brifka, widzące möją krzëwą munia - a ob jeseń wôrt wspömnąc najich przodków... - A dze nôlepi sa -najich przodków wspó-minô? - wiózł mu w słowo leśny. - Na smatórzu - odrzekł jem, wiele nie më-szlącë. - To téż, ale dzysô më na smatórz nie jedzemë, _ le do Muzeum Drëdżi Światowi Wöjnë - wëdolmacził brifka. W kuńcu jó wiedzół, jaczi je plan naju rézë. Jo, muzeum to je dobri mól na wspóminczi -pömëslôł jem, a przëbôcził so mójégö ópa, co nôprzód béł w Wehrmachce, pótemu kol Andersa. Przed óczama stanął mie wuja Klémas, jaczi w 1939 roku bił sa z Niemcama, a tej béł żołnierza I Armie Pölsczégö Wojska na wschodzę. Zós cotka Genowefa bëła łączniczką w Pómórsczim Grifie, a ji chłop zdżinął w Stutthöfie. Dzeż ti naszi Pëlcköwiôcë nie bëlë? Biôtköwelë w Bitwie o Anielską, pod Narwika, Tobruka, Lenino, Monte Cassino... Bëlë kol pie-chötë, wöjnowi marinarczi, w fligrowëch diwizjo-nach, kol partizanów w Serbie czë Francëji. Do te biwało, że jeden do drëdżégö muszół strzelać. - Ach - wzdichnął jem, czej doszło dó mia, jak dobrze më mómë, żëjącë w tak spökójnëch czasach. - Cëż të tak głośno „achôsz" - brifka przëzdrzôł sa na mie z przedniego sedzenió. - Aaa, tak wspóminóm swoja familia. Ti mést öb wöjna biôtköwelë sa we wszëtczich armiach świata... Dzeż ti naszi Pëlcköwiôcë nie bëlë? Biôtköwelë w Bitwie ö Anielską, pod Narwika, Tobruka, Lenino, Monte Cassino... (...) Do te biwało, że jeden do drëdżé-gô muszôł strzelać. (...) - Jo, jo... - wzdichnalë wëcmanim brifka z leśnym, ko z jejich familëjów téż na rozmajitëch froń-tach ti dzëwi wöjnë dżinalë. Budink Muzeum Drëdżi Światowi Wöjnë wëdôł sa nama baro nowomodny. - Taczi je dzysdniowi pózdrzatk na muzealną architektura - wëdolmacził nama leśny. Jó sa nie zna-ja, temu musza leśnemu, jaczi je nadzwëk óczëtó-ny, wierzëc na słowo. Wlezlë më bënë, kupilë bilietë, przeszłe bez brómczi, jaczich pilowelë wachtarze, a... zatacëlë më sa w labirince wëstawë. - Tak muszi bëc, jistno jak na wojnie, człowiek czë-je sa często zagubiony - leśny wëklarowôł nama swoja teoria. Jak Wa wiéta, më trzeji jesmë wëczulony na pëlcköwsczé sprawë. Më so mëslelë tak: czej no muzeum je we Gduńsku, tej co wicy ö Pëlcköwiôkach më sa dowiémë. Równak mëslenié swöje, a żëcé swoje. W kuńcu kąsk zner-wówóny brifka stanął köle rusczégö tanku, a głośno rzekł: - Më nie jistniejemëI - Jakuż nie jistniejemë? Kö më tuwö jesmë! - Nie jistniejemë, bo naju przodkowie téż nie jistnielë - takô mëslô tłëkła sa pö głowie brifczi. -Dze są ti naszi? - Dze? - leśny stuknął sa pólca w głowa. -Nôwôżniészé, żebë bëlë w naju pamiacy. Jadące nazód do Pëlcköwa, doszlë më do swiądë, że ni ma co zdrzec na jinëch, le samemu muszi miec stara o najich przodków. Brifka ju mësli ö Pëlcköwsczim Muzeum Drëdżi Światowi Wójnë. Znające jego, chto wié, co sa z ti jego mësli urodzy... RÓMK DRZÉŻDŻÓNK 68 / POMERANIA / LISTOPAD 2017 wm ZRZESZENIE KAS2UBSKO-POMORSKJE f kaszebsho pomórsczëzrzeszehié Ul,,, v f 1 mn IU8SK0-P0M0RSKIE pómorsczé ZRZESZENIE fT *4Té mtm SWIATO KASZËBSCZI KSĄŻCZI 24 séwnika czileset dzecy bawiło sa na kôscersczim rënku öbczas uroczëstégö rozpöczacô spölëznowi kampanie Kaszubskie Bajania 2017. To ju sódmi familiowi festin, chtëren zachacywô do czëtaniô pô kaszëbsku. Zorganizowało gö Kaszëb-skö-Pömörsczé Zrzeszenie wespół z Burméstra Miasta Köscérzna. Uczastnicë rozegracji pôznelë dwie nowé ksążczi dlô dzecy: Gduńsk baśniowo stolëca Kaszub Jerzégô Sampa i Szorëm Ölë Joanë Zorn-Szu-miło (skaszëbiony przez Bożena Ugöwską). Króm tegô promöwónô bëła téż płatka CD Zaklęta Stegna. Bajki kaszubskie. Kaszëbsczé dokazë na binie czëtełë m.jin. Iwóna Makurôt z dzecama i Bożena Labuda. Ö muzyczne atrakcje miele stara: „Młoda Kościerzyna" z köscersczégö Zespołu Szkółów nr 3 i „Roczit-köwé jagödë" z Roczit. Natalio Król ze szköłë tuńca „Krok po kroku" uczëła tuńcowanió zumbë (téż do kaszëbsczi muzyczi). Dzecë brałë udzél w plasticznym konkursu nawlekającym do ksążczi Szorëm Ole/Parasol Oli i w swöjich malënkach pökazowałë, jak möże wëzwëskac szorëm. Honorny patronat nad wëdarzenim miôł Marszôłk Pömörsczégö Województwa Mieczisłôw Struk. „Kaszëbsczé Bajania" östałë zrealizowóné dzaka dëtkówi pömöcë Minystra Bënowëch Sprôw i Administracje a téż firmë PKO Bank Polski. PONIŻSZE ZADANIA ZOSTAŁY ZREALIZOWANE W 2017 ROKU DZIĘKI DOTACJI Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji: Działalność bieżąca Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w 2017 roku Programy TV: „Kaszuby od kuchni", „Gôdómë pć> kaszëbsku", „Na gôscënie" Działalność Rady Języka Kaszubskiego w 2017 roku Letnia szkoła języka kaszubskiego, kultury i historii Kaszub Wydanie Księgi Kapłańskiej w języku kaszubskim Język kaszubski w „Pomeranii" - wydawanie czasopisma ze stronami kaszubskojęzycznymi oraz dodatków kaszubskojęzycznych „Najô Uczba" i „Stegna" Organizacja konferencji metodyczno--dydaktycznych dla nauczycieli języka kaszubskiego w 2017 roku Wydanie Vademecum kaszubskiego - tom 4 Literatura kaszubska Wydanie publikacji pt. „Polsko-kaszubski słownik nazw miejscowych i fizjograficznych" Kaszëbë Musie Festiwal - IV Festiwal Piosenki Kaszubskiej Akademia Bajki Kaszubskiej w 2017 roku Warsztaty regionalne „Remusowa Kara 2017" Skarbnica Kaszubska - kaszubski portal edukacyjny Spotkania Teatralne „Zdrzadniô Tespisa" Wydanie książki „Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery w przekładzie na język kaszubski Spotkania piszących po kaszubsku w 2017 roku Krajobraz kulturowy Kaszub w animacji poklatkowej - warsztaty Wydanie publikacji dla dzieci wraz z audiobookiem „Bôjkôwô krajna Mariolczi" Wydanie publikacji „Zaklęta Stegna. Bajki kaszubskie" D33 ZRZESZENIE KASZUBSKO-POMORSKIE KASZËBSKÖ-PÖMÖRSCZÉ ZRZESZENIE a Ministerstwo sf Spraw Wewnętrznych * i Administracji