ROK JOZEFA CHEŁMOWSKIEGO MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 www.miesiecznikpomerania.pl 977023890490604 POMERANIA Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego & Ministerstwo f Spraw Wewnętrznych 9 i Administracji WOJEWODZTWO POMORSKIE W NUMERZE: 3 Bez rekordu, ale raza (DJK 2017) DM, ödj. A. Wegner 5 Gdańsk pamięta o nobliście Sławomir Lewandowski 6 Rekördë i swiato lcaszëbiznë Dariusz Majkôwsczi 8 Kaszëbizna to mój merk Z Pawła Ruszköwsczim gôdôł Dark Majkôwsczi 11 Przez pól miliona na ksążnica DM 12 Via Maris, czyli ekspresem na plażę! Sławomir Lewandowski 14 Pomiędzy Kaszubami a Fryzją. Doświadczanie mniejszości Z Hilke Ohsołing rozmawiała Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk 18 Bucha zóbórsczi zemi Dariusz Majköwsczi 19 Listy 20 Janusz Kówalsczi (1925-2017). Bel barżi lcaszëbsczi niżlë sami Kaszëbi Édmund Szczesôk, tłom. Bożena Ugöwskô 22 Mój ulubiony adwersarz Iwona Joć 25 Jubileuszowy V Toruński Kiermasz Książki Regionalnej Wojciech Szramowski 26 Barbara święta o Kaszubach pamięta Jerzy Nacel 27 Święty Wojciech. Patron Polski zamordowany 1020 lat temu Jerzy Nacel 28 Gawędy o ludziach i książkach. Wojewoda z dalekich Kresów Stanisław Salmonowicz 30 Pómachtóny żëwöt Bruna Richerta wedle aktów z archiwum INP (dzél 12) Slôwk Fôrmella 32 Literatura. Ojcowizna (część 2) Piotr Schmandt 35 Gdańsk mniej znany. W Świętej Trójcy coraz piękniej Marta Szagżdowicz NAJÔ UCZBA. Edukacyjny dodôwk nr 4(106) 36 Tak tłëklë, że w kuńcu muszół podpisać Z Bronisława Sykôrą gôdôł Eugeniusz Prëczkôwsczi 38 Kaszubszczyzna i kaszubskość dla profesora Gerarda Labudy Adam Lubocki 40 Meandry tożsamości na tle historii własnej rodziny Jolanta Puchalska (z domu Bodnar) 42 Mlodi - do robötë! Bałkańsko płatka karna Fucus Z Rafała Rómpcą rozpôwiôdô Tómk Fópka 44 Pamiętne dni. Dla ojca chlebek niosą dzieci Józef Ceynowa 46 „Kaszëbë sztóta zatrzimóné" na ódjimkach KG 47 Zez Brus i nić leno. Zćńdzenić z poetką Felicjo Bôska-Börzëszkôwskô 47 Zachë ze stôri szafë RD 48 Z Kociewia. Warto grać w zielone Maria Pająkowska-Kensik 49 Droga przemikłô Kaszëbama (rozmiszlania do stacjów Krziżewi Drodżi) Stanisłôw Janka 50 Zrozumieć Mazury. Bezpaństwowiec Waldemar Mierzwa 52 Z południa. Gochy sercu bliskie Kazimierz Ostrowski 53 Z pôłnia. Gôchë sercu blësczé Kazmiérz Ôstrowsczi, tłom. Nataliô Kłopötk-Główczewskô 54 Lektury 57 Sport. O pompowaniu balonika... Mateusz K. Schmidt 58 Być kowalem swego szczęścia Maya Gielniak 61 Klëlca 67 Sëchim paka uszłé. Primum non nocere abó sztudium nocny zmianę Tómk Fópka 68 Z butna. Môłczący brifka Rómk Drzéżdżónk POMERANIA ŁŻËKWIAT 2017 Od Redaktora Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 10201811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20-23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@wp.pl Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com. pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 - czynna w dni robocze w godzinach 7-17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2017 roku otrzymają jedną książkę do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/pre-numerata Na jeden dzień — niedzielę 19 marca — Chmielno stało się najważniejszym miejscem na Kaszubach. Wszystko za sprawą Dnia Jedności Kaszubów obchodzonego w rocznicę pierwszej znanej nam pisemnej wzmianki o Kaszubach w bulli papieża Grzegorza IX z 19 marca 1238 roku. W tym roku swoje przywiązanie do rodny zemi w Dzień Jedności Kaszubów najwięcej osób manifestowało w stolicy Rodny möwë. Więcej o tym wydarzeniu piszemy na stronach 3—4. Kaszubi zawitali również do hali widowisko-sportowej Ergo Arena położonej na granicy Gdańska i Sopotu. Powodem był siatkarski mecz Atomu Trefla Sopot z drużyną Polski Cukier Muszynianka. Liczny doping kibiców ubranych w czarno-żólte barwy sprawił, że zwycięski pojedynek siatkarek z Sopotu oglądała najliczniejsza publiczność w historii żeńskich klubowych rozgrywek siatkarskich w Polsce. W Ergo Arenie zgromadziło się aż 9 137 kibiców! Nasza relacja z tego wydarzenia na stronach 6—7. W październiku będziemy obchodzić 90. urodziny Guntera Grassa. Choć pisarza o kaszubskich korzeniach nie ma z nami już od dwóch lat, jednak pamięć o nim jest wciąż żywa, o czym świadczą liczne zaplanowane na ten rok uroczystości z okazji okrągłej rocznicy przyjścia na świat autora Blaszanego bębenka. 0 gdańskim nobliście dowiemy się więcej, czytając zapis rozmowy Miłosławy Borzyszkowskiej--Szewczyk z Hiłke Ohsołing, dyrektor zarządzającą Fundacji Guntera i Ute Grassów. Wywiad na stronach 14-17. Sławomir Lewandowski POMERANIA MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20-23 tel. 58 301 9016, 58 301 27 31 e-mail: red.pomerania@wp.pl REDAKTOR NACZELNY Sławomir Lewandowski ZESPÓL REDAKCYJNY Bogumiła Cirocka Dariusz Majkowski Marika Jocz (Najô Uczba) Ka Leszczyńska (redaktorka techniczna) KOLEGIUM REDAKCYJNE Piotr Dziekanowski (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Jankę Wiktor Pepliński Danuta Pioch Edmund Szczesiak Bogdan Wiśniewski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Natalia Kłopotek-Glówczewska Bożena Ugowska ZDJĘCIE NA OKŁADCE Arek Wegner WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20-23 DRUK Bernardinum, ul. bpa Dominika 11,83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Latos nôwikszé öbchödë Dnia Jednotë Kaszëbów sparłaczoné z próbą bicô rekordu w równoczasnym granim na akôrdionach ödbëłë sa w Chmielnie. Uroczëzna zaczała sa öd mszë swiati z kaszëbską liturgią słowa w kôscele pw. sw. Piotra i Pawła. Pö ji zakuńczenim czôrno-żôłtô wała przeszła przez Chmielno do Zespołu Szkoło w. Na placu - jak wiedno óbczas DJK - żdałë na nich krómë z kaszëbsczima pamiątkama, colemało zro-bionyma swójoraczno, jestku, wëstapë môlowëch karnów, a Tadeusz Makówsczi zaprezentowôł swôja kolekcja lëdo-wëch instrumentów. Króm te chatny möglë öbezdrzec filmë „Na psa urok" i „Ze śmiercią na Ty", jaczé pökazywają m.jin. kaszëbsczé zwëczi i wierzenia. Nowizną béł maraton czëta-niô dzecóm pö kaszëbsku, w jaczim wzało udzél cziledzesąt dzôtków i czilenôsce dozdrzeniałëch uczastników. Jak rok w rok óbczas Dnia Jednotë Kaszëbów swój tur-niér zagrelë baszkôrze. Dobëlë: Mariô Dominik, Andrzej Dzemiańczik, Sztefón i Mateusz Makurót (w porach) i Kłos Warblëniô (nôlepszé karno). Tradicją je téż wëstôwk akórdionów ze zbiérów Pawła Nowaka, jaczi köżdégö roku chatno obżerają lubötnicë tego instrumentu. A bëło jich w Chmielnie baro wiele. Kó bëła tu próba póbicó rekordu w równoczasnym granim na akór-dionach. Latos sa równak nie udało, chóc zeszło sa jaż 351 chatnëch do grë. Nié to je równak nôwôżniészé. Przede wszëtczim pósob-ny rôz Kaszëbi pókôzelë, że chcą sa ze sobą pótëkac i póka-zowac, że rozmieją bëc sparłaczony. Najim Czetińcóm bédëjemë ódjimczi z tego wëdarze-nió. Wicy nalézeta na starnie kaszubi.pl. Tam téż są wszët-czé rezultatë turniéru baszczi i czile jinëch införmacjów zrzeszonëch z chmieleńsczima óbchódama Dnia Jednotë Kaszëbów. A ó tim, jak wëzdrzało swiatowanié we Gduńsku i Wiôldżi Wsë, piszemë w „Klëce". DM ÖDJ.A. WEGNER ŁŹË^WIAT 2017 / POMERANIA / 3 WËDARZENIA kartuzi Dzćń Jednotë Kaszëbów to swiato obchodzone rok w rok na wdôr pierszégô pisónégö tekstu, w jaczim pojawiła sa nazwa Kaszëbë. Bëło to 19 strëmiannika 1238 r. w bullë papieża Grzegorza IX, jaczi pozwól szczecyńsczegó panownika „ksąża Kaszub" w doku-mence, chtëren pôcwierdzywôl wôżnosc nadaniô jo-annitóm zemi pôd Stargarda nad Iną. Pierszi rôz Kaszëbi swiatowelë to wëdarzenié we Gduńsku w 2004 r. Późni centralne öbchôdë zmie-niwalë gospodarza, a do fejrowaniô wlącziwalë sa (i wcyg wlącziwają) téż jiné miasta i wse, chôcle przez wieszanie kôl szasëjów czôrno-żôltëch staniców. 4 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 90. URODZINY GUNTERA GRASSA GDAŃSK PAMIĘTA O NOBLIŚCIE Gdyby żył, w październiku obchodziłby 90. urodziny. Zapewne przyjechałby do Gdańska, do swojej kaszubskiej rodziny, do gdańskich przyjaciół, do wiernych czytelników z Pomorza. Z pewnością zaszedłby do Gdańskiej Galerii Miejskiej swojego imienia przy ulicy Szerokiej. Przy okazji rzuciłby okiem na „Tur-bota pochwyconego", którego odsłonił podczas swojej ostatniej wizyty w rodzinnym mieście. Być może zawitałby do Wrzeszcza, usiadłby na ławeczce obok Oskara, prawdziwy, a nie ten odlany z brązu, który zagościł na placu Wybickiego zgodnie z wolą pisarza dopiero po jego śmierci. Może przeszedłby się ulicą Lelewela, którą pamiętał jeszcze z dzieciństwa, gdy nosiła nazwę Labesweg. Może... Niestety, Gunter Grass nie przyjedzie już nigdy do Gdańska, choć pamięć o nim w jego rodzinnym mieście jest wciąż żywa, czego dowodem są planowane wydarzenia mające uczcić 90. urodziny pisarza, który dał się poznać także jako autor licznych rysunków, grafik i rzeźb oraz jako obywatel zaangażowany społecznie i politycznie w sprawy swojego kraju. Gdańska Galeria Miejska organizuje serię spotkań inspirowanych jego życiem i twórczością, na które zaproszono wybitnych gości z Polski i Europy. Pierwsze spotkanie z udziałem dr Miłosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk, Andreasa Hetzera, ambasadora Macieja Kozłowskiego oraz dr. hab. Petera Oliyera Loewa odbyło się w marcu. Jego uczestnicy próbowali odpowiedzieć na następujące pytania: W jaki sposób spuścizna Grassa odnosi się do przeszłości, dziedzictwa kulturowego i teraźniejszego status quo Gdańska, Polski i Europy? Kim jest gdańszczanin, Polak, Niemiec, Europejczyk? I czy tożsamość Gdańska, Polski i Europy u progu XXI wieku została skutecznie zdefiniowana? Na kolejną debatę, poświęconą tematowi migracji, organizatorzy zapraszają za miesiąc: 14 maja. Trzecie spotkanie - 8 października - odbędzie się pod hasłem „Grass a sztuka i polityka". Na koniec cyklu 26 listopada zaplanowano debatę zatytułowaną „Grass a Kaszuby/i". Do repertuaru gdańskich wydarzeń kulturalnych na stałe wszedł już festiwal Grassomania, odbywający się tradycyjnie na początku września. W tym roku wpisuje się w gdańskie obchody 90. urodzin Gunter Grass w Galerii Miejskiej podczas swojej wizyty w Gdańsku w 2012 r. Fot. Sławomir Lewandowski Grassa. Festiwal, podobnie jak jego ubiegłoroczna edycja, odbędzie się na ulicy Sierocej w Gdańsku. Wybór miejsca nie jest przypadkowy, tam bowiem, w zabytkowych budynkach dawnego sierocińca, powstaje nowy ośrodek kultury: Dom Daniela Chodowieckiego i Guntera Grassa. W czerwcu w Gdańsku zostanie zaprezentowana wystawa opowiadająca o początkach kariery Grassa. Na ekspozycji, która przyjedzie z Lubeki, znajdą się m.in. akwarele artysty odkryte przypadkowo kilka lat temu, archiwalne fotografie oraz opowieści o podróżach pisarza po Europie. W listopadzie planowana jest zaś kolejna wystawa, tym razem przy współudziale Instytutu Kaszubskiego, będzie poświęcona związkom Grassa z Kaszubami. Także „Pomerania" włącza się w uczczenie 90. urodzin Guntera Grassa, który publicznie mówił 0 swoich kaszubskich korzeniach i na trwałe zapisał w światowej literaturze Kaszuby i ich rodzimych mieszkańców. Chcąc upamiętnić wybitnego pisarza, planujemy w kilku najbliższych numerach miesięcznika przybliżyć jego postać, publikując m.in. wspomnienia osób, które miały okazję współpracować z noblistą, przyjaźniły się z nim lub po prostu cenią jego twórczość. Na początek rozmowa z Hilke Ohsoling, dyrektor zarządzającą Fundacji Guntera 1 Ute Grassów. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 5 REKORDE ISWIATO KASZEBIZNE Drëdżi rôz wespółroböta Kaszëbskö-Pömôrsczégö Zrzeszeniô ze Stowórą Trefl Pomorze brzadowała bëlnyma malënkama dzecy i rekörda frekwencje öbczas meczu sécowi balë. Nôprzód bëła prośba do szkólnëch, a barżi do dzecy, co uczą sa kaszëbsczégö jazëka, żebë przërëchtowałë plasticzné dokazë spartaczone z latosym patrona roku. Konkurs östôł pözwóny: „Tajemnice świata światów - inspiracje twórczością Józefa Chełmow-skiego". Jak pódczorchiwô Lucyna Radzymińskó z Bióra Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô zainteresowanie bëło stolemné: Më dostelë wicy jak 880 dokazów zrobionëch baro rozmajitima technikama. To jaż ô 250 wicy jak łoni! Nie spôdzéwelë jesmë sa tak bëlny ôdpôwiedzë môłëch i përzna starszich arti-stów, bô utwórstwô Chełmôwsczégô je znónéprzédno na pôłnim Kaszub, a mni np. na nordze. I zdôwô sa mie, żejegô usôdzczi nie są letczé w odbiorze. A rów-nak dzecë i jich szkolny pôkôzelë nié pierszi rôz, że wiedno möżemë na nich rechôwac. Baro dzakujemë za jich robota i zainteresowanie najim kônkursa. Musz je dodać, że artisticznô rówizna bëła baro wësokô i juri pôd przédnictwa Tomasza Semiń-sczégö z Zôpadnokaszëbsczégö Muzeum w Bëto-wie miało wiôldżi jiwer ze wskôzanim dobiwców. A ôbsadzywóné bëłë nié le plasticzné talentë, ale téż interpretacjo słów i usódzków Chełmôwsczégö, a przede wszëtczim dobro udba na prôca. Jakno or- 6/POMERANIA/KWIECIEŃ2017 ganizatorzë jesmë ród, że westrzód nôdgrodzonëch je dosc tëlé przedstôwców szkôłów, gdze kaszëbsczi je uczony ôd niedôwna, jak np. Objazda, Miastko czë Szëmrëjce - dodôwô Radzymińskó. Dobëtné dokazë móżno bëło óbezdrzec m.jin. na wiôldżim ekranie óbczas meczu sécowi balë, w jaczim Atom Trefl Sopot grôł z karna Polski Cukier Muszynianka. Na te miónczi, jaczé ödbëłë sa 13 strëmiannika w ERGO Arenie, przëjachało jaż 6088 szkółowników uczącëch sa kaszëbsczégó jazëka w 137 molach. Całé to wëdarzenié bëło finała plasticznégó konkursu i köżdô ze szköłów, chtërna wzała w nim udzél, mogła przëjachac ze swój ima dzótkama abó młodzëzną. Dzaka tak wiôldżému zainteresowaniu na Kaszëbach óstół póbiti rekord frekwencje białczëny lidżi sécowi balë. Wespół mecz obżerało jaż 9137 kibiców. Jak pódczorchiwó przéd-nik sopócczégó klubu Mark Wierzbicczi, to histo-riczné wëdarzenié: Mómë nôdzeja, że dzaka temu z jedny stronë zarazymë uczniów sportową pasję, a z drëdżi stronë pôkôżemë całi publice sécowi balë w Polsce, jak piaknym dzéla Pömôrzô są Kaszëbë - dodôwô. Na gwës bëła to bëlnô reklama Trefla i Kaszëb, bó wej ö rekórdze i bëlnym kibicowanim WËDARZENIA Lista zwycięzców tegorocznego konkursu plastycznego „Tajemnice świata światów - inspiracje twórczością Józefa Chełmowskiego" kl. I-III SZKOŁY PODSTAWOWEJ 1. Kinga Grzanka, Szkoła Podstawowa w Siemi-rowicach 2. Kacper Wydrowski, Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Prokowie 3. Dominika Formela, Szkoła Podstawowa w Lubiewie Gdańskim WYRÓŻNIENIA: Hanna Szewczyk, Szkoła Podstawowa w Objeździe; Oliwia Murzynkowska, Szkoła Podstawowa w Krokowej; Marta Biernat, Szkoła Podstawowa w Stężycy KLASY IV-VI SZKOŁY PODSTAWOWEJ 1. Kinga Kuziemkowska, Szkoła Podstawowa w Stężycy; 2. Hubert Szreder, Szkoła Podstawowa im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Leśnie; 3. Zofia Szajwaj, Szkoła Podstawowa w Chmielnie WYRÓŻNIENIA: Martyna Wejher, Samorządowa Szkoła Podstawowa im. }. Wejhera w Górze; Bartosz Jeżewski, Szkoła Podstawowa w Sworne-gaciach GIMNAZJUM 1. Mikołaj Hewelt, Niepubliczne Gimnazjum w Pucku 2. Ewelina Gostomczyk, Gimnazjum w Sworne-gaciach 3. Marta Myszka, Gimnazjum w Brzeźnie Szlacheckim WYRÓŻNIENIA: Zuzanna Napieraj, Gimnazjum w Dretyniu; Urszula Gostomczyk, Gimnazjum w Swornegaciach SZKOŁY PONADGIMNAZJALNE 1. Agnieszka Stopa, Technikum nr 3 im. Bohaterów Szarży pod Krojantami w Chojnicach 2. Karolina Olchowik, Zespół Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Miastku 3. Mateusz Stanisławski, Zespół Szkół Ekonomiczno-Usługowych w Bytowie WYRÓŻNIENIA: Marta Pawułska, Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych w Słupsku Nagroda specjalna Burmistrza Brus: Kalina Warnke, Społeczne Gimnazjum w Czersku młodëch Kaszëbów pisałë z pödzywa wnet wszët-czé wôżniészé sportowe portale i gazétë w Polsce (chcemë dodać, że pöprzédny rekord - 8558 lëdzy - béł pöbiti łoni téż w ERGO Arenie i téż dzaka póspólny akcje KPZ i Stowôrë Trefl Pomorze). Öbczas strëmianniköwégö meczu kibice zrobilë téż rekordowi trzôsk. W wespółroböce ze studia RabbitGames sopöcczi klub mô zmierzone, że zwak midzë drëdżim a trzecym seta dochôdôł do 115 dB. Öznôczô to, że hala na grańce Gduńska i Sopotu stała sa nôgłosniészą halą sécowi balë w Polsce. Co wôżné, przez całi mecz nie felowało kaszë-biznë. Przede wszëtczim tak przëzérôczów, jak i balôrczi do biôtczi zachacywała (wespół z profesjonalnym pölsköjazëköwim spikera) po kaszëb-sku szkolno z Lëpusza Justina Mikółajczik. Weronika Kórthals prawie w ERGO Arenie pierszi rôz wëkönała publiczno pö kaszëbsku spiéwa z serialu „Rodzina Treflików", bëłë téż rozmajité kónkur-së sparłaczoné ze spörta i z Kaszëbama, a balôrczi Trefla ôbczas przedmeczowi prezentacje bëłë przed-stôwióné w dwuch jazëkach. Króm te wiele młodëch kibiców miało ze sobą kaszëbsczé chorągwie, czôr-no-żôłté abó z grifa, a na se köszëlczi z kaszëbsczima elementarna abö czôrno-żôłté szale. To bëło bëlné swiato kaszëbiznë i sportu! DARIUSZ MAJKÖWSCZI ÖDJ.A. WEGNER STRËMIANNIK2017 / POMERANIA / 7 ■ ■ KASZEBIZNATO MOJ MERK Z Pawła Ruszkówsczim kôrbimë ô nowim muzycznym dokazu, jegô kaszëbsczim i artisticznym dozdrzeliwanim i kłónianim sa Köscérznie. kamiszczi Pawet Ruszkowski Skądka wzała sa nazwa twój i nowi platczi „Kamiszczi", jaką ju wnet badze mógł kitpic i słëchac? Bezpöstrzédno öd titla wiérztë Jana Piepczi „Kamiszków cë zniosą". To jeden z dwuch sztëczków na piątce z moją muzyką. Ale to béł le pretekst do ti nazwë, bô ôna mô dlô mie szersze znaczenie. Wszëtczé te dokazë, jaczé są na place, partaczą mie sa z taczima pólnyma kamiszkama, chtërne leżą w pichu kol drodżi. Nicht jich tak pö prôwdze nie widzy, a przeca kóżdi mô swoja historia, w kóżdim bije kögös serce, i wôrt je podnieść, öbczëszczëc z pichu, może wząc ze sobą. I po to je ta płatka. Chcemë taczé pólné kamiszczi dac lëdzóm. Möże stóną sa jich gwôsnyma skarbama. Czedë windą „Kamiszczi"? }u wnetka. 27 łżëkwiata mómë w planach pierszi koncert, jaczi badze promôwôł „Kamiszczi" w Köscérznie. Nie mdze to równak pierszé publiczne wëkónanié sztëczków z ti platë, bó jesmë móglë kąsk je poznać chócle óbczas latosy uroczëznë wracziwaniô Ör-muzdowëch Skrów... Płatka na jaczis ôrt zamikô całi projekt, chtëren sa zaczął dwa lata temu, w gromiczniku. Jesmë tej zagrelë te sztëczczi pierszi rôz. Bëło to w Muzeum Kaszëb-skö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi (MKPPiM) we Wejrowie óbczas jednego z Pótkaniów z Muzyką Kaszub prowadzonëch przez dr Witosława Frankowską. Późni jesmë dostelë m.jin. róczba do Radia Gdańsk, téż na koncert w Muzeum Rëbaczeniô w Hélu. Płatka je pódrechówanim tego, co dzaka tim koncertom më dobëlë muzyczno. A terô badzemëju chcelë zagrać czi-le koncertów, jaczé mają ja promować. Pierszô takô promocjo, jak czëja, zrobita w Kóscćrz-nie, to je w môlu, gdze dlô Pawła Ruszkówsczégó wszëtkó sa zaczało, a ju na gwës jego „kaszëbskô droga". Jem köscérzôka. Öd urodzenió mieszkom w tim mie-sce, w familie, jakô mó mócné kaszëbsczé korzenie. Pro wdać nie gódało sa ju kól naju po kaszëbsku, ale czuł jem sa Kaszëbą ód samégó zóczątku. A kaszëb-sczi jazëk póznół jem óbczas uczbów w kóscersczim liceum. Pod oka szkolny Wandë Czedrowsczi. Jo. Pamiatóm, że czedë jes chódzył do liceum, powstało tam taczé môłé kaszëbsczé ókrażć. Musza rzeknąc, że jakno absolwent ti szkółë jem béł buszny, widzące, jak próbuj eta „kaszëbizowac" Kóscérzna np. wespół z Tomka Urbańsczim, ale tec nić leno z nim. Po prówdze bëło taczé karno. A powstało w sytuacje dosc dlô nas niespódzajny, bó nicht z naju nie wiedzół rëchli, że badzemë sa uczëc kaszëbsczégó, a nié - jak to bëło donëchczôs - łacëznë. Wikszoscë uczniów to sa za baro nie widzało, ale bëła téż grëpa, jakô nalazła w tim cos bëlnégó. I jem dzysó ród, że téż jô béł jednym z nich. Terô dówó mie to wiele satisfakcje i pöczëcô, że robią cos wôrtnégó, że móga sa spełniwac tożsamóscowó jakno Kaszëba. Plata „Kamiszczi" téż përzna parłaczi tëch lëdzy, chtërny intere-sowelë sa kaszëbizną w liceum, bó badze na ni jedno tłómaczenié Tómka Urbańsczegó, a ód jaczégös czasu karno wëstapiwó w kószlach wësziwónëch przez wast-ną Anna Miszczak, mëmka Marisze i Martë, chtërne wnenczas sa uczëłë kaszëbsczégó. Öbczas wspómniónégó koncertu na wracziwaniu Skrów jem widzôł, że nié leno kaszëbsczé talentë z Kóscérznë, ale i te muzyczne jes zrzesził z „Kamiszkama". Mëszla tu ó Słówku Tuszkowsczim. Co czeka wé, w gimnazjum béł on mój im szkolnym muzyczi i ju tedë jesmë zaczinelë tej-sej raza grac. To, że tero do ti wespółrobótë móżemë wrócëc - ju w czësto jiny formie - je baro fejn. Jem ród, że Słówk je z nama, bó wiedno widzół mie sa jego ôrt muzycznego mësleniô. Öglowö jem buszny i szczestlëwi, że je ze mną taczé bëlné karno drëchów-muzyków, jak: Mikółój Basiukiewicz, Michół Bąk, Tómk Klepczińsczi i wspominóny ju Słówk Tuszkówsczi. W łżëkwiace badze póstapny Festiwal Swiatowëch i Pólsczich Hitów w Lepińcach, jaczćgó jes jednym z dobiwców. To bćł twój kaszëbsczi muzyczny debiut? To na gwës jeden z pierszich mójich publicznëch wësta-pów pó kaszëbsku. Rëchli bëłë taczé próbë w sarnim liceum, ale buten pierszi rôz wëstąpił jem prawie tam. Je wiedzec pó zóchatach szkolny Wandë Czedrowsczi. Öd tego festiwalu zaczała sa dló mie takô dłëgszô przi- 8 / POMERANIA ^ KV/IEC N 2017 göda z tłómaczenim pölsczich i swiatowëch standardów na kaszëbsczi jazëk. Móm dzysô jich dosc wiele w repertuarze. Öne baro sa widzą słechińcóm - tak Kaszëbóm, jak i jinym lëdzóm, dlô jaczich je to cos czekawégö i przë leżnoscë takô uczba kaszëbiznë. Wikszosc tëch tłómaczeniów je autorstwa Tómka Urbańsczćgó, dzél wastny Czedrowsczi i përzna niöjich. Wiele jesmë so rzeklë ö kaszëbsczich początkach, ale wôrt bë bëło pöwiedzec cos ö artisticznëch debiutach, jesz tëch pô pölsku. Bëło w twöji karierze cos taczégô jak „Od przedszkola do Opola" czë zaczął jes późni? „Od przedszkola do Opola" nie bëło, ale pö prôwdze ju w przedszköłowëch latach jem wëstapówôł i cos tam spiéwôł. W domôcym archiwum mómë nagranie, gdze jakno 4-latny knôp spiéwóm „Idzie niebo ciemną nocą" Éwë Szelburg-Zarembinë. A czedë jes swiądno rozsądzył, że chcesz wëbrac ar-tisticzną żëcową droga, bö mëszla, że dzysô nie dô sa ju rzeknąc, że to dlô cebie leno hobby abö zabawa? Bëło jaczés wëdarzenié, jaczé ö tim zdecydowało? Wôżné bëło tu zainteresowanie spiéwóną pöézją, chtër-no zaczało sa ód szkółowëch konkursów i öglowópól-sczégó recytatorsczégó konkursu, na jaczi jem jezdzył 8-9 lat za régą. Dzaka temu pöznôwôł jem téż ökrażé, rozmajitëch artistów, ale wiera decyzjô ó wëbranim ti drodżi jakö sposobu na żëcé ostała pödjatô krótko przed sztudiama, czej jem rozsądzył, żebë zdawać do Muzyczny Akademie, a nié gdze jindze. Dzysô mëszla, że bëła to jedna z nôlepszich decyzji w mójim żëcym. Jak Bóg dô, to latoś skuńcza sztudia, z czego jem buszny, ale to téż smutne wiadło, bó to cëdownô uczbówniô i jem tu pótkôł cëdownëch lëdzy. Żól stąd ödchadac, ale móm nódzeja, że jesz długo bada z tim ókrażim spartaczony. Chcemë wrócëc do nowi platczi. Co nalézemë w „Ka-miszkach"? Kaszëbsczi słechińcowie znają ce przéd-no ze swiatowëch hitów spiéwónëch pö kaszëbsku, ze spiéwóny pöézje, gôdô sa ö tobie, że jes taczim kaszëbsczim barda. Ta płatka je prawie na taczi ôrt? Përzna jo, përzna nié. Jeżlë ódniesc sa do tego baro póczestnégó dlô mie miona barda, to dopierze tero ba-dze ono miało barżi pełny sens. Tuwó spiéwóm kuresz-ce nić tłómaczenia, ale prôwdzëwie kaszëbską poezja. Badze na ti place 9 wiérztów kaszëbsczich poetów z muzyką kaszëbsczich kompozytorów. Jaczi to pöécë? Je to m.jin. Aleksander Majkówsczi, czile dokazów Jana Piepczi, jaczćgó poezjo je wedle mie nadzwëköwô, je Jón Karnowsczi. A z kompozytorów to na przëmiôr Renata Gleinert, Witosława Frankówskó, są téż moje sztëczczi. To je jistota ti platczi. Chcą pokazać pöéticką śpiewa, jakô sa urodzëła na Kaszëbach, a chtërny nawet sami Kaszëbi czasto nie znają, bó bëła napisónó i wëkónónô dôwno temu, a pótemu nicht do ni nie wrôcôł. I jidze ja : MUZYKA Ödj. M. Narkun wëkönac na baro rozmajiti ort. Nić leno tak, jak më to robimë w „Kamiszkach". Artisticznô kaszëbskô spiéwa to prôwdzëwé czerpiskö dlô muzyków, aranżerów. Jak jes nalôzł te dokazë? Czedë jem rëchtowôł pierszi koncert w óbrëmienim projektu „Kamiszczi" wMKPPiM, dostôł jem materiale ód wastny Witosławë Frankówsczi. Wikszosc sztëcz-ków, jaczć są na piątce, póchódają prawie z tëch materiałów. Pôra jinëch - jak np. „Zamiast przedmówë" Aleksandra Majkówsczćgó - jô sóm nalózł w kóscer-sczi bibliotece. Wëbrôł jem z bédowónëch mie dokazów te, jaczć mie nôbarżi pórësziwałë, në i dodół jem nalazłć przez sebie. Móm nódzeja, że ten materiôł bada rozwijôł w nôblëższich latach. Króm tego pojawi sa na piątce tćż najô jazzëjącô interpretacjo kaszëbsczćgó evergreenu „Kaszëbsczć jęzora". Badze tćż jeden wëjimlc ód tëch czësto kaszëbsczich sztëczków, to je „My way" partaczony przćdno z Franka Sinatrą, przetłómaczony na kaszëbsczi jazëk. A płatka badze zamikół dokóz pó polsku - nowo wersjo spiéwë „Kłaniam ci się, Kościerzyno", z moją muzyką do słów Agnćszczi Ösecczi. To slédné nôzwëskö je téż möcno spartaczone z twoją artisticzną drogą. Wiele Kaszëbów uczëło ö tobie dopierze pö dobëtim konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej" w 2013 r. Nieczasto móm leżnosc wëstapówac w tak medialnëch sytuacjach jak ten konkurs. To jeden z nówiakszich festiwalów spiéwë w Polsce. Öd eliminacjów do finału warô on trzë miesące. Öbczas jego waranió powstała udba, żebë przetłómaczëc jedna strofa spiéwë Ösecczi na kaszëbsczi, żebë to bëło jesz barżi moje i ókózało sa to baro dobrą udbą. Jes zadzëwöwôł jurorów? Na gwës. Jich i mëszla, że wszëtczich jinszich lëdzy, co słëchelë. Jeżlë chtos zainteresowół sa dzaka temu ŁŻËKWIAT 2017 , POMERANIA / 9 MUZYKA ■b ł-„ v~ GÔDOL DARK MAJKOWSCZI W skład zespołu, który występuje na płycie „Kamiszczi", wchodzą: • Paweł Ruszkowski - śpiew, gitara akustyczna, gitara klasyczna, aranżacje, kierownictwo muzyczne • Mikołaj Basiukiewicz - fortepian • Michał Bąk - kontrabas, chórki • Tomasz Klepczyński - klarnet, klarnet basowy, saksofon sopranowy • Sławomir Tuszkowski - saksofon sopranowy, akordeon tradycyjny Konsultacja i korekta językowa: Rada Języka Kaszubskiego Nie je jima żôl, że syn wëbrôł taką artisticzną droga? Miôł jem w nich wspiarcé przë wëbörze swöji żëcowi drodżi. Widzelë, jak wiele to mie dôwô redotë, jak sa w tim realizëja i baro mie pömôgelë öd samégö zôcząt-ku. Terô ju czasto gôdają ze mnę ö mójim warköwim żëcym nié leno jakö familio, ale téż jako profesjonalny dorôdcë. To dzaka temu jem dzysô tam, gdze jem, i robią to, co robią. Czëjesz sa ju tej-sej gwiôzdą? Kö są lëdze, co mają stara jezdzëc na wnet wszëtczé twöje köncertë. Môsz ju taczé przëpôdczi, że chtos ce pöznôwô na szasëji, robi ödjimk, prosy ö autograf? Czëja, że twórzi sa takô moja publika. To je cëdowné i czejbë wiedno belo tak, jak je terô, bëm béł szczestlëwi. Nie mëszla ö wiôldżim karnie lubötników, sygnie mie môłé karenkö tëch, co pô prôwdze chcą mie słëchac. Jem rôd, że möja muzyka trôfió do wszelejaczich lëdzy, w rozmajitëch latach, ö różnëch muzycznëch zainteresowaniach. Jak z pözdrzatku utwórcë widzysz dzysô stojizna kaszëbsczi muzyczi? Mëszla, że j e baro dobrze. Czedë j em wchôdôł w ten świat, béł jem pöd wrażenim kaszëbsczégö radia, telewizje, Kaszëbsczégö Idola. Zdôwało mie sa to nadzwëköwé. Dzysô równak jesmë wiele dali. Kaszëbskô muzyka sa rozwijô, pöwstôwô wiele dobrëch, wôrtnëch dokazów. I co wôżne, wedle mie je to wszëtkö autenticzné. Nie czëjesz, że kaszëbizna je dlô ce ograńczenim? Tej-sej artiscë gôdają, że muszą śpiewać po anielsku abö przënômni pö polsku, bö pö kaszëbsku wnet nicht jich nie zrozmieje. Nié, nie... Je czësto öpak. Kaszëbizna to baro wëraznô farwa w möji muzyczny paléce. Bez ni bëłobë kömudno. Bëłobë tak zwëczajno, a to je mój rozpöznôwczi znak, taczi merk, téż na polsczi binie, bo wiedno dodôwóm jaczis kaszëbsczi dzélëk do möjich wëstapów. Lëdze mie z tim zaczinają parłaczëc i jem z tego baro ród. Kaszëbama, kaszëbsczim jazëka, to dló mie je nôlepszô nôdgroda. Chcemë wrócëc do „Kłaniam ci się, Kościerzyno". Gwës jes przëbôcził ta śpiewa wiele swojim domôkóm? To prôwda. Ta piaknó śpiewa nie bëła ju znónó wiele lëdzóm. Môże ókróm tëch, co spiéwelë ja w köscer-sczim Zespole Pieśni i Tuńca, abö bëlë jakoś zrzeszony z autora muzyczi Janusza Szulca. Ale tak öglowô nawetka mieszkańce Köscérznë ju ji za baro nie pa-miatelë. Östatno mój drëch ópöwiôdôł, że czej na uczbie historie szkolny zapitół, chto je autora spiéwë „Kłaniam ci się, Kościerzyno", połowa klasë napisa, że Paweł Ruszkówsczi. Nie chcą sobie nijak przëpisëwac autorstwa tego tekstu, ale jeżlë móm jaczis udzél w tim, że bez moja muzyka mieszkańce Köscérzne gö barżi póznelë, to baro jem ród Miôł jem leżnosc bëc na czile twöjich koncertach. Dół jem boczenie na jedna białka, jakô przeżiwała je jesz barżi jak të. Wiész ö kögö jidze? Pewno ö möja mëmka! Jo, móji starszi, ósoblëwie na zôczątku möji muzyczny drodżi, baro emocjonalno ôdbiérelë möje kóncertë. Terô téż, le ju jinaczi - i to na gwës nie je stres, le dobré, artisticzné wrażenia. Michôł Bąk. Ödj. A. Pölcyn 10 POMERANIA KULTURA PRZEZ PÓŁ MILIONA NA KSĄŻNICA Bëlny darënk na latosy Dzeń Jednotë Kaszëbów - wejrowsczi kréz dostôł 520 tës. zł na budowa Ksążnicë prof. Gerata Labudę we Wejrowie. Prawie 19 strëmiannika öbczas konferencje w wejrowsczim Muzeum Kaszëbskö-Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi ögłosył to wiceminyster Kulturę i Nôrodny Spôdköwiznë Jarosłôw Sellin. Wizualizacjo przińdny Ksążnicë prof. Labudę Wpôwstôwający ksążnicë badą w pasownëch warën-kach zagwësniwającëch jich bezpieczne użiwanié przechôwiwóné zbierë prof. Labudë, a téż badze czëtni-ca dôwającô möżlëwöta zwëskiwaniô z ti spôdköwiznë. W lepińcu 2016 r. krézowé starostwo we Wejrowie udo-stalo ju na ten cél w öbrëmienim Regionalnego Öperacjo-wégö Programu 1 min 400 tës. zł öd marszôłka pömör-sczégö województwa. Mómëju terô zabezpieczone w budżece wszëtczé dëtczi na ten cel. Jesz ôb zymk ôgłosymë utrôp, bô w przińdnym roku ksężnica mô bëc ôtemkłô - pödczorchiwała öbczas strëmianniköwi konferencje starosta Gabriela Lisius. Całi projekt, jaczi starostwo zjiscywô w partnerstwie z Miasta Wejrowö, a wespółrealizëje gö MKPPiM, mdze kósztac 3 min 800 tës. zł. Całownô jegö pozwą to „Utworzenie książnicy prof. Gerarda Labudy jako unikatowy zbiór dziedzictwa kulturowego Pomorza poprzez adaptację budynków Zespołu Pałacowo-Ogrodowo-Parkowego przy Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Po-morskiej w Wejherowie na potrzeby obsługi ruchu turystycznego regionu". Wedle minystra Sellina taczi obiekt je wôrtny tëch dëtków: Mëszla, że to badze wôżnô, dodôwkôwô institucjô kulturëdlô miasta Wejrowa. Jem widzôł zbiorëprof. Gerata Labudëjesz w jegô priwatnym dodomu w Poznaniu i to je wedle mie jedna z wôrtniészich biblioteków zebrónëchprzez bëlnégô pôlsczégö uczałégö w Polsce, w nôwiakszim dzélu tikajęcô dzejów Pômôrzô i Kaszëb - pôdczorchiwôł. Direktór MKPPiM Tomôsz Fópka je gwës, że ksążnica mdze wôżnym môla dlô uczałëch i wszëtczich, co sa in-teresëją Kaszëbama, Pómôrzim, a ösoblëwie historią. Jak rzekł öbczas zeńdzenió: Troje prôcowników badze na placu i pomogę w tim, żebë kôżdi chatny mógł przezdrzec spôd-kôwizna prof. Labudë w czëtnicë, jakô pôwstónie na dole. 19 strëmiannika i konferencja w MKPPiM dobrze badą téż wspominać samörządôrze z miastowi gminë Wejrowö. Przërëchtowelë öni wniósk ö pieniądze na za-göspödarzenié budinku pö zabëtkówim XIX-wieköwim młinie, jaczi sąsadëje z przińdną ksążnicą. Na ten cél z Minysterstwa Kulturę i Nôrodny Spôdköwiznë miasto dostało 450 tës. zł (300 tës. zł na robötë wkół terenów kol młina i 150 tës. na restauratorsczé prôce w sarnim budinku). Jak gôdô prezydent Wejrowa Krësztof Hildebrandt: Zanôlégô nama na tim, żebë ôkôlé Muzeum zmieniło swój wëzdrzatk, żebë nie bëło brzëdczé. Stôri młin mdze płaca, w chtërnym uzdrzimë, jak czedës młolë mąka, badze tam możno pószmakac rozmajité pieczëznë. Chcemë, żebë to béł taczi pôuczënowi môl, nié le zrzeszony z historię, ale téż z edukację. Dotacje z Minysterstwa Kulturę i Nôrodny Spôd-köwiznë óstałë przëznóné w öbrëmienim Programu Infrastruktura Kulturë. Wôrt jesz dodać, że óbczas konferencje 19 strëmiannika minyster Sellin ögłosył téż, że z tego samego programu francyszkanowie dostóną 190 tës. zł na zadanie „Wejherowo, kościół klasztorny Franciszkanów pw. św. Anny (1648-1650): remont nawy głównej i naw bocznych, chóru organowego i dwóch ołtarzy bocznych". Te dotacje to dokôz na to, że wejrowsczi samórzędorze są skutkówny w swojich dzejaniach, bo to nie je tak, że minyster dôwô pieniądze wedle swöji udbë, ale projektë ôceni-waję specjalne karna ekspertów - pódsztrichnął óbczas konferencji Jarosłôw Sellin. DM ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA /11 GOSPODARKA VIA MARIS, CZYLI EKSPRESEM NA PLAŻĘ! Nie tak dawno, bo w styczniowym numerze „Pomeranii" pisałem o drodze ekspresowej S6, która poszła w odstawkę, nie znajdując uznania wśród ministerialnych urzędników obecnego rządu. Być może (oby!) powstaną jej fragmenty, czyli Obwodnica Metropolitalna Trójmiasta - bardzo ważna i oczekiwana przez kierowców trasa, która pozwoli ulżyć obciążonej niemal do granic możliwości gierkowskiej Obwodnicy Trójmiasta. Brak przepustowości tej trasy oraz częste kolizje sprawiają, że droga oraz dojazdy do niej niemal codziennie są zakorkowane. Skutkami takich zatorów zazwyczaj bywa -w najlepszym przypadku - kilku-dziesięciominutowy postój lub poruszanie się w żółwim tempie, kilometr po kilometrze, a właściwie metr po metrze. Niestety decyzja o budowie Obwodnicy Metropolitalnej została zaskarżona. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał ten protest i sprawa trafiła do sądu kasacyjnego, gdzie czeka na rozpatrzenie. Równie ważna jest tzw. Trasa Kaszubska, czyli S6 biegnąca w nowym śladzie od Chwaszczyna (tam łączyć się ma z Obwodnicą Metropolitalną) do Lęborka. Z ostatnich rządowych planów wiadomo tyle, że trasa powstanie, ale krótsza, będzie się kończyć w miejscowości Bożepole Wielkie, czyli na pewno nie połączy Trójmiasta z Lęborkiem, a co dopiero Słupsk z Trójmiastem. W tym przypadku chodzi o koszty inwestycji. Cały 64-kilometrowy odcinek szacowano na 2,1 mld zł. Po skróceniu do 44 km koszt na pewno będzie niższy. Powstanie więc tylko fragment Trasy Kaszubskiej, choć najtrudniejszy, najważniejszy i najdroższy. Droga będzie realizowana w formule „projektuj i buduj" i jeśli przetarg ruszy jeszcze wiosną, to jest szansa, że za rok rozpocznie się budowa tego odcinka drogi ekspresowej S6. Aby jednak odciągnąć uwagę od problemów z S6, rząd zaproponował budowę nowej drogi łączącej Gdynię z Władysławowem. Via Maris (tak została nazwana) ma przebiegać po śladzie zaplanowanej już wcześniej przez samorząd wojewódzki Obwodnicy Północnej Aglomeracji Trójmiejskiej (OPAT), ale nie będzie łączyć się za Redą z drogą krajową nr 6 w kierunku Słupska (tak miał przebiegać OPAT), tylko ma prowadzić na północ, równolegle lub po śladzie obecnej drogi wojewódzkiej nr 216 - do Władysławowa. Pomysł budowy nowej drogi na Pomorzu jednych wprawił w osłupienie, innych ucieszył. Na nowej inwestycji z pewnością zyskają Rumia i Reda, ponieważ natężenie ruchu, szczególnie to uciążliwe w sezonie letnim, przeniesie się na Via Maris (część OPAT). Pogorszy się z kolei sytuacja w okolicach Władysławowa. W przeliczeniu na godzinę do miasta przyjedzie o wiele więcej aut, co najprawdopodobniej sparaliżuje ruch w mieście oraz w kierunku Mierzei Helskiej. Via Maris powinna ucieszyć gdy-nian, prawdopodobnie bowiem przybliży budowę Drogi Czerwonej łączącej port w Gdyni z planowaną Via Maris (część OPAT) i dalej Obwodnicą Trójmiasta. Nowa droga do gdyńskiego portu odciążyłaby zatem Trasę Kwiatkowskiego. Według wiceministra infrastruktury Jerzego Szmita Via Maris ma rozwiązać problemy tranzytowe północnej części aglomeracji trójmiejskiej. Podobnie jeszcze niedawno uzasadniano budowę Trasy Kaszubskiej. Różnica polega na tym, że Tra- sę Kaszubską można już zacząć budować, a ona finalnie pozwoli -biorąc pod uwagę, że powstanie jednak cały jej odcinek do Lęborka -skierować ruch tranzytowy z Trójmiasta w kierunku Słupska na nową ekspresówkę, co poprawi dostępność transportową subregionu słupskiego, wpłynie na poprawę bezpieczeństwa oraz skróci czas podróży pomiędzy metropolią gdańską a Lęborkiem. Nowa S6 poprawi również konkurencyjność przedsiębiorców z powiatów wejherowskiego, lęborskiego czy słupskiego, dla których drogowa inwestycja to ogromna szansa. W przypadku drogi z Gdyni do Władysławowa wiemy dzisiaj niewiele. Nieznany jest nawet dokładny przebieg Via Maris. Nie ma decyzji środowiskowej ani decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji, a tym bardziej pozwolenia na budowę. Nie wiadomo też, jaki będzie koszt tej inwestycji, a biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu i ewentualny przebieg nowej drogi, można domniemywać, że koszt będzie liczony raczej w miliardach niż w setkach milionów. Trzeba jeszcze zapytać o zasadność budowy nowej drogi aż do Władysławowa. Jeśli ma ona służyć tylko wakacyjnym kierowcom, to wydaje się, że ktoś nie wyważył tutaj właściwie proporcji pomiędzy ekspresową S6, o którą od kilku miesięcy apelują mieszkańcy, przedsiębiorcy i lokalni samorządowcy - stanowiącej kręgosłup transportowy północnej części województwa pomorskiego - a ekspresową drogą na plażę, na której kierowcy staną w korku na długo przed tym, zanim zdążą poczuć morską bryzę. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI 12 / POMERANIA/KWIECIEŃ2017 Informacja: Sulisława Borowska, tel. 58 684 - 38 - 14,603-991-705 KASZUBSKI UNIWERSYTET LUDOWY ZAPRASZA NA Warsztaty „Jak odczarować grupę" Przykłady gier, zabaw i różnych pomysłów na „odczarowywanie" grupy na: dobry początek, uatrakcyjnianie zajęć, zaktywizowanie grupy, itp. 2 terminy do wyboru: 21-22 kwietnia 2017 r.; 19-20 maja 2017r. Pobyt: piątek 16:30 - sobota 17:30, KOSZT: 269,00 zł. W cenę pobytu wliczony jest koszt: noclegu, wyżywienia (przerwa kawowa i kolacja w piątek, śniadanie, przerwa kawowa i obiad w sobotę),, koszty przygotowania i prowadzenia zajęć, zaświadczenie o ukończeniu warsztatów. L0ŚĆ MIEJSC OGRANICZONA!!! Formularze zgłoszeniowe do pobrania na stronie internetowej www.kul.org.pl W PROGRAMIE: Jak w godziną odczarować grupę, czyli tańce, hulance i połamańce Uruchom wyobraźnię i zrób teatr z "mydła i powidła" Wieczorek śpiewno-taneczno-rozrywkowo-rozluźniający Gra terenowa "Na tropach Smętka" Stare i nowe zabawy podwórkowe, lepsze na nudę niż gry komputerowe. Zajęcia mają na celu wyposażenie nauczycieli/ animatorów w odpowiednie narzędzia wspierające metody dydaktyczne, dzięki którym łatwiej zrozumieć potrzeby dziecka i dorosłego. Spotkanie ma być także inspiracją do twórczej pracy z dziećmi i młodzieżą. ■■■■ POMIĘDZY KASZUBAMI A FRYZJĄ. DOŚWIADCZANIE MNIEJSZOŚCI ROZMOWAZ HILKE OHSOLING, DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCĄFUNDACJI GUNTERA I UTE GRASSÓW Hilke Ohsoling w swoim królestwie. Fot. MBS Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk: Dziękuję, że zgodziła się pani ze mną spotkać i poprowadzić mnie przez archiwum Guntera Grassa. Mam szansę doświadczyć pani w jej królestwie czy jednym z królestw, na poddaszu Domu Guntera Grassa przy Glockengietëer-strasse w Lubece. Z okna widać piękne fasady z oknami szczytowymi lubeckich kamienic i kościół św. Katarzyny. Tu ma siedzibę Sekretariat Guntera Grassa. Od kiedy pracowała pani z panem Grassem? Hilke Ohsoling: Od października 1995 roku prowadziłam sekretariat dla pana Grassa, w międzyczasie zostałam dyrektor zarządzającą Fundacji Guntera i Ute Grassów, którą powołano do życia w 2011 roku. Właśnie ze względu na fakt, że widok stąd rozpościera się zarówno w stronę kościoła św. Katarzyny, jak i św. Jakuba, wybrał pan Grass tę lokalizację. Również szczególnie sobie upodobał zawiły układ przestrzenny widocznych stąd budynków. MBS: Ta konfiguracja budynków przypomina mi strukturę powieści noblisty... Dla mnie jako Kaszubki frapu- jące zagadnienie stanowi temat „Grass i Kaszubi". Zdaję sobie sprawę z tego, że mój sposób czytania Grassa z tak określonej perspektywy jest odmienny niż reprezentanta li tylko kulturowych większości. Stąd też charakter moich dzisiejszych pytań: Jak pani postrzega aspekt kaszubskiego pochodzenia w biografii pisarza? Czy odgrywa on jakąś rolę w pani czytaniu Grassa? Czy w rozmowach nawiązywali państwo do tej kwestii? Jeśli tak, to w jakich kontekstach pojawiał się ten fakt? HO: Mama Guntera Grassa była Kaszubką. Dla pana Grassa ten fakt miał istotne znaczenie, podkreślał to stale. Kaszubscy krewni byli dla niego ważni, jak również podtrzymanie kontaktu z nimi. Pan Grass próbował tak się zorganizować, aby co dwa lata przyjeżdżać do Gdańska. Za każdym razem spotykał się wówczas z kaszubskimi krewnymi, także w obecności innych członków rodziny. I odnosiłam wrażenie, że te spotkania odbywały się w serdecznej atmosferze. Franz Grass, najstarszy syn, jeden z bliźniaków, pielęgnuje te kontakty, nawet jeśli z pewną trudnością, którą stanowi nieznajomość 14 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 języka polskiego. Kaszubscy krewni brali udział w pogrzebie w Behlendorf [miejscowość pod Lubeką, w której mieszkał i tworzył Gunter Grass, na miejscowym cmentarzu został pochowany w gronie rodziny i przyjaciół-MBS]. MBS: Kaszubskie samookreślenie się Guntera Grassa, jak również kaszubskie motywy w jego twórczości miały znaczenie także w kręgach kaszubsko-pomorskiego ruchu regionalnego, nawet jeśli i tu recepcja nie przebiegała bez kontrowersji. W badaniach dotyczących przebiegu procesów upodmiotowienia społeczności kaszubskiej funkcjonuje teza, że twórczość Grassa stanowiła jeden z ważnych czynników tego procesu, przeciwdziałając „kompleksowi kaszubskiemu". Gunter Grass nie tylko wprowadził Gdańsk wraz z Kaszubami do literatury światowej, ale dla wielu dopiero dzięki jego dziełu Kaszubi stali się widoczni, nawet jeśli kaszubskość nie należy do kanonizowanych treści edukacji ani w Niemczech, ani w Polsce. Jeśli dzisiaj mówimy o renesansie kultury kaszubskiej, to pan Grass ma swój konkretny wkład i zasługi w tym obszarze. HO: Na pewno ucieszyłby się, słysząc te słowa. MBS: Autoidentyfikacja Guntera Grassa jako Kaszuby odbierana była przez niemieckiego, ale i polskiego czytelnika jako rodzaj prowokacji. Jeszcze do niedawna wybór opcji niemieckiej związany był z rezygnacją z kaszubskiej tożsamości. „Dla Niemców bowiem kaszubska kultura była zawsze czymś gorszym i traktowana z pogardą" - jak czytamy w literaturze naukowej. Sygnalizuje tę kwestię narrator w powieści Przy obieraniu cebuli, opowiadając, jak po 1933 roku kontakty z kaszubską rodziną rozluźniły się, a po wybuchu wojny były wręcz niechętnie widziane w kręgu niemieckiej rodziny. Znacząca jest też scena przekraczania granicy Wolnego Miasta Gdańska przez narratora wraz z kaszubskimi krewnymi, w której pokazano, jak byli traktowani przez pograniczników polskich i Wolnego Miasta Gdańska. To utarte postrzeganie Kaszubów jako obywateli drugiej kategorii nacechowało także lata powojenne, a nierzadko odzywa się i dziś. HO: Czy było to pomyślane jako prowokacja, nie wiem. Ponieważ sama pochodzę z północnofryzyjskiej rodziny, mogę lepiej zrozumieć jego kaszubskie doświadczenie. Określenie „Kaszuba" było używane jako wyzwisko, jak opowiadała mi matka. W moim domu rodzinnym wzrastałam dwujęzycznie - z mamą rozmawiałam w platt-deusch [dialekt dolnoniemiecki], whochdeutsch [standardowy język niemiecki] z ojcem. Podczas spotkań rodzinnych mówiono przy stole także po północnofry- zyjsku i po duńsku, ponieważ część mojej rodziny ma duńskie korzenie. Jedna z ciotek wyszła za Duńczyka. A ponadto sam północnofryzyjski ma wiele dialektów. Języka hochdeutsch zaczęłam się uczyć w wieku pięciu lat. Mama posadziła mnie przed odbiornikiem radiowym, bo spostrzegła, że nie znam hochdeutsch, a miałam niedługo rozpocząć naukę szkolną. Stacja radiowa „Schulfunk" [radio szkolne] emitowała audycje dla dzieci oczywiście w hochdeutsch. W początkowym okresie nauki szkolnej mówiłam wolniej niż inne dzieci. W platt-deusch i po fryzyjsku nauczyciele z nami nie rozmawiali. W szkole przeprowadzono raz sondę, jakie języki używane są w domach. Podniosłam rękę dwukrotnie - gdy pytano o hochdeutsch i o plattdeusch. Nauczyciel się później skarżył, że nie zgadza mu się liczba obecnych dzieci i podanych języków. MBS: Podobne doświadczenia szkolne mają Kaszubi. Także w tekstach autobiograficznych Żydów wzrastających w Wolnym Mieście Gdańsku wielojęzyczność jest powtarzalnym elementem narracji. Ciekawe są strategie rozwiązań, jakie wprowadzają poszczególne rodziny w tej wewnętrznej polityce językowej. Jak wyglądała sytuacja w pani rodzinie? HO: Z dziećmi rozmawiam w plattdeutsch, tak więc od początku wzrastają wielojęzycznie. Platt jest wspólny dla użytkowników różnych dialektów i języków mniejszości w regionie [Szlezwiku-Holsztyna]. Uważam, że gdy dziecko wzrasta w wielojęzycznym środowisku, uczy się szybciej kolejnych języków, jak np. angielskiego, i jest w stanie więcej zrozumieć, gdy używa się w jego otoczeniu obcego języka. (...) Pan Grass znał danzigerisch [mowa gdańskiej ulicy, gdańska odmiana Plattdeutsch], jak sądzę. Stale ubolewał, że tyle znika z bogactwa dialektów, zwłaszcza ze wschodnio- i zachodniopruskich. Dlatego też wprowadzał regionalizmy i dialektalne naleciałości do swoich książek. To było dla niego istotne, że jeśli użył w narracji słowa 'Wruckeń, to ten wyraz ma pozostać w tej właśnie formie. Był zdania, że czytelnik winien podjąć trud, aby zrozumieć znaczenie słów wprowadzonych nie bez przyczyny przez pisarza MBS: W powieści autobiograficznej Przy obieraniu cebuli wypowiada się Grass-narrator, że od dziecka zaznajomiony był z kaszubszczyzną. Słowo 'wruk' / 'wrëk' -występuje w języku kaszubskim. HO: Tak przypuszczałam. MBS: Moja mama gotuje zupę z wrëków każdej jesieni... Czytając powieści Guntera Grassa, gdy jest mowa o sztuce kulinarnej, nie muszę odgadywać nazw potraw. W większości są lub były przygotowywane w naszej ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA /15 90. URODZINY GUNTERA GRASSA rodzinie. Klopsy królewieckie, które serwowano podczas ostatniego gdańskiego „teatru gotowania" [spektakl na motywach kulinarnych, przygotowywany przez Stowarzyszenie Guntera Grassa], przyrządzała moja babcia ze strony mamy, która letnie wakacje spędzała jako nastolatka u rodziny (jej wschodniopruskiej gałęzi) w Piławie. HO: Jak wspominałam, różnorodność językowa i dia-lektalne zabarwienia były istotne dla pana Grassa. Dlatego też ważną sprawę stanowiło dla niego przerobienie pierwszych tłumaczeń Blaszanego bębenka, m.in. w celu uwzględnienia dialektów. Podczas spotkań tłumaczy, które organizował regularnie, uzgodniono, że nazwy miejscowości stosowane będą w tłumaczeniach w zależności od czasu, w jakim się rozgrywa akcja. Z początku pan Błaut [Sławomir Błaut (1930 Lublin - 2014 Warszawa)], tłumacz większości utworów Grassa na język polski] nie był przekonany do pomysłu przepracowania tłumaczeń. Później jednakże relacjonował, że pracował pod tym kątem nad Blaszanym bębenkiem. MBS: Zdaje się, że to przepracowanie w odniesieniu do dialektalnych zabarwień nie zostało uwzględnione w najnowszym wydaniu Blaszanego bębenka, które opublikowała Oficyna Gdańska... Tam znajduje się istotny fragment dla Kaszubów i o Kaszubach, w którym babcia Koljaczkowa, żegnając Oskara wyjeżdżającego po wojnie do Niemiec, mówi w danzigerisch: „So isses nu mai mit de Kaschuben, Oskarchen. Die trefft es immer am Kopp. Aber ihr wird ja nun wajehn nach drieben, wo besser is, und nur de Oma wird bla-iben. Denn mit de Kaschuben kann man nich kaine Umziige machen, die missen immer dablaiben und Koppchen hinhalten, damit de anderen drauftappern können, weil unsereins nich richtig polnisch is und nicht richtig deitsch jenug, und wenn man Kaschub is, das raicht weder de Deitschen noch de Pollacken. Die wollen es immer genau haben" (Gunter Grass, Die Blechtrom-mel, Neuwied am Rhein u.a. 1959, s. 399). Nikt, moim zdaniem, nie ujął specyfiki historycznego kaszubskiego doświadczenia dobitniej za pomocą słowa. Hilke Ohsoling w drzwiach na podwórze Domu Guntera Grassa, gdzie króluje rzeźba „Turbot podchwycony". Fot. MBS Mogę sobie wyobrazić, że można by w polskim tłumaczeniu ten fragment skaszubić. W tłumaczeniu Sławomira Błauta utraciło ono swój dialektalny charakter. Obecnie obserwuje się tendencje do tłumaczenia na język kaszubski kanonicznych tekstów literackich, tj. Pana Tadeusza Adama Mickiewicza czy też ostatnio Winnie-the-Pooh A.A. Milne'a. Mam nadzieję, że pewnego dnia przyjdzie kolej na utwory Guntera Grassa. HO: Może warto by zacząć z krótszym utworem? Czytała pani ostatni Vonne Endlichkait? To pierwsza książka Grassa, w której dialekt pojawia się już w tytule. Pochodzi z wiersza, który zamyka książkę. MBS: Przyznaję, że jeszcze nie. Wydaje mi się, że można by przetłumaczyć na język kaszubski te fragmenty utworów Guntera Grassa, które odnoszą się w różny sposób do kaszubszczyzny. Nawet jeśli Grass funkcjonuje jako „figura pamięci" w zbiorowej pamięci Kaszubów, nie oznacza to, że jego utwory są powszechnie czytane. HO: Kaszuby to także przepiękny krajobraz. Pan Grass powtarzał, że zdecydował się na dom w Behlendor-fie, bo tamtejszy krajobraz przypomina mu Kaszuby. Bogaty w zbiorniki wodne i wzgórza. Nigdzie jednak poza Gdańskiem nie czuł się tak naprawdę w domu. Odwiedzając to miejsce z nim, mogłam sobie wyobrazić, jak wędrował jako dziecko po mieście. MBS: Czy można powiedzieć, że właśnie to doświadczenie mniejszości, praktykowane doświadczenie różnorodności we własnej rodzinie, było jednym z fundamentów państwa długoletniej współpracy? Pochodząc z mniejszości, zna się wiele światów, tak więc można na rzeczywistość spoglądać z różnych perspektyw. Wykształca się wówczas - jak to nazywam - „spojrzenie z ukosa", które dostrzegam w literackich światach Guntera Grassa - pisarza i w wypowiedziach Grassa - zaangażowanego obywatela. W tej postawie zawiera się jeszcze jedno: silnie obecne u Grassa postrzeganie nie według utartej matrycy albo-albo, lecz zarówno-jak-i. HO: W jakiś sposób - na pewno, ale to był tylko jeden z obszarów, który dzieliliśmy. Nie było w naszych rozmowach tabu. W ostatnich tygodniach [życia] miał pan 16 / POMERANIA/KWIECIEŃ2017 ■ww) Widok na kościół św. Katarzyny i Katharineum - słynne lubeckie gimnazjum, którego uczniem był m.in.Tomasz Mann. Fot. MBS 90. URODZINY GUNTERA GRASSA HO: Dla Guntera Grassa ważna była również społeczność Sinti i Roma. Fundacja, którą założyli państwo Grassowie, towarzyszy wieloletniemu projektowi mającemu na celu integrację dzieci z tej mniejszości na terytorium Szlezwika-Holsztynu. Ponieważ te rodziny często się przemieszczają, dzieci nie zawsze są w stanie uczestniczyć regularnie w zajęciach szkolnych. Stąd trudno im zdobyć dobre wykształcenie. W ramach projektu przygotowano grupę tzw. mediatorek, które pomagają dzieciom w pracach domowych i utrzymują kontakty z rodzicami. To kobiety pochodzące z tej społeczności. Zatrudnione są jako wychowawczynie w szkołach. Ucieszyliśmy się bardzo, gdy 14 listopada 1914 roku oprócz Duńczyków i Fryzów w konstytucji bundeslandu Szlezwik-- Holsztyn ujęto także Sinti i Roma. Ta akceptacja ma wymiar psychologiczny, ale także praktyczny, ponieważ uznane mniejszości są przedmiotem szczególnej troski, a od czasu do czasu otrzymują także wsparcie finansowe od landu. MBS: Ciekawy projekt. W moim odczuciu niezwykle ważne jest to, że mediatorki wywodzą się z tej społeczności. Jesienią 2015 roku mieliśmy w Gdańsku konferencję dotyczącą sytuacji Sinti i Roma. Jak mi opowiadano, podczas konferencji wskazywano na paralele drogi do upodmiotowienia Kaszubów, ze wszystkimi jej wybojami, jako przykład dla Sinti i Roma. Właśnie przyszło mi do głowy, że ciekawe byłoby przeprowadzenie warsztatów: mniejszości czytają Guntera Grassa. HO: Ciekawy pomysł. Proszę porozmawiać o tym z panem Thomsą, kierownikiem Domu Guntera Grassa. Jego biurko znajduje się piętro niżej na wysokości stołu, przy którym siedzimy. Tam jest jego królestwo. Taki polityczny temat mógłby go zainteresować. MBS: Dziękuję za rozmowę. Jest wiele do zrobienia. Grass gości, zarówno w Lubece, jak i w Behlendorf. Na przykład zaprosił do siebie aktorów Thalia Theater [z Hamburga]. Brał udział w przedstawieniu przedpremierowym i bardzo mu się podobało. To było na trzy tygodnie przed śmiercią. Wspaniale, że mógł pracować do ostatnich swoich dni. Gunter i Ute Grassowie wyjechali z początkiem kwietnia do miejscowości Juliusruh na mierzei Schaabe na północy Rugii. Ute pochodzi z Hiddensee, które leży w pobliżu. Również tam pan Grass pracował nad swoją ostatnią książką i rysował na plaży. MBS: W jednym z artykułów w kontekście Guntera Grassa użyto określenia „kaszubski patriarcha", kiedy to przeczytałam, przesunęło mi się wiele scen przed oczami. Pierwsza myśl to było wspomnienie rozmowy w październiku 2014 w Sopocie podczas ostatniego pobytu artysty w małej ojczyźnie. Państwo Grassowie opowiadali wówczas z radością o zbliżającym się zjeździe wnuków w Gdańsku. Kilkoro z nich przyjeżdżało wówczas pierwszy raz do tego miejsca, a pan Grass podkreślał, jak ważne jest dla niego, aby poznali miasto urodzenia dziadka. Wymieniając się żartobliwie liczbami dotyczącymi procentowej zawartości kaszubskiej krwi, mogłam także doświadczyć dumnego i jednocześnie zatroskanego dziadka, który oczekiwał pierwszego prawnuka. Wówczas zaproponowałam, aby następny raz zorganizować wyjazd w kaszubski interior, aby pokazać kolejnemu pokoleniu teraźniejszość Kaszub. Pan Grass popatrzył na mnie w zamyśleniu - takie przynajmniej odniosłam wrażenie. HO: Tak, to myślenie w kategoriach dużej rodziny było dla niego ważne. Zakładam, że i pani, i ja je dzielimy. Gunter i Ute Grassowie mają wspólnie ośmioro dzieci. W swoim portfelu pan Grass nosił stale zdjęcia wszystkich wnuków i często je oglądał. Życie rodzinne było dla niego ważne. We wspólnocie więcej można osiągnąć niż samemu. A też przynosi to więcej radości, jak sądzę. MB: W powieściach Grassa-pisarza dostrzec można znaczenie, jakie przywiązywał do dialogu międzypoko-leniowego. Gdy się czyta zarówno Idąc rakiem, jak i Skrzynkę, narzuca się ta kwestia jako klucz interpretacyjny. Rozmowa miała miejsce 19 lutego 2016 roku w Domu Guntera Grassa w Lubece. MBS przebywała wówczas na stypendium Gość Obywatelski Miasta Lubeki Fundacji Die Gemeinniitzige. ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA /17 * 2017 Tf . ROK i JOZEFA iiKELMOWSKIEGO BUCHA ZÔBÖRSCZI ZEMI Na latoségö patrona roku Kaszëbskó--Pömôrsczé Zrzeszenie wëbrało Józefa Chełmöwsczégö. Z ti leżnoscë ödbiwô sa wiele rozmajitëch wëdarzeniów, wëstôw-ków i pótkaniów przëbôcziwającëch tegö nadzwëköwégö artista i filozofa. W öbchödë włącziwają sa lëdze wnet z całëch Kaszëb (przikłada möże bëc chóc-le konkurs „Tajemnice świata światów -inspiracje twórczością Józefa Chełmow-skiego", na jaczi ostało przëszëkôwónëch wicy jak 880 dokazów - piszemë ó tim na str. 6-7), ale nôbarżi wiera żëją tim roka w Brusach. Nie je to dzywné, bo prawie z tima stronama zrzesził swöje żëcé latosy patron i to molowi Kaszëbi biôtkówelë sa o to, żebë KPZ miało gó achtnioné w 2017 r. Baro jesmë chcelë, żebë Józef Chełmôwsczi ôstôł patrona roku, bô zanôlégô nama na tim, żebë béł lepi znóny nié leno w najim ökôlim, ale jak nôszerzi. Widzymë równak, że i më nié wszëtkô jesmë wiedzelë ö jegö utwórstwie. Ödkriwómë ösoblëwie jegófilozoficzne mëslë ô wszechswiece. Wiele mómë téż latoś kontaktów z familią artistë. Kóżdi familiowi wspómink dodôwô do naji wiédzë cos nowégó - gôdô Stani-słôw Köbus, wiceprzédnik Kaszëbskö-Pömörsczégô Zrze-szeniô i przédnik brusczégö partu. I dodôwô z biichą, że dlô całi zôbörsczi zemi wëbór latoségó patrona je wiôldżim świata: To pôcwierdzenié, że ta zemia ôd lat rodzy bëlnëch lëdzy, jak Jón Karnowsczi, Stanisłôw Pestka i prawie Cheł-mówsczi. Dlôte naje miasto dobrze saprzërëchtowało do tego roku. Zrzeszenie wespółrobi z samôrząda, z Centrum Kulturę i Biblioteczi a z wiele lëdzama i institucjama nić le w Brusach. Słëchało sa tej zorganizować uroczëstą inauguracja obchodów Roku Józefa Chełmöwsczégö prawie w tim miesce. Dzćń ti inauguracje - 26 gromicznika - téż nie je przëtrôf-ka, bó to urodzëznë artistë. Na swiato przëjachała familio (m.jin. białka wastë Józefa - Jadwiga Chełmöwskô), drëszë, mieszkance Brus i ökölô, szkolny kaszëbsczégó jazëka, artiscë, przed-stôwcowie Kaszëbskó-Pómórsczégó Zrze-szeniô - Öglowi Zarząd reprezentowôł wiceprzédnik Łukôsz Grzadzëcczi, reprezentacjo z Zôpadnokaszëbsczégó Muzeum w Bëtowie, Nadbôłtowégó Centrum Kulturę we Gduńsku, Historiczno-Etnograficz-négö Muzeum w Chónicach i wiele jinëch kulturowëch institucjów, ksaża zrzeszony z Brusama i samörządôrze. Wëdarzenié zaczało sa ód téatrowégó przedstówku „Świat według Józefa Cheł-mowskiego" w wëkónanim Téatru Lëdowé-gó Öbrzadu „Zaboracy". Prowadną udbą tego dokazu bëłë óbgôdczi artistë z anioła-ma z jego obrazów. Wezwëskóné óstałë m.jin. prasowe i filmowe wëpówiescë latoségó patrona i słowa, jaczé ón sóm wpisywôł w swoje usôdzczi. Na zakuńczenie przedstówku zaśpiewała kapela z brusczégó Centrum Kulturę i Biblioteczi. Późni przeszedł czas na oficjalny dzél. Uroczësto zaczalë Rok Chełmówsczégó burméster Brus Witóld Össowsczi, wiceprzédnik KPZ Łukôsz Grzadzëcczi i przédnik molowego partu Zrzeszeniô Stanisłów Kóbus. Jednym z wôżniészich pónktów programu bëła prezentacjo filmu z 2007 r. „Świat według Józefa Chełmowskiego". Nie felowało téż wspominków ó patronie. Ö swójim star-ku ópówiódała m.jin. wnuczka Magdalena Wirkus. Wëstą-piła téż młodzëzna z grëpë „Gwiżdże", jako zaśpiewała czi-le kaszëbsczich śpiewów. Późni uczastnicë óbezdrzelë jesz jeden film - „Królestwo Józefa" - i dwa wëstôwczi „Boć z niczego nic powstać nie może" i „Człowiek Renesansu". Na tim skuńczeła sa inauguracjo, jako nić le w Brusach zaczała wiôldżé wspominanie i przëbôcziwanié Józefa Cheł-mówsczćgó. DARIUSZ MAJKÖWSCZI ÖDJ. CENTRUM KULTURË I BIBLIOTECZI W BRUSACH 18 / POMERANIA/KWIECIEŃ2017 LISTY jyyyyy^ tftfti Listy red.pomerania@w "iSlfii BŁĘDY W BIOGRAFII WRYCZY Szanowna Redakcjo Niedawno ukazała się książka Krzysztofa Kordy ks. ppłk Józef Wrycza (1884-1961). Biografia historyczna. No właśnie, błąd jest już w samym tytule publikacji. Na początku tytułu (czy zdania) nie powinno się używać skrótu, pierwsze słowo zawsze pisze się wielką literą i w całości, czyli powinno być Ksiądz. Błędów językowych w biografii jest więcej, ale o tym poniżej. Najpierw bowiem sprawa błędu rzeczowego. Otóż autor zarzuca mi na stronie 175: „Stanisław Jankę błędnie wskazuje w biografii Der-dowskiego, że jego brat [Teofil] odwiedził Wiele w r. 1932. Do wi- zyty w rzeczywistości doszło w r. 1931". O 1932 roku mówi także prof. Józef Borzyszkowski w monografii Wielewskie góry. Dzieje Wiela i jego kalwarii (Gdańsk 1986). Ponadto na odwrocie jednej z okolicznościowych pocztówek z pomnikiem Hieronima Derdowskiego i stojącym obok Teofilem wielewski proboszcz ks. Wrycza odnotował: „Teofil, który przybył w gościnę z Ameryki w roku 1932-gim. Pomnik ustawiono na cmentarzu...". Wręcz zżera mnie ciekawość, skąd autor wziął 1931 rok. W książce można też znaleźć, jak wspomniałem, kolejne błędy językowe, ortograficzne i fleksyj-ne. Jeśli chodzi o te ostatnie, to Krzysztof Korda z uporem godnym lepszej sprawy nie odmienia naszych zgermanizowanych nazwisk: Dahlke, Heyke, Fethke, Lange. Gdy ktoś nie odmienia mojego nazwiska, również zniemczonego, wtedy mówię, że ono nie należy do mnie ani do Bismarcka, tylko do języka polskiego. Dlatego zawsze w dopełniaczu powinno się pisać Jankego, a w celowniku Jankemu. Nie wiem też, dlaczego nazwisko przywódcy polskiego reżimu komunistycznego Władysława Gomułki w indeksie zostało zapisane poprawnie, a w tekście jak Bóg da, ale przeważnie Gomółka (błąd ortograficzny). I jeszcze jedna wątpliwość. Ostatnio pracuję nad drzewem genealogicznym rodu Janków i bardzo jestem zainteresowany nazwiskiem Lorek, z rodziny Lorków pochodziła bowiem moja babcia Michalina Jankę (Leon Lorek, jej brat, jak ostatnio odkryłem, był drukarzem w Grudziądzu i pracował u Kulerskich w drukarni „Gazety Grudziądzkiej"). W książce Krzysztofa Kordy w indeksie występuje siedem razy niejaki Anzelm Lorek, ale już w tekście na podanych stronach albo nie widnieje, albo z innym imieniem. Z poważaniem Stanisław Jankę, po kaszubsku Janka PODATKU DLA ZKP PRZEKAZ Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie jest Organizacją Pożytku Publicznego i zbiera środki z tytułu odpisu 1% podatku dochodowego. Przekazanie 1% dla Zrzeszenia jest niezwykle proste. Wystarczy wypełnić odpowiednią rubrykę w rocznym zeznaniu podatkowym i wpisać nr KRS Zrzeszenia: 0000228279. KRS: 0000228279 ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA /19 \ JANUSZ KOWALSCZI (1925-2017) BÉŁ BARŻI KASZËBSCZI NIŻLË SAMI KASZËBI mm Nowe trasy wciąż układa/ Janusz co mapami włada/ On w Remusie zakochany/ Szuka śladów nad wodami. Tak spiéwómë ôb czas lepińcowech Kaszëbsczich Czolenköwëch Spłëniaców Szlachama Remusa. Ödbëło sa jich ju trzëdzescë jeden, a latoś szëkujemë sa do pôstapnégö. Te spłëniaca, jich apartny kaszëbsczi wëzwak, do dzysô zachöwiwóny, to prawie udba drëcha Janusza Köwalsczégö. Janusz Köwalsczi (pierszi z prawi) öb czas rozpöczacô spłëniacégö Szlachama Remusa nad jęzora Luböwiskö w 1998 r. Köl niegö przédnik KPZ Brunon Sënôk i wiceminyster öswiatë Wöjcech Ksążk. Ödj. ze zbiérów Edmunda Szczesôka JEDINÉ TACZE W PÖLSCÉ Ne spłëniaca zajistniałë, bö tak wiôldżé bëło jegö roz-skacenié dokaza Aleksandra Majköwsczégö Żëcé i przi-gödë Remusa, w jaczim bohater, wadrowczik z karą, przedôwający ksążczi, wanożąc bez Kaszëbë, budzył etniczną swiąda w mieszkańcach. „W najich czasach - tak Janusz klarowôł zdrzódlo i cél tegö zamësłu -króm budzeniô ti swiądë, nót je u wiele Kaszëbów ja wcyg ucwierdzëwac, nadto pomagać w parłaczenim sa môlecznëch kaszëbsczich strzodowiszczów, a nié--Kaszëbóm przedstawiać bökadosc żëcô na ti zemi. Möją udbą, jakô dozdrzeliwa we mie w połowie lat 80., belo zrealizowanie taczi misji w formie czółenkowëch spłëniaców, kö rzéczi są ösama sedlëszczów; nad rzéka-ma rozsadłë sa przédné kaszëbsczé wse". Bez dłudżi czas ni mógł nalezc zrozmienió, chóc klepół do rozmajitëch dwiérzi i dopiérku, czej redakcjo „Pomeranii" pódjała 20 / POMERANIA KWIECIEŃ 2017 sa organizacji spłëniacô w sztôłce óbmëslonym bez niego, umëslënk nen dożdół sa realizacji. Badącë samému ód czasów sztudérsczich aktiwnym czôłenkarza, rozëmno sparłacził wëpöcziwanié na wodze z kaszëbsczim programa kulturalnym, dokönëją-cym sa na lądze. Bo spłëniaca Szlachama Remusa to nie le płënienié w öbrëmim snôżotë kaszëbsczégö krôj-malënku, ale téż zeńdzenia z lëdzama, jazëka, kulturą. Janusz rozdzeliwôł spłëniaca na krajopöznôwczé i na nasze - krajopöznôwczo-kulturalné, jediné taczé - jak sóm cwierdzył - w Polsce. Ta czësto nowömódnô förma ôsta baro dobrze przëjatô: ju pó pôra latach „Remus", jak skrócënköwó je zwónô najô rozegracjô w kragach czôłenkarzów, stôł sa, jeżlë jidze ö lëczba uczastników (a zdôrzałë sa lata, czej bëło jich wiacy jak dwasta), jedną z trzech nôwiakszich wódniacczich imprezów na Kaszëbach. Janusz nié leno wëmëslił no ösoblëwé spłë- WSPÖMINCZI niacé, ale bez wiele lat béł przédnika Organizacyjnego Komitetu, bierzącë na se wiôldżi dzél ucemiażnëch przërëchtowaniów. Sóm wëmësliwôl mödła medalionów, öbrôbiôł införmatorë i prowadniczi, mödifiköwôł trasa. Pô pôra latach, czej spłëniacému Szlacha Remusa zaczałë towarzëc jiné turisticzné rozegracje - wanożné, kôłowé i sobötno-niedzélné spłëniaca - koniecznym sa stało nadać temu wszëtczému jaczés organizacyjne öbrëmié. Na jeseni 1990 r. ôstôł założony Turisticzny Klub KPZ Wanożnik. Janusz béł w karnie jegö załóżców i östôł wëbróny na pierszégö przédnika. Późni, w miono érë dlô jegô zwënégów, przëznelë mu pöczestny titel Honorowego Przédnika Klubu Wanożnik. REDAKTOR I PUBLICYSTA Janusz nie béł Kaszëbą. Urodzył sa w Zamóscu, ale ob czas jegö dzectwa i młodoscë familio mieszka w Lubartowie. Tam w 1939 r. skuńcził II klasa gimnazjum, a czej wëbuchła wöjna, cygnął nóuka na krëjamnëch uczbach. W stëczniku 1945 r. rozpoczął studia na Wëdzélu Architekturę Warszawsczi Pólitechniczi (mia ona z początku swoja sedzba w Lublinie). Öd łżëkwiata tegö roku na Stegnach jegö żëcégö pöjôwiô sa Gduńsk, bo tu prawie przecygnalë jegö rodzëce Halina i Stanisłôw. Sztudérëjącë we Warszawie, zajął sa téż gazétnictwa: béł redaktora dzélu architektura i technicznym redaktora miesacznika „Politechnik". W 1948 r. przeniósł sa na architektoniczne studia do Gduńska, a przë tim dali rozwijôł redaktorsczé i publicysticzné zajimnotë. W 1956 r. östôł przędnym redaktora pismiona „Głos Politechniki Gdańskiej", a w latach 1957-1958 przewó-dzył wëchódającému rôz na dwie niedzele cządnikówi „Uwaga", powstałemu z leżnoscë póliticznëch pözmia-nów Pôlsczégö Rujana 1956 r. Wespółrobił z gduńsczi-ma codzénnikama. Pisôł artikle do dwaniedzélnika „Kaszëbë", do cządnika „Litery" i bez pół wieku do „Pomeranii" (wliczając cząd, czej przez zmianą pözwë wëchôda jakno Biuletin KPZ), pismiona Kaszëbskö--Pömörsczégö Zrzeszeniô, w jaczim baro rëszno dzejôł. W publicystice béł aktiwny wnet do kuńca swójich dni, a w wiele, jeżlë nié w wiakszoscë swöjich artiklów pisôł ö Kaszëbach. Z ti prawie stronë - dzénnikarsczi - jô Janusza pôznôł blëżi pöd kuńc 1966 r. W lëstopadniku tegô roku redakcjo gduńsczego öddzélu niedzélnika „Politechnik" przërôczëła sztudérów uczbówni Trzëgardu na półroczne dzénnikarsczé seminarium. Zgłosëło sa wia-cy jak dwasta sztëk lëdzy. Z nich do redakcji przëjalë piać sztudérów, a jô béł jednym z nich. Köżden öddzél miôł swégô, wëznaczonégó przez uczböwnia, opiekuna. We Gduńsku béł nim prawie Janusz Köwalsczi. A że miôł dzénnikarsczé doswiôdczenié, pömôgôł przédnic-twu öddzélu (czerowôł nim Wiesłôw Közyra) w przërëchtowiwanim tekstów do drëku. Mój pierszi articzel, ópubliköwóny 17 stëcznika 1967 r., ódnôszôł sa do Klubu Sztudérów Pömóraniô. Januszowi baro sa widzôł - sóm mie ó tim pöwiedzôł. Öradzą - jak jô terô, pö pół wieku ód te mójégö gazétnégö debiutu so roz-miszlóm - nie bëłë ósoblëwé wôrtnotë tekstu, leno te-matika. Jô so wnenczas nie zdôwôł sprawë, jak baro w kaszëbizna je wmikłi nasz opiekun, a mój wczasniészi akademicczi szkolny. Na Wëdzélu Wodny Budowiznë, na jaczim jô sztudérowôł, më mielë w latnym semestrze 1964 r. zajaca z urbanisticzi. Wëkładë prowadzył prof. inż. arch. Stanisłów Różańsczi, a czwiczeniama zajimół sa Janusz Kówalsczi, tej ju ód dwóch lat miół obroniony doktorat. KASZËBAZE SWÖJI UDBË Janusza, chtëren béł Kaszëbą ze swóji udbë, mógł za-rechówac do lubótników regionu, co mielë nieróz wiakszé wëczëcé rodnëch wôrtnotów niżlë lëdze tuwó öd póköleniów mieszkający, jaczima zdówają sa óne zwëczajné, codniowé. Ti, co uznelë sa za Kaszëbów, jak Janusz, czasto miéwają téż wiakszą swiąda, że ó jazëk i kaszëbską kultura nót je dbac, miec stara, cobë ta osobie wô spôdkówizna sa uchowała, a nie znikwiłë ji ter-czasné unifikacjowé procesë cywilizacyjne. Temu téż Janusz biwôł barżi radikalny w ustëgówanim ö prawa Kaszëbów do pôdtrzimiwaniô włôsny juwernotë niżlë sami Kaszëbi. Pód kuńc czerwińca 1981 r. w codzénniku „Głos Wybrzeża" zamiescył nié za wióldżi articzel pt. „Kochać jednocześnie". Nôprzód udokazniwôł, że chcącë retac jazëk kaszëbsczi przed zadżinienim, musz je wprowa-dzëc gö do wszëtczich szkółów, nie wëłącziwającë Gduńsczego Uniwersytetu, gdze powinien bëc prowadzony lektorat tego jazëka. Dali zapisôł póstulatë, w jaczich domôgô sa, cobë Kaszëbi mielë swój a audicja spartaczoną z nôuką rodny möwë i żebë na tôflach z pózwama miescowósców na Kaszëbach bëłë dwujazëczné nôdpisë. Zdrzącë z perspektiwë dnia dzysészégó, czej blisko 20 tësący dzecy i młodzëznë uczi sa rodny möwë, tôfle są dwujazëczné, na Gduńsczim Uniwersytece je czerënk etnofilologiô, nadôwô Radio Kaszëbë i są specjalne kaszëbsczé audicje w Radio Gduńsk, nadto w TVP Gduńsk i kablowëch telewizjach - ni ma w tim nick nadzwëczajnégö. Ale wnenczas, w 1981 r., Janusz nym artikla scygnął na se jistné grzëmótë. Östałë mu przëpisóné intencje óderwaniô Kaszëb ód Pölsczi, a przë leżnoscë dostało sa Kaszëbóm - ósoblëwie w stanie wojennym, jaczi wnetka nastół, przëwôłiwóny béł nen articzel jakno przëcwierdzenié ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 21 WSPÖMINCZI/WSPOMNIENIA wëkazywónégö bez nich separatisticznégö nasta-wieniô. Swójim bezustaplëwim mëslenim ö Kaszëbach autor „Kochać jednocześnie" wëprzedzywôł czas, je to rów-nak znanka dalekzdrzącëch lëdzy. Nié fela, ale prawie dobrô strona, ösoblëwie u zajimającëch sa publicystiką. PIERSZÉ ZETKNIENIÉ Czej zaczało sa to jegö öczarzenié Kaszëbama? Szkoda, ale ö to jô sa nigdë nie spitôł. Jô uznôwôł, że to nastąpiło, czedë zamieszkôł we Gduńsku i czej raza z drëcha ze studiów wëbiérôł sa na czółenkowe wëprawë. Dejade zdówó sa, że póczątczi mogą sëgac czasu midzëwöjno-wégô. Öb lato roku 1937 Janusz raza z rodzëcama béł na wczasach w Kusfeldze na Hélsczi Kóse. Czej jednego dnia wëbrelë sa do Gdini, zajachelë do ójcowégó drëcha z czasów studiów. Öbaji na tim sarnim roku sztudéro-welë prawo na Uniwersytece Adama Mickewicza w Poznaniu. Tim drëcha béł Władisłów Czedrowsczi, wnenczas sadza Ökragówégö Sądu w Gdini. Mieszkół we willë przë sz. Tatrzańsczi i prawie tam góscył Kówal-sczich z wnenczas dwanôscelatnym sëna. W baro kaszëbsczim dodomu. Öb czas studiów w Poznaniu nóleżół do korporacji Pomerania i Baltia, a jakno gdiń-sczi sadza béł wespółzałóżcą Zrzeszeniô Lubótników Kaszëbiznë „Stanica", późni piastowół funkcja sekretérë. W dodomu przë Tatrzańsczi spôtikelë sa kaszëbsczi dzejarze z Aleksandra Majkówsczim na przodku. Władisłów Czedrowsczi béł öjca Wójcecha Cze-drowsczégô. Ön dowiedzół sa o tim zeńdzenim wiele lat późni ód samego Janusza. A mie ó wszëtczim opowiedzą, ju pó smiercë Janusza, białka umarłego szesc lat temu Wójcecha - Renata. DOKAZAI PIÓRA Jesz dalek mógłbë sëgac pó przikładë i rozkóscerzëwac óbrëmia, na jaczich dokaza i pióra Janusz biótkówół ó kaszëbsczé sprawë, jak na przëmiór jego wielelatné, zakuńczone zwënégą, publicysticzné ustëgówania za ódbudowanim banowi sztreczi z Gdini do Kartuz, chtër-na - jak dłudżé lata udokazniwół - bë miała pierszo-rzadné znaczenie dló gospodarczego rozwiju Kaszëb. Szczestlëwie dożdół - pod kuńc żëcégö zjiscëłë sa jego zgrówë pód póstacją Pómórsczi Metropolitalny Banë. W strëmianniku 2010 r. brół udzél w diskusji na ji téma, 1 lepińca 2013 r. uczestnicził w uroczëstim wmurowanim wadżelnégó kama, a 31 zélnika 2015 r. béł hónorowim gósca ób czas swiatowanió inauguracji dzejanió ti sztreczi. Wspómnąc jesz sa nóleżi, że ju ód roku 1956 na szpaltach cządnika „Kontrasty" bédowôł za utwórzenim we Gduńsku uniwersytetu. Niech mie wolno mdze óstawic refleksja: dobrze, że kaszëbskô zemia mó w se nen genius loci - krëjamnégó dëcha mola, jaczi potrafi dló ni zwëskac taczich, co mdą sa biôtkówelë o uchowanie ji nadzwëköwëch skarni, jak drëch Janusz. ÉDMUND SZCZESÔK TLOMACZËŁA BOŻENA UGÔWSKÔ Tekst w wersji polskojęzycznej znajduje się na stronie internetowej www.miesiecznikpomerania.pl MOJ ULUBIONY ADWERSARZ Dziwne to uczucie - znać człowieka dobrze, bez trudu snuć o nim opowieść w myślach, a mieć problem z przelaniem jej na papier. Noszę się z tym od kilku dni, zastanawiając się, co tę wewnętrzną blokadę powoduje. I chyba już wiem. Niełatwo mi zaakceptować fakt, że Janusza nie ma już wśród nas, że dosłownie, zamienił się w proch, tymczasem pisanie o Nim w czasie przeszłym tylko tę smutną prawdę potwierdzi. Piszę „Janusza", prawda jest jednak taka, że nigdy -mimo ponawianych propozycji z Jego strony - nie mówiłam mu per Ty. W kontaktach między nami był dla mnie „panem Januszem", a „Januszem" tylko w moich rozmowach z mężem. To kwestia wychowania nakazującego szacunek względem ludzi dużo starszych od siebie, a w tym wypadku różnica wynosiła... pół wieku. Chociaż moje relacje z Januszem Kowalskim szybko przybrały przyjacielski, a nawet rodzinny charakter, jednak początek naszej znajomości nie był najlepszy. Zaczęło się w końcu lat 90. od sporu o mój artykuł w „Dzienniku Bałtyckim", napisany podczas stażu w tej gazecie. Tekst dotyczył (m.in.?) jakości nadawanego wówczas w gdańskiej telewizji programu kaszubskiego. Któregoś dnia w związku z nim odwiedził mnie w redakcji starszy pan, z wyrzutami, że piszę nieprawdę, bo - i tu pokazał wydruki telewizyjnych statystyk - oglądalność tego programu jest jedną z największych spośród wszystkich nadawanych przez tę telewizję audycji. I tak zaczęła się dyskusja między nami, a po niej kolejne, na inne tematy, trwające przez wszystkie lata naszej znajomości. Dyskusje w redakcji „Pomeranii', gdzie najpierw byłam dziennikarką, a następnie naczelną tego pisma, u Niego w domu, w moim obecnym miejscu pracy - w kierowanym przeze mnie Dziale Regionalnym wojewódzkiej biblioteki na Targu Rakowym 22 / POMERANIA/KWIECIEŃ2017 WSPOMNIENIA w Gdańsku, a także telefoniczne. Ich głód był obustronny. Dwoje nie-Kaszubów (przepraszam - pan Janusz pod swoimi tekstami oprócz imienia i nazwiska dopisywał: „Kaszuba z wyboru") rozprawiało regularnie, bardzo często, na tematy najpierw tylko kaszubskie, potem, szerzej, pomorskie i ogólnopolskie, a także prywatne. Nie traktowałam Go jak nauczyciela czy mistrza. Był moim przewodnikiem - z dużym bagażem doświadczeń życiowych - po kwestiach nie tylko regionalnych i zawodowych, Przyjacielem i... Dziadkiem. Wprawdzie łączyły nas Jego i mojego taty pochodzenie (obaj urodzili się na Lubelszczyźnie), zainteresowanie Kaszubami (pisałam pracę magisterską o problematyce kaszubskiej na łamach wybrzeżowej prasy w latach 1945-1998) i upowszechnianie wiedzy o nich w mediach prasowych, ale poglądy na temat tożsamości kaszubskiej, a także opinie na wiele innych spraw mieliśmy odmienne, co też było przyczyną częstych sporów. To właśnie owe konfrontacje uważam w naszej znajomości za najcenniejsze. Bo co z tego, że pan Janusz zazwyczaj prezentował kierunek kaszubskocentryczny w rozwoju regionalizmu pomorskiego, a ja dążyłam do zachowania w nim proporcji między różnymi częściami Pomorza. Ważniejsze w tym wszystkim były dla mnie nabywane w czasie tych dysput umiejętności: cierpliwego słuchania, dyskutowania, argumentowania, do tego dochodziła wiedza z pierwszej ręki o nieżyjących już - ważnych dla Pomorza Gdańskiego - ludziach, których pan Janusz znał osobiście, a ja jedynie z książek i czasopism. Podziwiałam Jego młodego ducha (choć nie miał własnych dzieci, jednak bardzo łatwo nawiązywał znajomości z młodymi ludźmi), poczucie humoru, zaangażowanie w działalność regionalną, odwagę w głoszeniu swoich koncepcji regionalnych i konsekwencję w dążeniu do ich realizacji (np. o konieczności odtworzenia połączenia kolejowego z Gdańska-Wrzeszcza do Kartuz - dzisiejszej Pomorskiej Kolei Metropolitalnej - pisał od lat 50. XX w. w „Głosie Wybrzeża", „Dzienniku Bałtyckim", a w tym wieku w „Pomeranii"). A co było ważne dla Niego? Na pewno prywatna strona naszej znajomości. Traktował mnie jak wnuczkę, wspierał, kiedy żyjąc daleko od rodzinnego domu, borykałam się z zawodowymi, prywatnymi i materialnymi kłopotami. Uczestniczył w organizowanych przeze mnie uroczystościach (np. kiedy w 2001 r. jako pierwsza otrzymałam stypendium dla młodego dziennikarza regionalisty z Funduszu im. Izabelli Trojanowskiej czy z okazji chrztu św. mojej starszej córki Sławi-ny), swoim małym fiatem „wypchanym" moimi pieniędzmi jechał ze mną i z pomorańcem Pawłem Szczyptą jako „ochrona" do Kartuz, gdzie finalizowa- W Remusowym Kręgu (2.12.2004 r.). Fot. z archiwum IJ łam zakup mieszkania, a nawet - choć sam abstynent - fundował piwo podczas moich urodzin, które z po-morankami i pomorańcami obchodziłam w checzy w Łączyńskiej Hucie. Przy mnie też mógł się „wygadać". Czasami złośliwie mówiłam mu, że - jak to wykładowca (jako doktor architekt-urbanista do emerytury nauczał na Politechnice Gdańskiej) - lubi mieć audytorium. Bywało bowiem, że niczym na akademickim wykładzie mówił długo, nierzadko popadając w drażniące mnie dygresje, które szybko przeradzały się w kolejne tematy... Często ostro ucinałam te wywody, nakazując Mu powrót do tematu. A On... nigdy o to się nie gniewał. Dzięki naszej znajomości mógł na emeryturze realizować swoją pasję - dziennikarstwo regionalne. Udzielał się jako autor na stronach „Pomeranii", swoim architektonicznym okiem oceniał wygląd pisma, społecznie też robił korektę miesięcznika. Czuł się potrzebny, a ponadto lubił mieć do wykonania zadania. Janusz Kowalski z autorką tekstu i jej córką Sławiną (2011 r.). Fot. Marek Adamkowicz naszLum zuyianwk. ? ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 23 \ WSPOMNIENIA «et| Jedna z prób „zaprzyjaźnienia się" z komputerem. Fot. Iwona Joć Pewnie liczył też na to, że swoimi opiniami będzie mógł wpływać na moje zawodowe decyzje. Szybko zrozumiał, że się pomylił, ale i tak często - czy to bezpośrednio, czy telefonicznie - wyrażał na redakcyjne kwestie swoje poglądy, uprzedzając, że wie, iż i tak zrobię „po swojemu". Nie lubiłam, kiedy „zawracał" mi głowę. Po wielokroć mu mówiłam, że nie mam nic przeciwko temu, by bez żadnego pretekstu pojawiał się u mnie w pracy - na kawę (a pijał jej dużo), czy telefonował, kiedy byłam już w domu. On jednak dla prawie każdego kontaktu ze mną szukał uzasadnienia, z tego powodu nierzadko „wymyślając" - z mojego punktu widzenia nie zawsze potrzebne - zadania do wykonania. Kilka lat temu od Jego przybranej córki Izy, która w ostatnich latach Jego życia Nim się opiekowała, dowiedziałam się, że angażował w sprawy, które go zajmowały, nie tylko mnie, ale i innych. Tak po prostu miał. Chociaż... jeden z jego pretekstów, dla których nie jako autor czy członek Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego pojawiał się w siedzibie organizacji na Straganiarskiej, był jak najbardziej uzasadniony. Przez lata mojego redaktorowania „Pomeranii" w każdy piątek pan Janusz przynosił mi tygodniki powiatowe dołączane tego dnia do „Dziennika Bałtyckiego". Były one dla mnie niezwykle ważnym źródłem informacji, co ciekawsze tematy można było bowiem rozwinąć w „Pomeranii" do tematów miesiąca, reportaży itp. Także później (mnie już wtedy w redakcji nie było) pan Janusz dopóki mógł, dopóty dostarczał je do Domu Kaszubskiego na Straganiarskiej, a kiedy nogi odmawiać mu zaczęły posłuszeństwa, przykro mu było, że mimo Jego prośby nikt ich z redakcji gazety nie odbiera... W ogóle ostatnimi laty drażniło go, że Zrzeszenie - jak to oceniał - powoli z organizacji społecznej przemienia się w swoisty urząd, powoli też zaczynał się czuć z niego wykluczony. Złościł się, że przebieg informacji w ZKP odbywa się głównie drogą elektroniczną, poprzez stronę internetową i pocztę mailową, a tymczasem On obsługiwać komputera - mimo że próbowałam Go tego uczyć -nie potrafił. O wielu wydarzeniach nie wiedział, bo nie został poinformowany o nich pocztą tradycyjną czy telefonicznie. Mimo zdecydowanego ukierunkowania na kaszub-szczyznę bardzo mu zależało na tym, aby spełniło się moje marzenie: by na polskim rynku wydawniczym funkcjonował społeczno-gospodarczo-historyczno--kulturalny periodyk swoją tematyką obejmujący całe Pomorze - nie tylko po Szczecin, ale i po jego część niemiecką. Takie połączenie „Pomeranii", „Jantarowych Szlaków", „30 Dni", „Odkrywcy", „National Geographic", tygodnika opiniotwórczego, pisma literackiego i gazety gospodarczej... Pan Janusz dopingował mnie do realizacji tych planów, a wiedząc, że czasu na niekończące się na ten temat dyskusje z Nim nie mam... słał listy, z których parę zachowałam w domowym archiwum. A moje marzenie? Hmm, do dziś nim pozostało... Wielu mogła dziwić zażyłość (bez podtekstów!) starszego pana i młodej dziewczyny. Nie głosiłam przecież wszem i wobec, jak wielką wartość przedstawia dla mnie funkcjonowanie w wielopokoleniowym stadzie, w którym młodsze osobniki uczą się życia i pracy od starszych, bardziej doświadczonych. Tak było w moim domu rodzinnym (w którym dziadkowie zawsze mieli czas na rozmowę z wnukami), potem w pracy - początkowo w „Dzienniku Bałtyckim", następnie w „Pomeranii", a obecnie w Dziale Regionalnym wojewódzkiej biblioteki. Kiedy skończyłam studia, członków mojej rodziny w pobliżu zabrakło, a po paru kolejnych latach - z powodów finansowych - rozpadł się dawny, zróżnicowany wiekowo, zespół redakcyjny „Pomeranii", w którym byłam najmłodsza, trwał przy mnie, wierny do końca, pan Janusz. IWONA JOĆ 10-11 MARCA 2017 R. 24 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 ZAPOWIEDZI JUBILEUSZOWY V TORUŃSKI KIERMASZ KSIĄŻKI REGIONALNEJ Na zakończenie Tygodnia Bibliotek we współpracy z Biblioteką Uniwersytecką w Toruniu 15 maja br. zostanie zorganizowany V Toruński Kiermasz Książki Regionalnej. Impreza mająca za zadanie promować wydawnictwa regionalne dotyczące Pomorza Wschodniego i Zachodniego, Warmii, Mazur, Powiśla i województwa kujawsko-pomorskiego odbędzie się na parterze Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu. Na piętrze zostanie odsłonięta wystawa „Pomorze Nadwiślańskie. Regionalizmy znad Dolnej Wisły", którą przygotowano przy współpracy oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego położonych nad Wisłą lub w pobliżu największej polskiej rzeki. Do końca lutego br. na Kiermasz zgłosiło się 6 wydawców z Pomorza i Mazur. W kolejności zgłoszeń są to: Miejska Biblioteka Publiczna im. Aleksandra Skulteta w Tczewie i jej sekcja wydawnicza Kociewski Kantor Edytorski, Towarzystwo Miłośników Torunia, Wydawnictwo Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Oficyna Wydawnicza „Retman" z Dąbrówna, Towarzystwo Naukowe w Toruniu i Wydawnictwo STOTOM z Torunia. Na stoisku Wydawnictwa ZKP będzie też można nabyć publikacje Instytutu Kaszubskiego. W promocyjnych cenach będzie można zakupić wartościowe wydawnictwa, które nierzadko trudno znaleźć w księgarniach. Po wypełnieniu ankiety przy stoisku organizatora Kiermaszu będzie można otrzymać najnowszy numer „Tek Kociewskich". Do rozdysponowania będzie 50 bezpłatnych egzemplarzy czasopisma. Wybrane publikacje, które znajdą się w ofercie wydawców podczas Kiermaszu, także będzie można otrzymać gratis. W ramach promowania współczesnego kaszubskiego folku na stoisku organizatora będzie można odebrać płyty z muzyką. Oficjalne otwarcie V Toruńskiego Kiermaszu Książki Regionalnej przewidziane jest na godz. 11, a pierwszą imprezą towarzyszącą targom będzie spotkanie z dr Sylwią Grochowiną (UMK), autorką książki „Toruński Holokaust". Losy żydówek z podobozu KL Stutthofo nazwie Baukommando Weichsel (ot Thorn) w świetle relacji i wspomnień ocalałych ofiar i świadków. Wydarzenie rozpocznie się o godz. 11.30. Publikacja została wydana przez Wydawnictwo TNT, Wydawnictwo Naukowe UMK i Muzeum Stutthof. Kolejnymi imprezami w ramach Kiermaszu będą: „Dziedzictwo Prus Wschodnich" - spotkanie z prof. Andrzejem Saksonem (Uniwersytet Adama Mickiewicza i Instytut Zachodni Poznań) połączone z promocją jego najnowszej książki pod takim właśnie tytułem -oraz „Wśród menonitów i olędrów. Spotkanie wokół książki Petera J. Klassena Menonici w Polsce i Prusach w XVI-XIX w.", które poprowadzi dr Michał Targowski. Wstęp na V Toruński Kiermasz Książki Regionalnej i imprezy towarzyszące jest wolny. Bieżących informacji o wydarzeniu prosimy szukać na Facebooku. Serdecznie zapraszamy wszystkich chętnych. WOJCIECH SZRAMOWSKI Fot. z ubiegłorocznego Kiermaszu Książki Regionalnej WYDAWNICTWA MtnisWei WMtatoM Publicznej w Tucholi Stoisko Towarzystwa Miłośników Toru nia ^ŻËKWIAT 2017 / POMERANIA I 25 BARBARA ŚWIĘTA O KASZUBACH PAMIĘTA W drugim tomie Encyklopedii Katolickiej (1976) pod hasłem „Barbara" napisano: „Święta dziewica i mę-czenniczka, patronka dobrej śmierci, górników, flisaków i artylerzystów (jedna z trzech dziewic i czternastu wspomożycieli); wg podań córka Dioskura z Nikomedii (lub Heliopolis) w Bitynii, ścięta w 306 roku przez ojca poganina za przynależność do chrześcijan; święto 4 grudnia; w Kościele powszechnym do 1969 roku wspomnienie. W Polsce wspomnienie, w diecezji katowickiej święto". Święta Barbara została wyniesiona na ołtarze na zasadzie kanonizacji równoznacznej (aeąuipollens). Papież czyni to bez żadnego formalnego dekretu ostatecznego i zwykłych ceremonii. Ten sposób wyniesienia na ołtarze (np. apostołowie, święci pierwszych wieków), mimo odmiennej formy, rodzi te same skutki, co kanonizacja formalna Barbara czyli „cudzoziemka" czy też „obca wśród swoich", jak chce Stefan Żeromski, stała się ofiarą krwawych prześladowań chrześcijan. Jej śmierć opiewały już w starożytności zapisy hagiograficzne w językach greckim, koptyjskim czy syryjskim, natomiast w średniowieczu sławiono jej pamięć bodaj we wszystkich językach europejskich. Jej doczesne szczątki rozdzielane na wiele części wędrowały wedle dawnego obyczaju i prawa do najdalszych zakątków świata, wszędzie szerząc jej kult. Kości tej świętej patronki umierających znalazły się obok Rzymu, Kairu, Piacenzy, Kijowa, Wenecji również w Polsce. Istnieje tradycja sprowadzenia relikwii głowy Barbary pochodzących z Rzymu i przechowywanych przez księcia kaszubsko-gdańskiego Świętopełka II Wielkiego (XIII wiek), początkowo w Gdańsku (w opactwie oliwskim czy w kaplicy zamkowej grodziska książąt pomorskich). Z XIV wieku pochodzi anonimowa „Translatio et miracula sanctae Bar-barae", z której wynika: 1. relikwię głowy Barbary zabrano pielgrzymom wracającym morzem z Rzy- 26 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 mu, 2. książę Świętopełk otrzymał ją od papieża w czasie pielgrzymki po przyjęciu chrztu przez Pomorzan, 3. według legendy kaszubskiej (do XX wieku) relikwię zabrano płynącemu do Danii, a zapędzonemu burzą w rejon Gdańska legatowi papieskiemu. Nieco później Świętopełk umieścił (czy może ukrył) relikwię w swojej warowni sartowickiej nieopodal Świecia nad Wisłą. Niewykluczone, że chodziło mu o stworzenie miejsca kultowego promieniującego głównie na wschód, to znaczy na ziemię chełmińską, na pogańskie Prusy. Sława relikwii musiała być w XIII wieku znaczna, skoro Krzyżacy, zagrabiwszy ją z Sartowic, przenieśli ją do Chełmna, później do zamku starogardzkiego, gdzie znajdowała się ponoć około dwustu lat. Z całego Pomorza przybywały tu pielgrzymki dla uzyskania odpustu. Wśród pątników były takie znakomitości, jak: król czeski Wacław czy Małgorzata - żona księcia Witolda, brata króla Jagiełły. Potem głowa Barbary znalazła się na zamku w Malborku. W wyniku wojny trzynastoletniej (1454--1466) krzyżacy zmuszeni byli oddać Gdańskowi sławną głowę w ciężkiej srebrnej oprawie. Złożono ją w jednej z kaplic świątyni Mariackiej. Musiała być wówczas cudami słynąca Barbara dobrze już znana pomorskiej społeczności, skoro żeby uczcić głowę swej patronki: „Lud wierny teraz tłumami cisnął się, licznie przybywali mianowicie żeglarze, pobożne śpiewając pieśni" (jak pisał ks. Jakub Fankidejski). Tak było mniej więcej do schyłku XVI wieku, kiedy to zwolennicy reformacji zajęli kosztowności kościelne. Z relikwiarzowej srebrnej hermy wytopiono monety. Część czaszki świętej trafiła do starego klasztoru w Czerwińsku nad Wisłą, gdzie znajduje się do dziś. Inna część znalazła się w gnieźnieńskiej katedrze, reszta zaś w Pelplinie, skąd około 1620 roku wrócić miała do Gdańska. Był to dar cystersów dla jezuickiego kościoła na Starych Szkotach. Jest to prawdopodobne, szczególnie gdy się zważy, że w pobliżu istniała kaplica pod wezwaniem św. Barbary. Przy Długich Ogrodach w Gdańsku już w XIV wieku była kaplica pod wezwaniem św. Barbary. Istniał przy niej szpital i przytułek dla chorych i opuszczonych flisaków. W jego regulaminie zanotowano: „Zasię ci ze Świętej Barbary mają obowiązek przyjmować do szpitala wszystkich Polaków, którzy są chorzy na tratwach". Znanym było wówczas powiedzenie: „Barbara Święta o flisakach pamięta". Zachował się także XIX-wieczny budynek, którego fasadę zdobi ceramiczna rzeźba patronki ulicy i kościoła, a także nieistniejącego obecnie zespołu szpitalnego. Również w podgdańskim Czapiel-sku istniał w dawniejszych czasach kościół św. Barbary. Do dziś w wielu kaszubskich rodzinach, zwłaszcza rybackich, śpiewa się do niej podczas ceremonii tzw. pustej nocy: Barbaro Święta Perła Jezusowa Ścieżko do nieba grzesznikom, gotowa Wierna przy śmierci, Patronko smutnemu, konającemu Jeszcze w pierwszych latach XX wieku liczne wówczas teatry amatorskie nader chętnie wystawiały sztuki o św. Barbarze. W Jastarni święto Barbary stanowiło okazję do modłów o obfity połów. W wielu łodziach rybackich znajdował się wizerunek tej patronki morzan. Wymownym symbolem czci Barbary ze strony kaszubskich maszopów był osobliwy sztandar z jej wizerunkiem. Podczas uroczystości niosło go od 4 do 6 rybaków. Jego drzewcem był bowiem wielki drewniany maszt od łodzi -symbol siły i nadziei. Z Encyklopedii Katolickiej dowiadujemy się, że relikwiarz Barbary posiadały w XIII wieku klaryski w Krakowie, później katedra w Gnieźnie, benedyktyni w Tyńcu i bożogrobcy w Miechowie. Św. Barbara stała się patronką ludzi narażonych przy pracy zawodowej na niebezpieczeństwo nagłej śmierci. Patronowała „ludziom wod- RELIGIA nym", a przysłowie mówiło: „Barbara Święta o wodnych pamięta". Od dawna była patronką górników. W kopalniach węgla budowano kaplice podziemne i stawiono ołtarze z obrazami i rzeźbami Barbary, a dzień 4 grudnia był uroczystością oficjalną. W okresie II wojny światowej za swoją patronkę uważały ją niektóre ugrupowania podziemnej armii polskiej walczące z okupantem, co może pozostawać w związku z jej dawnym patronatem nad artylerzystami. Przedstawienia Barbary należą do najbardziej popularnych. Naj- częściej wyobrażano ją w długiej pofałdowanej sukni, niekiedy z czepcem na głowie, a głównymi jej atrybutami były trzyokienna wieża, monstrancja z hostią oraz miecz. Świętą Barbarę rysowali i malowali najwybitniejsi artyści XV i XVI wieku, wśród których należy wymienić Jana van Eycka, Lucasa Cranacha Starszego, Hansa Memlinga czy Rafaela. Sceny z życia i męczeństwa Barbary znajdujemy w ilustrowanych legendach świętych i martyrologiach (XV wiek), przedstawiających głównie scenę ścięcia. O popularności kultu w Polsce świadczy nadawanie imienia Barbara przy chrzcie świętym. W początkach XVI wieku w spisach szlachty imię Barbara występuje najczęściej po Annie, Katarzynie i Elżbiecie. Dziś również bywa często nadawane. Pamięć o św. Barbarze jest wciąż żywa. Kaszubi z gdańskiego Jasienia ufundowali niedawno witraż z wyobrażeniem Świętej dla kościoła parafialnego pw. błogosławionej Doroty z Mątew. JERZY NACEL ŚWIĘTY WOJCIECH. PATRON POLSKI ZAMORDOWANY 1020 LAT TEMU W tym roku 23 kwietnia wyruszy już 28. pielgrzymka gdańszczan z relikwiami świętego Wojciecha do jego sanktuarium, które mieści się w... Świętym Wojciechu. Tegoroczny odpust odbędzie się w 1020. rocznicę pobytu świętego w Gdańsku oraz jego męczeńskiej śmierci kilka tygodni później, którą poniósł z rąk pogańskich Prusów. O tym fakcie dowiadujemy się z dzieła „Sancti Adalberti Pragensis episcopi et mar-tyris vita prior" (Świętego Wojciecha żywot pierwszy), przypisywanego opatowi Janowi Kanapariuszowi. W tym dokumencie pojawia się również po raz pierwszy nazwa naszego miasta - Gyddanyzc. Odpust św. Wojciecha, patrona Polski i Archidiecezji Gdańskiej, zaczyna się w bazylice Mariackiej, skąd wyrusza pielgrzymka z relikwiami świętego. Tą około 10-kilometrową trasą wiodącą Traktem Świętego Wojciecha pielgrzymują gdańszczanie, by dotrzeć do wzgórz Świętego Wojciecha. Już w XII wieku mogileńscy benedyktyni zbudowali na tutejszym wzgórzu kościół i klasztor. Dzisiejsza świątynia pochodzi z 1575 roku. Znajduje się w niej m.in. obraz ołtarzowy przedstawiający patrona męczennika. Prawdopodobnie jest to dar króla Jana III Sobieskiego, który w drodze do centrum Gdańska tędy wielokrotnie przejeżdżał i tu się zatrzymywał. Wśród wielu pamiątek związanych z pomorskością tej świątyni możemy dostrzec złoconego gryfa kaszubskiego. Według legendy właśnie tu odbył się wykup ciała św. Wojciecha od pogan, a nieznany Pomorzanin wywiózł je do Gniezna, ówczesnej stolicy państwa Bolesława Chrobrego. Wzgórze św. Wojciecha 0 wysokości 65 metrów jest dziś miejscem, gdzie odbywają się główne uroczystości odpustowe. W pielgrzymce do Sanktuarium Patrona Polski od wielu lat biorą liczny udział Kaszubi gdańscy, którzy w barwnych strojach i z flagami akcentują swoją odwieczną obecność w naszym mieście. Szczególnie barwnie odznaczają się Kaszubi z podgdańskiej Matami, Bysewa 1 Klukowa. W trakcie pielgrzymki można również dostrzec inne akcenty kaszubskie, takie jak fragmentaryczne odmawianie Różańca Świętego w naszym języku, inicjowane przez Teresę Juńską-Subocz z oddziału gdańskiego Zrzeszenia Ka-szubsko-Pomorskiego. W Diecezji Pelplińskiej Sanktuarium św. Wojciecha znajduje się w Gorzędzieju koło Tczewa. Utworzył je w 1995 roku biskup pelpliński Jan Bernard Szlaga. Parafia w Gorzędzieju dostała z Gniezna szczątki św. Wojciecha, które znajdują się w relikwiarzu w kształcie łodzi. Gorzę-dziej stanowi miejsce kultu patrona Polski od wieków. Według legend św. Wojciech zaatrzymał się tutaj, płynąc łodzią po Wiśle w asyście 30 wojów Bolesława Chrobrego w drodze do Gdańska w 997 roku, i głosił Ewangelię. Sanktuarium św. Woj cecha ma również Diecezja Elbląska - w Świętym Gaju. Według jednej z hipotez to właśnie na terenie dzisiejszej miejscowości o tej nazwie 23 kwietnia 997 roku zginął św. Wojciech, biskup praski. Dekretem z 1986 roku prymas Polski kardynał Józef Glemp ustanowił w Świętym Gaju sanktuarium św. Wojciecha. W miejscowym kościele znajdują się relikwie świętego. JERZY NACEL iŁŹËKWIAT 2017 / POMERANIA / 27 STANISŁAW SALMONOWICZ W województwie pomorskim za rządów sanacji wielokrotnie dochodziło do konfliktów kolejnych wojewodów z częścią opinii publicznej, w której znaczną rolę odgrywała narodowa demokracja, Stronnictwo Narodowe. Jeżeli wojewoda Wiktor Lamot (lata 1928-1932) nie zdołał rozwinąć swej działalności i przeniesiony został w stan spoczynku, to jego następca Stefan Kirtiklis (lata 1932-1936) raczej tylko zaognił stosunki, i to nie tylko z miejscowym ziemiaństwem czy klerem i mediami ówczesnymi. Kirtiklis (1890-1951) był nie tylko gorliwym piłsudczykiem, ale przez szereg lat oficerem żandarmerii wojskowej. Przechodząc do administracji państwowej, głównie realizował politykę twardą rządów sanacyjnych, powoływał na wysokie stanowiska głównie „legionistów z Galicji", co nie budziło sympatii miejscowego społeczeństwa. Co gorsza, nie brakło za jego rządów nadużyć administracyjnych. Po kiepskich dla sanacji wynikach wyborów parlamentarnych w 1935 r., został odwołany z Torunia, a „żegnany bez żalu przez większość społeczeństwa pomorskiego" (K. Przybyszewski). Warto więc przypomnieć losy ostatniego wojewody pomorskiego, Władysława Racz-kiewicza (lata 1936-1939), który - wedle dość powszechnej opinii - był jedynym sanacyjnym wojewodą na Pomorzu, który zyskał sobie osobistą popularność. Władysław Raczkiewicz (1885-1947) wywodził się z zie-miaństwa polskiego w guberni mińskiej, pod rządami caratu jednakże urodził się w dalekiej Gruzji, gdy represje po powstaniu styczniowym wymusiły osiedlenie się tam jego dziadka, lego młodość przebiegała pod ręką caratu: matura w Twerze (1903 r.), studia na uniwersytecie petersburskim. W środowisku rosyjskim brał jednak żywy udział w nielegalnych młodzieżowych polskich działaniach. Zagrożony aresztowaniem ukończył ostatecznie prawo na liberalnym uniwersytecie w Dorpacie (estońskie Tartu). Przed I wojną światową odbył służbę wojskową, uzyskując stopień oficera rezerwy. Wybuch wojny zastał go w rodzinnym Mińsku, gdzie podjął pracę jako adwokat. Jego zdumiewająca kariera polityczna rozpoczęła się pod koniec I wojny w epoce rewolucji rosyjskiej. Wybrany w Mińsku w 1917 r. prezesem miejscowego Związku Wojskowych Polaków, został wkrótce na I ogólnorosyjskim zjeździe Polaków w armii rosyjskiej wybrany naprzód przewodniczącym obrad, a następnie Przewodniczącym Naczelnego Polskiego Komitetu Wojskowych w Rosji. Młody oficer i prawnik imponował nie tylko sylwetką czy talentami towarzyskimi, ale i talentami dyplomatycznymi. Planowano tworzenie wojska polskiego w Rosji, ale między zwolennikami linii Piłsudskiego czy poglądów Romana Dmowskiego toczyły się ostre spory. Raczkiewicz, bliski raczej konserwatystom, działał jednak umiejętnie, łagodząc spory i szukając kompromisów. Powstające polskie korpusy (I Korpus Polski w Rosji) w obliczu rewolucji rosyjskiej skapitulowały (ale na dogodnych warunkach) wobec armii niemieckiej. Ostatecznie Raczkiewicz i gros Polaków w Rosji podporządkowali się Radzie Regencyjnej w Warszawie, organizującej u boku Niemiec i Austro-Węgier zaczątki państwa polskiego. Raczkiewicz odgrywał sporą rolę między ogarniętą już rewolucją bolszewicką Rosją a Warszawą. W kolejnej podróży do Warszawy podporządkował się obejmującemu władzę Józefowi Piłsudskiemu. 14 grudnia 1918 r. spotkał się pierwszy raz w życiu z nim i odtąd pozostawał pod jego wpływem. W latach 1919-1921 odgrywać będzie dużą rolę w polityce wschodniej Piłsudskiego, będzie krótko po raz pierwszy ministrem spraw wewnętrznych, potem wojewodą nowogródzkim. Nawet po odejściu od władzy Piłsudskiego dwukrotnie będzie powoływany jako dobry fachowiec na urząd ministra spraw wewnętrznych. Uważany był wtedy raczej za umiarkowanego konserwatystę. Pozostawał u władzy jeszcze u progu 1926 r. i trudno nie przypomnieć, że to właśnie minister Raczkiewicz 10 lutego 1926 r. podpisał zarządzenie, dzięki któremu rodząca się Gdynia otrzymała prawa miejskie. Zamach majowy Raczkiewiczowi, który utrzymywał dobre stosunki z piłsudczykami, nie zaszkodził, a wkrótce został powołany na stanowisko sentymentalnie cenione przez Piłsudskiego - urząd wojewody wileńskiego. Odtąd Raczkiewicz był zaliczany do „obozu Piłsudskiego", choć zazwyczaj formalnie występował przez lata jako działacz 28 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH bezpartyjny. Wybrany jednak z listy BBWR (blok wyborczy Piłsudskiego) senatorem, został też marszałkiem Senatu, jedną z ważnych figur epoki. Rządził Senatem w latach 1930--1935. Był równocześnie pracowitym politykiem, działaczem społecznym. Trudno tu wyliczać wszystkie jego funkcje. Był raz jeszcze ministrem spraw wewnętrznych (1935--1936), myślano nawet o nim wówczas jako kandydacie na urząd Prezydenta RP. lego ostatnia, nas szczególnie interesująca funkcja, to był urząd wojewody pomorskiego w Toruniu, który objął 16 lipca 1936 r. i pełnił aż po klęskę wrześniową 1939. Nominację na urząd wojewody w Toruniu miał zawdzięczać szczególnie umiarkowanym przedstawicielom władz sanacyjnych: prezydentowi Ignacemu Mościckiemu i wicepremierowi ds. gospodarczych Eugeniuszowi Kwiatkowskiemu, któremu bardzo zależało na dalszym rozwoju Gdyni i Pomorza. Uznano, że Raczkiewicz z jego talentami dyplomacji i zręczności w działaniach administracyjnych, a także ze zrozumieniem wagi spraw gospodarczych zdoła na Pomorzu uporządkować wiele spraw, a zwłaszcza załagodzić kwestie pozostałe po urzędowaniu wojewody Kirtiklisa. Dziś możemy powiedzieć, że nadzieje z tym związane Raczkiewicz spełnił doskonale. Historycy są raczej zgodni w poglądzie, że wykazał wiele umiejętności na swym stanowisku: reprezentując generalną politykę sanacji, realizował ją metodami umiarkowanymi, szukał dróg mogących zjednywać do niej środowiska miejscowe. Położył nacisk na rozwój gospodarczy i kulturalny Pomorza, jego integrowanie z całością kraju z korzyścią dla miejscowych środowisk - a jednocześnie w miarę narastających obaw wobec polityki Hitlera w Niemczech i trudności z mniejszością niemiecką na Pomorzu, wojewoda Raczkiewicz widział wyraźnie owe niebezpieczeństwa. W przeciwieństwie do ministra Becka, który jeszcze przez cały rok 1938 łudził się co do zamiarów Hitlera wobec Polski, Raczkiewicz (zdecydowanie także w zgodzie z miejscowymi czynnikami wojskowymi) dostrzegał, że sytuacja stale się pogarsza. Stąd nie tylko pewne przesłanki gospodarcze, ale i polityczne będą u podstaw idei Raczkiewicza nowej organizacji terytorialnej Pomorza i ziem przyległych. Dziś poza historykami mało kto pamięta, że przez wieki Kujawy jako pewna całość nie wchodziły w skład ziem pomorskich. Nawet pod rządami pruskimi ziemie regionu bydgosko-inowrocławskiego należały zawsze do Wielkopolski. Utrzymano w zasadzie ten stan rzeczy przy organizacji województwa pomorskiego II RP i dopiero, dzięki staraniom głównie Raczkiewicza, od 1 kwietnia 1938 r. weszła w życie nowa organizacja tych ziem: województwo pomorskie ówczesne (tj. bez terytorium W.M. Gdańska) objęło obok dotychczasowych powiatów (z wyłączeniem jedynie powiatu działdowskiego, który przeszedł do województwa warszawskiego) ówczesny region bydgosko-inowrocławski plus kilka powiatów kujawskich z województwa warszawskiego (Włocławek, Lipno, Rypin, Nieszawa). 5 września 1939 r. wobec nakazanej ewakuacji władz polskich z Torunia Władysław Raczkiewicz opuścił Toruń, do którego już nigdy nie miał wrócić. Dopiero w wiele lat po upadku PRL-u uczczono jego zasługi, pomnik stoi dziś przed gmachem urzędu Marszałka Województwa. Z dalekiej już perspektywy historycznej można stwierdzić, że w galerii wojewodów pomorskich lat 1920-1939 zajął miejsce godne uwagi. Oprócz realnych dokonań w wielu sprawach ogromną rolę odegrała jego elegancja w sprawowaniu urzędu, urzędu, który dodajmy na tym miejscu, odgrywał w II RP ogromną rolę, nieporównywalną z dzisiejszą pozycją wojewodów, którzy stracili wiele kompetencji na rzecz organów samorządowych. Ewakuowany do Rumunii Raczkiewicz przybył do Paryża 27 września 1939 r. Wobec katastrofy wrześniowej państwa do władzy po krytykowanej ostro sanacji doszły ugrupowania opozycyjne, na których czele stanął gen. Władysław Sikorski. Należało jednak za wszelką cenę ratować ciągłość państwa, legalność jego istnienia w skali międzynarodowej. To mogła - wedle konstytucji kwietniowej 1935 r. - zapewnić jedynie decyzja prezydenta Mościckiego, który miał prawo wyznaczyć swojego następcę. Raczkiewicz miał opinię umiarkowanego działacza sanacji i polityka o dużym doświadczeniu. W rezultacie doszło do swego rodzaju kompromisu co do powołania władz w Paryżu za zgodą Mościckiego z jednej strony, a Sikorskiego z drugiej. Opozycja przedwrze-śniowa, mająca sformować nowy rząd na czele z Sikorskim, uznała nominację Mościckiego następcy w osobie Raczkiewicza, który ze swej strony w tzw. umowie paryskiej (ogólnikowej, co było potem przedmiotem sporów) oznajmił, że szerokie kompetencje Prezydenta RP wedle konstytucji będzie wykonywał w porozumieniu z Prezesem Rady Ministrów, którym mianował gen. Władysława Sikorskiego. Lata prezydentury Raczkiewicza (po jego śmierć 6 czerwca 1947 r. w Wielkiej Brytanii) były dlań niezwykle ciężkie. Trudne kontakty z gen. Sikorskim, który pretendował do pełnej władzy w II RP na Uchodźstwie, spory zarówno o politykę wewnętrzną, jak i zagraniczną rządu (także za następcy Sikorskiego Stanisława Mikołajczyka) miały miejsce na tle lekceważącej polskie interesy polityki naszych aliantów. Raczkiewicz wielokrotnie (i nieraz słusznie) miał inne zdanie co do polityki polskiej wobec Związku Sowieckiego, w rozwiązywaniu spraw polskich w Londynie i Państwie Podziemnym. Miał więc czasem rację, ale i z reguły ustępował w obliczu presji otoczenia czy realiów polskiego losu wiatach 1940-1945. „Zarzucano mu, że nie posiadał z natury silnego charakteru, za to umiejętnie stosował sztukę dyplomacji" (W. Szyszkowski). Do śmierci na emigracji reprezentował legalne władze II RP. ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 29 Pömachtóny żëwöt Bruna Richerta WEDLE AKTÓW Z ARCHIWUM INSTITUTU NÔRODNY PAMIACË Wséwniku 1956 r. Bruno Richert wpôdł w race szandarów i bezpieczi. Z aktów ti slédny institucje wëchôdô, że pöjmelë gö wejrowsczi milicjancë i dopierze öni przekôzelë gö ubowcom. Jak öpisôł jem w pöprzédnym dzélu ti rédżi artiklów, béł ön szukóny temu, że pöskarżëlë sa na niegö miesz-kańce Wdzydz, chtërny czëlë sa przez niegö öcëganiony. Żebë ta sprawa wëklarowac, 12 séwnika 1956 r. mu-szôł Richert napisać specjalne wëja-snienié, w chtërnym öpisôł to, jak wedle niegö wëzdrzało jegö i jego familie żëcé we Wdzydzach. Co bëło zamkłé w nym dokumeńce, ju wiémë, bö wëzwëskiwôł jem gô przë pisa-nim pöprzédnégö dzéla ti öpöwiescë. W köżdim razu wedle niegö zdrzódła wszëtczich jegô „wëstapków" bëła jegô dragô finansowo sytuacjo. Öb czas kôrbieniô z przedstôwcama milicje i bezpieczi miôł ön nibë jamrowac, że ni mô niżódny stałi robötë i ni mô z czegô żëc, temu téż muszi pöżëczac öd lëdzy dëtczi, chtërnëch późni nie je w sztadze jima oddać. Muszało to wiera zrobić jaczés wrażenie na pówia-towim kómańdance óbëwatelsczi milicje w Wejrowie Malaku, chtëren pömôgôł Richertowi nalezc robota. Miôł nibë korbie w ti sprawie z za-stapcą przédnika Prezydium Powiatowi Nôrodny Radzëznë Władisława Banuchą; nie wiém równak, czë przeniosło to brzôd. Ökróm tego je w aktach nadczidka, że ob czas zćńdzenió z fónkcjonariuszama Richert dostôł bédënk wëjachaniô do Lublëna. Bëło to wiera spartaczone z jakąś robotą, ale dôwny wiadłodôwôcz „Kos Wojciech" nie zgódzył sa na to. Wëzdrzi na to, że chcôł tej ostać na Kaszëbach. Jinszą przëczëną, dlô jaczi przed-stôwcowie urzadu do sprawów publicznego bezpieku chcelë potkać sa z Richerta, bëła chac udostanió ód niego óbówiązadła do utrzëmaniô w krëjamnoce faktu wespółrobótë z órganama bezpieczi. Wëpisôł on taczi cedelk téż prawie 12 séwnika 1956 r. Ökróm zagwësnieniégó, że nikomu nie wëjawi nick ó swójim wespółdzejanim z UB, öbiecôł ón téż, że w przëtrôfku zwróceniô sa do mie ze stronę personów, co nieżëczno ôd-nôszają sa do lëdowi władzë, z bédën-kama wrodzi dzejnotë abô w przëtrôf-ku dozdrzeniô taczi wrodzi dzejnotë bada wiedno dôwôł wiadło organom publicznego bezpieku1. Samö wëpi-sanié tego óbówiązadła bëło pewno blós fórmalnoscą, bó doch ubówcë mielë swiąda tego, że „Kos Wojciech" je zdekónspirowóny. Równak wiera chcelë oficjalno zakuńczec wespółro-bóta z nim. Cekawą rzeczą je to, że w aktach z póstapnégó roku, to je z 1957, je nadczidka ó tim, co dzejało sa ób czas kórbienió Richerta z fónkcjonariuszama milicje i bezpieczi 12 séwni-ka 1956 r. Wëchôdô z ni, że Zygmunt Milczewsczi, chtëren béł w tim czasu skórbnika wejrowsczégö krézowé-gó partu Kaszëbsczégô Zrzeszeniô, wëdowiedzôł sa, że Richert łoni we-zwóny östôł do Powiatowi Komańde Ö[bëwatelsczi] M[ilicje] w Wejrowie, gdze ôsta przeprowôdzonô z nim rozmowa przez Szefa Urzadu [Bezpieku] i Powiatowego Komańdanta [Ôbëwa-telsczi Milicje] Malaka. Richerta wzalë tej na wëpëtówkd, bë zgôdzył sa na wespółrobôta (...). Ô tim Mil-czewsczému miôłgadać drëdżégô dnia jaczis szandara. Porucznik Pietras z wejrowsczi Służbę Bezpieku nić do kuńca wierził w to, że Milczewsczi wëdowiedzôł sa tego ód szandarë. Wedle jego dbë móżlëwé bëło téż to, że sóm Richert pówiedzół to kómus, z kim tedë sa pótikół. Dejade wórt zwrócëc w tim molu uwóga na to, jak przesztółcony óstół późni óbróz tego zetkanió Richerta z przedstôwcama milicje i urzadu bezpieku. Ti óstatny ni mielë doch tej chacë przedłëżi-wac wespółdzejaniô z „Wojciechem Kosem", ale późni i tak pojawia sa ópówiésc, że chcelë gó tedë zós za-chacëc abó przëmuszëc do wespół-robótë. Nie je óna prôwdzëwô, ale zdówó sa, że zdrzódła ji mogło bëc to, że ubówcë chcelë (i do tegó téż, jak pisôł jem w póprzédnym akapi-ce, óbówiązół sa Richert), żebë nen óbiecół, że w przëtrôfku dozdrzenió jaczis wrodżi dzejnotë, zaró to jima ódkóże. Niezanóleżno równak ód tegó wszëtczégó widzec je, że dzeja-rze wejrowsczégó partu KZ nie blós mielë swiąda tegó, że Richert wespół-dzejół z bezpieką w uszłoce, ale nie dowiérzelë mu za baro téż w 1957 r., bó dzél z nich mëslôł, że wcyg może ón trzëmac łączba z SB. Rok 1956 to czas, czej w całi Polsce mógł ödczëc „zełga" (pól. „odwilż" 1 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzaté z pölsköjazëköwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił autor. 30 POMERANIA KASZËBIW PRL-U - S.F.). Przez jaczis czas wölno bëło gadać kąsk wiacyjak przódë w cządze stalinizmu, chtëren zresztą béł w tim czasu dosc czasto kritiköwóny. Przed kritiką ni mógł zwiornąc téż urząd bezpieku. To, co przódë bëło taconé przed lëdzama, to je bicé öb czas przesłëchaniów ë jinszé przesprawë fónkcjonariuszów bezpieczi, terôzka robiło sa jawné i ju mógł ö tim gadac. Dosc tëli lëdzy, na jaczich przódë ustëgówelë, nawetka dożdało sa rehabilitacje. Bruno Richert miôł na zycher swiąda tëch zjinaków w Lëdo-wi Pölsce i udbôł so je wëzwëskac. Wiémë, że ju w czasu, czej jakö wia-dłodôwôcz „Kos Wojciech" przëjati ôstôł przez III Departament Komitetu do sprawów Publicznego Bezpieku, to je na początku 1956 r., zgłosył on pretensje do bezpieczi ó to, jak ta póstapówa z nim ób czas pierszégó cządu wespółrobótë. Chödzëło tuwö ó czas, czej jakno „C5" trzimôł ön przez czile miesąców łączba z Mie-sczim Urzada Publicznego Bezpieku w Gdini. Wiémë, że w pózniészim czasu dali cygnął skłôdanié skargów na bezpieka. W gódniku tego roku napisôł do Centralnego Komitetu Pólsczi Zjednóny Robötniczi Partie zażalenie na ôperacjowé wëzwëskiwa-nié jegô personë przez organa publicznego bezpieku. W pismionie swójim zamkł dba, że östôł skrziwdzony przez bezpieka. Polegać to miało na tim, że fónkcjonariusze gdińsczćgó MUPB (ösoblëwie chödzëło tuwö ö szefa urzadu Jana Górecczégö) zmusziwelë gó, bë utwörził nielegalną procëmrządową organizacja na Kaszëbach, a czej nie zgódzył sa na to, óprzez 14 dni béł przetrzëmiwóny przez bezpieka. Skutka tego, że dërch nie chcôł sa zgödzëc na pösobné tegô zortu bédënczi, bëło to, że późni muszôł tacëc sa i żëc na nielegalny ôrt. Ökróm tego Richert öpöwiôdôł tedë lëdzama, że w 1953 r. béł przez czile miesący w sôdzë i prawie przez to zachôrzôł późni na płëcné sëchôtë. Wątplëwé je równak to, że udało mu sa cos zwëskac. Czej fónkcjonariusze bezpieczi dowiedzelë sa ö tim, przezdrzelë akta wiadłodówó-cza „C5" i „Kos Wojciech". Jich dba ó nim nie bëła tedë za bëlnô. Prawie tedë scwierdzëlë zgodno, że nie gôdôł ön prôwdë i miôł zgrôwa do cëganieniô. Nie nalezlë téż w aktach, co sa gó tikałë, niżódny nadczidczi o jego aresztowanim. Béł tam prôwdac nakôz aresztowaniô, ô jaczim pisôł jem w mójich artiklach, ale nie bëło tam znaku, żebë östôł ón wëkönóny. Dëcht czësto öpaczno. Ubówcë na-lezlë w swój ich papiorach dokôz na to, że jesz przed 1953 r. (to je ju przed czasa, czej nibë miôł bëc pójmóny -S.F.) Richert béł chöri na płëca i serce. Dokaza tim mia bëc kôrta radiologicznego badérowaniô przeprowôdzonégó w sanatorium w Szklarsczi Porąbie 4 gódnika 1950 r., na jaczi napisóné bëło: w trzecym midzëżebrzu pô prawi starnie scwiardzałé ôgniszcze (órig. pól. „ognisko zwapniałe" - S.F.) wiól-göscë grochu. Wëzdrzi tej na to, że chóc Richert pödôwôł sa w tim czasu za ustëgôwónégô przez aparat publicznego bezpieku kaszëbsczégô dzejarza, tej równak ni ma widzec, żebë nimó krótczi „zeldżi" wëszëznë chcałë dac mii prówda w ti sprawie. Cekawim przëmiara tego, jaką „stara" ó prówda rozmiół miec Richert, czej gódół o swójim żëcym, może bëc to, jak ópówiedzół Riszar-dowi Cemińsczćmu historia swójégó zdënku. Chcemë le tej na sztót cop-nąc sa do czasu, czej bohater najégó tekstu ujawił sa w 1953 r. w sedzbie PAX-u i zaczął robie w tameczny szkole i w redakcji cządnika „Słowo Powszechne". W drëdżim dzélu arti-kla Cemińsczćgó pt. „W pojedynczej pamięci" czëtómë: To prawie tej do-chôdô do głośnego wieselégô. Jego białkę ôstôwô Rëbôkôwskô z Lëzëna. Jakuż sa pôznelë? W Östrzëcach na latowim biwaku. Białka bëła tam, a tak po prôwdze w Ramlejach, szkolną. Wórt przëbôczëc w tim molu, że zdënk Bruna Richerta i Anë Rëbôkôwsczi ódbéł sa w 1948 r., to je czile lat rëchli w przërównanim do tego, co rzekł w 1989 r. gazétnikówi „Pomeranii". Ale to jesz nié wszëtkó. Öb lato w Östrzëcach Richert póznół... Henrika Niedzelską, to je swoja drë-gą białka. Wëzdrzi tej na to, że downy przędny redaktor „Zrzeszë Kaszëb-sczi" przedstawił jeleżnoscë pózna-nió drëdżi białczi jakno te, co towa-rzëłë póznaniému pierszi. Ökróm tegó Richert „zabócził" ódkazac Cemińsczćmu ó swójim rozćńdze-nim sa z pierszą białką. Weszło tej na to, że czetińc „Pomeranii" w 1989 r. dowiedzół sa ó tim, że Richert w latach piacdzesątëch ożenił sa i... nick wicy. Czemu tak sa stało? Wiémë, że w ósmëdzesątëch latach uszłćgó sta-lata downy „Kos Wojciech" trzimół lëstową łączba z Józefa Lipsczim. W lëstach jegó widzec je, że ucził sa za ksadza, bó tej sej użiwó łacyńsczć-gó jazëka a ókróm te z jich zamkło-scë wëchódó mocny związk Richerta z katolëcką wiarą. Temu też wiera udbół so, że lepi kąsyczk pómachtac dzeje swój i żeńbe i nie przëznawac sa do rozdënku, bó to slédné mógłobë doch skażëc jegó óbróz jakno bëlné-gó katolëka. SŁÔWK FÖRMELLA* * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczćgó partu Insti-tutu Nôrodny Pamiacë. POMERANIA 31 OJCOWIZNA (część 2) PIOTR SCHMANDT Dzień był jakiś nijaki. Ani deszczu, ani słońca. Wiatru żadnego. W poczekalni pierwsi pojawili się Grzegorz i Agnieszka. Nawet do głowy by im nie przyszło, żeby się spóźnić. Notariusz to notariusz, a jeszcze wola będzie odczytana! Usiedli sobie na krzesłach, wcześniej ukłoniwszy się sekretarce. Grzegorz dyskretnie spojrzał na zegarek. Kwadrans. Lepiej być wcześniej niż za późno. W tym przypadku słowo „za późno" było wprawdzie nie na miejscu, bo bez nich testament i tak nie zostałby odczytany, ale... W chwilę po nich wtoczył się Henryk. Najpierw jego brzuch, potem on sam. Jasnopopielaty garnitur, to pierwsze, co zaraz po brzuchu rzuciło im się w oczy. Spojrzały na nich jasne oczy. Rumiane policzki, gładko ogolona twarz. Skropiona słodkawy-mi perfumami. Grzegorz po raz pierwszy od dłuższego czasu pomyślał, że dobrze jest mieć starszego brata. Tak innego niż on sam - ale brata. Nie musieli się w ogóle kontaktować, ale gdzieś tam zawsze był ten Henryk, sprytny, nieprzyzwoicie bogaty, czasami zarozumiały, ale w gruncie rzeczy całkiem porządny. Starszy brat męża nie zaprzątał myśli Agnieszki. Skąd zdobędą pieniądze na szkolną wycieczkę Franka? Większość dzieci pojedzie, dlaczego ich syn ma być gorszy. Nie musiał nawet nic mówić, jego oczy śmiały się do tego Sandomierza. A każdy grosz na wagę złota. Nadzieja, że może, że już, to by im wiele ułatwiło. W obojgu natomiast niepokój wzbudzał sam fakt spotkania z jakimś notariuszem. Na pewno będzie elegancki, oficjalny i przeczyta same jakieś okrągłe zdania w prawniczym języku, a weź tu się człowieku zorientuj, o co tak naprawdę chodzi i czy aby nie zaszkodzi im (choć niby jak?) to, co okaże się treścią ojcowego testamentu. Henryk aż się poderwał, gdy zobaczył Jessikę i Axela. Głośne szarpnięcie klamką, drzwi otworzyły się szybko i wbiegły dzieci Karoliny. Z fasonem, głośno i porządnie. „Małe rezuny", pomyślał o potomkach Jurija. Kiedyś może będzie chciał mieć dzieci, a kandydatka, zważywszy na jego pozycję, z pewnością się znajdzie, ale pomyślał, że te dwa dzieciaczki są najlepszym środkiem antykoncepcyjnym na świecie. - Hej - usłyszeli na kilkanaście sekund wcześniej, nim Jessica i Axel zaczęli kopać na wyścigi nogi od krzeseł, ponieważ, o dziwo, posłuchali matki i usiedli. - Hej - usłyszała w odpowiedzi Karolina, ale nie skojarzyła, zajęta szukaniem smartfona w torebce, kto to „hej" wypowiedział, zorientowała się jednak, że ton był raczej sarkastyczny. Cisza. Wyłączając dzieci. Karolina przesuwa smukłymi palcami po ekranie. Henryk sapie. Agnieszka ciężko oddycha, chyba się zaziębiła. Grzegorz po prostu milczy. Mija jeszcze kilka minut. Wyraziście dzwoni zegar gdzieś w głębi, może umiejscowiony w gabinecie samego notariusza? Z ostatnim dźwiękiem w otwartych drzwiach sekretariatu staje miła młoda kobieta w nieco za krótkiej spódniczce. - Pani Karolina i Andrij Sahajdatchny, państwo Agnieszka i Grzegorz Prangowie i pan Henryk Pranga - nie wiadomo, czy się upewnia, czy deklamuje. Wstają bez słowa, jak na komendę. I tylko niemal niezauważalnie kiwają głowami na potwierdzenie. - Zapraszam, pan notariusz już czeka na państwa. Znaleźli się w obszernym, elegancko urządzonym gabinecie. Znad biurka spoglądał na nich dumny orzeł. Notariusz z ujmującym, niezbyt nachalnym uśmiechem powitał zebranych. Jego garnitur był idealnie dopasowany do sylwetki. Stonowany krawat, niemal niewidoczne okulary. Wytwornym gestem zaprosił zebranych do zajęcia miejsc. Sekretarka zebrała dowody osobiste. Chwilę jeszcze trwały pozostałe formalności. - Jestem zaszczycony, mogąc odczytać ostatnią wolę zmarłego przedwcześnie pana Brunona Pran-gi, z którym miałem niedawno okazję rozmawiać 32 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 LITERATURA przy okazji spisywania testamentu. A teraz - notariusz odchrząknął, przybrał urzędowy wyraz twarzy i usiadł. - Pozwolą państwo. Zaczął czytać. „Dnia 29 marca 2017 przede mną, notariuszem, stawili się państwo..." - tu wymienił wszystkich zebranych, upewniając się przy tym, że mąż Karoliny się nie stawił. Posypały się daty, hektary, inwentarz żywy, rodzaje nieruchomości należące do gospodarstwa i tak dalej, i tak dalej. Wszyscy słuchali w napięciu, jakby licząc w myślach, ile to może być warte. I tylko Henryk myślami był już bardziej w Oslo. „Moją wolą jest - notariusz czytał dźwięcznie niczym elf z Drużyny Pierścienia - aby całą sumę uzyskaną ze sprzedaży nieruchomości i ruchomości do mnie należących przeznaczyć na zakup ziemi pod ośrodek hospicyjny dla osób starszych i wybudowanie tegoż ośrodka stosownie do możliwości finansowych wynikłych z uzyskanych funduszy. Odpowiedzialnym za wszystkie formalności prawne związane z tym przedsięwzięciem czynię proboszcza miejscowej Parafii pw. św. Idziego, ks. Piotra Wawrzkiewicza". Notariusz przestał czytać i uprzejmie wyjaśnił, że ks. Wawrzkiewicz, uprzedzony o potrzebie stawienia się na odczytanie testamentu, nie mógł przybyć z powodu wizyty w Rzymie. Cisza, jaka zapanowała, nie trwała długo, ale notariuszowi wydawało się, że ciągnie się w nieskończoność. Dałby wiele, aby już było po wszystkim. A potem zaczęły się pytania. Nie, nie było pretensji czy złości. Raczej niedowierzanie. Nieprawdopodobieństwo, że on, stary ojciec właściwie wyrzekł się własnych dzieci. Henrykowi niby ulżyło. Chciał już wyjść. Niedługo samolot. A jednak dławiła go świadomość, że nic nie znaczył dla ojca. On, z którego stary Brunon mógł być dumny. Karolina i Grzegorz zerkali na siebie. Chwilowi sojusznicy, solidarni w przegranej. Agnieszka zacisnęła usta. Teraz nie była „Matką Teresą z Katapulty". - Proszę pana - zwróciła się do notariusza. - Pan spisywał ten testament? - Owszem, proszę pani. - No to niech pan powie, co teściem kierowało, przecież chyba powiedział, dlaczego nam nic nie zostawił? Tak często to się chyba nie zdarza? - W istocie, droga pani - smętnie skinął głową prawnik. - Właśnie, niech pan nam wszystko powie - dodała Karolina. - No cóż - notariusz ważył słowa. W końcu między innymi na tym polegała jego praca. - Nie chciałbym być uczestnikiem państwa wewnętrznych spraw rodzinnych, ale owszem, rozmawiałem z panem Brunonem podczas spisywania testamentu. A właściwie - doprecyzował - on mówił ze mną. Czuł, jak oczy wszystkich wlepiają się w niego. - Pan Brunon mówił, że jest zupełnie sam. Państwo wybaczą, ja tylko przekazuję, co usłyszałem. Córka za granicą, jeden z synów nigdy nie ma czasu, a drugi z synów i synowa, proszę mi wybaczyć... - Prałam ojcu i przynosiłam obiady, i na przejażdżki go woziliśmy - Agnieszka wyciągnęła z kieszeni chusteczkę. - A drugi z synów i synowa - notariusz spuścił wzrok, ponieważ od najwcześniejszych lat nie mógł znieść widoku płaczącej kobiety - przyjeżdżali, kiedy byli w potrzebie. Ja przepraszam, nie wiem, jakie były państwa relacje z ojcem, ja tylko... - I po co się pan wtrącał - rzuciła Karolina. - I jeszcze państwa ojciec powiedział - notariusz poczuł się zaatakowany - że od pewnego czasu świat umierających to jest jego świat i dlatego to hospicjum. Gdy już opuścili gabinet, w myślach trawił ostatnie słowa, jakie wypowiedział do niego Brunon Pranga. „Panie, ja bym im to wszystko zapisał. Ale jak oni usłyszą, że wszystko na to hospicjum, to się zastanowią, co zrobili nie tak i pożałują, że nie zrobili, jak trzeba było. Jak ich z matką nie wychowałem za życia, to może po śmierci? Co, jak pan myśli, panie kochany? A jak będą walczyć o zachowek albo unieważnienie, to w końcu i tak ich te myśli dopadną, co o nich panu notariuszowi powiedziałem. Tylko trochę później. A hospicjum i tak dużo dostanie, nawet jak oni ten zachowek dostaną. Że się pokłócą przy tym, trudno, i tak na siebie nie mogą patrzeć. Później zmądrzeją. Księdza tylko żal, ale młody jest, wytrzyma". Joystick nadal spoczywał w szufladzie. Notariusz zapomniał o uśpionym panu Frodo i jego dzielnym służącym Samie. Patrzyły na niego blade oczy Brunona Prangi. ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 33 W GDAŃSK MNIEJ ZNANY W ŚWIĘTEJ TRÓJCY CORAZ PIĘKNIEJ Wydawałoby się, że dopiero co zaczęto odbudowywać historyczne organy z kościoła Świętej Trójcy w Gdańsku, a już się mówi o zakończeniu prac. W 2018 roku minie dziesięć lat od rozpoczęcia projektu. Zapraszamy do franciszkanów na Stare Przedmieście. GDZIE TE ORGANY? Po wejściu do potężnego kościoła św. Trójcy zdziwimy się, ponieważ organy nie znajdują się z tyłu świątyni, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, lecz z przodu, tak, jak ten instrument był umiejscowiony w średniowieczu. Ruszamy zatem nawą główną przed ołtarz. Po prawej stronie, nieco ukryte za filarem, pięknie prezentują się odbudowywane organy mistrza Mertena Friesego. Kościół Świętej Trójcy przez zachowanie pierwotnej lokalizacji organów jest jedynym w Europie, gdzie muzykę można grać zgodnie z historycznym układem. Zachowało się również lektorium - wysoka konstrukcja rozdzielająca przestrzeń hali świątyni i prezbiterium. Dzięki temu kapela ustawia się na balkonie przy organach, dokładnie tak samo, jak robiono to za czasów Jana Sebastiana Bacha - tłumaczy dr hab. Andrzej Szadejko, pomysłodawca i organizator odbudowy. ZAPOMNIANY SKARB Organy Mertena Friesego zbudowane zostały w latach 1616-1618. Miały wtedy 37 głosów. Ten sam mistrz był twórcą organów kościoła św. Jana, których prospekt po II wojnie światowej przekazano do kościoła Mariackiego. Instrument kościoła Świętej Trójcy był kilkakrotnie przebudowywany, ale prospekt zachował swój oryginalny wygląd. W 1943 roku organy rozebrano i ukryto w Lichnowach na Żuławach. Powróciły po wojnie do kościoła, ale zamiast na swoje pierwotne miejsce... trafiły na poddasze. I tak oryginalne elementy organów musiały czekać aż do roku 2008. Byliśmy ogromnie zdziwieni, kiedy okazało się, jak wiele fragmentów szafy organowej się zachowało - przyznaje o. Tomasz Jank, obecny rektor kościoła. Dziś wiadomo, że jest to 66% szafy głównej i pozytywu oraz 90% prospektu pedałowego. Zdecydowano się na ryzykowny scenariusz, by odbudować organy takimi, jakimi zbudował je mistrz Merten Friese. Instrument odbudowuje Kristian Weg-scheider z Drezna, który znany jest już z rekonstrukcji organów Andreasa Hil-debrandta w Pasłęku. ZOSTAŃ MECENASEM Choć organy nie są jeszcze ukończone, jednak można już na nich grać. Służą też celom edukacyjnym. „Popiszczmy razem" to najbardziej nietypowy happening w Gdańsku. Tysiące przedszkolaków gromadzi się w świątyni, a każdy dostaje piszczący lizak. W czasie koncertu dzieci wspierają organistę, dmuchając, ile sił starczy. Dla wielu dzieci to pierwszy kontakt z organami. Mogą zrozumieć, jak działają i zachwycić się ich możliwościami. Organy powstają dzięki Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego, miastu Gdańsk, a także prywatnym fundatorom. Każdy może się przyczynić do ukończenia projektu. Koszt piszczałki zależy od jej rodzaju, np. prospektowe (czyli widoczne z naw kościoła) warte są 30 tysięcy złotych. Najmniejsze, których jest najwięcej (1490), to darowizna rzędu 200 złotych. Najdroższe piszczałki będą podpisane (przez kogo zostały zaspon-sorowane lub komu są dedykowane). Docelowo piszczałek ma być około 3 tysięcy, a całkowity koszt odbudowy szacowany jest na około milion euro. Organy były od wieków wizytówkę miejsca i danej społeczności - mówi Andrzej Szadejko. Mamy więc okazję przyczynić się do stworzenia wyjątkowego dzieła w 400 lat od jego powstania. MARTA SZAGŻDOWICZ 34 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 '^SB? tfOUiH EDUKACYJNY DODÔWK DO„PÖMERANII", NR4(106), ŁŻËKWIAT 2017 Telicjń fiôéto-fidizëôzlwwAké, Hatarzëna Qłéwczewsk& HlaAë wëżigimnazjalné, 2 gódzënë i V MéMra nad Mé&trama w Hrudach- Jagłach Céle uczbë • pöznanié wëbrónëch dzélów utwórstwa Józefa Chełmöwsczégô • doskonalenie umiejatnoscë körzëstaniô z pisónégö tekstu • rozwijanie umiejatnoscë robötë w karnie i prezentacji • sztôłtowanié umiejatnoscë normalizowaniô tekstu kaszëbsczégö i tłomaczënku na pölsczi jazëk Metodë robôtë • robota z teksta, uczböwnika, słowarza • kôrbiónka z wëzwëskanim filmu i öbrôzków w uczböwnikach Fôrmë robôtë • wespólnô • w kamach • indiwidualnô MIKOŁAJ KOPERNIK NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (106), DODÔWK DO„PÔMERANII" KLASË WËŻIGIMNAZiALNÉ Didakticzné pômöce • fizyczno kôrta Kaszëb • film pt. Księga aniołów Józefa Chełmowskiego, reż. Andrzej Dudziński (dostapny na youtube) • articzel Felicji Bôsczi-Börzëszköwsczi pt. „Cëzé chwôlëta, swöjégö...", w: „Pomerania" 1/2017, s. 38-41 • uczböwnik Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w świece dz. I, II, wëd. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie • album pt. Józef Chełmowski, wëd. przez Muzeum Zachodniokaszubskie w Bytowie i Urząd Miejski w Brusach, Bytów 2008 [z chtërnégö pochodzą pökôzóné w scenarniku ódjimczi] • Józef Chełmowski człowiek renesansu, red. pracownicy Urzędu Miejskiego w Brusach, Muzeum Zachodniokaszubskie w Bytowie i Urząd Miejski w Brusach • J. Chełmowski Madonny, Muzeum Historyczno-Et-nograficzne w Chojnicach, Chojnice 2007 • słowarze pölskö-kaszëbsczé (E. Gołąbka, J. Trepczika) CYG UCZBË UCZBA1 Na całi pierszi uczbie uczniowie obżerają film Księga aniołów Józefa Chełmowskiego. UCZBA 2 Dzél wstapny Szkolny rozwieszô kórta Kaszëb i prosy jednégô ucznia do pökôzaniô, gdze są Brusë-Jagle. a) Pokaże na kôrce Kaszëb mól, gdze mieszkół Józef Chełmówsczi. b) Ôpówiedzta ó wëzdrzatku zógardë w Jagłach. c) Na spódlim filmu i ódjimków z uczbównika wskóżta, jaczima órtama kuńsztu zajimół sa Józef Chełmówsczi. Szkolny zapisëje na tôflë temat uczbë: U Méstra nad Méstrama w Brusach-Jaglach. Niżi tematu szkolny zapisëje na tôflë ôrtë kuńsztu Józefa Chełmöwsczégö: rzezba, malarstwo, konstrukcje/ techniczne wënalôzczi. Dzél rozwijny Szkolny dzeli uczniów na karna, w chtërnëch mają robie nad órtama kuńsztu Józefa Chełmöwsczégö. Uczniowie mogą jic do tegö ôrtu, chtërny sa jima nóbarżi widzy, zgodno z jich zainteresowanim. W swóji robóce mają wëzwëskacwiada z filmu Księga aniołów Józefa Chełmowskiego, ódjimków z uczbówników, a téż wëjimków arti-kla „Cëzé chwólëta, swójégó...", albumów (np. pödónëch NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (106), D0DÔWK D0„PÔMERANH KLASË WËŻIGIMNAZJALNÉ w spisënku didakticznëch pömöców: Józef Chełmowski, Józef Chełmowski człowiek renesansu, J. Chełmowski Madonny) i jinëch dostapnëch zdrzódłów. Karno 1 Na spódlim dostapnëch zdrzódłów wëpiszë póstacje, jaczé rzezbił Józef Chełmówsczi. Jaczégö ortu są to póstacje? Ôpöwiedzë ó wëbróny póstacji (köżdô ösoba w karnie osobno). Karno 2 Jaczé historiczné wëdarzenia są przedstawione w doka-zach Józefa Chełmówsczégó? Ôpówiedzta ó wëbrónëch wëdarzeniach. Karno 3 Przeczëtójta wëjimk artikla Felicje Bósczi-Bórzëszkówsczi „Cëzé chwólëta, swójégô...", w chtërnym nalóżô sa wpisënk na „Sowie z ksagą" - darënku Józefa Chełmöwsczégó dlô I Kaszëbsczégó ÔL w Brusach. Znormalizujta pisënk pierszégö dzélu, a drëdżi dzél przetłomaczta na kaszëbsczi. Pökôrbita ó znaczenim „krebańsczi zemi" dlô usódcë i jego wskôzach dlô młodzëznë. 1. „Krebansko zemia kaszëbsko przez nôs muśkano. Po chtôrnej starkowie dreptalë łod zarania, zémnio chtërna jest nóm matënko, chëczą chlébem ë tëm pultem. Łócenic nóm ca trzeba wros zaborscim niebem co cemnitwa gwiozdamë usłała. A ce se drzeżdzë a rénciem wëto nos słońce usmiechniate. S pozem-ciem ë latem spsiew skowronka robota nóm umëlo. Przésernë wiec sosma tëm kaszëbscim jegôrom. Mô sosma ë dzecamë sénamé ë côramë, co żesma të pojudzë nigdo niedoznalë. Chcema të Bosci ukosci co nóm daje żôce". 2. Pö prawi stronie z ôbrôzka Millenium Brama: „Chociaż świat jako całość idzie naprzód, młodzież musi ciągle zaczynać od początku i w rozwoju indywidualnym przeżywać epoki, tysiąclecia kultury przemiany. Nowsze czasy cenią się nader wysoko z powodu mnóstwa materiału, jaki zdołały objąć. Główna wartość człowieka polega wszakże na sposobie traktowania opanowania nauki". Karno 4 Zapiszta pózwë technicznëch wënalózków Józefa Cheł-mówsczégó. Ôpiszta wëbróny wënalôzk. Dzél kuńczący Uczniowie mają czas na przërëchtowanié sa i pótemu prezentëją przed całą klasą brzôd swôji robôtë. ODSIECZ KASZEBE POD WIEDNIEM* NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (106), DODÔWK D0„PÔMERANII" Tekst Elżbieta Prëczköwskô, öbrôzczi Joana Köziarskô KRëdftMNOTAHéLęcZé&ô tôPCA Stalasa rzecz straszno. Bolce wëdżmalë wszëtczérëbe. Nimómë cojesc. Të gwës dowiész sa, co samöglostac Cez ST ŻE SoNi WIÔLDzł G»R1F, MIE NAWteDZo? TO Są JACZé^ CZARë! JAWI DOBRZE, ŻE JE5 TAIC FLOT ZADOSToł. Xco"tekóórqbic PÖTRZéBNô JE MąDRô GłOWA CZeDë TO 9a STAłO? DZES Tipzen TEMu. CO WICT? e MCSuEuë, ŻE TO Pô TIM WIÔLDŻIM ZTORëMIE, OACZI TEO Béł JO, zE Me WEJLE SAMI NA TO NIE PRZëęZLë. ÖN DOCH BaDZE CO WIEDZôł. LE 9POKOUNO. MuSZa ZAJACHAC DO JASTARNI. DO NAdéGÓ MaDRCë MARIANA. 5oM WIDZY9Z. Nl MA N1CIC! CO TERô BaDZE? JE UIWER. moze pômôżece NAMA. STARSZI MIEUë GoDoNe, ŻE WE WIÔLDŻI ôRëPIE KAMIENI uTACONY BaDZE JEDEN LëCHI KAM. MuSZITA 60 NALEZC. TO GiWeS W ICÖPCU KA9ZëBÓW LE JAH G»Ö ROZPÔZNAC? Są NA NIM ODBITe ÖGNIWA LlńCUCHA ONMÔMIECWëRëTe UńCUCH. LE ÔPASUJTA TO JE ROBOTA JAK ZA JACZé GRZéCHë ALE TE KAMë Są CażCZé. TO BaDZEZ DIÓBELSCZeCiO HÔL JĘZORA KAMIANéGÖ. &BIFIE. LECYMë, NI MA CZASU. LE OPASUJ. _ r nir -X T 0N WIEDNO NAMA GRIF Ce PoMozE. J pöMôGôł A JAlC TO \D0ŻDŻë, COS WIDZa.YJE|Me uREToNY K\iicu/a tii iiAii f-A ( R®Bg BaDą NAZoD NIE MDZE TO.yWEWoTU, ^oM&o. V w gôłcE Mo DeBELTNą MoC. MuSZa&ô ZAD05TAC NAZÖD DO MIROCHÔWA. TEJ DOPléRZE WęzëTKÔ Sa uPRAWI. UlożTA KoPC NAZoD, A CZEJ GRIF WBÓCY NA SWÓJ PUC, TEJ WSZëTtó Sa SKuńcZI. WIEDNO KASZëBë. iv im® Harolëna Weber HlaAë 7-777 dpödleczny ôzkôtë MVjmtrowim hmziczkii najmtrowim atole Céle uczbë Uczeń • pöznôwô tradicja kaszëbsczich Jastrów, utrwaliwô słowizna: kôszik, zajc, pisónczi, kôłbasa (wôrzta), kuch, barónk, wietewczi wierzbë, • pöznôwô öglowi wëzdrzatk jastrowégö stołu (słowizna: łëżka, łëżeczko, nóż, widlëca/ gafla, tôflôk/ ôbrës/ dëko - tuwö szkólny sóm wëbiérô, jaczich synonimów mdze użiwôł); öswöjiwô sa z przëmionama: na, kôl, pô prawi starnie, pô lewi starnie, nad, • przepisëje nazwë do ôbrôzków, a téż czwiczi staranną wëmöwa w wërazach z labializacją pö „k", • rozmieje przedstawić wëzdrzatk jastrowégô stołu i jastrowégö kösziczka, użiwającë w öpisënku przëmionów i ww. jistników. Metodë robötë • roböta nad znaczenim wëbrónëch wërazów z wë-körzëstanim öbrôzków i rekwizytów • gabny przedstôwk wëzdrzatku stołu i swiacónczi (metoda pökôż, co to je). Didakticzné pömöce • öbrôzczi i kôrtczi z nazwama, kôrtczi z nacéchö-wónym köszika, kôrtczi z wëzdrzatka jastrowégö stołu • rekwizytë: tôflôk, talérz, łëżka, łëżeczka, nóż, wi-dlëca, tôflôczk, taska, wietewczi wierzbë abó bukszpanu M. Dembek, Mój słowôrz, Gdańsk 2013. D. Pioch. Z kaszëbsczim w świat, Gdańsk 2012, s. 66 i 73. Bibliografio Jan Perszon, Na brzegu życia i śmierci: zwyczaje, obrzędy oraz wierzenia pogrzebowe i zaduszkowe na Kaszubach, Lublin 1999 s. 614. CYG UCZBË OGNIWO WSTĄPNÉ Czwiczenié 1 Szkólny na zôczątk uczbë przërëchtowôł öbrôzczi (kösz, köscół, jabkó, mlékó, jôjkó, kuch, kurczą, szokölôda), chtërne wiészô na tôflë i uczniowie zgadëją: Co to je? Czej wszëtczé óbrózczi są na tôflë, szkólny pósobicą nazéwô kóżdą rzecz. Prosy téż uczniów, bë uwôżno słëchelë, jaczi zwak czëją w köżdim słowie. KLASË l-lll SPÔDLECZNY SZKÔŁË Wniosczi: Labializacjô zachôdô tuwö pö zwaku „k" i poprawno czëtô sa to jakno [kłe] kôsz, kôscół, jabkô, mlékô, jôjkô, szokôlôda Pödobné zjawiszcze zachôdô téż ze zwaka „u", chtëren je téż labializowóny pö „k" i poprawno sa to czëtô [kłu] kuch, kurczą, jestku, pitku Czwiczenié 3 Za sztót pôsłëchómë piesniczczi pt. „Mój kösziczk" (Z ka-szëbsczim w świat, s. 73). Słëchôjta uwôżno, bô późni sami badzemë ja czëtac i śpiewać. Szkolny puszczo spiéwónka z platczi, uczniowie słëchają. a) Metoda ödczëtëwaniô Terô kôżdi z waji, pôsobicg i pö jedny rédze, badze czëtôł. Köżdi uczeń czëtô jedna réga. Puszcza ja warna jesz rôz i wszëtcë so ja zaspiéwómë. Szkolny spiéwô piosenka raza z uczniama. Czwiczenié 2 Szkolny pöd kóżdim öbrôzka wiészô kôrtka z jegö nazwą. a) Przeczëtôj nazwë, jaczé są na tôfJë [Np. 1) wszëtcë, 2) jeden za drëdżim (losowo pökô-zywóné za pömöcą wskaźnika)]. b) Metoda: nalézë wërazë, chtërne nie pasëją do dóny kategorie. Muszita nalezc wërazë, chtërne warna tuwô nie pasëją. Jak wa mëszlita, co nie pasëje do tematu Jastrów? Badą to jaż trzë wërazë. [Nie pasëje: szokölôda, jabkö, mlékô]. c) Metoda dopasowaniô wërazu uczëtégö do napi-sónégö. Szkólny zamikô/zasłôniô tôfla. Przeczëtóm wama terô czile wërazów z tôfië, a wa zapisz-ta je bezzmiłkôwô. Nie mdą to wszëtczé słowa, chtërne nachôdają sa na tôflë, leno czile wëbrónëch przeze mie. [Szkólny czëtô na przemiôr: kurcza, jôjkö, köszik, szokölôda]. OGNIWO ANALIZË Czwiczenié 4 Co muszi bëc przërëchtowóné w kôsziku do swiaceniégô? Szkólny dzeli uczniów na trzëpersonowé karna. Dôwô köżdému karnu kôrtka z nacéchöwónym köszika. Uczniowie muszą namalować rzeczë, jaczé nachôda-ją sa we westrzódku, mogą użëwac nazwów z tôflë i kórzëstac ze słowórza i pódracznika. Co tuwö je do swiaceniô? Czegô tuwö felëje? Przédnik köżdégö karna przedstówiô wëzdrzatk kösziczka. [Np. W naszim kósziku më mómë...]. Pö wszëtczich prezentacjach szkólny pitô sa: Dlôcze toczę jedzenie je wëbiéróné do swiaceniô? Jeżlë uczniowie nie znają poprawny ödpôwiescë, to wëjasniwô: W swiacónce nachôdô sa sétmë głównëch pokarmów: ( AKADEIT1IA BAJKI KASZUBSKIEJ^ Kaszubskie Bajania to spölëznowô kampanio re-alizowónô przez Kaszëbskö-Pömörsczé Zrzeszenie i Radio Gduńsk. Pöwsta öna z mëslą ö dze-cach, żebë ju öd nômłodszich lat pöznôwałë kulturową spôdköwizna Kaszub. Jednym z célów kampanii je pödniesenié w spölëznie swiądë tegö, jak wiôldżé znaczenie mô czëtanié dzecóm. wicy na www.akademiabajkikaszubskiej.pl KLASË l-łll SPÖDLECZNY SZKÖŁË .7. - chléb to symbôl cała Christusa sól to symbôl żëcégô i prówdë, pieprz to symbol dradżi robôtë przë budowach w Egipce jaja to symbol zóczątku, zmartwëchwstaniô i ôdrodë wôrzta (szinka czë kôłbasa) to symbôl zdrowiô, płodnoscë i dostatku sér to symbol drëszeniô sa, pôrozumieniô midzë lëdzama a rodą chrzón to symbôl pôkônaniô gôriczë maczi Christusa kuch to symbôl wiarë, nôdzejë, miłotë. A całi wiklinowi kôsziczk, w chtërnégô westrzódku muszi bëc biôłi tôflôczk, je ôblokłi w zelony bukszpan, co je symbôla Zmartwëchwstaniégô. W kôsziczku möże sa téż nalezc barónk (z masła abö cëkru, terôzka téż z szokôlôdë) - to symbôl Christusa, chtërny wëgrôłze smiercą. Na kuńc szkólny öpöwiôdô ucznióm ö dôwnëch jastrowëch zwëkach: Jak to bëło z tą swiaconką... Czedës na Kaszëbach nie chôdało sa z kôsziczka do kôscoła. To bëła stôropölskô tradicjô: bögati lëdze, jaczi mieszkalë we dworach, szlachcëce a państwo, w Wi-ôlgą Sobôta rôczëlë dodóm ksadza, cobë ôn w jejich checzach swiacył przërëchtowóné na pökrzesnik jedzenie. Tak bëło we Wiôldżi Polsce i Môłi Pôlsce, a kôl Górnégô Szląska i na Pömörzim lëdze tegô nie znelë. Przed 1945 r. na Kaszëbach leno nôbögatszi gburzë i szlachcëce we Wiôlgą Soböta köniama przëwözëlë proboszcza dodóm, cobë pöswiacył jastrowé jedzenie. Swiacónka przeszła do naju dopiérku pö drëdżi światowi wöjnie. Corôz wiacy lëdzy chcało na taczi ôrt swiatowac. Jedzenie na jastrowi stół na początku lëdze przëwözëlë do köscoła w taczich koszach, jak na tôrg (nié jak dzys w kósziczkach), cobë w nich wszëtkö zmiescëc, a ksądz w kóscele to jima pöswiacywôł. Tedë w Jastrową Niedzela möglë jesc i swiatowac. Czwiczenié 5 Jak wëzdrzi jastrowi stół? a) Metoda wskôzaniô przedmiotu. Szkólny wëchôdô na westrzódk klasë i ópisëje jastrowi stół metodą dramë. Wszëtkö, co muszi sa na nim nalezc, wëjimô z krëjamny taszë i gódó: Na jastrowi pókrzesnik trzeba przëkrëc stół biôłim tóflóka. (1) Na tôflôku stôwióm talérz. (2, 3) Pô prawi starnie talerza je łëżka i nóż. (4) Pô lewi starnie talerza je widlëca/gafla. (5) Nad talerza je malinko łëżeczka. (6,7) Kôl talerza je taska a wietewczi wierzbë. (8) Tôflôczk może półożëc na westrzódku nakrëcégó, nad talerza abó pó lewi jego starnie. Na talerzu mdq jôjka, kôłbasa, chrzón i kuch. Pótemu szkólny róczi uczniów, chtërny sami chcą opisać wëzdrzatk stołu. h i for Ô OGNIWO SYNTEZË Przepiszta słowa, chtërne nachódają sa na tóflë. I wklejta sobie do zesziwków kórtczi z wëzdrzatka stołu, chtërne jó warna tëró rozdóm. NAJÔ UCZBA, NUMER 4 (106), DODÔWK D0„PÖMERANH" GRAMATIKA Hana Makiirôt rfdpekt czamiha W kaszëbsczim jazëku jistnieje aspekt czasnika, to zna-czi, że czasniczi mögą bëc dokönóné abö niedokönóné. Czasniczi nie ötmieniwają sa przez aspektë, ale mają przëpisóny dokönóny abö niedokönóny aspekt. Jeżlë badzemë rozezdrzewac nôslédné dwa karna czas- ników: karno 1 karno II kupować kupie jachac wëjachac pisać dopisać robie zrobić nëkac wnëkac czosac sa uczosac sa Jeżlë badzemë rozezdrzewac nôslédné dwa karna czas- to möżemë dac bôczënk, że pierszé karno ödnôszô sa do czinnosców, chtërne dérëją i sa nie skuńczełe, tak tej ôbjimô öno niedokönóné czasniczi. Za to drëdżé karno ötnôszô sa do czinnosców, jaczé sa skuńczałe, i te czasniczi nazéwóné są dokönónyma. Czwiczenié 1 Wpiszë do tôflë pödóné dokönóné i niedokönóné czasniczi: czëtac, umëc, nauczëc sa, spiewac, wëmëslëc, pic, jiwrowac sa, pomagać, pömôc, ôdbëc sa, zapisać. niedokönóné czasniczi dokônóné czasniczi Czwiczenié 2 Z pödóny wiérztë wëpiszë dokönóné czasniczi. Zapisze je w infinitiwie i dopisze do nich pasowné czasniczi w niedokónónym aspekce. Tómk Fópka Tómk-sómk Sóm to zrobią! Sóm to zjém! Sóm nôlepi wszëtkö wiém! Sóm póchwôla sa, jô sóm! Sóm na wszëtkö namkłé móm! Sóm namacza sa. Namókna. Sóm do plëtë rado wskókna. Sóm so z sobą zagróm w bala. Sóm pojada do szpitala. Sóm to zrobią! Sóm to zjém! Sóm nôlepi wszëtkô wiém! Sóm pöchwôla sa, jô sóm! Sóm na wszëtkô namkłé móm! Tómk Fópka, Czë mucha mô jazëk? Wiérztë dlô dzecy, Gduńsk 2016. dokönóné czasniczi pöjôwiającé sa w wiérzce dokönóné czasniczi w infinitiwie pasowné niedokônóné czasniczi w infinitiwie zrobią zrobić robie Tómk Fópka, Czë mucha mô jazëk? Wiérztë dlô dzecy, Gduńsk 2016. Czwiczenié 3 Hewö môsz pódóné czasniczi w niedokönónym aspekce. Dopisze do nich pasowné förmë w dokónónym aspekce. Dój bôczënk, że czasa fórmów w dokónónym aspekce móże bëc czile, np.: ceszëc sa - uceszëc sa, naceszëc sa szëc rozmieć - ................................................ grac - ................................................ zdrzec - ................................................ chówac - ................................................ warzëc - ................................................ dżinąc - ................................................ krëc - ................................................ pëtac sa - ................................................ skakać - ................................................ budzëc - ................................................ szëkac - ................................................ żdac - ................................................ Redakcjo: Marika Jocz / Projekt: Maciej Stanke / Skłôd: Piotr Machola / Ôbrôzczi: Joana Közlarskô / Wespółroböta: Hana Makurôt i Karoiëna Czemplik TAK TŁEKLE, ZE W KUNCU MUSZÔŁ PODPISAĆ Bronisłôw Sykora stoji trzecy ód lewi, graje na skrzëpkach. Ödj. z archiwum B. Sykörë We Gduńsku-Wrzeszczu od lat mieszko Bronislôw Sykora (pol. Sikora), rocznik 1922. Urodzył sa w osadzę Badżelnica, krótko Swiónowa. W wojnie Sykora przeżił wiele lëchégó. Muszôł tłuc sa czile lat pó rozmajitëch państwach naszego kóntinentu. Jaczi béł dlô Was pöczątk ti wöjnë? Mój öjc béł eingedeutsch. Muszôł podpisać. Jô z brata më ju bëlë ustny. Tej i tak më sami za se decydowelë. Mój brat béł dwa lata starszi. Jak przeszedł nen 1942 rok, to chcelë nas do wojska wząc. Nas zawezwelë, tak jak jinszich, na sztamrola. Jô sa nie pödpisôł. Jô miôł sa podpisać, że piać pókóleniów w tił jô nie pochodzą öd Żëda. Jô gôdôł, że jô nie jem Żëda, ale jć> sa nie podpiszą. Mögą mie wząc, ale pödpisëwac jô sa nie podpiszą. To bëło na gminie w Szëmôłdze, jo? Jo. Öni mie z piersza dobrocą brelë, ale jô nie pôdpisôł, i puscelë mie tej dodóm. Za sédmë dni znôwu mie za-wezwelë do Szëmôłda. Tam oni mie namôwielë, że móm sa podpisać i badze wszëtkö w porządku. Jô jima gôdôł: „Pódpisëwac jô sa nie bada". Në i tej oni mie zaczalë torturować. Bilë mie, wiele wlazło. Jak jô leżôł, to kór- bacza oni mie walëlë. Jak jô rëszôł raką, tej pies mie ja grizł, a jak jô rëszôł nogą, tej on mie szarpôł nodżi. Jô jima rzekł, że jô sa nie mda pódpisywôł i kiińc. Jak chcą, to mogą za mie podpisać, ale oni tak nie chcelë. Wtim przëjachôł jich komendant. Öni tej chutkó zaczalë pro-toköłë pisać. Widzec bëło, że to bëło robione na postrach. Dwuch pisało na maszinie, a jeden nié. I nen komendant wskôzôł na mie i sa pitôł: „Co to je za jeden?". Oni mii rzeklë wszëtkö i tej öni mie dali prelë. Tam béł jeden taczi wiôldżi, taczi môcôrz. Ten mie prôł pö gabie rôz z lewi, rôz z prawi stronę, że to nie bëło do strzimaniô. Czekawé, że ôn gôdôł do mie normalno, pó kaszëbsku. Në jo, ale to bëlë taczi Miemcë? Jo, Miemcë. Tam bëło wiele Miemców, co na Kaszëbach mieszkelë. Kolonio kól Swiónowa bëła doch wnet cało miemieckó. A oni bëlë tej w milicji na stanowiskach. ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 35 WÖJNOWI KASZËBI Pierszi z lewi je Sykóra. Ödj. z archiwum B. Sykörë PATENT Nr 22120 W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej potwierdza się, Pan SIKORA BRONISŁAW latach walki zbrojnej z najeźdźcami honorem pełnił żołnierską powinność uzyskał prawo do zaszczytnego tytułu Weteran Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny Ödj. z archiwum B. Sykörë Öni möglë normalnie pö kaszëbsku gadać. To sa skuń-czëło, a jô nie pödpisôł. I tej öni mie wzalë na pósterunk i w taczi torfnik zamklë. Wieczór mie gôdelë, że móm sa jesz dobrze zastanowić i podpisać, tej nick mie nie badą robilë. Jak nie podpiszą, tej oni mie przekóżą SS. Tej jô ju wiedzôł, co to znaczëło. SS w Wejrowie tak torturowało, że przeważnie zabilë. W kuńcu jô w Wejrowie pôdpisôł. Pö miesądzu jô ju béł w wojsku. Rëchli jô szedł sa pożegnać z mój ima chrzestnyma. To bëła cotka Marta Okrój ze Stążków. Öna mie rzekła: „Të wrócysz! Wez swiatégó Antoniégó za swôjégô patrona i sa mödlë do niego. A jó cë dóm relikwie sw. Antoniego i cë sa nick nie stónie". Z tim przeżegnanim jó jachół. Mie wzalë do Wismaru, a brata do Kószalëna. Brat téż béł biti? Ön nié, bó ón sa pódpisół chutczi. Tak sa stało, że më wnet bëlë w grëpie. Miemcë tëch, co rozmielë pö mie- miecku, wësélelë na wschödny front. Më udôwelë, że më nie rozmielë, chóc pö prôwdze më rozmielë dosc wiele. Nas przerzucëlë do Biôłogardu do köni. Brat tam przeszedł i jô téż. Më dozérelë te kônie, më je frëszo-welë, a kóżdi dzćń jinszi. Brat béł barżi zdatny do te, a jó z nima so ni mógł dac radë. Öne ze mną robiłë, co chcałë. Jeden mie kopnął i to sa nie chcało zagójic. To bëło ju w Rusji - Krasnolubań. Jak chcelë nas do jedno-stczi wpakować, to delë nama koniaku. A jó lubił koniak. Tam bëła budla na trzech. Öni mie wiele, a jó to na jeden szluk wëpił. Te konie bëłë uwiązóné w rédze kol dwuch drągów. Jó na ten drąg przëklëkł. Drëdżégö dnia noga zaczała puchnąc. Ta noga bëła zdratwiałó, jaż sënô. Öni mie wzalë do szpëtala. Jak sa pólepsziwało do miesąca, to wëléczelë i nazód do jednostczi. A mie sa nie pólepsziwało i mie wëwiozlë na dalszé léczenié. Stądka nópierwi na Łotwa, na tidzeń. Wszëtczich nas na ban zaladowelë i wëwiozlë do Miemców pömidzë Lipska a Drezna. Taczi starszi szpëtôl tam béł. Tam nas rozladowelë i léczelë. Jak óni nas wëléczelë, tej jó dostół urlop. I nas z Wismaru wëwiozlë baną do Francëji, do artilerii nadbrzeżny. Tam më bëlë do kuńca. Tam bëło wiele strzélaniégö? Tam szłë dërch próbné strzelania. Do żódny óstri wójnë tam nie doszło. Nen pierszi komendant nas słabo cwicził, bëłë zaniedbania i óni gó tam wëszpiclowelë i wëwalëlë. Tej óni zrobilë dowódcą tegó szpicla. A ten nas dërch gonił, że to nie bëło móżno. Tej sej nadlatiwałë fligrë. Kąsk dali bëła forteca, ale to bëła barżi imitacjo. Rôz przëja-chało do naszi jednostczi dwuch majorów z Capbreton. Ten szpicel téż z nima béł. Jó prawie stojół na wasze. Jó udówół, że jó słabó rozmieja pó miemiecku, a óni zaczalë mie ó wszëtkó pëtac: co, dze, czedë. Nen drëdżi szedł óbzerac bąkrë, a nen pierszi późni szedł penetrować całi teren. Czej óni ujachelë, tej më sa wnet dowiedzelë, że to bëlë francësczi szpiedzë. Më jak nôrëchli stąd wëriwelë, bó to wnet szło wszëtkö w lëft. Francëskó partizantka to wësadzëła. Starszëzna ucékała autołama. Öni jich wszët-czich wëtłëkle na drodze. A më dostelë koła. Më jachelë biszągama i przez to më sa uretelë. Më tej sej sedzelë w krzach. Jak më dojachelë do kuńca, Miemcë kôzelë nama czekac. Kąsk dali béł zómk. Nama sa chcało pic. Më tam podeszłe i prosëlë ó wóda. Nie chcelë nama dac. Ale czej më rzeklë, że më jesmë Pólóchama, tej óni nama delë. To bëło nasze szczescé, bó pewno tam më bë bëlë póchówóny, jakbë nas mielë za richtich Miemców. To sa ókózało, że to béł nen główny sztab całi partizantczi. 36 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 WÖJNOWI KASZËBI Tej më szlë nazôd, a w nocë przeszedł do nas Francuz öblokłi w prochówc i rzekł, że mómë złożëc broń, bö Miemcë i tak nas mają za dezerterów. Nen Francuz nas zaprowadzył jesz rôz do ne zómku. I tak më sa stelë pier-szima niewölnikama z miemiecczégö wojska. Wôżëlë nas, mierzëlë, wiele z nama tam wëstwôrzelë. Wnetka przeszedł öficéra i spitôł, czë më chcemë jic do pôlsczé-gö wôjska. Më sa zarô zgłosëlë, ale jedny nié. To bëlë Miemcë, chöc öni znelë pölsczi jazëk. Za dwie niedzele më ju bëlë w drodze do Marsylii. Do te czasu më jesz östro cwiczëlë, köżdi w swöjim mundurze, jaczi chto miot W Marsylii czekôł ju na nas ogromny ókrat do przewôżaniô wojska. Tam nas zaladowelë i rëgnalë do Neapolu. Nen ókrat eskortowało dwanôsce niszczëcelów. W nen sposób twörzëła sa tam armiô, II Korpus generała Andersa, jo? Jo. Më tam bëlë dwie niedzele. Tej nas wzalë na ódwsza-wienié. Stôré mundurë wërzucëlë, a delë nama nowé, anielsczé mundurë. Tak më do-łączëlë do II Körpusu. Wa przeszła całą Italia? Jo, më sa sczerowelë do Bolonii. Nasza jednostka bëła czësto nowô. Nie bëło szoferów. Tej jô sa chutkó zgłosył na kurs. Mie delë cągnik, dzało, në i më cwiczëlë z tim. To béł 16 półk pöscygówi artilerii. Jô béł w nim do kuń-ca. Tam wszëtkö sa dzejało: strzelanie dërch, gönienié, rozmajité rzeczë. Jednego rena Miemcë sa załómelë i za-czalë ucekac. Më jich ni möglë dogonić. Jak na fronce, tak na fronce. A jak po skuńczenim wöjnë Wë wrócëlë dodóm? Z Włoch jô trafił do Anglii. Tam nas pórozdzélelë. Generał Bernard Montgomery miôł taczé möwë. Ön nas zachacywôł, żebë wrócëc do swöjich krajów, jak to je możno. Z piersza jô chcôł jachac do Americzi. Ale czas sa tak dłużił. Më sa ni móglë doczekac. W kuńcu jó to niechół i jó rzekł, że jada do Pólsczi. Niech sa dzeje, co chce. Jó wrócył dodóm w 1947 roku. Późni më uszëköwelë we wsë örkestra. Tej më chódzëlë pó wiesołach, përzna dorôbielë. Wiadomo, jak to na gburstwie. Proszą jesz rzec, co bëło z Waszim brata? Ön trafił na front do Rusji. Czej przeszedł róz na urlop dodóm, tej on wiacy nie wrócył do miemiecczégó wojska. Szedł do bąkrów. Przez dwa lata ón sa ukriwôł, blisko chëczów, na Badżelnicë. Öni mielë jaż sztërë bąkrë. Tam sa ukriwelë: braca Léón i Bernat Królowie ze Strëszi Budë, Skrzëpkówsczich Każi ze Swiónowa i mój brat. Öni so zrobilë téż bąker w stańszewsczim lese. Do te jesz bëłë dwa bąkrë na błotach. Jak chtos sa zbliżił, tej óni szlë w te błota. Mielë tam broń, amunicja. Brat miół mausera. Ön przeżił, ale jak sa wojna skuńczeła, tej chtos gó zdradzył i gó póchwôcëlë Ruscë. Zamklë go raza z wiele jinszima w köscele w Pómieczënie, a tej wëwiozlë na Lëtwa do kópanió rowów. Okropno jich tam maczëlë i mörzëlë głoda. Ön wëzdrzôł sóm szkelet. Jó gó ni mógł poznać, jak ón przeszedł dodóm. A przedtim to béł taczi mócny chłop. Doma óni baro ópasowelë na jedzenie i ón jakós przeżił to. I dożił stôrëch lat. Ale ón przeszedł gehenna. ödj. E.P. Z Bronisława Sykörą gôdôł Eugeniusz Prëczkôwsczi ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 37 KASZUBSZCZYZNA I KASZUBSKOSC DLA PROFESORA GERARDA LABUDY ADAM LUBOCKI Gerard Labuda należy bez wątpienia do postaci nieszablonowych, wyrastających ponad przeciętność. Ten wybitny naukowiec - jak zgodnie twierdzili jego koledzy po fachu oraz uczniowie - mógłby swoim dorobkiem obdarzyć co najmniej kilku badaczy. Jego dokonania są imponujące. Zacięcie badawcze i niezwykła płodność twórcza szły w parze ze skromnością i szacunkiem dla innych. Profesor miał niezwykle szeroki wachlarz zainteresowań badawczych. Większość jego prac naukowych dotyczyła zagadnień oscylujących wokół wczesnośredniowiecznego państwa polskiego. Badał historię polityczną, społeczną, religijną, kulturową, gospodarczą i wiele innych zagadnień. Drugim ważnym polem badawczym Gerarda Labudy były dzieje Kaszub i ogólnie Pomorza. Wynikało to z kaszubskiego pochodzenia i tego, że jak mawiał, był to Kaszubom winien. Pomorski okres w życiu Gerarda Labudy można by nazwać epizodem, ponieważ ten termin kojarzy się z czymś krótkim. Biorąc pod uwagę liczbę lat, którą Profesor spędził na Pomorzu, rzeczywiście ten przedział nie był długi. „Epizod" jednakże łączy się z czymś nieistotnym, niemają-cym poważniejszych skutków. A ta dominanta znaczeniowa wyklucza użycie tego wyrazu, gdyż ten czas silnie wpłynął na osobowość i światopogląd Gerarda Labudy, w zasadzie zdeterminował całe jego dalsze życie i twórczość naukową. Użyję zatem określenia „wątek pomorski". Temat ten jest bardzo szeroki, ponieważ zawiera się w nim niemalże cała biografia profesora, jak również charakterystyka i ocena jego spuścizny naukowej. Szczególnie obszerne jest to ostatnie zagadnienie, ponieważ jego pobieżna choćby charakterystyka mogłaby stanowić osobną publikację. Ograniczę się zatem do postrzegania przez Profesora Kaszub jako jego ojczyzny, abstrahując w tym artykule od badań naukowych Gerarda Labudy nad Kaszubami i Pomorzem. Pominę przy tym aspekt biograficzny, gdyż te informacje są powszechnie dostępne. Całościowe bądź fragmentaryczne wzmianki 0 charakterze biograficznym stanowią części wielu dzieł poświęconych pamięci Profesora. Najbogatsze i najciekawsze biografie to: Gerard Labuda. Żeglarz na oceanie nauki (Luzino 2011), książka będąca wspólnym dziełem Genowefy Kasprzyk 1 Marii Kraśnickiej, szkic Tomasza Schramma Gerard Labuda - zarys biografii zamieszczony w publikacji pamiątkowej pt. Dzieło naukowe Gerarda Labudy (Poznań 2006). Również bardzo cenny jest artykuł Marcelego Kosmana Gerard Labuda -człowiek i dzieło w 90. rocznicę urodzin, wydrukowany w „Przeglądzie Zachodnim" (1/2006), a także obszerny biogram w dziele Wybitni historycy wielkopolscy powstałym pod redakcją Jerzego Strzelczyka (Poznań 2010). Wiele cennych informacji wnoszą też wywiady opublikowane na łamach przeróżnych gazet, spośród których kilka przedrukowanych zostało w dziele Zapiski kaszubskie, pomorskie i morskie (Gdańsk 2000). Najważniejsze przy badaniu światopoglądu profesora Labudy i postrzegania przez niego własnych korzeni będzie przytoczenie jego wypowiedzi, które najdobitniej ukazują podejście profesora do Kaszubszczyzny. O tym, że dla Gerarda Labudy jego kaszubskie pochodzenie było bardzo istotne, świadczą jego liczne wywiady i wspomnienia, które można znaleźć we wstępach przeróżnych publikacji. Chociaż po wyjeździe na studia do Poznania w 1936 roku nigdy nie wrócił na stałe na Pomorze, jednak czuł się bardzo związany 38 / POMERANIA/KWIECIEŃ2017 GERARD LABUDA zarówno z Kaszubami jako całością, jak i ważnymi dla niego miejscowościami, a więc m.in. Wejherowem i rodzinnym Luzinem. Jako pierwszy przytoczyć należy fragment wywiadu przygotowanego na potrzeby krótkiego reportażu zrealizowanego przez UAM, będącego częścią cyklu „Wybitne postacie Uniwersytetu": Ja nie jestem Kaszub ą z Poznania. Ja jestem Kaszuby w Poznaniu. To jest duża różnica. W podobnym tonie Profesor wypowiadał się wielokrotnie. Jako potwierdzenie przytoczę tu fragment rozmowy z dziennikarką: Beata Maciejewska: (...) Jest Pan ważny dla Kaszub. A czy te ziemie są ważne dla Pana? Gerard Labuda: To moje korzenie. Myślę i śnię po kaszubsku. Mieszkam w Poznaniu - z wojenną przerwą - od 1936 roku. Ale nie jestem poznaniakiem. Jestem Kaszubą w Poznaniu1. Mimo że w Poznaniu znalazł wszystko, czego potrzebował do szczęścia, czuł się tam obco. Był przybyszem z innego otoczenia i środowiska. Nie poczuł się nigdy poznaniakiem ani Wielkopolaninem, a mimo to nie zdecydował się na powrót w rodzinne strony. O tym, jak dalece kultura kaszubska była dla Gerarda Labudy ważna, świadczą jego wypowiedzi dotyczące języka kaszubskiego. W przytoczonym na początku reportażu powiedział: Moim językiem jest kaszubski. Ja tylko po kaszubsku dobrze mówię. A polski to jest dla mnie nauczony język. Tego się nauczyłem. Natomiast po kaszubsku mówię po dziś dzień. W podobnym tonie Profesor wypowiedział się we wstępie do Dziejów wsi Luzino, które zadedykował niezwykle wymownie: „Tym, którzy nauczyli mnie czytać i pisać, poświęcam". Dedykacja ta odnosi się właśnie do środowiska, z którego Gerard Labuda wyniósł umiejętność poprawnego posługiwania się językiem polskim, a więc ogólnie rzecz biorąc, Luzina. Profesor we wstępie napisał: Ale poprawnego czytania, pisania i mówienia po polsku nauczyła mnie dopiero Szkoła Powszechna w Luzinie. Bo cóż z tego, że umiałem, ale język polski znany był mi tylko z kazań w kościele i z książki do nabożeństwa, gdyż każde słowo czytałem i wymawiałem po kaszubsku, a moja ortografia odbiegała mocno od prawideł polskiej pisowni2. Zdania wypowiedziane przez Profesora potwierdzają także blisko z nim związane osoby. Przykładem może być fragment opracowania prof. Józefa Borzyszkowskiego, który tak scharakteryzował język kaszubski Gerarda Labudy: Nim też [tj. językiem kaszubskim] na co dzień posługuje się, będąc także w Poznaniu, w bezpośrednich kontaktach z ziomkami, budząc nieraz zdziwienie niekaszubskiego otoczenia. Niemała też cząstka korespondencji wychodzącej z domu przy ul. Kanclerskiej 8 napisana została po kaszubsku3. Tych kilka cytatów pokazuje, jaka była rola kaszubskich korzeni dla profesora Labudy. Nie są to oczywiście wszystkie wypowiedzi na ten temat. Jest ich zdecydowanie więcej, ponieważ w każdej prawie pracy poświęconej Pomorzu lub Kaszubom i w niemal każdym wywiadzie Gerard Labuda akcentował przywiązanie do swojej Małej Ojczyzny. Przez całe życie pamiętał o miejscach niegdyś dla niego ważnych i o tym mówił. Fakt, że mimo spędzenia ponad 70 lat życia w Poznaniu, a tylko początkowych 20 na Pomorzu, nadal uważał się za Kaszuba i wracał chętnie w rodzinne strony, dobitnie to potwierdza. Tak w ogromnym skrócie wygląda kwestia roli, jaką odegrał w życiu Gerarda Labudy wątek pomorski. 1 Jestem Kaszubę w Poznaniu. Z profesorem Gerardem Labudę rozmawia Beata Maciejewska, [w:] G. Labuda, Zapiski kaszubskie, pomorskie i morskie, Gdańsk 2000. 2 B. Wiącek, M. Kochanowski, G. Labuda, Dzieje wsi Luzino do schyłku XIX wieku, Luzino - Gdańsk 1995, s. 5. 3 J. Borzyszkowski, Gerard Labuda - Kaszuba z Poznania droga od „Historii Pomorza" do „Historii Kaszubów", „Przegląd Zachodni", 2006, nr 1, s. 63. ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 39 MEANDRY TOŻSAMOŚCI NA TLE HISTORII WŁASNEJ RODZINY Jakiej natury jest moja tożsamość i jakie są moje związki z Kaszubami? To pytanie skłania mnie do wynurzeń natury osobistej i prześledzenia historii swojego życia. Dorastałam w wielokulturowej społeczności, w małej wsi Stowięcino (gmina Główczyce), w której mieszkała ludność polska, ukraińska, kaszubska, kresowa i niemiecka. Wychowałam się (lata 1971-1999) pośród Ukraińców i Kaszubów - potomków podgrupy Kabatków. Sama nazwa Główczyce (niem. Glowitz) po kaszub-sku oznacza „wzniesienie" lub jak podają inne źródła „głowa - wieś główna". Jeszcze w XIX w. posługiwano się tu językiem kaszubskim i głoszono w nim kazania. Zdaniem innych badaczy potomkowie Kaszubów wytrwali na tej ziemi do roku 1945. Po wojnie nieliczni autochtoni zmieszali się z napływową ludnością i nie mieli łatwego życia. Mój ojciec niechętnie opowiada o tym, jak na skutek przymusowego wysiedlania ludności ukraińskiej w 1947 r. jechał pociągiem z południa Polski na Pomorze. Jego rodzice z trudem aklimatyzowali się do nowych warunków, mieszkając (krótko) w sąsiedztwie zamożnych Niemców. Rodziny w naszej wsi przyjmowały strategię izolacyjną. Zaobserwowane przeze mnie cechy Kaszubów w mojej miejscowości to: pracowitość, dbanie o porządek, trzymanie się razem, duma z posiadania ziemi, religijność, ale też zaciętość i zarozumiałość. Cechy Ukraińców-przesiedleńców -częściowo podobnie: trzymanie się razem, religijność, ale i skąpstwo, myślenie „jesteśmy tu na chwilę" oraz tęsknota za opuszczonym domem. Pamiętam, że moi dziadkowie (i ze strony mamy, i ze strony ojca) rozmawiali w domu po ukraińsku, a nasi najbliżsi sąsiedzi zza ściany - po kaszubsku. W domu mówiliśmy mieszanym językiem: najwięcej po polsku, trochę po ukraińsku i po kaszubsku. W szkole nie zawsze wykazywano zrozumienie dla naszych językowych „inności". Ale lubiłam swoją wieś. Święta Bożego Narodzenia obchodziliśmy dwukrotnie: rzymskokatolickie i w obrządku grekokatolickim. Przyjmowaliśmy w domu po kolędzie i polskiego księdza, i diakuna z słupskiej cerkwi. (...). Życie moich dziadków i rodziców z pewnością było przykładem swoistego „laboratorium społeczno-kul- turowego", przenikania się kultur (polskiej, kaszubskiej i ukraińskiej) i dowodem na to, że kształtowało się „nowe społeczeństwo, będące unikatową i specyficzną mieszanką różnych elementów kulturowych, etnicznych, religijnych, językowych (...)"1. Chyba właśnie z tego powodu długo miałam problem z odpowiedzeniem sobie na pytanie: „Kim jestem?" Pomocne w zrozumieniu czasu minionego stały się czytane przeze mnie publikacje: Kaszubskie Jeruzalem. O dziejach i współczesności gminy Główczyce oraz tożsamości jej mieszkańców (pod red. prof. J. Borzyszkowskiego) oraz Przesiedlona młodość. Wspomnienia mieszkańców gminy Główczyce (pod red. T. Janusewicz i P. Żmudy). Lektury te uświadomiły mi, jak wiele zaszło zmian, jak wiele osiągnęliśmy, ale i straciliśmy. Kolejny etap mojej drogi ku tożsamości to „wejście" w rodzinę polsko-kaszubską (20 lat temu) poprzez związek z dumnym ze swego pochodzenia Polakiem--Kaszubem. Mój mąż pochodzi z rodziny (ze strony matki) mocno zakorzenionej na Kaszubach, z okolic Żukowa, następnie migrującej w obrębie regionu (Gowidlino, Rzuszcze, Wykosowo, Szczypkowice, Po-błocie). Stąd znane są mi ustne relacje, jak chodziło się do czteroklasowej niemieckiej szkoły, jak żyło się z Niemcami za płotem (Wykosowo), jak ciężka była praca na roli i co to były „odrobki". Ostatnim ogniwem łańcucha doświadczeń na osobistej drodze rozwoju poczucia tożsamości jest poszerzanie przeze mnie wiedzy z zakresu historii i kultury Kaszub. Najpierw samodzielnie zbierałam informacje na temat regionu kaszubskiego, o którym po roku 1989 było coraz głośniej w mediach. Poznałam wspaniałych ludzi - miłośników kaszubszczyzny i Kaszubów. Zarazili mnie swoim zapałem, chęcią ratowania królewiónczi, pasją tworzenia „nowego" (...). Ważne dla mnie jest stwierdzenie Cezarego Obracht-Pron-dzyńskiego, że „można być tzw. Kaszubą z wyboru, czyli identyfikować się ze społecznością kaszubską, mimo że się nie posiada żadnych korzeni kaszubskich (wystarczy tu fakt, że np. się urodziliśmy i mieszkamy 1 C. Obracht-Prondzyński, Pomorska wielokulturowość: niewykorzystany potencjał czy potencjalne ryzyko, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2013, s. 46. 40 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 KIM SĄ NAUCZYCIELE JĘZYKA KASZUBSKIEGO na Kaszubach)"2. Słowa te niejako „usprawiedliwiają" moje aspiracje do bycia Kaszubką, chociaż nie mam korzeni kaszubskich w drzewie genealogicznym mojej rodziny - czyli pochodzenia, „twardego" wyznacznika tożsamości. Kolejnym potwierdzeniem dla mnie i mojego otoczenia faktu, że należę do grona Kaszubów, jest to, że znam język kaszubski, co według Moniki Mazurek „staje się podstawą nabytej tożsamości kaszubskiej"3. Wiem, że „tożsamość kaszubska ciągle ulega zmianom, (...) może być też czymś »odzyskanym« -w przypadku osób, które pochodzą z rodzin kaszubskich, gdzie się przed nimi fakt kaszubskich korzeni ukrywało lub też nie przywiązywało się do tego żadnej wagi"4.1 rzeczywiście, wiele osób z mojego otoczenia jest zachwyconych faktem, że mówię do nich po ka-szubsku. Często proszą mnie, bym ich czegoś nowego nauczyła w tym pięknym języku. A dla ludzi, którzy mają przykre wspomnienia z młodości, gdy wyśmiewano język kaszubski, aktywne uczestnictwo w życiu kulturalnym Kaszub staje się teraz okazją do odzyskania utraconej tożsamości. Uważam jednak, że ważniejszym od znajomości języka wyznacznikiem kaszubskiej tożsamości (i częściowo tożsamości mojej rodziny) jest kryterium geograficzne (zamieszkiwane terytorium - przestrzeń - obszar w sensie dosłownym). Kaszuby - tu się urodziłam, tu całe życie mieszkam, tu wychowujemy z mężem nasze dzieci. Dlatego w tym miejscu chciałabym się podpisać pod wypowiedzią Krzysztofa Piesiewicza zawartą w artykule pt. „Magiczne miejsca - magiczny czas": „Kaszuby to kraina mającą w sobie niebywałą magię, tożsamość, inność (...)"5 i dalej: „Tereny stanowiące ojczyznę Kaszub to fenomen, to jakaś przepiękna dziwność, ale mająca w sobie również pewną kruchość, bardzo łatwą do zadeptania"6. Obecnie mieszkam w Damnicy i odkrywam jej powiązania z Kaszubami. Niedawno czytałam ciekawą książkę Damnica. Z historii pewnej pomorskiej wsi autorstwa Hannelore Schardin-Liedtke (wyd. w 2016 r. w Berlinie!). Praca poświęcona jest dziejom Damnicy od powstania tej miejscowości do pierwszych lat po zakończeniu II wojny światowej, historii opowiedzianej przez dawnych mieszkańców wsi (niemieckiego pochodzenia) i ich potomków. Z relacji Schardin--Liedtke, potomkini syna kierownika szkoły miesz- kającego niegdyś w Damnicy, i z zebranych przez nią źródeł wynika, że mieszkali tu Kaszubi razem z innymi grupami narodowościowymi. Świadczą o tym m.in. kaszubskie krzyże i nagrobki na damnickim cmentarzu oraz szczegółowo opisywane typowo kaszubskie obyczaje i święta obchodzone przez mieszkającą tu od pokoleń ludność. Z tej książki dowiedziałam się też, że nazwa rzeki Charstnica przepływającej przez moją wieś ma pochodzenie kaszubskie. Wg Ewy Rzetelskiej-Feleszko „kaszubskie słowo xarst oznacza kiepskiej jakości siano z wilgotnej łąki, chrust, mokre gałęzie". Ciekawią mnie legendy z gminy Damnica. Dostrzegam w nich kaszubskie wartości i symbole. Noszę się z myślą, żeby je spisać w wersji kaszubskiej i wykorzystywać w pracy szkolnej, bo to doskonała okazja dla dzieci do zdobycia wiedzy o regionie i narzędzie budowania etnicznej tożsamości. Podsumowując, mogę stwierdzić raz jeszcze, że moja tożsamość kaszubska ma charakter nabyty i jest efektem osobistego wyboru. Identyfikacja kaszubska nie przeszkadza mi czuć się jednocześnie Polką, która ma sentyment do języka ukraińskiego. Jednocześnie czuję się też pełnoprawną mieszkanką Pomorza, która od czasu do czasu udziela się lokalnie. Fakt, że mieszkam na historycznych Kaszubach, i miłość do tego regionu wyznaczają mi drogę działań jako nauczyciela języka kaszubskiego. Zawodowo (i prywatnie) prezentuję (cytując za M. Mazurek) „projekt etniczności". Aby zasłużyć w swoich oczach na miano „bycia Kaszubką", chcę jeszcze wiele dobrego zrobić dla Kaszubów w obrębie edukacji kaszubskiej. Mam świadomość tego, że edukacja kaszubska jest „w kręgu wyzwań i ograniczeń". Dzieci i młodzież będą stawiać nam pytania: Kim jesteśmy? Z pewnością musimy być w tym, czego uczymy, wiarygodni, musimy odwoływać się do doświadczeń współczesnych Kaszubów, a jednocześnie „winniśmy mieć świadomość, że uczestniczymy w wielkim procesie kulturowym (...), współuczestniczymy w budowaniu tożsamości Kaszub i Kaszubów (...). Dlatego tak duża spoczywa na nas odpowiedzialność, ale też dlatego jest to tak fascynujące zajęcie..."7. JOLANTA PUCHALSKA (Z DOMU BODNAR) 2 K. Kleina, C. Obracht-Prondzyński (red.), Społeczność kaszubska w procesie przemian. Kultura, tożsamość, język, „Zeszyty senackie", zeszyt 1,12/2012, s. 21. 3 M. Mazurek, Język, przestrzeń, pochodzenie, Instytut Kaszubski, Gdańsk, s. 141. 4 K. Kleina, C. Obracht-Prondzyński (red.), dz.cyt., s. 25. 5 Tamże, s. 190. 6 Tamże, s. 193. ' Tamże, s. 187. ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 41 MŁODI - DO ROBOTĘ! BAŁKAŃSKO PŁATKA KARNA FUCUS Z PRZÉDNIKA KARNA FUCUS Z WEJROWA RAFAŁA RÓMPCĄROZPÖWIÔDÔ TÓMK FÓPKA Wnetka ukôże sa pösobnô płatka karna Fucus. Czim mdze sa öna jinaczëc öd nëch chutczészich? Möże chcemë rzec chöcle słowö ö sami produkcji, wëdanim... Jo, prawie kuńczime robota z naszą czwiôrtą piątką. Po slédny, koncertowi, zôs jesmë wrócëlë do sztudia. I to zôs do swôrzewsczégö North Studio Tadeusza Kórthalsa. Robota z Tadeusza je jak wiedno pësznô. Më gö pöbłaznowiwómë kuszkama, a ön dôwô nama dzejac we wspaniali atmosferze. Nad tą piątką se-dzymë ju od roku. Nigdë donëchczôs jesmë tëli czasu Dôwóme szansa młodim - z Magdą Gacköwską nie robilë nad materiała. Czemu tak długo? To zanôlégö öd kaladôrza. Pierszą sesja jesmë zaczalë w uszłim roku, öb zëma, tedë béł koncertowi sezón, tej na sztudio nie belo czasu i tak czas zlecôł do roku. Jednak przez to materiał dozdrzeniôł, dzél dokôzów ôstôł sprawdzony öbczas koncertów - stądka jem gwësny bëlnégô kuńcowćgó efektu na place, temu wôrt bëło so dac tëli czasu. Nowizną je wëdawniczé wspiarcé ze stronë Muzeum Pismieniznë i Kaszëb-skö-Pömörsczi Muzyczi we Wejrowie. Dzaka temu odeszła nama, karnu, całô „papierologiô", za co jesmë wdzaczny. Möżemë sa wząc leno za muzyczne sprawę. Co mdze jinégö? Delikatno zmieniwómë rejón muzycznëch inspiracjów z Irlandie na pôłniowé Bał-kanë. To nie znaczi, że z Irlandią dôwómë so często pöku. Badze öna wcyg przëtomnô na krążku. Skądka wzałë sa muzyczne udbë platë? Zaczarzenié bałkańsczima klimatama ostało w nas po pierszim przebiwanim w Serbii. Jednego dnia, czëstim przëtrôfka, jesmë trafilë na koncert za-wöłónégô karna Balkanika. Koncert bëlno zaôstôł nama w pamiacë, a że grómë w pödobnëch klimatach - stądka prawie przeszła nowô inspiracjo. W uszłim roku jem zôs jachôł na Bałkanë, a czej wró-cył, miôł jem ful głowa udbów i möcë do robieniô nowégö. Jak sa rodzą tekstë? Tekstë? To biwô wszelejak. Jedne są möjima ósobisti-ma przeżëcama, jiné są czësto zmëszloné. Przińdze tak, że pöwstôwają w przëtrôfköwëch molach i leż-noscach. Jeden tekst napisôł jem óbczas zbiéraniô grzëbów w lese. Jo. Jiné - öbczas nieprzespóny nocë, ale nóczascy pisza w chëczowi cuszë. Jesz mómë w uszach zwaczi waszégö jëbleuszowé-gö koncertu. Jakuż sa starëszk miéwô? Co nowégö w karnie? Jenë, ôd roczëznë przeszłe ju sztërë lata, a më jak to wino, jim starszi - tim lepszi. Wipkuja sobie, chöcô musza rzec, że jem ród z te, jak karno dzysô prôcëje, 42 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 MUZYKA FUCUS na sztrądze jak pödchôdô do kaszëbiznë. Przez te lata jesmë sa baro zebrelë do grëpë. Pôtikómë sa nié leno na binie, ale pôtrafimë raza wëpöczëwac z naszima familiarna - to zrzesziwô. Öd tego roku nasze karno je bókad-niészé ö klawiszówca, tej na binie mdze jesz fulni a cekawi. Jak sobie pöradzëc z binową tremą? Nôlepi sznapsa. (Chachôce). A tak powóżno, to jedny radë na to ni ma. Köżdi jinaczi na swój sztres reaguje i jinak gô lékarzi. Podług mie môłô trema wiedno dzejô jakno pödskôcënk na człowieka, tej ni ma sobie za baro tego brac do głowë. Prosto muszi wierzëc w se a w swöje möżlëwöscë. Nôhöpsowniészé sztótë z wajich koncertów? Szpórtownoscë? Hôpsowô a szpörtowô? Pewno tej, czej mómë kón-certë za grańcama Kaszub. Nôwicy śmiechu je, czej zapöwiôdôcze abô słechińce próbują zrozmiôc pö swöjému nasz jazëk, titułë spiéwów itd. Sparłaczën-czi niesą kopa śmiechu. Śmieją sa wszëtcë, i më, i publicznosc. Jaczi je przepis na szladżer? Sóm jem te cekawi i chcôłbëm takcos poznać. Jem ród, że udało sa nama stwôrzëc czile dokózów, co dożdałë sa nowëch wëkönaniów, aranżacjów i inter-pretacjów a nawetka ópracowaniów, np. na chur. Nôlepszô publicznosc to je ta, co...? Wić za czim i dló kogo je przeszło. Ta, co żëwó reaguje na to, co do ni wësélómë, i to ôdwzôjmiwô. Ta, co je prosto żëczlëwô i kulturalno. Jak öceniwôsz spiéwné möżlëwöscë Kaszub jakno öbsądzëcél Kaszëbsczégö Idola? Je baro bëlno i jem gwës, że z kóżdą chwilą mdze jesz lepi. Samóswiąda póstrzód uczastników Idola je coróz lepszo. Wôżné je, cobë bëc sobą, a nić le „mół-pówac" kógós z pierszich strón gazćtów. Jem pod wiôldżim cëska warkównëch môżlëwötów dzysdnio-wi młodzëznë. Po mojemu trzeba promować naszich młodëch artistów. Czej jem óbczas idolowćgó finału wracziwół nódgroda Magdze Gackówsczi - zabćdo-wôł jem ji wespółrobóta. Në i tak sa stało. Na piątce mdzemë póspólno śpiewać jeden dokóz, z czego jem baro ród. Jak të bë przëchłoscył młodzëzna do spiéwaniô pö kaszëbsku? Hmmm. Mëszla, że sygnie przëzdrzec sa na muzyczny rénk. Je widzec dzysô, że jidze zajistniec i utrzëmi-wac sa z muzyczi, grającë czë śpiewające pö kaszëb-sku. Rénk je ju ustojony, ustatkówóny i wcyg a wcyg dôwô do wiédzë, że je jesz trój no placu na naszi wióldżi kaszëbsczi binie. Tej prosto: do robötë! Ödjimczi z archiwum karna. ŁŻËKW1AT 2017 / POMERANIA / 43 DLA OJCA CHLEBEK NIOSĄ DZIECI - Macie w koszyku trochę chleba, dziatki? - spytałem się pewnego wiosennego popołudnia trójki dzieci bezrobotnego Burczyka, gdy po całodziennej żebraczej tułaczce wracały do domu. - Ten chlebek jest dla tatusia - odpowiedziała najstarsza. - A co macie dla mamy, dla was? - Mamy ziemniaki, trochę kaszy, mąki. Tatuś musi mieć lepsze jedzenie, pożywniejsze, by mógł iść do pracy - uzupełniła informacje. A najmłodszy z gromadki, Franek, dodał: - Tatuś chodzi po gburach i prosi o robotę, a mama mówi, że jak będzie miał krzepę, to go wezmą nawet do kosy. Smutne to stwierdzenie, ale prawdziwe. Przemierzały dzieciska ubogie wioski za kawałkiem chleba, bulew-kami, mąką, ratowały rodziny przed śmiercią głodową, nie wstydziły się żebrać. Potrzeba wysyłania dzieci była tak wielka, że trudno dzisiaj o niej wspominać. - U nas i okruszyn jadła nie ma, myszy uciekają - powiedział mi na zebraniu rodzicielskim w sali szkolnej bezrobotny Prądzyński - dzieci muszę przed i po południu na żebry wysyłać, choć serce mi się kraje rozpaczą, nie ja, nie my robotnicy rządzimy krajem. Jadąc z gospodarzem Frostem na wiec do Opalenia, widziałem ciągnących ścieżkami chłopów-robotników rolnych, byli zmęczeni, wynędzniali, owrzodzeni.... - Znam tego wysokiego, przecież to siłacz był - mówił Frost - a dzisiaj bym go za parobka urządzić nie mógł. Fizycznie jest wykończony, chyba żebym go wywczasował, po pół roku może by wrócił do normy. Źle, panie, z nami, źle, nie daj Boże wojny. Jedziemy radzić o podziale administracyjnym, o tym władze myślą, lepiej by zrobili, gdyby myśleli o zatrudnieniu bezrobotnych. O! Tu by się szosa przydała, tu i w Półwsi, budulec państwowy, bezrobotni, pożyczka wewnętrzna... Wroga trzeba naśladować, ten nawet autostrady buduje. Kiedyś wracałem drogą pieszo, było to w zimie i w nocy. Kolegę Prabuckiego odprowadziłem do Opalenia, śnieg jęczał pod butami, mróz szczypał w uszy. Szybko szedłem, chciałem jak najrychlej przebyć gąszcze i to chyłkiem, niepostrzeżenie, by nie być świadkiem nachalnie i śmiało dokonywanych kradzieży drzewa budulcowego. Piły rżnęły, siekiery cięły sztuki, rozmowy słyszałem i zrozumiałem, o co chodzi. Biedota przecież z czegoś żyć musiała. Kupowali gbu-rzy to drzewo, wiktualia za nie wymieniali. Niektórzy z nich gotówki nie mieli, ich produkty tanie były, a zadłużenia bankowe zmuszały do kontaktowania się z cwaniakami. Tak las i w zimie biedocie służył. Leśniczowie z konieczności oczy zamykali, udając, że procederu nie dostrzegają, podobnie jak to robili w sezonie letnim, kiedy matki z dziećmi zbierały jagody, borówki, grzyby, chrust. Za wszystko to miały wykupywać kwity, ale który z leśniczych miał odwagę spędzać tych nędzarzy z lasu, podawać do sądu? W lasach dąbrowskich rosły konwalie, piękne były, dorodne, były objęte ochroną, ale i one służyły biedocie, koszami wywoziła je do Gdańska. Gdzie dzieci Chałowej? Gdzie dziewczęta Burczyka? - pytaliśmy się z koleżanką w klasach. Odpowiadano nam: Na konwaliach. Widywaliśmy naszego ucznia Kamrowskiego, jak okładał kijem domową szkapę, która z trudem ciągnęła wóz dostawczy, obładowany wysoko „kipkami" i koszami, pełen tych pięknych i aromatycznych kwiatów. Wiózł urobek dzieci i ich matek do Smętowa, gdzie czekał na nie pociąg odchodzący do Wolnego Miasta Gdańska. Taką drugą hurtową dostawą ratującą bezrobotnych były transporty gałązek, a i czubów szczytowych świerków i daglezji. Te widywaliśmy w grudniu, Kamrowski również je woził. Co robić mieliśmy? Interweniować u władz? Uczulić na dozór leśniczych? Karać za absencję w szkole? Kogo? Cierpiących niedostatek i głód? Władze dostrzegały potrzeby, ale w systemie kapitalistycznej słabej gospodarczo i politycznie Polski nie miały odwagi dokonywać radykalnych cięć ustrojowych. Zresztą musiałyby oddać władzę lewicy. Ale bojąc się rewolucji i wybuchu jakiejś epidemii powodowanej niedożywieniem, nakazały w zimie 1932 roku zaopatrywanie bezrobotnych w zakresie jednostkowych gmin. Każda gmina została zobowiązana do zabezpieczenia bezrobotnych w niej mieszkających w dziedzinie wyżywienia na całą zimę, i to drogą dobrowolnego opodatkowania się jej bogatszych obywateli. „Jeżeli im nie dacie - sami wezmą" - powiedziano w starostwie sołtysom. Nasz sołtys „dostał wielkie oczy". Był pewno w najtrudniejszej sytuacji. Dąbrówka miała najwięcej bezrobotnych a najmniej zasobnych gospodarzy. Inne wsie okoliczne proporcje miały lepsze. Zaraz po odprawie przybył do mnie, smutny i zatroskany. - Źle, panie szkolny - rozpoczął swoje żale - mamy utrzymać naszych bezrobotnych własnymi możliwościami. Jest ich aż 70 chłopa na ogólną liczbę 120 mężczyzn we wsi, gospodarzy i innych. Obywateli mogących się opodatkować zaledwie 25. Muszę zwołać wszystkich do szkoły, jak najrychlej, zanim nie zaczną się buntować... - Chrząknął, spojrzał w okno i rzekł: - Wczoraj słyszałem, jak odgrażali się Orzędow-skiemu; żądał od lokatorów uregulowania komornego, przecież mu nie płacą od pół roku. Wykrzykiwali i pod adresem Frosta: Miechol! Mie-chol! Dziw, że panu dają spokój, przecież pan tu z żoną pracuje, a jest taka tendencja, by tylko jeden członek 44 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 WSPOMNIENIA rodziny pracował. Jest wiele bezrobotnej inteligencji, ale podobno pan i żona pańska ubogim dzieciom chleb podrzucacie, na obiad ich prosicie, wszyscy tego nie mogę. - Serce ubogim okazać może każdy - odrzekłem - a teraz zebranie konieczne. Zwołaliśmy na zebranie wszystkich, którzy nie pracowali, również tych, którzy mogli służyć pomocą. Przybyli prawie wszyscy - klasa wypełniła się starszymi i młodszymi po ściany. Nie wszyscy się w niej zmieścili, musiałem otworzyć korytarz i klasę przyległą. Sołtys się denerwował. - Frosta nie ma - szepnął - pewnie się ich boi, nie ma i Orzędowskiego, dzierżawcy majątku, ale ten chce przystać na nasze uchwały. A jak zachowywała się sala? Znać było wielkie wyczekiwanie. Bezrobotni zachowywali się spokojnie, tylko niektórzy bardziej lub mniej akcentowali potrzebę rychłego wsparcia. Byli przeważnie robotnikami rolnymi, kiedyś pracowali na Żuławach, w Westfalii, we Francji, teraz i tam emigrować nie mogli - tam też był nadmiar rąk do pracy Siedzieli smutni, zrezygnowani, wymizerowani, anemiczni - istni niewolnicy losu. Jak długo może jeszcze potrwać ten stan rzeczy - pomyślałem - lada dzień głód może wcisnąć im do ręki siekiery. - Frost idzie, a za nim Orzędowski - szepnął sołtys - zaraz zaczynamy. Ale nie zaczął narady sołtys, zaczął ją pan Frost, z miejsca, zaraz po wejściu do sali. Na lekki pomruk obecnych pozdrowił ich katolickim słowem - musieli według zwyczaju odpowiedzieć, rozładować brzemię nastroju. - Wybaczcie moje spóźnienie, w oborze miałem wypadek - zaczął swoje powitanie. - Wiem, wiem, że wam ciężko, że musimy was ratować, ale też wiem, że nie o jałmużnę wam chodzi. Każdy z was ma swój honor. Im ktoś bardziej cierpi, im ktoś więcej w życiu udręki i biedy przeżył, tym bardziej jest honorowy, tym bardziej dba o swoją godność. Wam, drodzy, o pracę chodzi, prawda? Zaczęli mu przytakiwać. - Pracharzami, szmaciarzami być nie chcemy - odezwał się były emigrant do Francji. - Prawda! Prawda - krzyknęli inni. - O to chodzi - poparł ich Frost. - Komisje do zbiórki wybrać jedną, a drugą do rozdziału datków - powiedział sołtys nieco podniosłym głosem, widocznie urażony pominięciem jego osoby i rozpoczęciem zebrania bez oficjalnego otwarcia. - Wybrać i komisję wnioskową, tą, która ma przedstawić w starostwie prośbę o prace społeczne - krzyknął Orzędowski i poparł go Frost. Podniósł się harmider. Głosy zaczęły się mieszać, podawano nazwiska kandydatów. Musiałem i ja się wtrącić. Sołtys wprowadził porządek składania list kandydatów. Pomogła kreda i tablica. Wkrótce uporaliśmy się z dwiema pierwszymi komisjami. Gorzej było z tą trzecią. Sołtys wzbraniał się być wybranym, bał się, by mu starosta - jak mi szeptał - głowy nie zmył, bo władze ówczesne nie lubiły poganiania ich w pracy. Wreszcie wybrano do tej komisji dwóch byłych emigrantów - Frosta i Prądzyńskiego - oraz jeszcze jednego bezrobotnego murarza. Mieli zaprojektować budowę szosy, a choćby bruku między Kolonią Ostrowicką a Opaleniem. O drodze tej Frost już nie raz napomykał, teraz miał w obecności dwóch bezrobotnych postawić sprawę otwarcie. Sołtys był z przebiegu głosowania zadowolony, również z propozycji opodatkowań. Jakoś wszystko się ułożyło i zebrani spokojnie rozeszli się do domu. Zsypkę na biedują-cych, w postaci kaszy, mąki, smalcu, słoniny, zebrano, doszły jeszcze ziemniaki. Z tymi było najgorzej, bo nieurodzaj na nie nie tylko podniósł cenę, ale i zaciążył ujemnie na hodowli trzody chlewnej. Natomiast kilkakrotne wyjazdy do starostwa gniewskiego w celu uproszenia dotacji na prace przy szosie czy bruku, mimo solidnych racji i stanowczych żądań robotników, pożądanego skutku nie odniosły. Ratowali się bezrobotni od głodu jak tylko w owych warunkach mogli, popełniając i lekkie kradzieże na polach, młócąc tu kłosy szprychami rowerowymi, pogrzebując czy podbierając ziemniaki, otwierając kopce brukiewne i ziemniaczane. Hodowali też króliki, kury, gęsi, gołąbki, kar- mę dla nich zbierając na drogach, polach, łąkach i bagnach. Jednak nie wszyscy mogli łagodzić tą miniho-dowlą skutki przeciągającego się bezrobocia, opłaty za obórki były wysokie. A niejedni właściciele mieszkań starali się różnymi sposobami pozbywać się niepłacących komornego, nawet w zimie, kiedy ustawa o ochronie lokatorów stawała temu na przeszkodzie. Oto pewnego styczniowego przedpołudnia przybyła do mnie żona bezrobotnego Burczyka z dwojgiem płaczących dzieci prosić o interwencję w sprawie zaprzestania zadymiania jej izdebki przez znanego we wsi krawca, właściciela domu, w którym mieszkała. - Może pón szkolny coś pomoże, ni moga strawy ugotować, ni moga w piecu napalić; ten bies zatyka nam komin cegłą luźną - powiedziała, dodając - mój na prachrze, poszedł do krewnych, a jo z tymi dzieciskami w dymie, co oczy wydzira. Zostawiłem klasę pod opieką koleżanki i udałem się z kobietą do sołtysa. Zostawił pracę i ruszył z nami do krawca. Wprzód jednak zlustrowaliśmy mieszkanie Burczyków. Stwierdziliśmy wiarygodność relacji, izba była zadymiona tak, że mieszkać w niej ludzie nie mogli, chyba po odpowiednim przewietrzeniu, ale przecież była zima, w rodzinie były małoletnie dzieci. Udaliśmy się na strych, Burczykowa wskazała miejsca, gdzie właściciel wsuwał w otwory cegły, ale cegły były na prawidłowym miejscu, widocznie zdążył je odsunąć, przecież obserwował jej drogę do wsi. Sołtys podsunął mu pod nos odnośne paragrafy ustawy chroniące lokatorów przed podobnymi sprawkami. Wywijał się kłamstwami, ale przyrzekł, że... da komin przeczyścić. Sytuacja gospodarcza zaczęła się po roku 1934 nieco polepszać, bezrobocie zmalało, ale ciągle jeszcze nadmiar rąk do pracy powodował narastanie problemu, zwłaszcza w zimie. Ale właśnie ci biedujący wykazali w roku 1939 najwięcej patriotyzmu, szturmując w jednostce Obrony Narodowej okopy niemieckie odcinka obrony pod Grudziądzem. JÓZEF CEYNOWA ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 45 KUNSZT ''l. 1! > • • • • „KASZEBE SZTOTA ZATRZIMONE" NA ÖDJIMKACH... Swój ima ödjimköwima zainte-resowaniama i zdolnoscama môglë sa pôchwôlëc uczniowie wëżigimnazjalnëch szköłów w II Ödjimkôwim Konkursu „Kaszëbë sztóta zatrzimóne'. Zorganizowało go Technikum nr 3 m. Bohaterów Szarże pod Krojantama w Chonicach. Uroczësté rozrzeszenié konkursu ódbëło sa latoś 22 gromicznika w Centrum Kuńsztu Collegium Ars w pódzemiu gimnazjalnego kóscoła w Chonicach, chtërnégô gospodarza je Kaszëba ksądz Jack Dawidowsczi. Cepie słowa sczerowała do organizatorów przédniczka Kaszëbskö--Pômórsczégö Zrzeszeniô w Chonicach Janina Kösédowskô i wra-czëła jima pödzaköwanié za móż-lëwóta wëkórzëstaniô ódjimków z I edicji óbczas Dniów Kulturę Kaszëbskó-Pömórsczi w Chonicach. Komisjo przëznała nôdgrodë: I môl: Béjata Hinzka (Hinzke) - Akademic-czé Liceum m. Maceja Płażińsczego w Pucku II môl: Magdalena Baranowsko - II Öglo-wösztôłcącé Liceum m. dr. Władisława Pniewsczégö we Gduńsku i Michôł Bystrom - Akademicczé Liceum m. Maceja Płażińsczego w Pucku III môl: Agnészka Stopa - Technikum nr 3 m. Bohaterów Szarże pod Krojantama w Chonicach. Wëapartnienia: Ölëwiô Gełdon - Technikum nr 3 m. Bohaterów Szarżë pöd Krojantama w Chonicach, Patricjó Głodow-skó - Zespół Wëżigimnazjalnëch Szkółów w Bëtowie, Magdalena Reszka - II Öglo-wösztôłcącé Liceum m. dr. Władisława Pniewsczégö we Gduńsku, Aleksandra Żurk - Technikum TEB Edukacjo Słëpsk, Rozalio Głombiowskó, Ana Kirszling, Klaudio Radt-ka (Radtke), Weronika Reszkewicz i Alicjo Serowik - Akademicczé Liceum m. Maceja Płażińsczego w Pucku. Gósce óbezdrzelë binowi pókózk szkółowników uczącëch sa kaszëb-sczégö jazëka z klas 1TF, 1TG i 2TF Technikum nr 3 w Chonicach na spódlim Żëcégô i przigód Remusa Aleksandra Majköwsczégö pöd czerënka Katarzënë Główczewsczi. Szkólné „ód kaszëbsczégö" ópó-wiedzałë ö udbie ödjimkówégó konkursu w chönicczim technikum, a na ekranie ukazywałë sa informacje, że honornym patrona béł Chónicczi Starosta Stanisłów Skaja, a medialnym patrona miesacznik „Pomerania". Dzaköwałë téż do-brodzejóm konkursu: Radze Ro-dzëców z Technikum nr 3 w Chonicach, Chönicczému Starosce, Kaszëbskö-Pömörsczému Zrzeszeniu part Chónice, firmie FUN-GOPOL Robert Skórczewsczi, Zakładowi Spóżiwczi Produkcji Szte-fón Skwierawsczi, Wdzydzczému Krój obrazowemu Parkowi, firmie „Farwa" z Köscérznë i lëdo-wim artistóm: Reginie Białk i Jackowi Place, dzaka chtërnym kóżdi uczastnik i kóżden z 16 opiekunów (westrzód chtërnëch przërëchtowu-jącyma bëlë szkolny i rodzëce) do-stół darënk i diplóm - zrëchtowóny przez szkolnego Zenona Graszka. Jurorama konkursu bëlë: To-mósz Keler ze Słëpska - fotograf, fötorepörtażista, fótoeditor, Môrcën Piekarsczi - fotograf i grafik, chtëren robi w Urządzę Miasta i Gminë Brusë, Kazmiérz Rol-biecczi z Bëtowa - fotograf, robi w „Kurierze Bëtowsczim", usôdca wiele albumów ó Bëtowie, zemi bëtowsczi i Kaszëbach. Komisjo miała dragą robota, bo w konkursu wzało udzél 45 uczniów z dzesac wëżigimnazjalnëch szköłów z môlëznów: Brusë, Bëto-wó, Chónice, Gduńsk, Kartuzë, Puck, Słëpsk, Tczew. W protokóle mól (ex aequo) Michôł Bystrom jurorzë napiselë: Zdecydowanie cieszy większa ilość nadesłanych prac. Każde zdjęcie wydaje się bardzo osobistym, autorskim zapisem fragmentów kaszubskiej rzeczywistości. Widać w tych pracach, z jednej strony dużą potrzebę zatrzymania pięknych chwil, z drugiej zaś chęć kreatywnej interpretacji najistotniejszych elementów kaszubskiej kultury. Poziom artystyczny prac jest nieco wyższy niż w roku ubiegłym, co w naszym przekonaniu dobrze wróży kolejnym edycjom konkursu. Gósce i młodzëzna z wióldżim zainteresowanim óbezdrzelë wës-tôwk wszëtczich könkursowëch ódjimków, chtëren pômôgło zrë-chtowac Chónicczé Centrum Kulturę. Nie zafelowało téż dobrégô jestku: grochówczi i kawë z kucha. KG I môl Béjata Hinzka 46 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 ZEZ BRUS I NIÉ LENO / ZACHË ZE STÔRISZAFË ZEŃDZENIE Z PÔÉTKĄ Wiele drëchów przeszło 15 strëmiannika do Centrum Kulturę i Biblioteczi w Brusach na promocja pösobnégö zbiérku wiérztów Blisko człowieka Janinë Głomsczi, czedës szkolny i bi-bliotekarczi warkówi szkole w Brusach. Na ekranie ukôzywała sa bibliografio rozmajitoscë lëte-racczich dokazów usôdzczëni, a ona wpro-wôdzala słechińców w jich tematika, öpôwiôda-ła ö geneze, historii jich wëdaniô i graficzny wspömóżce drëchów z Poznania. Ödczëtała wëjimk swöjégö romana Bez zażyłości i esejów pt. Bez pozorów, i téż swöje wiérztë tikającé sa rozmajiti tematiczi i różnëch pöstacjów, m.jin. dokazë ö domôku Janie Zbrzëcë. Ö muzyczną oprawa miało stara karno akordeonistów pöd czerënka Mirosława Stoltmana. Dlô wastnë Janinę, chtërny pöéticczé utwórstwö inspirowóné je kaszëbizną, zrëchtowało darënk karno I Kaszëbsczégö Öglowósztôłcącégö Liceum w Brusach. Na prośba usôdczëni przetłomaczëła jem na kaszëbsczi czile wiérztów z donëchcza-snëch ji zbiérków Inspirujcie mnie Bory Tucholskie i Tonie morskie, a téż nalôżającëch sa w jinëch zdrzódłach. Pózeszłi z rozmajitëch wsów kol Brusów, chtërnëch cekawé póéticczé óbrôzczi zamkła pöétka w zbiérku Zaborskie strofy liryczne, uwôżno słëchelë recytacji wiérztów rodôczczi tłomaczonëch przez piszącą na relacja w rodny mowie. Wérónika Żëwickô i Patricjô Weiss, chtërnym żëczimë w nym roku bëlnégó zdaniô maturë z kaszëbsczégö jazëka, recëtowałë „Kôscół w Leśnie" i „Ksaże Biskupie Dominiku", a absolwentka liceum Katarzëna Główczewskô (terô ju szkolno spödleczny, gimnazjalny i strzédny szköłë chónicczégö krézu) „Gduńsk" i... jak przestało na Rok Józefa Chełmówsczégó wiérzta Głomsczi „Wasto Józefie Chełmówsczi", jaką wôrt tu przëwółac: Wëczarziwôsz w drewnie swiątczi widzałé Bożonarodzeniowe szopczi i Swôrzewsczé Matinczi Paléta wiedno zrëchtowónô do dzejów notérënku Do dokazów wiôldżich i môłëch i nieznónëch historiów Malënczi na ruce i płótnie wiara niosę brëkôwną Chłoscą pazle i dłóta jaż sa ceszą aniołë w niebie Pódjimôsz sa wiôldżich sprawów - badérëjesz i ustaturzósz Kaszëbsczi świat w galoóbleczenim ôdtwôrzôsz Widzec lubóta tatczëznë czej z miłotą góscy w progu witôsz A serdeczny Twój usmiéwk skleni na skarni czej o zdrowié pitôsz Nie jes wëszłi na nôdgrodë i na niżódné zbëtné zastawnotë, bó jidzesz swoją Stegnę Mające dlô wszëtczich wiedno czas a dló potomków dobrą uczba Kóżdégó człowieka wórtoscama i bakcylama malowinë i rzezbë swôji zarëwôsz Kuńszta óczarziwôsz wësłôwiającë głabôczé i nôbóżné prôwdë i nijak sa. nie zróżôsz Bëlnyma stegnama jidzesz i przekłada pócygôsz Apokalipsą óstrzégôsz i cuglów nie wstrzëmiwôsz Tu w Twóji zôgardze dzejają sa rzeczë dzywné nawetka urzasné i krëjamné W naji zôbórsczi tatczëznie pö prôwdze arcëdokazë pôwstôwają i swôją wëmówą óczarziwają Niech stoją prówdą ó Ce i ôtrokóm pamiątką badą I niech na wiedno są w chwalbie Bóżil 22.04.2005 FELICJO BOSKA-BORZESZKOWSKO / 3 *0M fr M li /X" ' J■ ' w//> m ' BUSKA W zbiorach pisôrza Francëszka Feniköwsczégö (1922-1982), jaczé są w wejrowsczim muzeum, nalezc jidze wiele ösoblëwëch gadżetów. Jednym z nich je öbzdobionô obraza żôglowégö ökrata strzébrznô buska (pol. etui). Je to prakticzné opakowanie, w jaczé möże„wcësnąc" pudełko ze sztrëchólcama... żebë sa w taszi nie pogniotło. Na buska pöchôdô z lat 60. XX stalata, a sprzedôwónô bela bez Cepelia. RD ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 47 Z KOCI EW) A warto GRAC W ZIELONE Warto a nawet trzeba, i to nie tylko wiosną czy latem. W dawnych zabawach dzieci (kto je jeszcze pamięta?) była „gra w zielone". Mówiło się: proszę 0 zielone. Należało coś zielonego pokazać, inaczej słyszeliśmy: roz, dwa, trzy, pakiytka... Nie chciałam tego kolejny raz przypominać, że niby wiosna, nadzieja na lato... Jednak uparcie wracają myśli po odejściu śp. Wojciecha Młynarskiego - humanisty i artysty dużego formatu. Wiedział, że co jakiś czas przychodzi walec i „wyrównuje", a jednak apelował: skup się zdrowy rozsądku... Ludzie rozumni znowu mają się nad czym skupiać. Jak dobrze, że bywają tacy, którzy nie szukają tylko „źdźbła w cudzym oku", więcej czują, widzą 1 umieją to wyrazić. Nie zmarnowali talentu, ich „wpisowe do świata" jest duże i zachęcające. Powaga okresu wielkopostnego każe poważniej przyjrzeć się Bożym zamiarom. Jak to jest, że só take i só take (gwarowa uwaga o ludziach). Wiem, że jest to naiwne, ale niekiedy _ chcę o tym zapomnieć i spodziewać się zwykłej sprawiedliwości, a przecież niepojęte są Boskie wyroki... Bóg wszystko może. Może być nawet rozrzutny. Myślę o osobach wybitnych, z Po- morza, obdarzonych wielorako. W „Pomeranii" z lutego znajdujemy notę trzech autorów - regionalistów, którzy znaleźli już sprzymierzeńców samorządowych, by opracować i wydać księgę „Zygmunt Bukowski (1936-2008)-dla Kociewia, Kaszub i Pomorza". Ważny jest ich apel o odpowiedź na 10 pytań. Bardzo chętnie przesłałam swoje odpowiedzi, bo poeta i rzeźbiarz z Mierzeszyna był naprawdę niezwykły. Gdzież mi droższa kraina / Niż moje Kociewie... pisał i cieszył wielu swoimi dokonaniami. Trzeba zajrzeć do jego trzech „Zielonych Kuferków", by podziwiać niezmarnowanie talentów, a ich pomnożenie. I te rzeźby - „zapiękne" - zdaniem etnografa oceniającego ludowość. Zygmunt Bukowski żył na pograniczu Kociewia, Kaszuby też były mu bliskie, co mnie osobiście cieszyło. Swojska mowo naszych lólków/ Wnet zostaniesz zahaczona... - napisał w kociewskiej gwarze i zachęcał, by w niewód chwytać / Już w mul wpadle cacka mowy.... Bardzo zobowiązująca jest dla mnie dedykacja tego utworu. Do radosnych przeżyć Wielkiego Postu trzeba zaliczyć bardzo ciekawe i refleksyjne spotkanie bydgoskiego oddziału ZKP poświęcone Józefowi Cheł-mowskiemu, też bogato obdarowanemu. Mamy Rok Józefa Chełmowskiego. Wielu z nas było w jego rodzinnym skansenie. Przyniesiono fotografie. Obejrzeliśmy film z prezentacją jego wizji świata poprzez różnorodne dzieła. I ta narracja ludowego twórcy - o tajemnicy świata światów... Nie tylko anioły trójskrzydłe i machina do łapania żywiołów - robią wrażenie. Musi też zatrzymać niby chłopska filozofia - dlaczego fruwają ptaki. Kiedyś w konkur- Jak dobrze, że bywają tacy, którzy nie szukają tylko „źdźbła w cudzym oku", więcej czują, widzą i umieją to wyrazić. Nie zmarnowali talentu, ich „wpisowe do świata" jest duże i zachęcające. sie ogólnopolskim Chełmowski zdobył nagrodę Grand Prix właśnie za „Apokalipsę" (dł. 55m.) -było to w Bydgoszczy. Przed dwudziestoma laty jeden z naszych bydgoskich studentów Mirosław Myszka napisał świetną pracę magisterską o kaszubskich napisach na dziełach Józefa Chełmowskiego. Mogłam ją pokazać na spotkaniu i pochwalić się wyprawami na Kaszuby. Naukowe wyprawy studentów, w ramach dialektologii, do Wdzydz Kiszewskich, Brus (lekcja kaszubskiego) i do świata Chełmowskiego... Członkowie ZKP z Bydgoszczy planują wyprawę do ważnego miejsca na mapie kultury Pomorza. MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK 48 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 RELIGIO DROGA PRZEMIKŁO KASZEBAMA }u je dobrą tradicją, że öbczas Wiôldżégô Postu jedna krziżewô droga na Wejrowsczi Kalwarie je od-prôwiónô pö kaszëbsku. Latos to nóbóżeństwo ódbëło sa 7 łżëkwiata. Kaszëbsczé drodżi krziżewé rok w rok przëcygają na wejrowsczé górczi rzmë lëdzy. Rozmiszlania do stacjów rëchtëją kaszëbsczi dzejarze abö lëteracë. Latos napisôł je Stanisłôw Janka. Wikszi dzél umëslënków je zrzeszony z tekstama Ewanielii, ale téż są ödniesenia do dzysdnio-wöscë i dzejów Kaszëbów. Chcôł jem w tëch rozmiszla-niach dac do zrozmieniô, że to, co sa przëtrafilo Bôgu--Człowiekôwi w drodze na Golgota, je jistné z przëda-rzënkama lëdzy w jich żëcym - gôdô usôdzca. Najim Czetińcóm bédëjemë czile rozmiszlaniów z ti Krziżewi Drodżi. Pierszô Sztatura, tej chcemë le rozmiszlac, jak Pón Jezës ôstôł skôzóny na smierc Më tuwö na Pömörzim, Kaszëbach, Kó-cewim mómë swöje wiôldżé môle smiercë: Piôsznica (...), chtërną më zwiemë Kaszëbską Gölgötą, Szpagówsk (...), KL Stutthof (...). Skôzywanié na smierc je przëtomné w lëdzczi cywilizacji öd samégö początku, jak głoszą Swi-atë Pismiona, öd dzecka Adama i Jewë, to je öd Kajna, chtëren skôzôł na smierc swöjégö bracyna Abla. Môrdarstwö to je nôwëższi stąpień egöjizmu, selubnotë (...). Chcemë wëzdrzec na samégö Pana Bôga Öjca, chtëren tak baro niechôł so-bizna, że wëbrôł miłosc, i swöjégö Jednorodnego Sëna a Böga Jezësa Christu-sa öddôł na krziżewą smierc i przez to zbawił lëdztwö całégö świata. To nie bëła próba ófiarë, jaką przeżił Ôbróm, czej miôł stracëc na wôłtôrzu swójégó jednorodnego sëna Izaaka. To bëła prôwdzëwô ofiara. Tej chcemë sa mödlëc, żebë më bëlë Miłoscą jak sóm Pón Bóg, a niechelë wszelejaką selub-nota. Drëgô Sztatura, ters chcemë le rozmiszlac, jak Pón Jezës bierze krziż na swôje remiona Dwignąc krziż a gó pôłożëc na remiona, to je ale wiôldżé zawezwanie do cerpienió. Wzacé krziża przez lëdzy öznôczô przëjacé prawie dorazu maczi, tak jak ja wzął Pón Jezës. (...) Téż tak je, czedë w rodzëznie zapówiódó sa nieódwrócalnó choroba. Jak möżemë sobie wdarzëc, w östatnëch latach na taką ostateczną chórosc zapedlë bëlny drëszë z naszi kaszëbskó-pömórsczi óbćńde: swiati pamiacë profesorowie Jerzi Samp, Bruno Synak, Jerzi Treder. Tej i oni, i jich familie, czej sa dowiedzelë ó ti urzasny smiercë, z całą swiądą dwignalë krziż, chtëren dół jima Pón. Na pócecha widzałi ksądz filozof Fran-cëszk Sawicczi z Pelplëna napisół: „Cerpienié uczi głab-szégó ódczuwanió i rozmienió żëcó". Ale tak po prówdze më jesmë wedlë smiercë niezaradny. I Trzecô Sztatura, tej chcemë le rozmiszlac, jak Pón Jezës upôdô pôd krziża Jo człowiek, më lëdze baro wiele razy upôdómë pod krziża naszégó przënaceniô, naszi nimótë i słabötë. A to je pierszé pöwôżné łgarstwo, a to je alköhólëzna, a to je bezmiarnó seksualëzna, a to je hazard, a to są narkóticzi. Tuwó, czej më widzymë, jak Pón Jezës pierszi róz sa zwrócó, tej wiémë, że muszimë sa sami dwignąc abó chtos nama w tim pómóże. Za dzecka colemało robilë to mëma abó tatk. Ters nólepi zwrócëc sa ó pómóc naj Tatka z wiecznoscë. Jak napisół nasz piesniodzejórz Alosz Nódżel: „Tatku naj/ co w niebie jes/ Barni mnie i moja wies/ Barni kol naj kóżdą chëcz,/ Barni stóri, dobri zwëk". Dzesątô Sztatura, ters chcemë le rozmiszlac ô Panu Jezësu ódzartim z ruchnów Ewanielista swiati Mark, czej pisze ó smiercë Pana Jezësa, kóle szósti wieczór, o cemnicë, tej pódczorchiwó, jak téż robił stórotestameńtowi psalmista, że o dze-wiąti godzenie Pón Jezës zawółół wióldżim głosa: „Boże mój, Boże mój, czemu Të mie ópuscył". Më czasto pówió-dómë, że to czë tamto nieszczescé to je Bóżi dopust. I to je poniżenie, to je brutal-nota, to je przemóc, to je agresjo. Më tuwó w Wejrowie znajemë kawel przedwójno-wégö biirméstra Tédora Bólduana przed jego zabicym w lese kol miasta. Czej Miemcë gó pöjmelë - żebë gó pöniżëc -óbloklë w stóré i brudné ruchna, zakulë w lińcuche a kózelë mu sprzątać wejrowsczi rénk. I to je to ódzarcé z ruchnów Pana Jezësa, to je w całoscë bezwstidnota! Dwanôstô Sztatura, ters chcemë le rozmiszlac, jak Pón Jezés umiérô na krziżu Człowieczi dzél Bóżégó Sëna tak czuł sa osamotniony, że jaż wzdichnął: „Boże mój, Boże mój, czemu Të mie ópuscył". Tak mógła rzec błogosławiono sostra Alicjo, wejrowskó zmartwëchwstónka, chtërną Miemcë póra dni pó pójmanim wiezie na rozstrzelanie do Piôsznicë. Tak samo mógł rzec błogosławiony ksądz, wejrowsczi dzekón Édmund Roszczënialsczi, chtëren óstół zabiti pó krëjômku w Cewicach kol Labórga. Wiele błogósła-wionëch i swiatëch przed smiercą wëpówiedzało jaczis buńt procëm Panu Bogu, że muszą wëpic nen czelëch górzczëznë do spodku. Nasz Öjc Swiati Jón Paul Drëdżi nie chcół bëc pozbawiony mówë, a równak w kuńcu z gódnoscą przejął nen niebëlny darënk smiercë. I umiérôł z całą swiądą, że trzeba óddac sebie Panu Bógii. Ödj. am ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 49 Urodził się w Prusach Wschodnich, czuł Mazurem, skazał go w Polsce niemiecki sąd, w ewidencji obozu w Dachau figurował jako bezpaństwowiec, na łożu śmierci powiedział niemieckiej pielęgniarce, że jest Polakiem. Był jednym z nielicznych przedstawicieli mazurskiej inteligencji. Nielicznych, bo prawie wszyscy Mazurzy, którym udało się zdobyć wykształcenie, z różnych powodów, najczęściej by nie szkodzić karierze, otwarcie deklarowali niemieckość. Kurt Alfred Obitz, autor pracy Dzieje ludu mazurskiego, był marzycielem i utopistą. Mazurów uważał za przedstawicieli osobnego narodu, protestował przeciwko przypisywaniu ich do kategorii niemieckich czy polskich, a za cel stawiał sobie utworzenie osobnego państwa wschodniopru-skiego. Obitz urodził się w 1907 r. w Brzozowie (niem. Brosowien) k. Węgorzewa, w rodzinie mazurskiej, która przybyła tu ze Śląska prawdopodobnie w XVIII wieku. Jego rodzice byli zamożnymi gospodarzami. W rodzinie mówiono wyłącznie po niemiecku, Obitzowie utożsamiali się jednak z mazurskością, na co zwracano uwagę m.in. w dokumencie policyjnym z 1929 r. Kurt gimnazjum ukończył w Królewcu, a studia w Wyższej Szkole Weterynaryjnej w Berlinie, gdzie w maju 1930 r. otrzymał tytuł doktorski z zakresu medycyny weterynaryjnej. Rok później objął stanowisko asystenta prof. Wilhelma Nöllera w Zakładzie Parazytologii swojej uczelni. Jego kariera naukowa w Niemczech została dość szybko przerwana. Proble- my z władzami zaczęły się już na pierwszym roku studiów, kiedy Obitz jako narodowość podał mazurską. Zaczęto go wówczas utożsamiać z Polakami i posądzać o szpiegostwo na ich rzecz, odmówiono należnego stypendium oraz zalecono jego inwigilację. Sytuację pogorszyło zaangażowanie się Obitza w działalność powstałego w 1923 r. w Ełku, a reaktywowanego w Berlinie Masurenbundu (Związku Mazurów), dążącego do uznania autonomii Mazurów w państwie niemieckim jako odrębnej kulturowo i etnicznie społeczności i ostro sprzeciwiającego się ich ekonomicznej i społecznej marginalizacji. Bezpośrednią przyczyną kłopotów Obitza stało się zamieszczenie na łamach „Cechu", pisma Masurenbundu, którego był redaktorem odpowiedzialnym i najpłodniejszym autorem (1928--1931), wiersza „Masurische Jugend". Jego druk wywołał reakcję, której ukoronowaniem stały się nacjonalistyczne demonstracje na wykładach prof. Nól-lera, naukowego opiekuna Obitza. W maju 1931 r. Obitza zwolniono z pracy. Pozbawionym zajęcia i środków do życia Mazurem zainteresował się przebywający w Berlinie polski lekarz dr Czesław Stankiewicz. To on zabrał go do Warszawy. Dzięki temu, że sprawą Obitza zainteresował się sam prezydent Ignacy Mościcki, stosunkowo szybko otrzymał on odpowiadającą kwalifikacjom pracę, najpierw w Katedrze Chorób Wewnętrznych, potem w Katedrze Parazytologii i Zoologii Wydziału Weterynaryjnego Uniwersytetu Warszawskiego. Dość łatwo się tam zaaklimaty- zował, zorganizował nawet wydziałowe muzeum. W 1933 r. zawarł związek małżeński z ewangeliczką Heleną Szylską, którą miał poznać w warszawskim domu Emilii Sukertowej-Biedrawiny. Dwa lata później młodzi przenieśli się do Puław, gdzie Obitz otrzymał stanowisko kierownika Działu Parazytologii Wydziału Weterynarii Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego. W 1937 r. został mianowany członkiem Rady Naukowej tego Instytutu, w 1939 minister Juliusz Poniatowski powołał go w skład Naukowej Rady Weterynaryjnej przy Ministerstwie Rolnictwa. Kurt Obitz opublikował 18 prac z dziedziny weterynarii, jego dorobek naukowy był wysoko oceniany także w powojennym piśmiennictwie fachowym. Obitz nie ukrywał, że gotów jest poświęcić pracę naukową dla działalności wśród Mazurów na Działdowszczyźnie, skrawku Prus Wschodnich, który przypadł Polsce po I wojnie światowej. Podjął nawet starania o pracę w charakterze weterynarza w Działdowie lub okolicach, ale nie uzyskał na to zgody władz, obawiających się wzrostu tendencji separatystycznych wśród tutejszej mazurskiej ludności. Pretekstem stała się nieznajomość języka polskiego. Zauważmy, że ten „brak" nie stał na przeszkodzie pracy doktora w polskich instytutach naukowych, na pewno zaś nie stanowiłby problemu na Działdowszczyźnie, gdzie niemiecki był w powszechnym użyciu. O polszczyźnie Obitza pisał m.in. Melchior Wańkowicz w Na tropach Smętka: „mówiąc o rzeczach pol- 50 POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 ZROZUMIEĆ MAZURY skich dobiera słów jak koń, który z delikatna próbuje gruntu i obchodzi przeszkody". Mimo przeszkód z Działdowszczy-zną, a właściwie z tym, co działo się tam w sprawach Mazurów, związał się w sposób poważny Zanim do tego doszło, Obitz zaangażował się w 1933 r. w powstanie Mazurskiego Komitetu Opieki Kulturalnej nad Rodakami, założonego z inicjatywy Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli polskiego wywiadu. Oficjalnie celem Komitetu było „pielęgnowanie właściwości kulturalnej Mazur i dążenie do wolności kulturalnej i gospodarczej ludu mazurskiego". Obitz został prezesem. Pozostali członkowie zarządu (Paweł Sowa, Gustaw Leyding i Henryk Lewandowski) w różnym stopniu związani byli z wywiadem. Za główny cel organizacja stawiała sobie szkolenie osób z Prus Wschodnich, które po kursach (nauka języka polskiego, historii, zajęcia sportowe, ale też i... obsługa telegrafu) miały wracać do swoich środowisk, by prowadzić tam aktywną działalność społeczno-polityczną. W 1934 r. planowano objąć taką akcją 30 osób. Zamierzeń tych nie udało się zrealizować. W 1935 r. polski wywiad podjął ponowną próbę aktywizacji środowiska mazurskiego na samej Działdowsz-czyźnie, powołując do życia przy pomocy swoich współpracowników tzw. drugi Związek Mazu-rów (pierwszy powstał w Działdowie w 1931). Obitz zaangażował się w pracę tej organizacji, przemawiał na zebraniu założycielskim. Owocem jego aktywności był cykl odczytów historycznych dla młodzieży mazurskiej, m.in. w istniejącej do dziś szkole w Malinowie. Przypuszczalnie to właśnie te odczyty dały impuls do napisania Dziejów ludu mazurskiego. Maszynopis pod takim właśnie tytułem został złożony przez autora w Instytucie Mazurskim w Działdowie z datą 1937 rok. Praca przetrwała wojnę, trafiła do zbiorów olsztyńskiego Ośrodka Badań Naukowych, ale drukiem ukazała się dopiero 70 lat po powstaniu, w Dąbrównie (Oficyna „Retman", 2007). Dzieje ludu mazurskiego to dzieło szczególne, będące pierwszą próbą napisania historii Mazurów przez osobę wywodzącą się z tej społeczności. Tezie istnienia narodu mazurskiego i jego odrębności wobec Niemców i Polaków podporządkowywał autor całą narrację, naginając tam, gdzie tego potrzebował, fakty. Mimo wszystko praca nie straciła na aktualności, szczególnie we fragmentach opisujących czasy Obitzo-wi współczesne: I wojny, plebiscytu, a także trudnej sytuacji Mazurów na polskiej Działdowszczyźnie. Oceniając działalność Związku i współpracę z nim Obitza, należy pamiętać, że wśród jego członków istniały także tendencje separatystyczne. Pisał o tym w opublikowanych niedawno wspomnieniach pt. Gdzie jest moja Ojczyzna? Edward Małłek (brat Karola), sekretarz Biura Związku. Snuto tam plany utworzenia państwa wschodnio-pruskiego, zorganizowanego na zasadzie kantonalnej, podzielonego na części: mazurską, niemiecką i litewską (koncepcja Szwajcarii Bałtyckiej). Małłek wspomina, że w 1938 r. Obitz przyjechał do Działdowa z ulotkami propagującymi utworzenie takiego państwa. Miano je przyczepić do napełnionych gazem balonów i wypuścić z dachu biura Związku w stronę Prus... Po wybuchu II wojny Obitz wyjechał z rodziną na Wołyń. Nie chcąc pozostawać pod okupacją sowiecką, powrócił jednak do Puław i zamieszkał w pobliskiej Michałówce. W lutym 1940 r. aresztowany przez niemieckie organy bezpieczeństwa, trafił do więzienia w lubelskim zamku i został skazany „za działalność przeciwko państwu niemieckiemu". Początkowo przebywał w podobozie w Monachium, potem, aż do wyzwolenia przez Amerykanów w końcu kwietnia 1945 r., był więźniem głównego obozu w Dachau. Z zaawansowaną gruźlicą został przewieziony do szpitala-sanatorium w Lautrach w Bawarii, gdzie w sierpniu zmarł z wyczerpania. Żona Obitza długo przebywała w Końskiem, w Berlinie mieszka córka Obitza Ewa, która przed wyjazdem do Niemiec ukończyła studia w Szczecinie. Dzieje ludu mazurskiego Grzegorz Jasiński we wstępie do Dziejów ludu mazurskiego zauważa, że zawarty w tej pracy program Obitza był idealistyczny i uzupełniał „wizję Ernsta Wiecherta powrotu do krainy dzieciństwa. (...) Obitz wyrażał przekonanie, że ludność [mazurska] zawdzięcza swoją tożsamość pochodzeniu polskiemu i obyczajom, ale nic już jej nie łączy z krajem pradziadów. Potrafiła stworzyć własny świat w ramach tolerancyjnego państwa pruskiego jeszcze przed powstaniem nacjonalizmu ogólnonie-mieckiego. I ten świat jej odebrano. Uważał jednak, że jego ziomkowie tęsknią za dawną Arkadią, a gdy zostanie im ona przywrócona, wtedy dopiero w pełni się zrealizują"... Od 2015 r. Rada Warmińsko-Mazurskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej w Olsztynie przyznaje co roku dwa Medale im. dr. Kurta Obitza, jeden otrzymuje lekarz weterynarii, drugi osoba zasłużona dla regionu. Zostali nimi wyróżnieni znani Mazurzy: prof. Janusz Małłek i Erwin Kruk. Imię Kurta Obitza nosi dziś Szkoła Podstawowa w Wę-gielsztynie k. Węgorzewa (wybór patrona wzbudził tu spore emocje) oraz jeden z najważniejszych placów uniwersyteckiego Olsztyna. Szkoda, że tak niewielu studentów, także historii, wie dziś, kim był Kurt Obitz. WALDEMAR MIERZWA ŁŻËKWSAT 2017 / POMERANIA / 51 Z POŁUDNIA GOCHY SERCU BUSKIE W ród resztek domowej biblioteczki (rozdeptanej przez wyzwolicieli w 1945 r.) odnalazła się książeczka w marmurkowej oprawie pod katastroficznym tytułem Kaszubi ginę. Konstanty Kościński, autor tego dziełka wydanego w 1905 r., wykazał, jak w ciągu XIX wieku kurczył się stan posiadania polskich majętności ziemskich na Kaszubach na rzecz własności niemieckiej. Po latach publikacja przeszła w inne ręce - wypożyczona przez chojnickiego bibliofila już do mnie nie wróciła. Książki mają swoje losy - mawiali starożytni. Przypomniałem sobie tamten drobiazg, otrzymawszy świeżo wydaną książkę tegoż autora. Prace Kościńskiego, zasłużonego a niemal zapomnianego historyka sprzed ponad stu lat, wydobył bowiem na światło dr Marian Fryda i opublikował w książce pt. Konstanty Kościński o Gochach. Z dziejów parafii w Bo-rzyszkowach, Konarzynach i Przechlewie [na s. 61 piszemy o jej promocji w Człuchowie]. Konstanty Kościński (1858-1914) pochodził z powiatu brodnickiego. Pracował jako sekretarz sądowy w Grudziądzu, w Nowem, ponownie w Grudziądzu, w 1899 r. przeniesiony został do Człuchowa. W każdym miejscu pracy zawodowej z pasją oddawał się badaniu lokalnej historii, poszukiwał źródeł, starych dokumentów i je analizował. Z pracy w sądownictwie zrezygnował, gdy władze pruskie zesłały go poza teren dawnych ziem polskich, do Wit- tenbergi w Brandenburgii. Osiadł w Poznaniu, pracował jako redaktor „Dziennika Poznańskiego" i współpracownik innych pism. Wydał ok. 40 publikacji zwartych etno-graficzno-historycznych oraz popularnych prac o tematyce prawniczej. Gochy (choć nazwy tej zapewne nie znał) zainteresowały Kościńskiego podczas pobytu w Człuchowie (1899— -1903). Nie opublikował w tym czasie nowych tekstów, ale pracowicie gromadził materiały do opracowań, które w następnych latach ogłosił w Rocznikach Towarzystwa Naukowego w Toruniu. Pierwsza z tych prac to tłumaczenie z łacińskiego oryginału dzieła plebana w Borzysz-kowach w latach 1751-1772 pt. Trudno przecenić ten XVIII-wieczny tekst, każdy historyk regionu musi go znać i traktować jako pierwszorzędne źródło. Dwa pozostałe opracowania Kościńskiego zamieszczone w książce pod redakcją dr. Frydy dotyczą historii i współczesności przyległych parafii Konarzyny i Przechlewo, które wprawdzie dziś do Gochów się nie zaliczają, jednak redaktor objął je wspólnym mianem, posługując się argumentem historycznym, że niegdyś stanowiły z Borzyszkowami jednolity kaszubski obszar dialektalny. ł! Z licznego rodzeństwa mej babci Dominiki, rozproszonego na Kaszubach i Kociewiu, tylko wuj Leon osiadł na Gochach, w samym sercu tej krainy - obok kościoła w Borzyszkowach. Daleko, zważywszy możliwości komunikacyjne na początku XX wieku, ale relacje w rodzinie były bardzo bliskie, toteż okazji do wzajemnych wizyt nie brakowało. W dodatku w podchojnickiej Wolności nad Jeziorem Charzykowskim mieszkał brat Leona, wuj Wincenty z rodziną. Po odzyskaniu niepodległości w 1920 r. obszar dawnej dużej parafii borzyszkowskiej, pokrywający się z terenem dzisiejszej gminy Lipnica, szczęśliwie został włączony do powiatu chojnickiego, podczas gdy reszta ziem powiatu człuchowskiego znalazła się po niemieckiej stronie granicy. Stosunki z Borzyszkowami jeszcze się zacieśniły; tak więc kontakty trwały, przeniosły się na młodsze pokolenia i nie ustały do dzisiejszego dnia. W okresie międzywojennym Gochy stały się bliższe (w sensie metaforycznym) dzięki wspólnym instytucjom w ramach powiatu, choć np. Brzeźno Szlacheckie czy Łą- kie wciąż były odległe od Chojnic o 50 km. Po rewolucji cywilizacyjnej i technologicznej w nowych czasach przestrzeń przestała dzielić. Ale bliższe stały się również dzięki temu, że do miast (do Chojnic, Bytowa czy Miastka) przeniosło się wielu mieszkańców w po- _ szukiwaniu pracy i lepszych warunków życia, a w „swoich stronach" zostawili rodziców, siostry i braci, sąsiadów i... wspomnienia. Ich wnuki i prawnuki, szukając swych korzeni, niekiedy cofają początek rodzinnej historii w daleką przeszłość. Kaszubi są bowiem zasiedziali w tej okolicy od wieków i byli uczestnikami niejednego historycznego wydarzenia, co poświadczają powstałe w latach 80. ub. wieku znaki pamięci. Pomnik w Brzeźnie stanął na pamiątkę udziału szlacheckiej roty kaszubskiej w odsieczy Wiednia pod królem Janem III w 1683 r., tablica na szkole w Borowym Młynie przypomina bohaterską postawę ludności podczas wytyczania granicy państwowej w 1920 r., odnowiony pomnik w Łąkiem upamiętnia poległych w I wojnie światowej, a pomnik-krzyż na górze Piszczatej w Borzyszkowach wyraża hołd poległym i pomordowanym mieszkańcom gminy w latach 1939-1945. Świadectwem budowlanego kunsztu Kaszubów są natomiast zabytkowe świątynie drewniane w Brzeźnie Szlacheckim i Borzyszkowach, pamiętają mądrego historyka Gochów księdza Borka. KAZIMIERZ OSTROWSKI Kaszubi są bowiem zasiedziali w tej okolicy od wieków i byli uczestnikami niejednego historycznego wydarzenia (...)• 52 POMERANIA Westrzód resztków domówi biblioteczi (rozdeptó-ny bez wëzwólicelów w 1945 r.) nalazła sa ksąż-ka w móragówati oprawie z katastroficzno brzëmiącym titla Kaszëbi dżiną. Konstanty Kóscyńsczi, autór tegó dokózku, co óstôł wëdóny w 1905 r., pókózół, jak w XIX stalatim zmiésziwała sa miara pölsczégô zemsczégó dobëtku na Kaszëbach na rzecz miemiecczégó miec-twa. Po latach dokóz przeszedł w jinszé race - póżëczo-ny bez chönicczégó bibliofila ju do mie nie wrócył. Ksążczi mają swoje kawie - gôdalë przódëczasny. Jô miôł so przebôczoné na ksążeczka, czej dostôł jem świeżo wëdóną ksążka tego prawie autora. Dokôzë Kóscyń-sczégó, zasłużonego, a wnetka zabôczonégö historika sprzed wicy jak sto latów, wëcygnął z niepamiacë dr Marión Frida ë wëdôł w ksążce Konstanty Kościński o Gochach. Z dziejów parafii w Borzyszkowach, Konarzynach i Przechlewie [na s. 61 piszemë o ji promocji w Człëchöwie]. Kónstanti Kóscyńsczi (1858-1914) pöchôdôłzbrod-nicczégô krézu. Robił jako sądowi sekretera w Grëdzą-dzu, w Nowim a jesz rôz w Grëdządzu, w 1899 r. óstół przeniosłi do Człëchówa. W kóżdim placu zawodowi robótë z lëgötką robił badérowania molowi historie, szukół zdrzódłów, stôrëch dokumentów ë ne analizo-wôł. Östawił robota w sądzę, czej prësczé wëszëznë wësłałë gó za grańca dôwnëch pólsczich zemiów, do Wittenberdżi w Brandenburgie. Zamieszkół w Pózna-nim, robił jako redaktor „Póznańsczegó Dzénnika" ë wëspółrobótnik jinszich pismionów. Ön wëdôł kol 40 zwiartëch dokôzów etnograficzno-historicznëch ë też pópularnëch prôc ö prawny témie. Gôchë (chócle pózwë ti ón gwës nie znôł) zaintere-sowałë Kóscyńsczegó ób czas bëcégó w Człëchówie (1899-1903). Nie wëdôł ón tedë nowëch tekstów, blós zbiérôł materiałë do óprôcowaniów, jaczé w póstap-nëch latach ögłosył w Rocznikach Nôukówégó Towa-rzëstwa w Torniu. Pierszi z tëch dokôzów to dol-maczënk z łacëznë óriginalny prôcë proboszcza w B orzeszko wach wiatach 1751-1772 Parafia borzysz-kowska w powiecie człuchowskim w Prusiech Zachodnich wedle zapisków księdza proboszcza Jana Gotfryda Borka. Drago je przeceniwac nen tekst z XVIII stalaté-gó, kóżdi znówca historie regionu muszi gó znac ë miec w uwóżanim jako pierszorzadowé zdrzódło. Dwie jin-szé robótë Kóscyńsczegó, jaczé są w ksążce pód redakcją dr. Fridë, tikają sa historie ë terôczasnoscë sąsadë-jącëch parafiów Kónarzënë ë Przechlewo, jaczé pó prówdze dzysô nie są dzéla Gôchów, równak redaktór zarechówół je do nich, dôwającë historiczny argument, że czedës raza z Bórzëszkówama one bëłë w jedny dialektowi zónie. Z wiele bracynów ë sostrów móji ómë Dominiczi, co żëją w rozmajitëch dzélach Kaszëb ë Kócewia, blós wuja Léón óstół na Góchach, genau w sercu tegó môla - kól köscoła w Bórzëszkówach. Dalek, wżerające na kómunikacjowé móżlëwótë na zóczątku XX stalatégó, ale wzajemne köntaktë w familie bëłë baro blësczé, tej leżnotów do göscënów nie felało. W dodówku w pód-chónicczi Wólnoce nad Charzikówsczim Jęzora mieszkôł bracyna Léóna, wuja Wincat z familią. Pó dostónim nazód niepódległoscë w 1920 r. zemie downy wióldżi bórzëszköwsczi parafie, co są jistné z teró-czasną gminą Lepińce, szczestlëwö óstałë dołączone do chónicczégó krézu, a reszta człëchówsczégó nalazła sa tedë pó miemiecczi starnie grańce. Wszelejaczé kón-taktë z Bôrzëszkówama jesz barżi sa wzmócniłë, tej one warałë, przeniosłë sa na młodsze pokolenia ë nie skuń-czëłë sa do dzysó. W midzëwójnowim czasu Góchë bëłë krodzy (me-tafóriczno) dzaka pospólnym krézowim institucjom, chócle na przëmiôr Brzézno Szlachecczé czë Łączé wcyg bëłë dalek ód Chóniców ó 50 km. Pó cywilizacjo-wi ë technologiczny rewolucje w nowëch czasach ki-lométrë przestałë dzelëc. Ale jesz blëżi se bëłë dzaka temu, że do miastów (Chóniców, Bëtowa czë Miastka) wëcygnało wiele mieszkańców za robotą ë lepszima warënkama żëcégó, a w „swójich starnach" óstawilë starszich, sostrë, bracynów, sąsadów ë... wspóminczi. Jich wnuczi ë prawnuczi, szukające swójich drżéniów, nié jeden rôz przenoszą zóczątk familiowi historie w daleką uszłosc. Kaszëbi pó prówdze żëją w tim ókólim ód stalatów ë brelë udzél w niejednym histo-ricznym wëdarzenim, ó czim swiódczą znaczi pamiacë, co powstałe w 80. latach uszłégö stalatégó. Pómnik w Brzéznie pówstół na pamiątka udzélu szlachecczi kaszëbsczi rotë w ódseczë Wiednia pód króla Jana III w 1683 r., tófla na budinku szkółë w Borowim Młinie przëbôcziwô herojiczné zachowanie mieszkańców ób czas wëznaczaniô grańce państwa w 1920 r., odnowiony pómnik w Łączim je na pamiątka zabitëch ób czas I światowi wójnë, a pómnik-krziż na górze Piszczati w Bórzeszkówach je dlô tczë zabitëch mieszkańców gminë w latach 1939-1945. Swiódectwa budowlanego kuńsztu Kaszëbów są zós stôré drzewiané swiątinie w Brzéznie Szlachecczim ë Bórzeszkówach, one pa-miatają mądrego historika Góchów ksadza Borka. KAZMIÉRZ ÖSTROWSCZI, TŁOMACZËŁA NATALIO KLOPÖTK-GŁÓWCZEWSKÔ ŁŻËKW1AT 2017 / POMERANIA / 53 LEKTURY Życie okruchów Czy życie może się objawiać własnym zanikiem? Czy człowiek potrafi zrozumieć swoje istnienie dopiero wówczas, kiedy zacznie się z niego wycofywać? Co daje myślącemu podmiotowi rozczarowanie, lęk i słabość? Kto w przeżywaniu tych negatywnych stanów prawdziwie może pomóc? Bóg? Człowiek? Nikt? Tego typu pytania pojawiają się u czytelników najnowszego tomu poezji Bożeny Ugowskiej, która przypomniała ostatnio o sobie jako literatka. Już sam zestaw kwestii trafiających do świata przedstawionego przez poetkę nakazuje nam ostrożność w ocenie znaczeń. Nie natkniemy się tutaj na nastrój zabawy, lekkość czy rozrywkę. Panować za to będzie nastrój zadumy, poszukiwanie duchowej stabilności, wyrażenie skromności osoby, która chciałaby poczuć jakąś wielką Opiekę. Od początku do końca, z niewielkimi iskierkami humoru, panuje w tym miejscu atmosfera poezji religijnej, wyznającej potrzebę odnajdowania sensu, prawdy i sacrum. Są to w dzisiejszej liryce tematy trudne. Nie tylko przez fakt coraz większego zlaicyzowania rzeczywistości oraz rozmycia się systemów wartości, ale także przez poczucie kryzysu formy wyrazu artystycznego, kiedy dawne gatunki literackie, środki stylistyczne czy wyrażenia przestają być nośnikami wartości, za to czuje się ich nieadekwat-ność i powierzchowność elegii, hymnów czy litanii. Co ma wów- czas począć poeta/poetka? Czy poszukiwać odnowienia języka w niezwykłości lub wynalazczości metafor, czy też raczej szukać największej prostoty oraz bezpośredniości, które mają szansę przynieść nieskłamane uczucie? Nie ma tutaj prostej odpowiedzi. W trudności podjęcia estetycznej decyzji pogubiła się nieco również kaszubska poetka. Ökrëszënë żëcégô to tomik podzielony na dziewięć części, które wywołują różną tematykę, choć najwięcej odnaleźć można rozmyślań nad ludzką egzystencją. Pierwszy zestaw utworów napisany został na wdôr, co narzuciło wspomnieniowo-refleksyjną formę wypowiedzi kierowanych do matki, ojca, babci, przyjaciół, autorytetów. Nie są one zbyt odkrywcze, raczej trzymają się konwencji gatunkowej i obrazów dobrze już znanych każdemu czytelnikowi. Natomiast naj ciekawiej wygląda tutaj wiersz Lës, który jest poetyckim zapisem karcianej gry. Za zaletę można w nim uznać żywość dialogów, karcianą terminologię i atmosferę zabawy. Druga część utworów tomiku dotyczy „okruchów myśli". Jak na zapowiedź zawartą w tytule nie są to wiersze zanadto intelektualne. Raczej poprzestają na obserwacjach typowych zjawisk egzystencji i nie najgoręcej wyrażają nadzieję i wiarę w porządek, który został stworzony przez Boga. Wśród kilku utworów zaskakująco wyglądają trzy wiersze o psach. Być może to autentyczne zauroczenie najbliższym człowiekowi zwierzęciem, a być może jakiś daleki wpływ Stanisława Pestki i jego liryku o Bombie z tomu Wieczorny widnik. Jakkolwiek by było, Ugowska proponuje literackie szkice o psach, które mają przywoływać skojarzenia z pokorą, wiernością i swobodą. Trzecia część najnowszego tomiku poetki napisana została na kuńc dnia. W konsekwencji napotykamy utwory stworzone w swoistym trybie rachunku sumienia, który składa podmiot liryczny przed sobą i Bogiem. Nie występuje w owych wyznaniach jakaś szczególna radość, przeciwnie, bardziej poczucie ograniczenia i słabości. Jedynie czasami, bardzo rzadko, jak w wierszu zaczynającym się od incipitu Stana so na stegnie zarośli..., pojawia się poczucie sensu i wiary w celowy żywot ludzi. Kolejna partia wierszy tomiku Ugowskiej dotyczy codzienności. Nie jest ona w ujęciu poetki szczególnie ekscytująca. Bardziej wygląda na smutną i szarą, w której się wyczekuje na zbawienną moc spoza człowieczego świata. Tląca się nadzieja podmiotu zogniskowana została na takich wartościach, jak: wrażliwość, dziecięca ufność i najgłębiej na oznakach chrześcijaństwa. Czy jednak są to czynniki osiągnięte przez podmiot wierszy, można w to wątpić... Środkowa część zbiorku poetki jest chyba najważniejsza. To Ökrëszënë z dëszë dna a więc składniki najbardziej utajonego życia podmiotu. Trudno oceniać tego typu poezję, czy można bowiem sugerować komuś, aby kierował swoje wes- 54 / POMERANIA / KWIECIEŃ 2017 LEKTURY tchnienia do Absolutu inaczej, aniżeli to uczynił? Można więc jedynie zaznaczyć, że występują tutaj zwroty zarówno do Boga jak i Najświętszej Maryi Panny, tak dostrzeżenie zbawczego poświęcenia Chrystusa, jak wzorca świętego Antoniego. Ugowska wyrasta w świetle tego rozdziału tomiku na poetkę religijną, której najbardziej zależy na wyrażeniu relacji pomiędzy podmiotem a bosko-ścią. Dobitnie świadczy o tym kolejna cząstka zbiorku podkreślająca przemijanie, na którą składają się raptem cztery utwory, pokazujące, jak natura, przy całej swojej wielokształtności i rozległości, jest zmiennym i nietrwałym bytem. Poetka wraca zatem w kolejnych dwóch rozdziałkach tomiku do motywu religijnego i najpierw nawiązuje do okresu Bożego Narodzenia, a potem do czasu Wielkanocy, aby wskazać, jak ważne są to wydarzenia dla życia duchowego każdego chrześcijanina. Ponownie trzeba tutaj zauważyć, że nie dąży się w utworach do unie-zwyklenia, lecz do zarysowania półprywatnego, ciepłego emocjonalnie święta, które przejmuje przede wszystkim swojskością i typowością. Świętowanie jest przy tym wydarzeniem tak kulturowo-religijnym, jak i jednym z elementów wielkich przemian w przyrodzie. Ostatni rozdział najnowszego tomu Ugowskiej to wiersze polskojęzyczne. W zbiorkach kaszubskojęzycznych różnie się traktuje takie „dodatki". Trzeba wszakże zaznaczyć, że „okruszyny", jakie poetka dodaje na koniec swojej poetyckiej książki, nie są wymuszone czy gorszej jakości. To również wiersze w przeważającej mierze religijne i tak jak kaszubskojęzyczne w stonowany sposób wyrażają akty wiary podmiotu w dobro, skromność, ład i w Boga. Zawierają wszakże bardzo bezpośrednie wyznania, jak w wierszu Nie chcę być święta, Siedzisz naprzeciw albo Zbyt krótko cię znałam. To jedne z najjaśniejszych punktów całego zbioru, może dlatego, że poetka uwierzyła tutaj we własną emocję, nawet jeśli była bardzo bolesna i niemalże ją emocjonalnie obnażyła. Dwadzieścia lat mija od wydania pierwszego tomiku poezji Bożeny Ugowskiej pt. Zdebło na świat cësniaté (wówczas używającej jeszcze panieńskiego nazwiska Szymańska). Zarówno dla autorki jak i poezji kaszubskiej bardzo wiele przez ten czas się zmieniło. Kobiece głosy poetyckie nie są już tak słabe, jak dawniej, co zaznaczają aktualnie wydawane wiersze Idy Czai, Hanny Makurat czy Gracjany Potrykus. Bożena Ugowska wybrała jeszcze inną ścieżkę, być może najtrudniejszą drogę poetyckiego wyrazu, gdyż zdecydowała się pisać w nurcie literatury religijnej. Niestety dla poezji kaszubskiej jest to wciąż jedna z najsłabszych stron aktywności artystycznej, a propozycja z „okruszynami" tej sfery nie zmieniła. Problem wydaje się zresztą bardzo rozległy i poważny, gdyż przeżycie religijne ze swojej natury jest intymne i właściwie stale poddane problemowi przełożenia chwil indywidualnego duchowego doświadczenia na język powszechnie dostępny dla wszystkich. Jak opisać uczucie uwielbienia, oddania, szacunku i wiary, by nie powtarzać się za setkami czy tysiącami poetów/ poetek tworzących wiersze de-wocyjne, wyznaniowe, perswazyjne czy oceniające? Jest to tym bardziej trudne w medium języka kaszubskiego, który oprócz niedużej ilości poezji religijnych Leona Heykego, zrzeszyńców, Alojzego Nagła, Stanisława Janke-go oraz Tomasza Fopkego nie wytworzył zbyt śmiałych propozycji. A właśnie jak w każdej liryce, tak i w kaszubskojęzycznej nie ma sensu obawiać się eksperymentów czy poszukiwań tematyczno--formalnych dla manifestowania swej religijności. Ökrëszënë żëcégô Bożeny Ugowskiej to wybór status quo w kaszubskiej poezji religijnej. Może to i dobrze, gdyż w życiu duchowym pewnie nie należy szukać sensacji i trzeba się zadowolić kilkoma obrazami, które tradycyjnie wyrażają Gôdë czy Jastrë. Ale może to i źle, gdyż chciałoby się nurtu poezji metafizycznej albo nurtu liryki mistycznej, chciałoby się oryginalniejszego ujęcia aniżeli to, co daje katecheza i ortodoksja. Oczywiście nie znaczy to, że zachęcam do popełniania grzechu w myśleniu o Bogu czy Kościele. Raczej namawiam do krytycyzmu wobec ustalonych wzorców estetycznych twórczości religijnej. Jeśli piszący nie chce niczego w zastanej tradycji zmieniać, niekoniecznie oznacza to pokorę... Jeśli w utworach używa się tych samych motywów, nie zawsze oznacza to szacunek wobec poprzedników... Chciałoby się wierzyć, że okruszyny życia naprawdę żyją, tylko jeszcze się nie zdecydowały w pełni ujawnić... DANIEL KALINOWSKI Bożena Ugowska, Ôkrëszënë żëcégô, Gdańsk 2016. tnëiëcégó ŁŻËKWIAT 2017 / POMERANIA / 55 LEKTURY Słowo o „Merkuriuszu..." Usytuowany na pograniczu Pomorza Gdańskiego i Pomorza Szczecińskiego człuchowski zamkowy gród staje się powoli znaczącym - w regionalnej skali - ośrodkiem życia umysłowego i miastem cennych inicjatyw kulturalnych i edukacyjnych. Ożywiła się również działalność wydawnicza człuchowian. Na uwagę miłośników pomorskiej historii zasługuje niewątpliwie periodyk popularnonaukowy „Szkice Człuchowskie". Czasopismo to wydawane jest staraniem Towarzystwa Miłośników Ziemi Człu-chowskiej, Muzeum Regionalnego i Urzędu Miejskiego w Człuchowie. W 2016 r. ukazał się ósmy tom tego periodyku (zeszyt 16--17). Warto zainteresować się także inną propozycją wydawniczą z kresów województwa pomorskiego - „Merkuriuszem Człuchowskim". Jak napisała w jednym z pierwszych numerów pisma redaktor Teresa Bagińska, kwartalnik ten „przypomina czytelnikom zdarzenia z przeszłości miasta i powiatu, zwłaszcza te, które ilustrują rozwój różnych dziedzin życia po drugiej wojnie światowej i kształtowanie się społeczności człuchowskiej". Wydawcą „Merkuriusza..." jest Muzeum Regionalne w Człuchowie. W ostatniej edycji (nr 84-88) pisma, przeznaczonego nie tylko dla regionalistów, przeczytać możemy m.in. bogato ilustrowane sprawozdanie z VI zjazdu absolwentów człuchowskiego „ogólniaka" (s. 2-6), kolejną część wspomnień Zdzisława Matyli (rocznik 1922!) - dotyczących tym razem robót przymusowych w fabryce AEG k. Berlina (s. 7-18) - oraz fragment „Dzienników z Kazachstanu" Ireny Laskowskiej (s. 19-26). Czytelnik znajdzie ponadto wartościowe teksty poświęcone np. człuchowskim obchodom Tysiąclecia Państwa Polskiego i Milenium Chrztu Polski w 1966 roku (s. 30-33) tudzież... zdobionemu pamiątkowymi blaszkami drzewcowi sztandaru kościelnego towarzystwa śpiewaczego (płachta sztandarowa zaginęła, s. 50-52). Zdzisław Matyla pisze także o swoim i jego córki darze dla muzeum w Człuchowie w postaci 10 tomów Encyklopedii Powszechnej Ultima Thule z lat 1927-1939 (s. 53-57). Badaczy i miłośników pomorskich dziejów zainteresują prawdopodobnie teksty Andrzeja Szutowi-cza, Mariana Frydy i Zdzisława Matyli. Jedna z tych publikacji traktuje o generałach Gruszczyńskich służących w armii pruskiej (s. 43-46). Usatysfakcjonowani mogą być także czytelnicy pasjonujący się historią człuchowskich budynków i obiektów wszelakiej użyteczności, w ich gusta trafi zapewne miniesej Aleksandra Stawickiego poświęcony dawnym restauracjom (s. 37-42). Tematyka gastronomiczna stała się popularna w regionie, podobny tekst pojawił się również w ostatnim (18.) numerze „Kwartalnika Chojnickiego". Sporo miejsca zajmuje stały dział „Z życia Muzeum". Możemy przeczytać m.in. o jubileuszu 40-lecia placówki (s. 60-61) i wizycie na zamku w Człuchowie wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego bpa Brunona Plattera (s. 64). Wspomniano także o znaczącym w regionie wydarzeniu muzealnym, jakim była w październiku 2015 r. prezentacja haftu krzyżykowego według monumentalnych obrazów Jana Matejki: „Bitwa pod Grunwal- dem" i „Sobieski pod Wiedniem" (s. 59). „Merkuriusz Człuchowski" redaguje zespół w składzie: Teresa Bagińska, Marian Fryda (redaktor naczelny), Zdzisław Matyla, Krzysztofa Monikowska. Kolejne edycje pisma wzbogacane były w przeszłości rysunkami cenionego na Pomorzu artysty i badacza człuchowskich dziejów Jana Bernarda Jakubowskiego (1954- 2010). W ostatnim numerze periodyku pomieszczono omówienie muzealnej wystawy jemu poświęconej „Życie zapisane w szkicowniku" (s. 60). Zachęcamy do lektury czasopisma, które poszerzyć może horyzonty wiedzy o odległym od Trójmiasta, ale wartym poznania obszarze. A na koniec jeszcze słowo o innym „Merkuriuszu..." Otóż od 2014 r. parafia pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Chojnicach wydaje coroczny biuletyn pt. „Merkuriusz Chojnicki" dokumentujący, miesiąc po miesiącu, wydarzenia społeczne, kulturalne i oświatowe. KAZIMIERZ JARUSZEWSKI „Merkuriusz Człuchowski". Kwartalnik Klubu Przyjaciół Muzeum, 2016, nr 84- 88, wyd. Muzeum Regionalne w Człuchowie. flfkuriusz Ga-Tt\cł) WEJROWO. SABAT W PAŁACU CHWASZCZËNO, BANINO. ÔDCZËTAJĄ LORENTZA Ödj. ze zbiérów ep Ödj. AJ (https://www.facebook.com/muzeum. wejherowo) Tradicyjno 8 strëmiannika z leżnoscë Dnia Białków w Muzeum Kaszëbskö--Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi ôdbéł sa Kaszëbsczi Sabat. }u czwiór-ti rok za rćgą w pałacu Przebendow-sczich w Wejrowie pójawilë sa gósce ze sprzata do lataniô w rakach i z ótemk-łima uszama, żebë pösłëchac baro cze-kawëch referatów i koncertu „Miłota, białczi i spiéw" wokalnego karna MU-ZAika. Jeżlë jidze ô wëkładowi dzél, to organizatorze zabédowelë latoś taczé témë: „Kobieta w bajkach ludowych ogólnopolskich i kaszubskich" (Violet-ta Wróblewskô - Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Torniu), „Czarownice - czy naprawdę złe? Prawdziwe historie" (Anna Łukowsko - Kaszëb-skö-Pömörskô Wëższô Szkoła w Wejrowie), „Święta i przeklęta. Kobiety w serbskim tekście ludowym" (Ewelina Chacia - Gduńsczi Uniwersytet), „Procesy czarownic: historia, prawo a homoelectronicus" (Aleksandra Pi-tra, Wojciech Stamm, Piotr Bartecki -Fundacjo Sedlaka). Uczastnicë móglë téż öbezdrzec tuńc czarowniców w wëkönanim Kôła Wiesczich Göspódëniów z Brzézna Labörsczégó i wernisaż malarsczégö wëstôwku Zygmunta Pałasza „Pałasz i Jego Muzy w Muzeum". Na kuńc zćńdzenió białczi z Brzézna przërëchtowałë dlô bëtników IV Sabatu kulinarną prezentacja. RED. Młodi Kaszëbi chcą ödczëtac i wëdac słowińsczć tekstë zapisóné przez Friedricha Lorentza (Slovinzische Texte, 1905). Udbödôwôcza je Eugeniusz Gółąbk, chtëren zachacył do ti robôtë młodëch z klubu „Cassubia". Öbczas pötkaniô z jegö przédnikama w Chwaszczënie przekónôł jich ö pótrzébnoce wëdaniô tegô dokazu. Autor pólskó--kaszëbsczégö słowarza pomoże młodim ódczëtac pisënk stosowóny przez Lorentza. Tekstë przepisze wiceprzédnik „Cassubie" Szimón Jancen. Na dzysó nie je jesz wiedzec, kuli mdze warac robota nad óbrobienim całégö materiału i wëdanié gö w ksążce, ale nôwôżniészé, że póczątk östôł ju zrobiony. Wedle założeniów młodëch z „Cassubie" słowińsczć tekstë Lorentza mają stac sa dokaza na piakno kaszëbsczi mówë użiwóny przez mieszkańców ókóló Łebë, Smôłdzëna i Słëpska. RED. BÔRZESTOWÔ. ZÉNDZENIÉ Z PROF. WITTBRODTA Ödj. z archiwum Remusowégö Kragu Gósca Remusowćgó Kragu 2 strëmiannika béł przédnik Kaszëbskó--Pömörsczégó Zrzeszeniô Édmund Wittbrodt. Jak pódczorchnął ób-czas zćńdzenió i w pamiątkówim wpisënku do kroniczi, to ju trzecó jego wizyta w tim karnie. Potkanie zaczało sa ód minutë cëszë na wdór i teza Janusza Kówal-sczćgo. Późni, ju tradicyjno, bćł póspólny spićw klubówćgó himnu i czëtanié dzélëku z ksążczi Aleksandra Majkówsczégó Żëcé i przigödë Remusa, tim raza ó tim, jak Remus pó bitwie z szandarama nalózł sa w sôdzë. Pótemu bćł czas na wëstąpienié gösca, chtëren m.jin. gôdôł ó wióldżim znaczenim edukacje dlô dozdrzeniałëch (czego przikłada je tćż Remusowi Krąg), o Uniwersytetach Trzecćgó Wieku i ó brëków-noce diskusje, bez jaczi ni ma póspólnćgó dzejanió. RED. 62 POMERANIA KLËKA m LUZINO. PROMUJĄ KASZU BSZCZYZN Ę W Gimnazjum Publicznym im. Pisarzy Kaszubsko-Pomorskich w Luzinie 18 marca 2017 r. już po raz czternasty odbył się Gimnazjalny Konkurs Wiedzy o Kaszubach i Pomorzu w ramach Sejmiku Kaszubskiego. Inicjatorem konkursu jest dyrektor szkoły Kazimierz Bistroń, Kaszuba, z wykształcenia historyk, co przekłada się na zamiłowanie do Kaszub i Pomorza oraz promowanie wiedzy o nich. Sejmik jest żywą wizytówką spo-łeczno-kulturowej dbałości o etnicz-ność i regionalizm kaszubsko-po-morski. Stanowi również sprawdzian aktualnego stanu wiedzy młodzieży gimnazjalnej na temat kaszubszczy-zny. Stąd tak liczny w nim udział, bo do Luzina zgłosiło się 19 szkół z różnych powiatów województwa pomorskiego; od czterech lat konkurs odbywa się pod patronatem pomorskiego kuratora oświaty. Jak corocznie konkurs składał się z dwóch etapów: etap I obejmował test sprawdzający wiedzę z zakresu literatury, historii, geografii, wiedzy o języku i kulturze Kaszub i Pomorza. Spośród 51 uczniów wyłoniono najlepiej przygotowanych: Dagmarę Trepczyk z Bożegopola Wielkiego, Wiktorię Theus z Sulęczyna, Annę Małek z Sulęczyna, Karolinę Kossak--Główczewską z Brzeźna Szlacheckiego, Mateusza Klebbę z Rumi, Patrycję Szczypior z Kamienicy Królewskiej, Wiktorię Gollnau z Kościerzyny, Karolinę Pelę z Sulęczyna. Wyszczególnieni gimnazjaliści przystąpili do II finałowego etapu konkursu - części ustnej. Laureatami tegorocznego XIV Gimnazjalnego Konkursu Wiedzy 0 Kaszubach i Pomorzu zostali: Karolina Kossak-Główczewska (I miejsce), Mateusz Klebba (II miejsce) i Anna Małek (III miejsce). Komisja konkursowa pracowała w składzie: Alfons Miłosz - przewodniczący i autor większości pytań, Ryszard Hinc, Alicja Klinkosz i Krystyna Lewna. Warto raz jeszcze podkreślić, że sejmik w Luzinie spotyka się z odzewem ze strony gimnazjów z całego województwa pomorskiego, co wskazuje na jego wysoką rangę, a także ważność w kształtowaniu poczucia tożsamości wśród młodzieży gimnazjalnej i społeczności lokalnej. O tym ostatnim świadczy towarzyszenie konkursowym zmaganiom przez radną powiatową Genowefę Słowi, radną Gminy Luzino Dorotę Labuddę oraz działaczy ZKP: Marka Mudlawa, Romana Klinkosza, Mieczysława Bistro-nia i Sławomira Klasa. Swoją obecnością zaszczyciła nas również starosta powiatu wejherowskiego Gabriela Lisius. Zgromadzeni na sejmiku goście byli pod wrażeniem posiadanej przez uczestników wiedzy o Kaszubach 1 Pomorzu. Laureaci konkursu w znakomitej większości stają się ambasa- Fot. z archiwum szkoły dorami kultury kaszubskiej w swoich środowiskach, zarażają innych pasją zdobywania wiedzy o najbliższym im regionie. Stąd wniosek, że kaszubszczyzna ma się dobrze, że kwitnie. Nie jest archaiczną przeszłością czy kulturowym skansenem, lecz żywą, rozwijającą się samoświadomością, „kapitałem kulturowym". Wszystkim uczestnikom, nauczycielom przygotowującym młodzież, sponsorom i gościom XIV Sejmiku Kaszubskiego społeczność luzińskie-go gimnazjum składa najserdeczniejsze podziękowania i zaprasza do Luzina za rok. K. LEWNA m BANINO. „SPIÉWNÉ KWIÔTCZI" Z NOWIM REPERTUARA Karno „Spiéwné kwiôtczi", jaczé dzejô kól banińsczegó partu Kaszëbskô-Pömörsczégö Zrzeszeniô, na pôdrechówanié dwanôstégö roku jistnieniô nagrało czile nowëch spiéwów. Wôrt tuwô pödsztrichnąc, że łońsczi rok béł dlô nôleżników karna baro roböcy. Wëstąpilë wespół na dzesac koncertach, m.jin. w Szëmôłdze, Wiôldżi Wsë i Swôrzewie. Króm te latos zaczalë wespółroböta z Twöją Telewizją Morską, a konkretno pömôgają w usadzywanim programu „Gôdómë pö kaszëbsku". Öb dwa slédné miesące nagrelë szesc sztëczków i pömalë rëchtëją sa do wëdaniô swóji trzecy platczi (dwie pöprzédné to Öd se cos dac z 2008 r. i Cél daleczi z 2010), jakô mô sa ukazać w drëdżi połowie latoségö roku. RED. NASPÖDLIM TEKSTU (JD) W nagraniowim studiu Tadeusza Kôrthalsa. Ödj. ze zbiérów ep Sejmik , f.aiiubach mrciiotwi' („kun V" 17 / POMERANIA / 63 KLËKA m WEJROWO. GRIF DLO ADAMA KLEINA Ju dzesąti rôz Gardowô Publiczno Biblioteka we Wejrowie ögłosëła konkurs Lëteracczi Grif. 8 strëmiannika östôł ön uroczësto pödrechöwóny i jesmë pöznelë jegö dobiwców. W zestôwk Kapitułë wchôdają laure-acë z uszłëch edicjów, a téż direktor wejrowsczi biblioteczi i czerownik Wëdzélu Kulturë, Spölëznowëch Sprôw, Promocji i Turisticzi Urzadu Miasta. Latos uznelë öni, że na Grifa mô so zasłużone Adóm Klein i jegö Poezje wybrane wëdóné przez gdińsczi Region. Ö pöéce i jego utwórstwie öpöwiedzała uczastnikóm uroczëznë dr Małgorzata Klinkósz, jakô rzekła m.jin. ö bökadnoscë förmów, lëterac-czi atrakcyjnoce wiérztów i miłoce pöétë do Kaszub a Bieszczadów. Nódgroda wejrowsczégö starostę za wiôldżi udzél w rozwiju kaszëb-sczi lëteraturë, a téż za publikacje Kaszubski Grudzień, Poczet pisarzy kaszubskich, Szescdzesątka dostôł Stanisłôw Janka. Östałë téż wraczoné • WEJROWO. KULTURA A EDUKACJO Ödj. DM Sztudérzë zrzeszony w nôuköwim köle „Zemia rodnô", jaczé dzejô w Kaszëbskö-Pömörsczi Wëższi Szkole zörganizowelë wespół ze swöją uczbównią konferencja na téma kaszëbsczi edukacje. Czi-ledzesąt uczastników wësłëchało prelegentów, jaczi zajimają sa regionalną kulturą na co dzeń. Témë tikałë sa lëteraturë, przez historia, kuńczące na póézje i muzyce. U™.,M GDINIÔ. „OBLICZA CHRYSTUSA" W KFK Ödj. http://biblioteka.wejherowo.pl dodôwköwé nôdgrodë: dlô Piotra Schmandta za ksążka Fabryka Pokory (kategorio roman) i dlô Wëdôwiznë Oficynka za ji opublikowanie, dlô Józefa Bórzëszköwsczégö za Pro me-moria - Otylia Szczukowska (1900--1974) (kat. pópularnonôukówô lëteratura) i dlô Kaszëbsczégó In-stitutu a téż Muzeum Kaszëbskö--Pömörsczi Pismieniznë i Muzyczi we Wejrowie za ji wëdanié. W artisticznym dzélu uroczëznë wëstąpilë m.jin. nôleżnicë téatrowé-gó karna „Errata", jaczi prezentowelë wiérztë z dobëtnégó tomiku Kleina. RED. W pierszim parce konferencje Ju-stina Pómierskô gôdała ö kaszëbsczi lëteraturze jakno dzélu sztôłtowaniô juwernotë, Eugeniusz Prëczkówsczi ö rolë swiónowsczégó sanktuarium dlô kaszëbsczégö regionalizmu, a Dariusz Majkówsczi ö bëtowsczich modłach wespółrobótë midzë lëdza-ma sparłaczonyma z kulturą a szkól-nyma. Pózni Tomôsz Fópka klarowôł, jak przez muzyka möże duńc z kaszë-bizną do młodzëznë, a title dwuch zaöstałëch referatów to „W służbie regionalizmu kaszubskiego" (Macéj Tamkun) i „Współczesna poezja kaszubska" (Stanisłów Janka). W artisticznym dzélu wëstąpił Adóm Hébel z kaszëbsczim stand upa „Edukacjowé przemëszlënczi". Całowny titel wejrowsczi konferencje to „Kaszëbskô edukacjo a przërëchtowanié do iiczastnictwa w kulturze". RED. W Kaszëbsczim Forum Kulturę 20 strëmian-nika ótemklë wëstôwk przërëchtowóny przez znónégó kaszëbsczégö dzejôrza i fotografika Edmunda Kamińsczćgó „Oblicza Chrystusa w oczach artystów Pomorza i Europy". Na fotogramach autor zebrôł snôżé ódjmczi Christusa z rozmajitëch köscołów z Pómórzó, Niemców i nordowi Francje. Wëstôwk béł ód smutana prezentowóny w kóscele pw. Bożego Cała we Wejrowie. Uczastnikóm pótkanió w Gdinie ó „Obliczach Chrystusa" i ji autorze öpôwiedzelë Dariusz Majkówsczi i przédnik KFK Jerzi Miotke. W drëdżim dzélu wëstą-pił chur „Bursztynowa Nuta" z Wiôldżégö Kacka. Nôprzód równak jego prowadnik i dirigent Pioter Klemensczi wprowadzył słë-chińców w nôstrój wiôlgópóstnëch piesniów, jaczé dló uczastników zaspie wół jego chur. A zabrzëmiało w zalë KFK czilenósce pasjo-wëch spiéwów rozmajitëch kompozytorów. RED. m PUCK. BADZE WCYGÔCZ! W slédnym czasu wiele piszemë ó pucczi bólëcë. W lepińcu 2015 r. w swój im artiklu Pioter Léssnawa mëslół nad tim, czë sparłaczi sa ona z wejrowsczim szpëtôla, a w smutanie łońsczegó roku w Klëce jesmë pitelë ö to, czë kureszce ta jedurnô w Polsce bölëca bez wcy-gócza dożdaje sa jegó budowë. Terô möżemë ju na to ódpôwiedzec. Jak zagwësniwô pucczi starosta Jarosłôw Białk, ni ma wątplëwótów, że tak sa stó-nie. Wëszëznë krézu pódpisałë dogôdënk z wëkónywôcza, co óznóczô, że żdónô ód 40 lat inwesticjó wnetka rëgnie. Mô to sa stac jesz ób zymk. Ökróm wcygôcza pówstónie parłacznik midzë dwuma dzélama szpëtóla. Köszt budowë to köl 2,5 min zł. Na czas remontu pówstónie timczasowi tunel partaczący dwa ôbiektë, żebë mógł bezpieczno transportować chörëch. Planowóny termin zakuńczenió inwesticji to zymk przińdnćgó roku. RED. 64 POMERANIA Ödj. DM pôprowadzëlë uroczëzna. Jednym z ji wôżnëch pónktów bëło przeczëtanié (przez aktora Zbigniewa Janköwsczé-gö) pö kaszëbsku i pö pôlsku bullë papieża Grzegorza IX z 19 strëmiannika 1238 r., w jaczi pierszi rôz pojawiła sa pisemnô nadczidka ö Kaszëbach. Pózni przédnik gdunsczégô partu Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô Grzegorz Jaszewsczi rzekł czile zda-niów ö pöstacje ksaca Swiatopôłka i jegö znaczenim dlô stolëcë Kaszub. Pô złożenim kwiatów pôd pomnika uczastnicë uroczëznë przeszłe do Rad-nicë Przédnégô Miasta. Tam wëstąpił Öbrzadowi Lëdowi Téater „Zabora-cy", jaczi pôkôzôł „Świat wedle Józefa Chełmöwsczégö". Bëtnicë möglë téż öbezdrzec wëstôwk namieniony temu artisce z ökölô Brus, chtëren je latosym patrona roku ogłoszonym przez KPZ. m GDUNSK. KASZEBSCZI DZEN W STOLËCË Ödj. DM W sobota 18 strëmiannika pôd gduń-sczim pomnika Swiatopôłka Wiôldżé-gö zaczałë sa öbchödë Kaszëbczégô Dnia w tim miesce. Wëszëznë gardu przëwitałë göscy czôrno-żôłtima fa-nama, jaczé wisałë tegö dnia na wiele szasëjach, a môlowi zrzeszeńce Ödj. DM Wôrt jesz dodać, że na Kaszëbsczi Dzćń przëjachało do Gduńska wielné karno szkółowników z gminë Liniewo uczącëch sa kaszëbsczégô jazëka. Öni téż wëstąpilë dlô uczastników uroczëznë. Öbchödë bëłë dofinancowóné ze strzodków Miasta Gduńska. RED. II Biég Jednotë Kaszëbów przëcy-gnął nié leno Kaszëbów. Latos (18 strëmiannika) brelë w nim iidzél lubötnicë bieganiô z rozmajitëch strón Pölsczi, z rusczégô Kaliningradu, a nawetka jedna Słowenka. Organizatorze przëszëköwelë czile distansów - dzecë muszałë dac so rada na 1238-métrowim turze, co je nawleczenim do roku 1238 r., w chtërnym östa ogłoszono bulla Grzegorza IX, w jaczi pierszi rôz ostała zapisónô pözwa Kaszëbë. Dozdrzeniałi möglë biegać 5 km abö 10 km. W tim pierszim przëtrôfku bëłë téż miónczi z czi-jama Nordic Walking. Nôchudzy 5 km przebiegła Katarzëna Owcza- rek z Kôsôkówa, a westrzód chłopów Grzegorz Kujawsczi z Pucka. Na 10 km nôlepszi bëlë Kamila Plichta z Göraczëna i Léónôrd Naczk z Labórga. Chto sa czuł dosc mocny, mógł téż sa dac na półmaratón. Nie béł to równak biég na czas. Miónkórze nëkelë raza do Sławószëna, żebë złożëc tam kwiatë pod tôflą na wdór Floriana Cenôwë. Niejedny uczastnicë biegów przezebloklë sa w kaszëbsczé ruchna. Na mece wszëtcë dostelë ceramiczne medale zrobione przez nôleżników Warkówniów Zajim-niacowi Terapie w Pucku. Dlô dze-cy béł przërëchtowóny plasticzny konkurs z nôdgrodama. Przędnym organizatora bëło Centrum Kulturę, Promocje i Sportu we Wiôldżi Wsë, a we-spółórganizatora stowôra Kaszëb-skô Jednota, z pomocą m.jin. UKS Bliza i UKS Mewa z Wióldżi Wsy, tamecznego partu Kaszëbskó--Pômörsczégô Zrzeszeniô, Stowôrë Rozwiju Szotłandu, Urzadu Gminë Krokowo i Krokówsczégö Centrum Kulturë. RED. NASPÖDLIM INFORMACJE CKPIS WE WIÔLDŻI WSË m WEJROWÔ. KLUB KSĄŻCZI NA ÔDPUSCE Diskusjowi Klub Kaszëbsczi Ksążczi 23 gro-micznika pótkôł sa w wejrowsczi bibliotece, żebë pókôrbic ó póstapnym dokazu. Nôleż-nicë Klubu udbelë so tim raza przeanalizować ópówiôdanié „Odpust" Eugeniusza Gołąbka. Delë bôczenié przédno na bëlné öddanié w nim odpustowi jawernotë. Czetińc mô wrażenie, że raza z böhatérama ti pówiôst-czi przecëskô sa przez rzmë lëdztwa, czëje te same pôchë, co oni, widzy wszelejaczé budë -pódczorchiwelë nôleżnicë DKKK. Autorowi udało sa to óddac zebranim w tim krótczim teksce rozmajitëch drobnotów, jaczé pógłabi-wają naje ödczëcé bëcégö swiôdka ópisy-wónëch wëdarzeniów.Bëlno w tim ópôwiôda-nim je téż pökôzónô swiąda grzechu i winë, jaką czëją młodi lëdzy, chtërny próbują wëa-partnic sa westrzód jinëch np. wëszczérzanim sa z kaléków... Ösoblëwie mocno je to widzec w przëtrôfku knôpa, jaczi kradnie jedna z pa-miątków z odpustowi budë, a pózni mô wrażenie, że wszëtcë wkół wiedzą o tim i pókazy-wają gó pólcama. Kąsk żól, że tak pó prówdze Gółąbk nie próbówôł wicy usadzać szlachu-jącëch za „Ödpusta" lëteracczich dokazów - bëlë zgodny nôleżnicë Klubu. Wszelejaczé informacje o ternach pótkaniów DKKK i terminach pójôwiają sa na internetowi starnie biblioteczi (http://biblioteka.wejherowo.pl/). RED. W BIEGU WIOLGO WIES. SWIATOWELË Ödj. CKPiS we Wiôldżi Wsë POMERANIA 65 KLËKA m CHÔNICE. SZESCDZESĄTKA PARTU Chönicczi part Kaszëbskó-Pömór-sczégô Zrzeszeniô swiatowôł 60. roczëzna jistnieniô. Powiatowi öddzél KZ pöwstôł w tim miesce 27 stëczni-ka 1957 r. i dzejô nieprzeriwno jaż do dzysô. Jëbleuszowé uroczëznë zaczałë sa ôd mszë swiati z kaszëbską liturgią słowa w bazylice pw. Scacô Jana Chrzcë-cela ödprôwiony pöd przédnictwa ks. prałata Jacka Dawidowsczégö. Ö muzyczną strona miôł stara Zespół Spiéwë i Tuńca „Kaszuby" Kôrsëno-Wiele. Późni uczastnicë świata prze- szłe do aulë Öglowósztôłcącégö Liceum m. Chönicczich Filomatów. To baro wôżny plac dló chónicczich (i nić leno) Kaszëbów, bö w tëch murach uczëlë sa m.jin. Florión Cenowa, Hieronim Derdowsczi, Aleksander Majköwsczi, Jón Karnowsczi, Ignac Cyra. Po zaspiéwanim himnu pól-sczégó i kaszëbsczégó przemôwielë: burméster Chónic Arseniusz Finster, sekretera Gminë Chónice Sztefaniô Majewskó-Kilkówskó, chónicczi starosta Stanisłôw Skaja i wiceprzédnik Kaszëbskö-Pómörsczégö Zrzeszeniô Łukôsz Grzadzëcczi. Późni delegacje partów KPZ i przedstôwcowie roz- majitëch órganizacjów i stowôrów skłôdalë żëczbë, a zasłużony nôleżnicë chónicczégó partu dostelë hönorowé diplomë. Göspödôrze uroczëznë pódzakö-welë wszëtczim, chtërny pómôgają jima w dzejanim. W artisticznym dzélu 60. lecô wëstą-pił Paweł Ruszköwsczi, a zakuńczenim obchodów béł zörganizowóny w Centrum Kuńsztu Collegium Ars histo-riczny wëstôwk i promocjo ksążczi Kazmierza Östrowsczégó Kto Kaszubą rodem sparłaczonô z wëstapa kapelë „Purtki" RED. WEJHEROWO. JAKUB WEJHER I STANISŁAW KLEIN W niedzielę 19 lutego w duchowej stolicy Kaszub odbyła się niezwykła uroczystość. Jak zwykle w tym miesiącu obchodzono rocznicę śmierci założyciela kalwarii wejherowskiej i Wejherowa magnata pomorskiego Jakuba Wejhera. Tym razem była to 360. rocznica śmier- ,. , „ ci. Jednocześnie uczczono - Fot. zezbiorow JL w 5. rocznicę zgonu - Stanisława Kleina, popularyzatora wiedzy o Wejherze, Wejherowie i kalwarii, wieloletniego organistę miejscowego kościoła klasztornego św. Anny. W tejże świątyni mszę św. odprawił i wspaniałe kazanie wygłosił wejherowianin z urodzenia ks. kanonik Jan Ro-pel, obecnie proboszcz parafii Świętego Ciała i Krwi Chrystusa w Toruniu, przyjaciel seminaryjny księży Kaszubów - prof. Jana Walkusza, Zdzisława Wyrowińskiego i Stanisława Megiera. Podczas uroczystości odsłonięto tablicę upamiętniającą organistę (została umieszczona przy wejściu na chór), a na początku mszy zaśpiewano pieśń „Mateńko z wejherowskich gór", do której muzykę skomponował właśnie Stanisław Klein, a słowa napisał poeta z Wejherowa Stanisław Jankę; fragment tej pieśni wyryto na nagrobku organisty na cmentarzu śmiechowskim. Wydarzenie odbyło się dzięki wielkiej aktywności i zaangażowaniu społecznika Andrzeja Sikory oraz historyka i szefa edukacji w starostwie powiatowym w Wejherowie Mirosława Lademan-na, autora umieszczonego na tablicy napisu ułożonego według wszelkich reguł budowania łacińskich inskrypcji pośmiertnych. Oto ten tekst: „Pro Memoria Stanisław Klein, 1938-2012, przez 45 lat organista w kościele klasztornym pw. św. Anny, ceremo-niarz Kalwarii Wejherowskiej, wieloletni opiekun ministrantów, popularyzator dzieł Jakuba Wejhera i ojców franciszkanów, R.I.P, wdzięczni o.o. franciszkanie, wejherowianie i pielgrzymi. Ave Maria". W uroczystości udział wzięły władze miasta i powiatu wejhe-rowskiego, żona organisty Bożena Klein i córka Gracjana Klein--Raina. JL m KOŚCIERZYNA. PÓŁ DEKADY MŁODZIEŻOWEJ RADY MIASTA Fot. ze zbiorów TJ Młodzieżowa Rada Miasta Kościerzyna 13 marca obchodziła swoje 5-lecie. Z okazji jubileuszu młodzi rajcy zaprosili swoich kolegów i koleżanki z Pomorza. Na spotkanie przybyło 16 młodzieżowych rad, również z gminy Suchy Dąb. Naszą Młodzieżową Radę Gminy reprezentowali: Patrycja Heinrich, Marcelina Nazimek i Jan Pawłowicz. Wszystkich gości powitali: przewodniczący MRM Kościerzyna Mateusz Wódkowski, burmistrz Michał Majewski oraz przewodnicząca Rady Miasta Teresa Preis. Uczestnicy jubileuszu zwiedzili m.in. Muzeum Ziemi Kościerskiej, gdzie poznali dzieje miasta oraz zobaczyli kolekcję akordeonów, a także Stary Browar Kościerzyna. Podczas uroczystej gali można było poznać ofertę szkół z terenu powiatu kościer-skiego. Życzenia i gratulacje dla młodych rajców z Kaszub oraz występy zespołów muzycznych i tanecznych zakończyły spotkanie. (...) TOMASZ JAGIELSKI, SUCHY DĄB 66 POMERANIA SËCHIM PAKA USZŁÉ PRIMUM NON NOCERE ABÖ SZTUDIUM NOCNYZMIANË Sedza w przechodni. Nocnô zmiana. Jidze drëgô gödzëna żdaniô. Lëdzy sköpicą a doktorka trzi-mie i trzimie. Zeza cenëchnëch dwiérzi wszëtkö je czëc. Chto, kuli miôł gradów cepła, öd czedë ta chëra je, że sznëpa mu nie dôwô spac, że przëdało bë sa L-4, bö szef świnia i do robötë nëkô. Jedna doktorka na całą przechodnia! Jida na óbzórczi ökölô. Na najim piatrzeje gabinetów w groma. A tim wôżniészé są, jim wiacy je dëbël-towëch nôzwësków na tôblëczkach przë nich. Nôwia-cy lëdzy sedzy w gabinece dżineköloga. Ale nie są to pacjencë2. Tam swöją nocną schowa mô służba zdrowiô. Dokładno jeden chłop a pora białk. Ju jem zaczął so mekcëc, cëż oni tam robią, czej przez dwiérze doszło żdającëch w póżdówal-nie, że ta a ta dostôwô na raka sztërë tësące trzësta a nick nie robi. Co sztót pó przechodni chodzą jaczés białczi w korkach. Pewno są tu nôwóżniészé, bó straszno trapcą. Pözéróm na lë-dzëska. Sedzący w poczekalnie colemało zdrzą w kó-mórczi, piszą esemesë. Tej-sej rzëpią, jakbë so przëbôcziwelë, za czim tuwö przeszłe. Chłop bez włosów na głowie i białka z jasnyma na zmiana wcy-gają stënczi. Białka z jasnyma mô 27 lat, a wëzdrzi na 40. Kureszce chłop wiera swoja połknął a białka, na barżi cëwilizowóny ôrt - wëdmuchnała nos w papie-rzaną chustka. Te w korkach niesą madrace. Pömalëchno ubiwô pacjentów. Na dole, w recepcje, sedzą trzë białczi a jedna stoji. Póstrzód trzëch sedzącëch jedna zadôwô pętania: Pesel? Telefon? Do jaczi przechodni słëchô? Ta reszta ti ód peselów swima pówóżnyma minama dodôwô pöwôdżi urzadu. Wejlel Od doktora ód biał-kówsczich chórosców weszło dwuch chłopów... Jeden, co chutczi wiózł tam ze stetoskópa i sztëka wafla w gabie, i drëdżi, całi na czerwiono óblokłi z taczima ódblóskówima rakówama a nogówkama. Kaszlajcë nie spią. Różne są zortë jich kaszlanió: së-chi, wëriwający górdzel, płëca a mókri (łac. chrochto-lus rzëpus). Narôz zacëchło strzód żdającëch. Nowi pacjent ópówiôdô internistce swoja chórosc. I co ona mu ödpówiôdô - téż je czëc. Póżdalnió słëchó i kómen-tëje. - Ni móga szëją skracëc. - Pewno gó przewiało - mówią lëdze. -1 tak sóm do mie z tą szëją przeszedł? - Nié, z tatka. - Në, jô nie wiém, co tu wasce dora-dzëc. Wëgrzôc muszi. Jiny gódó, że ód sztërzech dniów mô chilawica nié do strzimaniô. Lëdze: krëpczi dló dzótk a jaczi sztope-ran na zasztopanié. - A gótowóną marchewka a ris próbówół? - bédëje doktorka. Teró ten ze stënką. Cos prawią o kroplach do nosa. Że ropne zapôlenié. Że ju sa miesądz z tim maczi. Ona - że tu za wiele nie wëmësli, chócô... może jesz wząc witamina C. Jo nie wiem, nie wiém... Moja Białeczka, co przewiozła jedinégó żëwicela familie, uspała ju wszëtczé nasze dzecë esemesama, a ten łësy wcyg zagódiwó doktorka. Mëszla: witro wczas robota we Wejrowie a tu, we westrzódku Gduńska takô żmuda, a je ju krótko północe. Wrócëlë ju ten ód wafla i czerwiony. Niesą madrace. Łësy rzekł: dobranoc i wëdostôł sa kureszce. Schôdającë pó trapach, tak co trze a pół stapnia wcygôł stënka. Czerwiony zaniósł madrac do swójégó gabinetu. Nowô pacjentka czëje prawie, że mó przińc o sódmy reno a zrobić badéro-wania. Ten ód wafla sa zasztëkół. Sóm. Z madraca. Przeplótają sa flëdrë zwaków z gabinetu a z póż-dówalnie. Kaszló ten, co mdze pó mie. Jaczé procëm-bólowé strzódczi... rzëp, rzëp... tego nie trzeba... rzëp. Przeszedł esemes do ti, co je przede mną. Od-pówiódó. Klikô, jakbë pôdałë krople. Rëmór- odsuwanie stołków. Weszła ód doktórczi białka w czór-nëch, swiécącëch sa botkach z dobrze pódgólonym bójsą. Sąsôd-rzëpót nadówó seriama: trzë i dwa, triole, ósemczi, pauza i ósemczi. Z jednëch dwiérzi, jak duch jaczi, weszła białeczka na bióło oblokło w korkach z topka z łëżką, co bënë zwóni. Ta ód topka wparowała do dżinekóloga. Pod szesnóstka, do internistczi, co to nie wié, weszła na białka, co je przede mną. Traptka-dëszka z topka wëlazła z madraca. Czëjemë z gabinetu: pospać, pó-leżec. Pieczątka. Terô jo... TÓMKFÓPKA Sedza w przechodni. Nocnô zmiana. (...) Czëjemë z gabinetu: pospać, pöleżec. Pieczątka. 1 Przédno: nie szködzëc. Rzeklan zrzeszony z mediczną robotą. 2 Słowö „pacjent" pöchôdzy z łacëznë, dze öznôczô „cerpiący". Skamżotny Anglicë dodelë temu jesz jiné znaczenie: cerplëwi. ŁŹËKWIAT 2017 / POMERANIA / 67 Z BUTNA MÔŁCZĄCY BRIFKA - Brr-zadërgötôł na powitanie mój drëch brifka, zlôzł z koła, wiózł bez róczenió w checze, sódł so wëgódno na mójim zeslu, a wezdrzół nó mia proszą-cyma óczama. Ko zrobiłjem mu ną harbata, a niech sa chłop rozgrzeje. Widzec bëło, że ód tego zy-mköwégö zëmna mô ön krëwia w żëłach zastojałą. - Cëż je czëc nowégö? - zagadôł jem do niegö, czej łiknąn pierszi szluk. - Stôrô biéda... - tëli le rzekł a zamôłkł. - Tej to nie je wiele - przëzdrzôł jem sa uwóżno na drëcha. Kö prówda rzec, chcół jem sa po ti zëmie co nowégó dowiedzec. Wa doch wiéta, że chto jak chto, ale brifka je nôlepszim zdrzódła rozmajitëch wiadłów, pludrów a plestów. Dłëgszi sztërk më sedzelë, môłczącë, tej jem sa spitôł: - Në? -Co? - Czuł jem, że të béł jachóny na Dzéri Jednotë? - Jo. - Jak bëło? - Fejn. - Czuł jem, że rekordu nie bëło. Prówda? Brifka nie skómeńtowół. Wząn szluk harbatë a zazdrzół sa w dola. Wezdrzół jem na zédżerk. Bëło szesc po pierszi. Czas sztart! Sekundë szłë zgniło, jesz zgnili zmieniwającë sa w minutę. Wejleszcze! Je nowi rekord! Dwanósce minut a ósme sekuńdów mółczenió brifczi. Sygło to mie, temu jem sa spitół: - Widzół të ju bócóna? - Jo - wëstakół. - Dze? - Tam dze wiedno... - Sedzół on czë stojół? - Sedzół... Teró jó béł doma! - Jenku! To lëchi znak, mdzesz chłopie zgniłi óbez całi rok. Zaklekótół on chóc? - Nié... Czej bócón kol pierszégö pótkanió nie zaklekóce, tej może na zgniłość człowiekowi na gódka pad-nąc? Jesz róz spróbówół jem cos z niego wëcygnąc. - Jastrë wnetka mdą. - Mdą. Ko tëli jem sa ód niego dowiedzół. Biójta a gadój- ta! - Wida, że ni mósz dzysó natchnienió do góda-niégó... - Jó cë pö Jastrach wszëtkó powiem - odrzekł brifka baro krëjamkö, wstół z zesla, wëszedł z chë-czów, wsódł na koło a pöcësnął pod Pëlckówó. Flot chwacył jem za telefon a zazwónił do jego białczi. - Cëż z tim twójim brifką je? Nie je on czasa chóri? - Chóri? - zadzëwöwa sa ta jego. - On niechc mie nick rzec! Na zasmia sa głośno do słëchulczi. - Dożdżë doch do Jastrów, tej mdze gódół za dwuch. - Nie rozmieja. - Co tu je do rozmienić? To je jego taczé wiól-gópóstné postanowienie - wëdolmaczëła brifczënô a sa rozłączëła. Në cëż, musz je żdac na Jastrë. Chcemë le miec nódzeja, że ksądz, kol jastrowi spöwiedzë, nie do brifce za pokuta... mółczenió. Ko tedë më tuwó, w nym zataconym na kuńcu świata Pëlcköwie, nie mdzemë nick wiedzelë, cëż je na tim świece lóz. RÓMK DRZÉŻDŻÓNK • DZIAŁO SIĘ W KWIETNIU • DZIAŁO SIĘ W KWIETNIU • DZIAŁO SIĘ W KWIETNIU • DZIAŁO SIĘ 2IV1897 - w Kloni (pow. chojnicki) urodził się Jan Pałubicki, filomata pomorski, oficer artylerii Wojska Polskiego, komendant Okręgu AK Pomorza, komendant Morskiego (Gdańskiego) Okręgu Delegatury Sił Zbrojnych. Kawaler Orderu Virtuti Militari. Zmarł 6 października 1982 r. w Poznaniu. 8IV1987 - w Warszawie powstał oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Pierwszym prezesem został Roman Wróblewski. 18 IV 997 - w Pierwszym żywocie św. Wojciecha ukazała się wzmianka o Gdańsku. W tym dniu 1000 lat później pod przewodnictwem prymasa Polski ks. kardynała Józefa Glempa zainaugurowano oficjalne obchody Tysiąclecia Gdańska. •19IV1957 - zmarł Franciszek Sędzicki, dziennikarz, publicysta, pisarz i działacz kaszubski. Urodził się w Rotembarku k. Kościerzyny. Jest patronem wielu ulic miast i wsi na Kaszubach i całym Pomorzu. Zmarł w Gdańsku i pochowany został na cmentarzu Srebrzysto. 20IV1667 - we Fromborku zmarł ks. Mateusz Jan Judycki, archidiakon pomorski, proboszcz w Fordonie, sekretarz królewski. Był przyjacielem Jakuba Wejhera i uznany jest za inicjatora budowy kalwarii wejhe- rowskiej (ufundował pierwszą kaplicę). Dzięki jego staraniom powstała szkoła klasztorna w Wejherowie. Ks. Judycki urodził się 22 lutego 1603 w Pucku lub pobliskim Osłoninie. 23 IV 1967 - w Człuchowie powołano oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Prezesem został Wiktor Klonowski. 27 IV1667 - zmarł Jan Daniel Coschwitz, pierwszy lekarz Chojnic, burmistrz i przyboczny lekarz króla Jana Kazimierza. Źródło: F. Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie yOlU^ z\e\o«» gzV-ote 1 - D N I O W A warsztaty malowania na porcelanie zajęcia terenowe, historyczno--przyrodnicze „w głąb pięknych gór" z wejściem na wieżę widokową IIII KASZUBSKI UNIWERSYTET LUDOWY 3 - D N I O W A zawody ping-pongowe, zabawy z animatorem 2 - D N I O W A warsztaty malowania na tkaninie, warsztaty szycia -każdy wykona własnoręcznie mas kotkę-poduszkę gra fabularna, wejście na wieżę widokową zawody ping-pongowe, seans filmowy, gry ognisko z kiełbaskami warsztaty malowania na porcelanie, warsztaty malowania na tkaninie gra fabularna, podchody z zadaniami wejście na wieżę widokową dyskoteka, zawody pingpongowe, seans filmowy, gry, strzelanie z łuków ognisko z kiełbaskami ZAPEWNIAMY • nocleg w pokojach 2-,3-,4-osobowych z łazienkami • pełne wyżywienie • oraz świetną zabawę!!! ORGANIZATORZY KONTAKT Istnieje możliwość dojazdu do nas PKM i odebrania grupy ze stacji wozem drabiniastym!!! Powyższa tematyka jest przykładowym programem, który można modyfikować w zależności od zainteresowań Kaszubski Uniwersytet Ludowy Wieżyca 1, 83-315 Szymbark Malwina Naczk tel. 533 201 205 e-mail: sulinab@kul.org.pl KWIECIEŃ 2017 71. SEZON 2016/2017 fi GDAŃSKI FESTIWAL UZYCZNY 31/03/2017 PIĄTEK 19:00 INAUGURACJA GDAŃSKIEGO FESTIWALU MUZYCZNEGO Maxim Vengerov - dyrygent Mischa Maisky - wiolonczela Orkiestra Symfoniczna PFB W programie: Czajkowski, Bruch, Dworzak 1/04 SOBOTA 19:00 GDAŃSKI FESTIWAL MUZYCZNY. DIALOGI I Robert Kwiatkowski - skrzyRce Jarosław Nadrzycki - skrzypce Katarzyna Budnik-Gałązka - altówka Rafał Kwiatkowski - wiolonczela' Marcin Sikorski - fortepian W programie: Brahms, Zarębski 3/04 PONIEDZIAŁEK 19:00 GDAŃSKI FESTIWAL MUZYCZNY- NADZWYCZAJNY RECITAL SKRZYPCOWY Veriko Tchumburidze - skrzypce, zwyciężczyni 15. Międzynarodowego Konkursu im. H. Wieniawskiego w Poznaniu Hanna Holeksa - fortepian W programie: Beethoven, Bloch, Szymanowski, Grieg 4/04 WTOREK 19:00 GDAŃSKI FESTIWAL MUZYCZNY. DIALOGI III Aleksander Tomaszkiewicz - wiolonczela Oliwia Grabowska - fortepian W programie: Chopin, Szostakowicz GDAŃSKI FESTIWAL MUZYCZNY. DIALOGI IV Dorota Anderszewska - skrzypce Piotr Anderszewski - fortepian W programie: Beethoven, Schumann 7/04 PIĄTEK 19:00 GDAŃSKI FESTIWAL MUZYCZNY. DIALOGI VI Vag Papian - dyrygent Sergei Nakariakov - flugelhorn Otto Sauter - trąbka piccolo Luca Benucci - waltornia Wolfgang Strasser - puzon Orkiestra Symfoniczna PFB W programie: David, Strauss, Liszt, Schneider - PRAWYKONANIE! 8/04 SOBOTA 17:00 Z CYKLU MISTRZOWSKIE RECITALE: SKARBY KAMERALISTYKI Otto Sauter - trąbka piccolo Sergei Nakariakov - flugelhorn Luca Benucci - waltornia Wolfgang Strasser - puzon Maria Meerovitch - fortepian W programie: Otto, Schumann, Hindemith, Muck, Torchinsky, Telemann 9/04 NIEDZIELA 17:00; 18:30 KONCERTY W RAMACH XXI WIELKANOCNEGO FESTIWALU LUDWIGA VAN BEETHOVENA GODZ. 17.00 Hinrich Alpers - zwycięzca III Międzynarodowego Konkursu Beethovenowskiego Telekom w Bonn Recital z Sonatami Beethovena, m.in.: Patetyczna i Księżycowa GODZ. 18.30 Juan Floristan Perez - zwycięzca XVIII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego w Santander 2016 F. Chopin II Sonata fortepianowa b-moll op. 35 M. Musorgski „Obrazki z wystawy" Hjgj Ludwiga van Be Coroczny koncert odbywający się w ramach wydarzeń towarzyszących 21. Wielkanocnemu Festiwalowi Ludwiga van Beethovena, we współpracy ze Stowarzyszeniem im. Ludwiga van Beethovena. 20/04 CZWARTEK 19:00 FANTAZJA GITAROWEJ SYMFONIKI Paweł Przytocki - dyrygent Marcin Dylla - gitara Orkiestra Symfoniczna PFB W programie: Turina, Rodrigo, Debussy, Roussel 22/04 SOBOTA 19:15 KONCERT PAPIESKI Robert Kabara - skrzypce/dyrygent Iwona Hossa - sopran Jakub Kornacki - recytacja Orkiestra Symfoniczna PFB W programie: Moniuszko Uwertura fantastyczna Bajka Mozart - Exultate Jubilate KV 165 Mendelssohn - IV Symfonia A-dur Włoska DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MIASTA GDAŃSKA 27/04 CZWARTEK 19:00 PAWEŁ ŁUKASZEWSKI - ŚWIATOWA PRAPREMIERA PODCZAS GALI WRĘCZENIA POMORSKIEJ NAGRODY ARTYSTYCZNEJ! Łukasz Długosz - flet Agata Kielar Długosz - flet Vladimir Kiradijev - dyrygent Orkiestra Symfoniczna PFB W programie: Strawiński - divertimento z baletu "Pocałunek wróżki", Łukaszewski - „Wings Concerto" na dwa flety i orkiestrę kameralną Rachmaninow/Respighi - 5 Études-Tableaux Marszałek Województwa Pomorskiego poprzez Pomorska Nagrodę Artystyczna honoruje wybitne kreacje artystyczne oraz najbardziej znaczące wydarzenia kulturalne, jakie miały miejsce w roku poprzedzającym jej wręczenie. Laureatów tegorocznej odsłony Nagrody poznamy podczas galowego koncertu, który tradycyjnie odbędzie się w gościnnej Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. MIECZYSŁAW STRUK MARSZAŁEK JWW WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO Prawykonanie dofinansowano Ministerstwo instytut muzyki i tańca Kultury c ■ ■ ■ ■ v i Dziedzictwa III Narodowego ■ WYDARZENIA IMPRESARYJNE: GWIEZDNE WOJNY KONCERTOWO WElilH-HHŁWIlfrU RAZ DWA TRZY KLIMAKTERIUM... I JUŻ! i-MiwmuuEsn LOMBARD SWING - MUZYKA BEZ GRANIC DINO D SANTIAGO 90 21/04 PIĄTEK 20:00 OMARA PORTUONDO MOR KARBASI ELIANE ELIAS WWW.FILHARMONIA.GDA.PL . BILETY@FILHARMONIA.GDA.PL « TEL. 58 320 62 62 • TEL. 58 323 83 62 ■ WWW.FACEBOOK.COM/FILHARMONIA KUP BILET www.bilety24.pl i wydrukuj na domowej drukarce, w kasach biletowych PFB Gdańsk, Ołowianka 1, w Biurze Podróży „Barkost" Gdynia, Świętojańska 100 Dyrekcja zastrzega sobie prawo do z ^edf 5113» 2016/2017 Radio Gdańsk wSdomIści w h é Together Dziennik . Battycki% trójmiasto | LIVE&TRAVEL Rj|] Energa http://www.filharmonia.gda.pl kaszëbsczé lëteracczé pismiono | darmôk dodôwk do miesacznika „Pömeraniô" | numer 4/2017 [46] Redakcjo: Dariusz Majköwsczi Eugeniusz Prëczköwsczi Jazëköwô korekta: Eugeniusz Prëczköwsczi Kontakt: Sz. Straganiarskô 20-23 80-232 Gduńsk Wëdôwca: Zarząd Öglowi Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniégö Ödj. na öbkłôdce: ©Sinisa - stock.adobe.com Redakcjo zastrzégô so prawo do skrócënku i öbrôbianiégö nadesłónëch tekstów Wëdanié udëtkowioné przez Minystra Bënowëch Sprôw i Administracji Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji Darmôk dodôwk do miesacznika POMERANIA Spisënk zamkłoscë 2. Gwiżdże. Liniewsczé Ófle I. Czajinô 4. Karol Krefft z żëczbama na Gödë E. Prëczköwsczi 7. Beczka Amontillada E. A. Poe 10. To cë je ale Mack! A. Jablonsczi 12. Ono K. Léwna 16. Derka K. Léwna 19. Dzecné brzątwienia A. Hébel 20. Wiérztë A. Kuik-Kalinowskô 22. Wiérztë D. Sypion 24. Wiérztë I. Czajinô 26. Jô bë chcała miec wszëtkô öd razu... Z Zuzaną Glëszczinską gôdô Ł. Zołtköwsczi 28. Heksa Z. Glëszczinskô 31. Cyszôk K. Weber 32. Prôwda czë fałsz? A. Jablonsczi 34. Piselë ö zwëkach, codniowim żëcym i szpörtach D. Majköwsczi W tim numrze „Stegnë" przëzérómë sa przede wszëtczim młodim (a nawetka baro młodim) piszącym pö kaszëbsku. Dzaka rozmaji-tim konkursom, taczim jak „Twörzimë w rodny möwie" i „Bë nie zabëc möwë starków", corôz czascy möżemë poznawać brzôd jich utwórczi robötë. W jich przëtrôfku colemało nôwôżniészé je to, że chcą pisać w jazëku, jaczi ösoblëwie w pisënku nie je jima dobrze znóny i wiele razy muszą zazérac do słowôrzów abö prosëc ö pömöc szkólnëch i starszich. Jeżlë zaczinają mającë czilenôsce lat, to mést ju wnetka öd nich badze zanôlegac stojizna kaszëbsczi lëteraturë. A ju terô corôz wicy redotë dôwô nama czëtanié tekstów napisónëch przez sztudérów i latosëch absolwentów kaszëbsczi etnofilologie. Do tegö karna słëchają m.jin. Emiliô Grzib i Karolëna Weber, chtërny pöjôwiają sa w ti „Stegnie". Wszëtczim młodim piszącym żëczimë wiôldżégö utwórczégö rozwi-ju, żebë jak nôrëchli doszlë do rówiznë np. Kristinë Léwnë w proze abó Idë Czajiny w pöezje. Ida Czajinô Gwiżdże. Liniewsczé Ófle libretto na wiliowi jôrmark w Liniewie zrëchtowóné STRAŻNIK: Sóm na binie Gwiôzdka Wa chceta widzec? Czëc zwónk anioła. Na bina wchôdô nôprzód aniół, a tej wszëtczé sfrëchë WSZËTCË: Dze Gwiôzdka chödzy, tam diôchéł nie szködzy. A chto Gwiżdżą nie wpuscy, tegö biéda zniszczi! STRAŻNIK: Całowny czas wilëji pö ökölim Liniewa, pö Liniewsczich Górach, pö Gôrczënie, Wësënie i Głodowie chödzy Gwiôzdka. W miono Böga Öjca wëmierziwô sprawiedlëwösc. Tedë ófle! Dëchë i strëchë! Dali do robötë! Nie zgnilec sa! Gwiżdże nëkajq w rzma óbczas festinu, kóżdi psocy swójim rekwizyta, diôchéł klóje widłama, smierc ostrza kösë hôczi za kark, kózeł bucô, böcón klekoce, kóń skocze, köminiôrz smarëje szadzą, diôchéł czôrną pastą do bótów. Na binie östôwô sóm strażnik, kôrbi do mikrofonu. STRAŻNIK: Wejle Smiercka! Zmiartó jak knëpel! Biôłô jak zachlastnica! A zëmnô, czejbë mödżiła! Môsz të Smierckö, swöja kösa dichtich wëklëpóné?! Cobë të tu bëlny użëtk zrobia! Diôblëszcze, na rodżi z grzésznyma dëszama! Na widłë! Do piekła! Pö całim tu krézu le jedna przegrzészoną dësza të môsz nalazłé! Co to je za zgniłota, co cë gnôtë gniece?! Wez pökażë wszëtczim na dësza pötapioną, co ja do piekła na widłach wleczesz! Diôchéłpödnôszô wësok widtë z przëkłótą lińcuchama „dëszą"zrëchtowóną z czôrny stréflë. Co z wama strëchë?! Jes të Szëmlu czësto zmetlałi?! Co tak wama słabö jidze w tim Liniewie?! Kösa të môsz, Smierco, stapiałą?! Na rodżi të bucónie ni möżesz?! Tedë ju pöjta, wiera wa ju tuwö nic nie zdzejôta. Dobri lëdze w Liniewie mieszkają, Gwiôzdka przëjimają, ö starków zwëk mają stara, tedë pöjta zatuńcowac nasz tuńc óflów. Na bina wchodzą dwaji gwiôzdorzë, tuńceją pólka. Wchódzy Baba, wrzeszczi do mikrofonu: BABA: Dze ten dżód je lazłi?! Utróp jeden! Jô mia tu z nim tuńcowac, to je ucekłi! Jô gó tu zarô tą krëkwią znëkóm. Wëchôdô z binë i zarô wrôcô z dżada, tłëcze gô krëkwią pö puklu. Tuńceją do spiéwë „Jô cë dzadze...". Pózdni wchôdô Smierc z kosą, tuńceje do spiéwczi„Ökrąc sa wkół..." abó „Mulszka" cobë to le bela pólka z óbrotama, wirowanim. STRAŻNIK: Do lëdzy Niech so Biôłô tuńceje, co ji ostało, kosa ji stapiało, a wa sa ju nie bójta, lëdzëska, jak komu 2 dzysô radë nie dała, to je dobrô wróżba na dłudżé żëcé w zdrowim. Wchôdô diôchéł, tuńceje „dzëka" z widłama i dëszą na tëch widłach. STRAŻNIK: Ceszisz të sa Purtku z ti dëszë, co ja na widłach do piekła niesesz. Cesz sa cesz, leno tu w Liniewie cos cë słabo szło, z dobrima lëdzama nie wëgrajesz, tedë ta jedna cë muszi sygnąc... a piłuj ja dobrze, bö aniół zarô cë ta dësza uchwacy, a do nieba ucecze! ANIÓŁ: Öddawôj mie diôble ta dësza, bö jô ce wodą swiaconą pokropią! Do lëdzy. Jô jem aniół Liniewa. Öd samégó Boga Öjca móm nen zwónk dostóné, tej zwónia jak sa dô, a dze je czëc zwak möjégö zwónka, tam diôbłë tracą swoja móc. Diôchéł z trzôska ucékô, ale wrócó do tuńco anioła. Aniół prowadzy tuńc do spiéwczi (jak aniół rozmieje, möże téż śpiewać zôczątk: „Zasôłjô tam pszenica...", diôché\ kuńczi „...A wërosła dënica"). Strëchë tuhcëją slôdë za anioła i diôchła, aniół i diôché\ w pójedinka, reszta strëchów w porach. STRAŻNIK: A kösédra chto nama zatuńceje? Rozmiejesz të, Böcónie, czë cë sa nodżi pöpindlają? Miedwiédz, Közeł, nëże... Wszëtczé strëchë tuncëją. STRAŻNIK: To ju latoś sygnie ófle z tim tuńcowanim. Terózku czas naji je miniati. Niech tero lëdze ceszą sa, że Jezës - Böżé Dzecuszkó je urodzony a Jegó Matką je Swiató Panienka. A më za rok wedle kaszëbsczi tradicje przindzemë, nabrojimë, napsocymë a Panu Bogu teza öddómë. Gwiôzdczi sa przezebłôkają w lëdzy z kaszëbska öbłokłëch i tuńceją te same tuńce co Gwiżdże na zmiana z köładama. Szpetôczeł möże bë przerobiony wedle tego, co brëkuje reżiséra. 3 Eugeniusz Prëczköwsczi Karol Krefft z żëczbama na Gódë Jesz do niedôwna nicht ze znajôrzów kaszëb-sczi lëteraturë nie rechöwôł do ni Karola Kreff-ta (1907-1995). Terô- pö ukózanim są ksążczi „Król Kaszubów. Karol Krefft" - je ju wiedzec, że napisół on nômni cziledzesąt wiérztów, do te czile binowëch szpetôklów. Utwórca nôleżi rechówac do karna Zrzeszińców, z chtërnyma béł w równym wieku a baro zdrëszony, möckö wespółdzejôł, trzimôłta sama dejową niwizna. Jegó utwórstwó nie je letczé w rozmienim. Kö bét to wiôldżi intelektualësta, znôł czile cëzëch möwów, anticzną kultura, a béł téż baro bëlnym przëstojnika i znajôrza kaszëbi-znë. Bez dobrégö pöznaniô kaszëbsczi słowi-znë ni ma co nawetka mierzëc sa do zroz-mieniô trescë tegö utwórstwa. Do te nót jesz wgłabic sa w żëcé i mëslë Kreffta, a zapoznać sa z rëmama jegó intelektualnëch rézów. Tak przërëchtowóny może podjąć próba wgłabienió sa w ta óriginalną pismienizna. Taką udóną próba - wiera jakno pierszi -pódjalë młodi z karnów „Cassubia" i „Oska". Bëło to na I Midzëkóngresowim Zjezdze Młodëch Kaszëbów w Chmielnie, 18 lësto-padnika latoségó roku, w pierszą roczëzna I Kongresu Młodëch Kaszëbów. Nen dzén ósoblëwié béł nacéchöwóny przez wióldżégó Karola Kreffta zwónégö za żëcégó Kaszëb-sczim Króla. Kó w jegó jintencji ódbëła sa uroczëstô mszô, a pö ni bëło ödsłoniacé tôflë jegó pamiacë w Chmielnie, na jaczi stoji ö nim napisóné: Załóżca karno sztudérów „Cassubia" w Warszawie, pöwöjnowi Starosta Kartësczi i öjc portów Zrzeszeniô Kaszëbsczégö w Chmielnie i Żukowie. Öbczas warkówniowëch dzejaniów teatralne karno bëlno przërëchtowało czile krótczich przed-stôwków ópiartëch na poezji Kreffta. W ksążce je téż nadczidka, że dzél z utwórstwa Kreffta je w cëzëch jazëkach, nôwicy w anielsczim. Jeden z nëch wiérztów mô fórma czekawëch żëczbów na Gódë. Ale kó bënë öbjôwiô sa nama pókójowô deja egzystencji świata widzónó przez autora. Gôdô ón, że wszëtcë są bracynama i ó to przënôlégô sa dërch biótkówac, nót znikwic wójnë, a dążëc w dobroce i wólnoce „do słuńca, wëżi i wëżi". W sztrofkach je merkac dërch biótka midzë złim, jaczé prowadzy do „wieczny chöroscë", a dobrim, co cygnie nas do „dzecynnégö szczescégó". Wiera kóżdi może sa docygnąc w ny wiérz-ce jesz wiele jinszich tresców. Tim barżi, że dolmaczënk z óriginału béł baro dradżim zadanim. Sedzelë nad tim jaż dwaji bëlny znajórze anielsczégó, doktorze Yurek Hinc z USA i Môrcën Ödelsczi z Wrocławia. Dol-maczënk na kaszëbsczi trzecégó doktora je syntezą nëch mëslów, jaczé udało sa wëłëz-gac uczałim z tekstu. Do te musz je jesz wiele znac z kulturów półnia Europë i Blisczégö Wschodu. Kó Betel to miasto co brewiter zna-czi „chëcz Boga", Potomac tu to wiera jedna f • ę4^ia,,♦*• - ' • • t * BLu^f atragglaayrafana far ifw^W kami skal 9 lat fraa all aaaf wark fa* Tiaw I Tka mara Hffaramaa tkamtwkam aallaa ia kaaiskad, tka mara prégraaa and jay will *at we dąe ? - Smak la ar wiak^famnd at tka eradlai PH0C5D0TUC akarpam^prapara Okristmas? Gamrt t / laepiag *am»a •Jnngl4aŁo*#Tmr akaad maar <*r wadéla ^ and k&Ta fali ekanca ta adarm warld'* Hawtrd f • » * W m 4t>g BłŁM«b-s«*,tt4aaU957. ^ ( . jjlT Do Pani J. F. Manhattan w anielszczi wersji z planetoidów, böżëna Pirrha (pl. Pyrra) to w grecczi mitologii córka Pandorrë a nënka Hellena - öjca wszëtczich Greków, a Tofana to bëła straszno trëcëcelka chłopów. Na ösoblëwé uwôżanié zastëgiwô aniel-szczëzna Kreffta. Je óna na tëli möcnô, że potrafi on w ni óddac tak dradżé trescë. Do te w óriginale są zachöwóné regularne rimë. Rôcza do lekturë, jakô je dëcht wëjątköwô w lëteraturze, co pöwsta nad Bôłta. Do Pani J. F. Manhattan Wilëjô Gódów je ju nadeszło - swiato serc. Pökrzesoné bëlné słunuszkö swiécy nama terô möcni. Piesnie, żëczbë, wëznania wiarë jidą z wszëtczich môlów zemi. Betel - chëcz Böga wenerëje Gwiôzda i szónëje ji prawö. Kureszce, nigdë zadzëwöłóné lëdztwö, dozdrzało, co je möżebné sa witro stac; abö dzecynné szczescé, abö wiecznô chörosc - to zanôlégô co wëbiérómë, czemu më służimë! «Wszëtcë są bracynama» - niese swiatoblëwé wiadło. Niebö sa ódwrócëło, słëchô rozmëszlonëch swójińców. Ti są öbswiécony przez cénie widu miesądza, zdrëszony pótomacczim swiatowanim Gödów! Dwa partë - stolemë midzë dzecama Pirrhë, w ful chwatu piascach trzimiącëch nowi ódżin Prometeusza mögą prowadzëc nasz lëdzczi ôrt - wiôlgô chöc malinkô Andorra w dradżi, chöc utczëwi maraszbie, do słuń-ca, wëżi i wëżi. Żlë nawetka w dłudżich swöjich dzejach człowiek nie rozmiôł ucec öd nawzôjnégö kaléczeniô sa öbczas piarcégö do przódku, terô mô rozszérzwiony pözdrzatk na köżdi ôrt bëcégó człowieka - twój pösobny i redota dzecka są nama zwënégą. Do pökroku i snôżotë prowadzą wójnowé stegnë, óne östóną, bó i më óstóniemë lëdzama! Jigra a biôtka towarzą nama dzeń w dzén. Ale leno fair play je na tim padole dozwolone. Krwawé wöjnë Tofanë na wiedno nóleżi pówstrzëmac. Chcemë dac kóżdi dëszë wólné wezdrzenié! Czej wikszô mdze rozmajitosc dobadzemë złoslëwöta, a wikszi badze pókrok i redota dló nas. Tako je moja żëczba nalazłô przë kolebce: poprawie procedurë, przërëchtowac Godowi góscyńc. Trzimanié sa prawa dżungle może w kóżdim sztóce bëc znikwioné i dostać ful szansa na öbstrojenié światowi rësznotë. Znad Bółtu, 24.12.1957. Edgar Allan Poe Beczka Amontillada Fórtunato wërządzył mie krziwda wiele razów, a jô cerpiôł w cëszë. Le późni, czej jó uczuł, że ön sa wëszczérzół z mójegó mio-na Möntresor, miona stôrégö rodu, jem so przësygł, że on za to zapłacy. To jemu nie uléze. Nie mëslë so, że jem kómus ö tim gôdôł. Ukarać to jo, ale udba zemstë muszi bëc krëjamnô. Zemsta tej je dobro, czej mscëcél przez nia nie cerpi. Lëchô to je kara, czej sygó karzącego. Lëchô je téż kara, czej mscëcél nie ödkrëje swojego miona. Jó nie dôwôł mëslec Fortunatowi, że jem mu procëmny. Wcyg jô sa usmiéchół do niegó, a on sa nie spódzół, że nen uśmiech wzął sa z tego, co jem miôł dlô niegó udbóné. Że nen uśmiech to le z mëslë ó pómsce. Förtunato miôt naprôwda wiôlgą sëła i taczégö człowieka muszi miec strach. Miół ón równak jedna fela. Baro lëdôł pic dobré wino, a co wiacy - wiele jego pił. Wiele wie-dzôł ö bëlnëch winach i pó prówdze wierził, że je jich dobrim znajórza. Jô téż znôł stôré wina i kupiół jem wszëtczé nôlepszé, jaczé le szło nalezc. Wino! Wino badze moją pomstą! Bëło ju wnetka cemno, czej jem pótkół jednégö wieczoru na zymku Fortunata, jak sóm szedł przez droga. Gôdôł do mie jesz barżi serdeczno jak mó to w zwëku, bö béł ju dosc spiti. Jem béł ród z tego pötkaniô i scës-nął jem mu raka jak przëjacelowi. - Fórtunato, co u cebie? - Móntresor! Dobri wieczór, przëjacelu. - Drodżi Fórtunato, pó prówdze dobrze ce widzec. Jem ó tobie mëslôł. Szmakół jem moje nowé wino. Móm kupione ful beczka dobrégö wina, a rzeklë mie, że to Amóntillado, le... - Amóntillado? Ni möże bëc! - Wiém, to nie wëzdrzi móżlëwie. Przez to, że ni mógł jem cebie nalezc, jó poszedł pógadac z Luchresym. Jeżlë chtos sa znaje na winach, to je to Luchresi. On mie rzekł... - Luchresi? On nie rozmieje rozapartnic winów! - Le gódają, że ón wié tëlé, co i të. - Në, biój. Chcemë le jic. - Gdze? - Do twóji kriptë. Szmakac wino. - Nié, drëchu. Jó widza, że z tobą nie je nólepi. Kriptë są zëmné i mókré. - Móm to gdzes. Chcemë jic. Jem dosc móżlëwi. Zëmno to priszcz. Amóntillado! Chtos cë nałgół. I jesz nen Luchresi! On nick nie wié ó winach. Fórtunato, gôdającë, wzął mie pód raka i tak jak chcół, jesmë chutkó szlë do mójegó wióldżégó kamiannégö pałacu. Tam mója rodzëzna, Móntresorowie, żëją ód stalatów. Miół jem rzekłé służbie, że ni mogą wëchödzëc z pałacu, tak jakbë mie pó prówdze nie bëło, jaż do póstapnégó rena. Wiedzół jem, że to jima sygnie i że jak le puda, nikogo ju nie badze. Wzął jem dwie smólnice, jaczé dôwałë jasny wid - jedna dló mie, drëgô dló Fortunata. Jem gó zaprowadzył do sze-roczich dwiérzów. Stamtąd szło uzdrzec kamianné trapë, jaczé cygnałë sa w cemnota. Jô mu gôdôł, bë ön öpasował. Jem szedł przed nim, pod zemią, głabók pöd stôrima murama möjégö zómku. W kuńcu jesmë doszlë do slédnëch stapniów i jesmë tam chwila pöstojelë. Podłogą bëła le ze-mia - zëmnô i cwiardô. Wchödzëlë jesmë do slédnégö placu wiecznego ódpóczinku zmarłëch z rodzëznë Möntresorów. Tuwö téż jesmë chöwelë naje nôbëlniészé wina, tuwö - w zëmnym, cemnym, pökójnym lëfce pöd zemią. Förtunato nie szedł za gwësno, bö béł spiti wina. Wezdrzôł nieśmiało na to, co bëło wkół niegö, möckö wëtrzészczającë öczë, bë przeniknąć mrok. Tuwö naje smólnice bëłë pö prôwdze słabé. Pö sztóce jesmë przënacëlë naj zdrok do cemnotë. Möglë jesmë öbaczëc gnôtë umarłëch leżącé w sztôplach wedle scanów. Kamë w scanach bëłë dosc mökré i zëmné. Z dłudżich rządów budlów, jaczé leżałë na zemi westrzód gnôtów, jem wzął ta, wjaczi bëło baro dobré wino. Ni miôł jem nick do ótemkniacô wina, cësnął jem temu kunôszka budlë ö kamianną scana. Dôłjem sa napic Fortunatowi. - Tuwö môsz, Förtunato, dobri Medoc. Wëpij. To naju rozgrzeje. - Dzaka, przëjacelu. Pija za zmarłëch, jaczi spią köl naju. - I jô, Förtunato - pija za twöje dłudżé żëcé. - Mmm, baro dobré wino, ale co z Amón-tillado? -To je dali, pój. Szlë jesmë jaczis czas. Bëlë jesmë terô pöd kórëta rzéczi; wóda uchódzy tuwó kroplama i lecy na naju. - Twoje zbiorę są wiôldżé i nie jidze zrechówac tego. Ni ma widzec kuńca. - Jesmë bëlną rodzëzną i jednym ze starszich rodów. To nie je ju dalek. Le widza, że sa trzasesz z zëmna. Pój. Jidzemë nazód, póczi nie je za późno. - Nie szkódzy. Chcemë jic dali. Nóprzód rów-nak chcemë wëpic, Medoc. Wzął jem ze sztóplów gnótów póstapną budla. Zós dobré wino - De Grave. Fórtunato wzął je i wëpił wszëtkó, nawetka so nie odpoczął. Smiół sa i rzucył pustą budla za sebie. Szlë jesmë coróz głabi. W kuńcu nalezlë sa jesmë w skórbcu, w jaczim lëft béł tak stóri i cażczi, że naje widë wnet gasłë. Na trzech scanach bëło widzec sztóple gnótów wëższé ód najich głowów. Z czwiórti scanë chtos wszëtkö rozebrół i rozsëpół wkół naju na zemi. W strzódku scanë bëło wejscé do jinégó skôrbca - jeżlë jidze pozwać tak plac szeroczi na trzë stopë, wësoczi na szesc, sé-dem, a głabóczi na sztërë. To bëła le dzura w scanie. - Pój, wlez - jem rzekł - Amóntillado je w strzodku. Fórtunato wiózł niegwësny. Jó zaró za nim. Dotknął ód razu slédny scanë. Stojôł gabą do ni i rozmiszlół zdzëwiony. W ti scanie bëłë dwie cażczé jak żelazo óbracze. Na jedny wisół krótczi lińcuch, na drëdżi kłódka. Miół jem gó zatkłé i przekute kłódką do scanë, zanim Fórtunato cos pömëslôł. Jó sa copnął. - Fórtunato - jó rzekł - pöłożë raka na scanie. Poczuj, jak wóda po ni płënie. Jesz róz, proszą, nie wrócysz? Nié? Jeżlë nié, tej musza ce öpuscëc. Ale nóprzód musza dló cebie zrobić, co le móga. - Ale... Ale Amóntillado? - Në jo, pó prówdze, Amóntillado. Tak jak jó to rzekł, zaczął jem grzebać w gnótach. Rzucył jem je na bok i nalózł jem kamë, jaczé rëchli jem miół zjaté ze scanë. Chutkó jem zaczął zós budować scana, bë zatknąć otwór, w jaczim stojół drżący Fórtunato. - Móntresorze, co të robisz? Robił jem dali. Czuł jem, jak cygnie lińcuch, trzasącë, z nerwama. Östało le pora kamów, bë je dostać na swój plac. - Haha, Móntresorze, dobri szpórt. Badzemë sa późni z tego smióc, wiele wieczorów, czej badzemë pic raza naje wino. - Pó prówdze, pic Amóntillado. - Nie je to za późno? Ni muszimë ju wracac? Badą na naju żdelë. Chcemë jic. -Jo, chcemëjic. Tak jak jô to rzekł, wzął jem slédny kam z zemi. - Móntresorze, na boską miłota! -Jo, na böską miłota. Nie uczuł jem ödpöwiescë. - Förtunato! - krziknął jem. - Fórtunato. Uczuł jem le cëchi, cëchi zwak, jakbë krzik strachu. Zakrącëło mie sa w głowie, muszało bëc zëmno. Chutkö jem wsadzył slédny kam na swój plac. Stôré gnôtë złożił jem w sztôpel. Pół stalatégö lëdzkô raka jejich nie rëszëła. Pöcziwô w ubëtku. Tfóm. Emilio Grzib Artur Jablonsczi To cë je ale Mack! Słów cziles ö ksążce Janusza Mamelsczégö Nôprzód bëlë Legendy kaszubskie, pótemu Bôjczi kaszëbsczé / Bajki kaszubskie, późni Bursztynowy skarb. Legendy z serca Kaszub / Jantarowi skôrb. Legeńde z serca Kaszëb, jesz późni wiérztczi Żëcé dzecy/Życie dzieci, jaż kureszcze je Mack. Janusz Mamelsczi ju ód 18 lat naszim dzecóm ë nama starszim bédëje przeżëc przigóda w kaszëbsczim świece. Nóprzód w tim bójkówim - ful ukózków, morów, dióchlów, czarownic ë stolemów, a tero w tim teróczasnym -z bómkama, autama, kómputrama ë óglowó z wszëtczima cywilizacjowima jiwrama. Wëdôwca Macka, Wëdôwizna Kaszëbskö-Pömórsczégó Zrzeszenió, rozglószó na ksążka jakno powieść o jednym môlim roj-brze, bédowóną dlô nômlodszich czëtinców, dzecy 9-12 lat stôrëch. Na 134 starnach, farwno céchöwónëch malënkama Joannë Kózlarsczi, czetińc pöznôwô żëcé titlowégó heroje. To móże nalezc, czej sa zazdrzi w jinterneta, blós to je trocha za malo. Mack je, podług mie, óglowó pówiescą ó dzysdniowëch lëdzach. Je ksążką ó köżdim z nas ë - rzeczëma so - ö cali naszi wsë. Dlôte prawie on tak chutkó sa czetińcóm uwidzól. Ksążka Janusza Mamelsczégó przëmôwiô przez prôwdzëwóta - swiata wkól, lëdzczich jiwrów ë w kuńcu téż jazëka, jaczim je napisónô. Autor w Macku pökazëje, jaczim ön je bël-nym obserwatora negó swiata, co sóm dostarczô témë do wszëtczich dzélëków ópówiescë Mamelsczégó. Szkolą, familio, spölëzna wsë, swiat wëzérający ze zdrzélnika, czë chócle roda, są pö prôwdze óbalëtima czerpiskama mëslów do rozwicô. Pisôrz z czetińcama prosto ë letko sa tim dzeli. Czasa robi to përzna przekasno, le bez dówanió póuków, bez nadacégó. O ti prozę nót je rzec, że przë ni më sa dobrze zaba-wimë ë ani sa nie spödzejemë, czej przez nasza głowa przeńdze glabszé umëslenié. Rozmajité jiwrë, te dzecné, co sa tikają jedzeniégö abó niejedzeniégó miodnégö, czë czasu spadzonégó köl kómputra, równo jak te lëdzczé, co narzeszają chócle do staromódnëch ë mödernëch udbów na wëchówanié, czë do uchódców w europejsczim kulturowim rëmie, są richtich fejn póczątka do pógódczi midzë starszima ë dzecama, jako po lekturze ksążczi móże sa rozwic. Doch w Macku te jiwrë są blós letko nadczidniaté, co zrzeszone je z - jak sa wëdôwó - rozmëslnym ë wcyg równym ópasowanim, cobë żóden z dzélëków nie rozcygnąc za baro. Zróbmë to prawie tej, a móże ösoblëwie tej, czej czëjemë, że przez ten skrócënk w tim falu, autor chcól nama cos ze swöjégö Szczepón Makiirôt z Köscérznë czëtô „Macka" öbczas akcji„Czëtôj dzecóm pö kaszëbsku" (19.03.2017) w Chmielnie. pözdrzatku wmödlëc do glowë, co sa Januszowi Mamelsczému tej-sej zdôrzô. Chca jesz napisać ö prôwdzëwöcë jazëka, jaczim przigödë Macka są napisóné. Kö to je pö prôwdze pö kaszëbsku! Wedle tegö, jak lëdze gôdają, ti co pö naszemu potrafią, nié w żódnym jaczims tam pöl-kaszu. J. Mamel-sczi bëlno wëzwëskuje regle naji gramaticzi, w tim usôdzanié szëku zdań. Ön sygô pö bökadnosc rzeklën, ale przede wszëtczim ön potrafi czësto nôtërno öddac w rodny möwie ödczëca mlodégö człowieka, taczé jak strach, górz, redosc abö wzrëszënié. Robi to bez syganiô do jinëch mödernëch jazëków, jak nama pö kaszëbku piszącyma czasa sa przëtrafi, czej na prziklôd slowö „szok" wëzwëskómë. Dorna ma dwaji z dzesaclatnym Érika Macka czëtóma, a czasa sobie z raczi wëriwóma, bö jeden bë chcôl na ksążka wzyc ze sobą do robötë, drëdżi zôs rôd bë ja wząl do szkölë. Jô móm czëté, że to tak nie je blós u nas. Köl jinëch wëzdrzi jistno, a dzecë ju ni mogą sa dożdac nowëch przigód Macka, heroje bëlnégö romanu Janusza Mamelsczégö. W 2015 r. pózniészi autor Macka przëznôl, że on jesz sa wichlô, czë mô pisać pö kaszëbsku, czë pö polsku. Jemu sa téż rojilo swój czas pöswiacëc na dolmaczenié na kaszëbsczi prozę Henrika Senkewicza, kö ju pökôzôl, co ön rozmieje, czej przelożil Trenë Jana Köchanowsczégö... Na szczescé je Mack\ Nëże, Mamelsczi, wezce ostóńce przë kaszëbiznie -jazëku a kulturze - ë nama dôjce jesz wiele taczich ksążk. Wë môce do tegö szmit! 11 Kristina Léwna Ono i. Lisa zamkla letkö dwiérze do dzecny jizbë. - Ssss... - pökôza do chłopa. - On, prawie usnął - rzekła i zacza stawiać na stół wieczerza. - Jô jem dzysô médëch - rzek chłop a prze-suwôl talerze. - Dzysô më sa narobilë jak ni-gdë. Wszëtkó mie boli: szëja a race. Öna wëja z lodówczi budla piwa, ótemkla ja i nala w dwie szklónczi. - Jô téż dzysô ni mia letko. Leb mie boli ód ti robötë a tëch narzékającëch lëdzy. Ale muter gôda, że nasz Natan téż bél dzys niespokojny: përzna sa légôł, përzna malowôl, ó... tu je jegö kôrtka do ce: nie chcalo mu sa ji dokuńczec. Alek chwôcyl kórtka i ja öbzérôl: „Do tatë" tam bëlo napisóné, a niżi cyfra 1 i czerwioné serce do pölowë pömalowóné. - Dzysô jô jem nr 1 - pödsmiôl sa chłop i wezdrzôl na swoja białka, chtërna tak köchôI, że nie weöbrôżôl so żëcô bez ni i dzecka. Wiedzól, jak ona cerpia, czej tak dlugó ni mogła zańc w cąża. Kuli rézów po doktorach, wiele pëlów, a późni leżenió przez cale 9 miesąców... Jemu bëlo tej ji tak żól, że czejbë móg, sóm bë sa tam zamiast ni leg. A tej poród... i wiôldżé szczescé, że jaż ón sa póreczól, a trzeba przëznac, że mało czedë ón rëczól... Në chëba, że sa mocno wëpil, tej jego to brało do wëcô. - To sznaps w nim krzëczi - góda jego tescowó - a sa tim nie jiscë. Witro go mdze bola głowa. - To mdze Natan - rzekła ona, bó to dór ód Boga, chtëren wszëtkó w se mô: cerpienié i ódwóga, abë na świat przińc. On sa zgódzyl, bó miono ni miało dló niego znaczenió. Sedlë so na zófa. Ön przëniós jesz jedna budla piwa. - Chcesz pól? - spitól sa ji, ale ona nie wie-dzec czemu, bëla niespókójnó. Móże to dzy-só je taczi dzeń, że wszëtcë są markotny? -pömëslala i zdmuchną zapachową świeczka. Zapôlëla ledowé widczi nad trapama, czejbë ten môli w nocë chcól przińc do jich łóżka, żebë sa nie pötëmlowôl. Czasa ona chódzëla do dzecka sa legnąć, abë Alek móg sa rich-tich wëspac. W nocë budzëla sa póra razy i zazéra do jizbë knôpa, jakbë czëla, że miiszi tam cos ödnëkac. - Ale jó jem téż przewrazlëwionô - mëslala. Reno knapskó jesz spało, czej oni wëjéżdżelë do robótow. Lisa póda swóji mëmie pieńdze i rzekła, co ta mó kupie na pölnié. 2. - Le ostrożno jedzëta! - rzekła stóró i wlazła w chëcze. Późni uchilëla dwiérze do dzecka i zacza do niego gadać, że ju dosc chrapanio, muszi z wërow wëlażac, bó oni dzysó jidą czarownica na Wigónie scënac. Knôp bél cali rozpôlony. Drëżól. Tak ta zaró do Lisë zwóni, żebë ta sa z robótë zwolnią i pód dodóm rëgna nazód. - Niech mëma mu dô na gorączka lék, tam nad lodówką w ny bióli szpini ón je! - odpowiedzą Lisa i zawrócëla auto pód dodóm. Ledwó wjacha, ju stóró wëleca z ówinionim w deka Natana i wsedlë w auto. - Jedzemë do szpëtaIa! - rozdëgötónym glosa nakôza córce, chtërna bëla caló za-krzëczalô. - Ön mie ju wczora sa wëdówôl dzywny -rzekła stóró - ale, żebë to gó jaż tak zmogło? W szpëtalu zarô gö pölożëlë na sala. Doktorze zaczalë przë nim chödzëc. Lisa zazwönila do chłopa. - Hmm! - rzek doktor - më jesz rôz zro-bimë badanie krwie, bo to bë doch nie bëlo möżlëwé? To Lisa tak zaniepököjilo, że zakrëla uszë rakama, jakbë nie chcą tegö czëc. - Mdze dobrze! - rzek Alek. - To le móże je przeznobienié. Të wiész, ön doch chödzyl niwczora pö Wigönie za czarownicą. Móże öni za długo tej bëlë buten? - Móże - rzekła Lisa, a chwôcëla Aleka za raka. Wiedno gö chwôta za raka, bo ji sa wëdôwalo, że takô möcnô obroni gó przed calim świata. Trzima gó mocno. Doktor jich zawólól do se i rzek, że to mu nie wëzdrzi dobrze, ale nie chce jesz niczego jima gadać, póczi nie mdze miôl pewnoscë. Zrobił wëwiôd, czë chto chörzôl na reka, itd. - Terô móżeta do niego jic, ale nié dlëżi jak 10 minut - rzek doktor i pódôl jima szërtu-chë i masczi. - Synku! - rzekła Lisa i pósmuka gó po jego biólëch lokach. Przëlożëla lëpë do jego lësënë, chtërna bëla caló zmókló. -Jó chcól dzysó jic na czarownica scyc. Bab-cza góda, że na Jana musza wzyc bilk a ji ucyc na noga, a tej w ódzin i spólëc. Bó tak ona mdze mie dërch strósza. Wezta mie ju dodóm! Dzysó je Jana. Jó móm ju wszëtkö przërëchtowóné. A czej ona bë na mie tima óczama blénkrowa, tej jó bë na nia rzucyl miech. 3. Alek nick nie gódól, ale Lisa czëla, że w ni paco serce. - Nawetka jak të dzysó ji nie spólisz, tej wa z ómką napólita w nym stórim piecu, a ja spólita późni - rzekła. Kuszna jesz gó i doda, żebë sa ju nie jiscyl czarownicą. Na powrotny drodze zglosnila radio, bó Alek jachól swójim auta. Przédnô sziba rëcza ód deszczu, ale ona rëcza z wióldżi niepóradnoscë. Dodóm wlezie prawie na ten sóm czas. Alek bél nerwowi. - Të rzecz ny swóji mutrze, żebë ona wicy do niegö pó kaszëbsku nie góda, bó to psu na buda! On, knapskó, wierzi w ne bójczi! Niech gó jiny möwë uczi! To sa terô liczi! 13 A kaszëbsczi?! Widzysz, co öna z nim plesz-cze: ö czarownicach, jiskrzeniu, bilku..., a to doch chwast je, czapurnik... Dzysô nick nie jedlë. Öna sa nawetka nie mëla. Szla sa legnąć do jizbë dzecka tak jak wiedno, ale wiedno ju nie mdze nig-dë! Mëslë ji biegalë pö lepie. Ni mögla sa uspókójic. - Za co? - pita sa sromótno i krzëcza. Reno wstelë zmachtóny: ön - niewëspóny i öna - prawie jakbë skądka przeszła. - Të wez a sa ogarnij - rzek chłop. Ona wsadla w auto i jacha do szpitala. Stôrô przeszła jak wiedno ö sódmi, ale tej ju nikögö nie bëlo doma. Dwiérze ötemklé. Zëmno ja-czés na nia sa wëlalo, że ta nacygna jaka. - Smierc! Jô czëja smierc! - rzekła w dëchu i sa przeżegna. W szpëtalu Lisa czëla pö pörenym obchodzę, że to białaczka, nowotwór kómórków krwie. Zaczinô sa öd strzódka gnôtów, öd mitczi tkanczi, chtërna je w westrzódku gnôta, gdze sa wëtwôrzô krew... Lisa zemdlą, bö doktor rzek, że to je baro zaawansowónô choroba, że mogą tu zastosować chemioterapia, ale oni niczego nie öbiecëją... Natan gas w oczach, jak sluńce, chtërne za-chôdô za stodołą: të chcesz jesz je dwigac, a öno, upiarté, léze w dól. - Czedë jô puda dodóm? - pitôl niecerp-lëwie. - Czedë jô sa rozprawia z ną czarownicą? Jakbë czarownica bëla nôwôżniészô na swiece. Czej do szpëtala przëlazla ómka, tej ten zôs ö na czarownica dopitiwôl. - Kö jô bë mögla lezc tam sama, ale jô le blós białka jem - gôda - a białka, jak wiész, je slabô. I co to dô, że jô ja użôguja? Kö öna doch zarô ödbije. Më dożdzemë! Të wëzdro-wiejesz! Ten slëchôl i gôdôl, że ni mô möcë, że bil-ka bë ju nie dwignąl, bö öni mu cos taczégö dële, jaczis jift, że mu wszëtczé klatë wëpad-lë. Stôrô chca rëczec, ale zarô sa copna na ksążka, chtërna czëta - „Öscar i Pani Róża" E. E Smitta i doszła do mëslów, że ni móże bëc slabô, że muszi jak na białka z powiescë përzna udawać. - Jô poniosą bilk! - rzekła. Knapskó sa dało nabrać i uwierzëlo, że jak stôrô zaniese séczera, tej ön ju dć> rada. - A gdze më ja spôlimë? - rzek. - Ko gdze? - ona na to. - Wszëtcë wiedzą, że stôré piece le blós tak spią, a jak të je dobrze napólisz, tej dësza w nich óbudzysz! - Jo? - rzek niedowierzająco knôp, bó przed óczama le miôl grëpa cegłów i nick wicy. Ale ómka jesz czëla pócha chleba z dzecnëch lat. Trzeszczenie chróstu i wiôldżé achtnienié do chleba. Jakbë samego Póna Jezëska kledlë w żlóbk. Widza, jak bëla takô jak Natan, tej pieczenie chleba to bëlo cos... Nié blós jic a kupie w kromie, gdze sa nicht nad tim nie zastanôwiô. Öna czëla calé ob wieczerza szëmarzenié wkól niego: nôprzód bëlo znio-slé z przatra kórëto, taczé z dwuma chwëta-ma, nibë môlô trëma. Körëto jesz obklejone ód póprzédnégö casta. Tam ómka wlewa „żëcé": mlodze, co na cepli wodze i mące żëtny uroslë, a óna je mia częstą szóto-rą przëkrëté i zazéra, cobë casto ji z misczi nie uceklo. Późni doda sól i jesz wicy mączi. Umëla race. Zacza gniesc. Żda, jaż to urosce. Wszëtkó ókróm chleba bëlo spokojne, jakbë rëszenié mlinka z kawą: jeden, drëdzi, trze-cy zac... Zôrna jak żëcé przelatëjącé przez mésterny mechanizm. Późni blachë: förmë - baro kaléczné, robione koI kówóla, na wiôldżé pieczenie: nórtë czasa bëlë östré, ale blacha wiele razy wklódónó do pieca da sa ugladzëc, jak białka czë kóń niepöslëszny, chtërny wiedzą, że to je jich dzéI w nym wióldżim mólim czims. Kóżdi brót ugladzony zëmną wódą a krziża nacéchówóny. Chróst sëchi, danowi trzeszczôl a buchól w czerwionëch cegłach. Dżinąl i dôwôl żëcé. Wszëtkó zdôwalo sa dobré. Na kuńc bëla kukła: to, co z körëta nie miescëlo sa do blachę, bo za môlé, trzeba bëlo ulożëc w taczi plińc - bó głodny przińdze i sa mu ja dô! - czëla. - Chleba ni móżesz wërzëcac! -dodôwelë. Wszëtkö w nim bëlo, chöc i smierc bë chca spôlëc w nym chleböwim piecu. Nosëlabë chróst i tuńcowa, ale ta chitrô sa tak letko nie dô zwabić. Przegrzecha jedna. - Jô znóm taczi métel - gôda - że cë öczë windą na wiéchrz, jak jô negö stôrégö trupa rësza. - Mie sa chce spac - rzek Natan, a tej öna szla. Dorna smierc bëla köl żëwëch: Lisa w jedny jizbie, a Alek w drëdżi. Öna płatowa obleczenie knôpa a smuka kóżdi rańt, on wzérôl na kórtka z nr 1. Stôrô nawróca pöd dodóm. Tam so wezdrza na öbrôzczi swiatëch i zakrzëcza. Nie mësla-la, że czedës zwątpi, ale dzysô? Aj, Boże! Tëli cerpieniô! Co za żëcé? Chca do chlebowego pieca, do nëch dwierzeji, co grzalë a parzëlë: tam cekawósc a rozëm sa czidlë. Na Wszëtczich Swiatëch Lisa z Aleka stôjelë ju na grobie Natana. Öna zgarina nerwöwö köżdi lëst, chtëren na zëmny marmur pôdôl. Ön stojôl, ale nié jak człowiek, le pösąg. Köżdégö dnia Lisa pôla ledowé widczi, żebë dzeckö do jich łóżka mogło przińc, a sa nie uczidnalo w kostka. A czej bëlo köl Böżégö Narodzeniô, tej kupiła kugle z krómu, wsëpa je w grónk i postawiła na stół. - Żódny chöjincziI - gôda. - Chöjinka bëla dlô niegö jak cud, a cëdów ni ma! Alek pósmutniól. Lëdzczé żëcé. Chcôl dotknąć Lisa, ale ta sa schowa midzë szpinią a łóżka knôpa. Chca umrzeć. Polowa ni ju umarła, tej pó co mô żëc drëdżé pól. - Ni-gdë jô bë nie żëczëla nikomu, żebë grzebalë swóje aniolë - mëslala. Môlé lómpczi öna kuszka. Krzëcza. Öbcéra sa nima. Zbiéra za-bôwczi, chtërne i tak nierëchömö stôjalë na swöjim placu. Öna je porządkowa, ale nicht nima nie robił trzósku. Schowa bë sa w na skrzenia i tam östa. Midzë nym a nym. Żëcé sa skuńczelo a óna jesz óddichó. Alek klepie na dwiérze, bo ón nie rozmieje, że trup nic nie czëje, ani czasu, ani żëcô, ani nic... blós zakopać, tak prosto i sa ceszëc... jizba knópa bëla dló ni jak trëma i bastilió jednako... - Jak żëc? - pita. Alek chcól ja pósmukac, ale ta sa wzbronią. Bëla ód se. Chca umrzeć. Cali czas chödzëla na smatôrz, bó żëcé tam bëlo i smierc ji. - Cë muszi bëc cażkó - gôdalë bialczi we wsë - ale të sa ogarnij i żij dali. Taczi świat ju je. Ona le tak pödslëcha, a wezdrza na jich rozjuszone dzecë. - Co óne tam wiedzą? - mësla i szla w dzecną jizba. Tam przez ökno tuńcowale zymköwé widë slunca. Öna je przëgarina raką do piersë. Chca cepla. W wilëją jesz kupiła z krómu óstatny gwiôzdkówi przëstrojk. Marny, bó dana sa sëpa. Postawiła to na stół. Chójinczi nie bëla w stanie wëstrojic. Ni mia serca. Kuchów nie pieklą, bó wiedza, kuli redoscë ten moli miól przë tim. Dzysó bë tegó nie szarpna. Wilëjô przeszła cecho i zgniło. Ona zrobiła so sztëk chleba z sera i wlączëla telewizor. Ön ji dôl darënk, ale óna nawetka tegó nie rozpakówa. Pódzakówa i pstrika pó programach. Tam same köladë. Öna krzëcza. Alek wezdrzól i zamk dwiérze. - Niech sa wëbóli - mëslôl - kóżdi muszi umrzéc, żebë sa narodzëc. Co za zgrëzota! Żól. Żóden ódżin nie je w sztadze to połknąć. Milota żëcô - nieżëcó! Öna szuka drodżi kóżdi dzeń na smatórzu, bó ji sa wëdôwalo, że jak w „Bobku" Dostojewszégö uczëje glosë. Bëla ó tim przekönónô. Żda. A to czekanie na nic sa zdało. Dzysó, witro wszëtkö miało to samó znaczenie. - Boże! - wola, chóc ju w Boga przesta wierzëc. Za co? Dój mie taczé cos, co jó dwigna - prosëla, bó to je nad mie. - Zeszłego zymku, tak mie sa przënómni wëdôwó, bócónów wicy przëlecalo jak terô - rzekła Lisënô mëma do chłopa, bó chca na wiólgą glëchóta czims przedrzeć. Ten nie ódpówiedzól. Wezdrzól w niebo. Sluńce, ksażëc... wszëtkó jedno. Dzeń za dnia. Jak re-tac? Czej retënk je zëmny, cëchi a pobożny... Kristina Léwna Derka Derka urodzyl sa w raju - to bél nórt Prado-linë Rzéczi Lebë, gdze Bóg wësëpôl z miecha wszëtkö, co mu na dnie östalo. Nie chcalo mu sa dali lezc. Chwôcyl za czucza i sëpnął. Późni szed sa legnąć. Derka miôl sztëk jęzora i rzéczi, łąka, póle i las... jednym słowa - rój. Wszëtcë mu zôzdroscëlë. - W nym raju blós ni mô bialczi - gôdelë, a on sa za nima nie czerowól. Robił swoje: reno szed na bana 8 kilometrów, bó bél palacza w kotłowni miesczi. Czej dodóm wrôcôl, bëlo ju pózdze. Nigdë nie wiedzól, co w trówie piszczało: żódnëch pludrów. Robił so jedzenie, późni stojól ópiarti o pórta i wóniól miodné kwiatë, a zëmą lapôl glosë, chtërne gó dobiégalë to z lasu, to z łąk. Calé żëcé wiôlgô harmonio. Jednego dnia, czej łóz do robötë, jego koledze mu rzeklë, że mają do niego fejn białka: po pińdzesątce, samotną, 25 lat żëje z chłopa, wkurwiła sa, czej zwónila do Radia Plus, żebë rzec, że milota ji żëcégó leżi w drëdzi jizbie na zófie i óbzérô telewizor, a ona schnie i wiadnie za scaną. Niedzele są wiedno taczé same: mszô, a późni pôlnié, córka, zac, wnëczi..., ale ona bë chcą, żebë żëcé bëlo përzna jesz dlô ni, a nié ona do wszëtczich. Nen w nym radiu rzek, że co przez Boga na-mienioné, to nie minie. Mô cerplëwie żdac. To ja zajiscëlo jesz barżi. Załogowa sa na portalu: „pöznô" i ópisa se. Jakbë ji ulżëlo, bó bëla i përzna anonimowo, i zós sa zaczalo cos w ji żëcu dzejac. Takô jakbë drëgô mlodosc. Robiła wszëtkó, jak donëchczôs, ale zamiast rozmëszlac, logówa sa i ópisywa, co czëje, co mia óbleklé, gdze pudze, kógó spotka abó spótkó... tako domowo psychoanaliza. Koledze Derczi zarô pödjalë téma: -Ta wez! - gódelë. - Öna je spragłó. Të dobri jes, móże z tego co bëc! Ale ten le machnął raką i gódól, żebë mu delë póku, bó jegó milota jesz jidze. - Ale të ni rnósz 20 lat! - oni mu rzucelë. - Të stóri bok jes, a jesz nic ni môsz użëté! Wez ja, a sa nie czaj! - Móże witro! - zbiwól jich Derka, chtëren nie chcól bëc doktora zlómionëch serców, chóc żól mu bëlo ny bialczi, bó sóm wiedzól, że jakbë ón miól swoja, tej kóchól bë ja jaż do swóji smiercë, nawetka czej bë nie bëla ju mlodó. Ön kóchôlbë wszëtkó w ni: wlosë i skóra, i to, że pierdzy po jedzeniu, ale jesz nie bél fardich na milota, bó sa tako wedle niego nie zjawiła. Tęsknił za kimś, sóm nie wiedzól za kim, ale serce mu gódalo - czekój! Czej so rëchtowôl wieczerza, psë sa zjeżëlë i pógnalë pód pórta. On za nima. - Boże! -rzek sóm do se i pódniós białka, chtërna bëla caló we krwie. Piaknó, drobno, zjawiskowo, ale takö pötlëklô. - Chto cë to zrobił? - ón gódól, a modlił sa, żebë ona blós mu nie umarła. Pólożil ja do łóżka. Ona - aj Jezë - zmiartó, përzna w cążi, okrwawione udë, póbiti brzëch, przeczidló lëpa i nos... Derka trzas sa. Zagrzól wóda i zaczął ja mëc. Przëlożil do lësënë raka i zdówalo mu sa, że ona mó gorączka. Szed do wsë. Zazwónil, że gó nie mdze witro w robóce. Mó gripa. A ti sa tak zdzëwilë, bó Derka ód 25 lat nie bél chori. - To wszëtczich czedës zmógnie - kómen-towelë. Ön drawówól pód dodóm, a na gwiózdka z nieba zaczął dozerac. Na drëdżi dzeń sa ji pitó, jaczé mó miono, a óna, że Sabe, że ja wërzucëlë z trupë taneczny i tak óna ósta, i szła przed se. On sa ni móg nadzëwöwac, jak chtos móg wërzëcëc taką białka. Ön bë nigdë ji nie wërzucyl, to doch bél cud, zjawisko... Derka ödmlodniôl. Kupił so kolo, żebë do-dóm chutczi wrôcac. Sabe östa. Përzna ögarina w checzach, ale robota nie bëla ji nômöcniészą stroną. Lubiła tuńcowac na łące i kol jęzora. Calima dnia-ma sa tam przechôda. W klatë wplôta kwiatë i tuńcowa. A czej urodzëla dzeckö, Derka zaczął ji pomagać. Nosyl môlą na rakach. Kupiôl wözyk i pielëchë. Öb lato, pod wieczór, sôdôl na lawa kol chëczë. Pöpijôl z blaszanego bachra bimber. Wkól wönia macéjka i trzeszczelë sköczczi. Derka pödôl białce bacher, ale nôprzód wëjąl z niegö swójim grëbim pólca mucha, chtërna jesz nieporadno caplowa w nym topie. Sabe gö chwôca i so popiła. Terô sadła so do niego tak, że dotikelë sa lokcama. Na jegö öpôloné öd sluńca race, letko podniosłe sa wlosë. Öna jesz blëżi so sadła, a nie krëla, że to sa ji widzy. Derka pósmuknąl ja pö race, późni po włosach i gabie. Ta, jak kötka prażëla sa i drża pod grëbima pólcama chłopa. W roböce gôdelë, że Derka jakbë ödmlodniôl. Chódzy ogolony, ópróny, ale chcelë öbaczëc jegö szczescé. Ten jich nie zaprôszôl. Ni miôl czasu. Miôl co robic. Z jich smukaniô urodzëlo sa jesz jedno dzéwcza: takô môlô Derka. Marniészé jak to pierszé. Môlô Derka bëla rudawô i grëbô, a Sabina - drobnô, czôrnô i subtelno. Öbëdwie Derka köchôl jednako, chóc Sabe mili stroją „swöje dzeckö" niżlë jich. Mało co wszëtkö köl nich wëzdrzalo wiedno tak samo. Kóżdi dzeń bél jednaczi. Żëcé jich bëlo dopasowóné do cządów roku. Derka żdôl na lato, bó tej móg sa kóchac z Sabe na łąkach i nad jęzora, wszadze... Chłopi ze wsë baro mu zôzdroscëlë i z ny falszëwötë chödzëlë do ksadza na skarga: że jak to je möżlëwé, że Derka bez slëbu żëje, dzecy nie chrzcy, do kóscola nie chódzy... Ksądz nie chcól sa baro mieszać, ale czej ti napiérelë, że ju nie bëlo do wëtrzimaniô, tej gódól, że tam pudze a sa spito, co i jak. - Ale żebë jak nôrëchli, bó ti bezböżnoscë oni ni mogą zlëdacl -gódelë, a sami bë ród taką Sabe kóchelë. Ksądz sa tam wëbrôl, ale sóm wiedzól, że Derce të nie przegódósz, bó on nikogo nie slëchô. Dobri to bél człowiek: z nikógum sa nie wadzyl i za niczim nie czerowól, a że do kóscola nie chódzyl... Móże sa modlił pó swojemu? Abó on je górszi ód tëch, co do kóscola chodzą? - mëslôl ksądz. Czej ksądz do Derczi dolóz, zaró so sód na lawa kol chëczë. - Cëż to je za sztëk do czwórdanió! - rzek zamiast pöchwôleniô. Derka mu podoi raka i przëniós trzëli-trową kanka z bimbra, dwa blaszane bachrë i wórzta z sarnë, chtërna wisa w rojszerkómórze. Ksądz chatno sa ugóscyl. Pösënąl sa na ny lawie tak, abë i Derce bëlo wigódno. Gódól do niegó, co i jak, ale ten doch nie ödpöwiôdôl, blós jôd i pil. Nad rena ksądz szed pod do-dóm. - Jo doch wiedzól, jak to sa skuńczi -gódól do se, ale z ödwiedzënów bél baro zadowolony. Dzecë Derczi chödzëlë do szkölë w dludżich czitlach i zaplotlëch copach. Bëlë jinszé jak reszta szkólowników. Sabe ódprowódza je przez Lasową Droga, a późni pó nie przëchô-da. Tak dzeń w dzeń, jaż jednego razu one same ze szkólë przëszlë i bëlë tim baro zdzëwioné. Sabe ucekla. Derka óstól sóm. - Co sa ji mogło ódwidzec? - sa zastanówiól, ale nie nalóżól żódnégó wëtlómaczënku. Derka przëcyskôl skarnia do scanów i wil. Chcól, żebë w nim paklo serce i żebë ju wicy ni muszól sa temu przëzerac. Bél sóm. Wszëtkó go bolało. Czej wezdrzól na łóżko, widzól Sabe i to go jesz barżi tropiło. Öbwąchiwól ji lómpë. Smukól glódczé noga-wice i zaklódól na puczel ji chusta. Ta pócha, ji pócha, mia z nim ostać jak nôdlëżi. Zamikól óczë i jemu sa wëdówalo, że ona tu je, że sa do niegó śmieje i go óchli. Żëcé bez ni stało sa czims, czego ón nie rozmiól. Sluńce, chtërne tak kóchól, stało sa do niegó przeklatim zjawiska na niebie. Żëczilbë so, żebë öno żdzinalo z nieba, bö za köżdim jegö wzeńdzenim, ön muszôl sa z nim mordować. Sluńce, wedle niegö, bëlo czôrné, ale parzëlo gö tak mocno, że ni móg tegö zniesc. - Sabe, Sabe! - wrzeszczôl pö cëchu i dzar z se lómpë. - Pöj! Pöj! Ale jegö wrzeszczenie nick nie znaczëlo, bö chto on tam bél? Nick, zapadlô klëfta drzewa, mech, plisk... - Człowiek chce bëc blós człowieka: achtnio-ny përzna. Chöc czej czasa sa pötikô, a tej to doch nick nie znaczi, bö kóżdi mô klëftow ful pöd szpérama, blós glëpc rzecze, że je dobrze, a pudze dali. Derka miôl wiôlgą swiąda tego, co wkól sa dzejalo. Jaczenié a trzôsk w nim wszëtkö zajalë. Nie bél sobą. Zesta-rzôl sa chutkö, chóc do staroscë jesz mu bëlo dalek. - Sabe! - jaczôl, a jegö jaczenié bëlo glosniészé jak wëcé urmë wilków. - Le po cëchu! Wszëtkó tak pó cëchu... Pödchôdôl do pórtë i krzëczôl. Chlopsczé Izë są nié na placu. Ale on o to nie dból. Derka miôl doch jic prosto, równo... miól sa kóchac i umierać tak, jak mu bëlo pisóné. A tu... on stoji i krzëczi. Ön tęskni. - Të tu, Derka, zdechniesz! - rzekła mu Ju-liska, a urzeszëla kóza do bómë. Wlazła w checze i zacza zamiatać jizbë. Ötemkla ökna i wëmëla grôpë. Rozpôlëla pod piątą, pozbiera jaja w kurniku, óskroba bulwë i uwarzëla pôlnié. Późni lazła pó dzéwczata, chtërne skôkalë pó grëpach sana. - Na pôlnié! - rzekła i dzéwczątka póslëszno lazlë za nią. Julisce, chtërny le ósta kóza, bo budink sa ze staroscë zarwól, nie bëlo straszne żëcé. Wiele ju widza i dozna. Ni mia nikogo, chto bë sa nią zajął. Derka ó nic sa nie pitol. Przeszła, kó tej je. Tako białka. Chóc stôrô, to jesz przë rozëmie a sëłach. - Të muszisz lezc do robötë! - ona mu nakóza, ale ten nie wiedzôl czë móże na pórta óstawic, bó co mdze, jak Sabe przińdze zós pobito, tej chto ja zaniese do łóżka? Chto umëje?-Aj! Przegrzeszonó pamiac, chtërna tak wiele miescy w se obrazów. Jakbë to tak móg wzyc a wszëtkö z ni wësëpac. - Aj! -gôdôl. - Na co të sa tak tropisz! - spita sa Juliska. - Kó to doch kóżdi wie, że to, co dzëczé, të nie óswójisz, chóc bë nie wiém co. Dzëczé je dzëczé! Ni ma taczi klótczi ani szpósów na to. Të le sa możesz ceszëc, że të to dzëczé miól. Sztót bó sztót, ale to wiedno lepszi nen sztócëk jak nic, bó niechtërny ni mają nick. Jima blós le sa tak zdówó, że oni kógós dobrégó trafilë, a tu klops! Cepli plińc! Wszëtkö pod waserwôga: póuklôdóné, „równe". Żëcé jakbë centerfugą ódmiérzôl. Blós le dój jima përzna wëpic, tej to z nich wëchôdô, te jich niespełnione widzadla. Co oni bë chcelë robie w nëch wërach i jak, a czego jima nigdë nie mdze dóné ani doznać, ani nawetka óbezdrzec. Tak të sa ju nie jiscë, bó të miôl Öchlëca zlapóné z Dobrégö Jęzora. A ta, jak të wiész, nie je dlô zwëczajnëch śmiertelników. Ona le blós kol sw. Jana sa pökazëje a óchli chłopów, chtërny późni cali rok lezą jak ne scërze nad wóda a żdają do czerwińca. Boją sa jic w jezórną tófla wödë, bó wiedzą, że drogô Öchlëca kóże placëc za swój śmiech. A bez ji śmiechu ju żëc nie sposobno. Derka ja póslëchôl. Wlóz w checze. Zjód polnie, jaczé ona mia zrobione. Późni nalôl dwa topë bimbru i przëniós je na lawa. Juliska ju tam sedza. Wëjąl nokca z bachra mëga i ji pódól. Ta przekrzéwila, wzdrugna sa i rzekła, że to bëlo dobré. Na drëdżi dzeń óbcala dzéwczatóm copë, w chtërnëch bëlo ful zeschlëch kwiatów. Klatë podniosła i w piata: - żebë waji nie bólalë lëpë! - rzekła. Umëla jima glowë. Skrócą sëknie i nauczëla rzeszac kurpë. W scana wpra gózdz i przëwiesëla moli, często zżółkli a pószramówóny óbrózk Mat-czi Bósczi Östrobramsczi, chtëren wisôl kół ni czedës nad łóżka. -Terô jo jem doma! - rzekła. Adóm Hébel Białka wié, że mdze wiedno młodô MiLenials miast wLezc do robötë wëlôżô z kömförtzonë Bezrobotny wié że nié alkohol, le Ukrajińce mu robota wzalë Chłop robi te same fele w nowëch szczestlëwëch związkach Öni wszëtcë sa śmieją z dzecka co szło roztrabarcha gonie Adela Kuik-Kalinowskô Wiérztë Zëmöwi ptôch Czerwiony gilu, gilu - köralewi brzëszku na biôłim sniegu co żes të mie w dzóbku drobnym przeniósł? czerwioną gałązka głogu abö zôrenkö pszenice - zguba Lata möże? abö złoté mësLë öbuté w strzébrzny, mrozowi kwiat jeden le jeden strzébrzny kwiat malowóny w słuńcu zëmë skrzący skrama lodu co w bestré niebo wiedno zdrzec chce i rosce wiedno, wiedno w góra niedzela, pö kaszëbsczim zeńdzeniu, 13 XI 2016 Ti zëmë stari są nawetka ptôchë i chmurę. Möcnégö zdrowiô Dobrégö zdrowió Zdrowiô żëczimë. Dzura w płoce Mój śmiech Wënëkô przez nia Doma Z dodormu Do wiecznoscë. • -i •W■ ■4Ą im M .m, x $» Danka W tësacznëch twöjich jigłach Drzemie całô sëła chujköwégö żëcô Wösköwé krople żëwicëjesz nie scwiardłë Pôcha wiatru w twöjich jigLastëch żëłach Uspököjiwô Głabök w köżdą rësa skórë przenikô bë wiedno tim sarnim odwiecznym ritma Öddech wiecznoscë Swiatô mödLëtwa cëchötë Mödlëtwawidu i ubëtku Dac swiatu... Ta cëchösc Le w cëchöta Dô sa uczëc Czóle.J Wiôlgô nadchôdô noc Głabökô na tësąc sążni noc Cëchô noc W ubëtku noc Wszëtkö spi Wszëtkö zdrzi... Wesołé rimë Szari Bestri Nakrôpióny Mój rmulk uköchóny W mësLë jasné ÖbLeczoné Z kLëką w gôrscë Wprost przez pöla Urzmë, jarë I wądołë Nôprzód dali W cemny las Z krôsniatama Jeju czas Bë sa nasmiôc Do rozpuku Trzëmac brzëcha Puku,puku Po krëjomu Stuku, stuku Z ptôszatama I z mrówkama Z całim leśnym drobnym świata Żëc czej brat z brata Jic z redotą w żëcô lata Jak pón z brutką Chutkö, chutkö I zabôwiac sa Milutko W ritmie żëcô wesolutko Dominika Sypion Wiérztë Ödżin i wöda Ödżin to płom, chtëren w sercu kwitnie, Ödżin to kwiat gorący a wóda to usmiéwk ödżin to bratónk serca zôs woda to sostrzëna Tej raza to je jedna wiôlgô familio. „Krëjamnota" Mój köchóny. Të mie rzekł to w krëjamnoce. Jô Ce zagwësnia ö möji wiérnoce. To nie je Letkö trzëmac słowö. Möje wseczëcé bëło za möcné. Wszëtczim jem chca rzec, Że të mie köchôsz. Dësza Möja dësza ni mô cwëku Möja dësza krëje nienawiść Do tegö, chto mie köchô Chce uwolnić sa öd nieszczescégö Jednako ni möże Chcą żëc z sensa Leno nie wiém jak? Möja mësla krëje serce, Chto wié ten wié Chto nie wié ten niech sa nie dowié Jednako jô wiém, że gö kóchóm. „Miłota" Bóg to Öjc, chtëren miłota Wërôbiô i nama przeséłô Jak Lëst w budelce. Miłota to wseczëcé Do drëdżégö człowieka Miłotaje nôwikszô na całim świece, ALe téż w sercu Ten kögö köchómë Wiedno badze krótko nas. Czej o nim uczëjesz Lica zrobią sa czerwone I wiémë, że sa köchómë. Ida Cząjinô Wiérztë Smierc czarzbónie Mia zdżiną czarzéLnica...! Zdrzelë na nia przeczidłą tësącama strzélów! wzérelë czej bëła na umercym w trón dobëtô nicht nie widzôł cobë sa dwiga lékarzëła renë czemu terô busznô i urzasnô w wiôldżi snôżoce Köżdô kropla krëwi zamienia sa w czerwienny burztin Köżdô łza w burztin złoti... Ni ma dobëcô Nie öddëchôj ömónama w dërgöce czej krzikają nôbarżi utaconé mësië czej krzikają za köżdi zadóny szos w nym urzasnym môłczenim Straszlëwôje biôtka wseczëców... przeczidłô tësącama strzéLów jem dobëtô... ...Köżdą wëcygóm östróżno zasëpiwającë renë léczącyma zéLama mödLëtwë ...i klątwë 24 y- Móm cë lubiczka zadóné W szeptach wezdrzeniów zamikóm zôkLaca żëłama płënie wëgötówka z Lubiczka Drëch mój grzëmöt piorënë szmërgô w nôwëższé drzéwiata Wëproszcza sa ze wszëtczich zdżibniaców pödniesa głowa W damicach utaca móc köżdégö blôskniacô cobë cë światu wëkradnąc nie znajesz mócë zôkLaców nie znajesz gromistoscë mółczeniô Öczama cë zadóm Lubiczka... Bële nicht jiny Wëcygórm zeza céniów ódłómczi bLôsku renią mie pôLce wëpôdają z raków pôLą sa pód stopama Ucékóm w moje cénie i mroczi zatacywóm sa cëszënkó bë czëc czedë badzesz szukôł bëLe to nie béł nicht jiny bëLe të 25 Jô bë chcała miec wszëtkö öd razu... Z Zuzą Gleszczińską, jakô latos dobëła pierszi plac w konkursu „Twörzimë w rodny möwie" w kategorii klas gimnazjalnëch, gôdómë m.jin. ö ji udbach na pisanie, herojkach ji dokazów i kaszëbiznie. „Stegna": Skąd sa wzała u cebie pasjô do kaszëbiznë? Zuzana Glëszczinskô: Przede wszëtczim z dodomu. Jô tak to pödchwëca öd möji mëmë. A doma téż gôdô pö kaszëbsku? Czasa jo, ale wiacy pö pölsku. Wiele lat të sa uczisz kaszëbsczégö? Badze 6 lat z przerwania. Öd pierszi klasë? W pierszi i czwiôrti nié, a tak to jo. Në, ale kaszëbsczi béł ju rëchli? Czej jô mia 3 lata, jô rozmia gadać ju jaczés wiérztczi. A jak z pisanim? To sa zaczało öd czëtaniô ksążków i öd pisa-niô öpöwiôstków do szköłë. Jô lubiła to robie. A z kaszëbsczim to bëło tak, że chödzëło ö konkurs „Twörzimë w rodny mowie". I pierszi plac, jo? Jo, jem mia pierszi plac. Jô mëslała, że badze chtos lepszi w ti kategorii, bö jô bëła pierszi rôz w taczim konkursu na napisanie czegoś. Jem barżi z czekawöscë to zrobią, jô chcała öbaczëc, jak to je. Zachacëło ce to do pisaniô dali? Baro. Piszesz dali ö czarownice Hekse, ö jaczi jes napisała na konkurs? Pisza dali, ale nié ö Hekse, le ö Maji. Ona nie je obraza żódnëch möjich drëchów, ale pisza jakbë bëła möją drëszką. To je pomieszanie tegö wszëtczégö, co móm köl se i to twörzi całosc. Ale to nie je konkretno osoba. A skąd bierzesz udbë? Skąd Heksa? Nie wiém, czë jô möga ö tim gadac, bö to je pomieszanie szkólnëch, jaczich nie lëdóm za baro, i tak pöwsta Heksa. To je nôgörszi szkolny, jaczi möże sa trafie w szkole? Nôgörszi nié. Miôł bëc niemiłi, jaczégö nie jidze lubić. Prosto Heksa. A Heksa badze téż w przigödach Maji? Möże bëc, że jo. Terô jesz ji ni ma, ale mëszla, że badze sa pojawiać. A fantasticzné dzélëczi badą? Jesz nie wiém. Jô nie lubią pisać zgodno z piana. Robią jak lecy i partacza to w całosc. Nie chcesz so narzucëc jaczis konkretny témë na pöwiôstka? Nié. Nie chcą pisać wszëtczégö pösobicą. To ni mô bëc zaplanowóné do kuńca, a zbiérk lóznëch pöwiôstków ö dzéwczëcu w möjim wieku. W kaszëbsczi lëteraturze ni ma wnet nic dlô młodzëznë. Dlô dzecy jo, dlô doz-drzeniałëch téż, ale dlô młodzëznë za wiele ni ma. Wiele ju taczich historiów powstało? Póczi co raza 3-4. A pöstacjô Maji sa zrodzą w chwilë pisaniô na konkurs czë rëchli? Jô długo jem mëslała ó tim, co jô chcą pisać. W wiakszoscë mëszla rëchli ö pöstacji. Z Hek-są téż tak bëło. Tej udba ju bëła, jak jes zaczała pisac? Jo, ale jak móm przed sobą kluczplata, tej to płënie. To wszëtkö sa pöwiaksziwô. Jak widza, co jem napisa, tej móm wiacy udbów. A udbë na pöstapné pöwiôstczi ju są? Do mie udbë przëchôdają, jak sa cos gdzes dzeje i je to smiészné abö wôżné dlô mie. I tej mëszla, jak to opisać, wëcygnąc cos z tego. Kto cebie zachacył do pisaniô? Do konkursu „Twörzimë w rodny mowie"? Mój szkolny rzekł mie o tim konkursu, a późni jem poszła z tim do mëmë. Mëma mie za-gwësniła, że to dobrô udba. Nôgörszé je to, że jô bë chcała miec wszëtkó ód razu, żebë bëło perfekt, a to tak nie jidze. Je téż strach, że lëchö to napisza, że cos z kaszëbsczim nie pudze. Czedë ju napiszesz, wëdrëkujesz i czëtôsz, tej co czëjesz? Widzy sa to tobie? Zmie-niwôsz cos? Niewiele, ale kąsk zmieniwóm. Z Heksą tak bëło, że pierszô wersjo bëła dosc zmieniono. Ale ta kuńcowó wersjo na papiorze, jak jô ja przeczëta, to mie sa widzała. Nie chcała jem ji zmieniwac, bö bëła möja. Czej piszesz, pökazywôsz mëmie, drëchóm, co robisz? Mëmie. Drëchóm nié. Heksa jem pierszi rôz pökôza tidzeń przed kónkursa. Mój szkólny chcôł, bë jô przeczëta to przë klasę. Nie lubia tak publiczno. Jaczi béł ödbiér klasë? Bilë brawö. Czasa chtos pózni chcôł prze-czëtac, prawie jak jem dobëła pierszi plac, to sa jinteresowelë. A jak mëma zdrzi na twöje tekstë? Kritikuje? Kąsk jo, ale nié baro. Choć do Heksë sa przëczepia. Ale ji sa widzy to, co pisza. Twöja kaszëbizna téż? Móm stara wëbierac słowa, jaczé pasëją. Në i czasto proszą mëma ö pömöc. To dobré zdrzódło. Twöji drësze próböwelë sa domëslëc, chto je chto? Jaczima póstacjama są? O Heksa tak nie pitelë - oni wiedzą ó kögö chödzy. Przede wszëtczim pitelë ö Maja. Piszesz pöwiôstczi. A poezjo? Lubia poezja i czasto ja czëtóm, ale to jesz nie je czas, żebë wërażac nią sebie. Möże czedës... gôdôł Łukôsz Zołtköwsczi Zuzana Gleszczińskó Heksa Jem czësto öd se. Chodzą wcyg to w jedna, to w drëgą strona. Bezwiedno grëza nokce... Jo, jô wiém, to je brzëdalstwö. Leno co robie, pö prôwdze jô sa bója. A wszëtkö bez jedna, baro głupą i nieprzemëszloną ödpöwiesc. Zôczątk béł niedowinny. Nowi szköłowi rok, nowô klasa, nowô szkoła. Jô miała na to dosc namkłé. Na szczescé do ti sami klasë chödzëc mia téż Kinga, Marlena i nasza pôrka - Szi-món a Pioter. Tak so mëszla, że jich mëma muszi bëc baro za biblijnyma mionama. Ona sama je Sara, a ji chłop Abrahóm. Ti to sa ale dobrelë - ni ma co! Do terô wżerają na mia spödë łba, bo ani w Biblëji, ani w spisënku swiatëch nie stoji miono Maja. To dosc przi-kré, a do te jesz na gwës nie mdze sa jima widzała moja żeńba z Szimka. Nie mdze jin-szi radë - badzemë muszelë ucekac do Anglie, Niemców abó za wiôlgą wóda a tam so gniózdkó zakłódac. To möże bëc nôlepszô udba. Jegö tatk gwësno nie mdze za nama szukać. Musza leno spëtac Szimóna, co ón ó tim mësli. Jo, përzinëszka za wiele ó starszich mójégö mulka, a tec nié o tim jó prawie chcała... Tej może w kuńcu zaczna, jak sa słëchô. - Sójków Maja I - czëc je jaczis daleczi, cëzy głos. Jó nick. - Sójków Maja! - zós to samo. Je to ale upierdlëwé... Bë mógł nie mudzëc, czej spia. - Pszt, Majko... Maja. Maja! - chtos mie cygnie za raka. Mést Kinga. - Co të chcesz? Dôj mie pöku, jem czësto ap. Musza odsapnąć! - gôdóm do ni jedną nogą ju u Grzenie. - Heksa ö cos ce pitô. Lepi jak të sa ockniesz -gôdô zdëszonym głosa. Zarô, zarô. Heksa? To mô bëc jaczis wic? Tec to ta białka, jaką më miałë widzoné wczorô na ötemkniacym szköłowégö roku. Strzédnégö rostu, kąsk puklatô, przë se białka z östrim, dłudżim nosa. Całoscë heksowatégö wëzdrzatku dofulowałë czôrné jak pëk klatë. Zarô bëło widzec, że farwa görszégô zortu zdzeja-ła tëli, że terô bë mögłë robie za möpa na szköłowëch köritarzach. Do czësta. Në fe-lowało ji leno wiôldżégö, nadżartego kapelusza, lózëch a ködrowatëch lómpów i czôrnégö köta. Chöc to bë mie gö bëło baro żôl, czejbë muszôł prawie do ni przënôleżec. Taczi wëzdrzatk i takô munia - tegö köżdi bë miôł strach. Gladisa przë ni ni mô niżódnëch szansów. Në chiba, że jaczims cëda udô ji sa wëpiastowac na łësënie wiakszą bardówka. Z te to öna muszi bëc ale busznô. Bez całi czas pözérô na dzecë, jakbë öna chcą rzek-nąc: Zdrzijta leno, jak wëzdrzi prôwdzëwô heksmiss! Jô wstôwóm. Móm nôdzeja, że nie przë-uważëła, jak leża na łôwce. W ny szkole to sa nie słëchô tak cos robie. Jak to miôł rze-kłé wasta diro - szkoła z tradicjama, nôlepszô w ökölim, bla, bla, bla... Nicht naju nie prze-strzégôł, że mdą tuwö uczëłë heksë, jaczé jesz pamiatają zôczątk ti szköłë w 1919 roku. - Jo, wastnô profesor? - pöstapnô regla ti szköłë. Nie gôdô sa: „proszą wastnë" czë „proszą wastë", leno „wastnô profesor" abö „wasto profesorze". Wedle mie, to je to buten szëku, bö wejle tak pö prôwdze taczim profesora je jedurny szkolny od historie -wasta Szczëgel. Chiba köl 100 lat stôri. Historio dlô niego to jak pöwiôstka z dzecnëch lat. - Sójków Maja, jes to të? - zdrzi terô na mia swöjima môłima, wödnistima slépiama. - Jo, wastno profesor, to jô jem - rzekła jem grzeczno. Nie chcą miecjiwrówju na pierszi dzeń. - Proszą odpowiadać zarô, jak pitóm! Drë-dżi rôz wpiszą ju felënk na uczbie. Rozmie-jemë sa? - usmiéwô sa przë tim krzëwö. Nôprôwdzëwszô sadisticznô heksa. To mdą cażczé uczbë geografie. Wzéróm w niebo. A tak pö prôwdze to na lampa z przepôlo- ną widzec ju dôwno swiécówką. Zdôwô mie sa téż, że Kinga sedzy jakbë kąsk wërza-słó. Je bladszô jak wiedno. Może to bez te wszëtczé wëzdrzatköwé zmianë. Doszła do swiądë, że bez nową szkoła nót je öbmëslëc nowi „imidż". Terôzka wszëtkó, co wcygô na se, muszi bëc czôrné. Öna mô ju całą fóra czôrnëch köszulków z rockowima karnama, jaczich nawetka nie znaje. I to dlô jaczégös knôpa. Smiészné, ale móga ja zrozmiec. Jô bez Szimka nie zaplôtóm ju klatów w te głupé splotë. Ön mie gódó, że wëzdrza tej jak serotka Marisza. Jô nie wiém, co w ni bëło lëchégó, ale mëszla, że mu jidze ö tëch wszëtczich knôpów, jaczi mieszkelë raza z nią pöd jednym daka. - Tak je, wastno profesor - krziżëja pôlce. Niech mie mdze wëbôczoné to łżélstwö, ale nie wierzą, cobë przë möjim charakterze zgnilca całownégö, tak cos ni miało wiacy placu. Zdrza na drëchna köl mie. A matko, cëż öna je takô wërzasłô? Jô czëła, że heksa za baro drëszną nie je, ale żebë jaż tak sa bez nia trząsc? Alana! Jak ji te nodżi pëtlëją. Biédné dzéwcza. A Heksa ö tim czasu prawie bierze sa za maglowanie knôpa z pierszi łôwczi. Zarô przed nią. Je mie gö żôl. Në, cëż zrobić.... Öpiéróm sa o stolik. Wiele lepi. Trza sa ceszëc z te, że ta białka ni mô óczów wkół głowë... Zarô, zarô. Przëzéróm sa bajzlowi na ji głowie. Chwila, cëż to je? Czemu z ti szopë wëstôwô ökö?! Ni möże bëc. Wëcéróm óczë. Nié, ni ma. Cos mie sa przëwidzało. - Sójkówna! Jak sedzysz? Drëdżi rôz zwrôcóm cë uwôga - zarôzka jem prosto, jakbëm jaczi czij öd miotłë pöłkła. To prôw-da! To niżódné ömónë! Öna widzy to, co sa dzeje z tëłu ni! A matizernoga! Retujce mie! Prôwdzëwô heksa! - Sójka! Co jô rzekła? - terô ji głowa obrôcô sa o 360 stapieniów, a do te jesz z klatów wësuwô sa to trzecé oko. Troje môłëch slépiów wëcélowónëch prosto na mia. Tego je ju za wiele. - Wastnó je jakô nienormalno! - rëcza na całi gôrdzel. I to je nówiakszó fela. Naróz w klasę robi sa czësto cëchö. Wszëtcë wżerają prosto na mia. Wërzasłi do gnóta. A jó stoją i nick. Mój stółk? Dalek za mną. Stoją i zmieniwóm farwa na czerwoną. Heksa zdrzi na mia téż. Ta to je dopierze ale znerwówónó. Ju widza, jak cyskó sa na mia i rozszarpiwô sztëczk za sztëczka. Na co mie przeszło? Chcą przëbôczëc so chutkó jaczis spösobë na czarzélnice. Tec czëtała jem o tim slédnym czasa! W głowie pusto. To je ju mój kuńc. Öczë móm zamkłé i żdaja... Żdaja. I nick sa nie dzeje nadzwëkówégó. Wszëtkó je normalne. Niżódnëch óczów z tëłu głowë, niżódnëch obrotów ö 360 stapieniów. Jó spała. Pó prówdze to béł spik! A mariczné buksë! I co terô? Tak to prawie bëło. I wej terô stoją kol di-rektorsczich dwiérzów. We westrzódku są Heksa i móji starszi. Pewno móga sa ju óddzakówac ze wszëtczim, nawetka z mójim zdënka. Zamkną mie w jizbie na wiedno, a u ni to mda miała przechlapóné do kuńca szkółowi karierë. A żebë ce... To wszëtkö bëło tak prôwdzëwé! Dwiérze sa ótmikają. Móji starszi - nagórzony i czerwiony jak gulóczi -wëróstają przede mną. - Cëż je na cebie naszłé? - Tak cos do szkolny gadać? - zaczinają jedno bez drëdżégö. Zaczinóm dolmaczëc. Może zdënk jesz sa dó uretac. Zdrzą i cyskają nerwowe blósniaca. Moje argumenté kuńczą sa baro chutkó. - Majko, jó móga zrozmiôc - zaczinô tatk - köżdému może sa przëtrafic, ale wezże opasuj dzéwcza! I wej terô le wiôldżi jiwer z ti twóji niewëpôrzony gódczi dało. Sztrófa mdze na gwës! - ó tim to jó baro dobrze wiém. Tak flot nie mdze zabôczoné. Pierszi dzeń w szkole, a jó... szkoda gadać. I naróz czëja nënka: - Le Majeczkó, më ce chiba rozmiejemë -gódó jakbë kąsk cëszi i puszczo ókó do tatë. - Ta szkolno... jó sa ji boja. Ona je jak jako... heksa! A nie gódała jó? Karolëna Weber Cyszôk Arastné pöla samötné Öblokłé są badiną. Cyszôk môłi a strëpiałi ChLëchô tak z cëszkniącą munią. - Takô stolemnô samötaDługô skwiega na wietewce. Dze je żëcé, dze miłota?Nalazła nowégö miéwca? Wkół widzec je leno trëpë, Drëwającé tak w topielach, Kraté, sapöwaté drëftë, Z bruną brëżdżą w slédnëch môLach. Brëzga sëpie na pajeże Nëkającé bënë krza. Nen jaż w cemku całi dërżi, - Czë to wid, czë to nôdzeja? Przestôł chlëchac, szerok wzérô W ne pujczi z ukalënama. Łag möcny, czëje gö terô, ÖkaLô pajiczënama Ne kötë möckö a möcno. - Przeszła miłota jak wöLô. Spiéwô żużunka krëjamno. ŻôL pakł jakno bruzgöla Na czôrny wödze wseczëców. - Wid wrócył téż z nama tuwö, Më östóniemë köL mëstów Twöjich - mujknałë gö Lubkö. Wëbiegłë za urzët daLek Ne môłé, mökré pajeże. Równak żdanié dôwô to, że Wszëtkö wrócô nazôd do Ce. Artur Jablonsczi Prôwda czë fałsz? Krótkô polemika z Daniela Kalënowsczim Prôwda czë fałsz? Krótko polemika z Daniela Kalënowsczim Jô ö tim ju w „Stegnie" pisôl, że w osobie Daniela Kalënowsczégö, uczalégö badérë z Akademie Pömörsczi w Sztolpie, trafił sa Kaszëbóm bëlny czetińc naji lëteraturë ë ji zawölóny kritik. Wiedno rôd czëtaja jego recenzje, eseje ë nôuköwé prôce tikającé sa naji pismieniznë: liriczi, epiczi ë dramë. Z pokorą przejmują jegö udbë ë wskózë, ja-czé mô so umëszloné i jaczé dôwô kaszëbs-czim utwórcóm. Ni möga sa jednak zgödzëc, że leno jegö pözdrzatk na naja lëteratura je prôwdzëwi, a co piszą jiny, je falszowa-nim ji obrazu. Narzeszaja tuwö do artikla D. Kalënowsczégö pt. Bez fanfarów, jaczi tikô sa 10. numru „Zymku" ë bél w „Stegnie" z séwnika 2017 r. dóny smarą. Piszącë ö möjim teksce ö dzysdniowi kaszëbsczi proze, D. Kalënowsczi wëtk mie prawie taczi fałsz, jak téż dotk cziles jinszich sprów, jaczé uznôl za möje fele. Jô bë nie chcôl tëch slów tegö badérë ë kri-tika tak czësto bez niżódnégö kómeńtórza östawic ë móm nódzeja, co swóją polemiką ötemkna pógódka, jakô nie skuńczi sa blós na tim teksce. W tim falu Kalënows-czi napisól, że trudno mu je gatënköwö-stilisticzno ópisac, jaczégó ortu je ten mój articzel kritikówóny przez niego ë zaró na-zwól gó teksta esejisticzno-lëteracczim, cobë na kuńc jednak pókazac gó jakno cos „quasiakademicczégö". Móże to óstatné mó jaczis związk z mójima sztudiama dochto-rancczima, bó z sarnim teksta wiera nié. Ko „Zymk" nigdë nie bél pismiona nóukówim ë za taczim nawet nie szlachówól. Piszące articzel do tego cządnika, jó zaró przejął forma eseju, w jaczim bada chcól wëpöwiedzec swóje udbë z kaszëbską lëte-raturą sparlaczoné w sposób subiektiwny, ni mający z nóukówim óbiektiwizma nic póspólnégó. Daniél Kalënowsczi téż doch nié jeden tekt esejisticzny, nienóukówi, napisól. Nie rozmieja blós, dlócze mój pózdrzatk je falszëwi? Bó nie je jistny z roz-mienim Kaszëbów przez D. Kalënowsczégó? Wasce profesorowi nie pasëje móje widzenie pöstkölonialné. Pólószë óglowó nie lubią bëc za kolonizatorów bróny. Wolą pógódka ó „póstzależnoscë". A jó sa pitaja, jakó różnica tuwó je? Jeden a drëdżi diskurs traktëje ó kulturze panëjący ë ti, co je pód panowanim. Ni ma tu placu, cobë w ti ternie sa rozpisać, ale sygnie przeczëtac Jana Karnowsczégó Moja drogo kaszubska ë prze-zdrzec żëcową Stegna wikszoscë Mlodo-kaszëbów, cobë zrozmióc, w jaką starna szlë jich udbë ë deja. Jeden blós Aleksander Majkówsczi sa zmerkól, że ta jichnó parola Co kaszëbsczé, to pölsczé Kaszëbów w bisząg zaprowadzy. Tedë pózdrzatczi mogą bëc roz-majité, co nie óznacziwó, że chtos tu cos tak-sëje abó upóliticzniwó. Jeżlë ta sprawa je ju klór, to óstówó jesz jedno - mómë më prawo pisać ó swójich nie dulcza chwalbę, jak móże sa wëdôwô D. Kalënowsczému. Jô sa pitóm, jak wiele je dzysô Kaszëbów, co taczima sprawama, jak lëteratura, sa zajimają? Mómë më tej udawać, że naszich dokazów ni ma? Zabëwac ö nich w naszich tekstach? Rechöwac na to, że drëdżi badą ö tëch dokazach pamiatac? Pitaja sa, bö móm z tim tôczel. W tim falu, czej pisza ö dzysdniowi kaszëbsczi lëtera-turze, móm jô sebie pominąć, abó nié? Próbować wëwidnic swój pózdrzatk, abó nie? Pokazać calosc, abó blós përzna? Jó bë bél ród, czejbë jesz chtos - móże z tëch, co jich nôzwëska trocha wëżi sa pójawilë -chcôl cos w „Stegnie" o tim napisać. dokôzach, czë óstawic to drëdżim? Jidze mie A tak często óglowó, dobrze bë bëlo, cobë ó to, że przëszed taczi czas, czedë twórcë Daniela Kalënowsczégó ö kaszëbsczi lëtera- lëteraturë wzalë sa téż za pisanié ö lëteratu- turze pisanie, nie bëlo le jedurnym akörda rze. Kristina Léwna, Bóżena Ugówskô, Dark spiéwë ö ni. Niech akördë pokrewne mdą Majköwsczi, Grégór Schramke - to nôzwëska czëc ë niech téż të drëdżé, czësto jinszé, sa tëch, co twörzą kaszëbską lëteratura ödezwią. Móże tej mdzemë blëżi prôwdë, ë ókóma ö ni piszą. Jô naprôwda jaż tak abó téż co je falsza rëchli sa doznómë. ^lllilliillillllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllillllllllllllllllllllllllllllillillllllllllllllllllllllllllllllllllilllllillllllllllllllllllllliilllllllllllllllilllllllllllllllllllllillłllllllllllllłlllllliłllllllllllłlllłllllll^ | W gromiczniku 2018 roku mijô 110. roczëzna urodzeniô Józwë Brusczégö | | - bëlnégö doktora z Gôchów, méstra westrzôd gôdëszów. Z ti leżnoscë | | örganizowóny je könkurs na nôlepszą prezentacja kaszëbsczi gôdczi. § | W plestanim badą möglë popróbować sa dzecë i młodzëzna (kategorio | | klasów IV-VI, kategöriô kLasów VII i gimnazjalnëch, kategorio strzédnëch § | szköłów) a téż dorosłi. | 1 Nót je przërëchtowac jedna gôdka wëbrónégö kaszëbsczégö gôdësza, | | a tej ja przedstawić na binie 20 stëcznika 2018 roku w szkole w Lepiń- | j cach. Organizatorze - Zrzesz Szköłów w Lepińcach i tuwötészi part j | Kaszëbskö-Pömörsczégö Zrzeszeniô - bédëją téż specjalną nôdgroda | 1 za nôbëlniészi włôsny dokôz. | | Swöj udzél w przezérku möżna zgłosziwac do 15 gromicznika 2018 r. | 1 Regulamin i Kôrta zgłoszeniô jidze nalezc na starnie szköłë: j zslipnica@poczta.onet.pl | -niłiifiłiiiłifiiitiiiiiiifiiiiitiiiiiiiitiiiiłiiiiiftiiiifiiiiifiiiiiiiiiiiiiiMiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiMiiiiiiiiiiiłiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiłiiiłiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiit- Rôczimë na gôdczi do Lepińc 33 Dark Mąjköwsczi Piselë ö zwëkach, codniowim żëcym i szpörtach... Wiôldżi cësk na rozwij kaszëbiznë mögą miec lëteracczé könkursë. Jednym z tëch nôwôżniészich i nôstarszich je „Bë nie zabëc möwë starków" örganizowóny w rozmajitëch môlëznach pucczégö krézu. Latos ödbëła ja ju 25. edicjô tegö wëdarze-niô, jaczé mô miono bëlnégö nordowégö pisarza Jana Drzéżdżona. Tim raza równak autor „Twarzë Smatka" muszôł sa pödzelëc könkursa z jinym wôżnym Kaszëbą - Floriana Cenôwą. Nie je to dzywné - kö mijô 200 lat öd jegö urodzeniô, a swiato kaszëbsczi gôd-czi bëło prawie w Sławószënie, we wsë, gdze prziszedł na swiat budzëcél Kaszëb. Wiele tej bëło wspöminaniô dokazów Cenôwë, do-biwcowie dostôwelë jegö rzezbë, a niejedny z uczastników wëbiérelë dokazë ö usôdzcë „Skarbu kaszëbskö-słowinsczi möwë". Tra-dicyjno nôwicy równak pöjôwiato sa prozë Jana Drzéżdzona. Dzecë z nordë Kaszëb bël-no rozmieją recytowac jegö bëlacczé tekstë i dobrze znają (möże barżi jich szkólny) jegö utwórstwö. To, co je ösoblëwą wôrtnotą „Bë nie zabëc möwë starków", to recytacjo gwôsnëch tekstów. Köżdi z uczastników muszi napisać, a późni zaprezentować cos swöjégö. Latos rówizna tëch tekstów bëła dosc wësokô, co pödczorchiwôł w pódrechówanim przéd-nik karna öbsadzëcelów Róman Drzéż-dżón: Dôwno nie bëło tak wiele dobrëch gwôsnëch tekstów. Ösoblëwie widzała mie sa bókadosc öpisënków najich kaszëbsczich trodicjów i zwëków - gôdôł. Pö prôwdze ta-czich tekstów bëło wiele. Dzecë i młodzëzna udokazniwelë, że wcyg mają swiąda, że jist-nieje swiat ókróm globalnego czerwonego Miklosza z reniferama, elfama i jestku, co wëzdrzi jistno na kóżdim stole w Polsce. Hewó czile przikładów (to wëjimczi z tekstów o Adweńce, Godach i Zôdësznym Dniu): Jesz długo po wojnie w adwence wiele knôpów chödzëło z szopką ë śpiewało köladë. Méstrów öd budowaniô betlejem-sczi stajenczi z kumka ë figurkama nazé-welë szopkôrzama. Pö checzach chödzëlë téż maszkarę - młodi chłopi przezeblokłi za wszelejaczé zwierzata: köza, bocóna, miedzwiedza, konia, barana, kozła, krowa. Jich przëbëcé miało zapewnie bôkadosc ë dobri wzątk w przińdny rok. Nazéwelë jich: gwiôzdczi, gwiôzdorë, a na nordze panëszczi. Terô zjôwiają sa ju blós w wiliowi wieczór na uprôwianié swöjégö öbleczënku. (Aleksandra Budnik, kat. ki IV-VI) Mój Gwiózdór Më dwóje sa znajemë ju pora lat. Lëdze gódajg, że on przëchödzy blós rôz w roku do dzecy, że on na pewno jistnieje. Starszi bë doch nie dôwelë tak glëpasëch darënków. Jednak nim on mô przińc, jô wiedno pisza do ..... < Z u UJ h- un niegö lëst. W zeszlim roku jô chcą hulajnoga, ale późni jć> ja wëkreslëla, bô jô nalazla jedna w naji szafie. Na wszelczi przëtrôfk jô përzna rëchli glosno gôdóm, co jô chca öd niegö dostać. W kuńcu, czej ju prziszed nen czas, w dwiérzach staną! Gwiôzdór z wiôldżim miecha. Nôprzód mie përzna wëpitôl, co tam w szkole, doma, pôcerza, a nawet ô knôpów. Pötemu kôzôl poprawie stopnie i mëmce pomagać. Më so tak përzna pôgôdalë. Czej ön szed rut, mëmka mu rzekła, ze jak spötkô gdzes tatka, to mô mu rzeknąc, żebë kupil wôrzta a kostka masła. Ten Gwiôzdór to je gösc. Më sa bar o dobrze rozmiejemë. (Nadiô Joachimiôk Szpinda, kat. kl. IV-VI) Kaszëbi wierzëlë, że w Dzeń Zôdëszny lëdze pö smiercë przëchôdajg na swöje grobë. Göspödëni plotła taczi wińc z danczi, co sa nazéwô lebensbaum. Pieklą téż dzeń przed Wszëtczima Swiatima brótë chleba, chtërne dzecë rozdôwalë biednym, a ti mielë sa mödlëc za dësze cziscowé. Swiéce na grobach zwóné bëlë „wiecznym wida" i sq ulgą dlô dëszë. W Zôdëszny Dzeń przë swöjich grobach gromadzëlë sa dësze, chtërne mialë wińc pö pôlniu z czisca. Lëdze żëjącë mödlëlë sa przë grobach, gôdalë różańc, a dëszë bëlë wëbawioné (...) Kaszëbi nigdë ni mielë strachu przed smiercą. Wiedno gôdalë, że köżdi umrze, czej jegö czas przińdze. Leno trzeba pozałatwiać wszëtczé swöje wôżné sprawë. (Magdalena Kunc, kat. kl. IV-VI) Wiédza ö zwëkach to przede wszëtczim brzôd robötë szkólnëch kaszëbsczégö jazëka. Jich prôca je téż widzec, czej zdrzi sa na pisënk. Na gwës, ösoblëwie w nômłod-szich klasach, to nié dzôtczi same miałë stara ö pöprawnota grafie. Wiele uczastników pisało tekstë, jaczé szlachöwałë za gôdkama. Zdôwô sa, że za czile lat niejedny z nich mögą miec nôdzeja na nôdgrodë we wielewsczich turniérach gôdëszów. Rozmielë wej nié leno usadzëc czekawé tekstë, pasowné do jich wieku, ale téż bëlno je rzeknąc na binie. Téma colemało bëła spartaczono z codniowim żëcym, z pier-szima planarna na przińdnota. Jednégö dnia më jachalë do cotczi Barnadétë do robötë. Tam jô widza, jak ona paradno białkom wlosë uklôdô, bö cotka je frizérką. Wa ni môta pôjacô, jak mie sa to widzalo! Od tego czasu jô sa dërch bawia pupama ë robią jima (...) końscze ögönë, plota copë. Nawet-ka mëmka i tatk przińdą sa do mie uczosac. Jô nie cygna za klatë, jô musza bëcfachowca, bó ôni bë wicy do mie nie przëszlë. Nówiacy ucechë jó miała, czej jó mögla uczosac möja óma na bal seniora. Milsza wama rzec, że to mie dosc dobrze weszło. Moja óma wëzdrza-la jak pupa! Nënka sa śmieje a mie pöwiôdô: të gwësno östóniesz tq frizérką. (Wiktorio Kriża, kat. ki IV-VI) Jednégö dnia nasz tósz wëpuszczil sa za kota, a ten niebörôk wlôz/ na nôwiakszą bóma i nijak ni móg zlezc. 'A jenë jo! Jak mie bëlo jego żôl. Nie bëlo jiny radë jak prosëc ö pomóc naszich strażaków. Öni zarôzka przëjacheië, wëcygnalë z auta wiólgą dróbka i za sztót kótk bél w dole. Nie waralo dlugó, a oni zós mielë ful race robótë. Bez te deszcze kol sąsa-dów w sklepie nalazlo sa ful wódë. Strażacë pómpg ta całą wóda flot wëdostelë. Czej jó widza, jak wiele lëdzóm oni pómógają, ma z bracyną téż chatno zapisalë sa do straże. Më sa dopiérku uczimë: chódzymë na zbiór-czi, a tam je pórządk - muszimë wiele trenować, bo më jezdzymë na zawódë. A dosc dobrze nama jidze. (...) Jó jem baro busznó z tego, że jó móga bëc strażaka. Jó nie jem gorszo ód knópów. Bracyna mie rzek, że jó jem czasa nawetka lepszo ód jego drëchów. (Agata Lessnau, kat. kl. IV-VI) Nôbarżi öbsadzëcelóm uwidzała sa gôdka Małgorzatę Migöwsczi ze Spödleczny Szköłë w Pilëcach. Szło to hewö tak: Gwiżdże w Strzelnie We Wilëja Godów i Nowego Roku w Strzelnie, wsë na nordze Kaszëb, z chtërny póchódzy moja kóchónó nënka, je zwëk chódzenió panëszków, jinaczi zwónëch gwiózdka-ma. Wëzdrzi to tak, że pôra abó póranósce mlodëch lëdzy a richtich beńlów przezeb-lókó sa w rozmajité obleczenia, taczé jak: dióbel, jinaczi zwóny purtka, mólpa, bócón, miedwiédz, kamél, koza, kóń, gwiózdór, baba i dżód, i chodzą ód dodomu do dodomu z wiesolą muzyką ë tuńca, żëcząc wszëtczim zdrowiégó ë szczescégó, a lëdze za to wrzucają jima dëtczi do biksë. Czedës móji ónklowie téż chódzëlë z panësz-kama. Nóstarszi brat móji nënczi bél prze-zeblokli za konia, a mlodszi za dżada. Nieróz przëdarzalë sa jima rozmajité przigódë czë przëtrófczi. Jednego roku ónkel, co bél za konia przezeblokli, zaczął tancowac kol jed-nëch lëdzy na pódwórzim na daku ód szamba, a nen bél przetrëpiali i sa pod nim zlómil. Na szczescé drzewiany kóń, na chtërnym ónkel sa trzimôl, bél tak dludżi, że go uretól przed wpadnienim w no szambo. I terózka je co wspominać. Na szczescé dzysdnia w Strzelnie je ju kanaliza i nicht do żódnégó szamba nie wpadnie. A më co roku jezdzymë do starków i przëzérómë sa panëszkóm. Je to po prówdze czekawi i wie-soli zwëk. Jak je widzec, młodô autorka sparłaczëła tuwö öpöwiôdanié ö zwëkach ze szpörta, gôdką i familijną historią. I jesz jeden tekst, tim raza baro pöwôżny. Taczich öbczas latoségö konkursu bëło dosc mało. Nie je to möże nick, co ödkriwô wiôldżé krëjamnotë, ale pökazywô, że w młodëch lëdzach je wiele wrazlëwötë na krziwda i cerpienié. Chöcle dlôte wôrt pöchwalëc autorka. Pies je nôwikszim drëcha człowieka. Kôżdi to wié, le czasö pies, chtëren miôl bëc naszim drëcha, stôwô sa niewolnika. Na wsach czasto widzymë taczi öbrôzk: pies urzeszony do budë, wiele razy dzurawi na dwamétrowi czédze. Lëdze tegö nie widzą, bö to je normalne, pies mô piłować dodomu, jesc néżczi z pôl-niô i wiedno bëc pöslëszny swojemu panu. Niechtërny zabiwają, że zwiérz téż brëkuje so rëszac, wëbiegac, co nie je möżlëwé, czedë calé żëcé je urzeszony. A co sa dzeje ob lato? Lëdze wëjéżdżają nad mörze, w górë abö za grańca. A co zrobić z psa?„Më doch ni möżemë gö wzyc met" - taczé słowa gôdô co drëdżi człowiek. Jedny öddôwają swöje psë do sąsôda pôd opieka abö do hotelu dlô zwierząt. Nié köżdi rów-nak tak robi. Sq taczi, co nie rozmieją sa zachöwac pö lëdzku i zrobią wszëtkô, bë so pözbëc kłopotu. Östôwiają zwierzata na drogach, wërzucają z autów, skazëjąc je czasto na smierc. (...) Mój wuja nalôz w lese urzeszonégö do bómë mlodégö psa i wząn gö dodóm, bó ni móg postąpić jinaczi, a moja szkolno mó u se môlégô psa, chtërnégö wërzucëlë z auta. Czemu jedny mogą, a drëdżi nié? (Katarzëna Rambiert, kat. mésterskô) Winszëjemë wszëtczim autoróm tekstów, bö w wikszoscë je w nich widzec wiele robötë. A na kuńc lësta dobiwców latoségö konkursu „Bë nie zabëc möwë starków". KI. I-III sp. szk.: 1. Agata Böszke (Sp. Szk. w Swôrzewie) 2. Jarosłôw Bisewsczi (Sp. Szk. w Pilëcach) 3. Sandra Wrońsko (Sp. Szk. w Pilëcach) Wëprzédnienié: Bartosz Bisewsczi KI. IV-VI sp. szk.: 1. Agata Lessnau (Sp. Szk. w Swôrzewie) 2. Wiktorio Kriża (SP. Szk. w Swôrzewie) 3. Adrianna Bulczak (Sp. Szk. w Starzenie) Wëprzédnienié: Nadiô Joachimiak Szpinda (Sp. Szk. w Pôłczënie) KI. VII sp. szk., kl. II-III gimn., szköłë wëżigim-nazjalné: 1. Dorota Gappa (Sp. Szk. w Starzenie) 2. Zuzana Szczegielniak (Sp. Sk. W Celböwie) 3. Paulëna Hébel (Sp. Szk. w Celböwie) Wëprzédnienié: Juliô Sköczke (Sp. Szk. w Żarnowcu) Méstrowie: 1. Katarzëna Rambiert (Öglowösztôłcącé Liceum m. Żeromsczégö w Pucku) 2. Kamil Lessnau (Sp. Szk. w Starzenie) i Magdalena Rigga (Sp. Szk. w Darżlëbim) Könkurs ödbéł sa 1 gödnika 2017 r. Östôł zörganizowóny przez Muzeum Pucczi Zemi. Medialny patronat trzimała nad nim „Pomeranio", a ösoblëwie ji lëteracczi do-dôwk „Stegna". 37