Głos Pomorza www.gp24.pl Słupsk»Ustka Piątek 6 października 2017 głos słupska ziś w Magazynie Reporterów Stary Rynek musi ożyć i musi z historii czytaj na str.iv-v być już nowy... O wizjach dotyczących serca miasta i dumie mieszkańców Gdy szkoła nie może, rodzic pomoże ► Krzysztof Lis i jego niepełnosprawny syn Wiktor w maju przeprowadzili się z Warszawy do Słupska. Chłopiec uczy się w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. Pan Krzysztof, by pomóc nie tylko swojemu synowi w nauce i rehabilitacji, zasponsoworał placówce tablicę multimedialną. A ponieważ z 10 tysięcy złotych darowizny jeszcze sporo zostało, klasa Wiktora będzie miała dodatkowo nowe meble. W tej szkole pomaga jednak wielu rodziców. STR. 4. (dmk) Ustka REKLAMA DRZWI • OKNA • KARNISZE • PANELE • ROLETY Produkcja i montaż - rolety materiałowe - moskitiery - plisy - rolety dzień i noc Sprzedaż drzwi polskich producentów z montażem 8% VAT - zewnętrzne metalowe i drewniane - wewnętrzne Okna PVC z montażem na 8% VAT Karnisze metalowe i drewniane Listwy wykończerfiSle PVC, drewnia Panele podłogowe Artykuły wyposażenia wnętęź j M im Ul. Jagiellońska 18,76-270 Ustka Pon. - pt. 8-17 sob. 8-13 tel./fax 59 8461427 | tel. 605898035 | tel. 669548863 | e-mail: decormix@wp.pl 007506185 02//tygodnik DRUGASTRONA Głos Słupska Piątek, 6 października 2017 ► W sobotę. 30 września, odbył się I Słupski Półmaraton pt. „Biegiem doJantara". Zawodnicy Od redaktora głos słupska ADRES REDAKCJI Słupsk, ul. Henryka Pobożnego 19 www.gp24.pi, e-mail: redakcja.gp24@poiskapress.pl «. » * * *f- ' ■T.T . • * * .? ■i REDAKTOR NACZELNY GŁOSU DZIENNIK POMORZA Krzysztof Nałęcz krzysztof.nalecz@polskapress.pl REDAKTOR PROWADZĄCY Piotr Peichert tel. 59 848-81-00 piotr.peichert@polskapress.pl BIURO OGŁOSZEŃ Słupsk ul. Henryka Pobożnego 19 al. Sienkiewicza tel. 59 848 8103 . BIURO REKLAMY Słupsk, ul. Henryka Pobożnego 19 tel. 59 848 8101 DZIAŁ ONLINE Słupsk, ul. Henryka Pobożnego 19 tel. 59 848 8101 PRENUMERATA tel. 94 347 35 37 POLSKA PRESS WYDAWCA Polska Press Sp. z o.o., O. Koszalin 75-004 Koszalin, ul. Mickiewicza 24, www.gk24.pl, PREZES ODDZIAŁU Piotr Grabowski DRUK Polska Press Sp. z o.o. ul.Słowiańska 3a, Koszalin PROJEKT GRAFICZNY Tomasz Bocheński lub przesłąć pocztą na adres: „Głos Pomorza", ul. Henryka Pobożnego 19,76-200 Słupsk z dopiskiem SERDECZNOŚCI. Życzenia dla najbliższych i zdjęcia można też przesłać na adres: daniel. klusek@gp24.pl •Imię i nazwisko nadawcy podpis Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych dla potrzeb .Głosu Pomorza" zadnie z ust z dn. 2&08.1997r. o ochronie danych osobowych. Dz,U,nr 133 poz. 883. "r" ł n V" , £łV V 1 f r II • słupsk + MAGAZYN REPORTERÓW Głos Słupska Piątek, 6 października 2017 Mud Max wraca do Doliny Charlotty Już 14 października Dolina Charlotty stanie się centrum biegów ekstremalnych. Tego dnia odbędzie się Mud Max, czyli bieg przełajowy z wymyślnymi przeszkodami Zawody Wojciech Frelichowski wojciech.frelichowski@gp24.pl W Dolinie Charlotty będzie to druga edycja tej imprezy. Pierwsza odbyła się w czerwcu i zgromadziła 700 uczestników, którzy przyjechali z całego kraju. Mud Max to nazwa biegu przełajowego z przeszkodami. Jednak nie jest to zwyczajny bieg przełajowy. W poprzedniej edycji trasę poprzecinano ekstremalnymi przeszkodami. Śmiałkowie musieli przebiec dystans o długości 7 kilometrów, na którym mieli do pokonania ponad 40 wymagających przeszkód. Na uczestników biegu czekało m.in. brodzenie w wodzie i błocie, wspinanie się po linach i na wysokie ściany, czołganie się pod zasiekami, podbieg w amfiteatrze z workiem z piachem na plecach, pokonanie pola opon ułożonych jedna obok drugiej, czy wreszcie przeciągnięcie opony od ► Śmiałkowie musieli przebiec dystans o długości 7 kilometrów, na którym mieli do pokonania ponad 40 wymagających przeszkód traktora. Do tych 40 sztucznych przeszkód dochodzą jeszcze przeszkody naturalne, czyli podbiegi, rowy, strumyki czy powalone drzewa. Była także kilometrowa trasa Mud Max dla dzieci. 14 października w Dolinie Charlotty poszukiwacze adrenaliny będą mogli znowu zmierzyć się z ekstremalnymi przeszkodami. Tym razem do przebiegnięcia będzie trasa o długości 8 kilometrów. Będzie na niej czekać 30 przeszkód, dużo błota, rzek i górskich podbiegów. Organizatorzy zapowiadają również przeszkody specjalne, takie jak: multiring (nowość na Mud Maksie), trice-ratops, 4-metrowe skosy, 30- metrowy koala nad stawem, hybryda kombo z czterech elementów do pokonania, latawiec, czyli przeskoki przez drążki. Tak jak przy poprzedniej edycji będzie też Mud Max Program Mud Max Sobota, 14 października • godz.830- otwarcie biura zawodów • godz.lO-start fala Master kobiety • godz. 10.15 - start fala Master mężczyźni • godz.1030- start fale Open (kolejne startują co 30 minut) • godz.1230- dekoracja zwycięzców Master • godz. 14.30 - dekoracja zwycięzców Open Kids, czyli specjalna trasa z przeszkodami dla młodszych ekstremalnych biegaczy. Każdy z uczestników otrzyma na mecie zasłużony medal. Organizatorzy imprezy podkreślają, że nie liczy się zdobyte miejsce, ale przede wszystkim dobra zabawa. W Mud Maksie prawdziwym wyzwaniem jest pokonanie samego siebie i własnych słabości. • ©® Na rowerze. Trzy razy W. czyli wczesnojesienny wypad wielowątkowy Podążamy w kierunku północno-zachodnim. Wczesną jesienią ciągną tam klucze dzikich gęsi i żurawi, uciekających przed zimnem. Ireneusz Wojtkiewicz wojtkiewicz@ct.com.pl Zachciewa się podążyć w kierunku północno-zachodnim. Wczesną jesienią ciągną tam klucze dzikich gęsi i żurawi, uciekających przed zimnem nadciągającym z północny. Pod słupskim ratuszem, gdzie resetuję licznik, też biorę kierunek odlotowy, czyli na Bierko-wo. Przystanki jakoś same się zaprogramowały, jako nowości obranej trasy i jako signum temporis, czyli znak czasu. Pierwszy wypada już po 600 metrach na rondzie Staromiejskim, u zbiegu al. Sienkiewicza z ul. Kopernika, Grodzką i Kilińskiego, gdzie przed trzema tygodniami zainstalowano wypożyczalnię rowerów. To taki lokalny, wdrażany już od wiosny w Szczecinku tamtejszy produkt, promowany jako system roweru publicznego, który ma się rozwinąć w całym kraju. Słupska stacja rowerowa, którą obserwuję codziennie, liczy sobie 12 rowe- rów typu miejskiego. Takich sobie - dość lekldch dzięki aluminiowej ramie, zaopatrzonych w głębokie błotniki i bagażniki, posiadających trzystopniowe przerzutki na tylnej osi. Pojazd na zakupy i przejażdżki po mieście, ale nie widać, żeby miał chociaż słabe wzięcie. Użytkownicy mówią, że system aplikacji - polsko- i angielskojęzyczny - wymagający uprzedniej rejestracji na stronie internetowej oraz wpłaty zaliczki czy wadium przynajmniej 10 zł tytułem wypożyczenia na pojeżdżenie w sumie trzy godziny - jest zbyt skomplikowany. Zwłaszcza dla cyklistów, którzy mają kłopoty w posługiwaniu się kartami płatniczymi i internetem. Rekomendacja użytkowników tych jednośladów, że największą zaletą tej stacji jest to, iż nie trzeba mieć własnego rowem, jakoś nie trafia do przekonania. Zobaczymy, jak rozkręci się ten system roweru publicznego w Słupsku. Póki co z Koszalina płyną wieści, że tam kończą budowę wielokilometrowych ścieżek rowerowych w różnych kierunkach i uzyskano kolejne miliony euro na następne. My też możemy się pochwalić, że z zamierzonej 20-kilome-trowej trasy rowerowej Słupsk - Ustka mamy 200 metrów ► Stacja rowerowa w centrum Słupska okazała się niezbyt odlotowa w Bydlinie, przy nowym moście na Słupi. Kogo w tym momencie łańcuch łapie za gacie, niech jedzie prosto na wspomniane Bierkowo. Trasa wiedzie bezdrzewną ul. Wolności, przez wiadukt kolejowy o schrzanio-nej, sypkiej nawierzchni, ale po trzech kilometrach tej miejskiej jazdy mijamy rondo na ringu u zbiegu ul. Rejtana i al. 3 Maja (dawniej Nadmorskiej) i wjeżdżamy w szpaler starych drzew. Wiekowe klony sypnęły na ziemię listowiem, które chrzęści pod kołami. Jak co roku o tej porze te wczesnojesien-ne odgłosy koją nerwy - sami się o tym przekonacie, gdy macie myśli zaprzątnięte czymś, co się nie udało, nie wyszło, co wkurza itp. Następuje stopniowe wyciszenie i już prawie bezstresowo dojeżdżamy do stacyjki rowerowej w Bierko-wie, aby stamtąd dokręcić jeszcze parę kilometrów według drogowskazu „Przystanek rowerowy". Znajduje się nad wiejskim, zarastającym bajorkiem. Pusto tu i cicho. Okazała tablica informacyjna głosi: „Staw - przystanek rowerowy. Prastare gawędy głoszą, że staw ten niemal od zawsze służył mieszkańcom Bierkowa za miejsce wypoczynku. Jedną z takich gawęd zasłyszałem tu, siedząc kiedyś przy ognisku: Noc Kupały nadchodzi, nad stawem cicho, leniwo. Przyszedł tutaj wędrowiec i wziął w rękę kszesiwo (...)". Błąd ortograficzny jak byk z tym „ksze-siwem", w słownikach języka polskiego, ortograficznym i staropolskim jest „krzesiwo". Ale co tam ta... rozpałka. Jedynym lokatorem tego bajorka jest kaczka, więc to żaden „kaczy-stan". Kaczka o upierzeniu plamistym, bliżej nieokreślonym, do której znakomicie pasuje sławne określenie, że białe jest czarne, a czarne jest białe. Nie tylko z tego powodu Bierkowo zapada mi w pamięć. Na drogę powrotną wybieram trasę częściowo śródpolną, mijając z prawej dolinę rzeczki Moszczeniczki. Jesienne prace polowe, zwłaszcza wykopki ziemniaków, na całego, podczas gdy po drugiej stronie ktoś o żniwach chyba zapomniał, bo hektary zarośnięte zbożem. Wjazd do Słupska od północno--zachodniej strony niezbyt przyjazny dla cyklistów, bo między ul. Legionów Polskich i Marii Zaborowskiej a ścieżkami rowerowymi na ringu są przerwy. Taka przerwa, która od dawna się prosi o zagospodarowanie, jest też na ul. Dmowskiego, pomiędzy skrzyżowaniami z ul. Andersa a Szczecińską. Ciągnie mnie znowu w okolice wspomnianej wypożyczalni rowerów, ale nie tylko po to, aby zamknąć pętlą ten ponad 20-kilometrowy wypad. Wracam w miejsce na al. Sienkiewicza, gdzie w okresie międzywojennym był sobie stawek podobny do bajorka wBierkowie. Na starej fotografii widać, że tutaj też szarogęsiła się pewna kaczka. Z tamtych czasów uchowały się dwa drzewa, uznawane dziś za pomniki przyrody: okazałe buki zwyczajne, przy czym tylko jeden jest oznakowany tabliczką z godłem. Oba rosną za pomnikiem Henryka Sienkiewicza, który stanął na piedestale po Otto von Bismarcku. Przydałby się w tym miejscu jakiś werset dla potomnych z twórczości H. Sienkiewicza. Może z „Quo vadis", czyli „Dokąd idziesz". A może lepiej odleć, bo już czas.# ©® Głos Słupska Piątek, 6 października 2017 Ekspert radzi Joanna Boroń joanria.boron@gk24.pl Coraz więcej osób decyduje się na spisanie testamentu. - Jak spisać ważny testament? Czy trzeba się wybrać do notariusza? - to pytania, na które coraz częściej odpowiadam na przykład podczas bezpłatnych dyżurów - mówi Małgorzata Zak-rzewska-Trusiło, radca prawny i nasz ekspert. Zdecydowanie najpopularniejsze są testamenty sporządzone przez notariusza - w formie aktu notarialnego w obecności spadkodawcy. Po odczytaniu przez notariusza lub inną osobę przez niego wskazaną treści aktu, zostaje on podpisany przez spadkodawcę. Jedną z form dysponowania majątkiem po śmierci jest testament allograficzny, czyli spisany przez osobę inną niż spadkodawca. W obecnych realiach jest to sytuacja bardzo rzadko spotykana, a to z powodu kręgu osób, które mogą sporządzić testament zamiast spadkodawcy. Należą do nich osoby sprawujące określony w Kodeksie cywilnym urząd wójta (burmistrza, prezydenta miasta), starosty, marszałka województwa, sekretarza powiatu lub gminy, kierownika urzędu stanu cywilnego. Jednak najprostszą formą jest testament spisany własnoręcznie. Spisanie testamentu nie jest takie proste Testament sporządzony własnoręcznie (testament holograficzny) stanowi jedną z najbardziej wygodnych i prostych form rozrządzenia swoim majątkiem na wypadek śmierci. Jego sporządzenie nie wymaga bowiem ani wizyty u notariusza i ponoszenia jakichkolwiek opłat, ani obecności innych osób (świadków). Co istotne, prawidłowo sporządzony testament holograficzny pozostaje tak samo ważny jak testament notarialny, także wówczas, gdy obejmuje on rozrządzenie majątkiem, w skład którego wchodzi nieruchomość. - Wydaje się zatem, że nie ma prostszego i tańszego sposobu na przekazanie całego lub części swojego majątku po śmierci wybranej osobie. Niestety, pomimo popularności tej formy testamentu, w praktyce zawodowej niezmiernie rzadko miałam do czynienia z dokumentami, które spełniały wymogi testamentu holograficznego - wyjaśnia nasz ekspert. Ręcznie, a nie na komputerze Jakie warunki powinien zatem spełniać testament własnoręczny, aby był ważny? - Testament własnoręczny, jak sama nazwa wskazuje, musi być sporządzo- MAGAZYN REPORTERÓW słupsk + • III Ważny testament tylko u notariusza? Niekoniecznie... Można go spisać samemu Jak spisać testament, by był ważny? Przestrzegając kilku podstawowych zasad w* )► Testament musi być spisany własnoręcznie, musi być też opatrzony datą ny w całości pismem ręcznym testatora (rozrządzający swoim majątkiem na wypadek śmierci). Użyte w ustawie sformułowanie „pismem ręcznym" oznacza bowiem, że osoba sporządzająca testament musi go w całości napisać własnoręcznie. Niedopuszczalnym pozosta-je zatem użycie jakichkolwiek urządzeń technicznych służących do pisania takich jak: maszyna do pisania czy komputer. Wymóg własnoręczności nie jest zatem zachowany wówczas, gdy testament został napisany na maszynie lub komputerze, a następnie wydrukowany i podpisany przez testatora, jak również w sytuacji, gdy testament sporządzi odręcznie inna osoba, a testa-tor tylko go podpisze - odpowiada. - Co ważne, testament własnoręczny może być sporządzony ręką, a jeżeli dana osoba jest kaleką - w sposób zwykle przez nią używany, na przykład nogą, ustami czy protezą. Podpis to coś więcej niż tylko formalność Podpis testatora pod testamentem pełni dwie funkcje, po pierwsze, identyfikuje osobę składającą oświadczenie woli, po drugie oznacza, że złożone oświadczenie jest ukończonym testamentem, czyli potwierdza wolę. Nie ulega też wątpliwości, że podpis osoby sporządzającej testament powinien być złożony pod rozrzą-dzeniami testamentowymi -na samym końcu dokumentu. Sam podpis dla bezpieczeństwa powinien zawierać pełne dane identyfikujące osobę fizyczną, tj. pełne imię i nazwisko. Wszelkie dopiski zawarte pod podpisem są nieważne, chyba że są także podpisane przez osobę sporządzającą testament. Oczywiście testator ma możliwość uzupełnienia i zmieniania treści testamentu holograficznego bez potrzeby sporządzania nowego, byleby tylko były one opatrzone podpisem i z zasady także datą ich sporządzenia - radzi Małgorzata Zakrzewska-Trusiło. Przy sporządzaniu testamentu warto zwrócić uwagę na to, aby był on czytelny dla innych osób. Ważność testamentu wyklucza nie tylko sporządzenie go szyfrem lub skrótami myślowymi, które uniemożliwiają ustalenie jego treści, ale także nakreślenie testamentu pismem nieczytelnym, a więc takim, które skutecznie uniemożliwi innym zapoznanie się z jego treścią - dodaje. Język nie ma znaczenia Dla ważności testamentu własnoręcznego nie ma znaczenia język, w jakim testament zostaje sporządzony, dopuszcza się bowiem sporządzenie testa- mentu w każdym, znanym spadkodawcy języku. Testament może być sporządzony na kilku odrębnych kartkach, przy czym dla jego ważności wystarczającym jest złożenie podpisu na ostatniej kartce, byleby pomiędzy poszczególnymi kartkami istniała więź materialna i intelektualna (tzn. wynikała kontynuacja zdania lub odniesienie się do wcześniejszej treści testatora). Bez daty testament nie jest ważny. Kolejnym wymogiem formalnym ważności testamentu holograficznego jest umieszczenie na nim daty. Nie ma przy tym znaczenia to, gdzie umieścimy datę, czy na początku, czy na końcu testamentu, czy też w samej treści testamentu. Nie ma znaczenia także to, w jaki sposób data została określona, jako data kalendarzowa z podaniem dnia, miesiąca i roku czy w sposób opisowy, na przykład: „w dniu moich sie- demdziesiątych urodzin" lub „w Dzień Bożego Narodzenia 2017 roku". Istotne jest tylko takie sprecyzowanie daty, by można było ustalić moment sporządzenia testamentu. -Brak daty w testamencie własnoręcznym pociąga za sobą w zasadzie nieważność testamentu. Zgodnie jednak z art. 949 § 2 k.c. brak daty nie pociąga za sobą nieważności testamentu, jeżeli nie wywołuje wątpliwości co do zdolności spadkodawcy do sporządzenia testamentu, co do treści testamentu lub co do wzajemnego stosunku kilku testamentów. Dla bezpieczeństwa warto jednak zadbać o to, aby testament zawierał oznaczenie daty jego sporządzenia - tłumaczy prawnik. Jeśli nie testament, to co? Testamenty są coraz popularniejsze, ale ciągle większość osób zdaje się na dziedziczenie ustawowe. Co to oznacza w praktyce? Do dziedziczenia ustawowego dochodzi w kilku przypadkach. Na przykład jeśli spadkodawca nie sporządził testamentu lub spisał taki, w którym powołał spadkobiercę do ułamkowej części majątku, na przykład do jego połowy - wówczas mamy do czynienia z tzw. dziedziczeniem „mieszanym", w części na podstawie testamentu, w części na podstawie ustawy. Również wtedy, gdy spadkodawca sporządził testament, w którym ustanowił wyłącznie zapisy na rzecz poszczególnych osób, albo gdy powołany spadkobierca nie może dziedziczyć (został uznany za niegodnego dziedziczenia) lub odrzucił spadek. W pierwszej kolejności po zmarłym, na podstawie ustawy, dziedziczą jego dzieci oraz małżonek. Dziedziczą oni w częściach równych, jednak część przypadająca małżonkowi zmarłego nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku. Czekamy na wasze pytania Macie problem dotyczący prawa pracy, cywilnego a może rodzinnego? Potrzebujecie porady eksperta? Czekamy na wasze pytania do prawnika. Piszcie do nas: akqa@gk24.pl • ©® IV • słupsk + MAGAZYN REPORTEROW Głos Słupska Piątek, 6 października 2017 Zdaniem władz miasta • Krystyna Danilecka-Wbje-wódzka. wkeprezdent Słupska, o potrzebie wyeksponowania odkryć na Starym Rynku: - Dzisiaj nie mówimy o ograniczeniach. O tym, że potrzebne są pieniądze, bo oczywiste jest. że będą potrzebne, by wyeksponować jakiś fragment. To budzi w nas ekscytację. To jest ciekawe. Wszyscyjeź-dzimy po świecie, widzimy, jak inni pokazują zabytki. Ale pamiętajmy, w jakim klimacie żyjemy. Czy jesteśmy w stanie zachować te zabytki, aby były dla nas atrakcyjne za lat 5. Tyle lat jesteśmy wstanie przewidzieć w naszym klimacie. Mamy przykład w Człuchowie i widzimy. jak to tam wygląda. Sprawdźmy, czy to, co odkryto w Słupsku, jest atrakcją historyczną i spójrzmy na to. że ma być to też atrakcją turystyczną. Chcielibyśmy na pewno wyeksponować odkrytą studnię. Jak? Zobaczymy. (GH) Zdaniem historyka • Dr Bronisław Nowak, słupski historyk: - Na Starym Rynku odkryliśmy fundamenty pierwszego ratusza. Miejmy świadomość, że byłto główny budynek w średniowiecznym Słupsku. Tu zasiadał burmistrz i radni, ale i przyjmowano gości. Tu spotykali się kupcy han-zeatyccy. Stąd tak duży zbiór monet w zasadzie z całego wybrzeża Bałtyku, w tym niektóre bardzo cenne. Ślady świadczą o słowiańskich korzeniach miasta. To charakterystyczny układ cegieł i znaki słowiańskich budowniczych. Wykopaliska dowodzą słowiańskiego charakteru średniowiecznego Słupska i jego bogatej historii. Jako miasta jednego z najstarszych w Polsce i równego wiekiem Gdańskowi. Jestem przeciwny, by w przyszłości pod rynkiem powstał parking podziemny. (GH) Zdaniem urzędników f? Krystyna Mazurkiewkz-Pa-lacz. kierownik słupskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków: -Dzisiaj trzeba jak najszybciej zabezpieczyć odkryte rzeczy, bo grozi nam katastrofo. Takie kontrowersyjne zakopywanie reliktów, o którym wspomniał archeolog, to jest najwłaściwsza droga. Zamykamy ten etap prac, aczkolwiek to nie jest koniec tego miejsca. To jest zakończenie etapu, by zacząć następny. Jest czas na to, żeby się zastanowić, jak ma rzeczywiście wyglądać ta przestrzeń Starego Rynku. Są dwie możliwości: zachowane rzeczy zosta- wić tak jak są, zakopane, i zostawić je tak dla potomnych, albo druga opcja - postarać się je wyeksponować. W zabytkach może toczyć się życie, przykładem ratusz czy kościoły. Trzeba tylko to dobrze zabezpieczyć(GH) Zdaniem archeologa • Mirosław Marczak, kierownik ekipy archeologów, która badała Stary Rynek w Słupsku: - Zasypanie tych fundamentów to jest najlepsza i w zasadzie jedyna metoda, by je zachować na później. Jeżeli decyzje zapadną takie, że te fundamenty z czasem będą eksponowane, to nic nie stoi na przeszkodzie, że będzie można je odkopać jeszcze raz. One będą zabezpieczone w taki sposób, że łatwo to można będzie zrobić. To moja taka uwaga, bo często słyszę obawy mieszkańców, którzy przez płot krzyczą do nas, byśmy to zostawili odkryte, bo boją się. że jak zasypiemy, to nikt nigdy już tego nie zobaczy. A co do samych odkryć, to teraz będą czekać na dokładne opisanie, a pytań mamy wiele. Mamy dużo monet, w tym jedną cenną z Meksyku. Ciekawe, jak trafiła na Stary Rynek. (GH) Badania wypuścfr __wm u m Stary Rynek musi Z miasta Słupsk Grzegorz Hilarecki grzegorz.hilarecki@gp24.pl Zacznijmy od historii. Handel na Starym Rynku odbywał się już w połowie XIII wieku wraz z powstaniem tutaj osady handlowej, o której pierwsze wzmianki były już wroku 1263. W1276 roku na czele miasta stał sołtys Werciberg. Stary Rynek powstał na miejscu wzgórza. W późniejszym okresie na jego środku powstał miejski ratusz. Najstarszym wizualnym dowodem istnienia ratusza jest wizerunek panoramy miasta umieszczony na mapie Pomo- rza Zachodniego opracowanej w latach 1612-1618 przez Eilhardusa Lubinusa, kartografa z Rostocku. Była to budowla gotycka swym wyglądem przypominająca ratusze innych miast pomorskich (jak choćby te w Morągu czy Malborku) z tego okresu. Wewnątrz budynku znajdowała się hala targowa, izba radnych, więzienie, archiwum, apteka, mieszkanie dla urzędnika. W1797 roku ratusz rozebrano, a w następnym roku wybudowano nowy, który przetrwał do 1902 roku. Fundamenty tych budynków odkopano. W ubiegłym tygodniu w Słupskim Centrum Organizacji Pozarządowych i Ekonomii Społecznej odbyła się otwarta dyskusja na temat Starego Rynku ^w Słupsku. Byli samorządowcy, historycy, archeolodzy, przedsiębiorcy, architekci i zaintereso- wani mieszkańcy. Dawno niebyło takiej frekwencji na spotkaniu w sprawie, która dotyczy zmian wmieście. Właśnie kończą się badania archeologiczne na Starym Rynku. Kończą się zasypaniem odkopanych śladów świetności średniowiecznego Słupska. Jak wielkie emocje one budzą, było widać podczas dyskusji, po której władze miasta muszą poskromić dżina, którego wypuściły z butelki, zgadzając się na wykopaliska. Teraz bowiem trzeba znaleźć sposób na przyszłe wyeksponowanie co ciekawszych znalezisk. Zdaniem słupskiego historyka dr. Bronisława Nowaka, który zaczął dyskusję, wykopaliska dowodzą słowiańskiego charakteru średniowiecznego Słupska i jego bogatej historii, równej Gdańskowi. Kierownik ekipy archeologów, która kopała na rynku, Mirosław Marczak mówił o konkretnych znaleziskach, monetach z basenu Morza Bałtyckiego, a nawet jednej z Meksyku. Co do odkopanych fundamentów, to są tam: pierwszy ratusz, który pewnie był z pruskiego muru, piwnice innych budynków, stara studnia, którą zabezpieczono tak, że da się łatwo wyeksponować. -1 to planujemy - zapewniła wiceprezydent Krystyna Dani-lecka-Wojewódzka, która była na spotkaniu. Giulio Caldeo, właściciel włoskiej restauracji Casa Italia, którą otworzył na rynku, mówił o swojej wizji przyszłości centrum miasta. - Mieszkam w Słupsku tyle lat, że czuję się słupszczaninem - zaczął Włoch. - W moim rodzin- Głos Słupska Piątek, 6 października 2017 MAGAZYN REPORTERÓW słupsk+ «V «i n ■ ■ ■ ■ ■ B ■■ ■ n| #i^| "W r%| it^ii w\ mjf %M£M Id m* UULdlVl >i być już nowy nym mieście w Italii też zrobiono rewitalizację, zaprezentuję ją, jako przykład. Przedsiębiorca roztoczył szeroką wizję zmian w centrum Słupska, a centrum widzi na Starym Rynku, pod którego powierzchnią, jego zdaniem, powinien powstać parking. To spowodowałoby większy ruch i zainteresowanie mieszkańców innych dzielnic, a w konsekwencji ożywiłoby rynek. Dodając do tego wyeksponowanie części odkryć dokonanych przez archeologów. Wszystko spięte z rewitalizacją ul. Mostnika oraz bulwarów nad Słupią, co jest planowane. Do tego dojście bezpośrednie z placu Zwycięstwa na Nowo-bramską. Z przedsiębiorcą zgodził się Mirosław Zwolski, architekt, który siedem lat temu robił wizualizację Starego Rynku i marzy o powrocie do starej, średniowiecznej linii zabudowy oraz obudowie podziemnego parkingu, w którego windach widziałby miejsce na wyeksponowanie ciekawych odkryć dokonanych przez ekipię archeologów. Jego zdaniem to dobry pomysł na to miejsce. Sceptyczni byli urzędnicy, którzy podkreślali duże koszty budowy parkingu podziemnego oraz problemy techniczne. - Jako jedyna w kierownictwie jestem za parkingiem - zapewniała obecna na spotkaniu wiceprezydent. Ale nie przesądzała, czy podziemnym, czy tylko przeniesieniem funkcji parkingowej z samego rynku na tył budynku Milenium. Wszyscy zgodzili się, że rynek musi być deptakiem, bez samochodów. Zdaniem Krystyny Danileckiej-Wojewódzkiej musi też tam być scena i rozwijana funkcja kulturalna. Obecni na spotkaniu słupsz-czanie podkreślali dumę z historii miasta. Cieszącsię zodkryćarche-ologów, mówili o swoich pomysłach na Stary Rynek. Wszyscy zgodzili się, że to miejsce musi ożyć Jednak pomysłów na to było mnóstwo i niektóre wykluczające się. A co będzie dalej? Po zasypaniu rynku pojawi się tam tymczasowa nawierzchnia, a władze mia-sta mają ogłosić konkurs architektoniczno-urbanistyczny na zagospodarowanie rynku. Wśrodęradniwspecjalnejuchwa-lezgodzilisięna pilne przeznacze-nienatencel20tys. zł, jako wstęp do przygotowania konkursu. A potem? Zobaczymy. przypomnijmy, że w 2000 roku zorganizowano ogólnopolski konkurs architektoniczny na koncepcję programowo-prze- Zdaniem restauratora • Giulio Caldeo. właściciel restauracji Casa Italia przy Starym Rynku: - Mieszkam tyle lat w Słupsku, że czuję się już słupszczaninem i dlatego zdecydowałem się na zainwestowanie w restaurację na Starym Rynku. W moim rodzinnym mieście w Italii też zrobiono rewitalizację, zaprezentujęją, jako przykład. Ożywili strefę centrum łącznie z rynkiem. Dzisiaj patrząc na te wykopaliska, widzę, że powinniśmy pogodzić dziedzictwo kulturalne, historię, ale też myśleć o przyszłości. Zwiększyć atrakcyjność naszego miasta. Mam koncepcję całościową zmian w cen- trum, tak jak to zrobiono w moim rodzinnym mieście. Myślę, że kluczem powinien być podziemny parking pod rynkiem. By wszyscy tu mieli dostęp i stąd rozchodzili się po całym centrum. Od ratusza po bulwary. (GH) strzenną zagospodarowania Starego Rynku w Słupsku. Zorganizowało go Stowarzyszenie Architektów Polskich, a główną nagrodę zdobyła firma Romankiewicz + Heck. Nagrody były wysokie (pierwsza 20 tys. zł), a prac było sporo. Były więc pomysły, co ma powstać na Starym Rynku. Niestety, zakończyło się to wszystko kilka lat później tym, co dzisiaj możemy zaobserwować, czyli pewnymi maskującymi działaniami na blokach. Poprzednie władze Słupska nie miały detenninacji, by w życie wprowadzić projekty z kon-kursu. Choć same w rynek ingerowały i miały pomysł, by pod zaplanowanym tam deptakiem powstał podziemny parking. Może teraz uda się rynek zmienić, byśmy byli z niego i władz dumni.# ©® Zdaniem architekta • Mirosław Zwolski. słupski architekt. który siedem lat temu robił wizualizację Starego Rynku: - Konkurs architektoniczny na zagospodarowanie Starego Rynku był 17 lat temu. Na jego podstawie zrobiono miejscowy plan zagospodarowania. Zapisano w nim powrót do starej, średniowiecznej linii zabudowy. Obudować kwartał kinia Milenium. Ale na temat samego placu się nie wypowiedział. Uważam, że trzeba tam wprowadzić funkcję, ożywić miasto. Trzeba by wyprowadzić tam ruch samochodowy z powierzchni, by były kawierenki itd. Ale wtedy kto tam przyjedzie? Trzeba więc koniecznie wybudować parking podziemny, a część odkr yć wyeksponować, np. wszklanych windach. Teraz każdy deweloper buduje takie parkingi. To już normalne. (GH) Zdaniem słupszczanfna Antoni Krysiak. słupszczanin zainteresowany historią miasta: - Ja byłem zwolennikiem, by zostawić cały plac Starego Rynku taki jak był. Ta charakterystyczna kostka, która jest badzo rzadko spotykana, powinna tu wrócić. Ma wartość historyczną. Powstała wtedy, gdy miasto wyrosło ze średniowiecznych murów. Ale o potrzebie badań archeologicznych bym nie dyskutował. Podyskutowałbym o losie fontanny, która była na rynku. Na niej są wykute rękami artystów herby miast zaprzyjaźnionych. 0 losie fontanny nie przeczytałem i nikt o to nie pytał. Mam nadzieję, że ona też wróci. A co do przyszłości, to jestem za tym, by był tu rynek, plac, a wyeksponowanie pewnych odkryć jest celowe, lecz ten plac zawsze był fajny i powinien zostać niezagracony. (GH) Zdaniem dyrektora ZIM • Jarosław Borecki, dyrektor Zarządu Infrastruktury Miejskiej w Słupsku: - Z szarą kostką z rynku mamy problem. Ona się rozwarstwiła. Rekord to z jednej mamy sześć kawałków. Wszystko trafiło do magazynu ZIM. Ale o odtworzeniu tej kostki rozmawiamy z szefową delegatury ochrony zabytków. Co do czarnej granitowej kostki, to w całości jest gotowa do ponownego ułożenia. Podobnie rzeźby z fontanny. Tu nie ma obaw. Zgodnie z decyzją władz miasta chcemy poczekać, by potem zdecydować, gdzie to postawić. Co do budowy parkingu podziemnego, to najniżej położone odkryte fundamenty są ok. dwa metry nad możliwym poziomem parkingu, trzeba by wszystko więc obniżyć o dwa metry. Ale to jest wykonalne. A parking wtym miejscu jest potrzebny. Robiliśmy badania. (GH) VI • słupsk + MAGAZYN REPORTERÓW Głos Słupska Piątek, 6 października 2.017 Słupsk Anna Czemy-Marecka anna.marecka@polskapress.pl Z jednej strony uczniowie polskiej podstawówki, z drugiej -rosyjscy studenci. - Czy znajdą wspólny język? - myślała Anna Pietruszewska, kiedy rozpoczynał się projekt „Taniec - międzynarodowy język przyjaźni wystukiwany nogami". Po jego zakończeniu, widząc, jak ochoczo jego uczestnicy wymieniają się adresami e-mailowymi, mogła odetchnąć z ulgą. Okazało się, że wszyscy, niezależnie od wieku, świetnie się bawili i uczyli od siebie nawzajem. - Wydaje mi się, że duże znaczenie dla tego wzajemnego zrozumienia był staranny dobór uczestników po stronie rosyjskiej - zastanawia się pani Ania. - Wszyscy kandydaci wiedzieli, że w Polsce będą brać udział w warsztatach z uczniami szkoły podstawowej, członkami artystycznego zespołu Marzenie, i musieli przekonująco uzasadnić chęć udziału w projekcie. Nikt z nich nie był więc zaskoczony. Miesiące przygotowań Informację o konkursie na taneczny projekt znalazły w Centrum Kultury Języka Rosyjskiego w Słupsku i podrzuciły Annie Pietruszewskiej studentki filologii rosyjskiej na Akademii Pomorskiej i Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu: Paulina Kucharska, Maja Włodarczyk i Agata Pietruszewska. A że Agata poznała wcześniej Annę Kuvaevą, absolwentkę teatrologii w Petersburgu, to miasto naturalnie zostało wybrane na zagranicznego partnera w projekcie. Formalnie organizatorem po stronie polskiej została Rada Rodziców Szkoły Podstawowej nr 2, gdzie działa zespół Marzenie. Po stronie rosyjskiej zaangażowało się Centrum Ro-syjsko-Niemieckie. Okazało się, że pomysł słupszczan znalazł uznanie komisji konkursowej. Centrum Polsko-Rosyj-skiego Dialogu i Porozumienia przeznaczyło na niego 38942 zł. - Okres od ogłoszenia wyników konkursu do naszego wyjazdu do Petersburga był bardzo pracowity. Szukaliśmy noclegów, wyżywienia, transportu, rezerwowaliśmy bilety do teatrów, wszystko trzeba było tłumaczyć na rosyjski - opowiada pani Ania. -1 oczywiście liczyliśmy pieniądze. Dzięki temu, że wszyscy pracowaliśmy przy projekcie za darmo, ośmioro dzieci z Marzenia mogło pojechać do Petersburga za symboliczne wręcz wpłaty. To było ważne, zależało mi bowiem, żeby taką wycieczką nagrodzić najbardziej aktywnych członków zespołu niezależnie od możliwości finansowych ich rodziców - zaznacza nauczycielka plastyki i muzyki w SP 2. Marzenie dzieci ze Słupska spełniło się w Petersburgu • Taniec przełamuje bariery kulturowe, językowe i związane z wiekiem. Udowodnił to projekt zakończony właśnie w Szkole Podstawowej nr 2 > Nauka poloneza w auli Szkoły Podstawowej nr 2- zatańczony został na uroczystości kończącej wizytę petersburczan w Słupsku ^ W ratuszu rosyjską grupę przyjęła Krystyna Danilecka-Wojewódzka. zastępca prezydenta Słupska Kolejny dzień rozpoczęli od wizyty w Małym Teatrze Lalek i obejrzenia spektaklu „Bajki Aleutów". Wrócili tam jeszcze na monodram „Król Lear". Siódmego dnia pożegnali Petersburg spacerem i drugą wizytą w polskiej szkole, gdzie tańczyli i śpiewali z zespołem Polanie. Zauroczenie Słupskiem Pobyt Marzenia w przepięknym Petersburgu, oferującym wiele atrakcji kulturalnych, był tak fascynującą przygodą, że pojawiły się obawy, iż nasze o wiele mniejsze przecież miasto nie będzie aż tak atrakcyjne dla Rosjan. Niesłusznie. - Naszym gościom, dwanaś-ciorgu młodym ludziom o różnych zainteresowaniach, studiującym na różnych kierunkach, wszystko się u nas podobało, a najbardziej życzliwość, z jaką wszędzie się spotykali « - mówi pani Anna. - Chwalili za-5 jęcia taneczne, zajadali się cia-| stami pieczonymi przez mamy 3 naszych dzieci, byli pod wiel-2 kim wrażeniem „Wiedźmina" obejrzanego w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Płakali, gdy wyjeżdżali. Program pobytu Rosjan zawierał zarówno warsztaty taneczne (nauka polskich tańców narodowych, tańców kaszubskich, salsy, a nawet taniec piracki na plaży w Ustce - po rejsie statkiem), jak i zwiedzanie Słupska, Ustki i Trójmiasta. - Żeby pokazać im Słupsk, zabraliśmy ich na grę miejską, podczas której nasi uczniowie opowiedzieli im między innymi o Baszcie Czarownic, święcie Kupały i Witkacym - bo muzeum specjalnie dla nas otwarło swoje podwoje w poniedziałek - relacjonuje Anna Pietruszewska. - Byliśmy też z wizytą w ratuszu i w Miejskiej Bibliotece Publicznej. A na koniec wszyscy uczestnicy projektu g podpisali się pod listem do po-5 lityków z apelem o poprawie-< nie relacji polsko-rosyjskich. £ Będzie on przekazany prezy-2 dentowi Słupska i gubernatorowi Petersburga. Zauroczenie Petersburgiem 0 tym, jak wyglądał pobyt dzieci z Marzenia w Rosji, można było poczytać w dzienniku podróży umieszczonym przez Annę Pietruszewską na Facebooku. Pierwszego dnia udało im się zwiedzić Sobór Kazański 1 popłynąć statkiem po Newie, Mojce i Fontance. Drugi dzień spędzili w Centrum Rosyjsko--Niemieckim na wielogodzinnych warsztatach tanecznych, podczas których poznali technikę contemporary. Uczestniczyli też w spotkaniu z nauczycielami i młodzieżą szkoły, w której dzieci uczą się języka polskiego. Także następnego dnia uczyli się tańczyć - tym razem tańce niemieckie i współczesny. Za to czwartego dnia zwiedzili Muzeum Teatru i Baletu i Akademię Teatralną, a potem jedno z największych muzeów świata - Ermitaż. Wieczór zakończyli w Teatrze Michajłow-skim, gdzie oglądali przedsta- wienie baletowe „Kopciuszek". Piątego dnia obejrzeli musical „Muzykanci z Bremy" i zwiedzili park miniatur oraz Cerkiew Zbawiciela na Krwi. Po wizycie na bazarku zakończyli dzień na przedstawieniu baletowym „Jezioro łabędzie", znajdując jeszcze siły na nocny spacer po mieście. To jeszcze nie koniec Słupsko-petersburska przygoda będzie miała ciąg dalszy w formie projektu „Warsztaty teatralne dla Marzenia". Poprowadzą je w Słupsku artyści Małego Teatru Lalek. Polskimi partnerami SP 2 będą nasza Tęcza i teatr Rondo. • ©O Głos Słupska Piątek, 6 października 2017 MAGAZYN REPORTERÓW słupsk + • VII Historia Ady Domin Walczyła w Powstaniu Warszawskim, była sanitariuszką Po wojnie Ada Domin uchodziła za prawą rękę dyrektorów miasteckiej FRiOS Łukasz Szkwarek szkwareklukasz@gmail.com Niedawno obchodziliśmy kolejną, już 73. rocznicę upadku Powstania Warszawskiego. Na naszych terenach po wojnie osiedliło się wielu uczestników tamtych walk. Wśród nich była także pani Ada Domin, której ciekawe losy są odbiciem polskich dróg, przez jakie musieli przejść Polacy w XX wieku. Pani Ada urodziła się w Warszawie w 1928 roku, jako córka Kazimierza Dąbrowsldego i Marii z domu Piłatowicz. Jej ojciec już jako nastolatek był karany przez dyrekcję rosyjskiego gimnazjum za manifestowanie polskości. Według wspomnień córki miał nawet konspirować przeciwko carskim władzom. W1918 roku, gdy Polska odzyskała niepodległość, zgłosił się na ochotnika do armii polskiej. W1920 roku wziął udział w wyprawie kijowskiej - ofensywie przygotowanej przez marszałka Józefa Piłsudskiego. Miała ona na celu zdobycie Ukrainy, która następnie miała stać się niepodległym państwem. Plan marszałka był prosty - wolna Ukraina, pod wodzą atamana Symona Petlury, miała być państwem buforowym, które oddzielałoby Polskę od Rosji bolszewickiej. Początkowo wojska polskie odnosiły sukcesy - zajęły nawet Kijów, jednak ofensywa Armii Czerwonej spowodowała odwrót aż pod Warszawę. Kazimierz Dąbrowski wziął udział w bitwie warszawskiej, nazywanej cudem nad Wisłą, podczas której bolszewicy zostali pokonani. Po zakończeniu wojny w 1921 roku wybrał żywot człowieka zdemobilizowanego. Został mechanikiem samochodowym, jeżdżąc także pierwszymi warszawskimi autobusami. Wkrótce potem związał się ze swoją sąsiadką, która kilka wcześniejszych lat spędziła w Stanach Zjednoczonych. Po ślubie, w 1926 roku państwo Dąbrowscy za pieniądze żony otworzyli sklep spożywczy. Niestety, na początku lat 30. pani Maria zmarła. Jej mąż nie miał żyłki handlowej i wkrótce, w czasach wielkiego kryzysu, sklepik zbankrutował. Jako że mała Ada potrzebowała matki, Kazimierz Dąbrowski związał się z Anielą Nie-grzybowską, młodszą od niego o 11 lat. Ich ślub i wesele w Kiełpinie, zorganizowane ► W Powstaniu Warszawskim istotną rolę odegrały sanitariuszki, ratujące z narażeniem życia innych ludzi. Wśród nich była Ada Domin (na tym zdjęciu jej nie ma) w 1935 roku, były pamiętane jeszcze przez następne lata. Państwo młodzi jechali do kościoła długim orszakiem ukwieconych bryczek, z orkiestrą na przedzie. Po uroczystościach weselnych zamieszkali na warszawskich Bielanach, przy ulicy Swarzewskiej 22. Kazimierz Dąbrowski pracował jako mechanik, urodziło mu się dwoje dzieci: Jan i Alicja. Po wybuchu II wojny światowej w życie Dąbrowskich brutalnie wkroczyła wojenna rzeczywistość. Aresztowania, egzekucje, niemieckie patrole, łapanki - to był codzienny obraz życia okupowanej Warszawy. Szczególnie fala terroru nasiliła się w latach 1943-1944, kiedy dowódcą policji i SS był Franz Kutschera. Zorganizował on szereg ulicznych egzekucji, których ofiarami byli niewinni ludzie, brani z łapanek. Dopiero gdy w lutym 1944 roku Armia Krajowa przeprowadziła udany zamach na tego kata Warszawy, Niemcy zaprzestali publicznych straceń - od tej pory rozstrzeliwali ludzi w więzieniach lub ruinach getta warszawskiego. Nic więc dziwnego, że wśród wielu młodych mieszkańców Warszawy, zaangażowanych w konspirację, rosła żądza odwetu na okupantach. W1944 roku na tereny Polski wkroczyła Armia Czerwona, która była coraz bliżej Warszawy. Dowództwo Armii Krajowej chciało więc opanować stolicę i wystąpić w roli gospodarza przed Sowietami. Była to reali-zaq'a planu Burza, który jednak już wcześniej poniósł fiasko na Kresach - polscy partyzanci pomogli Sowietom w zdobyciu Wilna i Lwowa, jednak zostali potem aresztowani. Poważnym problemem był brak uzbrojenia - na tle 20-ty-sięcznego garnizonu niemieckiego, wyposażonego w broń pancerną i lotnictwo, warszawskie AK dysponowało tylko 5 tysiącami przeszkolonych żołnierzy. Liczono jednak na zmęczenie niemieckich wojsk, zajętych walkami z Armią Czerwoną w okolicach Radzymina. Decyzja o wybuchu powstania zapadła 31 lipca, podjął jągene-rał Tadeusz Bór Komorowski, mimo niechęci naczelnego wodza, gen. Kazimierza Sosn-kowskiego i informacji o rozpoczęciu niemieckiego kontrataku. We wtorek, l sierpnia 1944 roku Kazimierz Dąbrowski poinformował rodzinę, że idzie do powstania. „Chciałam pójść z nim, ale zostałam w domu dłużej, by posprzątać. Potem już nie miałam czym dojechać do Śródmieścia, bo po godzinie W przestały kursować tramwaje". Ojciec nie wiedział, że córka także miała kontakt z konspiracją - odbyła szkolenie wojskowe, złożyła przysięgę i dołączyła do oddziału AK na Bielanach. Stacjonowało tam zgrupowanie Żniwiarz. Walki powstańcze zaczęły się tam jeszcze przed godziną W, bo o 13.00 doszło do strzelaniny między Kedywem a patrolem niemieckich lotników. Z tego też porodu Niemcy w tej dzielnicy zostali ostrzeże- ni i w momencie ataku powstańców po godzinie 17.00 byli przygotowani do jego odparcia. Żołnierze Żubra otrzymali rozkaz wycofania się do Puszczy Kampinoskiej. W międzyczasie jednak generał Antoni Chruściel, głównodowodzący powstańcami, zmienił zdanie i oddział AK powrócił na Bielany. Ten chaos nie sprzyjał na pewno sprawnemu działaniu powstańców. Na szczęście udało im się powrócić na Bielany, gdzie utworzyli barykadę. Przez następne dni była ona broniona przez powstańców. Szczególnie ciężko miały sanitariuszki. Warunki niesienia pomocy rannym powstańcom były szczególnie trudne, gdyż nie było budynku szpitalnego. Musiano zaimprowizować szpitale w piwnicach lub suterenach. Ostrzeliwane były przez Niemców rakietami typu Nebelwerfer, nazywanymi przez powstańców „krowami". Brakowało lekarzy, żywności czy nawet bandaży. Na Żoliborzu i Bielanach doszło do powstania powstańczego państwa. Utrzymało się ono aż do połowy września. Jednym z ratunków były zrzuty dokonywane przez aliantów, było ich jednak niewiele. Nadzieje na pomyślny koniec powstania odżyły, gdy 14 września l. Armia Wojska Polskiego dokonała próby desantu w okolice Żoliborza. Niestety, nie został on wsparty przez Armię Czerwoną - Stalinowi nie opłacało się wspierać powstańców warszawskich. Atakberlin-gowców został więc szybko od- party. Pod koniec września Niemcy rozpoczęli zmasowany atak na Żoliborz, dokonując licznych zbrodni na ludności cywilnej. Siły powstańców słabły. To spowodowało kapitulację Żoliborza 30 września 1944 roku Powstanie warszawskie natomiast zakończyło się po 63 dniach, zginęło w nim ponad 200 tysięcy cywilów. Do dziś trwają spory o jego sens. Ada pod koniec powstania zdążyła jeszcze być w rodzinnym domu. Nie zastała jednak ojca. Kazimierz Dąbrowski w trakcie walk został ranny. Przez pewien czas ukrywał się, lecz został schwytany w czasie łapanki i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Potem przeniesiono go do Frankfurtu nad Menem. W grudniu 1944 roku rodzina Dąbrowskich otrzymała informację o śmierci ojca na gruźlicę. Dopiero 45 lat później okazało się, że został zamordowany przez gestapo. Rodzina Dąbrowskich została natomiast wywieziona do Nowego Dworu Mazowieckiego. W styczniu 1945 roku, po rozpoczęciu ofensywy radzieckiej, zamieszkali w Kiełpinie. Już wówczas macocha Ady, Aniela Dąbrowska, była ciężko chora. Zmarła 5 sierpnia 1945 roku. Osierocona Ada zamieszkała wówczas w Grójcu, u rodziny swojej matki. Rozpoczęła naukę w liceum ogólnokształcącym w Olsztynie. Po jakimś czasie zamieszkała u kolejnej ciotki, która osiedliła się na Ziemiach Odzyskanych, w Dygowie pod Białogardem. Tam właśnie poznała Czesława Domina, współpracującego blisko z jej wujem. Młodzi pobrali się i pod koniec lat 50. osiedlili się w Miastku. Ich synem jest Jarosław Domin, znany aktor dubbingowy, który podkładał głos m.in. Inspektorowi Gadżetowi. Rodzina Do-minów jest spowinowacona ze znanym słupskim fotoreporterem Janem Maziejukiem, który jest mężem siostry Ady Domin. Opisał on swoją szwagier-kę jako osobę serdeczną i towarzyską. Czesław Domin był wieloletnim dyrektorem miasteckiego POM, natomiast jego żona tworzyła od podstaw miastecki FRiOS, będąc główną pianistką i prawą ręką dyrektorów Lucjana Polakowskiego i Bogdana Karwowskiego. Pełnienie kierowniczych stanowisk w tamtych czasach wymagało przynależności do PZPR. W1963 roku Ada Domin wstąpiła do partii, pełniąc w latach 70. i 80. funkcje w miejsko-gminnym komitecie partyjnym, m.in. będąc sekretarzem POP i szefową Komisji Kontroli Partyjnej (1979-1981). Wiosną 1981 roku zaproponowano jej nawet objęcie funkcji I sekretarza PZPR w Miastku, jednak kategorycznie odmówiła. Należała do „Solidarności" (za co nawet została publicznie skrytykowana w lutym 1981 roku), z członkostwa w tej organizacji jednak wycofała się przed stanem wojennym. Na zebraniu partyjnym w październiku 1981 roku poruszyła konieczność przedstawiania prawdziwych faktów historycznych w szkołach, popierając w tym działaczy „S" Władysława Bilskiego i Jana Kur-sickiego. Obecnie nie mieszka już w Miastku. Nie była jedynym żołnierzem AK, którzy po wojnie należeli do PZPR. Wśród nich byli także: Roman Bratny (autor kultowej powieści „Kolumbowie 1920"), Tadeusz Konwicki czy Kazimierz Kąkol (minister do spraw wyznań w PRL). Każdy przypadek należy oceniać indywidualnie, jednak dla wielu ludzi, którzy przeżyli koszmar n wojny światowej i stalinizmu, późniejsze lata PRL za Gomułki i Gierka mogły wydawać się stabilizacją, v\( której trzeba pójść na kompromis, aby utrzymać rodzinę. Autor korzystał z książki Jana Maziejuka „Krekodaj (słupski)". • ©© VIII • słupsk + Z OSTATNIEJ STRONY Głos Słupska Piątek, 6 października 2017 Emocje zupełnie zbędne Handel w niedzielę powinien być zakazany. Ale to tylko moja opinia. • Coraz mniej miejsc w centrum Słupska gdzie można zaparkować za darmo Dzisiaj kilka różnych tematów -od uchodźców po nawierzchnię naszych ścieżek rowerowych i ulic. Jak zawsze cze-kam na państwa opinie. Bogdan Stech bogdan.stech@gp24.pl No i jednak kostka na skrzyżowaniach na ulicy Wojska Polskiego w Słupsku nie sprawdziła się. Mówili o tym mieszkańcy niemal od samego początku. Kostka chybotała się, kiwała i w ogóle nie nadawała się na nawierzchnię w tak uczęszczanym miejscu. Jak się teraz okazuje kostkę zastąpi wkrótce asfalt. Stać ma się to jeszcze w tym roku. A nie tak dawno pisałem 0 tym, że lepsze jest wrogiem dobrego i zamiast na siłę wymyślać nawierzchnie typu kostka czy bruk - powinniśmy stosować materiały trwalsze 1 przyjaźniejsze dla pieszych, kierowców czy rowerzystów. Aż przypomniały mi się czasy kiedy w Słupsku każdą ścieżkę rowerową budowano z polbruku. To nic, że był on dwa razy droższy od asfaltu, to nic, że zapadał się, był nierówny. Cieszę się tylko, że zmiana na Wojska Polskiego wreszcie ► Takich emocji jak sprawa uchodźców nie budzi na przykład ważny dla nas temat aquaparku. nastąpi, choć szkoda wydanych wcześniej na kostkę pieniędzy. Jak już jesteśmy przy ulicy Wojska Polskiego i przy okazji wracamy do wcześniejszych tematów. Cały czas metamorfozę przechodzi ulica Mickiewicza pomiędzy Tuwima i Wojska Polskiego. Powstaje mnóstwo punktów usługowych, remon- towane są kolejne kamieniczki. Niestety chodniki, parkingi w tym miejscu to tragedia. Podobnie jak stan zieleni i wszystko inne co ułatwia życie mieszkańcom miasta. W tym miejscu powstać może całkiem fajny zakątek wypełniony punktami usługowymi. Przydałoby się jednak wsparcie miasta, które mogło- by zadbać o zieleń i małą architekturę w tym miejscu. Zaciska się pętla wokół parkujących w centrum miasta. Parkometry pojawiają się ostatnio nawet na parkingach Biedronki. Podobnie jak na parkingu przed Wokulskim tylko pierwsze minuty będą darmo- we - dla klientów. Szlaban pojawił się też podobno przed parkingiem Kauflandu. Z dużym zaskoczeniem obejrzałem na gp24.pl sondę uliczną dotyczącą zakupów w niedzielę. Większość pytanych opowiadał się za tym by w niedzielę zakupy w marketach i dużych sklepach mogły być robione. Każdy ma swoje opinie i poglądy, ale pozwolę sobie nie zgodzić się z pytanymi w sondzie osobami. Wolne niedziele, moim zdaniem, sprawiłyby, że więcej z nas niedziele spędzałoby nie tylko z rodziną, ale w mieście -w kawiarniach, cukierniach, na spacerach. Moim zdaniem ożyłyby teatry, wystawy. Dajmy sobie odrobinę szansy. Akcja Rafała Betlejewskiego w Słupsku pod hasłem „Witajmy uchodźców" nie przyciągnęła tłumów. Ani zwolenników, ani przeciwników (choć tych ostatnich było więcej). Artyście trzeba przyznać, że mimo trudnego tematu nie bał się manifestować swoich poglądów. Na miejscu było gorąco. Musiała interweniować policja, wszystko skończyło się dobrze. Nie ustają za to dyskusje w internecie, a ten temat jest w czołówce najchętniej komentowanych naszych tekstów. Tyle mamy problemów w Słupsku, a największe emocje budzi sprawa, która nas kompletnie nie dotyczy. • ©® O Podyskutuj na forumgp24.pl OfaoTKl E/VE0^ S RA w ogonie • Usłużnie donoszę Samorządowcom likwidują etaty doradców i gabinety polityczne. Nie, nie łudźcie się. Wszyscy dostaną miękką poduszkę do wylądowania. Zostaną sobie kierownikami, z-cami dyrektorów w instytucja miejskich. Słowem krzywda im się nie stanie. Np. „Zielona Beata" ma iść na odcinek kultury. A Anaszewicz? Wróci tam skąd odszedł. Dwór paziów Teraz coś ze środowiska dziennikarskiego. Lokalna telewizja publiczna obstawia każdy krok posłanki Szczypińska i utrwala każde słowo, które spływa z tych szacownych parlamentarnych ust. Nas ubawiło określenie, które ukuto na tych dzielnych chłopców na pałacowym dworze, i to w pisowskim środowisku. Nazywają ich paziami. Doprawdy urocze. Odchamić się nie idzie, O razu mówimy bez bicia, że na sztuce się nie specjalnie się znamy. Ale najnowsza sztuka w słupskim teatrze, to nie bardzo spełnia kryteria „idziemy się do teatru odchamić się". Przeklinają siarczyście w co drugim słowie. Melpomena, k... Numberone Sport. W Słupsku odbył się wielki bieg. Z nr 1 wystartować miał honorowy zawodnik prezydent Biedroń. Ten jednak biega głównie między telewizjami i rautami, więc go oczywiście nie było. Nrl z nazwiskiem Biedroń przypadł więc dyrektorowi słupskiego MOPR-u. Ktoś już kiedyś rzucił hasło „Dyjas na prezydenta". Ale to było przy wódce, więc się nie liczy. BONNIE & CLYDE plotkisprawdzone@gmail.com ► Zdjęcie zrobiono przy ul. Krasińskiego w Słupsku