11 LISTOPADA - ŚWIĘTO NIEPODLEGŁOŚCI LIMERYK NA NIEPODLEGŁOŚĆ Błękitna Armia Hallera Wielkopolan moc chaliera Z Kubania czwarta bieży Z Syberii brną do macierzy Tak Niepodległa się zbiera Limeryk o Niepodległości Cieszmy się wszyscy Polską, rodacy Z Ojczyzny wolnej z walki i z pracy Nad nami dumna biało - czerwona Zawsze na czele szła z nami ONA „Abyśmy byli jedno” - Polacy Błękitna Armia powstała we Francji, utworzone w pierwszej kolejności jej pododdziały walczyły z Niemcami, podobnie jak oddziały Korpusów Polskich w Rosji. Ten czyn zbrojny a nie legiony spowodował ,że Polska zaliczona została do państw zwycięskiej koalicji i brała udział jako pełnoprawny członek w Konferencji Pokojowej w Wersalu . W dobie kształtowania się niepodległości jedyną siłą zbrojna w kraju byli dawni legioniści. W grudniu 1918 wybuchło Powstanie Wielkopolskie, w 1919 z Kubania do Polski szła i doszła 4 Dywizja Strzelców Polskich a z Syberii 5 Dywizja Strzelców zwana „Syberyjską” z której do kraju dotarły niedobitki, Na początku 1920 Hallerczycy i Wielkopolanie przejęli dla Polski Pomorze i wybrzeże Bałtyku. Później poszli na front wojny polsko - bolszewickiej Bez nich nie byłoby zwycięstwa w tej wojnie. Rys. Kartka pocztowa sprzed 1939 . Własność : Andrzej Szutowicz AUTOR WITRAŻY W KOŚCIELE W BRZEZINACH. Powstanie Kościoła pw. Nawiedzenia NMP w Brzezinach datuje się na 1756 r. Wybudowany został na planie prostokąta z wieżą i z małą kruchtą z boku nawy. Pierwotnie wykonano go jako konstrukcję szachulcową wypełnioną cegłą . W 1967 r. został przebudowany i otynkowany, usunięto drewniany szkielet i wymieniono go na mur. Wcześniej, pod koniec XIX był remontowany z funduszy Maksymiliana Voßa oraz ponownie w latach 20 ub. wieku. W 1993 na elewacji kościoła umieszczono deski imitujące pierwotną konstrukcję. Całość pokryta jest dachem z dachówką. Kościelna wieża ma 15 m wysokości, w dolnej części jest szachulcowa, wyżej drewniana, zwieńczają dach czterospadowy. W wieży znajduje się dzwon z 1754 r. odlany został przez Duch będzie nam hetmanił. (Do słów „Roty" Marji Konopnickiej). Heinricha Schella. Fundowała go Anna Maria Rath z.d. von Wedel. Kościelny ołtarz stanowi neorenesansowy tryptyk z pocz. XX w. został on podarowany w 1993 r. przez ks. Jana Abramskiego z Choszczna. Okienne witraże zaprojektował w 1974 Wiktor Ostrzołek( https://www.niedziela.pl/artvkul/22106/nd/Parafia-pw-Nawiedzenia-Naiswietszei-Marvi) Wiktor Ostrzołek (ur. 19 sierpnia 1934 ), polski witrażysta malarz, grafik , designer ( wzornik) i akwarelista. Autor witraży kościoła w Brzezinach. Pochodzi z rodziny górniczej. Uczył się w liceum plastycznym w Krakowie mieszkał wówczas w bursie jezuitów, a po jej zamknięciu przez ówczesne władze komunistyczne (w 1950 ) był bezdomnym i spał pod mostem. Przygarnął go profesor historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim Adam Bochnak, który zakwaterował go w pokoju znajdującym się w kompleksie Wawelu. Po zdaniu matury w latach 1951 - 1957 studiował na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Podczas studiów zaprzyjaźnił się z późniejszym metropolitą katowickim Damianem Zimoniem. W 2007 został odznaczony srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Stworzył witraże do ponad 150 katedr, kościołów i innych wnętrz w Polsce i Europie zaprojektował wieżę kościelną dla kościoła w Mikołowie-Smiłowicach.( źródło wikipedia org.) Opracował: Andrzej Szutowicz NIEWYSŁANY LIST W SPRAWIE RYDZA ŚMIGŁEGO Szanowny Panie Profesorze Swego czasu a było to w 1987 r. gdy ja i żołnierze 7 bsap. wyjechaliśmy ze Stargardu Szcz. na dość długi okres. Zafundowano nam kilkumiesięczne prace gospodarcze. Najpierw przez miesiąc pracowaliśmy w ówczesnej Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Łączności w Zegrzu. Po ich zakończeniu przerzucono nas do Warszawy, gdzie utworzono nowe zgrupowanie, którego zostałem dowódcą. Przez kolejne dwa miesiące pracowaliśmy na rzecz CWKS Legia. Poszerzaliśmy do wymiarów europejskich murawę stadionu na Łazienkowskiej, równocześnie rozpoczęliśmy i kontynuowaliśmy prace na mającym powstać klubowym hipodromie w Fortach Bema. Tam nas „w niby- koszarowcu” takim niby- baraku zakwaterowano. Lecz nikt nie narzekał przecież byliśmy w Warszawie. Szczególnie zadowolony był pasjonat sportu d-ca plutonu saperów por. Tomasz Grzegorczyk. Który co chwila organizował różne towarzyskie mecze reprezentacji naszych żołnierzy z trenującymi na fortach zawodnikami. I doszło do sensacji. Gdy trener pokonanych mistrzów .. dowiedział się ,że jego zespół przegrał z „zwykłymi żołnierzami” doznał wręcz szoku nerwowego. Ale to już inna historia... Z miejsca naszego zgrupowania było bardzo blisko do cmentarzy na Powązkach i pewnie dlatego większość wolnego czasu poświęcałem na wycieczki z żołnierzami do tych nekropoli. Dzięki temu poznali ( lub mieli możliwość poznać ) nie tylko wojskowe, ale i stare Powązki. Przy kolejnej „wyprawie” na stare Powązki poprowadziłem wszystkich trasą, która dla żołnierzy mogłaby być najbardziej ciekawa i pouczająca. Zaczęliśmy od grobu chirurga spod Monte Cassino patrona ówczesnej Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi gen. dyw. prof. dr. med. B. Szareckiego... doszliśmy do mogiły bohatera Bitwy Warszawskiej ks. Ignacego Skorupki. Pamiętam, że była szara a nagrobny pomnik ze zdjęciem przepasany był biało - czerwoną wstążeczką. Co ciekawe postać księdza była żołnierzom stosunkowo znana. Postaliśmy trochę i stamtąd całą grupą udaliśmy się do widocznego z dala pięknie oflagowanego miejsca. Tak doszliśmy do najbardziej legendarnego wówczas żołnierskiego grobu inż. Adama Zawiszy. Ta ziemna mogiła zadziwiała swoją skromnością, jednocześnie całą gamą narodowych barw promieniowała z niej Polska i ... Ukraina. Nie było w tym nic dziwnego, przecież byliśmy przy miejscu spoczynku marszałka Edwarda Rydza- Śmigłego. Wokół na drzewach wśród flag, poprzybijane były tabliczki z różnymi patriotycznymi i alegorycznymi cytatami. Obok symboliki polskiej eksponowany był wątek ukraiński, który zinterpretowałem jako przypomnienie faktu, że marszałek swego czasu, będąc sojusznikiem atamana Petlury, zajął Kijów. Kto wie może przekaz był głębszy i odnosił się do wyznania greckokatolickiego młodego Rydza i jego rodziny. Któryś z żołnierzy zapytał: - „Co oznaczają te błękitno-żółte kolory?”.I nie można się było temu dziwić. Bo, kto z młodych znał wówczas narodowe barwy Ukrainy? Grób był cały w kwiatach, przy których krzątało się kilka pań. Nie było marmurów i innych wojskowych ozdób tylko typowy żołnierski brzozowy krzyż ze skromną tabliczką informującą, kto tu leży. Nasze pojawienie się wywołało zdziwienie kobiet pielęgnujących mogiłę- „Patrz w końcu wojsko przyprowadzili”- cicho powiedziała jedna z nich. „Nie pamiętam by kiedyś było tu wojsko”. ”Ja też nie przypominam sobie”- odpowiedziała druga. Delikatnie odsunęły się zostawiając nas bezpośrednio przy grobie. Nie jestem i wówczas nie byłem wielbicielem marszałka, lecz w krótkich słowach opowiedziałem żołnierzom jego tragiczny życiorys. Zdałem suchą relację z życia legendarnego legionisty i żołnierza wolnej Polski, humanisty, artysty, człowieka. Nie komentowałem. Słuchali uważnie, ale czy coś z tego zapamiętali? Nie wiem? Byłem nieco zdziwiony, że słuchały też panie. Nie poprawiały i nie protestowały. Udzielił się wszystkim nietypowy jednoczący smutek. Postaliśmy w powadze i w milczeniu, przez cały czas uważnie i z zaciekawieniem obserwowani przez przystające postronne osoby. Byliśmy w mundurach, więc co najmniej tym zwracaliśmy na siebie uwagę. Uważam ,że wszyscy żołnierze i cywile wówczas tam nad mogiła Naczelnego Wodza stojący zdawali sobie sprawę z wyjątkowości sytuacji w jakiej się znaleźli. Jestem przekonany, że pododdział tych kilkudziesięciu żołnierzy był pierwszym i jedynym od konspiracyjnego pogrzebu marszałka zwartym pododdziałem WP, który zadumał się nad jego grobem. Nie byli to żołnierze sławnych z bojowych tradycji pułków czy brygad zmechanizowanych. Myślę jednak, że to marszałkowi nic nie ujmuje, gdyż stały przed jego mogiłą dwie saperskie etatowe kompanie; desantowo-przeprawowa i saperów 7 warszawskiego batalionu saperów, który miano „warszawski” otrzymał za pomoc walczącej w 1944 r. Warszawie. Wydawać by się mogło, że jestem zwolennikiem postaci Marszałka, otóż niestety nie. Osobiście uważam, że w roli Naczelnego Wodza sprawdziłby się bardziej gen. Kazimierz Sosnkowski i odnosząc się do tytułu Pana artykułu nie był on „nic”. Zgadzam się, że wojny z Niemcami nie wygrałby nawet Napoleon ale widząc ,że pomocy nie będzie i wojna jest przegrana należało wyprowadzić z kraju jak największe siły. Rydz tego nie zrobił. Dla mnie głównym winowajcą klęskil939 jest marsz Józef Piłsudski, gdyż jego awersja do techniki spowodowała zacofanie techniczne armii. Ta niechęć spowodowana była moim zdaniem przeżyciami z dzieciństwa, kiedy to na skutek zbyt dużego utechnicznienia majątku rodzinnego zbankrutował jego ojciec, co było przyczyną znacznego zubożenia rodziny i kłopotów finansowych wychowującej rodzeństwo Piłsudskich owdowiałej matki Marii. Objąwszy obowiązki pierwszego żołnierza Rzeczypospolitej Rydz Śmigły zastał armię zacofaną za co jako wysoki rangą żołnierz ponosił też współodpowiedzialność, jednak to co do 1939 zrobił z jej modernizacją było na ówczesne warunki dużym osiągnięciem. Niestety w przeciwieństwie do Sosnkowski ego czy Sikorskiego nie był utechniczniony więc i popełnił wiele błędów co do rozwoju wojsk pancernych, artylerii czy saperów.Nie miał koncepcji ich działania dlatego gro sił zostało rozdrobnionych. Polacy nie postawili w 1939 ani jednego pola minowego ani nie wykonali choć raz zmasowanego ataku artyleryjskiego. Pisze Pan Profesor o możliwościach finansowych państwa, które było marne, jako argument mający poprawić wizerunek Śmigłego wytyka Pan opuszczenie w 1940 przez Sikorskiego wojska we Francji, jednak Sikorski zostawił tam koordynatora ratowania Polskich Sił Zbrojnych był nim Sosnkowski. Uratowano jedną dywizję i brygadę karpacką, wszystkich lotników nie wspomnę o flocie, która była faktycznie w gestii rozkazodawstwa brytyjskiego. W 1939 Rydz Śmigły nie uratował żadnej dywizji a granicę przekroczyła tylko jedna zwarta duża jednostka - brygada Maczka. Zdolnych do dalszego boju ocalono ponad 20 000 ( nie licząc internowanych ) żołnierzy czyli tyle samo co we Francji. Tylko, że armia II RP z 1939 miała blisko milion żołnierzy a PSZ we Francji 100000. Co do argumentu utechnicznienia i niskiego stanu techniki w armii Rydza Śmigłego należy zauważyć, że zasługą absolwenta Politechniki Lwowskiej gen. Sikorskiego jest to, że stworzone w warunkach ograniczonych możliwości na emigracji PSZ przewyższały armię II RP pod względem sił pancernych, siły lotnictwa i siłą floty a także wojskami spadochronowymi których w II RP faktycznie nie było. Pomijam tu siły konspiracji gdyż koncepcje Rydza w tym zakresie runęły. Silna AK jest zasługą nie tylko Roweckiego ale także Sosnkowskiego i oczywiście Sikorskiego. Osobiście uważam ,że przykład Sikorskiego nie był trafny jednak co do prześladowań oficerów zasługuje on na potępienie. Nie wiem czy Rydz Śmigły ponosi winę, za nierozpoznanie strony wschodniej. Ale brak wyczucia, że była to siła wielka, niebezpieczna i mściwa jest karygodny i nie powinno był rozkazu o nie stawianiu oporu Armii Czerwonej, lecz winien być wydany rozkaz o zorganizowaniu obrony i o ewakuacji w kierunku granic. Zastanawia ,że nie miano planu na wypadek ciosu w plecy - to tez wina Rydza. Rydz Śmigły winien do ostatniego dnia nadzorować nakazaną przez siebie ewakuację wojsk, niestety nie nakazał tego, stąd miał do wyboru: uciekać, zastrzelić się lub jak ktoś napisał polec na czele batalionu. Wybrał to dla honoru najgorsze - uciekł Łączę wyrazy szacunku, z poważaniem Andrzej Szutowicz WSPOMNIENIE NA ŚWIĘTO ZMARŁYCH - WANDA STRZAŁKOWSKA Antonina Jędrasik. Pochodziła spod Wielunia z m. Chorzyna gdzie urodziła się w wielodzietnej rodzinie w której było 12 dzieci. Ponieważ w domu wszystkiego brakowało postanowiła opuścić rodzinne strony i w 1917 udała się do Niemiec. Nie była to wielka wyprawa gdyż terytorium Niemiec znajdowało się 50 km dalej za rzeką Prosną. Młoda 16 letnia Polka znalazła się w Meklemburgi. W Europie szalała wówczas Wielka Wojna, która skończyła się w listopadzie 1918. Ziemie na tym terenie, były urodzajne i z braku rąk do pracy przyjmowano wszystkich chętnych do pracy na roli. Tam spotkała swojego krajana z sąsiedniej wsi Strobin Antoniego Andruszkę ( ur. 28 listopada 1904 r.) z którym związała się uczuciowo. 19 grudnia 1923 roku w miejscowości Rum Kogel urodził się im syn Stanisław - Albert, a 17 kwietnia 1925 roku w Dorow powiat Grimmen córka Wanda. Antonina i Antoni pobrali się w 1927 roku w m. Güstrow w Meklemburgii-Pomorze Przednie. Na terenie Niemiec mieszkali w różnych miejscowościach, w 1939 roku znaleźli się w m. Vimfow 19 km od miejscowości Parchim. Wanda od 193 1 do 1939 roku uczęszczała do szkoły w Kirch Kogel. Uczyła się na kucharkę w Neubrandenburgu a do 1940 w Betharien Fakt bycia Polakami nie wpłynął na ich prześladowania nie byli też robotnikami przymusowymi, gdyż w chwili wybuchu wojny mieszkali na terenie Rzeszy. 30 sierpnia 1940 roku Antonina otrzymała paszport dla obcokrajowców, który pozwalał na legalne zamieszkanie na terytorium Niemiec. Ważność paszportu musiała być przedłużana co pól roku. Wanda została zatrudniona w gospodarstwie ogrodniczym Paula Hillmana w Eschengrund, na obrzeżach Neubrandenburga, gdzie pracowała do grudnia 1944 roku. Po czym wróciła do rodziny w Vimfow. Wspominała, że zarobki jakie w czasie wojny zarabiali, pozwalały na utrzymanie rodziny i normalne życie. 1 maja 1945 roku Rosjanie zajęli Vimfow i 3 maja 1945 roku cała rodzina została odesłana do Polski. Jechali dwoma wozami: jeden zaprzęgnięty był w dwa konie, a drugi ciągnięty był prze ciągnik z gospodarstwa w którym pracowali. 9 maja 1945 roku przekroczyli Odrę, wówczas Rosjanie zabrali im ciągnik. 15 maja dotarli do Choszczna i tu zostali chwilowo zakwaterowani. W sierpniu 1945 roku zostali skierowani do Drawna. Mieszkali na ul. Choszczeńskiej. 6 kwietnia 1946 roku odebrano im paszporty niemieckie i nadano obywatelstwo polskie. 22 kwietnia 1946 roku Wanda wyszła za mąż za Władysława Strzałkowskiego i od 1953 roku zamieszkali na ul. Choszczeńskiej. Wanda Strzałkowska przez cały czas opiekowała się samotną leśną mogiłą, która znajduje się po lewej stronie szosy tuż po wyjeździe z Drawna na Choszczno. Pochowana został tam starsza kobieta Niemka, która zmarła podczas wysiedlenia Niemców z Drawna w 1947. Samozaparcie Wandy Strzałkowskiej było godne podziwu gdyż nawet w ostatnich latach życia kontynuowała swoją „misję”, przychodziła wówczas do tej mogiły pchając wózek inwalidzki z siedzącym w nim chorym mężem. Gdy drewniany krzyż zniszczyła próchnica i leżał przy grobie wiadomo było, że Pani Wanad odeszła. Wanda i Władysław Strzałkowski spoczywają na Cmentarzu Komunalnym w Drawnie. Grób Niemki istnieje nadal stoi przy nim metalowy krzyż, który tak faktycznie także o niej przypomina. Na podstawie Heimatgruss Ruiibrief opracował Marian Twardowski W ROCZNICĘ NOCY KRYSZTAŁOWEJ. KOLEJNE POSTACIE OFIARY HOLOKAUSTU - Ida Löwe (1 listopada 1868 - 1 marca 1944) Urodziła się w Neuwedell ( Drawno). Była córką Joshuy Matthiasa i Amelie Casparius, W okresie prześladowań była wdową. Mężem jej był Siegfried Löwe. 21 lutego 1940 została aresztowana w Wałczu ( Deutsch Krone) Więziono ją w budynku gminy żydowskiej w Pile ( Schneidemühl ). Następnie trafiła do żydowskiego domu starców na Friedenstrasse 3, w Berlinie. 28 Lipca 1942 roku została wywieziona do getta w Terezinie, gdzie zmarła z głodu i wycieńczenia 1 marca 1944. -Klara MOSES, z domu Putzinger. (15 Czerwca 1876) roku w Neuwedell (pl. Drawno). Została aresztowana w czasie Aktion z 21 lutego 1940 roku, następnie była więziona w kostnicy lub w budynku gminy żydowskiej w Schneidemühl. Żadne dalsze informacje, które mogłyby dostarczyć szczegółów dotyczących ostatnich dwóch lat jej życia, nie mogą zostać potwierdzone, wystarczy powiedzieć, że na pewnym etapie zatrzymała się u krewnych (Putzinger) w Berlinie-Oberschöneweide, Goethestrasse 37 i że jej ostatnim znanym miejscem pobytu w Berlinie była prawdopodobnie Elsasserstrasse 85. 28 Lipca 1942 roku została deportowana, jako więzień nr 2532 w 31. Transporcie nr 1/32 do Terezina. Tam ledwie przeżyła następne dwa miesiące, a 26 września 1942 roku została po raz ostatni deportowana, jako więzień nr 78 w konwoju, Br do Treblinki, gdzie została zamordowana. -Walter MOSES. Urodzony 7 kwietnia 1884 roku w Reetz (pl. Ręcz). Żona: Marta z domu Mann. Urodzona 12 lutego 1901 roku w Neuwedell (poi. Drawno). Walter i Marta Moses zostali aresztowani w czasie Aktion z 21 lutego 1940 roku, a następnie byli więzieni w Bürgergarten w Schneidemühl, zanim 4 kwietnia zostali zabrani z dwudziestoma sześcioma innymi mężczyznami i kobietami do obozu Radinkendorf. Przed końcem października pozwolono im przenieść się do Berlina, aby zatrzymać się u krewnych (Israel Pincus), Blankenfelderstrasse 2, prawdopodobnie było to ich ostatnie znane miejsce pobytu. 29 listopada 1942 roku zostali deportowani w 23. transporcie złożonym z niemal tysiąca mężczyzn, kobiet i dzieci do Oświęcimia, gdzie zostali zamordowani. Kilka wskazówek sugeruje, że mogli być oni rodzicami Bruno Mosesa, jednak nie istnieje żaden ostateczny dowód -Alfred NATHAN. Urodzony 5 września 1914 roku w Neuwedell (pl. Drawno). Alfred Nathan został aresztowany w czasie Aktion z 21 lutego 1940 roku i byl więziony w kostnicy lub w budynku gminy żydowskiej w Schneidemühl. 4 kwietnia został wysłany do obozu pracy Radinkendorf do wykonywania prac leśnych. Miesiąc później pozwolono mu zatrzymać się u krewnych (Bilfinger) w Falkensee lub w domu należącym do Reichsvereinigung w Spandau. Został następnie deportowany 26 lutego 1943 roku do Oświęcimia, gdzie zginął. - Recha Rosa PUTZIGER ( 28 lutego 1880 - styczeń 1942). Urodziła się wNeuwedell ( Drawno) w rodzinie Jacob. Miała dwóch urodzonych w Pucku synów: Meinharda ( ur. 8.11.1922) i Hansa Joachima ( 20.02.1926) cała trójka została aresztowana 21.02.1940. Pierwszą noc spędzili w kostnicy lub w budynku gminy żydowskiej w Pile. Następnego dnia wraz z synem Meinhardem została skierowana z innymi wytypowanymi zatrzymanymi do obozu pracy Neuendorf. Przeznaczono ich do prac leśnych. Najprawdopodobniej tu zostali rozdzieleni i Recha Putziger została wywieziona do obozu pracy Radinkendorf n Meinhard pozostał w Neuendorf Po jakimś czasie pozwolono matce wyjechać do Berlina gdzie przebywał jej drugi syn. Mieszkała na Granachstraße 11 i Neue Königstraße 5 a Syn Hans na Niederwallstraße 15. Dnia 13. 01.1942 została deportowana w 8. transporcie liczącym ponad tysiąc osób, mężczyzn, kobiet i dzieci do ryskiego getta, gdzie została zamordowana. Nie wiadomo kiedy i gdzie został wywieziony starszy syn Meinhard, natomiast młodszy Hans wyjechał w 14. transporcie, 14 kwietnia 1942 roku, do warszawskiego getta. Opracował: Andrzej Szutowicz https://sztetl.org.pl/pl/miei scowosci/k/761-kalisz-pomorski/107-listv-nazwisk/83977-spis-mieszkancow-sporzadzonv-17051939-r http://web.pwsz.pila.pl/~efFata/images/historiazvdow.pdf ; Historia Żydów w Pile wydanie w języku polskim książki pt. „History of the Jewish Community of Schneidemühl - 1641 to the Holocaust”, autorstwa pana Petera Simonsteina Cullmana w tłumaczeniu Agnieszki Kin. Piła, 2017/5777. GENERAŁ TOPOGRAF Pruski generał major Carl Friedrich Zimmermann urodził się w Drawnie w dobie epoki napoleońskiej 08 maja 1813 r. w rodzinie sekretarza majątku Wedlów, pruskiego porucznika rezerwy Karla Zimmermanna i Karoliny Charlotty Dorothei Johanny Zimmerman z.d. von der Osten. Było to niemal dwa miesiące po prześciu przez Drawno Korpusu Wyzwól i cielsk i ego potomka podbytowskich Kaszubów , późniejszego fedmarszałka i hrabiego Wartenburg , gen. Hansa Davida Ludwiga von Yorcka - Gostkowskiego ( 1759 - 1830). Zimmermann służbę wojskową zaczął od zwykłego ochotnika w piechocie i przeszedł typowe szkolenie oficerskie, nie posiadał wykształcenia uniwersyteckiego czy inżynierskiego. Swoją przygodę z topografią rozpoczął gdy był podporucznikiem brał udział w opracowaniu map środkowej Azji i Zachodniej Persji dla potrzeb jednego z twórców nowoczesnej geografii i niemieckiego kartografa Carla Rittera. Opublikował także własne prace wydane w latach 1840 - 1842, były to analizy geograficzne Azji dostępne do dziś w bibliotekach, z których jedna dotyczy terenów Chiwy w Uzbekistanie , i została przeprowadzona pod kątem działań Rosji na tym terenie, inna praca jest próbą przedstawienia teatru wojennego w Azji Środkowej wraz z komentarzami opartymi na mapach rejonów Afganistanu, Pendżabu i krajów w dolnym Indusie. W okresie od 01.07.1841 do 04.02.1843 był adiutantem ministra wojny oraz inicjatorem budowy twierdzy w Giżycku feldmarszałka Hermanna von Boyen. Od 01.05.1843 służył w departamencie topografii wielkiego Sztabu Generalnego. Prowadził badania terenu stosując kippregel ( kiprigel alidada) urządzenie do pomiaru kątów, odległości i wysokości), co umożliwiło znaczną poprawę jakości wykonywanych prac. Na Zimmermanna zwrócił uwagę drugi twórca nowoczesnej geografii Aleksander von Humbolt, co znalazło odzwierciedlenie w wydanym w 1845 opracowaniu skupiającym się na terenach rejonu Morza Kaspijskiego. Nie robił oszałamiającej kariery , porucznikiem został 01.04.1847, do majora awansował sytematycznie ale wolno. Stopień ten osiągnął w 1853 po wysłużeniuw22 lat. Potem było nieco lepiej i podczas dalszych siedmiu lat na stopień podpułkownika czekał 5 lat a na pułkownika dwa. To przyśpieszenie w awansie wiąże się z zajmowaniem przez niego wysokich stanowisk w topografii wojskowej. W 1861 wydał w Berlinie dwie publikacje w których bazując na pracach nieżyjącego wówczas byłego konsula pruskiego na Bliskim Wschodzie dr. Ernsta Gustava Schulza podjął się próby wykonania mapy Galilei i jej analizy geograficznej z uwzględnieniem przeszłości historycznej. Interesował się historią wojskowości, jest autorem publikacji Ponowny podbój Frankfurtu nad Menem przez Prusaków w 1794 r. W 1865 został szefem departamentu topografów Wielkiego Sztabu Generalnego w Berlinie, czyli był po 50 - ce. Osiem lat później był już w tzw dyspozycji kadrowej i emerytem w randze generła majora, którym został na koniec służby w 1873. Zimmermann nie był rozpieszczony odznaczeniami, biografowie podają ,że posiadał dwa ordery - jeden pruski Order Korony kl III i rosyjski Order św. Stanisława II kl. Żonaty był z Klarą Friederiką Johanną Engels ( 1827 - 1903 ) , jej ojcem nie był słynny współtwórca materialzmu dialektyczngo lecz generał major i komendant Kolonii Karl Friedrich Gottfried Ludwig Engels ( 1790 - 1855 ). Generał Zimmerman zmarł w Berlinie Charlottenburg. Pogrzeb odbył się 19.08.1889 na miejscowym cmentarzu Luizy. Literatura Reinhard Montag: Die Generale der Kgl. Preußischen Armee https://de.wikipedia.org/wiki/Carl Zimmermann (Generalmajor, 1813) Heinrich von Löbell Carl Zimmermann, Königlich Preußischer Generalmajor z. D. In: Jahresberichte über die Veränderungen und Fortschritte im Militärwesen. XVII. Jahrgang, Berlin 1890, S. 452 ZAPOMNIANI KAPŁANI - ks. Franciszek Bocionek ( 1883 - 9 lutego 1950 ). Ksiądz katolicki, proboszcz choszczeński 1934 - 1938 r. Święcenia kapłańskie uzyskał w 1922 r. w archidiecezji wrocławskiej. Od 1934 r. był proboszczem w Amswalde czyli w Choszcznie przez co sprawował opiekę nad katolikami w rejonie drawieńskim . Od 1938 r. był proboszczem w parafii p.w.Świętych Apostołów Andrzeja i Jakuba w Pawłowiczkach. Po wojnie w 1946 postrzegany był jako ksiądz sprzyjający władzom, uczestniczył w zebraniach wyborczych od 1949 był na tyle lojalny wobec władzy ludowej, iż cenzurował pisma biskupów i popierał ówczesne rządy. Nie był jednak tajnym współpracownikiem UB. - Alexander von der Marwitz ( 18.07.1910 - 1942): Pastor ewangelicki. Urodził się w Jenie. Był synem landrata Powiatu Lubuskiego Henryka von der Marwitz ( 1865 - 7.05.1915 ) i Eriki von Cramm .W 1933 był studentem teologii w Berlinie; 1935-36 odbył praktykę duszpasterską; był pastorem w Żólwnie (Hassendorf ); Poległ pod Wielkimi Łukami. - Lemcke Georg Gottlieb ur. 1842 w Drezdenku , był synem dr Davida Lemcke z Głębokiego ( Glambeck ) i Marie Modeste Haacke. W 1771 był Dyrektorem Szpitala w Drawnie. W latach 1772 -1783 był diakonem drawieńskim, jednocześnie sprawował opiekę duszpasterską w Święci echowi e i Rościnie przez co postrzegany jest jako miejscowy pastor. Od 1783 do 1810 był proboszczem w Głębokim. Miał dwóch synów także pastorów - proboszczów Ernsta Ewalda Gottlieba Lemke ur. 14 lutego 1780 w Drawnie ( Neuwedell) zm.29 października 1823 w Sławęcinie ( Schlagenthin ), który w latach 1810 - 1816 był pastorem w Głębokim po czym od 1816 do 1825 był pastorem Sławęcinie. Drugi syn Wilhelm Emanuel Lemcke ur. 26 sierpnia 1783 Głębokim zm. 5 lutego 1854 w Sławęcinie w okresie 1816 - 1825 był pastorem w Głębokim a w latach 1825 - 1854 w Sławęcinie , jego żoną była Dorota Julia Meissner. Potomkowie urodzonych w Sławęcinie dwóch synów Ernsta mieszkają obecnie w Australii. https://www.ancestrv.com/boards/localities.ceeuror)e. germany, general/21602.750.2258. l/mb.ashx PATENT Z 04 LUTEGO 1906 Patent z Drawna. Dyszel do przewozu.( Wagendeichsel Patent ). Właścicielami patentu byli: drawieński nauczyciel Johannes Schrodt, który mieszkał z żoną Heleną na ul. Choszczeński ej ( Arnswalderstaße ) oraz także z Drawna Ernst Grass Patent: Wagendeichsel .Patent datowany jest na 4.02.1906. Patent dotyczył dwufunkcyjnego dyszla do wozu. Projektodawcy zaproponowali by dyszel po rozłożeniu mógł służyć także jako drabina. Jest to drugi znany projekt z Drawna, który został opatentowany. Marian Twardowski WŁAŚCICIELE MAJĄTKU W KONOTOPIE Konotop (niem. Friedenau) - wieś sołecka poł. ok. 9 km. na płd.-wsch. od Drawna. Tereny wsi dawniej przynależały do rodziny von Wedel. W 1800 r. był to rejon, który wraz z Niemieńskiem i Bamimiem nabył późniejszy landrat choszczeński Achatz Wilhelm August von Waldow . W 1807 r. założył tu folwark, który od imienia żony Fryderyki z domu von Füllgraff nazwany został Friedenau. Początkowo folwark należał do majątku w Barnimiu. W 1837 r. został z niego wyodrębniony i stał się własnością syna landrata Karla Friedricha Wilhelma Emila Theodora von Waldow (1805 - 1867), który w 1854 go sprzedał. Kolejnymi właścicielami Konotopabyli: Fryderyk Wilhelm Wandenburg ( 1864 ). Od 1876 Otto Busch, od 1878 kpt.von Lüffichau od 1983, mjr Rudolf von Katzler a od 1896 Rudolf Kisker (do 1909 r.). W 1912 r. właścicielem został Fryderyk Neumann z Poczdamu. W 1917 r. nabył go baron Burghard Magnus Adrian Erich baron von Klot - Trautvetter . (29.10.1889 - 20.11.1927) o którym stosunkowo dużo wiadomo. Wywodził się z rodu o genezie sasko - szwedzkiej, którego przedstawiciele występowali głównie na Pomorzu i w krajach nadbałtyckich. Nazwisko dwuczłonowe ukształtowało się poprzez usynowienie Ernsta Johanna von Klota (zm. 1771) przez szwedzkiego generała porucznika Johana Reinholda von Trautvetter (zm.1741). Tytuł barona miał też szwedzką genezę, prawo do tego tytułu zostało potwierdzone 29.04.1846 w Poczdamie. 15 kwietnia 1871 powstała hrabiowska linia rodu von Klot-Trautvetter, lecz z majątkiem Friedenau nie miała ona nic wspólnego. Friedenau (Konotop) do 1907 należał do Rudolfa Kisker. Burghard Magnus Adrian Erich baron von Klot - Trautvetter urodził się w Pasewalk. Był synem podpułkownika rezerwy Burgharda Ernst Friedricha Karla barona von Klot - Trautvetter (1860 - 1897) i Alice Luise Helene von Enckevort. Jego siostra Hildegarda Margareta (1896 - 1970) wyszła za mąż za Hansa Wernhera August Gustav Paul Ulrich von Quistorp (1888 - 1947), który zmarł na skutek zagłodzenia w obozie NKWD. Burghard Magnus Adrian Erich Baron von Klot - Trautvetter żonaty był Dora Maria Mathilde Margarethe Stich (ur. 21.11.1891 w Godziszewie, zm. 29.11.1967). Mieli trójkę dzieci, w tym jednego syna, o którym nic nie wiadomo, był nim Burghard Franz Bernhard baron von Klot -Trautvetter (ur. 1916 w Berlinie) i dwie córki. Viola Paula Maximiliana Elisabeth baronówna von Klot-Trautvetter (ur. 4.11 1918) w Poznaniu, a druga córka Alice Irene baronówna von Klot - Trautvetter (1921 - 1950 ) ur. w Friedenau (Konotop). Baron Burghard Magnus zginął na polowaniu ( wg innych zmarł w Choszcznie ). Majątek przejęła jego żona Dorota von Klot-Trautvetter z d. Stich , W 1927 r. północną część majątku wykupiła firma „Eigene Scholle“ z Frankfurtu i dokonała podziału na osiem samodzielnych gospodarstw. W pałacu nadal mieszkali rotmistrz rez. Franz Stich (żona Maria Timmermann ?) z rodziną, i jego siostra wdowa Dorota von Klot-Trautvetter z d. Stich, stąd w tradycji przyjęło się, że był to majątek mmmm rodowy baronowej. Jednak to nie baronowa lecz Stich od 1938 był ostatnim właścicielem okrojonego majątku. Podczas swojej minionej przeszłości folwark obok pałacu z pięknym parkiem posiadał leśniczówkę, karczmę, gorzelnię, kuźnie, oborę, stajnie, kaplicę i młyn papierniczy w Bogdance. W 1945 przejęli go Polacy i wieś otrzymała nazwę Ustronie, po czym nadano jej nazwę Konotop. Według ostatnich mieszkańców - Niemców ta polska nazwa wsi miała mieć odniesienie do ciężkiej pracy koni podtopionych pod brzuch lub do przejazdu ciągnionego przez konie powozu przez rozlewisko (staw), tak iż brzuchy koni były w wodzie. W pierwszym roku po zakończeniu wojny prace rolnicze w Konotopu wykonywali polscy żołnierze z 2.Pułku Rolno-Gospodarczego 1.Dywizji Rolno-Gospodarczej. W latach następnych funkcjonował tu PGR. Jednym z pierwszych sołtysów Ustronia - Konotopu był Michał Kraśnicki (16.08.1896). Sierżant WP. Pierwszy raz sołtysem został wybrany 01.07.1945, a drugi 29.02.1948. Pochodził z m. Jarluty Małe w powiecie ciechanowskim. Był synem Edwarda i Amelii. Z żoną Franciszką gospadarzył na 10 ha gospodarstwie, na którym przebywał również jego ojciec. Innym dwukrotnym sołtysem był Bronisław Hrybko Pierwszy raz został wybrany 3.03.1947 i drugi raz od 22.01.1953. W okresie PRL w pałacu mieściły się j pomieszczeni a biurowe PGR. Ponadto służył jako budynek mieszkalny i jako ośrodek edukacyjno-kulturalny wsi. Z biegiem lat został opuszczony i mimo ,że wpisany był w rejestr zabytków popadł w całkowitą minę. Andrzej Szutowicz http://heimatkreis-amswalde.de/00820800_Friedenau_0+E.pdf http ://www. qui storp. de/Qui storpia/ Qui storpCrenzowerZweig. pdf http://www.lmkfang.de/wiki/Klot_( Adelsgeschlecht) Herb rodu vonKlot. Von unbekannt - GHdA Band 99, 1990, Adel. Häuser B XIX, S. 197, Bild-PD-alt, https://de.wikipedia.Org/w/index.php?curid=7826423 Zdj. Pałac w Konotopie. Źródło: Heimatgruss Rubdbrief. Marian Jasiak HISTORIA POWSTANIA KONOTOPIA - DZIEJE WSI, PAŁACU I JEGO WŁAŚCICIELI KINO Około roku 1953 lub 1954 przyjechał ze Szczecina do Drawna na motocyklu niejaki pan Zapolski. Biorąc pod uwagę awaryjność ówczesnej techniki był to wyczyn godny szacunku tym bardziej ,że celem wizyty było zorganizowanie w mieście kina. Jego kierowniczką została Stanisława Catewicz ( 28.09.1989 - 23.09.2004 ) z.d. Czerniawska, która uprzednio pracowała w Reczu jako przedszkolanka. Kino mieściło się w budynku, który stał w miejscu gdzie obecnie jest GOK i biblioteka. Był on jak na drawieńskie warunki wysoki. W środku była duża sala z filarami w której wydzielono miejsce dla kabiny kinooperatora. Wchodziło się do niej od strony podwórka. Bileterką była Genowefa Gąsik, która mieszkała razem z rodziną w wydzielonym mieskaniu w budynku kina. Obok sprawdzania biletów, sprzątała kino a zimą paliła w 3 kaflowych piecach. Kinooperator nazywał się Baranowski i mieszkał na ulicy Pomorskiej W budynku kina była także świetlica, miała ona oddzielne pomieszczenie. W sali kinowej odbywały się w zabawy, choinki dla dzieci, występy, zebrania. Była ona duża i na czas seansu opuszczano z obu stron znajdujące się miedzy filarami kotary. W holu kina z prawej strony znajdowała się kasa biletowa i po lewej szatnia . W głównym wejściu na salę kinową stała bileterką sprawdzająca bilety. Budynek był własnością Prezydium Rady Narodowej. Po odejściu Baranowskiego na emeryturę kinooperatorami zastali Wincenty Łabuń i Wacław Catewicz. Obaj często wyjeżdżali jako kino objazdowe wyświetlać filmy do: jednostki wojskowej , Chomętowa, Konotopia, Święciechowa i innych miejscowości w zależności od potrzeb np. do PGR. Co ciekawe w Święciechowie w pewnym czasie istniał w pałacu zakład karny, również tam przyjeżdżało kino objazdowe i drawieńscy operatorzy wyświetlali filmy dla skazańców. W drugiej połowie lat 50 - tych pojawiła się możliwość dokonania remontu i przeróbek kina na co miejscowe władze nie wyraziły zgody, gdyż w mieście nie było drugiej takiej sali by móc przeprowadzać imprezy na dotychczasowym poziomie. Wstrzymanie się z remontem spowodowało pogłębianie się procesu niszczenia pomieszczeń kinowych. Wówczas zdecydowano się na remont a kinem stała się remiza strażacka, która znajdowała się na terenie szkoły podstawowej. Po remoncie, by sobie wzajemnie nie przeszkadzać podzielono czas przeznaczony na wyświetlanie filmów i na działalność Domu Kultury. W tym czasie przeniesiono z ulicy Kolejowej do budynku kina kierowaną przez Uzę Ostrowską bibliotekę. Poprzednio biblioteka znajdowała się w miejscu gdzie obecnie funkcjonuje Bank Spółdzielczy. W odnowionym kinie kinooperatorami byli Edward Magda i Wacław Catewicz a bileterką była Halina Magda. Nastąpiły też zmiany na stanowisku kierownika kina, byli nimi Swerbiołek i Donda. Jednak po pewnym czasie wróciła na nie poprzednia kierownik Stanisława Catewicz i do przejścia na emeryturę w lipcu 1987 pracowała na tym stanowisku. Przez ostatnie dwa lata pracy bardzo chorowała, zastępowała ją córka Krzystyna Ciechanowicz, która w 1987 została kierowniczką kina. W 1989 budynek kina rozebrano i znów pomocni okazali się drawieńscy strażacy, którzy do wyświetlania filmów udostępniali swoja remizę na ul. Kościuszki. Następowała era video i sukcesywnie malała ilość chętnych do oglądania filmów w kinie, które w tym czasie stało się organizacyjnie częścią Domu Kultury a kinooperatorem był Jerzy Catewicz. W 1992 kino w Drawnie zakończyło działalność. Nową erę zapoczątkował będący od 2000 r, dyrektor GOK Piotr Bokun organizując w tym co po kinie zostało razem z gimnazjum pierwszy w mieście finał WOSP. Przy wydatnej pomocy wojska udało się wtedy przygotować główną salę na potrzeby tej imprezy. Największym sukcesem Piotra Bokuna okazała się odbudowa i uruchomienie sali widowiskowej i kina Wedel. Bardzo mu na tej inwestycji zależało i szczęśliwie dzieło to zostało ukończone. Po rezygnacji ze stanowiska dyrektora DOK przez osiem lat był kinooperatorem (jak na razie jedynym po odbudowie). Jest pomysłodawcą nazwy kina „Wedel”. Wg wspomnień Krystyny Ciechanowicz zredagował Andrzej Szutowicz POLAK Z HISTORII DRAWNA 1441) .Wojewoda poznański (1406 - 1441); starosta brzesko kujawski (1426-1432). Pieczętował się herbem Nałęcz. Był synem kasztelana santockiego Dziersława Grocholi i jego żony Bumety. Pieczętował się herbem Nałęcz. Uczestniczył w walkach z Tatarami. W 1400 został chorążym poznańskim, był też starostą międzyrzeckim. Był jednym z najbliższych doradców króla Władysława Jagiełły i Władysława III. Uczestniczył w bitwie pod Grunwaldem jako dowódca chorągwi, zwycięsko bił się pod Koronowem. Podpisał pokój toruński w 1411. W latach 1411 - 1415 był starostą generalnym Wielkopolski. Uczestniczył w pracach w zawarciu unii polsko litewskiej w 1413 w Horodle. Ponad 30 lat zaangażowany był w konflikt z Krzyżakami. Był rzecznikiem przyłączenia poprzez wykup ziemi lubuskiej do Polski. W wojnie Polski z Zakonem w 1433, zamek w Drawnie obsadziła załoga krzyżacka, obawiając się nielojalności Wedlów bardzo szybko i bez walki opuściła go wycofując się w kierunku Drawska. Wówczas Ostroróg wkroczył do zamku na czele polskiej załogi. W 1438, wspólnie z wojewodą krakowskim Janem z Tęczyna dowodził wyprawą wojenną, która bez powodzenia próbowała zainstalować na czeskim tronie królewicza Kazimierza. Zmarł na Węgrzech. Przypomniał Andrzej Szutowicz https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C4%99dziw%C3%B3i Ostroi%C3%B3g (zm, 1441) Herb Nałęcz. By Source image: Tadeusz Gajl,POL_COA_blank.svg - Tadeusz Gajl, vector version: Bastianow,Charges, crest and arrangement of the elements: AvalokitesvaraTa AspecifikA z W3C grafika wektorowa została stworzona za pomocą Inkscape przez Avalokitesvara. - Herbarz polski od średniowiecza do XX wieku, Tadeusz Gajl, Gdańsk 2007, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=6027595 Sędziwój Ostroróg (ok.1375 - Z DOROBKU DR. GRZEGORZA JACKA BRZUSTOWICZA Podążając szlakami turystycznymi Pomorza Zachodniego, trafiamy na wzgórza zamkowe z ruinami starych zamków. Niegdyś były one zamieszkałe i tętniły życiem. Rycerze w nich zamieszkujący trafiali nie tylko na karty starych kronik. Ich barwne biografie stały się kanwą niejednej ciekawej powieści. Ostatnio prezentowałem jedną z nich, napisaną przez znanego niemieckiego pisarza Karola Maya, opowiadającą o losach rycerzy z rodów von Wedel i von Güntersberg1. Dzisiaj chciałbym zaproponować 1 Omówienie powieści Karola Maya zob. G. J. Brzustowicz, Na tropach rycerskiej przygody. Rycerze Karola Maya, „ Wędrowiec Zachodniopomorski", nr 25, Szczecin 2014, s. 11-20. czytelnikom kolejną lekturę książki, która w przeciwieństwie do ostatnio prezentowanej, ukazała się zaledwie przed kilkoma laty. Powieść ta jak zwykle interesuje nas, ponieważ przenosi nas w świat historycznego Pomorza i Nowej Marchii. Tym razem jest to powieść historyczna z elementami fantasy Niewidzialna korona’'’, w której znajdujemy założyciela rodu Giintersbergów2. KRÓLOBÓJCY. NA TROPACH RYCERSKIEJ PRZYGODY Powieściopisarka i teatrolog Elżbieta Cherezińska z Kołobrzegu, debiutowała literacko w 2005 roku. Część swej twórczości poświęciła dziejom Polski w czasach panowania dynastii Piastów. Pierwszych Piastów odnaleźć można w jej powieści „Gra w kości”, wydanej w 2010 roku. Jednak szerokim echem odbił się na rynku czytelniczym cykl „Odrodzone KrólestwoPierwsza powieść z cyklu, wydana w 2012 roku nosząca tytuł „Korona śniegu i krwi”, opowiada o rozbiciu dzielnicowym w Polsce i próbach jego przezwyciężenia przez księcia wielkopolskiego Przemyśla II. Drugi tom ukazał się w 2014 roku, pod tytułem „Niewidzialna korona”, a zupełnie niedawno w 2017 roku ukazał się finałowy, trzeci tom cyklu: „Płomienna korona”. My jednak zajmiemy się dzisiaj tylko drugim tomem, w którym ważnym wątkiem są między innymi okoliczności śmierci króla polskiego Przemyśla II. Niewidzialna korona’’’’ i mapy Obszerna (stron 738) powieść „Niewidzialna korona”, wyposażona została przez autorkę dla wygody czytelnika w załącznik zatytułowany „Rody”, z tablicami genealogicznymi dotyczącymi bohaterów powieściowych oraz w mapy. Zaraz na wstępie musimy podnieść w kwestii map zarzut, iż mapki załączone we wkładkach książki, odbiegają w szczegółach znacznie od rzeczywistości historycznej. Tak więc na pierwszej mapce: „Królestwo Polskie pod koniec XIII wieku (ok. 1296)” umieszczono w granicach Królestwa Polskiego Bierzwnik i Strzelce (Krajeńskie sic!), co jest dużym potknięciem, bo leżały w granicach Nowej Marchii. Natomiast na mapce drugiej - „Europa Środkowa na początku XIV wieku” - w granicach Królestwa Polskiego umiejscowiono Santok i Drezdenko, które po 1296 włączono do Nowej Marchii i w początkach XIV wieku były poza granicami Polski. Te jednak uwagi tyczą się poznańskiego wydawnictwa i autora załączonych map. Prawda historyczna, wyobraźnia i fantasy Autorka nie ukrywa, że korzystała przy pisaniu powieści z pomocy historyków, w tym znanego autorytetu Profesora Tomasza Jasińskiego. Sama jednak w „posłowiu” napisała, „iż żaden z konsultantów nie jest 2 E.Cherezińska, Niewidzialna Korona. Królestwo to więcej niż król, Wydawnictwo Zysk i Spółka, Wydanie I, Poznań 2014. 10 ELŻBIETA CHEREZIŃSKA NIEWIDZIALNA KORONA odpowiedzialny za moje fabularne wybryki, bo pytałam {ich) jedynie o fakty, po to, by na gruncie historii tkać swą opowieść, ożywiać bohaterów i obdarzać ich wizerunkiem nie kanonicznymElżbieta Cherezińska przedstawiła w swej powieści wydarzenia na przestrzeni lat 1296-1306 oraz obraz wypełniony licznymi postaciami, między innymi pochodzącymi z Pomorza Zachodniego i Nowej Marchii. Nas tutaj będzie interesować nie tyle ciąg powieściowych wydarzeń związanych z rywalizacją o opustoszały polski tron po nagłej śmierci króla Przemysła II, ale okoliczności śmierci króla, w którą zamieszane były osoby z interesującego nas obszaru. Jak w przypadku innych powieści, podobnie i tutaj, będę chciał czytelnikowi przedstawić porównanie losów bohaterów powieściowych z życiorysami ich prawdziwych odpowiedników. Ale nie czynię tego po to, aby udowadniać jakieś luki. Mam nadzieję, że czytelnik będzie mógł się zorientować, ile do każdego losu postaci powieściowej dołożyła się historia, a ile fantazja autorki. Dzięki temu może uda się zachęcić czytelnika do sięgnięcia po książkę czysto historyczną. Wyprzedzając niezbadane jeszcze pytanie czytelnika: A jak było naprawdę ? Publikuję obok w wersji popularnej materiał historyczny, dotyczący wkładu margrabiów brandenburskich w sprawę mordu Przemysła II. A teraz zachęcam do przyjrzenia się wybranym przez mnie postaciom, przedstawionym na kartach powieści „Niewidzialna korona”, rozpoczynającej się zaraz po zabójstwie króla w Rogoźnie 9 lutego 1296 roku. Muszę zacząć od Joannitów „Przemysł II leżał na dębowej ławie. Z jego rozrzuconych włosów ściekała brudna woda, kropla za kroplą kapiąc na nierówne kamienie posadzki. Przykryte płaszczem ciało króla rozmarzało”. Tak rozpoczyna się ta opowieść. Ale zaraz na wstępie zauważam pewną nieścisłość. Ciało zamordowanego króla przewieziono do Poznania i przygotowywano do pogrzebu. W pobliżu krzątających się przy ciele zabitego, stał królewski notariusz Tylon, który podobnie jak to się czyni dzisiaj przy obdukcji ciała zamordowanego, zaczął spisywać sprawozdanie z oględzin dokonywanych przez joannitów. Zapisał on, iż oględzin królewskich zwłok dokonali „Bracia szpitalnicy z pogorzelickiej komandorii Zakonu Świętego Jana (...)”. Mniejsza o ich imiona, ale podpoznańska Pogorzelica była w XIII wieku tylko wioską i parafią joannitów, nadaną dopiero w latach 1250-1253 komandorii mającej siedzibę w Poznaniu! Tutaj od 1187 roku istniał szpital joannicki, do którego (w powieści) powinno trafić ciało króla. Ale tego nam nie wyjaśniono, czy akcja powieści rozpoczęła się na zamku, czy w szpitalu poznańskim. Niezależnie od tego, powieściowi joannici powinni być joannitami z komandorii poznańskiej, a nie z pogorzelickiej - bo takiej nie było. I raczej nie da się tego zaliczyć do efektów wyobraźni autorskiej. Śledztwo notariusza Tylona Według przeprowadzonej obdukcji, pochwycony król miał wyrwać się napastnikom, potem upaść na kolana, które z tego powodu potem były „sczerniałe”. I w takiej pozycji król walczył, bronił się, odnosząc przy tym wiele ran. W trakcie przedłużającej się obdukcji ciała, sędzia poznański Gniew z rodu Doliwów poinformował notariusza, że musi szybko ukończyć zadanie, aby można było pochować ciało władcy, ponieważ „nieprzyjacielskie wojska wtargnęły w granice Starszej Polski”. Określenie „Starsza Polska”, zostało wprowadzone przez autorkę w miejsce używanej dawniej „Wielkiej Polski”, a dzisiaj „Wielkopolski”. Pomimo nacisków, notariusz Tylon prowadził obdukcję dalej, ustalając że w trakcie walki król został ogłuszony, po czym przerzucono go przez siodło na konia, a w końcu uśmiercono sztyletem wbitym w szyję. Sztylet pozostawił na plecach króla charakterystyczny odcisk rękojeści. To ustalenie stało się bodźcem dla Tylona do kontynuowania śledztwa w celu ustalenia zabójcy. A pierwsze tropy poprowadziły notariusza w kierunku arcybiskupa Jakuba Świnki, któremu na sercu leżał los polskiej korony, którą nosił władca bez męskiego następcy. Powieściowy notariusz miał dwóch braci: Jaśka i Mikołaja. Wszyscy trzej przebywali w służbie króla Przemyśla U, a potem jego córki Ryksy, która została żoną Wacława II króla czeskiego (1300 r.). Z okazji ślubu, małżonkowie wypuścili po czterech latach pobytu w lochu - Zarembę, podejrzewanego o udział w zbrodni. Tylon w rozmowie z Zarembą dał wyraz, że początkowo podejrzewał go o spisek przeciwko królowi, ale zmienił zdanie. W dalszej rozmowie wskazał na jeden ze śladów po tragicznym wydarzeniu w Rogoźnie. Tym śladem miało być niebieskie szkło kielichów, w których król pił wino w tę feralną noc 1296 roku. Szybko okazało się, że błękitne szkło używane było między innymi na dworze Tomisława Nałęcza. Tylon skojarzył ten fakt z innymi, ale dopiero po latach, kiedy w Gieczu usłyszał informację o urazach, jakie żywił do króla Tomisław Nałęcz wojewoda poznański. Do tego Rogoźno w tamtym czasie znajdowało się w rękach Nałęczów. Z tymi podejrzeniami ruszył Tylon na przeprawę przez Wartę, bo miał zamiar dotrzeć do Poznania. Na promie spotkał znanego sobie przy obdukcji ciała króla - joannitę. Zauważył u niego nóż, którego rękojeść przypominały odcisk pozostawiony na ciele zabitego króla. Lecz przypadek sprawił, że nóż, który wziął do ręki - wpadł do wody. Dowód zbrodni przepadł, a joannita wyjawił, że nie był to jego nóż. Ale jego właściciela nie ujawnił. Wkrótce potem notariusz umiera bez wyjaśnienia tajemnicy, ale z przekonaniem, że dzieła zjednoczenia Królestwa Polskiego dokończy arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka. Historyczny notariusz Tylon istniał naprawdę. W powieści dowiadujemy się, że Tylon słabo widział, bo „dwadzieścia lat ślęczenia nad dokumentami w kancelarii Przemyśla zniszczyło mu wzrokZatem powieściowy Tylon w kancelarii Przemyśla II pracowałby w latach 1276-1296. Natomiast historyczny Tylon znany jest już od 1271 roku, a jako notariusz od 1273 roku. Rzeczywiście Tylon miał braci Jaśka i Mikołaja, a nawet Jakuba i Stefana. Wszyscy byli kanonikami i obok Tylona dwóch z nich było pisarzami na dworze księcia i króla. Tylon cieszył się dużym zaufaniem Przemyśla. Władca powierzał mu misje zagraniczne. Od 1286 roku Tylon wypełniał funkcję proboszcza santockiego. Ostatnie badania historyczne określiły działalność Tylona jako prepozyta santockiego w latach 1286-1305. Wypełniał tę godność na terenie Santoka i Drezdenka. Po raz ostatni został wspomniany w otoczeniu Przemyśla II w Poznaniu 22 maja 1295 roku. Po śmierci króla w 1296, był kanonikiem biskupa poznańskiego Jana (1296), a potem biskupa Andrzeja Zaremby (1299). Wraz z braćmi należał do kancelarii księcia Władysława Łokietka podczas jego panowania w Wielkopolsce w latach 1296-1299. Wiemy, że 8 lipca 1303 roku zrezygnował z probostwa santockiego i jeszcze 4 grudnia 1305 roku został wspomniany jako oficjał na dworze biskupa poznańskiego Andrzeja. Zmarł dopiero w 1311 roku, a nie jak wynika z treści powieści - już w roku 1304. Małgorzata Na podkreślenie zasługuje zręczne wplecenie przez autorkę powieści poszlak dotyczących zabójstwa króla, a prowadzących w kierunku polskich rodów rycerskich Zarembów i Nałęczów, co tak naprawdę, było plotką utrwaloną w późniejszych wiekach przez kronikarzy. A co w swej najnowszej pracy naukowej wydanej w 2018 roku wyjaśnia ostatecznie profesor Janusz Bieniak. Autorka wskazuje na motywy działania w sprawie zamordowania króla jego małżonki Małgorzaty, córki margrabiego Albrechta III, w porozumieniu z polskimi Zarembami. Historyczna Małgorzata od 1290-93 roku żona Przemyśla II, królowa Polski od 1296 roku. Posądzana o udział w zabójstwie męża, wyjechała z Wielkopolski i udała się prawdopodobnie na dwór ojca. W 1298 roku miała narzeczonego księcia meklemburskiego, ale ostatecznie wyszła za mąż w 1302 roku za Albrechta HI księcia sasko-lauenburskiego. Zmarła w Ratzeburgu w 1315 roku. Powieściowa królowa Małgorzata wspomina plany małżonka-króla, nie do pojęcia dla arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba Świnki i polskich panów, że jakoby przed śmiercią, zaręczył swoją córkę Ryksę Elżbietę (w powieści Rikissa) z młodszym bratem Małgorzaty - brandenburskim Ottonem VIII. Związek powieściowej Rikissy miał otworzyć drogę margrabiom do objęcia schedy po Piastach. Rzeczywiście doszło do takich zaręczyn i do wysłania Ryksy Elżbiety na dwór brandenburski Albrechta III razem z macochą -Małgorzatą, podobnie jak w powieści. Ale związku małżeńskiego nie sfinalizowano. Margrabiowie Autorka powieści wyraźnie broni Małgorzatę. Powieściowa Małgorzata przypominała sobie, jak przed zabójstwem była nagabywana przez Matyldę szczecińską i margrabiów o przekazywanie informacji na temat planów Przemyśla II. Już przed zabójstwem Małgorzata rozgłaszała plotki o swej ciąży z królem. Miała nadzieję, że to uspokoi margrabiów, osłabi ich żądze co do odbicia Pomorza Gdańskiego, skoro będzie dziedzic tych ziem. Powieściowi margrabiowie brandenburscy w początkach 1296 roku nakazali Małgorzacie pojechać z mężem na zapusty do Rogoźna. Ale ona nie wykonała polecenia. Sama uważała, że w spisku przeciwko Przemysłowi uczestniczyli: szczecińska księżna Matylda oraz margrabiowie Otto V i Otto IV. Ale jej ojciec Albrecht III był według niej poza spiskiem, bo to „stary, dobrotliwy mędrzec, zbyt prostolinijny, jak na Askańczyka”. Na uczestnictwo w zbrodni margrabiów wskazywali świadkowie, jakich odnaleziono po zabójstwie, „którzy widzieli margrabiów Ottona ze Strzałą, jego brata Konrada i synów Konrada, Waldemara i Jana, w Brzezinie, o dzień drogi od miejsca zbrodni”. Zaznaczono, że ta miejscowość jest położona po brandenburskiej stronie". Chodzi o Brzezinę w ziemi pełczyckiej, ale oddalonej od Rogoźna więcej niż o dzień drogi. Dlatego w powieści tłumaczy się szybkie dotarcie do Rogoźna poprzez „zamarzniętą Noteć". Na winę margrabiów wskazano w powieści ukazując jeszcze jeden argument, ich szybką agresję zaraz po zamordowaniu króla. „W cztery dni od morderstwa króla wdarli się w nasze ziemie głęboko, zajęli strategiczne grody". Na czele tej akcji stał margrabia Otto IV nazywany „ze Strzałą”, który z krewnymi i z wojskiem dociera pod Santok i żąda otwarcia bram. Kasztelan Santoka Piotr początkowo nakazuje im się wycofać, ale kiedy margrabia poinformował go o doprowadzeniu pod mury grodu machin i wojska oraz o tym, że już Wronki, Wieleń i Drezdenko poddały się margrabiom, bramy Santoka otworzyły się. Margrabia wkroczył do Santoka i zaraz potem kazał wytoczyć beczki. Chcąc uczcić swoją zdobycz, „wzniósł toast za początek Nowej Marchii Brandenburskiej". Matylda Czarnym charakterem powieści jest księżna szczecińska Matylda. Zaraz po zabójstwie Przemyśla II w 1296 roku, odwiedziła klasztor w Kołbaczu. Księżnej jak zawsze, towarzyszył czerwony orzeł, niczym smok powieściowej bohaterce w „Grze o tron". Opat kołbacki Kleos zaproponował księżnej zwiedzenie klasztornego spichlerza, tłoczni wina, stodół i piekarni, ale władczyni miała inne plany i kazała sobie pokazać budowaną kaplicę, w której chciała się pomodlić w samotności. Gdy opat opuścił pomieszczenie, księżna zwróciła się do pracującego tam kamieniarza, którym okazał się znany jej dobrze Jakub de Guntersberg. Tutaj przyjęła od niego relację o realizacji zleconego mu zadania. Księżna nie była zadowolona, bo zapłaciła za porwanie, a król został zabity. Nie spełnił się też jeszcze jeden plan Matyldy, a mianowicie Małgorzata żona Przemyśla, nie wykradła jak chciała, królewską koronę ze skarbca. Do kolejnego spotkania Matyldy z Guntersbergiem doszło po latach. Czytamy w powieści pod rokiem 1306, że Matylda „gnała na spotkanie z Jakubem de Guntersberg. Tym razem nie wybrała na spotkanie klasztoru w Kołbaczu, lecz znacznie mniejszy od niego, filialny, w Bierzwniku". Wtedy władczyni przypominając sobie kolejne motywy planowanego wcześniej porwania Przemyśla n, wspomina o planach połączenia Pomorza Zachodniego ze Wschodnim i objęcia panowania na Bałtyku. Ten plan realizowała „nie dla męża Barnima”, ale dla Askańczyków. Tylko autorka powieści zapomniała, że mąż Matyldy - Barnim I zmarł w 1278 roku, więc żadne plany w 1296 roku już się jego tyczyć nie mogły. Historyczna Matylda w 1296 roku liczyła sobie około 55 lat, a powieściowa ...? Plany Matyldy Matylda powieściowa w celu realizacji planów politycznych chciała tylko porwać Przemyśla i wzorem ówczesnych porwań, zmusić do zrzeczenia się Pomorza. Lecz jak wiemy doszło do zabójstwa króla. Natomiast zajęcie Pomorza Wschodniego nie przepadło. W 1306 roku Wacław II król czeski i polski dał margrabiom Pomorze Wschodnie za pomoc w opanowaniu Królestwa Polskiego. Wówczas księżna Matylda ruszyła na kolejne spotkanie z Guntersbergiem, ale po drodze spotkała ją niespodziewana przygoda z kapłanem i wilkiem, którą o mało nie przypłaciła życiem. Z opresji ratuje swoją panią czerwony orzeł herbowy. Po tych perypetiach Matylda w końcu dociera do Bierzwnika. Tutaj w Bierzwniku księżna spotyka znowu Jakuba de Guntersberga, który „dzisiaj był cystersem, ogrodnikiem". Tutaj zleciła mu kolejne morderstwo, tym razem króla Czech Wacława III. W tym miejscu z jednej strony chciałbym zwrócić uwagę, że klasztory średniowieczne nawet dla władców, nie były poczekalniami. Nie były to miejsca dowolnych spotkań, zwłaszcza z zabójcami. No cóż, takie uczyniono w powieści szacowne opactwa w Kołbaczu i Bierzwniku. Na marginesie dodam, że w latach 1296-1308 w Kołbaczu nie było żadnego Kleosa, ale opatem był brat Dytmar, a w Bierzwniku w tym okresie rządziło trzech opatów: Jan I (1296-1303), Ludolf (1303) i Jan II (1303-1313). Jakub Güntersberg i niemowlę Sama autorka odnosząc się do tej postaci, stwierdziła, iż „Jakub de Guntersberg” należy do tych bohaterów książki, którzy „swoją historię znaczą ponurym tropem”. Biografia stworzona przez autorkę stawia tego bohatera powieści daleko poza kodeksem rycerskim, który obowiązywał stan, z którego pochodził. Księżna szczecińska Matylda określiła go mianem „najlepszego sekretnego człowieka, jakiego znała. Jedynego, którego imię powtarza się na najważniejszych dworach w tajemnicy. Ten, któremu płaci się czystym srebrem”. My z tym pojęciem powinniśmy kojarzyć średniowiecznego płatnego zabójcę. Jakub de Güntersberg jadąc w 1296 roku na spotkanie z Matyldą szczecińską do klasztoru cysterskiego w Kołbaczu, znalazł pod krzakiem głogu płaczące dziecko. Okazało się ono córką pracującej w polu chłopki. Jakub zaproponował jej sprzedaż dziecka. Kobieta sprzedała niemowlę za „pół brandenburskiego dukata, jednego z tych, którymi za porwanie Przemyśla zapłaciła Mechtylda. Drugie pół dał rodzinie, w której umieścił dzieciaka na wychowanie. Zabronił dawać niemowlęciu imię". Trzech płatników Podczas spotkania w Kołbaczu, księżna w uniesieniu zgłosiła zarzut, że spartaczył robotę, czyli w domyśle porwanie, ponieważ król Przemysł został zabity. Jakub tłumaczył się zaś, że na króla czyhali też Zarembowie, ale to on zabił króla. Potem na żądanie księżnej opowiedział dokładnie przebieg wydarzeń: „Rozstałem się z margrabiami, ustalając miejsce, do którego mam przywieźć króla. Wjechaliśmy do Rogoźna. Zabiliśmy straż. Potem sługi, potem śpiących po turnieju rycerzy. Z grodu uciekł tylko giermek, ale się później odnalazł. Już nic nikomu nie powie. Król walczył o życie jak lew..". Ale „w czasie walki pojawił się wspomniany rycerz Zaremba. Z początku sądziłem, że zamroczony krwią pomylił się i dlatego zaatakował Przemyśla. Musiałem bronić jeńca". Jakub pokonał Zarembę. Relacjonował potem dalej: „Spieszyłem się, miałem rannego Dola na ręku i dlatego nie sprawdzałem, czy Zaremba nie żyje. Zabraliśmy Przemyśla na koń i myląc pogoń, ruszyliśmy na południe. Zaremba dogonił ich. Odebrał rannego Dola i próbował go zabić". Güntersberg bronił króla, bo Matylda chciała go żywego. Wyrwał go Zarembie, ale w tym momencie strony Rogoźna dojrzano pościg. W obawie, że ludzie króla odbiją jeńca, Güntersberg dobił rzężącego króla. Na dowód wykonania zadania, Güntersberg przekazał Matyldzie kosmyk włosów zabitego króla oraz pochwalił się tym, że był potem w Poznaniu i jako „sługa”, uczestniczył w obdukcji zwłok Przemysła. Gdy Jakub tylko zakończył spotkanie z Matyldą, udał się na spotkanie z drugim „mocodawcą” przez Śląsk w kierunku Czech. W opisie drogi przejazdu Guntersberga przez ulice Pragi pojawia się „majacząca potężna bryła katedry Świętego Wita". Niestety autorka powieści nie zwróciła uwagi, że potężną gotycką katedrę rozpoczęto budować dopiero w 48 lat po wydarzeniach opisywanych w powieści. W tym miejscu znajdowała się niewielkich rozmiarów (70 m długości) budowla romańska z dwiema wieżami. Więc tylko one mogły być widziane z odległości. Tutaj w Pradze okazało się, że Guntersberg jest także „sekretnym człowiekiem” króla czeskiego Wacława II, więc bez przeszkód do niego dotarł i jemu także zdał sprawozdanie z okoliczności wykonania zlecenia. Jako zapłatę otrzymał od czeskiego króla czarnego ogiera oraz zaproszenie, by w jego orszaku pojechał z nim na zjazd książąt Rzeszy. Wyjeżdżając z Pragi Jakub Guntersberg stwierdził, że zabicie króla Przemyśla było najlepszym z zadań, jakie mu postawiono. „Trzech różnych zleceniodawców na jednego Przemyśla. Porwanie. Zabójstwo. Zabójstwo. Ze wszystkich zleceń się wywiązałem”. I ruszył po zapłatę od trzeciego „płatnika”. Dopiero po dwóch latach, w 1298 roku, dotarł do trzeciego „płatnika”, z którym umówił się w przydrożnej karczmie. Zanim do niej wszedł, przebrał się w płaszcz pielgrzyma i odszukał karczmarza. Na pytanie o nocleg, został skierowany do stodoły, w której spotkał margrabiego brandenburskiego Waldemara. Jakub pamiętał, jak czternastoletni Waldemar zaproponował najwięcej za zabójstwo Przemysła II. Ale teraz władca brandenburski nie chciał wywiązać się z zapłaty, ponieważ Jakub miał także pozbyć się giermka króla Przemysła, a musieli to po nim uczynić ludzie margrabiego. Ostatecznie jednak Waldemar rzucił Jakubowi „dukata”. Szpieg i zabójca Dla Guntersberga żadną przeszkodą były granice. Z wielką łatwością przeistaczał się w różne postacie i profesje. W roku 1299 Guntersberg był „ogrodnikiem Krystianem” w Saltzwedel i śledził margrabiów Jana i Ottona oraz córkę Przemysła - Ryksę, którą w następnym roku wydano za mąż za Wacława II, by mógł przyjąć tytuł króla polskiego. Potem Guntersberg popełnił pomyłkę przy wykonaniu kolejnego zlecenia. Udał się do Italii i zabił mnicha w rotundzie Świętego Stefana w Rzymie, myląc go z księciem kujawskim Władysławem, ponieważ obaj byli niewielkiego wzrostu. W ten sposób nie wykonał zlecenia. Kiedy w 1301 roku wybrano Wacława II czeskiego i polskiego na króla Węgier, Guntersberg także tam był. Potem „gnał z Węgier do Pragi” na wezwanie Wacława, gdzie otrzymał od niego zadanie zabicia księcia śląskiego „Bolke Surowego”, czyli Bolka I księcia jaworskiego i świdnickiego. Miał zgładzić go „nagle”, tak jak napisano w Wikipedii. Panowanie Wacława II trwało do 1305 roku. Tron po nim przypadł Wacławowi III. Jego los także znalazł się w ręku płatnego zabójcy Guntersberga. Hugo Ale na razie Jakub pojechał po dziewczynkę, którą niegdyś kupił, a teraz kończyła osiem lat. Z jego woli przez pięć lat wychowywała się w rodzinie chłopskiej, potem pełniła służbę w psiarni „wielkich Nałęczów z Szamotuł”. Po dwóch latach skierował ją do stajni cystersów w Kołbaczu, gdzie była pomocnikiem stajennego i musiała udawać chłopca. Gdy skończyła siedem lat, Guntersberg przyjechał do Kołbacza i zabrał do Bierzwnika, czy jak mówili Niemcy, Marienwaldu, gdzie kołbaccy cystersi założyli filię klasztoru i oddał w ręce opata”, jako swego bratanka Hugo, za co dał sumę 10 brandenburskich denarów. Kiedy w 1305 roku Jakub Guntersberg dotarł pod klasztor w Bierzwniku, przebrał się w habit mnicha i przedostał się do opactwa. „Policzył mnichów spieszących rzędem na nocne modły. Dwunastu dorosłych i tyle samo oblatów”. Jednego z nich obezwładnił i zajął jego miejsce. Po modlitwie Jakub udał się z mnichami do dormitorium. Gdy mnisi zasnęli, odnalazł dziewczynę, której oznajmił koniec jej „nowicjatu” i nakazał na odejście zabić mnicha, który jej najbardziej się naprzykrzał. Dziewczyna dokonała zabójstwa. Wykazała się przy tym ku radości Jakuba, umiejętnością zabijania, kłamania oraz przywiązaniem do zapłaty. Tak Jakub wychował swego pomocnika i następcę o imieniu Hugo. Ostatnie zlecenie Z powieściowym Jakubem Guntersbergiem rozstajemy się w tym tomie w 1306 roku, podczas kolejnego zlecenia zabójstwa. Tym razem miał zgładzić Wacława III. Postanowił wykonać zadanie z Hugo, ale los dodał mu na wspólnika jeszcze innego zabójcę - Grunhagena. Jakub działał wtedy na zlecenie Matyldy, a Grunhagen na zlecenie Krzyżaków. Jednak zadanie wykonała Hugo. Po dokonaniu mordu wszyscy trzej królobójcy powiedzieli: „Tak umarł ostatni z Przemyślidów”. Jak wiadomo, Wacław III został zamordowany w Ołomuńcu 4 sierpnia 1306 roku. Do dzisiaj nie ustalono winnych zbrodni. Polska „Gra o tron” Zaraz po opublikowaniu powieści w 2014 roku, ukazało się wiele jej recenzji. Przemysław Chudzik napisał między innymi, że to drugi tom kontrowersyjnej trylogii „Zjednoczone Królestwo”, pisanej na zamówienie i mającej pełnić rodzimy odpowiednik „Gry o tron”, ale też uznawanej za swoisty renesans polskiej powieści historycznej. Zgodzić się należy, że powieść jest spójna i przekonująca, z osią kompozycyjną opartą na prawdziwym biegu wydarzeń. Narracja powieści jest jednak wartka, rozdziały są krótkie, dzięki czemu powieść nie nuży i podtrzymuje uwagę czytelnika. Recenzent pisze też, że nposzukiwacze poprawności historycznej mogą utyskiwać na nadmierne kategoryzowanie charakterów, ale nie zapominajmy, że to powieść, nie podręcznik”. W recenzji Agnieszki Bukowczan-Rzeszut czytamy: Autorka poczyniła ogromną pracę badawczą, aby jej postaci nie były jedynie kreacją literacką. I choć porównując ich powieściowe rysy do biografii historycznych, można wyłapać wiele różnic, to jest to praca warta docenienia. A elementy fantasy, jak bestie herbowe towarzyszące bohaterom, rozpatrywane przez pryzmat bestiariusza średniowiecznego i mitów rycerskich, jedynie ją dopełniają”. Sama Elżbieta Cherezińska stwierdziła, że „nie pisze historycznego fantasy, ale książki historyczne z elementami fantasy wypływającymi z ducha historii”. My zaś na koniec stwierdzimy, iż w kwestii przedstawienia okoliczności mordu na królu Przemyśle II autorka przedstawiła wszystkie możliwe inspiracje, jakie ustaliła dotąd historia. Oczywiście przedstawiła je w sposób charakterystyczny dla powieści, wzbogacony jej wyobraźnią. Natomiast w kwestii losów postaci i ich charakterów, pojawiła się całkowita dowolność, do czego jako autorka powieściowa miała pełne prawo. Grzegorz Jacek Brzustowicz WESOŁYCH ŚWIĄT ŻYCZENIA Już mknie z Betlejem radosna wieść Nowa gwiazda na niebie świeci. „Cichą Nocą” wszyscy oddają cześć Starzy, starsi młodzi i dzieci Kto może zmierza do stajenki Słychać anielskich zastępów śpiew Kolęd dla Jezusa i Panienki Kojących ból, smutek, rozpacz, gniew Niech Mikołaj o Was pamięta W saniach prezentów przywiezie moc Radujcie się nastały święta Gdyż Chrystus narodził się w tę noc. Niech zawsze zdrowia będzie wiele. Radości, szczęścia, powodzenia To dla Was nasi Przyjaciele Od KAWALIERY są życzenia Redakcja Rys. Kartka pocztowa sprzed 1939 . Własność : Andrzej Szutowicz Kawaliera BIULETYN KOŁA NR 21 STOWARZYSZENIA SAPERÓW POLSKICH W DRAWNIE IZBA HISTORYCZNA ZIEMI PEŁCZYCKIEJ W PEŁCZYCACH 73-220 Drawno , ul. Jeziorna 2. Tel. 500 358 148. Redaguje Kolegium: Redaktor naczelny: Andrzej Szutowicz; z-ca red. nacz. Gerard Sopiński; dział sportowy: - Jerzy Wiewiórowski; dział ogólny: - Marian Twardowski, Jan Brycki; ; Redakcja nie odpowiada za opinie wyrażane przez autorów artykułów.