Nr 4/2017 PRO MEMORIA Z głębokim smutkiem zawiadamiamy, że odszedł z naszych szeregów były żołnierz zawodowy 7 Okręgowej Składnicy Sprzętu Inżynieryjnego i Materiałów Wybuchowych Ś. P. st. chor. JACEK MISZLER 01.01.1967 – 17.09.2017 BYŁ SAPEREM Łącząc się w bólu, składamy Rodzinie Zmarłego kondolencje i najszczersze wyrazy współczucia. Redakcja KAWALIERY Koledzy z SSP Koło nr 21 w Drawnie ŚPIJ KOLEGO W CIEMNYM GROBIE, NIECH SIĘ POLSKA PRZYŚNI TOBIE St. chor. Jacek Miszler pochodził z Mazur, służbę wojskową rozpoczął w 1987 r. jako kadet w 19 kompanii kadetów Szkoły Chorążych Wojsk Inżynieryjnych we Wrocławiu. Szkołę tę ukończył w stopniu młodszego chorążego w 1987 r. Po promocji, celem dalszego pełnienia służby, skierowany został do 5 Mazurskiej Brygady Saperów w Szczecinie. Początkowo służył jako dowódca plutonu w kompanii maskowania, następnie objął pluton w kompanii pontonowej. Podczas prac gospodarczych w jednostce w Drawnie zauroczył się Drawnem i napisał prośbę do przełożonych o przeniesienie. Prośba ta została pozytywnie rozpatrzona. Służbę w drawieńskiej 7 OSSIiMW pełnił na stanowisku dowódcy 3 plutonu komendy ochrony, po czym został szefem kompanii. Z powodu likwidacji składnicy został przeniesiony do rezerwy. Jako żołnierz, który poprzez reformy znalazł się w trudnym położeniu, wykazał się walorami człowieka dumnego i honorowego, a jednocześnie z pokorą przyjmującego sytuację, w jakiej się znalazł. W tym czasie jego opoką była rodzina, a zwłaszcza żona. Ciężko pracował fizycznie, lecz w wojsku pamiętano o Nim i gdy nadarzyła się taka możliwość, został przyjęty na stanowisko referenta w Składzie Drawno 2 Rejonowej Bazy Materiałowej. Po kolejnych zmianach pozostał na tym stanowisku. Jego śmierć zaskoczyła wszystkich. Odszedł człowiek barwny, który na długie lata żyć będzie w pamięci tych, którzy go znali. Pozostawił żonę i córkę. Andrzej Szutowicz C:\Users\uzytkownik\Pictures\NA CD\CD06\2006 VIII-XI\08\miszler.jpg Hen, hen, daleko, wciąż czekają wieczną chwileczkę. Na ich mogiłach ból niejedną wytapia świeczkę. Nadzieja to Chrystus, który do Ciebie przychodzi. On jeden wrócił stamtąd, dokąd każdy odchodzi. Z głębokim żalem zawiadamiamy, że po długich cierpieniach, walcząc ze straszną, ciężką chorobą, zmarła w wieku 49 lat, kochana córka Państwa Marii i Ryszarda Żuchowskich Ś. P. Ilona ŻUCHOWSKA Z nieukrywanym smutkiem, łącząc się w bólu, przekazujemy Rodzinie i Bliskim, nasze kondolencje i wyrazy współczucia. Zdzisław Walaszczyk Andrzej Szutowicz Ś.P. płk Boleslaw POCHWAT Pochodził z Rzeszowszczyzny, jego rodzinną miejscowością była wieś Zalęże, w której urodził się 11 maja 1924 r. Gdy wybuchła wojna, był uczniem Gimnazjum Kolegium Serafickiego Ojców Bernardynów w Radecznicy koło Zamościa. W 1940 r. rozpoczął naukę w utworzonej na bazie Gimnazjum Mechanicznego, za zgodą okupanta, dwuletniej szkole technicznej przy ul Lwowskiej w Rzeszowie. Szkoła miała przygotowywać uczniów w zakresie obróbki ręcznej i mechanicznej. Po zlikwidowaniu szkoły w 1941 r. razem z innymi kolegami trafił do pracujących na rzecz Niemiec zakładów silników lotniczych w Rzeszowie (Flugmotoren Werk), co faktycznie uchroniło go przed wywózką na roboty do Niemiec. Jak się później okazało, zdarzenie to nie było wybawieniem. W zakładzie tym, będącym dawnym PZL Rzeszów, zajmował się obróbką panewek. Jako kilkunastolatek wymyślił sobie, że może coś zrobić dla zwycięstwa nad Niemcami. Ponieważ panewek obrabiać trzeba było dużo, wymyślił więc, że może to zrobić poprzez zwykłe brakoróbstwo. Nie przewidział jednak, że produkty były znakowane przydzielonym znakiem wykonawcy. Niestety podczas prób na hamowni silnik zbyt szybko zaczął niedomagać. Stwierdzono,że przyczyną były panewki. Jak łatwo się domyślić, ustalono szybko, że obrabiał je Bolek. We wrześniu 1943 r., gdy był na nocnej zmianie, przyszło po niego gestapo. Rozpoczęło się śledztwo, Bolek jednak konsekwentnie zaprzeczał jakoby miał coś wspólnego z wadliwą pracą silnika, i za wszelką cenę udowadniał ,że jest niewinny. Możliwe, że ta postawa uratowała mu życie, możliwe, że wpadł już na pierwszej źle przez siebie obrobionej panewce i gdy nie znaleziono śladów konspiracyjnej działalności, uznano jakość jego pracy jako efekt zwykłego brakoróbstwo. Niemniej zarzut działania na niekorzyść III Rzeszy usłyszał. Początkowo więziony był na Zamku w Rzeszowie. Dość wspomnieć, że od 1 kwietnia 1943 do 1 marca 1944 r. w zamkowych celach przebywało ponad 2,5 tys. osób. Podczas jego pobytu w tym więzieniu Niemcy dokonali kilku masowych egzekucji więźniów, w tym w październiku 1943 wywieziono z Zamku 20 Polaków i ich rozstrzelano w Charzewicach. Gdy pewnego październikowego dnia 1943 wyprowadzono go z celi, przestraszył się, gdyż był pewny, że idzie, a potem, że jedzie na miejsce kaźni, czyli na tzw. rozwałkę. Stało się inaczej, bo trafił do założonego w marcu 1943 r. obozu pracy przymusowej (Zwangsarbeitslager) w Szebniach koło Jasła. Obóz o wymiarach 557 na 178 metrów był ogrodzony drutem kolczastym, posiadał 4 wieże strażnicze, 32 baraki rozdzielone w 4 pola obozowe oraz miejsce egzekucji. Baraki były zbudowanymi przez jeńców dla Polaków, Żydów, Rosjan i innych narodowości. Bolek w obozie chodził w ubraniu cywilnym oznaczonym farbą i z naszytym numer na kawałku białego materiału. Zdawał sobie sprawę, że zagrożenie utraty życia nie minęło, gdyż organizowano tam i wykonywano egzekucje, stosowano tortury, głównie karę chłosty na „koziołku” i karę „słupka”. Zabitych grzebano na miejscowym cmentarzu. Organizowane również były masowe egzekucje na terenie lasu w Dobrucowej (ok. 1,7 km od obozu). Gdy Bolek przybył do obozu, trwała w nim akcja rozstrzeliwania 1600 osób (21 września i 6 listopada 1943). Zwłoki były palone na ruszcie z szyn kolejowych, akcją kierował SS-Oberscharführer Josef Grzimek. Na terenie obozu dokonywano selekcji i osoby, które Niemcy uznali za nieużyteczne, odsyłano do obozów zagłady. Jak widać Bolek żył w ciągłym zagrożeniu. Trudno dziś orzec, czy pracował głównie w warsztatach na terenie obozu, czy też w kilku filiach (żwirownia nad Jasiołką, warsztaty lotnicze w Krośnie, były obóz w Rymanowie czy kamieniołom „Cieszyna” koło Frysztaka). W okresie listopadowym (grudniowym) trwała akcja wywożenia uwięzionych tu Żydów w celu ich zagłady, doszło wówczas do ucieczki ok. 10 Żydów. Komendant szalał ze złości. Więźniów wyciągnięto na niekończący się apel, innych zagoniono do poszukiwań zbiegów. Bolek był wśród szukających, znalazł ich ukrytych w kloace obozowej latryny, prosili, by ich nie wydał , nie zrobił tego, ale uciekinierzy w tej kloace nie wytrzymali i tam zmarli. W styczniu 1944 r. obóz został niemal zupełnie wyewakuowany. Mniej więcej w tym czasie Bolek został poturbowany przez jednego z obozowych funkcyjnych, który przy okazji bicia, przyciskając drzwiami jego dłoń, uszkodził mu palce. Trudno dziś ustalić, co było tego pobicia potem. Wiadomo, że po wyewakuowaniu całego obozu w Szebniach pozostało około 300 jeńców rannych i kalekich. Wyzwolenie nastąpiło 8 września 1944 r. Podczas pobytu w obozie Bolek nasłuchał się opowieści kolegów, którzy służyli w wojsku II RP, tak się złożyło, że gros z nich przeszło przez pododdziały saperskie. Widać ich opowieści były tak ciekawe, że niemal zaraz po uwolnieniu Bolek zgłosił się do wojska, prosząc o przyjęcie do saperów. Trafił w przysłowiową „10”, gdyż w tym czasie w Rzeszowie formowany był 21 batalion saperów 10 Dywizji Piechoty, w którego szeregach się znalazł. Nie służył w nim długo, ponieważ górował nad poborowymi wykształceniem i miał spełnione w tym zakresie wymagane minimum (dwie klasy gimnazjum), które później zmieniono na podstawówkę, otrzymał przydział do Oficerskiej Szkoły Saperów w Przemyślu. Szkołę ukończył w sierpniu 1945 r. Skierowany został do 27 batalionu saperów 2 Brygady Saperów, który w tym czasie rozminowywał Wrocław. Tu Bolek zdobywał praktyczne doświadczenie. W styczniu 1946 r. jego brygadę przemianowano na 2 pułk saperów. Bolek w lutym tego roku odbudowywał most w Białobrzegach nad Pilicą, następnie brał udział w rozminowaniu dawnego Przyczółka Magnuszewskiego. Podczas rozminowania został ranny odłamkiem miny w nogę. Leczył się w Radomiu, gdzie uprzednio pułk stacjonował. Mimo że pułk odszedł do Kazunia, Bolek nadal przebywał w Radomiu. Możliwe, że związane to było z jego wykształceniem technicznym i praktyką mechanika w zakładach lotniczych. Krótko był oficerem w komendzie miasta. Potem los zagnał go w Bieszczady. Tu trafił do pociągu pancernego. Dziś trudno jest ustalić jego nazwę czy kryptonim, z tego co opowiadał wynika, że była to prowizorka składająca sie z kilku wagonów i uzbrojonych platform. Podobno Ukraińcy dość szybko ustalili jego personalia, jeden z obsługi pociągu ostrzegł go, iż wyznaczono za „ jego głowę” nagrodę. Wykonywanie obowiązków, do których nie był fachowo przygotowany oraz świadomość, że nawet w postaci zwykłego przechodnia może czyhać na niego skrytobójcza śmierć, przeszkadzała mu na tyle, że postanowił w swojej sprawie zameldować się do raportu. Przyjął go gen. Świerczewski; Bolek prosił generała o przeniesienie w celu udziału w rozminowywaniu Warszawy. Argumentował to tym, że jako wyszkolony i sprawdzony w praktyce saper jest bardziej przydatny ojczyźnie niż jako artylerzysta lub pancerniak z przypadku. Argument podziałał i Bolek powrócił do macierzystego pułku. W Kazuniu skierowali go do rozminowania ruin Teatru Wielkiego oraz terenów zniszczonych pałaców Bühla i Saskiego. Był w swoim żywiole. Rozbrajał i unieszkodliwił tam wiele środków bojowych. Na przełomie lutego i marca wskutek gwałtownego ocieplenia oraz opadów deszczu nastąpiło przyspieszone topnienie śniegu i lodu, który zaczął pękać. Spływające kry tworzyły zatory. Nastąpiło gwałtowne spiętrzenie wód, które wystąpiły ze swoich koryt. Zalaniu ulegało coraz więcej terenów. Niemal od początku powodzi w akcji ratunkowej uczestniczyło wojsko. Bolek znalazł się w rejonie Warszawy. Bronił mostów na Wiśle. W marcu 1947 r. woda przerwała wały między Zakroczymiem a Czerwińskiem. Ten moment Bolek często wspominał: „… byłem w łodzi (promie) z moimi żołnierzami, naszej robocie przyglądali się gen. Paszkiewicz, marsz. Żymierski i Bierut. W pewnym momencie poczułem, że coś nas ciągnie, na nic wiosła, bosaki, łódź płynęła tak jak chciała rzeka. Widziałem zdziwione twarze obserwatorów potem jakąś bieganinę. A potem już tylko myślałem, by z tego wyjść. W pewnym momencie poczułem się jak na rzece górskiej, wrzuciło nas jakby w odnogę, no, ale które rzeki wypływają z Wisły, pomyślałem. Strzeliłem w górę, by tam gdzieś wiedzieli, że żyjemy. Szarpnęło mocno łodzią, TT-ka wypadła mi z ręki i wpadła w wodę. No to klops, pomyślałem, za dywersanta mnie jeszcze wezmą. Byliśmy na szerokim rozlewisku, Łodzią można było manewrować. Wody przybywało. Nie tak daleko stał na wzniesieniu chłopski dom. Podpłynęliśmy tam. Wszedłem do izby, a tam inny świat. Rodzina siedząca za stołem i gospodyni nalewająca zupę. Ludzie !!! Krzyknąłem. Uciekajcie, zaleje was. Na to gospodarz spokojnym głosem powiedział: Siadaj żołnierzu zjemy razem ciepłą zupę. Rosołek mojej żony. A potem pomyślimy, tu nieraz wylewało… Nie ukrywam, uległem temu spokojowi gospodarza. Nie na długo. Jakiś dziwny dźwięk skierował oczy wszystkich na podłogę, a tam między deskami wlewała się woda. Z zewnątrz słychać było nawoływania żołnierzy z łodzi. Poderwali się wszyscy i biegiem chwytając to, co jest pod ręką, wybiegli z chaty, na szczęście łódź była tuż przy drzwiach. Gdy odpływaliśmy, po zarysie chaty widać było, jak woda wciąż się podnosi. Kurde, szkoda tego rosołu, pomyślałem”. Po uratowaniu tej rodziny Bolek z żołnierzami jeszcze niejedno istnienie ludzkie uratował, niestety nie obyło się bez tragedii. Gdy podpływali, by przejąć kolejnych siedzących na dachu, dom zawalił się i wszyscy zginęli. Nad ranem widzieli krążący samolot, gdy podpłynęli ostatkiem sił, czekali na niego jacyś oficerowie. Odruchowo pomyślał o TT- ce. Spytali go tylko, czy to on porwany został przez Wisłę na oczach generalicji. Gdy potwierdził, kazali mu wsiadać. Kilka godzin później przebrany w nowy mundur stał w Belwederze. Bolesław Bierut odznaczył go srebrnym medalem „Zasłużonym na Polu Chwały”. Stosowne rozporządzenie potwierdzające to odznaczenie ukazało się w dniu 16.04.1947 r., w dokumencie tym Bolek wymieniony jest wśród innych odznaczonych „na wniosek Ministra Obrony Narodowej za wybitne zasługi położone w akcji przeciwpowodziowej. W 1948 r. skierowany został na Kurs Doskonalenia Oficerów do Wrocławia. Do 1952 r. był dowódcą kompanii w 2 pułku saperów przemianowanym w 1951 r. na 2 Ciężką Brygadę Saperów, po czym został st. pomocnikiem szefa wydziału operacyjnego Szefostwa Wojsk Inżynieryjnych Warszawskiego Okręgu Wojskowego. W tym okresie spotkał się też z zaskakującymi problemami technicznymi. Otóż podczas przepiłowywania słupów telefonicznych nastąpiły detonacje, w wyniku których zginęło niemal sześć osób. Bolek rozwiązał ten problem. Okazało się bowiem, że okupant w m. Lipa robił w słupach nawierty o długości do 1,5 m, w które włożono ładunek wybuchowy ze środkami zapalającymi. Była to pułapka na partyzantów, którzy chcieli cicho zwalić słup i przerwać łączność. Po znalezieniu przyczyny Bolek przez rok sprawdzał słupy. W 1954 r. odkryto, że dwie śluzy na Wale Miedzeszyńskim w Warszawie są zaminowane. Bolek wraz z dowódcą warszawskiej grupy rozminowania przez 3 dni wyciągał blisko 1600 kg ładunków, likwidując zagrożenie, które groziło zalaniem lotniska i osiedla Gocław. By dorobek służby płk. Bolesława Pochwata był bardziej wyrazisty, warto wymienić, że jako dowódca kompanii brał on udział w obronie mostów w Ostrołęce, Wyszogrodzie, w Warce. Rozminowywał tereny w okolicy Augustowa, Suwałk, Gołdapi , Braniewa, Osowca. Na kolejnych stanowiskach był odpowiedzialny za oczyszczenie z niebezpiecznych środków bojowych obszaru WOW. Był organizatorem rozminowania rejonów Gierłoży, Osowca, Gołdapi, Góry Puławskiej, Staszowa, Przykrzywnicy, Różana, Przełęczy Dukielskiej. Niestety jego służba wojskowa została gwałtownie przerwała, pojawiła się groźna choroba, rak krtani, i choć niemal postawiono na nim krzyżyk, walczył i walczono o jego życie. Wycięto mu krtań, zastosowano terapię i widmo śmierci oddaliło się. Już wiemy, że do 2017 r. W cywilu udzielał się społecznie, był aktywnym człowiekiem Koła Oficerów Rezerwy. Płk. Pochwata poznałem podczas jednej z saperskich uroczystości w Siekierkach, a bliżej, gdy był przewodniczącym Sądu Koleżeńskiego Stowarzyszenia Saperów Polskich. Znajomość tę, o której zawsze będę pamiętał, zawdzięczam przyjaźni innego wspaniałego oficera, ppłk. w st. spocz. Leszka Sadury. Bolka wspominam jako spokojnego, dobrotliwego i doświadczonego człowieka, uważam, że był wspaniałym żołnierzem. Podziwiałem jego pokorę, z jaką przyjął tragedie życiowe. Dość wspomnieć, że przeżył śmierć własnego syna. Był życzliwy dla naszego Koła w Drawnie, okazywał nami zainteresowanie. Płk Bolesław Pochwat uznawany jest za jednego z najbardziej zasłużonych oficerów zajmujących się rozminowaniem w Polsce. Setki Polaków nie wiedzą o tym, że zawdzięczają mu życie bez zagrożeń i są wśród nich nie tylko ci, których ratował od niechybnej śmierci w 1947 r. Zmarł 28.10.2017 r. Rodzinie i Przyjaciołom płk Bolesława Pochwata w imieniu drawieńskiego środowiska saperów składam wyrazy współczucia. Andrzej Szutowicz Literatura :Franciszek Kaczmarski Wojska Inżynieryjne 1945 – 1979. Wyd. MON 1982. Praca zbiorowa pod red. Ryszarda Żuchowskiego Sylwetki Saperów Polskich .Kolejne pokolenia. Warszawa 209. Zdzisław Barszczewski. Przywrócone życiu. Wyd. Bellona 1998 Jan Piotr Fabiński Historia wyższej szkoły Oficerskiej Wojsk Inżynieryjnych im. gen. Jakuba Jasińskiego. Wrocław 1984 POTOMEK GENERAŁA DĄBROWSKIEGO W NOWEJ MARCHII Na terenie Powiatu Myśliborskiego, w Gminie Barlinek, odnajdujemy miejscowość Swadzim, oddaloną o kilka kilometrów na zachód od Barlinka. Swadzim to folwark Dzikowa, znany od 1804 roku. Zachował się tutaj XIX-wieczny murowany dwór, kryty dwuspadowym wysokim dachem ceramicznym. W pałacu tym żył w początkach XX wieku, do 1929 roku, potomek polskiego generała. 20 czerwca 1898 roku w Swadzimiu koło Myśliborza (Friederikenhof b. Soldin) miał miejsce ślub pruskiego arystokraty i porucznika barona Palombini z Melitą Marią von Carlovitz. Młody arystokrata był w prostej linii potomkiem polskiego generała i wodza Legionów Polskich - Jana Henryka Dąbrowskiego, na co przytaczam wywód genealogiczny: Kamil Paweł Konrad Walter Scipio baron Palombini (*3.12.1899) por. armii pruskiej, x 20.06.1898 Swadzim Melita Maria von Carlovitz Kamil Emil Scipio baron Palombini (*1862-†1918) pruski tajny radca landrat; x Augusta Maria hr.Wilding von Königsbrück (*1867-†1921) Karol baron Palombini na Grochowitz arystokrata saski (*1809-†1918) Karolina Amelia Beatrycze Dąbrowska (*21.09.1789 Drezno-†18.02.1845 xJózef baron Palombini (*1774-†1850) włoski gen. dywizji, austriacki feldm. JAN HENRYK DĄBROWSKI (*1755-†1818), Wódz Legionów Polskich 1797, nacz. wódz armii Księstwa Warszawskiego, gen. broni Królestwa Polskiego, 1 małżeństwo z Gustawą de Rackel Dąbrowscy herbu Panna wywodzili się ze szlachty pruskiej, zamieszkującej w XIV i XV wieku w ziemi chełmińskiej w Dąbrówce (Damerow), od której wpierw zwali się „von Damerau”, a od drugiej połowy XV wieku „Dąbrowskimi”. W XVII wieku pisano o nich: Dąbrowskich familia starożytnością swoją i cnymi sprawami swemi wiele domów szlacheckich przechodziła, znaczni w Prusiech i z wielą domów zacnych powinowactwem rozkrzewieni. Tradycje wojskowe w rodzinie znane od XVII wieku. Ojciec generała - Jan Michał Dąbrowski (*1718-†1779) był pułkownikiem szwoleżerów saskich, a dziadek Jan Stanisław Dąbrowski (*1663-†po1718) –rotmistrzem. dr Grzegorz Jacek Brzustowicz TUCZYŃSCY DE WEDEL POTOMKAMI MIESZKA I Odtwarzając genealogię linii Wedlów na Tucznie, która uległa spolszczeniu i w końcu XV wieku przyjęła polskie nazwisko Tuczyński, możemy udowodnić, że potomkowie Maćka Tuczyńskiego byli w 20 pokoleniu potomkami polskiego księcia Mieszka I i księżniczki Dobrawy. Poniżej zamieszczam wywód genealogiczny, jako dowód na to stwierdzenie. Wywód pozwala na ustalenie jeszcze wielu innych koligacji Tuczyńskich poprzez książąt czeskich z linii raciborskiej, poprzez Piastów z linii śląskiej, wielkopolskiej i mazowieckiej, z dynastiami polskimi, niemieckimi i ruskimi. Tuczyńscy de Wedel na Tucznie do 1717 r. Maćko (Matzeke) Tuczyński de Wedel *ok.1474, wsp.1490 - †1550 pan Tuczna, połowy Drawna i Korytowa x ok.1510 Katarzyna Donaborska h.Topór *ok.1490-†po1556 Jan Starszy Donaborski *1450-†1518 kasztelan rogoziński x Petronela Oporowska Włodko z Donaborza †1467 x Katarzyna księżniczka raciborska Wacław książę raciborski †1456 x Małgorzata z Szamotuł h. Nałęcz Jan II ks. raciborski *1375-†1424 x Helena ks. nowogrodzka Anna ks. żagańska †1405 x 1361 Jan I ks. raciborski Henryk V Żelazny ks. żagański †1369 x Anna ks. płocka Henryk IV ks. żagański †1342 x Matylda brandenburska Henryk I ks. głogowski †1309 x Matylda ks. bruszwicka Konrad I ks. głogowski †1273/74 x Salomea ks. wielkopolska Henryk II Pobożny ks. śląski †1241 x Anna ks. czeska Henryk I Brodaty ks. śląski †1238 x Jadwiga merańska Bolesław I Wysoki ks. śląski †1201 x Adelajda sulzbachska Władysław II Wygnaniec ks. śląski †1159 x Agnieszka austriacka Bolesław III Krzywousty ks. polski †1138 x Salomea von Berg Władysław I Herman ks. polski †1102 x Judyta ks. czeska Kazimierz I Odnowiciel ks. polski †1034 x Dobroniega Maria ks. ruska Mieszko II ks. polski †1034 x Rycheza lotaryńska Bolesław I Chrobry król polski †1025 x Emnilda ks. słowiańska Mieszko I ks. polski †992 x Dobrawa ks. czeska Przeszukanie genealogii pozwala nam na wymienienie wśród przodków Tuczyńskich po kądzieli bardzo wielu znaczących dynastów. Wymienię zaledwie kilku znaczniejszych. Ze strony przodków żony Maćka Tuczyńskiego – Katarzyny Donaborskiej w 9 pokoleniu Tuczyńscy byli potomkami króla Czech Przemysła Ottokara II (†1278), w 7 pokoleniu księcia litewskiego Olgierda – ojca króla polskiego Władysława Jagiełły, a w 14 pokoleniu potomkami twórcy Brandenburgii Albrechta I Niedźwiedzia (†1070). Z kolei poprzez matkę Katarzyny Donaborskiej – Petronellę Oporowską (†p.1536) Tuczyńscy byli w 26 pokoleniu potomkami cesarza Franków Karola I Wielkiego (†814), a najdalej w głąb genealogii ich przodków, można w ten sposób sięgnąć do VI wieku naszej ery. Oczywiście są to wiadomości, jakie możemy dzisiaj ustalać, dzięki badaniom naukowym. Tuczyńscy o takich koligacjach nie wiedzieli i nie zdawali sobie z nich sprawy. Oczywiście jak każdy z polskich rodów magnackich XVII-XVIII wieku, prowadzili politykę małżeńską w celu powiększenia dóbr, ale też zwiększenia swoich wpływów politycznych, poprzez spokrewnienie się ze znacznymi polskimi rodami. Wtedy ich wiedza o koligacjach ograniczała się głównie do aktualnie żyjących przedstawicieli danego rodu. dr Grzegorz J. Brzustowicz Ks. MARIAN DARAŻ. Historia niezwykła W kronice parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy pod datą 10.08.1996 r. zapisano: „W parafii gościliśmy 4 sierpnia już uprzednio zapowiedzianego księdza misjonarza z Kamerunu. Ksiądz Marian Daraż w latach 11 XI 1978 r. – 10 VI 1980 r. pracował w Drawnie jako wikariusz. W Święciechowie za księdza Tadeusza Kasprzyka, proboszcza parafii, wybudował kościół, który doszczętnie był rozebrany w latach 1950. Ksiądz misjonarz był mile przyjęty i parafianie z uwagą słuchali jego kazań na wszystkich mszach świętych. Opowiadał o pracy wśród Afrykańczyków. Ofiarę zebraną w tę niedzielę w całości przekazaliśmy mu na jego parafię. Razem zebrał 1500 złotych. Potem, dziękując ponownie w liście, przesłał zdjęcia i wiadomość, a za te pieniądze kupił rowery dla katechetów i stroje dla młodzieży ...” Wnikliwe poszukiwania tego nazwiska na stronach kroniki dotyczących okresu jego posługiwania w Drawnie nic nowego nie wniosły. Po prostu w tym miejscu nie ma o nim wzmianki. Nabrałem podejrzenia, że został pominięty lub usunięty. Ruszyłem więc internetowym tropem. Na szczęście, w przeciwieństwie do wielu zasłużonych księży, ks. Daraż jest w sieci widoczny. Wsparty wspomnieniami parafian ze Święciechowa, a w szczególności p. Teresy Tarczewskiej i p. Andrzeja Ratowicza, zacząłem poznawać tę niezwykłą postać, jednocześnie wzrósł mój podziw dla mieszkańców Święciechowa, a zwłaszcza czynu, jakiego pod kierunkiem ks. Daraża dokonali. Zdaję sobie sprawę, że informacje o księdzu i wydarzeniach, których był inicjatorem, nie są w pełni poznane. Ks. Marian Daraż, ur. w 1945 r., jest absolwentem Liceum Ogólnokształcącego w Dubiecku, do którego uczęszczał w latach 1959 – 1963, ukończył także Wyższe Seminarium Duchowne w Przemyślu, ma brata bliźniaka Zbigniewa, też księdza. Święcenia kapłańskie przyjął w 1969 r. Będąc wikariuszem w Słocinie (proboszcz ks. Andrzej Pasterczyk), zaangażował się wraz z wikariuszem ks. Franciszkiem Rząsa w wybudowanie małej kapliczki na Drabiniance w Rzeszowie (dziś parafia pw. Matki Bożej Częstochowskiej), która służyłaby jako prezbiterium. Dotychczas msze św. odprawiane były w posesjach prywatnych. Nie doprowadził sprawy do końca, gdyż 16 .12. 1971 r. został aresztowany. 09.02.1972 r. Sąd Powiatowy w Przemyślu skazał ks. Daraża na 3 lata pozbawienia wolności, zwolniono go z więzienia z powodu choroby w lutym 1973 r. Skierowano go na teren innej diecezji, gdzie w latach 1978 – 1980 był m.in. wikariuszem w parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Drawnie. Na terenie parafii, w Święciechowie, gdzie sołtysem był Antoni Ratowicz miała miejsce podobna sytuacja do tej z rzeszowskiej Drabinianki. Otóż nabożeństwa odbywały się tu także w posesjach prywatnych, właścicielkami ich były Ksawera Stanulewicz i Maria Piękna. Dla wiernych nie było to wygodne, tym bardziej, że w czasach niemieckich istniał tu solidny kościół ewangelicki z 1850 r. Niestety był on w czasie działań wojennych 1945 r. uszkodzony, po wojnie nie był użytkowany i z końcem lat 60-tych został zburzony. Z początkiem 1980 r. proboszcz drawieńskiej parafii, ks. Tadeusz Kasprzyk, trafił do szpitala, zastępował go wikariusz ks. Daraża. W lutym tr. przyjechał na nartach do wioski. Spotkał się z mieszkańcami i namówił ich do działania. Potajemnie przygotowywano fundamenty, zgromadzono materiały i tak w ciągu jednej nocy ks. Daraż wybudował z parafianami wszystkie ściany kościoła w Święciechowie. Ta akcja wywołała szok. Rano gdy wieść o kościele się rozniosła nad księdzem zawisł „miecz sprawiedliwości ludowej”. Zawrzało w województwie, gdyż obawiano się, iż i tu rozprzestrzeni się „zaraza biskupa Tokarczuka”, czyli budowa kościołów bez zgody władz. Zażądano od władz kościelnych przeniesienia księdza Daraża daleko od Drawna. Padło na Świnoujście. Początkowo z tej decyzji nie był zadowolony, traktował je jak zesłanie, ale polecenie władz kościelnych musiał wykonać. W Świnoujściu znalazł się w parafii Chrystusa Króla, gdzie proboszczem był ks. Stanisław Szwajkosz, którego w 1981 r. zmienił ks. Jan Szczepańczyk. Ks. Daraż jako wikariusz przebywał w tej parafii w latach 1980 – 1982. Cieszył się euforią pierwszej Solidarności i nie bez obaw przeżywał grozę stanu wojennego. Brał udział w budowie kościoła Świętego Wojciecha. Na budowę dojeżdżał rowerem. Stan wojenny zastał go na rekolekcjach w Rewalu. Po powrocie od razu zajął się dystrybucją darów wśród biednych parafian. Ponieważ nie był to czas, by księża oportuniści mogli czuć się bezpiecznie, podjął decyzję udania się na misję. Jego brat był już cztery lata w Kamerunie. Po załatwieniu niezbędnych formalności wylądował na lotnisku w Duala. Tam czekał na niego brat, po czym pojechali 1000 km w głąb dżungli. Wspominał, że było wtedy ponad 40 stopni ciepła. Jechali „najpierw szosą, potem wiejską drogą, potem po bezdrożach, potem jeszcze łodzią”. Brat Zbigniew pracował wśród ludzi wywodzących się z plemienia ludożerców, więc pocieszał bliźniaka, by się nie bał, gdyż jego parafianie od 1947 r. ludzi już nie jedzą, a ostatnim zjedzonym był pewien angielski porucznik. Po dwóch tygodniach pobytu u brata został skierowany do pracy wśród Pigmejów w dżungli, przy granicy z Kongiem, zwanej Moloundu, gdzie do rzeki granicznej „schodziły się goryle, by napić się wody”. Parafia obejmowała kilkanaście wiosek, między którymi było nawet 160 km. Trasę do nich pokonywał samochodem i łodzią. Gdy jechał do kolejnej wioski, oznajmiały o tym tam tamy. Tak, że przyjazd jego nie był niespodzianką. Wokół był busz, panował skwar, lał się pot, dokuczała wilgoć, wciąż groziła malaria i ukąszenia insektów, gadów, skorpionów. Widział polowanie na słonie, które poprzedzone było pogańskim rytuałem przeprowadzanym po północy w pełni księżyca oddawania czci i próśb o udane polowanie do ducha lasów Dżienghi. Polowano prymitywnie przy użyciu noży, włóczni, kamieni, a polegało to na tym, że ukryci w kupie nawozu zmieszanego ze słonim łajnem czekali na moment, kiedy słoń przechodził nad nimi, wtedy atakowali go w brzuch. Ugodzony słoń szalał i wówczas było niebezpiecznie, nieraz po polowaniu misjonarz Daraż musiał zawieść kilku parafian do szpitala oddalonego o kilkaset kilometrów. Oczywiście ksiądz nie byłby sobą, gdyby nie zaczął budować razem z Pigmejami szkoły i kościółka. Ta jego zasada wspólnego budowania przyniosła dodatkowe efekty, gdyż parafianie nauczyli się murarki i zasad nowoczesnego budownictwa. Pierwszy kościół stanął w wiosce Yeanga. Pierwszą szkołę, do której poszli Pigmeje, wybudowali także Polacy. Do 2002 r. bracia Darażowie zbudowali w Kamerunie 20 kaplic, trzy kościoły, kilkanaście szkół, oraz kilka ośrodków zdrowia. Dzięki nim powstało kilkadziesiąt studni, co było zasługą ks. Zbigniewa, który posiadał umiejętności różdżkarskie i w większości trafnie wskazywał miejsce, gdzie studnia miała być wykopana. Cdn. Andrzej Szutowicz Grzegorz Kapla. Ze Świnoujścia nad brzegi Kongo. Tygodnik Powszechny Nr 39 (2777), 29 września 2002 http://www.tygodnik.com.pl/numer/277739/kapla.html http://www.mbczestochowska.rzeszow.opoka.org.pl/page.php?10 Teresa Tarczewska i Andrzej Ratowicz - zd. i wspomnienia Genealogia rodu von Armin. Niemieńsko cz. 1. Georg Abraham Konstantin von Arnim (Georg von Arnim), rycerz zakonu joanitów, pruski podporucznik rezerwy. Odznaczony orderem św. Jana Jerozolimskiego. Urodził się 10.12.1839 w Suckow w Wielkim Księstwie Meklemburgii – Schwerinie, zmarł 07. 07. 1879 r. w Berlinie). Był synem IV pana na Suckow Georga Wilhelma von Arnim (ur. na zamku Suckow 1806 – zmarł tamże w 1845) i Marie Josephine Ernestine Adamine hr. von Blumenthal (1811 – 1865). Niemieńsko Georg von Arnim był dziedzicznym panem na zamku Suckow, a w 1864 r. w wyniku dokonanego zakupu został panem Niemieńska i Nowej Korytnicy. Był dwukrotnie żonaty. Pierwszą żoną była poślubiona w 1863 Frieda von Gundlach (19.01.1843 – 09.04.1899 ). Po roku małżeństwo to rozpadło się. Po raz drugi ożenił się z 13.06.1867 z Rosalie (Rose) Auguste Caroline Johanna Ulrike von Schnehen (ur. 26.09.1843, Altenplatow- zm. 22.11. 1907 w Niemieńsku). Mieli czworo dzieci, w tym trzech synów, jedną córkę: Rose Marie von Arnim a.d.H. Suckow (20.09.1875 w Suckow; zm. w Poczdamie 04.01.1952 ). W 1896 r. w Suckow wyszła za mąż za hrabiego rzeszy Bernharda Gustawa Wilhelma Konrada Finck v. Finckenstein’a (1863 – 1945), odznaczonego orderem Pour le Merite generała piechoty, który podobnie jak żona zmarł w Poczdamie. Najstarszy syn Georg Gustav von Arnim (ur. 26.09.1870 w Suckow, zm. 28.08.1945, Suckow) był szambelanem króla Prus, majorem rezerwy, rycerzem zakonu joanitów. Był szóstym komisarzem majątku (Fideikommissher dot. majątku, którego nie można sprzedać). 26.09.1893 ożenił się z Huldą Elisabeth Anna von Versen (ur. 18.03.1872 w Merseburg, zm. 04.05.1954 w Berlinie - Zehlendorf). Nie był związany z Niemieńskiem. zaliczany jest do domu von Armin Suckow Drugi syn Jacob Vivigenz II von Arnim ( ur. 25.12.1872 w Suckow, zm. 18.10.1917 w Heidelbergu); królewski pruski referendarz sądowy. Był doktorem prawa i od 1908 pierwszym Fideikommissherr majątku w Niemieńsku i w Nowej Korytnicy.Trzeci syn Hans Abraham II von Arnim ( ur. 30.07.1877 w Suckow, zm w 28.04.1930 w Berlinie); królewski pruski major rezerwy. Był drugim Fideikommissherr’em majątku w Niemieńsku i w Nowej Korytnicy. 09.05.1908 r. w Stolpe nad Odrą poślubił Veronikę Elisabeth Annę von Buch ( ur. 16.09.1882 w Stolpe/Oder, zm. 18.07.1962 w Hannowerze). Mieli 10 dzieci ( dwóch synów i osiem córek), z których poprzez urodzenie z Niemieńskiem byli związani: Dorothea-Sabina von Arnim (ur. 07.04.1924 w Niemieńsku, zm.12.10.1954, w Bad Niederbreisig nad Renem);Wilhelmine (Minette) Charlotte von Arnim (ur. 11.05.1925, w Niemieńsku, zm.19.10.1985 w Hannowerze ) Jedna z córek: Vera von Arnim (19.06.1919 – 25.01.1920), urodziła się i zmarła w Niemieńsku. Także z Niemieńskiem bezpośrednio związany był syn Jakob Dietloff III von Arnim (ur. 20.03.1921 w Niemieńsku, zginął na froncie 13.05.1944 w Jassy w Rumunii).Inna córka Elisabeth von Arnim (ur. 12.10.1913 ur. Karlsruhe, zm. 04.03.1995 w Geryndze ). Natomiast kilkoro z dzieci urodziło się w Poczdamie, były to córki: Rose von Arnim (ur. 08.03.1909 w Poczdamie, zm. 06.08.1989 w Göttingen-Geismar); Veronika von Arnim (ur. 21.02.1910 w Poczdamie, zm.13.06.1998, Brühl); Erika von Arnim (ur. 19.10.1911 w Poczdamie ); Anne-Marie von Arnim (ur.01.04.1916 w Poczdamie, zm. 27.04.1983 w Hamburgu).Pan majątku w Niemieńsku Hans Georg Abraham Leopold von Arnim (ur.18.06.1917 w Poczdamie, a zmarł 04.03.1968 w Hannowerze). Koligacje z przeszłości Jak widać, wśród niemieńskich von Arnimów nie było przedstawiciela w stopniu generała, lecz ich przodkowie piastowali ważne urzędy i stanowiska. Wiadomo, że jeden z nich, Jakob Dietlof II von Arnim (1645–1689), doszedł do rangi pułkownika (inne źródła podają stopień generała majora) był synem Georga Wilhelma I von Arnim (1612–1673) i Barbary Sabiny von Hohendorff ( 1620 – 1693). W 1679 r. w Nechlinie urodził się mu syn Georg Dietloff von Arnim-Boitzenburg (zm. w 1753 w Berlinie). Był on pruskim politykiem i prawnikiem. W latach 1749 – 1753 był głównym ministrem Królestwa Prus. Drugim synem Georga Wilhelma I i bratem ministra był Jakob Vivigenz I von Arnim (10.08.1682 – 19.02.1748) i on jest bezpośrednim przodkiem Arnimów z Niemieńska; jego synem był Georg Friedrich II der Ältere (starszy) von Arnim (1717 – 1772), ten zaś miał syna Georg Leopold Vivigenz von Arnim (1747 – 1828), a spośród jego synów Georg Friedrich IV Jüngere (młodszy) von Arnim (1778 – 1834) był ojcem Georga von Arnim (Georg Wilhelm IV von Arnim 1806 – 1846), a tegoż syn to Georg Abraham Konstantin von Arnim. Feldmarszałek Georg Abraham von Arnim Nazywał się Georg Abraham von Arnim (ur. 27.03.1651 w Boitzenburg zm. 19.05.1734 w Berlinie), był feldmarszałkiem i rycerzem Orderu Orła Czarnego, synem Georga Wilhelma I von Arnim (1612 – 1673) i Barbary Sabiny von Hohendorff (1620 – 1693), czyli jego rodzonym bratem był bezpośredni przodek rodziny von Arnim z Niemieńska. Służbę w wojsku rozpoczął w wieku 16 lat w pułku pod dowództwem von Schlabrendorfa. Potem w armii biskupa Osnabrück Ernsta Augusta walczył o Brauschweig (1671). Następnie w 1672 r. znalazł się w Holandii. Został porucznikiem w pułku „von Götzen“. W 1674 był kapitanem i walczył przeciw Francji. Brał udział w oblężeniu Breisach. Bił się w bitwie pod Fehrbellin(1675). W roku 1676 był wśród zajmujących Wolgast. Szturmował Ankalm, gdzie został ranny. Już w 1677 r. brał udział w oblężeniu i szturmie Szczecina. Został majorem i przeszedł do pułku „von Schöning“w Magdeburgu. W 1678 r. brał udział w ataku na Rugię. W 1686 r. von Arnim walczył w szeregach swego pułku po stronie cesarza na Węgrzech. Tam brał udział w oblężeniu Ofen. Został ciężko ranny. Został podpułkownikiem. W listopadzie 1688 r. walczył z Francuzami w Saksonii. W 1689 r. był w Kaiserswerth, uczestniczył w oblężeniu Bonn. W 1690 roku został pułkownikiem i dowódcą garnizonu Berlin. Podczas wojny Francji z Ligą Augsburską 1689 – 1697 (wojna o Palotynat) walczył w bitwie pod Steenkerke (1692) i w bitwie pod Neerwinden w 1693 r. W 1694 roku oblegał Huy a w 1695 Namur, w tym też roku został generałem majorem. Walczył w wojnie o sukcesję hiszpańską. W 1704 r. został generałem porucznikiem. Potem znów bił się z Francuzami. Po powrocie do Prus, 2 lutego 1707 r., Arnim został dowódcą nowego pułku króla. W 1708 r. dołączył do armii Leopolda Anhalt – Dessau i został dowódcą oddziałów pruskich we Włoszech. Po pokoju w Utrechcie 1713 r. jego pułk otrzymał nazwę „von Armin“. W 1715 roku brał dział w oblężeniu Szczecina i Stralsundu, w maju 1715 r. król w obozie pod Szczecinem mianował go generałem piechoty i udekorował go Orderem Czarnego Orła. Potem dowodził wojskami na Wolinie i zajął Peenemünde. Po pokoju udał się do swojej rezydencji w Suckow. 28 maja 1728 roku został feldmarszałkiem. W 1731 r. przeszedł na emeryturę. Po trzech latach zmarł. Został pochowany w Boizenburgu. http://worldhistory.de/wnf/customizing/templates/history/img_send.php?fileid=28373&size=tn Feldmarszałek Hans Georg von Arnim -Boitzenburg Hans-Georg von Arnim urodził się w 1583 r. Był synem brandenburgskiego Oberhofmarschalls’a Bernda von Armin IV i Sophii von der Schulenburg. W 1599 r. podjął studia na Uniwersytecie we Frankfurcie, rok później przeniósł się na uniwersytet w Lipsku. Studia ukończył w 1606 roku na uniwersytecie w Rostoku.W 1612 r. rozpoczął praktykę sądową w Królewcu, rok później musiał z niej zrezygnować z powodu stoczonego pojedynku. W tym samym,bo w 1613 roku, wstąpił do służby szwedzkiej. Brał udział w toczącej się wojnie w latach 1610 – 1617. Był wtedy pułkownikiem. Przez lata był tajnym agentem króla Szwecji Gustawa Adolfa i elektora Brandenburgii. Następnie znalazł się w służbie polskiej. Pod swoją komendą miał 3000 żołnierzy niemieckich i 400 jeźdźców Arkebuzerii. Wśród podległych mu oficerów byli: Hans Friedrich von Sparre, Hans von Götz, Hans Kasper i Christoph von Klitzinga. Brał udział w bitwie z Turkami pod Chocimiem. W lutym 1622 r. otrzymał zaświadczenie o zwolnieniu ze służby polskiej. Spowodowane to było odmową walki przeciw Szwedom, gdyż zobowiązał się tylko walczyć z Turkami. Udał się przez Szczecinek do Boitzenburga. W 1624 r. wstąpił do cesarskiej armii Wallensteina. W kwietniu 1628 r. został marszałkiem polnym i wysłano go do wsparcia Polski w jej wojnie ze Szwecją. 27 czerwca 1629 r. brał udział w zwycięskim starciu z Gustawem Adolfem pod Trzcianną i Sztumem. W ramach protestu przeciw edyktowi restytucyjnemu opuścił w 1629 armię cesarską ,wstąpił na służbę saską i 17 września 1631 r. dowodził kawalerią saską w bitwie pod Breitenfeld, zwycięsko stoczonej przez Gustawa Adolfa z cesarską Ligą Katolicką. Niestety w bitwie tej Sasi się nie wykazali. W następnych latach wojny von Arnim dowodził Sasami w Czechach. 15 listopada 1631 r. okupował Pragę. Z powodzeniem walczył też na Śląsku. Hans von Arnim w 1635 r. w proteście przeciw pokojowi w Pradze zrezygnował ze służby saskiej i przeszedł na emeryturę 19 czerwca 1635 r. Osiadł w swoich dobrach. Tutaj 7 marca 1637 r. został aresztowany pod zarzutem wrogiej działalności przeciw Szwecji. Wywieziono go do Sztokholmu, dało mu się jednak uciec. W 1632 r. powrócił do służby w randze generała porucznika. 8 kwietnia 1641 r. znalazł się ponownie w służbie cesarza w randze feldmarszałka. Zmarł 28 kwietnia 1641 r. w Dreźnie, tam też został w Kreuzkirche pochowany. Arnim przeszedł do historii jako „luterański kapucyn“. Przez całe życie ściśle przestrzegał doktryny luterańskiej i modlił się ze swoimi żołnierzami przed każdą bitwą, choć nie przeszkodziło mu to atakować jego protestanckich braci. Dobrze wykształcony, był biegły w języku francuskim oraz szwedzkim i w łacinie. Był szanowany zarówno przez swoich przyjaciół, jak i przez wrogów. Jest uważany za jedną z głównych postaci wojny trzydziestoletniej. Heinz Gollwitzer powiedział o nim, że „Arnim był jedną z najbardziej charakterystycznych postaci wśród dowódców wojny trzydziestoletniej i najprawdopodobniej najwybitniejszym generałem, który kiedykolwiek służył w służbie saskiego elektora“. Postawiono mu pomniki w Dreźnie (obecnie nieistniejący) i w Legnicy, który obecnie znajduje się w Wuppertalu. Genealogia feldmarszałka Hansa Georga Dotychczas raczej nikt nie przeprowadził wywodu genealogicznego i nie wykazał, co łączy feldmarszałka z rodziną von Armin z Niemieńska. Jego ociec, wspomniany już Bernd von Armin IV (1542 – 1 611) był synem Hansa VIII von Armin (1501 – 1553), wnukiem Henninga III von Arnim młodszego (1445 – 1501), którego brat to Bernhard (Bernd) I von Arnim, pan na Gerswalde, Boitzenburg i Biesenthal (żył w latach 1455 – 1534). Ojcem Henninga III i Bernda był Henning II von Arnim, pan na Gerswalde (żył w latach1421 – 1491), który łączy oba odgałęzienia tej rodziny, gdyż Bernhard (Bernd) I von Arnim był ojcem Jacoba IV Starszego von Arnim (1503 – 1574 ) i dziadkiem Jacoba VI von Arnim (1564 – 1632), a ten z kolei miał syna Georga Wilhelma I von Armin-Boitzenburg (1612 – 1673) i wnuka Jakoba Dietlof II von Arnim (1645–1689), od którego zaczęto poprzedni wywód. Literatura http://worldhistory.de/wnf/navbar/wnf.php?oid=16709&sid= http://worldhistory.de/wnf/navbar/wnf.php?oid=16699&sid= http://worldhistory.de/wnf/navbar/wnf.php?oid=16696&sid= http://worldhistory.de/wnf/navbar/wnf.php?oid=16689&sid= https://de.wikipedia.org/wiki/Georg_Abraham_von_Arnim https://de.wikipedia.org/wiki/Hans_Georg_von_Arnim http://geneagraphie.com/getperson.php?personID=I388589&tree=1 http://geneagraphie.com/getperson.php?personID=I388587&tree=1 http://geneagraphie.com/getperson.php?personID=I518303&tree=1 http://geneagraphie.com/getperson.php?personID=I388589&tree=1 http://geneagraphie.com/getperson.php?personID=I518305&tree=1 http://geneagraphie.com/getperson.php?personID=I520364&tree=1 Saperska noc listopadowa w Warszawie Ogólnie panuje przekonanie, że powstanie listopadowe 1830 r. wywołali podchorążowie piechoty pod dowództwem Piotra Wysockiego. Niemal nikt nie wspomina, iż wśród nich byli saperzy, z których większość zaocznie skazano po upadku powstania na śmierć. Byli to: Tadeusz Troiński , Wacław Staszewski, Kamil Mochnacki, który na liście zaocznie skazanych widnieje pod numerem 19, natomiast jego rodzony brat – słynny Maurycy Mochnacki – występuje pod nr 224 (brat Maurycego, podobnie jak brat Joachima Lelewela, był saperem), Edward Wernezobre, Jan Olszewski, Antoni Falkowski, Franciszek Obuchowicz, Eustachy Maciejowski. Szkoła Zimowa Artylerii Natomiast na Arsenał ruszyła Szkoła Zimowa Artylerii. Dowodził nią saper płk inż. Franciszek Valentin d’Hauterive. Słuchaczami jej byli zdolni podoficerowie i podchorążowie artylerii, rakietników, kompanii rzemieślniczej i saperzy. Szkołę wyprowadził na Arsenał por. Feliks Nowosielski po płomiennym przemówieniu jego i pchor. Edwarda Jędrzejewicza. Wśród jej słuchaczy obok Jędrzejewicza znaleźli się podchorążowie batalionu saperów skazani później zaocznie na karę śmierci: Józef Jokisz, Wincenty Hirszpel, Alexy Puchalski, Józef Bielawski. Batalion saperów W noc listopadową jedną z głównych ról odegrali także saperzy z batalionu saperów. Batalion rozlokowany był w koszarach im. Najjaśniejszego Cesarza i Króla. Początek tej jednostki datowany jest na 1815 r., gdy powstał półbatalion inżynierów, przekształcony w 1819 r. w batalion saperów gwardii królewskiej. Dowódcami byli kpt. I kl. Józef Buławiecki, od 1820 r. ppłk Edward Bruno Maykowski, a adiutantem – por. Konstanty Aksamitowski. Batalion składał się z czterech kompanii, tj. z saperskiej d-ca kpt. 1-szej klasy Daniel Terszteniak, z pionierskiej d-ca kpt. 1-szej klasy Andrzej Gawroński, z pontonierskiej d-ca kpt. 2-giej klasy Kazimierz Olexiński i pionierskiej (2) d-ca kpt.2-giej klasy Szymon Sołkiewicz. W 1830 r. do batalionu przydzielony był jako sztaboficer mjr Józef Mrowiński z 4 pułku piechoty liniowej. 1 września 1830 batalion liczył 1047 żołnierzy, z tego do służby zdolnych było 1002. W noc listopadową służbę w koszarach pełnił tej nocy por. Julian Borchard. Konspiracja saperów Batalion miał swój poligon pod Warszawą, ponieważ było to stałe miejsce ćwiczeń, oficerowie batalionu zdecydowali się wybudować wspólnie barak – stołówkę dla siebie. Było to w 1821 lub 1822 r. Kwestie organizacji wyżywienia wziął na siebie ppor. Józef Sabiński. Podczas jednego ze wspólnych posiłków miał on krytycznie wyrazić się o carze Aleksandrze I. Wypowiedź jego oprotestował kpt. art. Ignacy Abramowicz (służbę zaczynał jako saper), zwracając uwagę na niestosowność użytych przez Sabińskiego sformułowań, na co ten miał zareagować wypowiedzią, iż „mówić można wszystko, jeżeli pomiędzy nami nie ma łajdaków”. Abramowicz doniósł komu trzeba i Sabińskiego przeniesiono do 6 pułku piechoty liniowej. Przeniesienie to nie nauczyło go pokory i w 1829 r. uczestniczył w spisku koronacyjnym w grupie hr. Skarbka, podczas śledztwa oskarżono go o zdradę stanu i osadzono w klasztorze XX Karmelitów, gdzie popełnił samobójstwo. (Abramowicz w noc listopadową został aresztowany przez sprzysiężonych. Pozostał w Warszawie. Wykreślony został ze służby 23.03.1831 jako kapitan i były adiutant polowy). Ostatecznie barak – stołówkę wziął pod opiekę por. Andrzej Gawroński i budynek zaadaptował jako swoje mieszkanie. Trafił tu w 1809 r. W 1812 r. był sierżantem 5 kompanii saperów Księstwa Warszawskiego. Uczestniczył w wyprawie Napoleona na Rosję. Brał udział w blokadzie Bobrujska i w bitwie pod Borysowem. Na Berezynie budował dla Wielkiej Armii słynny most. Za kompanię rosyjską odznaczony został srebrnym krzyżem Orderu Virtuti Militari. Po klęsce Napoleona pozostał w służbie. W 1816 r. awansował na porucznika, siedem lat później w 1823 r. był kapitanem. Mając tak piękną karierę oraz także podoficerską przeszłość, zyskał sobie szacunek od oficerów po żołnierzy. Nic więc dziwnego, że w jego domku gromadzili się oni w celach czysto towarzyskich, z czasem poruszano tam tematy trudne, stał się niejako szarą eminencją batalionu. Najczęstszymi gośćmi w mieszkaniu Gawronskiego byli ppor. Feliks Nowosielski, ppor. Wojciech Przedpełski, ppor. Franciszek Malczewski oraz inni, głównie nowo awansowani oficerowie, a także podoficerowie, zwłaszcza ci, którzy mieli zostać oficerami. Dom Gawrońskiego z czasem nazywany był „klubem”. Zaczął on oddziaływać na innych, podejmując starania natury kadrowej włącznie, gdyż oficer czy podoficer unikający tych spotkań uznawany był za potencjalnego wroga i był ignorowany towarzysko. Takie działanie „klubu” miało na celu wyczyszczenie batalionu z kadry myślącej inaczej. Ostatecznie „klubowiczom” pozostał jeden oficer do tego, by się go pozbyć, był nim dowódca pierwszej kompanii kpt. 1-szej klasy Daniel Terszteniak – indywidualista, żył w swoim własnym świecie, a negatywne działania czy skierowane pod jego adresem złośliwości nie miały dla niego znaczenia. Zważywszy, że „klub Gawrońskiego” funkcjonował od początku lat 20-tych XIX w., uznać go można za jedno z pierwszych wojskowych stowarzyszeń patriotycznych w Królestwie Polskim (popularnie zwanym Kongresowym). Dość wspomnieć, że niejako równolegle w 1821 r., gdy wybudowano przyszły dom Gawrońskiego, powołano Towarzystwo Patriotyczne, a dopiero w 1829 r. powstało Sprzysiężenie Podchorążych, z którym saperzy, a zwłaszcza Gawroński, Malczewski, Nowosielski nawiązali ścisłą współpracę, stając się faktycznie uczestnikami spisku Wysockiego i jednymi z jego głównych filarów. Dowództwo batalionu zbyt późno dostrzegło negatywną rolę środowiska „klubowego”, było to spowodowane zaufaniem, jakim darzył kpt. Gawrońskiego dowódca batalionu. Niebezpieczeństwo istnienia takiej nieformalnej grupy dostrzegł on z chwilą zauważenia, że w domu kapitana przebywają także podoficerowie. Uznał zgodnie z rzeczywistością, że istnienie grupy jest destrukcyjne dla sytemu dowodzenia batalionem, stąd podjęto działania „wymieszania służbowego” poprzez przeniesienie zaangażowanych klubowiczów pod komendy oficerów lojalnych np. kpt. Olexińskiego, któremu przydzielono najbardziej aktywnych, tj. Feliksa Nowosielskiego i Przedpełskiego. Tego zamiaru do końca nie zrealizowano. Bez wątpienia w kategoriach nadzoru i inwigilacji w Królestwie Kongresowym saperski „klub Gawrońskiego” był grupą konspiracyjną i powinien funkcjonować w historiografii jako zorganizowana saperska grupa patriotyczna. O tym, że taką była, świadczą działania podjęte 29.11.1830 r. Wigilia imienin O godzinie 5 lub 6 po południu do domu Gawrońskiego z polecenia ppłk. Maykowskiego przybył por. Karol Czarnecki, miał on przekazać jakieś informacje i złożyć dowódcy życzenia imieninowe, które Gawroński miał obchodzić następnego dnia. Wchodząc do lokum, Czarnecki zauważył tam krzątającego się por. Malczewskiego, który mieszkanie ostatecznie opuścił; ppor. Cernera i cywila Marczewskiego. Na początku powiadomiono go, że Gawrońskiego nie ma. Postanowił więc na niego poczekać. Tymczasem z zamkniętego pokoju usłyszał głosy znanych oficerów – Norberta Izbickiego, Karola Karśnickiego i najprawdopodobniej Rudolfa Hasforta. Niewpuszczenie Czarneckiego do Gawrońskiego wytłumaczono pewnie składaniem życzeń imieninowych, a fakt był taki, iż Gawroński tego wieczoru nie życzył sobie rozmawiać z osobami niewtajemniczonymi. (Akt oskarżenia w sprawie przeciwko osobom oddanym pod najwyższy sąd ...) Jeszcze przed godziną 8.00 z mieszkania wybiegł por. Rudol Hasfort i skierował się ku koszarom, tam nakazał doboszowi dyżurnemu Jakubowi Rejmanowiczowi uderzać w bęben na trwogę. Ten jednak zawahał się, czy może to zrobić. Wówczas por. Hasfort podbiegł do niego i zaczął go bić za opieszałość w wykonaniu alarmu dla batalionu. Żołnierze byli w trakcie układania się do snu, gdyż następnego dnia mieli pełnić służbę wartowniczą. Sygnał na trwogę spowodował natychmiastowe przerwanie czynności wieczornych i w pospiechu szykowano się do opuszczenia rejonu zakwaterowania. Do sal wpadli nieświadomi niczego podoficerowie i, którzy poganiali żołnierzy. Przybycie do koszar kpt. Gawrońskiego, por. Malczewskiego, por. Przedpełskiego wywołało totalne zamieszanie. Ktoś patriotycznie przemawiał, ale pośpiech i krzyki nie wpłynęły na świadomość żołnierzy w czym uczestniczą. Z upływem minut dochodzili też inni oficerowie jak ppor. Norbert Izbicki i ppor. Xawery Cerner. Jednak w wydarzeniach tej nocy nie wszyscy mieli uczestniczyć. Otóż biegnący jako łącznik do swego dowódcy, kpt. Daniela Terszteniaka, żołnierz Wilhelm Falt został zawrócony przez ppor. Malczewskiego, który objął dowództwo nad kompanią Saperzy szybko wyszli na dziedziniec, mimo że w alarmowym uniesieniu niektórzy dowódcy jak ppor. Przedpełski czy podoficer Antoni Szyndler pomagali im się pakować, to z tego pospiechu wiele z sortów mundurowych pozostało w koszarach. Na dziedzińcu ppor. Przedpełski rozbił jaszczyki z amunicją, wydawał ją żołnierzom i wkrótce batalion stał na dziedzińcu gotowy do wymarszu z nabitą bronią. Do stojących żołnierzy zaczęli przemawiać Gawroński, Malczewski i Przedpełski. Po tym już nikt nie miał wątpliwości, że uczestniczy w wystąpieniu skierowanym przeciw Rosjanom. Wtedy nadjechał dowódca ppłk Maykowski z adiutantem por. Aksamitowskim. Dowódca batalionu rozdzielił oficerów, podoficerów i pozostałych funkcyjnych po kompaniach, wyznaczył ochronę koszar, powierzając ją por. Ludwikowi Szkaradowskiemu, kazał żołnierzom niefrontowym i rekrutom pozostać na miejscu. Wkrótce dorożką dojechał kpt. Olexiński. Oficerowie Gawrońskiego nalegali, by opuścić plac przykoszarowy, jednak ppłk Maykowski zdecydowany był czekać zgodnie z instrukcją alarmową na przybycie grenadierów gwardii. Incydent na placu Broni Po pewnym czasie dowódca batalionu zmienił zdanie, wsiadł na konia i batalion w rytm bębna dobosza Rejmanowicza ruszył na plac Broni (plac Marsowy; miejsce zbiórki jednostki na wypadek trwogi).Gdy tam dotarli, zauważono od strony Arsenału łunę pożarów. Dojeżdżający pozostali oficerowie opowiadali, że Rosjanie wyszli z koszar i, że zaczyna się walka. Ppłk Maykowski wysłał na zwiad mjr. Mrowińskiego i zdecydował się czekać na rozkazy swego przełożonego gen. Franciszka Żymierskiego, co oznajmił pytającemu go o przyczyny bezczynności batalionu ppor. Malczewskiego. Usłyszawszy to Malczewski, chcąc zmusić dowódcę batalionu do energiczniejszego działania, strzelił do niego z pistoletu. Strzał był niecelny, lecz zrobił wrażenie. Niestety odwrotne, gdyż po strzale Malczewski odwrócił się i wydał komendę Na ramię broń !, którą miał powtórzyć ppor. Przedpełski i gdy podchorąży Szyndler krzyknął „ wolność. niepodległość”, euforii nie było. Komendę Malczewskiego wykonało kilku żołnierzy. Sytuacja stała się napięta. Zaskoczony zajściem Maykowski, ochłonąwszy szybko, wyraził jedynie zdziwienie, że oficerowie nie mają do niego zaufania, po czym wydał komendę: Na ramię broń! Batalijon naprzód! Dyrekcja na Lewo! Krok podwójny! Marsz !Marsz ! Batalion ruszył przez Muranowską na Nalewki. A jeśli chodzi o Malczewskiego, to strzał do wahającego się dowódcy w perspektywie nie przyniósł mu zaszczytu. Incydent z Wołyńcami Podczas przemarszu batalion, dochodząc do wylotu Franciszkańskiej, zauważył idący w ich stronę oddział tzw. „wołyńców”, czyli 2 batalion pułku wołyńskiego strzelców pieszych gwardii cesarskiej; dowodzący nimi ppłk Albertow podjechał do Maykowskiego i poprosił go, by batalion bezkolizyjnie przepuścił Rosjan na ul. Gęsi. Tak też się stało. Batalion saperów rozstąpił się, a środkiem przeszli Rosjanie, prowadząc ze sobą dwa działa. Wszystko odbyło się w milczeniu. Ponieważ Maykowski z meldunku Aksamitowskiego znał sytuację w Warszawie, decyzja jego uznana została za fatalny błąd. Tym bardziej, że saperzy w myśl planu powstańczego mieli „wołyńców” rozbroić. Po dojściu na Nalewki saperzy stanęli z tyłu Arsenału, naprzeciw ogrodu Krasińskich. Ze zwiadu nie wrócił major Mrowiński, który po prostu poszedł do domu i tę noc spędził w łóżku. Po pół godzinie batalion poszedł w kierunku Arsenału, który był już zdobyty. Następnie przemieszczał się Bielańską, Senatorską poszedł na Krakowskie Przedmieście, gdzie dołączyła do niego 8 kompania grenadierów gwardii ppor. Leona Czechowskiego. Zgromadzeni na Krakowskim Przedmieściu saperzy mieli zabezpieczyć dostęp do mostów na Pragę. Za Arsenałem od kolumny odłączyła się kompania pionierska kpt. Gawrońskiego z ppor. Hasfortem. Pododdział ten dotarł pomiędzy rogatki Wolskiej i Powązkowskiej do pracowni prochu (pracownia ogni wojennych), gdzie trafił na sprzeciw ppłk. Fiedorowicza, mimo tego zabrał stamtąd sześć beczek prochu, jak się okazało – zepsutego i przez to nieprzydatnego, i idąc w miasto, oddał je Artylerii Konnej Gwardii a część pospólstwu. Kompania zajęła stanowisko pod Arsenałem, tak się złożyło, że przejeżdżał tamtędy adiutant Wielkiego Księcia Konstantego kpt. Gresser i dowiedział się, że ma do czynienia z żołnierzami Gawrońskiego; Gawroński poznał go po głosie i kazał do niego strzelić, jednak Gresser uniknął kul i dopiero gdy wracał spod Arsenału, saperzy schwytali go i zrzucili z konia ciężko raniąc. Natomiast jadący przy nim Kozak został zabity przez jednego z cywilów. Będąc na Krakowskim Przedmieściu batalion przystąpił do zadań, które polegały głównie na działalności patrolowej i porządkowej. Jednym patrolem dowodził ppor. Stanisław Dolinger a drugim ppor. Karśnickim, który z 8 kompanią grenadierów gwardii ruszył w kierunku placu Saskiego. W szeregi batalionu wkradać się zaczęło rozprężenie, saperzy skorzystali z zasobów licznych tu szynków, a ponadto szukając ujścia dla swoich emocji pod wpływem wieści o śmierci wiernych Konstantemu polskich generałów, zaczęli jawnie oskarżać dowódcę batalionu i Aksamitowskiego oraz Oleksińskiego o niechęć do powstania. Doszło do paranoi, gdyż ci oficerowie zaczęli być chronieni przez czterech pewnych saperów przed pozostałymi podwładnymi. Około godz. 2.00 batalion wszedł na plac Bankowy. Czy saper zabił gen. Siemiątkowskiego? Ppor. Karśnickiemu przypisuje się spotkanie z gen. Tomaszem Siemiątkowskim przy ul. Czystej. Było to w godzinach nocnych. Ppor. Karol Karśnicki miał prosić o to spotkanie. Generał wyszedł do niego, rozmawiali dość długo. Karśnicki proponował, by generał objął komendę nad powstańcami. Potem zaczął grozić, że jeśli odmówi, to zginie. Generał odmówił. Jednak nie zginął z rąk sapera. Patrol ppor. Karśnickiego z 8 kompanią grenadierów gwardii bezskutecznie próbowali się przebić ul. Czystą na plac Saski, w końcu wsparci ochotnikami cywilami ruszyli ul. Trębacką i Wierzbową. Niedługo po północy w okolicy pałacu Brühla zajechał im drogę generał Siemiątkowski. Zobaczywszy cywilów, zaczął z nich szydzić, wówczas podoficer grenadierów Ludwik Baliński strzelił do generała, raniąc go śmiertelnie. Zmarł 30.11.1830 r. w swoim mieszkaniu na placu Saskim, dokąd go zaniesiono. Pochowany został na cmentarzu powązkowskim. Incydent na placu Bankowym Po północy 29/30.11.1830 r. będący na patrolu por. Józef Grabiński z 2 pp liniowej natknął się na dorożkę, w której jechał rosyjski płk Sass ze służącym. Grabiński nakazał Sassowi wyjść z dorożki i poprowadził go w kierunku Banku, gdzie stał sztab pułku. Pułkownik zdjął płaszcz i przekazał go służącemu. Gdy zbliżył się do stanowisk saperów, poprosił ppor. Malczewskiego o rozmowę z dowódcą batalionu. Obaj nie przypadli sobie do gustu i Malczewski ciął Sassa pałaszem w głowę, gdy ranny oficer się zgiął, padł rozkaz Malczewskiego „pal” i saperzy strzelili do pułkownika, zabijając go na miejscu. Wydaje się, że Malczewskiemu puściły nerwy, gdyż nie miał prawa zabić jeńca. Po prostu w pierwszych godzinach powstania łatwo można było je stłumić, a wtedy zemsta carska byłaby straszna. Malczewski wiedział, że dowódca Maykowski jest dla sprawy niepewny, dlatego wolał nie dopuścić do rozmowy z Sassem. Potem Malczewski poszedł w kierunku dorożki Sassa, która stała na ulicy Żabiej. Słyszał, jak ktoś krzyczał „ jestem Polakiem, mam polski krzyżyk”. Na nic się to zdało, padł pojedynczy strzał. Tak zginął Wilhelm Mirbach, służący pułkownika. Za tego, który go zabił, uchodził żołnierz kompanii saperskiej Walenty Kozerski, który zaraz po tym zdarzeniu przywłaszczył sobie trzymany przez Mirbacha pułkownikowski płaszcz. Mord dokonany na niewinnym ( istnieją podejrzenia, że był agentem rosyjskim) służącym do dziś szokuje. Kozerski zamieszany był także w zabicie przy ul. Książęcej por. Franciszka Piotrowskiego. Za ten czyn dosięgła go sprawiedliwość, został w okresie dyktatury Chłopickiego osądzony i rozstrzelany. Batalion razem Nazajutrz, gdy wstawał świt, Gawroński ruszył ze swoją kompanią i dotarł pod Bank, gdzie połączył się z siłami batalionu. Następnie batalion pod komendą Maykowskiego przeszedł przez Żabią, Grzybów, Marszałkowską pod kościół św. Aleksandra, gdzie zajął pozycje bojowe naprzeciw wojsk Konstantego, a podoficer (podchorąży) Antoni Szyndler, tak jak w pierwszych godzinach, uświadamiał saperów o słuszności wystąpienia tej nocy. Jednym z wątpiących był także oficer kpt. Tereszteniak. Pozostali oficerowie pozrywali ze swoich kapeluszy pióra, tym samym symbolicznie odcięli się od rosyjskości swoich uniformów. Zabójstwo dowódcy kompanii Przybylski Tomasz – żołnierz z batalionu saperów z kompanii saperskiej miał lat ok. 40, dwójkę dzieci. Około godz. 20.00 przybył do domu swego dowódcy kompanii kpt. Daniela Terszteniaka, by go powiadomić o wystąpieniu batalionu. Dowódca szybko ubrał się w mundur i pośpieszył do batalionu, który właśnie ruszył z placu Broni na miasto. Wcześniej nie był on powiadomiony, gdyż jak wiadomo ppor. Malczewski zatrzymał udającego się do niego łącznika Wihelma Falta. Tereszteniak zorientowawszy się, że wystąpienie jednostki jest powstańczym buntem i, że dowódca batalionu zmusił jednostkę do wymarszu w miasto strzałem z pistoletu, zrezygnował z udziału w nim. Dotarł jednak pod kościół i tu po zajęciu pozycji obronnych opuścił batalion. Wrócił do domu, o wszystkim opowiedział wystraszonej żonie. Gdy 01.12.1830 r. kompania zajmowała jeszcze stanowiska przy kościele św. Aleksandra, mając po przeciwnej stronie wojska Wielkiego Księcia Konstantego, jej żołnierze, czyli wspomniany już Tomasz Przybylski oraz Franciszek Senderowski i Łukasz Dorociński zorientowawszy się, że kapitan ich opuścił, uznali to za zdradę i w trójkę udali się do jego domu nad Zdroje. Mieli przy sobie karabiny a Dorociński pistolet. Gdy ok. 11.00 podeszli pod dom kapitana, ten zauważył ich i ręką dał znać, by weszli. Wyszedł nawet, by im otworzyć bramkę. Był w szlafroku, początkowo powiedzieli mu, że idą do koszar, ale gdy weszli na dziedziniec, na pytanie kapitana czy batalion stoi na miejscu Senderowski miał powiedzieć „ my cię nauczymy, co znaczy opuszczać nas”, a Dorociński skierował w stronę swego dowódcy pistolet, który nie wypalił. Widząc, że to nie przelewki, kapitan zaczął cofać się w kierunku wejścia do domu. Żołnierze wymierzyli w niego bagnety, a Senderowski nawet strzelił, kula przeleciała obok, przebiła dwoje drzwi, do sieni i do pokoju. Kapitan chwycił rękoma za dwa bagnety, wówczas Senderowski uderzył go bagnetem w plecy. Kapitan krzyknął, że go zabijają. Z domu wybiegła lamentująca żona i służący Ludwik Jurkiewicz. Napastnicy na ich widok uciekli, jednak gdy Jurkiewicz wybiegł po lekarza, Senderowski zagrodził mu drogę. Ostatecznie pomoc do kapitana dotarła, rana jednak była bardzo poważna. Leżący w lazarecie kapitan nie wykazywał w stosunku do napastników wielkich pretensji, a nawet ich bronił, twierdząc, że byli pijani. Sprawa ta zyskał rozgłos i stała się tematem dyskusji na najwyższych szczeblach rządowych. Żołnierze zostali zatrzymani i na mocy rozkazu gen. Józefa Chłopickiego postawiono ich przed wojennym sądem pułkowym. Cała trójka twierdziła, że do tego czynu sprowokował ich sam kapitan, opuszczając kompanię. Zaprzeczyli też jakoby byli pijani. W grudniu 1830 r. sąd jednogłośnie uznał ich winę i skazał wszystkich na karę śmierci. 21 stycznia 1831 r. kapitan zmarł. Dyktator gen. Chłopicki zmienił jednak wyrok i Senderowski oraz Przybylski otrzymali kary dożywocia, a Dorocińskiemu karę śmierci zamienił na 24 lata więzienia. Kary miały być odbywane w Radomiu. Po zajęciu miasta przez armię rosyjską wszyscy trzej wydostali się na wolność. Pierwszego zatrzymano w 1833 r. Przybylskiego, który przebywał w swojej rodzinnej miejscowości w obwodzie lipnowskim Dowódcy W okresie powstania listopadowego batalionem dowodzili wspomniany już ppłk Maykowski, a po jego przejściu do 4 pułku piechoty (24.04.31r.) mjr Andrzej Gawroński, (ppłk z 24.09.1831 r.) i od 19.08. ppłk Szymon Sotkiewicz. Żołnierze batalionu uczestniczyli w licznych bitwach i potyczkach min.: pod Warszawą (29 listopada 1830), Zegrzem (19 lutego 1831), Pragą (2 marca 1831), Długosiodłem (16 maja 1831), Ostrołęką (26 maja 1831), Rajgrodem (29 maja 1831), Nasielskiem (26 czerwca 1831), Warszawa (24 sierpnia, 6 i 7 września 1831). Nic więc dziwnego, że gros z nich zostało odznaczonych 23 krzyżami Virtuti Militari, w tym 11 złotymi. Wyroki Franciszek Malczewski 13 lutego 1932 r. stanął przed carskim sadem razem z innymi uznanymi za głównych prowodyrów zajść z 29.11.1830 r. Po trzyletnim więzieniu skazano go na 18 lat ciężkich robót w Aleksandrowsku pod Irkuckiem. Sądzony był w grupie skazanych uprzednio na karę śmierci, byli to: ppor. (nie uznano im awansów powstańczych ) Piotr Wysocki, Wincenty Niemojowski i żołnierz Piotr Przybylski. Wysocki skazany został na 20 lat, Wincenty Niemojowski na 10 lat, Przybylski na 15 zsyłki. Tym samym wyrokiem skazanym na kary warownego wiezienia zamieniono na kary robót fortecznych, wśród nich był podoficer batalionu saperów Ignacy Bilii, później ppor. 8 pułku piechoty liniowej. Skazani na ciężkie więzienie otrzymali kary aresztów fortecznych. Natomiast spośród tych, których nie ujęto, 249 skazano zaocznie na karę śmierci przez powieszenie, dziewięciu na „karę miecza”, a inni na warowne ciężkie wiezienie. Jednego ppłk. Karola Zielińskiego ułaskawiono (Kronika Emigracii Polskiej. Tom drugi). Obok saperów podchorążych oraz ze Szkoły Zimowej Artylerii wśród skazanych zaocznie na śmierć znaleźli się oficerowie, podporucznicy Rudolf Hasfort, Karol Karsnicki, Stanisław Dolinger, Antoni Szyndler, Feliks Nowosielski. Listę pod numerem 249 zamyka legendarny Joachim Lelewel, którego brat Piotr, późniejszy budowniczy mostów w Szwajcarii, był już wtedy znanym inżynierem i oficerem saperem. Listę zaocznie skazanych na ścięcie otwiera nie kto inny tylko Adam ks. Czartoryski. Wyrok został podpisany w Carskim Siole 4/16 września 1834 r. Opracował : Andrzej Szutowicz Literatura Rocznik Woskowy Królestwa Polskiego Na Rok 1827. Warszawa. Bronisław Gembarzewski. Rodowody Pułków Polskich i oddziałów równorzędnych od R.1717 do R.1831 r. Biblioteka Muzeum Wojska. Warszawa 1825. Rocznik Woyskowy Królestwa Polskiego na rok 1829 . Warszawa 1929 r. Akt oskarżenia w sprawie przeciwko osobom oddanym pod Najwyższy Sąd Kryminalny w Królestwie Polskiem w zarzucie spełnienia zbrodni, wyłączonych od ogólnego przebaczenia . Warszawa 1834 https://books.google.pl/ http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/tomasz-jan-siemiatkowski . Sprzysiężenie Wysockiego i noc listopadowa http://pbc.gda.pl/dlibra/docmetadata?id=14324&from=publication Boże Narodzenie w niewoli W pięknie Bożego Narodzenia Wznoszę ku Bogu me życzenia. Niech grzeje ciepło z nieba Twego. Pobłogosław nas z ludu mego. Wspominam pola, ptaki, drzewa Przyjaciół mych pamięć odgrzewa W snach widzę dziewczyny z matkami Wciąż tęsknią w oddali za nami Jak gorzko obcy chleb smakuje Gdy łańcuch kajdan nas blokuje Tylkon z Tobą szczęśliwe chwile W tej dusznej niewoli mogile Niech z Twej świątyni Panie Boże Pieśń modlitw mknie przez ląd i morze K’nam z jej dzwonu słyszeć chcemy Pokoju, szczęścia wszyscy pragniemy Gdy Chrystus, Syn Boży się rodzi Do czystych ludzkich serc przychodzi Mocno bratajmy się w święto świąt Chrystus się rodzi !!!- wołajmy stąd (Interpretacja A. Szutowicz wg ks. Mihajlo Nikolić jeńca Stalagu II B Hammerstein nr 70362 , obok zrobiona w niewoli francuska kartka świąteczna ) SYMPATYKOM I CZYTELNIKOM BIULETYNU KAWALIERA ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT ŻYCZY : KOLEGIUM REDAKCYJNE