Wiesław St. Ciesielski Wielki ogród Pana Boga „nie umiesz oddać siebie jakże masz dostać wszystko" (ks. Jan Twardowski) Biblioteka Śladu SŁUPSK 2003 Redaktor: Zdzisław Drzewiecki Korekta: Agnieszka Musialik Zdjęcie na okładce: Wiesław S. Ciesielski © Copyright: Wiesław S. Ciesielsj Wydanie II poszerzone mm fM, 462.1 - 1 Wydano dzięki środkom finansowym Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego w Gdańsku oraz Urzędu Miejskiego w Słupsku Wydawca: Biblioteka Śladu - Oficyna Wydawnicza Literatów w Słupsku Skład i druk: Drukarnia „BOXPOL" 76-200 Słupsk, ul. Wiejska 28 tel./fax (59) 842 43 71 e-mail: boxpol@post.pl Biblioteka Śladu - SŁUPSK 2003 ISBN 83-919095-0-6 Poświęcam mojej córce Agnieszce . Od autora: Tomik poetycki „Wielki ogród Pana Boga" jest kontynuacją wydanego w 1990 roku zbioru o tym samym tytule. Był on wyborem wierszy z tomików: „Kraina milczenia" (1986), „Głód" (1986), „Przypowieści o wolności" (1989). Drugie wydanie jest poszerzone o teksty z tomików: „Popielisko" (1999), „Mężczyzna światłoczuły" (2001) oraz wierszy, które nigdy nie były publikowane. Działanie wiersza opieram na jego zmysłowym, bezpośrednim kształcie. Mateńalizacja tego obrazu przyjmuje rolę łącznika między ludźmi, a więc przyjmuje rolę duchowej komunikacji. Człowiek jest przedmiotem natury, ale jest zdolny być podmiotem bytu, na obraz i podobieństwo, sacrum samym w sobie. Słowo, które zeszło do ludzi, próbuje odnaleźć swoją drogę, ale dąży zawsze do człowieka. Czy istniałaby komunikacja słowna bez samego człowieka? Zawsze obawiałem się mistrzowskiego sprytu, popadnięcia w rutynę, akrobatycznych zabiegów w kierunku oryginalności, nie mylić z indywidualnym stylem autora, a to już stanowi majątek, ba klejnot nawet. Zatem, czy warto tworzyć wśród uznanych? Czy warto powoływać na świat nowe dzieci? Cóż znaczy takie pytanie wobec pragnienia miłości? Wiesław Ciesielski . . Najpierw było słowo „A słowo stało się ciałem I zamieszkało wśród nas". (Ewangelia wg św. Jana) 1. Jestem królem. Moją golgotą jest wasze życie. Nie przynoście mi ukłonów. Nie palcie mirry i kadzidła. Umyjcie mi nogi, gdyż długo szukałem was na pustyni. 2. Ten krzyż jest z żywego drewna, rośnie w nas, rodzi nowe pędy, wrasta tak głęboko, aż stajemy się nim. Opadają liście, kolejna jesień, lecz nigdy nie spadają do końca, zamierają między niebem a ziemią w nieskończoności. 7 3. Wśród potoku słów nagich i samotnych, wśród tej bezimiennej wrzawy jest puste miejsce po słowie, które nabrało znaczenia i poszło do ludzi z ust do ust. Nikt jednak nie spostrzegł, że miejsce, gdzie było słowo, krwawi. 4. Ten chleb jest jak pocałunek Chrystusa. Zgarniam okruszki z szerokiej równiny stołu. Boże! Daj wolność zniewolonym ptakom lub wyłup im oczy! 5. Kto z was doznał miłości, przypadł do niej tak blisko, aż ziemia zadrżała? Kto widział płacz matki po stracie syna? Ten go ukrzyżował. 8 Zagubione kroki O kulach szedł na podbój świata. Czerwone z bólu słońce gasło w oczach. On mówił: - Jeszcze parę kroków. Wierzył, że zwycięży. Dojrzewała pieśń w jego kulawym sercu o wolnym człowieku, któremu dane było nie być niewolnikiem, ani królem w koronie ze złota, czy drutu kolczastego. Pukał do napotkanych domów. Otwierała mu oczy pustka. Podstępnie zaprowadzony na koniec świata, do miejsca, z którego wyszedł, ze zdziwieniem odnalazł swoje, chore na wiarę, serce. 9 Oblicze wielkości Oleńce Kłaniam się wam moje oczy. Kłaniam się wam moje nogi. Kłaniam się wam moje płuca. Jestem najbogatszym człowiekiem, cały błękit nieba jest moją własnością zieloność wszystkich łąk, lot każdego ptaka. Ja, który nigdy nie istniałem, kłaniam się wam wszystkim, jesteście dla mnie obliczem wielkości, posępnym i martwym, lecz nikt z was nie ma takiego sufitu nad sobą gwiezdnej nieskończoności. Tylko Ty potrafisz mi przynieść więcej niż cały świat. 10 * * * Ktoś ciągle buduje we mnie dom, w którym wszystko ma swoje miejsce, stół, łóżko, krzesło i ja mam w nim własne słowo jako jedyny i godny rekwizyt. Nieznany ktoś podaje talerz daleki, gdzieś ucieka poza pragnienie w tym niesmaku sytości. Bliski ktoś nie domyśla się, że mój dom jest już otwarty, czekam, by wszystko raz na zawsze w nim zamknąć. 11 * * * Gdy w górach widziałem orła, miałem niezwykłe szczęście, wisiał nade mnąjak drugie słońce, w jego locie była samotność i nawet jego cień przynależny ziemi, był nieuchwytny. Stałem na wyraźnym wzniesieniu, byłbym pewnie łatwym łupem jak ziarno mały, lecz było nas troje, ja i dwa cienie. 12 W dziewiątym miesiącu Zasłuchałem się, rękoma dotykając brzucha, głowa, ręce, nóżki tajemnie ukryte. Mówisz - słuchaj uważnie, dziecko spakowało już walizki, czeka, aby przekroczyć granicę istnienia. Przyłożyłem ucho do toru kolejowego, nadjeżdża pociąg, albo już przejeżdżał, nie wiem, gdzie jest moja droga, dokąd mam iść. Z kranu krople spadającej wody drążą ciszę uśpionego dzwonu. Nadziejo w dziewiątym miesiącu życia -zasłuchałem się w tobie. 13 Sokół Gdy szaleństwo obrasta w skórę, wyciągnięta dłoń, na której sokół z kapturkiem na oczach, aby nie widział cienia na niebie, tych rozpostartych skrzydeł, które opierzone już uległością. Przenikliwym głosem gwizdka - wracaj do mnie sokole, zabij w sobie ten lot podniebny. To serce jak kamień ogłuchłe na tępe dobicie pozornie łaskawe, ten pan twój i władca, ku słońcu wygiętą ręką rzuca cię do stóp, upadły tak nisko, że tylko ty zrozumiesz wielkość i oddanie, dwa przeciwne bieguny. Gdzie równoważnia nieznaczącego nic życia pozwala wierzyć, że ten kaptur na oczy, to inny wymiar spojrzenia. 14 Kalectwo Jestem kulawym stołkiem i jak każdy wstydzę się mojego kalectwa, lecz cóż począć, takim mnie stworzono, nawet nie mogę się skarżyć. Stoję w kącie, podpieram się o ścianę, czasami słyszę, co dzieje się u sąsiadów i tak sobie myślę, że może po tamtej stronie, w takim samym kącie, jakiś kulawy stołek, jak ja dotyka ściany, wierząc w uczłowieczenie. 15 Śmierć psa Bunt we mnie nie wybucha, lecz rośnie, przyzwyczajam go do siebie, wygrzewam pod pierzyną, gdy jest już tak ogromny, że się we mnie nie mieści, ucieka w nocy, spaceruje nieoświetlonymi ulicami kundel szczekający na świat. Nikt go nie słucha, nie rzuca ochłapów, taki nieposkromiony bunt mają wszyscy, niektórzy starannie go pielęgnują, inni ćwiczą batem, a ja machnąłem ręką nad moim marnym wybiedzonym psem. W gazetę zawinąłem, wsadziłem pod pachę. 16 Nadzieja W nas tyle się rodzi i tyle kona chwil ulotnych, jak gwałtowność płomienia, lecz nagła ta myśl: uchwycić ptaka, czy strącić kamieniem, niech skamienieje, jak miasto, pełne ludzkiego umierania i czułych słów, pijanych jadem, z takim też zdziwieniem spoglądasz w pustkę, nadzieja, jak ziarno, już kłosi się w tobie, ożywa jak echo po stokroć, już słychać śpiewy wysoko -powracasz do chwil, które dojrzewają piołunem przez lata. 17 * * * Biodrami rozpycha to wnętrze, owoc, co cierpko dojrzał i pestki uronił w niebie szarym, aby cicho brzmiało wzrastanie, a drzewo u drogi, kłania się dniem chropawe i widzę matkę, z chustą na głowie, niesie w sobie świat. 18 Odnaleziona gwiazda 1. Śmierć człowieka jest tak prosta jak ścięcie róży, lecz spróbuj posadzić uciętą gałązkę do ziemi żyznej, a wzrośnie różanym krzewem. Dlatego też życie nasze i śmierć nie są pozbawione sensu. Jeżeli da mi to życie, chcę być złamaną gałązką różaną, jeżeli to pozwoli mi żyć, chcę być płomieniem. 2. Wypiję łyk wody, zgaszę słowa pragnień zdławione. Wiem tylko, że muszę się zdobyć na większą samotność niż do tej pory, aby zamigotał we mnie kwiat szepczący do ucha na koncercie ciszy. A gdy ciemność będzie taka, że tylko nasze ciała pragnące ciepła będą świadczyć o tym, że jesteśmy, wtedy wypiję łyk wina, które jeszcze niedawno było wodą. Kto nam powrozy zakłada na nasze słowa, a kto nam wino w krew przemienia? 19 3. Jest, wypełnia swoim światłem, potężnieje, ciągle narasta śpiew księżniczki z odległej gwiazdy, z bardzo daleka. Bogactwo źródła. Czerpiesz z niego, lecz twojego pragnienia nie da się ugasić. Ja, który jestem, byłem, będę. 4. Z dwóch piersi zboże łanem się złoci, owoc dojrzały, kapie sennym mlekiem. Chrystusowi przed egzekucją próbowano zasłonić oczy. A gdy deszcze jesienne spadną, zaproś dziewczyno gościa, który zbłądził, nakarm podpłomykiem białym jak hostia, abyśmy przepojeni pieśnią wspominali wilka, naszego ojca, którego nogi nie przemierzą równiny, a kły nie rozszarpią ofiary. Dlatego przyjmij nas, ziemio, do swojego głodu. 20 5. Ta, która przychodzi ptakiem, przychodzi drzewem, źdźbłem trawy. Wybaw nas, Gwiazdo, od trwogi, od złych myśli i złych czynów, ale dokonaj w nas przemiany. Uczyń to. 6. Przyniesiono pieśni, gorące bochny i dzbany miodu. Dzisiaj jest święto, odnaleziono Gwiazdę, kochajmy się wszyscy i bądźmy szczęśliwi. Tak często w ruinę rozpada się ludzkie budowanie, dlatego obudźmy się, jak tylko świt kurem zapieje i świętujmy, aż drzazgi wypalą się jak ludzka młodość, wody rzek przetoczą krąg. 21 7. Śpiewajmy pieśń, zwykłą radosną pieśń. Śpiewajmy ją wszyscy i radujmy się, bądźmy przyjaciółmi i braćmi, a gdy przyjdzie noc, zbliżeni do siebie tak, że usłyszymy kroki samego Boga, będziemy kochać oddech wszechświata i będziemy całować nasze dłonie, całować ślady na murach Jerycha. Śpiewajmy pieśń o miłości i śpiewajmy pieśń o czynach naszych braci. 8. Obudź się świtem, gdy słońce wyrasta nad głową jak ptak, który ledwie uleciał w poszukiwaniu gniazda. Obudź się miłością, w dłoniach niosąc garstkę wody spragnionemu. Obudź się cierpieniem jak złamana róża. 22 9. Znajdujemy radość wśród prostych ludzi i wśród prostych słów. Skrzydła uniosą mnie wysoko, zapatrzę się na równinę niegasnącej wiosny. Przylatują wieczne ptaki, zakładają gniazda. Jak dobrze, nasz wzrok spotkał się tego dnia, gdy tabuny koni przecięły równinę. Jak dobrze, dotknęły się nasze dłonie, wieczne skrzydła odlatujących jesieni. Jak dobrze, jesteś gdzieś we mnie, gdzieś przede mną, wciąż ciebie szukam, kołującą we wszechświecie, jedyną tylko moją Gwiazdę. 1°. Świecąca Gwiazda jak oko Stwórcy, a może znamię Kaina lub jeden z trzydziestu srebrników zawieszony w próżni. Świecąca, odległa, inna konstelacja, tu, gdzie pęka niebo, by mogło przyjść na świat dziecko o twarzy poranka. 23 11. - Jesteś ptakiem, jesteś niebem, uchwycę garść powietrza, uchwycę tylko cień, tylko rąbek sukni. - Wieniec z cierniowych głogów włożą mi na głowę i szydzić będą ze mnie: „Jeżeli jesteś słowem, to przemów." I przemówię wszechwładnym milczeniem. 12. W sali szpitalnej nie ma atmosfery śmierci, nikt nie przyznaje się do tego, że za chwilę umrze. Czy ktoś z was był kiedyś w takiej sali? Ja byłem, też się nie przyznawałem, że za chwilę zacznę żyć od POCZĄTKU. 13. A myśli nasze gdzieś w niebie zapisane, a czyny głębokie blizny zostawiają. Komu w ślepych krokach jawi się przepaść, a komu płoną szaty? Diament po nas pozostanie i serca proch. 14. Kraina, w której tak wiele się wydarzyło, istnieje naprawdę. Te deszcze, które padały, słońca, które wypaliły się jak ogarek i te wszystkie miłości przeminęły jak pory roku, jak całe lata. Pewnej nocy, zobaczyłem spadającą Gwiazdę, długo patrzyłem w puste miejsce na niebie, aż poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. - To na mnie czekasz - powiedziała. 25 15. Gdzie jesteś, jaką drogą mam do ciebie iść, jesteś przyszłością świata, moja utracona Gwiazdo, pozwól mi żyć. Może, któregoś dnia odnajdę ślady na drodze, ślady na śniegu. Moje psy kąsają na oślep, lecz odnajdę drogę do ciebie, muszę to uczynić. Dlatego nie wydawaj mnie nagiemu słońcu, nie odtrącaj mnie Gwiazdo. 16. Czy czujesz się jak intruz w cudzym domu? Lecz ty po prostu nie masz swojego domu, jesteś synem stepu, szarym stepowym wilkiem. Czy usłyszałeś, jak przeszywając ciszę, tokuje głuszec? Nad jasnym czołem jaśnieje Gwiazda. Pachną włosy. I aby się cud wydarzył, aby dziecię zrodzone z wiatru wycia przez wiekuiste morze i szlamem pokrytą ziemię, otulone ciepłem słońca, i aby się cud wydarzył, aby dziecię dorosło do życia, przybywaj wilku, bracie. 26 17. Zauważyłem dzisiaj, że ziemia pięknieje z dnia na dzień, z minuty na minutę, zacząłem szukać przyczyny, spojrzałem w lustro, moja twarz jaśniała tajemniczym światłem. Odwróciłem się, dotknąłem dłońmi czarnej błotnistej ziemi. Wrosły! Położyłem się całym ciałem, poczułem niezwykłą lekkość i usłyszałem bicie serca, wielkiego serca ziemi. Pomyślałem: „Po raz ostatni czuję zapach wybuchający morską falą, czuję głód rybitw, wyszarpujących resztki patroszonych ryb". Czuję wagę słowa, które zawisło niewypowiedziane. 27 18. Jeszcze tylko raz przebiegnę boso niebieskie konstelacje, z córką zagram w kometę i wtedy spróbuję się zbliżyć do tego, co obce, złe i niewiadome, spróbuję się zbliżyć do drugiej strony księżyca, ostrożnie, aby nie oszaleć, widząc na raz to wszystko, co się kryje z drugiej strony każdego z nas. Jeszcze tylko raz przebiegnę boso po świeżo skoszonej trawie, po szorstkiej skórze ciała ustami przebiegnę. 19. Twój uśmiech zabliźnił pękające niebo. Twój uśmiech zabliźnił się we mnie, zarósł siódmą skórą i taniec skamieniał gdzieś na pustyni, a jednak niosę różę, dłońmi chroniąc przed upałem, do ust podnoszę wrastającą kolcami. Wtedy widzę, że jesteś jastrzębiem, wbijającym we mnie pazury. Twój taniec przez całą wieczność kamienieje. 28 20. Przychodzę do ciebie Gwiazdo, jesteś piękna, tyle lat straciłem, by zobaczyć to, co powinienem widzieć na początku świata. Jesteś piękna, byłaś piękną od stuleci, Gwiazdo, przychodzę do ciebie, aby powiedzieć, że bywam szczęśliwy. Tak niewiele i tak ogromnie dużo. 21. Ciało wysmukłej łani - bogini na obraz i podobieństwo wszechświata. Nie zaglądaj głębiej, nie doszukuj się prawdy ukrytej między biodrami wysmukłej łani. Jakie imię nosi moja Gwiazda? Ciało bogini w nieustannym pożądaniu, nawet gdy słowa zamieniają się w kamienie. 29 22. Zieją i szydzą obrosłe kamienie, te z grobów i murów warownych, te z więzień i te bez przeznaczenia, tysiącem ludzi, podzielone na ważne i na odrzucone, zieją i szydzą z ludzkiego tworzenia, w perzynę zamieniając, w zgliszcza rujnując. Usypiam, białym głogiem dotykając nieba. 23. Pośród traw szumiących, pośród gajów, pomiędzy dwojgiem nas, tutaj, gdzie ciche trwanie wszechświata, tutaj, gdzie delikatne tchnienie Boga nadało biegu świata POCZĄTEK, tutaj, pośród tłumu gawiedzi, pośród miast wzniesionych na zgliszczach, tutaj, czekają na mnie z gorącym obiadem i z tym cudownym napojem, zdolnym ugasić ludzkie pragnienie. Pośród traw szumiących, pośród gajów, pomiędzy dwojgiem nas, odnalazłem swoją Gwiazdę. 30 Bajka Ptak śpiewał we wnętrzu świata, świat wypluł ptaka, aby powstała jeszcze jedna gwiazda, a śpiew rozbrzmiewał wciąż w człowieku i wtedy człowiek zbudował swój kamienny dom, aby nie słyszeć głosu wszechświata, w najgłębszej z piwnic składał swoje bogactwa, mógł kupić drugi dom, innego człowieka, lecz nie mógł kupić śpiewu ptaka, gdy dom został zburzony, starzec zapłakał, zrozumiał, że jest za późno, aby urosły mu skrzydła. 31 * * * Kiedy kamień przydrożny zaśpiewał, wiedziałem, że nadszedł czas dotarcia do korzeni darni, aby przemówiły. Tak też się stało. Ogarnęło mnie jednak ogromne zdziwienie, gdy przekonałem się, że nikt nie przyszedł, wszyscy poszli oglądać walkę byków, nikogo już nie interesowało, kto zamordował Prawdę, przecież złożyli się wszyscy na wieniec. 32 * * * Otwieram okno, do pokoju wpada ptak, szamocze się, rozbija o ściany, wyciągam dłonie, aby mu pomóc i wtedy pęka mu serce. Pochowam białe szaty, martwe słowa, gesty, i pójdę alejami chorej wiosny. Żyjmy sto lat. Kobieta, która idzie przede mną zabiła swoje dziecko, musi być głucha, inaczej słyszałaby na pewno, jak w brzuchu wołało: — mama. Pochowam białe całuny i zamknę okno, choć w dłoniach ciągle pulsuje ptak. 33 * * * Słyszałem krzyk ściętego drzewa, tak nawet człowiek nie kona. Słyszałem śpiew zbitej lodem rzeki, dotykałem płatków śniegu, patrzyłem w niejedne oczy. Czy można w milczeniu mijać jakiegoś człowieka, bez uścisku ręki i słów powitania? Czy można zabić? Słyszałem rozkwit jabłoni, pękanie delikatnych główek kwiatów na długo wcześniej, zanim ugryzłem pierwszy kęs dojrzałego owocu. 34 Gdy zrozumiałem własną obecność, wiedziałem doskonale, że przestanę już gonić za tym wszystkim, co potrzebne na codzienną śmierć. Zawsze miałem kogoś przy sobie, śledził, podpowiadał i nigdy nie był zadowolony. Tego dnia postanowiłem zabić mojego szpicla, wszystko przygotowałem, lecz nie przyszedł jak zawsze, dowiedziałem się tylko, że jest ciężko chory i nikogo nie oczekuje. 35 * * * Pałacu kwitnącej jabłoni, ustami dotykam twojego rozkwitu, zanim nabrzmiejesz owocem i pierś wzbierze pokarmem, ślepe szczenię dotknie słodkiego sutka, przyjdzie mi błąkać się wśród obcych, szukać przyjaciela. Pałacu kwitnącej jabłoni jak cudownie w tobie mieszkać. Drewniane słoje zapisane na twarzy, o czym myślisz Oleńko, że najtrudniej czyta się taniec pszczoły powracającej do ula? Mokre płatki kwiatów oblepiają gałęzie ramion. 36 * * * Siadam przy stole, wznoszę mętny toast, obecność narasta, słój po słoju, do granicy bólu, wsłuchany w drewno surowe, w tym domu piania się nie słyszy, kołaczę w sobie, do warg przytykam chłodne ostrze zawieszam pod lampą, doprawdy drewno takie ciepłe, jakbym ciało całował. A na tamtym świecie skonał trzeci kur. 37 * * * Pielgrzymem jestem, gdy zmęczony kładę się w cieniu olszyny. W jaką to podróż muszę się udać? Niech moje myśli błądzą i pytają o drogę. W tym mieście kamiennych słów nie zaznam spokoju. Do ciebie biegnę. Otwórz mi drzwi. Siądziemy przy stole o białym obrusie tak jasnym, jak szklanka wody na oknie. Może nie istnieje pragnienie, lecz nie odchodź dziewczyno z koszem soczystych owoców. Zaczekaj na mnie. Muszę się obudzić, ubrać moje wędrowne buty. 38 Modlitwy 1. Modlitwa poranna O Panie, gdy budzę w sobie nowy dzień, proszę o światło przenikające ciemne dusze złych ludzi. Rozświetl, Panie, mroki brzaskiem swej miłości. Brzeg morza. Do moich myśli kołaczą nisko lecące mewy. Wyrywają z powietrza puste miejsca trwania. Przypływem i odpływem, o Panie, zgaś moje pragnienie swoim uśmiechem poranka. 39 2. Modlitwa codzienna Twoich dłoni, o Matko, szukam w mrokach codzienności, prosząc Ciebie o wiarę w człowieka. Ile zbrodni dokonał, ile ich jeszcze dokona? - Przeczysz głową - Człowiek tylko jest narzędziem, to zło czai się w cieniu. W Twoich dłoniach, o Matko, garstka wody na pustyni człowieczeństwa. Spraw, abym pokochał swoich wrogów. Spraw, o Matko, abym pogodził się z wieczną śmiercią. 40 3. Modlitwa wieczorna Przygarnij mnie, Boże, bo nie mam gdzie pójść, przyjmij mnie na noc do swojego domu. Jak tylko świt, odejdę, jeśli taka Twoja wola, ale przygarnij mnie teraz, bo na świecie ciemność i zwątpienie. Przygarnij mnie, Boże, błądzącego wśród zdarzeń i myśli, wśród obnażonych słów. Przyjmij mnie, Boże, bez tej Prawdy, Której nie umiem wypowiedzieć. 41 4. Modlitwa przeciwko zwątpieniu 0 Panie, tak mi cicho i smutno, nadzieja we mnie zgasła, jak się gasi po mszy świece. Przyjdzie mi błądzić całą noc do Ciebie, do wszystkich mieszkań pukać 1 odchodzić w pustkę. Ty, będziesz o krok, lecz nie zobaczę Twojego cienia, bo będę wypatrywał. Ty, będziesz o krok, lecz nie usłyszę Twojego głosu, bo będę nasłuchiwał. Ty, będziesz o krok, lecz nie zrozumiem Twojej Miłości, bo będę jej pragnął. Ty, będziesz o krok, o krok we mnie. 42 5. Modlitwa radosna Przyjmij, Boże, moją radość, kwitnienie kwiatów i dobre czyny godnych ludzi. Mój brat i siostra znoszą w koszach dojrzałe owoce, znoszą ryby i bochny chleba, abyś Chryste stanął na górze i przemówił. Brat mój i siostra znoszą girlandy kwiatów, wznoszą modlitwy dziękczynne. 43 6. Modlitwa uzdrawiająca Chryste, jestem chory, jestem pełen grzechu, w moim mózgu rozkłada się myśl, jak padlina. Chryste, moje dłonie i nogi są chrome, moje oczy ślepe, mój język wyrwany. Chryste, Twoje pełne światła dłonie spoczęły na mojej głowie. Leżę, wpatrując się w błękit nieba. Światło z Twoich rąk spływa na moją głowę, płynie przez całe ciało, do chromych rąk i nóg, czyniąc je lekkimi, jak dwie pary skrzydeł, do ślepych na zło oczu i czyni je przejrzystymi na wszystko i Twoje światło daje mi nowy język, bym nigdy więcej nie wyrzekł się Ciebie. 44 7. Modlitwa dziękczynna Dzięki Ci, Boże, za obroty Ziemi, za obraz i podobieństwo, za bochen chleba, za skrzydła ptaków, za przezroczystość powietrza i za mądrość prostą i zrozumiałą, jak ziarnko gorczycy. 8. Modlitwa cudowna O Panie, odzyskałem moje ręce, aby zasadzić różę w Twoim wielkim ogrodzie. Odzyskałem wzrok, aby dojrzeć mojego brata, napadniętego i pobitego przez zbójców, aby opatrzyć mu rany i napoić. Odzyskałem moje nogi, aby odnaleźć nimi wszystkie drogi do Ciebie, wszystkie cierniowe ścieżki. Odzyskałem mój Krzyż, ten klucz do miłości, który pozwoli mi żyć. 45 * * * Prosiłeś mnie bym przyjął Ciebie i Twoich uczniów w gościnę. Prosiłeś mnie o dzban wody przy studni. Prosiłeś mnie o pięć bochnów chleba i dwie ryby. Prosiłeś mnie, bym sprzedał swój majątek i poszedł za Tobą. Prosiłeś mnie o wdowi grosz. Prosiłeś mnie o gąbkę octu na krzyżu konania. Prosiłeś mnie, bym obmył swoje oczy i przejrzał. Dotykając Prawdy, siałem ją w ugory nasze. 46 * * * Długie korytarze kojarzyły mi się zawsze ze szpitalem. Zasłona mgły, brak odległych horyzontów. Próg do mojego poranka jest tuż pod gołą stopą. Przekroczyć. Napić się źródlanej wody. Posłuchać tokowania głuszca, plusku pstrąga, czy skrzeku perkoza. Lampa nostalgiczna u sufitu, białe ściany, ból strzykawki, reanimacja nieboskłonu, śmierć cicha jak prośby. Wysłuchaj Panie mojej modlitwy strumienia, mojej modlitwy płomienia, mojej modlitwy milczenia. 47 * * * Pamięci Ani Panie pozwól, aby ptak ramion zakosztował wolności, aby róża cierni rozkwitła dziewczęcą buzią, aby wiatr włosów marzeniami wędrował. Dlatego, o Panie, podaj dłoń, bo w ciemnościach tak ciężko odnaleźć drogę. A gdy przyjdzie chleb dzielić i rybę rozmnażać, pozwól, słuchać Twoich słów na górze, a gdy przyjdzie dłoń zanurzyć w Twoim boku, przyjdzie świecę w sercu zgasić, wspomnij, o Chryste, o nas, Twojemu Ojcu. 48 Życie To, co pozostaje, pomimo upływu czasu, wbrew nam samym; to, co pozostaje, w każdym momencie i na każdym kroku, nie da się przekreślić, jak i nie da się cofnąć. Chwila, która istnieje, pomimo wszystko, istnieje, jak życie, jak płomień świecy, wątły, lecz nie do zaprzeczenia, chociaż powstał w mroku, istnieje i rozjaśnia mrok. 49 Wigilia I Nie szukasz krzesła. Wszystko już przygotowane. Twarz pochylasz w głębszej modlitwie. Patrzysz -ten biały obrus, to wymiecione oddaleniem ptaki. 50 Wigilia li Oto jestem, źdźbło trawy, gwiazda, co miliony lat przybywa światłem, chociaż już dawno zgasła. Oto jestem, słowo, którego być może nikt nie wymówi, może butelka dnem zaświeci, echo odpowie na wołanie ratunku. Fruwają motyle, życiem wątłym igrają, ćmy w płomieniu życia. Zanućmy tę jedyną melodię, pastorałkę. 51 * * * Kiedy mój światłoczuły dotyk odnajdzie Twoje usta, zrodzi się Słowo jak dziecię w bólach. Ktoś ukamienował moje słońce, tylko wilgotny zapach omszałych kamieni drażnił mój mózg. Po drugiej stronie życia studnia. Echo dotknęło dna. Kiedy obmyjesz moje oczy Swoim światłoczułym dotykiem? Tylko wtedy, gdy moja wiara będzie tak silna, aby mnie uzdrowić. I usłyszę Twoje słowa: „Idź, twoja wiara odnalazła światło". 52 Golgota Ludu mój, ludu, całujesz moje bose nogi i ocierasz swoje usta, pełne ciepłych jeszcze bluźnierstw. I.Sąd Przed trybunałem przyznam się do winy, że jestem królem tego ludu, co krzyczy: „na krzyż z nim!" Powiem: „to moja wina i chwała". Muszą się stać mordercami, by zrozumieli, że byli nimi od wieków. Przed trybunałem nie schylę czoła, aby pamiętali to ci, którzy znajdą się na moim miejscu, i aby pamiętali to ci, którzy wybrali Barabasza. W jaki sposób urosła we mnie ta cisza, na progu przebaczenia? 53 2.Weź swój krzyż Pod narzuconą warstwą ludzkich powiązań ciemność swojego wnętrza przetrwają słowa i czyny. Cień krzyża od wschodzącego słońca wrasta głęboko w ciało. Życie nam brzaskiem lub zmierzchem. Stoisz przy Ścianie Płaczu, do muru przyrastają ręce, osaczone gniazda. Ptak topnieje na niebie. Wiem, Boże, że jesteś i bierzesz za mnie ten krzyż. 54 3.Pierwszy upadek Mój pierwszy upadek. Jeszcze rozumiem moje ciało, drganie mięśni z wysiłku, zimny pot. Podniosę się ostatkiem sił, a potem nic mnie już nie pokona. Odchodzi ciało, zostawiam na drodze jak porzucone ubranie. Dalej ten krzyż żywota niesie moja dusza. Nieba błękitnego, nieba granatowego, nieba czarnego daj mi Boże. Niech dane mi będzie żyć szarością i blaskiem. Niech będę jak obumarłe ziarno. Ja, dziecko tej ziemi. 4.Mamusiu! Matko, Ty rozpoznasz moją miłość. Bądź spokojna, Ja już nie cierpię. Idę nauczać moich katów, gdyż oni najbardziej potrzebują modlitwy. Muszę być ich królem cierniowym. Muszą mnie ukoronować, aby krew moja została w ich sercach. Być może ich odmieni. 55 5.1 ty jesteś Szymonem To, co w tobie życie złamie, po stokroć się zrośnie, lecz tego, co byś zniszczył wokół siebie, nie odbudujesz nigdy. A gdy z twoich rąk zostanie już tylko ziemia, z twoich oczu zostanie już tylko blask świec, zrozumiesz, że twoje zasługi w proch przemienione. I ty jesteś Szymonem, którego przymuszą, aby niósł Krzyż. 6.Weronika Odnaleziona na brzegu, nigdy nie przestanę zdobywać tętniących we mnie sinawych kresów. Morze spogląda rybimi oczami, nabrzmiałe od wiatru, w Twojej sieci. Jak dobrze, Chryste, że przechodziłeś tą drogą. Spójrz. Umiera płomień lampki oliwnej. 56 7.Jeszcze raz upadłem Rozsypał się karciany zamek pod naporem wypowiedzianego słowa - Bóg. Jakiego nasienia jesteśmy owocami? Odpowiedź zastygła w powietrzu. Wznoszę swój dom na skale, lecz zanim stanie się niebosiężny, ktoś ciągle próbuje go burzyć. Czym mocniej stoi, tym większym staje się wyzwaniem. Jakże rozumiem dojrzewającą dłoń do uniesienia. Idź i nie grzesz więcej. 8.Płaczki Ludu! Co uczynił ci człowiek biczowany? Koronę ubierasz z cierni, w purpurę okrywasz ciało. Ustami sprawiedliwego wydasz wyrok, a krew niech spłynie na nas i dzieci nasze, lecz czym okryjesz lęk przed prawdą? Nie płaczcie nade mną, nie płaczcie! 57 9.Ostatni upadek Ściana płaczu, przy której można skarżyć się Bogu, Ściana, którą w sercu ma każdy z nas, lecz tylko Bóg przy niej płacze. Prawdziwą samotność daje nam tylko godzina śmierci. Jak niebo okrojone ziemią, kona przez całe trwanie, tak człowiek, ziarno głuche i ślepe, na przekór ma swoje życie, wątłe jak pajęcza sieć za nazbyt wielką ofiarę. 10. Szydzą ze mnie Rozbierzcie mnie, abym stanął przed wami z tym ogromnym ciężarem nagości, która przygniecie każdego z was. Rozbierzcie mnie, by nic we mnie nie zostało, żaden czający się krzyk protestu. Unieście dłonie gotowe do czynu, rzućcie losy o ubranie, na ustach i w sercach niosąc w darze szyderstwo. 58 11. Krzyż Jestem drzewem krzyża, zdrowym i silnym, mogącym unieść ukrzyżowanego na swoich ramionach. W męce Twojej nawet nie zadrżę, gdy przykujądo mnie ręce i nogi, ja nie poczuję wbijanych gwoździ i chociaż nie mam duszy, tylko ja mogę powiedzieć prawdę o męce Chrystusa, tylko ja mam odwagę zaświadczyć. Przybijcie Go do mnie, plujcie w twarz i krzyczcie: „Jeżeli jesteś Bogiem, to zejdź z krzyża". 59 12. Śmierć Boga Na Golgocie wzniesiono trzy krzyże, Jeden z nich dla Boga, zaś dwa inne, dla złoczyńców. Kłamstwo i prawdę połączyła śmierć. Każdy z nas, ma w sercu te same trzy krzyże. 13. Ramiona matki Patrzcie do woli na moją wieczną śmierć. Na moim krzyżu jest każdy z was. Potem zdejmijcie i złóżcie do grobu Ja umieram stokroć straszliwiej. Umieram w sercach. W twoich ramionach jest tak cicho i tak miło, mamo. Dzisiaj ukrzyżowano we mnie człowieka. Szukałem na ugorach ciała jego testamentu. 60 14. Grób Tryumf Twój jest milczący, zamknięty w kamiennym grobie, spowity w całuny. Nie ukazuj mi dobra i zła, ale nie odsuwaj tego kielicha Złożono do grobu, postawiono straże. Niewielu wierzyło, że na tym ugorze wzrośnie pszenica. Czy ty też, jak Józef z Arymatei, oddasz mi swój grób? 15. Wieczne życie. Powstałem z grobu i choćbym miał iść do każdego z was, pójdę, abyście mogli dotknąć moich ran, bo tylko wtedy uwierzycie. Powstałem, aby dać wam nadzieję. 61 Połów Moja cisza jest wiarą, zrośnięta widnokręgiem objawienia, podczas gdy ptaki złowione tak czułe są dla mnie jak niewiadoma. Budzi się morze odwiecznie słyszane, te ptaki w nocy tylko zawisają tam, gdzie są modlitwą. 62 * * * Sute ziarno sypano w ugory mego serca i nic. Zanurzyłem ręce w miąższu ziemi, raniąc je do krwi, miałem jedno marne, odrzucone przez wszystkich ziarno i dokonało się. 63 * * * Urodziłem się pod gołym niebem z kołatką w ręku, aby pukać w każdą napotkaną bramę. Pewnego razu ktoś mnie uprzedził, z drugiej strony wyraźnie zakołatał, otworzyłem - od tego czasu jesteśmy razem. 64 * * * Są słowa drapieżne jak sępy, żywią się padliną myśli, są słowa jak miecze, potrafią zabić. Dzięki Bogu, że są też słowa, które lecząjak balsam. Są też słowa niewypowiedziane a jednak żyjące w nas najgłębiej. 65 * * * Wołasz mnie przez płomień, abym zamieszkał z Tobą. Wołasz mnie przez bochen chleba, abym posilił się z Tobą. Wołasz mnie przez Swój Krzyż, abym podniósł się z kolan. Wołasz mnie z dalekiej pustyni, abym przyniósł dzban wody. Wołasz mnie abym nie umarł z pragnienia. 66 Spójrz, umiera płomień, niosąc w dłoniach lampkę oliwną osłaniasz ją przed wiatrem, boisz się, że gdy zgaśnie, nie znajdziesz w sobie tyle siły, aby na nowo go wskrzesić. 67 * * * Jakie to czyny zostawiają na naszych twarzach okrutne blizny? Ułóż je na szali i miej odwagę podać sobie dłoń. Pomyśl, jeżeli to uczynisz, to jakbyś pocałował żebraka. 68 Źródło Strumień drążył granitowy kamień, gładząc jego granitowe czoło. Zaczerpnąłeś garść wody i piłeś do dna gorzkie żale. Nagle głuszec poderwał się do lotu, on też pił wodę. 69 * * * Zajęły nas nasze dłonie, drewniane uściski szczerości. Ktoś nas tego nauczył. Znamy się z daleka, z przeciwnej strony stołu. Zajęła nas nasza bliskość, drewniane pocałunki. Skrywamy obrusem plamy, nowy biały całun na wymiar postaci. Ułożymy potrawy dookoła, do głębi drewnianej modlitwy. 70 * * * Gdziekolwiek pójdę, jesteś przy mnie. Cokolwiek pomyślę, jesteś przy mnie. Ktoś Ty? Czy w cieniu moim zamieszkałeś? Czy jesteś sumieniem? Moje ręce to czyny, nie ma innego wymiaru. Gdziekolwiek pójdę, jesteś we mnie, mój największy Przyjacielu. Wierzę. 71 Wielki ogród Pana Boga 1. Stado koni przebiegło przez sen, żaden nie dotknął kopytami ziemi, nie uderzył srebrną podkową w ten Największy Dzwon, dostojny i niemy. Śpi głęboko w pokorze, aby mogły przetaczać się po nim pożary i wojny, rozdzierać skórę, wypijać krew. I gdy tak patrzę na kroplę rosy, strąconą przez jednego z koni, widzę w niej chłopca, który niesie królika, a ze wszystkich stron okrywają go płatki przekwitających śliw. Jest wielka tajemnica w tym przekwitaniu i w tym białym króliku przytulonym do piersi. Królik zawsze się boi, jego serce bije szybciej, a stada koni przebiegają co chwila tak, że za każdym razem spada jedna kropla rosy, w której zdarza się, że jakiś chłopiec niesie królika. Ale nie tylko takie krople rosy spadają gdyż ziarna snu są białe i czarne, czekają cierpliwie na swoją kolej, aż oracze skończą pracę, aby przyszedł ten jedyny, który każdego ranka rzuca ziarno w ugory naszych serc, zawsze białe i czarne, i tylko od naszych serc zależy, które zakiełkują. 72 Stado koni przebiegło przez sen. Otworzyłaś oczy, aby napić się tej radości tańczących wróbli i śpiącej jeszcze sosny. Spójrz przez okno, kogut na płocie pieje po raz wtóry, że wszystko się jeszcze po trzykroć dokona. 2. Jest w nas wielki ogród Pana Boga, jak tylko okiem sięgnąć nasze horyzonty i gorące uściski dłoni. Odgarniasz włosy z czoła, a płacz odgarniasz z nieba, łzy jak perły nie przynoszą szczęścia. Po omacku pukasz do wszystkich okien, które żarzą się obecnością drzwi otworzy siwy gołąb, lecz ty nie wejdziesz. Jesteś mieszkańcem płonącej równiny, daleko ci do subtelnego blasku świec, do białych obrusów i gorących obiadów. Jesteś synem wielkiego ogrodu Pana Boga. Kładziesz głowę, zdziwiony, że niebo to nie granica. lecz nieskończoność. 73 Rosa to usta twoich pragnień, tak delikatnie gładzą czoło, że nie masz odwagi odejść, ani uciec. Sparaliżowany wsłuchujesz się w swoje wnętrze. Czy jeszcze ocalało po tych zbrodniach i gwałtach? To nie tajemnica lecz nadzieja tych, co zasiali i oczekują plonu. 3. Królom dawano korony, rzucano pod stopy białe, pachnące kwiaty, wiwatując. Czy słyszysz pukanie do bramy, dudnienie wozów po trakcie i uderzenia wioseł na rzece? Milczenie daje o sobie znać, zaciska wargi aż do krwi. Milczenie odmawia modlitwy, gdy niesiesz w pamięci jarmarczny zgiełk. Kto da więcej? Kto zapłaci godnie? Za myśli, które rodzą cienie na murach. Nikt ich nie zdobył oprócz czasu, nie ustrzelił tego orła tak celnie, jak zaduma rzeki w ciągłym przemijaniu. Przyjdź do mnie, podaj mi rękę, tak bardzo jej potrzebuję, muśnięć delikatnego brzasku, lekkich kropelek światła, twoich ust, gdy nasza myśl jak usta otwarta. 74 4. Pokochaj wysiłek konia, gdy ciągnie pług, abyś pojął, jakie prawa tobą rządzą, jaka wiara szuka w tobie miejsca, aby zakiełkować i zaszumieć pokosem. Nalej sobie czarę wina, aby usłyszeć, jak dudni dno, martwe echo w połowie zawieszone nad urwiskiem. Krok dalej, już tylko pustka, a może aż ucałowanie stóp i śladów stóp, miejsca, w którym ktoś kiedyś był. Pokochaj wysiłek orła, gdy wbija szpony - słodkie zabójstwo. Czy zdołasz unieść dłonie tak, aby zobaczyli ślady krwi na drzewie krzyża? Czy zdołasz pokonać śmierć? 5. Tak trudno jest odnaleźć w tłumie myśl strąconą. Kamień niecelny, który upadł za daleko, przeleciał nad głową jak kometa i spalił się z nienawiści. Tysiące iskier jak miriady gwiazd - spójrz. Idziemy wzdłuż brzegu morza, który jest granicą pomiędzy tym co rzeczywiste, a tym co sięga nieskończoności. Morskie organy nie zagłuszą myśli, ich pieśń kołuje, jak orzeł nad głowami wytrwale. Czeka na moment, aż zachwieje się w nas owoc, z trzaskiem runie na ziemię i słychać będzie płacz dziecięcia. 75 Drzewa jak ludzie, rosną, dojrzewają, wkrótce runą, toczone przez robactwo. Dusza uleci jak ptak, spłonie jak kamień, który dotknął słońca. Kruk na ściernisku ogarnie równinę, rozłożony po zmierzch, bruzdą przez środek serca rozkwitnie. 6. Dziecię ułożone w kołysce z rąk uczynionej, ziarno snu, gwiazda mała, zagubiona w brokatach obłoków. Wiesz jak ją odszukać, gdy wypływasz na rozłamanie horyzontu łodzią, jak łupiną pękniętego ziarna. Dziecię śpiące, nikt nie słyszy jego głosu. Ma zamknięte oczy, nikt nie widzi jego świata. Usteczkami przy piersi usnęło i prawie nikt nie zauważył ptaka, jak przeleciał przez cichą twarzyczkę, zachwiał tylko cieniem. Dziecku nadano imię tego ptaka, chociaż wysoko poszybował. I tylko matka wierzyła, że ptak ciągle żyje w dziecięciu. A gdy dziecię urosło, niosło gwiazdy w kołysce z dłoni uczynionej, świeżo zroszone, pijane miłością. 76 7. Na całym świecie są puste miejsca, porzucone niedawno, jeszcze ciepłe, zarastają tym chwastem przemijania i nie ma nikogo, kto rozpaliłby w piecu, usiadł na krześle. Musimy wracać do tego co rano, w południe, wieczorem i nie codzienność jest naszym kieratem, lecz czas, ta leniwa rzeka, jej ponure wody przetaczają miliony istnień, bez słowa żalu odchodzą aby mogli przyjść nowi, narodzić się dla świata. Tak każdy z nas ma swoje miejsce, lecz nie jest to jedyna tajemnica życia, gdyż dano nam jeszcze dłonie, jasne dłonie niemowlęcia, na których po latach każda zbrodnia zarasta jak blizna i jak ci trudno wtedy się przyznać do tego wielkiego ogrodu Pana Boga, który, jak narodziny i śmierć, jest wieczny. 8. Stado koni przebiegło przez sen i spadła jedna kropla rosy. Zabierzmy ze sobą spłoszonego królika. vĄQt6ik) ^Słup^ ¦ Posłowie „Wielki ogród Pana Boga" to jedna z ciekawszych pozycji wydawniczych jakie, ukazały się w słupskim środowisku literackim w ostatnich kilku latach. Książką tą Wiesław St. Ciesielski potwierdza, że jest poetą nieprzeciętnym, w pełni profesjonalnym, który już dawno wyszedł poza regionalne granice. Wiersze zawarte w tym tomie to wybór tekstów z dotychczas opublikowanych przez poetę książek oraz kilkanaście tekstów prezentowanych czytelnikowi po raz pierwszy. W odróżnieniu od poprzednich swoich pozycji poetyckich w „Wielkim ogrodzie Pana Boga" poeta zastosował w zapisie swoich wierszy interpunkcję. Zabieg ten, jako jeden ze składniowej interpretacji tekstu, ułatwi z pewnością czytelnikowi jego odbiór. Autor bowiem, dostarcza tekst już częściowo odczytany i narzuca w ten sposób automatyczne odbieranie swojej własnej interpretacji. Utwory te, wyrastające z gruntu filozofii chrześcijańskiej podkreślają ciągłość życia, losu, świata i wszechświata. Poezja uprawiana przez autora zmierza w kierunku ponadcza-sowości, uniwersalizacji tematów i refleksji. Wiersze te zrodziły się z osobistego doświadczenia. Wydobywa się z nich głos kogoś, kto wierzy w przeznaczenie i przemawia słowem wiary, nadziei, miłości, a wszystko po to by odkryć Tajemnicę, by oddać Prawdę: „kiedy kamień przydrożny zaśpiewał, wiedziałem, że nadszedł czas dotarcia do korzeni darni, aby przemówiły. kogoś kto jednak ma świadomość osamotnienia w dążeniu do swego szlachetnego celu: ,,(...)przekonałem się, że nikt nie przyszedł, wszyscy poszli oglądać walkę byków, nikogo już nie interesowało, kto zamordował Prawdę". Dla poety porządek świata zawiera się w Bogu, w Nim widzi oparcie, z Jego nauk czerpie siły. Wiele z tych wierszy to swoiste mini psalmy o różnym zabarwieniu, od pochwał i uwielbienia do gorzkiego żalu ...Bo i Bóg Ciesiel- 79 skiego to nie renesansowy, wspaniały reżyser świata, w którym człowiek czuje się bezpiecznie i wznosi ręce do nieba, w dziękczynnym uniesieniu, wołając jak Jan Kochanowski: „Czego chcesz od nas Panie, za Twe hojne dary... (Hymn do Boga - Pieśń XXV). Tytułowy ogród to też nie gan'edhen (hebr.) ogród rozkoszy, ukazany w Biblii (Gen.,2,15) jako ogród rajski. Ogród Pana Boga to cały świat, całe życie, w dalszym ciągu zaświadczające swą mocą i urodą o wielkości i wyjątkowości dzieła Stwórcy. Niestety, człowiek, obciążony dziedzicznie grzechem pierworodnym, zaniedbał Ogród, Prawdę, Miłość, Boga. Rozszedł się po wszelkich chaszczach ogrodu i tam, przy wtórze dźwięków pogańskich piszczałek, tworzy bałwochwalcze hymny na własną cześć. Męka Chrystusowa niewiele już dla niego znaczy. Poezja Wiesława St. Ciesielskiego nie zaistniałaby bez pojęcia wszechogarniającej miłości Boga i człowieka. To miłość jest tu kodem otwierającym skomplikowane zamki ludzkiej duszy, rozpoznającym znaki świata, nadającym sens wszelkim poszukiwaniom; mała miłość wobec Wielkiej Miłości. Fiodor Dostojewski napisał, że „Miłość rodzi się z wiary w nieśmiertelność". W „Wielkim ogrodzie Pana Boga" miłość rodzi się z wiary w nieśmiertelność MIŁOŚCI. I nie tylko miłość do Boga ukazuje nam autor w wierszach, lecz również do człowieka, do matki i żony szczególnie, jak w wierszu jej dedykowanym : „Jestem najbogatszym człowiekiem, cały błękit nieba jest moją własnością, zieloność wszystkich łąk, lot każdego ptaka.(...) Jedyna Ty, potrafisz mi przynieść więcej niż cały świat" (Oblicze wielkości) Bohater liryczny wierszy Ciesielskiego to człowiek wrażliwy, który porusza się po ścieżkach świata doskonale sobie znanego. Świata, który go nie zaskakuje, a jedynie przeraża i dezorientuje. Podmiot pielgrzymuje po rzeczywistości, często bardzo bolesnej i brutalnej. Świat został pozbawiony podstawowych wartości, jest okrutny, nie ma w nim miejsca na miłość, prawdę - rzeczy, o które walczy osamotniony podmiot wierszy. Wątek katastroficzny prze- 80 nika cały wszechświat, poczynając od podwórkowego śmietnika a na niebie kończąc. Świat stworzony przez autora to, jak u Norwida „planeta spodlona" przez odejście od Chrystusowych prawd wiary. Jednak katastrofizm bez nadziei byłby całkowicie pozbawiony sensu, gdyby autor nie podjął próby odnalezienia „światełka w tunelu". Podmiot wierszy Ciesielskiego wie doskonale, czego szuka i gdzie to, czego szuka, może odnaleźć. To człowiek mądry i doskonały obserwator. Człowiek twardy, w sensie moralnym, czyli bezbłędnie umiejący określić granice dobra i zła. Człowiek, czasami wątpiący i cierpiący. W tym miejscu należy sobie przypomnieć z Ewangelii zdanie Jezusa: „Jam jest droga, prawda i żywot"(J14.6), by uzmysłowić sobie, że cierpienie może stanowić pozytywną siłę. Dla Wiesława St. Ciesielskiego Bóg jest autorytetem jedynym i absolutnym. To Bóg, prześwietliwszy rozpacze ludzkie swoim światłem, ma moc unicestwić wszelkie zwątpienia, nienawiść, nieufność. Bez tego światła objawia się nasze życie w niewłaściwych proporcjach. „dlatego o Panie podaj dłoń", „uchwycę każdą ocalałą godzinę życia, wypełnię pulsującą krwią". Bez Boga ludzka egzystencja traci sens i doskwiera nam uczucie marnowania swego czasu. Miłość zaniedbana, nie uprawiana, niczym ogród, przynosi raczej gorycz niż dobroć serca. Może więc warto spróbować odszukać drogę do światła, być na to światło wrażliwym, zmienić się pod jego wpływem, zacząć wszystko od początku. ,,ja(...) też się nie przyznawałem, że za chwilę zacznę żyć od POCZĄTKU" (Odnaleziona gwiazda) Poeta daje nadzieję na to, że ogród Pana Boga znów będzie ogrodem rozkwitającym. Daje nadzieję, że ci, którzy odeszli w porosłe dzikimi chaszczami zakamarki ogrodu, porzucą bałwochwalcze modlitwy i wyjdą z ciemności na polanę oblaną światłem Miłości. I to jest też misja, której spełnienia podjął się podmiot liryczny - żyć za tych, którzy nie wypowiedzą żadnego słowa, napisać człowieka, napi- 81 sać od początku, bo jak pisał niegdyś Jacek Cygan: „życie jest darem od nielicznych dla wielu, od tych, którzy wiedzą i mają dla tych, którzy nie wiedzą i nie mają" Bo przecież „każda zbrodnia zarasta jak blizna i jak ci trudno wtedy się przyznać do tego wielkiego ogrodu Pana Boga, który jak narodziny i śmierć jest wieczny" - jak mówi poeta w tytułowym poemacie, zamykającym książkę. Piękna doprawdy to książka, której najważniejszą być może zaletą jest to, że Wiesław St. Ciesielski nie daje zwieść się cudzym głosom, uważnie wsłuchuje się we własne, osobne tętno. Jego poezja przemawia indywidualną prawdą a przez to właśnie jest w harmonii z wszelkimi innymi odmianami prawdy - moralną, metafizyczną i mistyczną. Poezja ta jest darem, powstałym z „wiecznego niepokoju", wpływa na nasze myślenie o Początku i Końcu. Obok tej książki nie można przejść obojętnie. W świecie dzisiejszej degrengolady moralnej są to wiersze ważne, a miejscami wybitne. Czytelnik powinien ich szukać. Zdzisław Drzewiecki Biały Bór, 1 maja 2003 roku 82 Spis treści Najpierw było słowo....................7 Zagubione kroki.......................9 Oblicze wielkości.....................10 * * * ^ * * * "| 2 W dziewiątym miesiącu................13 Sokół..............................14 Kalectwo...........................15 Śmierć psa..........................16 Nadzieja............................17 * * * 18 Odnaleziona gwiazda.................19 Bajka..............................31 * * * ...............................32 * * * ...............................33 * * * ...............................34 * * *...............................35 * * * ...............................36 * * * ...............................37 * * *................................38 Modlitwy............................39 1. Modlitwa poranna...................39 2. Modlitwa codzienna.................40 3. Modlitwa wieczorna.................41 4. Modlitwa przeciwko zwątpieniu........42 5. Modlitwa radosna...................43 6. Modlitwa uzdrawiająca...............44 7. Modlitwa dziękczynna...............45 8. Modlitwa cudowna..................45 * * *................................46 * * * 47 * * * 48 Życie..............................49 Wigilia I............................50 Wigilia II...........................51 ***................................52 83 Golgota............................53 1. Sąd............................53 2. Weź swój krzyż...................54 3. Pierwszy upadek..................55 4. Mamusiu!........................55 5. I ty jesteś Szymonem...............56 6. Weronika........................56 7. Jeszcze raz upadłem...............57 8. Płaczki..........................57 9. Ostatni upadek....................58 10. Szydzą ze mnie...................58 11. Krzyż...........................59 12. Śmierć Boga.....................60 13. Ramiona matki....................60 14. Grób............................61 15. Wieczne życie.....................61 Połów .............................62 ***................................63 * * * Q4 * * *................................65 * * *................................66 * * *................................67 ***................................68 Źródło .............................69 * * * ...............................70 * * * Wielki ogród Pana Boga...............72 Posłowie............................79 84 Wiesław St. Ciesielski a być rrioż ^lesieisKi n wsłuchuje zwiesc prawdą, a p nnymi odm zną. Poezja )koju", wpł pal są to wiersze ważne Zdzisław Drzewiecki